Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Żal po stracie...
Autor Wiadomość
ZbOlo 
[*][*][*]
Ojciec Chrzestny


Pomógł: 35 razy
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 2713
Skąd: Łódź
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 09:48   Żal po stracie...

Na ostatnim mityngu, zgadałem się z kolegą, że ostatnio często wspominamy "stare czasy", myślimy o miłych chwilach na imprezach, etc... Oboje mamy po około 1,5 roku abstynencji. Temat został poruszony na mityngu. Powiedziano nam, że jesteśmy w okresie "żalu po stracie", który następuję po "miodowym miesiącu" i "jestem niedoceniany". "Żal po stracie" jest - podobno - trudnym okresem, obfitującym w zapicia... co Wy na to?
_________________
Homines soli animalium non sitientes, bibimus
 
     
jal 
Gaduła
Alkoholik dozgonny.



Pomógł: 13 razy
Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 803
Skąd: świętokrzyskie
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 11:57   Re: Żal po stracie...

ZbOlo napisał/a:
Na ostatnim mityngu, zgadałem się z kolegą, że ostatnio często wspominamy "stare czasy", myślimy o miłych chwilach na imprezach, etc... Oboje mamy po około 1,5 roku abstynencji. Temat został poruszony na mityngu. Powiedziano nam, że jesteśmy w okresie "żalu po stracie", który następuję po "miodowym miesiącu" i "jestem niedoceniany". "Żal po stracie" jest - podobno - trudnym okresem, obfitującym w zapicia... co Wy na to?


Jakoś, jak na miting to mi zabrzmiało bardzo terapeutycznie... wolał bym określenia związane z nie przepracowanym jakimś krokiem lub krokami i tu się kłaniają kroki od 4 do 9 porządkujące naszą przeszłość.

A w formie terapeutycznej pracuje się nad "Żalem po stracie" na początku terapii...

PD - janusz
_________________
Mam bardzo silną wolę... robi ze mną co jej się tylko podoba.
Mój fotoblog
 
     
ZbOlo 
[*][*][*]
Ojciec Chrzestny


Pomógł: 35 razy
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 2713
Skąd: Łódź
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 12:30   

jal napisał/a:
Jakoś, jak na miting to mi zabrzmiało bardzo terapeutycznie

...tzn., że na mityngach nie można o tym rozmawiać... 8|
jal napisał/a:
A w formie terapeutycznej pracuje się nad "Żalem po stracie" na początku terapii...

...bardziej chodziło mi o określenie czasowe tych "okresów abstynencji", że np. "żal po stracie może występować w drugim roku... a u mnie to... etc..
_________________
Homines soli animalium non sitientes, bibimus
 
     
Conradus78 
Towarzyski
Conradus78



Pomógł: 1 raz
Wiek: 46
Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 180
Skąd: Zabrze
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 17:15   

Nie spotkałem się na mityngu z tematem żalu po stracie, jakkolwiek jednak niejednokrotnie jest ten temat omawiany pod innymi nazwami, ot chociażby jako problem wspominania przyjemności picia, czy powracających myśli o piciu. Jako temat mityngu można zasugerować każdy, podobnie jak można na mityngu powiedzieć o każdym problemie związanym a alkoholem. Nie ma przecież żadnego ograniczenia związanego z tematyką mityngów, o ile tylko tematyka jest związana z alkoholizmem. Co natomiast Wam powiedziano, jak to napisałeś, to już jest inna kwestia. Na mityngu nie udziela się informacji zwrotnych, jednak można się utożsamić z podobną sytuacją. Kwestia nazewnictwa nie jest tutaj aż tak bardzo istotna. Jeżeli natomiast chodzi o meritum pierwszego posta, to niepokoi mnie pobrzmiewające tam, jakby nieco zawoalowane usprawiedliwianie, czy też wręcz - być może - planowanie przyszłościowego zapicia. Takie jakby udeptywanie sobie gruntu. Co to bowiem znaczy okres obfitujący w zapicia. Gdyby ta obfitość była nie do przeskoczenia, to mało kto miałby powyżej półtora roku. A przecież tak nie jest. Ważne wszakże, żeby nie poprzestawiało mi się w głowie i przede wszystkim, bym był ostrożny względem samego siebie. Względem moich własnych wyobrażeń i własnej pychy. Fakt bowiem faktem, że półtora roku to wystarczająco dużo, żeby zaczęło mi się lepiej powodzić. Muszę jednak pamiętać, że do złapania Pana Boga za pięty, to mi jeszcze dużo, ale to bardzo dużo brakuje - oględnie mówiąc. Stąd istotne dla mnie, bym nie przestawał chodzić na mityngi i nadal utrzymywał kontakt ze zdrowiejącymi alkoholikami. Jeżeli faktycznie i szczerze będę chciał zdrowieć i będę robił co do mnie należy, nie powinienem, ani też nie mam prawa zakładać, że miałbym zapić. Dziś nie zakładam. I nie pytam co wy na to, bo choć pytanie samo w sobie nie jest złe - wszakże na tym forum polega - to jeżeli moje pytanie miałoby być udeptywanie sobie gruntu, wtedy ostrożność wobec mnie samego jest tym bardziej pożądana. Pogody ducha.
_________________
Ja, tu i teraz
 
