To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Skołowana

Samboja - Pią 10 Lis, 2017 17:48
Temat postu: Skołowana
Witajcie,
Kiedys inne forum pomogło mi sie pozbierac po zdradzie męża i uratować cenne małżeństwo, a teraz jestem tu. POtrzebuje Waszych mądrych słów, bo juz sie bardzo zagubiłam.

Mąż nie pije jak regularny alkoholik, pije jak każdy, na imprezie zazwyczaj odlot, czasem są to gry, czasem praca, czase ćpa polityke na You tube a do tego wcześniej pornografia. Na to wszystko agresja, która kiedyś miała formę latających krzeseł dziś fuka i spina sie co chwilę, ciężko mu nad soba zapanować.

Nie jestem juz tak współuzalezniona jak kiedyś, po zdradzie która miała miejsce 4 lata temu pozbierałam się, poszliśmy na terapie małżeńska, mąż był do rany przyłóż przez rok, potem dał sobie luz i przestał sie bać i znów to samo, ja wiecznie z 3 dzieci, wszystko na mojej głowie. W zasadzie doszło do tego, że po jego zachowaniach róznych, braku angązowania się w domu, moim gadaniu, proszeniu zrób coś z sobą stał sie dla mnie obcy i tylko cieszyłam się, że przynosi kase do domu, bo ja sie mogłam rozwiajać.
Oczywiście ja poszłam na terapię, najpierw grupową, potem indywidualną, miałam depresję, zycie z nim to poprostu jakiś przykry koszmar. Śmiał sie z moich terapi, potem jeszcze dwa lata pracowałam nad soba na szkoleniu, licząć ze się weźmie za siebie. Górki i dołki, ale ciągłe spiny. Róznice wartości.
Po ostatnim incydencie gdzie po pijaku "zwymiotował" w agresji na mnie co o mnie myśli, cos we mnie pękło. Zaczęło mi sie układac w pracy, mam swoja firmę, zajmowałam sie domem, dziecmi i dałam rade rozkręcic firmę na tyle, ze uzbierałam troche pieniędzy na koncie. Wtedy we mnie pękło. Że ja juz tak nie chcę, że nie musze. Patrzec jak traktuje dzieci, że nie potrafi kochać, byc czuły wrazliwy, nie wspiera mnie. Nie jestem juz na etapie, ze potrzebuje czułych słówek, sama je sobie daje, potrzebowałam wsparcia i nic nie dostawałam. Mówiłam, tłumaczyłam, dzieci sie Ciebie boją, dzieci Cie potrzebują, nic. Całymi dniami coś...dom nie zadbany karnisze pospadały, remont łazienki to ja aranżowałam, facet nie zainteresowany ani domem ani rodziną. Oczywiście przeblyski były, ale generalnie orka na ugorze. Troche sie z tym pogodziłam. Jakie wyjście.
Potem mąż wyjachal na dwa miesiące, pod koniec zanim jak zaczął wracać zaczęłam źle zypiać, powrócił lęk, nie chciałam żeby wracał. Jak go nie było radziałam sobie jak umiałam. Byłam spokojna. Z lęku, stresu zaczęłam oglądac seriale. Oczywiście korzystałam z pieniedzy z konta. Dałam rade. Zaczełam bać się, ze wraca.
Wrócił odmieniony, coś przemyślał. Wzioł ze sobą moja starą ksiązkę o granicach w relacjach małżeńskich, słuchał pastora jakiegos. Byłam zdziwiona i nagle stało sie coś co mnie zbilo z nóg. Nazwiązał ze mna kontakt mój bardzo dawny były, który siedział mi w głowie wiele lat. Historia, którą można nazwać jak z harlekina. Odezwał się po 15 latach, znalazł mnie. POnieważ była to niedkonczona sprawa chciałam sie z nim spotakć i zakonczyć, zrobiłam mu krzywdę starszną. oczywoście stare uczucie wróciło. Ale mimo to zachowałam zdrowy rozsądek, mimo iż to ja doprowadziłam do spotkania. Do niczego nie doszło, rozmawialismy. To co nas łączyło i poniekad nadal trwa to coś czego nie umiem wyjasnić. Takie, że wiesz pewne rzeczy i już. On potrafił mnie szanować, dał mi tyle miłosci tylko, że ja nie umiałam sobie wtedy z tym poradzić. Ze względu, na to, że ja mam rodzinę a on dziewczynę i kredyt i do tego mieszka za granicą musieliśmy to przerwać, bo to nie miało racji bytu. Jak słuchał w jakim tkwię związku płakał. Od tamtej pory wszystko sie zmieniło. Wiem, że to nie wchodzenie w relację z facetem jest dla mnie uleczeniem ale stanie sie dorosłą osobą. Byłam od męza zależna finansowo. I teraz najgorsze juz sama nie wiem co czuje. Bo mysle o tym facecie, do meza nic nie czuje. Czuje sie uwolniona, ale chyba w głowie. Snuje plany, ze sobie poradze, ze zarobie kase, ze dam rade sama. Mam wielki piekny dom, a czuje sie jak w klatce. Marzy mi sie maleńkie mieszkanko i spokój. Jestem w ciągu dnia szczęśliwa, mam powera do zmian, gdy wraca czuje silny lęk. Wiem, ze powinnam mu dać szansę kolejną, teraz jest niby inaczej, ale ja nie jestem z nim szczęśliwa. Nauczyłam sie życ sama. Mój kłopot polega na tym, że przez zakochanie mam nieco zaburzony obraz. Gdy widze jego emocje, to mi przykro.
Różni ludzie dobrze radzą, ale nie maja pojęcia jak to jest byc w zwiąku, który nie daje satysfakcji, gdzie nie czujesz sie rozumiania, gdzie nie masz wsparcia, gdzie nie masz wolności. Gdzie czujesz sie zmuszana do seksu, ale juz nie chcesz go wcale.
Wiem, ze dojrzałam. Jestem inna. Wynikałoby, że maż też, ale przecież ja przewaliłam 3 lata ciężkiej terapii, a on nic. Jestem tak zagubiona, jak nigdy. Dzieki kontaktowi z tym facetem, znów odzyskałam siebie. Czuje się, jak wtedy zanim weszłam w relacje z mezem. Dobra i spokojna. Mam mase miłosci do dzieci, przy mezu robie sie drażliwa i odbija sie to na dzieciach. Ewidentnie moje ciało reaguje silnie. Czy ktoś potrafi mi powiedzieć, co sie ze mna dzieje, bo czuje sie zakochana. A tu emocje siegaja zenitu. Maż przestał mi wchodzić do tył...., powiedziałam mu, ze nie jestem gotowa tego ratować, że sie dusze. Dziś sie wyprowadza do tescia za sciane. Dzielimy sie obowiązkami. Mówi o rozwodzie, ale jego postawa wykazuje dojrzałość, czekać nie czekając. Gdy poruszyl kwestie finansów lekko zadrżałam, bo nie jestem jeszcze stablina finansowo, ale wiem, że to praca nad sobą. Już nic nie wiem. Proszę o pomoc, bo nie wiem, co sie ze mna dzieje.
Nie pisałabym, gdybym naprawde była skołowana.
Samboja.

