czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...
ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Czemu to wszystko służy.........
pterodaktyll - Pon 06 Sty, 2014 22:46 Temat postu: Czemu to wszystko służy.........Przychodzi taki moment w życiu, czy trzeźwieniu, że człowiek mimo woli zaczyna się oglądać za siebie i zadaje sobie pytanie, gdzie jestem, w jakim punkcie życia jestem, co za mną, a przede wszystkim, czemu i komu to wszystko ma służyć. Można by odpowiedzieć, że wszystko co robimy, robimy dla siebie itd….. ot taki terapeutyczny żargon. Czy tak jest w istocie? Czy tym, co robimy nie chcielibyśmy się w pewnym momencie z kimś naprawdę bliskim podzielić? Smakować tę każdą chwilę życia we dwoje?
Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności i wcale nie trzeba być ani alkoholikiem ani osobą współuzależnioną, żeby stwierdzić, że to rzeczywiście prawda. Ktoś, kto żyje samotnie, w pewnym momencie swojego życia podlega normalnym w tych warunkach, odchyleniom psychicznym i wcale nie musi to być wynik nałogu ale właśnie tej przeraźliwej samotności, która potrafi przecież być zabójcza dla człowieka.
. My alkoholicy jak również nasi partnerzy jesteśmy wyalienowani i osamotnieni, bo i picie i współuzależnienie odizolowuje skutecznie od wszystkich i wszystkiego niszcząc skutecznie więzi, jakie nas łączyły z partnerem, rodziną, czy dziećmi. Kiedy zaczynamy powracać do normalnego życia próbujemy z powrotem odtworzyć te wszystkie relacje, emocje i uczucia jakie utraciliśmy w następstwie nałogu czy współuzależnienia od chorego partnera.
Żeby wszystkie te relacje odtworzyć terapeuci radzą, „zajmij się sobą i tylko sobą”, truizm, ale jakże prawdziwy dla nas, którzy utracili swoją tożsamość.
Owa „samość”, jaka jest min. wynikiem i następstwem trzeźwienia i która jest właściwie warunkiem odbudowywania własnej tożsamości, zaczyna w pewnym momencie życia „uwierać”. Jest niewątpliwie potrzebna aby odbudować samego siebie w początkowej fazie trzeźwienia i to nie ulega wątpliwości. Czy to trzeźwiejący alkoholik, czy głęboko uzależniony partner (ka), musi najpierw odbudować samego siebie, zacząć podejmować autonomiczne decyzje dotyczące jego samego i ponosić oczywiście wszystkie konsekwencje z nich wynikające, zanim zacznie dzielić się swoim życiem z kimś innym.
Ta „samość” jest potrzebna również ze względu na odbudowanie własnej wartości, którą i my alkoholicy i nasi współuzależnieni partnerzy zgubiliśmy czy pijąc czy pozostając w toksycznych związkach, a z których lękamy się panicznie wyjść, właśnie dlatego, że nie potrafimy podjąć tej jednej, jedynej decyzji, która rzecz jasna pociąga za sobą kolejne, o ile rzeczywiście chcemy coś zrobić ze swoim życiem. W pewnym momencie jednak, ta „samość”, która jest nam tak potrzebna w tym okresie odbudowy swojego życia, okazuje się być nie do końca potrzebna.
Umiemy już kierować swoim życiem, potrafimy stawiać granice swojej prywatności, podejmujemy rozmaite decyzje, które przynoszą nam określone konsekwencje i profity, mamy ustabilizowaną sytuację bytową i wtedy czasem zaczynamy pytać, czemu to wszystko ma służyć, komu to jest potrzebne, z kim możemy się tym podzielić. Uprawianie „sztuki dla sztuki” przestaje być wystarczającym powodem żeby to robić.
Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności. Jeśli nie masz nikogo, z kim chciałbyś się tym wszystkim co masz, podzielić, nie masz do kogo przytulić się i powiedzieć coś miłego, jeśli nie masz komu dać siebie i ofiarować temu komuś wszystko co masz i co osiągnąłeś, zaczynasz być najuboższym i najbardziej samotnym człowiekiem na ziemi i zaczynasz się zastanawiać komu i do czego to Twoje życie jest potrzebne. Nie chodzi tu oczywiście o jakieś oczekiwania wobec świata, partnera, rodziny, ale o możliwość dzielenia się w każdej sferze życia, tym co sam masz. To chyba najpiękniejsze co może się człowiekowi przydarzyć…….emigrantka - Pon 06 Sty, 2014 23:05 Pteruś ,jesli zrobię już wszystko dla siebie ,i będe nadal sama ,
to wszystko to, co będe miała będzie słuzyło czekaniu na kogoś z kim się tym podzielę .Borus - Pon 06 Sty, 2014 23:11 Malgosia32 - Pon 06 Sty, 2014 23:35 Malgosia32 - Pon 06 Sty, 2014 23:44 Czasami trzeba komuś uwierzyć na słowo,nawet jeśli wszystko wydaje się niemożliwe,nieprawdopodobne i tysiąc lat świetlnych od nas samych...Zawierzyłam terapeutom,zawierzam i Tobie,bo wiem ,że tak będzie.Dziękuje Ci PTERO pterodaktyll - Pon 06 Sty, 2014 23:55
Malgosia32 napisał/a:
.Zawierzyłam terapeutom,zawierzam i Tobie,
Za wysokie progi jak dla mnie ale dzięki Guido - Wto 07 Sty, 2014 00:16 Ptero... Chyba nigdy nie można dać nikomu WSZYSTKIEGO...
Drugiej osobie można dać wiele, ale nie można dać nikomu samego siebie tak do końca...Ann - Wto 07 Sty, 2014 09:13
Cytat:
czemu i komu to wszystko ma służyć.
Cytat:
że wszystko co robimy, robimy dla siebie
Cytat:
Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności
Cytat:
Ktoś, kto żyje samotnie, w pewnym momencie swojego życia podlega normalnym w tych warunkach, odchyleniom psychicznym i wcale nie musi to być wynik nałogu ale właśnie tej przeraźliwej samotności, która potrafi przecież być zabójcza dla człowieka.
