To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - "empatia"

kociara - Nie 29 Mar, 2015 22:11
Temat postu: "empatia"
Taka sytuacja:
Po obejrzeniu paru rzeczy w sklepie mówie
ekspedientce, że niestety, dziekuję, ale żadnej z tych rzeczy nie kupię. No i
zaczyna się wczuwanie: "tej biednej ekspedientce jest na pewno bardzo przykro,
że nic nie kupiłam, bo ona miała nadzieje, że mi cos z tych rzeczy sprzeda,
sklep bedzie mial wieksze obroty, ona dostanie premię i kupi dzieciom cos
fajnego...A tak nic z tego..."
I mnie jest przykro bo jej jest przykro.
Cierpię na to od dziecka.
Wiem że nie jest to temat czysto współuzależnieniowy ale...bliski.
Pracuję nad tym na terapii ale nie umiem się tego oduczyć.
Strasznie się męczę wczuwając się w położenie i emocje innych.

Mała - Pon 30 Mar, 2015 17:19

Jeżeli będziesz nad tym dalej pracować - z czasem nauczysz się "blokować" niepotrzebne emocje innych i wpuszczać je do siebie tylko wtedy, kiedy TY będziesz tego chciała :)
:buzki:

pietruszka - Pon 30 Mar, 2015 18:27

kociara napisał/a:
Strasznie się męczę wczuwając się w położenie i emocje innych.

mi bardzo pomogła praca nad dzienniczkiem uczuć, praca nad wsłuchiwaniem się w swoje ciało, w swoje emocje. Po prostu wsłuchałam się w siebie, wtedy hmmm... odgłosy cudzych emocji przestały mi zakłócać to, co sama czuję. I już się nie boję też tego, co sama czuję i konfrontacji moich uczuć z uczuciami innych. Dałam sobie też prawo czuć inaczej niż akurat ma reszta świata.

Mała - Pon 30 Mar, 2015 20:12

...Często, kiedy jestem już "zmęczona" codziennymi problemami, staję się bardzo wrażliwa na ludzkie emocje. Dzieje się tak, bo mój organizm i moja psychika - też mają prawo do przemęczenia i wówczas mniejszej odporności. Zwyczajnie - kiedy człowiek przeżywa długotrwały stres - często kończy się to np.zaziębieniem, mniejszą odpornością na wysiłek fizyczny lub jeszcze gorzej :bezradny:
Podobnie jest z naszą psychiką i emocjami...Jestem wtedy mniej odporna na emocje innych, gniew, złość, żal, smutek mijanej na ulicy osoby - trafiają we mnie jak szpilki...
Ale nauczyłam się mimo wszystko - nawet przy takim "zmęczeniu" - bronić przed niechcianymi uczuciami :> Jak? Jeszcze tego do końca nie rozumiem, ale wiem, że zbyt mocne przejmowanie się uczuciami obcych mi ludzi - wiąże się z moim współuzależnieniem (chciałabym pomóc całemu światu) a możliwość obrony siebie samej tkwi - w mojej asertywności! Mówię sobie po prostu - "Nie mam na to wpływu, nic na to nie poradzę...To NIE MÓJ problem!"
Bo tak zwyczajnie jest...
Co nie znaczy, że jestem bez serca. Tylko już nie narzucam się nikomu ze swoją nadgorliwą pomocą, tak jak wcześniej. Nie wybiegam przed szereg, ale patrzę,obserwuję i staram się wyczuć moment, kiedy być może moja pomoc będzie niezbędna...
Prosty przykład - kiedy mój starszy synek uczył się chodzić, stałam nad nim jak wieszak i trzęsłam się jak osika, łapałam go, zanim zaczął się przewracać...Zaczął samodzielnie sporo po ukończeniu 1 roku. Młodszemu dałam więcej luzu i nim skończył rok - dawno już chodził...

