To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Mój roczny ciąg

Mariusz - Nie 29 Lis, 2009 22:30
Temat postu: Mój roczny ciąg
Zaczęło się od nowego zlecenia, remont całego drewniaka i od jednego piwa… Tak chodząc sobie do pracy wypijałem jedno-dwa piwa dziennie przez pierwszy tydzień. Z czasem ilość tego systematycznie rosła – piwo rano, na śniadanie, w czasie pracy… Dochodziło do 6-7 piw dziennie. Nie widziałem żadnego problemu, było ciepłe lato, pracowałem na powietrzu. Na słabsze samopoczucie wypijałem sobie dalsze, acz małe dawki alkoholu, praca szła dobrze. Zacząłem kupować wódke, wydawało mi się to bardziej ekonomiczne – mniej latania po sklepach, szybciej kopie. Po miesiącu może dwóch zauważyłem, że gdy brak mi alkoholu pojawiają się u mnie lęki i drzenie rąk, znalazłem na to lekarstwo – alkohol, jednak by nie dopuszczać do tego samopoczucia robiłem sobie zapasy, żeby mieć co wypić w nocy, gdy się obudzę lub na rano. Trwało to u mnie rok czasu, czasami się upijałem na umur, robiłem sobie wolne, zmiejszałem dawki alkoholu, wszystko po to by wyglądać jako tako i mieć siłe do pracy. Po 6-7 miesiącach piłem już wódke z meliny i czysty spirytus. Kupowałem sobie 0.5 litra spirytusu na zapas do pracy. Pracowałem w zasadzie sam, piłem więc w samotności i nie dopuszczałem do kaca. Jednak byłem świadomy, że to musi się kiedyś skończyć. Pewnego dnia po blisko 12miesiącach picia miałem już dosyć i postanowiłem wyjść z ciągu,przeleżeć kilka dni i przetrwać objawy abstynencyjne. Wiedziałem co mnie czeka, przynajmniej tak mi się wydawało po lekturze w necie. Leżałem w łóżku ciągle się pociłem, byłem rozdrażniony,drżałem cały, przez głowę przechodziło mi tysiące myśli,nie mogłem spać. Nic nie jadłem, zresztą nie mogłem utrzymać łyżki w ręku bo wszystko rozlewałem, podobnie było z herbatą, ręce mi się tak trzęsły, że piłem gorzką bo nie mogłem jej sobie posłodzić. Ciągle bluźniłem pod nosem i kładłem się z powrotem do łóźka drżąc cały, serce tak mi waliło, że bałem się jakiegoś zawału lub czegoś podobnego. Odczuwałem skurcze na całym ciele, starałem się rozluźniać mięśnie, bałem się padaczki. Prosiłem żeby był ktoś w domu, żeby w razie co jeśli się gorzej poczuję to żeby wezwać pogotowie. Wiedziałem że muszę coś zjeść, piłem więc zupe z dużego na wpół wypełnionego kubka, żeby czasami nie porozlewać. Na drugi dzień tak mną rzucało, że szwagier pomagał mi wstać, pytał się ze zdziwieniem co mi jest, nic nie odpowiedziałem, zresztą nie miałem siły mówić bo strasznie się jąkałem. Nie chciałem żeby mnie ktoś oglądał, nawet gdy siostra i szwagier przynosili mi posiłki i napoje, starałem się nie patrzyć im w oczy, czułem się żenująco, widziałem w ich twarzach politowanie i złość, ja dorosły facet potrzebowałem pomocy jak małe nieporadne dziecko. Jedyne co mnie trzymało przy życiu to myśl, że to minie i mijało, lecz trzy dni i nieprzespane noce były dla mnie niekończącym się koszmarem. Czwartej nocy, gdy objawy abstynencyjne trochę ucichły i poczułem się troszkę lepiej, nagle włączyły mi się jakieś przewidzenia i halucynacje głosowe i wzrokowe. W głowie grała mi wciąż muzyka, której nie mogłem wyłączyć, zmieniałem tylko utwory jak w stacji radiowej i tak w kółko kilka godzin, na języku czułem narastającą pleśń którą drapałem i wyrzucałem z buzi, a ona na nowo odrastała, widziałem siostrę i szwagra, którzy odkurzali i sprzątali mój pokój, mimo, że nikogo nie było w pokoju, odczuwałem straszne lęki, słyszałem jak w rzeczywistości rozmowę moich rodziców o moim pijaństwie, trwało to wszystko do rana, nie pamiętam kiedy ale w końcu po czterech dniach zasnąłem.
Tak naprawdę to nie da się tego opisać jak się czułem, wiem że mało brakowało a mogłoby to się skończyć dla mnie tragicznie, nie zgłosiłem się na detoks bo się bałem i nie wiedziałem, że mogą być aż takie skutki uboczne nadmiernego picia alkoholu. Wcześniej zdarzały mi się może tylko 2-3 dniowe ciągi. Dużo mnie to jednak nie nauczyło, przerzuciłem się na leki, ale o tym może kiedy indziej…