Cytat:
My alkoholicy (..) jesteśmy wyalienowani i osamotnieni, bo picie (..) odizolowuje skutecznie od wszystkich i wszystkiego niszcząc skutecznie więzi, jakie nas łączyły z partnerem, rodziną, czy dziećmi. Kiedy zaczynamy powracać do normalnego życia próbujemy z powrotem odtworzyć te wszystkie relacje, emocje i uczucia jakie utraciliśmy w następstwie nałogu(..).
No właśnie, komu i czemu? Odizolowani, samotni, zaburzeni. Odizolowana, samotna, zaburzona ja. Ja i reszta. Ja i wszyscy w koło. Nie ma nas. Nie ma rodziny, bo jestem ja i oni. Nie ma już wielu przyjaźni, bo zostałam w nich sama. Bo pomiędzy nami, stanął kiedyś alkohol. Mój alkoholizm. Zostałam ja i alkohol, a oni się dla mnie nie liczyli, chociaż uważałam, że przecież ja im krzywdy nie robię, tylko sobie.
Więc dla kogo to dziś? Dla kogo te wszystkie dni, w których staram się trzeźwieć? W których zmieniam swoje myślenie i nastawienie, w których uczę się na nowo zupełnie jak dziecko z ufnością rozwiązywać sprawy... dla kogo?
Cytat:
„zajmij się sobą i tylko sobą”
ale ileż można zajmować się tylko sobą?! chciałoby się rzec, bo przecież jak piłam, to też zajmowałam się tylko sobą, widziałam tylko koniec swojego nosa i swoich mega wielkich, czasem wręcz wyimaginowanych na potrzeby picia problemów. I teraz znów mam się skupić na sobie?!
Dziś jestem sama, sama sobie, z moimi wewnętrznymi rozterkami. Nie mam się jak nimi podzielić z najbliższymi, bo nawet Ci którzy wiedzą o moim alkoholizmie i go "zaakceptowali" nie będą wiedzieli jak mi pomóc i nie zrozumieją moich rozterek mimo szczerych chęci.
Cytat:
Owa „samość”(..) zaczyna w pewnym momencie życia „uwierać”.
Czyż ona nie uwiera mnie zbyt wcześnie, do spółki z samotnością? Sobotnie wieczory spędzone w domu, znajomi się bawią. Sylwester w domu, znajomi się bawią. Facet chce iść na kręgle: "kochanie, nie dziś, nie tam, nie teraz, daj mi jeszcze czas".
Ale właśnie:
Cytat:
Jest niewątpliwie potrzebna aby odbudować samego siebie w początkowej fazie trzeźwienia i to nie ulega wątpliwości. Czy to trzeźwiejący alkoholik, (..) musi najpierw odbudować samego siebie, zacząć podejmować autonomiczne decyzje dotyczące jego samego i ponosić oczywiście wszystkie konsekwencje z nich wynikające, zanim zacznie dzielić się swoim życiem z kimś innym.
Skazując się na kolejne wyalienowanie, niejako dla dobra własnego i otoczenia.
Cytat:
Ta „samość” jest potrzebna również ze względu na odbudowanie własnej wartości(..)W pewnym momencie jednak, ta „samość”, która jest nam tak potrzebna w tym okresie odbudowy swojego życia, okazuje się być nie do końca potrzebna.
Cytat:
Umiemy już kierować swoim życiem, potrafimy stawiać granice swojej prywatności, podejmujemy rozmaite decyzje, które przynoszą nam określone konsekwencje i profity, mamy ustabilizowaną sytuację bytową i wtedy czasem zaczynamy pytać, czemu to wszystko ma służyć, komu to jest potrzebne, z kim możemy się tym podzielić. Uprawianie „sztuki dla sztuki” przestaje być wystarczającym powodem żeby to robić.
Mnie chwilami wydaje się, że już wszystko wiem i wszystko umiem, że nastał etap stagnacji.. i wtedy dowiaduję się w najmniej spodziewanym momencie, że jednak nic nie wiem i wiele nauki (pokory) przede mną. Czasem zdaje się zapędzić w myśleniu.. dlaczego tak jest.. i jak to ma dalej wszystko wyglądać? Czy to ma być niepicie dla niepicia? Nie! Bo przecież ja chcę i próbuję zmieniać swoje zachowania. Ale jednocześnie.. czy starczy mi sił i odwagi (a dokładniej kiedy ten moment nadejdzie) aby móc odbudować to co zniszczone zostało.. i czy to się uda...?
raz jeszcze:
Cytat:
czemu i komu to wszystko ma służyć.
chciałabym aby służyło to mnie.. mojej przemianie; odbudowie relacji; lub chociażby ich naprawieniu; oddaniu racji komuś komu ją zabrałam; oddaniu szacunku tym, których go pozbawiłam; zażegnaniu wojen; odzyskaniu spokoju; odzyskaniu życia i czerpania z niego pełnymi garściami.
Cytat:
Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności. Jeśli nie masz nikogo, z kim chciałbyś się tym wszystkim co masz, podzielić,(..)zaczynasz być najuboższym i najbardziej samotnym człowiekiem na ziemi i zaczynasz się zastanawiać komu i do czego to Twoje życie jest potrzebne.
Samotność zaprowadziła mnie do picia. Było mi w niej wygodnie. Dziś ona mi uwiera, ale nie bardzo wiem, jak mam stać się bogatsza i w jaki sposób odbudować to wszystko.. skoro przepaść jest tak ogromna........
dziękuję Ci Ptero za ten tekst, poruszyłeś we mnie istotną rzecz. eremita - Wto 07 Sty, 2014 09:26 Emigrantka: "jeżeli zrobię już wszystko dla siebie...",
A może lepiej "robić siebie dla innych"?
Przykład: wspinasz się dla siebie. Ryzykujesz życie i zdrowie po to, by przez chwilę być Bogiem, by zagrać Mu na nosie, by przez chwilę skupić się na elementarnych ruchach ramion, by odczuć wylew endorfin i adrenaliny, by zdobyć "cyfrę" w światku wspinaczy - wspinasz się dla siebie.
Ale: czasem odpuszczasz, rezygnujesz z powyższego, bo wiesz, że jest pewna granica, której przekroczyć nie możesz. Granica, która czeka gdzieś daleko w domu i nazywa się żona, dziecko, mama...
