To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Związki alkoholików...

Agusia 31 - Nie 14 Lis, 2010 17:20
Temat postu: Związki alkoholików...
W czasie mojego trzeżwienia i uczestnictwa w życiu wspólnoty AA poznałam wielu ludzi. Ostatnio jeden z moich przyjaciół zapił...Przeanalizowałam sytuację, bo jestem taką bestią,że muszę wszystko wiedzieć. No i okazało się, że jakiś czas temu związał się z alkoholiczką. Razem popłynęli...Jak to jest czy takie związki na prawdę są takie niebezpieczne?? Muszę dodać,że chłopak miał już niezły staż trzeżwości (około 12 miesięcy). Ona też jakieś kilka miesięcy6 trzezwości...
emigrantka - Nie 14 Lis, 2010 17:24

Zwiazki naleza na pewno do dosc niebezpiecznych ,12 miesiecy trzezwosci to zbyt krotki okres ,tu potrzeba kilku lat zeby moglo sie udac ,bo udaje sie ..
Patrzyc od innej strony takie osoby moga sie swietnie rozumiec i pomagac sobie nawzajem tak jak we wszystkim sa za i przeciw.

Agusia 31 - Nie 14 Lis, 2010 17:28

No właśnie nikt nie zrozumie mnie tak jak drugi alkoholik...Jedno obserwuje drugie. Zna siłę i potęgę choroby...
Ja kiedyś próbowałam wytłumaczyć komuś jak to jest gdy muszę wypić...Nie dałam rady. Ludzie którzy tak nie mają nigdy nie zrozumieją jak to jest.Wydaje mi się że w jakimś stopniu właśnie z tego powodu jest łatwiej. Bo alkoholik wie co mi jest gdy mam zły humor.

jal - Nie 14 Lis, 2010 17:52
Temat postu: Re: Związki alkoholików...
Agusia 31 napisał/a:
W czasie mojego trzeżwienia i uczestnictwa w życiu wspólnoty AA poznałam wielu ludzi. Ostatnio jeden z moich przyjaciół zapił...Przeanalizowałam sytuację, bo jestem taką bestią,że muszę wszystko wiedzieć. No i okazało się, że jakiś czas temu związał się z alkoholiczką. Razem popłynęli...Jak to jest czy takie związki na prawdę są takie niebezpieczne?? Muszę dodać,że chłopak miał już niezły staż trzeżwości (około 12 miesięcy). Ona też jakieś kilka miesięcy6 trzezwości...


Z mojego długiego doświadczenia nie znam trwałego pożycia dwojga uzależnionych partnerów.
Piszesz niezły staż - to jest b.mały staż aby podejmować dojrzałe decyzje.

Mówi się: że są to związki na zranionych uczuciach...

PD - janusz

Conradus78 - Nie 14 Lis, 2010 20:16

Agusia31, tak sobie czytam i póki co to pierwsze z czym mogę się zgodzić, to wypowiedź Jala. Jedno pół roku, drugie rok, to jest żaden staż, żeby poważnie myśleć o czymś takim jak związek. Poza tym jeszcze wszystko zależy co rozumiemy przez związek. Koleżeństwo, przyjaźń, no bo przecież nie uwierzę, że małżeństwo, czy może konkubinat, albo tylko i wyłącznie łóżko. Uważam, że przy takim stażu niepicia - i celowo nie piszę tutaj zdrowienia, bo to w zaistniałej sytuacji jest wielce kwestionowalne - wiązanie się z kimkolwiek to jest porażka na dzień dobry. Dla mnie to jest proste jak konstrukcja gwoździa: facetowi przewróciło się we łbie, bo zdawało mu się, że już nie wiadomo co osiągnął, a nie wiadomo, czy ktoś go jeszcze nie wspierał w tymże 'szlachetnym' pomyśle, a pani potrzebowała prawdopodobnie wsparcia, oparcia, czy jakkolwiek to ujmiemy. Problem wszakże w tym, że nie można wykluczyć, że pan potrzebował pani, a pani pana i zdawało im się, że z tego będzie związek. Guzik prawda. Oczywiście nie jest przesądzone, że związki, czy małżeństwa między alkoholikami są niemożliwe. Znam dwoje ludzi, z których jedno nie pije 22 lata, drugie 14 i choć nie są wolni od problemów, to jednak radzą sobie, potrafią być odpowiedzialni wobec siebie i innych. Tak więc jest to możliwe. Ale do tego potrzebne są lata, a nie ledwie miesiące. Wiesz, jest taki cytat u Sapkowskiego, co prawda w innym zupełnie kontekście, ale bardzo moim zdaniem trafny: "Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą od powierzchni stawu." Jakże łatwo się pomylić, a jakże trudno - w imię oczywiście wolności - powstrzymać drugiego przed popełnieniem błędu. Bo o tym, że z ripostą można się spotkać bardzo ostrą, wiem.
Małgoś - Nie 14 Lis, 2010 20:33

Ja myślę, że związki dwojga alkoholików są wyjątkowo trudne... Zdrowi ludzi często nie radzą sobie z prozaicznymi problemami dnia codziennego, a co ma powiedzieć trzeźwiejący alkoholik, który swoją osobowość, charakter dopiero zaczyna wypracowywać, wartościować? To dwoje dojrzewających z opóźnieniem ludzi (bez urazy)... By być w miarę pewnym siebie, swojej dojrzałości musi sporo wody w rzekach upłynąć.. inaczej to mi pachnie partyzantką lub innym chodzeniem po polu minowym :?
pterodaktyll - Nie 14 Lis, 2010 20:55

Małgoś napisał/a:
chodzeniem po polu minowym

ale za to jaka adrenalinka....... :cwaniak:

Małgoś - Nie 14 Lis, 2010 21:00

pterodaktyll napisał/a:
Małgoś napisał/a:
chodzeniem po polu minowym

ale za to jaka adrenalinka....... :cwaniak:


jak ktoś lubi sporty ekstremalne, to jak znalazł taki układzik... 8)

pterodaktyll - Nie 14 Lis, 2010 21:06

Małgoś napisał/a:
jak znalazł taki układzik..

Pewnie........ :lol2:

Tomoe - Pon 15 Lis, 2010 09:38

Oprócz tej pary, o której wspomniał Conradus, znam dwa udane, wieloletnie małżeństwa dwojga trzeźwych alkoholików. Jedno takie "Zjawisko" można zaobserwować w Mielcu, drugie w okolicach Wrocławia.

Sama jestem teraz świeżo po zakończeniu nieudanego związku z alkoholikiem ze Wspólnoty.
Związek trwał trzy lata i 4 miesiące.
Zwiodła mnie chyba "magia liczb", bo kiedy zostaliśmy parą, ja nie piłam dopiero trzy lata, a mój były partner aż siedemnaście lat, co mi niezwykle imponowało i wydawało mi się że taki staż gwarantuje u alkoholika pewną stabilność - emocjonalną, psychiczną, zawodową, materialną.
Byłam w błędzie i ponoszę konsekwencje swojego błędu.

Teraz wiem jedno: w trzeźwości nie liczy się długość, lecz jakość.
I jestem Bogu wdzięczna za to doświadczenie.
Wychodzę wprawdzie z tego związku poraniona, ale trzeźwa. :)

JaKaJA - Pon 15 Lis, 2010 09:42

Dobry temat,też bardzo mocno się nad tym zastanawiałam ostatnio,ponieważ kiedy byłam w terapii koleżanka z pokoju obok postanowiła rozstać sięz obecnym partnerem(podobno czynny alkoholik) i spotykać się z kolegą z grupy.... Wyraziłam głośno moje zdanie na ten temat,osobiście też uważam,że to ryzykowne i dość naiwne,zostałam "zakrakana",podobno terapeutka wyraziła aprobatę :szok: w to jakoś ciężko mi uwieżyć,bo albo terapeutka jakaś "inna" jest albo rzeczona koleżanka ma niezłą wyobraźnię....Rostanie z "tym pierwszym" też miało zostać przeprowadzone w dość dziwny dla mnie sposób (masz tydzień na wyprowadzkę) biorąc pod uwagę fakt,że mają wspólne dziecko.Ja osobiście znam JEDNĄ szczęśliwą parę dwu alkoholików ale oboje po terapiach i z wieloletnim stażem trzeźwienia....
Agusia 31 - Pon 15 Lis, 2010 14:53

Tomoe napisał/a:
w trzeźwości nie liczy się długość, lecz jakość.

Ja też tak uważam.Raczej nie ma znaczenia ile czasu trzeżwieje tylko to co mam w głowie...Chociaż nie jestem za związkami na początku po miesiącu czy dwóch od odstawienia alkoholu...

Agusia 31 - Pon 15 Lis, 2010 14:55

JaKaJA napisał/a:
postanowiła rozstać sięz obecnym partnerem(podobno czynny alkoholik) i spotykać się z kolegą z grupy

Nie no to przegięcie jakieś. Na samym początku nie powinno się podejmować takich decyzji. To są bardzo drastyczne decyzje..A co do związku z alkoholikiem z którym się jest w jednym Ośrodku :szok: Tam gdzie ja byłam było to wręcz zabronione :uoee: Za takie coś można było wylecieć...

ZbOlo - Pon 15 Lis, 2010 15:21

Agusia 31 napisał/a:
Tam gdzie ja byłam było to wręcz zabronione :uoee: Za takie coś można było wylecieć...

...na mojej terapii, w moim ośrodku był taki sam zakaz...

Conradus78 - Pon 15 Lis, 2010 17:18

Cytat:
w trzeźwości nie liczy się długość, lecz jakość


Hmm... To dość ryzykowne moim zdanie stwierdzenie. Uważam, że obraz zdrowienia jest niejako wypadkową tych dwóch cech. Dzieje się tak moim zdaniem dlatego, że do zdrowienia potrzeba zarówno wysiłku, jak i czasu. Jeżeli którejkolwiek z tych cech zabraknie, to zdrowieniu grozi albo gnuśność, albo pycha, a te nie mają ze zdrowieniem nic wspólnego.

stiff - Pon 15 Lis, 2010 18:37

Tomoe napisał/a:
w trzeźwości nie liczy się długość, lecz jakość.

Ciekawi mnie kto to ma oceniać i jakimi kryteriami sie kierować w tej ocenie... :roll:

Agusia 31 - Pon 15 Lis, 2010 19:14

stiff napisał/a:
Ciekawi mnie kto to ma oceniać i jakimi kryteriami sie kierować w tej ocenie.

Pewnie sami zainteresowani :p

stiff - Pon 15 Lis, 2010 19:37

Agusia 31 napisał/a:
Pewnie sami zainteresowani :p

Jeśli tak, to chore w samym założeniu... :roll:

Małgoś - Pon 15 Lis, 2010 20:20

Conradus78 napisał/a:
do zdrowienia potrzeba zarówno wysiłku, jak i czasu. Jeżeli którejkolwiek z tych cech zabraknie, to zdrowieniu grozi albo gnuśność, albo pycha,


czy możesz to jakoś bardziej rozwinąć?

Conradus78 - Pon 15 Lis, 2010 20:40

Małgoś napisał/a:
czy możesz to jakoś bardziej rozwinąć


Oczywiście, że mogę to nieco bardziej rozwinąć, choć nie mogę założyć, że z całą pewnością trafnie. Jakkolwiek jednak postaram się przedstawić moje rozumienie tego stwierdzenia.

