WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Mechanizm przeniesienia
Klara - Pon 20 Lip, 2009 15:46 Temat postu: Mechanizm przeniesienia Żeby zakończyć spór i być może rozpocząć rozmowę, wklejam dość przystępne wyjaśnienie istoty mechanizmu przeniesienia.
"Przeniesienie polega na tym ze innej osobie przypisujemy rozmaite uczucia, mysli, intencje, sposoby przezywania i reagowania, ktore miala nasza matka gdy bylismy bardzo malymi dziecmi.
Od naszej matki - lub innego najwazniejszego opiekuna z tego najwczesniejszego okresu zycia - nauczylismy sie wtedy jak inni ludzie czuja, mysla, reaguja itp na nas.
Automatycznie, podswiadomie spodziewamy sie wiec pozniej ze inni ludzie beda tak samo odczuwac, reagowac, miec takie samy postawy jak nasza matka.
Jako ze nasze dziecinstwo bylo na ogol traumatyczne i zaznalismy od matki wiele bolu, upokorzenia, zaniedbania, odrzucenia , porzucenia itp, to pozniej automatycznie spodziewamy sie ze inni ludzie potraktuja nas identycznie zle jak ona, gdy tylko odslonimy przed kims swoje prawdziwe oblicze.
Ludzie wiec zakladaja rozne psychiczne maski, zbroje, zeby ukryc swoje prawdziwe Ja i pokazuja tylko swoj "piekny" falsz, graja rozne role, udaja, kryguja sie, chowaja, unikaja kontaktow z innymi, atakuja, sa agresywni itp. Dzieje sie tak dlatego ze od kazdego czlowieka spodziewaja sie podobnej, negatywnej reakcji na swoje prawdziwe Ja, jakiej kiedys zaznali od swojej matki. Wiec ubiegaja innych, nie sprawdzaja jak bylaby ich faktyczna reakcja
Zjawisko przeniesienia jest wiec powszechne. Szczegolnie silnie jego ofiara padaja kobiety - najlatwiejsze symbole wczesniejszej matki. Stad wiec tyle uprzedzen, niecheci i nienawisci do kobiet, nie tylko od strony mezczyzn, ale tez od samych kobiet. Bo zarowno i male dziewczynki, jak i mali chlopcy byli zranieni przez swoje matki.
Dam tutaj przyklad z mojego wlasnego zycia na przeniesienie.
Gdy kiedys zatrudnilam sprzataczke, to na poczatku przechodzilam wielkie tortury z tego powodu. Przypisywalam jej bowiem takie same uczucia, mysli i reakcje jak mojej matce. Spodziewalam sie ze ona zacznie na mnie wrzeszczec, ze ja nic nie robie, ze ona wszystko musi, zebym natychmiast zabrala sie do robienia czegos itp itd - cala litania.
Intelektualnie wiedzialam ze to kompletnie walniete ze tak czulam, ale moje cialo i tak reagowalo po swojemu. Bylam spieta, zdenerwowana, usilowalam kobiete unikac, udawalam ze cos robie waznego itp. Moje cialo przechodzilo tortury z powodu leku przed nia. Ten lek nie byl wyimaginowany przez mnie. On paralizowal moje cialo. Nie bylam w stanie sie go pozbyc, pomimo tego ze wiedzialam ze kobieta byla mi wdzieczna za ta prace i zadowolona z tego ze ja dobrze traktowalam.
Ten lek przeradzal sie w zlosc do niej, choc kobieta nic mi zlego nie robila. Przeciwnie, ona sama byla jeszcze bardziej zahukana niz ja sama i wiele razy widzialam jak sie mnie bez zadnego powodu bardzo bala. Juz nie wspominajac o tym ze bylam bardzo zadowolona z jej pracy.
Intelektualnie wiedzialam wiec ze nie mam powodu sie na nia wsciekac, ale w srodku i tak dostawalam jakis napadow wscieklosci na nia. A wsciekalam sie na nia, bo w moim odczuciu ona byla wiecznie wsciekla na mnie.
Z przeniesienia nie mozna sie wyleczyc poprzez intelektualne zrozumienie tego zjawiska, bo uczucia ktore mu towarzysza sa tak silne, tak podstawowe, ze niemozliwoscia jest sie ich pozbyc poprzez tlumaczenie sobie absurdu tego zjawiska. Juz nie wspominajac o tym ze czesto ludzie wpgole nie sa swiadomi tego ze dzialaja pod wplywem takich zakluconych emocji.
