czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...
HydePark - co począć z kotem??
Urszula - Pią 20 Sie, 2010 22:09
Flandra napisał/a:
Urszula !!! ALE SUPER !!!
PRZYJEŻDŻASZ DO POLSKI!!
No, nie wiem, czy tak super...
To jeszcze kwestia kilku miesięcy (musimy się tu porozliczać, poukładać wszystkie sprawy i sprzedać chałupkę).
A najtrudniejsze są myśli o rozstaniu z tymi, których kocham i z tym, co przez prawie piętnaście lat zdążyłam pokochać.
Na myśl, że będę musiała któregoś dnia uśpić mojego 9-letniego kota chce mi się głośno wyć! Nawet nie płakać, bo płakać jakoś nie mogę... Coś się takiego dziwnego ze mną porobiło, że nie potrafię nawet się porządnie wybeczeć.
Nie wiem, jak przygotować Emilkę i Amelkę (moje przyszywane wnuczki) na rozstanie, nie wiem, jak mam się zachować w stosunku do moich własnych wnuczek...
Wszystko to mnie przerasta!
Wczorajszej nocy nie mogłam spać, wyszłam przed dom, usiadłam na ławce pod kasztanem i próbowałam sobie wmówić, że kiedy znajdę się już gdzieś daleko od tego miejsca, to nie będę się musiała martwić szkodami czynionymi przez wiewiórki i dzikie króliki, że kwiatki można sadzić również w doniczkach, a tak naprawdę, to przecież zawsze tęskniłam do Polski.
Widocznie mam słabą moc przekonywania, bo nawet samej siebie nie przekonałam....beata - Pią 20 Sie, 2010 22:13
Urszula napisał/a:
bo nawet samej siebie nie przekonałam....
Ale na pewno są też jakieś pozytywne strony. Urszula - Pią 20 Sie, 2010 22:15
beata napisał/a:
Ale na pewno są też jakieś pozytywne strony.
Nie twierdzę, że nie.
Z tym, że w tej chwili nie potrafię ich zobaczyć.
Coś jednak trzeba zrobić, by jak Al Capone nie trafić do perdla jedynie za długi...Flandria - Pią 20 Sie, 2010 22:37
Urszula napisał/a:
Na myśl, że będę musiała któregoś dnia uśpić mojego 9-letniego kota chce mi się głośno wyć
a nie ma sposobu, żeby zwierzaka zabrać do Polski ?anakonda - Pią 20 Sie, 2010 22:39
Flandra napisał/a:
a nie ma sposobu, żeby zwierzaka zabrać do Polski ?
moze go wypchac?Flandria - Pią 20 Sie, 2010 23:06
anakonda napisał/a:
moze go wypchac?
zdaje się, że nie trzeba, można go co najwyżej wepchać do samolotu
http://www.lot.com/web/lot/travelling-with-animalWiedźma - Pią 20 Sie, 2010 23:42 Myślę, ze w Polsce na początku byłby z kotem pewien kłopot, skoro nie ma się własnego kąta.
Ale przecież chyba mogłabyś, Ula, zostawić kota w Stanach u jakichś znajomych czy przyjaciół - dobrych ludzi Urszula - Śro 25 Sie, 2010 15:12
Flandra napisał/a:
a nie ma sposobu, żeby zwierzaka zabrać do Polski ?
Jest.
Ale tego własnemu kotu nie zrobię!
Kot to nie pies, ani człowiek. Bardzo przywiązuje się do miejsca i wszelkie przeprowadzki dla kota są nie tylko ogromnym stresem, ale i narażają go na niebezpieczeństwo utraty życia w mało komfortowy sposób.
Będzie chciał wrócić na stare śmieci, wybierze się w samotną podróż w nieznanym terenie i... no, wolę sobie nie wyobrażać, co może go spotkać.Tomoe - Śro 25 Sie, 2010 15:18 No, ja tam nie wiem...
Mam w domu dwa koty i chyba one jednak znacznie bardziej są przywiązane do mnie jako członka swojego stada niż do miejsca, w którym to stado przebywa.
Ja bym moim kotom w razie przeprowadzki nie zafundowała rozstania ze stadem. Urszula - Śro 25 Sie, 2010 15:34
Wiedźma napisał/a:
Ale przecież chyba mogłabyś, Ula, zostawić kota w Stanach u jakichś znajomych czy przyjaciół - dobrych lu
Pewnie, że mogłabym.
Sęk w tym, że moje kocisko jest bardzo mało hamerykańskie. Hamerykańskie koty zwykle siedzą w zamkniętym mieszkaniu, mają amputowane pazurki, nigdy nie wychodzą na zewnątrz, a jeśli już, to albo na smyczy, albo tylko dlatego, że uda się im zmylić czujność właściciela i spierniczą przez niedomknięte drzwi.
Nasz kot łazi po okolicy gdzie chce, wspina się na drzewa, uwielbia łazić po garażowych dachach, pazury ściera na jednej z belek podtrzymująchych nasz ganek.
Poza tym przyzwyczajony jest do spania ze mną w jednym wyrku i asystowania mi przy różnych pracach w ogródku.
Bardzo wątpię, czy ktokolwiek z moich znajomych byłby w stanie utrzymać go w chałupie. Kot będzie chciał wrócić "do domu" i będzie im notorycznie uciekał. Któraś z tych ucieczek zakończyłaby się pewnie rozdyźdaniem kota przez jakieś autko...
To już lepiej go uśpić. Mniej bolesna śmierć...Wiedźma - Śro 25 Sie, 2010 15:34 Ula, może pogadaj z weterynarzem albo jakimś innym mądrym kotologiem,
niech Ci doradzi co dla kota będzie najlepsze... anakonda - Śro 25 Sie, 2010 15:35
Urszula napisał/a:
To już lepiej go uśpić. Mniej bolesna śmierć...
Jak smierc moze byc mniej bolesna...Smierc to Smierc..Urszula - Śro 25 Sie, 2010 15:50
Tomoe napisał/a:
Ja bym moim kotom w razie przeprowadzki nie zafundowała rozstania ze stadem
I właśnie nie chcę mu tego fundować!
Nie chcę, żeby za mną tęsknił, nie chcę, żeby uciekał od nowych właścicieli i nie chcę, by usiłował szukać starych, dobrze mu znanych miejsc.
Przecież to nie jest młody kociak, który łatwo przyzwyczai się do nowych warunków. To już, jak na kocie lata, starszy pan. Przez 9 lat nabrał różnych nawyków i przyzwyczajeń.
Co prawda, mój osobisty kolega małżonek twierdzi, że powinnam kota zabrać z nami do kraju miast go uśmiercać, ale sama nie wiem...
Musiałabym przez kilka pierwszych tygodni (albo nawet miesięcy) trzymać kota na uwięzi, póki nie przywyknie do nowej sytuacji. A czy to byłoby dla kota lepsze?
Przecież czułby się jak więzień i nie rozumiałby, dlaczego nie może wyskoczyć na swego ulubionego kasztana.
A ponoć "lepszy w wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki"...Urszula - Śro 25 Sie, 2010 15:54
anakonda napisał/a:
Jak smierc moze byc mniej bolesna...Smierc to Smierc..
Śmierć to śmierć, ale jest różnica, czy kocisko zakończy życie zasypiając spokojnie na moich rękach, czy poturbowane i połamane, wijące się z bólu na rozgrzanym asfalcie.Flandria - Śro 25 Sie, 2010 15:55
Urszula napisał/a:
Musiałabym przez kilka pierwszych tygodni (albo nawet miesięcy) trzymać kota na uwięzi, póki nie przywyknie do nowej sytuacji. A czy to byłoby dla kota lepsze?
Przecież czułby się jak więzień i nie rozumiałby, dlaczego nie może wyskoczyć na swego ulubionego kasztana.
A ponoć "lepszy w wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki"...
ja Cię nie rozumiem Urszula
z jednej strony "walczysz" tu o każdy dzień człowieka potrzebującego przeszczepu wątroby, a z drugiej piszesz, że wolisz kota uśpić niż przez jakiś czas trochę go powięzić ... Tomoe - Śro 25 Sie, 2010 15:58
Urszula napisał/a:
Co prawda, mój osobisty kolega małżonek twierdzi, że powinnam kota zabrać z nami do kraju miast go uśmiercać, ale sama nie wiem...
Serce moje opowiada się po stronie poglądów osobistego twego małżonka.
anakonda - Śro 25 Sie, 2010 16:07 pewnie ze zabrac kocisko po czasie sie przyzwyczai do polski Urszula - Śro 25 Sie, 2010 16:08
Wiedźma napisał/a:
Ula, może pogadaj z weterynarzem albo jakimś innym mądrym kotologiem,
niech Ci doradzi co dla kota będzie najlepsze...
Już gadałam. Z zaprzyjaźnionym weterynarzem.
