To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Depresja alkoholika

Tuśka - Wto 30 Sie, 2016 14:56
Temat postu: Depresja alkoholika
Witam wszystkich,
To mój pierwszy post na forum, trochę dotychczas podczytywałam, aż w końcu zdecydowałam się napisać.
Moja historia do bólu przypominająca setki innych – mąż alkoholik, ja współuzależniona, w domu dziecko. Mąż pije od kilku lat, od 2 nie ma stałej pracy, zaczynał kilka razy terapie i ich nie kończył, w końcu powiedziałam dość – ja poszłam na terapię, potem do adwokata, w lipcu złożyłam pozew rozwodowy, w październiku będzie pierwsza rozprawa. Wtedy mąż załamał się całkowicie, popadł w jeszcze większe stany depresyjne niż miał dotychczas, pojechał na 4 tygodnie leczenia, wrócił z nadzieją na lepsze. Przez tydzień było dobrze, pełen optymizm z jego strony, zaangażowanie w dom, w szukanie pracy, w zmianę siebie. Po tygodniu, dwóch od powrotu z ośrodka coraz gorzej, depresja wróciła, ale przynajmniej nie pije. Oczekuje odemnie wycofania się z rozwodu, oczekuje, że go znowu pokocham, wszystko – całe swoje życie - uzależnia tylko i wyłącznie od tego czy będziemy jeszcze małżeństwem czy nie. Jeżeli tak – to wiadomo – cudownie, wspaniale, wszystko będzie pięknie i się ułoży, a jeżeli nie – to jego życie się kończy, nie da sobie bez nas rady, nie chce żyć – zabiłby się, gdyby miał więcej odwagi (zresztą to słyszę od prawie 3 lat), pójdzie spać pod most, albo do auta. Na terapię nie chodzi, raz w miesiącu jedynie do psychologa, od psychiatry ma leki uspokajające, ale też nie bierze ich regularnie. Nie śpi po nocach, płacze, trzęsie się, ma mdłości, jak zaśnie to koszmary się śnią, mówi, że zwariował.
Ja mam dosyć, póki on się jakoś trzyma to ja też dobrze funkcjonuję, ale po kilku zarwanych przez niego nocach też „ledwo żyję” i jestem rozwalona psychicznie. Chcę rozwodu, chcę spokojnego życia dla mnie i dziecka, chcę normalnie żyć. Są czasami takie dni, że nie wiem, co robić dalej, ciężko mi z tym, z myślą, że on ma depresję, a ja go jeszcze bardziej dobijam rozwodem – boję się, że on faktycznie się zabije i ja będę odpowiedzialna za to – wiem, że to moje współuzależnienie przemawia przezemnie, ale jeszcze nie pozbyłam się tego do końca … Radzę sobie doskonale z jego złością, atakami słownymi w moim kierunku, ale z depresją w ogóle 

Kami - Wto 30 Sie, 2016 15:03

Tuśka napisał/a:
Chcę rozwodu, chcę spokojnego życia dla mnie i dziecka, chcę normalnie żyć.

I tego się trzymaj :okok:
Tuśka napisał/a:
i jestem rozwalona psychicznie.

no właśnie
Tuśka napisał/a:
Chcę rozwodu, chcę spokojnego życia dla mnie i dziecka, chcę normalnie żyć.

bardzo dobrze, że wiesz czego chcesz i idź tą drogą
Witaj na forum :kwiatek:

olga - Wto 30 Sie, 2016 15:46

Witaj :)

Rób to co Ci rozum dyktuje a nie współuzależnienie. Ty jesteś dla siebie najważniejsza.

A on? Ma wyjście...w takiej sytuacji szpital psychiatryczny...depresję się leczy

anuszka - Wto 30 Sie, 2016 16:36

Tuska ,

moja siostra tez miala silna depresje ale w takich stanach to ona nie stawiala zadnych warunkow :nono: , ze niby co ozdrowieje jak pozew odwolasz z depresji ? To jest naprawde ciezka choroba , leczy sie ja dlugo 8| , nie wiem jaka jest depresja poalkoholowa , mysle , ze wizyta w szpitalu i u dobrego psychiatry powinna to wyjasnic , moze ambulatoryjne leczenie nie wystarczy , ? Zreszta u alko to nigdy nie wiadomo co jest udawaniem , manipulacja ,co glodem alkoholowym, co omami , co rozwijajaca sie choroba psychiczna na wskutek picia a co prawda i od tego sa specjalisci a nie TY , zadna z nas tu ,sama nie wyleczyla meza :bezradny:

AnnaEwa - Wto 30 Sie, 2016 17:17

Witaj na forum! :)
Ach, jakby to było fajnie, żeby móc przeżyć życie za dwie osoby równocześnie... wyleczyć swoją depresję i czyjąś... pracować i znaleźć pracę komuś, i może jeszcze za niego pracować... być szczęśliwym za kogoś, zmienić czyjeś nastawienie... zdrowieć za kogoś...
Być sobie mężem, swoją własną żoną, ojcem, lekarzem i terapeutą... i jeszcze znaleźć komuś satysfakcjonujące hobby, jako dodatkowy impuls.
Może się mylę, ale wydaje mi się, że widzę Twojego męża jako osobę tak osłabioną przez nałóg, a może i inne czynniki, że nie umie i nie wyobraża sobie stanąć na własnych nogach.
To jest straszne uczucie dla drugiej osoby, ogromnie Ci współczuję, ale nie wyzdrowiejesz za niego. Jego nie rozwód dobija, jego dobija wszystko. No, ryzyk-fizyk, albo umrze, albo się podniesie pomału. Jakby miał raka, też byś za niego nie wyzdrowiała. Nie bądź dla niego kroplówką, bo im dłużej będziesz, tym on będzie miał mniej siły do swojego leczenia. Nie jesteś źródłem jego choroby - ani alkoholizmu, ani depresji - i nie jesteś na nią lekarstwem.
Natomiast możesz być dla tej choroby paliwem - to najgorsza możliwa opcja, dla was obojga.

olga - Wto 30 Sie, 2016 17:53

AnnaEwa, bardzo mądrze napisalas :brawo: zgadzam sie z każdym słowem
A teraz przeczytaj to jeszcze raz i wyciagnij wnioski dla siebie ;)

AnnaEwa - Wto 30 Sie, 2016 19:03

olga napisał/a:
A teraz przeczytaj to jeszcze raz i wyciagnij wnioski dla siebie ;)


A jak myślisz, z książki to przepisałam? :>
Toż wiadomo, że według siebie... A skąd się tu niby wzięłam? :rotfl:

olga - Wto 30 Sie, 2016 19:46

To zastosuj sie do tego i nie nabieraj sie wiecej :bezradny:
Jacek - Wto 30 Sie, 2016 20:27

cześć Tuśka :)
moja droga,moje przedmówczynie już ci wiele ładnie napisały,ja się do tego dołączam
a jako alkoholik "trzeźwiejący" podpowiem bądź w postanowieniu twarda i nie przejmuj się biorąc winę na siebie ,bo to jedynie Twoja wyobraźni
a prawdą jest to że On teraz nie wie co robić co ma czynić,a uwierz ja też to przechodziłem i mogę w pełni powiedzieć że on teraz dojrzewa
co kol wiek teraz zrobi to będzie jego wybór
ja w tym widzę jego strach,ale też coś co chce odzyskać (was,rodzinę)
tylko Ty musisz być twarda - uwierz w to

staszek - Wto 30 Sie, 2016 21:48

Cześć Tuśka.
Tuśka napisał/a:
pojechał na 4 tygodnie leczenia, wrócił z nadzieją na lepsze.

Widocznie nie dokończył terapii,albo został wyrzucony.
Z tego co Ja wiem to zamknięta trwa najkrócej 6 tygodni,no chyba że był prywatnie
nie na NFZ. :)

Janioł - Śro 31 Sie, 2016 07:42

Cytat:
ale z depresją w ogóle 
to nie depresja to chęć picia
zołza - Śro 31 Sie, 2016 09:06

Jacek napisał/a:
a prawdą jest to że On teraz nie wie co robić co ma czynić,a uwierz ja też to przechodziłem i mogę w pełni powiedzieć że on teraz dojrzewa
co kol wiek teraz zrobi to będzie jego wybór
ja w tym widzę jego strach,ale też coś co chce odzyskać (was,rodzinę)


Całkowicie zgadzam się z Jackiem ( :szok: ) . To bardzo trudny moment w życiu alkoholika . Trzeba podjąć decyzję co dalej a nie jest to wcale proste :bezradny: . Pamiętam jak po wyjściu z ośrodka nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Dom był dla mnie dziwnie obcy , ludzie jacyś inni ...Byłam sama wśród tzw "normalnych"z łatką osoby , która była na odwyku .To trudne ! Mnie osobiście pomogła praca i grupy wsparcia. Uczęszczałam też na terapię pogłębioną . Nie zachłysnęłam się trzeźwością :zmeczony: To przyszło dużo , dużo później ...i wymagało ode mnie wielu zmian i ogromnej pracy nad sobą :skromny:
Dajcie czasowi czas ;)

Tuśka - Śro 31 Sie, 2016 10:09

Dziękuję za powitanie, dziękuję za wasze cenne odpowiedzi :)
Bardzo trafnie ujęte
AnnaEwa napisał/a:
Może się mylę, ale wydaje mi się, że widzę Twojego męża jako osobę tak osłabioną przez nałóg, a może i inne czynniki, że nie umie i nie wyobraża sobie stanąć na własnych nogach.

dokaładnie, on nie wyobraża sobie nawet, że mógłby stanąć na własnych nogach - a przynajmniej tak twierdzi. Na ile to są jego wyobrażenia i przekonania, a na ile sposób na mnie i na moje "zmiękczenie" - tego nie potrafię ocenić.
Co do depresji, czy może stanów depresyjnych - podczas terapii zamkniętej (tak, ukończonej 4 tygodniowej, nie na nfz) był pod opieką psychiatry, po powrocie też był u psychiatry - ma przepisane leki uspokajające, a nie antydepresanty - więc jak do końca z tą depresją jest to nie mogę w 100% powiedzieć - mnie przy tym nie było co lekarz mu powiedział.
Ja mam nadzieję, że on z tego wyjdzie, że w końcu "otrząśnie" się i zacznie żyć - tylko ja już nie potrafię przy nim być, trwać i wspierać - a cały czas słyszę, że bezemnie sobie z tym nie poradzi :/

AnnaEwa - Śro 31 Sie, 2016 10:26

Tuśka napisał/a:
cały czas słyszę, że bezemnie sobie z tym nie poradzi :/

Nie, on sobie przy Tobie z tym nie poradzi - jesteś mu potrzebna, żeby sobie nie radzić, albo tylko trochę radzić - czyli nie radzić :D
Tuśka napisał/a:
Ja mam nadzieję, że on z tego wyjdzie, że w końcu "otrząśnie" się i zacznie żyć - tylko ja już nie potrafię przy nim być
- no, nic dziwnego, zdrowy objaw! Tusiu, to jest naprawdę w porządku, to jest normalna, zdrowa reakcja. Gdybyśmy byli zwierzętami - każde stado, nawet silnie zgrane, pogoniłoby takiego osobnika, bo on stanowi zagrożenie dla wszystkich innych w stadzie, bo obciąża je ponad siły, bo stado bardzo osłabia. Zwierzęta tak robią, bo mają zdrowy instynkt, nie dlatego, że są okrutne.
Ludzie też mają taki instynkt, ale gdy się długo trwa w sytuacji nienormalnej, to on się wypacza.
W wypadku ludzi nie jest tak łatwo się oderwać, jest masę spraw, których nie da się urwać z chwili na chwilę, przeważnie - mieszkanie, stan prawny itp.
Ale staraj się przebywać jak najwięcej bez niego, poznawać innych ludzi, chodzić na terapię, zajmować się czym innym... odtruwaj się. To Ci pozwoli spojrzeć na świat własnymi oczami, nie jego oczami.

Klara - Śro 31 Sie, 2016 11:21

Witaj Tuśko! :)

Po tych informacjach które już dostałaś nie mam nic do dodania.
Jednak... ciągle się powtarzam proponując tym osobom, które nie wiedzą co robić, przeczytanie tekstu, który zmienił moje życie.
Może i Ciebie ugruntuje w podjętym postanowieniu i pozwoli wytrwać: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?p=52559#52559

staaw - Śro 31 Sie, 2016 12:00

Miałem duży epizod depresyjny z myślami S.
Zgłosiłem się do szpitala zamiast prosić żonę by mnie leczyła...

biegnacazwilkami - Śro 31 Sie, 2016 13:20

staaw napisał/a:
Miałem duży epizod depresyjny z myślami S.
Zgłosiłem się do szpitala zamiast prosić żonę by mnie leczyła...

Którą żonę, pierwszą czy drugą? I jakie znaczenie dla współuzaleznionej autorki wątku ma ta info, że taki dzielny byłes? Może lepiej poproś ją o kontakt do jej załamanego męża i jemu to powiedz?No bo tylko alko zrozumie , pomoże drugiemu alko,prawda? Nie czepaim się bez powodu, własnie chciałam zapytać: może zamiast trzeźwiejący alkoholicy pocieszać żony innych(złych)alkoholików, poproszą np tak:kochana, daj swemu mężowi namiar na to Forum pomocowe, pogadamy z nim, może zrozumie? Zona ma już wsparcie koleżanek. To mąż nie ma głowy do trzeźwienia,wciąż napity albo na kacu...ostatnie dwie szare komórki szukają się po tej skołatanej głowie, kombinując, jakby tu łyk piwa czy czegoś na kaca znaleźć....nic i nikt więcej do niego nie dociera....szkoda gadania, nie słyszy, nie widzi....nie widzi życia przed sobą....zna tylko to jedno pytanie: skąd/jak skombinować jakiś łyk alkoholu...skąd to wiem?Bo byłam blisko z pewnym alko, mówił:Dorota, nie marnuj czasu, do mnie w tej chwili nie dociera nic...i jak wyżej....w innych chwilach, chwilach trzeźwienia żartował:w głowie same przeciągi i tylko te dwie szare komórki...może nie żartowal...nie żyje od 3 lat.Nie miał mysli samobójczych,zapił się na smierć. A mnie przy tym nie było. Taka karma.Z tym szpitalem to dobry pomysl.Dzwonić za każdym razem jak się zauważy, że ma samobójcze mysli, jak raz i drugi do psychiatryka trafi, to przetrzeźwieje i zakuma może...w kązdym razie sumienie czyste,prawda?

olga - Śro 31 Sie, 2016 13:56

Cytat:
I jakie znaczenie dla współuzaleznionej autorki wątku ma ta info,


A takie, że jeśli sam nie zechce sie tam zgłosić to ani troskliwa żona go nie zachęci ani nawet sam Bóg.

staaw - Śro 31 Sie, 2016 14:19

biegnacazwilkami napisał/a:
staaw napisał/a:
Miałem duży epizod depresyjny z myślami S.
Zgłosiłem się do szpitala zamiast prosić żonę by mnie leczyła...

