To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Duszkowa droga.

Duszek - Pią 28 Gru, 2012 18:53
Temat postu: Duszkowa droga.
Wiele razy zastanawiałam się czy tu napisać…tysiące myśli i tyle samo wątpliwości. A przecież historia jak każda inna…podobne uczucia, żale, obwinianie się, ucieczki, powroty i karuzela trwa. A rozwiązanie jest tak blisko i przecież zna je każda z nas.

Cóż mogę napisać o sobie?

Jako nastolatka jak najszybciej chciałam uciec z domu a właściwie uwolnić się z toksycznego związku z moją mamą. Uciekłam. Związałam się z człowiekiem, który od samego początku lubił „beztroskie życie”. Do czasu kiedy on pracował w delegacjach było super. Przyjechał, narozrabiał i pojechał a ja miałam spokój i zapominałam o tym co było. Zresztą byłam tak zajęta swoją pracą i dzieckiem, że traktowałam go raczej jak przedmiot, który ustawia się tam gdzie pasuje. Nadszedł czas, że wrócił i zaczął się koszmar mego życia, a właściwie ciągła walka z nim, z alkoholem, jego i moją rodziną, kolegami od kieliszka i jego „przyjaciółką”. Walko o coś, co z góry jest przegrane.

Cały paradoks polega na tym, że ja swoją pracę dyplomową poświęciłam problemowi alkoholizmu w rodzinie. Moje badania dotyczące atmosfery w domach, praktyki w Klubie Abstynenta i wiele zajęć poświęconych temu tematowi, w których uczestniczyłam, więc wiedza niby duża i co? Skrzywdziłam własne dziecko i pozwalam jej żyć w takim domu, gdzie ciągle strach i niepewność jutra.

Moje życie też straciło blask. Czuję się przegrana i niby wiem co dalej a ciągle odsuwam decyzje w czasie. Odchodziłam od niego tyle raz, próbowałam sobie ułożyć życie w innym związku i ciągle wracałam do punktu wyjścia. Ciągle pozwalałam mu wrócić, bo on się zmieni, bo taki nieporadny, bo spadnie na dno.

Wydaję mi się, że wykorzystałam już wiele wskazówek z mądrych książek i strony internetowych. Pozwalałam mu ponosić konsekwencję jego picia, m.in. nie płaciłam jego długów, nie załatwiałam zwolnień itp., ale znalazł się ktoś kto mu „pomógł”. Dawał mu kasę na chlanie, zawoził pijanego do pracy, pozwalał nocować, jak ja go nie wpuszczałam do domu. „Ktoś”, kto wydawał się w pewnym momencie moją nadzieją, „ktoś” kto myślałam, że go „zabierze…ale on zawsze tu wracał. Ostatni jego powrót też był dobrą sztuką manipulacji, która oczywiście zadziałała i którą zauważyłam po czasie. Niby wiem co powinnam zrobić, ale chyba boję się samotności. Z drugiej strony czuję się tak emocjonalnie poniżona, że coraz trudniej mi z tym żyć.

Moja terapeutka powiedziała, abym dała sobie czas i nie podejmowała żadnych decyzji. Trzymam się tęgo jak ten ‘tonący brzytwy”. Myślę sobie: „Aśka zrób swoją terapię i wtedy będziesz silna by odejść”…Boję się czy ten czas kiedyś nadejdzie. Po prostu jestem za mądra by zostać, za głupia by odejść…

Nie wiem czy komuś będzie się chciało się to czytać, ale…zostałam sama i nikogo kto chciałby tego słuchać.

ja - Pią 28 Gru, 2012 18:57

O jakbym czytała o mnie. on też był mi potrzebny żeby uciec z domu. Też mam nadzieję, ze terapia da mi siłę. I też pozwalam sobą manipulować. I trwa to już 13 lat. :(
smokooka - Pią 28 Gru, 2012 18:59

Asiulka napisał/a:
zostałam sama i nikogo kto chciałby tego słuchać.



Aśka, no co jak co, gdzie jak gdzie, ale tutaj ani sama ani niewysłuchana nie pozostaniesz :) :pocieszacz:

Duszek - Pią 28 Gru, 2012 19:07

ja napisał/a:
O jakbym czytała o mnie. on też był mi potrzebny żeby uciec z domu. Też mam nadzieję, ze terapia da mi siłę. I też pozwalam sobą manipulować. I trwa to już 13 lat. :(


I tego się boję, że nigdy się nie odważę na odejście
Bo wiesz z jednej strony dom, kasa i jakiś tam byt, a z drugiej pustka, samotność i strach

Duszek - Pią 28 Gru, 2012 19:12

smokooka napisał/a:
Asiulka napisał/a:
zostałam sama i nikogo kto chciałby tego słuchać.



Aśka, no co jak co, gdzie jak gdzie, ale tutaj ani sama ani niewysłuchana nie pozostaniesz :) :pocieszacz:


;) Dzięki.To miłe. :]
W moim życiu odsunęłam się od wszystkich, którzy byli mi bliscy, a wiesz dlaczego? Bo oni już dawno mi powiedzieli, że mam uciekać od niego jak najdalej, bo on na mnie nie zasługuje i co... jak mam im spojrzeć w oczy i powiedzieć że jest gorzej. Wstydzę się tego.

Duszek - Pią 28 Gru, 2012 19:15

staaw napisał/a:
Asiulko, ja przeczytałem.
Proszę Cię tylko: szanuj moje stare oczy dzieląc tekst na sekcje ENTEREM :prosi:


Przepraszam. :kwiatek:

smokooka - Pią 28 Gru, 2012 19:17

Asia, dzięki terapii staniesz się mocniejsza, będziesz powolutku uczyła się zmieniać Wasze relacje. Zrozumiesz, że masz prawo sama podejmować decyzje, masz czas, nie musisz robić wszystkiego na hurra, możesz nauczyć się żyć obok, odseparowana emocjonalnie od alkoholika, możesz się z nim rozstać. Daj sobie czas, bo nikt nie zna Twojej sytuacji tak jak Ty. To TY będziesz wiedziała kiedy na jaki krok jesteś gotowa i masz do swojego tempa pełne najświętsze prawo. Nie bój się tylko podejmować nowych wyzwań, a Twój sposób myślenia będzie sobie spokojnie ewoluował. :buziak:
Jacek - Pią 28 Gru, 2012 19:17

Asiulka napisał/a:
Niby wiem co powinnam zrobić, ale chyba boję się samotności.

czasem na półce stoi mało wartościowy przedmiot
popękane z boku,coś urwane z góry
ale tyle z nim przeżytych chwil ,tyle miłych wspomnień,sentymentu
widział również złe momenty,przecież jest tu i ówdzie popękany
najlepiej,jak zrobi miejsce dla przedmiotu,,użytkowemu
ten przedmiot to twoje życie

ja - Pią 28 Gru, 2012 19:20

A ja mam to razem dom, kasa, jakiś tam byt plus pustka, samotność i strach. Strach przed tym że za kolejne 13 lat będę w tym samym miejscu. I im dalej tym gorzej. Coraz bardziej nienawidzisz siebie, że nie potrafisz tego zrobić. Że nie masz odwagi. Nigdy nie będzie odpowiedniego momentu. Zawsze będzie coś.

A wystarczy jeden krok. Potem już jakoś pójdzie. Żałuję bardzo, że był moment gdy dałam się przekonać a byłam już jedną nogą poza. A teraz jest jeszcze trudniej. Bo wtedy miałam jedno, 8-letnie dziecko, pracę i perspektywy jakieś. A teraz brak pracy, drugie dziecko (małe) i przekonanie, że nie dam sobie rady.

ja - Pią 28 Gru, 2012 19:22

Asiulka napisał/a:
jak mam im spojrzeć w oczy i powiedzieć że jest gorzej. Wstydzę się tego.


A oni Cię przytulą i powiedzą będzie dobrze. To tylko nasza głowa tak myśli, że nas odtrącą. Wstyd to kraść. Każdy ma prawo do błędów.

Klara - Pią 28 Gru, 2012 20:23

Wiesz co Asiulka?
Już taka jestem, że się czepiam, więc czemu i Tobie nie miałoby się dostać? ;)
Uczepię się mianowicie tytułu wątku: "Przegrałam kolejną lekcję życia(?)"
Czy kto widział, żeby lekcję traktować jak grę?
Na lekcji wtłaczają ci do główeńki teorię, a później nadchodzi czas na sprawdzenie tej wiedzy w praktyce.
Do tej pory byłaś jeszcze w szkole, a teraz właśnie nadchodzi czas, żeby sprawdzić jak działa to, czego się dowiedziałaś.
Usystematyzuj sobie to, co już wiesz o sobie, o mężu, o jego manipulacjach i Twoich reakcjach na nie i zacznij planowanie, jak ten problem rozwiązać.
Do realizacji potrzebujesz:
- niezależności finansowej,
- absolutnego psychicznego oddzielenia się od alkoholika,
- rozeznania w przepisach dotyczących rozwodu, separacji, alimentów....(niepotrzebne skreślić),
i tak dalej - w zależności od tego jakie masz warunki, rodzinę, kogoś, kto w razie czego udzieli Ci schronienia, pożyczki, wsparcia...

Oczywiście wymieniłam tylko to, co akurat przyszło mi do głowy, ale w ogólnym zarysie chodzi o to, żebyś zaplanowała sobie ewakuację i dopiero wtedy ruszyła do działania.
Na pewno okres terapii byłby właśnie czasem na skrupulatne sporządzanie takiego planu.

pterodaktyll - Pią 28 Gru, 2012 20:27

Jedyne co mi się w takich przypadkach nasuwa to .......do du** z takim życiem o ile coś takiego można w ogóle życiem nazwać. Ten paniczny lęk przed podjęciem konkretnej decyzji i poniesienie konsekwencji tej decyzji jest przerażający........
matylda35 - Pią 28 Gru, 2012 20:42

Asiulka napisał/a:
Boję się czy ten czas kiedyś nadejdzie. Po prostu jestem za mądra by zostać, za głupia by odejść…
witaj Asiulka, też czekam na ten CZAS. Dzięki terapii i ludziom z tego forum, robię coraz śmielsze kroki do przodu. :)
ja - Pią 28 Gru, 2012 20:48

pterodaktyll napisał/a:
Ten paniczny lęk


Pteruś jakby ktoś przez tyle lat udowadniał ci, że nie dasz sobie bez niego rady to byś tez tak miał.

Czasami zazdroszczę mojemu alko. tej jego pewności i wiary w siebie.

ja napisał/a:
Pteruś


mam nadzieję, że się nie zagalopowałam

Janioł - Pią 28 Gru, 2012 20:50

ja napisał/a:
Czasami zazdroszczę mojemu alko. tej jego pewności i wiary w siebie.
opartej na oparach ? złudzenie i buta nic więcej , na kacu postawa raczej nie spotykana
staaw - Pią 28 Gru, 2012 20:50

ja napisał/a:
Czasami zazdroszczę mojemu alko. tej jego pewności i wiary w siebie.

Ja po alko też byłem pełen pewności i wiary w siebie.
Troszeczkę gorzej bywało na drugi dzień a jak nie było czym zaklinować to zupełnie czarna rozpacz... :bezradny:

pterodaktyll - Pią 28 Gru, 2012 20:50

ja napisał/a:
Pteruś jakby ktoś przez tyle lat udowadniał ci, że nie dasz sobie bez niego rady to byś tez tak miał.

Może Cie to nieco zdziwi ale mi tez ktoś przez lata usiłował udowadniać, że jestem do niczego.......

staaw - Pią 28 Gru, 2012 20:51

ja napisał/a:
ja napisał/a:
Pteruś

mam nadzieję, że się nie zagalopowałam

Tego dowiesz się w odpowiednim czasie...

Janioł - Pią 28 Gru, 2012 20:52

pterodaktyll napisał/a:
Może Cie to nieco zdziwi ale mi tez ktoś przez lata usiłował udowadniać, że jestem do niczego.......
mam to samo to takie budowanie zludnego poczucia wartości na wmawianiu drugiej stronie że to ona jest ta zla i do niczego
ja - Pią 28 Gru, 2012 20:53

Janioł napisał/a:
na kacu postawa raczej nie spotykana


Na kacu to on też jest pewny siebie. Że mu się należy opieka i troska bo cierpi. Bo przecież on nie specjalnie, tak wyszło :wnerw:

Janioł - Pią 28 Gru, 2012 20:54

ja napisał/a:
Że mu się należy opieka i troska bo cierpi
to jeszcze nie dostał od alkoholu i zycia, za dobrze ma
staaw - Pią 28 Gru, 2012 20:55

ja napisał/a:
Bo przecież on nie specjalnie, tak wyszło

Przecież to nie żadna pewność siebie a zwykły teatr, "Teatrzyk Biednego Misia".
Na sztuce się nie znasz... :lol2:

ja - Pią 28 Gru, 2012 20:58

staaw napisał/a:
Na sztuce się nie znasz...


Widocznie coś słabo.

dromax - Sob 29 Gru, 2012 22:45

ja napisał/a:
O jakbym czytała o mnie. on też był mi potrzebny żeby uciec z domu. Też mam nadzieję, ze terapia da mi siłę. I też pozwalam sobą manipulować. I trwa to już 13 lat. :(

:? To jakiś obłęd!
13 lat piekiełka.
Niestety takie nieszczęśnice istnieją...

Duszek - Pon 31 Gru, 2012 16:43

dromax napisał/a:
ja napisał/a:
O jakbym czytała o mnie. on też był mi potrzebny żeby uciec z domu. Też mam nadzieję, ze terapia da mi siłę. I też pozwalam sobą manipulować. I trwa to już 13 lat. :(

:? To jakiś obłęd!
13 lat piekiełka.
Niestety takie nieszczęśnice istnieją...


Nieszczęśnice powiadasz... :mysli:
W moim przypadku wygląda to troszeczkę inaczej. To od czego uciekałam wyszło podczas rozmowy z terapeutą, więc to nie jest tak, że ja specjalnie pchałam się w "piekiełko".

Myślisz, że ja zdawałam sobie sprawę ze on jest alkoholikiem? Nie! Owszem pił, ale kiedy przestawał i było cudownie, ja odzyskiwałam wiarę i tak w kółko. Przez lata wbijał mi, że pije przez mnie, bo ja to, czy tamto. I ja w to uwierzyłam. On fundował mi koszmar, ale ja nie pozostawałam mu dłużna. Walczyłam różnymi sposobami. W ostatnim czasie mieliśmy m.in. osobne pokoje i z pozoru osobne życie. Kiedy wracał do domu "po spożyciu" ja urządzałam mu awantury: m.in. nie wpuszczałam go do domu, wyrzucałam jego rzeczy, szarpałam go. Ciągle przypominałam mu, że jest darmozjadem, nierobem, śmieciem i wiele wiele innych, o których ciężko byłoby mi tu napisać. Wydawało mi się, że on się obudzi, zrozumie i przestanie chlać. A on zaczął odsuwać się ode mnie, coraz więcej pić i znalazł sobie kogoś, kto go wspierał (w jego ocenie, a w mojej pomagał stoczyć się). Taka walka (bezsensowna) trwała kilka lat. Dziś nawet trudno mi zrozumieć jak ja to przetrzymałam. Tyle razy miałam ochotę pożegnać to życie lecz brakło odwagi.
Kiedyś przeczytałam w notatkach córki wpis: "nie chcę już żyć" i jej podpis. Na drugi dzień powiedziałam mojemu alko, że jeśli się nie wyprowadzi wniosę sprawę o eksmisję i nie wiem co jeszcze i opiszę całe nasze życie ze szczegółami łącznie z sytuacją jego znajomej (mąż, dziecko, kurator). Wyprowadził się po dwóch miesiącach. A ja poczułam się jak wrak człowieka, bolało mnie, że nawet o mnie nie walczył. Nie dawałam sobie rady i zaczęłam myśleć, że to moja wina, bo nie dałam mu ciepła, miłości tylko ciągłe upokorzenie.On ciągle mnie prosił o ostatnią szansę. Początkowo byłam twarda i mówiłam, ze to nie ma szans. Pewnego dnia zaczęli wydzwaniać do mnie jego kumple, z informacją że nie widzieli go od dłuższego czasu. Przypomniały mi się jego sms jak pisał, że jego życie nie ma sensu. To były trudne dni... :beczy:
Wrócił a ja postawiłam mu warunek terapia...(aktualnie przerwana!)
Czy myślicie ze jestem aż taką zołzą? Chciałam tylko w miarę normalnie żyć.

Klara - Pon 31 Gru, 2012 17:02

Asiulka napisał/a:
Czy myślicie ze jestem aż taką zołzą? Chciałam tylko w miarę normalnie żyć.

Spokojnie Asiulka! :pocieszacz:

Jesteś tylko (!) współuzależniona.
Z tego czasem się wychodzi, a w każdym razie daje się jakoś dalej żyć nie uzależniając swojego samopoczucia od zachowania drugiego człowieka.
Nie umiałaś żyć, a teraz się tego uczysz.
Głowa do góry! :D

z poważaniem
Zołza Klara :lol:

Duszek - Pon 31 Gru, 2012 17:07

Klaro,
wiem, ze przede mną długa droga, ale zastanawia mnie terapia, bardziej ta grupowa.
Byłam już na kilku spotkaniach i jak na razie było to takie "ględzenie" co tam u kogo słychać. Wydawało mi się, że terapia będzie wyglądać inaczej... :szok:
Czy takie właśnie spotkania pomagają?

ja - Pon 31 Gru, 2012 17:11

Asiulka napisał/a:
Wrócił a ja postawiłam mu warunek terapia...(aktualnie przerwana!)

Jejciu, czemu jesteśmy aż tak....? Naiwne, głupie ? Tak samo miałam.

Klara napisał/a:
żyć nie uzależniając swojego samopoczucia od zachowania drugiego człowieka

Dzisiaj to poczułam i zrozumiałam bardzo dokładnie. Kilka słów i człowiek się rozlatuje. Sedno współuzależnienia.

ja - Pon 31 Gru, 2012 17:16

Asiulka napisał/a:
Czy takie właśnie spotkania pomagają?


Mi pomagają. Chociaz byłam tylko 2 razy. Po pierwsze muszę wyjść z domu, czyli muszę się jakoś ogarnąć. Po drugie chodzi tu o "odczarowanie" swojego związku. Jesli posłuchamy innych i zobaczymy u nich nasze sytuacje i uczucia to odzieramy je z tej wyjątkowości. Tej głupiej otoczki wyjątkowości. Przyznanie przed samym sobą że to nie żadna wyjątkowa sytuacja tylko patologia pomaga. Pomaga ozdrowieć.

Linka - Pon 31 Gru, 2012 17:19

Asiulka napisał/a:
wiem, ze przede mną długa droga, ale zastanawia mnie terapia, bardziej ta grupowa.
Byłam już na kilku spotkaniach i jak na razie było to takie "ględzenie" co tam u kogo słychać. Wydawało mi się, że terapia będzie wyglądać inaczej... :szok:
Czy takie właśnie spotkania pomagają?

poczekaj, poobserwuj, może po jakimś czasie odkryjesz, że jednak Ci to pomaga
możesz zacząć chodzić na mitingi Al-anon i wtedy wybrać.

Duszek - Pon 31 Gru, 2012 17:23

Wiesz "JA"
Nie znam odpowiedzi. Moje dziecko mówi mi, ze nie chce mieszkać z ojcem, pisze:"ja nie chce żyć" i marzy, aby skończyć gimnazjum i wyprowadzić się do internatu, jak najdalej od domu. A ja...wiem i nic nie potrafię zrobić. Co ze mnie za matka? :beczy:

Klara napisał/a:
żyć nie uzależniając swojego samopoczucia od zachowania drugiego człowieka


Tak! jednego dnia jestem silna i ...myślę wtedy sobie o nim, że i tak zostanie sam i tak odejdę od niego, jak tylko się na to przygotuję, więc po co mi zbędne rozmowy...
A drugiego dnia, gdy np. on nie wraca na czas rozsypuję się i tracę wiarę...

Klara - Pon 31 Gru, 2012 17:24

Asiulka napisał/a:
Czy takie właśnie spotkania pomagają?

Różnie to bywa. Zależy jak terapeuta organizuje zajęcia.
Bardzo możliwe, że jeszcze się Twoja grupa nie ustabilizowała i dochodzą nowe osoby, więc regularna terapia rozpocznie się za jakiś czas.
Może też być tak jak było u mnie - terapeutka nie potrafiła uciąć dramatycznych opowieści (jak minął tydzień) i właściwie zajęcia głównie polegały na dyskusji o naszych problemach, jednak konkretnej wiedzy było niewiele.
Mnie to i tak terapia bardzo pomogła, bo wzmocniłam się psychicznie chociażby przez to, że widziałam jak inni rozwiązują swoje problemy, oraz dzięki opiniom zwrotnym kierowanym do mnie przez uczestniczki terapii. Równocześnie uczęszczałam na mityngi Al-Anon, więc wzmocnienie było podwójne.
Uważam, że niezależnie od tego, w jaki sposób przebiega terapia, warto z oceną wstrzymać się aż do jej zakończenia, bo z pewnością czas na nią poświęcony, nie jest czasem straconym.

Duszek - Pon 31 Gru, 2012 17:29

Postanowiłam sobie, ze nie przerwę terapii, choćby nie wiem co. Chcę nauczyć się "godnie" żyć i rozumiem, że w moim przypadku tylko ona może mi pomóc.
Nie wiem...może inaczej wyobrażałam sobie terapię, jako pracę nad sobą, nad swoim uczuciami.

Duszek - Pon 31 Gru, 2012 17:39

Linka napisał/a:
Asiulka napisał/a:
wiem, ze przede mną długa droga, ale zastanawia mnie terapia, bardziej ta grupowa.
Byłam już na kilku spotkaniach i jak na razie było to takie "ględzenie" co tam u kogo słychać. Wydawało mi się, że terapia będzie wyglądać inaczej... :szok:
Czy takie właśnie spotkania pomagają?

poczekaj, poobserwuj, może po jakimś czasie odkryjesz, że jednak Ci to pomaga
możesz zacząć chodzić na mitingi Al-anon i wtedy wybrać.


Hej Linka. ;)
Zastanawiałam się też nad Al-anon. I znalazłam już taką grupę blisko swojej miejscowości.
U mnie problem polega na tym, iż mieszkam w miejscowości niedużej i do"fachowego" ośrodka mam kawałek drogi. W sumie jest u nas jakiś tam klub AA, ale zasada "dyskrecji" tam nie panuje. Wiesz nie chodzi mi tu o fakt uczęszczania, ale o sprawy o których się tam rozmawia. A więc on odpada.

Klara - Pon 31 Gru, 2012 17:40

Asiulka napisał/a:
może inaczej wyobrażałam sobie terapię, jako pracę nad sobą, nad swoim uczuciami.

Powinnaś mieć jeszcze spotkania indywidualne...

Duszek - Pon 31 Gru, 2012 17:45

Klara napisał/a:
Asiulka napisał/a:
może inaczej wyobrażałam sobie terapię, jako pracę nad sobą, nad swoim uczuciami.

Powinnaś mieć jeszcze spotkania indywidualne...


Tak mam, ale one jak na razie też polegają tylko na tym, że ja sobie pogadam. Moja terapeutka jest jakaś mało rozgarnięta :( i albo ciągle się spóźnia, ale ciągle spieszy. Chyba nie nadajemy na tych samych falach. 8| Myślałam o zmianie na kogoś bardziej konkretnego i takiego kto da mi porządnego kopa. ;)

Klara - Pon 31 Gru, 2012 17:48

Asiulka napisał/a:
Myślałam o zmianie na kogoś bardziej konkretnego i takiego kto da mi porządnego kopa. ;)

To akurat możesz zrobić :tak:

Duszek - Pon 31 Gru, 2012 17:52

Klara napisał/a:
Asiulka napisał/a:
Myślałam o zmianie na kogoś bardziej konkretnego i takiego kto da mi porządnego kopa. ;)

To akurat możesz zrobić :tak:


Tak sobie mylę a może ja za dużo oczekuję... ?:mysli:
Wcześniej byłam u psychologa (odnośnie zdrady)- taka właśnie fajna babka, konkretna, nie słodziła tylko mówiła twardo i stanowczo, i to ona właśnie skierowała mnie do poradni

ja - Czw 03 Sty, 2013 21:22

Asiulka napisał/a:
A ja...wiem i nic nie potrafię zrobić.


Ja się dzisiaj zastanawiałam nad tym dlaczego tak mam i myślę, że się po prostu wstydzę swoich uczuć. Całe życie udawałam że jest dobrze. Nawet jak byłam mała to też i nie umiem teraz powiedzieć, że jest mi źle, że chcę inaczej żyć. Gdy próbuję czuję wstyd i winę. Winę że tak czuję. Że to źle.

Dzisiaj M. powiedział mi coś takiego: Kto ci znowu takich rzeczy nagadał ?
I się totalnie wkurzyłam. Wygarnęłam mu, że jak tak mówi, to ja myślę, że on uważa, że jestem aż taka głupia, ze sama nie mogłam "tego wymyślić", że ktoś musi mną kierować, że sama nie mogłabym do takich rzeczy dojść.

Małgoś - Czw 03 Sty, 2013 22:06

ja napisał/a:
Nawet jak byłam mała to też i nie umiem teraz powiedzieć, że jest mi źle, że chcę inaczej żyć. Gdy próbuję czuję wstyd i winę. Winę że tak czuję. Że to źle

Rasowa DDA jesteś... 8|
I dlatego pozwalasz sobą manipulować nawet w kwestii swojego myślenia, o czym myślenia lub choćby nie myślenia.

ja - Czw 03 Sty, 2013 22:14

Małgoś napisał/a:
Rasowa DDA jesteś...


I nawet myślę, że bardziej niż współ. Lub może lepiej że bardziej to DDA mi przeszkadza w życiu niż współ.

Małgoś - Czw 03 Sty, 2013 22:20

ja napisał/a:
Małgoś napisał/a:
Rasowa DDA jesteś...


I nawet myślę, że bardziej niż współ. Lub może lepiej że bardziej to DDA mi przeszkadza w życiu niż współ.


Bycie wspól to tylko kontynuacja...
Niestety z bycia DDA przeobrażamy się w alko albo współ :zalamka:
Bo my pojęcia nie mamy co to jest "normalność", zdrowe relacje... Te chore są bliskie, znane, bezpieczne i brniemy dalej w to...

ja - Czw 03 Sty, 2013 22:34

Masz rację. Tylko jak się nauczyć tych normalnych, zdrowych? Czy terapia pomoże?

Siedzę i myślę sobie, że w sumie już mi coś pomaga ale chyba forum. Bo np. dotarło do mnie, że nie muszę być super wystrzałową bizneswomen. Że taka jaka jestem to jest bardzo dobrze. Że mogę popełniać błędy. Że tych co popełniłam już nie zmażę, ale mogę się na nich uczyć. Chyba zrozumiałam też tutaj, że muszę poukładać swoje sprawy od nowa. I trudno nawet jak trzeba będzie wszystko zburzyć.

Małgoś - Czw 03 Sty, 2013 22:45

ja, Terapia pomaga zrozumieć siebie, poznać swoje uczucia, odnaleźć i pokazać światu prawdziwą siebie.
Ja np często gubię się, nie potrafię określić co czuję, maskują nawet przed sobą samą prawdziwe uczucia, mylę np miłość z litością, strach z szacunkiem, pomaganie, wspieranie kogoś często odbywa się kosztem części mnie samej, zatracam, gubię siebie... Wciąż nie czuję się pewnie choć pozory mogą mylić. Lata ćwiczeń wszelakich masek zrobiły swoje.

Duszek - Pią 04 Sty, 2013 16:05

Hej dziewczyny. Cieszę się, że chociaż troszkę o mnie pamiętacie :) Bo smutno mi już było.

Wiesz "Ja" czytam Twoje posty i większość z Twoich wypowiedzi są mi bardzo bliskie.
Kiedyś chciałam coś na siłę zmienić...dziś już wiem że potrzebuję swego czasu.
Moje życie to tak jakby zamknięta klatka a ja w środku. Bo wiesz.. ja nie mogę z nim być, gdyż ranił mnie tyle razy, miliony razy zawiódł.... Ale czy ja nie dawałam mu swym zachowaniem tego samego? Bardzo się obwiniam o to.

Małgoś powiedz czy terapia na pewno poukłada mi moje uczucia, myśli? Czy będę wiedziała czego ja chcę? Jak długo to będzie trwało? Jak to wyglądało u Ciebie? Bądź innych?

pietruszka - Pią 04 Sty, 2013 16:23

Asiulka napisał/a:
czy terapia na pewno poukłada mi moje uczucia, myśli?

no mi zabrało ze dwa lata... ale było warto... teraz widzę, ze nawet w kryzysie radzę sobie znacznie lepiej. Przynajmniej mam świadomość, co się ze mną dzieje i że zawsze mam wybór i lepiej podejmować decyzje jakiekolwiek by były ale decyzje niż trwać w zawieszeniu...

pannamigotka - Pią 04 Sty, 2013 21:18

Asiulka napisał/a:
Jak długo to będzie trwało?

Powiem Ci, jak jest u mnie- dopiero zaczynam, ale nie tylko mnie samej jest dużo lepiej, ale zmianę zauważają też inni (na razie kilka osób mi to powiedziało).
Ja sama czuję się dużo spokojniejsza, trochę pewniejsza siebie i dużo szczęśliwsza.
Bardzo intensywnie pracuję na materiałach Al-Anon, nie opuszczam mityngów (to też się przyczynia do mojego lepszego samopoczucia), no i oczywiście terapia. Z Al-Anon nie zrezygnuję nawet po zakończeniu terapii, z tego obserwuję, to jeśli ktoś nie pracuje nad sobą, to często się cofa i wraca do starych nawyków.

Małgoś - Pią 04 Sty, 2013 21:33

Asiulka, Ja wciąż bez terapii, inaczej sobie radzę. Ale i tak pracuję nad sobą, przyglądam się sobie, wyłapuję co jest moje a co obce i w związku z tym dochodzę czego chcę ja a czego uczono mnie bym chciała....
Nie podam czasu przeszłego, bo życie wciąż nowych wrażeń dostarcza a ja na bieżąco działam.

Duszek - Sob 05 Sty, 2013 11:18

Hej wszystkim.
Powiedzcie czy wolno mi marzyć aby on...umarł?
Mam dość tego życia, tej próżni w zawieszeniu, tych ciągłych obietnic. Próbuję skalkulować co stracę gdybym odeszła. Już raz to zrobiłam i co...Jakoś sobie radziłam. Fakt teraz podjęłam naukę i może być bardzo krucho z finansami ale chociaż w domu byłoby spokojnie i przede wszystkim stabilnie. Tylko ta samotność tak doskwierała. :( I te ciągłe jego nachodzenie mnie, wypisywanie sms i straszenie, że nie chce mu się żyć. Litość i samotność to dwa uczucia, które mnie gubią. :beczy:
A tak obiecywał terapię, bo niby wie co stracił. Skorzystał nawet z zastrzyku działającego na zasadach esperalu (dla mnie to ściema, ale skoro tego potrzebował). I co? popłynął po trzech miesiącach. A brak terapii tłumaczy pracą. Nie chcę wracać do punktu wyjścia. Mam już dość :beczy:

pannamigotka - Sob 05 Sty, 2013 12:06

Asiulka napisał/a:

Powiedzcie czy wolno mi marzyć aby on...umarł?

Nie wiem, czy wolno, ale powiem Ci, że są to częste myśli u współuzależnionych.
Mnie samą nawiedzały 'marzenia', jak to udusi się w swoim pijackim śnie. Sądziłam, że byłoby to idealne rozwiązanie, które dałoby mi spokój (teraz wiem, że nie, ale to inna sprawa).
Jak poszłam na Al-Anon, to na pierwszym spotkaniu powiedziałam o tych myślach, sądziłam, że jestem wyjątkowo złą osobą, skoro marzę o czyjejś śmierci. Tam okazało się, że nikt mnie za takie myśli nie potępił, a ok. połowa osób przyznała się, że miewa/ miewała identyczne myśli.
Później poruszyłam ten temat z terapeutką- specjalistką ds uzależnień i ona potwierdziła słowa al-anonek- śmierć czynnego alkoholika to jakby najłatwiejszy sposób na uwolnienie się od niego, jakby samoistny. Dlatego takie myśli u osób, które mają zdecydowanie zbyt wiele na barkach są dość częste. Ważne, by takich myśli nie wprowadzać w życie, a niestety są kobiety, które to robią.
Nie doczytałam, czy się leczysz czy nie, ale kiedy poradziłam sobie( a raczej zaczynam radzić) z emocjami, z uznaniem swojej bezsilności wobec alkoholu, to agresji we mnie mniej, więcej spokoju i takie myśli się nie pojawiają.

pietruszka - Sob 05 Sty, 2013 13:19

Ciekawe... czesto myślałam o tym, by umarł... albo by znalazł się jakii książę, który przybędzie na białym koniu by mnie wybawić i zabrać od alkoholika. Tak jakbym szukała siły poza sobą, a nie w sobie. Dziś wiem, że najłatwiej dostępne rozwiązania nosi się właśnie w sobie, że szkoda czasu na na myślenie magiczno-życzeniowe, tylko szybciej i wygodniej jest wziąć życie we własne ręce i samemu zacząć podejmować decyzje. Jakiekolwiek, niechby i błędne były, ale decyzje, samemu wybierać to co dla mnie najlepsze.
Paradoksalnie kiedy ja wybieram, to otaczający mnie świat też zauważa, że działam, coś robię i ... liczy się bardziej ze mną. Nie jestem już bezwładną kukiełką czekającą na rozwój wydarzeń, unoszoną przez zewnętrzny wiatr.
Wiem jedno, za nic nie chciałabym powrotu do stanu sprzed ponad siedmiu lat. Za nic nie chciałabym przeżywać znów tamtego koszmaru. Samotność to mały pikuś w porównaniu z tym, co wtedy czułam. A zresztą ... nawet samotność to jest coś z czym warto się zmierzyć. Raz, najłatwiej usłyszeć wtedy siebie i własne potrzeby i się samorealizować, dwa: teraz nie trzeba czekać, aż faktycznie coś się zdarzy - znajomości łatwo teraz nawiązać szukając grup wspólnych zainteresowań, czy nawet... poprzez Internet. Dawne czasy się skończyły, kiedy kobiecie "nie wolno było" wyściubiać nosa z domu w poszukiwaniu kogoś, z kim można pójść do kina, na kawę, na spacer, dlaczego nie korzystać z tej przemiany obyczajowej?

Mysza - Sob 05 Sty, 2013 13:47

Asiulka napisał/a:
Mam dość tego życia, tej próżni w zawieszeniu, tych ciągłych obietnic. Próbuję skalkulować co stracę

Asiulka napisał/a:
Litość i samotność to dwa uczucia, które mnie gubią.

Asiulka napisał/a:
Mam już dość

Nie czytałam całego wątku, tylko ostatni wpis...ale tak mi przyszło, że...
jak już będziesz miała naprawdę dość, to wejdziesz na forum i napiszesz w swoim wątku co zrobiłaś dla siebie, bo miałaś dość sytuacji w której tkwisz...
póki co jeszcze nie masz dość, póki co... jeszcze kalkulujesz

Duszek - Sob 05 Sty, 2013 14:24

pannamigotka napisał/a:
Asiulka napisał/a:

Powiedzcie czy wolno mi marzyć aby on...umarł?

Nie doczytałam, czy się leczysz czy nie, ale kiedy poradziłam sobie( a raczej zaczynam radzić) z emocjami, z uznaniem swojej bezsilności wobec alkoholu, to agresji we mnie mniej, więcej spokoju i takie myśli się nie pojawiają.


Tak chodzę od sierpnia na spotkania indywidualne i czasami w miarę możliwości (przeszkody:dojazd, finanse, opieka nad dzieckiem) na grupowe. Jak na razie w mojej ocenię czuję się gorzej niż kiedyś. Moje spotkania indywidualne polegają na tym, że ja się głównie obwiniam a jego bronię (właśnie to zrozumiałam).
Wiesz ja chyba jeszcze walczę i nie mogę się pogodzić z tę bezsilnością wobec alkoholu. Faktycznie tyle we mnie agresji, złości, która niestety objawia się w kontaktach z innymi ludźmi. I bardzo mnie to boli...próbuję to zmienić i chcę być inna lecz tak trudno mi to zrobić.

Duszek - Sob 05 Sty, 2013 15:02

Mysza napisał/a:
Asiulka napisał/a:
Mam dość tego życia, tej próżni w zawieszeniu, tych ciągłych obietnic. Próbuję skalkulować co stracę

Asiulka napisał/a:
Litość i samotność to dwa uczucia, które mnie gubią.

Asiulka napisał/a:
Mam już dość

Nie czytałam całego wątku, tylko ostatni wpis...ale tak mi przyszło, że...
jak już będziesz miała naprawdę dość, to wejdziesz na forum i napiszesz w swoim wątku co zrobiłaś dla siebie, bo miałaś dość sytuacji w której tkwisz...
póki co jeszcze nie masz dość, póki co... jeszcze kalkulujesz


Myszko, wiesz chyba masz rację. I dziękuję Ci bardzo za taki "mały kubełek" zimnej wody ;) i proszę o więcej takich wstrząsów.
Wiesz zastanawiam się czy ta kalkulacja nie wynika z tego, iż z pozoru ta cała sytuacja nie wygląda aż tak źle bo mogło być gorzej. No bo przecież on pracuje, daje kasę, nie stosuje przemocy fizycznej ani wobec mnie ani dziecka. Ale jest i druga strona: ciągłe obwinianie mnie, zrzucanie na mnie odpowiedzialności za swoje czyny, pewność że nigdy nie odejdę i te jego głupie teksty (ze go nie kocham, że jest nieszczęśliwy itd) To niszczy.
Ja chyba żyjąc tak od wiele lat zapomniałam już jak wygląda szczęśliwe życie (na własne życzenie) i normalnością dla mnie stała się ta "chora" sytuacja w której jestem.

Duszek - Sob 05 Sty, 2013 15:21

Tak Pietruszko najpierw muszę sobie poradzić z uczuciem "samotności". :tak:

Kiedyś był długi czas, że byłam na dobrej drodze do "zdrowienia"(bez terapii a masa lektury). Oprócz wspólnego mieszkania nic nas nie łączyło, bo każdy żył swoim życiem:on- chlaniem a ja-szukaniem swej drogi. Nie obchodziło mnie co robi, kiedy wraca i gdzie jest. W tym czasie widywałam się częściej ze znajomymi, jeździłam na wycieczki i...spotykałam się z kimś, kogo wtedy nazywałam swoim "przyjacielem". Z alko rozeszliśmy się, ale minął czas i wszystko wróciło. Bo on wrócił i obiecał, że się zmieni, bo mnie kocha i tysiące innych powodów. A ja "głupia, naiwna" chciałam mu pomóc i uratować go. I wróciły uczucia jeszcze gorsze niż kiedyś. Znów mój świat zaczął się kręcić tylko wokół niego.

Wiesz Myszko nie chciałam być "cierpiętnica poszkodowana i użalająca się na swój los" i dlatego szukałam kogoś, kto odmieni moje życie (dziś już wiem, ze to iluzja).

Mam nadzieję, ze nie piszę za dużo i Was nie zanudzam, ale ja naprawdę czuję się coraz gorzej i chyba muszę dostać od Was kopa, aby zacząć działać :tak:

Słoneczko - Sob 05 Sty, 2013 16:58

Asiulka napisał/a:
Mam nadzieję, ze nie piszę za dużo i Was nie zanudzam, ale ja naprawdę czuję się coraz gorzej i chyba muszę dostać od Was kopa, aby zacząć działać :tak:
Pisz, pisz, ja czytam... Czytam siebie przez pryzmat twojej drogi... Przechodziłam bardzo podobne etapy w swojej drodze do zdrowienia...
To mija z czasem, emocje sie wyciszają, a ja teraz widzę siebie w innym świetle. Tak z dnia na dzień rozwiązania się nie znajdą. Działania ku dobremu nastawieniu do samej siebie - pomogły trwale i pomagają nadal...
:buziak:

p.s. Moje wieczne, wręcz obsesyjne rozmyślania o Nim i co on myśli, robi, co pisze, co mówi - stały sie dla mnie destrukcyjne. Zmieniłam myślenie - Ja jestem ważna, Ja myślę o sobie, ważne co Ja chce zrobić, powiedzieć, czego Ja oczekuję... Trochę egoizmu zdroworozsądkowego nikomu nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie :tak:

Duszek - Sob 05 Sty, 2013 17:18

Słoneczko,
dziękuję, że mnie wspierasz.
Podczytuję Twoje posty i czasami zastanawiam się jak to jest, że mając takie doświadczenia jest w Tobie tyle radości, ciepła i życzliwości...Mi na razie trudno do tego dojść. :(
Wiem też, że nikt nie da mi gotowej recepty na szczęście i nie podsunie konkretnego rozwiązania, bo to ja jestem odpowiedzialna za swoje decyzję i one muszą być tylko moje. Mogę tylko słuchać i odpowiednio te rady wykorzystywać.Ale bycie tu daje mi wsparcie i otwiera oczy na wiele spraw. W moim otoczeniu trudno jest znaleźć osoby, które rozumiałyby nasze problemy i traktowały alkoholizm jako chorobę.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy się przyczyniają i będą przyczyniać do mojego "powrotu do normalności" :buzki: .

Słoneczko - Sob 05 Sty, 2013 17:26

Asiulka napisał/a:
Słoneczko,
dziękuję, że mnie wspierasz.
Podczytuję Twoje posty i czasami zastanawiam się jak to jest, że mając takie doświadczenia jest w Tobie tyle radości, ciepła i życzliwości...Mi na razie trudno do tego dojść. :(
To jest część tego wszystkiego co przeszłam... Jestem tutaj po raz trzeci, uciekałam od prawdy, dokopywali mi mądrzejsi w tym temacie a ja nogę za pas i w ramiona ukochanego czynnego... Alko, a jakże :nie: I znów stawałam się wielką matką Teresą... ech... szkoda gadać :bezradny:
Asiulka napisał/a:
Bardzo dziękuję wszystkim, który się przyczyniają i będą przyczyniać do mojego "powrotu do normalności" :buzki:
Przyjdzie taki moment, ze podziękujesz również sobie, ze odnalazłaś siebie w swoim życiu... :buziak:
Duszek - Sob 05 Sty, 2013 17:42

Asiulka napisał/a:
Słoneczko,
Asiulka napisał/a:
Bardzo dziękuję wszystkim, który się przyczyniają i będą przyczyniać do mojego "powrotu do normalności" :buzki:
Przyjdzie taki moment, ze podziękujesz również sobie, ze odnalazłaś siebie w swoim życiu... :buziak:

Bardzo czekam na ten czas.
Dziś moje myśli i uczucia są bardzo chaotyczne. W trakcie mojej ostatniej wizyty terapeutka spytała mnie czy rozważałam możliwość skierowania "wniosku o przymusowe leczenie". Mówiła, że to 22% szans. Często o tym myślę, ale czy to ma sens?
Poinformowałam mojego alko o takiej możliwości a on się wkurzył i powiedział, że straci przez mnie pracę (ja mu na to, że przez siebie), że ode mnie odejdzie i zostanę sama (mówię:pakuj się więc), że bliska osoba chce mu podłożyć takie świństwo i rujnuję mu życie (a on mi). Co Ty o tym myślisz?

ewa29 - Sob 05 Sty, 2013 18:24

Mam sąsiada którego co kilka mieś zamykają na leczenie a on i tak pije i to za każdym razem ze zdwojoną siłą jak tylko wyjdzie. A przed kuratorką przeważnie się ukrywa.Także nic nie ma z przymusu doskonale o tym wiem. :)
Małgoś - Sob 05 Sty, 2013 18:27

Asiulka napisał/a:
a on się wkurzył i powiedział, że straci przez mnie pracę


A kto mu broni iść samemu?!
dziewczyny, to bzdura totalna bo on chce pić, "więc proszę mu nie utrudniać życia" i tyle
Asiulka napisał/a:
mnie odejdzie i zostanę sama

no rzeczywiście, aż strach się bać... ale kto tu się boi? Kobieta zawsze da sobie radę, ale nie alko bo ten musi mieć pomagierów! Jak da sobie radę z wieloma obowiązkami sam i do tego pijąc?!
Asiulka napisał/a:
bliska osoba chce mu podłożyć takie świństwo i rujnuję mu życie

Ależ rujnujesz! Bo przeszkadzasz mu żyć tak jak on chce :]

Słoneczko - Sob 05 Sty, 2013 20:40

Asiulka napisał/a:
Poinformowałam mojego alko o takiej możliwości a on się wkurzył i powiedział, że straci przez mnie pracę (ja mu na to, że przez siebie), że ode mnie odejdzie i zostanę sama (mówię:pakuj się więc), że bliska osoba chce mu podłożyć takie świństwo i rujnuję mu życie (a on mi). Co Ty o tym myślisz?
Czysta manipulacja twoimi uczuciami :uoee: Obudź sie dziewczyno... :tak: Wzbudzenie w tobie poczucia winy - udało się :krzyk: - komfort picia zapewniony. Bliska osoba, to taka, którą się szanuje i daje jej poczucie bezpieczeństwa, a czy ty go zaznałaś po tych słowach alko? :mysli:
Asiulka napisał/a:
że ode mnie odejdzie i zostanę sama
szantaż emocjonalny... :tak:
Asiulka napisał/a:
i rujnuję mu życie
haha, kto, komu? Ja też zmarnowałam życie alko, wpadł w ciąg przeze mnie i nie pozwoliłam na powrót, żeby się mógł ogarnąć i wszystko byłoby ok :nerwus: Ja tak nie myślę :nie:
Małgoś - Sob 05 Sty, 2013 21:04

Słoneczko73 napisał/a:
nie pozwoliłam na powrót, żeby się mógł ogarnąć


Ech... baby...
Chłop to wojownik ! Jak zechce się ogarnąć to zrobi to sam :] Bo ich trzeba podziwiać :p
A gdzie tu podziw? Nad kupą nieszczęścia w zaszczanych gaciach ?! Zaszczane majtki zmieniała mu mama - do pewnego wieku. Później powinien dorosnąć i ogarniać temat sam.

pterodaktyll - Sob 05 Sty, 2013 23:01

Asiulka napisał/a:
chyba muszę dostać od Was kopa, aby zacząć działać

Po co od nas. Ten Twój Ci dokopie lepiej od nas wszystkich, jak nic z tym nie zrobisz, i to pewnie już niedługo.

staaw - Sob 05 Sty, 2013 23:20

Małgoś napisał/a:

Chłop to wojownik ! Jak zechce się ogarnąć to zrobi to sam :] Bo ich trzeba podziwiać

Pomimo wrodzonej skromności, muszę przyznać Ci rację...

