To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Wina i przebaczenie

Żeglarz - Nie 18 Wrz, 2011 17:44
Temat postu: Wina i przebaczenie
Do założenia tego tematu zainspirowała mnie „Marzenie” pisząc w swoim wątku o swoim poczuciu winy. Wpisałem wówczas, że tego nie rozumiem, jak można czuć się winnym sytuacji, której się nie zawiniło?

Zachęcam do podzielenia się swoimi doświadczeniami, przeżyciami, przemyśleniami na temat poczucia winy, obwiniania, nieumiejętności przebaczenia oraz pozytywnych aspektów aktu przebaczenia.
Myślę, że jest to temat ważny, bo bardzo często występujący w życiu osób uzależnionych, współuzależnionych, osób z DDA i DDD.
Myślę też, że czasami jest to kluczowy problem w procesie naszego zdrowienia.

Pamiętam sprzed kilku miesięcy wpis Pati (mam nadzieję, że się nie mylę), która opisywała swoje uczucia związane z przebaczeniem swojemu tacie.

Pozdrawiam, Paweł

Pati - Nie 18 Wrz, 2011 19:54

Żeglarz napisał/a:
(mam nadzieję, że się nie mylę),

Zgadza się.
Uważam,że do przebaczenia trzeba czasu po to aby dojrzeć.
Ja musiałam dojrzeć a pomogła mi w tym terapia.
Dzęki temu czuję się wolna.

Ate - Nie 18 Wrz, 2011 20:18

Watek we wspoluzaleznieniach, wiec rozumiem ze chodzi o poczucie winy wspoluzaleznionych?
Pati - Nie 18 Wrz, 2011 20:24

Żeglarz napisał/a:
Myślę, że jest to temat ważny, bo bardzo często występujący w życiu osób uzależnionych, współuzależnionych, osób z DDA i DDD

Ate - Nie 18 Wrz, 2011 20:27

Tak ja to czytalam Pati, zauwazylam tez ...ale no nie wiem.

sama mam ogromne poczucie winy, po prostu nie do ogarniecia, wiem ze to bardzo destrukcyjne uczucie. Nie potrafie sie go pozbyc, niby na rozum wiem, ze wazne jest teraz i jutro , ale ciagle przesladuja mnie mysli jakie dziecinstwo zafundowalam wlasnym dzieciom.

Żeglarz - Nie 18 Wrz, 2011 20:36

Ate napisał/a:
Watek we wspoluzaleznieniach, wiec rozumiem ze chodzi o poczucie winy wspoluzaleznionych?

Oczywiście, temat jest dla wszystkich osób borykających się lub mających doświadczenia dotyczące winy i przebaczenia :)
Mam nadzieję, że dyskusja się rozwinie mimo tego, że temat jest bardzo osobisty i trudny.

Pati - Nie 18 Wrz, 2011 20:38

Tak sobie pomyślałam,że z czasem sobie samej wybaczysz może.
Na to potrzeba czasu Ate.

Ate - Nie 18 Wrz, 2011 20:57

Żeglarz napisał/a:
temat jest bardzo osobisty i trudny.
to prawda
Pati napisał/a:
z czasem sobie samej wybaczysz może.
nie sadze, musieliby mi chyba jakas blaszke wszczepic w mozg zebym po prostu nie pamietala tego co wyprawialam.. nie wiem.. na dzien dzisiejszy nie jestem w stanie sobie tego wyobrazic..

Calkiem niedawno przeprowadzilam bardzo powazna rozmowe ze swoim doroslym juz synem, chyba po raz pierwszy tak bardzo otworzylam sie przed nim. Probowalam wyjasnic mu na czym polega choroba alkoholowa, ale jednoczesnie nie zrzucam odpowiedzialnosci, bo to ja sama, majac pelna swiadomosc czym to sie moze skonczyc siegalam po alkohol.. Mowie o tym punkcie czasowym, uwazam mimo ze twierdzi sie inaczej, ze alkoholizm jest choroba zawiniona. Nikt nie staje sie alkoholikiem po pierwszym pijanstwie. To wtedy powinnam sie nad tym zastanowic, a nie z premedytacja pic coraz wiecej, przeicez mialam swiadomosc , ze moze to sie skonczyc alkoholizmem.
Przeprosilam syna, okazuje sie ze juz dawno mi wybaczyl, mimo ze to on doswiadczyl, jako ze jest najstarszy najwiecej zlego ode mnie. Na dzien dzisiejszy jest moim najblizszym przyjacielem, najblizsza osoba. Jest niezwykle dojrzaly i madry, sama sie dziwie , ze udalo mi sie wychowac tak madrego, pewnego siebie, dojrzalego emocjonalnie czlowieka. A mimo wszystko mam poczucie winy wobec niego, tego ze nie bylo mnie gdy potrzebowal wsparcia.. To jest we mnie, na samym dnie serca...

rybenka1 - Nie 18 Wrz, 2011 21:04

Zgadzam sie z Atusia te ostatnie zdanie ,tez tak mam .To jest bardzo trudny ,osobisty temat ,bolesny dla mnie . :tak:
Żeglarz - Nie 18 Wrz, 2011 21:20

Ate napisał/a:
To jest we mnie, na samym dnie serca...
:pocieszacz:
rybenka1 napisał/a:
temat ,bolesny dla mnie
:pocieszacz:
No właśnie, czy to nie jest tak, że trudniej jest przebaczyć sobie, gdy skrzywdziliśmy kogoś, niż osobie która nas skrzywdziła?
Wydaje mi się, że dość łatwo jest wybaczyć komuś, gdy okaże skruchę. Co musi się wydarzyć, żeby przebaczyć sobie?

staaw - Nie 18 Wrz, 2011 21:25

Żeglarz napisał/a:
Co musi się wydarzyć, żeby przebaczyć sobie?
Moja córka musi wyjść za NORMALNEGO faceta. Wtedy sobie wybaczę 11 lat zaniedbań...
Flandria - Nie 18 Wrz, 2011 21:47

w buddyzmie istnieje coś takiego jak prawo karmy
jeśli ktoś kogoś krzywdzi - "zapłaci" za to cierpieniem w przyszłości

Prawo karmy działa zawsze, samo - tzn. nie trzeba mu pomagać, karać kogoś itp. Wręcz przeciwnie - takiej osobie należy wręcz okazać współczucie ...

