To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Czy warto bylo?

biegnacazwilkami - Nie 25 Sty, 2015 02:52
Temat postu: Czy warto bylo?
W ostatnich czasach to pytanie najczęściej mnie nachodzi,dotyczy wszelkich dziedzin zycia, nie tylko osobistego,może nawet bardziej zawodowego. Warto dbać o dobre wspomnienia, takie perelki szczęścia, które w trudnych chwilach pocieszą, rozgrzeją zimne dłonie i ożywią serce...,są też jednak i te inne, czarne perły które z czasem ciążą jak kamienie...
W imię spokojnego dzieciństwa swoich dzieci utrzymałam długo swe nieudane małżeństwo, jeszcze na odleglość ciągnąc je kilka lat, żeby dzieci spokojnie mogły pokończyć szkoly.Wtedy spotkałam miłość swego zycia, niestety, za duża różnica wieku i to że byl alko, spowodowało że moje młode nie zaakceptowały mojego przyjaciela, że nie wspomnę o byłym...tak więc gdy rodzina zjeżdżala na święta czy zwyczajnie na weekendy przyjaciel wracal do swego skonfliktowanego domu rodzinnego. Źle się to skończyło, W. zmarl w nie wyjasnionych okolicznościach pogrążając mnie w ciężkim żalu. Gdy myslalam, że nic gorszego już mnie nie spotka, zachorował nagle mój były, ojciec moich dzieci, zmarl po 3 tygodniach choroby....w między czasie z powodu kryzysu gospodarczego popadłam w kłopoty finansowe, komornik ,sądy, odwolania to moja zwykła codzienność....te doświadczenia zmieniły dość mocno poglądy moich młodych na niektore sprawy, zintegrowaly nas jako rodzinę, dziś po nie wczasie jest przyzwolenie na większą tolerancje...,dowodem tego jest obecność kolejnego alko w naszym domu, oczywiście nie pijącego. Został zaakceptowany, jest szanowanym członkiem rodziny od jakichś ośmiu miesięcy, dużo mi pomaga w pracy i....jest z kazdym dniem bardziej obcy niż kiedy tu przyjechał :( Na początek tyle, nawet sowy w końcu musza iść spac...

matiwaldi - Nie 25 Sty, 2015 08:49

biegnacazwilkami napisał/a:
Wtedy spotkałam miłość swego zycia, niestety, za duża różnica wieku



jak duża .....?
:mysli:

zołza - Nie 25 Sty, 2015 09:07

biegnacazwilkami napisał/a:
jest z kazdym dniem bardziej obcy niż kiedy tu przyjechał

Więc po co ? Dlaczego ?

OSSA - Nie 25 Sty, 2015 09:18

matiwaldi napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
Wtedy spotkałam miłość swego zycia, niestety, za duża różnica wieku



jak duża .....?
:mysli:


Każdy czyta co chce .... ty wiek ... a ja że ten pan był alkoholikiem .... może nie wiek przeszkadzał rodzinie tylko alkoholizm partnera, bliscy często bardziej realnie widzą , w końcu nie mają różowych okularów.
Mój były też jest starszy ode mnie i co z tego, mi to nigdy nie przeszkadzało, niestety jego choroba już tak.


Kolejny uzależniony partner :shock: , trzeźwiejącego od pijącego alkoholika dzieli tylko jeden kieliszek, więc znowu stąpasz po cienkiej linie.

Maciejka - Nie 25 Sty, 2015 09:32

biegnacazwilkami napisał/a:

W ostatnich czasach to pytanie najczęściej mnie nachodzi,dotyczy wszelkich dziedzin zycia, nie tylko osobistego,może nawet bardziej zawodowego. Warto dbać o dobre wspomnienia, takie perelki szczęścia, które w trudnych chwilach pocieszą, rozgrzeją zimne dłonie i ożywią serce...,są też jednak i te inne, czarne perły które z czasem ciążą jak kamienie...


Chcesz przez to powiedzieć , ze masz poczucie zmarnowanego zycia, że Ci zycie nie wyszlo, jestes nim rozczarowana? Na całej linii?

biegnacazwilkami - Pon 26 Sty, 2015 01:50
Temat postu: Czy warto bylo?
szkoda że nie mam czasu więcej tu zaglądać, poczytać inne wątki, kiedyś to nadrobię,dziś tak na szybko tylko: różnica wieku nie przyzwoicie duża:), życia swego nie uważam za zmarnowane,analizuję różne sytuacje z przeszlości, fakt,głównie dlatego,że konsekwencje wcześniejszych decyzji ,czasem poswięceń nie są takie jak kiedyś myślałam...,czemu jestem z obecnym partnerem...pewnie dlatego,że potrzebowałam pomocy,towarzystwa a on sugerowal swym postepowaniem, głównie listami że jest własciwym człowiekiem do tego. Zanim tu trafiłam, rozmawiałam nie raz z nim, że oczekuję od niego tego co wczesniej obiecywało jego zachowanie, że zaprosiłam inteligentnego, wrazliwego człowieka będącego również w potrzebie,a tu co mam?Zanosi się na to, że nie zaprzyjaźnimy sie mówię, nie zbiżyliśmy się, jestem otwartą osobą i tego oczekuję,głównie przyjaźni,bliskości...potem jednak patrzę na to jak się stara mi pomóc w pracy i....cóż myślę:"nikt nie jest doskonały"...i na razie czekam chociaż nadzieję mam coraz mniejszą.W alternatywie :więcej pracy ,samotność ale i mniej rozczarowań,palpitacji serca od których zdążyłam już odwyknąć.
Podczytuję mimo braku czasu trochę i Wasze historie, rozterki, emocje,złe sny...dziewczyny, to się nazywa samoobrona organizmu przed krzywdą i gwałtem, czasem psychicznym często fizycnzym, dobrze że organizm sie broni i nie dopuszcza żeby do końca dac soba pomiatac.Taka np gorączka-zwalczamy ją tabletkami, ale gdy jej nie ma, to jest dopiero kłopot, organizm się nie broni, prawda?Najwyższym dobrem człowieka jest wolność,gdy ją utracimy,trzeba o nią walczyć i cenić ,cieszyć się gdy ją odzyskamy.Po rozwodzie dziewczyna w kazdym wieku powinna zrobić wszystkie te rzeczy na które toksyczny związek nie pozwalał i starac się jak najdłużej żyć pelnią zycia, sprawdzić co jeszcze warto przeżyć, iść do ludzi, poznawac nowych ludzi, poszukać kogoś, czegoś czym warto się zająć,kojnsekwentnie dążyć do szczęścia,czego Wam wszystkim życzę:)

szika - Pon 26 Sty, 2015 08:25

biegnacazwilkami napisał/a:
W imię spokojnego dzieciństwa swoich dzieci utrzymałam długo swe nieudane małżeństwo,

pomimo, że nie było z ich strony akceptacji
biegnacazwilkami napisał/a:
że nie wspomnę o byłym

biegnacazwilkami napisał/a:
za duża różnica wieku i to że byl alko, spowodowało że moje młode nie zaakceptowały mojego przyjaciela

potem piszesz:
biegnacazwilkami napisał/a:
.te doświadczenia zmieniły dość mocno poglądy moich młodych na niektore sprawy, zintegrowaly nas jako rodzinę, dziś po nie wczasie jest przyzwolenie na większą tolerancje (!!!)...,dowodem tego jest obecność kolejnego alko w naszym domu

biegnacazwilkami napisał/a:
Został zaakceptowany, jest szanowanym członkiem rodziny od jakichś ośmiu miesięcy

moja pierwsza refleksja po przeczytaniu jest taka (tak w skrócie) że Tobie dzieci wybierają partnerów i ich zdanie ma w zasadzie decydujące znaczenie.. Ty sie dostosowujesz, dopasowujesz..
i druga, wynikająca z tej pierwszej - moze zabrzmi okrutnie - żaden facet nie ma praktycznie szans u Ciebie...
gdzie właściwie jestes w tym wszystkim Ty??

biegnacazwilkami - Śro 28 Sty, 2015 15:16
Temat postu: Czy warto bylo?
Dzięki za wpisy, analizując je powoli rozwinę pewnie co mnie trapi czy raczej nad czym rozmyslam gdy ręce są zajęte pracą a głowa mimo woli wraca do przeszłości i wybiega w przyszłość...może mój temat mogłam ująć inaczej, np:"Czy alkoholik potrafi kochać?", ale również :"Czy dzieci alkoholika potrafią kochać?" albo :" Czy rozwód z alko to rzeczywiście droga do nowego szczęścia?" itd,itp.
Na pewno chodzi mi o to wszystko razem wziete i jeszcze parę kolejych problemów, nie wszystko trzeba alkoholem tłumaczyć,ale...w kręgu bliższej i dalszej rodziny chyba tylko jeden człowiek w ogóle nie znosił alkoholu,to mój ojciec,poza tym twierdzę że "lubość" przynajmniej do okazjonalnego picia ma większość i dorosłych wkoło i bardzo dużo młodziezy, nie ma więc co udawać że istnieją jacyś mężczyźni i kobiety nie nadużywający alkoholu, bo jak wsponiała moja rozmówczyni, tylko jeden kieliszek dzieli...i to w obie strony proszę koleżanki działa.Właśnie się dowiedziałam np,że znajoma dentystka jest po trzech odwykach i ma zakaz wykonywania zawodu, hm, nie podejrzewałabym jej w żadnym razie,współczuję.A znów para młodych znajomych alko i narko razem się wspierając nie pije, nie ćpa i świetnie wychowuje córeczkę wciąż robiąc sobie domówki-mityngi jakby:)gdzie się przypomina że nie po to jedno drugiego z nałogu wyciągalo,żeby teraz tolerować itd-oni mają bazę ,bardzo się kochają.
A odnosząc się do ostatniego postu:
czy żaden facet nie ma u mnie szans,bo dzieci itd...
No,akurat trafiłas w punkt, taka już ze mnie matka polka, że uważam,że nie darmo Bóg kobiecie powierzył rodzenie dzieci i tego się trzymam całe życie podobnie jak moja i bardzo wiele innych matek:skoro urodziłam, to i wychować powinnam i zadbać o utrzymanie więzów rodzinnych do końca swoich dni...no i tu to już własnie życie weryfikuje ten pomysł, bo to co dla mnie wychowanej w rodzinie bez alkoholu jest normą , w mojej obecnej rodzinie jest INNE.
Ale, może od początku:z latami zmienia się wiele w obrębie problemu alkoholizmu, gdy wychodziłam za mąż, wiedziałam że narzeczony pije więcej i chętniej niż inni,ale o alkohloźmie długo nie wiedziałam nic, sądziłam że to kwestia zdrowego rozsądku i potrzeby chwili:ma puste zycie, kolegów, to pije, a jak się ożeni to się odmieni,tak wszyscy naokoło mówili, nie były to żadne slamsy, inteligenckie rodziny z wykształceniem.
Czy gdybym wtedy miała tę wiedzę o temacie co teraz mam i o współuzaleznieniu, to ???
Nie raz sobie zadawałam to pytanie, różnie na nie odpowiadałam, w dodatku dziś nie zyje ojciec moich dzieci....
A kończąc tymczasem swój post, bo praca czeka, uważam że żaden związek bez akceptacji rodziny, dzieci przede wszystkim ,nie ma szans na przetrwanie, nie ma sensu po prostu,a dla alko, wstydliwie ukrywanego przed tą "porządną" rodziną jest wręcz szkodliwy.

Klara - Śro 28 Sty, 2015 15:52

biegnacazwilkami napisał/a:
nie ma więc co udawać że istnieją jacyś mężczyźni i kobiety nie nadużywający alkoholu

Istnieją :tak:
Jest ich całkiem sporo. Wszędzie.
biegnacazwilkami napisał/a:
gdybym wtedy miała tę wiedzę o temacie co teraz mam i o współuzaleznieniu, to ???

No właśnie! To co?
Masz wiedzę, ale z niej nie korzystasz, celownika nie wyprostowałaś i ustrzeliłaś trzeciego z rzędu uzależnionego :bezradny:

nieufna - Śro 28 Sty, 2015 17:25

--------uważam że żaden związek bez akceptacji rodziny, dzieci przede wszystkim ,nie ma szans na przetrwanie, nie ma sensu po prostu,a dla alko, wstydliwie ukrywanego przed tą "porządną" rodziną jest wręcz szkodliwy.--------Nawiązując do tego zdania a także do twojego podejścia do rodziny ,które przypomina moje-ja też ,nie chciałam rozbijać rodziny z powodu dzieci itd...,mogę powiedzieć,że trwanie w związku dla dobra dzieci a nie swojego ,też nie ma sensu.Moje dziecko płci ,żenskiej tak przyzwyczaiło się,do tego,że mnie i moich potrzeb nie ma a są tylko jej,że teraz kiedy próbuję coś zmienić, a to psuje jej komfort życia,ma pretensje do mnie.
biegnacazwilkami - Pią 30 Sty, 2015 02:16
Temat postu: Czy warto bylo?
Cześć,
nic nie ustrzeliłam, raczej sama wpadłam w sieć jak sam o sobie czasem lubi mówić,"cwaniaczka"...,a było tak:
mijała pierwsza rocznica śmierci W., w Święta zarządziłam że są bez choinki,ku pamięci kogoś, kto od lat spędzał je samotnie, osoba mi najbliższa , jednak do rodziny nie należąca...
nikt nie zaprotestował, nie zmuszając nikogo do towarzystwa jakiego nie chcieli w zamian mam wielki posłuch i szacunek dzieci, być może tak rozumieją miłość.Był ich ojciec, wtedy ostatni raz w naszym domu....schudł, jednak w zasadzie na nic nie narzekal, nawet nie kaszlał. Po rozwodzie zostaliśmy przyjaciółmi, wspólne dzieci, zawsze zapraszany na wszystkie Święta, zawsze pod telefonem, gdy potrzebował użalić się na jakieś niepowodzenie...ale od śmierci W. nie odebrałam od m. żadnego telefonu tłumacząc sobie, że nie muszę, wszak opłakuję, mam żałobę...dzwonił nie natarczywie, jednak kilka razy dzwonił...już się nie dowiem, co chciał mi powiedzieć...2 miesiące po Świętach BN,nagle zaczął się dusić, pojechał z nim syn do szpitala, pod tlen, wyniki były szokujące:rozsypany po obydwu płucach brodawczak płuc, chorował 3 tygodnie...odszedł...
Nikt nie zauważył,że choruje, mieszkał sam, w dodatku kilka miesięcy wczesniej za namową syna podjął terapię, mieszaną dla alko ale głównie dla hazard, pod wpływem pań z ośrodka syn starał się jedynie dowieźć go na terapię i zrobić zakupy, hasło:on musi sam ...dziecko zrozumiało dosłownie...czy jadł,czy schudl...szkoda gadania...dopiero w szpitalu okazało się,że był totalnie zaniedbany....
Tymczasem SAM tzn tylko:w sobie być przekonanym ,twierdzę że żaden alko pozostawiony sam sobie w dosłownym tego słowa znaczeniu nie poradzi sobie, to śmierć prędzej czy później.Dlatego rodzina jest ważna, lub choćby jedna zaprzyjaźniona osoba zainteresowana jak sobie radzi...Moje dzieci zwłaszcza syn mieszkający kilka ulic dalej, muszą sobie poradzić teraz z tym problemem, brakiem zainteresowania trudnym czasami w kontaktach ojcem...,oraz ja,nie odebrałam żadnego telefonu,może o pomoc...
gdy odwiedziłam m. w szpitalu kilka razy, wspominał wciąż okres gdy mieszkalismy razem z dziećmi na wsi, zero wyrzutu, oraz zero dramatu że odchodzi...umierał jako kochany, szanowany człowiek, gdy żył, słyszałam jedynie o jego potknięciach...co za hipokryzja...
Złamane nagłą smiercią ojca alko dzieci nagle muszą przewartościwać swoje dotychczasowe utarte slogany:alko to smieć , człowiek słaby, sam sobie winien to niech ponosi konsekwencje itd...niby tylko w stosunku do swego ojca ta zmiana zachodzi,jednak tworzą się warunki,żeby uznać że może jakiś inny alko też zasługuje na pomoc..
W czasie głębokiej żałoby będąc sama w domu pisywałam czasami na internecie, cóż, głównie z ludźmi z branzy, to oczywiste, z czasem z jednym więcej..., tak to jest, że wzajemnie współczucie rodzi więź, Trzeci ma swoją nietuzinkową historię, życie pisze takie opowiesci jakich by żaden pisarz nie wymysli:
dziadek Czech, babcia(matka jego )Ukrainka, nie żyła długo, dziadek ożenił się więc po raz drugi , tym razem z Polką, ta kolejna przyszywana w gruncie rzeczy babcia adoptowała Trzeciego, gdy jego rodzona matka w imię miłości pozostawiła synka swej macosze i wyjechała szukac szczęścia...dziadka nie pamięta,ojca nie znał, był żonaty 10 lat,ale....no i tu opowieść o rozwalonym alkoholem małżeństwie, rozwód...sam z własnej inicjatywy zapisal się na terapię stacjonarna i pyta,czy na czas tej terapii może rzeczy u mnie zostawic...wymyśliłam,że zobaczę na własne oczy co to za jakiś "biedny misio", spotkamy sie , poznamy, może tego mi potrzeba ,zająć się kimś i nawzajem być zaopiekowaną...
Misio okazał się być wspomnianym Baranem słusznej wagi, sporo młodszy(tak już pewnie mam przeznaczone), z branży równiez zawodowej, myślę sobie:cóż, będzie pomoc w gospodarstwie i będzie się do czego przytulic....no i tu się kompletnie pomyliłam, o żadnym przytulaniu mowy nie ma:(, ani nawet o kumplowaniu...
Na czym polega alkoholowy problem Trzeciego, nie wiem, nigdy go pijanego nie widziałam,mówi że pił dużo piwa, mnóstwo , zawiozłam go sama na terapię i słyszałam jak zapytany odparł:jestem alkoholikiem i chce się leczyć...po trzech tygodniach zadzwonił,że to nie dla niego i chce wyjść, co zresztą zrobił.
no, tyle na dziś...

Maciejka - Pią 30 Sty, 2015 08:22

biegnacazwilkami napisał/a:
,jednak tworzą się warunki,żeby uznać że może jakiś inny alko też zasługuje na pomoc..



Tak wyrzuty sumienia czy inaczej poczucie winy szczególnie te toksyczne ma ogromną moc, to przeze umarl bo nie pomogłam, nie zainteresowałam się , nie zadbałam itp.
Prawda jest taka że umarł bo był chory. Alkoholik znajdzie i tak sobie pomocników, ja mu nie pomagałam , zostawilam samemu sobie . To dobry sąsiad pomógł, przywiózł jedzenie ale alko złapał za piwo to jego zupa chmielowa. To kuzynek tragany poczuciem winy że nie dopilnował kogoś na swoim podwórku albo jeszcze żeby być dobrym bo co ludzie powiedzą to w koncu rodzina itp. Dorosły człowiek ma obowiązek sam dba o siebie i poprosic o pomoc jak jej potrzebuje. Syn postępował dobrze , robił tyle ile trzeba i na tym koniec.

Maciejka - Pią 30 Sty, 2015 09:09

biegnacazwilkami napisał/a:
(tak już pewnie mam przeznaczone)

skoro tak masz przeznaczone to;
biegnacazwilkami napisał/a:
Był ich ojciec,


Potem był partner, który zmarł i to
biegnacazwilkami napisał/a:
uznać że może jakiś inny alko też zasługuje na pomoc..
;

pociągnęło za sobą to;
biegnacazwilkami napisał/a:
Trzeci

Wyszukujesz sobie ludzi niedojrzałych, niedostępnych emocjonalnie i oczekujesz od nich;
biegnacazwilkami napisał/a:
myślę sobie:cóż, będzie pomoc w gospodarstwie i będzie się do czego przytulic....no i tu się kompletnie pomyliłam, o żadnym przytulaniu mowy nie ma:(, ani nawet o kumplowaniu...


to tak jak od dziecka oczekiwac dorosłych zachowan i myslenia.

biegnacazwilkami napisał/a:
Na czym polega alkoholowy problem Trzeciego, nie wiem, nigdy go pijanego nie widziałam,mówi że pił dużo piwa, mnóstwo , zawiozłam go sama na terapię i słyszałam jak zapytany odparł:jestem alkoholikiem i chce się leczyć...po trzech tygodniach zadzwonił,że to nie dla niego i chce wyjść, co zresztą zrobił.
no, tyle na dziś...


A czyj to problem? Gdzie w tym wszystkim jestes Ty? Gdzie sa Twoje potrzeby?
Stawiasz innych wyżej od siebie i poswięcasz się dla nich a potem dziwisz się , ze nci z tego nie masz. W kazdej relacji ma byc równo , tyle samo daję ile biorę jak jest inaczej to nie dzieje się dobrze i sa kłopoty, nie am szacunku, nie ma zrozumienia, wsparcia jest wykorzystywanie i dojenie jak krowy , bo jak się daje to sie kraje,

pietruszka - Pią 30 Sty, 2015 10:25

perełka napisał/a:
A czyj to problem? Gdzie w tym wszystkim jestes Ty? Gdzie sa Twoje potrzeby?

tak właściwie to Ciebie nie ma... w tych postach są dzieci, potem jeden,drugi, trzeci, a Ciebie nie ma :bezradny:

zołza - Pią 30 Sty, 2015 10:55

Biegnąca " z " wilkami . A może raczej za nimi :(
biegnacazwilkami - Pią 13 Mar, 2015 15:25
Temat postu: Czy warto bylo?
Zobaczyłam tego czarnego kota,no tak,dziś piątek i to trzynastego...a ja lekko przesądna jestem, więc:na psa urok...niestety nie ma emotikonki co to przez lewe ramię...
Czytam po trochu różne wątki i nie za bardzo pasuję ze swoimi opowieściami, problemami które spotykam na swej drodze,pokoleniowo i dramaturgią wydarzeń, to o czym piszecie, to moja przeszłość.Kobieta z przeszłością i...facet po przejściach...jak w piosence .
Ten facet po przejściach, ten Trzeci, wciąż jest, pomyślałam po dokładnym rozważeniu za i przeciw: cóż, się grzeszyło ,się teraz należy pokutę odprawić..., zwłaszcza, że mamy Wielki Post, ten WP może u mnie trochę potrwać, ciekawe ile?Jak długo mam pokutować?Robię bilans, nie pierwszy raz, rozważna i...romantyczna jak diabli, boli, bardzo boli...
6 marca W. skończyłby 42 lata, był spod znaku ryb, zawsze mówił,że dwoiste znaki oznaczają podwójną osobowość, trudno im iść przez życie jedna scieżką...Dzięki Ci Panie Boże, że spotkałam, że poznałam kiedyś tę Osobowość na swej drodze....
Może ,mimo iż nie pasuję do trendów jakie tu widzę, może trochę pomarudzę o swoich aktualnych i przeszłych wszystkich współuzależnieniach, może dzięki temu ktoś z mego pokolenia poczuje ulgę na zasadzie: dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie to spotkało, lżej jakoś komuś będzie a i ja nie będę taka samotna w swoich rozmyślaniach.
Czasu nie mam tylko,żeby przy laptopie siedzieć, nie lansując się zbytino wspomnę tylko,że produkuję zdrową żywność, Trzeci którego nazywać będę teraz Włóczykijem , bardzo mi pomaga, w zasadzie w połowie wziął na siebie ciężar chodzenia wokół 2000 producentek , zajmuje to nam 3/4 doby, a zarobku na tym prawie nie ma, ceny żywności są coraz niższe a koszty produkcji wciąż rosną, nie narzekamy jednak, oboje uwielbiamy zwierzęta , nasze 3 konie, wszystkie koty(3 nasze i 4 dochodzące) i wszelką zwierzynę co to się wokół kręci.Miejsce gdzie mieszkamy nazywam Perłą Pomorza Zachodniego, chociaż możnaby je skojarzyć z tym oto zakątkiem:
https://www.facebook.com/...2082535&fref=nf
Jeśli się jednak zobaczy to miejsce w maju, wśród bzów i czeremchy, z bocianami na kominie starej kotłowni, każdy,nawet z duszą wiecznego włóczęgi marzy aby zostać tu aż do śmierci:)

Klara - Pią 13 Mar, 2015 16:51

biegnacazwilkami napisał/a:
nie za bardzo pasuję ze swoimi opowieściami, problemami które spotykam na swej drodze,pokoleniowo i dramaturgią wydarzeń,

Eee, to raczej jest problem indywidualny, a nie pokoleniowy :beba:
Jestem z Twojego pokolenia, a wystarczył mi jeden alkoholik, żebym złożyła sobie uroczystą przysięgę, że nigdy więcej żadnego.
Pasuje mi spokój i moja SAMOŚĆ (nie mylić z samotnością) [by Estera]

biegnacazwilkami - Sob 28 Mar, 2015 00:50
Temat postu: Czy warto bylo?
Jutro Niedziela Palmowa, za tydzień Wielkanoc, przypomniało mi się,że miałam zamiar opisać pewne kazanie wielkopostne w naszym kościele, adresowane niby do dzieci pierwszo komunijnych,ale widziałam spore skupienie na twarzach nas,dorosłych...
Otóż nasz Wikary, młody ksiądz dobrze czujący swoje powołanie, nie raz już zaskakiwał nas pomysłami, tej niedzieli poszedł za ołtarz a po chwili wyszedł w...pełnym rynsztunku do wspinaczki wysokogórskiej, na ornacie uprząż, do pasa przytroczona lina, komplet karabinków, w ręku czekan, na głowie kask a na nim lampa "czołówka", plecak, haki do wbijania w skałę i inne jeszcze części sprzętu na wyprawę w wysokie góry...potoczyła się wymiana pytań i odpowiedzi z dziećmi co do czego służy,żeby po chwili porównać nasze życie do takiej wspinaczki w górę, do nieba ,do Pana Boga, droga trudna i samotnie prawie nie mozliwa, więc po to sa haki i czekan i karabińczyki, żeby wspinać się po ścianie życia ,czasem ktoś obok poślizgnie się, spada, leci w dół,ale przyjaciel obok trzyma linę na mocnym haku i nie pozwoli sięgnąć dna...,i tak się razem wspinają...po co? Ano żeby pokonać swoje słabości, żeby się przekonać, czy damy radę,na co nas stać...wspinamy się na pewien poziom, jest super, więc wspinamy się wyżej, na głowie mamy ten kask, bo czasem spada jakiś kamien, ten kask to wg Wikarego Wiara, która nas chroni, Pismo Święte rozświetla mroki gdy mamy wątpliwości...itd
Niestety nie odważyłam się zrobić zdjęcia komórką Wikaremu, więc był to przekaz jednorazowy, szkoda...
Pomyslałam jak kiedyś na wycieczce z W do Lichenia:każdy ma swoja Golgotę, chociaż nie każdy lubi sie wspinać...nie każdy ma tego przyjaciela z liną obok...

biegnacazwilkami - Sob 28 Mar, 2015 00:59
Temat postu: Czy warto bylo?
Po co pisac o tym co wyżej zamieściłam?A no kazdy sposób jest dobry,żeby pokonac własne słabości, żeby się nie poddać, nie spaść na dno.Trzeba poszukać odpowiednich narzędzi i przyjaciół.Trzeba być też wolnym od różnych uzaleznień i współuzaleznień, wolność daje siłę.
biegnacazwilkami - Pon 30 Mar, 2015 00:27
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziś byłam na spotkaniu rodzinnym i mszy św w pierwszą rocznicę śmierci ojca moich dzieci.Cóż,jesteśmy rodziną mimo iż z ich ojcem rozwiedliśmy się dawno temu.Tak jak wspomniałam w innym wątku, sądzę,że gdybym w swoim czasie postawiła na szali nasze małżeństwo albo dalsze picie , wygrałabym, jednak każdy związek jest inny i alkoholików też nie można wkładac do jednego worka,ja tu piszę na swoim przykładzie. Najlepiej oczywiście unikać każdego nałogowca,ale co zrobić gdy się mleko rozlało?Gdy sa dzieci i kilka lat zmarnowanego zycia?Nie mozna się dziwić,że młode mamy i zony szukają sposobu jak utrzymać małżeństwo, trudno jest samotnej matce wychowywać dzieci ,pod względem finansowym i wychowawczym.Ja się kiedyś nawet wyprowadziłam na 3 miesiące do mamy z dziećmi....,do odległej miejscowości...,rany przyschły, dzieci za tata tęskniły, sąsiedzi delegację przysłali, że takie gospodarstwo bez gospodyni sie marnuje...,w tych latach rozwód i alkoholizm był czymś wstydliwym.
Niestety, wróciłam. Rzeczywiście lepiej jest być słabym i nie brać na siebie za wiele,miałam małą wiedzę o alkoholiźmie,właściwie żadną.Dziś jednak gdy poza wiedzą mam też pewne doświadczenie powiem, że pewnych rzeczy nie da się zastąpić, a na pewno ojca dziecku nie zastapi nikt.Dlatego w końcu jednak może tak źle nie zrobiłam, jestem na tyle silna,że pewne zasady w domu były utrzymywane,pozory dobrego małżeństwa, spokój przy dzieciach oraz kompletny brak miłości, bo jak można kochać kogoś kto ci krzywdę zrobił,ani wybaczyć ani zapomnieć sie nie da. Rozwodząc się trzeba się przygotować na inne z kolei problemy,bo to co dobre dla nas nie koniecznie jest dobre dla dzieci.Czeka nas być może samotność a może inne,kolejne piekło, kłopoty wychowawcze, wyrzuty od dzieci, kłopoty finansowe.
Dlatego uważam,że warto reagować wczesnie na zauważone pierwsze niepokojące sygnały,zanim dojdzie do przemocy, zanim nienawiśc zastapi miłośc.Faktem jest mimo wszystko,że na Forum alkoholowe trafiamy na ogól dopiero wtedy, gdy jest za późno na ratowanie czegokolwiek.Tu się dopiero rozgadujemy, uczymy się otwarcie mowić o swoich problemach, analizować je,dostrzegamy że pozwoliliśmy komuś za dużo sobą pomiatać,szkoda,że dopiero wtedy...

Jo-asia - Wto 31 Mar, 2015 07:03
Temat postu: Re: Czy warto bylo?
biegnacazwilkami napisał/a:
wolność daje siłę.

Witaj.
Znam Cię z innego forum
Zmienilas się :)
Lubię Cię czytać.

Kiedyś usłyszałam historię.
Żona zostaje na kilka lat...w domu. Mąż wyrusza na wojnę.
Żona młoda, piękna. Gdy wraca mąż..nie wierzy, że jego żona dochowala mu wierności. Ma władzę. Skazuje ja na stos. Żona, nie buntuje się. Wierzy mężowi. Wierzy mu, że ją kocha. Ona kocha jego.
Stos się pali...a ona nie. Wychodzi z niego żywa.

Miłość daje siłę.
Dobrze, że jesteś i piszesz :)

biegnacazwilkami - Wto 31 Mar, 2015 23:36
Temat postu: Czy warto bylo?
Miło,że mnie pamietasz Jo-asiu, ale o tej historii to ja czytałam na fejsie trochę inaczej:
Król Artur wyjeżdżał na krucjatę i postanowił, że kupi swej żonie pas cnoty. Poszedł do kowala, a ten mówi, że ma najnowszy krzyk mody - pas z gilotynką!
Więc kupił go Artur, założył żonie, zabrał klucz i pojechał. Po paru latach wrócił i oczywiście chciał sprawdzić rycerzy okrągłego stołu, czy nie uwiedli mu żony. Postawił ich w rzędzie i kazał spuścić spodnie: 11 miało obcięte filutki, wyjątkiem był Lancelot...
Król załamany:
- Moi wspaniali rycerze okazali się bandą hołoty! Na nikogo dziś nie można liczyć! Tylko Ty - wierny Lancelocie mi się ostałeś... - i spojrzał wyczekująco na Lancelota, by ten coś powiedział.
Lecz Lancelot milczał...


Też widzę że się zmieniam,robię co mogę,żeby zatrzymać czas...niestety, w ostatnią niedzielę np. wstałam o 8,30 patrzę, a tu już 9,30...i tak nic z tych planów nie wychodzi:)
Na dobranoc i na pocieszenie:
https://www.youtube.com/watch?v=dpcDE5d7K7I

biegnacazwilkami - Czw 09 Kwi, 2015 00:33
Temat postu: Czy warto bylo?
Mineły kolejne Święta, w dzieciństwie oczekiwane z radością , czas ciepłych i serdecznych spotkan rodzinnych, ładowanie baterii na kolejne miesiące codzienności.Stopniowo , bedąc mężatką z obawa oczekiwałam kolejnych Świąt, teraz oznaczały dodatkowe okazje do męskich wyskoków na "jednego", nocne powroty chwiejnym krokiem męża...po rozwodzie samodzielność kosztowała mnie dwa razy więcej obowiązków za cenę odzyskania wolności, same z córką i lesniczym szukałyśmy choinki po zasypanym śniegiem lesie na ostatnią chwilę, po nocach pitrasiłyśmy potrawy ze stałej listy świątecznej by paść na pysk w noc wigilijną i slabym acz radosnym glosem zanucić Ciiicha noc...,rozwód był 30 listopada...do stołu zasiadła jednak rodzina w komplecie.
Tak przez wszystkie kolejne święta, teraz swobodnie oczekiwane bez stresu i strachu o to,że jakiś pijany belkot je zepsuje. Już nie byly symbolem towarzyskich pijatyk,ale...pojawił się nowy alko w moim zyciu, ukochany W. W pił dla odmiany tylko w swięta, zapijał odsyłany na okres świąt do swojego domu, do rodzicow, ojca którego nie znosil z wzajemnością. Za każdym razem bylo gorzej z przerwaniem ciągu, w zasadzie nie wychodzil z nich bez odtrucia na szpitalnym oddziale, aż przy kolejnym zapiciu, sądzę że w ataku padaczki alkoholowej która zaczęła się pojawiać po nagłym odstawieniu alkoholu, zmarl. Długo walczyłam o ustalenie okoliczności tej smierci, śmiesznie wierząc, że jest na to jakieś prawo...wreszcie odpuścilam, kto się interesuje śmiercią jakiegoś nie ważnego alkoholika, skoro w przypadkach ludzi ze świecznika nie ujawnia się prawdy(vide:serial Służby specjalne)prokurator powtarzający jak automat: ja tu widzę samobójstwo...W zwykł powtarzać:jesteś moim odwykiem, chociaż odbył trzy terapie stacjonarne, brak samodzielnej egzystencji i stalej pracy doprowadzil go tam gdzie jest obecnie...wielu innych absolwentów Stanomina i mu podobnych, wypuszczonych za bramę , bez szans na zmianę starego życia tak własnie kończy.Długo myslałam,że gdybym nie odsyłała W do domu, żyłby...może...dziś nie jestem już taka pewna tego. Pojawił się mianowicie Trzeci, kolejny alkoholik.Zanim tu zamieszkał, zapytałam dzieci i rodzinę czy go zaakceptują, oczywiście że po dwóch kolejnych pogrzebach ex męża i przyjaciela z rezerwą,ale się zgodzili.Tak więc Trzeci na wyrost, na kredyt wręcz z marszu uzyskal to, o czym W zaledwie marzyl:akceptację, jakby nową rodzinę, w czasie spotkań rodzinnych zero alkoholu, aplauz za wyniki w pracy w gospodarstwie...cóż, raczej nie widzę żeby miało to dla niego jakieś wyjątkowe znaczenie.Coraz bardziej jest dla mnie jasne, że każdy alko jest indywidalnie inny,Trzeci jest jak zamrożony sopel lodu, zero uczuć, obniżona samoocena, skłonność do strzelania fochow o byle co...zamknięty w sobie, jest tu już 10 miesięcy , stworzył pozory że inni myslą, że jestesmy parą, ba, w miasteczku mówią o nim: mąż(niby mój) a my nawet kumplami nie jestesmy.
Jestem tym zaskoczona i zmartwiona, mówię mu: Trzeci,szkoda że tu przyjechałe s, szoda ,bo straciłam przyjaciela,wczesniej byl serdeczny , interesował się wszystkim co mnie dotyczyło, spotykaliśmy się, pisaliśmy i bylo miło. Odkąd zamieszkał ze mna, bardzo przyklłada się do pracy, za to zupełnie nie dba o miłą atmosferę między nami, źle znosi spotkania rodzinne i Święta, albo je przesypia albo zwiedza okoliczne lasy.Nie chce rozmawiać ze mną, wychodzi, więc najpierw w takich sytuacjach pisałam mu maile...powiedział,że ich nie czyta...to przestałam.Za to w kalendarzu na biurku narysowałam mu smutaski-mordki z buzią wygiętą w podkówkę, w dni które nie jadł ze mną, szwendał się zdala...ale i to zarzuciłam, bo po co?Zaczynam nie zwracać uwagi na jego humory.Na szczęście nie muszę już gonić za nikim, wiem, co to motyle w brzuchu...czuję spokój i radość na wspomnienie innych czułych ust, oczu i rąk...

biegnacazwilkami - Czw 09 Kwi, 2015 00:46
Temat postu: Czy warto bylo?
Czasami , może nawet zawsze, pada pytanie:dlaczego znowu kolejny alko?W dodatku ...trzeci?Z doświadczenia swoich trzydziestu kilku lat w związkach wiem,że w przeciętnym związku-małżeńskim czy innym tak na prawdę nie ma miejsca na rozmowy, nie otwiera się przed partnerem, o swych myslach opowiada się czasem innej osobie, koleżance, siostrze, kumplowi,ale nie partnerce. Tu, na forach alkoholowych spotykam ludzi płci obojga skłonnych do rozmów, są po terapiach, w trakcie terapii, to pewnie ich otwiera, jak mnie.To chyba w moim przypadku jest przyczyna,że kolejny mój kolega, jak teraz go przedstawiam, to Trzeci alko. Poza tym, tu gdzie mieszkam, kończy się nawet internet...nie ma wyboru:)
biegnacazwilkami - Nie 12 Kwi, 2015 00:25
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziś mój domowy Baran ma Urodziny,zamordował na to konto jedną kurę i zrobił świetny domowy rosół, cóż,przyłączyłam się z sernikiem i tortem z owocami, życzenia mam krótkie na tę okazję:
Trzeci, zyczę nam kolejnych 24h bez twoich fochów...

DanaN - Nie 12 Kwi, 2015 08:59

"Czy warto...?"
Myślę, że nie - dopóki "nie posprzątasz w sobie samej"
Kiedy masz brudne buty, to gdzie byś nie weszła to narobisz śladów.

Szukasz na zewnątrz, a nie w sobie.
Oczekujesz od kogoś, że ktoś da Ci szczęście. To nie możliwe.
Nie oczekuj tego od kogoś, zwłaszcza że ten ktoś nie ma prawa Ci tego dać, bo też ma w tym braki. Nie dasz czegoś czego nie masz.

P.S. Podoba mi się "Twoje pióro"

biegnacazwilkami - Nie 12 Kwi, 2015 23:47
Temat postu: Czy warto bylo?
Myślę, że nie - dopóki "nie posprzątasz w sobie samej"
Robię to od nie pamietam kiedy, sadzę,że większość z nas więcej "sprząta" ,roztrząsa swoje wnętrze niż żyje bieżącą chwilą. Chwila. Chwila szczęścia, to już było, super,że to znam, to grzeje w zimną i ciemną noc, rozświetla pochmurny dzień, wywołuje uśmiech , usmiech do wspomnień, gdy kolejny zawód wygina usta w dół...W różnych okresach życia różnie nazywamy , określamy szczęście. Był czas, gdy szczytem marzeń był spokojny wieczór, noc bez cichych łez, szczęściem był po prostu spokojny dzień bez awantury. Był czas, gdy w deszczowy dzień wchodziłam do swojej firmy a moje dziewczyny się smiały: Dorota, ty cała promieniejsz, jakbyś słońce połknęła..., Teraz szczęściem było by życzliwe towarzystwo, odwzajemnione zainteresowanie, wiele wspólnych zainteresowań, wzajemna troska codzienna, wzajemne zrozumienie bez słów, mam to i na pewno jeszcze wiele więcej, mogę to dać i pomnożyć , jesli to z kimś podzielę:)Nie oczekuj, to się nie rozczarujesz, znane i prawdziwe hasło współuzaleznienia, pamiętam. Pomaga w ciężkiej sytuacji. Ja nie mam już ciężkich sytuacji, radzę sobie, a nawet pomagam przetrwać innym. To co wyrabia Trzeci, jak mnie oszukał, nabrał udając zainteresowanie moją osobą, przyjmuję jako konsekwencję mojej lekkomyślności i nie czytania znaków oczywistych.Teraz po nie wczasie widzę,że powinnam się zastanowić. Z drugiej strony, kto normalny dałby się wrobić w taki układ: nie młoda kobieta, zero kasy, praca od szóstej rano do późnej nocy i absolutny zakaz picja alkoholu, gorzej jak w zamkniętym ośrodku ,prawda?Chętnie "przytulę" jakieś nie spodziewane szczęście, ale już nie gonię za nim. Tymczasem przyglądam się swemu Baranowi, z rozpędu gram nawet często rolę "żony",ale.... pewnego dnia , gdy pracy zabraknie, nie będzie powodu żeby tu dalej byl. On zaś jakby o tym nie myslal, nie buduje sobie korzeni, nie dba o żadne więzi. Ale Urodziny dziś miał wyjątkowo udane, mieliśmy niespodziewanych gości, moja rodzina traktuje go jak członka rodziny, serdecznie i z szacunkiem, nie mam serca psuc tych pieknych złudzeń. Na razie nie mam.

Klara - Pon 13 Kwi, 2015 07:39

biegnacazwilkami napisał/a:
Trzeci, jak mnie oszukał, nabrał udając zainteresowanie moją osobą,

biegnacazwilkami napisał/a:
pewnego dnia , gdy pracy zabraknie, nie będzie powodu żeby tu dalej byl.

Właściwie w jakim charakterze jest u Ciebie "Ten Trzeci"? - Jako robotnik, jako sublokator, czy jako przytulanka?

biegnacazwilkami - Wto 14 Kwi, 2015 00:23
Temat postu: Czy warto bylo?
Dobre pytanie,Klaro, własnie szukam na nie odpowiedzi...,w swoim teście wyboru powinnas dodać punkt: inne, bo raczej żadna z wymienionych opcji nie ma miejsca. Nie jest robotnikiem, nie ma na to zdrowia, jest raczej specjalistą d/s hodowli producentek zdrowej żywności, powprowadzał w moim gospodarstwie mnóstwo innowacji i usprawnień, wciąż szuka sposobów jak sobie(i mnie przy okazji) oszczędzić pracy, co jak wiadomo jest źródlem wszelkich wynalazków i usprawnień. Można by powiedzieć,że jest sublokatorem, gdyby nie to, że piorę mu i gotuję, wyganiam do lekarza, znoszę jego chrapanie gdy śpi obok mnie....,rządzi też pilotami jak jakiś mąż nie przymierzając..., nie jest też przytulanka, niestety...., jest kompletnie a seksualny.
Myślę, że nie jest to jakas nadzwyczajna , odosobniona sytuacja, często na wsi pojawiają się ludzie wytrąceni z normalnego życia, rozwodem, utrata mieszkania, pracy, którzy za utrzymanie i kąt do spania pomagają w gospodarstwie. W tym jednak przypadku warunki pobytu Trzeciego miały byc inne..., jak na razie skupił się na jednym, głównym warunku: nie pije. Chyba. W każdym razie nie złapałam go na tym.

biegnacazwilkami - Wto 14 Kwi, 2015 00:48
Temat postu: Czy warto bylo?
Gdy byłam ostatnio z towarem w dużym mieście, wśród ruchu samochodów, świateł i ogólnego harmidru , stojąc w korku zauwazylam parę, dwoje wiekowych już ludzi, on wsparty na lasce, w grubych okularach, ona dobrze opatulona chusta ...szli z trudem pewnym trzymając się za ręce...może nie koniecznie z miłości, bardziej z konieczności wzajemnego wspierania sie, by jakoś przedrzeć się na druga stronę ulicy zanim znowu będzie czerwone...uff, udało się,dalej poszli chodnikiem a ja żałowałam, że nie zrobilam zdjęcia..., gdy wspominam te sytuacje,zadaje sobie pytanie: z kim chciałabym się tak zestarzeć, iść razem za ręce aż po kres?Z kim zanucę razem:
https://www.youtube.com/watch?v=oLA7wt-19yU

Klara - Wto 14 Kwi, 2015 07:30

biegnacazwilkami napisał/a:
warunki pobytu Trzeciego miały byc inne

Może on nie jest w stanie sprostać Twoim wymaganiom?
Może oczekujesz od niego czegoś, czego on nie posiada?

pietruszka - Wto 14 Kwi, 2015 09:57

biegnacazwilkami napisał/a:
zli z trudem pewnym trzymając się za ręce...

a może przedwczoraj właśnie poznali się na wieczorku dla emerytów?

biegnacazwilkami napisał/a:
może nie koniecznie z miłości, bardziej z konieczności wzajemnego wspierania sie,

Dawniejsze małżeństwa, czasem aranżowane przez rodziny miały jeden plus - zwykle nie niosły ze sobą takich nadziei, oczekiwań jak współczesne, oparte często o rzekomą miłość, albo gorzej tylko zakochanie, czyli chwilowy szał hormonów. Dawne małżeństwa były bardziej przyziemne, oparte na rzeczywistej wymianie usług, uzdolnień, majątku, a "miłość przyjdzie z czasem". I chyba znacznie częściej ludzie rzeczywiście docierali się, dopasowywali, przywiązywali, bez oczekiwań na szał ciał do osiemdziesiątki. Oczywiście, pewnie niejedna nasza prababcia jak Barbara Niechcicowa marzyła o dawnej, romantycznej miłości, z liliami ze stawu, jednak z czasem zaczynając kochać tego swojego Bogumiła taką zwykłą, codzienną, przywiązaną miłością. Teraz często zapominamy, że związek trwały to taki, nad którym pracuje się codzienne w czasie tych "nocy i dni". A nenufary szybko więdną, szczególne gdy pachną alkoholem.

adania - Wto 14 Kwi, 2015 10:25

biegnącazawilkami
Nie piszę, że to ma związek z Tobą. Za mało znam Ciebie i Twoją historię. Ale mam podobny przypadek. Podobny w tym że właśnie mi przyszedł na myśl. Mam adoratora, nie jest idealny, ma wady, ale ja czuję się lepsza i irytują mnie jego lęki, strachy, potknięcia. Chciała bym go zrobić/ulepić na swojego księcia. Złapałam przeciętnego faceta i przerabiam go na ideał.
Zdaję sobie z tego sprawę i jak najbardziej uczę sie i uczę pokory wobec Tego co postawił mi na drodze Bóg, czyli Siła Wyższa.

Dlatego ze swojej perspektywy przypuszczam, ze nie doceniasz tego co masz.

biegnacazwilkami - Śro 15 Kwi, 2015 00:01
Temat postu: Czy warto bylo?
Może on nie jest w stanie sprostać Twoim wymaganiom?
Może oczekujesz od niego czegoś, czego on nie posiada?

Tak własnie teraz to widzę,chociaż wcześniej wprowadził mnie w błąd sugerując,że chce wypełnić pustkę jaką zostawił po sobie mój zmarły przyjaciel, ofiarowując mi swoją pomoc i przyjaźń. Teraz widzę,że nie wie co to przyjaźń, może jej nie zna, może to jego życie nauczyło:nie oczekuj, nie będziesz rozczarowany...

biegnacazwilkami - Śro 15 Kwi, 2015 00:33
Temat postu: Czy warto bylo?
Pietruszka, rzadko dziś można na ulicy spotkac zarówno dwoje czyli parę staruszków po osiemdziesiątce jak i matkę z niemowlęciem w wózku, wymieramy, wymieramy osobno, nie parami. Wymieramy również z powodu alkoholu , panowie idą tu przodem. Ale jest dla mnie zawsze bardzo wzruszające, gdy jednak widzę taką pare...mam obok swego stanowiska pracy zdjęcie swoich rodziców, mama wsparta na laseczce, ojciec wyprostowany jak struna, sa jak opoka dla nas kolejnych pokoleń. Nie byli szczęśliwym małżeństwem, w godle rodzinnym mamy wpisane na pierwszym miejscu :poczucie obowiązku. Jak się czegoś podjałes, zrób to, wyszłaś za mąż, bądź konsekwentna. Dlatego w młodości zamiast szukać wyjścia, pomocy w problemach z rodzącym się alkoholizmem mojego ex, radziłam sobie sama, jak umiałam. Taka np "Interwencja kryzysowa", w moim małżeństwie zdałaby egzamin na 90%. Na samym początku,ale....tylko zanim doszlo do przemocy. Wszystkie dalsze rozwiązania były połowiczne, zadawalały tylko część z rodziny. Teraz gdy nie żyje zarówno mój ex jak i Przyjaciel, jest szansa że jesli się zwiążę z kimś, kto powiększy, a nie podzieli rodziny, będzie to trwały związek partnerski.
Nawiasem mówiąc, Bogumił i Barbara Niechcicowie sa fatalnym przykładem małżeństwa. Bogumił, piekne imię i kiedyś może napiszę, jak pewnego razu do naszych drzwi, zastukal Bogumił-alkoholik...

biegnacazwilkami - Śro 15 Kwi, 2015 00:57
Temat postu: Czy warto bylo?
Adania, facet który u mnie zagościł przez moją lekkomyslność, jest debeściakiem, to na prawdę atrakcyjne ciacho: ciuchy w rozmiarze 4XL, nie wiem, skąd je brać nawiasem mówiąc..., wiekiem pasowałby raczej do Ciebie niż do mnie, zanim tu przyjechał, byl dowcipny i inteligentny, pisywal mi dziennie dziesiątki maili, ach, jak się interesowal co robię, gotował dla mnie jak przyjeżdżalam na randkę...mówił do mnie Kicia...,przytulal mnie i nawet na środku wsi mnie pocałowal,pewnie żeby ludzie widzieli: oto ta kobieta jest zajęta..., pytałam: misiu, czy ty mnie kiedyś poprosisz o kocią lapkę? Ależ oczywiście, masz to jak w banku...cóż, bank wymówil mi umowę, misiu zaś dość często chodzi wkur..., bo ani się nie napije ani nie pokocha, to jaki ma chodzić...?
Ale z drugiej strony, doceniam to,że to on wstaje o 6 rano, że nie ma narzędzia elektomechanicznego którego by nie obsłużył, że gospodarstwo ma gospodarza, oraz że stopniowo więcej ma dobrych dni . Chodzi na spotkania grupowe z terapeuta, raczej jeździ i to dość daleko raz w tygodniu. Sam się na stacjonarna wczesniej zapisał, po miesiącu wyszedl z niej, twierdząc, że to mu nie potrzebne.W zasadzie nie wiedziałam, jaki z niego alko, teraz wiem i mu to mówię: masz zły kontakt z ludźmi.

olga - Śro 15 Kwi, 2015 05:50

Widze, ze masz wybitne zdolnosci przyciagania samych alkoholikow do siebie........taka samarytanka jestes? to wolny wybor czy koniecznosc?
zołza - Śro 15 Kwi, 2015 07:29

Czytam te Twoje opowieści z wielka przyjemnością jak dobrą powieść . Trochę historii , trochę romansu , psychologi , wiele epoki "pozytywizmu " a trochę mesjanizmem nawet trąci. Ty - biegnąca z wilkami ( uważam że nigdy z nimi nie biegłaś w stadzie a raczej obok - na odległość , którą sama wyznaczasz) Samotna wilczyca w świecie , który gdzieś tam po drodze zmienił się nie do poznania a Ty tego nawet nie zaważyłaś. Nie zauważyłaś bo aby zobaczyć świat wokół trzeba czasami głowę odwrócić w rożne strony , nie wystarczy patrzeć tylko na wprost ...wilk z klapkami na oczach przestaje być wilkiem - Zew natury pcha go do przodu , dalej i dalej a wszystko co zostaje w tyle , zostaje niezauważone , nieważne ... Samotna wilczyca - nie ma już sił toczyć walki o silnego samca ...zresztą i po co - nie musi walczyć o jedzenie i łączenie się w pary . Po prost bierze tego co odstaje od stada ...Też samotnego i biegnącego obok. Żadne z nich nie oczekuje więcej . Zranione zwierzę potrzebuje przystani tylko przez okres czasu gdy liże swoje rany , a gdy te zaczynają się zabliźniać zrywa więzi i usiłuje biec dalej .
To Twój las - nie ma w nim miejsca na drugą "Alfę ".

biegnacazwilkami - Pią 17 Kwi, 2015 23:52
Temat postu: Czy warto bylo?
.taka samarytanka jestes? to wolny wybor czy koniecznosc?
no,fakt,jestem samarytanką,ale spokojnie,to nie jest zaraźliwe,zwłaszcza przez internet...
co do twojego wpisu, Zołza, chciałam swego czasu zmienić nicka, gdy zauważyłam że Wilków już po prostu nie ma,same farbowane kundle lub pies ogrodnika , chciałam zmienić,ale uczyć się od nowa tych nicków i haseł, już nie na moją głowę...poza tym jedyny jaki do mnie pasuje, to ten, jakiego Ty używasz, koleżanko:). A poważnie:
Książka Clarissy Pinkoli Estés pt Biegnąca z wilkami która natchnęła mnie swego czasu do szerokiego wejrzenia wgłąb siebie, to nie jest łatwa lektura na jeden wieczór, trzeba ją raczej studiować po kawałku, jest adresowana do kobiet w każdym wieku poszukujących filozofii na swe życie, pomaga zrozumieć i rozwijac wszystko co dala nam natura.
Wasze wpisy cieszą mnie bardzo, piszę o swoim życiu zewnętrznym i wewnętrznym, pomaga mi to spojrzeć z boku na to o czym mysle, czym żyję, a na drugi i trzeci rzut oka dochodzi się czasem do całkiem innych wnioskow niż na początku.
Czasami nie zgadzam się z Wami, np.
nie musi walczyć o jedzenie i łączenie się w pary
no jak nie musi, jeszcze jak musi, w każdym wieku trzeba jeść i zawsze lepiej smakuje w towarzystwie, wychowalam też obok siebie całkiem nie zgorszą mloda wilczycę alfa i zanosi się na to,że ktoś inny wychowal drugą młodą pasującą do nas jak ulał..., mój młody wilk kłów jeszcze nie pokazuje,ale wierz mi , młodzi pilnują żebym nadążała za zmianami świata wokół nas.

biegnacazwilkami - Sob 18 Kwi, 2015 00:19
Temat postu: Czy warto bylo?
Ponieważ jest to forum alkoholowe, ograniczam się tylko do tematów z tym związanych,ale żyję na co dzień innymi problemami, od kilku lat specjalizuję się w korespondencji z sądami, komornikami, w roku ubiegłym z prokuratorami , administracją państwową różnych szczebli, wszystko po to,żeby jakoś tu egzystować, tu, gdzie 99% w wieku produkcyjnym wyemigrowało za granicę za praca, pozostalismy my, emeryci, renciści i ....własnie, ewentualnie jeszcze alkoholicy. Garść nauczycieli i urzędników,oraz spora gromada straży miejskiej, obsługująca 3 fotoradary.
Trzeci raz w tygodniu udaje się na spotkania terapeutyczne, koleżanki z mojej terapii przesyłają mi czasem pozdro, a razu pewnego do drzwi zastukal rzeczony Bogumił-alkoholik, jak się okazało, kolega z tych spotkań Trzeciego. Przyjechał rowerem 18 km, potem znowu dalej do miasteczka do siostry swojej kolejne 7 i spowrotem znowu 18 do domu, ładna wycieczka. Cztery lata temu żonę stracił w wypadku samochodowym, wychowuje sam 4 dzieci, szuka pracy...,no, nie u nas, niestety. Co robi samotny facet, bez pracy, gdy z rana kilku kumpli, w małym miasteczku wielkości chusteczki do nosa, proponuje mu udział w składkowym winie za udostępnienie kawałku dachu nad głową? Trzeba na prawdę dużo pozytywizmu, w sensie pozytywnego podejścia do zycia, bo pracy od podstaw to się u nas na pewno nie znajdzie, żeby powiedzieć NIE i wyruszyć jak co dzien od domu do domu z propozycją że może coś pomoże, sporo umie, za granicę wszak nie pojedzie, bo te dzieci...jak słyszę, opieka społeczna obmysliła,że każdy podejrzany o alko musi pieczątki z spotkan grupowych zbierać, no to frekwencja zwłaszcza pod koniec miesiąca jest. Czy Trzeci coś korzysta ze spotkań, nie wiem, raczej przymusowa abstynencja i czas dzialają pozytywnie, na zdrowie fizyczne, bo z psychicznym to raczej dobrze nie jest.
Przyszło mi na mysl, czemu Trzeci tak odmienil się diametralnie , odkąd tu zamieszkał: chyba na prawdę nie pije, trzeźwieje , zobaczył w co się wpakowal i owinął się w kokon obojętności jak jakiś jedwabnik lub inny motyl, zobaczymy co z tego kokona wyfrunie...kiedyś...

biegnacazwilkami - Sob 18 Kwi, 2015 00:31
Temat postu: Czy warto bylo?
A jak w sposób naturalny mój nie zamierzony ośrodek zamknięty oddziałowuje na trzeźwiejącego alko? Po pierwsze ma pracę, tak, tak, praca jest zawsze dobrym lekiem na depresje i inne psychiczne choroby, zwłaszcza gdy daje pole do popisu, szansę na dobry wynik, nie koniecznie finansowy, niestety...,ale zapewnia samodzielnośc.
Poza tym, konieczność zajmowania się zwierzętami, własnymi i tymi nie proszonymi...mieszkamy u źródeł Gwdy, własnie przeżywamy inwazję bobrów, są tu od dwóch lat , zbudowały już 3 tamy i żeremie, łąki i las zamieniają na bagno, a nasz dom...w dom nad rozlewiskiem...Nie potrzebuje ktoś czasem kilku bobrów?Chętnie oddam za darmo:)
Wciąż nie doleciały do nas bociany, zawsze dobrze pilnują mi producentek przed drapieżnikami, a tu koniec kwietnia i gniazdo puste....,obawiamy się,czy nagłe trąby powietrzne nie skierowały naszych boćków w jakieś inne strony....

,

Klara - Sob 18 Kwi, 2015 07:48

biegnacazwilkami napisał/a:
Książka Clarissy Pinkoli Estés pt Biegnąca z wilkami która natchnęła mnie swego czasu do szerokiego wejrzenia wgłąb siebie

Próbowałam się zmierzyć z treścią tej książki. Początkowo podążałam za tokiem myślenia autorki, ale gdy przeczytałam, że jest doktorem psychologii etnoklinicznej, ogarnęły mnie wątpliwości.
Psychologia kliniczna jest przecież bardzo blisko medycyny, więc łączenie jej z etnografią, czy tam etnologią wygląda na nadużycie.
Po tych rozważaniach usiłowałam dalej czytać i przebrnęłam nawet przez Sinobrodego i jego knowania, ale na tym skończyła się moja cierpliwość.
Odpadłam. Może intelektualnie nie dorosłam do tych interpretacji :mysli:

pietruszka - Sob 18 Kwi, 2015 11:08

Klara napisał/a:
jest doktorem psychologii etnoklinicznej, ogarnęły mnie wątpliwości.

bo to psychoanalityk jungowski :) Skoro Freud mógł grzebać w marzeniach sennych, Jung zajął się szukaniem drugiego dna w ludzkiej twórczości: w mitach i baśniach. Co, akurat, według mnie, wcale nie jest głupim pomysłem. Wszakże baśnie i mity miały pełnić przede wszystkim rolę edukacyjną, objaśniać świat, a szczególnie właśnie świat dojrzewania i wewnętrznej psychiki - to zwykle te wszystkie motywy dojrzewania bohatera w czasie wędrówki, zmagania się z przeciwnościami i zdobywania na końcu nagrody, czy uwolnienia z dotychczasowej kondycji. Motywy najbardziej znanych baśni, zanim zostały spisane przez braci Grimm, czy Andersena i ubrane literackie opowieści, były wytworem folkloru, opowiadane przez pokolenia dzieciom i pamiętane w tradycji ustnej - stąd takie zainteresowanie baśniami wśród zwolenników psychoanalizy Junga etnologią i szukaniem praźródeł najbardziej znanych opowieści baśniowych motywów, to szukaniem w folklorze pierwowzorów, a nie zadowalając się baśniami literacko przetworzonymi.
Ta wewnętrzna mądrość baśni mnie akurat tez fascynuje, jak ludzie kiedyś objaśniali dzieciom otaczający świat od najbardziej prostych wyjaśnień typu nie przyjmuj cukierków od obcych, bo zrobią Ci krzywdę (Baba Jaga i jej chatka z piernika), poprzez motyw dojrzewania i radzenia sobie z odrzuceniem (Brzydkie Kaczątko) po radzenie sobie ze śmiercią rodziców (Kopciuszek). Te ludowe wersje baśni nieraz ociekały krwią, poruszały trudne problemy takie jak kazirodztwo, pedofilia, itd. Do dziś psycholodzy wykorzystują proste formy bajek do terapii dzieci.

Zresztą, nawet teraz łatwiej wytłumaczyć współuzależnionej jej sytuację posługując się motywem całowania nie tej żaby. Pewne motywy są bez dłuższego tłumaczenia czytelne, choć te motywy czekania na swego księdza w wieży ("Roszpunka") czy w błogiej drzemce ("Śpiąca królewna) akurat we współczesnych czasach robią w psychikach młodych dziewcząt sporo krzywdy, bo zamiast utożsamiać się z głównym bohaterem, który ma je zdobyć, to siedzą i czekają na swego księcia. :wysmiewacz:

Autorka "Biegnącej z wilkami" (skądinąd też przeze mnie cenionej książki) akurat skupiła się na szukaniu baśniowych motywów, które mogą pomóc w przepracowaniu problemów współczesnych kobiet. Przyznaję, książka nie jest łatwa w odbiorze, sama sobie ją od kilku lat poczytuję po kawałeczku, wyłapując to co dla mnie ciekawsze, niejako smakując ją, chociaż kilka motywów baśni, które opisuje Estés dla mnie jest kulturowo obcych, choć nadal uniwersalnych.

A jak komuś się ta tematyka podoba to polecam książkę Bruna Bettelheima Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni czy książkę Jadwigi Wais Ścieżki baśni.

biegnacazwilkami - Nie 19 Kwi, 2015 22:22
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziś z bezradności poprosiłam o Pomoc. Boga poprosiłam,zeby Trzeciemu chciało się chcieć.Żeby mu na czymś/kimś zależało. może chociaż na własnym życiu.Zaczęło się niewinnie, wczoraj zrobiłam dobry obiad, z deserem, a ten nagle że musi pojechać po coś do miasteczka, czasami jeździ, daję mu na zakupy parę groszy, resztę sobie może zatrzymac, nasza zdrowa żywność mimo dobrej jakości nie cieszy się popytem, ledwo zarabiamy na paszę, na pewno nie zarabiamy na jakikolwiek alkohol.Nie tu,gdzie dzieci sąsiadów na chleb nie mają,w domu mam 2 alkomaty, oraz umowę,że na każde żądanie dmuchnie w jeden.No i nie zbadałam nigdy jak to g... działa, Trzeci najpierw usiłował bez przekonania i w nerwach zlekceważyć moją prośbę, potem rozpakował badziewie kosztujące ponad dziesięć zł, w końcu skoro dmuchał a nic nie chciało wlecieć, rzucił na stół i sobie poszedł,na papierosa, żeby za chwilę ...iść spać, zawsze tak robi w krytycznych chwilach, na prawdę zasypia aż chrapie, ledwo głowę do poduszki przyłoży. Po południu wstał, zrobił obrządek i znowu się położył. Od rana pracował w kurniku, ja pojechałam do kościoła. Kościół zwłaszcza na wsi to zawsze dobre miejsce gdzie każda kobieta bez podejrzeń może się udać ,żeby uciec od domowych problemów. Nasz uduchowiony wikary jak zawsze strzelił bardzo udane kazanie pt czy trzeba przestrzegać dekalogu, czy może sami wiemy co jest a co nie jest grzechem i dziura w niebie się nie zrobi, gdy czasem myślą, mową czy uczynkiem zrobimy coś, co nikomu w zasadzie nie szkodzi...tak nam się w każdym razie wydaje..., coś czego Pan Jezus by nie pochwalił....powiedział tak:załóżmy, że jesteśmy drużyną, np piłkarską,że trenuje nas doskonały trener, najlepszy, taki np Jose Mourinho....,stosujemy dietę, plan treningów, aż raz kiedyś nie chce się nam iść na trening, łamiemy dietę a na boisku robimy co chcemy....itd,itd w konkluzji trzeba się zastanowić, czy mając takiego trenera jak Pan Jezus, można z nim dyskutować,czy raczej po prostu stosować raz nadaną na chrzcie taktykę.... Trzeci nie zaznał jak na razie łaski potrzeby pójścia do naszego kościoła.Sądzę,że ma jakiś powód, z przeszłości, może małżeństwo z rozwódką,może co innego. Brak oparcia w jakiejś idei, npp w religii, to jak brak kompasu czy nawigacji w drodze.... Kiedyś wspominałam jak ten sam wikary zadał nam w kościele pytanie:po co ludzie wdrapują się na trudne, czasem pionowe ściany, zdobywają koronę świata, ryzykują życie...odpowiedź brzmi:bo chcą się sprawdzić, stawiają sobie wyzwanie, jak się uda wykonać, rosnie w nich duma i wiara we własne możliwości, analogicznie szczegół po szczególe rozwinął teorię jak to chrześcijanie jak ci taternicy wspinają się ponad własne słabości , czasem upadają ale inni nie pozwalają im spać na samo dno, wiara zaś jest jak lampa czołówka dla ...,no w każdym razie lubię te kazania i chociaż rzadko bywam w kościele, zawsze coś tam skorzystam. Po mszy poszłam zamówić mszę w intencji osoby żyjącej o zdrowie i łaski boże, niestety pierwsza wolna to 16 lipiec...czy Trzeci tu jeszcze będzie, hm, trudno powiedzieć.Dziś wkurzona, że włóczy się nie wiem gdzie(oczywiście po pracy)zapowiedziałam,że jak raz jeszcze wyjdzie bez powiedzenia gdzie idzie i o której wróci, zastanie swoje manatki spakowane do samochodu z nakzem natychmiastowego wyjazdu. Za wiele lat chodziłam od okna do drzwi nasłuchując,czy wróci, czy będzie bardzo pijany itd.Czy Trzeci popija, nie wiem, chyba tak, ma dużą masę, nie pije piwa, więc trudno stwierdzić,ale piskliwy krzyk o byle co....dla mnie oznacza ,że z abstynencją jest coś nie tak,męczy go widać, żadnego pożytku zaś nie ma, poprawy we wzajemnych stosunkach brak, pewnie mu nie zależy. Piszę tego posta,żeby mieć czarno na białym, żeby być konsekwentną w razie co....
biegnacazwilkami - Wto 21 Kwi, 2015 00:24
Temat postu: Czy warto bylo?
Takie nieoczekiwane napady izolacji, nie jedzenia, nie rozmawiania,braku kontaktu psychicznego Trzeci miewa najmniej dwa razy w miesiącu, trwa to dwa-trzy dni, robi swoje i śpi lub włóczy się po okolicy. Potem zaczyna coś zagadywać, ja nie jestem zawzięta, wolę luźną ,swobodną atmosferę, przystaję na to bez powracania co i dlaczego...zaczynamy kolejny raz "normalnie" rozmawiać, żyć obok siebie. Ale dziś mówię mu: Trzeci, jesteś zawodowym kierowcą biegłym w kodeksie drogowym, pilnym kibicem seriali typu Policjanci, Drogówka i inne tego typu, rozumiesz, że na drodze trzeba czasem ustąpić pierwszeństwa,bo będzie kolizja, wypadek, mandat a nawet grzywna,czy tak? Kontynuuję: w tym domu, moim domu obowiązuje też pewien kodeks, kodeks domowy, jesteś tu tak długo a jakoś go nie zauważyłeś, są pewne zasady których trzeba przestrzegać, ustąpić pierwszeństwa, unikać kolizji i wypadków, bo będą konsekwencje..., jak pamiętam, jest taki papier,opieczętowany orzełkiem w koronie, gdzie czarno na białym oświadczyłes,że spotkałeś kobietę która cię rozumie i akceptuje, że ją kochasz a ona kocha ciebie....jest to cytat z pisma rozwodowego Trzeciego, zaskutkował tym, że na drugiej rozprawie(pierwsza była zanim się poznaliśmy) rozwód sąd orzekł. Pozew wniosła żona z powodu alkoholizmu Trzeciego, nie opisując w zasadzie skutków tego picja, o przemocy słowa nie bylo. Kontynuując: mówię , Trzeci, jakoś ja żadnej miłości tu nie widzę, zastanów się jaką rolę tu odgrywasz,albo się zastosujesz do naszego domowego kodeksu albo sobie szukaj innego miejsca. Coś ci ta abstynencja nie wychodzi, zamiast lepiej, jest wciąż tak samo, nawroty, głody itp, zamykasz się jak konserwa, ciśnienie rośnie nam obojgu a mnie to nie jest potrzebne. Mnie jest potrzebne miłe i przyjemne towarzystwo, więc albo się zastosujesz albo nie marnuj mojego i swojego czasu. Żadnej odpowiedzi, pojechał po wióry do gniazd na stolarnię, wieczorem przywróciło mu mowę, jak by nigdy nic przyłączył się do odgrzewania pizzy, którą mieliśmy zjeść w sobotę, zanim "zachorował"....
biegnacazwilkami - Wto 21 Kwi, 2015 00:53
Temat postu: Czy warto bylo?
Trzeci chodzi na spotkania grupowe z terapeutą, jednak nie sądzę, żeby tam wspominał o naszych milczących dniach, raczej pewnie przechwala się ile to już miesięcy " nie pije"...., lubi wzbudzać zainteresowanie i podziw, jak każdy nie dowartościowany osobnik. A na terapię się chodzi po pomoc, nie po oklaski...chyba sądzi, że jemu pomoc nie jest potrzebna, że daje radę, twierdzi, że nie pije i jest ok. Średnio raz w miesiącu odwiedzam na cmentarzu swego przyjaciela, W....czuję się wtedy lekko i radośnie, patrzę na zdjęcie, na pełgający płomień zniczy....wspominam czułość i serdeczną atmosferę wspólnych dni...., myślę, że to wspomnienie nigdy mnie nie opuści, jak dobrze jest mieć w sercu takie wspomnienia...czy Trzeci był kiedykolwiek kochany..., matka go porzuciła, ojca nie znal, dziadek zmarł gdy miał 4 lata, ojczym , mąż matki ..., alko, powiesił się za ściana gdy akurat Trzeci był tam na przepustce z wojska...Trzeci opowiada o tym beznamiętnym głosem, czasami...lepiej wspomina przyrodnie rodzeństwo , jednak nawet na święta nie wysyła im żadnych życzeń, zadekowal się u mnie jak jakiś "świadek Koronny"....wiedzie życie włóczykija, trochę bezdomnego więc nie zabiega o sprzęty bo to zbędny bagaż w drodze...., komputer, rzeczy osobiste...czasami , jak jest trochę lepiej, nie pewnie planuje jak to wybuduje wędzarnię, postawi kominek w pokoju....,hm, może jednak zastanawia się czy by tu nie osiąść?Tylko jak się poddać rygorowi domowemu, jak sprostać moim wymaganiom....czy chęć osiadłego trybu życia będzie wystarczająca żeby poważnie popracować nad chorobą alkoholową?
olga - Wto 21 Kwi, 2015 05:55

Pieknie piszesz........tylko tak jakby nie o sobie. Cala historia dotyczy tych alkoholikow, ktorzy mieszkali i mieszkaja u Ciebie (bo nie z Tobą). Gdzie Ty w tym wszystkim? Jak Ty sie z tym czujesz? Jestes szczęśliwa? Ja odnoszę wrażenie, że otworzyłaś przytułek dla czynnych alko, coś na wzór noclegowni dla bezdomnych.....tylko wiesz.....w noclegowni warunkiem pobytu jest abstnencja, ktorej zlamanie jest rownoznaczne z utrata dachu nad głową......u Ciebie - nie. Marzysz o tym żeby trzeci na serio zaczął się leczyć, zaczął uczestniczyć w Waszym wspólnym życiu, stał się częścią tego życia. Jednakże to nie zależy od Ciebie, to zależy tylko i wyłącznie od niego. Jesteś silnie współuzależniona vide: usiłowanie badania alkomatem. Sorry, pewnie Cie to urazi ale to jest śmieszne. Czy Ty jestes policjantka czy raczej chcialabys być partnerką? Takie działania nic nie dadzą a wrecz przeciwnie. Jestes kobietą w słusznym wieku kiedy to doświadczenie życiowe podpowiada jak wygląda normalny zdrowy związek. Jego podstawą jest wzajemne zaufanie i wspolne dzialanie na rzecz jego dobra.........tyle, że z alkoholikiem włóczykijem zbudowac sie go nie da......
olga - Wto 21 Kwi, 2015 06:32

Piszesz, że trzeci pracuje u Ciebie w gospodarstwie i wywiązuje sie z tego dobrze. Czyli odgrywa rolę parobka. Nie odczytaj tego żle bo nic takiego nie mam na myśli. Skoro pracuje w gospodarstwie, Twoim partnerem nie jest (choc tego oczekujesz) to jest parobkiem. Tyle, ze w dawnych czasach ktos taki spał w stajni razem z końmi. Dzisiaj czasy są cywilizowane więc takiemu pracownikowi należy się pokoik w jakims budynku gospodarczym, wikt i opierunek i jakas symboliczna zapłata. Żaden normalny, zdrowy i niepijący mężczyzna takiej roli nie przyjmie bo chce od życia czegoś innego. Czynny alkoholik jak najbardziej, jemu wystarczy tyle żeby miał na flaszkę.
szymon - Wto 21 Kwi, 2015 06:44

olga napisał/a:
Czyli odgrywa rolę parobka


idąc Twoim tokiem myślenia, zaraz napiszesz, że to NIEWOLNIK :p

pietruszka - Wto 21 Kwi, 2015 09:37

szymon napisał/a:
idąc Twoim tokiem myślenia, zaraz napiszesz, że to NIEWOLNIK :p

no zniewolony... przede wszystkim przez alkohol

biegnacazwilkami - Nie 26 Kwi, 2015 00:50
Temat postu: Czy warto bylo?
Wdałam sie nie potrzebnie w dyskusję czysto teoretyczną w temacie tzw Twardej miłości...niechby ktoś spróbował ją stosować w domu aktywnego przemocowca...,to raczej on , silny i agresywny pijak twardo egzekwuje "miłość"od partnerki...albo pięścią dziecko uciszy...,to się bardziej nadaje do przedstawienia obrazu twardej miłości.., twarda miłość wobec słabego, prawie umierającego ojca czy matki to już łatwizna i usprawiedliwienie dla wyrzutów sumienia, gdyby nie daj boże ktoś próbowal je wzbudzić nie świadom szkolenia dla współuzaleznionych, nauki zdrowego egoizmu itp.Chociaż tu akurat myslę,że młode pokolenie, prawie nie czytające książek, wychowane na filmach oglądanych jak leci, egoizmu uczyć nie trzeba.
Po za tym z autopsji znam , na swoich młodych, jak się czują dzieci , które pozostawiły ojca , nie na długo, kwestia 3 miesięcy, żeby sam odczuł na własnej skórze skutki swego alkoholizmu.Czują się źle. Oczywiście im tłumaczę że już się nic nie poradzi,nie dbał o siebie i zmarł, jednak to dojrzali ludzie, teraz samodzielnie oceniają sytuacje .
Pojęcia nie mam kto i dla kogo wymyslił termin twardej miłości, pedagogika wychowawcza?Uczymy dzieci żeby były zdyscyplinowane? Przecież to normalne wychowywanie. W odróżnieniu od bezstresowego, daje wyniki. Ale nie u alkoholika.Nie zamierzam sie więcej szkolić w temacie alkoholizmu, Trzeci na szczęście nie jest naszym krewnym, syn ani córka raczej skłonności nie maja,jednak z uwagi na obecność Trzeciego nadal tu piszę, narazie....

Maciejka - Nie 26 Kwi, 2015 06:00

biegnacazwilkami napisał/a:
niechby ktoś spróbował ją stosować w domu aktywnego przemocowca...,to raczej on , silny i agresywny pijak twardo egzekwuje "m



Ja spróbowałam egzekwować twarda miłośc do przemocowca i aktywnego alkoholika. Jak próbował pieści i siły to interweniowała policja. Jak dalej był lew i siłacz to wyrok z odsiadką za znęcanie się nad rodzina . Spokorniał i się uspokoił.
Kat jest katem dopóki ofiara na to pozwala.

Stosowałąm tez twarda miłosc do ojca przemocowca altywnego niealkoholika. Uciekł z podwiniętym ogonem jak tchórz. Postawilam się i mam spokój. Nie włazi w moje życie z buciorami i nie tresuje ani mnie ani moich dzieci bo ja na to nie pozwalam.


biegnacazwilkami napisał/a:
jak się czują dzieci , które pozostawiły ojca , nie na długo, kwestia 3 miesięcy, żeby sam odczuł na własnej skórze skutki swego alkoholizmu.Czują się źle.


Nie wiem jak Twoje ale moim było cięzko nie z powodu , ze go zostawiły tylko z powodu doznanych od niego krzywd i cierpień. Nie mają poczucia winy że tatuś ponosił konsekwencje swoich dziąłań. Tu bardzo dużo zależało od mojej postawy, od tego co im przekazywałam. One wiedzą i wiedziały , ze to było chore, że tak nie wolno postępować i nie wolno godzic sie na takie postępowanie.

My zostawiłyśmy naszego ojca moich dzieci a mojego męża nie na 3 miesiace ale na kilka lat. Nawet jak zmarł to nie dałyśmy sobie wmówić , ze my do tego doprowadziłysmy bo prawda jest taka ,ze my mu alkoholu do ust nie wlewałysmy i nie wyniszczyłysmy mu organizmu, nie pomagałyśmy mu tez pić. To nie my lezałyśmy w rowach, na ulicy, nie czepiałysmy się ludzi i nie niszczyłysmy rodziny. Sam na to sobie zapracował i sam poniósł tego konsekwencje.


Co zrobiłaś ze swoim współuzaleznieniem, jak zadbałąś o dzieci , i nie pytam tu o ekonomiczną stronę ale o emocjonalną, co im przekazałeś, czego ich nauczyłąś?

Maciejka - Nie 26 Kwi, 2015 06:35

Ojciec matke lał , kopal gdzie popadnie, walił pięściami, wywalał za drzwi, najbardziej mnie bolało jak patrzyłam jak on ja wyciagał z domu i wywalał a ona się zapierała i krzyczałą, babka na patrzyła z zadowoleniem . Nie tak bardzo było dla mnie trudne jak on ja lał , kopał jak to wyciąganie na siłe zdomu i wyrzucanie jak psa. Ona na to się godziła całę zycie , jest w podobnym wieku co Ty, nic sie miedzy nimi nie zmieniło. zyją jak pies z kotem i sa sami . Tu dzieci powieliły schematy rodziców. Wszystkie wpakowali się w chore zwiazki/ układy. Żyja, mają rodziny, dzieci, godza się na to i owo dla swiętego spokoju, bo nie wyobrażają sobie zycia inaczej, bo małżeństwo zobowiazuje. Niektórym nawet niexle się powodzi. Nie mi oceniać czy sa szczęsliwe czy nie. Ja postanowiłam to przerwać i udało sie .
Moje dzieci maja 2 obrazy ;
1 Godzic się na takie życie w napięciu, przemocy i ponosić tego konsekwencje
2 Powiedzieć NIE i poszukać pomocy lub wybrac innych partnerów

Nie mam wpływu na ich wybory, na ich lekcje do odrobienia życiowe ale pokazałam im , ze historia nie musi się powtrzać, że zwiazek moze opierac się na szacunku, na poszanowaniu siebie, drugiego człowieka, że zwiazek to dawanie i branie, że można inaczej. Człowiek to nie zwierzę, ma swoją godnosc i czasem trzeba o nia zawalczyć . Pokazałam im, że maja wybór i do nich nalezy jakie zycie sobie wybiorą i na co będą się w nim godzić , do czego dążyć.

Maciejka - Nie 26 Kwi, 2015 09:21

biegnacazwilkami napisał/a:
. Oczywiście im tłumaczę


Mi tez tatuś tłumaczył rozne rzeczy z tym , ze mówił co innego a robił co innego.
Ja poszłam dalej, nie słowa a czyny. Pokazałam im , ze można inaczej, że nie jestem odpowiedzialna za niczyje postępowanie, jestem odpowiedzialna za to co pokazałam, co rpzekazałam swoim dzieciom, jednak nie mam wpływu na ich dorosłe wybory jakiekolwiek by one nie były. Tłumaczyć , mówic to za mało , tu trzeba pokazać swoim przykładem, postepowaniem , zyciem. Podobnie jak od alkoholika wymaga sie czynów tak od zon/ partnerów alkoholikow wymaga się równiez czynów.

biegnacazwilkami - Nie 26 Kwi, 2015 22:56
Temat postu: Czy warto bylo?
Spontaniczna i pełna gniewu wypowiedź, czytałam kilka razy, żeby zrozumieć,skąd ten gniew?Myślę,że życie Cię skrzywdziło bardzo,głównie tym,że nie doświadczyłaś żadnej miłości,wg mnie szkolenie w domu przez ojca nie alkoholika przemocowca to własnie przykład twardej miłości, poza tym nie ma w Twoich postach nic o miłości w żadnej jej postaci. Jest tylko poczucie obowiązku i zwykła samoobrona siebie i dzieci, nie potrzebujesz szukać usprawiedliwienia dla swoich czynów, zrobiłaś dobrze izolując dzieci od przemocy męża i ojca/dziadka. Teraz warto by popracować nad uczuciami innymi od nienawiści. Wszelkie zabijanie uczuć, a tzw twarda miłość służy temu jak najbardziej, doświadczyłas tego w dzieciństwie, jest złe. Człowiek jak i zwierzę zasługuje na szacunek, miłość i dobre traktowanie.
Nie ma sensu licytować się swoimi uczynkami, mamy różne doświadczenia, ja nie musiałam izolować dzieci od ich ojca, to do mnie tylko adresował swa pijacką agresję, zresztą sprawa też sięgnęła prokuratora i potem już pilnowal się , nawet wobec mnie,dlatego mimo rozwodu dzieciom urządzałam wspólne święta z ex mężem, a stopniowo zadbałam o przyjacielskie stosunki z moim byłym, po prostu dało się tak zrobić, gdy stracił urzędowe prawo do jakichkolwiek wobec mnie żądań. Po prostu inny człowiek się stał. Mimo że nadal alko . Zmarł, bo nikt nie zauważył w porę że jest chory. Był sam w wielkim mieście z kilkoma szpitalami wśród rodziny swojej i dobrego kontaktu z dziećmi. Co takiego tłumacze swoim dzieciom, bo z pośpiechu nie zrozumiałas chyba:tłumaczę im , jak przeciętny terapeuta,że pił aż się zapił.Ale one same nawzajem się obwiniają, że może pił, bo był samotny,że zmarł nagle, bo nie miał opieki. Fakt, też tak myslę, że na swej ścianie, wspinaczce do nieba, zerwał najpierw jedną linę, potem poodczepiały się inne, nie dał rady iść , wspinać się dalej..., był za słaby...czasami warto się nad tym zastanowić. W czasie choroby, a trwała tylko 3 tygodnie, ciągle rozmawiał wyłącznie o naszym gospodarstwie, nie miał w całym swoim życiu lepszych wspomnień, umierał trzeźwy w szpitalu, otoczony miłością, trochę za późną, całej dużej rodziny, zmarl godnie i pielęgnujemy pamięć o nim, gdyż moje dzieci nauczyłam że rodzina jest numero uno:), kocha się każdego jaki jest. Być może stać mnie na takie postepowanie, bo dostałam od życie mnóstwo miłości, od dziecka poczynając aż po dzień dzisiejszy. Uczucia, jak tęcza, mają różne kolory, czasem sa to kolory czarne, po prostu. Jednak wybaczcie, miłość nie może być twarda. To skrzywdzone serce otacza się pancerzem obojętności z czasem sycząc jadem nienawiści, ale to przechodzi. Mam nadzieję....

Maciejka - Pon 27 Kwi, 2015 06:11

biegnacazwilkami napisał/a:
Spontaniczna i pełna gniewu wypowiedź,


Wypowiedź jest oparta na faktach i prawdzie , nie ma w niej gniewu. Nie wiem na jaką terapie chodziłas ale na mojej terapii uczono nas i pokazywano jak godzimy sie na xłe traktowanie na własne życzenie, nie wazne czy o tym wiemy czy nie. Swiadomie czy podświadomie. To w interesie tzw. ofiary jest przestać godzić się na przemoc bo tzw. kat ma tu komfort.
Pytasz skąd ten gniew? A ja pytam gdzie go tu widzisz. To jest wypowiedź bez emocji.
biegnacazwilkami napisał/a:
,wg mnie szkolenie w domu przez ojca nie alkoholika przemocowca to własnie przykład twardej miłości,


I tu mamy odrębne zdanie i zupełnie inne. Takie szkolenie robi tez alkoholik. Dziwne jest dla mnie , ze przemoc nazywasz "twardą miłością " . To co robił ojciec i babka to tzw . " czarna pedagogika" nie ma nic wspólnego z miłością , zadną ani twarda ani inna . Za to ludzie mają wyroki i rany na długie lata. Przemoc to przemoc i tyle.
biegnacazwilkami napisał/a:
nie potrzebujesz szukać usprawiedliwienia dla swoich czynów, zrobiłaś dobrze izolując dzieci od przemocy męża i ojca/dziadka.


Nie szukam ani usprawiedliwienia ani niczego innego , nie wiem skad taki dziwny wniosek :shock:
biegnacazwilkami napisał/a:
eraz warto by popracować nad uczuciami innymi od nienawiści.


Pozwól , ze sama zdecyduję nad czym mam popracować.
biegnacazwilkami napisał/a:
Wszelkie zabijanie uczuć, a tzw twarda miłość służy temu jak najbardziej, doświadczyłas tego w dzieciństwie, jest złe.


Nie koleżanko , uczuc nie da sie zabić, można je stłumić , zepchnąc ale nie zabić.Temu własnie służy przemoc a nie twarda miłośc, Twarda miłośc służy min, ochronie siebie, jest oparta na szacunku do siebie, godności i świadczy tez o miłosci do meża/ alkoholika. Dlatego , ze jesteś dla mnie wazny, ze Cię kocham to nie pozwalam żebyś mnie krzywdził. Ty zwyczajnie nie rozumiesz co to jest przemoc, co to jest miłość.
Drażni Cię zwykłe okreslenie "twarda miłość' a to tylko nazwa. Twarda miłosc to sa konkretne zachowania, sposób postepowania inny jak sie przyjęło w rozumieniu miłości.


To prawda nie doświadczyłam miłości w dziecinstwie ale nie prawda jest , ze moi opiekunowie mnie nie kochali. Oni rozumieli to w inny ich , chory sposób. Gdybym nie dostała miłosci w dzieciństwie to bym zwyczajnie nie przezyła a skoro zyje to coś tam dostałąm.
Uczyłam się miłości na nowo, podczas terapii i jak wiesz sa jej różne rodzaje, inaczej kocha sie siebie, inaczej męża/ partnera, inaczej dziecko , wnuka, i naczej rodziców.
Dla mnie miłosc to troska. zaufanie, zainteresowanie, to bycie blisko bez względu na odleglość, to poczucie , ze dana osoba w tym ja jest dla mnie ważna, zalezy mi na niej.
Nie wypowiadam się o miłosci do partnera ponieważ zwyczajnie jestem sama i znam to z teorii. Mam swoją teorie ale nie mam partnera. Nie mam doswiadczenia w tym temacie to siedzę cicho.
Dla Ciebie polecam ksiązki, A . Miller- Zniewolone dzieciństwo. Dramat udanego dziecka, Gdy runą mury milczenia i Bunt ciała. Poczytaj sobie i może zobaczysz o czym tu pisałąś. Niepojęte jak przemoc można nazwać twardą milością.
Ojciec tez tak mówił jak Ty, kocham cię to cie wyśmieję , wyszydze , zrobie z ciebie durnia, zawstydzę cię , wprowadzał taką tyranię bo tak to trzeba nazwać i dodawał ; nie rób tak jak ja, nie zyj tak jak ja. Masz mnie słuchac i sama wiedzieć co masz robic ale na moich zasadach. Gdzie tu jest miłosć, jakakolwiek ? To włąśnie jest przemoc.
Do ojca , męża nie mam nic, przebaczyłam, pogodziłam się ze swoją historia i zmieniłam to czego mnei uczyli, wywaliłam przemoc, agresję , postawe ofiary.



Mnie zastanawia co Ty rozumiesz przez miłość i dlaczego aż tak cię boli określenie ' twarda miłośc'? Tylko zastanawia , nic mi do tego co z tym zrobisz lub nie zrobisz. Nie lubię dawać innym rad bo za mało wiem o ich życiu. uważam natomiast , ze oosba, któa nie odróżna agresji, przemocy od miłosci i uważa ,ze jest to sposób wychowania jest ostatnia do dawania mi jakichkolwiek rad.
biegnacazwilkami napisał/a:
gdyż moje dzieci nauczyłam że rodzina jest numero uno:), kocha się każdego jaki jest. Być może stać mnie na takie postepowanie, bo dostałam od życie mnóstwo miłości, od dziecka


Nigdzie nie napisałąm ,ze nie kocham rodziców takimi jakimi sa , po prostu nic o tym nie napisałam. Nie wiem co kieruje Twoim postępowaniem bo nie znam Twego zycia. MAM wrażenie ,że zwyczajnie boisz się samotnosci. Dzieci poszły w świat, a Ty zostałąs ssama i wyszukujesz sobie facetów z problemami. Ja gdybym się kimś zainteresowała to by musiało mi być z nim po drodze bo same towarzystwo i wspólna praca to ciut za mało.


We wczesniejszym poście padło zdanie jak wyglada stosowanie twardej miłości do przemocowca to Ci napisałam a Ty zobaczyłąś to co chciałąś zobaczyc , wychwyciłaś co chciałąś wychwycić żeby potwierdzić swoja tezę, Twarda miłość jaka twarda miłosć.


We współuzaleznieniu tez są nawroty, dlatego warto zajrzeć czasem do notatek z terapii, pójśc na AL- Anon, czy skorzystac choćby z forum, internetu żeby trzymac włąściwy kurs.

Maciejka - Pon 27 Kwi, 2015 06:50

Niepojęte jak przemoc można nazwać twardą milością.
O ile jakoś moge zrozumieć takie rozumowanie u osoby, która nie wie o czym mówi to ciężko mi pojąc jak przemoc nazywa twarda miłoscia osoba, która twierdzi, ze jest po terapii.

Przypomniało mi się z terapii, jak koleżanka, która mówiła o znęcaniu sie kogoś nad psem i co ona czuła jak na to patrzyła i terapeutka powiedziałą, ze jest potrzebna praca nad przemocą. Pewnie jakaś oddzielna terapia jest na to ja nie wiem. Ja przemoc rozpracowywałam sama, na podstawie ksiazek tak jak nauczyłam się tego od terapeutki. Trwało to dlugo bo i repertuar rodziców i mój był bogaty. Przemoc oparta na poczuciu winy jest wyjątkowo bolesna i zostawia rany na długie lata, czasem do smierci.

zimna - Pon 27 Kwi, 2015 07:04

biegnacazwilkami napisał/a:
na swoich młodych, jak się czują dzieci , które pozostawiły ojca , nie na długo, kwestia 3 miesięcy, żeby sam odczuł na własnej skórze skutki swego alkoholizmu.Czują się źle. Oczywiście im tłumaczę że już się nic nie poradzi,nie dbał o siebie i zmarł, jednak to dojrzali ludzie, teraz samodzielnie oceniają sytuacje


Ja też wiem, zostawiłam ojca, nie na długo na 3 miesiące, zwykle tyle wystarcza. :/
Teraz jestem świadoma i nie mam poczucia winy wiem, że dobrze zrobiłam ale był czas ,że było mi z tym żle. Ponieważ miałam ojca alkoholika i matkę skupiona na nim oraz NA własnej "męce" Matkę która, jedyne co mogła dla mnie zrobić, to władować mi poczucie winy jako normę i pierwsze uczucie, pierwszą reakcje na każdy ból.
Bo moja mama była wspaniała i całe życie sie dla nas poświęcała. I przez całe lata uważałam, moją kochaną mamusie za świętą, ale później , hmmm później zaczęłam sie leczyć
Dziś wiem, że to że miałam poczucie winy po śmierć ojca to Jej wina, bardzo wielka wina.
Miałam taki opór w sobie, przed skonfrontowaniem sie ze swoimi ukrytymi uczuciami do Niej, że wolałam niszczyć siebie. Później wylał się ze mnie cały zal, złość, długo jej nienawidziłam.
Nadal mam do Niej żal większy niż do ojca , to była moja mama, miała mnie chronić, zdradziła mnie i wykorzystała. Wykorzystywała nas jako usprawiedliwienie, dla nic nierobienia ze swoim życiem, jako dowód cnoty i świętości w gehennie z alkoholikiem, ach jak ona sie poświęcała :szok: .
Na terapii DDA wszyscy bez wyjątku mamy podobne uczucia. :/
Ona była trzeźwa, :nerwus: tak ale dziś inaczej to widzę uważam, że była pijana jak ojciec tyle, że na sucho i nigdy nie wytrzeźwiała.
Mama zmarła dawno, tym trudniej było mi rozbijać mur, dziś gdyby żyła pewnie miałybyśmy dobry kontakt ,kocham ją i rozumiem ale w sercu nigdy nie będzie już jak kiedyś. Nigdy nie będzie moją kochaną mamusia, której ufam tak jak dziecko, nigdy -zbyt mocno mnie zraniła i nadużyła zaufania bezbronnego dziecka :( .
Całe życie podświadomie, starałam sie, za wszelką cenę nie być taka jak ona, tak bardzo aż stałam sie taka jak ojciec. :/

Maciejka - Pon 27 Kwi, 2015 07:09

Dziękuje Ci zimna :buziak: za ten post , ja miałam podobne uczucia do ojca. Tu tez juz nigdy nie będzie tak jak kiedyś , nie jest dla mnie Bogiem tak jak kiedyś tylko zwykłym człowiekiem, który kochał mnie tak jak umiał.
olga - Pon 27 Kwi, 2015 07:14

perełka, pełem szacun dla Ciebie :) podzielam Twoje zdanie w tym temacie w pełni, więc nie bede się powtarzać.
Maciejka - Pon 27 Kwi, 2015 07:19

Olga ale taka prawda. Tak mnie uczono i do takich wniosków doszłam sama potem jak pracowałam nad odmrożeniem uczuć , kontaktu z nimi i dopuszczenia ich do siebie a potem dotarcie do pokładów miłości, zrozumienia i wpsółczucia ale stanowczego NIE dla czarnej pedagogiki czy przemocy w białej rękawiczkach tez.
olga - Pon 27 Kwi, 2015 07:25

perełka napisał/a:
ale taka prawda.


dokladnie taka... :okok:

Jo-asia - Pon 27 Kwi, 2015 08:08

"twarda miłość", "zdrowy egoizm".. były etapem odzyskiwania zaufania do siebie, do tego co czuję i odzyskiwania odwagi wyrażania tego.. etapem pozbywania się lęku bycia sobą

I tak jak przemoc, gdzie jej podłożem jest strach
tak przemocą, staje się "twarda miłość" czy "zdrowy egoizm", gdy ich podłożem jest strach, gdy stają się obroną, manipulacją czy próbą kontrolowania kogoś
a czasem zachowania, które można by nazwać przemocą z zewnątrz są... wyrazem miłości

Nadal bywa, że to we mnie wszystko się miesza
wtedy, pomaga mi jedno... zaufanie i odwaga wyrażania, tego co czuję

tego.. nauczyły mnie te pojęcia i nie tylko one ;)

Maciejka - Pon 27 Kwi, 2015 08:15

Jo-asia napisał/a:
I tak jak przemoc, gdzie jej podłożem jest strach

Nie wiem czy strach.....
Spróbowałam wejść w taką sytuację i przypomniałam sobie jedna z nich i pojawiła się bezradnosć, złosc , ze musze coś z tym zrobic , niezgoda na taką sytuację, ze tak nie moze tak być, i lęk o własne życie. Terapeutka powiedziała ,ze przemoc rodzi sie z bezradnosci, jak juz nic nie działa to wtedy w ostatecznosci człowiek sięga po przemoc.

Maciejka - Pon 27 Kwi, 2015 08:19

"twarda milosć' to postepowanie wbrew przyjętym tzw, normom. np; obowiązkiem żony czy okazywaniem miłosci jest sprzatanie po mężu, obsługiwanie go, służenie mu, itp. tymczasem o ile w tzw, zdrowych zwiazkach to jest rodzaj jakiegoś tam układu i to funkcjonuje to w zwiazku tzw, przemocowym, czy alkoholowym to pomaga uprawiac pijaństwo, pogłebia przemoc, wykorzystywanie. Tak myslę.
tu nie ma miejsca na kochanie siebie a tym bardziej drugiego człowieka ponieważ jedno stoi nizej drugie wyżej, nie ma równosci w dawaniu i braniu.

Jo-asia - Pon 27 Kwi, 2015 08:28

perełka napisał/a:
"twarda milosć' to postepowanie wbrew przyjętym tzw, normom

a czyim normom?

moim, mojego taty, mojej mamy... czy społecznym
ja znałam tylko jedne... mojej rodziny i uważałam je za powszechne
mnie, one pomogły znaleźć... własne
choć.. w dużej mierze są "naturalne" a czasem... wyłącznie moje :)

Maciejka - Pon 27 Kwi, 2015 08:44

Dokładnie tak jak napisałaś. Wychowałam sie w rodzinie, która kierowała sie ; Co ludzie powiedzą. Miala jakies tam swoje normy gdzie facet był " królem na tronie" a kobieta służącą, kucharką, sprzataczką , koszem na śmieci emocjonalne faceta itp i itd. Gdzie nie było równosci w dawaniu i braniu.
Potem nauczyłam się innych norm zupełnie innych jak te wyniesione z domu, takich, które służa mi, poprawiają relacje, pozwalaja na rozwoj i kochanie siebie i swiata.

pietruszka - Pon 27 Kwi, 2015 10:47

Dla mnie twardą miłością było postawienie ostatecznego ultimatum, gdy stanęłam przed dylematem: kogo ratować: siebie czy jego. "Kocham Cię, ale nie mogę z Tobą być. Możesz zostać, jeśli podejmiesz od teraz abstynencję i leczenie. Będzie mi się serce krajało z bólu, jeśli wylądujesz pod mostem, jeśli zapijesz się na śmierć, ale już nie mogę dalej tak żyć. Daję Tobie wybór. Twardą miłością była moja żelazna konsekwencja wobec podjęcia przez niego leczenia jako wymogu dalszego bycia razem. Także twardą miłością było podjęcie przeze mnie terapii, szczególnie tych etapów, które wcale nie były dla mnie wygodne, a związane z decyzją zostania razem - zaakceptowanie jego takim, jaki jest, bez upiększeń, danie mu prawa do ponoszenia konsekwencji swych działań, mimo, że się potykał, a tak bardzo chciałam mu pomóc, choć moje współuzależnione serce bolało. Twardą miłością było oddanie władzy, prawa do decydowania w prawe wszystkim, które miałam na wyłączność, gdy on pił.
Dzisiaj wiem, że ta cała twarda miłość bardziej tak naprawdę mnie kosztowała, niż jego. Bo to moje serce krwawiło, gdy po prostu - nie przeszkadzałam w jego trzeźwieniu, które wcale nie było łatwe i usłane płatkami róż. Twarda miłość polega na niepomaganiu tam, gdzie dorosła osoba ma nauczyć się odpowiedzialności. Także na zaakceptowaniu dla mnie niekomfortowych sytuacji, nowego życia z jakimiś tam ograniczeniami. Twarda miłość to nie przytulanie w trudnych chwilach, niezagłaskiwanie na śmierć i niepodkładanie poduszeczki, by się nie potłukł biedaczek. Zwykle - dorosły człowiek wchodzi w dorosłe życie już z jakimś wyćwiczonym zakresem odpowiedzialności , w przypadku alkoholika - bywa często, że dopiero trzeźwiejąc - zaczyna dorastać. Wtedy twarda miłość też nie oznacza bawienia się w troskliwą mamusię, a zajęcie się sobą do czasu, aż partner dojrzeje i stanie się zdolny do tworzenia pełnowartościowego związku.

Takie jest postrzeganie mojej twardej miłości. Czas na przytulanki i tak przychodzi... wcześniej czy później... ale nie chodzi o to, by tulić do piersi swej chłopca, a oprzeć się na silnym męskim ramieniu. :skromny:

She - Pon 27 Kwi, 2015 11:04

pietruszka napisał/a:
Daję Tobie wybór. Twardą miłością była moja żelazna konsekwencja wobec podjęcia przez niego leczenia jako wymogu dalszego bycia razem. Także twardą miłością było podjęcie przeze mnie terapii, szczególnie tych etapów, które wcale nie były dla mnie wygodne, a związane z decyzją zostania razem - zaakceptowanie jego takim, jaki jest, bez upiększeń, danie mu prawa do ponoszenia konsekwencji swych działań, mimo, że się potykał, a tak bardzo chciałam mu pomóc, choć moje współuzależnione serce bolało. Twardą miłością było oddanie władzy, prawa do decydowania w prawe wszystkim, które miałam na wyłączność, gdy on pił.


