To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

Kraj Rad - Jak się zachować? Jak rozmawiać w tak trudnej sprawie?

Ann - Nie 04 Gru, 2016 21:20
Temat postu: Jak się zachować? Jak rozmawiać w tak trudnej sprawie?
Witajcie,
szukałam tematu podobnego, bo kojarzę, że coś było ale zupełnie nie mogę znaleźć więc zakładam nowy.
Pytanie pewnie w dużej mierze kieruję do smokookiej :prosi: ale także do wszystkich, którzy mogą mi coś poradzić.
Moja koleżanka, dwa lata młodsza ode mnie dziewczyna, niedawno trafiła do szpitala z bólami brzucha. Uczucie pełności, rozpieranie i bóle.
Po badaniach, usg, rtg, tomograf z kontrastem. Dostała wypis: nowotwór na podłożu ginekologicznym. Ma guza jajnika, wielkości jajka w rozmiarze L. Ma podniesione markery Ca125 do poziomu 180. W środę o 8 rano ma stawić się na onkologii.
Jak rozmawiać? Czuję się bezradna. Nie wiem.. próbuję, ale uważam ten temat za bardzo delikatny. Tym bardziej, że to jakby wciąż zawieszenie i niedowierzanie, że być może nastąpiła pomyłka. ceewd Pomóżcie coś.

Ps: swoją drogą. Tyle wszystkiego obok mnie, że zmusza do refleksji i pokazuje, że czas Bogu dziękować za to co mam.

Linka - Nie 04 Gru, 2016 21:37

Aniu, ja nie wiem...po prostu być, choć ja dużo gadam.

Ann napisał/a:
czas Bogu dziękować za to co mam.

:tak:
Ja jeszcze dodatkowo za to, że nigdy nikt mi bliski nie zachorował na raka.

Jras4 - Nie 04 Gru, 2016 21:39

mój ojciec zmarł na raka
smokooka - Nie 04 Gru, 2016 21:43

Myślę że najważniejsze co osoba bliska może zrobić to nie bać się że osoba chora nagle się zmieniła w kogoś innego. Nie bać się zapytać o samopoczucie, wysłuchać, przytulić, pojechać razem do szpitala na wizytę albo na chemię, zrobić kanapkę albo i cały obiad rodzinie jak chorujący zdycha po chemii na przykład. Na dobry początek wystarczy powiedzieć, że "jestem i w każdej chwili możesz na mnie liczyć" a potem z raz czy dwa pokazać że faktycznie fizycznie jest w stanie pomóc. Nie mówić że będzie dobrze, bo nie wiadomo, ale można powiedzieć "wierzę, że będzie dobrze". A najważniejsze to słuchać, słuchać i słuchać... BYĆ traktować po prostu jak najnormalniej i jak osobę chorą na cokolwiek poważniejszego od kataru, nie myśleć skojarzeniem "rak=śmierć" bo to najbardziej przeszkadza chyba.
Rak w początkowej fazie chorowania, tak z mojej obserwacji, przy pierwszym podejściu do leczenia tak naprawdę nie jest tak straszny i nie daje aż takich strasznych dolegliwości jak ten, który wraca, przerzuca się itd. Naprawdę jest nadzieja na wyleczenie, na zdrowie.
Interesują mnie nieco niekonwencjonalne metody leczenia - ale jednak jestem wciąż zdania że niestety tradycyjna droga leczenia jest najskuteczniejsza, jakoś wciąż nie poznałam osobiście osoby żadnej, która przeżyłaby raka bez chemii operacji naświetlań i tego co proponuje medycyna konwencjonalna. Niestety. Jako wspomaganie niektóre metody są godne polecenia, ale na tym się nie wyznaję i nie mam osobistego doświadczenia.
Oczywiście mogę ją wprowadzić do grupy pomocowej na facebooku, nazywa się BuRak. Bardzo pomocna sprawa, ciągły kontakt z innymi chorującymi, całodobowe wsparcie i dobre słowo. Wiedza co gdzie jak i kiedy, u kogo się leczyć, o co zadbać itd.