Maciejka - Pią 10 Lis, 2017 18:02

Witaj, a co byc powiedziała swoejej koleżance/ przyjaciólce gdyby Ci powiedziałą to co tu napisałaś?
Linka - Pią 10 Lis, 2017 18:33

Juz w momencie, gdy przeczytałam Twój pierwszy post to miałam takie deja vu.
Podobna historia , dziewczyna trafiła najpierw fo psychologa, a potem do nas na grupę , bo…
zdradził ja mąż. Potem okazało sie, ze nie raz i nie dwa.
A potem jeszcze wyszło, ze on pije. Tylko ona tego, tak jak i zdrad nie widziała.
No bo przecież takie dobre małżeństwo z nich było.
Potem jeszcze wyszło szantażowanie, zmuszanie do seksu, wypisz, wymaluj Twoja historia.

Klara - Pią 10 Lis, 2017 20:09

Witaj Sambojo :)

Jeśli w najgorszym okresie walczyłaś o utrzymanie małżeństwa, to może teraz gdy mąż się wyprowadza, byłoby dobrze zostawić sprawy swojemu biegowi.
Gdy złoży pozew o rozwód, to będziesz wolna i będziesz sobie układała życie na nowo, jeśli nie - pozwól sobie na uspokojenie emocji. Poczekaj do czasu, kiedy będziesz na pewno wiedziała czego chcesz.

