To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - Terapia DDA/DDD - potrzebna czy nie?

pietruszka - Wto 12 Lis, 2013 02:02
Temat postu: Terapia DDA/DDD - potrzebna czy nie?
Tak sobie pomyślałam, że może przyda się taki temat. Co myślicie?

Czy terapia DDA/DDD - potrzebna czy nie? Czy warto wracać do dzieciństwa i rozgrzebywać stare rany? Czy może lepiej zostawić jak jest i tylko zająć się dniem dzisiejszym i dzisiejszymi problemami?

Czy terapia dzieciństwa uzależnionych czy współuzależnionych czymś się różni? A jeśli już robić taką terapię, to ile ma trwać? Ile czasu to za mało? Ile czasu za długo?

Jaki ma być cel terapii dzieciństwa? Do kogo, gdzie się udać? Terapia czy mitingi?

No i chyba najważniejsze... Co Tobie konkretnie dało przepracowanie dzieciństwa? Lub zaniechanie powrotu do tamtych lat? Co powstrzymuje przed taką terapią? A co ciągnie do rozgrzebywania dawnej traumy?

Sama też napiszę, ale wpierw przemyślę.

leon - Wto 12 Lis, 2013 02:29

pietruszka napisał/a:
Tak sobie pomyślałam, że może przyda się taki temat. Co myślicie?

Dobry pomysl...,moim zdaniem.

szika - Wto 12 Lis, 2013 07:48

Bardzo dobry!!! Pietruszko moje wszystkie cześci chciałyby rzucic się Tobie na szyje i wyściskać z całej siły!!!
O rany jakie to proste, wreszcie nie będzie się ta polemika mieszała z moim watkiem :lol2:

szika - Wto 12 Lis, 2013 09:04

pietruszka napisał/a:
Te zależności są nie tylko fizyczne, ale i nieraz silniejsze, psychiczne, emocjonalne. Przecież to sedno współuzależnienia. Każda z nas odeszłaby, czy zaczęła reagować zdrowo, ba... nie wpakowała się w taki związek, gdyby miała...zdrowe podstawy. Czasem trzeba bardzo głęboko sięgnąć do przekonań wpojonych w dzieciństwie, czasem wręcz potrzeba wymienić całą głowę. To trwa. Każdy ma swój czas zdrowienia.


do mnie bardzo mocno przemówiło to co napisałas Pietruszko :buziak:

milutka - Wto 12 Lis, 2013 09:37

pietruszka napisał/a:
Tak sobie pomyślałam, że może przyda się taki temat. Co myślicie?
...dla mnie ten temat jest bardzo trudny ,mój terapeuta go zaczął ale widząc ,że nie jestem w stanie cokolwiek powiedzieć zrezygnował z ciągnięcia go ,dla mnie to jeszcze za wcześnie :roll: Jednak chciałabym go kiedyś zacząć ,uwolnić się od przeszłości która we mnie siedzi i boli ,bardzo boli ...jak najbardziej Pietruszko taki temat powinien być .A o ile dobrze kojażę zaczął się w moim wątku :mysli: tylko tak jakoś zniknął ;)
endriu - Wto 12 Lis, 2013 20:23

ja zacząłem i to jest bardzo trudne, wycofałem się

pietruszka napisał/a:
lepiej zostawić jak jest i tylko zająć się dniem dzisiejszym i dzisiejszymi problemami


tylko, że ja problemów teraz nie mam :)

olga - Wto 12 Lis, 2013 20:42

endriu napisał/a:
tylko, że ja problemów teraz nie mam

a gdzie jest taki świat w którym nie ma żadnych problemów? :drapie:

ja też zaczęłam terapie DDD i uciekłam, nie dałam rady

milutka - Wto 12 Lis, 2013 21:00

olga napisał/a:

endriu napisał/a:
tylko, że ja problemów teraz nie mam

a gdzie jest taki świat w którym nie ma żadnych problemów?

endriu napisał/a:
w Polsce, koleżanko z emigracji
...ja bym się raczej spytała gdzie kupić te "różowe okulary "? ;)
endriu - Wto 12 Lis, 2013 21:17

może się poprawię, w Małopolsce a nie w tej lewicowej północnej części kraju...
szymon - Wto 12 Lis, 2013 21:24

endriu napisał/a:
może się poprawię, w Małopolsce a nie w tej lewicowej północnej części kraju...


