To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - Gry - dlaczego przeszkadzają nam w relacjach?

pietruszka - Pon 07 Kwi, 2014 10:51
Temat postu: Gry - dlaczego przeszkadzają nam w relacjach?
Z pewnością wielu z nas spotkało się z analizą transakcyjną a może i z książką "W co grają ludzie" Erica Berne'a?
Z ręką na sercu, kto nigdy nie odnalazł się w którejś grze? Berne, moim zdaniem, w świetny sposób podsumował większość gierek, rozgrywek, w których bierzemy udział zarówno jako rozgrywający, jak i uczestnicy gry.

Można poczytać: http://pl.wikipedia.org/wiki/Gra_psychologiczna oraz bardzo przystępne streszczenie książki w artykule Aleksandry Szpakowskiej W co grają ludzie - analiza transakcyjna wg Erica Berne'a : http://www.psychologia.ne...l.php?level=688

Myślę, że wiele DDA/DDD zamiast otwartej, szczerej komunikacji, opartej na prawdzie, jasnych komunikatach po prostu gra. Sama nie jestem bynajmniej lepsza, kilka gier, opisanych przez Berne'a przez jakiś czas było prawie moją drugą skórą, a innych - być może jeszcze nie odkryłam. Ale tez coraz rzadziej daję się chyba wciągać w gry, grane przez innych.

Berne zresztą uważa, że dzieci przyswajają gry od swoich rodziców, to od nich uczą się gier i w ten sposób pewne gry są wręcz dziedziczone przez pokolenia. Dziecko zaczyna grać (świadomie lub nieświadomie) pomiędzy 2 a 8 rokiem życia, a ponoć niektóre z gier (ich reguł) przyswajane są nawet we wcześniejszym okresie, by móc je w pełni odtworzyć dopiero w wieku dorosłym, a co przerażające - szuka partnerów, którzy pozwalają jej w dorosłym życiu w pełni uczestniczyć w danej grze.

Na pewno jednak dla DDA/DDD pewne gry są bardziej charakterystyczne (nie piszę tu o grze Alkoholik, bo to już klasyka).

Moim zdaniem - jedne z najczęściej stosowanych są: Dlaczego ty nie - tak ale i Gra w Drewnianą nogę


Dlaczego ty nie - tak ale
Krótki opis pierwszej tutaj: http://pl.wikipedia.org/w...y_nie_-_tak_ale (w skrócie: " Na poziomie społecznym są to racjonalnie prowadzone rozmowy, między dwoma lub więcej Dorosłymi, natomiast na poziomie psychologicznym są to transakcje między przekonującym do rozwiązania sytuacji (Dlaczego ty nie) Rodzicem i uciekającym od rozwiązania (Tak, ale...) Dzieckiem. Teza w tego typu grze z punktu widzenia agensa brzmi: Sprawdźmy, czy znajdziesz rozwiązanie, w którym nie znajdę błędu. W tej grze Dziecko wygrywa i otrzymuje psychologiczną wypłatę, gdy wszyscy Rodzice okażą się niekompetentni i nie wskażą rozwiązania problemu je nurtującego.


Drewniana noga Tutaj gra polega na tym, że osoba posiadająca jakąś ułomność, (realne ale również wyimaginowane ograniczenie) wykorzystuje je jako usprawiedliwienie dla rezygnacji ze swoich ambicji, braku odwagi do podejmowania wyzwań, czy wręcz lenistwa. Otoczenie reaguje obniżeniem wymagań wobec osoby " z drewnianą nogą", bo przecież wydaje się oczywiste, że kaleka nie zostanie wybitnym sportowcem. a przecież - wiele osób z ułomnościami wiedzie udane i satysfakcjonujące życie, realizuje swoje pasje, a nawet pracuje pomimo swoich ułomności. Zatem, czy słuszne jest branie udziału w tej grze?
Warto w tym miejscu zauważyć, że drewnianą noga mogą być rozmaite ułomności, w tym także komunikaty: "czego można oczekiwać od kogoś, kto miał tak ciężkie dzieciństwo jak ja?", "czego można oczekiwać od osoby z depresją?", "czego można oczekiwać od osoby mieszkającej w takim miejscu? "Zawsze jednak drewniana noga wykorzystuje swoje ograniczenie do obniżenia wymagań wobec samego siebie poniżej swoich realnych możliwości, a i tego samego (poparcia tej tezy o ograniczeniach) oczekuje od otoczenia.



Czy da się przestać grać? A jak ustrzec się uczestnictwa w grach? Czy angażowanie się w cudze gry szkodzi? Jak rozpoznajecie, że ktoś wciąga Was w swoją grę? Jak rozpoznać, że samemu się jest głównym graczem?


