To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Budowanie granic

konformistka - Pią 05 Lut, 2010 13:03
Temat postu: Budowanie granic
Jak to jest u Was z granicami? Czy po terapii wiecie co jest normą, umiecie tworzyć granice i zmusić otoczenie do ich przestrzegania?
Muszę przyznać, że nie wiem jakie zachowanie jest normalne.
Czuję się źle jak ktoś w rozmowie ze mną podnosi głos wmawiając mi, że nie mam racji a moje argumenty są idiotyczne. Może moje argumenty nie trafiają rozmówcy do przekonania ale wrzeszczenie z tego powodu i używanie deprecjonujących epitetów chyba nie jest normalnym zjawiskiem w rozmowie? A może jest i powinnam przejść nad tym do porządku dziennego?

pietruszka - Pią 05 Lut, 2010 13:52

konformistka napisał/a:
nie wiem jakie zachowanie jest normalne.

No, miałam podobnie... Bo normalności też musiałam się nauczyć, a raczej od nowa określić, co dla mnie tą "normalnością" jest a co nie. Bo chyba każdy ma swoją definicję "normalności". No i na nowo nauczyłam się stawiać granice. Dawać sobie prawa do określonych zachowań.
Dla mnie dobrym wyznacznikiem, czy ktoś (lub coś) przekracza moje granice jest, to co czuję. Jeśli czuję złość, to najczęściej właśnie z tego powodu. Czasem dobrze podpowiadają mi lęk, wstyd... No i tak krok po kroczku uczyłam się nowych zachowań, by się bronić przed wtargnięciem kogoś i podeptaniem swoich wartości. Na początku było ciężko i kulawo.. Nawet proste powiedzenie "NIE" przychodziło mi z trudem... Grzęzło w ustach.Ale mieliśmy dużo ćwiczeń podczas terapii i warsztatów i dużo "zadań domowych" do przećwiczenia w realnym świecie.
Skłamałabym, że zawsze i wszędzie udaje mi się ta obrona "własnych granic". Wciąż się uczę... Ale jakbym miało określić siebie? Średniozaawansowana :)

konformistka - Pią 05 Lut, 2010 14:14

Cytat:
Dla mnie dobrym wyznacznikiem, czy ktoś (lub coś) przekracza moje granice jest, to co czuję.

Ja nie wiem czy mogę się na tym opierać. Miałam takie przypadki, że reagowałam zbyt emocjonalnie co nie wychodziło mi na dobre. Dlatego teraz zanim zareaguję zastanawiam się czy moje emocje mają podstawy w faktach, co mnie uraziło i czy to jest normalne.
I zaczynam się gubić, zwłaszcza jak osoba, która jak mi się wydaje przekroczyła moje granice zachowuje się jakby nic się nie stało. Zaczynam myśleć czy nie wyolbrzymiam.
Zauważyłam jednak, że przejście nad taką sytuacją do porządku dziennego sprawia, że następnym razem jest jeszcze gorzej, tzn. intruz posuwa się jeszcze dalej.
Jak to mówią "Na pochyłe drzewo każda koza skacze".

Pietruszko, na jaką terapię chodziłaś?

pietruszka - Pią 05 Lut, 2010 14:47

konformistka napisał/a:
zbyt emocjonalnie


ha... to też mi się zdarza... pomimo, że właściwie tej chronicznej złości się pozbyłam (kiedyś byłam tak naładowana, że wystarczyła iskierka...i .... ). Teraz, jeśli mi się zdarzają takie emocjonalnie wyolbrzymione reakcje to najczęściej coś jest na rzeczy do przepracowania... na przykład tak miałam jeżeli chodziło o moje palenie - reagowałam wyjątkowo paskudnie, kiedy ktoś atakował mój nałóg... No... ale to już przeszłość... Nie palę od ponad roku... Czasem, kiedy nie zadbam wystarczająco o siebie, jestem przemęczona, popadam w jakieś dołki, itp.... tez mi się zdarza "nad-reagować" i po prostu traktuję to jako sygnał do działania... Na przykład zadbania o bardziej regularny sen...

konformistka napisał/a:
Pietruszko, na jaką terapię chodziłaś?