Pietruszko, to wszystko jest takie moje...
:buziak:

rufio - Pon 27 Kwi, 2015 11:45

I jak by to powiedzieć moje panie -
Ja jestem owocem twardej miłości a ile przy tym nabiłem sobie guzów różnorakich to nabiłem , a ile małżonka kowadeł i młotków,młotów zużyła to JEJ a teraz mam wszelkie rodzaje miłości . I moje zdanie jest takie , że nieraz inaczej nie można ..Bo miłość to nie tylko motylki w brzuchu a i nie raz potrzebna jest pięść (klaps).
I warto było .

prsk

Thomasson - Pon 27 Kwi, 2015 12:31

Twarda miłość, miłość romantyczna, miłość rodzicielska (i co jeszcze?) - zwykłe egoistyczne przepychanki. Miłość jeśli istnieje to jest bezwarunkowa i albo obejmuje wszystko albo nie obejmuje niczego. A te chwile gdy egoizm słabnie i coś tam nowego się pojawia, może i miłość ale przez małe m.
Janioł - Pon 27 Kwi, 2015 12:44

Thomasson napisał/a:
Miłość jeśli istnieje to jest bezwarunkowa i albo obejmuje wszystko
Amen. To tylko w Boskim wydaniu a my biedni i grzeszni ludzie , zmień miarkę.
olga - Pon 27 Kwi, 2015 13:31

Thomasson napisał/a:
Miłość jeśli istnieje to jest bezwarunkowa


juz wczesniej pisalam: miłością bezwarunkową kocha tylko i wyłącznie matka swoje własne dziecko.........aaaaa i pies swojego pana

rufio - Pon 27 Kwi, 2015 16:12


biegnacazwilkami - Wto 28 Kwi, 2015 00:41
Temat postu: Czy warto bylo?
Thomasson napisał/a:
Miłość jeśli istnieje to jest bezwarunkowa i albo obejmuje wszystko albo nie obejmuje niczego.

Tak własnie, dokładnie tak i ja uważam.
Poczytałam raz jeszcze, tylko post Pietruszki można potraktować jako przykład tej nie fortunnej twardej miłości, być może i Rufio chciał poprzeć temat dobrym przykładem, ,ale wzmianka o pięści i klapsie go dyskwalifikuje.Reszta wpisów moje koleżanki podlega pod prokuratora, zarówno kat alkoholik jak i sadysta-ojciec, to sprawy karne a wyroki powinny być surowe. Dziwię się,że chodzicie z tym do terapeutów a oni/one robią wam pranie mózgu szukając uzasadnienia dla zwykłych aktów samoobrony.Nie wyobrażam sobie żadnej miłości z człowiekiem skazanym za znęcanie się nade mną, wybaczyć, być może...zapomnieć -NIGDY.
De facto większość opisanych sytuacji nie ma happyendu, czyli o żadnej miłości nie traktuje.
Dobrze,że to jak sądzę sporo teorii tu czytam, w realnym życiu,zwłaszcza na prowincji zdrowy rozsądek nazywa rzeczy po imieniu bez tych psychologicznych rozprawek. Ja potrafię kochać wyłącznie bezwarunkowo,zaś każde uczucie trzeba pielęgnować, można też pięścią wybić z głowy,Rufio...

biegnacazwilkami - Wto 28 Kwi, 2015 01:18
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziś poprosiłam o film o Billu Wilsonie, nie widziałam go ani za bardzo nie znam działania AA. Zarówno mój zmarły przyjaciel jak i Trzeci nie bierze udziału w spotkaniach AA, zapytałam czemu, bo widzę w internecie że sa w okolicy grupy AA, usłyszałam,że tam chodzą ludzie chwalący się długim stażem, że się wywyższają i nowi źle się z tym czują.Trzeci jesli tak mówi,to słyszał od kogoś,bo sam nie był przecież.Kto robi taką opinię "konkurencji" z AA? Zazwyczaj gdy nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, ruch AA być może urywa klientów płatnym terapiom, jednak jak widzę wyrywkowo etatowi terapeuci też korzystają z Wielkiej Księgi.Dlatego z ciekawością zobaczę fil o Billu W. Zbliża się pierwsza rocznica abstynencji Trzeciego, nie zajmuje się tym zbytnio, nawet nie wiem, jaki to dzień uważa za Dzień Pierwszy, jednak nadmienił ze dwa razy, że razem z innym kolegą z grupy będą tę rocznicę świętować na grupie. Nie wiem, czy mam również jakoś uczcić ten dzień, zwłaszcza że watpię w 100% abstynencji....może kupiłabym jakąś fajną książkę, np Meszuge, nawet jesli nie połknie bakcyla, to sama poczytam, świetne pióro, wiem, bo bywałam kiedyś na jego forum.
Nadchodzi maj, najpiekniejsza pora roku w naszej osadzie, bocianów jak nie było tak nie ma, we wsi obok również...,za to wioska bobrów rozwija się szybko, mają już chyba 4 tamy i rąbią coraz grubsze wiązy. Trzeci wyczytał,że bóbr europejski nie jest pod ochroną , to nasz jaki jest? Kiedyś żył też bóbr olbrzymi wagą dochodzący do 200kg, na szczęście dla nas wyginął, nasze mają ok 30kg, psu prawie głowę odgryzły.Ciekawe, co Jagienka niosła przewieszone przez ramie, strzęp ogona chyba, bo trzydziestokilowy bóbr to by jej chociaż zwisał...?

Maciejka - Wto 28 Kwi, 2015 05:10

Na jaką Ty terapię chodziłaś , ze nie widziałaś tego filmu? Nam pokazali go na jednym z pierwszych spotkan grupowych?
Maciejka - Wto 28 Kwi, 2015 05:18

W tym filmie nie było happy endu rozczarujesz sie , bo tego szukasz i wierzysz w bajki, a bajka to tylko bajka. Wiem jak wyglada zycie na prowincji, na wsi i niejedna/niejeden z nas na niej mieszka lub mieszkał. Twoje zycie wcale nie jest takie wyjątkowe.
esaneta - Wto 28 Kwi, 2015 07:22

perełka napisał/a:
Na jaką Ty terapię chodziłaś , ze nie widziałaś tego filmu? Nam pokazali go na jednym z pierwszych spotkan grupowych?

Perełko, a czy terapia to szkoła a cytowany wyżej film, to lektura obowiązkowa?
Ja zrobiłam 3 terapie i tego filmu nam nie prezentowano.
W zamian za to miałam okazję oglądać filmy traktujące o rolach poszczególnych członków rodziny alkoholowej.
Dla mnie to była cenniejsza wiedza, niźli historia Billa.
Choć ten sobie kiedyś gdzieś później ze zwykłej ciekawości obejrzałam.

Maciejka - Wto 28 Kwi, 2015 07:26

Nie wiem czy obowiazkowa, u nas pokazywali. Kolezanka szuka w kolejnych partnerach tego swojego pierwszego , który nie żyje ale ona z nim się nie rozstała, wyidealizowała go i wybieliła. Szuka tego czego nigdy nie znajdzie. Pisze o zdrowych zachowaniach, a tymczasem zdrowi ludzie nie szukaja zdrowia w " chorych" ludziach.
esaneta - Wto 28 Kwi, 2015 07:29

perełka napisał/a:
Nie wiem czy obowiazkowa, u nas pokazywali. Kolezanka szuka w kolejnych partnerach tego swojego pierwszego , który nie żyje ale ona z nim się nie rozstała, wyidealizowała go i wybieliła. Szuka tego czego nigdy nie znajdzie. Pisze o zdrowych zachowaniach, a tymczasem zdrowi ludzie nie szukaja zdrowia w " chorych" ludziach.

Mnie na terapii uczono, ze każdy ma swój czas i tempo.
Tak, po prostu....

Maciejka - Wto 28 Kwi, 2015 07:31

To tez :tak:
Ja jej nie przekonuję do niczego, nie zgadzam się z pewnymi opiniami i mam odmienne zdanie, tyle.

Maciejka - Wto 28 Kwi, 2015 07:33

Po ukonczeniu takiej terapii jak moja każda z nas miała zrobione podstawy a tu tego nie widzę.
Kami - Wto 28 Kwi, 2015 09:24

olga napisał/a:
pies swojego pana

ale nie zamerda ogonkiem na jego widok....
Thomasson napisał/a:
Miłość jeśli istnieje to jest bezwarunkowa i albo obejmuje wszystko albo nie obejmuje niczego. A te chwile gdy egoizm słabnie i coś tam nowego się pojawia, może i miłość ale przez małe m.

bzdury piszesz Thomasson :bezradny:

rufio - Wto 28 Kwi, 2015 10:11

Mój fragment o pięści i klapsach jest parelelą , dygresja - nie można brać dosłownie - jesteś jak widzę zwolenniczka bezstresowej miłości i wychowania . Tak to nie działa to nie zdaje egzaminu niestety a może stety nie do wszystkich dociera " słowo boże " niektórzy potrzebują słowa " drwala" Ale to ja tak uważam.I tyle. A te dyskryminację to Ty tak odbierasz i "ze swoim zdaniem przeważnie się każdy sie zgadza " ( Monka)

prsk

pietruszka - Wto 28 Kwi, 2015 10:22

biegnacazwilkami napisał/a:
De facto większość opisanych sytuacji nie ma happyendu, czyli o żadnej miłości nie traktuje.

A co rozumiesz jako happy end? On przestał pić i od tego momentu żyli szczęśliwi i bezproblemowo po kraniec swych dni? Umarli w wieku 100 lat na ławeczce w parku, trzymając się za ręce, oglądając zachód słońca i cichutko nucąc Desideraty?
Miłość nie leczy alkoholizmu. Kataru zresztą też.

olga - Wto 28 Kwi, 2015 14:05

pietruszka napisał/a:

biegnacazwilkami napisał/a:
De facto większość opisanych sytuacji nie ma happyendu, czyli o żadnej miłości nie traktuje.

A co rozumiesz jako happy end? On przestał pić i od tego momentu żyli szczęśliwi i bezproblemowo po kraniec swych dni? Umarli w wieku 100 lat na ławeczce w parku, trzymając się za ręce, oglądając zachód słońca i cichutko nucąc Desideraty?


Jesli happy end jest rozumiany w ten sposob, ze on przestal pic i zyli dlugo i szczesliwie to u mnie go nie ma bo on pije dalej a ona mieszka 1000 km od niego, ale jesli by rozumiec happy end w ten sposob, ze ona pogonila go w cholere, wyjechala i ulozyla sobie zycie na nowo........

biegnacazwilkami - Śro 29 Kwi, 2015 13:13
Temat postu: Czy warto bylo?
Happy end jest zawsze wtedy gdy założony cel osiągnięto, najlepiej gdy dobro zwycięża zło ogólnie mówiąc, tylko czemu te filmy i opowieści o dwojgu co to trzymając się za ręce dożyli 100 lat są tak mało popularne....,czemu dziesiejsza kobieta to na ogół singielka , jak wykształcona to raczej bez dziecka, te mniej wykształcone często z jednym lub kilkorgiem dzieci..., jeszcze gorzej z facetami, nie dość że przeważnie też singiel, to jeszcze do późnej czterdziestki będzie się zabawiał xboxem, mięśnie jak u mrówki a bez niebieskich tabletek to mu się korzeń...coś w tv o tym było...Pogoń za karierą , każdy w swoją stronę, na prawdę na posiadanie dzieci powinny być wydawane specjalne zezwolenia.
Większość zaś singli, po powrocie do domku pierwsze kroki kieruje gdzie?Do barku? Własnie, po ciężkim dniu trzeba sobie drinka zrobić, w końcu się zasłużylo...

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 13:15

A Ty go osiągnęłaś?

Ja osiagnęlam w pojedynkę.

biegnacazwilkami - Śro 29 Kwi, 2015 13:40
Temat postu: Czy warto bylo?
Wczoraj razem z Trzecim obejrzelismy film pt Nazywam się Bill W. Do mnie trafił szczególnie ten moment, gdy bohater mówi do innego:
nie ważne czy wierzysz w Boga, nie zaprzeczysz przecież, że chociaż pić nie chcesz, to pijesz...bo jakaś SIŁA cię do tego zmusza, ta siła to nie Bóg-opatrzność która cię ma uratować, ta siła- to wróg, zło, która powoduje że pijesz...itd niestety ani słowa o 12 krokach i Wielkiej Księdze.Za to żona, bardzo walczy o utrzymanie małżeństwa, gdzieś czytałam że nie zawsze był jej wierny, ba, czytałam też że , gdy zony pozostawiają swych złych mężów, ci znajdują pocieszenie u koleżanek alko...ale to ich sprawa, prawda?
Szkoda że nie znałam filmu gdy jeszcze żył mój ex, gdybym razem, rodzinnie pod choinką puściła ten na prawdę pozytywny i niosący nadzieję film...dzieci i ich ojciec na pewno szybciej by zebrali siły do wspólnej, tak, tak, wspólnej walki z tą...SIŁA...nawet gdy ta walka zaczyna się od przyznania bezsilności...jest jednak walką o życie i to często życie rodzinne.
Co zaś mnie trochę mmm..., sceptycznie do filmu nastawia, to słaby wg mnie moment "osiągnięcia dołu" czy jak to nazwac, nawrócenie bohatera..., jasność zobaczył, jasność...prawie światełko w tunelu...., widocznie twórcom filmu zabrakło wiedzy , co i jak się dzieje, że alko zaczyna pracować nad zatrzymaniem swej degradacji.
Mnie zas na naszym polskim podwórku , gdzie alkoholizm jest powszechny,a wyników leczenia brak, inspirują teksty Meszuge , np http://www.alko.opole.pl/alko3-34.html
proszę o niekasowanie tego adresu, no niech ktoś mi tu podrzuci lepszą zachętę do poznania i przepracowania Wielkiej Księgi AA.
Jak nie jestem (narazie:) alkoholiczką, tak chciałabym mieć do czynienia z ludźmi, którzy potrafią tak mysleć i czuć.

Klara - Śro 29 Kwi, 2015 13:45

biegnacazwilkami napisał/a:
tylko czemu te filmy i opowieści o dwojgu co to trzymając się za ręce dożyli 100 lat są tak mało popularne....

...bo życie nie jest bajką. Nie to co film.

Tajga - Śro 29 Kwi, 2015 13:47

biegnacazwilkami napisał/a:
Szkoda że nie znałam filmu gdy jeszcze żył mój ex, gdybym razem, rodzinnie pod choinką puściła ten na prawdę pozytywny i niosący nadzieję film...dzieci i ich ojciec na pewno szybciej by zebrali siły do wspólnej, tak, tak, wspólnej walki z tą...SIŁA...nawet gdy ta walka zaczyna się od przyznania bezsilności

Na prawdę to wierzysz???? :shock:
To tylko film, życie alkoholika nie przeskoczy na inne tory, nie zakręci flaszki po obejrzeniu ruchomego obrazu :bezradny:

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 13:54

biegnacazwilkami napisał/a:
Szkoda że nie znałam filmu gdy jeszcze żył mój ex, gdybym razem, rodzinnie pod choinką puściła ten na prawdę pozytywny i niosący nadzieję film...dzieci i ich ojciec na pewno szybciej by zebrali siły do wspólnej, tak, tak, wspólnej walki z tą...SIŁA...nawet gdy ta walka zaczyna się od przyznania bezsilności...jest jednak walką o życie i to często życie rodzinne.


Współuzależnienie ma się dobrze , kwitnie wręcz . Gdzie Ty chodzłiaś na terapię, tak z ciekawosci , zeby innym odradzic to miejsce :shock:

biegnacazwilkami napisał/a:
Co zaś mnie trochę mmm..., sceptycznie do filmu nastawia, to słaby wg mnie moment "osiągnięcia dołu" czy jak to nazwac, nawrócenie bohatera..., jasność zobaczył, jasność...prawie światełko w tunelu...., widocznie twórcom filmu zabrakło wiedzy , co i jak się dzieje, że alko zaczyna pracować nad zatrzymaniem swej degradacji.
Mnie zas na naszym polskim podwórku , gdzie alkoholizm jest powszechny,a wynikó


koncentracja życia wokół picia i alkoholika zamiast zając sie sobą.
Matka Teresa to chyba umarła ale Pie*****ych sióstr miłosierdzia wciaz multum :bezradny:
biegnacazwilkami napisał/a:
Jak nie jestem (narazie:) alkoholiczką, tak chciałabym mieć do czynienia z ludźmi, którzy potrafią tak mysleć i czuć.


Wszystko przed Tobą a skoro nie jesteś alkoholiczką to wyszukujesz sobie alkoholików i masz takie życie jakie masz, jakby innych ludzi nie było.

rufio - Śro 29 Kwi, 2015 13:55

O matko ! Ale Oz


prsk c44vc

biegnacazwilkami - Śro 29 Kwi, 2015 14:01
Temat postu: Czy warto bylo?
Szczęście nie jest mitem, jest mierzalne, zbadane, odpowiada za poczucie szczęścia hormon, serotonina, mnie osobiście odpowiada zasada 3xS, czyli żeby osiągnąć stan ...powiedzmy szczęścia, potrzebne sa:
słodycze, sport i sex
Słodycze, ech, bez nich świat byłby bardzo, bardzo smutny, lubię je i stosuję sumiennie...
sport, cóż, z kijkami nie latam jak inne babcie, za to od rana przy swoich producentkach wykonuję a to przysiady bo jajka na sciółce czasami się znajdują, regularnie ciężary podnoszę i roznoszę, pasza, stosy jaj, gimnastyka może nie jak w klubie fitnes ,ale utrzymuję się w dobrej jak na swoje lata kondycji, wspinam się na dach, kładę pod samochodem, bo to ja wszędzie się mieszczę, nie spadnę, no po prostu mus.
Punkt trzeci...na razie do tego nie doszlam :)
Jednak i tego punktu lekceważyć nie wolno, równowaga hormonalna jest dla zdrowia zarówno psychicznego jak i fizycznego konieczna, to w czasie zachwiania tej równowagi, przy menopauzie zarówno u pań jak i u panów zaczynają się wszelkie choroby od raka począwszy, ten powszechny rak piersi i inne u kobiet, rak prostaty u panów..., ale i choroby, niedowład nóg, stawów i nóg i rąk, brak smarowidła prosto mówiąc co by te stawy smarował.Skąd wiem? Ano zachorowałam i ja swego czasu, silna, energiczna rzuciłam się firmę sobie stworzyć, po tym jak ex wyjechał, ach, góry mogłam przenosić.Aż przyszła ona, menopauza, późno ale i mnie dopadła. Mój ginekolog po diagnozie skierował mnie do poradni onkologicznej, guzki się pojawiły, systematyczne biopsje trwały aż do czasu czasu, gdy pojawił się mój przyjaciel, W. Miał ręce, które leczyły...lekarz orzekł, co wyżej pisałam, brak równowagi hormonalne, wyrównały się hormony, nie pamietam kiedy byłam na mammografi, wybieram się jednak. No i w kolanach, żadnego strzykania jak na rzaie nie mam... ale w końcu i mnie przyjdzie z kijkiem chodzić, cóż, takie życie:)

rufio - Śro 29 Kwi, 2015 14:04

Przepraszam jest na forum tłumacz ? :mysli:
Klara - Śro 29 Kwi, 2015 14:06

biegnacazwilkami napisał/a:
Szczęście nie jest mitem, jest mierzalne, zbadane, odpowiada za poczucie szczęścia hormon, serotonina, mnie osobiście odpowiada zasada 3xS, czyli żeby osiągnąć stan ...powiedzmy szczęścia, potrzebne sa:
słodycze, sport i sex

No i wreszcie zeszłaś na ziemię :D

Myślałam, że ciągle żyjesz w filmowym Matrixie :D

yuraa - Śro 29 Kwi, 2015 14:34

biegnacazwilkami napisał/a:
niestety ani słowa o 12 krokach i Wielkiej Księdze.Z

akcja filmu dzieje się w 1935 roku, Wielką Księgę po raz pierwszy wydano drukiem w 1939,
program 12 Kroków sformułowano w 1938
te informacje mam w głowie ale Meszuge też o ich pisze :)
http://www.alko.opole.pl/alko0-9.html
biegnacazwilkami napisał/a:
sceptycznie do filmu nastawia, ........., jasność zobaczył, jasność.

czemu mam nie wierzyć założycielowi AA skoro w kilku miejscach w literaturze wspolnoty jest o tym napisane,
ja osobiście widziałem jakąś ciemna postac w kapturze a sam w domu byłem.
stał dziad przy drzwiach od balkonu i sie głupio usmiechał

biegnacazwilkami - Śro 29 Kwi, 2015 15:21
Temat postu: Czy warto bylo?
Yuraa, na pewno te informacje sa dostepne i dla mnie,ale rozmawiamy o filmie,bądź co bądź biograficznym i nie tylko, to dla przeciętnego widza, np dla mnie jest też interesująca historia ruchu AA, ruchu który od lat trzydziestych trwa już lat ...czy ja dobrze liczę? 80 lat?W takim filmie powinny się znaleźć jak w pigułce wszystkie informacje zwłaszcza jesli sa potwierdzone, przekazywane przez pokolenia . Przyznam, że swego czasu raczej szukałam wiedzy medycznej, naukowej o alkoholizmie,ze względów oczywistych, jestem z wykształcenia chemikiem co to wierzy tylko w to co mędrca umysł i oko dostrzec mogą....ruch AA wydawał mi się coś jak świadkowie jehowy, którzy wstępu nie mają na moje podwórko z powodu nachalnego nawracania, mam swoją wiarę,wystarcza na moje potrzeby.Ogólnie najbardziej lubię własnie książki i filmy biograficzne , gdyż życie każdego człowieka jest nie powtarzalne i zaskakuje historiami jakich by żaden pisarz nie wymyslił, również życie zwykłych jak my ludzi. To nie samowite, jak taki zwykły makler giełdowy bez wykształcenia miał w sobie taką intuicję żeby zauważyć iż rozmowa, rozgadanie problemu ,pomaga na chorobę duszy.Gdyby był dobrym człowiekiem, wystarczyłaby zwykła spowiedź, po to ją wymyslono, dla oczyszczenia duszy, sumienia.Ale alko się wstydzi, boi , jedynie drugi , nie lepszy od niego...itd.Fajne.
Cóż, w dobie egocentryzmu, wyścigu szczurów, upadku rodziny skazani jesteście jako przyszłe pokolenia na kozetkę u psychoterapeuty który za pieniądze wysłucha tego co kiedyś wysłuchalby przyjaciel, rodzic czy brat.

yuraa - Śro 29 Kwi, 2015 15:46

nadal uważam że film jako traktujący o genezie AA zawiera wszystko co powinien zawierać,
zainteresowani problemem a jest to naprawdę znikomy ułamek społeczenstwa znajdą potrzebne informacje,
mogą nawet zrobić o tym film jak też o dalszych losach Lois pierwszej alanonki
biegnacazwilkami napisał/a:
Gdyby był dobrym człowiekiem, wystarczyłaby zwykła spowiedź,

pozwolę sobie mieć inne zdanie, ja po zwykłej albo i niezwykłej spowiedzi bo Wielko Piątkowej
no u zwykłego księdza w każdym razie
prosto z konfesjonału poszedłem pić .
nastepnym razem wybrałem księdza który wyglądał na pijaka- trafiłem.
biegnacazwilkami napisał/a:
Cóż, w dobie egocentryzmu, wyścigu szczurów, upadku rodziny skazani jesteście jako przyszłe pokolenia na kozetkę u psychoterapeuty który za pieniądze wysłucha tego co kiedyś wysłuchalby przyjaciel, rodzic czy brat.

a w to proroctwo powątpiewam mocno

olga - Śro 29 Kwi, 2015 16:15

biegnacazwilkami napisał/a:
Szkoda że nie znałam filmu gdy jeszcze żył mój ex, gdybym razem, rodzinnie pod choinką puściła ten na prawdę pozytywny i niosący nadzieję film...dzieci i ich ojciec na pewno szybciej by zebrali siły do wspólnej, tak, tak, wspólnej walki z tą...SIŁA...nawet gdy ta walka zaczyna się od przyznania bezsilności...jest jednak walką o życie i to często życie rodzinne.


aaaaha na pewno :mgreen: ................Ty z dziecmi zebralabys sie do walki z alkoholizmem :smieje:
ja też bylam dobra zona co to chciala ratowac męża alkoholika, co prawda filmu o Bilu mu nie puszczalam bo nawet nie wiedzialam, ze jakis Bil istnial ale co sie pojawil w telewizji jakis program publicystyczny traktujacy o temacie to zmuszalam go do ogladania i umoralniajaca gadke zaczynalam, zanim rozkręcilam sie na dobre to eks ledwo w drzwi trafiajac w rozpędzie biegl do sklepu na piwo :beba:

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 16:21

Szkoda tylko ,ze zamiast zwrócić uwage na współuzależnienie zony Bila i jego zangazowaniu w pomaganie innym kosztem rodziny uwaga skupiła się na pomocy dla alkoholika i jego leczeniu.
Mimo podjęcia leczenia żona Bila i tak była sama, to tak jakby jego nadal nie było.

olga - Śro 29 Kwi, 2015 16:29

a no wlasnie...gdzie zona czy partnerka w tym wszystkim? .....sama se odpowiem: a nigdzie, w du***, ona nie wazna....wazne zeby jego uratowac.....pi***olona siostra milosierdzia
Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 16:32

U nas na grupie po obejrzeniu tego filmu zapadła cisza i zaduma, rozczarowanie. To nie tak mialo wyglądać, nie po to walczyłąm żeby przestał pic i zaczął się leczyć żeby nie miec dalej męza. Nie o takie leczenie mi chodziło.
Jo-asia - Śro 29 Kwi, 2015 16:34

perełka napisał/a:
U nas na grupie po obejrzeniu tego filmu zapadła cisza i zaduma, rozczarowanie. To nie tak mialo wyglądać, nie po to walczyłąm żeby przestał pic i zaczął się leczyć żeby nie miec dalej męza. Nie o takie leczenie mi chodziło.

możesz rozwinąć?

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 16:36

Chodziło mi o to, ze np; ja oczekiwałam , ze mąz by był po prostu mężem a nie wiecznie gdzieś latał, był nieobecny, nie miał czasu dla rodziny. Ważne sa mitingi ale nie kosztem rodziny. to były takie rozmowy między nami na grupie i poza nia.
Jo-asia - Śro 29 Kwi, 2015 16:51

Właśnie.
Mój powrót do zdrowia, dla rodziny był "trudniejszy" .... niż moje picie.
Był zmianą... która wywoływała opór.
Czasem, z mojej strony była przesada, nadużycie mojego "trzeźwienia".

Dopiero gdy ja, siebie w miarę unormowałam, zaczęłam dostrzegać potrzeby innych.
I wtedy, przyszedł czas na wsparcie ich, z mojej strony.

Cały czas zaskakuje mnie jedno... brak rozmów mężczyzn, na temat "twardej miłości" ;)
wobec żon alkoholiczek... czy alkoholiczek o mężach, które w podobny sposób zostały "potraktowane".

biegnacazwilkami - Śro 29 Kwi, 2015 16:53
Temat postu: Czy warto bylo?
olga napisał/a:
....pi***olona siostra milosierdzia

hm, o kimś konkretnie? czy tak w kosmos ,ogólnie?

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 16:54

Joasia mysle, że facet to facet on jest męski, twardy, nie będzie się wynurzał, nie baba itp itd.
olga - Śro 29 Kwi, 2015 17:03

Cytat:
olga napisał/a:
....pi***olona siostra milosierdzia

hm, o kimś konkretnie? czy tak w kosmos ,ogólnie?





o kims konkretnie :tak: o tych, ktore zamiast poszukac szczescia dla siebie chca uszczesliwic innych

biegnacazwilkami - Śro 29 Kwi, 2015 17:04
Temat postu: Czy warto bylo?
Kobiety, po kosmetyki idzie się do drogerii, po chleb do piekarza, a Wy to raczej supermarket wolicie?
Ten film nie był o leczeniu , resocjalizacji sadystów czy innych katów. Był o prawdziwej jakby nie było, potwierdzonej obecnością milionów członków AA podobno historii leczenia choroby zwanej alkoholizmem. Czegoś w tym ruchu nie ma?Nie zwracają mężów żonom?Ale może ratują ojców waszych wspólnych dzieci?Czy to że nie jest taki jak wczesniej sobie obiecywałyście, to zaraz leczenie mu nie potrzebne?Oj, potrzebne, potrzebne, własnie z uwagi na dzieci, bo jak ich nie ma, to pal licho.Może nie wszyscy chcą wyjechac 1000km, może niektóre dzieci chcą mimo wszystko mieć szanowanego ojca?
Kto to sa te siostry miłosierdzia, co to Perełko również inwektywą rzucasz?Co was tak rozgniewało? Nie chcecie swoich niedobrych mężów,może nie zasługują,ale żeby zaraz wkurzać się na cały świat?Skoro takie samodzielne, wolne jesteście, to cieszyć się tą wolnością, co robicie na takim chorym forum, w Waszym życiu już jest spokój, niektórzy źli alkoholicy poumierali, czego do szczęścia koleżanki Wam potrzeba?I o ile mi wiadomo, są też żony alko, ale ich mężów tu jakoś nie widzę.

olga - Śro 29 Kwi, 2015 17:07

Jo-asia napisał/a:
brak rozmów mężczyzn, na temat "twardej miłości"


Joasiu ja slyszalam od mojej terapki, ze przecietnie 9 na 10 mezczyzn rzuca swoje zony alkoholiczki i przecietnie 9 na 10 kobiet zon alkoholikow trwa przy swoim mezu.....

pietruszka - Śro 29 Kwi, 2015 17:10

Jo-asia napisał/a:
rak rozmów mężczyzn, na temat "twardej miłości" ;)
wobec żon alkoholiczek... czy alkoholiczek o mężach, które w podobny sposób zostały "potraktowane".

kiedyś słyszałam o pewnych statystykach (źródła niestety nie podam): 80 żon zostaje na całe życie ze swoimi mężami alkoholikami, 80% mężów alkoholiczek - odchodzi.

Problem jest - miałam co prawda do czynienia ze współuzależnionymi panami na terapii, czy w Alanonie, ale to jednak mniejszość. No i trochę jednak inaczej wygląda to męskie "współuzależnienie", choć co ciekawe - pewne cechy zauważam czasem u facetów-alkoholików (w tym przypadku to pewnie jakieś DDDowskie naleciałości).

Cytat:
Nazywam się Bill W.


yuraa napisał/a:
mogą nawet zrobić o tym film jak też o dalszych losach Lois pierwszej alanonki

ciekawe, bo nazywa się Gdy miłość to za mało. Zachęcam, warto obejrzeć.

Ciekawe, w początkach własnej terapii pochłaniałam wręcz filmy o alkoholizmie, uzależnieniach, serial o alkoholikach, Szczur w koronie, Martwe dusze, Żółty szalik, 28 dni, itd...

Dopiero potem nadszedł moment na temat współuzależnienia. Zaczęłam widzieć w filmach problem współuzależnienia, przyszły do inne książki tematyczne, mnie dotyczące a nie jego., Ba... dopiero oglądając drugi raz "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" zauważyłam, że tam jest jeszcze jakaś żona i jej współuzależnienie.

A teraz? Rzadko mnie w ogóle ta tematyka pociąga. Może to właśnie jest normalność?
Cytat:

Klara - Śro 29 Kwi, 2015 17:10

biegnacazwilkami napisał/a:
w Waszym życiu już jest spokój, niektórzy źli alkoholicy poumierali, czego do szczęścia koleżanki Wam potrzeba?

No właśnie, niczego :)
Jednak lubię ludzi którzy się tu zgromadzili. To fajna grupa, niektórych znam osobiście :)
biegnacazwilkami napisał/a:
Co was tak rozgniewało?

Nie widzę rozgniewanych, jest dyskusja.

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 17:10

Moim zdaniem kolezanko ten film jest o chorobie alkoholowej, jej skutkach, uwiklaniu, leczeniu, uczuciach, o krzywdzie calej rodziny , alkoholika tez. O ruchu AA to tylko jako jednej z form leczenia. Jest o systemie iluzji i zaprzeczania zarówno alkoholika jak osoby współuzaleznionej. Co robie na forum? To co inni , pomagam i szukam pomocy. Wciąż jest czego się uczyć, co poprawiac , nad czyms pracować. smierć alkoholika nie leczy ze współuzaleznienia , uwikłania. Akurat na Twoim przykładzie to doskonale widać.
Jo-asia - Śro 29 Kwi, 2015 17:11

olga napisał/a:
Jo-asia napisał/a:
brak rozmów mężczyzn, na temat "twardej miłości"


Joasiu ja slyszalam od mojej terapki, ze przecietnie 9 na 10 mezczyzn rzuca swoje zony alkoholiczki i przecietnie 9 na 10 kobiet zon alkoholikow trwa przy swoim mezu.....

ciekawe.. jakby tak zrobić sondaż na tym forum :mysli:
a jeśli już... to, kto kogo rzucił?


naprawdę ciekawe :mysli:

pietruszka - Śro 29 Kwi, 2015 17:18

Jo-asia napisał/a:
ciekawe.. jakby tak zrobić sondaż na tym forum :mysli:
\
zrób Joasiu, zrób, chociaż ci co odchodzą od żon alkoholiczek to raczej rzadko na to forum wejdą.

olga - Śro 29 Kwi, 2015 17:18

Jo-asia napisał/a:
ciekawe.. jakby tak zrobić sondaż na tym forum :mysli:
a jeśli już... to, kto kogo rzucił?


ja sie rozstalam, rozwiodlam sie i wyrzucilam go z domu

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 17:20

Ja mam inne zdanie. Wprawdzie to ja z nim prawie sie rozwiodłam ale to on mnie rzucił na rzecz alkoholu i to przed zawarciem małżenstwa. :bezradny:
OSSA - Śro 29 Kwi, 2015 17:28

olga napisał/a:
Jo-asia napisał/a:
ciekawe.. jakby tak zrobić sondaż na tym forum :mysli:
a jeśli już... to, kto kogo rzucił?


ja sie rozstalam, rozwiodlam sie i wyrzucilam go z domu


Mój sam się wyprowadził :hura: :hura:

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 17:44
Temat postu: Re: Czy warto bylo?
biegnacazwilkami napisał/a:
Kobiety, po kosmetyki idzie się do drogerii, po chleb do piekarza, a Wy to raczej supermarket wolicie?
Ten film nie był o leczeniu , resocjalizacji sadystów czy innych katów. Był o prawdziwej jakby nie było, potwierdzonej obecnością milionów członków AA podobno historii leczenia choroby zwanej alkoholizmem. Czegoś w tym ruchu nie ma?Nie zwracają mężów żonom?Ale może ratują ojców waszych wspólnych dzieci?Czy to że nie jest taki jak wczesniej sobie obiecywałyście, to zaraz leczenie mu nie potrzebne?Oj, potrzebne, potrzebne, własnie z uwagi na dzieci, bo jak ich nie ma, to pal licho.Może nie wszyscy chcą wyjechac 1000km, może niektóre dzieci chcą mimo wszystko mieć szanowanego ojca?
Kto to sa te siostry miłosierdzia, co to Perełko również inwektywą rzucasz?Co was tak rozgniewało? Nie chcecie swoich niedobrych mężów,może nie zasługują,ale żeby zaraz wkurzać się na cały świat?Skoro takie samodzielne, wolne jesteście, to cieszyć się tą wolnością, co robicie na takim chorym forum, w Waszym życiu już jest spokój, niektórzy źli alkoholicy poumierali, czego do szczęścia koleżanki Wam potrzeba?I o ile mi wiadomo, są też żony alko, ale ich mężów tu jakoś nie widzę.




Ty to czytałaś jak napisalaś? Po jakiej Ty jestes terapii i czy wogole po jakiejś jesteś?
Siostrą miłosierdzia jest każda osoba, która stawia dobro a raczej komfort picia swego partnera powyzej siebie/ swego dobra. To osoba , która kręci sie wokoł alkoholika, nie dba o siebie, nie ma kontaktu ze soba , poswieca się itp i itd. O jakim ty dobru dzieci tu mówisz i jakim ojcu dla dzieci.? Jaką inwektywą tu ja rzuciłam i w którym miejscu?
A tak z ciekawosci ; W jakim celu Ty tu piszesz? Co Cie tu trzyma i ciągnie?

She - Śro 29 Kwi, 2015 18:05

biegnacazwilkami napisał/a:
Co was tak rozgniewało?

Ja tu nie widzę gniewu, tylko dyskusję :szok: :)
biegnacazwilkami napisał/a:
Nie chcecie swoich niedobrych mężów

Tak, nie chcę mieć pijącego, bujającego w obłokach męża i mam do tego prawo, prawda?
biegnacazwilkami napisał/a:
Skoro takie samodzielne, wolne jesteście, to cieszyć się tą wolnością, co robicie na takim chorym forum

No tu się już zdenerwowałam odrobinę :[ Tak, jestem samodzielna, jestem wolna, mam wolny wybór podobnie jak mój mąż.
A forum? Nie jest chore :[ Poznałam tu wiele osób które pomogły mi zrozumieć wiele spraw i tak długo, jak tylko będę mogła, chcę oddawać to co otrzymałam od innych.

Coś mi się wydaje że Twoja terapia polegała tylko na "byciu" a nie "słuchaniu" :bezradny:
Znam kobietę, zagorzałą zwolenniczkę Al Anon i terapii wszelakich :mgreen: która mimo udziału w mityngach potrafi w drodze powrotnej kupić piwo/flaszkę mężowi :glupek:

zimna - Śro 29 Kwi, 2015 18:21

Jo-asia napisał/a:
Cały czas zaskakuje mnie jedno... brak rozmów mężczyzn, na temat "twardej miłości" ;)
wobec żon alkoholiczek... czy alkoholiczek o mężach, które w podobny sposób zostały potraktowane

Ja znam opowieści alkoholiczek o męzach którzy walczyli o nie, błagali, grozili, zamykali, :bezradny: ale i takich jak mój - nic nie widzę nic nie słyszę.

.
olga napisał/a:
Joasiu ja slyszalam od mojej terapki, ze przecietnie 9 na 10 mezczyzn rzuca swoje zony alkoholiczki

A ja słyszałam że to wierutne bzdury i fakt... nie znam żadnej alkoholiczki rzuconej przez męża, znam za to wiele które mężów porzuciły.
Mężczyźni zdecydowanie mają zły PR :evil2" i chyba lepiej sie czują myśląc o sobie jako o zimnych draniach to takie macho. Ale cierpią, tęsknią, kochają i boją sie, może bardziej,są bardzo samotni i zawstydzeni...

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 18:23

A jeszcze jak go baba leje to już szczyt wszystkiego i wstyd nie do opisania.
She - Śro 29 Kwi, 2015 18:24

Co do obecności mężczyzn na terapii lub mityngu, od czerwca ubiegłego roku na terapii pojawił się 1, na Al Anon mimo udziału w różnych grupach nie spotkałam żadnego :drapie:
Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 18:26

U nas na grupie wstępnej było 2 na poglebionej zadnego.
Klara - Śro 29 Kwi, 2015 18:48

She napisał/a:
Co do obecności mężczyzn na terapii lub mityngu

Na terapii był jeden - mąż hazardzistki, ale tak mniej więcej w połowie kursu gdy pojął, że nie poradzi sobie z jej uzależnieniem, zostawił żonę i porzucił terapię uznając, że nie jest mu potrzebna.
Na Al-Anonie mieliśmy trzech, a w porywach nawet pięciu.

pietruszka - Śro 29 Kwi, 2015 18:52

zimna napisał/a:
No nie to już musiałby dostać medal, jeszcze jakby sobie wąsów nie doklejał na terapie

u mnie dwóch skończyło terapię, na Alanonie w stałym zestawie miałyśmy trzech w porywach do siedmiu, dwóch nadal żonatych, dwóch wdowców, reszta rozwiedzionych, zwykle już w nowych związkach... Fakt, wzięcie mieli 23r

edit
----------------
a i jeszcze na warsztatach poznałam pana, ale to już był ewenement - współuzależniony ojciec.

pietruszka - Śro 29 Kwi, 2015 19:06

zimna napisał/a:
Może powinien być dla nich osobny al anon taki tajniejszy :mysli:

może i tak, bo tu bywają i inne problemy, o których się chętnie nie mówi:
http://www.swiatproblemow.pl/2009_05_3.html
http://www.psychologia.ed...koholiczki.html
to też pewien aspekt "męskiego" współuzależnienia :/

zimna - Śro 29 Kwi, 2015 19:15

pietruszka napisał/a:
o też pewien aspekt "męskiego" współuzależnienia

Nie tylko męskiego. To codzienność w związkach dwojga aktywnych alko. Ale znam alkoholiczki które były bite przez nie-alko mężów, "za kare" - no nie skutkowało. Gorsze, ze uważały to za usprawiedliwione ich piciem. :/
Wydaje mi sie, ze i tak facet łatwiej przyzna ze bije niż że jest bity :/

pietruszka - Śro 29 Kwi, 2015 19:46

zimna napisał/a:
aktywnych alko

Moim zdaniem, czynny alkoholizm nie wyklucza współuzależnienia, u obojga partnerów.

zimna napisał/a:
Wydaje mi sie, ze i tak facet łatwiej przyzna ze bije niż że jest bity :/

no na pewno... a to ponoć coraz większy problem... a może częściej się o nim mówi? :mysli:
A przecież wizerunek przysłowiowej baby z wałkiem nie wziął się znikąd i dość długo już kojarzy się ze współuzależnieniem. Jeszcze współuzależnienia nie nazywano współuzależnieniem a baba z wałkiem czekała za drzwiami...

Wałka co prawda nie używam, pięści też, w bezpośredniej walce bym raczej nie dała rady kontrast 164 na 189. Jeszcze wtedy byłam dość drobną kobietką.... ale wrzeszczeć to umiałam :wstyd:

zimna - Śro 29 Kwi, 2015 19:56

pietruszka napisał/a:
w bezpośredniej walce bym raczej nie dała rady kontrast 164 na 189. J


Znam dziewczynę jakieś 40 kg żywej wagi, która okładała męża wielkoluda, kryształowa popielniczką aż padł 8|
-nic nie robił , bal sie że jak ja pacnie to zabije-tak tłumaczył, :bezradny:
Myślę jednak, że nie trzeba pacnąć, żeby sie bronic, po za tym to nie był pierwszy raz. :/

pietruszka - Śro 29 Kwi, 2015 20:04

zimna napisał/a:
Znam dziewczynę jakieś 40 kg żywej wagi, która okładała męża wielkoluda, kryształowa popielniczką aż padł 8|

nie bez powodu w więzieniach siedzi sporo współuzależnionych, które... nie wytrzymały... Niestety... na grupach nieraz słyszałam, że "byłam gotowa zabić"... I mi też wcale nieobcy jest ten stan... tak potwornej złości, bezradności, rozpaczy... że traci się tak bardzo kontakt z rzeczywistością, że gdyby w tym momencie "o jedno słowo za daleko" "o centymetr bliżej leżał nóż"... Mnie ten stan tak przeraził, a właściwie późniejszy stan apatii po tak nagłym wzburzeniu, że właśnie poleciałam siebie ratować... Nie chciałabym nigdy więcej tego przeżyć :(

Jo-asia - Śro 29 Kwi, 2015 20:16

Tak czytam... i wiecie co? miałam strasznie skrzywiony obraz mężczyzn :bezradny:
bałam się ich... i nigdy nie pomyślałam o nich jak o słabszych czy równych sobie
a co do ataków "furii", zawsze wygrywałam a mężczyźni mi ustępowali i tego się bałam u siebie

Maciejka - Śro 29 Kwi, 2015 21:01

Jo-asia napisał/a:
miałam strasznie skrzywiony obraz mężczyzn


Przyjrzałam sie swojemu obrazowi meżczyzny a konkretnie taty i ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam słabego, takiego du** chłopa co to nie radzi sobie z niczym, ani z praca ani z rodzina ani nie panuje nad rodziną. Pojawiły się uczucia do , których cięzko się przyznac ale to poczułam.

Pamiętam tez swoje żdziwienie jak odkrylam, ze facet ma uczucia, że to normalne :oops:

Teraz mam naprawiony obraz faceta, to tez człowiek. :rotfl:

biegnacazwilkami - Śro 29 Kwi, 2015 23:33
Temat postu: Czy warto bylo?
[quote="perełka"]
Matka Teresa to chyba umarła ale Pie*****ych sióstr miłosierdzia wciaz multum :bezradny:

tu, Perełko uważam wyraz na p za inwektywę.Po za tym dziękuję za ozywioną dyskusję, trochę więcej wiem teraz ,że nie tylko gotowe szablony wynosicie z terapii, są też żywe wypowiedzi od siebie,fajnie,uspokoiłam się, bo źle by było, gdybyście tu tylko pilnowały aby jakaś inna współuzalezniona czasami sobie swego alko nie zachowała...
Ja, jako 60+ jestem już z leczenia zwolniona,zresztą jestem świadomie współuzależniona z wyboru:)
Pytanie retoryczne , co robicie na forum miało tylko sprowokować koleżanki do zastanowienia, czy trwanie w tematyce nie jest tym samym co zarzucacie alko że już do końca życia będą tańczyć wokół butelki...może i tak jest,ale wokół butelki zamkniętej, ci co się leczą. Forum jest Wasze. Ja jestem tu tylko przelotnie ,być może nie trzeba być na terapii żeby mieć problemy z alko, szukać forum do pogadania, internet jest dla wszystkich. Dzięki za uwagę:)

She - Czw 30 Kwi, 2015 03:46

biegnacazwilkami napisał/a:
Pytanie retoryczne , co robicie na forum miało tylko sprowokować koleżanki do zastanowienia, czy trwanie w tematyce nie jest tym samym co zarzucacie alko że już do końca życia będą tańczyć wokół butelki...


I znowu patrzysz z niewłaściwej strony.
W moim przypadku forum to początek, pierwsze kroki aby podzielić się z innymi tym co sama swego czasu dostałam. A że ludzie tutaj są wspaniali to przy okazji ćwiczę mięśnie przepony :cwaniak:
Co do alko - trzeźwiejący nie tańczą wokół butelki. Butelka po prostu dla nich nie istnieje.

Proste, prawda? :mgreen:

Maciejka - Czw 30 Kwi, 2015 05:01

biegnacazwilkami napisał/a:
atka Teresa to chyba umarła ale Pie*****ych sióstr miłosierdzia wciaz multum

tu, Perełko uważam wyraz na p za inwektywę.


To nie jest moje określenie , ja je tylko przytoczyłam i sama długo byłam taką pi***olona siostrą miłosierdzia dopóki nie poszłam do AA na otwarty miting,

Maciejka - Czw 30 Kwi, 2015 05:32

biegnacazwilkami napisał/a:
bo źle by było, gdybyście tu tylko pilnowały aby jakaś inna współuzalezniona czasami sobie swego alko nie zachowała..


Ciekawe, ze wsółuzlaeznieni zwykle chcą naprawiac innych i znac ich intencje zamiast siebie. Jestem tu zeby naprawić siebie, otworzyc sobie oczy itp probleny innych to nie mój problem.
biegnacazwilkami napisał/a:
Ja, jako 60+ jestem już z leczenia zwolniona,zresztą jestem świadomie współuzależniona z wyboru:)


A to ciekawe, na mojej terapii była starsza od Ciebie pani. Skoro jesteś swiadoma swego współuzale znienia to ok. dobrze Tobie dobrze mnie.
.

She - Czw 30 Kwi, 2015 06:34

"Współuzależniona jest osoba, która pozwala na to, by zachowanie innej osoby oddziaływało na nią ujemnie i która obsesyjnie stara się kontrolować zachowanie oddziałującej na nią w ten sposób osoby."
Cytat z książki "Koniec współuzależnienia", autor Melody Beattie.

Dlatego ważną, wręcz podstawową moim zdaniem rzeczą na początek jest odcięcie się od osoby uzależnionej.
Ciachnięcie raz a porządnie boli mniej niż odcinanie więzów tępymi nożyczkami :blee:

Janioł napisał/a:
dzięki :skromny:

:luzik:

Maciejka - Czw 30 Kwi, 2015 06:37

She kolezanka wyraźnie napisała , ze jej w tym dobrze i wie co robi. Skoro tak to w porządku. Każdy ma prawo życ tak jak chce.
Tajga - Czw 30 Kwi, 2015 06:41

No i pobiegła wadera za wilkami 8|
She - Czw 30 Kwi, 2015 07:00

Perełko, ja nie w odniesieniu do koleżanki, to była moja odpowiedź na Twój post.

perełka napisał/a:
Ciekawe, ze wsółuzlaeznieni zwykle chcą naprawiac innych i znac ich intencje zamiast siebie.

Generalnie współ na początku drogi nie marzą o niczym innym jak o naprawie uzależnionego partnera. Tylko że przeważnie jest to już tak daleko posunięty proces, że nie ma miejsca na "innych". :bezradny:
"Co zrobić żeby ona/on przestał pić" to jest pytanie które bardzo często pojawia się na terapii gdy przychodzi ktoś "nowy".
Sama długo nie mogłam zrozumieć dlaczego to ja mam zmieniać siebie - przecież to on pije :[ :glupek:

I właśnie w zrozumieniu tego łańcucha zależności pomogła mi terapia, Al Anon i forum.

:)

Maciejka - Czw 30 Kwi, 2015 07:05

A ok. ja to napisałam trochę z przekąsem. Zirytowało mnie to sprawdzanie nas, intencji, wiedzy , skad to mamy i czy wiemy o czym piszemy. Wiem skad to się bierze i dlaczego . Twoja odpowiedź jest rzeczowa i fajnie się Ciebie czyta.
Swoją droga takie sprawdzanie, podejrzliwosc to jakże charakterystyczne dla osób niedojrzałych, sama też tak robiłam, teraz rzadko mi sie to zdarza, chyba, ze mam jakieś wątpilowści. Wychodze z założenia, ze jak ktoś pyta to po prostu moze nie wie.

pietruszka - Czw 30 Kwi, 2015 08:33

biegnacazwilkami napisał/a:
gdybyście tu tylko pilnowały aby jakaś inna współuzalezniona czasami sobie swego alko nie zachowała...
:shock:
:smieje:
jakoś nigdy tego nie odczułam
biegnacazwilkami napisał/a:
Ja, jako 60+ jestem już z leczenia zwolniona,zresztą jestem świadomie współuzależniona z wyboru:)

u mnie na warsztatach pojawiła się pani chyba po 80tce. ta nas dopiero zdopingowała do dalszego rozwoju. Były to warsztaty o stresie i technikach relaksacyjnych. Cudowna istota. bardzo żałuję, że nie odważyłam się jej prosić o jakiś kontakt.

biegnacazwilkami napisał/a:
Forum jest Wasze. Ja jestem tu tylko przelotnie

cały czas się zastanawiałam dlaczego tak cały czas mówisz WY... jakbyś chciała ustawić jakąś barierę pomiędzy sobą a światem. Ja tu akurat poznałam niezwykłe indywidualności do alkoholików też staram się nie mówić WY - to może budzić agresję, wiesz o tym? A przynajmniej odrzucenie. Chcesz być odrzucana? (sama przez siebie też?)

biegnacazwilkami - Pon 11 Maj, 2015 22:46
Temat postu: Czy warto bylo?
Depresja, cztery razy staneła na ścieżce mojego zycia, wychodziłam z niej za kazdym razem zmieniając trasę ,drogę pierwotnie zaplanowaną, drogę życia...czasem się zastanawiam, gdzie bym dziś była, gdyby nie te zawirowania....
A to artykuł, poza kontrowersyjnym tytułem zawiera sporo ciekawych treści:
http://wyborcza.pl/duzyfo...y_epidemia.html
czasem warto sobie uświadomić, że jestesmy tylko częścią większej calości.Całości społeczeństwa. Jednocześnie każdy z nas jest indywidualnością.Ale nie znaczy to,że kazdy jest narcyzem , osobiście znam może jedną taką osobę i na pewno nie jest ona w depresji.

olga - Wto 12 Maj, 2015 13:34

Ja na depresje mam jedną teorie i uważam, ze jest prawdziwa: są to nieuświadomione bądź zepchnięte do podświadomości lęki i konflikty wewnętrzne. Ja dopóki "nie wiedziałam" czy raczej chciałam nie wiedzieć, że mój były mąż jest alkoholikiem cierpiałam na depresje. Co ją trochę przytłumiłam antydepresantami, znowu wychodziła........w momencie gdy pozwoliłam sobie nazwać jego skłonności po imieniu wyzdrowiałam...........tyle, że lęki, które wyszły z podświadomości spowodowały nerwicę. (Po której juz nie ma śladu dzięki usunięciu przyczyny lęków).
Maciejka - Wto 12 Maj, 2015 13:39

Nam terapeutka mówiła, ze depresja to stłumiona złosć i bezradnosć, beznadzieja a nerwica to lęki. Jak patrzyłam na córkę to widac było ta wsciekłosci ta beznadzieję i czarną ścianę pod , którą stała i bałą się ruszyć w stronę światła.

Taką beznadzieję i czarną rozpacz widziałam tez u matki jak ojcec doprwadzał ja do prób samobójczych a potem ratował z obawy przed konsekwencjami prawnymi, że pójdzie za nia siedziec jak ona sie zabije.

biegnacazwilkami - Pią 29 Maj, 2015 03:10
Temat postu: Czy warto bylo?
Minęła pierwsza rocznica , pierwszy trzeźwy rok mojego domowego Barana, dowiedziałam sie przy okazji, jaki to dzień obrał sobie do tych obliczeń i wyszło, że to dzień pierwszych jego odwiedzin w mojej arkadii. Było uroczyste spotkanie na grupie, mnóstwo prezentów i gratulacji, urósł w silę i wzmocnił samoocene. Ja przy tej okazji wspomniałam ( w duchu) ile w tych 365 dniach było dni rzeczywiście dobrych? Połowa?Jednak widzę, że samo obcowanie z tematem alko buduje w Trzecim świadomość, że coś nie gra w jego życiu, z czasem może dowie się co. Tworzy motywację do abstynencji ,ale z czasem może będzie to równiez zmiana myślenia na lepsze.
Ja zaś w końcu nie kupiłam żadnego prezentu , bo z alko, wiadomo, lepiej nic nie planowac...i dobrze zrobiłam, on lubi sobie sam robić własne plany.Nie rozmawiałam tez z nikim z rodziny o tej rocznicy, jednak dostał i tu trochę gratulacji. Widząc rozpromienioną twarz swego bossa wieczorem , pomyslałam: oto zagubiony, wręcz bezdomny, samotny facet zyskal rodzine, sporą, liczną rodzine WSPÓLNOTY , chyba nigdy jeszcze nie otrzymał tyle zainteresowania, życzeń i serdeczności...,jest SUPER! Przynajmniej od czasu do czasu:)

Maciejka - Pią 29 Maj, 2015 06:19

Jest super a Twój monolog/pamiętnik trwa podobnie jak pięknie rozwija się wspóluzaleznienie, powodzenia,
biegnacazwilkami - Sob 30 Maj, 2015 00:59
Temat postu: Czy warto bylo?
Uwaga "jest super" odnosi się nie do mnie , lecz do życia mojego Bossa,ma różne chwile, ten zaś dzień był dla niego po prostu Świętem.
Perełko, źle znosisz moje pozytywne wpisy, oceniasz mnie i starasz się zdeprecjonować, po co? Tak przy okazji: może rozwiniesz myśl o tych jak je nazywasz "p....siostrach miłosierdzia" kto i kiedy tak się wyraża i o kim? Mam wrażenie, że ma to związek jakiś z moją osobą?
Gdybyś czasami poczytała coś w sąsiednim dziale zauważyłabyś,że jak ktoś tam napisał, obraz alkoholika przemocowca dręczącego rodzinę powoli odchodzi do przeszłości.
Wcześniej zanim tu trafiłam, pisywałam na innym forum, tam nie było rozgraniczenia na osobny dział alko i współuzależnionych, początkowoto forum było internetowa kawiarnią , miejscem spotkań, nawiązywania kontaktów, wymiany doświadczeń.Gdy po jakimś czasie wróciłam tam z powrotem, z kawiarenki internetowej zobaczyłam wirtualną pracownię para psychologiczna, osoby po terapiach a po części studenci różnych studiów humanistycznych na zapewne szacownych prywatnych uczelniach robili sobie regularne ćwiczenia na zadany temat, zrezygnowalam z uczestnictwa w tej farsie, czasem tam zaglądam, widzę,że najlepsze wcześniej forum internetowe umiera...ze starych userów nie pisze już nikt.Ponieważ kiedyś , potrzebując pomocy otrzymałam ją na tamtym forum,sądzę że fora internetowe są potrzebne, nie wszyscy mają dostep do terapeutów czy grup wsparcia tam gdzie mieszkają. To forum , Dekadencja, nie jest tak otwarte jak moje poprzednie forum, dekadencja oznacza zmierzch, koniec czegoś, pewnie w zamyśle - koniec choroby- w rzeczywistości zaś koniec szczerej wymiany myśli, otwartości na inną wizję świata, inne zdanie w jakimś temacie.Tworzycie pewną dość zamkniętą grupę i dusicie się we własnym sosie, sądzę,że z powodu upadku sąsiedniego forum, mielibyście wielu nowych userów,ale....ludzie chorzy, z poobijaną duszą co najwyżej czytają po cichutku nie odzywając się,bo się boją po prostu , jeszcze w dziale alkoholizm to wygląda trochę lepiej, można tam liczyć na dobre słowo, nadzieję i wzajemny szacunek. W tym zaś dziale niestety albo monotonny wrzask sfrustrowanych i egocentrycznych klubowiczek(cytuję za kimś,nie pamiętam już za kim,ale popieram)pt zajmij sie soba, albo po prostu wieje nudą, czasem kilka dni brak nowych wpisów....Czemu więc tu jestem, czemu piszę nie popularne w opinii części z was monologi/pamiętniki ?Cóż, pisując kiedyś i czytając na forach związanych z tematem alko, również wspominając koleżanki z mojej grupy wsparcia wiem, że poza skrajnymi przypadkami patologii na tle alkoholu sa i to chyba nawet częściej inne przypadki komplikacji życia przez alkoholizm swój lub partnera , członka rodziny, przyjaciela czy przyjaciółki.Jestem przekonana, że jest wiele osób samotnych ze swym problemem, jeśli chociaż jedna z tych osób znajdzie w moich wpisach coś co ją podniesie na duchu, to znaczy że warto było...

Maciejka - Sob 30 Maj, 2015 05:31

biegnacazwilkami napisał/a:
Perełko, źle znosisz moje pozytywne wpisy, oceniasz mnie i starasz się zdeprecjonować,


Kompletna bzdura, jestem szczera i bezpośrednia i Twoje wpisy sa mi obojętne, Reaguje tym co myślę na Twoje wypowiedzi , tyle.

biegnacazwilkami napisał/a:
może rozwiniesz myśl o tych jak je nazywasz "p....siostrach miłosierdzia" kto i kiedy tak się wyraża i o kim? Mam wrażenie, że ma to związek jakiś z moją osobą?


Taką siostra byłam ja do pewnego czasu oznacza to ; wyręczanie męża/partnera w tym co moze zrobic np; podac mu jedzenie z racji tego , ze jest moim mężem i siedzi wygodnie na tronie a ja mam mu usługiwać, oznacza to zajmowanie sie meżem jak dzieckiem specjalnej troski jak jajkiem zeby się nie potłukło, oznacza chodzenie na paluszkach zeby sie zdenerwoał i nie poszedł w cug, oznacza wybawianie go z kłopotów , których sam sobie narobił , oznacza np; płacenie jego rachunków. przejmowanie za niego na siebie jego obowiazków, oznacza poświecenie siebie samej na rzecz męza, oznacza rezygnacje z siebie samej, oznacza stawianie tez innych wyżej od siebie, oznacza męczenstwo. Jaki to ma zwiazek z Tobą ? Ano min, taki, ze zajmujesz sie alkoholikami zamiast sobą, zajmujesz się nie swoim problemem. Ty nie pijesz a czytasz jak wybawić , wyleczyć alkoholika, jak mu pomóc w jego zmaganiach a on Cie buja jak chce, sprzedaje głodne kawałki a Ty to łykasz. Resztę sama sobie dopowiedz .


biegnacazwilkami napisał/a:
Gdybyś czasami poczytała coś w sąsiednim dziale zauważyłabyś,że jak ktoś tam napisał, obraz alkoholika przemocowca dręczącego rodzinę powoli odchodzi do przeszłości.


Czasem zaglądam do tego działu i lubię sobie poczytac to i owo, nawet mam ulubione tematy, które czyta się radosnie. Nie ja jestem uzalezniona i te rady czy wypowiedzi nie są mi do niczego potrzebne. Nigdzie tez nie napisałąm , ze człowiek na zawsze ma postępować tak jak po pijaku i nie można tego zmienic czy wyjsc z ciągu, przetać pić i nigdy nie przestać.
Alkoholizm nie jest moim problemem.
biegnacazwilkami napisał/a:
pisywałam na innym forum,


Czytałam te wpisy i odnioslam wrażenie, ze lata lecą a w Tobie nic sie zmienia oprócz znaków czasu na Twoim ciele. Moje ciało tez się starzeje , nie jestem już pierwszej młodosci. Dalej ratujesz biednych alkoholików a siebie stawiasz na drugim planie. To taki sposób na zycie żeby czuć się komuś potrzebną , nie czuć się tej pustki i samotnosci , która w Tobie krzyczy z Ty nie chcesz się z tym zmierzyć.
biegnacazwilkami napisał/a:
W tym zaś dziale niestety albo monotonny wrzask sfrustrowanych i egocentrycznych klubowiczek(cytuję za kimś,ni


Uważasz , ze to wrzask to po co tu piszesz, skoro jest tu tak źle to dlaczego odpowiadasz na nasze posty, Moje cię dotknęły . Mnie czasem tez coś dotyka ale ja szukam w sobie , patrzę na bolace miejsce we mnie i staram się dociec dlaczego mnie to zabolało , co tam jest. Co mnie dotyka to mnie dotyczy. Zamiast wchodzić w poczucie krzywdy, w rolę ofiary warto rozpracowac problem , który się pojawił i sprawić żeby więcej to nie bolało mnie.
biegnacazwilkami napisał/a:
że jest wiele osób samotnych ze swym problemem, jeśli chociaż jedna z tych osób znajdzie w moich wpisach coś co ją podniesie na duchu, to znaczy że warto było..

Zgadzam się jest wiele osob samotnych ze swoimi problemami często dlatego , ze nie korzystają z tego co im mówią inni zwłąszcza jeśli te wypowiedzi sa niezgodne z oczekiwaniami danej osoby, wstydzą się za pijącego partnera, nie robia nic z tym czego się dowiedzieli , tkwia latami w sytuacji za którą są odpowiedzialni.
Nie wiem jakie inni wyciągną wnioski z Twoich wpisów dla mnie one sa smutne, pokazują czego bym nie chciała dla siebie i dołują a nie podnosza na duchu. Mnie to osobiscie ani grzeje ani ziębi. Kazdy ma prawo zyć tak jak mu sie podoba, moze dalej tkwić w swoim współuzlależnieniu i umrzeć jako mistrz cierpienia na własne zyczenie,

Maciejka - Sob 30 Maj, 2015 05:45

A to forum to nie harlekin z hepii endem do łatwego poczytania i pomarzenia o cud miłosci i życie u boku królewicza w przepychu i bezproblemowo, to samo zycie, to często tragedie osobiste czasem rodznne ale tez i forum nadziei, że można inaczej, że po burzy świeci słońce i jakoś tak mocniej i jasniej grzeje i świeci. Wystarczy tylko poprosić o pomoc i umiec ja przyjać, zrezygnowac ze starych nieskutecznych metod walki ze swiatem i z sobą samym i nauczyć się miłosći, która jest w kazdym człowieku. Trzeba mauczyć sie nie tylko dawać ale i brać zeby było po równo. Celowo napisałam najpierw dawać bo my współuzleznieni często tylko dajemy, dajemy i dajemy a nie potrafimy brac a potem cierpimy bo czujemy sie wydrenowane i rozczarowane bo ta druga osoba tego nei doceniła. Takie pi***olone siostry miłosierdzia, które zamiast pomagać szkodza przede wszytkim sobie ale równiez i osobie do której ta pomoc jest adresowana. Pomoc, która jest komfortem picia, jest gwoździem do trumny często ukochanej czy kochanej osoby, taka miłosc , która myli się z litością i samarytowaniem.
olga - Sob 30 Maj, 2015 06:09

biegnacazwilkami napisał/a:
Minęła pierwsza rocznica , pierwszy trzeźwy rok mojego domowego Barana


Cytat:
.Czy Trzeci popija, nie wiem, chyba tak, ma dużą masę, nie pije piwa, więc trudno stwierdzić,ale piskliwy krzyk o byle co....dla mnie oznacza ,że z abstynencją jest coś nie tak, (...) Piszę tego posta,żeby mieć czarno na białym, żeby być konsekwentną w razie co....


:roll: oszukujesz sama siebie......

olga - Sob 30 Maj, 2015 06:22

biegnacazwilkami napisał/a:
W tym zaś dziale niestety albo monotonny wrzask sfrustrowanych i egocentrycznych klubowiczek(cytuję za kimś,nie pamiętam już za kim,ale popieram)pt zajmij sie soba,


ja sfrustrowana? :mgreen:
odkąd wprowadziłam w życie forumową radę "zajmij się sobą" jestem tak szczęśliwa jak nigdy wcześniej w życiu nie byłam.......oprócz codziennej ciężkiej pracy zajmuję się swoją pasją, mam plany na dalszą i bliższą przyszłość, znalazłam osobę która mnie kocha a ja ją, przebywam w środowisku ludzi życzliwych...........co chcieć więcej kiedy mam wszystko? dzięki temu, że wyrzuciłam alkoholika z naszego życia zapewniłam moim dzieciom komfort psychiczny czyli dałam im to co niezbedne dla ich rozwoju...........frustracja to reakcja na brak a mnie nic nie brakuje.....

rufio - Sob 30 Maj, 2015 06:32

Ktoś tu jest sfrustrowany - to pewnik . Tylko kto co rozumie " sfrustrowany "


prsk

Maciejka - Sob 30 Maj, 2015 06:41

No co Rufik , Dorota czyta coś innego jak tego oczekuje, uwaza, ze jej wpisy sa budujące, dajace nadzieję, rozumie miłośc na swój wspóluzalezniony sposób itp a tu ta " klika" , te zamknięta grupa kisząca sie we własnym sosie pisze jej , ze postępuje toksycznie i tędy droga. To nie jest frustujące? Pewnie ,ze jest a nawet jak by powiedział mój tato; głupie i to jak :bezradny:
matylda35 - Sob 30 Maj, 2015 06:57

biegnacazwilkami napisał/a:
W tym zaś dziale niestety albo monotonny wrzask sfrustrowanych i egocentrycznych klubowiczek(cytuję za kimś,nie pamiętam już za kim,ale popieram)pt zajmij sie soba
, :szok: jak znalazłam forum i zaczełam czytać te "sfrustrowane" klubowiczki, nie mogłam pojąć ich sposobu na życie, moim celem było to że kiedyś będę mogła pisać z radością o sobie, że moim życiem nie będzie mój alkoholik tylko ja i myślę, że udało mi się było cieżko, ale dzięki tym klubowiczkom zrobiłam krok do przodu i wiem o co chodzi z tym "zajmij się sobą", czego nie można powiedzieć o autorce.
Kami - Sob 30 Maj, 2015 07:02

matylda35 napisał/a:
ale dzięki tym klubowiczkom zrobiłam krok do przodu i wiem o co chodzi z tym "zajmij się sobą", czego nie można powiedzieć o autorce.

:okok: właśnie

Maciejka - Sob 30 Maj, 2015 07:08

biegnacazwilkami napisał/a:
Gdybyś czasami poczytała coś w sąsiednim dziale zauważyłabyś,że jak ktoś tam napisał, obraz alkoholika przemocowca dręczącego rodzinę powoli odchodzi do przeszłości.


Kuźwa jak to znajomo brzmi; gdybyś mnie kochał to bys nie pił, gdybyś mnie kochał to byś widział jak cierpię , gdybys tylko zechciał to by bylo inaczej, gdybys zobaczył, pogadal, poszedł to by było.... Sedno kochania za bardzo, współuzlaeznienia. Co by było gdyby a nie co jest teraz i jakie sią fakty.

Gdybyś lubił mnie choć trochę, hej E D A E
Gdybyś kochał jak nie kochasz mnie E D A E
Gdybyś nie był jaki jesteś E D A
Zechciał tak jak nie chcesz mnie D A E

Byłbyś wiatrem, a ja polem, hej
Byłbyś niebem, ja topolą, hej
Byłbyś słońcem, a ja cieniem
Gdybyś tylko zmienił się

Gdybyś nie śnił mi się w nocy, hej
Gdybyś dał mi wreszcie spokój, hej
Może bym ci darowała
Może zapomniałabym

Gdybyś lubił mnie...

http://teksty.wywrota.pl/...kochal-hej.html

Klara - Sob 30 Maj, 2015 07:16

biegnacazwilkami napisał/a:
Tworzycie pewną dość zamkniętą grupę i dusicie się we własnym sosie

biegnacazwilkami napisał/a:
W tym zaś dziale niestety albo monotonny wrzask sfrustrowanych i egocentrycznych klubowiczek(cytuję za kimś,nie pamiętam już za kim,ale popieram)pt zajmij sie soba, albo po prostu wieje nudą,

Zakładam, że możesz mieć rację, bo w końcu wnosisz tu ze sobą świeże spojrzenie.
Może być też tak, że każde nowe miejsce w sieci porównujesz do tego, które spotkałaś po raz pierwszy i żadne nie jest podobne, więc w jakiś sposób - gorsze.
To ostatnie piszę ze swojego doświadczenia, bo sama dwukrotnie próbowałam wejść na inne fora (o innej tematyce niż alkoholowa) i nigdzie nie było mi tak dobrze jak tutaj. Pewnie to dziwnie brzmi, ale tak ze mną jest.
Jeśli zaś chodzi o Ciebie, to odważę się być równie szczera jak Ty.
To Twoje wyznanie....
biegnacazwilkami napisał/a:
zrezygnowalam z uczestnictwa w tej farsie

...nie jest do końca prawdziwe.
Może rzeczywiście miałaś dość, ale w ostateczności tamto forum w osobie administratorki, zrezygnowało z Ciebie i raczej nie masz tam powrotu.

biegnacazwilkami - Nie 31 Maj, 2015 12:36
Temat postu: Czy warto bylo?
"wyręczanie męża/partnera w tym co moze zrobic np; podac mu jedzenie z racji tego , ze jest moim mężem i siedzi wygodnie na tronie a ja mam mu usługiwać, oznacza to zajmowanie sie meżem jak dzieckiem specjalnej troski jak jajkiem zeby się nie potłukło, oznacza chodzenie na paluszkach zeby sie zdenerwoał i nie poszedł w cug, oznacza wybawianie go z kłopotów , których sam sobie narobił , oznacza np; płacenie jego rachunków. przejmowanie za niego na siebie jego obowiazków, oznacza poświecenie siebie samej na rzecz męza, oznacza rezygnacje z siebie samej, oznacza stawianie tez innych wyżej od siebie, oznacza męczenstwo."
"Jaki to ma zwiazek z Tobą ? Ano min, taki, ze zajmujesz sie alkoholikami zamiast sobą, zajmujesz się nie swoim problemem. Ty nie pijesz a czytasz jak wybawić , wyleczyć alkoholika, jak mu pomóc w jego zmaganiach a on Cie buja jak chce, sprzedaje głodne kawałki a Ty to łykasz. "

Bardzo pochopne stawianie znaku równości miedzy tymi dwoma kwestiami, własnie widząc na sobie, jak bardzo się mylisz Ty i Twoje koleżanki w ocenie sytuacji jaką opisuję, twierdzę,że ten dział nie wróży samorozwoju, będziecie tak rzucać się złaknione okazji do "doradzania" jak własnie to zrobiłyście na najnowszym temacie o 26 letniej zonie, nie analizując o co własciwie chodzi "nowemu userowi"...
Jeśli zaś chodzi o Ciebie, to odważę się być równie szczera jak Ty.

Klara napisała:
'To Twoje wyznanie....
biegnacazwilkami napisał/a:
zrezygnowalam z uczestnictwa w tej farsie

...nie jest do końca prawdziwe.
Może rzeczywiście miałaś dość, ale w ostateczności tamto forum w osobie administratorki, zrezygnowało z Ciebie i raczej nie masz tam powrotu.'

Hm, skoro tak szczegółowo znasz sytuacje, dodajmy,że ta i wczesniej inna relegacja z forum kolegi X, był to gwóźdź do trumny tamtego forum, wkrótce kolejno wycofały się wszystkie osoby wnoszące cokolwiek na forum, gdyż forum tworzą userzy a nie moderacja,szkoda,było to najlepsze miejsce w sieci do znalezienia rozmówców z tej branzy.

Maciejka - Nie 31 Maj, 2015 12:53

Masz prawo do własnego zdania na swój, mój , kazdy temat. Twoje życie twója sprawa. Zaprzeczanie to jeden z mechanizmów we wspóluzleznieniu i nie tylko. Co do tematu sąsiedniego to autor ewidentnie nie szuka pomocy tylko taniej, żałosnej rozrywki cudzym kosztem. Szkoda ,ze tego nie widzisz ze szkoda dla Ciebie bo ja nie dam sie zbyt długo nabierac.
rufio - Nie 31 Maj, 2015 12:56

Każdy ma swój punkt widzenia z zależności od siedzenia przy oknie . "Egocentryczne klubowniczki" w swoim zacietrzewieniu żyją w spokoju i bez złudzeń a są i te które w swoim widzeniu świata wierza , że można rozmawiać i rozmowa jest antidotum na wszystkie "zło świata " i po raz któryś wchodzą tymi samymi drzwiami i w tych samych papciach .
Maciejka - Nie 31 Maj, 2015 13:44

Na każdym forum podobnie jak w życiu sa pewne zasady a uczestnicy forum czy inaczej userzy mają się stosować do ustalonych zasad przez administrację a nie wprowadzać swoje. Jesli dana osoba naprawdę szuka pomocy to ją znajdzie czy na forum czy w realu . To indywidualna decyzja czy ktoś bedzie się udzielał na forum czy tylko poczyta.
biegnacazwilkami - Pią 19 Cze, 2015 01:06
Temat postu: Czy warto bylo?
Skoro juz się zalogowałam, to skrobne kilka słów, nie mam zbyt często czasu i co również ważne, okazji by coś poczytać/napisać, sprowadzając sobie towarzysza do domu, traci się prywatnośc, w każdym razie gdy się razem pracuje jak ja i mój obecny Boss spod znaku Barana. Zauważyłam,że tak się nazwał na pewnym hmmm, mniejsza z tym, gdzie, uważa się więc za gospodarza.Czasami.Niech mu tam będzie. Mieliśmy w minionym roku lepsze i gorsze dni, dobrze,że swoje oczekiwania od mężczyzny mojego życia mam "załatwione" przez poprzedniego Przyjaciela, teraz więc w słabsze dni mam się czym pocieszyć i nie zwalam na Bossa wszystkich rozczarowań jakich mi zwykłe życie nie oszczędza.
A poza tym mam rzeczywiście dużą pomoc w pracy i towarzystwo ( z tym różnie bywa, nie zawsze jest miło), nazwał moją arkadię swoim małym Stanominem....pewnie z uwagi na zakaz spożywania alkohlolu, który obowiązuje tu wszystkich, gdy w domu mamy nie pijącego alko. Był np Dzien Matki, moje młode urządziły mały zjazd rodzinny, z grillem i muzyczką, oraz bez kropli piwa czy innych trunków tym podobnych. Boss w zasadzie kręcił się wśród nas ale raczej nie zasiadł na dłużej, chyba nie był pewien, czy goście nie wyciągną jakichś butelek, on nie wiedział, że taki zakaz wprowadziłam już dawno. Ja nie jestem uczulona na alkohol, przy okazjach rodzinnych lub nawet w domu gdy żadnego alko nie ma, alkohol z umiarem jest obecny. Jednak obecność kogoś kto nie pije stawia zawsze szlaban dla wszystich, tak to u mnie działa,zero butelek i innych śladów . Dzieci od wczesnego dzieciństwa słyszały ode mnie, że mają genetyczną skłonność do alkoholizmu i że powinny o tym pamiętać. Na razie pamiętają. Własnie z myślą o młodych czasami rozmawiamy o różnych obliczach alkoholizmu, że np zwyczaj picia codziennie jednego/dwóch piw, na tzw sen jest prostą drogą do uzaleznienia. Że wypijanie systematycznie po pracy drinka, lub piwa prowadzi do uzależnienia. Że picie weekendowe, łączenie odpoczynku zawsze z alkoholem prowadzi do choroby alkoholowej, a raczej jak się dziś nazywa alkoholizm: do zaburzeń na tle alkoholowym. Mimo, że razem z dziećmi pielęgnuję wszystkie dobre wspomnienia o ich ojcu, nie udaję, że problemu z alkoholem nie miał, ani moi kolejni partnerzy. Myślę, że tego wymaga świadome wychowanie , zwłaszcza w domu, gdzie był w tle problem alkoholowy. I tu wspominam czasami pewną userkę z mojego poprzedniego Forum, gdy na wiadomość, że Admin założył dla Forum konto na FB, zatrwożyła się, czy jej córka jej teraz nie rozpozna....a Wy, czy ukrywacie przed swoimi dziecmi swoje problemy?Wiem, że niektórzy z córką/synem chadzają na mityngi, bardzo , bardzo podziwiam i pochwalam taka postawę, nic tak nie uczy jak własny przykład. Przyznam, że przeczytałam temat legalnego alkoholu na ognisku dla gimnazjalistów...., ja bym nie nazywała tej sytuacji dobrym kontaktem ojca z synem, ale cóż, na osiemnastkach dzieci i w moim domu był szampan itd, na osiemnastkach, czy wczesniej próbowali? Być może. Kiedyś, jako dzieci szkoły podstawowej jechali do Niemiec na wymianę i my, rodzice wypełnić musieliśmy ankietę czy zgadzamy się by tam pili piwo, sprzedawane w Niemczech od lat 15.I tak bym i w przypadku ojca wspomnianego tematu postąpiła: każdy rodzic ma się wypowiedzieć,czy się zgadza, oczywiście na osiemnastkę, nie w wieku gimnazjalnym:)Ktoś wypowiedział się tu bardzo rozsądnie,że gdy życie spełnia oczekiwania młodego człowieka, nie sięgnie on po alkohol...bardzo trafne spostrzeżenie. Dotyczy chyba nie tylko młodzieży.Patrząc na Bossa, słuchając jego oszczędnych wspomnien...., myślę,że brak oczekiwań uczynił swoją tarczą obronna, no i codzienne wczesniej popijanie. Teraz nie pije, w każdym razie nie widzę, ale czasami pewnie ma chęć, którą albo przesypia albo wylata na lesnych dróżkach.

biegnacazwilkami - Pią 26 Cze, 2015 00:21
Temat postu: Czy warto bylo?
Zahaczyłam o ankiete skierowana w zasadzie do alko i poprowadziło to moje mysli do kilku wątków które pojawiły sie m.in. przy okazji tejże ankiety. ze alko nie mają wszędzie takich samych warunków do zdrowienia, w miastach jest lepiej, na prowincji ...różnie, a już na pewno trudno rozszczepiać włos terapeutyczny na kilka cieńszych włosków, bo go tam często w ogóle nie ma...na prowincji za to przy mniejszym zaludnieniu lepiej widać kto pije, ile pije i jakie są tego skutki. No i na te mysli trafiła się taka rozmowa:boss wrócił ze spotkania cotygodniowego grupy terapeutycznej z terapeutą, było to spotkanie jubileuszowe dla jednego z ...no własnie, członek obchodzący 10 rocznicę zaprosił swoich przeszłych i obecnych kolegów z grupy AA, spotkanie zorganizował Klub Abstynenta i dodatkowo zaproszono terapeutę z grupą.Boss niechcący był uczestnikiem mityngu AA poprowadzonego przez kogoś z tej grupy...wrócił naładowany dobrymi emocjami, bardzo pożyteczne doświadczenie, a wszystko dzieki koleżance która kiedyś wraz ze mną na grupę współuzależnionych chodziła..., dobrze jej życze, bo robi ta skromna kobieta dużo dobrej roboty, np pomaga przebrnąć niezaradnym często i bez pieniędzy, telefonu i innych niezbędnych dziś do życia w urzędniczym społeczeństwie alkoholikom schody prowadzące do rozpoczęcia zdrowienia, a to skierowanie na terapię ważne tylko 1 miesiąc trzeba przedłużyć, bo delikwent trochę stopem, trochę pieszo dotargał się do ośrodka w sercu lasów po terminie....i takie tam, jeździ z grupami AA na gościnne mityngi, gdzie żeby nie czekac cały dzień w autobusie, musiała się zdeklarować jako...no, nie bedę sypac...pieczenie ciasta na okolicznościowe rocznice i tp to też ona, no koleżanki pomagają, nie powiem, ale ona jest sercem i głową tych poczynań.A wiele lat była samotną matką, teraz spotkała towarzysza, cóż, jest to członek grupy AA, niedawno też obchodził jakąś okrągłą rocznicę, chyba dziesięciolecie...jej mąż zapił się na smierć już dawno temu.Tak to w terenie, na prowincji doskonale koegzystują terapie grupowe z terapeutą, klub abstynenta i grupy AA.Boss teraz z dumą mówi o swoim roku abstynencji, nawet niedawno w sklepie przypadkiem sprowokował taką wypowiedź sprzedawqcy: teraz to macie dobrze, spotkania, kluby, terapie, kiedyś tego nie było, kiedyś alkoholik był pozostawiony sobie...na mityngu dowiedział się, że zarówno ojciec jak i brat tego sprzedawcy powiesili się , byli alkoholikami...trzeba przyznać, że pani Burmistrz miasteczka rzeczywiście wiele zrobiła dla mieszkających tu alkoholików, ściągają z daleka, pieszo, rowerami, stopem, po śniegu i deszczu, różnie, czasami odwożą się potem samochodami, łatwo nie jest, ale zrozumieli że w grupie łatwiej.
I tu nasuwa mi się refleksja, że gdybym to ja miała powiedzieć co uważam za przyczynę że nawet ci co pić by nie chcieli-zapijają..., to patrząc wstecz na swoich towarzyszy, na znajomych i nieznajomych, za pierwszą przyczynę uznałabym brak pracy, stałego zajęcia. Za kolejną samotność, czasami samotność w rodzinie, brak szacunku i zrozumienia. Teraz jest lepiej, prawie kazdy ma dostęp do internetu, to chociaż częściowo łagodzi skutki samotności.Ale starsi...ci już się nie naucza, czasami też nie wszystkich stać na komputer...tym jest trudniej, złe życie jest jeszcze gorsze...izolacja fizyczna, psychiczna, wykluczenie społeczne. Spotkania AA czy w klubie abstynenta , spotkania z terapeuta dla tych osób to jedyna droga do poprawy swego życia.
Pomocna dłoń takiej osoby jak koleżanka którą wspomniałam jest nie do przecenienia.
Twarda miłość, ten termin źle rozumiany przez absolwentki/ absolwentów różnych kursów pedagogiczno-wychowawczych już się w moim temacie poniewieral.
Oto takka opowieść:
nasz wikary o którym już wspominałam, kiedyś na mszy niby to dla dzieci ale z uwagą słuchany przez nas, dorosłych zapytał dzieci, czy Pan Jezus zmarly na krzyżu, gdy potem zmartwychwstał, to wstąpił do nieba...czy dobrze zrobił? Czy nie lepiej by było ludziom, nam, gdyby zostal z nami, na ziemi, czynił cuda , wspierał nas itd?Ale On sobie odszedł, do nieba...zostawił nas...Ksiądz wikary trochę się przekomarzał, jakby to fajnie bylo, iść do Pana Jezusa po rade, co zrobić z tym czy innym problemem, no i tu właśnie wyciągnął taką konkluzję: gdyby Pan Jezus został na ziemi, my ludzie nigdy byśmy nie dorośli, na zawsze byśmy pozostali dziećmi, które boją się samodzielnie zrobić cokolwiek, czekalibysmy na aprobatę Jezusa, co powie...a On chciał dać nam wolną wolę, możemy sami decydować co robimy ze swoim życiem.Czy Jezus nas w takim razie nie kocha, zapytał ksiądz?Ależ nie, On zrobił to własnie z miłości,ale...jest tam wysoko w niebie i kocha nas, KOCHA NAS.
No własnie, pomyslałam sobie, tym się różnimy , ja i moje koleżanki, w sprawie tzw twardej miłości. Po co alko twarda miłość, gdy w zasadzie jej nie ma?Może gdybyśmy potrafili zawierzyć, dać komuś taką wiarę, że kochamy i wzajemnie czujemy się kochani...no, dobra, z tym że gdzieś tam wysoko jest Bóg i nas kocha, to też przypominamy sobie na ogół...w potrzebie.Sorry za sucharek, ale czasami na drugi i trzeci rzut oka, rzeczy wydają się...trochę inne.Dobrej nocy.

Jo-asia - Pią 26 Cze, 2015 10:07

biegnacazwilkami napisał/a:
gdyby Pan Jezus został na ziemi, my ludzie nigdy byśmy nie dorośli, na zawsze byśmy pozostali dziećmi, które boją się samodzielnie zrobić cokolwiek, czekalibysmy na aprobatę Jezusa, co powie...a On chciał dać nam wolną wolę, możemy sami decydować co robimy ze swoim życiem.Czy Jezus nas w takim razie nie kocha, zapytał ksiądz?Ależ nie, On zrobił to własnie z miłości,ale...jest tam wysoko w niebie i kocha nas

świetny przykład "twardej miłości", tak jak ja ją pojmuję :)
Ostatnio właśnie mam okazje się sobie przyglądać.. doświadczać
W chwili gdy brałam odpowiedzialność.. inaczej czułam się winna, jego sytuacji..chorobie i konsekwencji, nie pozwalałam mu dorosnąć do min decyzji, w której sam poprosi o pomoc. I nie mam na myśli, wprost wypowiedzianych słów, bo one często nie potrafią, przejść przez usta. Jednak dopiero po takiej deklaracji, pomoc jaką chcę udzielić.. może zostać przyjęta.
Zresztą sama jestem przykładem na to, jak poproszenie o pomoc... działa cuda, wtedy i dopiero wtedy :) i jak cieszy, gdy osoby które są obok, czekają z wyciągnięta ręką.

pozdrawiam serdecznie

biegnacazwilkami - Śro 01 Lip, 2015 00:55
Temat postu: Czy warto bylo?
Oglądam film LOT z Denzelem Washingtonem, nomen omen o alkoholiku pilocie, opuchnięta twarz, mistrzowskie zakłamanie...do czasu, do pewnego krytycznego momentu,załamanie...załamanie wobec kłamstwa rzuconego na zmarłą....a gdyby nie ta zmarła,kłamałby i pił dalej?W tle narkomanka,oraz diler-uzdrawiacz, może lepiej nie polecać tego filmu, chociaż zawsze mnie intryguje w filmach obraz grupy terapeutycznej i jej rola w walce z nałogiem,pewnie przejaskrawione ale coś w tym jest.O ile jest szczerość.Trzeci ma nieoczekiwane zmiany nastrojów i zachowan, euforia po rocznicy swojej i innych nagle zamieniła się w kompletne odizolowanie się , z godziny na godzinę...zastanawiam się, co to wywołuje, może rozmowa telefoniczna z jakimś nawalonym kumplem...jakieś słowo...nie wiem.Z tego wszystkiego miałam przedziwny sen, ja, co to raczej mało i nie często piję, miałam sen, że oto przechylam sobie sporą miarkę wina, podczas gdy własnie uszykowałam się do wyjazdu, miałam zawieźć nasze produkty do miasta, dużego odległego miasta....wiedziałam o tym w tym śnie i lekko przestraszona widziałam swą rękę przechylającą szklankę z winem..., jakby to moja dusza stała obok nieposłusznego ciała...marnuję czas na tego barana i w końcu sama w jakąś chorobę popadne...ktoś mnie kiedyś na tym innym forum zapytał, czy mi nie szkoda,że wiążąc się z alko, nigdy na luzie nie wypije z partnerem nawet lampki szampana..., nawet na Nowy Rok...nie było mi żal, gdy byłam z moim ex, bo się go bałam, z W nie było powodu niczego żałować, nawet wspomnienie o nim jest jak plaster miodu na krwawiącą rane...ten obecny alko jest jak kamień co uwiera w bucie, czasami mniej czasami więcej, ale jest niewygodnie...to nie pierwsza chwila, gdy żałuję że się dałam wrobić w to towarzystwo, ale zawsze myslę że jeszcze trochę i sam sobie odjedzie...lepiej pozostawić to losowi....i tak nie wiele moge zmienić w swoim życiu obecnie, sporo spraw trzeba uporządkowac.
biegnacazwilkami - Śro 01 Lip, 2015 00:58
Temat postu: Czy warto bylo?
Asiu, trzymam kciuki za Twoją nową , fajną pracę, obyś taką sobie wyszukała,
również serdecznie pozdrawiam:)

Jo-asia - Śro 01 Lip, 2015 14:39

biegnacazwilkami napisał/a:
Asiu, trzymam kciuki za Twoją nową , fajną pracę, obyś taką sobie wyszukała,
również serdecznie pozdrawiam:)

zaskoczyłaś mnie.. miło
dziękuję :)

biegnacazwilkami napisał/a:
zawsze myslę że jeszcze trochę i sam sobie odjedzie

skąd ja to znam...
zostawić losowi.. to, też znam
Dziś, dzięki Tobie zrozumiałam, że jak tak myślę.. mówię, to tylko "ostateczność", coś co musi mną mocno wstrząsnąć, zaboleć bym mogła to zmienić
i sam nie odejdzie 8|
To tak, nie działa.
A jeszcze do tego, przywiązuje się mocniej. To, powoduje że wysyłałam zupełnie przeciwny sygnał.. "rób co chcesz, bierz co chcesz i tak ci wszystko dam i nie wyrzucę/odejde".

biegnacazwilkami - Wto 07 Lip, 2015 00:43
Temat postu: Czy warto bylo?
Spotkałam koleżankę z dawnej terapii, prawie jej nie poznałam,zamiast jak kiedyś, chudej , mówiącej drżącym głosem , wystraszonej kobiety, zobaczyłam uśmiechniętą , dobrze zadbaną i spokojną kobietę w średnim wieku...ma partnera, z "branży" nie pijącego od wielu już lat, ale jednak ...alko...,że się odważyła? Jest bardzo szczęśliwa i dobrze, nalezy się jej. Partner pracuje głównie za granicą i tam chodzi na spotkania AA. Takie życie, jedni chodzą na dializy, inni insulinę biorą a alko muszą chodzić na mityngi. I już. Mój domowy Baranek, po kilkudniowym cyklu wyłącznie służbowych odzywek, jakby nigdy nic wraca do stanu pokojowej koegzystencji. Akceptuję to....kiedyś gdzies przeczytałam,że związki trzeźwiejących alko po większej części rozpadają się, bo "ONE NIGDY NIE ZAPOMINAJĄ", niby my, te złe , nie wyrozumiałe kobiety.Jakoś zapadlo mi to w pamięci, po każdej zapaści pokojowej koegzystencji wraca mi ta fraza...i w konsekwencji nasuwa się refleksja: jak bym zareagowała kiedyś, mając 30 lat i oczekiwania stosowne do tego wieku?No własnie...to nie mozliwe w młodym wieku godzić się na taką chustawkę emocjonalną, więc w końcu związki się rozpadają. Baranek ma szczęście, że twardą ręką utrzymuję prohibicję w naszej arkadii, ale nie jestem zawzięta i kolejny raz może zacząć od nowa poprawiać swoje kontakty...do czasu jednakowoż, nawet mnie kiedyś cierpliwość się skończy.Zazwyczaj w jakiś sposób zaznaczam te jego "gorsze dni", a to maila mu piszę, podobno ich nie czyta, a to w kalendarzu (służbowym) rysuję mordki z odętą buzią, może kiedyś zobaczy, jak często i ile dni sobie/mnie zmarnowal...
Długoletnie picie lekko sterało zdrowie Baranka, jest co naprawiac, wczesniej o siebie nie dbał, stopniowo to nadrabia. Stopniowo też odkrywa w sobie pewne talenty, ma ich całkiem sporo, jest urodzonym majsterklepką i to takiego większego formatu, lubi, co nie jest zbyt częste, naprawiać rzeczy zniszczone, zepsute, oberwane drzwi, skorodowany błotnik , zmyślny wózek paszowy itd. Da sobie radę.Gdyby musiał stąd odejść. Niby nic takiego dla niego nie robię...jednak to własnie on, a nie żaden z moich poprzednich partnerów, otrzymał taki kredyt zaufania i tolerancję nie tylko moją,ale i mojej rodziny, w zasadzie otrzymal nową rodzine. A ja mam towarzystwo, co też nie jest bez znaczenia. Tylko te nieoczekiwane zmiany nastrojów....
http://www.tekstowo.pl/pi...rt,zamiast.html
Na marginesie: kto wymyslił,że baranek jest potulny?

Maciejka - Wto 07 Lip, 2015 06:13

biegnacazwilkami napisał/a:

Spotkałam koleżankę z dawnej terapii, prawie jej nie poznałam,zamiast jak kiedyś, chudej , mówiącej drżącym głosem , wystraszonej kobiety, zobaczyłam uśmiechniętą , dobrze zadbaną i spokojną kobietę w średnim wieku...ma partnera, z "branży" nie pijącego od wielu już lat, ale jednak ...alko...,że się odważyła? Jest bardzo szczęśliwa i dobrze, nalezy się jej. Partner pracuje głównie za granicą i tam chodzi na spotkania AA.


Jest po terapii i dobrze odrobiła lekcję jaką jest terapia i są tego efekty. Nie zajmuje się uszczęsliwianiem na siłe swego alko bo to nie jej problem. Nie interesują ją problemy innych i nie szuka ich rozwiazania bo zajmuje sie swoim życiem czego nie można napisać o Tobie.

biegnacazwilkami napisał/a:
Baranek ma szczęście, że twardą ręką utrzymuję prohibicję w naszej arkadii, ale nie jestem zawzięta i kolejny raz może zacząć od nowa poprawiać swoje kontakty...do czasu jednakowoż, nawet mnie kiedyś cierpliwość się skończy.Zazwyczaj w jakiś sposób zaznaczam te jego "gorsze dni", a to maila mu piszę, podobno ich nie czyta, a to w kalendarzu (służbowym) rysuję mordki z odętą buzią, może kiedyś zobaczy, jak często i ile dni sobie/mnie zmarnowal...


Przeciwnie- Baranek ma komfort nie zmieniania swego życia i robienia Cie w bambuko na Twoje życzenie i robi co mu się żywnie podoba a Ty mu pomagasz w trwaniu w jego systemie iluzji i zaprzeczeń. Zamiast pomagać - szkodzisz zarówno sobie jak i jemu.

biegnacazwilkami - Śro 08 Lip, 2015 12:35
Temat postu: Czy warto bylo?
perełka napisał/a:
Nie zajmuje się uszczęsliwianiem na siłe swego alko bo to nie jej problem. Nie interesują ją problemy innych i nie szuka ich rozwiazania bo zajmuje sie swoim życiem czego nie można napisać o Tobie.

Jak zwykle mylisz sie,zarówno co do koleżanki jak i co do mnie, ale nie zamierzam z Tobą dyskutować, swoje sądy opierasz na własnych doświadczeniach,współczuję cf2423f

Maciejka - Śro 08 Lip, 2015 13:01

Wspolczujesz samej sobie?
Jo-asia - Śro 08 Lip, 2015 13:27

Moje pierwsze.. dwa lata, dla drugiej strony nie były sielanką.
Mówię, o zaprzestaniu picia.
Huśtawki nastrojów, wychodzenie nagle bez słowa, jakieś dodatkowe zajęcia.. i płacz.
Ten czas, choć starałam się nie utrudniać, nie obciążać rodziny...się po prostu, nie dało :bezradny:
czasem nawet wytłumaczyć...co się ze mną dzieje.
A gdy ustabilizowałam emocje.. przyszedł czas na zmianę.. reformę ról w domu 8|

chodzi mi o to.. że to trudny czas i dla alko i dla partnera..
są tacy co mówią .. warto, a są tacy co nie chcą brać w tym udziału..

biegnacazwilkami - Śro 08 Lip, 2015 13:55
Temat postu: Czy warto bylo?
Wcięło mi posta,czyli Opatrzność się wmieszała..., teraz więc już krótko,bo roboty mam strasznie dużo: zawsze trzeba zrobić bilans strat i zysków i wybrać mniejsze zło. To się sprawdza. Tyle, że :
1. W młodym wieku są inne cele, zwłaszcza w bardzo młodym wieku, każdemu się wydaje,że jeszcze tyyyleeee czasu jest, by sobie życie ułożyć, zrobić karierę jaką taka, znaleźć drugą połówkę , czasami, również założyć normalną rodzinę.
2. Coraz częściej każdy, również kobiety zajmują się głównie sobą nie patrząc na racje dzieci, cóż, one wciąż głosu nie maja...ciekawe by było referendum dziecięce w sprawie rozwodów, sądzę,że było by na NIE. Sepearacja, w trudnych sytuacjach więzienie dla przemocowcow i obowiązkowe rodzicielstwo do 18 roku najmłodszego dziecka, hę?
3. W starszym wieku, gdy my, kobiety odchowałyśmy już swoje dzieci i mamy wciąż apetyt na życie, fajną pracę(wreszcie jest czas!) chłopaka do tańca i do różańca, okazuje się,że....panom po czterdziestece wystarczy kanaping z pilotingiem i piweczkiem ...
4. Zanim się rozwali swoje i innych życie, warto spróbować się dogadać.Bo innego może już nie zdążymy zbudować.
Zawsze warto jest mieć nadzieję, bo być może tam za rogiem...a jak nie za tym, to za kolejnym...zawsze warto posłac komuś usmiech, on wroci i na pewno rozświetli nam dzień:)

biegnacazwilkami - Nie 12 Lip, 2015 00:54
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziś była msza co to ją dawno w intencji zdrowia i pomyślności alko zamówiłam, Baranek nie chodzi ze mna do kościoła, nie chce to nie,jego sprawa. Jeśli nawet nie był na mszy, cały kościół modlił się w tej anonimowej intencji, poczułam sie silniejsza jakby mi sił przybyło...a przecież ta msza nie była związana z moja osobą...
Po ostatnich "gorszych dniach" trwamy w pokojowych nastrojach, nic mu nie narzucam, robi co chce,a chce się zazwyczaj wykazać, że jest tu potrzebny,użyteczny. Nie jest to trudne , na każdym kroku jest coś do naprawienia lub zrobienia, a to krzaki trzeba powycinać, to trawę skosić, dach w stajni naprawić...dwa razy w tygodniu ma "wychodne", chętnie jeździ na spotkania z grupą terapeutyczna, oraz do pobliskiego miasteczka z naszą produkcja. No i do lekarza, zaniedbane zdrowie wymaga sporo do nadrobienia jak to u faceta który dużo pali i za kołnierz nie wylewał. No i tak się to dzieje ta nasza koegzystencja, on pomaga mi prowadzić gospodarstwo, ja trochę dbam o jego zdrowie . Nie mamy żadnych zobowiązań wobec siebie. Tyle po roku wspólnego mieszkania mogę powiedzieć.

biegnacazwilkami - Pon 20 Lip, 2015 02:04
Temat postu: Czy warto bylo?
https://www.youtube.com/watch?v=AKiVttFnqkY
Gdy słyszę w radio tę melodię, zamieram...to jest tak,jakbym miała telefon od swojego W., a on już nigdy nie zadzwoni....13.01.2013...znamienna , prawie symboliczna data...piękny chłopak ,kochał piękną muzykę,nauczył mnie tego,że muzyka to język dusz...