Otóż, wspomniałem, że w zdrowieniu zarówno czas, jak i intensywność są istotne. Moim zdaniem jeżeli czas jest a intensywności brakuje, grozi to zgnuśnieniem. Jeżeli brakuje czasu, to samemu zainteresowanemu grozi popadnięcie w pychę.

W przypadku tej pierwszej sytuacji, mogę zgnuśnieć, jeżeli w moim zdrowieniu uważam się za w pełni usatysfakcjonowanego tym, że nie piję i to wszystko. Jeżeli nie działam ku temu, by się rozwijać, nie pracuję nad programem - jakimkolwiek, jeżeli nie dzielę się sobą, to tak na prawdę zamykam się w sobie, a moje zdrowienie nie rozwija się. Grozi mi wtedy popadnięcie w rutynę i zastój, które są niebezpieczne dla samego zdrowienia.

Jeżeli chodzi natomiast o tę drugą sytuację, to uważam, że pychą jest stawianie wszystkiego na rozwój nie biorąc pod uwagę upływającego czasu. Zdrowienie odbywa się wraz z czasem i jest to fakt niezaprzeczalny. Mijające kolejne dni, tygodnie, miesiące, lata są istotne, bo to one pozwalają mi okrzepnąć w moim zdrowieniu. To właśnie mijający czas jest niejako tarczą systematycznie budowaną, która jest odporna na przeciwności codziennych sytuacji. Przecież można się oczytać literaturą, ba całą literaturę aowską można przeczytać w ciągu miesiąca. Wszystkie kroki można śmiało zrobić w ciągu kilku miesięcy. Powszechnie dostępną literaturę terapeutyczną można przeczytać w ciągu kolejnego miesiąca. Można w międzyczasie wybrać się na kilka obozów terapeutycznych, wziąć udział w kilku warsztatach, załapać się na kilka służb. Full wypas i intensywność. Wręcz uosobienie jakości. Tyle tylko, że to jest nietrwałe, bo brakuje czasu. A jeżeli takiemu nowicjuszowi wydaje się przy tym, że mając kilka miesięcy abstynencji połapał już wszystkie rozumy i zachwyca się rzekomą jakością swojego trzeźwienia, to uważam, że jest to pycha. W przypadku zaś mojej choroby, pycha to jest patologia. To jest podstawa mojej choroby. Stąd uważam, że twierdzenie, że jakoby czas nie miał znaczenia uważam za furtkę i wymówkę, a także za porównywanie się z tymi, którym porównywanie się ze mną nigdy nie przyszłoby do głowy, bo im to nie jest potrzebne.

Stąd czas jest potrzebny. Długość zdrowienia ma znaczenie i to niebagatelne. Podobnie i wysiłek, czyli intensywność mają również bardzo podobne znaczenie. Muszę działać, a nie stać w miejscu. Stąd moje zdrowienie jest iloczynem tych dwóch cech. Jeżeli którakolwiek będzie zerowa... cóz. Ważne, by cechy te rosły proporcjonalnie, bo właśnie wtedy ten iloczyn będzie znaczący. Dlatego tak mocno utożsamiam się z przysłowiem o czasie w wersji: "Daj czas czasowi, ale w międzyczasie coś rób." To jest dla mnie kwintesencja tego, jak mam postępować.

stiff - Pon 15 Lis, 2010 20:47

Cytat:
"Daj czas czasowi, ale w międzyczasie coś rób."
Conradus78 napisał/a:
Muszę działać, a nie stać w miejscu.
Conradus78 napisał/a:
lata są istotne, bo to one pozwalają mi okrzepnąć w moim zdrowieniu.

To wszystko ogólniki i slogany, a jak to przełożysz na życie... :roll:

kkk - Pon 15 Lis, 2010 20:57

stiff napisał/a:
a jak to przełożysz na życie

Właśnie jak....

pterodaktyll - Pon 15 Lis, 2010 21:01

kkk napisał/a:
stiff napisał/a:
a jak to przełożysz na życie

Właśnie jak..

Wyłącznie kierując się sercem i emocjami a nie zaleceniami z terapii. Nie zaryzykujesz..nie wiesz..........

Małgoś - Pon 15 Lis, 2010 21:03

Conradus78, dzięki :) Podoba mi się to co napisałeś...
A zapytałam, bo na bieżąco kibicuję mojemu trzeźwiejącemu przyjacielowi i widzę ile wysiłku wkłada w pracę nad sobą, ale i ile nieprzewidzianych problemów wciąż się pojawia... Wyłażą jak jakieś zmory czy widma.. bo wiele ma do nauczenia się stając się tym nowym, trzeźwym człowiekiem a taka kreacja wymaga właśnie jednego i drugiego, czyli pracy ale i czasu... Przykład: co z tego, że ktoś chce rozmawiać, otwierać się na potrzeby swoje i tej drugiej osoby jeśli zwyczajnie nie potrafi tego robić, bo nigdy tego tak naprawdę nie robił? Jedynie ćwiczenie czyni mistrza, a by wystarczająco coś wyćwiczyć niezbędny jest czas.

kkk - Pon 15 Lis, 2010 21:03

pterodaktyll napisał/a:
Wyłącznie kierując się sercem i emocjami

Taki podejscie w tym temacie powodowało u mnie zawsze same problemy...

Jras4 - Pon 15 Lis, 2010 21:04

Stiff życie włąsnymi ścieszkami chodzi i samo wyznacza sobie droge a mnie sie zdaie że wszystko zależy od tego co owi oblubieńcy maią w głowie i jaki starz tszeżwienia maia ...ot i cała prawda...
Agusia 31 - Pon 15 Lis, 2010 21:06

kkk napisał/a:
Taki podejscie w tym temacie powodowało u mnie zawsze same problemy

No ok ale nie zawsze można wszystko kontrolować. Nie da się tak na zimno i bez emocji podejść do miłości...l

pterodaktyll - Pon 15 Lis, 2010 21:07

kkk napisał/a:
Taki podejscie w tym temacie powodowało u mnie zawsze same problemy.

To normalne życie Kama. Problemy są po to żeby je rozwiązywać a nie uciekać przed nimi. Mimo tego, że jesteśmy alkoholikami to chyba jakieś uczucia w nas zostały. Więcej ufności.......... :)

kkk - Pon 15 Lis, 2010 21:10

Dla mnie miłośc jest decyzją....widze znaczną różnice pomiedzy miłością a stanem zakochania się
pterodaktyll - Pon 15 Lis, 2010 21:11

kkk napisał/a:
Dla mnie miłośc jest decyzją

Wydaje mi się, że racjonalizujesz w pewien sposób to uczucie

stiff - Pon 15 Lis, 2010 21:13

Agusia 31 napisał/a:
Nie da się tak na zimno i bez emocji podejść do miłości...l

Tylko wyrachowanie, żadnych emocji... :p

kkk - Pon 15 Lis, 2010 21:13

pterodaktyll napisał/a:
Wydaje mi się, że racjonalizujesz w pewien sposób to uczucie

Sądze ze nie Ptero...

Agusia 31 - Pon 15 Lis, 2010 21:15

kkk napisał/a:
Dla mnie miłośc jest decyzją

To szacun. Też chciałbym tak umieć. Mówię decyduje się zakochać w tym i w tym i hop...

stiff - Pon 15 Lis, 2010 21:15

Jras4 napisał/a:
a mnie sie zdaie że wszystko zależy od tego co owi oblubieńcy maią w głowie

Nie inaczej... :)
Jras4 napisał/a:
jaki starz tszeżwienia maia ...ot i cała prawda...

g***o prawda... :D

Agusia 31 - Pon 15 Lis, 2010 21:16

stiff napisał/a:
Tylko wyrachowanie, żadnych emocji.

Ale jakby było fajnie i o ile łątwiej...Dziś kocham tego czy tego a jak mnie wkurzy to już go nie kocham :p

stiff - Pon 15 Lis, 2010 21:17

Agusia 31 napisał/a:
Mówię decyduje się zakochać

To wyrachowanie właśnie, a nie miłość... :roll:

stiff - Pon 15 Lis, 2010 21:18

Agusia 31 napisał/a:
Dziś kocham tego czy tego a jak mnie wkurzy to już go nie kocham

Spotykałem takie dziewczyny kiedyś i sobie chwale... :D

pterodaktyll - Pon 15 Lis, 2010 21:19

kkk napisał/a:
Sądze ze nie Ptero...

Być może......nie mnie przecież to osądzać :)

stiff - Pon 15 Lis, 2010 21:23

pterodaktyll napisał/a:
Wyłącznie kierując się sercem i emocjami a nie zaleceniami z terapii.

Nie tylko zalecaniami terapii, powinno być... :roll:

kkk - Pon 15 Lis, 2010 21:23

Agusia 31 napisał/a:
To szacun. Też chciałbym tak umieć. Mówię decyduje się zakochać w tym i w tym i hop...

Czytaj uwaznie to co pisze....przede wszystkim napisałam ze widze róznice pomiedzy miłoscią a STANEM ZAKOCHANIA...zakochuje to ja się bardzo... czasem widze faceta i w mojej chorej głowie pojawia się kurcze jaki fajny itp...i nawet motylki czasem sa. Miłośc to dla mnie decyzja o wzięciu odpowiedzialności, o dbanie o czyjś rozwój, o pragnieniu jego dobra... Miłość w moim odczuciu musi byc poprzedzona poznaniem drugiej osoby, bo nie można kochać kogoś kogo się nie zna...
ZAKOCHAĆ SIĘ I KOCHAM CIĘ, pierwsza postawa skierowana jest ku "się" czuje się dobrze dzieki komus, i jest to postawa skierowana bardziej na branie niz dawanie.

pterodaktyll - Pon 15 Lis, 2010 21:25

stiff napisał/a:
pterodaktyll napisał/a:
Wyłącznie kierując się sercem i emocjami a nie zaleceniami z terapii.

Nie tylko zalecaniami terapii, powinno być.

Niech Ci i tak będzie :)

pterodaktyll - Pon 15 Lis, 2010 21:36

kkk napisał/a:
Miłośc to dla mnie decyzja o wzięciu odpowiedzialności, o dbanie o czyjś rozwój, o pragnieniu jego dobra.

Nie możesz przecież brać odpowiedzialności za kogoś. Człowiek dorosły jest sam za siebie odpowiedzialny a przynajmniej powinien być. Możesz pomóc ale nie zrobisz przecież niczego za niego, a cała reszta........to już kwestia zaufania i.............chemia :skromny:

kkk - Pon 15 Lis, 2010 21:39

pterodaktyll napisał/a:
Nie możesz przecież brać odpowiedzialności za kogoś.