Kiedy w kontaktach z kimś zaczynam czuć frustrację, jakiś wewnętrzny sprzeciw - zwykle jestem wciągana w czyjąś grę. Można to inaczej nazwać to manipulacją, a nawet w szczególnych wypadkach kontaktem z wampirem energetycznym... Zwykle uczucia podpowiadają mi, że coś jest nie tak. Czuję bunt, niepokój, irytację, frustrację, lęk... Czasem łapię się na tym, że sama... gram ze sobą, choć to o wiele trudniejsze, ale jeszcze do zauważenia. Kiedy zaczynam sama grac z innymi - to już cala sztuka zauważyć, co się ze mną dzieje. :/





P.S. Lista gier: http://pl.wikipedia.org/w...e_transakcyjnej

szika - Pon 07 Kwi, 2014 12:03

Pietruszko dziękuję za ten wątek :buziak:
Wiesz, że trafiłaś w mój gust... już kiedyś o tym pisałyśmy...
czytałam Berna do pewnego momentu i odłozyłam książkę...ale z wielka przyjemnością wróce i w towarzystwie forum poprzyglądam się grom ... :)

pietruszka - Pon 07 Kwi, 2014 12:18

szika napisał/a:
czytałam Berna do pewnego momentu

Bo Berne nie jest zbyt łatwy, albo może różnorodność naszych, hmmm... rozgrywek, tak szeroka, że nie da się tak w całości ogarnąć, na raz... Tez sobie wróciłam do analizy transakcyjnej... co by sobie odświeżyc, spojrzeć z innej strony...

szika - Pon 07 Kwi, 2014 13:59

przeczytałam streszczenie na stronce podanej przez Ciebie Pietruszko...
nasuwa mi się taka na ten moment refleksja i pytanie zarazem...

Berne pisze, że wszystkie gry są z założenia nieuczciwe.. i tu mam pewien sprzeciw...
jak to jest z tą uczciwością?

jesli ktoś gra, grę zaszczepili, wyuczyli mu rodzice, ktoś gra nieswiadomie... gra bo nie potrafi inaczej... nie wie, że w ogóle można inaczej to to według mnie nie jest nieuczciwość... ja bym nieuczciwością nazwała celowe, świadome działanie dla osiagnięcia korzyści... dla wygranej...

no chyba żeby potraktować nieuczciwość jako pojęcie bezwzględne, nie jako ocene moralną, a sam fakt istnienia intencji wygrania ...

pietruszka - Pon 07 Kwi, 2014 17:02

szika napisał/a:
wszystkie gry są z założenia nieuczciwe.. i tu mam pewien sprzeciw...
jak to jest z tą uczciwością?

A może raczej nieuczciwe zachowanie, bo osoba inicjująca grę w uświadomiony lub nieuświadomiony nieuczciwy sposób chce czerpać zyski z gry?

Bo jeśli jest gra, to są wygrani i... przegrani 9a może nawet oszukani)? Też uważam, że może lepiej, dla naszego dobra, w tym przypadku słowo uczciwość niejako obrać jak cebulę z łuski z tego moralnego wydźwięku?Przynajmniej jeśli inicjujemy gry czy bierzemy w nich udział nieświadomie, bo taki skrypt dostaliśmy w dzieciństwie? Jeżeli jednak robimy to już świadomie? Gra jest, według mnie rodzajem manipulacji, ot poprzez na przykład wzbudzenie litości chcemy uzyskać jakąś korzyść - ot choćby w ilości głasków od drugiej osoby, zwolnienie z ilości obowiązków, czy po prostu poczucie przewagi nad druga osobą.

Berne pisze jednak o grach konstruktywnych, czyli gra może również nieść ze sobą pozytywy, ale... tych dobrych gier jest jakby zdecydowanie mniej:

Cytat:
Psychiatra, który ma najlepsze dane po temu, by trafnie analizować gry, niestety zajmuje się najczęściej ludźmi, których gry wpędziły w kłopoty. Stąd wniosek, że gry dostępne badaniu klinicznemu są wszystkie w pewnym sensie „złe". Ponieważ, w myśl definicji, gry opierają się na transakcjach ukrytych, wszystkie zawierają pewien element wyzysku. Z tych dwóch przyczyn - praktycznej i teoretycznej, poszukiwanie „dobrych" gier jest trudne. O grze konstruktywnej można mówić wtedy, gdy jej wkład społeczny przewyższa złożoność jej motywów, zwłaszcza jeśli gracz uznaje te motywy nie bagatelizując ich ani nie chroniąc cynizmem. Konstruktywna gra przyczynia się więc zarówno do dobrego samopoczucia innych graczy, jak i do rozwoju agensa.