Samboja - Sob 11 Lis, 2017 12:01

Witajcie,

Powiedziałbym koleżance, by słuchała zawsze swojego serca i sumienia. I że czas pokaże. I tak też sie stało.
Wczoraj wylazło ze mnie tyle strachu przez konwulsje przy mężu, oczyściłam emocje. Widzę, że maż zrozumiał, że zaczął trybić, ale nie jestem taka prędka żeby powiedzieć, że to koniec problemów, bo nie jestem juz taka naiwna, żeby się zmienić potrzeba naprawde dużo pracy nad sobą. Nie wystarczy zrozumieć, że musze, trzeba to robić non stop. Miec wiele pokory i sobie nie odpuszczać. Ja wiem czego nie chce, nie chce byc w związku z nieodpowiedzialnym facetem, choć sama też odpowiedzialna w całości jeszcze nie jestem, ale pracuje nad tym. Ze mój błąd polegał na tym, ze nie byłam ze soba szczera oraz z mężem, ale nie do konca jest to prawda, bo był czas, ze mówiłam mu szczerze co czuje i że jak coś nie zrobi to przestane go kochać, i że dzieci sie go boją itd. Więc pod pewnym względem dawałam mu szczere znaki. Musiało walnąć ostro, zeby zrozumiał. Teraz piłka lezy po jego stronie, ja ciągnęłam to 4 lata, nadal nie zamierzam przestać pracowac nad sobą, chce sie uniezależnić, bo własne pieniądze dają mi poczucie bezpieczestwa. Bo ja dziś nic nie musze. Mogę i chcę dać mu ta szansę, ale nie rzucam się, bo widze, ze zrozumiał. Dzis to za mało. I tak jak mówicie czas, czas, czas.
A co do obiektu zakochania po drugiej stronie. Zakochanie jakby puściło. I nie rozumiem dlaczego, ale jest jak jest. Poprosiłam, by do mnie nie pisał, bo ja nie chce od faceta isc do faceta. Bo to nic nie zmieni w moim zyciu. Najpierw musze iśc do siebie. W wieku 36 lat stac sie dorosła :) bo przecież jestem dorosłym dzieckiem z rodziny dysfunkcyjnej :) I jedyny sposób by wyjśc z uzależnienia do jak w definicji przestac być dorosłym dzieckiem i stać sie dorosłym dorosłym.
Ów obiekt, czuej sie tym zraniony, ze podjęłam taka decyzję, co jest dla mnie dowodem, że też musi sobie przepracować pare rzeczy. Dalczego jest tam gdzie jest, dlaczego wybiera takie a nie inne zycie dlaczego jest w związku bez milosci, dlaczego boi sie zmian. Czy zada sobie takie pytanie nie wiem. Ja dzieki niemu zrozumiałam bardzo wiele, ze siedze w gównie po uszy, ze juz nie chce, że jedyna droga dla mnie to droga do siebie, ze nie dbam o siebie. I ze jestem tu gdzie jestem ze strachu. I ze trzeba wyjsc z bezpiecznej choc piekielnej zatoki i wypłynąc w koncu na wody i poszukać siebie. Zrozumiałam, że prawdziwa miłość daje wolność, że w miłosci nic nie musisz, bo chcesz. Ze to nie przymus tylko wybór. Ze prawdziwa miłośc zaczyna sie tam, gdzie kochasz samego siebie. Wielkie słowa, ale potrzebuje to powiedzieć.
Dziś nie wiem, z kim będę. Nie ma to znaczenia. Dzis chodzi o mnie. Nie jestem wróżką. Czas pokaże. Ja mogę tylko za siebie odpowiadać. że będe pracowac nad sobą i słuchac siebie. To jedyna droga.
Samboja

Maciejka - Sob 11 Lis, 2017 12:07

O to mi chodzilo, jestes po terapii , wiesz co robic , do pewnego stopnia znasz siebie tylko czasem człowiek potrzebuje tego dystansu żeby spojrzec na swoje problemy, dylematy jakby stał obok, jakby słuchał przyjaciólki . Powodzenia i pisz jak masz taką potrzebę.
Samboja - Sob 11 Lis, 2017 12:11

