DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - Związek-oboje dda
Shaitana - Śro 18 Lis, 2009 19:19 Temat postu: Związek-oboje dda Witajcie,
chciałam prosić o radę lub po prostu obiektywną ocenę sytuacji. Ja - ojciec niepijący alkoholik,damski bokser, z pociagiem do kobiet, rodzice rozwiedzeni odkąd skończyłam 9lat, częste zmiany miejsca zamieszkania, brak umiejętności podtrzymywania znajomości; mama - z domu rodzinnego współuzależniona, kilka lat temu zaczęła więcej pić, obecnie dzień bez piwka jest dniem straconym, często darłam z nią koty o to nadużywanie. Pierwszy poważny związek - kochający alkoholik-zostawiłam go, drugi związek 3 lata wspólnego mieszkania - znęcanie psychiczne, demonstracje siły fizycznej, zakończony przeze mnie. Wróciłam do mamy.Rok sama. Kilka miesięcy temu poznałam faceta, dopiero niedawno przyznał, że w jego domu była:przemoc, alkohol, a on sam był przerzucany z rodziny do rodziny, nie wie o czymś takim jak dda,ddd, ma za sobą walkę z nieopanowaną agresją, podobno 5 lat w związku gdzie był kontrolowany. Jesteśmy razem jakieś 4-5 miesięcy, gdy zauważyłam, że znajomość przybiera na powadze - byłam przerażona, robiłam wszystko, aby go odstraszyć - został. Życie przypomina huśtawkę - ja zawsze znajde powód, aby się zezłościć, roztrząsam każdy szczegół.Do niedawna nie wiedziałam zbyt wiele o jego rodzinie,a tym samym o nim, nie poznałam nikogo, nie zaprosił mnie do domu(mieszka z rodzeństwem),bardzo mnie to męczyło - że nie chce mnie przedstawić rodzinie(on twierdzi,że musi ją poskładać tzn nawiązać kontakt i zorganizować normalne spotkanie).Męczyło mnie także, że ważne sprawy, dołki itd załatwia sam-nie mówi o tym, nie pozwoli sobie pomóc. Odkąd, powiedział mi z trudem zresztą o swojej przeszłości pewne rzeczy się zmieniły, ja nie naciskam, ale zauważyłam też że on zmienił postępowanie - rozmawia o poważniejszych rzeczach, niestety coraz bardziej czuję się jak jego niania...Bo facet przestał zauważać moje potrzeby, a skupił się na sobie - jego przeżycia, uczucia, bardzo chciałby żebym robiła jak on chce(przytulała się wtedy kiedy on chce itd). Tak jakby nie potrafił wypośrodkować, że bedzie trochę o mnie, trochę o nim, kiedyś ja się dąsałam o *p**** teraz robi to on(myślałam,że być może właśnie zdaje sobie sprawę, że wiedza o nim która mi dał, ta która najbardziej boli jest największą bronią dzięki której mogę go zniszczyć i dlatego się miota). Podsunęłam mu materiały o dda, napisałam maila o sobie (bo czarno na białym inaczej się przyjmuje i można do tego wrócić).Podejrzewam też, że o ma nerwicę, w każdym razie sam mówi, że wie że jest nerwowy i w gorącej wodzie kąpany.
Nie chcę skakać wokół faceta, tylko dlatego że miał trudne dzieciństwo, bo też nie miałam łatwego życia, nie chcę być "ustawiona" pod niego, kontrolowana, cenię sobie powietrze w związku, a z drugiej strony zastanawiam się jak z nim postępować?czy próbować mu pomóc? On nie robi tego jak mój były, niemniej kiedy jesteśmy z sobą często zaczynam wracać odruchowo do złych schematów zachowań "wypracowanych"z byłym i aktywuje się wszystko.Więc muszę odpocząć, zdystansować się i zaczynam żmudną pracę nad sobą od początku. Czasem zapędzam się w analizie szczegółów, podejrzliwości, nieufności(jak z byłym) i kończy się na tym, że chcę to skończyć.A po odsunięciu go od siebie(ograniczeniu kontaktów itd) zaczynam tęsknić choć trudno to okazać. Dochodzi presja ze strony brata i mamy - to facet nie dla Ciebie,kiedy w końcu poznasz jego rodzinę?na pewno coś ukrywa,mataczy i w ogóle jest dziwny(tak jak ja byłabym całkiem normalna). Ostatnio powiedziałam partnerowi, że w tym związku on uznał że ja jestem silna a on słaby, a tak nie powinno być. Odkąd opowiedział o sobie mam wrażenie że jestem bardziej z dzieckiem niż z facetem(jakby sobie rekompensował).Od początku naszego związku jest niezwykle ciepły i czuły, kiedyś go zapytałam czy zawsze tak było, podobno nie. Na swój sposób i wiek jest dojrzały, ale prezentuje się jako niedojrzały.. Co robić?? Czekam na terapię dda, jestem świadoma. Boję się, że on mnie zawiedzie, że zainwestuję i pożałuję(jak zawsze). Jesteśmy oboje z bagażem, tylko ja wiem dlaczego i z czego mniej więcej pewne reakcje, uczucia zachowania się biorą, on nie do końca. Doradźcie, oceńcie.
Flandria - Śro 18 Lis, 2009 19:41
Witaj
Shaitana napisał/a: | Czekam na terapię dda, jestem świadoma |
Shaitana napisał/a: | Boję się, że on mnie zawiedzie, że zainwestuję i pożałuję |
mówiłaś mu o tym ?
jeśli miałabym Ci coś doradzić, to 2 rzeczy:
1. rób swoje, zadbaj o siebie, koniecznie idź na terapię DDA
2. rozmawiaj z nim o swoich obawach, oczekiwaniach i daj mu czas, pozwól mu kierować swoim życiem
z własnego doświadczenia (jestem DDA i byłam w związku z DDA przez 8 lat) mogę napisać, że najlepsze efekty w "zmienianiu" partnera dało mi zajęcie się sobą
Działanie wg zasady "daj przykład a nie wykład" to najlepsze co możesz zrobić
Nie wiem jak Ty, ale ja miałam problem z dokładnym określaniem swoich uczuć, bardzo trudno było mi wytłumaczyć partnerowi co czuję, czego oczekuję, czego chcę itd. Długo też miotałam się pomiędzy "być w tym związku czy nie być", praktycznie rzecz biorąc decyzję podejmowali za mnie inni
Dzięki terapii nauczyłam się nazywać swoje uczucia, teraz są moimi drogowskazami.
trzymam kciuki
Jagna - Śro 18 Lis, 2009 19:42
Trudno tu radzić...
Witaj Shaitano
Masz dużą wiedzę i świadomość syndromu DDA , czekasz na terapię. Dobrze zrobiłaś zapisując się na terapię, wiele się zmieni u Ciebie, zmienisz ogląd świata. Zaczniesz wybierać innych partnerów życiowych. Wiesz zapewne , że Śwój przyciąga Swego- czyli stary jak świat schemat- alkoholik znajdzie żonę DDA, lub skłonną do współuzaleznienia, uzależnień.
DDA szuka partnerów nietuzinkowych, czyli skomplikowanych, niedojrzałych emocjonalnie, bądź psychopatów.
Ze zdrowym, normalnym facetem jej zwyczajnie nie po drodze, nudno(?)
Potrzeba kontroli, potrzeba bycia potrzebną we wszystkim, uszczęśliwianie na siłę, matkowanie partnerowi- z tego chleba nie będzie, taki związek się posypie lub będzie drogą krzyżową dla obojgu. Nie każdy mężczyzna z którym jestes jakis czas- to musi byc ten na całe życie, szukaj, poznawaj ludzi...może to nie jest to na czo czekasz.
Terapia, powinniście oboje ją zrobić, taka widze szansę na wspólne , pozytywne bycie razem.
Oczywiście są wyjątki, nie wszystkie dzieci z rodzin alko są DDA, ale to mało prawdopodobne z tego co przeczytałam o partnerze.
stiff - Śro 18 Lis, 2009 20:07
Witaj...
Klara - Śro 18 Lis, 2009 20:23
Witaj Shaitano!
Czytałaś tę książkę?: "Koniec współuzależnienia"
Shaitana - Śro 18 Lis, 2009 22:29
Nie czytałam niestety, ale jutro wybieram się po literaturę z tego zakresu - bardzo ciężko znaleźć w bibliotekach. Hm,ja jestem na razie świadoma że jestem dda, potrafię okreslić uczucia choć czasem mglisto, ale nie potrafię zapanować nad nimi i przede wszystkim czasem mam duży problem z rozgraniczeniem czego ja chcę, a czego chcą inni, a jeśli nawet to widzę to za jakiś czas dociera do mnie, że pozwoliłam się zmanipulować, bo na chwilę uśpiłam czujność. Nie do końca własnie wiem co jest normalne,dlatego staram sie rozmawiać z innymi ludźmi. Ciągle żyję na szpilkach bo wydaje mi się,że może facet mnie zdradzi, wykręci numer, czego generalnie nie zrobił, nie pije też nadmiernie, nie jest agresywny (oczywiście pozostałości z braku kontroli widzę, ale nie biorę odpowiedzialności itd). dawno już powiedziałam mu że na pewno nie będę się bawić w mamunię,każdy ma swoje życie, zdanie i ja go za rączkę prowadzić nie będę.Ostatnio pytał gdzie jest ośrodek, gdzie zapisałam się na terapię.Nie reaguje negatywnie, gdy mówię mu o sobie, gdy mu dałam linki do stron o dda(w moim kontekście),sam stwierdził że dostrzegł podobieństwo u siebie. Od jakiegoś czasu ma problemy ze snem,ale teraz się nasiliły - mniej więcej, gdy mu dałam materiały i zaczełam temat. Mowił, że nie jest gotowy żeby mówić o sobie, że fakt że raz to opowiedział nie sprawił że teraz już potrafi. Więc się zastanawiam czy dobrze robię rozkopując to, ale jeśli ja tego nie zrobię nikt tego nie zrobi, niestety. Ale nie chce się w tym zatracić, wiecie - bo to mnie zacznie wkurzać i zacznę agresywnie reagować. No właśnie zauważyłam, że często wyładowuję frustrację w formie agresji(napastliwości) i bardzo często na nim. Mój brat mnie poniża, na co partner zwracał mu uwagę, a ja ponieważ nie chcę nieprzyjemności w domu, odreagowuję na nim, i czasem jestem wściekła na siebie.Bo jedyna osoba która usiłuje mnie od tego odciągnąć, obrywa.. Witam tych których nie przywitałam
Shaitana - Śro 18 Lis, 2009 22:34
Ogólnie rzecz biorąc brak świadomości co jest normalne a co nie sprowadza się u mnie do oscylowania pomiędzy być czy nie być w tym związku? Każdy szczegół skrzętnie analizowany...Trochę zluzowałam teraz ale to mnie zabija.I bardzo mnie boli,że go od siebie odsuwam, nie dlatego,że on sie otworzył choć to bardzo istotne, ale dlatego że tak naprawdę mnie go brakuje.
Flandria - Śro 18 Lis, 2009 22:53
co to znaczy, że czekasz na terapię ?
te wszystkie problemy, o których piszesz powinna rozwiązać terapia
co do książek, ja osobiście polecam
"Toksyczni rodzice" Susan Forward - ale uwaga to trochę rozdrapywanie ran, ja dzięki tej książce trochę się wyzłościłam na rodziców
"Gry runą mury milczenia" Alice Miller
"Jak wychowywać szczęśliwe dzieci" Wojciech Eichelberger
"Kobieta bez winy i wstydu" Wojciech Eichelberger
a poza tym:
"Przebudzenie" Anthony de Mello
Jagna - Śro 18 Lis, 2009 23:05
Flandra napisał/a: | "Toksyczni rodzice" Susan Forward - ale uwaga to trochę rozdrapywanie ran, ja dzięki tej książce trochę się wyzłościłam na rodziców
|
Niekoniecznie, psychologowie podważają - teorie o nieustannej toksyczności ludzi wobec nas- z tej serii autorka wydała kilka innych książek min toksyczne dzieci Jakby sie przyjrzeć postaciom z jej książek, każdy kto z nami obcował jest jakos toksyczny, a to nie tak do konca:) Jest teoria ofiary- bardziej skuteczna w diagnostyce- bo dotyczy pacjenta, nie zaś otoczenia i innych. Ofiara sama przybiera tę rolę, dobrze jej w niej, jakkolwiek to brzmi. To my decydujemy o sobie.
Co do reszty lektur są
Flandra napisał/a: | Wojciech Eichelberger | zwłaszcza jego lektury
I tak jakos dzisiaj mi się przypomniała książeczka " Oskar i Pani Róża" dla tych , którzy cierpią by dostrzec , że cierpienie sensu nie ma, i można być szczęśliwym nawet w obliczu śmierci. Cudna książka, malutka, cieniutka ...koniecznie
Flandria - Śro 18 Lis, 2009 23:08
Jagna napisał/a: | Niekoniecznie, psychologowie podważają - teorie o nieustannej toksyczności ludzi wobec nas- z tej serii autorka wydała kilka innych książek min toksyczne dzieci Jakby sie przyjrzeć postaciom z jej książek, każdy kto z nami obcował jest jakos toksyczny, a to nie tak do konca:) Jest teoria ofiary- bardziej skuteczna w diagnostyce- bo dotyczy pacjenta, nie zaś otoczenia i innych. Ofiara sama przybiera tę rolę, dobrze jej w niej, jakkolwiek to brzmi. To my decydujemy o sobie. |
ja tą książkę czytałam i dlatego ją polecam
a Ty ?
Jagna - Śro 18 Lis, 2009 23:13
Tak Flandro czytałam, a także toksyczne dzieci...i jeszcze jedna z tej serii była zaczytywałam się tymi domowymi poradnikami pseudopsychologii gdy jeszcze popijałam, Na terapii dowiedziałam się, że mogę te książki rozdać jak Harlequiny, bez żalu.
Kilka jednak zostawiłam, chociażby Mastertona - psychologiczne poradniki, ale i jego horrory i magie seksu To autorzy, którzy piszą głównie dla kasy. Warto oddzielić ziarna od plew, pewnie sama zauważyłaś jaki wysyp jest tych poradników domowych.
Flandria - Śro 18 Lis, 2009 23:28
Jagna napisał/a: | Tak Flandro czytałam, a także toksyczne dzieci...i jeszcze jedna z tej serii była |
ja czytałam tylko "Toksycznych rodziców". Głównie dlatego, że to książka polecana dla DDA. http://www.dda.pl/index.p...id=32&Itemid=48
Na mnie zrobiła ogromne wrażenie.
Złość na rodziców była mi potrzebna. Nigdy nie potrafiłam się na nich złościć, a ta książka uwolniła w jakimś stopniu te moje emocje.
I dlatego jest dla mnie ważna.
Jagna - Śro 18 Lis, 2009 23:33
Flandra napisał/a: | Złość na rodziców była mi potrzebna. |
Złość jest tak samo uczuciem jak każde inne, tłumiona bywa dla nas niezdrowa, niszcząca, wywołuje choroby somatyczne. Nie ma znaczenia czy to złość na rodziców, czy to poczucie krzywdy samo w sobie nagromadzone. Otwieranie szufladek u DDA z przykrymi wspomnieniami bez nadzoru terapeuty jest niebezpieczne , u leczących sie alkoholików podejmujących terapię DDA bez nadzoru - często konczy się piciem od nowa.
