To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Ciężko mi na sercu...

kociara - Czw 09 Paź, 2014 14:15
Temat postu: Ciężko mi na sercu...
Witam wszystkich, mam na imię Kasia.
Na to forum trafiłam dzięki koleżance.
Namówiła mnie żebym tu napisała i pomogła mi założyć konto.

Po wielu latach opuściłam męża - alkoholika, aktywnego który się nie leczył
i deklaruje że nie będzie. Jest alkoholikiem weekendowym.
Pije głównie w wolne dni. Zdarzało się że wracał do domu późno, nad ranem
albo w ogóle.
Źle się to odbiło na moim zdrowiu, zaczęłam chorować, wpadałam w stany depresyjne.
Rozstawałam się z nim stawiając warunek że albo my albo alkohol.
Niestety wracaliśmy do siebie. Nie umiałam być dostatecznie konsekwentna
aby to zakończyć definitywnie.
Poza tym w trakcie małżeństwa straciłam pracę i moje zarobki z pracy
dorywczej były niskie, mąż nie wspierał mnie finansowo ale przynajmniej
opłacał czynsz, czasem robił zakupy.
Swoje zarobki przeznaczał głównie na alkohol i swoje potrzeby.
Nigdy nie byliśmy na wakacjach.
Mąż miał problemy z depresją, unikał współżycia, rzadko okazywał czułość.
Najczęściej na kacu kiedy łapały go lęki i depresja.

Odeszłam od niego, postanowiłam że trzeba to wreszcie
przerwać, bo lata mijają a moję życie wygląda jak czarna otchłań.
Ciagłe awantury, depresje, nerwy i wiele przykrych słów za nic.
Tak sie nie da żyć, nie chce tak.

Chodzę na terapię, raz jest lepiej raz gorzej.
Terapia dodała mi siły ale czasem jestem po niej strasznie zdołowana
i czuję się paskudnie. Pomogła mi podjąc decyzję, zrozumieć że coś jest nie tak, usłyszeć samą ssiebie ale nie zagłuszyła poczucia winy.
Wiem że mąż jest alkoholikiem, że pastwi się nademna psychicznie i odbiera mi wiarę w siebie ale kocham go nadal.
Mam żal ale kocham, jestem z nim nadal związana emocjonalnie mimo że nie widziałam dosyć dawno.
Źle się czuję z tym że to ja odeszłam, że to ja kończę
i nie umiem sobie z tym poradzić.
Po prostu czuję w sercu wielki ciężar.

szymon - Czw 09 Paź, 2014 14:37

fajnie, że tu wpadłaś :)


Cytat:
Źle się czuję z tym że to ja odeszłam, że to ja kończę
i nie umiem sobie z tym poradzić.
Po prostu czuję w sercu wielki ciężar.



ojjj, to nie Ty kończysz :) Ty podejmujesz normalne decyzje, wyciągasz wnioski z danej sytuacji
fajnie, że się tu pojawiłaś :)

She - Czw 09 Paź, 2014 15:17

Witaj Kasiu :kwiatek:

Dobrze że napisałaś na TYM forum. Jest tu cała masa cudownych ludzi którzy wesprą Cię wtedy gdy trzeba i opierniczą gdy zajdzie taka konieczność :)
kociara napisał/a:
Mam żal

To jest zrozumiałe.
kociara napisał/a:
kocham go nadal.

Odpowiedz sobie na jedno pytanie - kochasz męża czy wyobrażenie o nim?

Przytulam :przytul:

olga - Czw 09 Paź, 2014 15:45

witaj :)
kociara - Czw 09 Paź, 2014 16:01

Dziękuję za ciepłe powitanie... :-)

Czy kocham męża czy tylko wyobrażenia o nim...hmmmmm

hmmm...
Jestem emocjonalnie z nim bardzo związana. Tak bym to nazwała.
Brakuje mi takich drobnostek... jego spojrzenia, głosu...
Ale zadał mi tez tyle bólu że to za mało aby z nim być.
Ale brakuje mi go. Mam żal do losu że tak się wszystko ułożyło.
Bardzo go kochałam. Bardzo.
Ostatnie wspomnienie jakie z nim mam to jak mówi przez telefon
"Kasiu jesli chcesz rozstaniemy się ale spotkajmy się jeszcze,
porozmawiajmy, czuje że zmarnowałem Ci życie. Tak się nie da żyć, z takim poczuciem winy"
A ja że nie.
Nie zgodziłam się na spotkanie pod wpływem terapii i rad innych że to manipulacja.
Poza tym wiedziałam że to spotkanie by mnie złamało.
Jest mi przykro i mam wyrzuty sumienia że po tylu latach małżeństwa nawet
się z nim nie pożegnałam, że tak odeszłam, zostawiłam go i zerwałam kontakt.

kociara - Czw 09 Paź, 2014 16:04

Ale zerwałam go dla naszego dobra, bo to był toksyczny związek.
Oddałam mu wolność... więc czemu mam takie poczucie winy?

olga - Czw 09 Paź, 2014 16:08

on wybral alkohol, Ty wybralas spokojne zycie...........kazdy ma prawo do wlasnych wyborow :bezradny:
skad wyrzuty sumienia? moze podswiadomie myslisz, ze nie nalezy Ci sie normalne, spokojne zycie.......

olga - Czw 09 Paź, 2014 16:09

kociara napisał/a:
Jestem emocjonalnie z nim bardzo związana.


kazda wspoluzalezniona jest silnie zwiazana ze swoim alkoholikiem, gdyby nie byla zwiazana - nie bylaby wspoluzalezniona...

margo - Czw 09 Paź, 2014 17:04

Czesc :) milo Cie widziec u nas. Czuj sie jak u siebie :pocieszacz:
Duszek - Czw 09 Paź, 2014 17:26

Witaj kociaro, :)
KaTre - Czw 09 Paź, 2014 18:12

Cześć :) Dobrze, że jesteś :)
staszek - Czw 09 Paź, 2014 18:26

Witaj na forum. :)
Klara - Czw 09 Paź, 2014 18:49

Witaj Kasiu! :)

kociara napisał/a:
Jestem emocjonalnie z nim bardzo związana.

Ty jesteś, a on???

...i nie bierz pod uwagę tej ostatniej telefonicznej rozmowy, bo takim tekstem wypowiadałby się każdy alkoholik czujący, że traci komfort picia.

Borus - Czw 09 Paź, 2014 18:53

Cześć Kociaro... :)
muzyka11111 - Czw 09 Paź, 2014 19:15

Witaj Kasiu,

Ja tez zostawilam alko ponad rok temu, w tym czasie nie pil 15 miesiecy, ale zaraz potem zaczal i tak trwa to do dzis... Najtrudniejsze dla mnie bylo odciecie sie od myslenia ze to przeze mnie znowu sie napil, jak sobie sam bedzie radzil, zostal sam...itp
Dzis ja psychicznie czuje sie duzo lepiej, bez nerwow, stersu, a on tez jakos sobie radzi to dorosly chlop. Zycze ci sily i wytrwalosci...zobaczysz jeszcze bedziesz szczesliwa...:)))

Jacek - Czw 09 Paź, 2014 19:38

cześć Kasieńko :)
kociara - Czw 09 Paź, 2014 22:08

Witam was ponownie.
Wieczory są najgorsze, za dużo myśli, jakiś niepokój mnie dopada.
Budzę się w nocy zdenerwowana, zlana potem.
34dd

Jakoś nie czuję się konfortowo, czuje się jakbym nieładnie postapiła
nieładnie to zakończyła. Jakbym była nie fair.
Tłumaczę sobie że te prosby męża o rozmowe to taka manipulacja.
A jednak źle się czuję odmawiając. Ale po prostu nie mogę się z nim widzieć.

kociara - Czw 09 Paź, 2014 22:10

Dlaczego rozstanie to dla alkoholika zabranie mu komfortu picia
jeśli i tak pije? Pił nawet jak się rozstawaliśmy, jak się wyprowadzałam.

Janioł - Czw 09 Paź, 2014 22:14

kociara napisał/a:
Dlaczego rozstanie to dla alkoholika zabranie mu komfortu picia
jeśli i tak pije?
no dlaczego ? moim zdaniem to doskonały pretekst do picia , raz że nie ma kto ganić za picie , dwa dpskonale można wpędzać się w poczucie winy i pić by nie czuć , trzy pic ze szczęścia
Klara - Pią 10 Paź, 2014 07:02

kociara napisał/a:
Dlaczego rozstanie to dla alkoholika zabranie mu komfortu picia

Janioł napisał/a:
no dlaczego ? moim zdaniem to doskonały pretekst do picia

Mówili mi mądrzejsi ode mnie, że w ten sposób pomaga się alkoholikowi zderzyć z konsekwencjami za jego postępowanie, bo zabiera mu się zawsze czyste posłanie, ciepełko, obiadki, no i możliwość usprawiedliwiania swojego picia kłótliwością żony.

Wiadomo, że zawsze to tak nie działa, bo czasem przejmuje nad nim opiekę mamusia, czasem inna kobieta, a bywa też i tak, że gość woli zamieszkać w rurach, ale butelki sobie nie odmówi i żadna siła mu tego komfortu nie odbierze.
Wiadomo jednak, że prawie każdy w chwili gdy czuje grunt usuwający się spod nóg, stara się jakoś odsunąć w czasie moment odejścia partnerki.

pietruszka - Pią 10 Paź, 2014 08:57

Hmmm..
kociara napisał/a:
Dlaczego rozstanie to dla alkoholika zabranie mu komfortu picia
.
.. dla mnie to raczej w końcu zadbanie o siebie (pisze tu o współuzależnionej). Malo już podkładała tych poduszeczek swojemu partnerowi? Malo napodawała się rosołków na kaca? Malo próbowała dobrym słowem, groźba, krzykiem, szantażem, błaganiem na kolanach, płaczem wyprosić, żeby przestał pic, zadbał o rodzinę i własne życie?
Dopóki moje odejście, a raczej próby odejścia miały wpłynąć na zachowanie alkoholika były zwykła manipulacją z mojej strony, rodzajem, szantażu. I takie też dostawałam odpowiedzi. kwiatki, przeprosiny, prośby o "rozmowy o nas", itd... I miękłam, zostawałam, pozwalałam wrócic, on na chwilę "grzeczniał" a potem, wcześniej czy później, znów zaczynało się piekło.

Dopiero, kiedy w końcu podjęlam ostateczną decyzję o odejściu dla siebie, dla ratowania siebie, zaczęłam już słuchać własnego instynktu przetrwania, do mojego partnera dotarło, ze tym razem coś naprawdę traci. Ja mu już nic nie odbierałam, niechby i sobie pił dalej nawet i się zapił. Wcale nie byłam wielce szlachetna, owszem było mi go żal i tę formułkę, "chyba, że od tej chwili nie wypijesz ani kropli alkoholu, a do środy masz czas na zgłoszenie się do poradni: - powiedziałam bardziej dla uspokojenia mojego sumienia, kompletnie w danym momencie nie wierząc, że on ten alkohol odstawi. Przecież przerabiałam to tyle razy. A on mnie zaskoczył. Prawdę mówiąc nawet byłam zła z tego powodu. Tyle mnie kosztowało podjęcie tej decyzji a on mi znów pokrzyżował szyki. Osobiście wierzę, że akurat w tym przypadku to niewielka zasługa moja, raczej wstrząsnęło moim Pietruchem (jeszcze coś tak w tej umęczonej alkoholem duszy iskrzyło?) , a i wierzę, że tu akurat interweniowała Siła Wyższa.