Którą żonę, pierwszą czy drugą?

Szczęśliwy jestem z pierwszą i nie zamierzam tego zmieniać.
W dalsze dyskusje z Tobą też nie chcę wchodzić :papa:

olga - Śro 31 Sie, 2016 14:48

biegnacazwilkami napisał/a:
może zamiast trzeźwiejący alkoholicy pocieszać żony innych(złych)alkoholików


Nie pocieszaja tylko dają otrzezwiajace kopy w tyłek....mnie nic tak nie pomogło jak informacje od trzezwych alkoholików...bo były dla mnie najbardziej wiarygodne

biegnacazwilkami - Śro 31 Sie, 2016 15:17

olga napisał/a:
Cytat:
I jakie znaczenie dla współuzaleznionej autorki wątku ma ta info,


A takie, że jeśli sam nie zechce sie tam zgłosić to ani troskliwa żona go nie zachęci ani nawet sam Bóg.

Oluś, czytaj ze zrozumieniem...twierdzę, że gdy ktoś, zwłaszcza bliska mi osoba, a nawet obca osoba, sugeruje, że popełni samobójstwo, to JA(tu: autorka wątku depresja alkoholika)dzwoni się na pogotowie i policję, że taki a taki zamierza, mówi że zamierza...itd.
To prawdziwa historia mojego aktualnego alko Jasia, rzucił żonie odległej o 400km do słuchawki, że idzie się powiesić, zadzwoniła gdzie trzeba, na podwórko zajechały na dyskotekowych światłach karetki policyjna i z psychiatryka, pana Jasia zaskoczonego sytuacją zawieziono na obserwację na 14 dni....wystarczyło, żeby po wyjściu trafił na terapię, nie idzie gładko,ale początek ma za sobą, to było trzy lata temu.Można też poprosić o interwencję kogoś z rodziny, kogoś komu alko nie jest obojętny i straci dla niego trochę czasu i cierpliwości.Ktoś musi mu rękę podac, o ile interesuje kogoś jeszcze jego los.Co nie stoi w sprzeczności z twierdzeniem ,że sam musi zacząć drogę do trzeźwości, sam nie znaczy samotnie,a nawet samotnie=nie ma szans.Warto podsunąć jakiś pomysł na mądre zagospodarowanie czasu, podstawą jest tu praca, obowiązek codziennego wyjścia do ludzi, praca daje zwłaszcza mężczyźnie poczucie wartości.No,ale chyba tu jest pies pogrzebany, bezrobocie, brak kasy=brak szacunku,kompleksy,ciężko z tego wyjść a nie wszyscy nadają się do wyścigu szczurów....

Jacek - Śro 31 Sie, 2016 15:27

biegnacazwilkami napisał/a:
No bo tylko alko zrozumie , pomoże drugiemu alko,prawda?

nie :nie:
ani jedno ani drugie nie jest prawdą - no i myślę ze jesteś mądrą i to zrozumiesz
no cheba że se to tylko tak strzeliłaś :roll:

biegnacazwilkami - Śro 31 Sie, 2016 15:50

Jacek napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
No bo tylko alko zrozumie , pomoże drugiemu alko,prawda?

nie :nie:
ani jedno ani drugie nie jest prawdą - no i myślę ze jesteś mądrą i to zrozumiesz
no cheba że se to tylko tak strzeliłaś :roll:

Niebieski,
się wdałam nieopatrznie w jakąś widzę dyskusję, poczytaj sobie w swoim dziale mądrych kolegów i koleżanek ,zaczerpnęłam stamtąd i podzielam ten pogląd.Dokładniej chyba tak: by zacząć drogę trzeźwienia jednemu alko potrzebny jest drugi / trzeźwy alko, raczej to w dziale AA, tym prawdziwym, nie chodzi o złote mysli , to rada mądrej dziewczyny akurat, lubię ją czytać.Bez urazy...idę do swoich kur,cześć:)

Jacek - Śro 31 Sie, 2016 16:24

biegnacazwilkami napisał/a:
Dokładniej chyba tak: by zacząć drogę trzeźwienia jednemu alko potrzebny jest drugi / trzeźwy alko, raczej to w dziale AA

w tym rzecz ze niekoniecznie w dziele AA - z biernym alkoholikiem (pijącym) styczność mają zazwyczaj osoby niepijące (mam namyśli rodzinę,szef lub koledzy z pracy itp...)
w moim przypadku,zanim poszedłem o pomoc do drugiego alkoholika ,dostałem kopa od żony
a będąc już w środ niepijących alkoholików i wysłuchując ich sugestii,porad i doświadczeń
one same i oni wcale mnie nie pomogli,zaś że co nieco ja sam przyjąłem i zastosowałem
no to se sam pomogłem
zaś co się tyczy że alkoholik zrozumie alkoholika to jedynie powierzchowny cytat czy co tam
gdyż takowi muszą być utrzymujący abstynencję to wtenczas jak najbardziej
biegnacazwilkami napisał/a:
Bez urazy...idę do swoich kur,cześć:)

ależ skąd :nie:
pozwala mnie taka rozmowa - przypomina coś tam :tak: a na pewno nie zaszkodzi
cześć :)

Tuśka - Pią 02 Wrz, 2016 14:59

Przez ostatnie dni jestem tam zmęczona psychicznie, że trudno mi nawet sklecić jakiegoś racjonalnego posta… wszystko się ostatnio toczy wokół mojego męża i jego „cierpienia”.
Od kilku dni kompletnie nic nic nie robi – leży całymi dniami i śpi, drzemie, zero jakiejkolwiek racjonalnej rozmowy – oprócz tego, że jak tylko spróbuję zadzwonić po karetkę to on w tym momencie ucieknie z domu, bo nie da się zamknąć do szpitala. Jak to powiedział – czeka aż sam tak umrze, bo i tak na nic innego już nie liczy, a na jego chorobę i tak nie ma lekarstwa…

Ehh przytłacza mnie to ostatnio bardzo,bardzo, dobrze, że do pracy chodzę (zresztą, ktoś musi dom utrzymać :/ ), tu przynajmniej mam odskocznię od problemów. W przyszłym tygodniu wizyta u mojej terapeutki, nabiorę więc sił psychicznych.
Ale na razie i tak dół i złość sama na siebie, że tak późno się zabrałam za rozwód, że za długo w tym tkwiliśmy, może gdybym wcześniej o rok, dwa to zrobiła – to dziś nie byłoby takich problemów :zalamka:

olga - Pią 02 Wrz, 2016 16:18

I co zamierzasz z tym zrobić? Skoro rozwód to chyba rozstanie?
Mieszkanie jest wspólne? On się wyprowadzi czy Ty? Jesli ma dotego dojść to warto sie meczyc i czekac na rozwód...nie lepiej teraz to zrobić?

Tuśka - Pią 02 Wrz, 2016 17:15

Rozstanie i rozwód to jest podstawowa rzecz, której teraz chcę. Niestety mieszkanie jest wynajmowane od spółdzielni mieszkaniowej (taki dziwny twór prawny). Jeżeli ja z dzieckiem się wprowadzimy to mąż nie będzie miał za co płacić czynszu i stracimy prawo do lokalu, a mnie nie stać na to żeby sobie coś wynająć i jeszcze jemu opłacać to mieszkanie. On z kolei nie chce się wyprowadzić, teoretycznie miałby gdzie (do dziadków), a na wynajem czegoś całkiem innego nie ma pieniędzy bo przecież nie pracuje.
olga - Pią 02 Wrz, 2016 17:23

Weźmiesz rozwód i go nie wyrzucisz bo nie bedzie miał z czego płacić a do dziadków nie chce? Kto jest głównym najemcą?
Chyba nie zamierzasz go nianczyc w nieskończoność...jesli bedziesz to robić to wiecznie bedzie "chory" właśnie dlatego zebys go nie wyrzuciła

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 18:48

Tuśka, wiesz co? a może pójdź Ty do jakiejś poradni antykryzysowej z poradami prawnymi. Może jest jakiś tryb postępowania, który umożliwi "skłonienie" małżonka do wyprowadzki w rozsądnym terminie. Może można postawić jakieś ultimatum, jako, że małżonek uchyla się od obowiązku partycypacji w kosztach, nie łoży na dziecko, no, bo owszem, depresja to poważna sprawa i uniemożliwia normalne funkcjonowanie, ale - depresję się leczy. A małżonek nie chce się leczyć.
Może są na to jakieś patenty, może prawnik coś doradzi.
Być może trzeba będzie wnieść na rozprawie o eksmisję z mieszkania, w trybie natychmiastowym, ze względu na dobro dziecka. Nie wiem, czy tak można - warto się dowiedzieć. Sam rozwód jest prosty, ale właśnie takie poboczne sprawy... Czasem można sobie bardzo ułatwić życie, szkoda byłoby to przegapić.

Osobiście i między nami mówiąc, jestem święcie przekonana, że to żadna depresja, tylko zwykły szantaż emocjonalny i prędzej Twój małżonek wszystkich wokół doprowadzi do rozpaczy, niż sam sobie cokolwiek zrobi, włącznie z samobójstwem. Psychiatrą nie jestem, ale tak mi to coś wygląda ;)

olga - Pią 02 Wrz, 2016 19:09

AnnaEwa, zgadzam się z Tobą. Może to być jednak rzeczywiscie depresja alkoholowa ale o ile się nue mylę to należy w tej sytuacji leczyc alkiholizm a nie depresję bo ona jest wtórnym zjawiskiem. Na ten temat mogą się wypowiedzieć nasi trzeźwi alkoholicy.
Tuśka - Pią 02 Wrz, 2016 19:56

olga napisał/a:
Weźmiesz rozwód i go nie wyrzucisz bo nie bedzie miał z czego płacić a do dziadków nie chce? Kto jest głównym najemcą?
Chyba nie zamierzasz go nianczyc w nieskończoność...jesli bedziesz to robić to wiecznie bedzie "chory" właśnie dlatego zebys go nie wyrzuciła

W pozwie wnioskuję o eksmisję i naprawdę mam nadzieję że sąd przychylni się do tego. Jak będę miała nakaz sądowy, to wtedy nie będzie mnie interesowało, że nie ma gdzie się podział, bo tak naprawdę to ma - mieszkanie dziadka, którego on jest właścicielem.
A w naszym mieszkaniu on jest głównym najemcą.
Porozmawiam jeszcze z adwokatem, czy jest jakiś inna opcja, zeby wcześniej się wyprowadził? Bo póki co to nie pije, nie awanturuje się, jest grzeczny, tylko nic, ale to kompletnie nic nie robi, nie pomaga w domu, przy dziecku, nie pracuje, nie zarabia tylko "ciężko choruje" na alkoholizm i depresję.

Klara - Pią 02 Wrz, 2016 19:57

AnnaEwa napisał/a:
a może pójdź Ty do jakiejś poradni antykryzysowej z poradami prawnymi.

O, to jest dobry pomysł.
Tu są adresy ośrodków w całej Polsce:
http://www.interwencjakry...ncji-kryzysowej

Tuśka - Pią 02 Wrz, 2016 20:12

W przyszłym tygodniu będę w poradni leczenia uzależnień na terapii, oni współpracują z oik - popytam wtedy.

Ale wiecie co? Przed chwilą do męża dzwonił kolega - taki, który o wszystkim wie i czasami pomaga mu - jak oni rozmawiali? Jak całkiem zdrowy człowiek, bez zadnego załamania w głosie, nawet się śmiał w trakcie rozmowy... taka to właśnie choroba... ? A że mną jak rozmawia to ledwo słowa z gardła wychodzą, cichutko, lamiacym się glosem.... spytałam go kiedyś - jak to jest, że jak ze mną rozmawia to ledwo mówi, a jak z kimś obcym to w pełnej krasie? To mi powiedział, że prze innymi udaje, że wszystko jest w porządku i dlatego tak mówi.

Klara - Pią 02 Wrz, 2016 20:24

Słuchaj Tusia, a jak on tak leży bez siły i chęci do życia, to Ty mu gotujesz i podajesz jedzonko oraz sprzątasz, pierzesz jego piżamki a także zmieniasz pościel, żeby miał czyściutko i pachnąco?
Tuśka - Pią 02 Wrz, 2016 21:00

Klara napisał/a:
Słuchaj Tusia, a jak on tak leży bez siły i chęci do życia, to Ty mu gotujesz i podajesz jedzonko oraz sprzątasz, pierzesz jego piżamki a także zmieniasz pościel, żeby miał czyściutko i pachnąco?