Słoneczko - Sob 05 Sty, 2013 23:40

Małgoś napisał/a:
A gdzie tu podziw? Nad kupą nieszczęścia w zaszczanych gaciach ?!
A były takie powroty... były... no cóż... mamuśka Terenia wykonała brudną robotę... jak sobie wspomnę, to aż mam do siebie brak szacunku. Na co ja zezwoliłam :bezradny: A ile sie naprodukowałam, by dzieci nie widziały... z łazienki wychodził jak nowo narodzony, ot - na kacu i tyle. Porządek musi być. :uoee: Jak Terenia przestała, to była beee :blee:
pterodaktyll - Sob 05 Sty, 2013 23:46

Małgoś napisał/a:
Chłop to wojownik ! Jak zechce się ogarnąć to zrobi to sam

Chyba już Cię lubię.... :mgreen:
Małgoś napisał/a:
Bo ich trzeba podziwiać

A mnie nikt nie podziwiał...... 8| ........... :idzie:

Małgoś - Sob 05 Sty, 2013 23:50

staaw napisał/a:
Pomimo wrodzonej skromności, muszę przyznać Ci rację...


Czytałam kiedyś "Marsjan i Wenusjanki" i zajarzyłam o co w tym biega :mgreen:

Słoneczko73 napisał/a:
Jak Terenia przestała, to była beee


aaaa, bo to już w patologię się przerodziło, przedobrzyłaś kochana 8|
I wszystkie mamusie nadgorliwe to robią... a potem taki nieborak nie wie czy jest tym wojownikiem już, czy jeszcze może nie... No bo skoro spod skrzydeł nie wypuszczają :roll:

Małgoś - Sob 05 Sty, 2013 23:52

pterodaktyll napisał/a:
Chyba już Cię lubię....

:mgreen:

pterodaktyll napisał/a:
A mnie nikt nie podziwiał...... ...........

Akurat :p

Słoneczko - Nie 06 Sty, 2013 00:16

Małgoś napisał/a:
taki nieborak nie wie czy jest tym wojownikiem już, czy jeszcze może nie... No bo skoro spod skrzydeł nie wypuszczają :roll:
Ja siem przyznaję bez bicia, zem wypuścila na wolnosć nieboraka :tak: W świecie sobie urzęduje, kurcze, ja od jakiegoś czasu nie wiem, co sie z nim dzieje :mysli: ;)
Słoneczko - Nie 06 Sty, 2013 00:18

Małgoś napisał/a:
bo to już w patologię się przerodziło, przedobrzyłaś kochana
nie musisz mi przypominać, a to ja nie wiem, czy co? :zemdlal:
pterodaktyll - Nie 06 Sty, 2013 00:18

Słoneczko73 napisał/a:
Ja siem przyznaję bez bicia, zem wypuścila na wolnosć nieboraka

Tak sama z siebie? :mysli:

Słoneczko - Nie 06 Sty, 2013 00:21

pterodaktyll napisał/a:
Tak sama z siebie? :mysli:
Na ten czas to ja taka samodzielna nie byłam :nie: dobrzy ludzie mnie wsparli mądrym słowem na terapii i w Al-Anon i tutejsi Dekadenci :tak:
Małgoś - Nie 06 Sty, 2013 00:22

Słoneczko73 napisał/a:
nie musisz mi przypominać, a to ja nie wiem, czy co?


A to tak na wszelki wypadek, dla utrwalenia :evil2"

:pocieszacz:

Słoneczko - Nie 06 Sty, 2013 00:27

Małgoś napisał/a:
A to tak na wszelki wypadek, dla utrwalenia :evil2"
utrwalić to ja mogę sobie włoski :mgreen: :evil2" o, właśnie, zrobie coś dla siebie :wysmiewacz: zmienię image :lol2:
Słoneczko - Nie 06 Sty, 2013 00:28

Małgoś napisał/a:

:pocieszacz:
:buziak:
Ilona - Nie 06 Sty, 2013 00:33

pterodaktyll napisał/a:
Trwała już niemodna

język praptaku :glupek: :rotfl:

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 13:29

pannamigotka napisał/a:
Podobno się nie śmieci w wątkach nowych userów Panie Moderatorze?


Spokojnie Pannomigotko mi takie "śmieci" w moim wątku nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie. Oderwę się trochę od rzeczywistości ;)

staaw - Nie 06 Sty, 2013 14:05

Asiulka napisał/a:
Oderwę się trochę od rzeczywistości ;)

A może zobaczysz jak będzie wyglądała.rzeczywistość jeżeli pozwolisz?

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 14:17

staaw napisał/a:
Asiulka napisał/a:
Oderwę się trochę od rzeczywistości ;)

A może zobaczysz jak będzie wyglądała.rzeczywistość jeżeli pozwolisz?


Ok staww więc co radzisz?
Ja ze swoją terapeutka uzgodniłam, że będę uczęszczać na terapię grupową (w miarę możliwości, bez przymusu, bo to ja muszę się dobrze z tym czuć) i do niej na indywidualną oraz że na razie nie podejmuję żadnej decyzji odnośnie swojego związku.

pannamigotka - Nie 06 Sty, 2013 14:17

Asiulka napisał/a:
Oderwę się trochę od rzeczywistości ;)

Pociągnę ten temat, niby niewinne zdanie, ale...

Dlaczego miałabyś się odrywać od rzeczywistości?
Osoby współuzależnione są od tego ekspertami (żeby nie patrzeć realnie na życie, tylko odrywać się i odrywać i żyć w świecie marzeń, iluzji).

Ważne, żeby w tej rzeczywistości jaką masz zacząć czuć się dobrze, przestać cierpieć. Bo to jest Twoja rzeczywistość i nic poza nią nie masz fsdf43t

pannamigotka - Nie 06 Sty, 2013 14:18

Asiulka napisał/a:
że na razie nie podejmuję żadnej decyzji odnośnie swojego związku.

Bardzo mądra terapeutka, moim zdaniem. Poczekaj, aż zajrzysz wgłąb siebie, dowiesz się czego tak na prawdę chcesz, na ile to jest możliwe itd. "Daj czas czasowi".

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 14:32

pannamigotka napisał/a:
Asiulka napisał/a:
że na razie nie podejmuję żadnej decyzji odnośnie swojego związku.

Bardzo mądra terapeutka, moim zdaniem. Poczekaj, aż zajrzysz wgłąb siebie, dowiesz się czego tak na prawdę chcesz, na ile to jest możliwe itd. "Daj czas czasowi".

Tylko wiesz...ja mam taki brak czegoś...odnośnie tej terapii. Chodzę tam ale nie widzę jakiś zmian w sobie. Czasem wydaję mi się że się cofam...

staaw - Nie 06 Sty, 2013 14:34

Asiulka napisał/a:
staaw napisał/a:
Asiulka napisał/a:
Oderwę się trochę od rzeczywistości ;)

A może zobaczysz jak będzie wyglądała.rzeczywistość jeżeli pozwolisz?

Ok staww więc co radzisz?


Nie siedź tylko w nudnych.... chciałem powiedzieć... poważnych działach. Trenuj relacje w hydeparku.
Mi bardzo pomogło... :skromny:

pterodaktyll - Nie 06 Sty, 2013 14:34

pannamigotka napisał/a:
Dlaczego miałabyś się odrywać od rzeczywistości?

Choćby po to żeby na chwilkę wyłączyć te "radary" i najzwyczajniej odpocząć od tego całego bałaganu. Czy Ty tak zawsze 24h jesteś "stand by"?

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 14:37

pannamigotka napisał/a:
Asiulka napisał/a:
że na razie nie podejmuję żadnej decyzji odnośnie swojego związku.

Bardzo mądra terapeutka, moim zdaniem.

Wiesz ja tyle razy od niego odchodziłam i wracałam, że chyba terapeutka wiedziała, że moje kolejne odejście nic nie zmieni, bo nie jestem na to jeszcze gotowa... Powiedziała, że będziemy ćwiczyć, aż będę gotowa wytrwać w swojej podjętej decyzji.

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 14:48

staaw napisał/a:
Asiulka napisał/a:
staaw napisał/a:
Asiulka napisał/a:
Oderwę się trochę od rzeczywistości ;)

A może zobaczysz jak będzie wyglądała.rzeczywistość jeżeli pozwolisz?

Ok staww więc co radzisz?


Nie siedź tylko w nudnych.... chciałem powiedzieć... poważnych działach. Trenuj relacje w hydeparku.
Mi bardzo pomogło... :skromny:


:mgreen: :mgreen: :mgreen:
Oj staww...
Tak czasami uciekam od tego wszystkiego i mówię sobie: "Aśka nie dramatyzuj, jesteś zdrowa, masz pracę, cudowne dziecko, korzystaj z młodości i uroków życia a nie wymyślasz, dołujesz się i użalasz" I czasem odrywam się od tego, ale później znów wszystko wraca. Tak wiem te "nasze" historie może i są nudne i takie wszystkie podobne do siebie...Ale nigdy bym nie pomyślała, że życie z alkoholem tak zrujnuje moje uczucia i moją psychikę i że tak trudno będzie sobie z tym poradzić.
Staww spróbuję skorzystać z twojej rady, choć obawiam się jeszcze "siebie", bo wiesz tyle we mnie negatywnych uczuć i nie wiem czy radość innych nie będzie mi przeszkadzać. Ja nie potrafię się wyluzować, cały czas na baczność. Strasznie mi tego luzu brakuję...

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 15:26

pterodaktyll napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Dlaczego miałabyś się odrywać od rzeczywistości?

Choćby po to żeby na chwilkę wyłączyć te "radary" i najzwyczajniej odpocząć od tego całego bałaganu.


Właśnie o to mi chodziło. :okok:

pietruszka - Nie 06 Sty, 2013 16:01

Asiulka napisał/a:
na razie nie podejmuję żadnej decyzji odnośnie swojego związku.

tylko warto sobie ustalić termin, kiedy podejmie się decyzję, Rok czy może dwa...
Termin - ważna rzecz... by się zmotywować do zbierania informacji niezbędnych do podejmowania decyzji...

Asiulka napisał/a:
Chodzę tam ale nie widzę jakiś zmian w sobie.

Spoko zmiany bywają powolne... i dopiero z dłuższej perspektywy czasu zwykle widoczne... A dowiedziałaś się choć czegoś ciekawego o samej sobie?

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 16:10

:mysli:
Czegoś ciekawego o samej sobie...? wydaję mi się, że nie...
Pietruszko, a co masz dokładnie na myśli? Proszę podaj mi jakiś przykład, bo moje myślenie chyba nie zmierza ku dobremu kierunkowi... :mysli:

pietruszka - Nie 06 Sty, 2013 16:15

No wiesz już coś bliżej o swoich uczuciach, potrzebach, coś Cię zaskoczyło,nie spodziewałaś się, że inni Ciebie tak a nie inaczej postrzegają?
Duszek - Nie 06 Sty, 2013 16:20

pietruszka napisał/a:
No wiesz już coś bliżej o swoich uczuciach, potrzebach, coś Cię zaskoczyło,nie spodziewałaś się, że inni Ciebie tak a nie inaczej postrzegają?


Ja chyba jeszcze do tego etapu nie doszłam... :mysli:
Na indywidualnych głównie ja wyrzucam swoje żale czyli wygaduję się. Natomiast na grupowych słucham innych. Może z dwa razy wypowiedziałam się w momencie, kiedy jedna z osób opowiedziała podobny swój etap życia do mojego, ale nie było informacji zwrotnej.

pannamigotka - Nie 06 Sty, 2013 16:24

Asiulka napisał/a:

Na indywidualnych głównie ja wyrzucam swoje żale czyli wygaduję się.

No ok, ale co z tym robi terapeutka?
U mnie jest tak,że moja analizuje to co powiedziałam, tłumaczy coś tam przy tej okazji, wyjaśnia dlaczego postąpiłam tak a nie inaczej, jak można inaczej.
Dzięki temu dowiaduję się od niej czegoś o sobie (i ona ZAWSZE ma rację, dobra jest, trzeba przyznać).

staaw - Nie 06 Sty, 2013 16:38

Asiulko, a powiedz mi tak szczerze...
Ładna jesteś?

pietruszka - Nie 06 Sty, 2013 16:45

staaw napisał/a:
Asiulko, a powiedz mi tak szczerze...
Ładna jesteś?

Te... prowokator ;) :nunu:

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 16:47

staaw napisał/a:
Asiulko, a powiedz mi tak szczerze...
Ładna jesteś?


Oj staaw, staaw... jak dobrze wyczytałam to jesteś zajęty, więc się raczej ze mną nie umówisz :rotfl:

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 16:50

pannamigotka napisał/a:
Asiulka napisał/a:

Na indywidualnych głównie ja wyrzucam swoje żale czyli wygaduję się.

No ok, ale co z tym robi terapeutka?
U mnie jest tak,że moja analizuje to co powiedziałam, tłumaczy coś tam przy tej okazji, wyjaśnia dlaczego postąpiłam tak a nie inaczej, jak można inaczej.
Dzięki temu dowiaduję się od niej czegoś o sobie (i ona ZAWSZE ma rację, dobra jest, trzeba przyznać).


Daje mi się wygadać.
Nieraz coś powie, ale chyba jestem trudnym przypadkiem... :uoee:
Kiedyś jak się obwiniałam, że jego picie to duża moja zasługa to spytała mnie skąd miałam wiedzieć jak mu pomóc. Zastanowiło mnie to...

staaw - Nie 06 Sty, 2013 16:52

Asiulka napisał/a:
staaw napisał/a:
Asiulko, a powiedz mi tak szczerze...
Ładna jesteś?

Oj staaw, staaw... jak dobrze wyczytałam to jesteś zajęty, więc się raczej ze mną nie umówisz :rotfl:

Na razie nie jestem zajęty, córcia z żonką wyszły... :oops:

Tak poważniej... skąd wiesz że zadając to pytanie COŚ OD CIEBIE CHCĘ?
Bardziej mi chodziło o to czy czujesz się ładną, wartościową, interesującą...

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 17:02

staaw napisał/a:
Asiulka napisał/a:
staaw napisał/a:
Asiulko, a powiedz mi tak szczerze...
Ładna jesteś?

Oj staaw, staaw... jak dobrze wyczytałam to jesteś zajęty, więc się raczej ze mną nie umówisz :rotfl:

Na razie nie jestem zajęty, córcia z żonką wyszły... :oops:

Tak poważniej... skąd wiesz że zadając to pytanie COŚ OD CIEBIE CHCĘ?
Bardziej mi chodziło o to czy czujesz się ładną, wartościową, interesującą...


Wiesz, że żartowałam. ;)
A teraz poważnie... 8|
Czy ja się czuję ładną itd... ? Odpowiedź jest skomplikowana i nie wiem czy chcesz usłyszeć...
Nie zastanawiałam się nad tym dawno...Na pewno jestem kobietą dbającą o swój wygląd i ubiór. Raczej mało interesującą, gdyż żyjąc w ciągłym napięciu czuję jak "sztywniara".(wiem, wiem na własne życzenie).

staaw - Nie 06 Sty, 2013 17:13

Asiulka napisał/a:
Odpowiedź jest skomplikowana

Odpowiedź jest prosta, jesteś dokładnie taką, jaką się czujesz...
Asiulka napisał/a:
Na pewno jestem kobietą dbającą o swój wygląd i ubiór.

Nie wiem jak inni, dla mnie ubiór ma mniejsze znaczenie, a ponieważ kawalerem byłem przed wynalezieniem niezmywalnych tapet, na jedną z pierwszych randek zabierałem wybrankę na basen...
Asiulka napisał/a:
Raczej mało interesującą, gdyż żyjąc w ciągłym napięciu czuję jak "sztywniara".

Przebywając na forumie dość łatwo przestać być sztywniarą, tylko pozwól... :skromny:

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 17:19

Asiulka napisał/a:

Asiulka napisał/a:
Raczej mało interesującą, gdyż żyjąc w ciągłym napięciu czuję jak "sztywniara".

Przebywając na forumie dość łatwo przestać być sztywniarą, tylko pozwól... :skromny:

Dobrze, więc spróbuję. A ty musisz mi obiecać, że będziesz nad tym czuwał i w razie czego "sprowadzał mnie na dobrą drogę". :)

staaw - Nie 06 Sty, 2013 17:21

Asiulka napisał/a:
A ty musisz mi obiecać, że będziesz nad tym czuwał i w razie czego "sprowadzał mnie na dobrą drogę".

Ja nic nie muszę :beba:
Ja to uwielbiam... :chmurka:

Duszek - Nie 06 Sty, 2013 17:26

staaw napisał/a:
Asiulka napisał/a:
A ty musisz mi obiecać, że będziesz nad tym czuwał i w razie czego "sprowadzał mnie na dobrą drogę".

Ja nic nie muszę :beba:
Ja to uwielbiam... :chmurka:

Przepraszam...poprawiam na: "czy mógłbyś" ;)
Więc umowa stoi, tak?

staaw - Nie 06 Sty, 2013 17:35

Asiulka napisał/a:
Więc umowa stoi, tak?

Jeżeli chodzi o umowę to :sztama:
A czy mogę? Powiedzmy że bardzo chcę... :oops:

Słoneczko - Nie 06 Sty, 2013 18:12

staaw napisał/a:
Przebywając na forumie dość łatwo przestać być sztywniarą, tylko pozwól... :skromny:
Ja coś niecoś o tym wiem fny g6jyfn
pterodaktyll - Nie 06 Sty, 2013 18:37

Słoneczko73 napisał/a:
staaw napisał/a:
Przebywając na forumie dość łatwo przestać być sztywniarą, tylko pozwól... :skromny:
Ja coś niecoś o tym wiem

a skąd Ty to wiesz? :rotfl:

Duszek - Pon 07 Sty, 2013 21:10

Oj Stasiu, Stasiu, nie dawaj się tak łatwo kobietom... :skromny: On czasem lubią walecznych rycerzy! :figielek:

PS. dokonałam małych zmian w swoim profilu, ale ja pozostaję ta sama. Przepraszam za drobne "kłopoty" :kwiatek:
Mam nadzieję, że dalej u "mnie" będziecie czasami... :)

Słoneczko - Pon 07 Sty, 2013 21:13

Duszek napisał/a:
Mam nadzieję, że dalej u "mnie" będziecie czasami... :)
:buziak:
Duszek - Pon 07 Sty, 2013 21:28

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
Oj Stasiu, Stasiu, nie dawaj się tak łatwo kobietom

Uwierz mi że jest odwrotnie... :skromny:

(wygaszę coby stosunków z Pietruchą sobie nie popsuć, cokolwiek przez to rozumiem...)

A więc boisz się Pietruchy? :P
Tak porządek musi być! ;)

Słoneczko - Pon 07 Sty, 2013 21:33

staaw napisał/a:
(wygaszę coby stosunków z Pietruchą sobie nie popsuć, cokolwiek przez to rozumiem...)
Staaw, wygasić możesz, ale kopia pozostanie :nunu: rg5th67j
Duszek - Śro 30 Sty, 2013 01:56

pterodaktyll napisał/a:
...to .......do du** z takim życiem o ile coś takiego można w ogóle życiem nazwać.........

Dziś to też jedyna rozsądna myśl, która mi się nasuwa.
:beczy: :beczy: :beczy:
Mam wszystkiego serdecznie dość. Tych ostatnich sześciu miesięcy, które poświęciłam na zmianę siebie w celu uświadomienia mu, że jest chory...On ma to gdzieś...A ja tonę głębiej, niszcząc wszystkie resztki godnych uczuć, które mi pozostały....
Całe życie z czymś musiałam ciągle walczyć...ze brak mi sił. Poświęciłam mu wszystko, moje ambicje były jego ambicjami, co pozwoliło mu skończyć szkołę, prawo jazdy i dostać dobrą pracę. Dałam wszystko...W tym całym syfie zatraciłam gdzieś siebie, ba ale przede wszystkim zatraciłam moje dziecko.
Moje dziecko zamknęło się w swoim świecie, a tym światem jest jej pokój...jedyną jej rozrywką są dodatkowe zajęcia sportowe (dzięki Bogu!) a resztę czasu spędza samotnie...Nie chce ze mną rozmawiać, nie chce nigdzie wyjść i nie dziwie się jej...bo osoba (jedyna zresztą), która powinna być wsparciem zawiodła ją....bo co chciała zbawić świat i uratować jednego "męczennika", który ma to gdzieś...
Wiem, że muszę coś zmienić, ale chyba brak mi już sił i chęci...a i konsekwencji.
Dziś po kolejnej awanturze, w której dałam się sprowokować, powiedziałam dość życia na tej "tykającej bombie"...Tylko muszę zebrać w sobie siły, aby odbudować życie mojego dziecka...
Przepraszam za nieład w tym poście i za użalanie się nad sobą, ale dziś muszę gdzieś to wyrzucić.
Wiem, że nikt nie podejmie za mnie decyzji i wiem że to muszę być ja.

Jo-asia - Śro 30 Sty, 2013 08:03

Duszek, :pocieszacz:
Duszek napisał/a:
Tych ostatnich sześciu miesięcy, które poświęciłam na zmianę siebie w celu uświadomienia mu, że jest chory...On ma to gdzieś

nareszcie do Ciebie dotarła prawda, zacznij od zmian w Sobie dla Siebie, nie dla innych
dbaj o Siebie...

pterodaktyll - Śro 30 Sty, 2013 08:13

Duszek napisał/a:
Wiem, że nikt nie podejmie za mnie decyzji i wiem że to muszę być ja.

No to kawałek pracy przed Tobą. :pocieszacz:

Klara - Śro 30 Sty, 2013 08:28

Duszek napisał/a:
Wiem, że nikt nie podejmie za mnie decyzji i wiem że to muszę być ja.

No, to GŁOWA DO GÓRY, PIERŚ DO PRZODU i ruszaj na spotkanie lepszego życia :D

Żeglarz - Śro 30 Sty, 2013 09:01

Ja też to przeszedłem.
Też nie miałem sił.
Też mnie cholernie bolało.

A teraz jestem już po drugiej stronie. Spokojny, uśmiechnięty, w dobrych i zdrowych relacjach z córkami i z otoczeniem.
Zapewniam Cię, że można to zrobić. Nie jest łatwo i potrzebny jest czas, ale można. U mnie cały proces zdrowienia trwał ok. 4 lat.

Jesteś obecnie na jednym z etapów zdrowienia, tym najtrudniejszym i najbardziej bolesnym, gdzie trzeba zrezygnować z własnych marzeń i nadzieji.
Teraz potrzebujesz pracy nad sobą, nad swoimi emocjami, nad odłączeniem się emocjonalnym od alkoholika.
Teraz po prostu musisz zająć sie sobą i pilnować się, żeby hamować myśli i potrzeby emocjonalne, które pchają Cię w jego stronę. To jest leczenie obsesji na jego punkcie.

Trzymam za Ciebie kciuki.
Nie zniechęcaj się, bo naprawdę to jest do zrobienia, a nagroda za to jest wspaniała :radocha:

olga - Śro 30 Sty, 2013 09:03

Żeglarz napisał/a:
a nagroda za to jest wspaniała


potwierdzam :]

Zagubiona - Śro 30 Sty, 2013 09:59

Duszek, jestem z Tobą i wspieram dobrymi myślami. Ciężko mi coś poradzić, bo sama jestem na początku drogi ale ja zaczęłam od pracy nad konsekwencją. :pocieszacz:
Duszek - Śro 30 Sty, 2013 20:31

Jo-asia napisał/a:
Duszek, :pocieszacz:
Duszek napisał/a:
Tych ostatnich sześciu miesięcy, które poświęciłam na zmianę siebie w celu uświadomienia mu, że jest chory...On ma to gdzieś

nareszcie do Ciebie dotarła prawda, zacznij od zmian w Sobie dla Siebie, nie dla innych
dbaj o Siebie...

Jo-asiu ja znam tę prawdę od dawna :beczy: i wydawało mi się, że zaczęłam od siebie zmiany w życiu, lecz wczorajszy dzień pokazał mi jak bardzo się mylę... :( Już nie wiem gdzie tkwi błąd...? :(

Klara napisał/a:
Duszek napisał/a:
Wiem, że nikt nie podejmie za mnie decyzji i wiem że to muszę być ja.

No, to GŁOWA DO GÓRY, PIERŚ DO PRZODU i ruszaj na spotkanie lepszego życia :D

Klaro taki właśnie miałam plan. Wydawało mi się, ze już podjęłam decyzję, no bo przecież ile można znieść tych ciągłych huśtawek...ciągi, przepraszanie a później humorki i szukanie zaczepek (tak wiem pretekstów do picia). Wiesz najgorsze jest to, że ja ułożyłam sobie plan (on terapia, kupno mieszkania, upragnione dziecko i wiele innych marzeń - tak tylko moich marzeń), choć wiem przecież że z alkoholikiem to niemożliwe...Więc dlaczego skoro wiem, że nie warto walczyć, mam nadzieję...

Klara - Śro 30 Sty, 2013 22:15

Duszku, problem w tym, że planować możesz WYŁĄCZNIE swoje życie.
Marzysz o mieszkaniu i dziecku?
Nie licz na to, że czynny alkoholik jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni się w odpowiedzialnego męża i ojca.

Czy nadal uczestniczysz w terapii?

Żeglarz - Śro 30 Sty, 2013 22:41

Duszek napisał/a:
Więc dlaczego skoro wiem, że nie warto walczyć, mam nadzieję...

Bo jesteś współuzależniona.
I tak jak On ma swoje problemy związane ze swoją chorobą, tak Ty masz swoje problemy związane ze swoją dysfunkcją.
Jak z pewnością wiesz, współuzależnienie można leczyć i jest uleczalne.
Dlatego nie załamuj się niepowodzeniem, tylko lecz się. Poprzez terapię zdobywanie wiedzy na temat współuzależnienia i pracę nad sobą.

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 11:45

Klara napisał/a:
Duszku, problem w tym, że planować możesz WYŁĄCZNIE swoje życie.
Marzysz o mieszkaniu i dziecku?
Nie licz na to, że czynny alkoholik jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni się w odpowiedzialnego męża i ojca.

Czy nadal uczestniczysz w terapii?

Klaro w momentach, kiedy on ma przerwy w piciu i stara się "przygotować grunt do następnego..." wyskoku i dostaje od niego to co każda kobieta potrzebuje, czyli spokój, wsparcie...(choć to chwilowa iluzja) wtedy marzę o dziecku...Zawsze chciałam mieć dwoje dzieci i wiesz teraz mamy wszystko, aby móc na to się zdecydować...Wszystko jeśli chodzi o warunki.
Niestety to marzenie jest nie do spełnienia, jeśli dalej pozostanę w tym związku...

Mieszkanie...
wiesz my mieszkamy w małej miejscowości i zawsze chciałam sprzedać to nasze mieszkanko i się przeprowadzić do większego miasta, ze względu na naukę i pasję mojego dziecka oraz pracę mojego M. To tez tylko moje marzenie.

Terapia
Ostatni raz na terapii indywidualnej byłam w grudniu. Miałam zmienić terapeutkę, ale postanowiłam (biorąc pod uwagę opinię z innych postów), że nie będę się poddawać i dam nam szanse. Czekałam na nią 20 minut i w sumie poświeciła mi 15. Po tym skontaktowałam się z ośrodkiem i przedstawiłam sytuację prosząc o zmianę na kogoś innego. Był to koniec roku i odległe terminy. Jestem umówiona na 15 lutego do terapeuty, który jest również psychologiem i dlatego, ze wiele osób do niej chce ja muszę tak długo czekać.
Terapia grupowa...mam dwumiesięczną przerwę. Do ośrodka muszę dojechać (godzina jazdy) i trudno dopasować autobusy z godzinami terapii. Szukałam w innej miejscowości i jest podobnie. Musiałabym się zwalniać z pracy, co nie wchodzi w grę. Do tej pory radziłam sobie, bo brałam urlop. Ale muszę coś wykombinować bo chcę się zmienić...

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 12:37

Muszę a właściwie chcę Wam powiedzieć, ze bardzo źle się czuję z tym wszystkim :( , tzn...

Siedzę w tym wszystkim już kilkanaście lata...Fakt początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że jest coś takiego jak współuzależnienie, mimo, iż dużo o tym czytałam, ale jakoś nie wierzyłam...Myślałam, że ja go tak bardzo kocham...
W końcu do mnie dotarło i poszłam na terapię itd...Zarejestrowałam się również na forum, gdzie dostałam dużo cennych rad i wskazówek i co? Dalej siedzę w czarnej dziurze... :(
Ostatnio trzymałam się dzielnie, mimo, iż bywało rożnie...I wybuchłam..napisałam na forum jak mi źle. Po prostu użalam się nad sobą i nic z tym nie robię... :beczy: tak się czuję...
Głupio mi, że ja Wam tak marudzę i nic z tym nie robię...i tak naprawdę żyję "przerwami" w jego piciu...bo...(mogłabym tu wymieniać tysiące powodów dlaczego, np. mamy chatę, mam duże opłaty związane np. ze szkołą i on mi pomaga finansowo itd...) ale to nie o to chodzi...bo Jak to ktoś mi powiedział, że jak dostanę naprawdę po d..ie i będzie mi źle, to będę wiedziała co robić. Fakt! może i nie dostałam jeszcze tak mocno, no bo przecież nie bije mnie, nie muszę wzywać policji , bo on nie urządza awantur tylko ja (urządzałam!) i daje mi kasę...Ale jest i druga strona...sprawy "wewnętrzne" -duchowe...zranił mnie tak mocno...Wydaję mi się, że bardziej boli mnie to zranienie, niż cały jego alkoholizm, ale pewnie się mylę, bo przecież jedno wynikło z drugiego...

Dziękuję Wam wszystkim, że czasem "usłyszę" od Was jakieś "mądre" słowa, może i nieraz "nieprzyjemne" ale prawdziwe i to sobie cenię. :kwiatek:

ps. Szukałam ostatnio jakiś książek na temat pracy nad sobą odnośnie współuzależnienia. Czytałam wiele, ale nie spotkałam jeszcze czegoś takiego...Kiedyś trafiłam na książkę: "Czas na wyleczenie" (jeśli dobrze pamiętam), ale wydaję mi się, że dotyczyła ona głównie DDA. Znacie jakieś pozycje godne polecenia? :)

staaw - Sob 02 Lut, 2013 12:39

Małżeństwo na lodzie
Koniec współzależnienia

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 12:44

staaw napisał/a:
Małżeństwo na lodzie
Koniec współzależnienia


Witaj mój "opiekunie" ;)
Czytałam te książki i nawet "Małżeństwo na lodzie" teraz czytam po raz kolejny, tylko tym razem bardziej zagłębiam się w treść (podkreślam ważniejsze myśli, aby zapamiętać ;)

staaw - Sob 02 Lut, 2013 13:01

Córuś, a to czytałaś?
http://la-pet.blogspot.co...eznien.html?m=1

wolfdariusz - Sob 02 Lut, 2013 13:48

nie wiem jak na innych facetow. ale na mnie wieloletnie "zrozumienie", tolerancja, cierpliwosc mojej zony nigdy nie przełozyło sie w dłuższym dystansie na niepicie. wręcz odwrotnie. wyrobił mi sie mechanizm: bezkarnosci ,i nawet drugi-jakos to będzie.
nie, zebym zony nie kochal, dzieci tez nie, ale tak to dzialało z punktu widzenia mojego jako pijaka.
teraz wiem ,ze oboje z zoną stracilismy co najmniej 10 lat---a moze 15 ?
jakby mnie wykopała wtedy za drzwi- sama nie straciłaby tyle z urody, siły, zdrowia, finansowo itp. a ja?
a ja moze bym wyrznął o glebę wczesniej niz niedawno i podniósł z kolan nałogu. albo i tak bym sie utopił w gównie. co na jedno wychodzi zasadniczooszczedził by z cała pewnoscią dzieciom i kobiecie łez, a ona ich sama sobie
moje zdanie takie- czynni alkoholicy wont na ulice-
ale to tylko moje zdanie i zadna sugestia

wolfdariusz - Sob 02 Lut, 2013 13:51

dodam ,ze to nie jest żadne wielkoposte podlizywanie sie kobietom współuzaleznionym z mojej strony...nie dbam szczerze mówiąc o cudze opinie na swój temat. a cudze wybaczania i zrozumienia tez niewiele mi pomóc mogą -jak sam sobie nie wybacze i nie pomoge.
kobiety nieswiadomie balansuja na granicy piekła...bo tak je wychowano:
choćby pił, choćby bił, ważne tylko , żeby był cf2423f

staaw - Sob 02 Lut, 2013 13:53

wolfdariusz napisał/a:
dodam ,ze to nie jest żadne wielkoposte podlizywanie sie kobietom współuzaleznionym z mojej strony...

Rozumiem...
(Więcej nas tu takich jest :rotfl: )

pterodaktyll - Sob 02 Lut, 2013 14:55

Wolf!!! Znowu muszę się podpisać pod tym co napisałeś. Myślę dokładnie tak samo;
wolfdariusz napisał/a:
na mnie wieloletnie "zrozumienie", tolerancja, cierpliwosc mojej zony nigdy nie przełozyło sie w dłuższym dystansie na niepicie. wręcz odwrotnie. wyrobił mi sie mechanizm: bezkarnosci ,i nawet drugi-jakos to będzie.
nie, zebym zony nie kochal, dzieci tez nie, ale tak to dzialało z punktu widzenia mojego jako pijaka.
teraz wiem ,ze oboje z zoną stracilismy co najmniej 10 lat---a moze 15 ?
jakby mnie wykopała wtedy za drzwi- sama nie straciłaby tyle z urody, siły, zdrowia, finansowo itp. a ja?
a ja moze bym wyrznął o glebę wczesniej niz niedawno i podniósł z kolan nałogu. albo i tak bym sie utopił w gównie. co na jedno wychodzi zasadniczooszczedził by z cała pewnoscią dzieciom i kobiecie łez, a ona ich sama sobie
moje zdanie takie- czynni alkoholicy wont na ulice-

wolfdariusz - Sob 02 Lut, 2013 15:09

no bo to przeciez klasyka Pterek
co tu walkowac?
zeby to bylo takie latwe jak sie tu pisze
niestety

pterodaktyll - Sob 02 Lut, 2013 15:17

......krk......... :bezradny:
Klara - Sob 02 Lut, 2013 16:23

Duszku, zrób wszystko, żeby systematycznie korzystać z terapii.
Celowo nie napisałam "chodzić" lecz "korzystać", bo z tego co piszesz wynika, że dotąd tylko na nią chodziłaś.
Możesz też znaleźć dla siebie grupę Al-Anon: http://www.al-anon.org.pl/spis.html
Kontakt z innymi osobami które radzą sobie z trudnościami jest bezcenny.
No i KORZYSTAJ Z TEGO co Ci tu piszą koledzy alkoholicy. Ich uwagi są BEZCENNE.

Przy okazji znalazłam dla Ciebie kilka "branżowych" książek:
http://www.akuracik.com/w...80057,1,i2.html
http://mediarodzina.pl/prod/549/Wspoluzaleznienie
http://ksiegarnia.pwn.pl/...nie-mozesz.html

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 19:47

staaw napisał/a:
Córuś, a to czytałaś?
http://la-pet.blogspot.co...eznien.html?m=1

Nie czytałam i właśnie sobie zamówiłam ;) dzięki

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 19:58

wolfdariusz napisał/a:
nie wiem jak na innych facetow. ale na mnie wieloletnie "zrozumienie", tolerancja, cierpliwosc mojej zony nigdy nie przełozyło sie w dłuższym dystansie na niepicie. wręcz odwrotnie. wyrobił mi sie mechanizm: bezkarnosci ,i nawet drugi-jakos to będzie.
nie, zebym zony nie kochal, dzieci tez nie, ale tak to dzialało z punktu widzenia mojego jako pijaka.
teraz wiem ,ze oboje z zoną stracilismy co najmniej 10 lat---a moze 15 ?
jakby mnie wykopała wtedy za drzwi- sama nie straciłaby tyle z urody, siły, zdrowia, finansowo itp. a ja?
a ja moze bym wyrznął o glebę wczesniej niz niedawno i podniósł z kolan nałogu. albo i tak bym sie utopił w gównie. co na jedno wychodzi zasadniczooszczedził by z cała pewnoscią dzieciom i kobiecie łez, a ona ich sama sobie
moje zdanie takie- czynni alkoholicy wont na ulice-
ale to tylko moje zdanie i zadna sugestia

Witaj Wolfdariuszu,
wiesz ja próbowałam już wiele...Najpierw były prośby, tłumaczenia, później groźby i "pokazówki" typu wyprowadzka moja i powrót po trzech dniach i rozmowy z jego rodziną, kumplami. Doszło do tego, ze traktowałam go jak "zbędny przedmiot" podkreślając mu to na każdym kroku, nawet pakowałam mu manatki i za drzwi, nie wpuszczałam do domu...A on chlał dalej i znalazł sobie odskocznie- taka która to zrozumie jaką ja jestem zołzą a on biednym misiem, wyciągnie z tarapatów, da kasę jak zabraknie...i kolejne wyrzucenie go...Nie mieszkał jakiś czas i znów powrót, bo przecież on pójdzie na terapie - tak mówił i tak zrobił, ale nie dotrwał do czwartego spotkania, bo on nie ma problemu. A ja zastosowałam metodę spokoju, zrozumienia, tolerancji ...i co? jest gorzej niż było. Tak jak napisałeś mechanizm bezkarności...Nie znam dobrej recepty i chyba jej już nie poznam....

wolfdariusz - Sob 02 Lut, 2013 20:14

mnie wykopala metaforycznie i empirycznie zona w koncu - i do ziemli jeiu blogadariu za wsio s bohom, biez jeho, kak szto hce :D
uratowala mi zycie w perspektywie dwoch lat mojego upadlania sie coraz nizej
i tak ma byc

pannamigotka - Sob 02 Lut, 2013 20:23

Duszek napisał/a:

wiesz ja próbowałam już wiele...Najpierw były prośby, tłumaczenia, później groźby i "pokazówki"


Duszek napisał/a:
Nie znam dobrej recepty i chyba jej już nie poznam....


Duszku, dwie sprawy.

1. Bezsilność wobec ALKOHOLU. Uznanie jej. (ani prośba ani błaganie, ani groby nie zmienią nic)

2. Niepomaganie alkoholikowi (takie w Twoim rozumieniu). Pomoc oznacza ucięcie komfortu picia. Nie chcesz go widzieć pijanego i masz do tego pełne prawo. Nie chcesz go znać, skoro się nie leczy- masz prawo. Za każdym razem jak zapije- solidny kop w tył- domek niech sobie urządzi na chodniku i z paniami z ulicy. Bardzo twarda miłość.

3. Konsekwencja.

Zapomniałam, czy chodzisz na Al-Anon, ale chyba nie. Uważam, że program 12 stopni jest właśnie dla Ciebie, bo te sprawy masz ewidentnie nieprzepracowane.

Ma wrażenie, że jednak kwestie finansowe Cię przy nim trzymają i on o tym wie doskonale. Wie też, że jest to powód, dla którego będzie miał wieczny komfort picia. Ja tak to widzę i dopóki to się nie zmieni- nie widzę szans na poprawę sytuacji, przynajmniej z jego strony. Ty możesz rozpocząć regularną i solidną pracę ze specjalistą ds uzależnień na terapii i pracę na 12 stopniach w Al-Anon. Sama sobie nie poradzisz, bo utkniesz w 'starym' a raczej 'aktualnym' myśleniu.

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 20:52

Pannamigotko
Kwestie finansowe... pewnie trochę tak, choć może to tylko pretekst...Wiesz ja pracuję, fakt nie zarabiam dużo i mam zasądzone alimenty. Być może i bym sobie poradziła, tylko ja teraz podjęłam szkole (byłam zmuszona), która zabiera połowę moich dochodów.
Poza tym dojazdy na terapię też kosztują.
Wiesz...on ostatnio balował trzy dni i na czwarty mieliśmy wizytę u lekarza z dzieckiem. Koszt wizyty i lekarstw przerósł moje możliwości i on zapłacił. Jednym słowem "wykupił sobie winy" w jego ocenie, bo tak mi powiedział tzn. dosłownie: "już teraz chyba nie będziesz mnie karać". I to mnie dołuję teraz najbardziej...

I masz rację nie mogę jeszcze tak "wewnętrznie" pogodzić się z bezsilnością wobec alkoholu. Jeśli chodzi o rozum to ja to rozumiem, ale mimo wszystko jeszcze jednak gdzieś w sercu tli się nadzieja...

pannamigotka - Sob 02 Lut, 2013 21:08

Duszku, polecam Ci cała literaturę Al-Anon- to wszystko to jest taki mega poradnik, jak żyć i nie zwariować, kiedy żyje się z alkoholikiem.Do kupienia oczywiście na mityngu :evil2" :evil2" :evil2"

(i oczywiście 3 sprawy, a nie dwie :mgreen: , tzn miały być dwie, a potem dopisałam trzecią, to nie to, ze do 3 doliczyć nie potrafię :p ).

pannamigotka - Sob 02 Lut, 2013 21:11

Duszek napisał/a:
Być może i bym sobie poradziła,

Weź długopis i kartkę i rozpisz bardzo dokładnie swoje wydatki, zarobki, wszelakie zobowiązana, a przez kilka tygodni/ miesięcy spisuj każdy wydatek. Może się okazać, że on aż tak bardzo potrzebny do szczęścia nie jest.

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 21:18

pannamigotka napisał/a:
Duszku, polecam Ci cała literaturę Al-Anon- to wszystko to jest taki mega poradnik, jak żyć i nie zwariować, kiedy żyje się z alkoholikiem.Do kupienia oczywiście na mityngu :evil2" :evil2" :evil2"

(i oczywiście 3 sprawy, a nie dwie :mgreen: , tzn miały być dwie, a potem dopisałam trzecią, to nie to, ze do 3 doliczyć nie potrafię :p ).


A już się martwiłam o Twoją matematykę :lol2: albo moją :lol2:

Odnośnie terapii to powiem Ci, że było tak, ze ja kombinowałam jak tylko mogłam aby na niej być (urlopy, wcześniejsze urywanie się z pracy, organizowanie dojazdów). Kiedyś rozmawiałam o tym z terapeutką i ona mi powiedziała, że ja muszę chcieć to robić dla siebie a jak na razie to mnie wykańcza organizowanie jak tam być...
Jednak zdałam sobie sprawę, że ja tam znalazłam się dla niego, bo dowiedziałam się, że jeśli zacznę zmianę od siebie to jest duża szansa, że on coś zmieni....Zapomniałam o sobie.... :uoee:

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 21:22

pannamigotka napisał/a:
Duszek napisał/a:
Być może i bym sobie poradziła,

Weź długopis i kartkę i rozpisz bardzo dokładnie swoje wydatki, zarobki, wszelakie zobowiązana, a przez kilka tygodni/ miesięcy spisuj każdy wydatek. Może się okazać, że on aż tak bardzo potrzebny do szczęścia nie jest.


Tak masz rację. Muszę tak zrobić :)
Teraz martwię się innym problemem :( . Ostatnio powiedziałam mu, że jak się nie wyprowadzi i nie da mi spokojnie żyć, to złożę wniosek o leczenie. Dostał na to dwa tygodnie i cisza.
Boję się, że ten czas minie i on dalej tu będzie. Szczerze miałam nadzieję że to zadziała...

pterodaktyll - Sob 02 Lut, 2013 21:30

Duszek napisał/a:
Boję się, że ten czas minie i on dalej tu będzie. Szczerze miałam nadzieję że to zadziała...

Nigdy ale to nigdy nie stawiaj warunków alkoholikowi jeśli nie masz zamiaru ich konsekwentnie wyegzekwować. Popatrz na to teraz z drugiej strony. Powiedziałaś i co? On nie ma najmniejszego zamiaru pewnie palcem w bucie ruszyć a to oznacza, że to Ty sama ustawiłaś się w przymusie pójścia i złożenia tego wniosku. Jeśli tego nie zrobisz, to jak mawiają Chińczycy, stracisz twarz a on dalej będzie sobie bimbał. Jeśli to zrobisz, będziesz tą "najgorszą" a Twojej rzeczywistości i tak to nie zmieni, bo jeśli chodzi o przymusowe leczenie, to ja jestem wielkim sceptykiem i mówiąc krótko nie bardzo w to wierzę. Ot i popatrz jak to wszystko wygląda :bezradny:

Duszek - Sob 02 Lut, 2013 21:36

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
Boję się, że ten czas minie i on dalej tu będzie. Szczerze miałam nadzieję że to zadziała...

