To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Porozmawiajmy o... zdrowiu emocjonalnym

pietruszka - Pią 06 Mar, 2015 13:35
Temat postu: Porozmawiajmy o... zdrowiu emocjonalnym
Sięgnęłam sobie do książki Melody Beattie "Współuzależnienie. Przewodnik dla nowego pokolenia". Książka już trochę czasu spędziła na półce, nie do końca przeczytana, choć "Koniec współuzależnienia" połykałam dużymi kęsami w czasie terapii i nieraz do tamtej książki wracałam. Na końcu tej nowej książki są interesujące testy, oceniające nie tyle samo współuzależnienie, co pewne problemy, przysparzające kłopotów współuzależnionym. Lubię rozwiązywać testy, ale testy ciut poważniejsze, niż te, którymi ostatnio zalewany jest FB :wysmiewacz: , raczej myślę tu o zestawach pytań, które pozwalają mi samej ocenić, jaki jest zasób mojej wiedzy w temacie, a czasem i podważyć jakiś idiotyczny stereotyp we własnej głowie.

Może wpierw bez komentarza jedno z pytań z testu wielokrotnego wyboru , przy którym sama się zatrzymałam... Hmmmm....

Powiedzenie "Bez wyrzeczeń i cierpienia niczego nie można osiągnąć" jest:

a) prawdziwe w odniesieniu do sportowców, ale nie w odniesieniu do uczuć;
b) czasem, ale nie zawsze prawdziwe w odniesieniu do emocji. Ból potrafi być motywujący, ale nie stanowi jedynej drogi rozwoju;
c) najlepszym sposobem, by się czegoś nauczyć;
d) mitem wyznawanym przez tych, którzy lubią się umartwiać;
e) prawdziwe tylko w wypadku, gdy ktoś nie potrafi się niczego nauczyć w inny sposób.

Odkryłam, że w moim myśleniu - był błąd, przekleiłam sobie pewien stereotyp jakby mechanicznie, a... przecież moje własne doświadczenie temu stereotypowi przeczy. I jak to jest - pewien schemat, matryca jest tak silna, że przesłania realne namacalne dowody w postaci doświadczenia?

nieufna - Pią 06 Mar, 2015 14:16

Ja wybrałam odpowiedź D i E.I mogę tak powiedzieć w oparciu o doświadczenie .Tyle lat siedze w cierpieniu,że gdyby było budujące ,to chyba czegoś nauczyłoby mnie.Dopiero fizyczne objawy spowodowały,że zaczęłam coś robić.
She - Pią 06 Mar, 2015 14:33

Najbardziej pasuje mi odpowiedź B, a zwłaszcza jej druga część. Z doświadczenia mogę powiedzieć że ból, wysiadająca psychika i cała otoczka z tym związana dała mi właśnie kopa do działania. Byłam już chyba za bardzo zmęczona samobiczowaniem się, obwinianiem za wszelkie zło tego świata :)
Mam tak pokiełbaszone że potrafię znaleźć inne drogi i chętnie nimi podążam ale tylko wtedy gdy widzę jakiś sens. Gdy go nie widziałam (a raczej nie chciałam zobaczyć), siedziałam bezczynnie wpatrując się w pustkę...
:bezradny:

Janioł - Pią 06 Mar, 2015 16:48

zdecydowanie E
Gorzkaczekolada - Sob 07 Mar, 2015 05:48

Wd mnie B... a jaka jest poprawna odpowiedź :) ?

Bo nie wiem czy mam kolejny problem czy mogę spokojnie odetchnąć...

Jo-asia - Sob 07 Mar, 2015 09:43

A
Duszek - Sob 07 Mar, 2015 10:00

Dla mnie zdecydowanie B, choć E też jest mi bliskie :mysli:
W moim przypadku ból, cierpienia i wyrzeczenia były bodźcem do dalszego działania, do zmiany. Gdy te uczucia odeszły powstały inne, które prowadzą mnie dalej...i to stwierdzenie, że "ból potrafi być motywujący, ale nie stanowi jedynej drogi rozwoju" jest jak najbardziej prawdziwe...przynajmniej w moim zyciu :)

pietruszka - Sob 07 Mar, 2015 12:30

Według autorki - prawidłowa odpowiedź to B.