 
     
rufio 
Uzależniony od netu
rozkojarzony



Pomógł: 57 razy
Wiek: 60
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 3387
Skąd: Wyższy Śląsk
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 17:27   

Zal za czyms - to jest cos takiego co sie odczuwa co sie kiedys robiło - było - jadło - piło .
Nie ma nikogo kto by nie odczuwał zalu za tym co było - co sie robiło w/g mnie jest normalne i zdrowe odczucie - tylko- własnie jest tylko jak do tego zalu sie podejdzie ? Czy ze zrozumieniem sytuacji - poczynań - przeszłości . Mi nieraz przechodzi przez mysl jak widze sytuacje które pamietam - w którym uczestniczyłem - szkoda - trudno to juz nie dla mnie - miałem swoje pięć minut i dałem ciała - Nie wejde znów do tej rzeki bo za bardzo zimna i rwąca - zal i odwracam sie na pięcie i ide teraz tym szlakiem które w danym momencie jest dla mnie wyznaczony . To ze ktos w danym momencie - chwili odczuwa zal za przeszłościa jeszcze nie znaczy ze przygotowuje sobie udeptana ziemie na kolejny pojedynek .Chociaz powspominac nieraz fajna rzecz - bezpieczna - niebezpieczna ? To juz inna bajka - wiemy jak uzywac a przynajmniej powinnismy wiedziec tego co sie dostało na róznych rodzajach terapii spotkaniach i takich tam różnych szkolnych ławkach . prsk
_________________
I tak wszyscy skończymy w zupie .
 
     
emigrantka 
Gaduła
a ja jestem prosze pana na zakrecie ...



Pomogła: 12 razy
Wiek: 55
Dołączyła: 09 Lut 2010
Posty: 706
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 19:51   

Jestem podobnego zdania co Rufio ,alkohol byl istotna czescia mojego zycia ,i nie sadze abym mogla wyrzucic z pamieci tego co z nim zwiazane ,wazne aby to byly mysli z naciskiem na negatywne .
_________________
"Alkoholicy mają wspólne drzewo genealogiczne: wszystkim im odbija palma" :-D.
 
 
     
jal 
Gaduła
Alkoholik dozgonny.



Pomógł: 13 razy
Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 803
Skąd: świętokrzyskie
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 20:49   

"Żal po stracie" jeśli nie jest przepracowany na terapii w pięciu etapach np.wg Elizabet Kibler -Ross ( nie wiem jak ona się pisze...) może pojawiać się kiedy chce i nie jest związany z latami nie picia...

Ja nie mam "żalu po stracie" alkoholu - po przeanalizowaniu mojego życia w kroku czwartym i postępowania z alkoholem stwierdzam że nie miałem takiej sytuacji pijackiej abym miał powody do dumy... i raczej żałuję niż tęsknię.

PD - janusz
_________________
Mam bardzo silną wolę... robi ze mną co jej się tylko podoba.
Mój fotoblog
 
     
Urszula 
Trajkotka


Pomogła: 7 razy
Wiek: 69
Dołączyła: 23 Maj 2010
Posty: 1208
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 21:41   

A wiecie, że żalu po stracie alko nie odczuwam? Może zbyt krótko trzeźwieję, by się pojawił?
Natomiast głody pojawiają się co kilka dni. Odganiam je wszystkimi dostępnymi mi środkami i (mimo strachy, lęki, zmory i upiory) trzymam się dewizy, że "dziś nie piję".
Fakt, że dopiero od trzech miesięcy (z malutkim kawałeczkiem) mi się to udaje, ale udaje się!!!
Z tym, że być może mylę pojęcia i nagle dopadające mnie głodzisko jest jednoznaczne z żalem po stracie?
 
     
jolkajolka 
Trajkotka



Pomogła: 8 razy
Wiek: 58
Dołączyła: 07 Sie 2009
Posty: 1388
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 22:22   