Nigdy ale to nigdy nie stawiaj warunków alkoholikowi jeśli nie masz zamiaru ich konsekwentnie wyegzekwować. Popatrz na to teraz z drugiej strony. Powiedziałaś i co? On nie ma najmniejszego zamiaru pewnie palcem w bucie ruszyć a to oznacza, że to Ty sama ustawiłaś się w przymusie pójścia i złożenia tego wniosku. Jeśli tego nie zrobisz, to jak mawiają Chińczycy, stracisz twarz a on dalej będzie sobie bimbał. Jeśli to zrobisz, będziesz tą "najgorszą" a Twojej rzeczywistości i tak to nie zmieni, bo jeśli chodzi o przymusowe leczenie, to ja jestem wielkim sceptykiem i mówiąc krótko nie bardzo w to wierzę. Ot i popatrz jak to wszystko wygląda :bezradny:

Dziś mylę dokładnie tak jak Ty. Powiedziałam to w impulsie gniewu i złości, co mnie nie usprawiedliwia :(
Więc co teraz radzisz? Jest jakiś sposób, aby z tego wyjść z twarzą?

pterodaktyll - Sob 02 Lut, 2013 21:42

Duszek napisał/a:
Jest jakiś sposób, aby z tego wyjść z twarzą?

Owszem, wywalić gościa na zbity pysk po upływie tego czasu.........

pannamigotka - Sob 02 Lut, 2013 21:50

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
Jest jakiś sposób, aby z tego wyjść z twarzą?

Owszem, wywalić gościa na zbity pysk po upływie tego czasu.........

Umowa była inna, ja proponowałabym się ściśle trzymać wypowiedzianych słów. Umowa była taka- jak się nie wyprowadzi, to złożysz wniosek. I złóż. Nie ma już teraz znaczenia, czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na jego trzeźwość.
Ale to będzie dla niego sygnał, że nie rzucasz słów na wiatr. I że nie może sobie bimbać.
Potem mogą być kolejne warunki.

pterodaktyll - Sob 02 Lut, 2013 21:54

pannamigotka napisał/a:
Ale to będzie dla niego sygnał, że nie rzucasz słów na wiatr. I że nie może sobie bimbać.

Moja żona straszyła mnie rozwodem przez parę lat. Naprawdę wierzysz Migota, że on się przejmie zgłoszeniem go na przymusowe leczenie?

wolfdariusz - Sob 02 Lut, 2013 22:02

pterodaktyll napisał/a:
[
Nigdy ale to nigdy nie stawiaj warunków alkoholikowi jeśli nie masz zamiaru ich konsekwentnie wyegzekwować. :

posluchajcie Go . ma racje
ale dodalbym od siebie . to nalezy potem zaczac realizowac w kazdej innej dziedzinie zycia.
co innego gadamy, co innego robimy w takich sytuacjach. jak to mowiono kiedy : strachy na lachy
a co sie tyczy finansow w zyciu....nie nalezy udawac, ze to tylko dodatek do zycia. to jego podstawa egzystencji. egzaltacje, negowaniewartosci pieniedzy w wychowaniu dzieci to dziecinada i nieodpowiedzialnosc.
ale czasami trzeba zacisnac zęby i wejsc w biedniejszy fragment zycia. bo wolnosc nie ma CENY i poczucie godnosci kobiecej, bezpieczenstwo dzieci itd
co wam zreszta bede gledzil

pannamigotka - Sob 02 Lut, 2013 22:13

pterodaktyll napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Ale to będzie dla niego sygnał, że nie rzucasz słów na wiatr. I że nie może sobie bimbać.

Moja żona straszyła mnie rozwodem przez parę lat. Naprawdę wierzysz Migota, że on się przejmie zgłoszeniem go na przymusowe leczenie?

Nie miałoby to dla mnie w tej chwili żadnego znaczenia. Czy się przejmie, czy mu się tam spodoba, czy się stawi w ogóle. Jeśli powiedziała A...
Konsekwencja- nawet a może i przede wszystkim -dotycząca wypowiadanych słów.
Ja set razy mówiłam ostatnia szansa. I tak w kółko. Płakałam, straszyłam, błagałam. Tylko, że to nic nie daje. Dopiero jak powiedziałam raz i stanowczo- że pijany do domu nie wejdzie I wszedł. I wyleciał. Zimne noce przewietrzyły mózg i portfel. Potem rozmowa- ale już bez 'żartów'. I widział, że jestem inną Migotą, że się zmieniłam, że mam wsparcie, że nie jestem sama. Że mówię poważnie. Mój warunek ukończenie rocznej terapii. Nie musiałam go sama zgłaszać, polazł sam. I nawet już terapeuta nie jest idiotą. I AA przestało być sektą i już wymyślił, kogo poprosi, żeby był jego sponsorem. Wywrócił swoje życie o 180st, ale ja tego nie wymagałam. Ja wymagałam TYLKO zapisania się na terapię, a potem jej ukończenia (nawet nie trzeźwości, bo w to nie wierzyłam- zbyt wiele razy dostałam po du***) . Jak będzie zobaczymy, ale wiem jedno- nie powiem ani jednego słowa, którego nie jestem pewna w 100%, widzę, że on dopiero ma do mnie szacunek, kiedy dotrzymuję słowa.

*** nie, to nie chodzi o jego szacunek. Raczej o mój do samej siebie...

pterodaktyll - Sob 02 Lut, 2013 22:32

pannamigotka napisał/a:
wiem jedno- nie powiem ani jednego słowa, którego nie jestem pewna w 100%, widzę, że on dopiero ma do mnie szacunek, kiedy dotrzymuję słowa.
:tak: :tak:
wolfdariusz - Sob 02 Lut, 2013 22:40

to powinien byc hymn wspouzaleznionych
http://www.youtube.com/watch?v=1gTGmbA40ZQ

Duszek - Nie 03 Lut, 2013 17:37

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
Jest jakiś sposób, aby z tego wyjść z twarzą?

Owszem, wywalić gościa na zbity pysk po upływie tego czasu.........

Wywalić gościa...powiem Ci tak, to nie jest takie proste.
Dla mnie to żaden problem wystawić mu walizy za drzwi (mam w tym wprawę ;) )ale czy Ty myślisz, że on zabierze sobie te walizki i pójdzie?
Ostatni raz walczyłam z nim ponad pół roku i wiesz wyprowadził się. Ta walka odbiła się tylko i wyłącznie na moim dziecku. :(
Między czasie konsultowałam też sprawy odnośnie jego eksmisji z prawnikiem i powiem Ci, że według niego byłam wtedy bez szans.

Szczerze mówiąc ja liczyłam na to, że on się wyprowadzi, bo będzie się bał tego wniosku. Fakt, że ja wiele razy straszyłam różnymi sprawami, których nie dociągałam do końca. Tak było kiedyś...
Ale w końcu się odważyłam złożyć pozew o alimenty, na sprawie byłam twarda ;) i dostałam to, co chciałam. Odważyłam się zadzwonić na policję, jak wsiadał po pijanemu. Nie ukrywam już przed nikim jego problemu...
To może nie jest ze mną tak źle? :mysli:

olga - Nie 03 Lut, 2013 17:43

Duszek napisał/a:
Wywalić gościa...powiem Ci tak, to nie jest takie proste.


Uwierz mi, da się, tylko trzeba naprawdę tego chcieć, mieć świadomość, że już nie ma odwrotu, nie mieć żalu po stracie bo inaczej przyjmiesz go znowu.

Duszek - Nie 03 Lut, 2013 18:03

olga napisał/a:
Duszek napisał/a:
Wywalić gościa...powiem Ci tak, to nie jest takie proste.


Uwierz mi, da się, tylko trzeba naprawdę tego chcieć, mieć świadomość, że już nie ma odwrotu, nie mieć żalu po stracie bo inaczej przyjmiesz go znowu.

Hej Olgo! :)
Na wstępie powiem Ci, że swoja przygodę z forum zaczynałam od Ciebie :lol2: tzn. tak się złożyło, że akurat trafiałam głównie na Twoje wpisy...I dziwiło mnie to, ze Ty mimo swej byłej już sytuacji, jesteś taka radosna i szczęśliwa, ze bije od ciebie takie ciepło i optymizm...Dziwiło mnie, że Ty nie masz żalu do niego, życia...że nie tęsknisz...
Wiem, ze to my jesteśmy kowalami swego losu i wiele zależy od nas samych. ;)
Właśnie wywalić to nie problem, ale pozostać w tej decyzji....
Dzięki że dajesz mi wiarę :)

olga - Nie 03 Lut, 2013 18:28

Duszku panta rhei, wszystko płynie, zmienia się i nie ma powrotu do tego co było.
Duszek - Nie 03 Lut, 2013 18:30

Kiedy rozchodziłam się z nim ostatni raz, obiecałam sobie, że nigdy do niego nie wrócę...za dużo krzywd, zranień...Tak wylałam dużo łez, ale ja ciągle żyłam marzeniami i iluzjami...
Początkowo dzwonił do mnie i chciał przyjeżdżać, ale mu zabroniłam. Nie widzieliśmy się kawałek czasu...Dziś wiem jaka wtedy byłam spokojna...Do czasu!
Zaczęły się problemy...
Za dużo by to opisywać...Zaczął mnie straszyć, szantażować a gdy to nie pomagało to codziennie mi pisał jak tęskni i kocha...itd. Jazda po pijanemu, tarzanie się po ulicach, spanie w knajpach, gubienie kluczy, dokumentów i kilka osób, które mnie nachodziły mówiąc, żebym coś z tym zrobiła...bo straci pracę itd...Podkreślali mi też, że dorobiłam się na nim a teraz go na bruk...Początkowo z tym walczyłam, ale w końcu pękłam...
A było to tak...
Przyjechał trzeźwy na urlop do swego domu i straszył mnie policją bo to też jego...Ok powiedziałam mu, że jeśli się nachleje to wylatuje stąd. I wyleciał. Jego waliza na korytarzu i auto pod domem a on przez pięć dni żadnego znaku życia i nikt go nie widział...
Czułam się beznadziejnie jak zamknięta w klatce. Wydawało mi się, że ta sytuacja nie ma wyjścia, że nigdy się nie uwolnię i on nie da mi spokoju...że ciągle będzie coś. Chciałam wszystko rzucić i uciec stąd jak najdalej...Modliłam się żeby "jakaś" go zabrała i była taka chętna, ale on NIE! :uoee:
Wiecie co wtedy myślałam, że mu pomogę i muszę go zmusić do leczenia. Nie widziałam wtedy innej drogi (niestety). O tym, że mnie oszukał z leczeniem już pisałam...

Dziś wybrałabym już inaczej...Dziś wiem, że to było błędne myślenie osoby współuzależnionej...ale nie cofnę czasu...
Mogę tylko zacząć walczyć o siebie i lepsze jutro...

olga - Nie 03 Lut, 2013 18:40

Myśl tylko o sobie, nie powinnaś kierować sie litością bo to nie służy ani Tobie ani jemu.
Czytaj to co pisze Wolf w wątkach dla współ. bo on pisze bardzo mądrze i staraj sie tym kierować. :buzki:

Duszek - Nie 03 Lut, 2013 18:48

olga napisał/a:
Myśl tylko o sobie, nie powinnaś kierować sie litością bo to nie służy ani Tobie ani jemu.
Czytaj to co pisze Wolf w wątkach dla współ. bo on pisze bardzo mądrze i staraj sie tym kierować. :buzki:


Tak Olgo posłucham Twej rady ;) Dzięki :buzki:
Teraz tak na to wszystko patrzę i rzeczywiście to chyba głównie litość...
No bo co on zrobi....no bo zostanie sam...bo nie ma domu...nie ma rodziców itd. Ale to on wybrał sobie tę drogę i ja nie muszę tonąc z nim.
Teraz najbardziej brakuję mi wsparcia albo chociaż dobrego słowa,które dałoby mi siłę do działania i walki o siebie.

olga - Nie 03 Lut, 2013 18:58

Mnie najbardziej pomogło uswiadomienie sobie, że on jest odrębną osobą, niezależną ode mnie więc ja też jestem od niego niezależna. wcześniej odbierałam go jako część siebie a to przecież nieprawda.... Zrozumiałam wtedy, że tak naprawdę nie mam wpływu na jego decyzje, pozostawiłam go wolnego.
Duszek - Pon 04 Lut, 2013 20:36

pietruszka napisał/a:


...
Ale jak ktoś potrzebuje pomocy? Owszem, ale dziś ze względu na moje własne zdrowie ograniczam się do pomocy tam, gdzie widzę rzeczywistą chęć ratowania się. A tak na prawdę pomoc w przypadku wspoluzaleznienia ograniczyć się może do podzielenia się własnym doświadczeniem, dania namiarów na terapię czy Al-anon i ewentualnie wsparcia, gdy widać rzeczywiste i konkretne działania w kierunku skorzystania z pomocy... W innym przypadku zaszkodzić można jedynie sobie. I nie uważam tego za egoizm, a szacunek do własnej osoby.


Pietruszko pozwoliłam sobie ten Twój wpis z innego tematu wstawić w swój wątek - mam nadzieję, że tak można...i nie masz nic przeciwko...

A wstawiam go tu, abym nie zapomniała, że moje postanowienie to koniec narzekania i użalania się nad sobą i siedzenia w tej czarnej dziurze... :skromny:

Czasem było mi przykro i nawet miałam żal, że nie dostałam od Was wsparcia...Dziś już wiem, że to nie było tak...Problemem było to, że ja nie usłyszałam od Was tego, co chciałam usłyszeć...i dobrze, że tak było! Dziś to zrozumiałam. ;)

Czas zacząć żyć :) Wiem, ze przede mną długa droga...pewnie nieraz oparta na zwątpieniu i rezygnacji...
Dziś zrobiłam jeden mały krok na przód, ale za wcześnie by się tym podzielić...

pietruszka - Pon 04 Lut, 2013 22:01

Duszek napisał/a:
mam nadzieję, że tak można...i nie masz nic przeciwko...

Nie mam Duszku, nie mam :buziak:
Duszek napisał/a:
Czas zacząć żyć :)

I to mi się bardzo podoba :brawo:
Duszek napisał/a:
Wiem, ze przede mną długa droga...pewnie nieraz oparta na zwątpieniu i rezygnacji...

eee... ja ci tak cichutko na uszko powiem, że w rzeczywistości to ta droga bywa bardzo fascynująca, odkrywają się przed Tobą nowe widoki, możesz na niej spotkać niesamowitych ciekawych i życzliwych ludzi, tylko... trzeba w nią ruszyć, pomalutku, małymi kroczkami :) nawet jeśli jest pod górkę (z góry będzie lepiej widać :tak: )

dromax - Czw 07 Lut, 2013 10:46

Duszek napisał/a:
Związałam się z człowiekiem, który od samego początku lubił „beztroskie życie”.

:oops: Czyli sama zafundowałaś sobie los na własne życzenie. I to "od samego początku".

Duszek - Pią 08 Lut, 2013 14:53

dromax napisał/a:
Duszek napisał/a:
Związałam się z człowiekiem, który od samego początku lubił „beztroskie życie”.

:oops: Czyli sama zafundowałaś sobie los na własne życzenie. I to "od samego początku".

Dromax, myślisz, że człowiek sam świadomie skazuje siebie na cierpienie? 8|

U mnie było tak...:
Początkowo brak wiedzy...stare stereotypy...błędne przekonania...życie w małym środowisku...kolejne etapy szukania przyczyn...niewłaściwe zrozumienie uczuć...zrzucanie odpowiedzialności... złość...strach przed samotnością...manipulacje...."granie" na poczuciu winy...a przede wszystkim "umniejszanie problemu".... :szok:

Nie wiem jak jest...Być może i masz rację.
Kilka ostatnich lat minęło mi właśnie na obwinianiu siebie...a i mój M dbał o to, abym i tak się czuła....Teraz to nie ma znaczenia bo najważniejsze jest to, iż dotarłam do takiego momentu, kiedy zrozumiałam, że czasu nie cofnę ale mogę zawalczyć o życie swoje i dziecka...o spokojne i szczęśliwe życie.... :)

Wczoraj próbowałam z nim rozmawiać a właściwie przypomnieć mu o "naszej umowie" (wyprowadzka bądź leczenie) i co...znów usłyszałam jaka to jestem beznadziejna i go nie rozumiem a tylko ciągle marudzę, bo on ma problemy w pracy. Mówił, że dorobiłam się na nim a teraz go to won a to też jego mieszkanie, że jak mi nie pasuje to mam mu nie wchodzić w drogę a on dalej będzie tu mieszkał itd...Żaden argument do niego nie trafił. Według niego to ja wymyślam problem, bo się naczytałam głupot. :oops:

Klara - Pią 08 Lut, 2013 15:18

Duszek napisał/a:
próbowałam z nim rozmawiać

Duszku!
Nie "próbuj" rozmawiać.
Jeśli masz takie prawo żeby go wyeksmitować, załatw to formalnie i zakomunikuj mu ile ma czasu do wyprowadzki.
Gdy ten czas minie, wezwij policję, która go wyprowadzi.
Jeśli nie masz takich możliwości, bo on jest współwłaścicielem mieszkania, zorientuj się najpierw, jak się z nim rozstać, wszystko przemyśl i zaplanuj, a później wprowadź to w życie.

dromax - Pią 08 Lut, 2013 18:15

:oops: A jaki mają sens dyskusje o alkoholiźmie z czynnym alkoholikiem?
:? To NONSENS.
:? aLKOHOLIK ZASTOSUJE OD RAZU MECHANIZM ZAKŁAMANIA, ILUZJI, ZAPRZECZEŃ, RACJONALIZACJI, wpędzania w poczucie winy itd...itp.

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 10:51

dromax napisał/a:
:oops: A jaki mają sens dyskusje o alkoholiźmie z czynnym alkoholikiem?
:? To NONSENS.
:? aLKOHOLIK ZASTOSUJE OD RAZU MECHANIZM ZAKŁAMANIA, ILUZJI, ZAPRZECZEŃ, RACJONALIZACJI, wpędzania w poczucie winy itd...itp.

To nie była dyskusja.
Przypomniałam mu o moim warunku tzn. jeśli chce chlać to proszę bardzo, ale ja nie chcę tego widzieć i ma się wyprowadzić albo idzie się leczyć. Inaczej składam wniosek o leczenie...Jego czas na podjęcie decyzji dobiega końca.
Z mojej strony to była krótka informacja przekazana "miłym, spokojnym tonem". Jego odpowiedź była taka jak wyżej napisałam, ale ja z tym nie dyskutowałam. Z mojej strony nie było wyrzutów, kłótni, awantur ani tym bardziej nie było tłumaczenia. Moją odpowiedzią było, iż masz prawo do własnego zdania i własnych wyborów, ale ja czuję inaczej i nie pozwolę krzywdzić mnie ani dziecka.
Czy wg Ciebie postąpiłam niewłaściwie?

staaw - Sob 09 Lut, 2013 11:14

Duszek napisał/a:
chce chlać to proszę bardzo, ale ja nie chcę tego widzieć i ma się wyprowadzić albo idzie się leczyć. Inaczej składam wniosek o leczenie...

Chyba wniosek o eksmisję?
Skuteczność przymusowego leczenia jest bliska zeru, tylko dajesz mu następne narzędzie by miał czym Ci oczy mydlić...

esaneta - Sob 09 Lut, 2013 11:28

Stasiu, wg mnie masz połowiczną rację. Istotnie, lepszym rozwiązaniem jest absolutna izolacja od wyzwalacza (ja równiez nie wierzę w sukces wymuszonej terapii), jednak sądzę, ze wazniejsza na tym etapie jest konsekwencja działania. Jezeli jestem gotowa na to by złozyć wniosek o leczenie, to następnym krokiem będzie wniosek o eksmisje (jesli zaistnieje taka potrzeba) Wazne, by się nie wycofywac. Powoli, lecz pewnie :)
Duszek - Sob 09 Lut, 2013 11:32

Według mojej terapeutki skuteczność przymusowego leczenia to 22% (podobno jakieś ostatnie badania) i to jej zdaniem jest dobry wynik. :)

Natomiast moje zdanie jest podobne do Twojego. :( Nie można zmusić kogoś do zrobienia czegoś, czego nie chce. Poza tym, wg mnie ten wniosek powinien mieć inną nazwę, bo z prawnego punktu widzenia jest "niedopracowany" :) i może jedynie zmotywować, ale nie zmusić. Skoro tak myślę, więc po co mi to?

Chcę wyjść z twarzą z tego, co mu obiecałam (była umowa), i nie tylko mu ale również jego rodzinie. Po prostu - chcę być konsekwentna! :) Skoro "palnęłam" coś, co myślałam, że go przestraszy i on się wyprowadzi, bo "picie to cała jego miłość" to jak mam się teraz zachować? Kolejny raz pokazać, że "rzucam słowa na wiatr"?

Eksmisja
Byłam u prawnika i powiedział mi, że jak na razie jestem bez dużych szans. On może zająć się taką sprawą, ale wg niego szkoda kasy.

staaw - Sob 09 Lut, 2013 11:39

Duszek napisał/a:
Według mojej terapeutki skuteczność przymusowego leczenia to 22% (podobno jakieś ostatnie badania) i to jej zdaniem jest dobry wynik.

Tak dobry że aż nie wierzę...

Rób co możesz konsekwentnie i nie przejmuj się że Ci poprzeczkę podnoszę... :pocieszacz:

pterodaktyll - Sob 09 Lut, 2013 11:41

Duszek napisał/a:
jak mam się teraz zachować?

Dalej sie upieram przy wystawieniu jego walizek.......
Duszek napisał/a:
Chcę wyjść z twarzą z tego, co mu obiecałam (była umowa), i nie tylko mu ale również jego rodzinie

Po co? Czy to cokolwiek zmieni?

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 11:57

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
Według mojej terapeutki skuteczność przymusowego leczenia to 22% (podobno jakieś ostatnie badania) i to jej zdaniem jest dobry wynik.

Tak dobry że aż nie wierzę...

Rób co możesz konsekwentnie i nie przejmuj się że Ci poprzeczkę podnoszę... :pocieszacz:

Podnoś tę poprzeczkę :) A ja wyciągnę z tego odpowiednie wnioski. :tak:

Ja zarejestrowałam się tu po to, aby sobie pomóc i nie chcę niczego ubarwiać ani umniejszać. Tak samo chcę słuchać rad i opinii innych (niekoniecznie "miłego słodzenia"), bo właśnie to spojrzenie osób doświadczonych jest mi teraz najbardziej potrzebne. Dotąd szukałam pomocy u osób, u których nie powinnam...

Wiesz... zdaję sobie sprawę z tego, iż ten wniosek przedłuży tylko wszystko...
Ale naprawdę nie wiem jak z tego wyjść z twarzą...A Ty co myślisz?
Powiem Ci, że u mojego M zaczyna dziać się bardzo źle...tzn. przerwy w piciu to max 4 dni a później 5 dni leci, L-4 - pewnie wiesz po co..., opuszczanie dni w pracy itd...
Może to i dobrze...że tak płynie...

Najważniejsze, że ja zmieniam swój sposób myślenia i zachowania :)

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 12:18

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
jak mam się teraz zachować?

Dalej sie upieram przy wystawieniu jego walizek.......
Duszek napisał/a:
Chcę wyjść z twarzą z tego, co mu obiecałam (była umowa), i nie tylko mu ale również jego rodzinie

Po co? Czy to cokolwiek zmieni?


Ja naprawdę z całą tą sytuacją tzn. odnośnie umowy, nie wiem co mam zrobić... :beczy:
Mam jeszcze trzy dni.
Gubię się już w tym... :( Z jednej strony ja nie chcę go ratować, niech poczuje sam konsekwencję...Wcześniej tak właśnie było. On "zaliczał glebę" a ja go ratowałam, no bo co powiedzą inni i znów jego mamusia będzie miała rację, że to ja jestem tą złą...
Teraz nie chcę już!

Przypomniała mi się tak sytuacja... :(
Zniknął na kilka dni i nie wiedziałam gdzie jest. Zadzwoniła do mnie koleżanka, że podobno go pobili i była karetka. Zaczęłam go szukać i znalazłam....
Leżał nachlany, przykryty kocem. Powiedziałam mu wtedy dużo przykrych słów. Zadzwoniłam do jego mamy (chciałam się "wybielić?) i co...Zostawiłam go a on potrzebował pomocy medycznej a ja wg innych nie udzieliłam mu pomocy...Ale uratowała go tym razem mamusia...Mi powiedziała, że nie jestem człowiekiem, bo nawet "menelowi" się pomaga, gdy zagraża to życiu (cytat dosłowny).
Przez lata ta sytuacja się za mną ciągła, przez lata nie mogłam się pogodzić z poczuciem winy...

pterodaktyll - Sob 09 Lut, 2013 12:23

Duszek napisał/a:
Ja naprawdę z całą tą sytuacją tzn. odnośnie umowy, nie wiem co mam zrobić... :beczy:
Mam jeszcze trzy dni.

Albo będziesz do bólu konsekwentna albo rzeczywiście przegrasz kolejną lekcję życia a może i życie. Zastanów sie ile czasu ta sytuacja trwa.
Duszek napisał/a:
Zostawiłam go a on potrzebował pomocy medycznej a ja wg innych nie udzieliłam mu pomocy...Ale uratowała go tym razem mamusia...Mi powiedziała, że nie jestem człowiekiem, bo nawet "menelowi" się pomaga, gdy zagraża to życiu (cytat dosłowny)

Pomóc można tylko temu, kto tego chce, inaczej całą pomoc można sobie między bajki włożyć lub zgoła gdzie indziej i to powinnaś była powiedzieć tej mądrej teściowej.
Duszek napisał/a:
Leżał nachlany, przykryty kocem. Powiedziałam mu wtedy dużo przykrych słów. Zadzwoniłam do jego mamy (


A wystarczyło na policję........

esaneta - Sob 09 Lut, 2013 12:23

Duszek napisał/a:
Ja naprawdę z całą tą sytuacją tzn. odnośnie umowy, nie wiem co mam zrobić...
Mam jeszcze trzy dni.

Dlatego wspomniałam wczesniej o tym, by robić to, na co czujesz się gotowa.
Nigdy, przenigdy nie czyń alko deklaracji-gróźb, jesli nie czujesz sie na siłach, by je spełnić, konsekwentnie doprowadzic do końca.

pannamigotka - Sob 09 Lut, 2013 15:47

Duszku, jeśli nie będziesz konsekwentna i nie spełnisz danego słowa, to dajesz mu komfort picia i tym samem pomagasz mu w piciu!

Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa w pw, odpiszę, jak znajdę chwilę czasu :)

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 18:38

esaneta napisał/a:
Duszek napisał/a:
Ja naprawdę z całą tą sytuacją tzn. odnośnie umowy, nie wiem co mam zrobić...
Mam jeszcze trzy dni.

Dlatego wspomniałam wczesniej o tym, by robić to, na co czujesz się gotowa.
Nigdy, przenigdy nie czyń alko deklaracji-gróźb, jesli nie czujesz sie na siłach, by je spełnić, konsekwentnie doprowadzic do końca.


Ja właśnie czułam się gotowa na wykonanie owej deklaracji.
Inicjatywa wyszła od mojej terapeutki i omawiałam to z nią.
Byłam również u osoby, która zajmuje się przygotowaniem wniosków o przymusowe leczenie.
Moim jedynym problemem był wstyd, co wiąże się głównie z moją pracą a właściwie miejscem... I właśnie pani z tej Komisji mi powiedziała, że nie ja pierwsza i nie ostatnia i czas to przerwać, bo za dużo szans dostał już ode mnie.

Byłam na to gotowa, bo na razie prawnie nic więcej nie mogę...
A sytuacja jest coraz gorsza.
On ma po prostu raj w naszym domu. Brak tylko kucharki, która jedzonko uszykuje, no ale to nie problem dla niego, bo w lodówce zawsze się coś znajdzie.
Jedynym minusem dla niego jest to, że musi zapłacić alimenty. Nie ma awantur, nie ma 'marudzenia i narzekania". Żyć nie umierać...

Nie mogę tak żyć i nawet już nie chcę...

I właśnie dlatego zdecydowałam się na taki krok. I byłam pewna swej decyzji.
Wątpliwości pojawiły się teraz... :(

pterodaktyll - Sob 09 Lut, 2013 18:44

Duszek napisał/a:

I właśnie dlatego zdecydowałam się na taki krok. I byłam pewna swej decyzji.
Wątpliwości pojawiły się teraz...

Masochistka...... :p

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 19:05

Klara napisał/a:
Duszek napisał/a:
próbowałam z nim rozmawiać


Jeśli nie masz takich możliwości, bo on jest współwłaścicielem mieszkania, zorientuj się najpierw, jak się z nim rozstać, wszystko przemyśl i zaplanuj, a później wprowadź to w życie.


Klaro tak właśnie teraz staram się działać :lol2:
Wiele rzeczy muszę się jeszcze nauczyć, ale moim priorytetem jest teraz emocjonalne oddzielenie się od alkoholika i zapewnienie spokoju mojemu dziecku.
Zauważam już w sobie małe zmiany i bardzo mnie to cieszy. :rotfl:

Dziś już nie zamartwiam się tym, że on kolejny dzień pije - jego wybór.
Staram się być szczęśliwa i zadowolona. A przede wszystkim godzę się z tym, że człowieka którego tak kochałam i kocham (?) już nie ma...

Miałam dziś taką sytuację...
Wiesz ja często chodzę w bluzach mojego M - (potrzeba bliskości ?...- taka moja nadinterpretacja ;) ) i dziś usłyszałam od mojego dziecka, że nie lubi mnie w tych bluzach. Dlaczego? - spytałam. To bluzy taty.
Myślisz, że to coś znaczy, czy to może ja "szukam czegoś, czego nie ma" ?

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 19:15

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:

I właśnie dlatego zdecydowałam się na taki krok. I byłam pewna swej decyzji.
Wątpliwości pojawiły się teraz...

Masochistka...... :p

Wiesz to słowo ma dwa znaczenia... :lol2:
Jeśli chodzi o pierwsze... to powiem Ci, że z moją seksualnością wszystko w porządku!!! ;)
Natomiast drugie znaczenie...hm...nie wiem... :mysli:

pterodaktyll - Sob 09 Lut, 2013 19:19

Duszek napisał/a:
Wiesz to słowo ma dwa znaczenia..

wiem :mgreen:
Duszek napisał/a:
powiem Ci, że z moją seksualnością wszystko w porządku!!!

Postaram się wierzyć Ci na słowo ;)
Duszek napisał/a:
drugie znaczenie...hm...nie wiem...

Ale ja wiem, bo się sama , na własne życzenie katujesz :bezradny:

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 19:32

pterodaktyll napisał/a:


Duszek napisał/a:
drugie znaczenie...hm...nie wiem...

Ale ja wiem, bo się sama , na własne życzenie katujesz :bezradny:

Mój związek trwał ok. siedemnaście lat. Nie potrafię już powiedzieć kiedy to wszystko pękło...
Nie zamknę przeszłości w jeden dzień. Muszę to najpierw w sobie poukładać...i być tego pewna :tak: . Po to, aby mi już nigdy nie przyszedł taki durny pomysł :> jak powrót...
Idę małymi kroczkami :skromny:

pterodaktyll - Sob 09 Lut, 2013 19:36

Duszek napisał/a:
Nie zamknę przeszłości w jeden dzień. Muszę to najpierw w sobie poukładać...i być tego pewna

To ma sens......
Duszek napisał/a:
Idę małymi kroczkami
:tak:
Nie zapomnij odcinać wszystkich "ogonów" jakie się za Tobą ciągną i zrób to dokładnie :okok:

Duszek - Sob 09 Lut, 2013 19:50

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
Nie zamknę przeszłości w jeden dzień. Muszę to najpierw w sobie poukładać...i być tego pewna

To ma sens......
Duszek napisał/a:
Idę małymi kroczkami
:tak:
Nie zapomnij odcinać wszystkich "ogonów" jakie się za Tobą ciągną i zrób to dokładnie :okok:

Wszystkie ogony... Tak jest! :tak:
Dzięki! ;)
Dużo uczę się właśnie dzięki WAM!

pietruszka - Wto 12 Lut, 2013 16:34

Duszek napisał/a:
Wiesz ja często chodzę w bluzach mojego M - (potrzeba bliskości ?...- taka moja nadinterpretacja ;) ) i dziś usłyszałam od mojego dziecka, że nie lubi mnie w tych bluzach. Dlaczego? - spytałam. To bluzy taty.

Duszku, sukienkę załóż, ładny makijaż, biżuteria, włoski upnij... kobietą jesteś, więc męskie bluzy do kosza... szczególnie bluzy faceta, który Ciebie zwiódł... akysz...

Duszek - Czw 14 Lut, 2013 10:53

pietruszka napisał/a:
Duszek napisał/a:
Wiesz ja często chodzę w bluzach mojego M - (potrzeba bliskości ?...- taka moja nadinterpretacja ;) ) i dziś usłyszałam od mojego dziecka, że nie lubi mnie w tych bluzach. Dlaczego? - spytałam. To bluzy taty.

Duszku, sukienkę załóż, ładny makijaż, biżuteria, włoski upnij... kobietą jesteś, więc męskie bluzy do kosza... szczególnie bluzy faceta, który Ciebie zwiódł... akysz...


Upss...
Pietruszko te bluzy to strój "domowy" ;)
Wiesz ja mam taką pracę, że nie dałoby się w takim stroju (bluzy) tam wystąpić :lol2:
Czytałam kiedyś, że osoby współ. przestają dbać o swój wygląd zewnętrzny ale to jakoś mnie nie dotyczy. U mnie nowy ciuszek, makijaż, fryzjer to sposoby na "poprawę humoru" i odreagowanie :lol2: a także miłe uczucie "bycia kobietą".

W ostatnim czasie strasznie brakuję mi czułości, wsparcia i akceptacji... :beczy:
To głupie... ale może te jego bluzy częściowo zapewniają jakąś bliskość... :mysli:
Pewnie jeszcze żyję marzeniami, iluzjami i niespełnionymi obietnicami...
I teraz tęsknię za tym jego "przymilaniem się" , mimo, iż wiem, że to tylko przygotowywanie sobie gruntu pod kolejne "zapicie" (manipulacja). :bezradny:
Na razie jestem "twarda". A bluzy do "kosza". ;)
A on...dalej próbuje swoich "sztuczek"...odnośnie terapii, pracy...itd.

Ostatnio mu mówię, że może pić ile chce, od rana do wieczora, ale ja tego nie chcę widzieć i nie w tym domu. Picie=wyprowadzka, a dom i rodzina=leczenie.
Dziś się tak zastanawiam, jaki sens ma zmuszanie do terapii, bo póki on sam nie będzie chciał czegoś w swym życiu zmienić to nic z tego...
Pół roku temu "zaszył się"... dla mnie, bo jak to powiedział, bał się ze naprawdę mnie straci...Po trzech miesiącach popłynął... :(
Jednak zawsze gdzieś tli się nadzieja.... :skromny:

pterodaktyll - Czw 14 Lut, 2013 10:56

Duszek napisał/a:
Dziś się tak zastanawiam, jaki sens ma zmuszanie do terapii,

Moim zdaniem żadnego.......
Duszek napisał/a:
"zaszył się"... dla mnie, bo jak to powiedział, bał się ze naprawdę mnie straci..

Klasyka, sam tak kombinowałem...........
Duszek napisał/a:
zawsze gdzieś tli się nadzieja.

A niby na co? Nie masz jeszcze dość?

Duszek - Czw 14 Lut, 2013 11:33

Wiesz ja uważam, ze dobrze jest mieć nadzieję...
Nadzieja jest jedną z cząstek naszego życia...Oczywiście według mnie. :)
Z tym, że ja wiem że nadzieja to nie to samo co złudzenia...

Czy mam dość...?
Nie zastanawiam się nad tym.
Wiem co chcę! :) Wiem, że ja teraz jestem ważna i moje szczęście.
A on...ja próbuję nauczyć się, że on to oddzielna istota, która musi ponieść konsekwencję swoich wyborów.
Czasem nie radzę sobie ze swoimi uczuciami :najczęściej z litością i tęsknotą :beczy: , ale to nie znaczy, że znów "zaślepia" mnie miłość do alko i jego próby "ułożenia mnie". :)

pietruszka - Czw 14 Lut, 2013 11:56

Duszek napisał/a:
To głupie... ale może te jego bluzy częściowo zapewniają jakąś bliskość... :mysli:

Może sobie sprawić taką poduchę (albo uszyć samemu, choć niekoniecznie z jego bluz)

bezpieczniejsze i bez dodatkowych obciążeń ;)

pannamigotka - Czw 14 Lut, 2013 14:48

Duszek napisał/a:
Wiesz ja uważam, ze dobrze jest mieć nadzieję...

O ile nie jest się osobą współuzależnioną i o ile marzenia nie tyczą się alkoholika.

ewa29 - Czw 14 Lut, 2013 15:44

Duszek napisał/a:
uważam, ze dobrze jest mieć nadzieję...
Nadzieja jest jedną z cząstek naszego życia...Oczywiście według mnie. :)

Warto jest mieć nadzieję nadzieja jest dla każdego, kto pragnie uwierzyć czasem w niemożliwe. Zapragnąć w określonym momencie życia czegoś, co dobre, mądre i piękne.
Podobno przegrywa się życie, gdy zabraknie już nadziei.To ona umiera ostatnia. :)

Scarlet O'Hara - Czw 14 Lut, 2013 17:54

Nawet nie wiesz jak bliskie jest to wszystko co opisujesz ja ze swoim ostatnio obchodziłam 17-tą rocznicę ślubu ,gdybym wiedziała........hm byłabym chyba pierwszą uciekającą panną młodą w mojej parafi hihihi. :szok:

No ale ja nie o tym

Duszek napisał/a:

W ostatnim czasie strasznie brakuję mi czułości, wsparcia i akceptacji... :beczy:


Wsparcia i akceptacji to Ty na pewno od niego nie otrzymasz ale jeśli potrzebujesz czułości co Ci szkodzi podejśc i się przytulić?
Ja miewałam kiedyś z tego powodu straszne doły ,że mój mąż jest oschły>Ciężko było mi się przełamać ,myślałam,ze wręcz jest to nie możliwe a jednak się da.



Duszek napisał/a:
Pewnie jeszcze żyję marzeniami, iluzjami i niespełnionymi obietnicami...
I teraz tęsknię za tym jego "przymilaniem się" , mimo, iż wiem, że to tylko przygotowywanie sobie gruntu pod kolejne "zapicie" (manipulacja). :bezradny:
Na razie jestem "twarda". A bluzy do "kosza". ;)
A on...dalej próbuje swoich "sztuczek"...odnośnie terapii, pracy...itd.


Bardzo często łapię się a tym kiedy mój szanowny jest na głodzie alkoholowym i jest strasznie nabuzowany ,myślę wtedy a idź nachlej się i spuść to ciśnienie bo nie wyrabiam.
Nie boję się już tego.nauczyłam się nawet poprawnie reagować co przynosi jakiś tam efekt.
Jeśli chodzi o marzenia to każdy je ma ale ja już nie marzę o cudownym życiu u jego boku.Zbieram siły.
Też jestem ćwiczona w sprawie mojej terapii jednak puszczam w niepamięć jego drwiny ,nic sobie z tego nie robię.


Duszek napisał/a:
Dziś się tak zastanawiam, jaki sens ma zmuszanie do terapii, bo póki on sam nie będzie chciał czegoś w swym życiu zmienić to nic z tego...


Moja terapka mawia tak: mówi się ,że do 3 razy sztuka ale z alko to i nawet do 10-ciu jak nie więcej .Warto zmuszać,bo nie wiadomo kiedy ,nie wiadomo kto zrobi a nim to wrażenie ,nie wiadomo kiedy on załapie,może to będzie jakaś osoba z terapi,wykładowca,zdanie,słowo i zaskoczy."
Najważniejsze byś nie ingerowała,byś nie wiązała wielkich z tym planów z racji choroby oczywiście.


Duszek napisał/a:
Pół
roku temu "zaszył się"... dla mnie, bo jak to powiedział, bał się ze naprawdę mnie straci...Po trzech miesiącach popłynął... :(
Jednak zawsze gdzieś tli się nadzieja.... :skromny:


To mój chyba kocha mnie bardziej :rotfl: dla mnie zaszywał się może x4 mniej więcej wyrabiał czasowo jak Twój .Choroba wygrała .Nie leczona główka z nałogiem nie wygra.

staaw - Czw 14 Lut, 2013 19:36

Duszek napisał/a:
A on...ja próbuję nauczyć się, że on to oddzielna istota, która musi ponieść konsekwencję swoich wyborów.

A co będzie jak już konsekwencje poniesie? Czy będzie miał prawo do własnego zdania czy Ty wiesz lepiej jak uczynić go szczęśliwym?

Duszek - Sob 16 Lut, 2013 14:59

pannamigotka napisał/a:
Duszek napisał/a:
Wiesz ja uważam, ze dobrze jest mieć nadzieję...

O ile nie jest się osobą współuzależnioną i o ile marzenia nie tyczą się alkoholika.

Wiesz długo się zastanawiałam co napisać, aby Cię nie urazić...
I przypomniałam mi się taka przykra historia:
osoba chora na raka, przerzuty i zero szans na wyleczenie, ba nawet lekarze potrafili określić jej czas...Wszyscy wiedzieli, że to już koniec i co myślisz, że straciliśmy nadzieję i siedzieliśmy z założonymi rękami odliczając jej czas...Nie! Szukaliśmy innych specjalistów, bioenergoterapeutów i wiele, wiele więcej...Choroba zrobiła swoje. :( ale nadzieja pozostała do końca...

Nie porównuję alkoholizmu do żadnej innej choroby. Pokazuję ci przykład posiadania nadziei sytuacji, której znamy zakończenie....

Jak to się ma do choroby alkoholowej...
Otóż gdybym miała nadzieję na to, ze mój M wróci do "kontrolowanego picia" ...a cała przeszłość "pryśnie" to byłoby to "niepoważne", nierealne i absurdalne marzenie...
No ale jeśli moją nadzieją jest to, że on podejmie leczenie i będziemy próbować oboje zbudować nasz świat na nowo... to chyba nie jest to takie niemożliwe....

Myślę, że gdyby właśnie nie nadzieja to wiele osób uzależnionych i współuzależnionych nie byłoby tu na forum... ;)

Duszek - Sob 16 Lut, 2013 15:07

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
A on...ja próbuję nauczyć się, że on to oddzielna istota, która musi ponieść konsekwencję swoich wyborów.

A co będzie jak już konsekwencje poniesie? Czy będzie miał prawo do własnego zdania czy Ty wiesz lepiej jak uczynić go szczęśliwym?

Wiesz...wtedy będziemy żyli jak w bajce....długo i szczęśliwie... :lol2: :lol2: :lol2:

A teraz tak poważniej...Zanim ja odpowiem na Twoje pytanie to najpierw spytam ;) :
Staaw czyli mam rozumieć, że Ty uważasz, że on nie ma prawa do własnego zdania i to ja wiem, co dla niego jest dobre?

pterodaktyll - Sob 16 Lut, 2013 15:08

Duszek napisał/a:
jeśli moją nadzieją jest to, że on podejmie leczenie i będziemy próbować oboje zbudować nasz świat na nowo... to chyba nie jest to takie niemożliwe....

Owszem ale pod warunkiem, że po tym leczeniu Twój partner będzie również tego chciał a po drugie, Ty będziesz w stanie przyjąć i zaakceptować te zmiany, jakie w nim zajdą a są to duże zmiany i właściwie widzisz człowieka, którego niby doskonale znasz a okazuje się, że nie masz najmniejszego pojęcia do czego jest zdolny i jakie postawi warunki dla tego związku. Tak, tak. Warunki Duszku. To będzie życie z tym samym człowiekiem ale zupełnie nie takim samym, jakiego znałaś do tej pory.

Duszek - Sob 16 Lut, 2013 15:27

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
jeśli moją nadzieją jest to, że on podejmie leczenie i będziemy próbować oboje zbudować nasz świat na nowo... to chyba nie jest to takie niemożliwe....

Owszem ale pod warunkiem, że po tym leczeniu Twój partner będzie również tego chciał a po drugie, Ty będziesz w stanie przyjąć i zaakceptować te zmiany, jakie w nim zajdą a są to duże zmiany i właściwie widzisz człowieka, którego niby doskonale znasz a okazuje się, że nie masz najmniejszego pojęcia do czego jest zdolny i jakie postawi warunki dla tego związku. Tak, tak. Warunki Duszku. To będzie życie z tym samym człowiekiem ale zupełnie nie takim samym, jakiego znałaś do tej pory.

Zgadzam się z tym wszystkim co napisałeś. ;)

Po prostu uważam, że nadzieja dotyczy każdego człowieka i nie ma znaczenia czy jest się uzależnionym czy współuzależnionym...I te moje przemyślenia miały to ukazać... :)
I proszę weź pod uwagę, że ja napisałam; "jeśli moją nadzieją...", a więc to było takie założenie...rzeczy możliwych...co nie znaczy, że tak chcę... ;)

pterodaktyll - Sob 16 Lut, 2013 15:30

Duszek napisał/a:
to było takie założenie...rzeczy możliwych...co nie znaczy, że tak chcę

I tej wersji się trzymajmy ;)

staaw - Sob 16 Lut, 2013 15:59

Duszek napisał/a:
A teraz tak poważniej...Zanim ja odpowiem na Twoje pytanie to najpierw spytam:
Staaw czyli mam rozumieć, że Ty uważasz, że on nie ma prawa do własnego zdania i to ja wiem, co dla niego jest dobre?

Moim skromnym zdaniem znaczna część alkoholików siedzi mocno pod pantoflem swoich współcośtam które potęgują ich poczucie winy kiedy za bardzo głowę podnoszą i chcą zająć należne im miejsce głowy rodziny, nie wiem jak będzie z Twoim osobistym...
Oby było inaczej, wtedy macie szansę.... o ile on zechce z niej skorzystać...

Duszek - Sob 16 Lut, 2013 16:22

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
A teraz tak poważniej...Zanim ja odpowiem na Twoje pytanie to najpierw spytam:
Staaw czyli mam rozumieć, że Ty uważasz, że on nie ma prawa do własnego zdania i to ja wiem, co dla niego jest dobre?

Moim skromnym zdaniem znaczna część alkoholików siedzi mocno pod pantoflem swoich współcośtam które potęgują ich poczucie winy kiedy za bardzo głowę podnoszą i chcą zająć należne im miejsce głowy rodziny, nie wiem jak będzie z Twoim osobistym...
Oby było inaczej, wtedy macie szansę.... o ile on zechce z niej skorzystać...