Musi ktoś być , kto pozwoli nam w tych szufladach posprzatac, otworzyć i zamnkąć, samemu mozna otworzyć...i co dalej z tym wszystkim? Nerwica, depresja, nałogi- tak często to się konczy
Flandria - Śro 18 Lis, 2009 23:36
Jagna napisał/a: | Musi ktoś być , kto pozwoli nam w tych szufladach posprzatac, otworzyć i zamnkąć, samemu mozna otzworzyć...i co dalej z tym wszystkim? Nerwica, depresja, nałogi- tak często to się konczy |
od czytania tego rodzaju książek można co najwyżej załapać doła na parę dni
czy Ty chcesz mnie namówić na terapię ? o co chodzi ? po co ten wykład ?
Jagna - Śro 18 Lis, 2009 23:40
Flandra napisał/a: | czy Ty chcesz mnie namówić na terapię ? o co chodzi ? po co ten wykład ? |
Flandro , sama przekonujesz innych o konieczności odbycia terapii i ja dokładam swoje trzy grosze, a nuż Cię troszkę namówię
Flandra napisał/a: | jeśli miałabym Ci coś doradzić, to 2 rzeczy:
1. rób swoje, zadbaj o siebie, koniecznie idź na terapię DDA |
Flandra napisał/a: | te wszystkie problemy, o których piszesz powinna rozwiązać terapia |
Flandria - Śro 18 Lis, 2009 23:54
Jagna napisał/a: | a nuż Cię troszkę namówię |
przez 2 lata z przerwami chodziłam na terapię
sporo mi to dało
teraz potrzebna mi przerwa
teraz chcę sprawdzić jak sobie radzę bez terapeutów
a co będzie później - zobaczę
Flandria - Śro 18 Lis, 2009 23:56
no i a propos cytowanych moich tekstów
Jagna napisał/a: | Flandra napisał/a:
jeśli miałabym Ci coś doradzić, to 2 rzeczy:
1. rób swoje, zadbaj o siebie, koniecznie idź na terapię DDA |
właśnie mam zamiar zadbać o siebie
Jagna napisał/a: | Flandra napisał/a:
te wszystkie problemy, o których piszesz powinna rozwiązać terapia |
nie mam już tego rodzaju problemów
Jagna - Czw 19 Lis, 2009 00:02
Cytat: | nie mam już tego rodzaju problemów
_________________ |
Zatem zdrowa jesteś
I może faktycznie terapia Ci na nic. Tylko po co Ci to forum? No chyba, ze tak nas polubilas, ze jestes z przyzwyczajenia i zasiedzenia
Terapia DDA trwa lata - masz wiec ukonczoną.
Flandria - Czw 19 Lis, 2009 00:13
Jagna napisał/a: | Terapia DDA trwa lata - masz wiec ukonczoną. |
zależy gdzie
w ośrodku, w którym byłam ostatnio - terapia trwa rok tzn. dokładnie 4 etapy po 3 -3,5 miesiąca
poza tym - teraz i tak nie znajdę nigdzie terapii grupowej, na nowootwartej grupie jest terapeuta, który (delikatnie mówiąc) mi nie odpowiada
Jagna napisał/a: | Tylko po co Ci to forum? No chyba, ze tak nas polubilas, ze jestes z przyzwyczajenia i zasiedzenia |
głównie
Flandria - Czw 19 Lis, 2009 00:15
Jagna napisał/a: | Zatem zdrowa jesteś |
tego pewna nie jestem
ale mam takie podejrzenia
może od razu jeszcze dodam
depresja, nerwica niekoniecznie może wynikać z zaburzeń typu syndrom DDA
dużą rolę odgrywają też inne czynniki
np. jeśli dzieje się coś trudnego - ktoś odchodzi, umiera, coś ważnego tracimy - trudno w takim momencie skakać z radości do nieba
w każdym razie - mam powody do tego, żeby było mi smutno, mam powody do tego, żeby bardzo się denerwować i bać przyszłości
chciałabym się teraz skupić na usunięciu przynajmniej części tych powodów - same nie znikną, terapią ich nie rozwiążę
czarna róża - Czw 19 Lis, 2009 15:47
Jagna ma rację ,że dda często szukają związków nietuzinkowych,skomplikowanych,bo faceci z problemami dają nam tyle emocji,może mylimy to z miłością? A tak naprawdę to szarpanina która często do niczego nie prowadzi,ja wiem że potrzebuję obok siebie normalnego człowieka.
Flandria - Czw 19 Lis, 2009 15:51
czarna róża napisał/a: | faceci z problemami dają nam tyle emocji |
mnie dawali możliwość realizacji samej siebie w związku
na zasadzie "jestem mu potrzebna, więc związek będzie super"
Flandria - Czw 19 Lis, 2009 17:42
Jagna napisał/a: | Flandro , sama przekonujesz innych o konieczności odbycia terapii i ja dokładam swoje trzy grosze, a nuż Cię troszkę namówię |
napiszę tak
takie "przekonywanie" mnie do czegokolwiek raczej mnie irytuje niż pomaga
Jestem dorosła i sama odpowiadam za swoje życie.
Najłatwiej jest szukać problemów u innych, gdy nasze życie się sypie
To moje subiektywne odczucia, ale wydaje mi się, że coś jest nie tak - ostatnio za bardzo wręcz na mnie naciskasz Robisz to w sposób sugerujący, że jest tylko jedno, dobre rozwiązanie i każdy powinien tą drogą podążać ... Czuję się źle w takiej sytuacji - atakowana, przyparta do muru itd. Nie znasz mnie. Żeby dokładnie zrozumieć moją sytuację musiałabyś mnie poznać, posłuchać o moich problemach itd - dopiero wtedy - mogłabyś w miarę obiektywnie mi doradzić. Teraz po prostu naciskasz "na oślep".
Z tego co pisałaś jesteś w trakcie rozwodu, byłaś ofiarą przemocy, więc na pewno nie jest Ci łatwo - dzisiaj napisałaś o tym dziecku, które zmarło - więc rozumiem, że w pracy też nie zawsze jest łatwo .
Myślałaś może o jakimś wsparciu dla siebie w tych trudnych chwilach ?
Jakaś grupa Al-anon czy coś takiego ?
Potraktuj proszę tę wypowiedź jak informację zwrotną. Nie chcę Cię urazić.
Jagna - Czw 19 Lis, 2009 21:45
Flandra napisał/a: | Jakaś grupa Al-anon czy coś takiego ? |
Miewam wykłady dla AlAnonek w OLU, jednak częściej prowadzę zajęcia dla grupy początkującej alkoholików. Sama wciąż mam teraputę, ale nie naduzywam , chodze regularnie na mitingi. Spotykam się z przyjaciółmi z AA w realu. Nie opieram się tylko na książkach, to za mało i juz wiem o tym.
Problemy sa, były i będą teraz jednak nie urastają do rangi dramatu, jak niegdyś :)Mam trudny czas, co nie znaczy ze to tragedia, wszystko jest do rozwiązania.
Ale dziękuję Ci za radę i sugestie, przyjmuję wszelkie uwagi, a co z nimi zrobię, pomyślę
Flandro tak naprawdę mi rybka, czy Ty zrobisz tę terapię, czy nigdy nie zrobisz, to Twoja prywatna sprawa, ale pozwól ze i ja się odezwe gdy udzielasz niekomepetentnych rad, na jakiej podstawie to robisz, książek ? Trochę mało Próbujesz sie głosić tu fachowcem, ale z całym szacunkiem skoncz chociaż podstawowa terapię i udzielaj rad i dziel sie doswiadczeniem z terapii.
Flandria - Czw 19 Lis, 2009 21:56
Jagna napisał/a: | Flandro tak naprawdę mi rybka czy Ty zrobisz tę terapię czy nigdy jej nie zrobisz, to Twoja prywatna sprawa, ale pozwól ze i ja się odezwe gdy udzielasz niekomepetentnych rad, na jakiej podstawie to robisz, książek ? Trochę mało |
dlaczego zakładasz, że terapia indywidualna to nie jest terapia ?
poza tym - kim jesteś, zeby oceniać czy moje rady są kompetentne czy nie ?
nie ma jednej "idealnej" drogi, każdy jest inny, dla jednego dana książka będzie genialna dla innego bedzie nieporozumieniem
są psychologowie, którzy tę książkę - "Toksycznych rodziców" polecają. Moja przyjaciółka musiała ją przeczytać na zajęcia na studiach psychologicznych.
Flandria - Czw 19 Lis, 2009 22:00
Jagna napisał/a: | Próbujesz sie głosić tu fachowcem, ale z całym szacunkiem skoncz chociaż podstawowa terapię i udzielaj rad i dziel sie doswiadczeniem z terapii. |
mam prawo pisać co myślę
to WOLNE forum
nigdy nie nazywałam się tu fachowcem
jeśli widzisz u mnie jakieś cechy DDA - to chętnie posłucham
natomiast samo zarzucanie mi, że nieukończenie terapii kwalifikuje mne jako osobę z syndrem DDA to gratuluję "obiektywności"
Kulfon - Czw 19 Lis, 2009 22:16
Flandra napisał/a: | Flandro tak naprawdę mi rybka, |
Jagus nie tobie rybka, tylko rybce Fladra ....
a tak powaznie.................
dajcie sobie siana kochane ..................
Beniamin - Czw 19 Lis, 2009 22:17
Flandra napisał/a: | "Toksycznych rodziców" polecają. Moja przyjaciółka musiała ją przeczytać na zajęcia na studiach psychologicznych. |
Z pełną odpowiedzialnością powiem KŁAMSTWO !
przed taką lekturką pewnie ostrzegali, a tak na marginesie w pewnej sieci sklepów obok harlekinów ją znajdzesz
Falndro zakończ opowiadać tu te bajeczki, by nie powiedzieć brednie, MOIM ZDANIEM żyjesz w świecie fikcji, i to zarówno codzienności jak i swego pseudo leczenia.
A to co tu wyrabiasz drażni mnie tak bardzo TYLKO dlatego że inni ludzie szukający pomocy mogą trafić tu na Ciebie i Twoję bajkowe opowieści, jak i bajkowe rady z bajkowego leczenia i bajkowych wciąż przekładanych terapii. Obserwuję jak piszą z Tobą ludzie po leczeniu DDA, jak widać, wszyscy mówią Tobie TO SAMO !
JESTEŚ chora Flandro ! Czas się leczyć zanim zrobisz sobie poważną krzywdę, a przy okazji innym osobom.
Flandria - Czw 19 Lis, 2009 22:19
Beniamin napisał/a: | JESTEŚ chora Flandro ! |
zarzucanie komuś choroby psychicznej to przemoc
reszty nie chce mi się komentować
Beniamin - Czw 19 Lis, 2009 22:24
nie widzę słowa o tym jaka to choroba, to raz
dwa, nadużywasz tego pojęcia nie wiedząc co ono oznacza
trzy, oczywiście nie komentuj
Jacek - Czw 19 Lis, 2009 22:37
zasady
Beniamin - Czw 19 Lis, 2009 22:41
a gdzie Byłeś wczoraj z tym linkiem cooooooooo?
Marc-elus - Czw 19 Lis, 2009 22:44
Beniamin sorry jeżeli ktoś piszę głupoty to chyba wystarczy jak wykażę się jego niewiedze w tym temacie.... Nie trzeba wyzywać....
Jacek - Czw 19 Lis, 2009 22:46
Beniamin napisał/a: | a gdzie Byłeś wczoraj z tym linkiem cooooooooo? |
Pawełku czy ty próbujesz na mnie coś wymusić
nie mam takich zasad
i tak samo nie czuję się do musu abym wszystko musiał czytać -ani wczoraj ani dziś
Borus - Czw 19 Lis, 2009 22:48
Beniamin napisał/a: | drażni mnie tak bardzo | ...to nie czytaj! Beniamin napisał/a: | JESTEŚ chora Flandro | ...a ty jesteś zupenie zdrów??
Beniamin - Czw 19 Lis, 2009 22:51
Wyjaśnie, sformuowanie "Idź się leczyć" nie jest określeniem pejoratywnym w moim poście
oznacza tyle co dosłownie pozwalają wyrażań polskie słowa jak mniemam, czyli "rozpocznij leczenie, terapię itd itp.
Jagna - Czw 19 Lis, 2009 23:00
Flandra napisał/a: | jeśli widzisz u mnie jakieś cechy DDA - to chętnie posłucham
natomiast samo zarzucanie mi, że nieukończenie terapii kwalifikuje mne jako osobę z syndrem DDA to gratuluję "obiektywności" |
To Twój post Flandro na powitanie.....
Flandra napisał/a: | Witam wszystkich
Jestem DDA i zarejestrowałam się tutaj, żeby lepiej zrozumieć alkoholizm i współuzależnienie (czyli tak naprawdę moich rodziców). |
Flandria - Pią 20 Lis, 2009 00:16
Jagna, jesteś po prostu genialna
w życiu bym na to nie wpadła
masz całkowitą rację - pójdę na GRUPOWĄ terapię DDA i dzięki temu mój ojciec przestanie być alkoholikiem a moja matka nie będzie jego byłą żoną
a ja będę z uśmiechem wspominać swoje dzieciństwo
och !
Jagna - Pią 20 Lis, 2009 01:13
Flandra napisał/a: | masz całkowitą rację - pójdę na GRUPOWĄ terapię DDA i dzięki temu mój ojciec przestanie być alkoholikiem a moja matka nie będzie jego byłą żoną
a ja będę z uśmiechem wspominać swoje dzieciństwo
och ! |
Flandro , jeśli uważasz,że po to -jak napisałaś wyżej- uczęszcza się na terapię, to wiesz jednak nie korzystaj, z pewnością Ci nie pomoże.
I na tym kończę tę dyskusję, rób ze swoim życiem , co chcesz ono jest w Twoich rękach,to Ty kreujesz swoją rzeczywistość, tak jak ja -swoją.
Flandria - Pią 20 Lis, 2009 01:25
pytałam Cię o cechy DDA jakie u mnie widzisz
Jagna - Pią 20 Lis, 2009 01:28
Cytat: | pytałam Cię o cechy DDA jakie u mnie widzisz |
Nie znam Cię, Twoja postać dla mnie to ładny awatarek na forum.
Wiem tyle , co napiszesz o sobie sama.
Na przywitanie napisałaś JESTEM DDA, dlaczego miałbym Ci nie wierzyć?
Flandria - Pią 20 Lis, 2009 01:58
Jagna napisał/a: | Nie znam Cię, Twoja postać dla mnie to ładny awatarek na forum.
Wiem tyle , co napiszesz o sobie sama. |
i mam rozumieć, że dlatego, że mnie nie znasz zarzucasz mi brak kompetencji ?
nie uzurupuję sobie prawa do wszechwiedzy o syndromie DDA, ale wiem o tym sporo
i wiem co do tej pory dała mi terapia, a dała mi sporo
nie wiem czy powinnam ją kontynuować czy nie - w tej chwili nie widzę u siebie cech DDA, jeśli za kilka miesięcy zauważę, że coś jest nie tak - pewnie ją wznowię
generalnie jest mi bardzo przykro, że jestem w taki sposób przez Ciebie traktowana
stawiasz się w pozycji osoby, która wie wszystko najlepiej - oceniasz, które polecane przeze mnie książki są ok, a które nie i uprzedzasz, że będziesz kontrolować to co piszę innym osobom
nie jesteśmy na terapii - to tylko forum
nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś miał inne zdanie niż ja, wręcz uwielbiam tego rodzaju sytuacje, bo sporo mnie uczą
natomiast jeśli argumentem drugiej strony jest tylko to, że nie ukończyłam terapii grupowej to czuję się po prostu atakowana
Jagna napisał/a: | Na przywitanie napisałaś JESTEM DDA, dlaczego miałbym Ci nie wierzyć? |
w marcu
w maju, kiedy rozpoczynałam terapię w kolejnym ośrodku widziałam u siebie co najmniej kilka cech tego syndromu
obecnie mamy listopad ...
stiff - Pią 20 Lis, 2009 07:03
Beniamin napisał/a: | Z pełną odpowiedzialnością powiem KŁAMSTWO ! |
A kim Ty kumplus jesteś, aby oceniać w ten sposób innych...