Dobra (i uczciwa ) gra to według mnie taka, gdy zasady są dla wszystkich jasne, wygrywają w pewien sposób wszyscy... choć podskórnie wydaje mi się, że uczciwsze, mniej odbiegające od prawdy jest proste postawienie sprawy - potrzebuję Waszych głasków... bo mam gorszy dzień... :roll:

szika - Pon 07 Kwi, 2014 17:27

świetnie to ujęłaś...
wydaje się być odruchem ocena moralna gry... trudno się do nich przyznać, że je inicjujemy, nawet jesli zagramy nieswiadomie i zyskamy na grze... po czym uświadomimy sobie co zrobiliśmy...
chyba własnie przez tę "nieuczciwość" zawartą w opisie mechanizmów...

ostatnio w podobnej materii poruszałam się w dziedzinie technik NLP...
namnożyło sie w ostatnich latach mnóstwo "trenerów", którzy szkolą w technikach wpływania na ludzi...
nie wnikałam za głęboko, ale lektura już kilku technik zwyczajnie napawała mnie obrzydzeniem... co ciekawe, gdyby tak posłuchać jednego czy drugiego "trenera" to niby mówią z sensem... wykorzystują do swych praktyk wiele metod z psychologii i psychoterapii, niby mowa jest o rozwoju osobistym, jednakże zawsze pod tym kryje się nie wyrażona wprost chęć (cel) wygranej... czysta manipulacja... co gorsza ludzie się tego chwytają i wierzą "trenerom" jak guru...

to prawda - bardzo trudno jest powiedzieć wprost o naszych potrzebach, o tym czego chcemy... myślę, że często nie wynika to ze złej woli, a z braku umiejetności... z braku kontaktu ze samą/samym sobą...
podejrzewam (tu powtarzam za którymś ze źródeł) że wielu z nas potrafiłoby szybciutko wymienić czego nie chcemy, ale czego chcemy, czego pragniemy już trudniej :)

pietruszka - Wto 08 Kwi, 2014 10:44

szika napisał/a:

to prawda - bardzo trudno jest powiedzieć wprost o naszych potrzebach, o tym czego chcemy... myślę, że często nie wynika to ze złej woli, a z braku umiejetności... z braku kontaktu ze samą/samym sobą...


Fajnie, że zwróciłaś na to uwagę. Jestem tego pewna wręcz, że kłopoty z komunikacją mają swoje źródło: raz w niezrozumieniu własnych potrzeb, dwa w braku umiejętności kreowania prostych, jasnych, asertywnych komunikatów, a szczególnie próśb.

Potrzeby... hmmm... na ile umiem naprawdę rozpoznać i zaspokoić swoje potrzeby? Jako współ (no i DDD) nauczyłam spychać siebie na ostatnie miejsce - wpierw zaspokoić potrzeby Innych, potem swoje. A poza tym, które potrzeby są moje, a które w rzeczywistości cudze? To też jak obieranie cebuli,to dobieranie się do środka, do naprawdę moich potrzeb, przecież ja wcześniej "ubrana" byłam w zaspakajanie potrzeb Innych osób, rodziców, Pietrucha,znajomych, nauczycieli, sąsiadów, pracodawców. Nieraz święcie wierzyłam, że zaspakajam w rzeczywistości swoje potrzeby, ale po przyjrzeniu się okazywało się, że to nie moje, że to ich. Ambicje rodziców, wygoda Pietrucha, rozrywki znajomych, zysk pracodawców... Na mnie, na moje rzeczywiste potrzeby - w rzeczywistości brakło już czasu, energii, miejsca... I wtedy (jakże często!) nieświadomie zaczyna się uprawiać rożnego rodzaju gry, by zaspokoić to co niezaspokojone, czasem nawet nie do końca uświadomione. Dopóki te niezaspokojone potrzeby są, a są albo zepchnięte gdzieś na szary koniec, albo wręcz nie do końca uświadomione, chyba nie ma szans na jasną, wprost komunikację, tylko wyłażą właśnie w postaci interakcji z Innymi w postaci różnych gierek.

