ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Pamiec...
stiff - Sob 01 Lis, 2008 10:34 Temat postu: Pamiec... Pamiętajmy o Tych co odeszli...Każdego roku kiedy bylem w Polsce na Wszystkich Świętych zpalalem każdemu kumplowi świeczkę.Dzis byłoby to ok.50 świec...
Wszystko to ludzie w przedziale wieku miedzy 38-54 lata...
Bezpośrednią przyczyna ich śmierci bylo kasacyjne picie....
Pisze to aby Ci co jeszcze maja wątpliwości ,ze ich to nie dotyczy,pomyśleli czy warto dla tej wątpliwej przyjemności tak szybko kończyć życie...
Jacek - Sob 01 Lis, 2008 12:48
Ja już byłem i również byłem na grobie przyjaciela, (pisałem o nim odszedł w lipcu tego roku) przy którym spotkałem,jego siostry,które widziałem po raz pierwszy,nigdy nie miałem okazji je poznać mieszkały z rodzicami gdzieś w Polsce,a Krzysia wychowali dziadkowie
Myślami byłem również nad Bindzia miejscem pochówku
stiff - Sob 31 Paź, 2009 22:33
Szybko minął rok i przybyły nowe miejsca
do odwiedzenia ...
Bebetka - Nie 01 Lis, 2009 11:20
Nie bardzo wiedziałam, gdzie zamieścić tą opowieść - zamieściłam tu. Wywarła na mnie ogromne wrażenie
Co tam u Ciebie, synku?
Kiedy zobaczyłem ją leżącą w bezruchu, z zamkniętymi oczami i brakiem wyrazu na twarzy, zdałem sobie sprawę, że pomimo tego, jaka była za życia i co mi zrobiła - nigdy nie będę mógł nazwać jakiejkolwiek innej kobiety "matką" ...
Nazywam się Andrzej
Mam 28 lat. Mam żonę, śliczną córeczkę, własny dom z ogródkiem i całkiem nieźle płatną pracę. Brak kredytów, zmartwień, kłopotów, chorób. Można by rzecz - rozwkit życia! Carpe diem!
Gdyby wszystko było takie proste...
Nie było. Jedna rzecz nie była. Dokładnie rok minął od czasu, kiedy zginęła moja matka. Umarła. Po prostu. Bez żadnego pożegnania, bez "żegnaj synku, będę o Tobie pamiętała, tam na górze". I nie winię jej. Nie miała tego do kogo powiedzieć. Nie było mnie przy niej. Prawdopodobnie w chwili, gdy jej serce odmawiało posłuszeństwa i przechodziła na drugą stronę, ja zabawiałem się z moim dzieckiem, śmiejąc się w niebogłosy.
Nie potrafiła być matką
Choćby się bardzo starała, czego zresztą nie robiła. Pamiętam te wszystkie sytuacje, jakbym przeżył je wczoraj. Nie zapomnę, jak rzucała we mnie szklankami - po pijaku. Nie zapomnę, jak wyrzucała mnie z domu. Kilka razy. Po pijaku. Potrafiła zgubić - po pijaku - wszystkie alimenty, które i tak szły na opłaty. Nie zapomnę, doprawdy nie zapomnę sytuacji, kiedy razem z bratem trzymaliśmy ją na balkonie. Chciała skoczyć. Po kłótni z ojcem. Od tamtej chwili zapomniałem, że mam ojca. Alkoholik, bezradny, kretyn. Bogu dziękować, że nie odziedziczyłem po nim zbyt wielu cech.
Może próbuję ją usprawiedliwiać, jej alkoholizm i braki w umiejętności spełniania się w roli matki. Razem z nią i dwoma braćmi przeszliśmy przez piekło mieszkania z "wujkiem" alkoholikiem, złodziejem, krętaczem. Cotygodniowe wizyty policji, wizyty u psychologa. Nie wytrzymała tego. Gdy on poszedł siedzieć, matka zaczęła pić. I zaczęła się kolejna gehenna.
Nie jestem alkoholiczką (...), przynieś mi piwo!
Ludzie dookoła dziwili się, że żyjąc w takiej rodzinie uczę się dobrze, przechodzę z klasy do klasy i opiekuję się matką. Co miałem robić? Zacząć pić, palić, kraść, gwałcić? Nie. Postawiłem sobie cel. Wiedziałem, że jeżeli po kolejnej libacji własna matka mnie nie zabije, dotrwam do chwili, kiedy będę te kilka lat życia z alkoholikami po prostu wspominał te chwile z uczuciem, że udało mi się. Wygrałem. Victory!