Zaledwie tydzień temu sądziłam, że jak powyżej lekkomyślnie napisałam: możemy się rozstać bez zobowiązań... i oto nadszedł dzień próby:
Baranek co jakiś czas zakłada rogi i z błahych powodów urządza wojnę nerwów, nie siada ze mną do stołu, rozmija się ,wędruje swoimi ścieżkami ,niby jest ,robi co do niego należy,ale jest "osobno",rozmawia wyłącznie służbowo i to skąpo.
Tak bywało i nadal jest,chociaż albo się przyzwyczaiłam albo jest to coraz rzadziej...zazwyczaj nie chce rozmawiać potem ,dlaczego tak się zachowuje, stopniowo po prostu "wraca"...a ja ,żeby ślad jakiś był, pisywałam mu maile, co o tym myśle, rzekomo ich nie czytal...rzekomo...aż tu nagle (ma swój nie kontrolowany przeze mnie oczywiście telefon) dzwoni nasza , a raczej obecnie nie nasza pani weterynarz, no to stoję i słucham, co tam ma do porady, a Baranek twierdzi do słuchawki że rozmawiać nie może...bo pakuje towar,a to nie była prawda...dlaczego nie rozmawiasz przy mnie z panią weterynarz, pytam, czego chciała?Nic,nic, wreszcie zdenerwowany zakrzyknął czy to on musi mi się spowiadać z kim i o czym rozmawia...no fakt, zapowiedziałam od początku:żadnych rozmów z koleżankami,zwłaszcza aktywnymi pijaczkami, jak chce, może sobie rozmawiać ile wlezie z kolegami, ten tema wracał czasami ale nie był jakimś problemem częstym. Alko nie praktykujący ani w piciu ani w seksie, przez telefon się być może dowartościowywał jaki to z niego macho...jeszcze w swoim poprzednim związku, też nieudanym...ja się na to nie zgadzam, wystarczy mi jeden Pan Bóg, nie widzialny, mocny i wszechmocny...a ty Baranku mówię, buduj sobie realny świat tu i teraz...niestety Baranek źle znosi wszelką dyscyplinę jak nieraz to już dało się zauważyć,a że porywczy jest(w słowach) to poprosił kiedyś p. weterynarz,żeby mu pracę znalazla no i znalazła...coż, nieoczekiwanie wieczorem oznajmił że musi jutro wyjechać rano bo ma załatwioną nową pracę...a ja zamiast spokojnie , bez słów zająć się robotą którą i tak latami sama robiłam...jedź mówię, skoro ci tu źle.ale żebyś wiedział,że tu powrotu już mieć nie będziesz.To jest droga tylko w jedną stronę.No,ale on przecież nie bez powodu, mówi, ja go tłamszę, ograniczam, ciągle się (?)kłócę z nim...,a przecież jemu to spokój jest potrzebny...co chwila mu pokazuję,że to nie jest jego dom tylko mój...hm, cicho zapytałam:a co ty zrobiłeś Baranku,żebyś się czuł tu u siebie?poza pracą oczywiście, którą mógłby wykonywać każdy inny pracownik, nie, no oczywiście, nie tak doskonale jak ty...jednak nie do pracy tu przyjechales,prawda?Mielismy być parą,a ty nawet przez sen mnie omyłkowo nie przytulisz,prawda?Wspólne oglądanie tv możesz zaproponowac dowolnej innej osobie dowolnej płci, nie zapuszczasz tu korzeni, to i nie czujesz się u siebie...zastanów się może,proszę(ta,tak:proszę), masz za sobą dopiero rok abstynencji, masz naturę włóczykija i być może osiadły tryb życia raczej nie jest w twojej naturze,ale najgorsze masz za sobą, zasady jakie tu panują znałeś wcześniej, być może za często wspominałam,że jak się na nie nie zgadzasz, to musisz stąd wyjechać(maile...),postaram się tak sprawy nie stawiać(czyli-że się poprawię, ja?) no i kurcze,został. A ja się w połowie ucieszyłam, a w połowie żałuję. Skoro mu tu źle, nie trzeba było go zatrzymywać.
Czasami podczytuję różne tematy również w innym dziale, rady jak to lepiej jest pomagać czy nie pomagać alkoholikowi, czy dobrowolnie leczenie podejmie czy pod przymusem...w sumie takie niby różne poglądy porównac można do rozważań na temat wyższości Świąt Wielkanocnych nad Świętami Bożego Narodzenia:jedni świętują to inni drugie a jeszcze inni oba, w leczeniu podobnie:zaczyna się leczyć alko gdy musi, a czy zmusza go do tego ktoś konkretny, żona, kochanka czy sąd,czy też samo jego marne życie zagrożone śmiercią, jaka to różnica, COŚ GO ZMUSZA, lub ktoś.Czyli jakby nie patrzeć, zawsze jest to leczenie wymuszone, chyba,że woli umrzeć. Tak więc nie sadzę,że Baranek beze mnie zacznie pić, może tak a może nie, znajduje realizację w wielu różnych dziedzinach,potrafi zrobić różne rzeczy ma sprawne ręce i umysl, brak mu tylko serca, do ludzi i do życia.Czy miłości można się nauczyc, czy jesli się czegoś z domu nie wyniosło, to można to nabyć?

Jo-asia - Pon 20 Lip, 2015 18:55

biegnacazwilkami napisał/a:
Czy miłości można się nauczyc, czy jesli się czegoś z domu nie wyniosło, to można to nabyć?

można.. (podobno) się nią jest, w sensie miłością.. każdy jest :)
czasem, już nią jestem...
mam nadzieję, że kiedyś zagości a raczej zamieszka, na stałe ;)

:)

biegnacazwilkami - Pon 20 Lip, 2015 23:09
Temat postu: Czy warto bylo?
Z jakiegoś powodu przypomniało mi się, jak W. na swoją pierwszą terapię półotwartą wypożyczyć musiał z biblioteki Małego Księcia, m.in. zakreślone bylo to:
"
Wtedy pojawił się lis.
- Dzień dobry - powiedział lis.
- Dzień dobry - odpowiedział grzecznie Mały Książę i obejrzał się, ale nic nie dostrzegł.
- Jestem tutaj - posłyszał głos - pod jabłonią!
- Ktoś ty? - spytał Mały Książę. - Jesteś bardzo ładny...
- Jestem lisem - odpowiedział lis.
- Chodź pobawić się ze mną - zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny...
- Nie mogę bawić się z tobą - odparł lis. - Nie jestem oswojony.
- Ach, przepraszam - powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co znaczy "oswojony"?
- Nie jesteś tutejszy - powiedział lis. - Czego szukasz?
- Szukam ludzi - odpowiedział Mały Książę. - Co znaczy "oswojony"?
Ludzie mają strzelby i polują - powiedział lis. - To bardzo kłopotliwe. Hodują także kury, i to jest interesujące. Poszukujesz kur?
- Nie - odrzekł Mały Książę. - Szukam przyjaciół. Co znaczy "oswoić"?
- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane - powiedział lis. - "Oswoić" znaczy "stworzyć więzy".
- Stworzyć więzy?
- Oczywiście - powiedział lis. - Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.
- Zaczynam rozumieć - powiedział Mały Książę. - Jest jedna róża... zdaje mi się, że ona mnie oswoiła...
.......................
Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu...
..............................
Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.
- Bardzo chętnie - odpowiedział Mały Książę - lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.
- Poznaje się tylko to, co się oswoi - powiedział lis. - Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
- A jak się to robi? - spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumieć. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej...
...................................
W ten sposób Mały Książę oswoił lisa. A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział:
- Ach, będę płakać!
- To twoja wina - odpowiedział Mały Książę - nie życzyłem ci nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił...
- Oczywiście - odparł lis.
- Ale będziesz płakać?
- Oczywiście.
- A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
- Zyskałem coś ze względu na kolor zboża - powiedział lis, a później dorzucił: - Idź jeszcze raz zobaczyć róże. Zrozumiesz wtedy, że twoja róża jest jedyna na świecie. Gdy przyjdziesz pożegnać się ze mną, zrobię ci prezent z pewnej tajemnicy.
.................................

Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę."
............................................................

biegnacazwilkami - Pon 20 Lip, 2015 23:17
Temat postu: Czy warto bylo?
Joasiu, ważne że w ogóle dostrzegasz różnicę przed i obecnie , ale nie jesteś w tym wypadku szczególnym przykładem, jesteś kobietą a jak się to mówi, kobiety są z Wenus...,
dużo, dużo miłości Ci zyczę :)

szika - Pon 20 Lip, 2015 23:19

piękny tekst.. dziękuję że mi przypomniałaś..
biegnacazwilkami - Śro 29 Lip, 2015 00:52
Temat postu: Czy warto bylo?
Tak mnie zbulwersował temat u kolegi, że pomyślałam, że i mnie kiedyś nadgorliwość postawila w niezręcznej sytuacji:
mój obecny towarzysz zanim się do mnie sprowadził, zapisał się samorzutnie z własnej inicjatywy na terapię do naszej tu okręgowej Sorbony czyli Ośrodka w S. Jako że z trudem znosi dyscyplinę oraz ma problemy w kontaktach z ludźmi, po 3 tygodniach się wypisał stamtąd. Gdzieś trzeba bylo zrobić mu miejsce, w szafie, w domu...cóż, jakoś się pomieścilismy,ale...po kilku tygodniach postanowiłam schować również jego ooogromną torbę turystyczną, jakież było moje zdziwienie, gdy z torby nie dopiętej wyleciało opakowanie gumek, otwarte, z jedną jeszcze gumką...co by zrobila któraś z was,koleżanki?
Idę podminowana szukać winowajcy, rzucam na stół corpus delicti....aaaaa, to stare jakies jest,mówi Baranek, jeszcze ciebie nie znalem...tak, się pytam wściekle, sobie to kupiłeś przed turnusem czy tam w sklepiku mają, regulamin zakazuje podobno kontaktowitd...., ależ mówię przecież,że to z dawnych czasow bąka Baranek...i co, pytam, otwartą schowaleś trzy lata temu?...no, zostala jedna...co miałem zrobić, wyrzucić?Nie, jasne, schowaj znowu, może ci się jeszcze przyda...
W kontekście ogólnej wstrzemięźliwości Baranka obecnie ale również zdaje się w poprzednim związku, kompletnego braku zainteresowania płcią przeciwną(czego nie zauważyłam w fazie uwodzenia)posądzenie go o ...bunga bunga...bylo tak absurdalne,że nawet Baranek się uśmiechnął...slabo...
Zawsze gdy narzeka na bóle w stawach, w mięśniach, zwłaszcza...wieczorami....napomykam,iż dobry seks gwarantuje długie życie i dobre zdrowie...poczem spokojnie układam się na swojej krawędzi łóżka dbając by nie dotykać "schorowanego" czlowieka, jeszcze mi zarzuci iż go molestuję....
I pomysleć, że mężczyzna produkuje plemniki aż do śmierci, nie ma menopauzy....wystarzczy,żeby mu się chciało chciec....

biegnacazwilkami - Pią 31 Lip, 2015 00:18
Temat postu: Czy warto bylo?
Jak internet trafił pod strzechy arkadii a ja trafiłam na forum alkoholowe i terapię dla ...

Pewnego dnia zadzwonił telefon i ktoś powiedział:
dzień dobry, mam na imię Krzysztof i jestem alkoholikiem, czy mogę rozmawiać z W.?
Niestety, nie ma go, kim pan jest?Jestem kolegą W., spotkaliśmy się na terapii w S.Acha, niesety, W. już tu nie mieszka, wyjechał z koleżanką z terapii w wysokie Tatry do NT....dodam,że mówiłam to przełykając łzy za niewiernym , utraconym ..., byłam w ciężkim dołku, dole, ogromnej przepaści uczuciowej...
Krzysztof miał ciepły, radiowy głos i dużo czasu, niestety telefony wtedy kosztowały majątek/za minutę chyba jakieś 70gr...wiesz, powiedział Krzysztof, widząc (słysząc) moje załamanie, może byś porozmawiała ze mną na forum, za darmo....co, gdzie,jak???był rok 2008, już miałam komputer i neostradę ale nie tam gdzie pracowałam rycząc całe dnie i potem w domu jak zranione zwierzę...nie wiele myśląc pojechałam do miasteczka, kupiłam na raty laptopa z mobilnym internetem, piekną białą belinea..., z okna swego biura widziałam maszt swojej sieci, jednak internet...wciąż zanikał, pojawiał się i znikał,w domu jeszcze gorzej, czarna internetowa dziura, gdyż arkadia jest tam, gdzie internet się ...kończy...znalazłam jak ślepiec jakoś stronę w internecie, nie umiałam nic poza pisaniem prostych pism, trwało to godzinami...jedną ręką telefon i wskazówki od dzieci gdzie co jest, druga na klawiaturze....w końcu nadeszła chwila gdy "zapisałam się" i ja , na to forum...
Pamiętam swego pierwszego posta: w ten imieninowy , zimny wieczór siedzę sama przy swoim laptopie...itd
Pamiętam też tytuł swego wątku, "współuzależnienie-miłość czy choroba"...pamiętam userów i tego tam, Krzysztofa, dzięki któremu zamiast dalej ryczeć (trochę to jeszcze tych łez było)zasiadłam do pisania, wyrzucenia z siebie kłębiących się mysli, poznałam wiele życzliwych osób, dowiedziałam się też, że mogę iść na terapię...i poszłam...byłam w grupie wsparcia u fantastycznej pani psychoterapeutki, poznałam kobiety z prawdziwymi, o wiele gorszymi problemami...przede wszystkim jednak przestałam być sama ze swoim problemem, o każdej porze dnia i nocy na forum byl ktoś z kim można było pogadać. Tamto forum było jak Folwark Zwierzęcy, gdzie wszystkie zwierzęta są równe ale....są równiejsze, znaczy, alkoholicy:), współuzależnione były często obrażane i poniewierane słownie przez onych, Krzysztof nie był wyjątkiem...pamiętam, że uczył się jak i ja obsługi komputera, uczył go dorosły syn z pierwszego małżeństwa, miał dwóch synów, dorosłych już i własnie zostal dziadkiem, stąd zapewne wziął się jego nick...pamiętam, że opowiedzial jak spotkal drugą kobietę swego życia, dał anons w gazecie: kochająca kobieta potrzebna od zaraz..., tak poznał E. Jednak dopiero spotkanie trzeciej kobiety, sporo młodszej, chyba trzydziestoletniej jak się nie mylę, zmieniło życie Krzysztofa...oraz dobry kontakt z synami, tak sądzę , chociaż jest to moje subiektywne zdanie, nie czytałam wszystkiego co pisał, sporadycznie raczej dowiadywałam się co u niego słychać,od W.Zawsze jednak wspominam ten dzień, gdy pomoc przyszła niespodziewanie, od człowieka o istnieniu którego nawet nie wiedziałam...sądzę,że nie naruszam tu niczyjej prywatności, wszystko o czym piszę jest w internecie, chciałam też pokazać,że czasem pomaga się nie świadomie, samą tylko swoją obecnością, często ...wirtualną...
Bierzemy udział w kosmicznej podróży. Jesteśmy gwiezdnym pyłem kłębiącym się i tańczącym w objęciach prądów powietrznych i wirów nieskończoności. Życie to wieczność. Zatrzymaliśmy się na chwilę, by się spotkać, poznać, pokochać, podzielić sobą nawzajem. To cenna chwila, mały nawias w wieczności.
Paulo Coelho

[/b]

Tosia - Pią 31 Lip, 2015 10:08

biegnacazwilkami, Pozwolisz że podłacze się i napisze od siebie parę słów..
Krzyśka nie znam osobiście ,ale zrobiiła bym wszystko by kiedyś znaleźć się na mitingu ,,na Pocztowej ,, ;) .Pamiętam gdy weszłam na forum po długiej przerwie ,zaczęłam czytać ..Temat ,,wiecznego gracza ,,był bardzo dziwnym stylem pisany,ale bardzo mnie zaciekawił watek mitingu.Pierwsze co wchodziłam i czytałam jak..to jest w Szczecinie ..po prostu byłam tam ;) .
Nigdy nie mogłam przekonać się do mitingu ,,bałam się ich ,bałam się kontaktu z ludźmi ..bałam się chyba tak naprawdę wytrzeźwieć .Dużo tu ludzi pomagało mi ,za co jestem Im bardzo wdzięczna :kwiatek: ,ale wciąż temat ,,wiecznego gracza mnie intrygował...Stary wyjadacz a jednak jeszcze potrafi ,pisać o sobie .Mało jest na forum ..z tak zwanych starych wyjadaczy ,co by tak opisywali..szkoda ;) Wracając do tematu,przełamałam się dzięki Krzyśka ...mitingom .<opisie>Pamiętam swój pierwszy miting ,później kolejne .Krzysiek otworzył mi oczy na wiele spraw ,związanymi z alkoholizmem ...Jego rozmowy tel ,oczywiście i mnie mega ładują, prostym i zrozumiałym dla mnie językiem wyjaśnił mi dużo .
To On dał mi pierwszego kopa <poszłam na swój pierwszy miting>,i zrobił to tak umiejętnie ..że w końcu jestem i robię to co robię ze swoim życiem ,za co bardzo ,ale to bardzo jestem mu wdzięczna .
.....,,I ja jestem jednym z nich ,I ja muszę odnaleźć swoją drogę ,,
Anonimowi Alkoholicy str.24 ;)

Jo-asia - Pią 31 Lip, 2015 11:51

"Pokazałem moje dzieło dorosłym i spytałem, czy ich przeraża.
- Dlaczego kapelusz miałby przerażać? - odpowiedzieli dorośli.
Mój obrazek nie przedstawiał kapelusza. To był wąż boa, który trawił słonia.
Narysowałem następnie przekrój węża, aby dorośli mogli zrozumieć. Im zawsze trzeba
tłumaczyć(...) Dorośli nigdy nie potrafią sami zrozumieć. A dzieci bardzo męczy konieczność stałego objaśniania(...)"

fragm. Mały Książe
Antoine de Saint

tak, mi się skojarzyło.. gdy szukałam słów, aby poprzeć Wasze zdanie

pozdrawiam serdecznie :)

biegnacazwilkami - Sob 01 Sie, 2015 00:45
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziewczyny, Tosiu, Joasiu, dziękuję za te wpisy, może zachęcą parę osób do poczytania naszego literata wstecz, byłoby dużym nie porozumieniem, gdyby wieloletnia obecność Krzysztofa na tym i sąsiednim forum miała zakończyć się takim niefortunnym akcentem.
Joasiu, widzę,że odrobiłas lekcję i nawet znalazłas coś w sam raz do sytuacji...
Skoro wspomniałam o swoich początkach na forum alko, dodam jeszcze że z czasem zorientowałam się,że założyli je ludzie chcący się wspierać wzajemnie, było to więc forum samopomocowe, założone chyba w roku 2004, czyli 11 lat temu. Gdy ja weszłam na forum już część userów wypadła, jednak dochodziliśmy wciąż kolejni, nowi, utrzymując długi czas jego towarzysko-samopomocowy charakter. W tym czasie internet przeżył rozkwit /upadek innych portali społecznościowych, jak NK, teraz FB....własnie, fb...zauważyłam wchodząc na forum w roku 2013 , że własciciel założył swoim serwisom konto na fb....i zaczęło się powolne zamieranie największego , cieszącego się największą skutecznością forum.Userzy z samej swej definicji anonimowi, z obawy przed utratą anonimowości, odpłynęli...
Inni po prostu przestali potrzebować codziennych kontaktów wzajemnych w internecie na korzyść zapewne zdrowego życia w realu.
Jednak zawsze będzie spora grupa nas, osób mieszkających zdala od centrów miejskich, mityngów, grup wsparcia itp, dla których mozliwość spotkania się z kimś z branży, bez wychodzenia z domu, bez umawiania się, towarzysko-terapeutycznie, jest bezcenna...dlatego tu jesteśmy.

Klara - Sob 01 Sie, 2015 08:22

Biegnąca!
Do tego co napisałaś należy się małe sprostowanko:
Pierwsze było zdaje się forum na Gazecie (Wyborczej) - istnieje zresztą dotąd.
Później, po jakimś spotkaniu w realu powstało forum SOS. Teraz też jest forum o tej nazwie, ale jest to już tylko smętne wspomnienie tamtego "SOS"-u.
Na skutek nieporozumień między uczestnikami tzw. "starego SOS"-u część jego uczestników wraz z założycielem Twojego poprzedniego forum "wyemigrowała" i założyła to, na które trafiłaś na początku, a założyciel zastosował chwyt marketingowy nazywając je największym.
Szczerze mówiąc, większość istniejących obecnie forów alkoholowych powstawała dlatego, że grupa członków miała inny pomysł na trzeźwienie czy też sposoby wypowiedzi i ktoś spośród nich podejmował się założenia nowej strony i administrowania nią.
Niektóre z nich ledwie dyszą, a inne trwają w dobrej kondycji, chociaż - to jest normalne - na każdym zdarzają się okrsy mniejszego i większego ruchu.

biegnacazwilkami - Sob 01 Sie, 2015 15:56
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziekuję Ci bardzo za uzupełnienie moich wywodów, twoje informacje potwierdzają tylko to co sama się domyslałam wczesniej. Nie będąc zainteresowana stałym uczestniczeniem na forach, nie znałam tych faktów o których piszesz, padło tu słowo "marketing" i ja tak sobie to myslałam śledząc upadek serwisów strefy ....właściciel z towarzystwem przyjaciół zrobił co by nie powiedzieć kawal dobrej roboty, trafiająca do każdego nazwa serwisów, osobiste zaangażowanie uczestników, rozszerzanie portalu o kolejne działy, nazwiska znanych osób od terapii,audycje w radio.... a tu wszystko rozleciało się w drobiazgi....szkoda, wielka szkoda...
Marketing nie polegał wg mnie na nazwaniu forum jako najlwiększe, najbardziej odwiedzane, ono było przyjazne , żywe i bardzo licznie odwiedzane, marketing natomiast je rozłożył.

Klara napisał/a:
grupa członków miała inny pomysł na trzeźwienie czy też sposoby wypowiedzi i ktoś spośród nich podejmował się założenia nowej strony i administrowania nią.

To zupełnie jak tu w Dekadencji....prawda?
Póki co jest sporo do czytania dla chcących poznań historie różnych innych alko i nie tylko, w internecie co jest raz napisane jest nie do usunięcia. Trzeba tylko umieć to poszukac.
Do popisania zaś jest rzeczywiście sporo różnych form internetowej wypowiedzi, może nawet tu wkrótce zaistnieje taka" internetowa kafejka ", nie czat, skype czy inna piwnica...ot zwykły magiel...do poopowiadania co nas dziś gnębi, boli czy uszczęśliwia, gdyż czasami nie ma potrzeby zakladania i ciągnięcia calego wątku, natomiast na pewno są dni i chwile gdy pilnie chciałoby się z kimś pogadać , prawda Tosiu?:)

biegnacazwilkami - Sob 01 Sie, 2015 16:00
Temat postu: Czy warto bylo?
nie mam na mysli tworzenia czegoś nowego, lecz szersze wykorzystanie tego co tu już istnieje, ale jak wspominałam, forum tworzą userzy, do przyjaznego towarzystwa zawsze się ktoś przysiądzie...
pietruszka - Sob 01 Sie, 2015 16:48

biegnacazwilkami napisał/a:
tu wkrótce zaistnieje taka" internetowa kafejka ",

tu na forum było już kilka kafejek, klinik ;) nawet pisaliśmy wspólnie powieść, bawiliśmy się w skojarzenia, przekomarzaliśmy się w kwestii wyższości jednego majonezu nad drugim, wspólnie muzykujemy, urządzamy Sylwestra, jest Kącik Poetycki, kącik Spa dla Pań, Wątek kulinarny, Wątek Porad Różnych, itd.., Wystarczy zajrzeć do Hydeparku... Oj działo tu się, działo...
Teraz trochę ciszej i spokojniej na Forum, bo lato, wakacje, jesienią i zimą sporo userów się aktywizuje.

biegnacazwilkami - Sob 01 Sie, 2015 18:29
Temat postu: Czy warto bylo?
Pietruszka, nie zrozumiałaś:(, zupełnie nie o to chodzi....wręcz przeciwnie, nic nie rozdrabniać,nie rozdzielać ..., bawicie się w swoim towarzystwie fajnie, bo się znacie..., do publiki trafiają tylko takie treści, które można przeczytać w dowolnej prasie tematycznej...,lub dwu, trzysłowne komunikaty, ubogo jakoś...
To Tosia zrozumiała i ja ją rozumiem nawet jak by tu nie napisała.Ona czuje ducha forum a raczej jego brak.Tosiu, proszę Cię nie wygaszaj.
A jak byś chciała to pisz cokolwiek ci do głowy przyjdzie, również o ...gotowaniu:)
Może ktoś jeszcze się odważy, to proszę bardzo.

biegnacazwilkami - Sob 01 Sie, 2015 18:38
Temat postu: Czy warto bylo?
w zasadzie to nie wiem, o co chodzi z tym wygaszaniem, ale raczej to nic dobrego?
Tymczasem nie mam już czasu, Baranek szaleje z kosiarką na podworku, bo spodziewamy się gości na parę dni, wczoraj był kowal czyścić koniom kopyta , a tu spod słomy wyskoczyła...kotka, własnie sie okociła w stajni...dobrze,że tylko taki przychówek, bo innym razem byl to ...młody dzik:)
Robi się ładna pogoda,więc miłego weekendu życzę wszystkim, zwłaszcza samotnym, nieszczęśliwym i potrzebującym uśmiechu:)

pietruszka - Sob 01 Sie, 2015 19:14

biegnacazwilkami napisał/a:
Pietruszka, nie zrozumiałaś:(, zupełnie nie o to chodzi....

no cóż, jakoś to przeżyję ceewd
chodzi Ci o to, że dostęp do pewnych treści mają wyłącznie zarejestrowani użytkownicy?
biegnacazwilkami napisał/a:
Ona czuje ducha forum a raczej jego brak.

cóż.... zawsze można założyć sobie swoje forum... ze swoim duchem...

Tosia - Nie 02 Sie, 2015 13:51

biegnacazwilkami napisał/a:
w zasadzie to nie wiem, o co chodzi z tym wygaszaniem, ale raczej to nic dobrego?

Nie chciałam zaśmiecać Twojego tematu ,a nie potrafię pisać tak ładnie jak Ty więc wygasiłam.
Masz rację czułam forum ,nadal je gdzieś czuje może nie tak jak na początku ,zrozumiałam dużo ,przez ten okres bycia na forum.Teraz chce i zajmuję się już sobą .
Ostatnio rozmawiałam z Anią <chyba nie zdradzam tajemnicy Aniu ;) > i śmiałyśmy się z tego..jaka nastąpiła zmiana ,z tej zalęknionej <czytaj ciągle beczącej > bojącej się ,jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi ..wyszła taka gaduła ;) Oczywiście ten przełom<forum> AA sprawił to że poznaje wciąż nowych wspaniałych ludzi ,ale i tez dostrzegam że nie ze wszystkimi mi po drodze,i szanuje to ,nie ciskam się ...<może troszkę> ale staram się wywalić z siebie urazę ...Na chwilę obecną ,nigdy tak dobrze się nie czułam ,jak teraz...
No i znowu się rozgadałam o sobie..No ale o sobie mamy tu mówić ,prawda ;)

Pozdrawiam Biegnącazwilkami :kwiatek:

biegnacazwilkami - Pią 21 Sie, 2015 23:18
Temat postu: Czy warto bylo?
Dwa tygodnie temu na fb moja młoda siostrzenica zamieściła znane mi zdjęcie stuletniej lipy na tle łąk, brukowany zakręt obok ogromnej brzozy, wjazd do arkadii...
poniżej zaś tę piosenkę
http://teksciory.interia....i,t,630358.html

Chcę do jednego miejsca na ziemi
Gdzie problemy przestają mieć znaczenie
Do objęć, które akceptują me słabości
Do nich pragnę, tylko do mej miłości
Jest na ziemi jedno moje małe miejsce
Gdzie poza biciem serca nie liczy się nic więcej
Uciekam tam z moją całą miłością
Wierzę w Ciebie, wierzę w moje sacrum...
Mezo:
Sacrum bez konaktu z otoczeniem
Oka mgnienie i mogę się przenieść
W inny wymiar pozbawiony pancerza
W który codzienność bezwzględnie uderza
To blogostan, Panie, pobłogosław chwile
Gdy każdy problem to błahostka
Uciekam w moje świętości, objęcia tych
Którzy akceptują moje słabości
Rodzina, o której zawsze marzyłem
Dom, który był zawsze azylem
Miłość, to najpiękniejsze sacrum,
Więc nie traktuj jej jak kontraktu
Który zrywasz, gdy dzień masz gorszy
Kiedy zyski chwilowo są mniejsze niż koszty
Sacrum nie zmieni lekki podmuch wiartu
To źródło, którego nikt nie może zatruć


To zdjęcie i ten tekst zmusiły mnie do wsłuchania się w skandowany tekst , zawsze przełączałam radio w tym miejscu...i proszę, teraz nie zauważam denerwującego skandowania, teraz w zadumie słyszę tylko treść ...cóż, serce jak wosk...
Wraz z tym wpisem do arkadii zawitały na urlop dwie młode kozy,moja córka i siostrzenica ,lata temu spędzały tu razem dzieciństwo.
Baranek z lekkim przerażeniem przyjął do wiadomości, że teraz będzie "głośno, bedzie się działo...",a gdy wyjechały, hm, okazało się,że nagle nie ma z kim pogadać o górach, wspinaczce i takich tam..., moja siostrzenica to prawdziwy globtroter a Baranek , górołaz, był niemal w każdym miejscu w Polsce, znaczy się Włóczykij.
I taka refleksja mi się nasunęła: jedno z nich zwiedziło kawał świata i nie mało Polski, mieszka w przepięknym , zabytkowym grodzie Kopernika i ...wzdycha do miejsca, gdzie internet się konczy...
Drugie widziało prawie wszystkie większe i sporo mniejszych miast w Polsce, nie mało zagranicy po drugiej stronie gór i....nie ma, po prostu nie ma swego miejsca na ziemi, takiego o którym śpiewa ta piosenka.
To miejsce na ziemi , czy to tylko ta lipa, te łąki i droga do lasu...czy bez kochającej rodziny można w ogóle znaleźć takie miejsce?
Baranek nieoczekiwanie powiedział mi słów kilka o swoim dzieciństwie a raczej o jego braku. Że matka, tak o niej mówi, matka, zostawiala go zamkniętego w domu na piętrze i szla do pracy albo do sasiadów na telewizję, 2-3 letnie dziecko wrzeszczalo glodne aż czasem dziadek przystawiał drabinę do okna i zabierał dziecko do siebie...Baranek mówi to beznamietnym głosem, albo nic nie czuje albo tego nie widać pod stwardniałym pancerzem jaki budował latami ...

biegnacazwilkami - Śro 26 Sie, 2015 13:42
Temat postu: Czy warto bylo?
dziadziunio napisał/a:
Myślę, ze trzeżwośc to miłośc do ludzi i szczęście z ich a nie naszego szczęścia.

Tosia napisał/a:
bo po cóż było by mi samej być szczęśliwą

dziadziunio napisał/a:
I tym właśnie, różni się trzeżwośc od abstynencji...

Trochę się nagimnastykowałam,żeby z innego tematu poprzenosić,ale uznałam,że to jest wiadomość dla moich tu sióstr we współuzaleznieniu:
koleżanki, "zaledwie" siedem lat oczekiwania i oto ten zawodowy alkoholik(produkcji WARS PKP)
napisał bez żadnego przymusu słowa jakie powyżej możecie przeczytać,brawo, super, gratulacje Krzysztof!
Inna rzecz czy jest taki związek który by przetrwał te siedem lat bez szwanku? Raczej wątpię, chyba że więzy krwi, te oczywiście przetrwają każdą próbę, warto więc powalczyć, dla dzieci własnie, dla matki, dla rodziny.
Zaczynam się zastanawiac, czy nie pora zmienić ten wybuchowy avatar?
Dobrze odzwierciedlał reakcje dziadziunia przez długie lata trzeźwienia, widzę jednak że coś się zmieniło, oby to nie była mina przeciwpiechotna:)

Jacek - Śro 26 Sie, 2015 13:55

biegnacazwilkami napisał/a:
dziadziunio napisał/a:
Myślę, ze trzeżwośc to miłośc do ludzi i szczęście z ich a nie naszego szczęścia.

więc w końcu,kto ma byś tym szczęśliwcem ???
bo,co to za szczęście jeśli ja sam się nie mogę radować - to już samo w sobie ,mówi za się :mgreen:

olga - Śro 26 Sie, 2015 13:58

Cytat:
Czy warto bylo?


więc warto było czy nie warto? :drapie:

Klara - Śro 26 Sie, 2015 14:10

biegnacazwilkami napisał/a:
warto więc powalczyć, dla dzieci własnie, dla matki, dla rodziny.

Kto ma "walczyć"? Zainteresowany, czy jego otoczenie?

Tosia - Śro 26 Sie, 2015 14:14

Cytat:
więc w końcu,kto ma byś tym szczęśliwcem ???
bo,co to za szczęście jeśli ja sam się nie mogę radować - to już samo w sobie ,mówi za się
_________________

Jacku a kto mówi że nie mam być szczęśliwa ,ale samemu tak źle być szczęśliwym ,nie mając obok siebie nikogo ;) tą radością <Ja> się cieszę i przekazuje ją dalej ,bo nadmiar szczęścia też szkodzi .
Pozdrawiam Jacku serdecznie :kwiatek:
biegnacazwilkami,
Pozdrawiam serdecznie :kwiatek:

OSSA - Śro 26 Sie, 2015 14:16

biegnacazwilkami, mozesz wyjasnic o.co.ci chodzi , na forum piszemy o wlasnych przezyciach nie oceniamy itd. Po co przenioslas wypowiedzi dziadzinia i Tosi do współuzależnienia dodając własną ocenę .
olga - Śro 26 Sie, 2015 14:38

biegnacazwilkami napisał/a:
uznałam,że to jest wiadomość dla moich tu sióstr we współuzaleznieniu:
koleżanki, "zaledwie" siedem lat oczekiwania


:zemdlal:

ja na szczęście podziękowałam i wyszłam drggb drggb drggb

Tajga - Śro 26 Sie, 2015 15:56

:smieje: ktoś tu chyba nie odrobił lekcji
biegnacazwilkami - Śro 26 Sie, 2015 16:06
Temat postu: Czy warto bylo?
Jacek napisał/a:
bo,co to za szczęście jeśli ja sam się nie mogę radować -

Niebieski, gdzie to wyczytałeś? Coś mnie chyba podpuszczasz...
Tosia zresztą dokładnie wytłumaczyła za siebie i za mnie,dziekuję:)
olga napisał/a:
więc warto było czy nie warto?

To już każdy sobie sam odpowie,zależy kto pyta i jaki ma cel do osiągnięcia, ważne jest też za jaką cenę.Dla dzieci zawsze warto.
olga napisał/a:
ja na szczęście podziękowałam i wyszłam

No i super, gratulacje:)
Klara napisał/a:
Kto ma "walczyć"? Zainteresowany, czy jego otoczenie?

Klaro, oczywiście wyłącznie zainteresowany, otoczenie wspiera go jedynie jesli chce.

OSSA - Śro 26 Sie, 2015 16:08

czytam , czytam i nadal nie wiem co biegnąca miała na myśli :bezradny:


biegnacazwilkami napisał/a:
uznałam,że to jest wiadomość dla moich tu sióstr we współuzaleznieniu: koleżanki, "zaledwie" siedem lat oczekiwania i oto ten zawodowy alkoholik(produkcji WARS PKP)



Tajga napisał/a:
:smieje: ktoś tu chyba nie odrobił lekcji



:wstyd:

OSSA - Śro 26 Sie, 2015 16:10

biegnacazwilkami napisał/a:
Dla dzieci zawsze warto.


Co warto dla dzieci, możesz jaśniej ?

olga - Śro 26 Sie, 2015 16:11

biegnacazwilkami napisał/a:
olga napisał/a:
więc warto było czy nie warto?

To już każdy sobie sam odpowie,zależy kto pyta i jaki ma cel do osiągnięcia, ważne jest też za jaką cenę.Dla dzieci zawsze warto.


wymixować się warto :tak:

Klara - Śro 26 Sie, 2015 16:29

biegnacazwilkami napisał/a:
oczywiście wyłącznie zainteresowany, otoczenie wspiera go jedynie jesli chce.

Z tego wynika, że Twój dzisiejszy post z godz. 14:42 był skierowany przede wszystkim do Krzysztofa (Dziadziunia), a nie do nas - osób współuzależnionych?
Jeśli tak, to obawiam się, że adresat go nie przeczyta, gdyż raczej nie raczej nie odwiedza naszego działu.
Możesz skopiować tekst i umieścić go właśnie w temacie Dziadziunia.

Jacek - Śro 26 Sie, 2015 18:13

Tosia napisał/a:
<Ja> się cieszę

no i ja się cieszę ze się cieszysz - bo o to w tym chodzi
ale Tosiu-Gosiu,nie mów za kogoś co pisze tak
biegnacazwilkami napisał/a:
z ich a nie naszego szczęścia

biegnacazwilkami napisał/a:
Niebieski, gdzie to wyczytałeś? Coś mnie chyba podpuszczasz...

nie skarbeńku :nie: zwracam jeno uwagę
wnioskuję to tym że jeśli ja się cieszę ze szczęścia ich - to oznacza ze i ja muszę być z tego szczęśliwym
a tam można wyczytać ze nie - gdyż ze swojego nie mam się -
biegnacazwilkami napisał/a:
a nie naszego szczęścia.

Tosia - Śro 26 Sie, 2015 18:42

Jacek napisał/a:
ale Tosiu-Gosiu,nie mów za kogoś co pisze tak

Jacku ,ależ ja w swoim imieniu się wypowiedziałam ,w niczyim innym .
Pozdrawiam z Pogodą ducha :)

Tosia - Śro 26 Sie, 2015 19:01

Ja to inaczej zrozumiałam... Ich
Gdy patrze sie na radoścć mojej rodziny bliskich ,widze w nich szczęście to czy ja mam być smutna? Nie ,ciesze się i jestem szczęśliwą tak jak Oni ..szczęście daje mi siłę do walki<tu chodzi o inną walkę > Jak patrzę na Ich szczęście, ja otrzymuję podwójnie ...endorfin ;)
Samej nigdy bym niczego nie dokonała ,dlatego dziękuję mojej Sile Wyższej <Bogu > że codziennie jest i daje mi możliwość patrzeć i brać ,tyle ile mogę ..a ja w miarę możliwości oddam ...
Kolejny raz pozdrawiam z Pogodą ducha :buzki:

Jacek - Śro 26 Sie, 2015 20:05

Tosia napisał/a:
Gdy patrze sie na radoścć mojej rodziny bliskich ,widze w nich szczęście to czy ja mam być smutna? Nie ,ciesze się i jestem szczęśliwą tak jak Oni

tak,dokładnie tak Tosiu-Gosiu :tak:
no może bez tego
Tosia napisał/a:
i jestem szczęśliwą tak jak Oni

bo to już porównanie - gdyż nie możesz czuć w jakiej mierze tych onych to odczuwają
powiem teraz wprost (napiszę) dlaczego się tego uczepiłem
a więc gdy żona odeszła i zostawiła mnie w zamiarze mego picia - ja po takim zajściu
podjąłem decyzję ze przestanę pić ,,, i zrobiłem to dla niej
zrobiłem to również po to aby wróciła
między czasie zaliczyłem pierwsze meetingi na grupie AA-owskiej
i gdy tam się tym podzieliłem,usłyszałem takowe od nich słowa zwrotne
"zrobiłeś to dla siebie"
se myślałem,z zapytaniem - jak to dla siebie??? - przecież ja to robiłem dla niej,dla żony,dla dzieci
po to przestałem pić aby wróciły,aby były zadowolone z niepijącego ojca,męża
a więc Tosiu-Gosiu,dziś jesteśmy razem,lecz nigdy nie śmiałem zapytać co one czują
z powodu że ja nie pije,czy są zadowolone czy się cieszą
no cóż dziś po prostu rozumiem,że to jednak dla siebie zadecydowałem nie pić,nie sięgać więcej po alkohol
dziś jestem szczęśliwy że jesteśmy razem i że ja nie piję
bo robiłem to dla siebie i mam z tego radość
a gdy dla niej,dla żony poszedłem na terapię ,to radość miałem z picia i po pół roku odbytej terapii pojechałem
tak więc powtórzę
nie dla niej przestałem pić - decyzja podjęta była prze zemnie i dla mnie
bo ja czerpię dla siebie tę radość - a one te Ich może być jeno inspiracją dla dążenia mojej radości
ja tam nie wiem po co na terapii każą zwracać na te uczucia,odczucia,zachowania - te uwagę ,,,, no ale ja zwracałem ,możliwe że teraz gdzieś tam podświadomie mnie to pomaga

Tosia - Śro 26 Sie, 2015 20:39

Jacek napisał/a:
bo ja czerpię dla siebie tę radość - a one te Ich może być jeno inspiracją dla dążenia mojej radości

Nie chodzi mi tylko o zaprzestanie picia ,to też było ważnym elementem ..ale chodzi mi o zwykłą codzienność ,ja nic nie wymuszam ,sami uśmiechają się , czy ,też dzielą się smutkami ,tylko ja zaczęłam czerpać z tego szczęście radość,a Oni ...nie potrafię tego napisać ..dużo jest zmian w Nas ,bo razem gdzieś tam wspieraliśmy się :roll: .Tak jak i Ty i inny alkoholik pokazujecie mi ile w życiu ,straciłam radości z życia .
Jacek napisał/a:
dziś jestem szczęśliwy że jesteśmy razem i że ja nie piję

Ja też jestem dziś szczęśliwa ,choć nadal się uczę ...to wiem że samej byłoby mi bardzo trudno<drugi alkoholik wie,i zrozumie>alkoholika .
Pozdrawiam Jacku i dziękuję :)

Tajga - Śro 26 Sie, 2015 20:42

Jacek napisał/a:
podjąłem decyzję ze przestanę pić ,,, i zrobiłem to dla niej

W pewnym momencie życia postanowiłam przestać pić, i nie zrobiłam tego
dla nich, tylko... żeby się odemnie odczepili.
Zmęczona piciem, ukrywaniem się z butelkami, zmęczona tym nieustannym gadaniem
odstawiłam picie.
Nie dla NICH, NIE DLA SIEBIE. :bezradny:
Zostałam postawiona pod ścianą, więc dla świętego spokoju zakręciłam butelkę
i wyrzuciłam puste puszki.
Sądzę że wielu, wielu ludzi zorbiło to dla jakiegoś tam świętego spokoju,
żeby utrzymać rodzinę, pracę.
Jacek napisał/a:
"zrobiłeś to dla siebie"

TO zrozumiałam po dłuższym czasie, trudno po kilku miesiącach zatrybić o co w tym chodzi.
Fajnie było widzieć ICH zadowolenie z mojego trzeźwego oblicza, jednak ja
jeszcze musiałam potrzeźwieć dla SIEBIE.
Pomału się poukładało,masz rację Jacku nie przez NICH piłam, nie dla NICH trzeźwieję.
Kiedyś nie piłam dla NICH , osiem lat się cieszyli, to moje "DLA NICH"
trwało osiem lat i bęc :bezradny:
Gdybym NIE PIŁA DLA NICH to cały czas by mi się chciało pić.
A nie chce mi się, bo robię to dla SIEBIE, to moje życie, i przeżywam je po swojemu :)

Tam na marginesie sobie dodam , że znam mnóstwo ludzi w AA, ale
nie znam ( może nie wlazłam na tego kogoś) nikogo kto by sam mieszkał, sam zył
i sam wpadł na to, że od dziś nie pije.
Zawsze jest czynnik ( rodzina, przyjaciele, zakład pracy) który w jakiś tam sposób popchnie w kierunku trzeźwienia :bezradny:

biegnacazwilkami - Śro 26 Sie, 2015 23:53
Temat postu: Czy warto bylo?
Siadłam teraz żeby spokojnie,z uwagą i zrozumieniem poczytać Wasze wypowiedzi, pieknie, pięknie dziekuję , za przemyslenia i opowieści z własnego zycia. Wszystko co tu napisaliście jest prawdą. Tyle że nie mówimy wszyscy o tym samym. Przytoczyłam w wątku współuzaleznienia słowa alko, o radości z szczęścia drugiej osoby,a nie tylko z własnego, tego tylko nie napisal wręcz,ale jest w domysle,w każdym razie dla mnie to oczywiste.
Osoby bliskie, współuzaleznione jak wolicie, obserwują z dużym rozczarowaniem u powracających z terapii to własnie nakierowanie terapeutyczne na własne ego. Świeży taki absolwent ośrodka odwykowego jak np kiedyś mój W, często zmieniał temat rozmowy albo nie chciał w czymś uczestniczyć(np osławione już święta rodzinne, wszyscy szczęśliwi, a on z boku, dusi się, ocenia zamiast być w tym "razem")bo się zastanawiał:co mu to da?Jaki wpływ na jego życie to ma, itp. Ja to akurat wiem, bo bylismy ze sobą niezwykle blisko.A ilu o tym mówi z żoną czy matką?Czy terapeuci muszą tak kierowac terapia,wyzwalać ten egoizm , że się trzeźwieje dla siebie?Jest to mądre posunięcie pod każdym względem.Bo jak piszecie, pije się dla siebie więc i trzeźwieć trzeźwieje się dla siebie.A jak druga połowa nie zdzierży, to lepiej żeby powód nie picia został przy alko, a nie poszedł sobie za nią...
Jednak to egoistyczne ocenianie każdego słowa, każdej niemal sytuacji na początku trzeźwienia, stopniowo prowadzi wręcz paradoksalnie do wspólnej radości, do radości ze szczęścia drugiej osoby, bliskich ale nie tylko, do usmiechu gdy ktoś nam usmiech przesle, do bezinteresownej radości, bo komuś się udało COŚ osiągnąć, zrobić, zdobyć...na początku trzeźwienia a już na pewno w samej tylko abstynencji, alko zripostuje: a co mnie to obchodzi?a co ja z tego mam?Z czasem to się zmienia, poprawia kontakt z ludźmi w domu i poza domem, nie trzeba pytać, to się wie, czuje,sercem, duszą i ...oczami, spojrzeniem:)A jesli jeszcze nie pytany delikwent wygłosi to na pismie na publicznym forum, no to nie sposób tego nie pochwalic. Własnie w dziale jak tu jest regulaminowo wydzielone, dla współuzaleznionych.Czytają to przecież jak widzę wszyscy a wiele osób jak kiedyś ja, jest wręcz nie widocznych, niech więc czerpią z tego nadzieję, gdy w domu jeszcze tego nie doświadczyli, że kiedyś ...
No wiem, wiem, sporo jest partnerek które musiały odejść, czasem uciec, dla dobra swojego i dzieci. Te osoby w zasadzie nie muszą już czytać tego forum, chyba że chcą napisac , jak sie żyje bez alko. Nie odbierajcie tego co piszę jako podważanie waszych decyzji o odejściu, kto może, niech idzie ,ale nie wszyscy mogą i chcą.
Mam pytanie do Klary:
jest jakas mapa forum, klucz którym w prosty sposób dowiem sie kto jest kim , jaki ma temat itd?Jestem wciąż jak na cenzurowanym, mam wątek i czytam riposty, nie zawsze przyjazne.Może bym i ja coś poczytala w wątkach moich adwersaży, ustosunkowała sie do ich opowieści o sobie?W każdym razie wchodzimy na forum, przedstawiamy się, my, nowe, pewna przyzwoitość wymaga, bym wiedziala z kim rozmawiam:)
Raz jeszcze dziekuję za wszystko co napisaliście.
A na marginesie: uważam podział na odrębny dzial dla alko i współuzaleznionych za sztuczny, w końcu nawet mityngi sa otwarte, czasami. W zyciu jest tak, że kazdy po terapii z zamknięcia i izolacji idzie w tłum, musi życ obok albo razem , nie jesteśmy stworzeni na singli a kazda radość jest większa gdy jest ją z kim podzielić,a każde nieszczęście łatwiej dźwigać z drugą osobą.

Wiedźma - Czw 27 Sie, 2015 06:59

biegnacazwilkami napisał/a:
Mam pytanie do Klary:
jest jakas mapa forum, klucz którym w prosty sposób dowiem sie kto jest kim , jaki ma temat itd?Jestem wciąż jak na cenzurowanym, mam wątek i czytam riposty, nie zawsze przyjazne.Może bym i ja coś poczytala w wątkach moich adwersaży, ustosunkowała sie do ich opowieści o sobie?W każdym razie wchodzimy na forum, przedstawiamy się, my, nowe, pewna przyzwoitość wymaga, bym wiedziala z kim rozmawiam:)

Pytanie co prawda do Klary, ale spróbuję ja odpowiedzieć.
Czegoś takiego jak mapa forum nie ma - pewnie szkoda, bo może i fajne by to było,
ale twórca skryptu nie przewidział takiego zapotrzebowania użytkowników :bezradny:
Można jednak poznać poszczególnych użytkowników oglądając ich profile,
gdzie można sobie wyświetlić wszystkie posty danego użytkownika.
Żałuję, że nie ma technicznej możliwości wyszczególnienia tematów założonych przez danego usera.

biegnacazwilkami napisał/a:
uważam podział na odrębny dzial dla alko i współuzaleznionych za sztuczny, w końcu nawet mityngi sa otwarte, czasami. W zyciu jest tak, że kazdy po terapii z zamknięcia i izolacji idzie w tłum, musi życ obok albo razem , nie jesteśmy stworzeni na singli a kazda radość jest większa gdy jest ją z kim podzielić,a każde nieszczęście łatwiej dźwigać z drugą osobą.

Toteż każdy z nas może swobodnie uczestniczyć w pozostałych działach, nie tylko w tym dotyczącym jego problemu.
A utworzenie na forum tematycznych działów było podyktowane głównie względami organizacyjnymi -
wszak wielu użytkowników rozpoczyna przygodę z forum od czytania, a znacznie trudniej byłoby mu znaleźć interesujące go tematy,
gdyby były wymieszane w jednym worku. Pod względem przekazu informacji forum powinno przypominać strukturę szkolną -
podział na przedmioty, każdy przedmiot ma osobny zeszyt, a w nim temat, data, treść...
Musi być to wszystko jakoś usystematyzowane, żeby nie zapanował chaos.
Natomiast integracji i życiu towarzyskiemu na forum służy ogólnotematyczny dział HydePark oraz Piwnica.
Mamy także czat, ale jakoś nie cieszy się on popularnością, więc wisi sobie nieużywany :beba:
Uważam, że Dekadencja jest forum bardzo rozwiniętym towarzysko, niemal przypomina portal społecznościowy,
o kontaktach w realu tylko napomknę - zloty, minizloty, spotkania indywidualne, romanse... :skromny:
Naprawdę uważasz, że to jeszcze mało?

biegnacazwilkami - Czw 27 Sie, 2015 07:58
Temat postu: Czy warto bylo?
Cześć, kochana Wiedźmo
nie liczyłam na wyjasnienia aż z tak wysoka:), dziekuję bardzo, potwierdza to moje przekonanie, że wszyscy tu czytają wszystko.W głównych działach, oczywiście.

Wiedźma napisał/a:
Naprawdę uważasz, że to jeszcze mało?


Przeciwnie, uważam,że wręcz za dużo,ale ja to sobie subiektywnie tak uważam a założyciele forum mając swoje założenia stworzyli i kontynuują swoją wizję i nic mi do tego.

Piszesz o tych innych dzialach, hyde park itd, Wiesz, jako uzytkownik szukający dla siebie miejsca w wirtualnym śwecie, jako osoba z problemem osobistym szukająca pewnej wspólnoty rozumiejącej ten problem, odwiedziłam w ciągu 8 lat trzy fora o podobnej tematyce i raczej poza współuzaleznieniem i alkotematami nie zaglądałam do innych działów, wszak nie szukam życia towarzyskiego , szukam miejsca gdzie jest z kim i o czym porozmaiwać.
Po drodze spotkałam mniej lub bardziej ciekawych ludzi, oceniam bardzo dobrze fakt, że wogóle takie forum nie skomercjalizowane, z reklamami istnieje.
Szkoda, że nie można jak w zeszycie szkolnym, jak piszesz, znaleźć spisu tematów przypisanych do userów, zwłaszcza atakujących zza monitora ,ale i tych co to kiedyś coś podobnego przeszli, opiasali.Zaglądanie w profile, czytanie postów jak leci, często tylko komentarzy do tematu innego usera, to nie jest to samo, co np poznanie drogi konkretnej osoby na tym forum.Gdyby był taki spis, spokojnie możnaby połączyć dwa główne działy, bo kto ciekawy szukałby swoich zainteresowanych tematow...coś nie po polsku? No, jakoś tak , spieszę się i niech tak poleci:)nie mam czasu , zwłaszcza rano na pisanie, ale myslę he,he, czasem nawet przez sen, czyli 24h.
Toteż każdy z nas może swobodnie uczestniczyć w pozostałych działach,

Zauważyłam, fajnie:)
tymczasem spadam, miłego dnia wszystkim:)

ankao30 - Czw 27 Sie, 2015 08:21

biegnacazwilkami,


biegnacazwilkami napisał/a:
Toteż każdy z nas może swobodnie uczestniczyć w pozostałych działach,


Ja czytam różnie. Raczej jestem w jednym dziale, bowiem tam to wydaje mi się że rozumiem, jak nie to pytam, ale alkoholizm mnie dotyka więc tam jestem. Czasem czytam inne działy jak ten. Ale czytam z ciekawości, jak to jest z drugie strony. Co moi bliscy czuli, jak ja piłam. Czasem chcę pokazać, jak alkoholik myśli, bo to wiem jak myślę, jak kręciłam, manipulowałam, jaką byłam egoistką itp. Ale często spotykam na mityngach małżeństwa alkoholik i współ i powiem Ci że to piękne. Że razem pracują, chodzą uczestniczą. I uwierz akurat z nimi rozmawiam i nie jest to na siłę, że współ zaciąga alkoholika, czy odwrotnie. To mityngi otwarte i mogą, nikt nic nie ma przeciwko. A ja osobiście jestem za, by jak najwięcej osób przychodziło, poznawało, odnajdowało siebie. Wiesz ja z tego korzystam, mi to pomaga. A chyba to najważniejsze by pomagało. ;)

Miłego :kwiatek:

pietruszka - Czw 27 Sie, 2015 13:11

Wiedźma napisał/a:
Żałuję, że nie ma technicznej możliwości wyszczególnienia tematów założonych przez danego usera.

odpowiedź na to pytanie przeniosłam do działu organizacyjnego:
http://komudzwonia.pl/vie...p=806631#806631
Nie wygaszam, bo może się komuś przydać

Jacek - Czw 27 Sie, 2015 14:16

Tosia napisał/a:
Ja też jestem dziś szczęśliwa ,choć nadal się uczę ...to wiem że samej byłoby mi bardzo trudno<drugi alkoholik wie,i zrozumie>alkoholika .

co by to nie było,jaką byś decyzje nie podjęła - to właśnie to Ty sama podejmujesz
nie oni
tych onych to tylko twoje "ja" chce posłuchać
bo wśród onych czuje się niesamotna - ale to tylko to "ja" ciągle
Tajga napisał/a:
Nie dla NICH, NIE DLA SIEBIE. :bezradny:

moja droga,tę decyzję podjęło coś w tobie,,coś co jest w środku ciebie
i to coś,nazywam "ja" inni moje "ego"
a więc co byś nie zadecydowało i co i jak by nie pomyślało i jakie z tym skojażenia
to podejmowało decyzję i myśli - właśnie to "ja" moje i tylko moje
także w momencie gdy myślałem że robię to dla tych onych
a więc Tajguś - decyzję podjęłaś dla siebie - bo taki wybór uznałaś dla siebie za stosowny

Jacek - Czw 27 Sie, 2015 14:28

Tajga napisał/a:
Kiedyś nie piłam dla NICH , osiem lat się cieszyli, to moje "DLA NICH"
trwało osiem lat i bęc :bezradny:
Gdybym NIE PIŁA DLA NICH to cały czas by mi się chciało pić.

tak coś w tym jest - w tym dla siebie
jeno ja próbuję coś tam łobjaśnić ,,coś co te myśli decyzje odróżnia
bo te tam dla nich to też moje odczucia i decyzje - tyle że chodzi o to aby je zauważyć (wypatrzeć w sobie,,,w tym moim "ja")
"ja" źle zadecydowałem
"ja" źle zrobiłem
"ja" trzeźwiałem,lecz podświadomie coś zostawiałem - to ten żal po stracie
nie wiem ale cheba mnie dziś lepiej zauważyć ,gdy moje "ja" coś kombinuje
nie koniecznie pociąg do picia ,ale również to że chcę być w oczach żony - niewiniątkiem
pozwala mnie w czas się wycofać,lub w czas przeprosić przyznając się do nieuczciwości
dobra teraz przepraszam autora za moje wymądrzałki :kwiatek: :buziak:
i łobiecuję ze już temat nieciągam

Tajga - Czw 27 Sie, 2015 16:15

Jacek napisał/a:
jeno ja próbuję coś tam łobjaśnić

No własnie widzę że próbujesz, ale i tak nie kumam.
I tak wiem swoje, jakkolwiek byś tego nie motał :bezradny:
i jakkolwiek byś tego nie rozbierał na kawałki.
To jest moje, i ja tak myślę, więc nie łobjaśniaj mi bo we mnie nie siedzisz :rotfl:

biegnacazwilkami - Pią 28 Sie, 2015 12:18
Temat postu: Czy warto bylo?
Jeśli macie tu zwyczaj przenosić teksty zanim adresat je przeczyta, jesli jest jakiś limit czasu na przeczytanie treści w swoim temacie, jesli w końcu zamontowaliście tu mechanizm wygaszania-likwidacji tekstów wg jakiegoś zapewne klucza...sory, ale to chyba nie o takie forum mnie chdziło:(
Kazda odpowiedź w moim temacie mnie intersuje, po co więc Niebieski przepraszasz za ...itd, nie ma takiej potrzeby, każdy wyraz czytam uwaznie, bo wywolałam ten wyraz.Mogę się z nim nie zgadzać, to powiem Ci o tym, te szyfrowane wiadomości np, "żal po stracie" bądź uprzejmy rozwinąć to, bo już drugi raz w krótkim czasie piszesz, nie do mnie, ale przeczytać może każdy, to publiczne forum, ten zwrot...bo w zasadzie mogłabym zapytać, czy podciągnąłbyś kiedykolwiek pod znany Ci/Wam program,( być może dotyczy 12 kroków, jeszcze ich nie czytalam), więc- po stracie rodziny, żony, kochanki, dzieci, matki...itd.Czy jest to dobre okreslenie?Żal Ci swobody (może w czasie przeszłym...) w piciu, swobody w imprezowaniu?A żal po w/w stratach, jak byś określił? Czy w ogóle się nad tym zastawiasz/zastanawiacie? Pytam, bo wyczuwam tu jakiś podskórny nurt, forum niby publiczne,ale są treści jedne dla wszystkich i te dla ...no własnie, Niebieski, dla kogo?

Jak wyszczególnić tematy założone przez konkretnego usera
Whiplash
może by chociaż zmienić tytuł , np Wykaz tematów wg alfabetycznego spisu userów?
albo Spis tematów wg alfabetycznego wykazu userów?
lub coś w tym stylu.I nie koniecznie ukrywać w obszernym, nie czytanym na codzień dziale, ale np pod Powitalnią?Co Wy na to?

pietruszka - Pią 28 Sie, 2015 12:44

biegnacazwilkami napisał/a:
Jeśli macie tu zwyczaj przenosić teksty zanim adresat je przeczyta, jesli jest jakiś limit czasu na przeczytanie treści w swoim temacie, jesli w końcu zamontowaliście tu mechanizm wygaszania-likwidacji tekstów wg jakiegoś zapewne klucza...sory, ale to chyba nie o takie forum mnie chodziło:(

Masz link, nie trafisz biegnąca? 34dd
Nie wiem, jak Ty, ale w domu książki wkładam do biblioteczki, mrożonki do zamrażarki, szampon trzymam w szafie w łazience. Tutaj staramy się również pewien utrzymywać porządek. Inaczej forum ogarnia chaos. Temat o wyszukiwaniu postów userów przeniosłam w stosowne miejsce by więcej osób mogło zapoznać się tym ciekawym pomysłem. Wiele DDA i alkoholików nie zagląda do Działu Współuzależnienia, a informacje dotyczące spraw technicznych wrzucamy do działu spraw technicznych. Łatwiej je tam odszukać. Mojego postu nie wygasiłam, bo ktoś może przecież pamiętać, że rozmowa na ten temat zaczęła się w Twoim wątku. Offtopy często wygaszamy, by nie bałaganić nie na temat w czyimś wątku. Zwykle robią to samu userzy, nie chcąc by komuś nazbierało się zbędnego gadania o niczym, szczególnie w Ważnych działach, takich jak Alkoholizm, DDA, Współuzależnienie.
biegnacazwilkami napisał/a:
I nie koniecznie ukrywać w obszernym, nie czytanym na codzień dziale
to jest dział dość poczytny. Przykładowo temat "Jak wstawiać filmy z youtube" miał na razie 40 018. Twój, choć rzeczywiście bardzo ciekawy, ale na razie ma mniej wyświetleń 11 734 (stan z momentu pisania mojego posta).
Tytuł " Jak wyszczególnić tematy założone przez konkretnego usera" wydawał mi się bardziej zrozumiały, ale nie ma problemu byś zwróciła się do któregoś z moderatorów działu o zmianę tytułu na lepszy. Tam "rządzą": Linka, strażnik, pterodaktyll, Whiplash.

margo - Pią 28 Sie, 2015 13:00

biegnacazwilkami napisał/a:
sory, ale to chyba nie o takie forum mnie chdziło:(


Sory. Czytam od jakiegos czasu ten temat i musze to skomentowac. Dzialamy tu wedlug ustalonych jakichś tam zasad. Nigdy nie jest tak, że wszystko wszystkim pasuje. Nigdy nie jest i nie bedzie. Zawsze mozna wprowadzic jakies zmiany, poprawki i tak dalej - by zylo sie lepiej. Ale z tego co widze to sugerujesz zmienic formułę całego forum :shock: wiesz... jest duzo for internetowych o tematyce alkoholowej. Jesli zadne z nich Ci sie nie podoba i chcesz zmieniac to o 180* to moze po prostu zaloz wlasne wg swoich wytycznych? Bedzie prosciej. To brzmi moze zlosliwie, ale na prawde wydaje mi sie, ze masz dosc spore wymagania... trudno jest dogodzic wszystkim. Poza tym - czy to jest temat do powaznego dzialu? Moze lepiej by bylo to napisac w dziale technicznym? Tutaj pisze sie o wspoluzaleznieniu. Zeby byl porzadek. Tak jak pietruszka napisala. Jaki jest sens trzymania chleba w szafce w lazience? :shock:

Jacek - Pią 28 Sie, 2015 16:09

biegnacazwilkami napisał/a:
po co więc Niebieski przepraszasz za ...itd,

co za kobieta :nie: c.c.c. i wi jaki kolor mnie pasi :mgreen:
nie bój maleńka :luzik: wróciłem
i za chwilkę ci odpowiem na zapytanko - jeno mam małą robótkę do zrobienia,a siem tu już chwilkę zasiedziałem :skromny:

Jacek - Pią 28 Sie, 2015 18:17

biegnacazwilkami napisał/a:
Pytam, bo wyczuwam tu jakiś podskórny nurt, forum niby publiczne,ale są treści jedne dla wszystkich i te dla ...no własnie, Niebieski, dla kogo?

niema tu czegoś takiego jak temat dla tego a inny dla innego :nie:
jedyne odstępstwa o jakich mnie wiadomo to są te dla zalogowanych i tych co jeno szpykną po wierchu nie logując się
a właściwie to i nie :nie: bo nikt nikomu nie zabrania się logowania

biegnacazwilkami napisał/a:
Kazda odpowiedź w moim temacie mnie intersuje, po co więc Niebieski przepraszasz za ...itd, nie ma takiej potrzeby,( ...,...), bo już drugi raz w krótkim czasie piszesz, nie do mnie, ale przeczytać może każdy

przepraszałem właśni za to że nie do cie - co spowodowało obrót w inny temat,a regulamin mówi ... itd

biegnacazwilkami napisał/a:
te szyfrowane wiadomości np, "żal po stracie" bądź uprzejmy rozwinąć to,

jeśli chodzi o sam "żal po stracie" to każdy wi co to określa i do czego się odnosi
po prostu żal po utracie czegoś,do czego lub kogoś się przywiązało
będzie mnie lepiej objaśnić gdy to połączę ze sobą,z moją osobą - z moim "ja"
a więc,"ja" kiedyś tam,latek temu ,zadecydowałem odstawić alkohol i zaprzestać go używać
to tak po krotce,nie wtapiając się w szczegóły,gdyż nie chodzi o ten czas odstawienny
ale ten po upływie,który już po odstawieniu się ma
u każdego będzie różny - u mnie nastąpił po 4 a 5 latkach
i dobrze jest gdy taki "żal po stracie"się w umyśle pojawi go w czas zauważyć
zazwyczaj,nie powinno się takowe myśli pojawiać,a gdy już się pojawiają
to jest oznaką ze nie do końca się pożegnałem z popijaniem alkoholu
i to się właśnie nazywa "żal po stracie"
u mnie to wyglądało tak
nachodziło mnie w myślach kombinacja napicia się - coś w rodzaju kup se flaszke
dziabni szklaneczkę reszte schowej
ale,że już pare latek miałem tej trzeźwości i jakiś tam program w tym kierunku
no i paru znajomych co wiedzą ze nie piję ,no i rodzinkę już w komplecie
no to te myśli przeplatały się takowo - a co zrobię,gdy mnie inni wyczują
no i niby byłem świadom tych myśli w pełni ,to jednak naprawde w pełni byłem ich gdy po czasie pojawiły się ponownie,a ja se pomyślałem tak - Jacek (niebieski) co ty robisz
i tu se dopiero zdałem sprawę że to ,,,te myśli też muszę odstawić
i wiesz że takowa decyzja nie była prosta - ten "żal po stracie" się odezwał że aż mnie w dołku ścisło
od tamtego czasu,od tej decyzji upłynęło sporo czasu i już ani razu się z takowymi myślami nie borykałem
a to by znaczyło że i "żalu po stracie" już nimom
ale również uważam że alkohol do niczego nie jest mnie już potrzebny
bez niego też można się bawić ,funkcjonować i wszystko inne
:kwiatek:

biegnacazwilkami - Pią 28 Sie, 2015 23:32
Temat postu: Czy warto bylo?
Przeczytałam, chociaż nie wszystko są to rzeczowe wyjasnienia,ale dziekuję, oraz mam prośbę: proszę nie wygaszać nic w tym temacie i nic stąd nie przenosić, dobrze?
A na dobranoc, może coś do przemyslenia, stąd:
https://www.facebook.com/ZapiskiWiedzmy?fref=nf

Zapiski Wiedźmy
19 lipca ·

- Dlaczego nawracacie innych ludzi? – powiedziała Śmierć, ledwie przestąpiła próg domu.
Mężczyzna zbaraniał. Spodziewał się powitania, kurtuazyjnych pytań o samopoczucie, nawiązania do pogody – no ale nie takiego pytania.
Śmierć przeanalizowała miny, jakie robił i wyjaśniła:
- Wpadłam tylko na chwilę, a nie lubię tracić czasu. Nie masz go za dużo – spojrzała na wiszący na ścianie kalendarz.
Mężczyzna opadł na krzesło.
- Aż tak mało? – przeraził się.
Tym razem zdziwiła się Śmierć.
- Przecież nie spojrzałam na zegar, a na kalendarz, o co ci chodzi?
- Zegar jest mniej przerażający. Odmierza czas na dziś, nie każe zastanawiać się nad jutrem, a kalendarz jest taki… Wiążący.
Śmierć przyznała mu rację. Zerknęła w swój terminarz i uśmiechnęła się uspokajająco.
- Odetchnij, na razie nie musisz się nigdzie wybierać. Co nie znaczy, że mamy wieczność na proste pytanie, które mnie nurtuje od kilku dni. Dlaczego nawracacie innych ludzi? – powtórzyła.
Mężczyzna zastanowił się.
- Myślę, że chcemy, by poznali to, co naszym zdaniem jest najlepsze. Dzielimy się w ten sposób tym, co dobre.
- Wybacz surową ocenę, ale to niedorzeczne. Naprawdę sądzisz, że wierzysz w tak dobrego boga, że inni powinni podzielać twoją wiarę i dlatego zmuszasz ich, by też go polubili?
- W zasadzie na tym to polega, ale gdy tak o tym mówisz rzeczywiście dziwnie brzmi. Ale to też polega na tym, że chcemy, by nasz najlepszy bóg miał wielu wyznawców – Mężczyzna spróbował wyjaśnić problem od drugiej strony.
Druga strona też nie przemówiła do Śmierci.
- A jeśli ci wyznawcy są kiepskiej jakości, to po co ich naganiać tak miłemu bogu? W ten sposób dokładacie mu obowiązków. Musi zajmować się całą tą rzeszą nieudaczników zawracających mu głowę modlitwami, ofiarami, musi brać udział w nieskończonej liczbie uroczystości ku jego czci. Wiesz ile wysiłku kosztuje taka multiplikacja?
Mężczyzna nie wiedział, bo nie wiedział, co to znaczy, ale dyplomatycznie przemilczał tę kwestię. Sprawdzi później, ktoś na pewno będzie znał to dziwne słowo.
- Myślę, że gestem miłosierdzia wobec boga byłoby pozwolić, aby odnaleźli go wyznawcy w najlepszym gatunku. Nawracanie naprawdę przysparza mu tylko kłopotów – dokończyła swoją myśl Śmierć.
Trudno się było z nią nie zgodzić, ale Mężczyzna znalazł na to sposób.
- W takim razie jak ludzie mają go poznać, jeśli nie dowiedzą się o nim w procesie nawracania? – teraz on zapytał z satysfakcją w głosie.
- To proste – dotrą do boga przez człowieka. Wyobraź sobie… Jeśli będziesz prowadził życie, które przyciągnie do ciebie wielu przyjaciół, wszyscy oni z czasem będą się o tobie dowiadywać coraz więcej. Co lubisz czytać, dokąd lubisz chodzić na spacery, w co wierzysz i jakie ciasta lubisz piec – tu Śmierć spojrzała wymownie w kierunku kuchni. – Gdy będą cię szanować, to chętnie przejmą część twoich zwyczajów, będą chcieli być podobni do ciebie. Wiesz, dzielenie się bogiem dlatego, że jest twoim zdaniem najlepszy, przypomina mi dzielenie się żoną dlatego, że jest piękna, dobra i miła. Dziwnym trafem nikt tego nie robi – mrugnęła okiem Śmierć i dodała: - A skoro o dzieleniu się mowa… To przypalone ciasto z morelami… Masz może jakiś talerzyk?

biegnacazwilkami - Sob 29 Sie, 2015 00:21
Temat postu: Czy warto bylo?
Jacek napisał/a:
przepraszałem właśni za to że nie do cie - co spowodowało obrót w inny temat,a regulamin mówi ... itd

Nie rozumiem, Niebieski, wyobrażam sobie, że żyjąc w globalnej wiosce, zaglądam tu jakby do internetowej kafejki, przysiadam się do wspólnego stołu , czytam, czytam jakiś tekst z widocznej dla wszystkich tablicy, podoba mi się, więc głośno o tym mówię....dobre wzorce warto pokazywać...cóż, nie wszyscy to rozumieją więc rozmawiamy, komuś potrzebne sa wyjasnienia...ale to wciąż mój temat, siedzę z boku i biorę udział w ogólnej rozmowie...Nie?
Hm, nie zauważyłam,że przestał cię interesować wskazany przeze mnie motyw, że ciągniesz już inną mysl.W takim razie nie wiem, po co się w ogóle tu odzywasz?
Wiesz, w różnych tematach i różnych działach zauważam czasami takie perełki, które chciałoby się zawiesić na wirtualnej tablicy, nie robię tego wyłącznie z braku czasu, ale...pracuję nad tym, by mieć go więcej, masz sporo ciekawych wypowiedzi, tej jednak wybacz-nie skumalam i proszę nie tłumacz mi więcej, to nie jest konieczne.
Pozdrawiam nocą:)

Jacek - Sob 29 Sie, 2015 08:54

biegnacazwilkami napisał/a:
Jacek napisał/a:
przepraszałem właśni za to że nie do cie - co spowodowało obrót w inny temat,a regulamin mówi ... itd

Nie rozumiem, Niebieski, wyobrażam sobie, że żyjąc w globalnej wiosce, zaglądam tu jakby do internetowej kafejki, przysiadam się do wspólnego stołu

no bo widzisz to jest tak - wyłobraź se że ta wioska to taka szkoła
a w tej szkole jest kilka klas
no i za każdymi drzwiami tych klas ,jest wyznaczony przedmiot i temat
gdy by to od nas zależało i gdy by temat na fizyce czy matmie miał od nas zależeć
to na wszystkich by był o rysunkach - mój ulubiony :skromny:

biegnacazwilkami - Sob 29 Sie, 2015 09:31
Temat postu: Czy warto bylo?
Jacek napisał/a:

no bo widzisz to jest tak - wyłobraź se że ta wioska to taka szkoła
a w tej szkole jest kilka klas
no i za każdymi drzwiami tych klas ,jest wyznaczony przedmiot i temat

Psorze Niebieski, tak własnie mi się wydawało, dokładnie ,szkoła, pewnie jakaś wyższa, co poniektóry student to otwarcie z ankietą się zgłasza a reszta szuka na chybił trafił, w odpowiednim dziale.Czyli z myslą o studentach i profesorach sterylny porządek jest uzasadniony,fakt.Brakuje tylko lub nie zauważyłam, informacji dla nas userów, żeśmy te króliki doświadczalne...
Jacku ,nie chciało mi się szperać po internecie,ale to łatwe, prawda?
cytuję:

CEL
1, Pacjent zapozna się z pojęciem straty oraz żalu po stracie.
2. Pacjent zapozna się z relacją między stratą a żalem oraz konsekwencją nieodżałowania straty.
3. Pacjent zapozna się z fazami przechodzenia poprzez odżałowanie straty.
4. Pacjent dowie się jak odżałować stratę i co mu to daje.
W przypadku alkoholika ( gdy utraci komfort picia ) mamy do czynienia z jak gdyby podwójną stratą " - już nie mogę dalej pić - jak tu żyć teraz ?!!!"
" - już nie jestem taki jak inni, jestem ułomny "
a) Każdą stratę trzeba odżałować i to jest jedyna droga by nie wpaść w poczucie krzywdy - co hamowało by ( i hamuje w wielu wypadkach) rozwój osobisty
przykłady; utraciłem piękną kobietę i nic mi się nie chce
życie straciło sens, nie warto żyć
Zdradził mnie przyjaciel , wbił mi w serce drzazgę - jej ból jest dla mnie nie do zniesienia ( stąd potrzeba wybaczania )
b) Odżałowanie każdej straty zawsze przebiega w pewnych etapach (fazach);
zaprzeczanie ( nie to niemożliwe )
Złość, bunt ( "Jak mogło mnie to spotkać ?!" )
Smutek, rozpacz, depresja ( życie teraz już nie ma dla mnie sensu )
Targowanie się ( a może to jednak nieprawda ? Może nie jestem alkoholikiem ? )
Akceptacja - " Tak, to jednak prawda, ale mogę z tym żyć. C) Na każdej z tych faz, etapach może nastąpić zablokowanie.
D) oto niektóre sposoby radzenia sobie by rozbroić blokadę i przechodzić w kierunku akceptacji;
1, Czuj co czujesz ( płacz, smuć się, złość w zdrowy sposób np. mów o swojej złości a nie działaj pod jej wpływem )
2. Płacz gdy ci smutno ( wyżal się przed sobą ale nie nad sobą )
3. Działaj
4. Napisz list do tego co utraciłeś
5. medytuj, módl się - poszukaj wsparcie w Sile Wyższej
6. Wypełniaj pustkę po tym co utraciłeś
7. BądĽ dobry dla siebie ( zrób sobie jakąś przyjemność )
8. Nie izoluj się - idĽ do ludzi ci przyjaznych, bliskich ( twoich przyjaciół, grupa AA )

źródło:pewnien ośrodek niepubliczny terapii uzaleznień, dostępne w internecie.
a podpuszczanie oszołoma do obrażania ludzi, to już taka zabawa na boku,czy po co to?
Widziałam kilka dni temu taką to ikonkę u kolegi :krzyk: skierowaną przez...nie mogę wskazac chociaż pamietam kto-wygaszone,do odpowiedniej osoby, jak nożyce gdy trzasnąć w stół, oszołom zaraz się odezwał bełkotliwie a po nosie dostała nieświadoma tej zagrywki userka-raczej spoza grona wtajemniczonych...nie ładnie, bardzo nie ładnie. Co n a to net etykieta? A no nic, bo się posprzątało, sterylny "porządek" zapanowal znim sprawców zadymiarzy można było za włosy i do dyrekcji na dywanik...temu to służy wygaszanie, nie zaprzeczysz moderatorze tajemniczy,prawda?Ja to widziałam więc być może i ktoś jeszcze.Ja się nie obawiam żadnych sankcji, więc poczekam, złapię na gorącym uczynku i będzie koniec figlowania czyimś kosztem,pa.
Jak mi to dość dokładnie opisała Klara, każde forum zakładane jest przez zainteresowane osoby i w jakimś celu. To też. Jednak nawet największe fora upadają gdy utracą zaufanie userów, utrata zaufania alkoholika jest nieodwracalna, współuzaleznionymi można pewien czas manipulować.To moje subiektywne zdanie.

OSSA - Sob 29 Sie, 2015 09:39

biegnacazwilkami, przecież nic nie stoi na przeszkodzie byś założyła własne forum , blog , czy pisała co ci ślina przyniesie na na fb. Dlaczego chcesz na siłę zmieniać to działa całkiem sprawnie???

Jacek napisał/a:
no bo widzisz to jest tak - wyłobraź se że ta wioska to taka szkoła
a w tej szkole jest kilka klas
no i za każdymi drzwiami tych klas ,jest wyznaczony przedmiot i temat
gdy by to od nas zależało i gdy by temat na fizyce czy matmie miał od nas zależeć
to na wszystkich by był o rysunkach - mój ulubiony


Fajnie to opisał Jacek, nikt nikomu nie nakazuje się logować na tym forum, można sobie czytać bez logowania, natomiast jak już ktoś podejmie decyzję o zarejestrowaniu to wcześniej musi kliknąć , że zapoznał się z regulaminem.

Jeśli kliknął, a nie przeczytał regulaminu to jego problem , ale niech później nie płacze jak frankowicze, co im się kurs franka przestał podobać.

pietruszka - Sob 29 Sie, 2015 12:52

biegnacazwilkami napisał/a:
oraz mam prośbę: proszę nie wygaszać nic w tym temacie i nic stąd nie przenosić, dobrze?

Moim obowiązkiem (!) jest stosowanie regulaminu. Jeżeli posty będą nie na temat, tak jak ostatnio -dotyczyły spraw z innych działów, jak na przykład kwestie techniczne - to i tak zostaną tam przeniesione. Jeżeli zdarzy się, że do Twojego wątku zaplącze się pijany troll i zacznie rozrabiać - to również przeniosę takie bzdury w odpowiednie miejsce. Jeżeli userzy, w którymkolwiek wątku we Współuzależnieniu zaczną pisać offtopy na tematy, nadające się się do Hydeparku lub zaczną śmiecić - również to tam przeniosę. Spokojnie, zawsze zostawiam link, by zainteresowanie mogli znaleźć swoje zabawowe wątki.
Nie jesteś userem, którego nie obowiązuje regulamin. Takie zasady obowiązywały zanim zostałam moderatorem. Tu i tak jest sporo swobody w wypowiadaniu się. Znam fora, na jednym z nich byłam nawet sporo czasu również moderatorem, gdzie panowała znacznie surowsza dyscyplina i gdzie trudno było pogadać o innych, niż choroby, czy dysfunkcje sprawach.

W kwestii wygaszania - możesz prosić userów o takie postępowanie, jednak pamiętaj :wysmiewacz: , że mogą odmówić. To ich prawo korzystać z dostępnej na forum technicznie funkcji, byleby ne wykorzystywali jej do obrażania innych z nadzieją, że unikną kary. Zwykle przez 24 godziny zdążymy zauważyć takiego cwaniaka. Userzy również mogą taki post sami zgłosić.

Tyle jako moderator.


Teraz jako userka, no nadal nią jestem.
Trochę mi chwilami smutno, że wciąż uważasz się za osobę z zewnątrz, a nie jednego z userów. Trochę to wygląda tak, jakbyś przyszła, stanęła przy profesorskiej katedrze i mówiła: "Wy powinniście to i tamto. Jest "JA i WY". Wciąż nie czujesz się użytkowniczką forum? Tak samo masz prawo czytać i uczestniczyć poza tym działem i w jego innych częściach,działach, piwnicy, Hydeparku, itd... A może boisz się wychylić spoza swojego bezpiecznego wątku- prawie bloga? Oczywiście - masz takie prawo.

Chciałabyś poznać innych userów, poczytać ich historie życia, poznać ich świadectwa? Załóż w UNDERGROUNDZIE- bo tam dotrą również DDA i alkoholicy, których część tu nie zagląda wcale WĄTEK pd tytułem Świadectwa. Zacznij od własnej historii, spisanej pokrótce. Możliwe, ze znajdzie się wielu, którzy będą chętni również podzielić się swoją historią. Uważam, że to świetny pomysł. Może czas wyjść z tej norki i trochę pobiegać na forum?

olga - Sob 29 Sie, 2015 13:09

biegnacazwilkami napisał/a:
kto zatem odpowiada za ich bezpieczeństwo w sieci?


każdy sam za siebie odpowiada, nikt nie jest ubezwlasnowolniony żeby jakiś opiekun za niego odpowiadał

Wiedźma - Sob 29 Sie, 2015 15:45

No przecie rękopisy nie płoną :glupek:


biegnacazwilkami napisał/a:
padło popularne forum u Bohusza

Aż poszłam zobaczyć :zdziwko:
No co Ty piszesz? Toć istnieje!
Może ruch tam niezbyt duży, ale nie widać, żeby coś padło -
strona aktywna, ostatni wpis w dniu dzisiejszym... :niewiem:

biegnacazwilkami - Sob 29 Sie, 2015 16:06
Temat postu: Czy warto bylo?
Wiedźma napisał/a:

Aż poszłam zobaczyć :zdziwko:
No co Ty piszesz? Toć istnieje!

no to też poszłam,
Wiedźma napisał/a:
ruch tam niezbyt duży,

no własnie, znaczy padło, jeden wpis na ileś tam dni , ale zajrzałam przy okazji na str 29 bo dziś dwudziestydziewiąty,o matko, jak ludzie to odnajdują, zostawiłam temat na 14 000, a tu widze 18088pewnie z nudów, że nowych wpisów nie ma.Oto żywy przykład do czego prowadzi zamordyzm i podkładanie nieautentycznych postaci.To moja subiektywna opinia, zaznaczam.Jednak to własnie ten adres wciąż funkcjonuje w zaleceniach terapeutycznych, wiem, bo czytałam osobiście na wypisce z psychiatryka.Może z uwagi na archiwalne wpisy,są rzeczywiście nie do podrobienia.
A więc, Wiedźmo kochana,masz rację, nie padło, dogorywa, szkoda:(

biegnacazwilkami - Nie 30 Sie, 2015 12:46
Temat postu: Czy warto bylo?
pietruszka napisał/a:
Wątek na temat tematu

wątek dotyczy ogólnie zasad obowiązujących na forach, powinien mieć tytuł:
KOMENTUJ, NIE OBRAŻAJ
w każdym dziale, chociaż wypłynął rzeczywiście w związku z pewnym konkretnym tematem.
O zakulisowych krokach warto pomysleć, zanim mleko się rozleje.

Linka - Nie 30 Sie, 2015 12:51

biegnacazwilkami napisał/a:
O zakulisowych krokach warto pomysleć, zanim mleko się rozleje.

W myśl powiedzenia: jakbym wiedziała, że się przewrócę to bym usiadła?

Czy każde forum według Ciebie ma zatrudnić prawnika?

pietruszka - Nie 30 Sie, 2015 12:56

biegnacazwilkami napisał/a:
powinien mieć tytuł:

tak? Aha...
Czy Ty nie masz nic innego do roboty w to piękne niedzielne popołudnie? Może jakiś spacer? Ja właśnie się na takowy udaję.

biegnacazwilkami - Śro 16 Wrz, 2015 23:50
Temat postu: Czy warto bylo?
Minęły dwa tygodnie widzę od ostatniego mojego wpisu,ale ten czas leci, zwłaszcza latem. Piękne lato odeszło a wraz z nim ...moja przyjaciółka, najstarsza klacz, miała 25 lat, średni wiek konia w Polsce to 24 lata,a najstarszy koń ma podobno 44 lata. Bardzo byłyśmy zżyte i mimo że są jeszcze 2 konie, jestem bardzo smutna. Była już niedołężna i ciężko jej było chodzić,ale do końca próbowała stanąć na nogi, trzymałam rękę na jej aksamitnym pysku do ...Baranek przydał się w ten ciężki czas, gdy przyjechał koński karawan, z napisem Struga SA, na bocznej ścianie miał ogromne zdjęcie bezkresnych łąk pod błękitnym niebem, jedno stare drzewo w oddali...i przeniosla się na niebiańskie łąki, do swego czterokopytnego boga, widzę ją młodym źrebięciem, pędzi ku słońcu...
towarzystwo zwierząt czyni nas wrazliwymi , rozwija uczucia, bez nich świat byłby bardzo smutny.
https://www.youtube.com/watch?v=1wyxscLilc8

Tosia - Czw 17 Wrz, 2015 10:20

biegnacazwilkami napisał/a:
Piękne lato odeszło a wraz z nim ...moja przyjaciółka, najstarsza klacz, miała 25 lat, średni wiek konia w Polsce to 24 lata,a najstarszy koń ma podobno 44 lata. Bardzo byłyśmy zżyte i mimo że są jeszcze 2 konie, jestem bardzo smutna.

Bardzo mi przykro,wiem co czujesz...a może i nie wiem ,miłość do zwierząt jest dla mnie cudownym darem .Czuje się to że kochasz swoje konie :pocieszacz: :buziak:
Klacz o której piszesz ,odeszła ....i zapewne teraz biega wśród najcudowniejszych łąk i pól ..jest szczęśliwa :pocieszacz:
Pozdrawiam serdecznie
i dziękuję Ci za ten utwór .... :kwiatek:

Jacek - Czw 17 Wrz, 2015 20:18

biegnacazwilkami napisał/a:
.moja przyjaciółka

:pocieszacz:

biegnacazwilkami - Czw 08 Paź, 2015 23:12
Temat postu: Czy warto bylo?
Nie udało mi się zostac udziałowcem Dekadencji, trudno, poczekam na liście rezerwowych do następnego roku...idąc tym tokiem pomyslałam sobie, że może nie od rzeczy byłoby poruszyć temat pozytywnego myslenia. Otóż onegdaj a może nawet wczesniej Baranek przyniósł ze spotkania swej grupy płytę Beaty Pawlikowskiej, ebook pt "W dżungli podświadomości" ,znam Beatę Pawlikowską jako pełną entuzjazmu dziennikarkę-podróżniczkę, w końcu to nasza koszalinianka, ale psychologia...jakoś mi to do niej nie pasowało, poszperałam więc w necie...nie będę tu opisywać co każdy sam znaleźć może,ale jestem pod wrażeniem, ta kobieta po przejściach nie jest żadnym psychologiem, nie udziala żadnych rad, odbyła poza podróżami w świat , wiele podróży do wnętrza swej duchowości i opowiada o tym, powstała na tym fundamencie pewna jej osobista teoria pozytywnego myslenia, czasami sa to lepsze czasami gorsze mysli,ale zawsze prowadzą do ...ech, kto ciekaw, niech sam to sprawdzi, gdzie można dojść z Beatą, a nie będzie to czas stracony.
Zawsze w niedzielę w radio Z Beata prowadzi audycję, słucham jej od dawna, a teraz zamierzam kupić jej kalendarz, na rok 2016, 365 powodów żeby być człowiekiem szczęśliwym.
Co do szczęścia, jestem raczej sceptyczna, jednak optymizm tryskający zawsze z głosu pani Beaty, przyda się nie jednej osobie:)Z wielu zaś tez głoszonych przez autorkę zapamiętałam dwie:
1. Rodzice nie są nic winni temu kim/jacy jesteśmy, to my sami kreujemy swoje życie,swoją osobowość.Pani Beata konsekwentnie nie rozmawia publicznie o swoich rodzicach, a Baranek twierdzi,że jest córką alkoholiczki, nie sprawdzałam.
2. Wszystko co się nam zdarza, dzieje się w jakimś celu, Pani Beata zna tysiąc dowodów na to,że z każdej sytuacji można wyciągnąć pozytywne wnioski.
Idąc tym śladem , rozważam wciąż na nowo, czy warto było...i zazwyczaj dochodzę do wniosku, że tak, warto, jest więc już nas DWIE:). Kto się zapisze do tego nieformalnego klubu OPTY ?

biegnacazwilkami - Pią 09 Paź, 2015 00:12
Temat postu: Czy warto bylo?
Druga sprawa jaka mi sie dziś nasuneła, gdy z Barankiem oglądałam w tv Świat się kręci z Agatą Młynarską:
przy okazji pokazania problemu tzw dopalaczy pokazano wywiad z chłopakiem, lat 14, był z ojcem, obydwaj w terapii od jakiegoś roku, młodzież i ich rodzice, to warunek skuteczności terapii.Problem syna zauważył ojciec, dość wczesnie, zareagował natychmiast, przymusowa terapia u młodzieży jest automatyczna, dlaczego u dorosłych, czyli za kolejne 4 lata już nie?
Chłopiec mówi:dopiero po 6 miesiącach terapii, rozmów z terapeutami i innymi osobami uzależnionymi zaczął myśleć, że może faktycznie te dopalacze mu "szkodzą", że ma problem. Wie,że przed nim kolejny rok(jak dobrze pójdzie) terapii i potem wie,że też może być różnie,ale...ma cel, marzenie, nie,żeby nie być uzależnionym, ma normalne marzenie, co chce w życiu robić, kim chce zostać.
Sam chce od uzaleznienia się oderwać,ale nie może zrobić tego SAMOTNIE, są więc z nim koledzy z ośrodka, oraz ich rodzice.
I inna historia, która nie dawno mną wstrząsnęła, gdy w tym samym programie Agaty Młynarsiej wystąpił dr Lubicz z Klanu, jakaś rocznica...niestety nie zobaczyłam pani Lubiczowej,ani słowa o niej...poczytałam więc i co się okazuje: Agnieszka Kotulanka, oklaskiwana jeszcze nie dawno i podziwaiana, dziś jest czlowiekiem z marginesu, alkoholiczką , koledzy i koleżanki z planu udają,że nie wiedzą co się z nią dzieje...czy sama sobie poradzi czy zginie marnie? Po 10 latach wróciła podobno na łono społeczeństwa inna załamana swego czasu popularna i lubiana solistka zespołu Dwa Plus Jeden, wyszła z dołka sama, bardzo się ucieszyłam z tej wiadomości.
Gdzie jest "pies pogrzebany" iż jedni wychodzą z uzaleznienia, a inni nie?Wszyscy mamy w rodzinie osoby narażone lub już z problemami, ja mam dwoje dzieci genetycznie bardziej niż inni zagrożonych...zawsze o tym pamiętam i nie spuszczam z nich czujnego oka, od zawsze obserwując z kim i jak się toczy ich życie, z daleka, jednak póki żyję, wciąż obecna, w bliskim kontakcie.Czasem się narażam, że przewrażliwiona jestem,ale....nie zrażam się i jak jest okazja, rozmawiam, o, tak jak tu i teraz. Bo chyba to własnie jest pierwszy krok do sukcesu, wczesnie zauważyć, zareagować, żeby bliska osoba nie zaszła za daleko...gdybym kiedyś miała taką wiedzę, kto wie, pewnie wykorzystałabym swoje "kwity" i skierowała męża na przymusowe, tyle razy ile by było trzeba.Tak bym zrobiła.Ale widać tak miało być. Potem spotkałam W,ale dla niego to już nie miałam szansy nic zrobić.
Teraz zaś obecna jestem w życiu Baranka, oboje dotrzymujemy sobie towarzystwa bez większych planów na przyszłość, gdy mi czasem za bardzo przykro przyjdzie, mówię sobie:kobieto, to tylko jeden alkoholik, czy pomyslałas, jak czuje się Bóg, gdy ten i tamten i drugi, trzeci....tysiące, miliony ludzi sprawia Mu przykrość, klamie, kradnie, zabija nawet...jak On się czuje?A ty (znaczy ja) z powodu jakiegoś słowa, zdania, zaraz się zalamujesz, ej, pomysl, jest coraz rzadziej taka sytuacja-bo fakt, jest coraz rzadziej...
No, tak to u mnie wygląda.

Maciejka - Pią 09 Paź, 2015 05:10

biegnacazwilkami napisał/a:
przymusowa terapia u młodzieży jest automatyczna

pod warunkiem, że nie mają skończonych 16 lat bo potem jest wymagana zgoda młodej osoby a rodzic może sobie pomarzyc o przymusie :p

biegnacazwilkami - Pią 16 Paź, 2015 23:54
Temat postu: Czy warto bylo?
Cytat:

pod warunkiem, że nie mają skończonych 16 lat bo potem jest wymagana zgoda młodej osoby a rodzic może sobie pomarzyc o przymusie :p

Dziękuję Perełko, nie wiedziałam i pewnie wielu innych rodziców też nie, dziwne , czym kierują się ustawodawcy w tym przypadku, bo raczej nie są to wnioski z ośrodków dla młodzieży? Własnie minął Dzień Nauczyciela, chyba ciężki to kawałek chleba ,gdy młodzież dostaje coraz większe uprawnienia dorosłych zanim jeszcze mózg się rozwinie na tyle, by być odpowiedzialnym, https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpt1/v/t1.0-9/12072603_940858249316588_6145148751173289997_n.jpg?oh=bed4b3859064bec2cbce1b72c681109d&oe=56D2B4C7
Zastanawiam się czasem, kiedy nadchodzi ten moment, gdy już jako rodzice nie możemy odpowiadać za swoje dzieci, a równocześnie gdy tracimy swoich rodziców , tracimy tak na prawdę jedyne osoby na które zawsze możemy liczyć, nawet gdy są gdzieś bardzo daleko. Każdy kiedyś w końcu zostaje sierotą.

biegnacazwilkami - Sob 17 Paź, 2015 00:58
Temat postu: Czy warto bylo?
Minął kolejny bardzo ciężki tydzień, Trzeci chyba pokopał się z terapeutą, opuścił dwa spotkania z grupą a sa to jedyne jego "wyjścia do ludzi". Raz - z przyczyn obiektywnych, awaria samochodu z towarem pod Szczecinem, ale pierwszym razem nie pojechał na , jak się okazało, ognisko z grupą. Terapeuta podobno mu zarzucił, że unika spotkań w szerszym towarzyskim gronie.To by się zgadzało, ja również zauważyłam, że gdy przyjedzie więcej osób do nas (z rodziny) , świętujemy oczywiście bez alkoholu, Trzeci zmywa się , wcześniej wędrował nie wiadomo gdzie, teraz po prostu zajmuje się czymś poza domem. Początkowo próbowałam wyegzekwować jego obecność , żeby się integrował. Z czasem uczę się, że żyje tu razem ze mną, pod jednym dachem, ale jest inny, ma swój odrębny świat. Oj, czasami ciężko z nim, mimo że lata z poprzednimi moimi alko nauczyły mnie wiele. Doceniam wszak jego obecność, że nie jestem sama, że pomaga mi w "męskich" ciężkich pracach , dużo ponaprawiał, pousprawnial, chociaż z uwagi na tuszę i zadyszkę nie wdrapuje się na wysokości i nie schyla się gdy nie musi....
Tylko czy to wystarczy na długo, na...zawsze? Czy wystarczy jemu? A mnie?
Odkładam te mysli na kiedyś tam, na potem..., moje dziś wciąż jest nie pewne, komornik, kolejna licytacja przed nami, swoim zwyczajem komornik planuje ją na pewno na Święta Bożego Narodzenia, taka tu pustynia gospodarcza,że kto wie, czy wreszcie coś zlicytuje.
Wdałam się swego czasu w tzw small business, śpiewano wtedy:to on, to on, to on, szczęko blaszakowiec John..., w tv Premier Bielecki głosił:poznaj siłę swoich pieniędzy...szczęki i targowiska zlikwidowano, stawiając hektary super/hiper marketów, a pan Bielecki przyznaje, że small mu nie wystarczył, ocenia swój majątek na miliard http://wyborcza.pl/magazy...z_liberala.html . Swoją drogą, jak policzyłam ile to wychodzi rocznie , przez 24 lata po transformacji, to nic tylko tym styropianowym kombatantom pozazdrościć...
Ja zaś już równe 8 lat w kryzysie i jak ta żaba w słoju, nie utonęłam...dziś zaś byłam po 5 latach na badaniach kontrolnych, gdyż uczestniczę w programie badań genetycznych nad zwalczaniem nowotworów, już 15 lat, pan profesor przyjeżdża z Akademii w Szczecinie, mam więc kolejne szczęście:), wyniki są zadziwiająco dobre. Myślę, że jest to wielka zasługa tego ,że nie byłam sama, że byłam w związku z kochającym mężczyzną, mimo kłopotów z firmą, byłam w dobrej formie psychicznej, no włąsnie..., byłam...uważam,że dla mężczyzn i kobiet równowaga hormonalna, taki stan biologiczny, w powiązaniu z dobrą psychiką to warunek zdrowia. Dlatego warto dbać o siebie nawzajem, dać z siebie jak najwięcej przyjaźni i miłości, zaoszczędzi się na lekach i zdrowiu. Mój ex był niestety sam, tak więc zwaliły się na niego wszelkie biedy i nawet nikt nie zauważyl, pamiętając tylko, by go unikać w stanie wskazującym, a był w nim prawie nieustannie.
Czy warto było się rozwodzić w takim razie? Na szczęście nie muszę na to pytanie odpowiadać, wtedy sądzilam że tak trzeba,,dziś wiem,że wiele straciłam na tym, jednak gdybym się kiedyś nie rozwiodła, pewnie nigdy bym się nie dowiedziała , czego brakowalo w moim małżeństwie, inna rzecz, że dziś ta wiedza na nic mi się już nie przyda...
Czy na pewno nie przyda?Może, znając te odpowiedzi, znajdę inne pytania do rozwiązania, może jeszcze nie wszystko o sobie, swoim życiu wiem?
No i jeszcze jeden dowód,że w czepku jestem urodzona:mój laptop leży prawie na grzejniku, przegrzał się i nagle wylączyl, więc pomyślałam,że wszystko poszło w kosmos, całe pisanie...ale nie, jest, więc niech już teraz leci:)

biegnacazwilkami - Śro 04 Lis, 2015 16:34
Temat postu: Czy warto bylo?
https://www.szczesliweser...to-takiego.html
Od czasu do czasu warto się zastanowić,co czeka nas dalej, w sensie czego możemy oczekiwać od życia . Trzeci jako zdeklarowany nie pijący alko, jest marnym towarzystwem na resztę życia, uczucia potrafił okazywać gdy się chciał tu zagnieździc, jak tylko uznał że jest nie zbędny, potrzebny do pracy, do pomocy, zamienił się w sopel lodu. No, może nie całkiem, posiada wyuczone odruchy, trudno jednak doszukać się w nim odrobiny empatii, potrzeby ciepła drugiej osoby, kogoś do porozmawiania na tematy osobiste. Poza tym jest raczej towarzyski. I nie przywiązuje się do nikogo i niczego. Przypadkiem kiedyś spotkałam się z opisem takiej osoby: żle znosi milczenie , ciszę w towarzystwie, nałogowo wyrzuca z siebie potok słów...itd, obrazek jakby z mojego podwórka, w obecności większej ilości osób .A jak jesteśmy we dwoje, potrafi milczeć, nie interesuje go co mówię, za to wymaga by być słuchanym i to z uwagą.
Dotyczy to pewnych typów charakteru.
Czasem te charaktery są pomieszane, ale w skrajnych przypadkach i sprzyjających okolicznościach wyostrza się kierunek:
ekstra lub introwertyk.
Czy gdy poznajemy kogoś, jest to wazne? Raczej nie, w różnym wieku kierujemy się różnymi kryteriami, zapewne w młodszych latach najpierw głos zabiera tzw chemia, mężczyźni zakochują się wzrokiem, kobiety słuchem...mężczyzna muzykalny otoczony jest wianuszkiem kobiet... Z wiekiem mężczyźni niestety tracą powiedzmy siłę witalną, niby jakieś niebieskie tabletki jeszcze zapalają konar....,za to kobiety na swe nieszczęście, odchowawszy dzieci i często dorosłe dziecko-męża, mają czas i chęć na kochać i być kochaną , a tu klops,nie ma z kim:)
Spoglądam więc w przeszłość, czy warto było...?Najbardziej kochana byłam w małżeństwie, co by nie powiedzieć, wspólne dzieci, rodzina, zawsze mogłam liczyć na zainteresowanie, byłam ważna dla swego męża,do czasu gdy wtrąciły się nałogi, one były ważniejsze.
Najbardziej kochałam jednak swego przyjaciela, drugiego alko, nie zdążył sobie nagrabić,być może.
Czy miłość w ogóle jest warunkiem bezwzględnym związku, dobrze jest znać jej smak, ale chyba ważniejsza jest przyjaźń, trwalsza i bez przyjaźni to raczej o miłości mowy nie ma.W moim małżeństwie była miłość,ale nie było przyjaźni.Podobnie w drugim związku. Obecnie raczej bym poszukiwała już tylko, lub aż...przyjaźni.Tolerancyjnej, akceptującej w z wzajemnością wszystko.
Gdyż lata lecą a w każdym wieku nie jest dobrze być samotnym. Obecnie też wiem, że swojej przyszłości nie można opierać na drugiej osobie, trochę czasu mi zajęło, zanim to zrozumiałam. Tu jednak winę ponosi nasze, kobiet wychowanie, literatura i oczekiwanie wszystkich wokół.Młode już takie głupie nie sa:)

biegnacazwilkami - Śro 04 Lis, 2015 16:40
Temat postu: Czy warto bylo?
http://demotywatory.pl/43...-co-on-naprawia
biegnacazwilkami - Sob 12 Gru, 2015 11:50
Temat postu: Czy warto bylo?
Może to dobry pomysł na prezent pod choinkę?
http://www.empik.com/poko...94037,ksiazka-p

Nota bene ja sobie zażyczyłam od Mikołaja kalendarz pozytywnego myslenia na rok 2016 i już go mam :) . Nie zaglądam ,dopiero po Nowym Roku go obejrzę dokładnie, ale okładka jest miekka, kolorowa, zwiastuje ciekawą zawartość:)

Jras4 - Sob 12 Gru, 2015 17:35

biegnacazwilkami napisał/a:
.Młode już takie głupie nie sa:)
sa głupsze ..i bardziej puste ..a i odrazu oczekuja złotych gór ..
pietruszka - Pon 14 Gru, 2015 22:31

Rozmowy o PRLu przeniosłam tutaj:
http://komudzwonia.pl/vie...p=818666#818666

biegnacazwilkami - Czw 31 Gru, 2015 22:55
Temat postu: Czy warto bylo?
Kto w takim dniu jak dziś, nie wspominał swoich Sylwestrów ...po prostu nie da się uniknąć takich wspomnień...zwłaszcza gdy impreza jest domowa, jednoosobowa...z lekką nutką melancholii wracają wspomnienia...różne, z wiekiem coraz ich więcej,tych fajnych,stopniowo o złych zapominamy.A przecież,były.Matko jedyna, jaka to frajda mieć spokój w domu, już od poprzedniego dnia nie obawiać się, że przecież znajomi sobie te życzenia składają, muszą przy tym wznieść toast,wiele toastów, która to godzina...im późniejsza, tym gorsze wizje...koniec,cięcie, poszły precz!Od dawna,od lat spokój, nawet telefon bezpiecznie można odebrać..., był czas, gdy taki spokój był jedynym moim marzeniem świątecznym i noworocznym, jedynym o czym marzyłam i modliłam się codziennie...daj mi Panie Boże spokojny sen i żebym się nie bała... w moim dom. Doczekałam takich dni, więc Bóg mnie wysłuchał...jakoś szybko się traci czujność, zapomina o zagrożeniu jakie niesie drugi człowiek, gdy nieostrożnie wpuści się go do swego życia. Szybko też rosną wymagania wobec życia, z czasem już się znowu marzy o kolejnym związku...człowiek nie jest stworzony na singla.Czego więc można życzyć sobie i drugiej osobie, skaleczonej przez los...chyba żeby nigdy nie tracić nadziei, że istnieje ktoś, kto zasługuje na nasze zainteresowanie, ktoś kto je odwzajemni...kto będzie umiał słuchac z uwagą, kto zainteresuje się, dlaczego dziś masz smutną minę...kto zawierzy nam swoją tajemnicę, kto powita cię zawsze usmiechem , ktoś kto nas pokocha, polubi...a my jego...
Trzeba mieć taką pasję życia, żeby iść na przód, niepowodzenia zostawiać za sobą, bo przyszłość należy do NAS, czego wszystkim dziewczynom i chłopakom tu życzę: tej pasji, że musi być, będzie lepiej :)

biegnacazwilkami - Czw 31 Gru, 2015 23:01
Temat postu: Czy warto bylo?
W takim dniu przesyłam trochę energii:


biegnacazwilkami - Śro 13 Sty, 2016 14:14
Temat postu: Czy warto bylo?


