To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Na GRANICY alkoholizmu

DDDMan - Śro 06 Kwi, 2011 00:49
Temat postu: Na GRANICY alkoholizmu
W wątku ‘Moja historia …’ poruszyłem mój problem, ale to, że nie miałem problemów z alkoholem nie oznacza, że nigdy go nie piłem i się nie upijałem.

Poniżej przedstawię, czym był dla mnie alkohol i w jakich celach go używałem.

W moim rodzinnym domu alkohol był zabroniony (chociaż w barku stały jakieś lepsze alkohole dla gości). Ś.p. Mama w ogóle nie piła, ojciec natomiast pił symbolicznie z gośćmi od wielkiego święta. Już kilka kieliszków go ‘ruszało’, miał do alkoholu słabą głowę. Paradoksem jest to, że wolałem ojca lekko podpitego niż trzeźwego. Wówczas był do zniesienia, nie to co na trzeźwo.

Ale im ojciec mi czegoś bardziej zabraniał, tym ja bardziej chciałem spróbować. Nota bene był czas, że zabraniał mi patrzeć za długo na dziewczyny, twierdząc, że mógłbym zgrzeszyć w myślach.

Pierwszy czynny kontakt z alkoholem miałem bodajże w wieku 17. lat. Były to czasy LO. Aby moi prześladowcy w LO dali mi spokój (byłem określany kujonem przez kolegów i koleżanki z klasy oraz osobą wyjątkowo zalęknioną i płochliwą) od czasu do czasu z nimi napiłem się symbolicznie piwa, maksymalnie puszkę/butelkę.

Szybko zauważyłem, że alkohol działa na mnie rozluźniająco, tzn. likwiduje (choć na chwilę) jakąś wewnętrzną blokadę do ludzi i eliminuje lęki (też na chwilę). Oczywiście podłapałem to, jednak piwo nie specjalnie mi smakowało, więc szczególnie przed występami publicznymi zacząłem pić wódkę, rozrobioną z herbatą lub jakimś napojem.
Ilości małe, tak bym się nie upił, a poczuł działanie rozluźniające.

Zdawałem sobie sprawę, że alkohol nie rozwiąże problemów, tylko na chwilę zredukuje lęk.

Ojciec nigdy mnie nie puszczał na dyskoteki, bo twierdził, że to patologia. Jak wychodziłem na dwór najzwyczajniej porozmawiać z kolegami i się poszwendać po osiedlu, to musiałem co pół godziny meldować się ojcu (dzwonić domofonem i mówić, że wszystko ok). Wówczas mogłem być dalej na podwórku. Gdy się nie zameldowałem, to w domu czekały na mnie ciężkie baty albo ojciec chodził po osiedlu i mnie szukał. Do czasu.

Gdy miałem 18. lat powiedziałem mu, że jestem dorosły i że będę chodził na dyskoteki, nie będę się mu meldował itd. Szantażował mnie, że nie wpuści mnie do domu i wymieni zamki.
Ale ja nie dałem za wygraną. Zerwałem się z tego domowego klasztoru jak pies ze smyczy.

Zacząłem się upijać i to bardzo, zwłaszcza wtedy gdy miałem z powrotem wrócić do klasztoru, gdyż po alkoholu mogłem szybko zasnąć i nie oglądać mordy mojego ojca.

Może to będzie brzmiało, jak moje tłumaczenie się, ale najczęściej upijałem się, gdy ojciec przegiął z pobiciem Mamy. Wówczas Mama uciekała z domu do znajomych, a ja uciekałem na podwórko, kupowałem alkohol i piłem najczęściej w samotności, np. na ogródkach działkowych.

Czułem się bardzo źle. Bardzo chciałem się upić tak, bym stracił świadomość, lecz udało mi się to tylko kilka razy (nie wiem od czego to zależy).
W końcu wracałem zarzygany do domu. Obchodziło mnie tylko to, żeby – jak już wyżej napisałem – nie oglądać mordy ojca i iść spać.
Doskonale wiedziałem, że źle robię i tak naprawdę alkohol mi nie smakował w dużych ilościach, ale nie widziałem innego wyjścia, by nie myśleć o ojcu – no chyba, żebym uciekł z domu i stał się bezdomnym. Sumienie mi na to nie pozwalało, bo bardzo kochałem moją ś.p. Mamę, chociaż nie miała odwagi żeby porzucić w diabły swojego męża.