Druga kwestia - ta jasna komunikacja. A chyba szczególnie jasne formułowanie próśb. Jeżeli już udało mi się w końcu zauważyć, co mi jest naprawdę potrzebne - to ogromną barierą jest trudność z proszeniem. W moim domu rodzinnym rzadko słyszałam takie komunikaty wprost, wszystko było zawoalowane, raz: z jakiś narzuconych dziwnych form savoir vivre ("czy byłbyś na tyle uprzejmy", "czy nie sprawiłoby Ci trudności"), dwa: wyuczone dziwne formy manipulacji, i w ten sposób w zwykłą prośbę o wyniesienie śmieci można było wplątać próbę wpędzenia w poczucie winy, z domieszką zastraszenia odrzuceniem i diabli wiedzą czym jeszcze. Pamiętam, jak w czasie warsztatów z asertywności ćwiczyłam proste wyrażanie próśb. Szokiem dla mnie było, że prosty komunikat "proszę, zrób to" wypowiedziany asertywnie (w zgodzie z mową ciała), bez agresji ale i bez uległości - po prostu może działać. I jakie to dla mnie trudne, dla mnie, nauczonej rożnych dziwnych, skomplikowanych kombinacji, które też miały wywołać określony skutek (a jakże często były nieskuteczne :wysmiewacz: )

Czyli gramy, bo nie wiemy, czego potrzebujemy i gramy, bo nie umiemy prosić.

olga - Wto 08 Kwi, 2014 13:53

W pracy czesto spotykam sie z taka sytuacja (nie tylko w tej, w kazdej jednej): szefowa mowi, ze ktos tam, niewiadomo kto mowi, ze bla bla bla czyli - klient sie zalil, ze cos tam, ktos zauwazyl, ze czegos nie zrobilam, ze zrobilam nie tak, ze przyszlam za wczesnie, za pozno, ze czegos nie wyrzucilam, nie tak postawilam itd. itp. Dlaczego szefowa nie mowi wprost - "nie podoba mi sie, ze..........na to powinnas zwrocic uwage......temu poswiecic wiecej czasu......" tylko zawsze jakis tajemniczy ktos kto w moim odczuciu skarzy, donosi, dolki pode mna kopie? a byc moze ten tajemniczy ktos w ogole nie istnieje?
pietruszka - Wto 08 Kwi, 2014 14:29

olga napisał/a:
tylko zawsze jakis tajemniczy ktos

znam KTOSIA :wysmiewacz: mieszka u moich rodziców (czasem niestety próbuje się wprowadzić do mnie :wstyd2:

Zabawa w KTOSIA, NIKTA wygląda zwykle tak:
ojciec: Ktoś mi zabrał ten rachunek. Od godziny go szukam
matka: NIKT nie ruszał Twoich papierów
ojciec: ale ja go rano położyłem koło telefonu, KTOŚ pewnie zabrał z gazetą
matka: NIKT nie sprzątał twojego biurka, pewnie sam położyłeś ten papier gdzie indziej. Sprawdziłeś na stoliku?
ojciec: nie, nie ma tam. Ile razy mówiłem, żeby nie ruszać mi niczego. pewnie KTOŚ zabrał przez pomyłkę.
matka: ile razy mam ci powtarzac, że NIKT nie rusza Twoich papierów...
itd...
Najzabawniejsze jest to... że teraz mieszkają już tylko we dwójkę... tfuuu... no właśnie: w czwórkę: ON, ONA, KTOŚ i NIKT :wysmiewacz: Całą grę zauważyłam po terapii, czasem mam niezły ubaw... bo im przerywam głupim pytaniem: Kto to jest KTOŚ? Kim jest KTOŚ konkretnie... Niestety Pietruch zwrócił mi uwagę, że i do nas czasem KTOŚ zagląda... Wstyd mi, bo to po prostu zabawa w szukanie winnego, tym bardziej, że zwykle ten kto Ktosia woła, sam zadział ważny :) rachunek, książkę, własne okulary :wstyd2:

olga - Wto 08 Kwi, 2014 14:38

no wlasnie tak mysle, ze ona sama jest tym ktosiem tylko po co?
pietruszka - Wto 08 Kwi, 2014 14:46

olga napisał/a:
no wlasnie tak mysle, ze ona sama jest tym ktosiem tylko po co?