Z dzisiejszej perspektywy tak sobie myślę, że tak naprawdę nie chodzi o działanie w kierunku odbierania alkoholikowi komfortu picia, a raczej po prostu o zadbanie w końcu o swój własny komfort. Alkoholik sobie świetnie poradzi sam: z piciem, a nawet jak mu sie zachce trzeźwieć z podjęciem abstynencji, leczeniem, trzeźwieniem. A nawet najlepiej mu nie przeszkadzać. Tylko mam świadomość, że te kilka lat temu... to wcale nie było dla mnie takie proste :bezradny:

She - Pią 10 Paź, 2014 09:49

pietruszka napisał/a:
Tylko mam świadomość, że te kilka lat temu... to wcale nie było dla mnie takie proste


Pietruszko, napisałaś dokładnie to samo o czym myślałam. :roza:

Zastanawiam się tylko nad jednym - teraz - co takiego jest w nas, współuzależnionych że wbrew logice i wszelkim znakom na niebie i ziemi podkładamy pod cudze tyłki kolejne poduszki.

Wiesz kociaro - w czerwcu, gdy postawiłam wszystko na jedną kartę też czułam się tak jak Ty.
Miałam wewnętrzne przekonanie że nie jestem w porządku, płakałam z żalu, bezradności, wściekłości, bezsilności.
Płakałam bo wydawało mi się że bardzo krzywdzę męża moją obojętnością i twardym podejściem do spraw do których dotychczas podchodziłam na zasadzie "jakoś to będzie".
Zrozumiałam że takimi tłumaczeniami SAMA pogłębiam swoją iluzję w której żyłam, karmię się marzeniami a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.

Tymczasem - ta cała akcja wyszła mi na dobre, nie zwracam już uwagi na to co on robi ze sobą, na to czy pije czy nie (od czerwca chodzi na terapię, po drodze coś tam zdarzyło mu się wypić) ale MNIE TO NIE OBCHODZI.
I nie chodzi tu o to że jest mi obojętny jego los, nie! Ja wciąż bardzo go kocham.
Ale nie położę swojej głowy pod jego pijacki topór, za bardzo zaczęłam kochać siebie :) :cwaniak:
Jeżeli chce chlać - droga wolna, ale konsekwencje ponosi sam.
A ja mam czas na wiele innych ciekawszych rzeczy niż skakanie koło pijącego męża.
I co dziwne - po tym jak ostatnio wypił kilka piw, był bardzo zdziwiony brakiem zainteresowania z mojej strony.
Mam wrażenie że coś zrozumiał, ale nie wiążę z tym żadnych oczekiwań ani nadziei.
To on zaczyna dostrzegać niektóre rzeczy, zaczyna rozmawiać na tematy które dotychczas były niewygodne.
A ja - ŻYJĘ! - dla siebie i dla dzieci :)

I to jest (jak dla mnie) najlepsza najwłaściwsza droga, mimo tego że musiałam dojrzeć do takiej decyzji, musiałam zrozumieć wiele rzeczy i spojrzeć przede wszystkim na siebie oczami innych ludzi.

:przytul:

pietruszka - Pią 10 Paź, 2014 09:55

She napisał/a:
co takiego jest w nas, współuzależnionych że wbrew logice i wszelkim znakom na niebie i ziemi podkładamy pod cudze tyłki kolejne poduszki.

może to strach, ze jesteśmy tak mało warte, że musimy zasłużyć na miłość, przyjaźń, a nawet zwykłą życzliwość, toksyczne przekonania o roli kobiety w społeczeństwie? same dla siebie/ jesteśmy nic nie warte, a chcemy być użyteczne?

Jacek - Pią 10 Paź, 2014 10:25

kociara napisał/a:
Dlaczego rozstanie to dla alkoholika zabranie mu komfortu picia

jak dla mnie :mysli: było to tak ,mniej więcej
Klara napisał/a:
Mówili mi mądrzejsi ode mnie, że w ten sposób pomaga się alkoholikowi zderzyć z konsekwencjami za jego postępowanie, bo zabiera mu się zawsze czyste posłanie, ciepełko, obiadki

tak naprawdę ja to wszystko mając,gdzieś tam w świadomości ,,nawet nie dopuszczałem że ja to mam ,,że może mnie to kiedyś ktoś zabrać
alkohol był do tego dodatkiem,,był na rozwiązanie mej nieśmiałości
lecz,nieplanowanie zagnieździł się tak mocno
że stał się normą życiową ............. dla mnie
jednak ta norma,,jaką ja se gdzieś tam w pod świadomości umieścił,,nie pozwalała na zrozumienie że krzywdę tym wyrządzałem sobie i wszystkim w okuł
cały czas tkwiłem w tej normie,,,gdzieś czas zatrzymał się na "piciu towarzyskim"
lecz to było posunięte wiele dalej - dla innych było to bardziej widoczne ,realistycznie
i było to nic innego jak nadużywanie alkoholu (chlanie,dno totalne)
i dlatego
kociara napisał/a:
Dlaczego rozstanie to dla alkoholika zabranie mu komfortu picia
jeśli i tak pije? Pił nawet jak się rozstawaliśmy, jak się wyprowadzałam.

dla jednych ,, jest to mocny kop,przebudzenie
czas na otwarcie oczu i rozumu
i wyboru
Kasienko,się nie zamartwiaj swymi wyborami
kociara napisał/a:
Jakoś nie czuję się konfortowo, czuje się jakbym nieładnie postapiła
nieładnie to zakończyła. Jakbym była nie fair.
Tłumaczę sobie że te prosby męża o rozmowe to taka manipulacja.
A jednak źle się czuję odmawiając. Ale po prostu nie mogę się z nim widzieć.

mnie one pomogły,,ja dziś jestem wdzięczny swej żonie za tamto ,,że tak postąpiła
gdy by się zgodziła na te rozmowy,na powrót ,,, jestem pewny że dziś nie był bym tu gdzie jestem "trzeźwy"

aja - Pią 10 Paź, 2014 17:48

Cześć Kociaro!

Gratuluję podjęcia decyzji, a jeszcze bardziej tego, że się jej trzymasz mimo różnych emocji.


kociara napisał/a:
Dlaczego rozstanie to dla alkoholika zabranie mu komfortu picia
jeśli i tak pije? Pił nawet jak się rozstawaliśmy, jak się wyprowadzałam.


Między alko a współuzależnionym cały czas toczy się coś w rodzaju gry. Trudno grać, gdy Twój partner z grania z Tobą zrezygnował.
Alkoholik uczy się zachowań osoby z którą żyje, potrafi na nie reagować, wie czego się spodziewać. Te zachowania, które zna nie koniecznie są dla niego wygodne, ale są przewidywalne, a to już stwarza komfort.

Rozstanie całkowicie ten komfort burzy chociażby dlatego, że nagle szantaże, groźby i prośby nie odniosły skutku takiego jak wcześniej- czyli sytuacja jest nowa.
Często dochodzi do tego fakt, że partner alkoholika pomaga w ukrywaniu alkoholizmu, dba o pozory. Odejście sprawia, że ciężko te pozory zachować.

Słowem zmienia się sytuacja życiowa alko.
A to jak on skorzysta z tej zmiany- to już jego wybór, o który nie musisz się martwić.

Odchodząc zostawiłaś dla partnera furtkę, może nią wyjść i zrobić coś ze sobą, albo pozostać i tkwić w butelce.

kociara - Pią 10 Paź, 2014 17:55

Rozumiem co do mnie piszcie, zdaje sobie już sprawę co to jest uzależnienie.
Przyznam że tak jakoś od...pond 3 lat przestalam pilnować męża jesli chodzi
o picie. Robi co chce. Ja w to w ogóle przestałam ingerować, zwarać mu uwagę.
Zresztą czy zwracałam czy nie i tak popijał.

Owszem kiedyś na kaca gotowałam mu rosół, czekałam po nocach, krzyczałam
prosiłam, tłumaczyłam. Potem jakoś naturalnie to puściłam i odcięłam sie od tematu
zajęłam się swoim życiem ale odciąć się od męża nie umiałam... 8|
Nawet jak nie mieszkalismy razem to chodzilismy na spacery, dzwonił, pisał smsy.
Właściwie codziennie mielismy kontakt.

Dziś czekam na sprawę rozwodową i jest mi cięzko.
Od dawna juz nie szuka ze mną kontaktu, po tym jak po wielu próbach
odmawiałam. Obraził się na dobre
Czesto pisał że musimy porozmawiać, a znowuż w dni wolne że jestem podła
i niesprawiedliwa. Potem znowu że musimy porozmawiać...
I tak w kółko.
Wczesniej jeszcze wyszukiwał preteksty żeby się spotkać, że coś tam musi
mi oddać, przekazać, tera cisza.
To dobrze... tylko żebym ja się z tym dobrze czuła...
Żle mi z tym że on ma do mnie żal.

Boje się sprawy rozwodowej, nie wiem co będzie mówił... czy przyjdzie.
Boję się tego spotkania z nim w sadzie, że mnie jakoś złamie psychicznie.

kociara - Pią 10 Paź, 2014 18:02

Ogolnie moiac źle sie czuje z tym że tak nagle i definitywnie to
kończę, że definitywnie zerwałam kontakt, że to poszło wyłacznie
z mojej strony.
Stało się to nagle i szybko.
Żle mi z tym że już sie nie odzywam, że jestem ttaka "twarda"

Mąż jest typem dyktatora, domowego tyrana... i wobrażenie
o jego komntarzach i reakcji na moje zachowanie powoduje
że czuję poczucie winy a w konsekwencji mam lęki.
Bo mam wewnętrzny konflikt sobie.
Chciałam z nim rozmawiac, chciałam to ratowac ale juz po prostu nie mogę.
Nie jestem w stanie sie z nim widziec, rozmawiac... od razu źle się czuję
jest mi słabo, mam jakieś ataki paniki.

aja - Pią 10 Paź, 2014 18:10

Cytat:
Ogolnie moiac źle sie czuje z tym że tak nagle i definitywnie to
kończę.


Cytat:
i wobrażenie
o jego komntarzach i reakcji na moje zachowanie powoduje
że czuję poczucie winy.


nagle??? a gdzieś przed chwilą widziałam że od 3 lat już nie kontrolowałaś co On robi, to znaczy, że pewnie próbowałaś go okiełznać- a więc po tylu latach, trudno stwierdzić, że decyzję podjęłaś nagle. Pewnie do niej od dawna dorastałaś, bo to nie jest nagła decyzja- jest tylko definitywna i stanowcza.
[/quote]

kociara - Pią 10 Paź, 2014 18:10

Ostatnim razem jak z nim rozmawialam przez telefon było mi słabo.
Ciemno przed oczami, aż musialam usiaść na ławce.
A jak go spotkałam przypadkiem, po prostu przeszedł obok mnie
bez słowa.