W chrześcijaństwie też jest coś takiego, mówi się przecież "Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy".

napisałam "jeśli ktoś kogoś krzywdzi ...", ale mam na myśli również samą siebie. Też "zapłacę" za swoje przewinienia.
Nie ma sensu grzęznąć ani w poczuciu krzywdy, ani w poczuciu winy.

Ajahn Brahm na swoich wykładach opowiada taką fajną przypowieść:
Był sobie człowiek, któremu ktoś przed domem wysypał mnóstwo krowiego łajna. Żaden z sąsiadów nie widział kto to zrobił, policji nie udało się zidentyfikować sprawcy, facet został sam z kupą śmierdzącego g***a. Mógłby do końca życia nosić to łajno z sobą i pytać wszystkich "dlaczego ja?" i płakać nad niesprawiedliwością jaka go spotkała, mógłby też nosić w sobie poczucie winy, bo przecież to łajno zasmrodziło życie jego rodziny ... ale on zrobił co innego. Użył tego łajna jako nawozu w ogrodzie za domem, i w następnym roku cieszył się udanymi plonami - drzewa wydały większe i bardziej soczyste owoce, lepiej urosła pietruszka i marchewka.

Poczucie winy tak samo jak poczucie krzywdy nic nie daje. Lepiej się zastanowić co w takiej sytuacji zrobić. Nawet g***o można obrócić w soczyste owoce. :)

Ate - Nie 18 Wrz, 2011 21:47

Żeglarz napisał/a:
czy to nie jest tak, że trudniej jest przebaczyć sobie, gdy skrzywdziliśmy kogoś, niż osobie która nas skrzywdziła?
u mnie tak jest, dla siebie w tych sparwach jestem bezlitosna. Latwiej wybaczyc mi innym, sobie nie potrafie po prostu.
Żeglarz napisał/a:
Co musi się wydarzyć, żeby przebaczyć sobie?
bardzo zastanawiajace pytanie.... przeciez nie mozna taplac sie w poczuciu winy do konca zycia.. nie powinno sie, moim zdaniem... Jest to nie tylko niebezpieczne w relacjach z dziecmi ( to rzuca taki jakby cien na te relacje ) ale rowniez niebezpieczne dla procesu mojego trzezwienia. Zdaje sobie z tego sprawe, a jednak....

Nie wiem, moze jak wszyscy zaloza szczesliwe rodziny... naprawde nie wiem... 8|

Krzysztof 41 - Nie 18 Wrz, 2011 21:47

Nie ma takiego czegoś, można wybaczyć wszystkim lecz nie jest możliwe wybaczyć sobie można się usprawiedliwiać przed sobą ale wybaczyć? nie wiem nie zdaje mi się aby to było możliwe zawsze coś tam w głębi serca zostanie!
beata - Nie 18 Wrz, 2011 23:02

Temat rzeczywiści bardzo trudny.

Poczucie winy.
Nigdy nie czułam się winna temu,że mąż pije.Nigdy nie dałam sobie wmówić,że to przeze mnie,bo ja coś tam Mu zrobiłam.
Ja czułam się winna,że nie dopilnowałam Go na tyle,że zdołał mi się wymknąć z domu.Winna temu,ze nie byłam zbyt czujna.
Duże poczucie winy miałam w stosunku do córki.Jej praktycznie w moim życiu nie było przez 10 lat.Liczył się tylko mąż.Próbowałam zabić to uczucie kupując zabawki,ubierając jak laleczkę.
Na dzień dzisiejszy mam bardzo dobry kontakt z moim dzieckiem,ale były to lata ciężkiej pracy nad sobą.
Nie czuję się winna temu,ze pozwalałam mężowi spać na podwórku,ani temu,ze z całego serca życzyłam Mu śmierci.Tak wtedy czułam.

Wybaczenie.
Wybaczyłam mężowi to co robił gdy pił.Wybaczyłam,bo jeśli bym tego nie zrobiła nasz związek nie miałby sensu.Wybaczyłam,ale nie zapomniałam.

pietruszka - Nie 18 Wrz, 2011 23:33

Żeglarz napisał/a:
tego nie rozumiem, jak można czuć się winnym sytuacji, której się nie zawiniło?

czułam się winna, że Pietruszkowy pije. Z łatwością połykałam jak świeże bułeczki jego poczucie winy i brałam na swoje barki. Z opowieści koleżanek z terapii wiem, ze wiele kobiet współuzależnionych tak ma. I właśnie.... Ciekawe... kobiet... u współuzależnionych facetów jakby mniej tego poczucia winy.

Przyczyna? Myślę, że nadodpowiedzialność, tak bolesna cecha współuzależnienia. Odpowiedzialność za czyjeś czyny, zachowania, postępowanie. Tak nas uczono, by dbać o swojego mężczyznę. Bo przecież to wina kobieta, gdy chodzi głodny, nieodpowiednio ubrany, w pogniecionej koszuli, bo przez pokolenia wpajano, że wizerunek mężczyzny zależy od kobiety przy jego boku, ma kobieta tego swojego chłopa także wspierać psychicznie, pozwolić się rozwijać, nie przeszkadzać, nie ruszać papierów z biurka, bo to jego królestwo, itd... O ilu mężczyznach na przykład wybitnych naukowcach słyszy się, że wspierała go stojąca obok w jego cieniu dzielna żona. Słyszał ktoś, żeby chwalono kiedyś męża jakieś wybitnej kobiety, który to ... Itd... I tak gdzieś ta rola kobiety-opiekunki mężczyzny ciągnie się za nią i w XXI wiek. Bo stereotypy są trwałe. I szkodliwe, gdy czasy się zmieniają.

Bo i dziś można usłyszeć na widok zaniedbanego mężczyzny:" O, żona o niego nie dba, wyprasowałaby mu koszulę". Słyszał ktoś, żeby w podobnym wypadku ktoś powiedział o mężu, że mógłby bardziej zadbać o swoją kobietę? a to, ze czasem ta kobieta ciągnie dwa etaty i jeszcze dom, bo mężuś akurat bezrobotny, bo on za grosze nie pójdzie robić, a ona i owszem, ale weźmie więcej nadgodzin, bo przecież dzieciom trzeba dać jeść, ona od ust sobie odejmie, na fryzjerze zaoszczędzi i jeszcze mu tę koszulę wypracuje, bo sąsiadki powiedzą, że o męża nie dba, to trudno się dziwić, że pije...biedaczek... I taka zaniedbana, do fryzjera by poszła, trudno się dziwić, że ucieka do kolegów. I jeszcze teściowa przygada, bo gdybyś ty była inna, toby mój synek nie musiał pić, a spójrz na siebie. I się kręci karuzela poczucia winy.