Wpierw na grupę edukacyjną dla współuzależnionych, potem terapia pogłębiona dla koali, potem tzw. grupa uczucia dla współuzależnionych, a oprócz tego warsztaty (u nas odbywało się to w formie takich weekendowych maratonów) asertywność, stres i techniki relaksacyjne, praca nad złością, poczucie własnej wartości, potem grupa wsparcia z udziałem psychologa (dla tych po terapii), gdzie też przez kilka miesięcy mała powtórka z asertywności, oprócz tego dość intensywnie przez pierwsze 2 lata indywidualna terapia (współuzależnienie i DDD). Teraz od czasu do czasu (w razie jakiś większych problemów) zaglądam do mojej terapeutki. No i cały czas Al-anon.

Jak teraz to napisałam... to właściwie dopiero zauważyłam, że sporo tego było. Aż mi się nie chce wierzyć, że miałam (i mam :) ) w sobie tyle konsekwencji... Ale żyje mi się nieporównanie lepiej...

konformistka - Pią 05 Lut, 2010 14:53

Cytat:
Jak teraz to napisałam... to właściwie dopiero zauważyłam, że sporo tego było

Widaś zaczęłaś wcześniej niż ja bo dopiero przymierzam się do pierwszej.
Już Cię nie dogonię bo jesteśmy w tym samym wieku ale na różnych etapach.
Zadroszę Ci tej konsekwencji i determinacji.

pietruszka - Pią 05 Lut, 2010 15:13

konformistka napisał/a:
Widaś zaczęłaś wcześniej niż ja

No to było ponad 4 lata temu... Ale ten czas przeleciał... A pierwsze kroki to były jeszcze na starym forum SOS... Niektórzy jeszcze pewnie pamiętają tamto forum...

Ty mi nie zazdrość... tylko do roboty... Uwierz mi.... warto.
A kto wie... Terapia to nie gonitwa... Nie wygrywa jeden koń.... wygrywają wszyscy, którzy dadzą sobie szansę i nadzieję na zmianę...

konformistka napisał/a:
konsekwencji i determinacji.

Wiesz, co sobie powtarzałam przez pierwszy rok? Niech to będzie ta jedna rzecz , pierwsza rzecz w Twoim życiu, którą doprowadzisz do końca. Bo ja raczej z tych niekończących... Ale jak widać, można w sobie coś przełamać... A potem to i nawet palenie rzuciłam... cg45g

konformistka - Pią 05 Lut, 2010 15:24

Gratulacje :brawo:

Wiesz, jak czytam te wszystkie posty zachwalające terapię to ogarnia mnie niedowierzenie.
Zupełnie jak tytuł książki, który mi się kiedyś rzucił w oczy "Kochaj siebie a nieważne z kim się zwiążesz".
Nagle stanie się cud i alkoholik zacznie szanować moje granice fizyczne i psychiczne? Stanę się dobrą matką?

KICAJKA - Pią 05 Lut, 2010 15:43

konformistka napisał/a:
Nagle stanie się cud i alkoholik zacznie szanować moje granice fizyczne i psychiczne? Stanę się dobrą matką?
Ja nie szukałam pomocy po to,że on przestanie pić-mnie chodziło o to by nauczyć się inaczej żyć i jak radzić sobie z problemem w domu. :skromny: Również dlatego,że miało urodzić się długo wyczekiwane dziecko,któremu chciałam zapewnić normalny dom :)
konformistka - Pią 05 Lut, 2010 15:48

Ja też nie szukam pomocy po to, żeby on przestał pić.
W chwili obecnej jego życie nic mnie już nie obchodzi bo nic do niego nie czuję.
Ale to on wkracza w moje granice. Obraża mnie i wykorzystuje swoją fizyczną przewagę.
I nie chce mi się wierzyć, że moja miłość własna wywrze pozytywny wpływ na drugą osobę na tyle, żeby nagle zaczął mnie szanować.

pietruszka - Pią 05 Lut, 2010 15:50

konformistka napisał/a:
Nagle stanie się cud i alkoholik zacznie szanować moje granice fizyczne i psychiczne?

