To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - pomoc alkoholikowi

Linka - Nie 25 Lis, 2012 19:34
Temat postu: pomoc alkoholikowi
pozwoliłam sobie zacytować, bo już całkowicie zgłupiałam
Cytat:
Siąde i wszamam. Co za dzień. Gdzie nie wejdę, wszędzie tylko współuzależnione płaczą jaki to ich garbaty los z tymi alkoholikami, zamiast kopnąć serdecznie takiego w d**ę i pogonić jak psa jęczą i jęczą.

Tajga napisał/a:
Linka napisał/a:
wiesz, to wcale takie proste nie jest, sama byłam świadkiem jak teraeuta (alkoholików) z długoletnim stażem namawiał współ, żeby osobiście zawiozła męża do poradni i jeszcze zażywania leków pilnowała :szok:

Ale co w tym jest złego i dziwnego????
Moja siostra jest współuzależniona, w kontekście mojego alkoholizmu oczywiście.
Czy by było coś złego w tym gdyby ze mną pojechała do poradni, i słuchała co jej
mówi terapeuta, lub psycholog????
Czy to że KTOŚ jest alkoholikiem oznacza że można go zostawić pod płotem
żeby zdychał???
Jakie Wy jednak jesteście zajadłe.
Alkoholicy też są ludźmi.
_________________

i zapytać jak odróżnić dobrą, potrzebną pomoc od niańczenia alkoholika,
nie wiem, może użyłam nieodpowiednich słów
i jeszcze kilka innych wypowiedzi....jak znajdę :mysli:

Scarlet O'Hara - Nie 25 Lis, 2012 20:10

Ja tam też się w tym gubię.Czasem się zastanawiam czy nie popadam ze skrajnosci w skrajność.
Linka - Nie 25 Lis, 2012 20:20

Nie mogę nigdzie znaleźć tych postów a wcześniej nie miałam czasu się do nich odnieść
No bo jak mam się zachować gdy warunkiem wspólnego życia jest terapia, mam dzwonić i pytać?
Byłam już w takiej sytuacji kilkakrotnie, mąż rozpoczynał terapię i nie kończył , zawsze jednak jakiś czas mnie okłamywał.
Nie kontrolowałam, nie sprawdzałam no i po jakimś czasie kolejny zawód.
Potem dowiedziałam się od jego terapeuty, że mogłam zapytać czy chodzi.

EmEr - Nie 25 Lis, 2012 20:30

pomoc alkaoholikowi --> Kazdy wedle wlasnego sumienia?
tzw 'Zdrowe' podejscie do alkoholika, ale przez pryzat siebie -wlasnego ego
czyli jednak terapia dla samej siebie(niekoniecznie w poradni uzaleznien) i jak rowniez dla wspoluzalenionych - jesli zakladamy byc z osoba uzalezniona

Jestem na poczatku takiej wlasnie sciezki, wiec troche teoretyzuje

Ja mysle, ze nalezy normalnie i po ludzku pomoc osobie, ktora potrzebuje i chce pomocy
, a jaki zakres tej pomocy to sprawa absolutnie inwidualna!

EmEr - Nie 25 Lis, 2012 20:33

Linka napisał/a:
Potem dowiedziałam się od jego terapeuty, że mogłam zapytać czy chodzi.


tylko co to da?? dodatkowy stres dla Ciebie - wiesz, ze Cie oklamuje i cierpisz....chyba kontrola nie ma sensu,

pietruszka - Nie 25 Lis, 2012 20:43

Linka napisał/a:
No bo jak mam się zachować gdy warunkiem wspólnego życia jest terapia, mam dzwonić i pytać?

powiem Wam, pytałam swojej terapeutki, jak rozpoznać, czy on chodzi na terapię, czy nie?
A ona na to - a obchodzi Cię samo chodzenie? Czy bardziej to, że się leczy, zmienia pod wpływem terapii?
- No oczywiście , ze to drugie.
- No to sama zobaczysz, tego się nie da przegapić. A gwarancji, ze on się nigdy nie napije, nie będzie mieć głodów, nawrotów to Ci nikt nie da. Ale to już w jego rękach, by on nauczył się o siebie dbać.