Sama byłam bardziej "nowocześnie" wychowana, mniej tych powinności, tych "muszę" i "powinnam" i "trzeba" wobec faceta wyniosłam z domu, nie skakałam zbytnio, nie pieściłam się jak z jajkiem, a i tak długo czułam się odpowiedzialna za jego alkoholizm, a również jego skutki: frasobliwy stosunek do życia, nieodpowiedzialność w prawie każdej sferze życia, bo przecież "powinnam" dopilnować, przypomnieć, zapisać, zadzwonić, a ponieważ było tylko gorzej i gorzej, to i poczucie winy rosło i za zaniedbania wobec siebie jak i zaniedbania jego. Choć bynajmniej nie zaliczam się do tych, co koszule prasują, skaczą, wyręczają, itd.

Pewnie, pewne sprawy mamy jako kobiety bardziej we krwi, tak biologicznie. Bardziej scalamy stado, wijemy gniazdka, no i fajnie, że się różnimy, bo się uzupełniamy.
Tylko chodzi o uzupełnianie, a nie zastępowanie, bo krucha jest granica pomiędzy normalnością (jakkolwiek jej nie znam) a współuzależnieniem i wzięciem odpowiedzialności za było nie było dorosłego człowieka.

Trochę trwało, zanim poprostowałam swoje ścieżki we własnej głowie, odcedziłam sprawy za które jestem odpowiedzialna, a te za które nie. Terapia, terapia i praktyka w życiu, przygryziony język, by nie powiedzieć "a pamiętasz, że masz...", na siłę odwrócenie się, by nie sprawdzać, nie kontrolować, zająć się sobą, zająć się sobą, zająć się sobą, ZAJĄĆ SIĘ SOBĄ, pozwolić mu również zająć się sobą i wziąć za siebie odpowiedzialność.

Bo tam gdzie poczucie odpowiedzialności tam rodzi się poczucie winy.

Chociaż i tak łapię się na tym, że rano przypominam Pietruszkowemu, żeby wziął przepisaną mu przez lekarza tabletkę. Jakoś nie liczę, żeby i on mi przypomniał o moich lekarstwach. Chyba mu zresztą na myśl nie przyjdzie :wysmiewacz: Ale kanapek do pracy mu nie robię :szok: I nie dzwonię, czy zjadł :wysmiewacz: I już nie czuje się odpowiedzialna za jego refluks, wrzody czy alkoholizm. I nie mam poczucia winy, gdy ma zgagę :evil: (przecież dorosły jest).

Tyle o odpowiedzialności za innych. Własne poczucie winy i własna odpowiedzialność za swoje zachowania to już kolejny temat.


Fajny temat Żeglarzu :)

Ate - Pon 19 Wrz, 2011 06:50

Tak Pietruszko, te stereotypy o ktorych mowisz ciagle jeszcze sa mocno zakorzenione w spoleczenstwie , sama tego doswiadczam, ktos mi kieys zwrocil uwage ze moj, wtedy 18letni chodzi w wygniecionych ciuchach i dlaczego. Odpowiedzialam : uczylam go wiele razy jak sie prasuje, Bozia raczki dala, a ze mu sie nie chce to wyglada jak wyglada :)
Teraz jak studiuje, ma dziewczyne dba o siebie i wszystko wyprasowane super.

evita - Pon 19 Wrz, 2011 09:19

Poczucie winy ? Przebaczenie ?
Tak było :
Skutecznie dałam się zmanipulować przez mena i zgodnie z tym co ON mi kładł do głowy czułam się winna wszystkim jego kolejnym zapiciom i tak właściwie zaczęłam już przepraszać za to, że żyję :| co gorsza wierzyłam w to tak bardzo, że zaczęłam siebie obwiniać za zło całego świata nieomalże a nie zauważałam krzywdy jaką wyrządzam swoim dzieciom.
Jak jest ?
Jedyne poczucie winy jakie mi zostało to krzywda jaką wyrządziłam moim dzieciom. Rozmawiałam z nimi wiele na ten temat i wiem, że żadne z nich nie ma mi za złe tego, że (za moją zgodą) stworzyłam im piekło na ziemi ale poczucie winy we mnie pozostało :( A mąż ? Nigdy dotąd nie myslałam o tym czy mu wybaczyć doznane krzywdy ale też i nie czuję takiej potrzeby. Było, minęło i nie wróci . Liczę na to, że kiedyś w końcu dopadnie i jego poczucie winy a wówczas to już będzie jego problemem - przebaczyć sobie czy nie ? Nie wracam już do przeszłości, nie rozpamietuję doznanych krzywd, zamknełam tamten rozdział i basta :)

Pati - Pon 19 Wrz, 2011 18:31

beata napisał/a:
Wybaczyłam,ale nie zapomniałam.

Uważam,że wybaczyć to nie znaczy zapomnieć.

Flandria - Pon 19 Wrz, 2011 23:54

W porządku jest popełniać błędy. (..)

Problem w tym, że mamy tendencję do rozdmuchiwania błędów i zapominania o sukcesach, co tworzy ciężar poczucia winy i przygnębienia. Zamiast tego możemy odnieść się do naszych sukcesów, dobrych uczynków popełnionych w życiu, możemy nazwać to naszą wewnętrzną naturą Buddhy. Jeśli zwrócimy się ku dobrym uczynkom, będą one rosły, jeśli natomiast poświęcimy uwagę błędom, to one urosną. Jeśli rozwodzisz się nad jakąkolwiek myślą lub ciągiem myśli w swojej głowie, będą rosły i rosły, nieprawdaż? Zawróćmy więc nasze serca i zacznijmy rozmyślać o naszych pozytywnych cechach, o czystości, dobroci, o źródle tej bezwarunkowej miłości – tej która chce pomagać, poświęcając nawet własną wygodę dla innej istoty. To jest sposób, w jaki możemy traktować naszą wewnętrzną naturę, nasze serce. Wybaczając wady, rozwodząc się nad szlachetnością tegoż serca, jego czystością i dobrocią. To samo możemy robić z innymi ludźmi, możemy rozpamiętywać ich dobroć i przyglądać się jak wzrasta.