A więc teraz Ci odpowiem. ;)
Kiedy wylądowałam na pierwszym spotkaniu z terapeutą swoją rozmowę zaczęłam od słów: "wszystko to moja wina"...Czułam się winna bo ja taka zła...bo go nie rozumiem...bo nie wspieram...bo gdybym była inna...a może przesadzałam...a może go ograniczałam...i wiele wiele więcej....Postanowiłam sobie, że zmienię się dla niego i dam mu miłość, wsparcie...zero marudzenia, zrzędzenia i awantur. Taka sielanka...choć nie było łatwo :)
I wiesz co ....ja się zmieniałam naprawdę, a on...jak pił tak pije dalej a nawet może i więcej...Teraz czuję się lepiej, bo zrozumiałam, że to nie moja wina a moje zachowanie tylko pomagało mu pić a nie było przyczyną picia...
Nie wiem co myśli mój M, gdyż trudno to określić przy czynnym alkoholizmie...W każdym razie ja chciałabym mieć równorzędnego partnera w swym życiu... :)

staaw - Sob 16 Lut, 2013 16:45

Duszek napisał/a:
W każdym razie ja chciałabym mieć równorzędnego partnera w swym życiu...

Teraz pozostaje Ci:
-dbać o siebie i dzieci
-odbierać małżonkowi komfort picia garściami a nawet wałkiem (tylko byle śladów nie było)
-czekać co on na to

Jeżeli rozpocznie leczenie i będziecie w stanie wybaczyć sobie i wzajemnie okres czynnej choroby, macie szansę...

pietruszka - Sob 16 Lut, 2013 17:35

staaw napisał/a:
-czekać co on na to

niestety to taka paskudna choroba... że można czekać do usranej śmierci (przepraszam za dosłowność)... i tak bywa najczęściej :bezradny:
staaw napisał/a:
a nawet wałkiem (tylko byle śladów nie było)

nie jestem zwolenniczką przemocowych zachowań :nunu:

staaw - Sob 16 Lut, 2013 17:43

pietruszka napisał/a:
niestety to taka paskudna choroba... że można czekać do usranej śmierci (przepraszam za dosłowność)... i tak bywa najczęściej

Ja jestem szczęśliwy, Ewcia (chyba) też... czyli da się...
Fakt że trzeźwego związku doczekują jedynie Wybrańcy... :bezradny:

pietruszka - Sob 16 Lut, 2013 17:58

staaw napisał/a:
To żadna przemoc Wysoki Sądzie, mąż wrócił pijany do domu, nie zapalił światła, przejechał się na wałku i wyrżnął głową o szafkę. I tak pięć razy...

to nie jest zabawne dla mnie Staś, podczas gdy tyle kobiet siedzi w więzieniach za zabicie swoich mężów. Wcale nierzadko ma się myśli o zabiciu pijącego partnera/męża. sama tak miałam w afekcie, szczęście, że nie miałam nic pod ręką. Bardzo wiele kobiet tak ma, choć bardzo rzadko o tym wspominamy... To jest taki napływ złych emocji pod wpływem stresu, że... o nieszczęście bardzo łatwo...

staaw - Sob 16 Lut, 2013 18:02

pietruszka napisał/a:
to nie jest zabawne dla mnie Staś, podczas gdy tyle kobiet [...]

Właśnie Pietrusiu... to nie tylko jest żart...
Nabierając dystansu do pewnych rzeczy, czasem "żartuję" z moich pijackich wyczynów, uodparniam się na nie, przypuszczam że Ty też możesz...

pietruszka - Sob 16 Lut, 2013 18:14

staaw napisał/a:
Nabierając dystansu do pewnych rzeczy, czasem "żartuję" z moich pijackich wyczynów

tak, mogę żartować na ten temat, z siebie, ze swoich zachowań, choć staram się unikać "nabierania aż takiego dystansu", gdy rozmawiam z osobą jeszcze stosunkowo świeżą w temacie.

Kiedy zaczynałam moją drogę zdrowienia to nie było mi do śmiechu i wiele spraw traktowałam bardzo poważnie... Czasem jednak zdarzały mi się dni, kiedy próbowałam wiele problemów "obśmiać" , wtedy była to zwykle forma ucieczki od problemów.

A jakoś (nawet w żarcie) namawianie koalki, by:
staaw napisał/a:
-odbierać małżonkowi komfort picia garściami a nawet wałkiem (tylko byle śladów nie było)
uważam za wyjątkowo niestrawny i niewybredny żart.

No ale to oczywiście moje zdanie...mnie jako pietruszki, nie moderatora...

esaneta - Nie 17 Lut, 2013 09:47

pietruszka napisał/a:
staaw napisał/a:
To żadna przemoc Wysoki Sądzie, mąż wrócił pijany do domu, nie zapalił światła, przejechał się na wałku i wyrżnął głową o szafkę. I tak pięć razy...

to nie jest zabawne dla mnie Staś, podczas gdy tyle kobiet siedzi w więzieniach za zabicie swoich mężów. Wcale nierzadko ma się myśli o zabiciu pijącego partnera/męża. sama tak miałam w afekcie, szczęście, że nie miałam nic pod ręką. Bardzo wiele kobiet tak ma, choć bardzo rzadko o tym wspominamy... To jest taki napływ złych emocji pod wpływem stresu, że... o nieszczęście bardzo łatwo...


Ja załozyłam sprawę mężowi o znęcanie przede wszystkim dlatego, że bałam się, iż któregoś dnia pod wpływem tych przeraźlwie silnych emocji zabiję go. 8|

pannamigotka - Nie 17 Lut, 2013 09:55

esaneta napisał/a:
bałam się, iż któregoś dnia pod wpływem tych przeraźlwie silnych emocji zabiję go. 8|

Ja z kolei kładąc się spać wyobrażałam sobie, że dusi się w swoim pijackim śnie, a rano znajduję go nie żywego i załatwiam pogrzeb. To było w formie życzeniowej. :shock: Jeszcze nie doszłam do myśli, że to ja mu pomagam się udusić, ale co by było za 2/5/10 lat?

esaneta - Nie 17 Lut, 2013 10:28

pannamigotka napisał/a:
ale co by było za 2/5/10 lat?

dobrze, że nie czekałas tego momentu...to okropne :uoee:

pietruszka - Nie 17 Lut, 2013 10:32

esaneta napisał/a:
to okropne :uoee:

Tak. Kiedyś miałam poczucie winy, ze to ja jestem taka nienormalna, ale słyszałam to od większości współuzależnionych. Szczęściem, że do szuflady z kuchennym nożem jest wystarczająco daleko... I przerażające jest, gdy wydaje się, ze nie ma innej alternatywy. taka chwila, taki moment... brrrrr...
fakt, że kiedy dotarło do moej świadom ości jak byłam blisko... zadział jak wiadro lodowatej wody...

esaneta - Nie 17 Lut, 2013 10:36

pietruszka napisał/a:
dotarło do moej świadom ości jak byłam blisko... zadział jak wiadro lodowatej wody...

u mnie było identycznie....normalnie jakbym z transu się obudziła :(
Na drugi dzień pojechałam na policję a dzisiaj mąż już jest po 2 wyrokach skazujących za znęcanie,

staaw - Nie 17 Lut, 2013 10:42

esaneta napisał/a:

Na drugi dzień pojechałam na policję a dzisiaj mąż już jest po 2 wyrokach skazujących za znęcanie,

I to jest jedyne rozsądne rozwiązanie...

pannamigotka - Nie 17 Lut, 2013 10:44

esaneta napisał/a:
pietruszka napisał/a:
dotarło do moej świadom ości jak byłam blisko... zadział jak wiadro lodowatej wody...

u mnie było identycznie....normalnie jakbym z transu się obudziła :(
Na drugi dzień pojechałam na policję a dzisiaj mąż już jest po 2 wyrokach skazujących za znęcanie,

Ja z kolei napisałam rozpaczliwego posta tutaj, na forum (kiedy te myśli się pojawiły, bo czułam, że nie chcę mieć takich przerażających myśli i że coś muszę zrobić, bo dojdzie do tragedii!).
Tu wysłałyście mnie na Al-Anon i terapię, dzięki czemu takie myśli już się nie pojawiły. Ale na Al-Anon i na terapii dowiedziałam się zarówno od innych współ ja i od terapeutki ds uzależnień, że takie myśli ma wiele kobiet i nie są one niczym nadzwyczajnym- tzn życie z czynnym alko jest takim koszmarem, że śmierć alkoholika wydaje się być najłatwiejszym rozwiązaniem, jaki podsuwa mózg.

esaneta - Nie 17 Lut, 2013 10:47

staaw napisał/a:
esaneta napisał/a:

Na drugi dzień pojechałam na policję a dzisiaj mąż już jest po 2 wyrokach skazujących za znęcanie,

I to jest jedyne rozsądne rozwiązanie...

podświadomie wybrałam mniejsze zło - jego dwa wyroki w zawiasach niz mój jeden dożywocia fsdf43t

dzisiaj potrafię sobie z tego żartować (oczywiście w granicach jakiejs przyzwoitości), ale wtedy nie było mi do smiechu 8|

staaw - Nie 17 Lut, 2013 10:57

esaneta napisał/a:
dzisiaj potrafię sobie z tego żartować (oczywiście w granicach jakiejs przyzwoitości), ale wtedy nie było mi do smiechu

Ja mojej mamie wielokrotnie życzyłem śmierci, zmienić sytuacji nie pozwalał mi strach że nie poradzę sobie z życiem...

Duszek - Pon 11 Mar, 2013 20:45

Witam, dawno tu nie byłam... :skromny:
Trudno mi ostatnio skupić się na swoich uczuciach...trudno mi je przeanalizować...
Zaczyna się coś zmieniać...Czuję jakiś niepokój i staram się go nie wpuścić do swoich myśli...walczę sama z sobą...
:(

staaw - Pon 11 Mar, 2013 20:52

Duszek napisał/a:
Czuję jakiś niepokój i staram się go nie wpuścić do swoich myśli...walczę sama z sobą...

Tyle jest rzeczy z którymi można walczyć, dla czego wybrałaś właśnie siebie?
Wpuść niepokój, usiądźcie i spytaj co stracić możesz a co zyskać...
Wtedy niepokój zniknie, pojawi się strach lub spokój...

Duszek - Pon 11 Mar, 2013 21:08

Staaw dlaczego walczę z sobą...właśnie dlaczego...
Wiele razy siadałam i próbowałam zrobić bilans zysków i strat...Słaby ze mnie ekonomista :(
Co się zmieniało...
Wiele a może i nic...
Patrzę na mój związek (jeśli to tak można nazwać) i co widzę...Pustkę, zimno, chłód i obojętność...Widzę brak bliskości, zaufania, oddalanie się...
Może to i normalne w związku z alkoholikiem...tylko ja tego aż tak nie czułam wcześniej...
A może to ja się zmieniam...Nie chcę już tego...

A z drugiej strony...czasem wpadam w taką pułapkę i znów mam ochotę go kontrolować...sprawdzać...wydzwaniać... prosić...Tylko po co...to nic nie zmieni, to co zostało zniszczone nie da się odbudować...Nie mam wpływu na nic...

pannamigotka - Pon 11 Mar, 2013 21:11

Duszek napisał/a:
Staaw dlaczego walczę z sobą...właśnie dlaczego...

Ja na terapii usłyszałam, że jestem swoim największym wrogiem.
Do dziś mi dźwięczą te słowa w głowie i analizuję je.

BARBARA - Pon 11 Mar, 2013 21:31

Duszek napisał/a:
Tylko po co...to nic nie zmieni, to co zostało zniszczone nie da się odbudować...Nie mam wpływu na nic...

:buziak: :pocieszacz: :okok:

Scarlet O'Hara - Pon 11 Mar, 2013 22:59

Duszek napisał/a:

Patrzę na mój związek (jeśli to tak można nazwać) i co widzę...Pustkę, zimno, chłód i obojętność...Widzę brak bliskości, zaufania, oddalanie się...
Może to i normalne w związku z alkoholikiem...tylko ja tego aż tak nie czułam wcześniej...
A może to ja się zmieniam...Nie chcę już tego...


Myślę,ze w związku z alko nie ma miejsca na zaufanie.Bliskość? jaką bliskość on jest blisko z butelką i myślami o niej.Oddaliliście się bo jesteś jego wrogiem nr 1 przecież nie jesteś w stanie zaakceptować jego "kochanki"
U mnie kiedy w związku była antarktyda oj jaka byłam :beczy: :beczy: :beczy: nieszczęsliwa.
Czekałam na choćby drobny gest,zainteresowanie,dobre słowo ,byłam przygnębiona , zdołowana.Tylko,że na pustkę ,zimno i chłód znalazłam sposób.
zaopiekowała się mną najcudowniejsza osoba jaką znam czyli ja :tak: od razu było mi raźniej.
Polubiłam spędzać czas ze sobą gdy koleżanki były zabiegane ,stwierdziłam a po jakiego grzyba mi on? Bo kiedy już mi towarzyszył to albo mi spierdzielił humor albo komentował na głos a to po drodze wyhaczył mandacik za 500zł. za prędkość za tyle kasy to bym sobie nie źle zaszalała pomyślałam heloł a co ten facet tutaj robi?
I takim sposobem ja spędzałam czas tak jak lubię w dobrym humorze,zawsze kogoś nowego pozałam a on.......też robił co chciał.


Duszek napisał/a:
A z drugiej strony...czasem wpadam w taką pułapkę i znów mam ochotę go kontrolować...sprawdzać...wydzwaniać... prosić...Tylko po co...to nic nie zmieni, to co zostało zniszczone nie da się odbudować...Nie mam wpływu na nic...


:mysli: Asiu ja też miewałam i miewam takie zmienne nastawiene,popadałam ze skrajności w skrajność .Chcę ale nie chcę, nie obchodzi mnie ale za chwilę siedziałam w internecie na bilingach i studiowałam połączenia itp,itd.

Myślę,że jest Ci jeszcze trudno pogodzić się z faktem bezsilności.Latami czekamy i liczymy na cud a on nie nadchodzi. :bezradny:
Będzie dobrze. :pocieszacz: :buziak:

Duszek - Śro 13 Mar, 2013 19:42

Scarlet O'Hara napisał/a:

Myślę,ze w związku z alko nie ma miejsca na zaufanie.Bliskość? jaką bliskość on jest blisko z butelką i myślami o niej.Oddaliliście się bo jesteś jego wrogiem nr 1 przecież nie jesteś w stanie zaakceptować jego "kochanki"
U mnie kiedy w związku była antarktyda oj jaka byłam :beczy: :beczy: :beczy: nieszczęsliwa.
Czekałam na choćby drobny gest,zainteresowanie,dobre słowo ,byłam przygnębiona , zdołowana.Tylko,że na pustkę ,zimno i chłód znalazłam sposób.

Ja też kiedyś czekałam... :tak: Były momenty, że wykorzystywałam jego "przygotowywanie sobie gruntu pod picie"...Był czasami taki czuły, miły i cudowny. Czułam się wtedy taka kochana.
Tylko wiesz, zaczęłam sobie zdawać sprawę, że to nie było tak do końca...To tylko moje wyobrażenie o nim :( bo rozdzielał nas mur, który dało się wyczuć... :(

Scarlet O'Hara napisał/a:

Tylko,że na pustkę ,zimno i chłód znalazłam sposób.
zaopiekowała się mną najcudowniejsza osoba jaką znam czyli ja :tak: od razu było mi raźniej.

Właśnie myślę, że jestem na dobrej drodze, aby znaleźć ten cudowny środek...

Scarlet O'Hara napisał/a:

Asiu ja też miewałam i miewam takie zmienne nastawiene,popadałam ze skrajności w skrajność .Chcę ale nie chcę, nie obchodzi mnie ale za chwilę siedziałam w internecie...

Wcześniej pisałam o walce z sobą...Ta walka polega na tym, że nie chcę już cierpieć przez to całe bagno jakie robi alkohol...Nie chcę aby targały mną znów te znane, stare schematy...Chcę żyć i być szczęśliwa...
Wiesz kiedyś byłam wesołą i fajną osobą, na którą zawsze można było liczyć...i ja się dobrze z sobą czułam...(Oj kiedy to było... :] )
A teraz...teraz jestem "starą" zrzędliwą babą :uoee: z pretensjami do całego świat i wszędzie szukającą dziury. Nic mnie nie cieszy...Tak się czuję...
Nie pozwolę aby on "pogrążył" mnie bardziej, nikt nie jest tego wart...
Poza tym zdałam sobie sprawę, że moje życie z nim jest takie szare i bezbarwne...

Scarlet O'Hara napisał/a:

Myślę,że jest Ci jeszcze trudno pogodzić się z faktem bezsilności.Latami czekamy i liczymy na cud a on nie nadchodzi.

:tak:
Masz rację. Nie do końca pogodziłam się z bezsilnością tzn. rozumiem to, ale nie poczułam jeszcze...
Cud...przestaję już na niego liczyć. :( W moim związku wydarzyło się dużo przykrości i uwierz nie zawsze wszystko można skleić... Choć jeszcze pól roku temu byłam pewna, że można zbudować wszystko od nowa...Nawet gdyby się dało...to jednak to już nigdy nie będzie to samo...

Scarlet być może i wolniej wszystko do mnie dociera,ale ja chcę to wszystko przeżyć tak, abym już nigdy nie musiała się cofać...tzn. nie chcę niczego udawać ani ukrywać swoich uczuć i jeśli czuję, że jest mi źle to nie będę mówić, że tak nie jest.

Iwa - Śro 13 Mar, 2013 21:18

pannamigotka napisał/a:
śmierć alkoholika wydaje się być najłatwiejszym rozwiązaniem, jaki podsuwa mózg.


:beczy: :tak: :beczy:

ja - Śro 13 Mar, 2013 22:30

Duszek napisał/a:
tzn. nie chcę niczego udawać ani ukrywać swoich uczuć

TO jest własnie to, co mi też terapia dała. Takie najbardziej zauważalne. Nie chcę udawać. Jak nie wiem co powiedzieć to milczę. I to samo ostatnio terapeutka dziewczynom tłumaczyła.

Scarlet O'Hara - Śro 13 Mar, 2013 22:44

Duszek napisał/a:

Tylko wiesz, zaczęłam sobie zdawać sprawę, że to nie było tak do końca...To tylko moje wyobrażenie o nim


Witaj w klubie


Duszek napisał/a:
Wiesz kiedyś byłam wesołą i fajną osobą, na którą zawsze można było liczyć...i ja się dobrze z sobą czułam...(Oj kiedy to było... :] )


I taka jesteś :pocieszacz: :buziak: tylko Twoje myślenie troszkę jakby poszło innym torem.Czytam co piszesz ,bardzo ładnie ubierasz myśli w słowa ,nawet Twój login chyba do Ciebie pasuje.Duszek Kacperek -znasz tę bajkę?Jaki on słodki jest fsdf43t .

Tez uwielbiam się śmiać nawet z głupot casem to trochę mi wstyd ale mam to szczęście,że w sumie to nie wyglądam a swój wiek a każdy ma tyle na ile się czuje więc w moim wypadku o 20 lat mniej.


Duszek napisał/a:

,ale ja chcę to wszystko przeżyć tak, abym już nigdy nie musiała się cofać...tzn. nie chcę niczego udawać ani ukrywać swoich uczuć i jeśli czuję, że jest mi źle to nie będę mówić, że tak nie jest.


I to jest bardzo mądre. :buziak: :buzki:

Duszek - Nie 17 Mar, 2013 21:38

Scarlet O'Hara napisał/a:
Duszek Kacperek -znasz tę bajkę?Jaki on słodki jest fsdf43t .

Tak, tak znam go! :lol2: Daleko mi do niego...

Oj Scarlet....szkoda że Ty tak daleko i tylko wirtualnie ;) ...

Duszek - Nie 17 Mar, 2013 21:59

ja napisał/a:
Duszek napisał/a:
tzn. nie chcę niczego udawać ani ukrywać swoich uczuć

TO jest własnie to, co mi też terapia dała. Takie najbardziej zauważalne. Nie chcę udawać. Jak nie wiem co powiedzieć to milczę. I to samo ostatnio terapeutka dziewczynom tłumaczyła.

Ja, zastanawiam się co miałaś na myśli...

Nie chcę udawać...tzn. jeśli jeszcze czegoś nie czuję np. swojej bezsilności wobec alkoholu to nie będę mówiła, że jest inaczej...
A jeśli będziemy milczeć to skąd mamy wiedzieć że idziemy dobrą drogą...Nie rozumiem tego :bezradny:

ja - Nie 17 Mar, 2013 22:22

Duszek napisał/a:
zastanawiam się co miałaś na myśli...

Często, żeby spełnić innych oczekiwania nie mówiłam prawdy o tym co naprawdę czuję i myślę. Po to żeby, za wszelka cenę, było miło i przyjemnie. A teraz jeśli nie wiem co mam powiedzieć, to milczę. Czasami jest tak że sama nie wiem co na dany temat sądzę. Zmienia się wiele w moim myśleniu i to strasznie gwałtownie, co mnie troszkę przeraża. I nie chcę mówić czegoś tak na odczepne a na następny dzień zmieniać zdanie. Wiele rzeczy wykluwa w zależności od sytuacji. I ja już coraz więcej mówię bo zaczynam poznawać na nowo siebie ale był czas, że prawie przez pół dnia milczałam. :wysmiewacz:

Duszek napisał/a:
jeśli jeszcze czegoś nie czuję np. swojej bezsilności wobec alkoholu to nie będę mówiła, że jest inaczej...

A dlaczego i komu musisz to mówić? Mi tu bardziej chodziło o moje rozmowy z M. Tu na forum mówię, pytam, proszę o kierunek. I mimo, że mam w sobie obawy żeby nie wyjść na jakąś niezrównoważoną (bo dzisiaj rozpacz a jutro śmiech) to robię to. Tu naprawdę potrzeba czasu. Co mi też trudno jest zaakceptować.

Scarlet O'Hara - Nie 17 Mar, 2013 22:36

Duszek napisał/a:

Oj Scarlet....szkoda że Ty tak daleko i tylko wirtualnie ;) ...


:buziak:

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 13:23

Dziś mam tragiczny dzień i nie mogę się pozbierać. :beczy:
Muszę to z siebie wyrzucić a nie ma nikogo bliskiego komu mogłaby zaufać...

Mieliśmy razem spędzić święta...mieliśmy wyjechać do mojej rodziny ale mój M poszedł w tany w sobotę rano. Na szczęście miałam przygotowany plan B...i szło całkiem dobrze tzn mi było z tym dobrze...nie czułam się zawiedziona i...
Ale wrócił niedawno i na moją prośbę aby stąd wyszedł bo nie chce go oglądać pijanego pchnął mnie na narożnik...i zaczął obrażać słownie...Odepchałam go i zaczęła się przepychanka...Dość tego...kim ja jestem...zadzwoniłam na policję i poprosiłam o pomoc...Jeszcze nie mogę uwierzy, że to zrobiłam...A on uciekł z domu...
Jakąś chwilę temu oddzwonił policjant, że dopiero może kogoś do mnie wysłać o 14.
Poinformowałam go ze mój partner właśnie wyszedł i umówiliśmy się, ze mam zadzwonić jak będzie się coś działo...
Cała się trzęsę i nie mogę się uspokoić...Na szczęście moje dziecko wcześniej wysłałam na święta do rodziny...
Z drugiej strony jestem z siebie dumna, ze zrobiłam w końcu pierwszy krok...A jutro czas na kolejny..

smokooka - Nie 31 Mar, 2013 13:26

Duszek napisał/a:
zrobiłam w końcu pierwszy krok...A jutro czas na kolejny..
Przykro mi kochany Duszku :pocieszacz: Zrobiłaś dobrze, uważaj na siebie, nie wpuszczaj go, choćby skamlał na wycieraczce. On sobie poradzi sam, znacznie lepiej niż TY z nim w domu. A jaki jutro krok planujesz?
Duszek - Nie 31 Mar, 2013 13:35

smokooka napisał/a:
Duszek napisał/a:
zrobiłam w końcu pierwszy krok...A jutro czas na kolejny..
Przykro mi kochany Duszku :pocieszacz: Zrobiłaś dobrze, uważaj na siebie, nie wpuszczaj go, choćby skamlał na wycieraczce. On sobie poradzi sam, znacznie lepiej niż TY z nim w domu. A jaki jutro krok planujesz?

Wynoszę się dziś stąd, idę do moich rodziców...zresztą to tchórz więc przez jakiś czas tu nie wróci dopóki j będę w domu...
Idę na policję zgłosić jego zachowanie...Pójdę też do Komisji spytać jak mogą mi pomóc.
To co że on nie napierdziela mnie systematycznie, ale stosuje za to inna przemoc....
Kiedyś byłam silną osobą i nie działało to na mnie....ale z czasem widzę, że słabnę i ulatuję ze mnie chęć walki o siebie...

smokooka - Nie 31 Mar, 2013 13:40

Duszek napisał/a:
Wynoszę się dziś stąd
bardzo dobrze! :)
Duszek napisał/a:
Idę na policję zgłosić jego zachowanie.
bardzo dobrze!
A pomyśl o Niebieskiej Karcie
Duszek napisał/a:
Pójdę też do Komisji spytać jak mogą mi pomó
Bardzo dobrze!
Duszek napisał/a:
To co że on nie napierdziela mnie systematycznie
kompletnie nic,
Duszek napisał/a:
ale stosuje za to inna przemoc....
byłam na policji w sprawie innej przemocy - nie ma problemu założyć Niebieską Kartę za same wyzwiska i psychiczne nękanie
Duszek napisał/a:
ale z czasem widzę, że słabnę i ulatuję ze mnie chęć walki o siebie...
a na to nie wolno sobie pozwolić, lepiej nie będzie, póki on pije.

Wszystko to pod warunkiem KONSEKWENCJI ma sens :) Dbaj o siebie kochana :pocieszacz:

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 13:41

Wstydziłam się do tej pory tego wszystkiego. Nie potrafiłam okazać jak słaba jestem i że nie potrafię sobie poradzić ze swoim problemem, ze swoim życie...Poza tym policjanci to moi koledzy, więc tym bardziej było mi głupio...
smokooka - Nie 31 Mar, 2013 13:43

Duszek napisał/a:
Nie potrafiłam okazać jak słaba jestem
zwracanie się o pomoc do właściwych ludzi to oznaka siły Duszku :)
Duszek napisał/a:
że nie potrafię sobie poradzić ze swoim problemem, ze swoim życie.
potrafisz, nie odejmuj sobie skrzydeł,
Duszek napisał/a:
Poza tym policjanci to moi koledzy,
tym bardziej masz oparcie :)
Duszek napisał/a:
więc tym bardziej było mi głupio...
e tam :p
Duszek - Nie 31 Mar, 2013 13:46

Dziękuję Ci kochana, że tu teraz jesteś. :buzki:
Nie myślałam, ze teraz kogoś tu spotkam...
Wiesz taka jestem zdenerwowana, że mam trudności z pisaniem na klawiaturze...

smokooka - Nie 31 Mar, 2013 13:47

Cytat:
Wiesz taka jestem zdenerwowana, że mam trudności z pisaniem na klawiaturze...
Wiem, poznałam to, dziś jest inaczej, między innymi dzięki konkretnym posunięciom i trzymaniu się konsekwentnie tego co postanowiłam. Udało mi się złość wykorzystać jako energię do konstruktywnego działania. Tobie też się uda :)
ja - Nie 31 Mar, 2013 13:52

Duszku, jestem z Tobą. Bardzo dobrze zrobiłaś. Nie masz się czego wstydzić. To nie Ty źle postępujesz a masz się prawo bronić. Pomyśl, że to jest twoja szansa. Szansa na podjęcie działania.
Iwa - Nie 31 Mar, 2013 13:53

Duszku :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:


Cytat:
Wstydziłam się do tej pory tego wszystkiego.


Właśnie... ten wstyd.... sama się wstydzę - choć człowiek bogu winny;

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 13:56

Od dawna zastanawiałam się co zgłosić na policję...
Nie wiem jak Ci to napisać...ale wiesz wydaję mi się że takie sytuacje jak np. słowne obrażanie itd to błahe sprawy dla policji...Zawsze myślałam, że musi dojść do przemocy fizycznej...Poza tym bałam się...też tego co on powie i że jemu uwierzą...Nawet teraz jak mnie popchnął a ja go odepchałam to powiedział, że to ja go zaczepiam, ja robię pierwsza awantury i to ja niby stosuję przemoc ale wobec niego i też zgłosi mnie na policję...
Mając dwa takie same zeznania obawiałam się komu może uwierzyć policja, ale czy to ma dla mnie jakieś znaczenia...

Iwa - Nie 31 Mar, 2013 14:00

Duszek napisał/a:
Od dawna zastanawiałam się co zgłosić na policję...
Nie wiem jak Ci to napisać...ale wiesz wydaję mi się że takie sytuacje jak np. słowne obrażanie itd to błahe sprawy dla policji...Zawsze myślałam, że musi dojść do przemocy fizycznej...Poza tym bałam się...też tego co on powie i że jemu uwierzą...Nawet teraz jak mnie popchnął a ja go odepchałam to powiedział, że to ja go zaczepiam, ja robię pierwsza awantury i to ja niby stosuję przemoc ale wobec niego i też zgłosi mnie na policję...
Mając dwa takie same zeznania obawiałam się komu może uwierzyć policja, ale czy to ma dla mnie jakieś znaczenia...


Jestem raczej lewa w tych tematach, ale jak zgłaszasz na 997 to mów, że mąż jet pijany... zresztą, jak przyjadą to sprawdzą go pewnie alkomatem;

Dziubas - Nie 31 Mar, 2013 14:00

Duszek napisał/a:
To co że on nie napierdziela mnie systematycznie, ale stosuje za to inna przemoc....

Duszku, napisze Ci jak to wygląda z tej drugiej strony.
Jak piłem, to nie zdawałem sobie sprawy,że krzywdzę ludzi mi bliskich,przychylnych.
Podobnie, pewno,jak Ty myślała moja żona, przecież nie biłem.
Teraz widzę jakie i ile niedobrego zrobiłem i napiszę, że patrząc z perspektywy czasu, to postępowało,nie wiem czy jakbym dalej pił nie zaczęło by dochodzić do rękoczynów i ......
jeden Bóg wie czego jeszcze.
Tak że... dziewczyno ratuj się nie patrząc na nikogo, ani na nic
i nie przebieraj w środkach, korzystaj z każdej możliwej formy pomocy.
Trzymam kciuki za Ciebie i życzę powodzenia :pocieszacz:

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 14:01

ja napisał/a:
Pomyśl, że to jest twoja szansa. Szansa na podjęcie działania.

I dlatego chcę ją dobrze wykorzystać....choć strach jest ogromny...

Iwa napisał/a:
ten wstyd.... sama się wstydzę - choć człowiek bogu winny;

I to trzymało mnie w miejscu...
Alkoholizm choroba postępująca...więc na co liczyłam, że zawsze on zawsze będzie taki "grzeczny"...To teraz mam okazję zobaczyć, że wszystko się zmienia i nie ma na co czekać...Bo następnym razem może dojść do większej tragedii a ze mnie pozostanie wrak...

Iwa - Nie 31 Mar, 2013 14:04

Cytat:
I to trzymało mnie w miejscu...
Alkoholizm choroba postępująca...więc na co liczyłam, że zawsze on zawsze będzie taki "grzeczny"...To teraz mam okazję zobaczyć, że wszystko się zmienia i nie ma na co czekać...Bo następnym razem może dojść do większej tragedii a ze mnie pozostanie wrak...


Dokładnie;
ale fajnie, że zrobiłaś pierwszy krok.


Ja lecę lepić zająca (ze śniegu);

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 14:11

Iwa napisał/a:
ale jak zgłaszasz na 997 to mów, że mąż jet pijany... zresztą, jak przyjadą to sprawdzą go pewnie alkomatem;

Udowodnić jego chorobę nie jest trudno, bo we wrześniu uczęszczał do poradni leczenia uzależnień i tak na prośbę sądu mają obowiązek wydać jego kartę.
Zresztą alkomat nie jest tu potrzebny bo to widać, ale formalnie musi być...

Muszę się przygotować emocjonalnie...aby nie dać siebie sprowokować...Bo chcę załatwić wszystko do konca i to tak jak należy po "dorosłemu"...
On zawsze miał dar przekonywania i potrafi ustawić sobie dosłownie wszystkich...nawet kiedyś moich rodziców...To ja byłam to złą, bo to ja prowokowałam wg niego go do nieodpowiednich zachowań...I wszyscy w to wierzyli...
I na ogól tak jest, ze jak są dwie wersję a nie znamy sytuacji to trudno jest ocenić realnie sytuację...

smokooka - Nie 31 Mar, 2013 14:13

Mój J mnie nie bił, nie uderzył nawet, raz odepchnął od siebie, generalnie to w grę wchodziły: szantaże, wyzwiska, awantury o byle co, przemoc finansowa, wielka paranoiczna złość, straszenie, wieczne afery w domu. To wystarczy żeby iść na policję. Wystarczy do założenia Niebieskiej Karty. Kartę można też założyć w Ośrodku Pomocy Społecznej. Pamiętaj, że ludzie policję wzywają po prostu do zbyt głośnej imprezy po 22, a co dopiero, kiedy zagrożony jest Twój mir domowy, spokój, zdrowie, Twoje lub jego życie. Tak Ci porównałam, bo zobaczysz że do pierdół też przyjeżdżają. Twoja sytuacja nie jest drobiazgiem.
Duszek - Nie 31 Mar, 2013 14:15

Iwa napisał/a:
Ja lecę lepić zająca (ze śniegu);

Lec i baw się dobrze! I dziękuję Ci za wsparcie ;)

Wszystkim Wam dziękuję :buzki:
Jak dobrze, ze tu byliście teraz w tym momencie...

Musze się uspokoić... może jakaś kąpiel relaksująca...
Za dwie godziny jadę do rodziców, wiec muszę wyglądać dobrze. Nie chcę nikomu psuć świat a tym bardziej martwic mojego dziecka...
Muszę się ogarnąć...

ja - Nie 31 Mar, 2013 14:17

Duszku Tobie jest źle i ty się nie zgadzasz na takie zachowanie. Nie myśl co inni. Nie umniejszaj swojego problemu.
smokooka - Nie 31 Mar, 2013 14:19

Duszek napisał/a:
Za dwie godziny jadę do rodziców, wiec muszę wyglądać dobrze. Nie chcę nikomu psuć świat a tym bardziej martwic mojego dziecka...
Muszę się ogarnąć...
Jestem przekonana, że dasz sobie radę, a co do zmian w Twoim życiu i w sposobie myślenia - wierzę w Ciebie :) Będzie inaczej, bo dbasz o siebie i siebie szanujesz :okok:
Duszek - Nie 31 Mar, 2013 14:21

smokooka napisał/a:
Mój J mnie nie bił, nie uderzył nawet, raz odepchnął od siebie, generalnie to w grę wchodziły: szantaże, wyzwiska, awantury o byle co, przemoc finansowa, wielka paranoiczna złość, straszenie, wieczne afery w domu. To wystarczy żeby iść na policję. Wystarczy do założenia Niebieskiej Karty. Kartę można też założyć w Ośrodku Pomocy Społecznej. Pamiętaj, że ludzie policję wzywają po prostu do zbyt głośnej imprezy po 22, a co dopiero, kiedy zagrożony jest Twój mir domowy, spokój, zdrowie, Twoje lub jego życie. Tak Ci porównałam, bo zobaczysz że do pierdół też przyjeżdżają. Twoja sytuacja nie jest drobiazgiem.

Mam w sobie jakąś blokadę...Trudno mi już to wszystko ocenić...Nie wiem jak mam to przedstawić...Nie wiem jak wydobyć to wszystko z siebie...
Czy powinnam wciągać w to swoją córkę (gimnazjalistka)...? Czy ona też powinna ze mną pójść?
Ostatnio w trakcie rozmowy z terapeutką wychodziły takie dawne sprawy, które ona nazwała przemocą... Przypomniało mi się jak kiedyś rozwalił drzwi...jak szantażował mnie że to jego koniec...jak straszył mnie że mnie załatwi...że namiesza mi w pracy...
Nie mam już tych sms-ów a mogłyby być dobrym dowodem...

staaw - Nie 31 Mar, 2013 14:22

Duszek napisał/a:

Muszę się przygotować emocjonalnie...aby nie dać siebie sprowokować...Bo chcę załatwić wszystko do konca i to tak jak należy po "dorosłemu"..

Dokładnie. Jeżeli dasz się sprowokować tracisz wiarygodność...

smokooka - Nie 31 Mar, 2013 14:30

Duszek napisał/a:
Mam w sobie jakąś blokadę...
ta blokada to może być jeden z wielu mechanizmów, które pozwalają wchodzić we współuzależnienie, umniejszanie swoich problemów to nic innego jak iluzja i zaprzeczenie.
Duszek napisał/a:
Czy powinnam wciągać w to swoją córkę (gimnazjalistka)...? Czy ona też powinna ze mną pójść?
nie wiem, ale na początku dałabym jej spokój, po co?
Duszek napisał/a:
Nie mam już tych sms-ów a mogłyby być dobrym dowodem...
będą nowe, te już sobie spokojnie zbieraj. Duszku, to że masz chaos w głowie, nie wiesz już sama co pamiętasz, co było, to normalne. Spokojnie nie musisz od razu wszystkiego wyrzucać na policji. Jeśli to do niebieskiej karty, to mnie wypytywał w miarę ogólnikowo, nie sprawdzał żadnych dowodów, wystarczyły zeznania słowne. Moje zdenerwowanie i to że on takich sytuacji znał już pewnie tysiące wystarczyły, do zainteresowania policji moją sytuacją.
Duszek - Nie 31 Mar, 2013 14:35

smokooka napisał/a:
Jestem przekonana, że dasz sobie radę, a co do zmian w Twoim życiu i w sposobie myślenia - wierzę w Ciebie :) Będzie inaczej, bo dbasz o siebie i siebie szanujesz :okok:

Na ten związek straciłam już nadzieję i to nie teraz a wcześniej...
Zaczęłam dostrzegać wiele różnic między nami, których nie widziałam wcześniej...
Nawet rozmawiałam o tym z terapeutką, gdyż ona namawiała mnie na przymusowe leczenie..
Nie chciałam, bo bałam się.. czego...a no mianowicie tego, że ja zobaczę, że już nic nie czuję do niego i jak on zacznie się leczyć ja nie będę potrafiła z nim już być...bałam się tego, że wyciągnę do niego rękę, którą później zabiorę, że nie będzie miał we mnie wsparcia i dalej poleci...
Odbierałam to jako zobowiązanie...że wtedy już nie będę mogła odejść...
Dzięki terapeutce zrozumiałam, że to nie tak...Że pomoc komuś nie oznacza, że muszę z nim zostać...
I obiecałam jej, ze złożę ten wniosek ale w przypadku jak wydarzy się coś złego co będzie zagrażać mojemu i dziecka bezpieczeństwu...
Chyba nadszedł ten czas, choć szczerze to liczę na to, ze on się teraz wyprowadzi...
Tak było by najłatwiej dla mnie...Odciąć się od niego całkowicie i nie szarpać się z żadnymi wnioskami...
Teraz krok należy do niego a ja czekam do wtorku i działam...

smokooka - Nie 31 Mar, 2013 14:47

Duszek napisał/a:
Teraz krok należy do niego
a dlaczego do niego?
staaw - Nie 31 Mar, 2013 14:52

Duszek napisał/a:

Zaczęłam dostrzegać wiele różnic między nami, których nie widziałam wcześniej...
Nawet rozmawiałam o tym z terapeutką, gdyż ona namawiała mnie na przymusowe leczenie..
Nie chciałam, bo bałam się.. czego...a no mianowicie tego, że ja zobaczę, że już nic nie czuję do niego i jak on zacznie się leczyć ja nie będę potrafiła z nim już być...bałam się tego, że wyciągnę do niego rękę, którą później zabiorę, że nie będzie miał we mnie wsparcia i dalej poleci...

Podoba mi się Twoja odpowiedzialność za męża, zabranie wyciągniętej ręki jest okrutne...
Co do przymusowego leczenia... uważam że pewną formą przymusowego leczenia byłoby zmuszenie m do wyprowadzki. Nawet lepszą, bo wyrzucony z domu bez nadziei na powrót ma szansę trzeźwieć dla siebie...

Klara - Nie 31 Mar, 2013 15:12

staaw napisał/a:
Podoba mi się Twoja odpowiedzialność za męża, zabranie wyciągniętej ręki jest okrutne...

:shock:

staaw - Nie 31 Mar, 2013 15:19

Klarciu.... chodziło mi o nie dawanie złudnej nadziei że jak będzie się leczył, nie będzie pił, przynosił kwiatki to może coś z tego będzie a później kop w szynkę bo miłość się skończyła...

To jakbyś wyciągnęła z oceanu topielca i po zobaczeniu że ryba odgryzła mu (***) wrzuciła spowrotem...

Klara - Nie 31 Mar, 2013 15:42

staaw napisał/a:
a później kop w szynkę bo miłość się skończyła...

Po pierwsze, to tłumaczenie Duszka jest niewiarygodne. No bo w końcu Duszku, czy Tobie rzeczywiście przeszkadza picie, czy TYLKO to, jak on Ciebie źle traktuje wówczas, gdy jest pijany?

Po drugie - Stasiu - najbardziej zdziwiło mnie sformułowanie "odpowiedzialność za męża" użyte PRZEZ CIEBIE.
Czy to, że "wyzdrowiałeś" oznacza też, że już przestałeś rozumieć problem?

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 15:45

smokooka napisał/a:
umniejszanie swoich problemów to nic innego jak iluzja i zaprzeczenie.

Tak właśnie było...On mnie obrażał słownie a ja myślałam, że to nic takiego bo przecież mogłoby być gorzej...np. mógł mnie pobić, połamać rękę itd...I początkowo była złość, że sobie na to nie będę pozwalać, a później mijało...
Nawet dziś starał się zagrać na moich uczuciach i jak wychodził krzyczał na cały korytarz, ze ja to wielka pani X... a on to wg mnie śmieć bez żadnych prawi najlepiej dorobić się na nim a teraz pozbyć i wyrzucić...

I w pewnym momencie uczucia zaprzeczenia, idealizowania, umniejszania problemu, zaczęły mnie dopadać ...Ale szybciutko dałam im dużego kopniaka... ;)
On nie ma prawa mnie krzywdzić ani tym bardziej burzyć moje poczucie bezpieczeństwa, a więc nie mogę pozwolić tym myślą znowu zaburzać moich poglądów...

smokooka napisał/a:
Duszek napisał/a:
Teraz krok należy do niego
a dlaczego do niego?

Prawda jest taka, że on jest mocny tylko chwilowo, ale jak wezwałam policje to uciekł...
I tak było zawsze w jakiś tam sytuacjach...
Kiedyś po podobnej sytuacji, w której uczestniczyła jego mama (oczywiście za nim) wyprowadził się, więc może i tym razem....
Jeśli nie zrobi tego do wtorku, to ja działam. Teraz nie mam zamiaru się cofnąć, choćby nie wiem jak moje serce krwawiło.... ;) Bezpieczeństwo i spokój jest ważniejsze niż jakaś tam miłość...(specjalnie napisałam "jakaś tam", bo to już a właściwie aż współuzależnienie działa).

Martwi mnie kwestia jego pracy a właściwie alimentów (mam zasądzone). W przypadku zgłoszenia go na policję powinni oni powiadomić jego pracodawcę (taki charakter pracy) a wtedy nie wiadomo co będzie dalej...Może być tak, ze nie będzie pracował a ja nie dostanę nic ani od niego ani z funduszu. :( I wtedy będzie ciężko...
Ale nie mogę nad tym się zastanawiać bo jeszcze chwila a mnie nie będzie....tzn. stracę cała siebie i swoją resztkę duszy...
Dam sobie radę i będę szczęśliwa...prawda...

Scarlet O'Hara - Nie 31 Mar, 2013 15:57

Duszku :pocieszacz: będzie dobrze.
Pogadaj z dzielnicowym powiedz o wszystkim a oni Ci poradzą co i jak najlepiej zrobić w Twojej sytuacji.
I tylko proszę niech Ci nie przechodzi......bo później to już tylko gorzej będzie.
Duszek napisał/a:
.On mnie obrażał słownie a ja myślałam, że to nic takiego bo przecież mogłoby być gorzej...np. mógł mnie pobić, połamać rękę itd...I początkowo była złość, że sobie na to nie będę pozwalać, a później mijało...
.

Miałam tak samo ,czytałam o przemocy ,szukałam nawet w necie informacji jak się bronić przed agresją słowną ale kiedy usłyszałam że to wszystko to sprawa dla prokuratora to tak jakbym dostała w głowę.
Nagle się obudziłam i szeroko otworzyłam oczy jaka ja zacofana byłam.Teraz tylko działaj konsekwentnie i pamiętaj Ty i tak już jesteś na pozycji wygranej.
Jestem z Tobą . :buzki:

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 15:57

Klara napisał/a:
Po pierwsze, to tłumaczenie Duszka jest niewiarygodne. No bo w końcu Duszku, czy Tobie rzeczywiście przeszkadza picie, czy TYLKO to, jak on Ciebie źle traktuje wówczas, gdy jest pijany?