Wiedźma - Nie 29 Lis, 2009 23:22

Roczny ciąg... No kolego, to rzeczywiście dałeś czadu! :szok:
Ja piłam nieprzerwanie najdłużej 2 tygodnie i już miałam zamiar umierać -
tak więc chylę czoła, że potrafiłeś wyjść z tego sam, bez interwencji lekarskiej.
Widocznie masz silny organizm, nie każdy by przetrzymał taki eksperyment :/

Później leki, powiadasz... Też to przerabiałam i do dziś czkawką mi się odbija :?
Chętnie poczytam dalszy ciąg Twojej opowieści.
Czekam z niecierpliwością.

damian - Pon 30 Lis, 2009 01:41

Niezla jazda.
Dlatego nie ma co, jeden za duzo - dziesiec za malo, nie moge dopuscic do wypicia pierwszej szklanki.
Bo pozniej wszystko ze zdwojona sila sie powtarza - zarowno picie jak i pozniejsze tzw. objawy abstynencyjne.
Pozdrawiam.

losowynick - Pon 30 Lis, 2009 01:57

No dokładnie straszny temat i lepiej nie próbować...
Mariusz - Pon 30 Lis, 2009 07:50

Wiedźma napisał/a:
tak więc chylę czoła, że potrafiłeś wyjść z tego sam, bez interwencji lekarskiej.
Widocznie masz silny organizm, nie każdy by przetrzymał taki eksperyment

Jestem wysportowaby, to fakt, sam się sobie dziwie, że jakoś ten rok przepracowałem. Ludzie zwracali mi uwagę, żebym nie pił, ja starałem się wykonywać swoją pracę dobrze(co mi się udawało), żeby się nie czepiali. Wiedzieli więc, że muszę sobie "golnąć" i wszystko będzie w porządku. A co do odstawiania samemu alkoholu, po dłuższym piciu odradzam wszystkim bez interwencji lekarza, zresztą dostałem niezłe opierdziel od terapeutki gdy powiedziałem, że sam chciałem się kurować 8|
damian napisał/a:
Bo pozniej wszystko ze zdwojona sila sie powtarza - zarowno picie jak i pozniejsze tzw. objawy abstynencyjne

No, no,pół roku później wystarczył miesiąc ciągu i doprowadziłem się do zbliżonego stanu, doszło do tego jeszcze totalne wycieńczenie fizyczne, ledwo co chodziłem. A później już terapia ;)
pozdrawiam

Jacek - Pon 30 Lis, 2009 09:04

Wiedźma napisał/a:
Ja piłam nieprzerwanie najdłużej 2 tygodnie i już miałam zamiar umierać

ja piłem podobnie ,to znaczy ciąg tygodniowy regenerowałem w weekendy
a od poniedziałku na nowo
w soboty umierałem,zaklinałem się że jusz nigdy więcej i wysłuchiwałem przymusowo i grzeczniutko swej drugiej połówki
i cała sobota była na to (jak to opisał Kulfi,trwało tak gdzieś do 16:00 )
i zaczynałem czuć odzyskiwane siły i mogłem dalej ,jednak respekt przed moją drugą połówką nie pozwalał - trza było czekać do poniedziałku ,na mus wyjścia do pracy
a najdziwniejsze było u mnie to że gdy w momencie zaprzestania picia (początek abstynencji) nie miałem takiego problemu - nie żeby wogle mnie puściło
ale nie czułem się aż tak fatalnie
może to myśl utraty rodziny na to miało wpływ
w każdym bądź razie leczyłem się tylko kawami

