To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

Do poczytania, do przemyślenia... - Dlaczego łamią abstynencję?

Tomoe - Nie 13 Mar, 2011 08:25
Temat postu: Dlaczego łamią abstynencję?
Dlaczego łamią abstynencję?


Anna Bakuła
Rok: 2003
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 10

Wielu z nas, pracowników lecznictwa odwykowego, zastanawia się często, dlaczego - mimo naszych starań terapeutycznych, dobrego programu placówki, zaangażowania w proces leczenia pacjenta i jego rodziny - alkoholik, będąc w programie terapii, łamie abstynencję.

Kiedy dzieje się tak w terapii wstępnej, tłumaczymy to brakiem motywacji wewnętrznej do leczenia: pacjent przychodzi na terapię nie dlatego, że pragnie przestać pić, ale ponieważ żona tego pragnie albo pracodawca grozi wyrzuceniem z pracy. Mówi wprawdzie, że chce skończyć z piciem, ale jest to tylko deklaracja słowna. Nie wierzy, że jest alkoholikiem, uważa, że jeszcze będzie mógł "pić jak człowiek", stosuje wiele obron swojego picia, minimalizując je i racjonalizując. I oczywiście nie radzi sobie z głodem alkoholowym. We wczesnym okresie trzeźwienia alkoholik ma też niewiele zysków z niepicia, powiedziałabym nawet, że ma wtedy wiele strat, bo kiedy mija zespół abstynencyjny, zaczyna spostrzegać, co zrobił w czasie, kiedy pił, a żona zaczyna zgłaszać różne wymagania.
Stoi okrakiem pomiędzy piciem i niepiciem, przy czym niepicie to mierzenie się z destrukcją, jaką wprowadził w życie swoje i swojej rodziny, to konieczność szukania pracy, potrzeba podejmowania decyzji, skonfrontowanie się ze wstydem i poczuciem winy. Często myśli: "Nic nie umiem, nic mi nie wychodzi, wszystko jest przeciwko mnie". Natomiast picie to poczucie ulgi, zapomnienie, to kumple od kieliszka, niezobowiązujące do niczego rozmowy i obietnice oraz oczywiście poczucie mocy i sprawczości. Tak już z nami jest, że kiedy pojawia się dysonans poznawczy, mamy tendencję do wybierania łatwiejszego rozwiązania. Potrzeba doznania ulgi napędza podniesienie kieliszka.
Człowiek dojrzały w sytuacji dysonansu może świadomie wybrać trudniejszą drogę - taką, która może przynieść mu gratyfikacje dużo później. Alkoholik nie może długo czekać, dąży do natychmiastowych rozwiązań, w jego przypadku może to być picie. Inna sprawa to poczucie kontroli, umiejscowione zewnętrznie: "Nic w moim życiu nie zależy ode mnie, zróbcie coś ze mną". Kiedy idzie pić, mówi, że oni nie potrafili mu pomóc. Sam nie jest za nic odpowiedzialny.
W terapii pogłębionej pacjent już wie, że jest uzależniony od alkoholu, rozpoznaje u siebie objawy, pracuje nad mechanizmami uzależnienia. Radzi sobie z głodem alkoholowym, potrafi odmawiać picia. Dostrzega destrukcję, jaką wprowadzał w swoje życie, widzi, że krzywdził otoczenie. To jest bolesne, ale nie najtrudniejsze. Dlaczego mimo to, że proces zmiany już się rozpoczął, tacy pacjenci wracają do picia?
- Ponieważ mają nadzieję kontrolować picie. Ta nadzieja jest wprawdzie mniejsza, ale ciągle jest. Terapeuci, którzy wyraźniej widzą destrukcję, czasem się niecierpliwią i mówią: "Tyle stracił, osiągnął takie dno, a jeszcze się targuje, jeszcze wierzy, że możliwe jest picie kontrolowane". Pacjenci wierzą w picie kontrolowane, bo chcą być tacy sami jak inni ludzie - ci, którzy piją i nic złego się z nimi nie dzieje.
- Mają zbyt duże oczekiwania co do trzeźwego życia. Chcą, aby wszystko dobrze się ułożyło, stawiają sobie zbyt wysokie poprzeczki, chcą być dobrze odbierani społecznie. Tu również odzywa się często ich niecierpliwość i dążenie do szybkiej zmiany. Oczekują wiele od trzeźwego życia, a okazuje się, że takie życie nie jest łatwe, a co gorsza - po okresie zachłyśnięcia się trzeźwieniem bywa monotonne. Nie wytrzymują związanych z trudną sytuacją obciążeń, można powiedzieć, że jest to swoisty brak hartu życiowego. Terapeuci mówią, że to brak umiejętności ważnych dla trzeźwego życia. I tak oczywiście jest: ciągle jeszcze nie potrafią dobrze radzić sobie ze stresem, rozwiązywać problemów, przyjmować i wyrażać krytyki, nie potrafią stawiać sobie realnych, konkretnych celów. Nadal myślą w sposób magiczno-życzeniowy.
- Mam wrażenie, że pacjenci na tym etapie terapii wciąż jeszcze słabo rozumieją własne życie, rodzinę, żonę i dzieci, otoczenie w pracy i sąsiedztwie. Ostatecznie pili sporo czasu, skąd mają wiedzieć, jakie potrzeby mają ich dzieci czy jak rozumieć lęk żony i ciągłe kontrolowanie z jej strony? Dopiero zaczynają się tego uczyć. Słabe rozumienie otaczającego świata może rodzić poważne problemy, a wraz z nimi lęk. Co jest za lękiem? Potrzeba doznania ulgi, a więc picie. Nawet jeśli wiedzą od nas, że nałogowo regulują uczucia i że powinni nie pić, sięgają po kieliszek, bo nie zawsze zwycięża rozwaga. Zresztą ich myślenie bardzo szybko, w ciągu paru godzin, potrafi zamienić się z rozsądnego na pijane.
- Ciągle jeszcze nie potrafią zaakceptować siebie bezsilnego wobec alkoholu, siebie-alkoholika. To takie bolesne, wstydliwe, trudne. Czują się inni, gorsi, mniej wartościowi, łączy się z tym poczucie niemocy. Nie wytrzymują tych uczuć i tych myśli - łamią abstynencję, aby poczuć się silniejsi. To da im alkohol - poczucie mocy i siły. Nawet jeśli na krótko, to jednak będą je mieli.
- Nawet w terapii pogłębionej odczuwają tęsknotę za tamtym czasem - czasem kompanów, zabawy, beztroski. Tęsknią za zapachem piwa i baru. Mówimy, że to żal po stracie, że powinni definitywnie rozstać się z alkoholem. Piszą pożegnalne listy i robią pożegnalne rysunki. Mimo to tęsknota zostaje i w niesprzyjającym momencie napięcia przejście koło baru piwnego może alkoholika do niego zaprowadzić.
- W okresie terapii pogłębionej, jeśli pacjent ma okazję pracować nad poczuciem kontroli, zaczyna się ono z zewnętrznego zmieniać na wewnętrzne - to znaczy, że alkoholik zaczyna myśleć, iż jego życie może zależeć od niego. Jeżeli jednak nadal będzie uważał, że na nic nie ma wpływu, może zacząć pić.
- Pacjenci nie godzą się na to, że życie jest zwyczajne, trudne, pełne mozołu, bólu, choroby. Chcą tylko tych dobrych dni, na złe nie są przygotowani. Kiedyś pewna alkoholiczka na maratonie powiedziała z żalem i pretensją: "Co z tego, że nie piję 6 lat? Nadal nie mam faceta i jestem sama", nie widząc, że wiele niepijących kobiet też nie ma partnera i czuje się samotnie. "Tak się staram, a życie jest dla mnie takie okrutne" - życie potrafi być okrutne dla wszystkich ludzi i dopóki alkoholik tego nie zrozumie, dopóki nie zaakceptuje dnia codziennego, będzie zagrożony piciem. Będzie w ciągłym nawrocie, wielu takich znamy.
- Złamanie abstynencji grozi alkoholikowi również wtedy, gdy przestanie rozwijać się duchowo. Często obserwujemy, jak po pierwszych miesiącach wytężonej pracy następuje zahamowanie. Czy jest już znudzony? Niewątpliwie szybko się nudzi. Czy zaczyna mu brakować energii na rozwój? Brakuje mu energii, bo działa, zużywając jej za dużo. Trzeźwienie na tzw. haju jest bardzo niebezpieczne dla alkoholika, ale całkiem bez energii jest niemożliwe. Trzeźwieją ci, którzy znajdą średnią: stale idą do przodu, pomału, ale jednak się przesuwają.
Kiedy zawieram z alkoholikiem kontrakt na leczenie, nie obiecuję mu złotych gór. Mówię uczciwie, że czeka go ciężka praca, że może być trudno. Daję mu nadzieję na lepsze życie, ale od pierwszego kontaktu mówię, że wszystko zależy od niego. Na początku to ja prowadzę go za rękę przez most nad przepaścią, ale on decyduje, czy będzie moją rękę trzymał. Potem pójdzie już sam. Jeżeli uda mu się kiedyś zaakceptować życie takim, jakie ono jest - trudne, ale i pełne jasnych chwil - jeśli uda mu się zaakceptować siebie i innych ludzi, jest duża nadzieja, że będzie trzeźwieć.