Nie, nie gotuje dla niego, nie robię żadnych śniadań, kolcjia, obiadów , żadnych zakupów pod niego - tylko dla siebie i dziecka. Nie piore pidzamek, tym bardziej jego pościeli (śpi w drugim pokoju). Nie ma obsługi z mojej strony. :nie:

Klara - Pią 02 Wrz, 2016 21:08

Tuśka napisał/a:
Nie ma obsługi z mojej strony. :nie:

No to jednak ma wystarczająco dużo siły, żeby nie umrzeć z głodu i nie zarosnąć brudem.
Jak nie będzie miał pełnej lodówki, to pewnie przyjdzie mu do głowy, żeby zebrać siły na odrobinę pracy? :mysli:

Tak sobie gdybam :D

Janioł - Sob 03 Wrz, 2016 10:18

Cytat:
To mi powiedział, że prze innymi udaje, że wszystko jest w porządku i dlatego tak mówi.
Ostatnio zmieniony przez Tuśk
a może jest dokładnie odwrotnie ? z pewnością jest,na moje alkoholowe doświadczenie to próba manipulacji a cała ta depresja to nic innego jak próba znalezienia kolejnego powodu do picia
Jacek - Sob 03 Wrz, 2016 10:49

Janioł napisał/a:
Cytat:
To mi powiedział, że prze innymi udaje, że wszystko jest w porządku i dlatego tak mówi.
Ostatnio zmieniony przez Tuśk
a może jest dokładnie odwrotnie ? z pewnością jest,na moje alkoholowe doświadczenie to próba manipulacji a cała ta depresja to nic innego jak próba znalezienia kolejnego powodu do picia

ja bym wykreślił słowo (a może)
co do reszty jakom ja alkoholik zgadzam się z wypowiedzią Janioła
On widzi że grunt z pod nóg jemu się odsuwa,więc gra przed Tobą komedyjkę
bo żal jemu odstawić starych nawyków chlania (żal tego stracić) więc będzie teraz szukał wszelkich sposobów

Tuśka - Pią 09 Wrz, 2016 14:13

jakie to wszytko jest popaprane ... że człowiekowi, który nie jest uzależniony tak trudno jest zrozumieć mechanizmy i sposób funkcjonowania alkoholika :szok:

Że takie osoby jak mój mąż "pławią" się w swoim nieszczęściu, w swoim poczuciu beznadziei, nie chcąc widzieć tego co jeszcze może ich spotkać dobrego w życiu, nie widzieć tej dobrej otaczającej rzeczywistości i – tylko „ja, ja i moje problemy, mój koniec życia, moja porażka, moje spaprane beznadziejne życie i wasze (rodziny, najbliższych spaprane życie przeze mnie)” 

Po tym co piszecie już sama nie wiem na ile jest w moim mężu depresji, załamania nerwowego, jakiejś choroby, a na ile jego gry ? W dzień zachowuje się w miarę normalnie, rozmawia normalnie, kontaktuje co się dzieje, słucha radia, ogląda tv, do komputera usiądzie, przysypia – odsypia zarwane noce, bo gdy tylko zbliża się wieczór i noc dostaje jakiejś „schizy” – mówi sam do siebie, bełkocze coś cicho pod nosem, rozmawia z kimś urojonym, trzęsie się, ma mdłości, krwotoki z nosa. Nie chce słyszeć o żadnym lekarzu – bo po co, skoro i tak już umiera i to są jego ostatnie chwile życia, na słowo karetka chce wychodzić z domu, twierdzi, że nie pójdzie do żadnego szpitala i nie wyraża na to zgody.
Czasami wydaj mi się, że te zachowania to wynik choroby np. marskości wątroby lub encefalopatii wątrobowej – bo wątrobę ma w fatalnym stanie (od 3 lat zaliczał regularnie szpitale z ostrym alkoholowym zapaleniem wątroby, ale marskości jeszcze nie było). Tylko raczej przy takich schorzeniach to jego zachowanie byłoby stale takie, a nie tylko nocami…

Czy to choroba, czy zwykła manipulacja otoczeniem – to chyba tylko on wie :(

Klara - Pią 09 Wrz, 2016 15:31

Tuśka napisał/a:
na słowo karetka chce wychodzić z domu,

Jedyne, co mi przyszło do głowy, to pamiętam jak mnie zmęczyła sytuacja z alkoholikiem. Było mi już obojętne, co będzie robił, byle mieć choć trochę wolności od jego pijanych zachowań że gdyby mówił, że wyjdzie z domu czekając na moją reakcję, powiedziałabym, że w takim razie ma wolną drogę.
Tak reagowałam wtedy, gdy doszłam już do ściany.
Jak Ty zrobisz, nie wiem. Nie namawiam Cię do niczego.
Jedno nie ulega wątpliwości - on chce być nieustannie w centrum Twojego zainteresowania.

Słuchaj, czy on nie bierze przypadkiem jakichś leków uspokajających lub przeciwbólowych?

olga - Pią 09 Wrz, 2016 15:55

On Cię wykończy psychicznie i fizycznie :bezradny:
Tym bardziej, że nadal jestes mocno na nim skoncentrowana...gdzie jaki rozwód...gdzie rostanie.....gdybyś nue zwracała uwagi na jego samopoczucie to, myślę, szybciej by ozdrowial

Tuśka - Pią 09 Wrz, 2016 15:56

Bierze tylko leki uspokajające przepisane przez psychiatrę, ale nie bierze ich regularnie 3xdziennie jak psychiatra kazał, tylko w nocy jak ma takie stany
Tuśka - Pią 09 Wrz, 2016 16:01

olga napisał/a:
On Cię wykończy psychicznie i fizycznie :bezradny:
Tym bardziej, że nadal jestes mocno na nim skoncentrowana...gdzie jaki rozwód...gdzie rostanie.....gdybyś nue zwracała uwagi na jego samopoczucie to, myślę, szybciej by ozdrowial


ojj masz rację - wykończy mnie ... :(
staram się - na tyle i le faktycznie potrafię nie koncentrować się tak na nim, w dzień nie ma problemu, ale w nocy, gdy on tak się zachowuje, do tego przychodzi do mnie do pokoju, przeszkadza w spaniu - nie jestem w stanie nie reagować. A reaguję złością, pretensjami, wyrzutami w jego kierunku... nie użalam się nad nim przy nim

Klara - Pią 09 Wrz, 2016 16:41

Tuśka napisał/a:
w nocy, gdy on tak się zachowuje, do tego przychodzi do mnie do pokoju, przeszkadza w spaniu

Przepraszam za porównanie, ale przypomniały mi się opisy z hitlerowskich czy komunistycznych aresztów - właśnie nocami trwały przesłuchania, a w dzień nie było można spać :(
Twój mąż śpi sobie w dzień, a Ty w tym czasie pracujesz. TAKŻE NA NIEGO.
Czy tego, że nie pozwala Ci wypocząć nie można potraktować jako formy przemocy?
Dowiedz się.

Ilona - Pią 09 Wrz, 2016 18:06

Kilka lat temu miałam podobną sytuację : m dziwnie się zachowywał,gadał,gestykulował itd. Córka wezwała pogotowie po cichu. Przyjechali ,a m nie chciał poddać się żadnym badaniom. Panowie z pogotowia doradzili,żeby w takich sytuacjach wzywać policję,bo zakłóca mir domowy,ciszę nocną, gada głupoty,a wtedy policja wzywa pogotowie...

Niestety nie zdążyłam już sprawdzić jak to działa w naturze, bo chłop się tego pogotowia przestraszył i omamy wszelakie mu przeszły.
Dla mnie to była czysta manipulacja

AnnaEwa - Pią 09 Wrz, 2016 18:18

Tuśka, przypomnij mi, proszę, od kiedy on nie aplikuje sobie alkoholu.
Zastanawiam się, czy przypadkiem on sobie jednak czegoś nie dawkuje.
Dziwnie mi to przypomina zachowania mojego byłego partnera, który, jak się okazało po niejakim czasie, jakieś tam jednak zapasy chomikował w krzakach i się nie odtruł. Jeśli tak jest, to wcześniej czy później będzie sajgon, bo mu "puści" to heroiczne dawkowanie i upije się porządnie na raz. Wtedy sprawa będzie jasna.
Zresztą, czymkolwiek nie byłoby to spowodowane, może nie tropmy tego, tylko pomyśl, co tu zrobić, żebyś się mogła... wyspać, dziewczyno! Bo jesteś jednym kłębkiem nerwów i rzeczywiście w takim stanie nie obronisz się przed żadną presją, ja to znam.
Pomyśl, pomyśl, co zrobić! Weekend właśnie, może możesz gdzieś wyjechać z dziećmi na dwa dni, może jakaś działka, Twoja albo znajomych, jakiś grill, coś, coś?...

Tuśka - Pon 12 Wrz, 2016 15:18

O ja głupia i naiwna !!! Powinnam dostać nagrodę dla naiwniaka roku :okok:
Przekonana, że mężuś nie pije, zdemaskowałam go w sumie przez swoją naiwność :lol:

W piątek syn pojechał do babci na noc, a ja z zamiarem, że jak będą akcje z gadaniem do siebie, śpiewaniem, nudnościami itd, zadzwonię po pogotowie i policję jeśli będzie taka potrzeba. Noc minęła w miarę spokojnie, ale za to nad ranem się zaczęła cała szopka. Wyszłam z mieszkania, zadzwoniłam po pogotowie, pogadałam z policją w razie jakby nie chciał jechać do szpitala.
Pogotowie przyjechało, mąż w ciężkim szoku, w końcu lekarze przekonali go najpierw do rozmowy, potem do ogólnego badania – no i przyznał się, że tego samego ranka pił. Nie było po nim tego widać, więc lekarz przekonał go, żeby pojechać do szpitala psychiatrycznego na badanie i rozmowę z psychiatrą, bo wg niego to faktycznie ma objawy depresji. Pojechali. Na miejscu okazało się, że ma 1,5 promila … - no to na oddział nie mogą przyjąć, musi być trzeźwy ,jak wytrzeźwieje to ma się pojawić znowu w szpitalu.Zadzwonili po policję, żeby go zabrać na izbę wytrzeźwień. Ponoć przy przyjęciu na izbę miał 0,9 promila, został nam na 8 godzin. Wrócił skruszony, załamany, że to był jego najgorszy dzień w życiu itd. Itp. Przyznał się, ze od 2 tyg. znowu pije… Teraz oczywiście idzie się leczyć, zapisuje się na AA i w ogóle zrobi wszystko żeby przestać pić bla, bla, bla

A ja głupia, naiwna tak się dałam wkręcić, że niby załamanie nerwowe ma, depresję i te sprawy… wstyd mi samej przed sobą, a jemu gratuluję, że tak dobrze się maskował.

Ilona - Pon 12 Wrz, 2016 15:32

Taki mu misterny plan popsułaś.... zafundowałaś najgorszy dzień w życiu. No maestro po prostu ;)
Linka - Pon 12 Wrz, 2016 15:56

Tuśka napisał/a:
wstyd mi samej przed sobą, a jemu gratuluję, że tak dobrze się maskował.

A ja Tobie gratuluję, jesteś wielka dziewczyno :buzki:
Nie Ty jedna nie zauważyłaś, ja tez nie urodziłam się z alkomatem w oczach :bezradny:

olga - Pon 12 Wrz, 2016 18:20

Zdemaskowalas maskarade 8| dobrze się stało....źle, że nadal w tym wszystkim uczestniczysz...zwarujesz dziewczyno wczesniej jak on :pocieszacz:
AnnaEwa - Czw 15 Wrz, 2016 19:49

Cytat:
A ja głupia, naiwna tak się dałam wkręcić, że niby załamanie nerwowe ma, depresję i te sprawy… wstyd mi samej przed sobą

Nie właź tak ochoczo w oślą skórę, bo Cię w niej ktoś jeszcze zaszyje! :D Znakomicie sobie poradziłaś, i zyskałaś bezcenną wiedzę :) Gratuluję, mnie to zajęło znacznie więcej czasu.
No, co? - taka to jest choroba obrzydliwa, oparta na kłamstwie, a te kłamstwa - to mistrzostwo świata jest... A Ty - zuch dziewczyna jesteś.

Tuśka - Pią 16 Wrz, 2016 14:08

Nie czuję się wielka, nie czuję się zuchem – czuję, że muszę robić wszystko, aby nasze dalsze życie jakoś wyglądało. Jakoś to nie znaczy od kieliszka do kieliszka, od kaca do kaca, od patrzenia czy jest trzeźwy czy nie. Dla mnie to „jakoś” to spokojny dom, bez kłamstw, bez pretensji i awantur, spokój emocjonalny i bezpieczeństwo. Bez męża. Sama z dzieckiem. Staram się do tego dążyć i robić wszystko (na ile w tej chwili potrafię), aby osiągnąć cel. Choć mój mózg zaorany przez ostatnie lata buntuje się, emocje i zbyt miękkie serce biorą czasami górę. Jestem z natury spokojnym i ugodowym człowiekiem, chciałabym, żeby wszyscy mieli się dobrze, że by wilk był syty i owca cała i to mnie gubi cf2423f
Wiem doskonale, że mąż jest alkoholikiem, że powinnam kopnąć go w zadek i patrzeć jak upada, ale są takie dni, kiedy wszystko we mnie krzyczy i chcę mu pomóc. Wczoraj był u psychologa – ponoć powiedziała, że ma ostrą depresję i że będzie coraz gorzej – przyjdzie jesień, zima, rozwód. Widzę go w szpitalu na oddziale zamkniętym – według mnie tylko tam jest w stanie leczyć się i może wyleczyć? On o szpitalu oczywiście nie chce słyszeć, ma ich dosyć, a do psychiatry idzie dopiero za tydzień. Nawet jak dostanie antydepresanty to przecież na ich działanie trzeba czekać kilka tygodni, co w jego przypadku jest nie do przyjęcia.

Czuję się jak w jakimś matrixie – nie potrafię/boję się wyprowadzić i zostawić go całkiem samego bez środków do życia z tą nieszczęsną depresją (alkohol=depresja, depresja=alkohol) i bez siły na leczenie, pomimo tego że najbardziej na świecie pragnę rozwodu i życia bez niego, nie potrafię na razie odwrócić się plecami do chorego człowieka, z którym spędziłam 18 lat życia – choć z jego strony tak to wygląda – że się odwróciłam, że odchodzę od niego, że nie kocham, że zostawiłam samego sobie.