No... na pewno nie nagle...To trochę trwa i to jest wbrew pozorom spory wysiłek ze strony osoby terapeutyzowanej :) No i zmieniać się masz Ty, a nie alkoholik:) czy ktokolwiek inny...
A jak w środku, w Tobie nastąpi zmiana (na przykład odrzucisz szkodliwe dla Ciebie przekonania) to i zmienią się Twoje reakcje. Na przykład jeżeli dasz sobie prawo do nieodbierania telefonów po 22.00 (bo taki masz kaprys i masz prawo do takich kaprysów) i wewnętrznie poczujesz się OK z tą zasadą, to nie będziesz miała problemów, kiedy ktoś będzie chciał Ciebie wpędzić z tego powodu w poczucie winy (na przykład: Jak to telefonów od własnej/ego (tu wpisz matki, ojca, męża, szefa) nie odbierasz? Nie... Nie odbieram... I już... Za 10-tym razem jest szansa, że zadzwonią przed 22-gą. No to w końcu oni najczęściej mają jakiś interes do Ciebie... Ale będą i tacy co są niereformowalni. Wtedy o 22-giej wyłączasz telefon i ze spokojem kładziesz się spać...

Cytat:
Stanę się dobrą matką?
Niestety mamą nie jestem :( (widzisz w tym względzie to mnie przegoniłaś;)) Ale u nas były też warsztaty dla rodziców. I z tego, co słyszę od koleżanek, wystarcza być DOSTATECZNIE DOBRĄ MATKĄ. Ale w tym temacie nie jestem zbyt kompetentna... Chyba, że jako DDD, z pozycji dziecka...

Ja sobie bardzo chwalę terapię, ot pozwoliłam sobie pomóc, ale też nie byłam bierną słuchaczką, mojej pracy to też wymagało... Bałam się, że na siłę ulepią ze mnie nowego człowieka, że się jakoś diametralnie zmienię... Ale to nie tak.. Ot po prostu nauczyłam się lepiej i wyraźniej żyć.

pietruszka - Pią 05 Lut, 2010 15:52

konformistka napisał/a:
Ale to on wkracza w moje granice. Obraża mnie i wykorzystuje swoją fizyczną przewagę

Ale Ty na to pozwalasz... nie broniąc się.
A obrażanie i wykorzystywanie fizycznej przewagi jest przemocą. PRZEMOCĄ.

KICAJKA - Pią 05 Lut, 2010 16:02

konformistka napisał/a:
I nie chce mi się wierzyć, że moja miłość własna wywrze pozytywny wpływ na drugą osobę na tyle, żeby nagle zaczął mnie szanować.
Ja nauczyłam się,sama siebie szanować i nie pozwalać nikomu na to by mnie nie szanowano.Wróciłam do tego co wyniosłam z domu (a przez głupią chęć pomocy zatraciłam),ludzie nie muszą mnie lubić ale muszą szanować :skromny: Wszelkie nauki przenosiłam na grunt domowy w stosunku do córki aby być jak najlepszą matką -myślę,że trochę mi się udało. :mysli: :tak: :)
Klara - Pią 05 Lut, 2010 16:39

pietruszka napisał/a:
A pierwsze kroki to były jeszcze na starym forum SOS... Niektórzy jeszcze pewnie pamiętają tamto forum...

Pamiętam, że Twój nick wziął się z tego, że właśnie podjęłaś decyzję, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy zdecydowałaś się odejść od alkoholika, czy pójść na terapię.
Obstawiam to pierwsze :)
konformistka napisał/a:
Ale to on wkracza w moje granice. Obraża mnie i wykorzystuje swoją fizyczną przewagę.

Tu - niestety - trzeba się czasami podeprzeć siłami z zewnątrz. Myślę o policji.
pietruszka napisał/a:
wystarcza być DOSTATECZNIE DOBRĄ MATKĄ

...i jak najwięcej rozmawiać z latoroślą, przy czym niekoniecznie musi być obustronna zgoda. Ważne jest, aby wzajemnie wiedzieć o sobie jak najwięcej.

Tomoe - Pią 05 Lut, 2010 17:57

pietruszka napisał/a:

A obrażanie i wykorzystywanie fizycznej przewagi jest przemocą. PRZEMOCĄ.