Linka,
Bo to nie musi byc alkohol. Mój ojciec nigdy nie pił. Był za to mega przemocowcem i totalnie nieodpowiedzialnym człowiekiem. Mój mąż ma kilka uzależnień, więc sprawy nie ma bo nikt nie widzi jak pije. Takie uzaleznienia jak od seksu, pracy, nawet od polityki czy religii czy gier są mało uznawane za problem. I w trudnych chwilach z jednego w drugie. Dlatego wielka szkoda, że mało jest swiadomości, że współuzalenienie to choroba/zaburzenie, które sięga dalej poza alkoholizm.
I ze problemem nie jest walka z nałogiem, pt. jak przestac pić, bo może i nie bedzie pić a zacznie grać, tylko jak radzić sobie ze sobą.
Sama wiem, po sobie, ze mimo iż pracuje nad sobą, w trudnych chwilach ciągnie mnie do seriali i zakupów, lekko też praca mnie uzależnia, ale widze to i wiem, ze jak chce mi sie seriali, to znaczy, że cos sie dzieje w moim zyciu co mnie zaczyna przerastać. Wtedy odszukuje to i przyglądam sie i staram sie zmierzyć. I jest coraz lepiej.
Duzo czytałam o współuzależnieniu, o tym kto w nie wpada. W dzieciństwie doznałam ogromnej ilości strachu, bałam sie ojca. Myślę, że całe zycie miałam nerwicę lękową.
Ujawniała się w trudnych chwilach. Teraz wiem, że to nie koniec. Ze jeszcze dużo przede mną. I ze chodzi to o mnie :)

Estera - Wto 14 Lis, 2017 09:59

Witaj Samboja :)

Piszesz
Samboja napisał/a:
Mogę i chcę dać mu ta szansę


A właściwie po co i dlaczego?
Pytam, bo dużo piszesz o tym, że chcesz pracować i pracujesz nad sobą, że jesteś coraz bardziej niezależna finansowo, że chodzi teraz o Ciebie i najpierw musisz iść do siebie itd, i to wszystko jest godne podziwu i trzymam mocno kciuki! Ale oprócz tego piszesz, że Twoje ciało reaguje na męża wyraźnie w bardzo negatywny sposób, że czujesz się zmuszana do seksu, że przy mężu robisz się drażliwa, że dzieci się go boją itd itp.
To po co chcesz dawać kolejną szansę jemu?
Przyznam, że nie bardzo rozumiem, a jestem szczerze ciekawa, bo piszesz dużo fajnych, sensownych rzeczy i zastanawiam się jaką masz motywację :)

