Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Głupota
Autor Wiadomość
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Pomógł: 133 razy
Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Pon 15 Sie, 2016 12:30   

Betrusz napisał/a:
przez tyle lat życia z alkoholikiem zdaję sobie sprawę z tego co piszecie.

Beatko,na pewno masz rację
jednak w żyjesz w ciągłej nadziei ,w ciągłym dawaniu sobie i jemu szans
po przez nadzieję,po przez oczekiwania,zagłębiasz się w nieznane
i tu wpatrzona w daleką przyszłość "nadziei lepsza" nie zdajesz sobie sprawy jaką robisz sobie krzywdę
w tym momencie dobrze aby ci odpisały panie (osoby) które przeżyły ze swoimi partnerami i z nimi pozostali
ile odbiło się na ich psychice - pewnie mówią dziś że było warto
ale ile zdrowia straciły przy tym
Betrusz napisał/a:
Pterodaktyll- wpieniasz mnie!!!!

uwierz Ptero,ja czy inni ,nie chcemy tu Twojej krzywdy
chcemy pomóc :tak: każdy ma swoje doświadczenia i każdy na swój sposób - ale chcemy jak najlepiej to przekazać
zrozum jedynie to że nie każdy z nas ,powie to tak jak byś chciała usłyszeć
jednak to co mówimy ,nie jest krzywdzące - to są nasze doznania
spróbuj na spokojnie nas czytać co ci nie pasuje odrzuć
lecz nie kojarz to z atakiem na Twoją osobę
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7857
Wysłany: Pon 15 Sie, 2016 14:16   

Jacek napisał/a:
dobrze aby ci odpisały panie (osoby) które przeżyły ze swoimi partnerami i z nimi pozostali
ile odbiło się na ich psychice - pewnie mówią dziś że było warto

Kiedy mój mąż zapił kilka dni po powrocie z kolejnej terapii zamkniętej, gdy przypadkiem okazało się, ze mityngi na które "chodził pilnie" to tylko pretekst, bo w tym czasie odwiedzał kolegów, stwierdziłam, że mam już dość.
Uczucia nie było we mnie dawno, schowałam do kieszeni przyzwoitość wobec człowieka który mnie przez całe życie oszukiwał i zaczęłam liczyć.
Wówczas (podkreślam - na tamtym etapie w którym byłam) wyszło mi, że nie opłaca mi się włóczyć po sądach a to z rozwodem, a to z rozdzielnością majątkową, a to z podziałem czy też ze sprzedażą domu; szukać mieszkania, zastanawiać się nad wyjściem ze zobowiązań wobec córki itp. i oddzieliłam się od męża, który był już w takim stanie, że było mu obojętne gdzie mieszka, byleby mógł bez przeszkód pić.
To nie było komfortowe wyjście, bo opuszczenie domu na dłużej stwarzało zagrożenie, że nie będzie do czego wracać. Mąż od czasu do czasu korzystał też z toalety i z kuchni zostawiając po sobie niewyobrażalny smród :(
Rozczulająca była jego pewność, że nie stracił jeszcze wszystkiego, bo "ma rodzinę".

Ocaliłam dom, ale, gdy opadły emocje - mniej więcej po trzech latach od jego śmierci zaczęłam chorować. Sprawdziło się to, co już czytałam wcześniej na "branżowych" forach.
Teraz, wydaje się, że wyszłam na prostą, pozostało jednak dokuczliwe napięcie mięśniowe. Straciłam nadzieję na to, że się go pozbędę.
Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że nie - nie było warto. Trzeba było iść do przodu. Nie liczyć, nie kombinować, tylko działać. To zawsze jest zdrowsze, niż czekanie na cud.
Cuda - wiadomo - zdarzają się, ale innym :bezradny:

Betrusz! Nie doczekałam się informacji, czy przeszłaś pełen kurs terapii dla współuzależnionych :roll:
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5423
Wysłany: Pon 15 Sie, 2016 14:48   

Jacek napisał/a:
w tym momencie dobrze aby ci odpisały panie (osoby) które przeżyły ze swoimi partnerami i z nimi pozostali
ile odbiło się na ich psychice - pewnie mówią dziś że było warto

A czy ja wiem? Dziś, po dziesięciu latach, nie znam tego życia alternatywnego, które mogłoby być moim udziałem, gdybym nie dała mu wtedy szansy. Tak samo, jak nie wiem, czy życie z innym panem X czy Y, czy życie samej byłoby lepsze czy gorsze. I właściwie - nie zagłębiam się w to, bo i po co?
Wiem ze swej strony dziś, że życie z trzeźwiejącym alkoholikiem to jednak niełatwy wybór, że to jest specyficzny wybór, którego konsekwencje poniosłam i ponoszę każdego dnia. Jedne są fajne i całkiem do zaakceptowania dla mnie, inne.. bywa, że trudne.