Nie sięgniesz tej klamy. Wypchnie, a ostatnie trzy przeloty są niepewne. A tak niewiele zostało do tej półki - może cztery dynamiczne ruchy. Krzyczysz "blok" i już wszystko postanowione: nie ma ściany, partnera, wątpliwości i strachu - teraz już zaczęła się podróż powrotna do bliskich w domu. I do tej przeklętej ściany. Wracasz, ćwiczysz jeszcze mocniej - kiedyś ją pokonasz - zrobisz to dla siebie- ale jeszcze nie teraz. Teraz musisz być tam - w domu, gdzie czekają rachunki, zadanie dziecka i gorszy dzień żony...
Może zbyt się rozkręciłem ale chciałem opisać ten cel, tak inny a tak powiązany ze zrobieniem czegoś dla siebie. Wydaje mi się, że należy robić siebie w kontekście innych. To takie fair play - zrób coś dla siebie ale nie alienując swoich dążeń od realnego świata, który cię otacza i względem którego musisz wywiązać się z zadań, które ci dał, byś mógł być człowiekiem.
Życie składa się z nieustających wyborów. Dokonujemy ich mając jako punkt odniesienia przede wszystkim siebie samych. Wybory te jednak swoim wpływem obejmują innych - dlatego aby były właściwe muszą uwzględniać również interes i potrzeby innych. I zaryzykuję stwierdzenie, że im bardziej ukierunkowane są na zewnątrz tym są właściwsze. Dlaczego? z wielu powodów: bo traktując to jako regułę - możemy się spodziewać wzajemności, bo ujednolicają świat w pędzie ku temu co dobre, bo traktują ludzi i świat jako jeden świadomy swej nierozerwalności organizm, bo wprowadzają harmonię dążeń itd itp.eremita - Wto 07 Sty, 2014 09:37 A czy ja nie piję dla siebie?
Też.
Lecz nawiązując do mojego wcześniejszego wynurzenia - wiem, że to jest dobre, bo uwzględnia potrzeby moich bliskich. Niby oczywiste ale nie chodzi mi o definicję ale o podkreślenie tej zależności: robiąc coś dla innych- robimy siebie. Robiąc coś dla siebie- czynimy coś więcej niż zwykłe poprawienie sobie samopoczucia ( o ile uwzględniamy innych). Jeżeli robimy coś dla siebie bez uwzględniania innych - możemy osiągnąć poziom satysfakcji - owszem - ale tylko i wyłącznie na poziomie duchowego onanizmu.
I właśnie ten duchowy onanizm prowadzi do duchowej samotności i emocjonalnej pustki.
Nie mogę się wypowiadać co do samotności faktycznej (nie teoretyzując), bo postanowiłem być człowiekiem szczęśliwym i od tego czasu uważam się za takiego.Jonesy - Wto 07 Sty, 2014 09:58 Bardzo mądrze to napisane. Powiem szczerze, że ogromną przyjemność sprawiłoby mi uczestniczenie z Tobą Ptero w mitingu.
Jest coś w tym co napisałeś, chociaż przyglądając się sobie, pod kątem Twoich słów, muszę stwierdzić, że takich dylematów nie mam. Ale to kosztem tego, co przeszedłem te ponad dwa lata temu. Od samego początku twierdziłem przecież, że co prawda trzeźwieję dla siebie, ale nie przede wszystkim dla siebie a też dla siebie. I było o to wiele kontrowersji i sporów, głównie z Tomoe i potem z Gonzem. Bo co będzie jak mnie żona zostawi, albo jak jej zabraknie, jak dzieci nie będzie jakimś nieszczęściem. I tak dalej i tak dalej. Trzeźwiałem dla siebie również, jasne że tak, bo to w końcu mnie było najbardziej niewygodnie z moim piciem. Ale przecież największą motywację, czego nie ukrywałem, miałem w radości rodziny z mojego trzeźwienia. Miałem też szczęście, że moja terapeutka nigdy mojego podejścia nie skrytykowała, aczkolwiek tyle lat się napracowała z alkoholikami różnej maści, że w pamięci utkwiło mi jej zdanie "z diabłem w układ choćby, byleby pomogło".
Na terapii nie byłem, może też stąd takie a nie inne podejście do tematu.
Fakt jednak jest taki - nie mam na tę chwilę żadnych problemów z odpowiedzą na pytanie czemu to wszystko u mnie służy. A że służy to nie mam najmniejszych wątpliwości.
I jeszcze do Eremity - myślę że niekoniecznie w dobrym kierunku podążasz, porównując trzeźwienie do wyczynów sportowych. Wydaje mi się, że wszelkiej maści sportowcy, to tak naprawdę nieźli egoiści, myślący głównie o sobie. Tylko wiesz, przyjdzie taki moment, że cofniesz się z tej sciany tuż przed szczytem, wrócisz do domu, zaczniesz ostro trenować i za rok podejmiesz próbę znowu, a wynik będzie jeszcze gorszy. I wtedy dla sportowca zaczyna się dramat. A jest to po prostu ograniczenie wynikające ze starzenia się - naprawdę polecam gorąco książkę "O czym mówię kiedy mówię o bieganiu" Haruki'ego Murakami, bardzo fajnie jest tam to wszystko opisane.
Trzeźwość to nie cel który musisz osiągnąć, ale trzeźwość może być sposobem na osiągnięcie celu.pterodaktyll - Wto 07 Sty, 2014 10:01
Jonesy napisał/a:
Powiem szczerze, że ogromną przyjemność sprawiłoby mi uczestniczenie z Tobą Ptero w mitingu.
Rzadko bywam.........może w Licheniu....... eremita - Wto 07 Sty, 2014 10:09
Jonesy napisał/a:
I jeszcze do Eremity - myślę że niekoniecznie w dobrym kierunku podążasz, porównując trzeźwienie do wyczynów sportowych. Wydaje mi się, że wszelkiej maści sportowcy, to tak naprawdę nieźli egoiści, myślący głównie o sobie. Tylko wiesz, przyjdzie taki moment, że cofniesz się z tej sciany tuż przed szczytem, wrócisz do domu, zaczniesz ostro trenować i za rok podejmiesz próbę znowu, a wynik będzie jeszcze gorszy. I wtedy dla sportowca zaczyna się dramat. A jest to po prostu ograniczenie wynikające ze starzenia się - naprawdę polecam gorąco książkę "O czym mówię kiedy mówię o bieganiu" Haruki'ego Murakami, bardzo fajnie jest tam to wszystko opisane.