dałbym Ci punkt pomocowy za miłe i szczere słowa :buziak:

rufio - Wto 12 Lis, 2013 22:52

W/g mnie NIE i dlatego odmówiłem terapii i nadal odmawiam . Nie jest mi to potrzebne i uważam , że większości również .
Janioł - Wto 12 Lis, 2013 22:57

rufio napisał/a:
W/g mnie NIE i dlatego odmówiłem terapii i nadal odmawiam . Nie jest mi to potrzebne i uważam , że większości również .
A wg. mnie i mojego osobistego doświadczenia tak i jeszcze raz tak , chociażby dlatego by wiedzieć co z czego się wzięło , skąd we mnie tyle przekonań i skad taki a nie inny model zachowań , mam świadomośc że na pewne rzeczy już za późno by je zmienić ale wiel zmieniłem i zmieniam przez co czuję się o wiele lepiej , prosta taka terapia nie jest zwlekałem kilka lat bo się bałem ale odważylem się i jestem z siebie dumny
rufio - Wto 12 Lis, 2013 23:03

JANIOŁ ja napisałem , że większości a nie wszystkim są sytuacji w których jest to potrzebne ale ....... zawsze jest ale . Tyle


prsk :mysli:

Janioł - Wto 12 Lis, 2013 23:07

rufio napisał/a:
JANIOŁ ja napisałem , że większości a nie wszystkim są sytuacji w których jest to potrzebne ale ....... zawsze jest ale . Tyle
ale ja nie napisałem że napisałeś 'wszystkim" bo ja mam wrazenie że ja to ta mniejszość jestem ..tradycyjna i nie postępowa ;)
rufio - Wto 12 Lis, 2013 23:09

Janioł napisał/a:
tradycyjna i nie postępowa

Ani tradycyjna ani nie postępowa tylko wybrałeś to co dla Ciebie dobre . Tyle


prsk :mysli:

Janioł - Wto 12 Lis, 2013 23:10

rufio napisał/a:
tylko wybrałeś to co dla Ciebie dobre . Tyle
fakt
szika - Wto 12 Lis, 2013 23:52

Moje tematy na moja prośbę zostały przeniesione do archiwum. Jeśli ktoś z Userów będzie sobie życzył, dysponuje kopiami - prześlę na pw.
zimna - Śro 13 Lis, 2013 11:35

DDA
Moje leczenie rozpoczęło się jakieś trzy i pół roku temu, po półtorej roku okazało się ze mam problem z alkoholem, sama na to wpadłam 8| , bez sugestii swojej terapeutki, która resztą bardzo niechętnie „ puściła” mnie na terapie alko. Również moja rodzina nie zauważyła mojego picia. Rozpoczęłam terapie alko, w grudniu może minie 2 lata mojej abstynencji i prawie dwa lata terapii alko. Rozpoczęłam w „ międzyczasie” prace ze sponsorska, bardzo solidnie zabrałyśmy się do pracy. Przy czwartym kroku dotknęłam oczywiście swojego dzieciństwa i okazało się że to wielka otchłań, przykryta, zasypana i mocno przeze mnie uklepana …. Po nardzie z terapeutką podjęłam decyzje o zajęciu się "tym", okazjo się, że miało to fundamentalne znaczenie
Pracowałam na spotkaniach indywidualnych z terapeutą, ze sponsorka, innymi alkoholiczkami, i sama ze sobą :roll: ,. Nadal chodziłam na zaawansowane grupy w terapii alko i na aa. Byłam w sumie pod opieką trzech psychologów :? , sponsorki, kilku ako z AA. Co dziwne nie pomyślałam ani razu o alkoholu, nie zauważyłam głodu. Był taki moment, że strasznie zachciało mi się palić (palenie też oczywiście rzuciłam :roll: ) tak bardzo, ze pomyślałam o tym by pójść po fajki. ale minęło, może, dlatego że pozwoliłam sobie na ból i płacz, bezsilność …
Nie czuje sie jeszcze na silach opisać jak w moim przypadku to przebiegało i przebiega, ponieważ te proces nie jest zakończony. Ale spróbuje podzielić się najważniejszymi, doświadczeniami a przynajmniej teraz takimi je widzę.
Najważniejsze, najbardziej bolesne okazało sie dotknięcie urazy do.. Boga. długoo i boleśnie, owocnie…..Ale to bardo trudna i osobiste każdy, tę relacje po swojemu, ma- lub nie ma …