Na studiach mieszkałem w akademiku (ostatnie pół roku na stancji, by w spokoju napisać pracę mgr). Studenci bardzo dużo piją. Ja jednak byłem inny, bo nigdy (z wyjątkiem pierwszych piw w LO) nie piłem dla towarzystwa, gdyż zauważyłem, że jak ktoś jest pijany to bardzo spłyca różne tematy (tzn. proponuje alkohol jako złoty środek na rozluźnienie). Owszem, mi też alkohol służył na rozluźnienie, ale nie jako złoty środek, ale ucieczka od rzeczywistego problemu. Poza tym od zawsze prowadziłem skromne życie, a alkohol kosztuje.
Gdy byłem zaproszony i chciałem iść na tzw. ‘popijawę’ (może kilka razy, bo – jak już pisałem w ‘Mojej historii…’ – ludzie mnie męczą), to piłem do tego stopnia, aż mnie ochrona klubu na butach wyprowadzała z lokalu (czasami byłem agresywny) lub aż nie mogłem ustać na własnych nogach i do akademika odprowadzali mnie koledzy.

Pewnie pomyślicie, że nie miałem granicy? Na to by wyglądało, chociaż podchodziłem do tego tak: jak już decyduję się na imprezę suto zakrapianą alkoholem, to piję na umór. A że rzadko się decydowałem na takie imprezy, to albo nie piłem wcale, albo przeginałem (skrajność).

Nigdy nie miałem problemów z odmówieniem picia, chociaż czasami się napiję tylko i wyłącznie dla świętego spokoju (np. kieliszek wódki, lampka wina, szklanka piwa, a czasami tylko łyk). Podchmielone towarzystwo często próbuje manipulować: ‘no co ty, nawet z nami się nie napijesz?’. Wówczas odpowiadam, że albo nie mam ochoty, albo – bardzo rzadko – że się napiję. Szkoda, że takie towarzystwo często myli pojęcia, bo nie ma na myśli ‘NAPIJESZ’, tylko ‘UPIJESZ’.

Odkąd definitywnie zerwałem kontakt z ojcem, zacząłem sobie uświadamiać, że byłem na najprostszej drodze do alkoholizmu (picie w samotności/ucieczka w alkohol).

Paradoks: po alkoholu zachowywałem się tak, jak na trzeźwo zachowywał się mój ojciec. Najprościej pisząc: byłem agresywny i nie lubiłem sprzeciwu (oczywiście w zależności od stopnia upicia).


Od kilku lat jestem praktycznie bezdomny (tzn. nie mam własnego mieszkania) i wynajmuję stancje/pokoje. Mieszkałem z różnymi ludźmi, np. nadużywającymi alkohol, jednak nawet nie pomyślałem o tym, by z nimi się upijać, a tym samym wywoływać z siebie zwierza, czyli agresywnego i nie lubiącego sprzeciwu ojca.

Od święta szampan czy od czasu do czasu lampka wina do obiadu wystarczy. A w lodówce stoi piwo, które kiedyś tam od kogoś dostałem i czeka na okazję ;)


Ale nie jest tak kolorowo, jak bym tego chciał. Psycholog mi kiedyś powiedział, że jestem podatny na różne uzależnienia i jestem w grupie ryzyka (cokolwiek miałoby to oznaczać), dlatego nie powinienem kusić losu (wypytywał o moje picie i robił jakieś testy, wyszło że nie jestem alkoholikiem). Bardzo się tego wystraszyłem, tzn. tej mojej podatności na uzależnienia.
Pech chciał, że kilka miesięcy przed śmiercią mojej Mamy zacząłem uciekać w .. papierosy.

Na przykładzie mojego nikotynizmu (i DDD) , wiem co to jest uzależnienie i jak ciężko z tym walczyć.

Moje pragnienie jest jedno: być wolnym. Nie myśleć o swoim podłym ojcu i nie palić, bo te 2 uzależnienia sprawiają, że nie jestem wolny i czuję do siebie wstręt.


Dziękuję za przeczytanie.