hmmm.... Tylko domyślam się... :mysli:

bo brak odwagi powiedzieć: :posądzam cię, oskarżam Cię, obwiniam cie o to, (co czasem należy zinterpretować jako"obawiam się, że mam sklerozę, nie umiem zarządzac firmą, zmotywować pracowników)... Otwarty komunikat ze strony rodzica, czy pracodawcy byłby jednocześnie zachętą do dyskusji, do tłumaczenia się strony oskarżanej, po prostu do otwartej konfrontacji. KTOSIA akurat nie ma w tym pomieszczeniu, z KTOSIEM NIKT nie będzie dyskutował, KTOSIOWI nikt nie walnie w pysk ;)

olga - Wto 08 Kwi, 2014 15:53

tak tez mysle :tak: "ktos" jest oznaka slabosci tej drugiej strony tylko jak to przekuc we wlasna sile aby nie bylo to odebrane jako prowokacja do zbednych przepychanek?
pietruszka - Wto 08 Kwi, 2014 16:30

olga napisał/a:
tylko jak to przekuc we wlasna sile

Na mojego Ktosia (tego od bycia kozłem ofiarnym) działa pytanie: To, znaczy, KTO? KTO konkretnie?
KToś, kto jest niewidzialnym oskarżycielem jest trudniejszy do ujarzmienia... pewnie tu by się przydało po prostu... radzenie sobie z krytyką i potraktowanie kogoś, kto KTOSIEM się posługuje jako konkretnego nadawcę komunikatu, czyli konkretyzowanie: "uważa Pani, że..."

olga - Wto 08 Kwi, 2014 17:15

ja sie nie bronie ani nie tlumacze, nie dociekam tez kto zacz jest tym ktosiem bo mnie to w ogole nie interesuje :beba:
na mnie dziala jak czerwona plachta na byka sformulowanie "ktos mowil, ze ty....."
i teraz dochodzimy do sedna sprawy.....dawno temu kiedy bylam zbuntowana nastolatka (a buntowalam sie przeciwko komus, czemus) slyszalam od matki takie slowa:"jak opowiedzialam komus co Ty zrobilas, powiedzialas, zachowalas sie to ten ktos powiedzial na to, ze ty jestes taka, smaka czy jakas tam, ten ktos smial sie z ciebie, byl oburzony, powiedzial, ze gdyby jego dziecko tak postapilo itd". Na pytanie kto to taki nie bylo odpowiedzi. Zaczelam sie w pewnym momencie czuc zaszczuta przez rodzine i wszystkich znajomych mojej matki :bezradny:

zostalo do dzisiaj.............

pietruszka - Wto 08 Kwi, 2014 20:22

olga napisał/a:
kto zacz jest tym ktosiem bo mnie to w ogole nie interesuje :beba:

najczęściej zapewne KTOSIEM jest właśnie ktos wykorzystujący KTOSIA w swojej rozgrywce... tak przypuszczam, dlatego właśnie pytanie wprost, takie przekierowanie z KTOSIA na oskarżającego: "Zatem uważasz, że jestem taka, owaka, nie robię tego, robię tamto?" może wytrącić tę sekretną broń z ręki. Tak sobie myślę. Jak się nadarzy taka sytuacja to przetrenuję :mgreen: bo nie obchodzi mnie zwykle zdanie Innych, a zadanie osoby, z którą rozmawiam...

olga napisał/a:
zostalo do dzisiaj.............

:pocieszacz: też mam alergię jak słyszę słowo KTOŚ, szczęściem już nie wpadam automatycznie, odruchowo (jak pies Pawłowa) w poczucie winy...

pietruszka - Czw 05 Lut, 2015 16:56

Jeszcze o grze w drewnianą nogę:
Cytat:

„Drewniana noga” jest bardzo poręczna dla osób, które nie chcą lub nie potrafią z jakichś powodów brać odpowiedzialności za swoje postępowanie. To granie swoją krzywdą nawet tam, gdzie nie ma to uzasadnienia.. Polega na szukaniu usprawiedliwienia na wszystko w posiadanym braku, kalectwie czy deficycie. Kiedy ktoś zawiedzie, mówi coś w rodzaju: „No, ale czego można oczekiwać od osoby, która ma drewnianą nogę?”. Trzeba by być ostatnią świnią o kamiennym sercu, żeby nie złamać się i nie okazać zrozumienia. No rzeczywiście, czego oczekiwać...I w tym momencie wszedłeś do gry.
A że nie chodziło o nieudane podbiegnięcie do autobusu (tu drewniana noga rzeczywiście mogłaby przeszkadzać), tylko o niezapłacone rachunki, pobicie żony lub nielojalność, np. wyczyszczone do zera wspólne konto, to co? Że nie ma to nic wspólnego z drewnianą nogą? Zanim się spostrzeżesz, już będziesz wpędzony w poczucie winy, że ktoś jest taki biedny…
Do używania symbolicznej „drewnianej nogi” jako stałej wymówki i unikania odpowiedzialności może posłużyć wiele kwestii, zależnie od inteligencji gracza i jego wyczucia słabych punktów i wrażliwości drugiego uczestnika. Można powołać się na :
- trudne dzieciństwo
- rozwód rodziców
- ojca pijaka
- zimny wychów, czyli emocjonalnie niedostępnych rodziców
- nieuleczalnie chorą siostrę
- przebyte 10 lat temu załamanie nerwowe
- mieszkanie na głębokiej wsi
- gorsze szanse na starcie, bo Polska C, wielodzietność i bieda w domu
(W ogóle rodzina i dzieciństwo są tu bardzo poręczne. Wystarczy zapytać studentów, co zwykle mówią profesorowi, kiedy chcą uniknąć wpisania do indeksu nie zdanego egzaminu)