13.01.2013
Ta wiadomość powaliła mnie dosłownie na ziemię, przez kolejne 6 miesięcy żyłam w głuchym i martwym świecie,zero radia i tv, zero wiadomości, po pół roku nie wiedziałam że zmienił się Papież,że zmarła matka Kaczyńska itd, ale ...nie zdechła ani jedna producentka, nie zmarnowało się ani jedno jej jajko...jak to możliwe, żeby funkcjonować nie świadomie, nie wiedząc o tym?
Facet by się załamał, może ...rozpił..., gospodarstwo popadłoby w ruinę, raczej...kobieta, nawet w takim stanie, funkcjonuje, ratuje się i swoje otoczenie poczuciem obowiązku.
' Oni wszyscy przecież liczą, że myślę o tym, co trzeba". [2]
Grona Gniewu Steinbecka- matka Joad

biegnacazwilkami - Wto 19 Sty, 2016 00:40
Temat postu: Czy warto bylo?
Jak w kalejdoskopie zmieniają się dni,nastroje,sytuacje...w zasadzie gdybym miała zamiar i czas pisać dłużej, powinnam zmienić temat, może dałabym mu tytuł: WYCOFANIE.
Może taki temat warto by umieścić ku przestrodze trzeźwiejących w dziale dla alko? E, lepiej nie, maja swoje problemy bieżące, ze sobą i swoim trzeźwieniem, jednak to co od 1,5 roku widzę u siebie, w swoim życiu, czyli stopniowe wycofywanie się z kolejnych wcześniej naturalnych dziedzin życia, współuzależnionym przepowiadane jest na terapii.Czy alko , trzeźwiejący w rodzinie, w związku, maja świadomość, jak reagują ich partnerzy na odsuwanie się , na zachowania wynikające z trudnego dla alko procesu "nie picia"? Są co prawda różni alko i różne zachowania, jednak ogólnie powiedzieć można, że już teza iz dopiero po ok...powiedzmy 2 latach nie picia alko może zacząc myslec, żeby zaopiekowac sie przysłowiową rybką, potem może ...psem...w kiedys tam pomysleć o partnerze, taka teza zakłada w rzeczywistości, że związki terapii alko nie przetrwają...
Opisuje tu sytuacje, gdy nie ma w związku przymusu, wspólnych dzieci, to nie był mój pomysł żeby partner nie pil, sam tak postanowił zanim mnie poznał. Mimo to obecnie jesteśmy dalej od siebie o lata świtlne niż na początku znajomości, stopniowo , tzn szybko przestał ze mną rozmawiać "blisko", nie piszę też już maili, smsy "nie dochodzą" akurat ode mnie...przede wszystkim jednak, nie ma ani jednej rzeczy którą robilibyśmy wspólnie dla przyjemności, miło, przyjemnie. Czyli co, powinnam powiedzieć wypad z mojego życia?
Chyba sam do tego dojdzie?Może ...nic nie ryzykuję w zasadzie trwając dalej w tej sytuacji, pomagamy sobie nawzajem, jednak to co się dzieje jest zaprzeczeniem wszystkich moich pomysłów na zycie, na sens zycia, ja to jeszcze mam rodzinę, partner nie utrzymuje ze swoją rodziną kontaktów, ma żal za swoje zmarnowane dzieciństwo.Ja mam na głowie komornika i sądy,mam nad czym główkować, on jest "czysty", mógłby, powinien pomyśleć o poprawieniu jakości swego życia, ale ma problem z bezposrednimi kontaktami z ludźmi, nie daj Bóg pochwalic kogoś w jego obecności...wszędzie widzi coś do poprawienia, skrytykowania itd. Czyli- trzeźwieje, wolno, ale jednak dobrze mu idzie z anstynencją, pracy nad sobą raczej tu nie widzę. Ale, nie mówię tego głośno, sza...

zołza - Wto 19 Sty, 2016 10:16

biegnacazwilkami napisał/a:
.Czy alko , trzeźwiejący w rodzinie, w związku, maja świadomość, jak reagują ich partnerzy na odsuwanie się , na zachowania wynikające z trudnego dla alko procesu "nie picia"? Są co prawda różni alko i różne zachowania, jednak ogólnie powiedzieć można, że już teza iz dopiero po ok...powiedzmy 2 latach nie picia alko może zacząc myslec, żeby zaopiekowac sie przysłowiową rybką, potem może ...psem...w kiedys tam pomysleć o partnerze, taka teza zakłada w rzeczywistości, że związki terapii alko nie przetrwają...

Podzielę z się z Tobą swoim doświadczeniem - jestem trzeźwiejącą alko - za kilkanaście dni będę obchodzić 3 rocznicę niepicia . Wcześniej miałam już ponad 3.5 roku abstynencji. Mam rodzinę - męża i dwoje dzieci . Cały czas są ze mną /przy mnie. Na początku mojej drogi partner był mocno niezadowolony z moich zmian . Nigdy nie byłam osobą zbyt wylewną i szukającą częstego kontaktu z bliskimi ale gdy przestałam pić nasze drogi jeszcze bardziej się rozeszły . Zaczęłam stawiać warunki , przestałam się zgadzać na wszystko( dla tzw. świętego spokoju) , mam swoje zdanie , swoje grono znajomych , swoje spotkania na które On nie ma wstępu ...i podglądu bo nie dzielę się z nim tym o czym tam mówimy , co robimy - przecież jego to nie dotyczy. Kiedyś powiedział mi ,ze czuje się zepchnięty na boczny tor mojego/naszego życia , odizolowany od moich myśli , uczuć . Chyba ma rację ...ale ja muszę wybrać - albo będę trzeźwa albo będę taka jaką chciałby mnie mieć . :bezradny:

Jo-asia - Wto 19 Sty, 2016 11:20

Na pytanie..jak ci się układa z mężem? mam kłopot z odpowiedzią.
Mój związek jest bardzo podobny do tego co opisała zołza. :)
Jest zupełnie inny od tego co było kiedyś. A jednak...ma coś czego nie oddam..
Swoboda w byciu sobą. Zgoda na jego bycie sobą. I choć niby..nic czy mało mamy wspólnego, to co jest..ma o wiele wyższą jakość.

zołza - Wto 19 Sty, 2016 11:40

Jo-asia napisał/a:
Swoboda w byciu sobą. Zgoda na jego bycie sobą.

Istota sprawy Joasiu :tak: - własnie to coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam a to dobra relacja -warta swojej ceny :)

Tajga - Wto 19 Sty, 2016 12:46

biegnacazwilkami napisał/a:
jak reagują ich partnerzy na odsuwanie się , na zachowania wynikające z trudnego dla alko procesu "nie picia"?


Po terapii ( drugiej) zaczęłam się stawać osobą taką jakby impregnowaną, niezatapialną, ślino i błoto odporną, nie sterowalną, bez sznureczków do pociągania,
w momentach kiedy z ust męża zaczynały wypadać jakieś głupoty... traciłam słuch.
Mój związek tego nie przetrwał.
Pan znalazł sobie inną panią, czyniąc mnie tym samym najszczęśliwszą osobą na świecie :)
Terapie na prawdę ratują ludzi :)
Z obecnym partnerem od 7 lat lat żyjemy jak dwa koty, blisko, ciepło, ale jak jeden drugiemu zaczyna na głowę wchodzić to można łapką oberwać.

P.S. Fajny temat :kwiatek:

biegnacazwilkami - Śro 20 Sty, 2016 01:04
Temat postu: Czy warto bylo?
WYCOFANIE
Dziewczyny, dziękuję za wpisy, piszecie tak jak sama wcześniej oceniłam sytuacje,czyli dla związków terapia partnera bywa początkiem końca. Czemu tak się dzieje? Żyję dość długo by mieć własne doświadczenia, mąż który już nie żyje, terapię podjął długo po rozwodzie oraz bardzo krótko przed śmiercią.W małżeństwie nie byliśmy blisko z sobą z powodu jego agresji, po rozwodzie przeciwnie, bardzo się zaprzyjaźniliśmy, gdyż mieszkał daleko i to nie ja cierpiałam skutki jego picia...Przyjaciel którego wspominam najczulej, też nie żyje...mimo kilku terapii, przeszkód, braku akceptacji ze strony mojej rodziny, zawsze wracał, z nikim nie byłam tak blisko i z wzajemnością...Cenię sobie przyjaźń chyba najbardziej na świecie.
Chcę zapytać, czy macie przyjaciół?Jednego prawdziwego przyjaciela?Kogoś komu zawsze i w każdej sytuacji możecie powiedzieć wszystko co na sercu i głowie leży?Alkoholicy wg mnie popadają w tę chorobę z ...samotności, prędzej czy później nawet ci,co zaczynali pić towarzysko.Mój przyjaciel W. potrafił budzić mnie w nocy słowami: Dorota, nie spij, jestem taki samotny...Terapie alko ,spotkania grupowe prowadzą po części do tego, żeby w zaufanym gronie spuścić trochę powietrza z zadymionej, udręczonej głowy, nie prawda?
Kto chce się napić, nie szuka towarzystwa, puszcza sobie jakiś smętny utwór i...Mój obecny alko-kolega, czyli Obcy w domu, pił od ...15 roku życia, tak mówi, przez to rozpadło się jego małżeństwo, dlatego wreszcie postanowił nie pić,zaczął terapię, jednak źle znosi wszelką dyscyplinę, wypisał się więc po 3 tygodniach z zamknietej i tylko na spotkania grupy terapeutycznej jeździ raz w tygodniu.Ja powinnam być tym "lekiem na wszystkie zło", ale nie jestem.Przeciwnie, czuję się jakbym to ja właśnie pozbawiła go czegoś.Jest obok mnie ,niby słyszy co mówię, ale...
Tajga napisał/a:
w momentach kiedy z ust męża zaczynały wypadać jakieś głupoty... traciłam słuch.

Traci słuch, a ja nie sądzę żebym głupoty mówiła...nie ma powodu żeby trwać w sytuacji która nas wzajemnie nie cieszy, ja zresztą jestem z pokolenia które nie szuka kogoś z kim dałoby się żyć...raczej kogoś bez kogo żyć się nie da:)

biegnacazwilkami - Śro 20 Sty, 2016 01:15
Temat postu: Czy warto bylo?
Tajga, dziękuję za aplauz :)
Klara - Śro 20 Sty, 2016 07:47

biegnacazwilkami napisał/a:
Kto chce się napić, nie szuka towarzystwa

Mój mąż zawsze szukał towarzystwa.

MILA50 - Śro 20 Sty, 2016 08:17

biegnacazwilkami napisał/a:
Ja powinnam być tym "lekiem na wszystkie zło", ale nie jestem


cześć-ja jestem alko. ale też mam na składzie DDA i współ. jeszcze do końca nie rozpracowane

z tym lekiem to jest Twoja postawa a nie jego oczekiwanie-tak sądzę....stąd tyle rozczarowań Twoich bo nie spełniają się założenia,że Twoja pomoc odmieni faceta....to uzależnianie od siebie drugiej osoby,wpływanie na niego w określonym celu-posłannictwo ratowniczki....nie da się,żyj swoim życiem-błąd moim zdaniem wkradł się już na starcie -masz oczekiwania,że będzie tak jak sobie założyłaś a tu niespodzianka ;)

biegnacazwilkami napisał/a:
ja zresztą jestem z pokolenia które nie szuka kogoś z kim dałoby się żyć...raczej kogoś bez kogo żyć się nie da:)


to moim zdaniem nie kwestia pokolenia a stylu funkcjonowania,masz jakąś misję i ją realizujesz....mój terapeuta kiedyś zadał mi pytanie-da się z nim godnie żyć? myślałam,że to za mało....teraz wiem,że o to chodzi-aby dwie strony mogły godnie żyć w związku :)

Tajga - Śro 20 Sty, 2016 08:59

biegnacazwilkami napisał/a:
Traci słuch, a ja nie sądzę żebym głupoty mówiła

Traciłam słuch kiedy mówił... " po co ta terapia? długo jeszcze? po co jedziesz na maraton, zostań w domu? nie pójdziesz na miting, masz zostać".
Dbając o siebie zmuszona byłam do tej głuchoty.
To JA jestem alkoholiczką, nie on , przynajmniej wtedy nie był.
biegnacazwilkami napisał/a:
Chcę zapytać, czy macie przyjaciół?Jednego prawdziwego przyjaciela?Kogoś komu zawsze i w każdej sytuacji możecie powiedzieć wszystko co na sercu i głowie leży?

Mam, prawie wszystkie te osoby są trzeźwiejącymi alkoholikami.
Ta najbliższa akurat nie jest alkoholiczką, to moja sąsiadka.
Ratowała mnie, wołała pogotowie, pilnowała kiedy byłam w ZA.
Po tym wszystkim na co się napatrzyła podczas moich ciągów sądzę, że mogę Jej
powiedzieć wszystko, no prawie ;)
biegnacazwilkami napisał/a:
Ja powinnam być tym "lekiem na wszystkie zło", ale nie jestem.

Nie powinnaś, Ty masz żyć swoim życiem. On jak zechce to przyjdzie po pomoc.
biegnacazwilkami napisał/a:
Kto chce się napić, nie szuka towarzystwa

Tak było ze mną, i najlepiej się mi piło po ciemku, żyłam jak nietoperz :glupek:
Podobno rasowy alkoholik pije do lustra, nie lubi się dzielić, chce mieć swój " święty spokój".

biegnacazwilkami - Pią 22 Sty, 2016 22:41
Temat postu: Czy warto bylo?
Żyj swoim życiem?
Czytam,analizuję ,patrzę, przypominam sobie początki, za dobrą monetę biorę chwilowe poprawienie nastroju w domu...przy braku kasy godzę się nawet na wydanie nieplanowanych
pieniędzy na nowy telefon, może mu humor poprawi...by za chwilę dowiedziec się, że: dość ma inwigilowania go na telefonie i laptopie...oczy stają mi w słup, włosy dęba na głowie...wrócił własnie ze spotkania z grupą terapeutyczną...przypominam sobie teksty które kiedyś zachłannie czytywałam chcąc faktycznie wytrzeźwieć za swego poprzedniego przyjaciela, pisało tam, np u Osiatyńskiego,że związki rozpadają się często skutkiem terapii alko, bo małżonki/partnerki nigdy nie zapominają...itd bardzo mnie to zraziło do pana Osiatyńskiego, oraz lektur o "złych kobietach", przecież to nie o mnie...W. nie miał żadnej zony a obecny alko-kolega jest po rozwodzie o który wniosła żona. W zdrowym związku partnerskim zwykle jest pewna zależność, która nikomu nie przeszkadza, przeciwnie, jest czymś normalnym. Jednak powiedzieć komuś: żyj swoim życiem, lub: czy ja ci zaglądam co robisz na laptopie .lub telefonie..zwłaszcza gdy wcześniej udostępniłam mu swoje konto na fb bo swojego nie miał, nie wiem czemu.Nigdy nie zaglądam w czyjś telefon, on bez zastanowienia bierze mój, bo np chce zrobić zdjęcie...teraz ma swój nowy, z dobrym aparatem.Cóż, kolejne wycofanie...pozostało już nie wiele do wspólnego życia, np tv, oraz wspólne posiłki,chociaż te ostatnie to od początku różnie bywało, jak mu giez za kołnierz wpadał, jadł osobno i to tak, bym nawet nie widziała.
Czy mogłam to przewidzieć godząc się na wprowadzenie się faceta na zakręcie życia, po rozwodzie, bez domu...własciwie poprosił czy może rzeczy zostawić u mnie, bo...na terapię jedzie na 6 tygodni,zgodziłam się, a jak wrocił taki chętny do pomocy, do pracy i kochania, cóż, zgodziłam się by został, mówił wszak:jak ty tu sobie sama radzisz, zarobisz się na śmierć...
Dziś mówię mu tak: gdy się spotkalismy, potrzebowałam kogoś kto się zna na hodowli drobiu, zaprzyjaźnilismy sie, często pisalismy do siebie, nasze drogi spotkały się na jakimś zakręcie, pomyslałam, że pójdziemy razem obok siebie.Zobaczyłam w tobie jakby...Pana Małża, taką muszlę(to było nad morzem...)lekko uchylona, zobaczyłam w środku coś jakby perłę, pomyslałam, z czasem przekonam sie co to jest, otworzysz sie dla mnie a ja dla ciebie...a tu co mamy?(Zła kobieta jestem?)nie tylko że nie idziemy razem do przodu, stawiasz mi kolejne blokady, zastawiasz drogę wspólną, zatrzymuję się więc coraz częściej, wycofuję...patrzę,a ta muszla ,co miała być perlopławem, jest (to już tylko w myślach sobie mówię, bo oddalił się jak zwykle tracąc słuch-do spania w moim zresztą niezwykle wygodnym łóżku, starannie dbając by czasem, ot przez sen mnie nie przygarnąć)tak więc widzę, że muszla zamknęła się dokładnie,ten mięczak to zwykła szczeżuja jest i obmyśla zapewne gdzie tu sobie przycumować na jakimś kolejnym przystanku.Ja już żyłam swoim życiem, on zas własnie poprosił mnie o pomoc, ba,po prostu błagal. Nie wypytuje nigdy co było na spotkaniu grupy, pilnuję, żeby zawsze miał czas i samochód by jechać na te spotkania, rzeczywiście, wymagam abstynencji w mojej arkadii,ale wymagam od wszystkich co tu chcą przebywać,od pracowników też.
Napisała chyba Tajga w innym wątku, że gdy złoty zegarek wpadnie do szamba, nie pora szukać przyczyn lecz jak go wyciągnąć...hm...nie zupełnie to tak jest. A gdyby to dziecko wpadło do szamba, takie nawet spore, powiedzmy "starsze" dziecko? Od ilu lat już młody człowiek nie uchodzi za dziecko?Nawe i złoty zegarek jak wyciągniesz i położysz z powrotem na śliskim brzegu cembrowiny...wpadnie na bank z powrotem do tego szamba.Jak zabezpieczyć cenną rzecz, może jednak rękę podać?Pokazać że tu "ślisko jest"?Acha, to jest zastrzeżone dla koleżanek i kolegów z terapii, kółka AA?Tak uczą się alko na terapiach i spotkaniach w grupach? Bo chyba te nastroje , schiza w doszukiwaniu się czego nie ma, że normalne rozmowy pt jak minął dzien, co cię gnebi lub cieszy itp, teraz myślę, że nasilają się pod wpływem...no chyba własnie tych spotkan grupowych. I nie zamierzam tego zglębiac.Bo po co?Mam tyle problemów których za mnie nikt nie załatwi, że nie będę pielęgnowała tego jednego jeszcze.

pietruszka - Pią 22 Sty, 2016 22:56

Mało Ciebie biegnąca, mało. Za to dużo jego, roztrząsania jego uczuć, jego potrzeb, jego zwichrowań.



Oderwanie się to też zaniechanie usilnego powstrzymywania się od przyssania.
Nie umiem prościej ceewd


biegnacazwilkami - Pią 22 Sty, 2016 23:51
Temat postu: Czy warto bylo?
Ano właśnie, "puść to wolno" czy raczej daj swobodę?Nie wiem jak Ty,ale ja byłam na rozprawie rozwodowej, która kończy się takim orzeczeniem, że pan/pani są teraz stanu wolnego.W związku zwrócenie komuś wolności to jest inaczej rozstanie i tylko to.Nie ma powrotu.Co innego swoboda, dać komuś swobodę, zaufać, prawda? mam takie przemyslenia:mam córkę, po trzydziestce, mieszka z kimś, ale nie są parą, tylko są przyjaciółmi, rzekomo oboje tak zadecydowali, po wcześniejszym rozstaniu i ponownym powrocie do siebie.To chłopak zaproponował,że lepiej jest być z prawdziwym przyjacielem niz samotną singielką,bo ona go nie kocha.Nie maja planów małżeńskich,ani wspólnych dzieci. Większość koleżanek córki ma dziecko, samotnie je wychowują, bo faceci nie staneli na wysokości ich wymagan, sa więc wolne, z dochodzącymi tatusiami, moja Młoda tak nie chce.
Ja sobie takiego życia nie wyobrażam, wiem że Młoda była raz czy dwa zakochana i rozczarowana więcej już nie zaufała nikomu.Ja w jej wieku miałam juz spory dorobek, dwoje dzieci, 15 lat małżeństwa za sobą,poza pijaństwem męża sporo dobrych wspomnień.Dzieci chowałam dając im kompletną swobodę, jak konia na długiej lonży, czyli z pewnymi jednak ograniczeniami/zasadami, dobrze to wspominają, mówią, że uczyli się na własnych błędach.I jak teraz np koń czy dziecko oddali się zbytnio od nas, rodziny, szukamy , gdzie jest i przyprowadzamy do domu/na łono rodziny, bo kochamy nasze zwierzęta i naszą rodzinę. Wiem,że to co piszę nie spodoba się tu pewnie nikomu. Kiedy, w jakim wieku zachodzi taka metamorfoza, że dziecięce, młodzieńcze ideały zaczynają uwierać, przeszkadzac, a w końcu trzeba o nich zapomnieć ? Wczoraj był dzień Babci, ja jnią nie jestem,ale moja szwagierka w rozmowie z wnuczkiem, zapytała,czy fajnie było na zagranicznych wakacjach z...tatą tylko, usłyszała cichą odpowiedź:dobrze było,ale ja bym babciu wolal,żeby tata z nami znowu był razem.Nadeszły czasy singli,niestety, co tu gadać o polityce prorodzinnej i 500zł na dziecko, jak &samice nie mają parnerów, a seks stał się towarzyskim obyczajem bez zobowiązań.

Jo-asia - Sob 23 Sty, 2016 09:18

biegnacazwilkami napisał/a:
Dzieci chowałam dając im kompletną swobodę, jak konia na długiej lonży, czyli z pewnymi jednak ograniczeniami/zasadami, dobrze to wspominają, mówią, że uczyli się na własnych błędach.I jak teraz np koń czy dziecko oddali się zbytnio od nas, rodziny, szukamy , gdzie jest i przyprowadzamy do domu/na łono rodziny, bo kochamy nasze zwierzęta i naszą rodzinę.

To porównanie jest bliskie temu, czego doświadczam w związku.

Na początku mojej drogi, po zaprzestaniu picia.. pragnienie bliskości, było ogromne. A brak zaspokojenia, przez kogokolwiek nie dawał mi spokoju.
Tej gatki wtedy "puść wolno" nie rozumiałam. Widziałam coś, co było tylko moim wyobrażeniem a w rzeczywistości, niemożliwym do zrealizowania.
Jesteś osobą, która doświadcza transformacji i zmiany. To czego nie widzisz, nie da sie zobaczyć bez doświadczenia tego. Masz doswiadczenie z dziećmi, wiesz jak to robić. Ja mogę tylko dodać.. puszczenie wolno męża, to że ja sie czuję wolna.. nie oznacza że szukamy kogoś na zewnątrz, poza związkiem. Nie oznacza, że nie jest mi bliski. Co więcej, nie ma u mnie myśli, czy warto z nim być. Czy nie powinno to wyglądać inaczej, że mi czegoś brakuje.
Do ideału mi/nam daleko. Nadal wychodzą deficyty powiedzmy z dzieciństwa. Oboje jesteśmy tego świadomi. A to pomaga nam, bez rozmów terapeutycznych.. na okazywanie dokładnie takich odczuć, jakie doświadczamy. Czyli wkurza mnie to krzyczę. Jest mi smutno to płaczę. To jest dla mnie różnica. Jak [przekracza moje granice, to go zatrzymuje.. bez skrupułów. I przede wszystkim nie zwalam na niego tych uczuć. Okazuje je.. nie wmawiając mu, że to przez Ciebie.
Ten proces trwa.. nie wiem co będzie, nie wiem. Wiem jedno.. cokolwiek będzie, nie jest w stanie nas poróżnić, choć i rozstać się możemy. I wiem też jedno, mogę na niego liczyć.
To co dziś jest miedzy nami, jest wynikiem burzliwych zmian w nas. Nie było prosto, łatwo.. bolało jak diabli. Warto było :)

pietruszka - Sob 23 Sty, 2016 09:32

biegnacazwilkami napisał/a:
Nie wiem jak Ty,ale ja byłam na rozprawie rozwodowej
Jestem w związku 24 lata (z 5-letnią przerwą, wiec wspólnego stażu 19 lat), z czego 10 lat już nam upłynęło na trzeźwo. Właśnie zdałam sobie sprawę, ze to już więcej trzeźwego. Dzieci ani papieru nie mamy.
Wolność czy swoboda dla dziecka a wolność dla partnera/męża, czyli dorosłej nieubezwłasnowolnionej osoby to dla mnie dwie różne sprawy.

Piszę biegnąca o niekoncentrowaniu się wokół spraw partnera. Wciąż próbujesz udowadniać (sobie też), że mu dajesz swobodę. Tak to wygląda z mojej perspektywy. ceewd

biegnacazwilkami - Nie 24 Sty, 2016 01:27
Temat postu: Czy warto bylo?
Zajrzałam tu wcześniej przelotnie i przyznam, zwlekalam trochę z odczytaniem, spodziewając się że Pietruszka jak zwykle wrzuci mi do ogródka swoje kamienie prawdy..., ale nie jest tak źle, dzieki za Wasze odpowiedzi, szczególnie dziekuję Jo-asi, doceniam Twoją szczerość i delikatność, jakoś nie wyobrażam sobie Ciebie krzyczącej na kogokolwiek...
W różnym wieku mamy różne obowiązki i doświadczenia, młoda kobieta jak moja córka, jak ja kiedys, szuka partnera by zakochac się, założyć rodzine, liczy na miłość, ale jak co do czego przyjdzie, musi najpierw być matką, zadbać o bezpieczeństwo sdoich dzieci, ma ograniczoną swobodę.Po odchowaniu dzieci przychodzi czas na zastanowienie się, czy związek wart jest by go dalej ciągnąć, wyczytałam to z pewnej książki dla kobiet w okresie menopauzy, dotyczyła diety i ...psychiki, autor był Francuzem, nie pamietam nazwiska. To od tej pory zaczęłam rozmyslać o rozwodzie, nikt w mojej rodzinie przede mną rozwodu nie brał, taka tradycja. Po rozwodzie jednak, najpierw bardzo, bardzo cieszyłam się wolnością, po prostu jakbym niczego więcej od życia nie potrzebowała, nikt mnie nie straszył, nie zerkałam od okna do okna czy wraca, czy prosto czy zygzakiem i takie tam...jak chciałam gdzieś iść,jechac, wsiadalam w auto i jechałam, jak mi się chciało to gotowałam a jak nie,to nie...dzieci już były na studiach, poza domem.Taaak...wkrótce zaczęło mi wieczorami,zwłaszcza w weekendy, brakować kogoś do wspólnego obiadu/kolacji, do wieczornych rozmow...szybko zapomniałam(po 8 latach separacji)że przecież marzyłam wyłącznie by miec święty spokój.Rozumiem Jo-asiu że jesteś z mężem nadal, żałuję, że nie przetrwało moje małżeństwo, gdyż dziś wiem, że nic tak nie łączy , jak wspólna młodość ,wspólne dzieci, wspólne fajne wspomnienia.Jednak wiem równoczesnie,że z moim mężem by to się nie udalo.Robił co chciał i nie umiał rozmawiac o swoich problemach jakby nie miał żadnego życia wewnetrznego.Po rozwodzie , na telefon mógł gadac godzinami,ze mna.Planuję zająć się swoim życiem.Kolejny raz. Po śmierci W. słusznie sądząc że z alkoholikami koniec, oddałam do biblioteki swoją liczną lekturę AA z tym związaną, teraz trochę żałuję, była tam książeczka pewnego AA, dziennikarza, jak to stracił dla innej żonę, tę inna stracił, bo dalej pił, a na końcu dostał takie zwidy, że bał się głosu co mu wciąż kazał ...zabić się...wtedy poszedł na terapię, a jako trzeźwiejący napisal tę książeczkę.Mój kolega alko nie czyta w ogóle nic z tej branzy, nie widzę też żeby pisał jakieś prace i nie mowię na ten temat zupełnie ani słowa. Ma niesamowite wahania nastroju a że jesteśmy w domy tylko dwoje, trudno o tym nie mysleć.
Natomiast osobne życie we dwoje, takie życie u mojej Młodej nie daje mi spokoju, ...raz chciałabym jej powiedziec, że młodość marnuje, że mieszkając z kimś stwarza pozory że jest "zajęta", że również marnuje czas(chociaż chlopak tak nie uważa niby)chłopakowi...a ona na to że kto wie, nie wykluczone że kiedys się pobiorą.Wtedy zważając na swoje nie zawsze dobre doświadczenia myslę: może to lepiej? Zaraz potem myslę, że jak się na hustawce uczuć nie rozbujasz, to nigdy nie zobaczysz, jak tam jest, wysoko,czyli w niebie...:(

Jo-asia - Nie 24 Sty, 2016 11:11

:) fakt, rzadko krzyczę a jak mi sie zdarzy, to posłuch mam od razu :mgreen:
tak, jestem z mężem nadal
Nie ukrywam, że bujałam tą naszą łajbą ostro. Próbowałam wywalić z niej siebie lub jego. Nikt z nas nie wypadł. Za to wylało się wiele i sprzątamy nadal.

Zakochanie, bliskość, pożądanie, seks... w moim przypadku, na nie, wpływ miało moje poczucie wartości (tj. bezpieczeństwo, ważność, miłość). Bujanie łajbą zmusiło nas obu, do poszukiwania tego w samym sobie a nie w partnerze. Zewnętrzne okoliczności, niesprzyjające.. trzymały nas w łajbie. Dziś sprawia mi przyjemność jego obecność. Nie przygniata, jego nieobecność. Z pewnością nie trzyma nas sex. Natomiast, co dla mnie było odkryciem? pożądanie.. ta energia jest idealna, pięknie się sprawdza, gdy chcemy się zmieniać, poznać, rozwijać. Warto z niej korzystać :)

biegnacazwilkami - Sob 06 Lut, 2016 01:50
Temat postu: Czy warto bylo?
Taka sobie rocznica...
Mija właśnie 8 lat mojego pisania na alko forach, mojego zaistnienia w "sieci", mojej przyjaźni z moim białym laptopem marki belinea, co roku w tym dniu wspominam swój pierwszy wpis na forum , słowa otuchy jakie wzamian otrzymałam...czasami próbuję oddać to komuś innemu, czasami sama znowu szukam słów otuchy...
Kiedyś, gdy jeszcze nie było internetu, natomiast bardzo powszechne było podróżowanie pociągiem, jadąc gdzieś dalej w przedziale, nawiązywało się rozmowę z przygodnym znajomym, często bardzo szczerą, bo cóż, osoba ta wysiadła i nie spotkaliśmy jej już więcej...,takie rozmowy były okazją do ubrania w słowa swoich najskrytszych myśli, rozwiązywania problemów, otrzymania rady..również pomocy komuś innemu. Dziś nie wychodząc z domu możemy toczyć takie anonimowe rozmowy, to wielkie osiągnięcie internetu, chociaż przyznam rozmowa twarzą w twarz, spojrzenie w oczy rozmówcy, oraz jednostajny stukot kół...jest nie do zastąpienia. Wychowałam sie przy stacji PKP, może dlatego takie mam skojarzenia. Możliwość kontaktu z innymi w każdej niemal chwili nie zmniejszyła jednak poczucia samotności wśród nas...co za paradoks...zastanawiam się dlaczego? Osobiście jestem "stadnym zwierzęciem", mieszkając na wsi z wyboru, cieszę się że mam tu od zawsze jaki taki samochód, że mogę wsiąść i jechać sobie "do ludzi", ale nie muszę, gdy nie czuję potrzeby, mam tu sporo zwierząt, cieszą się na mój widok...wiem, wiem, liczą na jakies jedzonko...cóż, taka jest rola gospodyni.
Samotność nikomu nie służy, dobrze więc , że są fora społecznościowe i że teraz jestem na Dekadencji i że czasami coś tu poczytam, a innym razem popisze :)
A że mam muzyczną duszę , to czasami też coś razem lubię posłuchac:

Tosia - Sob 06 Lut, 2016 11:50

biegnacazwilkami napisał/a:
że są fora społecznościowe i że teraz jestem na Dekadencji i że czasami coś tu poczytam, a innym razem popisze

Ja też bardzo cieszę się z tego faktu :hura: Chyba tylko tu ,tak naprawdę ..jest mi dobrze :skromny:
biegnacazwilkami napisał/a:
Mija właśnie 8 lat mojego pisania na alko forach, mojego zaistnienia w "sieci",

Więc gratuluję rocznicy,osiem lat to kawałek życia ..a ja osobiście cieszę się że Jesteś ,i mam możliwość czytania Cię :kwiatek:
Powodzenia ,i liczę na następne osiem lat :mgreen: bycia z Nami ;)

biegnacazwilkami - Nie 07 Lut, 2016 02:14
Temat postu: Czy warto bylo?
Dzięki Tosiu za miłe słowa :) , chciałam zobaczyć jak w tej ciąży wyglądasz,ale mi napisało, że nie mam uprawnień :( , życzę Ci wytrwałości w pokonywaniu ostatnich tygodni i dużo zdrówka dla Was obu :) . Wiosna za pasem, widziałam klucze jakichś ptaków, a tu podobno żurawie się pokazały, pasuje mi taka zima, krótka i łagodna w miarę. Tylko słońca coś mało w tym nowym roku, jak na lekarstwo. Z wiosną budzi sie wszystko do zycia , idziesz więc z głosem natury, będzie dobrze, jeszcze zatęsknisz za tymi dniami gdy leżałas sobie jak jakas królowa a wszyscy koło Ciebie skakali....
Klara - Nie 07 Lut, 2016 09:53

biegnacazwilkami napisał/a:
chciałam zobaczyć jak w tej ciąży wyglądasz,ale mi napisało, że nie mam uprawnień :(

Może już masz uprawnienia do przyjęcia do grupy Galerników i wystarczy tylko wysłać zgłoszenie?
Tu możesz sprawdzić: http://www.komudzwonia.pl...p=340314#340314

biegnacazwilkami - Pon 08 Lut, 2016 00:58
Temat postu: Czy warto bylo?
Dziękuję Klaro, spojrzałam ,poczytałam, w wolnej chwili zobaczę czy potrafię umieścić sama zdjęcie w swojej galerii, jak się uda, zrobię kolejny krok :)
Klara - Pon 08 Lut, 2016 07:41

Jeśli czegoś nie będziesz wiedziała, to otwarcie pytaj.
Zawsze ktoś Ci odpowie :)

biegnacazwilkami - Wto 08 Mar, 2016 02:47
Temat postu: Czy warto bylo?
Trochę czasu mineło od ostatniego wpisu,zaglądam tu od czasu do czasu i podczytuję.
Dziś np zauważyłam taki m.in. wpis koleżanki:
"
no przecież ta Macieja w kółko tylko gada o żonie i jej ultimatum, jak ktoś tyle gada o partnerze i innych, zamiast się samemu do roboty nad sobą wziąć to jasne jak słońce, że jest współuzależniony"
Nie u mnie to było, ale doskonale wpisuje się w moje przemyślenia, jakie mam niestety na temat alko-partnerów.To i temat izy (ciąg dalszy gdybania) która chyba ma powody żeby odejść od męża ale...uczucia wciąż mają przewagę nad rozumem, powodują że męczy się i dręczy a koleżanki, wiadomo: zajmij się sobą!
Cóż, z okazji walentynek jakas redakcja radiowa ogłosiła ,że miłość uznana została za chorobę psychiczną(sic!), że na skutek zadziałania zmysłów jak wzrok, słuch, dotyk do mózgu z szybkością 400km/sek biegnie sygnał i zakochujemy się ...oczywiście nie wszyscy."Choroba" trwa jakiś czas, rzekomo do 2 lat.Leczyć się ją powinno w sposób naturalny, tj poprzez powszechnie znane czynności jak przytulanie, całowanie itd :)
Temat niby żartobliwie podany, jest ważny w związkach, uczucia bo o nich mówię, przypisane są nie tylko ludziom, ale tylko ludzie czasami ich nie mają.Do takich wniosków niestety dochodzę patrząc na swoje doświadczenia z partnerami jakich spotkalam na swej drodze.I nie jest tak, że akurat alko sa uczuć pozbawieni, pewnie większość tak sądząc po ilości spraw o maltretowanie rodziny. Są jednak wśród nich i tacy jak mój W, składający się z samych prawie uczuć, takiego go pamietam.Poza takimi wyjątkami alkoholizm pozbawia ludzi zdolności darzenia uczuciami kogokolwiek poza swoją osobą.Rzeczywiście, to własnie alko mówi, myśli i żyje wyłącznie swoją osobą wykorzystując każdą okazję by partnerkę oskarżać o swoje niepowodzenia.A my, kobiety partnerki, zdolne do uczuć wręcz bez nich,czyli uczuć żyć nie potrafimy.I dobrze, świat bylby bardzo ubogi gdyby zamieszkali w nim sami egoiści, nawet gdy ten egoizm nazywany jest "zdrowym" egoizmem i ma komuś, np alko pomóc w zdrowieniu.Nie zabijajmy w sobie tych naturalnych odruchów do miłości i kochania,zwłaszcza dotyczy to kobiet, trzeba obdarzać miłością swoje dzieci np, by kiedyś umiały kochac.Kobietom które mają problem z partnerem alkoholikiem, jak Iza, poradziłabym , nauczona swoimi błędami z młodości, podzielić duży problem jakim jest pytanie:rozwód?czy dać jeszcze jedną szansę ...
Poradziłabym duży problem podzielić na mniejsze, zamiast decydować o całej reszcie życia, zadecyduj najbliższe 24 h, jutro i pojutrze i jeszcze jakis czas, tzn separacja.Jesli się źle dzieje w małżeństwie,a są tam dzieci, warto nie przecinac zaraz wszystkiego, jednak nie wolno się godzić na zmarnowanie życia sobie i dziecku.Odejść można i bez rozwodu.Dać sobie szansę ,uniezaleznić się, a druga strona może też się postara, resztę rodziny bym odseparowała od wpływania na nasze decyzje.Myślę, że te dwa wyrazy " już nigdy" są równie trudne dla alko (nigdy się nie napiję?) jak i dla partnerki kochającej i stojącej przed decyzją o rozwodzie(już nigdy nie bedziemy razem?)Kobiety, samice & niestety mają małe szanse spotkac równego sobie partnera, bo nie od dziś zachodzi pytanie: no, gdzie te chłopy, gdzie?Ale tych "chłopów" to my właśnie wychowujemy kochane koleżanki, warto się więc przyłożyć, dać dobry przykład, że i uczucia są ważne i odpowiedzialność za drugą osobę i umiejętność współpracowania nad utrzymaniem rodziny gdy sa dzieci.Wierzcie mi, widmo samotności czyni nas bardziej tolerancyjnymi, jednak zawsze trzeba dbać o szacunek , miłość i bezpieczeństwo dla siebie i dzieci.

biegnacazwilkami - Nie 24 Kwi, 2016 01:27
Temat postu: Czy wraz z rozwodem kończy się historia z alkoholikiem w tle
z internetu:
"... Śmierć Edgara Allana Poego.

3 października 1849 roku Poe został znaleziony na ulicach Baltimore w stanie delirium, a także – zgodnie ze słowami człowieka, który go znalazł, Josepha W. Walkera – „w wielkiej niedoli i … potrzebie natychmiastowej pomocy lekarskiej”[59]. Poe został zabrany do szpitala Washington College Hospital, gdzie zmarł w niedzielę, 7 października 1849 roku o godzinie 5.00 nad ranem[60]. Poe nie wrócił już do stanu, w którym mógłby wystarczająco dokładnie wyjaśnić, jak znalazł się w tak skrajnym i zgubnym dla niego stanie. Ponadto nie miał on na sobie swoich własnych ubrań...."
Alkoholizm w różnej postaci dotykał i dotyka nie tylko zwykłych ludzi,ale i takich co przeszli do historii sztuki czy literatury, ludzi z pierwszych stron gazet...tylko od statusu ich posiadania zależy, czy umierali jako śmieci ludzkie czy "chorzy" celebryci. Oto świat padł na kolana bo zmarł piosenkarz Prince, być może przedawkował narkotyki, ale cóż, pozostawił...muzykę, itd mozna by mnożyć w nieskończoność, Hemingway
Ostatnio zbulwersowały mnie w jednym czasie dwie historie:
1. W programie E. Jaworowicz pokazała historię kłótni rozwiedzionych małżonków o dom, postawiony staraniem być może obojga pracujących za granicą małżonków, ale na działce nie będącej wspólnym dorobkiem, mąż ją dostał w spadku od rodziców. W programie na wspólnej ławce zasiadła więc rozwiedziona już rodzina, żona (nauczycielka)z dwiema córkami przeciw mężowi, samotnie stawiającemu trzem harpiom czoło przed kamerami....postawa zwłaszcza żony ale i córeczek agresywna, mimo iż to one wniosły sprawę o eksmisję męża/ojca, sąd sprawę rozpatrzył tak, że nakazał eksmisję żonie...wszak działka a co za tym idzie i dom należy temu mężowi się zwłaszcza że żona ma pół domu po swoich rodzicach(właśnie go bratu swemu podarowała?).Czemu o tym opowiadam? Rozwód orzeczono lat kilka temu, z winy obojga małżonków, zamiast się dogadać, dom jakoś podzielić, trzy sekutnice zamarzyły sobie męża i ojca wyrzucić, nie udało się, zaprosiły E. Jaworowicz a tu w studio pani mecenas mówi: ojciec jest chory, macie wobec niego obowiązki i to wszystkie trzy, tak, tak, nawet żona rozwiedziona....o jejejej, zaskoczona córka bezwolnie poszła przed kamerą ojca "przytulić"....bo chyba na mysl jej nie przyszło,że mamusi córunia musi z ojcem nadal rozmawiać i co gorsze, świadczyć nad nim opiekę???
2. Na forum zobaczyłam kondolencje płynące szerokim strumieniem, bo oto zmarł alkoholik....przejrzałam temat Olgi, skóra mi ścierpła...ale co tam, znacie się, nie moja sprawa, niech Mu ziemia lekką będzie...teraz jednak widzę,że jest ciąg dalszy, dzielenie spadku, nie wiadomo, pożytków czy długów, mam akurat za sobą rzecz taką, ale się nie odzywam, rodzinka zasługuje w pełni na to co chce zrobić, więc...czemu nie daje mi spokoju takie pytanie, które zobaczyłam , od autorki wątku: w skrócie: o czym przed śmiercią myslał "taki" alkoholik czyli....ojciec jej dzieci, czy np nie marzył o...czystym i ciepłym łóżku....itd. Czysta naiwność?Czy hipokryzja kobiety która zaledwie jakiś czas temu radziła się tu jak wyciągnąć od byłego jego część mieszkania?
Teraz się chwilę nad tym zadumała...a przecież jak czytałam, nie był to jakiś przemocowiec, awanturnik, i to mieszkanie bez słowa dzieciom(pewnie mają już po 18 lat?)podarował....i co, od lutego nikt go nie widział i nic, dzieci nie zainteresowały się czy może chory albo głodny gdzieś nie leży?dzieci się też rozwiodły?Jakieś alimenty miały, mama za granicą ciężko harując utrzymanie dała więc jest "ważniejsza", lepsza?Mama przede wszystkim powinna trochę o alkoholiźmie poczytać widzę, zanim zostawiła swoje dzieci z ojca alkoholika komuś na wychowanie, bo alkoholizm to choroba(wg mnie)genetycznie uwarunkowana, zwłaszcza picie ciągami, jesli kiedyś któremuś dziecku rzeczywistość nie będzie spełniac oczekiwań, kto wie, jak sobie poprawi nastrój, warto być , warto czuwać i przestrzegać.Co mnie to obchodzi?A obchodzi, bo nawet jesli nie przysporzy ta historia kolejnych chorych na alko, to i tak nie chciałabym spotkac na swej drodze takich bezdusznych egoistów.

Esaneta dała Ci już ostrzeżenie, ale uważam, że za te oskarżenia oparte na niepełnej wiedzy o sytuacji Olgi i Jej dzieci zasadne jest przyznanie Ci drugiego ostrzeżenia, co niniejszym czynię.

olga - Nie 24 Kwi, 2016 05:34

Biegnaca bardzo nieuwaznie czytalas moj wątek. Mieszkanie bylo i jest tylko i wylacznie moja własnością i to on mieszkal u mnie. Na koniec naszej wspolnej historii jako sublokator nie wynoszący do tego mieszkania nic poza konsekwencjami swojego aloholizmu. Dzieciom nie pozostwil niczego oprócz zmarnowanego dzieciństwa. Uwazasz,ze dzieci miały go szukać? Gdzie? I po co? Kazdy dorisly czliwiek ma prawo do wyboru sposobu zycia, miejsca zamieszkania.
A jesli chodzi o dzielenie majatku po zmarlym to niczego nie dziele, wręcz przeciwnie, mysle jak sie pozbyć kłopotu.
Piszesz, ze po jego śmierci sumienie mi sie odezwalo....nie raz pisałam, ze nie mam zalu do niego o to co sie stało, zadnych pretensji, zlosci i dobrze mu życzę

W zwiazku, ze Twój ost jest dla mnie wiece krzywdzacy, zglaszam go do moderacji i uwazam, ze edna kartka to za mało!!!!

olga - Nie 24 Kwi, 2016 05:54

Biegnaca jeszcze jedno. Przypominasz mi moje ciotki stare pudernice, ktore pogniewaly sie na mnie za to z uwolniam siebie i dzieci od niszczących psychikę i ciało skutkow zycia z alkoholikiem. Popelnilam grzech ciężki bo sie rozwiadlam a potem wyrzucilam z domu...a malzenstwo jest nierozerwalne, na dobre i na zle, w zdrowiu i chorobie, przysięgalam.....on tez przysięgal dbac o to malzenstwo, o wspolne dzieci, slowa nie dotrzymał, tym samym zwolnił mnie z przysiegi. Że zachorowal i ja jako zona pwinnam byla dbac o niego w tej chorobie? Jak sie jest chorym to sie idzie do lekarza, zażywa leki, lezy w łóżku i kuruje. W przypadku alkoholizmu idzie sie do poradni leczenia uzależnień, chodzi do terapeuty, na mitingi i powstrzymuje od zazywania trucizny. On nic takiego nie robił czym zwolnil mnie od obowiązku dbania o niego.

Ja samopoczucie mam dobre czego i Tobie zycze.

Jesli masz potrzebe ratowania alkoholikow przed smiercia masz do tego prawo a mnie dac prawo do nieratowania.

esaneta - Nie 24 Kwi, 2016 07:32

biegnacazwilkami, na forum nie oceniamy. cxvcv54g
Jo-asia - Nie 24 Kwi, 2016 07:47

biegnacazwilkami napisał/a:
ojciec jest chory, macie wobec niego obowiązki

Tydzień temu, usłyszałam podobne słowa.
I choć, od roku się opiekuję i dobrze mi z tym, te słowa mnie wzburzyły.
A dziś? siedzę obok niego. Mieszkam z nim. Całe swoje życie zmieniłam, aby mu zapewnić opiekę. Cieszę się, ze życie wymusiło to na mnie.
i? dobrze mi tu.
Jest też, druga kobieta (siostra). Nie może ot.. tak, jak ja. Bardzo chce i się stara to zrobić.

I zastanawiałam się.. jak to jest? ja nie chcę (chciałam) a muszę. Ona chce a nie może.
Ta wyżej cytowana kobieta, powiedziała jeszcze jedno zdanie.. nie dostanie pani na barki więcej, niż jest pani w stanie unieść.

Tato, po tygodniu pobytu w szpitalu, odmówił dalszego leczenia. Ma prawo. I ja.. na jego miejscu, podjęłabym taką samą decyzję.

Maciejka - Nie 24 Kwi, 2016 07:56

Olga przygotuj dzieci, ze na pogrzebie usłyszą podobne teksty jakie zaprezentowała Biegnąca. Niech się bronią jak mogą a jak nie to niech tego nie biorą do serca. Takie komentarze bolą a one nie zabiły ojca.
OSSA - Nie 24 Kwi, 2016 08:26

Jo-asia napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
ojciec jest chory, macie wobec niego obowiązki


Biegnąca ja przeżyłam z uzależnionym mężem, później już z byłym mężem pod wspólnym dachem całe dorosłe życie. G*** prawda, że dorosłe dzieci mają jakiś obowiązek wobec pijącego rodzica który nie chce się leczyć. Jakieś dwa lata temu mój były mąż wyjechał służbowo, chlał na drugim końcu Polski. Nie wrócił na czas do domu, nie było z nim żadnego kontaktu telefonicznego. Zgłosiliśmy sprawę na policji ... znaleźli go na stacji benzynowej , bo awanturował się, obsługa nie chciała mu sprzedać :flacha: . Rano policja nas zawiadomiła, że "zguba się odnalazła" , namówiłam syna pojechaliśmy go odebrać ze szpitala. Choruje na serce, jak nas zobaczył wypisał się na własną prośbę. Nigdy nie zapomnę drogi powrotnej .... chciał wysiąść z pędzącego auta, nie mógł otworzyć drzwi (automatyczna blokada) próbował oknem. Przy prędkościach autostradowych wszystkich nas mógł pozabijać. Tylko cudem udało nam się wrócić w jednym kawałku.

Wiesz co zrobił po powrocie do domu, nie pozwoliliśmy mu wyjść do wódkę .... wychlał jakiś płyn z % . Trafił znowu do szpitala tym razem z poparzonym przełykiem.

Więc nie p*** , że dzieci mają obowiązek zajmować się pijanym dorosłym człowiekiem , bo gdyby coś się stało na drodze , syn mógłby resztę życia spędzić za :krata: a tatuś spokojnie chlać dalej. Gdyby uszkodzenia przełyku były trwałe , ja musiałabym pielęgnować "roślinę".

Fakt dzieci powinny opiekować się chorym rodzicem , ale nie będą z dorosłym facetem wchodzić do kibla i sprawdzać, czy przypadkiem nie wypije płynu do ...........


Takich akcji było więcej ..... nikt nie ma takiej mocy by zatrzymać czynnego alkoholika w ciągu, owszem można go zamknąć na izbie wytrzeźwień, ale nie można go zmusić do wyleczenia :bezradny:

Dlatego dorosłe dzieci powinny trzymać się od toksycznych rodziców jak najdalej.

Jo-asia - Nie 24 Kwi, 2016 08:46

OSSA napisał/a:
Fakt dzieci powinny opiekować się chorym rodzicem

to po co ten cały wywód..? Ossa?
czyż nie o tym pisałam?
OSSA napisał/a:
Więc nie p*** , że dzieci mają obowiązek zajmować się pijanym dorosłym człowiekiem

to Twoje... u mnie nie znajdziesz słowa na ten temat :)

OSSA - Nie 24 Kwi, 2016 08:48

Jo-asia napisał/a:
OSSA napisał/a:
Fakt dzieci powinny opiekować się chorym rodzicem

to po co ten cały wywód..? Ossa?
czyż nie o tym pisałam?
OSSA napisał/a:
Więc nie p*** , że dzieci mają obowiązek zajmować się pijanym dorosłym człowiekiem

to Twoje... u mnie nie znajdziesz słowa na ten temat :)


To nie było do ciebie :kwiatek: źle zacytowałam , ale nie mogę już poprawić

Jo-asia - Nie 24 Kwi, 2016 08:53

OSSA napisał/a:

To nie było do ciebie źle zacytowałam , ale nie mogę już poprawić

ok :)

olga - Nie 24 Kwi, 2016 09:17

dziękuję moderatorkom za kartki dla biegnącej, czuję sie usatysfakcjonowana mimo, ze te kartki głupiego myślenie tej kobiecie nie zmienia :bezradny:
olga - Nie 24 Kwi, 2016 09:20

Joasia czy Twój tato jest czynnym alkoholikiem? a Ty mimo wszystko się nim opiekujesz?

OSSA dzięki za Twój post :kwiatek: gdybym miała możliwość w tym temacie dać Ci punkta to bym dała....mam możliwość w moim :idzie:

Perełko nie ma zmartwienia bo nikt z rodziny na pogrzebie dzieciom złego słowa nie powie...żyli z nim ponad cztery lata i doświadczyli skutków...wszyscy murem stoją za mną i dziećmi

olga - Nie 24 Kwi, 2016 09:22

Esa moja satysfakcja jest skutkiem ubocznym kary dla biegnącej za nieregulaminowe zachowanie :p
OSSA - Nie 24 Kwi, 2016 09:31

Jo-asia napisał/a:
OSSA napisał/a:

To nie było do ciebie źle zacytowałam , ale nie mogę już poprawić

ok :)


Przepraszam nie chciałam ciebie urazić, moja poprzednia wypowiedź dotyczyła postu biegnącej.
Choć mój były ma szczęście, że udało mu się wytrzeźwieć za życia ( ponad rok), to dalej reaguje bardzo emocjonalnie na wszelkie próby oceny żon i dorosłych dzieci alkoholików.

Jo-asia - Nie 24 Kwi, 2016 11:56

olga napisał/a:
Joasia czy Twój tato jest czynnym alkoholikiem? a Ty mimo wszystko się nim opiekujesz?

tak, Olga
nie pije trzy tygodnie

Jo-asia - Nie 24 Kwi, 2016 12:00

OSSA napisał/a:
Przepraszam nie chciałam ciebie urazić, moja poprzednia wypowiedź dotyczyła postu biegnącej.
Choć mój były ma szczęście, że udało mu się wytrzeźwieć za życia ( ponad rok), to dalej reaguje bardzo emocjonalnie na wszelkie próby oceny żon i dorosłych dzieci alkoholików.

Ni czuję urazy :)
za to cieszy mnie Twoja odpowiedź :kwiatek:

smokooka - Nie 24 Kwi, 2016 17:18

Jestem mega zbulwersowana.

Olga brak mi słów żeby wyrazić jak mi przykro.

biegnacazwilkami - Pon 25 Kwi, 2016 02:07
Temat postu: warto było mimo wszystko...
http://komudzwonia.pl/vie...r=asc&start=870
doszłam do tego tekstu, dalej fakt, nie chciało mi się zgłębiac.
Otóż nie zawsze dobre wychowanie idzie w parze z dobrym wykształceniem, mam nie jeden przykład na to, iż uczciwe, ludzkie zachowania są standardem, są powszechne , chociaz być może raczej wśród tradycyjnych rodzin:
1. w rodzinie mojej bratowej mąż/alkoholik aż do śmierci mieszkał w przydzielonym sądownie pokoju we wspólnym mieszkaniu, jego dzieci opiekowały się nim również wtedy gdy się wyprowadzili do innego mieszkania, bo....tak postanowiły.
2. Moi sąsiedzi, rodzice moich pracownic, oboje alko, oboje nie żyją, tu to już na prawdę pozazdrościć mogą takich dzieci ludzie z sfer inteligenckich...ojciec umarł na polu pilnując od dzików kartofli, w upalne lipcowe południe znalazł go ktoś po trzech dniach od śmierci, córka siedziała przy zwłokach 6 godzin na słońcu czekając na prokuratora...gdy zaniemogła za jakiś czas matka alkoholiczka, trzeba było wiedzieć, jak córki zajmowały się nią, woziły do lekarza, do sanatorium, a dzieciństwa nikt by im nie pozazdrościł...mimo to dziadkowie w każde święta mieli miejsce przy stole a wnuki nauczone są i były odzywać się z szacunkiem. Te dziewczyny na pewno nie wyczytały ani nie usłyszały od nikogo, że tak trzeba lub przeciwnie, że nie muszą,ale...one tak czuły.
Ludzie z chorobą alkoholową nie tracą żadnych praw obywatelskich, nie są z zasady ubezwłasnowolnieni bez powodu i nawet skierować ich sądownie na leczenie nie jest zbyt łatwo. Nie namawiam nikogo do takiego czy innego postępowania, niech każdy robi co uważa za stosowne. Jednak nie mogłam pozostawać obojętna na obłudę i cynizm, nawet jesli to wbrew regulaminowi, trudno:( . Żaden alko bez czyjegoś wsparcia , pomocnej dłoni z tego nie wyjdzie . I dla odmiany inny przykład: młode pokolenie wyemigrowało za pracą pozostawiając starych rodziców(tzw moherów, tak?)dobrze, gdy jest ich dwoje, gorzej gdy zostanie tylko jedno a najgorzej gdy jest to facet-ojciec, czy dziadek. Dla zadbania o dom dzieci przysyłają przewaznie parę groszy, na opłacenie rachunków i drobne remonty. No i nieopodal dwóch samotnych panów piło, potem jeden drugiemu pomógł się powiesić i sam wraz za nim się też powiesił...kłopot miał syn, bo szybko przyjechał pochowac rodzica, a tu prokurator zwłok nie wydal, bojąc się o utratę pracy syn zostawił pieniądze na pogrzeb sąsiadom i....odjechał. Inny upadł przed sklepem gdzie spędzał całe dnie, rodzina w Kanadzie, upadł, uderzył o krawężnik głowa, dopiero młodziez szkolna wezwala pogotowie, niestety, zapóżno. No, po prostu nie zostawił po sobie nic wartościowego, żadnego sławnego obrazu, powieści czy muzyki....miał pecha.

Maciejka - Pon 25 Kwi, 2016 04:09

biegnacazwilkami napisał/a:
Otóż nie zawsze dobre wychowanie idzie w parze z dobrym wykształceniem, mam nie jeden przykład na to, iż uczciwe, ludzkie zachowania są standardem, są powszechne , chociaz być może raczej wśród tradycyjnych rodzin



Pochodze z domu gdzie te ludzkie , uczciwe wychowanie polegalo na tym , ze dzieci mają wobec rodziców dług do spłacenia , którego do wlasnej śmierci nei spałacą, nie wolno złego słowa powiedziec na rodziców, nie wolno denerwowac tatusia , mamui to można i przyłaożyc, im wiecej dzieic tym lepiej, będzie kto maił zaiwaniac w polu i stac potem przy trumnie, bedzie to ładnie wyglądało wobec ludzi, dzieic mają zasrany obowiazek dzwonic , ineteresowac, się , skakać wobec rodziców , przyjeżdzą do nich na kazdy urlop, mają obowiazek nieśc rodzió na swoich pelcach do konca dni rodzica, jak nie to fora ze dwora, jak nie dadzą sie manipulować, sobą rządzić to w ramach kary nei przyznam się do dziecka, odrzucę je a niech cierpi jak an to zasłużyło. rodzic ma prawo zniszczyć w dziecku poczucie własnej wartosci, wszczepić mu wstydu tyle żeby cięzko mu było oddychać i żeby ledwo szedł przez zycie i nie dac mu podstaw żeby było szczesliwe jak czegoś rodzic nei dał to dziecko am samo sie nauczyć. Na dzis jeśli by rodzice potrzebowali pomocy to wolę dac pieniądze na opiekunke , choc sama umiem i potrafię to robić jak przebywac z nimi pod jednym dachem. Słowa; Kiego ... ona dzwoni, kiego ..... ona tu znów przyjechała bolą choc wiem , z eto człoweik chory choć nie pije alkoholu. Na dzis obchodzi mnei co dzieje się z rodzicami ale nie pojade tam gdzie mnie nie chcą.
zamiast wypisywac bzdury i oceniac dzieci pod kątem własnych potrzeb najpierw włóz czyjeś buty, poznaj jego historię , uczuica i przęzyj to co on.

biegnacazwilkami napisał/a:
Jednak nie mogłam pozostawać obojętna na obłudę i cynizm, nawet jesli to wbrew regulaminowi, trudno:( . Żaden alko bez czyjegoś wsparcia , pomocnej dłoni z tego


Mój maż był innym typem alkoholika jak Olgi; opócz topienia swoich problemów w alkoholu , pomagała sobie jeszcze biciem, waleniem szczególnie w głowę , w oczy , miałam okulary a jego guzik obchodizło ze może mnie okaleczyć o moge stacic wzrok o ksztach nie wspomne na nowe okulary a nie były one małe. Postanowiąłm zawalczyć najpierw o niego ale i o rodzinę , zachowywałam się jak typowa wpaóluzalezniona czyli toksycznie, strosowałam różne sposoby przymusu, czyli wdł ; Ciebie te pomaganie, te wyciaganie pomocnej dłoni co powodowało podobnie jak u Ciebie odwrtotne skutki, zamist pomagac - szkodziłąm. potem dowiedziałam o przymusowym leczeniu, poszłam a co , nie maiąłm nic do stracenia, dostał wezewanie do Komisi, raz, drugi , nie poszedł, dostał nakzaz sadowy , nei poszedł, zawieźli go niebieska limuzyna na odwyk , po 16 dniach wrócił pijany tak że ledwo wtoczył się do domu. słuchając chłopaków z AA, zdecydowałam się na sprawę o znęcanie , wolał isc siedziec jak się leczyć, w koncu podjelam decyzję o separacji, nic. Maz się zachal, umarł w szpitalu. Zrobiłam co mogłam żeby go wyciagnąc z tego, na nic. Na pogrzebie od rodzinki słyszałam; co za hipokryzja, co za obnłuda, co za udwanie, najpierw go doprowadziła do śmierci, zabila a teraz udaje że cierpi, dobra aktorka, po co ona nosi zalobe , na pokaz.Co oan z nim zrobiła. Byłam już ponad rok po terapii i jak mogłam to tak odpowiadałam kochanej rodzince że odbierało im mowę.
Tak całkiem po ludzku; Co osoby, które nic nie wiedzieli o relacjach w moim małżenstwie, które nie zyli razem az alkoholikeim pod jednym dachem , osoby, które mówiły; Swój sobaka ale to swój, mogły wiedziec co przezywam , co we mnei się dziąło, jak na mnie wpłynęła śmierć męża, jaki on był to byl ale przęzylismy razem kawał zycia, czasu , mieliśmy wspólne dzieci. Kto im dął prawo , zeby mi mówli co powinanm robić a czego nie, co powinnam przężywac a czego nie. Czyje zachowanie nazwac tu hipokryzją.

Na czym polega miłosć, co to jest miłosc i jaka terapie terapie przeszłaś Biegnąca skoro wypisujesz takie bzdury na resorach.

olga - Pon 25 Kwi, 2016 05:48

biegnąca pochodzi z innego świata jak ja, inne myślenie, inna mentalność :beba: na pewno się nie zrozumiemy :beba: postanowiłam ignorować te bzdety, które ona wypisuje
chce ratować alkoholików - jej wola.....ja nie chcę, mam inne priorytety :beba:


Perełka napisałaś dokładnie to co ja myślę i czuję, sama lepiej bym tego nie wyraziła :)

smokooka - Pon 25 Kwi, 2016 07:57

biegnacazwilkami napisał/a:
No, po prostu nie zostawił po sobie nic wartościowego, żadnego sławnego obrazu, powieści czy muzyki....miał pecha.
strasznie płytka ta interpretacja zachowań przykładowych rodzin. Taka charakterystyczna dla osób pozbawionych empatii, emocji, wyrachowanych, nie widzących innych aspektów jak materialne. W kontekście Olgi pisanie takich banialuków to po prostu atak (nie wiem tylko po co ci to) a ja wreszcie nie mam wątpliwości jak ciebie odbierać, jako jaką osobę. No, po prostu...
I nie wchodzę z tobą w dyskusję absolutnie, więc nie musisz odpowiadać. Żyj sobie w tym swoim światku spokojnie.

OSSA - Pon 25 Kwi, 2016 10:35

biegnacazwilkami, uwazam, że to co.wypisujesz jest podła próba manipulacji i wpedzania osób współuzależnionych w poczucie winy. Ja nic nie muszę i nie mam żadnego obowiązku nanczyc doroslego faceta , bo chcę pić. Prawnie nawet jako byla żona nie muszę z nim utrzymywać żadnych kontaktów. Podobnie dzieci mają prawo do własnego szczęścia i życia. Nigdzie nie jest powiedziane, że muszą opiekować sie pijakiem. Owszem mogą go wstąpic do sądu o skierowanie go na leczenie przymusowe, ale jak po powrocie, będzie chciał nadal pić to :bezradny: pozostaje tylko zerwać wszelkie kontakty, odciąć się i zyc.
OSSA - Pon 25 Kwi, 2016 10:58

biegnacazwilkami, moim zdaniem powinnaś dostać kolejną kartkę za swoje posty i łamanie regulaminu. Nie masz zadnego prawa oceniać innych i wpedzac w poczucie winny. Mój były mąż wytrzezwial jak został zupełnie sam, podjął leczenie i ma dobre relacje z synami i ich partnerkami, a wnusia na jego widok aż podskakuje z radości. Gdybysmy nie zostawili go samego , z jego flacha . To dzis pewnie nadal by chlal, a żaden z moich synów nie przyszedlby do domu ze swoja rodzina. Każdy musi osiągnąć swoje dno, tylko wówczas ma szansę wytrzezwiec, czasem nie zdarzy za życia :bezradny:
Maciejka - Pon 25 Kwi, 2016 11:10

OSSA napisał/a:
wpedzac w poczucie winny.

NA to musi być przyzwolenie drugiej strony. Nikt mi nic nie może zrobić bez mojego pozwolenia oprócz pozbawienia zycia i uzycia przemocy.

Tak swoją droga to pracując zmieniłam trochę zdanie na temat relacji do rodziców. Z wiekiem człowiek staje się nie tylko niedołeżny, schorowany ale zmienia mu sie psychika, jest marudny, we wszystko wierzy ale i o wszystko ma pretensje. Znając swoich rodziców , opieki nad nimi nie wytrzymałabym psychicznie, albo dołożyc się do opieki nad nimi albo wariatkowo dla mnie. wybieram to pierwsze choc na razie nie ma takiej potrzeby.

OSSA - Pon 25 Kwi, 2016 14:17

perełka napisał/a:
OSSA napisał/a:
wpedzac w poczucie winny.

NA to musi być przyzwolenie drugiej strony. Nikt mi nic nie może zrobić bez mojego pozwolenia oprócz pozbawienia zycia i uzycia przemocy.
masz rację , co nas nie dotyczy to nas nie dotyka, muszę nad tym jeszcze popracowac. Co nie zmienia faktu, że uważam każdy jest kowalem swojego losu i jakie są relacje rodzic dorosłe dzieci pracuje się całe życie. Ja opiekowałam się swoim tatą , nie z obowiązku tylko dlatego ze chciałam. Nie dalej jak wczoraj synowie wspominali jak bawili się z dziadkiem , który zawsze miał dla nich czas.
Maciejka - Pon 25 Kwi, 2016 14:23

Masz racje Ossa. Moge cię zapytac o ; Dlaczego ciagle podkreślasz , ze masz dorosle dzieci i jak Ci z tym fajnie? Chcesz przekonać samą siebie, ze sprawdziłaś sie jako matka?

To wypisuje Biegnaca to przykład jak mysla i mówią osoby z twz, otoczenia. Kazdy sądzi wdł siebie i na takie podejście trzeba się przygotowac jak alkoholikowi nie udało się zerwać z uzaleznieniem a żona i dzieci zostawili go samemu sobie i zajęli się sobie. Świat nie rozumie takiego postepowania i nie ma co sie kopac z koniem. Ja wiem swoje a Ty/ Oni swoje. Nie ma tez szukac pocieszenia czy zrozumienia u podobnie myślacych osób.

Maciejka - Pon 25 Kwi, 2016 18:12

OSSA napisał/a:
Każdy musi osiągnąć swoje dno,


Czasem na tym dnie zostaje, wcale nie musi się od niego odbić, dobrze , ze dalej napsiałaś ze ma szanśe na to.

szymon - Wto 26 Kwi, 2016 06:42

perełka napisał/a:

OSSA napisał/a:
Każdy musi osiągnąć swoje dno,


Czasem na tym dnie zostaje


to ja dopisze, że dno jest muliste i czasami zassa i wciągnie i du**
to wszystko, to są kolejne terapeutyczne MITY

nikt nie musi osiągać dna, ani od niego się odbijać i dotyczy to każdego skrzywienia czy problemu - moje zdanie i doświadczenie
zarówno kobiety jak i chłopy, są na tyle dzisiaj świadomi, że nie pieprzą się z dysfunkcją partnera i nie opiekują się (tutaj pijokami) tylko zaczynają NOWE, LEPSZE, ŚWIADOME życie
jeżeli pijok nie potrafi znaleźć 5 min czasu dla swojej kobiety, to znajdzie się 10 normalnych, co znajdą pare godzin - tak to działa w przyrodzie

a kto tam chce być cierpiętnicą czy matką miłosierdzia do końca życia, to co mi tam do tego
jak mawia klasyk, jak sobie wymyślisz itd itp sc43545

OSSA - Wto 26 Kwi, 2016 07:16

szymon napisał/a:


zarówno kobiety jak i chłopy, są na tyle dzisiaj świadomi, że nie pieprzą się z dysfunkcją partnera i nie opiekują się (tutaj pijokami) tylko zaczynają NOWE, LEPSZE, ŚWIADOME życie
jeżeli pijok nie potrafi znaleźć 5 min czasu dla swojej kobiety, to znajdzie się 10 normalnych, co znajdą pare godzin - tak to działa w przyrodzie

a kto tam chce być cierpiętnicą czy matką miłosierdzia do końca życia, to co mi tam do tego
jak mawia klasyk, jak sobie wymyślisz itd itp sc43545
. Ostatnio przerazila mnie opinia syna , nie jest żonaty i póki co nie.wiem by chciał się ożenić. Stwierdzil co.za problem.ślub, rozwód jest tańszy niż lodówka. Czy nowe pokolenie traktuje wszystko tak.lekko, moze on jeszcze nie dorósł do zakładania.rodziny :mysli:
szymon - Wto 26 Kwi, 2016 09:21

OSSA napisał/a:
Czy nowe pokolenie traktuje wszystko tak.lekko, moze on jeszcze nie dorósł do zakładania.rodziny :mysli:


zapewne czerpie wzorce ze swojego najbliższego utoczenia + internet :lol2:

rzeczywiście... podrożały lodówki :bezradny:

pterodaktyll - Wto 26 Kwi, 2016 09:40

:buahaha: :okok:
Jo-asia - Wto 26 Kwi, 2016 10:07

OSSA napisał/a:
szymon napisał/a:


zarówno kobiety jak i chłopy, są na tyle dzisiaj świadomi, że nie pieprzą się z dysfunkcją partnera i nie opiekują się (tutaj pijokami) tylko zaczynają NOWE, LEPSZE, ŚWIADOME życie
jeżeli pijok nie potrafi znaleźć 5 min czasu dla swojej kobiety, to znajdzie się 10 normalnych, co znajdą pare godzin - tak to działa w przyrodzie

a kto tam chce być cierpiętnicą czy matką miłosierdzia do końca życia, to co mi tam do tego
jak mawia klasyk, jak sobie wymyślisz itd itp sc43545
. Ostatnio przerazila mnie opinia syna , nie jest żonaty i póki co nie.wiem by chciał się ożenić. Stwierdzil co.za problem.ślub, rozwód jest tańszy niż lodówka. Czy nowe pokolenie traktuje wszystko tak.lekko, moze on jeszcze nie dorósł do zakładania.rodziny :mysli:

Ja tam widzę..naturalną kolej życia.
Jeden biegun..pokolenie moich rodziców..częściowo moje. Gdzie rozwód to ostatnia ostateczność. Przechodzi w drugi..zero zobowiązań.
Prawda..jak zwykle leży po środku. I tak powoli rodzi się...świadoma odpowiedzialność :) MIŁOŚĆ <3

OSSA - Wto 26 Kwi, 2016 10:10

szymon napisał/a:
OSSA napisał/a:
Czy nowe pokolenie traktuje wszystko tak.lekko, moze on jeszcze nie dorósł do zakładania.rodziny :mysli:


zapewne czerpie wzorce ze swojego najbliższego utoczenia + internet :lol2:

rzeczywiście... podrożały lodówki :bezradny:
. Dobrych wzorcow to on faktycznie nie ma w tej kwestii, a rozwody są tanie . Mnie kosztował 300zl z tego połowę oddał mi były i polgodziny strachu, cała reszta to jużna moje zyczenie :bezradny:
OSSA - Wto 26 Kwi, 2016 10:16

Jo-asia, obserwuje32.moich mlodych wspolpracownikow mieszkają bez ślubu, a jak już formalizuja związek , bo dziecko to najpierw wizyta u notariusza , intercyza. Pokolenie mlodych w przeciwienstwie to mojego coś ma i wcale nie zamierza się dzielić w przypadku rozwodu.
Jo-asia - Wto 26 Kwi, 2016 11:39

Ossa a ja widzę zmiany. Nie od razu Rzym zbudowali...
My Polacy..mamy COŚ..u nas to jakoś łatwo się zmienia i nagle..

biegnacazwilkami - Śro 27 Kwi, 2016 01:00

Następną planetę zajmował Pijak. Te odwiedziny trwały bardzo krótko, pogrążyły jednak Małego Księcia w głębokim smutku.
- Co ty tu robisz? - spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w milczeniu przed baterią butelek pełnych i bateria butelek pustych.
Mały Książę
- Piję - odpowiedział ponuro Pijak.
- Dlaczego pijesz? - spytał Mały Książę.
- Aby zapomnieć - odpowiedział Pijak.
- O czym zapomnieć? - zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć.
- Aby zapomnieć, że się wstydzę - stwierdził Pijak, schylając głowę.
- Czego się wstydzisz? - dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.
- Wstydzę się, że piję - zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się w milczeniu.
Mały Książę zakłopotany ruszył dalej.
"Dorośli są naprawdę bardzo, bardzo śmieszni" - mówił sobie po drodze.

http://www.odaha.com/anto...inc/maly-ksiaze

Było to ósmego dnia na pustyni, licząc od zepsucia się motoru. Wysłuchałem opowiadania o Kupcu, pijąc ostatnie krople zapasu wody.
- Twoje wspomnienia są bardzo ładne - powiedziałem Małemu Księciu - lecz nie naprawiłem jeszcze samolotu, nie mam nic do picia... I ja także byłbym szczęśliwy bardzo, gdybym mógł powoli udać się w kierunku studni.
- Mój przyjaciel lis powiedział...
- Mój maleńki, nie chodzi już o lisa...
- Dlaczego?
- Ponieważ umrzemy z pragnienia...
Nie zrozumiał mej myśli i powiedział:
- Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela. Bardzo się cieszę, że miałem przyjaciela-lisa.

biegnacazwilkami - Śro 27 Kwi, 2016 01:53

To że pewna ilość młodych i starszych( bo 40-50 lat to raczej już młodość nie jest)Polaków wyemigrowała i cieszy się z nowej ojczyzny nie znaczy zaraz, że w Polsce powszechne jest życie wg wzorców zachodnich. Z biedy jest mniej ślubów,bo to kosztuje, z powodu braku pracy mężczyzn(brak partnerów na odpowiednim poziomie) kobiety coraz częściej są singielkami, a dzieci półsierotami od urodzenia, nie jest to jednak stan normalny i zdrowy społecznie. Rozpowszechnianie mniemania, jakoby rozwód z alkoholikiem na zawsze przekreślał poprawne relacje rodzicielskie z dziećmi i nawzajem małżonków jest szkodliwe dla całej rodziny. Nie mówię o skrajnych przypadkach, jednak jesli Sąd orzeka prawo do widzeń, widać że ojciec alkoholik nadal jest uprawniony do brania udziału w wychowaniu dziecka, a alimenty to nie jest zapłata za pożycie, nie jest to odszkodowanie za poczęcie, tylko świadczenie pieniężne równo obciążające oboje rodziców i to na zasadzie sprzężenia zwrotnego, dziś ja tobie, jutro(na starość) ty mnie. Jeśli tylko poprawiłaby się sytuacja materialna młodych natychmiast i ślubów będzie więcej, bo każda dziewczyna marzy o białej pięknej sukni i pierścionku i weselu. Ci co mają nie wiele, na pewno też nie polecą zaraz do notariusza pisać intercyzę...To co tu czytam na pewno z palca wyssane nie jest, w końcu internetu otworzyć się nie da, żeby nie natrafić na ogłoszenie:Do opieki Niemcy, 1350euro itp.Podobnie do Włoch i całej reszty Unii. Opiekunki , obce osoby są poszukiwane, bo bliskim szkoda czasu na to.U nas na szczęście jeszcze długo tak nie będzie.
Maciejka - Śro 27 Kwi, 2016 02:36

Piszesz farmazony jak zwykle. Na opiekunke trzeba kasy a Domach Opieki na miejsce czeka się sporo czasu w kolejce.
biegnacazwilkami - Nie 01 Maj, 2016 14:35

Chyba nie służy Wam ta terapia, może więc trochę muzykoterapii?


I wcale to nie znaczy , że trzeba pielęgnowac czyjeś pijaństwo czy inne uzaleznienia. Trzeba tylko pamiętać, że nie jest się pępkiem świata a ten drugi, ojciec/matka naszych dzieci ma swoja niezbywalną godność, nabywamy jej rodząc się jako ludzie. Warto zasłużyć na taką piosenkę .
Perełko, czytałas coś o Beacie Pawlikowskiej lub jeszcze lepiej jej autorstwa?Wiesz, to taka nasza z Koszalina podróżniczka, żaden psycholog, na własnym zyciu pokazuje jak można odzyskac pogodę ducha.

Maciejka - Nie 01 Maj, 2016 14:42

Biegnaca ja mam inne upodobania literackie jak Pawlikowska ale spokojnie i bez Twojego wyjasnienia wiem kim jest i nie interesuje mnie skad pochodzi. Co do terapii to Twoja chyba Tobie tez nie słuzy bo zamiast koncentrowac sie na swoim zyciu i kierowaniem nim, koncentrujesz sie jak stworzyć alkoholikowi Arkadię i masz zainteresowania kto skad pochodzi i jak nie zostać samej ze sobą. To już tragedia dla Ciebie. Myślałam ,ze mnie ignorujesz bo pisze nie po Twojej myśli i linnii a to mnie zaskoczyłaś pierwszy raz od dłuzszego czasu. :p
Maciejka - Nie 01 Maj, 2016 15:00

Podoba Ci się piosnka Perfektu? A kiedy nadejdzie Twój czas, zdąży nadejśc za Twojego zywota?
Mój jest tu i teraz w tej chwili i momencie a Twój gdzie Ci zwiał?

olga - Nie 01 Maj, 2016 15:08

A kto temu pijacemu godnosc odbiera? Ja uwazam, ze on sam sobie to robi....jesli sobie sabie te godnosc odbierze to jest czliwiekiem bez godnosci...to chyba logiczne? A pepkiem swiata jestem :tak: swojego swiata
OSSA - Nie 01 Maj, 2016 15:46

biegnacazwilkami napisał/a:
Rozpowszechnianie mniemania, jakoby rozwód z alkoholikiem na zawsze przekreślał poprawne relacje rodzicielskie z dziećmi i nawzajem małżonków jest szkodliwe dla całej rodziny.


Biegnąca z czynnym nie ma szans na poprawne relacje. Jeśli alkoholik się leczy i zmieni swoje zachowanie ma szanse odbudować rodzinę. Nie trzeba czytać Pawlikowskiej , wystarczy obecnych tu na forum trzeźwych alkoholików :luzik:

Jacek - Nie 01 Maj, 2016 16:45

olga napisał/a:
A kto temu pijacemu godnosc odbiera? Ja uwazam, ze on sam sobie to robi....

noo :tak: i nawet gdy bych kto chciał ,tych godności mnie nie da - ni odbierze
moge jeno ja sam :]
aby to zrozumieć dam przykład
- gdy patrzam na psa - to wim że to pies
- gdy patrzam na kota - to wim że to kot
ale kto powiedział że pies to pies,a kot to kot
jedynie sam kot wie kim jest,lub psiaczek :tak:
a jeśli ja na mego psiaczka bede wołał "kicia" a on zareaguje - czy odebiore jemu jego godność ???
:nie: neuu
to ja se tym czynem moge odebrać godność - tak sobie :tak:
a On ,to się tylko może poczuć urażony

biegnacazwilkami - Pon 02 Maj, 2016 02:30

perełka napisał/a:
Myślałam ,ze mnie ignorujesz

Ależ skąd, nie ignoruję nikogo, tylko Ci nie zaprzeczam Twoich najprawdziwszych prawd, jedynych które jak na razie wyznajesz niezmiennie odkąd Cię mam okazję poczytać, jakby koło Twego życia się zacięlo w miejscu i ruszyć dalej nie mogło. Również język , ton w jakim piszesz wyraźnie mowi: wrrr, ode mnie zdaleka, mnie się nie głaszcze, bo ja jestem nieszczęśliwa, lubię być taka...bo miałam złego męża i jeszcze gorszych rodzicow i do końca życia będę to rozpamiętywać...
No tak, w takim razie Beaty Pawlikowskiej to lepiej nie czytaj, gdyż ona wyznaje filozofię że otoczenie , rodzice, mąż i nawet złe środowisko nie jest odpowiedzialne za nasz(jej) los.
Czemu służy w Twoim mniemaniu terapia dla współuzaleznionych i chyba DDA jesli się nie mylę, jeśli nie poprawie kontaktów z ludźmi i ogólnej poprawie samopoczucia?
Ja nie jestem współuzalezniona, chociaż na terapie jeździłam swego czasu , mam silny charakter i tylko serce mam miekkie, jak to kobieta:)
Gdybym miała Tobie zadedykować jakąś muzyczkę to pewnie raczej Testosteron Kayah, prawda?Zapatrzenie w siebie, gdy tam w środku jest tylko odchłań czarnej rozpaczy , nie jest dobre, zamiast grzebać się w tym w nieskończoność, lepiej poszukać jakichś innych źródeł radości,bo źródło, bo źródło....

biegnacazwilkami - Pon 02 Maj, 2016 03:18

olga napisał/a:

A kto temu pijacemu godnosc odbiera? Ja uwazam, ze on sam sobie to robi....jesli sobie sabie te godnosc odbierze to jest czliwiekiem bez godnosci...to chyba logiczne?

Dokładniej:że niby sam sobie to zrobił gdy jeszcze byl Twoim mężem, czyli ileś tam lat temu?Pił, rozwiodłas się z nim bo takie miałas prawo i na tym prawa Twoje jako byłej zony się kończą, na rozwodzie. Natomiast nikt i nic Cię nie upowaznia by nie interesować się co się dzieje z ojcem waszych dzieci, oraz żeby tych dzieci nie nauczyć miłości do ojca, takiego jakiego im dałas, z probówki się nie wzięły.Gdyby to były małe dzieci,sąd zapewne by nakazal spotkania ojca z dziećmi do czego on by miał prawo.Skoro takich kontaktów nie bylo, ale byly alimenty...pewnie dorosle dzieci się uczą. Wszystkie wpisy Twoich przyjaciół i znajomych składających Ci kondolencje świadczą o tym, że normalni ludzie w takich sytuacjach oczekują takiego zachowania, współczują bo nikt nie sądzi że interesowałas się nim mniej niż parszywym psem.Jeśli policjantom człowiek mówi że nie ma nikogo, to znaczy że tak się czuje, że w jego życiu nie ma nikogo, tragiczne.Rozwód to tylko rozdzielność od stołu i łoża. Ale gdy są dzieci to nadal jest się rodzicami.Ale spokojnie, jeszcze wszystko przed Tobą, z czasem zrozumiesz o czym mówię, z czasem zapomina się wszystko co było złego a sprzyja temu samotność, która prędzej czy później czeka każdego.

biegnacazwilkami - Pon 02 Maj, 2016 03:29

OSSA napisał/a:
Biegnąca z czynnym nie ma szans na poprawne relacje. Jeśli alkoholik się leczy i zmieni swoje zachowanie ma szanse odbudować rodzinę. Nie trzeba czytać Pawlikowskiej , wystarczy obecnych tu na forum trzeźwych alkoholików

Pawlikowska nic o alkoholikach nie mówi i nie pisze, mimo że rzekomo ma matkę alkoholiczkę. Wspominam o niej tylko dlatego,że jest pełna pozytywnej energii oraz opowiada jak do tego dojść.
Poza tym, nigdy pisząc o alkoholikach potrzebujących pomocnej dłoni nie mam na mysli czynnych alkoholików, o czym bez przerwy piszecie. Nigdy nie wiadomo co spowoduje przelom ale z góry zakładacie ,że musi, no po prostu nie ma innego wyjścia, on musi spaść na dno.Żeby się rozwieść, nie trzeba na dokładkę zrobić śmiecia z ojca wlasnych dzieci.

biegnacazwilkami - Pon 02 Maj, 2016 03:36

Jacek napisał/a:

noo :tak: i nawet gdy bych kto chciał ,tych godności mnie nie da - ni odbierze
moge jeno ja sam

Sam to sobie możesz opinię zepsuć goniąc przykładowo kota czy psa by go zatłuc czy inną krzywdę zrobić.Kot czy pies ma też swoje prawa, na przykład musi mieć takie miejsce w domu na ktorym będzie bezpieczny przed twoim gniewem, czyli azyl, przeważnien jest to poslanie.Chyba że u Ciebie jest inaczej w gadce a inaczej w praktyce, np nawołujesz by tego pijaka alko zostawić na dnie a sam to sobie drepczesz pod kolderkę do żony....

biegnacazwilkami - Pon 02 Maj, 2016 03:39

No to jeszcze raz o tym dnie, a raczej o :

Maciejka - Pon 02 Maj, 2016 04:40

Biegnąca wiesz co to jest wspóluzaleznienie? To inaczej uzaleznienie swego szczęścia, życia od drugiej osoby, nie musi to być wcale alkoholik. Wspóluzaleznienie to takie zawieszenie się na innej osobie, rezygnacja z siebie, ze swoich marzen, pragnien, to nie kierowanie własnym życiem, to koncentracja życia wokół kogoś innego, to nie jest miłosć. To jest to o czym ciągle wkoło piszesz.

Jakos szczęśliwości, radosci , euforii w Twoich wypowiedziach nie widzę. Widze za to przegraną kobietę , która za cel swego życia postawiła sobie uratowanie chociaż jednego alkoholika i próbuje tego az do skutku na przekór swiatu całemu udowodnic że nie jest złym człowiekiem, nie jest winna śmierci meżą, nie ma swego zdania , swoich przemyślen za to szuka sobie autorytetów. Tytuł tematu ; Czy warto było tak naprawdę oznacza zastanawianie się ; czy warto było poswięcic swoje zycie dla innych i co z tego wyszlo? Jak się Ciebie czyta to wyszło wielkie rozczarowanie i szarpanie się , lęk przed samotnościa na stare lata i szukanie sobie kogoś kto by byl gdzies tam w zasięgu wzroku aby nie byc samej w domu i nie spotkac z wielką pustka , która jest w głębi duszy.

Słabo mnie czytasz i wyciągasz dziwne wnioski na mój temat. Poruszasz dosc trudne sprawy oceniajac i osądzjac innych przez swoj chory, zamazany pryzmat. Może Cię to zdziwi ale jestem szczęsliwą kobieta, mam prace , która jest moja pasją, w której czuje się spełniona, mam dzieci, których obchodzi mój los, mam wnuka , który na mój widok wyciaga rączki i smieje sie cała buźką, spełniam swoje marzenia, odkrywam nowe zainteresowania,zmieniam sie , jestem coraz bardziej wyciszona, coraz trudniej mnie wyprowadzic z równowagi, dostaję pochwały i wyrazy uznania od szefa i otoczenia, ludzie lubią ze mna rozmwaiac w realu zwłaszcza, jestem spokojna osobą, zrównoważoną, spokojną, spojną wewnętrznie i wiem czego cchę od siebie, od innych , od zycia, rozwijam sie . Nie pisze tego na forum bo to jest własnie normalnośc, to jest zachwycające, piekne i moje.

Do przeszłosci czasem wracam po to jedynie by spojrzęć na tamte sprawy z innego punktu widzenia, zobaczyć co dzieje sie we mnie na dzis , czy jest coś co wymaga uleczenia a nie po to by to rozpamiętywac i byc nieszczęśliwą. Tyle w temacie.

Twoje opinie na mój temat czy na inny ani mnie ziębią ani grzeja , czytam sobie wyluzowana i cwiczę w sobie akceptację i pozwolenie innym takimi jakimi są. Wcale nie musza myślec , czy postepowac wdł tego ja uważam za słuszne dla siebie, najwyżej jak ktoś bezie próbował wleźc na mój teren to postawię granice. Wiem gdzie i czuję gdzie koncze się ja a zaczyn a inny człowiek.

O Tobie tego nie mozna powiedziec ani napisac.

Maciejka - Pon 02 Maj, 2016 04:45

Moim autorytetem i ulubiona ksiażka jestem ja sama bo tylko ja sama wiem co jest dla mnei wazne, jak chcę życ, co we mnie się dzieje, jak słuchac, patrzec na siebie by wyczytac z siebie samej to co jest mi potrzebne na aktualna chwilę. Wszystkie odpowiedzi na wszystkie pytania sa we mnie nigdzie indziej , w żadnej ksiażce, na żadnym forum, w zadnym innym czlowieku. Jestem odrębną, niezalezną osobą.Pawlikowska sporo przeszła w swoim życiu a , ze ma dar pisania to dzieli sie swoimi przemyśleniami, swoją prawda i historią z wiekszą ilością ludzi jak ja czy ktos inny na forum. To tez sa jej prawdy, jej świat, ale to bicie piany bo Ty masz swój pogląd na te sprawy. Pogląd jak pogląd to tylko punkt widzenia, ktory zalezy od punktu siedzenia.
Klara - Pon 02 Maj, 2016 07:12

biegnacazwilkami napisał/a:
Ja nie jestem współuzalezniona

Oj, jesteś i wychodzi to z większości Twoich postów.
Ty tego nie widzisz, bo "z boku" lepiej widać, a my "patrzymy" na to co piszesz właśnie z takiej perspektywy.

Wracając do Twoich zarzutów w stosunku do Olgi, to powiem Ci tak:
Gdy zaczęła pisać na forum gdzieś na początku często pojawiało się pytanie co trzeba dostarczyć człowiekowi przebywającemu na leczeniu zamkniętym i jak często można go odwiedzać.
Olga żyła jego życiem tak jak większość współuzależnionych i musiała przejść wiele, żeby się to zmieniło.

Alkoholik jeśli jest dorosły ma prawo zrobić ze swoim życiem to, co mu się podoba, a rodzina wcale nie powinna kręcić się wokół jego picia - niepicia, bo w ten sposób nie tylko nie pomaga uzależnionemu, ale także żona i dzieci tracą zdrowie, czego nikt nie ma prawa od nich wymagać.

Jacek - Pon 02 Maj, 2016 07:55

biegnacazwilkami napisał/a:
Sam to sobie możesz opinię zepsuć goniąc przykładowo kota czy psa by go zatłuc

dokładnie tak :tak:
biegnacazwilkami napisał/a:
Kot czy pies ma też swoje prawa, na przykład musi mieć takie miejsce w domu na ktorym będzie bezpieczny przed twoim gniewem, czyli azyl, przeważnien jest to poslanie.

noo,ma :tak: takowe posłanie,lecz rzadko z niego korzysta
woli u mnie na tapczanie - całymi dniami i w nocy tyż :tak:
biegnacazwilkami napisał/a:
Chyba że u Ciebie jest inaczej w gadce a inaczej w praktyce, np nawołujesz by tego pijaka alko zostawić na dnie

skąd u ciebie tyle jadu???
to fakt,ładnie piszesz,potrafisz zdania układać z przekonywującą treścią
lecz zapominasz o jednym
w tych opisach wszystkich oczerniasz,prócz siebie
u każdego,co by nie napisał,znajdziesz zło
może zaczni się sobie przypatrywać
ponoć to właśnie oznaka współuzależnienia
właśnie widzi w okuł u innych braki - które ma ochotę naprawiać - przy tym siebie uważając ze dobrze czyni ,co by nie czyniła

OSSA - Pon 02 Maj, 2016 08:03

biegnacazwilkami, skoro nie jesteś wspoluzalezniona , to co robisz na tym forum. Ktoś kto nie ma problemów alkoholowych nie szuka takich miejsc, bo niby po co? Gdyby nie to , że kiedyś czułam się absolutnie bezradna wobec choroby mojego byłego męża , nigdy niezarejestrowalabym się na tym forum. Jeśli.chodzi o Olge nie zawsze było nam po drodze, ale twoje ataki i oceny jej osoby zasługują na kolejną kartkę. Nie.jesteś wspoluzalzniona (twoim zdaniem) to nie masz pojecia o czym piszesz. Ja podobnie jak Olga rozwiodlam sie przed laty, nie wygonialam bylego ze wspolnego mieszkania , on sam się wyprowadził. Alimenty na dzieci płacił , choć gdyby się uparł to wcale nie musiał, bo dzieci po ukończeniu 18roku same powinny o nie wystąpić, a nigdy tego nie zrobiły. Choć uczą się nadal, ojciec pomaga im na ile go stać. Ma bardzo dobry kontakt z synami , synowimi , a wnuczka :beczy: jak dziadek musi iść. Teraz są u mnie , sam z własnej inicjatywy zaprosił nas w niedzielę do.zoo. Mała była szczęśliwa, jej mama miała chwilę oddechu. To tylko dzięki temu, że jest trzeźwy, bo z pijanym dziadkiem nikt by nawet nie chciał gadać. Moim.zdaniem jeśli alkoholik się leczy i naprawde chce zmiany to rodzina go nie odrzuca a satara się mu pomóc. Tylko można pomóc temu kto tej pomocy chce. Jeśli nie to należy iść własną drogą.
Tajga - Pon 02 Maj, 2016 08:25

biegnacazwilkami napisał/a:
Ja nie jestem współuzalezniona, chociaż na terapie jeździłam swego czasu , mam silny charakter i tylko serce mam miekkie, jak to kobieta:)


biegnacazwilkami napisał/a:
mam na imię Dorota,muszę z kimś pogadać,chociaż nie wiem, czy szukam rady czy tylko kogoś kto mnie wysłucha i zrozumie.Kogoś z branży...Po 33 latach małżeństwa rozwiodłam się z mężem alko i hazard by zaprzyjaźnić się z innym alko, obaj już nie żyją...nie jestem sama,zaprosiłam do swego życia kolejnego , tak, tak, również alko


biegnacazwilkami napisał/a:
Przyjaciel, moja wielka miłość, zaprowadził mnie swym postępowaniem na terapię dla współuzależnionych


:mysli:
Jak to sie można samemu pogubić grzebiąc w cudzym życiu.
To się nazywa WYPARCIE?

Maciejka - Pon 02 Maj, 2016 08:30

To moj ostatni w tym temacie. Potrzebuje to napisać nie tyle dla Ciebie czy kogoś innego ale dla siebie samej, mozesz to nazwac egoizmem co mi tam.
Na dzis czuję sie spełniona w roli matki, pracownika, babci, siostry, córki i co najwazniejsze czuje sie spełniona i szczęsliwa jako kobieta. Nie oddam tego za nic, to jest moje , cięzko na to pracowałam. Kropka, koniec Heppy.

olga - Pon 02 Maj, 2016 08:59

Biegnąca czuje sie upowazniona do wydawania dyspozycji innym jak mają żyć a jednoczesnie sama żyć nie potrafi :bezradny:
zołza - Pon 02 Maj, 2016 09:00

Mam w temacie kompletnie inne zdanie ( ale jestem tylko alko) jak ktoś dobrze się czuje z tym co robi ,jak żyje - to niech tak będzie ...Nie zbawiajmy nikogo na siłę , nie pokazujmy nikomu drogi która wiedzie do celu ...Czy każdy ma podobny cel w życiu ? Ja uważam ,że nie ceewd
olga - Pon 02 Maj, 2016 09:03

Jasne, ze tak :tak: pod warunkiem, ze ta osoba nie usiłuje wplywac na wybory innych i ich nie ocenia przez pryzmat wlasnych przekonań
zołza - Pon 02 Maj, 2016 09:10

Olga :) a znasz zasadę - co mnie nie dotyczy to mnie nie dotyka ?
Bicie piany w tym temacie według mnie tylko wyzwala niepotrzebne emocje . Ty zrobiłaś swoje , biegnąca zrobiła czy też robi to co jej pasi - jak dla mnie temat wyczerpany po stokroć.
Dróg jest wiele - jedni lubią na skróty inni, wolą nadrobić trochę kilometrów by pooglądać widoczki a jeszcze inni spacerują bo zwyczajnie lubią chodzić ;)

staaw - Pon 02 Maj, 2016 09:13

zołza napisał/a:
Nie zbawiajmy nikogo na siłę

I to jest słuszna koncepcja :okok:
zołza napisał/a:

, nie pokazujmy nikomu drogi która wiedzie do celu ...

Powiedziałbym: pokażmy swoją drogę nie przekonując że jest jedyną...

zołza - Pon 02 Maj, 2016 09:21

staaw napisał/a:
Powiedziałbym: pokażmy swoją drogę nie przekonując że jest jedyną...


Toż właśnie to napisałam :)
zołza napisał/a:
Dróg jest wiele - jedni lubią na skróty inni, wolą nadrobić trochę kilometrów by pooglądać widoczki a jeszcze inni spacerują bo zwyczajnie lubią chodzić ;)

P.S.Miło Cię ponownie zobaczyć staaw :)

szika - Pon 02 Maj, 2016 09:32

wydaje mi się, że ze współuzależnieniem to tak jak z alkoholizmem.. ważne co to komu robi.. zmian dokonują tylko ci, którym to przeszkadza i chcą.. kwestia bardzo indywidualna.. nam się może wydawać, że ktoś "powinien" coś tam, coś tam, ale to nasza ocena przecież..
co innego gdy ktoś prosi o pomoc.. padają pytania typu "co mam zrobić", "co uważacie" itd.. wtedy oceny, dzielenie sie doświadczeniem ma sens..

zołza - Pon 02 Maj, 2016 09:34

szika napisał/a:
ważne co to komu robi.. zmian dokonują tylko ci, którym to przeszkadza i chcą.. kwestia bardzo indywidualna..

o to to to :okok:

pterodaktyll - Pon 02 Maj, 2016 09:36

I to jest słuszna koncepcja kol. Szika, bowiem dobrymi radami i chęciami to piekło jest wybrukowane, a mówienie i radzenie komuś co powinien zrobić żeby radzący poczuł się usatysfakcjonowany, to kompletne nieporozumienie, jak powiada...........Dobra Księga :mgreen:
OSSA - Pon 02 Maj, 2016 11:15

zołza napisał/a:
Mam w temacie kompletnie inne zdanie ( ale jestem tylko alko) jak ktoś dobrze się czuje z tym co robi ,jak żyje - to niech tak będzie ...Nie zbawiajmy nikogo na siłę , nie pokazujmy nikomu drogi która wiedzie do celu ...Czy każdy ma podobny cel w życiu ? Ja uważam ,że nie ceewd
. Zołza ja jestem współuzależniona, choć opinie biegnącej mnie bezpośrednio nie dotyczą, to zwyczajnie mnie wkurzaja. Przez lata spotykałam się z podobnymi sytuacjami, ocenami. Takie opinie bardzo bolą , bo niestety prawnie nic lub bardzo niewiele można zrobić. Nawet ratownik ma obowiązek. przede wszystkim chronić siebie i tych , których ma szansę uratować. Podobnie matka powinna przede wszystkim chronić swoje dzieci, jeśli.trzeba to nawet zrywajac kontakt z ich biologicznym ojcem.
zołza - Pon 02 Maj, 2016 11:24

:idzie:
OSSA - Pon 02 Maj, 2016 11:35

zołza napisał/a:
OSSA napisał/a:
Podobnie matka powinna przede wszystkim chronić swoje dzieci, jeśli.trzeba to nawet zrywajac kontakt z ich biologicznym ojcem.