PS.
Może przyjdzie czas, jak opiszę wyjątkowo trudny dla mnie temat, czyli jak mój ojciec przyczynił się do śmierci mojej Mamy. Gdyby moja siostra zaczęła mówić (na razie panicznie boi się ojca), to ten 'przykładny chrześcijanin, chodzący co niedziela do kościoła i wspaniały, zawsze pomocny sąsiad' (taką ma opinię mój ojciec) w najlepszym wypadku straciłby poważanie wśród swoich klakierów. Już kilka lat temu mi groził, że jak cokolwiek powiem, to będę żałował do końca życia.

Tomoe - Śro 06 Kwi, 2011 06:10
Temat postu: Re: Na GRANICY alkoholizmu
DDDMan napisał/a:

Szybko zauważyłem, że alkohol działa na mnie rozluźniająco, tzn. likwiduje (choć na chwilę) jakąś wewnętrzną blokadę do ludzi i eliminuje lęki (też na chwilę).


Jako nastolatka również piłam dla osiągnięcia tego efektu. :tak:

lapka - Śro 06 Kwi, 2011 07:18

Przeczytałam i jestem myślami z Tobą.Pozdrawiam.Łapka
ZbOlo - Śro 06 Kwi, 2011 07:25

DDDMan napisał/a:
Dziękuję za przeczytanie.


...miałeś niełatwą drogę...

DDDMan napisał/a:
to ten 'przykładny chrześcijanin,


...ten "cudzysłów" powinien być bardziej wyraźny... współczuję...

rybenka1 - Śro 06 Kwi, 2011 09:13

Przeczytałam i jest tam cząstka mnie i jest mi smutno . :buzki:
Pati - Śro 06 Kwi, 2011 13:39

DDDMan napisał/a:
Paradoksem jest to, że wolałem ojca lekko podpitego niż trzeźwego. Wówczas był do zniesienia, nie to co na trzeźwo.

Ja też mojego ojca wolalam jak był podchmielony.
Tylko wtedy rozmawiał ze mną NORMALNIE.
Szkoda :(
DDDMan napisał/a:
Ale im ojciec mi czegoś bardziej zabraniał, tym ja bardziej chciałem spróbować.

Z reguly uciekalam po nocach na dyskoteki bo miałam zakaz.
Nie moglam wychodzić na dwór wiec jak szedł na popołudnie do pracy to ja jak zerwany pies z łańcucha leciałam gdzie się dało.
Zakazany owoc najlepiej mi smakował.

DDDMan - Śro 06 Kwi, 2011 16:21

Cytat:
...ten "cudzysłów" powinien być bardziej wyraźny... współczuję...


Już nieraz o mało nie wyłapał wpie.r.dol, jak zaczął pouczać przypadkowych ludzi, że nie mają palić papierosów, nie pić wódki, tłumacząc że Pan Jezus też nie pił i nie palił.


Pati napisał/a:
Zakazany owoc najlepiej mi smakował.


Mój ojciec mnie nie wychowywał. On po prostu KAZAŁ. A jak nie - to bił mnie szmatą/pasem (czym popadnie), niewychodzenie nigdzie z domu, modlitwa pod jego nadzorem i czytanie książek też pod jego czujnym (szkoda, że niepodbitym jeszcze) okiem.

Psychopata.

ZbOlo - Śro 06 Kwi, 2011 17:11

DDDMan napisał/a:
Pan Jezus też nie pił

...ha, na pewno... gdybyś mógł zamieniać wodę w wino, to byś nie pił....
DDDMan napisał/a:
i nie palił.

...bo nie było co....
DDDMan napisał/a:
Mój ojciec mnie nie wychowywał. On po prostu KAZAŁ. A jak nie - to bił mnie szmatą/pasem (czym popadnie), niewychodzenie nigdzie z domu, modlitwa pod jego nadzorem i czytanie książek też pod jego czujnym (szkoda, że niepodbitym jeszcze) okiem.

...Twój ojciec był biednym, skrzywionym psychicznie człowiekiem... przepraszam za te słowa...

DDDMan - Śro 06 Kwi, 2011 17:15

Cytat:
...Twój ojciec był biednym, skrzywionym psychicznie człowiekiem... przepraszam za te słowa...


Nie musisz przepraszać, ja go nienawidzę (mimo że też święty nie byłem).

Piszesz jednak stosując czas przeszły. Czyżbyś mu wróżył śmierci? ;) Wówczas powiedziałbym: nareszczie!