Robert - 32 lata, żonaty, dwoje dzieci. Pracuje w firmie, w której tradycją jest codzienne chodzenie po pracy na piwo. Do poradni przyprowadziła go matka, to ona domagała się ode mnie, żebym coś z nim zrobiła. Żona wyrzuciła go z domu, z powodu picia założyła sprawę w sądzie o znęcanie się psychiczne. Jego matka jest nadopiekuńcza i nadkontrolująca, ojciec w czynnym nałogu. Kiedy Robert zgłosił się do poradni, z konieczności mieszkał z rodzicami.
Zgodził się szybko na podjęcie terapii, z dużym zapałem rozpoznawał u siebie objawy uzależnienia. Był aktywny w czasie zajęć, na które uczęszczał systematycznie. Wiedziałam od początku, że jest bardzo uległy i bierny - tego nauczył się w domu, żyjąc przez wiele lat w rodzinie alkoholowej, pełnej przemocy i nadkontroli. Przebrnął nie pijąc przez kilka spotkań. Mimo że wyraźnie źle się czuł fizycznie i psychicznie, bardzo się starał. Zależało mu na powrocie do żony i dzieci, a mieszkanie u rodziców było dla niego bardzo trudne.
Po trzech tygodniach leczenia złamał abstynencję. Oczywiście zrobił to według starego schematu: poszedł po pracy z kolegami do baru. Wrócił po tygodniu do poradni znowu w zespole abstynencyjnym, obolały i ciągle mieszkający u mamy. Wrócił, bo mama obiecała, że zapłaci jego długi za samochód, jeśli podejmie leczenie. Nie muszę opisywać, bo łatwo się domyśleć, jak mama ciągle przychodziła do poradni, czego sobie od nas życzyła i jak bardzo nie słuchała, co do niej mówiliśmy. Zanim Robert zaczął trzeźwieć, jeszcze dwa razy złamał abstynencję, a łamał ją, ponieważ:
- decyzja o leczeniu nie była jego decyzją;
- konsekwencje picia łagodziła matka, miał gdzie mieszkać, miał co jeść, to ona płaciła jego długi, wymagała od niego tylko, żeby był grzeczny i nie pił. Jednocześnie buntował się przeciwko niej, ona go stale - jak twierdził - denerwowała;
- nie musiał być odpowiedzialny za własną rodzinę, żona radziła sobie bez niego dość dobrze;
- koledzy w pracy codziennie chodzili na piwko, chciał być z nimi. Nudził się sam, nie miał obowiązków, nie miał też żadnych pomysłów na spędzanie wolnego czasu. Potrzebował stymulacji do życia. Bardzo długo zresztą w dalszej terapii przewijała się u niego tęsknota za czasem spędzanym z kolegami z pracy nad kuflem piwa;
- oczywiście nie radził sobie z głodem alkoholowym, wierzył, że może kontrolować picie, nie był pewien, czy jest alkoholikiem;
- kiedy przestał pić, stał się słaby, bierny, uzależniony od matki, w początkowym okresie trzeźwienia nie miał z tego żadnych gratyfikacji.
Zaczął naprawdę trzeźwieć, kiedy zaczęło to być jego własną decyzją, a nie rodziny. Podjął ją, kiedy zrozumiał, że jest uzależniony, stoi na równi pochyłej i naprawdę grozi mu utrata żony i dzieci oraz bycie synkiem mamusi przez następne lata.