Owocem miłosci jest np. dziecko, i za nie jestem odpowiedzialna przynajmniej do pewnego etapu...tak...

incognito - Pon 15 Lis, 2010 22:00

Conradus78 napisał/a:
Jedno pół roku, drugie rok, to jest żaden staż, żeby poważnie myśleć o czymś takim jak związek. Poza tym jeszcze wszystko zależy co rozumiemy przez związek. Koleżeństwo, przyjaźń, no bo przecież nie uwierzę, że małżeństwo, czy może konkubinat, albo tylko i wyłącznie łóżko


Wybacz Condratusie co teraz powiem.. ale forum tak myslę jest tez równiez od tego zeby dzielic sie swym doswiadzceniem w wielu kwestiach.. piszesz pół roku to za mało , rok równiez, to sa takie według mnie tezy czysto terapeutyczne.. łozko , konkubinat .. jak zwał to zwał... dla mnie jest to potrzeba bycia z drugim człowiekiem jak sie jest samemu , bo dla mnie sam to nie to samo co samotnym byc, łożko tez jest potrzebne obojga płci.. uwazam, ze staż abstynencji nie odgrywa roli ... znam wiele zwiazk,ów czy to jak nazywasz łózkowych, przyjacielskich..itd jak zwał tak zawał kazdy z nich to potrzeba bycia z drugim człowiekiem najlepiej płci odmiennej bo i "połóżkować mozna i staz wcale nie grał roli ... znam takich kilka a maja duzy staz juz bycia ze sobą w abstynencji obojga, a poznali się z niewielkim kilku miesiecznym stazem... no moze wyjatki potwierdzaja regułę.. ale moje doswiadczenie zyciowe i obserwacja moich przyjaciół z AA bedacych w takich zwiazkach podkresla tylko wzajemne wsparcie w trudnych chwilach .. fazy nawrotu, doła.. jak zwać tak zwać.. sama tego doswiadczam i uwazam ,ze jest to przynajmniej dla mnie lepsze nawet niz mityngi wspólnoty :> ale to moje skromne zdanie, które nie omieszkałam tutaj zamieścić :szok:

stiff - Pon 15 Lis, 2010 22:06

incognito napisał/a:
ale to moje skromne zdanie,

To fakt, ale zawód miłosny na początku drogi,
to ponoć pewna katastrofa i powrót do picia... :roll:
Przecież jest taki okres chwiejny, kiedy wszystko może sie zdarzyć
wiec chyba lepiej nie ryzykować...

incognito - Pon 15 Lis, 2010 22:08

kkk napisał/a:
Dla mnie miłośc jest decyzją...


Kama jaką decyzją? albo sie kocha albo tylko porzada albo działa się z wyrachowania i szuka się partnera takiego który zaspokoi wyrachowanie...kieruj siedusza i sercem... patrz w serce

incognito - Pon 15 Lis, 2010 22:12

Conradus78 napisał/a:
Stąd czas jest potrzebny. Długość zdrowienia ma znaczenie i to niebagatelne.


skad taki pogląd... zdrowi tez zapadaja w choroby i przestaja się kochać... gdzie miernik tego czy to ten czy nie ten bo jego długos abstynencji... no nie ...za mała on ma dopiero 6 miesiecy.. ludzie to zalezy wg mnie zaznaczam od nas samych a czasem ci ludzie z mała abstynencja moga sobie wzajemnie bardziej pomóc niz ci z ze stażem 17 letnim ...patrz przykład powyzej w postach. wg mnie nie ma reguły tak samo jak w zdrowych zwiazkach!!!!! :tupie:

milutka - Pon 15 Lis, 2010 22:21

stiff napisał/a:
To fakt, ale zawód miłosny na początku drogi,
to ponoć pewna katastrofa i powrót do picia... :roll:
Nie bardzo chcę się w tym temacie wypowiadać ale ja uważam ,że jeśli ma ktoś zapić to czy to będzie początek czy już jakiś tam dłuższy staż w nie piciu to zapije ....jak zadziała "chemia "to co ....trzeba ja odrzucić bo krótki staż w nie piciu ?jak dla mnie to bez sensu :roll: ...no ale ja się na tym nie znam ;)
Małgoś - Pon 15 Lis, 2010 22:21

incognito napisał/a:
Conradus78 napisał/a:
Stąd czas jest potrzebny. Długość zdrowienia ma znaczenie i to niebagatelne.


skad taki pogląd... zdrowi tez zapadaja w choroby i przestaja się kochać... gdzie miernik tego czy to ten czy nie ten bo jego długos abstynencji... no nie ...za mała on ma dopiero 6 miesiecy.. ludzie to zalezy wg mnie zaznaczam od nas samych a czasem ci ludzie z mała abstynencja moga sobie wzajemnie bardziej pomóc niz ci z ze stażem 17 letnim ...patrz przykład powyzej w postach. wg mnie nie ma reguły tak samo jak w zdrowych zwiazkach!!!!! :tupie:


Ja to w ogóle powinnam zapomnieć o związku, bo co mogę mieć do powiedzenia... ? Ale coś w tym jednak jest, bo w sumie nei o sam czas chodzi a o przerobiony proces.. i jest to taki sam proces w przypadku każdej osoby, nie tylko uzależnionej :/ Czy długo trzeba szukać? Mnóstwo wokół niezadowolonych ze swojego związku ludzi nie potrafiących jednak jakiegokolwiek trwałego związku tworzyć, nikt nas tego nie uczy, ani w szkole, kościele, ani w domu gdzie wzorem mogą być jedynie zapracowani rodzice, często samotna matka... :bezradny:

Jras4 - Pon 15 Lis, 2010 22:43

incognito napisał/a:
Rzekłeś Świetą Prawdę :buziak:
znam wiele takich par owszem są i tacy co to są razem by pić i zawlać na druge ..ale są i tacy co wzaiemnie się ratują jak chęć do picia nachodzi ..a czy ja mondry to chyba nie .. Ale w śrud śmiechu poważnie pisać to niesmaczne ..zatem chulaimy ...
Tomoe - Wto 16 Lis, 2010 08:55

stiff napisał/a:
Tomoe napisał/a:
w trzeźwości nie liczy się długość, lecz jakość.

Ciekawi mnie kto to ma oceniać i jakimi kryteriami sie kierować w tej ocenie... :roll:


Według mnie, kryteria oceny "jakości trzeźwości" to:
uczciwość alkoholika, jego prawdomówność, dojrzałość, odpowiedzialność, realizm, akceptacja siebie jako człowieka i akceptacja swojej choroby, umiejętność budowania dobrych relacji z odpowiednimi dla siebie ludźmi, a także umiejętność rezygnacji - czyli wycofywania się - z destrukcyjnych, szkodliwych dla siebie relacji z nieodpowiednimi ludźmi.

Z tego wynikają konkretne efekty w różnych sferach życia:
w sferze zawodowej i materialnej,
w sferze życia osobistego,
w sferze relacji towarzyskich, przyjacielskich,
w sferze emocjonalnej, psychicznej i duchowej - czyli "życia wewnętrznego".

Kto to ma oceniać?
Uważam, że nikt tego nie musi oceniać.
Ani sam alkoholik, ani jego otoczenie.
Jakość trzeźwości przekłada się po prostu na jakość życia.
Każde zaniedbanie przynosi bowiem konkretne, odczuwalne konsekwencje.

Tak to widzę. :)

stiff - Wto 16 Lis, 2010 18:34

Tomoe napisał/a:
Tak to widzę. :)

To rozumie i widzę podobnie... :)

pterodaktyll - Wto 16 Lis, 2010 18:56

:milczek:
stiff - Wto 16 Lis, 2010 19:11

pterodaktyll napisał/a:
:milczek:


Masz wątpliwości... :foch:

pterodaktyll - Wto 16 Lis, 2010 19:16

stiff napisał/a:
Masz wątpliwości..
Jak wiesz ja sam jestem w takim związku ale nie zamierzam się już wypowiadać na ten temat, ponieważ ja to widzę w ciepłych i wesołych barwach a tu trzeba jęczeć jakie to niebezpieczeństwa wynikają z takiego związku. A jęczenie to ja sobie lekceważę :p
stiff - Wto 16 Lis, 2010 19:29

Tomoe napisał/a:
uczciwość alkoholika, jego prawdomówność, dojrzałość, odpowiedzialność, realizm, akceptacja siebie jako człowieka i akceptacja swojej choroby, umiejętność budowania dobrych relacji z odpowiednimi dla siebie ludźmi, a także umiejętność rezygnacji - czyli wycofywania się - z destrukcyjnych, szkodliwych dla siebie relacji z nieodpowiednimi ludźmi.
pterodaktyll napisał/a:
a tu trzeba jęczeć jakie to niebezpieczeństwa wynikają z takiego związku.

Gdzie tu masz jęczenie, to jest krotko i na temat... :roll:

pterodaktyll - Wto 16 Lis, 2010 19:38

W tym temacie jest kilkadziesiąt postów a nie tylko ten jeden............
stiff - Wto 16 Lis, 2010 19:41

pterodaktyll napisał/a:
W tym temacie jest kilkadziesiąt postów a nie tylko ten jeden............

Ale ja się odniosłem konkretnie do niego...

Małgoś - Wto 16 Lis, 2010 19:46

pterodaktyll napisał/a:
ja to widzę w ciepłych i wesołych barwach


no to teraz Ciebie poproszę o uściślenie.... ;)

Jak dla mnie każdy związek stanowi nie lada wyzwanie, wiele czynników wpływa na jego jakość, wystarczy rozejrzeć się wokół, po znajomych i swojej historii...
Ale jest coś, co właśnie alkoholikom daje niejako niechcący większe szanse na stworzenie dobrego związku... Bo terapia niejako niechcący "wymusza" pracę również nad związkiem ;) I wydaje mi się, że jeśli wyeliminuje się ową (wcześniej opisaną) pychę to może być całkiem nieźle... ;)

pterodaktyll - Wto 16 Lis, 2010 19:50

Małgoś napisał/a:
no to teraz Ciebie poproszę o uściślenie...

Może jutro Małgoś....padam na dziób i nie chce mi się prawdę mówiąc myśleć, żeby porządnie sformułować to co ewentualnie miałbym do powiedzenia........ :bezradny:

Małgoś - Wto 16 Lis, 2010 19:55

pterodaktyll napisał/a:
Małgoś napisał/a:
no to teraz Ciebie poproszę o uściślenie...

Może jutro Małgoś....padam na dziób i nie chce mi się prawdę mówiąc myśleć, żeby porządnie sformułować to co ewentualnie miałbym do powiedzenia........ :bezradny:


Spoko Ptercium, poczekam... :buziak:
Ja sama ledwo na oczy patrzę, bo wstaję z kurami, dni mam intensywne jak nigdy dotąd i czasem zapominam jak się nazywam :bezradny:

stiff - Wto 16 Lis, 2010 19:55

Małgoś napisał/a:
niejako niechcący "wymusza" pracę również nad związkiem

Nic bardziej mylnego, bo większość związków rozpada sie po terapii...

Conradus78 - Wto 16 Lis, 2010 19:56

Obiecałem odpowiedzieć, bo jak nadmieniłem nieco się zjeżyłem. Oczywiście zjeżenie już mi dawno przeszło, ale chęć wyjaśnienia pozostaje nadal.

stiff napisał/a:
Cytat:
"Daj czas czasowi, ale w międzyczasie coś rób."
Conradus78 napisał/a:
Muszę działać, a nie stać w miejscu.
Conradus78 napisał/a:
lata są istotne, bo to one pozwalają mi okrzepnąć w moim zdrowieniu.