Oprócz tego wymówką z gatunku „drewnianej nogi”, czyli niezawinionego braku, będą skrypty życiowe trzech typów:
- skrypty uzasadniające ciężki los, częściej damskie, hasło: ”Taka już biedna jestem!”. Są to „sierotka Marysia” albo „Brzydkie kaczątko”. Argumenty do gry: wszystko się na mnie wali, nikt mnie nie kocha albo: miałam/em gorsze szanse na starcie.
- skrypty uzasadniające dla „trudnych”, raczej dla mężczyzn”, hasło: „Taki już trudny jestem od zawsze i tylko prawdziwa miłość kobiety być może mnie uratuje”, skrypty Bestii („Piękna i bestia”) oraz Mistrza („Mistrz i Małgorzata”). Używane w sytuacjach , gdy nie chce się odpowiadać za bierność albo nie fajne zachowania własne wobec płci przeciwnej.
- skrypty dla osób w typie trickstera, ogólnie mało przewidywalnych i spolegliwych, hasło: „Jakby co, to na mnie nie licz!”, skrypty Piotrusia Pana, dzielnego krawczyka, Robin Hooda. W wersji męskiej, ale zdarzają się i damskie warianty.

Gra w „drewnianą nogę” ma wiele wspólnego z zewnętrznym sterowaniem, ponieważ używana jest w podobnych sytuacjach – chodzi o nieumiejętność wzięcia odpowiedzialności za siebie i swoje życie. Daje duże korzyści rozgrywającemu, pod warunkiem zręcznego zagrania kartą atutową.

To, że powszechnie i całe życie gramy, to jedno. Pytanie brzmi, jak przerwać grę – przynajmniej tam, gdzie to jest dla nas ważne, np. w relacjach z bliskimi. Jest to bardzo trudne, zwłaszcza wobec najbliższych. Mamy skłonność do usprawiedliwiania i zrozumienia ich i trudno czasem zauważyć, że ktoś manipuluje naszymi emocjami, np. współczuciem. Granica między prawdziwą, uważną rozmową a grą, czyli rozmową na niby, jest czasem trudna do wyznaczenia. Tak naprawdę dopiero „po owocach ich poznacie”, czyli po tym, jak się czujemy po zakończeniu wymiany zdań. Jeśli masz po niej kaca, poczucie sztuczności i właściwie po otrzeźwieniu nie rozumiesz, czemu znowu ulegasz, to chyba właśnie rozegrano z tobą partyjkę tej gry.

Przerwać grę, to np. nazwać głośno to, co się dzieje. Opisać nadużycie. Albo przynajmniej nie zaakceptować punktu widzenia narzucanego przez drugiego uczestnika. Kiedy ktoś otwiera grę w „Drewnianą nogę” reagując na stawiane zarzuty stwierdzeniem „ Co ja mogę za to, skoro ojciec pił/matka biła/nikt mnie nie kochał” albo „ A czego się spodziewasz, skoro wiesz, ze jestem trudny-a/nieobliczalny-a/ z rozbitej rodziny” – a ty odpowiesz ze współczuciem albo nawet ze złością, ale zaakceptujesz taki punkt widzenia, że jakaś jedna cecha tłumaczy wszystkie zawalone sprawy – to już po tobie. Witamy w grze!
źródełko: http://www.wiedzaozyciu.eu/viewtopic.php?t=875


Każda gra jest manipulacją.

wampirkowa - Czw 05 Lut, 2015 17:03

zawalone sprawy a ja nie mam zawalonych spraw, opłacone rachunki kpione leki, jedzenie jakies jest, dach nad głową jest, a ze cierpię to co ja mam zawalone,
rodziny nie mam
dzieci nie mam bo ich mieć nie mogę,
rodziny nie mam któa by brała udział w grze
no cóż, piertruszka do mnie już przytoczyłaś jakie s 4 gry jakie tocze z innymi
na kazda grę jest inna rada i co teraz

wampirkowa - Czw 05 Lut, 2015 17:06

Pietruszka jak jokoś jak studiowałam to nie wykorzytywałm złego losu co do wpisu pozytywnej oceny
uczyłam się i dotawałam piątki, jakoś nigdy nie było problemu w srednej szkole czy na stiduach

pietruszka - Czw 05 Lut, 2015 17:14

Cytat:
chodzi o nieumiejętność wzięcia odpowiedzialności za siebie i swoje życie


Pamiętam rozmowy o odpowiedzialności na terapii. O samym słowie, definicji słowa odpowiedzialność. Wziąć życie we własne ręce. Być odpowiedzialnym za swoje życie, Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Bądź kowalem swojego losu.

