To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Łatwo powiedzieć

Kasia9645 - Pon 09 Wrz, 2013 17:13

Nie wiem nawet co napisac To wszystko tutaj to ja od 8 lat, a może nawet więcej. Jestem na etapie rozwodu a w zasadzie złożylam wniosek o rozwód, wywaliłam go z domu, zostalam z dwójką dzieci i .................... nie umiem życ, nie umiem myśleć, pracuje bo muszę, oddycham bo muszę, myje zęby bo muszę itd.............. Wynajął kawalerkę, mieszka sam, mówi że chce się leczyć, czeka na termin w szpitalu na oddziale zamknietym. Ale pije dalej wiem to czuje znam go, a ja nie wiem jak sobie ztym radzic jak mam myslec pozytywnie jak nie umiem chyba wogóle mysleć. w jednej sekundzie mysle pozytywnie i sie podnosze a za chwile odchłań. Wybieram sie na terapie dla wspóuzależnionyc w szczecinie na ostrowskiej 7. Boję sie ale wiem ze nie mam wyjscia bo nie radze sobie a muszę bo sa dzieci, praca, dom i to wszystko co dla wszystkich jest normalne a dla mnie ....nie wiem wiem ze nie poradze sobie z tym jak nie naucze sie siebie na nowo, On ma swoją terapie ja swoją Najbardziej to bym chyba chciala zeby nauczyli mnie nie kochac go juz byloby latwiej o wiele łatwiej, ale to nie takie proste. Muszę czekac, zajac sie soba a czas pokaze co bedzie i jak bedzie..... powiedzieć łatwo... ale zrobić trudniej szczególnie to czekanie jak mam nauczyć się czekać???
leon - Pon 09 Wrz, 2013 17:14

Czesc :>
Klara - Pon 09 Wrz, 2013 17:23

Witaj Kasiu :)
Tu jest Twój WŁASNY temat :)

Kasia9645 napisał/a:
Wybieram sie na terapie dla wspóuzależnionyc w szczecinie na ostrowskiej 7. Boję sie

Nie bój się terapii.
Za jakiś czas stwierdzisz, że jest to najlepsze, co mogło Ciebie spotkać.

Kasia9645 - Pon 09 Wrz, 2013 17:24

Cześć fsdf43t Gubie się tutaj, nigdy nie byłam na żadnych forach.
olga - Pon 09 Wrz, 2013 17:25

witaj :)
Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy.
Dezyderata
daj czas czasowi a wszystko powoli poukladasz

Kasia9645 - Pon 09 Wrz, 2013 17:28

Pewnie tak, wiem,że tak, muszę tylko nauczyć się mówić co czuje i co ja chcę i już nic nie udawać, zdjąc maske, którą nosiłam tyle lat. Upożądkować siebie i swoje myśli, zycie może czasem nawet. A potem będe mogła juz spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć DAŁAS RADE JESTEŚ WIELKA - MOZESZ WSZYSTKO JUŻ TERAZ.
Linka - Pon 09 Wrz, 2013 17:47

Kasia9645 napisał/a:
Upożądkować siebie i swoje myśli, zycie może czasem

to się da zrobić, ale powoli, nie wszystko naraz.
witaj Kasiu

pietruszka - Pon 09 Wrz, 2013 18:00

Kasiu, kilka lat temu też byłam w podobnej sytuacji, pamiętam jeszcze ten moment, kiedy miałam przed sobą tylko mur. Dzisiaj jestem bogatsza o to, że wiem, że ten mur da się rozebrać. Cegła po cegle, a każdą cegiełkę wykorzystać do budowy dalszej drogi.
I też na początku nie umiałam czekać, nie byłam cierpliwa, brak mi było konsekwencji, ale powolutku się wszystkiego uczyłam, na terapii, Al-anonie, ale również na forach internetowych, czytając książki. I już jestem w innym punkcie swojego życia. I Ty Kasiu też poradzisz sobie, jeśli sięgniesz po dostępną pomoc.
:pocieszacz:

piotr7 - Pon 09 Wrz, 2013 18:35

Witaj Kasiu :)
yuraa - Pon 09 Wrz, 2013 20:19

witaj Kasia9645
Cytat:
Wybieram sie na terapie dla wspóuzależnionyc w szczecinie na ostrowskiej 7.