Sytuacja z twojego przykładu:
- Jeżeli ja coś kupię i ta pani dostanie premię, to ona będzie szczęśliwa, a mi - zabraknie na chleb...

Więc co Z MOIMI uczuciami? Co JA czuję?... Czy moje uczucia są cokolwiek warte? Czy ja mam ochotę to kupić, żeby wrzucić na dno szafy i nigdy nie założyć?...

Pietruszka ma rację - dopóki nie zaczęłam zwracać uwagi na MOJE uczucia - dopóty byłam kompletnie nie odporna na negatywne emocje innych. I nikomu to nie pomagało a mi - tylko szkodziło :bezradny:

kociara - Wto 31 Mar, 2015 18:16

Dziękuję za te odpowiedzi.
Dałyście mi do myślenia i będę nad tym pracować
sc43545

Mała - Śro 01 Kwi, 2015 09:54

:pocieszacz: Cieszę się :buzki:
kociara - Czw 02 Kwi, 2015 23:21

Pracuje nad tym moje drogie, chyba jest już trochę lepiej.
Myślę że muszę w sobie wytworzyć nowy nawyk, bez tego reagowania.
Ale dzis sie złamałam jak moja przyjaciółka jęczała że dawno sie nie widziałyśmy. Pomyślałam że ona jest taka samotna, że powinnam. Ale wziełam 2 etaty i po prostu nie mam czasu teraz.

Zmartwiło mnie jednak coś innego. Mam achwiane poczucie wartości. Które i tak nigdy nie było jakoś wyjatkowo silne ale jakies tam było. Teraz czuję że musze je budować z gruzów od zera. Wiecie że łapię się na tym że np. kładę się i słyszę jak alko mówi
"a co ty leżysz, zrób coś" "jestes beznadziejna, nie masz ambicji" "posprzątaj"
I czuję winna, beznadziejna że nie jestem aktywna 24 h na dobę że czasem siadam w kąciuku z ciastkiem, że jestem jakimś małym żałosnym przestraszonym kotkiem.
Poza tym stałam dziś w kolejce za facetem, wysokim, ok 45 lat. Ekspedientce chyba się podobał bo próbowała z nim flirtować, a ja się go bałam. Był poważny, przerywał jej zdanie i mowił co ma mu podać. Pomyślałam że gdyby wytoczył w moim kierunku jakąś krytykę to strasznie bym się bała, że nie jestem silną kobietą.
Kiedyś pewnie by mi sie podobał.
Kiedy wychodzil i mnie mijał zebrałam sie na odwagę i zerknęłam mu w oczy niby przypadkiem. Zaciekawił się, nie wygladał już tak groźnie.
ALe widzę że boję się mężczyzn. Nawet nie wiem kiedy dałam się tak złamać.
Przed rozwodem byłam zestresowaną ale otwartą i śmiałą osobą.
Nawet nie wiem ska się bierze taka postawa, czy to alko tak mnie stłamsił krytyką
że przestałam w siebie wierzyć i zaczęłam się bać mężczyzn, czy to poczucie winy jakie miałam przez to że tak nagle odeszłam i sama nie wiedziałam czy jego pretensje są słuszne. Nie umiałam obronić już swojego zdania tylko uciekłam.

pietruszka - Pią 03 Kwi, 2015 13:20

kociara napisał/a:
Myślę że muszę w sobie wytworzyć nowy nawyk, bez tego reagowania.