I ten problem z tym słowem, jego definicją. Jak ja i koleżanki kłóciłyśmy się, że nie jesteśmy odpowiedzialne, że cegła spadnie nam na głowę, kiedy idziemy ulicą. Jednak to konsekwencja naszego wyboru. Bo to przecież JA podjęłam decyzję, by tego dnia wyjść z domu. JA wybrałam sobie pracę, do której tego dnia szłam, JA wybrałam tę stronę ulicy, itd. I w tym sensie jestem odpowiedzialna za podjęty wybór, który zaowocował spadającą na moją głowę cegłą.

Na początku złościła mnie taka koncepcja odpowiedzialności. Bo to takie pociągające - znaleźć winnego (człowieka,przypadek, trudność, nieumiejętność).
Ale też jestem odpowiedzialna, gdy ktoś mnie zaprasza do gry, której znam już reguły.
Myślę, że gra w drewnianą nogę jest wybitnie DDD-owska. A przecież... DDA/DDD nie zwalnia z odpowiedzialności - a jak ktoś kiedyś powiedział "DDA zobowiązuje".

wampirkowa - Czw 05 Lut, 2015 17:21

wiesz odpowiedzialność za sibie wiesz ja odpowedzialna bylam prawie od pierwszej kalsy podrawówki
i teraz też jest odpowiedzialna,
a ze chcę wywalić co mnie boli i jak cierpię, zmniejsza to mpja odpowiedzialność,
no cóż
a i ty się dziwię że tyle wiecie a jak ladnei wchodzicie w moja grę, jeśli taka jest,
bo jak czytałam czasem ta gra jest grą podświadomości

Klara - Czw 05 Lut, 2015 17:37

wampirkowa napisał/a:
a i ty się dziwię że tyle wiecie a jak ladnei wchodzicie w moja grę, jeśli taka jest,

Początkowo rzeczywiście - wiele osób weszło w Twoją grę, bo wydawało się, że szukasz pomocnej rady.
Teraz jest inaczej - Ty się zorientowałaś, że mało kto na Ciebie reaguje, więc wyruszasz na łowy: wchodzisz w jakiś wątek i jest szachownica - ktoś pisze, jak sobie radzi z problemem, Marysia - że sobie nie radzi.
Następny pomija ten post i pisze na przykład, że wizualizuje, Marysia ma z tym problem bo wpada w panikę.
Kolejny pisze o partnerze, Marysia nie ma partnera i tak dalej i tak dalej....
Może dałoby się "strzymać", gdyby nie to, że Marysia pisze w kółko i w kółko to samo od marca 2012 roku, czyli już trzeci rok Marysia nie ma, nie może, nie chce, nie lubi.... MARYSIA MA INACZEJ, bo ktoś.... :szok:

wampirkowa - Czw 05 Lut, 2015 18:44

już wiem
margo - Czw 05 Lut, 2015 19:32

pietruszka napisał/a:
Jednak to konsekwencja naszego wyboru. Bo to przecież JA podjęłam decyzję


:okok: :okok:

pietruszka napisał/a:
dla osób w typie trickstera


o tricksterze pisałam wczoraj w undergroundzie :skromny:

Thomasson - Pią 06 Lut, 2015 09:57

Już nawet psychicznie chorym zabrania się mieć drewnianej nogi - jakby mieli szklane oko lub chore serce to ok, ale z psychiką to ma być cacy bo nie będziemy się z tobą bawić... eh...
I wcale się nie dziwię że ludzie próbują sie zwichnąć od oczekiwań społeczeństwa, chcą być zwykli a tu się im karze to i tamto...
A jak u mnie? Krótka abstynencja, zero wykształcenia, marna praca i komornicy do spłacenia... a u ex małżonki w rodzinie panowie w moim wieku domy stawiają i jakoś krzywo się na mnie patrzą. Drewniana noga? Mam w skarpecie ćwierć miliona zł tylko skąpy jestem? Psychologa pytam to mówi że dużo zrobiłem, lepiej się nie da. Czyli co? Uwarunkowanie, konsekwencje, okoliczności.