Gdy już naprawdę nie miałem sił i zacząłem myśleć o samobójstwie, szedłem na cmentarz, do świętej pamięci dziadka, kładłem się na ławce i zasypiałem, bądź płakałem nad jego grobem, z nadzieją, że to widzi, słyszy i mi pomoże. Czy w to wierzyłem? Raczej nie, ale sam fakt jego obecności tuż przy mnie po prostu podbierał mnie na duchu. Wiedziałem, że niedługo trzeba wracać do domu. Na pewno nie mojego. Mojej matki. Często mi to wypominała. Ile razy słyszałem, że to ona nas utrzymuje? Prawdopodobnie nie brała pod uwagi tego, że za nasze alimenty.
Nie pracowała. Raz, dwa, może trzy - tylko dorywczo. Nie miała renty ani emerytury. Gdy ja - po studiach - ustawiłem sobie życie, znalazłem kobietę mojego życia, założyłem wymarzony dom, zapomniałem o tej kobiecie. Bo niby co jej zawdzięczam? Że mnie urodziła? Ale nie potrafiła wychować! Razem ze swoim bratem zniszczyła mnie, moje dzieciństwo. Samozaparciem, bez niczyjej praktycznie pomocy doszedłem do tego, co mam i za co mogę być wdzięczny sam sobie.
Koniec w samotności
Nie utrzymywałem z matką żadnych kontaktów. Z nikim z rodziny. Nawet z babcią, dzięki której mogłem uciec od matki i przygotować się do matury, która była moją ucieczką, przepustką do lepszej przyszłości. Nie kochałem nikogo z tej rodziny. Może darzyłem szacunkiem. Ale tylko i wyłącznie moją babcię.
Wyjechałem daleko. By zacząć żyć jako ja. Sam. I udało mi się.
Pewnego słonecznego dnia zadzwonił do mnie mój brat. Nie wiem, skąd miał numer. Ale zadzwonił.
- Andrzej, wiem, że Cię to nic nie obchodzi, ale... matka zmarła - powiedział niepewnie. Ostatni raz, kiedy z nim rozmawiałem - przyznam, że nie była to miła rozmowa. Zamurowało mnie. Nie wiem czemu, bo nie odwiedzałem jej od blisko 6 lat, nie słyszałem o niej, więc dlaczego miałbym się przejąć?
- Kiedy? Jak? - odparłem. Nie dałem po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mnie to poruszyło.
- Wczoraj. Zawał... przyjedziesz? - to ostatnie słowo, prawie że wyszeptał. Ja miałbym przyjechać?! Niby dlaczego?!
- Kiedy pogrzeb?
- W sobotę - odpowiedział po chwili. Był poniedziałek. Do soboty kupa czasu. Nie miałem nic zaplanowanego. Dobrze. Pojadę. Niech będzie.
- Zastanowię się, mam na ten dzień plany - odpowiedziałem. Nie wiedzieć czemu, wyłączył się. Jak stałem przy szafce, na której stał telefon, tak nie mogłem się poruszyć przez kolejne 5 minut.
"Dlaczego?! Co mnie to obchodzi?! Odeszła! I dobrze! Mówiłem jej, że tak skończy! Dość! Nie przejmuj się!" Próbowałem przekonać sam siebie. No bo w końcu dlaczego miałbym tam jechać? Zobaczyć ją leżącą w trumnie?
A w sobotę padał deszcz
Pojechałem. Sam. Chciałem oszczędzić Ani (mojej żonie) żałosnego widoku leżącego ciała zniszczonej przez życie kobiety. Mojej matki, oczywiście.
Dojechałem do miasta, kupiłem w kwiaciarni wiązankę - "Ostatnie pożegnanie". Niech ma - pomyślałem. Gdy wyszedłem z kwiaciarni, zaczął padać deszcz. A ja nie wziąłem parasola. "ku***!", pomyślałem i zaczałem karcić sam siebie - w myślach - że przyjazd tutaj nie był dobrym pomysłem. Przemogłem się, bo nie mogłem zawrócić. Nie przejechałem 500km tylko po to, by zaraz wracać.
