To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Jest ok ale...

Marianna - Nie 07 Wrz, 2014 02:41
Temat postu: Jest ok ale...
... zdarzają mi sie jeszcze chwilowe "zaniki instynktu samozachowawczego". Tak bym to nazwała. Jak gdybym sama się ze sobą kłóciła czy moja walka i życie mają jednak sens. Czasem dopada mnie jakby zwątpienie w sprawy oczywiste. Dyskutuję sama ze sobą w myślach np. o tym dlaczego miałabym dbać o swój spokój i bezpieczeństwo? I czuję opór, blokadę. Jakbym miała założona kłódkę na podstawowe prawa każdego człowieka.
Nie wiem jak to opisać. Tym bardziej że takie zachwiania instynktu i przekonań pojawiły się dopiero po rozstaniu z alkoholikiem. Jakbym zatraciła siebie do tego stopnia że straciłabym te podstawowe odruchy dbania o siebie.
Wszyscy mówią "dbaj o siebie, ty jesteś najważniejsza" a chwilami dla mnie to jakby puste slogany, na dodatek nie czuję porywu chęci do obrony siebie. Raczej coś na kształt blokady wewnętrznej. Czy którąś z Was miała podobny problem po rozstaniu?
Poza tym ogólnie jest dobrze, jestem już jakby szczęśliwa :)
Tylko te głupie myśli czasem mnie nachodzą nt. dbania o siebie. Nauka bycia egoistką mi do końca nie wychodzi jeszcze.

aja - Nie 07 Wrz, 2014 12:48

Chyba każdemu czasem przychodzą do głowy takie rzeczy, nagle nic nie ma sensu, wątpi się we wszystko. Chyba najważniejsze, żeby nie dokarmiać tych myśli, nie poświęcać im czasu.
Bo wątpliwości dopadają każdego, a co dopiero osoby które dopiero co dokonały bądź dokonują przewrotu w swoim życiu.

Nie daj się zjeść niepewności zwłaszcza, że
Marianna napisał/a:
jest dobrze, jestem już jakby szczęśliwa

Jacek - Nie 07 Wrz, 2014 17:17

Marianna napisał/a:
Tylko te głupie myśli czasem mnie nachodzą nt. dbania o siebie. Nauka bycia egoistką mi do końca nie wychodzi jeszcze.

nigdy nie miałaś ochoty na lody???,,, po czym zrealizowałaś ten pomysł kupując sobie smaczny śmietankowo cytrynowy oblewany czekoladą :mniam:
ja w tym nie widzę żadnego egoizmu,,a to właśnie postępek zadbania o siebie
to ten taki odruch ,kupić,zrobić coś wyłącznie dla siebie
w te słowa lody wstaw sobie inne różne rzeczy,a choćby podróż czy ufarbowanie włosów

pietruszka - Nie 07 Wrz, 2014 18:54

Hmmm... dla mnie od bycia egoistką do po prostu zdrowym dbaniem o siebie jest kilka kilometrów :)
Może Marianno spróbuj sobie zdefiniować, co według Ciebie jest egoizmem, a co odpowiedzialnością wobec własnych potrzeb?

aja - Nie 07 Wrz, 2014 19:02

pietruszka napisał/a:
Hmmm... dla mnie od bycia egoistką do po prostu zdrowym dbaniem o siebie jest kilka kilometrów


IMO w byciu eegoistą nie ma nic złego,
każdy altruista musi być egoistą- bo nie można dawać czegoś czego się nie ma
więc marne szanse, że jeśli nie zadbamy o siebie to bedziemy umielo dbać o innych, jeśli nie rozpoznajemy swoich emocji to nie rozpoznamy emocji u kogoś innnego, a jeśli nie bedzie my umieli być szczęśliwi i sobie dogodzić czasem, to jak mamy uszczęśliwić kogoś innego.

W skrócie- nie ma nic normalniejszego niż szczypta egoizmu! :]