Agnieszka - 34 lata, troje dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Oboje rodzice alkoholicy. Mieszkała sama, mąż od pół roku był w więzieniu, dokąd trafił za znęcanie się nad rodziną. Mimo że bił ją i dzieci, że wielokrotnie była przez niego w szpitalu, twierdziła, że bardzo go kocha, tęskni za nim i wierzy, że gdy on wyjdzie z więzienia, również będzie się leczył, tak jak ona. Mówiła tak, chociaż mąż podczas widzeń namawiał ją, żeby przerwała terapię, szydził z jej trzeźwienia i mówił, że jest w sekcie.
Agnieszka zapiła po 9 miesiącach terapii. Wydawało się, że dobrze trzeźwieje: inteligentna, szybko chwytająca każdy temat, stosowała się do zaleceń terapeutów. Wydawało się, że psychologiczne mechanizmy uzależnienia zaczynają słabnąć. Miała korzyści z trzeźwienia, bardzo poprawiły się jej relacje z dziećmi, zaczynała wyraźnie zmieniać się i rozwijać. Była pogodna, zadbana, troszcząca się o siebie i innych. W grupie była bardzo lubiana za szczerość i pogodę ducha.
Złamała abstynencję w okresie, kiedy zaczęła pracować nad magiczno-życzeniowym myśleniem na temat męża. Z przerażającą jasnością zaczęła odkrywać, że nadzieja na jego zmianę jest niewielka. Zobaczyła, że musi radzić sobie sama z trójką dzieci. Chciała mieć wokół siebie więcej ludzi, ale nie dawała się namówić na AA. Tłumaczyła się zawsze, że nie ma z kim zostawić dzieci. Pamiętam, jak zaczęła uskarżać się na samotność i monotonię, tracić z oczu cel trzeźwienia, który wcześniej był wyraźnie zarysowany. Chwilami miałam wrażenie, że zaczęła niecierpliwie czekać na cud. Starała się parę miesięcy, a nagroda nie przychodziła. Problem w tym, że nagrodą dla niej nie były spokojne i najedzone dzieci - to ja uważałam, że one są nagrodą. Ona chciała swojego męża: takiego, jakiego wymyśliła sobie przez kilka miesięcy rozłąki. Chciała dużo i szybko, i chociaż mówiła, że musi uczyć się cierpliwości, jeszcze nie była cierpliwa. Sięgnęła po alkohol w stary nałogowy sposób, żeby chociaż na chwilę uciszyć swój ból.

Źródło: http://www.psychologia.ed...bstynencje.html

Mario - Nie 13 Mar, 2011 08:45

Tomoe napisał/a:
- Mają zbyt duże oczekiwania co do trzeźwego życia. Chcą, aby wszystko dobrze się ułożyło, stawiają sobie zbyt wysokie poprzeczki, chcą być dobrze odbierani społecznie. Tu również odzywa się często ich niecierpliwość i dążenie do szybkiej zmiany. Oczekują wiele od trzeźwego życia, a okazuje się, że takie życie nie jest łatwe,

Święte słowa :/

Marc-elus - Nie 13 Mar, 2011 09:16

Ciekawy tekst.
Tak naprawdę to co przebija z tego artykułu to korelacja alkoholik-świat zewnętrzny-zapicie.
Więc twierdzenie że "trzeźwieje się tylko dla siebie i reszta jest mniej ważna" mija się z prawdą. Liczy się wiele czynników w procesie trzeźwienia.

Tomoe - Nie 13 Mar, 2011 09:33

A ja myslę, że najbardziej liczy się wewnętrzna reakcja samego alkoholika na te "zewnętrzne czynniki". I jego wewnętrzna, wystarczająco silna motywacja. :)
Marc-elus - Nie 13 Mar, 2011 09:57

Tomoe napisał/a:
A ja myslę, że najbardziej liczy się wewnętrzna reakcja samego alkoholika na te "zewnętrzne czynniki". I jego wewnętrzna, wystarczająco silna motywacja. :)

Pewnie, jeden się łamie bo mu tchórzofretka choruje, a drugi wytrzyma śmierć połowy rodziny. Z tym że czynników negatywnych może się pojawić więcej jak się nie dba o życie(zajmuje się tylko trzeźwieniem), a dbanie o ich małą ilość można porównać do dbania o brak wyzwalaczy. ;)
Patrząc z drugiej strony to na wiele spraw zewnętrznych nie mamy wpływu, więc pozostaje hartować stal wewnątrz siebie.

pietruszka - Nie 13 Mar, 2011 10:21

Ciekawy tekst. I tak sobie pomyślałam o wszelkiego rodzaju uzależnieniach, szczególnie w kontekście tego:
Cytat:
Człowiek dojrzały w sytuacji dysonansu może świadomie wybrać trudniejszą drogę - taką, która może przynieść mu gratyfikacje dużo później. Alkoholik nie może długo czekać, dąży do natychmiastowych rozwiązań, w jego przypadku może to być picie.

Dla mnie samej, jak pamiętam, papieros był nagrodą, czasem coś słodkiego. Już, zaraz, natychmiast. I myślę, że w tym tkwi też jedna z przyczyn skłonności do uzależnień (oprócz równie silnej chęci ucieczki od nieprzyjemnych emocji). A nagroda staje się przekleństwem. Może dlatego, ze alkohol nie dawał mi wystarczająco odpowiedniego zadowolenia (poczucia bycia nagrodzoną) nie popadłam w uzależnienie alkoholowe?
Ale gdzieś to wciąż słaby mój punkt: nieumiejętność skojarzenia odległego celu i nagrody (osiągnięcia celu czy związanych z tym korzyści) z małymi kroczkami, które robi się każdego dnia, by tam dojść. Uczę się właśnie wyznaczać tzw. kroki milowe w osiągnięciu założonego celu, nagradzać się niejako "po drodze" za osiągnięcie kolejnego etapu. I staram się, aby nagrody były zdrowe :lol2: ale jednocześnie fajne. Bo inaczej jak małe dziecko zniechęcam się i poddaję. :(

Jacek - Nie 13 Mar, 2011 11:24

Marc-elus napisał/a:
Więc twierdzenie że "trzeźwieje się tylko dla siebie i reszta jest mniej ważna" mija się z prawdą.