Nawet gdybyś był instruktorem terapii, a nie jesteś, to nie możesz jakiejś osoby polecającej dana lekturę traktować w ten sposób...
Jezeli uwazasz, a masz do tego pelne prawo, ze to smiec nad ktorym
nie warto sie pochylić, to możesz przecież przytoczyć argumenty
na poparcie swojego zdania w tym temacie...
Zarzucając komuś ignorancje, nie wystarczy sam zarzut,
bo jakie sa przesłanki ku temu, ze to Ty nie jesteś ignorantem w tym temacie,
a chcesz zabłysnąć tylko, jadąc na cudzych plecach,
nie wnosząc nic konkretnego do tematu...
Zachowujesz sie w tym momencie jak nawiedzony guru,
który uważa, ze posiadł wszystkie mądrości ...
Zejdź na ziemie przyjacielu, bo szybciej jak później
możesz bardzo potłuc sobie d**ę czego na prawdę Ci nie życzę...
Borus - Pią 20 Lis, 2009 07:23
Stiff - brawo! Lepiej bym nie określił tego, co ten człowiek wyrabia...
Klara - Pią 20 Lis, 2009 08:47
Flandra napisał/a: | są psychologowie, którzy tę książkę - "Toksycznych rodziców" polecają. Moja przyjaciółka musiała ją przeczytać na zajęcia na studiach psychologicznych. |
Należałoby się skupić na słowach: "są psychologowie, którzy (...) polecają"
Zapytałam psycholożkę, czy polecano jej tę książkę na studiach.
Odpowiedź brzmi: "Mówiło się o niej, ale nikt nie polecał"
Tak więc spór jest o tyle zasadny, że każdy z jego uczestników miał do czynienia z psychologiem z innej "szkoły".
Tyle mam do powiedzenia i dodam jeszcze że tamtą wymianę zdań widzę jako ostrą dyskusję, a za to nie należy się obrażać.
P.S. Zachowanie Bena nie podoba mi się od dawna.
Ben! Przyjąłeś rolę komentatora, a nie uczestnika forum. To jest nie fair!
Flandria - Pią 20 Lis, 2009 11:52
to napisała mi parę dni temu moja przyjaciółka:
"Zdań jest z reguły tyle, ilu psychologów
A nawet więcej, bo niektórzy się nie moga zdecydowac
A kto decyduje, która jest porządna?
Który psycholog jest mądry, a który mondry?"
na moje pytanie:
"czy "toksyczni rodzice" nie są przypadkiem lekturą na studiach psychologii ?"
odpowiedziała:
"U mnie było, bo akurat kobieta, z którą miałam zajęcia, jest ZA tą koncepcją"
stąd to moje zdanie "są psychologowie, którzy (...) polecają"
Shaitana - Śro 25 Lis, 2009 16:55 Temat postu: Oszust Kochane moje, wczoraj wysłuchałam bardzo rozsądnych słów, że On nie będzie się spotykał z jedną z koleżanek, ponieważ wymownie na niego patrzy a on nie chce żeby ona sobie coś pomyślała. Dziś powiedziałam, żeby sobie zorganizował czas beze mnie i przypadkiem natknęłam się na nią, jej koleżankę i niego w parku przy piwku (twierdzi że mało pije, zanim go poznałam miałam w ogóle podejrzenia, że pije za dużo). Mało tego jeszcze otrzymałam smsa, że moje zachowanie jest śmieszne (bo nie podeszłam się przywitać gdy oni byli w parku) i daje do myślenia, że nie chciałam się z nim zobaczyć. Wg mnie to jest jawne oszustwo i hipokryzja z jego strony a facet stara się wykręcić kota ogonem. Zbyt duży rozdźwięk pomiędzy mówi-myśli-robi. Jak sądzicie???
KICAJKA - Śro 25 Lis, 2009 17:16
Myślę,że związek dwojga ludzi powinien być oparty na szczerości i odpowiedzialności za słowa i czyny.Jeżeli nie funkcjonuje ani jeden z tych czynników, to trzeba się zastanowić,czy to ma sens.Jeśli Ty znasz swój problem,powinnaś się na nim skupić,a nie na roztrząsaniu problemów partnera,który mówi przez "ogródki",albo kręci.
Klara - Śro 25 Lis, 2009 18:14
No to masz odpowiedź na pytanie, czy warto wiązać nadzieje z tym facetem.
No i czemu Ciebie nie przedstawia rodzinie.
Zastanów się czy potrzebny jest Ci dorosły mężczyzna w krótkich spodenkach.
Shaitana - Sob 28 Lis, 2009 17:06 Temat postu: Siedzę i nie wierzę... Moje drogie, muszę się z Wami podzielić czymś co wprawiło mnie w osłupienie, odezwał sie też do mnie przyjaciel tego faceta. Myślalam nad tym wszystkim i myślałam i doszłam do pewnego wniosku, przesledziłam swój tok myślenia ileś razy, poza tym kwestia domu i rodziny pozostaje enigmą nawet dla jego przyjaciela. Właściwie rozmowa z nim tylko mnie utwierdziła w moim wniosku - facet nie ma domu i bardzo chce to ukryć.. I choć sama na to wpadłam, a informacje uzyskane od jego przyjaciela zanim się poznaliśmy z tym facetem tworzą jedną całośc z moją teorią nie mogę w to uwierzyć i jest mi strasznie ciężko z tym. Aż tak się wstydzić...
yuraa - Sob 28 Lis, 2009 18:25
Shaitana napisał/a: | odezwał sie też do mnie przyjaciel tego faceta. |
sam się odezwał z wlasnej woli? czy na prosbę tego faceta??
pytam bo miałem takie propozycje:
-pogadaj z moją żoną i przedstaw jej moją prawdę
KICAJKA - Sob 28 Lis, 2009 18:51
Shaitana napisał/a: | odezwał sie też do mnie przyjaciel tego faceta. |
Trochę to podejrzanie wygląda dla mnie,zbyt dużo "ściemy" z tym problemem widziałam w swoim życiu.
Shaitana - Pon 30 Lis, 2009 09:53
odezwał się sam. Podejrzewałabym, że sprawa jest nagrana, gdyby nie ( że jego przyjaciel był kiedyś u niego w domu). My się raczej nie spotykamy z nim w 4 oczy. A ten przyjaciel wyraźnie powiedział nie pytany przeze mnie konkretnie tylko w toku rozmowy,że nigdy w tym domu nie był i że o dom pytał, lecz uzyskał unik lub kłamstwo. To chyba jedyna sprawa, w której on(mój facet)się nie wygada nawet po pijaku klepiąc beznadziejnie jęzorem, tak to ujął. Powiedział mi też jak ten mój żył zanim mnie poznał. I powiem Wam, że to by się zgadzało, gdyby przyjąć że facet nie ma domu wszystko nagle staje się jasne.Bo u mnie potrafi siedzieć 24 na h gdyby mógł, zostaje na noc i nikomu nie daje znać, mieszka w innym mieście ale o godzinie 8/9 rano już jest w moim(pracuje) i nie chce wracać do domu jesli nie musi, święta spędził 2 lata temu u kolegi, przez rok przebywał w pracy a noce spędzał w cafe net całodobowej...Kto normalny po całym dniu pracy fizycznej tak robi??
Klara - Pon 30 Lis, 2009 11:23
Powiem Ci tak Shaitana.
Gdy czasami zbierało mi się na wspomnienia i wracałam myślami do początków mojej znajomości z mężem, (który szybko po ślubie okazał się alkoholikiem) to uświadamiałam sobie że mnie wielokrotnie oszukał. Nie były to rzeczy bardzo poważne. Takie sobie historyjki które wychodziły na jaw przez przypadek.
Gdy wtedy próbowałam z nim wyjaśniać te sprawy, to on nie usprawiedliwiał się nawet, tylko skupiał się na wyjaśnianiu dręczącego go pytania: "Kto mi to powiedział".
Z kolei ja mówiłam mu o wszystkim, co z czasem zostało bez skrupułów wykorzystane przeciwko mnie.
Podczas tych moich przemyśleń wyszło mi, że jeżeli w związku nie ma szczerości Z OBU STRON, to nie warto sobie tym związkiem zawracać głowy, bo prędzej czy później odbije się to czkawką
Shaitana - Śro 02 Gru, 2009 08:57
Dziekuję klaro,
sam stwierdził,że zanim mnie poznał dużo pił, ostatnio powiedziałam mu że pójdę na terapię i pytał o ośrodek, bo stwierdził, że dobrze wie że ma w głowie popieprzone z przeszłości (placówki, rodziny zastępcze itd). Miałam swoje podejrzenia, bo mam do czynienia z alkoholikami od dziecka, poza tym pracowałam z uzależnionymi. Zastanawiam się nad Twoimi słowami... Ja raczej podejrzewam, że na dzień dzisiejszy on nie ma domu, śpi nigdzie a raczej w jakiejś noclegowni, w przeszłości stosował używki o czym powiedział mi otwarcie. Mam na niego wpływ, w opinii mojego brata jest pantoflem, bardzo często widzę, że ma braki w umiejętności zachowania się wśród ludzi, takie wiecie... upośledzenie albo braki w wiedzy na temat funkcjonowania w społeczeństwie, często nie wie jak się zachować. Czasem daję mu wskazówki, które przyjmuje i stara się jakoś mieć je na uwadze. Ostatnia wskazówka, że ma problemy: zapomniał się i powiedział, że czekoladę dostał w kościele.
Sądzę, że związek oparty na kłamstwie nie jest prawdziwym związkiem, niemniej zastanawiam się czy sama miałabym odwagę się przyznać, że nie mam gdzie spać - byłoby mi bardzo wstyd i jeślibym to zrobiła to po bardzo długim czasie.
Klara - Śro 02 Gru, 2009 09:59
Jeżeli miał trudne dzieciństwo, jeżeli wychował się w domu dziecka, to nie jest jego wina i nie powinno się na człowieka patrzeć przez pryzmat jego przeszłości.
Jednak powinnaś zwrócić uwagę na to co on TERAZ sobą reprezentuje. Czy stara się zniwelować deficyty i braki z przeszłości, czy staje na własne nogi, czy jest odpowiedzialnym facetem.
Z tego co piszesz, wynika raczej, że zachowuje się jak bluszcz, który upatrzył sobie Ciebie jako podstawę (ofiarę?) do tego żeby ON mógł funkcjonować.
Zresztą wygląda na to, że Tobie rola opiekunki i wybawicielki jakoś odpowiada.
To jest cecha DDA.
Uważaj na to i nie daj się oplątać!
Shaitana - Czw 03 Gru, 2009 18:10
własnie Klaro przed tą rolą bardzo się bronię. Nie zamierzam już nikogo niańczyć. To nie jego wina, że miał takie doświadczenia, lecz ja doskonale wiem, że nikt nie jest w stanie zniwelować skutków deficytu miłości rodzicielskiej. Nie chcę dać się wkręcić w układ w którym ja jestem silna a on słaby.
stiff - Czw 03 Gru, 2009 18:33
Shaitana napisał/a: | Nie chcę dać się wkręcić w układ w którym ja jestem silna a on słaby. |
Przecież to dobry układ i wiele małżeństw sobie chwali...
Shaitana - Czw 03 Gru, 2009 19:36
Stiff... powinna być równowaga sił czyli partnerstwo. ja nie oczekuję od niego zrekompensowania roli ojca (choć podświadomie boję się aby związek nie opierał se tylko na seksie) oczekuję zaradności, przedsiębiorczości, czasem pomocy. Każdy ma swoje złe dni, chwile i czasem jest słaby, jednak niezmienny układ: ja silna - Ty słaby, nie jest dla mnie satysfakcjonujący. Fakt faktem jestem bardzo władczą, trudną we współżyciu osobą, jestem chorobliwie podejrzliwa i zdaję sobie z tego sprawę. On już wielokrotnie został ochrzczony mianem pantofla. Czasem tak sobie siedzę i myślę,że chcę wierzyć w partnerstwo, jednak tak naprawdę walczę z kontrolowaniem, uwielbiam rządzić, co nie znaczy że podoba mi się, gdy facet jest typowym pantoflem. Myślę sobie też, że gdyby nie jego doświadczenia, które ukształtowały go jako typowe uległe dda/ddd, w dodatku głód miłości , który widzę i z powodu którego znosi moje humory, huśtawkę - już dawno by odszedł. Ani ja nie jestem w stanie go wykorzystać, ani on mnie chyba że w kwestii seksu, ale tego też nie ma od jakiegoś czasu i nic to nie zmieniło między nami. Mój brat (zupełnie normalny gość) zna go dość dobrze, zgadza się że na polu kontaktów społecznych facet jest laikiem, ponadto widzi nas w interakcji i twierdzi, że na miejscu mojego facet rzuciłby mnie już ze 30 razy, bo jestem nie do wytrzymania.Wg mnie facet wie, że nie jest hm... z mojej bajki i stara się za wszelką cenę ukryć swój prawdziwy świat, do którego wraca kiedy nie jest ze mną przyjmując za pewnik, że go opuszczę gdyby postawił sprawę jasno z przemyśleń z bratem). Zastanawiałam się czy nie skonfrontować tych wszystkich info, zdobytych dowodów (zadać sobie trud sprawdzenia gdzie mieszka, lub pojawienia się w tej placówce np itd), ale nie jestem pewna czy sama tego chcę. Moja intuicja mówi mi, że mam słuszne podejrzenia. I cała ta sytuacja nie ma nic wspólnego z litością. Tylko jestem wściekła i ciągle zadaję sobie pytanie:dlaczego znów trafiłam na kogoś "z problemami", czy raz nie może to byc zwykły miły człowiek z dobrym wzorcem?...
stiff - Czw 03 Gru, 2009 19:52
Shaitana napisał/a: | trafiłam na kogoś "z problemami", czy raz nie może to byc zwykły miły człowiek z dobrym wzorcem?... |
Nic tak do końca nie jest dziełem przypadku...
To Ty wbrew sobie, jak myślisz, a wcale tak być nie musi,
przyciągasz tego typu facetów...
Jakiemu normalnemu facetowi mogłabyś wejść na głowę i rządzić... Shaitana napisał/a: | uwielbiam rządzić, co nie znaczy że podoba mi się, gdy facet jest typowym pantoflem. |
To automatycznie jedno drugie wyklucza, inaczej wasz dom byłby polem bitwy...
Sadzisz, ze mogłabyś być z facetem o silnym charakterze i osobowości...
Potrafiłabyś oddać przywództwo i czy choć stać Cie na zdrowy kompromis...
Sa to tylko luźne wnioski z tego co napisałaś o swojej sytuacji,
aby nie było nieporozumienia...
Flandria - Pią 04 Gru, 2009 05:28
Shaitana napisał/a: | Tylko jestem wściekła i ciągle zadaję sobie pytanie:dlaczego znów trafiłam na kogoś "z problemami", czy raz nie może to byc zwykły miły człowiek z dobrym wzorcem?... |
och
może zadaj sobie inne pytanie: Czy to przypadkiem nie jest tak, że widzisz niepotrzebnie u innych problemy ? hmmm?
Nie wiem czy Twój facet jest "pantoflarzem", wiem tylko, że jeśli się postarasz na pewno nim będzie.
Przeczytaj: Przypowieść o motylku , przemyśl sobie na spokojnie
Shaitana napisał/a: | powinna być równowaga sił czyli partnerstwo |
partnerstwo to zaufanie
Mężczyzna to brzmi dumnie, można by rzec Ale każdy mężczyzna to człowiek - tylko człowiek i aż człowiek, każdy ma jakieś swoje problemy, ale to nie znaczy, że sobie z nimi nie poradzi. Najlepiej można pomóc okazując zaufanie na zasadzie "wierzę, że sobie poradzisz, a jakby coś - to jestem, być może będę mogła w czymś pomóc".
