To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - My matki

esaneta - Pon 26 Mar, 2012 11:06
Temat postu: My matki
Do założenia tego wątku skłoniły mnie ostatnie wydarzenia w moim życiu.
Tak bardzo jestem skupiona teraz na dzieciach, ze wręcz powiedziałam terapce, że aktualnie to "gryzą" mnie moje dzieci.
Tyle piszemy/mówimy - mój mąż to, tamto, bla, bla, bla....
A co z naszymi dziecmi?
Gdzie one sa w tym wszystkim?
Alkoholicy, którzy "oddają sie" latami swojej chorobie i my współuzaleznione, cierpiące matki, żony... A ONE?
A one są tam gdzieś, cichutkie, albo zbuntowane, domagające sie uwagi, akceptacji,
miłosci.
Ja twierdziłam latami, że kocham swoje dzieci, ale przez wiele lat im tego nie mówiłam a uczucie to okazywałam troszcząc sie o nie "technicznie" - piorąc, gotując, sprzatając, chodząc na wywiadówki.
I wciąż czułam sie niedoceniona, umęczona - "ja sobie zyły wypruwam, a tu taka niewdzięczność", żadnego współczucia, wsparcia :shock:
Wiele razy zdarzało mi sie odreagowac swoje współuzaleznienie na dzieciach :oops: ,
potrafiłam nawet obwinic je za picie ich ojca - "widzisz, co narobiłaś/eś - przez ciebie ojciec się napił" :zalamka:
Potem szczere moje zdziwienie, ze moje dzieci mnie nie lubią - ja się TAK staram, a one takie niewdzięczne, żadnej wyrozumiałości z ich strony a ojciec, wystarczy, ze im głupiego lizaka, pijak jeden, przyniesie a juz sie do niego łaszą i tulą.
Temat rzeka, zapraszam do dyskusji - jak to u Was było/jest?

smokooka - Pon 26 Mar, 2012 11:46

W swoim imieniu mogę powiedzieć tylko tyle, że ZAWSZE obiecywałam sobie, że NIE BĘDĘ jak moja matka, dzięki temu nie wyżywałam się na synach (szczególnie na starszym Krzysiu, bo z nim wiele przeszliśmy, ma 15 lat, drugi Kajtuś ma roczek - dlatego nie mówię tu o nim) ale sobie zarzucam, mimo, że byłam chora 8 lat temu na depresję, jednak zarzucam - że niedostatecznie nim się zajęłam wtedy. Zamiast skoncentrować się na nim, na jego emocjach i potrzebach zapadałam się w depresję i alkohol. Na szczęście jak na ironię, słowa mojej rodzonej matki "że odbierze mi prawa do syna" natychmiast mnie przywróciły do życia. Mam jeszcze jedno wspomnienie tego beznadziejnego okresu - zamiast wrócić do dzieciaka do domu, poszłam do sklepu, kupiłam mu jakieś ubrania. Niby nic nadzwyczajnego, wszystko normalne, ale motywacja jaką miałam to mój wyrzut sumienia. Chciałam zagłuszyć mu brak matki prezentem. Nie umiałam czuć i okazywać uczuć. Bzdura jaką popełniała moja matka.
Zostałam strasznie źle przygotowana do roli matki przez swoją, ale jestem jednak z siebie dumna. W swoich oczach popełniłam jednostkowe błędy, które widzę i przeżywam. Nie wiem co na to Krzyś, ale jest mi oddany i mimo trudnego wieku mamy dobry kontakt.
Co do Kajtka, jestem sporo starsza, jakby to nie zabrzmiało - mądrzejsza, znacznie bardziej doświadczona, bardziej skoncentrowana na rozwoju i zmianie, w lepszym okresie swojego życia.
Mam nadzieję, że zrehabilitowałam się w Krzysia oczach i sercu. Mam nadzieję, że wobec Kajtka będę już dojrzałą mamą.
Przybliżając alkoholowe sprawy w mojej rodzinie obecnej czy byłej, nie zapominałam w swoich współuzależnieniowych amokach o żadnym z synów. Tylko w swojej chorobie.... dzięki Bogu na chwilę.
Dzięki tym przeżyciom jestem wyczulona na swoje stany psychiczne i nie boję się i nie waham przed pomocą psychiatry. Trzy razy korzystałam z pomocy leków i jestem pewna, że jakby coś pójdę znów. Niedawno, dwa tygodnie temu konsultowałam swój stan, okazało się że póki co w porządeczku.
Zdarzało mi się jednak traktować Krzysia jak powiernika, co jest błędem.
Nie wiem na ile mój starszy syn jest "w problemie", sama nie umiem tego wydedukować, do psychologa nie chce iść, staram się być czujna, ale łatwiej zobaczyć cudze błędy i ich wpływ na dzieci niż swoje i ich konsekwencje.