Z przeniesienia mozna sie wyleczyc tylko i wylacznie we wlasnej terapii.
Poniewac w terapii - w przeciwenstwie do zwyklych znajomosci - terapeuta nie jest w jakikolwiek sposob uzalezniony od osoby pacjenta. Terapeuta nie oczekuje od pacjenta wzajemnosci uczuc, czy odwzajemnienia w jakikolwiek inny sposob. To implikuje ze pacjent jest wolny czuc to sam czuje. Jego uczucia nie sa mieszane z uczuciami i oczekiwaniami terapeuty. Terapeuta jest emocjonalnie, materialnie itp niezalezny od pacjenta.
Terapeuta, sam w swojej wlasnej terapii pozbyl sie swojego wlasnego przeniesienia. Dlatego wie jak sie takie przeniesienie czuje i z calym zrozumieniem i empatia przesiedzi okres w ktorym pacjent bedzie wieszal wszystkie mniej lub bardziej okropne psy na nim.
W przyjazni taka empatia jest niemozliwa, bo rownalaby sie masochizmowi czlowieka usilujacemu grac role terapeuty. Podstawa przyjazni jest bowiem wzajemnosc.
W przyjazni nie mozna sie rowniez pozbyc przeniesienia, bo po prostu znamy swojego przyjaciela za dobrze. Wiemy o nim tyle rzeczy, ze nie jest juz dla nas jak przejzyste "lustro" w ktorym sie mozemy przegladac. Przyjaciel jest nam znany, wiec nie mozemy sie w nim "przegladac".
W terapii, terapeuta wie ze pacjent chce grzebac w sobie, odkrywac siebie. Terapeuta ma wiec duza pewnosc ze nie bedzie w nieskonczonosc winiony o cos czemu nic nie jest winny. Natomiast w ukladach przyjacielskich lub innych, czlowiek nie dokonal swiadomego wyboru checi pracy nad soba. Prawdopodobienstwo wiec ze osoba usilujaca udzielac "terapii" w ukladach przyjacielskich, skonczy w roli wszystko winionego "diabla"-masochisty, jest ogromna.
Jest bowiem zelazna regula, ze czlowiek zraniony ma odwage "naskakiwac" tylko na tych ludzi ktorzy sa dla niego dobrzy, ciepli i maja tony cierpliwosci i zrozumienia dla niego - wiec na osoby ktorych sie nie boi.
Jezeli jednak w takich ukladach nie sa spelnione inne warunki relacji terapeutycznej, to mozliwosc ze osoba zraniona zacznie zmieniac sie w kata, a osoba jej pomagajaca, w jej masochostyczna ofiare, jest wielkie.
Gdy te warunki sa spelnione, czyli, wyterapeutowany terapeuta i istnienie relacji terapeutycznej, to wtedy pacjent ma wszystkie warunki ku temu zeby wyrzucic z siebie wszystkie zaklucajace uczucia i powoli odkrywac sobie prawdziwego. Po drodze odkywajac tez na wlasnej skorze, przy pomocy terapeuty, ze nie wszyscy ludzie czuja, mysla, reaguja jak jego matka.
Przeniesienia pozbywa sie w ten sposob, ze pacjent sie np wscieka, krytykuje terapeute i pi****lca dostaje. Terapeuty sie ta krytyka nie dotyczy, wiec ten siedzi i z empatia i ze zrozumieniem tego slucha. Ta empatia i to zrozumienie, nie moga byc udawane. Musza byc szczere. A takie tylko moga byc jak samemu terapeucie bylo dane w jego wlasnej terapii pozbyc sie jego wlasnych przeniesien. I pacjent tak sie wqrwia i wqrwia, az przychodzi moment ze juz cala ta zlosc z niego wyjdzie....i wtedy przychodzi moment ze zauwazy na kogo on tak na prawde byl wsciekly. Ze wcale nie na terapuete, tylko tak na prawde na swoja wlasna matke, ktora widzial (przeniosl) w terapeucie.
Jak sie wtedy czlowiek moze czuc?
Moze jak kompletny idiota? hm?
A im silniejsza byla ta zlosc, to tym gorzej......
Dlatego jak sam terapeuta na wlasnej skorze czegos takiego doswiadczyl i z przyjazna pomoca poczul swoja pomylke, to on pozniej na prawde z empatia i ze zrozumieniem bedzie sluchal tych wszystkich bezpodstwnych na niego zlosci. Bp wie cholernie dobrze jak cos takiego boli. I nie tylko ze wie jak to boli, ale poprzez to, ze to jego przeniesienie spotkalo sie z ematycznym zrozumieniem jego terapeuty, nauczyl sie miec empatie do siebie samego gdy popelnia takie bledy.