źródło: http://sasana.wikidot.com/o-popelnianiu-bledow

Flandria - Pią 30 Wrz, 2011 00:23

natknęłam się na coś takiego:
"Poczucie winy wykazuje związek z wysokim mniemaniem o sobie, czyli z pychą, ponieważ pragnienie nieczynienia błędów wyraża tęsknotę za byciem nadczłowiekiem." Hauck

rewelacja :)

JaKaJA - Pon 21 Sty, 2013 14:31

wyciągam- bo temat jakby "szyty" dla mnie teraz 8| Zwłaszcza to co napisałaś pietruszko trafia w samo sedno moich włsnych odczuć-to MOJA wina,że On TO robi bo widocznie zbyt mało o Niego dbam/dbałam,zbyt mało się staram,za mało daje ciepła itd. :glupek: :krzyk:
Żeglarz - Pon 21 Sty, 2013 18:43

Jaka, przecież to przysłowiowa studnia bez dna, albo czarna dziura.
Jak można zaspokoić coś, co jest nie do zaspokojenia.
Niedojrzałe potrzeby nigdy się nie kończą. Zaspokojenie ich trwa tylko małą chwilkę i zaraz potrzebują kolejnej, mocniejszej dawki.

I jak w takiej sytuacji można czuć się winnym, że nie zrobiło się czegoś, czego nie da się zrobić?
Wiem, że emocje są irracjonalne. Współczuję 8|

JaKaJA - Pon 21 Sty, 2013 19:30

Paweł na rozum wiem,że to abstrakcja,że nie jestem niczemu winna a tymbardziej nie jestem w stanie zadowolić go w pełni bo ON JEST CHORY w jego głowie nie ma miejsca na związek,nie ma pojęcia bliskości i miłości-Jestem narzędziem i namiastką "normalności" a potrzeby i zachcianki zmieniają się jak w kalejdoskopie :bezradny: dostałam pierwsze zadanie od terapki dziś i odkryłam pewną zależność,dlaczego gdy piłam było w miarę ok. a teraz jest taka masakra-wtedy byłam pijaną kukłą,bezwolną i godzącą się na wiele więcej no i prowokowałam 8| sama potrzebowałam haju więc im wiecej adrenalinki tym lepiej 8| no i przedewszystkim miał powód w jaki mocno wierzyłam 8| 8| 8| to nie jest przypadek że jesteśmy małżeństwem-coraz wyraźniej to widzę :bezradny:
OSSA - Pon 21 Sty, 2013 20:14

JaKaJA napisał/a:
to nie jest przypadek że jesteśmy małżeństwem-coraz wyraźniej to widzę


Jakuś czytam ciebie od pewnego czasu i podasz w straszne skrajności, jednego dnia hura optymizm, mąż cudny, następnego dnia utopiłabyś go w łyżce wody i :plask: .

Dlaczego :mysli: :mysli:

JaKaJA - Pon 21 Sty, 2013 20:17

Ossa bo nie zeskoczyłam jeszcze z tej huśtawy jaką serwuje mi mąż. :bezradny:
Małgoś - Pon 21 Sty, 2013 20:32

JaKaJA napisał/a:
Ossa bo nie zeskoczyłam jeszcze z tej huśtawy jaką serwuje mi mąż. :bezradny:


Nie wsiadaj na nią...
Przecież jesteś taką mądrą babeczką!
Tyle dla siebie robisz, nie pozwól sobie psuć komfortu trzeźwego życia ;) :buziak:

JaKaJA - Pon 21 Sty, 2013 20:55

Małgoś juz wsiadłam :uoee:
Ptero brutalu :rotfl: ja mam w planach z gracją sie z niej zsunąć :p :rotfl:

ewa34 - Pon 21 Sty, 2013 21:06

Baardzo ciekawy temat :okok:
Poczucie winy to niesamowicie skuteczna broń naszych partnerów :( Przez jakieś 13 lat wierzyłam w to, że całe zło, które przytrafiło się mojemu mężowi w życiu było moją sprawką. To było okropne uczucie :blee: straaaaszne! Pozwalałam na wszystko wierząc, że jestem do niczego, że powinnam Bogu dziękować za to, że mam takiego męża, że on się nade mną lituje bo jestem taka wstrętna, że nikt inny mnie nie zechce. Podobno zniszczyłam mu życie tym, że urodziłam dziecko i musiał się ze mną ożenić. Wiem teraz, że tak nie myślał, że wszedzie opowiadał o mnie jak o cudzie świata. Chwalił mnie wszędzie za wszystko co robiłam i strasznie bał się, że go zostawię. Dowiedziałam się jednak o tym dopiero 2 lata temu :bezradny: To wywoływanie poczucia winy było jedynie narzędziem, którego używał z powodzeniem by zaspokajać swoje potrzeby emocjonalne!
Od jakiegoś roku uczę się nie reagować na takie teksty i zaczepki. Strasznie to jednak trudne :zalamka: Kiedy mam dobry nastrój to ok jednak kiedy łapie doła to jeszcze do dziś udaje mu się wcisnąć mi każdą brednie na mój temat.
No cóż, ale to się da :okok: już radzę sobie coraz lepiej i moje poczucie wartości wzrosło o jakieś pięć pięter :figielek:

JAKAJA nie daj sobie wciskać "kitu" :nono: Jesteś wartościową, piękną kobietą i tego się trzymaj. Przede wszystkim uwierz w to!

OSSA - Pon 21 Sty, 2013 21:15

JaKaJA napisał/a:
Ossa bo nie zeskoczyłam jeszcze z tej huśtawy jaką serwuje mi mąż. :bezradny:


Fajnie to nazwałaś :buzki:


Dobrze , że ja powoli odsuwam się od tej "huśtawy" na bezpieczną odległość, czasem jak się za bardzo zbliżam dostaję cczxc .