Żal
Miałam ogromny żal, że po tym, co przeszłam zamiast mieć z górki ( przekonania przekonania) jest mi tak ze sobą ciężko, że moje cierpienie, tak naprawdę nigdy się nie skończyło, trwało cały czas tyle, że nieuświadomione, zamrożone, głęboko ukryte.
Żal ,że to co dla innych jest naturalne jak oddychanie, ja muszę mozolnie wypracowywać i wysilić całą swoją wole by normalnie funkcjonować na podobnym poziomie, stawiać granice i ich nie naruszając, dbać o siebie, o swoje potrzeby … i cala litania innych oczywistych oczywistości, dla mnie stanowiących wyzwanie.
Wina- krzywda- kara. Bolesna mozolna nauka, praca by nie odczuwać poczucia winy w absolutnie każdej niekomfortowej sytuacji, zwłaszcza, gdy to ja jestem krzywdzona. Jednocześnie nie wypierać uczuć i stale być z nimi w kontakcie.
Kara; czułam się cały czas karana za coś czego nie zrobiłam ale jednak jakoś zasłużyłam 8| , ale najbardziej bezwzględnie karałam siebie, sama.
Smutek ; Przeżywanie emocji z dzieciństwa, które zaczęły pojawiać się wraz z wspomnieniami przychodziły, fala a falą. To niezwykłe doświadczenie, Trudno było mi pozwolić sobie ma smutek na cierpienie bałam się, że mnie to zaleje ,ze nie podniosę się
Dziś mogę powiedzie, że tak, to prawda cierpienie, jest nieuniknione, ale przezywa się to inaczej, teraz, gdy jestem dorosła i mam wsparcie, ogromne wsparcie wokół siebie. Wtedy nie mogłam tego przeżyć, byłam kompletnie sama i byłam, dzieckiem. Jest tak jak być powinno.
Złość- ogromną złość na cały świat,
Czułam złość i zazdrość, wobec wszystkich, którzy mieli lepiej, albo ja tak uważałam. Byłam zła na męża, za to, że potrafi o siebie zadbać, bez poczucia winy, stawiać granice, znaleźć dla siebie czas i uważać to za coś oczywistego. Ja czułam się krzywdzona, gdy on zaspokajał swoje potrzeby, dla mnie to nienormalne, ja tak nie potrafiłam. Musiałam wykonać ogromna prace nad soba , żeby się tego nauczyć, wyćwiczyć, jak mięsień a i tak wystarczył gorszy dzień i wracałam do starego schematu. I gdy okazało się, że wcale nie musiałam się poświęcać, że jeśli tylko wyrażam jasno swoje potrzeby i działam, przejmowane jest to ze zrozumiem i jako coś oczywistego – to dla mnie był szok… jak to :shock: nieoczekiwano tego ode mnie, to ja sama sobie to wszystko robiłam.
Emocje podnosiły się i opadały i naprawdę były emocjami dziecka to niezwykłe doświadczenie, trudne do wyjaśniania. Później pojawił sie bunt , zaczęłam zachowywać się jak w wieku 16 lat, podobnie reagować , stałam się agresywna, nieustępliwa, przemocowa ( w sferze emocjonalnej, psychicznej) wymuszałam posłuszeństwo, zachowywałam się autorytarnie.
Dobrze ze miałam na tyle komfortową sytuacje, że moje jazdy nie przyniosły szkód.
Zaczęłam czyścić swoje życie, ze śmieci, toksycznych relacji, nieszczerości, interesowności nieuczciwości z całego tego syfu… Budowanie siebie na nowo stawało się z każdym dniem łatwiejsze, życie stało się łatwiejsze, relacje, cały świat się zmienił. I zmienia, ale sa dni, kiedy czarne, wraca i jest smutno szaro i mniemam na nic ochoty.
Energia. Terapeutka ostrzegała mnie, że taka intensywna praca nad soba, to niesamowity wydatek energetyczny, żebym w tym czasie nie planowała niczego absorbującego, bo będę chodzić wykończona-. Tak, tak oczywiście machnęłam ręka, dam sobie rade.
Nie spodziewałam się, że to może tak wyglądać. Byłam (i jeszcze zdarza mi się taki dzień) skrajnie wyczerpana – tak fizycznie, często potrzebowała 12 h snu. Zrezygnowałam z nowej pracy, robiłam tylko to, co absolutnie konieczne. W tym czasie również postawiło mnie „życie” prze sytuacjami krańcowymi mającymi początek w moim dzieciństwie o tym nie będę teraz pisać, ale wierze, że nie było to przypadkowe. Oszczędzając energie poodcinałam wszystkie (?) obciążenia kanaliki-wampirki, dbam o siebie
Czy było warto? Oczywiście, że tak, ale był czas, gdy żałowałam… to bardzo trudny proces, trzeba zapewnić sobie porządne wsparcie, bo bywa bardzo ciężko.
Zakończenie, po tym wszystkim zauważyłam, że to moje leczenie ,ta ciężka praca, bezwzględne podążanie, nieunikanie bólu, cierpienia, wkładanie palucha w każdą ranę. Coś mi przypominało… to druga strona tej samej monety…znajomej, tej samej bezwzględności, wobec siebie, nierealnych oczekiwań w stosunku do siebie, karania, pilnowania. Cały czas byłam w tym samym obozie, w którym pastwił się a nade mną ten sam kapo, i miał moją twarz …. Co dalej?, … Teraz uwalniam jeńca.
Reasumując w tej drodze, wsparcie i prowadzenie przez terapeutów jest niezbędne, ale to tylko ludzie, mniej lub bardzie kompetentni, mniej lub bardziej bystrzy, tak naprawdę stoisz sam ze sobą i tyko uczciwość, na jaką cie stać, wobec samego siebie, decyduje o szansie wyjścia z tego zaklętego kręgu. Są sprawy, które zobaczyć mogą tylko inni, z boku, i trzeba być gotowym na przyjęcie gorzkiej prawdy, mieć otwarty umysł gotowy zrewidować swoje przekonania, ale sa takie, które zobaczysz tylko ty…
Tym się chciałam podzielić
Pozdrawiam wszystkiego dobrego.