Ann - Nie 04 Gru, 2016 21:49

Dziękuje za odpowiedzi Linka, Jras :pocieszacz:

smokooka, po wizycie na onkologii jesli diagnoza się potwierdzi to pewnie BuRak będzie bardzo dobrą opcją, wtedy się zgłosimy.
Myślę, że wiele z tego o czym mówisz z mojej strony padło. Ale jednak myśl rak = śmierć jest z tyłu głowy. I to straszne poczucie, że w tak młodym wieku, nie mając dzieci.... . I to cholerne wodobrzusze, świadczące często z tego co wiem o rozsiewie komórek.
Nie mogę od piątku przestać o tym myśleć....
Dziękuję raz jeszcze. Gdyby coś, będę pytać.

smokooka - Nie 04 Gru, 2016 21:51

A no i istotne: trzeba wiedzieć że taka osoba właśnie poczuła że nie jest nieśmiertelna, że bardzo ale to panicznie boi się nowego, każdej wizyty, każdej chemii, każdego słowa i każdej swojej myśli. Badania to koszmar, który zaczyna się przeżywać długo przed terminem i nie koniecznie kończy się nerwy nawet jak wynik jest dobry. W przypadku raka nawet dobre wyniki badań nie cieszą tak jak kiedyś, bo zawsze jest lęk że coś ktoś pomylił, przeoczył nie dopilnował, nie zlecił i wcale nie jest dobrze...

To co piszę wynika z ponad trzech lat rozmów z chorymi, codziennych rozmów. To nie tylko moje osobiste doświadczenie. To dotyczy wszystkich nas którzy dotknięci zostaliśmy szczypcem.

Ann - Nie 04 Gru, 2016 21:53

:(
Linka - Nie 04 Gru, 2016 22:02

Ann napisał/a:
I to cholerne wodobrzusze,

Teraz sobie przypomniałam .... byłam hospitalizowana w pierwszej ciąży.
Obok na sali leżała pacjentka w ostatnim stadium raka, z wodobrzuszem.
Zaglądałam do niej czasem, nie wiem o czym rozmawiałyśmy, ale pamiętam, że była zdziwiona, ze się nie boję...tak jakby rakiem można się było zarazić.

smokooka - Nie 04 Gru, 2016 22:12

Wiecie co, ja też się w sumie boję pacjentów z rakiem, tzn mam obawy - czy udźwignę ich problem, skalę, czy zrozumiem, czy będę umiała wziąć odpowiedzialność za słowa pocieszenia, które nie wiadomo jak zostaną odebrane, jak jadę do osoby w szpitalu w stanie ciężkim, cięższym niż sama przeżywałam - bardzo się boję, bardzo, to jest naturalne, bo też się obawiam nieznanego, nie chcę urazić, nie chcę palnąć czegoś głupiego, nie chcę zobaczyć niczego "brzydkiego" co bywa np obleśne, ale jadę, albo odzywam się albo jestem albo myję komuś zęby, pomagam zmienić pozycję, podam chusteczkę albo coś. Potem nie żałuję, jednak obawy zawsze są. I faktycznie sytuacja pierwszego podejścia do leczenia jest diametralnie inna niż leczenie osoby z przerzutami odległymi do innych narządów czy kości.
pannaJot - Nie 04 Gru, 2016 22:47

Jezu...Pamiętasz Smoczku, że nie tak dawno pytałam Cie o to samo?
Ania- po prostu bądź. Poszalej jak będzie miała ochotę, jak będzie chciała iśc do kina, na tańce czy cokolwiek. Aga napisała mi, że takie osoby zyja "bardziej". Mocniej pragną czegoś doświadczyć. Towarzysz jej w tym doświadczaniu jeśli poprosi.

smokooka - Nie 04 Gru, 2016 22:51

Właśnie, żyją bardziej :) jak już oczywiście wygrzebią się z pierwszego szoku to z godzeniem się sytuacją przychodzi świadomość że nie wiadomo co będzie
Ann - Pon 05 Gru, 2016 23:34

Dziś miała dość dobry dzień. Chciała się spotkać.
Wypiłyśmy wspólnie kawo/herbatę. Bardzo się bałam tego spotkania. Ona też długo nie wysiadała z auta kiedy już podjechała. Widziałam ją dwa miesiące temu, już bardzo szczupłą. Niespełna rok temu ważyła około 100. Teraz waży 67 przy wzroście 175, a razem z wodą jaką ma w brzuchu waży 74. Jest anorektycznie chuda. Ma zapadnięte policzki.... i coraz piękniejsze wielkie oczy. Brzuch wygląda na 9 miesiąc ciąży. Chociaż mimo nadwagi całe życie jej brzuch był płaski... teraz jest jednym wielkim balonem. Ona mocno się nim krępuje. Czuła się zażenowana zdejmując kurtkę w lokalu. Widziałam to. Starałam się zrobić wszystko co mogłam aby czuła się naturalnie. Nie gapiłam się na nią, ale patrzyłam jej w oczy. Po godzinie rozchyliła poły marynarki, przytuliła do siebie o 3 rozmiary za dużą bluzkę i pokazała mi objętość swojego brzucha, w trakcie opowieści o ostatniej wizycie w szpitalu.
Rozmawiałyśmy długo, chwilami poważnie, chwilami zaśmiewając się w głos. A ja starałam się powiedzieć jej, że ma prawo być słaba, ma prawo płakać, mimo tego, że wiem jak cholernie silną jest dziewczyną.
Matka na relanium. Ojciec haruje w pogotowiu jakby zupełnie nieobecny. Siostra płacze po kątach. A ona.. mówi, że się boi i nie wie co ją tam czeka.