Były takie które udało mi się w miarę bez problemu przełknąć, zasady, których wprowadzenie nie było trudne: nietrzymanie alkoholu w domu, wyrzucenie kieliszków, nieużywanie alkoholu w kuchni, czasem zwrócenie uwagi, czy na przykład słodycze jakie kupuję, nie zawierają alkoholu, bo to zwykła przyzwoitość, żeby na stole nie stawiać rożków z alkoholem, tortów nasączonych rumem, czy golonki w piwie.

Inne konsekwencje było mi trudniej przetrawić, takie jak rezygnacja z pewnego stylu życia towarzyskiego, pójście samej na wesele, imprezę rodzinną, bądź zmiana formy odwiedzin rodzinnych (rezygnujemy z tradycyjnego uczestnictwa w imieninach, jedynie w innym terminie wpadamy na ciacho z prezentem). Ale to też właściwie była rybka . Okazało się, że alkohol mnie na tyle nie pociąga, a i z osobami pijącymi mi coraz mniej po drodze, więc nie mogę nazwać tego jakąś wielką ofiarą na ołtarzu trzeźwości partnera.

Trudniej było zupełnie z innymi sprawami. Jak na przykład pogodzenie się z faktem, że mój niepijący partner wbrew moim złudnym oczekiwaniom nie zamienił się w tego anioła, który na poczuciu winy i na kacu "odpracowywał" swoje grzeszki popełnione po pijaku. A tu zonk. Miast anioła całkiem normalny, z krwi i kości człowiek, ze swoimi przywarami, emocjami, dołami i humorami. Już nie nosi mnie cały czas na rękach, nie obsypuje non stop kwiatami (bym skruszała, bo i po co?) tylko miewa jak ja gorsze i lepsze dni. A jeszcze chce tu decydować, sam kierować, brać udział w ważnych domowych decyzjach. A przecież miał być raj, kiedy on przestanie tylko pić. Bo wydawałoby się, że tylko ten problem przeszkadzał mi w budowaniu idylli życia domowego. A tu z kątów zaczęły wychodzić inne problemy, dotychczas ukryte pod problemem alkoholizm. A on cóż, przezywał wtedy swój okres bohaterski. :bezradny: A i jeszcze w tym wszystkim odzywało się moje poczucie krzywdy i... oczekiwanie zadośćuczynienia. Wcale mi nie było do śmiechu.

Początki wcale nie były dla mnie fajne. I nie myślę tu o pierwszych tygodniach niepicia, ale kilku miesiącach, pierwszym półroczu, roku, półtora. Właściwie po dwóch latach jego abstynencji, mojej i jego intensywnej terapii + moim Alanonie zaczęło się normować nasze wspólne życie.

Czy dziś powiem, że dobrze wybrałam? Nie wiem. Są dni kiedy jestem szczęśliwa i zadowolona ze swojego wyboru. Są dni, kiedy czasem przemknie myśl i ciekawość, że gdybym te lata temu dokonała innego wyboru? No gdzie bym była? No... nie wiem... wiec tą myślą staram się głowy nie zaprzątać. W przyszłość tez staram się nie wybiegać, choć w moim życiu ważne jest by być przygotowaną na różne niepewności jutra, więc dziś dbam o jakąś tam niezależność finansową, emocjonalną, relacji z innymi ludźmi, ot... by właśnie móc w pełni sobie żyć TU i TERAZ. W takim związku jest to niezwykle ważne. Żyje się rytmem 24 godzin.
Ostatnio zmieniony przez pietruszka Pon 15 Sie, 2016 14:51, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Pon 15 Sie, 2016 15:34   

Klara napisał/a:
pozostało jednak dokuczliwe napięcie mięśniowe.