No i faktycznie... Nie wiem jak to opisać, ale to się po prostu wie, widzi się zmiany, w zachowaniach, myśleniu, gadaniu... To po prostu się dzieje i się wie, ze on się zmienia...


A czym jest wsparcie dla trzeźwiejącego alkoholika?
sama myślę, ze największym wsparciem z mojej strony było
1.zajęcie się sobą, pójście na terapię i Al-anon,
2. nie przeszkadzanie w terapii, nie dopytywanie, nie kontrolowanie, uszanowanie, że mitingi i terapia zajmują czas
3. traktowanie jak normalnego człowieka, a nie jakiegoś upośledzonego, niezdolnego do normalnych działań, nie chodzenie na paluszkach,ale też nie odgrywanie się za tamte gorsze czasy... traktowanie jak faceta a nie małe dziecko, niezdolne do podejmowania decyzji, ale też nieuleganie każdej zachciance, w imię "spokojnego trzeźwienia"
4. trochę łyknięcie wiedzy fachowej o samym alkoholizmie, bo podstawy dobrze mieć, i by nauczyć się odróżniać człowieka od choroby
5. wspólne wprowadzenie i zgoda na nowe zasady w domu (u nas niepicie alkoholu, nietrzymanie alkoholu, pozwolenie na wyrzucanie kieliszków, nieciągnięcie na imprezy alkoholowe, spanie w osobnych łóżkach jeśli zachce mi się pójść gdzieś i wypić alkohol, niedodawanie alkoholu do jedzenia)

No ale to też wszystko nie działo się w jeden dzień, niejako automatycznie... To się u nas działo jakby w ciągłym procesie wzajemnego doświadczania się na nowo...

staaw - Nie 25 Lis, 2012 20:45

Dla mnie zdrowa pomoc jest wtedy kiedy pomocnik wcale nie potrzebuje pomóc.
Ot.... nudzi mu się to ulituje się nad pijakiem...

Natomiast częściej obserwuję "pomoc" bo: wstyd, litość, obowiązek, zasady.... itp...
Jeżeli pomocnik pomaga a później narzeka/chwali się przed całym światem jakiego to on poświęcenia dokonał i jeszcze żąda wieczności po grób.... to ja dziękuję za taką pomoc... :papa:

Szacunek do człowieka ZAWSZE, a pomoc to już jak on poprosi a ja mogę...

pietruszka - Nie 25 Lis, 2012 20:52

staaw napisał/a:
a pomoc to już jak on poprosi a ja mogę...

cały ambaras w tym, że chęć nadmiernego pomagania to jedna z cech współuzależnienia.
Moim zdaniem wprost wypływająca z niskiego poczucia wartości. Z wiary, ze na lubienie, miłość "trzeba zasłużyć". Sama złapałam się swojego czasu na tym, że mam skłonność do wyskakiwania przed szereg z ofertą pomocy. Kiedyś w ten sposób budowałam swoje poczucie wartości poprzez "bycie potrzebną, pomocną" Teraz staram się czekać, aż ktoś mnie poprosi. Co ciekawe, jeśli ktoś już wydusi z siebie prośbę o pomoc, to jeśli wyrażę wtedy pozytywną odpowiedź to ta pomoc z mojej strony jest taka bardziej szanowana. Co ciekawe z drugiej strony sama miałam duży problem z proszeniem o pomoc.

Acha... i celowo użyłam w poprzednim poście słowa wsparcie, anie pomoc. Bo wsparcie dla mnie to podanie ręki, by pomóc przejść, a nie wzięcie na plecy.

Linka - Nie 25 Lis, 2012 21:07

staaw napisał/a:
Natomiast częściej obserwuję "pomoc" bo: wstyd, litość, obowiązek, zasady.... itp...

chciałam pomóc bo kochałam, bo był całym moim światem...
większość tych rozważń jeszcze mnie dotyczy , bo pamiętam...
bo mój mąż chodził na terapię, mitingi tylko po to, żebym się odczepiła, zeby przez jakiś czas udowodnić mi , że przecież coś ze sobą robi.
Pozorowane to było i tylko przedłużało w czasie podejmowanie przeze mnie decyzji.