Jedną z ważniejszych rzeczy, które uświadomiłam sobie w przeciągu ostatniego roku było to, że nie mam wpływu na uczucia i zachowania innych osób.
Np. gdybym zrobiła prosty eksperyment i stanęła na głowie w środku miasta - ludzie zareagowali by różnie, ktoś by się śmiał, ktoś byłby oburzony, jeszcze inny by nawet nie zwrócił uwagi. Zresztą - ten sam człowiek jednego dnia zareagowałby tak, innego być może inaczej - w zalezności od nastroju itp itd.
Nie jestem w stanie tego w żaden sposób kontrolować
Ważne jest to - czy ja chcę stać na głowie w środku miasta. Czy coś takiego mi odpowiada czy nie.
Ważne jest też to, żeby stojąc na głowie czuć się bezpiecznie - bez zaufania do ludzi, bez wiary w to, że nie zrobią mi (ani sobie) krzywdy - nawet jeśli będzie to moje największe marzenie - nie będę czuła się komfortowo.
To takie moje przemyślenia.
Powodzenia na terapii
Shaitana - Pią 04 Gru, 2009 12:59
Flandra zadaję sobie to pytanie cały czas. Mam tendencję do tworzenia problemów z wielu spraw. To nienormalne i zupełnie mnie wykańcza, nie wspominając o drugiej osobie. Np.teraz Punkt ciężkości przesuwa się na skupienie na drugiej osobie - tym razem na niego - i to mi się nie podoba. Przyjęłam zasadę:"Ja Ci ufam, a Ty mi pokażesz czy warto",jednak cięzko ją stosować. Wywodzę się z rodziny gdzie tradycja wiązania się z damskimi bokserami, używkowcami, braku szacunku połączonego z indoktrynacją dziewczynek w części dotyczącej "tych facetów sk..." sięga przynajmniej 3 pokolenia wstecz. Moja mama jest niezwykle uprzedzona do mężczyzn i ocenia nawet na podstawie zdjęć,raz wydana opinia jest niezmienna i jak mówi "zawsze wyjdzie na jej".Do 17 r.ż byłam biernym i czynnym uczestnikiem tej indoktyrnacji, potem zaprotestowałam,a odkąd się związałam z 1 facetem stosunki z mamą polegały na kłótniach, usiłowała nawet doprowadzić do rozbicia tamtego związku,teraz wydanie przez nią opinii+moje jakiekolwiek potwierdzenie choćby części zarzutów=podjęcie działań które ona uważa za stosowne. Uważam, że nie mam szacunku do facetów, nigdy nie jestem do końca pewna czy mam rację w swoich pretensjach itp. Nie mam także szacunku dla siebie, nic dziwnego skoro moja mama nigdy go nie miała do mnie. Nie pozwalam sobie pomóc bo wiem lepiej, choć nie zawsze tak jest.Bardzo boję się polegać na innych, bo zawsze to zostaje wykorzystane Prosty przykład:tabletki antykoncepcyjne.Uważam, że facet powinien partycypowac w kosztach, ale mu tego nie mówię.Nie miałam kasy żeby kupić, on dowiedział się po fakcie(minął czas wzięcia 1).Miał do mnie żal, że nie powiedziałam, potem pytał czy jeszcze czegoś potrzebuję, a ja mu na to żeby przestał bo nie będę się prosić.Ma pretensje dlaczego nie odbiorę jego telefonu kiedy śpi, a ja mam jakąś blokadę. Czasem się zastanawiam:może to ja mam problem z bliskością większy niż on?On mi mówi o swoich doświadczeniach, a ja się zastanawiam czy to jest chwyt... Właśnie dlatego konfrontuję pewne rzeczy z moim normalnym bratem i Wami - szukam odpowiedzi. Sama chyba jestem hipokrytką do pewnego stopnia.
Flandria - Pią 04 Gru, 2009 15:03
Shaitana napisał/a: | Mam tendencję do tworzenia problemów z wielu spraw. To nienormalne i zupełnie mnie wykańcza |
Nauczysz się z tym radzić na terapii.
Na "już" mogę Ci polecić kilka technik uspokajających.
1. medytacja
ja medytuję w bardzo prosty sposób, siadam sobie wygodnie, nastawiam minutnik na 20 minut, koncentruję swoją uwagę na jakimś przedmiocie, i liczę oddechy - od 1 do 4 i od nowa. Staram się wtedy nie myśleć o niczym tylko oddychać, w myślach sobie liczę. Czasem pojawiają się jakieś myśli, ale staram się koncentrować na liczeniu oddechów.
Medytuję tak od mniej więcej od roku, ale nie codziennie - po każdej medytacji czuję się spokojniejsza i odprężona. Zauważyłam też, ze na na codzień - w pracy itd - łatwiej mi sie myśli, mniej myśli kołacze mi się po głowie itd.
2. czarnowidztwo kontrolowane.
mam problem, np. boję się, że nie uda mi się czegoś zrobić w określonym czasie. Wyobrażam sobie sytuację totalnej klapy, i próbuję w tej sytuacji się odnaleźć, znaleźć jakieś dobre strony tej klapy, jakieś alternatywne rozwiązanie.
To metody z książki o zwalczaniu stresu. Tę drugą metodę stosowała też moja terapeutka. Kiedy czymś się martwiłam, pytała wprost czego właściwie się boję i później analizowałyśmy problem od takiej właśnie "czarnej" strony i okazywało się, że nie taki diabeł straszny.
3. postanowienie noworoczne pt. "nie będę się przejmować sprawami, na które nie mam wpływu"
wdrożyłam w tym roku - a przynajmniej się starałam - rewelacja
mam gdzieś o połowę problemów mniej
Shaitana napisał/a: | Bardzo boję się polegać na innych, bo zawsze to zostaje wykorzystane . Prosty przykład:tabletki antykoncepcyjne.Uważam, że facet powinien partycypowac w kosztach, ale mu tego nie mówię.Nie miałam kasy żeby kupić, on dowiedział się po fakcie(minął czas wzięcia 1).Miał do mnie żal, że nie powiedziałam, potem pytał czy jeszcze czegoś potrzebuję, a ja mu na to żeby przestał bo nie będę się prosić. |
zobacz, we wcześniejszym poście napisałaś:
Shaitana napisał/a: | Mój brat (...) widzi nas w interakcji i twierdzi, że na miejscu mojego facet rzuciłby mnie już ze 30 razy, |
nie wiem co dokładnie "wyprawiasz", ale chyba można na Twoim facecie polegać w każdym razie skoro znosi jakieś straszne rzeczy, to rozmowę o podziale kosztów pigułek też chyba zniesie
myślę, że warto to sprawdzić
no chyba, że Wiedźma ma jakąś zapasową czarodziejską kulę, którą mogłaby użyczyć Twojemu facetowi - wtedy nie musiałabyś mu niczego mówić, a on wiedziałby co, jak, dlaczego itd
ależ się wymondrowałam
powodzenia
Shaitana - Czw 10 Gru, 2009 17:39
teraz gdy zadaję pytanie przynajmniej nie odpowiada zamiast mówić kłamstwa. Oglądałam kiedyś film "Buntownik z wyboru" i szczerze mówiąc sytuacja jest niemal identyczna. Dziś był dobry dzień. Dobry, bo spokojny, pełen akceptacji i szacunku. Rozróżniam jego kłamstwa, dlatego już ichnie mówi. Ale wiecie zaczęłam rozważać wyjazd i ryzyko pogorszenia stany zdrowia z tym związane. Bo od 5 miesięcy nie mam tu w Polsce pracy...
Klara - Czw 10 Gru, 2009 22:09
Shaitana!
Mam wrażenie że kręcisz się w kółko
Masz już wyznaczony termin terapii, czy w dalszym ciągu czekasz?
Shaitana - Czw 10 Gru, 2009 23:16
nie mam terminu terapii, bo wszystko zależy od poprzedniej grupy terapeutycznej ośrodka. czekam na telefon... i coraz ciężej mi.
Klara - Pią 11 Gru, 2009 08:07
Shaitana napisał/a: | bo wszystko zależy od poprzedniej grupy terapeutycznej ośrodka |
To rozumiem.
Czy w Twoim mieście jest tylko jeden ośrodek leczenia uzależnień? No i może zanim rozpoczną się zajęcia grupowe, mogłabyś trochę pochodzić na terapię indywidualną!
W kilku miastach są grupy samopomocowe. Tu masz adresy: http://www.al-anon.org.pl/alanondd.html
Shaitana - Pią 11 Gru, 2009 22:44
ja już nie daję rady ((( ten facet to dla mnie za dużo. moje problemy i jego kłamstwa, jego...wszystkie bajki. och Boże jestem tak wściekła na niego, na siebie, na mój brak motywacji, na to że cięzko mi o dystans do tego człowieka. Powinnam pomagać mu z pozycji przyjaciela, nie kobiety.Bo to facet, który nie dorósł do tego aby się uporać z sobą i być w zdrowym związku. Potrzebuję pracy, innych ludzi wokół i...dystansu żeby odzyskać jasność myślenia. Bronię się a jednak wiem, że lecę w stronę współuzależnienia i bardzo chcę temu zapobiec.
Shaitana - Pią 11 Gru, 2009 22:45
z powyższych ośrodków niestety żaden nie jest blisko mnie...ale poszukam na necie.Dziękuję Klaro, Dziękuję Wam wszystkim, że jesteście.
KICAJKA - Sob 12 Gru, 2009 16:26
Shaitana napisał/a: | ja już nie daję rady ((( ten facet to dla mnie za dużo | Jest Ci ciężko,nie dajesz rady,więc po co pchasz się w takie układy.Jeśli Tobie jest źle to pomagaj sobie a nie komuś z problemami,jeśli sam sobie nie pomoże Ty zmarnujesz tylko czas i swoje życie.Życzę Ci dobrych wyborów -co w życiu ważne.
Jacek - Sob 12 Gru, 2009 18:38
Shaitana napisał/a: | ja już nie daję rady ((( ten facet to dla mnie za dużo. |
już nie jedno krotnie to powtarzałem
gdy moja żona tak pomyślała i wniosła o rozwód,to rezultat wyszedł inny
przestałem pić i nadal siedzę jej na karku
ale czy jest zadowolona to by jej było trza spytać
choć przez te 11 lat mego trzeźwienia,ani razu nie wspomniała o odejściu
Klara - Nie 13 Gru, 2009 22:11
Shaitana!
Właśnie trafiłam na bazę spotkań Wspólnoty DDA i jest tu znacznie więcej adresów, niż na stronie, którą podałam Ci wcześniej.
Oto ta stronka: http://www.dda.pl/index.p...id=77&Itemid=53
Shaitana - Czw 17 Gru, 2009 19:36
Dziękuję, Klaro myślę że w nowym roku wybiorę się do pobliskiego miasta w którym jest spotkanie. Bo nie dam rady. Nowy rok, nowe podejście do życia i... nowe życie. Tego chcę. Powoli znów widzę światło.
Shaitana - Wto 05 Sty, 2010 17:49
To mitoman. Jego życie jest jednym wielkim kłamstwem, oszukiwał wszystkie osoby w jego otoczeniu również rodzinę. Przedwczoraj zakończyłam ten pseudozwiązek, dając mu namiary na terapeutę. Powiedziałam, że mogę z nim porozmawiać dopiero gdy wyjdzie z gabinetu dyrektora ośrodka oczywiście już tylko jako jego koleżanka. Jego własny przyjaciel mnie popiera. Czy ktoś z Was wie czy są spotkania grupy wsparcia w Bytomiu w parafii?
stiff - Wto 05 Sty, 2010 17:51
Shaitana napisał/a: | Przedwczoraj zakończyłam ten pseudozwiązek, |
Mogę jedynie pogratulować dobrego wyboru...
KICAJKA - Wto 05 Sty, 2010 20:18
Shaitana napisał/a: | To mitoman. Jego życie jest jednym wielkim kłamstwem, oszukiwał wszystkie osoby w jego otoczeniu również rodzinę. Przedwczoraj zakończyłam ten pseudozwiązek |
I bardzo dobrze,najwyższy czas się otrząsnąć i zacząć nowe życie
KICAJKA - Śro 06 Sty, 2010 21:17
Shaitana napisał/a: | Czy ktoś z Was wie czy są spotkania grupy wsparcia w Bytomiu w parafii? | Kiedyś były w parafii NMP na Rynku i w Św.Krzyżu - ale obecnie nie jestem na bierząco,musiała byś zapytać,zadzwonić
Shaitana - Czw 07 Sty, 2010 16:05
Rozpacz czarna, oto problem współuzależnienia w pełnej krasie - myślę o nim cały czas, wiem, że ćpa. Umówi się do psychologa za tydzień w ośrodku dla uzależnionych, ale nie wiem czy dotrwa. A ja chodzę po ścianach - cały czas myslę nic prawie nie jem, wysłałam smsy że wiem i co robi ze swoim życiem.Echo. Moja mama wczoraj wypiła i skoczyła do mojego brata z rękami,potem kazała nam spier... A ja nadal nie mam pracy. Jeszcze dostałam od niej smsa że jeśli spotkałam się z nim to jestem g***o warta, natomiast jeśli z moim znajomym to 0. Nie mam siły chyba zaczynać tak nowego roku.A cała awantura z nią o to, że ośmieliłam sie powiedzieć, że ona lubi doradzać innym.
Klara - Czw 07 Sty, 2010 16:23
Shaitana napisał/a: | A ja nadal nie mam pracy. |
Szukasz tej pracy energicznie, czy czekasz, aż do Ciebie przyjdzie sama?
Shaitana napisał/a: | problem współuzależnienia w pełnej krasie |
Na to jest jeden prosty sposób: http://www.ipz.edu.pl/ind...&id=167&lang=pl
Shaitana - Pią 08 Sty, 2010 19:09
Kicajka, spokojnie zaczynam prawdopodobnie za jakieś 2 tygodnie Pracę oczywiście. A jeszcze musze sobie znaleźć jakiś wolontariat.W ramach rozwoju i praktyki zawodowej. Postanowione.
Klara - Pią 08 Sty, 2010 19:55
Shaitana napisał/a: | zaczynam prawdopodobnie za jakieś 2 tygodnie Pracę oczywiście. |
To rozumiem, więc już się nie dołuj i szykuj do tej roboty! BĘDZIE DOBRZE!
Natomiast faceta sobie odpuść. Zamknij za nim drzwi i zapomnij! Jeżeli Ciebie (i wszystkich dookoła) oszukuje, to nie warto się z nim wiązać, bo w związku prawda jest bardzo ważna, a według mnie - najważniejsza!
Shaitana - Pon 25 Sty, 2010 18:57
ZACZAROWANE KOŁO ZAPRZECZEŃ
Autor Ksiądz Józef L. Kellerman
Dyrektor Rady ds. Alkoholizmu w Charlotte (Północna Karolina)
Ksiądz Kellerman przedstawił ten materiał po raz pierwszy na Drugim Rocznym Spotkaniu Grup Al-Anon w Connecticut, w Milford, 5 października 1968 roku.
Jego teorie zostały przyjęte z takim entuzjazmem, że postanowiono je opublikować celem szerszego rozpowszechnienia. Główne Biuro Służb Rodzinnych Al-Anon uzyskało pozwolenie od księdza J. Kelermana na wydrukowanie i rozpowszechnienie tego materiału. Materiał dotyczy każdego, kto pośrednio lub bezpośrednio związany jest z życiem osoby cierpiącej na chorobę zwaną alkoholizm.