We mnie głęboko tkwiło przekonanie, że tylko cierpienie może czegoś nauczyć, że tylko cierpiąc - człowiek się rozwija. Jednak w ostatnich latach coraz częściej widzę, że rozwijają i inne uczucia, kiedy potrafi się jej w pełni przeżywać, nie tylko ból, czy inne nieprzyjemne uczucia jak smutek, żal, a nawet złość (ta ostatnia to potrafi dać kopa do rozwoju :wysmiewacz: ). Ale przecież i takie świadomie przeżywanie uczuć przyjemnych pcha nas i to niebywale do przodu. Rozkwitam dzięki miłości do bliskiej osoby, roztapiam się dzięki poczuciu bezpieczeństwa, rozwijam się dzięki przyjemności jaką czerpię, zajmując się bez poczucia winy moim hobby, itd...

A zatem rzeczywiście - wcale nie trzeba być cierpiętnikiem, by stawać się lepszym człowiekiem, bardziej sprawnie poruszającym się w świecie otaczających problemów, mieć lepsze relacje z innymi, ba... nawet w kwestii duchowości - to nie trzeba być Hiobem i "nieść swój krzyż".

i tak na marginesie - Zastanawiam się, czy czasem nie jest w tym ostatnim przypadku pychą - twierdzić, że Bóg/SW na nas zsyła cierpienie? I co? Potem z sadystycznym upodobaniem nas obserwuje, czy dość ładnie cierpimy? Czy to nie wymówka dla lenistwa, zaniechania działania? Za ile z tego cierpienia naprawdę sami ponosimy odpowiedzialność? Przecież to zwykle skutek naszych wyborów, nieprzemyślanych decyzji, jak związanie się z uzależnionym człowiekiem (późniejsze współuzależnienie), nieprawidłowe odżywianie (choroba), nieprawidłowe myślenie (zaburzenia psychiczne) itd... Oczywiście - są pewne cierpienia, które spadają na nas, zaskoczonych, ale ile tak naprawdę sami bierzemy sobie na kark?

nieufna - Sob 07 Mar, 2015 12:48

Ja myślę że z nami jest jak z alkoholikami.Zakładając,że jesteśmy chorzy -mamy dużą tolerancje na cierpienie,poprzesuwane granice itd.W momencie ,gdy zaczynamy sie leczyć i zdobywamy wiedze co jest złe,uczymy sie jak radzic sobie z cierpieniem i nic nie robimy ?, to chyba znaczy,że albo lubimy cierpieć i nic nie robimy-wtedy jesteśmy odpowiedzialni za swoje cierpienie-jestesmy masochistami albo robimy i kończy się cierpienie.
Tosia - Sob 07 Mar, 2015 12:52

pietruszka, Teraz mam metlik w glowie,czytam juz od rana ten temat i wciaz sie zastanawialam.
Szkoda ze nie potrafie tego napisac, tego co tak naprawde dzieje sie ze mna. . Na ten moj kark wzielam tony! ale juz powoli sciagam z plecow kilogramy..
Dziekuje Pietruszko za to co piszesz :buziak:

nieufna - Sob 07 Mar, 2015 12:58

I zrodziła się we mnie refleksja,że w życie wpisane jest cierpienie.Bo chociaz robie porządek z tym ,co do tej pory było dla mnie cierpieniem ,w dalszym ciągu cierpie,bo nowe tez przynosi ten stan.
Jo-asia - Sob 07 Mar, 2015 13:02

A może ten stan...jest w Tobie? nieufna
Stąd....ciągle....jest :)
A przed sobą nie uciekniesz ;)