Twierdzi, że lepsze byłoby uśpienie, jeśli chcę zaoszczędzić kotu stresów. Ale on sam się tego nie podejmie, bo jeszcze nigdy w życiu nie uśmiercał zdrowego zwierzaka!
Twierdzi też, że kot po przeprowadzce może "chorować", starcić apetyt, próbować uciekać itp., ale nie powinno to trawać dłużej niż pół roku.
Pół roku? Toż to w kocim życiu cała epoka!
Wiem, co dla mnie byłoby najlepsze: - po prostu zabrać kota z sobą.
Ale czy mam prawo dla własnego komfortu psychicznego unieszczęśliwiać kota? Ja go kocham!!!Klara - Śro 25 Sie, 2010 16:09 Kiedy przeprowadzaliśmy się do naszego (wtedy nie bardzo jeszcze wykończonego) domu, zabraliśmy ze sobą naszą kotkę, która na stary miejscu żyła na wolności i w nowych "posiadłościach" też mogła chodzić tam, gdzie chciała.
Przez pierwszy miesiąc wychodziła z domu na krótko i blisko, by się załatwić, a poza tym tkwiła murem w murach.
Gdy się oswoiła, zaczęła stopniowo wyruszać coraz dalej.
Przynosiła myszy składając je przed drzwiami, a do domu wchodziła żeby się najeść "prawdziwego jedzenia" Tomoe - Śro 25 Sie, 2010 16:10 No rewelacja!!! Zabiję kota - bo go kocham!!! Czy ty siebie słyszysz?
W Polsce też są lekarze weterynarii i w razie konieczności zaaplikujesz mu jakieś środki uspokajające.Urszula - Śro 25 Sie, 2010 16:10
Flandra napisał/a:
z jednej strony "walczysz" tu o każdy dzień człowieka potrzebującego przeszczepu wątroby, a z drugiej piszesz, że wolisz kota uśpić niż przez jakiś czas trochę go powięzić ...
A bo widzisz, Flandro, sam wolałabym umrzeć, niż być więziona...Tomoe - Śro 25 Sie, 2010 16:12 Uleńko, ty jesteś tak słodka, że mu osłodzisz to więzienie.
Kot ma zostać Polakiem!!! Flandria - Śro 25 Sie, 2010 16:12
Urszula napisał/a:
A bo widzisz, Flandro, sam wolałabym umrzeć, niż być więziona...
a dodatkowo przeraża Cię wyjazd do Polski ... [sorki, lubię się bawić w domorosłego psychologa ]Urszula - Śro 25 Sie, 2010 16:14
anakonda napisał/a:
pewnie ze zabrac kocisko po czasie sie przyzwyczai do polski
No i z językiem też nie będzie miał problemów! Zwracamy się do niego wyłącznie po polsku.
Ale czy inne koty mu nie wpierniczą, kiedy będzie chciał zaszpanować angielszczyzną? anakonda - Śro 25 Sie, 2010 16:14
Flandra napisał/a:
a dodatkowo przeraża Cię wyjazd do Polski ... [sorki, lubię się bawić w domorosłego psychologa ]
Flandra, w polsce kotem sie zajmie , znaczy jego terapia:mgreen:Urszula - Śro 25 Sie, 2010 16:15
Tomoe napisał/a:
Kot ma zostać Polakiem!!!
Mój kot jest Polakiem! Pochodzenia amerykańskiego. Urszula - Śro 25 Sie, 2010 16:26
Klara napisał/a:
Przez pierwszy miesiąc wychodziła z domu na krótko i blisko, by się załatwić, a poza tym tkwiła murem w murach
Klaro, a ile lat miała wtedy Twoja kotka?
I muszę przyznać, że wyjątkowo kulturalna, skoro załatwiała się poza domem.
Nasz kot całymi dniami siedzi na zewnątrz (uwielbia działkę sąsiada-rybołowcy, bo tam od czasu do czasu może wytarzać się w rybich szczątkach) a do domu wraca, żeby załatwiać się do kuwety i napchać żołądek. Nawet wysikać się nie potrafi na grządce, musi mieć kuwetę!Urszula - Śro 25 Sie, 2010 16:33
Tomoe napisał/a:
No rewelacja!!! Zabiję kota - bo go kocham!!! Czy ty siebie słyszysz?
No faktycznie, Tomoe, może Ci się to wydawać dziwne... Tym bardziej, że wcale nie chcę tego mojego kocurka uśmierać!!! Wszystko we mnie się skręca na myśl o takim rozwiązaniu, ale... nie chcę by cierpiał z jakiegokolwiek powodu.Tomoe - Śro 25 Sie, 2010 16:33
Urszula napisał/a:
Tomoe napisał/a:
Kot ma zostać Polakiem!!!
Mój kot jest Polakiem! Pochodzenia amerykańskiego.
Kot- Polak musi zamieszkać w Polsce!!!
A amerykańskie pochodzenie może sobie zachować. Flandria - Śro 25 Sie, 2010 16:37
Urszula napisał/a:
ale... nie chcę by cierpiał z jakiegokolwiek powodu.
łoch
to pędz od razu do weterynarza ! kto wie, co może się kotu stać za godzinę, jutro czy pojutrze ?
w sumie może by tak wszystkie zwierzaki profilaktycznie uśpić ?
och kobieto emigrantka - Śro 25 Sie, 2010 16:49 Urszula, naprawde nie ma innego wyjscia to dla rowniez dla Ciebie ogromny stres
znam kilku alkoholikow ,ktorzy po utracie kochanego zwierzaka wpadali w ciagi
a przeciez Twoja trzezwosc jest najwazniejszaanakonda - Śro 25 Sie, 2010 16:52 Urszula, uwazaj bo zaraz jacys animalsy cie namierza Klara - Śro 25 Sie, 2010 16:55
Urszula napisał/a:
ile lat miała
Dokładnie nie pamiętam - chyba około 2 lat.
Była czarna jak smoła, nie lubiła głaskania, wolała sama się łasić.
Urszula napisał/a:
wyjątkowo kulturalna
Taaaa..... nie znałaś dnia ani godziny.... gdy chciała wyjść (w dzień czy w nocy) drapała meble - do tej pory moje klubowe fotele mają rany po jej "działalności"
Gdy chciała wejść (w dzień czy w nocy) nie miauczała, lecz drapała drzwi przednimi łapami.
Nigdy nie rezygnowała. Robiła to tak długo, aż została wpuszczona Urszula - Śro 25 Sie, 2010 17:14
Flandra napisał/a:
a dodatkowo przeraża Cię wyjazd do Polski ...
A Ciebie w mojej sytuacji nie przerażałby?
Wracamy z pustymi rękami, zostawiamy tu dzieci i wnuczki, zostawiamy przyjaciół, sąsiadów, z którymi zdążyliśmy się już zżyć i nie wiemy, co tam w Polsce nas czeka...
Nie wiemy, gdzie będziemy mieszkać, nie wiemy, czy znajdziemy jakąś pracę, słowem - nic nie wiemy!
Dla kogoś młodego, kogoś kto lubi nowe wyzwania mógłby być to rodzaj życiowej przygody. Ale ja skończyłam już 55 lat, mój osobisty kolega małżonek 63.
Zaczynać życie od nowa? Po kilkunastoletniej amerykańskiej szarpaninie, kiedy marzy nam się odrobina świętego spokoju, nie jest to łatwe.
Przyjechałam do Chicago z marzeniami, że zapracujemy na godną, spokojną i dostatnią starość, ale wyszło jak wyszło.
Do tego walnie przyczyniło się zapewne moje chlejstwo (czego nie umiem sobie wybaczyć!), bo na trzeźwo powinnam już wcześniej przewidzieć niektóre zagrożenia...
Zawsze mieliśmy w planach powrót do Polski na starość, ale jakże inaczej miał on wyglądać! To nie miała być ucieczka. To miał być POWRÓT.
Teraz uciekamy jak szczury, bo nie stać nas na utrzymanie domu, na opłacenie opieki medycznej, na załatanie dziur w najpilniejszych wydatkach, na spłacanie kredytów i podatków.
To, że i inni znaleźli się w podobnej (albo nawet gorszej) sytuacji na skutek załamania się rynku, nie jest dla mnie żadną pociechą! Przeciwnie, tym bardziej mnie dołuje.Urszula - Śro 25 Sie, 2010 17:16
Tomoe napisał/a:
A amerykańskie pochodzenie może sobie zachować
Raczej schować pod ogon. Flandria - Śro 25 Sie, 2010 17:24
Urszula napisał/a:
A Ciebie w mojej sytuacji nie przerażałby?
Wracamy z pustymi rękami, zostawiamy tu dzieci i wnuczki, zostawiamy przyjaciół, sąsiadów, z którymi zdążyliśmy się już zżyć i nie wiemy, co tam w Polsce nas czeka...