W fikcyjnej sztuce ukazano, w jaki sposób ludzie w życiu alkoholika przedłużają jego chorobę i przeszkadzają w jej uleczeniu. Ponadto metody postępowania, jakie powinni zastosować wobec alkoholika bliscy mu ludzie, jeśli faktycznie pragną jego uzdrowienia.
Publikacja niniejsza proponuje Al-Anon jako jeden z sposobów dawania sobie rady w sytuacjach stworzonych przez alkoholizm.
Alkoholizm jest tragedią w trzech aktach. W tragedii bierze udział co najmniej czworo ludzi: pijący , jego rodzina, przyjaciele, koledzy w pracy, a nawet jego doradcy. Wszyscy oni przyczyniają się do obrotów tego zaczarowanego koła alkoholizmu. Choroba ta rzadko pojawia się u osoby całkowicie odseparowanej od ludzi. Rzadko również trwa w całkowitym odosobnieniu. Jeden człowiek pije i upija się - inni reagują na jego picie i zachowywanie się. Pijący reaguje z kolei na ich reakcje i znowu pije. W ten właśnie sposób zaczyna się obracać zaczarowane koło oskarżeń i zaprzeczeń - staczająca się w dół spirala alkoholizmu.
Aby zrozumieć alkoholizm - musimy spojrzeć nie tylko na samego alkoholika, ale na całkowity obraz jego choroby tak - jakbyśmy byli widzami odgrywanej na scenie sztuki. Musimy dostrzec dokładnie role wszystkich aktorów tego dramatu.
Alkoholik – jako gwiazda całej sztuki – występuje na początku pierwszego aktu. Gra on główną rolę, a inni reagują tylko na to, co on robi na scenie. Więc oto nasz gwiazdor – zazwyczaj mężczyzna w wieku 30 – 50 lat przeważnie zdolny, inteligentny i pracowity. Często jednak jego ambicje przekraczają jego możliwości. Widzimy, że jest to bardzo wrażliwy, samotny i nerwowy człowiek. Jest on również niedojrzały w sposób, który go czyni bardzo zależnym od innych ludzi. Prawdopodobnie zachowuje się sposób bardzo „niezależny’’, aby tej niedojrzałości całkowicie zaprzeczyć. Właśnie z tego zaprzeczania powstał tytuł naszej sztuki: Zaczarowane Koło Zaprzeczeń. Aby alkoholik mógł grać swą rolę z powodzeniem, potrzebuje pomocy innych. Dlatego musimy obserwować bardzo dokładnie, w jaki sposób każdy z aktorów spełnia swą rolę w tym dramacie.
Prolog
Alkoholik odkrył, że picie poprawia mu nastrój, pozwala czuć się lepiej. Wydaje to mu się błogosławieństwem, a nie przekleństwem. Lekarstwem, a nie trucizną. Na kilka godzin znikają kłopoty i lęki, napięte nerwy doznają odprężenia i wszystkie problemy są rozwiązane.
Akt 1.
Alkoholik wkracza na scenę twierdząc, że nikt nie ma prawa mówić mu, co on powinien robić, że tylko on sam może rozkazywać innym. Rodzinie bardzo to utrudnia jakąkolwiek rozmowę z nim na temat jego picia i rezultatów picia. Nawet gdy pijaństwo stwarza naprawdę poważne problemy – alkoholik nie chce na ten temat rozmawiać. Każda dyskusja jest czymś w rodzaju podwójnego monologu: nikt nie słyszy tego, co mówi druga strona. Obie strony mówią co innego, a robią co innego.. Dlatego, aby alkoholika zrozumieć konieczne jest dokładne poznanie tej gry. Obserwowanie samego alkoholika, czytanie naukowych opisów jego choroby, albo wysłuchiwanie narzekań jego rodziny, to tylko mała cząstka dramatu. Najważniejszym słowem w alkoholizmie jest „zaprzeczanie’’, gdyż ludzie niezmiennie robią to, czego postanawiają nigdy więcej nie robić, albo zaprzeczają temu, co zrobili.
Na początku pierwszego aktu alkoholik potrzebuje kieliszka – więc pije. Pije często i wiele, a nie rzadko i w małych ilościach. Może pić otwarcie, ale prawdopodobnie z ilością wypitych kieliszków kryje się, pijąc poza plecami reszty aktorów tego przedstawienia. Tu właśnie jest pierwsza część zaprzeczania: ukrywanie ilości wypitego alkoholu. Dowodzi to, że pijący zdaje sobie sprawę z tego, że pije zbyt wiele, pije częściej i więcej niż inni, a przede wszystkim - że picie znaczy dla niego o wiele więcej niż dla innych ludzi. Fakt, że pije za wiele i zbyt często, nie jest zależny od jego woli. I tu dostrzegamy pierwszą oznakę alkoholizmu. Ciągłe zaprzeczanie przez chowanie butelki i picie w samotności wskazuje jasno, jak bardzo jego poczucie jest zależne od alkoholu. Po dwóch lub trzech kieliszkach nie może już być mowy o powstrzymaniu picia. Po paru następnych kieliszkach zauważymy ogromną zmianę w pijącym. Staje się on pełen zadowolenia i absolutnej niezależności. Znajduje się na samym szczycie świata i może się zachowywać jak prawdziwy „bożek’’. Teraz on ma tylko rację, każdy inny jest w błędzie, szczególnie jeżeli spróbuje przeciwstawić się jego piciu. Nie wszyscy alkoholicy zachowują się w identyczny sposób kiedy są pijani, ale wszyscy zachowują się nienormalnie i bezsensownie, są nieodpowiedzialni za swoje czyny. Ignorują przepisy towarzyskie, czasem posuwają się do łamania prawa
Przykładem jest tu prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwym, co u niealkoholika uznane zostałoby za czyn całkowicie niepoczytalny.
Jeżeli picie trwa wystarczająco długo - alkoholik stwarza krytyczne sytuacje, wpada w kłopoty i najrozmaitsze powikłania. Mogą mieć one różne scenariusze, ale ogólny ich zarys jest zwykle taki sam. Alkoholik jest zależny, a zachowuje się niezależnie i picie utwierdza go w tym przekonaniu.
Jednak rezultaty pijaństwa uzależniają go coraz bardziej od innych. Kiedy stworzony przez niego samego kryzys chwyta go w pułapkę – czeka aby coś się stało, udaje że ten kryzys nie istnieje, ucieka od konsekwencji lub wzywa pomocy innych. Alkohol, który dał mu początek zadowolenia i niezależności, zdziera z niego maskę i pozwala nam zobaczyć, jakim jest bezradnym i bezbronnym dzieckiem.
Akt 2.
W drugim akcie alkoholik nie robi nic innego, jak tylko oczekuje pomocy innych.
Pozostali trzej aktorzy tej sztuki odgrywają swoje role i alkoholik z nich korzysta. Sam nie robi nic, albo niewiele. Wszystko robione jest za niego.
Wybawca
Pierwszą osobą, który pojawia się na scenie, jest wybawca, dobroczyńca- który dzięki swoim słabościom czuje się zobowiązany do „ratowania przed nieszczęściem swego przyjaciela alkoholika. Pragnie wydobyć go z każdej trudnej sytuacji i ulżyć ciągłemu napięciu nerwowemu, Jakie w rezultacie tych trudności następuje.
W rzeczywistości Wybawca prawdopodobnie zaspokaja swoje potrzeby, a nie prawdziwe potrzeby alkoholika. Choć może to robić w całkowitej nieświadomości. Wybawcą może być mężczyzna spoza kręgu najbliższej rodziny. Taką rolę może także odgrywać kobieta. Rola ta podejmowana jest także przez doradców zawodowych: księży, lekarzy, adwokatów lub pracowników społecznych. Wielu z nich posiada zbyt mało (a często wcale nie posiada) istotnej wiedzy o alkoholizmie, wiedzy w tego rodzaju doradztwie wręcz niezbędnej. Wskutek braku zrozumienia, jaki wykazują, traktują sytuację w taki sam sposób jak robią to nieprofesjonaliści. Działalność Wybawców odbiera alkoholikowi możność uczenia się na własnych błędach i brania odpowiedzialności za swoje postępowanie. Alkoholika upewnia to w mniemaniu, że zawsze znajdzie się jakiś Wybawca, który wyratuje go z tej opresji, mimo że Wybawcy zawsze twierdzą, że tego więcej już nie uczynią. Ponieważ pomagali zawsze, alkoholik wierzy, że będą pomagać także w przyszłości. Tego rodzaju „akcja ratunkowa’’ staje się koniecznością w taki sam sposób, jak i picie alkoholika.
Ofiara
Następny aktor, który wstępuje na scenę – to Ofiara. Często jest to pracodawca, przełożony czy wspólnik, a także kolega z miejsca pracy. Ofiara jest osobą odpowiedzialną za wykonanie pracy w czasie nieobecności alkoholika spowodowanej piciem. Dane statystyczne wykazują, że straty czasu zaczynają się w okresie 10 – 15 lat od momentu, kiedy alkoholik zaczął w danym przedsiębiorstwie pracować i jego zwierzchnik stał się jego przyjacielem. Chęć ochraniania alkoholika jest odruchem całkowicie zrozumiałym. Uważa się zawsze, że wydarzy się to po raz ostatni. Alkoholik staje się całkowicie zależny od takiej pomocy uzyskiwanej od Ofiary. Bez niej nie mógłby dalej pić. Albo musiałby przestać pić, albo straciłby pracę.
Prowokator
Trzecim aktorem w tym akcie jest osoba najważniejsza w tej sztuce: żona, mąż, rodzice. Osoba, z którą alkoholik żyje. Zwykle jest żona lub matka. Jest ona weteranką w odgrywaniu tej roli, bo zna ją o wiele dłużej niż inni. Ona właśnie jest Prowokatorem.
Wyprowadzana ciągle z równowagi, cierpiąca z powodu pijackich wybryków – stara się utrzymać rodzinę razem pomimo kłopotów, jakie stwarza alkoholik. Jednak jej ciągłe rozczarowania, jej nieustający lęk stają się źródłem ciągłej prowokacji. Prowokator stara się kontrolować, wprowadzać ciągłe zmiany, które uważa za konieczne, poświęca się, dostosowuje, nigdy nie daje za wygraną, ale i nigdy nie zapomina. Alkoholik przekonany o tym, że jego wybryki powinny być zawsze zrozumiane – nie może pojąć, że Prowokator może go w czymkolwiek zawieść.
Sam zachowuje się z całkowitą niezależnością, robi co chce i dyktuje żonie, matce, jak powinny postępować. Spodziewa ich się w domu kiedykolwiek wróci, o ile na noc w ogóle wraca. Tego aktora, czyli Prowokatora, można również nazwać „Dostosowującym się’’ , ponieważ stara się ciągle dostosowywać do coraz to nowych, kłopotliwych sytuacji wynikających z picia. A tymczasem alkoholik wini tę osobę za wszystkie, tak domowe, jak i małżeńskie kłopoty. Pomimo że osoba dostosowująca się stara się jak może, aby mu dogodzić i przekonać go o tym, że nie ma racji.
Jest żoną ,gospodynią, często musi pracować na utrzymanie domu. Żyjąc z mężem cierpiącym na alkoholizm stara się także być pielęgniarką, lekarzem, doradcą. Oczywiście, nie jest ona w stanie wypełniać wszystkich tych ról bez wyrządzenia krzywdy samej sobie oraz mężowi. Zwykle jest tak wytrącona z równowagi, że nie potrafi rozmawiać z mężem bez pogłębiania jego poczucia winy, goryczy, żalu i wrogości. Stawia to atmosferę prawie że niemożliwą do wytrzymania przez alkoholika. Jednakże zwyczaje naszego społeczeństwa ćwiczą i przysposabiają żonę do takiej właśnie roli. Jeśli nie będzie ona postępowała według tej akceptowanej społecznie roli – zostanie samotna, poza kręgiem rodziny i społeczeństwa, zostanie uznana za osobę nie mającą pojęcia o tym, w jaki sposób dobra żona powinna się zachowywać. A przecież cokolwiek alkoholik robi – kończy w domu. Jest to miejsce, do którego powraca, kiedy nie pozostaje mu już nic innego.
Drugi akt jest teraz w pełni przygotowany. Alkoholik zostaje ,,wyratowany” ze swojej bezradności, przyjęty na nowo do pracy i na łono rodziny. I powtarza się to wiele razy. Daje mu to uczucie, że jest jednak odpowiedzialnym człowiekiem i utwierdza go w przekonaniu, że rozwiązanie jego problemów i wywołanych piciem kłopotów jest obowiązkiem otoczenia. Ponieważ jednak wszystko było robione za niego, a nie przez niego samego – stał się on jeszcze bardziej zależny. Problemy stworzone przez picie zostały rozwiązane przez innych. Cały bałagan uprzątnięty, wszystkie przykre rezultaty picia spadły na innych. Pozwala to alkoholikowi na dalsze pijaństwo.
W pierwszym akcie alkoholik zagłuszał swoje cierpienie piciem; w drugim akcie rezultaty picia zostały wygładzone przez innych. Przekonuje to alkoholika, że ma pewne prawo zachowywać się w taki właśnie, nieodpowiedzialny sposób, bezkarnie.
Akt III
Akt trzeci rozpoczyna się w podobny sposób, jak akt drugi, ale akt 1 i 2 stworzył pewne, trwałe uwarunkowania.
Potrzeba zaprzeczania zależności jest teraz u alkoholika o wiele silniejsza i musi być wyrażana w bardziej zdecydowany sposób. Alkoholik zaprzecza, że ma jakikolwiek problem z piciem. Absolutnie wypiera się tego, że ktokolwiek i kiedykolwiek mu pomagał. Przeczy, że może utracić pracę i uważa że w pracy jest niezastąpionym. Nade wszystko zaprzecza, że jego zachowanie przyczyniło się do jakichkolwiek kłopotów w rodzinie. Wręcz odwrotnie. Wini on swą rodzinę, a szczególnie żonę za wywoływanie kłótni, za narzekania i kłopoty. Często twierdzi, że jego żona jest nienormalna i potrzebuje pomocy psychiatrycznej. Wraz z postępem choroby oraz wywołanej nią sytuacji – alkoholik często oskarża żonę o zdradę małżeńską, o afery z innymi mężczyznami, choć nie ma najmniejszych powodów do tego rodzaju podejrzeń. Niektórzy alkoholicy uzyskują takie same rezultaty przez zachowanie kamiennego milczenia, odmawianie jakichkolwiek rozmów na temat picia.
Żona nigdy nie zapomina zachowania męża. Mąż nie zawsze pamięta co robił w pijanym stanie, ale nigdy nie zapomni co żona ,mówiła na ten temat.
Prawdziwym problemem jest to, że alkoholik zdaje sobie sprawę z rzeczywistości, której tak mocno zaprzecza. Zdaje sobie sprawę ze swej słabości i pijaństwa. Jego poczucie winy staje się nie do zniesienia. Nie jest w stanie znieść najmniejszego krytycyzmu ani rad innych ludzi. Świadomość własnej bezradności i niepowodzenia stała się najbardziej zawstydzająca i bolesna na końcu pierwszego aktu, w okresie gdy alkoholik myśli i postępuje jakby był „bożkiem’’ własnego świata.
Z czasem rodzina przyzwyczaja się do pewnego sposobu życia. Alkoholik może twierdzić, że nie będzie już pił. Reszta osób twierdzi w sztuce, że w przyszłości nie będzie mu pomagała. Wybawca zapewnia, że nie będzie już alkoholika ratował. Ofiara - że nie będzie już poświęcała swego czasu pracy z powodu picia alkoholika. Prowokator – matka albo żona – powtarza alkoholikowi, że życie z nim w takich warunkach jest nie do zniesienia. To co jest mówione, przeczy całkowicie temu co, każdy robi. Wybawca i Prowokator twierdzili to samo w przeszłości i nigdy nie dotrzymali słowa.