To wszystko ogólniki i slogany, a jak to przełożysz na życie... :roll:


Wszystko można nazwać ogólnikiem, czy sloganem. Jedne są bardziej ogólnikowe, inne mniej. Rzecz jednak w tym, wypowiedzenie, które gdzieś słyszę traktuję jako ładne zdanko, niemalże złotą myśl, czy też wyciągam z tego coś dla siebie. Ba, co więcej, nie tylko wyciągam, ale czy postępuję zgodnie z tym, co zasłyszałem, a weryfikacja następuje bardzo szybko i wręcz niezależnie od mojej woli. Jeżeli bowiem osiągam ową przysłowiową wręcz pogodę ducha, jeżeli odzyskuję wewnętrzny spokój, jeżeli potrafię zdystansować się od wielu sytuacji nie przestając odczuwać je jako własne, to wszystko w porządku. Jeżeli natomiast jestem pełen pięknych haseł o ilości, czy jakości, a w życiu mi się pieprzy, to coś jest nie tak i słowa te faktycznie są pustymi sloganami. Tak się jednak składa, że ja tę pogodę ducha mam. Nie jestem może torpedą sukcesu, bo też i nie o to chodzi, ale układa mi się i cieszy mnie to co osiągam. A to właśnie dlatego, że daję czas czasowi. Pozwalam sobie na wytchnienie, pozwalam sobie na odpoczynek, pozwalam sobie na chwile złego samopoczucia. Dostrzegam wszakże przede wszystkim, że tak się dzieje. Uświadamiam sobie to i przeżywam. Co więcej przyglądam się temu, co się ze mną dzieje i nie wstydzę się przed samym sobą przyznać, że czuję się tak a nie inaczej. A przede wszystkim nie obwiniam. Jeżeli odnoszę porażkę, to szukam przyczyn przede wszystkim we mnie, nie zaś w otaczającej mnie rzeczywistości, ani – nie daj Boże – w otaczających mnie osobach. Po to mam krok czwarty i piąty, bym poznawał moje wady, ale także zalety. Bym przyglądał się moim cechom. Bym odnajdował, jakie cechy w konkretnej sytuacji są niejako nadrzędne. Jeżeli zrobię to uczciwie, to mam tę pogodę ducha. To jest właśnie ten międzyczas. To jest właśnie owo działanie. Co więcej ów międzyczas, to także fakt, że nie stoję w miejscu i nie chodzi tu tylko o zdrowienie. Staram się rozwijać zawodowo, edukacyjnie, towarzysko i na wielu innych polach. To jest powrót do normalności, który jest kwintesencją zdrowienia dla mnie. I niech mi nikt nie zarzuca, że 'powrót do normalności' jest sloganem, boja wracam do tej normalności i to autentycznie odczuwam. Tak więc owszem, wszystko można potraktować jako slogan, tyle tylko, że w przypadku konkretnej osoby, dokładnie widać czy jest to slogan, czy przeżycie.


kkk napisał/a:
stiff napisał/a:
a jak to przełożysz na życie

Właśnie jak....


Póki co, nie mam powodów, by uważać, że nie przekładam. Staram się być sobą i traktować poważnie to, otrzymuję i to co daję. Każdego dnia otrzymuję od kogoś jakieś istotne zdanie, które jeżeli uznam za ważne, przyswajam. A jeżeli już zdecyduję się coś przyswoić, to wtedy nie szukam wymówek, by to odrzucić, bo to jest furtka do wygodnictwa. Zwierciadłem są mi natomiast ci, których spotykam na co dzień. Rodzice, ludzie na mityngach, współpracownicy, sąsiedzi i wielu innych. A są oni wszyscy zwierciadłem doskonałym i bezwzględnym.


incognito napisał/a:
Conradus78 napisał/a:
Jedno pół roku, drugie rok, to jest żaden staż, żeby poważnie myśleć o czymś takim jak związek. Poza tym jeszcze wszystko zależy co rozumiemy przez związek. Koleżeństwo, przyjaźń, no bo przecież nie uwierzę, że małżeństwo, czy może konkubinat, albo tylko i wyłącznie łóżko


Wybacz Condratusie co teraz powiem.. ale forum tak myslę jest tez równiez od tego zeby dzielic sie swym doswiadzceniem w wielu kwestiach.. piszesz pół roku to za mało , rok równiez, to sa takie według mnie tezy czysto terapeutyczne.. łozko , konkubinat .. jak zwał to zwał... dla mnie jest to potrzeba bycia z drugim człowiekiem jak sie jest samemu , bo dla mnie sam to nie to samo co samotnym byc, łożko tez jest potrzebne obojga płci.. uwazam, ze staż abstynencji nie odgrywa roli ... znam wiele zwiazk,ów czy to jak nazywasz łózkowych, przyjacielskich..itd jak zwał tak zawał kazdy z nich to potrzeba bycia z drugim człowiekiem najlepiej płci odmiennej bo i "połóżkować mozna i staz wcale nie grał roli ... znam takich kilka a maja duzy staz juz bycia ze sobą w abstynencji obojga, a poznali się z niewielkim kilku miesiecznym stazem... no moze wyjatki potwierdzaja regułę.. ale moje doswiadczenie zyciowe i obserwacja moich przyjaciół z AA bedacych w takich zwiazkach podkresla tylko wzajemne wsparcie w trudnych chwilach .. fazy nawrotu, doła.. jak zwać tak zwać.. sama tego doswiadczam i uwazam ,ze jest to przynajmniej dla mnie lepsze nawet niz mityngi wspólnoty :> ale to moje skromne zdanie, które nie omieszkałam tutaj zamieścić :szok:


Dla mnie sprawa jest prosta jak konstrukcja gwoździa. Nie jest istotne kto, z kim, jak i po co. To jest sprawa indywidualna. Tyle tylko, że jeżeli ktoś czy to na terapii, czy we wspólnocie, czy w jakimkolwiek środowisku związanym ze zdrowieniem próbuje odnaleźć kogoś z kim chciałby się wiązać i robi to celowo pod przykrywką zdrowienia to jest to najgorszej maści skurczensyństwo. Idę na terapię po to, by się leczyć. Chodzę na mityngi po to, by zdrowieć. Piszę na forum po to, by dzielić się przeżyciami. Jest coś takiego jak zawartość manifestacyjna i zawartość latentna. Innymi słowy to co widoczne i to co zamierzone. Jeżeli te dwie zawartości są zgodne to bardzo dobrze. Jeżeli jednak, zwłaszcza w problemie takim, jak alkoholizm, są one rozbieżne, to jest to bardzo niebezpieczne. Tak więc mówienie o związkach jakichkolwiek nie jest terapeutyzowaniem, tylko próbą wykazania, że o błąd w ocenie samego siebie w zaistniałej sytuacji nietrudno. Co więcej, o wykorzystanie drugiego człowieka jeszcze łatwiej. Nikt mi nie powie, że osoba o bardzo krótkim stażu nie potrzebuje wsparcia. Tyle tylko, że nie można wykluczyć, że znajdzie się jakiś opiekun / opiekunka, kto będzie to wsparcie rozumiał na swój własny sposób i będzie do tego w sposób bezwzględny dążyć. Jest możliwe, że w początku zdrowienia obie strony potrzebując wsparcia niejako zauroczą się sobą. No dobra, niby w porządku. Tyle tylko, że to jest pomieszanie celów, bo nie romans jest celem tylko zdrowienie. I tu nie chodzi o potrzebę bycia z kimś o odmiennej płci, tylko o to, czego się spodziewam i do czego dążę. Uważam, ze tchórzostwem jest szukanie związku pod pozorem zdrowienia. Jeżeli faktycznie ktoś chce w ten sposób szukać związku, to niech ma odwagę otwarcie to zakomunikować. Znam też wiele sytuacji, w których jedna strona zwyczajnie bawi się emocjami drugiej i nie jest to jak zwał tak zwał, bo jest wyraźna różnica między zdrowieniem, a poszukiwaniem przyjaźni, miłości, bliskości fizycznej, a jeszcze pod inną kategorię podpada bawienie się drugim człowiekiem, czy wręcz wyrachowanie. W wszystko to zawiera się w odpowiedziach na proste pytania. Co? Dlaczego? Po co? Na te pytania odpowiedź musi być uczciwa, w przeciwnym razie z trzeźwością nie ma to nic wspólnego.


Tomoe napisał/a:
stiff napisał/a:
Tomoe napisał/a:
w trzeźwości nie liczy się długość, lecz jakość.

Ciekawi mnie kto to ma oceniać i jakimi kryteriami sie kierować w tej ocenie... :roll:


Według mnie, kryteria oceny "jakości trzeźwości" to:
uczciwość alkoholika, jego prawdomówność, dojrzałość, odpowiedzialność, realizm, akceptacja siebie jako człowieka i akceptacja swojej choroby, umiejętność budowania dobrych relacji z odpowiednimi dla siebie ludźmi, a także umiejętność rezygnacji - czyli wycofywania się - z destrukcyjnych, szkodliwych dla siebie relacji z nieodpowiednimi ludźmi.

Z tego wynikają konkretne efekty w różnych sferach życia:
w sferze zawodowej i materialnej,
w sferze życia osobistego,
w sferze relacji towarzyskich, przyjacielskich,
w sferze emocjonalnej, psychicznej i duchowej - czyli "życia wewnętrznego".

Kto to ma oceniać?
Uważam, że nikt tego nie musi oceniać.
Ani sam alkoholik, ani jego otoczenie.
Jakość trzeźwości przekłada się po prostu na jakość życia.
Każde zaniedbanie przynosi bowiem konkretne, odczuwalne konsekwencje.

Tak to widzę. :)


„Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne...” Tyle tylko, że kryteria te są bardziej związane właśnie z długością zdrowienia. Bzdurą jest, że w początkowym okresie zdrowienia alkoholik zdolny jest do uczciwości, prawdomówności, odpowiedzialności, realizmu, akceptacji, czy pozostałych wymienionych cech. A już na pewno nie w sposób znaczący. Gdyby tak było, nie istniałaby potrzeba zdrowienia. Uważam, że cechy te budują się, ba, tworzą się w miarę upływu czasu. Im zaś dłuższy ten czas tym większa możliwość tym pełniejszego zaistnienia tych cech i ich wykorzystania. Oczywiście nie znaczy to, że ktoś z długim stażem zdrowienia będzie objawiał te cechy, bo może się zdarzyć coś zupełnie innego. Jednakże staż pozwala na to by te cechy wystąpiły. Objawianie się natomiast tych cech zależy już od właśnie jakości, czyli pracy nad sobą i działania. Jednakże, uważanie się za posiadającego te atrybuty, przy jednoczesnym małym stażu zdrowienia jest zwyczajną pychą i brakiem obiektywizmu, ba, brakiem realizmu, który jest jednym z przymiotów tutaj wymienionych. Stąd twierdzę, że zdrowienie to iloczyn czasu i działania. Czas bowiem i to jedynie czas daje możliwość zaistnienia zmian. Działanie natomiast pozwala im się objawić w rzeczywistości, w praktyce, w codzienności. To właśnie dzięki czasowi i działaniu nie muszę wstydzić się dnia dzisiejszego, nie muszę obwiniać innych za moje niepowodzenia, mając odwagę przyjąć odpowiedzialność na siebie, ale także mogę cieszyć się z tego co mnie spotyka dostrzegłszy moją własną zasługę w dobru mojej codzienności, a także zasługę tych, którzy mnie otaczają, bo im więcej tych cech uzewnętrznia się u mnie dzięki czasowi i pracy, tym 'ci, których spotykam' są mi życzliwsi. Z tym ostatnim zdaniem również można by zapolemizować, ale tak jest, w zdrowieniu, jak wszędzie, na początek dostaję kredyt zaufania, jako nowicjusz, tyle tylko, że potem przychodzi mi go spłacać, czy tego chcę czy nie, a otoczenie domaga się go w sposób bezwzględny. Lepiej zatem jeżeli chcę go spłacać dzięki cechom, które zyskuję właśnie dzięki czasowi i pracy – dzięki ilości i jakości.