esaneta - Pon 26 Mar, 2012 11:50

smokooka napisał/a:
zapadałam się w alkohol.

Co to znaczy? Też piłaś?

smokooka - Pon 26 Mar, 2012 11:54

Tak. 8 lat temu przez półtora miesiąca z depresją.
esaneta - Pon 26 Mar, 2012 12:10

smokooka napisał/a:
Zdarzało mi się jednak traktować Krzysia jak powiernika

eh....mnie też :zalamka:

smokooka - Pon 26 Mar, 2012 12:18

Na całe szczęście od jakichś dwóch lat jakoś się zbieram na temat współuzależnienia, trwa to strasznie powoli, półtora miesiąca temu dopiero do zaprzestałam walki, zaczęłam chodzić na al-anon, na terapię indywidualną, grupową, postanowiłam wreszcie dojrzeć, dowiedzieć się kim jestem, dlatego tak reaguję, jakie mam mechanizmy. O kurde! Jakież ja mam te mechanizmy to :shock: Normalnie zero myślenia, same mechanizmy, a to dopiero parę wizyt u terapeutki. :shock:
Dam radę, będę lepszym człowiekiem. Uwierzyłam w to.

esaneta - Pon 26 Mar, 2012 12:20

smokooka napisał/a:
to dopiero parę wizyt u terapeutki.

żeby Cie podnieść na duchu - ja właściwie dopiero po rocznej terapii indywidualnej
zaczęłam wprowadzac zmiany :bezradny:

smokooka - Pon 26 Mar, 2012 12:27

Dziękuję :)
Ja mogę tylko być wdzięczna Sile Wyższej, że od uzależnienia od alkoholu mnie uchroniła. Dzięki instynktowi samozachowawczemu pojęłam na czas, co do mnie mówiła. Więcej szczęścia niż rozumu. I tak całe życie tylko emocje, od dzieciństwa przez trzydzieści parę lat. Fajnie jest poczuć, że powoli bierze się swoje życie w świadome ręce, a zabliźnić muszę sporo ran zadanych mi przez innych i przez siebie.
Oby tylko Krzyś skorzystał z nieco mądrzejszej już mamusi zanim wyfrunie.

esaneta - Pon 26 Mar, 2012 12:33

smokooka napisał/a:
Oby tylko Krzyś skorzystał z nieco mądrzejszej już mamusi zanim wyfrunie

Życzę Ci tego z całego serca :)
dzieciaki w tym zaczarowanym kole cierpia chyba najbardziej.... i to niezawinienie zupełnie. Potem wchodzą w dorosłe zycie z takim garbem :uoee: i cierpia dalej, nieudane związki, rózne uzaleznienia, niezaradność życiowa etc....
Mnie pełnokrwiste DDA omineło (pomimo, że ś.p. tata był alkoholikiem), na szczęście
zanim choroba alkoholowa na dobre się u niego rozwinęła wyprowadziłam sie juz z domu rodzinnego. Ale mój młodszy brat niestety "oberwał" tym DDA po całości.
Nie chcę by któres z moich dzieci powiedziało kiedyś : Nazywam się A, jestem DDA :(