Piszę o tym wszystkim, bo nie ma zgodności jak widać po powyższych postach.
Piszę też dlatego , że w dostępnej mi literaturze na temat uzależnień pisze się, że skuteczność terapii zależy od czynników wpływających na proces zdrowienia takich jak małżeństwo, dzieci, praca, stałe miejsce zamieszkania

W książce "Ileż można wypić" J. Lindeneyera przeczytałam:
uzależnionemu łatwiej jest zachować abstynencję, gdy jest w stałym związku oraz gdy ma rodzinę"
jak to się ma do kopnięcia w d**ę

pietruszka - Nie 25 Lis, 2012 21:19

Linka napisał/a:
że skuteczność terapii
Linka napisał/a:
uzależnionemu łatwiej jest zachować abstynencję

Tylko wpierw uzależniony musi sam chcieć :bezradny:

EmEr - Nie 25 Lis, 2012 21:21

pietruszka napisał/a:
Acha... i celowo użyłam w poprzednim poście słowa wsparcie, anie pomoc. Bo wsparcie dla mnie to podanie ręki, by pomóc przejść, a nie wzięcie na plecy.


i tego wlasnie trzeba nam wspouzaleznionym sie nauczyc !!
bo jak to mowia nadgorliwosc jest gorsza od faszyzmu

staaw - Nie 25 Lis, 2012 21:21

Linka napisał/a:

W książce "Ileż można wypić" J. Lindeneyera przeczytałam:
uzależnionemu łatwiej jest zachować abstynencję, gdy jest w stałym związku oraz gdy ma rodzinę"
jak to się ma do kopnięcia w d**ę

Ano tak że po pierwsze primo: bardzo brzydko jest kopać w d**ę.
Po drugie zdrowienie alkoholika jest ułatwione kiedy jest w ZDROWYM związku i ZDROWĄ rodzinę...

Pod słowem ZDROWIE rozumiem brak zadawnionego poczucia krzywdy, złości czy wstydu.
Wtedy rzeczywiście rodzina może pomóc...

pterodaktyll - Nie 25 Lis, 2012 21:51

Linka napisał/a:

W książce "Ileż można wypić" J. Lindeneyera przeczytałam:
uzależnionemu łatwiej jest zachować abstynencję, gdy jest w stałym związku oraz gdy ma rodzinę"

Ten facet chyba nie wiedział co pisze...moim zdaniem rzecz jasna
Linka napisał/a:
jak to się ma do kopnięcia w d**ę


Ano tak, że gdyby mnie w odpowiednim czasie żona nie kopnęła w d**ę i nie rozwiodła się ze mną, to pewnie bym miał w nosie to całe trzeźwienie.............

Żeglarz - Nie 25 Lis, 2012 22:57

pietruszka napisał/a:
A ona na to - a obchodzi Cię samo chodzenie? Czy bardziej to, że się leczy, zmienia pod wpływem terapii?
- No oczywiście , ze to drugie.
- No to sama zobaczysz, tego się nie da przegapić. A gwarancji, ze on się nigdy nie napije, nie będzie mieć głodów, nawrotów to Ci nikt nie da. Ale to już w jego rękach, by on nauczył się o siebie dbać.

No i faktycznie... Nie wiem jak to opisać, ale to się po prostu wie, widzi się zmiany, w zachowaniach, myśleniu, gadaniu... To po prostu się dzieje i się wie, ze on się zmienia...

Pietruszko, jesteś w stanie to powiedzieć, bo przeżyłaś stan sprzed i po zmianie.
Niestety większość z nas (współuzależnionych) stanu po zmianie nie doświadczało i być może nigdy nie doświadczy.
Te sposoby wsparcia, o których piszesz chyba dotyczą stanu, gdy Pietruszkowy wszedł już na drogę trzeźwienia. Jednak trochę inaczej to wygląda, gdy osoba uzależniona na tej drodze się nie znajduje i nie widać widoków na to, żeby na nią weszła. Wówczas chyba faktycznie jedyną pomocą może być "kop w d..ę".