Maciejka - Śro 13 Lis, 2013 13:08

Ja byłam cżęściowo w terapii dda indywidualnej ale decyzja , ze potrzebuję takiej formy pomocy pojawiła się na terapii współuzależnienia. W pewnym momencie zaczęłam sie pocic i to na całym ciele, pomimo solidnej pracy na terapii współuzaleznienia, warsztatów to nieutulone w poczuciu krzywdy i bólu dziecko wewnątrz mnie domagało sie pochylenia , uwagi a jeszcze jak zobaczyłam , ze mój ukochany tata nie jest tą osobą za jaką go uważałam to zalała mnie fala zlosci , wsciekłośc, poczułam się oszukana, zdradzona, wykorzystana i to oczywiście zaowocowało wybuchem wsciekłości , zlosci , z którą próbowałam się uporać. Częsciowo rozpracowałam to na terapii indywidualnej ale moja terapeutka zmieniłą pracę a ja zostałam przed wyborem albo pójde do innej terapeutki w tym samym ośrodku albo poszukam pomocy w innym miejscu i znalazłam w innym ale trafiłam na terapeutę , który mi nie ' leżał' czyli jakoś nie mogłam się do niego przekonac i zrezygnowałam. Miałam to szczęście , ze wczesniej moja terapka od współ nauczyłą mnie pracowac z ksiązkami, ze snami, dostałam wczęniej listę z ksiazkami jak wyjśc ze współuzaleznienia rozpracowujac dzieciństwo. Dużą prace wykonałam pracujać z książkami A. Miller czyli nad głównym problemem z dzieciństwa jakim byłą przemoc w kazdej postaci i potem po kolei co mi się pojawiało pracowałam z innymi książkami to doskonaląć tamto poprawiając , potem pojawił się internet i znalazłam audycje w radio podlasie na temat dda , które wiele rzeczy tłumaczyły i wyjaśniały. Potem trafiłam na jedno forum ale okazało sie pomyłką nie tego potrzebowałam i wtedy znalazłam naszą Dekadencję gdzie jest duzo ludzi w moim wieku i z podobnymi problemami i to było to. Pewne rzeczy mi się utrwaliły, na pewne pootwierały mi się oczy, pewnych rzeczy się dowiedziałam i nad niektórymi pracuję wiedzac , ze mam takie skłonności , ciągotki i w momencie jak to zauważę to staram się pilnować. To wszystko doprowadziło mnie do takiego punktu gdzie jestem dzis znalazłam ukojenie, spokój i szczęscie w samej sobie. Na dzis terapia profesjonalna dda jest mi niepotrzebna doszłam do swojego wnętrza różnymi drogami i w różny sposób i teraz patrze na siebie i nadziwić się nie moge , ze tyle ton napięcia wchłonęłam i to cały czas ze mnie schodzi ale i odkrylam całe bogactwo wewnętrzne jakie jest we mnie było od zawsze tylko ja tego nie widziałam.
MILA50 - Czw 14 Lis, 2013 12:42

pietruszka napisał/a:
zająć się dniem dzisiejszym i dzisiejszymi problemami?