Dziwne ,że Ty to napisałaś ...
. Też się dziwię, ale widać do pewnych decyzji trzeba dojrzeć. Osbiscie mam kontak z byłym, jesteśmy rodzicami, dziadkami, wspólnie pomagamy dzieciom, ale .... dzis każdy ma swoje życie. Nie wpierniczam się w ich relacje.
szika - Pon 02 Maj, 2016 11:43

a czy to nie jest trochę tak, że ludzie o podobnych problemach przyciągają się wzajemnie? jesli coś, czyjaś wypowiedź boli, to może to być wartościową wskazówką do pracy nad sobą.. do refleksji..
nic się nie dzieje przypadkiem...

piszę o tym ponieważ mnie się zdarza być przekonaną, że coś mam już "pozałatwiane" a tu jak filip z konopi ktoś coś powie i ja cierpię, boli i szarpie to mną.. nauczyłam się to u siebie obserwować i wyciągać wnioski.. a taki główny to ten, że nigdy nie mogę o sobie powiedzieć, że coś mam już tak w stu procentach poukładane.. życie mnie weryfikuje..

She - Pon 02 Maj, 2016 11:57

Niech każdy sobie rzepkę skrobie we własnym zakresie, na własny rachunek i własną odpowiedzialność :)
Gdy słyszę że coś "powinnam" lub że "tak będzie lepiej" też czasami dostaję szału :beba:
Bo NIKT poza mną nie jest w stanie powiedzieć mi co w danej sytuacji jest najlepsze dla mnie. I każdy człowiek ma prawo do dokonywania wyborów wg własnego sumienia.
Owszem, miło jest gdy inni dzielą się swoim doświadczeniem i wiedzą na dany temat ale czym innym jest dzielenie się wiedzą i doświadczeniem a zupełnie inną bajką jest narzucanie komuś swoich poglądów. Podobnie mam z oceną i krytyką - obie przyjmuję chętnie pod warunkiem że odnoszą się do faktów a nie do mitów :p

olga - Pon 02 Maj, 2016 16:54

szika napisał/a:
jesli coś, czyjaś wypowiedź boli, to może to być wartościową wskazówką do pracy nad sobą..


Co cie nie dotyka to cie nie dotyczy......mnie dotyczy bo mnie dotyka.....boli mnie mocno jak słyszę oskarzenia pod moim adresem, ze nie pomoglam, nie zareagowalam w odpowiednim czasie, nie zmienilam mu środowiska, nie dbalam o niego, porzucilam go a w ogóle to zla byłam skoro musiał pić.....bolą yakie zarzuty i mysle, ze zawsze bolec będą bo tylko ja wiem ile wysiłku włożyłam żeby go wyciągnąć z bagna, jak bardzo mi na nim zależało, ile zdrowia straciłam....zrozumiałam juz dawno, ze pomnika nikt mi za to nie postawi, nie zrozumie tego nikt kto tego nie przeżył ale ludzie mogliby piwstrzymac sie od krzywdzacych komentarzy.. .

Jras4 - Pon 02 Maj, 2016 17:12

olga olej to ,ludzie to smiecie ..zreszta niema juz ludzi sa małe kundle i bydło taka jest prawda




Post został zgłoszony do moderacji i przychylając się do opinii, że jest obraźliwy, wręczam Ci ostrzeżenie.
cxvcv54g

szika - Pon 02 Maj, 2016 18:26

Olga ja Cię rozumiem i Cie nie oskarzam. Tak jak napisałam - to jest czyjeś zdanie, czyjaś opinia. Ważne co Ty czujesz i co o sobie myślisz, a nie to co ktoś. Może sobie samej czegoś jeszcze nie wybaczylas? Nie wiem - kombinuję teraz. Być moze po to biegnąca się u Ciebie pojawiła żebyś to mogła zobaczyć?
Ja się tak staram "rozprawiać" u siebie w takich sytuacjach i mnie to bardzo pomaga, moze spróbujesz tez?
Chodzi o To ze to od nas zależy co nas krzywdzi a co nie, choć w emocjach trudno to dostrzec, zwłaszcza gdy emocje hulają na całego. Daj sobie trochę czasu i na pewno sama znajdziesz odpowiedzi :pocieszacz:

Edit: sama mi to kiedyś tlumaczylas - pamiętam :kwiatek:

olga - Pon 02 Maj, 2016 18:58

Szika ja nie mam sobie nic do zarzucenia, uwazam, ze wszystko co robilam robiłam dla dobra rodziny i jego samego na tyle ile umiałam....wyrzuty sumiania i wstyd odczuwalam tylko w związku z tym, ze stosowalam wobec niego przemoc fizyczną ale, ze było to aktem bezradności i rozpaczy tez sobie wybaczylam...
olga - Wto 03 Maj, 2016 05:53

Jeszcze w temacie: dlaczego jestem tak wrażliwa na zarzuty, ze jest jakas moja wina...mam jakis obraz siebie, mysle o sobie tak a nie inaczej i bronię tego, nie chce zeby byl zburzony...po prostu cierpi moje ego gdy ktos mi zarzuca czyny, których, moim zdaniem, nie popełniłam :bezradny:
Mysle, ze to jest proste i jedyne wytlumaczenie

OSSA - Wto 03 Maj, 2016 06:02

olga, winny się tłumaczy, a tak poważnie życie z osobą uzależnioną przez lata mnie doprowadziło do wiecznego poczucia winy. Pił , bo zupa była za słona , nie było zupy, padał deszcz świeciło słońce, każdy powód był dobry, ale jeszcze tak odwrócił kota ogonem , że na końcu ja czułam się winna. Całe nasze życie toczyło się wokoło byłego, ile razy nie mówiłam o problemach z dziećmi , przecież i tak by nie pomógł , a tylko by zrobił awanturę, przy okazji miałby świetne alibi żona zła, dzieci potwory nic tylko :flacha:
biegnacazwilkami - Pią 06 Maj, 2016 00:29

Współuzależnienie, miłość czy choroba?
W styczniu 2008 r za radą nieznajomego kupiłam laptop z internetem mobilnym żeby wejść na Forum Strefy Problem oraz udałam się do pobliskiego miasteczka do Poradni Leczenia Uzależnień jako partnerka alkoholika. Po rozmowie z panią psycholog dostałam skierowanie do grupy wsparcia . Spotkania prowadziła pani psycholog terapeutka współuzależnień i nie tylko. Poznałam wiele historii kobiet doznających przemocy domowej, kobiet obarczonych dziećmi, potrzebujących natychmiastowej pomocy i takich, które potrzebowały tylko by ich ktoś wysłuchał.Za każdą opowieść otrzymywało się informacje zwrotne od koleżanek.Moje problemy w porównaniu z kłopotami tych kobiet były ...one walczyły o przetrwanie, o mieszkanie, o byt...ja o zranione uczucia, więcej o tym pisałam na Forum . Założyłam sobie temat taki własnie jak w tytule tego postu.Ponieważ zasady terapii współuzaleznienia opierają się na jednej radzie:rzuć go i ZAJMIJ SIĘ SOBĄ, od samego początku rozważałam, czy ja jestem współuzalezniona oraz czy współuzaleznienie jest choroba, a jeżeli jest, to czy nieuleczalną czy ustaje po rozstaniu z partnerem?
Jakie wnioski dziś bym wyciągnęla z moich zyciowych doświadczeń ? Uważam, że nie każda partnerka alkoholika jest współuzalezniona, potwierdza to m.in. ankieta jaką tu kiedyś przeprowadzała pewna studentka, nie jestem dziś osobą współuzaleznioną, natomiast fakt że mając kiedyś męża i przyjaciela alko, zglębiałam temat uzaleznienia od alkoholu, wędrując po alko forach, również dziś, bo mam obok siebie nie pijącego alko kolegę. Internet daje ogromne szanse dostepu do informacji, jednak czytając i rozmawiając z kobietami ze zdziwieniem widze jak mało się zmieniło w społecznycm podejściu do tematu uzaleznień i współuzaleznienia, jest to temat wciąż wstydliwy i osoby narażone na powyższe sa często osamotnione z problemem.Pisząc na forum publicznym trzeba być przygotowanym na to, że posty czytają osoby nie tylko znajome z forum, sama kiedyś przekopalam całą archiwalną kopalnię Strefy Problem, dowiadując się rzeczy z których czerpałam nadzieję dla siebie. Tak dzieje się zapewne i tu. Zdziwiła mnie sytuacja na jaką się natknęłam w sprawie ...nie będę tykała drażliwej materii, dobrze że się wyciszyla... nie było moim zamiarem wywoływanie burzy, odezwałam się w słusznej sprawie, jako osoba która ze współuzaleznieniem nie ma problemu i osoba która włąsnie pochowała dwóch alko, byłego męża i przyjaciela. Przywilej przeżywania żałoby....ano własnie, chyba w standardowej terapii współuzaleznień mowa jest również o tych sytuacjach, gdy on targnie się na swoje życie lub gdy po prostu zachoruje i umrze, wszak tak chętnie i często się pisze że alkoholizm to choroba śmiertelna. Na naszych spotkaniach grupowych byla o tym mowa, alko często odgrażają się że się targną na życie, trzeba być na to przygotowanym, mój były mąż też tak robił, umarł śmiercią naturalną i dziś 2 lata po Jego śmierci widzę jak dzieci pielęgnują pamięć o Nim, bez względu na to jaki był, a był również hazardzistą.....Oczywiście pisząc to nie narzucam nikomu kanonów postepowania, każdy w swoim sumieniu wybiera drogę jaka mu pasuje i potem konsekwentnie nią kroczy, nie oczekując na oklaski, aplauz czy inne potwierdzenie słuszności tej drogi,to życie zweryfikuje z czasem nasze decyzje. Stosując tzw "twardą miłość" wobec partnera liczyć się trzeba, że jak bumerang wróci i dotknie nas...Jako osoba społecznie wrażliwa oczekuję od innych podobnej postawy, jest to bardzo polska, słowiańska cecha. Mam nadzieję, że przetrwa zachłyśnięcie się zachodem....

Klara - Pią 06 Maj, 2016 06:59

biegnacazwilkami napisał/a:
Po rozmowie z panią psycholog dostałam skierowanie do grupy wsparcia . Spotkania prowadziła pani psycholog terapeutka współuzależnień i nie tylko.

Grupa wsparcia nie jest prowadzona według programu terapeutycznego, dlatego nie należy jej utożsamiać z terapią.
biegnacazwilkami napisał/a:
Ponieważ zasady terapii współuzaleznienia opierają się na jednej radzie:rzuć go i ZAJMIJ SIĘ SOBĄ

To nie są zasady terapii!!!
Jedna z kluczowych rad brzmi: - Zajmij się sobą, nie kręć się wokół alkoholika tak jak to robiłaś dotychczas, bo w ten sposób wyniszczasz siebie, a jemu stwarzasz komfort picia.
"Rzuć go" pojawia się w szczególnych wypadkach, gdy zapętlenie jest tak wielkie, że nie ma innego wyjścia.

pietruszka - Pią 06 Maj, 2016 07:50

biegnacazwilkami napisał/a:
zasady terapii współuzaleznienia opierają się na jednej radzie:rzuć go i ZAJMIJ SIĘ SOBĄ

Byłam na innej terapii. U nas było mało słuchania innych, więcej pracy nad sobą, wpierw część edukacyjna i alkoholizmie, współuzależnieniu, DDA i w ogóle o rodzinie z problemem alkoholowym, potem intensywna praca nad sobą, nad kolejnymi cechami współuzależnienia, na przykład na temat nadkontroli, nadodpowiedzilaności, nadmiernego zajmowania się innymi zamiast sobą, i tak dalej. Potem była grupa pogłębiona nad uczuciami. Warsztaty z radzenia sobie ze stresem, asertywności, poczucia własnej wartości, radzenia sobie ze złością...
biegnacazwilkami napisał/a:
Współuzależnienie, miłość czy choroba?
to było pytanie, na które szukałam odpowiedzi na początku terapii. Chociaż ja bardziej pytałam, czy przy moim partnerze trzyma mnie bardziej współuzależnienie, uzależnienie czy miłość.
olga - Pią 06 Maj, 2016 08:06

Pamietam jak ja poinformowalam moja terapeutke, ze zamierzam sie rozwiesc. Bylam przekonana, ze podejdzie do tego entuzjastycznie....a tu zonk....wtedy mialam wrażenie, że byla temu przeciwna, co mnie bardzo zaskoczyło. Dopiero po dlugim czasie zrozumiałam, że chodziło o to czy jest to dojrzała decyzja czy kolejna próba manipulacji alkoholikiem.


Co chcę powiedzieć: terapeuta nie może dawać rad, skłaniać do podjecia decyzji a juz broń Boże naciskać. Nigdy na terapii nie usłyszałam słów: rzuć go, wyrzuć z domu, rozwiedz się. Wszystkie decyzje podejmowalam sama...a jedyne słowa uznania jakie usłyszałam to gdy terapeutka przy calej grupie powiedziala, ze ide jak burza i żeby dziewczyny brały ze mnie przykład. I nie chodzilo o rozstanie i rozwód ale emocjonalne odcinanie sie od alkoholika

Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 08:13

biegnacazwilkami napisał/a:
Współuzależnienie, miłość czy choroba?
to było pytanie, na które szukałam odpowiedzi na początku terapii. Chociaż ja bardziej pytałam, czy przy moim partnerze trzyma mnie bardziej współuzależnienie, uzależnienie czy miłość.[/quote]
też sie nad tym zastanawiam.. w 2latach terapii widzę zmiany w swpim zachowaniu.. Teraz dochodza do mnie rozne myśli typu : po co z nim jestem(mąż) skoro nawet nie lubie z nim przebywać ,rozmawiać. Niewiele nas łączy. Myśle ze kochałam.wyobrażenie o tym człowieku. Kiedys nie potrafilam spojrzec na siebie jako jednostkę. Teraz dobrze mi gdy go nie ma w pobliżu nie myślę wtedy o nim..Gdy wraca jest.mi ciężko..

szika - Pią 06 Maj, 2016 09:29

olga napisał/a:
rzuć go, wyrzuć z domu, rozwiedz się.

na terapii nie, ale w moim mieście jest poradnia dla rodzin z problemami - taka "ogólna" - przy której działa grupa dla współuzaleznionych... poradnia ta ma niestety juz taką sławę, mówi sie o tym to tu to tam: "rzuć go, odejdź, rozwiedź się"..to słyszy żona alkoholika na wejściu...
pamiętam jak na mojej terapii chłopaki żalili się, że żona poszła tam i że chłop ma w domu piekło..
małżeństwa z mojej grupy terapeutycznej w dużej liczbie sie porozstawały, łącznie z moim.. ale to były decyzje po jakimś dłuższym czasie, chyba wszystkie pary próbowały przynajmniej małżenstwa ratować..

OSSA - Pią 06 Maj, 2016 09:38

biegnacazwilkami, piszesz , że jesteś wspoluzalezniona , moim zdaniem nie chcesz tego zauważyć, miałaś męża alkoholika,.partnera , teraz kolejny przyjaciel .... Po co kolejne związki z toksycznimi facetami? Można zyc samej , ale.wcale nie byc samotna odkąd mój były się wyprowadził często odwiedzają mnie dzieci, rodzina i przyjaciele. Kiedyś tylko gdy on byl.trzeźwy, żaden z synów nie zaprosił swojej kobiety gdy ojciec byl pod.wpływem. rodzina przyjedź na uroczystość rodzinną z chłopakami, (bez niego, bo narobi.wstydu jak...) Ja nie chciałam, czułam ,że powinnam byc lojalna wobec niego i zrezygnowałam z kontaktów . Zostałam sama z obcym facetem pod wspólnym dachem, pustka , samotność we dwoje. Na szczęście to już przeszłość, teraz jestem sama z wyboru, ale nie samotna. :rotfl: :rotfl:
Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 09:41

szika...u mnie jest tak ze o rozwodzie mysle kilka lat..Problemy i to duze byly duzo wczesniej. Prob naprawy tez wiele. Maz nie bardzo chce sie zmienic. Tylko mydli mi oczy gdy boi sie ze go zostawie. Moja terapeutka nie mowi mi ze mam sie rozejsc. Ona mowi ze moja decyzja co zrobie. Pomaga mi tylko poukladac sobie pewne sprawy.
szika - Pią 06 Maj, 2016 10:35

Maltarosa napisał/a:
Moja terapeutka nie mowi mi ze mam sie rozejsc. Ona mowi ze moja decyzja co zrobie. Pomaga mi tylko poukladac sobie pewne sprawy.

moja terapia też tak wyglądała.. i tak chyba to wyglądać powinno..
niestety nie wszędzie tak jest.. ale to chyba tak samo jak z terapia dla uzaleznionych.. mnie sie wydawało na mojej terapii, że wszystkie ośrodki lecza tak samo..a z czasem słyszałam jak opowiadali inni, że terapie wyglądają naprawdę różnie..
ja chyba jestem szczęściarą, że od razu trafiłam w najlepsze "ręce" jakie mogły istnieć :) nic bym z mojej terapii nie zmieniła i nie zamieniła :)

edit: dla informacji Maltrosa: ja przeszłam najpierw terapię uzależnienia, dopiero długo potem DDA i na końcu współ.. trochę może namieszałam.. :)

OSSA - Pią 06 Maj, 2016 10:57

Terapeuta to tylko człowiek, jedna z moich terapeutek była bardzo radykalna , wzzystkim radziła zostaw wywal itd. jak się okazlo.była.DDA, matka się rozwiodla, ona jako dorosła osoba nie umiała ułożyć sobie życia. Niestety przenosila.swoje.doświadczenia i zle emocje na pacjentow.po spotkaniach z nią wracałam wkurzona , rozdrazniona, zresztą nie tylko ja. Naprawde trzeba mieć dystans do tych spraw by doradzać innym.
biegnacazwilkami - Pią 27 Maj, 2016 00:44

Dziś, raczej wczoraj minęło dwa lata jak mój alko przyjaciel zagnieździł się w moim domu i postanowił dalej iść przez życie na trzeźwo. Jest w szpitalu, na obserwacji i badaniach, Oni zazwyczaj gdy zawieszają/odstawiają picie, popadają w różne inne choroby wczesniej utajone, bądź zakonserwowane w alkoholu. W miejsce picia nałogowo pali papierosy, ok 40/dzień. Dusi go kaszel i chrypka, więc wylądował w szpitalu chorób płucnych. Jak w czasie większości minionych miesięcy, kłócimy się, tym razem, bo ja chciałam z lekarzem porozmawiać, żeby doradził jakie papierosy najlepiej ma palić chory na płuca(to oczywiście sarkazm) skoro "musi" rzekomo palić....usłyszałam, że jak wyjdzie ze szpitala, to uda się tam, gdzie mu nikt rządził nie będzie i nawet nie zahaczy o....itd
Zauważyłam, że od pewnego czasu, pogorszyły mi się kontakty z ludźmi. Z siostrą, bo "nie lubi PiSu" i sądzi że można normalnie w rodzinie serdeczne rozmowy prowadzić pomijając różnice światopoglądowe....z innymi ludźmi mniej, z alko partnerem zazwyczaj zawsze, gdy akurat planuję jakiś miły dzień/wieczor....w sumie nie kłócę się , wycofuję się, robię focha, usuwam się do tyłu, rakiem, coraz częściej czując się źle wśród bliskich , po prostu czując się jak ktoś wykluczony...natomiast z obcymi łatwiej mi nawiązać kontakt, pewnie dlatego, że się rozchodzimy zanim zrażę tę drugą osobę :(
no, nie jest tak zupełnie źle, mam sporo zwierząt wokół siebie, samych kur ponad 1000, siedem kotów, psa i dwa konie...jest ciepła wiosna , słowiki i bobry grasują po rzece...chyba to brak bliskości, miłości, przyjaźni tak obniża mi poziom serotoniny, endorfin i czego tam jeszcze potrzeba żeby się czuć fajnie, pozytywnie...gdy spojrzę wstecz, chyba nigdy nie miałam tak długiego okresu jałowego uczuciowo życia.Matko święta, a jak mi przyjdzie żyć jeszcze ze trzydzieści lat w takim stanie?Jestem z długowiecznej rodziny....z alko partnerem umówiłam się na kolejne 2 lata współpracy(czytaj:wzajemnego wykorzystywania się z zachowaniem równowagi trudnej dla mnie , bo ważę 65kg a on...140) i nie wiem, czy to dobry pomysł...zważywszy na swoje położenie wiekowo/geograficzne wielkich perspektyw nie ma co się już spodziewać.I tym śladem myślowym podążając doszłam do kwintesencji moich minionych rozważań: a może jednak ja jestem WSPÓŁUZALEZNIONA? Nie żeby konkretnie od jakiegoś alko, ale zawsze w przeszłości byłam z kimś, z rodziną, z chłopakiem, z mężem, potem z przyjacielem...ma się wtedy dystans do problemów życia codziennego.Mój obecny partner chociaż oficjalnie tak i mnie przedstawia, jest anty tezą partnerstwa. W moim rozumieniu. Pewnie gdyby poszukać jakiejś poradni rodzinnej, iść tam razem....to może , może coś by znowu zaiskrzylo...ale, chyba mi się nie chce wychodzić z inicjatywa. Krakowianka jedna, miała chłoca z drewna....alkoholizm to choroba uczuć, emocji...w sumie biedni są ci alkoholicy. A ja tu sobie gadu gadu a roboty mam za dwóch a ona leży...więc dobrej nocy:)

Linka - Pią 27 Maj, 2016 05:53

biegnacazwilkami napisał/a:
Zauważyłam, że od pewnego czasu, pogorszyły mi się kontakty z ludźmi. Z siostrą, bo "nie lubi PiSu" i sądzi że można normalnie w rodzinie serdeczne rozmowy prowadzić pomijając różnice światopoglądowe....

Oczywiście , że można. Spędziłam wczorajsze popołudnie z rodziną i nikt o polityce nawet nie wspomniał.
biegnacazwilkami napisał/a:
w sumie nie kłócę się , wycofuję się, robię focha,

Też tak robiłam do czasu aż stwierdziłam, że szkodzi to tylko i wyłącznie mnie, inni mają to głęboko w poważaniu.
biegnacazwilkami napisał/a:
chyba to brak bliskości, miłości, przyjaźni tak obniża mi poziom serotoniny, endorfin i czego tam jeszcze potrzeba żeby się czuć fajnie, pozytywnie

Uwierz mi, że bez tego da się żyć...też bym kiedyś nie uwierzyła, ale dziś mogę powiedzieć, ze jest to stan może nieidealny , ale całkiem spokojnie sobie żyję, nie czując by było to jakieś ogromne wyrzeczenie. Tylko ja mam przyjaciół i spore grono znajomych.
biegnacazwilkami napisał/a:
ale zawsze w przeszłości byłam z kimś, z rodziną, z chłopakiem, z mężem, potem z przyjacielem...

To dokładnie tak jak ja. Aż się kiedyś psycholożka zapytała, czy ja byłam kiedyś tak zupełnie sama: nie w związku, nie zakochana...zawsze umierałam z tęsknoty.
biegnacazwilkami napisał/a:
a może jednak ja jestem WSPÓŁUZALEZNIONA

:tak: zważywszy na to, co napisałaś poniżej
biegnacazwilkami napisał/a:
Pewnie gdyby poszukać jakiejś poradni rodzinnej, iść tam razem....to może

biegnacazwilkami - Pią 27 Maj, 2016 22:20

Pociągnę jeszcze troszkę ,może coś więcej rozwinę, bo w sumie rzecz o której piszę dzieje się od dość dawna, narastała stopniowo, leniwie się tocząc, jak szeroka rzeka na równinie, a czasem spadało wszystko jak jakiś wodospad....
Problem nr 1:rozmowy w normalnej rodzinie, gdy sa różnice światopoglądu nie stanowią rzeczywiście żadnego problemu, jesli rodzina nie zachorowała akurat na chorobe psychiczną ,nagłą, nieuleczalną i zaraźliwą w swoim kręgu , o czym wszyscy mogą przeczytać na portalu społecznościowym. Przestałam to czytać i z czasem pewnie zapomnę....ale już nigdy nie będziemy blisko....
Linka napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
w sumie nie kłócę się , wycofuję się, robię focha,

Też tak robiłam do czasu aż stwierdziłam, że szkodzi to tylko i wyłącznie mnie, inni mają to głęboko w poważaniu.

No i to samo własnie zauważyłam....więc rozmawiam coraz mniej i mniej i jeszcze mniej....
Linka napisał/a:
czy ja byłam kiedyś tak zupełnie sama: nie w związku, nie zakochana...zawsze umierałam z tęsknoty.

No bardzo podobnie, chociaz nie koniecznie żeby zakochanym być, raczej mieć przyjaciela/przyjaciółkę. Miałam i mam kilkoro, ale na odległość, mieszkanie na wsi ma swoje plusy i minusy. Dzieci np nie skarżyły się nigdy na brak towarzystwa bo najpierw sama, potem już one zwoziliśmy im koleżanki i kolegów, dom zawsze był pelen gości większych i mniejszych.Teraz jakoś zasiedziałam się w domu , nie chętnie gdzieś się ruszam, lubię swój codzienny dzień i pracę w domu.A zakochania są jak najbardziej pożądane :)
O poradni kiedyś wspomniałam swemu partnerowi gdy się tak ode mnie odsunął, przytaknął, że owszem przydalo by się, ale na tym temat się zakończył.
Przy okazji wspomnianej rocznicy poczytałam trochę maili sprzed jego przyjazdu, nikt by nie uwierzyl, że to on pisał, trzeba było na pisaniu poprzestać.
Byłam już sama, nawet dość długo, bo 8 lat, mąż wyjechał , dzieci chciały tu jeszcze matury porobić i tak stopniowo dojrzałam do rozwodu . Było super, myslałam, że juz nigdy z nikim się nie zwiążę. Założyłam sobie firmę, szło dobrze . Do czasu.A teraz w gospodarstwie, we dwoje jest po prostu łatwiej. Ciągnące się latami kłopoty z komornikiem, sądami, szukanie sprawiedliwości gdy jej nie ma, bo prawo jest jakie jest....podejrzewam, że popadam w społeczne wykluczenie. Mam teraz nowe, młode kurki, może się odbijemy od dna. trochę kasy zawsze poprawia nastrój.Oraz powodzenie , sukces zawodowy, echhhh, niech się wreszcie coś poprawi z tą gospodarką.

Jo-asia - Sob 28 Maj, 2016 06:20

Mam pytanie.. nie musisz odpowiadać.
Kto po Tobie przejmie gospodarkę?

biegnacazwilkami - Nie 29 Maj, 2016 02:28

Ta "gospodarka", czyli piekny poniemiecki dom + 10 ha piątej i szóstej klasy od rozwodu sa dzieciom przepisane, płacą solidarnie po 6 tys/m-c rat zadłużenia mojego, bo sa poręczycielami...spędzają tu każdą wolna chwilę.Pan Dom. To wazne miejsce , takie które ma duszę.Ma swoją historie.Podupadł ostatnimi czasy, ostatni remont jaki pamięta to rok 1988.Odbudowaliśmy go z gruzów z moim ex.Za starej realnej komuny.Gdy umieral w szpitalu, mówił tylko o...i o rzece i czeremchach. W tych czasach rzekomo komunistycznego reżimu zbudowaliśmy poza domem dwa inne budynki gospodarcze po 750m2 każdy.Dziś nawet z dotacją unijną nie znam nikogo kto by dokonał takiego wyczynu.W dziesiejszych czasach, w dobie komórek, internetu i szybkich samochodów, tylko kasa jest problemem, mieszkać można wszędzie, to bez znaczenia. Chodzi o to, że powoli nie chce mi się już chcieć cokolwiek. Rozmyslam czasami, czyby jakieś zdjęcia nie zamiescić, może jeszcze zamieszczę....arkadia to nazwa naszego kurnika...szczęśliwe jaja od szczęśliwych kur. Wykluły się młode bociany i tata bocian wynosi psu z miski smakołyki mamie bocianowej...w okolicznych miasteczkach nic się nie dzieje, młodzież i starsi na robotach w Niemczech i innych landach...posłyszałam w programie Roberta Janowskiego, że w takiej np Holandii nie ma zwyczaju mówić do bliskiej osoby: niuniu niu, misiaczku , albo kotku...a w takich np Włoszech to zdaniem Paolo Cozza " nie używa się zwierząt w rozmowach do ukochanej...",żadne tam tygrysku, wielorybku itp.Podobnież w Hiszpanii i innych europejskich tzw kulturach, mówią co najwyżej o ciałach astralnych jak gwiazdy, słońce ewentualnie o pięknych kwiatach...no i pojedzie polski hydraulik do takiej Francji i nie wraca...i panów mamy coraz mniej.Miałam tu bliską koleżankę, niestety, narobiła się u Niemców lat prawie 30 a jak wrociła, zachorowała na raka i zmarła, wychowała się w domu gdzie zimą szron na ścianach był, myslała: zarobię i na stare lata odpocznę.Ma, wieczny odpoczynek.Synowie pozostawieni babci na wychowanie....wyrzucali jej to zmarnowane dzieciństwo, ale na pogrzeb przyszli.Myslę, że jedyne więzy trwałe, to więzy krwi. Zawsze jest na czym odbudować rodzinę. Gdy opowiadam mimo woli w kuchni razem coś przygotowując z moją Młoda, słucha zachłannie a raz się jej wyrwalo: wiesz mamo, ja się chyba za późno urodziłam,tak mi brak niedzielnych rodzinnych obiadów, rozmów przy kominku..., pewnie dlatego tak walczą o ten Dom, dzieki niemu mieli szczęśliwe dzieciństwo.
Jo-asia - Nie 29 Maj, 2016 05:50

:)
z tymi zdjęciami.. to niezły pomysł
czasem.. jak tak opisujesz.. mam ogromną chęć pojechać i pobyć tam
a agroturystyka Cię interesuje?

biegnacazwilkami - Pon 30 Maj, 2016 09:46

Nie ma tymczasem warunków do zapraszania gości, chociaż jako Kujawianka zawsze jestem chętna i "przygotowana" na taką ewentualność:) Agroturystyka nie ma sensu w czasach gdy wszyscy się zachłystują otwartymi granicami i żeby nawet bomby na łeb leciały, wolą jechać nad jakies cieple morze. Będę pamietać, Jo-asiu że jakbym miała czas i lepsze warunki, to mam Cię zaprosić :)
biegnacazwilkami - Pon 30 Maj, 2016 10:32

A wracając do podjętego przeze mnie tematu, uzależnienia, czy współuzaleznienia w szerszym kontekście, od posiadania przy sobie drugiej osoby, oraz do tego co Linka mi odpisała, to myślę, że to bardzo ważne rzeczy poruszone zostały. Po większej części skupiamy się na tym jednym aktualnym przypadku, ale własnie to co Linka wspomniała, takie pytanie:czy kiedykolwiek byłam/byłem sam/sama? Dobrze jest być z kimś, ale być czasami a na pewno samemu na stare lata samemu, to nie tragedia,zwłaszcza po dobrze przeżytym życiu. Ważne rzeczy napisałas Linko i bardzo Ci dziekuję za to, również o tym,że strzelanie focha, odsuwanie się w kąt, to nie jest żadna wygrana. Trzeba iść dalej swoją drogą i zdystansować się do otoczenia nie ....akceptującego nas, czy raczej nie spełniającego naszych, moich oczekiwań. Bo przecież jesli to ja mam racje, dobrze myslę, oczekuję tego co mi się wg mnie należy, to chyba nie ja się do kata mam chować.
Obecnie czeka mnie podjęcie decyzji jak przywitać skunksa wracającego ze szpitala. Całe 11 dni żarliśmy się na odległość, ja oczekiwałam telefonów, smsów, wiadomości na necie, a ten sobie urządził odpoczynek jak ogłosił się na fb (honorowo nie zaglądałam tam długi czas) "pod gruszą", seria zdjęć, jak tam pięknie, udzielanie się do tzw znajomych, pitu, pitu, ćwierku, ćwierku....byle nie do mnnie....za to dziś już o 6,20 sms dziś wracam i rozesmiana mordka....gdyby nie te kury, napisała bym : a jedź sobie w p....ale rozsądek podpowiada: spokojnie, to w końcu impotent, pogadal i tyle....wkurza mnie to jak się zwracają obce bądź co bądź osoby zdrobnieniami do jakich moim zdaniem nie mają uprawnień, pewnie starej daty jestem.Nic ci kobieto nie ubyło, bo nic nie miałas- mówi mały paskudny robaczek w głowie- jak nie miałam, a skąd się ta barbapapa wzięla tu w ogóle i to w moim lózku?Wywalę go do innego pokoju może, rozważam...hm, trzeba być w takim razie przygotowanym na rozmowy, co się stało, gnida zapewne powie, że przecież on w szpitalu był, może nawet czeka go operacja, wspominał że za płotem cmentarz ładny jest a na piętrze paliatyk....grrrrr, dobrze że czasu nie mam robaczku na dalsze negocjacje, idę do roboty. Prawidłowo powinnam zrobić tak: cześć, podać(lub nie) rękę, żadne buzi, buzi, wskazać drogę do innego pokoju i sobie radź sam koło siebie dalej kolego.Ale, pewnie zmarszczę nos w usmiechu, podam policzek do buzi,buzi i będę wysłuchiwać godzinami piania, jak tam cudownie bylo....eeeech, , co za życie, tak źle a tak jeszcze gorzej.Powtarzam sobie w myslach, co zrobił,poprawił, udoskonalił w gospodarstwie, trochę zasług ma. Ale gdy tu przyjechał, nie miał nawet swojego nazwiska, nosił nie wiedzieć czemu nazwisko żony. Dalej nie ma nic, bo wciąż spłacam dlugi i biedni jestesmy, ale ma spowrotem swoje bardzo ładne zresztą nazwisko,oraz wyciągnięte z dna sponiewierane ego: ma dobrą choć tylko zawodową szkołę i zainteresowanie/może talent do techniki, rozgryza cierpliwie każdy prawie problem techniczny, z prądem ,z komputerem czy nową komórką , wymysla nowe urządzenia, np łuparkę do drzewa zrobil, itd.Jest dowartościowywany również przez moją rodzinę, lubią go. Dałam mu też kilka rzeczy po W...od tego się w zasadzie zaczęło, zastanawiałam się, co mam zrobić z rzeczami osobistymi W, telefon, laptop, rower....przecież tego nie sprzedam,myslałam.Przyjechał samochodem z przyczepą kampingową, włóczęga po prostu.Przyczepę zamienił na drugi samochód. Ma czym odjechać do tych swoich znajomych. I pies mu mordę lizał!To by było na tyle.Robaczku!

Jo-asia - Pon 30 Maj, 2016 13:23

biegnacazwilkami napisał/a:
Będę pamietać, Jo-asiu że jakbym miała czas i lepsze warunki, to mam Cię zaprosić

miło mi :)
wygląda na to, że się wprosiłam :rotfl:

warunki dla mnie, nie mają znaczenia
nie jestem delikatna ;) i raczej z tych, co to stronią od wielkiego świata a delektują się naturą i ciszą :)

taka moja refleksja...
Ja Cię nie poznaje.. taka wojownicza, nieustępliwa (w dobrym tego słowa znaczeniu), inteligentna.., którą mało co zatrzyma..
jakim cudem dałaś się tak Robaczkowi .. uciszyć?

pozdrawiam serdecznie :buziak:

OSSA - Pon 30 Maj, 2016 14:05

biegnacazwilkami, tak się zastanawiam czy tobie.na.tym gospodarstwie jest potrzebny partner, czy parobek? Bo jeśli kury są ważniejsze niż facet, przyjaz, to na miejscu facet uciekalabym gdzie pieprz rośnie.
staaw - Pon 30 Maj, 2016 18:18

Biegnąca, ja odczytuję Twoje posty w ten sposób że szukasz parobka a wikłasz się w związek.
Może warto ustalić zasady że zapewniasz wikt, opierunek i nocleg na pięterku?
No może jeszcze jakieś kieszonkowe na ile Cię stać...

OSSA - Pon 30 Maj, 2016 19:30

biegnacazwilkami napisał/a:
Obecnie czeka mnie podjęcie decyzji jak przywitać skunksa wracającego ze szpitala.


biegnacazwilkami napisał/a:
.gdyby nie te kury, napisała bym : a jedź sobie w p....ale rozsądek podpowiada: spokojnie, to w końcu impotent, pogadal i tyle....wkurza mnie to jak się zwracają obce bądź co bądź osoby zdrobnieniami do jakich moim zdaniem nie mają uprawnień, pewnie starej daty jestem.Nic ci kobieto nie ubyło, bo nic nie miałas- mówi mały paskudny robaczek w

biegnacazwilkami napisał/a:
a skąd się ta barbapapa wzięla tu w ogóle i to w moim lózku?


Szczerze jestem na tym forum już jakiś czas , ale nigdy nie przeczytałam by ktoś w ten sposób pisał o swoim partnerze/ mężu, :shock: :shock: a to tylko niektóre obelgi wybrane z twojego posta.

Moim zdaniem nawet parobek zasługuje na więcej szacunku , a co dopiero partner.

yuraa - Pon 30 Maj, 2016 21:41

tak mi przyszło do głowy
czy współuzależnione mają nawroty ?

margo - Pon 30 Maj, 2016 21:44

yuraa napisał/a:
współuzależnione mają nawroty


jasne, że tak... być może ktoś by nazwał to inaczej niż "nawrót"... ale w zasadzie tak, analogicznie do alkoholizmu na pewno... jakieś powroty do starych schematów...

biegnacazwilkami - Wto 31 Maj, 2016 00:07

Nie nawroty, tylko
pterodaktyll napisał/a:
Przeważnie są w permanentnym nawrocie jak widać na załączonym obrazku ;)

Zgadzam się z Tobą, już na ten temat toczyłam kiedyś boje na innym forum. Własnie dlatego swój pierwszy temat zatytułowałam:współuzaleznienie, miłość,czy choroba? Gdyż każda miłość, do rodziny czy do partnera, nawet do przyjaciół wiąże się z wzajemnym uzaleznieniem, w moim wzorcu :pozytywnym uzależnieniem, jesli jest wzajemne. To ważne: jesli jest wzajemne. Tylko że często druga strona wykorzystuje miłość bliźniego i wtedy to już jest choroba. Albo z braku wzajemności i związanego z tym braku zrozumienia, nie oddaje wzajemnie tego co dostaje.No i stąd są te historie, jakoby mężczyźni i kobiety się nie rozumieją, bo są albo z marsa albo z wenus....jak się dobiorą , to się rozumieją,ale, skąd wiadomo czy jestem nie zrozumiana, bo jest brak wzajemności czy tylko mówię w obcym języku? Poza tym rozmawiać z alko o miłości to jak ze ślepym o kolorach, no, w najlepszym razie jak z daltonistą...słyszał, że są jakies inne od czarnego i białego, ale nie widział, bo ma taką wadę wzroku. Mój alko wrócił , wyniki ma prawie dobre, nową jakąś chorobę mu wynajdują, ale nie jest śmiertelna, więc wbrew rozwadze zaraz po przywitaniu mówię (trochę za głośno) iż ma się zastanowić, czy chce tu zostać, bo jesli tak, to nie życzę sobie żadnych koleżanek z terapii, zwłaszcza gdy maja sześcioro dzieci i ani jednego tatusia, za to są zapisane na szęsciu portalach randkowych i piszą do nie swojego faceta per powiedzmy: Krzysiulenieczku. A piszą, bo się ten facet (niby mój)zapytuje: o czym myslisz( powiedzmy per) : Jadziuleńko...szlag mnie prawie trafił na takie wpisy, a i jeszcze: ciepluteńko pozdrawiam...Rozmyślam, czyby dla równowagi nie udać się na jakąś rozmowę do Poradni, powstrzymuje mnie brak czasu i to, że same smarkate tam pewnie spotkam....

olga - Wto 31 Maj, 2016 03:16

Gdyby on Cie kochal to by po zadnych portalach nie latal bo niby po co?
Klara - Wto 31 Maj, 2016 07:00

biegnacazwilkami napisał/a:
Tylko że często druga strona wykorzystuje miłość bliźniego i wtedy to już jest choroba.

Choroba jest wówczas, gdy ta osoba DAJE SIĘ wykorzystywać tej, którą darzy uczuciem.

Dodam, że w wypadku współuzależnienia to uczucie jest powiązane z nadmierną kontrolą, a przede wszystkim oczekiwaniem, że strona nim obdarzona odwdzięczy się w taki sam sposób.
Zaryzykuję stwierdzenie, że współuzależnienie nie uznaje różnic w sposobie przeżywania i uzewnętrzniania uczuć - jeśli JA czuję/przeżywam tak a nie inaczej, to on/ona POWINIEN MI to odwzajemnić.

OSSA - Wto 31 Maj, 2016 08:27

yuraa napisał/a:
tak mi przyszło do głowy
czy współuzależnione mają nawroty ?
. Dostałam zaproszenie na rocznicę ślubu znajomej , nie było w tym nic dziwnego ,.gdyby nie.to że.facet pije , bije , lajdaczy się na prawo i lewo, wraca do domu po tygodniu chlania po różnych melinach. Ona organizuje przyjęcie z okazji rocznicy.... Normalnie na.sama myśl :rzyga: nie pójdę , bo niby co miałabym jej życzyć
biegnacazwilkami - Wto 31 Maj, 2016 23:24

Klara napisał/a:
Dodam, że w wypadku współuzależnienia to uczucie jest powiązane z nadmierną kontrolą, a przede wszystkim oczekiwaniem, że strona nim obdarzona odwdzięczy się w taki sam sposób.

Tu się trochę Klaro poplątałas, znam objawy takiej nadkontroli, która z męża alko przeniosła się również na syna w ogóle nie pijącego, ale koleżanka z przyzwyczajenia przeglądała wszystkie dostepne telefony, smsy itd.Oczekiwanie,że druga strona obdarzona uczuciem odwzajemni je, jest oczywiste i naturalne.Czasami uczucie wygasa z różnych powodów, niekoniecznie jest to choroba alko drugiej osoby. Po prostu, po bliższym poznaniu się, znajomość okazuje się pomyłką.
Klara napisał/a:
Zaryzykuję stwierdzenie, że współuzależnienie nie uznaje różnic w sposobie przeżywania i uzewnętrzniania uczuć - jeśli JA czuję/przeżywam tak a nie inaczej, to on/ona POWINIEN MI to odwzajemnić.

Pewnie masz rację, ale jeśli chodzi o związki rodzinne inne, np dziecko-rodzic i odwrotnie, jest to w pewnym sensie zdrowa miłość a nie choroba.
olga napisał/a:
Gdyby on Cie kochal to by po zadnych portalach nie latal bo niby po co?

Dokładnie tak, Olga, krótko i rzeczowo. Myslę tak własnie i mu to powiedziałam, pytając po co mu to. Ale, dzisiaj wieksza część społeczeństwa jak nie jest na FB czy czymś takim, to jakby nie żyła,prawda?Część nie ma dobrego życia w realu, inny na zasadzie odruchu stada, robi tak choć nie musi. Przyznam że i ja od czasu do czasu lubię wrzucić coś na fb, zdjęcia, artykuły, mysląc, że będzie to w jakimś jednym miejscu łatwe do odnalezienia, nie szukam natomiast żadnych znajomości, mam ich bardzo mało.
Co Ossa chciałas mi przekazać, nie zrozumiałam, mój alko kolega chyba nie pije, bym wyczuła, od 2 lat, podaje dzień przyjazdu tu jako swój pierwszy dzień nowego trzeźwego życia. Jest specjalistą w chodowli drobiu, jakby moim głównym technologiem, ma głós decydujący i nie pracuje fizycznie, do takich prac mam zawsze wypróbowaną ekipę.Parobkiem jestem raczej ja..., prowadzę normalny w miarę dom, bo lubię, zajmuję się stroną handlową kurnika i wciąż mam firmę nie rozliczoną z wierzycielami, sporo tego...
Z alko jest coś na rzeczy, było już wczesniej, zanim go poznałam, gdy był żonaty i może jeszcze wczesniej, pewnie z orientacją seksualną ma namieszane. Gdyby ze mną rozmawiał, może bym wiedziała o co chodzi, ale nie rozmawia w sensie na tematy osobiste.Przybył jako mój nowy chłopak, więc nie bylo powodu żeby zamieszkał w osobnym pokoju. Nie mamy kasy , pomaga mi rzeczywiście za wikt i opierunek.Często się kłociliśmy, stopniowo coraz rzadziej, ze dwa czy trzy razy chciał wyjechać, przyznaję, że prosiłam , żeby został.Wiem, że mnie nie kocha.Ale, czy w każdym wieku miłość jest warunkiem bycia razem? Sądziłam, że się zaprzyjaźnimy.Byłam nie raz wkurzona i na granicy wytrzymałości, jednak stopniowo nasze relacje poprawiały sie, na dystans,ale poprawnie.Jaką ma winę wobec mnie? Że nie spełnił moich oczekiwań?Jest alkoholikiem, tyle wiedziałam, nie pije, zmienia mu się charakter, nie wiadomo o co mu w życiu chodzi, sam tego chyba jeszcze nie wie.Ćhyba chciałabym zobaczyć, co za motyl czy inna ćma wylęgnie się z tej poczwarki...oraz, jak ten pies ogrodnika: sam nie zje a drugiemu nie da, skoro nie wyszedł z mojego łóżka, wymagam wyłączności.Mówiąc trywialnie:)Cierpię bardzo tylko dlatego, że jestem całuśna i bardzo przytulna, obok mam 140kg nieszczęścia do głaskania i przytulania....i nic z tego, on tego nie potrzebuje. Nie rozmawiamy na tematy osobiste, nie przytulamy sie, pracujemy razem za bardzo marną kasę, dostarczając sobie wzajemnie towarzystwa. Jest jeszcze jedna zaleta takiego stanu rzeczy:nie zaplączę się może,w jakis kolejny, gorszy ambaras....chociaz pewności nie ma....

biegnacazwilkami - Wto 31 Maj, 2016 23:45


Klara - Śro 01 Cze, 2016 07:03

biegnacazwilkami napisał/a:
Tu się trochę Klaro poplątałas, znam objawy takiej nadkontroli, która z męża alko przeniosła się również na syna w ogóle nie pijącego, ale koleżanka z przyzwyczajenia przeglądała wszystkie dostepne telefony, smsy itd.

:nie: Nie poplątałam się.
Współuzależnienie nie znika wraz z alkoholikiem. Ono pozostaje i nieleczone, nieuświadomione, potrafi zadręczać innych domowników którzy albo cierpią w cichości, albo jak mogą, tak unikają kontaktu z toksyczną osobą :(

pietruszka - Śro 01 Cze, 2016 20:10

biegnacazwilkami napisał/a:
Gdyż każda miłość, do rodziny czy do partnera, nawet do przyjaciół wiąże się z wzajemnym uzaleznieniem, w moim wzorcu :pozytywnym uzależnieniem, jesli jest wzajemne.

Według mnie miłość, prawdziwa miłość nie ma nic wspólnego z uzależnieniem. Może mieć coś wspólnego z przywiązaniem, ale nie z uzależnieniem. Każde uzależnienie to brak wolności. Prawdziwa, głęboka miłość to właśnie umieć puścić wolno... I dotyczy to pozwolenie na stawianie samodzielnych kroków przez dziecko, pozwolenie na samodzielne zakupy młodziutkiej nastolatce, jak i czasem... pozwolenie dorosłej osobie/partnerowi na odejście. Miłość to nie niewolnictwo.
biegnacazwilkami napisał/a:
Tylko że często druga strona wykorzystuje miłość bliźniego i wtedy to już jest choroba. Albo z braku wzajemności i związanego z tym braku zrozumienia, nie oddaje wzajemnie tego co dostaje

takie oczekiwania to w spółce, w działalności gospodarczej a nawet i te są zwykle są spółki z o.o. i nic i nikt nie zagwarantuje, że ktoś wywiąże się z obowiązków.

biegnacazwilkami napisał/a:
nie wiadomo o co mu w życiu chodzi,

Dorota, a o co chodzi TOBIE w życiu? Tego, co w jego głowie (i innych organach) siedzi nigdy nie odgadniesz...wpływ masz tylko na siebie...

Jo-asia - Czw 02 Cze, 2016 05:46

Pietruszka.. to co napisałam.. nie jest odpowiedzią personalną do Ciebie
Jest odpowiedzią mojego serca.. na "problem" który mnie poruszył
pietruszka napisał/a:
Według mnie miłość, prawdziwa miłość nie ma nic wspólnego z uzależnieniem.

prawdziwa..
słowo ideał.. do którego ciągle dążymy, który pragniemy i wyczekujemy
a w międzyczasie.. nie zauważamy tego co mamy
Potępiamy inne spojrzenia.. inne miłości. Byle tylko wykazać.. że to nie TA.
Ideał nie istnieje.. nie doświadczymy TEJ miłości. Bo to wymysł... mrzonki.

Bo to nie w czasie.. znajdziesz miłość. I nie celem jest, żyć właśnie tą "prawdziwą".
A rozpoznanie w tej obecnej chwili... że Miłość istnieje... już..teraz.
A tak skazujesz się na wieczną agonię.. umieranie i ciągłe niezaspokojenie.
Kochaj jak umiesz... teraz. Szkoda czasu. Życie nie trwa wiecznie.
Czerp z tego co jest... całymi garściami. I nie ważne, że odbiega od ideału... a właśnie dlatego, że odbiega. Bo tylko tak... bo tylko tam, Miłość Jest.
Nie w wyobrażeniach o niej a w doczesności.

słowa te płyną z ostatecznego pożegnania.. z moim tatą

olga - Czw 02 Cze, 2016 06:42

Alez oczywiscie, ze istnieje. I nie ma nic wspolnego z uzaleznieniem czy tam wspoluzaleznieniem. Jestem, istnieje, funkcjonuje, kocham niejako przy okazji...daje - niczego od siebie nie wymagajac i nie wymagajac niczego od tej drugiej osoby. Dzieje sie to jakos tak samorzutnie. Nie oplatam jak bluszcz i nie jestem oplatana bo stawiam granice. Mam swoj osobisty swiat. Wiem, ze rownie dobrze moge funkcjonowac z ta druga osoba jak i bez niego.....co nie oznacza, ze ot tak sobie wyrazam wewnetrzna zgode na to zeby go stracic.....tyle, ze zycie nauczylo mnie, ze nic nie jest wieczne......dzisiaj jestem tu jutro moge byc gdzie indziej.....panta rhei...
Jo-asia - Czw 02 Cze, 2016 08:12

olga napisał/a:
Alez oczywiscie, ze istnieje. I nie ma nic wspolnego z uzaleznieniem czy tam wspoluzaleznieniem. Jestem, istnieje, funkcjonuje, kocham niejako przy okazji...daje - niczego od siebie nie wymagajac i nie wymagajac niczego od tej drugiej osoby. Dzieje sie to jakos tak samorzutnie. Nie oplatam jak bluszcz i nie jestem oplatana bo stawiam granice. Mam swoj osobisty swiat. Wiem, ze rownie dobrze moge funkcjonowac z ta druga osoba jak i bez niego.....co nie oznacza, ze ot tak sobie wyrazam wewnetrzna zgode na to zeby go stracic.....tyle, ze zycie nauczylo mnie, ze nic nie jest wieczne......dzisiaj jestem tu jutro moge byc gdzie indziej.....panta rhei...

A gdzie tu brak zależności?
Tylko tym razem...od niezależności

olga - Czw 02 Cze, 2016 15:15

Jo-asia napisał/a:
A gdzie tu brak zależności?
Tylko tym razem...od niezależności


zaleznosc kojarzy sie z jakims ciezarem, wysilkiem a tu zadnego wysilku nie ma...

biegnacazwilkami - Czw 02 Cze, 2016 15:37

olga napisał/a:
zaleznosc kojarzy sie z jakims ciezarem

o, nie prawda, czasami jest to słodki ciężar:)
olga napisał/a:
a tu zadnego wysilku nie ma...

:( ( bez wysiłku? To i pewnie bez uczuć wyższych....nie gniewaj się Olga, ale współczuję wszystkim którzy miłości nie zaznali łącznie z jej blaskami i cieniami.To tak, jakbyś nigdy nie widziała tęczy a życie widziała tylko jako czarno-białe.Nawet , a może zwłaszcza przyjaźń niesie za soba różne dozgonne zobowiązania i....trwa wiecznie lub , nie była to prawdziwa miłość, lub przyjaźń.Jest wg mnie bezwarunkowa, tak jak miłość rodzica do dziecka, jest bezwarunkowa.

biegnacazwilkami - Czw 02 Cze, 2016 15:45

Jo-asia napisał/a:
słowa te płyną z ostatecznego pożegnania.. z moim tatą

Joasiu, współczuję i równoczesnie dziękuję za mądre słowa powyżej . Pamietam inną userkę na innym portalu gdy siedząc przy łózku umierającej matki alkoholiczki, nie umiała jej wybaczyć....wybaczenie i ocalenie w pamięci dobrych wspomnień o bliskich, to warunek że kiedyś i nam będzie wybaczone a gdy spoczniemy ....ktoś i za nas świeczkę zapali...więzy krwi są przecież nie rozerwalne.

Jo-asia - Czw 02 Cze, 2016 15:47

Dziękuję Dorota :)
olga - Czw 02 Cze, 2016 16:06

Cytat:
prawdziwa miłość, lub przyjaźń.Jest wg mnie bezwarunkowa,


kochana nie jest bezwarunkowa :nie: chyba, ze do dziecka to i owszem...
ja raz skrzywdzilam sama siebie, drugi raz na to nie pozwole
jest dobrze bo jest dobrze....jesli zaczeloby mi byc zle to zmykam
poza tym...milosc nie krzywdzi...jesli krzywdzi to to nie jest milosc tylko wspoluzaleznienie

olga - Czw 02 Cze, 2016 16:20

Cytat:
więzy krwi są przecież nie rozerwalne.


wsadze kij w mrowisko...sa rozerwalne...
moja matka zmarla 18 lat temu...na grobie bylam ostatnio moze 8 lat temu bo ojciec mnie poprosil zeby grawerowane litery na nagrobku zlota farba pomalowac, wiec pojechalam i pomalowalam....chyba wybaczylam...mysle, ze na pewno bo prawie zapomnialam...mam teraz wrazenie, ze jej nigdy nie bylo...mojej matki
kiedys myslalam, ze jest to niemozliwe zeby matka nie kochala wlasnego dziecka, ze kochala mnie tak jak umiala a ze nie umiala to tak wlasnie mnie kochala....niestety jest to mozliwe...moze nie kochac....

pterodaktyll - Pią 03 Cze, 2016 12:27

- Jeśli miłością rządzi przypadek, to czy w związku mamy wpływ na to, co się dzieje?

- Tak, ale ograniczony. Mamy wpływ na swoje odczucia, swoje spostrzeżenia, opinie, przekonania, ale nie mamy wpływu na partnera. Związek to taniec dwóch osób i jeśli jedna z nich myli kroki, to coś jeszcze z tego można uratować. Ale jeśli jedno z dwojga nie ma ochoty dłużej tańczyć, to nic z tego nie będzie. Nie jest więc tak, że jedna osoba może zrobić 100% wszystkiego, żeby utrzymać związek. Możemy zrobić tylko połowę, czyli to, co jest po naszej stronie. Zawsze może się zdarzyć, że ktoś przyjdzie i powie – „Ja już cię nie kocham, nie chcę z tobą być”. Wtedy zaczyna się dramat. Zgadzam się z Wojtkiem Eichelbergerem, który mówi, że lepiej kochać i nie być kochanym niż nie kochać i być kochanym. To znaczy, że lepiej kochać, mieć ten stan w sobie i dawać go ludziom niż być pustym i mierzyć się z tym, że ktoś mówi „Ale ja cię bardzo kocham, zostań ze mną”.

- Jacek Walkiewicz w rozmowie z Dagną Kurdwanowską

biegnacazwilkami - Pią 03 Cze, 2016 13:19

pterodaktyll napisał/a:
lepiej kochać i nie być kochanym niż nie kochać i być kochanym.

to prawda, zawsze jednak warto dać tej drugiej osobie szansę na spotkanie miłości z wzajemnością, więc odejść,nawet jak by to bolało.
Dodam, że o ile zakochac się mozna w oka mgnieniu, w jednej chwili, o tyle rozkład związku to raczej proces dłuższy, poza zdradą oczywiście, umieranie miłości w moim małżeństwie trwało długo, powiedziec mozna że latami.Mąż zawsze, aż do smierci twierdził, że....mnie kocha....oraz dzieci. Po prostu nie był ze mną tak blisko (a ja z nim) żeby rozmawiać o rozterkach ,psychice, co nas rozdzieliło. On już wczesniej zapijał problemy, aż doszło do przemocy, czego ja nie wybaczyłam nawet będąc "poprawną" pozornie żoną.Miłość umiera powoli, za to nieodwracalnie. I druga osoba do pewnego czasu może temu zaradzić.Trzeba jednak być w tej miłości również przyjaciółmi.

biegnacazwilkami - Śro 22 Cze, 2016 23:49

Dla równowagi przypomnę tu historię , jaka opisana jest na tym i innym jeszcze forum:
kolega mojego W , alkoholik z kilkudziesięcioletnim stażem picia , rozwiedziony, dwóch dorosłych synów, samodzielne mieszkanie, w związku z starszą, dobrze sytuowaną partnerką, został postawiony w takiej sytuacji, że załatwiła mu ona miejsce na terapii zamknietej, dała bilet kolejowy do ośrodka i wyjechała na urlop na antypody.Kolega terapię odbył, wrócił samotny do rodzinnego miasta i cóż, jak to bywa, zabalował...z dużo młodszą od siebie , nieznajomą.Partnerka z urlopu wróciła a kolega wrócił do partnerki..., po kilku tygodniach okazało się, że...będzie ojcem...znaczy znowu będzie ojcem, wczesniej dowiedział się,że będzie dziadkiem...no i tak się zaczęła pleść na różnych forach historia dziadziunia....historia burzliwa z pozytywnym dla dziadziunia zakończeniem w kwestii jego przygody z alkoholem...otóż zapiekły alkoholik prawdziwy jak o sobie pisał, alko który nie stracił głowy dla żadnej kobiety,zostawszy nieoczekiwanie ojcem córeczki nazywanej fasolką, poczuł nagle że jest odpowiedzialny za kogoś, oraz, że jest ktoś, kto kocha go bezwarunkowo...zaczął też rozrózniać jaka jest różnica między trzeźwością a abstynencją..., a na koniec stwierdził, że on też umie kochać, córkę i jej matkę, droga była długa bo trwała aż chyba 8 lat, z czego rzeczywiście trzeźwych to chyba tylko 3? Tosia jest zorientowana najlepiej, bo to Ona własnie sprowokowała dziadziunia do publicznej spowiedzi na łamach tegoż forum ku pożytkowi innych zarówno alko jak i ich partnerek, o tym ile razy zapijał, jak się podnosił itd Gdy ktoś chce żyć z alkoholikiem, lepiej niech tę historię sobie przeczyta, żeby się zastanowic, czy warto męczyć się tyle lat?Oraz o tym, jak wymaganie odpowiedzialności dowartościowuje , oraz o tym, jak bezwarunkowa miłość dziecka , jego ufność potrafi skruszyć najtwardsze, pozbawione uczuć serce alkoholika.
Przedstawił mi się tak: mam na imię Krzysztof i jestem alkoholikiem. Nigdy Go osobiście nie poznałam, ale czytając od czasu do czasu jego karkołomnie nie raz wypowiedzi, mogę powiedzieć, że przypadkowo poznana kobieta i dziecko które przyszło potem na świat, uratowały Mu życie.

OSSA - Czw 23 Cze, 2016 06:47

Ostatnio poszałam coś załatwić do innego pokoju w pracy jedna z moich wscipskich koleżanek wystartowała :shock: jakie ty masz siwe wlosy. Nie wytrzymałam i powiedziałam czy ty nie masz ważniejszych własnych problemów ... mam ... to się nimi zajmij. Co ciebie obchodzi życie kol.Krzysztofa każdy z nas kto ma więcej niż naście matka. ma siwe wlosy i jakaś tam przeszłości. Ważne jest tu i teraz. Teraz Krzysz3tof ma nową rodzinę i jego spRawa co pisze na forum. Po cholerne prowadzisz śledztwo? ???
Klara - Czw 23 Cze, 2016 07:11

OSSA napisał/a:
Po cholerne prowadzisz śledztwo? ???

Ossa, nie denerwuj się tak, bo historia była opisana szczegółowo na innym forum.
Nasz bohater miał więcej czytelników (a może czytelniczek) niż się komukolwiek wydaje.
Należy się jedynie małe sprostowanie w związku z tym, co napisała Dorota - pisał na kilku forach. Na początku swojej internetowej przygody właśnie na kilku forach (w tym, na naszym) przywitał się jednakowym tekstem, a później pozostał na jednym, choć nie był mu całkowicie wierny.
Do nas zawitał ponownie po definitywnym usunięciu z tamtego forum, które chyba najbardziej lubił.

pterodaktyll - Czw 23 Cze, 2016 07:20

Klara napisał/a:
OSSA napisał/a:
Po cholerne prowadzisz śledztwo? ???

Ossa, nie denerwuj się tak, bo historia była opisana szczegółowo na innym forum.

Jak to mawia Dobra Księga? :mysli: ...........co mnie dotyka to mnie dotyczy, czy jakoś tak......... ;)

OSSA - Czw 23 Cze, 2016 07:29

Klara, wielu z nas pisało na innych portalach społecznościowych co w tym złego? Co w tym złego że dorosły facet związał się z młodsza kobieta i ma z nią dziecko. Tak jak pisała biegnąca dzieci z pierwszego małżeństwa są dorosłe mają własne życie i rodziny. Czy osoba 50 + nie ma prawa do szczęścia. Ja już sobie dzieci ie urodze, ale mój były jak będzie chcial ... wnuczka będzie bawić się z młodsza ciocia albo wujkiem ;) co w tym zlego?
Klara - Czw 23 Cze, 2016 07:37

OSSA napisał/a:
co w tym zlego?

Może źle odczytałam treść postu Doroty, ale nie widzę tam krytyki, a wręcz przeciwnie - coś w rodzaju nadziei, że człowiek na każdym etapie destrukcji może się podnieść, zmienić, nawrócić..... :beba: jak zwał, tak zwał.

OSSA - Czw 23 Cze, 2016 07:41

pterodaktyll napisał/a:
Klara napisał/a:
OSSA napisał/a:
Po cholerne prowadzisz śledztwo? ???

Ossa, nie denerwuj się tak, bo historia była opisana szczegółowo na innym forum.

Jak to mawia Dobra Księga? :mysli: ...........co mnie dotyka to mnie dotyczy, czy jakoś tak......... ;)
ma rację dobra księga WKURZA mnie wchodzecie z buciorami w czyjeś życie. Nie pierwszy i nie ostatni facet zostawił partnerkę jak zaczął trzeźwiec. Nie muszę daleko szukać. ... dobrze mi z tym :luzik: shock
biegnacazwilkami - Czw 23 Cze, 2016 10:31

Klara napisał/a:

Może źle odczytałam treść postu Doroty, ale nie widzę tam krytyki, a wręcz przeciwnie - coś w rodzaju nadziei, że człowiek na każdym etapie destrukcji może się podnieść, zmienić, nawrócić..... :beba: jak zwał, tak zwał.

:okok:

biegnacazwilkami - Czw 23 Cze, 2016 10:44

OSSA napisał/a:
Po cholerne prowadzisz śledztwo? ???

:shock:
Krzysiu to jedyny znany mi przykład faceta , alkoholika zawodowego niemal, który latami pił,potem latami trzeźwiał i na oczach wielu czytelników przebył drogę z samego dna piekieł do normalności. Wspierała go cała rodzina,wszystkie rodziny, teściowie i przyjaciółka.Pomógł wieu osobom, w tym również mnie, znaliśmy się,tyle że tylko telefonicznie.Moja opwieść to wyraz szacunku da Krzyśka.
Ossa, Ty to chyba z innej bajki jesteś?

OSSA - Czw 23 Cze, 2016 12:40

biegnacazwilkami napisał/a:
OSSA napisał/a:
Po cholerne prowadzisz śledztwo? ???

:shock:
Krzysiu to jedyny znany mi przykład faceta , alkoholika zawodowego niemal, który latami pił,potem latami trzeźwiał i na oczach wielu czytelników przebył drogę z samego dna piekieł do normalności. Wspierała go cała rodzina,wszystkie rodziny, teściowie i przyjaciółka.Pomógł wieu osobom, w tym również mnie, znaliśmy się,tyle że tylko telefonicznie.Moja opwieść to wyraz szacunku da Krzyśka.
Ossa, Ty to chyba z innej bajki jesteś?
nie znasz osoby . wiesz tyle ile napisał o sobie na portalach społecznościowych i ...... fakt jesteśmy z innej bajki. Dla mnie to co ludzie piszą jak się przedstawiają na forach FB to jedno a .... życie sobie.
biegnacazwilkami - Czw 23 Cze, 2016 14:27

OSSA napisał/a:
nie znasz osoby . wiesz tyle ile napisał o sobie na portalach społecznościowych i ...... fakt jesteśmy z innej bajki. Dla mnie to co ludzie piszą jak się przedstawiają na forach FB to jedno a .... życie sobie.

No, nie zupełnie to tak wygląda,ale niech Ci będzie...przyznasz jednak, że na forach piszą osoby takie jak Ty, które podjęły jedyną słuszną ich zdaniem decyzję w życiu i resztę życia utwierdzaja się w tym przekonaniu, siebie i innych...są jednak osoby, którym nie obce sa rozterki duchowe, wątpliwości, nawet gdy decyzje są poza wszelką mozliwością zmiany...są też matki szukające nadziei dla swych dzieci uzależnionych, te związki są nie rozerwalne.
Są wreszcie userzy mający wszystkich w dużym...poważaniu, czytają z przyzwyczajenia, ryp ,strzelą jakąś ripostę i żyją dalej w swoim świecie ,swoim życiem.Są jednak i tacy, którzy czytają, na razie jakby nic nie reagują,aż tu wrzucą jakieś pytanie,uwagę świadczącą o tym, że nie tylko spojrzeli,ale zastanawiali się nad problemem drugiego człowieka...to dla nich tu zaglądamy,nawet jak nie stosujemy się do udzielonych rad.

olga - Czw 23 Cze, 2016 14:54

biegnacazwilkami napisał/a:
droga była długa bo trwała aż chyba 8 lat, z czego rzeczywiście trzeźwych to chyba tylko 3?


tak rozowo z tym dziaduniem to chyba nie jest....
ja bym podziekowala za taki zwiazek :luzik:
wspolczuje tylko tej kobiecie a przede wszystkim temu dziecku

OSSA - Czw 23 Cze, 2016 15:36

biegnacazwilkami napisał/a:
przyznasz jednak, że na forach piszą osoby takie jak Ty, które podjęły jedyną słuszną ich zdaniem decyzję w życiu i resztę życia utwierdzaja się w tym przekonaniu, siebie i innych...
Chyba masz problem, bo popadasz z jednej skrajności w drugą , w temacie IZY uczepiłaś się różnicy wieku i wykształcenia. Tu podajesz przykład
Cytat:
Krzysiu to jedyny znany mi przykład faceta , alkoholika zawodowego niemal, który latami pił,potem latami trzeźwiał i na oczach wielu czytelników przebył drogę z samego dna piekieł do normalności.



Nie wiem co jest normalne , ale zapewniam ciebie , że różnica 10 lat między partnerami nie stanowi żadnego problemu. mój śp. tata był starszy od mojej mamy i przeżyli razem ponad 50 lat na dobre i na złe. Różnica wykształcenia też nie problem w normalnych związkach, często jest tak , że ten lepiej wykształcony wspiera partnera w dążeniu do celu. Mój były taki właśnie był na początku... później choroba skrzywiła obraz rzeczywistości , ale nigdy nie szczędził środków na naukę moją i dzieci.

pietruszka - Czw 23 Cze, 2016 16:12

Dzisiaj wykształcene jest... hmmm... mało mówiącą cechą. Bo co rozumiemy przez wykształcenie? Tytuł magistra, inżyniera, studia podyplomowe? :mysli: Oczywiście na rynku pracy się patrzy na te papierki... a potem narzeka... że podyplomówkę niby skończył, doktorat robi... a do pracy się nie nadaje... W życiu, w relacjach międzyludzkich dla mnie liczy się bardziej może nie tyle wykształcenie, co zdobyta wiedza, czasem na studiach, czasem samodzielnie... Dla mnie, jeśli szukam partnera do rozmowy, to ważniejsze od papierków, indeksów jest to, co dana osoba reprezentuje, jakie książki czyta, filmy jakie ogląda, jakiej muzyki słucha i czy to, co wie umie przekazać, co mogę zaczerpnąć od niej. I często nie jest to akademicka wiedza, a coraz bardziej sobie cenię mądrość, dojrzałość życiową, która niekoniecznie łączy się z wiekiem, a raczej zdobywaniem doświadczeń, wykorzystaniem jej w codziennym życiu, rozwojem duchowym. A nawet tak bardziej prozaicznie. Znam mnóstwo osób, które choć nie mają nawet matury... znają swój język ojczysty lepiej, świetnie i bezbłędnie piszą, są oczytane, ba... nawet są specjalistami w swojej dziedzinie a... znam też sporo współczesnych młodych magistrów, którzy cudem chyba kończą studia... i nie tylko myślę tu o ortografii... :bezradny: dziś hasło wykształcenie... moim zdaniem, niewiele znaczy...jeśli by tylko brać pod uwagę ukończone szkoły.
Ilona - Czw 23 Cze, 2016 16:53

Sam termin "wykształcenie " rzeczywiście się znacznie zdewaluował, ale powiem tak z własnego doświadczenia: różnica wiekowa między mną,a mężem to 4lata - wydaje się taka akuratna.
Ale jeżeli chodzi o zainteresowanie kulturą, sztuką,filmem -tu nasze drogi zaczęły się rozchodzić i to z dwóch powodów: mąż wraz ze stażem spożywania alkoholu stracił w/w zainteresowania (swego czasu bardzo lubił np. historię).Wszystko stało się nudne, niepotrzebne, albo głupie. Ja zaś przestałam mieć z kim i gdzie wychodzić...
Potem moje studia, oderwanie się od niego - zmiana środowiska spowodowała to że nasze drogi zaczęły się w tej kwestii rozchodzić.
I tak na prawdę nie mamy o czym rozmawiać. Mnie nie podobają się jego wybory,a jemu moje.
Więc uważam,że trochę prawdy w tym o czym pisze biegnąca jest-moim zdaniem oczywiście. Teraz kiedy próbuje coś ze sobą zrobić tez nie ma czasu...

biegnacazwilkami - Czw 23 Cze, 2016 23:34

Ilona,dziękuję, jak na razie tylko Ty poszłaś tropem moich intencji, przecież nie chodzi mi o kwestionowanie wartości ludzi, szufladkowanie ich wg wieku czy wykształcenia.Raczej o świadomość wyborów.Pierwsze spotkanie, nawet randki bywają spontaniczne i bez analizowania co rokuje taki związek.Jednak jesli są problemy i rozważamy ponowne uwikłanie się w nie,warto się zastanowić, za i przeciw.W każdej dowolnej pracy trzeba mieć kwalifikacje, paradoksalnie do małżeństwa-nie potrzeba żadnych....Nie mam teraz czasu niestety, ale wrócę do tematu.
OSSA - Pią 24 Cze, 2016 08:18

biegnacazwilkami, mowimy o normalnych związkach .czy z czynnym alkoholikiem? Jeśli normalnych to różnica w wykształceniu może być pozytywna. bo często mobilizuje druga stronę do rozwoju i uzupełnienie braków. Jeśli jest alkohol to ... d***pa mój były na początku pił tylko droższe trunki w doborowym towarzystwie , ale z czasem nie pogardzil beltem pod blokiem ..Tylko jak trzezwal nie przyznawał się do c44vc ..
hania123 - Śro 29 Cze, 2016 07:18

zycie mamy tylko jedno. czy naprawde warto marnowac je z kims kto nawet tego nie docenia? kto widzi jedynie kolejny kieliszek wodki? nie zatracajmy przez to samych siebie.. wiem ze jest to okrutne i smutne. wydaje sie nam dzisiaj ze kogos kochamy i jestesmy w stanie wszystko zniesc. ale czy aby na pewno? pomysl sobie czy Twoj partner zrobilby cokolwiek dla Ciebie gdybys to Ty zachorowala? pomoze Ci czy bedzie lezal pijany w drugim pokoju?
biegnacazwilkami - Śro 29 Cze, 2016 12:50

hania123 napisał/a:
pomysl sobie czy Twoj partner zrobilby cokolwiek dla Ciebie gdybys to Ty zachorowala? pomoze Ci czy bedzie lezal pijany w drugim pokoju?

Dobra przesłanka, dobre pytanie,zadałabym je na drugim miejscu, na pierwszym:czy Twój partner/partnerka zaopiekuje sie, pomoże, weźmie na siebie obowiązek opieki nad waszym/naszym dzieckiem w razie takiej potrzeby?Zawsze na pierwszym miejscu świadomej swych obowiązków matki jest ...DZIECKO.Często tu opisujecie,wtrącacie, osądzacie sytuację wg marginesowej moim zdaniem grupy alkoholików jak z filmów Smarzewskiego, tych których widać i słychać, mimo że wśród 2000 000 rzeszy polskich alko stanowią przecież mniejszość.Nie adresuję swego tematu do patologicznych rodzin, chociaż wiem że dziś wszyscy mają dostęp do internetu, smartfonów i FB.Wiem, że alkoholicy w transie nie sięgają raczej po internet a trzeźwiejąc to nawet i 3 miesiące tracą zdolność pisania i czytania,jak mój przyjaciel W, jak obecny mój towarzysz który raczej utrzymuje abstynencję, ale miewa też okresy że ani cytaty ani pisaty. Adresuję się raczej do grupy kobiet(i mężczyzn) których partnerzy nie bełgoczą w drugim pokoju, oficjalnie to nawet nie wiadomo czy w ogóle nadużywają alkoholu, weekendowi pijacy, oraz tacy co to "tylko" są na nieustannym popołudniowym rauszu.Adresuję się też do osób, które mają warunki by wziąć rządy w swoje ręce, mieszkają na swoim, mają silne charaktery i małe dzieci, którym poza lalkami barbi i klockami lego i innymi wynalazkami które dziecko dziś mieć "musi", potrzebują domu, obojga rodziców, świątecznego ciasta i szczęśliwego dzieciństwa bez alkoholu w tle.Życie mamy tylko jedno, dodam: prawdziwą miłość mamy w życiu też, tylko jedną.Czasami nie spotykamy jej wcale,lub za późno.Za to jedno serce spokojnie możemy podzielić między dzieci, męża, przyjaciół....każdemu wg potrzeby, bezwarunkowo i mimo wszystko....gdy się spotka taką miłość, nawet na krótko, zyskujemy ciepło i łagodność, mamy lepszy kontakt i zrozumienie dla ludzi....więcej cierpliwości....no,ale najpierw myslimy wyłącznie o dobru dzieci, na swoje życie na miejscu pierwszym czas był przed nimi albo po ich wychowaniu. Jakoś nie znam pary, która mialaby udany związek bez skazy....jak nie alkoholizm, to zdrady....shizofrenia na tle alkoholu-patologiczna zazdrość....szczęście, pełne, to ideał do jakiego jednak trzeba dążyć, wierząc, że na pewno nasze szczęście czeka na nas...nawet jak nas chwilowo opuściło. No własnie, mnie kiedyś opuścił mój Anioł Stróż...i nie dawno pokazał się znowu, nawet nie zauważyłam ,że go nie było,nie poznałam go w pierwszej chwili...

biegnacazwilkami - Śro 29 Cze, 2016 13:09

MÓJ ANIOŁ STRÓŻ...POWRÓCIŁ

Pewnego razu zauważyłam , że przed kuźnią na końcu naszej wioski ktoś wesoło gwiżdżąc myje "ze szlaucha" samochód, raźno ruszając się przy tym....hm, na pewno znam tę osobe,więc idę bliżej i ku swej radości i8 zdumieniu widzę mojego W...przecież on nie zyje, myślę sobie, ale jednoczesnie idę zakręcić zawór , dla porządku i już zmierzam ku niemu z czułym powitaniem...a tu nage rozchyla się wyyysoooki na 2 metry żywopłot z samych słoneczników i wychyla się do połowy powazna twarz sąsiadki...mówię więc dzień dobry sasiadko, nie poznałam pani, wyjechała wszak jakieś 3 lata temu po śmierci męża alkoholika do dzieci w kieleckie...., nie odpowiedziała, twarz miała nieruchomą, poważną ,bez usmiechu jednak oczy...wyraźnie zwrócone ku mnie....chyba to nie ona...ale kto w takim razie? Wysoka, w białej szacie....twarz jakby marmurowa....no, nie odważyłam się iść dalej, stanęłam mysląc kto to jest?Za wysoka na moją mamę,ale kogoś mi przypomina, na pewno...obudziłam się i chyba tydzien trwało,zanim zrozumiałam, że to był...ANIOŁ, Anioł Stróż, raczej mój...chyba...ale może jego?Co chciał mi pokazać? Po tylu latach, dokładnie to go nie widziałam chyba lat...? I gdzieżeś się włóczył, Aniele mój?A może jego?Albo jeszcze kogoś innego?Słoneczniki zakryły skrzydła i całą resztę szaty,ale marmurową twarz widywałam przecież w kościele....dobrze, że w końcu wrocił, pora była najwyższa, dzięki Ci Panie Boże za te hojne dary...
Nie było Ciebie, tyle lat...Aniele Mój...

OSSA - Śro 29 Cze, 2016 13:24

biegnacazwilkami, tylko zapominasz to jest forum dla osób które dotyczy choroba alkoholowa. Większość z nas ma skrzywiony obraz rzeczywistości. Osoby których problem ten nie dotyczy wcale tu nie zaglądają bo niby po co? No chyba jakiś student /ta co prosi o wypełnienie ankiety. Z kiszonego ogórka nie zrobisz zielonego. Rodzina gdzie jest problem z alkoholem zawsze będzie dysfunkcyjna. Tylko lata abstynencji i terapii najlepiej obojgu partnerów. Często również dzieci pozwalają na powrót do normalności .
.

olga - Śro 29 Cze, 2016 13:55

Biegnaca, tak optujesz za utrzymaniem zwiazku czynnego alkoholika i jego zony. Twierdzisz, ze jej reakcja w pore przyniesie pozytywny skutek.
Daj konkretny przepis jak to zrobic. Moze dziewczyny skorzystaja.

OSSA - Śro 29 Cze, 2016 15:01

olga napisał/a:
Daj konkretny przepis jak to zrobic. Moze dziewczyny skorzystaja.


Gdyby taki przepis był , nie było by problemu współuzależnienia . Każda z nas pewnie wiele razy słyszała gdybyś ...... lepiej gotowała . .... gdybyś była dobrą żoną , matką i kochanką to on by nie musiał pić .

Prawda jest taka, że każdy z nas ma bardzo ograniczony wpływ na innego dorosłego człowieka i często się tak dzieje, że jak alkoholik zaczyna się leczyć to zostawia żonę partnerkę. Zaczął się leczyć i teraz dzieci mogą liczyć na ojca , a wnuczka dziadka, nawet nam udaje się spokojnie porozmawiać o ważnych / mniej ważnych sprawach jak dorosłym ludziom , bez wzajemnych pretensji i awantur.

rufio - Śro 29 Cze, 2016 15:28

Życiowa imaginacja ,piramidion końca .
biegnacazwilkami - Pon 25 Lip, 2016 02:43

Pod wpływem ostatnich dość dyskusyjnych prób ożywienia Forum, pomyślałam że warto by było wspomnieć o kilku rzeczach nie koniecznie w temacie pana x.Np jaka jest definicja i geneza powstania ruchu Al-Anon a nawet ruchu AA. Są tu od tego prawdziwi specjaliści jak mniemam, nie ja, oraz zapewne nie większość userów. Czemu milczą gdy określenie al-anon traktowane jest przez pana x i kilku jego sympatyków jak...wyzwisko, obelga,inwektywa...Kiedyś obejrzałam film pt Nazywam się Bill, wcześniej z powodu mojego przyjaciela W sprowadzaliśmy literaturę AA, trochę więc wiem co to za ruch, że nie uczestniczą w nim profesjonalni terapeuci, w każdym razie jako prowadzący.Wiem też, że rodziny i znajomi alkoholików mogą uczestniczyć w ...jakby równolegle stworzonym ruchu Al-Anon. Oba te Stowarzyszenia istnieją tylko i wyłącznie po to, żeby nieść pomoc swym członkom i ich rodzinom i znajomym.Zgadza się?Nie chciałabym, żeby pan x znowu chodził w czerwonym szaliku jak to ma miejsce dość często, Bóg z nim, ma swoje problemy, nie dokładajmy mu ich więcej.
Natomiast koledzy, mieniący się "prawie" zaleczonymi, wyterapeutyzowani od lat ho, ho nie wiem ilu( bo nie sprawdzałam), ale poukładani, wzorowi i tacy wręcz świadomi zagrożeń swej i innych trzeźwości, kilku (chyba najmniej czterech) podobnie jak pan x wyrażają się fatalnie o paniach z Al-Anonu, którym to synonimem zapewne określają wszelkie swoje frustracje związane z nieudanymi kontaktami z płcią przeciwną.Tymczasem nie ma co kombinować i szukać usprawiedliwienia dla oszustwa, grzeszyć wszak można:myślą, mową i uczynkiem-co kto woli. Uczciwość jest tylko jedna i nie zalezna od tego czyś pijak, aktywny alkoholik co to skończyć pić nie umie, al-anon(są i tu mężczyźni) czy człowiek powiedzmy hazardzista, kleptoman czy inny maniak.A możesz ty sobie skrywać swoją tajemnicę do woli, czyli tak długo, jak długo nie czynisz tym krzywdy komuś.Każdy kierowca zna taką linię na jezdni, białą przerywaną, oznacza ona linię ograniczonego zaufania. Taką linią w życiu jest własnie obowiązek/lub nie poinformowania o swym problemie z alkoholem łącznie z tym jak sobie z tym radzisz. W życiu towarzyskim a więc na randkach również, nie ukryjesz tego bez kłamstwa.W życiu zawodowym....pamiętam jak mój W robił sobie prawo jazdy i przyniósł ankietę zgłoszeniową do domu i długo się zastanawiał co odpowiedzieć na pytanie o alkoholizm....bo mój przyjaciel-alkoholik był po prostu uczciwy.W odróżnieniu od wielu pijaków co to pijani za kierownicę siadają.Idąc do lekarza każdy chciałby żeby ten był nie tylko dobrym lekarzem ale również żeby był trzeźwy, prawda?Nie wymagaj od drugiej strony większego zaufania, większego zrozumienia niż sam jej dajesz, bo niby dlaczego? Nie zamierzam przenosić tamtej jałowej dyskusji do swojego tematu, mam własne sprawy i pomysły o czym pisać, chciałam tylko zaznaczyć swoje zdanie na temat przekłamań i nadinterpretacji w imieniu tzw Alanonów, chociaz jak dotąd nie miałam okazji poznać żadnej/żadnego z nich.

Maciejka - Pon 25 Lip, 2016 03:38

Biegnaca Ty uważaj bo ALanony sa różne , jeden pracuje a inny chodzi na kólko różańcowe i jest nawiedzony podobnie jak Aowcy. Ostatnio miałam średnią przyjemnosc z takim nawiedzonym Aowcem dyskutować.
Klara - Pon 25 Lip, 2016 07:16

biegnacazwilkami napisał/a:
Czemu milczą gdy określenie al-anon traktowane jest przez pana x i kilku jego sympatyków jak...wyzwisko, obelga,inwektywa...

Pan x jest prawie niewyuczalny, toteż przerywanie dyskusji uwagami na ten temat byłoby bezskuteczne :beba:
biegnacazwilkami napisał/a:
Natomiast koledzy, mieniący się "prawie" zaleczonymi, wyterapeutyzowani od lat ho, ho nie wiem ilu( bo nie sprawdzałam), ale poukładani, wzorowi i tacy wręcz świadomi zagrożeń swej i innych trzeźwości, kilku (chyba najmniej czterech) podobnie jak pan x wyrażają się fatalnie o paniach z Al-Anonu, którym to synonimem zapewne określają wszelkie swoje frustracje związane z nieudanymi kontaktami z płcią przeciwną.

Na ten temat toczyliśmy na forum długachne boje.
Pan "prawie" zaleczony uważa, że jego alkoholizm został wywołany przez osobę współuzależnioną.

Dla obu tych panów (z doświadczenia wiem, że nie tylko dla nich) określenie współuzależniona oznacza to samo, co Al-Anonka i jest synonimem wszelkiego zła i źródłem nieszczęść.

AnnaEwa - Pon 25 Lip, 2016 10:54

Klara napisał/a:
Pan "prawie" zaleczony uważa, że jego alkoholizm został wywołany przez osobę współuzależnioną.

34dd
Umknął mi ten dyskurs na forum i nie wiem, o kogo chodzi... Ale miał chłopak szczęście, że trafił na zwykłą współuzależnioną (oglądam teraz taki serial...), bo jakby ona była współuzależnioną z wyższej półki, to mogła sprowadzić dodatkowo kleptomanię, morderczy szał, a kto wie, może i hemoroidy.

OSSA - Pon 25 Lip, 2016 11:11

biegnacazwilkami, moim zdaniem kiedy partnerka zaczyna coś ze sobą robić to wielu facetów traci grunt pod nogami. Wiele małżeństw się rozpada bo kobieta pracuje, często na wyższych stanowiskach i zarabia więcej od partnera. Osoba niezależna trudniej manipulowac ... podobnie jest z kobietami które zaczynają chodzić na terapię z brzydkiego kaczątka zamieniają się w pięknego łabędzie. Zaczynaja dbać o siebie, często podejmują pracę zawodową lub zmieniają dotychczasowa. A książę pozostaje tylko zaba .... matka . zona nie zapewniła dachu nad głową i cieplej michy. Chłopu +40 jak mogła. .. ciekawa jestem czy jak matka była chora i utrzymuje się z wdowiej renty to jeden z drugim kupił jej leki lub zawiózł do lekarza.???
Kami - Pon 25 Lip, 2016 18:37

OSSA napisał/a:
ciekawa jestem czy jak matka była chora i utrzymuje się z wdowiej renty to jeden z drugim kupił jej leki lub zawiózł do lekarza.???

noooooo .... na pewno :mgreen:

biegnacazwilkami - Wto 26 Lip, 2016 00:45

Ktoś może wie, skąd nazwa tego Forum: DEKADENCJA i co konkretnie tu oznacza? Dekadentyzm w literaturze i sztuce, z francuskiego decadense-schyłek ,upadek, rozwijał się na przełomie XIX i XX wieku. Jego podłożem były zmiany społeczne towarzyszące rozwojowi techniki i przemysłu, upadek tradycyjnych więzi , wyobcowanie jednostek ze społeczeństwa mieszczańskiego i jego zasad moralnych itd Dekadencja to np cyganeria artystyczna ale również katastrofiści , najbardziej mi w pamięci utkwił Zbyszek Cybulski.Jaka myśl przyświecała zatem założycielom tej Dekadencji?
biegnacazwilkami - Wto 26 Lip, 2016 01:15

Pamiętam, że gdy po 8 latach separacji poinformowałam męża o tym, że postanowiłam wnieść sprawę rozwodową, po 33 latach poprawnego pozornie małżeństwa,(nigdy nie opowiadałam na prawo i lewo jaki to z niego fatalny mąż, uważając z gorzką autoironią , że nie dość iż źle sobie męża wybrałam, to nie muszą na dodatek wszyscy o tym wiedzieć), zszokowany mąż natychmiast zawiadomił o tym nasze dzieci a one natychmiast zjechały do domu....pytania, tłumaczenia...dość szybko przerwały moje opowieści krotkim pytaniem:skoro taki zły, to dlaczego mamo wyszłas za niego?Zapadła cisza, na ten czas nie o tym chciałam opowiadać.Wtedy nie.... za to wiele lat później, gdy spędzamy razem , rodzinnie czas, nie raz wracam pamięcią do wspomnień...opowiadam im o założeniu naszej rodziny, to ważne, by miały swoją/naszą pozytywną historię...
Zadajecie sobie czasem to pytanie: dlaczego za niego wyszłam za mąż- dlaczego się z nią ożeniłem?Byłoby lepiej zapytać:a pamiętasz....?No tak, ale już nie ma kogo o to zapytać...

pietruszka - Wto 26 Lip, 2016 17:54

biegnacazwilkami napisał/a:
Jaka myśl przyświecała zatem założycielom tej Dekadencji?

destrukcja wirtualnego trzeźwiejącego świata polskiego alkoholizmu 34vcdc
właściwie... forum powstało wtedy ku zabawie :smieje:
I dlatego nadal
Cytat:
Sprawy trudne i poważne
Dział założony na wypadek, gdyby ktoś jednak chciał poważnie porozmawiać...

biegnacazwilkami - Wto 26 Lip, 2016 22:05

pietruszka napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
Jaka myśl przyświecała zatem założycielom tej Dekadencji?

destrukcja wirtualnego trzeźwiejącego świata polskiego alkoholizmu 34vcdc
właściwie... forum powstało wtedy ku zabawie :smieje:

Bardzo dziękuję Pietruszko za odpowiedź, padła w momencie gdy już chciałam stwierdzić: brak odpowiedzi to też odpowiedź, nawet bardziej wymowna.
Ku zabawie....to wiele tłumaczy...mało osób pisze, boją się narazić , zaistnieć,chociaż czyta sporo.Sama długo byłam tylko czytelnikiem zanim się zdecydowałam odezwać, a nie brakuje mi odwagi. Sądzę, że jest więcej osób chcących rozmawiac rzeczowo na różne tematy i nie odzywają się, bo nie mają zaufania....Przed chwilą przejrzałam wymianę zdań u Irasa... poza kompletnym brakiem pracowicie wstawianych zazwyczaj ortografów autora(chyba się spieszył?) ...najbardziej mnie zaskoczyło stwierdzenie kolegi staawa:
"Kwestii mojej terapii nie zamierzam poruszać na publicznym forum, bądź pewna że nie spocząłem na laurach..." koniec cytatu.Podwójne jakies to forum?I tu własnie padla odpowiedź Pietruszki, że czasami forum jest ku zabawie (założycieli). Prawdziwy Folwark Zwierzęcy: wszystkie zwierzęta są równe,ale świnie są rowniejsze....Zgadzam się też z Matinką, że Klara niesłusznie została obrzucona agresywnymi w swej naturze okresleniami jak np: sączysz w jego(?) stronę jad....zioną z niej mechanizmy że hej....Klara jako jedyna odważna bo moderator, próbuje powstrzymać podżeganie, tworzenie nienawiści wobec kobiet(i mężczyzn) partnerów pijaków i alkoholików, tych które wyszły z problemem do ludzi, na forum, na terapię czy grupę al-anon.Prowokacje zresztą bywały tu różne, kiedyś zgrana paczka wyśmiewała kobiety posłuszne swym mężom i partnerom pijakom i alkoholikom.I to nie o Irasa chodzi tylko o resztę "zgranej" paczki, nie wywołuję po imieniu do odpowiedzi, bo po co.Tiaaa...ale może śmieje się ten, co się śmieje ostatni?

pterodaktyll - Wto 26 Lip, 2016 22:07

Lubię Cię podczytywać Biegnąca...... :)
pietruszka - Wto 26 Lip, 2016 22:20

Cytat:
forum powstało wtedy ku zabawie :smieje:

pisałam o przeszłości... z czasem bardzo spoważnieliśmy... teraz nieco brak na forum tej dawnej żywiołowości...

biegnacazwilkami napisał/a:
Sama długo byłam tylko czytelnikiem zanim się zdecydowałam odezwać,

miałam podobnie... oswoiłam się...

biegnacazwilkami - Wto 26 Lip, 2016 22:50

Wieści z Arkadii.
W swoim kurniku na wolnym wybiegu mam dwa stada :
1.kurki odchowane , zakupione z odchowalni gdzie były trzymane na ściółce, bez jakichkolwiek sprzętów typu grzędy,klatki(na jajka) itd.Fantastyczne młode kurki , gaworzą ,śpiewają po swojemu, otaczają mnie jak tylko wejdę,ale....nie interesują sę w ogóle grzędami, ba, chwieją się jak je wstawiam na którąś,boją się , natychmiast hyc na ziemię...mało tego, jajka niosą po kątach na ściółce, trzeba sporo czasu i trudu żeby je nauczyć jajka znosić do klatki i spać na grzędzie.W końcu...udaje się to, z czasem łapią o co chodzi.
2.Kurczęta, jednodniowe kurczaki,przywiezione prosto z wylęgarni puszczone na halę gdzie stoją grzędy i inne sprzęty kurnikowe. Ruchliwe, skaczą, biegają,pracowicie po jednym stopniu "wdrapują " się natychmiast najpierw na pierwszy szczebel...no to drugi wskakuje na wyższy....ej, a ja co, ja umiem jeszcze wyżej....łepek do góry, kto wyżej....ba, nawet na rurki wodne do poidełek się wchodzi...i z górki frrr na ściółkę i szybko, szybko z powrotem....mają dziś 4 tygodnie i nie ma miejsca gdzie by ich pełno nie było. Odważne, wszędobylskie...
Patrzę na nie i myslę sobie:podobnie jest z dziecmi, jakie mają warunki w dzieciństwie, tacy z nich ludzie dorośli wyrosną.Gdy nie są zbyt ograniczani, gdy mają mozliwość , rozwijają od małego wszystkie swoje zdolności, odwaznie i we wszystkich mozliwych kierunkach.Trzymane zaś w zamkniętym kręgu "odchowalni", muszą dłużej uczyć się świata a czasem w ogóle go nie poznają w pełni.Dobrze jest od malego zająć się takim "kurczaczkiem" osobiście we własnym domu i rodzinie, rodzinie którą zakładamy decydując się na dziecko.Można wziąć rozwód od męża.Ale czy można wziąć rozwód od rodziny?Gdy byłam dzieckiem moją ulubioną zabawą była zabawa...w dom....i tak mi już zostało.

Wiedźma - Śro 27 Lip, 2016 08:03

biegnacazwilkami napisał/a:
Ktoś może wie, skąd nazwa tego Forum: DEKADENCJA i co konkretnie tu oznacza?

Odsyłam na Szalupę Ratunkową.
Tam jest całą historia powstania naszego forum.

biegnacazwilkami napisał/a:
Prawdziwy Folwark Zwierzęcy: wszystkie zwierzęta są równe,ale świnie są rowniejsze....
No nie. Nie skomentuję tego...
Brrr... :/

szika - Sob 30 Lip, 2016 07:12

biegnąca..
folwark zwierzęcy to satyra na system totalitarny.. nie bardzo widzę analogię do tej konkretnej sytuacji, no ale masz prawo mieć swoje skojarzenia.. o ile wiem świnie były u władzy.. gdyby nawet doszukiwać się, to świniami byłaby administracja i moderacja forum, a zwierzęta to my.. użytkownicy.. czy tak należy rozumieć Twoją wypowiedź?
piszesz o podwójnych standardach.. o uczciwości.. ja dopiszę słowo sprawiedliwość..
dwa pierwsze posty wątku o patriotyzmie.. długi i rozwleczony już, ale tylko te dwa..
skoro już tak bez konsekwencji (łamanie regulaminu według mnie, ale moje zdanie się nie liczy) oceniasz, osądzasz konkretne osoby z forum (nawet jeśli nie wywołujesz po imieniu) w swoim wątku, skoro u Ciebie WOLNO to robić i nie otrzymuje się nawet ostrzeżenia a wręcz pochwałę od moderatora, to proszę Cie o opinię, kogo konkretnie obrażają te pierwsze dwa posty z rozmów o patriotyzmie? jeśli tak to w jaki sposób obrażają?
ale tak uczciwie.. i nie musisz tu pisać.. refleksje jesli wolisz zachowaj dla siebie.. możesz potraktować retorycznie moje pytania.. takich przykładów można mnożyć..
piszesz o podwójnych standardach.. rozumiem, że w jakiś sposób rażą Ciebie, przeszkadzają.. wiedz, że ja również czasami mam takie odczucia.. i nie siedzę cicho jak mysz pod miotłą tylko wyrażam, że mi sie to nie podoba..
dodam jeszcze.. mój post z zapytaniem o wrogość nie zawiera agresji.. zapytanie, poruszenie sprawy niewygodnej dla kogoś, to, że ktoś poczuł dyskomfort w danym momencie to nie jest agresja..
piszesz o jakiejś paczce.. zgranej.. czy coś takiego.. gdybyś to Ty była tak potraktowana, a ja bym to przeczytała, to tez bym się odezwała.. zresztą.. o ile dobrze pamiętam tak już tu bywało.. gdy nie podobało mi się, było według mnie niesprawiedliwe, to co do Ciebie czy o Tobie pisano, również to wyrażałam..
też lubię Cie podczytywać choć nie zawsze się z Tobą zgadzam.. ale tu akurat Twoje oceny są - w moim odczuciu - niesprawiedliwe..
nie chcę walki ani wojny.. jest mi poprostu przykro, że właśnie Ty tak napisałaś..

szika - Sob 30 Lip, 2016 07:38

wrogość.. czym jest?
pamiętam do dziś z terapii, że pod wszystkimi emocjami typu wrogość, agresja kryje się lęk.. lęk i strach..
od niemowlęcia mam lęk przed psami.. spałam w wózku, obok mnie zaszczekał pies.. wystraszyłam się tak bardzo, że bardzo długo mama nie mogła mnie uspokoić.. zostało do dzisiaj.. kocham zwierzęta i psy, które poznam mogę miziać bez strachu.. ale z nieznanym psem pierwszy kontakt zawsze powoduje u mnie zesztywnienie, serce podchodzi mi do gardła i zaczynam krzyczeć do właściciela żeby przytrzymał psa.. właściciel mnie uspokaja, że pies nic nie zrobi, a ja nadal stoję sztywna i przerażona.. zapewne wyglądam wtedy bardzo wrogo, bo domagam się stanowczo zabrania psa, żądam wręcz.. nieraz w panice klnę nieprzyjemnie..
nie jestem w stanie na dzień dzisiejszy z tym nic zrobić.. może kiedyś przełamię to i uda mi się inaczej reagować.. na dziś to jest silniejsze ode mnie.. czy jestem niewyuczalna? gdy pies szczeka to ja sie boję, jestem gotowa do obrony, mobilizuję wszystkie swoje siły do ewentualnej walki z psem..
nie wiem czy przykład który podałam w jakikolwiek sposób przybliży Ci jak ja rozumiem "wrogość" i dlaczego się odzywam.. bo to trochę tak jakby chcieć mnie bić za to, że boję się psów.. mieć pretensje, zarzucać niskie intencje, przypisywać celowe ranienie innych...
wroć do mojego postu z zapytaniem o wrogość.. tam tuz poniżej napisałam, że dostrzegam lęk alkoholików przed współuzaleznionymi i odwrotnie.. ja sama czasem boję się alkoholików, ich manipulacji, ale też i na hasło współuzalezniona zapala mi się czerwona lampka bezpieczeństwa.. a jestem i alko i współ..
i jeszcze prawie zaleczony...
choroba albo jest zaleczona albo nie..
zaleczony alkoholik to osoba utrzymująca przez długi czas abstynencję.. kiedys coś takiego wyczytałam w karcie informacyjnej ze szpitala psychiatrycznego mojej mamy.. czyli pojęcie chyba medyczne...
a prawie zaleczony? na logikę to taki, który pije.. może rzadziej, może mniej ale pije.. ja to tak rozumiem.. a Ty?
nie znalazłam żeby Staw napisała prawie zaleczony.. albo nie mogę znaleźć.. znalazłam zaleczony.. chyba, że przeoczyłam..
wyjasniam dlaczego nie podoba mi się takie określenie.. czy wyjasniłam?

szika - Sob 30 Lip, 2016 07:54

i jeszcze o podżeganiu do nienawiści...
czy naprawdę według Ciebie wpisy Stasia czy Jurasa mogą spowodować, że ktoś kto ma stosunek obojętny do osób współuzależnionych może zacząć odczuwać nienawiść?
we mnie akurat nie ma na to szans.. ja mam swoje zdanie.. i tego typu wpisy nie sa w stanie zmienić go..
raczej łatwiej mi zrozumiec ostrożnośc i uwazność na zachowania współuzaleznione.. ktoś poprostu ma przykre doświadczenia i w taki sposób je wyraża.. w dziale współuzależnienia ileż jest postów które można by "posądzić" według tej logiki o podżeganie do nienawiści do alkoholików? mnóstwo.. tu w zasadzie w ogóle nie pojawiają się (albo bardzo mało) posty, które wyjaśniają mechanizmy, tłumaczą chorobę jako niezawinioną itp.. choć owszem u Ciebie w watku zdarza się, że Ty piszesz w tych klimatach..

biegnacazwilkami - Pon 22 Sie, 2016 00:52

szika napisał/a:
i jeszcze o podżeganiu do nienawiści...
czy naprawdę według Ciebie wpisy Stasia czy Jurasa mogą spowodować, że ktoś kto ma stosunek obojętny do osób współuzależnionych może zacząć odczuwać nienawiść?