Żeglarz - Nie 25 Lis, 2012 23:02

Linka napisał/a:
uzależnionemu łatwiej jest zachować abstynencję, gdy jest w stałym związku oraz gdy ma rodzinę"
jak to się ma do kopnięcia w d**ę

Tak jak napisałem powyżej, gdy jest na drodze trzeźwienia, to faktycznie stały związek i rodzina może być pomocna w zdrowieniu, natomiast gdy nie widać szansy na wejście osoby uzależnionej na tą drogę wówczas inne środki "pomocowe" prócz kopa w d..pę najczęściej są nieskuteczne.

pietruszka - Nie 25 Lis, 2012 23:06

Żeglarz napisał/a:
Jednak trochę inaczej to wygląda, gdy osoba uzależniona na tej drodze się nie znajduje i nie widać widoków na to, żeby na nią weszła. Wówczas chyba faktycznie jedyną pomocą może być "kop w d..ę".


w takim wypadku nie wiem, czy to pomoże alkoholikowi (bo i to nie zawsze skutkuje, choć na pewno skuteczniejsze niż gorący rosołek na kaca), ale z pewnością może być najlepszym rozwiązaniem dla samej współuzależnionej/ego i reszty rodziny, bo jeśli uzależniona osoba się nie leczy, nie oznacza to, że reszta ma wraz z nią iść na dno... :bezradny:

ewa29 - Nie 25 Lis, 2012 23:16

Najlepsza pomoc alkoholikowi to jak sam o nią poprosi bądź też sam pójdzie po pomoc bo jeżeli się nie odetniemy od uzależnionego to inaczej spadniemy razem z nim na dno a wtedy na pewno tym mu nie pomożemy ale czy kop w d... coś da?? Uważam że da ale nam współuzależnionym i wtedy poczulibyśmy się lżej odzyskali spokój zaczęli wszystko od nowa ale w moim przypadku daleko do takiej zmiany. :roll:
Żeglarz - Nie 25 Lis, 2012 23:18

pietruszka napisał/a:
w takim wypadku nie wiem, czy to pomoże alkoholikowi

Tego nikt nie wie. :bezradny:
pietruszka napisał/a:
ale z pewnością może być najlepszym rozwiązaniem dla samej współuzależnionej/ego i reszty rodziny, bo jeśli uzależniona osoba się nie leczy, nie oznacza to, że reszta ma wraz z nią iść na dno...

Dokładnie tak.

Podsumowując terapeutyczna moc kopa w d..ę może pomóc jednej lub obu stronom. Ale zawsze przyniesie pozytywne skutki.
Jednak warunkiem długotrwałego zdrowotnego oddziaływania kopa jest praca nad sobą po zastosowaniu powyższego środka terapeutycznego, aż do pełnego zdrowia swojego myślenia i odczuwania.

EmEr - Nie 25 Lis, 2012 23:29

Żeglarz napisał/a:
Jednak warunkiem długotrwałego zdrowotnego oddziaływania kopa jest praca nad sobą po zastosowaniu powyższego środka terapeutycznego, aż do pełnego zdrowia swojego myślenia i odczuwania.



HOUK! :brawo:

czesc,Zeglarzu! :papa2:

pterodaktyll - Nie 25 Lis, 2012 23:30

Żeglarz napisał/a:
warunkiem długotrwałego zdrowotnego oddziaływania kopa jest praca nad sobą po zastosowaniu powyższego środka terapeutycznego, aż do pełnego zdrowia swojego myślenia i odczuwania

...quod erat demonstrandum.....