Samboja - Pon 20 Lis, 2017 09:47

Hej,

To chyba taki współuzależniony schemacik, bo głowa wie juz dawno, ze to sie nie uda, ale do głowy wchodzą też słowa męża. On teraz przechodzi jakieś silne stany, zanim pojawił się mój były zaczął trybić, ze rodzina, ze był niedobry itp. I wrócił taki odmieniony, pełen energii i chęci do pracy nad sobą. Tylko, że we mnie pękło, cos sie złamało. No i chwile potem pojawił sie tamten. Pomijam tamtego, choć zaburza obraz mocno.
To pytanie, czy jest w ogóle szansa żebym mogła sie czuć dobrze przy moim mężu, mam takie wrażenie że sadzi straszne *p****, jakby jakiś dzieciak było obok. Nie mogę na niego patrzeć, jak mam wrócić do domu, to az mnie cofa. Więc co mnie pcha - strach. Boje się, ze to będzie koszmar, próbkę jest zachowania juz mam, zachowuje sie jak desperat, wpada w szał, bo ja jestem zimna jak lód. Od rozpaczy to zemsty, gniew. Żle sie czuje w jego towarzystwie, gdy go nie ma jest o niebo lepiej. Że mój rozwód, odejście to będzie jakaś masakra. Ostatnio w desperacji powiedział dzieciom, ze mama ma chłopaka i nie kocha juz taty! Myślałam, ze go zabije. A co ja mam zrobić, że poczułam coś do kogoś innego. Puste serce pragnie byc kochane, to chyba naturalne. Nawet nic z tym nie robie, nie mam romansu. Daliśmy sobie na wstrzymanie z tym byłym, bo kurde, życie trzeba ogarnąć i on i ja. To nie takie siup i juz gołąbeczki. Ja nie chce być czyjąś kochanką, wole to zrobić na czystej karcie.
Mąż twierdzi, ze nie ustąpi dzieci. Ok, możemy sie dzielic po połowie, ale on pracuje do 17:00, a dzieci sa już o 13:00 w domu. Ok, ma na tyle kasy by wynająć opiekunkę. Ja też nie mam z tym problemu, żeby dzieci były u niego 3-4 dni. Nie jestem mamą bluszczem, paradoksalnie może wtedy będą miały wreszcie tatę. Tylko on nie ma pojęcia, ile to pracy przy dzieciach.
Zamierzam iść do banku, zapytac o kredyt mieszkaniowy, mam swoja firmę rozkręcam ją, mam tez spadek po mamie. Boje sie jeszcze, ze sobie nie poradzę finansowo. Musze kupić sobie mieszkanie dwupokojowe, bo nic mi sie nie należy po rozwodzie, dom w którym mieszkamy jest jego rodziców. Ja mam tylko swojego rzępa on swojego, reszta to meble stare, nie przywiązuje sie tak do tego, bo nie jest to warte.
Na chwilę obecną jestem po operacji, wycieli mi jajnik z guzem, jestem chuda, mam problem z apetytem. Gdy go nie ma w pobllizu to nie mogę jeść, jakbym trociny jadła. Jak jestem sama to mogę.
Moja mama zmarła na raka dwa lata temu, boo tkwiła w związku z moim ojcem, mimo iż kochała innego. Ojciec mój taki tyran, despota, szybko go przestała kochać, potem zachorował na dwubiegunowy i po katolicku nie chciała go zostawić, mimo iż decydował, ze nie bedzie brał leków. Życie z nim ot był koszmar!!!! Zawsze była taka zła na wszystko. I ja teraz zachowuje sie podobnie. Tkwie w czymś, czego nie chce, jestem ciągle zła, dzieciom sie obrywa, a jak go nie było to byłam jak miód dla nich. Po 3 latach terapii potrafię okazać miłość i kocham je bardzo.
To strach a nie motywacja mnie trzyma. Strach, ze nie ogarne finansów, bo żyje na dośc dobrym poziomie, a trzeba będzie ogarniać finanse inaczej. Boże jak to czytam, to straszna ze mnie du** wołowa :)

Maciejka - Pon 20 Lis, 2017 09:55

Oj tam , po prostu zagubiona, jesteś na rozdrożu. I tak źle i tak niedobrze. Może trochę dystansu, czasu potrzeba ... Może zrobić sobei listę zysków i strat i potem zdecydować..... Ja nie wiem, decyzja Twoja.
Maciejka - Pon 20 Lis, 2017 12:03

Jesli ja czuje w glebi siebie, ze jakas relacja mnie za duzo kosztuje to przekonalam sie na swojej skorze , ze lepiej ja zakonczyc zamiast sprawdzac czy sie nie myle. Nie wiem na ile to ma sie do Twojej historii.
Samboja - Śro 29 Lis, 2017 10:07