Klaro, oczywiście, że przeszkadza mi jego picie i całe tego konsekwencję.
To jak on mnie traktuję zobaczyłam głównie dzięki terapii indywidualnej, a więc niedawno. Wcześniej działał u mnie doskonale system "umniejszania"problemu i idealizowania, bo przecież inni mają gorzej...Zresztą on (system) dalej się odzywa ale tym razem ja z nim walczę i staram się tłumic w sobie uczucie litości...
Nie za bardzo rozumiem...co dokładnie jest niewiarygodne... :bezradny:
To, ze terapia otwiera mi oczy jak powinien wyglądać związek, czego należy oczekiwać od partnera, że zaufanie i wsparcie to podstawa, że zaczęłam dostrzegać w nim innego człowieka, że zobaczyłam, jak bardzo go "idealizowałam" i żyłam iluzjami...
I to, ze nie chciałam złożyć wniosku, nie dlatego, że mi pasuję jego picie i by mi tego brakowało, ale dlatego, że sama nie wiedziałam wtedy czy chce spędzić resztę życia z człowiekiem, który mnie zranił, z człowiekiem, któremu kiedyś chciałabym przebaczyć (to nie znaczy być) to wszystko lecz nie wiem czy będę potrafiła...

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 16:02

staaw napisał/a:
Klarciu.... chodziło mi o nie dawanie złudnej nadziei że jak będzie się leczył, nie będzie pił, przynosił kwiatki to może coś z tego będzie a później kop w szynkę bo miłość się skończyła...

staaw, właśnie terapeutka mi tłumaczyła, że jest wiele kobiet, które mimo rozwodu podają byłego już męża o leczenia i czasami robią to dla dzieci...
To nie zobowiązuje do niczego, że chcemy komuś pomóc...
A ja wcześniej bałam się właśnie głownie tego...co będzie jak on coś zmieni a ja nie będę już potrafiła...
Teraz najważniejszy jest mój spokój..nie ON!

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 16:11

Scarlet O'Hara napisał/a:
I tylko proszę niech Ci nie przechodzi......bo później to już tylko gorzej będzie.

Dlatego chciałam, aby policja dojechała dziś, bo tak na świeżo jest łatwiej...choć nie wiem czy byłabym w stanie coś konkretnego z siebie wydusić...Tak wszystko we mnie pękło, że cała drżałam, a łzy leciały mi ciurkiem...
Z drugiej strony tak sobie myślę, że przygotuję się do tego emocjonalnie, poukładam to wszystko w sobie, zrobię listę. I pójdę do nich we wtorek.

Scarlet O'Hara napisał/a:
o przemocy ,szukałam nawet w necie informacji

Scarlet O'Hara napisał/a:
i szeroko otworzyłam oczy jaka ja zacofana byłam

Ja też nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero terapeutka zaczęła mnie naprowadzać...

Scarlet O'Hara napisał/a:
Jestem z Tobą

Dziękuję Ci, to bardzo ważne dla mnie, ze nie jestem sama. :buzki:

Scarlet O'Hara - Nie 31 Mar, 2013 16:13

Duszek napisał/a:
...co będzie jak


Co ma być to będzie i nie mamy na to wpływu.
Jednak uwielbiamy kręcić sobie scenariusze i to takie które nas blokują a z perspektywy czasu człowiek pluje sobie w brodę i wypomina sobie błędy.

Ostatnio w moim życiu wydarzyło się tak wiele ,że do dziś nie mogę uwieżyć w to a trzy razy "straciłabym głowę" bo byłam pewna ,że nigdy w życiu.......... :szok:

Dlatego uważam,że lepiej się nie zastanawiać co będzie gdy......

Klara - Nie 31 Mar, 2013 16:17

Duszek napisał/a:
Nie za bardzo rozumiem...co dokładnie jest niewiarygodne... :bezradny:

Może nie jesteś jedyną osobą która tak czuje, ale zdaje się, że jeszcze nie słyszałam ani nie czytałam, żeby osoba udręczona codziennym życiem z aktywnym alkoholikiem tak dalece wybiegała w przyszłość.
Większość współ... raczej myśli tylko o tym, żeby zatrzymać alkoholową degradację, a nie o tym co będzie, jak nie zechcą żyć z trzeźwym.

Stąd moje zdziwienie i niedowierzanie.

Scarlet O'Hara - Nie 31 Mar, 2013 16:20

Duszek napisał/a:

Z drugiej strony tak sobie myślę, że przygotuję się do tego emocjonalnie, poukładam to wszystko w sobie, zrobię listę. I pójdę do nich we wtorek.



No chyba,że do tego czasu będzie jeszcze fikał ale uważam ,że to dobry pomysł by takie sprawy załatwiać na zimno.
Może dostaniesz jakieś smsy do tego czasu..? Jak przyjdzie i będzie się dobijał do drzwi nagrywaj na komórkę .
Przygotuj się na każdą ewentualność.

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 16:26

Klara napisał/a:
Duszek napisał/a:
Nie za bardzo rozumiem...co dokładnie jest niewiarygodne... :bezradny:

Może nie jesteś jedyną osobą która tak czuje, ale zdaje się, że jeszcze nie słyszałam ani nie czytałam, żeby osoba udręczona codziennym życiem z aktywnym alkoholikiem tak dalece wybiegała w przyszłość.
Większość współ... raczej myśli tylko o tym, żeby zatrzymać alkoholową degradację, a nie o tym co będzie, jak nie zechcą żyć z trzeźwym.

Stąd moje zdziwienie i niedowierzanie.

Rozumiem :tak:
Może jestem jakąś dziwną, nietypową i skomplikowaną współuzależnioną... ;)
W moim życiu wydarzyły się sprawy o których ciężko jest pisać i to jeszcze chyba nie wypada na otwartym forum...Czasem nie ma już co odbudowywać, bo wkrada się coś innego...I to równie mocno boli...A nie każda wspoł. musi tego doświadczyć, wiec dlatego moje spojrzenie może być i trochę inne...

Jacek - Nie 31 Mar, 2013 18:24

Duszek napisał/a:
wydaję mi się że takie sytuacje jak np. słowne obrażanie itd to błahe sprawy

neuu :nie: ,to nie są błahe sprawy
do tych ze słów obraźliwych,dochodzą słowne zastraszenia,które na ciebie tak zadziałały
Duszek napisał/a:
jestem zdenerwowana, że mam trudności z pisaniem na klawiaturze...

oraz
Duszek napisał/a:
z czasem widzę, że słabnę i ulatuję ze mnie chęć walki o siebie...


Duszek napisał/a:
że jemu uwierzą..

zadbaj o to aby odnotowali że akurat jest pod wpływem alkoholu

staaw - Nie 31 Mar, 2013 19:23

Klara napisał/a:

Większość współ... raczej myśli tylko o tym, żeby zatrzymać alkoholową degradację, a nie o tym co będzie, jak nie zechcą żyć z trzeźwym.
Stąd moje zdziwienie i niedowierzanie.

Jak dla mnie Duszek brzmi bardzo wiarygodnie, jako mądra kobieta stara się przewidzieć konsekwencje swoich czynów zamiast walić na oślep czym popadnie.

Stąd moja troska by z nadmiaru rozterek czy nie skrzywdzi drugiej strony nie dała się wziąć na litość, nie składała obietnic z których nie będzie mogła się wywiązać...

(a te szpileczki niepotrzebne, i tak Cię lubię)

Duszek napisał/a:

A ja wcześniej bałam się właśnie głownie tego...co będzie jak on coś zmieni a ja nie będę już potrafiła...
Teraz najważniejszy jest mój spokój..nie ON!

Właśnie o to mi chodziło byś robiła to dla siebie nie oglądając się na niego.
Dzisiaj separacja a jak wytrzeźwieje (ok roku) pomyślisz czy jeszcze jest Was dwoje.
Ani dnia wcześniej, lepiej nawet później...

Klara napisał/a:

Po drugie - Stasiu - najbardziej zdziwiło mnie sformułowanie "odpowiedzialność za męża" użyte PRZEZ CIEBIE.

W sumie racja... Powinno być "odpowiedzialność za konsekwencje Twoich czynów w stosunku do męża "...

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 21:53

Jestem po rozmowie z moim dzieckiem. Moja Malutka jest o wiele mądrzejsza i dojrzalsza niż ja - jej mama ;) . W sumie według mojej oceny przyjęła to jakoś tak bardzo obojętnie, tzn. w sumie nie chce aby tata z nami mieszkał i nie wiele ją interesuje co on z sobą zrobi i gdzie się podzieje. Wiem, że może to być jej reakcja obronna a może po prostu nie jest współuzależniona... :mysli:
W każdym razie ona chce abym poszła na policję i zgłosiła, bo ona się go boi i nawet sama chce porozmawiać z panią dzielnicową (mam już jej numer).
Dobrze, że mam takie wspaniałe dziecko! :)

pannamigotka - Nie 31 Mar, 2013 21:54

Duszek napisał/a:
potrafi ustawić sobie dosłownie wszystkich...nawet kiedyś moich rodziców...To ja byłam to złą,


Oj skąd ja to znam... :|

Telefon na policję to jest ogromny krok naprzód. Dzwoń za każdym razem jak przyjdzie pijany, niech nocuje tam, gdzie jego miejsce 8)

Moim zdaniem jesteś na dobrej drodze, wykorzystaj ten moment, nie daj się omamić :nie:

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 22:11

Klara napisał/a:
żeby osoba udręczona codziennym życiem z aktywnym alkoholikiem tak dalece wybiegała w przyszłość.
Większość współ... raczej myśli tylko o tym, żeby zatrzymać alkoholową degradację, a nie o tym co będzie, jak nie zechcą żyć z trzeźwym.

Klaro taki etap w swym życiu już przechodziłam wiele razy i za każdym razem, kiedy on szedł na rozmowę z terapeutą, kiedy nie pił parę miesięcy, kiedy korzystał z wszelkiego rodzaju wszywek, we mnie rosła nadzieja, że już będzie trzeźwy.
Po wielu takich próbach wiem, że życie z alkoholikiem niesie wiele niespodzianek i nawet podjęcie przez niego leczenia nie gwarantuje pewności, że już będzie dobrze, bo przecież są nawroty...A ja nie wiem czy mam siłę na takie życie i stąd może to wybieganie w przyszłość...
Poza tym ostatnio zaczęłam bardziej obserwować swój związek i zastanawiać się co mnie w nim urzekło...I trudno było mi cokolwiek znaleźć. I zastanawiam się nad tym od dawna, nie tylko w momentach jego ciągów, ale również jak nie pił (wiem, że jego myślenie wówczas też było pijane)...Przebywanie z nim przestało dawać mi radość a wręcz przeciwnie bardzo mnie męczyło...U nas w domu czuło się "ciężką" atmosferę, mimo, iż nie było awantur i cichych dni...Brakowało tematów do rozmów itd...I tak na prawdę to ja chyba nigdy nie znałam go jak człowieka nie-alkoholika, bo chyba był nim od momentu, kiedy go poznałam, tylko jakoś próbował to wcześniej kontrolować i ograniczać...
Ale myślę, że nie warto się już nad tym zastanawiać...

pannamigotka - Nie 31 Mar, 2013 22:14

On się leczył tak?
Duszek - Nie 31 Mar, 2013 22:18

pannamigotka napisał/a:
Telefon na policję to jest ogromny krok naprzód

Jestem z siebie za to bardzo dumna.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak on mnie stłumił i zastraszył...
Myślałam, że jestem dzielna, a jednak przekonałam się jak bardzo jestem w błędzie...

pannamigotka napisał/a:
wykorzystaj ten moment, nie daj się omamić

Nie chce się już cofać...i muszę to teraz załatwić tak na gorąco...choć to nie będzie łatwe...
Popsuje to moje plany zawodowe, ale cóż nie można mieć wszystkiego...
Walczę jeszcze ze wstydem, choć rozum mi podpowiada, że to nie ja powinnam go mieć...
Ale wiesz...ostatnio przedstawiano mnie oficjalnie komendantowi policji (było to powiązane z moja pracą) a teraz pójdę tam z drugiej strony...
Ale chyba gorszy wstyd to dawać sobą pomiatać i czuć się jak szmata...(przepraszam za to słowo)

pannamigotka - Nie 31 Mar, 2013 22:24

Korzystasz z 'usług' policji, bo są Ci na ten moment potrzebne.
Z usług fryzjera przecież nie wstydzisz się korzystać :P

Jesteś dzielna i mądra, dasz sobie radę. Kontakty w policji mogą Ci tylko pomóc (np założenie Niebieskiej Karty). Powodzenia :buziak:

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 22:24

pannamigotka napisał/a:
On się leczył tak?

Leczył to za duże słowo w tym przypadku.
Zaszywał się trzy razy.
Dawno temu po podobnej awanturze był w naszym Klubie AA na rozmowie z terapeutą.
I teraz w sierpniu zapisał się na terapię indywidualną w ośrodku i był tam chyba z cztery razy...kombinując jak tylko się da...ale poskutkowało, bo znów wykorzystał moją litość i bezsilność i udało mu się wprowadził do domu praktycznie bez mojej zgody...Po trzech miesiącach zapił zastrzyk, czyli jakoś w listopadzie i tak pije do dziś...co jakiś czas przyznając się do problemu, ale nic z tym nie robiąc...

pannamigotka - Nie 31 Mar, 2013 22:26

Czyli ziarenko zostało zasiane (terapeutyczne ziarenko) i WIE co robić w razie, gdyby zechciał.
pterodaktyll - Nie 31 Mar, 2013 22:29

pannamigotka napisał/a:
Czyli ziarenko zostało zasiane (terapeutyczne ziarenko) i WIE co robić w razie, gdyby zechciał.

Ziarenko nie podlane najczęściej wysycha..........Ogrodniczko ;)

Duszek - Nie 31 Mar, 2013 22:33

pannamigotka napisał/a:
Czyli ziarenko zostało zasiane (terapeutyczne ziarenko) i WIE co robić w razie, gdyby zechciał.

Wie co robić i tym to akurat najmniej się martwię. Jest już dużym chłopcem i jak będzie mu bardzo źle to znajdzie dla siebie drogę...Po pierwszym spotkaniu z terapeutą narzekał, że on taki i owaki, a ja na to, że mnie to nie interesuję i sobie zmień jak Ci nie pasuję i na tym temat skończyłam...Od dawna nie mam ochoty zajmować się jego leczeniem, jestem tym za bardzo zmęczona...Jedyne co mogę zrobić to tylko złożyć wniosek (jak zajdzie taka potrzeba) i nic więcej nie chce wiedzieć.Ja mam swoją terapię.

pannamigotka - Nie 31 Mar, 2013 22:36

pterodaktyll napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Czyli ziarenko zostało zasiane (terapeutyczne ziarenko) i WIE co robić w razie, gdyby zechciał.

Ziarenko nie podlane najczęściej wysycha..........Ogrodniczko ;)

Bez gleby, bez słońca, bez powietrza :P
Tyleż tych warunków musi być spełnione, to już lepiej się iść napić :D

pannamigotka - Nie 31 Mar, 2013 22:37

Duszku, jeśli o części spraw nie chcesz pisać na otwartym forum, to może przeniosłabyś się do Pamiętników?
Duszek - Nie 31 Mar, 2013 22:40

pannamigotka napisał/a:
Duszku, jeśli o części spraw nie chcesz pisać na otwartym forum, to może przeniosłabyś się do Pamiętników?

Chyba jednak nie za bardzo mogę, gdyż nie spełniam warunków.
A na te sprawy nie jestem jeszcze gotowa...Na razie przerabiam je z terapeutką.

Jacek - Pon 01 Kwi, 2013 11:56

Duszek napisał/a:
a może po prostu nie jest współuzależniona...

nie łudź się :nie: - na pewno coś tam ją dotyka
dzieci mają mniej do powiedzenia,i są mniej doświadczone życiem,ale swoje wiedzą i mówią tak jak to widzą
ja kiedyś miałem wypowiedziane przez żonę takie słowa - dziewczynki nie mogą (nie chcą)przyprowadzić koleżanek,,gdyż nigdy nie wiadomo jaki wrócisz
a więc nasze dzieci również dotyka współuzależnienie - coś co ogranicza je z powodu alkoholika
Duszek napisał/a:
przyjęła to jakoś tak bardzo obojętnie, tzn. w sumie nie chce aby tata z nami mieszkał

ta obojętność również świadczy o uzależnieniu - gdyż widzi je i ma tego dość
lub w taki sposób widzi to lepsze

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 17:58

Pogubiłam się troszeczkę w swoim temacie :szok:
Proszę moderatora o zrobienie porządku :)

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 18:43

Jacek napisał/a:
Duszek napisał/a:
a może po prostu nie jest współuzależniona...

nie łudź się :nie: - na pewno coś tam ją dotyka
dzieci mają mniej do powiedzenia,i są mniej doświadczone życiem,ale swoje wiedzą i mówią tak jak to widzą
ja kiedyś miałem wypowiedziane przez żonę takie słowa - dziewczynki nie mogą (nie chcą)przyprowadzić koleżanek,,gdyż nigdy nie wiadomo jaki wrócisz
a więc nasze dzieci również dotyka współuzależnienie - coś co ogranicza je z powodu alkoholika

Tak z koleżankami to u mojej córki jest tak samo, tzn. nie przyprowadza nikogo do domu w momentach kiedy nie ma pewności że będzie dobrze.
Ale ostatnio dowiedziałam się od niej, że rozmawia z koleżankami na temat swego taty, tzn. mówi im że jej tata jest alkoholikiem.
A zastanawiając się nad tym czy moja córka jest współuzależniona, myślałam w kategorii raczej odczuć, tzn. ja jestem w relacji, w której jest mi bardzo źle i mimo tego nie potrafię podjąć decyzji i jeszcze zamiast myśleć o sobie to do tej pory zastanawiałam się nad nim, jaki on biedny, a jak on sobie poradzi itd... A wg mnie ona nie myśli tak, a wręcz przeciwnie...dla niej on może iść gdziekolwiek i nie wracać i nie wiem czy ją by zainteresowało co z nim się dzieje...Byc może się mylę :mysli:

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 19:38

pannamigotka napisał/a:
Duszek napisał/a:
a brakuję mi raczej przytulenia i potwierdzenia, że będzie mi lepiej bez niego niż z nim.

Przytulam tylko wirtualnie :buziak: :buziak: :buziak: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:

A że będzie Ci lepiej bez niego, to przecież doskonale wiesz. Zrobiłaś bardzo dobry krok i bardzo Cię podziwiam, mówię zupełnie szczerze.

Tak naprawdę to nie zrobiłam jeszcze żadnego porządnego kroku, więc nie wiem za co Ty mnie podziwiasz... :bezradny:
A za "przytulaki" :buzki:

pannamigotka - Pon 01 Kwi, 2013 19:45

Duszek napisał/a:
więc nie wiem za co Ty mnie podziwiasz...


Dobrze wiesz za co. :okok:

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 19:49

pannamigotka napisał/a:
Dobrze wiesz za co. :okok:

Tak chyba za to, że siedzę w tym bagnie i za każdym razem kiedy mogę z niego wyjść to szukam powodów, aby tam zostać...
Ale wiesz cieszę się, że podzieliłam się z Wami wczorajszą sytuacją...bo daje mi to siłę do działania...bo już mi przychodziły dziwne pomysły do głowy, że po co itd....

pannamigotka - Pon 01 Kwi, 2013 19:50

Duszek napisał/a:
cieszę się, że podzieliłam się z Wami wczorajszą sytuacją...bo daje mi to siłę do działania...bo już mi przychodziły dziwne pomysły do głowy,

A niech przychodzą, to normalne. A co zrobisz to tylko Twoja sprawa. Zawsze możesz pisać szczerze, tu mamy wszyscy taki sam problem.

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 19:55

pannamigotka napisał/a:
Zawsze możesz pisać szczerze, tu mamy wszyscy taki sam problem

Taki właśnie chcę.
I nawet jak nie odważę się na krok, który sobie zaplanowałam bądź jak będę potrzebowała więcej czasu, to nie mam zamiaru stąd znikać, nawet jak byś miała mnie ciągać za uszy :lol2:
Daliście mi wczoraj siłę i :buzki: :buzki: :buzki: wszystkim!

pterodaktyll - Pon 01 Kwi, 2013 20:05

Duszek napisał/a:
Daliście mi wczoraj siłę i

I co z nią zrobiłaś? :mysli:

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 20:13

pterodaktyll napisał/a:
I co z nią zrobiłaś?

Spędziłam dzisiejszy dzień inaczej niż zwykle, a więc nie zamknęłam się sama w domu (jak zawsze) a pojechałam do ludzi...I czułam się z tym bardzo dobrze! Dla mnie to wiele!
Dziś nie mogłam zrobić nic innego.
Według Ciebie to dużo czy mało?

pterodaktyll - Pon 01 Kwi, 2013 20:35

Duszek napisał/a:
Według Ciebie to dużo czy mało?

To co ja sądzę nie ma znaczenia, ważne jest to:
Duszek napisał/a:
nie zamknęłam się sama w domu (jak zawsze) a pojechałam do ludzi...I czułam się z tym bardzo dobrze! Dla mnie to wiele!

To jest ważne :buziak: ..... ;)

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 20:46

A i jeszcze jedno też ważne dla mnie. Nie wykonałam żadnego telefonu ani do niego ani do jego znajomych, nie napisałam smsa...po prostu od wczoraj dla mnie jakby znikł z życia...

pterodaktyll napisał/a:
o jest ważne :buziak: ..... ;)

:)

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 20:49

pterodaktyll napisał/a:
To co ja sądzę nie ma znaczenia

Dla mnie ma znaczenie, bo mogę obiektywnie spojrzeć na wiele spraw.
Myślę, że Twoje doświadczenie jest tu cenne.

staaw - Pon 01 Kwi, 2013 21:16

Duszek napisał/a:
Nie wykonałam żadnego telefonu ani do niego ani do jego znajomych, nie napisałam smsa...po prostu od wczoraj dla mnie jakby znikł z życia...

Pogratuluję....... rocznicy... :p

pannamigotka - Pon 01 Kwi, 2013 21:17

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
Nie wykonałam żadnego telefonu ani do niego ani do jego znajomych, nie napisałam smsa...po prostu od wczoraj dla mnie jakby znikł z życia...

Pogratuluję....... rocznicy... :p

Bo konsekwencja jest najważniejsza :P

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 21:19

staaw napisał/a:
Pogratuluję....... rocznicy... :p

:smieje:

pterodaktyll - Pon 01 Kwi, 2013 21:28

Duszek napisał/a:

Dla mnie ma znaczenie, bo mogę obiektywnie spojrzeć na wiele spraw.
Myślę, że Twoje doświadczenie jest tu cenne.

Zobacz jacy ci alkoholicy zgodni..... ;)
staaw napisał/a:
Pogratuluję....... rocznicy...

Tu nie chodzi o jakieś spektakularne, jednorazowe posunięcia, ale o zmianę całego systemu postrzegania siebie, swojego związku i rzeczywistości, w jakiej się znajdujesz. Jeżeli będziesz konsekwentna w tym co robisz, to na pewno w jakimś momencie wyjdziesz na "prostą" swojego życia, a ponieważ jesteś jeszcze młodą kobietą, to możesz sobie to życie jeszcze ułożyć. Dla porządku, ja, kiedy zostałem nieco przymuszony do zmian o których Ci pisze, miałem nieco więcej latek od Ciebie ;)

staaw - Pon 01 Kwi, 2013 21:37

pterodaktyll napisał/a:
Dla porządku, ja, kiedy zostałem nieco przymuszony do zmian o których Ci pisze, miałem nieco więcej latek od Ciebie

Nie zmyślasz aby NIECO?

Po za tym ślicznie wytłumaczyłeś co miałem na myśli z tą rocznicą... :okok:

pterodaktyll - Pon 01 Kwi, 2013 21:51

staaw napisał/a:
Nie zmyślasz aby NIECO?

Obawiam się, że nie........... :bezradny:

Scarlet O'Hara - Pon 01 Kwi, 2013 22:50

Duszek napisał/a:
Spędziłam dzisiejszy dzień inaczej niż zwykle, a więc nie zamknęłam się sama w domu (jak zawsze) a pojechałam do ludzi...I czułam się z tym bardzo dobrze! Dla mnie to wiele!


Myślę,że takie działania podnoszą na duchu.Fajnie jest zrobić coś dla siebie mimo,że On usilnie stara się nam zepsuć atmosferę.
Mnie to naprawdę podbudowywało bo robiłam coś innego niż zwykle i sprawiało mi to frajdę.Drobne rzeczy,dla kogoś innego takie nic ,krok po kroku,cegiełka do cegiełki i zaczęłam stawiać mur.Może jeszcze nie udało mi się tak do końca obmurować ale myślę,że jest na tyle wysoki,że trudno mu się już przedostać na tę drugą stronę.
Myślę,że właśnie postawiłaś swoją pierwszą cegłę :okok: później już idzie z górki :tak:

pterodaktyll - Pon 01 Kwi, 2013 22:52

Scarlet O'Hara napisał/a:
,cegiełka do cegiełki i zaczęłam stawiać mur.Może jeszcze nie udało mi się tak do końca obmurować ale myślę,że jest na tyle wysoki,że trudno mu się już przedostać na tę drugą stronę.

A na jakim fundamencie? :mysli:

Scarlet O'Hara - Pon 01 Kwi, 2013 22:58

pterodaktyll napisał/a:

A na jakim fundamencie? :mysli:



:mysli: amerykańskim :dokuczacz:

pterodaktyll - Pon 01 Kwi, 2013 23:00

Scarlet O'Hara napisał/a:
amerykańskim

No nie wiem...........to inny kraj, inna kultura i mentalność..... :p

Duszek - Wto 02 Kwi, 2013 16:03

No to kolejny krok do przodu. :)
Byłam na policji i w Klubie AA w sprawie przymusowego leczenia.
Może i wiele nie zdziałałam, ale najważniejsze dla mnie jest to, że wykonałam krok, aby odbudować swoje życie... :hura:

staaw - Wto 02 Kwi, 2013 16:04

AA zaczyna przymusowo leczyć? :boisie:
szymon - Wto 02 Kwi, 2013 16:05

Duszek napisał/a:
w Klubie AA w sprawie przymusowego leczenia.


opowiadaj :cwaniak: bo zaczyna być ciekawie :p

PS
poziom wyżej też niezłe "jaja"

Linka - Wto 02 Kwi, 2013 16:07

Duszek napisał/a:
w Klubie AA w sprawie przymusowego leczenia.

nie ma czegoś takiego jak klub AA,
leczeniem przymusowym zajmują się Gminne Komisje Rozwiązywania Problemów Alkoholowych
natomiast zdarza się, że wszyscy korzystają z jednego pomieszczenia

Duszek - Wto 02 Kwi, 2013 16:08

a Wy Łobuzy ;) ciekawość zżera...

W Klubie AA pracuje pani na etacie, która jest w Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i do niej składa się wniosek.
Ps. Dokładnie to się nazywa Klub Abstynenta...

staaw - Wto 02 Kwi, 2013 16:12

Duszek napisał/a:
Dokładnie to się nazywa Klub Abstynenta...

Teraz rozumiem... :rotfl:

Duszek - Wto 02 Kwi, 2013 16:15

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
Dokładnie to się nazywa Klub Abstynenta...

Teraz rozumiem... :rotfl:

U nas wszyscy mówią na to Klub AA - chyba tak potocznie. jakoś nigdy mnie to nie interesowało.

Duszek - Wto 02 Kwi, 2013 16:30

U nas na policji sprawy rodzinne tego typu są "odpychane" jak najdalej...
I wiecie co mnie zdziwiło...że podobno jest tak, że jak on przyjdzie pijany i się nie awanturuje to ja nie mam prawa nie wpuszczać go do domu.... :bezradny: On może sobie nawet wejść z drzwiami, bo to jego i może akurat mu się nie podobały i chce je wymienić (tak dosłownie usłyszałam)
Oczywiście mogę złożyć zawiadomienie o przemocy, ale dowody, dowody i jeszcze raz dowody.
A tu na forum czytałam inaczej, więc już nie wiem o co chodzi...
Może ja źle rozumiem..... :mysli:

staaw - Wto 02 Kwi, 2013 16:30

Duszek napisał/a:
U nas wszyscy mówią na to Klub AA - chyba tak potocznie.

Dla tego sprostowałem...

staaw - Wto 02 Kwi, 2013 16:33

Duszek napisał/a:
A tu na forum czytałam inaczej, więc już nie wiem o co chodzi...
Może ja źle rozumiem.....

Jest inaczej, tylko policjanci Nie lubią wtrącać się w sprawy rodzinne...

Tutaj masz więcej...
http://komudzwonia.pl/vie...p=365554#365554

smokooka - Wto 02 Kwi, 2013 16:38

Ja pisałam na podstawie swojego doświadczenia, że nie potrzebowałam dowodów w postaci nagrań, siniaków, rozwalonych mebli itp. Doświadczyłam również ze strony dzielnicowego odciągania mnie od założenia NK. Niezależnie od tego był zaangażowany, spotykał się z moim J. dzwonił.
esik79 - Wto 02 Kwi, 2013 17:20

Duszku to zalęży od policji, może masz fajnego dzielnicowego ,który ci pomoże mi pomogli mimo że sie nie awanturował to go zabrali na izbę , powiedziałam że chwile wcześniej był agresywny za nim przyjechali
Scarlet O'Hara - Wto 02 Kwi, 2013 20:46

Duszek napisał/a:
U nas na policji sprawy rodzinne tego typu są "odpychane" jak najdalej...


Prawo wszędzie jest takie samo ale niestety jest urzędnik i urzędnik.
A Twój dzielnicowy też jest taki nieprzychylny ?

Duszek napisał/a:
I wiecie co mnie zdziwiło...że podobno jest tak, że jak on przyjdzie pijany i się nie awanturuje to ja nie mam prawa nie wpuszczać go do domu....


Ja też to kiedyś usłyszałam.Każdy ma prawo w Polsce pić i jeśli się nie awanturuje ,nie stosuje przemocy to guzik mogą zrobić.

Duszek - Wto 02 Kwi, 2013 20:57

Scarlet O'Hara napisał/a:
Prawo wszędzie jest takie samo ale niestety jest urzędnik i urzędnik.
A Twój dzielnicowy też jest taki nieprzychylny ?

Rozmawiałam z Komendantem posterunku. W sumie to tak troszkę po znajomości.
On był bardzo miły, uprzejmy i wyjątkowo szczery.
Spytałam czy oni go wezwą i przeprowadzą jakąś rozmowę z nim a on do mnie, że oni to nie ksiądz, żeby kiwać paluszkiem jak się coś przeskrobie. :szok:
Ogólnie to jak będzie się coś działo to mam do nich dzwonić i zbierać dowody.
A poza tym troszkę go rozumiem, bo wiesz ludzie są różni i czasem zdarzają się dziwne przypadki np. mąż ma kochankę i żona chce go "załatwić".
Miałam dziwne wrażenie, że pan chyba nie za bardzo wiedział jak może wyglądać życie z alkoholikiem...

pietruszka - Wto 02 Kwi, 2013 21:01

Esiku Twój temat przeniosłam tutaj:
http://komudzwonia.pl/vie...der=asc&start=0

Duszek - Wto 02 Kwi, 2013 21:05

Pietruszeczko
dzięki :buzki:

Scarlet O'Hara - Wto 02 Kwi, 2013 21:28

Duszek napisał/a:
Spytałam czy oni go wezwą i przeprowadzą jakąś rozmowę z nim a on do mnie, że oni to nie ksiądz, żeby kiwać paluszkiem jak się coś przeskrobie.


Mnie sam to właśnie zaproponował ale ja juz przyszłam z fotkami i esami więc może dlatego?

esaneta - Śro 03 Kwi, 2013 07:46

Duszku, ja mam za soba takie doświadczenia. Mąż ma już dwa wyroki za psychiczne znęcanie się.
Niestety moje doświadczenia z policja w tym zakresie tez do najmilszych nie należą.
Dlatego warto znac swoje prawa i je stanowczo egzekwować.
Kiedys podczas jednej z interwencji policjanci kolejny raz "pouczyli" mojego Pana X i sobie odjechali.
Chwile po tym, mój małżonek utwierdzony w swojej bezkarności (skoro go nie zabrali, to nic złego przeciez nie robi) znowu zaczął robic zadymę.
Wówczas wsiadłam do samochodu, pojechałam na komendę i przedstwiłam sprawe oficerowi dyzurnemu, który natychmiast wysłał patrol do mnie i polecil zabrac delikwenta na wytrzeźwiałkę.
I najwazniejsze: zbieraj dowody, ja nie rozstawałam się z telefonami. Kiedy zdecydowałam się załozyc mu sprawe o znęcanie i przygotowywałam materiał dowodowy okazało sie, ze z okresu ok. roku miałam +- 80 plików mp3 z jedo awanturami i groźbami, kilka fotek zniszczonych sprzetów domowych, pokoju, który zamienił w skup surowców wtórnych w postaci puszek i butelek :uoee:
Wystarczyło, by go skazać, mimo, ze mnie nie uderzył.
Pamietaj, ze kazda awantura jaka urządza to tzw zakłócanie miru domowego i juz na tej podstawie mozesz żądać zabrania go z domu.
Ważne jest tez (bardzo) by nie wchodzic z nim w reakcję, zadną. Staraj sie tez nie przebywac w pomieszczeniu, w którym on aktualnie "grasuje"
I niczego sie nie bój - prawo stoi po Twojej stronie :)

Klara - Śro 03 Kwi, 2013 08:45

esaneta napisał/a:
Dlatego warto znac swoje prawa i je stanowczo egzekwować.

Przecież tu też mamy wiedzę na ten temat:
http://komudzwonia.pl/vie...p=365554#365554
Czytałaś Duszku?

Duszek - Czw 04 Kwi, 2013 20:05

Klara napisał/a:
http://komudzwonia.pl/vie...p=365554#365554
Czytałaś Duszku?

Tak czytałam wczoraj. Dzięki. :)

Duszek - Czw 04 Kwi, 2013 20:36

Napisał do mnie sms-a z pytaniem co robimy na obiad...(? :szok: )
Odpisałam, żeby nie brał mnie pod uwagę jeśli chodzi o obiady, zakupy, sprzątanie, pranie, aby wykreślił mnie ze swojego życia...A on: "to co ja mam zrobić", moja odpowiedź: "wyprowadzić się jak najszybciej".
Sama byłam zaskoczona swoją odpowiedzią, bo zawsze były prośby, aby szedł się leczyć i wtedy się ułoży itd...Ale nie tym razem, bo ile można...
Dopiero zauważyłam jego "ułożenie sobie mojej osoby", bo zawsze było tak, że on udawał takiego pokrzywdzonego biednego i w ogóle, a ja...to ja wyciągałam pierwsza rękę to ja dążyłam do zgody, to ja się starałam i ja naprawiałam nasz związek...no prawie go przepraszałam za to, ze on pije i nie chce się leczyć... :szok:

Nasze dzisiejsze krótkie minięcie się przebiegło w podobnej formie, tzn. on stwierdził, że skoro ma zostać sam to ok, że nie ma sensu tu nic budować ani się starać i że on nic takiego nie zrobił, bo nie było go ze mną TYLKO na święta...(tak dosłownie powiedział). Skoro TYLKO to nie zaczynałam z nim rozmowy, bo zbędne dyskusję do niczego nie prowadzą...

Jego zachowanie sprawiło mi ból, mimo, iż tego mu nie okazałam...bił od niego taki chłód, zero skruchy i pokory, ba zero jakichkolwiek uczuć... jakby nic się nie stało...Ale tego powinnam się spodziewać...
Jednak nie było to przyjemne uczucie...Pewnie liczyłam na kolejne próby ratowania...tylko czego? Przecież już nie mam złudzeń...
Napisałam kolejny list do swojej terapeutki...

Trudno mi poradzić sobie jeszcze z takimi uczuciami jak odrzucenie, obojętność, osamotnieniem a z drugiej strony złość i nienawiść, niekoniecznie do niego a raczej do siebie, za to, że potrafię coś jeszcze czuć mimo zadawanych przez niego ran...
Czas...czas...
muszę nauczyć się cierpliwości...

pietruszka - Pią 05 Kwi, 2013 09:12

Duszek napisał/a:
niekoniecznie do niego a raczej do siebie, za to, że potrafię coś jeszcze czuć mimo zadawanych przez niego ran..

a w sumie dlaczego nie do niego? a do siebie? Wiadomo, że jest chory, ale masz prawo czuć złość, nawet względem chorej osoby. Inna sprawa, co zrobisz z tą złością, czy wykrzyczysz ją, czy poradzisz sobie z nią w inny, konstruktywny sposób.
Odczuwanie złości, smutku, odrzucenia nie jest niczym złym, to normalne w takiej sytuacji. I nie złość się na siebie, że jeszcze nie potrafisz się odciąć emocjonalnie (pomimo tego, żebyś chciała). Odcinanie się emocjonalne to proces godzenia się ze stratą. To swoista żałoba, żegnanie się ze swoimi złudzeniami. Złość, bunt to jeden z etapów godzenia się z rzeczywistością. Ważne, by to przeżyć, i nie zatrzymać się na tym etapie. Przeżyć to również dać sobie zgodę na przeżywanie trudnych uczuć. I akceptowanie siebie w tym stanie.

Scarlet O'Hara - Czw 11 Kwi, 2013 09:42

Duszku a co u Ciebie jak się czujesz?
pannamigotka - Czw 11 Kwi, 2013 12:48

No właśnie, co u Ciebie?
Duszek - Pią 12 Kwi, 2013 17:55

Scarlet O'Hara napisał/a:
Duszku a co u Ciebie jak się czujesz?

Hm...jak się czuję...
Chciałabym napisać, że lepiej, ale to nie byłoby prawdą...
Czuję się tak jakbym stanęłam w jednym miejscu i nie mogła się ruszyć... :szok:
Zmęczenie i obojętność...

staaw - Pią 12 Kwi, 2013 18:57

Duszek napisał/a:

Czuję się tak jakbym stanęłam w jednym miejscu i nie mogła się ruszyć...

Mam tak samo, właściwie już zaczyna mi przechodzić więc i Ty się doczekasz... :pocieszacz:

pietruszka - Pią 12 Kwi, 2013 20:15

Duszek napisał/a:
Chciałabym napisać, że lepiej, ale to nie byłoby prawdą...

"wszystko mija, nawet najdłuższa żmija..."
choć wiem, że jak jest się w dołku, to zwykle nie widać wyjścia, ale ono jest... :tak: w końcu którędyś tam wpadliśmy... :mgreen:

Duszek - Sob 13 Kwi, 2013 15:16

Szczęście że wpadłam na to forum i mam WAS :buzki:
Dzięki temu zaczęłam dostrzegać to, czego nie widziałam wcześniej...a może nie chciałam zobaczyć... :mysli:
Pozwalałam siebie krzywdzić i udawałam że nic się nie stało, a może sama siebie raniłam uznając, że tego nie było...
Prawdą jest to, że jednak to wszystko się wydarzyło i czasu nie da się cofnąć...
Znalazłam sobie nowy cel w życiu...w życiu w którym już nie ma miejsca na alkohol...

Dziś mam dobry dzień i zaczynam dostrzegać uroki tego spokoju...
Go nie ma, nie wiem gdzie jest i czy z nim wszystko w porządku. Nie miałam z nim kontaktu od kilku dni.
I jak na razie, jakoś to nie wpływa negatywnie na mnie, a wręcz przeciwnie...czuję się dobrze...
Cofając się pamięcią wstecz, w takich sytuacjach byłam zdruzgotana i robiłam tysiące rożnych głupstw...zadając sobie kolejne ciosy...
Dziś już wiem, że to niczego nie zmieni...
Czasem bliskie osoby odchodzą a my musimy się z tym pogodzić i żyć dalej...
Można cały czas żyć rozdrapując stare rany i obwiniając się a można spróbować poskładać sobie ten drobne kawałki w jedną całość...
Byc może kiedyś i do mnie zapuka szczęście...Będę na nie czekać... :skromny:

olga - Sob 13 Kwi, 2013 15:54

To wspaniale Duszku. Znaczy się, blisko masz, coraz bliżej :okok: Trzymaj tak dalej, nie złam się. Dobrze by było gdybys mogła odseparować sie od niego także fizycznie.
Duszek - Sob 13 Kwi, 2013 16:01

olga napisał/a:
Trzymaj tak dalej, nie złam się

Będę się bardzo starała i przede wszystkim korzystała tylko z rozumu :)
:mysli: mam nadzieję, że jeszcze go mam ;)

olga napisał/a:
Dobrze by było gdybyś mogła odseparować się od niego także fizycznie

Pracuję nad tym, gdyż nie wyobrażam sobie emocjonalnego oddzielenia się od niego pod jednym dachem.

Duszek - Nie 14 Kwi, 2013 18:41

Właśnie skończyłam pakować jego rzeczy...
Jak to się skończy nie wiem...
Co czuję w związku z tym...trudno mi powiedzieć...od dłuższego czasu przygotowywałam się emocjonalnie na koniec tego związku...
Codziennie powtarzałam sobie, że ja go nie kocham, że tak nie da się żyć...
Może mój rozum i serce przyjmą to do wiadomości... ;)

Dziś pojawiło się dziwne uczucie...uczucie zazdrości, że ułoży sobie życie z inną...że dla niej będzie się leczył i będzie z nią szczęśliwy... :beczy:
Serce walczy z rozumem...na razie wygrywa rozum i niech tak zostanie... :prosi:

staaw - Nie 14 Kwi, 2013 18:50

Ej!
Na pewno nie kochasz? To skąd ta zazdrość?

Zamiast oszukiwać siebie, uwierz że nie znam żadnego alkoholika który wytrzeźwial dla kobiety... więc nie warto kochać kiedy on i tak od dawna Cię zdradza z flaszką...

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 18:59

Duszek napisał/a:
olga napisał/a:
Trzymaj tak dalej, nie złam się

Będę się bardzo starała i przede wszystkim korzystała tylko z rozumu :)




Korzystaj nie tylko z rozumu.... ale i ociupke słuchaj serca....

Ja przy wyborze męża kierowałam się rozumem, no i mam :uoee:

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 19:03

Duszek napisał/a:
Dziś pojawiło się dziwne uczucie...uczucie zazdrości, że ułoży sobie życie z inną...że dla niej będzie się leczył i będzie z nią szczęśliwy... :beczy:
Serce walczy z rozumem...na razie wygrywa rozum i niech tak zostanie...


Eeee.... tam.....
Staraj się o tym nie myśleć;
W ten sposób tylko podkopujesz swoje ''ego'';
A Niech se jest szczęśliwy... a co tam....
Ale przede wszystkim ważne - żeby TY byłaś SZCZĘŚLIWA;

Duszek - Nie 14 Kwi, 2013 19:03

staaw napisał/a:
Na pewno nie kochasz?

Na to nie potrafię Ci odpowiedzieć, gdyż nie wiem czy to miłość czy moja dysfunkcja zwana współuzależnieniem... :bezradny:

staaw napisał/a:
To skąd ta zazdrość?

Powodów jest wiele...
Zrobiłam wiele głupstw, które zburzyły cały mój świat przekonań, wartości a przede wszystkim zabrały wiarę w ludzi i szczere uczucia... :(
Alkoholik aby pic musi mieć zapewniony komfort picia (to wiesz) i w momencie, kiedy traci go u żony, to szuka w innym miejscu...Rozumiesz...

staaw napisał/a:
uwierz że nie znam żadnego alkoholika który wytrzeźwial dla kobiety.

Byc może i masz rację.
Jakby Ci to napisać... :mysli:
Nowy związek, nowe możliwości, nowe staranie się, ograniczanie, próby kontroli itd...
Początkowo może być pięknie a ja będę umierać z zazdrości ;)
Może i to głupie co piszę, ale dałam mu od siebie wiele (choć nie prosił) a teraz... i nie koniecznie dobrze się z tym czuję...
Ale tak żyć już nie zamierzam, więc chociaż troszkę poużalam się nad sobą ...dobrze? ;)

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 19:05

Duszek napisał/a:
Czuję się tak jakbym stanęłam w jednym miejscu i nie mogła się ruszyć... :szok:
Zmęczenie i obojętność..



Mam ostatnio tak samo :(

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 19:08

Duszek napisał/a:
Nowy związek, nowe możliwości, nowe staranie się, ograniczanie, próby kontroli itd...
Początkowo może być pięknie a ja będę umierać z zazdrośc



Patrz na to, że z tej perspektywy:
znalazł kolejną babę, którą będzie manipulował i kolejnej zniszczy życie;

Ja tak to przynajmniej widzę.

staaw - Nie 14 Kwi, 2013 19:10

Duszek napisał/a:
chociaż troszkę poużalam się nad sobą ...dobrze? ;)

Jak tylko troszkę to nawet chusteczkę Ci podam...

Duszek - Nie 14 Kwi, 2013 19:12

Kawa napisał/a:
Korzystaj nie tylko z rozumu.... ale i ociupke słuchaj serca....

Nie mogę słuchać już serca, bo to dla mnie zła droga...
Słuchając swoich uczuć próbowałam przebaczyłam mu wiele i żyłam z maską na twarzy udając, że świeci słońce, gdy padał deszcz... :(
Poza tym obudzi się znów litość i chęć wyciągnięcia go z tej choroby, a ja na to nie mam wpływu... :bezradny:
Nie zrozumiałam jeszcze pojęcia "twardej miłości", więc jej nie zastosuję...
Czas być może i on pokaże mi czy było warto...

Duszek - Nie 14 Kwi, 2013 19:13

staaw napisał/a:
Jak tylko troszkę to nawet chusteczkę Ci podam...

Tak obiecuję, że tylko troszeczkę :beczy: :beczy: :beczy:

staaw - Nie 14 Kwi, 2013 19:16

:pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:

A teraz zrób się na bóstwo (choć wiem że ciężko poprawić ideał) i to on niech żałuje...

Duszek - Nie 14 Kwi, 2013 19:23

staaw napisał/a:
A teraz zrób się na bóstwo (choć wiem że ciężko poprawić ideał)

Ideał... :rotfl:
Codziennie się staram aby widział co stracił, choć on poza butelką świata nie widzi...

staaw napisał/a:
on niech żałuje

Myślisz, że taki moment u niego przyjdzie?

Kawa napisał/a:
Patrz na to, że z tej perspektywy:
znalazł kolejną babę, którą będzie manipulował i kolejnej zniszczy życie

Tak czasem sobie myślę, że nawet wtedy powinnam jej podziękować, jak w tej książce "Kup kochance męża kwiaty".
A tak w ogóle to może będzie szczęśliwy?