Flandria - Pon 26 Mar, 2012 12:39

esaneta napisał/a:
Nie chcę by któres z moich dzieci powiedziało kiedyś : Nazywam się A, jestem DDA

??
ale to nieuniknione ...
tzn. każdy kto wychowywał się w domu z alkoholem w tle jest DDA
Pytanie tylko czy będzie borykał się z problemami syndromu DDA - depresjami, nerwicami, zaburzeniami osobowości, chorobami psychicznymi, nieumiejętnością adaptacji, kiepskimi relacjami z innymi ludźmi, uzależnieniami itd

esaneta - Pon 26 Mar, 2012 12:42

Flandria napisał/a:
Pytanie tylko czy będzie borykał się z problemami syndromu DDA - depresjami, nerwicami, zaburzeniami osobowości, chorobami psychicznymi, nieumiejętnością adaptacji, kiepskimi relacjami z innymi ludźmi, uzależnieniami itd

no więc własnie tego bym nie chciała.... :(

smokooka - Pon 26 Mar, 2012 12:44

No ja właśnie po sobie widzę jak współuzależniona, niepokorna, uparta i jędzowata matka potrafi zawirować całe moje życie, mimo, że nie żyje od ponad trzech lat. Paradoksalnie, między innymi dzięki temu, że nie żyje zaczęłam intensywniej myśleć o jej wpływie na moje życie, im dłużej tym intensywniej. Jak żyła to "zajęta" byłam odczuwaniem tego co odstawia, a nie myśleniem. Mogę śmiało powiedzieć, że zmieniała mój stan świadomości od urodzenia, leczę się bardziej póki co z niej niż z uzależnionych od alkoholu ojca, pierwszego męża i drugiego partnera. Mechanizmy choroby jak u uzależnionego od alkoholu.
Dziękuję Ci Esaneta, bo dzięki tej rozmowie, tu w wątku o dzieciaczkach, porównanie siebie do uzależnionej osoby prawdopodobnie mi pomoże w wygrzebywaniu się z uzależnienia od matki. Zyskuję nowe spojrzenie - dałabym Ci buziaka w realu choć mam ogromne problemy w relacjach z kobietami :buziak:

olga - Pon 26 Mar, 2012 17:13

Ja miałam przy sobie osoby, które przechodziły przez to samo co ja. Jedna z nich to DDA więc miałam wiadomości z pierwszej ręki dotyczące tego co przechodzą dzieci w takich rodzinach. Chyba było mi łatwiej bo wiedziałam czego się wystrzegać. Moje dzieci nigdy nie musiały tatusia pilnować, nigdy nie wysyłałam z tatusiem na spacerek coby ten się nie napił, nie musiały chodzić na paluszkach żeby go nie obudzić. Jednakże nie ochroniłam ich przed skutkami tego całego bajzlu. Córka wylądowała w psychiatryku, długo była na lekach, syn też. U obojga stwierdzone zaburzenia adaptacyjne i nerwica lękowa.
Ja starałam się przez całe lata stwarzać pozory normalności żeby dzieci miały jak najwięcej ze swojego dzieciństwa. Jeździliśmy na wycieczki, zwiedzaliśmy, co roku na wczasach nad morzem, wspólne uprawianie sportu. To wszystko oczywiście jeszcze ze starym alko. Dzieci jednak nie głupie, stwierdziły, że to jakieś sztuczne jest i same się wycofały.
Starałam się z nimi jak najwięcej rozmawiać, być blisko nich. Tylko, że niestety tym sposobem zaczęłam je obciążać sprawami dorosłych, wiedziały za dużo to było wielkie obciążenie dla nich. Syn stał się moim powiernikiem, przyjął męską rolę w domu, rolę opiekuna dla mnie i siostry. Zaczął się panicznie o mnie bać, bał się, że zachoruję, bał się o nasz byt.
Była i jest między nami więź, co doskonale widać teraz gdy alko już z nami nie ma. Bardzo dobrze się razem czujemy. Nasza trójka. Ślady w ich psychice pozostaną na długo. Pewnie będzie potrzebna terapia DDA. Na razie nie chcą uczestniczyć w terapii, pewnie nie są do tego dojrzałe, przyjdzie czas. W każdym razie funkcjonują znacznie lepiej.