JaKaJA - Pon 21 Sty, 2013 21:20

Ossa tak nazwał kiedyś to Żeglarz a ja wbiłam sobie do głowy ;)
OSSA - Pon 21 Sty, 2013 21:49

JaKaJA napisał/a:
Ossa tak nazwał kiedyś to Żeglarz a ja wbiłam sobie do głowy


Jakuś ja doskonale rozumiem tą "huśtawę" sama to wiele lat przerabiałam. On wiedział jak mnie wkurzyć ...... by mieć okazję wyjść z domu i napić się .... przy okazji wywrócił kota ogonem, że to moja wina i ja jestem :glupek: . Fakt nie raz zachowywałam się mało racjonalnie, moi synowie stwierdzili ojciec nachalny, matka zachowuję się jak wariatka :krzyk: :[ :nerwus: :beczy:

Nawet nie chcę pamiętać o tym co wyprawiałam :oops: :oops: :oops:

ewa34 - Pon 21 Sty, 2013 21:55

I tu znowu odzywa się to przeklęte DDA :nerwus: bo kogo łatwej wpędzić w poczucie winy jak nie nas. Cale życie walczymy o choćby garść akceptacji i uczucia. Skoro nam mówią, że nie jesteśmy nic warci to łykamy to bez cienia krytyki i robimy wszystko, by na to uczucie zasłużyć :blee:
JaKaJA - Pon 21 Sty, 2013 22:13

oj tak Ewa-to samo sedno,niestety :( i myślę,że głównie przez to ładujemy sie w takie związki-cięzkie,wyniszczające. :roll: u mnie widać jak na dłoni schemat-COŚ ten mój maż mieć musiał :bezradny:
Słoneczko - Pon 21 Sty, 2013 22:30

ewa34 napisał/a:
Cale życie walczymy o choćby garść akceptacji i uczucia.
A czy nie łatwiej przestać walczyć (to walka z wiatrakami) i samą siebie zaakceptować :tak: i pokochać :tak: , bądź polubić? :tak:

Ja przestałam walczyć :>
Jak stres mnie zżeral od środka i na zewnątrz również, to zaczęłam w koncu wyglądać jak anorektyczka, (jeszcze wyglądam ;) ) nie mogłam później spjrzeć w lustro :mysli:
Dotarło do mnie, ze to ja sobie sama tą krzywdę wyrządzam, bo nie akceptuję siebie, taka nieszczęśliwa jestem...
Teraz się baaardzo polubiłam mimo swojego wyglądu a to dlatego, ze swoje wnętrze zaakceptowałam, i pogodziłam się sama ze sobą. Myślałam, ze to niemożliwe, a jednak możliwe.
ewa34 napisał/a:
Skoro nam mówią, że nie jesteśmy nic warci to łykamy to bez cienia krytyki i robimy wszystko, by na to uczucie zasłużyć
A czemu słuchamy innych co o nas mówią? Czyż nie łatwiej mieć swoje zdanie na temat samej siebie? Ja znam swoja wartość i uśmiecham się do siebie. Żadna krytyka wówczas nie jest w stanie zmienić mojego myślenia o mnie samej. I niech ten stan trwa... trwa... trwa...
Zagubiona - Pon 21 Sty, 2013 23:00

Bardzo ciekawy temat. Osobisty, trudny ale godny zastanowienia się.

Mój tata pił na długo zanim się urodziłam ale to i tak nie zmieniło mojego myślenia, że może jak będę idealna to przestanie. A że nie przestawał to w mojej dziecięcej główce zakodowało się, że idealna nie jestem i ciągle dążyłam do niemożliwego. Im bardziej się starałam tym bardziej cierpiałam, że tata pije.
Skąd u mnie takie myślenie, że to przeze mnie? Cóż... współuzależniona mama, zawsze mi mówiła: idź po tatę- ciebie posłucha, albo posiedź z tatą aż się uspokoi, powiedz coś tacie- Tobie nic nie zrobi, weź go stąd- bo nas pozabija itp. Więc zakodowałam sobie, że to ja jestem winna. Sam tata chyba dwa razy powiedział mi, że to przeze mnie pije. Raz jak twierdził, że chciałam go utopić, bo budząc go na obiad z mokrych rąk kapnęła mu woda na twarz (miałam wtedy z 8 lat), i raz z rok później jak ciągnęłam go na tapczan, bo usnął na korytarzu blokując wejście do domu i brat nie mógł wejść, a ja się przecisnęłam.
To było bolesne ale wybaczyłam. Zajęło mi to trochę czasu, a nawet trochę więcej ale zrobiłam to... 12 lat po jego śmierci. Spisała w notesie wszystkie żale i przykrości jakie mi ciążyły, przeczytałam nad jego grobem i wybaczyłam. Wróciłam do domu i spaliłam notes w piecu.
To przyniosło ulgę i swego rodzaju zrozumienie ale też i zapoczątkowało moją samoakceptację.

Mąż, póki co nie twierdzi, że pije przeze mnie, no ale z drugiej strony to on jeszcze nie zauważył, że alkohol stanowi dla niego problem :bezradny: a ja mądrzejsza o doświadczenie i odrobinę wiedzy nie planuję się dać w to teraz wciągnąć.

ewa34 - Wto 22 Sty, 2013 19:15

Jak już mowa o poczuciu winy i wybaczeniu to zaczęłam gorączkowo myśleć po wypowiedzi Nie.anioła :mysli:
Doszłam do wniosku, że to nie tata sprawiał, że chciałam być idealna :nono: TO MAMA!
To dla niej chciałam taka być! Przecież ona miała tyle na głowie i tyle zmartwień, że ja musiałam być bez skazy. Nie wolno mi było jaj rozczarować :stres: To wobec niej czułam zawsze poczucie winy, że nie jestem idealna!
To samo z wybaczeniem, to mamie nie potrafię do koń ca wybaczyć, że nie zauważyła co się ze mną działo, że byłam strasznie nieszczęśliwa :beczy: :beczy:

Zagubiona - Wto 22 Sty, 2013 19:30

ewa34 napisał/a:
To samo z wybaczeniem, to mamie nie potrafię do koń ca wybaczyć, że nie zauważyła co się ze mną działo, że byłam strasznie nieszczęśliwa :beczy: :beczy:

z wybaczeniem mamie mam tak samo. Nawet teraz. Ale też ciężko wybaczyć komuś kto całkowicie wyparł z pamięci, że tata był alkoholikiem. I jak tylko zaczynam temat pada sakramentalne zdanie "tata wcale tak dużo nie pił", które kończy rozmowę jeszcze zanim ta się zaczęła :bezradny:

Jacek - Wto 22 Sty, 2013 20:12

ewa34 napisał/a:
Jak już mowa o poczuciu winy i wybaczeniu to zaczęłam gorączkowo myśleć po wypowiedzi Nie.anioła :mysli:
Doszłam do wniosku, że to nie tata sprawiał, że chciałam być idealna :nono: TO MAMA!
To dla niej chciałam taka być!