Trzeźwość to nie cel który musisz osiągnąć, ale trzeźwość może być sposobem na osiągnięcie celu.
Nie chodziło mi o mierzenie trzeźwienia sukcesami. Może przykład nieteges - miałem na myśli to, że w życiu ważne jest (najważniejsze) znalezienie odniesienia dla swojej osoby w otaczającym świecie.
Zgadzam się, sportowcy to egoiści. Jeżeli postawią wszystko na jedną kartę, na siebie, to i tak w pewnym wieku przychodzi regres i taki człowiek zostaje z niespełnionymi aspiracjami, bez rodziny, bez odniesienia do świata. Dlatego często w samorealizacji trzeba krzyczeć "blok" i znaleźć złoty środek.
I jeszcze a propos sportu - dla mnie nie jest sam w sobie celem. Jest sposobem Tak samo jak trzeźwość - chciałbym, by była (ech, jest w sumie - zauważam już to) wyborem jednym z tych, o których pisałem wcześniej.
PS - czytałem - faktycznie fajna książka.cool - Wto 07 Sty, 2014 10:14
Cytat:
rodziny, ale o możliwość dzielenia się w każdej sferze życia, tym co sam masz. To chyba najpiękniejsze co może się człowiekowi przydarzyć…….
czyżby kolega zmienia podejście
ja stanu samotności mocno odczułem przy pierwszym trzeźwieniu ale wtedy to był mus i niestety samotność brak bliskiej osoby wtedy zaprowadził mnie do zapicia fakt teraz jest inaczej ,tak nie doskwiera ale nadal mam w pamięci słowa terapeutki że człowiek ,jest osobnikiem stadnym ,i tak mu najlepiej teraz to dostrzegam eremita - Wto 07 Sty, 2014 10:30
cool napisał/a:
Cytat:
rodziny, ale o możliwość dzielenia się w każdej sferze życia, tym co sam masz. To chyba najpiękniejsze co może się człowiekowi przydarzyć…….
czyżby kolega zmienia podejście
To moje?
Ja stawiałem wielokropek z sześciu kropek? boszsz Jo-asia - Wto 07 Sty, 2014 10:47
Kod:
Czemu to wszystko służy.........
już miałam okazję...
i nadal mnie to boli...
Ptero
ja mam inny z tym dylemat..
dla innych zawsze żyłam, nawet jak piłam.. wtedy tylko picie.. było dla mnie
dziś.. dla siebie, mogę dużo.. mam się z kim dzielić a nie chcę
czy to z egoizmu? z przekory? nie ważne
nie chcę...
widzę u siebie jeden.. "objaw"..
samość to bezpieczeństwo.. teoretycznie
brak oczekiwań = brak rozczarowań
bliskość drugiej osoby to zagrożenie.. rozczarowaniem
u mnie nadal pokutuje.. strach przed odpowiedzialnością, stąd wymówka.. samotnośćcool - Wto 07 Sty, 2014 11:30
Cytat:
cool napisał/a:
Cytat:
rodziny, ale o możliwość dzielenia się w każdej sferze życia, tym co sam masz. To chyba najpiękniejsze co może się człowiekowi przydarzyć…….
czyżby kolega zmienia podejście
To moje?
Ja stawiałem wielokropek z sześciu kropek? boszsz
a zdawało się mi że od ptera cytowałem Halibut - Wto 07 Sty, 2014 11:31 Jedną z głównych głębokich potrzeb emocjonalnych człowieka jest życie w związku, realizacja potrzeby, zespolenia, miłości i partnerstwa. Jednak bycie z drugą osobą w związku to wybór nie psychologiczna konieczność. Jeżeli ktoś nie potrafi osiągnąć szczęścia, spokoju ducha w samotności to mało prawdopodobne, aby doświadczył go w związku. Można nawet przypuszczać, że związek w takiej sytuacji jest próbą ucieczki od własnych problemów, pozorną receptą na odnalezienie siebie i szczęścia w drugim człowieku. Nawet, jeżeli ktoś dojrzał do partnerstwa, miłości to z wyboru może z nich zrezygnować, robi tak wielu ludzi i wcale nie musi to prowadzić do poczucia niespełnienia. Zresztą decydują o tym również cechy charakteru, osobowość. Czasem pozostajemy samotni nie z wyboru, ale z przyczyn od nas niezależnych, czasem, dlatego, że tak naprawdę nie jesteśmy gotowi z różnych przyczyn nie potrafimy zbudować z drugą osobą trwałych więzi. W każdym wypadku pozostaje akceptacja sytuacji i zrozumienie, że do własnej realizacji i szczęścia związek nie jest nam potrzebny. Choć bez wątpienia jest czymś, co czyni nasze życie bogatszym. Ale gdy się rozejrzymy dookoła to szybko odkryjemy, że życie niesie z sobą tyle bogactwa, że bez wątpienia wystarczy go też dla samotnych. A osoby nieszczęśliwe, odczuwające samotność i niespełnione można spotkać tak samo wśród samotnych jak i w związkach. Tak więc może przyczyna problemu leży gdzie indziej.szika - Wto 07 Sty, 2014 11:34 A ja się z Tobą Pteruniu w 100%-ach zgadzam i myślę tak jak Ty... i wiem o czym piszesz bo mam takie same refleksje...
Niby samotność uszlachetnia, słyszę wokół, że dotrę do siebie wtedy gdy samość bedzie dla mnie normalnością, tyle, że dla mnie nie jest i nie wiem czy kiedykolwiek będzie eremita - Wto 07 Sty, 2014 11:39
cool napisał/a:
Cytat:
cool napisał/a:
Cytat:
rodziny, ale o możliwość dzielenia się w każdej sferze życia, tym co sam masz. To chyba najpiękniejsze co może się człowiekowi przydarzyć…….
czyżby kolega zmienia podejście
To moje?