Kami - Pią 10 Paź, 2014 23:46

kociara napisał/a:
Żle mi z tym że on ma do mnie żal.


musi mieć do kogoś żal, bo przecież absurdem byłoby mieć żal do siebie
wszystko co dobre to Jego zasługa
wszystko co złe to Twoja wina
......
skąd ja to znam

Witaj Kasiu na forum jestem Kami współuzależniona :pocieszacz:

Janioł - Sob 11 Paź, 2014 00:49

kociara napisał/a:
Nie jestem w stanie sie z nim widziec, rozmawiac... od razu źle się czuję
jest mi słabo, mam jakieś ataki paniki.
to najlepszy dowód że postąpiłaś słusznie rozstając się
Jo-asia - Sob 11 Paź, 2014 04:34

kociara napisał/a:
Nie jestem w stanie sie z nim widziec, rozmawiac... od razu źle się czuję
jest mi słabo, mam jakieś ataki paniki

Twoja SW....Twój instynkt samozachowawczy, poprostu Cię chroni
Zaufaj mu. :)
A głowę....powoli przekonasz, że to najlepsza dla.Ciebie decyzja.
To naturalne jak się z tym czujesz..te nieprzyjemne uczucia, gdyby ich nie było, wtedy byłby powód do niepokoju :)
Witaj na Forum. :)

kociara - Sob 11 Paź, 2014 20:47

Jeszcze jakby nie mam swojej tozsamości, jeszcze jestem żoną którą odeszła
od męża i zerwała kontakt.
Boże to już 10 miesicy, kiedy to minie, kiedy przestanę czuć ten ciężar....
Jak poczuć że mam prawo do takiej decyzji, do odejścia, do braku kontaktu.
Że to nie jest nieładne, nietaktowne, że to dobra decyzja?
Czuję że sama dźwigam cięzar rozwodu.

Klara - Sob 11 Paź, 2014 20:52

kociara napisał/a:
Jak poczuć że mam prawo do takiej decyzji, do odejścia, do braku kontaktu.

Przecież on Ciebie zdradził z butelką i nie chce się z nią rozstać. Czy zdrada nie jest właściwym powodem do odejścia?

olga - Sob 11 Paź, 2014 20:52

on odszedl sam czy Ty odeszlas?
kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:03

Wiele lat sobie tłumaczyłam ze owszem zdradził mnie z butelką
ale to dlatego ze jest chory, że ma depresje że nie umie sobie z czymś poradzić.
Czuję się jak mała niegrzeczna dziewczynka, niewdzięcznica.
Dziewczyny dajcie mi jakiegoś kopa!

pterodaktyll - Sob 11 Paź, 2014 22:07

kociara napisał/a:
Czuję się jak mała niegrzeczna dziewczynka, niewdzięcznica.

:glupek: A poza tym nic Ci już nie dolega? Bosheeeee........dorosły chłop :szok:
kociara napisał/a:
dajcie mi jakiegoś kopa!

Na to zawsze możesz liczyć :mgreen:
:plask:
Pozdrawiam ;)

esaneta - Sob 11 Paź, 2014 22:11

kociara napisał/a:
że ma depresje że nie umie sobie z czymś poradzić.

najpierw był alkoholizm, potem ta cała reszta....

aja - Sob 11 Paź, 2014 22:21

kociara napisał/a:
że ma depresje że nie umie sobie z czymś poradzić.


a po co miał sobie radzić z czymkolwiek skoro miał Cię na każde zawołanie?

kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:37

O... AJA to do mnie przemawia!

Proszę nie cackajcie się tu ze mną, ja mam niedługo rozwód i aby iść
tam spokojnie musze złamać swoje dziwne przekonania, stosunek do niego.
Wiecie co obie jeszcze wyrzucam ? że sa kobiety które jednak dały radę
tzn zostały ze swoimi alkoholikami, swoim zachowaniem sprowokowały icj do leczenia.
A ja co? A ja odchodzę.
Nie ratuję małżeństwa.
Choć... przeciez robiłam to latami.
A jednak są kobiety które zostają.
Ostatnio poszłam na al anon, strasznie sie zdenerwowałam bo osoby które się
wypowiadały mówiły o tym jak radzą sobie w związku a alkoholikiem.
A ja co? Odchodzę!

kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:38

Odchodzę i przekreślam szanse tego małzenstwa ostatecznie po tylu latach.
pterodaktyll - Sob 11 Paź, 2014 22:40

kociara napisał/a:

Po wielu latach opuściłam męża - alkoholika, aktywnego który się nie leczył
i deklaruje że nie będzie. Jest alkoholikiem weekendowym.
Pije głównie w wolne dni. Zdarzało się że wracał do domu późno, nad ranem
albo w ogóle.
Źle się to odbiło na moim zdrowiu, zaczęłam chorować, wpadałam w stany depresyjne.
Rozstawałam się z nim stawiając warunek że albo my albo alkohol.
Niestety wracaliśmy do siebie. Nie umiałam być dostatecznie konsekwentna
aby to zakończyć definitywnie.
Poza tym w trakcie małżeństwa straciłam pracę i moje zarobki z pracy
dorywczej były niskie, mąż nie wspierał mnie finansowo ale przynajmniej
opłacał czynsz, czasem robił zakupy.
Swoje zarobki przeznaczał głównie na alkohol i swoje potrzeby.
Nigdy nie byliśmy na wakacjach.
Mąż miał problemy z depresją, unikał współżycia, rzadko okazywał czułość.
Najczęściej na kacu kiedy łapały go lęki i depresja.


To prawdę mówiąc, do du** z takim życiem. Czy to w ogóle można nazwać życiem?

esaneta - Sob 11 Paź, 2014 22:41

kociara napisał/a:
A ja co? A ja odchodzę.
Nie ratuję małżeństwa.

ja też nie ratowałam małżeństwa. Ratowałam siebie, dzieci.
Przypadkiem i małżeństwo sie uchowało :)

kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:42

Boże... jak by to pisała inna kobieta, kazałabym jej odejść!
kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:44

A ja nie dałam mu tej szansy. Odeszłam, zerwałam kontakt i poszłam dopiero na terapie
i dowiedziałam sie dopiero tam ze jestem współu.
Mój terapeuta powiedział że żadko się spotyka z taką sytuacja żeby kobieta
odeszła od alkoholika tak sama z siebie bez terapii.
Odeszłam fizycznie ale emocjonalnie jeszcze nie do końca. Stad poczucie winy.
Nie dałam szansy małżeństwu, kiedy już wiedziałam jak postępować.
To mnie boli. Własnie to.

esaneta - Sob 11 Paź, 2014 22:45

kociara napisał/a:
Boże... jak by to pisała inna kobieta, kazałabym jej odejść!

dlaczego?

kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:45

Wasze posty są dla mnie jak dawka tlenu do oddychania, żeby to przezyć. Dziękuję że piszecie. Dziękuję wszystkim!
esaneta - Sob 11 Paź, 2014 22:50

kociara napisał/a:
Odeszłam, zerwałam kontakt i poszłam dopiero na terapie


u mnie było nieco inaczej. Najpierw trafiłam na terapię, potem zaczęłam wprowadzac zmiany w sowim zyciu.
A mając wiedzę z terpii, robiłam tyle, na ile w danym momencie byłam gotowa. Może dlatego (choc bywało różnie) tak mnie nie bolało. Było ciężko, ale miałam prześiwadczenie, że to co robię to dokładnie to, czego w danym momencie potrzebuję. Nie robiłam nic wbrew sobie.

kociara napisał/a:
Odeszłam fizycznie ale emocjonalnie jeszcze nie do końca. Stad poczucie winy.


Mnie bardzo pomogły w tej sytuacji słowa naszej Klary "ODDZIEL SIĘ". Wyobrażałam sobie swoje zycie tak, jakby męża nie było, jakby umarł.
Z czasem pomogło :)

P.s. Nie wiem, czy nie pomyliłam wątków i nie kojarzę - czy masz dzieci?

kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:51

Kazałabym jej odejść żeby się kobita nie meczyła, uciekła z tej chorej sytuacji.

Czuję że nie dałam mu tej ostatniej szansy.
Choć nie wiem czy by skorzystał... raczej nie.
Za bardzo lubi pić, za dużo ma pijących kolegów.
To jego świat, tam mnie dla mnie miejsca.

kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:53

Własnie tu tkwi problem, ja odeszłam wbrew sobie.
Mechanicznie.
I dałam mu szansy na rozmowę.
Dzieci nie mamy, na szczęście.

esaneta - Sob 11 Paź, 2014 22:54

Kasiu, na pocieszenie powiem Ci, ze i tak jesteś w lepszej sytuacji niz Twój mąż.
Ty możesz się ze współuzależnienia wyleczyć, on z alkoholizmu nie, może go jedynie zahamować..
Opowiedz coś więcej o sobie, wciąż tylko o nim piszesz. Co lubisz robić, czym się zajmujesz, co czytasz, czego słuchasz....? :)

esaneta - Sob 11 Paź, 2014 22:55

Cytat:
Dzieci nie mamy, na szczęście.

na szcęście :)
kociara napisał/a:
ja odeszłam wbrew sobie.

teraz rozumiem Twoje rozterki.

kociara - Sob 11 Paź, 2014 22:56

W głowie szeleści mi myśl "odeszła od męża, i ułozyła sobie życie, samolubna egoistka!"
Tak o sobie myślę.

Odchodze aby być sama, odnaleźć siebie i swoje życie, skąd ten niesmak do siebie
samej?
Skąd przekonanie że robię coś złego.
Bo on się obraził? Bo coś jeszcze ode mnie chciał a ja juz nie chciałam słuchać?

Ehhhhhhhhh..........

pterodaktyll - Sob 11 Paź, 2014 22:58

kociara napisał/a:
W głowie szeleści mi myśl "odeszła od męża, i ułozyła sobie życie, samolubna egoistka!"
Tak o sobie myślę.

Odchodze aby być sama, odnaleźć siebie i swoje życie, skąd ten niesmak do siebie
samej?
Skąd przekonanie że robię coś złego.
Bo on się obraził? Bo coś jeszcze ode mnie chciał a ja juz nie chciałam słuchać?