Nie wiemy, gdzie będziemy mieszkać, nie wiemy, czy znajdziemy jakąś pracę, słowem - nic nie wiemy!
jasne, że byłabym przerażona
pogadaj o tym z terapeutką. Moja intuicja podpowiada mi, że tak naprawdę nie chodzi o ewentualne cierpienia kota, tylko o czarne scenariusze, które sobie piszesz w główie Nie tylko kot będzie przeciez tęsknił i nie tylko kot będzie musiał się zaaklimatyzować w nowych warunkach ...
trzymaj się Urszula - Śro 25 Sie, 2010 17:25
Flandra napisał/a:
w sumie może by tak wszystkie zwierzaki profilaktycznie uśpić ?
Dzisiaj to najchętniej uśpiłabym się sama.
Właśnie dowiedziałam się, że ceny domów w Chicago spadły poniżej 20%. Wychodzi na to, że nie odzyskamy nawet tego, co już zapłaciliśmy bankowi. He, he, he...
Za kilka dni może mi zabraknąć kasy na jedzenie.
Na karmę dla kota jeszcze zarobię jako niańka bliźniaczek, ale czym nakarmię mego osobistego kolegę małżonka?
Samą miłością nie wyżyje, bo haruje teraz fizycznie jak wół w kieracie.Urszula - Śro 25 Sie, 2010 17:49
Flandra napisał/a:
Moja intuicja podpowiada mi, że tak naprawdę nie chodzi o ewentualne cierpienia kota, tylko o czarne scenariusze, które sobie piszesz w główie
Jak zwykle masz rację, Flandro!
Kot jest tylko "dodatkiem" do wszystkich czarnych scenariuszy, ale niemniej niezwykle istotnym.
Z terapką Kaśką "przerabiamy" temat już od kilku tygodni. To właśnie dlatego każe mi krzyczeć, wrzeszczeć u siebie w domu (ciekawe, jak jej mąż to znosi?), rozładowywać negatywne emocje i jednocześnie próbuje podsuwać jakieś pozytywne rozwiązania.
Po spotkaniu z Kaśką nabieram nadziei i otuchy, ale następnego dnia znów dopadają mnie wszystkie moje zmory i upiory.
Pewnie nie uwierzysz, ale już i natychmiast chciałabym się znaleźć w tej "niechcianej" w tej chwili Polsce. Jednocześnie boję się wyjazdu i chcę wyjechać jak najszybciej!!! Z kotem, czy bez kota, z kasą, czy bez kasy - wszystko jedno! Chcę, by ta cała huśtawa wreszcie się zakończyła.
Głupie, nie?
Bogu Najwyższemu dzięki, że mam odskocznię w postaciach Emilki i Amelki. Przy moich "przyszywanych" wnuczkach zupełnie zapominam o problemach i skupiam się na tym, by nauczyć je nowej piosenki, albo wierszyka, poprowadzić rączkę trzymającą kredkę, czy wydumać nowe przygody żółwia Beniamina. "Przyszywane" wnuczki kocham tylko odrobinę mniej od moich osobistych, prywatnych wnusiąt i... serducho mi pęka na myśl o rozstaniu.Flandria - Śro 25 Sie, 2010 17:56
Urszula napisał/a:
Z kotem, czy bez kota, z kasą, czy bez kasy - wszystko jedno! Chcę, by ta cała huśtawa wreszcie się zakończyła.
Głupie, nie?
normalne
wszelkie przeprowadzki, duże zmiany są niestety bardzo stresujące
nigdy nie można przewidzieć dokładnie przyszłości, ale jeśli jesteśmy w stanie ją sobie mniej więcej wyobrazić to lęk się zmniejsza ...
spróbuj może sobie wyobrazić swoje nowe życie w Polsce, tak jakby to był spektakularny sukces Punkt pierwszy takiego planu - szczęśliwy kot beata - Śro 25 Sie, 2010 17:57
Flandra napisał/a:
Punkt pierwszy takiego planu - szczęśliwy kot
Punkt drugi.Możliwość spotkania z nami w realu Urszula - Śro 25 Sie, 2010 18:02
anakonda napisał/a:
Urszula, uwazaj bo zaraz jacys animalsy cie namierza
Z animalsami sobie poradzę. Spoko!
Też kocham zwierzątka (nie tylko własnego kota), więc razem możemy włazić na drzewa i udawać małpy w obronie praw przyrody.
Gorzej, jeśli namierzą mnie urzędnicy miejscy. Kilka przeróbek w chałupie dokonaliśmy bez opłat za "permity", więc możemy być obłożeni takimi karami, że na bilet do Polski nie będzie nas stać. Urszula - Śro 25 Sie, 2010 18:13
emigrantka napisał/a:
a przeciez Twoja trzezwosc jest najwazniejsza
Jest.
Jeśli znowu zapiję, to ani sobie, ani memu panu mężowi nie pomogę.
Może kogoś dziwić, że tak uchwyciłam się nieszczęsnego kota i jego dalszego losu po naszej przeprowadzce do Polski, ale kot jest tu chyba symbolem tego, co tracę z dotychczasowego naszego dorobku.
Ze stratą kasy jestem w stanie się pogodzić. Nigdy nie miałam jej zbyt dużo! Ale poza materialnymi dobrami jest jeszcze coś, co składa się na nasze życie i jest o wiele ważniejsze od dolarów, czy złotówek!
Z utratą tego wszystkiego bardzo trudno mi się pogodzić...Urszula - Śro 25 Sie, 2010 18:32
Klara napisał/a:
Była czarna jak smoła, nie lubiła głaskania, wolała sama się łasić.
A nasz Myszor wręcz uwielbia pieszczoty! Jest najszczęśliwszy, kiedy go głaszczę, noszę na rękach i przytulam. Domaga się tego, wpycha mi się na kolana, kiedy siedzę przy kompie i jeśli go nie pogłaszczę, to sam się głaszcze wpychając mi łebek pod rękę. Najbardziej lubi drapanie pod brodą: rozciąga się wtedy do góry brzuchem na całą długość, zamyka oczy i mruczy.
Ocierać się o mnie też bardzo lubi, a kiedy nie reaguję na to jego łaszenie się, potrafi dość boleśnie ugryźć mnie w nogę.
A do domu znosi mi wszystko, co tylko zdoła "upolować". Czasem są to na wpół żywe myszy, młode króliczki i oposy, czasem jakiś nieżywy już ptaszek, a najczęściej dżdżownice (po burzy) i martwe cykady spadłe z rosnącego w naszym ogródku kasztana.
No, jak mam się rozstać z takim kociskiem?!Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 18:45 Urszula, Pewna forumowa znajoma sprowadzała do Polski właśnie ze Stanów wspaniałe geny kocie w osobie ślicznej kotki hodowlanej. Z tego co pamiętam, to kotka dostała głupiego jasia i podróż przespała... Tylko nakombinować się musiała później z kwarantanną, ale jakoś udało jej się to ominąć. Jakby co to mogę postarać się odszukać babeczkę bo sporo buszuje w necie na kocich forach i dowiedzieć się co i jak załatwiła, ale tam problem polegał na wywożeniu kota rasowego i zabulenia sporej kasy z tego tytułu.
A jeśli chodzi o Twojego sierściucha, to rzeczywiście może być początkowo problem, bo przyzwyczajony jest do wychodzenia, a nie wiem jak to będzie możliwe na nowym miejscu... ale jeśli będzie z Tobą to 3/4 problemu z głowy. Bo koty naprawdę przywiązują się do ludzi i potrafią z tęsknoty całkowicie zmarnieć - choćby po śmierci opiekuna.. Urszula - Śro 25 Sie, 2010 18:46
Klara napisał/a:
do tej pory moje klubowe fotele mają rany po jej "działalności"
Moje klubowe fotele też mają rany!
Ale nie przez koty zadane a przez moją sunię, która nie żyje już od trzech lat. Uwielbiała spać na fotelach i wylegiwać się na nich całymi dniami. Zawsze "mościła" sobie legowisko i drapała siedzenia pazurami.
Bo pazurów jej nie amputowaliśmy, miała je jedynie przycinane od czasu do czasu.
W Ameryce jest moda na pozbawianie zwierząt paznokci, ale zawsze uważałam to za krańcowe kretyństwo! Psy i koty same sobie ścierają pazury chodząc po chropowatych powierzchniach. No, ale Hamerykańce trzymają zwierzaki pozamykane w mieszkaniach i bardziej dbają o meble, niż o żywe istoty...Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 18:52
Urszula napisał/a:
pozbawianie zwierząt paznokci, ale zawsze uważałam to za krańcowe kretyństwo!
Zawsze bardzo staram sie zachować spokój w sytuacjach gdy czytam o tym procederze....