Chciałbym mieć czarodziejską różdżkę, za pomocą której uleczyłabym go z depresji, z alkoholizmu, znalazła mu pracę i rozwiodła się bez problemów. Takie moje małe marzenia nie do spełnienia …

Klara - Pią 16 Wrz, 2016 15:40

Tuśka napisał/a:
z jego strony tak to wygląda – że się odwróciłam, że odchodzę od niego, że nie kocham, że zostawiłam samego sobie.

W rzeczywistości nie wiesz, jak to z jego strony NAPRAWDĘ wygląda.
Niedawno byłaś przecież świadkiem i nieświadomą uczestniczką dobrze wyreżyserowanego przedstawienia.
Manipulacja wyszła na jaw i co w efekcie? - wizyta u psychologa. Czy przynajmniej był/ła to terapeuta/tka uzależnień? :(

olga - Pią 16 Wrz, 2016 17:07

Też taką czarodziejska różdżke chciałam mieć swego czasu
Tuśka - Pią 16 Wrz, 2016 17:11

Tak , to była teraputka w centrum leczenia uzależnień przy szpitalu psychiatrycznym.

Na szczęście takie moje myśli jak wyżej napisałam są tylko myślami i bardzo się staram ich nie przekładać na czyny. Dzięki temu, że tu piszę łatwiej mi potem spojrzeć na rzeczywistość i dalej walczyć z "demonami" :-)

Tuśka - Pią 16 Wrz, 2016 17:17

olga napisał/a:
Też taką czarodziejska różdżke chciałam mieć swego czasu

szkoda, że taka nie istnieje :-D

olga - Pią 16 Wrz, 2016 17:21

Myślisz, że gdybyś go zaczarowala z alkoholizmu i depresji to byłby taki jakiego chciałabyś?
Tuśka - Pią 16 Wrz, 2016 17:36

Nie, nie byłby i już nigdy nie będzie.
Ale chciałabym, żeby był zdrowy i szczęśliwy. Tylko beze mnie.

olga - Pią 16 Wrz, 2016 17:43

A do czego niezbędne Ci jego szczęście?
Jasne, ze milej jest gdy ludzie są zdrowi, mają pracę i pieniadze ale nie wszystkim się wiedzie...niektórzy są chorzy, niepelnosprawni, ubodzy czasami z powodu choroby, czadami z powodu wlasnej glupoty, lenistwa.....wszystkich nie uszczęśliwisz...
Pomyśl też o tym, ze on może wcale nie ma ochoty zmieniać swojego życia.

Klara - Pią 16 Wrz, 2016 18:22

Tuśka napisał/a:
chciałabym, żeby był zdrowy i szczęśliwy. Tylko beze mnie.

A wiesz - przypomniał mi się jeden przypadek z Al-Anonu.
Mąż (jednej z dziewczyn) odszedł od niej, czy też ona go wyrzuciła tego nie wiem, w każdym razie mieszkali oddzielnie, chociaż byli w kontakcie ze względu na dzieci. Facet zaczął trzeźwieć, a następnie związał się z inną, ale dziewczyna miotała się nieprzytomnie ze swoim współuzależnieniem i prawdopodobnie czyniła jakieś zabiegi, żeby mąż do niej wrócił - wszystkiego na mityngach nie mówiła.
Któregoś razu siedziała zadumana i zaczęła mówić: "No tak, przecież chciałam, żeby był trzeźwy. Jest trzeźwy, to o co mi jeszcze chodzi...?"

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 10:43

Tuśka napisał/a:
Wiem doskonale, że mąż jest alkoholikiem, że powinnam kopnąć go w zadek i patrzeć jak upada, ale są takie dni, kiedy wszystko we mnie krzyczy i chcę mu pomóc

Ani nie wiem, i myślę, że nikt tu nie wie, i Ty też nie jesteś pewna, czy powinnaś "kopnąć go w zadek", a tym bardziej "patrzeć, jak upada", ani nie wiadomo, czy mu pomagać, a już na pewno - jak, żeby nie zaszkodzić.
Więc, skoro w tej kwestii nie ma pewnych danych, może odłóżmy takie rozważania na razie.
Natomiast w zasadzie
Tuśka napisał/a:
spokojny dom, bez kłamstw, bez pretensji i awantur, spokój emocjonalny i bezpieczeństwo
można przyjąć za pewnik, ze jest ok.

Rozumiem, że masz "odpływ energii" teraz, bo to, co się stało, to był wstrząs także i dla Ciebie, musiałaś się "spiąć", a że kiedyś trzeba się "rozpiąć", więc jesteś teraz chwiejna i wrażliwa. To zrozumiałe.

Ale popatrz, co się wydarzyło: Ty zareagowałaś zdrowo - ponieważ człowiek obok zachowywał się choro i nieakceptowalnie, wezwałaś pogotowie. I takie zdrowe, Twoje, zachowanie natychmiast obnażyło fałsz całej sytuacji, sięgnięcie przez Ciebie po pomoc natychmiast zdemaskowało kłamstwa małżonka. Już się nie zadręczasz, że nie wiesz, że może ma depresję, a może nie ma i tysiąc innych wątpliwości. I on musiał się zmierzyć z faktami - bo inaczej się nie dało - i Ty zobaczyłaś, o co chodzi. Zrobiło się "czyściej".
Więc może przede wszystkim dbaj o to, żeby zachowywać się samej zdrowo i uczciwie, w dalszym ciągu. Szukaj wsparcia w takich zachowaniach, ćwicz je. Z czasem będzie łatwiej.
I, kto wie, może samo to - wystarczy?

Jacek - Sob 17 Wrz, 2016 11:44

AnnaEwa napisał/a:
Tuśka napisał/a:
Wiem doskonale, że mąż jest alkoholikiem, że powinnam kopnąć go w zadek i patrzeć jak upada, ale są takie dni, kiedy wszystko we mnie krzyczy i chcę mu pomóc

Ani nie wiem, i myślę, że nikt tu nie wie, i Ty też nie jesteś pewna, czy powinnaś "kopnąć go w zadek",

tak to prawda :tak: tego nie wie nikt
ja powiem jednak co mnie spotkało po takim kopniaku
takowy kopniak od żony,dla mnie zamienił moje życie w pomoc
to kopniak otworzył we mnie myślenie poxytywne

Tuśka - Śro 28 Wrz, 2016 13:33

A u nas jakiś taki dziwny spokój , cisza – oby nie przed burzą – bo takie odnoszę wrażenie, że teraz nic się nie dzieje, ale podświadomie wyczekuję, aż coś się złego wydarzy. Czy to mój umysł przyzwyczajony do stałego napięcia i ciągłej „walki z wiatrakami” tak reaguje czy też może to coś innego?

Mąż grzeczny, spokojny (aż za bardzo) jak na niego – nie płacze, nie mówi sam do siebie, w ogóle mało mówi – zresztą ja też prawie w ogóle z nim nie rozmawiam. Czasami rano jak szykuję się do pracy to mi jedynie mówi, że znowu (co noc) śnił mu się sąd-rozwód i izba wytrzeźwień. Czyżby jednak tak bardzo się ten pobyt na nim odbił?

Ja żyję własnym życiem – praca, dom, obowiązki domowe, rodzicielskie, moje przyjemności, mój czas dla siebie i dziecka, nie ma w tym wszystkim miejsca dla męża – czyżby to w końcu zauważył, czy po prostu zamknął się w sobie jeszcze bardziej? Jakieś zmiany w nim zachodzą na pewno, ale nie widzę, aby to były pozytywne zmiany – wiem, nikt mi na to pytanie nie odpowie, tylko on sam wie co w jego głowie siedzi…

Dziwnie się czuję – jakby w zawieszeniu, w oczekiwaniu na ? No właśnie na co???

Klara - Śro 28 Wrz, 2016 14:17

Tuśka napisał/a:
Czy to mój umysł przyzwyczajony do stałego napięcia i ciągłej „walki z wiatrakami” tak reaguje

W kontakcie z alkoholikiem jesteś ciągle narażona na nagłe skoki adrenaliny.
Organizm przyzwyczaja się do tego, toteż czas spokoju jest czymś niezwykłym.
Jednocześnie przecież zdajesz sobie sprawę z tego, ze TA chwila spokoju wynika z czegoś, co dla Ciebie jest niewiadomą, toteż nic dziwnego, że czujesz się niepewnie :pocieszacz:

Szkoda, że ciągle masz w pobliżu ten wyzwalacz w postaci (jeszcze) męża.
Mentalne oddzielenie się od jego problemów jest w tej sytuacji trudne, ale gdyby Ci się udało w ogóle nie myśleć o tym, co on zamierza, co za chwilę się wydarzy, co mu się wydaje i co on widzi lub czego nie widzi, wystarczyłoby Ci mieć wyłącznie taki plan w zanadrzu: http://komudzwonia.pl/vie...p=127078#127078

olga - Śro 28 Wrz, 2016 14:19

Na dobrą zmianę albo chociażby dobrą odpowiedź od userów....

Szkoda, że nie da się narysować ale spróbuje obrazowo opisać: w zdrowym związku obszary należące do partnerów to dwa koła trochę zazębiajace się za siebie. To co się zazębia to obszar wspólny czyli wspólne zainteresowania, czas spedzany razem, troska o siebie nawzajem, myślenie o partnerze, reszta (duży obszar) jest odrebny czyli Twój czas dla siebie tylko i wyłącznie, Twoje hobby, Twoi znajomi, Twoje przyjemnosci, czas na samorozwoj, ksztalcenie.
W zwiazku chorym koło jest jedno i wygląda jak model atomu, uzależniony jest w centrum a partner krąży wokół niego jak wolny elektron i cały swój wolny czas i energię poświęca dla niego.

Jak jest u Ciebie? Jak to widzisz?

Tuśka - Czw 29 Wrz, 2016 11:48

I co? Wywołałam wilka z lasu, czy jednak moja intuicja coś podpowiedziała? Wróciły wczesno-poranne rozmówki do poduszki i stany lękowe  Niestety mieszkając wciąż pod jednym dachem baaardzo trudno jest się od tego całkowicie odciąć, choć naprawdę się staram.
Olga – ładniej ujęłaś ten opisowy wykres kołowy 
Wg mnie na chwilę obecną jednak nie pasujemy do żadnego z tych modeli. Ten pierwszy „umarł” już dawno temu, a ten drugi tez już przestał funkcjonować – choć nie przeczę, że tak było. Jeszcze nie tak dawno. (ha, przynajmniej ja tak to widzę…) Na chwilę obecną są dwa koła obok siebie, jeszcze blisko, jeszcze się czasami ocierają o siebie, tak jakby pole magnetyczne przyciągało to jedno do drugiego, ale za chwilę jak zobaczy że to drugie funkcjonuje – i mocno je odpycha. Dłuuga droga przed nami, przede mną 

Klara – taki plan B jest w mojej głowie (i nie tylko) , nieco zmodyfikowany, gdyż nie ma u nas przemocy fizycznej, ale tzw. tyły mam zabezpieczone – dokumenty, telefony, niezależność finansowa, pomoc z zewnątrz 

Dziś jak co czwartek idę na grupę dla współuzależnionych, pogadam, posłucham, nabiorę sił na kolejny tydzień.

pietruszka - Pią 30 Wrz, 2016 17:57

Tuśka napisał/a:
ie pasujemy do żadnego z tych modeli.

Tuśka napisał/a:
Na chwilę obecną są dwa koła obok siebie, jeszcze blisko, jeszcze się czasami ocierają o siebie, tak jakby pole magnetyczne przyciągało to jedno do drugiego, ale za chwilę jak zobaczy że to drugie funkcjonuje – i mocno je odpycha.

jakby Cię to tak nie zazębiało... to byś o nim (znaczy się alkoholiku) nawet nie wspomniała...
no ale to przychodzi z czasem... taki normalny etap oderwania się...

olga - Pią 30 Wrz, 2016 18:12

A ja uważam, że koleżanka pasuje jednak do tego drugiego modelu. Prawdopodobnie uklad ten nie jest już bardzo ścisły ale jeszcze funkcjonuje. Z czego tak wnioskuję: wszystkie wypowiedzi "krążą" wokół niego... :bezradny:
Tuśka - Śro 05 Paź, 2016 13:20

Ok, na pewno macie rację, nie będę się wypierać, że tak nie jest. Wasze doświadczenie jest dużo większe niż moje i niż moje "myślenie" o sobie :)

olga napisał/a:
A ja uważam, że koleżanka pasuje jednak do tego drugiego modelu. Prawdopodobnie uklad ten nie jest już bardzo ścisły ale jeszcze funkcjonuje. Z czego tak wnioskuję: wszystkie wypowiedzi "krążą" wokół niego... :bezradny:


no krążą tutaj, krążą - w sumie z jakiegoś powodu na forum dla współuzależnionych założyłam wątek, a nie gdzie indziej. Bo jak będę chciała pogadać o modzie, kosmetykach, pracy, hobby itp. to napiszę na takim tematycznym forum. ;)

pietruszka - Śro 05 Paź, 2016 18:10

A co jest jeszcze oprócz "niego" i
Tuśka napisał/a:
modzie, kosmetykach, pracy, hobby
?
Gdzie TERAZ jesteś TY, Ty sama? Jak tam twój rozwój osobisty, naprawianie siebie, tych defektów, które doprowadziły do związania się z osobą niedostępną emocjonalnie, co z samorozwojem, duchowością, wewnętrzną harmonią i spokojem?
Moim zdaniem to właśnie jest ta kontra współuzależnieniową (nie wiem jak to inaczej nazwać). Niektórzy nazywają to właśnie DBANIEM o SIEBIE

biegnacazwilkami - Czw 06 Paź, 2016 00:48

pietruszka napisał/a:
co z samorozwojem, duchowością, wewnętrzną harmonią i spokojem?