Cześć Emerka :mgreen:

olga - Nie 25 Lis, 2012 23:35

ewa29,

bardzo mądrze napisałaś, podpisuję sie pod tym obiema rękami :buzki:

EmEr - Nie 25 Lis, 2012 23:36

Hej hej Ptaku !! sv4v
ewa29 - Nie 25 Lis, 2012 23:40

olga napisał/a:
ewa29,

bardzo mądrze napisałaś, podpisuję sie pod tym obiema rękami :buzki:


Dziękuję Olga szkoda tylko że nie potrafię wdrożyć w swoje życie tego co napisałam po części tak jest ale jeszcze do całkowitej zmiany mi daleko :)

EmEr - Nie 25 Lis, 2012 23:45

Cytat:
nie potrafię wdrożyć w swoje życie tego co napisałam po części tak jest ale jeszcze do całkowitej zmiany mi daleko


No bo to trudne, ale wiesz juz jaki kierunek obrac! czego sobie, tobie i innym wspol zycze :tak: :papa:

Żeglarz - Nie 25 Lis, 2012 23:48

Cześć Emerko :)

Kop w d..pę powszechnie postrzegany jest jako zło, jako wyrządzanie krzywdy, brak pomocy, chęć zemsty itp.
Natomiast jeżeli zmienimy nazwę na "środek terapeutyczny polegający na czasowym lub trwałym odizolowaniu osób będących ze sobą w niezdrowym związku emocjonalnym w celu poddania ich leczeniu poprzez wyeliminowanie wzajemnego niezdrowego oddziaływania na siebie" traci swój pejoratywny wydźwięk i będzie łatwiejszy do przyjęcia przez środowisko jak i same osoby będące w takim związku.

pietruszka - Nie 25 Lis, 2012 23:51

Żeglarz napisał/a:
środek terapeutyczny polegający na czasowym lub trwałym odizolowaniu osób będących ze sobą w niezdrowym związku emocjonalnym w celu poddania ich leczeniu poprzez wyeliminowanie wzajemnego niezdrowego oddziaływania na siebie"

może by tak zmienić tytuł jednego z ostatnich tematów... ? Bo działał jak płachta na byka na alkoholików co poniektórych :mysli:

ewa29 - Nie 25 Lis, 2012 23:51

EmEr napisał/a:

No bo to trudne, ale wiesz juz jaki kierunek obrac! czego sobie, tobie i innym wspol zycze :tak: :papa:


Oj trudne tak po prostu odejść i zacząć żyć od nowa :( :) Pozdrawiam :buzki: :papa:

pterodaktyll - Nie 25 Lis, 2012 23:52

Chapeau bas Żeglarzu. Jesteś wielki :)
EmEr - Nie 25 Lis, 2012 23:54

Interpretacja srodka terapeutycznego jw to cos na zasadzie --> "azali,albowiem, gdyz, poniewaz"

W moim przypadku zadzialala skrocona ogolnie znana nazwa k o p
Pozostaje kwestia jak dlugo ow srodek terapeutyczny oddzialowuje na organizmy wprowadzone w ruch....i co potem? kolejna aplikacja?

pterodaktyll - Nie 25 Lis, 2012 23:58

EmEr napisał/a:
Pozostaje kwestia jak dlugo ow srodek terapeutyczny oddzialowuje na organizmy wprowadzone w ruch.

Mam wrażenie że w głównej mierze zależy to od siły z jaka ów kop, czyli bezpośredni środek terapeutyczny, został wymierzony
EmEr napisał/a:
..i co potem? kolejna aplikacja?

A cholera wie...... :bezradny:

EmEr - Pon 26 Lis, 2012 00:09

pterodaktyll napisał/a:
EmEr napisał/a:
..i co potem? kolejna aplikacja?


