DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - Wychodzenie z mgły, o celach, marzeniach i lękach
pietruszka - Czw 10 Wrz, 2015 14:12 Temat postu: Wychodzenie z mgły, o celach, marzeniach i lękach Zastanawiała sie, gdzie to wkleić, ale chyba wszystko ma swe źródło w dzieciństwie...
Usłyszałam wczoraj o fajnym narzędziu pracy nad sobą. O prostej kartce, na której warto spisać swoje marzenia i swoje lęki. Ot tak po prostu... Walnęłam się w łeb. Jakie to, kurczę, proste. Proste jak drut.
Ile ja czasu spędziłam, czytając sporo książek o wyznaczaniu celów. Ile artykułów, ile rozmów, ile prób znalezienia odpowiedzi. Nie pamiętam, kiedy to szukanie się zaczęło. Na pewno miało związek z szukaniem odpowiedzi, gdzie jestem ja sama, gdzie są moje granice, co jest moje, co cudze, czy w rzeczywistości realizowałam marzenia i aspiracje rodziców i innych ludzi, bo tak chciałam być kochana, akceptowana, poważana. A gdzie w tym wszystkim ja? Ta moja pestka, coś co jest wyłącznie moje, nie narzucone, nie wyczekiwane ode mnie, puk... puk... szukam siebie... swoich wartości, swoich celów, czego ja naprawdę chcę, pożądam, pragnę, co uczyni mnie szczęśliwą, a co powinnam dla własnego spokoju odrzucić?
Na tapetę szły mądre książki psychologiczne, ale też książki biznesowe. Jak znaleźć swoją misję życiową, jak wyznaczać cele, jak wytrwać, by coś osiągnąć. Może trochę późno było na takie pytania, bo tuż przed czterdziestką, ale chyba wtedy po przepracowaniu dzieciństwa zaczęłam dopiero dorośleć (i kurcze... trwa do dzisiaj, a niech trwa )
Karmiłam mózg tymi mądrościami, ale to wciąż wszystko było takie teoretyczne, takie papierowe, ale w końcu znalazłam dla siebie kilka mądrych porad i ćwiczeń bardzo praktycznych. Mam taki swój plik w Excelu, pod nazwą cele, gdzie przepracowałam sobie te swoje marzenia, a czy to moje, czy możliwe do zrealizowania, co mogę zrobić juz teraz, a jak przygotować się do drogi by zrealizować coś większego, od czego zacząć. Mądre i przydatne. Dla mnie świetne narzędzie, chociaż dzisiaj aż śmiać mi się chce, dlaczego tak długo kombinowałam, kluczyłam, a nie pomyślałam o najprostszej zwykłej kartce z listą 1. chciałabym...
Ech ta moja skłonność do szukania dróg na około, do komplikowania sobie życia... Zamiast najprościej jak się da... to komplikuję, dzielę włos na czworo...
Chociaż może... przypuszczam... domyślam się...
To szukanie, by długo nie znaleźć to pewnie z lęku. Po tych latach, kiedy starałam się spełniać marzenia Innych (alkoholika, mamy, taty, babci, sąsiadki, przyjaciółki, kolegi, pracodawcy, przełożonego) tak dalece zapomniałam o sobie, o moich marzeniach, dążeniach, aspiracjach, że wydawało mi się, ze jestem pusta jak balonik w środku, zapomniałam sama siebie, oduczyłam się marzyć? Tak dla siebie, nie dla Pietrucha, rodziców, nie o sprzętach potrzebnych "do prawidłowego funkcjonowania domu” (nie o pralce, zmywarce, termomixie, nowym sprawnym aucie, ale po prostu o moich marzeniach, mojej drodze życia. Może bałam się, że po tych latach tam po prostu jest wielkie NIC, przerażająca cisza, w której jedyne co mogę usłyszeć to łzy z żalu, zż tak przechlapałam sobie życie?
Dzisiaj wiem, że wcale nie ma tam pustki, wciąż odkrywam coś tam nowego, co jest tylko moje. Ale czasem zapominam. I znów widzę pustą kartkę. Brak marzeń. Brak celu. Jest mgła. Pustka. Wielkie NIC. O nie... w tej mgle zwykle znów czai się ten paskudny WIELKI LĘK. Nie ma mnie, bo nie mam marzeń. Nie ma mnie, bo nie widzę drogi. Nie wiem, dlaczego czasem ta moja kartka staje się pusta. Nie wiem, dlaczego przychodzą takie chwile, że mogę usiąść znów z długopisem nad tą kartką i nie byłabym w stanie nie tylko nie napisać czegoś nowego, ale nawet przypomnieć sobie, co tam kiedyś napisałam. Może tak się po prostu dzieje, jak w przyrodzie, jest mgła i przez chwilę NIC nie widać.