Marianna - Nie 07 Wrz, 2014 20:26

Niezwykle konstruktywne uwagi, dziękuję.
To zawsze jakis inny , twórczy punkt widzenia dla mnie :)
Wiem że to poniekąd normalne w mojej sytuacji, dopiero co się rozwiodłam
i buduję życie od nowa więc niepokoje nie są niczym dziwnym.
Może ja sie boję po prostu jeszcze że nie dam rady.
Obawiam sie przyszłości i ewentualnego związku nowego (na który nie mam narazie najmniejszej ochoty) obawiam się znowu takich uczuć jak w tym, bezradności, przytłoczenia i depresji. Nie wiem czy po tym związku i tym wszystkim do przeszłam ja się w ogóle jeszcze nadaję do czegoś...
Za mężem nie tęsknię, jest mi dobrze samej. Ale panicznie bronię swojej wolności teraz.
Dziś jak szłam na zakupy usmiechął się do mnie bardzo sympatyczny facet, potem poszedł za mna do sklepu i zerkał zza półek. Na prawdę bardzo sympatyczny typ a ja poczułam tylko lęk, że znowu ktoś mnie wykorzysta zmanipuluje zdominuje.
Brrr... uciekłam stamtąd najszybiej jak się dało.
Chyba zdziczałam.

aja - Nie 07 Wrz, 2014 20:34

Marianna napisał/a:
Może ja sie boję po prostu jeszcze że nie dam rady.


Piszesz, robisz zakupy, dajesz radę!

A co do ewentualnych związków to nie musisz się spieszyć :)

Dziczenie czasem jest fajne- ja w ramach bycia dziką siedzę w najbardziej wyrozciąganych dresach i popijam kakao czytając namiętnie ewentualnie szaleje w kuchni.

Marianna - Nie 07 Wrz, 2014 20:38

aja ja jestem typem samotnika, w sumie jest mi tak dobrze.
Tak naprawdę spokojna i szczesliwa jestem kiedy jestem sama.
Radzić sobie radzę, pracuję, zrobiłam sama remont mieszkania.... i tak jak Ty, jestem panią własego królestwa.
Boję się nie realnych wydarzeń a własnych reakcji na nie.
Nie sadziłam ze przez zwiazek wpadne w taka depresję jak miałam i nerwicę do tego.
Teraz jakby... nie ufam juz osbie sama. O własnie. to jest mój najwiekszy problem.
Przekonałam się że mogę stracić kontrolę, stać sie kompletnie bezradna, bezbronna.
DLatego też chyba każde zainteresowanie z męskiej strony napawa mnie lękiem,
że znowu tak będzie, że historia sie powtórzy.

aja - Nie 07 Wrz, 2014 20:55

Wydaje mi się, że fajnie jest być samotnikiem...
Ja owszem lubię czasem pobyć sama, ale najlepiej czuje się wśród ludzi, mam grupkę znajomych z którymi można konie kraść. Ale każde z nas ma swoje życie- a ja czasami po prostu czuje się przez to osamotniona (mimo, że obiektywnie sama nie jestem).

W jakim sensie boisz się swoich reakcji? Bo depresja czy nerwica to nie jest reakcja na jakieś zdarzenie jednorazowe- można im zaradzić reagując od razu a nie czekając aż narosną wszystkie negatywne okoliczności, które do nich prowadzą.

A z tym zaufaniem to chyba trochę rozumiem. Zwłaszcza w konfliktowych sytuacjach robię się bardzo asekuracyjna i pelna wątpliwości. A nawet jak już próbuję bronić swojego punktu widzenia to mam wyrzuty sumienia i włącza mi się mega niepewność, że może nie mam racji, może trzeba było powiedzieć coś innego albo w ogóle nic nie mówić.

Jesteś w terapii? Na terapii można się wiele nauczyć o sobie swoich reakcjach i tego jak zadbać o własny interes też :)

matiwaldi - Nie 07 Wrz, 2014 21:40

aja napisał/a:
Wydaje mi się, że fajnie jest być samotnikiem...



a ja nabrałem już pewności ........
8)

Marianna - Nie 07 Wrz, 2014 21:52

Tak, z tą asertywnością to i ja mam problem.
Chwilami robię się agresywna broniąc swoich granic, potem żałuję, analizuję.
Przez lata byłam dla wszystkich darmowym psychologiem, pomocnikiem itd... ratowałam pół świata, zawsze miła dla wszytskich, wyczulona na potrzeby innych.
DLatego chcę pobyć sama, czuję się to mi potrzebne żeby nabrać dystansu odnaleźć siebie,
żeby nie było tego poczucia winy.
Na terapię chodzę oczywiście. Ostatnio moja terapeutka wygospodarowała dla mnie prawie 2h.
Ona wie że musze się wygadać. Na prawdę mam z nią dobry kontakt.
Wydaje mi się że zależy jej na mnie, widzę że walczy o mnie :)
To mnie też motywuje, bo widzę że ktoś we mnie wierzy nawet kiedy ja sama w siebie
nie wierzę.
Co do reakcji to wyszłam z lęków i depresji, bez leków, Dzieki terapii ale pozostał we mnie
jakiś lęk, czy to może obsesja na p. sytuacji bez wyjścia.
Na dzis dzien związek kojarzy mi sie tylko z taka sytuacja i z męską dominacją.
Poza tym jestem tak przeczołgana przez stresy i to co sie działo że po prostu mam wrażenie że już do niczego sie nie nadaje. Nie wiem jak to wytłumaczyć.
Czuje sie jakbym miała 90 lat i wróciła z wojny.
Boje sie ze kazda relacja, czyjesz oczekiwania wobec mnie wpedza mnie znowu w stan poczucia że jestem w pułapce.
Nawet nie wiem do końca jak to wytłumaczyć.