Małgoś - Wto 16 Lis, 2010 20:01

stiff napisał/a:
Małgoś napisał/a:
niejako niechcący "wymusza" pracę również nad związkiem

Nic bardziej mylnego, bo większość związków rozpada sie po terapii...


Całkiem możliwe, że te, które się rozpadają nie były zbyt cenne... czyli budowane na chorych fundamentach, przez niedojrzałych do związku ludzi... A gdy ci dojrzewają okazuje się, że są zupełnie innymi ludźmi :roll: Czyli nie ma sensu ciągnąć takiego związku na siłę...

stiff - Wto 16 Lis, 2010 20:03

Conradus78 napisał/a:
Bzdurą jest, że w początkowym okresie zdrowienia alkoholik zdolny jest do uczciwości, prawdomówności, odpowiedzialności, realizmu, akceptacji, czy pozostałych wymienionych cech.

Bez tego nigdy nie zaczniesz trzeźwieć, te zmiany zachodzą bezpośrednio po terapii,
inaczej żyjesz dalej w zakłamaniu... :roll:
Ja często sie łapałem na tym, ze reaguje zupełnie inaczej jak bylem przyzwyczajony,
zaskakiwałem sam siebie swoimi reakcjami na rożne sytuacje...
Gdyby było inaczej, to nie sadze, aby mi sie udało...

pterodaktyll - Wto 16 Lis, 2010 20:07

stiff napisał/a:
Conradus78 napisał/a:
Bzdurą jest, że w początkowym okresie zdrowienia alkoholik zdolny jest do uczciwości, prawdomówności, odpowiedzialności, realizmu, akceptacji, czy pozostałych wymienionych cech.

Bez tego nigdy nie zaczniesz trzeźwieć, te zmiany zachodzą bezpośrednio po terapii

A tu muszę się ze Stiffem zgodzić

Borus - Wto 16 Lis, 2010 20:21

pterodaktyll napisał/a:
stiff napisał/a:
Conradus78 napisał/a:
Bzdurą jest, że w początkowym okresie zdrowienia alkoholik zdolny jest do uczciwości, prawdomówności, odpowiedzialności, realizmu, akceptacji, czy pozostałych wymienionych cech.

Bez tego nigdy nie zaczniesz trzeźwieć, te zmiany zachodzą bezpośrednio po terapii

A tu muszę się ze Stiffem zgodzić
...ja również całkowicie się z Wami, tj. Stiffem i Ptero zgadzam, bo tak było w moim przypadku :okok:
stiff - Wto 16 Lis, 2010 20:29

Borus napisał/a:
bo tak było w moim przypadku

Terapia to forma samooczyszczenia, nowy początek czy rozdanie...
Nie twierdze, ze stałem się świętym, ale zaszły we mnie takie zmiany,
które nie pozwalały mi na nieuczciwość wobec siebie i innych...
Pierwszy raz od wielu lat kupiłem bilet na transport miejski... :wysmiewacz:

pterodaktyll - Wto 16 Lis, 2010 20:36

stiff napisał/a:
Pierwszy raz od wielu lat kupiłem bilet na transport miejski.

Ja zacząłem słuchać tego co do mnie mówią inni, co zresztą na dobre mi wyszło i przekonałem się, że też mogą mieć rację :lol2:

stiff - Wto 16 Lis, 2010 20:53

pterodaktyll napisał/a:
że też mogą mieć rację

W pijanym zyciu nie do przyjęcia, zwłaszcza wtedy gdy dotyczyło to naszych wad... :D

pterodaktyll - Wto 16 Lis, 2010 21:04

stiff napisał/a:
W pijanym zyciu nie do przyjęcia, zwłaszcza wtedy gdy dotyczyło to naszych wad... :D

.......Amen.......... ;)

stanisław - Wto 16 Lis, 2010 21:05

pterodaktyll napisał/a:
Ja zacząłem słuchać tego co do mnie mówią inni, co zresztą na dobre mi wyszło i przekonałem się, że też mogą mieć rację
Kiedyś na mitingu AA ktoś powiedział że jest takie powiedzenie jak zaczynasz trzeżwieć to weż sobie wyjmij watę z uszu a włóż do ust. I jest to prawda.
stiff - Wto 16 Lis, 2010 21:13

stanisław napisał/a:
jak zaczynasz trzeżwieć to weż sobie wyjmij watę z uszu a włóż do ust.

Ło matko, zawsze mnie to drażni, bo sobie wyobrażam ta watę z miodem w ustach... :D

stanisław - Wto 16 Lis, 2010 21:17

stiff napisał/a:
z miodem w ustach..
Uszy myć
stiff - Wto 16 Lis, 2010 21:24

stanisław napisał/a:
Uszy myć

Po co wystarczy często przekładać watę... :wysmiewacz:

incognito - Wto 16 Lis, 2010 23:17

pterodaktyll napisał/a:
Ja zacząłem słuchać tego co do mnie mówią inni, co zresztą na dobre mi wyszło


mnie również

Ptero popieram Cię w tym stwierdzeniu :lol2:

kkk - Śro 17 Lis, 2010 00:05

stiff napisał/a:

Conradus78 napisał/a:
Bzdurą jest, że w początkowym okresie zdrowienia alkoholik zdolny jest do uczciwości, prawdomówności, odpowiedzialności, realizmu, akceptacji, czy pozostałych wymienionych cech.

Bez tego nigdy nie zaczniesz trzeźwieć, te zmiany zachodzą bezpośrednio po terapii,
inaczej żyjesz dalej w zakłamaniu...


Ciekawa jestem co z tymi co na terapii nie byli....
Ja podzielam zdanie Conradusa....nie przyszłam do AA bo mi się dobrze w życiu działo (byłam przepełniona, kłamstwem, chorą wyobraźnią, manipulowaniem innych, kombinatorstwem), i była i jest potrzeba czasu abym mogła zaczac stawac w prawdzie zarówno tej dotyczącej mnie jak i otaczajacego mnie świata..i podzielam poglad który dotyczy "jakości"....znam paru "trzeźwych dwudziestoparolatków" zachowujacych się tak jakby wczoraj kielon odstawili... praca nad sobą(w moim przypadku stosowanie programu12/12)i upływający czas są moja gwarancją dobrego życia i moze przy okazji tych którzy sa obok mnie.

stiff - Śro 17 Lis, 2010 05:50

kkk napisał/a:
nie przyszłam do AA bo mi się dobrze w życiu działo (byłam przepełniona, kłamstwem, chorą wyobraźnią, manipulowaniem innych, kombinatorstwem),
Tylko, ze my rozmawiamy o trzeźwieniu po terapii... :roll:
komiwojażer - Śro 17 Lis, 2010 06:29

kkk napisał/a:
Ciekawa jestem co z tymi co na terapii nie byli....
-mają się świetnie-tzn. mówię za siebie...acha,nie lubią żyć wg schematu,bo czują się trochę odarci ze swobodnego postrzegania rzeczywistości... :siekiera: -a co do związków między alko to myślę,że w każdym związku chodzi o to żeby razem i do śmierci-i nie ma znaczenia kiedy ona przyjdzie... :tarara:
komiwojażer - Śro 17 Lis, 2010 06:37

Małgoś napisał/a:
Czyli nie ma sensu ciągnąć takiego związku na siłę...
-jak i każdego innego-prawda uniwesalna...w każdym związku przychodzi taki moment-człowiek to nie maszyna,chyba,że ktoś z założenia żyje z klapkami na oczach...i tu raczej współczuję-chociaż właściwie nie... :rotfl:
Wiedźma - Śro 17 Lis, 2010 07:39

Chciałam coś napisać w tym wątku, ale przypomniało mi się, że jakiś czas temu powstał podobny temat,
w którym napisałam, co myślę o związkach między alkoholikami.
Żeby nie powielać postów, zainteresowanych odsyłam TUTAJ .

No ale mimo wszystko ja jestem w związku z trzeźwym alkoholikiem
i póki co oboje mamy się dobrze - teoria teorią, a życie życiem :mgreen:

Tomoe - Śro 17 Lis, 2010 08:53

Conradus78 napisał/a:
dzięki czasowi i pracy – dzięki ilości i jakości.


Przekonałeś mnie. Liczy się jedno i drugie. :)

Conradus78 - Śro 17 Lis, 2010 11:14

Droga Tomoe, wydaje mi się, że my od początku pisaliśmy w podobnym guście. Oboje pojmujemy zdrowienie, tak mi się przynajmniej wydaje, o dziwo, w podobny sposób. Tylko, że nieco inaczej to werbalizujemy, a różnice jeżeli są to są one stosunkowo niewielkie i raczej się uzupełniają niż wypierają. Zresztą na tym moim zdaniem polega czy to mityng, czy forum, czy też jakakolwiek rozmowa bądź wymiana myśli. Właśnie na uzupełnianiu się wzajemnie a nie na zwalczaniu się. Być może pamiętasz kiedyś naszą rozmowę, czy też inaczej rzecz ujmują wymianę spostrzeżeń na temat polemiki jako takiej. Właśnie tym dla mnie jest polemika - służącą jakiemuś dobru wymianą spostrzeżeń. Jeżeli wymiana nie służy niczemu dobremu, staje się kłótnią. Polemikę natomiast postrzegam jako coś, co może przyczynić się do wzajemnego wzrostu. Pogody ducha na ten dzisiejszy pochmurny dzień.
Tomoe - Śro 17 Lis, 2010 13:08

I tobie ode mnie. :)
Małgoś - Śro 17 Lis, 2010 20:09

Wiedźma napisał/a:
Żeby nie powielać postów, zainteresowanych odsyłam TUTAJ .


Ciekawie i dokładnie opisałaś tam zagrożenia, myślę, że warto o tym wszystkim wiedzieć, pamiętać... a ja mam podobne myśli jak i obawy. Ale jest jeszcze chyba coś bardzo ważnego, czyli myślę sobie, że jeśli między dwojgiem wytworzyła się prawdziwa i głęboka więź, gdy związek oparty jest na szczerości, gdy oboje chcą wreszcie stworzyć coś naprawdę pięknego i trwałego, i w równym stopniu otwarci są na siebie wzajemnie (nie zapominając o zdrowym egoizmie) to szanse są bardzo duże. Jedno jest pewne, że jeśli pracuje nad sobą jedna z połówek, to ta druga też nie może stać w miejscu, ale to się tyczy wszystkich ludzi, nie ważne czy chorych, czy zdrowych. Większość rozstań wynika moim zdaniem z nierównego rozwoju, przeważnie któraś połówka jesli nie stoi w miejscu to rozwija się zbyt wolno, czym stopuje partnera..