I przyznam szczerze, że nei rozumiem po co ludzie chcą mieć w domu drapieżnika, skoro ma nie być drapieżnikiem... albo kupić pluszaka anakonda - Śro 25 Sie, 2010 19:09
Małgoś napisał/a:
I przyznam szczerze, że nei rozumiem po co ludzie chcą mieć w domu drapieżnika, skoro ma nie być drapieżnikiem... albo kupić pluszaka
A czemu maja nie miec? A po co takiemu zwierzeciu pazury , polowac po mieeszkaniu bedzie na karme dla zwierzat?Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 19:25
anakonda napisał/a:
A po co takiemu zwierzeciu pazury
No weź mnie nie osłabiaj....
a czym ma się taki kot choćby bronić montreal - Śro 25 Sie, 2010 19:27 mruczeniem?Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 19:29
montreal napisał/a:
mruczeniem?
tym to się prosi o mizianie...Urszula - Śro 25 Sie, 2010 19:29 Małgoś!
Dzięki za zainteresowanie i chęć przyjścia z pomocą!!!
Jeśli chodzi o przewożenie zwierzaków wte i we wte, to mam już niejakie doświadczenie i nie w kasie problem!
Jestem w stanie powstrzymać się od żarcia przez cały miesiąc i tym sposobem zaoszczędzić na bilet dla kota, potrzebne badania zwierzęcia, itd.
Naszą ostatnią psicę też przywiozłam do Chicago z Polski. Problemów miałam z tym w cholerę i trochę, bo akurat w Polsce panowała wścieklizna, więc musiałam przebukowywać bilet samolotowy po kilka razy, by móc lecieć z psem jednym samolotem. Udało się uniknąć kwarantanny, jednak nie wszystko było tak różowo jak być powinno.
Sunia leciała w klatce w luku bagażowym, ale samolot był opóźniony i środki usypiające przestały działać zanim wylądowaliśmy na O'Hare. Była w szoku, była wyziębiona, chorowała nam przez kilka tygodni, potem wszystko wróciło do normy.
Ale to był pies, nie kot! Z psem łatwiej się "dogadać".
Kilka lat temu nadwałam na "przesyłkę zleconą" szczeniaka do znajomych w Krakowie.
Szczeniak rzadkiej rasy, więc oprócz szczepień, badań weterynaryjnych i innych tam d***, potrzebne były certyfikaty, ubezpieczenia i różne tam takie cuda-wianki na kiju. Szczeniak doleciał cały i zdrowy.
Zasięgałam już jęzora i wiem na jakich warunkach w tej chwili mogę przewieźć zwierzaka do Polski, jakie szczepienia będą potrzebne, jakie badania i ile będzie to nas kosztować. Teoretycznie wiem wszystko! Praktycznie nic. Bo praktycznie nie wiem, czy Myszor przeżyje podróż, czy zaakceptuje nowe miejsce pobytu i czy zabierając go z sobą nie skazuję go na los gorszy od uśpienia...anakonda - Śro 25 Sie, 2010 19:33
Małgoś napisał/a:
a czym ma się taki kot choćby bronić
ucieczka? :d
Urszula napisał/a:
Bo praktycznie nie wiem, czy Myszor przeżyje podróż, czy zaakceptuje nowe miejsce pobytu i czy zabierając go z sobą nie skazuję go na los gorszy od uśpienia...
przezyje dasz mu cos na uspokojenie ale ty masz czarnowidztwo:PUrszula - Śro 25 Sie, 2010 19:35
Małgoś napisał/a:
Zawsze bardzo staram sie zachować spokój w sytuacjach gdy czytam o tym procederze....
I przyznam szczerze, że nei rozumiem po co ludzie chcą mieć w domu drapieżnika, skoro ma nie być drapieżnikiem... albo kupić pluszaka
Bo ludzie chcą mieć piękne i niezarysowane kocim pazurem meble.
A jednocześnie chcą mieć "żywą zabawkę", a nie pluszaka.
Proste?
Niby tak, ale dla mnie też nie do pojęcia.montreal - Śro 25 Sie, 2010 19:35 Ale za to jakim przystojnym pyłkiem! (wybacz, Orszulo offtop, ale nie mogłem sie powstrzymać)Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 19:38
Urszula napisał/a:
nie wiem, czy Myszor przeżyje podróż, czy zaakceptuje nowe miejsce pobytu i czy zabierając go z sobą nie skazuję go na los gorszy od uśpienia...
rozumiem Twoje rozterki.. ale.... nie wiem czy usypiałaś już kiedyś zwierza... ja tak, ale tylko dla skrócenia mu cierpień, bo innego wyjścia już nie było Znam ludzi, którzy walczą o każde żywe stworzenie i nie zdecydowałabym się na uśpienie. Jeśli naprawdę zabranie zwierza jest niemożliwe, to poszukać kogoś kto przygarnie... bankowo ktoś się znajdzie kto pokocha nawet takiego już dorosłego kota...Urszula - Śro 25 Sie, 2010 19:51
Małgoś napisał/a:
a czym ma się taki kot choćby bronić
montreal napisał/a:
mruczeniem?
Pozostają mu jeszcze zęby!
Ale nie każdy kot gryzie i pozbawiony pazurów jest zupełnie bezradny.
anakonda napisał/a:
ucieczka? :d
A dokąd? I co będzie jadł? Bez pazurów nie poradzi sobie nawet ze schwytaniem marnej myszki.
I nawet na drzewo się nie wdrapie, żeby podziwiać gwiazdy i oglądać świat z wysoka.Urszula - Śro 25 Sie, 2010 19:55
anakonda napisał/a:
ale ty masz czarnowidztwo:P
Mam. I nic na to nie poradzę.
Gdyby to tyczyło tylko kota, to pół bidy! Gorzej, że bardzo czarno widzę całą naszą przyszłość w Polsce.
Jakoś nie potrafię się od tego uwolnić...Klara - Śro 25 Sie, 2010 19:57
Urszula napisał/a:
I nawet na drzewo się nie wdrapie, żeby podziwiać gwiazdy i oglądać świat z wysoka.
Taka dygresja - niedawno w tv wypowiadał się jakiś przyrodnik.
Słuchałam go ze zdumieniem, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego, że koty luźno chodzące są największym zagrożeniem dla tego co żyje, ponieważ polują nawet wtedy gdy nie są głodne siejąc spustoszenie w okolicy.
Sama nie wyobrażam sobie posiadania kota, którego miałabym zamknąć w domu na stałe Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 20:00
Urszula napisał/a:
pozbawiony pazurów jest zupełnie bezradny.
o to właśnie mi chodzi.. by ludzie to sobie uświadomili...Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 20:02
Klara napisał/a:
Sama nie wyobrażam sobie posiadania kota, którego miałabym zamknąć w domu na stałe
Ja mam takie koty...
Ale mieszkam w bloku...Klara - Śro 25 Sie, 2010 20:03
Urszula napisał/a:
bardzo czarno widzę całą naszą przyszłość w Polsce.
USA tak jak Ty je tu opisujesz są krajem, w którym nie da się żyć.
Jeżeli więc przetrwaliście tam przez 14 lat, to w Polsce tym bardziej dacie sobie radę.
Głowa do góry Urszula! BĘDZIE DOBRZE!Urszula - Śro 25 Sie, 2010 20:04
Małgoś napisał/a:
nie wiem czy usypiałaś już kiedyś zwierza
Niestety, nie jednego.
Zawsze było to powodowane chęcią skrócenia cierpień i zawsze odchorowywałam to przez kilka miesięcy. Nigdy nie mogłam się pogodzić z utratą psa lub kota.
Pewnie uznasz mnie za nienormalną, ale dla mnie pożegnanie się ze zwierzakiem na wieki wieków amen, zawsze było prawie taką samą traumą jak udział w pogrzebie bliskiej mi osoby.Małgoś - Śro 25 Sie, 2010 20:45
Urszula napisał/a:
Zawsze było to powodowane chęcią skrócenia cierpień i zawsze odchorowywałam to przez kilka miesięcy. Nigdy nie mogłam się pogodzić z utratą psa lub kota.
Tak myślałam... I dlatego teraz kombinuj jak sierściucha zabrać do Polski jolkajolka - Czw 26 Sie, 2010 08:08
Urszula napisał/a:
Flandra napisał/a:
a nie ma sposobu, żeby zwierzaka zabrać do Polski ?
Jest.
Ale tego własnemu kotu nie zrobię!
Kot to nie pies, ani człowiek. Bardzo przywiązuje się do miejsca i wszelkie przeprowadzki dla kota są nie tylko ogromnym stresem, ale i narażają go na niebezpieczeństwo utraty życia w mało komfortowy sposób.
Będzie chciał wrócić na stare śmieci, wybierze się w samotną podróż w nieznanym terenie i... no, wolę sobie nie wyobrażać, co może go spotkać.