Gdy wszedłem na cmentarz, nie było zbyt wielu osób. 15, może 20. Wszyscy przed kapliczką, ubrani w czarne stroje. Podszedłem bliżej. Stali moi dwaj bracia - w garniturach. Moja babcia z wujkiem i dwoma ciotkami. I znajomi. Paru znajomych. Niewielu. Może kilku? I kilka obcych osób. "Kompani kieliszka, co?", pomyślałem. Nie była to odpowiednia chwila na takie "przemyślenia", ale nic nie mogłem poradzić. Takie myśli same cisnęły mi się do głowy.
Idąc do kapliczki, gdzie trumna była jeszcze otwarta, po drodze skinąłem głową rodzinie. Chyba nie byli zadowoleni, niektórzy wręcz wyrażali oburzenie faktem mojego przybycia. Kij im w oko.
Byłem w kapliczce sam. I załamałem się. Kiedy zobaczyłem ją leżącą w bezruchu, z zamkniętymi oczami i brakiem wyrazu na twarzy, zdałem sobię sprawę z tego, że pomimo tego, jaka była za życia i co mi zrobiła - nigdy nie będę mógł nazwać jakiejkolwiek innej kobiety MATKĄ.
Coś we mnie pękło. Runąłem na marmurową posadzkę kaplicy i wydałem z siebie krzyk gorszy od zwierzęcego, donośny jak start jumbojeta. Wbiegło parę osób, by odciągnąć mnie od trumny. Nie dali rady. Nie mogłem pojąć, co się ze mną dzieje. Toczyła się we mnie największa walka w całym moim życiu. Z jednej strony pamięć o tym, co robiła i jaka była. Z drugiej strony pamięć i świadomość tego, że to moja matka. Wydała mnie na świat. Dała mi życie. Coś, co jest najcenniejsze. Nie wyrzuciła mnie przecież na śmietnik. Z trzeciej strony żal i rozgoryczenie. Przecież nie byłem przy niej przez ostatnie 6 lat. Kiedy odwiedziłem ją po raz ostatni uderzyłem ją w twarz. Poprosiła mnie wtedy o pieniądze. Rzuciłem jej 10 złotych, a ona odrzekła na to: "Ty sk***ysynu! To ja Cię całe życie wychowuję, a Ty zarabiając tysiące rzucasz własnej matce 10 złotych?! wy***rdalaj, żebym ja Cię więcej na oczy nie widziała!!!" Spełniłem jej ostatnie życzenie, jakie wypowiedziała za życia.
Deszcz moją rozpaczą
Chyba próbowałem oszukać sam siebie, że jej nienawidziłem. Przez kilka tygodni dźwięczały mi w uszach słowa mojego brata.
"Byłem ostatnio u matki. Wiesz, pytała się o Ciebie, co tam u Ciebie słychać, czy nie jesteś głodny i tak dalej. A wiesz, u niej było strasznie zimno. Rękawiczki i szalik trzeba było nosić. I nie miała co jeść. Spleśniały chleb miała tylko." Nie mogłem wytrzymać powtarzających się, wyimaginowanych słów matki: "Co tam u Ciebie, synku? Ten spleśniały chlebek jest pyszny! Na pewno pyszniejszy niż Twój dzisiejszy trzydaniowy, popołudniowy posiłek! I mam nadzieję, że Ci cieplutko. Ja tutaj marznę, wódka nie nadaje się do picia, bo też zamarzła. Ale Tobie chyba cieplutko, prawda? Mam nadzieję, synku!". "Synku". Nie mogłem tego znieść.
Gdy klęczałem nad jej trumną, którą właśnie zakopywali, wszyscy płakali. I nie patrzyli się na trumnę. Patrzyli się na mnie. Pomimo tego błota i deszczu, który z pewnością akompaniował mi w mojej rozpaczy, klęczałem i grzebałem rękami w ziemi, która była niezwykle słona od łez. Moich. Tylko moich. To jedyne, co mogłem jej dać w tej chwili.
Czas nie goi ran
Minął rok od kiedy pożegnąłem dość łzawo swoją matkę. Stoję nad jej grobem z pięknymi kwiatami. Ania trzyma w reklamówce kilka zniczy. Najdroższych. Moja córcia siedzi na ławce i wpatruje się w grób. Wie, że tutaj leży jej babcia...
...i wie, że była niezwykle dobrą kobietą...
źródło : http://wiadomosci.onet.pl...ku,artykul.html
Jagna - Nie 01 Lis, 2009 11:24
Poruszyło mnie. Wybaczenie, miłość, pamięć....
KICAJKA - Nie 01 Lis, 2009 17:03
Matkę ma się tylko jedną,jaka by nie była. Na prawdę poruszające.