dobry adres

margo - Pon 09 Wrz, 2013 22:52

Cześć Kasiu :) Czytaj forum, terapii się nie bój, polecam też Al-anon :) no i pisz u nas dalej! trzymaj się :)
Kasia9645 - Wto 10 Wrz, 2013 08:37

:buziak: Dziekuje wszystkim za te słowa, pomagają widze, ze może faktycznie terapia i konatkt z kimś kto rozumie o czym się tak naprawdę mówi i myśli pomoże. Życie z alkoholikiem nie jest łatwie, nie było tyle lat. Jestem po studiach pedagogicznych, pisałam prace na temat alkohol jako dysfunkcja w rodzinie. O ironio sama wpałam w tą machinę. Długo myślałam, ze dam radę, ze przecież jakoś jest, jakoś będzie w końcu zrozumie. I faktycznie kurcze napędzałam to wszystko, bo kontrolowałam łatałam, on pił, zdradzał, bił, wpadł w schizofremie alkoholową już, było koszmarnie, ale za każdym razem czekałam bo przecież potem był normalny...... dlaej go kocham nie umiem wytłumaczyć dlaczego. Ludzie mi mówią olej, zostaw, po tym wszystkim dalej mu pomagasz a ja nie umiem inaczej. Chciałabym nie kochać, znienawidzieć byłoby pewnie łątwiej, nie wiem może terapia mi pokaże, że mozna kochać mądrze, pomagać tak aby nie szkodzić. Kto wie moze nawet faktycznie jak pokocham najpierw samą siebie i naucze się życ dla siebie to i on przejży na oczy i podejmie walkę o której narazie tylko mówi. Nie mieszkamy razem on wynajał kawalerkę ja mieszkam z dziećmi u mamy, narazie ucze radzic sobie ztym, że go nie ma , że nie wiem gdzie i co robi a potem jak już nauczę sie funkcjonowac sama mysle, ze pójdzie gładko i zauważe w sobie cechy o których nie wiem, może nawet, że jestem mądra i ładna i samowystarczalna. To wszystko jest za skomplikowane, zeby to wytłumaczyć, bo w głowie jest totalny bałagan, raz myslisz pozytywnie raz spadasz na dno i nie wiesz nic nawet jak wykonacpodstawowe czynności. I cały czas myśllisz co sie dzieję jak będzie kiedy będzie dobrze w końcu, dlaczego ja, dlaczego to takie trudne. Podejmę wyzwanie bo juz nie ma odwrotu, juz trzeba zebrac du** i wlczyc i skończyć z udawaniem, że wszystko jest dobrze i zdjąć maskę okłamaną maskę. Myslec pozytywnie... trudne, aleprzecież nie nie wykonalne. Pozdrawiam wszystkich tych co zaczynają jak ja i tych co już wiedza że można. Dajecie nadzieję i wiedze a to dużo, chyba najwięcej czego mi teraz potrzeba. SIŁA W GRUPIE a jeszcze jak ta grupa jest tak samo ..... jak ja to juz większej pomocy dostac nie można. Buziaki :lol2:
olga - Wto 10 Wrz, 2013 08:57

Kasiu wszystkie te nasze historie sa identyczne. Czytam to co napisalas i jakbym czytala o sobie kilka lat temu. Tez nadzieja, czekanie az zmadrzeje, prowadzanie do psychiatry, na terapie, na miting, kontrolowanie. Hustawki nastroju w rytm jego picia i niepicia. Do czasu. Az mi sie cierpliwosc skonczyla. Nadzieja umarla. I narodzilo sie nowe zycie. Wzielam rozwod, wyrzucilam z domu i zaczelam zyc sama z dziecmi. Oczywiscie to wszystko w wielkim skrocie bo wyrzucalam nie raz, straszylam rozwodem ale w koncu przyszedl ten odpowiedni czas. Bardzo w tym wszystkim pomogli mi ludzie z forum. Na terapie tez chodzilam. Teraz juz nie mieszkam w Polsce, ukladam sobie zycie z nowym partnerem. To wszystko wymaga czasu, mnostwa cierpliwosci do siebie samej, zrozumienia, ze leki, niepokoje, chaos w glowie to skutek dlugotrwalego stresu i nie trwa on wiecznie. Powoli sie wycisza ale jest jeden warunek, nalezy robic wszystko dla siebie, dla wlasnego dobra a alkoholika trzymac z dala od siebie i fizycznie i emocjonalnie.
yuraa - Wto 10 Wrz, 2013 13:56