Ty jesteś bardzo, bardzo chora.......... :pocieszacz: :buziak:

esaneta - Sob 11 Paź, 2014 22:58

kociara napisał/a:
Skąd przekonanie że robię coś złego.

dlatego, że zrobiłas to wbrew sobie. Nie ma w Tobie zgody na to, nie byłas na to gotowa.
Ale wierz mi, że na ten moment, to bardzo mądra decyzja.
Z dyskomfortem sobie z czasem poradzisz, zwłaszcza, że jesteś pod opieką terapeuty a niebawem dołączasz też do grupy.
Wyjdź do ludzi, to bardzo pomaga :)

Kami - Sob 11 Paź, 2014 22:59

kociara napisał/a:
Nie ratuję małżeństwa.

ale siebie ratujesz

kociara napisał/a:
A ja co? Odchodzę!


to najmądrzejsze co możesz zrobić :pocieszacz:

kociara - Sob 11 Paź, 2014 23:02

Nie, nie byłam na to gotowa. Nastapiło to nagle i miało dosyć dramatyczny przebieg.
Wyszło dziwnie, nieładnie. Nie w moim stylu.
I teraz rozwód. Tez pójde wbrew sobie na siłe. Dlatego potrzebuje wsparcia.

kociara - Sob 11 Paź, 2014 23:10

Jedyna opozycja to tego że robię to na siłe, wbrew sobie jest taka że gdybym
z nim została to oznaczałoby to powolne usychanie, niepewność przyszłości.
A jednak nie była to przemyslana decyzja wtedy, tylko nagła pod wpływem
sytuacji i lęków, ponieważ miałam kłopoty.

dtstgseete - Sob 11 Paź, 2014 23:16

Czesc. Trzymam kciuki że bedziesz dobrze żyć. Jestes tu i na terapii, czyli raczej na dobrej, choc pewnie i dlugiej drodze do tego sv4v
kociara - Sob 11 Paź, 2014 23:20

Dziękuję.

Więc lekarstwo na odejście wbrew sobie nazywa się...?

kociara - Sob 11 Paź, 2014 23:24

czas...dystans... jak ugryźć odejście od męża wbrew sobie?
szymon - Sob 11 Paź, 2014 23:59

kociara napisał/a:
jak ugryźć odejście od męża wbrew sobie?


dlaczego wbrew? skąd pojawiło się to określenie bytu? gdzie chcesz iść i gdzie idziesz?

dtstgseete - Nie 12 Paź, 2014 00:04

kociara napisał/a:
tylko nagła pod wpływem sytuacji i lęków, ponieważ miałam kłopoty

To zaraz musi byc błędna? Czasem taki impuls jest potrzebny do zmian. Moze. Jak jest w tym przypadku - kto wie...

Lekarstwo - pierwsze co - to mysle, ze druga osoba, ktora dobrze Cie zrozumie, nie bedzie pouczac, pozwoli popelnic bledy, ale i pomoze wyciagnac z tych bledow wnioski a moze i z rzeczowa mina przywola do porzadku czasem. Na terapii wiedza lepiej, niz ja. Mam nadzieje, ze to dobra terapia i dobrzy terapeuci i grupa. A ten mezczyzna - musi uporac sie sam z soba. Jestes zdaje sie w sytuacji, w ktorej kazde wyjscie bedzie bolec i bedzie meczace. Trzymaj sie.

kociara - Nie 12 Paź, 2014 10:44

Tak, macie rację.
Może nie byłam na to gotowa na tamten moment ale to nie znaczy że to była
błędna decyzja.
Tego wniosku mi brakowało.
Przecież próbowałam odejśc tysiące razy, nie bez powodu.

Wczoraj wieczorem sobie to rozpisałam w pamiętniku.
Ale pojawiła się myśl którą powtarzał mój mąż wiele razy przez telefon
że zawsze mi pomagał, że mogłam na niego liczyć i że jestem nie fair tak odcinajac sie od niego.

olga - Nie 12 Paź, 2014 10:56

kociara napisał/a:
że zawsze mi pomagał, że mogłam na niego liczyć i że jestem nie fair tak odcinajac sie od niego.


aha :tja: alkoholik nie przebiera w srodkach zeby zapewnic sobie poczucie bezpieczenstwa, nie liczy sie z uczuciami innych osob, jest w tym absolutnym egoista, dla niego nie wazne jest co Ty czujesz, ma Ciebie w glebokim powazaniu, najwazniejsze jest co czuje on dlatego gra na Twoich emocjach................tak tak to jest gra

Duszek - Nie 12 Paź, 2014 11:56

kociara napisał/a:
że zawsze mi pomagał, że mogłam na niego liczyć i że jestem nie fair tak odcinajac sie od niego.

a on był w porządku wobec Ciebie...co Ty czujesz?
Według mnie co byś nie zrobiła i jak nie postąpiła wobec niego to on i tak powie, że jest źle...a wiesz dlaczego...bo zabierasz mu cały komfort o który on tak usilnie dba.

pietruszka - Nie 12 Paź, 2014 12:05

kociara napisał/a:
mogłam na niego liczyć i

mogłaś? aby na pewno?

czyny nie słowa

czasem się zastanawiam, jak bardzo słowa osób uzależnionych stają się pożywką dla naszych iluzji, jak bardzo chętnie łapiemy je, kolekcjonujemy, chcemy w nie wierzyć. 'Bo on powiedział, on by chciał, powiedział,m że się postara, że ma sam już dość takiego życia, że przestanie, bo on zawsze i tylko... " Znacie to? I te słowa wypełniają nasz świat, zasłaniają nam rzeczywistość. a potem pękają jak bańka mydlana i zostajemy z wielkim NIC ( a czasem gorzej bo na minusie, i z cudzymi długami).

kociara napisał/a:
A jednak są kobiety które zostają.


są też takie, które trafiają do wiezień, bo zabiły lub trwale uszkodziły w chwili afektu swoich uzależnionych mężów,
są też takie, które leczą się przez lata w szpitalach i gabinetach psychiatrycznych, bo długotrwały stres wyciska takie pięto na psychice.
są też takie, które chorują i umierają na różnorodne choroby, na które miał wpływ długotrwały stres
są takie co się rozwodzą i... z powrotem wracają do swoich ex mężów, bo ci przestali pić i podjęli leczenie,
są tez takie co się męczą dalej w imię wpojonych przekonań, "że kobita powinna..."
są takie, co nie odchodzą z powodów materialnych
są takie, co nie mają wiedzy, że można żyć inaczej
są takie, co odchodzą i układają sobie życie na nowo a nawet bywają szczesliwe
itd...

Myślę, że najważniejsze to po prostu podjąć decyzję, jakąkolwiek, a nie w tym przypadku dać się nieść jak byle gałązka na rzece, czekać aż dryfując trafimy byle gdzie. Ale każda decyzja to też określone konsekwencje. Nawet decyzja o pozostaniu z trzeźwiejącym alkoholikiem, niesie ze sobą pewne konsekwencje.

Jest zawsze też dobra wiadomość. Większość decyzji można zmienić . Sama świadomość, że nie muszę już być nieomylna i mogę niektóre ze swoich życiowych decyzji zmienić - ułatwia to, moim zdaniem, ich podejmowanie.

zołza - Nie 12 Paź, 2014 12:06

kociara napisał/a:
Może nie byłam na to gotowa na tamten moment ale to nie znaczy że to była
błędna decyzja.


To była jedyna możliwa , naturalna decyzja - zdrowa decyzja :okok:
Teraz tylko spokojnie musisz wziąć na siebie konsekwencje z nią związane.
Stało się :bezradny: i nie płacz nad szklanką rozlanego mleka , które zresztą i tak było skwaśniałe :pocieszacz:

kociara - Nie 12 Paź, 2014 17:34

Zołza :luzik:

Dziękuję wam!
Pomogliście mi ułożyć sobie w głowie jeszcze to co mnie dreczyło.
Do czego sama nie umiałam dojść.

Szkoda tylko że do sądu jeszcze muszę iść, że jeszcze ten rozwód, stres.
Ale postaram się do tego podejść jak do zwykłej sprawy do załatwienia
w urzędzie.

olga - Nie 12 Paź, 2014 17:38

kociara napisał/a:
Ale postaram się do tego podejść jak do zwykłej sprawy do załatwienia
w urzędzie.
:okok:

ja to juz chyba mocno zahartowana bylam wszystkimi poprzednimi sprawami bo rozwod byl dla mnie wlasnie taka zwykla sprawa do zalatwienia

aja - Nie 12 Paź, 2014 18:03

kociara napisał/a:
Czuję że nie dałam mu tej ostatniej szansy


Dałaś. Dawałaś szanse przez wiele lat, jedna z tych szans była ostatnia.
Powiem Ci, że odejście było bardzo mądrą, racjonalną decyzją.

Nawet gdybyś po drugim trzecim piciu podjęła tą decyzję nie było by to za wcześnie!
Zwlekałaś bardzo długo. Tyle życia zmarnowałaś- teraz po prostu Ci się należy żebyś o siebie zadbała.

Cytat:
Choć nie wiem czy by skorzystał... raczej nie.


a no własnie też sądzę, że nie.


Robisz mądrze. Masz wątpliwości, bo trudno przekreślić coś co było naszą rzeczywistością przez wiele lat- to normalne. Każda zmiana wydaje się nam ryzykowna, ale podjęłaś ryzyko i może być już tylko lepiej!

Trzymam kciuki za Ciebie, bardzo mocno![/quote]

kociara - Nie 12 Paź, 2014 18:34

Zabrałam dziś mamę na spacer, do tajemniczego ogrodu.
Było pięknie, narobiłam zdjęć, cieszyłam się przyrodą
i czułam że dobrze mi samej, że nie potrzebuję nikogo żeby być szczęśliwa,
że fajnie chodzić swoimi drogami.
Czuję lekki niepokój ale to dobra decyzja.
Często żałuję że nie podjęłam tak radykalnie tej decyzji wcześniej.
Własnie po 2-3 piciu.
Teraz myślę jak mądrze nadrobić stracony czas.
Cieszę się że mam pracę która jest moja pasją.
Nie wiem jeszcze jak nie mieć żalu do siebie za te stracone lata i zszargane
nerwy ale powoli rozpoczynam nowy etap w życiu i jestem już inną
osobą. Bardziej zdzidystansowana i wschłuchaną w siebie.
Trochę mnie kłuje w sercu to rozstanie ale tak to jest z rozstaniami.
Mam nadzieję że czas mi wytłumaczy że to jest naprawdę słuszna decyzja
a ja mam prawo uwolnić się z tego związku.
Nie słuchac już jego żali, depresji i pretensji.

esaneta - Nie 12 Paź, 2014 18:39

Kasiu, ktos Cie podmienil? :shock: piszesz dzisiaj jak zupelnie inna osoba
zołza - Nie 12 Paź, 2014 18:45

:) Pięknie to napisałaś .....Bije od tych słów jakiś taki spokój i godność.
Każda współuzależniona dziewczyna/kobieta powinna szukając odpowiedzi na swoje pytania ,rozterki przeczytać ten tekst jak mantrę. Jestem o Ciebie spokojna ... Poradzisz sobie ze wszystkim. Masz prawo być szczęśliwa ...i jeszcze będziesz :)

kociara - Nie 12 Paź, 2014 20:52

Dziewczyny chwalic mnie możecie jak napiszę że jestem naprawdę szczęśliwa i nie czuję poczucia winy.
To co piszę to ja po prostu, wiem, rozumiem, czasem nawet tak się czuję.
Ale ciężko na sercu jest.
Jakbym tematu nie ugryzła, nie wazne od której strony to wracam do p. wyjścia.
Poczucia wartości siebie i szanowania swoich potrzeb.
A ja jestem dda. Nie nauczyłam się szanować swoich potrzeb.
Nawet nie umiałam ich usłyszeć!
Wszystko się o to rozbija, że ja musze sobie tłumaczyć jak chłopu na miedzy
że JA MAM PRAWO.
Że moje potrzeby i moje życie jest ważne.
Co z tego że tyle wiem... ja wszystko rozumiem.
ALe właśnie tego 1 elementu brakuje, że ja też jestem ważna.
Kiedy to piszę, mówię... nie czuję tego. Pojawia się poczucie winy.
Myśl że jestem samolubna.
Działać, być samodzielna, silna, odciąć się bo tak trzeba umiem.
I na tym się zatrzymuję, i ściana.