Tak to widzę ja...osoba,która ma ten komplecik(sandałki i berecik...nie mogłam się powstrzymać-to mnie dotyczy to określenie)DDA,współ. i uzal. od alkoholu bez terapii-nadal
ja nie poradziłabym sobie,jednak przebyłam tylko terapię uzal.
To dla mnie podstawa i punkt startowy do wprowadzania zmian,które jestem w stanie wprowadzić.Aby wiedzieć co mam zmieniać przyglądam się" mojej teraźniejszości",temu co dziś przeszkadza mi np.w budowaniu dobrej i zdr.relacji z innymi.Moje cechy DDA biorę
pod lupę i wtedy sięgam do dzieciństwa i doszukuje się powodu...dlaczego np. mam
tak rozbudowaną kontrolę...analizuję(nie rozgrzebuję!)uczucia dziecka...już wiem-kontrola to wynik ciągłego braku poczucia bezpieczeństwa a więc dziś mam za zadanie sama sobie!!! zapewnić takie poczucie bezpieczeństwa aby ono nie było zależne od innej osoby.Dzieciństwo jest tym gruntem ,który badam pod kątem skąd to się u mnie wzięło i jak tę cechę mogę dziś zmienić.Podkreślę,że terapia uzal. była punktem startowym.

szika - Czw 14 Lis, 2013 12:47

MILA50 napisał/a:
analizuję(nie rozgrzebuję!)

czym sie różni analizowanie od rozgrzebywania?
to taka moja prośba żeby wyjasnić czym to się dla kogos rózni...

MILA50 - Czw 14 Lis, 2013 12:54

nie wchodzę w sytuacje,zdarzenia,sceny...one i tak sa we mnie-koncentruje sie na tym jakim dzieckiem byłam,co czułam najczęściej,czy opowiadałam czy raczej w sobie kryłam itp.
ogólny zarys dzieciństwa a nie szczegóły-od nich chcę sie oddalić,powtórzę i tak są we mnie.

szika - Czw 14 Lis, 2013 12:59

Dziękuję MILA :okok:
MILA50 - Czw 14 Lis, 2013 13:04

:) a proszę uprzejmie....przypomnę-robię to dla siebie,to jest to uważność właśnie na siebie
samą,niejako przypominanie sobie-wdrażanie
napisane,przeczytane i zapamiętane :)

szika - Czw 14 Lis, 2013 13:06

MILA50 napisał/a:
napisane,przeczytane i zapamiętane

potwierdzam cudotwórcze wręcz działanie pisania, zgadzam się i podpisuje sie pod tym :)

JaKaJA - Czw 14 Lis, 2013 21:59

Janioł napisał/a:
chociażby dlatego by wiedzieć co z czego się wzięło , skąd we mnie tyle przekonań i skad taki a nie inny model zachowań
dobrze powiedziane,myślę podobnie,choć dla mnie okazało się zbyt wcześnie :bezradny:
szika - Pią 15 Lis, 2013 08:22