Jacek - Nie 01 Lis, 2009 17:37
"Miłość daje ten kto ją nosi na sercu"
Bebetka - Nie 01 Lis, 2009 17:50
KICAJKA napisał/a: | Na prawdę poruszające. |
Mną poruszyło podwójnie...wszak mam dwóch synów i kiedyś też piłam
Ta opowieść otworzyła we mnie przykre wspomnienia, coś, co przepracowywałam na terapii - ale zabolało znowu może już nie tak mocno, ale jednak w takich chwilach, odczuwam ogromny żal, że nie można cofnąć czasu i oddać moim synom tych chwil, które zabrałam im przez moje picie
KICAJKA - Nie 01 Lis, 2009 18:39
Bebetka napisał/a: | Mną poruszyło podwójnie...wszak mam dwóch synów i kiedyś też piłam | [quote="Bebetka"]
Bebe Teraz już będzie dobrze - zobaczysz.
stiff - Nie 01 Lis, 2009 18:56
Bebetka napisał/a: | w takich chwilach, odczuwam ogromny żal, że nie można cofnąć czasu i oddać moim synom tych chwil, które zabrałam im przez moje picie |
Czasu niestety nie da sie cofnąć, ale każdego dnia mamy możliwość
dowieść, ze juz nie jesteśmy tymi samymi ludźmi, jak wtedy kiedy piliśmy...
Flandria - Nie 01 Lis, 2009 19:00
Bebetka napisał/a: | Minął rok od kiedy pożegnąłem dość łzawo swoją matkę. Stoję nad jej grobem z pięknymi kwiatami. Ania trzyma w reklamówce kilka zniczy. Najdroższych. Moja córcia siedzi na ławce i wpatruje się w grób. Wie, że tutaj leży jej babcia...
...i wie, że była niezwykle dobrą kobietą... |
są ludzie, którym uczucia można bezpiecznie okazywać dopiero po ich śmierci
są ludzie, którzy ranią tak bardzo, że ...
Bebetka - Nie 01 Lis, 2009 19:21
KICAJKA napisał/a: | Teraz już będzie dobrze - zobaczysz. |
Kicajko, jest dobrze i odczuwam to na każdym kroku. To co czasem słyszę od młodszego syna teraz, to miód na moje na serce
stiff napisał/a: | Czasu niestety nie da sie cofnąć, ale każdego dnia mamy możliwość
dowieść, ze juz nie jesteśmy tymi samymi ludźmi, jak wtedy kiedy piliśmy.. |
Stiff, to nie o to chodzi. Tak jak napisałam wyżej, jest teraz inaczej niz było kiedyś, jestem innym człowiekiem.....
Mimo to świadomość tego, że zafundowałam im kiedyś widok pijanej matki i przykre uczucia, jakich z pewnością doznawali, boli do dziś.
Tyle naczytałam się ostatnio o DDA i tym właśnie się martwię, że został im być może jakiś ślad w psychice....świadomość tego właśnie mnie boli
Teraz potrafię juz o tym mówić normalnie. Kiedyś to mnie tak bardzo bolało, że nie potrafiłam nawet wykrztusić z siebie ani słowa na ten temat. Milczałam i czułam tylko potworny wstyd z którym nie mogłam sobie nijak dać rady
Dopiero po terapii to się zaczęło zmieniać.....
Jacek - Nie 01 Lis, 2009 19:35
Bebetka napisał/a: | świadomość tego, że zafundowałam im kiedyś widok pijanej matki i przykre uczucia, jakich z pewnością doznawali |
słoneczko świeci każdego dnia
i cieszy każdego dnia
ale nigdy,tak bardzo,
jak cieszy po burzy
KICAJKA - Nie 01 Lis, 2009 19:54
Bebetka napisał/a: | Mimo to świadomość tego, że zafundowałam im kiedyś widok pijanej matki i przykre uczucia, jakich z pewnością doznawali, boli do dziś. |
Kochana,teraz masz możliwość aby wszystko nadrobić z nawiązką.To Twój czas i wierzę, że dobrze go wykorzystasz.
Niestety wielu brakło na to czasu,właśnie sobie uświadomiłam,że dziś przeszłam kilka cmentarzy z lampkami dla znajomych( uzależnionych) kilkunastu osób, którym tego czasu zabrakło.Więcej ich niż rodziny,zwłaszcza ciężko nam było z córcią u jej byłego chłopaka(brakło mu 4 dni do 21 urodzin).
jacek1954 - Pon 02 Lis, 2009 00:04
Pisałem kiedyś o moim ojcu. Może kiedyś napiszę o mamie, ale dziś tylko opiszę ....