Tomoe - Czw 18 Lis, 2010 09:59

A jakie formy pracy nad sobą stosuje każde z Was obojga, Małgoś?
yuraa - Czw 18 Lis, 2010 19:14

jeszcze w temacie:

właśnie byłem na mityngu rocznicowym, kolega obchodził pięć lat trzeźwości, spotkanie prowadzila jego żona trzeźwa od siedmiu lat.
małżeństwo z wieloletnim stażem przy czym on wciągnął ją w alkoholizm ona wciągnęła go w trzeźwienie.
zycie pisze naprawdę ciekawe scenariusze.

Jras4 - Czw 18 Lis, 2010 20:55

Ale numer .... faktycznie i ja znam podobne pszypadki ale powiem ci że na terapi pszedstawiano mi to jako coś co napewno wciągnie mnie na dno i dlai twierdze że kluczem jest starz tszeżwienia
Flandria - Czw 18 Lis, 2010 21:25

Wiedźma napisał/a:
Żeby nie powielać postów, zainteresowanych odsyłam TUTAJ .


przeczytałam

Wiedźma napisał/a:
Jak nie spojrzeć, du** z tyłu, Panie i Panowie...
Zupełnie jak w greckiej tragedii, gdzie każde rozwiązanie jest złe


i wydaje mi się, że popełniasz błąd już w samym założeniu, z którego wynika ta teza

a mianowicie zakładasz, że w związku 2 osoby muszą się wzajemnie wspierać - i że od czasu do czasu jedno musi stać się "dzieckiem" drugiego
Alkoholizm to choroba, więc chyba nie będzie przesadą, jeśli napiszę, ze każdy alkoholik potrzebuje swojego lekarza, terapeuty (zdaje się, że nazywa się to fachowo sponsorem).

żaden psycholog czy terapeuta nie ma prawa prowadzić terapii swojej żony/męża
To jest po prostu nie do przejścia - za maly dystans, zbyt wielkie zaangażowanie emocjonalne.
Pomocy, wsparcia, "lekarstwa" trzeba szukać na zewnątrz.
Partner może pomóc jedynie swoją obecnością. Tym, że po prostu jest.

To oczywiście tylko takie moje refleksje do tego co napisałaś Wiedźmo. Czysto teoretyczne, bo nie byłam nigdy w takiej sytuacji.

Wiedźma - Czw 18 Lis, 2010 23:05

Flandra napisał/a:
wydaje mi się, że popełniasz błąd już w samym założeniu, z którego wynika ta teza
a mianowicie zakładasz, że w związku 2 osoby muszą się wzajemnie wspierać

Tak, Flandro. Tak właśnie uważam, może jedynie nie użyłabym tu kategorycznego zwrotu "muszą".
Po to miedzy innymi żeby się wspierać ludzie tworzą związki i nie sądzę, żeby to było niewłaściwe założenie.
Widzę natomiast, że Ty mylisz wsparcie z terapią. Ja nie twierdzę, że partnerzy maja się wzajemnie terapeutyzować,
bo do tego brak im kompetencji (nawet gdy są terapeutami!),
ale wspierać się - jak najbardziej, bo do tego wystarczy dobra wola i podstawowa wiedza z zakresu alkoholizmu.
Na forum też się wspieramy, a przecież to nie budzi Twoich protestów czy wątpliwości... ceewd

Masakra - Czw 18 Lis, 2010 23:08

Mi natomiast spodobalo sie praktykowane w usa powiedzenie.
Na poczatku kup sobie kwiatek. Jesli po roku nie zwiednie to kup sobie zwierzatko. Jesli pokolejnym roku kwiatek i zwierzatko beda zyc, pomysl o zwiazku :)
Mysle, ze nie chodzi tutaj doslownie o okres 2 lat a bardziej o umiejetnosc wziecia odpowiedzialnosci za inne zywe stworzenie (zwiekszajac stopniowo poziom trudnosci) fsdf43t

Moj kwiatek juz rosnie :mgreen: Malo go nie zabilem w pierwszym dniu ale po zmianie miejsca (z dala od grzejnika) i podlaniu jakos sie trzyma :skromny:
Tylko jest maly problem... niesiony swoja nikla wiedza florystyczna, kupilem kwiatek sezonowy;/ ale po przekwitnieciu bede miec sadzonke a liczysie ciaglosc 8)

Flandria - Czw 18 Lis, 2010 23:53

Wiedźma napisał/a:
Widzę natomiast, że Ty mylisz wsparcie z terapią.


tak rozumiem wsparcie jakie jest potrzebne w przypadku nawrotu - choć może terapia to za dużo powiedziane

poza tym - oczekiwanie wsparcia tylko i wyłącznie od partnera, nawet w zwykłych związkach często taki związek niszczy
fajnie jeśli jest jeszcze ktoś, kto z większego dystansu może nas jakoś wesprzeć, pocieszyć - np. przyjaciel, przyjaciółka
no i nie trzeba być alkoholikiem, żeby się załamać, w przypadku poważnych problemów partnera ...

Wiedźma napisał/a:
Po to miedzy innymi żeby się wspierać ludzie tworzą związki i nie sądzę, żeby to było niewłaściwe założenie.


zależy na czym ma polegać to wsparcie

Wiedźma napisał/a:
Mogą sobie iść przez życie wspierając się wzajemnie,
wychwytując jedno u drugiego sygnały alarmowe, pomagając rozpoznawać błędy i zagrożenia,
nie dopuszczając do zapicia podczas nawrotu itd...

już samo stwierdzenie "nie dopuszczając do zapicia " sugeruje branie odpowiedzialności za czyjeś zapicie ...

tak jak napisałam wcześniej, Wolf kiedyś pisał o tym, że sygnały alarmowe, które zauważała jego żona - nieświadomie były przez niego ignorowane, a jeśli to samo mówiła osoba z zewnątrz - natychmiast wychwytywał taką informację.

Wiedźma - Pią 19 Lis, 2010 00:20

Flandra napisał/a:
Wolf kiedyś pisał o tym, że sygnały alarmowe, które zauważała jego żona - nieświadomie były przez niego ignorowane, a jeśli to samo mówiła osoba z zewnątrz - natychmiast wychwytywał taką informację.

Dlatego dobrze jest budować sieć wsparcia, a nie polegać li tylko na partnerze.
Tym niemniej partnerzy, jako osoby spędzające ze sobą najwięcej czasu,
w owej sieci powinni zajmować czołowe miejsca.

Flandro, odnoszę wrażenie, że szukasz dziury w całym :?

Flandria - Pią 19 Lis, 2010 00:27

Wiedźma napisał/a:
Flandro, odnoszę wrażenie, że szukasz dziury w całym


nie, po prostu przeczytałam to co napisałaś wcześniej
i napisałam o swoich refleksjach, które mi się nasunęły

ponieważ odniosłam wrażenie, że źle mnie zrozumiałaś - próbowałam uściślić co mam na myśli

Wiedźma - Pią 19 Lis, 2010 00:41

Flandra napisał/a:
odniosłam wrażenie, że źle mnie zrozumiałaś

To wysoce prawdopodobne :mgreen:

evita - Pią 19 Lis, 2010 16:40

Piszecie tutaj o związkach dwóch alko co mnie sprowokowało do pewnych przemyśleń... Czy gdybym to teraz wchodziła w swoje dorosłe życie ale z obecną znajomością problemu alkoholowego i gdybym się zakochała w trzeźwym alkoholiku to czy znalazłabym w sobie tyle odwagi żeby wraz z nim tworzyć rodzinę ? I nie potrafię sobie odpowiedzieć na te pytanie 8| nie wiem ...
yuraa - Pią 19 Lis, 2010 16:42

ale sobie film kręcisz w głowie
Flandria - Pią 19 Lis, 2010 16:46

evita napisał/a:
gdybym się zakochała w trzeźwym alkoholiku to czy znalazłabym w sobie tyle odwagi żeby wraz z nim tworzyć rodzinę ?


a czemu nie zadasz sobie pytania typu: czy znajdę w sobie na tyle odwagi, by nadal być w obecnym związku ?

:)

Jras4 - Pią 19 Lis, 2010 16:51

evita ..nikt niewie ..i powiem że związek 2 uch alko wcale nie jest łatwiejszy od innych patologicznych związków np alko i DDA ...
stiff - Pią 19 Lis, 2010 18:14

evita napisał/a:
I nie potrafię sobie odpowiedzieć na te pytanie

A w czym by miało Ci to pomoc... :roll:
Zawsze powtarzam, ze nasz mozg ma ograniczona pojemność,
a kiedy zapchamy go bzdetami, to brak w nim miejsca na rzeczy na prawdę istotne... :D

Borus - Pią 19 Lis, 2010 18:49

evita napisał/a:
gdybym się zakochała w trzeźwym alkoholiku
...a planujesz coś takiego? :mysli: ;)
evita - Pią 19 Lis, 2010 19:34

yuraa napisał/a:
ale sobie film kręcisz w głowie

ktoś mi kiedyś zadał takie pytanie i stąd te przemyślenia :)
Flandra napisał/a:
czy znajdę w sobie na tyle odwagi, by nadal być w obecnym związku ?

Flandro w moim przypadku to raczej tchórzostwo a nie odwaga :roll:
stiff napisał/a:
Zawsze powtarzam, ze nasz mozg ma ograniczona pojemność,

to mój jest chyba jakiś wyjątkowy bo nie przestaję sama siebie zadręczać jeszcze głupszymi pytaniami ;)
Borus napisał/a:
...a planujesz coś takiego?

dsv5gh

stiff - Pią 19 Lis, 2010 20:04

evita napisał/a:
to mój jest chyba jakiś wyjątkowy

Na wszelki wypadek zrób mu reset, by sie nie zawiesił... :D

Małgoś - Pią 19 Lis, 2010 20:48

Tomoe napisał/a:
A jakie formy pracy nad sobą stosuje każde z Was obojga, Małgoś?


Jeśli o mnie chodzi, to póki co pracuję nad sobą sama, na nic więcej w tej chwili nie mogę sobie pozwolić :? Czasowo nie wyrabiam. Zapewne zapytasz jak pracuję... Ano aktualnie intensywnie jestem na etapie afirmacji "tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje życie". Mam sporo poleconych lektur do przeczytania, ale kompletnie nie mam czasu.
Mój K. chodzi na pomostową dwa razy w tygodniu i tam jego terapeuta (którego notabene mój całkowicie zaakceptował i ufa mu) zaproponował też coś dla mnie jako DDA, bo już podobno padło coś w stylu "nie wyleczyła tatusia to chce wyleczyć ciebie"... :roll: A ja myślę sobie, że całkiem możliwe, że coś w tym jest, bo rzeczywiście mój K. ma naprawdę wiele cech mojego ojca... którego nigdy w życiu leczyć nie próbowałam (co nie oznacza, że nie myślałam o tym)
Może uda mi się w przyszłym tygodniu zapisać w tamtym miejscu na jakieś zajęcia, albo przynajmniej zorientuję się co i jak tam jest organizowane.