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 19:26

Duszek napisał/a:
Tak czasem sobie myślę, że nawet wtedy powinnam jej podziękować, jak w tej książce "Kup kochance męża kwiaty".
A tak w ogóle to może będzie szczęśliwy?



Książki nie czytałam.
Ciężko ją dostać.


Wiesz..... mi jest zawsze bardzo żal dzieci.... tych kobiet, które swój 2-gi związek ''ulokują'' z alko;

staaw - Nie 14 Kwi, 2013 19:27

Duszek napisał/a:

staaw napisał/a:
on niech żałuje

Myślisz, że taki moment u niego przyjdzie?

Prawdopodobieństwo jest znikome, więc lepiej w (mi to)LOTTO zagraj...

Duszek - Nie 14 Kwi, 2013 19:41

staaw napisał/a:
Prawdopodobieństwo jest znikome, więc lepiej w (mi to)LOTTO zagraj...

A szkoda, bo lepiej bym się czuła wiedząc, że może czasem miło o mnie pomyśli...
Kolejne niepotrzebne złudzenia, bo przecież ja to ta zołza, której nie wiadomo o co chodzi i ciągle się czepia, męczy i utrudnia komfort picia.

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 19:41

Duszku:



Duszek - Nie 14 Kwi, 2013 19:45

Kawo, dzięki!
Uśmiecham się cały dzień i to szczerze (bez maski), teraz tylko naszło mnie troszkę na rozterki, ale zaraz się zbieram do kupy

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 19:53

Duszek napisał/a:
Kawo, dzięki!
Uśmiecham się cały dzień i to szczerze (bez maski), teraz tylko naszło mnie troszkę na rozterki, ale zaraz się zbieram do kupy



Powiem Ci, że na terapię chodzi taka fajna babka.... ma niezłe ''przeboje'' z mężem... totalnie to olewa... żyje własnym życiem... śmieje się szczerze, gada z buzią uśmiechniętą od ucha do ucha....
Normalnie zazdroszczę jej (pozytywnie) - tej wewnętrznej radości ... chciałabym ''wskoczyć'' na jej poziom życia;

Klara - Nie 14 Kwi, 2013 20:07

Kawa napisał/a:
Książki nie czytałam.
Ciężko ją dostać.

Eeee, wcale nie :D
http://www.taniaksiazka.p...paign=ads4books

Kawa - Nie 14 Kwi, 2013 20:28

Klara napisał/a:
Kawa napisał/a:
Książki nie czytałam.
Ciężko ją dostać.

Eeee, wcale nie :D
http://www.taniaksiazka.p...paign=ads4books



Ooooo.... dzięki;

Bo co się pytałam w bibliotece czy księgarni, to: nie ma - i nie ma...

pietruszka - Pon 15 Kwi, 2013 07:13

Duszku, a może Tobie pisana inna miłość? Lepsza, dojrzalsza, bezpieczniejsza, taa w której to Ty rozkwitniesz?

I tu mam w pamięci mnóstwo dziewczyn, które kiedyś porozstawały się ze swoimi alkoholikami. Wtedy wydawało im się, że dla nich życie nie ma już nic do zaoferowania. A teraz są w świetnych nowych związkach z nieuzależnionymi facetami i kwitną, młodnieją, itd.
I nie muszą nic mówić o swoim nowym szczęściu. Tego nie da się nie zauważyć.

Trzymam kciuki Duszki... bo choć dziś Ci smutno to wierze, ze będą lepsze dni dla Ciebie.

olga - Pon 15 Kwi, 2013 07:19

pietruszka napisał/a:
choć dziś Ci smutno to wierze, ze będą lepsze dni dla Ciebie.


Jasne, że tak. :] Ja też kiedyś myślałam, że pisane mi nieszczęśliwe życie a teraz..... :chmurka: wyjeżdżam do swojego Szczęścia.

Duszek - Śro 29 Maj, 2013 19:42

evita napisał/a:
Duszek napisał/a:
Powiedziała, że nas nie interesuje co myśli, czuje moja mama... tylko JA!

i miala racje ale nie do konca ... terapia jest twoja a nie mamy wprawdzie ale zeby czlek mogl sie dobrze poczuc we wlasnej skorze waznym jest tez zeby zyc w zgodzie ze wszystkim co nas otacza a czego nie jestesmy w stanie zlekcewazyc i udawac, ze nie ma :)

Trudno mi to jeszcze zrozumieć.
Mama to pierwsza osoba, która wprowadza dziecko w nowy, nieznany świat...
Osoba, która ma zapewnić swemu bezbronnemu dziecku bezpieczeństwo, ciepło i miłość...Znam już tę rolę...Jak ją wypełniłam...jeszcze nie wiem...Ale staram się być inna niż moja mama...
Czy ja kiedykolwiek słyszałam od swej mamy jakiś komplement czy nawet dobre słowo... Nie! Ciągle słyszałam krytykę wszystkiego wkoło...Każdy mój ubiór, każda fryzura, każde zachowanie, każda decyzja było złe....I przede wszystkim było to głośno powiedziane. Jak ktoś przez długi okres czasu coś Ci ciągle powtarza to przychodzi moment, że zaczynasz w to wierzyć...I tracisz poczucie własnej wartości....
Przez kilka lat mieszkaliśmy z moją mamą i moja córka również była narażona na takie zachowania. Walczyłam z tym. To co moja mama psuła ja starałam się odbudować.
Wiele razy słyszę od mojej córki, że babcia powiedziała jej, że jest gruba...że w tych włosach wygląda jak czarownica itd...
I mimo, iż moje kontakty z mamą są ograniczone (izolacja od toksycznych zachowań) i zewnętrznie poprawne to jeszcze nie przyszedł mój czas na wewnętrzne pogodzenie się i wybaczenie...Ale bardzo tęsknię za ją...

ps. tekst cytowany przeniosłam z innego watku

Jo-asia - Śro 29 Maj, 2013 19:49

Duszek napisał/a:
jeszcze nie przyszedł mój czas na wewnętrzne pogodzenie się i wybaczenie

przyjdzie i na Ciebie czas :pocieszacz:
jeśli tego chcesz :)

Duszek - Śro 29 Maj, 2013 19:58

Jo-asia napisał/a:
przyjdzie i na Ciebie czas

Dziś myślę, ze taki czas nie nastąpi...
Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam usiąść, pogadać z nią o wszystkim i nie usłyszeć :"a nie mówiłam..." Po prostu, aby była moją mamą...

Linka - Śro 29 Maj, 2013 20:17

Duszek napisał/a:
Dziś myślę, ze taki czas nie nastąpi...
Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam usiąść, pogadać z nią o wszystkim i nie usłyszeć :"a nie mówiłam..." Po prostu, aby była moją mamą...

ja mam kochaną mamę, która zawsze jest pomocna ,jest blisko
ale o problemach , o tym co mnie boli rozmawiam z kim innym....
ja nie chcę po prostu dokładać jej problemów
czasem mówię o tym jak sobie radzę, jakie są mechanizmy alkoholizmu,
bo mojej mamie ciągle żal alkoholika

staaw - Śro 29 Maj, 2013 20:18

Duszek napisał/a:
Jo-asia napisał/a:
przyjdzie i na Ciebie czas

Dziś myślę, ze taki czas nie nastąpi...

Też tak myślałem o tacie, wydawało mi się że nigdy nie znajdziemy wspólnego języka...

Jo-asia - Śro 29 Maj, 2013 20:25

Linka napisał/a:
ja mam kochaną mamę, która zawsze jest pomocna ,jest blisko
ale o problemach , o tym co mnie boli rozmawiam z kim innym....
ja nie chcę po prostu dokładać jej problemów

ja podobnie podchodzę do swoich problemów...
ktoś kto nie jest ze mną emocjonalnie związany...
jemu łatwiej o dystans nie tylko do mojej sprawy a i on nie musi dźwigać...moich problemów
ja mamy już nie mam..mam ojca czynnego alkoholika...
mimo to, gdy usłyszał o tym, że nie mam pracy..przejął się i o dziwo zapamiętał...a teraz nie pamięta..że już pracuję i ciągle się o to martwi :bezradny:

Duszek - Sob 22 Cze, 2013 09:13

Dawno mnie tu nie było...U mnie wszystko się zmienia i jest mi z tym dobrze...A przede wszystkim ja się zmieniam. Terapia robi swoje. :)
Ostatnio usłyszałam, że terapeutka jest zaniepokojona, gdyż w mojej terapii wg. niej ominęłam fazę "złości".
"zamrożone uczucia" - takie hasło padło.
Kiedyś czytałam o tym na forum, ale nie mogę teraz tego znaleźć.
Może ktoś wie gdzie szukać? :)

Maciejka - Sob 22 Cze, 2013 09:22

http://zwierciadlo.pl/201...amrozone-emocje
Klara - Sob 22 Cze, 2013 13:30

Duszek napisał/a:
Może ktoś wie gdzie szukać? :)

Jeśli chodziło o forum, to chyba tutaj: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?p=83798#83798

Scarlet O'Hara - Czw 27 Cze, 2013 17:55

Duszek napisał/a:
U mnie wszystko się zmienia i jest mi z tym dobrze...A przede wszystkim ja się zmieniam.


Bo na wszystko potrzeba czasu.
Pamiętaj ,że po drugiej stronie chmur jest czyste niebo.
Cieszę się razem z Tobą.

Duszek - Czw 27 Cze, 2013 23:05

Tak masz rację...czas to najlepsze lekarstwo na rany naszej duszy...
Kiedyś nie potrafiłam być cierpliwa, chciałam mieć wszystko szybko tu i teraz albo nic...
Ale to się zmieniło i daję sobie prawo do robienia błędów...
I wiesz, zabrzmi to może i dziwnie ( :szok: ) ale ja potrafię się naprawdę śmiać i cieszyć z drobnych, przyjemnych chwil...I ta inna osoba - nowy "Duszek" ;) zaczyna mi się podobać... :lol2:

Duszek - Sob 19 Paź, 2013 23:09

ups...wreszcie znalazłam swój wątek, czasem myślę, że trzeba go zakończyć???? :mysli:
Dziś chcę napisać o najważniejszej osobie w moim życiu, o moim Dziecku.
Chyba jestem złą matką...
Wcześniej wielokrotnie słyszałam od mojego dziecka jak jest mu źle....i co?
Byłam tak zapatrzona w swoje cierpienie, użalanie się nad sobą, że nie potrafiłam dostrzeć jej bólu, złości, strachu....Odsuwałam to wszystko na bok, udawałam, że tego nie ma, żyłam iluzją i przekonaniem, że przecież ma wszystko co potrzebuje.
Prawda jest taka, że nie miałam czasu dla niej, bo ciągle kręciłam się wokół pijącego partnera, ciągle naskakiwałam mu, to jego potrzeby były ważne...
A ona budowała wokół siebie obronny mur...przede wszystkim mur braku zaufania i bezpieczeństwa. I przyszedł czas, że musiałam przed tym murem stanąć...
Na początku czułam złość...złość na nią, że znowu wszystko spada na mnie, te naciski z każdej strony...Pewnie znów chciałam uciec w kolejną iluzję, odsunąć prawdę...
Udać, że czegoś nie było, bo przecież nikt nie stosował wobec niej przemocy fizycznej, bo co zapragnęła miała...A jednak...
Coraz częściej słyszałam: 'mamo a pamiętasz jak....tata przyszedł pijany cały zakrwawiony, jak wybił nam szybę, jak kopał w drzwi, jak Cię popchnął, jak poszedł wyrzucić śmieci i zostawił mnie samą, jak w nocy musiałam iść do babci..."
Córeczko pamiętam, ale przecież Ty byłaś taka mała albo byłaś w innym pokoju, przecież zawsze Cię chroniłam...
"Mamo nienawidzę go..., nie mogę na niego patrzeć, nie mogę go słuchać, nie chcę przebywać z nim nie chcę tu mieszkać i jak się wyprowadzę nigdy tu nie wrócę, jak będziesz chciała się ze mną spotkać to musisz przyjechać do mnie...."
Od tego momentu codziennie powtarzam mojemu dziecku, że jest dla mnie najważniejsza, że bardzo ją kocham i że nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić nikomu.

Nie wiem czy kiedykolwiek pogodzę się z tym, że to ja ją tak zraniłam, ale to teraz jest nieważne. Najważniejsza jest ONA i poukładanie jej świata.

A jej tata...
Niby sumiennie uczęszczał na terapię, skupiał się na pracach pisemnych, często komentował "potknięcia" innych, że tak nie wolno itd., a jednak coś nie tak...
W tym czasie często próbował nawiązać z nią kontakt, a jednak nie szło to tak jak chciał.

Byc może kiedyś wspominałam o uczuciach związanych z moją córką, ale dziś chciałam to z siebie wyrzucić, a przede wszystkim zburzyć wcześniejsze zaprzeczenia...

Maciejka - Nie 20 Paź, 2013 05:53

Duszek jesteśmy najlepszymi matkami na dany moment, na dana sytuację, mamy okresloną wiedzę lub intuicje i staramy sie podejmować najlepsze decyzje w danym momencie a potem je weryfikuje czas.

Ja bardzo starałam sie nie byc takim rodzicem jak byli moi ale współuzaleznienie i choroba alkoholowa zrobiły swoje. Na dzis widze swoje błedy , wyrządzone krzywdy , jestem w stanie wysłuchać i przyjąć i uznać ten ból dziecka, jego żal , poczucie krzywdy , przeprosić , jak mam taką możliowść wyjaśnic to i owo i czuję się wystarczająco dobrą matką bo nie idealna bo takich nie ma, wywaliłam toksyczne przekonanie, że dobra matka to taka, która nie krzywdzi i nie rani swoich, jest zawsze gotowa i odpowiada prawidłowo na ich potrzeby gdyż jestem tylko człowiekiem a może aż człowiekiem , który jest doskonale niedoskonały i popełnia błedy nie jestem ani robotem ani cyborgiem. :pocieszacz: :buziak:

pannamigotka - Nie 20 Paź, 2013 09:21

"Nie żałuj, nig­dy nie żałuj, że mogłeś coś zro­bić w życiu, a te­go nie zro­biłeś. Nie zro­biłeś, bo nie mogłeś." Stanisław Lem
Duszek - Pon 21 Paź, 2013 15:39

Bardzo Wam dziękuję :buzki:
Ostatnio słabo sobie radzę z własnymi emocjami oraz uczuciami i jestem pod baczną kontrolą terapeutki ;)

smokooka - Pon 21 Paź, 2013 15:56

Duszku kochana :buziak: nie jesteś sama :pocieszacz: na szczęście
Duszek - Pon 21 Paź, 2013 16:00

Nie wiem może to taki etap, ale stanęłam w miejscu, zmuszam się do wszystkiego. Najchętniej to nie wstawałabym w ogóle z łóżka.
Taki smutek, bezradność, bezsilność, brak chęci by iść dalej tę drogą...
Długo to już trwa, ale muszę się w końcu pozbierać...

Maciejka - Pon 21 Paź, 2013 16:01

:pocieszacz: :buziak:
smokooka - Pon 21 Paź, 2013 16:02

Duszku ja na depresję znam jedyną drogę, z której korzystam już czwarty raz w swoim życiu. Mi psychiatra pomaga osiągnąć stan w którym chce się żyć.
Duszek - Pon 21 Paź, 2013 20:48

Moja terapeutka mnie diagnozowała i wg niej nie mam depresji, gdyż nie mam problemów z jedzeniem i bezsennością.
esaneta - Pon 21 Paź, 2013 20:50

Duszek napisał/a:
Moja terapeutka mnie diagnozowała

Duszku, w tym temacie winien Cię psychiatra zdiagnozować :przytul:

Duszek - Pon 21 Paź, 2013 21:18

Mówiłam mojej terapeutce, że nie potrafię się pozbierać, że nie mam ochoty na nic, że najchętniej to cały czas bym spała itd. ale ona mówiła, że na razie mam o siebie dbać i się zmuszać. Nie wspominała nic na temat wizyty u psychiatry :bezradny:
esaneta - Pon 21 Paź, 2013 21:20

Duszek napisał/a:
Nie wspominała nic na temat wizyty u psychiatry

Do psychiatry możesz iść sama, nie potrzebujesz skierowania od terapki

Duszek - Pon 21 Paź, 2013 21:22

Za tydzień mam spotkanie na indywidualnej i jak będzie tak dalej to pomyślę nad wizytą u psychiatry.
Scarlet O'Hara - Pon 21 Paź, 2013 21:54

Duszku dopiero przeczytałam Twoje posty.
Na swoim przykładzie mogę poradzic badania lekarskie w tym oczywiscie TSH - różnie to bywa i do psychiatry koniecznie.
Taki stan też jest potrzebny to prawda to takie nasze dno ,uwiadamianie sobie rzeczy które bolą bardzo ale od dna też trzeba się odbic.
Ja przyjmuję leki od maja i do dziś tez mi się często nie chce ale już rzadziej jednak kilka m-c to trwało.
Weź sprawy w swoje ręce bo nikt tego za Ciebie nie zrobi.

Zagubiona - Pon 21 Paź, 2013 23:35

Duszku, uważaj na siebie.
Ze swojego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że żałuję, że tak długo zwlekałam z powiedzeniem terapce (jest też psychiatrą) jak bardzo mi kiepsko. Dostałam lek- słaby i w małej dawce ale mi wystarcza- i odzyskałam siły i radość życia mimo problemów.

Duszek - Pią 25 Paź, 2013 15:37

Dziękuję Wam dziewczyny :buzki:
Dalej jest hm...kiepsko...

Dziś rozmawiałam z osobą po terapii, wg której takie doły są wpisane we współuzależnienie.
Ona sama po 2,5 roku terapii zaczęła wracać do starych schematów i nawet dała się namówić na powrót do swojego alkoholika.
Więc może ja oczekiwałam, że to terapia załatwi za mnie sprawę... :szok:
Może myślałam, że dzięki niej zobojętnieję...
To tak jak w szkole dzieci uczy się pisać i korzystają oni z nabytej umiejętności, tak mnie załamało to, że dostałam wiele wskazówek, metod pracy, nowych umiejętności, które runęły w pewnym momencie...

:shock: ale zagmatwałam, ale nie potrafię tego inaczej przekazać

olga - Pią 25 Paź, 2013 15:45

Duszku, przepraszam, ze nie pamietam, ale Ty mieszkasz z nim w jednym domu? :mysli:
Klara - Pią 25 Paź, 2013 16:08

Duszek napisał/a:
że dostałam wiele wskazówek, metod pracy, nowych umiejętności, które runęły w pewnym momencie...

Mnie się wydaje, że przeżywasz coś na kształt nawrotu u alkoholika i teraz tak jak świadomy tego co się z nim dzieje alko sięga po "narzędzia" z terapii, tak i Ty odkop swoją wiedzę i podnoś się powolutku.
Może byś spróbowała się umówić ze swoją terapeutką?

Chodzisz jeszcze na Al-Anon?

pietruszka - Pią 25 Paź, 2013 16:10

Duszek napisał/a:
Może myślałam, że dzięki niej zobojętnieję...

Raczej nauczysz się oddzielać psychicznie, fizycznie, dbać o swoje JA, ale zobojętnieć? NIE, ba nawet możesz uwrażliwić się nieco, zyskując pełniejszy dostęp do swojej duszy, emocjonalności, wrażliwości. Ale wiesz, mimo, ze sama się odmroziłam, to za nic nie chciałbym wracać do punktu wyjścia, gdy byłam tak zamrożona, że nie czułam nic, ale i mnie nie było, takie u mnie było odrętwienie.

Duszek napisał/a:
Dziś rozmawiałam z osobą po terapii, wg której takie doły są wpisane we współuzależnienie.
Ona sama po 2,5 roku terapii zaczęła wracać do starych schematów i nawet dała się namówić na powrót do swojego alkoholika.


Pamiętam, jak mnie przerażały dziewczyny, które miały stażu nowego życia po kilka lat, a coś nie grało, coś się sypało, coś właśnie rozwaliło, coś bolało. Jak to? To po co? Może nie warto? Nic to nie daje?

Trochę trwało, zanim do mnie dotarło, że życie po prostu takie jest, przynosi chwile szczęścia, ale i chwile słabości, problemy, z którymi się mierzymy, czasem znów nas przewraca jak silny wiatr ugina do ziemi, łatwo wtedy znów wpaść w dziurę, znów skręcić sobie kostkę. Terapia tylko daje narzędzia: łopatkę by się odkopać, sznur, po którym można się podciągnąć, raki do butów, by się nie ślizgać, a my te narzędzia pakujemy sobie w plecaczek i hajda w świat.

A potem już do nas należy, czy wiemy po co sięgnąć, gdy wpadniemy w tę dziurę, czy nauczyliśmy się czytać na tyle z gwiazd i własnych uczuć, by miast się cofać, wyleźć z tej dziury na jej drugim końcu, za każdym razem ulepszając technikę wygrzebywania się z tych dołków życiowych. Trochę trzeba zwiedzić tych dołków, by choćby nauczyć się, co robić, gdy piasek, co się obsuwa , nas nie zasypał, albo by nie ugrzęznąć, w dziurze wilgotnej i mokrej, za każdym razem wie się lepiej, jak używać łopatki, kilofa, jak zarzucić sznurek, by bezpiecznie się po nim wspiąć, a czasem nawet jak zawołać kogoś, by pomógł nam z tej dziury wyleźć.

Pakuj Duszku te swoje narzędzia do swojego plecaczka, korzystaj z doświadczeń innych, łatwiej wygrzebiesz się z każdej dziury, a i nei zapomnij o kawałku czekolady, którą warto też włożyć do plecaczka, by się pokrzepić w razie potrzeby.

Ja na przykład mam przy sobie Desideraty, w moim notesiku ratunkowym na piśmie, na MP3 w muzycznej wersji. I jak co to ją odpakowuję, to ta moja jedna z kostek czekolady na pokrzepienie, ot choćby dzisiaj:


Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa, masz prawo być tutaj i czy jest to dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.

:)

Maciejka - Pią 25 Paź, 2013 16:29

A mi w takich chwialach pomaga przejrzenie zeszytu z terapii lub innych zapisków czy po prostu siegałam wcześniej bo teraz już nie do ksiażeczki Al- anon dzien po dniu i tez pomagało i stawiało na nogi.
Duszek - Sob 26 Paź, 2013 11:04

olga napisał/a:
ale Ty mieszkasz z nim w jednym domu?

Tak
Klara napisał/a:
Może byś spróbowała się umówić ze swoją terapeutką?

Moja terapeutka ostatnio była na dłuższym urlopie. Ostatnio rozmawiałam z nią na temat częstszych wizyt szczególnie teraz, ale ona nie ma wolnych terminów. Radziła, żebym chodziła na terapię grupową i tam rozmawiała o tym, z czym nie daję sobie rady. Natomiast terapeutka grupowa twierdzi, że to nadaje się na terapię indywidualną. :mysli:
Poza tym w moim ośrodku jest reorganizacja i połączyli grupę podstawową z zaawansowaną co spowodowało, że na spotkaniu jest często ponad 20 osób.
Nie chodzę na Al-anon i nigdy nie byłam głownie z uwagi na dojazdy.
Zaplanowałam, że najpierw skończę terapię a później dopiero Al-anon, ale jak widzę to może długo trwać. :bezradny:

Kawa - Sob 26 Paź, 2013 14:39

Duszku - sama od jakiegoś czasu biorę antydepresanty i o niebo lepiej się czuję; nawet ''ciężkie'' sytuacje nie są nie w stanie - wyprowadzić mnie z równowagi;
Oczywiście czuję czasami smutek itp., ale baaardzo szybko to mija;
Częściej się uśmiecham, mam tzw. ''głupawki'' itp.

Pozdrawiam.


edit: i zdiagnozowała depreche - psychiatra;

Klara - Sob 26 Paź, 2013 14:49

Duszek napisał/a:
Nie chodzę na Al-anon i nigdy nie byłam głownie z uwagi na dojazdy.

Rozumiem, że może to być dla Ciebie kłopotem, jednak z własnego doświadczenia wiem, że jedna i druga forma doskonale się uzupełniają.
Na mityngach jest to, czego nie ma na terapii i odwrotnie.
Może jednak rozważyłabyś już od teraz grupy Al-Anon? Naprawdę warto się czasem trochę pomęczyć, żeby nie pozostawać samą z problemem.
Może się zdarzyć, że zyskasz przyjaciółki, które Cię wysłuchają a może nawet doradzą w każdej chwili.
Naprawdę warto spróbować. Jeśli Ci się nie spodoba, to po prostu więcej nie pójdziesz i cześć! :D

pannamigotka - Sob 26 Paź, 2013 19:15

Duszek napisał/a:
terapeutka grupowa twierdzi, że to nadaje się na terapię indywidualną.

Zgadzam się z nią. Terapia grupowa to nie miejsce na pewne sprawy.
Nie masz możliwości zmiany terapeutki na taką, która spotka się z Tobą CO NAJMNIEJ raz na tydzień przez minimum godzinę?

Duszek - Nie 27 Paź, 2013 13:16

Zmiana terapeutki :mysli: kolejny raz ??? Jakoś źle bym się z tym czuła.
W tym tygodniu mam spotkanie to spróbuję z nią porozmawiać o moich odczuciach.

A tak poza to rzeczywiście chyba mam "nawrót".
Trochę spokoju a ja zapomniałam już co się wydarzyło wcześniej i do czego mnie to doprowadziło. Ostatnio zauważyłam, że znów cała ta sytuacja zaczyna mieć odzwierciedlenie w moim funkcjonowaniu, szczególnie w pracy.
Nie dam się! :wiking:

Choć COŚ nie daję mi spokoju...
Jak to jest, że osoba uzależniona podejmuje terapię- sama z własnej woli.
Bardzo angażuje się w pracę nad sobą, zauważa negatywne skutki picia i jak wiele krzywdy to niosło. Często daje wskazówki innym np. odnośnie zapicia. Zaczyna widzieć zmiany pozytywne, odbudowuje stosunki z innymi. Ba dostaje dużo metod i narzędzi do pracy nad sobą i w razie czego. A jednak...
I nagle okazuje się, że ludzie na grupie są źli, że nie rozumieją, że oskarżają, że mówią coś co nie jest prawdą, że to przez innych...
Iluzja i zaprzeczenia...
Nie rozumiem tego, ale wiem, że nie mam na to wpływu...

smokooka - Nie 27 Paź, 2013 13:22

Duszku, a może warto zamknąć ten wątek i otworzyć nowy o jakimś radosnym, pełnym nadziei tytule? Mówię to na podstawie swojego doświadczenia... póki byłam zdołowana to nic mi się nie chciało układać, jak postanowiłam, że wstaję z tego doła, to początki może nie były łatwe, ale wstałam i stoję stabilnie. To takie magiczne myślenie, ale u mnie było skuteczne. Zaczarowałam samą siebie :)
Duszek - Nie 27 Paź, 2013 13:35

Wiesz ostatnio też nad tym się zastanawiałam, ale nie mam jeszcze pomysłu.
W sumie na samo otwarcie dostałam od Klary "reprymendę" ;) odnośnie tego jak można traktować życie jako grę (chyba tak jakoś to było :mysli: )

smokooka - Nie 27 Paź, 2013 13:42

"Chcę wygrywać swoje życie" "teraz będę szukać we wszystkim czegoś dobrego" "wierzę, że dam radę" "zamierzam żyć szczęśliwie"
Duszek - Nie 27 Paź, 2013 13:52

:)
Tak masz rację!
Siedzę i zrzędzę tylko, rozdrapuję to co było i nie potrafię cieszyć się tym co mam, nie potrafię zmienić tego i nawet nie próbuję... :uoee:
Nie, nie piszę tego w złości, bo taka jest prawda i ja tak to widzę.
I pogrążam się jeszcze bardziej myśląc że właśnie przez to jestem taka beznadziejna.
Dziś rano przypomniał mi się taki wątek "21 dni bez narzekania" (chyba!) i chęć aby spróbować wprowadzić to w swoje życie..
Dzięki :buzki:

pietruszka - Nie 27 Paź, 2013 14:06

Duszek - dawaj nazwę nowego tematu i jedziemy...
Faktycznie, po co to ma być szkodliwa afirmacja... Może tytuł tematu na początku oddawał Twoje uczucia, ale teraz... jesteś już znacznie dalej, nawet jak Cię chwilowe dołki omijają.

Duszek napisał/a:
Nie rozumiem tego, ale wiem, że nie mam na to wpływu...

no i chyba nie ma sensu wgłębiać się w to bardziej. Ta choroba tak ma, sami alkoholicy nieraz tutaj mówią, że nie rozumieją swojej choroby.
Zresztą sama, obecnie niepaląca, do końca nie rozumiem, jak mogłam sobie robić taką krzywdę, paląc, wtykając sobie w usta jakieś zwitki papieru ze słomą jakieś rośliny, śmierdzące to i szkodliwe, a ja jak lwica nieraz walczyłam o prawo :szok: do bycia palaczem. Uzależnienia nie mają sensu, są poza zmysłem zdrowego myślenia i w tym właśnie tkwi pułapka. Odpuścić zostawić, przyjąć jako aksjomat, że właśnie ta choroba tak ma. Tyle Ci w tej chwili potrzebne... no i ogłosić bezsilność wobec tej choroby.

Czy dobrze rozumiem, że przeżywasz rozczarowanie? Bo już tak ładnie trzeźwiał i bęc? Potłukło się w tysiące kawałków?
:pocieszacz:

Klara - Nie 27 Paź, 2013 14:11

Duszek napisał/a:
na samo otwarcie dostałam od Klary "reprymendę" ;)

To ten post:
http://www.komudzwonia.pl...p=540301#540301
Chciałam Ciebie zmotywować do rozpoczęcia marszu w kierunku oderwania się od tych problemów.
Chodziło mi o to, żebyś nie uważała, że JUŻ przegrałaś swoje życie, ale żebyś rozpoczęła jego następny szczęśliwy etap :pocieszacz:
Przepraszam, jeśli odebrałaś to jako reprymendę :oops:

Duszek - Nie 27 Paź, 2013 14:43

pietruszka napisał/a:
Czy dobrze rozumiem, że przeżywasz rozczarowanie? Bo już tak ładnie trzeźwiał i bęc? Potłukło się w tysiące kawałków?

Nie wiem czy to takie rozczarowanie.
Faktem jest, że trzeźwiał - w dosłownym tego znaczeniu i bęc.
Nie ingerowałam w jego terapię, choć nieraz mnie męczył tymi swoim pracami. Nie podejmowałam z nim żadnych poważnych rozmów odnośnie naszego związku, dając sobie czas (właśnie ten rok). Choć nie wierzyłam w nasz związek, bo za dużo nas podzieliło, ale wierzyłam w niego jako człowieka i chciałam, żeby mu się udało, nawet gdyby nasze drogi się rozeszły.

Klara napisał/a:
Przepraszam, jeśli odebrałaś to jako reprymendę :oops:

Ty chyba żartujesz?
Przecież ja nie mam do Ciebie żalu, a wręcz przeciwnie jestem Ci wdzięczna! :buzki:
Tak się składa że mnie bardziej motywują do działania właśnie te kopy, te czasem wydawałoby się przykre zdania a jednak...

Duszek - Nie 03 Lis, 2013 21:46

Ostatnio młodzież z mojego otoczenia była na zabawie z okazji Halloween. Super przebrania i podobno zabawa cudna. :)
A mnie naszło na refleksję...
Co ja robiłam przez ostatni czas, kiedy gdzieś się dobrze bawiłam...
Czy ja w ogóle kiedykolwiek byłam gdzieś z moim M...
I doszłam do wniosku, że ja nie mam takich miłych wspomnień. Mój związek opierał się głownie na czekaniu, na ratowaniu, na pilnowaniu, na kręceniu się wokół niego a On...korzystał z życia.
Po co to napisałam....obdzieram się z iluzji ;)
Przeszłość już była,więc nic w niej już nie zmienię, ale przede mną jeszcze przyszłość...a Ona jest zależna tylko ode mnie! :mysli:

Dziś czytając forum naszła mnie jeszcze jedna refleksja.
Cieszę się z tego, że coraz częściej spotykam młodych ludzi z krótkim stażem bycia z alko, którzy podejmują tak szybko walkę o siebie...

Duszek - Nie 24 Lis, 2013 20:07

Dotarło do mnie, że niektórych uczuć nie da się tak zamknąć w pudełeczku, uśpić, bo one w końcu wyłażą, budzą się. Tak robiłam do tej pory i ciągle kręciłam się jak na karuzeli, wracałam w te same miejsca. I coraz bardziej pogrążałam się w użalaniu, w poczuciu własnej krzywdy...Teraz chcę bez zamrażania przeżyć wszystko: ból, rozpacz, żal, stratę, właśnie po to, aby zacząć nowy rozdział swego życia.

"Wiem, że z niektórych wspomnień pragniesz się jak najszybciej wyzwolić. Zapomnieć, jak zły sen. Jednak każdy z nas ma takie rany, które mogą długo krwawić, budzić cię w nocy. Nie panikuj, nie szukaj środków przeciwbólowych. Wystarczy uzbroić się w cierpliwość i czekać, gdy czas sam dobierze ci lekarstwo. Każdemu dobierze inne. Dla kogoś będzie to nowa miłość, dla kogoś – nowe zajęcie, a dla kogoś innego… choćby morze. Pewnego razu znajdziesz się nad morzem, a ono zabierze na grzbietach fal ból twoich wspomnień. Każdy z nas ma swoje morze". E.Safarli

Duszek - Nie 19 Sty, 2014 16:19

To tak jakby o mnie...na zakończenie tej smutnej drogi i dobry początek nowego...

"Dotarłam do krawędzi.
Przegapiłam moment, gdy nasze niezbyt szczęśliwe życie rodzinne przekroczyło jakąś niewidzialną granicę, za którą była już tylko przepaść. To właśnie na krawędzi tej przepaści balansowałam resztką sił, usiłując utrzymać się i nie zrobić czegoś nieodwracalnego. Z przodu było nieznane, z tyłu – mrok i koszmar, a na krawędzi – ja, zakładniczka, która się panicznie boi.
Jakim cudem stałam się zakładniczką? Podobnie jak miliony innych kobiet: marzyłam o trwałej rodzinie i kochającym mężu. Myślałam, że takiego właśnie znalazłam, a po ślubie zrozumiałam, że nie jest wcale taki, jak mi się wydawało. Znana historia – pił, bił, obrażał, był zazdrosny. Trzeba było już wtedy uciekać, ale dziecko jeszcze miałam przy piersi, które ciągle chorowało, a ja bez pracy… Nie miałam wtedy do tego głowy. A potem? Potem stałam się zakładniczką sytuacji. Krewni i przyjaciele i najbliższa rodzina – wiedzieli o wszystkim i doradzali jak mogli najlepiej:
- Dziecko potrzebuje ojca, - słyszałam to tyle razy… Ciężko z tym polemizować – owszem, potrzebuje…
- Nie możesz zhańbić rodziny rozwodem, - powtarzała matka swoją mantrę, a ja miałam poczucie winy, że ona - taka wspaniała, wzorowa matka i żona - będzie musiała się przyznać, że źle wychowała swoją córkę.
- Całkiem chłop bez ciebie zginie… przecież trzyma się tylko ze względu na rodzinę… zastanów się dobrze, - ciężko wzdychała teściowa i było mi wstyd: faktycznie, jestem przecież mu poślubiona, składałam przysięgę, czy mam zatem prawo zrzucić z siebie ten ciężki krzyż?
- Kto cię z tym bagażem zechce? – uświadamiała mnie koleżanka. – Dobry mąż w naszych czasach to deficyt, spójrz, ile jest wokół wspaniałych dziewczyn i każda chce za mąż, a ty będziesz rozwódką z dzieckiem – szans nie masz żadnych! W najlepszym razie zamienisz siekierkę na kijek – po co ci to?
Więc się bałam. Bałam się, że będę do końca życia sama, że syna będę musiała sama wychować…Albo, że trafię na jeszcze gorszego. Mój przynajmniej ma złote ręce jak nie pije… No i syna kocha…
Zwlekałam z decyzją tak długo, jak byłam w stanie – dopóki nie stanęłam przed wyborem: skoczyć i się zabić albo wrócić do piekła, w którym będę żywą zakładniczką. I nagle odezwała się Przepaść we własnej osobie…
- Dlaczego chcesz się koniecznie zabić? – spytała.
- Nie chcę, ale nie mam wyboru. Albo wstecz albo w dół.
- Jak chcesz w dół, to pewnie się zabijesz, chociaż nie jest to jeszcze takie pewne. Może się czegoś chwycisz po drodze – krzaka, korzeni…
- A jeśli nie zdążę?
- Wybierz inny tor lotu.
- A są inne?
- Pewnie! Możesz podskoczyć do góry i zobaczyć, co się stanie. Albo przeskoczyć na drugą stronę. Albo zbudować most.
- Nie umiem budować mostów i nie mam budulca. A do góry albo na drugą stronę to się boję. Nigdy tego nie robiłam!
- No to co? W piekle też nigdy nie żyłaś, a jednak spróbowałaś i co? Przyzwyczaiłaś się jakoś…
- Nie przyzwyczaiłam się – dlatego tu jestem. Teraz to mi wszystko jedno, żal mi tylko syna…
- A nie żal ci trzymać go w piekle?
- Czego ty chcesz ode mnie?
-Żebyś skoczyła! Żebyś przynajmniej spróbowała!
- Boję się, że sił mi zabraknie…
- Nie zabraknie, jeśli naprawdę będziesz chciała coś zmienić w życiu.
Podeszłam bliżej krawędzi i zajrzałam w nicość – zobaczyłam mgłę i nic więcej. Nic, co pozwoliłoby na określenie głębokości – być może wynosiła ona 3 metry, a może 300… Obejrzałam się. Tam, z tyłu stali wszyscy i patrzyli na mnie – niektórzy z przerażeniem, a inni oskarżycielsko…
- Zniszczysz bezpowrotnie wszystko, co miałaś! – złowieszczo wysyczała mama.
- Oj, straszny błąd popełnisz! Straszny! – biadoliła teściowa.
- Zabijesz się, głupia! – płakała koleżanka.
- Skacz, skacz, no dalej – jeszcze przypełzniesz na kolanach, będziesz mnie błagać o wybaczenie, - bełkotał z pijackim uśmieszkiem mąż, otwierając kolejne piwo.
To był kres… Zrozumiałam nagle, że jeśli nie skoczę, to umrę. Cokolwiek czaiło się tam, w strasznej, nieznanej przyszłości – było to lepsze od tego, co znajdowało się za moimi plecami. Najpierw zdjęłam z siebie poczucie winy, złożyłam ładnie i położyłam na ziemi. Obok położyłam wstyd, niepewność, wątpliwości, a na samym wierzchu – strach. Po co mi te obciążenia w czasie lotu? Od razu zrobiło mi się lżej, nawet się uśmiechnęłam. Następnie mocno przytuliłam do siebie syna, wzięłam solidny rozbieg i skoczyłam. Skoczyłam w górę, a nie w dół, bo poczułam moc i chciałam sprawdzić, jak to będzie.
I nagle… Zrozumiałam, że lecę! Zamiast spaść – szybowałam, a za moimi plecami szeleściły skrzydła, które nie wiadomo skąd się wzięły. Spróbowałam nimi sterować i teraz mogłam lecieć w każdą stronę – w prawo, w lewo, dokąd zechcę! Skąd one się wzięły?
- Skrzydła ma każdy, ale wielu ludzi nawet nie podejrzewa, że je ma, - wyszeptała Przepaść. – Życie doprowadza ich do skraju nicości właśnie po to, by polecieli. A czy w górę, czy w dół – to już każdy sam wybiera…"

Na motywach opowiadania Iriny Sieminoj. Przekład I.Z.
Po Pierwsze Ludzie

Duszek - Nie 19 Sty, 2014 20:51

:lol2: :buzki:
iwonka1000 - Nie 19 Sty, 2014 21:51

Chcialabym wiedziec jaki jest ciąq dalszy...Ja tez podjęłam to ryzyko.Wzięłam pod pachę dwie córki i polecialam...i choć jeszcze nie wiem gdzie wyjąduję to jestem pewna,ze to byla słuszna decyzja.Pozdrawiam :buziak:
olga - Pon 20 Sty, 2014 10:20

jasne, że słuszna :okok: jesteś silną kobitką z charakterem, dasz sobie radę, będziesz miała dzieci przy sobie i rodzinę, więcej Ci nie potrzeba
Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 14:46

iwonka1000 powodzenia i oby lądowanie było w miejscu satysfakcjonującym Cię. Ja dosłownie nigdzie ruszać się nie muszę, mam dach nad głową, rodziców przy sobie, rodzeństwo, przyjaciół. Ale mentalnie jeszcze tkwię w okowach współuzależnienia obiema nogami, a może raczej głowa mi utkwiła ?
Duszek - Pon 20 Sty, 2014 17:40

iwonka1000 napisał/a:
Chcialabym wiedziec jaki jest ciąq dalszy.

hm...jeszcze sama nie wiem...
Iwonko przechodziłam również przez piekło, oj było tam gorąco ;) ...
picie, ciągi tygodniowe, jego przepadanie bez wieści, wielokrotne zdrady, agresja, szantaże, upokarzanie, kilka wszywek, terapia, zapicie...itd. sama zaplątałam się w taki kokon, że jedyne wyjście jakie widziałam było straszne...
Teraz zaczynam nowe życie i jest ciężko, czasem nawet bardzo, ale wierzę, że tam za zakrętem czeka mnie coś dobrego i dlatego wiem, że warto!

Duszek - Pią 28 Mar, 2014 14:57



https://www.facebook.com/BeataPawlikowska?fref=ts

Duszek - Czw 31 Lip, 2014 20:46

Poruszył mnie ten tekst
źródło: https://www.facebook.com/BeataPawlikowska?fref=ts

"Chcę umrzeć" - odpowiadam na list
Mam dwa "chcę". .. chcę zeby do mnie wrócił albo chcę umrzeć. Co mogę wybrać jesli pierwsze nie zalezy ode mnie?

ODPOWIADAM:
Myślę, że mogłabyś wybrać Wolność. Wolność od ograniczania własnych wyborów.

To nieprawda, że masz tylko dwa „chcę”. Masz ich znacznie więcej, ale tymi dwoma wybierasz zajmować się w pierwszej kolejności, a ponieważ jeden z nich jest niezależny od ciebie, będziesz się kręcić w kółko tak długo, aż nabierzesz wewnętrznego przekonania, że wszystko jest chaosem.

Ale nie jest.
Masz znacznie więcej wyborów.
Najważniejszy z nich to wybór wolności od uzależnienia. Uzależnienia od mężczyzny, od związku, od stanu, w jakim chcesz się znaleźć.

To nie jest łatwe, ale to jest możliwe. Można to osiągnąć drogą małych, pojedynczych decyzji podejmowanych każdego dnia, które składają się potem na wielką zmianę, jaka zaczyna zachodzić w twojej duszy i sposobie myślenia.

Bo jeśli uważasz, że tylko te dwie rzeczy mają dla ciebie sens, to znaczy, że zgubiłaś się w życiu. Przerzuciłaś na mężczyznę sens swojego bycia tu i teraz. Najprawdopodobniej nie stało się tak dlatego, że on jest idealem, ale dlatego, że przypisałaś mu wszystkie swoje wyobrażenia na temat szczęśliwej przyszłości.

Czyli stworzyłaś iluzję, której trzymałaś się kurczowo do chwili, kiedy on odszedł. I uświadomił ci, że to było kłamstwo.
I to właśnie boli cię najbardziej. Nie to, że on znikł. Tylko to, że zabrano ci nadzieję.

Ale spójrz na to z takiej strony:
Dzięki temu, że on odszedł, masz szansę zobaczyć i zrozumieć prawdę o sobie.
Czego tak bardzo się boisz? Porzucenia? Samotności?
Czy wiesz, że żaden mężczyzna nie zaspokoi tego lęku?
Możesz to zrobić tylko ty sama.
I dopiero wtedy spotkasz takiego człowieka, który będzie dopełnieniem całej ciebie.

A teraz wybierz „chcę” numer 3, czyli „chcę być wolna”. Wolna od uzależniania się od związków. Wolna od uzależniania się od ludzi, spraw i substancji. Spróbuj być od nich wolna przez jeden dzień. A jutro rano zastanów się czy chcesz tę decyzję podjąć na nowo. Tylko na jeden dzień.

I jednocześnie daj sobie wsparcie, przyjaźń i opiekę. Bo tego właśnie najbardziej potrzebujesz. I tego pewnie oczekiwałaś od faceta, który miał być z tobą „na zawsze”.

fairy - Czw 31 Lip, 2014 23:34

Duszku kochana dzięki za przypomnienie tego. Widziałam na fb i bardzo mi to dodało otuchy.
:aniolek:

Słoneczko - Pią 01 Sie, 2014 06:19

Duszku takie chcę właśnie pozwoliło mi być wolną.
Liczę na to, że kiedyś spotkam mężczyznę który będzie dopełnieniem mnie całej :tak:
Fajny tekst, mądry.
Jakże dobrze opisuje moje działania ku wolności, mojej wolności :>

Duszek - Nie 31 Sie, 2014 20:46


Linka - Nie 31 Sie, 2014 20:50

ten dzień nie będzie pusty,
tylko Ty wiesz jak go wypełnić
:pocieszacz: :pocieszacz:

Duszek - Wto 23 Wrz, 2014 19:33

...jak to jest...z jednej strony wiadomo, że to koniec, że z tego nic nie będzie, że nie warto, bo zatraci się siebie...a z drugiej...jest jeszcze coś...tli się...nie, nie to nie miłość, bo tak chyba to ona nie wygląda...resztki nadziei?...uczucie odrzucenia?...perspektywa "przegrania"?...do cholery...nie potrafię tego nazwać. :mysli:
...jak to jest, że dostaję się tyle po d... a jednak jeszcze człowiek nad tym zastanawia się...