Czy jest potrzebna terapia DDA? Każdy myśli, że to jego własny wybór, leczyć się, nie leczyć? Daje poczucie wolności, sprawstwa, wpływu na własne życie.
A czy w obliczu raka również ludzie maja taki wybór? Owszem, tylko, że raczej jak już ktoś zachoruje na raka, to chce żyć, prawda? Mało kto, nie znam przypadków, żeby osoba chora na raka poddała się zniszczeniu, bo jak nie sama, to inni ludzie ja będą zmuszali do leczenia, np lekarze. Ale po co?
Mało kto wie, że na raka są już na świecie metody leczenia raka znacznie tańsze te powszechnie obowiązujące. Ale o tym jest cicho. Przykład polski lekarz Stanisław Burzyński w Stanach Zjednoczonych wynalazł rewelacyjne metody leczenia raka mózgu. Czy jego rewelacyjny wynalazek znalazł poparcie rządy USA? Otóż nie! Robi się wszystko aby Burzyńskiego uciszyć, odebrać mu prawa do wykonywania zawodu, zniszczyć. Jaki sens, gdzie logika? Ależ jest! Gdyby wdrożyć metody Burzyńskiego upadłaby potężna część gospodarki jaką jest - PRZEMYSŁ FARMACEUTYCZNY. A to są pieniądze o jakich nawet się nie śniło przeciętnemu Kowalskiemu. To jest po prostu biznes a tu nie ma sentymentów. Podobnie jest z żywnością, niby się mówi, że modyfikowana, że trucizna ale i tak kazdy kupuje i je, ci którzy się chca zdrowo odzywiać to wyjątki, tonące w tej machinie nic nie znaczące epizody.
To taki przykład, z tym rakiem, ale metod sterowania świadomością i wielkością populacji na Ziemi jest znacznie więcej. To jest cały misterny system, łącznie z wojnami w Iraku, głodem w Afryce 11 września itd. itp.
Zaraz będą wrzaski co ma do tego terapia DDA?
Gdy idziesz do sklepu i kupujesz flaszkę oczywiście masz poczucie, że robisz to z własnego wyboru. Czyż nie? A co tam - troszkę sobie ZMIENIĘ ŚWIADOMOŚĆ.
Tylko, że mało kto zadaje sobie pytanie dlaczego ten alkohol ludzkość ma podaną na tacy, na każdym rogu, w każdym kiosku, na plaży, na koncercie, WSZĘDZIE, nawet w najwyżej położonym schronisku w Tatrach? Bo wystarczy ludziom dać te truciznę i ludzie sami załatwią resztę. Alkohol tak działa, że dużo nie trzeba, aby ludzkość sama się niszczyła i to w głębokim przekonaniu, że robi to z własnego wyboru.
Każdy wie ile kosztuje wyprodukowanie litra spirytusu, nie wiem dokładnie 3zł? 5zł? A ile płacisz w sklepie?
Gdyby ludzkość jednego dnia przestała spożywać tę wspaniałą substancję zmieniającą świadomość to co by się stało? To jest jedna sprawa ale jest jeszcze druga - łatwiej sterować ludźmi o ZMIENIONEJ ŚWIADOMOŚCI.
Banał prawda? Trywialny banał! Tylko dlaczego się o tym nie mówi? Dlaczego nie chcemy o tym ani myśleć, ani się nawet zastanawiać, po co o tym mówić? Bo o to chodzi przecież żebyś szanowny Kowalski o tym nie myślał i nie zadawał "głupich" pytań. Tak to działa. Masz byś posłuszny i dawać sobą sterować.
O co zakład, że zaraz tu się podniosą głosy sprzeciwu? Nie trzeba się zakładać, to jest oczywiste, bo każdy będzie chciał zachować swój własny obraz rzeczywistości, w którym on sam ma wpływ na własne życie. Bo tacy jesteśmy.
Dlaczego tak długi wstep?
Alkohol nie tylko niszczy pijącego. Niszczy również przy okazji rodzinę i kawałek otoczenia uzależnionego. Niszczy jego dzieci. Nawet jeśli będą miały szczęście i nie uzależnią się, to albo poszukają alkoholika na partnera, albo będą żyć z ta trucizną zaszczepioną już w dzieciństwie przez całe życie. Nawet jeśli poukładają sobie życie jakoś i nie będzie nic na zewnatrz widać po nich, ba! oni sami będa żyli w przeświadczeniu, że sie uwolnili od tej trucizny, to i tak zostaną w tym zaklętym kręgu na przykład ciężko chorując (np na raka), nie mówiąc o tym, że przekażą następnemu pokoleniu trujące wzorce. Bo o to tu chodzi. To jest biznes.
Czy ktos zastanawiał się dlaczego skoro alkohol jest dostępny na każdym kroku, jest silnie trujący, niszczy organy wewnętrzne człowieka, niszczy jego świadomość, jego wolę i zabiera mu wolność, to dlaczego terapia nie jest dostępna na kazdym kroku?
Przeciez ci, którzy wychodzą z uzależnienia to zaledwie 0,01 uzależnionych, którzy zgłaszają się na terapię, statystyki sa bezlitosne, że nie wspomniec o współuzależnieniu - jeszcze mniej. Bo o to tutaj chodzi.
A co z DDA? jeszcze gorzej, nie dość, że brakuje terapii, jest słabo dostępna, to jeszcze ludzie sami nie chcą... bo po co... i o to tu chodzi.
Czy rządom na Ziemi potrzebni sa ludzie zdrowi emocjonalnie? Ludzie, którzy kochają się wzajemnie? Są łagodni, życzliwi, dobrzy, mają ŚWIADOMOŚĆ. Nie! Bo takimi ludźmi trudno jest STEROWAĆ. wręcz nie da się STEROWAĆ ich świadomością.
Na świecie, podobnie jak z rakiem i Burzyńskim robi się wszystko, aby ludzkość była CHORA, żeby ludzkość była uległa.