To akurat jest mit. Jestem na to najlepszym dowodem. Zamieniłam mieszkania z mamą i przekonana o słuszności mitu,zostawiłam kota w starym mieszkaniu. Po czterech dobach mama przywiozła go do mnie,bo nie dało się z nim wytrzymać. Płakał cały czas,najbardziej w nocy. Po przybyciu na nowe dla niego miejsce,ale do starej rodziny,obszedł wszystkie kąty i poszedł spać.Nowe mieszkanie było na parterze,wychodził,kiedy chciał i zawsze wracał. Nigdy nie wybrał się do swojego starego domu. Koty kochają swoich ludzi,a nie miejsca zamieszkania. Zapytaj gdzieś na forum jakiegoś kociego behawiotysty,zanim podejmiesz taką drastyczną decyzje.ZbOlo - Czw 26 Sie, 2010 08:13
jolkajolka napisał/a:
Koty kochają swoich ludzi
...potwierdzam! Koty przywiązują się do "stada", do swojej rodziny... dom, okolica jest na drugim planie.... koty w moim domu są "od zawsze"....Tomoe - Czw 26 Sie, 2010 10:02
Urszula napisał/a:
Może kogoś dziwić, że tak uchwyciłam się nieszczęsnego kota i jego dalszego losu po naszej przeprowadzce do Polski, ale kot jest tu chyba symbolem tego, co tracę z dotychczasowego naszego dorobku.
Od początku tak myślałam.
Ale to nie znaczy, że z tego powodu kot musi stracić życie.
W jego życiu może się zacząć całkiem nowa epoka.
W twoim też. Małgoś - Czw 26 Sie, 2010 12:42
jolkajolka napisał/a:
Koty kochają swoich ludzi,a nie miejsca zamieszkania. Zapytaj gdzieś na forum jakiegoś kociego behawiotysty,zanim podejmiesz taką drastyczną decyzje.
Dokładnie tak...
Koty bardzo przywiązują się do ludzi, już pisałam że po śmierci opiekuna popadają w głębokie traumy. Zmiana miejsca to kwestia poznania nowego i ew. dostosowania się, w zależności od usposobienia kota. Bo jeden może iść od razu na wojnę podbijać nowe terytoria a inny tylko pozwiedza i wróci wystraszony do bezpiecznego azylu przy opiekunie. Ale opiekun zawsze jest najważniejszy.jolkajolka - Czw 26 Sie, 2010 21:33 Coś znalazłam,na kocią obronę.
Stereotypy - Koty przywiązują się do miejsca, a nie do człowieka
Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny
Rodzina i społeczeństwo - Zwierzęta
To jedna z najczęściej wypowiadanych opinii o tych zwierzętach. Obok przekonania o ich fałszywości, stereotyp ten jest tak bardzo rozpowszechniony, że chyba powinienem od niego zacząć ten cykl. Dziś nadrabiam więc zaległości. Jestem przekonany, że opinię taką mogą wygłaszać tylko wrogowie kotów, ci, którym są one obojętne, lub ludzie, którzy nie potrafią uważnie patrzeć na zwierzęta. Wszyscy inni, a szczególnie prawdziwi miłośnicy kotów, nigdy by czegoś takiego o nich nie powiedzieli.
Dlaczego tak uparcie twierdzimy, że kot nie przywiązuje się do człowieka, przeciwstawiając go zwykle „wierności i posłuszeństwu” psa? Tak na marginesie, spór dotyczący tego, który z tych ssaków – kot czy pies – jest lepszym przyjacielem człowieka, przypomina mi trochę dyskusje nad wyższością Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Obydwa bowiem gatunki są po prostu inne. Żaden nie jest ani lepszy, ani gorszy.
Jak sądzę, przyczyny owej negatywnej opinii o kotach są dwie. Pierwsza z nich sięga zapewne jeszcze bardzo zamierzchłych czasów, kiedy to mało kto myślał o nawiązywaniu z kotami bliższych stosunków. Wymagano od tychzwierząt jedynie tego, by trzymały się obejścia i polowały na myszy. Oczywiście myślę w tym momencie onaszym kręgu kulturowym, bowiem tam, gdzie koty obdarzane były czcią i szacunkiem, ludzie zapewne bardziej cenili sobie ich towarzystwo.
W odróżnieniu od kotów, związki człowieka z psem miały dłuższą tradycję. Psy strzegły gospodarstw przed złodziejami, pilnowały stad owiec i bydła ale przede wszystkim – od czego niewątpliwie zaczęła się nasza współpraca z tym gatunkiem – towarzyszyły myśliwym na polowaniach, gdzie to pełne porozumienie było gwarancją sukcesu.
Kolejna przyczyna tkwi niewątpliwie w samej naturze kotów, czy raczej powinienem powiedzieć – w naszym niezrozumieniu owej kociej natury. Nasze czworonogi, choć udomowione zachowały wiele obyczajów swoich dzikich przodków. Protoplaści psów żyją w sforach. Sforę tworzy kilka lub kilkanaście osobników, wśród których panuje ścisła hierarchia. Mamy tu zwierzęta dominujące i podległe, a na szczycie tej drabiny społecznej stoi najsilniejszy osobnik – przywódca sfory. To on decyduje, gdzie zatrzymać się na nocleg, kiedy wyruszyć na polowanie, a po udanych łowach to jemu przypadają w udziale najsmaczniejsze kąski. Ponieważ domowe zwierzęta zachowują się wobec ludzi podobnie jak wobec pobratymców, pies widzi w swoim ludzkim opiekunie przywódcę sfory, któremu należy się podporządkować. Wykonuje zatem jego polecenia i radośnie biegnie z nim na spacer będący namiastką wspólnego polowania.
Dla kotów rozkazy „zostań” lub „siad” nic nie znaczą, bowiem w kociej społeczności nie ma przywódcy, mimo że istnieje tu hierarchia. Spacer z opiekunem nie stanowi dla kotów żadnej atrakcji, ponieważ zwierzęta te polują samotnie – kiedy nadchodzi wieczór, ruszają (oczywiście, jeśli mają taką możliwość) na wędrówkę po sobie tylko znanych szlakach.
Samodzielność czy niechęć do podporządkowywania się rozkazom opiekuna nie oznacza jeszcze, że koty nie przywiązują się do człowieka. Może nie okazują swoich uczuć w tak wylewny sposób jak psy, ale jednak... Szkopuł w tym, że człowiek tak mało zazwyczaj stara się, aby zrozumieć swoich zwierzęcych przyjaciół i ocenia ich zachowanie podług własnych kryteriów. Nie mówiąc już o tym, że w swojej ludzkiej megalomanii uważamy, iż wszystkie żywe istoty powinny być nam posłuszne i każdym gestem wyrażać uwielbienie dla nas. No więc, przypięliśmy kotom łatkę samotników niezainteresowanych nawiązywaniem z nami głębszych stosunków.
Rzekłbym, że kot domowy wykazuje równie silne przywiązanie do swojego opiekuna co pies. Z tą wszakże różnicą, iż nie podporządkowuje się całkowicie i bezkrytycznie woli swojego właściciela. Przynajmniej
w większości przypadków.
A co z przywiązaniem do miejsca zamieszkania? Owszem, istnieje, a skłonności te koty odziedziczyły po swoich przodkach. Określenie „miejsce zamieszkania” tożsame jest tu z terytorium mieszkalnym i łowieckim. Wszystkie terytorialne gatunki wykazują bardzo silne przywiązanie do własnego rewiru, które daje zwierzęciu poczucie bezpieczeństwa, zapewnia pożywienie, a nawet umożliwia poznanie partnera i stwarza warunki do odchowu potomstwa. Psy również przywiązują się do terytorium, choć w ich przypadku należy ono nie do pojedynczego osobnika, lecz do całej sfory. Zresztą, koty także potrafią dzielić się rewirem z pobratymcami. Gdyby było inaczej, nigdy nie dałyby się udomowić.
Przywiązanie do miejsca zamieszkania nie wyklucza przywiązania do człowieka. Większość ludzi uważa, że to pierwsze uczucie jest w przypadku kotów silniejsze, czego dowodem mają być opowieści o kotach, które po
przeprowadzce z właścicielem do nowego domu uciekały by powrócić na „stare śmieci”. Nie chcę kwestionować prawdziwości tych historii, chociaż osobiście nigdy nie spotkałem się z takim zachowaniem naszych mruczących przyjaciół. Znam za to wiele kotów, którym ani przez myśl nie przeszło opuszczać
swoich opiekunów niezależnie od tego, gdzie z nimi aktualnie przebywali. Nawet na wakacjach, pod namiotami lub na łodzi podczas rejsu po mazurskich jeziorach.