Wydaje mi się, że przełamałam strach i na ile potrafiłam dałam wsparcie. Ale przyznam, że mocno mi się pogląd na życie weryfikuje.
I na to, że wreszcie czas się przebadać porządnie, chociaż tak bardzo unikam przeglądu podwozia.

smokooka - Wto 06 Gru, 2016 08:05

Ania, zrobiłaś wszystko żeby było normalnie i udało się :) Wspaniale! Okazałaś zrozumienie, zainteresowanie bez tropienia sensacji (to też się ludziom zdarza, takie chore coś służące im potem tylko do szerzenia plot). Mam nadzieję że zoperują ją, ściągną wodę i to zażenowanie minie a chociaż radość z nowego wyglądu podniesie ją na duchu.

A TY! Na badania sio!

Ann - Śro 07 Gru, 2016 09:51

Jest właśnie na onkologii. Lekarz potwierdził diagnozę z naszego szpitala. Nowotwór. Czeka na USG piersi. Wody nie będą dziś ściągać, bo jest objawem a nie przyczyną.
Dziś wykonają kilka innych badań i prawdopodobnie wróci dopiero za tydzień na oddział na operację. Już dziś powiedzieli jej, że będzie musiała podpisać zgodę na wycięcie wszystkiego i jest bardzo prawdopodobne, że tak właśnie będzie. Zapadła się w ciemność i pisze tylko w kółko: "nie będę mieć dzieci, rozumiesz...?"

Smokooka, wieczorem lub najpóźniej jutro (w zależności od wolnej chwili) odezwę się w kwestii BuRaka.

Ps: Dżizas, a ja się martwię stanem portfela. :oops:

smokooka - Śro 07 Gru, 2016 12:10

W sprawie dzieci.... nie umiem pomóc, ja zdążyłam.... może za parę lat adopcja? może będzie dziecko jakiegoś partnera? ja wiem, to nie tak samo, jednak ważne że ma szansę żyć.
W sprawie Buraka - powinnam mieć ją w znajomych żeby po prostu włączyć ją do grupy.

olga - Śro 07 Gru, 2016 17:59

Ann wyrazy wspolczucia 8| ehhhh zycie.....

Tak mi sie skojarzylo...moj brat mial raka trzustki, w Kielcach skazali go na smierc, nie chcieli juz nic robic, dopiero bratowa znalazla szpital w Wawie, poltora roku temu mial operacje ratujaca zycie (pamietasz Smoczku to wtedy jak zesmy sie spotkaly), potem do konca roku mial chemie...dzisiaj jest zdrowy, zamieszkal prawie na stale na wsi w tej chalupce udostepnionej im przez znajomego dobra dusze. Nie pracuje, jest na rencie. Piecze chleb w piecu chlebowym, robi sery plesniowe z mleka od chlopa prosto od krowy, wedzi ryby i wedliny i rozdaje to wszystko znajomym. Takie hobby sobie znalazl i jest szczesliwy

Linka - Śro 07 Gru, 2016 18:07

olga napisał/a:
w Kielcach skazali go na smierc, n

Też mi taka myśl przemknęła, bo w Radomiu jest jeszcze gorzej.
Osoby które znam, leczyły się jednak w Warszawie.
Myślę, że trzeba trzymać rękę na pulsie i w razie czego tam szukać pomocy.

smokooka - Śro 07 Gru, 2016 22:12

olga napisał/a:
Piecze chleb w piecu chlebowym, robi sery plesniowe z mleka od chlopa prosto od krowy, wedzi ryby i wedliny i rozdaje to wszystko znajomym. Takie hobby sobie znalazl i jest szczesliwy
i to jest piękne, postawił na właściwy wybór trybu życia. zazdraszczam aż ciutkę ;) tych serów rybek i wędlinek :) chociaż na wędlinki prawdziwe wreszcie znalazłam źródło, bo ja z kolei stawiam na jak najmniej chemii i współczesnych dodatków do kosmetyki żywności czy leków. Ucałuj go ode mnie przy okazji za to jaki mądry z niego facet :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group