Marianna - Nie 07 Wrz, 2014 21:53

matiwaldi dawno Cię nie widziałam tu, myslałam ze zniknąłeś gdzieś :)
Marianna - Nie 07 Wrz, 2014 21:54

Może to wszystko co sie ze mna dzieje to jeszcze rozpedzone emocje ktore we mnie sa. Rozwod to nie jest miła sprawa. Mam w sobie duzo zalu, może czasem lekkie poczucie winy za błedy...
matiwaldi - Nie 07 Wrz, 2014 21:57

Marianna napisał/a:
dawno Cię nie widziałam tu,




bardzo..........,bardzo rzadko piszę w tym dziale.........
8)

Marianna - Pon 08 Wrz, 2014 20:59

Druga sprawa. Dopiero terapia uświadomiła mi jak duże znaczenie w moim życiu
miał brak ojca. I nadal ma.
Jako mała dziewczynka rekompensowałam sobie jego brak bawiąc się z chłopakami.
Grałam z nimi w piłkę, łaziłam po drzewach i ..nauczyłam się palić papierosy.
I tak dobrze że na tym tylko poprzestałam ;)
Dopiero terapia uświadomiła mi że ta sytuacja trwa nadal tylko że na innych zasadach.
Mam ogromny deficyt miłości w sobie i to mnie pchało zawsze destrukcyjne związki,
dla tej upragnionej miłości i uwagi na wiele się godziłam.
Tego jednak na terapi jeszcze nie ugryzłam, dopiero szykuję się żeby o tym pogadać z terapeutką.

She - Wto 09 Wrz, 2014 05:25

Marianno, mam tak samo jak Ty...
Nie ma takiej osoby która mogłaby zastąpić mi Tatę, ale wiem to dopiero teraz i od nowa godzę się z Jego odejściem.
Ciężko jest tak do końca pogodzić się ze świadomością że jakaś emocjonalno-uczuciowa część mnie zawsze będzie pusta.
Przechodziłam przez czas buntu(inni mają a ja nie!!!), złości (dlaczego mnie to spotkało), upokorzenia (inne dzieci w dzienniku w rubryce "ojciec" miały wpisane konkretne imiona i nazwiska, u mnie były dwa słowa "nie żyje").

:przytul:

aja - Wto 09 Wrz, 2014 10:42

Też to znam, własnie na tapecie na terapii jest temat, że tej pustki nic już nie wypełni, tylko, że ja tak z matką mam, mimo, że ona jest i nawet nasze kontakty się poprawiły odkąd nie są częste.
Ja chyba obsesyjnie chce tę pustkę wypełnić i nic nic nic.
nie wiem jak ale chyba po prostu trzeba tą dziure w sobie zaakceptować i sie z nią dogadać :bezradny:

Marianna - Pon 15 Wrz, 2014 14:52

Ale mam fajnego terapeute na grupowej. Jak nie pier***nie pięścią w stół to sie baby nie uspokoją. 2 pytania i kobiety rwą włosy w głów. Prawdziwa masakra. Tego mi było trzeba :)
Marianna - Pon 15 Wrz, 2014 15:27

A faktycznie, zapomniałam.
Trochę się zmieniło od tamtego postu.
Jednak odeszłam, w cierpieniach ale... ;)

Marianna - Pon 15 Wrz, 2014 21:39

Co ja mogę powiedzieć Klaro czego by inni nie wiedzieli.
Akurat po latach życia z alkoholikiem, po wielu powrotach, odejściach, obietnicach
łzach.. obserwując kobiety na al anon i grupie, to ja osobiście jestem przekonania że
wyjście jest jedno.
1. odejść oderwać się od alko na wszystkie możliwe sposoby
2. terapia

Umiejetność bycia samemu ze sobą jest bardzo przydatna.
Jakaś pasja, własne życie.