Kasia9645 napisał/a:
może faktycznie terapia i konatkt z kimś kto rozumie o czym się tak naprawdę mówi i myśli pomoże.

terapia i kontakt pomoże jesli zechcesz sobie pomóc.
w ośrodku na Ostrowskiej w piątki spotykaja sie dziewczyny na grupie Al-anon
po za tym w inne dni tygodnia w mieście też znajdziesz takie grupy
http://www.informator.nie...ogloszenia.html

mama Meli - Wto 10 Wrz, 2013 15:04

My wszyscy tu przechodziliśmy przez to samo.Ja też myliłam miłość z potwornym współuzależnieniem.Kiedy zrozumiałam,że albo ja,albo on-wybrałam siebie.Było mi bardzo trudno, wylałam morze łez, chorowałam na depresję,potrzebowalam kilku lat żeby podjąć decyzję.Dziś jestem wolnym człowiekiem,co najważniejsze czuję spokój, mimo tego ,że nie wiem co mnie czeka. Można , tylko trzeba mocno chcieć .Dasz radę ,jesteś młoda, przypomnij sobie siebie sprzed wielu lat. Ta osoba jest gdzieś w tobie w środku, pozwól jej wyjść.Twój mąż musi pomóc sobie sam, ale może należy do tych alkoholików -tak jak mój były mąż ,że nigdy nie będzie się leczyć.Takie zrywy typu- będę się leczyć również przerabiałam.Zyczę ci ,abyś się nie poddawała i koniecznie idż na terapię.
Kasia9645 - Czw 12 Wrz, 2013 15:06

Cytat:
mąż to nie tata i w drugą stronę.


Tak masz rację, wiem o tym dlatego zeby móc ułożyc sobie życie terzeba zmierzyć się z przeszlością. Z tym co doprowadziło nas do taiego a nie innego stanu. Tata - właśnie. od niego zacznę. Bo mimo , że go nie było bo zostawił nas jak miałam 5 lat to zawsze go potrzebowała, zazdrościłam koleżanką, że idą na spacery,lody, że ojcowie dzwonią pytają co i jak, ze byli. Mój odszedł i tylko udawał , że chce być.... był gdzieś przypadkiem bo obiad u babci, bo święta u babci , ale zawsze przypadkiem. Długo wmawiałam sobie, że nie jest mi potrzebny, że dam rade bez niego..... Dawałam sobie rade, ale jak??? założyłam maskę i udawałam, że jest ok i ze ja będe miała rodzinę taką pełną, potem urodziłam syna po 6 latach córkę i już byłam w pułapce własnej osobowości bo wszystko na siłę, wszystko dosłownie. Zamieszkanie razem , ślub potem już znowu udawanie, że jest ok. Nic nie było ok. Bo na siłe sie nie da. Mój mąż jest chory jest alkoholikiem doprowadziło go do tego jego zycie i jego doświadczenia, i tez tego nie pokonał ani się z tym nie zmierzył - a ja to samo tyle tylko, ze on chował sie za alkoholem a ja za nim i za swoim mysleniem, ze byle do przodu nie warzne jak. Staram się już nie wracać do przeszłości, nie wypominać nie drążyc. Co los da to bede brała, ale po terapi i upożadkownaniu tego co ppowinnam byla zrobic dawno, bede wtedy bardziej świdomo, bardziej na JA, już nie na kogos bo to moje życie to ja mam prawo byc szczęśliwa. Zaprosze ojca mojego na spotkanie i zmierzę się z nim, porozmawiam, uświadomie jak bardzo go potzeboałam zawsze i dalej potrzebuje mimo wszystko. Może nie jest za późno, żeby go mieć. Czy mój mąż bedzie chciał trzeźwiec pokaże czas, zglosił się na terapie sam, co bedzie to będzie. Kto wie może nauczymy się siebie na nowo a może oboje dojdziemy potem do wniowsku, że chcemy zyc osobno. NIe wiemm tego, czas pokaze. Wiem jedno dopuki ja nie upożądkuję siebie nie będe umiała iśc dalej czy z nim czy bez niego. Mamy dzieci, mamy córkę z wadą serrca ma 3 latka, dla niej spróbujemy, alle to potem. Narazie on walczy o siebie i dla siebie ja tez o siebie i dla siebie. JUZ RAZ ZACZĘLIŚMY OD du** STRONY I NIE WYSZŁO. WSZYSTKO POWOLI.....