Pewnego dnia moja matka bardzo ubliżyła mojej żonie , bardzo ja skrzywdziła. Powiedzieliśmy dośc tego , więcej już tak nie można. Pojechaliśmy do moich rodziców (jeszcze żyli oboje),aby tę sprawę załatwic raz na zawsze. Niestety moja mama była taką osoba że choćby sto osób powiedziało że trawa jest zielona to ona twierdziłaby że żółta. W trakcie wymiany zdań doskoczyła do mnie i trzasnęła w twarz. Momentalnie wróciły wspomnienia z dzieciństwa jak mnie tłukła i myśl ZNOWU napad szału i myśl nigdy więcej, a Ona znowu spróbowała. Chwyciłem ją za rękę podniosłem pięść i słowa " ty głupia stara kobieto jakbym Ci oddał to bym Cie mógł zabić"Straszne. A potem miałem zawał. Było mi bardzo żle, ale jedna myśl nie uderzyłem . Poszedłem do przyjaciela księdza. Długa spowiedź. A na święta poszedłem z opłatkiem do rodziców. Tylko nie przepraszaj bo nie masz za co powiedział przyjaciel ksiądz. to była moja ostatnia wizyta. Potem zobaczyłem ja martwą na podłodze w łazience-- serce. Popłakałem sobie i dopiero nad jej grobem mogłem spokojnie sobie z Nia porozmawiać, bo nie przerywała , nie krzyczała, nie skakała z rękami do bicia. powiedziałem jej wszystkie żale jakie do niej miałem, przeprosiłem i przebaczyłem. Miałem wtedy 7 lat trzeźwości sporo wiedzy ale czegoś mi jednak brakowało
rufio - Śro 04 Lis, 2009 11:01
U mnie nie ma takiej opcji - przebacz - w stosunku do staruszkow - nie wchodzi w rachube - jeszcze nie a czy kiedyś _
Jagna - Pon 09 Lis, 2009 13:50
rufio napisał/a: | U mnie nie ma takiej opcji - przebacz - w stosunku do staruszkow - nie wchodzi w rachube - jeszcze nie a czy kiedyś _ |
Nic nie musimy, ani przebaczac ani kochac , nawet rodziców.
Jednak chowanie w sobie urazy bardzo chamuje postęp, rozwój siebie, czasem uniemożliwia zdrowienie.
Pamiętam na warsztatach Hellingera zaskoczeniem dla mnie było właśnie to, że nic nie muszę- nie ma zadnego wybaczania, bo to stawianie się nad kims, ponad, patrzenie z góry.
A rodzice jacy by nie byli i co uczynili- dali nam życie, sa od nas starsi, nalezy im sie szacunek za nasze zycie, za nic wiecej- za nasze zycie- ten dar.
Ciężko było mi to przełknąć,wciąż gdzies tam z poczuciem żalu, ofiary...a jednak potrafiłam, oddałam mojemu ojcu szacunek, który mu się należy.
Oczywiscie dzialy sie inne rzeczy w sferze mentalnej, ale prowadzi to do jednego- uporządkowania, doprowadzenia do równowagi systemu rodzinnego, bo co juz sie stało - nie zmienimy, ale udawać ze nie było- to nie jest załatwienie sprawy.
Trzeba to "poruszyć" by móc z nową czystą energią kroczyć dalej, rozwijać sie, żyć radośnie- nareszcie.