W sumie to ja wiem: dla sportu - jak ktos lubi - moze sie kopac z koniem az do smierci !! ja chyba nie polubie ... :krzyk:
...poki co :p

fajnie miec swiadomosc, ze sie ma jakies wyjscie i umiec nie zatrzaskiwac sobie tych drzwi

pannamigotka - Pon 26 Lis, 2012 14:25

Kop w zad nie jest żadną gwarancją na trzeźwość i na odwrót. To, że na kogoś to zadziałało, nie znaczy, że tak będzie we wszystkich przypadkach. Jednej znajomej mąż się zapił po otrzymaniu kopa, a drugiej wytrzeźwiał. Jaki z tego wniosek? Taki, że i jedna i druga kobieta mają spokój (to co napisała Ewa).
Ja uważam, że jeśli alkoholik trzeźwieje i nie pozoruje leczenia, to stały kontakt z życzliwymi ludźmi- czy to jest żona, dzieci, przyjaciele- wpływa korzystnie na niego i jego trzeźwienie. Samotność chyba nie jest dobra dla nikogo.

kahape - Pon 26 Lis, 2012 16:46

Pomoc alkoholikowi.... Myślę, że rozwiązanie jest jak zwykle gdzie indziej. Na samym początku. Tam, gdzie zaczyna się "dbanie o siebie, dzieci..."
Np. Tak było:
- otwieram drzwi, on pada w progu. Dzieci patrzą jak ojciec leży uchlany na podłodze. Jak tu uczyć się, przyjmować koleżanki, przygotować się do szkoły, wyspać, cieszyć życiem....
Targam go na łóżko (ledwo, bo ciężki jak cholera), żeby w nocy nikt nie wyrżnął się o niego.
Zaoszczędzam więc takiego przykrego widoku domownikom i nie wpuszczam nawalonego.
Ktoś może to nazwać "kopem", ja nazywam to zapewnieniem sobie i dzieciom spokoju.

- przychodzi nawalony. Podaję pod nos obiadek a on trach!!!! talerzem o ziemię, bo tego jadł nie będzie.
Dzieci w płacz. Zbieram skorupy z podłogi, wycieram, myję, sprzątam... upokorzona.
Następnym razem nie dam jedzenia. Zrób sobie sam.
Ktoś może to nazwać "kopem", ja nazywam to zaoszczędzeniem sobie przykrych, nieprzyjemnych rzeczy.

- dlaczego mam prać zaszczane spodnie? Nie będę!
- dlaczego mają nas budzić jego wrzaski, awantury po nocy? Mamy prawo do wypoczynku.
- dlaczego mamy patrzeć jak ojciec kiwa się przy stole w wigilię? Nie chcemy.
itd itd.

Ktoś może to nazwać "kopem".... ja nazywam to - moim prawem do życia.
pozdr

ps. a gdyby matka musiała wyjechać w delegację, na kurs, szkolenie, iść do szpitala.... to chyba Bozia rączki ojcu dała, prawda? Poradzi sobie.

OSSA - Pon 26 Lis, 2012 18:40

kahape napisał/a:


Ktoś może to nazwać "kopem".... ja nazywam to - moim prawem do życia.
pozdr


Zgadam się z tym co napisałaś , tylko nie na wszystkich taki kop działa:

- nie wpuszczałam, nie jedną nockę spędził pod drzwiami,
- jak pił nie gotowałam nawet dla dzieci dawałam synom pieniądze na obiad w szkole lub szliśmy coś zjeść na mieście, jakieś kino lub inne drobne przyjemności.
Jak wytrzeźwiał dawałam mu rachunek do zapłacenia, zawsze oddawał było mu wstyd i miał poczucie winy,
- ktoś powie jesteś zła matką , nic z tych rzeczy on potrafił wyjadać z talerza dzieciom rękami , bo był zbyt pijany by sobie samemu nałożyć na talerz lub uwalić się zachlany w poprzek kuchni i :rzyga:
-szkoda było czasu i pieniędzy bo i tak żaden z synów nie miał ochoty jeść w takich warunkach,


- nigdy nie prałam jego ubrań, jak mi śmierdziały w łazience pakowałam w worek i wynosiłam na balkon , jak wytrzeźwiał miał co robić.
- byłam konsekwentna do bólu jeśli chodzi o egzekwowanie alimentów na dzieci i opłaty....

Dostał tyle kopów i dopiero jak mu serducho wysiadło, to przestał chlać.