Można przeczekać, aż ten mglisty opar się rozwieje. Można próbować się przedrzeć przez tę mgłę, trudno – najwyżej zabłądzę. Od niedawna wiem, że mogę też włączyć swoje światła przeciwmgielne, takie mam w samochodzie. I może ciut wolniej, ostrożniej jechać dalej. Nie zawsze wiem, gdzie te światła mam, czasem szukam po omacku, bo zapominam, gdzie ten przycisk jest. Czasem to jest jakiś plan B, na taką okoliczność, plan alternatywny, który sporządziłam za lepszego czasu, czasem rozmowa z kimś bliskim, albo specjalistą, czasem miting, czasem jakaś książka. Ale kiedyś odkryłam, że mi pomaga właśnie ta spisana ogromnym wysiłkiem lista z celami/marzeniami. Cele to marzenia, które są realne mniej lub bardziej, marzenia są swobodne i czasem absurdalne, ale takie właśnie mają być, bo to nich tworzą się cele. Marzenia i bardziej realne cele. Jak już się przebudzę nieco w tej mgle, ze i przypomni mi się, żeby otworzyć ten plik cele.xls to ze zdumieniem stwierdzam, że niektóre marzenia się jakby same z siebie spełniły, inne wymagały trochę poświęceń, ale też się "słowo ciałem się stało", takie małe cuda. Inne są już nieaktualne, bo stały się mniej ważne dla mnie ( w sumie to jednak mam w d**ie ten domek na plaży ). Czasem pojawiają się nowe. Błahe i możliwe do zrealizowania tu i teraz, za chwilę, takie większe, które wymagają czasu, środków, nowej wiedzy... czasem wcale nie muszę tego pliku czytać, w rzeczywistości one są wciąż we mnie, noszę je, jak wyryte pismem Braille'a, i nawet jak niewidoma w tej chwilowej mgle, to jednak mam je gdzieś wewnątrz siebie.
Do niedawna myślałam, że ta karta celów to po prostu moja deska ratunkowa w czasie mgły. Teraz dotarło do mnie, że to MGŁA jest potrzebna. Bo wtedy sięgam po te moje marzenia, weryfikuję je, przypominam sobie, dopisuję nowe. To nie spisane marzenia są ratunkiem we mgle, to Mgła zatrzymując mnie zmusza mnie do zastanowienia się- Gdzie do diabła jestem? TU i TERAZ. Gdzie do diabła, jest moja mapa? DOKĄD idę? Taka prosta kartka z marzeniami.
Chyba w końcu dojrzałam do spisania lęków. To one są hamulcem działania. Też potrzebne, ale jednak paraliżują. Już sobie nieco ich w trakcie ostatnich lat rozpracowałam, spacyfikowałam, ale sporo ich jeszcze jest. I wiem, że są, nie dlatego, że je oswoiłam już i spisałam, ale dlatego, że jeszcze mam marzenia i cele, których realizacja idzie mi trudno lub jeszcze nie przystąpiłam do wcielania ich w życie. A za tym znakiem STOP czai się jakiś lęk. Znajdę go, oswoję, może dam w mordę, jak będzie potrzeba, zatkam nadzieją, niech sie udusi, inny lęk czasem wezmę jak przyjaciela do plecaka, bo on tej bywa potrzebny.
Takie to proste... a ja i tak "musiałam" napisać ponad 1000 słów, by skomplikować to co proste. No taki charakter.
P.S. Spisałam swoje lęki w kwestii trzech najważniejszych dla mnie na dziś celów. Jest teraz tego trochę do okiełznania, ale wiem, co mnie hamuje.
Mysza - Pon 14 Wrz, 2015 09:40
Ciekawy tekst Olga, przeczytałam i zatrzymałam sie przy nim na chwilkę.
U mnie nie ma i nigdy nie było planów "B", list, spisów, plików w Excelu.
Kiedyś by mnie to bardzo zmartwiło, że nie zdrowieję tak jak powinnam .
Dziś wiem, że każdy ma własną drogę do przejścia, do zdrowienia, że każdy musi sam w swoim czasie.
Dzisiaj patrzę na różne sposoby, uśmiecham się i idę dalej.
Mój dla mnie był i jest najlepszy.
A zrozumienie i akceptacja inności jest cudowną sprawą.
Nie podnosi ciśnienia, nie uciska na czaszkę, nie powoduje potrzeby tłumaczenia
U mnie wszystko realizuje sie intuicyjnie, wg chcę/nie chcę, w danej chwili, jednak po uciszeniu/ominięciu emocji.