Jo-asia - Pią 15 Lis, 2013 10:44

No to, przyszedł czas i na mnie...
Od początku, jak tylko przestałam pić, nie potrafiłam zrozumieć.. dlaczego tylu wraca, pije znowu. Zadawałam sobie pytania, dlaczego? przecież, widzę jak dziś się z tym czują, czemu to robią? sami siebie .. karzą?
Każda jedna wiadomość, wypowiedź na temat nawrotu, zapicia była dla mnie ważna. I szybko zauważyłam jedną, powtarzającą się, łączącą ich.. zależność.
Przeszłość, która dopadała ich w teraźniejszości.
I ja miałam plan, przerobić dzieciństwo. Terapka, poszła na to. Cóż z tego, jak moja podświadomość nie wpuszczała a raczej nie wypuszczała wspomnień. Blokowała a się. Odpuściłam. Pomyślałam, przyjdzie na to czas..
Tyle, że teraźniejszość co rusz stawiała przede mną wyzwania (problemy.. szymon :buziak: ), te same, takie same.. a ja stawałam przed wyborem, postąpić.. jak zawsze? uciec? zakopać? rozwiązać, starym, znanym sposobem? a może, zrobić coś, na co nigdy nie miałam odwagi?
próbowałam wszystkiego.. a zmiany następowały tylko.. gdy łamałam schematy i działałam wbrew rozsądkowi, przekonaniom, inaczej niż zwykle.
Dziś, na tę chwilę terapia nie jest mi potrzebna. A co mi jest potrzebne?
otwartość, szczerość wobec siebie i słuchanie głosu serca.
Pewnie, nie byłby to dla mnie tak jasne, gdyby nie "sesja", w której dotknęłam.. dotknęłam czegoś, co było we mnie głęboko schowane. Dzięki niej, wiem też, że nie potrzebuję szukać ran, one znajdują mnie same, dziś. I dzisiaj, jeśli tylko chcę.. mogę je "wyleczyć".
Bez tego, jestem pewna.. nie byłoby we mnie pewności, miłości, spokoju.

Pastel - Sob 16 Lis, 2013 13:32

pietruszka napisał/a:
Co myślicie?
Czy terapia DDA/DDD - potrzebna czy nie?

Moim zdaniem terapia DDA/DDD jest niepotrzebna.
Tak samo zresztą jak każda inna. :figielek:
Tak myślę. :)

baracca - Sob 16 Lis, 2013 17:55

Hmm... odkrycia, że jestem zaprogramowanym automatem dokonałem już lata temu.
A na dzisiaj - wystarczy mi świadomość tego co przeżywam i wiedza, że pochodzi to z wykopalisk.
Życie trwa teraz, a nie gdzieś tam dawno temu.

Maciejka - Pon 18 Lis, 2013 07:28

Tak sobie myślę że jeśli już zdecydowac na jakaś forme terapii czy to dda czy innej to warto sobie postawić jaki ma ona miec cel np; dla mnie celem mojej pracy długiej i żmudnej było odnalezienie i otoczenie opieką dziecka cierpiacego i nieutulonego w sobie samej jednoczesnie próbowałam przy pomocy różnych narzędzi połatać te dziury , które mialam z okresu dzieciństwa czyli np; " zrobic" sobie komunikację , odnaleźć i dawać sobie najzwyklejsze prawa jakie ma każdy człowiek , ponaprawiać dziurawe granice, nauczyć sie stawiania funkcjonalnych granic i nauczyć się oddzielac gdzie kończe sie ja a zaczyna drugi człowiek.

Ważną sprawą dla mnie okazało się zidentyfikowac jaki mam temperament bo okazało sie , że niektóre moje cechy , które mam wpisane są w "siebie" np; wyższy poziom lęku, skłonnośc do izolacji, odsuwania się ale wtedy gdy czegoś nie ogarniam i wtedy odsuwam sie po to żeby nabrać dystansu jeszcze raz podejśc do konkretnego problemu i zorientować gdzie jest pęknięcie do zrobienia" większej dziury" żeby rozwiazać dany problem - sa po prostu moimi cechami temperamentu czyli taka się urodziłam co nie znaczy , ze mam usiąść na laurach i nic z tym nie robić bo " taka się urodziłam" temperament to równoczesnie dar i zadanie do popracowania żeby mi lepiej się zyło ze soba i innym ze mną. Zauwazyłam jeszcze jedną rzecz, że czasem trudno nawet specjaliście odróżnic temperament albo ceche temperamentu od toksycznej postawy czy zachowania i jeśli jakaś cecha jest temperamentem to szanse na zmianę jej sa marne bo pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć.