Nie da się żyć normalnie obok. To stan wiecznego oczekiwania, niepewnosci
chocby nie wiem co, czy warto? To już kwestia decyzji.
Gdybym poszła na terapie wcześniej i rozumiała to co rozumiem teraz
tym bardziej bym z nim nie została, będąc juz świadoma jaką rezygnacja z siebie
i niepewnością jest pozostanie z alkoholikiem, nawet niepijącym.
Wiem że to jest trudny wybór odejść, zostawić to co się kocha.
Wiem...

aja - Śro 17 Wrz, 2014 20:22

Marianna napisał/a:
Wiem że to jest trudny wybór odejść, zostawić to co się kocha.
Wiem...


Wybory często są trudne, wydaje mi się że trwanie przy alkocholiku też jest wyborem- wcale nie łatwiejszym niż odejście.

Marianna - Sob 20 Wrz, 2014 10:13

Dla mnie to jest wybór odejść od alkoholika albo zostać i po części wyżec się siebie samej.
Wybór pomiędzy mną samą a miłością.
Pytanie kogo się kocha bardziej, jego czy siebie.

Klara - Sob 20 Wrz, 2014 10:22

Marianna napisał/a:
Pytanie kogo się kocha bardziej, jego czy siebie.

Tu doskonale pasuje nieco rozbudowane znane nam przykazanie: "Kochaj bliźniego jak siebie samego", ale nie bardziej :D

Odeszłam od alkoholika mentalnie, odseparowałam się fizycznie, ale nieustannie miałam go z jego chorobą w pobliżu.
Muszę powiedzieć, że nikomu nigdy nie doradzę takiego wyboru ze względu na spustoszenia jakie czyni postępujący alkoholizm.

Marianna - Sob 20 Wrz, 2014 10:32

Klaro Ty tak wszystko ładnie umiesz napisać, delikatnie, taktownie... ja nie zawsze tak umiem, dlatego własnie wolę nie udzielać się w wątkach innych :milczek:

A dla mnie własnie przez to spustoszenie równianie jest proste i jasne.
Albo kochasz siebie albo poświęcasz się dla miłości - a to już wtedy nie jest miłość.
= uzależnienie od partnera.
Ja sie odseparowałam od alko fizycznie i jeszcze dobijam te mentalne pozostałości.
Widziałam go ostatnio wieczorem jak wracałam z terapii, zataczał się trochę... w pierwszej chwili chciałam coś powiedzieć bo szedł po drugiej str. ulicy... ale zatkało mnie jak pomyślałam "a Ty Marianna? a co będzie z Tobą jak się odezwiesz?
Po co Ci to?"
Tak i poszłam dalej.

Klara - Sob 20 Wrz, 2014 10:37

Marianna napisał/a:
umiesz napisać, delikatnie, taktownie...

No nie :nie:
Mam tu sporo poobrażanych osób, ale muszę z tym jakoś żyć :oops:
Marianna napisał/a:
"a Ty Marianna? a co będzie z Tobą jak się odezwiesz?
Po co Ci to?"

Brawo! Godna podziwu postawa! :brawo:

Marianna - Sob 20 Wrz, 2014 10:55

Mam tu sporo poobrażanych osób, ale muszę z tym jakoś żyć :oops:

seri!o!???
Znaczy nie widziałam Cię jeszcze w akcji.
Zasadniczo nie lubię słodzenia, ale ja mam czasem zbyt cięty jęzor po prostu.
Dlatego często wybieram :milczek:

aja - Sob 20 Wrz, 2014 14:59

Marianna napisał/a:
Wybór pomiędzy mną samą a miłością.

Miłość właśnie mówi żeby odejść, to może pomóc, pozostanie w patowej sytuacji raczej nie.
Marianna napisał/a:
Albo kochasz siebie albo poświęcasz się dla miłości - a to już wtedy nie jest miłość.
= uzależnienie od partnera.

Skoro to wiesz to pewnie pora przestać karmić się bajkami o miłości. Bo do kogo ta miłość. Siebie nie kochasz bo skazujesz się na wegetacje zamiast mieć życie, jego nie kochasz bo ... nie wierzę, że to poświęcenie Ci nie ciąży. Zaczynają się pretensje żale. Poza tym zostając pozwalasz mu pić dalej, bo czeu by nie.

Miłość w tej sytuacji to odejście. Miłość do siebie i miłość do partnera.

Marianna - Sob 20 Wrz, 2014 21:50

aja, ale fajnie napisane... dokładnie o to mi chodziło :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group