nie twierdzę że reszta jest mniej ważna
kto ci tego naopowiadał
za to twierdzę że trzeźwieję dla siebie
podaj choć jeden przykład ze jest inaczej
powiem więcej,wszystko co robię,robię dla lepszego własnego samopoczucia
od i przykład
twój wujek ma milion ,ty akurat potrzebujesz połowę tego
prosisz więc jego o tę połowę,on bez wahania ci ją daje
i myślisz że robi to dla ciebie ???
ależ neu :nie:
i owszem pomaga ci ,ale dlatego że jego wewnętrzne ja
robi to bo on chce
robi bo on cię lubi
bo on ci ufa
bo on zapragną w myśli ci pomoc (i w czynach)
trzeźwieję dla siebie,bo ja się z tym dobrze czuję i to ja mam z tego korzyści

staaw - Nie 13 Mar, 2011 11:57

Marc-elus napisał/a:
Więc twierdzenie że "trzeźwieje się tylko dla siebie i reszta jest mniej ważna" mija się z prawdą. Liczy się wiele czynników w procesie trzeźwienia.

Tak, tylko najważniejsza jest moja szczera chęć stanu trzeźwości, a wszystkie inne to sprawa marginalna.

Miałem konto w banku Milenium, nastąpiły jakieś przesunięcia akcji i skarb państwa na tym dużo stracił (przynajmniej tak mówili w telewizorze). Ja się nawaliłem jak szpak i każdemu kto chciał słuchać tłumaczyłem jakie to życie jest bezsensowne, jak obcy kapitał rozkrada resztki majątku... nawet konto przeniosłem do PKO...

Dzisiaj się z tego śmieję, ale wtedy ja NAPRAWDĘ wierzyłem w to co mówię.

Czy jeżeli by bank pozostał w rękach polskich, wcześniej bym zaczął trzeźwieć?

kiwi - Nie 13 Mar, 2011 12:12

"trzezwieja ci,ktorzy znajda srednia,stale ida do przodu,pomalu,ale jednak sie przesuwaja"-to JA,to jest moje haslo,moje zdanie !!!!!!!!!Malymi kroczkami,ale do przodu !
Mierz sily na zamiary-to tez, to zdanie,jest bardzo bardzo wazne dla mnie,i ja tak zyje dzien po dniu !!!!!!!
Pozdrawia
Kiwi

KICAJKA - Nie 13 Mar, 2011 12:30

Tomoe napisał/a:
- konsekwencje picia łagodziła matka, miał gdzie mieszkać, miał co jeść, to ona płaciła jego długi, wymagała od niego tylko, żeby był grzeczny i nie pił.

Dobrze to znam :(
Tomoe napisał/a:
- nie musiał być odpowiedzialny za własną rodzinę, żona radziła sobie bez niego dość dobrze;

Do momentu aż sąd zatwierdził alimenty :)
Potem ostatnie zapicie i ostatnia terapia zamknięta z porządnym kopem :tak:

Marc-elus - Nie 13 Mar, 2011 14:16

Jacek napisał/a:
nie twierdzę że reszta jest mniej ważna
kto ci tego naopowiadał

Jacku, czy ja coś o Tobie napisałem? :)
Marc-elus napisał/a:
jeden się łamie bo mu tchórzofretka choruje
czyli
staaw napisał/a:
Miałem konto w banku Milenium, nastąpiły jakieś przesunięcia akcji i skarb państwa na tym dużo stracił (przynajmniej tak mówili w telewizorze). Ja się nawaliłem jak szpak i każdemu kto chciał słuchać tłumaczyłem jakie to życie jest bezsensowne, jak obcy kapitał rozkrada resztki majątku... nawet konto przeniosłem do PKO...

:rotfl:
staaw napisał/a:
najważniejsza jest moja szczera chęć stanu trzeźwości, a wszystkie inne to sprawa marginalna

Polecam Ci przeczytać to raz jeszcze, z naciskiem na "wszystkie inne to sprawa marginalna"...

staaw - Nie 13 Mar, 2011 14:23

Marc-elus napisał/a:

staaw napisał/a:
najważniejsza jest moja szczera chęć stanu trzeźwości, a wszystkie inne to sprawa marginalna

Polecam Ci przeczytać to raz jeszcze, z naciskiem na "wszystkie inne to sprawa marginalna"...
Kiedy chcę pić, tylko usprawiedliwienia szukam, otoczenie ma pozornie wielki wpływ na moje picie, pozostaje jednak TYLKO wymówką. Kiedy się osiągnie stan CHCĘ TRZEŚWIEĆ, to cała reszta na prawdę nie ma znaczenia. Mam złą teściową, to z nią nie rozmawiam, złą żonę zmieniam... Nie wiem czego nie rozumiesz.
Marc-elus - Nie 13 Mar, 2011 14:23

Marc-elus napisał/a:
na wiele spraw zewnętrznych nie mamy wpływu, więc pozostaje hartować stal wewnątrz siebie.

staaw napisał/a:
Czy jeżeli by bank pozostał w rękach polskich, wcześniej bym zaczął trzeźwieć?

Właśnie o tym pisałem....

Marc-elus - Nie 13 Mar, 2011 14:25

staaw napisał/a:
wszystkie inne to sprawa marginalna

staaw napisał/a:
złą żonę zmieniam

Żona to sprawa marginalna?

staaw - Nie 13 Mar, 2011 14:32

Marc-elus napisał/a:
staaw napisał/a:
wszystkie inne to sprawa marginalna

staaw napisał/a:
złą żonę zmieniam

Żona to sprawa marginalna?

Znam alkoholika którego żona narzekają że pijak, poniża go publicznie, ale jak dłużej niż dwa tygodnie nie pije, zaczyna go poszturchiwać, wystraszona że przewagę traci, aż wreszcie wszystko wraca do "normy". Ja z taką babą nie wytrzymał bym...

Nie jestem zwolennikiem rozwodów, ale jeżeli mam zapić przez żonę, wolę ją zmienić.