Mąż Ci przeszkadzał Pietruszko, żeby się tym zająć? Tobie, Olusi czy innej z koleżanek?Był emocjonalnie nie dostępny?
Małżeństwo z grubsza rzecz ujmując , to nie tylko 2 lub cztery kółka, to co najmniej współnota:
- stołu
- łoża
- portfela
wiem, wiem, można zawrzeć umowę o rozdzielności majątku, podobno dziś to norma,wśród ...nowobogackich...
Wspólnota stołu też się gdzieś zapodziała, je się gdzieś na mieście, byle gdzie,byle co i z byle kim.A gdy raz kiedyś przyjdzie zjeść domowe posiłki w gościnie u (jeszcze nie) teściowej, na chybcika się łyka co jest na stole i fruuu, do swojego "swiata" wirtualnego na you tubie czy innym FB.Czasem się burknie "dziękuję", że niby za jedzenie bo takie dobre, za towarzystwo przy stole się nie dziękuje, bo....było mu/jej nie potrzebne...
czy jedno z drugim zauważą, że ich związek się rozpada?Acha, jeszcze....wspólnota łoża...ciekawa jestem , czy wg koleżanek istnieje jakaś granica wieku, co do tej wspólnoty? Hę? No, Oluś, od ilu lat wg Ciebie lóżka można rozsunąć?Moja bardzo bliska przyjaciółka opowiadała lekko speszona przy jakieś tam imieninowej okazji, iż wspomniała mężowi że może by tak rozsunąć łóżka....na co on kategorycznie odpowiedział:jedynie w takim wypadku, gdy uzyskasz na to nakaz sądowy!Są jednym z nie wielu małżeństw które znam z prawie 50-letnim stażem:)
Jak się komuś marzy być pępkiem świata(dla siebie), nie powinien w ogóle wiązać się w żadnym związku. Jesli jednak chcemy iść przez życie z kimś ramię w ramię, jesli spotkamy faceta, który pokocha nas z wzajemnością,i... jeśli zostaniemy rodzicami,trzeba być odpowiedzialnym za swoje decyzje i konsekwentnym.Wiem co mówię, szkoda marnować czas na jednego, drugiego i kolejnego kandydata z odzysku, najlepszy był tylko ten pierwszy.Warto to wiedzieć, zanim będzie za późno.Jeśli rodzina nie powstała, nie ma dzieci, cóż, w każdej chwili każdy może iść w swoją stronę, jak jakiś morszczyn czy inna brunatnica niesiona wiatrem i wodą, co to korzeni nie zapuszcza nigdzie i nie przywiązuje się do nikogo/niczego. Biedne morszczyny, nie mają zielonego barwnika, czyli chlorofilu, nie potrzebują, nie znają wartości słońca....
Swoją drogą, czy ktoś zna jakieś forum nie powiązane z uzależnieniami, na którym można na takie ciekawe życiowe tematy porozmawiać?O uzaleznieniach oczywiście też...jak trzeba.Chętnie bym się tam wybrała.

Linka - Czw 06 Paź, 2016 08:59

:glupek:
Biegnąca, jak sobie wyobrażasz wspólnotę majątkową, rodzinne obiady, wspólne łoże , z czynnym alkoholikiem????
Kogo próbujesz wpędzić w poczucie winy?, Współuzależnione, które zrobiły już wszystko, by ten związek ratować?
Zapomniałaś, ze w związku są dwie osoby i obie muszą chcieć?

biegnacazwilkami napisał/a:
czy ktoś zna jakieś forum nie powiązane z uzależnieniami, na którym można na takie ciekawe życiowe tematy porozmawiać?

Znam takie, wystarczy trochę poszukać w sieci.

pietruszka - Czw 06 Paź, 2016 09:40

biegnacazwilkami napisał/a:
Mąż Ci przeszkadzał Pietruszko, żeby się tym zająć? Tobie, Olusi czy innej z koleżanek?Był emocjonalnie nie dostępny?

Nie, sama sobie przeszkadzałam... uciekając od samej sobie w nadopiekuńczość wobec innych i niejako zajmowaniem się ich sprawami. Również, za co mi wstyd, krytykowaniem Innych, ustawianiem ich świata i ferowaniem wyroków, jak powinni (według mnie) postępować. Strasznie dużo czasu mi to zajmowało, który mogłam spożytkować z większym pożytkiem, dla siebie, partnera i reszty świata.
Skierowanie uwagi na siebie to nie tylko przyjemności, ba... to moim zdaniem nawet też częściej wzięcie odpowiedzialności za własną zmianę, przyjrzenie się swoim wadom, złym nawykom i praca nad ich zmianą.

Pietruch w czasie swojego czynnego okresu alkoholizmu był coraz bardziej niedostępny emocjonalnie... Ta choroba tak ma. Coraz mniej wtedy NAS, chociaż współuzależniona coraz mocniej naciska, by ratować to "NAS". Trochę przypomina balon, który naciska całym impetem partnera, który zaczyna się dusić. Czasem wywołuje to agresję, czasem... "a daj Ty mi święty spokój". Z czasem w domu z problemem alkoholowym cała energia rodziny jest nakierowana na "ratowanie" alkoholika. Jeśli ktoś jest słabszy... balonik pęka. Wtedy czasem następuje zmiana.
biegnacazwilkami napisał/a:
A gdy raz kiedyś przyjdzie zjeść domowe posiłki w gościnie u (jeszcze nie) teściowej, na chybcika się łyka co jest na stole i fruuu, do swojego "swiata" wirtualnego na you tubie czy innym FB.Czasem się burknie "dziękuję", że niby za jedzenie bo takie dobre, za towarzystwo przy stole się nie dziękuje, bo....było mu/jej nie potrzebne...

Piszesz to z własnych doświadczeń?

Kami - Czw 06 Paź, 2016 09:57

biegnacazwilkami napisał/a:
Mąż Ci przeszkadzał Pietruszko, żeby się tym zająć? Tobie, Olusi czy innej z koleżanek?Był emocjonalnie nie dostępny?

tak zapewne przeszkadzał jego smród, bełkot, czepianie się i awantury a także ogólny syf z tym związany. Trwanie w takim toksycznym związku gdzie w konsekwencji picia nie ma porozumienia a jest ciągła walka, robienie sobie na złość, wylewanie na siebie pretensji i celowe niedowartościowanie . Wspólne życie w najlepszym wypadku przypomina zawody i przepychankę. Nie ma kompromisów a jest rozpamiętywanie przeszłości i ciągłe żale, bo o biciu i rozwalonych meblach nie wspomnę ( nie znam tego i nie będę zagłębiać tematu).
biegnacazwilkami napisał/a:
Małżeństwo z grubsza rzecz ujmując , to nie tylko 2 lub cztery kółka, to co najmniej współnota:
- stołu
- łoża
- portfela

dokładnie tak, tylko do tego stołu trzeba mieć wspólne chęci by razem usiąść w przypadku pijącego raczej to trudne ... spadnie i mordę obije jak nic
Łoża ???? A czy on się jeszcze do czegoś nadaje bo o warunkach estetycznych nie wspomnę. Zdarzyło mi się spać ( trudno to nazwać spaniem ) przy partnerze, kiedy w pewnym momencie ( na moje szczęście ) siadł i wyrzygał z siłą torpedy wszystko przed siebie ...... Jak o tym sobie wspomnę .... :rzyga: :rzyga: to mnie na rzyganie bierze. :blee:
biegnacazwilkami napisał/a:
Czasem się burknie "dziękuję", że niby za jedzenie bo takie dobre, za towarzystwo przy stole się nie dziękuje, bo....było mu/jej nie potrzebne...

Dopóki z nim byłam miał jak król codziennie stół nakryty i schabowe uklepane ........ tylko właśnie mnie dla samej siebie w tym wszystkim zabrakło.
biegnacazwilkami napisał/a:
Jak się komuś marzy być pępkiem świata(dla siebie), nie powinien w ogóle wiązać się w żadnym związku.

O zdrowym egoizmie rozpisują się naukowcy a wspólny szacunek to już jest inna sprawa .
biegnacazwilkami napisał/a:
Moja bardzo bliska przyjaciółka opowiadała lekko speszona przy jakieś tam imieninowej okazji, iż wspomniała mężowi że może by tak rozsunąć łóżka....na co on kategorycznie odpowiedział:jedynie w takim wypadku, gdy uzyskasz na to nakaz sądowy!

I w ten właśnie oto sposób nim ktoś za nich zadecyduje jest być może nadal dziwką własnego męża.
Nawet po najbardziej udanej nocy droga biegnąca ...następuje dzień, a po nie udanym dniu trudno o dobrą noc. To jest MOJE myślenie i podejrzewam, że jest sporo kobiet na świecie, które myślą podobnie, by za codziennie awantury nie nagradzać własnego męża ciepłym tyłeczkiem .
Wyzwie poniży i jeszcze dostanie ..... :zalamka: ....... toż to leprze od koła gospodyń wiejskich .....
biegnacazwilkami napisał/a:
Wiem co mówię, szkoda marnować czas na jednego, drugiego i kolejnego kandydata z odzysku, najlepszy był tylko ten pierwszy.

To po co wzięłaś sobie kolejnego ???? Skoro wiesz ????? Tylko dlatego, że pierwszy się zapił i umarł ?? A nie lepiej pobiegać z nasturcjami na grób ?? ....
biegnacazwilkami napisał/a:
fruuu, do swojego "swiata" wirtualnego na you tubie czy innym FB.

Nie każdy... w życiu nie miałam FB ..... jestem tak zwana nie istniejąca ale nie mam z tym problemu
biegnacazwilkami napisał/a:
wiem, wiem, można zawrzeć umowę o rozdzielności majątku, podobno dziś to norma,wśród ...nowobogackich...

na całe szczęście zrobiłam to sama ku zaskoczeniu innych w tym własnego męża i teściowej i wiesz co ?! Mądra rzecz jaką mi się udało zrobić w tym małżeństwie zaraz po urodzeniu dzieci bo kiedy on już na tyle pił i nie myślał logicznie mogłam sobie sama bez jego zgody za własne zarobione pieniądze kupić mieszkanie i wziąć samej kredyt a kiedy bank mi powiedział, że potrzebna będzie do kredytu zgoda męża ( której nigdy by mi nie dał ) wyciągnęłam kwit ......
Moja mama ( wychodowana na taką co trza przy mężu tkwić nie ważne z jakim poświęceniem ), kiedy bardzo zachorowała i potrzebowała pomocy męża wiesz co robił ? Stał pod sklepikiem osiedlowym i piwo sączył albo na działkę jeździł bo tam miała spokój w swoim piwkowaniu.
Przed śmiercią mama powiedziała by nim się nie przejmować bo.... cytuję: ON JEST WREDNY ....
Powiedziała to kobieta, która nigdy w swoim życiu nie powiedziała nawet słowa cholera i nigdy nie podniosła głosu.
biegnacazwilkami napisał/a:
Swoją drogą, czy ktoś zna jakieś forum nie powiązane z uzależnieniami, na którym można na takie ciekawe życiowe tematy porozmawiać?O uzaleznieniach oczywiście też...jak trzeba.Chętnie bym się tam wybrała.

Pełno tu takich, kółko różańcowe, haftowanie krzyżykowe, jak wydziergać beret z antenką, jak zakryć siniaki i blizny po szafkowych obiciach, jak być seksowną na noc z ukochanym z dodatkiem kulinarnym na posiłek lekkostrawny przed seksem ..... i są jeszcze i takie jak zap****** 24 godziny na dobę być uśmiechniętą nie mieć żalu i nie czuć zmęczenia.
Nie da się Ciebie czytać więc będę pomijać :bezradny: a dziś jak Twój wpis przeczytałam to nie wiedziałam czy płakać czy się śmiać ......
Ludzie utrudniają nam życie tak długo, jak długo wierzymy, że nam je utrudniają. I właśnie takie przekonania jak Twoje powodują, że człowiek całe życie tkwi w jednym miejscu.
Nauczyłam się że moje własne życie nie jest moją porażką ale sytuacją, która mnie mobilizuje do zmiany nastawienia i że moje życie to nie jest to co mi się przydarza ale to jestem Ja sama.
Jeśli ja dla siebie nie umiem być wartością najwyższą to czemu się dziwię, że inni nie mają do mnie szacunku. Przecież skądś to wypływa.
Kiedy do serca dopuścimy i rozum życie staje się prostsze. Nasze ciotki i babki i matki wpajały by w życiu kierować się sercem bo serce wie najlepiej. Ale poza tym, że to serce wie najlepiej ono też pamięta. Uczucia moja droga to jedynie produkt uboczny naszych myśli więc do zdrowego funkcjonowania potrzebujemy i serca i rozumu i wtedy mamy zachowaną równowagę.

olga - Czw 06 Paź, 2016 15:51

biegnacazwilkami, nic ci wiecej nie dolega? :roll:
olga - Czw 06 Paź, 2016 15:53

Kami, brawo za post, lepiej bymtegonie napisala :okok:
Tuśka - Czw 06 Paź, 2016 16:02

pietruszka napisał/a:
Gdzie TERAZ jesteś TY, Ty sama? Jak tam twój rozwój osobisty, naprawianie siebie, tych defektów, które doprowadziły do związania się z osobą niedostępną emocjonalnie, co z samorozwojem, duchowością, wewnętrzną harmonią i spokojem?
Moim zdaniem to właśnie jest ta kontra współuzależnieniową (nie wiem jak to inaczej nazwać). Niektórzy nazywają to właśnie DBANIEM o SIEBIE


Gdzie ja jestem? Na początku tej drogi – jak to mówią - „nie od razu Rzym zbudowano” . Na wszystko przychodzi czas i moment. Na początek trzeba pozałatwiać zwykłe codzienne sprawy, nauczyć się żyć obok a nie z alkoholikiem, a wtedy samo przyjdzie czas na dbanie o rozwój osobisty, duchowość harmonię i spokój.
Doskonale zdajecie sobie sprawę, że mieszkając z alkoholikiem (jeszcze, bo sprawa wyprowadzki i rozwodu jest w toku i nie jest to takie łatwe i proste do przeprowadzenia), do tego z alkoholikiem w depresji słyszę codziennie, że on nie chce już zyć, że chce się zabić, a pomocy lekarskiej odmawia. Przykład z dziś – jestem od 8 w pracy, o 9 mam telefon od męża, że idzie szukać torów, gdzie się może rzucić pod pociąg, a może jednak weźmie nóż i się zabije, a potem , że może jednak na mnie poczeka, aż wrócę do domu. Czy powinnam zwolnic się z pracy i lecieć go ratować? Nie zrobiłam tego, zadzwoniłam o 14 – odebrał telefon, mówiąc, żebym go nie szukała bo on już nie żyje… Nie wiem czy jest w tanie targnąć się na swoje życie, ale wydaje mi się, że nie, ale nie siedzę w jego głowie.
I gdzie w tym wszystkim mam dbać o swój rozwój osobisty, harmonię i spokój?
Idę zaraz na terapię, może tam udzielą mi wskazówek …

Klara - Czw 06 Paź, 2016 16:10

Tuśka napisał/a:
Przykład z dziś – jestem od 8 w pracy, o 9 mam telefon od męża, że idzie szukać torów, gdzie się może rzucić pod pociąg, a może jednak weźmie nóż i się zabije, a potem , że może jednak na mnie poczeka, aż wrócę do domu.