Flora - Pon 13 Paź, 2014 12:06

Witaj Kasiu,

doskonale rozumiem Twoje rozterki. To myślenie przejdzie tylko trzeba czasu i terapii.

Takie myślenie to sedno współuzaleznienia.
Nasze doznania kalkują się z dotychczasowych doświadczeń życiowych:

chory, w potrzebie = trzeba pomóc

ale to nie astma! alkoholizm to choroba psychiczna! ... i większość dotychczas wdrukowanych schematów społecznych zachowań tu nie obowiązuje! Tu są inne zasady!

Atawistycznie:
Uciekające przed zagrożeniem stado koni, narażając się, dostosuje tempo do najsłabszego (np.źrebnej klaczy) ale w przypadku gdy któryś z osobników (np. młody ogier) świruje i nie przestrzega żadnych zasad i z własnej woli naraża całe stado na niebezpieczeństwo wówczas bez wahania zostanie ze stada wykluczony.

To takie naturalne prawo do wolnej woli: chcesz to szalej ... tak wybrałeś ale nie narażaj swojej rodziny ... my tak wybraliśmy.

Ściskam Cię Kasiu, niestety z alko "normalnego życia" nie szukaj.

pietruszka - Pon 13 Paź, 2014 12:27

Fajnie tak obrazowo to opisałaś Floro :tak:
pietruszka - Pon 13 Paź, 2014 15:46

Flora napisał/a:
grzeję się także w tych negatywnych cczxc

czasem tez się zastanawiam, dlaczego sobie wciąż potrafię dowalić tak, jak nie zrobi tego mój najgorszy wróg? bo sama sobie robię czasem największe "ała". Czy to jakieś upodobanie masochistyczne? Czy poczucie bezpieczeństwa, bo to dziadostwo, ale moje, znajome? Jakaś niezdrowa chęć potwierdzenia, czegoś, co słyszałam w dzieciństwie "bo ty to się do niczego nie nadajesz?"? Bo lęk przed porażką? Bo lęk przed sukcesem? Lęk przed zmianą? Pewnie wszystkiego tego po trochu.
A przecież życie w stadzie to w większości powinna być wzajemna wymiana głasków z umiejętnością ich przyjmowania i oddawania. Po to właśnie żyje się w stadzie. By żyło się lepiej niż w pojedynkę. Dzisiaj stwierdzam, że lepsze małe stadko, ale dobrze się rozumiejące, podobnego gatunku, lepszej "jakości", niż wielkie w którym już gubią się wartości, które stado powinny zespalać. Ot takie czasy... :bezradny:

kociara - Wto 14 Paź, 2014 10:06

Dziękuje wam... no niestety złapało mnie zapalenie oskrzeli, kaszle jak stary gruźlik.
Mam nadzieję że do rozwodu sie wykuruję.
Jeśli mąż przyjdzie to obrażony, zezna i wyjdzie bez słowa, albo na koniec spyta
czy jestem z siebie dumna?
ALe tłumacze sobie, po co, no po co to dalej ciagnąć.
SKoro nie dogadalismy się przez tyle lat.

pietruszka - Wto 14 Paź, 2014 10:23

kociara napisał/a:
Jeśli mąż przyjdzie

nie kręć filmów.Nie wiesz, czy przyjdzie, jak przyjdzie, co powie, nie reżyseruj tego spotkania, bo po co dziś dręczyć się tym, co będzie kiedyś, w przyszłości?

A jakie masz plany na dzisiaj?

kociara - Wto 14 Paź, 2014 10:51

Jeśli nie dostane gorączki i nie wyladuje w łóżku to czymś się zajmę.
Trochę mi pokrzyzowało plany to przeziebienie.
Planowałam aktywnie doczekać rozwodu a nie w łózku.
Wstałam , umyłam włosy , umalowałam się, żeby czuć się piekna
sama dla siebie.
Cały czas rozstrząsam w myślach jak sobie wybaczyć te lata stracone,
te błędy które robiłam.
Gdzie w tym wszystkim jest wartościowa kobieta?
Czy w ogóle jeszcze tam jest?

She - Wto 14 Paź, 2014 12:50

kociara napisał/a:
Gdzie w tym wszystkim jest wartościowa kobieta?
Czy w ogóle jeszcze tam jest?


Odnajdziesz ją w sobie... szybciej niż Ci się dzisiaj wydaje.
:przytul:

Mądrzy ludzie powiedzieli mi niedawno - daj czas czasowi :)
Dałam, daję i będę dawać... i... nie żałuję.

Duszek - Wto 14 Paź, 2014 16:27

kociara napisał/a:
Cały czas rozstrząsam w myślach jak sobie wybaczyć te lata stracone,

Powtórzę za moją terapeutką...w tamtym czasie nie byłaś gotowa na działanie, zmiany i robiłaś tylko to co wtedy uważałaś za słuszne i na co wtedy byłaś gotowa...
czasu nie cofniesz możesz tylko wyciągnąć wnioski i robisz to doskonale :okok:

Niedawno przeczytałam książkę pt. "Mimo wszystko" Sawickiej.
Kobieta, której się wydawało, że nie potrafi żyć bez tego jedynego, ukochanego, że umrze bez tej miłości...a jednak. Polecam tę fajną, lekką "opowieść".

kociara - Wto 14 Paź, 2014 16:42

Duszku dziękuję, w ogóle wszystkim dziękuję za wsparcie.
Flora - Wto 14 Paź, 2014 18:35

Cytat:
Gdzie w tym wszystkim jest wartościowa kobieta?
Czy w ogóle jeszcze tam jest?


Kasiu ... przecież wystarczy Cię poczytać ... rozumna i wartościowa Kobieta z Ciebie i dasz sobie świetnie radę.

TYLKO CZASU trzeba. Na poukładanie spraw i EMOCJI.

Myślę, że wszystkie w tym czasie miałyśmy w sobie ogromny ból.
Ja później miałam jeszcze czas żałoby zupełnie jak po śmierci osoby bliskiej. Nagle zrozumiałam, że tego człowieka którego kochałam już NIE MA i nie będzie bo wóda zrobiła swoje... to przyszło samo. Wcześniej zadawanych mi pytań czy kochasz alko czy wyobrażenie o nim zupełnie nie rozumiałam.

Nadto:

pietruszka napisał/a:
wciąż potrafię dowalić tak, jak nie zrobi tego mój najgorszy wróg? bo sama sobie robię czasem największe "ała".


wprowadźmy zakaz praktyk masochistycznych. :D

Ocena siebie przez pryzmat doświadczeń z życia z alko jest tak miarodajna jak wizja świata po flaszce.

Przytulam, :kot:

kociara - Wto 14 Paź, 2014 20:15

Ja przechodzę jakby żałobę po szansie na związek, bo okazało się że już nie da się dalej.
A serce jeszcze chciało.
To jak dać dziecku konsole, ono się uzależnia a potem ktoś ją nagle odbiera
widząc że z dzieckiem jest naprawdę źle. I dziecko ma żal.
Bo chciałoby wyjść z nałogu stopniowo, jeszcze trochę pograć.
A tu bach! nie ma, koniec i więcej nie będzie.
Powinnam była dawno zerwać kontakt z mężem a nie umiałam.
Bo... nie poradziłby sobie może sam* :)
...wiem wiem... :)

Dlaczego zdanie męża jest dla mnie jeszcze ważne?
Chciałabym wytłumaczyć dlaczego tak sie zachowałam ale co to da?
Dlaczego zniknęłam bez słowa na 10 miesiecy i nagle rozwód.

A co do wartości...przed tym zniknięciem byłam pewna czego pragnę i kim jestem.
Mam na myśli czas kiedy już odciełam się od picia męża i widywałam go sporadyczniej.
Potem nagle odeszłam i poczułam się sama ze soba tak podle.
Zostałam sama ze swoimi myślami i przypomniało mi się wszystko co wyrabiałam
przez te lata włacznie z piciem wódki której nienawidzę, a spiłam się pare razy jak świnia, zjawianiem się na jakichs impezach z mężem pełnych alkoholu i trawki, kokietowaniem jakichs kolesi żeby wybadać czy podobam się facetom skoro mąż taki chłodny, zaniedbałam swoje studia, pracę...totalnie sie pogubiłam. Zaczełam zyc tak jak mój mąż.
A to zupełnie nie w mojej naturze. Z natury jestem kobietą cichą, spokojną , nieśmaiałą.
Kocham książki i przyrodę a nie to w co wpadłam.
Czuję się jak narkomanka która się wyrwała z nałogu i nie wiem teraz co o sobie myśleć.
Czasem jak czytam wasze historie uzmysławiam sobie że chyba jestem czarnym koniem
na tym forum.
Co z tego że siadam teraz do książki wieczorem po pracy, w spokoju, że wracam do spotkań ze starymi przyjaciółmi, że wróciłam na studia skoro zaraz przypomina mi się jak biegałam roześmiana i podpita mocno po imprezie w wyzywającej sukience z dekoltem do pasa podczas gdy mój maż rzygał w kiblu, spał pijany albo robił striptiz dla zabawy.


Ocena siebie przez pryzmat doświadczeń z życia z alko jest tak miarodajna jak wizja świata po flaszce.

Może to jakoś do mnie dotrze... myślałam że odejście da mi poczucie wolności
a okazało się że zaczęłam się rozliczać ze swojej przeszłości i dopiero do
mnie dotarło co ja wyrabiałam.

Klara - Wto 14 Paź, 2014 20:24

kociara napisał/a:
przypomina mi się

Ej :beba:
Mogę Cię uspokoić, że nie jesteś wyjątkiem. Ja też wyczyniałam różne rzeczy w nadziei, że mój mąż to zauważy i coś do niego dotrze :szok:
Dowiadywał się, albo zauważył i wykorzystywał.... jako pretekst do swoich ekscesów.

kociara - Wto 14 Paź, 2014 20:51

Klara i jak sobie z tym poradzić? :)
Czy czas to ukoi?

Klara - Wto 14 Paź, 2014 21:01

kociara napisał/a:
jak sobie z tym poradzić? :)

Zdarza się, że zbierze mi się na wspominki, to mi bywa wstyd przed samą sobą :oops:
Pomaga świadomość, że to BYŁO i że nie warto się specjalnie tym biczować, bo przecież PRZESZŁOŚCI NIE DA SIĘ ZMIENIĆ.
Z drugiej strony - były to sporadyczne sytuacje nie prowadzące przecież do trwałego pozostania na tej niechlubnej drodze.
No i na koniec - najlepiej zagonić te wspomnienia do osobnego "pokoiku", zamknąć drzwi na klucz, a klucz wyrzucić.
Otrzepać się, wyprostować i nie oglądać się już za siebie :D

kociara - Wto 14 Paź, 2014 22:24

Ja się steram to sobie jakoś wytłumaczyć, żeby to miało jakiś sens.