Dawno, dawno temu (czasem trudno uwierzyć, że w takim miejscu byłam) kiedy omijałam niektóre dni terapi i terapka mówiła, że im bardziej mi sie nie chce to powinnam przyjść, ja wiedziałam, że gdybym miała tam być, to bym była
Sama dla siebie jestem najlepszym lekarzem i lekarstwem (choć kiedyś było inaczej, ale najważniejsze jest wejść na ścieżkę samoświadomości, potem już jakoś, raz łatwiej, raz trudniej, to się toczy).
A wracając do tematu.
Kiedyś określiłam cel, ale było mi bardzo daleko do uwierzenia, że go osiągnę. Intuicyjnie jednak robiłam wszystko w jego kierunku. Kiedy zwalniałam się z jednego miejsca, szukałam pracy tak, bym mogła utrzymać się i rozwijać na ścieżce do celu. Rozpatrywałam inne rozwiązania, ale zawsze kiedy uciszałam umysł i jego "zestawienia plusów i minusów", intuicyjnie szłam tam, gdzie czułam, że wiedzie droga, choć nie zawsze finansowo mi to na plus wychodziło.
Ale wyszło ze zdobyciem doświadczenia, nabyciem nowych umiejętności, obserwacją przełożonych i określeniem jakim szefem nie chcę być.
Dziś osiągnęłam ten najważniejszy cel, bo jakiś czas temu udało mi się uwierzyć, że mogę go dosięgnąc i po prostu sobie wziąć.
Wzięłam.
Dziś, kiedy trzymam w ręku, droga wydaje się prosta, kiedy nią szłam wydawała się kręta.
Zmieniła się opcja patrzenia, lub po Twojemu pisząc "wyszłam z mgły".
Nie rozpisywałam lęków, choć kiedy pamięcią wrócę, wiem, że były i powodowały moje różne decyzje.
Kiedy mnie "przycisnęło" potrafiłam jednak odnaleźć odwagę w sobie.
Tych mniejszych osiągnieć już nie pamiętam, wiem, że były i wiem, że się nimi cieszyłam, kiedy przyszedł ich czas.
Dziś cieszy mnie ten największy i ustanawiam już kolejny, choć całkowicie w innej dziedzinie będę się zaspokajać.
Niesamowicie fantastyczne uczucie radości po zrealizowaniu marzenia i równie fascynujące wyznaczanie kolejnego.
Życie w ciągłym zachwycie.
To jest to co mnie napędza,wywołuje szeroki uśmiech.
To jest też powód, że czasem tu zaglądam, bo stąd na dobre zaczęła sie moja droga w stronę słońca
z ogromnymi podziękowaniami dla wszystkich WAS
pietruszka - Pon 14 Wrz, 2015 10:39
Mysza napisał/a: | Kiedyś by mnie to bardzo zmartwiło, że nie zdrowieję tak jak powinnam . |
Ojej, nawet nie pomyślałam, że ktoś tak może pomyśleć. Ot dla mnie to fajne narzędzie... Może dlatego, że zwykle robię mnóstwo rzeczy naraz, a jednocześnie przypominam czasem typ roztargnionego profesora? Gubię, zapominam, schodzę ze ścieżek, meandruję, i często zygzakami do celu, a jak się nie przywołam do porządku do czasem obok tego celu Dla mnie przydatne jest takie zatrzymanie się i skupienie na rzeczach najważniejszych. Szczególnie na rozstajach dróg, na które trafiam.
Mysza napisał/a: | Kiedyś określiłam cel, ale było mi bardzo daleko do uwierzenia, że go osiągnę. Intuicyjnie jednak robiłam wszystko w jego kierunku. | A to potwierdzam, u mnie dzieje się podobnie, choć czasem nie zawsze dzieje się podług moich życzeń i w moim tempie - a to po prostu dzieje się po swojemu, i według innego, kosmicznego czasu. Ja tej swojej listy nie wieszam na ścianie, nie czytam codziennie. Ona po prostu jest. I gdzieś tam się jakoś tak dzieje, że wyznacza mi kierunek, chociaż nie zawsze mam świadomość, że właśnie tam idę.
Mysza napisał/a: | Dziś cieszy mnie ten największy i ustanawiam już kolejny, choć całkowicie w innej dziedzinie będę się zaspokajać.
Niesamowicie fantastyczne uczucie radości po zrealizowaniu marzenia i równie fascynujące wyznaczanie kolejnego.
Życie w ciągłym zachwycie.