To jest psychiczne nękanie.
Przepraszam Tusia, ale nie pamiętam, czy masz Niebieską Kartę? - Jeśli nie - zgłoś problem na policję, jeśli tak - zwróć się o dopisanie, czy tam założenie następnej kartki.....
Umiałabyś zapowiedzieć (jeszcze) mężowi, że w godzinach pracy NIE BĘDZIESZ ODBIERAŁA TELEFONÓW OD NIEGO i potrafiłabyś się tej obietnicy KONSEKWENTNIE trzymać?

olga - Czw 06 Paź, 2016 16:16

On manipuluje Toba :beba: moj regularnie chodzil "na tory", albo na kamieniolom rzucic sie na dol...jakos nigdy tam nie doszedl...a przestal "chadzac" kiedy przestalam zwracac uwage na to co gadal...
Co do depresji: jest ona naturalna konsekwencja picia, tak wiec nie jest on jakis wyhatkowy, kazdy czynny alkoholik ma depresje :beba:

esaneta - Czw 06 Paź, 2016 17:37

Tuśka podpisuję się pod tym, co Ci napisały dziewczyny i dodam jeszcze ze masz prawo zadzwonić na policję i zgłosić ze wlaśnie zadzwonił Twój mąż i poinformował Cię o swoich zamiarach samobójczych.
Ilona - Czw 06 Paź, 2016 17:46

Czysta manipulacja. Samobójca jak chce się zabić,to nie głosi tego wszem i wobec.

Mój m też swego czasu się wieszał...na żyrandolu w domu ,w mojej obecności i straszył. Ja mu na to,że jak musi,to niech się wiesza.... no więc wlazł na krzesło, zarzucił pasek (strach mnie obeciał,ale czekam...),po czym zwalił się na podłogę razem z tym żyrandolem, łeb potłuczony,żyrandol zbity,dziura w suficie....
Pozbierał się w try miga i biegusiem zaczął sprzątać....
Nastepnego dnia zaproponował mi wyjście do sklepu po nowy -żeby mi się podobał.
No i mam ten nowy zyrandol i zero rozmów o wieszaniu.

smokooka - Czw 06 Paź, 2016 19:37

mój się wieszał i na tory chodził wielokrotnie na pokaz, wtedy wzywałam (jak do tego dojrzałam) policję.

Były też niestety przypadki kiedy mną nie manipulował i nie informował o podjęciu próby samobójczej, ale rzeczywiście chciał się zabić... na szczęście jednak coś go powstrzymywało raz z nożem w ręku raz na pasku a raz sama zobaczyłam że siedząc w wannie trzyma włączony piecyk (teraz wiem że tylko korki by wywaliło prawdopodobnie) ja wtedy dostałam nadludzkiej sily wyciągnęłam kretyna z wanny rzuciłam na ścianę i strzaskałam po pysku... nie pamiętam tego sama aż tak dokładnie bo adrenalina mnie zalała ale mój mi to opowiadał wielokrotnie i jeszce w czasach kiedy pił i kiedy przestał to też tak samo to pamięta. Były jeszcze inne momenty horroru.

Mój został zdiagnozowany psychiatrycznie nie tylko depresja ale i dwubiegunówka, leczy się od lat kilku, jest spokojnie, pracuje nad sobą etapami, teraz jest na terapii DDA i naprawdę wreszcie pozbywa się skumulowanej złości, nawet umiał przeprosić byłą żonę, co bardzo dużo mu dało. Czasem tylko, rzadko on u siebie obserwuje jakieś dołujące chęci i potrafi mysleć o samobojstwie... Chociaż obiektywnie nic się nie dzieje, taka choroba...

Kami - Czw 06 Paź, 2016 21:45

Tuśka napisał/a:
Gdzie ja jestem? Na początku tej drogi – jak to mówią - „nie od razu Rzym zbudowano” .

Tuśka, ważne, że wiesz już gdzie jesteś każdy zaczyna zmiany od początku.
Obierz jedynie właściwy kierunek i nie zbaczaj z tej drogi.
Tuśka napisał/a:
Przykład z dziś – jestem od 8 w pracy, o 9 mam telefon od męża, że idzie szukać torów, gdzie się może rzucić pod pociąg, a może jednak weźmie nóż i się zabije, a potem , że może jednak na mnie poczeka, aż wrócę do domu.

standard. .... były partner za czasów kiedy z nim byłam też się szarpnął na swoje życie. Zażył wszystkie swoje antydepresanty na stole zostawił opakowania by było wiadomo ile tego wziął, napisał pożegnalny liścik z dokładną godziną, otworzył z zamka drzwi i wyłączył telefon bo wiedział, że w ten sposób zaniepokoi wszystkich.
Tak jak postanowił tak zrobił. Samobójstwo z instrukcja obsługi by wiedzieli lekarze jak go ratować.
Alkoholizm = depresja to normalne.
Zapamiętaj jedno Tosiu to duży chłopczyk i sam za siebie odpowiada. Nigdy, przenigdy kiedykolwiek cokolwiek sobie zrobi nie będzie to Twoja wina.
Tak samo nie będzie to Twoją zasługą gdyby podjął decyzję o terapii ....
Napisałam Ci w takim kontraście byś miała jasny obraz jakiejkolwiek odpowiedzialności za jego życie i jego stan.
Zamień swoje gdybanie na działanie, a to Ci przyspieszy rezultaty.
Kiedy zaczniesz myśleć o sobie zaczniesz realizować swoje pragnienia, marzenia. Skupiając się na wyczynach alkoholika tworzą się sytuacje, których chciałabyś uniknąć i sama na siebie zaczynasz działać destrukcyjnie.
Jesteś dopiero po czterdziestce całe najlepsze życie masz przed sobą. Już doświadczona a nadal młoda :buziak: działaj !!!!! :)

Kami - Czw 06 Paź, 2016 21:57

olga napisał/a:
Kami, brawo za post, lepiej bymtegonie napisala ;okok:

olga, sporo od Was wyniosłam i zaczęłam stosować w praktyce 54rerrer :buziak:
Nigdy nie chciałabym cofnąć się do czasów, kiedy wydawało mi się, że moje życie zawali się z odejściem od byłego.
Kiedy odeszłam było mi źle i dość długo byłam w tym beznadziejnym stanie, czasem czułam taki ból, że aż w piersiach rozrywało ... jedyne czego się trzymałam w tamtym czasie zawzięcie to tego by nie ulec mu kolejny raz z rzędu a im dłużej bez niego byłam tym jaśniej widziałam, że jest mi bez niego lepiej ... :)

pietruszka - Czw 06 Paź, 2016 23:42

Tuśka napisał/a:
Gdzie ja jestem? Na początku tej drogi – jak to mówią - „nie od razu Rzym zbudowano” . Na wszystko przychodzi czas i moment.

nie wiem, czy Ty Tuśka to widzisz, ale Ty już jesteś na drodze zmiany :tak:
Tuśka napisał/a:
Czy powinnam zwolnic się z pracy i lecieć go ratować? Nie zrobiłam tego, zadzwoniłam o 14 – odebrał telefon, mówiąc, żebym go nie szukała bo on już nie żyje… Nie wiem czy jest w tanie targnąć się na swoje życie, ale wydaje mi się, że nie, ale nie siedzę w jego głowie.

Powiem Ci Tuśka, że pomysł z wezwaniem policji nie jest taki głupi.
Raz... że w razie najgorszego...oni mają szansę dotrzeć do niego najszybciej i zagwarantować mu ewentualną pomoc... I w tym przypadku jest to jedna z całkiem słusznych reakcji.
Dwa... w razie czego to on poniesie konsekwencje swojego wygłupu i więcej już Ci tego nie zrobi... a dobrze, jeśli alkoholik poniesie konsekwencje swoich wątpliwej jakości wygłupów... cóż... mimo choroby jest to dorosły człowiek...
I uważam, że straszenie samobójstwem jest najczęściej u alkoholika czynnego szantażem emocjonalnym wobec rodziny i to szantażem zwykle wyjątkowo wrednym.

biegnacazwilkami - Czw 06 Paź, 2016 23:49

Linka napisał/a:
Biegnąca, jak sobie wyobrażasz wspólnotę majątkową, rodzinne obiady, wspólne łoże , z czynnym alkoholikiem????
Kogo próbujesz wpędzić w poczucie winy?, Współuzależnione, które zrobiły już wszystko, by ten związek ratować?
Zapomniałaś, ze w związku są dwie osoby i obie muszą chcieć?

Linko, spójrz na wykres przebiegu choroby alkoholowej/współuzaleznienia i kilku innych b. dobrze wpasowujących się w niego:kiedyś i mnie "zaciął się" mózg na jednym punkcie tego wykresu,konsekwencje były nie odwracalne.Dziś wiem, że każdy z nas codziennie podlega jakiejś zmianie. Ale, nikogo nie chcę wpędzać w poczucie winy, publiczne forum w moim domniemaniu czytają nie tylko osoby w Twojej sytuacji, niektóre, te młodsze, być może jeszcze mają szansę.Ogólnie-w rodzinie gdzie nie ma przemocy domowej , natomiast sa dzieci, dobrym wyjściem może być separacja.

biegnacazwilkami - Czw 06 Paź, 2016 23:59

pietruszka napisał/a:

Nie, sama sobie przeszkadzałam... uciekając od samej sobie w nadopiekuńczość wobec innych i niejako zajmowaniem się ich sprawami. Również, za co mi wstyd, krytykowaniem Innych, ustawianiem ich świata i ferowaniem wyroków, jak powinni (według mnie) postępować. Strasznie dużo czasu mi to zajmowało, który mogłam spożytkować z większym pożytkiem, dla siebie, partnera i reszty świata.
Skierowanie uwagi na siebie to nie tylko przyjemności, ba... to moim zdaniem nawet też częściej wzięcie odpowiedzialności za własną zmianę, przyjrzenie się swoim wadom, złym nawykom i praca nad ich zmianą.

Pietruszko, zadałas bardzo ważne pytania, dlatego je podchwyciłam, a teraz otrzymałam rzeczową odpowiedź, oj, jak bardzo się z tym zgadzam:byłam może bardziej wredna...
W dodatku sądziłam, że inaczej się nie da...dziś wiem, że "sama sobie przeszkadzałam" jak piszesz. Tylko że nie obarczam dziś winą za to swego m. I dalsza część Twojej wypowiedzi, o zachowaniach partnera, pożyteczna dla czytelniczek,ale....nie sądzę, że usprawiedliwia to co w cz.I opisałas.Jednym słowem:za wiele się tłumaczy alkoholizmem partnera i swoim "współuzależnieniem".
Pietruszko, dziękuję za tę wypowiedź.
i...piszę z nowych, własnych doświadczeń oczywiście. Mam nadzieję, że "dobra zmiana", wizyta Papieża itp, jeszcze trochę przedłużą stare zwyczaje rodzinnych spotkań.

biegnacazwilkami - Pią 07 Paź, 2016 00:31

Kami napisał/a:
Uczucia moja droga to jedynie produkt uboczny naszych myśli więc do zdrowego funkcjonowania potrzebujemy i serca i rozumu i wtedy mamy zachowaną równowagę.
[quote="Kami"]

- bardzo smutna i nie prawdziwa moim zdaniem konkluzja.
Pewnie masz powody by tam pisać, współczuję,ten kawałek o rozsuwaniu lóżek potraktuj proszę jako coś dla rozweselenia tych, co się śmiać jeszcze potrafią, koleżanka raczej się przechwalała, jaki to macho z jej męża, jest to małżeństwo dwojga nauczycieli bez żadnych problemów, Marysia w dodatku, ucząc biologii , prowadzi również nauki przedmałżeńskie świecąc mimo woli swym przykładem...
Kami, współczuję bardzo wszystkich rozczarowań, ale...może mój tekst nie dotyczy Ciebie?
Ani nikogo z tego forum....

biegnacazwilkami - Pią 07 Paź, 2016 00:37

Tuśka napisał/a:
Czy powinnam zwolnic się z pracy i lecieć go ratować?

Za każdym razem dzwonić na policję, nawet po trzy razy dziennie, gdy straszy, że coś sobie zrobi, na pewno pomoże.
Nie można również mieszkać razem w takim stanie rzeczy, na pewno znajdziesz jakies wyjście, swoją część mieszkania może komuś wynająć i za otrzymany czynsz sobie wynająć coś osobno?Ja bym tak zrobiła.

olga - Pią 07 Paź, 2016 13:08

biegnacazwilkami napisał/a:
.Ogólnie-w rodzinie gdzie nie ma przemocy domowej , natomiast sa dzieci, dobrym wyjściem może być separacja.


ze co bo nie rozumiem? :drapie:

biegnacazwilkami - Pią 07 Paź, 2016 22:27

olga napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
.Ogólnie-w rodzinie gdzie nie ma przemocy domowej , natomiast sa dzieci, dobrym wyjściem może być separacja.


ze co bo nie rozumiem?