Ktoś kto ma stosunek obojętny, raczej podżegać się nie da,za to nakręcony sam z siebie ,uprzedzony do chodzenia małżonki na te tam, terapeutyczne nauki dla współuzależnionych, odczyta to jako wodę na swój młyn i awantura w domu gotowa. Gorsze jednak Sziko jest Twoje twierdzenie(cytuję z pamięci), jakoby nie ważne było na forum kierowanie się czyimiś opiniami, bo jak się komu nie podoba to niech nie wchodzi , nie pisze....mniej więcej chyba tak napisałas w tamtym wątku.A co z tymi co nie piszą, są niewidzialni jakby,ale czytają, sa, bo świadczą o tym liczniki wejść?Jakby nie patrzeć, jest to wciąż forum publiczne, każdy kto tu pisze , wie i pamięta o tym, prywatnie sobie można pisać na fb czy na mailu,odzywając się na forum, odzywamy się do wielu nieznanych nam ludzi, często szukających pomocy. Ale to już na szczęście temat przebrzmiały, dziękuję,że poświęciłas mi tyle uwagi:)

biegnacazwilkami - Pon 22 Sie, 2016 01:41

Zaglądam dość często na forum i zauważyłam rzecz następującą:
ktoś , nie pamiętam kto napisał tu takie stwierdzenie, bardzo prawdziwe,że tam gdzie jest mowa o uzaleznieniach, trudno jest doszukać się logiki...albo jakoś tak...chodziło w każdym bądź razie o to co dzieje się na forum.
I rzeczywiście:
pojawiły się dwa tematy, dla mnie nowe bo wczesniej nie czytane, gdzie dziewczyny ,partnerki alko , chodząc na terapie dla współuzaleznionych dalej są w związkach ze swoimi mężami, chcą raczej swoje związki utrzymać.Natychmiast otrzymały jedną wielką salwę krytyki takiego myslenia zarówno od koleżanek z branży jak i od kolegów z działu powyżej....mało tego, przeczytałam oczom nie wierząc, zdanie/ twierdzenie iż każdy pieprzy sobie życie jak chce albo jakoś tak....jako chyba reakcję na niereformowalną postawę jednej z autorek . Podziwiam spokój i opanowanie oraz niezwykłą delikatność wypowiedzi tej dziewczyny, na prawdę, czapka z glowy...w odpowiedzi siłami rzekomo przeciwnych dwóch obozów, bo współ i alko razem , powstał wazeliniarski jak na mój gust wątek, gdzie zdeklarowany ALKO nazywający się Praptakiem czy jakoś tak, ma podobno świetne efekty w terapeuzowaniu współuzaleznionych...piszę tak w domysle, bo chyba nie chodzi o dr Pterodaktylologii ,skądinąd sympatycznego autora zbioru złotych mysli zebranych w WK? I tak wbrew wszelkiej logice, współuzaleznione w liczbie ...kilku, pozbawiwszy wszelkiej czci i wiary swoich ślubnych alko, oddają czołobitną cześć innemu alko i jego kilku wasalom...hm, zawsze to z cudzego ogródka lepiej smakuje?Ku stracie czytających anonimowo wątek usunięto do alkowy forumowej, a szkoda, bo dla mnie wynika z niego nauka bardzo prawdziwa dla koleżanek które chcą ratować swoje związki:zamiast wdawać się w jałowe dyskusje z paniami co to już pozamiatane mają i tylko wciąż szukają potwierdzenia iż słuszne decyzje podjęły, czytajcie wszystko w dziale powyżej, jest to własnie dział pomocowy, stamtąd czerpac trzeba wiedzę, która pomoże wam zrozumieć swego partnera i czerpać nadzieję, że wasz związek nie jest skazany na przegraną.Nota bene, nie znajdziecie tam rad typu: a weź ty odejdź od swojej żony itd.
Ze wszystkich wpisów w w/w temacie na uwagę na prawdę zasługuje kochane moje wszystkie koleżanki szczery i bezpretensjonalny wpis OSSY: iż po odejściu od męża/partnera najpierw ma się tyyyle znajomych, koleżanek , wyjść i okazji....wspólne się jednak kończy, oni/one wracają do domów, a dzielna i wolna współ po terapii idzie sama do domu. Samotność. To jest ten okres po pierwszym zachłyśnięciu się wolnością po rozstaniu,warto to wiedzieć.Warto też pamiętać, że ślub się bierze nie tylko na dobre,ale ina złe.Czasy.Mówię to z całą odpowiedzialnością za słowa, jako partnerka dwóch alko.Ossa, szacun:)

biegnacazwilkami - Pon 22 Sie, 2016 01:48

A na dobranoc jeszcze przytoczę wschodnią przypowieśc:
w każdym jest dwóch wojowników, jeden słaby, boi się i nie wierzy w zwycięstwo, oraz drugi ,silny, odwazny, wierzący w zwycięstwo. Zwycięży ten, którego karmisz.
Czy nie o tym jest ta świetna piosenka Sylwii Grzeszczak?

olga - Pon 22 Sie, 2016 05:32

Nie będę się szczegółowo odnosić do tych bredni, które powyżej przeczytałam bo nie ma sensu...Wyciagne tylko jeden wniosek: biegnąca jest szczęśliwą, spełniona kobietą w związku ze swoim alko, który się leczy, czeka na nią wieczorami, gdy ta wraca do domu po spotkaniach z tabunem swoich przyjaciół, potem razem piją herbatę, rozmawiają na ciekawe tematy a na koniec idą do wspólnego łoża, gdzie śpią wtuleni w siebie.
szika - Pon 22 Sie, 2016 06:24

fajnie, że odpisałaś biegnąca.. dzięki..
piszesz o anonimowych, o licznych wejściach itd..
otóż z mojego punktu widzenia chłopaki pisali (co Cie tak oburzało i nazywałaś to podżeganiem do nienawiści) dokładnie o tym samym co Ty teraz.. może nie odważyli się tak wprost i dosadnie, ale ja zrozumiałam, że nie podoba im się ta jedyna słuszna linia, jaką osoby współuzależnione "zawiązują" przeciwko nie tylko alko, ale i również współ decydującej się na życie z alkoholikiem..
nie żebym Ci wytykała niekonsekwencję, ale spójrz.. to co Cie tak tam wkurzało tu "popełniasz" sama.. towarzyszy temu również sarkazm, wręcz agresja słowna..
nie chce krytykować, dla samej krytyki.. opisuję, oceniam zjawisko, dostrzegam podobieństwo..
bo według mnie tak własnie jest.. "co cie dotyka to cie dotyczy".. nie ja to odkryłam, ale sama na sobie po stokroć sprawdziłam.. przepracowałam.. u mnie ta metoda szukania w sobie tych cech, które u innych najbardziej mną wzburzały zadziałała.. odnalazłam w sobie drzemiące głęboko przekonania, urazy, mechanizmy.. może dlatego mnie nie "bolą" różne rzeczy, które dla innych są jak płachta na byka..
i tu odniosę się do tego "najgorsze"..
ja unikam - sama dla siebie - oceny dobre, złe, najgorsze, najlepsze.. rzeczy się poprostu dzieją.. obserwuję je i wyciągam wnioski.. jak układam puzzle to nie osądzam, że ten puzel jest dobry, a ten zły.. bo wszystkie są potrzebne aby powstał kompletny obrazek.. jesli powyrzucam te, które mi się nie podobają to co dostanę.. obrazek niekompletny, a więc iluzję.. wybiórczy kawałek rzeczywistości..
nie wiem.. nie odszukam teraz.. mogę w ciemno doprecyzować to na co się powołujesz.. nie jesteśmy odpowiedzialni za to jak ktoś odbierze naszą wypowiedź.. jakie wzbudzi to w tej osobie (czytającej anonimowo lub nie) emocje.. jeden zrozumie i pójdzie dalej, drugi się ponakręca i zrobi w domu awanturę.. czy wiedząc o tym mam ważyć każde słowo pod kątem "a co jeśli kogoś to wkurzy"? no oczywiście, że nie.. zawsze może tak się zdarzyć, że to co dla mnie będzie neutralne ktoś odbierze jako wrogość czy agresję i vice versa..
dlatego stawiam raczej na formę wypowiedzi.. staram się nie być agresywną, a jesli jestem to świadomie.. nie ukrywam.. zdarza mi się...
co do tych trzech wątków.. ja się nie wypowiadam.. ja zostałam z tym partnerem, którego mi tak bardzo odradzano i nie żałuję ani sekundy poświęconej temu związkowi.. co prawda mój partner nie jest alkoholikiem, ale również się naczytałam na swój temat komentarzy w rodzaju, że sobie sama zycie ... itd.. ja to przerobiłam tutaj na forum.. i doskonale rozumiem kogoś kto pisze, ze nie potrafi, nie umie, nie jest w stanie.. ja nie potrafiłam, zostałam i osiągnęłam dzięki temu swój własny sukces..
ale sama przyznaj.. jeszcze tylko mnie tam brakowało a dopiero byłaby wojna :mgreen:

szika - Pon 22 Sie, 2016 07:53

doprecyzuję jeszcze żeby być dobrze zrozumianą.. mam wrazenie, że nie do końca jasno to napisałam..
biegnąca poprostu pamiętaj, że tez jesteś czytana.. Ty masz takie doświadczenia, takie sa Twoje opinie i takie zajmujesz stanowisko.. doceniam, że bardzo wprost i odwaznie.. choć osobiście wolę czytać wypowiedzi mniej agresywne.. jednakże nie wiesz jak ktoś Cie odbiera.. każdy filtruje przez pryzmat swojego własnego doświadczenia..
te osoby, które odeszły od alkoholików mają takie a nie inne doświadczenia, uwazają to za swoje sukcesy i się tym dzielą.. w ich rozumieniu i odczuciu zyskały na odejściu i dla nich wydaje się to oczywiste, żeby tak zrobić.. nie oznacza to, że to coś złego.. no tak poprostu jest.. ja to tak rozumiem..
i w zasadzie trudno się dziwić, że taka osoba może nie znajdować w sobie empatii dla kogoś, kto utożsamia rozstanie z czarną dziurą, z czymś nieosiągalnym, jakąś poprzeczką nie do pokonania.. że lęk jest tak silny az wręcz paraliżujący.. że poprostu ktos na tym etapie nie jest w stanie tego zrobić..
może być tak - podkreslam, że to moje własne kombinacje, moje rozumienie - że pod tym kryje się "skoro nie próbujesz nawet odejść, skoro decydujesz sie na takie życie, to nie narzekaj, nie skarż sie, bo od nas wsparcia nie dostaniesz".. i w tym akurat dziewczyny sa prawdziwe i autentyczne.. tak podejrzewam..
i mają do tego prawo.. tak samo jak ci alkoholicy, którzy trzeźwiejąc dostrzegają mechanizmy wspóluzaleznienia wśród otaczających je mam, cioć, żon, kolezanek itd.. a każda próba siłowego wywarcia wpływu na czyjes postrzeganie jest niczym innym jak przemocą.. zatem jesli krytykujemy to dajmy prawo innym do krytyki.. tak jest chyba sprawiedliwie.. prawda? wtedy jest równowaga..

Klara - Pon 22 Sie, 2016 07:55

biegnacazwilkami napisał/a:
stamtąd czerpac trzeba wiedzę, która pomoże wam zrozumieć swego partnera i czerpać nadzieję, że wasz związek nie jest skazany na przegraną.

Czynny alkoholik sam siebie nie rozumie (wiem to z wypowiedzi trzeźwiejących), więc i jego partnerka nie jest w stanie tego dokonać.
Jako żona alkoholika, która trwała - najpierw aktywnie - pod koniec już tylko obok czynnego alkoholika mogę z czystym sumieniem powiedzieć, ze taki związek z reguły JEST SKAZANY NA PRZEGRANĄ :(
Miałam też przykłady z grupy Al-Anon, gdy żony "wywalczyły" trzeźwość. W jednym wypadku skończyło się to udanym samobójstwem już "trzeźwego" alko, w drugim - próbą samobójczą.
Moja szkolna koleżanka do dziś opłakuje "takiego dobrego" męża, który przestał pić i zaczął z nią po ludzku rozmawiać, gdy w wieku 35 lat przeszedł zawał. Przeżył rok.
Być może gdzieś istnieją udane związki w których trzeźwość została wywalczona, czy też wyproszona przez partnerkę, ale zaryzykuję przypuszczenie, że jest z nimi tak jak z cudami - zdarzają się tylko w opowieściach.

OSSA - Pon 22 Sie, 2016 08:03

olga napisał/a:
Nie będę się szczegółowo odnosić do tych bredni, które powyżej przeczytałam bo nie ma sensu...Wyciagne tylko jeden wniosek: biegnąca jest szczęśliwą, spełniona kobietą w związku ze swoim alko, który się leczy, czeka na nią wieczorami, gdy ta wraca do domu po spotkaniach z tabunem swoich przyjaciół, potem razem piją herbatę, rozmawiają na ciekawe tematy a na koniec idą do wspólnego łoża, gdzie śpią wtuleni w siebie.
Po co ta ironia ? Chcesz powiedzieć, że twój związek tak wygląda każdego dnia. Jakoś nie wierzę.
Tajga - Pon 22 Sie, 2016 09:05

Klara napisał/a:
Miałam też przykłady z grupy Al-Anon, gdy żony "wywalczyły" trzeźwość.

:tak: Co wywalczone, to i tak stracone.
Autopsja:
Tajga, ALKOHOLICZKA WYSOKOFUNKCJONUJĄCA, nawet bardzo wysoko, piła sobie radosnie dopóki rodzina ( współuzależniona) nie poszła po rozum do głowy.
Zaczęli działać, siostra zaczęła uczęszczać na Alanon.
To TAM się dowiedziała co mają robić... a właściwie CZEGO NIE MAJĄ ROBIĆ.
Dopóki mnie tłumaczyli, gotowali rosołki, zabierali do siebie dziecko, zaopatrywali w napoje i fajki...hulaj dusza piekła nie ma.
Niby dlaczego bym miała przestać pić??? Wszystko było załatwione, podane na tacy,
a że czasem oberwałam po głowie ( raz nawet bardzo mocno) to szczegół.
Bal mógł trwać, niech żyje bal.
Rezygnować z czegos takiego??? no chyba bym głupia była :glupek:
Dopiero kiedy dostałam polecenie " natychmiastowego wypier...ania z ich domu, zachlania się i udyszenia wymiocinami, uwolnienia ich od swojej podłej osoby....zaskoczyło mi w głowie "Ocho, nie przelweki".
Parasol ochronny się zamknął, otworzyły się oczy.

Terapia, AA i było nareszcie trzezwo i dobrze.
Od 25 lat jestem w AA, wysiedziałam setki krzeseł i tysiące godzin...i nie słyszałam
od żadnego alkoholika że zatrzymał się w picu bo uleczyła go dobroć i miłość
męża, czy żony.
Żona / mąż poprosili i Oni przestali pić.
To jest po prostu NIEMOŻLIWE.
ŻADEN czynny alkoholik ( nawet jeśli nie pije kilka tygodni bez terapii lub AA nadal jest czynnym alkoholikiem) nie zrobił tego DLA KOGOŚ.
Mówi się że każdy ma swoje dno, ja miałam ich kilka, ale tym prawdziwym było
odstawienie mnie od rodziny.
Czy Oni mnie nie kochali?
Bardzo kochali, ale mądrze.
Od ludzi takich jak koleżanki współuależnione ( tak przez Ciebie biegnąca ośmiewane, oddające hołdy alkoholikowi, który wie o czym mówi i pisze) moja rodzina dowiedziała się z czym się "je" ten cały alkoholizm.
Nie miały styczności z trzezwiejącymi alkoholikami, ratowali się czym na tamte czasy się udało "zdobyć".

Alkoholizm to strszna choroba, dobrze o tym wiesz, sama miałaś dwóch alkoholików.
Manipulowanie, kłamanie, obiecywanie, przysięganie, chwilowa abstynencja ( dla świetego spokoju, ewentualnie pod ratowania zdrowia ) wszystko to opanowane do prefekcji.
No po prostu jesteśmy w tym mistrzami świata, wszystko zrobimy żeby tylko łyknąć, z przysięganiem pod obrazem na Jasnej Górze włącznie.

Nie pisz więc, że ktoś coś każe koleżance współuzależnionej, to są sugestie, a że czasem zbyt mocne...a kto powiedział , że to ma być miłe?

Dziewczyny pisały jakie tu wiadra wody na nie poleciały, i nie narzekają. :mgreen:

OSSA - Pon 22 Sie, 2016 10:05

Tajga, nie mogę cytować z komórki, napisałaś że na pewnym etapie twojego chlania rodzina odwróciła się od ciebie, przestała ciebie niańczyć, a kiedy to się zmieniło. Bo pisałaś na forum o dobrych relacjach z siostrą, ojcem , czekali rok , dwa .... aż wytrzezwiejesz. Dla mnie to jakiś paradoks z jedniej strony osobę wspoluzalezniona wali się po głowie jak napisze choć jedne pozytywne słowo na temat partner/byłego / obecnego z drugiej strony te same osoby składają życzenia , kwiaty i gratulacje z okazji rocznicy.
OSSA - Pon 22 Sie, 2016 10:18

W końcu ten alkoholik jest dobry czy zły. Wygonić go z domu, a po roku iść z kwiatami :kwiatek: bo już się pogubilam. Mam znajome z terapii które o swoich byłych nie mówia , albo używają słów obraźliwych, nie przepuszcza takiego przez program swojego domu. Tylko złość i nienawiść nieprzapracowana wraca , ich dzieci są albo uzależnione, albo mają uzależnionego partnera, albo nie radza sobie w codziennym życiu i nie biorą odpowiedzialności za siebie. Nie uczą się , nie pracuja ..... jak znaleźć ten złoty środek?
Tajga - Pon 22 Sie, 2016 11:49

OSSA napisał/a:
a kiedy to się zmieniło.


OSSA, przede wszystkim mylisz pojęcia, miłość do własnego dziecka, i miłość, czy przywiązanie do męża.
To dwie krańcowe sprawy, wyrzucając dziecko na pewnym etapie jego życia, ratujesz to dziecko.
Tak było u mnie. Mnie odrzucili.
Wyrzucając męża, partnera ratujesz SIEBIE, powinnaś to chyba wiedzieć.
Miłość to dziecka jest bezwarunkowa, gdyby moje dziecko stało się alkoholikiem, walczyłabym do końca życia, swojego lub jego.

OSSA napisał/a:
na pewnym etapie twojego chlania rodzina odwróciła się od ciebie, przestała ciebie niańczyć, a kiedy to się zmieniło. Bo pisałaś na forum o dobrych relacjach z siostrą, ojcem , czekali rok , dwa


Dwa lata minęło i kupili mi wymarzone meble, siedem lat mineło i dali m pieniądze na spłatę byłego męża z połowy wielkiego mieszkania, po dziesięciu latach dali mi połowę
pieniędzy na nowy samochód.

OSSA napisał/a:
czekali rok , dwa .... aż wytrzezwiejesz.

Nie wytrzezwiałm, jeszcze żyję i trzezwieję :bezradny:

OSSA napisał/a:
Dla mnie to jakiś paradoks z jedniej strony osobę wspoluzalezniona wali się po głowie jak napisze choć jedne pozytywne słowo na temat partner/byłego / obecnego z drugiej strony te same osoby składają życzenia , kwiaty i gratulacje z okazji rocznicy.


Nie wali po głowie tylko otrzezwia, współuzależnione z tego co obserwuję nie tylko na forum mają tendencje do łapania się pajęczej nitki nadziei, tak było i z Tobą..zapomniałaś już?

OSSA jeżeli alkoholik pisze, żeby taka osoba była ostrożna, to uwierz mi, wie co pisze.
Przysięgałam, obiecywałam a w głowie liczyłam ukryte pieniądze, na ile piw mi wystarczy i czekałam kiedy w końcu sobie pójdą.

OSSA napisał/a:
z drugiej strony te same osoby składają życzenia , kwiaty i gratulacje z okazji rocznicy.

Dlaczego nie cieszyć się z rocznicy towarzysza niedoli?
Nie będę sie ropisywała na ten temat, to zrozumie tylko drugi alkoholik :mgreen:

OSSA napisał/a:
ich dzieci są albo uzależnione, albo mają uzależnionego partnera, albo nie radza sobie w codziennym życiu i nie biorą odpowiedzialności za siebie. Nie uczą się , nie pracuja


To nie jest regułą, moja córka ma własny salon kosmetyczny, męża który pije w towarzystwie, nawet nie pali.
Jak jest u Ciebie to nie wiem :bezradny:
OSSA napisał/a:
jak znaleźć ten złoty środek?


Kochać i szanować SIEBIE.
Kobieta która zadba o siebie, to i dzieci wyprowadzi na ludzi.
Rozkojarzona matka, która dzisiaj wyrzuca męża, by za tydzień go przyjąć bo nie śmierdzi, znowu wyrzuca, przyjmuje, wycofuje pozew rozwodowy....nie jest dobrym przykładem. :bezradny:

OSSA - Pon 22 Sie, 2016 13:59

Tajga, dziękuję za odpowiedź. U mnie już pozamiatane X ma własne życie, dzieci się wyprowadziły. Niechce drażyć tematu by nie wywoływać kolejnej burzy.
szika - Pon 22 Sie, 2016 14:16

post Tajgi skłania do podzielenia się swoimi przeżyciami..
otóż dla mnie taka opowieść to jest science - fiction..
mnie nigdy nikt w niczym nie pomógł, za to od praktycznie urodzenia obrywałam.. byłam bita, znęcano się nade mną, wmawiano mi jaka to jestem do niczego itd itp.. obrywanie po głowie było codziennością.. przepędzano mnie, pogardzano mną.. odrzucano.. dla mnie to był chleb powszedni..
co to poczyniło w mojej psychice to książkę by napisał.. studium sadyzmu i masochizmu..
piłam min dlatego, że byłam taka do niczego, że marnowałam jedynie powietrze.. niepotrzebna, wzgardzona, najlepiej żebym umarła..
pamiętam jak piłam i po pijanemu modliłam sie do boga, żeby dał mi odwagę abym potrafiła zakończyć to swoje marne życie..
raz kiedyś trafiłam do terapeuty uzależnień.. (chyba szukałam pomocy) sławna terapeutka, znana w całym powiecie.. poszłam z nadzieją a wyszłam jeszcze bardziej utwierdzona w swoim chorym postrzeganiu siebie.. wysłała mnie wtedy na konsultacje do pewnego księdza.. Marcina.. również wielki autorytet w wyciaganiu alkoholików z uzaleznienia.. de facto terapeuta uzależnień w ośrodku zamkniętym..
dał mi test, 27 pytań, na wszystkie odpowiedzi twierdzące..
powiedział wtedy, że dla mnie ratunku już nie ma.. że MUSZĘ iść do ośrodka, bo leczenie mnie w poradni to jak leczenie zawału serca przez ratowników medycznych z karetki na ulicy, na chodniku.. prawie pewna śmierć..a ja do ośrodka pójść nie mogłam.. nie było takiej opcji..
zaczął krzyczeć i zdenerwowany chodzić po pokoju..
wiedziałam, że cała kolejka ludzi w poczekalni wszystko słyszy..
pragnęłam wtedy zapaść się pod ziemię.. zniknąć.. wyszłam, gdy mnie już wreszcie wypuścił, z obsesyjną myślą jak WRESZCIE popełnić samobójstwo.. spłakana pojechałam do domu i oczywiście się napiłam.. i piłam jeszcze długo.. bo przecież dla mnie nie ma ratunku.. jedynie to, że moje dzieci oprócz mnie nie miały na kogo liczyć chyba trzymało mnie przy życiu.. ale byłam w kompletnym paraliżu.. dla mnie życie się skonczyło.. obym tylko wytrwała do ich pełnoletności jakoś a potem to już na pewno się zabiję.. potem już, w terapii, dowiedziałam się od terapeutki, że wcale nie byłam przypadkiem odosobnionym, że mnóstwo alkoholików pije w podobny sposób, że własciwie to jestem "książkowa".. o jakże mi ulżyło pamiętam..
gdy zawlokłam się do poradni któregoś pięknego dnia, a byłam znów na dnie.. po raz pierwszy ktoś do mnie zaczął mówić jak do człowieka.. potraktował po ludzku, życzliwie, ze zrozumieniem.. uśmiechano się do mnie, rozumiano moje cierpienie fizyczne i psychiczne.. nie popędzano, nie poganiano, nie krytykowano..
może dlatego właśnie ja mam inaczej, na mnie konfrontacja nie działa tak jak na innych.. dla mnie walenie po głowie to sygnał do ucieczki i od razu uruchomienie instynktów obronnych.. na mnie to nie działało i nie działa.. najwięcej mi pomogli ludzie empatyczni, wyrozumiali, życzliwi...

Tajga - Pon 22 Sie, 2016 14:28

szika napisał/a:
otóż dla mnie taka opowieść to jest science - fiction..

:pocieszacz: Szika, u mnie też nie było tak wszystko polukrowane.
To nie mój wątek, i nie mój piciorys, ale słdkości zaczeły się dopiero po śmierci
matki która mnie nienawidziła i zrobiła z mojego życia piekło.
Ona tłukła - ja chlałam.
To tato i siostra byli dla mnie dobrzy, to Oni mnie kochali ( tato umarł), siostra uwielbia.

Wmawianie dziecku do piętnastego roku życia że jest z Domu Dziecka to nie jest chyba halo?
No , ale nie licytujmy się, i tak wygrałyśmy życie ;)

szika - Pon 22 Sie, 2016 14:56

Tajga napisał/a:
wygrałyśmy życie

to prawda :)
ja mam nowe życie :)
a te wszystkie doświadczenia oczywiście determinują moje spojrzenie dzisiaj na nieraz skrajnie różne sytuacje..
owszem - czasem czuję się "inna".. ja poprzez swój własny pryzmat rozumiem pułapkę w jaką wpadają współuzależnione, które chcą być w porządku, współczują i szanują chorego alkoholika jak człowieka.. rozumiem też, że inne często nie potrafią inaczej jak poprzez coś na wzór nienawiści odejść od niego.. tak jest pewnie łatwiej.. obwinić za wszystko, zrobić z niego potwora.. od potwora łatwiej odejść, prawda? jakby staje się to oczywiste.. jednakże medal ma zawsze dwie strony.. ten pijący, zasikany to nadal człowiek.. kurde to naprawdę trudne aby tu wyważyć, znaleźć ten idealny sposób.. myślę, że tu nie da się przyłożyć jednej matrycy, jednego wzoru.. ja jestem przykładem na to, że to co innym pomogło na mnie podziałało destrukcyjnie..

Klara - Pon 22 Sie, 2016 16:00

szika napisał/a:
chcą być w porządku, współczują i szanują chorego alkoholika jak człowieka.. rozumiem też, że inne często nie potrafią inaczej jak poprzez coś na wzór nienawiści odejść od niego.. tak jest pewnie łatwiej.. obwinić za wszystko, zrobić z niego potwora..

Najczęściej jest tak, że najpierw jest etap wybaczania i proszenia, a etap robienia potwora albo (co zdarza się nie mniej często) bycie alkoholowym potworem jest już końcowym etapem w którym dochodzi się do ściany.
Należy też pamiętać, że partner/partnerka NIE JEST w stanie wyrównać deficytów alkoholika, które powstały w dzieciństwie.
Mówimy o dorosłych ludziach, którzy powinni być oparciem dla drugiego, jeśli zdecydowali się na związek i nie mogą być ciągle niańczeni, bo druga osoba skazana na niańczenie po prostu emocjonalnie tego nie wytrzymuje, a bywa, że sama ma swoje problemy z którymi sobie nie radzi.
Niektórzy alkoholicy zdają się tego nie przyjmować do wiadomości.

olga - Pon 22 Sie, 2016 16:08

Cytat:
Chcesz powiedzieć, że twój związek tak wygląda każdego dnia. Jakoś nie wierzę.




OSSA moj zwiazek tak wygląda każdego dnia z tą różnicą, ze nie latam do znajomych kazdego dnia tylko czasami :)

OSSA - Pon 22 Sie, 2016 16:18

Tajga napisał/a:
OSSA, przede wszystkim mylisz pojęcia, miłość do własnego dziecka, i miłość, czy przywiązanie do męża.
Pamiętam mój nastoletni syn coś narozrabiał, pomyślałam z mężem się mogę ostatecznie rozstać, ale co zrobić z dzieckiem :mysli: . Na szczęście okres buntu i naporu mamy za sobą i teraz nasze relacje są dobre.


Tajga napisał/a:
Nie wali po głowie tylko otrzezwia, współuzależnione z tego co obserwuję nie tylko na forum mają tendencje do łapania się pajęczej nitki nadziei, tak było i z Tobą..zapomniałaś już?
Dokładnie pamiętam, mimo to jak będzie potrzebował pomocy nigdy mu nie odmówię, no chyba, że będzie chodziło o kupno :flachy: lub :fajek:
OSSA - Pon 22 Sie, 2016 16:28

olga napisał/a:
Cytat:
Chcesz powiedzieć, że twój związek tak wygląda każdego dnia. Jakoś nie wierzę.




OSSA moj zwiazek tak wygląda każdego dnia z tą różnicą, ze nie latam do znajomych kazdego dnia tylko czasami :)


Szczerze gratuluję, powodzenia :kciuki:

olga - Pon 22 Sie, 2016 16:32

OSSA napisał/a:
Szczerze gratuluję, powodzenia


dziekuje :buzki:

szika - Pon 22 Sie, 2016 17:23

Klara, ja to wszystko rozumiem i dlatego użyłam słowa pułapka.. domyślam się, że trudno jest dostrzec, wyznaczyć "ten moment" kiedy to współczucie i szacunek przeradza się w pogardę i niechęć do alkoholika.. wcale się zresztą nie dziwię.. według mnie o ile związek z pijącym alko nie funkcjonuje w schemacie trójkąta Karpmana (nie wiem czy to w ogóle możliwe, nie próbowałam) to niech sobie ktoś tak żyje.. nie nam oceniać..
ja w każdym razie nie wchodziłabym w relację z alkoholikiem w ogóle.. żadnych jakichś nadziei czy czegoś podobnego.. no ale ja jestem taka "mądra" bo wiem na czym to polega.. wolę zawczasu unikać.. choćby z ostatnich tygodni.. mój bardzo fajny kolega, nasz wspólny mój i W dostał kredyt na dom i rozpoczął w kwietniu budowę.. on chyba sam intuicyjnie zaczął mnie unikać, nie odbiera telefonu, oddzwania nazajutrz itp.. tak czułam, że coś jest na rzeczy.. no i dowiaduję się, że jego "biuro" czyli garaż gdzie lubili sobie z W pogadać jest w tej chwili zapełniony puszkami po piwie, a on sam z puszką w ręku powitał mojego W.. dla mnie ta znajomość jest już raczej przekreślona... nie mam ochoty zastać go w takim stanie.. nie dzwonie, nie szukam kontaktu, choć brałam od niego regularnie jajka od wolnych kur.. to chyba koniec.. juz szukam sobie innego hodowcy kur..

olga - Pon 22 Sie, 2016 19:06

Tajga, brawo, jestes wielka :okok:
Linka - Pon 22 Sie, 2016 19:45

szika napisał/a:
rozumiem pułapkę w jaką wpadają współuzależnione, które chcą być w porządku, współczują i szanują chorego alkoholika jak człowieka.. rozumiem też, że inne często nie potrafią inaczej jak poprzez coś na wzór nienawiści odejść od niego.. tak jest pewnie łatwiej.. obwinić za wszystko, zrobić z niego potwora.. od potwora łatwiej odejść, prawda? jakby staje się to oczywiste.. jednakże medal ma zawsze dwie strony.. ten pijący, zasikany to nadal człowiek..

Pomiędzy tymi, które współczuję, a tymi, które nienawidzą, jest jeszcze miejsce dla tych, którym alkoholik stał się mniej lub bardziej obojętny.
Musiałabym chyba przekopać swój wątek , by przypomnieć sobie moje uczucia, etapy odchodzenia..
Ja kochałam i nienawidziłam jednocześnie, ale jeszcze na etapie, kiedy robiłam wszystko, co w moim mniemaniu mogło pomóc mu wyjść z nałogu.
Próbowałam chyba wszystkiego łącznie z leczeniem przymusowym. Nie poskutkowało, bo to nadal ja chciałam, a nie on.
Decyzję o separacji ,a potem o rozwodzie podjęłam jak przestałam czuć cokolwiek.
No nie, jeszcze jakiś czas czułam się bardzo oszukana...z tym nie mogłam poradzić sobie najdłużej.
Bywałam jeszcze nie raz zła, ba wściekła nawet, ale nie ma we mnie nienawiści, od dawna.
Tak, w każdym staram się widzieć człowieka, człowieka,który mimo upodlenia nadal nim przecież pozostaje.

Rozwód nie jest jedyną alternatywą, można być w małżeństwie i nie mieszkać razem.
To nie wyklucza miłości, bo przecież kochać, to nie znaczy pozwalać się krzywdzić.
kochać to pozwolić na ponoszenie konsekwencji, kochać można z daleka.
Układanie sobie życia z nowym partnerem też nie jest obowiązkiem.

olga - Pon 22 Sie, 2016 19:51

Ja nie odeszłam z nienawiści...raczej z troski o dzieci i siebie :)

A tak naprawdę to chyba nigdy go nie nienawidziłam ... bywałam *ku**** do granic zabójstwa ale nie z nienawiści...myślę, że ze strachu...

Ilona - Pon 22 Sie, 2016 20:05

Linka napisał/a:
jeszcze jakiś czas czułam się bardzo oszukana...z tym nie mogłam poradzić sobie najdłużej.


Ja jestem nadal na tym etapie.... mam poczucie krzywdy. Tym bardziej,że kiedyś tam zrezygnowałam z własnych aspiracji idąc tym samym na kompromis (?) w planowaniu wspólnego życia.
Teraz pewnych rzeczy nie da odwrócić(dopadł mnie też kryzys upływu czasu),nadrobić.
Sytuacja w jakiej się znalazłam zmusiła mnie do podjęcia decyzji,które nie mieściły się w moim kanonie uczciwości w stosunku do bliskiego mi człowieka, do egoizmu.Ale była to walka o przetrwanie. Dotarło do mnie,że za moment utonę (właściwie uświadomiły mi to dziewczyny na forum, na terapii).
Linka napisał/a:
Układanie sobie życia z nowym partnerem też nie jest obowiązkiem.

Jestem na etapie nienawidzenia płci przeciwnej. Jestem niezbyt miła w rozmowach,traktuję obcesowo,ozięble. Ma to odniesienie do facetów na polu towarzyskim jak i biznesowym.

Tajga - Pon 22 Sie, 2016 20:23


:bezradny:

Linka - Pon 22 Sie, 2016 20:49

biegnacazwilkami napisał/a:
po odejściu od męża/partnera najpierw ma się tyyyle znajomych, koleżanek , wyjść i okazji....wspólne się jednak kończy, oni/one wracają do domów, a dzielna i wolna współ po terapii idzie sama do domu. Samotność. To jest ten okres po pierwszym zachłyśnięciu się wolnością po rozstaniu,warto to wiedzieć.

Tak, to prawda, sama gdzieś o tym pisałam. Z tym też musiałam się zmierzyć.

Muszę powiedzieć, ze samotność, była tym, czego bałam się najbardziej, dopóki ktoś nie uświadomił mi,że to właśnie w tym małżeństwie już od dawna jestem samotna.
Tak, samotność we dwoje też istnieje.

Dziś wiem, że powiedzenie: "ułożyć sobie życie" nie oznacza wcale związku. Ono oznacza życie po prostu, spokojne, normalne. A że samotne? Bo to tylko ja?
A kto powiedział, ze musimy być z kimś?
Właściwie dopiero teraz, po kilku latach mogę powiedzieć, że polubiłam bycie ze sobą, że nie tęsknię już przeraźliwie, że nie uciekam przed ciszą.
I to jest dopiero ten moment, w którym partner nie będzie wypełniał pustki.

biegnacazwilkami - Pon 22 Sie, 2016 22:32

Szika, ja jesli już piszę,to głównie do tych niewidzialnych,anonimowych,sama często czytam, wychwytuję te rzadkie perełki słów, które mnie grzeją,bawią lub pocieszają w potrzebie.Czego szukamy w sieci? Takie jak my? Ciepłego słowa, czegoś co potwierdzi że jest nadzieja...że nie musi być tylko źle...czasami szukamy nadziei nie tylko dla siebie, np tu:(nie wiem, czy moderacja nie wykasuje,ale spróbuję, bo to kawałek bardzo fajnej opowiesci o przyjaźni w sieci))http://www.alkoholizm.jawnet.pl/alkoholizm-forum/ewas-moj-dzisiejszy-dzien-t3403-1545.html

Klara napisał/a:
Być może gdzieś istnieją udane związki w których trzeźwość została wywalczona, czy też wyproszona przez partnerkę, ale zaryzykuję przypuszczenie, że jest z nimi tak jak z cudami - zdarzają się tylko w opowieściach.

Klaro, nie tylko wywalczona lub wyproszona...napiszę coś , czego sama nie obmysliłam,ale zgadzam się z tym:
świat nie znosi próżni, również tej ideologicznej, ...gdy zabraknie w nas wiary , łatwo padamy ofiarą sił którym nie możemy się przeciwstawić.Warto więc zadbać, by była w nas jakas idea, wiara w coś,w rodzinę ,w Boga...trzeba jednak dbać o to od samego początku związku,zanim umrze miłość.
Żeby lepiej to wytłumaczyć, bardzo by mi się przydał schemat różnych faz alkoholizmu, moderacja na pewno potrafi wstawić tu taki fajny obrazek,poproszę:), dobrze?Tymczasem wracam do swojej codziennej pracy, gdyż nikt za mnie tego nie zrobi...

Wstawiam link do grafiki: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?p=15966#15966

Jacek - Pon 22 Sie, 2016 22:43

biegnacazwilkami napisał/a:
potrafi wstawić tu taki fajny obrazek

spróbuje :mysli:
a więc "piszesz tu o życiu
a życie to nie tylko wdech i wydech
to te chwile gdzie zapiera dech"
cheba nietrudno se ci wyobrazić tego obraz z ratowaniem czynnego alkoholika
za którym się uganiasz co noc po knajpach

olga - Pon 22 Sie, 2016 23:04

Cytat:
Czego szukamy w sieci? Takie jak my? Ciepłego słowa, czegoś co potwierdzi że jest nadzieja...że nie musi być tylko źle...czasami szukamy nadziei nie tylko dla si

Cytat:
więc zadbać, by była w nas jakas idea, wiara w coś,w rodzinę ,w Boga...


Módl się i czekaj, szukaj pocieszenia i nadziei. Moze się doczekasz za życia. Moja ciotka radiomaryja też tak robiła...i doczekała się...siedemdziesieciokilkuletni wujek spadł z krzesełka pod stół po pijaku. Złamał kość biodrowa. Mimo sześćdziesięciu lat picia ważył swoje. Cioteczka nie mogla dac rady dluzej go nianczyc. Oddala go do domu opieki gdzie był po jakichś dwoch latach zmarł. A cioteczka wreszcie sie wyzwolila ale poglądów nie zmieniła. W miedzyczasie nabrała ochoty na ratowanie z moją pomocą mojego eksa ale jemu tez się zmarło. Jako, ze nie ma nikogo w moim otoczeniu do ratowania nie wiem komu teraz ciotka pomaga ani za kogo sie modli....swoją drogą, nie wiem dlaczego nie przyszło jej do glowy pomodlić sie o wlasny rozum tylko o cudzy :drapie:

biegnacazwilkami - Wto 23 Sie, 2016 00:48

http://3.bp.blogspot.com/...u_i_terapia.jpg
nie umiem tego wkleic:(
Niebieski, czujesz się zagrozony?Ta maniera zblazowanego "miszcza"....i taki prostacki przekaz, tak nisko oceniasz swoich tu odbiorców?...mógłbyś opowiedzieć o sobie, w którym miejscu wykresu Ty rozpocząłes leczenie?Bo zdaje się utknąłeś na mieliźnie, oraz kilka innych osób, krugom propagujecie ten sam obraz nieszczęścia i rozpaczy, jakby innych nie było w tej chorobie.A w ogóle nie lepiej jakby to Twoja żona pisała porady w dziele współuzaleznienie?

Olga, czy ja Ci się nie mylę z Twoją ciotką?Najczęściej słucham Zetki, z konieczności znam się lepiej na muzyce pokolenia o dekadę młodszego niż Ty, ale pieśni oazowe(pewnie nie wiesz co to?Np, Barka, wiesz: Pan, kiedy stanął na brzegu..., przypadkiem to hejnał naszego wielowyznaniowego miasteczka)i inne pastorałki...uwielbiam.Muzyka jest poniekąd tłem mojej podświadomości, wciąż mi w duszy gra....Olga, przytulam Cię mimo wszystko,dobrej nocy:)

olga - Wto 23 Sie, 2016 05:24

Cytat:
czy ja Ci się nie mylę z Twoją ciotką


Nie :nie: różni was tylko słuchana stacja radiowa ale współuzależnienie kwitnie w jednakowym stopniu :) łączy was wyznawana zasada: módl się i czekaj na zbawienie

Tajga - Wto 23 Sie, 2016 07:13

biegnacazwilkami napisał/a:
Ta maniera zblazowanego "miszcza"....i taki prostacki przekaz, tak nisko oceniasz swoich tu odbiorców?...

Jackowi za co sie oberwało? :shock:
Nie umiem wklejać, szkoda bo wkleiłabym piosenkę "Pieją kury, pieją nie maja koguta" :mgreen:

OSSA - Wto 23 Sie, 2016 07:22

olga, proszę nie odbieraj to jako ataku , wiem ułożyłas sobie życie, ale jak radza sobie z tą sytuacją twoje dorosłe dzieci. Im umarł ojciec , dla ciebie to tylko były mąż. Dlaczego pytam dowiedziałem się że umarł mój sąsiad jeden z kompanów ex. Rozpil się jak umarła mu żona a dzieci wyjechały z kraju. To podobno stało się kilka dni temu, którys z sąsiadów zawiadomil policję i pewnie dzieci. Tylko nikt sie nie pojawił i nie chce zajac sie pogrzebem. Do d***** oczywiście miejscowe plotkary odsadzaja od czci i wiary dzieci.
Klara - Wto 23 Sie, 2016 07:23

biegnacazwilkami napisał/a:
...gdy zabraknie w nas wiary , łatwo padamy ofiarą sił którym nie możemy się przeciwstawić.Warto więc zadbać, by była w nas jakas idea, wiara w coś,w rodzinę ,w Boga...trzeba jednak dbać o to od samego początku związku,zanim umrze miłość.

No dobrze. Masz rację jeśli chodzi o ideały niezbędne ludziom do funkcjonowania.
My tu jednak na okrągło spieramy się o to, czy są one odpowiednim narzędziem do zmiany drugiego człowieka, uzależnionego - trzeba dodać i czy w ogóle można z ich pomocą zmienić kogoś innego niż tylko siebie.

Biegnąca! Tak z ręką na sercu powiedz - czy któregokolwiek z Twoich partnerów udało Ci się uzdrowić przy użyciu sposobów, które propagujesz?

OSSA - Wto 23 Sie, 2016 07:31

Właśnie te radiomaryjne dorwaly mnie jak wychodziłam do pracy ...święte oburzenie , zresztą to kolejny z towarzystwa skautow nie zdarzył wytrzeźwiec przed śmiercią :bezradny:
OSSA - Wto 23 Sie, 2016 08:08

biegnacazwilkami, w swoim wątku bardzo często porusza temat samotności , to często jest powodem alkoholizmu. Pan o którym pisałam kiedy żyła jego żona miał firmę i widziałam go czystego , dobrze ubranego jak wracał z teczka po pracy. Dzieci dorosły wyjechały, jemu został pies i ten psiak zawiadomil sąsiadów , że dzieje się coś zlego z jego panem, bo przeraźliwie wył w nocy. Niestety na ratunek było już za późno. Smutne to , bo lubiłam gościa, z czasów zanim zaczął chlac.
Jacek - Wto 23 Sie, 2016 14:09

biegnacazwilkami napisał/a:
Niebieski,

musiało cię moja droga dobitnie ugryźć,skoro mnie zarzucasz (i innym) coś o czym nawet pojęcia nie masz
pomyśl o życiu jakim ja prowadzę w którym to dech w piersi zapiera
a nie w którym to jedynie traktujesz jak życie na wdechu i wydechu = gdyż Cię czytając tak to widzę
no może jeszcze zadyszka Tobie doskwiera - którą to próbujesz zamaskować - po przez te długie słowa tu pisząc
biegnacazwilkami napisał/a:
A w ogóle nie lepiej jakby to Twoja żona pisała porady w dziele współuzaleznienie?

znaczy się że mnie się obawiasz ??? naprawdę niepotrzebnie
a gdy dobrze się zastanowisz to zrozumiesz że moje sugestie czy porady są dobre
oczywiście są jedynie poradami i sugestią a nie przymusem
a teraz spadam,bo trudno mnie dyskutować z kimś kto woli być w dołku
trzymaj się Biegnąca :buzki:

pietruszka - Wto 23 Sie, 2016 18:27

biegnacazwilkami napisał/a:
nie umiem tego wkleic:(

proszę...





ech... tak sobie pomyślałam, ze mnie już dawno nie interesuje alkoholizm jako taki... wystarczy mi ta wiedza, jaką zdobyłam na terapii. No i właściwie po co mi więcej? :mysli: I po co mi na dziś? Mój partner sam się zajmuje swoim alkoholizmem...
Ale fakt, na początku drogi łykałam każdą książkę o alkoholizmie, każdy artykuł, film, a trzeźwiejących alkoholików słuchałam z rozdziawioną gębą. Przeszło mi? Znudziło? Potem był etap zajęcia się sobą, a nie ucieczką od siebie w sprawy i ratowanie innych... Teraz... zostało samo życie... I pewnie tak ma być... Nie zapomnieć się kimś się jest, z kim się jest, ale żyć... po prostu żyć... :)

olga - Wto 23 Sie, 2016 18:37

a na hu go toto komu?
pietruszka - Wto 23 Sie, 2016 18:42

olga napisał/a:
a na hu go toto komu?

olga :nunu: :yellow: nie oszukujemy robocika :nunu:
olga napisał/a:
toto

niektórzy widzą tylko zielone, a zielone wiadomo... kolor nadziei :bezradny:

Janioł - Wto 23 Sie, 2016 19:00

olga napisał/a:
a na hu go toto komu?
się przydaje ......ku przestrodze i przypomnieniu
olga - Wto 23 Sie, 2016 19:14

Pietruszko ja nie oszukuje robocika :nie:
Mowi się przecież " na hugo mi coś tam.."

olga - Wto 23 Sie, 2016 19:17

Janioł, przydaje się ale to chyba nie ten dział :bezradny: wspoluzaleznionym to chyba szkodzi....wzbudza iluzoryczna nadzieję, pogłębia samooszukiwanie się
biegnacazwilkami - Śro 24 Sie, 2016 01:11

Pietruszko, dziękuję za wklejenie obrazka a Klarze za link
Wstawiam link do grafiki: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?p=15966#15966
obie rzeczy bardzo cenne dla refleksyjnego czytelnika,
kto by to znalazł, nawet gdyby chciał szukac, zresztą po co, na każdej terapii takich obrazków rozdają dziesiątki, lądują one potem w jakimś kącie...a tu na ekranie monitora wszystko wydaje się czytelniejsze, no, może nie dla każdego/każdej, tylko dla zainteresowanych.No i temat wskazany przez Klarę, jak widać w dziale powyżej nie tylko o śmichyhychy chodzi.
Klaro, zmęczona dziś jestem bardzo i tylko pokrótce przejrzałam co napisaliście, czemu Ty trywializujesz zabiegi utrzymania związku z partnerem/alko do oczekiwania aż cud się spełni,aż modlitwy zrobią coś za nas, tego nie rozumiem.Moje modlitwy to prawie wyłącznie dziękuję Ci Panie Boże za te hojne dary....prośby zanoszę głównie do siebie i je sobie realizuję sama.Wykres warto przestudiować, gdy tylko się zauważy u siebie lub bliskiej osoby niepokojące objawy,warto też przeczytać temat w załączonym linku.Piszecie , niektóre w każdym razie, że po co Wam ta tematyka, ta wiedza? To ja zapytam: po co wciąż tkwicie na tym forum, skoro już wszystko wiecie, a nawet wyeliminowałyście swego alko ze swojego życia?Przecież to wciąż jest ta sama branża,o chorobie alkoholowej, tyle że zamiast się rozwijać, posunąc dalej w tej wiedzy, tkwicie w jednym miejscu jak mantrę powtarzając :jestem szczęśliwa, bo rozstałam się z mężem alkoholikiem. I co, z jednego współuzaleznienia popadłyście w współuzaleznienie od tych tu alkoholików, którzy być może dowartościowują się Waszym och i ach...,manipulują Wami jak to mają w swym alkoholowym zwyczaju, bo dlaczego niby obcy alkoholik ma być inny od twojego?Nie bez kozery brak tu obok 12 kroków AA, 12 stopni i 12 Tradycji ruchu al-anon, chyba że slepa jestem?I jeszcze do Olgi:
wiesz, po ch... Ci to?Jako namiastka Twojej Cioci(u nas tak się mówi, ciotka to raczej obraźliwa forma w mojej rodzinie)zasugeruję Ci , iż poza dwoma znanymi Ci rodzajami alkoholików, czynnym i niepijącym alkoholikiem jest rodzaj trzeci, mający dużą przewagę nad poprzednimi: alkoholik na cmentarzu. Zrobił swoje i umarł. Gorszy już nie będzie.Za to bezpiecznie można odbudowywać jego świetlaną przeszłość, która zapewne była powodem, że go wybrałas na ojca swoich dzieci.Dzieciom bardzo potrzebny jest ojciec, lepszy nie żyjący,niż żaden.W dodatku, mając na uwadze geny odziedziczone, zawsze warto ku przestrodze dbać, by dzieci świadome były, na co mają uważać w swoim życiu.
Niebieski, co by to było, gdybyś swoją żonę tak ćwiczył w codziennym utrwalaniu jakim to byłeś alkoholikiem, tak jak to robią tu moje koleżanki? Chociaż z drugiej strony, jaki tam z Ciebie alkoholik, wyczytałam z wskazanego przez Klarę tematu, że rozpocząłes terapię zanim stałes się alkoholikiem?Hm, ....ściema znaczy i tyle....
W jednym masz rację:
"...ja cała zbudowana jestem z ran, duszę na ramieniu ciągle mam, lecz gdy śmieję się to ze mną wraz, cały świat..."

Maciejka - Śro 24 Sie, 2016 05:37

W ksiaże Kobiety , które kochaja za bardzo jest jeszcze inny wykres podobny do tego co dziewczyny wkleiły tylko chodzi o współuzaleznienie. Kto czytał ksiazkę to wie o czym pisze ,, Na razie znalazłam to ; http://www.psychologia.ne...l.php?level=580
olga - Śro 24 Sie, 2016 06:06

biegnaca, widze, ze cierpisz, nie piszesz tylko o tym wprost...gdybys tylko sie otworzyla na pewno dostalabys slowa wsparcia od wielu osob, pewnie ode mnie tez...moze tego nie widac przez internet ale jestem osoba bardzo empatyczna...sorry zagalopowalam sie troche, zapomnialam, ze jestes 20 lat starsza ode mnie...moje rady, zeby kopnac alkoholika w cztery litery skierowane sa do dziewczyn mlodych, 30-, 40-letnich. Wiem, ze majac tyle lat swiat stoi przed czlowiekiem otworem, trzeba tylko podjac decyzje i dzialac. 60 lat nigdy nie mialam i nie wiem jak to jest...moze sie wtedy mysli, ze juz jest za pozno na zmiany....nie wiem co ja bede wtedy myslala (jesli dozyje oczywiscie). Teraz sobie wyobrazam, ze gdybym byla sama majac 60 lat a chcialabym byc z kims to poszukalabym sobe starszego, spokojnego pana emeryta z ktorym moglabym pic przyslowiowa herbatke, toczyc rozmowy i chodzic na spacerki do parku, oczywiscie absolutnie nieuzaleznionego...sa tacy na swiecie...
OSSA - Śro 24 Sie, 2016 07:26

olga, tylko chyba za długo mieszkasz w Niemczech , owszem tamci emeryci zwiedzaja świat, bawią się , śmieją głośno szwargoca, ale nie piją herbatki :nie: w Polsce wielu moich znajomych nie doczekalo pierwszej emerytury. Wcale nie przez % , tam gdzie mieszka mama to ulica wdów :bezradny: na bezrybiu i rąk ryba . Kiedyś rozmawiałam z panią silnie wspoluzalezniona zostaw go.. ale ja mam rodzinę i panicznie boi się samotności.
matiwaldi - Śro 24 Sie, 2016 07:49

olga napisał/a:
sa tacy na swiecie...



najczęściej już zajęci ....
8)

Klara - Śro 24 Sie, 2016 08:16

No, tak sprytnie zamieszałaś, że żaden manipulator by się tego nie powstydził.
biegnacazwilkami napisał/a:
czemu Ty trywializujesz zabiegi utrzymania związku z partnerem/alko do oczekiwania aż cud się spełni,aż modlitwy zrobią coś za nas, tego nie rozumiem.Moje modlitwy to prawie wyłącznie dziękuję Ci Panie Boże za te hojne dary....prośby zanoszę głównie do siebie i je sobie realizuję sama.

Od dłuższego czasu piszesz głównie o tym, że partnerka powinna cierpliwie budować związek i za pomocą tejże cierpliwości, dobroci i zrozumienia doprowadzić do trzeźwości swojego partnera.
W tym kontekście zadałam następujące pytanie:
Cytat:
Biegnąca! Tak z ręką na sercu powiedz - czy któregokolwiek z Twoich partnerów udało Ci się uzdrowić przy użyciu sposobów, które propagujesz?

...a w wspominając o cudzie, miałam na myśli "cud" uzyskania trzeźwości dzięki dobroci, miłości i cierpliwości partnerki. Napisałam, że może się zdarzają, ale....
....innym.
Dlatego, że często o tym słyszę, ale nie znam nikogo kto by się zaliczał do tych szczęściarzy.
biegnacazwilkami napisał/a:
To ja zapytam: po co wciąż tkwicie na tym forum, skoro już wszystko wiecie

Nie przyszło Ci do głowy, że można chcieć się dzielić swoim doświadczeniem?
Jest też jeszcze jedna ważna sprawa - ja znalazłam tu ludzi, z którymi jest mi po drodze, mamy podobne przeżycia i podobne spojrzenie na świat. Czy to mało?
biegnacazwilkami napisał/a:
popadłyście w współuzaleznienie od tych tu alkoholików, którzy być może dowartościowują się Waszym och i ach...,manipulują Wami jak to mają w swym alkoholowym zwyczaju, bo dlaczego niby obcy alkoholik ma być inny od twojego?

A to pojechałaś....! :lol:
Na jakiej podstawie formułujesz taką diagnozę?
biegnacazwilkami napisał/a:
Nie bez kozery brak tu obok 12 kroków AA, 12 stopni i 12 Tradycji ruchu al-anon, chyba że slepa jestem?

To jest forum. Grupy AA i Al-Anon zbierają się w realu.
Tak trudno to zauważyć?

pterodaktyll - Śro 24 Sie, 2016 10:43

biegnacazwilkami napisał/a:
przeczytałam oczom nie wierząc, zdanie/ twierdzenie iż każdy pieprzy sobie życie jak chce

I słusznie nie wierzyłaś, bowiem nie pisałem "jak chce", tylko "jak potrafi" a to całkowicie zmienia sens tego twierdzenia nieprawdaż sympatyczna koleżanko? :mgreen:
W jednym na pewno pomyliłem się. Otóż w oryginale tzn. w Dobrej Księdze owo "pieprzenie" ujęte jest w cudzysłów co sugeruje raczej dość szeroki wachlarz interpretacji owego "pieprzenia" a nie wyłącznie li tylko pejoratywny wydżwięk "pieprzenia" ;) I to by było na tyle, jak mawiał nieodżałowany Profesor Mniemanologii Stosowanej. :p
biegnacazwilkami napisał/a:
zdeklarowany ALKO nazywający się Praptakiem czy jakoś tak, ma podobno świetne efekty w terapeuzowaniu współuzaleznionych

Plotki Koleżanko, zwykłe ludzkie plotki :mgreen:
biegnacazwilkami napisał/a:
chyba nie chodzi o dr Pterodaktylologii ,skądinąd sympatycznego autora zbioru złotych mysli zebranych w WK?

Jakby to powiedzieć i nie skłamać........nie jestem autorem WK (czyli Wielkiej Księgi jak domniemywam) ale tylko skromnym głosicielem prawd objawionych w Dobrej Księdze (cokolwiek miałoby itd.....), która to Księga niewiele ma wspólnego z tą Wielką, choć zapewne uważny czytacz doszukałby się jakichś wspólnych mianowników :mgreen:
biegnacazwilkami napisał/a:
dla koleżanek które chcą ratować swoje związki

Pozwoliłem sobie nieco wyrwać z kontekstu to zdanie, bowiem nie byłbym sobą gdybym przy tej okazji nie spytał tych koleżanek, "po co, czyli co w ten sposób chcą sobie załatwić pozostając przy boku czynnego alkoholika (bo takie związki mam na myśli) Miłego dnia :buzki:

anuszka - Śro 24 Sie, 2016 17:25

[quote]bowiem nie byłbym sobą gdybym przy tej okazji nie spytał tych koleżanek, "po co, czyli co w ten sposób chcą sobie załatwić pozostając przy boku czynnego alkoholika (bo takie związki mam na myśli) Miłego dnia :buzki:
_________________[/quote

Jest troche powodow np chec zabawienia swiata ,milosc wierna do grobowej deski , bezinteresowna pomoc pelna poswiecen i wyrzeczen , zajmowanie sie alko nie soba , idealizacja siebie - prawdziwa bohaterka ,ktora wszystko zniesie , dbanie o dobro dzieci i rodziny , chec poswiecenie sie dla drugiego czlowieka ,
oj powodow jest wiele :shock: :luzik: tak dobrze zaprogramowanego systemu iluzji i zaprzeczen 22 lata jak ja ma pewnie niezbyt wiele osob na forum , ale widac sa takowe ;)

Ja dzis wiem , ze oklamywanie siebie jest moja reakcja obronna , ale odczarowuje powoli moj znieksztalcony obraz swiata wokol mnie

Jacek - Śro 24 Sie, 2016 17:51

anuszka napisał/a:
oj powodow jest wiele

noo :tak: ,,, podobnie było z długim wierzeniem w powody że ziemia jest płasko

pterodaktyll - Śro 24 Sie, 2016 18:07

anuszka napisał/a:

Jest troche powodow np chec zabawienia swiata ,milosc wierna do grobowej deski , bezinteresowna pomoc pelna poswiecen i wyrzeczen , zajmowanie sie alko nie soba , idealizacja siebie - prawdziwa bohaterka ,ktora wszystko zniesie , dbanie o dobro dzieci i rodziny , chec poswiecenie sie dla drugiego czlowieka ,

Czyli być, jak zwykła mawiać Boska Estera, "pi****oną siostrą miłosierdzia". Amen ;)

OSSA - Śro 24 Sie, 2016 18:44

pterodaktyll napisał/a:
anuszka napisał/a:

Jest troche powodow np chec zabawienia swiata ,milosc wierna do grobowej deski , bezinteresowna pomoc pelna poswiecen i wyrzeczen , zajmowanie sie alko nie soba , idealizacja siebie - prawdziwa bohaterka ,ktora wszystko zniesie , dbanie o dobro dzieci i rodziny , chec poswiecenie sie dla drugiego czlowieka ,

Czyli być, jak zwykła mawiać Boska Estera, "*p****ą siostrą miłosierdzia". Amen ;)


Siostra miłosierdzia :janie:

Mogliśmy sprzedać mieszkanie i kupić dwie kawalerki, tylko ja nie chciałam mieszkać z nastolatkami na pokoju z kuchnią, wojna domowa i awantury cały czas, a tak tylko kiedy był pijany. Zresztą on chciał mieć spokój, pracował, pił, spał , dawał kasę i nie wpier*** na co wydaję. Na dom oddawał całą pensję, a na flachę zarabiał po godzinach. Tylko niestety alkoholizm jest chorobą postępującą z czasem więcej pił i życie pod jednym stało się koszmarem. Na to też znalazł sposób spakował się i wyprowadził, wynajął sobie mieszkanie i nic nie chciał poza swoimi osobistymi rzeczami i kartonem kieliszków z piwnicy. Nie wiem po co ?
W każdym razie, nic nie chciał i niczego nie zabrał, z tego co miał pomógł dzieciom na starcie w dorosłe życie.

Nie wiem czy to była dobra decyzja o trwaniu w związku przez 30 lat, ale najlepsza jaką mogłam podjąć w tamtym czasie, w tamtych warunkach. Gdybym parę lat temu rozpętała wojnę o podział mieszkania. Czy było by lepiej ? Nie wiem i szczerze nic mnie to nie obchodzi, czasu nie cofnę. Dziś mam spokój, dzieci są dorosłe pracują, uczą się, mają własne rodziny. Mam nadzieję, że siła wyższa da mi zdrowie i wybiorę się w podróż dookoła świata :chmurka:

Linka - Śro 24 Sie, 2016 19:34

Ten tekst skierowany do innej dziewczyny na forum przeczytałam chyba jeszcze niezalogowana.
Poruszył mnie tak mocno, że zaczęłam zmiany w moim życiu, choć pewnie były też inne czynniki.
Do dziś przechowuję go w moim sekretniku.
A dziewczyna , tak jak ja całymi latami mówiłam, napisała, że przecież jak nie pije to taki dobry człowiek z niego jest.

Twoim największym problemem jest odpowiedzieć sobie na pytanie -
Dlaczego???? żyję z człowiekiem, który mnie oszukuje,
na którego nie mogę liczyc, nie mam do niego zaufania.... a jednak trwam przy nim.
Wciąż jestem i jestem i.... nie umiem odejść. Dlaczego?
Co daje mi taki związek?
Co daje mi taki facet-"nieobecny" bo nawalony, nieodpowiedzialny, beztroski...
Do czego tak naprawdę go ... potrzebuję?


Biegnąca, dlaczego namawiam do odejścia?
Otóż współuzależnionej do trwania przy alkoholiku namawiać nie trzeba. Ona i tak robi wszystko co możliwe by go ratować, daje milion szans, z których każda jest tą ostatnią.
A potem kolejne i kolejne. Mimo ponoszenia szkód , cierpienia, kosztem dzieci i własnego zdrowia, trwa.

pterodaktyll - Czw 25 Sie, 2016 10:54

OSSA napisał/a:

Mogliśmy sprzedać mieszkanie i kupić dwie kawalerki, tylko ja nie chciałam mieszkać z nastolatkami na pokoju z kuchnią, wojna domowa i awantury cały czas, a tak tylko kiedy był pijany. Zresztą on chciał mieć spokój, pracował, pił, spał , dawał kasę i nie wpier*** na co wydaję. Na dom oddawał całą pensję, a na flachę zarabiał po godzinach.

Normalnie można powiedzieć idylla we dwoje.............. g45g21 g45g21 g45g21

OSSA - Czw 25 Sie, 2016 12:18

pterodaktyll napisał/a:
OSSA napisał/a:

Mogliśmy sprzedać mieszkanie i kupić dwie kawalerki, tylko ja nie chciałam mieszkać z nastolatkami na pokoju z kuchnią, wojna domowa i awantury cały czas, a tak tylko kiedy był pijany. Zresztą on chciał mieć spokój, o milpracował, pił, spał , dawał kasę i nie wpier*** na co wydaję. Na dom oddawał całą pensję, a na flachę zarabiał po godzinach.

Normalnie można powiedzieć idylla we dwoje.............. g45g21 g45g21 g45g21
miło mi że ci tak wesoło :p mnie to zwisa , co ktos myśli i tak zawsze robię ci odpowiada, jem co lubię, ubieram jak mi pasuje. Przynajmniej statystycznie mam jeszcze parę lat życia i mam zamiar zrealizować swojej pasje , zapisałam się na angielski, kilka specjalistycznch szkoleń i teraz wybieramam się na zasłużony urlop. :sun: Brzeg :chmurka:
biegnacazwilkami - Czw 25 Sie, 2016 12:20

Rację miałaś Pietruszko:to forum założono dla zabawy.Tylko dlaczego ta zabawa jest wciąż kosztem współuzależnionych?Obśmiać, wyszydzić,jesli ktoś patrzy nie w tę stronę co założyciele....Ptero, po co Ci ta wiedza, po co współuzaleznionym potrzebny jest związek, jego dalsze utrzymanie? Uważam to za niezdrową ciekawość:( czyżby alko porywali się na zrozumienie współuzaleznionych?E,to chyba jakiś kolejny żart....
A teraz powaga:
Ossa, co rozumiesz pod pojęciem " nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki?"Pomyśl dwa razy zanim odpowiesz...taka np Wisła, przekraczasz ją raz w Toruniu a potem w Świeciu, ta sama to rzeka czy nie?Ptero, możesz też zabrać głos z kolegami(udzielam Wam głosu znaczy...)ale bez wyrazów powszechnie uważanych za wulgarne,inaczej poproszę moderację by koledze moderatorowi żółtą kartkę wlepiła.Albo i coś gorszego...:)

Klara - Czw 25 Sie, 2016 12:33

biegnacazwilkami napisał/a:
Tylko dlaczego ta zabawa jest wciąż kosztem współuzależnionych?

:shock:
biegnacazwilkami napisał/a:
Obśmiać, wyszydzić

Proszę o przykłady...

OSSA - Czw 25 Sie, 2016 12:50

biegnacazwilkami nie chce mi się bić piany i tak odwraca kota ogonem i na koniec jakąś kulkę wstawia . Żyj i daj żyć innym . :buzki:
olga - Czw 25 Sie, 2016 13:00

Koleżanka biegnąca nie odniosla się do mojego, wczorajszego posta...szkoda bo myślałam, że jednak się otworzy i napisze co jej w duszy gra co być może pozwoliłoby mi zrozumieć jej postawę :bezradny: domyślam się, że może chodzi o wiek, ze to juz za późno....nie wiem...
biegnacazwilkami - Czw 25 Sie, 2016 14:01

olga napisał/a:
Koleżanka biegnąca nie odniosla się do mojego, wczorajszego posta...szkoda bo myślałam, że jednak się otworzy i napisze co jej w duszy gra co być może pozwoliłoby mi zrozumieć jej postawę :bezradny: domyślam się, że może chodzi o wiek, ze to juz za późno....nie wiem...

Oluś, a co Ty chcesz od mojego wieku?Mnie się on podoba, powinnaś wiedziec, że jestem z długowiecznej rodziny, własnie niestety zmarła najstarsza z rodu ciocia, skończyła w maju 103 lata, a nie wiem czy wiesz, po ukończeniu lat 100 obecnie dostaje się aż 3000zł/miesiąc , obecnie w Polsce jest ponad 2000 takich osób, warto żyć:)
Ja zaś adresuję się do pokolenia dwadzieścia/dziesięć lat od Ciebie młodszego, jesteś w dodatku już jakby poza zasięgiem moich rozważań,masz pozamiatane, więc i rozumieć nie masz po co,prawda?
Kiedyś być może nie dobraliście się ze swym mężem i tyle.Ktoś kto ma w domu wszystko nie szuka poza domem niczego.A gdy rzeczywiście chcesz się czegoś dowiedzieć o rodzinnych grupach wsparcia, wejdź na dowolną stronę al-anonu, poczytaj. Jest też dział pt jak zniszczyć al-anon .Niektórzytu to chyba czytali albo intuicyjnie sami się stosują.Tylko nie wiem, komu czemu to ma służyć?
Na koniec tylko jeszcze raz zwrócę uwagę na wykres, zawiera on wg mnie podstawowe informacje:
- alkoholizmowi można zapobiegać obserwując w porę pierwsze symptomy
- na każdym etapie można podjąć zdrowienie
A od siebie powiem, że takie 12 kroków to każdy nawet nie uzalezniony powinien od czasu do czasu porozważać.Dla rozwoju osobistego.
-

olga - Czw 25 Sie, 2016 14:04

Cytat:
co Ty chcesz od mojego wieku?


Booooszeee znowu odbierasz jako atak? :( nic nie chcę....tez kiedys będę miała tyle lat co Ty.....snuje tylko przypuszczenia....

olga - Czw 25 Sie, 2016 14:09

Cytat:
Ktoś kto ma w domu wszystko nie szuka poza domem niczego.

Myslisz, że czegoś nie miał? To czemu sobie tego nie zapewnił? Ja nie szukałam z czego wynika, ze sobie zapewnilam...
Cytat:
alkoholizmowi można zapobiegać obserwując w porę pierwsze symptomy
- na każdym etapie można podjąć zdrowienie

A kto Twoim zdaniem powinien temu zapobiegać? :drapie:

Linka - Czw 25 Sie, 2016 19:55

biegnacazwilkami napisał/a:
- alkoholizmowi można zapobiegać obserwując w porę pierwsze symptomy

Pierwsze symptomy mąż skrupulatnie przede mną ukrywał.
Na tyle skutecznie, ze jak się zorientowałam było już pozamiatane.
A tak w ogóle, to niby co mogłabym z tym zrobić?
Zmusić do leczenia? Zrobiłam to dwukrotnie.
Tylko, czy Ty w ogóle czytasz to co piszę?
Na ratowaniu alkoholika zmarnowałam ponad 20 lat, to prawie pół mojego życia i całe życie moich dzieci.
Nie chciałabyś pewnie nigdy usłyszeć, ze dziecko przestało wierzyć, bo modliło sie o rzeźwość taty, a on nie wytrzeźwiał :( >

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 00:43

Klara napisał/a:
Proszę o przykłady...

Nie zauważyłas sama, hm, ja też niekumata jestem i się nie smieję gdy nie ma wyraźnego powodu.Amerykanie wymyslili dla niekumatych śmiech w ścieżce dźwiekowej w swoich sitcomach,u nas np 13 Posterunek, brrrr... Chodzi mniej więcej o to, że nawet na forum, zwłaszcza gdy jest to forum publiczne, trzeba się nawzajem szanować, niezaleznie od tego jakie kto ma poglądy , nie uogólniać , każda osoba ma wszak własne swoje życie i doświadczenia. Są osoby jak OSSA które nie dały się wtłoczyć w ten szablon,ale takich osób jest nie wiele.Mało nowych userek/userów pisze, to cena narzuconej linii myslenia, nikt nie chce być krytykowany, to chyba oczywiste.Po co się wchodzi na forum?Dla odskoczni od codziennych zajęć?Z przyzwyczajenia ?Bo coś chcemy z siebie wyrzucić?Bo coś chcemy wspólnie przemysleć?Szukamy raczej akceptacji, zainteresowania,ale też okazji by uformować swoje mysli, wypowiedzieć je, "upuścić" trochę cisnienia z głowy.Dlatego moim subiektywnym zdaniem, forum pomocowe nie koniecznie ogranicza się do rad, informacji zwrotnych i przestrzegania przed takim czy innym życiem.A już zwłaszcza nie powinno być to wyśmiewanie czyichś decyzji innych niż nasze.

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 01:02

OSSA napisał/a:
biegnacazwilkami nie chce mi się bić piany i tak odwraca kota ogonem i na koniec jakąś kulkę wstawia . Żyj i daj żyć innym . :buzki:

Jak uważasz, jednak zapytałam o to z powagą i nie bez powodu,ale....czas płynie, rzeki płyną....życie płynie, zmieniamy się.Tak, nawet kamień mchem obrasta i zmienia się z czasem.Można z czasem zmienić swoje własne zdanie, bo ono własnie jest moje i mogę je zmienić.Temu m.in. służy ten mój temat.Rozmyslam leniwie o przeszłości, czasami coś mi się udało w życiu.Czasami wiem, że dziś bym zrobiła inaczej.I podobnie jak Ty nie przejmuję się tym, co ludzie powiedzą, robię co uważam za słuszne , przynajmniej odkąd jestem sobie sama sterem, okrętem i żaglem. :zgoda:

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 01:45

Linka napisał/a:
Tylko, czy Ty w ogóle czytasz to co piszę?

Linko,czytam zawsze wszystko co mi ktoś odpisze, czasem się odzywam, częściej nie(nie jestem osoba w towarzystwie której dobrze jest pokazac się na tym forum), pamiętam Twoje uwagi o "strzelaniu focha", wzięłam je sobie do serca:) Znam Twoją historię i jesteś w takim momencie życia, że nie jest to pora na roztrząsanie pytań,które stawiasz w poście.To nie dla Ciebie , co piszę o zapobieganiu, o ratowaniu w porę związku, piszę do do młodszych dziewczyn, mając na uwadze swoje rozmyslania o swoim życiu, gdyby mi kiedyś ktoś zwrócił uwagę na takie tam różne sprawy....a zabiegałam wtedy o dobre rady, nikt się niestety taki nie znalazl.Ale Ciebie to już nie dotyczy, nie teraz.Jestem realistką i marzycielką jednoczesnie,ale i kobietą po przejściach.W tym momencie życiowym w jakim Ty jesteś, nie powinnaś teraz roztrząsać co było dobrze a co źle, kto winien, masz na to czas.Obecnie, gdy podjęłas decyzję, jak sportowiec przed skokiem na głęboką wodę, zbieraj siły i słuchaj tylko tego co Cię wzmocni, unikaj tego co Cię oslabi, żeby zwyciężyć, trzeba się skoncentrować na celu,Ty go już wybrałas.Już tylko bym się zastanowiła, jak rozstać się godnie, dać szacunek ojcu swoich/waszych dzieci, jak wiesz uważam, że nawet nie obchodząc rocznicy ślubu zawsze to będzie rocznica założenia mojej rodziny, tak wiedzą moje dzieci i cała rodzina.Na ten moment rzeczywiście najlepszym wyjściem jest zająć się sobą, dziećmi, pozwolić panu ponieść konsekwencje swego picia. Może poczytałabym o alkoholizmie, żeby wiedzieć co stało się z ojcem twoich dzieci i co kiedyś może odezwać się w ich genach....nie pamiętam, czy rozwód już masz czy masz go mieć,ale tak czy inaczej postanowiłas o rozstaniu. Jestem zwolenniczką opinii, że każdy sposób do rozpoczęcia leczenia alko jest dobry,również nakaz sądowy, może warto złożyć wniosek o przymusowe leczenie?Terapia jest jedna, ma tylko różne etapy, przymusowe leczenie nawet jak na razie nie da skutku, "poinformuje" twojego pana, da mu okazję , da okazję dotarcia do głowy mysli , że trzeba coś z tą chorobą zacząć robić.Wciąz naprany, pijany, ma w głowie tylko jedną mysl: jak gdzieś zdobyć coś na klina....Olga też zapytała: kto ma w związku zrobić...itd Otóż w dobrze dobranym związku takie pytanie nie ma racji bytu, każdy ma obowiązek podać rękę drugiej osobie,jak się samemu nie ma juz kontaktu, poprosić przyjaciela, jakiś autorytet z rodziny, znajomego, nie wolno zostawić bliskiej osoby samej sobie.Sam to on ma podjąć decyzję, że chce się leczyć takim czy innym sposobem, ale samotnie z tym sobie nie poradzi.Warto z daleka obserwować co się dzieje z panem, cóż,każdy ma inne doświadczenia,jednak gdy pytasz jak zapobiegać, to nie jest pytanie dla Ciebie na dziś:)

Maciejka - Pią 26 Sie, 2016 04:53

A niby skad u czarta Ty wiesz co jest dobre dla konkretnej osoby, skad wiesz co jest dobre dla mlodszych osob i nas w srednim wieku? Kto Ci dał prawo decydować co dana osoba powinna o co nie?
Kto ci dał prawo układać innym zycie na podstawie Twoich opinii i doświadczeń? Czy pesel daje prawo jak uczyć innych rozumu?

Klara - Pią 26 Sie, 2016 07:16

biegnacazwilkami napisał/a:
Nie zauważyłas sama, hm, ja też niekumata jestem i się nie smieję gdy nie ma wyraźnego powodu.

Jak widać obie mamy problem z czytaniem ze zrozumieniem, ale właśnie dlatego, że nie kumam, poproszę Cię o konkretne przykłady naszych przestępstw, czyli zabawy kosztem współuzależnionych, obśmiewania i wyszydzania:
biegnącazwilkami napisał/a:
Tylko dlaczego ta zabawa jest wciąż kosztem współuzależnionych?

biegnącazwilkami napisał/a:
Obśmiać, wyszydzić

Linka - Pią 26 Sie, 2016 07:39

biegnacazwilkami napisał/a:
Znam Twoją historię

Nie znasz, świadczy o tym to, co napisałaś. Może wieczorem będę miała trochę czasu , to się do tego odniosę.

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 15:05

perełka napisał/a:
A niby skad u czarta Ty wiesz co jest dobre dla konkretnej osoby, skad wiesz co jest dobre dla mlodszych osob i nas w srednim wieku? Kto Ci dał prawo decydować co dana osoba powinna o co nie?
Kto ci dał prawo układać innym zycie na podstawie Twoich opinii i doświadczeń? Czy pesel daje prawo jak uczyć innych rozumu?

Bardzo agresywny post, nic merytorycznego, nie pisałam do Ciebie,prawda?To jest forum publiczne, w dodatku nie musisz się stosowac do moich opinii ani tym bardziej nimi przejmować.
Klara napisał/a:
Jak widać obie mamy problem z czytaniem ze zrozumieniem, ale właśnie dlatego, że nie kumam, poproszę Cię o konkretne przykłady naszych przestępstw, czyli zabawy kosztem współuzależnionych, obśmiewania i wyszydzania:

Klaro, przewaznie reagujesz jako Moderator na wszelkie nieprawidłowości, jesli nic złego nie widzisz w sytuacjach o których piszę a Ty dobrze wiesz, które to sa, to trudno, ja nie utrwalam , nie żyję tymi opiniami, mało się nowych osób tu pojawia, "nowi" są w tym dziale krótko....więc wskazuję jeden z powodów.Jak Wam,Tobie z tym dobrze, to ja tego zmieniać nie zamierzam.Chociaż nie zaręczam, czy znowu się nie odezwę gdy zauważę jakąś nieprawidłowość, niezgodną z moim subiektywnym zdaniem.

olga napisał/a:
Panem to on był dla naszego psa a nie dla mnie. Dla mnie miał byc mężem, partnerem, głową rodziny...

Wywołujesz mnie do odpowiedzi, czuję się w obowiązku napisania jak było, co robiłam zeby mu pomóc, bo mam wrażenie, że myślisz o mnie, że jestem bez serca, że wyrzuciłam go jak niepotrzebnego smiecia a tak wcale nie było.

Olga, a Tobie po co moje błogosławieństwo?Zrobiłaś jak uważałaś za stosowne, masz tu poparcie całego założycielskiego fanklubu, nie mnie osądzać czy postąpiłas słusznie czy nie.Ja analizuję swoje życie, znajduję wiele swoich blędów,są nie do naprawienia, pamiętam, jak szukałam mądrej rady gdy jeszcze była pora.Nic to może nikomu nie da,ale dlaczego nie miałabym zająć się profilaktyką , pracą nad utrzymaniem rodziny zanim zajdą w niej zmiany niedwracalne?
Jest na forum sporo osób z którymi masz wspólny język i ja Cię nie wywołuję jeśli sama mnie nie zaczepisz.

olga - Pią 26 Sie, 2016 15:23

Nie chcesz ze mną gadać bo już mnie nie naprawisz...za późno :bezradny:
Ale jakby eks jeszcze żył... :cwaniak:

Maciejka - Pią 26 Sie, 2016 15:59

biegnacazwilkami napisał/a:
rełka napisał/a:
A niby skad u czarta Ty wiesz co jest dobre dla konkretnej osoby, skad wiesz co jest dobre dla mlodszych osob i nas w srednim wieku? Kto Ci dał prawo decydować co dana osoba powinna o co nie?
Kto ci dał prawo układać innym zycie na podstawie Twoich opinii i doświadczeń? Czy pesel daje prawo jak uczyć innych rozumu?

Bardzo agresywny post, nic merytorycznego, nie pisałam do Ciebie,prawda?To jest forum publiczne, w dodatku nie musisz się stosowac do moich opinii ani tym bardziej nimi przejmować.

Przeciwnie, skoro głosisz swoja prawdę to ne widze jej poparcia swoim przykłądem. A skoro grzeczne pytania uważasz za agresję to nie masz pojęcia co nia jest. Masz rację to jest forum publiczne i nie widzę odpowiedzi na moje pytania tylko nie wiadomo co. Chcę to czytam i nie siedze cicho jak uczysz młodszych rozumu tylko dlatego , ze jestes od nas młodszych starsza.

olga - Pią 26 Sie, 2016 16:03

perełka,

Agresywny bo użyłas słowa "u czarta" :p
Było liczyć się ze słowami :wysmiewacz:

:mgreen:

Maciejka - Pią 26 Sie, 2016 16:07

olga napisał/a:
perełka,

Agresywny bo użyłas słowa "u czarta" :p
Było liczyć się ze słowami :wysmiewacz:

:mgreen:


g45g21

pietruszka - Pią 26 Sie, 2016 16:31

biegnacazwilkami napisał/a:
co piszę o zapobieganiu, o ratowaniu w porę związku, piszę do do
biegnacazwilkami napisał/a:
laczego nie miałabym zająć się profilaktyką
młodszych dziewczyn, mając na uwadze swoje rozmyslania o swoim życiu
biegnacazwilkami napisał/a:
zy znowu się nie odezwę gdy zauważę jakąś nieprawidłowość, niezgodną z moim subiektywnym zdaniem

a może by tak pomyśleć o założeniu własnej kliniki ratujące te młode, niedoświadczone? :mysli:
Masz prawo, biegnąca mieć swoje poglądy. Mi nic do tego....
Ale trochę mnie przeraża, że tak bardzo chcesz uczyć innych... :bezradny:
Ale właściwie? Też masz prawo... Twoje sumienie...
Może nawet ta Twoja terapia, podążanie Twoją ścieżką nie jest nic gorsze od szukania innych metod wyleczenia alkoholizmu począwszy od Al-anon, terapii poprzez hipnozę, kudzu, wszywki, anticole, biorezonans, przymusowe leczenie...
ja wiem, że alkoholika nie mogę wyleczyć, nie mogę zmusić do wyleczenia, jakbym znała metodę to bym pewnie Nobla dostała...
Wiem, że mogę zmienić jedynie siebie, a nie innych
I nie jestem odpowiedzialna za cudze decyzje, wybory, chociaż nie chciałabym przynajmniej kogoś skrzywdzić. Mogę jedynie dzielić się własnym doświadczeniem. Wiem, co mi pomogło... A co tak naprawdę pomogło mojemu alkoholikowi? Nie wiem i nigdy do końca nie będę wiedzieć, co się działo w jego głowie przed podjęciem decyzji o zaprzestaniu picia. I wiem, że mu nie odbiorę satysfakcji, że to on sam podjął taką decyzję i może być z niej dumny. I wiem, że zrobił to w takim momencie, gdy ja już nie chciałam naprawiać swojego związku, tylko ratować siebie samą z tej pożogi. Co moje to moje, co jego to jego. Ale to jego decyzja jej skutki. Nie śmiałabym sobie dziś uzurpować jego prawa do radości, że zrobił to samodzielnie.
Z moich różnych doświadczeń wynika, że nadmiar pomocy jest szkodliwy. Ot tak, jak było z moją teściową. Gdybym to ja się nią opiekowała, pewnie by nie wstała z łóżka, szokowała mnie czasem ta szorstka miłość Pietrucha, bo ja to bym podała, przyniosła, zrobiła za nią. A tak musiała niejako odzyskać sprawność. Kiedyś zapytałam Pietrucha, czy wie, że to była taka dość brutalna pomoc poprzez niewyręczanie. A on mi powiedział, że serce mu się nieraz krajało. A i tak biegał za zakupami, sprzątał, załatwiał wizyty, robił to, czego ona nie mogła rzeczywiście zrobić, ale nie pokroił mięsa na talerzu, nie karmił, nie podawał czegoś, gdy wiedział, ze choć wolno to potrafi. Dzięki tej twardej miłości... żyła ładnych kilka lat dłużej i to w lepszej sprawności. Ja jako kobieta... zagłaskałabym...
Czasem więc pomocą jest... niepomaganie, chociaż współuzależnionej czasem trudno to przełknąć, chce mieć wpływ i kontrolę nad światem...

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 17:14

pietruszka napisał/a:
Czasem więc pomocą jest... niepomaganie, chociaż współuzależnionej czasem trudno to przełknąć, chce mieć wpływ i kontrolę nad światem...

A o kogo chodzi?Bo chyba u mnie ani słowa nie znalazłaś o:
- pomaganiu alko czy innej chorej (rozumiem, że po jakimś wylewie ta teściowa?)osobie wymagającej rehabilitacji ruchowej lub innej inicjatywy?
- nadkontroli nad światem całym czy tylko kawałkiem
- o jakimś utrudnionym przełykaniu?
Pietruszko, postąpiłas właściwie, pozwól innym też spróbować i tyle.Ten wykres który na moją prośbę wkleiłas mówi sam za siebie.Może więcej czytaj w dziale wyżej, to zrozumiesz , że wsparcie osobiste lub przez osoby trzecie jest niezbędne w tej chorobie(alkoholowej).Zrobiłas to i na tym się skup. Mniej terapeutycznego żargonu, więcej życiowej życzliwości.Nie przypisuj mi rzeczy których nie robię i robić nie zamierzam.Poza mną są liczne grupy rodzinnego wsparcia al-anonu i nie tylko.Przeszkadza tu części z koleżeństwa ...wiara w Boga,jest przeszkodą do uczęszczania....patrz, a w takich Stanach Zjednoczonych, zbiorowisku różnych kultur i wyznań tekst o tej wierze w Boga wpisany jest w Konstytucję, widnieje na każdym dolarze, mało tego, dzieci w szkole rozpoczynają każdy dzień od słów przysięgi, mającej w tresci deklarację wiary...Sąd Najwyższy USA w odpowiedzi na skargi agnostyków orzekł, że wiara w Boga jest tradycją narodową Stanów i tyle.Robić coś dla siebie?Ależ oczywiście, od urodzenia to robię.M.in obejrzałam wyrywkowo z braku czasu,ale jednak(mój domowy alko mi nagrał:)sporo relacji ze spotkań Papieża Franciszka ...może coś też widziałas?Coś zapamiętałaś? Skorzystałas?Jakie trzy przesłania wymienił Franciszek skierowane do spotkania ostatniego chyba, gdy to odesłał do archiwum napisany przez siebie tekst i rozmawiał na żywo?Na razie musze iśc do roboty...ale warto o tym pomysleć:)zmienić temat, który jest nie potrzebny.

anuszka - Pią 26 Sie, 2016 17:45

biegnacazwilkami napisał/a:
w takich Stanach Zjednoczonych, zbiorowisku różnych kultur i wyznań tekst o tej wierze w Boga wpisany jest w Konstytucję,


przypomnial mi sie tekst z filmu SAMI SWOI
ze w Ameryce jest wszystko lepsze wieksze zv4

biegnacazwilkami napisał/a:
Sąd Najwyższy USA w odpowiedzi na skargi agnostyków orzekł, że wiara w Boga jest tradycją narodową Stanów i tyle.


Tradycja ? No tak bo w praktyce roznie to wyglada tyle tam roznorodnosci co narodowosci :bezradny:

jak wejdziesz w encyklopedie PWN to tez przeczytasz ze Polska jest krajem katolickim :) ,

Nie rozumiem co to ma do rzeczy do wpisu Pietruszki , a swoja droga przytocze slowa sp ksiedza Kaczkowskiego , skoro powolujesz sie na Papieza Franciszka

NIE TRZEBA BYC KATOLIKIEM ZEBY BYC DOBRYM CZLOWIEKIEM :)

pietruszka - Pią 26 Sie, 2016 17:48

Ech... skasowało mi posta... może i dobrze...
najwyraźniej nie pobiegnę za starymi wilkami :bezradny: nie ta kondycja...

Linka - Pią 26 Sie, 2016 17:51

Linka napisał/a:
Może wieczorem będę miała trochę czasu , to się do tego odniosę.

Moją historię można przeczytać w moim wątku.
U mnie jak to określiłaś "już pozamiatane"
Tylko ja też, tak jak Olga, byłam młodą dziewczyną, która próbowała wszelkimi dostępnymi środkami ratować alkoholika.
Ale Ty nawet nie chcesz tego zobaczyć, bo po co?

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 21:24

anuszka napisał/a:

przypomnial mi sie tekst z filmu SAMI SWOI
ze w Ameryce jest wszystko lepsze wieksze zv4

Kultowa, świetna komedia polska, satyra m.in. na amerykańskie poczucie wyższości, mam nadzieję że dobrze ją zrozumiałas.
anuszka napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
Sąd Najwyższy USA w odpowiedzi na skargi agnostyków orzekł, że wiara w Boga jest tradycją narodową Stanów i tyle.


Tradycja ? No tak bo w praktyce roznie to wyglada tyle tam roznorodnosci co narodowosci :bezradny:

jak wejdziesz w encyklopedie PWN to tez przeczytasz ze Polska jest krajem katolickim :) ,

Nie musisz wchodzić w żadną encyklopedię, by się dowiedzieć, że Stany Zjednoczone uważają się i nikt oficjalnie poza terrorystami temu nie zaprzecza, uważają się za największą potęgę współczesnego świata,można by się zastanowić, dlaczego, dlaczego każdy Amerykanin przy każdej okazji(wręczanie nagród artystycznych, sportowych itp)dziekuje Bogu, rodzinie ,fladze Stanów Zjednoczonych itd... Piszę o kształtowaniu od dziecka pewnych wartości opartych na poszanowaniu tradycji, w kraju w którym prawie 100 lat temu pewien makler giełdowy spotkał się z pewnym chirurgiem i skutkiem tego spotkania powstał ruch AA, a w ślad za nim ruch al-anon i rozszedł się na cały świat z pożytkiem dla milionów alkoholików i ich rodzin.
anuszka napisał/a:
Nie rozumiem co to ma do rzeczy do wpisu Pietruszki ,

Nic, kompletnie nic.Zwykła próba zmiany tematu rozmowy, tamten uważam za wyczerpany.
anuszka napisał/a:
skoro powolujesz sie na Papieza Franciszka

NIE TRZEBA BYC KATOLIKIEM ZEBY BYC DOBRYM CZLOWIEKIEM :)

Nie dokończyłam co chciałam przekazać w związku z Dniami Młodzieży, jak mi internet pozwoli, to jeszcze napiszę.Tu tylko dodam, że agnostycy mają o wiele trudniej niż wierzący, bo nie mając w perspektywie możliwości spowiedzi, żalu za grzechy, zadośćuczynienia i wreszcie uzyskania rozgrzeszenia, muszą żyć tak, żeby ich sumienie pozwoliło im spokojnie spac.

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 21:42

Linka napisał/a:
Moją historię można przeczytać w moim wątku.
U mnie jak to określiłaś "już pozamiatane"
Tylko ja też, tak jak Olga, byłam młodą dziewczyną, która próbowała wszelkimi dostępnymi środkami ratować alkoholika.
Ale Ty nawet nie chcesz tego zobaczyć, bo po co?

Odpisałam Ci i jak Pietruszce, zjadlo...amba...pakiet internetu się skończyl.
Więc tylko krotko:czytałam sporo ,większość w Twoim temacie, nie pisalam co o tym myslę, bo rzeczywiście "po co" wtrącać się tam gdzie jesteś już na etapie wiesz jakim.Nie twierdzę , że masz pozamiatane, nie pisałam Ci tego , w ogóle nic poza koncentracją i zbieraniem siły dla osiągnięcia obranego celu-nie sugerowałam, prawda?
Wysyłam zanim zniknie , będę pisała na raty.

szika - Pią 26 Sie, 2016 22:35

biegnacazwilkami napisał/a:
amerykańskie poczucie wyższości

i polski kompleks niższości :)

biegnacazwilkami - Pią 26 Sie, 2016 23:44

szika napisał/a:

i polski kompleks niższości :)

Szika, to na pewno Ty?Takie "błyskotliwe" puenty to raczej specjalność nie Twoja...,poza tym ani Pawlak ani tym bardziej ja kompleksu niższości nie mamy:)

olga - Sob 27 Sie, 2016 06:52

Cytat:
agnostycy mają o wiele trudniej niż wierzący, bo nie mając w perspektywie możliwości spowiedzi, żalu za grzechy, zadośćuczynienia i wreszcie uzyskania rozgrzeszenia, muszą żyć tak, żeby ich sumienie pozwoliło im spokojnie spac.


Mają. Nawet niewierzący mają. Nie muszą spowiadac się księdzu do ucha.
"Niebo gwiezdziste nade mną, prawo moralne we mnie".

Klara - Sob 27 Sie, 2016 07:09

biegnacazwilkami napisał/a:
agnostycy mają o wiele trudniej niż wierzący, bo nie mając w perspektywie możliwości spowiedzi, żalu za grzechy, zadośćuczynienia i wreszcie uzyskania rozgrzeszenia, muszą żyć tak, żeby ich sumienie pozwoliło im spokojnie spac.

Aha, czyli wierzący NIE MUSZĄ żyć uczciwie? :roll:
Tak.... to wiele wyjaśnia.

anuszka - Sob 27 Sie, 2016 07:17

biegnacazwilkami napisał/a:
Tu tylko dodam, że agnostycy mają o wiele trudniej niż wierzący, bo nie mając w perspektywie możliwości spowiedzi, żalu za grzechy, zadośćuczynienia i wreszcie uzyskania rozgrzeszenia, muszą żyć tak, żeby ich sumienie pozwoliło im spokojnie spac.


Wlasciwie to z tego co piszesz to agnostycy zyja uczciwiej od nas :) wierzacych mimo, ze maja trudniej . Jesli juz to wiesz , ze Pan Bog bedzie mierzyl kazdego jego miara wiec nie wiadomo czy jak kogo osadzi, spowiedz tez nie musi byc szczera a wiec i rozgrzeszenie moze byc tylko ziemskie ,
Co tam mi zreszta nie jestem niczyim sumieniem i nie chce byc , zamiast od drugiego czlowieka najlepiej zawsze zaczynac i wymagac od siebie i miec czysciutko pozamiatane w swoim wlasnym zyciu- Panu Bogu na chwale , sobie i drugiemu czlowiekowi ;)

biegnacazwilkami - Śro 31 Sie, 2016 16:18

Klara napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
agnostycy mają o wiele trudniej niż wierzący, bo nie mając w perspektywie możliwości spowiedzi, żalu za grzechy, zadośćuczynienia i wreszcie uzyskania rozgrzeszenia, muszą żyć tak, żeby ich sumienie pozwoliło im spokojnie spac.

Aha, czyli wierzący NIE MUSZĄ żyć uczciwie? :roll:
Tak.... to wiele wyjaśnia.

Klaro, stać Cię na głębszą refleksję, po co te uproszczenia?
anuszka napisał/a:
Wlasciwie to z tego co piszesz to agnostycy zyja uczciwiej od nas :) wierzacych mimo, ze maja trudniej . Jesli juz to wiesz , ze Pan Bog bedzie mierzyl kazdego jego miara wiec nie wiadomo czy jak kogo osadzi, spowiedz tez nie musi byc szczera a wiec i rozgrzeszenie moze byc tylko ziemskie ,
Ja tylko zacytowałam swoją przyjaciółę, dobrą lekarkę i ateistkę, a Ty wyciągasz błędne wnioski, bo gdzie ja piszę, że ktoś musi lub nie musi żyć uczciwie?Ona powiedziała, że trudniej żyć ateiście/agnostykowi niż wierzącemu. i tyle.Bóg dał nam wolną wolę, możesz grzeszyć ile chcesz. Poza tym Bóg nie siedzi na chmurce z jakąś wagą na grzechy, wg mnie raczej jest w każdym z nas, w sercu i w głowie i wciąż ocenia co robię i jak śpię spokojnie, patrzę sobie w twarz w lustrze, znaczy jest dobrze...
biegnacazwilkami - Śro 31 Sie, 2016 17:01

Ten temat wywołała w zasadzie Klara swoim linkiem

Wstawiam link do grafiki: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?p=15966#15966
Poza cennym schematem różnych, bo nie tylko alko uzaleznienia-chorób, zauważyłam wtedy, że temat założył ktoś podpisujący się UTOPIA.
Przypomniałam sobie stopniowo , że był sobie niejaki Tomasz More(Morus) i on napisał m.in. taką rozprawkę po łacinie pt UTOPIA.Wyspa będąca pierwowzorem komunizmu, tak, tak, w XX w to już neokomunizm jest, a w XXI, hm, zobaczymy.Ten filozof Tomasz More twierdził , że gdyby religii nie było, należałoby ją stworzyć....zginął za Kościół Chrześcijański nota bene.Dlaczego stworzyć?Ano własnie,żeby ludzie mogli żyć w nadziei, że można się poprawić, że jeden czy kilka błędów nie skresla człowieka, że zawsze mozna się poprawić.Papież Franciszek(bo go też wspomniałam przy okazji)na jednym ze spotkań przekazał młodzieży takie przesłanie: na każdym etapie życia możesz liczyć na Pana Boga, liczy się bowiem nie to jaki byłes, ale jaki będziesz...
No i tu wracam do myśli mojej przewodniej:trzeba w coś wierzyć,gdyż człowiek bez wiary jest jak puste naczynie, trzeba znaleźć sobie jakąś ideę , coś dla czego warto żyć, ustalić, co jest w moim życiu najważniejszego...i o to walczyć.Czasem jest tych spraw kilka, choćby Bóg, honor , Ojczyzna,Rodzina...Czemu to piszę? Mam powody,rozważam m.in. czy ja miałam pomysł, ideę dla swojej rodziny...dochodzę do wniosku, że miałam, więc dlaczego dziś piszę tu na tym forum,zamiast z mężem cieszyć się życiem i jego owocami?
Czasu nie cofnę,ale myślę, że warto uczyć się na własnych błędach,więc więcej słucham a jak nawet nie po mojej to mysli,to biorę wdech i czekam, to minie myslę sobie.I mija.
Dziewczyny które tu trafiają, w różnym wieku, oraz chłopcy/mężczyźni rownież i młodzi i trochę starsi, niecierpliwi, wymienić na nowszy model....czy to na prawdę jest jedyne wyjście?U mnie to było błędem.Jednak, gdybym nie spotkała otwartego jak książka innego partnera, nie wiedziałabym pewnie, na czym moje błędy polegały.Tak więc wszystko jest po coś....w jakimś celu.Jeśli się ma pomysł na wspólne życie, parnera/partnerkę i jakiś plan,wspólny plan, gdy on się zachwieje, warto się zastanowić wspólnie,zamiast się wyplakiwać na jakimś internecie(ja kiedyś to się obrażałam, dąsałam, jeden chodzący obowiązek), usiąść i sobie powiedzić , nawrzucać, pokłócić, a potem pogodzić i tak do następnego razu, na tym polega rodzina.Nie czekać aż on się stoczy, czy ona, jest równość , feministki o nią walczyły?To nie ma co czekać,aż sobie zasłuży od rana na wieczorny seks, raczej się zastanowić, czy karmiąc dziecko jedno czy dwoje, nie ma miejsca na trzeciego"oseska" czyli tatusia...w każdym razie mój W tak by zrobil, wepchałby się i już....czytam gdzieś, że ona się kąpie o 20 i potem się uczy....,ciekawe, a on co, dlaczego się nie kąpie też, i nie uczy?Ona się napracowała....hm, sądzi że on nie?Rozpad małżeństwa jeszcze przed rozwodem, on popija(lub ona)ona po kilku latach napisze, że nie zauważyła kiedy choroba się zaczęła, nie jej wina....pustka, brak wiary w miłośc, w rodzinę,w Boga czy inną siłę wyższą, gromada singli nas czeka i gromada półsierot?
No, chciałam to jakoś wczesniej napisać,a teraz nadrobić muszę zaległości, bo praca czeka, taką miałam myśl, nie zgodną z duchem tu propagowanym.

Klara - Śro 31 Sie, 2016 18:46

biegnacazwilkami napisał/a:
usiąść i sobie powiedzić , nawrzucać, pokłócić, a potem pogodzić i tak do następnego razu,

Robiliśmy tak na okrągło przez niemal całe małżeństwo, a on I TAK się stoczył :beba:

Bajkopisarka z Ciebie Biegnąca, ech 23r
Spróbuj coś ustalić z czynnym alkoholikiem.

Linka - Śro 31 Sie, 2016 19:02

biegnacazwilkami napisał/a:
Jeśli się ma pomysł na wspólne życie, parnera/partnerkę i jakiś plan,wspólny plan, gdy on się zachwieje, warto się zastanowić wspólnie,zamiast się wyplakiwać na jakimś internecie(ja kiedyś to się obrażałam, dąsałam, jeden chodzący obowiązek), usiąść i sobie powiedzić , nawrzucać, pokłócić, a potem pogodzić i tak do następnego razu, na tym polega rodzina


Tak, dokładnie, ale tylko wtedy , kiedy w grę nie wchodzi uzależnienie.
Nieraz pisałyśmy tutaj, że z czynnym alko nie ma rozmowy, ustalania czegokolwiek.
A do rozmowy potrzeba partnera, inaczej to jest tylko monolog.
Dziwi mnie , że jeszcze tego nie wiesz. :roll:
biegnacazwilkami napisał/a:
Dziewczyny które tu trafiają, w różnym wieku, oraz chłopcy/mężczyźni rownież i młodzi i trochę starsi, niecierpliwi, wymienić na nowszy model.