Gaja - Wto 27 Mar, 2012 10:47

mam na imię Basia. Temat dzieci uruchamia we mnie tyle emocji, ze w głowie rozpoczyna się :klotnia: . Do dzisiaj nie wiem jak mogłam nie zauważyć co się dzieje z moim mężem, ale nie zauważyłam. A może nie chciałam zauważyć?? Tak, teraz myślę, że celowo uciekłam w pracę łudząc się że problem samoistnie się rozwiąże. Skutek opłakany, bo problem sam nie znikał, ja nie wiedziałam co mam z tym zrobić i chyba łatwiej było wierzyć w te jego bajeczki wyjaśniające jego niedomagania. Kręciłam się w kółko jak pies za własnym ogonem. Dzieci stały z boku patrząc na to wszystko. Musiało się wiele złego wydarzyć, abym zaczęła szukać pomocy a kiedy znalazłam to poczułam złość na siebie że nie zrobiłam niczego wcześniej, że z niewiedzy tylko pomagałam mu w podtrzymywaniu jego komfortu picia, że tak ucierpiały dzieci. Nic nie stało się od razu, jeszcze dużo przed nami. Rok temu brutalnie zerwano zasłonę, którą sama sobie utkałam aby nie widzieć tego co się dzieje. W ciągu dwóch minut zeszłam na ziemię za pomocą pewnej pani doktor przy Oddziale uzależnień. Zapisałam się na terapię dla współuzależnionych, zaczęłam chodzić na al-anon i nieporadnie zaczęłam stosować twardą miłość. Konsekwentnie wcielałam w życie swoje groźby. Pokazałam mu, że potrafię sama zająć się trójką dzieci. Konsekwencje picia są dotkliwe: od września mieszka sam na drugim końcu Polski. 25 grudnia była sprawa rozwodowa, która skończyła się na jednym przesłuchaniu. Mam zasądzone wysokie alimenty dla dzieci. Ale właśnie są DZIECI. I gdyby nie one zamknęłabym sprawę uznając, że to pomyślny dla mnie finał. Ale dzieci zasługują na kontakty z ojcem. A stało się coś niewiarygodnego. Przez ten czas kiedy on był zupełnie sam zrozumiał w końcu, że ja niczego nie muszę znosić. Dotknął swego dna zawodowego tracąc pracę i dna rodzinnego tracąc rodzinę. I nagle zaczął walczyć. Z własnej woli AA, terapia, trzeźwienie. Obecnie już trzeci miesiąc nie pije... A dzieciaki ?? dfg56s Trochę szkoda, że ocknął się po rozwodzie, ale biorę co mi życie daje a życie jak to życie pisze najlepsze scenariusze.
Gaja - Wto 27 Mar, 2012 11:33