Jestem skłonny uznać przypadki kotów powracających do poprzedniego miejsca zamieszkania raczej za wyjątki niż regułę, wynikające być może z przedmiotowego traktowania zwierzęcia przez człowieka. A tak prawdę mówiąc nie tylko koty uciekają czasami od swoich właścicieli. Niektóre psy również tak robią.
pies ma pana - kot służbę... i za to właśnie kocham koty Tomoe - Pią 27 Sie, 2010 13:37 Koty w starożytnym Egipcie były czczone jako bóstwa - i one to do dziś pamiętają. Małgoś - Pią 27 Sie, 2010 13:44
Tomoe napisał/a:
były czczone jako bóstwa
czytałam, że jak usiadł taki święty kot na skraju peleryny, to odcinało się ten fragment, by kotu nie przeszkadzać Tomoe - Pią 27 Sie, 2010 13:51 Pies myśli tak:
Mój pan mnie karmi, daje mi wodę w misce, głaszcze mnie, opiekuje się mną, wychodzi ze mną na spacery... chyba mój pan jest Bogiem!
A kot myśli tak:
Mój pan mnie karmi, daje mi wodę w misce, głaszcze mnie, opiekuje się mną, czyści moją kuwetę... chyba JESTEM BOGIEM!!! Małgoś - Pią 27 Sie, 2010 14:07
Tomoe napisał/a:
Pies myśli tak:
Mój pan mnie karmi, daje mi wodę w misce, głaszcze mnie, opiekuje się mną, wychodzi ze mną na spacery... chyba mój pan jest Bogiem!
A kot myśli tak:
Mój pan mnie karmi, daje mi wodę w misce, głaszcze mnie, opiekuje się mną, czyści moją kuwetę... chyba JESTEM BOGIEM!!!
Nie znałam tego...
Święte słowa Halibut - Pią 27 Sie, 2010 14:07
Tomoe napisał/a:
W jego życiu może się zacząć całkiem nowa epoka.
Rozstania rodzą lęk i frustracje. Byle nie popadł w alkoholizm, bo życie może sobie zmarnować. Zamiast uganiać się za myszami i chłeptać mleczko, będzie doił browary.Urszula - Pią 27 Sie, 2010 14:26
Halibut napisał/a:
Byle nie popadł w alkoholizm, bo życie może sobie zmarnować. Zamiast uganiać się za myszami i chłeptać mleczko, będzie doił browary.
Browarka doiła moja ostatnia psica!
Nie wiem, kto pierwszy ją poczęstował, ale jak tylko wyczuła, że ktoś ciągnie browar, tak długo prosiła i drapała łapką, aż wyprosiła. Potem wskakiwała na fotel, rozciągała się na całą długość (wszystkie cztery kończyny zwisały jej z tego fotela) i zapadała w sen.
Pyskowałam na częstujących, bo bałam się o psią wątrobę, ale nie z powodu chorej wątroby zmuszona byłam ją uśpić... Urszula - Pią 27 Sie, 2010 14:30 Jolkajolka, dzięki za ten tekst!
Może faktycznie uległam idiotycznym mitom?
Muszę przewałkować sprawę kota jeszcze kilka razy. Naprawdę nie chcę go usypiać!!!Flandria - Pią 27 Sie, 2010 14:44
Halibut napisał/a:
Byle nie popadł w alkoholizm, bo życie może sobie zmarnować. Zamiast uganiać się za myszami i chłeptać mleczko, będzie doił browary.
nocoty
koty mają 7 żyć, jeśli "zmarnuje" jedno to niedlugo później odkryje następne jolkajolka - Pią 27 Sie, 2010 15:27
Urszula napisał/a:
Jolkajolka, dzięki za ten tekst!
Może faktycznie uległam idiotycznym mitom?
Muszę przewałkować sprawę kota jeszcze kilka razy. Naprawdę nie chcę go usypiać!!!
Nie chcę,żebyś odniosła wrażenie,że się wtrącam do Twoich spraw. Ale cieszę sie,że jeszcze się zastanowisz emigrantka - Pią 27 Sie, 2010 15:48
Urszula napisał/a:
Browarka doiła moja ostatnia psica!
moj kon szetlandzki imieniem Apollo ,jak sie wkoncu dostanie na taras to zaczyna od butelek z lub po piwie
a propo kotow
Nigdy nie bylam zwolenniczka kota , jednak mezowaty przywlokl bo sie gdzies tam komus urodzily , kotka jest bardzo madra i bardzo przywiazana do mnie wybiega do drzwi na przywitanie i co najwazniejsza zlapala MYSZE w piwinicy!!!
ja sie boje myszy anakonda - Pią 27 Sie, 2010 15:59
Flandra napisał/a:
nocoty
koty mają 7 żyć, jeśli "zmarnuje" jedno to niedlugo później odkryje następne
Maja 9 zyc Urszula - Pią 27 Sie, 2010 16:23
jolkajolka napisał/a:
Nie chcę,żebyś odniosła wrażenie,że się wtrącam do Twoich spraw.
No chyba nie napisałaś tego poważnie, Jolkajolka!
Przecież ja właśnie po to wchodzę na to forum, żeby ktoś wtrącał się w moje sprawy dokładnie w ten sposób!!! Tzn. wyrażając własne zdanie, podpowiadając to i owo i... podnosząc na duchu.
Widzisz, przez całe życie żyłam w stadzie ze zwierzętami, a okazuje się, że niewiele o nich wiem i ulegam nieprawdziwym, zakodowanym w "ludowych mądrościach" poglądom. Nawet niektórzy weterynarze utwierdzali mnie w tym, że dla kota najważniejsze jest stałe miejsce zamieszkania, bo inaczej "kocina skapieje".Małgoś - Pią 27 Sie, 2010 16:33
Urszula napisał/a:
Nawet niektórzy weterynarze utwierdzali mnie w tym, że dla kota najważniejsze jest stałe miejsce zamieszkania, bo inaczej "kocina skapieje".
bo weta trzeba wybierać takiego, który się specjalizuje w jakimś zwierzu... Jeden się zna dobrze na fretkach, inny na żółwiach... Np zupełnie inne od reszty są koty rude, inaczej reagują na lekarstwa.. Ale o tym wiedzą tylko kociarze Urszula - Pią 27 Sie, 2010 16:36
emigrantka napisał/a:
ja sie boje myszy
Dlaczego?
Pożre Cię taki "wielgachny" zwierz, zagryzie, czy wydłubie Ci oczy widelcem?
A wiewiórki też się boisz? Albo zajączka?
Zaręczam Ci, że te szkodniki bardziej boją się Ciebie, niż Ty ich.Urszula - Pią 27 Sie, 2010 16:46
Małgoś napisał/a:
Np zupełnie inne od reszty są koty rude
Miałam całkiem rudego kota.
Faktycznie był inny od reszty kotów: potwornie nerwowy, zazdrosny o względy okazywane pozostałym zwierzakom i bardzo agresywny. Ale przy tym był bardzo mądry i jakby trochę "psi": cały czas trzymał się mojej nogi, towarzyszył mi i w domu, i w ogródku, ale potrafił też boleśnie trzasnąć zębami, kiedy przez dłuższy czas nie zwracałam na niego uwagi, albo kiedy dopominał się o jakiś smakołyk.Halibut - Pią 27 Sie, 2010 16:50
Flandra napisał/a:
koty mają 7 żyć
Siedem żyć, siedem długich wypasionych żyć, po prostu za***iste, koty to szczęściarze, ileż to można wypić w ciągu siedmiu żyć. O ile jestem dobry z arytmetyki to siedem razy więcej niż w ciągu jednego. Bajka po prostu bajka. To tak jakby siedem razy być w niebie. A w ogóle a propos siódemka to dla mnie szczęśliwa liczba.Halibut - Pią 27 Sie, 2010 16:51
Urszula napisał/a:
wiewiórki też się boisz? Albo zajączka?
No albo pająka. Pająki to straszne bestie. I do tego bywają śmiertelnie jadowite.Urszula - Pią 27 Sie, 2010 16:54
Cytat:
No albo pająka. Pająki to straszne bestie.
Niektórych pająków sama się boję. Taka np. tarantula...Halibut - Pią 27 Sie, 2010 16:57
Urszula napisał/a:
ale potrafił też boleśnie trzasnąć zębami, kiedy przez dłuższy czas nie zwracałam na niego uwagi, albo kiedy dopominał się o jakiś smakołyk.
To zupełnie jak ja, mam dokładnie tak samo, choć rudy nie jestem.Małgoś - Pią 27 Sie, 2010 16:59
Urszula napisał/a:
Małgoś napisał/a:
Np zupełnie inne od reszty są koty rude
Miałam całkiem rudego kota.
Faktycznie był inny od reszty kotów: potwornie nerwowy, zazdrosny o względy okazywane innym zwierzakom i bardzo agresywny. Ale przy tym był bardzo mądry i jakby trochę "psi": cały czas trzymał się mojej nogi, towarzyszył mi i w domu, i w ogródku, ale potrafił też boleźnie trzasnąć zębami, kiedy przez dłuższy czas nie zwracałam na niego uwagi, albo kiedy dopominał się o jakiś smakołyk.