A przemoc jest PRZESTĘPSTWEM.

pietruszka - Pią 05 Lut, 2010 21:59

Klara napisał/a:
Pamiętam, że Twój nick wziął się z tego, że właśnie podjęłaś decyzję, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy zdecydowałaś się odejść od alkoholika, czy pójść na terapię.
Obstawiam to pierwsze :)

I dobrze Klaro obstawiasz :) Ja nawet pamiętam tytuł mojego wątku: "Chcę odejść, a właściwie go wyrzucić". Ale byłam wtedy zakręcona :szok:
No i tak to się potoczyło, że zamiast wyrzucić alkoholika (a naprawdę chciałam) poszłam, na Al-anon i na terapię, a chłop uznał, że nie ma innego wyjścia i też poszedł na terapię. No to go nie wyrzuciłam... A na terapii to go już naprostowali :wysmiewacz: W domu nie miał też lekko :wysmiewacz: Ja zresztą też :szok:
No ale nick "nomen-omen" zobowiązywał do działania, słowo się rzekło, kobyłka u płota... :wysmiewacz: COŚ trzeba było zrobić...

I tak sobie trzeźwiejemy razem oboje...

Kulfon - Pią 05 Lut, 2010 22:07

pietruszka napisał/a:
I tak sobie trzeźwiejemy razem oboje...
:kciuki:
pterodaktyll - Pią 05 Lut, 2010 22:30

pietruszka napisał/a:

I tak sobie trzeźwiejemy razem oboje...

Był sobie dziad i baba
Bardzo trzeźwi oboje........... :lol2:

koka - Pią 05 Lut, 2010 22:48

A czy można się uzależnić od ...terapii?
pterodaktyll - Pią 05 Lut, 2010 22:50

Cytat:
A czy można się uzależnić od ...terapii?

Uważam, że w pewien sposób można

Kulfon - Pią 05 Lut, 2010 22:53

Koka chodzi ci o to czy mozna dostac hopla na punkcie terapii?? :mysli:
koka - Pią 05 Lut, 2010 22:56

Mniej więcej, mam wrażenie, ze co niektórzy są uzależnieni. Pewnie to niegroźne, chociaż...
Nie mówię o alkoholikach, bo na tym się nie znam.

pterodaktyll - Pią 05 Lut, 2010 22:59

koka napisał/a:
mam wrażenie, ze co niektórzy są uzależnieni. Pewnie to niegroźne, chociaż...

Owszem znam takich. Wbrew pozorom jest to dosyć groźne

Kulfon - Pią 05 Lut, 2010 23:03

"suma wszystkich nalogow jest zawsze rowna sobie"

taka mysl przed snem :skromny:

CieplejMoczy dsg45t

koka - Pią 05 Lut, 2010 23:06

Idę na terapię, Poznaję fajnych ludzi. Otwiera się w mojej głowie wszystko, już wiem czemu mam takie życie a nie inne, jestm DDA, już wiem skąd taki mąż, wzorce z przeszłości, już wiem jak mam żyć, kochać siebie i tylko siebie, bo ja jestem najważniejsza, tylko ja sie liczę...Wiem, bo inni mi to powiedzieli, zrobili mi pranie mózgu, tak jak do tej pory robił to mąż, albo ja sama sobie to robiłam, ale teraz już wiem, ja jestem najważniejsza i chocby sie waliło i paliło krzyczę ze jestem szczęśliwa.
Hmmm, nie najlepiej to wygląda :) .

Kulfon - Pią 05 Lut, 2010 23:08

koka napisał/a:
Idę na terapię, Poznaję fajnych ludzi. Otwiera się w mojej głowie wszystko, już wiem czemu mam takie życie a nie inne, jestm DDA, już wiem skąd taki mąż, wzorce z przeszłości, już wiem jak mam żyć, kochać siebie i tylko siebie, bo ja jestem najważniejsza, tylko ja sie liczę...Wiem, bo inni mi to powiedzieli, zrobili mi pranie mózgu, tak jak do tej pory robił to mąż, albo ja sama sobie to robiłam, ale teraz już wiem, ja jestem najważniejsza i chocby sie waliło i paliło krzyczę ze jestem szczęśliwa.
Hmmm, nie najlepiej to wygląda :) .


jestesmy tacy jak nasze mysli ;)

pterodaktyll - Pią 05 Lut, 2010 23:09

koka napisał/a:
teraz już wiem, ja jestem najważniejsza i chocby sie waliło i paliło krzyczę ze jestem szczęśliwa.