Dodam jeszcze, że bardzo przyglądam się moim dzieciom. Ostatnio bardziej najstarszemu, który ma 16 lat. Kiedy było bardzo źle, ja byłam w pracy a tata nachlany to on przejął opiekę nad małą, która miała 3 lata. Najmłodszy urodził się w trakcie szukania rozwiązania ;) Prawda jest taka, że gdyby nie on nie poszłabym na terapię, ani na al-anon. rozumiał, że to potrzebne i zajmował się w tym czasie dziećmi. Zaufał, że to co robię jest dla nich dobre. Ale relacje zostały zachwiane, stał się jedynym mężczyzną w domu , traktowałam go chyba trochę bardziej po partnersku odpuszczając mu wiele. Teraz ojciec jest trzeźwy więc odzyskuje swoje ojcowskie rewiry a on się w stosunku do mnie buntuje. Dojdę do tego co go boli, bo jestem zwolenniczką mówienia o tym co czujemy. Próbowałam wczoraj. Dowiedziałam się, że się zmieniłam, ale się wycofał. Dzisiaj podrążę głębiej. Bo to fajny dzieciak, ale chciałabym aby dzieciakiem jeszcze trochę pozostał ;) Kupił sobie gitarę i brzdąka w pokoju, pięknie rysuje (choć cieszę się kiedy tego nie robi, bo tak ucieka od stresu), ma zainteresowania związane ze szkołą, dobrze się uczy (nie wymagam niemożliwego). Staram się podchodzić z dystansem. Bycie matką jest takie trudne ;)
olga - Wto 27 Mar, 2012 11:37

Niech rysuje, dobrze mu to zrobi. Zauważylam, że często dzieciaki z naszych rodzin są utalentowane. Moje też. No i są bardzo wrażliwe na piękno, na sztukę.
Gaja - Wto 27 Mar, 2012 11:40

olga411 napisał/a:
Moje też.



Pochwal się

olga - Wto 27 Mar, 2012 11:42

Gaja napisał/a:
Pochwal się


plastycznie utalentowane są, jak kupię ten aparat to będę zdjęcia wstawiać ok?

Gaja - Wto 27 Mar, 2012 11:45

Ja sobie właśnie uświadomiłam, że nie mówię mu wprost jaka jestem z mojego syna dumna. Oczywiście jest świadkiem jak się chwalę, ale nie powiedziałam mu tego wprost. To zadanie na dzisiaj :okok: dzisiaj nigdzie się nie wybieram więc to dobry dzień na rozmowę.
olga - Wto 27 Mar, 2012 11:47

Kiedyś mój syn się rozpłakał (ma prawie 19 lat) i powiedział, że czuje, że mnie zawodzi, ja mu odpowiedziałam, że go kocham takim jakim jest, bo jest moim dzieckiem i dla mnie jest wystarczająco dobry.
Gaja - Wto 27 Mar, 2012 11:48

U mnie w rodzinie talent plastyczny nie jest niczym szokującym, bardziej mnie dziwi ta gitara :szok: Kilka miesięcy wstrzymywałam go w jego zapędach zakupu gitary uważając, że to słomiany zapał. A tymczasem jego konsekwencja w ćwiczeniach chwytów mnie pozytywnie zaskoczyła. Ćwiczy i ćwiczy. Nie jest to nawet tak uciążliwe jak myślałam.
olga - Wto 27 Mar, 2012 11:51

moja córka na perkusję chodzi :szok:
esaneta - Wto 27 Mar, 2012 11:51

a mój biedny syn nie ma żadnych pasji, było chwilowe zauroczenie piłka nozną, tańcem.
Ale nie było to trwałe :bezradny:
A tatus miał do syna pretensje dlaczego nie podzielał jego zamiłowania do siatkówki (sam jest byłym siatkarzem).
Wyrzucał mu to przez wiele lat i jakos pół roku temu nie wytrzymałam i wypaliłam mu:
- "A zaraziłes go ta swoja pasją, pokazałeś mu jak sie serwuje, albo chociazby jak wygląda piłka do siatkówki?" :evil:

Gaja - Wto 27 Mar, 2012 11:53

Nie wiem czy nie przekroczyłam pewnej granicy. Tej jaka dzieli tłumaczenie dziecku swoich ruchów a zwierzaniem się. Unikałam tego, ale czasami trzeba powiedzieć co się dzieje, bo przecież domysły czasami są gorsze od prawdy. Mamy ciężki czas za sobą. Dorosły ma czasami problemy z rozróżnieniem prawdy od manipulacji a co dopiero dzieciak.
olga - Wto 27 Mar, 2012 11:55

wierz mi, że dzieci odżyją jak on nie będzie z wami
córka zaczęła na tą perkusję chodzić po jego wyprowadzce, nawet pieniądze na to znalazłam, a wcześniej bałam się, że do pensji braknie

olga - Wto 27 Mar, 2012 11:56

Gaja napisał/a:
Nie wiem czy nie przekroczyłam pewnej granicy.