Dziś próbowałam sobie posłuchać jazzu bo uwielbiam.
Ponucić ale od razu robi mi się smutno! Jakbym utraciła zdolność
cieszenia się muzyką.
I tak się mówi - zajmij się sobą, zadbaj o siebie.
Ale to nie tak lekko kiedy nawet słuchanie muzyki boli.
Kiedy ostatnio właczałam tą płytę zupełnie nie miałam przy niej przyjrych
skojarzeń, dziś wszystko wydaje się takie bez sensu.

pterodaktyll - Wto 14 Paź, 2014 22:26



:)

dtstgseete - Wto 14 Paź, 2014 22:58

kociara napisał/a:
I tak się mówi - zajmij się sobą, zadbaj o siebie.
Ale to nie tak lekko kiedy nawet słuchanie muzyki boli.
23r
kociara - Wto 14 Paź, 2014 23:13

ptero.. lubiłam takie kawałki.
Teraz czuje tylko ból duszy jak tego słucham.
Nie pogodziłam się jeszcze ze sobą i ze światem.
Właśnie w tym problem że nie cieszą mnie juz rzeczy które lubiłam
wcześniej i to mnie dobija, bo działam mechanicznie, nie mam się czego złapać.

Ale... coś mnie ruszuło jak zobaczyłam ten tytuł, pewnie zupełnie od
innej strony niż planowałeś ale ruszyło. Więc dzięki!

Flora - Śro 15 Paź, 2014 10:24

"Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne." :tak:

Wisława Szymborska

Klara - Śro 15 Paź, 2014 14:00


kociara - Sob 18 Paź, 2014 00:03

Klaro, to działa na mnie niespodziewanie kojąco... daje mi nadzieję.

3-4 lata temu próbowałam rozstać się z mężem, był akurat w delegacji.
Był wieczór, on był pijany po jakiejś imprezie, zwyzywał mnie i zdemolował
pokój hotelowy.
Na drugi dzień przepraszał mnie... a ja mu wybaczyłam.
Pomyślałam że piekielnie mu na mnie zależy więc... jak mogę odejść.
Jednocześnie czułam że duszę się, że chyba zwariuję bo czuję jak zaciska się na mnie
jakaś pentla a ja nie umiem z tego wyjść.
Chyba miałam akieś załamanie nerwowe wtedy.

Teraz...czuję że jeśli on nie przyjdzie na sprawę, nie zgodzi sie na rozwód
to znowu znajdę się w sytuacji bez wyjścia, znowu będę się szarpać a sprawa
będzie się ciagneła.
Dlaczego tam panicznie uciekam?
Mieszkam sama, nie jestem od niego zależna, nie mam z nim kontaktu
a jednak myśl o tym że sprawa będzie się dłużyć napawa mnie przerażeniem.
Czy to poczucie winy tak mnie dusi czy to znowu to uczucie które powaraca
od paru lat, ponieważ nie umiałam odejść.
Teraz odchodzę ale czuję że jeśli sąd mnie zatrzyma to się w tym uduszę.
Czy ktoś to przeżywał?

tlalok - Sob 18 Paź, 2014 00:20

kociara napisał/a:
Czy ktoś to przeżywał?


odpowiedź od drugiej strony tego dramatu :

jeśli kocha tak naprawdę kocha to zmieni się choć pewnie swoje musi wypić aby dojść do tego co jest w życiu naprawdę ważne i że żyje się raz

podając mu rękę powiedź co jest dla Ciebie ważne i co zrobisz jak będzie pił dalej

nie daj się wciągnąć do błędnego koła, gdzie sytuacja się powtarza bez końca

znajdź motywację i idź w swoją stronę

kociara - Pią 24 Paź, 2014 18:08

Ehhh co z tego że mieszkam sama skoro jestem pod wpływem męża.
Tego co mówił. Wszystko mi sie kotłuje w głowie.
On twierdzi że robię jakiś cyrk, że przesadzam, że nie dzieje się nic złego
a ja odwalam jakąś histerię i żebym poszła się leczyć.
A ja... mam wątpliwości.. może faktycznie przesadzam, może powinnam była
się inaczej zachować.
Mąż kiedys powiedział "ciekawe na kogo zwalisz swoje problemy i ataki paniki jak się
mnie pozbędziesz z życia! ale może wtedy przekonasz się że to nie była moja wina".
Widziałam go wczoraj przypadkiem. Znowu mruknął cześć i poszedł dalej bez słowa
urażony.
Tyle lat razem i ja nagle coś odwalam i odchodzę.

kociara - Pią 24 Paź, 2014 18:25

Są dni że czuję się za słaba, za cienka żeby się postawić tym ocenom męża...
Klara - Pią 24 Paź, 2014 18:54

kociara napisał/a:
On twierdzi że robię jakiś cyrk, że przesadzam, że nie dzieje się nic złego
a ja odwalam jakąś histerię i żebym poszła się leczyć.

Typowy tekst z repertuaru czynnego alkoholika, a to co wytłuściłam, jest również składową tego repertuaru z tym, że jest w nim zawarta prawda.
Współuzależnienie jest ciężką dysfunkcją i niektórzy wychodzą z niego dłużej, niż alkoholik z uzależnienia.
Kociaro, wędruj sobie na tę swoją terapię, tylko bardziej wyostrz słuch.
Namawiam Cię też na mityngi Al-Anon.
W którymś momencie klapka Cie się otworzy i ruszysz do przodu, czego Ci życzę :pocieszacz:

kociara - Nie 26 Paź, 2014 00:04

Dziewczyny, wesprzyjcie mnie.
Po głowie kołacze mi się myśl czy dobrze zrobiłam odchodząc od męża.
Choć to pytanie trochę bezpodstawne bo przecież nie miałam już wyjścia.
Ale jednak miałam kogoś bliskiego, a teraz zostałam zupełnie sama.
Sama ze swoimi atakami paniki. Co z tego że chodze na terapię i biorę leki skoro
te ataki wracają i mam lęki.
Jak ja sobie poradzę w przyszłości sama... bywają dni że nie jestem w stanie
iśc do pracy bo mam taki atak, grozi mi zwolnienie.
Czarno to widzę.

aja - Nie 26 Paź, 2014 00:15

Wydaje mi się kociaro, że miałaś koło siebie kogoś kto fizycznie był (albo bywał) blisko
- ale czy to była bliskość?
Dla mnie na przykład bliskość to coś znacznie więcej niż fizyczna obecność, to też zrozumienie, jakieś wspólne pole- z którego czerpiemy siłę i radość.

Cytat:
Ale jednak miałam kogoś bliskiego, a teraz zostałam zupełnie sama.


Jeśli Twoje życie toczyło się wokół alkoholu i męża, to nic dziwnego, że teraz czujesz się sama.

Ale skoro nie ma już tego co zajmowało Twój czas i energię- to i inni ludzie w okół Ciebie się znajdą.
Też Ci polecam, jak Klara, spotkania Al-Anon, bo w kupie siła :)

kociara - Nie 26 Paź, 2014 00:26

Spróbuje iść ale obawiam się że nie jestem w stanie opowiadać co u mnie
to zbyt bolesne. Poza tym z atakami paniki nie będzie lekko.
Jakoś nie mam ochoty z nikim gadać, nawet przyjaciólke zaniedbałam.
BYłam towarzyską osobą, wesołą, teraz nie chce mi sie wychodzić do ludzi.
Od roku czasu już kontakt z innymi tylko mnie męczy.
Zresztą to nic miłego rozmawiac z kimś, mieć lęk, zawroty głowy.
Nie wiem co ze mną będzie dalej... co z pracą, jak ja sobie poradzę
skoro się zrobiłam jakas taka aspołeczna.

kociara - Nie 26 Paź, 2014 00:27

Ale dziękuję Ci aja
Klara - Nie 26 Paź, 2014 09:55

kociara napisał/a:
Spróbuje iść ale obawiam się że nie jestem w stanie opowiadać co u mnie
to zbyt bolesne.

Wiedz, że na tych spotkaniach oprócz tego, że powiesz: "Mam na imię...", nie musisz NIC WIĘCEJ mówić.
Jeśli nie zechcesz się odezwać, możesz wyłącznie siedzieć i słuchać.
Takie są zasady panujące na grupach i tak też bardzo często bywa.
Są osoby, które wyłącznie słuchają, są też takie, które popłakują. Wszystkie spotykają się ze zrozumieniem.
Chodzi tylko o to, żebyś nie była już sama i żebyś mimo oporów weszła między ludzi, bo jak widzisz, jest to Tobie potrzebne :pocieszacz:

She - Nie 26 Paź, 2014 10:59

Kociaro - gdy poszłam pierwszy raz na spotkanie Al Anon zalewałam łzami podłogę.
Na drugim także...
Chciałam iść, bardzo ale w głębi duszy jeszcze się wahałam, odsuwałam od siebie ten moment.
Mówiłam "jeszcze nie teraz", "taki wstyd", "co ja tam będę robić z zapuchniętymi od płaczu powiekami"...
Dostałam kopa i poszłam. Z wieloma obawami, myślami, niepewnością...

Dwa miesiące temu po raz pierwszy z uśmiechem SAMODZIELNIE poprowadziłam miting.
W połączeniu z terapią zaczęłam stawać na nogi.

Żyję :mgreen: jeszcze nie tak pełną gębą jakbym chciała, ale idę do przodu.
Nie oglądając się na to co było i nie snując czarnych scenariuszy na przyszłość.
Żyję dniem dzisiejszym i jest mi coraz lepiej, łatwiej, przyjemniej :okok:

Idź, spróbuj, zobacz, posłuchaj... zaprowadź tylko ciało, głowa sama przyjdzie :)
Weź też pod uwagę różne grupy Al Anon - nie każda będzie spełniać Twoje oczekiwania.
Ale jednego jestem pewna - gdy już zrobisz ten krok, to będzie bardzo wiele.
Zrobisz ogromny krok do nowego życia.
Swojego życia :)

aja - Nie 26 Paź, 2014 11:30

kociara napisał/a:

BYłam towarzyską osobą, wesołą, teraz nie chce mi sie wychodzić do ludzi.
Od roku czasu już kontakt z innymi tylko mnie męczy.