W rezultacie poczucie winy alkoholika wzmaga się ciągle. Wszystko razem wyolbrzymia u alkoholika świadomość ciągłego niepowodzenia, samotności i napięcia nerwowego. Jeżeli te tortury psychiczne staną się niemożliwe do wytrzymania, a w dodatku kiedy nastąpi całkowita zmiana zachowania się innych aktorów sztuki – alkoholikowi głównemu bohaterowi pozostaje jeden skuteczny sposób ucieczki od uczucia ciągłej winy i rozczarowania : zmiana swojego postępowania w celu uzyskania na powrót poczucia własnej godności.
Jeżeli jednak akt drugi jest odegrany w zwykły sposób (opisany poprzednio) – nie ulega wątpliwości, że alkoholik w trzecim akcie będzie pił w dalszym ciągu. Jest to dla niego jedyny sposób na uwolnienie się od cierpienia, pozbycia się wszystkich kłopotów, oraz odzyskania poczucia, że ,,wszystko jest w porządku”. Świadomość natychmiastowej ulgi, jaka przynosi picie, wymazuje z pamięci dalsze rezultaty picia. Alkoholik zawsze ma nadzieję, że jednak tym razem będzie on w stanie kontrolować swoje picie, a jednocześnie dozna wytęsknionej ulgi. Tak więc to, co alkoholikowi wydaję się koniecznością, powtarza się raz jeszcze i znowu zaczyna on pić. Kiedy przełknie pierwszy kieliszek – sztuka się nie kończy. Kurtyna zapada po zakończeniu pierwszego aktu oraz aktu drugiego, ale w trzecim akcie, sytuacja powraca do aktu pierwszego bez zapadnięcia kurtyny.
Powstaje coś na kształt filmu ciągle powtarzającego te same ujęcia bez zakończenia jakimś epizodem. Jeżeli widzowie pozostaną wystarczająco długo i dwa pierwsze akty minęły w sposób poprzednio opisany – reszta odbędzie się identycznie i w końcu aktu trzeciego alkoholik znów będzie pijany.
Z czasem aktorzy stają się starsi, ale w dialogach i akcji tej sztuki nastąpią tylko minimalne zmiany. Jeżeli dwa pierwsze akty zostaną odegrane w opisany powyżej sposób – trzeci akt rozwinie się tak samo. Akt drugi staje się jedynym aktem, w którym może być zapoczątkowane ozdrowienie spowodowane postępowaniem oraz decyzjami osób będących w kontakcie z alkoholikiem.
W drugim akcie alkoholik jest przekonany, że wszystkie jego problemy rozwiążą inni, którzy z powodu własnych słabości lub przekonań nie będą mogli oprzeć się chęci udzielenia mu pomocy. Ale jest to jedyny akt, w którym istnieje możliwość przerwania tej beznadziejnej toczącej się w dół spirali alkoholizmu. A także możliwość zatrzymania ZACZAROWANEGO KOŁA WIECZNYCH ZAPRZECZEŃ.
Spróbujmy zobaczyć, co się stanie gdy bliscy alkoholikowi ludzie postanawiają całkowicie zmienić sposób swego zachowania w zaistniałej sytuacji.
Kuracja rozpoczyna się w akcie drugim
Planowana kuracja musi zacząć się w drugim akcie i jest zależna od osób, które biorą w nim udział. Muszą więc one nauczyć się, jak ludzie wpływają nawzajem na siebie w takiej właśnie chorobie oraz zrozumieć rzeczy najtrudniejsze – jak zmienić dotychczasowe role.
Aby dobrze nauczyć się tych ról – muszą oni zwrócić się do tych, którzy dobrze znają tę sztukę i rozumieją objawy choroby alkoholowej.
Jeżeli akt drugi zostanie napisany w nowy sposób – można mieć nadzieję, że alkoholik zostanie uleczony. J
est on bowiem uwięziony w swoim cierpieniu i klucz, który może go z tego więzienia uwolnić, posiadają inni. Nie możemy wymagać, aby jedyną alternatywą dla rozwiązania jego problemów stało się odstawienie picia. Musimy odemknąć drzwi, dać mu szansę wyjścia na zewnątrz. Jeśli ratujemy alkoholika z każdego kryzysu, jeśli jego zwierzchnik w dalszym ciągu pozwala robić z siebie Ofiarę, a żona działa jako Prowokator – nie ma najmniejszej szansy, by alkoholik kiedykolwiek wyzdrowiał. Jest on całkowicie bezradny, nie może sobie sam odemknąć drzwi. Uzdrowić mogą go tylko aktorzy w tej sztuce, jeśli nauczą się przerwać jego zależność od nich, odmawiając mu pomocy.
Alkoholik nie jest w stanie sam utrzymać w ciągłym ruchu tego Zaczarowanego Koła Zaprzeczeń. Pomagają mu w tym inni. Aktorzy ciągle pytają alkoholika, dlaczego nie zaprzestaje pić. A przecież właśnie oni przez swoje zachowanie pomagają mu, aby szukał ciągłej ucieczki w picie. Nie jest prawdą, że nie można pomóc alkoholikowi, póki on sam o pomoc nie poprosi. Prawdą jest, że alkoholik tak długo nie ma najmniejszej szansy na wyzdrowienie, jak długo inni usuwają wszystkie bolesne rezultaty picia i postępowania wynikającego z picia.
Osobom z drugiego aktu trudno jest się zmienić. O wiele łatwiejsze jest przekonanie, że już nic nie pomoże alkoholikowi. Wybawcy i Ofiary muszą postarać się o dokładne informacje w celu zrozumienia tej choroby, jeśli pragną zmienić swoje role, a tym samym pomóc sobie i alkoholikowi. Żona albo matka muszą brać udział w czynnym programie, który będzie im doradzał, a jednocześnie leczył.
Jest to tylko wówczas możliwe, jeśli pragną one istotnej zmiany w swoi życiu.
Starając się zrozumieć rolę tych trzech wspierających aktorów dramatu – musimy pamiętać, że tych ról nie nauczyli oni w jednym dniu. Grają je tak, jak ich nauczono, i uważają, że tak właśnie grać je powinni. Wyobrażają sobie, że alkoholikowi pomagają, a nie przedłużają jego chorobę. I właśnie w tym tkwi dramat alkoholizmu, cały mechanizm tworzenia postaw i działań uniemożliwiających alkoholikowi jego wyzdrowienie.
Wybawcy
Wybawca wierzy, że nie wolno mu doprowadzić do tego, aby alkoholik cierpiał z powodu picia, jeśli w stosunkowo łatwy sposób może temu zapobiec. Osoba taka uważa, że ratowanie alkoholika z jego kłopotów spowodowanych piciem jest równoznaczne z ratowaniem tonącego – po prostu pomoc musi mu być udzielona! Ta misja jest przez alkoholika odczytywana tak, jak naprawdę myśli o nim wybawca : Ty sam nie jesteś w stanie dać sobie rady bez mojej pomocy.
W ten sposób Wybawca wyraża brak zaufania w możliwość alkoholika radzenia sobie samodzielnie ze swymi problemami, a taki brak zaufania jest sam w sobie formą oskarżenia i wyroku.
A ta sytuacja utrzymuje Zaczarowane Koło Zaprzeczeń w ciągłych obrotach.
Żona jest sama
Przyczyną wymagającą udzielenia pomocy żonie alkoholika przy podjęciu przez nią planu kuracji jest opinia publiczna. Jeśli żona zmieni swą rolę i zacznie zachowywać się w zupełnie nowy sposób – odkryje, że została całkowicie osamotniona. Przyjaciele, krewni, znajomi będą ją traktować jak aktora, który porzuca sztukę, kiedy nie ma kto obsadzić jego roli. Najbardziej drastycznie uwidacznia się to w momencie, gdy żona dobrowolnie lub z konieczności opuści męża.
Niektóre żony potrafią zmienić swoje role dzięki rozmowie z doradcą, który ma minimum wiedzy o alkoholizmie. Inne zmieniają swą postawę dzięki udziale w grupach terapeutycznych prowadzonych przez psychologów w poradniach odwykowych lub w zakładzie leczenia odwykowego. Jeszcze inne odzyskują równowagę duchową zrozumienie swej roli dzięki braniu udziału w mityngach grup rodzinnych Al-Anon. Niezmiernie ważne dla żony jest poznanie w grupie Al-Anon przyjaciół, którzy już wcześniej podjęli próbę zmiany swojej roli i odnieśli sukces. Krewni i przyjaciele będą jej ciągle mówili, jak zła jest ta nowa rola i dlatego kontakt z ludźmi, którzy w grupie rozumieją jej problem i dają jej normalne wsparcie, jest bardzo ważny.
Największym błędem popełnianym przez kobiety, które cierpią z powodu pijaństwa męża i szukają dróg wyjścia, jest szukanie wyraźnych wskazówek, jak postępować, by natychmiast powstrzymać swego męża od picia. Nie zdają sobie one sprawy, że nauczenie się npwej roli w małżeństwie z alkoholikiem zabierze im wiele czasu.
Zanim spowodowane piciem męża emocje ulegną wyciszeniu i będzie ona mogła nauczyć się postępować w nowy sposób, przez długi okres będzie musiała regularnie uczestniczyć w mityngach Al-Alnon i spotkaniach grup terapeutycznych.
Czasem inni uczestnicy naszej sztuki nie zechcą nauczyć się postępować w nowych rolach i żona będzie musiała pozostać z pomocną grupą, zanim jej nastawienie po dwóch, trzech latach pozwoli nareszcie wziąć alkoholikowi w swe ręce odpowiedzialność za swe losy.
Żona powinna przede wszystkim szukać pomocy dla samej siebie, aby wyleczyć się z własnego lęku, depresji, goryczy i innych niszczycielskich emocji, jakie wywołało u niej małżeństwo z alkoholikiem. W miarę zmieniania się emocji żony z reguły dochodzi także do zmiany sposobu picia alkoholika i często doprowadza to do uleczenia choroby męża. Tylko niewielu mężczyzn potrafi znieść taką drastyczną zmianę dokonującą się w żonach bez równie drastycznej zmiany w ich życiu. Ale tak korzystna zmiana nie może być gwarantowana natychmiast.
Wiele żon szuka więc jakiejkolwiek pomocy, ale dostrzegając, że problemy małżeńskie nie zostają natychmiast wygładzone – zaniedbują program.
Aby uniknąć skrzywdzenia dzieci, żona musi szukać pomocy poza kręgiem rodziny i przyjaciół. Kiedy odgrywa rolę prowokatora – dzieci często znajdują się w rozterce czują zagrożenie uczuciowe zarówno ze strony chorego ojca, jak i ze strony chorej matki. Jeżeli i ona w odpowiednim czasie szuka i znajduje pomoc – może zapobiec wielu nieszczęściom spadającym na jej dzieci w wyniku jej własnych reakcji na zachowywanie się męża. Jeśli wytrwa na swej drodze – obroni swe dzieci przed wielu nieszczęściami i pomoże mężowi w odkryciu drogi do jego wyzdrowienia.
A więc realną szansą uzdrowienia nie jest szukanie pomocy dla męża w rozwiązywaniu jego kłopotów spowodowanych piciem, ale w poszukiwaniu tej pomocy dla samej siebie i stałe korzystanie z niej przez długi okres.
Kwestia moralna
W całym tym procesie bardzo istotne są zasady moralne.
Nikt nie ma prawa odgrywania roli Pana Boga i wymagania, by ktokolwiek zaprzestał picia. Także i alkoholik występuje w czasie picia jak „bożek’’ – dyktuje każdemu co ma robić, kiedy sam nie liczy się z nikim i robi co chce. W postawie takiej utwierdza go wspierający zespół aktorów.
Żona ma moralne prawo odmówić posłuszeństwa mężowi, który zachowuje się jakby był Panem Bogiem, wymagającym, by każde jego życzenie było spełnione. W praktyce mężowi nie można wiele przetłumaczyć, gdyż odmawia on słuchania argumentów żony. Jedynym sposobem zakomunikowania tego co się myśli, jest uwolnienie się spod jego kontroli i dyktatury. Ta niezależność może być praktykowana w milczeniu, nie ma potrzeby wygłaszać jej słownie.
Tak, prawdziwym sygnałem żony jest nie to co mówi, ale to co robi. Musi więc ona nauczyć się przekazywania swych sygnałów przez postępowanie w nowy sposób. W tej długotrwałej kuracji emocjonalnej mogą żonie przeszkadzać dwie rzeczy: mąż zaskoczony zmianą postępowania żony może reagować wyrazami niezadowolenia, pogróżkami a nawet brutalnością; po drugie – obowiązki domowe, szczególnie jeśli są małe dzieci – mogą przeszkadzać żonie w systematycznym udziale w mityngach Al - Anon, spotkaniach terapeutycznych, wizytach u lekarzy.
Niewiele mężów alkoholików zgodzi się na zaopiekowanie się wieczorem dziećmi, kiedy żona pójdzie na mityng. Szczególnie, kiedy mąż pije - nie powinno się go obarczać taką odpowiedzialnością.
Jeśli jednak żona lub inny członek rodziny szczerze pragnie wziąć udział w cotygodniowym programie specjalnej kuracji: terapii, grupie Al-Anon, czy też innej pomocy profesjonalnej i jest gotowa przez okres kilku miesięcy uczestniczyć w tej terapii- nastąpią zazwyczaj zmiany nie tylko w jej własnym życiu, ale także w życiu alkoholika.
Żona nie może podjąć się takiej zmiany, zanim nie zostanie przeświadczona, że jest to najwłaściwsza decyzja, zgodna z zasadami moralnymi. Dlatego musi ona poznać prawdziwą naturę alkoholizmu. Musi mieć także odwagę przeciwstawienia się opozycji męża. Nie można się spodziewać od żony, aby była ona działać ponad własne możliwości emocjonalne lub finansowe. Jeżeli jednak wytrwa w swym postanowieniu – uzyska szansę rozwiązania problemów, które początkowo wydały się jej za zbyt trudne do rozwiązania.
Nie ma łatwego sposobu zatrzymywania Zaczarowanego Koła Zaprzeczeń, ponieważ jest to bardziej bolesne niż utrzymanie tego koła w zwykłych obrotach.
Członek rodziny widzi Zaczarowane Koło w którym alkoholik się obraca, ale często nie dostrzega, że sam jest w tym, który pomaga alkoholikowi to koło obracać. Największą przeszkodą w tym zatrzymaniu tego powtarzającego się cyklu jest lęk, iż alkoholik pozostanie bezradny, bez pomocy. To co rodzina uważa za pomocne – w rzeczywistości jest właśnie tym, co pozwala mu pić w dalszym ciągu, co pozwala mu na ciągłe korzystanie z cudownego leku na wszystkie kłopoty.
Rozpoczęcie Kuracji.
Jeżeli alkoholik woła o pomoc – powinno to zostać użyte jako okazja do wprowadzenia alkoholika i jego rodziny w planowany program kuracji. Profesjonalista, który ma do czynienia z alkoholikiem lub jego rodziną powinien znać mechanizmy radzenia sobie przez alkoholika w wychodzeniu z choroby. Istnieje w tym celu literatura, którą można otrzymać w lokalnych grupach AA lub Al-Anon. Wyspecjalizowane ośrodki zajmujące się problemami alkoholizmu prowadzą też krótkotrwałe spotkania dla profesjonalistów z intensywnymi wykładami. Lekarz, który w swojej praktyce spotyka się z alkoholikami ma szansę uzyskać niezbędną wiedzę w tych ośrodkach. Jeżeli żona przypuszcza, że mąż ma problem z piciem, albo że pije zbyt wiele i zbyt często – powinna niezwłocznie zwrócić się o pomoc i radę, ażeby obrać plan kuracji najbardziej odpowiadający jej potrzebom. Niezależnie jaki rodzaj pomocy wybierze – nie powinna ona rezygnować z tej pomocy po kilku spotkaniach z profesjonalistami lub z grupą Al-Anon. Stały kontakt jest konieczny, chociaż wiele żon odkrywa, iż udział w spotkaniach zabiera im zbyt wiele czasu i nie daje natychmiastowych sukcesów.