Marc-elus - Nie 13 Mar, 2011 14:37

Wiem o co Ci chodzi, masz racje że nie należy szukać wymówek do zapicia, jak ta z bankiem. Mi natomiast chodzi o to żeby trzeźwiejąc nie zaniedbywać innych spraw, bo może to się okazać błędnym kołem.
Można trzeźwieć i nie zaniedbywać innych spraw, równolegle dbać o wszystko.

staaw - Nie 13 Mar, 2011 14:43

Marc-elus napisał/a:
Można trzeźwieć i nie zaniedbywać innych spraw, równolegle dbać o wszystko.
Trzeźwienie, bez zadbania o inne sprawy, to najgorsza droga problemy się nawarstwią i jest "okazja"... Tu się z Tobą zgadzam. Jednak nie da się o te inne sprawy dbać nie będąc trzeźwym. I to nie tylko na alkomacie, ale i mózg musi być czysty...
Dla tego napisałem TRZEŹWOŚĆ najważniejsza, a cała reszta jest pochodną stanu trzeźwego...


To z bankiem nie było wymówką. Ja święcie wierzyłem w to co mówię, tak mi zapijaczony mózg przedstawiał rzeczywistość.

staaw - Nie 13 Mar, 2011 14:50

Marc-elus napisał/a:
staaw napisał/a:
Kiedy chcę pić, tylko usprawiedliwienia szukam

staaw napisał/a:
jeżeli mam zapić przez żonę, wolę ją zmienić.

Tak się ładnie zestawiło, to jak w końcu jest?
Niby Twoja trzeźwość jest silna "siłą wewnętrzną", a tu nagle masz zapijać przez żonę?
Dobra, już nic nie mówię ;) bawię się tylko słowami teraz....


Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić (żonę, teściową, pracę...)
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Wszystko dla mej trzeźwości a Twojej chwały. Amen.

Jacek - Nie 13 Mar, 2011 15:11

Marc-elus napisał/a:
Jacku, czy ja coś o Tobie napisałem? :)

a gdzie ja to niby napisałem ???
lecz wyraziłem swój pogląd oparty o własne doświadczenia
staaw napisał/a:
Nie jestem zwolennikiem rozwodów, ale jeżeli mam zapić przez żonę, wolę ją zmienić.

Staawciu ,już ci dziś o tym pisałem - jeśli zapijesz to z własnej woli
gdy by to było z winy żony,to ona by musiała ci wykręcić rękę
i zmusić tym czynem do łykania alkoholu

Marc-elus - Nie 13 Mar, 2011 15:17

Jacku, po prostu źle to zrozumiałem
Jacek napisał/a:
nie twierdzę że reszta jest mniej ważna
kto ci tego naopowiadał

staaw - Nie 13 Mar, 2011 15:21

Jacek napisał/a:
Staawciu ,już ci dziś o tym pisałem - jeśli zapijesz to z własnej woli
gdy by to było z winy żony,to ona by musiała ci wykręcić rękę
i zmusić tym czynem do łykania alkoholu


staaw napisał/a:
Znam alkoholika którego żona narzekają że pijak, poniża go publicznie, ale jak dłużej niż dwa tygodnie nie pije, zaczyna go poszturchiwać, wystraszona że przewagę traci, aż wreszcie wszystko wraca do "normy". Ja z taką babą nie wytrzymał bym...

Z taką jak powyżej napisałem wytrzymał byś? ;) Ona CHCE pijaka w domu, może nim rządzić i leczyć własne kompleksy... Lepiej zmienić :bezradny:

Jacek - Nie 13 Mar, 2011 15:56

staaw napisał/a:
Z taką jak powyżej napisałem wytrzymał byś?

Staaw ,ja nie o tym
ja o tym wyrażeniu
staaw napisał/a:
jeżeli mam zapić przez żonę,

co czujesz jeśli się tak wyrażasz ???
bo ja właśnie przez to broniłem swojego ja
ja bym nie pił ,ale moja żona jest zła
żona faktycznie może być zła,wredna itd...
ale nie jej jest decyzją że ja zapiję ,tylko ja o tym zadecyduję
dlaczego o tym tak wiele piszę???
dlaczego to dla mnie tak ważne???
bo w moim życiu zdarza się wiele niepowodzeń,wiele zdarzeń nie po mojej myśli
ale nie one są już powodem abym to ja odreagował alkoholem
ja teraz idę na meeting
ja teraz naprawiam to co mogę i jestem wstanie naprawić
ja teraz nie ruszam tego na co nie mam wpływu
ja zmienię żonę bo jest zła ,ale nie ona jest temu winna że ja piłem
tam powyżej co wstawiła Ala (bardzo pouczający tekst )
wiele tam jest opisane o tym
wystarczy jeno do niektórych zdań wstawić słowo ja

staaw - Nie 13 Mar, 2011 16:12

Jacek napisał/a:

ja o tym wyrażeniu
staaw napisał/a:
jeżeli mam zapić przez żonę,

co czujesz jeśli się tak wyrażasz ???
[...]
ja bym nie pił ,ale moja żona jest zła
żona faktycznie może być zła,wredna itd...
ale nie jej jest decyzją że ja zapiję ,tylko ja o tym zadecyduję

Czuję właśnie to, że jeżeli MOGĘ uniknąć wyzwalacza, to go unikam. Rok niedawno minął od ostatniego resetu licznika i nie mam zamiaru przeżywać tego upodlenia na nowo, nawet datę wypieram z pamięci....
Z każdym miesiącem jednak widzę jak ten krokusik trzeźwości staje się coraz silniejszy, ale na pokuszenie wodzić swej woli nie będę.
Jacek napisał/a:

dlaczego o tym tak wiele piszę???
dlaczego to dla mnie tak ważne???
bo w moim życiu zdarza się wiele niepowodzeń,wiele zdarzeń nie po mojej myśli
ale nie one są już powodem abym to ja odreagował alkoholem

Powodem nie są, jednak jeżeli można ich uniknąć, należy unikać, przynajmniej w moim przypadku.
Może za dziesięć lat będę na tyle silny by stawić czoła wszystkim możliwym wyzwalaczom. Na razie wiem że moja trzeźwość choć jest rekordem mego życia, słabiutka jeszcze i krucha.
Są oczywiście niepowodzenia na które wpływu nie mamy, wtedy tylko pogoda ducha uchronić nas może.