No ja też nie muszę, ale przepraszam za złorzeczenie ojcu. :wysmiewacz:

ZbOlo - Śro 06 Kwi, 2011 17:18

DDDMan napisał/a:
Czyżbyś mu wróżył śmierci?

...nikomu tego nie życzę i wybacz za mój "czas przeszły"...
DDDMan napisał/a:
No ja też nie muszę, ale przepraszam za złorzeczenie ojcu.

...to lepsza postawa, po co mu dawać satysfakcję....

DDDMan - Śro 06 Kwi, 2011 19:33

ZbOlo napisał/a:
..to lepsza postawa, po co mu dawać satysfakcję....


On się zawsze ze mnie śmiał, że ma okazałą posiadłość, a ja nie dorobiłem się niczego. Zawsze szydził ze mnie, że jak będę niegrzeczny i niepokorny ojcu, to w spadku mi nic nie przepisze. Drugi raz się ożenił i w planach ma (o ile już tego nie uczynił, tego nie wiem), żeby spadek przepisać na jego drugą żonę i jej dzieci.

Mimo tego wybrałem bezdomność (tzn. wynajmowanie stancji/pokojów) niż powrót do ojca. :wysmiewacz:

Czy może lepiej kajać się z nim i iść na układ: ja będę mu 'lizał tyłek', a on przepisze na mnie spadek?

Radźcie, radźcie!

Jonesy - Śro 06 Kwi, 2011 19:41

e, do póki Cię nie wydziedziczy z konkretnych powodów należy Ci się jak psu kość. Będą Cię spłacać jak tatulo zejdzie...
staaw - Śro 06 Kwi, 2011 19:41

DDDMan napisał/a:


Czy może lepiej kajać się z nim i iść na układ: ja będę mu 'lizał tyłek', a on przepisze na mnie spadek?

Radźcie, radźcie!

Kajałeś się całe życie, teraz musisz dorosnąć!

DDDMan - Śro 06 Kwi, 2011 19:49

Jonesy napisał/a:
e, do póki Cię nie wydziedziczy z konkretnych powodów należy Ci się jak psu kość. Będą Cię spłacać jak tatulo zejdzie...


Nie ma podstaw, żeby mnie wydziedziczyć, ale jest mściwy i ma do swoich dzieci żal, że go nie odwiedzamy (tzn. siostra czasami do niego jeździ z litości).



staaw napisał/a:
Kajałeś się całe życie, teraz musisz dorosnąć!


'Pomógł'.

ZbOlo - Śro 06 Kwi, 2011 20:00

DDDMan napisał/a:
Radźcie, radźcie!

...przede wszystkim bądź sobą, miej marzenia i dąż do ich spełnienia. Z ojcem "walczył bym" jego pseudo-wiarą, a mianowicie: "...zło dobrem zwyciężaj...". Nie ma nic bardziej obezwładniającego od spokojnego, wyluzowanego adwersarza... I pamiętaj: "On ma bliżej do powrotu do Domu Ojca"...

Borus - Śro 06 Kwi, 2011 20:44

ZbOlo napisał/a:
DDDMan napisał/a:
i nie palił.

...bo nie było co....


bo to było przed odkryciem Ameryki... :mysli:

DDDMan - Czw 07 Kwi, 2011 08:22

ZbOlo napisał/a:
Nie ma nic bardziej obezwładniającego od spokojnego, wyluzowanego adwersarza...


Ja z nim 'umiałem' tylko rozmawiać jak się napiłem lub jak byłem po R****m.

Na trzeźwo to się najczęściej kończyło tym, co on stosował jak miałem x lub 1x lat.



Edit -
usunęłam nazwę leku
Wiedźma

ZbOlo - Czw 07 Kwi, 2011 08:27

DDDMan napisał/a:
Ja z nim 'umiałem' tylko rozmawiać jak się napiłem lub jak byłem po R****m..

...no to teraz trzeba nauczyć się rozmawiać bez "wspomagania"... na pewno się zdziwi...

DDDMan - Czw 07 Kwi, 2011 08:32

ZbOlo napisał/a:
...no to teraz trzeba nauczyć się rozmawiać bez "wspomagania"... na pewno się zdziwi...


Nie wywołuj zwierza z DDDMana ;)

ZbOlo - Czw 07 Kwi, 2011 08:34

DDDMan napisał/a:
Nie wywołuj zwierza z DDDMana

...niektóre walczą spokojnie, oceniają przeciwnika, potrafią się wycofać, by zadać ostateczny cios... Skorpion.