Aktualnie mam dwa koty, w tym takie właśnie rudego bandziora, wszędzie pierwszy, psów się nie boi, łazi za mną przy nodze, budzi rano kilkanaście minut przed budzikiem... Śpi oczywiście ze mną, tuż przy poduszce bo nie da mi spokoju jeśli go porządnie przed snem nie wytarmoszę, po czym układa się w nogach ale dopiero gdy ja zasnę.
Normalnie kot na nowym terenie podkula łapy i skrada... a mój od razu atakuje.. Dzięki temu ma złamany nos, pogryzione du**sko, wyrwany pazur... Nawet kastracja go nie uspokoiła Flandria - Pią 27 Sie, 2010 17:09
Halibut napisał/a:
Bajka po prostu bajka.
ja tam lubię bajki Halibut - Pią 27 Sie, 2010 17:10
Urszula napisał/a:
Taka np. tarantula...
Pamiętam, kiedy jeszcze uczęszczałem do liceum mój dobry kumpel hodował tarantule albo ptasznika w swoim pokoju ma się rozumieć w klatce. Pewnego razu na moje nieszczęście podczas mojej u niego wizyty, kolega wypuścił pająka na spacerek po pokoju żeby pochwalić się swoim niekonwencjonalnym zwierzątkiem. W momencie, kiedy na pająka padło słoneczne światło przez okno w pokoju, pająk wpadł w szał. Podskakiwał na swoich pajęczych nóżkach jak na sprężynach, jak oszalały, na wysokość co najmniej jednego metra. Wszyscy w przerażeniu pochowali się po kątach, szczęśliwcy, którzy byli blisko drzwi dali dyla z pokoju. Maciek, tak miał na imię właściciel szalonego pająka, zdesperowany i przerażony chwycił w ręce paletkę do tenisa przyjął właściwą sportową postawę i zamaszystymi ruchami próbował trafić w szalonego podskakującego pająka. Skończyło się na wielkiej nieskoordynowanej ewakuacji. Maciek, jako osoba odpowiedzialna i pełna poczucia obowiązku ewakuował się ostatni. W oczekiwaniu na zachód słońca i uspokajający pająka mrok sączyliśmy piwo w kuchni. Najważniejsze, że uszliśmy z życiem.Tomek - Pią 27 Sie, 2010 18:02 Jestem za zabraniem kota z USA.
Ideologicznie jest on obcy całkowicie dla tego kontynentu.
Widze w tym głeboki sens, właściwie walczący o swoje prawa native americans powinni wywiesić na najwyższych budynkach w ameryce hasła:
"Biali zabierzcie swoje koty z ameryki" - byłoby to uniwersalne hasło o poszanowanie praw narodów tubylczych.
Osobiście możesz nawet zdobyć sławe publicznie obwołując się:
"Wracam do swojego kraju,a ze mną wraca to co obce ameryce" -
to może pare groszy na bilety wpadnie (zdjęcia wywiady itp..)
Nawet jak Twój kot bedzie chciał wrócić do ameryki to bedzie mu cholernie trudno, chyba, że zaprzyjażni się z jakimś Czukczem, którzy bardzo często trudnią się przewożeniem kotów przez cieśninę beringa Borus - Pią 27 Sie, 2010 19:12
Małgoś napisał/a:
Aktualnie mam dwa koty
...z tego, co wiem, to mam dziesięć kotów, ale nie wiem, ile młodych ma jedna z kotek, pnieważ są skutecznie ukryte emigrantka - Pią 27 Sie, 2010 20:47 Urszula, kazdy ma jakas tam fobie ,a to jest moja ,,,staram sie sobie tez tak tlumaczyc ale nie zawsze dziala ...Tomek - Pią 27 Sie, 2010 20:58 bo tłumaczenie niestety prawie wogle nie działajolkajolka - Pią 27 Sie, 2010 21:09
Borus napisał/a:
Małgoś napisał/a:
Aktualnie mam dwa koty
...z tego, co wiem, to mam dziesięć kotów, ale nie wiem, ile młodych ma jedna z kotek, pnieważ są skutecznie ukryte
Psiakość,a nie słyszałeś o sterylizacji? yuraa - Pią 27 Sie, 2010 22:17
Flandra napisał/a:
koty mają 7 żyć, jeśli "zmarnuje" jedno
no jedno to juz ma "zmarnowane"
nie wiem czemu ale nikt nie zauwazyl że kot Urszuli jest współuzalezniony, no alanonek normalnyemigrantka - Sob 28 Sie, 2010 12:12
Tomek napisał/a:
bo tłumaczenie niestety prawie wogle nie działa
tu sie troczke mylisz ,sila autosugesti bywa czesto ogromna ,,,wie po sobieKICAJKA - Sob 28 Sie, 2010 16:40
yuraa napisał/a:
nikt nie zauwazyl że kot Urszuli jest współuzalezniony, no alanonek normalny
On jest uzależniony od rybek u sąsiada w ogródku I gdzie w Polsce będzie się szwendał Ale może za to Urszula nie będzie musiała go prać stiff - Sob 28 Sie, 2010 19:44 Wy to macie kota na punkcie kota... jolkajolka - Nie 29 Sie, 2010 13:03
stiff napisał/a:
Wy to macie kota na punkcie kota...
Też! Urszula - Nie 29 Sie, 2010 16:12
Halibut napisał/a:
Najważniejsze, że uszliśmy z życiem.
A pająk przeżył?
Nie utopiliście go w piwie?Urszula - Nie 29 Sie, 2010 16:15
Tomek napisał/a:
chyba, że zaprzyjażni się z jakimś Czukczem, którzy bardzo często trudnią się przewożeniem kotów przez cieśninę beringa
***
- Czukcza, a ty kubisz koty?
- A niby skąd mam to wiedzieć?! W domu na obiad ciągle tylko ryba i ryba...Urszula - Nie 29 Sie, 2010 16:22
KICAJKA napisał/a:
Ale może za to Urszula nie będzie musiała go prać
Wręcz przeciwnie, Kicajko!
Jeśli uda mi się kota przetransportować do Polski a kot to przeżyje, sama będę go nacierać pangą i urządzać pranie tak często jak to tylko możliwe, żeby nie czuł się obco.Urszula - Nie 29 Sie, 2010 16:24
jolkajolka napisał/a:
stiff napisał/a:
Wy to macie kota na punkcie kota...
Też!
I nie tylko!!!
Jeszcze nie zauważyłeś? Urszula - Nie 29 Sie, 2010 16:26
yuraa napisał/a:
nie wiem czemu ale nikt nie zauwazyl że kot Urszuli jest współuzalezniony, no alanonek normalny
Alanonek. Ale za to jaki szczęśliwy ze mną!!! Małgoś - Nie 29 Sie, 2010 17:04
stiff napisał/a:
Wy to macie kota na punkcie kota...
Ja wszem oświadczam że jestem kotomaniaczka Wiedźma - Nie 29 Sie, 2010 17:56
Urszula napisał/a:
będę go nacierać pangą
Jezusiemaryjo! Tylko nie pangą!
Toć one mają robione hormonalne zastrzyki z moczu ciężarnych kobiet!
Wiadomo jak by kot na to zareagował?yuraa - Nie 29 Sie, 2010 19:44
Wiedźma napisał/a:
Toć one mają robione hormonalne zastrzyki z moczu ciężarnych kobiet!
Ewo,
a ja wolałem nie wiedziec i celowo nie czytałem tego o produkcji pangi.
co to kiedys było wklejoneUrszula - Nie 29 Sie, 2010 20:07
Wiedźma napisał/a:
Jezusiemaryjo! Tylko nie pangą!
Toć one mają robione hormonalne zastrzyki z moczu ciężarnych kobiet!
Wiadomo jak by kot na to zareagował?
W ciążę pewnie nie zajdzie...
Bo po pierwsze: kocur - po drugie: wysterylizowany.
A poza tym, panaga nie jest zbyt droga i na taki wydatek dla umilenia kotu życia powinno być nas stać...jolkajolka - Nie 29 Sie, 2010 20:09 Nie przejmuj się,Yuraa, jakbyśmy wnikali w produkcję wszystkiego,co jemy,byśmy z głodu pozdychali . Ja tam jem pangę i żyję I nadal mi smakuje. A i węgorze lubię,pomimo ich upodobań kulinarnych....stiff - Nie 29 Sie, 2010 20:26 Pracowaliśmy na eksporcie w Bułgarii i pewnego dnia przychodzi mój kolega do mnie,
aby podzielić sie swoim problemem...
I tak, ma małego synka i chciałby przemycić osiołka samolotem,
wiec mu doradziłem, aby kupił smycz i kaganiec, a wtedy wiezie psa...