Obawiam się, że to nie do końca jest tak :szok:

koka - Pią 05 Lut, 2010 23:09

ok, już daję spokój :) .
pietruszka - Pią 05 Lut, 2010 23:37

koka napisał/a:
tylko ja sie liczę...

Bez przesady nie znam współuzaleznionej, która ze swej nadopiekuńczości i chęci przytulenia do serducha całego świata wpadła w drugą skrajność: totalny egoizm, no chyba, że jeszcze w niej drzemie tak silna chęć odwetu... :szok: że nawet po trupach, ale zapłaci z nawiązką

Cytat:
Wiem, bo inni mi to powiedzieli,

raczej jest odwrotnie: coraz mniej podatna jestem na to, co inni próbują mi wmówić i wyleczyłam sie z syndromu "A co ludzie powiedzą?"

Cytat:
zrobili mi pranie mózgu,

Jeśli już to pozwoliłam sobie zrobić pranie mózgu , bez mojej zgody nikt mi prania nie będzie robił, nawet prania mózgu... Jeszcze mi tam wybielacza wleją i się święta zrobię i co ja wtedy biedna pocznę :krzyk:

Cytat:
chocby sie waliło i paliło krzyczę ze jestem szczęśliwa.
Eee tam, bez przesady... Ja naprawdę cieszę się z tego, co mam. Jedynie nie mam pracy... Ale to mały pikuś, nie z takimi potworami sobie radziliśmy... A jak zaczyna się walić to sobie popłaczę... A tego właściwie nie umiałam...

Cytat:
Hmmm, nie najlepiej to wygląda :) .


Ja tam dobrze całkiem wyglądam :skromny: :wysmiewacz:
U mnie terapia trwała niecałe dwa lata, teraz po roku umówiłam się z terapeutką, kiedy dopadł mnie kryzys związany z utratą pracy... Ot musiałam sobie w głowie poukładać na nowo... Ostatni raz byłam bodajże w październiku 2008 roku. Fakt, ze terapia jest taką podpórką w życiu, potem jest ciężka samodzielna orka na ugorze... :foch: Ot, życie... Ale życie, a nie życie w kokonie alkoholizmu innej osoby.

koka - Sob 06 Lut, 2010 08:06

Dzieki pietruszko. Nie pisałam o kimś, tylko o sobie, jak sobie to wyobrażam. Trochę przejaskrawiłam, ale świadomie, myślałam ze będzie jaśniej.
pietruszka napisał/a:
nie znam współuzaleznionej, która ze swej nadopiekuńczości i chęci przytulenia do serducha całego świata

..........nie tylko współuzależnione tak mają, to charakter, mam wrażenie terapia ma na wszystko odpowiedż, tymczasem jak świat światem ludzie mają słabszy czy twardy charakter, są nadopiekuńczy czy samolubni, związki są udane, albo całkiem źle dobrane. Po prostu nie mogę uwierzyć ze na to wszystko jest odpowiedź - jesteś DDA, DDD, współuzależniona...Jeśli tak by było to całe wcześniejsze pokolenia były jakieś DD, ciekawe co wymyślą dla naszych wnuków.

stiff - Sob 06 Lut, 2010 08:24

koka napisał/a:
związki są udane, albo całkiem źle dobrane.

Nie do końca tak jest, ponieważ na wszystko trzeba sobie zapracować,
podobnie jak z pozostałymi elementami naszego życia... :roll:
Udany związek to suma kompromisów, zdrowych kompromisów dodam...
Jeżeli wyznacznikiem dobrego związku maja być bohaterowie
Harlekinów, to jest to nieosiągalne, bo zdarzyć sie może raz na milion
lub jeszcze rzadziej, taka książkowa miłość...
Wszystkie tego typu terapie jak sadze maja nam uzmysłowić
jak niezbędne sa kompromisy, aby normalnie funkcjonować... :roll:
Jest tylko jeden warunek do spełnienia, tego muszą być świadome
wszystkie zainteresowane strony, inaczej nie ma szans na porozumienie...

pietruszka - Sob 06 Lut, 2010 11:51

koka napisał/a:
tylko o sobie, jak sobie to wyobrażam


Koka, ja się bałam terapii, bałam jak diabeł święconej wody... Że mi tam tak poprzestawiają tam w głowie... że to już nie będę ja, tylko ktoś inny... Rozumiem Twoje obawy, bo sama je miałam...
koka napisał/a:
Po prostu nie mogę uwierzyć ze na to wszystko jest odpowiedź - jesteś DDA, DDD, współuzależniona...