Ja stawiałem wielokropek z sześciu kropek? boszsz
a zdawało się mi że od ptera cytowałem
cool - Wto 07 Sty, 2014 11:41 Jo-asia - Wto 07 Sty, 2014 12:25 Taka mi się jeszcze refleksja nasunęła...
miałam okazję spędzić kilka lat obok kobiet.. wdów
i one były zadowolone.. nie czuły się ze sobą źle.. ze swoją samotnością źle, nie czuły braku dzielenia się sobą tylko z jedna osobą.. dzieliły się.. z tymi z którymi chciały i nie byli to mężczyźni.. więc da się.. a były to kobiety o wielkich sercach
Halibut napisał/a:
W każdym wypadku pozostaje akceptacja sytuacji i zrozumienie, że do własnej realizacji i szczęścia związek nie jest nam potrzebny
to jest moim zdaniem klucz.. i tylko wówczas może nas wzbogacić.. nasze życie, dzielenie się tym co mamy
tylko tu, łatwo pomylić.. akceptację z pogodzeniem..endriu - Wto 07 Sty, 2014 12:44
Jonesy napisał/a:
chociaż przyglądając się sobie, pod kątem Twoich słów, muszę stwierdzić, że takich dylematów nie mam.
ja też
ale wiadomo dlaczego, mamy młode żony, małe dzieci...
a swoją drogą to w pierwszej chwili pomyślałem, że Ptero dał na zapowiedzi i w następnym poście to napisze eremita - Wto 07 Sty, 2014 13:08
Jo-asia napisał/a:
Taka mi się jeszcze refleksja nasunęła...
miałam okazję spędzić kilka lat obok kobiet.. wdów
i one były zadowolone.. nie czuły się ze sobą źle.. ze swoją samotnością źle, nie czuły braku dzielenia się sobą tylko z jedna osobą.. dzieliły się.. z tymi z którymi chciały i nie byli to mężczyźni.. więc da się.. a były to kobiety o wielkich sercach
Halibut napisał/a:
W każdym wypadku pozostaje akceptacja sytuacji i zrozumienie, że do własnej realizacji i szczęścia związek nie jest nam potrzebny
to jest moim zdaniem klucz.. i tylko wówczas może nas wzbogacić.. nasze życie, dzielenie się tym co mamy
tylko tu, łatwo pomylić.. akceptację z pogodzeniem..
zbieg okoliczności? nie sądzę wietrzę ingerencję rządu USA albo Obcych...MILA50 - Wto 07 Sty, 2014 14:23
Cytat:
Czemu to wszystko służy.........
naszemu życiu,wszystkie zmiany jakie wprowadziłam,cała ta praca nad sobą była po to
aby polepszyć swoje życie.Jestem jednak osobą,dla której związek z drugim człowiekiem
-ta bliska relacja jest istotnym dopełnieniem mojego świata.
Często odczuwam-obecną nieobecność,właśnie tej bliskiej osoby.
pterodaktyll napisał/a:
Jeśli nie masz nikogo, z kim chciałbyś się tym wszystkim co masz, podzielić, nie masz do kogo przytulić się i powiedzieć coś miłego,
to i tak nadal "idę",żyję pełniej niż kiedyś ale nie opuszcza mnie nadzieja,że będę jeszcze dzielić z kimś życie,tego chcę.Nie chodzi tu o pozbycie się samotności duszy w pełni a znaczne jej rozproszenie,dzielenie się z kimś ale i branie od kogoś.cool - Wto 07 Sty, 2014 19:30
endriu napisał/a:
a swoją drogą to w pierwszej chwili pomyślałem, że Ptero dał na zapowiedzi i w następnym poście to napisze
endriu - Wto 07 Sty, 2014 20:31 a może wnukom mogłoby to posłużyć?
nie wiem czy masz...rybenka1 - Wto 07 Sty, 2014 22:52 Jak poszłam na terpię ,to pierwsze co terapeuta mnie zapytał ,dla kogo tu przyszłąs ,po co?.Ja odpowiedziałam dla męża ,bo mnie zostawi .Więc terapeuta mówił dalej ,a zostawił Cię .Odopwiadam nie ,a widzisz gdyby Cię miał zostawić ,to już by dawno odszedł czy jesteś trzezwa czy pijana.Na drugim spotkaniu ,zapytał o to samo ,odpowiedziałąm dla siebie ,zrozumiałam dotarło do mnie ,że dla siebie .Moja trzezwosc jest najważniejsza na samej górze jest Ona ,potem jest mąż i syn .Na dzień dzisiejszy tak czas organizuję ,planuję ,żeby dbać o moją trzezwosc i moją rodzinę .Ann - Wto 07 Sty, 2014 22:57
rybenka1 napisał/a:
Jak poszłam na terpię ,to pierwsze co terapeuta mnie zapytał ,dla kogo tu przyszłąs ,po co?
tak mi się przypomniało, jak 8 lipca wystraszona pojechałam na spotkanie z terapeutą.. i tez zadał mi to pytanie, a ja odpowiedziałam: "dla ratowania ostatniej przyjaźni" dopiero po jakimś czasie, kilku tygodniach, dotarło do mnie, że mam i chcę zrobić to dla siebie.. w między czasie przyjaźń poszła się kochać i to z efektami specjalnymi.. i zachwiało mną to mocno, ale tylko po to, żeby utwierdzić mnie w tym, że wszyscy mogą odejść, ale ja ze sobą będę zawsze.. do końca życia..
(czasem tylko chciałabym móc dać coś z siebie innym...)rybenka1 - Wto 07 Sty, 2014 23:00 Moja trzezwośc ,to same profity ,zmiana siebie , poznawanie siebie ,a dzieki temu ,ze jestem na programie ,coraz lepiej mi się zyje .Korzystam ja ,korzysta rodzina ,cóż tu wiecej dodac ,że życie w trzezwosci jest wspaniałe .Kierownicę oddałam PANU Bogu ,a ja podejmuję decyzję ,dzisiaj nie piję . pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 07:40 Czemu to wszystko służy? Życiu, ludziska życiu...
Mnie swojego czasu oświeciła wypowiedź Ewy Woydyłło, którą usłyszałam podczas spotkania w moim mieście. Że odrobinę współuzależnienia warto sobie zostawić, bo nie ma związku bez współzależności. Sęk w tym, że aby to zrozumieć trzeba zwykle odejść wpierw tak daleko, do takich granic, że popękają ze świstem wszystkie gumki, wiązania, tasiemki, i co nas też trzyma przy drugiej osobie. Potem wrócić i budować z powrotem więzy, ale już nie jakiś paskudnych stereotypów o związkach, nie z toksycznych przekonań, jakie często dostaliśmy w spadku od rodziców, ale z takich zdrowszych: własnych wartości, na których budujemy swój mały światek.