Jestem przeciwny rozbijaniu psychiki na drobne elementy...

szika - Pią 06 Lut, 2015 10:00

każda gra to jakiś sposób budowania relacji..
sabatka - Pią 06 Lut, 2015 13:24

bardzo dziękuje za ten post o grach.
dla mnie moja matka jest kim kto zawsze w coś gra zmieniając tylko gry dla swojej wygody. ja pewnie też gram wokół niej czy tyfusa aby mieć tak jak chcę i to co chcę.

wolałąbym jednak w nic nie grać i umieć wyrazić dokładnie to czego chcę w prostych słowach co nie zawsze wychodzi.

na pewno sprawdzę czy w bibliotece nie znajdę tej książki, chciałabym ją przeczytać

pietruszka - Pią 06 Lut, 2015 16:27

szika napisał/a:
każda gra to jakiś sposób budowania relacji..

Czy aby budowania?
Dla mnie gry są zaprzeczeniem chęci budowania relacji, przynajmniej relacji, na których mi zależy. Gry zdają mi się sposobem uzyskania jakiś tam głasków w sposób podstępny manipulacyjny, ktoś mnie chce oszukać, by uzyskać jakąś swoje korzyść. W grze w "drewnianą nogę" to potwierdzenie, że nie da się nic zrobić, że rzeczywiście warunki zewnętrzne usprawiedliwiają gracza, zarówno gdy nic nie robi w kierunku zmiany albo zachowuje się w sposób mniej akceptowalny społecznie, że można nie brać odpowiedzialności za własne życie, że można na coś/kogoś zwalić. Podobny mechanizm jest w grze w " tak, ale.."

Pytanie, ze jeśli zrezygnujemy z gry to jesteśmy coś w stanie zdobyć? Może właśnie prawdziwą , anie wymuszoną relację, a nawet intymność. Bo gdy dostaje się głaski korzyści dlatego, że jesteśmy kochani, lubieni, dają nam ludzie życzliwi - to jednak jest fajniej. Dla mnie wtedy jest otwartość, a nawet właśnie intymność relacji z drugim człowiekiem. Natomiast gra w rzeczywistości jest chwyceniem zdobytego łupu i ucieczką z nim w jakieś odległe, niedostępne miejsce, by bezpieczne skonsumować to, co udało się podstępem wydrzeć. To ucieczka od prawdziwej bliskości.

Trudno odzwyczaić się od grania. Myślę, że szczególnie trudno, gdy takie schematy zostały zaszczepione gdzieś w dzieciństwie. U mnie w domu też się grało, w różne gry. Czasem też miewałam ochotę zasłonić się drewnianą nogą, albo znaleźć u innych potwierdzenie usprawiedliwienia, ze czegoś nie umiem osiągnąć, bo "tak masz rację, ale u mnie jest inaczej, trudniej".

szika - Pią 06 Lut, 2015 16:34

pietruszka napisał/a:
gry są zaprzeczeniem chęci budowania relacji

jesli spojrzeć dualnie "dobre - złe" to tak.. to się zgadza..
ale jednak jak by nie patrzył rozgrywający w jakiejś relacji są, pozostają.. gra te relacje inicjuje.. Pietruszko tylko o to mi chodziło..
no i - to juz całkiem na marginesie - nie wszystkie gry są złe..
mój men bardzo lubi niektóre moje gry :skromny: a ja jego :skromny:

Jo-asia - Pią 06 Lut, 2015 17:54

pietruszka, opis gry to jedno
intencja. ....gry to drugie
intencja. .....zawsze jest dobra :)
daje nam dokladnie to czego potrzebujemy
Opis. ...pokazuje w jaki sposób zaspokajamy
A zawsze dotyczy to trzech....punktow: miłość, ważność, bezpieczeństwo
nie potrafimy inaczej.....to gramy
i gramy....nieświadomie z......wytresowania

Mozemy z tego rownie dobrze korzystać. ....swiadomie i wtedy nie ma przegrany....wygrany ;)

pietruszka - Pią 06 Lut, 2015 17:57

Jo-asia napisał/a:
intencja. .....zawsze jest dobra :)

:tia: zrobić sobie dobrze 8|
mi się zdarza mieć złe intencje :cwaniak:
no co :beba: też mogę ;)

Jo-asia - Pią 06 Lut, 2015 18:05

pietruszka napisał/a:
Jo-asia napisał/a:
intencja. .....zawsze jest dobra :)

:tia: zrobić sobie dobrze 8|

:tak:
i to się tyczy.....obu stron

A te złe......zawsze są świadome i smaczne :lol2:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group