Wiesz -odzwyczaiłaś się od ludzi. Ale teraz w Twoim życiu wszystko się zmienia. Pewnie ponowne przyzwyczajanie się nie będzie poste- ale zobaczysz, że jeszcze znajdziesz radość w kontaktach z ludźmi!

kociara - Sob 08 Lis, 2014 15:14

Znajomy, bardzo miły spokojny facet, bez nałogów, zaprosił mnie niezobowiązująco na kawę i spacer. Mówi że nie powinnam się zadręczać i żyć przeszłością...
A ja nie mogę... nie czuję się wolna mimo że mam już ten rozwód.
No po prostu nie mogę, jakaś blokada.
Od razu słyszę w głowie słowa byłego m.
"no tak... odeszłaś bez słowa a teraz sobie na kawki chodzisz... powodzenia"
Moja terapeutka mówi że to dlatego że nie daje sobie prawa do bycia szczęśliwą,
że nie wypada po rozwodzie być szczęsliwym wg. mnie.
Co myślicie dziewczyny?
Jak sobie dać do prawo do szczęścia?
Pomijam że mam ogólnie lęk przed wszelkimi relacjami ze stroną męską.
Boję się presji, zdominowania... czyli tego co było.

kociara - Sob 08 Lis, 2014 15:16

Nie chodzi tu o nowy związek bo o tym nie ma mowy. Chodzi o wyjście do ludzi...cieszenie się życiem.
Nie wiem dlaczego ale mam blokadę. Na myśl o takim wyjściu od razu czuję się winna.
Jakbym nie miała już swojego życia dla samej siebie..
Tak to czuję.

Maciejka - Sob 08 Lis, 2014 15:22

kociara napisał/a:
mam ogólnie lęk przed wszelkimi relacjami ze stroną męską.
Boję się presji, zdominowania... czyli tego co było


Witaj :)

Tez taki lęk i powodowało to przekonanie, ze relacje z męzczyznami sa niebezpieczne, że faceci sa niebezpieczni wyniosłam to domu. Wystarczyło zmienic przekonanie i relacje sie zmieniły , teraz chyba nawet bardziej wole kontakty z facetami jak z kobietami chociaz zarówno z jedną jak i z druga płcia mam takie relacje na jakie sobie pozwalam. Krótko mówiąc zależy co z kim.

Swój lęk przezwyciezyłam stawiając granice, dotąd możesz sie posunąć i ani kroku dalej. To ja decyduje gdzie i kiedy postawię granicę szanując jednocześnie granice drugiej osoby. Co mi może zrobić drugi człowiek - tylko zabic.

Maciejka - Sob 08 Lis, 2014 15:27

kociara napisał/a:
Nie chodzi tu o nowy związek bo o tym nie ma mowy. Chodzi o wyjście do ludzi...cieszenie się życiem.
Nie wiem dlaczego ale mam blokadę. Na myśl o takim wyjściu od razu czuję się winna.
Jakbym nie miała już swojego życia dla samej siebie..
Tak to czuję.



Może dlatego , ze kiedys tak było , ze wyjście do ludzi oznaczało ośmieszenie, zażenowanie a może boisz sie jakiegoś zagrożenia.

Własnie czujesz się winna bo nie dajesz sobie prawa do własnego życia, do istnienia własnych spraw bo dotąd inni byli wązniejsi albo cos było wazniejsze jak twoje potrzeby , twoje pragnienia, twoje szczęście.

Klara - Sob 08 Lis, 2014 15:47

kociara napisał/a:
Co myślicie dziewczyny?
Jak sobie dać do prawo do szczęścia?

Zadam Ci pytanie pozornie nie związane z tym o czym piszesz: Uczęszczasz wyłącznie na terapię indywidualną, czy też na grupową?


Jeśli już o to pytałam, to przepraszam, że zgubiło mi się gdzieś w dziurawej pamięci i że jakoś nie mam ochoty na przekopywanie wątku :oops:

kociara - Sob 08 Lis, 2014 15:55

Tak, dokładnie perełko, tylko nie wiem jak to zmienić...

Poza tym w kontaktach z alkoholikiem przez lata towarzyszył mi lęk,
niepewność, w końcu ataki lękowe, ataki paniki i kompletna depresja.
I z tym tylko koljarzy mi się teraz relacja damsko - męska.
Tak się sparzyłam że nawet wyjście na głupia kawę napawa mnie lękiem.
Poczucie winy że jestem szczęśliwa, że się cieszę to druga strona medalu.
Więc wolę zostać sama w domu.
Oj nie wiem jak ja z tego wyjdę teraz.........

Znajomy jest bardzo fajny. Zawsze przynosił mi na spotkanie pudełko czekoladek, różę
zawsze starał się mnie rozbawić... a ja czuję że jesli znowu na to pozwolę
to zrobię coś niestosownego... bo przecież odeszłam bez słowa od męża.
Odeszłam bo byłam nieszczęśliwa... gdzieś tam rozumiem że miałam prawo odejść
ale jak teraz wrócić do dawnej kociary, towarzyskiej wesołej.
Jak iść na to cholerną kawę i nie przypłacić tego "kacem moralnym"...?

Za wiadomość o stawianiu granic - dziękuję, bardzo cenna.
Uczę się tego na razie.

kociara - Sob 08 Lis, 2014 15:58

Klaro uczęszczam na indywidualną bo moja terapeutka i ja uważamy że nie jestem gotowa na grupową.
Byłam na al anon ale dołują mnie te historie kobiet. Widzę w nich siebie ale czuję że się tam duszę, że muszę na nowo przeżywać to z czego uciekłam, bo wiele z tych osób są bardzo nieszczęśliwe, płaczą ale nie potrafia odejść.
One płaczą a ja...wspólodczuwam.
Wychodze stamdąd wyczerpana dlatego chodzę rzadko.

kociara - Sob 08 Lis, 2014 15:59

Mam też pare znajomych - DDA i żon alkoholików.
Dźwigamy te same problemy. Tyle że każda z nas inaczej sobie z tym razi.

Klara - Sob 08 Lis, 2014 16:10

kociara napisał/a:
moja terapeutka i ja uważamy że nie jestem gotowa na grupową.

Szkoda.... :(
kociara napisał/a:
Byłam na al anon ale dołują mnie te historie kobiet.

Jeśli w Twoim mieście jest więcej grup, radziłabym Ci odwiedzić wszystkie, bo może znajdziesz taką, która pracuje na programie, a nie skupia się na rozdrapywaniu ran, bo pomaga praca nad sobą, a nie użalanie się nad sobą.

Pewnie Twoja terapeutka wie co mówi i Ty też wiesz, co czujesz, mnie się jednak wydaje, że dopóki nie zaczniesz wychodzić do ludzi, dopóty będziesz miała te problemy. Po prostu nie masz ich z kim skonfrontować.
Nie chodzi mi tutaj o spotkania z płcią przeciwną, jeśli mężczyźni budzą w Tobie strach, a o spotkania z grupą osób, które w jakimś stopniu będą Cię rozumiały.

kociara - Sob 08 Lis, 2014 16:16

Spróbuje Klaro, na razie byłam na 3 al anon... i było mi po nich ciężko. Potem nie wiedziałam co ze sobą robić w domu wieczorem, musialam brać leki na uspokojenie.
Ale mozne znajdę swoją grupę.

kociara - Sob 08 Lis, 2014 16:24

Jedni mówią idź do ludzi, przełam się, inni - nie zmuszaj sie, daj sobie czas...
a ja... ja poprostu nie mam siły. Nie mam tego motoru w sobie do spotkań
z ludźmi.
Mentalnie wziąż jestem żoną która odeszła choć... już mnie to tak nie boli.
Ma to sens, ale wciąż jestem w starej roli.

W ogóle mówienie o tym co mnie boli jeszcze gorzej na mnie teraz działa,
ja mogę mówić o rzeczach bolesnych dla mnie jak z nich ochłonę.
Jak czuję się bezpiecznie... tak mam tylko wrażenie że bez końca rozdrapuję
stare rany, a siedząc na al anon cofam się w czasie.
Moze jestem jakims innym przypadkiem ;)

Maciejka - Sob 08 Lis, 2014 16:28

kociara napisał/a:
a ja czuję że jesli znowu na to pozwolę
to zrobię coś niestosownego... bo przecież odeszłam bez słowa od męża.
Odeszłam bo byłam nieszczęśliwa... gdzieś tam rozumiem że miałam prawo odejść
ale jak teraz wrócić do dawnej kociary, towarzyskiej wesołej.
Jak iść na to cholerną kawę i nie przypłacić tego "kacem moralnym"...?



Czujesz się winna , ze odeszłaś od osoby chorej, zamiast nia się opiekować, To dorosły czlowiek a ty nie jesteś ani pielęgniarką ani opiekunka ani mamusia jesteś kobietą i byłaś żoną .

Jak wrócic do dawnej kociary? A musisz do niej wrócić? zobacz do czego to doprowadziło. Najpierw napraw skrzywiony celownik , poukladaj w sobie różne rzeczy a potem nauczysz sie kochac i dbac o siebie i odkryjesz inna kociare moze jeszcze fajniejsza jaka byłas dawniej. Jak zaczniesz dawać sobie prawa . O właśnie koleżanko jakie ty masz prawa?

Maciejka - Sob 08 Lis, 2014 16:35

kociara napisał/a:
Jedni mówią idź do ludzi, przełam się, inni - nie zmuszaj sie, daj sobie czas...
a ja... ja poprostu nie mam siły. Nie mam tego motoru w sobie do spotkań
z ludźmi.


To może na początek zamiast na spotkanie idź zwyczajnie np; do galerii pogapić sie , pospacerowac , do parku , na spacer przyzwyczajaj się do ludzi , do ich obecności po prostu.

kociara napisał/a:
Mentalnie wziąż jestem żoną która odeszła choć... już mnie to tak nie boli.
Ma to sens, ale wciąż jestem w starej roli.



Tak samo odejście czy rozwod od czynnego alko niczego tu nie załatwia, tu potrzeba pracy nad sobą, oderwania sie od starej roli, nauczenia sie byc "egoistyczna " w zdrowy sposób i w tym pomaga terapia jak do niej sie przyłożyć.

kociara napisał/a:
Moze jestem jakims innym przypadkiem



Nie jesteś ani innym przypadkiem ani wyjatkowym czy jakoś wyjątkowo trudnym po prostu jesteś współuzależniona i jeszcze dużo pracy przed toba .

Klara - Sob 08 Lis, 2014 16:36

kociara napisał/a:
mam tylko wrażenie że bez końca rozdrapuję
stare rany, a siedząc na al anon cofam się w czasie.

To właśnie tak jest i dobrze, że zdajesz sobie sprawę z tego, co Ci szkodzi.
Na grupie do której ja trafiłam, było przyzwolenie na podzielenie się problemem, który wydarzył się nieoczekiwanie i ktoś prosił o pomoc w jego rozwiązaniu.
Zdarzało się to naprawdę wyjątkowo.
Normalnie pracowałyśmy nad "remontowaniem" SIEBIE samych w oparciu o stopnie - w każdym miesiącu pracowałyśmy nad jednym stopniem.
Po skończonych mityngach szłyśmy na kawę i dopiero tam omawiałyśmy (albo i nie), swoje problemy :D
Jeśli nie znajdziesz takiej grupy, to rzeczywiście, z Twoją wrażliwością udział w innych mija się z celem :bezradny:

kociara - Sob 08 Lis, 2014 16:48

Daruje sobie na razie te kawy...
To nie jest dobry moment skoro czuję taki opór.
ALe chciałabym odzyskac poczucie prawa do szczęścia i wolnosci.

Maciejka - Sob 08 Lis, 2014 16:50

kociara napisał/a:
chciałabym odzyskac poczucie prawa do szczęścia i wolnosci.