yuraa - Pon 30 Lis, 2009 09:21

duży szacunek Mariuszu , że sam z tego wyszedłeś, ja maksymalnie dochodziłem do miesięcznego ciągu ale objawy odstawienia podobne miałem- dużo mi sie przypomniało jak Twój opis czytałem. ludzie rozmawiający na temat co ze mną począć i jakis gościu w kapturze czarnym co się nie odzywał tylko stał i patrzył. co oczy otworzyłem to nikogo z gadających nie było a on stał przy drzwiach od balkonu i ta swiadomość że przecież jestem sam w domu a on stoi, siła nieczysta na trzecie piętro się wdrapał. oczy zamykam - gadać zaczynają i te diabelskei twarze przelatujące.
zasypiam- nasniło sie tyle że mozna by powieść napisać, na zegarek patrzę a tu dwie minuty minęły

horro, brrrrrr- nigdy więcej

jolkajolka - Pon 30 Lis, 2009 21:00

yuraa napisał/a:
oczy zamykam - gadać zaczynają i te diabelskei twarze przelatujące.
zasypiam- nasniło sie tyle że mozna by powieść napisać, na zegarek patrzę a tu dwie minuty minęły


Miałam identycznie,też mi we łbie gadało,muzyka grała i jakies pyski przed oczami. Horror. I jeszcze drobiazg- 2 ataki padaczki. I to po trzytygodniowym ciągu. Co by było po rocznym?Pozamiatane.

losowynick - Śro 02 Gru, 2009 01:38

Mariusz a łagodniejsze objawy ile u Ciebie jeszcze trwały?
evita - Śro 02 Gru, 2009 17:15

Jacek napisał/a:
ciąg tygodniowy regenerowałem w weekendy
a od poniedziałku na nowo

czyli między ciągami zdażały ci się Jacuś dwa dni bez alkoholu ?
czytam to wszystko co tu napisaliście i zaczynam inaczej spoglądać na picie mojego męża ! Bo jeśli między waszymi ciągami bywały jakieś dni trzeźwe to w przypadku mojego mena tego nie było od wielu lat ! Ciągiem nazywałam dni kiedy zapijał się do nieprzytomności po kilka razy dziennie , w czasie pomiędzy siedział wprawdzie w domu i chodził do pracy ale codziennie i tak był alkohol ! W pracy kilka piwek, po powrocie jeszcze ze dwa do obiadu a przed spaniem ćwiarteczka. Rozkładał to sobie w czasie i w takich ilościach, że nie bełkotał, nie awanturował się ani nie tracił równowagi, dla mnie to był jego czas trzeźwości . Teraz rozumiem dlaczego jego detoks po takim wieloletnim ciągu był aż tak burzliwy, że nawet lekarze się przestraszyli i bali się, że już nigdy nie odzyska zdrowia psychicznego :szok:

Wiedźma - Śro 02 Gru, 2009 18:02

Evito, ciągiem jest codzienne picie, nawet niewielkiej ilości alkoholu, niekoniecznie upijanie się.
Owo słynne niedopuszczanie do kaca (a raczej do zespołu abstynencyjnego).
Alkoholik musi wówczas dostarczać sobie określoną ilość alkoholu
(często nad tą ilością zdoła nawet przez dość długi czas panować),
żeby móc względnie normalnie funkcjonować - chodzić do pracy, zachowywać pozory normalności.
A nawet jeden czy dwa dni przerwy w wielodniowym piciu nie oznacza przerwy w ciągu,
bo skutki długotrwałego i nadmiernego picia utrzymują się wtedy ciągle w organizmie.
Jeżeli alkoholik próbuje przerwać ciąg, męczy się z kacem przez dzień, dwa,
aż w końcu nie wytrzymuje i sięga po klina - to jakiż to przerwany ciąg?
To zaledwie lekkie krótkotrwałe ograniczenie picia podczas tego samego ciągu.
Czasem słyszy się o rocznym czy kilkuletnim ciągu - gdyby delikwent przez cały ten czas upijał się codziennie,
albo nawet kilka razy dziennie jak Twój mąż - to nie wyobrażam sobie takiego organizmu,
który by wytrzymał ten eksperyment i wyszedł z niego żywym. Z resztą nie wiem, może by i przeżył,
ale już tylko na poziomie psychiatryka lub rynsztoka - bez biletu powrotnego :/

evita - Śro 02 Gru, 2009 18:07

wobec tego mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że mój mąż miał ciąg przynajmniej 10-letni a może i więcej bo nawet nie pamiętam czy miał choćby dwudniowe przerwy :( nawet do ślubu szedł na rauszu bo , jak to powiedział, musiał sobie walnąć setę na odwagę ! Jak się dowiedziałam co go spotkało na detoksie to byłam nieomalże pewna, że w ten sposób zareagował na jakieś leki i stąd też panika lekarzy, bo się pomylili w dawkowaniu , a tu proszę !!! Trzeźwość byłaby go zabiła !
evita - Śro 02 Gru, 2009 18:10

webmariusz napisał/a:
nagle włączyły mi się jakieś przewidzenia i halucynacje głosowe i wzrokowe.

znam to tylko z opowieści moje męża , wyobrażam sobie co przeżyłeś :(
nigdy więcej nie dopuśc do tego !!!