Agusia 31 - Pią 19 Lis, 2010 23:44

Każdy związek czy alkoholików czy nie wymaga poświęcenia od partnerów.
stiff - Sob 20 Lis, 2010 00:10

Agusia 31 napisał/a:
Każdy związek czy alkoholików czy nie wymaga poświęcenia od partnerów.

Co to za związek wymagający poświeceń... :roll:

Tola25 - Sob 20 Lis, 2010 10:38

Tak sobie potczytuje ten wątek od jakiegoś czasu. Bo sama będąc na samym początku ( 6 tygodni bez alkoholu ), mam tysiąc pytań w głowie... Jak to będzie, co to będzie. Jednak jak dziś przeczytałam poniższe słowa:

Masakra napisał/a:
Na poczatku kup sobie kwiatek. Jesli po roku nie zwiednie to kup sobie zwierzatko. Jesli pokolejnym roku kwiatek i zwierzatko beda zyc, pomysl o zwiazku


Poszłam do kwiaciarni, kupiłam kwiatka, a związkach będę myślęć, jak zaprzyjaźnię się z kotem ( którego planuje kiedyś kupic ), więc jeszcze długa droga przedemną....

kkk - Sob 20 Lis, 2010 10:51

Ja jestem na etapie kwiatka choc nie pije ponad 2 lata, zamiast kota planuje kupic sobie rybke lub chomiczka, a związek to dla mnie równiez odległy temat, ciągle dostaje sygnały z gory ze to jeszcze nie ten czas, zbyt wiele blokad mam
Borus - Sob 20 Lis, 2010 12:30

Z kwiatków zalecam grubosza... wytrzymał u mnie, jak piłem a i teraz ma się całkiem dobrze ;)
jak rybki, to gupiki, bo rozmnażają się na bieżącoi nie widać ubytków... ;)
w związek, to raczej już się nie będę pchał...jeszcze ten poprzedni wlecze się za mną, jak smród za wojskiem :uoee: a u mnie z wiekiem spada zapotrzebowanie na adrenalinę, natomiast wzrasta na święty spokój... :lol2:
póki co wystarczy mi pies i banda kotów... :skromny:

stiff - Sob 20 Lis, 2010 15:07

Tola25 napisał/a:
Jak to będzie, co to będzie.

Miej na uwadze to co dzis dzieje sie wokół Ciebie,
a efekty przyjdą szybciej jak się spodziewasz... :)

Tola25 - Sob 20 Lis, 2010 16:54

stiff napisał/a:
Miej na uwadze to co dzis dzieje sie wokół Ciebie,
a efekty przyjdą szybciej jak się spodziewasz...


Nie rozumiem? Mógłbyś mi wytłumaczyć?

jolkajolka - Nie 21 Lis, 2010 21:12

Ja ma kupę kwiatów, akwarium pełne rybek,psa i osobistego alkoholika ;)
pterodaktyll - Nie 21 Lis, 2010 21:14

jolkajolka napisał/a:
Ja ma kupę kwiatów, akwarium pełne rybek,psa i osobistego alkoholika

No toś się już dorobiła...... ;)

stiff - Nie 21 Lis, 2010 21:18

Tola25 napisał/a:
Mógłbyś mi wytłumaczyć?

Zyj dniem dzisiejszym jak najlepiej potrafisz, bo nie co za bardzo wybiegać w przyszłość... :roll:
Kiedy żyjemy w zgodzie ze sobą samym, to z czasem łagodnie przechodzimy do normalności,
a wtedy na prawdę życie staje sie przyjemnoscia, pomimo bieżących problemow,
które potrafimy już rozwiązywać, a nie przed nimi uciekac,
bo przestają nas przerastać...

Masakra - Nie 21 Lis, 2010 21:21

kkk napisał/a:
kupic sobie rybke lub chomiczka

To sie doczekasz zwiazku... :wysmiewacz:
Chomiki zyja bardzo krotko wiec mala szansa, ze Twoj przezyje u Ciebie rok.
Lepiej kup sobie karalucha, one przezyja nawet atak nuklearny. Chyba, ze nie zalezy Ci na zwiazku fsdf43t

pterodaktyll - Nie 21 Lis, 2010 21:24

kkk napisał/a:
ciągle dostaje sygnały z gory

Z kosmosu znaczy się? :mysli:

komiwojażer - Nie 21 Lis, 2010 21:28

stiff napisał/a:
efekty przyjdą szybciej jak się spodziewasz...
-naprawdę...bardzo śmieszne-prawdziwy mocarz :/
stiff - Nie 21 Lis, 2010 21:35

komiwojażer napisał/a:
.bardzo śmieszne-prawdziwy mocarz

Jesteś człekiem malej wiary, chyba... :D

stiff - Nie 21 Lis, 2010 21:38

Nigdy nie liczyłem na jakiś spektakularny sukces po zaprzestaniu picia,
aby sie nie przeliczyć, a suma tych małych sukcesów zupełnie mnie zadowala... :roll:

chani - Śro 01 Gru, 2010 10:16

Hmmm nawiązując do tematu chciałam opisać swój kawałek historii, może wasze komentarze pomogą mi :)
Jestem alkoholiczką, mój były chłopak jest alkoholikiem. To ja posłałam go na terapie, chociaz oczywiście miał wielkie opory, ale chodzi o to, że pierwsza zaczęłam trzeźwieć, a on nie chciał uwierzyć w swoją chorobę. Byliśmy razem ok 1,5 roku, to chyba też się nazywa współuzależnienie. Później rozstałam się z nim, ale nie definitywnie. Nie wiem co nas łączy... Teraz obydwoje się leczymy i nasz związek jest w stanie zawieszenia. On ciągle nalega, ja nie jestem zdecydowana. Raz chcę z nim być, a raz nie. niby to wszystko takie jasne jest dla ludzi z zewnątrz... no bo on mnie kocha, a ja nie wiem czy go kocham. To wszystko jest takie skomplikowane. Może najlepiej dać czas czasowi i poczekać co przyniesie.... Ahh, to wszystko jest dosyć świeże, jakbyco. Nie chcę żebyście mi pomagali zadecydować : związek albo całkowite rozstanie. Bo na pewno związku prawdziwego nie będzie i tak przez najbliższy rok, dwa, trzy lata. Ale czy takie podtrzymywanie przyjacielskich relacji to dobry pomysł? Już sama nie wiem....

Jacek - Śro 01 Gru, 2010 11:21

chani napisał/a:
Raz chcę z nim być, a raz nie. niby - nie wiem czy go kocham.

sorki że to te zdania wyrwałem z kontekstu
ale to na onych chciałem zwrócić uwagę
Aluniu,ja bym się nad tą decyzją głęboko zastanowił
gdyż masz zawahania co do uczuć
no i związki dwoje alkoholików ,są raczej pisane na nie powodzenie,(często się zdarza gdy jedno zapija to drugie się wciąga)

pterodaktyll - Śro 01 Gru, 2010 11:38

Cytat:
czy takie podtrzymywanie przyjacielskich relacji to dobry pomysł? Już sama nie wiem....
Zastanów się nad tym jak Ty się czujesz w takich relacjach i czy tego chcesz....


chani - Śro 01 Gru, 2010 13:00

nie jesteśmy w stanie się rozstać, ani być ze sobą na normalnych warunkach.
No ja się nie czuję w takich sytuacjach jakoś super.... ale też nie robię specjalnie tak żeby jemu było źle, wręcz przeciwnie, ciągle się dla niego poświęcam. Próbowałam w różny sposób go zniechęcić, ale się nie dało. Może to przeznaczenie? Ale tez pan R ma bardzo mało bliskich mu osób... może dlatego boi się mnie stracić. A tłumaczę mu że nawet jak teraz się rozstaniemy to wcale nie znaczy, że los nas do siebie znowu nie zbliży!

A może jakieś pozytywne przykłady z mojego przypadku? bo że niepowodzenia możliwe, to jest jasne jak słońce...

chani - Śro 01 Gru, 2010 13:03

Nie chcę żeby traktował mnie jak swoją dziewczynę, tylko jak każdą inna koleżankę... Jednak nie wiadomo jak to rozegrać... z jednej strony ja się powstrzymuję przed uczuciowymi relacjami, a z drugiej strony ta bliskość i poczucie bezpieczeństwa są takie kuszące.... wrr
Flandria - Śro 01 Gru, 2010 13:45

chani napisał/a:
ciągle się dla niego poświęcam
chani napisał/a:
Próbowałam w różny sposób go zniechęcić, ale się nie dało


heh, no skoro ciągle się poświecasz to jak chcesz go zniechęcić ? :)

chani napisał/a:
a z drugiej strony ta bliskość i poczucie bezpieczeństwa są takie kuszące.... wrr

kiedy ja kończyłam długoletni związek to pomagała mi myśl, że bliskość i poczucie bezpieczeństwa może mi dać również inny mężczyzna ... :)

chani napisał/a:
Nie chcę żeby traktował mnie jak swoją dziewczynę, tylko jak każdą inna koleżankę... Jednak nie wiadomo jak to rozegrać...

nie można przejść z relacji pt. "związek" do relacji pt. "przyjaźń" z dnia na dzień. :bezradny: Najpierw trzeba się rozstać. To wymaga czasu. Dopiero później można myślec o jakimś tam koleżeństwie ...

chani - Śro 01 Gru, 2010 14:04

dzięki, myślę, że to ostatnie zdanie to bardzo dobra rada... wymaga to chyba też czasu. Mam nadzieję, że samo się to jakoś rozwiąże właśnie z upływem czasu
Janioł - Śro 01 Gru, 2010 23:01

chani napisał/a:
Może najlepiej dać czas czasowi i poczekać co przyniesie....
może najlepiej, przyjaciół w wychodzeniu z picia jednak najlepiej mieć niepijących i tego się trzymaj
Jras4 - Śro 01 Gru, 2010 23:07

chani napisał/a:
nie jesteśmy w stanie się rozstać, ani być ze sobą na normalnych warunkach.
to bądz na nienormalnych ...
chani - Czw 02 Gru, 2010 15:31

andrzej i jras, wasze rady są trochę.... mało radzące? i mało pożyteczne.
Janioł - Czw 02 Gru, 2010 15:48

Cytat:
andrzej i jras, wasze rady są trochę.... mało radzące?
ale poparte doświadczeniem własnym i innych , przebywanie i przyjaźń z osobami czynnie pijącymi i uzależnionymi które nadal piją w konsekwecji groża naszym zapiciem,ciągiem, śmiercią
chani - Czw 02 Gru, 2010 16:10

andrzej, nie wiem skąd wywnioskowałeś, że przebywam z osobami czynnie pijącymi?...... hmm?
jolkajolka - Czw 02 Gru, 2010 22:08

andrzej napisał/a:
Cytat:
andrzej i jras, wasze rady są trochę.... mało radzące?
ale poparte doświadczeniem własnym i innych , przebywanie i przyjaźń z osobami czynnie pijącymi i uzależnionymi które nadal piją w konsekwecji groża naszym zapiciem,ciągiem, śmiercią


Czasem nie ma wyjścia...albo nie jest takie proste. Nie każdy potrafi po prostu spalić za sobą wszystkie mosty.