A to jest tylko Twoja interpretacja :shock: . Odejście od alkoholika nie oznacza, że zaraz rzucę się w inne ramiona. Nawet nie powinnam.

biegnacazwilkami - Wto 18 Paź, 2016 11:26

Ktoś chciałby się wypowiedzieć, co rozumie pod pojęciem:
- inteligencja, co to jest, powiedzmy wrodzona i nabyta?
- empatia,co to jest, czy każdy ją ma?
- egoizm , co to jest zdrowy egoizm, a co "chory" i czy taki podzial w ogóle ma sens?

biegnacazwilkami - Czw 27 Paź, 2016 23:08

zbliża się Dzień Wszystkich Świętych,dzień zadumy i pamięci o naszych bliskich...w dziale obok (DDA)przeczytałam kilka dni temu artykuł, który uważam ,że warto umieścić również w tym dziale , zwłaszcza wobec zbliżającego się Dnia Zmarłych:
"... z Anną Dymną rozmawiają Katarzyna Kolska i Roman Bielecki OP


Katarzyna Kolska, Roman Bielecki OP: Z czym się pani kojarzy dom?

Anna Dymna: Z moją mamą, tatą, braćmi i rozmowami, które wieczorem prowadziliśmy. Dom to też wspomnienie radości i poczucia bezpieczeństwa - kiedy mama była blisko, to nawet najstraszniejsze rzeczy nie były straszne, wystarczyło się do niej przytulić. Mama była aniołem dobroci. Nigdy nie myślała o sobie, tylko o innych, nikogo nie potępiała, zawsze się nad każdym pochylała. To ona mnie nauczyła, że gdy ktoś leży na ulicy, to nie można przejść obok niego obojętnie, myśląc, że to na pewno tylko śmierdzący pijak. Trzeba zawsze zapytać, czy potrzebuje naszej pomocy.

A tato?

Tato był antykomunistą, miał twarde zasady, wychowywał nas po spartańsku, aż do przesady. Miał 17 lat, gdy zostawił w domu kartkę: "Idę na wojnę". I poszedł. Był w obozie, z którego uciekł, potem był w AK. Uczył nas pracowitości i uczciwości. Powtarzał nam często, że nigdy nie wolno się zaprzedać, nie wolno iść tam, gdzie jest wygodnie, na skróty.

Wszystko potrafił sam zrobić, naprawić - prawdziwa złota rączka. W naszym domu wiele rzeczy robiło się razem. Mama rozpalała ogień w piecu, było przytulnie, ciepło. Dom to również zapachy. Nigdzie już tak nie pachnie.

A co pachnie we wspomnieniach?

Najbardziej pachną święta: pasta do podłogi, ciasto, ryba. Wiecie, że ja do dziś czuję to wszystko. Pamiętam nasze sobotnie wypady nad Rabę albo Dunajec. Jeździliśmy motorem: tato z przodu, mama na siodełku, troje dzieci w przyczepie, z boku przytroczone dwa małe amerykańskie namioty z UNRRA. Cóż to był za cudowny czas! Łowiliśmy ryby, paliliśmy ogniska, robiliśmy przetwory, nawet tam nad tą rzeką. Chodziliśmy po lesie i rodzice nam mówili: to jest lipa, a to sosna, to jest kąkol, a to bławatek. Mama uczyła nas zachwytu nad wszystkim, co jest dookoła. I do dziś ogromnie mi to pomaga. Warto sobie tak czasami usiąść i zachwycić się zachodem słońca albo jakimś robaczkiem, który lezie po trawie. Ksiądz Twardowski napisał kiedyś: "Od małych rzeczy naucz się spokoju". To jest niezwykle ważne.

Nie każdy ma takie dobre wspomnienia z domu jak pani.

A ten dom, w którym rośniemy i uczymy się życia, jest tak bardzo ważny! Bo to wtedy zapuszczamy korzenie. Niestety, jednym - tak jak mnie - daje siły na całe życie, a innym coś, co przez całe życie gnębi.

Najważniejsza mądrość, którą pani wyniosła w depozycie z domu to…?

Stosunek do świata, który jest naokoło. Wiadomo, że życie jest, jakie jest: niezwykłe, pełne niespodzianek, radości, bólu. Teraz rzeczywistość jest coraz bardziej nerwowa, drapieżna, zabiegana. Słucham dyskusji naszych polityków i aż chce mi się płakać. Jeden drugiemu najchętniej by przywalił; myślisz inaczej, to w łeb. A moja mama uczyła mnie tego, żeby każdego wysłuchać i starać się zrozumieć. Tego też wymaga ode mnie mój zawód. Muszę wiedzieć, dlaczego kobieta, którą gram, zamordowała kogoś albo jest nieszczęśliwa, albo popełniła samobójstwo.

A czy można zagrać kogoś, kto jest zupełnie inny niż my?

Oczywiście, że można. To jest najciekawsze, bo wtedy dotyka się jakiejś tajemnicy, czegoś, czego się nie wie. Kiedy wszystko się wie, trudno grać. Na szczęście jest tak, że nie ma ludzi jasnych i ciemnych; zawsze w kimś szlachetnym kryje się jakaś tajemnica, jakaś komplikacja, jakaś plama, a w pozornym potworze - przecież grałam i alkoholiczki, i prostytutki - w środku często się kryje piękny, nieszczęśliwy człowiek. Trzeba tylko odkryć, dlaczego jest w takiej sytuacji. Jeśli się w taki sposób podchodzi do ról, to się okazuje, że moja mama miała rację, bo ona zawsze nam mówiła: "Wszyscy ludzie są dobrzy, tylko czasem o tym nie wiedzą, bo nie mieli wzorców, bo stykali się tylko ze złem, a czasem się dobra wstydzą".

Dom to dla pani miejsce, do którego się wraca, w którym się ma swoje rzeczy, książki, kota?

Czasami patrzę na bezdomnych ludzi na dworcu i myślę sobie, że ja nie potrafiłabym żyć, gdybym nie miała swojego miejsca. To może być nawet maleńki pokoik.

Wiele lat temu spaliło się mieszkanie, w którym mieszkałam z moim mężem, Wiesiem Dymnym. Straciliśmy meble, które przez kilka lat sami robiliśmy, hodowlę kwiatów, którymi się tak cieszyliśmy, tysiące książek, szkła, które zbierałam. Życie nauczyło mnie wtedy, że sprzęty, to wszystko, co zbieramy, czym się otaczamy, co nam się wydaje takie ważne, w każdym momencie może zniknąć, runąć, może przestać istnieć. I żeby się nie załamać, trzeba mieć obok siebie kogoś, kto nas uratuje, kto nam pomoże. Dom niesie się w sobie.

A was kto uratował?

Najpierw zamieszkaliśmy u mojej koleżanki z teatru, Eli Karkoszki. Mieliśmy rozkładane łóżka, które na noc stawialiśmy w ich salonie. Rano zwijaliśmy majdan i chowaliśmy na stryszku, żeby oni mogli normalnie żyć. Trzy miesiące później zmarł mój mąż. I wtedy dopiero zrozumiałam, co jest najważniejsze - nie te meble, które spłonęły, te kwiaty, szkła i książki. Najważniejszy jest człowiek. A najgorsza jest samotność.

Później szkoła teatralna w Krakowie dała mi pokój w akademiku, bo wiedzieli, że nie mam się gdzie podziać. Próbowałam go udomowić, oswoić - tu coś powiesiłam, tam coś postawiłam. Żeby to było MOJE miejsce.

W kolorowych gazetach możemy zobaczyć domy znanych aktorów, polityków, celebrytów. A pani konsekwentnie chroni swój dom przed dziennikarzami. Dlaczego?

Dom to jest mój azyl i nie chcę go publicznie pokazywać. Czułabym się w nim potem jak na planie filmowym. W mojej szafie mieszka sobie czasem mój kot, Haszysz. I może sobie nie życzy, żeby ktoś do niego zaglądał. No a poza tym: my przecież jesteśmy normalnymi ludźmi, więc dlaczego akurat pokazywać nasze sypialnie, pokoje, kuchnie.

Wiele lat temu byłam w górach na wakacjach. Któregoś dnia mówię do naszej góralki, u której mieszkaliśmy: "Pani Stasiu, gdzie tu borówki rosną, bo ja bym sobie chętnie poszła nazbierać. I może by mi pani taką bańkę pożyczyła, to ja bym sobie parę litrów nazbierała i przetwory zrobiła". Pani Stasia popatrzyła na mnie podejrzliwie, ale wzięła bańkę i poszła ze mną. I ona nagle mówi tak: "Jezu, pani to taka normalna jest!". "No a jaka mam być?". "No bo pani aktorka, to różnie się mówi"…

Gdy się okazało, że ja szybciej zbieram te borówki niż ona, to już w ogóle nie mogła się nadziwić. Dlatego ja, wiedząc, że traktuje się nas inaczej niż innych ludzi, przez całe życie walczę o tę normalność jak o tlen.

Nie lubi pani być gwiazdą, chodzić na bankiety, spotkania, pokazy?

Mnie to w ogóle nie interesuje. Tłum ludzi, ktoś cię pyta, co słychać, i nim otworzysz buzię i zdążysz coś odpowiedzieć - już pyta kogoś innego. Bo tak naprawdę często nikt nie jest zainteresowany tym, co mam do powiedzenia. To jest takie gadanie dla gadania.

Poza tym w naszym zawodzie trzeba pięknie wyglądać przed kamerą, trzeba się elegancko ubrać, trzeba publicznie występować i to wszystko jest bardzo trudne… bo ludzie oceniają każde słowo, każdą reakcję i zachowanie. A ja lubię być normalna, nie na pokaz; umyć podłogę, skosić trawę, pogrzebać sobie w ziemi. Od kiedy mam ogródek, jestem szczęśliwa. Całe życie marzyłam o tym, żeby włożyć coś w ziemię i żeby mi to wyrosło. Posadziłam dziesiątki drzewek, roślinek. Wiem, która co lubi, której zakwasić ziemię, którą wzmocnić mikoryzą, którą podsypać gówienkiem, jak się rozprawiać z mszycami i przędziorkami. O świcie zwykle robię obchód gospodarski, by zobaczyć, co komu trzeba, i nacieszyć się, jak mi to rośnie, jak mi to kwitnie pięknie. Tylko żebym tak miała więcej czasu. A mnie go ciągle brakuje.

Pani się zna na tych drzewach, mszycach, gówienkach…?

Przecież to moja pasja. Namiętnie czytam "Działkowca" i książki o roślinkach. Gdy coś lubię, to całym sercem. Tak mam całe życie. Mój mąż, Wiesiu Dymny, wszystko robił sam: meble, torebki, buty. To był człowiek, który lubił zmieniać wokół siebie rzeczywistość. Nigdy nie siedział, cały czas coś robił. Mówił: "Aniczka, te ścianę wymurujemy". Ja mu na to: "Wiesiu, ale ja nie umiem". "To się nauczysz - odpowiadał. - Wymurujemy". I wymurowaliśmy. Troszkę nam pękała, tośmy ją zaprawili jakąś zaprawą, była krzywa jak nie wiem co, ale była nasza. Pięknie wymalowaliśmy. Wiesiu wszystkiego mnie uczył…

Kiedyś bardzo lubiłam robić na drutach. No a teraz nie robię, bo nie mam kiedy. I mam wyrzuty sumienia, że nie mogę pojechać codziennie do Radwanowic, do moich podopiecznych.

No właśnie. Radwanowice. Dlaczego pani, piękna kobieta, uwielbiana przez ludzi aktorka, zajęła się osobami niepełnosprawnymi?

Nie ma żadnej odpowiedzi na to pytanie, która by kogokolwiek zadowoliła. Nie mam niepełnosprawnego dziecka, sama mam ręce i nogi, nie ma żadnego konkretnego powodu. Chyba nie mogłam pogodzić się z tym, że komuś się dzieje krzywda.

Przypadek?

Nie przypadek. Raczej odruch. Nawet tego do końca nie przemyślałam. Niektórzy mówią: O stara, gruba, nie miała co grać, to się niepełnosprawnymi zajęła… A ja naprawdę bardzo dużo wtedy grałam, miałam mało czasu. Ale nie mogłam pogodzić się z tym, że tyle złego dzieje się dookoła. Pomyślałam, że trzeba pomóc. Tam, gdzie jest ciemno, można czasem jakąś iskierkę zapalić. I to się udaje robić.

Założyła pani fundację "Mimo Wszystko". A to już poważne przedsięwzięcie.

Nie zastanawiałam się, co to znaczy mieć fundację, pozyskiwać środki. Nie znałam się na tym. Wiedziałam jedynie, że to są moi przyjaciele, że muszę ich uratować i otworzyć dla nich warsztaty terapii zajęciowej. I się udało. Oczywiście zapaliłam do sprawy wielu ludzi. Mam wspaniałych pracowników i wolontariuszy… Razem to wszystko robimy.

Niektórzy mi mówią: Pani wyręcza państwo. Nie lubię takiego głupiego gadania! Gdyby państwo mogło, toby się zajęło tymi ludźmi - widocznie nie może. I nikogo nie oskarżam, nie analizuję. Bo a nuż bym doszła do wniosku, że faktycznie kogoś wyręczam. Wolę tak nie myśleć. Skoro mogę się komuś przydać i zrobić coś dobrego, to dlaczego mam się oglądać na innych. A poza tym, po tylu latach już wiem, że ja to robię nie tylko dla kogoś, ale także dla siebie. Bo to, że możesz komuś pomóc, że ktoś dzięki tobie poradził sobie w jakimś trudnym momencie życia, że dzięki tobie się uśmiechnął, daje niewyobrażalną radość. Nie potrzebuję za to żadnych pieniędzy. Dlatego jestem wolontariuszem, bo dostaję taką zapłatę, że żadne miliony nie byłyby lepsze. Jadę do naszego domu w Radwanowicach i moi podopieczni, nawet jeśli mają 60 lat, mówią: Mama przyjechała. Ja na to: Oj, staruchy, jak ja mogę być waszą mamą. Oni wtedy pytają: To kim ty jesteś? Ja: No dobra, niech wam będzie. I jestem mamą wielu niezwykłych, dużych dzieci.

Nie ma pani obaw, jak to będzie, gdy pani kiedyś przy nich zabraknie?

Ludzie umierają, ale przecież jeśli się czegoś od nich nauczyliśmy, to oni dalej są. Wiesiu Dymny tylu rzeczy mnie nauczył. Nie żyje już. Zmarł w 1978 roku, miał zaledwie 42 lata. Ale on cały czas jest ze mną…
Jeżeli komuś się na coś przydałam i ktoś się czegoś ode mnie nauczył, to nawet jak umrę, ta część mnie pozostanie. Śmierć jest elementem życia i musi kiedyś przyjść. Widziałam takich ludzi, którzy umierali szczęśliwi, a śmierć była taka malutka, nieważna, mimo że przyszła, bo musiała...

Czasy, w których żyjemy, są coraz mniej domowe - ciągle pędzimy, zadowalamy się zupą z paczki i ciasteczkami z kartonika. A pani podobno robi nalewki, mieli mak i wycina ozdoby na choinkę.

I spraszam wtedy gości. To jest niezwykle ważne, żeby być razem. Siadamy przy wielkim dębowym stole, pijemy winko, herbatkę, każdy przynosi bakalie, rozmawiamy. Przed Bożym Narodzeniem robimy anioły, a na Wielkanoc baranki z masy solnej. Nie zawsze są doskonałe i piękne. O wiele ładniejsze można kupić. Ale nam chodzi przecież o to, żeby posiedzieć sobie razem przy stole, żeby się razem pośmiać, nacieszyć się sobą. Żeby nie dać się wciągnąć w ten wir pracy i zarabiania pieniędzy.

Nie tęsknię za komuną i nigdy bym nie powiedziała: Komuno, wróć. A jednak mam poczucie, że w tych okropnych czasach ludzie byli bliżej siebie, częściej ze sobą rozmawiali. Jeśli zagrałam jakąś rolę w poniedziałkowym Teatrze Telewizji - wszystko jedno, czy dobrze, czy źle, rozlegały się telefony, ludzie pisali listy.

A teraz? Moi studenci grają piękne role i nikt tego nie zauważa, robią jakieś filmy i nie ma pieniędzy na ich promocję - filmy przepadają. Unieważniają się różne rzeczy. Najbardziej boli mnie to, że unieważnia się autorytety, a to robi spustoszenie wśród młodych ludzi. Komu oni mają ufać i wierzyć, jeśli na naszych oczach godni szacunku ludzie się opluwają, niszczą?

Bardzo często rozmawiam z moimi studentami, zwłaszcza gdy widzę, że to, co ja myślę o świecie, wartości, które wyznaję, są komuś potrzebne i są dla kogoś ważne. Nie trzeba wszystkiego niszczyć.

Ale ta nienawiść się sączy - z telewizji, z internetu, z prasy…

Bo ludzie mają ogromne kompleksy i to jest motor największego zła. Tak się nakręca ta spirala nienawiści. Ksiądz Jan Twardowski pisał kiedyś, że tylko śmierć może przybliżyć ludzi do ludzi. Po katastrofie smoleńskiej przez chwilę tak było, wydawało się, że wszystko inne przestało być ważne. A potem widzieliśmy, jak ci obolali cierpieniem ludzie siedzieli naprzeciw siebie i patrzyli z nienawiścią jeden na drugiego.

Jest taka teoria o krzywych zwierciadłach, które ktoś - jakieś złe licho - włożyło między ludzi. Człowiek patrzy na drugiego człowieka i widzi jego pokrzywioną, pełną nienawiści twarz. Ale nie wie o tym, że ten drugi też na niego patrzy i widzi taką samą pokrzywioną buzię. I nie ma nikogo, kto by to krzywe zwierciadło zabrał. Wtedy dopiero moglibyśmy naprawdę popatrzyć sobie w oczy i porozmawiać. Nie wierzę w to, żeby u nas było tylu ludzi pełnych nienawiści i złej woli. Straciliśmy do siebie zaufanie, a ono jest nam potrzebne jak tlen.

W fundacji zajmujemy się ludźmi najbardziej potrzebującymi, ale żeby komuś pomagać, nie można epatować nieszczęściem. Trzeba to robić w atmosferze uśmiechu i radości.

Ludzie się odruchowo odwracają od kalectwa i cierpienia.

Odkąd istnieje ludzkość, zawsze był problem, co robić z takimi ludźmi. Kiedyś się ich zrzucało ze skały, zamykało w klatkach i obwoziło po jarmarkach. My, na szczęście, żyjemy w innych czasach, zajmujemy się tymi ludźmi, dostrzegamy ich piękno i godność. Choć, proszę mi wierzyć, już nieraz słyszałam: Po co pani miliony na tych debili wydaje? Robi mi się wtedy słabo i nie odpowiadam na takie pytania.

Nie ma pani wtedy ochoty rzucić tego wszystkiego w kąt?

Nie. Bo wiem, że tak mówią ci, którzy nigdy nikomu nie pomogli. Którzy wszędzie tylko widzą zło i węszą podstęp. Znam tylu ludzi, którzy robią fantastyczne rzeczy, poświęcają się dla innych, prowadzą fundacje i stowarzyszenia. A wiecie, jacy wspaniali ludzie pomagają mojej fundacji? Ale w mediach niechętnie się mówi o tym, co dobre. Podobno zło jest ciekawe i świetnie się sprzedaje, dobro jest nudne. O fundacjach słyszymy tylko wtedy, gdy jest jakaś afera. O tym, że każdego dnia pomagają setkom tysięcy ludzi, już nie usłyszymy.

Los panią doświadczył: straciła pani dom, męża. Może to sprawiło, że jest pani bardziej wrażliwa na ludzką krzywdę, nieszczęście.

Mówi się, że cierpienie uszlachetnia, ale ja bym wolała, żeby cierpienia w ogóle nie było. Po co jest cierpienie, tego właściwie nikt nie wie, ale jest. Jan Paweł II mówił, że to jest taki ogień, który czyści pole, żeby mogła być miłość.

Pani była bardzo młoda, kiedy to na panią spadło.

Wytrzymałam, bo miałam dobrych ludzi dookoła, miałam zawód, miałam teatr, nigdy w życiu się nie załamałam. Kiedy umarł Wiesiu Dymny, byłam jak listek na wietrze. Wydawało mi się, że za chwilę wszystko się skończy. Dlatego wiem, jakie to ważne mieć kogoś obok siebie, doświadczyć ludzkiej dobroci, życzliwości. Czasem uśmiech człowieka jest ważniejszy niż lekarstwa. Bo przychodzi taki moment, że lekarstwa nie pomogą, a uśmiech i życzliwość ratują nam życie. Niektórzy mówią: Też chciałbym pomagać, ale nie mam na to pieniędzy. No to idź do sąsiadki, zaproponuj herbatę, powiedz: Pani Jadziu, ślicznie pani dziś wygląda, i ona będzie szczęśliwa. Naprawdę, nie trzeba niczego wielkiego. Są ludzie, którzy wymagają opieki, już nie można ich leczyć, tylko się ich pielęgnuje. Przecież przy nich zawsze ktoś powinien być.

Pani potrafi słuchać. To już dziś rzadka umiejętność…

Uczyłam się tego od mistrzów. Jestem aktorką, a zawód ten polega nie tylko na mówieniu i przekazywaniu uczuć i myśli, ale też na słuchaniu.

Chociaż są takie dni, gdy po nagraniach telewizyjnego programu "Spotkajmy się" mam wrażenie, że zwariuję. Tragiczne opowieści moich bohaterów są tak przerażające, że czasami czuję ból ich choroby, ich cierpienia. I podczas rozmowy pękam. Pewien dziennikarz zarzucił mi brak profesjonalizmu - bo jak można płakać przy chorym człowieku. O jakim profesjonalizmie on mówi? Trzeba być człowiekiem, a nie profesjonalistą. Ja nie mogę nic udawać. Zauważyłam też, że rozmowy z osobami chorymi i niepełnosprawnymi dają mi ogromną siłę. Nie wiem, jak to się dzieje. Nagle człowiek sobie zdaje sprawę z tego, jaki jest szczęśliwy, że ma dwie ręce i dwie nogi. Więc przestajesz narzekać, poza tym widzisz, jakie życie jest krótkie i że nie ma co siedzieć, tylko trzeba coś robić, żeby zdążyć. W tych ludziach jest tak nieprawdopodobna siła, taka radość życia, mimo że często są skazani na szybką śmierć.

Kiedyś Czesław Miłosz, który oglądał moje programy, powiedział mi: "Skąd oni to wszystko wiedzą? To ja musiałem tyle lat żyć, żeby do czegoś dojść, tyle książek musiałem przeczytać, a tu dwudziestolatka na wózku mówi do pani takie mądre rzeczy".

Ci ludzie, którzy są przykuci do wózków, do łóżek, widzą, co jest ważne. A my często tak biegniemy za tą mydlaną bańką, która pęka i nic z niej nie zostaje.

Mówiła pani o samotności. Niby jesteśmy obok siebie: mamy komórki, komputery, świat stał się mniejszy, a z drugiej strony coraz dalej nam do człowieka.

I coraz bardziej za sobą tęsknimy, to jest wszystko dziwne... Matka Teresa powiedziała, że największym cierpieniem naszych czasów jest samotność: żaden trąd, żadna choroba. I to jest prawda. Ja znam ludzi zdrowych, którzy są samotni i nieszczęśliwi. I znam ludzi umierających, którzy obok mają kogoś, kto ich kocha, i są szczęśliwi. I to jest jakiś paradoks nie do wytłumaczenia. Rzeczywiście się oddalamy. Coraz rzadziej patrzymy sobie w oczy.

Dzwoni ktoś do mnie i mówi, żebym porozmawiała o Jerzym Hoffmanie. Ja mówię: Dobrze, to kiedy się umawiamy? Nie, przez telefon. Dlaczego ja mam komuś, kogo nie znam, nie widzę jego oczu, mówić o czymś ważnym? I tłumaczę to dziennikarce, a ona mówi: Proszę pani, dzisiaj wszyscy wolą, żeby im wysłać pytania albo zrobić wywiad przez telefon. Ale ja tego nie lubię. Tak nie można. Nie można pracować byle jak, żeby było szybciej. Jeśli się pani śpieszy, to niech pani z kimś innym rozmawia, a nie ze mną.

Lubi pani wracać do wspomnień z dzieciństwa?

Pamiętam niedzielne popołudnia, moja mama parzyła sobie kawę i włączała radio. W domu był półmrok, siedziałyśmy na łóżku, na ścianie wisiał kolorowy kilim. Mama piła sobie kawę, dawała mi szczotkę i ja ją czesałam. I mówiłam do niej: "Ty jesteś taki czarny luliczek" - zamiast "króliczek". To były takie magiczne chwile.

Mieliśmy w domu radio Szarotkę - taką białą, ohydną, plastikową - zawsze się ją szmateczką czyściło, żeby na niej kurzu nie było. Uwielbiałam słuchowiska dla dzieci. Co ja się napłakałam przy tych słuchowiskach, gdy byli Chłopcy z Placu Broni albo Tajemniczy ogród czy Ania z Zielonego Wzgórza. To były takie chwile, które się pamięta. Głupie, nie? Pani pyta pewnie o jakieś ważne rzeczy.

Wcale nie. Takie chwile niesie się w sobie przez całe życie. I to jest ocalające. Tak jak nasze marzenia.

Zawsze marzyłam, żeby mieć domek z ogródkiem. I wybudowałam ten domek. Mam pięknie. Ptaki do mnie przylatują. Kiedyś myślałam, że mi się to śni. Ale to nie był sen. To był grzywacz, taki wielki ptak z fioletową piersią, z kryzą białą i tak sobie siedział. W tym roku mój bratanek założył mi budkę lęgową dla sikorek. I mówił: "Ciociu, za dwa, trzy lata może coś się pojawi". Nie minęły trzy tygodnie i już się sikorki zleciały. A jaki tam pisk był, dużo ich się tam musiało urodzić. Czasami bażanty przylatują, sójki już chyba gniazda pozakładały. To są największe radości mojego życia. I dają siły do życia, do pracy w teatrze i fundacji. Więcej mi nie potrzeba.

***

Anna Dymna - aktorka teatralna i filmowa. Związana z krakowskim Starym Teatrem. Założycielka i prezes Fundacji "Mimo Wszystko". Pomysłodawczyni Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych "Albertiana" oraz Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty dla uzdolnionych wokalnie osób niepełnosprawnych. Na antenie TVP 2 prowadzi cykliczny program "Anna Dymna - Spotkajmy się", w którym gośćmi są osoby niepełnosprawne oraz ciężko chore. Mieszka pod Krakowem.

Artykuł z magazynu "W drodze"

biegnacazwilkami - Czw 27 Paź, 2016 23:52

Mam już dość dużo zmarłych bliskich i znajomych, jutro idę na kolejny pogrzeb, bliskiego współpracownika, namiętnego palacza poza tym bez nałogów...ale ten jeden Mu wystarczyl....zachorował dokładnie rok temu...rak krtani, chrypka, kaszel itd
Mój domowy alko (Jaś) też od kilku miesięcy bada się i bada, kaszle, chrypi i...rzuca i znowu pali...mówi, że zazwyczaj gdy alko rzuca alkohol, ujawniają się wszystkie choroby tłumione alkoholem,może coś w tym jest?Nie robię mu kazań, jego życie i zdrowie,ale....patrzyłam na chorobę tego znajomego, jedna ,druga i piąta chemia...wysiadły nerki a raczysko dalej się panoszyło...bezradna rodzina, bliscy i my, przyjaciele...w tej rodzinie nikt nie pije ani nie pali, tylko On, dwie/trzy paczki dziennie...
A dwa lata temu po trzech tygodniach choroby na raka płuc zmarł mój były mąż, nie kaszlał i nigdy nie był u lekarza, nie pił jakieś 3 miesiące...razem z dziećmi towarzyszyliśmy Mu w chorobie, nie dowierzając, że skończy się tak własnie...wczesniej bo już 4 lata temu odszedł mój przyjaciel W, też mozna by powiedzieć:gdyby nie pił, to by żyl, ale czy na pewno poumierali na swoje własne życzenie, tego bym nie powiedziała.
Rodzina w dzisiejszych czasach coraz rzadziej się spotyka, coraz częściej sa to tylko pogrzeby i ten dzień, Dzień Wszystkich Świętych...warto więc zadbać,o dobrą pamięć onaszych zmarłych, oraz żyć tak, żeby kiedyś i nad naszym grobem ktoś inny przynajmniej nie splunął...
Pielęgnując pamięć, dobrą pamięć, naprawiamy przeszłość, jesli nie spełniła ona naszych oczekiwań...,przypominamy sobie i innym to co było dobre a o czym zapomnieliśmy w ferworze codziennych potyczek. Taka jest własnie Anna Dymna, żona Wiesława Dymnego, alkoholika i człowieka kontrowersyjnej osobowości,ale...wystarczy popatrzeć na jej zdjęcie, żeby nie mieć wątpliwości:ta kobieta była i jest szczęśliwa. Dlaczego? Bo poznała miłość, pokochała i była kochana.Kobiety które przestają kochać, odchodzą od swych mężów, czasami są to alkoholicy...

biegnacazwilkami - Pon 31 Paź, 2016 01:23

Pogrzeb naszego przyjaciela palacza, w strugach deszczu i strugach łez rodziny, syn twardy żołnierz Gromu łamiącym się głosem dziękował wszystkim za wsparcie, nie było krzyża bo...nasz przyjaciel przedstawiał się jako ateista i agnostyk, podczas gdy żona aktywnie działa w zborze świadków jehowy...i oto ten rzekomy ateista doprowadził, że wysłuchałam uroczystości pogrzebowej prowadzonej przez tzw braci...tych samych co ich gonię spod domu gdy namolnie wciskają różną bibułę w drzwi...pierwszy raz zmuszona okolicznościami wysłuchałam jak najstarszy w zborze brat opowiedział historię ludzkości wg ich tzw Księgi Rodzaju....wierzą, że dusza ludzka nie jest nieśmiertelna, przeciwnie, gdy umiera ciało, jest to koniec wszystkiego, dusza umiera również.Brak wiary w cokolwiek u naszego zmarłego nie przeszkodził bratu wychwalać zresztą prawdziwie szlachetną Jego osobę , nikt nie mógł nigdy powiedzieć o Nim nic złego, i oto zmarł....być może z powodu nałogu palenia papierosów...ale , nic to, oto prawdopodobnie już niebawem nastapi taki dzień, gdy Pan Jezus oburzony do cna panującym wszech i wobec złem, krzywdą milionów umierających z głodu dzieci, ale przede wszystkim brakiem wiary u ludzi tzw liberalnych, tych co to myślą, że można zbudować społeczeństwo, państwo świeckie, rządzone tylko na fundamencie prawa....bez kręgosłupa moralnego jaki daje religia chrześcijańska(znaczy ich, świadków jehowy)a może jakaś inna, bo trzeba przyznać, że złego słowa o innych religiach nie usłyszałam, tak więc nastapi niebawem ten Dzień Ostateczny...wtedy ci którzy zaufali Panu Jezusowi, powstaną z martwych....nie ma piekła, czyśca ani raju, jest ziemia i my na niej póki żyjemy, oraz kiedyś, gdy z martwych powstaniemy, spotkamy na pewno wszystkich swoich bliskich również, wystarczy powiedzieć: Jezu, ufam Tobie...
Pochówek bez krzyża widziałam pierwszy raz, ale nie odniosłam żadnego złego wrażenia, piękny wspólny śpiew, wykład kaznodziei zamiast modlitwy....oczywiście niektórzy jak ja klękliśmy i modliliśmy się , ale księdza nie było.Przyjaciel stracił już dość dawno głos i nawet pisać nie miał siły, nie wiadomo, czy umierając nie zmienił zdania co do swej wiary, w końcu ochrzczony był i ślub kościelny też mieli, brak krzyża w domu nie przeszkodził im wychować gromadkę dzieci na wspaniałych i dzielnych synów...a mnie wszystko to razem skłoniło do takiej refleksji:jest coś w człowieku i nie tylko bo i w zwierzęciu, co odróżnia żywą istotę od martwego ciała, to coś jest w oczach, spojrzeniu...gdy oczy są martwe, znaczy że istota nie żyje, czyli, coś co mieszkało w tym ciele, uszło....duch, dusza, coś czego nie można zobaczyć, ale poznać można, gdy tego już nie ma...nie jest to kwestia wiary, raczej rzecz oczywista.Dzień Wszystkich Świętych skłania do rozmyslań i refleksji ,zwłaszcza gdy nagle pozostaje po kimś puste krzesło i amfora z prochem kogoś, kto na nim siedział jeszcze tak nie dawno...przysięga małżeńska z chwilą śmierci jednego z małżonków...wygasa...ślubujemy aż do smierci.A może tylko do niej...

biegnacazwilkami - Pią 25 Lis, 2016 23:49

Chcę coś o komornikach, sądach i egzekucji w zbiegu napisać, a nie chcę się mieszać między ...kieliszek a zakąskę....
Od lat trwam w egzekucjach komorniczych i mam zapisane cztery(4szt) książki korespondencji , co oznacza, że tyle pism wysłałam przez 7 lat walki o ...sprawiedliwość. Komorników są dwa rodzaje: sądowy i skarbowy. jeden działa w oparciu o Ustawę Podatkową, drugi o KPC- tu sądowy.Skarbówka poza tym realizuje roszczenia innych urzędów administracji państwowej, np ZUS, Urzędu Gminy(podatek od nieruchomości), oraz komorników.Gdy więc przychodzi nakaz zapłaty z US, trzeba czytać, kto i czego dochodzi.Bo może ktoś chce ściągnąć swój dług z nadwyżki VAT, na przykład.Zawsze, trzeba na bieżąco wszystko czytać.Np gdy jest kilka roszczeń w zbiegu, organ państwowy wnosi do sądu o ustalenie kolejności roszczeń, wg Ustawy KPC.I tak oto gdy mi z emerytury komornik ściągał zaległą fakturę dla PWiK za wodę co mi wyciekła jak mróz puścił i pęknięta rura odmarzła...., co miesiąc po 270zł, przyłączyło się jeszcze dwie egzekucje: ZUS z roszczeniem na 90zł i komornik w innego województwa( powinien uznać się za niewłaściwego) z fakturą za obowiązkowy nadzór Urzędu Dozoru Technicznego. Wtedy bez mojego oczywiście udziału, ZUS wniósł do sądu o ustalenie kto będzie prowadził egzekucję i w jakiej kolejności zaspakajania. Sąd wiedząc, że mam miejscowego komornika, nieoczekiwanie wyznaczył na prowadzącego egzekucję komornika spod Łodzi, ja nadal otrzymywałm z emerytury resztę, tj 470zł.Po roku dostałam wezwanie od pierwszej komornik do zapłaty z tytułu tej faktury za wodę jeszcze jakąś resztę 10zł, oraz 250zł kosztów....wtedy dopiero szperam po papierach i widzę, że ona ta komornik pół roku temu czyli rok od zamknięcia jej egzekucji wniosła do sądu o ustalenie ...itd,itp...sąd ten wniosek od niej UMORZYŁ, więc odłożyłam pismo nie czytająć dalej...a dalej pisało, że wyznaczony jest inny komornik spod Łodzi i jemu należy sprawę tego 10zł niedopłaty przekazać,co skwapliwie komorniczka zrobiła, teraz to było już 260zł.Komornik spod Łodzi przysłał mi wezwanie do zapłaty już na kwotę 260zł+ 480zł opłaty stosunkowej dla siebie...., razem więc od 10zł długu kosztów mi narobiła komorniczka na spółkę z sądem prawie 700zł.W tej sytuacji wyegzekwowałam z ZUS rozliczenie za cały okres potrąceń, nie bez trudu, trzy razy jeździłam z pismami, dzięki czemu mam dokumenty z którymi mogę iść do sądu zaskarżyć...tylko kogo?zawinili wszyscy , ZUS, bo beztrosko mi potrąca i się nie rozlicza na bieżąco, komornicy z tego samego powodu i sąd, bo wydał takie postanowienie że nagonił niesłusznie dwum komornikom koszty 700zł od 10 zl długu.

Klara - Sob 26 Lis, 2016 08:07

biegnacazwilkami napisał/a:
dzięki czemu mam dokumenty z którymi mogę iść do sądu zaskarżyć...tylko kogo?zawinili wszyscy

Państwo polskie, które jest odpowiedzialne za działanie tych instytucji.
Tu byś się mogła zwrócić do Rzecznika Praw Obywatelskich lub do Trybunału Konstytucyjnego tyle, że już teraz obie instytucje są sparaliżowane..... :bezradny:

biegnacazwilkami - Sob 26 Lis, 2016 09:59

[quote="Klara"]biegnacazwilkami napisał/a:
dzięki czemu mam dokumenty z którymi mogę iść do sądu zaskarżyć...tylko kogo?zawinili wszyscy

Państwo polskie, które jest odpowiedzialne za działanie tych instytucji.
Tu byś się mogła zwrócić do Rzecznika Praw Obywatelskich lub do Trybunału Konstytucyjnego tyle, że już teraz obie instytucje są sparaliżowane.....
No, i ja tak myślałam w swej naiwności jakieś 4 lata temu,ale:
1. Rzecznik Praw Obywatelskich gdy poszłam w swoim powiatowym mieście do jego przedstwaiciela w Starostwie ze skargą na rozkładanie firmy przez najpierw Izbę Celną(sprzedaż oleju opałowego na tzw oświadczenia), powiedział, że on to występuje wyłącznie w imieniu osób prywatnych, np że butów mi nie chce sklep na reklamację przyjąć itp.Na niewielkie kwoty, jak chodzi o tysiące i miliony to nie on.
2. Trybunał Konstytucyjny ma w swoich księgach skargi nas, sprzedawców oleju opałowego od roku 2009, czekamy na sprawę, kolejny termin będzie 6 grudnia, teraz pewnie po naszej myśli, bo wreszcie Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział:kary mają być adekwatne do przewinien.Teraz, gdy zlikwidowano wszystkie nasze firmy, a chyba z 2 osoby popełniły samobójstwa i reszta jest w leczeniu po zawałach i wylewach.
3. Trybunał w Strassburgu: najpierw musi być orzeczenie TK, to po pierwsze.Po drugie zaś, napisanie skargi do tegoż trybunału(do TK też zresztą) kosztuje....50 tys zł. No, gdybym siedziała w więzieniu i bym miała celę za małą o 5 cm, to zaraz by rzecznik praw obywatelskich wystąpił w moim imieniu ZA DARMO!
4. W sprawie skarg na komorników, składałam z córką, bo moje dzieci jako poręczyciele od początku mają konta poblokowane,, środki na paszę zajęte itp- jakieś 4 skargi do Prezesa sądu, ten przekierował do Sądu a ten " nie dopatrzył się żadneych nieprawidłowości z dostarczonych przeze mnie materiałów.
Mam w rodzinie 4-5 prawników nowego pokolenia, powiedzieli:ciociu, idź do Elżbiety Jaworowicz, zapłaczesz przed kamerą....
To był okres, że media zastępowały władzę, mamy to za sobą na szczęście.Teraz od sprawiedliwości mają być sądy,l trochę potrwa, zanim nowe pokolenie sędziów i prokuratorów zasiądzie w nich.Kto czytał jak walczyłam o sprawiedliwość dla swojego zmarłego przyjaciela W, ten pamięta jak przeszłam wszelkie szczeble aż do Seremeta i co?Nic, powiatowy prokurator powiedział, że podziwia moją determinację i jak sprawa upadnie, to mam przyjść to mi powie co jeszcze Prokuratura nie dopełniła, bo nie wszystko zauważyłam.Czyste kpiny?
Klaro, TK powinien być rozwiązany, to za drogie koszty jak na nasze biedne państwo, powiedz mi, czy znasz jakąś sprawę, zakończoną wyrokiem dla PRAWNIKA? Bo ja nie znam.A jak widzę tę mumię, co teraz ma 150 tys zł dostać za niewybrane urlopy, to ....zwykły pracownik idzie na przymusowy urlop, nie ma ekwiwalentów, a temu trzeba zapłacić?I czekam na sprawę w TK tyle lat?

Klara - Sob 26 Lis, 2016 13:43

biegnacazwilkami napisał/a:
Trybunał Konstytucyjny ma w swoich księgach skargi nas, sprzedawców oleju opałowego od roku 2009

Sądziłam, że jesteś indywidualną pokrzywdzoną obywatelką zaś jeśli chodzi o pokrzywdzone firmy, to nie mam ani bladego, ani innego pojęcia, gdzie i w jaki sposób powinny dochodzić sprawiedliwości.
biegnacazwilkami napisał/a:
Teraz od sprawiedliwości mają być sądy,l trochę potrwa, zanim nowe pokolenie sędziów i prokuratorów zasiądzie w nich.

Hahaha..... :smieje:
biegnacazwilkami napisał/a:
TK powinien być rozwiązany, to za drogie koszty jak na nasze biedne państwo

Nie łudź się. Nie będzie! :nie:
Zasiądą w nim sami swoi i jeszcze dostaną podwyżki.

Edit:
W przypadku wyroków TK, słyszałam wyłącznie o orzeczeniach dotyczących ustaw, natomiast o wygrywających osobach indywidualnych - raz, czy dwa mówiono, że obywatel wygrał z państwem.
Może tych przypadków jest więcej, a może nie ma innych. Żeby się o tym dowiedzieć, należałoby się bardziej zainteresować wyrokami, a mnie to specjalnie nie kręci.
Natomiast wiele razy słyszałam o sprawach wygranych w Strasburgu.

Jras4 - Sob 26 Lis, 2016 16:38

biegnacazwilkami napisał/a:
w Obywatelskich lub do Trybunału Konstytucyjnego t

ta wsza trybunał okradł cały naród z OFE ..

Jras4 - Sob 26 Lis, 2016 16:39

biegnacazwilkami napisał/a:
napisanie skargi do tegoż trybunału(do TK też zresztą) kosztuje....50 tys zł.
o widzisz jak gnida kradnie ok rozumiem ze koszta są ale tyle !!!
Jras4 - Sob 26 Lis, 2016 16:41

biegnacazwilkami napisał/a:
...zwykły pracownik idzie na przymusowy urlop, nie ma ekwiwalentów,
to już robota Bolka to on likwidował przywileje ludziom ale nie UBekom
biegnacazwilkami - Sob 26 Lis, 2016 17:43

Klara napisał/a:
Sądziłam, że jesteś indywidualną pokrzywdzoną obywatelką zaś jeśli chodzi o pokrzywdzone firmy, to nie mam ani bladego, ani innego pojęcia, gdzie i w jaki sposób powinny dochodzić sprawiedliwości.
Klara napisał/a:
W przypadku wyroków TK, słyszałam wyłącznie o orzeczeniach dotyczących ustaw,

no dokładnie tak, skarżona jest ustawa akcyzowa a właściwie jej nieścisłe okreslenie warunków sprzedaży oleju opałowego na cele opałowe(!) gdy pracownik nie spisał np wszystkich danych od kupującego(NIP,Pesel,NR Dowodu osobistego...), kupujący za to okazał się piecem na olej, tymczasem na podstawie takiej wady dokumentu wszystkie nasze firmy w liczbie ok 1000 małych stacji lpg z tym olejem i składy opału zostały ukarane karną akcyzą 2zł/l wszystkiego co sprzedaliśmy.Czasem klient podał złe dane, inny wyjechał za granicę a jeszcze inny...zmarl. Wszystki ten olej który nie miał dokładnych danych klienta lub gdy klient po 5/6 latach od kupna czyli w kontroli nie potwierdził że nabył olej na cele grzewcze, nie okazał pieca-wszystko szło z karą 2zł/litr.Teraz ma TK wskazać, że kary były nieadekwatne do przewinienia, były braki w dokumentach, natomiast olej używano zgodnie z przeznaczeniem.W ten sposób zrobiono miejsce dla przekrętów. którzy sobie handlowali w sieciówkach hurtowymi ilościami, czasem były to popłuczyny ze stoczni od mycia silników.
Jestem osobą indywidualną która prowadzi działalność gospodarczą odpowiadającą całym swoim majątkiem.
Teraz już tak się nie robi.Się zakłada sp z oo,z dowolnym wspólnikiem, może być podstawiony, wnosi się po 2/3 tys zł wkładu i odpowiada się do wysokości tego wkładu.

biegnacazwilkami - Sob 26 Lis, 2016 17:47

Jras4 napisał/a:

biegnacazwilkami napisał/a:
napisanie skargi do tegoż trybunału(do TK też zresztą) kosztuje....50 tys zł.
o widzisz jak gnida kradnie ok rozumiem ze koszta są ale tyle !!!

to cały misterny plan mieli, najpierw zaczęły się kontrole, potem ktoś zadzwonił "usłużny" poradzić, że oto jedno biuro w Warszawie specjalizuje się w pisaniu skarg, , potem odwołań do WSA, potem do NSA, potm do TK....wydaliśmy na same pisma majątek, nic nie uzyskując, średni czas oczekiwania na rozprawę 2 lata, w między czasie kolejna kontrola, za rok kolejna....wreszcie ci co zarobili na całym tym przekręcie zrobili zbiórkę te 50 tys zł od wszystkich i poszło do TK.Czekamy.

Jras4 - Sob 26 Lis, 2016 17:57

biegnacazwilkami napisał/a:
od wszystkich i poszło do TK.Czekamy.

to nic nie da TK nigdy nie pomoaga ludziom to złodziej i to na masową skale

biegnacazwilkami - Nie 27 Lis, 2016 02:46

Warto wiedzieć, że odkąd Mateusz Morawiecki zajmuje się gospodarką , małe firmy zyskały szansę na przeżycie, np w US wprowadzono dwustopniową windykację:
1. windykacja tzw miękka, zalegasz z podatkami, napisz wniosek o rozłożenie na dogodne raty, a nawet w uzasadnionych przypadkach na raty
2. windykacja twarda, czyli komornik skarbowy, umawia się na spłatę zaległości w dogodnych dla ciebie terminach, rozlicza co do złotówki z pobranych wpłat(czego nie robi, nie musi, komornik sądowy)
Na tzw ścianie wschodniej są dodatkowe mozliwości uzyskania pomocy, chociażby tu o tym pisze:http://zus.pox.pl/banki/pomoc-finansowa-dla-malych-firm.htm,
albo tu:https://www.polskawschodnia.gov.pl/
Warto jednak rozeznac się od kogo i co się pożycza.Co innego jest kredyt z banku a co innego pożyczka z jakiejś fundacji czy innej kasy pożyczkowej.Krótko mówiąc, nalezy dla pewności trzymac się pewnych instytucji, np banków, bo one sa kontrolowane przez KNF, nie mogą naciągć kosztów windykacji, zanim wdrożą egzekucję, muszą uzyskać nakaz sądowy(nakazowy, lub upominawczy).Fundacje to złodzieje, nie płacą podatków i lepiej je omijać z daleka.
Małe i średnie firmy zapewniają 70% budżetu, korporacje i sieciówki tylko wyprowadzają kasę za granicę. Raz na 5 lat można też skorzystać ze zmniejszonej składki ZUS przez kolejne 2 lata płacąc ją ze zniżką.

rufio - Nie 27 Lis, 2016 07:07

Jeżeli chodzi o US to to co opisujesz już jest od dawna - nie słódź tym tamtym . Kwestia tylko polegała na tym aby chcieć i samemu dać znac a nie czekać na " lepsze czasy " Miałes problem ze spłacaniem - trzeba było iść do US i sie dogadać . Fakt US zniszczył dużo firm i jeszcze niejedna zniszczy .Ale mówiąc o maluczkich tu było całkiem jak będzie teraz to sie zobaczy .
biegnacazwilkami - Nie 27 Lis, 2016 10:53

rufio napisał/a:
Jeżeli chodzi o US to to co opisujesz już jest od dawna - nie słódź tym tamtym . Kwestia tylko polegała na tym aby chcieć i samemu dać znac a nie czekać na " lepsze czasy " Miałes problem ze spłacaniem - trzeba było iść do US i sie dogadać . Fakt US zniszczył dużo firm i jeszcze niejedna zniszczy

Winne są przepisy podatkowe, niejasne i czasem sprzeczne.
Miękkawindykacja jest dopiero od kilku miesięcy, ale zawsze mozna było odpowiednio wczesniej poprosić o rozłożenie zadłużenia na raty.
W sprawie podatków to przychylam się do opinii Kukiz 15, że prawo trzeba napisać od nowa.Bo co to za przepisy podatkowe, że w razie gdy mam odmienne zdanie niż US czy Sąd, to muszę KUPIĆ sobie za pieniądze interpretację podatkową w mojej konkretnej sprawie?Są 4 centra w Polsce, gdzie taką interpretację się kupuje,przy czym najpierw trzeba napisać swoją "interpretację" a ośrodek akademicki mi przynależny dopiero to oceni i swoją wersję przedstawi, przy czym jest ona ta jego wersja wiążąca dla mojego US.
Prawo zas powinno być takie, że wystaczy że umiem pisać i czytać i już mogę sobie firmę założyć, dostęp do przepisów był zawsze, w gminie czy urzędzie miasta były dostępne monitory zawierające wszystkie przepisy i ich aktualizacje.Dziś w dobie internetu tym bardziej. A teraz co, kolanem na siłę wpycha się nas(wpychało) w ramy przepisów unijnych aż urzędnicy lepeij się znają na prawie unijnym niż polskim, w zasadzie polskie prawo urzędnik ma za nic. no, miał do tej pory. Dlaczego?Unia mi tylko wolny rynek zabrała nie dając nic w zamian.

biegnacazwilkami - Śro 07 Gru, 2016 23:22

W temacie Anny Ewy zobaczyć można wklejony link http://www.podatki.biz/ar...ka_18_23313.htm
spojrzałam przez ciekawośc, sama tego nie potrzebuję,wszak mam własną działalność gospodarczą,ale słyszałam, że chyba we wrzesniu coś się odrobinę zmieniło w przepisach o komornikach, pora najwyższa, bo jak dotąd , to np w sprawie egzekucji z gospodarstwa rolnego, czego doświadczyłyśmy z córką nie tak dawno, zabrano nam kase z konta na paszę dla kur, zrobiłam odwołanie do sadu na czynność komornika i okazało się, że najświeższe przepisy czego komornik zabrać nie może z gospodarstwa rolnego pochodzą z roku....1967, a w szczegółach to np 1szt krowa, 1 szt koza....i inne pojedyncze zwierzęta z zapasem na kilka dni paszy.O kontach bankowych i pieniądzach na nich nic nie było, Teraz po wejściu do Unii, przepisy zabraniają zająć dopłaty unijne,ale...póki są w Agencji, jak wejdą na konto, sa już zwykłymi pieniędzmi, tak nam zabrano jednego roku całe doplaty, w dodatku żaden z wierzycieli nie dostał ani złotówki. Piszę to tak sobie, jako ciekawostkę, jak bardzo nikt się nie martwi losem dłużników w kraju liczącym 38mln ludzi w tym 8 mln ludzi to dłużnicy. Teoretycznie, istnieje coś takiego jak przedawnienie długów, http://www.se.pl/wiadomos...gi_129429.html.
W praktyce prawie nie do wyegzekwowania, każda czynność komornika przerywa bieg przedawnienia.Długi firm przedawniają się w zasadzie po 3 latach od wymagalności ich egzekwowania, podatki po latach 5,no i ostatnio SN wydał wyrok, że nie ważny jest już Bankowy Tytuł Egzekucyjny, w skrócie BTE. Jak wierzyciel sprzeda dług firmie egzekucyjnej, ta musi sobie sama w sądzie załatwić nowy Nakaz Zapłaty,najlepiej nie rozmawiać, nie odbierać korespondencji z tych firm,zwłaszcza gdy się ma działalność gospodarczą, jest szansa, że się dług przedawni.

AnnaEwa - Nie 11 Gru, 2016 20:16

biegnacazwilkami napisał/a:
słyszałam, że chyba we wrzesniu coś się odrobinę zmieniło w przepisach o komornikach
Tak, weszła zmiana bodajże w 197 i 208 kpc, w wyniku której wierzyciel nie musi już wskazywać majątku dłużnika i sposobu egzekucji - obecnie komornik ma obowiązek (podkreślam - nie prawo, lecz obowiązek wobec wierzyciela) prowadzić egzekucję wszelkimi dostępnymi metodami.
By ustalić majątek dłużnika wprowadzono wezwanie dłużnika do ujawnienia majątku, pod rygorem grzywny do 5000 PLN i / lub miesiąca aresztu.

biegnacazwilkami - Nie 11 Gru, 2016 23:32

AnnaEwa napisał/a:
w wyniku której wierzyciel nie musi już wskazywać majątku dłużnika i sposobu egzekucji - obecnie komornik ma obowiązek (podkreślam - nie prawo, lecz obowiązek wobec wierzyciela) prowadzić egzekucję wszelkimi dostępnymi metodami.
By ustalić majątek dłużnika wprowadzono wezwanie dłużnika do ujawnienia majątku, pod rygorem grzywny do 5000 PLN i / lub miesiąca aresztu.

To nic nowego, tak było i wczesniej, nie wiem, czemu to akurat zwróciło Twoją uwagę?Dług wobec pożyczkodawcy różni się od ściągania długów wobec skarbu państwa, powiedzmy bank zawiera umowę i w tej umowie jest sposób zabezpieczenia kredytu, np hipotecznie lub (i) przez poręczycieli, ewentualnie jakiś fundusz gwarancyjny, np kredyty studenckie, jakie miały moje dzieci. Trzeba rozeznać o jakie długi chodzi.Wobec poborcy skarbowego czy komornika który ściąga długi dla skarbu państwa bo i tak jest, trzeba ujawnić majątek, komornik sądowy(inny) oprócz wezwania do ujawnienia majątku, sam szuka twojego majątku wysyłając zapytania(u mnie jedna komorniczka dla ściągnięcia 500zł za fakture dla PWiK)wysłała rzekomo 16szt listów poleconych, mimo że sama przyjechałam do niej i udzieliłam wyjasnień, oraz rzekomo była w gospodarstwie, nie widział jej nikt,ale koszty sobie naliczyła. Mój główny komornik jest synem naszego niegdysiejszego inspektora nadzoru budowy, wie w ten sposób co kto i kiedy wybudował i co zarobił, sprytnie. Nie to jest jednak groźne dla dłużnika, wszak chcemy za wszelką cenę uwolnić się od długów i sami szukamy czym by to spłacić.Chodzi o to, że w egzekucji komorniczej zarabia najpierw komornik, nie rozlicza się, dłużnik zgnębiony siedzi cicho...a jak się ocknie, odsetki i koszty komornika pożarły majątek a dług jak wisiał tak wisi. Dlatego za wszelką cenę trzeba zabezpieczyć majątek przed wpisami na hipotekę nieruchomości, bo nawet najmniejszy zapis czyni tę nieruchomość bezwartościową,ja np miałam przez te 7/8 lat wielu kupców prywatnie, do mnie się zwracających.Gdy powiedziałam o komorniku, odchodzili i nawet na licytację się nie zgłaszali. Bo musieliby zapłacić poza wartością nieruchomości drugie tyle kosztów egzekucji i odsetki.Poza tym firmy windykacyjne.Kupują dług za 10%v wartości i do końca życia spokoju nie dają, tak im się wydawało. Najlepiej jest co się dowiedziałam za późno, spieniężyć wszystko , przepisać na kogoś, by rzecz czy nieruchomość zmieniła właściciela. Jest co prawda tzw skarga paulińska, ale nie łatwo jest udowodnić nikomu zamiar uniknięcia zapłaty długów jeszcze przed egzekucją komorniczą
Co do zmian które zabolały komorników, to graniczenie liczby spraw jakie jeden komornik może prowadzić, likwidacja hurtowni komorniczych, oraz, że jeden komornik drugiemu bezpośrednio może sprawę przekazać.
Od wierzyciela do komornika jest jednak jeszcze droga polubownego ugadania się z WIERZYCIELAMI i to jest najlepsze wyjście, małe, ale systematycznie płacone raty, zamiast kosztów egzekucji, warto za wszelką cenę to osiągnąć.

AnnaEwa - Pon 12 Gru, 2016 09:30

biegnacazwilkami napisał/a:
chyba we wrzesniu coś się odrobinę zmieniło w przepisach o komornikach
biegnacazwilkami napisał/a:
nie wiem, czemu to akurat zwróciło Twoją uwagę

no, bo właśnie to się zmieniło. Oprócz tego, co już było mówione (limity zajęcia itd.) Pytałaś, ja akurat wiem o tym, to odpowiadam.
http://www.dochodzeniewie...rzesnia-2016-r/
biegnacazwilkami napisał/a:
Dług wobec pożyczkodawcy różni się od ściągania długów wobec skarbu państwa
pytanie było o egzekucję, nie o rodzaj wierzyciela.
biegnacazwilkami napisał/a:
i w tej umowie jest sposób zabezpieczenia kredytu
no, otóż nie zawsze. Najdroższe kredyty to tzw. kredyty konsumenckie.
Ale to już osobny temat :)

biegnacazwilkami - Pon 12 Gru, 2016 11:43

AnnaEwa napisał/a:
pytanie było o egzekucję, nie o rodzaj wierzyciela.

Jedno z drugim jest ściśle związane, ale, skoro wiesz, to się nie spieram.Raczej nie polecam do sprawdzania na własnej skórze, borykam się od kilku lat z problemem egzekucji komorniczej we wszelkich mozliwych wariantach, jedyne wyjście, to za wszelką cenę nie dopuścić do włączenia się komornika i osiągnięcie porozumienia bezpośrednio z wierzycielem.
Prawnicy , nawet adwokat któremu się płaci za poradę, napisanie pisma, we krwi ma zakodowane, że jest prawnikiem i trzyma w końcowym efekcie z innymi prawnikami w procesie egzekucji a jest ich wielu:sędzia, komornik, zastępca procesowy wierzyciela....i każdy na tobie chce zarobić, zedrą z ciebie skóre a dług pozostanie.

biegnacazwilkami - Wto 20 Gru, 2016 02:09

Tradycyjnie tuż przed Świętami, zwłaszcza Bożego Narodzenia, nasz komornik wystąpił z kolejną niespodzianką, która już stała się tradycją, czyli, wznowił kolejną licytację. Początkowo umieralismy z dziecmi ze strachu, gorączkowo szukając sposobu, żeby odwlec, przesunąć, jak to, przecież nawet wojny na święta się zawiesza...ale nie egzekucje, rzecze komornik...taka hiena co to się padliną żywi społeczną.Zapłaciłam 500zł za kolejną poradę prawną, żeby się dowiedzieć, że nic nie da się zrobić, do końca życia będziemy w tej egzekucji, znaczy mojego, dłużniczki życia. Pożytek z tego jest taki, że dzieci na pewno nigdy żadnego kredytu nie wezmą, oraz że oszczędne są bardzo i nawzajem się wszyscy szanujemy.
Nie wierzymy też w sprawiedliwość sądów. Miałam jedną bliską koleżankę doskonałą adwokat, niestety właśnie zmarła. Nauczyliśmy się żyć z egzekucją komorniczą jak z jakąś chorobą nieuleczalną, ciężko,ale się da.Jesli gospodarka trochę ruszy, kto wie, może i moją firmę ktoś wreszcie kupi za grosze. Mimo tych wszystkich problemów, jak co roku przygotowuję Święta dla rodziny, to już za kilka dni, tradycyjne, pachnące choinką...mój Jasiek przyniósł opłatek ze spotkania z grupą...chory jest, nie wiadomo na co, ale to coś poważnego, być może nawet chłonniak, plamki na płucach...nie daje po sobie poznac czy się przejmuje, ale słaby jest , kaszle, mimo to pali...zamiast chudnąć, tyje, a raczej węzły chłonne mu rosną.Chorobą w 85% uleczalna,ale kilka lat temu pożegnałam koleżankę , chorowała na to nie cały rok. Nie unikamy tematu, rozmawiamy jakby chodziło o zwykłe przeziębienie,czwarty raz będzie powtarzał wyniki, bo być może to sarkoidoza jest.Mało znana choroba, ale lepsza niż nowotwór.Mamy dużo pracy i mało czasu na zamartwianie się, to najlepsze lekarstwo.

biegnacazwilkami - Wto 20 Gru, 2016 02:15

Ta piosenka ma 42 lata:



oby w te Święta nikt nie był sam...

pterodaktyll - Wto 20 Gru, 2016 10:59

:pocieszacz: :buziak:
AnnaEwa - Wto 20 Gru, 2016 12:54

biegnacazwilkami, dzielną dziewczyną jesteś bardzo :) Nie wiem, czy jakąś pociechę Ci to przyniesie, ale sporo się uczę od Ciebie, a to chyba najważniejsza dla mnie w tej chwili nauka:
biegnacazwilkami napisał/a:
Nauczyliśmy się żyć z egzekucją komorniczą jak z jakąś chorobą nieuleczalną, ciężko,ale się da

Życzę Ci z całego serca, żeby hiena niczego urwać nie zdołała... A przede wszystkim tego, co masz: szacunku rodziny, ciepła, bliskości! W taki serdeczny sposób zazdroszczę Ci tego - sama nie mam, ale wspaniale, że Ty masz, to "podnosi średnią" w narodzie ;) Niech trwa wiecznie, na pohybel komornikom!

Nie umknęła mi godzina, o której to napisałaś... znam to... Myśl w nocy o miłych rzeczach, ja wiem, że to trudne... (ja mam patent z kwiatkami, tj. oglądam ogrody botaniczne na świecie przez internet, zwłaszcza rozaria, im bardziej oglądam te wszystkie pędy, płatki, pąki, im więcej czytam o odmianach, kwitnieniu, tym dalej odpływa ten cały syf i wtedy, w odpowiednim momencie, trzeba szybko położyć się spać) Czeka Cię sporo przygotowań, zadbaj o siebie, wyśpij się, żebyś była w formie! :pocieszacz:

biegnacazwilkami - Wto 20 Gru, 2016 16:25

AnnaEwa napisał/a:
(ja mam patent z kwiatkami, tj. oglądam ogrody

Oj, to musisz tu w nasze strony zajrzeć, internetowq i realnie, jak kiedyś wreszcie tu taki hostel otworzymy, zobacz:
http://www.hortulus.com.pl/
też Ci kibicuję, dzieki za miłe słowa i pozdro:)

Tosia - Wto 20 Gru, 2016 17:03

biegnacazwilkami, :pocieszacz: Przykre to ze komornik tak postępuje, i to tuż przed świętami. Myśle ze i tak dobrze sie trzymasz, w tym galimatiasie :mniam:
Pozdrawiam i zycze spokojnych świąt. :pocieszacz:

AnnaEwa - Wto 20 Gru, 2016 17:42

biegnacazwilkami, bywasz w tym pięknym miejscu? Na razie przejrzałam fotogalerię, śliczne te pejzaże, zwłaszcza zimowe! Dziś wieczór będę buszować w Hortulusie w tulipanach :mgreen:
biegnacazwilkami - Sob 31 Gru, 2016 01:49

Pomyślałam, że warto jakoś podsumować mijający rok, a może nawet kilka ostatnich lat. Za nami Święta ,choinka jeszcze zdobi duży pokój, jeszcze pachnie domowym pasztetem, bigosem i grzybami...., jeszcze mam w uszach świąteczne kolędy....Na Pasterce w tym roku Proboszcz wspominając o symbolicznym pustym nakryciu na stole wigilijnym dla ....kiedyś powiedziałby dla gościa nieznanego który może zastukać do drzwi....dziś nie zaryzykował takiej wersji , dziś powiedział, że siedząc przy wigilijnym stole, patrząc na pusty talerz wierzmy, że oto za nim siedzą wszyscy nasi bliscy nam zmarli....bardzo to się spodobało mojej córce i przyznam, poprawiło nam wszystkim nastrój....
Przygotowania do świąt to zwykle okazja do rozmów, kłótni i wspomnień, w tym roku nie było inaczej...żeby na pożegnanie stwierdzić, jak wspaniale że te święta są i mimo różnych uciążliwości, chcemy za rok spotkać się tu znowu....
Jasiek szykuje się do szpitala na badania, zapowiedział, że kroić się nie da, cóż, jego życie, jego decyzja.
Jakieś zmiany w nadchodzącym Nowym Roku na pewno będą, już sam fakt, że w Polsce jest bezpiecznie rodzi nadzieję, że latem nad Bałtyk turyści będą jechać , ruch na szosach , a mamy nich tu trzy krajowe, nadzieję, że wreszcie sprzedamy naszą biedną acz nie pozbawioną uroku Firmę, odczepimy się od komorników i zaczniemy coś robić dla siebie...

biegnacazwilkami - Pią 13 Sty, 2017 01:11

To już cztery lata, jak umarła moja MIŁOŚĆ....do zobaczenia, Kotku....

biegnacazwilkami - Czw 26 Sty, 2017 23:18

Jasiek zrezygnował z pobierania wycinków węzłów chłonnych oraz z leczenia w poradni metabolizmu, pali nadal papierosy a plamki na płucach to nie od palenia tylko od pyłu w kurnikach....Wstaje o 6 rano a ok 21-22 już śpi, ja wstaję ok 9 i siedzę do rana....mijamy się, Jasiek stara się jeśc śniadanie zaraz gdy wstanie, potem samodzielnie podjada coś ok południa, gdy ma dobry stan psychiczny, jemy jeden wspólny posiłek ok 17, gdy mu "grdyka lata", rzuca mięsem itp, nie rozmawiamy wcale i nie jadamy razem. Tak wygląda zycie z abstynentem.Co poza tym jest udziałem posiadania w domu abstynenta? Takie np zwierzęta, jest ich w gospodarstwie kilka, najpierw zachwyca się każdym:o, koniki,ale super, takie miłe....żeby po jakimś czasie wrzeszczeć: już mi stąd!a to samochód mu liżą, a to nawet wałach go chciał kopnąć, koniki idą w odstawkę...mówię, że one sa tu u siebie, więc kończy się wyganianie,ale obrządek jest wyłącznie na moich barkach.To samo gdy chodzi o gromadę kotów:kici, kici, chodź do pana...a za chwilę: karmisz obce koty a myszy grasują....poszły!
Albo takie np psy:w odruchu współczucia wzięlismy po zmarłym księgowym 2 fajne, w domu chowane psy, jeden malutki terierek i sporych rozmiarów mieszaniec , młody, pozbawiony klejnotów....ojej, ale one są karne, takie posłuszne, kochane pieski....do pierwszej kupy w psim hotelu w kurniku...obecnie mam więc osobiście 2 konie, 4 koty i 3 psy, wszystko moje i tylko moje! Gdy wracam z wyjazdu z jajkami, na widok samochodu koty czekają by zręcznie otrzeć się niby przypadkiem o nogi....stary nasz pies wymownie patrzy mi w oczy(jeść....) nowe psy ujadają na całą wieś, najgłośniej ten mały....a od stajni cichym rżeniem witają mnie moje konie, zimą udające renifery, niby kopytkiem grzebią na łące,ale tak na prawdę czekają na miarkę owsa, garść suszonego chleba i pachnące siano w pasniku(pasnik, trzeba przyznać artystycznie wykonał im Jasiek).A po powrocie suchego nawrotu(?), gdy inne szczęściary mają miodowy miesiąc, Jasiek celem "przeprosin" i wynagrodzenia strat moralnych, robi coś dla mnie, np kupił mi używane i bardzo ładne radio do samochodu, a to lampę zamontuje, albo naprawi jakiś sprzęt....
Ażeby uniknąć ciszy i ewentualnej rozmowy, od rana włącza tv, gdy ja od rana lubię unisono radio sobie w tle posłuchać....cicho musi być, bo trzeba sobie dzień zaplanować....oj, chyba żywcem do nieba pójdę?

biegnacazwilkami - Czw 26 Sty, 2017 23:21


AnnaEwa - Pią 27 Sty, 2017 11:36

biegnacazwilkami, też bardzo lubię tę piosenkę, śpiewam ją czasem. Rozumiem, co masz na myśli...

Nie chcę się wymądrzać w kwestii Jaśka. Ale Jasiek nie jest abstynentem, tak sądzę - Jasiek założył sobie "zamek", jak to czasem mówią., więc cierpi i wini za to cały świat, i wszystko go wkurza, a już najbardziej zwierzęta - też to znam.
Znam alkoholików, którzy rzeczywiście nie piją i zdecydowali się pójść dalej. I to tak nie wygląda. Niestety, nie znam ich blisko - blisko znałam tylko takich, jak Jasiek.
T. w pewnym momencie był taki. Po zakończeniu terapii zamkniętej przez jakiś czas było dobrze, ba, wspaniale - to były jedne z najwspanialszych miesięcy w moim życiu. T. był zaangażowany w życie, jeździł na mitingi, poznawał innych niepijących, układał sobie na nowo życie zawodowe... Później jedno warknięcie, drugie, później awantury i opowiadanie o tym, że życie nie ma sensu. Później zaczęły się dolegliwości, uniemożliwiające pracę, (płuca?... kręgosłup?...). Niechęć leczenia. W końcu, gdy zawiozłam do kolejnego lekarza (ja!!!) lekarz tylko spojrzał i podał alkomat: co mi pan tu opowiadasz, bóle są odstawienne, a teraz pan masz dwa promile!
Wcale się nie dziwię, że z nim jesteś. Pomijając już to, co każdy z nas przechodzi - czyli całą uczuciowość związaną z drugim człowiekiem, z którym dzielimy życie, mieszkasz na wsi i masz gospodarstwo. Wiem, co to znaczy, też mieszkam na wsi.
Ale też poznaję ten kolor, nastrój i mokry chłód chmury, która nad Tobą wisi, z miękkim rozjaśnieniem, który dają tylko zwierzęta.
:pocieszacz:

biegnacazwilkami - Sob 28 Sty, 2017 01:13

AnnaEwa napisał/a:
Później zaczęły się dolegliwości, uniemożliwiające pracę, (płuca?... kręgosłup?...). Niechęć leczenia. W końcu, gdy zawiozłam do kolejnego lekarza (ja!!!) lekarz tylko spojrzał i podał alkomat: co mi pan tu opowiadasz, bóle są odstawienne, a teraz pan masz dwa promile!

Niom, coś w tym stylu,tyle że alkomatu nie umiałam użyć...,dziś mnie już raczej nie ciekawi czy utrzymuje tę abstynencję czy też nie, leniwie myślę czasami:kiedyś ochoczo dawał mi kluczyki do swojego samochodu, od jakiegoś czasu ogłosił, że sprzęgło czy jakiś inny wahacz ledwo dyszy i w najlepszym razie osobiście może mnie zawieźć..., może coś ma w tym samochodzie schowane?Wieczorem szybko się kładzie, żebym nie zauważyła, że się napił... No, piwo to nie jest, bo bym wyczuła...nie ważne, reasumując, po prostu nie mam z kim wieczorem porozmawiać,a od rana albo pracuje na kurniku przy wszystkich dostępnych decybelach z radia,albo włącza tv...ale, czy nie wystarczy, że rano wyręcza mnie w porannym obrządku kur?W końcu tak nie lubię rano wstawać po latach wożenia dzieci do odległej szkoły, po innych latach gdy sama wstawałam po 5 żeby zdążyć na pociąg...Bóle odstawienne, tego nie pomyslałam, osoby z nadwagą budzą moje współczucie, np patrzę jak sobie radzi z zakładaniem skarpetek, musi przyklęknąć...
Wspomnienie:wujek i ciocia mieli taką swoją małżeńską "grę", jedno z nich udawało że się źle czuje żeby drugie miało powód ponadskakiwać i popieścić się z nim, robili tak na zmianę,sprawiedliwie,byli chyba przyjaciółmi...mój mąż i teraz Jasiek, jak tylko mi się wymsknie:ojej,ale źle się czuj e....słyszę:ty? ja to się dopiero źle czuję, chyba wkrótce umrę....tak wygląda życie z abstynentem , jak na razie. Nie narzekam , miałam swoje 5 minut, tak tylko opowiadam, jak to jest 20 lat później...czyli dwadzieścia lat po czterdziestce...

biegnacazwilkami - Wto 28 Lut, 2017 19:04

Kiedyś te kamienie drgną....

biegnacazwilkami - Wto 28 Lut, 2017 19:15

Mało kto dziś wie i pamięta, że kartki na żywność, wprowadzone dnia 28 lutego 1981r były jednym, dokładnie 13 postulatem spośród 21 Postulatów Sierpniowych, tych spisanych na dykcie fabrycznej, uznanych za jeden z ważniejszych wśród tekstów / dokumentów świata UNESCO

biegnacazwilkami - Wto 28 Lut, 2017 19:26

Na wszelki wypadek zapytam: czy warto było p. Wałęsa skakac przez ten mur? Jakie dziś postulaty mieliby robotnicy, nie dowiemy się, bo to ich w pierwszym rzędzie zlikwidowano..., jakie dziś postulaty miałby każdy z młodych dziś ludzi ?
yuraa - Wto 28 Lut, 2017 20:42

biegnacazwilkami napisał/a:
były jednym, dokładnie 13 postulatem spośród 21 Postulatów Sierpniowych

gwoli ścisłości miały numer 11 i tekst
Wprowadzić na mięso i przetwory kartki – bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku).
postulat 13 brzmiał
Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej...
to tak jakby aktualny wciąż

biegnacazwilkami - Wto 28 Lut, 2017 21:07

w radio mówili, że 18, ja zaś czerpałam stąd:
http://dzieje.pl/aktualno...tu-strajkowego.
Spojrzałam na wpisy młodych z roku chyba 2013, czyli ich postulaty, były różne, np znieść religię w szkołach, zalegalizować małżeństwa homoseksualne, dopuścić spożywanie alkoholu w miejscach publicznych, zalegalizować marihuanę....ale i o żłobkach, emeryturach, zarobkach i o pracy- też było.

biegnacazwilkami - Czw 30 Mar, 2017 23:25

Ponieważ nie chce sie więcej mieszać gdzie mnie nie prosza, Ptero, tu masz mój komentarz do Twojego rozpaczy pełnego " no comments":

" Z wielu powodów i dla smutków wielu
chciałabym dzisiaj miec poduszkę z chmielu,
zapach tych lekkich, siwozłotych szyszek
sprowadza mocny sen , zjednywa ciszę.
Gdzieś to czytałam, albo mi się śniło:
Chmiel na bezsennośc, a sen na - bezmiłość,
Poduszkę z chmielu gdy sobie umościsz,
zasnij, bo na cóż życie bez miłości?"
Pisałam z pamięci, Pawlikowska-Jasnorzewska Maria.

Po prostu podzielam tę opinię.

pterodaktyll - Pią 31 Mar, 2017 09:42

biegnacazwilkami napisał/a:
podzielam tę opinię.

A ja z oczywistych względów, nie :bezradny:

I to by było na tyle, jak mawiał ...........

biegnacazwilkami - Pią 31 Mar, 2017 16:44

pterodaktyll napisał/a:

A ja z oczywistych względów, nie :bezradny:

Musiałam zobaczyć, co znaczy ta emotikonka, bo sie nie znam za bardzo na piśmie rysunkowym, bezradny znaczy jesteś?
To podobnie jak ja...jak koleżanki i kolega słownie agresywny ze swoimi partnerami dogadują się tak jak tu ze mną, to oczywiste że lepiej dla partnerów i dzieci, że odeszli, przynajmniej mniej agresji na co dzień mają.Ci partnerzy.

Klara - Pią 31 Mar, 2017 18:58

biegnacazwilkami napisał/a:
jak koleżanki i kolega słownie agresywny ze swoimi partnerami dogadują się tak jak tu ze mną

Jeśli uważasz, że dogadywanie się z Tobą oznacza akceptację TWOJEGO punktu widzenia, to rzeczywiście, nie da się z Tobą dogadać.

biegnacazwilkami - Śro 19 Kwi, 2017 00:13

Dojrzewanie Barana zwanego Jaśkiem:
Mój domowy Baran przekroczył właśnie pięćdziesiątkę..., Urodziny były skromne, jednak sprawiłam Mu tort ze stosownymi świeczkami, chyba się ucieszył...jakie były jego poprzednie urodziny, zanim się spotkalismy?Nie wiem, nie pytam, bo chyba raczej nie ma czego wspominać....to smutne patrzeć na pięćdziesięcioletniego dorosłego człowieka i nic o nim nie wiedzieć, patrzeć jakby się dopiero rodził na naszych oczach...a on próbuje się "uformować", pewne zachowania ma już powtarzalne, strzela powiedzmy focha, wychodzi oznajmiając że dziś do stołu z nami (są Święta)nie siądzie...., jest to zwykłe nieporozumienie,ale kto wie, może się zawziąć....w porze obiadowej idę zagadać, że może jednak by....zanim się odezwałam,pyta: to na którą planujesz ten obiad?:)
Potknięć i niemiłych sytuacji jest wahadłowo jeszcze sporo,ale widzę poprawę , trwają krócej i zaczyna się pojawiać pewna chęć do komunikacji. Ma skłonność do wyolbrzymiania cudzych błędów , jakby sam przez to czuł się "ten lepszy", gdy za dużo tego krytykanctwa, mówię:stop! Masz za sobą różne słabsze chwile, prawda?Daj teraz szansę innym jak Tobie ją dano...wkrótce minie 3 lata jak u mnie zamieszkał, trudne 3 lata bez miłości, bez przyjaźni, bez uczuc..., jednak jest obecny obok, obecny w naszej rodzinie, akceptowany taki jaki jest, mam poczucie spokoju i bezpieczeństwa, że nie jestem sama. Co czuje Jasiek? Chyba nic, w każdym razie nic poza poczuciem obowiązku. Mogę na nim polegać, on na mnie też. Są ludzie co gorzej mają....więc nie narzekam.

biegnacazwilkami - Śro 19 Kwi, 2017 00:17


biegnacazwilkami - Śro 03 Maj, 2017 01:42

Przejrzałam dziś kilka tematów, żeby nie wypaść zupełnie z obiegu informacji, po czym postanowiłam zakończyć swój dobrowolny urlop, żeby odezwać się z uwagi na sytuację oraz z uwagi na szacunek i sympatię dla Klary- w Jej sprawie.
Klara odchodzi z moderowania, zapewne ma jakiś powód ku temu, szkoda, rzeczywiście jako moderatorka dobrze służyła temu forum, tak to i ja odbieram. Jest rzeczowa i dobrze zna historię Dekadencji, sama doświadczyłam wchodząc na to forum , jak pomocna jest taka osoba zwłaszcza dla nowych userów. Gdyby dyskusje ad persona ograniczyły się do dyskusji ad rem, pewnie nie doszłoby do obecnej sytuacji.
Cóż, można mieć tylko nadzieję, że uczestniczenie w życiu forum przeważy mimo wszystko nad nie reformowalnymi poglądami politycznymi mojej rówieśniczki i nadal będzie służyła swą wiedzą i rozwagą nowo przybyłym. Ja w każdym razie dziękuję Ci Klaro, że mogłam Cię tu poznać:) :kwiatek: :kwiatek:

biegnacazwilkami - Śro 03 Maj, 2017 02:58

Moją uwagę zwrócił jeszcze jeden temat, mianowicie Pietruszka pyta, co będzie gdy....zabraknie Dekadencji?
Wcześniej ktoś inny pytał, co się dzieje na tym forum, że nikt/lub mało kto pisze na forum...sama się zastanawiałam i tu i wczesniej na innym forum, jak zmieniają się oblicza forum....
gdy po raz pierwszy zapisałam się na swoim pierwszym forum, był rok 2008.Był to mój kontakt z internetem, nic nie umiałam, nie umiałam pisać na klawiaturze, weszłam na forum z potrzeby rozmawiania z kimś z branży, jako kobieta porzucona, zdradzona przez partnera, który odszedł z koleżanką z terapii...podczas gdy w realu z nikim nie rozmawiałam bojąc się , że usłyszę tylko : a czego się spodziewałas po pijaku....na tym forum spotkałam się z ogromnym wsparciem i sympatią. O każdej porze był obecny ktoś gotów odezwać się ,porozmawiać. Czy ktokolwiek rozmawiał o ...polityce? Ależ skąd...pisało się za to o życiu codziennym, o chorobach, szpitalach, pobytach w ośrodkach, o swych myślach i reakcjach na różne codzienne wydarzenia.
Lata mijały, pojawiła się NK, potem FB, mój partner wrócił szybko od koleżanki z terapii....aż w roku 2013, zmarł. Samotność znowu zaprowadziła mnie na to forum, znowu spotkałam się z wielkim współczuciem, wsparciem i sympatią, chociaż....to już nie było to samo forum...kilkoro "starych" userów odpowiadało zawsze na nowe wpisy, ale pojawiło się kilka nowych, ciągnąc tematy pisane jakby na zamówienie, nie były autentyczne, raczej takie wg zadanego schematu...nie wytrzymałam, gdy jedna taka osoba pisząc o rzekomo umierającej na raka płuc matce alkoholiczce, autorytatywnie stwierdziła, że w oczach jej widziała jedynie głód alkoholowy, niemą prośbę o...kieliszek alkoholu...masakra...chyba nikt zdrowy na umyślenie nie powiedziałby tak o chorym, umierającym z maską tlenową na twarzy najgorszym nawet alkoholiku, a co dopiero o własnej matce. Siedziałam w tym czasie przy lóżku umierającego na raka płuc swego byłego męża, tlen utrzymywał Go przy życiu...odmłodniał, był taki jak wtedy gdy się poznaliśmy...cieszył się z każdego oddechu bez bólu, a gdzie tu miejsce na myśl o papierosie czy alkoholu...są tylko wspomnienia najlepszych w życiu chwil...no i wyleciałam z tego "odmienionego znakiem czasu" forum, za krytykę "pogrążonej w bólu koleżanki".Forum istnieje nadal, tylko zdaje się jest raczej nie aktywne.
Tak jakoś wspomnienia mnie naszły...czy podobny los spotka Dekadencję?Póki jesteście, póki żyjecie, raczej nie, jednak z wiekiem coraz trudniej zawiera się nowe przyjaźnie..., w dodatku nie widzę , jako osoba postronna, skłonności u założycieli, do reformowania swoich poglądów, przychylności do zmian , mam na myśli podejście do tłumaczenia choroby alkoholowej, współuzależnienia, do sposobów wyjścia z tych dysfunkcji, wszak alkoholizm zdaje się na liście WHO nie jest już chorobą tylko zaburzeniem psychicznym o symbolu/kodzie F10?O czymś to świadczy, a na pewno nowe pokolenia osób uzależnionych, od alko, od narkotyków i coraz powszechniej od hazardu/gier komputerowych, te nowe pokolenia muszą być leczone inaczej niż te sprzed 40 lat, pojawiła się też nowość , nawet u nas na prowincji: terapia prewencyjna dla młodych ludzi, zwłaszcza ze środowisk szczególnie zagrożonych, uczy jak dostrzec w porę symptomy , że zagraża osobie zostanie alkoholikiem, spore pole do popisu dla studentów i absolwentów stosownych studiów.
Osobiście życzę Dekadencji by znalazła sposób na dalszy rozwój, bo jak mówi przysłowie: kto nie idzie z postępem, ten się cofa wstecz,.

biegnacazwilkami - Śro 03 Maj, 2017 03:03


Klara - Śro 03 Maj, 2017 08:47

biegnacazwilkami napisał/a:
Ja w każdym razie dziękuję Ci Klaro, że mogłam Cię tu poznać:) :kwiatek: :kwiatek:

Wow, Biegnąca! :shock: :oops:
Dziękuję! ergr
Nie spodziewałam się po Tobie takich miłych słów. SERIO! :szok:
Przyznam, że generalnie nie zgadzam się z Twoim podejściem do różnych spraw - do życia, do alkoholizmu i do poglądów politycznych no i wydaje mi się, że OBYDWIE jesteśmy w tym względzie na swój sposób niereformowalne.
Jednak "życie" na forum polega m.in. na wymianie poglądów. Czasem ta wymiana bywa gwałtowna. Byłoby idealnie, gdybyśmy potrafili przechodzić do porządku nad różnicami, a w dyskusji wzajemnie się nie ranić.
Życzę Tobie, żebyś na tyle wrosła w tutejszą społeczność, żeby nie mówić "ja" oraz "wy", a zastąpić to słowem "my".
Powodzenia Rówieśniczko! :buziak:

Wiedźma - Śro 03 Maj, 2017 10:01

Kobitki, ale fajnie! :piatka:
Jacek - Śro 03 Maj, 2017 10:09

no,fajowsko :]
i proszę jaki dowód że mogą dwie strony przeciwne na wzajem z godnym poszanowaniem (z miłością do wroga - temat jaki tu niedawno się przewijał)

staaw - Śro 03 Maj, 2017 17:45

Klara napisał/a:
[
Przyznam, że generalnie nie zgadzam się z Twoim podejściem do różnych spraw - do życia, do alkoholizmu i do poglądów politycznych no i wydaje mi się, że OBYDWIE jesteśmy w tym względzie na swój sposób niereformowalne.
:

Klaro, to jest nas (conajmniej) troje niereformowalnych, co nie znaczy że żywię wobec Ciebie wrogie uczucia...
:buzki:

biegnacazwilkami - Śro 31 Maj, 2017 23:20

I vice versa, Panowie:


Kiedy mężczyzna kocha kobietę
nie potrafi myśleć o niczym innym.
Sprzedałby świat
za odrobinę dobra, którą by w niej odnalazł.
Jeśli ona go krzywdzi, on tego nie widzi.
Ona nie potrafi czynić zła.
Odwróci się od swojego najlepszego przyjaciela,
jeśli on nie będzie jej szanował.

Kiedy mężczyzna kocha kobietę
poświeci dla niej wszystko,
próbując dać jej to czego oczekuje.
Potrafiłby zrezygnować z wygód
i spać na deszczu,
jeżeli ona powie, że to droga,
którą powinien iść.

Kiedy mężczyzna kocha kobietę
daję Ci wszystko co posiadam,
Próbując zatrzymać
Twoją drogocenną miłość.
Kochanie, proszę, nie traktuj mnie źle.

Kiedy mężczyzna kocha kobietę
głęboko w swojej duszy,
ona może przynosić mu tak wiele cierpienia
jeżeli bawi się nim robiąc z niego głupca.
On jest ostatnim, który się o tym dowiaduje.
Kochające oczy nigdy nie potrafią widzieć.


Tak, kiedy mężczyzna kocha kobietę...
Wiem dokładnie jak się czuje.
Ponieważ kochanie,
ja jestem mężczyzną
kiedy mężczyzna kocha kobietę

biegnacazwilkami - Czw 01 Cze, 2017 00:35

Cicho i bez owacji minęła trzecia rocznica przybycia Jaska do Arkadii utożsamiana przez niego z 3 rocznicą nie picia. Spędził zresztą ten uroczysty dzień w szpitalu, śpiąc w specjalnym urządzeniu na głowie które rejestruje oddychanie w chorobie zwanej bezdechem....,siostra szpitalna zrobiła mu zdjęcie....he,he, dobre na nie picie...zasłania usta. Już nazajutrz wypisał się ze szpitala i niestety upadł mój misterny plan ...raz na jakiś czas Jasiek "wyjeżdża" a ja zwyczajowo protestuję...bez większego przekonania zresztą. Wystarcza jednak, by został. Hm, ja boję się po prostu zostać sama z gospodarstwem, chociaz radziłam sobie wczesniej to i teraz pewnie bym poradziła. Jasiek zas nie ma w zasadzie gdzie odjechać. A tu lata lecą. Może i on nie pije, ale poza pracą w kurniku nie daje z siebie nic. Rozmienia się na drobne w krótkich wymianach zdań na fb, to gdzieś tam bezosobowo zadzwoni, a ze mną nie ma żadnego kontaktu poza sprawami gospodarstwa.Kompletnie jałowe życie. Chodzi po lekarzach, bada się i wciąż mu coś dolega a niby nic nie stwierdzono. Objawy odstawienne? Ciężko mu się ruszyć, więc ja fruwam ....przynieś, podaj....niby ruch to zdrowie,ale...
tak sobie myślę, że uśpiony chwilowo "pijaczyna" skutecznie podcina każdą najmniejszą nawet gałąź, nić porozumienia, żeby Jasiek się "zerwał", odpadł, wyjechał z Arkadii...wtedy łatwiej będzie skłonić go do zapicia....jednak nie to mnie mobilizuje do znoszenia tego siermiężnego życia we wspólnocie z Jaskiem. Jest tu uzyteczny, potrzebny, normalnie jak gospodarz. Gdy jest gospodarstwo, zwłaszcza na wsi(bo domowe ma każdy, nawet w mieście), potrzebuje ono gospodarza. Oraz gospodyni. Wydawałoby się, że być potrzebnym, mieć swoje miejsce, to marzenie każdego....ale być może Jaskowi nie pisane jest miejsce w Arkadii.
Stopniowo coraz mniej dokuczliwie odczuwam brak bliskiej osoby obok. być może to oznaka wczesnej starości....nie za długo, jak Colas Breugnon Romain Rollanda, zacznę żyć wspomnieniami...(colas breugnon.pdf)

AnnaEwa - Pią 02 Cze, 2017 06:28

biegnacazwilkami napisał/a:
Jest tu uzyteczny, potrzebny, normalnie jak gospodarz.

Znakomicie Cię rozumiem. Gospodarstwo to nie jest coś, co można pociągnąć samemu - człowiek się zwyczajnie nie rozdwoi (roztroi?...) Tu nie ma przerwy na kawę, tu albo coś jest zrobione, albo nie, a jak nie, to za chwilę pociąga to cztery inne rzeczy, które się zmarnują...
Biegnąca, czy Ty się czujesz wykorzystywana przez niego?

biegnacazwilkami - Pią 02 Cze, 2017 10:03

AnnaEwa napisał/a:
Biegnąca, czy Ty się czujesz wykorzystywana przez niego?

W sensie finansowym nie, zarabia na swoje utrzymanie. W sensie obsługi (prowadzenie domu wg starych standardów) na pewno tak jest,szczególnie to denerwuje moją córke...w jej związku kazdy po sobie zmywa naczynia,albo raz jedno wszystkie,raz drugie, na zmianę.Raz jedno robi pranie,raz drugie. Jasiek w swoim małżeństwie z panią profesor gotował, sprzątał ,prał i jeszcze pracował. Teraz zapomniał gdzie jest kuchnia....ale początkowo zabiegając o jego "miłość" w dobrej wierze mu nadskakiwałam. Powiedziałabym, że żyjemy w symbiozie wykorzystując się nawzajem. Nie jest to problemem. Problemem jest brak porozumienia, wzajemnej relacji psychicznej-przyjaźni czy czegoś w tym rodzaju. Mój były nie żyjący mąż nie był skłonny do zwierzania się w małżeństwie,ale po rozwodzie stałam się (telefonicznie) jego powiernicą. Mój przyjaciel W, był ciągle niesyty rozmów....więc teraz brak mi tego. Uczucia. Jedni mają je w nadmiarze, inni wcale....

AnnaEwa - Pią 02 Cze, 2017 12:24

Z byłym mężem też mi się rewelacyjnie rozmawia telefonicznie. Wiem, że gdyby przestało mi się dobrze rozmawiać, albo gdyby był pijany, mam w telefonie magiczną czerwoną słuchaweczkę ;) Rozmowa przez telefon jest bezpieczna. Ale jeśli się z kimś mieszka pod jednym dachem...
Czy Ty wolałabyś, żeby Jasiek był parobkiem i stykać się jak najmniej, robić swoje, tylko żeby każdy sobie prał i zmywał, i po prostu pracujemy razem - czy chciałabyś mieć w nim partnera we wszystkim?
I czy bałabyś się usiąść i powiedzieć mu, co chciałabyś, żeby wyglądało inaczej?

biegnacazwilkami - Pią 02 Cze, 2017 18:22

AnnaEwa napisał/a:
Czy Ty wolałabyś, żeby Jasiek był parobkiem i stykać się jak najmniej, robić swoje, tylko żeby każdy sobie prał i zmywał, i po prostu pracujemy razem - czy chciałabyś mieć w nim partnera we wszystkim?
I czy bałabyś się usiąść i powiedzieć mu, co chciałabyś, żeby wyglądało inaczej?

Ha,ha, co rozumiesz pod określeniem "parobek"?Ustrój rolny dziś jest taki, że możesz zatrudnić zarządcę gospodarstwa i sztab ludzi do pracy, mieszkać w Warszawie na Marszałkowskiej i nazywać się rolnikiem, zwłaszcza gdybyś miała kupione tanio kilka PGR-ów, jak np Paweł Piskorski, były Prezydent Warszawy. Parobek to chyba z literatury Ci przyszło na myśl? Otóż nie czytałas od początku moich wątków, bo wiedziałabyś, że jestem nie zalezna , samodzielna i zawsze dawałam ludziom pracę traktując pracowników jak przyjaciół. Ale nie dotyczyło to Jaska.Przyjechał tu pomagać mi w gospodarstwie jako partner.Niestety bardzo szybko zrozumiałam, że to był tylko chwyt, żeby tu zamieszkać. Nie boję się rozmawiać o tym, niestety, wtedy po prostu albo wychodzi albo idzie spać.Stopniowo nie chce mi się gadać. Jest na tyle inteligentny że wie, co jest nie tak. Bez gadania. Są jednak pewne ograniczenia w wyborze, co dalej robić. Np zdrowie u Jaśka, czy to nerwica czy rzeczywiste choroby, na okrągło coś mu dolega, chodzi po lekarzach, ma do tego warunki. Moim ograniczeniem jest wiek i ....chyba już mi się nie chce nikomu nowemu zawierzyć. Jest spokojnie póki co. Mogę gdzies się ruszyć z dmu na nie długo, zajmie się zwierzętami-rzecz bezcenna:)Ale, w razie czego mam inne wyjścia, telefon do dzieci czy płatną osobę też mogę zostawić.Nie jest tu uwiązany . Jest coś , co nazywam brakiem konsekwencji w mysleniu:Jest w domu, ja z jajkami w trasie, dzwonię, piszę smsy-nie czyta, nie odbiera, brak zasięgu....teraz np on jest w szpitalu, dziś wycięto mu dużą narośl, bał się, dzwonił, cóż, odbieram chociaż mściwie mówiłam:a tylko spróbuj do mnie dzwonić, łachudro :) . Więc kompletnie nie ma ciągłości myślenia, po prostu w jednej chwili w ogóle o mnie nie mysli,zajmuje się sobą.W drugiej chwili ,gdy to on ma potrzebę coś porozmawiać, dzwoni jakby nigdy nic, lub pisze smsa. Piszę takie szczegóły ku przestrodze dziewczynom, które z mojego wątku rozumieją, że nie koniecznie trzeba zrywać kontakty z "swoim" alko. To zalezy od tego, czego się oczekuje oraz czy sa osoby trzecie,np dzieci, ktoś dla kogo lepiej jest nie zrywać. Są konsekwencje. Jak nie ma równowagi zysków(tych uczuciowych głownie) i strat, lepiej nie tracić czasu, zwłaszcza na obcego. No, chyba że się ma tyle lat, co ja...o kurcze, pocztę mi zamkną,lecę. Tiiaaa, w tym związku parobkiem jestem raczej ja:) a gdy się jnie jest pewnym czy on pije, lepiej go mieć na oku, prawda?

AnnaEwa - Pią 02 Cze, 2017 18:56

biegnacazwilkami napisał/a:
Ha,ha, co rozumiesz pod określeniem "parobek"?

Nie denerwuj się, ja jestem trochę archaiczna w określeniach, może przez tę literaturę, ja tak zawsze mówię :)
biegnacazwilkami napisał/a:
Mogę gdzies się ruszyć z dmu na nie długo, zajmie się zwierzętami-rzecz bezcenna:)
No, właśnie to mam na myśli, i inne takie prace, co to trzeba samemu pomyśleć trochę i znać obejście, których pracownik nie wykona, bo np. nie ma się AŻ takiego zaufania. Taki "układ".
biegnacazwilkami napisał/a:
Jest na tyle inteligentny że wie, co jest nie tak.
Nie wątpię, tylko czasem ludzie bardzo inteligentni po prostu czegoś nie zauważają. Nie wiem, jakaś "zaćma", może po prostu myślą tylko o sobie?...
biegnacazwilkami napisał/a:
nie koniecznie trzeba zrywać kontakty z "swoim" alko. To zalezy od tego, czego się oczekuje
- zgadzam się z tym. Ale myślę, że dopóki
biegnacazwilkami napisał/a:
nie ma równowagi zysków(tych uczuciowych głownie)
trzeba próbować tę równowagę osiągnąć, albo robi się nieznośnie.
biegnacazwilkami napisał/a:
to był tylko chwyt, żeby tu zamieszkać
- tego, właśnie tego ja nie umiałabym, nie chciałabym znosić. Tego, że traktuje się mnie jak frajerkę, bo ja tak bym się czuła. Mam nadzieję, że tak nie jest w Twoim wypadku, że to tylko takie wrażenie podyktowane rozżaleniem, gorszą chwilą... :pocieszacz:
AnnaEwa - Pią 02 Cze, 2017 18:57

biegnacazwilkami napisał/a:
możesz zatrudnić zarządcę gospodarstwa
- ja mówię "rządcę" albo "ekonoma" ;)
szika - Nie 04 Cze, 2017 19:48

biegnacazwilkami napisał/a:
Uczucia. Jedni mają je w nadmiarze, inni wcale....

wszyscy maja uczucia.. no może poza psychopatami, bo oni je ponoć jedynie rozpoznają..
tylko jedni je okazują a inni głęboko skrywają.. zwłaszcza faceci.. skrywają czyli nie tylko, że o nich nie mówią, ale także nie okazują..
ponoć to normalne...

biegnacazwilkami - Nie 04 Cze, 2017 22:58

szika napisał/a:
wszyscy maja uczucia.. no może poza psychopatami, bo oni je ponoć jedynie rozpoznają..
tylko jedni je okazują a inni głęboko skrywają.. zwłaszcza faceci.. skrywają czyli nie tylko, że o nich nie mówią, ale także nie okazują..
ponoć to normalne...

Nie mówią, nie okazują...oczywiście że to się zdarza zarówno kobietom jak i facetom, zwłaszcza facetom i bywa normalne u normalnych.
Czy alko jest normalnym człowiekiem?Nie rozdzielam na płcie . Pewnie zależy od stopnia degradacji umysłowej, długości stażu nadużywania alkoholu i a może przede wszystkim-osobowości. Tylko co się wie o człowieku którego nie znało się kiedyś, gdy jeszcze nie pił , z którym nie ma wspólnych wspomnień , na którego patrzysz i nie masz pojęcia, co mu po głowie chodzi....Można nie być wylewnym a mimo to rozumieć się nawzajem.
Nie roztrząsam tego tematu na okrągło. Tak tylko mi się raz na jakiś czas nasuwa....

szika - Pon 05 Cze, 2017 10:03

Biegnąca ja rozumiem o co Ci chodzi ;)
odpisałam żebys wiedziała że jestem :kwiatek:
ale tez trochę dlatego, że akurat w kwestii uczuć to ja rozrózniam płcie.. uczucia przezywamy tak samo ale kobiety i mężczyźni - ponieważ sa inaczej skonstruowani - okazują inaczej..
a największym "grzechem" związków i przyczyna głębokich rozczarowań jest to, że my kobiety bardzo chcemy żeby faceci byli tacy jak my a oni zas chcieliby abysmy my były takie jak oni.. przekonałam sie na własnej skórze że tak własnie jest..

dziadziunio - Pon 05 Cze, 2017 20:49

szika napisał/a:
a oni zas chcieliby abysmy my były takie jak oni..