Panująca w naszym społeczeństwie tolerancja dla alkoholu i nietolerancja dla podejmującego leczenie alkoholika stwarza dla żony szukającej pomocy jeszcze jedną ważną przeszkodę: musi ona szukać pomocy dla samej siebie, o ile nie chce, by choroba alkoholizmu zrujnowała ją całkowicie, a wraz z nią reszty rodziny, by zniszczyła jej małżeństwo.
Pomoc Przez Al-Anon
Najbardziej skutecznym i najbardziej rozpowszechnionym w świecie źródłem pomocy dla rodziny alkoholika jest dziś Al-Anon, podobnie jak dla samego alkoholika AA. Obie te wspólnoty samopomocowe istnieją we wszystkich miastach Polski. Informacji o Al-Anon udzielają także ośrodki leczenia alkoholików i poradnie odwykowe. Niektóre poradnie odwykowe prowadzą też grup terapeutyczne dla rodzin alkoholików pod kierownictwem wytrawnych psychologów. Można tam uzyskać mądre i pomocne wskazówki dla siebie.
Powtórzmy raz jeszcze: Żona powinna szukać źródła pomocy dla samej siebie i jest to jedyny sposób na przerwanie Zaczarowanego Koła Zaprzeczeń. Kiedy żona znajdzie źródło pomocy – musi z niego stale korzystać i budować sposób własnej kuracji, o ile to możliwe – w ramach istniejącej już grupy. Podjęcie takiego programu kuracji może spowodować wiele cierpień, krytycznych sytuacji i powikłań, ale po upływie odpowiedniego czasu będzie to o wiele mniej bolesne, aniżeli ciągłe pomaganie alkoholikowi w jego nałogu picia przez wspieranie go w utrzymaniu na ciągłych obrotach Zaczarowanego Koła Zaprzeczeń.
Wskazówki dla rodziny
1. Postaraj się o literaturę na temat alkoholizmu, aby poznać mechanizmy choroby.
2. Odszukaj w najbliższym sąsiedztwie placówki poradnictwa przeciwalkoholowego, aby wiedzieć jaka pomoc może być dostępna dla alkoholika.
3. Uczęszczając regularnie na mityngi Al-Anon, korzystaj także z pomocy profesjonalistów. Jeżeli w tej miejscowości nie ma grupy Al-Anon – korzystaj z otwartych mityngów AA
4. Musisz uświadomić sobie, że rodzina może spowodować rozpoczęcie programu kuracji alkoholowej, ale może też spowodować rozwój choroby. Niezbędnym warunkiem pozytywnej kuracji alkoholika jest zmiana tradycyjnych ról w tym dramacie całej rodziny.
http://www.alko.fora.pl/w...rzeczen,67.html
Shaitana - Pon 25 Sty, 2010 18:58
Wiecie co, ja chyba powinnam być najpierw na terapii dotyczącej współuzależnienia. Mieszkam z mamą która pije, a ostatnio doszło do rękoczynów. Ten mój były jest uzależniony od amfetaminy i zaczął się leczyć w osrodku, dzis był u psychiatry,wkrótce ma zaprosić na spotkanie z terapeutą bliską osobę i już mnie o to pytał.
Ja mam problem,praca mi padła i ciężko było sie uśmiechać i wziąć do roboty nad poszukiwaniem nowej pracy,ale poszłam z nim na swoisty układ:on ze mną chodzi z papierami,a przy okazji się pilnuje i dorabia sobie ulotkami. W ten sposób dużo rozmawiamy, tym razem szczerze. W tym tygodniu mają dzwonić z zaproszeniem na rozmowe kwalifikacyjną z nowego miejsca wieć sie uczę. Ale on jest ciągle obecny w moich myślach. Uciekam z domu(tzn wychodzę rano wracam wieczorem,nawet uczyć się wole w parku przy kominku w knajpce) żeby tylko nie być w domu, nie złapać dołka,w żaden sposób nie wywołać konfliktu, bo to mnie emocjonalnie pogrąża(po ostatniej kłótni przestałam jeść,miałam szereg zaburzeń psychosomatycznych-ból głowy,nudności,skóra schodząc z twarzy,blada,problemy ze snem,z panowaniem nad emocjami itd). Nie jest tak, że bezmyślnie lecę z jednego w drugie,bo postawiłam warunki jemu,powiedziałam mu jak mnie skrzywdził.Przez ostatnie kilka dni wszędzie chodzimy razem, cały czas rozmawiamy, on mimo tego że go ciągnie do narkotyku stara się widziec mnie jako osobę,$ moje potrzeby,problemy, dużo pyta,mówi.Po raz 1 mam nikłe poczucie bliskości mentalnej.Ponieważ nie wierzę mu na słowo, widziałam jak składa wniosek o dowód,wypełniał ze mną formularz leczenia w ośrodku,kiedy spotykamy kogoś mówi mi kto to,niektórym znajomym mówi że chodzi do ośrodka,zmienił numer telefonu,wyrzucił te nieciekawe. Rodzinie napisał prawdę,naszemu dobremu koledze również.Normalnymi znajomymi jesteśmy tylko ja i on.
Czasem mam obawy, że jeśli się z nim nie spotkam tak jak dziś to pójdzie i zaćpa(choć on wcale nie stosuje takiego szantażu),ale od razu upominam się, że nie ja jestem odpowiedzialna.Dlatego dziś zostałam w domu,on wie że może na mnie liczyć,musi uczyć się radzić sobie z tym pociągiem sam.Jedyna rzecz o której myślę to nie kontrola go, tylko tęsknota za rozmową.Lubię siedzieć z nim przy kominku i rozmawiać o jego i moich zainteresowaniach,wymieniać pewne poglądy, czasem się zetrzeć na jakiejś płaszczyźnie,popijać czekoladę i rozmawiać z nim o rodzinie,terapii,problemach z własnymi emocjami,z bezsilnością, z pracą.To co mnie zadziwia że on usułuje dojśc do porozumienia,jest w tym tak zupełnie inny od mojej mamy przeświadczonej o swojej nieomylności.Potrafi się przyznać do błędu słabośći,przeprosić,próbuje znaleźć rozwiązanie dla mnie,złagodzić czasem moje poczucie beznadziejności,oczywiście czasem sam prowokuje kłótnie jednak oboje potrafimy się zastanowić, przyznać jeśli nie mamy racji.Tak mi czasem dobrze porozmawiać z kimś kto rozumie dlaczego czasem nie chce się żyć,dlaczego jest mi ciężko.Ten układ wydaje się być chory, on mi mówi żebym znalazła kogoś i była szczęsliwa. A jednak pokłada nadzieję,że gdy dostanie mieszkanie z urzędu zamieszkam z nim nawet w charakterze lokatorki.
I tak mi czasem ciężko,zadaję sobie pytanie kiedy sie ułoży? Czy jeszcze komuś zaufam? Czy to wszystko co robię ma sens? Chciałabym żeby miało bo na dzień dzisiejszy nie mam swoichmozliwości - dopóki nie mam pracy moje możliwości są zamrożone...
Klara - Pon 25 Sty, 2010 20:57
Tak sobie myślę Shaitana, że spotkaliście się - dwoje poranionych ludzi - i chcecie sobie coś na tym poranieniu zbudować. Wydaje się, że doskonale się rozumiecie i tylko gdzieś w tyle głowy błąka mi się natrętna myśl, że może właśnie jesteś koncertowo manipulowana. Ty, dziecko alkoholiczki, pragnące zrozumienia i czułości, znajdziesz je tylko u takiego samego "popaprańca", bo "zwykły" człowiek Ciebie nie zrozumie, tylko czy na tym da się zbudować dobry związek?
Nie wiem, myślę że nie bardzo
Z drugiej strony, gdybyście obydwoje przeszli terapie, gdybyście dokładnie znali swoje strachy i ograniczenia, swoje mocne i słabe strony tak, żeby wzajemnie się wspierać, to kto wie....
W tej sprawie chyba nie ma mądrych.
Shaitana napisał/a: | Wiecie co, ja chyba powinnam być najpierw na terapii dotyczącej współuzależnienia. |
Najpierw zgłoś się do ośrodka, gdy porozmawiasz z terapeutą, to z pewnością poradzi, od czego powinnaś zacząć.
P.S. Zaczarowane koło zaprzeczeń już mamy. Tu: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=962
Shaitana - Wto 26 Sty, 2010 13:28
oj Klara jak mnie się takie rzeczy po głowie kołaczą, szczególnie na tę 1 częśc znajomości patrząc, więc rozumiem co masz na myśli. Jego terapeutka chce rozmawiać z najbliższą osobą i to będę ja.myślę że m.in. ona właśnie chce ocenić na ile jestem współuzalezniona, każda relacja taka jest chora, on jest chory, ja też jestem "chora" jeśli on się weżmie za siebie,a ja za siebie mamy szansę zdrowieć, co niekoniecznie równa się byciu razem. Szczerze mówiąc ulży mi, że będe mogła porozmawiać na ten temat z kimś naprawdę mądrym w tym temacie,bardzo tego potrzebuję. Póki co,on polegał w dużej mierze na tym co mnie się wydaje że powinien zrobić(np zmiana numeru tel,dawanie się pilnować zaufanym ludziom),ale ja nie jestem specjalistą ani wyrocznią.Nie czuję się na siłach być odowiedzialną za coś w czym nie jestem praktykiem,poza tym nie mogę być za to odpowiedzialna. Muszę samą siebie jakoś doprowadzić do porządku itd Terapia kompleksowa powiedziałabym,a ośrodek jest dobry-sama mu go polecałam.
Trudno mi ocenić czy jestem manipulowana, przez ostatnie 6 mies czułam po kościach wszystkie kłamstwa i manipulacje dlatego non stop węszyłam,kłóciłam się(zachowywałam się zupełnie jak borderline,a taki pan też się trafił w moim życiu) teraz nie mam tego wewnętrznego głosu powątpiewania w jego słowa i czyny,jednak jasno mu powiedziałam bo tak też czuję że na razie wierzę w to co widzę, fundamenty mojego zaufania może budować tylko faktami. Ale mówię też, że dobrze zaczął. W moim przypadku to nie tak, że on mi się zwierza i ja już wpadam w jego ramiona, nie.To raczej - no dobrze,dziękuję,rozumiem że to ciężkie i jestem tu z Tobą,ale potem obserwuję jak on postępuje, co mówi. Sprawdzam wiarygodnośc - pokrycie słowa-czyny. Dużo rozmawiamy o nim, o jego życiu,jak sam przyznał mimo że o tym mówi czuje wstyd że sobie nie poradził jako facet z życiem- to jedno, drugie to strach że jasno powiedziałam że zostawię używkowca jeśli się dowiem że nim jest(bo już jednego zostawiłam z rozsądku o czym on wie, a z moich obserwacji ten obecny jest na bardzo niskim szczeblu dojrzewania w sferze kontaktów społecznych i emocjonalnych, nie mówiąc o tworzeniu więzi-jak dziecko).Wiele informacji zweryfikowałam z jego siostrami o czym on nie wie(stąd także pewność, że nie skłamał),ale jakby przejrzeć historię jego życia to mnie nie dziwi nieufność i strach przed odrzuceniem maskowane postawą niewzruszonej stali.Placówka,rodzina zastępcza która go oddała po paru latach po rozwodzie, którego przyczyną był znęcanie się fizyczne psychiczne nad rodziną,znów placówka,dorosłość i bezdomność. Bez tragizowania.Zasmuca mnie tylko,że on sądzi że mógł cos zrobić żeby tamta rodzina była lepsza...Zapytałam go dlaczego nie powiedział wcześniej jakie ma teraz problemy,zamknął sobie drogę pomocy,drogę do wielu tematów,rozwiązań, skoro wie że pracowałam z takimi ludźmi i mam wiedzę z której może skorzystać.Choć czasem myślę, że cała ta historia życia i wnioski z niej płynące to chyba należy do zadań psychoterapeuty.Ja nie chcę zrobić nikomu krzywdy-bo to jest rzecz która on musi przepracować,przeżyć,pogodzić się i to on musi nauczyć się z tym wszystkim żyć, sądzę że uczucia z nią związane są przyczyną.Ja jestem osobną bajką.
Shaitana - Wto 26 Sty, 2010 13:31
aha i przepraszam za to koło zaprzeczeń,bo przypadkiem skopiowałam właśnie od Was i się wkleiło zamiast mojego postu
Klara - Śro 27 Sty, 2010 08:25
Shaitana napisał/a: | wie że pracowałam z takimi ludźmi i mam wiedzę z której może skorzystać. |
Gdy patrzę z boku na to co opisujesz, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie potrafisz oddzielić się od swojej pracy, że myli Ci się wyuczony zawód z prywatnym życiem.
Jeżeli pracujesz/pracowałaś z ludźmi którzy mają problemy, to niekoniecznie powinnaś "brać pracę do domu".
To wykańcza!
Shaitana - Śro 27 Sty, 2010 12:12
Klaro,cała ironia właśnie w tym. pracowałam z całą gamą patologii i odeszłam z powodu przerastającej mnie biurokratyzacji (i kilku innych czynników,podobnie jak moje koleżanki). Jednak dziś z samego rana doszłam do wniosku, że moje współuzależnienie wzięło nade mną górę i wykryłam sobie w swoim mieście w poniedziałek spotkania al-anonu.cieszę się, że będę mogła zacząć w taki sposób tydzień.nie ma spotkań dla partnerów narkomanów,a bardzo by się przydały.Zresztą,mam 2 problemy: mamę w domu, a faceta/byłego faceta(jak zwał tak zwał)poza nim.Jednak moja mama nie widzi problemu i w jej przypadku mogę tylko nabrać wody w usta.To czysty masochizm i widzę jak się sama wykańczam.Jeszcze z ta pracą tak się rozjechało.Mogłabym wyjechać a granicę,ale tam będę sama jak palec,t jeszcze zniosę,ale będę niesamowicie samotna.Potrzebuję jednej chociaż osoby z którą mogę porozmawiać kiedy mnie przyciśnie..
Shaitana - Śro 27 Sty, 2010 12:17
zastabnawia mnie jeszcze coś-dlaczego tak ciężko jest mi zrobić coś dobrego dla siebie?Przecież działanie na swoją korzyść powinno być najłatwiejsze,a mnie to sprawa nieopisaną trudność.Tracę motywację,jakoś pusto się czuję.Współuzaleznieni już tak mają, że określają siebie na podstawie tego ile robią dla innych,ale dlaczego nie potrafię po prostu powiedzieć dość?Dlaczego nie potrafię być egoistką gdy w grę wchodzi pomoc sobie?
Shaitana - Śro 27 Sty, 2010 13:26
umówiłam się ze swoim terapeutą na poniedziałek. Boję się, jestem tak niezaradna...
KICAJKA - Śro 27 Sty, 2010 13:57
Shaitana napisał/a: | Współuzaleznieni już tak mają, że określają siebie na podstawie tego ile robią dla innych,ale dlaczego nie potrafię po prostu powiedzieć dość?Dlaczego nie potrafię być egoistką gdy w grę wchodzi pomoc sobie? | Choćbyś przeczytała wszystko na ten tema bez wsparcia specjalisty czy grupy wsparcia nie dasz rady sama ze sobą tego przerobić. Nawet osoby po takich kierunkach jak psychologia,pedagogika itp.mające takie problemy potrzebują fachowej pomocy. Postaraj się coś z tym zrobić.