Janioł - Czw 02 Gru, 2010 22:14

jolkajolka napisał/a:
Nie każdy potrafi po prostu spalić za sobą wszystkie mosty.
to fakt,zwłaszcza jeśli są to najbliżsi
Flandria - Pią 03 Gru, 2010 15:50

chani napisał/a:
mało radzące? i mało pożyteczne.


czytałaś "Marsjanie i Wenusjanki rozpoczynają życie od nowa" ?
tam znajdziesz sporo fajnych rad :) polecam :)

dromax - Sob 04 Gru, 2010 08:35
Temat postu: Re: Związki alkoholików...
Agusia 31 napisał/a:
W czasie mojego trzeżwienia i uczestnictwa w życiu wspólnoty AA poznałam wielu ludzi. Ostatnio jeden z moich przyjaciół zapił...Przeanalizowałam sytuację, bo jestem taką bestią,że muszę wszystko wiedzieć. No i okazało się, że jakiś czas temu związał się z alkoholiczką. Razem popłynęli...Jak to jest czy takie związki na prawdę są takie niebezpieczne?? Muszę dodać,że chłopak miał już niezły staż trzeżwości (około 12 miesięcy). Ona też jakieś kilka miesięcy6 trzezwości...

:oops: To są typowe standardowe przypadki. Znam ich wiele.
W środowisku AA często dochodzi do łączenia się w tzw. CHORE ZWIĄZKI. ludzie po przejściach chcą bliskości, czulości, namiętności. A ponieważ w ruchu AA mają dużą łatwość w nawiązywaniu prywatnych kontaktów - więc to robią. :skromny: Przecież w AA mówi się aby tzw. sponsor był tej samej płci. To ma zabezpieczać przed chorym związkiem. Nie wszyscy tego przestrzegają.

Tomoe - Sob 04 Gru, 2010 09:07

O związkach w AA jest obszerny fragment w rozdziale książki "12 kroków i 12 tradycji" o dwunastym kroku. Jest tam napisane, że taki związki są możliwe i szczęśliwe ale pod pewnymi warunkami.
Niestety, większość związków "A plus A" tych warunków nie spełnia. :)

Jacek - Sob 04 Gru, 2010 10:33

Agusia 31 napisał/a:
.Jak to jest czy takie związki na prawdę są takie niebezpieczne??

Aguś,wyobraźmy sobie tak
nie wiem czy palisz,ale z pewnością słyszałaś o takiej sytuacji
gdy w gronie palaczy,jeden zapala papierosa to reszta idzie w jego ślad
a gdy by się tam dodatkowo znalazła osoba,która właśnie na dniach rzuciła palenie
to taką osobę będzie dręczyć myśl zastanawiającą - czy aby tego jednego nie pociągnąć
i za zwyczaj przegrywa taką myślową walkę
dlatego terapeuci ostrzegają przed takimi nachodzącymi myślami
aby alkoholik,omijał miejsca i ludzi ,którzy kojarzą się z jego piciem dawnym
a nawet wszystko inne (reklamy,bary,osoby,miejsca,zakupy alkoholi,kieliszki,toasty,tematy,itp...) aby nie wpływało i tworzyło tematu myśli

dromax - Sob 04 Gru, 2010 11:59

:oops: ja mówię: takie związki to z reguły CHORE ZWIĄZKI.
To jest baaardzo chore i spaczone.

Agusia 31 - Sob 04 Gru, 2010 18:43

Tomoe napisał/a:
O związkach w AA jest obszerny fragment w rozdziale książki "12 kroków i 12 tradycji" o dwunastym kroku. Jest tam napisane, że taki związki są możliwe i szczęśliwe ale pod pewnymi warunkami.


Tak wczoraj na mitingu czytaliśmy ten krok.I jest tam jasno i wyraznie napisane ,że takie osoby mogą stworzyć szczęśliwy i udany związek.Ja wierzę,że tak się da,ale obie strony muszą wiedzieć czego chcą.
Patrząc na swój ostatni związek ten z alkoholikiem to teraz widzę,że on od początku trzezwienia mojego skazany był na porażkę. Tylko i wyłącznie dlatego iż między nami wydarzyło się bardzo dużo zła. Niektórych spraw i zdarzeń po prostu nie da rady zapomnieć -wymazać z pamięci...Co innego z alkoholikiem ,który jest trzezwy od jakiegoś czasu.Którego poznajemy dopiero po wstąpieniu na drogę trzezwości.Zaczyna się z czystym kontem, bez tego całego syfu...

Jacek - Sob 04 Gru, 2010 19:12

Agusia 31 napisał/a:
Co innego z alkoholikiem ,który jest trzezwy od jakiegoś czasu

nie czas (czyli ilość).gra tu rolę,a jakość
ja już w pierwszych dniach po odejściu żony bardzo mocno pragnąłem mej trzeźwości
a dalsze dni pogłębiałem wiedzą i opieraniem na doświadczeniach
i nic i nikt mnie w tym postanowieniu nie mógł przeszkodzić
gdyż kierowałem się w wierze że trzeźwość przynosi dobre strony
a tak do przykładu,w pół roku zaraz po terapii - zapiłem
bo nie zależało mnie na trzeźwości
bo myślami nie dążyłem za trzeźwością
a snułem w nich o kontrolowanym piciu

Agusia 31 - Sob 04 Gru, 2010 20:35

Oj Jacku chodziło mi właśnie o jakośc trzeżwienia o podejście. Nie o takich alkoholikow ktorzy chodzą żeby dostać receptę na kontrolowane picie...
chani - Sob 04 Gru, 2010 21:13

Flandra napisał/a:
chani napisał/a:
mało radzące? i mało pożyteczne.


czytałaś "Marsjanie i Wenusjanki rozpoczynają życie od nowa" ?
tam znajdziesz sporo fajnych rad :) polecam :)


Dzięki, na pewno zajrzę :) ) kojarzy mi się to z książką kobiet z wenus, mężczyźni z marsa.

Co do dalszej dyskusji, to na prawdę wierzę, że wszystko może się udać! mi ostatnio układa się znakomicie z moim eks tez alkoholikiem, jeśli chodzi o przyjacielskie relacje, wzajemne wsparcie i zrozumienie! każdy z nas siedzi w tym samym bagnie i coraz lepiej się rozumiemy. Mam zamiar przezwyciężać różne możliwe niepowodzenia... a co będzie, to będzie... na pewno wszystko dobrze się ułoży!

jolkajolka - Sob 04 Gru, 2010 22:30

Może się uda...
Życzę Ci tego,z całego serca :)

Jacek - Sob 04 Gru, 2010 22:53

Agusia 31 napisał/a:
Oj Jacku chodziło mi właśnie o jakośc trzeżwienia

Aguś,nie znam twoich myśli,ale przypomnę ci co zakreśliłaś
Agusia 31 napisał/a:
Muszę dodać,że chłopak miał już niezły staż trzeżwości (około 12 miesięcy)

a ja właśnie zwróciłem uwagę na to że sam staż nie ma takiego znaczenia
jeśli nie ma silnego dążenia do bycia w trzeźwości
to tak jak stąpanie po kruchym lodzie - wiesz że może pęknąć,a mimo to idziesz po nim
w realu znam gdzie to młodszy pan wciągną dojrzałą panią
ona do nas na meetingi AA chodziła rok ,gdy on się pojawił długo nie trwało i zniknęli
druga pani o stażu ok trzy letnim albo i 4 letnim związała się z panem o którym wszyscy wiedzieli że co jakiś czas ma regularne nawroty
pani która miała pracę za biurkiem i straciła ją
dziś by nikt nie przypuszczał że kiedyś była taka zadbana
nie raz mnie zaczepiają o papierosa jak się widzimy na ulicy
w trzecim przypadku pan,o którym by nikt nie powiedział że kiedy kolwiek wyjdzie z nałogu (tak zwany beznadziejny przypadek)
związał się z panią ,która była znana z tego że jest bywalczynią melin
i myślę że on znał to,bywał jednak dużo na budowie w delegacji (mało ją kontrolował)
po latach urodziła im się córeczka (dwójkę już miała z poprzedniego małżeństwa
gdy córka miała już około roczku może dwa
przyłapał ją na zdradzie i to z najlepszym kumplem
doznał szoku,o mało samobójstwa nie popełnił
nie są już razem,ale on do dziś nie pije
on sobie kiedyś powiedział że już nie chce pić ,i tragedia jemu w tym nie przeszkodziła
nie wiem dokładni co skłoniło go do podjęcia nie picia
ale wiem że widywał białe myszki - w postaci koszmarów,rycerzy włażących przez okno
mawiał też ,że lepiej być wolnym o suchym chlebie - niż za murami o maśle

Agusia 31 - Nie 05 Gru, 2010 22:06

Jacek napisał/a:
Aguś,nie znam twoich myśli,ale przypomnę ci co zakreśliłaś

Tak masz rację nie znasz moich myśli.Ale trafiłeś w sedno. Też jestem zdania,że nie ilość trzezwych dni ,ale jakość się liczy :) Wierzę też w to,że nie zawsze jeden alkoholik ciągnie za sobą drugiego w picie...Ale często niestety tak jest. Uważam jednak,że nikt tak dobrze mnie nie zrozumie jak właśnie osoba uzależniona.Wie dlaczego mam zły humor, czy dlaczego jestem smutna.Zna to z własnego doświadczenia...Jednak podejście jest najważniejsze.Bo tak samo jak alkoholik drugi może mi pomóc tak samo może i mi zaszkodzić...

Jacek - Nie 05 Gru, 2010 23:02

Agusia 31 napisał/a:
Wierzę też w to,że nie zawsze jeden alkoholik ciągnie za sobą drugiego

Agusiu,tak właściwie to my się źle wyrażamy
bo jeszcze nie było aby jeden alkoholik wciągną drugiego
może dać zły przykład,może zachęcać ,ale nie zmusi
ten drugi partner wciąga się sam - to jego dobrowolna decyzja
dlatego masz rację bywają tacy co mają rozsądek i nie chcą wracać do picia
i może się zdarzyć to w związku obojgu partnerów i gdzie nawet mogą się wspierać

Małgoś - Pon 06 Gru, 2010 16:38

Pomijam ryzyko zapicia (cholera, ten slang mnie już czasem dobija), ale nie dobrze jest, gdy związek tworzą dwie bardzo pogubione, wygłodniałe uczuciowo i emocjonalnie osoby! Człowiek głodny ma tendencję zadowalania się byle czym i chętnie wytłumaczy swoją głupotę, lekkomyślność w wyborze kogoś zbyt słabego zasadą "bo nikt nie zrozumie alkoholika tak jak drugi alkoholik" co jest moim zdaniem w pewnym sensie bzdurą! Samo zrozumienie to zdecydowanie za mało by tworzyć zdrowy związek, do tego trzeba zdrowych ludzi i jeśli choć jedno jest chore, to lekko nie jest.. a co dopiero gdy chorzy są oboje... :/
Ktoś wyżej napisał, że to chory związek... a jaki ma być, skoro tworzą go dwie chore, osoby, takie, które dopiero uczą się żyć po zdrowemu?
Ale co kto lubi... :]


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group