Witajcie,
Historia się zagmatwała, bo prosta być nie może i nawet nie wiecie ile pokory muszę ciągle mieć w sobie, bo przecież jestem po terapiach i głupio szkodzić sobie nie mogę. W tym chłopaku zaczynałam sie zakochiwać, mieliśmy ze sobą kontakt. On też. Tłumaczyłam mu, ze to za trudne dla mnie, on zaproponował przyjaźń. Ale ja nie wierze w przyjaźń męsko-damską. Nadal chciał mieć ze mną kontakt, ja z nim też. Ale to bardzo wszystko utrudnione i na ten czas niemożliwe. On ma tam za granica prace, o którą walczył dzielnie, ma tez kobietę, której nie kocha, bo nie chce sie otwierać na miłość po zranieniu z przed lat moim, jak go zostawiłam. Z jakiegoś powodu na mnie sie tylko otwiera, ale ja w takim układzie nie potrafię funkcjonować. Żadnych przyjaźni, bo zawsze ktoś cierpi. I z wielkim bólem, bo uwierzcie pojawiło sie uczucie, świadomie musiałam i chciałam z tego zrezygnować, bo ja nie chce byc ta trzecia. Facet musi sobie swoje życie poukładać, zobaczyć co jest dla niego ważne, czy wygodne życie bez miłości, czy troszkę bardziej porąbane w Polsce ze mną, a ja mam 3 dzieci i to nie prostych jak sie domyślacie z takiej chorej relacji. No i pożegnałam go, wiem, ze też to przezywa, bo ma z nim kontakt moja kumpela. Brzmi to jak jakaś farsa nastolatków, ale zakochać sie można w każdym wieku, a od tego się głupieje. I ja właśnie głupiec nie zamierzam. Kasa i czas na terapie poszłaby na marne. Napisałam mu, że jeśli nadal będzie coś chciał ode mnie, to możne mnie zaczepić jeśli będzie wiedział ze jestem sama oraz wtedy gdy on też bezie sam. W innym przypadku nie może. Uszanował. I choć mnie strasznie ciągnie do niego, to milczę...4 dzień, więc żaden sukces póki co. Znam przypadki takich przyjaźni, ze przeobrażają sie w miłości i pary sa szczęśliwe, on naprawdę ma poukładane w głowie w obszarach, które mi są potrzebne do życia, jest bardzo rodzinny, skupiony na domu, dobry dla dzieci sam z siebie zajmuje sie siostrzeńcem, jest troskliwy, opiekuńczy, wesoły i zdystansowany do świata. Ale resztę musi sobie sam ogarnąć, a ja nie chce być poraniona, bo juz z miłości sie nacierpiałam. Wtedy możemy chodzić na randki, zobaczyć czy faktycznie nas cos zacznie łączyć. Kiedyś mieliśmy wspólnych znajomych, marzenia, byliśmy zaręczeni. Tylko tak może sie to zdrowo zacząć. Inaczej to sie rozpadnie.
Bo muszę zakończyć jeden związek, stanąć na nogi i dopiero wejść w drugi. Jak kocha poczeka mawiają, lub puść z rąk, jeśli to prawdziwa miłość wróci do Ciebie. Więc co ma wisieć nie utonie, lub nie było mi to pisane. Smutek jest owszem, ale wolę to niż ten zamęt w głowie.
Mąż nie potrafił uszanować mojej decyzji o zostawieniu tamtej relacji, robił g***-burze na fb, pokazał mi swoje prawdziwe oblicze w zranieniu. Przykro mi, ale ja nie miałam wpływu na to, ze nie szanował mnie przez lata, według niego powinnam była mu sie bardziej stawiać i mówić jak go to rani. Moze bardziej dobitnie? Nie umiałam. Nie moja wina, ze ktoś sie pojawił, wyszło jak wyszło. Powinnam byc mądra i wiedzieć, ze takie historie kończa się smutno, ale tę mądrość zdobyłam 4 dni temu, więc lekcja przyjęta. Ponieważ, ja wciąż w sercu noszę tamtego, i nie wiem co z tym dalej będzie, to nie widzę w oczywisty sposób szans na naprawę reakcji z mężem. Generalnie jestem na nie. Ale on idzie w końcu na terapie swoja alleluja, czyta książki, wziął sie za siebie. I tylko dlatego, ze chce to zrobić tak, aby nie mieć wyrzutów sumienia dam mu czas na dogonienie mnie. Oczywiście ważne są dla mnie dzieci, chce żeby miały spójną rodzinę, ale nie kosztem mojego zdrowia. Gdy jestem sama wraca mi apetyt, najbardziej oczywiście przy tamtym facecie, no ale trzeba inaczej wrócić do zdrowia.