Mnie tam dosyć często dopada żal po stracie,ale szczęśliwie są to krótkotrwałe epizody. Tak jak nauczono mnie na terapii,natychmiast przypominam sobie konsekwence tych "upojnych" chwil i żal znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie wiem jak u innych,ale u mnie nie ma to związku z czasem trzeźwienia. Miałam go na początku i miewam teraz,kiedy prawie pięć lat mija...
_________________
"Potykając się można zajść daleko;nie wolno tylko upaść i nie podnieść się." Goethe
 
     
Urszula 
Trajkotka


Pomogła: 7 razy
Wiek: 69
Dołączyła: 23 Maj 2010
Posty: 1208
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 22:23   

emigrantka napisał/a:
wazne aby to byly mysli z naciskiem na negatywne .

Ha! Wszelkie wspomnienia związane z piciem mam z reguły negatywne.
Pewnie dlatego, że sięgałam po alko w chwilach, gdy nie mogłam poradzić sobie z problemami, albo wtedy, gdy chciałam sama sobie udowodnić, że np. potrafię coś zrobić, coś napisać, że nie jestem takim beznadziejnym śmieciem i wyrzutkiem społecznym.
Po alkohol sięgałam również wtedy, kiedy dopadał mnie np. ból kręgosłupa, albo innej części ciała, gdy nie mogłam zasnąć a bardzo chciałam przespać ból.
Alkohol pomagał mi nabrać pewności siebie i "zasmarować" złe myśli.
Po alkohol sięgałam, kiedy czułam się skrzywdzona i było mi źle.
Tak naprawdę, nie było to nic miłego... Żadnych euforyjek związanych z rauszem, ani szczególnej przyjemności z picia, choć smaczek piwka był fajny.
W towarzystwie poprzestawałam na jednym drinku i udawałam abstynentkę. :wysmiewacz:
Bywało, że w czasie kilkugodzinego alkoholowego party (a Polonusi zazwyczaj piją ostro i do upadłego) ograniczałam się do jednego, dwóch piw, czasem do jakiejś szklaneczki soczku z gorzałą.
Dopijałam się dopiero w domu. Cichaczem i po kryjomu. I wtedy już nie było ważne co i ile w siebie wlewam, byle były %!!!
Teraz wiem, że nie chcę pić, że nie chcę, by te % mną rządziły. A głód i tak się pojawia... :/
 
     
Tomek 
Towarzyski


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 13 Sie 2009
Posty: 179
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 22:49   

[quote="UrszulaHa! Wszelkie Tak naprawdę, nie było to nic miłego... Żadnych euforyjek związanych z rauszem, ani szczególnej przyjemności z picia, [/quote]

e tam, to koncówa, gdzie wogle trudno podnieść nastrój z całkowitego doła,
pewnie kilkanaście lat wcześniej właśnie chodziło o to fajne błogie stany bez napięć - przecież alkohol od tego jest ino z biegiem lat dewalułuje się jego dobroczynne działanie, nikt tego świństwa by nie pił gdyby tak nie było,
a co do "wspaniałego smaku piwa" - cóż jak przestałem pić to mój debilny uzależniony mózg podpowiadał mi, ze umre bez tego smaku, ale ja przecież piłem piwsko by w najbezpiecniejszy sposób kontrolować swój stan upojenia w okolicach 0,7 - 1%o, wogle miałem tysiące wytłumaczeń dobrodziejstw płynących wraz z tym trunkiem, a to kwach ochydny jest normalnie...
 
     
Urszula 
Trajkotka


Pomogła: 7 razy
Wiek: 69
Dołączyła: 23 Maj 2010
Posty: 1208
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 23:44   

Tomek napisał/a:
e tam, to koncówa, gdzie wogle trudno podnieść nastrój z całkowitego doła,
pewnie kilkanaście lat wcześniej właśnie chodziło o to fajne błogie stany

A wiesz, Tomku, że jak się tak teraz nad tym zasanawiam, to dochodzę do wniosku, że nie?
Kilkanaście lat wcześniej raczej chodziło o to, by nie odstawać od towarzycha, żeby być cool i na równi z innymi. Owszem, smak piwa mi podchodził, jak najbardziej!, ale już inne alkohole (w tym np. słodkie wińska, albo gorzała, czy"wysokogatunkowe"), absolutnie nie!
Zaczęłam pompować w siebie to świństwo w momencie, kiedy odkryłam, że można nim zagłuszyć emocje. Albo sztucznie podbudować odwagę w kontaktach z ludźmi. Albo złagodzić jakiś tam ból, niekoniecznie fizyczny.
No i tak poleciało z górki!
Przyjemnych wspomień z alkoholem (poza smakiem piwa) naprawdę nie mam. A mimo to bywa często, że bardzo chcę się napić...
 