Ja ją przekroczyłam, ale widzę, że syn znowu wskoczył w swoją rolę dziecka.

Gaja - Wto 27 Mar, 2012 11:58

Tak, od tego jest ojciec, aby zarazić syna pasją. Jak miał 9 lat kilka lat chodzili razem na aikido. Potem nic nie było ważne aż do teraz. A i syn sam przestał chodzic na treningi choć czasami wymykał się żeby w plenerze pomachać tym drewnianym mieczem. Widocznie to mu pomagało. A teraz jest dobrze. Bardzo się ucieszyłam kiedy mój były wraz z odstawieniem flaszki przypomniał sobie również o swojej dawnej pasji i wznowił treningi. I tak sobie marzę, aby teraz chodził z córcią, ona musi gdzieś dać upust swojej energii ;) To ważne. Może moje dzieci odzyskają ojca, bo sama mama czasem nie wystarcza.
OSSA - Wto 27 Mar, 2012 15:38

esaneta, przepraszam to ja sama usunęłam swój post w tym temacie,
:oops:

OSSA - Wto 27 Mar, 2012 18:50

Oczywiście dzieci zawsze były dla mnie ważne, jak czytałam wasze wpisy wracały wspomnienia , emocję, nie wiem jak mi się to udało , ale dziś mogę powiedzieć nie mam kłopotu z moimi synami. Oczywiście nie są ideałami, ale nie mam szczególnych powodów do niepokoju. ON zawsze stał się być w centrum uwagi, przez swoje picie, później podważał każdą moją decyzję lub w poczuciu winy przekupował chłopaków prezentami. Tylko teraz "zabawki" są już znacznie droższe , wymagania większe, a on tonie w długach.
Mimo wszystko stara się być w centrum.

Kiedy chłopcy byli mali , ja chodziłam na terapię postanowiłam go zostawić samemu sobie , mieszkał, pił w swoim pokoju , nikt nie zwracał na niego uwagi potrafił przyjść do dużego pokoju i w czasie obiadu odkręcać nogi od stołu.
Przecież on go kupił, jest jego i jakim prawem my przy nim siedzimy, ja g** pia zamiast pozwolić by mu ten drewniany stół spadł na tą pustą mózgownicę prosiłam by wyszedł , bo sobie zrobi krzywdę.

Dziś była bardzo podobna akcja starszy syn ma urodziny , przyszły dziewczyny chłopaków, tort i spokojnie rozmawialiśmy, aż w pewnym momencie men poczuł się za pewnie w moim pokoju i włączył na cały regulator telewizor, bo leciała jakaś piosenka.
K***na mać synowie z dziewczynami od razu zmyli się do swoich pokoi, a ja zostałam z nim sama. Powiedziałam, że zepsuł całe urodziny, choć raz w roku mogły dać spokój z TV , poza tym jak chciał słychać powinien iść do siebie.
Oczywiście się obraził , bo ja nie znam się na muzyce, później biegał od jednego do drugiego i pytał czy przez niego wyszli.

Efekt nawet we własnym domu nie mogę pogadać z chłopakami, a tak mało jest okazji oni są zabiegani, uczelnia, praca , dziewczyny. Starszy syn planuje własne dorosłe życie za chwile wyfrunie z domu i naprawdę zebrać ich razem. :bezradny:

Wiem, że to naturalna kolej i cieszę się jego szczęściem. Dziś dostał ofertę pracy po stażu i chciał o tym porozmawiać, ale ojciec skutecznie go zniechęcił.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group