I tak alkoholik odchodzi po to, by nauczyć się trzeźwości, współuzależniona by nauczyć się samej siebie. Potem, po naprawieniu siebie można inwestować w związki, relacje.
Jednym pisane są związki nowe, budowane od podstaw, innym... gruntowny remont związku, który przetrwał, co też niełatwe, bo trudniej odejść na tyle daleko, by w pełni coś zobaczyć.
I chyba nie ma tu znaczenia, czy mówimy tu o alkoholizmie czy współuzależnieniu, czy syndromie DDD/DDA. Wpierw poznać siebie, nauczyć się siebie, własnej emocjonalności, na nowo zanurzyć się w świat własnych wartości, polubić, a nawet pokochać siebie, poodmieniać przez wszystkie przypadki zaimek JA, a potem zabrać się za MY. I to "My" w różnych konfiguracjach: macierzyństwa, ojcostwo, związku kobiety z mężczyzną, relacji dziecko-rodzic, relacji towarzyskich, sąsiedzkich, zawodowych, przyjacielskich i co tam bądź... I co najtrudniejsze - to wszystko dzieje się w takim płynnym procesie, stale, nie w jakieś wyimaginowanej przestrzeni... Przecież nie da się życia odwiesić na kołek, wyjść z rodziny, istniejącego życia, powiedzieć, wrócę sobie za dwa lata, jak siebie poznam i pokocham, choćby się marzyło o jakimś eremie na pustyni...JaKaJA - Śro 08 Sty, 2014 13:13 quote="pietruszka"] poodmieniać przez wszystkie przypadki zaimek JA, a potem zabrać się za MY. I to "My" w różnych konfiguracjach: macierzyństwa, ojcostwo, związku kobiety z mężczyzną, relacji dziecko-rodzic, relacji towarzyskich, sąsiedzkich, zawodowych, przyjacielskich i co tam bądź... I co najtrudniejsze - to wszystko dzieje się w takim płynnym procesie, stale, nie w jakieś wyimaginowanej przestrzeni... [/quote] Bardzo trafnie to opisałaś Pietruszko,ale wiele osób zatrzymuje się na tym JA w jednej konfiguracji-Ja chcę,ja potrzebuje,ja oczekuję.... a gdy nie pokrywa się z tym słynnym "MY" (bo często pokryć sie poprostu nie może z racji na to,że druga strona ma inne wyobrazenia,potrzeby i oczekiwania) i robi się dramat w jednym akcie Mozna w ładne słówka ubrać wszystko,dosłownie wszystko ale nijak sie to ma do tego co przykryte -odpowiedz na pytanie PO CO mi ta druga osoba potrzebna? czy ma spełniać czysto "użytkową" funkcję a kiedy nie spełnia oczekiwań lub zagraża temu co JA chcę-odstawić? czy decyduję się na odstawienie własnego EGO bo istotą związku jest dla mnie wznajemność i wymiana w każdym tego słowa znaczeniu a nie postawa rozczeniowo-oczekujaca ? Karmienie swojego ego drugą osobą też jest dość klasyczne,niestety - i nie myslę tu o budowaniu swojej wartości w ten sposób ale napompowywanie w różnych konfiguracjach pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 13:32
JaKaJA napisał/a:
wiele osób zatrzymuje się na tym JA w jednej konfiguracji-Ja chcę,ja potrzebuje,ja oczekuję....
zakładam, że jak odkryje się wpierw własne potrzeby, jak się nasyci samego siebie dość, zaspokoi samemu podstawowe potrzeby, to już nie będzie tak rażących deficytów z dzieciństwa, by było potrzebne jak to trafnie nazwałaś:
JaKaJA napisał/a:
Karmienie swojego ego drugą osobą
Choć też nie okłamujmy się... każdy związek jest po części taką transakcją wymienną, Ty mi dajesz poczucie bezpieczeństwa, ja w zamian pogłaszczę Twoje ego... tylko właśnie, wzajemną transakcją... a zawsze jest szansa, że jeszcze oprócz zawiązania takiej spółki fizyczno-emocjonalnej z o.o. pojawi się jeszcze wyższe uczucie, powszechnie zwane miłością... gdy już się chce dla drugiej osoby jak najlepiej i to wcale nie z myślą o "zabezpieczaniu sobie" zaspakajania swoich wzajemnych potrzeb w przyszłości.
Bo jednak jest różnica pomiędzy "chciałabym się z Tobą zestarzeć" (bo będziesz się mną opiekował, pomożesz mi, gdy nie będę miała siły zawiązać butów, bo co dwie emerytury to nie jedna), a "chciałabym żebyśmy oboje się mogli starzeć będąc nadal ze sobą *w domyśle- oboje zdrowi, sprawni, cieszący się nadal życiem i swoją wzajemną obecnością).
JaKaJA napisał/a:
niestety
na szczęście każdy człowiek ma szansę się rozwijać, dążyć do spełnienia jakieś tam własnej idei... choć czasem to wydaje się być odległym, niezdobytym szczytem.pterodaktyll - Śro 08 Sty, 2014 13:58 Pietruszko! Mój wielki szacunek za to co napisałaś............
punkt pomocowy na Twoim konciepietruszka - Śro 08 Sty, 2014 14:11
pterodaktyll napisał/a:
co napisałaś.......