Jacek - Nie 13 Mar, 2011 16:26

staaw napisał/a:
jeżeli mam zapić przez żonę,

co czujesz jeśli się tak wyrażasz ???
źle wyraziłem pytanie
ponowię
co czujesz gdy zwalasz na żonę,swój czyn zapicia???
bo ja czułem luz
bo mnie to oczyszczało z zarzutów winy

Borus - Nie 13 Mar, 2011 17:31

ale namotaliście... :szok:
staaw - Nie 13 Mar, 2011 17:34

Wysłałem posta w czasie upgradu softwaru na serwerze i teraz zauważyłem że go wcięło :wysmiewacz:

Ja nie piłem przez żonę, moja była idealnym pomagierem (browarek na kaca, czyste łóżeczko itp). To o żonie pisałem na przykładzie bliskiej mi osoby która jest wręcz PROWOKOWANA do picia kiedy jest za długo trzeźwy i do garów próbuje wtrącać się...

Ja piłem z poczucia bezsilności i nienawiści do ludzi na których postępowanie nie miałem żadnego wpływu. Piłem z powodu choroby syna, jego kochałem, ale choroby nie potrafiłem zaakceptować. Miałem stany depresyjne nim sięgnąłem po pierwszy kieliszek, odkryłem lekarstwo które zaczęło mnie niszczyć. Kiedy miałem naście lat depresji jeszcze nie wynaleźli, przynajmniej nietaktem było chodzić do psychiatry...

Piłem w poczuciu winy że nie mam siły zmienić świata... a to ja musiałem się zmienić.

Nawet niedawno w dyskusji o kościele troszkę za bardzo się nakręciłem... tak znajome mi uczucie wszechwiedzącego sędziego wrzucającego wszystkich do kotła ze smołą z powodu jednego grzesznika... Kiedyś ja byłem taki sam, politycy to złodzieje, policjanci mordercy a ja ŚWIĘTY MĘCZENNIK...

Przestałem nienawidzić i odpadła znacząca część powodów do picia, jednak za daleko już choroba zaszła stąd te nawroty.

Najdziwniejsze jest to że na terapii nie nauczyli mnie nic nowego, o alkoholizmie z racji pracy w pogotowiu wiedziałem dużo, jednak najtrudniej postawić diagnozę SOBIE.

Od pewnego czasu nie biorę tabletek szczęścia, miewam dołki, ale już nie takie jak były kiedy piłem...

Borus napisał/a:
ale namotaliście...
Łatwiej zbudować autostradę z NY na Karaiby niż zrozumieć kobietę.
Ale żeby zrozumieć alkoholika, trzeba samemu cysternę wódki wypić :wysmiewacz:

Tomoe - Nie 13 Mar, 2011 18:23

Ja myślę tak: Są w moim życiu oczywiście takie "okoliczności zewnętrzne", które mogą spowodować u mnie chęć napicia się. Mogą wywołać głód alkoholowy. To jest to, co w języku terapeutów nazywa się "wyzwalaczami zewnętrznymi" lub "stresorami".
Ale oprócz tych "wyzwalaczy zewnętrznych" są też moje "wyzwalacze wewnętrzne". Jeśli na te pierwsze zareaguję tymi drugimi - mogę sobie sama nakręcić mega-głoda.
Więc za swoje wewnętrzne reakcje na zewnętrzne zagrożenia dla mojej trzeźwości odpowiedzialna jestem ja sama.
Jeśli pakuję się w niekorzystne dla mnie sytuacje - to ja się w nie pakuję. Mój wybór - moja odpowiedzialność, moje konsekwencje.
Jeśli się z niekorzystnych dla mnie sytuacji nie wycofuję - to ja się z nich nie wycofuję. Mój wybór - moja odpowiedzialność, moje konsekwencje.

Na mojej terapii podstawowej kilka razy miałam za zadanie napisać sto razy dużymi literami, jak dzieciak w podstawówce:
"Moja trzeźwość w żaden sposób nie jest zależna od.........."

Podam taki przykład.
Ja się na swojej terapii podstawowej dowiedziałam o sobie bardzo ważnej rzeczy: dowiedziałam się, jakie uczucia najczęściej zapijałam, od jakich uczuć uciekałam w alkohol, czego nie chciałam czuć.
I okazało się, że dla mnie osobiście najgroźniejszym, najbardziej napędzającym chęć napicia się uczuciem jest poczucie krzywdy - i to niezależnie od tego, czy to moje poczucie krzywdy jest prawdziwe, czy wyolbrzymione, czy urojone.
Ja się w okresie mojego picia wręcz napawałam moim poczuciem krzywdy. Bo ono mi - w moim odczuciu - dawało "prawo" do tego żebym piła.

Więc jeśli chcę być trzeźwa - powinnam unikać poczucia krzywdy. Nie być ofiarą i nie odgrywać roli ofiary. Najprostszy sposób na to - to nie pozwolić innym ludziom, aby mnie krzywdzili.
Tylko że to wymagało dużych zmian we mnie... I to ja musiałam nad tymi zmianami solidnie popracować. I często była to praca prowadzona przeze mnie bardzo ryzykowną metodą "prób i błędów".... :)

Jras4 - Nie 13 Mar, 2011 18:29

Tomoe napisał/a:
w języku terapeutów
poco ich słuchać ..znaidz własną drogę .. niemożna stale ze wszystkim biegać do teraptaka ... Treapia tak ..wiedza tak ale potem zaczyna sie życie ... niemożna żyć tylko tym co powie terapeuta ...
staaw - Nie 13 Mar, 2011 18:30

Tomoe napisał/a:

I okazało się, że dla mnie osobiście najgroźniejszym, najbardziej napędzającym chęć napicia się uczuciem jest poczucie krzywdy - i to niezależnie od tego, czy to moje poczucie krzywdy jest prawdziwe, czy wyolbrzymione, czy urojone.
Ja się w okresie mojego picia wręcz napawałam moim poczuciem krzywdy. Bo ono mi - w moim odczuciu - dawało "prawo" do tego żebym piła.

O właśnie tak miałem. I nie czułem że poczucie krzywdy jest urojone, ono było PRAWDZIWE, namacalnie czułem że cały świat jest przeciwko mnie...

