To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Co będzie na terapii

AnnaEwa - Pią 06 Lip, 2018 10:45
Temat postu: Co będzie na terapii
Idziemy na terapię... i co? co tam będzie? czego będą od nas wymagać? czego możemy wymagać my, czy w ogóle możemy czegoś wymagać? jakie metody, techniki i ćwiczenia będą, lub mogą być stosowane?

Dla osób, które przeszły terapię, może to są pytania głupie. Ale wiem po sobie, że dla osób, które nie wiedzą zupełnie, a rozważają decyzję, to źródło wielkiego stresu. Ja sama przeszłam drogę przez mękę, by terapię znaleźć, i trzykrotnie trafiałam bardzo źle - gdybym wiedziała, czego mogę dla siebie wymagać, być może zaoszczędziłabym wiele czasu i nerwów.

Mam taką prośbę: czy dziewczyny i chłopaki (oraz panie i panowie), którzy odbyli terapię, zarówno dla uzależnionych, współ, jak i DDA, mogliby napisać tu, czego się na terapii spodziewać? Czy coś Was zaskoczyło, co było trudne, co pomogło Wam najbardziej?
Konkretne przykłady mile widziane :)

Klara - Pią 06 Lip, 2018 20:15

Od mojej terapii minęło....17 lat :szok: co oznacza, że przez ten czas mogły zostać zmienione sposoby jej prowadzenia i to trzeba mieć na uwadze odnosząc się do doświadczeń.
Do poradni zadzwoniłam na "prośbę" skacowanego męża i w słuchawce usłyszałam, że owszem, mogą przyjąć, ale MNIE, skoro to JA dzwonię. Byłam tak zaskoczona, że na pytanie, czy zapisać pierwszą wizytę, odpowiedziałam twierdząco.
Tak się zaczęło. Niczego nie oczekiwałam, bo nie miałam pojęcia, czego mogę oczekiwać. Nie znałam nikogo terapeutyzowanego, a internet był jeszcze w powijakach.
Najpierw trafiłam na indywidualną rozmowę do terapeutki, która miała być "moja". Była konkretna, a moja współuzależniona głowa ustaliła, że traktuje z politowaniem te moje wynurzenia i myśli o mnie "głupia baba"; na koniec tej pierwszej rozmowy wręczyła mi rozpiskę ze spotkaniami grup Al-Anon radząc, żebym sobie wybrała którąś z grup, a dla mnie znaczyło to wówczas że nie mam jej zawracać głowy, tylko iść na jakąś grupę. Nie wyznaczyła mi terminu następnego spotkania mówiąc, żebym się umawiała z nią w razie potrzeby.
Moje potrzeby były niedookreślone, więc wszystko wydawało mi się na tyle błahe, że nie miałam odwagi zawracać jej głowy i chociaż terapeutka prowadząca grupę kilka razy rzucała w przestrzeń uwagę, żeby pamiętać, że mamy też możliwość spotkań indywidualnych i wiedziałam, że jest to uwaga do mnie. Nie poszłam już więcej I JUŻ.
Oczywiście wiem, że to był błąd, ale czasu już nie cofnę.
Grupa się formowała dość długo, bo przez jakiś czas skład był płynny. Przychodzili ludzie, porozmawiali o tym co ich trapi, słuchali uwag terapeutki i niektórzy już się więcej nie pojawiali, po czym wchodził ktoś następny. Z tych co nie zrezygnowali, mniej więcej po miesiącu uformowała się grupa.
Na pierwszym, już regularnym spotkaniu terapeutka usiłowała nas skłonić do swobodnej rozmowy, ale nie bardzo jej się to udawało, chociaż babeczka była bardzo miła.
Przed następnym spotkaniem przechodząc koło ciastkarni wstąpiłam, żeby kupić coś na ząb, ale kupiłam tyle kruchych ciasteczek z dżemem, żeby starczyło dla innych, a potem jeszcze kawę. No i gdy to wszystko pojawiło się na stołach, atmosfera się rozluźniła, przez cały ten rok gdy się spotykaliśmy, zawsze mieliśmy kawę i ciastka.
Na początku każdego spotkania terapeutka informowała, co zaplanowała na bieżące spotkanie, jednak zawsze na początku była informacja o tym, co się wydarzyło w ciągu tygodnia. W efekcie zwykle zatrzymywaliśmy się na czyichś dramatycznych przeżyciach i oczywiście proponując sposoby wyjścia z sytuacji uczyliśmy się odnosić to do siebie, nasze ale rozgadanie było tak intensywne, że terapeutka podążając za nami w zasadzie nie zrealizowała programu teoretycznego, który miała w planie.
Czasem w konfrontacji tego co wiem z wiedzą jaką wyniosła z terapii Pietruszka żałuję, że umiem tak mało, ale i tak terapia (w połączeniu z Al-Anon) a potem jeszcze forum pozwoliły mi na w miarę normalne funkcjonowanie w ostatniej fazie alkoholizmu zalewającej moją rodzinę i mój dom.