Wiedźma - Śro 02 Gru, 2009 18:29

evita napisał/a:
Trzeźwość byłaby go zabiła !

To się niestety zdarza. Może nie tyle trzeźwość zabija, co odebranie środka chemicznego
włączonego w metabolizm organizmu i niezbędnego do utrzymywania funkcji życiowych :/

Wiedźma - Śro 02 Gru, 2009 18:32

Dziesięcioletni ciąg! :szok:
Nic dziwnego, że detoks miał dramatyczny przebieg!
Szczęście, że jednak udało się lekarzom uratować Twojego męża,
bez ich pomocy pewnie zakończyłoby się to tragicznie.

evita - Śro 02 Gru, 2009 18:33

Wiedźma napisał/a:
odebranie środka chemicznego
włączonego w metabolizm organizmu i niezbędnego do utrzymywania funkcji życiowych

jednak ten świat i życie na nim jest popier***** :/ jakby nie mogło być normalnie i równo dla wszystkich :nerwus:

Ksenia34 - Śro 02 Gru, 2009 21:58

Roczny ciag to naprawde dlugo.Moj najdluzszy to w sumie 3 tyg,ale tak jak wiedzma napisala mialam jedno lub dwu dniowe przerwy.najgorszy byl rok temu w swieta wlasnie,i dzieki ze napisales ten tekst bo przypomnialam sobie swoje objawy,chociaz nie mialam wszystkich.Wiem tylko jedno,ze za kazdym zapiciem ciagi sa dluzsze i coraz gorsze,nie ma zadnej uciechy z picia.Nie chce do tego wracac,moje zycie teraz jest dobre,sa chwile zwatpienia ale nie widze siebie juz jako pijaca,zrobie wszystko aby do tego nie wrocic.
Mariusz - Nie 06 Gru, 2009 03:57

losowynick napisał/a:
Mariusz a łagodniejsze objawy ile u Ciebie jeszcze trwały?


po czterech dniach jeszcze chyba 5 dni trwały lżejsze objawy odstawienia - drżenie rąk, małe lęki i bałagan w głowie, później znów powoli zaczynałem się podleczać alkoholem...

[/quote]

stiff - Nie 06 Gru, 2009 09:45

webmariusz napisał/a:
losowynick napisał/a:
Mariusz a łagodniejsze objawy ile u Ciebie jeszcze trwały?


po czterech dniach jeszcze chyba 5 dni trwały lżejsze objawy odstawienia - drżenie rąk, małe lęki i bałagan w głowie, później znów powoli zaczynałem się podleczać alkoholem...

[/quote]
Na tym to polega u alko, ze kiedy sie podleczy, to zapomina jak sie skończyło
ostatnie picie i wraca do poprzedniego stanu...

Mariusz - Nie 06 Gru, 2009 22:15

No tu akurat w moim przypadku tym podleczeniem nie wpadłem w kolejny ciąg. Piłem dużo mniej,można powiedzieć sporadycznie. Brałem na początku leki na uspokojenie i trafiła mi się przyjemna robota, gdzie nie potrzebowałem dopalaczy. Po dwóch tygodniach leki odstawiłem, piłem mało, pamiętałem co się ze mną działo po rocznym ciągu. Wszystko trwało kilka miesięcy i wydawało się, że idzie ku dobremu. Niestety później zacząłem znowu wpadać w ciągi, może mniejsze lecz alkohol pomagał mi w trudnych sytuacjach, przed pracą, na śniadanie, przed snem. Trochę powstrzymywała mnie praca. W końcu bodajże po roku wpadłem w miesięczny ciąg bezprzerwy... i zdecydowałem się na terapie, ale to już inna historia.
losowynick - Pon 07 Gru, 2009 01:08

Mariusz tak to jest prędzej czy później alko nas na glebę. Oczywiście chyba że nie sięgnie się po tego pierwszego czy tam pierwsze (piwo).

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group