evita - Wto 10 Lis, 2009 08:58
Mój tato nigdy nie pił ! Tzn pił ale w normalnych ilościach, że tak powiem okazjonalnie... Nigdy nie zdażyło mu się wejść do knajpki na piwko czy kielicha, nigdy nie wrócił z pracy na rauszu - taki niby chodzący ideał ! I takie też wszyscy wokół wyrobili sobie o nim zdanie ale prawda była dużo bardziej okrutna. Tato pochodzi z mazurskiej wioski, gdzieś w środku lasu, gdzie mają jakieś dziwne obyczaje wychowywania dzieci i pokazywania małżonkom gdzie jest ich miejsce. Ja jako ta najstarsza z dzieci przeżyłam na własnej skórze te systemy wychowawcze. Kary cielesne były dość dotkliwe bo siniaki na całym ciele były aż zanadto widoczne , tak że z ćwiczenia WF nici, a i moje szlachetne cztery litery często były pocięte tak rzemieniem, że mama opatrunki musiała mi robić ten ból był niczym w porównaniu z karą jaką otrzymywałam np za rozmowę przy jedzeniu tj zamykanie w ciemnej piwnicy gdzie w czasach gdy szczury w miastach to była normalka i takowe też tuż przy mnie piszczały, wiły się, dotykały mnie tego typu kary przechodziłam już od ok. 3 roku życia i początkowo poddawałam się z wielkim krzykiem, płaczem i błaganiem o litość . Później już z dumą przyjmowałam to co mnie ma spotkać i z nienawiścią spoglądałam w oczy mojemu oprawcy przez wiele lat moje go nastoletniego życia nie myślałam o moim ojcu inaczej jak o wieśniaku, który wyrwał się z puszczy, nieokrzesany burak i takie tam teraz nawet tak sobie myślę, że moje małżeństwo to była przede wszystkim chęć ucieczki z tego poprzedniego życia. Moje dzieci nigdy nie były bite choć nieraz pewnie by się im jakiś klaps przydał ale za bardzo pamiętałam moje ...
Po wielu latach mój tato stał się innym człowiekiem. Myślę, że to miłość i cierpliwość mojej mamy odmieniła go tak bardzo. Nie wyobrażam sobie teraz żeby ten co był moim oprawcą teraz podniósł głos na jakiekolwiek dziecko i nigdy nie podniósłby ręki. Promieniuje czułością i miłością do wnuków a mnie wita w swoich progach słowami :moja kochana córeczka przyjechała" . Nigdy z nim nie rozmawiałam na ten temat i nie wypominałam tych lat, których nie chcę pamiętać i mimo wszystko wybaczyłam ! Kocham go bardzo takim jaki jest teraz a wspomnienia są jak coś co przeżywał ktoś obok mnie a nie ja osobiście .
Flandria - Śro 11 Lis, 2009 17:18
przeczytałam to co napisałaś Evito i jestem wstrząśnięta
w pierwszej chwili byłam wręcz przerażona, w drugiej poczułam ogromną złość w stosunku do Twojego ojca
gdyby traktował w ten sposób osobę dorosłą - trafiłby pewnie do więzienia na długie miesiące a może i lata
gdyby próbował zrobić coś takiego osobie silniejszej od siebie - pewnie nieźle by mu się dostało, Ty byłaś bezbronna
to straszne co Ci zrobił
sabatka - Śro 11 Lis, 2009 17:32
evita napisał/a: | Nigdy z nim nie rozmawiałam na ten temat i nie wypominałam tych lat, |
ciężko wracać do przeszłości
jolkajolka - Śro 11 Lis, 2009 20:06
Mój ojciec niedawno umarł. Nosiłam się z zamiarem powiedzenia mu,jaki mam do niego żal i za co. Nie zdążyłam. Teraz czuję niedosyt i niesmak,że nie starczyło mi odwagi. A już za późno...
evita - Śro 11 Lis, 2009 20:10
jolkajolka napisał/a: | Mój ojciec niedawno umarł. Nosiłam się z zamiarem powiedzenia mu,jaki mam do niego żal i za co. Nie zdążyłam. Teraz czuję niedosyt i niesmak,że nie starczyło mi odwagi. A już za późno... |
a ja nie chcę wypominać tego mojemu ojcu ! i zdecydowanie nie chcę o tym rozmawiać ! wolę myśleć o tamtym tatusiu jak o kimś innym a ten obecny to mój prawdziwy przyjaciel i to on najbardziej popiera mnie w moich działaniach ! myślę, że on sam zrozumiał już dawno temu jaki popełnił błąd i stara się teraz nadrobić mi to w dwójnasób więc czy to już nie jest wystarczającym powodem, żeby starać się zapomnieć ? zapomnieć to może za dużo powiedziane - zbyt ciężko ale urazę schować w kieszeń - czemu nie
jolkajolka - Pon 16 Lis, 2009 20:58
Dziś znów straciłam bliską osobę. Echhh,plecie się los...Co prawda staruszka,ale przykrość...
Klara - Pon 16 Lis, 2009 22:00
Cytat: | Dziś znów straciłam bliską osobę |
Jagna - Wto 17 Lis, 2009 15:12
jolkajolka - Wto 17 Lis, 2009 19:53
Dzięki
|
|