etam... pisze się łatwo - trudniej wciela w życie... wstała i poszła doprawić zupę szczawiową, bo to jej lepiej wychodzi... JaKaJA - Śro 08 Sty, 2014 14:14
pietruszka napisał/a:
jak się nasyci samego siebie dość, zaspokoi samemu podstawowe potrzeby, to już nie będzie tak rażących deficytów
czasem mam wrażenie,że to nie dotyczy każdego bowiem apetyt rośnie w miarę jedzenia i jeśli raz się udało i "napomnowało" to dlaczego zaprzestać ,skoro działa,karmi i "głaszcze" na warunkach ustalonych przez JA . Stwierdzić samemu przed sobą,że się "używa" ludzi nie jest proste i łatwe a bez tego o jakim rozwoju mówimy? nie ma wówczas szans na budowanie czegokolwiek bo to JA ma tak szeroki zasięg ,że przesłania nawet zrozumienie tego o czym mówi druga osoba gdy zechce podzielić się wątpliwościami i obawami co do zdrowej wymiany w związku jakimbądz-czy mówimy tu o przyjaźni,małżeństwie,relacji w rodzinie czy gdziekolwiek. Prosty przykład JA chcę się przytulić do kogoś bo JA już naprawiłam,przetrzeźwiałam,potrzebuję i JA chcę się tym z kimś dzielić ale tak jak JA chcę -czyli na moich warunkach i w mojej przestrzeni itd. a co wówczas gdy moje" JA chcę "nie pokrywa się z innym "Ja chcę? " czy stać mnie na to by powiedzieć ok. idzmy na kompromis? ostatnio obserwowałam postawę " Ja chcę ,bo ja... " wiem lepiej,bo tak,bo nie,bo tak sobie wymysliłam/łem itd. i ze zdumieniem stwierdziłam,że choćby druga strona staneła na rzęsach nie ma siły by się przez to przebić własnie dlatego,ze to JA jest jak zasłona na oczach i gdy nie jest zaspokojone -stwierdza,ze już mi to nie potrzebne,nie odpowiada,nie słuzy,nie smakuje,nie,nie i nie.... a początkiem i końcem jest odpowiedz na pytanie PO CO mi ta druga osoba ? pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 14:35
JaKaJA napisał/a:
PO CO mi ta druga osoba ?
Kwestia z kim wybrać się w podróż od "po co?" do "co mogę zaoferować?".
Już kiedyś pisałam/czy mówiłam, jak kiedyś zadziwiło mnie pytanie, które znalazłam we wskazówkach do czwartego stopnia (Al-anon) "Czy otaczasz się ludźmi zdrowymi emocjonalnie?" Wtedy byłam na etapie: "no jak to? przecież wszyscy wokół mnie są chorzy, dysfunkcyjni, ewentualnie niezdiagnozowani"... Dziś już inaczej pojmuję sens tego pytania - tak, otaczam się ludźmi przynajmniej zdrowiejącymi emocjonalnie, bo z takimi mi po drodze, od nich mogę się uczyć, nie ciągną mnie w dół. Tym bardziej, jeśli chodzi o bliższe związki, czy jest sens związku z wampirem emocjonalnym?
zupa mi wyszła całkiem smacznaJaKaJA - Śro 08 Sty, 2014 14:48
pietruszka napisał/a:
Kwestia z kim wybrać się w podróż od "po co?" do "co mogę zaoferować?".
miałam na mysli to,że gdy zadam sobie pytanie " po co? " i uczciwie,naprawdę uczciwie odpowiem sobie na nie, okazać się może że "co mogę zaoferować" przestaje mieć znaczenie bo nie stoi za tym nic prócz "używania"poubieranego (i poprzykrywanego) w różne szmatki,słówka,działania itd.
pietruszka napisał/a:
zupa mi wyszła całkiem smaczna
nie pamiętam kiedy robiłam -może jutro i ja upichcę pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 15:03
JaKaJA napisał/a:
bo nie stoi za tym nic prócz "używania"
ja tam mam nadzieję, że oprócz "używania" jest jednak COś... no ale też będę dopiero wiedzieć, jak sobie ponazywam, pookreślam i reszki okruchów strzaskanych moich różowych okularów wypłyną ze łzami jak Kajowi w "Królowej Śniegu" odłamki czarodziejskiego lustra zniekształcającego rzeczywistość ...
Może COś jednak zostanie? JaKaJA - Śro 08 Sty, 2014 17:47 Pietruszko to COŚ o czym piszesz jest wówczas gdy kochamy i znowu odpowiedz na pytanie PO CO(mi ta osoba) jest w stanie zdefiniować i wyjaśnić wiele,ale tylko wówczas gdy kochamy poprostu a nie " za"-co, de facto miłością nie jest a "używaniem" właśnie ,ładnym przykładem jest to co napisałaś o starzeniu się razem -w każdym wypadku jest podobnie nie dodałam-a to ważne,że słowo "używania" drugiej osoby nie umiejscawiam w sytuacji gdy gdzie wysyłam jasny i czytelny komunikat i druga osoba zgadza sie na to i jest to wówczas jakoby "transakcja wiazana" o jakiej pisałaś, ale o sytuacji gdy pod płaszczykiem różnych zachowań,gierek i nie rzadko manipulacji chce osiągnać swój cel ,jaki on by nie był -mniejszy czy większy Często obserwuję to na mityngach i różnych forach alko,trzeźwiejacy (lub wychodzacy ze współuzaleznienia czy róznych dd* ) czas jakiś, "rzucają się" do pomocy wszystkim "świerzakom" i jest to ok. i chwali się i jest potrzebne, ale gdy postawimy pytanie PO CO(tak naprawdę,szczerze i uczciwie) to robisz ? wypływa istota o jakiej pisałam czyli "napompowywanie Ego" (lub co też nierzadkie inne poukrywane cele) Jesli cel ten jest mało szkodliwy i TYLKO pompuje ego,bez szkód, to chyba ok. ale gdy zachodzi dalej i prowadzi do "Używania" to już nie jest ok. pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 18:06
JaKaJA napisał/a:
"rzucają się" do pomocy
no fakt... misjonarzem zostaje się z różnych pobudek... niekoniecznie szlachetnych... i niejedną ofiarę też widziałam... bo poranione dusze są łatwym kąskiem... a i niejeden misjonarz ma niecne pobudki... a czasem i z psychiczne problemy cięższego kalibru... no ale to już by inny temat... coś dla Żeglarza...JaKaJA - Śro 08 Sty, 2014 19:55
pietruszka napisał/a:
no ale to już by inny temat..
prawda Guido - Czw 09 Sty, 2014 09:07 A propos postu Pterodaktylla i tego, "czemu ma służyć trzeźwienie", jeśli się nie można z nikim dzielić swoim życiem:
Wydaje mi się, że każdy kto decyduje się wytrzeźwieć, robi tak bo czuje się nieszczęśliwym jako pijak i po cichu liczy na szczęśliwe życie w przyszłości.