Nie, tak dobrze to nie ma... Ale pamiętam jeszcze jak się buntowałam, że ja wcale nie taka szablonowa współuzależniona... ja... ja? ja jestem INNA. A potem odkrywałam, że łączy mnie coś niewyobrażalnego z tymi wszystkim babeczkami, z którymi miałam okazję poterapeutyzować się wspólnie... Byłyśmy tak podobne w swoich zachowaniach, reakcjach, ze aż strach... Ale potem, kiedy powolutku wytrząsano nam z główek to nasze współuzależnienie rozkwitały kobietki jak kwiaty, jedyne, wyjątkowe... napatrzyłam się cudów... oj napatrzyłam...

Cytat:
ciekawe co wymyślą dla naszych wnuków.

No z pokolenia na pokolenia, jeśli utrzyma się takie tempo rozwoju technologicznego ludzkości, tempo życia i zanik więzi międzyludzkich... To kto wie? Całym podłożem (jak ja uważam) dzisiejszych kłopotów są zaburzenia emocjonalne. Po prostu nasze mózgi nie nadążają emocjonalnie za zmianami, które sami sobie ściągnęliśmy na kark...

Po prosty nadal reagujemy, jakby nas pterodaktyl :wysmiewacz: gonił :rotfl:

Pozdrawiam Koka:)

pterodaktyll - Sob 06 Lut, 2010 13:04

pietruszka napisał/a:
reagujemy, jakby nas pterodaktyl :wysmiewacz: gonił

Zdaje się, że rzeczywiście będę musiał...... :uoee:

pietruszka - Sob 06 Lut, 2010 13:13

pterodaktyll napisał/a:
pietruszka napisał/a:
reagujemy, jakby nas pterodaktyl :wysmiewacz: gonił

Zdaje się, że rzeczywiście będę musiał...... :uoee:

cześć Pteruś fny

pterodaktyll - Sob 06 Lut, 2010 13:15

pietruszka napisał/a:
cześć Pteruś
Cześć Pietruszko miła ;)
konformistka - Sob 06 Lut, 2010 15:53

Cytat:
Ale potem, kiedy powolutku wytrząsano nam z główek to nasze współuzależnienie rozkwitały kobietki jak kwiaty, jedyne, wyjątkowe... napatrzyłam się cudów... oj napatrzyłam...

Byłam na pierwszym spotkaniu z psychoterapeutką od współuzależnień. Myślałam, że po tym spotkaniu będę już wiedziała czy chcę uczestniczyć w tej terapii czy nie.
Wyszłam trochę rozczarowana bo w dalszym ciągu się waham.
Kobieta (raczej z typów które na pierwszy rzut oka nie wzbudzają mojej sympatii) w rozmowie okazała się dość konkretna i nie wzbudziła mojej niechęci. Jednak chyba spodziewałam się, że mnie jakoś zachęci do tej terapii a nic takiego się nie stało.
Porozmawiałyśmy o małżonku, dzieciach, teściach i warunkach zewnętrznych, trochę o ponoszeniu konsekwencji przez alkoholika (co sama wiem) i to by było na tyle.
Powiedziała tylko żebym się zastanowiła a ja nic innego nie robię od roku, tylko się zastanawiam. :)

Klara - Sob 06 Lut, 2010 16:24

konformistka napisał/a:
Wyszłam trochę rozczarowana bo w dalszym ciągu się waham.

Jak tak czytam to co piszesz, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Twój nick nie jest adekwatny do stanu Twoich emocji.
Bardziej byś mi pasowała jako: Nonkonformistka ;) :mgreen:
konformistka napisał/a:
spodziewałam się, że mnie jakoś zachęci do tej terapii a nic takiego się nie stało.