A u mnie to niby z czego prawie ciągłe bóle pleców, napięte mięśnie? Żyje od ponad trzech lat w całkowitym spokoju, nie mam się czym stresować a mięśnie na karku, lopatkach i w odcinku ledzwiowym ciągle przygotowane do walki bądź ucieczki....mam wrażenie, ze już nigdy to nie minie :bezradny: i są to odległe skutki życia w ciągłym silnym stresie...
Ostatnio zmieniony przez olga Pon 15 Sie, 2016 15:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
AnnaEwa 
Gaduła
AnnaEwa


Pomogła: 8 razy
Wiek: 51
Dołączyła: 04 Maj 2016
Posty: 599
Wysłany: Pon 15 Sie, 2016 16:30   

Jeśli chodzi o mnie... Cóż, moje odseparowanie od osób uzależnionych w moim życiu jest dość świeżej daty. Napisałam wcześniej w tym wątku, że bardzo dobrze Cię rozumiem, bo i ja podejmowałam podobne decyzje, z podobnych powodów.
Teraz jestem sama. Co się rzuca w oczy? Po pierwsze, jestem NAPRAWDĘ sama. Przez te wszystkie lata, kiedy próbowałam ułożyć życie z alkoholikami, a w gruncie rzeczy alkoholikom, reszta mojej rodziny zaczęła żyć własnym życiem. Niby wszystko jest w porządku, ale te relacje są płytkie i incydentalne. Obawiam się, że tak już zostanie.
Przyjaciół nie mam. Gdy żyłam z pijącym, nie było czasu na przyjaźnie, przecież ja nie mogłam wyjść, a do domu zaprosić - strach... Nawet, jak on był trzeźwy, to wszyscy zdrowi ludzie widzieli to, co ja sądziłam, że ukryłam, i nie odwiedzali nas więcej. Chyba, że były to osoby zaburzone, którym to się podobało ("jaka dzielna kobieta!"...) - te przestały się do mnie odzywać, gdy przestałam być dzielna i "zostawiłam na pastwę losu". Nagle okazało się, że jestem już w tym wieku, że nowe znajomości nie przychodzą już tak łatwo, jak na studiach, zwłaszcza, gdy się pracuje, by spłacać długi.
Nie sądzę, by udało mi się jeszcze w życiu zasypać tę przepaść, która powstała, gdy inni ludzie szli do przodu, a ja kopałam, stojąc w miejscu, głęboki dół. To chyba najwyższa cena, jaką zapłaciłam. Mówi się "coś za coś", tyle, że nie bardzo było coś za to coś - bo żadnemu z moich pijących, koniec końców, nie pomogłam, stało się i tak, co stać się miało. Może, gdybym kiedyś postąpiła inaczej, gdybym wymagała od ludzi, którzy mnie otaczali, normalnych zachowań pod moim adresem, może przestaliby pić. Może by żyli?... - ale wtedy nie miałabym prawa być bohaterką, prawda?
Nie zostałam bohaterką. Mało tego, tak na dobrą sprawę, zostałam frajerką.
 
     
Betrusz 
Małomówny
Roxi


Dołączyła: 04 Sie 2016
Posty: 55
Wysłany: Pon 15 Sie, 2016 23:14   

Dziękuję Wam za opowiedzenie swoich historii.
Przewija się w nich jeden motyw- NIKT z nas nie wie jak byłoby, gdyby nie podjął takiej a nie innej decyzji. Odejść, zostać, dać szansę czy wykopać??? I tak źle i tak niedobrze...
Bo życie z KAŻDYM człowiekiem- alkoholikiem czy trzeźwym jest po prostu loterią.
Czy żyjąc z mężczyzną trzeźwym mamy gwarancję wiecznego zdrowia? Czy rzeczywiście jesteśmy wolne od stresów?
Jacku - rozumiem i biorę to co jest dla mnie w tej chwili dobre- prawda, serdeczność.
Natomiast agresja i złość- nie przemawia do mnie i potrafię ją wyczuć! Dlatego OSSA- nieprawdą jest, że nie wiem po co tu wchodzę! Z pewnością nie po złośliwe komentarze i robienie ze mnie idiotki!!!

Klara- Tak, przeszłam pełen kurs!
 