pietruszka - Czw 12 Wrz, 2013 18:12

Kasia9645 napisał/a:
Zaprosze ojca mojego na spotkanie i zmierzę się z nim, porozmawiam, uświadomie jak bardzo go potzeboałam zawsze i dalej potrzebuje mimo wszystko. Może nie jest za późno, żeby go mieć.

spróbować zawsze można... choć moje największe odkrycie to jest to, że próżno latami szukałam szczęścia naokoło: we wsparciu rodziców, którego nie było, w miłości, której nie potrafili okazać, w partnerze, w pracy i uznaniu zwierzchników, które też było warte pół funta kłaków, w akceptacji znajomych, których nazywałam przyjaciółmi, itd...
Długo trwało, zanim zrozumiałam, że to co najważniejsze: zrozumienie, wsparcie, miłość przede wszystkim warto znaleźć w samej sobie. To niełatwe, ale najbardziej trwałe i możliwe do wykonania, bo na to mam wpływ. Mogę zaakceptować, polubić czy pokochać samą siebie. To niełatwe zadanie, ale ma znacznie więcej sensu niż szukanie wsparcia tam, gdzie go nie ma, lub ktoś nie potrafi go dać.

Kasia9645 - Czw 12 Wrz, 2013 22:51

pietruszka napisał/a:
zrozumienie, wsparcie, miłość przede wszystkim warto znaleźć w samej sobie.


wiem, ale nie bez powiedzenia tak prosto w oczy komuś od kogo się to wszystko zaczęło. Czy to coś da nie wiem, czy obudzi się ze śpiączki, he he chłop 60 lat a wiecznie zawsze wpatrzony w siebie jak w obrazek, duże dziecko, zawsze widział tylko czubek własnego nosa nic po za tym. Ja mu tylko powiem na spokojnie i z opanowaniem co myślę , co zrobił jak robił a co mógłby zrobić, czy będzie chciał mi pomóc nie wiem, pewnie na gadaniu moim się skończy w końcu i tak powie, ze pewnie matka ją nasłała, bo to takie duże dziecko ( he he to już pisałam) :radocha:

Ja zrzucę z wątroby co mi na niej leży i tyle, da mi to odwagę bo się go zawsze bałam, łatwiej było udawać dla świętego spokoju , zawsze bałam się mówić co myślę i czego ja chcę tak naprawdę.

On na początek - he he he to nie koniec mojej chwili prawdy. Jest jeszcze mama, która kochała, zawsze była i jest teraz, z którą mieszkam i która pomaga mi z dziećmi i nie tylko. To ona przez całe życie nas wychowywała sama ( ja + siostra bliźniaczka (dwu jajowa :lol: ) i brat 6 lat starszy).

Ja byłam zawsze ta najsłabsza, ta która musiała ustępować, bo siostra się uczy to ty sprzątnij, ona ma 6-stki a ty 3 - jki, ona nie musi a ty zrób dla spokoju świętego. I tak dla " spokoju świętego" mi zostało już na całe resztę mojego życia.