Babeta35 - Nie 24 Lis, 2013 19:52

Ja jestem po terapii DDA/DDD-dla mnie to było zbawienie, znalezienie odpowiedzi na wiele pytań.Wiedziałam że moje dzieciństwo ma ogromny wpływ na moje życie"tu i teraz".Minął rok odkąd skończyłam terapię i wiem że zrobiłam nareszcie coś wyjątkowego dla siebie, bliskich i otoczenia.
Co się zmieniło we mnie i w moim zyciu? Nie wchodzę w konflikty, odpuszczam, mam dystans do siebie i innych ludzi.Nauczyłam się rozpoznawać swoje emocje, nazywać je. Ale najważniejsze jest to że nauczyłam się dobać o siebie.
Nie walczę ze światem, biorę życie takim jakie jest.
Dla mnie terapia była zbawiennna, lepiej mi się żyje

Anna B - Pon 06 Sty, 2014 18:51

Ja jestem po terapii pt:"Terapia wewnętrznego dziecka" Jedna rzecz ta taka jaka mnie ta terapia nauczyła to to ze inaczej rozmawiam ze swoim tata.Pochodzę z typowej rodziny patriarchalnej ojciec głowa rodziny mam podporządkowana i my z siostra .Siostra jakoś tak potrafiła sobie ze wszystkim poradzić po cwaniacku a ja zawsze mało wiary we własne siły zakazy i nakazy i pakowałam się w bagno na własne życzenie .Dało mi to trochę wiary we własne siły i możliwości a może dlatego udało mi się jakoś wcześnie zobaczyć współuzależnienie od alkoholika a nie po 20 czy 30 latach to tyle z tego wyniosłam .Nie raz i nie dwa gorzko płakałam na terapii i mydle ze teraz przydało by mi się popracować nad sobą w kwestii asertywności . :mysli:
Słoneczko - Wto 08 Lip, 2014 21:30

pietruszka napisał/a:
Co Tobie konkretnie dało przepracowanie dzieciństwa?
bardzo wiele. Ja się wreszcie dowiedziałam, ze matka była bardzo chorą kobietą. Na tamten czas jako dziecko bardzo ubolewałam, że nie mam takiej matki jak inne dzieci, ale sie i dostosowałam. Dzieci to potrafią najlepiej zrobić.
Przemoc goniła przemoc, a ja cóż... bohater - dałam radę.

Przyszedł czas na terapii, ze wręcz bluzgałam ze złości jaką to ja miałam matkę, potem przyszedł czas godzenia. chora była i w swojej chorobie umarła w ciężkich bólach. Byłam przy niej praktycznie do końca. Wszystko jak na bohatera przystało załatwiłam wokł pogrzebu. Dziwnie sie czułam. Wiedziałam co zrobić, dokąd pójść, jak sobie poradzić, ubrać ją pomalować, pożegnać, pochować.
w duszy wiedziałam, ze nie zasłużyła na to, ale człowiek człowiekiem, matka matką.

Juz dziś nie zaprzątam sobie tym głowy. Mówię na głos o tych wydarzeniach, Mam przed sobą zwyczajną telenowelę w roli mnie jako bohaterki.

Ta bohaterka dłuuugo latek ze skrzywionym celownikiem męczyła się , bo nie umiała o siebie zadbać, wiecznie nad losem innych zamartwiałam sie doskonale.
"Świętości" mojej nie było końca.
Jeszcze mam w sobie zamartwianie się, ale nie tak degradujące mnie jak niegdyś.

Męczyłam sie tak długo, ze minęło 3o parę lat a zdrowie odmówiło totalnie posłuszeństwa.
O mały włos ta pogubiona bohaterka zginęła by, jak zwykły tchórz.
Ucieczka przed życiem - ciężka sprawa.
Na dziś uważam, ze byłabym zwyczajnym wielkim tchórzem jakbym zeszła z tego świata.
Teraz żyję i wiem w jakim celu żyję i wiem co to jest
spokój, bezpieczeństwo i nazywam już szczęście po imieniu.

Już nie ma tamtej dziewczynki, tamtej kobiety.

Jestem Ja we własnej osobie, odszukałam swoją prawdziwą osobowość,
zaakceptowałam ją i jestem wdzięczna SW i ludziom, którzy otwierali mi powoli oczy na moją rzeczywistość za to kim jestem dziś.
Dziękuję też sobie, bo bez mojej determinacji i chęci
nie zmieniłabym myślenia.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group