A jak ma juz empatie do siebie samego, to ma ja automatycznie dla innych. I to mu daje sile i cieplo zeby przezyc takie wybuchy zlosci.
Zeby lepiej poczuc jak dziala ten mechanizm przeniesienia w terapii, to podam taki przyklad.
Wyobraz sobie ze spotykasz bardzo zranione male dziecko. To dziecko spodziewa sie od ciebie tylko tego, co wczesniej doswiadczylo od swojej matki - czyli zla.
To dziecko sie ciebie bardzo boi. Ty widzisz jego lek. Jestes lagodny dla niego. Uwazasz zeby nie zblizac sie do niego za blisko. Jak tylko widzisz lek w jego oczach, w reakcjach jego cialka, to odsuwasz sie, zeby mu z buciorami nie wchodzic do jego zbolalej duszy. Sluchasz go, ale nie zmuszasz go do mowienia niczego o czym nie chce mowic.
Z czasem dziecko coraz bardziej ci ufa, bo czuje ze go nie skrzywdzisz jak zrobi x, albo y, albo z.
Coraz bardziej testuje twoje granice - przyzwyczajone badz co badz - do tego ze wczesniej z kazdego blachego powodu moglo okrutnie oberwac.
Testuje cie wiec tez w sytuacji a i b i c itd......ty dalej jestes lagodny, rozumiejacy......
Az przychodzi moment ze dziecko czuje sie tak pewnie i bezpiecznie z toba, ze ma sie odwage wsciekac przy tobie.
Za niedlugo przyjdzie juz tez moment ze to dziecko zacznie ciebie winic o wszystko. Jest przeciez okropnie zranione. Ta zlosc z przeszlosci jest w nim przez ten caly czas zmagazynowana, bo nigdy nikt jej nie chcal wysluchac. Taki dynamit. To zlosc do jego matki (lub innego najwazniejszego opiekuna) chce wyjsc. Bo teraz dziecko czuje sie juz bezpiecznie zeby ci okazac ta zlosc. Wie ze cie nie utraci jak sie na ciebie bedzie wsciekac, bo ci ufa. Przekonalo sie ze jestes tak super ze mozna sie na ciebie wsciekac, krytykowac, winic, a ty go nie zostawisz, nie porzucisz.
Tyle tylko ze ty mu sie z jego okrutna matka pomyliles.....i ciebie wini o wszystko co ona mu zrobila......
Nie odrzucisz go za taki blad, prawda?
Wspolczujesz mu calym swoim sercem ze tak mu sie to myli, bo wiesz jak bladzenie okropnie boli.
Dajesz mu sie wiec powywsciekac na ciebie ile tylko wlezie........i przychodzi moment ze to dziecko jakby sie "ocyka", zaczyna widziec twoja przyjazna, ciepla, nieodrzucajaca go twarz. Juz nie widzi ciebie jak przez mgle swojej wscieklosci.....zlosc mu przeszla......widzi ciebie takim jakim na prawde jestes.....
Co zrobi wtedy?
Moze przyjdzie sie przytulic do ciebie zeby sie wyplakac?
heart000.gif hug00000.gif
To jest wlasnie to co dzieje sie w terapii (bez przytulania).....tylko ze to dziecko jest duzo starsze...... bo az tak dlugo musialo czekac az go ktos wyslucha.....ale bol w srodku jest taki sam jak kiedys.......
Niemozliwoscia jest zeby terapeuta ktory na wlasnej skorze doswiadczyl takich jazd, nie byl wstanie zniesc takiej bezpodstawnej zlosci na siebie, bez prawdziwej emapii. To idzie automatycznie jak oddychanie."
Źródło: http://forumhumanitas.ipb...p?showtopic=416
P.S. Wybaczcie błędy - zauważyłam je dopiero po dokładnym przeczytaniu tekstu. Skopiowałam go "żywcem" z forum którego adres zamieściłam powyżej.
Tempe - Pon 20 Lip, 2009 20:05 Temat postu: Re: Mechanizm przeniesienia Bardzo dobry artykuł!
Czytam właśnie też komentarze i odnośniki z tamtego forum, które są świetne!
Do tej pory mało wiedziałem o przeniesieniu, przeciw przeniesieniu, czy projekcji...
|
|