Wmawiała nam , że ona wychowała trójkę dzieci sama i dała radę, że po co chłop potrzebny, he he he jasne tylko odkąd pamiętam to kręciło się po domu kilku w ciągu kilku lat, takich jak ich nazywała przyjaciele. Jak zawał tak zwał, co jeden to lepszy, pijaki wszyscy prawie. Jeden został na 10 lat z nią. I było dobrze jakiś czas apotem nie wytrzymał i pił, bo przecież ona taka zaradna i piękna i ma tylu adoratorów i się mu tym na każdym kroku chwaliła. Nie usprawiedliwiam go ani jego picia i koszmaru jaki dał nam wszystkim, ani nie obwiniam jej, ale chodzi mi tylko o to, ze ona odwrotnie nie dawała nic z siebie dla związku zawsze myślała, ze jest mądrzejsza, najmądrzejsza i wszyscy mają tańczyć jak ona zagra. On był mainkutem, straci prawą rękę w wypadku już ta świadomość, ze jest kaleką go niszczyła a ona jeszcze paradowała z tym uśmiechem i opowiadała codziennie kto jej co w pracy powiedział. Nie ważne to ni o nich tu chodzi. Ja miałam 16 lat i obserwowałam. On się staczał ona udawała, że nie widzi, był jej obojętny chyba nie wiem teraz tak myślę. Jak próbował mnie molestować - tak to był przełom chyba. bo wtedy właśnie wyszłam z domu i powiedziałam sobie, ze zrobie wszystko żeby tam nie wrócić. NOooooo i zrobiłam, spotkałam chłopaka byłam z nim 7 lat, urodziłam syna mając 21 lat i...... klapa, nie wypał, nie dojrzały, dziecko, zostałam sama z 2 letnim synem, i co wróciłam do mamy, która co powiedziała A NIE MÓWIŁAM...... ZABOLAŁO. Ale byłam przyzwyczajona już ,nauczona, żeby się nie odzywać tylko robić, "dla świętego spokoju". Potem poznałam Jarka i było jak było a teraz jest jak jest.

CHODZI MI O TO< ZE WŁAŚNIE TO CO BYŁO NAS UKSZTAŁTOWAŁO. Osobowość dziecka rozwija się średnio do 7 - 8 roku życia. A potem uczy się, obserwuje i nabiera nawyków.

Ja nie roszę dalej jak nie nauczę się nie robić już nic wbrew sobie dla świętego spokoju. Tylko muszę zmierzyć się i z nią ( mamą - powiedzieć jej to co dusiłam w sobie tyle lat). Pomoże mi bo będę czysta a potem........

Potem już nauka wiary w siebie i własne siły, szukanie w sobie potencjału, energii, a z czasem pewnie nawet szczęścia..... DAJ BÓG.
Dobra druga nocka w pracy jutro dzień trzeba przetrwać- przedszkole, szkoła, obiad, zakupy, plac zabaw :szok:

DOBRANOC WSZYSTKIM :papa2:

Maciejka - Pią 13 Wrz, 2013 04:07

No nie wiem Kasiu Czy jak powiesz mamie o swoich uczuciach to będzie ci lzej . Jak czytałam ciebie to widziałam w tym część swojej historii. Twoja mama jest podobna emocjonalnie do mojego ojca i ja na początku terapii powiedziałam mu o swoich uczuciach i wcale nie było mi lżej. Oczekiwałam, że mnie wysłucha , przyzna sie do blędu i zrozumie ale on wyszedł do drugiego pokoju, chodził w kółko był na mnie wściekły i odrzucił mnie jako dziecko jako człowieka uznał, że jestem głupia i dosłownie wyrzucił mnie z rodziny od tego momentu stałam sie jego wrogiem bo zburzyłam mu jego idealny obraz siebie jako człowieka jako rodzica już nie był taki czysty i przejrzysty za jakiego sie uważał. Powtarzał w kółko; ja niedobry, ja niedobry , chyba ja cie skrzywdził ja to robił dla twojego dobra.
A ja sie czułam jak podwójnie przegrana , miałam ogromne poczucie winy, zdradziłam ojca i straciłam go na zawsze.
Po kilku latach zrozumiałam, że tak naprawde nigdy nie miałam ojca, że ta silna więź za jaką uważałam moją relację z nim to było silne i mocne uzaleznienie on silnie uzależnia ludzi od siebie , że po zerwaniu uzależnienia od ojca nie ma nic nie zanm ojca, nie znam tego człowieka , który przez 20 lat mnie chował bo nie wychowywał, nie wiem kim jest mój ojciec. Strata rodzica bardzo bolała i długo musiałam przezyć pewnego rodzaju żałobę po stracie ojca i żeby ulżyć sobie w bólu powtarzałam sobie sobie, że moi rodzice wyginęli na wojnie domowej zostali obcy mi emocjonalnie ludzie , którzy tylko na papierze są moimi rodzicami w realu nimi nie sa , nie zachowuja się jak rodzice.