KICAJKA - Śro 27 Sty, 2010 14:03
Shaitana napisał/a: | umówiłam się ze swoim terapeutą na poniedziałek. Boję się, jestem tak niezaradna... | I bardzo fajnie -dasz radę(zbyt długo pisałam z przerwami na obiad i nie doczytałam Twego ostatniego postu) Dobrze,że znalazłaś Al-anon i masz swojego terapeutę.
Shaitana - Pią 29 Sty, 2010 13:18
Czy sądzicie, że to jakiś sukces kiedy potrafię nie tylko powiedzieć, że mnie się coś nie podoba, ale dać jasny komunikat np.jeśli tak masz się zachowywać ja Cię zostawiam samego,a Ty daj znać gdy ochłoniesz i będziesz chciał porozmawiać. W stosunku do faceta, który jest czysty od 8stycznia? Czy to jest dobre? Wiecie ciąży na mnie świadomośc, że w b.dużym stopniu jestem jego motywacją. On mnie nie szantażuje,że jak się nie spotkamy to sobie niuchnie,ma już tabletki uspokajające, chodzi do psychologa,a ja nadal nie ufam itd.Jestem najbliższą mu osobą,tak jak potrafię go wkurzyć,tak samo potrafię go uspokoić.Nie czuję się odpowiedzialna za niego,ale martwię się.. Rozsądkowo doszłam do wniosku,że powinnam spasować,zająć się sobą,ale uczucia,emocje i schematy biorą czasem górę.Choć ja nie wyciągam ręki do zgody,jesli wiem że miałam rację,staram się byc konsekwentna,uczyć siebie i jego szacunku do siebie i innych ludzi,bo mam na tym polu niezwykłe trudności.Problem z granicami.Wiem,że wszystko to przerobię z terapeutą,ale chciałabym usłyszeć Wasze zdanie.
Shaitana - Pią 29 Sty, 2010 13:21
i rzeczywiście mówiąc że zostawiam go samego-robię to. idę do domu itd, w drugą stronę ulicą gdziekolwiek.Rzeczywiście robię to co mówię w stosunku do niego.
sabatka - Pią 29 Sty, 2010 13:23
Shaitana napisał/a: | kiedy potrafię nie tylko powiedzieć, że mnie się coś nie podoba, ale dać jasny komunikat np.jeśli tak masz się zachowywać ja Cię zostawiam samego,a Ty daj znać gdy ochłoniesz i będziesz chciał porozmawiać. |
ja myślę że to dobre zachowanie
Shaitana napisał/a: | Wiecie ciąży na mnie świadomośc, że w b.dużym stopniu jestem jego motywacją. |
może i tak. jeśli on sam nie będzie chciał to i tak popłynie.
Shaitana napisał/a: | Rozsądkowo doszłam do wniosku,że powinnam spasować,zająć się sobą, |
Shaitana - Pią 29 Sty, 2010 14:04
Na razie nie popłynął,było kilka poważnych spięć związanych z jego narastającym rozdrażnieniem bo go ciągnie,ryzykownie potraktowałam je trochę jak test jak bardzo on sam chce żyć.Wiedzialam z czego wynika jego zachowanie,ale w imię jego trzeźwienia nie zamierzam pozwolić żeby po mnie jeździł.Gdy zostawał sam, szybko wracało mu w miarę rozsądne myślenie. wtedy ochłonął przyznawał,że wszystko go wg itd,a gdy go trzęsło dzwonił i prosił o spotkanie,albo żebym do niego mówiła.Myślałam,że ten pierwszy miesiąc będzie gorszy,ludzie z problemem amfetaminowym ostrzegali mnie,że może być agresywny,że może zrobić mnie albo sobie krzywdę,będzie miał psychozę.na szczęście nie jest aż tak źle.Tylko ja czasem jestem zmęczona nie tyle nim co sobą.Nie chcę się już tak martwić,nie chcę mieć problemu zzaufaniem...Pobożne życzenie żeby był czysty na zawsze,ale jeszcze pobożniejsze żebym ja wyszła a roli współuzależnionej wiecznie pilnującej Żony która nie jestem.Oficjalnie zakończyłam ten związek zresztą na początku stycznia.Ale uczuć nie da się wytrzeć.
Shaitana - Pią 29 Sty, 2010 14:49
A ponieważ jesteśmy w tym samym wątku muszę jeszcze powiedzieć,że dzis dostałam zaproszenie na obiad w tę niedzielę do jego siostry.
Klara - Pią 29 Sty, 2010 14:54
Shaitana napisał/a: | Pobożne życzenie żeby był czysty na zawsze,ale jeszcze pobożniejsze żebym ja wyszła a roli współuzależnionej wiecznie pilnującej Żony która nie jestem. |
No właśnie!
Shaitana! Powiem Ci brutalnie i wprost - jak chcesz być Matką Teresą, to się nim zajmuj, bo on jest człowiekiem, bo ma prawo do szczęścia, bo ble.... ble... ble...Tylko gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Czy myślisz o przyszłości, czy wyobrażasz sobie że przez całe życie będziesz w stanie wytrzymywać taką huśtawkę, czy wiesz, że jest bardzo prawdopodobne, że on nie przestanie ćpać i/lub nie przestanie pić jeżeli robi to gdy nie jest "pilnowany"? Czy myślisz, że przez całe życie będziesz go mogła pilnować, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że nastąpi czas, gdy Ty nie będziesz już dla niego żadnym motywatorem i zacznie się jazda w dół, a wtedy Ty obejrzysz się za siebie i zobaczysz S P I E P RZ O N E życie, a w lustrze starą, zmęczoną, znerwicowaną kobietę?
Chcesz tego? Kręci to Ciebie? Musisz przekonać się na własnej skórze jak to smakuje?
Shaitana napisał/a: | Oficjalnie zakończyłam ten związek zresztą na początku stycznia.Ale uczuć nie da się wytrzeć. |
To jest konsekwencja?????
Jeżeli zakończyłaś związek, to nie spotykaj się, nie dzwoń, nie kontaktuj się, nie odbieraj telefonów! Inaczej się od niego nie oderwiesz!
Shaitana napisał/a: | On mnie nie szantażuje |
Nie szantażuje, ale manipuluje Tobą. Widzi, że jesteś gotowa na ciągłe zajmowanie się nim i nieustannie siedzi w Twoim życiu, a Ty się martwisz, obserwujesz jego stan, żyjesz jego życiem.
Co z tego, że go zostawiasz i idziesz w inną stronę, kiedy wystarczy żeby gwizdnął, a Ty już jesteś obok.
To jest dramat! ON CIEBIE NISZCZY I WCIĄGA W CZARNĄ DZIURĘ!
Flandria - Pią 29 Sty, 2010 16:54
Klara napisał/a: | To jest dramat! ON CIEBIE NISZCZY I WCIĄGA W CZARNĄ DZIURĘ! |
Ostro ...
To ja trochę podkręcę
jakiś czas temu moja znajoma urodziła dziecko z Zespołem Downa
Zgodnie z prawem, kobieta może zrzec się wszelkich praw (i obowiązków) wobec dziecka BEZ ŻADNYCH KONSEKWENCJI.
Innymi słowy - możesz zostawić swoje dziecko, które potrzebuje cię najbardziej na świecie i za które ty, zgodnie z prawem naturalnym, jesteś całkowicie odpowiedzialna, na całkowitą pastwę losu.
I właściwie nikt nie ma prawa Cię za to potępiać.
Skoro można to zrobić bezbronnemu dziecku - tym bardziej masz prawo zrobić to wobec dorosłego.
*******************************************
Wydaje mi się, że najbardziej możemy pomóc drugiemu człowiekowi wtedy, kiedy udzielanie tej pomocy daje nam jakąś satysfakcję - wtedy kiedy nas to uszczęśliwia.
Zaryzykuję twierdzenie, że Matka Teresa realizowała swoją własną życiową misję, coś, dzięki czemu czuła, że jest w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Robiła coś, co nadawało jej życiu sens, coś co nadawało jej życiu pełni. Innymi słowy - byłaby nieszczęśliwa, gdyby np. została "szczęśliwą" żoną i matką.
Oglądałam kiedyś film o niej - przede wszystkim musiała się nauczyć dbać o siebie - bez odpowiedniej ilości odpoczynku, snu, dobrego odżywiania itd - sama rozchorowałaby się, i niedługo sama potrzebowałaby pomocy zamiast jej udzielać.
Każdy z nas ma inne cele, inne rzeczy sprawiają, że czujemy się szczęśliwi i spełnieni jako ludzie. Niezależnie od tego co robimy - musimy w pierwszej kolejności zadbać o siebie.
Nawet terapeuci muszą mieć wsparcie w postaci supervisora (innego terapeuty)
Żeby coś komuś dać - trzeba to najpierw mieć ...
Hania - Pią 29 Sty, 2010 20:48
Flandra napisał/a: | Niezależnie od tego co robimy - musimy w pierwszej kolejności zadbać o siebie. |
choć nie jest to łatwe można się tego nauczyć
Shaitana - Sob 30 Sty, 2010 09:24
Macie rację.Pod skórą to czuję,ale znowu wpadłam w ten stary schemat. Dlatego umówiłam się do ośrodka,ktoś mi musi pomóc wskoczyć na właściwe tory,bo ten chory układ z nim wywołuje moją depresję. Macie rację... Jak mogę pomagać komuś skoro sama potrzebuję pomocy?... Dziękuję i bardzo dobrze,że jesteście brutalne Klara - Flandra. Dziś impreza rodzinna oderwę się, a w poniedziałek o 8 rano mam spotkanie z terapeutą.
beata - Sob 30 Sty, 2010 09:33
Shaitana napisał/a: | .Pod skórą to czuję,ale znowu wpadłam w ten stary schemat. Dlatego umówiłam się do ośrodka,ktoś mi musi pomóc wskoczyć na właściwe tory,bo ten chory układ z nim wywołuje moją depresję |
stiff - Sob 30 Sty, 2010 09:34
Shaitana napisał/a: | ktoś mi musi pomóc wskoczyć na właściwe tory, |
Dobrych wyborów życzę...
Klara - Sob 30 Sty, 2010 13:38
Shaitana napisał/a: | w poniedziałek o 8 rano mam spotkanie z terapeutą. |
Idź Dziewczyno i zajmij się SOBĄ. Bądź dobra dla SIEBIE.
On, niech też się zajmie sobą. Jeżeli mu zależy na trzeźwym życiu, to wie w którą stronę iść, bo przecież mu pokazałaś. Jeżeli nie będzie się leczył, to już jego sprawa, a nie Twoja.
KICAJKA - Sob 30 Sty, 2010 14:43
Shaitana napisał/a: | Jak mogę pomagać komuś skoro sama potrzebuję pomocy?... |
I o to chodzi Jemu w chorobie nie pomożesz a sobie możesz tylko zaszkodzić. Tak trzymaj - konsekwentnie
Hania - Sob 30 Sty, 2010 15:23
Klara napisał/a: | jak chcesz być Matką Teresą, to się nim zajmuj |
coś w tym jest niestety
Shaitana - Pon 01 Lut, 2010 11:34
Moi Drodzy, byłam dziś na spotkaniu z moim terapeuta,natomiast od jutra zaczynam terapię dla współuzależnionych. A dodatkowo jeszcze zadzwonili do mnie w sprawie pracy,więc cieszę się podwójnie i jutro mam rozmowę!
stiff - Pon 01 Lut, 2010 12:16
Powodzenia życzę...
pterodaktyll - Pon 01 Lut, 2010 12:17
Cytat: | Moi Drodzy, byłam dziś na spotkaniu z moim terapeuta,natomiast od jutra zaczynam terapię dla współuzależnionych. A dodatkowo jeszcze zadzwonili do mnie w sprawie pracy,więc cieszę się podwójnie i jutro mam rozmowę |
Z Nowym Rokiem, nowym krokiem.....
Ula - Pon 01 Lut, 2010 15:21
Shaitana napisał/a: | Moi Drodzy, byłam dziś na spotkaniu z moim terapeuta,natomiast od jutra zaczynam terapię dla współuzależnionych. A dodatkowo jeszcze zadzwonili do mnie w sprawie pracy,więc cieszę się podwójnie i jutro mam rozmowę! |
Super
KICAJKA - Pon 01 Lut, 2010 16:21
Shaitana napisał/a: | Moi Drodzy, byłam dziś na spotkaniu z moim terapeuta,natomiast od jutra zaczynam terapię dla współuzależnionych. A dodatkowo jeszcze zadzwonili do mnie w sprawie pracy,więc cieszę się podwójnie i jutro mam rozmowę! |
Bardzo miłe wiadomości
Klara - Pon 01 Lut, 2010 20:22
Shaitana napisał/a: | od jutra zaczynam terapię dla współuzależnionych. A dodatkowo jeszcze zadzwonili do mnie w sprawie pracy,więc cieszę się podwójnie i jutro mam rozmowę! |
SUPER!!!
G R A T U L U J Ę
Shaitana - Czw 04 Lut, 2010 15:06
Mój były przestał chodzić na terapię,zarabia na wynajęcie mieszkania(praca na czarno,a terapia 3 dni w tyg po kilka godzin), nadal jest na lekach i nie powinien zastępować 1 używki 2. W poniedziałek pił z kolegą,niewiele ale jednak. We wtorek to odkryłam i zapytałam,stwierdził, że testował jak zareaguje organizm na leki i %. Powiedziałam mu że jest dorosły i wie co robi,ja nie będę brała za niego odpowiedzialności.Kiedy mnie odprowadzał probował mi wmówić, że to tylko 1 piwo,a ponieważ jasno powiedziałam,że zdania nie zmienię cd %,próbował mnie zagadać. Za którymś razem,gdy to zrobił powiedziałam,że nie będę tak rozmawiać, Odwróciłam się na pięcie,życzyłam miłego wieczoru i poszłam do domu sama. Od wtorku nie mam z nim kontaktu i wiecie co?Im dłużej go nie widzę tym chętniej robię różne rzeczy. Może też ta praca mnie natchnęła.Teraz boję się o terapię,bo mam o 16.00 a będę kończyć pracę o 15.30 i nie zdążę
Shaitana - Czw 04 Lut, 2010 15:08
A dla relaksu pomiędzy rozporządzeniem a ustawą czytam sobie od początku Harrego Pottera
beata - Czw 04 Lut, 2010 15:13
Shaitana napisał/a: | zytam sobie od początku Harrego Pottera | Czyli nie jesteś Mugolem
Shaitana - Czw 04 Lut, 2010 15:43
beatko w żadnym wypadku. Taka przynajmniej mam nadzieję
Flandria - Czw 04 Lut, 2010 15:43
Shaitana napisał/a: | czytam sobie od początku Harrego Pottera |
heh
właśnie też to czytam!
ZbOlo - Pią 05 Lut, 2010 13:44
Flandra napisał/a: | właśnie też to czytam! |
...a ja wolę profesora Kleksa...
Shaitana - Pią 05 Lut, 2010 16:43
Zbolo, ja to kleksa oglądałam A teraz kończę 2 część i zaczęłam ryć rozporządzenie, bo zadzwonili, że od poniedziałku zaczynam. Muszę się przestawić na tryb wstawania o 5.30 Cieszę się niezmiernie. No i boję się trochę o terapię,ale w poniedziałek zajade z prowadzącą porozmawiać. I mam jakieś światełko w sobie wiecie, taki spokój odkąd nie widzę mojego byłego.Fakt przysłał dzis sms, ale spotkania nie planuję.Nadzieję mam, taką bardzo pozytywną
Klara - Pią 05 Lut, 2010 17:07
Shaitana!
Tak trzymaj!
ZbOlo - Pią 05 Lut, 2010 19:07
Shaitana napisał/a: | bardzo pozytywną |
...no to powodzenia...
|
|