A wystarczyło spojrzeć że to nie traktor jest zepsuty, tylko w jednym kole powietrza nie ma :]

Jacek - Nie 13 Mar, 2011 18:36

staaw napisał/a:
Ja piłem z poczucia bezsilności

staaw napisał/a:
choroby syna

staaw napisał/a:
odkryłem lekarstwo które zaczęło mnie niszczyć.

te odpowiedzi mnie wyjaśniły że rozumiesz swoje powody picia
lecz nie one były bezpośrednim skutkiem samego picia
staaw napisał/a:
Borus napisał/a:
ale namotaliście...
Łatwiej zbudować autostradę z NY na Karaiby niż zrozumieć kobietę.
Ale żeby zrozumieć alkoholika, trzeba samemu cysternę wódki wypić :wysmiewacz:

niekiedy przeszkodą temu jest wyrażenie odrobiny chęci aby poznać samego siebie
a niezrozumienie jest lepiej przypisać komuś jakoby winowajca

Tomoe - Nie 13 Mar, 2011 18:43

Jras4 napisał/a:
niemożna stale ze wszystkim biegać do teraptaka


Ty, a gdzie ty wyczytałeś, że ja "stale ze wszystkim biegam"...
Weź cos w rękę i stuknij sie w głowę, zanim zaczniesz mnie tak osądzać.

Ja po prostu mam dobrą pamięć i pewne rzeczy z mojej podstawowej terapii pamiętam do dziś. I piszę tutaj o tym, co dla mnie było wazne, co wyniosłam i zapamiętałam z mojej podstawowej terapii uzależnień. A minęło od niej ponad sześć lat.

Albo zacznij czytać ze zrozumieniem, Iras - albo się nie odzywaj, dobrze?

Jacek - Nie 13 Mar, 2011 18:47

Tomoe napisał/a:
Ja się na swojej terapii podstawowej dowiedziałam o sobie bardzo ważnej rzeczy: dowiedziałam się, jakie uczucia najczęściej zapijałam, od jakich uczuć uciekałam w alkohol, czego nie chciałam czuć.

Alu,prawda jak kiedyś było ciężko wypowiedzieć to ja
a dziś wypowiedziane ile ulgi przynosi
przynajmniej w zrozumieniu w temacie jaki podałaś - "Dlaczego łamią abstynencję?"

Tomoe - Nie 13 Mar, 2011 18:52

Prawda, Jacuś.
To słowo "ja", które ty od pewnego czasu w swoich postach pogrubiasz, jest niezwykle ważne. Ono daje mi poczucie wpływu na moje wybory, moje decyzje, poczucie odpowiedzialności za moje życie. :tak:

Nie mylić z "kierowaniem". ;)

Tomoe - Nie 13 Mar, 2011 19:59

O, tutaj jest jeszcze jedna ciekawa teoria, próbująca dać odpowiedź na pytanie, dlaczego jedni alkoholicy mają nawroty i wracają do picia, a inni osiągają trwałą trzeźwość.

To fragment artykułu Ewy Woydyłło zatytułowanego "O nawrotach choroby z różnych perspektyw":

"PERSPEKTYWA PSYCHOLOGICZNA

Tak ją nazywam z braku zręcznego przymiotnika od słowa "osobowość". (...) Podejście to można zastosować do pewnej grupy uzależnionych - myślę, że zarówno alkoholików, jak i być może częściej narkomanów. Osoby z tej grupy każą terapeutom i rodzinom często zastanawiać się, jak to się dzieje, że pokonują oni ogromny opór przed leczeniem, wkładają w nie masę energii, a gdy już wydaje się, że najgorsze mają za sobą, znowu wracają do nałogu. I to raz po raz.

Aż się prosi, by odnieść do nich perspektywę nastawioną na rozpoznanie szczególnie niekorzystnych typów osobowości lub raczej jakichś rysów cechujących osobowość.

Weźmy osobowość kompulsywną, przez amerykańskiego psychologa Craiga Nakkena nazwaną addictive personality . Ludzi z tą osobowością cechuje perfekcjonizm, przesadne przywiązywanie wagi do ustalonego porządku, potrzeba kontroli, nietolerancja i niezdolność wyrażania uczuć. Ludzie ci, w swym chorobliwym dążeniu do doskonałości, są notorycznie z siebie niezadowoleni, toteż i ich trzeźwość, zwłaszcza w początkowym okresie, nie może dawać im satysfakcji. Bycie niezadowolonym trzeźwym alkoholikiem wydaje się trudniejsze niż bycie niezadowolonym pijanym alkoholikiem, więc zapijają.

Inną grupę "nawrotowiczów" stanowią ludzie o osobowości niedojrzałej, zależnej od innych ludzi. Kierują się jednym: pozyskiwaniem cudzego uznania i akceptacji za wszelką cenę. Nie mają własnego zdania, nie wiedzą, co jest dla nich dobre, nie potrafią podejmować decyzji, brak im stanowczości i nie czują się odpowiedzialni za swe postępowanie. Wolą obwiniać innych niż zaryzykować bycie sobą. Zresztą przeważnie nie wiedzą, kim są. Lęk przed ryzykiem utraty oparcia w dotychczasowych układach rodzinnych czy towarzyskich paraliżuje wszelkie zmiany. A trzeźwienie ich wymaga. No więc rezygnują z trzeźwienia i powracają do starych schematów, choćby nawet były bardzo destrukcyjne.

Kolejną osobowością utrudniającą trzeźwienie jest typ bierno-agresywny. Osoby takie wyrażają złość i pretensje nie wprost, lecz okrężną drogą. Sami dokuczają i kąsają, ale tak, jakby to inni ich kąsali i niszczyli. Owszem, inni to też robią, ale wtedy nasz bierno-agresywny typ pozoruje cierpliwość i akceptację ciosów. Dopiero potem się odgrywa, wyszukując sposoby podstępne, manipulacyjne i zawsze pozwalające odwrócić przysłowiowego kota ogonem. Powrót do zdrowia z uzależnienia wymaga nauczenia się szczerości w wyrażaniu uczuć oraz załatwiania konfliktów wprost i otwarcie. Bierno-agresywnym osobom z trudem przychodzi wyzbycie się nawyku manipulacji. Szczerości boją się jak ognia. Otwartość i jawność ich własnych i cudzych uczuć jest dla wielu z nich niczym nagość w publicznym miejscu. Wymuszanie na sobie otwartej komunikacji powoduje dyskomfort i zażenowanie. Gdy znajdą się w grupie terapeutycznej lub w AA, nie mogą pojąć, jak ludzie są w stanie komukolwiek zwierzać się z intymnych przeżyć. Ci chroniczni manipulanci czują się wtedy wyobcowani z grupy, sfrustrowani i samotni. Z tego powodu niestety stosunkowo szybko powracają do swego nałogu.