Ewuniu,tak jak weszłaś w takie rozmyślanie wnioskowe - tak możesz z niego wyjść
wystarczy zrozumieć że całe to przeżycie to Ty , to twoje "Ja"
i wystarczy spojżeś na to zdanie
ewa34 napisał/a:
To dla niej chciałam taka być!

co oznacza że to Twoje "Ja" chciało a powodem inspiracji była mama
z kolei tak wybrało twoje "Ja",lecz wcale nie musiało - mogło się również nastawić buntem

inka70 - Wto 22 Sty, 2013 20:50

Bardzo kochałam mojego męża wybaczałam mu wszystko i ślepo mu wierzyłam. Teraz nie potrafię mu przebaczyć chociaż wiem że brak przebaczenia uderza we mnie. Od lutego wracam na terapię pogłębioną w tym moja nadzieja
ja - Wto 22 Sty, 2013 20:59

Nie.anioł napisał/a:
"tata wcale tak dużo nie pił"

Tak, moja mama też tak gada. Ale nie mam jej tego za złe. Bo jest chora. Mój tata zmarł 4 lata temu. I jego śmierć spowodowała że miałam odwagę kazać mojemu M. wybierać albo ja albo wóda.
Poczucia winy już nie mam ale miałam straszne. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności: ja powiedziałam parę słów za dużo, potem ojciec honorowo nie chciał prosić o pomoc, niekompetentny lekarz i po sprawie. Zmarł. Wyrzucałam sobie, że za mało zrobiłam. To był pierwszy raz gdy nie chciałam robić afery w szpitalu i zdałam się na fachowość lekarzy. Lekarza zresztą też do końca to nie była wina. Teraz czuję tylko żal i smutek. Ale taki zwykły. Po prostu szkoda.
I jakoś nie czuję już chyba potrzeby nic wybaczać. Było minęło. Gruba krecha.

Zagubiona - Wto 22 Sty, 2013 21:07

ja napisał/a:
Nie.anioł napisał/a:
"tata wcale tak dużo nie pił"

Tak, moja mama też tak gada. Ale nie mam jej tego za złe. Bo jest chora.

Ale czy choroba to usprawiedliwia wypieranie faktów? No chyba, że choroba związana z zanikiem pamięci. :mysli:

ja - Wto 22 Sty, 2013 21:21

Mama jest chora psychicznie, otępienie umysłowe. Nie jest bardzo zaawansowana, ale czasami mówi bez sensu. Natomiast co do taty ma wybiórczą pamieć i pamięta to co dobre. Zresztą ja tez się tak staram. Łatwiej żyć.

Mnie bardziej wychowywała babcia bo oni dużo pili. I z komunikacją z nią mam więcej problemów. Bo to chyba tu tak działa jak z tymi matkami co nic nie robią. To do niej mam najbardziej żal, ze nic nie zrobiła. Tzn. miałam. Bo teraz to już szkoda zachodu. Staram się okazywać wdzięczność za to co dobre dla mnie zrobiła.

ewa34 - Wto 22 Sty, 2013 22:58

[quote="Jacek] lecz wcale nie musiało - mogło się również nastawić buntem [/quote]

Taak, to prawda u mnie te dwa uczucia mieszały się razem do 8 klasy byłam idealnym dzieckiem. Potem bunt taki totalny: długie kolorowe włosy, glany, słuchałam ostrego metalu, piłam paliłam trawkę i seksiłam się z kolegami z paczki. No i wpadka w wieku 18 lat. potem jak się urodziła córka znowu zwrot o 180 stopni :nerwus: nadodpowiedzialność za dziecko i męża, najlepsza studentka na roku, kursy, fakultety ideał :bezradny:
I tak to u mnie było :boisie:
Patrząc na ten wykres teraz czas na bunt więc się buntuje: przeciwko rodzicom, mężowi praca mnie zaczęła nudzić :(
Ciekawe co dalej, chyba aż tak mi nie odbije :mysli: :rotfl:

Jacek - Wto 22 Sty, 2013 23:46

ewa34 napisał/a:
Patrząc na ten wykres teraz czas na bunt więc się buntuje: przeciwko rodzicom, mężowi praca mnie zaczęła nudzić :(
Ciekawe co dalej, chyba aż tak mi nie odbije :mysli: :rotfl:

no cóż wybory należą do nas
ja osobiście obrałem wersję (z naciskiem na słowo"ja"
- "lepiej grzeszyć i żałować
niż żałować ze się nie grzeszyło" :skromny:

ewa34 - Śro 23 Sty, 2013 08:30

Jacek napisał/a:
"lepiej grzeszyć i żałować
niż żałować ze się nie grzeszyło" :skromny:


We wszystkim trzeba zachować umiar - i w grzeszeniu i w żałowaniu :nono:
Chociaż przyznaję, że czasem miło jest tak po prostu dać się ponieść jakiemuś drobnemu szaleństwu :skromny: :boisie:

ewa34 - Śro 23 Sty, 2013 08:42

A tak już poważnie to kolejna myśl jaka przyszłą mi do głowy odnośnie tego tematu, to mianowicie NASZE DZIECI :(
Zawsze towarzyszy mi poczucie winy, że skazuje je na takie życie. Ok, ja zdecydowałam się być z moim D. i jestem świadoma tego konsekwencji, że nie będzie łatwo, bo proces zdrowienia jest burzliwy. Co jednak mają zrobić moje córki? One nie mają wyboru, to ja za nie decyduję. Zawsze mówią, że patrząc na inne małżeństwa wokół, nie wybrałyby dla siebie innego taty, mają z nim dobry kontakt. Mnie to jednak nie przekonuje :nie: Widzę przecież jak działają na nie te huśtawki jakie towarzyszą nam każdego dnia. Relacje w naszym domu nie są przecież zdrowe i to z pewnością odbija się na ich psychice :(
Starsza córka nie raz już powiedziała, że nie rozumie dlaczego ja w tym jeszcze siedzę zamiast spokojnie żyć.
Czy kiedyś mi wybaczą, że decydowałam się na takie wariactwo? :bezradny:

pterodaktyll - Śro 23 Sty, 2013 09:16

ewa34 napisał/a:
Starsza córka nie raz już powiedziała, że nie rozumie dlaczego ja w tym jeszcze siedzę zamiast spokojnie żyć.