To jest to co mnie napędza,wywołuje szeroki uśmiech. |
Fajnie się Ciebie czyta i co to nam wyrosło z tego myszaczka Zaglądaj częściej i dziel się, bo ogromnie lubię Cię czytać
Jo-asia - Pon 14 Wrz, 2015 19:06
pietruszka napisał/a: | Usłyszałam wczoraj o fajnym narzędziu pracy nad sobą. O prostej kartce, na której warto spisać swoje marzenia i swoje lęki. |
Twój wpis i mnie zatrzymał
Jakieś dwadzieścia lat temu, czytałam gdzieś w gazecie (wtedy jeszcze papierowej ) o podobnej liście, coś to miało związek z fazami księżyca. Zrobiłam i listę i na kartce z bloku, powklejałam marzenia.
Skarby te skryłam i z czasem zapomniałam. Co jakiś czas, się na nie natykałam, przekładałam i znów zapominałam. Jakie było moje zaskoczenie, gdy przed dwoma laty natknęłam się na nie. Okazało się, że większość z nich zrealizowała się. Z jednym ale... nie tak, jak oczekiwałam. Marzyłam np o mieszkaniu w domu.. w domyśle swoim a mieszkam w wynajętym. Różnice, nie były duże. Sam fakt ich realizacji, był dla mnie niesamowity.
Dziś.. nie zapisuję. Doświadczenia z życia, pokazały mi, aby nie marzyć czy układać celów, rzeczowych i nie myślę o sprzęcie a np konkretnej podróży czy konkretnej pracy. Wiele razy okazywało się, że realizacja tych celów, okazywała się niesatysfakcjonująca. Po prostu, myślałam, że to inaczej smakuje.
Faktem jest, że mam swoje lata i np ambicje zawodowe już mnie nie rajcują
Za to, chciałbym.. marzę o czymś innym niż kiedyś. Szukając teraz pracy, zależało mi na tym.. aby była blisko, nie była fizyczna, bez weekendu i bym miała czas. Aby pozwoliła mi zarabiać i jednocześnie zadbać o zdrowie. Tak się stało. Zaś jako bonus, otrzymałam coś, czego się nie spodziewałam. Możliwość nauki, tzw predyspozycji miękkich, komunikacji w zakładzie pracy.
może i tym razem.. sobie spiszę.
To strasznie miłe uczucie było.. zobaczyć, że spełniają się marzenia.
Tak, po drodze.. mogę nie docenić.
Mysza - Czw 17 Wrz, 2015 09:19
pietruszka napisał/a: | nawet nie pomyślałam, że ktoś tak może pomyśleć. |
Swego czasu, małą dziewczynkę jaką byłam, oduczono oryginalności, indywidualności.
Nauczono słuchać większości, starszych, doświadczonych.
Nauczono iść za tłumem i nie słuchać własnej intuicji.
Wpojono, że racja - to zawsze większość.
Dla mnie, dla jednostki... nie zawsze, nie koniecznie.
Uczyłam sie od nowa rozpoznawać co dla mnie najlepsze, chodzić pod prąd kiedy czułam taką potrzebę.
Uczyłam się sprzeciwiać, szukać własnych ścieżek i nie czuć wyrzutów, że źle, że nie tak, że nie w tej kolejności.
Łaziłam po bezdrożach, po ślepych zaułkach, zaglądałam w kąty, trafiałam w pajęczyny.
Podziwiałam krajobrazy, w klejących pajęczynach odnajdowałam kunszt tkacza.
Odnajdowałam ciszę i tonęłam w niej.
Nauczyłam sie zaufania do samej siebie, z którego to poczucia mnie kiedyś skutecznie "wyprano".
pietruszka napisał/a: | co to nam wyrosło z tego myszaczka |
szczęśliwa Mysza wyrosła
rufio - Czw 17 Wrz, 2015 20:07
Kiedyś Ci napisałem
Mysza niezły kocur w Ciebie i to sie dalej po twierdza .
prsk
Bebetka - Nie 04 Paź, 2015 08:29
Piekna refleksja Myszo, z przyjemnością przeczytałam
Tak trzymaj!
Gabi74 - Pon 19 Wrz, 2016 11:58
hej, zawsze jak tu wchodze (na forum) a nieczęsto, to czytam i myślę i czuję mądrość piszących tu osób. mądrość kobiet i mężczyzn. i zawstydza mnie to, ze ja tak nie potrafię, czasem nie wszystko rozumiem, ale czuję. dziękuję za te wpisy powyżej, za mądrość kobiecą.
Gabi74 - Pon 19 Wrz, 2016 12:07
obecnie mam wrażenie że moje życie to puste, wypalone pole. po horyzont nic. i chyba po raz pierwszy dobrze mi z tym. nie umiem albo nie chce mi się wypełniać tych przestrzeni. na razie wielkie NIC.
|
|