Nie, Nie, Nie! Nie mam zamiaru zmieniać kierunku swojej drogi...Żadnych szans...przecież on nawet o nie nie prosi...nie mam zamiaru bo teraz moje życie jest cenniejsze niż On. Nie mam zamiaru bo przechlał cały nasz związek, wszystkie chwile, które mogliśmy spędzić jak rodzina, zamienił mnie na butelkę, nie liczył się z moim zdaniem, traktował jak szmatę lekceważąc moje słowa...zrobił mi wiele złego, a ja na to pozwalałam...a przede wszystkim zdradził mnie wielokrotnie...już nawet nie mam siły myśleć o tym. A tak poza tym to jest ze mną źle...wracają stare dolegliwości...Dziś byłam nawet gotowa rzucić terapię uznając, że jestem beznadziejnym przypadkiem..no bo ile razy można nastawiać policzek, dostawać po twarzy i czekać na jeszcze...

BARBARA - Wto 23 Wrz, 2014 22:55

Duszku :pocieszacz: wyjdziemy z tego, tylko musimy chcieć uwierzyć że tego chcemy, a na pewno nam sie uda.
Duszek - Pon 06 Paź, 2014 16:30

Dziś mi wyjątkowo smutno :( i mimo, iż mam intensywny plan na cały dzień to jednak nie mogę się go pozbyć...od kilku dni nie daje mi spokoju. :mysli: ...więc może dziś przestanę udawać, że wszystko jest OK, bo nie jest!...i po prostu mu się oddam... :(
margo - Pon 06 Paź, 2014 16:34

Czasami dobrze jest zrobic sobie kubek goracej kawy, otworzyc tabliczke czekolady i po prostu popatrzec co dzieje sie za oknem :) Duszku, daj sobie chwile, jesli czujesz, ze jej potrzebujesz. Kazdy ma prawo do gorszych chwil :pocieszacz:
Duszek - Pon 06 Paź, 2014 16:41

Ostatnio regularna terapia pozwoliła mi dotrzeć do sedna MOJEGO problemu...znam go, rozumiem choć tak trudno mi to poczuć i zaakceptować. I to właśnie te hm..."potwory" ;) burzą mój spokoju wewnętrzny, na szczęście nie blokują działania.
Czy kiedyś rozum złączy się z uczuciami... :mysli:

Jo-asia - Pon 06 Paź, 2014 17:42

Duszek napisał/a:
Czy kiedyś rozum złączy się z uczuciami...

:tak:
:buziak:

Duszek - Pią 31 Paź, 2014 20:57

Potrzebuję chyba z tysiąc uścisków i buziaków :(
...bo niesprawiedliwość tego świata właśnie wdeptała mnie w duży ... j67j6

muzyka11111 - Pią 31 Paź, 2014 21:03

:pocieszacz: , :buziak:
Klara - Pią 31 Paź, 2014 21:04

:pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:
She - Pią 31 Paź, 2014 21:06

:przytul: :przytul: :buziak: :buziak:
Duszku, co się stało?

BARBARA - Pią 31 Paź, 2014 21:33

:buziak: :pocieszacz:
Mała - Pią 31 Paź, 2014 21:46

:buziak: :pocieszacz: ergr :cacy1: :syrena: h65hj g6jyfn :buzki:
"Bywają czasem dni

1. Bywają czasem dni, że smutek ogarnia
cię. Przyjaznej dłoni brakuje ci w sobie
zamykasz się.
To jednak uwierz mi i wyrzuć z serca swój
żal.
Samotnie smutno przez życie iść, dlatego
dziś śpiewam tak.

Ref. Choć ze mną rękę mi daj przykre
chwile za siebie żuć.
Bóg pragnie z nam i wciąż być.
Więc zechciej zaufać Mu.

2. Znów wstaje nowy dzień powieki unosi
swe. Słońce do ciebie uśmiecha się, więc
wyjdź powitać je.
Przyjaźni uczyń gest, nie czekaj na dobre
dni, co było dotąd nieważne jest zapomnij
już o tym i..."

dawno temu, kiedy było mi bardzo źle - usłyszałam tą piosenkę :) od tamtej pory pomaga mi w trudnych chwilach c4fscs
Każdy ma prawo do gorszych dni - ważne by nie tkwić w tym dole zbyt długo :pocieszacz:

Maciejka - Sob 01 Lis, 2014 04:47

:pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz: :buziak: :buziak: :buziak:
staaw - Sob 01 Lis, 2014 04:53

:buziak: :pocieszacz: :buzki:
Duszek - Sob 01 Lis, 2014 11:14

She napisał/a:
Duszku, co się stało?

Napiszę później...a za buziaki i przytulasy dziękuję :buzki:

Dziś postanowiłam, że nie wezmę udziału we mszy na cmentarzu. Pójdę tylko zapalić świeczki i pomodlić się w samotności. Może być dym ;) ale to mój wybór.
Po prostu dziś chcę zamknąć się w swoim świecie...

matiwaldi - Sob 01 Lis, 2014 11:16

Duszek napisał/a:
Po prostu dziś chcę zamknąć się w swoim świecie...

:okok: :pocieszacz: :kwiatek:
8)

Duszek - Sob 01 Lis, 2014 20:11

W sumie to nawet nie wiem co napisać, bo jest tego bardzo dużo i ciężko mi znaleźć odpowiednie słowa. 8|
Nie będę skupiała się na przeszłości, bo przecież każdy z nas tu na forum, wie jak ona wyglądać mogła. Po prostu tradycyjnie :( jak to w związku alko z współ.
...aż nadszedł taki moment iż tego wszystkiego dla mnie było już o wiele za dużo...

Choroba zaczęła dawać o sobie silniejsze znaki, alko wpadł w długi ciąg, przestał chodzić do pracy, co pociągnęło dalsze skutki...dyscyplinarka i reszta spraw sądowych...ale to nic bo znowu znaleźli się tacy co to go uratują. Wyjechał...Wymieniłam zamki, zgłosiłam sprawę do odpowiednich instytucji...kontakt był bardzo sporadyczny, z mojej strony głównie dotyczył alimentów i wylewania jadu... :( A ja rzuciłam się w wir terapii i ratowania siebie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby sprawy finansowe były jasne...

Komornik na zaległe alimenty rozkłada ręce, bo alko pracuje w szarej strefie, w skrzynce znajduję awiza i pisma od innych komorników (nie odbieram) a ostatnio nawet przyszło pismo z banku informujące o zaciągniętym kredycie w dość wysokiej kwocie. I pewnie gdybym mogła skorzystać z funduszu alimentacyjnego to wszystko byłoby ok, ale niestety...

I szlag mnie trafia...nie mogę pogodzić się z tą niesprawiedliwością...jak można być takim hu***, żeby oprócz tego, iż skrzywdził dziecko i zabrał jej dzieciństwo to jeszcze teraz obniżyć jej sytuację materialną do minimum...szlag mnie trafia, bo ja staram się jak mogę, a on właśnie wrócił z niezłą kasą i się bawi...co ja mam powiedzieć dziecku, że nie kupie Ci kurtki bo ojciec woli postawić kumplom jak Tobie dać kasę...jest to dla mnie tak niesprawiedliwe, że w pewnym momencie zabrakło mi siły i sensu dalszej mej drogi :( poddałam się...wpadłam w pułapkę...zaczęłam się obwiniać, że gdybym nie zostawiła go to może dalej kręciłoby się to...choć to nie ma logiki, bo przecież on naprawdę tonął i ja nie mogłam nic zrobić jak tylko odejść i ratować siebie i dziecko...nie mogłam już dalej udawać i żyć w tej iluzji, bo prawda była już tak widoczna, że nie dało jej się zakryć...

W sumie jestem mu wdzięczna, że nie nachodzi mnie...nie potrafię już spojrzeć na niego bez jadu i złości...nie potrafię mu tego wybaczyć...choć z drugiej strony bardzo mi smutno...czuję wielki żal...nie potrafię znaleźć szczęścia i wsparcia w sobie...na każdym spotkaniu z terapeutką wylewam morze łez i ona jest ze mnie dumna, ale ja uciekam od siebie jak najdalej, aby móc nic nie czuć...

I jeszcze jedno...terapia pozwoliła mi odkryć jak bardzo zostałam skrzywdzona w dzieciństwie...i że M to miało być lekarstwo, więc zbudowałam iluzję tego, czego tak mi bardzo brakowało...Kolejna bańka prysła...i jest pustka, której nie potrafię tak szczerze zapełnić...
...jednym z zaleceń terapeutki jest ograniczenie kontaktów do minimum z moją mamą...
i każdy miły gest w moją stronę od obcych osób powoduje, że moje oczy się szklą...nie potrafię nad tym zapanować...

i właśnie dlatego tak bardzo potrzebowałam Waszych przytulasów i buziaków ;)

Maciejka - Sob 01 Lis, 2014 20:15

:pocieszacz: :buziak:
margo - Sob 01 Lis, 2014 20:22

Duszek napisał/a:
tak bardzo potrzebowałam Waszych przytulasów i buziaków


do usług :pocieszacz: :pocieszacz: :buzki:
przykro mi, że tylko wirtualnie :bezradny:

wampirkowa - Sob 01 Lis, 2014 20:30

Duszku a nie miałaś rozdzielności majątkowej????
Duszek - Sob 01 Lis, 2014 20:32

Marysiu ja jego długów nie będę spłacać, akurat w tej kwestii jestem zabezpieczona.
wampirkowa - Sob 01 Lis, 2014 20:39

to dobrze,
Duszku ja wiem że jesteś w gorszym stanie ale wiesz że mozesz o alimenty posądzić jego rodziców, a jak nie to z funduszu alimentacyjnego i bedzie ścigany z urzędu przez władze miasta w którym mieszkasz bo teraz tak jest,

a uciekanie Duszku od swoich emocji i od siebie, daje ulgę na momencik a i potem tak wraca wszystko ze zdwojoną siła

Duszek - Sob 01 Lis, 2014 20:41

wampirkowa napisał/a:
posądzić jego rodziców

brak
wampirkowa napisał/a:
a jak nie to z funduszu alimentacyjnego

nie przysługują mi :(

wampirkowa - Sob 01 Lis, 2014 20:42

dlaczego nie ????
matko

Duszek - Sob 01 Lis, 2014 20:48

"Świadczenia z funduszu alimentacyjnego przysługują, jeżeli dochód rodziny w przeliczeniu na osobę w rodzinie nie przekracza kwoty 725 zł" (informacja ze strony : http://www.mpips.gov.pl) a więc jestem bogata ;) dosłownie o kilka złotych więcej, ale cóż... :bezradny:
wampirkowa - Sob 01 Lis, 2014 20:58

Duszku, jest fundacja w Polsce, walcząca o alimentu z funduszu alimentacyjnego kurcze zaraz poszukam to ci powiem, oni mają prawników, kurde

Duszku,
ja bym chyba doniosla na niego że pracuje na czarno, i tyle do urzędu skarbowego

She - Sob 01 Lis, 2014 21:12

Duszku, nie dziwię się że Cię szlag trafia.

Nie obwiniaj się o to że go zostawiłaś, zrobiłaś najlepszą rzecz jaką mogłaś zrobić w tamtym momencie.
Gdybyś go nie zostawiła, czy kurtka, nowe buty albo najnowsze Ferrari zrekompesowałyby stres i nerwy jakie towarzyszą życiu z czynnym alkoholikiem?
Duszek napisał/a:
W sumie jestem mu wdzięczna, że nie nachodzi mnie...nie potrafię już spojrzeć na niego bez jadu i złości...nie potrafię mu tego wybaczyć...choć z drugiej strony bardzo mi smutno...czuję wielki żal...nie potrafię znaleźć szczęścia i wsparcia w sobie...na każdym spotkaniu z terapeutką wylewam morze łez i ona jest ze mnie dumna, ale ja uciekam od siebie jak najdalej, aby móc nic nie czuć...

Duszku, ta złość jest naszym motorem napędowym. Ona jest potrzebna, daje nam siłę do działania. Pozwól jej pobyć ze sobą... a gdy uznasz za stosowne i nadejdzie czas puścisz ją niepostrzeżenie.
Aby odnaleźć w sobie wsparcie musisz zdjąć z własnych pleców ciężar alko. Gdy pozbędziesz się "nadbagażu" znajdziesz w sobie siłę.
Też to przeżywałam.
Skoro terapeutka jest z Ciebie dumna to znaczy że idziesz do przodu. Na razie być może nie widzisz zmian jakie w Tobie się dokonują ale ona je widzi :)
Uwierz jej, zaufaj i daj się poprowadzić za rękę. Jak dziecko we mgle. Nie bój się nieznanego, jest lepsze niż to co miałaś do tej pory.
Będzie dobrze, musi być bo gorzej już być nie może :)

wampirkowa - Sob 01 Lis, 2014 21:20

Stowarzyszenie damy radę
BARBARA - Sob 01 Lis, 2014 21:23

Jest też Centrum Pomocy Rodzinie,
Jo-asia - Sob 01 Lis, 2014 23:01

Duszku, te pękające bańki.......to najlepsze co może się w życiu przytrafić :buziak:
Jak tylko opadnie kurz......zobaczysz słońce :) którego dziś....nie widzisz
zaufaj :)

Duszek - Nie 02 Lis, 2014 13:17

She napisał/a:
Gdybyś go nie zostawiła, czy kurtka, nowe buty albo najnowsze Ferrari zrekompesowałyby stres i nerwy jakie towarzyszą życiu z czynnym alkoholikiem?

Nie, nic tego nie zrekompensuje. Teraz wracam do domu ze spokojem i wiem, ze żadna niespodzianka na mnie nie czeka. Teraz dom to moja oaza bezpieczeństwa, gdzie mogę zamknąć się, gdy chcę pobyć sama...
...jest i druga strona...wręcz niezrozumiała... czasami pojawiają się uczucia żalu i smutku o to, że on odpuścił, że jednak nie byłam dla niego ważna...demony dzieciństwa...poczucie opuszczenia...ktoś, kto był moją nadzieją a raczej iluzją...

She napisał/a:
Aby odnaleźć w sobie wsparcie musisz zdjąć z własnych pleców ciężar alko. Gdy pozbędziesz się "nadbagażu" znajdziesz w sobie siłę.

Kiedy jestem pewna, że to się stało i czuję taką ulgę, że potrafiłam się oddzielić od niego to nagle wszystko wraca ze zdwojoną siłą. I zaczynam od początku układać fakty, odsuwać nierealne marzenia, przypominać dlaczego tak ma być. Jest we mnie tyle jadu, że sama się tych uczuć boję...
...postawiłam się w roli ofiary...biednej skrzywdzonej...moje decyzję wynikały głównie z tego, że to on nie dał mi innego wyboru, tak musi być...I ciągle pytam siebie..."czy tak można żyć, czy tak chcesz żyć"...no NIE!...i myślę, że właśnie ta rola ofiary blokuje moje uczucia...
...dodatkowe myśli, że on świetnie się bawi, zapomniał o mnie, o przeszłości...a ja siedzę i rozgrzebuję rany...nieraz czuję się jak topielec...próbuję na siłę żyć, łapczywie chwytam się codzienności...cieszę się z małych spraw...bo tak trzeba, bo nie wolno się poddawać...po to by za chwilę znów iść pod wodę...i już nie wiem co jest prawdą a co udawaniem...

She napisał/a:
Będzie dobrze, musi być bo gorzej już być nie może

Jo-asia napisał/a:
Jak tylko opadnie kurz......zobaczysz słońce :)

Wierzę w to, wierzę, że czas wyleczy mą duszę...

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 13:23

Duszek napisał/a:
Jest we mnie tyle jadu, że sama się tych uczuć boję...
...postawiłam się w roli ofiary...biednej skrzywdzonej...moje decyzję wynikały głównie z tego, że to on nie dał mi innego wyboru, tak musi być...I ciągle pytam siebie..."czy tak można żyć, czy tak chcesz żyć"...no NIE!...i myślę, że właśnie ta rola ofiary blokuje moje uczucia...
...dodatkowe myśli, że on świetnie się bawi, zapomniał o mnie, o przeszłości...a ja siedzę i rozgrzebuję rany...nieraz czuję się jak topielec...próbuję na siłę żyć, łapczywie chwytam się codzienności...cieszę się z małych spraw...bo tak trzeba, bo nie wolno się poddawać...po to by za chwilę znów iść pod wodę...i już nie wiem co jest prawdą a co udawaniem...




Tez miałam taki okres i podobnie sie czułam a potem powolutku wszystko mineło, pozwoliłam i dałam sobie prawo do tych wszystkich uczuc , pozwoliłam im wybrzmiec i została pustka a potem przyszła ulga i spokoj. Ty też to w sobie odnajdziesz. Daj czas czasowi i sobie prawo do odczuwania tego co jest w tobie. :buziak:

She - Nie 02 Lis, 2014 13:43

Duszek napisał/a:
moje decyzję wynikały głównie z tego, że to on nie dał mi innego wyboru

Duszku - to nie on nie dał Ci wyboru.
Sama tak wybrałaś.
Kiedyś sama podjęłaś taką decyzję (chociażby przez niedotrzymywanie danego słowa) a następnie ponosiłaś jej konsekwencje.
Duszek napisał/a:
dodatkowe myśli, że on świetnie się bawi, zapomniał o mnie, o przeszłości

Duszku, dla niego liczyła się butelka, a reszta była Twoją iluzją.
Przecież nic nie stoi na przeszkodzie abyś zaczęła żyć tak jak Ty uważasz za stosowne, prawda?
Mi bardzo pomogło (tak to nazwałam na własne potrzeby) "puszczenie lejec".
Mój mąż otrzymał wolną rękę na temat tego co zrobi ze sobą, swoim życiem, piciem, niepiciem, zdrowieniem czy czymkolwiek tam będzie chciał.
Puściłam go wolno, dosłownie.
Nie rozmyślałam, nie strofowałam, nie rozmawiałam, nie prawiłam kazań.
Przestałam wylewać łzy, prosić o trzeźwość.

Zajęłam się sobą, dosłownie!
Terapia, Al-anon, spacery i rozmowy z dziećmi, fryzjer, kino, zdjęcia, wycieczki i dziesiątki innych rzeczy które pozwoliły mi się oderwać od męża.
Początkowo na siłę, gdy odkryłam że sprawiają mi one radość zaczęłam szukać kolejnych.
No i tak szukam sobie do dziś, zajmując się tym co lubię i co sprawia mi radość.

Puść to wszystko. Niech się rozleci. Niech się rozsypie do końca. Potem pozbierasz kawałki które będziesz uważała za wartościowe.
(Dziękuję wspaniałej osobie która kiedyś tak mi napisała ergr )

Klara - Nie 02 Lis, 2014 13:55

Na prośbę Autorki, zmieniłam tytuł wątku.
Od tej chwili jest to "Duszkowa droga".

Duszek - Nie 02 Lis, 2014 13:58

Klaro, bardzo dziękuję :buziak:
"Przegrałam kolejną lekcję swojego życia"...tamte uczucia odeszły i dlatego ta zmiana.

Duszek - Nie 02 Lis, 2014 14:04

She napisał/a:
Puść to wszystko. Niech się rozleci. Niech się rozsypie do końca. Potem pozbierasz kawałki które będziesz uważała za wartościowe.

:buzki:

Jacek - Nie 02 Lis, 2014 14:28

Duszek napisał/a:
"Przegrałam kolejną lekcję swojego życia".

eeetam :beba: zaraz tam przegrałaś

a spróbuj tak
z podpisu - Klara napisał/a:
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami."

weź te potknięcie za lekcję i wyciągnij wnioski z niej
moja wpadka w nałóg,nie była przypadkiem
wtenczas myślałem ze kieliszek pomaga mnie w odwadze ,otwarci rozmowy w rozluźnieniu gadatliwości
jednak po tamtej lekcji ,,,dziś widzę to inaczej
to był tylko pokaz jak można się sztucznie oszukiwać
dziś widzę ze mogę jeździć po zlotach ,rozmawiać z ludźmi,i przytym nie muszę wcale sztucznie nic brać na odwagę
mimo że nadal jestem zająkniętym nieśmiałym człeczkiem :skromny:

Duszek - Nie 02 Lis, 2014 14:55

Jacku, bardzo liczyłam na wypowiedzi osób z tzw. drugiej strony ;)
...choć może to złe określenie, bo przecież my gramy w jednej drużynie ;) ale obecnie inne nie przychodzi mi na myśl.
Liczyłam...ponieważ jak napisałam wcześniej, duszę się własnym jadem w stosunku do niego i jakoś bardzo to mnie uwiera...chciałam uspokoić swoje negatywne emocje, ale może one są też potrzebne. :mysli:
Ja odkryłam powód dlaczego taki a nie inny partner, czego oczekiwałam i co szukałam, znalazłam przyczyny...Tak samo widziałam to i u niego, widziałam do czego potrzebny mu był alkohol i jakie braki on nim leczy...Niestety mu tak dobrze.

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 15:03

Mojemu tez było dobrze a ja miałam duże poczucie krzywdy i tkwilam w roli ofiary aż to rozłożyłam na czynniki pierwsze tzn, doszłam do swoich oczekiwań, wyobrażeń, względem meża, zwiazku itp. wypisałam to wszystko na kartce i weryfikowałam , które sa realne a , które nie i co ja czuję w zwiazku z każdym oczekiwaniem żeby nie powiedzieć rzadaniem do męża i powoli poczucie krzywdy zastępowało zrozumienie i spokój.

Nadszedl taki moment że pozwoliłam życ mężowi tak jak chce i zajęłam sie naprawianiem własnego życia, myslenia, postrzegania i reagowania.

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 15:04

Złośc , jad jak to określasz to energia tylko teraz przekierowac ją wystarczy konstruktywnie żeby ci służyła a nie męczyła, dusiła.
Duszek - Nie 02 Lis, 2014 15:10

perelka a jak to zrobić? Od dawna szukam sposobu na siebie, czegoś co by mnie zainteresowało i zajęło mi czas. Ciągle zastanawiam się nad wolontariatem w hospicjum, tylko nie wiem jak zorganizować sobie dojazd i nie wiem czy nie jestem jeszcze za słaba...Mam dużo pomysłów, tylko ogranicza mnie odległość i niestety kasa.
Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 15:16

Duszek a jakie masz sposoby żeby rozładowac zlośc nie krzywdząc siebie?
staaw - Nie 02 Lis, 2014 15:18

Duszek napisał/a:
Ciągle zastanawiam się nad wolontariatem w hospicjum

Taaaa, jeden do niańczenia to za mało, najlepiej cały oddział? :tia:

Duszku... Masz coś mniej dołującego w zanadrzu?

:buzki:

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 15:26

Tu gdzies jest mój temat na temat zlości i radzenia sobie z nia . Mozesz tez poszukać bliżej siebie sposobów na jej rozladowanie np, we własnym mieszkaniu. Możesz np. to wykrzyczec gdzieś gdzie nikt ciebie nie usłyszy, powalić pięsciami w poduszki itp, itd.
Duszek - Nie 02 Lis, 2014 15:29

perełka napisał/a:
Duszek a jakie masz sposoby żeby rozładowac zlośc nie krzywdząc siebie?

biegam, ćwiczę :)

staaw napisał/a:
Duszku... Masz coś mniej dołującego w zanadrzu?

Tak, ale nie chcę zapeszyć :) jednak wszystko to wiąże się z jakimiś "dysfunkcjami".
Kiedyś ktoś pewnie tak żartem powiedział mi "co Ty takiego złego musiałaś zrobić w tym życiu, że taką karę ponosisz"...pewnie to i mało racjonalne, ale nieraz gdzieś tam się pojawia...więc postanowiłam sobie, że skoro jestem zdrowa i mogę jeszcze komuś coś ofiarować to spróbuję chociaż tak.

She - Nie 02 Lis, 2014 15:32

Duszek napisał/a:
mogę jeszcze komuś coś ofiarować to spróbuję chociaż tak.

Zapytam trochę pokrętnie Duszku :)
Co możesz zaoferować sobie?

Zastanów się nad tym pytaniem :)

staaw - Nie 02 Lis, 2014 15:32

Duszek napisał/a:
postanowiłam sobie, że skoro jestem zdrowa i mogę jeszcze komuś coś ofiarować to spróbuję chociaż tak.

Moim zdaniem ofiarowałaś już tyle siebie że teraz cierpliwie poczekaj aż się zregenerujesz.
Znasz przykazanie miłości?:
Kochaj bliźniego jak siebie samego ale nie bardziej... :)

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 15:32

Duszek napisał/a:

biegam, ćwiczę


O i to jest jakiś sposób , mi pomagało pisanie, wylewanie na papier jak mówiła moja terapeutka taka autoterapia. Nikt tego nie czytal, nie iwdział to bylo dla mnie i po napisaniu i czasem nawet nie czytaniu szlo zwyczajnie do pieca.

Duszek - Nie 02 Lis, 2014 15:43

She napisał/a:
Co możesz zaoferować sobie?

I właśnie o tym była moja ostatnia rozmowa z terapeutką. Brakuję mi celu życia, ale takiego, który to mi dawałby prawdziwą radość...wiem, że powinnam być szczęśliwa z wielu rzeczy jakie posiadam, że inni czasami mają gorzej, ale ja tego nie czuję...niestety i czasami mi bardzo głupio jak tu o tym piszę, bo znam historię innych... :(

staaw napisał/a:
Moim zdaniem ofiarowałaś już tyle siebie że teraz cierpliwie poczekaj

na razie nie potrafię :) muszę czymś zapełnić swoje życie, tę pustkę bo inaczej zwariuję ;)

perełka napisał/a:
mi pomagało pisanie, wylewanie na papier

ja też piszę ale czasami brakuję mi Waszego spojrzenia, wsparcia, bliskości... :)

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 15:52

Cytat:
brakuję mi Waszego spojrzenia, wsparcia, bliskości...
_________________



Takie wsparcie możesz dac sobie sama, zaprzyjaźnić sie ze sobą , nie mówię , żebys tu nie pisała, chodzi mi o to że to od ciebie zależy czy będziesz dla siebie przyjacielem. Pomaga tez wyobrażanie sobie takiego przyjaciela gdy nie ma sie ochoty z nikim gadać. Wtedy starczy zamknąc oczy i popatrzeć na siebie tak jakbys patrzyła na njlepsza przyjaciółkę.

Duszek napisał/a:
zapełnić swoje życie, tę pustkę bo inaczej zwariuję


a co lubisz robic , co sprawia ci przyjemność

Duszek napisał/a:
wiem, że powinnam być szczęśliwa z wielu rzeczy jakie posiadam, że inni czasami mają gorzej, ale ja tego nie czuję...niestety i czasami mi bardzo głupio jak tu o tym piszę, bo znam historię innych.
ć?

Powinnaś czy możesz/ chcesz?

Inni maja gorzej a ty masz lepiej ? w jakim sensie? Nie porównuj sie z innymi. Inni to inni a Ty to Ty. Ty też jesteś ważna nie mniej niż inni ludzie i masz prawo byc szczęśliwa, radosna, uśmiechnięta., daj sobie takie prawo do szczęścia.

She - Nie 02 Lis, 2014 16:01

Duszek napisał/a:
powinnam być szczęśliwa

Duszku a gdyby tak: Zrobię wszystko abym była szczęśliwa, co? :okok:
Duszku, szczęście nie przekłada się na rzeczy materialne. Szczęście wg mnie to coś co się czuje, w środku, w głowie, w sercu :)

Kiedyś myślałam że rzeczy materialne dadzą mi namiastkę radości, szczęścia, oddechu od codziennego swądu piwska i zabiorą mnie w inny, doskonały świat.
Niestety wszystko po chwilowej ekscytacji szło na bok a mi wciąż czegoś brakowało.
Teraz już wiem do czego dążę i czego poszukiwałam - odkryłam to gdy znalazłam siebie :)

Duszek - Nie 02 Lis, 2014 16:04

perełka napisał/a:
a co lubisz robic , co sprawia ci przyjemność

właśnie, moja przeszłość to tylko praca i obowiązki a reszta to totalna pustka.

perełka napisał/a:
Inni maja gorzej a ty masz lepiej ? w jakim sensie? Nie porównuj sie z innymi. Inni to inni a Ty to Ty. Ty też jesteś ważna nie mniej niż inni ludzie i masz prawo byc szczęśliwa, radosna, uśmiechnięta., daj sobie takie prawo do szczęścia.

Nie wiem jak Ty to zrozumiałaś, ale chodziło mi o to, że nie mam prawa narzekać, bo mam zdrowie, mam pracę, moje dziecko też jest zdrowe, mam dach nad głową a znam wielu ludzi, którzy żyją w gorszych warunkach, np. bez pracy, są nieuleczalnie chorzy a potrafią cieszyć się drobnostkami. I z tego powodu mi głupio. Nie chodzi o porównywanie się ale o znalezienie dobrych stron tej sytuacji...co właśnie staram się zrobić.
perełka napisał/a:
Powinnaś czy możesz/ chcesz?

na razie czuję, że powinnam, mimo iż znam to znaczenie :(

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 16:12

Duszek napisał/a:
Nie wiem jak Ty to zrozumiałaś, ale chodziło mi o to, że nie mam prawa narzekać, bo mam zdrowie, mam pracę, moje dziecko też jest zdrowe, mam dach nad głową a znam wielu ludzi, którzy żyją w gorszych warunkach, np. bez pracy, są nieuleczalnie chorzy a potrafią cieszyć się drobnostkami. I z tego powodu mi głupio. Nie chodzi o porównywanie się ale o znalezienie dobrych stron tej sytuacji...co właśnie staram się zrobić.



Widzisz Duszku to właśnie jest porownywanie bo inni nie maja pracy a ja mam, bo inni nie mają tego czy tamtego a ja mam to nie mam prawa narzekać i tu jest sedno problemu. Co z tego , ze inni maja tak czy siak jak ci jest źle, smutno, masz ochote ponarzekać. Jak masz taka ochote czy potrzebe to zwyczajnie sobie ponarzekaj dlaczego nie. Skoro jest Ci to potrzebne to masz prawo ponarzekać ponieważ w tej chwili , sytuacji tak właśnie sie czujesz. A dobre strony tej sytuacji może latwiej znajdziesz jak dasz upust swoim emocjom, skontaktujesz sie z tym co jest w Tobie. Dlaczego odmawiasz sobie do tego prawa, co stoi na przeszkodzie żeby dać sobie właśnie do tego prawo bo akurat masz potrzebę ponarzekać sobie czy popsioczyc na powiedzmy los, czy cos innego.

Duszek - Nie 02 Lis, 2014 16:40

perełka napisał/a:
Dlaczego odmawiasz sobie do tego prawa, co stoi na przeszkodzie żeby dać sobie właśnie do tego prawo bo akurat masz potrzebę ponarzekać sobie czy popsioczyc na powiedzmy los, czy cos innego.

Właśnie nie wiem :mysli:
Był czas, że "bliskie" osoby starały się skierować moja energię z narzekania w inny kierunek...chciały dobrze...a jednak gdzieś powstała blokada, że nie wolno narzekać.
I nawet ostatnio pytałam mojej Moniki (terapeutki) czy to dobrze, że ja tak wiele rzeczy roztrząsam i kiedy trzeba przestać...odpowiedziała, że wtedy jak dojdzie się do ściany i już nie ma innej drogi, że jak wyczerpią się pytania i skończą odpowiedzi...
Dziękuję perełko :buzki:

Maciejka - Nie 02 Lis, 2014 16:47

Duszek tu chodzi o zmiane przekonania nie mam prawa ponarzekać bo inni maja gorzej, zmień to przekonanie i nie będzie blokady zastąp je innym np, inni maja źle , to nie mój problem , mam prawo ponarzekać, daję sobie prawo do biadolenia, narzekania. Jestem człowiekiem i mam prawo ponarzekać gdy jest mi źle. Najlepiej wymyśl swoje przekonanie nowe takie zeby ci służyło i nie będzie blokady, chyba, że masz potrzebe dojścia do źródła , do miejsca gdzie takie przekonanie powstało, niestety zwykle jest ono głeboko w dzieciństwie i wtedy przypomnij sobie kto ci tak mówil , ze narzekac nie wolno a może narzekać to wstyd, może za narzekanie , za to smutny , ponury nastrój była przewidziana kara w kodeksie rodzinnym :mysli:
OSSA - Nie 02 Lis, 2014 19:24

Duszek :pocieszacz: . :buziak:
Jacek - Nie 02 Lis, 2014 21:16

Duszek napisał/a:
Od dawna szukam sposobu na siebie, czegoś co by mnie zainteresowało i zajęło mi czas. Ciągle zastanawiam się nad wolontariatem w hospicjum,

jeśli już podejmiesz decyzję,,,zrób ją dla siebie
nie ważne co będzie tą decyzją ,ale aby była robiona od serca
i tak aby twoje "ja" czuło że robisz to dla siebie
bo wtenczas zrobisz dobry uczynek
jeśli jednak z myślą ze robisz to dla innych,będziesz się starała aby dobrze to wypadło
co nie będzie to od serca ,,a na pozór,sztucznie
pewna pani Thomson będąca nauczycielką ,oceniała swych wychowanków po wyglądzie
aż pewnego razu............... a zresztą poczytaj se sama
kiedy nauczycielka poznała sekret pewnego chłopca

Duszek - Nie 30 Lis, 2014 13:13

Minie z czasem

"- Czas! Czaaas!!! Gdzie jest ten cholerny czas?!!!
- Jestem. To ja, Czas. Czego wrzeszczysz?
- Jak to – czego wrzeszczę?! Dlaczego mnie nie leczysz?
- Ja??? A z jakiej racji? Czy ja jestem lekarz jakiś czy co?
- Dusza mi się rozlatuje! Serce mi pęka! Na kawałki!
- No to może pozamiatam… Sama mogłabyś po sobie posprzątać, ale co tam. Widzisz, czysto, żadnych kawałków, no to biegnę dalej.
- Dokąd to??? Dokąd? A w środku?
- Co – w środku?
- W środku też trzeba posprzątać! Przecież mam duszę zranioną!
- No to lecz sobie swoją duszę!
- A ty? Przecież wszyscy mówią, że Czas leczy rany…
- Kłamią. Albo się mylą. Czas posypuje piaskiem, pokrywa kurzem. Trochę przysypię, żeby nie było widać… Ale tam, pod spodem rana zostaje. I zapalenie czasem też się może wdać, nic przyjemnego.
- Ale przecież musisz to jakoś leczyć…
- Jak, powiedz mi proszę, jak??? Aspiryną? Maścią? Lewatywą? Jak mam leczyć?
- Nie wiem – zacierać wspomnienia… wyzwalać… rozpuszczać ciężar przeszłości… zmazywać stare urazy… Czyż nie?
- Ale z was lenie, kochani ludzie! Ciągle czekacie, aż ktoś przyjdzie i wszystko za was zrobi. Dlaczego sama nie spróbujesz?
- Co mam spróbować?
- Wyzwolić się… rozpuścić ciężar przeszłości… zmazać stare urazy… Jednym słowem – wykorzystać Czas, to znaczy mnie, maksymalnie korzystnie dla siebie. Pogrzebać w sobie, duszę uporządkować…
- Co ty gadasz! To boli! Jak mam tam grzebać, jak tam ciągle świeża rana krwawi!
- Wiesz co? Krwawią tylko te rany, którym nie dajesz spokoju. Szarpiesz je ciągle, rozdrapujesz. Po co sobie te rany otwierasz?
- Ja? Same się rozdrapują!
- Samo nic się nie dzieje. Zawsze jest jakiś ktoś, kto coś robi. Albo nie robi. Brak działania to też działanie. Co robisz, żeby wyleczyć swoje rany?
- Staram się o tym nie myśleć, nie przypominać sobie. Nie dopuszczam do siebie żadnych takich sytuacji. Nie zakochuję się. Bo to miłość mnie tak zraniła! Miłość boli!
- To nie miłość boli, tylko twoja rana boli. Pewnie ją zanieczyszczasz urazami?
- Wcale nie! Dawno już zapomniałam i wybaczyłam!
- Kłamiesz. Gdybyś wybaczyła, to by nie bolało. Skoro boli to znaczy, że wrzód się zrobił, złość w nim kipi na siebie i na innych, a pewnie i jedno i drugie. Czasu nie oszukasz. Ja wszystko widzę.
- Ale jak mogę wybaczyć zdradę? Przecież to było!
- No właśnie. BYŁO. Było i zostało tam, w przeszłości. A ty jesteś już tutaj. Tutaj jest inaczej, ty też jesteś już inna.
- A pamięć? Co mam z nią zrobić?
- A po co masz coś z nią robić??? Pamięć po to jest ci dana, żebyś po raz drugi nie nadepnęła na te same grabie. Żeby tym razem było inaczej. Po co ci doświadczenie było dane??? Sprezentowane???
- Powiedzmy, że masz rację… a gdzie mam, według ciebie, podziać cały ten bagaż? Zdrady, rozstania, kłamstwa, oszczerstwa? Przecież to cały czas wyziera z przeszłości, wypełza!
- Po to właśnie wypełza, żeby je uporządkować, przeanalizować i puścić wolno. Przestań się wreszcie obrażać. Urazy są jak sól na ranę, nie pozwalają się zagoić, jątrzą.
- Jak mam się nie obrażać, kiedy to boli?
- Boli, bo trafiło w czułe miejsce. Gdyby to ciebie nie dotyczyło, to by się odbiło jak groch od ściany.
- Zdrada ma się odbić jak groch???
- Zdrada też. Bo zdrada nie istnieje.
- Jak to nie istnieje?
- A tak to. Po prostu czyjeś wybory ci się nie podobają, są dla ciebie niewygodne, niekorzystne, nieprzyjemne, no to stoisz pośrodku i wrzeszczysz „Zdradzili mnie!” A tak naprawdę, to tylko zabrali zabawkę.
- Poczekaj, to nie jest takie proste! „Zabawkę”??? A jeśli pół życia poświęciłam na tę zabawkę, to co?
- A kto ci kazał? Przecież z czasem wszystko się zmienia, jedno odpływa, inne przypływa… Czas jest zmienny. I świat jest zmienny. Ponieważ ja jestem właśnie jedną z charakterystycznych cech świata.
- I co z tego wynika?
- Podziękuj temu, co cię zdradził albo skrzywdził. Podziękuj za to, że wyrwał cię z otępienia, zapoczątkował zmiany, zmusił do ruchu. Nigdy nie mów „chwilo, jesteś piękna, zatrzymaj się”. To niebezpieczne zjawisko – zatrzymywanie chwil. Czas nie czeka! Zastój to śmierć, a ruch to życie.
- Co za bzdury! Mam dziękować za to, że mnie ktoś pokaleczył? Powinnam mu dziękować za ból?
- Nikt nikomu nic nie powinien. Jak chcesz, to się obrażaj i cierp, pogłębiaj rany, rozdrapuj. Jak nie chcesz – podziękuj i idź sobie dalej spokojnie, łap równowagę. Jak zechcesz - tak postąpisz.
- Słuchaj, Czas, a to prawda, że nie leczysz? Bo wiesz, już mi trochę lżej…
- To dlatego, że już sobie sama rozłożyłaś co nieco po półkach. Jak w sklepie. A raczej – jak w muzeum krajoznawczym. Ja tu jestem przewodnikiem. „Zwróćcie uwagę, mili państwo, w tej witrynie leżą starożytne Urazy, dosłownie sprzed nowej ery. Wydobyte prawie w całości, zasuszone, sklasyfikowane, przekazane do muzeum w darze. A tu możecie obejrzeć Naczynie Żalu, obecnie puste, ale znalezione z zawartością prawie po brzegi. Na lewo wizerunek koszmarnego stworzenia, które w swoim czasie gnieździło się w okolicach ludzkiego kręgosłupa – to Poczucie Winy. Teraz to truchło jest własnością muzeum. Następna sala. Portrety Strasznych Zdrajców, jak widzicie, nie ma ich zbyt wielu, a ostatni był bardzo dawno temu, ponieważ dynastia zaczęła wygasać po Pierwszej Pozytywnej Rewolucji”. I tak dalej. A nad wejściem znajduje się portret założyciela, sponsora i właściciela muzeum. Twój portret. W złoconych ramach. Jak ci się podoba?
- Hej, Czas, jesteś kreatywny i zabawny.
- No pewnie. Jakbym nie był, to bym z wami, ludźmi, długo nie pociągnął.
- To powiadasz, że niepotrzebnie te urazy zbieramy, chowamy, pielęgnujemy?
- Niepotrzebnie. Po co ci taki zapas bomb zegarowych z opóźnionym zapłonem. A promieniują lepiej, niż bomba atomowa, całe życie potrafią zatruć. Czas się uwolnić.
- Osad jakiś mi został… zła jestem… na siebie, że cię wcześniej nie spytałam.
- Osad to Osąd, sprytnie się kamufluje. Przestań się osądzać. Na wszystko przychodzi Czas. Widocznie nie było wcześniej gotowości, dopiero teraz dojrzałaś. Dobra, pogadaliśmy sobie, a ja już muszę w drogę. Ktoś mnie znowu woła, pewnie następny, dla którego Czas się zatrzymał.
- Dziękuję. Na czasie ta rozmowa była. W samą porę. Bo przedtem głupot jakichś sobie napchałam do głowy…
- To nic, to przejdzie. Głupota z czasem przechodzi…"
Na motywach opowiadania Iriny Sieminoj. Przekład I.Z.
©Po Pierwsze Ludzie

Maciejka - Nie 30 Lis, 2014 13:42

A ten cytat bezcenny :skromny:

"Najlepsze lata twojego życia to te, w których decydujesz, że twoje problemy należą do ciebie. Nie obwiniasz swojej matki, ekologii czy prezydenta. Zdajesz sobie sprawę, że kontrolujesz swoje życie". Albert Ellis

nieufna - Nie 30 Lis, 2014 13:59

Dziękuje Perełko, znowu znalazlam coś bezcennie mądrego w twoim cytacie a jednocześnie odpowiedź na moje problemy.
Maciejka - Nie 30 Lis, 2014 17:38

54rerrer
Duszek - Nie 14 Gru, 2014 17:59

Na razie jest spokojnie i bezpiecznie...jednak jakoś mi źle...nie potrafię pogodzić się z przeszłością :bezradny: zbyt często ona wraca...

Zdrada mojego partnera bardzo mnie zabolała...zostawiła taką ranę, która ciągle krwawi...ciągle gdzieś wadzi...fakt, że nie mam z nim kontaktu fizycznego niewiele pomaga...na każdy jego sms odpowiadam atakiem...przychodzą momenty w których próbuję czasami mu przebaczyć, zapomnieć (nie wrócić)...i wtedy nieraz odpiszę normalnie...ale za chwilę uczucia żalu, złości wracają i znów atak...to tak jakby we mnie były dwie osobowości... :bezradny:
...jest jeszcze coś...wiem, że nie da się już nic posklejać, nie chcę nawet się z nim spotkać, męczy mnie jego osoba...jednak gdy pomyślę, że on może kogoś mieć...dostaję szału...to tak jak z tym ciastkiem (mieć ciastko i zjeść ciastko) :bezradny: próbuję sobie to jakoś poukładać, wytłumaczyć, zrozumieć...za chwilę wściekam się, że robię coś na przekór sobie, bo tak powinno się, bo tak wypada...a ja tak nie chcę...
...męczą mnie koszmary senne...na sam dźwięk jej imienia robi mi się gorąco...na jej widok wstępuje we mnie szatan...nielogiczne...bo przecież to jego a nie jej zachowania mnie zraniły...nie chcę tego czuć ale czuję...jest jakoś dziwnie...
...strach przed świętami :mysli: ... że pozwolę mu się zbliżyć, bo święta, bo tak trzeba, bo nikt nie powinien być sam, bo nie będę potrafiła mu odmówić i będę się męczyć..a on znów zawiedzie moje zaufanie...

BARBARA - Nie 14 Gru, 2014 18:13

:pocieszacz:
Tosia - Nie 14 Gru, 2014 18:41

:pocieszacz: Wspieram Cie w dobrym wyborze.. :kwiatek: :kwiatek:
Borus - Nie 14 Gru, 2014 18:47

Duszek napisał/a:
jednak gdy pomyślę, że on może kogoś mieć...dostaję szału...to tak jak z tym ciastkiem

To raczej, jak z tym psem ogrodnika... :mysli:

She - Nie 14 Gru, 2014 18:49

Duszek napisał/a:
nie potrafię pogodzić się z przeszłością zbyt często ona wraca...

Duszku, odpuść... tak po prostu. je***j to.
Wywal tą całą złość, spróbuj ją rozładować w najlepszy dla Ciebie sposób. Wysiłek fizyczny potrafi rzucić człowieka na kolana a ile endorfin po takim czymś się wytwarza :)
Duszek napisał/a:
fakt, że nie mam z nim kontaktu fizycznego niewiele pomaga...

Bo to nie on został zraniony tylko Ty. To Twoje ego, Twoje uczucia i Twoja duma zostały zdeptane.
Jego obecność lub jej brak w niczym nie pomoże Duszku.
Duszek napisał/a:
.jednak gdy pomyślę, że on może kogoś mieć...dostaję szału...to tak jak z tym ciastkiem (mieć ciastko i zjeść ciastko)

Tego ciastka nie miałaś Duszku.
Wydawało Ci się że możesz je mieć i jeść.
Tymczasem okazało się że to "ciacho" było jedynie złudzeniem, wyobrażeniem, mirażem.
Ale... mimo tych wszystkich negatywnych uczuć które w sobie masz, lepiej jest wiedzieć na czym się stoi, lepiej mieć twardy grunt pod nogami niż żyć złudzeniami które z czynnym alkoholikiem na zawsze nimi pozostaną, a każdy kolejny upadek jest coraz bardziej bolesny.
Duszek napisał/a:
wściekam się, że robię coś na przekór sobie, bo tak powinno się, bo tak wypada...a ja tak nie chcę...