BARBARA - Sob 07 Mar, 2015 13:04

pietruszka napisał/a:
Powiedzenie "Bez wyrzeczeń i cierpienia niczego nie można osiągnąć" jest:

Nigdy się niczego nie wyrzekłam, wiele przez to wycierpiałam, nie zawsze osiągnęłam to co chciałam i wierzę że
pietruszka napisał/a:
A zatem rzeczywiście - wcale nie trzeba być cierpiętnikiem, by stawać się lepszym człowiekiem, bardziej sprawnie poruszającym się w świecie otaczających problemów, mieć lepsze relacje z innymi, ba... nawet w kwestii duchowości - to nie trzeba być Hiobem i "nieść swój krzyż".

pietruszka napisał/a:
Ból potrafi być motywujący, ale nie stanowi jedynej drogi rozwoju;

dla mnie ból nie jest drogą do rozwoju, mie ból psychiczny niszczy i odbiera motywację do działania

nieufna - Sob 07 Mar, 2015 13:07

W jakim sensie-czy masz na myśli jakiś nastrój depresyjny?A co do refleksji,pojawiła mi sie następna,że cierpienie można tez uznać za uczucie świadczące o człowieczeństwie.Wydaje mi się,że jest gorzej jak sie nie zna tego uczucia.
Jo-asia - Sob 07 Mar, 2015 14:23

Nie jest gorzej czy lepiej. Jest jak jest.
Jeśli chcę zmian i nie cierpieć a i zmiany są a ja cierpię, to przyczyny szukam w sobie.
Po co mi to cierpienie ? Skoro mi potrzebne...ok. Jesteś, to bądź. Jak przestaniesz być mi potrzebny...odejdziesz :)

pietruszka - Sob 07 Mar, 2015 14:49

nieufna napisał/a:
że cierpienie można tez uznać za uczucie świadczące o człowieczeństwie.Wydaje mi się,że jest gorzej jak sie nie zna tego uczucia.

eee... skrzywdzone zwierzęta też cierpią... ale zwierzęta rzadziej same z siebie kierują się ku cierpieniu, autodestrukcji, chociaż te... samce modliszek... :mysli: ;)

Czy emocjonalność jest tylko cechą ludzką? Na pewno nie.

nieufna napisał/a:
w życie wpisane jest cierpienie.
tak, moim zdaniem tak... chorujemy, odczuwamy ból, odchodzą najbliżsi - tego nie da się uniknąć - choćby to, ze jesteśmy śmiertelni, podlegamy fizycznym prawom przemijania. Ale nie ma przymusu łapania cierpienia w swoisty "łapacz cierpienia" (jak indiański łapacz snów), nadmiernego współodczuwania cierpienia z otaczającym nas światem.

W życie wpisane są też inne uczucia, nie tylko te nieprzyjemne, dana nam też jest przyjemność, radość, miłość, ufność, spokój, pogoda ducha, ufność, czułość... I te uczucia też mnie uduchowiają, rozwijają, pchają do przodu, wcale nie trzeba od razu taplać się w cierpieniu całego świata, a szczególnie swoim.

Sama byłam zamrożona od dzieciństwa emocjonalnie, dopiero na terapii zaczęłam odkrywać złożoność własnego wewnętrznego emocjonalnego świata, z dzienniczkiem uczuć odkrywałam co czuję, jak to nazwać, skąd się wzięło, i jak to "przeżyć".

nieufna - Sob 07 Mar, 2015 15:18

Miałam na myśli osoby psychopatyczne ,które nie odczuwają cierpienia,nie maja poczucia winy,empatii itd...Krótko mówiąc pocieszyłam się tym,że lepiej wiedzieć co to jest cierpienie i nie być psychopatą.
biegnacazwilkami - Sob 07 Mar, 2015 23:53
Temat postu: porozmawiajmy o zdrowiu emocjonalnym
b) czasem, ale nie zawsze prawdziwe w odniesieniu do emocji. Ból potrafi być motywujący, ale nie stanowi jedynej drogi rozwoju;