DDDMan - Czw 07 Kwi, 2011 08:36

A ja ryba.

Co powie ryba? ;)

ZbOlo - Czw 07 Kwi, 2011 09:00

DDDMan napisał/a:
A ja ryba.

Co powie ryba? ;)


...pływa chyba... ;)

Jonesy - Czw 07 Kwi, 2011 09:18

Ja od czasu jak się z domu wyprowadziłem, to wystarczy że przyjade na 5 minut i ze staruszkami pogadam, to jestem tak naładowany, że mi starczy na cały rok. Ale nie ma tak dobrze, dzieci muszą wiedzieć że mają dziadków i szacunku się do nich uczyć, to najrzadziej co dwa tygodnie muszę jechać z nimi na obiad... Ale szczerze mowiąc to orka na ugorze...
Już pominę fakt, jak się cudownie przez całe moje życie kawalerskie zasłużyli, że od 22 roku życia w domu nie mieszkam. Brat studiuje 200 km od domu, siostra dla pewności 300 km. Drugi brat ożenił się i mieszka koło nich, najprawdopodobniej będzie się niedługo rozwodził - oczywiście pomogli wydatnie rodzice z jednej i z drugiej strony. Mnie się nie wtrącają - zostali poinstruowani o tym, że sobie nie życzymy jakiejkolwiek ingerencji z ich strony przed ślubem, którego o mały włos nie zrujnowali swoimi szantażami. 6 lat związku przed ślubem i ani jednego dnia nie słyszałem dobrego słowa pod adresem dziewczyny/narzeczonej/żony. Sam byłem non stop krytykowany, nigdy dostatecznie dobry. Już kiedyś pisałem tutaj, że moja matka tak sobie wkręciła swoje wymarzone studia prawnicze, że każdemu to opowiadała, no i klops - ostatnio zagadała do mnie "nie pamiętasz już czego cię na prawie uczyli..." - sami się gubią w tych swoich kłamstwach. Nie obwiniam ich o swoje problemy, nigdy mi nie nalewali do kieliszka, raczej bronili i robili awantury. Ale komfort w domu miałem jaki miałem. I dzieciństwo pod znakiem pacha i warząchwi. Dzięki temu wiem jaki mam być w stosunku do córek. I do żony. Tylko gdzieś się zgubiłem w pewnym momencie w tym wszystkim, ale chyba się odnajduję pomału.
Aha, kolego, ja nie miałem żadnych skrupułów jak staruszki dawali działkę - szybki telefon z pytaniem do rodzeństwa czy nie mają nic przeciw, gazem do notariusza i działkę mam - już mi jej nikt nie weźmie, coby się nie działo - ot taka moja mała rekompensata za to co się nacierpiałem za gówniarza.
Z rodzicami jest najczęściej ten problem, że nie zauważają momentu kiedy dziecko przestaje być "ich dzieckiem" a staje się samodzielnym bytem. Stąd tylu 30 a nawet 40 -letnich maminsynków, czy "ciotek" nie przystosowanych do niczego. A jeszcze gorzej, jak rodzice traktują dziecko jak swoją własność, swoją "inwestycję" w przyszłość, która, co najlepsze ma się w końcu zwrócić... Im ma się zwrócić, bo przecież nie dziecku.
Ojciec mi powtarzał całe życie - synu patrz, dla mnie żona i rodzina jest najważniejsza, jesteśmy dla siebie wszystkim, od siebie musimy wymagać (o swoich rodzicach nie wspominał słowem, ani swoim rodzeństwie). Niedawno powiedziałem mu to samo, jak powiedział z wyrzutem, że jestem nienormalny bo swoją rodzinę mam za nic...