     
ZbOlo 
[*][*][*]
Ojciec Chrzestny


Pomógł: 35 razy
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 2713
Skąd: Łódź
Wysłany: Pią 27 Sie, 2010 12:37   

Urszula napisał/a:
Przyjemnych wspomień z alkoholem (poza smakiem piwa) naprawdę nie mam

...a ja niestety mam. I jedyną "kuracją" - dla mnie jest... to co napisała:

jolkajolka napisał/a:
Tak jak nauczono mnie na terapii,natychmiast przypominam sobie konsekwence tych "upojnych" chwil i żal znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.


Wspominam też "pijane" momenty, kiedy próbowałem być "dobrym tatą".... kąpiel, zabawa... a nawet jazda samochodem - wszystko na bani.
Najczęściej dopadają mnie "żale...", gdy zdołują mnie w firmie, albo się pokłócę z "małżowinką".... wtedy kiedy moje EGO sięgnie bruku i mój mózg szuka "pocieszenia" we wspomnieniach... jaki to ja byłem WIELKI....
_________________
Homines soli animalium non sitientes, bibimus
 
     
Conradus78 
Towarzyski
Conradus78



Pomógł: 1 raz
Wiek: 46
Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 180
Skąd: Zabrze
Wysłany: Pią 27 Sie, 2010 17:30   

ZbOlo napisał/a:
Wspominam też "pijane" momenty, kiedy próbowałem być "dobrym tatą".... kąpiel, zabawa... a nawet jazda samochodem - wszystko na bani.
Najczęściej dopadają mnie "żale...", gdy zdołują mnie w firmie, albo się pokłócę z "małżowinką".... wtedy kiedy moje EGO sięgnie bruku i mój mózg szuka "pocieszenia" we wspomnieniach... jaki to ja byłem WIELKI....


Wiesz co, ZbOlo, tak sobie myślę, że to co napisałeś jest samo w sobie potężną tarczą przed żalem po stracie. No bo przecież tekst ten nie jest raczej peanem na cześć alkoholu. Dystans, który wyrobiłeś w sobie pisząc ten tekst powinien w dużej mierze chronić Cię przed skutkami pojawiającego się żalu, choć nie wykluczam, że sam w sobie żal po stracie może się pojawić. Ważne wszakże, bym zdrowiejąc dostrzegał to co mnie spotyka i przeżywał to, a nie zamiatał pod dywan i udawał, że tego niema. Przyznanie się przed samym sobą do przykrych, czy niepojących emocji jest właśnie oznaką zdrowienia. Emocje, czy uczucia przecież są jakie są i w chwili kiedy się pojawiają niewiele można na nie poradzić. Ode mnie natomiast w dużej mierze zależy, jakie działania podejmuję, a pojawiające się emocje czy uczucia, czy wręcz poczucia są nierzadko rezultatem podejmowanych działań. Tymczasem stworzenie tarczy, chociażby werbalnej, która chroni mnie przed nieodpowiedzialnymi decyzjami, to wydaje mi się całkiem normalny i zdrowy objaw. Ja sam takich tarcz mam wiele.
_________________
Ja, tu i teraz
 
 
     
Tomek 
Towarzyski


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 13 Sie 2009
Posty: 179
Wysłany: Pią 27 Sie, 2010 21:23   

oczywiście, że sytuacje-wyzwalacze działają dalej i tak na widok zmrożonej oszronionej butelki szampana w upalny dzień pewnie jeszcze długo będzie zbierała się ślina wokół mojego języka, ale nie chodzi przecież o odruchy psa pawłowa,
ale o żal po stracie możliwości upiepszenia się - chyba nie,
nie to bym wykluczał w swoim życiu możliwość, która w jakiś "przebiegły" sposób doprowadzi mnie gdzieś na manowce wpadki alkoholowej, nie, nie wykluczam tej możliwości od samego początku trzeżwienia, ale też od samego początku trzeżwienia miałem cele, których nie mogłem zrealizować bo piłem, przestałem pić i mam takie możliwości - to jest dla mnie najwiekszą satysfakcją, nieograniczona alkoholem możliwość samorozwoju to najwieksza nagroda i to chyba powoduje, że nie odczuwam takiego żalu, pozbierane Ja, ustalone granice, nie ma się czego wstydzić itp czego więcej chcieć
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,18 sekundy. Zapytań do SQL: 11