Se-pa-ra-cja, zamiast rozwodu, Oluś, na pewno wiesz o czym mówię.Separacja jest czymś wg mnie pośrednim między rozwodem a długoletnim znoszeniem uciążliwości życia z alkoholikiem, nawet gdy on już przestał pić i w taki czy inny sposób trzeźwieje.Separacja - jak najszybsze realne odizolowanie się od alkoholika, żeby nie miał okazji nas widzieć i vice versa, nie był przez nas oglądany i oceniany. Nie siedzę cały dzień przy lapku i odpisałam na pewną wczesniejszą myśl, ale cóż, wyskakuje w kolejności wpisów, więc mogę tylko przeprosić i wyjść ...po angielsku...

olga - Sob 08 Paź, 2016 07:30

A po co separacja? Separacja to ruch pozorny. Komu ma niby to sluzyc I do czego? Jesli nie chce sie byc nadal przy alkoholiku a nie chce sie przechodzic w danym momencie procedury rozwodu, z roznych powodow, mozna sie wyprowadzic samej badz tez wyprowadzic alkoholika I poczekac na gotowosc do przeprowadzenia rozwodu. Ruchy pozorne zabieraja energie, czas I pieniadze.
biegnacazwilkami - Sob 08 Paź, 2016 11:46

olga napisał/a:
mozna sie wyprowadzic samej badz tez wyprowadzic alkoholika I poczekac

Oluś, jesteś pępkiem świata ,ale tylko dla siebie. Reszta świata być może ma inne poglądy, termin "separacja" istniał zanim wprowadzono go do KPC.I o tym tu się rozważa. Jest też taki proces sądowy obwarowany konkretnymi klauzulami, ale ja nie o tym piszę.Piszę, że gdy partner alkoholik czy inny despota gnębi fizycznie czy psychicznie partnerkę, ale ona przykładowo nie ma planów wymienić go na lepszy model bo chce wychować dzieci w pełnej rodzinie, można podzielić mieszkanie na dwie części, można kupić osobne dwa mieszkania i to nawet blisko siebie , żeby dzieci miały częsty kontakt z obojgiem rodziców a partnerzy mają mozliwość realizować swoje życie osobiste każdy wg własnego pomysłu.Osobiście znam takie dwa przypadki(bez alkoholu w tle co prawda), gdzie bez sądu oboje tak własnie zadecydowali , nawet przeszli na pan i pani,zachowując szacunek wzajemny i szacunek dzieci. Separacja to koniec wspólnoty stołu,łoża i portfela, pozostają wspólne dzieci i wspólna troska o nie.
Natomiast gdy chcesz się pozbyć delikwenta z domu i z życia, to się rozwodzisz oczywiście, masz takie prawo.

olga - Sob 08 Paź, 2016 11:52

biegnacazwilkami napisał/a:
Osobiście znam takie dwa przypadki(bez alkoholu w tle co prawda)


a my caly czas mowimy chyba o tych przypadkach z alkoholem w tle...
tatus alkoholik ciagle pod wplywem albo ledwie parujacy nie jest chyba dobrym opiekunem, wychowawca i przykladem dla dzieci...i z oczywistych wzgledow lepiej jest zeby zeszedl calkiem im z oczu...chyba, ze mama chce koniecznie wychowac sobie DDA...w innym wypadku wskazane jest jak najszybsze kopniecie go w du pe :)

dla twojej informacji: tak, dla siebie samej jestem pepkiem swiata :)

Olga, nie oszukuj Robocika! :nono:
dfgth6

Tuśka - Pią 14 Paź, 2016 09:31

Do rozprawy coraz bliżej, zostało 1,5 tygodnia. Moje nerwy napięte do granic możliwości, ale staram się nad nimi panować. Nie jest to łatwe, oj nie jest, przy człowieku, który tak bardzo skupił się na sobie i swoim „cierpieniu”. Nadal grochem o ścianę, że to nie koniec życia, że jego dalsze życie zależy tylko i wyłącznie od niego, a nie odemnie. Ale tu i teraz czarna dziura, pustka, rozpacz, koniec świata. :beczy:

Znowu kilka razy miałam w ręku telefon, żeby dzwonić po pogotowie, kiedy w nocami jęczy, mówi do siebie, użala się, woła mnie, błaga i prosi, żebym go nie zostawiała. Ale nie zadzwoniłam. Coś mnie powstrzymuje. Nie wiem co… Z jednej strony lęk, że jak go porządnie przebadają w szpitalu, to okaże się, że naprawdę jest tak bardzo chory, a ja zła i niedobra zostawiam go samemu sobie, a z drugiej strony wielka obawa, że jak pójdzie do szpitala, to zostanie tam na dłużej i nie pojawi się w sądzie, wyznaczą nowy termin rozprawy za kolejne kilka miesięcy i wszystko to będzie się dalej ciągnęło i ciągnęło.

Postanowiłam, że do rozprawy nie wyprowadzam się (no chyba, że naprawdę nie będę w stanie tych kilkunastu dni już wytrzymać), a potem w zależności od tego co się wydarzy w sądzie – jeżeli będzie kolejna sprawa to wynajmę jakieś małe mieszkanko i wynoszę się z synem z domu (trudno, bez patrzenia na koszty, kto opłaci czynsz w naszym wspólnym mieszkaniu?), a jeżeli dojdzie do rozwodu na moich warunkach (eksmisja męża) no to wiadomo :)

Ps. Znacie przypadki udzielania rozwodu z alkoholikiem z orzekaniem o jego winie od razu na pierwszej rozprawie, ? Wiem, wiem, każda sprawa jest inna, ale tak może mi się uda? :mysli:

I tak już na koniec tego wywodu – od wczoraj, po terapii, zastanawiam się czy da się tak naprawdę wyjść ze współuzależnienia??? :mysli:

Tuśka - Pią 14 Paź, 2016 09:42

A i jszcze coś... ;)
skończyły się na razie szantaże o samobójstwie. Teraz umiera na wątrobę.

Kami napisał/a:
Zapamiętaj jedno Tosiu to duży chłopczyk i sam za siebie odpowiada. Nigdy, przenigdy kiedykolwiek cokolwiek sobie zrobi nie będzie to Twoja wina.
Tak samo nie będzie to Twoją zasługą gdyby podjął decyzję o terapii ....
Napisałam Ci w takim kontraście byś miała jasny obraz jakiejkolwiek odpowiedzialności za jego życie i jego stan.
Zamień swoje gdybanie na działanie, a to Ci przyspieszy rezultaty.
Kiedy zaczniesz myśleć o sobie zaczniesz realizować swoje pragnienia, marzenia. Skupiając się na wyczynach alkoholika tworzą się sytuacje, których chciałabyś uniknąć i sama na siebie zaczynasz działać destrukcyjnie.


Wiem to w teorii, że jeżeli naprawdę co by sobie zrobił, to nie będzie to moja wina, ale ... jeszcze długa droga do tego, aby dotarło to do mnie.

Kami napisał/a:
Jesteś dopiero po czterdziestce całe najlepsze życie masz przed sobą. Już doświadczona a nadal młoda :buziak: działaj !!!!! :)

juz bardzo niewiele, ale jeszcze brakuje mi do 40 :) (38 mam)

olga - Pią 14 Paź, 2016 09:54

Tuśka napisał/a:
od wczoraj, po terapii, zastanawiam się czy da się tak naprawdę wyjść ze współuzależnienia??? :mysli:


mozna, tylko trzeba pozbyc sie wyzwalacza :bezradny:

Mała - Pią 14 Paź, 2016 10:06

:] Znałam tylko 1 dziewczynę, która (z płaczem, że już się coś kończy) kończyła swoją 5-letnią terapię dla współ. Powiedziała wtedy coś wyjątkowego. Że "choć współuzależniona będę zawsze - wiem, że teraz już nie mam tych cech. Jestem zdrowa".
Po 5 latach intensywnej terapii - dziewczyna radziła sobie świetnie - i terapeuci nie byli w stanie pomóc jej więcej. Została (jak to mówiła) - "kompletnie wyterapeutyzowana" ;)
Wiedziała jednak - że w razie potrzeby, gdyby zdarzył się "nawrót" - zawsze ma otwarte drzwi w ośrodku :) Tak więc - można! :lol2:

olga - Pią 14 Paź, 2016 10:39

Mała napisał/a:
Że "choć współuzależniona będę zawsze - wiem, że teraz już nie mam tych cech. Jestem zdrowa".


a dlaczego zawsze ma byc wspoluzalezniona?

najnowsza definicja wspoluzaleznienia:

''Współuzależnioną jest osoba, która pozwala na to, by zachowanie innej osoby oddziaływało na nią ujemnie i która obsesyjnie stara się kontrolować zachowanie oddziaływującej na nią w ten sposób osoby''.

Bardzo krotka i na temat.

Nie wiem jak inne dziewczyny ale ja uciekam od osob, ktore oddzialuja na mnie ujemnie i nawet, nie daj Boze, nie kontroluje ich i nie mam jakichkolwiek ciagot zeby na nie w jakikolwiek sposob wplywac. :bezradny:

Kami - Sob 15 Paź, 2016 10:54

Tuśka napisał/a:
juz bardzo niewiele, ale jeszcze brakuje mi do 40 (38 mam)

pomyliłam cię z AnnąEwą przepraszam :kwiatek: tak czy siak to jesteś w najpiękniejszym okresie kobiety i nie marnuj już nawet chwili. Szkoda bo nasze marzenia o tym jak pięknie by mogło być to żmudne marzenia i wielki trud na darmo.
Kiedy na dobre zajmiesz się sobą a mąż poważnie podejdzie do swojego problemu będziecie mogli wrócić do tematu "MY" jeśli stwierdzicie, że jest o co walczyć.
Może być tak, że z dystansu spojrzysz na to inaczej i sama stwierdzisz, że przestało Ci się chcieć ..
Ale póki co nie ma co gdybać a powinnaś działać sama dla siebie, bo bardzo dużo pracy przed Tobą.
Trzymam kciuki i nie bój się piątku to może być początek Twojego lepszego życia. :)

Kami - Sob 15 Paź, 2016 10:57

Tuśka napisał/a:
skończyły się na razie szantaże o samobójstwie. Teraz umiera na wątrobę.

zawsze na coś kiedyś "się umrze nam wszystkim" ;) ( to tak by zdramatyzować bełkot czynnego alko)

Tuśka - Pon 24 Paź, 2016 14:18

Kami napisał/a:
Tuśka napisał/a:
skończyły się na razie szantaże o samobójstwie. Teraz umiera na wątrobę.


Jakże prorocze i przewidywalne były te słowa… od ponad tygodnia jest w bardzo ciężkim stanie w szpitalu. Marskość wątroby, zatrzymana woda w całym organizmie (wodobrzusze, bardzo obrzęknięte nogi), problemy z płucami, nerki już prawie nie pracują, do tego ma zaburzenia psychiczne – urojenia, psychozy jakieś, zaburzenia świadomości, złość cf2423f
Lekarze nie chcą ocenić, jakie ma szanse na przeżycie, musimy czekać …

AnnaEwa - Pon 24 Paź, 2016 14:25

Jak się czujesz, jak sobie radzisz?
olga - Pon 24 Paź, 2016 14:29

Nalezy miec na uwadze, ze wszyscy kiedys przestaja pic...niektorzy nawet za zycia...

pewnie zbyt to pocieszajace nie jest...ale niestety nadmierne spozywanie alkoholu jest smiertelne...

Tuśka - Pon 24 Paź, 2016 14:39

AnnaEwa napisał/a:
Jak się czujesz, jak sobie radzisz?

Radzę sobie, teraz już trochę lepiej,pierwsze dni były dla mnie i całej rodziny bardzo ciężkie. Ten pierwszy strach o jego życie, wyczekiwanie na telefon ze szpitala, psychiczne mega zmęczenie. Praca-szpital-dom-dziecko-szkoła-zajęcia pozaszkolne w zeszłym tygodniu dały mi bardzo w kość, przez weekend odpoczęłam, nabrałam sił.
Doskonale wiem, że znalazł się w tej sytuacji na własne życzenie, że to był jego wybór, że to musiało się tak skończyć, ale... żal mi go, żal mi człowieka, z którym spędziłam prawie 20 lat, ojca mojego dziecka.

Nie wiem co będzie dalej, czy wyjdzie z tego czy nie, jeżeli tak to w jakim stanie? Ta niepewność jest najgorsza...
:(

AnnaEwa - Pon 24 Paź, 2016 14:42

Bardzo, bardzo Ci współczuję. Ja w zeszłym roku miałam podobną sytuację z ojcem, z tych samych powodów. Masz przy sobie kogoś dorosłego, kto dawałby Ci wsparcie?
Tuśka - Pon 24 Paź, 2016 14:48

Tak, mam wsparcie rodziców, przyjaciół. Teściowie za to bardzo źle to znoszą, muszę trzymać pion także dla nich.
Linka - Pon 24 Paź, 2016 14:57

Ech, Tuśka :pocieszacz:
Klara - Pon 24 Paź, 2016 15:20

Tuśka.... :( :pocieszacz:
Mała - Pon 24 Paź, 2016 15:52

:( współczuje serdecznie paskudnej sytuacji...byłam już w takiej kiedyś, ale nie mieliśmy ślubu i dzieci.
...
Przepraszam, że będę "wredna", ale...co z tą sprawą?...
Tuśka napisał/a:
Do rozprawy coraz bliżej, zostało 1,5 tygodnia.