To już wyraźny sygnał, że jest źle.
ewa34 napisał/a:
Czy kiedyś mi wybaczą, że decydowałam się na takie wariactwo?

Nie jestem wróżką ale wiem, że dochodzi do takich sytuacji, że dzieci mają większe pretensje do matki niż do ojca, a w sytuacji kiedy on się leczy, to dosyć częste przypadki.

smokooka - Śro 23 Sty, 2013 09:18

Ja owszem miałam i trochę mam pretensje do matki, ale nie o to, że nie rozstała się z pijącym ojcem, tylko o to, że wyżywała się na mnie za swoje nieszczęścia życiowe. Listę żali do matki mogłabym mocno rozciągnąć, ale po co?
Jacek - Śro 23 Sty, 2013 10:00

pterodaktyll napisał/a:
Nie jestem wróżką

to pterodaktyle też były kobietami??? :roll:

Jacek - Śro 23 Sty, 2013 10:13

ewa34 napisał/a:
Czy kiedyś mi wybaczą, że decydowałam się na takie wariactwo? :bezradny:

pterodaktyll napisał/a:
Nie jestem wróżką ale wiem, że dochodzi do takich sytuacji, że dzieci mają większe pretensje do matki niż do ojca,

słyszałem że córki więcej wpatrują się w swoich ojców,a synowie w matki
na własnym doświadczeniu mogę powiedzieć (gdyż mam córcie) że jestem łagodniejszy w stosunku do nich
ale i tak większą więź i wspólny język mają z matką
myślę sobie że to takie dogadywanie kobiece,jak również jeszcze nie do końca odcięta pępowina - co za tym idzie,,że mimo matczynych wymagań,One i tak wyczuwają opiekuńczość z jej strony
dlatego moim zdaniem należy dużo z nimi rozmawiać,nie tylko nakazy,ale również wysłuchać co One mają do powiedzenie,jakie mają propozycję i wspólne decyzje,,one to docenią,,poczują swą odpowiedzialność i swą potrzebę w (stadzie - choć czasem to wyczucie podświadomie),że są doceniane i same to docenią
po czym przychodzi ten wiek buntowniczy,,co to takiego??? to właśnie wyczucie w sobie dorosłości,budowy własnego "Ja"
i tu zależy na ile ta więź była zbudowana z rodzicem (matką,ojcem) a na ile z koleżanką czy kolegą obrało się wizerunek do drogi w dorosłość

pterodaktyll - Śro 23 Sty, 2013 10:24

Jacek napisał/a:
moim zdaniem należy dużo z nimi rozmawiać,nie tylko nakazy,ale również wysłuchać co One mają do powiedzenie,jakie mają propozycję i wspólne decyzje,,one to docenią,,poczują swą odpowiedzialność i swą potrzebę w (stadzie - choć czasem to wyczucie podświadomie),że są doceniane i same to docenią
:tak: :tak: :tak:




kiedyś Ty tak zmądrzał? :mysli:

Jacek - Śro 23 Sty, 2013 10:31

pterodaktyll napisał/a:
kiedyś Ty tak zmądrzał?

moja mądrości nie polegać na mądrości mej
zawsze byłem kiepski w nauce
za to życie potrafi dać niezłego kopa i choć później trudno to naprawić
to jednak na tych przykładach złych można budować zupełnie lepszą przyszłość :skromny:

pterodaktyll - Śro 23 Sty, 2013 10:43

Jacek napisał/a:
życie potrafi dać niezłego kopa i choć później trudno to naprawić
to jednak na tych przykładach złych można budować zupełnie lepszą przyszłość

Pod warunkiem, że sie wyciąga odpowiednie wnioski z tego.

Jacek - Śro 23 Sty, 2013 11:00

pterodaktyll napisał/a:
Pod warunkiem, że sie wyciąga odpowiednie wnioski z tego.

rzecz w tym,,,że mądrość nie polega na samych wnioskach

pterodaktyll - Śro 23 Sty, 2013 11:05

Jacek napisał/a:
rzecz w tym,,,że mądrość nie polega na samych wnioskach

Toż to oczywista oczywistość, dlatego nawet nie wspominam o tym :)

Lena0611 - Śro 23 Sty, 2013 19:51

pietruszka napisał/a:
Żeglarz napisał/a:
tego nie rozumiem, jak można czuć się winnym sytuacji, której się nie zawiniło?

czułam się winna, że Pietruszkowy pije. Z łatwością połykałam jak świeże bułeczki jego poczucie winy i brałam na swoje barki. Z opowieści koleżanek z terapii wiem, ze wiele kobiet współuzależnionych tak ma. I właśnie.... Ciekawe... kobiet... u współuzależnionych facetów jakby mniej tego poczucia winy.

Przyczyna? Myślę, że nadodpowiedzialność, tak bolesna cecha współuzależnienia. Odpowiedzialność za czyjeś czyny, zachowania, postępowanie. Tak nas uczono, by dbać o swojego mężczyznę. Bo przecież to wina kobieta, gdy chodzi głodny, nieodpowiednio ubrany, w pogniecionej koszuli, bo przez pokolenia wpajano, że wizerunek mężczyzny zależy od kobiety przy jego boku, ma kobieta tego swojego chłopa także wspierać psychicznie, pozwolić się rozwijać, nie przeszkadzać, nie ruszać papierów z biurka, bo to jego królestwo, itd... O ilu mężczyznach na przykład wybitnych naukowcach słyszy się, że wspierała go stojąca obok w jego cieniu dzielna żona. Słyszał ktoś, żeby chwalono kiedyś męża jakieś wybitnej kobiety, który to ... Itd... I tak gdzieś ta rola kobiety-opiekunki mężczyzny ciągnie się za nią i w XXI wiek. Bo stereotypy są trwałe. I szkodliwe, gdy czasy się zmieniają.