A co stoi na przeszkodzie? Po prostu daj sobie takie prawo to od ciebie zalezy jak sie czujesz i na to mam wpływ.

pterodaktyll - Sob 08 Lis, 2014 16:58

Cytat:
chciałabym odzyskac poczucie prawa do szczęścia i wolnosci.

Naj.......... jest to, że tylko od Ciebie to zależy

kociara - Sob 08 Lis, 2014 17:02

Ale kiedy próbuję, pojawia sie poczucie winy.
Jakbym była jakas zaczarowana.
Moze trzeba mi czasu jeszcze.... nie wiem.

Maciejka - Sob 08 Lis, 2014 17:03

Czujesz się winna bo.......
anuszka - Sob 08 Lis, 2014 19:53

kociara napisał/a:
Poza tym w kontaktach z alkoholikiem przez lata towarzyszył mi lęk,
niepewność, w końcu ataki lękowe, ataki paniki i kompletna depresja.
I z tym tylko koljarzy mi się teraz relacja damsko - męska.
Tak się sparzyłam że nawet wyjście na głupia kawę napawa mnie lękiem.
Poczucie winy że jestem szczęśliwa, że się cieszę to druga strona medalu.
Więc wolę zostać sama w domu.
Oj nie wiem jak ja z tego wyjdę teraz.........


oj skad ja to znam, podpisuje sie rowniez pod tym , 8| ,
Zyjac z alkoholikiem pozwolilysmy sobie na nieistnienie i ciezko teraz normalnie zyc ,
tez sie zamykam uciekam od ludzi , nawet mnie meczy przebywanie wsrod nich

Maciejka - Nie 09 Lis, 2014 08:13




Bój sie i rób.

anuszka - Nie 09 Lis, 2014 12:40

perełka napisał/a:
Bój sie i rób.


masz racje , kiedys mi sie wydawalo , ze nie jestem wstanie nie mam sil na separacje -cala ta procedura , znalezienie adwokata darmowego wydawala mi sie nie do pokonania , jak to ja mialam zeznawac przeciwko mezowi ? opowiadac o swoim zyciu ? teraz czekam na rozwod , boje sie zycia w pojedynke , szczegolnie czy udzwigne finansowo wszystko, ale lepiej jest cos robic niz trwac w zawieszeniu ,pograzonym w depresji .Doly mam dalej wieksze lub mniejsze , nie spie czesto, albo budze sie z lekiem , ale trzeba zyc -nie ja pierwsza i ostatnia trafilam na alkoholika -moj los podziela wiele kobiet , psychoterapeuta mi powiedzial -To od Pani zalezy czy sie chce Pani poswiecic i tak zyc czy cos zmienic. 8| A dla koga mam sie poswiecac dla chorego czlowieka -ktory nie chce sie leczyc i krzywdzi wlasne dzieci, najblizszych,siebie ?

Maciejka - Nie 09 Lis, 2014 12:44

Tak..... a ja myślałam o Tobie , co tam u ciebie i prosze ściągnęąłm cię myślami na foruma :buziak:


Najgorsze to nic nie robić , czekać i liczyc na cud, ze samo sie ułoży, jakoś to będzie. Nie będzie samo , cuda nie zdarzają sie przypadkiem, szczęściu trzeba pomagać. Cuda się dzieją jak podejmuje sie działania i wtedy zdarzają sie cuda chociaz dla kazdego z nas one mają inne znaczenie.

anuszka - Nie 09 Lis, 2014 13:00

perełka napisał/a:
Tak..... a ja myślałam o Tobie , co tam u ciebie i prosze ściągnęąłm cię myślami na foruma


Moja kochana , tak to forum , ludzie tacy ja Ty sa magiczni , nieocenieni , cudowne uczycie gdy ktos kogo nie znasz osobiscie, w zyciu nie widziales go na oczy -mysli o tobie , :buzki:

Ja , zagladam na forum , nie pisze bo czasami nie potrafie nic madrego napisac, a czasami sil brak , ale bardzo przywiazalam sie do ludzi tu i tego miejsca ? :buzki:

kociara - Pią 14 Lis, 2014 12:25

Boję się że go spotkam i wtedy ożyją bolesne odczucia.
Boję się że coś powie i odbierze mi spokój.
A przecież nie zrobiłam nic złego.
Jak sobie z tym radzicie?

Maciejka - Pią 14 Lis, 2014 12:30

Kociara a spóbuj wyobrazic te sytuacje i poczuć ten lęk. A jesli już dojdzie do spotkania to juz te uczucia będa oswojone i nie uderza w ciebie z taką siłą.

Najlepszym sposobem poradzenia sobie z lękiem jest wchodzic w takie sytuacje.
Bój sie i rób.

kociara - Pią 14 Lis, 2014 16:31

Jednocześnie... mam potrzebę spotkania się z alko.
Wytłumaczenia się dlaczego....
dlaczego odeszłam
dlaczego już nie mogłam zostać
preproszenia że w ten sposób to zakończyłam...

Ale na terapii nauczyłam się że wszelkie kontakty najlepiej zerwać.

Dlaczego chcę się tłumaczyć?
Bo nie chcę żeby cierpiał i źle odbierał to co się stało
Poza tym mam nadzieje że to zmniejszy poczucie winy.

Klara - Pią 14 Lis, 2014 17:06

kociara napisał/a:
Jednocześnie... mam potrzebę spotkania się z alko.

Czy on nadal pije?

kociara - Pią 14 Lis, 2014 17:15

Klaro... z pewnością.
Jak sie rozstawalismy wysyłała mnie do psychiatryka
on uważał że nie wymaga leczenia...

No to chyba rozwiałaś moje watpliwosci...
Dziękuję.

Klara - Pią 14 Lis, 2014 17:31

kociara napisał/a:
No to chyba rozwiałaś moje watpliwosci...

No pewnie, że czynnemu nie ma sensu tłumaczyć, bo i tak do niego nie dotrze :beba:

muzyka11111 - Pią 14 Lis, 2014 17:37

kociara napisał/a:
Jednocześnie... mam potrzebę spotkania się z alko.
Wytłumaczenia się dlaczego....
dlaczego odeszłam
dlaczego już nie mogłam zostać
preproszenia że w ten sposób to zakończyłam...

Ale na terapii nauczyłam się że wszelkie kontakty najlepiej zerwać.

Dlaczego chcę się tłumaczyć?
Bo nie chcę żeby cierpiał i źle odbierał to co się stało
Poza tym mam nadzieje że to zmniejszy poczucie winy.


Nie wiem jak dlugo jestes juz sama, ale ja tez zostawilam swojego alko wiec doskonale cie rozumiem...tez chcialam chyba najbardziej wytlumaczyc mu dlaczego tak sie stalo...A to w sumie takie proste: to co sie stalo u ciebie czy u mnie to przez picie mowiac bardzo ogolnikowo, to nie dlatego ze bylo pieknie i cudownie...Kociarko piszesz ze nie chcesz zeby cierpial, a co z twoim cierpieniem, zalem, teraz i wczesniej?
Ja urwalam wszelkie kontakty z eksem, ostatnio widzialam go w sadzie wiec taki wyjatek a najblizszym czasie nie planuje... :)
Czy ty naprawde masz poczucie winy?

kociara - Pią 14 Lis, 2014 17:51

Tak niestety tak...

Może nie że odeszłam a że w taki a nie inny sposób.
Ale przeciez gdyby było dobrze to bym została.
Przecież nie po to wyszłam za mąż żeby brać rozwód.

Muzyko a Ty jak sobie z tym wszystkim poradziłaś?
Ile czasu jesteś po rozwodzie?

Duszek - Pią 14 Lis, 2014 21:24

Cytat:
Jednocześnie... mam potrzebę spotkania się z alko.
Wytłumaczenia się dlaczego....
dlaczego odeszłam
dlaczego już nie mogłam zostać
preproszenia że w ten sposób to zakończyłam...

potrzeba wytłumaczenia...
Nie wiem jak jest u Ciebie, ale napiszę jak było u mnie.
U mnie wytłumaczenie się wynikało z możliwości wybielenia się co powiązane było z niskim poczuciem własnej wartości. Do tej pory byłam taka fajna a on taki be, bo przecież ja tyle wytrzymywałam, przebaczałam, cierpiałam a on taki niedobry i tyle krzywd mi zrobił. Miałam przy sobie kogoś przy kim czułam się lepsza...Było to bardziej w mojej podświadomości i nie wynikało z rozumnego myślenia....nasze losy rozeszły się i zostałam sama...więc i nagle poczułam się gorsza, jak mogłam go skrzywdzić i zostawić takiego biednego. Dosłownie zaczęłam się idealizować do momentu jak ktoś spytał mnie "dlaczego próbujesz wybielić się"...to był punkt zwrotny...
Poza tym jak zmalała moja nadzieja ;) i miałam już wszystkiego dość to i potrzeba wytłumaczenia zniknęła. :) Pomijam fakt
Klara napisał/a:
że czynnemu nie ma sensu tłumaczyć, bo i tak do niego nie dotrze

z uwagi na to, że obecnie skupiam się na sobie :skromny:

muzyka11111 - Pią 14 Lis, 2014 21:41

kociara napisał/a:
Tak niestety tak...

Może nie że odeszłam a że w taki a nie inny sposób.
Ale przeciez gdyby było dobrze to bym została.
Przecież nie po to wyszłam za mąż żeby brać rozwód.

Muzyko a Ty jak sobie z tym wszystkim poradziłaś?
Ile czasu jesteś po rozwodzie?


Od konca sierpnia 2013 mieszkam bez alko, rozwod zaczelam w marcu tego roku a zakonczyl sie we wrzesniu.
I nie po to wyszlas za maz zeby zyc tak zwykle zycie z alko wyglada(pomine tu szczegoly i cala ta manipulacje i ze wszystko tak naprawde kreci sie wokol alko), zeby przechodzic to wszystko i zapominac o sobie, tluaczyc jego kochac jego itd...!!!!
Ja od ubieglego roku jak sie wyprowadzil widzialam go moze 4 razy...Uwazam ze to najlepsz "rozwiazanie" w przypadku nas wspoluzaleznionych, aby nie obwiniac sie jaki biedny jak on wyglada, jak sobie radzi, jakie ma smutne oczy, napewno mnie kocha bo tak czy inaczej patrzy na mnie...Jak najmniej wizyt w moim przypadku bylo najlepsze, praca z moja psycholog i nasze forum.

wampirkowa - Pią 14 Lis, 2014 22:03

ja tam nie mam nic wspólengo z chłopami i chyba tak jest najlepiej,
aja - Pią 14 Lis, 2014 22:45

Kociaro - nie mam dla Ciebie żadnej mądrej rady ani nic
chciałam Ci tylko napisać, że rozumie Twoją potrzebę wyjaśnienia i wytłumaczenia się...

Trzymam kciuki, żebyś odnalazła skąd ta potrzeba u Ciebie się bierze
-wtedy będzie łatwiej coś z nią zrobić
a w końcu ona może całkiem zniknie, kto wie :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group