Ale trzeźwienie nie jest przecież gwarancją szczęśliwego życia.
Można wytrzeźwieć i do końca życia nie sięgnąć po kieliszek, ale pozostać do końca swych dni samotnym i nieszczęśliwym.
Pytanie, czy taka samotność na trzeźwo ma dla kogoś większą wartość niż samotność z alkoholem.
Pytanie też, czy samotność koniecznie musi oznaczać brak szczęścia. Wielu ludzi osiągnęło wiele rzeczy tylko dzięki swej samotności.
Wreszcie: kiedy decydujemy się wytrzeźwieć, przynajmniej MAMY SZANSĘ na szczęśliwe życie, z kimś lub bez kogoś.Ann - Czw 09 Sty, 2014 09:29
Guido napisał/a:
Można wytrzeźwieć
można? a czy aby przypadkiem nie ma to być ciągłe trzeźwienie?Halibut - Czw 09 Sty, 2014 09:43
pietruszka napisał/a:
Bo jednak jest różnica pomiędzy "chciałabym się z Tobą zestarzeć" (bo będziesz się mną opiekował, pomożesz mi, gdy nie będę miała siły zawiązać butów, bo co dwie emerytury to nie jedna), a "chciałabym żebyśmy oboje się mogli starzeć będąc nadal ze sobą *w domyśle- oboje zdrowi, sprawni, cieszący się nadal życiem i swoją wzajemną obecnością).
Moim zdaniem są dwa podejścia do związków.
Pierwsze ma miejsce wtedy, gdy uważamy, że związek jest wzajemna wymianą, ty mi coś dajesz ja ci daję w zamian. Ja ci daję wsparcie, poczucie bezpieczeństwa ty mi dajesz uznanie i wdzięczność. Ja zarabiam pieniądze ty sprzątasz dom, zajmujesz się dziećmi itd. Jak będziemy starzy łatwiej będzie żyć we dwoje, będziemy sobie pomagać. Takie podejście do związku jest pewną forma transakcji a więc wzajemną wymianą. W takim wypadku do partnera podchodzimy przedmiotowo, potrzebujemy go po to, aby zaspakajał nasze potrzeby w zamian my zaspakajamy jego. Rodzi się jednak pytanie, co w wypadku, kiedy na skutek jakiś okoliczności partner przestanie nasze potrzeby zaspakajać. Zasady transakcji przestają działać, nie otrzymujemy tego, czego potrzebujemy, więc dlaczego mamy sami dawać. Czujemy się oszukani.
Drugie podejście to takie, gdy szukamy i potrzebujemy specyficznej więzi, która nazywa się miłością. Wtedy jesteśmy z partnerem dla tego, ponieważ go kochamy i akceptujemy. Sama jego obecność i wspólne przeżywanie życia, wzajemne towarzystwo sprawia nam radość i zaspakaja nas emocjonalnie i duchowo. Wtedy traktujemy partnera podmiotowo to on jest dla nas wartością samą w sobie a nie korzyści, jakie uzyskujemy ze wspólnego życia. Wtedy partner, który na przykład zachoruje nie staje się dla nas zbędnym balastem, ponieważ dalej pozostaje dla nas wartością samą w sobie.
Oczywiście oba podejścia mogą się wzajemnie przeplątać.szika - Czw 09 Sty, 2014 12:23 Wy mnie jednak lubicie
ten wątek to dla mnie specjalnie, przyznajcie się
ja Was tez lubię baaaaardzo Guido - Czw 09 Sty, 2014 12:29
Ann napisał/a:
Guido napisał/a:
Można wytrzeźwieć
można? a czy aby przypadkiem nie ma to być ciągłe trzeźwienie?
Kwestia zamiany czasowników dokonanych na niedokonane, nie zmienia to sensu mojej wypowiedzi.pterodaktyll - Czw 09 Sty, 2014 17:40
cool - Sob 11 Sty, 2014 19:30
Cytat:
Choć też nie okłamujmy się... każdy związek jest po części taką transakcją wymienną, Ty mi dajesz poczucie bezpieczeństwa, ja w zamian pogłaszczę Twoje ego... tylko właśnie, wzajemną transakcją... a zawsze jest szansa, że jeszcze oprócz zawiązania takiej spółki fizyczno-emocjonalnej z o.o. pojawi się jeszcze wyższe uczucie, powszechnie zwane miłością... gdy już się chce dla drugiej osoby jak najlepiej i to wcale nie z myślą o "zabezpieczaniu sobie" zaspakajania swoich wzajemnych potrzeb w przyszłości.
pietruszka napisał/a:
Dziś już inaczej pojmuję sens tego pytania - tak, otaczam się ludźmi przynajmniej zdrowiejącymi emocjonalnie, bo z takimi mi po drodze, od nich mogę się uczyć, nie ciągną mnie w dół. Tym bardziej, jeśli chodzi o bliższe związki, czy jest sens związku z wampirem emocjonalnym?
dziękuje Pietruszko cool - Sob 11 Sty, 2014 19:53
JaKaJA napisał/a:
potrzebuję i JA chcę się tym z kimś dzielić ale tak jak JA chcę -czyli na moich warunkach i w mojej przestrzeni itd. a co wówczas gdy moje" JA chcę "nie pokrywa się z innym "Ja chcę? " czy stać mnie na to by powiedzieć ok. idzmy na kompromis? ostatnio obserwowałam postawę " Ja chcę ,bo ja... " wiem lepiej,bo tak,bo nie,bo tak sobie wymysliłam/łem itd. i ze zdumieniem stwierdziłam,że choćby druga strona staneła na rzęsach nie ma siły by się przez to przebić własnie dlatego,ze to JA jest jak zasłona na oczach i gdy nie jest zaspokojone -stwierdza,ze już mi to nie potrzebne,nie odpowiada,nie słuzy,nie smakuje,nie,nie i nie.... a początkiem i końcem jest odpowiedz na pytanie PO CO mi ta druga osoba ?
Jaka też dziękuje uświadomiłaś mi zachowanie JaKaJA - Nie 12 Sty, 2014 00:16 pietruszka - Nie 12 Sty, 2014 00:20