     
Linka 
Moderator


Pomogła: 47 razy
Wiek: 58
Dołączyła: 15 Gru 2011
Posty: 2201
Wysłany: Pon 15 Sie, 2016 23:52   

Betrusz napisał/a:
Klara- Tak, przeszłam pełen kurs!

Napiszę krótko: wcale tego w Twoich wypowiedziach nie widać.
I nie chodzi mi o to, że podjęłaś taką, a nie inną decyzję.
Nadal kręcisz się wokół alkoholika, uzależniasz swój nastrój od jego stanu.
Nie pozwalasz mu na ponoszenie konsekwencji.
Pytasz jak mu pomóc, a gdzie w tym wszystkim Ty?
Ty chcesz, żeby on był trzeźwy, a to on musi tego chcieć.

Nie byłam na terapii, ale trafiłam na Al-anon
Pierwsze co tam usłyszałam, to zajmij się sobą i dziećmi.
Do znudzenia powtarzane: mów o sobie.
To nauka komunikowania bez wyrzutów, mówienia o sobie, swoich uczuciach.
To zero oczekiwań, nieprzyjmowanie obietnic, z których on nigdy się nie wywiąże.
To sztuka planowania tak, by jego zapicie nie wywracało życie do góry nogami.
To wreszcie zmienianie tylko siebie, a nie wszystkich wokół.
_________________
Na moim niebie zawsze świeci słońce :)
 
     
Betrusz 
Małomówny
Roxi


Dołączyła: 04 Sie 2016
Posty: 55
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 00:10   

Linka- odpowiadam na pytania i opowiadam o swoim życiu- mniej więcej, bo wiadomo, że za mało czasu na napisanie o wszystkim...
Ja też chodzę na Al-anon i powoli wdrażam w życie to co słyszę.
Nie przyjmuję obietnic!
Nie mam oczekiwań!
Cieszę się tym co mam.
Jego zapicia nie wywracają mojego życia do góry nogami, ale przyznaję- nadal mnie denerwuję.
Jeszcze nad tym pracuję.
Mówię o swoich uczuciach!
Myślę o sobie! Chociaż widzę też zmagania męża...
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 06:37   

Większym stresem od życia z czynnym alkoholikiem jest pewnie ciężka choroba i śmierć wlasnego dziecka....i wojna pewnie...utrata pracy to przy tym pestka nie mówiąc o jakichś tam drobnym problemach pojawiających się w życiu ze zdrowym partnerem.
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7857
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 07:55   

Betrusz napisał/a:
Klara- Tak, przeszłam pełen kurs!

Dziękuję za odpowiedź.

Moje pytanie wynikało z tego, że - tak jak Linka - nie czuję tego w Twoich wypowiedziach :(
Czasem i tak bywa...
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
Sandrusia 
Małomówny


Wiek: 48
Dołączyła: 09 Kwi 2016
Posty: 34
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 08:51   

A ja ... ja czuję to co przeszłam jakiś miesiąc temu- pisałam o tym na moim wątku- czuję .. wielką iluzję. Broń Boże nie oceniam, nie radzę. To moja "informacja zwrotna" .To czuję.
Przeszłaś terapię, znasz mechanizmy. Moim zdaniem żyjesz teraz w iluzji.
_________________
Każda droga gdzieś prowadzi-jeśli idzie się nią wystarczająco długo....
 
     
Betrusz 
Małomówny
Roxi


Dołączyła: 04 Sie 2016
Posty: 55
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 20:25   

Olga ja przeszłam śmierć swego syna....
 
     
Betrusz 
Małomówny
Roxi


Dołączyła: 04 Sie 2016
Posty: 55
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 20:28   

Sandrusia często tak bywa, że zna się coś teoretycznie a potem życie układa się tak a nie inaczej i...żyjemy w iluzji. Mąż nadal nie pije. Remontuje łazienkę. Nie myślę o jutrze- żyję dniem dzisiejszym.
 
     
OSSA 
Upierdliwiec


Pomogła: 29 razy
Dołączyła: 20 Wrz 2011
Posty: 2272
Skąd: wielkopolska
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 20:29   

Betrusz napisał/a:
Olga ja przeszłam śmierć swego syna....
:pocieszacz: :pocieszacz: szczerze współczuję ,
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Wto 16 Sie, 2016 20:31   

Współczuję :(
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,2 sekundy. Zapytań do SQL: 13