...Kiedyś, na wiadomość że odchodzę, mój chłopak...nie pytajcie jak, bo to wciąż dla mnie trudne, doprowadził się do takiego stanu, że wylądował w ciężkim stanie w szpitalu. Zawziął się i robił wszystko, żeby z niego nie wyjść. Do końca walczył o to, bym wróciła do niego. Na ostatnią wizytę do niego, pojechałam razem z przyjacielem i jednocześnie chłopakiem przyjaciółki (ona fizycznie nie mogła). Potrzebowałąm wsparcia, bo wiedziałam, że się złamię i wrócę do niego - znów na jego zasadach. Gdyby nie J....nie jego wsparcie, wróciłabym do tego toksycznego związku. Ja wciąż mocno tamtego chłopaka kochałam. Dlatego pytam. Bo wiem, jak paskudnie możesz się czuć.

Tuśka, ja też...tylko tyle mogę :pocieszacz:

smokooka - Pon 24 Paź, 2016 19:06

Współczuję tak trudnej sytuacji Tuśka :pocieszacz: :buziak:
Tosia - Pon 24 Paź, 2016 21:40

Tuśka... :pocieszacz:
Tuśka - Wto 25 Paź, 2016 14:14

Dziękuję Wam za wsparcie :buziak:

Mała napisał/a:
Przepraszam, że będę "wredna", ale...co z tą sprawą?.


nie, nie jesteś wredna :) rozprawa była dziś ... była, a raczej jej nie było, tylko przekazanie sądowi informacji, że małżonek przebywa w szpitalu, ogólnie co mu dolega i sędzina odroczyła dzisiejszą rozprawę na czas nieokreślony.

Mała - Wto 25 Paź, 2016 22:15

:pocieszacz: Tusia :pocieszacz: serdecznie współczuję. W razie czego - pisz na pw. Jeszcze nie czuję się na tyle silna, żeby wracać do tamtej historii na ogólnym forum...Tym bardziej, że ostatnio rozmawiałam o tym czasie z koleżanką. I znów wrócił tamten ból. Ale wiem - że postąpiłam wtedy właściwie. Walcz o siebie dziewczyno, pisz, wypłakuj się tutaj... To pomaga. Dziś żałuję - że wtedy nie znałam tego forum :mgreen:
Nie trzeba przechodzić przez to samemu. Warto czasem się wygadać - nawet obcemu człowiekowi :) Bo zatrzymany ból - potrafi potem dokuczać latami...Nie ja jedna to znam.
:pocieszacz:

Kami - Wto 25 Paź, 2016 22:37

Tuśka napisał/a:
Jakże prorocze i przewidywalne były te słowa… od ponad tygodnia jest w bardzo ciężkim stanie w szpitalu. Marskość wątroby, zatrzymana woda w całym organizmie (wodobrzusze, bardzo obrzęknięte nogi), problemy z płucami, nerki już prawie nie pracują,

Tu nie potrzeba Proroka to było do przewidzenia.... Jakie to smutne, że wszystko co się zadziało to na jego własne życzenie. Daj Boże by się z tego wydźwignął no i może w końcu się opamięta.

Tuśka - Czw 27 Paź, 2016 18:36

Mąż zmarł wczoraj popołudniu.
esaneta - Czw 27 Paź, 2016 18:39

Okrutna choroba zebrała swe żniwo [*]
Szczerze współczuję Tuśka :pocieszacz:

smokooka - Czw 27 Paź, 2016 18:42

Wyrazy współczucia Tusia, przytulam mocno :pocieszacz:

Niech spoczywa w spokoju... :(

margo - Czw 27 Paź, 2016 18:43

:pocieszacz:
olga - Czw 27 Paź, 2016 18:47

Przykre :pocieszacz:
muzyka11111 - Czw 27 Paź, 2016 18:53

Smutne... :pocieszacz:
pietruszka - Czw 27 Paź, 2016 19:09

:pocieszacz:
Klara - Czw 27 Paź, 2016 19:55

Ech..... 8| [*]
:pocieszacz:

Linka - Czw 27 Paź, 2016 20:29

Przykro mi [*]
Borus - Czw 27 Paź, 2016 21:06

:pocieszacz:

[*]

Kami - Czw 27 Paź, 2016 21:45

[*] przykre :(
AnnaEwa - Pią 28 Paź, 2016 17:21

Bardzo, bardzo współczuję. Jestem z Tobą myślami, Dzielna Dziewczyno.
Mała - Pią 28 Paź, 2016 20:17

Tusia :pocieszacz:
Maciejka - Sob 29 Paź, 2016 05:57

(*)
Tuśka - Nie 30 Paź, 2016 09:35

Dziękuję Wam za wsparcie, dobre słowo.
Wczoraj pożegnaliśmy się na zawsze :(
Od dziś musimy zacząć nowe, inne życie ...

Klara - Nie 30 Paź, 2016 09:59

Tuśka napisał/a:
Od dziś musimy zacząć nowe, inne życie ...

Początkowo będzie Ci trudno przywyknąć do spokoju, będzie Ci nieswojo, ale to będzie powoli mijało i z czasem poczujesz odprężenie.
Dbaj o siebie, bo często się zdarza, że po jakimś czasie organizm zaczyna boleśnie odczuwać skutki życia w ciągłym napięciu.
Trzymaj się Tusia :pocieszacz:

esaneta - Nie 30 Paź, 2016 10:03

:pocieszacz:
zołza - Nie 30 Paź, 2016 10:08

To bardzo smutne ...ale wcześniej czy później poczujesz ulgę i tego Ci życzę z całego serca :pocieszacz: :pocieszacz:
Mała - Śro 16 Lis, 2016 09:15

Tuśka jak samopoczucie?... :pocieszacz:
Tuśka - Pią 18 Lis, 2016 11:37

Jak się czuję?
Spokojna, bardzo spokojna. Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale nie ma we mnie jakiegoś ogromnego żalu, bólu, poczucia straty. Jest we mnie spokój, miałam ze 3 dni gorsze, z płaczem i przeogromnym smutkiem, ale to minęło. I sama się sobie dziwię, że tak właśnie reaguję. Nawet miałam takie myśli – „co ze mną jest nie tak, że nie płaczę, nie odczuwam ogromnego żalu, przecież straciłam męża, ojca naszego dziecka, człowieka, z którym spędziłam 18 lat??? Gdzie się podziały moje emocje? Zaledwie 3 tyg. temu pochowałam męża i gdzie ta żałoba, gdzie ten przeogromny ból istnienia, który powinnam odczuwać? Czy ja jestem jakaś wyzuta z uczuć? Co ze mną jest nie tak?” Może do dopiero do mnie dotrze, może przyjdzie z czasem, a może nie…. Nie wiem, nie potrafię sobie odpowiedzieć na te pytania … codziennie biję się z myślami…

Niekończące się pytania znajomych – jak się czujesz, jak sobie radzisz, jak to znosisz? No radzę sobie, nie mam innego wyjścia, jest ok. Na co pada kolejne pytanie „ no dobra, a teraz serio – jak sobie radzisz?” Niektórzy oczekują odemnie, że będę pogrążona w głębokiej żałobie, depresji, nie będę umiała funkcjonować? I takie pytania 3 x w tygodniu zadaje mi osoba, która doskonale wie, jak u nas było, a na dodatek sama jest alkoholiczką i ma męża alkoholika (choć oczywiście zupełnie nie przyjmuje tych faktów do wiadomości).

Myślę o moim mężu, myślę dobrze, uciekły w niepamięć te ostatnie złe lata – tak jakby ich w ogóle nie było, w mojej głowie pozostał dobrym człowiekiem.
Nawet teraz przeczytałam cały ten wątek, który nie tak dawno założyłam i w ogóle nie poczułam, że to było o nas – jakbym stała gdzieś z boku i czytała o problemach zupełnie obcych ludzi...

pietruszka - Pią 18 Lis, 2016 11:57

Nie ma złych czy dobrych reakcji na śmierć bliskich. Każdy przeżywa ją po swojemu i w swoim tempie. Jeden będzie codziennie jeździł na cmentarz i spędzał długie godziny nad grobem, inny przez kilka miesięcy nie będzie miał ochoty/potrzeby nawet pójść sprzątnąć grób. I (ja tak uważam) nikt nei ma pawa oceniać, czy przechodzi się żałobę prawidłowo (według czyjej normy? społecznej? etycznej? kościelnej? cudzego poczucia winy?), Owszem, są pewne etapy żałoby z punktu widzenia psychologii (szok, zaprzeczanie, złość, dezorganizacja, smutek/depresja, akceptacja/pogodzenie się), ale każdy i tak przeżywa po swojemu, nie zawsze po kolei według jakiegoś planu. Właściwie - to wszystko jest normalne, byleby być w zgodzie ze sobą w tym czasie.
Tuśka napisał/a:
Niekończące się pytania znajomych – jak się czujesz, jak sobie radzisz, jak to znosisz?

Masz prawo powiedzieć, ze takie pytania Cię męczą, irytują, nudzą i co tam jeszcze. Zwykle bliscy chcą pomóc komuś w takiej sytuacji, ale najczęściej ludzie nie wiedzą, jak. Stąd pewnie takie pytania i troska. Czasem tak reagują, bo... sami się mierzą z własnym lękiem "co by było gdyby to mnie spotkało"... Pamiętam, że sama w żałobie... najbardziej potrzebowałam szacunku do moich uczuć, dania mi niejako prawa do smutku, płaczu, złości, czasu potrzebnego mi na przetrawienie uczuć, chęci odizolowania się... Uszanowania żałoby - tyle albo aż tyle.

Linka - Pią 18 Lis, 2016 12:17

pietruszka napisał/a:
są pewne etapy żałoby z punktu widzenia psychologii (szok, zaprzeczanie, złość, dezorganizacja, smutek/depresja, akceptacja/pogodzenie się),

Może być też tak, że te etapy już Tusiu przechodziłaś, kiedy podjęłaś decyzję o rozwodzie.
Ja w każdym razie coś takiego przeżyłam. Żałobę po małżeństwie, utraconych nadziejach, pożegnanie ze złudzeniami.
Depresja dopadła mnie później, kiedy wszystko wydawało się już poukładane.
Też miałam moment, kiedy wydawało mi się, że jestem wyzuta z wszelkich uczuć.
Ale może to właśnie jest normalność: brak tego rozedrgania, tęsknoty Bóg wie za czym...

Mała - Pią 18 Lis, 2016 16:16

Tuśka napisał/a:
Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale nie ma we mnie jakiegoś ogromnego żalu, bólu, poczucia straty. Jest we mnie spokój, miałam ze 3 dni gorsze, z płaczem i przeogromnym smutkiem, ale to minęło. I sama się sobie dziwię, że tak właśnie reaguję.

Ja też to przerobiłam. I też reagowałam podobnie jak Ty. :pocieszacz:
To JEST normalne...Każdy z nas przeżywa swój ból inaczej, czasem w innym czasie. Czasem tak dużo przeżywamy przed taką tragedią - że gdy nadchodzi - nie mamy siły już na więcej... BARDZO dużo przeszłaś tuż przed rozwodem. Masz prawo TEN czas, teraz - przeżywać tak, a nie inaczej :)
LInka i Pietruszka - mają rację. Ponad rok temu znów przerabiałam taki stan znów. Zaufałam dziewczynom - i wiem, że miały rację. Dużo nerw zjadłąm wcześniej i gdy doszło do rozstania z moim byłym - nie czułam...NIC.

Tuśka napisał/a:
Myślę o moim mężu, myślę dobrze, uciekły w niepamięć te ostatnie złe lata – tak jakby ich w ogóle nie było, w mojej głowie pozostał dobrym człowiekiem.

To dobrze :)

Anonymous - Czw 01 Wrz, 2022 16:17

Mi w zrozumieniu depresji pomogła seria artykułów na ten temat na blogu Wetalk, prowadzonym przez psychologów, między innymi (***) czy poradnik jak nie zachowywać się w relacji z osobą, którą dotknęła ta choroba. Polecam zapoznać się z wszystkimi wpisami.

Edit -
usunęłam nieregulaminowy link :gdera:

Maciejka - Czw 01 Wrz, 2022 16:20

Czytalam milion artykulow i gadalam z roznymi specjalistami od tego nawet uczylam sie komunikacji, temperamentow i diabli wiedza czego jeszcze i corki i tak nie udalo sie uratowac, uchronic przed choroba. Fajnie ze Ci to pomoglo, a ten link to reklama jakas? Nie otwieralam , pytam tylko .
Anonymous - Czw 01 Wrz, 2022 17:47

Maciejka napisał/a:
Czytalam milion artykulow i gadalam z roznymi specjalistami od tego nawet uczylam sie komunikacji, temperamentow i diabli wiedza czego jeszcze i corki i tak nie udalo sie uratowac, uchronic przed choroba. Fajnie ze Ci to pomoglo, a ten link to reklama jakas? Nie otwieralam , pytam tylko .


Jest to blog prowadzony przez psychologów, lubię czytać na nim artykuły, na temat depresji jest kilka ciekawych.

Wiedźma - Czw 01 Wrz, 2022 17:47

ragis, jesteś na forum od trzech miesięcy i przez ten czas napisałeś trzy posty,
a w każdym z nich próbowałeś przemycić nieregulaminowe linki.
Nie zajrzałeś do żadnego innego tematu - znaczy nie czytasz naszego forum.
Wniosek jest z tego jeden - zarejestrowałeś się tutaj jedynie dla reklamy.
W związku z tym zostajesz usunięty z Dekadencji.
34vcdc

Wiedźma - Czw 01 Wrz, 2022 17:48

O, teraz napisałeś czwarty post - a czy nasz regulamin przeczytałeś?
dromax - Pią 02 Wrz, 2022 15:38

Tuśka napisał/a:
Mąż zmarł wczoraj popołudniu.

:shock: Od razu przypomina mnie się historia mojej dobrej znajomej z Zielonej Góry, która męczyła się z alkoholikiem.
Spotykam ją i widzę rozpromienioną, wesołą, uśmiechniętą (przedtem zawsze była ponura, zachmurzona itp.)
JA - Jesteś dzisiaj jakaś inna niż zwykle???
ONA - Właśnie pochowałam męża... Nie masz pojęcia jaka TO ULGA, jaka radość!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group