No cóż albo życie, albo
:flacha: :kosa:

nic ty po moich "kopach"

wampirzyca - Pon 26 Lis, 2012 19:01

ogólnie to na mnie kopy też nie działały za bardzo :bezradny: ja poprostu miałam już dość siebie .....nic i nikt nie pomoże ....jak sam nie będzie chciał coś zrobić ze sobą....sam musi mieć dość chlania .....takie jest moje zdanie....

aha ...a że może nie mieć nigdy..to już inna inszość

Dora - Pon 26 Lis, 2012 19:14

Na mnie kopy wogóle nie działają, wywołują u mnie agresję i chęć odwetu. Sama wtedy mam ochotę kopnąć kopiącego i to tak żeby się nogami nakrył.. Na mnie działa tylko zrozumienie i współczucie, oraz gotowość do niesienia pomocy, ale nie na siłę. I wiem doskonale że gdy ja sama nie zechcę, to nikt mnie do niczego nie zmusi..
OSSA - Pon 26 Lis, 2012 19:19

Kiedyś słyszałam , że alk. dopiero jak osiągnie dno swoje dno ma szansę się odbić i zacząć coś robić ze swoim życiem. Kiedy patrzyłam na eks zastanawiałam się co mogę zrobić później co musi się stać.

Teraz mam to w nosie żyję swoim życiem bez zwracania uwagi na to co on robi i jest mi dużo lepiej. Mało tego jak przestałam się zajmować min mam dużo czasu dla siebie, a on przy okazji nie pije i każdy ma przestrzeń dla siebie. Czasem iskrzy :klotnia: , ale już do dawnego życia i pomagania nie wrócę.

wampirzyca - Pon 26 Lis, 2012 19:36

mój mąż zostawił mnie po świętach w tamtym roku na 3 dni samą bo wyjechał z synem w góry ja miałam dojechać...gdyby nie przypadek -mama przyszła... zapiłabym sie wtedy chyba na śmierć....potem jeszcze wypiłam parę piw w górach....ale to już było dobicie się....i to był moje dno....jak sobie przypominam ZA.. to teraz po takim czasie czuje jeszcze stracha :shock:

po co to piszę...ano po to że mnie dobrze to zrobiło że zostałam sama z komforcikiem picia że ho ho.........ale z drugiej strony gdyby nie mama....więc nie wiem co dobre kop czy nie...ale wiem jedno że ja jestem dzieckiem szczęścia... :)

Żeglarz - Pon 26 Lis, 2012 19:57

Dora napisał/a:
Na mnie kopy wogóle nie działają, wywołują u mnie agresję i chęć odwetu. Sama wtedy mam ochotę kopnąć kopiącego i to tak żeby się nogami nakrył..

Mam wrażenie, że bardzo nie lubisz jak jest coś nie po Twojej myśli. Wówczas chyba uznajesz to za atak na siebie i reagujesz agresją.
Dora napisał/a:
Na mnie działa tylko zrozumienie i współczucie, oraz gotowość do niesienia pomocy,

Trudno jest okazywać zrozumienie i współczucie oraz mieć gotowość do niesienia pomocy osobie agresywnej, której zachowania są aspołeczne.
A jak wygląda u Ciebie zrozumienie i współczucie oraz gotowość do niesienia pomocy innym ludziom, a szczególnie swoim córkom?

Linka - Pon 26 Lis, 2012 20:46

wampirzyca napisał/a:
...ale wiem jedno że ja jestem dzieckiem szczęścia... :)
:tak:
dromax - Czw 29 Lis, 2012 00:33

Linka napisał/a:
i zapytać jak odróżnić dobrą, potrzebną pomoc od niańczenia alkoholika,
nie wiem, może użyłam nieodpowiednich słów
i jeszcze kilka innych wypowiedzi....jak znajdę

:skromny: na pewno nikt z rodziny, bliskich, najblizszych alkoholikowi nie zapewni mu dobrej, potrzebnej pomocy.
:) Osoby współuzależnione z bliskich nie są w stanie z racji DYSFUNKCJI pełnić takiej roli. nadaja się raczej do NIAńCZENIA alkoholika.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group