Kiedyś jechaliśmy samochodem i kolega opowiadał, że jego kobieta zawsze wie o czym on myśli. Znaczy myśli, że wie o czym on myśli. Chyba wszystkie, tak myślicie? :krzyk:
Ale moja to nawet wie, o czym myśli nasz pies. :rotfl:
I dobrze mi tak :mysli:
Biegnąca przytulam :pocieszacz:

biegnacazwilkami - Pon 05 Cze, 2017 23:52

szika napisał/a:
odpisałam żebys wiedziała że jestem :kwiatek:

Żebym wiedziała, że jesteś....przecież w tych 3 słowach jest zawarta cała myśl przewodnia...
Miło, że się ujawniłas w każdym razie :buziak:

biegnacazwilkami - Wto 06 Cze, 2017 00:01

dziadziunio napisał/a:
Ale moja to nawet wie, o czym myśli nasz pies. :rotfl:

Krzysiu, to jest akurat oczywiste:pies patrzy prosto w oczy, macha ogonkiem i całym swoim ciałem "przemawia"....jeśli Twój kolega zachowuje się podobnie wobec swojej kobiety....to nie jest wykluczone, że ona wie....co mu po głowie chodzi:)
Zarówno psu i koledze chodzi o sprawienie sobie czegoś miłego, tylko o ile pies odda najmniejszą nawet pieszczotę, o tyle nie jest pewne, czy kolega postąpi podobnie...
Miło Krzysiu, że wpadłeś:)

biegnacazwilkami - Czw 15 Cze, 2017 23:32

Zadałam retoryczne pytanie miłej dziewczynie, która zapewne na nie nie odpowie...więc krótko je uzasadnię tu w swoim , publicznym wątku. Może ktoś tak miał, lub może mieć?
Dziecko w "późnym wieku"....dziecko w małżeństwie o pewnym stażu bez-małego dziecka w domu.
Taka sytuacja, nawet najbardziej oczekiwana, jest dla wszystkich zainteresowanych, poza oczywiście dzieckiem, ZASKOCZENIEM. w dodatku trzeba się z tym po prostu nauczyć żyć.
Wychodząc za mąż, miałam jak należy, lat 21, kiedyś to był najlepszy wiek na zamążpójście i na urodzenie jednego czy kilkorga dzieci.W zasadzie młode mężatki o niczym więcej nie rozmawiały, jak o macierzyństwie, wychowywaniu dzieci itd.Ale i wtedy i teraz nie zawsze plany szły w parze z możliwościami, gdy jedne kobiety walczą o prawo do usuwania ciąży na żądanie nie mal, inne a jest ich coraz więcej, walczą o ...posiadanie dziecka. Ja walczyłam tak 8 długich lat. Tak więc urodziłam swoje pierwsze dziacko będąc "starą pierworódką" jak mówił mój dobry Doktor, do tego wąską w biodrach i męczyłam się na to konto w naturalnym porodzie jakieś 16 godzin...wkoło inne rodziły szybko i głośno wrzeszcząc przy tym bez zahamowań na sprawców tego "nieszczęścia"...Niektóre miały tzw carskie cięcie, rodziły bezbolesnie, za to z pokarmem potem miały problemy, więc tylko mały procent nas decydowało się na taki "luksus". Dziewięć miesięcy chodzenia w ciąży, wszystko uszykowane na powitanie dziecka , ubranka, koszyczek z falbankami, fachowa lektura obstukana....i oto jest, w dodatku syn, następca tronu....pierwsze problemy zaczęły się z gojeniem ran po porodowych....5 tygodni z dzieckiem w szpitalu , dziś puszczają na trzeci czy czwarty dzień....cóż, się to jakoś przeżyło.Potem w domu kolejnych pięć tygodni z ukochanym maleństwem płaczącym w niebo głosy gdy tylko nie było noszone na rękach....kolka nie ustępowała mimo naparu koperku, mimo karmienia piersią....dopiero gdy po latach miał usuwany wyrostek lekarz powiedział, że ma niewykształconą tzw krezkę, taki mały flaczek, do dziś musi unikać wszystkiego co powoduje wzdęcia. No, wreszcie przestał wyć, coś tam w tym brzuszku się poprawiło. Co się dzieje z mamą i tatą w tym czasie? Mąż dzielnie znosił 9 miesięcy stanu odmiennego żony, więc jeszcze trochę wytrzymuje...jest jednak niestety na drugim planie....spadł nie wiadomo kiedy z piedestału....opuściła również piedestał ciężarna żona, teraz na ołtarzu małżeńsko/macierzyńskim jest ONO, dziecko. Wszystko się w domu kręci wokół niego, co i kiedy można robić, w zasadzie nic nie można robić, bo ...pranie(ręczne), gotowanie, prasowanie, kąpanie, szczepienia....On, mąż, w tym czasie dzielnie zajmuje się budowa domu i gospodarstwa, oczywiście słucham jego opowieści...jednym uchem...bo drugim nasłuchuję,czy kochane maleństwo jest cicho, czy może trzeba biec....trudne wiejskie warunki bez żadnej pomocy osób trzecich, ale przecież JA sobie poradzę, taka dzielna jestem, no po prostu Matka Polka....jest dla mnie oczywiste, że mąż musi się do tego dostosować....mało tego po 15 tygodniach urodziłam drugie dziecko, no bo skoro tak dobrze idzie, to trzeba kuć żelazo póki gorące, latka lecą....ciężką pracę matki dwojga niemowląt prawie nagradzały mi chwile karmienia czy usypianie tych dwu kruszynek, prawie się w tym zapamiętalam....dzieci rosły zdrowo, jak to na wsi....za to mąż...moje małżeństwo....szkoda słów...w domu stał niewidzialny ołtarz, na nim dwa Bóstwa a może nawet trzy( trzecie to święte macierzyństwo)...Było mi nieraz ciężko, ale dla rodziny i przyjaciół zawsze były tylko ochy i achy, cudowne , takie podobne do Tatusia dzieciątka....
Gdzieś w zapomnienie poszły cudowne śniadanka niedzielne we dwoje, wyprawy do kina, granie w szachy, gadanie o niczym do rana...nic już nie robiliśmy we dwoje,a przez 8 lat małżeństwa bez dzieci, bardzo pielęgnowałam nasz związek., po urodzeniu dzieci byłam już tylko zajęta dziećmi, byłam również żoną ale...taką bardziej z obowiązku. Myślę, że gdybym miała wtedy obok którąś z moich psiapsiółek, z kim pogadać, tak na co dzień nie okazjonalnie, uniknęłabym wielu swoich błędów. Bo warto jest podzielić się swoimi i radościami i kłopotami, warto szczerze porozmawiać również z tym mężem, o tym co boli i że nie zawsze jest tylko cudownie, szczerość to warunek dobrego życia. Gdy się nie da inaczej, warto być szczerym choćby wobec samego siebie. No i podzielić się trochę tym cudownym maleństwem , niech rodzina też ma trochę radości a samej czasem wyjśc gdzieś na ploteczki....

biegnacazwilkami - Czw 15 Cze, 2017 23:53

A tak poza tym, nieoczekiwanie odwiedził mnie dawno nie widziany Chrześniak, przyjechał pokazać synkowi gdzie spędzał kiedyś wszystkie swoje wakacje. Mieszkają w Niemczech, żona Polka ale już dość dawno są rozwiedzeni, syn lat 10, mieszka z mamą, z tatą tylko weekendowo i wakacyjnie, na zachodzie a często i u nas- obecnie norma. Rodzice prześcigają się by zaimponować dziecku , oboje robią karierę zawodową, po szkołach niemieckojęzycznych daleko zaszli ...dziecko zwiedziło pół świata i oto niespodzianka....mówiący piękną polszczyzną chłopczyk chodzi za mną krok w krok i cieniutkim głosikiem dopytuje co robię, bo może on mi pomoże...nakrył więc do stołu, pięknie, co prawda sztućce z lewej strony....potem poszedł ze mną karmić kury, zbierać jajka...., psy i konie uwiodły go doszczętnie, jeszcze słyszę to takie ufne i słodkie:ciociu....na to wszystko przyjechała w drodze powrotnej z nad morza moja siostra z mężem i dorosłą córką, też niegdyś stałym wakacyjnym gościem...obowiązkowo obeszli starą Lipę, bobrze żeremie na rzece...., pochwalili moje kotleciki mielone z kapustką na krótko, powzdychali jak ciężko pracuję i...odjechali wszyscy. Mam nadzieję, że zabrali ze sobą wspomnienia równie miłe jak te które pozostawili...i...oby wszyscy Niemcy mówili taką piękną polszczyzną jak mój wnuczek od Chrześniaka.
biegnacazwilkami - Wto 27 Cze, 2017 23:17

Co jest w życiu ważne, warto się nad tym zastanowić póki czas.
Przeczytane w internecie:
Na jednej z uniwersyteckich auli, profesor filozofii stanął przed swoimi studentami i położył przed sobą kilka przedmiotów.

Kiedy zaczęły się zajęcia, wziął spory słoik i wypełnił go po brzegi dużymi kamieniami. Potem zapytał studentów, czy ich zdaniem słój jest pełny, oni zaś potwierdzili.

Wtedy profesor wziął pudełko żwiru, wsypał do słoika i lekko potrząsnął. Żwir oczywiście stoczył się w wolną przestrzeń między kamieniami. Profesor ponownie zapytał studentów, czy słoik jest pełny, a oni z uśmiechem przytaknęli.

Następnie profesor wziął pudełko piasku i wsypał go, potrząsając słojem. W ten sposób piasek wypełnił pozostałą jeszcze wolną przestrzeń. Ostatni raz zapytał się studentów czy ich zdaniem słój jest pełen. Wszyscy chórem odpowiedzieli, że tak..

W końcu profesor wyjął spod biurka ...powiedzmy, że dwie kawy w termosie:). Otworzył je i wlał sprawnie do słoika.

„Teraz” – powiedział profesor, chciałbym byście przyjrzeli się dokładnie temu słojowi. Przedstawia on Wasze życie...

Kamienie – to ważne rzeczy w życiu: Wasza rodzina, Wasza druga połowa, Wasze dzieci, Wasze zdrowie, Wasza życiowa Pasja. Gdyby nie było wszystkiego innego, Wasze życie i tak byłoby wypełnione.

Żwir – to inne, mniej ważne rzeczy: praca, pieniądze, mieszkanie albo samochód.

Piasek symbolizuje rzeczy mało ważne i często bezwartościowe.

Jeżeli najpierw napełnicie słój piaskiem, nie będzie już miejsca na żwir, a tym bardziej na kamienie.

Dlatego jeśli nie włożymy kamieni jako pierwszych, później nie będzie to możliwe..

Tak jest też w życiu..
Jeśli poświęcicie całą Waszą energię na drobne rzeczy, nie będziecie jej mieli na rzeczy istotne.

Dlatego ważne jest, by zadać sobie pytanie: co stanowi kamienie w moim życiu? Następnie włożyć je jako pierwsze do słoja i dbać o nie. Zostanie Wam jeszcze dość czasu na inne sprawy.

Dlatego spędzajcie czas z rodzicami i Waszymi rodzinami. Odwiedzajcie dziadków, zabierzcie dziewczynę na obiad.
Zważajcie przede wszystkim na kamienie – one są tym, co się naprawdę liczy. Reszta to piasek.” – powiedział profesor.

W pewnym momencie, jedna ze studentek podniosła rękę i zapytała się co oznaczały ...powiedzmy, że dwie kawy?.

Profesor uśmiechnął się i odpowiedział: „Cieszę się, że o to spytałaś.
Kawusia, mówi nam to, że bez względu na to jak zapełnione może wydawać się nam nasze życie, to zawsze powinno być w nim miejsce na kilka ...powiedzmy kaw w gronie przyjaciół...

tłum. maciejjacob dla „The Human Experience – Poland."
Zródło: Temprell Nothingham Jewelry Store

biegnacazwilkami - Nie 23 Lip, 2017 00:32

Mija miesiąc jak byłam w szpitalu.Na badaniach celem ustalenia czy trzeba interwencji chirurga onkologa. Badania nie dały jednoznacznej odpowiedzi,więc lekarz zalecił rezonans magnetyczny, w szpitalu miałabym to badanie w ciągu 3 dni,ale kto by chciał leżeć w szpitalu....wyszłam, a potem zaczęło się....chodzenie od Annasza do Kajfasza. Piszę o tym nie tylko dlatego, że od dawna się nie odzywałam, że jakoś mi żal, że Forum wegetuje bez aktywności userów, że może warto rozdmuchać te ostatnie iskierki zarzewia, bo że ktoś to czyta, nie da się ukryć....
Piszę po dłuższym namyśle, bo może komuś, jakiejś dziewczynie przydarzy sie coś podobnego i będzie wiedziała co zrobić. Jestem pacjentką poradni onkologicznej od lat 15, przyzwyczaiłam się i nie robię z tego powodu żadnych panicznych ruchów, co dwa lata standardowe badania kontrolne, kiedyś to były nawet biopsje, raz wycięty guzek, po drodze wykluczono trzy geny rakotwórcze i...aż tu 4 lutego zaczęła się ta historia.. Profesor z genetyki ze Szczecina polecił kolejno 2 biopsje, cienko i grubo igłową, a potem zalecił wyciąć.Ale co wyciąć, skoro chirurg który miał to zrobić, nic nie widzial?Stąd ta historia z rezonansem, dostałam skierowanie i polecenie gdzie z tym iść, do przyszpitalnego bloku diagnostyki,a tam...siedzi cerber o złym spojrzeniu, jakby nie szyba, zagryzłby niechybnie....nie zarejestruje i już!Bo nie mam jakiegoś pakietu, dokładnie pakietu DILO. Obok jest druga firma, niepubliczny nowoczesny zakład diagnostyki medycznej oraz Europejski(tak pisze)Oddział Onkologii....owszem badają rezonansem, ale tylko z tym pakietem dilo, dla genetyków ze Szczecina, lub prywatnie,nie pytałam za ile.Zadzwoniłam do kierującego lekarza, ten rzekomo nie wie co zrobić...DILO mi nie da, a ja nie wiem, co to za jakiś pakiet, pewnie dla szpitalnych pacjentów...spokojna bo mnie nic nie boli, raczej zaraz nie umrę, usiłuję dowiedzieć się, jak skorzystać z tego skierowania, bo nawet nie chodzi o kolejkę, cerber w rejestracji dostaje furii na mój widok i grubym głosem warczy, że mnie nie zarejestruje, bo NIE! Wpadłam na pomysł, że zadzwonię do profesora z genetyki ze Szczecina , na początek do jego pielęgniarki,i....dopiero od tego niezwykle uczynnego i miłego lekarza dowiaduję się, że :pakiet DILO da mi lekarz tzw pierwszego kontaktu(nie mylić z lekarzem rodzinnym, takich już nie ma). Bardzo wątpiąc, czy tak będzie,odsiedziałam godzinę w kolejce i jakież było moje zdumienie, lekarka bez żadnych problemów założyła mi zieloną kartę tak na prawdę jest ona biała,karta ta daje wlasnie prawo do korzystania z....ale, nie tak szybko. Pojechałam naiwna do rejestracji z tą kartą,a tu....historia się powtarza....nie zarejestruje mnie itd.No nie, mówię, koniec,albo mnie tu ktoś wysłucha albo podrę to wszystko i wracam do domu. Chirurg prowadzący ma dyżur na bloku operacyjnym, więc idę do ordynatora radiologii, nie ma go jak zwykle, ale tu już pracuje bardzo ładna, młoda i dobrze przeszkolona pielęgniarka, mówi mi, że mam złe daty, zielona karta ma datę późniejszą niż wczesniej wydane skierowanie....lekarz w poradni będzie dopiero za kilka dni...zrezygnowana wracam do domu i...siadam do internetu i czytam....od stycznia 2015 roku pacjenci z podejrzeniem raka mają prawo do szybszej ścieżki leczenia, a więc najpierw zielona karta itd,itp.Widocznie ani lekarz ani siostry w szpitalu i na bloku radiologii a przede wszystkim w poradni onkologicznej, nie są zainteresowani by tych informacji udzielać.Jest cały regulamin korzystania, praw i obowiązków dla pacjenta, lekarzy i szpitali. Teraz już świadoma swych praw spokojnie pojechałam kolejny raz do poradni po nowe skierowanie.Dostałam je, nie bez kolejnych perypetii i wygłaszania glośno swego niezadowolenia(lekarz w godzinach przyjęć, sobie pojechał, bo....nie było pacjentów, krzyczał potem żeby mu wszystkich na 9 rejestrować, bo jak nie, to wszyscy do 15 będą siedzieć!), siostry żeby mnie uspokoić, zadzwoniły po lekarza, ten mi zarejestrował zieloną kartę, oraz zapytał , kiedy mam badanie....he, nie wiem,panie doktorze, jak na razie cerber mnie jeszcze nie zarejestrował.Dowiemy się we wtorek.

Tosia - Nie 23 Lip, 2017 21:47

biegnacazwilkami, Sporo przeszlaś,przechodzisz,aż dziekuje Bogu ze mam dobrych lekarz,ktorzy walczą o mnie.Zycze usmiechu, choc to trudne,wiem. Szczerze az zaniemowilam!
:kwiatek:
Pozdrawiam serdecznie :pocieszacz:

biegnacazwilkami - Nie 23 Lip, 2017 23:36

I ja Cię pozdrawiam serdecznie ;)
biegnacazwilkami - Śro 26 Lip, 2017 23:21

Dziś byłam znowu w rejestracji MR,cerber był tym razem nieobecny...., za okienkiem tyłem do poczekalni stała jej koleżanka,rozmawiała czas dłuższy przez telefon a nastepnie nie odwracając się do kolejki rzuciła krótko:proszę poczekać...to się czeka...wreszcie moja kolej...podałam skierowanie opatrzone pieczątką i numerem DiLO...trzy razy musiałam zapewniać, że tak, to tu mnie skierowano, do bloku przy szpitalu,ale niedowiarek zadzwoniła "wyżej" i zdziwiona usłyszała, że już od pół roku współpracują ze ścieżką pakietu DiLO....a tu proszę, 26 lipca i już jest pierwsza pacjentka z pakietem...spoza szpitala.Wypełniłam kilka ankiet, że nie posiadam lub posiadam różne takie, przekazałam koperte z wynikami, wtedy dołaczyla kolejna pomoc medyczna by wyjaśnić mi, że żadne tam dwa tygodnie oczekiwania.pół roku od ostatniej biopsji i miesiąc bez HTZ...a więc sierpień lub wrzesień , jutro mnie zawiadomią. Jakoś tak zbiegły się moje doświadczenia z opublikowaniem kontroli NIK w tym zakresie w Rzeczpospolitej w środę.Masakra, jakie słabe wyniki.
biegnacazwilkami - Pią 28 Lip, 2017 00:23

z niepokojem patrzę i przeczuwam, ze dobrze sie to nie skończy,gorączka jakas czy co na forum się zakradła? Dawniej się mówiło: chcesz żeby baba domu się trzymała, spraw jej na zimę tenisówki a na lato dzieciaka....w dobie internetu to nie dziala...a w wielu wypadkach kończy się źle, wiem to od swojej adwokat. Radziłabym ,chociaż to zupełnie nie moja sprawa,ogarnąć się, melisy popić, pomyslec....porozmawiać, ale może bardziej prywatnie z kimś, nie żeby zaraz na caly internet...współczuję jednoczesnie, kobieta spełniona to raczej Mona Lisa, tajemnicza , z półusmiechem na ustach i w oczach....daje do myślenia, co też się kryje w tym spojrzeniu...troche tajemnicy i dużo spokoju , tak, to by się przydało na nowej drodze życia...

[ Komentarz dodany przez: Linka: Pią 28 Lip, 2017 13:13 ]
Biegnąca za ten post ode mnie czerwona kartka. :red:
Brrrr...
Pod płaszczykiem troski krytyka i ocena.

staaw - Pią 28 Lip, 2017 04:43

biegnacazwilkami napisał/a:
chcesz żeby baba domu się trzymała, spraw jej na zimę tenisówki a na lato dzieciaka....

No i koniecznie co najmniej raz w tygodniu łomot. Dla wątroby zdrowotności...

biegnacazwilkami napisał/a:
porozmawiać, ale może bardziej prywatnie z kimś, nie żeby zaraz na caly internet...

Najlepiej z podobną sobie sąsiadką, po cichutku popłakać, wymienić się najnowszymi sposobami na ukrycie siniaków po czym wrócić do domu obmyślając odpowiedź na pytanie "gdzie byłaś q... "

biegnacazwilkami napisał/a:
kobieta spełniona to raczej Mona Lisa, tajemnicza , z półusmiechem na ustach i w oczach....

Całkowicie się zgadzam. Prawdopodobnie osiągnęła zbawienie mimo że za życia podobno była kurtyzaną...

... to tyle, bo uczę się panować nad emocjami...

staaw - Pią 28 Lip, 2017 05:02

... ten łomot to najlepiej w niedzielę, jak oboje ze mszy wrócą...
biegnacazwilkami - Pią 28 Lip, 2017 10:47

staaw, chciałam wstawić ilustrację muzyczną, lot trzmiela na ten przykład, ale od jakiegoś czasu You tube taką mozliwość zamknęło....więc tylko Ci polecam w wolnej chwili coś co bardziej pasuje do tej sytuacji:
https://www.youtube.com/watch?v=EVIZYxdmwR0

biegnacazwilkami - Pią 28 Lip, 2017 10:51

A ja własnie dostałam termin, telefonicznie,po dłuższym zastanowieniu wyznaczono mi termin i to nawet dość szybki, rezonans z kontrastem, podobno nie boli...pojadę sama, ale gdyby coś....warto mieć na tę chwilę kogoś pod ręką.
olga - Pią 28 Lip, 2017 10:58



oto mucha
mucha jest upierdliwa
Stasiu nie badz jak mucha

;)

biegnacazwilkami - Pią 28 Lip, 2017 13:44

Linka, a Ty skąd wiesz co ja mam pod płaszczykiem? Z tą czerwoną kartką trafiłaś jak kulą w płot, zresztą nie pierwszy raz widzę, że jak czegoś nie rozumiesz, to najlepiej zamknąć, wygasić, albo sypnąć ostrzeżeniem. Nie zgadzam się z Twoją interpretacją mojego postu,ale ponieważ Ciebie on nie dotyczy, nie wielka strata, mały żal. Ta osoba na prawdę nie jest glupia, z całego morza paplaniny zapamiętała jedno zdanie, dlatego uznałałam za potrzebne ostrzec osobę, a powinniście to Wy, którzy Ją znacie i znacie Jej Partnera zrobić, zamiast się dobrze bawić. To nie do Ciebie Linko,wszak nie zrozumiałas nic z całej sytuacji.
biegnacazwilkami - Pią 28 Lip, 2017 13:48

Olga, jesteś Wielka:) jak to zrobiłas? Właśnie sobie pomyslałam, że za rozpowszechnianie wyrazów powszechnie uważanych za wulgarne dostanę czerwony krawacik....którym się pewnie z Tobą podzielę, a tu masz, jest czerwony krawacik tyle że bez powodu:(
Klara - Pią 28 Lip, 2017 13:53

biegnacazwilkami napisał/a:
rezonans z kontrastem, podobno nie boli...

:nie: Nie boli. Serio!
Po kontraście powstającym na bazie jodu, należy dużo pić, żeby go szybko wypłukać z organizmu.

olga - Pią 28 Lip, 2017 14:02

A mnie niby za co? :drapie:
Ja tylko poszłam sprawdzić czy rzeczywiście youtube cos zablokował...no i sprawdziłam...spodziewałam się "Lotu trzmiela"...nawet tego nie odsłuchałam do końca :beba:

Kami - Pią 28 Lip, 2017 14:47

biegnacazwilkami,
biegnacazwilkami napisał/a:
rezonans z kontrastem, podobno nie boli...

absolutnie nie boli. Bądź spokojna :)

Kami - Pią 28 Lip, 2017 14:59

ooooooo widzę, że już Klarcia odpowiedzi udzieliła. :)
Kiedy tak czytam o naszej służbie zdrowia, to wyć mi się chce. Boże jedyny ile trzeba się nadenerwować by móc się leczyć. Ja miałam bardzo zaawansowanego raka 3 stopień podobno hodowałam go z 5-7 lat. Nie dość, że z dnia na dzień mnie zoperowali, to nim położono mnie na bloku operacyjnym to szukano po całym ciele przerzutów. Miałam wszystko zrobione w szpitalu włącznie ze scyntygrafią kości, kolposkopią i już nawet nie pamiętam czym. Nadal jestem pod kontrolą onkologiczną do kwietnia 2021 ( 10 lat od zdiagnozowania choroby ) wszystko ale to dosłownie wszystkie badania kontrolne czyli mamografie, ekografie dokładnie wszystkiego , ekg serca, badania ginekologiczne i wszystkie badania krwi mam kompletnie za darmo i robione często przez szpital więc dość szybko.
Nadmieniam, że nie usunięto mi piersi mam tylko szew, który gdybym chciala to darmową operacją plastyczną mogłabym sobie usunąć .
We Włoszech jest kryzys, ale opieka medyczna jest w porównaniu z Polską naprawdę z 50 lat do przodu.
Zła jestem i bezsilna jak czytam co się w polskiej służbie zdrowia dzieje. I uważam się za szczęściarę bo gdyby w Polsce mnie ta choroba dopadła to pewnie mnie już by nie było :szok: :bezradny:

czerwonamila - Pią 28 Lip, 2017 15:13

Kami napisał/a:
ooooooo widzę, że już Klarcia odpowiedzi udzieliła. :)
Kiedy tak czytam o naszej służbie zdrowia, to wyć mi się chce. Boże jedyny ile trzeba się nadenerwować by móc się leczyć. Ja miałam bardzo zaawansowanego raka 3 stopień podobno hodowałam go z 5-7 lat. Nie dość, że z dnia na dzień mnie zoperowali, to nim położono mnie na bloku operacyjnym to szukano po całym ciele przerzutów. Miałam wszystko zrobione w szpitalu włącznie ze scyntygrafią kości, kolposkopią i już nawet nie pamiętam czym. Nadal jestem pod kontrolą onkologiczną do kwietnia 2021 ( 10 lat od zdiagnozowania choroby ) wszystko ale to dosłownie wszystkie badania kontrolne czyli mamografie, ekografie dokładnie wszystkiego , ekg serca, badania ginekologiczne i wszystkie badania krwi mam kompletnie za darmo i robione często przez szpital więc dość szybko.
Nadmieniam, że nie usunięto mi piersi mam tylko szew, który gdybym chciala to darmową operacją plastyczną mogłabym sobie usunąć .
We Włoszech jest kryzys, ale opieka medyczna jest w porównaniu z Polską naprawdę z 50 lat do przodu.
Zła jestem i bezsilna jak czytam co się w polskiej służbie zdrowia dzieje. I uważam się za szczęściarę bo gdyby w Polsce mnie ta choroba dopadła to pewnie mnie już by nie było :szok: :bezradny:


Teraz czytając Twój post, zmotywowało mnie to jeszcze bardziej do zmiany kraju na inny :) Jednak wszędzie nie żyje się tak samo.. :]

staaw - Pią 28 Lip, 2017 20:16

biegnacazwilkami napisał/a:
uznałałam za potrzebne ostrzec osobę, a powinniście to Wy, którzy Ją znacie i znacie Jej Partnera zrobić, zamiast się dobrze bawić

Biegnąca, zdradź proszę którą :prosi:
Grzebałem w przepitym mózgu, konsultowałem się z koleżankami z forum i nadal nie wiem którą tak krzywdzimy.
Bo wiesz... ja mam miękkie serce jak kobieta cierpi to zaraz przylecę z pałą zrobić porządek... :laskabije:

(O ile oczywiście będzie sobie życzyła, za obronę bez zgody zainteresowanej dostałem już czerwień i nietęskno mi do następnych)

biegnacazwilkami - Pią 28 Lip, 2017 22:36

czerwonamila napisał/a:

Teraz czytając Twój post, zmotywowało mnie to jeszcze bardziej do zmiany kraju na inny :) Jednak wszędzie nie żyje się tak samo.. :]

Spokojnie, nie ze wszystkim jest źle, w Polsce leczy się wielu cudzoziemców, zwłaszcza lubią naszych dentystów, wiem bo mam koleżankę dentystkę. Poza tym w końcu i ja kręcę się już w poradni onkologicznej 15 lat, miałam kilka biopsji i jeden zabieg i....czuję się dość dobrze. Jak na swoją sytuację. Wiele zależy nie tylko od systemu lecz od człowieka który go realizuje. Być lekarzem czy pielęgniarką to służba i powołanie, a tymczasem nie wszyscy to rozumieją i na to własnie zwróciłam uwagę.
W każdym razie dziekuję za słowa wsparcia wszystkim Koleżankom:)

biegnacazwilkami - Pią 28 Lip, 2017 22:38

staaw napisał/a:
zaraz przylecę z pałą zrobić porządek... :laskabije:

A leć, mam porządną klapkę na....muchy, jakby co:)

staaw - Pią 28 Lip, 2017 22:48

biegnacazwilkami napisał/a:
staaw napisał/a:
zaraz przylecę z pałą zrobić porządek... :laskabije:

A leć, mam porządną klapkę na....muchy, jakby co:)

Nie wiem gdzie :bezradny:
Chyba że z nudów kalumnie rzucasz na użytkowników forum...

smokooka - Pią 28 Lip, 2017 23:04

kompletnie nie rozumiem o co chodzi Biegnąca :bezradny:
staaw - Sob 29 Lip, 2017 00:49

Z dedykacją dla wszystkich współuzależnionych... :buzki:


Maciejka - Sob 29 Lip, 2017 12:52

biegnacazwilkami napisał/a:
Radziłabym ,chociaż to zupełnie nie moja sprawa,ogarnąć się, melisy popić, pomyslec....porozmawiać, ale może bardziej prywatnie z kimś, nie żeby zaraz na caly internet


Punkt widzenia zależy od punktu siedzienia. Zalezy kto czego szuka w internecie i na forach. Podobnie jak w zyciu, dla jednych osób takie pisanie czy opowiadania sa okazją do pomyślenia, popatrzenia na swoje życie a dla innych sensacją. Pamiętam taką bajkę , nie pamiętam tytułu, w kazdym razie tam reporterka jeżdziła na motocyklu i wołała; Sensacja.
Zanim rzucisz w kogoś kamieniem obejrzyj się czy przypadkiem nie dostaniesz rykoszetem, często bywa , ze ten kamien rzucony w inną osobę wraca do tego co go rzucił i wtedy boli podwójnie....

biegnacazwilkami - Sob 29 Lip, 2017 21:18

perełka napisał/a:
Zanim rzucisz w kogoś kamieniem obejrzyj się czy przypadkiem nie dostaniesz rykoszetem, często bywa , ze ten kamien rzucony w inną osobę wraca do tego co go rzucił i wtedy boli podwójnie....

Dokładnie tak, Perełko(dawno tu nie...rzucałaś:), skoro to wiesz, mam nadzieję że się dobrze zastanowisz zanim znowu zabierzesz głos w temacie którego po prostu nie rozumiesz i nie do Ciebie jest adresowany.

Maciejka - Nie 30 Lip, 2017 03:17

Rozumiem, ze Ty rozumiesz o czym piszesz. A ja w nikogo niczym nie rzucam bo wiem jak to boli. Nie idziesz do przodu, cofasz sie. Twoj wybor.
Kami - Nie 30 Lip, 2017 18:51

czerwonamila napisał/a:
Teraz czytając Twój post, zmotywowało mnie to jeszcze bardziej do zmiany kraju na inny :) Jednak wszędzie nie żyje się tak samo.. :]

Czy ja wiem ? We Włoszech dużo rzeczy nie funkcjonuje, nawet bardzo duzo, ale na służbę zdrowia nie ma co narzekać . Jest ok. Nawet jak trzeba zrobić szybciej jakieś badania prywatnie, to nie są to astronomiczne kwoty. Natomiast jeśli zdjagnozują chorobę to leczenie jest kompletnie darmowe.

czerwonamila - Nie 30 Lip, 2017 19:14

Kami napisał/a:
czerwonamila napisał/a:
Teraz czytając Twój post, zmotywowało mnie to jeszcze bardziej do zmiany kraju na inny :) Jednak wszędzie nie żyje się tak samo.. :]

Czy ja wiem ? We Włoszech dużo rzeczy nie funkcjonuje, nawet bardzo duzo, ale na służbę zdrowia nie ma co narzekać . Jest ok. Nawet jak trzeba zrobić szybciej jakieś badania prywatnie, to nie są to astronomiczne kwoty. Natomiast jeśli zdjagnozują chorobę to leczenie jest kompletnie darmowe.

Kami cieszę się ,że komentujesz moje wpisy ! :radocha1:

Kami - Nie 30 Lip, 2017 23:11

czerwonamila, wyjaśniłyśmy sobie na privie i jest ok. :)
Nauczyłam sie jednej z ważnych rzeczy a mianowicie nic na siłę. Nie chcę i nie będę przekonywała kogoś do zmian w myśleniu czy też działaniu. Do tego trzeba dojrzeć samemu. W przeszłości pomagałam za wszelką cenę często ujmując sobie nie tylko wsparciem ale też finansowo. Ba by pomóc organizowałam i angażowałam dodatkowo przyjaciół i znajomych. W podzięce dostałam jedynie odwrócenie się ode mnie plecami i kilka odburknięć ot i tyle. Nauczka na przyszłość.
Dziś nie jestem już żadną pier...ną siostrą miłosierdzia ale zdrowo-egoistyczną kobietą, która wie czego chce od życia. Ja się nie obraziłam na Ciebie uznałam, że moje rady nie są Ci do niczego potrzebne i wyszłam z Twojego wątku. Tak jak nadmieniłam na początku jest ok. Nie widzę powodu jeśli zapytasz bym Ci nie udzieliła odpowiedzi. :pocieszacz:

staaw - Pon 31 Lip, 2017 04:50

perełka napisał/a:
. A ja w nikogo niczym nie rzucam bo wiem jak to boli. Nie idziesz do przodu, cofasz sie.


Nie daj się Perła :zeby: ... sprowokować...

;)

(fajnie że się odzywasz)

Maciejka - Pon 31 Lip, 2017 05:41

staaw napisał/a:

(fajnie że się odzywasz)


Miał być zaznaczony fragment o tej prowakacji ale co tam.
A wlaśnie , że dam :mgreen: bo tak chcę. :p
Ach ten Staś :buziak:
To dobrze , ze Biegnąca tu od czasu do czasu coś napisze, to prawda podczytuję czasem forum chociaz dużo mnie w innym miejscu w internecie, bo takie wpisy sa tez potrzebne. Dzięki właśnie takim wpsisom oceniającym, osadzającym, tzw; gadaniem a w necie ppianiem za plecami widac jaka bym była gdybym odbębniła terapie albo na nią nie zdecydowała i czego nie chcę w swoim życiu, nad czym trzeba jeszcze czasem popracowac. W realu tez przeciez przebywam z różnymi ludźmi, od niektórych szybko staram sie zwiac bo inne słowo mi nie przychodzi do głowy, z innymi chętnei przebywam i jak powiem co myślę to często jest tak , ze te osoby bardziej licza sie z moim zdaniem, bardziej mnie szanują. Juz nieboje sie odezwac z obawy przed oceną , osądem, przed czyimś widzimisię.
Sorry Biegnaca, ze w Twoim temacie ale nie chce mi sie szukac swojego;Żyje mi sie dobrze, dobrze mi wśrod ludzi, w rodzinie , jestem szczęśliwa i ciesze sie , ze po prostu justem, zyję mam poczucie kierowania swoim życiem chociaz nie na wszystko mam wpływ. W sumie moge napisic , ze mam swoją nagrode :)
Kiedys terapeutka na początku mojej drogi powiedziałą mi, że przede mną długa, kręta , wyboista i trudna droga ale na końcu jej czeka na mnie nagroda , o której nawet mi sie nie sniło.
Teraz mam takie poczucie , z ewpradzie to nie koniec drogi ale nagrode mam i czerpię z tej małej dzieciecej części siebie i im wiecej biorę tym wiecej ta częśc mi daje - szczęścia, wigoru, siły, radosci i zwykłej miłosci.

biegnacazwilkami - Pon 31 Lip, 2017 07:51

perełka napisał/a:
Sorry Biegnaca, ze w Twoim temacie ale nie chce mi sie szukac swojego

Nic nie szkodzi ,piszę w dziale otwartym i chętnie też czytam takie pozytywne wieści:)

czerwonamila - Pon 31 Lip, 2017 07:53

perełka napisał/a:
W realu tez przeciez przebywam z różnymi ludźmi, od niektórych szybko staram sie zwiac


A ja myślałam,że idzie się z każdym dogadać. Kiedyś miałam fazę,, wszyscy jesteśmy tacy sami,, Jedank się myliłam. Każdy jest ukształtowany na swój wyjątkowy sposób :szok:

staaw - Pon 31 Lip, 2017 08:14

czerwonamila napisał/a:
Każdy jest ukształtowany na swój wyjątkowy sposób :

I to jest moim zdaniem słuszna koncepcja :okok:

czerwonamila - Pon 31 Lip, 2017 09:18

A tak na marginesie. Przez takie pisanie, czytanie mam wrażenie ,że Was lepiej poznaje. Kiedy tylko skrobałam w swoim wątku. Teraz staram się czytać wątki innych :lol:
biegnacazwilkami - Czw 10 Sie, 2017 01:43

No i już po, dziś bylo to badanie. Trochę miałam stresa, zwłaszcza czy znajdę blisko szpitala wolne miejsce na parkingu, nie znalazłam...leciałam więc z językiem na brodzie, żeby zdążyć,a dałam sobie pół godziny zapasu. Z oddziału szpitalnego wzieli młodą dziewczynkę przede mną i w końcu to ja czekałam i dobrze, bo odzyskałam oddech. W końcu przyszła pani od rezonansu i wywołała p. Dorotę czyli mnie,miło, po imieniu jak starą znajomą....wyjaśniła mi że badanie trwa 40 minut , leży się na brzuchu w kompletnym bezruchu w dość niekomfortowej pozycji, cóż było dokładnie tak jak zapowiedziała. W rękę założono mi wenflon, zrobił to pan pielęgniarz z wąsikiem a la Adolf pytając, czy się boję ukłucia, no pewnie że tak, odpowiedziałam, i dobrze odrzekł, ja też się boję....następnie mi założył ten wenflon z 4cm cienkim wężykiem w żyłę , bezbolesnie i nawet siniaka nie mam:). Wenflonem poodawano mi kontrast w czasie badania, dziewczynka przede mną raźnym krokiem wyszła po badaniu, bardzo mnie to podbudowalo, że to chyba łatwe jest?Nie jest łatwo ułożyć się na wąskiej ławeczce, gdyby tak spotkało to Jaska, to chyba jedną nogę by tylko zmieścił?W końcu leżałam na klęcząco trochę, z twarzą umieszczoną w gąbczastej podkowie, w rękach wyciągniętych do przodu trzymałam w jednej dzwonek-na wypadek gdybym chciała badanie przerwać, w drugiej wężyk z zastrzykiem...na koniec niespodzianka: pani wprawnym ruchem założyła mi na uszy słuchawki i popłynęła muzyka relaksacyjna, koncert jakiejś Francuzki przy orkiestrze, solo na saksofonie czy innej trąbce, super, zasłuchałam się mimo róznych dźwięków aparatury typu gwizdy, rzężenie, warczenie itp zatopiłam się w tej muzyce a tu pani technik ściąga ze mnie narzutę pod którą leżałam i....koniec koncertu, nawet nie zauważyłam kiedy minęło to 40 minut. Z lekkim obłędem w oczach i czerwonymi odciskami na czole i policzkach siedziałam jeszcze 30 minut na ławeczce rozmyslając dlaczego dziecko przede mną lekkim krokiem podązyło na swoją salę?Cóż, facet po mnie też chyba był trochę otumaniony...seksowną szatkę w jaką mnie przyodziano przed badaniem zabrałam dyskretnie do domu, jasno niebieska, półprzejrzysta, jeden cycek zwłaszcza zerkal niesfornie spod włókniny na pana z wąsikiem a la..., bezuciskowe gumki na nadgarstkach, dwa troczki pod szyją do zawiązania kokardki..piszę tak drobiazgowo, żeby emigracja wiedziała, że szpital wojewodzki w Koszalinie wyposażony jest nie gorzej jak te zagraniczne, no w każdym razie na radiologii...po pół godzinie wyszłam pouczona, że przez dwa kolejne dni muszę wypić 6 litrów wody nie gazowanej. Udzieliłam sobie dyspensy w tym temacie: zamiast wody n.g. której nie cierpię, zakupiłam soki i jeszcze więcej herbaty marki lipton, lubię pić, herbatę piję litrami. Wynik otrzymam telefonicznie. Niestety, nie wszyscy mieli dziś tam humor, pani co przyszła ze skierowaniem na TK usłyszała, że w listopadzie...poradziłam poszukać w necie innego miejsca z TK,ale pani ledwo chodząca była i bez internetu...jej mąż powiedział, że mają taki internet, że jak laską w podłogę zastuka , to sąsiad z dołu zaraz przychodzi...konsylium miało być 11 ale z powodu urlopów jest przełożone na 25.
Miałam sen, przed tym badaniem, przyśniło mi się, że ogromna fala uderzała w tłum ludzi gdzie i ja byłam, wtedy przyszedł p. Marek i zabrał mnie stamtąd, odeszliśmy do dużej sali, usedliśmy i kazał mi odrzucić zawiniątko z jedzeniem bo powiedzial że gdy widzi jedzenie to musi to zjeść ...z oddali zobaczyłam szwagra mojego m. Obudziłam się rozmyslając, że oto pan Marek, mój księgowy nie żyje, nie żyje też szwagier oraz mój m.Pan Marek miał raka krtani i był odzywiany ogromną strzykawką prosto w brzuch....

Klara - Czw 10 Sie, 2017 07:31

biegnacazwilkami napisał/a:
Z lekkim obłędem w oczach i czerwonymi odciskami na czole i policzkach siedziałam jeszcze 30 minut na ławeczce rozmyslając dlaczego dziecko przede mną lekkim krokiem podązyło na swoją salę?

...albowiem nie przy każdym badaniu leży się w tak niewygodnej pozycji jak Twoja. Np. przy moich badaniach po prostu leżałam na wznak, toteż mogłam z sali wyjść raźnym krokiem jak tamto dziewczę ;)

Kami - Czw 10 Sie, 2017 19:20

kami napisał/a:
Czy ja wiem ? We Włoszech dużo rzeczy nie funkcjonuje, nawet bardzo duzo, ale na służbę zdrowia nie ma co narzekać . Jest ok. Nawet jak trzeba zrobić szybciej jakieś badania prywatnie, to nie są to astronomiczne kwoty. Natomiast jeśli zdjagnozują chorobę to leczenie jest kompletnie darmowe..


biegnacazwilkami napisał/a:
piszę tak drobiazgowo, żeby emigracja wiedziała, że szpital wojewodzki w Koszalinie wyposażony jest nie gorzej jak te zagraniczne, no w każdym razie na radiologii...


Brak mi słów, nawet w takiej sytuacja jak leczenie i badania przytknąć musisz. Nie byłabyś chyba sobą, gdybyś nie dowaliła.
:idzie: :bezradny:

biegnacazwilkami - Czw 10 Sie, 2017 21:49

Kami napisał/a:
Brak mi słów,

mi też, uwierz mi, nie było moim zamiarem "dowalać" Ci, brak woli wzajemnego zrozumienia?
A ja zwróciłam uwagę gdy pisałas o Włoszech, że tam gdzie jesteś, życie na ulicy nigdy nie zamiera czy jakoś tak, fajnie masz-pomyślałam sobie, gdyż jestem nocnym markiem:)
Jeśli nie cieszę się Twoją sympatią,cóż, mówi się trudno,nie masz poczucia humoru, cóż, też się zdarza,mimo to dziękuję...

biegnacazwilkami - Czw 10 Sie, 2017 22:42

Dziś mi zadzwonjili, że jest już wynik rezonansu, trzeba go odebrać i iść z tym do lekarza. Niby szybko i sprawnie...ale, lekarza nie ma, jest na urlopie....zarejestrowano mnie na 15 września, zaczęłam analizować, po co było robić teraz rezonans, skoro lekarz wynik zobaczy za ponad miesiąc?Wspomniałam coś o pakiecie dilo i dopiero wtedy zrezygnowana pani w rejestracji przełączyła mnie do pani koordynatorki a ta zapisała mi wizytę na 25 sierpnia,zaraz po powrocie lekarza z urlopu.Myślę, że pewnie wynik jest dla mnie pozytywny, inaczej odesłali by mnie chyba do szpitala w Szczecinie gdzie jest więcej onkologów?No i w ten sposób znalazła się odpowiedź, dlaczego pomysł z pakietem DILO realizowany jest zaledwie w 20%.Kompletny brak współpracy między samodzielnymi jednostkami służby zdrowia. Skutki ponoszą pacjenci.
biegnacazwilkami - Pon 28 Sie, 2017 23:21

Wynik rezonansu jest na szczęście dla mnie ujemny, nie znaleźli nic niepokojącego, lekarz oznajmił że się cieszy z tego powodu i że mogę za pół roku przyjść na kontrolne badanie, przyjdę, oczywiście. Trwam w tym zagrożeniu od 15 lat mniej więcej, najgorsze jest pierwsze....dwie-trzy biopsje, potem zaczyna się spokojne życie z ...kontrolnymi badaniami. Nie jest źle, w kolejce do lekarza mozna się dowiedziec o wielu duzo gorszych przypadkach.
biegnacazwilkami - Pon 28 Sie, 2017 23:54

W między czasie ,zamiast stopniowo zadbać o więcej czasu wolnego, na odpoczynek, na przyjemności, na beztroską emeryturę, wdałam się w kolejną "awanturę" życiową: Pan Dom doczekał się remontu kapitalnego....400m2 dachu krytego dachówka, wole oka, lukarny, dachówka karpiówka w koronkę czy w łuske....i kto ma to wszystko na głowie?Finansowo , moja młoda niunia, "mamo to przecież dla ciebie, żebyś wreszcie po ludzku mieszkała...", psychicznie, fizycznie i na co dzień , niestety ja, troche przy wsparciu Jaśka. Mamy też kolejne małe kurczaki, to już zupełnie na głowie Jaska. Rosną jak na drożdżach, znowu patrzę jak 140kg żywej materii swobodnie krąży między żółtymi kuleczkami...
I jajka od dorosłych wolnowybiegowych trzeba pozbierać, posortowac, zapakować i wywieźć...
Ale najgorsze wyzwanie to ten remont, gdy ekipa odjezdża, wdrapujemy sie oglądać co i jak robią, potem zaczyna się "studiowanie" w internecie rzemiosła dekarskiego, żeby młoda ekipa budowlana była pod kontrolą. Dach ma być tradycyjny, w kolorze naturalnej czerwieni , do tego tradycyjne białe ściany ocieplonej elewacji, to plany na przyszłość. Dach jest skomplikowany, podwójnie łamany, ma 9 lukarn, wiezyczkę i 4 wole oka.Użytkujemy od 40 lat tylko parter, więcej się nigdy nie udało wyremontowac, teraz plany córki sa ambitne: dach, potem piętro , mansarda i strych. Zobaczymy, podziwiamy na razie sztukę budowlana sprzed 130 lat, bez gwoździ, na czopach, po większej części zdrowa więźba oparła się wszystkim burzom i wichurom,poległa tylko w miejscu zacieków , gdzie wyleciała lub pękła jakas dachówka. Młodzi budowlańcy dojezdżają samochodem codziennie i...nie są trunkowi, w pracy, oraz w poniedziałki, tego się trochę obawiałam. W soboty i niedzielę nie pracują, nawet gdy deszcz nie pada, mają rodziny, małe dzieci i młode żony, mówią, że muszą mieć czas na życie rodzinne. A tu pada prawie codziennie....

biegnacazwilkami - Nie 24 Wrz, 2017 00:49

Remontu ciąg dalszy.Zdobywanie materiału jest o wiele łatwiejsze dziś niż 40 lat temu, ale z fachowcami problem większy niż kiedyś. Nic dziwnego, szkoły zawodowe polikwidowane niemal w czasach radosnej przemiany ustrojowej, ewentualnie teoretyczna wiedza bez praktyki, bo gdzie ją zdobyć, od zawodówek począwszy a na studiach politechnicznych skończywszy , brak praktyk , bo upadły zakłady , zlikwidowano niemal doszczętnie przemysł, wykupując lepsze firmy, doprowadzając do upadku słabsze. Ale i tak podziwiać trzeba tych, co nie wyjechali za lepszymi zarobkami lub wyjechali i wrócili, tak jak ci moi. Wyboru wielkiego do tego remontu nie mieliśmy, większe firmy szukają łatwej pracy na metry, żeby zrobić dużo i szybko.Mniejsze są za małe do tak dużego zadania. Moi mają dwie zalety:nie piją i nie przeklinają,oraz niewiele niestety umieją. Jasiek się za to dowartościowuje, będąc po solidnej samochodówce dla zakładów STAR Starachowice, dodatkowo będąc samoukiem komputerowym, umie poszukać w internecie i sprawdzić niemal każdy detal jaki robią robotnicy,l bardzo mi pomaga, chociaż...sam uwagi nie zwróci. Napuszcza mnie. A ja oczywiście muszę reagować udawadniając, że chociaz baba, to na partactwo się nie zgodzę. Ze dwa razy już mowa była o rzucaniu roboty, ale moja młoda bardzo dobrze spisała umowę, nie da się jej bez konsekwencji zerwać....i ta pogoda, wciąż leje...., nie wiem, czy kiedykolwiek było tak mokre lato?W grupie terapeutycznej Jaśka były wybory do nowych władz, chyba chodziło o klub abstynenta, skutek jest taki, że Jasiek nie za bardzo teraz na spotkania chce chodzić, miga się raczej zasłaniając robotą. Jednak gdy nie pojedzie, jest nie do zniesienia....słabo kontaktowy ,agresywny i kłótliwy, tzn agresja jest słowna, ale i tak dokuczliwa.Więc mówię otwarcie: tak i tak, masz iść/jechać na spotkanie, bo sobie gorzej radzisz, sam chyba wiesz?Popisywać się lubi, małemu psu przygarniętemu po moim księgowym odstawił taką budę, że teraz trzeba jakiegoś lepszego psa ze szlacheckim rodowodem szukać....za to zwykła codzienna praca, nudzi go i męczy, wszystko go boli, narzeka....wiadomo dźwigać 140kg nie jest lekko, ale jakoś odchudzanie mu nie wychodzi. Chyba za dobrze gotuję? Nie jest łatwo i nie zawsze miło mieszkać z odstawiennym....ale teraz, gdy zamknę laptopa i pójdę spać, przynajmniej zimne nogi sobie ugrzeję, a jakaś grypa mnie łapie...no i z tym remontem sama nie dałabym rady, to pewne. Czyżbym zrobiła się...wyrachowana?
biegnacazwilkami - Nie 31 Gru, 2017 01:12

Koniec Roku , koniec tego konkretnego Roku pierwszy raz od kilku lat napawa mnie :spokojem, nadzieją, radością...
Udało się poukładać sporo spraw , zamknęłam dwie wierzytelności przy ogromnej pomocy rodziny, remont się rozpoczął i po grudzie wprawdzie, ale sunie do przodu...
Święta Bożego Narodzenia to dla alkoholików(znanych mi)czas wielkiej próby, niektórzy ich nie przeżywają, jak mój przyjaciel W....tymczasem mój obecny towarzysz życia, Jasiek, z każdym rokiem lepiej je znosi. W tym roku sam kupił choinkę, zrobił nowy stojak, przyniósł do domu...jak prawdziwy gospodarz. A pracy mamy full, kurczaki w odchowie, młode nioski sypią jajami, w domu remont dachu równolegle z remontem centralnego ogrzewania zwiastuje bałagan jakiego świat nie widział. Mimo to staraniem głównie moich młodych, ale i Jaśka i cóż, także moim, spędzilismy kolejne , spokojne i miłe święta,ze śpiewaniem kolęd, z prezentami z pójściem do Kościoła....tu mnie zaskoczył pewnien plakat, otóż niby śpiewamy od lat , że Bóg się rodzi....a tu przed kościołem plakat: a ty jaki prezent urodzinowy masz dla Boga...i choinka z paczkami na tym plakacie...dobre pytanie, myslę sobie.
Więc tylko zatopiłam się w podziekowaniach modlitewnie, bo żadnego prezentu nie przygotowałam....i tylko jedną prośbę załączam:żeby Nowy Rok nie był gorszy...

Maciejka - Nie 31 Gru, 2017 11:06

Nie przygotowałaś? A narodziny w Tobie? A dobre zycie? To nie jest prezent urodzinowy dla Boga?
biegnacazwilkami - Sob 06 Sty, 2018 01:08

Dobre(lepsze)życie, to raczej prezent od ...losu...od Boga dla mnie. Gdy myślę o tym pytaniu z plakatu przed kościołem, sądzę że chodzi raczej o coś, co ja powinnam, co chciałabym, co mogłabym postanowić, zrobić, podjąć się czegoś nie łatwego,dla siebie a może dla kogoś innego? Znaleźć np czas i chęć żeby chodzić częściej do kościoła? Albo ...znaleźć sposób żeby Jasiek poszukał nowej grupy terapeutycznej albo podjął jakąś inną terapię indywidualną?Albo uporządkować swój dom i swoje życie?Znaleźć czas dla rodziny, dla przyjaciół, no i oczywiście dla Boga, gdyż odwracając sytuację, kiedyś być może ktoś dla mnie nie znajdzie czasu....taki np Bóg, powie: wybacz,ale nie mam czasu , mam tyle istnień na głowie...
biegnacazwilkami - Sob 06 Sty, 2018 02:01

15 stycznia minie 10 lat , gdy za namową/inspiracją pewnego nieznajomego alko zakupiłam piękną białą bellinę z mobilnym internetem i zarejestrowałam się na pewnym Forum alkoholowym, oraz zapisałam się na terapię dla współuzaleznionych w pobliskim miasteczku. Te wszystkie zdarzenia miały duży wpływ na moje późniejsze życie, w pewnym sensie rozwinęłam się, co pozwoliło mi lepiej przetrwać trwającą równolegle latami egzekucję komorniczą, upadek firmy, wieść rodzinną partyzantkę w okowach unijno-bankowo-komorniczej "wolności". W między czasie zmarł mój alko przyjaciel, zmarł rok później mój alko ex mąż, dzieci zintegrowały się wokół przeciwności losu jakie nas/mnie spotkały...miały fajne dzieciństwo w pełnej rodzinie, teraz zbieram tego owoce....powoli podnosimy się z kolan, bardzo powoli, banksterskie praktyki wierzyciela trwają, mimo spłaty długu- pozwolił, umozliwił komornikowi naliczyć potrójne koszty egzekucji mimo że ten nie wyegzekwował sam ani złotówki, ode mnie i każdego z poręczycieli...i jak tu nie popierać reformy sądownictwa?Dzis dostałam też pismo z Prokuratury-umorzono po 9 latach postępowanie karno-skarbowe(sprzedaż oleju opałowego z wadami w oświadczeniach)gdyż pani Prokurator nie dopatrzyła się znamion przestępstwa-nie stwierdzono użycia oleju niezgodnie z przeznaczeniem. Karna akcyza 2zł/za litr na razie pozostaje, tu sprawa czeka jest drugi rok w kolejce w NSA. I 9 lat czekałam na taką oczywistą decyzję....Jasiek kibicuje mi w tych wszystkich zawirowaniach czasami wspierając, zwłaszcza na zewnątrz straszy skutecznie potężną swą posturą, a czasem , zwłaszcza w domu...niestety pozbawia mnie chęci do dalszego wspólnego życia. Nie wiem, jak dalej będzie i jakoś nie za bardzo się nad tym zastanawiam, co będzie to będzie-myślę. Nie wnosi on nic lub nie wiele do mojego życia, więc i strata będzie ...nie wielka. Jasiek ma problemy z kontaktami społecznymi, albo ich unika albo uprawia fanfaronadę, że niby taki "miszcz" w kązdej dziedzinie. Dobry jest w wielu sprawach, umie wszystko co facet w domu umieć powinien...za wyjątkiem tego włąsnie....wygląda jak facet, mówi jak facet, ale gdy trzeba tym facetem być...oczekuje że kobieta, drobnej figury, starsza(np ja) ale i młodsze, będzie dźwigać, pracować fizycznie jak mężczyzna a on sobie postoi, bo to albo kręgosłup albo inna choroba...o innych dowodach męskości to nawet szkoda wspominać...a tu lata lecą, trzeba zacząć my sleć o własnym, na razie dobrym zdrowiu, ale jak długo jeszcze będzie dobre? Warto by było "dać mu kopa" na właściwą ścieżkę, jakąś niekoniecznie alkoholową terapię, może DDA albo rodzinną, tylko że to i daleko do przychodni i chęci to on w ogóle nie ma, a samo się nie nie zrobi,...a ode mnie to przecież takiej rady nie przyjmie, raczej zrobi odwrotnie. Tak więc Panie Boże, otocz może tego Jaska swoją opieką, chociaz po prawdzie to nie wiem jakiego on jest wyznania...Na razie wiem tylko, że lubimy oboje zwierzęta, popieramy pana Prezydenta, lubimy PiS i kibicujemy każdemu Premierowi bez róznicy czy to jest Beata czy Mateusz....życzymy też dobrego zdrowia i długiego życia Prezesowi:)
Krzysiu, gdyby nie Ty, nie pisałabym tu dzisiaj, fajnie że są alko fora, fajnie że jest Dekadencja:)

Maciejka - Sob 06 Sty, 2018 04:14

biegnacazwilkami napisał/a:
Dobre(lepsze)życie, to raczej prezent od ...losu...od Boga dla mnie. Gdy myślę o tym pytaniu z plakatu przed kościołem, sądzę że chodzi raczej o coś, co ja powinnam, co chciałabym, co mogłabym postanowić, zrobić, podjąć się czegoś nie łatwego,dla siebie a może dla kogoś innego? Znaleźć np czas i chęć żeby chodzić częściej do kościoła? Albo ...znaleźć sposób żeby Jasiek poszukał nowej grupy terapeutycznej albo podjął jakąś inną terapię indywidualną?Albo uporządkować swój dom i swoje życie?Znaleźć czas dla rodziny, dla przyjaciół, no i oczywiście dla Boga, gdyż odwracając sytuację, kiedyś być może ktoś dla mnie nie znajdzie czasu....taki np Bóg, powie: wybacz,ale nie mam czasu , mam tyle istnień na głowie...


Dla mnie dobre życie to prezent ode mnie dla Boga, dla siebie też. Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, więc w człowieku jest w pewnym sensie częśc boska. Tak naprawdę wdł. mnie bóg jest w każdym czlowieku. Bóg mówi do nas poprzez ludzi, dał każdemu z nas wolną wolę, wybór, dał czas zwany zyciem ale jak go dana osoba wypełni i czym to już tu wybór pozostawił dla każdego indywidualnie. Adwent to czas oczekiwania , na nowe , nowe życie, narodziny czegoś nowego we mnie , nowy początek. Boże Narodzenie to swieto , pamiatka narodzenia Boga ale tez sugestia z góry , ze nie chodzi o to żeby ubrac choinkę, isc do koscioła , najpierw wystroić sie żeby sąsiedzi zazdroscili i wejsc pod sam ołtarz żeby ksiadz dokładnie mógł obejrzeć. To świeto rodzinne , żeby postarać sie odnależć tego przysłowoiowego człowieka sród najblizszych, zeby pobyc zwyczajnei z bliskimi, dać im to czego nei da sie kupić, to ofiarowanie siebie w pewnym stopniu w sensie ,chodzi mi o miłosc.
ja mam w sobie duzo wdziecznosci , zą zycie , za napotkanych na swojej drodze ludzi, za naukę jak pogodzić niemożliwe z łagodnoscią, nie wlaczyć ale wygrywac bez walki. Za to , ze nie walczac osoba, któa widzi ,z ę nei ma z kim zmienai do mnie front , chowa pazurki , przestaje bóżdź , zaczyna liczyć sie z moim zdaniem , suma sumarum zaczyna mnei szanować.
Na koniec ; co to jest dobre życie Twoim zdaniem, Czy jestes zadowolona z życia jekei prowadzisz? co narodziło się w Tobie?

Maciejka - Sob 06 Sty, 2018 04:22

biegnacazwilkami napisał/a:

15 stycznia minie 10 lat , gdy za namową/inspiracją pewnego nieznajomego alko zakupiłam piękną białą bellinę z mobilnym internetem i zarejestrowałam się na pewnym Forum alkoholowym, oraz zapisałam się na terapię dla współuzaleznionych w pobliskim miasteczku

Ha mamy podobny staż , tylko ja na forum jestem od kilku lat a po terapii 12 lat, kiedy to minęło.
Taką drogę dawno temu pokazał mi alkoholik, ale to ja postanowiłam nia pójśc.
biegnacazwilkami napisał/a:
Jasiek kibicuje mi w tych wszystkich zawirowaniach czasami wspierając, zwłaszcza na zewnątrz straszy skutecznie potężną swą posturą, a czasem , zwłaszcza w domu...niestety pozbawia mnie chęci do dalszego wspólnego życia. Nie wiem, jak dalej będzie i jakoś nie za bardzo się nad tym zastanawiam, co będzie to będzie-myślę. Nie wnosi on nic lub nie wiele do mojego życia, więc i strata będzie ...nie wielka. Jasiek ma problemy z kontaktami społecznymi, albo ich unika albo uprawia fanfaronadę, że niby taki "miszcz" w kązdej dziedzinie. Dobry jest w wielu sprawach, umie wszystko co facet w domu umieć powinien...za wyjątkiem tego włąsnie....wygląda jak facet, mówi jak facet, ale gdy trzeba tym facetem być...oczekuje że kobieta, drobnej figury, starsza(np ja) ale i młodsze, będzie dźwigać, pracować fizycznie jak mężczyzna a on sobie postoi, bo to albo kręgosłup albo inna choroba...o innych dowodach męskości to nawet szkoda wspominać...a tu lata lecą, trzeba zacząć my sleć o własnym, na razie dobrym zdrowiu, ale jak długo jeszcze będzie dobre? Warto by było "dać mu kopa" na właściwą ścieżkę, jakąś niekoniecznie alkoholową terapię, może DDA albo rodzinną, tylko że to i daleko do przychodni i chęci to on w ogóle nie ma, a samo się nie nie zrobi,...a ode mnie to przecież takiej rady nie przyjmie, raczej zrobi odwrotnie


A za to Ci dziekuję. Ja bym nie chciała być w takim zwiazku, który mi nie pasuje, nie daje poczucia bezpieczeństwa, nie am oparcia w partnerze, nie chciałabym być w żwiazku po to żeby nei byc samotną. w imie czego? po co tak sie poswiecać i dla kogo?

Ten fragemnt twojej wypowiedzi pomaga mi spojrzeć na kogos mi bliskiego , osoby której postępowania nie mogłam zrozumiec ale teraz mi sie rozjasniło. Wezmę kartke i popisze sobie w dzień.

Maciejka - Sob 06 Sty, 2018 09:43

biegnacazwilkami napisał/a:
Albo ...znaleźć sposób żeby Jasiek poszukał nowej grupy terapeutycznej albo podjął jakąś inną terapię indywidualną?

Czy Bóg wymaga od nas, ode mnie, od Ciebie, od innych ludzi żeby uczyć innych rozumu? czy Bóg wymaga żeby zmieniac innych? Czy masz, mam taką moc żeby uzdrawiać, zmieniać, rżadzić innymi i kto mi/ tobie dał takie prawo? W jakiej roli stawiasz siebie w tym zdaniu?
biegnacazwilkami napisał/a:
Znaleźć czas dla rodziny, dla przyjaciół, no i oczywiście dla Boga, gdyż odwracając sytuację, kiedyś być może ktoś dla mnie nie znajdzie czasu....taki np Bóg, powie: wybacz,ale nie mam czasu , mam tyle istnień na głowie...


Szukasz Dorota, szukaj , powodzenia. Nasuwa mi sie znów pytanie;
Szukasz bo boisz się ,z e jak nie pomozesz innym to jak będziesz potrzebowałą pomocy to jej nie odstaniesz?
Mnie na religii uczyli , ze bóg kocha wszystkich i białych i czarnych i tych co dobrze czynia i tych co upadają , wracają i dla kazdego ma czas, , podaje dłoń , podaje propozycje jak pokoanc trudnosci, stawia na drodze człowieka nieprzypadkowo tylko po to żeby albo czegoś sie nauczyc, albo coś zrozumieć, albo odrobić jakąs lekcje w życiu i czasem jest to inna lekcja jakiej się oczekiwało, spodziewało, czasem jest to zwrot w życiu, pójście w innym kierunku, nowym czasem, innym.
Kurde ale ja jestem wierząca nawet nie przypuszczałam i patrze inaczej na te sprawy jak większosc znanych mi ludzi.

biegnacazwilkami - Wto 06 Lut, 2018 01:07

Zajrzałam na Forum, by jak 10 lat temu na innym podobnym forum napisać:
w ten imieninowy, mroźny wieczór, siedzę sama przy swoim laptopie....tak właśnie jest, okoliczności jakby podobne, ale sytuacja zupełnie inna, powiedzieć można,z pozoru lepsza, tylko laptop , biała Belinea, ten sam...nie jestem sama, mieszkam z Jaskiem domownikiem, śpi w moim łóżku, jak jakiś mąż lub ...konkubent/Partner...ta sytuacja jest fałszywa, wydawało mi się, że nieszkodliwa jest i pomimo że przyjechał tu po okresie randkowania jako kandydat na narzeczonego, mija tak czwarty rok, a on nie zrobił nawet gestu żeby sytuację wyjasnic w tę czy inną stronę.O randkach zapomniał, nie pije ale na terapię żadną nie chodzi. Na początku tylko poprosił o cierpliwośc, że sama zauważę, czy jest gotów i jak głupia jakaś piorę, sprzątam gotuję i grrrrr....nabrał nawyków starego,prawowitego męża: mu się należy posłuch, o byle co głos podnosi, obija się raczej bo ledwie wstanie, już ma zadyszkę...czara goryczy się przelała, gdy sobie przyniósł zwolnienie lekarskie z antybiotykiem i legł dokładnie na 7 dni zostawiając mnie z całą menażerią. Nawet mam do pomocy dziewczyny,ale do lżejszych prac, karmienie, ogarnianie całości, to już rola właściciela...pękłam, gdy prąd wyłączył się i zabrakło wentylacji, prąd włączyłam, wentylację nie umiałam, bo poprzerabiał, zanim podniosłam konkretny raban, kilka kurcząt się udusiło....lubią piętrzyć się gdy obcy wejdą nagle a musiałam wezwać pomoc. Zrozumiałam, że to jakaś zła gra, manipulacja, celowa czy nie, nie ważne. Wychodowałam na własnej piersi aroganckiego , wiecznie wkur.... faceta , no nie cały czas jest taki, nasze życie to sinusoida, spokój przeplata się z awanturami, rękoczynów nie ma, więc w zasadzie jakby nie ma się o co uczepić...Z drugiej strony to złota rączka, w przerwach między awanurniczymi okresami, postawił nasze gospodarstwo na nogi, znaczy wizualnie, ponaprawiał, zrobił nowe , ot , takie gospodarskie zaległości ponadrabiał.Pewnie niektóre tu powiedzą:trzeba było wyrzucić go na samym początku...może tak, może gdybym mieszkała w mieście, może gdybym była te 20-30 lat młodsza. Zobaczycie same, że z wiekim, nie chce się już ciągłych zmian, poszukiwań.Mam oznaki depresji, mam skierowanie do psychiatry, wracam na terapię....oto skutki w zasadzie tylko złej atmosfery w domu, niby bez powodu....ale organizm sam broni się przed złymi emocjami, odmawia przyjęcia jedzenia, roni łzy bez powodu...po co się więc tak męczyć? Trzeba zrobić porządek w domu i w życiu.Trzeba o tym porozmawiać z kimś dorosłym, neutralnym i szczerym, nawet jakby bolało.Wracam od jutra na terapię, znowu będę najstarsza...terapeutka mnie nie poznała, ale pamięta moją historię, cóż, trudno takiej historii zapomnieć.

Klara - Wto 06 Lut, 2018 08:29

Serdeczne życzenia imieninowe, DOROTO! :roza:

biegnacazwilkami napisał/a:
Wychodowałam na własnej piersi aroganckiego , wiecznie wkur.... faceta , no nie cały czas jest taki, nasze życie to sinusoida, spokój przeplata się z awanturami

Problem tkwi w tym, że niemłodego, dorosłego faceta chciałaś ulepić na własną modłę, a to se ne da :bezradny:
Wkurzony? - Tak to działa, jeśli alkoholik odstawia butelkę, ale nie pracuje nad sobą :(

pterodaktyll - Wto 06 Lut, 2018 09:48

biegnacazwilkami napisał/a:
Trzeba zrobić porządek w domu i w życiu

Na to nigdy nie jest za późno. Powodzenia Biegnąca :okok:

esaneta - Wto 06 Lut, 2018 19:12

I ode mnie kwiatek Dorota! :kwiatek:
A terapia? Na pewno Ci nie zawadzi :okok:

olga - Wto 06 Lut, 2018 19:14

Wszystkiego najlepszego :kwiatek:
Kami - Wto 06 Lut, 2018 21:12

Wszystkiego najlepszego :kwiatek:
Weź się za siebie. Skoro jest źle, zmień na lepsze. Zmiany zależą tylko od Ciebie.
Właśnie dlatego, że jesteś o te 20-30 lat starsza powinno być Ci lżej a ktoś przy Twoim boku powinien być wsparciem a nie kimś kto ci się czkawką odbija.
Na zmiany nigdy nie jest za późno.
Powodzenia

biegnacazwilkami - Śro 07 Lut, 2018 02:00

Za wszystkie lekko wymuszone życzenia serdecznie dziękuję:)
Dziś byłam tylko u psychiatry, grupa dopiero jutro. Spędziłam też nieoczekiwanie 3 godziny na policji, przesłuchiwana w charakterze podejrzanej o uchylanie się od spłacania długów...oto komornik wniósł do prokuratora tzw skargę paulińską, bo dopatrzył się, że 5 lat temu, aby otrzymać marną emeryturę rolniczą, darowałam córce obciążoną moim długiem hipotecznym nieruchomość, po części rolną. Od lat 5 bez skrupułów zabiera mi prawie 1/3 tej tysiączłotowej emerytury, nic nie wpłaca wierzycielom, a wezwał w zasadzie na świadka moją córkę...ależ był nie zadowolony widząc mnie z pełnomocnictwem. Tak oto za pieniądze podatników, w tym moje, grupa urzędników Sądu, Prokuratury i Policji pracuje nad wyimaginowanym przestępstwem gospodarczym. Przecież akt darowizny nie zablokował komornikowi żadnych czynności, od lat 9 nieudolnie próbuje sprzedać na terenach gospodarczo wykluczonych moją z takim trudem zbudowaną firmę...dzieci w tym czasie przez nikogo nie zmuszane płaciły raty, spłaciły dwa moje największe zadłużenia, pozostala ostatnia pożyczka i wyznaczony jest termin licytacji nieruchomości darowanej ale obciążonej długiem hipotecznym, więc pozostającej w gestii komornika.I jak tu nie chwalić dobrej zmiany, że się wzięła wreszcie za tę sektę sądowo prawniczą?

biegnacazwilkami - Pią 23 Lut, 2018 23:59

Wróciłam na terapię dla współuzaleznionych. Do tej samej terapeutki u której dokładnie 10 lat temu zaczęłam terapię. Nie chodziłam zbyt długo, sprawy rodzinne zaabsorbowały mnie wtedy i już nie wróciłam,aż do dziś. Grupa do której trafiłam jest bardzo liczna,o dziwo, nie czuję się tu "za stara", sporo dziewczyn to moje pokolenie,chociaż są i młode.Byłam dopiero dwa razy,ale bardzo się cieszę, że już sama decyzja o powrocie , o podjęciu terapii, mimo woli rozpoczęła jakąś zmianę w moim życiu domowym. Nie wiem, czy coś się poprawi czy pogorszy, na pewno będzie inaczej. Nagle zauważyłam, że od miesięcy kręcę się jak pies w kółko za swoim ogonem....współuzaleznienie plus wlokące się sprawy z komornikiem stępiły moją czujność,a byłam kiedyś przytomną i bystrą dziewczyną....
Po pierwsze:wyszłam z domu...,zasiedziałam się, zaniedbałam się....z nikim się nie spotykam, nie rozmawiam....zero znajomych i koleżanek....dzieciom raczej oszczędzam złych emocji i tak mają się ze mną że szkoda gadać. Na grupie na razie o sobie nie mówię, własnie taka mnie dopadła przypadłość, że ściska mnie coś za gardło, na samą myśl, że mam coś o sobie powiedzieć...od psychiatry dostałam jakiś "prozak", nawet skuteczny, tylko czasem serce ma palpitacje, może nie od tego zresztą? Na ostatnich zajęciach była odgrywana scenka pt:współuzalezniona żona, mąż, dwoje dzieci i....emocje jakie między nimi stąnęły, a więc złość, brak zaufania, brak wsparcia, brak poczucia bezpieczeństwa....wyszło na to, że żona osaczona złymi emocjami, zajęta dziećmi, odgrodziła się od męża tak, że on stojąc na uboczu , odepchnięty, cóz miał robić, poszedł się napić...jak pozbyć się tego muru złych emocji?Bo podobno to nie mąż/winowajce ma to zrobić, przeciwnie, to żona ma złe emocje odrzucić,ale jak, tego na razie nie wiem. Na dodatek żona chce koniecznie pozostać przy tym nic nie wartym mężu....ona jest starsza ode mnie i na dodatek nawet nie ma laptopa, on ":już" pół roku nie pije, bo został do tego zmuszony przez...nie wiem dokładnie, pewnie komisję wsparcia rodzinie, gdy żona po wylewie wreszcie jakąś skargę złożyła na policji.To emeryt, chodzi od okna do okna pytając: i co to dało?nie piję i co, jakoś nic się nie zmieniło?Młodsze dziewczyny mówią o rozwodzie....,ale my starsze, jesteśmy w tym względzie bardziej powściągliwe.

Maciejka - Sob 24 Lut, 2018 07:20

Zly to pies. Nie zlych i dobrych uczuc, emocji. Sa przyjemne i nie przyjemne.
smokooka - Sob 24 Lut, 2018 23:03

Brawo Biegnąca, wyjście z domu do ludzi to zawsze najpewniejszy z pierwszych kroków. A od razu na terapię to mistrzostwo. Życzę Ci skuteczności :) Kochaj siebie :buziak:
Maciejka - Nie 25 Lut, 2018 10:41

Tak się mówi, zły jak pies. Na temat wałscicieli sie nie wypowiadam, ja wolę koty chadzają swoimi sciezkami.
Maciejka - Nie 25 Lut, 2018 12:09

Poza tym kot to ma charakter a pies tylko zeby szczerzyc i gryźć potrafi :mgreen:
biegnacazwilkami - Pon 26 Lut, 2018 01:07

perełka napisał/a:

Zly to pies. Nie zlych i dobrych uczuc, emocji. Sa przyjemne i nie przyjemne.

Nie ma złych psów, natomiast jest wiele złych ,negatywnych emocji, niektóre z nich są nawet pożyteczne, np strach, oznaczają, że trzeba się bronić, ratować choćby ucieczką, powiedzmy przed...szczekającym groźnie psem zza ogrodzenia domu który pilnuje.
Nie lubisz psów Perełko? A może po prostu nie znasz żadnego psa?Pies ma tę wyższość nad kotem że człowiek może nawiązać z nim kontakt emocjonalny, natomiast co myśli/zrobi kot, zależy zazwyczaj od jego humoru.
Mówisz :przyjemne lub nie przyjemne...to tylko kierunek naszego dążenia pod wpływem emocji, rozwijamy ją czy też staramy się jej uniknąć.
Ciekawa jestem jak terapeutka rozwinie swą radę: zabierz , usuń wszystkie te negatywne emocje od siebie....
Tak na prawdę mieszkają one tylko w naszym umyśle, chociaż wywołuje je zazwyczaj jakaś przyczyna zewnętrzna.Np podniesiony głos partnera. Reaguję zimnym spokojem....do czasu.
Jestem górą, bo to ja jestem u siebie....kończę więc krzyki krótko:będziesz mówił spokojnie lub wcale,rozumiesz?Czym się to kończy? Brakiem porozumienia...nawet pies ma ze mną lepszy kontakt, wzrokiem, mową ciała....rozżalona myślę, że partner jest pozbawiony uczuć. Zapominam, że to przecież alkoholik, nie pijący ale w głowie pustynia emocjonalna.No, zobaczymy co z tego wyniknie. O terapii słyszeć nie chce, a ja więcej nalegać nie zamierzam. Tak smooki, niby wiem że trzeba wyjśc do ludzi,ale jakoś mi się....czasu nie miałam dla siebie:(

margo - Pon 26 Lut, 2018 15:35

biegnacazwilkami napisał/a:
Pies ma tę wyższość nad kotem że człowiek może nawiązać z nim kontakt emocjonalny, natomiast co myśli/zrobi kot


Pozwolę sobie z tym nie zgodzić :) koty po prostu w zupełnie inny sposób wyrażają emocje, ale to nie znaczy, że nie można z nimi nawiązać więzi emocjonalnej. Koty również bardzo się przywiązują i potrafią to okazać. I mówię to z własnego doświadczenia, bo miałam i psa i koty :)

ps. czy dyskusja na temat psów i kotów powinna być w tym dziale? :D może przenieść to gdzieś niżej? :)

pietruszka - Pon 26 Lut, 2018 17:40

margo napisał/a:
oże przenieść to gdzieś niżej?

eeee... niech sobie zostanie... w końcu na przykre emocje nie ma nic lepszego jak kot na kolanach czy mordka wpatrzona w Panią ukochanego psiaka.

A swoją drogą...
Nigdy się nie przejmowałam za bardzo, jak mnie obfukał,czy nawet zawarczał moj pies, kiedy przekroczyłam jego granicę (na przykład cciałam coś zabrać z legowiska). Ot... pies... ma instynkt, ma swoje terytorium, itd....

A zupełnie inaczej wpływał na mnie wnerw alkoholika (nawet niepijącego)... A przecież wystarczyłoby by... ech alkoholik... ma problem z emocjami... lepiej niech tam sobie siedzi w tej swojej jaskini...

margo - Pon 26 Lut, 2018 19:28

pietruszka napisał/a:
Nigdy się nie przejmowałam za bardzo, jak mnie obfukał,czy nawet zawarczał moj pies, kiedy przekroczyłam jego granicę (na przykład cciałam coś zabrać z legowiska). Ot... pies... ma instynkt, ma swoje terytorium, itd....

A zupełnie inaczej wpływał na mnie wnerw alkoholika (nawet niepijącego)... A przecież wystarczyłoby by... ech alkoholik... ma problem z emocjami... lepiej niech tam sobie siedzi w tej swojej jaskini...


Może dlatego, że na zwierzęta patrzy się jednak jak na trochę niższy szczebel życia/ewolucji/inteligencji (nie uwłaczając w żaden sposób zwierzętom). A od człowieka wymagamy jednak myślenia. I tym właśnie sposobem często dużo łatwiej jest mi współczuć zwierzęciu lub nie brać do siebie jego emocji. Traktuje je jak mało rozumiejące dziecko, które nie rozumie tego co robi, działa instynktownie. A człowiek? :bezradny: dorosły człowiek ma trochę więcej pomyślunku niż 3-letnie dziecko (tak się przynajmniej wydaje :wysmiewacz: ) ;) może to dlatego tak ciężko? :mgreen:

pietruszka - Pon 26 Lut, 2018 22:12

margo napisał/a:
dorosły człowiek ma trochę więcej pomyślunku niż 3-letnie dziecko (tak się przynajmniej wydaje ) może to dlatego tak ciężko?

czasem mi sie wydaje, że przeceniam ludzi... przypisuję im cechy, których nie mają... A człowiek to przecież często to takie zwierzę (nie obrażając zwierząt), a już na pewno pasożyt okrutny na planecie Ziemia...

margo - Pon 26 Lut, 2018 23:21

Cytat:
już na pewno pasożyt okrutny na planecie Ziemia.


Największy :roll:

rufio - Wto 27 Lut, 2018 10:58

Gdzies kiedys przeczytałem a może usłyszałem takie zdanie
-Człowiek odziedziczył idealna planete i w ciagu 2 tysiecy lat wszystko spieprzył "

Janioł - Wto 27 Lut, 2018 11:01

rufio napisał/a:
Człowiek odziedziczył idealna planete i w ciagu 2 tysiecy lat wszystko spieprzył "
Utracony raj ?
Jacek - Wto 27 Lut, 2018 12:59

margo napisał/a:
dorosły człowiek ma trochę więcej pomyślunku niż 3-letnie dziecko

czy duży,czy mały,każde z nich walczy o przetrwanie
również i zwierzęta
a jeśli chodzi o inteligencję pomiędzy zwierzętami a ludzmi
to nie zwierzę,a człowiek zwierzę podpatruje
i dzięki zwierzętom dziś lata ,powstały budowle i wiele innych
moja psinka nie potrzebuje zegarka a wie która jest,nawet nie potrzebuje słów aby się porozumieć
a człowiek bez narzędzia,se rady nie da
nauczył się słów pisanych i wymownych,ale po co ... i tak kiepsko nimi się porozumiewa

rufio - Wto 27 Lut, 2018 13:28

Janioł napisał/a:
Utracony raj ?


Raj to mit

biegnacazwilkami - Śro 21 Mar, 2018 01:39

Tydzień temu mówiliśmy o przemocy, że jest np fizyczna, psychiczna, ekonomiczna,seksualna i internetowa. Podawalismy przykłady, tablicy zabrakło....a mnie pozostało w głowie pewne zdanie:
- przemoc zawsze jest zamierzona,
oraz drugie:
- nigdy nie zastanawiaj się DLACZEGO, przemoc nie ma usprawiedliwienia.
Hm, przypominam sobie swoje doświadczenia w tym temacie, gdy policjant dociekał czy dałam powód do przemocy, kiedyś, bardzo dawno, dawno temu...ale dziś podobno postępują nie inaczej. Policjanci. I nie tylko.
Zapamiętałam coś jeszcze: że przemoc dzieje się, gdy dajemy na nią przyzwolenie. Czemu? Czasem ze strachu, czasem dla świętego spokoju.
Tak sobie pomyślałam, że może komuś się przyda refleksja na ten temat, niby oczywista, ale czasem nieuświadomiona. Niebezpieczna jest nie tylko przemoc fizyczna, jest najbardziej zauważalna i dotkliwa , ale taka np przemoc psychiczna, pomalutku, stopniowo dajemy się....a nie powinnyśmy, zauważamy dopiero , gdy depresja zagląda nam w oczy....no, ja w każdym razie tak mam. Podobno samookaleczenie to też przemoc , wobec własnego organizmu. Myślę, że zmuszanie swego organizmu do trwania niekomfortowej jakiejś sytuacji, to też przemoc wobec własnego organizmu.No i tak sobie chodzę na tę terapię. I mam coś do przemyslenia od czasu do czasu..., nawet gdy niekoniecznie chodzi o mnie. Fajna jest moja grupa:)

biegnacazwilkami - Nie 22 Kwi, 2018 02:04

Czy wolicie słuchać, czy raczej mówić?Terapeutka zrobiła takie ćwiczenie:dobierzcie się po 2 osoby i najpierw jedna w każdej parze mówi, opowiada o sobie, o swoich problemach, druga nie mówi NIC,słucha.A potem zmiana, druga mówi, opowiada o sobie , a pierwsza SŁUCHA. I potem to pytanie:w jakiej roli lepiej się czujesz, gdy słuchasz czy gdy mówisz?Gdy mówisz O SOBIE.Okazało się, że większość wolała...słuchać, kilka osób jednakowo się czuła słuchając i mówiąc, nikt nie wolał mówić o sobie, ja również, nie wolałam. A przecież w myślach, sobie samej to niemal wciąż opowiadam, żalę się, analizuję....za to chętnie wysłuchuję, jestem dobrym,uważnym słuchaczem.Terapeutka mówi, że trzeba się umieć zwierzać, no tak, z wiekiem jest jednak coraz z tym trudniej.W realu. To jest własnie dobry powód istnienia forum , np takiego jak to, gdzie anonimowo niemal, bo się nie znamy, nie oglądamy nawzajem, poza grupą założycielską, gdzie mozna zarówno opowiedzieć o sobie jak i wysłuchać historii innych osób, można to robić nie wychodząc z domu, o każdej niemal porze dnia i nocy. He,he, zajrzałam pod wpływem impulsu na swoje forum pierwotne, a tu podobne refleksje: nie jedna osoba dzięki pisaniu na forum odnalazła swoją lepszą drogę życia,ale....tamto forum zamiera już od dawna, to również....czyżby nie było już osób potrzebujących , alkoholików i współuzaleznionych?
Tak się zastanawia kolega z tamtego Forum,świetnego niegdyś forum Strefy Problem....a tu, co się stało, czemu nie ma żadnych ożywionych rozmów, dyskusji, żalenia się i odwrotnie, wspierania, pocieszania, doradzania?Alkoholików jest faktycznie jakby mniej, bo w ogóle ludzi jest dużo mniej, w każdym razie w mojej okolicy młodzi wyjechali a starzy nie pisują na internecie, nawet smsy rzadko . Na grupie wciąz przychodzą nowe osoby, w wieku od bardzo młodych do starszych nawet ode mnie....tyle że często ten skład się zmienia. NK upadło, FB omija większość dojrzałych ludzi, sądzę że jest zapotrzebowanie, motywacja i szansa na utrzymanie się przy życiu forum samopomocowego, tylko....powinna być jakaś lokomotywa która pociągnie takie forum, ktoś kto ma czas i chęć poświęcić ten czas innym ludziom, ktoś otwarty na sprawy innych, ktoś kto lubi, potrafi słuchac....ma dobry kontakt społeczny z innymi i nie zamyka się w ściśle okreslonych granicach starych, stałych znajomości. Na pewno są takie osoby, może warto otworzyć się na nową krew, jak w tej piosence grupy WIDEO:
"Dziś potrzebny mi ktoś nowy Taki ktoś, jak Ty Kto w korowodzie czarno-białych dni Będzie, jak nagły dopływ świeżej krwi na stałe...." Chyba dobrze mówię,co?

biegnacazwilkami - Śro 25 Kwi, 2018 23:56

Byłam dziś na terapii, przybywa panów, dziś było już trzech, wszyscy w starszym wieku, dwie równie starsze panie i reszta to już od czterdzieści w górę. Problemy z mężem, z żoną i z dziećmi w różnym wieku, z 3-letnią Zosią i z 38-letnią córką przebywającą za granicą.
Ojciec tytułem wprowadzenia mówi: za PRL-u alkohol nie był taki dostępny jak dziś, dziś jest na każdym kroku i o każdej porze dnia i nocy....tłumaczy dlaczego jest tak dużo alkoholików..ok .czterdziestoletnia dziewczyna nie wytrzymuje: ja bym się z tym nie zgodziła, to własnie za komuny się społeczeństwo rozpijało....
My starsi popatrzyliśmy po sobie, żyliśmy w tych czasach, pamiętamy...za tzw komuny gdy praca była obowiązkiem a nie zdobyczą w wyścigu szczurów, liczyła się opinia publiczna, która szła za człowiekiem aż do śmierci. Kto był wybitnym fachowcem w rzadkim zawodzie rzeczywiście mógł sobie pozwolić, reszta musiała pilnie dbać o opinię, bo inaczej nie dostała dobrej pracy, nie dostała premii a w sytuacji gdy to był ojciec licznej rodziny, wypłatę dawano żonie. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości z okresu stanu wojennego nowelizowana wielokrotnie ostatnio poddana została kolejnej nowelizacji i....masowej krytyce zwłaszcza lobby piwowarskiego, w spożyciu piwa jesteśmy podobno na pierwszym miejscu na świecie.Na świecie podobno nie ma zakazów, wszystko jest dozwolone co nie jest zakazane...i tak w jednym kraju trzeba mieć 21 lat by kupić alkohol a w naszym ościennym zaledwie 15 lat....uzalezniona córka mieszka i prowadzi dochodową działalność w bardzo wyzwolonej Danii, ojciec przyszedł na terapię bo chciał się dowiedzieć, co może zrobić żeby ona nie piła....NIC? Analizując początek historii ojciec ma poczucie winy, przyczynił się do wyjazdu córki 10 lat temu, cała rodzina się przyczyniła...własnie,rodzina....teraz ona żyje przeważnie sama, zmienia partnerów zazwyczaj są to pijący i zażywający ...nie założyła własnej rodziny....za to ma tzw własny biznes. I dostępność używek na każdym kroku.I puste życie. A zaczęło się od braku akceptacji kiedyś, od usunięcia ciąży, potem wyjazd, potem już zajść w ciążę nie można....
Za realnego PRL-u który widziałam na własne oczy, który pamiętam , alkohol był dostępny dopiero po godz 13, tylko w wybranych punktach sprzedaży i nie mogło to być w pobliżu szkoły i miejsc kultu religijnego. Za tzw komuny rodzina była chroniona w Konstytucji.
Obecna nowelizacja Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi to tylko próba powrotu do normalności, do przywrócenia zasad społecznych,ale....jaki samorząd zgodzi sję na jedyne pewne wpływy ze sprzedaży koncesji, na marne utargi w spożywczaku, albo żeby na stacji paliw sprzedawano paliwo jak drzewiej bywało, a nie paliwo na dokładkę do....kto wie, że piwo uzaleznia i alkoholowo i jako narkotyk?Że ma pewien składnik uzalezniający i nie jest to C2H5OH? Bardzo rozczarowany ojciec patrzył na nas bezradnie.,...z żoną czy mężem mozna się rozwieść, z dzieckiem nie....przyznał, że ostatni raz był u córki 5 lat temu...trochę dawno...za to ona dość często przyjezdża,ale zaraz zapija i nie ma rozmowy. W innej rodzinie ojciec na oczach dzieci tłukł matkę, złamał jej nos, niebieska karta, terapia antyprzemocowa...jedno z dzieci, 3-letnia dziewczynka ma nieustannie powtarzające się ataki złości i buntu....za karę jest "wystawiana" do drugiego pokoju póki złość jej nie przejdzie....Ja bym wystawiła męża, nie do drugiego pokoju tylko na ulicę i to na zawsze. Żonie niestety się wydaje, że go kocha, on jest agresywny bo był w dzieciństwie zbyt krótko trzymany...podobno....no i on nie jest zdiagnozowanym alkoholikiem , chociaż alkoholu używa.Pytanie brzmiało:jak byś nazwała swoje problemy?Agresja męża....nie, bo to jest jego problem. Bunt dziecka...nie , jest to normalne podobno w tym wieku. Strach ...,brak akceptacji ....nie, bo znowu mówisz o innych, mów o sobie,swoich uczuciach. Ktoś wie o co chodziło terapeutce?Bo ja nie wiem.

pietruszka - Czw 26 Kwi, 2018 06:13

biegnacazwilkami napisał/a:
Ktoś wie o co chodziło terapeutce?Bo ja nie wiem.
A Ty jaki masz z tym problem? Bo przecież to problem tej osoby, tylko ona może/potrafi dojść do sedna, co tak naprawdę jest jej problemem. Tylko wtedy znajdzie rozwiązanie. Ale to jej zadanie, nie wyręczaj jej.

A jak w ogóle Ci idzie na terapii? Co u Ciebie?

biegnacazwilkami - Pią 27 Kwi, 2018 09:19

pietruszka napisał/a:
A Ty jaki masz z tym problem? Bo przecież to problem tej osoby, tylko ona może/potrafi dojść do sedna, co tak naprawdę jest jej problemem. Tylko wtedy znajdzie rozwiązanie. Ale to jej zadanie, nie wyręczaj jej.

Nieporozumienie, to zadanie grupowe, wszyscy mają się zastanowić i dać odpowiedź na kolejnym spotkaniu.
Ale mnie nie będzie,więc się nie dowiem.....
U mnie na terapii jak widzisz jest interesująco, ciekawie, dzielę się jak tylko mam czas, sama tu zajrzałas z nudów, bo coraz słabiej dycha kolejne Forum....
Coś jeszcze miałam zaanonsować, dla osób zainteresowanych:
w programie I TV tym co to go raczej tu nikt nie ogląda, w óźnych godzinach np wczoraj i przedwczoraj, jest to co tydzień chyba, nadawana jest audycja pt OCALENI.Ma swoją stronę internetową i być może na FB, nie sprawdzałam. Być może jest to coś, co zastąpi prywatne fora internetowe.Obejrzałam przypadkiem audycję przedwczoraj, bardzo ciekawe z punktu widzenia żon i partnerek, wczorajszą nagrałam ale jeszcze nie obejrzałam. Polecam, na pierwszym spotkaniu była Halszka Wasilewska, kto pamięta co to za Osoba?Jak widzisz Pietruszko od dawna zajmowałam sie nie tylko swoimi problemami, dziekuję Ci bardzo że się odezwałaś, pewnie dostaniesz burę od Szefowej:) która dała mi niewidzialnego ignora a reszta nudzi się....ale Słucha:(

pietruszka - Pią 27 Kwi, 2018 10:20

biegnacazwilkami napisał/a:
sama tu zajrzałas z nudów

raczej z obowiązku i z ciekawości, jak tak Ci idzie terapia. Swoją wspominam bardzo fajnie, chociaż czasem było sporo łez i trudnych emocji. Nuda to pojęcie mi obce.

biegnacazwilkami napisał/a:
pewnie dostaniesz burę od Szefowej:) która dała mi niewidzialnego ignora a reszta nudzi się....ale Słucha:(

Ani nie dostanę bury, ani nic nie wiem o jakimś tajemniczym ignorze. Czy Ty aby nie nadinterpretujesz? Osobiście mało zaglądam ostatnio na forum, mniej piszę, bo zajęć mam mnóstwo na głowie i po prostu brak czasu. Dużo się u mnie dzieje w realu, nawet za dużo.

A co do sytuacji, o której piszesz i "zadaniu grupowym"... To tylko tyle wiem, że jeśli coś naprawdę uwiera mnie, to zaczynam działanie, które ma zmienić moją sytuację. jeśli nie zmieniam nic, a zwalam na czynniki zewnętrzne, to zwykle jest to przykrywka, - widać nie uwiera mnie wcale tak bardzo, a i korzyści (paradoksalnie) z zostania w uwierającej sytuacji oceniam jednak jako wyższe od szkód. Czasem w cierpiętnictwie też można znaleźć plusy - łatwiej zostać w sytuacji cierpiętnika (a i wszyscy współczują, a nie trzeba też przyglądać się sobie,zajmując się innymi, a poczucie wartości można nawet na tym zbudować), niż ruszyć tyłek do konkretnych działań. Można też podjąć świadomą decyzję na przykład o pozostaniu z pijącym alkoholikiem, ale wtedy twardo wziąć na siebie konsekwencje takiej decyzji i działać w kierunku, by picie drugiej osoby nie miało tak silnego wpływu na życie, zdrowie, znajomości, pasje, pracę, finanse, bezpieczeństwo, itp.

Ostatnio w przelocie widziałam się z moją byłą terapką. Opowiadam, co u mnie na szybko i palnęłam: "Tylko mnie denerwują w pracy" , a moja terapka ze śmiechem mnie prostuje: "Nie, to Ty się denerwujesz'. Od razu postawiła mnie do pionu... No przecież... O od razu lepiej, bo przecież to ja mogę coś z tym zrobić (zmienić pracę, być bardziej asertywna, zmienić nastawienie, itd. ). Bo jak oglądam się na innych, to czuję się zwolniona z działania, "bo to przecież oni... ". A tak? Lejce w moich rękach.

staaw - Pią 27 Kwi, 2018 15:46

pietruszka napisał/a:


Ostatnio w przelocie widziałam się z moją byłą terapką. Opowiadam, co u mnie na szybko i palnęłam: "Tylko mnie denerwują w pracy" , a moja terapka ze śmiechem mnie prostuje: "Nie, to Ty się denerwujesz'. Od razu postawiła mnie do pionu... No przecież... O od razu lepiej, bo przecież to ja mogę coś z tym zrobić (zmienić pracę, być bardziej asertywna, zmienić nastawienie, itd. ). Bo jak oglądam się na innych, to czuję się zwolniona z działania, "bo to przecież oni... ". A tak? Lejce w moich rękach.

:rotfl:
Moja już zrozumiała że nie wszystkich którzy mnie denerwują mogę lejcami. Kiedy nie ma wnerwiaczy jestem przecież niespotykanie spokojnym człowiekiem.. :skromny:

Co ja jakiś masochista jestem żeby się sam denerwować? :glupek:

pietruszka - Pią 27 Kwi, 2018 23:01

staaw napisał/a:

Moja już zrozumiała że nie wszystkich którzy mnie denerwują mogę lejcami.
To też jakaś forma działania... czasem trzeba się świadomie poddać byciu w trudnej sytuacji, ale... podkreślam świadomie... a nie z powodu "bo to inni". No i też do czasu, jak koszta zdrowotne zaczynają być za wysokie, to jednak czas na ewakuację. Gorzej, jak wszędzie będzie źle... wówczas uczciwie czas przyznać, że ten garb na własnych plecach...
biegnacazwilkami - Sob 28 Kwi, 2018 09:43

pietruszka napisał/a:
Można też podjąć świadomą decyzję na przykład o pozostaniu z pijącym alkoholikiem

Własnie jest decyzja o pozostaniu z przemocowcem który jednak o zgrozo-nie jest alkoholikiem.Dokładniej mówiąc-zdiagnozowanym alkoholikiem. Tzn stosuje przemoc nie koniecznie będąc pod wpływem.
Wyjaśniam, że na terapii grupowej spotyka się nie tylko ludzi z problemem alkoholowym z tej czy z drugiej strony, są też inne nałogi jak hazard i inne problemy bez związku(może pozornie?) z używkami, jest sporo problemów na linii dzieci -rodzice i to w obie strony, jest dziewczyna po terapii AA i teraz chodzi na terapię dla współ...Terapia w takiej grupie to jest dobre pole do wymiany informacji zwrotnych. Niektóre z osób chodzą na terapię indywidualną i są czasem zapraszani na grupę, ze swoją pracą, tak jak ta dziewczyna o której cała historia powyżej. To początek drogi obojga, zaledwie miesiąc temu rozpoczęli oboje terapię, młoda i piękna kobieta , mama trojga małych dzieci w wieku od 1,5 do 10 lat ...za sobą osiem lat małżeństwa, po wypadku z złamaniem nosa-założono mu Niebieską Kartę i skierowano na terapię, ale nie AA, raczej chyba psychiatryczna. Terapeutce chodzi o to, że dziewczyna nie potrafi nazwać swoich uczuć, zdefiniować problemów, przez co trwa w tym chorym związku, uczepiła się rękoma i nogami mysli...no, pewnej mysli. Jest na prawdę WSPÓŁUZALEŻNIONA, jest na grupie takich niestety jeszcze kilka.....ale są i takie , które są już np 10 lat po podobnych przejściach i nadal są ze swoim partnerem. One dają świadectwo, że czasami udaje się....

biegnacazwilkami - Nie 13 Maj, 2018 21:05

Na terapii wszyscy dostali małe karteczki i długopisy,oraz polecenie, by na tych karteczkach napisać , jakie mamy prawa, wg swego uznania każdy od siebie, jakie prawa ma w swoim życiu. Piszemy, cisza, jedni piszą dużo inni mniej, a wtedy kolejne polecenie:każdy po kolei podejdzie do tablicy i napisze na niej co tam ma na kartce....pierwszy napisał facet: mam prawo do miłości i wolności. Wtem jedna z dziewczyn szybko wyszła przepraszając że do łazienki...a my po kolei piszemy, tablicy prawie zabrakło....prawo do szacunku, do odpoczynku, do leczenia...itd każdy coś nowego dołożył. Po dłuższej chwili ktoś poszedł po tę co wyszła i długo nie wracała, a gdy weszli z powrotem, zauważyłam, że płakała.....terapeutka cichym głosem zapytała co się stało, może dostała złą wiadomość, a tu słyszymy: bo ja nie mam co napisać, bo ja nie mam żadnych praw...., byliśmy wszyscy bardzo poruszeni, tak bardzo że podeszłam ją przytulić...
Mieszkają w domu jej matki, dwoje małych dzieci i mąż co noc znęca się nad nią przy dzieciach, pewnego razu sąsiedzi, nie jej matka,sąsiedzi wezwali policję, założono mu niebieską kartę,ale....na tym koniec. Horror trwa, ona jest tak zalękniona, że ledwo odważy się oddychać...rodzina na wszelki wypadek się nie wtrąca. A przecież przemoc żeby istniała, ktoś musi się na nią zgodzić. Nie wolno się godzić, zwłaszcza gdy to się dzieje przy dzieciach.
Po czym poznać , że ktoś jest chory, uzależniony, czy współuzalezniony, na koniec spotkania zapytał ktoś terapeutkę?Zawsze poznać po tym, że taka chora osoba podejmuje złe decyzje, nie dobre , nie radzi sobie w życiu, zarówno alkoholik, narkoman, hazardzista czy...współuzależniony. I tak się zastanawiam, które decyzje w przeszłości źle podjęłam? Jakie decyzje w przyszłości mam podjąć, by życie moje i mojej rodziny oraz Jaśka było dobre, lepsze?

Jo-asia - Wto 15 Maj, 2018 11:32

Temat "mam prawo", był pierwszym, na który nie umiałam odpowiedzieć na grupie. Głównie dlatego, że była to grupa męska.
Na Twoje pytanie "jakie", nie ma jednej odpowiedzi. A jeśli już to zaczyna się od "to zależy".
Dla mnie porazajace było uświadomienie sobie, jakie klapki na oczach noszę. Jak wiele nie chcę widzieć i słyszeć, byle tylko nie "popsuć obrazu" jaki noszę.
Z drugiej strony dziś też wiem, jak trudne bywa odchylenie takiej "klapki" komuś. Wiem też, że pierwsze kroki po ich odchyleniu, najlepiej stawiać ze wsparciem zaufanej osoby lub grupy.
:)

biegnacazwilkami - Wto 15 Maj, 2018 22:11

Nasza grupa jest jedyną w tym ośrodku terapii jest więc koedukacyjna i międzypokoleniowa, mimo to sądzę że wypowiedzi są szczere. w przypadku tej dziewczyny żal, że nie ma ona chyba wsparcia we własnej matce, nie ma też swojego telefonu w czasach, gdy już pierwszoklasiści mają telefon. Komputera zapewne też nie ma tylko dla siebie. Ciemnogród. Trudno w tych warunkach udzielać jakiegokolwiek wsparcia . Swoją drogą, na całą dość liczną grupę tylko ta jedna osoba zareagowała tak osobiście, reszta raczej nie ma problemu z określeniem i egzekwowaniem swoich praw albo też się nie skarży. Zobaczymy co będzie w temacie : mam obowiązki i kolejnym, pt mam przywileje.
Ja np najczęściej zamiast egzekwować swoje prawa ustępuję, ot tak, dla świętego spokoju.
Natomiast obowiązki wciąż sobie biorę ponad wszelki zdrowy rozsądek. Też dla świętego spokoju. Święty spokój jest jakby głównym celem mojego życia?Wychodzi na to, że tak. :)

biegnacazwilkami - Pią 26 Paź, 2018 02:02

Taką fajną książkę ostatnio sobie kupiłam:
tytuł " 5 języków miłości", autor Gary Chapman,
zaciekawiła mnie już od pierwszej strony, jak jakiś bestseller, niby to wszystko się wie, ale dopiero gdy się to przeczyta jako czyjąś myśl, człowiek analizuje swoje zachowanie, czy słusznie postąpił, pomyslał, ocenił tę drugą osobę, nie koniecznie męża czy partnera.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group