Temat jest o zdrowiu emocjonalnym,zapewne test ma na celu jakieś zadanie terapeutyczne,stąd te inne odpowiedzi,ale prawddziwa , nie do podważenia jest tylko ta,wystarczy po prostu ze zrozumieniem zastanowić się nad nia.
To moje subiektywne zdanie oczywiście.
To samo twierdzenie co to na początku...wypowiedziane poza tematem, nasuwa większość odpowiedzi twierdzących,np:
najpiękniejsze dzieła literackie , poetyckie(treny Kochanowskiego),muzyczne powstawały z cierpienia, rodziły się w bólu emocjonalnym, z tęsknoty, z marzeń.W ogóle bez wyrzeczeń nie byłoby chyba marzeń, bo cóż to są marzenia, jeśli nie myśl o czymś trudnym do realizacji?O czymś dla osiągnięcia czego potrzebne sa wyrzeczenia i ciężka praca, droga czasem pełna cierpień?Czy nie przychodzimy na świat w bólu, a ile mimo to radości czuje matka tuląc dziecko mimo że chwilę wczesniej wrzeszczała...wiecie co?
Nie czytałam książki, sceptycznie podchodzę to twierdzenia jakoby współuzależnienie było chorobą, jakaś część prawdy pewnie w tym jest,ale...
jeśli chodzi o to,że my kobiety trwamy latami przy partnerze alko, że długo to trwa zanim zrezygnujemy z walki o jego/naszą miłość, jest na to wiele powodów zbiorczo nazywanych współuzależnieniem,a każdy przypadek może być inny:
- nie bije, nie jest przemocowcem, więc...może się poprawi?
- jest przemocowcem, więc się boimy(ja pa-nicz-nie!), przecież powiedział,że zabije...
- pije ciągami, rzadko, raz czy dwa w roku i umie przepraszać tak jak nikt(też to znam:)
- podobno ale osobiście nie znam, jest grupa kobiet żon alko co to lubią mieć nadkontrolę itd, wiecie lepiej ode mnie, bo na forach o tym najwięcej się pisze
Moim zdaniem silne pragnienie czegoś/kogoś , dążenie do zdobycia i utrzymania związku, z partenerem, z rodziną, z grupą rówieśniczą czy towarzyską, jest współuzależnieniem. I nie jest to żadna choroba, raczej sprawa wychowania. Co by nie mówić, życie składa się z różnych stanów, po to mamy zmysły żeby reagować na to co nas spotyka,a ja, identyfikując się z bohaterką książki Clarissy Pinkoli Estes, kieruję się w zyciu instynktem i intuicją, dzieki czemu bywałam w życiu szczęśliwa do nieprzytomności i pogrążona w otchłani rozpaczy...,moje zdrowie psychiczne bywało wspierane psychotropami, mimo to uważam, że poleganie wyłącznie na rozumie nie uchroni nikogo od porażki,zawsze znajdzie się ktoś sprytniejszy...,powtórzę za Beatą Pawlikowska(blondynką):życie jest jak deska serfingowa, nie zmusisz wiatru żeby dął ci w żagiel, możesz jedynie dostosować swój żagiel do okoliczności:)

Gorzkaczekolada - Pon 09 Mar, 2015 13:13

pietruszka napisał/a:


nieufna napisał/a:
w życie wpisane jest cierpienie.
tak, moim zdaniem tak... chorujemy, odczuwamy ból, odchodzą najbliżsi - tego nie da się uniknąć - choćby to, ze jesteśmy śmiertelni, podlegamy fizycznym prawom przemijania. Ale nie ma przymusu łapania cierpienia w swoisty "łapacz cierpienia" (jak indiański łapacz snów), nadmiernego współodczuwania cierpienia z otaczającym nas światem.


O no właśnie, zgadzam się w 100 %, a co za tym idzie wd mnie to nie ma też co przesuwać swojej granicy, na cierpienia nieuzasadnione, zachowania nas raniące... tylko po to żeby z cierpienia zrobić swoją własną religię.