pietruszka - Śro 18 Lip, 2018 01:08

Klara napisał/a:
Czasem w konfrontacji tego co wiem z wiedzą jaką wyniosła z terapii Pietruszka żałuję, że umiem tak mało, ale i tak terapia (w połączeniu z Al-Anon) a potem jeszcze forum pozwoliły mi na w miarę normalne funkcjonowanie w ostatniej fazie alkoholizmu zalewającej moją rodzinę i mój dom.

Aleś mnie Klaruniu wywołała do odpowiedzi :) Niestety, od czasu, kiedy realizowałam terapię też już sporo czasu minęło. Na szczęście okazuje się, że sporo w mojej główce pozostało, bo ostatni mały kryzys życiowy zobligował mnie do małej powtórki w postaci kilku spotkań indywidualnych. Pomoc jest dostępna, toteż korzystam, jak jest pod ręką. No i chwytam w lot, co mi terapeutka chce przekazać, chociaż to ja zwykle gadam ;) No ale ja gaduła jestem i mój sposób na radzenie sobie z kryzysem i problemem to czasem takie obgadanie problemu przy obecności jakiejś trzeźwej i myślącej osoby, która jedynie mnie koryguje, jak gadam głupoty, pomaga dojść do sedna problemu, czy podsunie inne spojrzenie. A czasem przypomni mi o znaczeniu emocji i szanowaniu ich w zetknięciu z racjonalnym spojrzeniem na sprawę. No tak mniej więcej wygląda terapia indywidualna, chociaż u mojej poprzedniej (która już niestety nie pracuje) miałam więcej "zadań domowych". Było i pisanie listów, pisanie zadań, czasem pisanie zdań afirmacyjnych, dzienniczek uczuć, jakieś ćwiczenia, zadnia praktyczne.

Od terapii indywidualnej już minęło trochę czasu. U nas pierwsza grupa, tzw. edukacyjna, była grupą rotacyjną. Po prostu wchodziło się do grupy, prawie zaraz jak się przyszło i trzeba było chodzić,aż się dokończyło pewien cykl, od początku do końca, wszystkie zajęcia (chyba jedno mogło być opuszczone). I jak sama nazwa mówi - była to edukacja, czyli wiedza o alkoholizmie, współuzależnieniu, rodzinie z problemem alkoholowym, metodach powrotu do normalności, dużo ćwiczeń domowych i zadań praktycznych, w czasie terapii też ćwiczyłyśmy nowe zachowania, oglądałyśmy filmy dotyczące tematu.

Grupa pogłębiona (u nas nazywana grupą uczuć) już była bardziej skoncentrowana na nas samych, naszych emocjach i radzeniu sobie z nimi.

Oprócz tego miałam szczęście załapać się na kilka tzw. maratonów. Były to zajęcia sobotnio-niedzielne (razem z 16 godzin) na temat asertywności, radzenia sobie ze złością, technik relaksacyjnych, poczucia własnej wartości. Bardzo fajne, ale też bardzo intensywne zajęcia. A przede wszystkim bardzo przydatne w życiu. Szkoda, że niestety tej opcji już w poradni nie ma, bo ponoć NFZ nie chciał już finansować tej formy pomocy.

A jeszcze była grupa wsparcia po terapiach z nastawieniem na samą asertywność.

Korzystałam jak mogłam... Dzisiaj bardzo się cieszę, bo praktyczne umiejętności nadal mi się przydają po prostu w życiu, nie tylko z alkoholikiem, ale współuzalezniony-a mają problem w relacjach nie tylko z alkoholikiem, ale z samym sobą i innymi.

Wiem, że miałam szczęście trafić na fajną poradnię i zaangażowanych ludzi w niej pracujących. A po prostu była najbliżej... Wiem też, że nie wszyscy mają takie szczęście, ale znam takich, dla których terapia nie była tym czymś, co prostowało ich ścieżki. Także i w tej samej poradni. Może w rzeczywistości nie chodzi o samo miejsce, umiejętności personelu, a o to, co się chce wyciągnąć dla siebie? A zawsze jest to coś, jeśli chce się to dostrzec.