Jeżeli potrzebujesz zachęty, to może jeszcze nie osiągnęłaś swojego dna? :shock:

konformistka - Sob 06 Lut, 2010 16:44

Cytat:
Bardziej byś mi pasowała jako: Nonkonformistka

Wiesz, Klaro, nie lubię konformizmu.
Ale wyczytałam kiedyś w pewnej psychologicznej książce, że cechy, które u innych nas rażą są ukryte w nas samych tylko się do nich nie przyznajemy.
Więc zaczęłam się zastanawiać czy sama nie jestem konformistką. Żeby się przyzwyczaić do myśli, że może jednak jestem, przyjęłam taki nick. :)

Cytat:
Jeżeli potrzebujesz zachęty, to może jeszcze nie osiągnęłaś swojego dna?

Może nie osiągnęłam. Wiesz, jak porównuję sceny, których byłam świadkiem w dzieciństwie do tych, w których teraz uczestniczę to wydaje mi się, że nie jest najgorzej. Ale nie chcę czekać aż osiągnę dno. Nie chcę przez następne 30-40 czy 50 lat (jestem z rodziny kobiet długowiecznych :) ) żyć tak jak teraz. Nie chcę żeby dzieci powielały moje schematy i wybory. Myślę, że jeszcze nie jest za późno, żeby temu zapobiec.

Klara - Sob 06 Lut, 2010 16:48

konformistka napisał/a:
Ale nie chcę czekać aż osiągnę dno.

No to masz dostatecznie mocną motywację, żeby zacząć (i skończyć) terapię, więc nie rozumiem, czemu to czekasz na zachętę ze strony terapeutki no i tak jakoś sama siebie zniechęcasz już po pierwszym spotkaniu? :D

pietruszka - Sob 06 Lut, 2010 16:56

konformistka napisał/a:
jeszcze nie jest za późno

Fajnie się Ciebie czyta Konformistko :) Chcesz sobie pomóc... taka jakaś siła przebija z Twoich postów i determinacja.

Tak w ogóle to gratuluję tego, że
konformistka napisał/a:
Byłam na pierwszym spotkaniu z psychoterapeutką od współuzależnień.


Pierwsze kroki nigdy nie są łatwe, ale tym bardziej cieszą.

Pochodź, zobaczysz, jeżeli terapeutka Ci nadal nie będzie odpowiadać, zawsze możesz ją zmienić. Masz takie prawo. A decyzję o samej terapii to Ty musisz podjąć, a nie terapeutką...tam nie ubezwłasnowolniają...
Ja też usłyszałam, "Proponowałabym pani terapię grupową, zajęcia rozpoczynają się... Jaka jest Pani decyzja?"

konformistka - Sob 06 Lut, 2010 17:04

Może z lenistwa? Będę musiała trochę poużerać się z mężem i teściami żeby wywalczyć te dwie godziny bo spotkania są dosyć późno.
A może mam wątpliwości odkąd usłyszałam od jednej, ważnej dla mnie osoby, że współuzależnienie i terapia to dla mnie wymówka, żeby nie podejmować żadnych radykalnych decyzji? Że już teraz mogę to zrobić tylko muszę chcieć. A wg niej nie chcę, więc zasłaniam się współuzależnieniem i robię z siebie ofiarę.

konformistka - Sob 06 Lut, 2010 17:09

Dzięki, Pietruszko :)

Cytat:
Pierwsze kroki nigdy nie są łatwe, ale tym bardziej cieszą.

Właściwie to spodobała mi się ta rozmowa.
Po raz pierwszy od lat mogłam się wygadać. Nikt mi nie przerywał, nie mówił, że jestem przewrażliwiona, że mam uraz i wszędzie widzę alkoholików. :)

pietruszka - Sob 06 Lut, 2010 17:17

konformistka napisał/a:
muszę chcieć.

niczego nie musisz
Wyjątkowo mi się kłóci, jak słyszę tę zbitkę słów, dla mnie słowo chcę wyjątkowo kłóci się z "muszę". Zresztą te wszystkie słowa "musieć", "trzeba", "należy", "powinno się" - wyrzuciłam już prawie ze słownika, (zwłaszcza, jak gadam sama ze sobą :wysmiewacz: )
Dla mnie one są toksyczne i staram się ich unikać...
Jeśli czuję, że coś muszę to jest to dla mnie sygnał, że coś jest nie tak. Bo albo ktoś mnie przymusza do zrobienia czegoś (czyli gwałci moje granice!!!), na co wcale nie mam ochoty albo jest sprzeczne z moim systemem wartości.
Jeżeli sama sobie wmawiam, że coś muszę, zwłaszcza podjąć jakąś decyzję, to znaczy, że z jakiś powodów nie jestem jeszcze gotowa do jej podjęcia.
Jedyne "muszę" i "należy", które akceptuję odnoszą się do ratowania życia albo zdrowia mojego, albo kogoś z moich bliskich... Ale wtedy najczęściej nie mam dylematów...