Rozwiązanie:
Separacja na pół roku. Moja wyprowadzka do miasta niedaleko z dziećmi, do wynajmowanego mieszkania, szukam pracy, dzielimy sie dziećmi po połowie. Staje na nogi, wychodzę ze współuzależnienia, biorę życię w swoje ręcę, dostaje po garach bo będę sama i przy pomocy teściowej, męża muszę być w końcu w 100% samodzielna. Dostane alimenty, ale resztę muszę zarobić sama. Z mężem finansowo nie miałam źle, ale byłam przez to rozwalona.
Muszę zacząć żyć, wyjść z depresji, funkcjonować dla siebie i ponosić wszelkie konsekwencje swoich decyzji. Wierze, ze mój wzrost będzie trudny, ale czuje, ze to ostatnia prosta na tym etapie. Oczywiście ide na terapie. Samotne wieczory, patrzenie czy mi go brakuje czy nie, patrzenie jak sie zmienia i po tym czasie decyzja o powrocie lub nie. Najgorsze będzie wytrwać przy decyzji, zeby sie z tamtym nie kontaktować. Bo to zaburzy mi wszystko. I dobrze, ze pójdę na terapie, bo przecież nie będę kobiety okłamywać, ze mam romans, a tu bule za zdrowienie :)
I scenariuszy jest kilka, że mąż ozdrowieje, ja też i z dnia na dzien zaczne sie z nim zakochiwać tak jak powinien człowiek a nie wielki wybuch i chemia która zaślepia. Jesli tak sie stanie, to będąc w nim zakochana na nowo, w zdrowym człowieku nie będzie mi smutno i żal niespełnionej miłości. Sporo prześlijmy, mamy dom, podobny poziom wiedzy i świadomości, dzieci ale reszta dziś nas dzieli. Musi naczyć sie miłości do drugiego człowieka od pokochania siebie. Powodzenia, mi to zajęło 3 lata.
Drugie wyjście - jednak nie będzie nam po drodze, zostanę sama, wezmę kredyt i kupie mieszkanie. Pobędę sama i pewnie sie zakocham :) tez na spokojnie z rozwaga jak nigdy, lub znowu będzie wielkie bum, i trafi mi sie chory facet. Mam nadzieje, ze jednak nie.
Trzecie wyjście, z mężem nie wyjdzie, ten mój były wróci ogarnięty i zaczniemy randkować i szanse ma równe co inni, bo raz nam nie wyszło, odgrzewany kotlet nie zawsze smakuje, ale życie pisze różne scenariusze, bo generalnie czuje do niego sporo zdrowej miłości, rozumiem, ze jest poraniony, rozumiem dlaczego nie chciała sie odkleić, rozumiem, że z miłości do drugiego człowieka trzeba czasem zrobić cos bardzo trudnego. Bo gdy o nim myślę, to czuje miłość, bo jest naprawdę cudownym człowiekiem, potrafiącym kochać innych, przy nim czuje się kochana i szanowana. Ale musi być fair wobec siebie i innych, musi nauczyć się stanąć w prawdzie o sobie, skonfrontować być możne uczucie do swojej kobiety, bo może on ja kocha tylko sie pogubił, bo od lat nie mówi, co czuje. Z całej sympatii i zdrowej miłości do niego, i nie chodzi tu o chemię, naprawdę mu dobrze życzę. I wystarczy mi wiedzieć, ze żyje, że ma sie dobrze i życzę mu, żeby odnalazł szczęście. Teraz kiedy jeszcze bije moje serduszko, to egoistycznie zyczę mu siebie :) ale utraci wszystko, co ciężką pracą budował 12 lat i sam musi zdecydować czy to porzuci, bo ja nie śmiem prosić. Zaczynanie na nowo jest trudne. Ale ponoć dla miłości robi sie dużo. Więc kto wie. Ja biore zycie w swoje ręce, a on i mój maż muszą w swoje ręce.
Wierze w karmę, i zawsze gdy robie coś prawidłowo i słusznie, dostaje za to dobro. I tym razem chce czynić słusznie. Więc choc teraz mi ciezko, to będe szczęśliwa kiedyś :)
Brzmi zdrowo nie? ;)
Samboja

Maciejka - Śro 29 Lis, 2017 10:14

Oceń sama, nie pytaj :buziak:
fairy - Pią 23 Mar, 2018 21:23

Prawda jest taka że czas i życie leci, leci do przodu...
Nikt nie da nagrody za zmarnowane lata, za życie wg "norm", szarpanie się,
dawanie kolejnych szans bo tak się "powinno"
To jest Twoje jedno jedyne życie jakie masz:)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group