Tak na spokojnie Duszku przeanalizuj sobie czego naprawdę chcesz.
I zrób to! Pamiętaj że chcieć to móc.
Zostaw przeszłość za sobą, ona już się nie zmieni.
Patrz w przyszłość i uśmiechnij się do siebie :)

pterodaktyll - Nie 14 Gru, 2014 18:51

Borus napisał/a:
Duszek napisał/a:
jednak gdy pomyślę, że on może kogoś mieć...dostaję szału...to tak jak z tym ciastkiem

To raczej, jak z tym psem ogrodnika... :mysli:

A wszystko TYLKO i AŻ w Twojej głowie :pocieszacz:


Jak to ten mój dawny terapeuta gadał? :mysli: ......."Jak sobie wymyślisz, tak będziesz miała" czy jakoś tak ;)

Duszek - Nie 14 Gru, 2014 20:20

BARBARA, Tosia, dzięki

Borus, :mysli: tak pewnie i o to chodziło...nie potrafiłam tego nazwać.

She napisał/a:
Duszku, odpuść... tak po prostu. je***j to.

odpuściłam, po prostu odpuściłam jego...mimo jego prób nawiązania kontaktu i różnych podchodów, brania na litość, wykorzystywania moich słabych stron itp. odpuściłam i nie chcę do niego wracać. Natomiast przeszłość...czasami wydaję mi się, że ją zamknęłam, a tymczasem ona wraca w najmniej spodziewanym momencie...czasami są to drobnostki...niestety za dużo wiem o ich "związku"...początkowo każda ze stron chciała mi udowodnić swoja rację...ona, że on ją kochał a on, że niby ją olewał...potem robili sobie na złość...a ja byłam pośrodku, taka skrzywdzona i nieumiejąca powiedzieć DOŚĆ. :bezradny: tak bardzo chciałam wszystko wiedzieć, tak bardzo chciałam zrozumieć dlaczego, dziś nie interesuję mnie już nic na ten temat...

She napisał/a:
Jego obecność lub jej brak w niczym nie pomoże Duszku.

jego nieobecność pomaga i to bardzo, widzę w sobie wiele zmian

She napisał/a:
Zostaw przeszłość za sobą, ona już się nie zmieni.

Codziennie staram się ją zostawić, zaakceptować, codziennie buduję swój nowy świat na stabilnym gruncie...lecz czasami ona wraca :bezradny:

pterodaktyll napisał/a:
A wszystko TYLKO i AŻ w Twojej głowie

Tak...niestety...ale czy na sny mamy wpływ? To nie tak, że siedzę i rozmyślam jaka ja jestem biedna i pokrzywdzona ;) to nie tak...żyję i coraz częściej potrafię cieszyć się z drobnostek, po prostu czasami coś samo wraca we wspomnieniach, w drobnych czynnościach, w słowach innych...

pterodaktyll - Nie 14 Gru, 2014 20:42

Duszek napisał/a:
czy na sny mamy wpływ?

Nie, ale na ich znaczenie i postrzeganie tak

She - Nie 14 Gru, 2014 20:46

Duszek napisał/a:
jego nieobecność pomaga i to bardzo, widzę w sobie wiele zmian

A jednak, mimo tego że jest nieobecny ciałem, wciąż nie daje Ci spokoju, prawda?
Tylko to miałam na myśli.
:)

Duszek - Nie 14 Gru, 2014 22:24

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
czy na sny mamy wpływ?

Nie, ale na ich znaczenie i postrzeganie tak

wrócę do tych snów a właściwie koszmarów...wczoraj przerzucałam na kompie zdjęcia z wesela znajomych dawno temu i nagle moje zdjęcie z nim, wyglądamy na bardzo szczęśliwych i zakochanych...i nagle przypominam sobie, że już wtedy miał ją, już wtedy mnie oszukiwał...złość... jak on mógł tak kłamać, przecież mówił, że jestem dla niego najważniejsza...wtedy całe życie legnie w gruzach...bo co w końcu było tą prawdą...w nocy miałam jeden z tych snów...wiem co one znaczą...lęk przed opuszczeniem, samotność i stratę...

She napisał/a:
A jednak, mimo tego że jest nieobecny ciałem, wciąż nie daje Ci spokoju, prawda?

To trudne do określenia, bo z jednej strony mam spokój. Teraz wreszcie wracam do domu i wiem, że nie czeka na mnie żadna niespodzianka, teraz w każdej chwili może ktoś do mnie wpaść, teraz jestem bezpieczna i nic mi nie zagraża...czuję się wolna, dobrze mi i nie chcę tego zmieniać. A z drugiej strony męczy ta cholerna przeszłość, której nie zmienię. Wiem, że to znaczy, iż się z nią nie pogodziłam...a przeszłość to głównie on...
...ostatnio było dużo nerwówki, bo musiałam w jakiś sposób wyegzekwować alimenty, gdy to się udało, potrafiłam mu spokojnie i normalnie odpisać na sms...jednak kiedy on zaczął wypisywać, że tylko mnie kocha, że nigdy mnie nie zapomni, że może potrzebuje go w domu, bo remont, bo drzewo itd...to wtedy włączyła się moja agresja w jego stronę, jego zachowanie jakby nic się nie stało...tak pewnie zazdroszczę mu tego optymistycznego a może raczej "bajkowego" podejścia do wielu spraw...choćby na moje inf. o licznych komornikach - on odpowiada, że spłaci, na moją inf., że czeka go sprawa w sądzie - on twierdzi, że to tylko formalność :bezradny: a ja...niby nie moja sprawa a jednak, bo wiele z tych spraw rzutuje na moją przyszłość (nie mogę napisać nic więcej bo to otwarte forum)

W skrócie...tak jestem cholernie wściekła, bo nie docenił i nie uszanował tego co miał - dom, praca, a głównie stabilizacja a mi ciągle jej brakuję, bo ja nie miałam takich możliwości jak on.
Jestem cholernie wściekła, bo byłam w niego zapatrzona jak w obrazek, a on mnie zawiódł, okłamał i zdradził.
Jestem cholernie wściekła, bo on zachowuje się teraz jakby mu się wszystko należało...biedny pokrzywdzony i zraniony...
Jestem wściekła, bo sama sobie to zrobiłam...bo nie potrafię odciąć się od niego definitywnie (choćby w myślach), bo jednak gdzieś tam jeszcze jest po tym wszystkim i nie będę udawała, że jest inaczej...

Jo-asia - Nie 14 Gru, 2014 23:47

Wiesz...co, Ty masz to czuć!!
Te uczucia Cię chronią....gdy przestaną być potrzebne...odpadną :)

Maciejka - Pon 15 Gru, 2014 06:58

Wracaja takie sny bo są sprawy niepozałatwiane, uczucia nie przezyte, poupychane, pochowane głeboko i jest tego duzo, dlatego to tak trwa i boli i wraca. Dopiero jak to wszystko poukładasz w sobie, pogodzisz się z tym co było , co nieuknione, dojdziesz do tego , ze takie sa fakty, tak było, że nic już nie można zmienić w przeszłosci, że co się stało to się nie osdstanie, zaakceptujesz to i pozwolisz temu odejśc w przeszłośc, ból minie, sny nie będa powracać a wspomnienia będa wspomnieniami, to będzie jak film z kawałka twojego życia. Fotografie to tylko kadry z życia utrwalone na zdjęciach, przeciez w tym zwiazku były i dobre chwile.
Duszek - Pon 15 Gru, 2014 17:39

Jo-asia napisał/a:
Te uczucia Cię chronią....

Jest w tym dużo racji, nie patrzyłam na to w ten sposób... :mysli:
Ta moja wściekłość, obawa przed kolejnym zranieniem, nieumiejętność przebaczenia, wracanie do przeszłości to jakby "hamulec" właśnie przed nim, przed powrotem, przed ponownym zaangażowaniem się.

perełka, masz rację...
perełka napisał/a:
sprawy niepozałatwiane, uczucia nie przezyte, poupychane, pochowane głeboko i jest tego duzo

Czasami myślę, że może jakbym tak "ją" np. przeciągnęła za włosy :szok: ;) to jakaś część złości by uleciała...tak, tak nie wypada :luzik:
A tak poważniej to mimo mojej solidnej pracy terapeutycznej jest tego dużo i trudno zrobić wszystko od razu...Moja terapeutka twierdzi, że moje uczucia się uspokoiły i nie bujam się już tak emocjonalnie i dlatego zapisała mnie na pierwszą powstającą w nowym roku grupę DDA...może to pomoże, jeśli dotrwam.
...jednak tak się zastanawiam, czy uda mi się kiedyś to poukładać i zamknąć...jak to zrobić...prawda jest taka, że zdrada uderzyła we mnie mocniej niż jego alkoholizm...choć wiem, że obie sprawy są powiązane...jednak ta wiedza niewiele pomaga. :bezradny:


perełka napisał/a:
przeciez w tym zwiazku były i dobre chwile

być może, jednak ich dziś nie pamiętam i tak jak napisałam wcześniej, prawda zatarła się gdzieś w całym tym kłamstwie :bezradny:

A tak poza tym to dziś spędziłam miły dzień w pracy - ze śmiechu aż się popłakałam, kupiłam sobie nowy drobiazg, zabieram się za naukę matematyki, moje dziecko jest najcudowniejszą osobą na świecie...a więc żyję dalej ;)

pietruszka - Pon 15 Gru, 2014 17:49

Duszek napisał/a:
może jakbym tak "ją" np. przeciągnęła za włosy :szok:

hmmm... sama się kiedyś zastanawiam, dlaczego łatwiej złościć się na wredną paskudę, co to śmie cudze ruszać, niż na partnera, który "dał się" zbałamucić.
I wyszło mi, że to ochrona własnego poczucia wartości, jakiś mechanizm obronny. Bo jeśli nie ona winna, to kto? Ja? Bo źle wybrałam, nie zauważyłam zawczasu pewnych symptomów, dałam się zwieść, zaufałam komuś, komu nie warto było ufać, bo może, nie daj Boże... ze mną coś nie tak, nie jestem dość dobra? I tak zamiast wnerwiać się na siebie, czy też byłego kiedyś wybranka (gdzie ja oczy i rozum miałam?) łatwiej wytargać tę latawicę, bałamutnicę, co to cudzych facetów się czepia...

najgorsze, że tak naprawdę - wytarganie za włosy bałamutnicy niewiele pomoże, niestety nie zadziała jak plaster na ranę... podobnie jak jakikolwiek odwet. Rana musi sama się zasklepić, a do tego potrzebny czas i cierpliwość.

a te uczucia... wszystkie... są normalne i na miejscu... to proces swoistej żałoby...

:pocieszacz:

Duszek - Pon 15 Gru, 2014 18:01

Tak złość na nią jest jakaś taka łatwiejsza, choć nielogiczna.
Może też po części z innego powodu a mianowicie, bo ja chciałam być taka... hm... nie wiem czy dobra, wyrozumiała, może chciałam zachować resztki jakieś godności i twarzy i pozwoliłam sobie na spotkania z tą
pietruszka napisał/a:
wredną paskudą
...usłyszałam od niej tyle słów, później gróźb, szantaży itd...nie chcę już wracać do tej patologicznej sytuacji i opisywać tego wszystkiego...ale pewnie dlatego mam do niej tak wielki żal...że była kłamliwą i nieuczciwą...

pietruszka napisał/a:
wytarganie za włosy bałamutnicy niewiele pomoże, niestety nie zadziała jak plaster na ranę... podobnie jak jakikolwiek odwet

właśnie ciągle jakbym dążyła do tego odwetu...choć czuję, że mi to nie pomoże

Duszek - Wto 16 Gru, 2014 18:45

pietruszka napisał/a:
dlaczego łatwiej złościć się na wredną paskudę, co to śmie cudze ruszać, niż na partnera, który "dał się" zbałamucić.

Dziś znalazłam odpowiedź (dzięki terapeutce)
Mianowicie tak jest bezpieczniej, bo jeśli nie ona (ta paskuda ;) ) jest winna to kto...wtedy musiałabym poszukać innej prawdy...że może jednak mój wybór był niesłuszny, że żyłam iluzją o swoim partnerze, że to w co wierzyłam tyle lat nie istnieje...obwinianie jej chroniło i nie pozwalało mi na kontakt z prawdziwymi uczuciami (Joasiu dzięki :buzki: )
Dotarło jeszcze do mnie, że dalej wkładam "maski"...dlaczego...przecież już nie muszę nic udawać...ale jednak je wkładam, bo nauczyłam się, że trzeba być grzeczną dziewczynką, bo trzeba zachowywać się tak jak wypada, bo tak powinno być... :bezradny:
...więc uczę się dalej jak być sobą, ale tym razem bez maski...na terapii ciągle uderzamy w tematy mojego dzieciństwa, jest to dla mnie bardzo bolesny temat, który wywołuje morze łez...podobno jestem "bardzo poraniona i dlatego tak trudno wyjść mi na prostą"...cóż wydawało się, że moje dzieciństwo było takie przykładne...
...a i jeszcze jedno, pochwalę się...po raz pierwszy od wielu lat na zbliżające się święta nie reaguje negatywnie: nie chcę nigdzie uciekać, wyjeżdżać ani zaszywać się przed rodziną na końcu świata :) ... jest może jeszcze nie radość ale spokój.

fairy - Czw 18 Gru, 2014 19:18

Bardzo mi to przypomina tą złość i żal o których pisałam.
Dobrze to z siebie wyrzucić. Mnie tak nosiło że ciągle sprzątałam i płakałam głośno
i chyba wyrzuciłam z siebie wtedy cały żal.
Teraz mam tylko żal że ogólnie tak wyszło... miało być tak pięknie...
Ale mówię sobie że "szczęśliwej drogi już czas" :)
Dużo bym dała żeby przeszłość definitywnie wyrzucić z głowy.
Ale jak na 1,5 mieś po rozwodzie, nie jest źle!
Jest OK. Damy radę:)

Duszek - Pon 22 Gru, 2014 16:54

hm...czasami na własne życzenie wdepniemy w ... hm...
...dlaczego, po co skoro mamy tyle złych doświadczeń...może jeszcze gdzieś tli się nadzieja, że tym razem będzie inaczej, a może odzywają się dawne nawyki, oczekiwania, wiara, że mamy wpływ na czyjeś życie, a może naiwność, samotność, opuszczenie...nieważne.
Kiedyś... siadłabym i zaczęła obwiniać siebie, że mam to wszystko na własne życzenie, zaszyłabym się w czarnej dziurze i topiła w swoim żalu i bólu.
Ale nie dziś...bo dzisiaj wyciągnę wnioski, dzisiaj pójdę dalej na przód, dzisiaj podziękuję za kolejne doświadczenie, dzisiaj będę korzystać z życia, dzisiaj jest już inaczej bo dziś ja jestem dojrzalsza :skromny: a przede wszystkim dziś już wiem, że szczęście jest w moich rękach...


Duszek - Pią 26 Gru, 2014 14:38

Bardzo ją lubię a słowa są cudowne :chmurka:

PERFEKT "Bóg narodzi się"
"Nadziei blask aż po nieba kres
Wigilii czas, płonie światłem świec...
...
Nie pytaj mnie jak wypada żyć
Niewiele wiem, błądzę tak jak Ty

Wśród szaleństwa dni
Jak wytchnienia cień
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się.

Choć w sercu swym nosisz tylko lód
Ten jeden raz, uwierz w prawdy cud

Gdy podniesiesz wzrok, nagle pojmiesz że
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się."




Duszek - Pon 05 Sty, 2015 16:39

ehhh...na dziś tylko tyle 8|


Maciejka - Pon 05 Sty, 2015 16:42

:pocieszacz:
smokooka - Pon 05 Sty, 2015 16:43

:pocieszacz:
Klara - Pon 05 Sty, 2015 16:52

Duszku, jakiś czas temu przyszło mi do głowy, że warunkiem zamknięcia Twojego "starego życia" byłaby zmiana miejsca (to znaczy miejscowości) zamieszkania.
:pocieszacz:

pietruszka - Pon 05 Sty, 2015 17:03

Duszek napisał/a:
ehhh...na dziś tylko tyle 8|

ojoj Duszku :pocieszacz:


Duszek - Pon 05 Sty, 2015 18:05

Dziękuję kochani moi :buzki:

Klara napisał/a:
że warunkiem zamknięcia Twojego "starego życia" byłaby zmiana miejsca (to znaczy miejscowości) zamieszkania.

Klaro tak, też o tym myślę coraz częściej i dlatego ostatnie "strachy" dotyczące zwolnienia z pracy nie były dla mnie aż tak groźne, bo czułam, że to byłoby na plus.

A teraz idę wypisać swoje dobre strony aby zobaczyć jak wiele szczęścia wokół mnie i aby łatwiej mi było się pozbierać.

zołza - Pon 05 Sty, 2015 19:22

Duszek napisał/a:
A teraz idę wypisać swoje dobre strony aby zobaczyć jak wiele szczęścia wokół mnie i aby łatwiej mi było się pozbierać.


Nie zapomnij wpisać na plus tego , że nie jesteś już z tym kłamcą i oszustem :P
Tak się zastanawiam - dlaczego czujesz złość do tej kobiety a przez małżonka czujesz się jedynie skrzywdzona...Czy ten biedny misio nie wiedział co robi ? :mysli:

Klara - Pon 05 Sty, 2015 19:39

Duszek napisał/a:
też o tym myślę coraz częściej

Ufff.... odetchnęłam :buzki:
Bałam się, że poczujesz się dotknięta, ale z Twoich postów wnioskuję, że mieszkasz w niedużej miejscowości. Jeśli tak, to na każdym kroku dopada Cię przeszłość, a to jest raczej dołujące :(

Duszek - Pon 05 Sty, 2015 19:54

zołza napisał/a:
Nie zapomnij wpisać na plus tego , że nie jesteś już z tym kłamcą i oszustem :P

zrozumiałam :luzik:

zołza napisał/a:
Tak się zastanawiam - dlaczego czujesz złość do tej kobiety :mysli:

Pisałam o tym bardzo szczegółowo. Przypomnę w wielkim skrócie dlaczego...bo wtedy było to dla mnie łatwiejsze i bardziej bezpieczne, żeby obwiniać kogoś obcego, kogoś z kim emocjonalnie nie byłam związana...bo wtedy to były jeszcze iluzje, które trzymały mój świat w całości.

zołza napisał/a:
a przez małżonka czujesz się jedynie skrzywdzona

myślę, że to jedynak nie tylko poczucie skrzywdzenia ale także złość :mysli: tylko nie wiem czy bardziej nie jest ona skierowana we mnie, że tak długo dałam się manipulować i oszukiwać, że nie chciałam zobaczyć tej prawdy...

zołza napisał/a:
Czy ten biedny misio nie wiedział co robi

Biedny Misioo dobrze wiedział co robi i doskonale radzi sobie z przerzuceniem winy na mnie

zołza - Pon 05 Sty, 2015 20:07

Duszek napisał/a:
iluzje, które trzymały mój świat w całości.

Więc dobrze , że ten iluzoryczny świat legł w gruzach. Teraz czas posprzątać gruzowisko , wywieść gruz ( daleko ,daleko) i ogarnąć wzrokiem wolną przestrzeń swoja działkę , pozbawioną zbędnych rupieci. Na tym placu albo będziesz budować albo tylko będziesz na niego patrzeć i delektować się krajobrazem - prawdziwym , w którym wieje wiatr , świeci słońce , przechodzą burze i grzmią gromy ...ale ten świat istnieje naprawdę - to nie namalowany kiepskimi farbami obrazek :pocieszacz:

Duszek - Pon 05 Sty, 2015 20:28

zołza, jeszcze coś dodam.
W momencie jak cała sprawa wyszła na jaw to spotkałam się z nią (dziś uważam, że to było nierozsądne i zbyteczne), rozmawiałam długo i powiedziałam, żeby byli razem i odeszli jak najdalej ode mnie...zachowałam się jak grzeczna, ugodowa dziewczynka a ja byłam nieważna...usłyszałam stek słów - dziś wiem, że kłamstw...pozwoliłam mu wrócić, później powtórka z rozrywki i kolejna...dziś już nawet nie wiem co było prawdą a co kłamstwem, a przede wszystkim nie wiem jak ja mogłam tak żyć i siebie krzywdzić :mysli:
Poza tym żyję według zasady, że zawsze mówię prawdę, a jak nie chcę jej powiedzieć to nie mówię nic...I tego oczekiwałam od innych, a jednak było inaczej...więc pewnie dlatego nie mogłam tego wszystkiego ogarnąć, nie mieściło mi się to wszystko w moich morałach... :mysli:

zołza napisał/a:
Na tym placu albo będziesz budować albo tylko będziesz na niego patrzeć i delektować się krajobrazem - prawdziwym , w którym wieje wiatr , świeci słońce , przechodzą burze i grzmią gromy ...ale ten świat istnieje naprawdę - to nie namalowany kiepskimi farbami obrazek :pocieszacz:

Pięknie to napisałaś i wiesz właśnie się dowiedziałam w którym miejscu życia jestem...jestem na placu, patrzę i delektuje się krajobrazem, wiatrem, słońcem, burzą...jeszcze nie buduję...ale to dobrze, bo w końcu są gruzy i jestem już na placu...a więc...będzie dobrze.

ps. zaczęło się od zupełnie innych spraw, Wy nakierowaliście mnie na inne tory (zdrady)...choć ostatnio o tym nie myślałam i nawet sny odeszły, czy to znaczy, że ten temat ciągle mnie uwiera :mysli:

zołza - Pon 05 Sty, 2015 20:34

Duszek napisał/a:
czy to znaczy, że ten temat ciągle mnie uwiera


Ta uważam - dokąd nie pogodzisz się z tym , że nie byłaś dla niego aż tak ważna jak on dla Ciebie ( chodzi o to , że obniżył skądinąd i tak chwiejne Twoje poczucie wartości , poniżył Cię jako kobietę) a to boli jak cholera ...nie tylko kochających zbyt mocno :)

Duszek - Pon 05 Sty, 2015 20:39

zołza napisał/a:
Ja i tak bym napluła mu w twarz :milczek: tak dla własnej satysfakcji :milczek:

:szok: ;)
A tak poważnie...mimo, iż to nieracjonalne długo żyłam z poczuciem winy, bo on mi powiedział, że to ja go od siebie odsunęłam, że go źle traktowałam itp. I może dlatego tak długo kręciłam się wokół niego :mysli:
Nie tak dawno usłyszałam to samo. Moja reakcja...nie ma to dla mnie znaczenia, nie chcę już do tego wracać, tego roztrząsać. Wiem, że moje zachowania współ. też pozostawiały wiele do życzenia...ale dziś myślę inaczej i chcę żyć inaczej.
Trudno jest zbudować wspólne życie po takiej zdradzie, dla mnie raczej niemożliwe. Zresztą o czym ja piszę...przecież z nieleczącym się alkoholikiem nie da się w ogóle zbudować życia :bezradny:

zołza - Pon 05 Sty, 2015 20:50

Duszek napisał/a:
Trudno jest zbudować wspólne życie po takiej zdradzie, dla mnie raczej niemożliwe.

Duszek napisał/a:
.przecież z nieleczącym się alkoholikiem nie da się w ogóle zbudować życia


Czyli mamy rozwiązanie :mgreen:
A tak serio - nikt nie jest w stanie zadowolić wszystkich ... nawet Ty Duszku ;)
wiec rób tak by Tobie było dobrze a przynajmniej lepiej niż dotychczas ...i nie wierz w bajki o królewiczu zamienionym w żabę :nie: . To tylko bajki dla małych , niewinnych dziewczynek :uoee:

Duszek - Pon 05 Sty, 2015 20:53

zołza, bardzo Ci dziękuję :buzki:
zołza - Pon 05 Sty, 2015 21:03

Duszek napisał/a:
zołza, bardzo Ci dziękuję


Ja Tobie też ...dobrze wiedzieć ,że istnieją na świecie jeszcze takie nieskażone złem dusze :buziak:

Duszek - Śro 07 Sty, 2015 20:16

cd. odkrywania mojej duszy ;)
Czas nazwać to co mnie ostatnio tak mocno przygnębiło.
Wydawało mi się, że mam już co nie co poukładane w swoim życiu...a jednak nie, skoro ktoś ostro wkroczył i zburzył to wszystko :( Nie wiem nawet jak to się stało...czy poczułam się za słaba, czy zabrakło konsekwencji... :mysli: W każdym razie sama na to pozwoliłam. Na chwilę zachwiało się moje życie. Nie trwało to długo...to tak jakby ktoś na chwilkę mnie zaczarował...a i nie chodzi o żaden powrót.
Uzgodniliśmy warunki...wiem, wiem z alko się niczego nie ustala, ale na ten moment to tylko było możliwe. Zaczęłam budować własne poczucie wartości, swoją stabilizację, odnawiać znajomości, układać relację z innymi...po prostu zaczęłam żyć. I nagle wielkie bumm...i poczucie, że jestem uwięziona w kajdany i nigdy się nie uwolnię dopóki nie zrobię bardzo trudnego dla mnie kroku...Ten rok może przynieść duże zmiany jeżeli tylko podejmę ryzyko, bardzo odpowiedzialne ryzyko i jeżeli to nie będzie dla mnie "toksyczne".
A więc byłam na placu budowy, ale jednak teren nie został jeszcze dobrze utwardzony i ciągle jeszcze leżą jakieś drobne sterty gruzu :mysli: więc nie mogła powstać dobra i stabilna budowla....

Wracając do zdrady, tak siedzi to we mnie głęboko, choć wiele razy wałkowałam ten temat z terapeutką. Rany zostaną na zawsze tylko ból odejdzie...Jednak ja powinnam podziękować że była, że dzięki niej otworzyłam oczy, że dostrzegłam coś, czego wcześniej nie widziałam, że zaczęłam ratować siebie...Szukając pomocy znalazłam kiedyś taką książkę "Kup kochance męża kwiaty"...Tytuł bardzo mi się podoba, jednak nie czytałam jej jeszcze, czuję, że nie mój czas na zamknięcie tego rozdziału, ale on nadejdzie.

Duszek - Śro 07 Sty, 2015 20:26

Jeszcze coś dodam
zołza napisał/a:
dobrze wiedzieć ,że istnieją na świecie jeszcze takie nieskażone złem dusze :buziak:

Nie wiem co miałaś na myśli, ale tak nie jest. Zrobiłam wiele błędów, naprawdę bardzo niemoralnych i nieuczciwych. Szarpałam się wiele, wiele lat, robiąc różne głupoty jako książkowa współ. Nie szukam już winnego, bo po co mi on...czasu i tak nie cofnę...nie jestem też od wymierzania kar. Przestałam roztrząsać i odpowiadać na jego zarzuty czyja to wina i dlaczego, bo do niczego mnie to nie doprowadzi. Po prostu pozwoliłam mu żyć tak jak chce tylko daleko ode mnie...niestety on czasami nie przestrzega tej odległości. Poza tym jesteśmy niestety związani finansowo, :bezradny: ale tu odległość nie przeszkadza.
No cóż jestem tylko człowiekiem... ;)

zołza - Śro 07 Sty, 2015 20:47

Chciałaś ratować rozkładającego się trupa ...przy tej czynności każdy by się pobrudził ;)
Nie patrz na pogodę wynoś ten gruz ...własnymi rękami .Sprzątaj to rumowisko ...niech nie przesłania widoków. Kiedyś postawisz tam przecież nowy dom . Cegła po cegle , ściana po ścianie... :) Wierzę , że się nim pochwalisz...Kiedyś :tak:
:pocieszacz:

Duszek - Śro 07 Sty, 2015 21:46

zołza napisał/a:
Chciałaś ratować rozkładającego się trupa

:nie: raczej z tego to już zrezygnowałam, no chyba, że się czasami jeszcze pogubię.
Tym razem nie ja, a ten trup chciał się "ratować" moim kosztem ;) a ja wpadłam w letarg i mimo iż mówiłam, że to koniec i że warunki ustalone to poza tym nie wykonałam żadnych ruchów. :bezradny:

zołza - Pon 19 Sty, 2015 07:52

Duszku :)



Pozdrawiam :pocieszacz:

Duszek - Pon 19 Sty, 2015 17:22

zołza, dziękuję :buzki:
Duszek - Śro 21 Sty, 2015 16:42

Sypię się... :(
Tylko proszę nie dawajcie mi przytulasków, bo znów "utulę" swoją bezradność, złość i stanę w miejscu. A teraz bardzo potrzebuję "czegoś" co mnie popcha naprzód...
Po co to napisałam...bo dzięki temu wiem, że nie jestem sama, wiem, że są tacy, którzy sobie poradzili i że mimo wszystkich negatywnych zdań wokół, Wy wiecie, że robię słusznie ...
I jeszcze jedno ważne...kto chce usłyszy...
Nie warto czekać, bo później jest już tylko gorzej a nawet tragicznie :(
Nie warto wierzyć w zmiany, bo to tylko iluzja, która wpycha w bagno...
Warto działać od razu, póki jeszcze nie zostały zdeptane resztki godności, póki jeszcze wierzymy w siebie...
Niestety z uwagi na bezpieczeństwo własne tylko tyle mogę tu napisać, jeśli chodzi o otwartą część forum. :bezradny:

pietruszka - Śro 21 Sty, 2015 16:46

Duszek napisał/a:
Tylko proszę nie dawajcie mi przytulasków

no mogę ewentualnie kopa zaproponować albo wiadro zimnej wody

Duszku, chociaż pewnie nie wierzysz dzisiaj, ale czas leczy rany, a doświadczenia, nawet te bolesne, są potrzebne, by się rozwijać. Sęk w tym, by nauczyć się korzystać z doświadczenia własnego bólu.

Maciejka - Śro 21 Sty, 2015 16:46

Zawsze tak nie będzie.
zołza - Śro 21 Sty, 2015 17:08

perełka napisał/a:
Zawsze tak nie będzie.

Będzie , będzie dotąd aż ... Duszku :P

Maciejka - Śro 21 Sty, 2015 17:24

Żył kiedyś bardzo bogobojny Żyd. Wiodło mu się bardzo dobrze. Miał wspaniały dom, pracę, która przynosiła radość i wysokie dochody, piękną i mądrą żonę i gromadkę wspaniałych dzieci. Był szczęśliwym człowiekiem. Chodził codziennie do świątyni i dziękował Bogu za tyle szczęścia. Dni płynęły w zdrowiu i szczęściu, aż …

Aż któregoś dnia mężczyzna ciężko zachorował. Nie miał siły pracować. Dorobek całego życia powoli zaczął topnieć. Na domiar złego dzieci i żona też zapadli na tajemniczą chorobę. Mężczyzna zaczął rozpaczać. Nic nie pomagały modlitwy i składane Bogu ofiary. Był załamany a ponieważ bał się złorzeczyć Bogu udał się do mądrego rabina, aby ten coś mu poradził. Rabbi popatrzył na niego i zanim dał mu radę, poprosił o wypełnienie jego prośby, chociaż załamanemu mężczyźnie może wydać się dziwna i śmieszna. Mężczyzna przyrzekł wykonać polecenie. Rabin rzekł:

- Idź do domu i weź najładniejszą dębową deseczkę. Na desce wypal takie zdanie „Zapamiętaj, nie zawsze tak będzie!”. Powieś tę deskę w takim miejscu, abyś zawsze mógł ją widzieć i spoglądaj na nią jak najczęściej. Módl się też do Boga i bądź cierpliwy.

Mężczyzna zdziwił się, ale przyrzekł, że wykona wszystko o co rabin go poprosi, więc nie miał wyjścia. Przyszedł do domu i na kawałku dębowej deseczki wypalił zdanie: „Pamiętaj, nie zawsze tak będzie!”. Jednak sytuacja życiowa nie poprawiła się, wręcz przeciwnie. Majątek znikł – potrzebne były pieniądze na leczenie. Dzieci i ukochana żona zmarły, bo nie znaleziono lekarstwa na dziwną chorobę. Dom spłonął. Żyd został tylko w jednym ubraniu a w dłoni trzymał deseczkę z napisem:

-”Pamiętaj, nie zawsze tak będzie!”

Została tylko taka pociecha. Denerwowało go to, ale obiecał rabinowi, że będzie się modlił. Cóż mu zostało innego? I tak wszystko stracił…

Dni mijały, ale Żyd nie siedział bezczynnie i nie rozpaczał. Rzucił się w wir ciężkiej pracy. Praca była też dla niego ucieczką od trudnej rzeczywistości. Powoli odzyskiwał swój majątek. Wybudował wspaniały dom. Poznał dobrą i mądrą kobietę i założył rodzinę. W domu pojawiły się dzieci, które swoim radosnym szczebiotem umilały mu dni. Żyd znów poczuł się szczęśliwy. Znów w modlitwie dziękował Bogu za odmianę swojego losu. Zadowolony poszedł też do rabina, aby mu podziękować za mądrą radę i wsparcie. Rabin popatrzył na niego znad otwartej księgi i zapytał:

- Czy masz jeszcze tą deseczkę z napisem?

Mężczyzna zdziwił się. Przyszedł szczęśliwy podziękować za pomoc, a tu mędrzec pyta o deseczkę.

- Mam, oczywiście, że mam. Nigdy się z nią nie rozstaję!

- Wyjmij ją i przeczytaj, co jest na niej napisane – polecił.

Mężczyzna wyjął i przeczytał: „Pamiętaj, nie zawsze tak będzie!”.

Żyd popatrzył na mądrego starca, skłonił się i odszedł.

Morał opowieści niech każdy dopowie sobie sam…

Fragment ksiazki - Niebo jest w nas, autor W. Żmudziński

BARBARA - Śro 21 Sty, 2015 18:32

Duszek napisał/a:
"czegoś" co mnie popcha naprzód...
Po co to napisałam...bo dzięki temu wiem, że nie jestem sama, wiem, że są tacy, którzy sobie poradzili i że mimo wszystkich negatywnych zdań wokół, Wy wiecie, że robię słusznie ...
I jeszcze jedno ważne...kto chce usłyszy...
Nie warto czekać, bo później jest już tylko gorzej a nawet tragicznie
Nie warto wierzyć w zmiany, bo to tylko iluzja, która wpycha w bagno...
Warto działać od razu, póki jeszcze nie zostały zdeptane resztki godności, póki jeszcze wierzymy w siebie...

Duszku :pocieszacz: tak bardzo Cię dziś rozumiem, sama mogłabym dziś napisać to samo :buziak:

Borus - Śro 21 Sty, 2015 19:36

perełka napisał/a:
deseczkę z napisem:

-”Pamiętaj, nie zawsze tak będzie!”


Chyba sobie zrobię taką deseczkę... :mysli:

Maciejka - Śro 21 Sty, 2015 20:03

Borus napisał/a:
perełka napisał/a:
deseczkę z napisem:

-”Pamiętaj, nie zawsze tak będzie!”


Chyba sobie zrobię taką deseczkę... :mysli:


Prawda , ze inspirujące :tak: sama tez czasem tak sobie powtarzam jak cos idzie nie tak. :)

Borus - Śro 21 Sty, 2015 20:13

perełka napisał/a:
sama tez czasem tak sobie powtarzam jak cos idzie nie tak.

Gdy wszystko jest, jak należy

też warto o tym pamiętać... :mysli:

OSSA - Śro 21 Sty, 2015 20:14

Duszek napisał/a:
Nie warto wierzyć w zmiany, bo to tylko iluzja, która wpycha w bagno...


Warto wierzyć w zmiany, realizować swoje plany i marzenia, nie ma nic cenniejszego jak spokojny bezpieczny dom. Powodzenia a zamiast przytulasów cczxc , marzeniom czasem trzeba trochę pomóc zvrrv zvrrv

Maciejka - Śro 21 Sty, 2015 20:15

Ale wtedy nabiera innego znaczenia i zamiast pomagać działa w inną stronę. Przynajmniej ja tak mam.
sabatka - Czw 22 Sty, 2015 14:48

wszystko płynie
Duszek - Sob 24 Sty, 2015 19:13

Czasem uwiera mnie coś, co bardzo mi przeszkadza i nieraz bardzo mnie dotykają w tej kwestii komentarze innych...a mianowicie że "marudzę", że stosuję czarnowidztwo, że tylko negatywne strony widzę, że nie potrafię cieszyć się z drobnostek...
Ciągle uczę się i zmieniam siebie.
Ostatnio trafiłam na niezłą książkę i ku pamięci wpiszę sobie fragmenty. :)

"Szczypta realizmu, czyli warto martwić się na zapas"
"...W sensie ewolucyjnym ból i dolegliwości wszelkiego typu zawsze były ważniejsze i bardziej pożyteczne niż uczucia przyjemne. Przykre doznania sygnalizują zagrożenia. Żeby móc się uchronić przed niebezpieczeństwem, musimy otrzymać ostrzeżenie. Przybiera ono postać bólu – w sensie dosłownym i metaforycznym – który mówi nam, że jest źle, gdzie trzeba interweniować, czemu lub komu należy się przeciwstawić...
...lepiej nam służą uczucia przykre niż przyjemne. Te pierwsze dają szanse uniknięcia niebezpieczeństwa, te drugie nie. Pierwsze są źródłem użytecznych doświadczeń, drugie niczego właściwie nie uczą, dając po prostu zadowolenie...
...Człowiek wiecznie szczęśliwy byłby bezkrytyczny, nieostrożny i nieuważny, a więc całkowicie bezbronny....

...Normalny człowiek w jednakowym stopniu powinien umieć radować się i martwić, oczywiście najlepiej proporcjonalnie do sytuacji...

...Zaniepokojenie trzeba więc powitać jak przyjaciela, który przyszedł nas ostrzec. Trzeba wsłuchać się w to, co nam mówi nasz lęk. Zamiast starać się „myśleć pozytywnie”, że nigdy nic złego nas nie spotka, warto się zastanowić, co zrobimy, gdy właśnie tak się stanie...

...Umiarkowane czarnowidztwo nie tylko się przydaje, ale jest wręcz niezbędne do dobrego kierowania swoim życiem. Martwienie się na zapas może mieć pozytywne znaczenie nie tylko dla zdarzeń, które kryją się gdzieś za horyzontem. Lepiej pomartwić się, jak to będzie, gdy urodzi się nasze dziecko – niż potem nagle odkryć, że nie ma się dla niego czasu w natłoku innych spraw...

...Odrobina negatywizmu, tak jak sól dodająca smaku potrawom, przydaje się w okolicznościach zarówno wyjątkowych, jak i powszednich. Weźmy wspólne rodzinne wakacje. Sam fakt, że to pora odpoczynki i rozrywki, nie gwarantuje udanego urlopu. Ci, którzy na zapas przewidują niewygody i zaskoczenia, będą mogli lepiej się do nich przygotować, obmyślić różne warianty lub tak zmienić plany, by uniknąć przykrych niespodzianek...Taka szczypta realizmu sprawia, że nie tylko wakacje, ale w ogóle wspólne życie może się stać podróżą pełną przygód – raczej dobrych niż niedobrych..."


fragment z pozycji
Ewa Woydyłło "Buty szczęścia"

Duszek - Śro 11 Lut, 2015 18:59

PILNE !!! ;)


muzyka11111 - Śro 11 Lut, 2015 19:24

Duszek napisał/a:
PILNE !!! ;)

Obrazek


Hej Duszek...cos dzieje sie?

Duszek - Śro 11 Lut, 2015 19:29

Wszystko OK :)
muzyka11111 - Śro 11 Lut, 2015 19:53

Myslalam ze pogadac masz ochote... :)
BARBARA - Śro 11 Lut, 2015 20:08

Duszek napisał/a:
Wszystko OK

:buziak: :buzki:

Duszek - Śro 11 Lut, 2015 20:39

muzyka11111, porozmawiać zawsze możemy jak masz ochotę :)
Natomiast u mnie wszystko pomału układa się.
Nie wiem co mogę napisać...Uczę się na nowo żyć, uczę się zajmować sobie wolny czas. Czytam, biegam na siłownię, uzupełniam wiedzę. Ostatnio byłam nawet na kręglach.
Dużo czasu spędzam ze swoim dzieckiem, staram się nie naciskać, nie ingerować w jej życie, a przede wszystkim staram się nie krytykować. Mam już swoje małe sukcesy w tych kontaktach :skromny: Aktywnie uczęszczam na terapię, gdyż wiem, że tylko dzięki niej oczyszczę swoja duszę ;) Cóż więcej...zauważyłam, że nie jestem jeszcze gotowa na żadną relację, nie czuję nawet takiej potrzeby. Na razie chcę sama się poukładać ;)
Przestałam liczyć już na alimenty, bo wiem, że w takiej sytuacji ich nie dostanę. Ostatnio, kiedy zastanawiałam się skąd wziąć kasę, nagle pojawiło się światełko w tunelu, więc może nie będzie tak źle. Smutne to, że sama muszę zadbać o dziecko, ale cóż - nie mam na to wpływu, więc trzeba mocniej niż zwykle zakasać rękawy i może praca na drugi etat :mysli: Ktoś nade mną czuwa i niech tak zostanie :>

A tak poza tym dziś oglądałam jakieś wiadomości i widziałam relację która bardzo mnie dotknęła. Dotyczyło to alimentów i opłaty kosztów pobytu w DPS, które musiały ponosić dzieci względem swojego rodzica. Rodzic - osoba uzależniona, pozbawiona praw rodzicielskich, często wyrok o znęcanie się nad rodziną, niezainteresowana swoim dzieckiem. Dziecko - wychowane przez jednego rodzica, bardzo pokrzywdzone i zranione, z ciężkim trudem zdobyło pracę i do czegoś doszło. A nasze prawo...po prostu brak mi słów :bezradny:

Duszek - Śro 18 Lut, 2015 20:08

Przede mną jeszcze długa droga :bezradny:



źródło: http://uciekamydoprzodu.blog.pl/

Duszek - Wto 24 Lut, 2015 18:08

Ku pamięci ;)

olga - Wto 24 Lut, 2015 18:29

dokladnie :tak:
Duszek - Pią 12 Lut, 2016 19:10

"Gdy ktoś Cię zrani i jest Ci przykro…"

Ludzie nas zawodzą. Dają ciała, nie dotrzymują obietnic, zostawiają i wystawiają w najmniej odpowiednich okolicznościach – idę o zakład, że znasz to z własnych doświadczeń. Najczęstszą reakcją po takim przykrym zdarzeniu jest smutek, często łzy i to, że jest nam przykro.

„Jak ona/on mógł mi to zrobić?? Czemu się tak wobec mnie zachował??” Kolejne myśli, które się za tym pojawiają (jakkolwiek na logikę to nie ma sensu) to: co jest ze mną nie tak, że ktoś mnie tak źle potraktował.

No więc chcę Cię dzisiaj wyprostować i wytłumaczyć, że wszystko jest z Tobą tak. I, że za wyjątkiem sytuacji w których Ty sama wielokrotnie pozwalasz komuś źle się traktować i naruszać Twoje granice – zachowanie czyjeś nie jest Twoją winą, ale problemem danej osoby.

Czemu tak twierdzę? Ano z kilku powodów…

Po pierwsze – świat się nie kręci tylko wokół Ciebie i zachowanie tej osoby nie było wymierzone w Ciebie, ale podyktowane interesem, dojrzałością i klasą tej osoby, której w konkretnym przypadku najwyraźniej zabrakło.

Po drugie – ta osoba najprawdopodobniej nie tylko wobec Ciebie zachowuje się w ten sposób, ale wobec większości ludzi… Ktoś, kto jest uprzejmy – jest uprzejmy niezależnie od okoliczności, ktoś kto jest szczery – mówi prawdę choćby nie wiem jak trudna była, ktoś kto jest pełen empatii – potrafi się wczuć w sytuację innej osoby i nie rani celowo. Prawdziwe oblicza i zachowania wychodzą w sytuacjach kryzysowych – najwyraźniej z tej osoby także już wyszły i teraz wiesz jak generalnie traktuje ludzi.

Po trzecie – w 80% nieeleganckie zachowania innych ludzi są wynikiem ich wewnętrznej walki ze sobą i z wyzwaniami, z którymi sobie nie radzą. Są wynikiem ich strachów, braku pewności siebie, doświadczeń z przeszłości oraz nieprzepracowanych tematów. Zdziwiłabyś się jak często my przypisujemy ludziom jakieś głębsze intencje i zachowania, a stoją za nimi – oprócz tych wymienionych takie banalne jak: lenistwo, zły nastrój, kłótnia z kimś, to, że ktoś tą osobę źle potraktował, strach, że ich własna słabość bądź kłamstwo mogłoby wyjść na jaw itp

Po czwarte – wiesz jak wiele zmienia dorosłość, dojrzałość i komunikacja we wszelkich relacjach? Pomyśl o ile inaczej ta sytuacja by wyglądała gdyby najzwyczajniej w świecie ta osoba dorosła do normalnych standardów i zamiast dostarczać Ci dramę i pozostawiać Cię z tysiącem pytań i znaków niepewności – wyjaśniła Ci w kulturalny sposób co się dzieje, jak ta osoba się czuje i czym się kieruje zachowując w taki a nie inny sposób…

Ostatnie piąte będzie dotyczyło Ciebie i będzie naprawdę, naprawdę ważne. Ludzie mogą zachowywać się jak palanci i nie masz wpływu na to co zrobią, ale koniec końców TY MASZ WPŁYW na to co z tym zrobisz! Osoba, która się wobec Ciebie źle zachowała nie uruchamia w Tobie łez i bólu – Ty to robisz! Ta osoba nie jest w stanie włożyć Ci ręki do serducha, zamieszać, zakręcić i nacisnąć przycisku, który sprawia, że cierpisz – Ty sama interpretując sytuację na swoją niekorzyść i odbierając ją personalnie to robisz!

Wiem, że jak ktoś gdy ktoś Cię zrani i zawiedzie – jest przykro, ale to przykro trochę mniej może boleć, gdy zrozumiemy, że to nie my, ale ktoś jest źródłem problemu – czyli tego zachowania…

ściskam i buziaki wysyłam,

Ania Witowska

źródło: http://blog.aniawitowska....est-ci-przykro/


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group