pietruszka - Sob 06 Lut, 2010 17:19

konformistka napisał/a:
Po raz pierwszy od lat mogłam się wygadać.

To jest bardzo ważne:)

konformistka - Sob 06 Lut, 2010 17:25

Cytat:
Jeżeli sama sobie wmawiam, że coś muszę, zwłaszcza podjąć jakąś decyzję, to znaczy, że z jakiś powodów nie jestem jeszcze gotowa do jej podjęcia

Jeśli chodzi o rozwód to nie jestem jeszcze gotowa do podjęcia takiej decyzji.
Nie boję się samotności i nie wahałabym się długo gdyby nie dzieci.

Klara - Sob 06 Lut, 2010 17:40

konformistka napisał/a:
nie wahałabym się długo gdyby nie dzieci.

Ja też kiedyś myślałam, że dla córki ważniejszy jest ojciec alkoholik, niż żaden.
Myliłam się :?

pietruszka - Sob 06 Lut, 2010 17:49

konformistka napisał/a:
nie jestem jeszcze gotowa do podjęcia takiej decyzji.

Jedną z rzeczy, które wiem, że są pomocne do podjęcia jakiejkolwiek decyzji jest odpowiednia ilość zebranych informacji. To może się przydać:
http://www.cpk.org.pl/pl.php5/on/articles/cid/47
To zbiór poradników dla kobiet, może tam Ci się coś przydać.

konformistka - Sob 06 Lut, 2010 20:13

Cytat:
Ja też kiedyś myślałam, że dla córki ważniejszy jest ojciec alkoholik, niż żaden.
Myliłam się

Wiem Klaro o czym mówisz. Ale pomimo to decyzja jest trudna.
Ja wychowywałam się bez ojca, bo moja matka rozwiodła się zaraz po moim urodzeniu.
Ale przez kilka lat mieszkała z konkubentem, który jest ojcem mojej siostry. To co się działo w tym okresie wywarło znaczny wpływ na wpływ na moje życie. Nie muszę chyba dodawać, że negatywny.
W końcu się rozstali ale moja matka nigdy już nie wyszła z alkoholizmu. I podejrzewam, że już nie wyjdzie.

Cytat:
To zbiór poradników dla kobiet, może tam Ci się coś przydać.

Skarbnica wiedzy, Pietruszko. :)
Na pewno się przyda. Poza tym w przyszły piątek jestem umówiona z prawnikiem, właśnie z Centrum Praw Kobiet. Nasiąknę informacjami :)

pietruszka - Sob 06 Lut, 2010 20:21

konformistka napisał/a:
Poza tym w przyszły piątek jestem umówiona z prawnikiem, właśnie z Centrum Praw Kobiet. Nasiąknę informacjami :)

No .. idziesz jak burza.... :) Trzymam kciuki :)

Klara - Sob 06 Lut, 2010 20:28

konformistka napisał/a:
pomimo to decyzja jest trudna.

Jasne, że wiem.
W dodatku każda opcja jest niedobra dla dzieci, chociaż mówią (szczególnie dzieci alkoholików), że mniejszym złem jest ta zdrowa - bez oparów alkoholu.
Celowo piszę "mówią", bo sama nie skorzystałam z opcji "sprawdzam".

KICAJKA - Sob 06 Lut, 2010 20:29

konformistka napisał/a:
Na pewno się przyda. Poza tym w przyszły piątek jestem umówiona z prawnikiem, właśnie z Centrum Praw Kobiet. Nasiąknę informacjami :)

Naprawdę cieszy jak ktoś zaczyna prostować swoje ścieżki. :okok: Oby tak dalej konsekwentnie :kciuki: afc4fvca


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group