Bo i dziś można usłyszeć na widok zaniedbanego mężczyzny:" O, żona o niego nie dba, wyprasowałaby mu koszulę". Słyszał ktoś, żeby w podobnym wypadku ktoś powiedział o mężu, że mógłby bardziej zadbać o swoją kobietę? a to, ze czasem ta kobieta ciągnie dwa etaty i jeszcze dom, bo mężuś akurat bezrobotny, bo on za grosze nie pójdzie robić, a ona i owszem, ale weźmie więcej nadgodzin, bo przecież dzieciom trzeba dać jeść, ona od ust sobie odejmie, na fryzjerze zaoszczędzi i jeszcze mu tę koszulę wypracuje, bo sąsiadki powiedzą, że o męża nie dba, to trudno się dziwić, że pije...biedaczek... I taka zaniedbana, do fryzjera by poszła, trudno się dziwić, że ucieka do kolegów. I jeszcze teściowa przygada, bo gdybyś ty była inna, toby mój synek nie musiał pić, a spójrz na siebie. I się kręci karuzela poczucia winy.

Sama byłam bardziej "nowocześnie" wychowana, mniej tych powinności, tych "muszę" i "powinnam" i "trzeba" wobec faceta wyniosłam z domu, nie skakałam zbytnio, nie pieściłam się jak z jajkiem, a i tak długo czułam się odpowiedzialna za jego alkoholizm, a również jego skutki: frasobliwy stosunek do życia, nieodpowiedzialność w prawie każdej sferze życia, bo przecież "powinnam" dopilnować, przypomnieć, zapisać, zadzwonić, a ponieważ było tylko gorzej i gorzej, to i poczucie winy rosło i za zaniedbania wobec siebie jak i zaniedbania jego. Choć bynajmniej nie zaliczam się do tych, co koszule prasują, skaczą, wyręczają, itd.

Pewnie, pewne sprawy mamy jako kobiety bardziej we krwi, tak biologicznie. Bardziej scalamy stado, wijemy gniazdka, no i fajnie, że się różnimy, bo się uzupełniamy.
Tylko chodzi o uzupełnianie, a nie zastępowanie, bo krucha jest granica pomiędzy normalnością (jakkolwiek jej nie znam) a współuzależnieniem i wzięciem odpowiedzialności za było nie było dorosłego człowieka.

Trochę trwało, zanim poprostowałam swoje ścieżki we własnej głowie, odcedziłam sprawy za które jestem odpowiedzialna, a te za które nie. Terapia, terapia i praktyka w życiu, przygryziony język, by nie powiedzieć "a pamiętasz, że masz...", na siłę odwrócenie się, by nie sprawdzać, nie kontrolować, zająć się sobą, zająć się sobą, zająć się sobą, ZAJĄĆ SIĘ SOBĄ, pozwolić mu również zająć się sobą i wziąć za siebie odpowiedzialność.

Bo tam gdzie poczucie odpowiedzialności tam rodzi się poczucie winy.

Chociaż i tak łapię się na tym, że rano przypominam Pietruszkowemu, żeby wziął przepisaną mu przez lekarza tabletkę. Jakoś nie liczę, żeby i on mi przypomniał o moich lekarstwach. Chyba mu zresztą na myśl nie przyjdzie :wysmiewacz: Ale kanapek do pracy mu nie robię :szok: I nie dzwonię, czy zjadł :wysmiewacz: I już nie czuje się odpowiedzialna za jego refluks, wrzody czy alkoholizm. I nie mam poczucia winy, gdy ma zgagę :evil: (przecież dorosły jest).

Tyle o odpowiedzialności za innych. Własne poczucie winy i własna odpowiedzialność za swoje zachowania to już kolejny temat.

:brawo: Czytam to z otwartymi ustami!! Miałam tak z byłym mężem...prasowałam,pilnowałam,wyręczałam ale z czasem powiedziałam no hallo a ja? przez jakiś czas chodził w tych samych skarpetkach,pomiętej koszulce..i był taki biedny,ale chyba z czasem dotarło że mam to po prostu w nosie,i o dziwo robił sobie zakupy,prasował koszulkę ..dostał rączek!
:rotfl:
Fajny temat Żeglarzu :)

OSSA - Śro 23 Sty, 2013 20:35

Cytat:
Z opowieści koleżanek z terapii wiem, ze wiele kobiet współuzależnionych tak ma. I właśnie.... Ciekawe... kobiet... u współuzależnionych facetów jakby mniej tego poczucia winy.

No właśnie coś z nami kobietami jest nie tak ....... kiedy zaczęłam terapię wiele lat temu było nas chyba 10 w grupie i wszystkie dokładnie miały takie samo poczucie winy. Tylko jedne dzięki terapii i właściwie przyparte do muru ........... i o dziwo te , które z pozoru miały najtrudniej brak pracy, pieniędzy, małe dzieci .......... wywaliły pasożyta na zbity p**k . Natomiast te lepiej wykształcone , zaradne, pracowite ciągną dalej ten wózek z alk.

Zastanawiam się dlaczego ??? choćby ja sama umiałam załatwić wszystkie sprawy formalne i dalej tkwię w tym związku ..............

Moja znajoma oboje na emeryturze, samodzielne dzieci, duże mieszkanie, które w każdej chwili można sprzedać zamienić na dwa mniejsze ............ ile przegadałyśmy dni na ten temat ....... i nic dalej tkwi w tym szambie ............ Jej mąż pije non stop , z krótkimi przerwami ......... rozlicza ją z każdej złotówki ... ona biega od jednego dyskonta do drugiego by zrobić zakupy.......a pan i władca przepija cała swoją emeryturę.
Ona się czuje winna i wystarczy by jednen dzień nie pił, przebacza, organizuje spotkania z wnukami ... wychwala dziadka pod niebiosa ......... zamiast kopnąć w d**** ochlapusa.

Modle się by moje życie na starość z menem nie wyglądało w taki sposób :boisie: :boisie:

JaKaJA - Śro 23 Sty, 2013 21:16

Ossa bo kiedy nie masz NIC do stracenia łatwiej jest podejmowac takie decyzje,wiem coś o tym.... :bezradny:
pterodaktyll - Śro 23 Sty, 2013 22:21

OSSA napisał/a:
Modle się by moje życie na starość z menem nie wyglądało w taki sposób

Modlitwa dobra rzecz, ale samo to się nic nie zrobi............


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group