Teraz nawet jak bym gdzieś zobaczyła sojego ojca i on by przeszedł na druga stronę albo charakterystycznie odwrócił głowę na mój widok to bym tylko się roześmiala i powiedziała do siebie; każdy sądzi wdł siebie i ten typ tak ma , co mnie ta osoba obchodzi.Wiem , bo przetrenowałam na własnej siostrze , swego czasu namieszała w rodzinie i chciałą zwalic odpowiedzialnośc za to na mnie ale ja sie nie dałam. Widząc mnie na ulicy udawała, ze mnie nie zna nie przyznawałam sie , że jesteśmy rodziną, że się znamy ona to ja tez nie. Pewnego razu jadę sobie rowerem chodnikiem a ona do mnie mach a i mówi cześć . Była mi obojętna ot po prostu ktoś z otoczenia a teraz jak się widzimy to mówimy te uprzejme część ale nie wpuszczam jej do swojego życia i nie udzielam informacji o swoich sprawach ani na temat swoich dzieci mówię , że jak ciekawa to niech zapyta moją córkę i tyle.

Klara - Pią 13 Wrz, 2013 07:12

Kasia9645 napisał/a:
On na początek - he he he to nie koniec mojej chwili prawdy. Jest jeszcze mama,

Ja bym Ci Kasiu poradziła, żebyś się jeszcze wstrzymała z porządkowaniem życia innych, żebyś najpierw się do tego przygotowała i jeśli już to ma nastąpić, żebyś zrobiła to w bardziej odpowiednim czasie.
Alkoholik, jeśli ciągle pije i tak ani nie zrozumie, ani nie przyjmie Twoich wyrzutów.
Na pewno robiłaś to wielokrotnie bez żadnego efektu?
Mama.... Pewnie jej się należy, ale gwarantuję Ci, że też nie zrozumie i potraktuje jako niewdzięczność, jako gryzienie ręki, która pomaga.
Zacznij najpierw terapię, poznaj zachowania ludzi dysfunkcyjnych i wszelkie zmiany zacznij OD SIEBIE.
Jakiś czas musiałam sobie powtarzać, aż wreszcie do mnie dotarła mądrość, że zmienić możemy tylko SIEBIE, nikogo więcej :bezradny:

pietruszka - Pią 13 Wrz, 2013 19:55

Kasia9645 napisał/a:
Czy to coś da nie wiem, czy obudzi się ze śpiączki,

perełka napisał/a:
Oczekiwałam, że

Zero oczekiwań = zero rozczarowań.

Kiedy nauczyłam się nie oczekiwać od rodziców tego, co nie umieli mi dać, poczułam się lepiej. Widać gdzieś podświadomie obarczałam się winą, że dzieje się to z tego powodu, że nie jestem dość dobra, że nie zasługuję itd...
Potem przyszło zrozumienie, że ktoś nie potrafi dać tego, czego sam nie miał. Zarówno mój ojciec jak i matka również pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych, więc sami wyszli ze swych domów pokiereszowani emocjonalnie.

Paradoksalnie, gdy przestałam oczekiwać, od tego czasu nieraz zaskoczyli mnie pozytywnie, tak, że nie spodziewałam się po nich takich zachowań. Były to miłe niespodzianki. Może jednak coś w tym jest, że kiedy coś się we mnie zmieniło, w jakiś sposób dałam im prawo do popełniania błędów, przestałam na nich liczyć, w jakiś sposób "zwolniłam ich z obowiązku" bycia tymi najlepszymi rodzicami, to wpłynęło to na nasze wzajemne stosunki? Co ciekawe - był to taki miły efekt uboczny poukładania sobie spraw we własnej głowie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group