Zamień muszę na chcę , proszę :)
Z moich doświadczeń wynika, że najtrwalsze zmiany zaszły tam, gdy zamieniłam zewnętrzne ćwiczenia (też potrzebne) na głębszą zmianę przekonań. Trudno jednak czasem dojść, co tam w głębi mnie siedzi, co mi tyle razy powtarzano, że uwierzyłam i wzięłam za swoje.

kociara napisał/a:
że czasem siadam w kąciuku z ciastkiem,

Tak mi się skojarzyło z moimi dawniejszymi przekonaniami, które pomogła mi odnaleźć moja terapeutka. Gdzieś z wewnętrznej etyki własnego ojca przejęłam głębokie przekonanie, ze wartościowa jestem, wtedy gdy działam, coś robię, a najlepiej jeszcze, kiedy są to działania prowadzące do zarobienia na tej czynności pieniędzy. Co ciekawe - nie był to żaden przekaz wprost, a wyrażany głównie postawą ojca, wyrażaniem przez niego akceptacji lub negacji. W tym wszystkim nawet sama ne widziałam, że sam jest głęboko nieszczęśliwy, gdy jemu coś szło nie tak, jak sobie zaplanował.

Przez większość mojego dorosłego życia przed terapią - chodziłam po tym świecie sfrustrowana, nie umiałam odpoczywać, nawet totalnie zmęczona - miałam wyrzuty sumienia, że mam po prostu ochotę położyć się na kanapie i pooglądać jakaś głupią komedię. Jak się dało- często próbowałam na raz wykonywać dwie czynności. Obowiązki domowe spycham na drugi plan, bo przecież ojciec też je traktował jako coś, czym się zajmowała matką, by jemu ułatwić zarabianie pieniędzy. Jeśli bym miała wybrać nadgodziny a sprzątanie w domu, by mi było miło i czysto, wybierałam oczywiście nadgodziny. Kiedy doszedł do tego wszystkiego związek z alkoholikiem - to wszystko jeszcze bardziej się pokomplikowało.

I bum - na terapii dotarłam do wewnętrznego przekonania, że głęboko wierzę w to, że tylko jeśli działam - jestem wartościowa. Gorzej... działania ukierunkowane na niezarobkową działalność jakąkolwiek - są be... znacznie mniej wartościowe, przeznaczone dla jakiś nieudaczników życiowych. Może i nie byłoby we mnie tego konfliktu, gdyby to wszystko zgadzało się z moją osobowością. A we mnie - z drugiej strony - były potrzeby innego rodzaju - rozwoju intelektualnego, duchowego, mam społecznikowskie zapędy, wcale nie mam potrzeby zdobywania majątku, pieniądze są w rzeczywistości celem do zaspakajana podstawowych potrzeb i realizacji swoich pasji. I żyłam przytłoczona tym, co według ojca powinnam, a nie tym, co chciałam. W dobijającym mnie wiecznym poczuciu winy, nie potrafiąc odpocząć, ba nawet sen traktowałam jako coś przeszkadzającego w realizacji celów. Gdy na dodatek straciłam pracę - straciłam grunt pod nogami. Akurat, na szczęście, byłam już pod opieką mojej psycholog i jakoś z rozsypanych kawałeczków życia zaczęłam wszystko składać w jakąś nową, ale własną całość. I odkrywać samą siebie, bez potrzeby szukana akceptacji i miłości w bezsensowny i destrukcyjny sposób.

Żeglarz - Sob 04 Kwi, 2015 15:47

kociara napisał/a:
"tej biednej ekspedientce jest na pewno bardzo przykro,


Witaj,
a mi się wydaje, że Ty dużo sobie wyobrażasz, a niewiele z tego jest rzeczywistością.
Skąd możesz wiedzieć jak się ktoś czuje i co jest tego powodem?

Pozdrawiam, Paweł

Jo-asia - Nie 05 Kwi, 2015 10:35

kociara napisał/a:
"tej biednej ekspedientce jest na pewno bardzo przykro,

...
Żeglarz napisał/a:
Skąd możesz wiedzieć jak się ktoś czuje i co jest tego powodem?...

gdybym była "wróżką"
powiedziałabym, że Tobie jest przykro, że nie kupiłaś sobie tej sukienki
że nie masz premii...dodatkowych środków które..by, pomogły np. spełnić to pragnienie
a priorytetem są, inne cele (dzieci)

ja w innych widzę, to....co jest "moje" :)
pozdrawiam


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group