Alkoholikom o osobowości narcystycznej również niełatwo osiągnąć trwałą trzeźwość. Uważają oni siebie za wyjątkowych i godnych szczególnych względów. Mają trudności z przyjmowaniem informacji zwrotnych z wyjątkiem pochlebstw. Ich stosunki z ludźmi są płytkie i powierzchowne, nikt więc nie ma na nich większego wpływu. Niespecjalnie uznają autorytety. Prawie nie są w stanie z nikim się zidentyfikować i to nie tylko w kwestii uzależnienia i związanych z nim problemów. Programowo nie utożsamiają się z innymi ludźmi pod żadnym względem. Pacjenci o narcystycznej osobowości powracają do picia dlatego, że są zbyt pewni siebie i nie doceniają powagi swojej choroby.

Typ antyspołeczny to kolejny rodzaj pacjentów, którym na ogół nie udaje się wytrwać w trzeźwości. Łamią normy, reguły społeczne i zobowiązania. Nie ma dla nich świętości. Usiłują narzucać innym swoją wolę za pomocą agresji i siły. Są impulsywni i ubóstwiają niebezpieczne sytuacje. Gdy zaczyna się proces nawrotu choroby, odmawiają przyjęcia pomocy i usiłują udowodnić, że są silni i poradzą sobie sami. Często podejmują próby picia kontrolowanego. Gdy wymknie im się ta "kontrola" spod kontroli, są źli, bo czują się słabi - a tego nie lubią najbardziej. Przychodzą więc znowu po pomoc pozornie skruszeni, ale tak naprawdę wciąż poszukują sposobu na bardziej skuteczne nauczenie się kontrolowania picia. Można powiedzieć, że akceptują swój alkoholizm, tylko nie akceptują konieczności rozstania z alkoholem."

Cały artykuł można przeczytać tutaj: http://www.psychologia.ed...perspektyw.html

aazazello - Pon 14 Mar, 2011 09:38

Dzięki Tomoe, dobre teksty. Napisane prostym i zrozumiałym językiem.
Moim zdaniem informacje bardzo przydatne dla rozpoczynających trzeźwienie, być może uniknęlibyśmy wielokrotnej łopatologii, gdyby czytali tego typu teksty ze zrozumieniem.
Uważam, że nie od rzeczy byłoby, gdyby administracja zastanowiła się, czy nie umieścić ich w dziale alkoholizm. Wiedźmo?

Tomoe napisał/a:
Ludzie ci, w swym chorobliwym dążeniu do doskonałości, są notorycznie z siebie niezadowoleni, toteż i ich trzeźwość, zwłaszcza w początkowym okresie, nie może dawać im satysfakcji. Bycie niezadowolonym trzeźwym alkoholikiem wydaje się trudniejsze niż bycie niezadowolonym pijanym alkoholikiem, więc zapijają

Tekst o mnie. Nie zapiłem, ale byłem nabuzowany agresją jak bomba materiałem wybuchowym. Rozbroiła mnie dopiero terapia dda.
Spojrzeć na własne życie i bycie z niego zadowolonym, wyluzowanym i szczęśliwym, to dla mnie teraz nowość. Opłaciło się być niemęskim, ciotowatym niemaczem chodzącym na terapię :)

Jras4 - Pon 14 Mar, 2011 17:00

Tomoe napisał/a:
albo się nie odzywaj, dobrze?
Wiesz komuna mineła ...A powiem ci i wcale nie złośliwie co mi pszypinasz że jak cie czytam to nic nie rozumiem zupełnie tak jakby wielki uczony pisał do dziada ze wsi ....Stale jakieś odwołania stale mądre cytaty a gdzie w tym szystkim Ty ...
Tomoe napisał/a:
"PERSPEKTYWA PSYCHOLOGICZNA
Tomoe napisał/a:
zczególnie niekorzystnych typów osobowości lub raczej jakichś rysów cechujących
Tomoe napisał/a:
st typ bierno-agresywny.
i tak wkoło w myśl zasady dookoła chodzi młyn ...i mieli ....
Wiedźma - Pon 14 Mar, 2011 20:49

Cytat:
Uważam, że nie od rzeczy byłoby, gdyby administracja zastanowiła się, czy nie umieścić ich w dziale alkoholizm. Wiedźmo?

Proszę uprzejmie: Dlaczego łamią abstynencję?

Tomoe - Pon 14 Mar, 2011 20:49

No to nie czytaj, Iras.
Zmusza cie ktoś do czytania?
Zresztą to co zacytowałeś, to nie są moje słowa, tylko fragmenty artykułów.
Zamieszczam je dla tych, którzy chcą czytać i rozumieją to co czytają.
Nie jesteś jedynym alkoholikiem na tym forum. :bezradny:

Jras4 - Śro 16 Mar, 2011 15:39

Tomoe napisał/a:
Zmusza cie ktoś do czytania?
normalnie mnie dyskryminujesz
rufio - Śro 16 Mar, 2011 16:16

Jeżeli chodzi o czynniki zewnętrzne to nauczyłem sie jednego
CZY ? To znaczy czy to mnie dotyczy bezposrednio - lub mojej rodziny - jeżeli to CZY jest nie zwiazane ze mną lub bliskimi - zostawiam to i przechodze mimo .
Jezeli to CZY dotyczy mnie to wtedy nastepuje - JAK - JAK to rozwiazac ? Jakie siły i srodki powinienem lub wręcz muszę użyc aby to rozwiązac .
Ułatwia to i nie smieci w głowie . Proste ? Proste ale do tego dochodziłem prawie 2 lata i to teraz mam i spokoju troche tez mam .

verdo - Czw 17 Mar, 2011 15:53

Jacek napisał/a:
twój wujek ma milion ,ty akurat potrzebujesz połowę tego
prosisz więc jego o tę połowę,on bez wahania ci ją daje
i myślisz że robi to dla ciebie ???
ależ neu


Tak,ktos komus daje pol miliona i robi to przede wszystkim dla siebie.....ahaha...jestes mistrzem manipulacji...!

Bebetka - Pią 18 Mar, 2011 06:47

Ciekawy tekst. Przeczytałam z zainteresowaniem.

Wiedzy nigdy za wiele bo im bardziej jesteśmy świadomi siebie, tego co nami czasem powoduje, tym łatwiej się zyje i znosi rózne przeciwności.

Pic polega jednak na tym, żeby umiec spojrzeć na siebie krytycznie ;)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group