Czas poświęcony na rozwój nie jest czasem zmarnowanym, według mnie. Na pewno w moim przypadku ważne było nastawienie do terapii, ja szukałam już pomocy dla siebie, nie dla alkoholika. I tu często chyba jest problem, który we współuzależnieniu jest szczególnie trudny do rozwiązania. Nie zawsze cel terapii pokrywa się z tym, co chce osiągnąć współuzależniona. Nie zawsze terapeuta jest w stanie przekonać pacjentkę/ pacjenta, jaki jest cel terapii współuzależnienia. Tu trzeba zająć się sobą, a nie ratowaniem innych lub prowadzeniem innych za rączkę według własnego widzimisię. Zamiast ucieczki "w zajmowanie się innymi" często są łzy, utrata komfortu, bolesne przyjrzenie się sobie, pogodzenie się ze swoją nie-świętością, przyjęciem własnej odpowiedzialności za spaprane życie i za dalszy kształt tego życia. To też przejście przez bolesny proces wybaczenia sobie, innym, odarcia ze złudzeń, konfrontacją z prawdziwym obrazem własnego życia, a nie jego lukrowaną wersją, jaką się stworzyło we własnej głowie. To spotkanie z trudnymi emocjami: żalem, złością, rozczarowaniem, czasem nawet nienawiścią, smutkiem. A jeśli przez długi czas zaprzeczało się tym uczuciom to intensywność doznań bywa czasem naprawdę dokuczliwa. Osobiście wiem, że to była trudna, ale słuszna droga. Dla mnie. Wspierałam się jednocześnie Al-anonem. Dla mnie obie formy doskonale się zgrały w czasie i wzajemnie się w jakiś sposób uzupełniały. Czerpałam z obu źródeł.

Uff... ale się znów nagadałam... Niech mnie ktoś zaknebluje. Słyszał ktoś o terapii na nadmierne gadulstwo? Chociaż nie wiem... może to gadulstwo to jedna z moich wizytówek ;) Obym tylko nie przestała słyszeć jednocześnie innych...

Maciejka - Śro 18 Lip, 2018 19:42

AnnaEwa napisał/a:
czego się na terapii spodziewać? Czy coś Was zaskoczyło, co było trudne, co pomogło Wam najbardziej?

Ja poszłam na terapię z nadzieją , ze nauczę się radzic sobie ze soba samą żeby chodzić uśmiechnięta i z podniesiona głową pomimo tego co robi lub nie mój mąż. Patrzyłam na koleżankę po terapii i chciałam tak jak ona. On pił a ona chodziła i się śmiała, była szczęśliwa.
Na terapii jak do niej się przyłozyc nie jest łatwo, mi nie było, im było trudniej i mocniej bolało tym bardziej starałam sie być na każdym spotkaniu. Co mnie zaskoczyło? Zaskoczyła mnie odpowiedzialnosc za swoje życie w sensie, ze za kontakty z innymi, ich kszałt odpowiadam ja sama, uczę innych jak mają mnie traktowąc, za zaadbanie o siebie, swoje sprawy odpowiadam ja sama, itp. Zaskoczyło mnie też , że dla wszystkich i na wszystko mam czas tylko nie dla siebie samej, wszystko inne było wązniejsze ode mnie, zaskoczyło mnie wtedy, że mam duże poczucie krzywdy jak typowe dda czy dziecko z rodziny alkoholowej a moja pochodzenia taka nie była, zaskoczyło mnie tak w środku terapii , ze mam nierealny obraz swoich rodziców.
Co było trudne?
To co było na grupie pogłebionej,np; praca na przewodniku, problem z płaczem, inni płakali a ja nie i długo jeszcze po terapii nie mogłam płakac, blokada była silna i nie umiałam jej usunąc.
Co najbardziej pomogło?
Najbardziej mi pomogło moje samozaparcie, determinacja, pokora, odwaga mówienia na głos o trudnych tematach, takich które ledwo przechodziły przez gardło, wyjście do ludzi ze swoim problemem.

AnnaEwa - Śro 18 Lip, 2018 21:41

perełka napisał/a:
praca na przewodniku
Co to takiego?
Maciejka - Czw 19 Lip, 2018 04:56

Przewodnik to taki zestaw tematów do przyjrzenia sie sobie.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group