Thomasson - Pon 09 Mar, 2015 16:03

pietruszka napisał/a:
. nawet w kwestii duchowości - to nie trzeba być Hiobem i "nieść swój krzyż".

i tak na marginesie - Zastanawiam się, czy czasem nie jest w tym ostatnim przypadku pychą - twierdzić, że Bóg/SW na nas zsyła cierpienie? I co? Potem z sadystycznym upodobaniem nas obserwuje, czy dość ładnie cierpimy? Czy to nie wymówka dla lenistwa, zaniechania działania? Za ile z tego cierpienia naprawdę sami ponosimy odpowiedzialność? Przecież to zwykle skutek naszych wyborów, nieprzemyślanych decyzji, jak związanie się z uzależnionym człowiekiem (późniejsze współuzależnienie), nieprawidłowe odżywianie (choroba), nieprawidłowe myślenie (zaburzenia psychiczne) itd...
Wiesz, człowiek który zbłądził, ma szansę przeżyc przygodę, odkryc nowy świat. Osobniki przyzwyczajone do cierpienia, lub cierpiące mało, nadal mieszkają na drzewach i jedzą banany. Cierpienie to iluzja i pycha i bóg nie ma z tym nic wspólnego. Ale tez ta iluzja to przeszkoda w rozwoju duchowym. Można oswoic tygrysa, wytresowac ale czy wtedy to będzie prawdziwy tygrys i jego prawdziwa natura. podobnie z ludźmi - są wychowani, działają zachowawczo, i żałośnie poklepują się po pleckach mówiąc że cierpienie jest normalne, że każdy cierpi. Inteligentniejsze jednostki bardziej ryzykują, łamią schemat, i często mają kłopoty. Dodam że ból, starzenie się, choroba to nie to samo co cierpienie. Cierpienie to walka z faktami.
Klara - Pon 09 Mar, 2015 16:11

Thomasson napisał/a:
Cierpienie to walka z faktami.

:mysli:
Możesz jaśniej?

Thomasson - Pon 09 Mar, 2015 16:27

... to walka z faktami. Zwykły brak akceptacji. Niezgoda na trudne emocje. Starożytni z uśmiechem wypijali truciznę w imię swoich przekonań, a mnie wk***ia że zimą jest zimno... Zima jest taka jaka jest, i to mój umysł ocenia, dodaje etykietki, grymasi :blee: ale te etykietki to tylko urojenia, bo zimę można odczuc ale nazwac już chyba nie...
Klara - Pon 09 Mar, 2015 16:35

Aha, czyli walka z rzeczywistością która JEST i kto jej nie zaakceptuje, ten jest Don Kichotem po prostu?
Walczy z wyimaginowanym przeciwnikiem i z tego powodu cierpi, tak?

Thomasson - Wto 10 Mar, 2015 06:46

Klara napisał/a:
kto jej nie zaakceptuje, ten jest Don Kichotem
Dobre porównanie. Myślę że do rozwoju duchowego potrzeba dużej wrażliwości albo dużego cierpienia. Kiedy coś śmierdzi to można pryskać odświeżaczem, przyzwyczaić się a nawet poczuć dojrzale, ale można też usunąć to co śmierdzi... tyle że nie chodzi o zaglądanie za szafę i za regał... a o zaglądanie do swojego wnętrza. :boisie: och... to tylko mój umysł i moje myśli tak śmierdzą :uoee:
Thomasson - Wto 10 Mar, 2015 06:51

pietruszka napisał/a:
przyjemność, radość, miłość, ufność, spokój, pogoda ducha, ufność, czułość... I te uczucia też mnie uduchowiają, rozwijają, pchają do przodu, wcale nie trzeba od razu taplać się w cierpieniu całego świata, a szczególnie swoim.
Dokładnie. Jeśli mogę być szczęśliwy np przez dwie minuty to mogę też powtarzać to do końca życia w tych dwu minutowych cyklach.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group