Jacek - Czw 07 Kwi, 2011 09:33

DDDMan napisał/a:
Psycholog mi kiedyś powiedział, że jestem podatny na różne uzależnienia i jestem w grupie ryzyka (cokolwiek miałoby to oznaczać)

po przeczytaniu twojego opisu odebrałem to podobnie
spróbuje ci te "grupę ryzyka" wyjaśnić na moim przykładzie
ja u siebie podobnie jak ty,odkryłem po alkoholu rozluźnienie
a i podobnie jak u ciebie byłem
DDDMan napisał/a:
osobą wyjątkowo zalęknioną i płochliwą

ja to u siebie nazywam "człowiekiem bardzo nie śmiałym"
no więc po alkoholu odkryłem swą odwagę do większego luzu i wypowiedzi
no i tu podobnie jak u ciebie - stosowałem sporadycznie przy okazjach
był to okres tak zwany "picia towarzyskiego"
i tu znalazłem się w momencie "w grupie ryzyka" ale na tamten czas nikt mnie o tym nie uprzedził a i ja sam nie miałem o tym pojęcia
no więc uznałem że to dobre będzie w stosunku na odwagę ,będąc czynnym w towarzystwie
a był to okres gdzie wkręcałem się w rodzinę mojej wtenczas przyszłej żony
więc ten wynalazek (wyzwalacz alkoholowy) był moim złotym środkiem na śmiałość
no i mniej więcej już pracowałem,ale jeszcze w świeżo podjętej pierwszej pracy
no to skoro już był posmak alkoholu ,to tak jak i u ciebie z kolegami
do świętego spokoju się z nimi napiłem
było że i odmawiałem
ale czas sobie płyną ,tych impresariów się zbierało i w domu i w pracy
aż przyszedł moment gdzie i ja pierwszy rzucałem hasło - zdało by się cuś wypić
to już był moment ,gdzieś tam przekroczenia granicy ryzyka
i nie zauważalny prze zemnie - gdyż ja ciągle uważałem że mam nad tym kontrolę
rzeczywistość była jednak bardziej ponura
dlatego DDDManku polecam abyś zaniechał prób swej kontroli "granicy ryzyka"
skoro fachowiec ocenił u ciebie to zagrożenie

baca - Czw 07 Kwi, 2011 11:12

No i , kurde, wychodzi na moje! Za wszelkie niepowodzenia dzieci odpowiadaja rodzice!
DDD-- trafiłes na ojca świra co cie powyginał na starcie. Masz pecha. Na szczęście nie jestes durniem[tak cie wyczuwam! Kurde!] i sie wygrzebiesz.

Ja miałem normalnego ojca, ja byłem normalny, on nie pił nigdy tzn. nie widziałem go pijanego, raz tylko był nieco podpity.
Moje dzieci -- no pare razy prowadziły tatusia do domku. Jak podrosły. Ale zawsze byłem cichy jak myszka! JAk na razie jest ok. poza synalkiem studentem.

DDD-- odrzuć hiustorię, ważne sa tylko te dni których jeszcze nie znamy! Kurde! I pij z głowa albo wcale! Hej!
Hej!

DDDMan - Czw 07 Kwi, 2011 11:48

Jacek napisał/a:
ja to u siebie nazywam "człowiekiem bardzo nie śmiałym"


U mnie chorobliwa nieśmiałość rozwinęła się w fobię społeczną. Leczyłem ją benzodiazepinami i antydepresantami.


Cytat:
dlatego DDDManku polecam abyś zaniechał prób swej kontroli "granicy ryzyka"
skoro fachowiec ocenił u ciebie to zagrożenie


Może nieprzypadkowo trafiłem na to forum? Albo był to jakiś szczególny przypadek ? ;)


baca napisał/a:
No i , kurde, wychodzi na moje! Za wszelkie niepowodzenia dzieci odpowiadaja rodzice!


Hm. Sam się biłem, uczyłem się pod kołdrą z latarką w ręku, bo sam wykręciłem bezpieczniki, sam łamałem sobie ołówki, bo miałem taki kaprys. Wymieniać dalej?

Ale po co mam się całe życie oszukiwać?

Przez ponad 30 lat winę zwalałem na siebie tłumacząc ojca. WYSTARCZY.


Cytat:
DDD-- trafiłes na ojca świra co cie powyginał na starcie. Masz pecha. Na szczęście nie jestes durniem[tak cie wyczuwam! Kurde!] i sie wygrzebiesz.


Tak to jest jak niedoszły ksiądz się bierze za zakładanie rodziny i robi dzieci. A później je wyzywa od chorych psychicznie i grozi, że umieści w wariatkowie na amen lub w kryminale.

baca - Czw 07 Kwi, 2011 12:20

Bądź dzielny! NIe masz wyjścia!
No i nie nadajesz sie do picia! Materia za słaba. Trzymaj się! Hej!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group