Kumpel oczywiście był na rauszu i podchwycił temat...
Ale później zrezygnował z pomysłu... Urszula - Nie 29 Sie, 2010 20:47
yuraa napisał/a:
a ja wolałem nie wiedziec i celowo nie czytałem tego o produkcji pangi.
A ja przeczytałam i... bardzo lubię pangę! O farmach, gdzie hoduje się tilapię też czytałam, a mimo to, tilapię pożeram całymi tonami!!!
Czy to w końcu ważne, jaką karmę dostają? Byle byłaby nie przeładowana chemią i antybiotykami, jak mleko od hamerykańskich krów!
Jestem już w tym wieku, że hormony z moczu zaciążonych kobiet z pewnością nie przyczynią się do nieprawidłowości w moim rozwoju, wręcz przeciwnie, mogą podtrzymać życiową witalnośc.
A co powiecie o węgorzu z polskich jezior? Pycha, no nie?! Szczególnie wędzony.
Oboje z mym osobistym kolegą małżonkiem byliśmy świadkami wyciągnięcia z mazurskiego jeziora rozkładającego się topielca solidnie już "napoczętego" przez rybki. Po ułożeniu zwłok na brzegu z ust nieboszczyka wysunął się przepiękny, tłuściutki węgorz...
Mój osobisty kolega małżonek do dziś węgorza nie weźmie do gęby. Mnie owo wspomnienie prześladowało przez kilka miesięcy, ale dzisiaj bardzo chętnie rzucam się na wędzone, albo marynowane węgorzyki!!! Od czasu do czasu ktoś z naszych przyjaciół odwiedzający Polskę raczy mnie tym specjałem po powrocie.
Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie brzydzą się koniną, albo mięskiem nutrii (najczystszymi zwierzakami pod słońcem!), a zajadają się wieprzowiną?
Czy ktokolwiek zastanawia się nad tym, co wpiernicza świnka, żeby była szynka?Halibut - Nie 29 Sie, 2010 21:02 No proszę mamy wątek - "co począć z kotem" a my przechodzimy na kulinaria. Czyżby biedny futrzak miał skończyć na talerzu. Wszak on bardzo higienicznie się odżywia, mleczko, na co dzień i myszka od czasu do czasu. Mięsko, zatem musi mieć zdrowe i smakowite. Mam nadzieje Ula, że żadnych podejrzanych zastrzyków mu nie robiłaś.Borus - Nie 29 Sie, 2010 21:08
Urszula napisał/a:
Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie brzydzą się koniną, albo mięskiem nutrii
...to akurat jest proste do wytłumaczenia
- koń zawsze u nas traktowany był prawie jak członek rodziny, więc jedzenie go podpadało by pod kanibalizm...
- nutria jednoznacznie kojarzona jest ze szczurem i z tego tytułu przyjmowana jako nie zjadliwa... Wiedźma - Nie 29 Sie, 2010 22:12
Czyżby biedny futrzak miał skończyć na talerzu. Wszak on bardzo higienicznie się odżywia, mleczko, na co dzień i myszka od czasu do czasu.
Mój kotek mleczka nie pija i myszek nie jada. Łowić, owszem, łowi, ale półżywe wpuszcza mi do kuchni. Wtedy już muszę sama je łapać...Flandria - Pon 30 Sie, 2010 13:58
Urszula napisał/a:
Łowić, owszem, łowi, ale półżywe wpuszcza mi do kuchni. Wtedy już muszę sama je łapać...
o rany
to ja już nie chcę żadnego kota ZbOlo - Pon 30 Sie, 2010 14:00
Halibut napisał/a:
Mięsko, zatem musi mieć zdrowe
...słyszałem, że smalec z kota i skórka jest dobre na lumbago....ZbOlo - Pon 30 Sie, 2010 14:07
Urszula napisał/a:
Łowić, owszem, łowi, ale półżywe wpuszcza mi do kuchni
...i trzeba kota pochwalić, bo jak nie... to też będzie przynosił do domku, ale będzie chował zwłoki i... zacznie cuchnięć ścierwo...Flandria - Pon 30 Sie, 2010 14:11
ZbOlo napisał/a:
to też będzie przynosił do domku, ale będzie chował zwłoki i... zacznie cuchnięć ścierwo...
ja pierniczę
no cats no cry ZbOlo - Pon 30 Sie, 2010 14:17
Flandra napisał/a:
ja pierniczę
...dokładnie... mam kota na wsi, ostatnio przyniósł mi półżywego krecika...
Flandra napisał/a:
no cats no cry
Klara - Pon 30 Sie, 2010 14:41
Urszula napisał/a:
Łowić, owszem, łowi, ale półżywe wpuszcza mi do kuchni. Wtedy już muszę sama je łapać...
Potwierdzam tę wersję.
Też miałam taką kotkę Urszula - Pon 30 Sie, 2010 15:07
ZbOlo napisał/a:
...słyszałem, że smalec z kota i skórka jest dobre na lumbago....
Nie wiem jak smalec, ale świeżą skórką z kota okładało się dawniej zreumatyzowane miejsca... Urszula - Pon 30 Sie, 2010 15:10
ZbOlo napisał/a:
...i trzeba kota pochwalić, bo jak nie... to też będzie przynosił do domku, ale będzie chował zwłoki i... zacznie cuchnięć ścierwo...
Dlatego też zawsze głaszczę kocinę, gdy mi przynosi swe trofea i rzuca pod nogi. Urszula - Pon 30 Sie, 2010 15:17
Flandra napisał/a:
to ja już nie chcę żadnego kota
Bo co? Bo zbyt leniwa jesteś żeby łapać myszy?
Takie w połowie przyduszone są raczej łatwym łupem.Urszula - Pon 30 Sie, 2010 15:24
Klara napisał/a:
Urszula napisał/a:
Łowić, owszem, łowi, ale półżywe wpuszcza mi do kuchni. Wtedy już muszę sama je łapać...
Potwierdzam tę wersję.
Też miałam taką kotkę
A ja miałam kocurka, który znosił mi pod nogi wszystko co popadnie! Nie tylko myszki, ale i dżdżownice wypełzające z ziemi po deszczu, zdechłe cykady i nawet rozmoczone tekturki po fajerwerkach.
W obliczu tego dobra targanego przez kota codziennie do chaty powinniśmy się chyba wzbogacić, nie?
A tymczasem zubożeliśmy tak, że trzeba było domek wystawić na sprzedaż...
Widocznie nie doceniłam kocich starań...Flandria - Pon 30 Sie, 2010 15:37
Urszula napisał/a:
Bo co? Bo zbyt leniwa jesteś żeby łapać myszy?
bo siedziałabym non stop na kuchennych szafkach
broniąc się przed ewentualnych atakiem myszy szlauchem ze zlewozmywaka Halibut - Pon 30 Sie, 2010 16:14
Urszula napisał/a:
Mój kotek mleczka nie pija i myszek nie jada. Łowić, owszem, łowi, ale półżywe wpuszcza mi do kuchni.
To co on wpierdziela?
Może jest jaroszem?Halibut - Pon 30 Sie, 2010 16:16
Flandra napisał/a:
Urszula napisał/a:
Bo co? Bo zbyt leniwa jesteś żeby łapać myszy?
bo siedziałabym non stop na kuchennych szafkach
broniąc się przed ewentualnych atakiem myszy szlauchem ze zlewozmywaka
No kurde nie mogę... Halibut - Pon 30 Sie, 2010 16:18
Urszula napisał/a:
Bo co? Bo zbyt leniwa jesteś żeby łapać myszy?
Takie w połowie przyduszone są raczej łatwym łupem.
Może miałczeć zacznie..Urszula - Pon 30 Sie, 2010 16:29
Flandra napisał/a:
Urszula napisał/a:
Bo co? Bo zbyt leniwa jesteś żeby łapać myszy?
bo siedziałabym non stop na kuchennych szafkach
broniąc się przed ewentualnych atakiem myszy szlauchem ze zlewozmywaka
Jakim atakiem?! Mysz nie atakuje! Mysz ucieka.Urszula - Pon 30 Sie, 2010 16:33
Halibut napisał/a:
To co on wpierdziela?
Może jest jaroszem?
Suchą karmę mu kupuję, którą popija zwykłą kranówą.Flandria - Pon 30 Sie, 2010 16:39
Urszula napisał/a:
Jakim atakiem?! Mysz nie atakuje! Mysz ucieka.
ja tam nie wiem,
z reguły uciekam z krzykiem i absolutnie nie widzę co taki zwierz w tym czasie porabia ...Urszula - Pon 30 Sie, 2010 17:42
Flandra napisał/a:
z reguły uciekam z krzykiem i absolutnie nie widzę co taki zwierz w tym czasie porabia ...
Nie załamuj mnie, Flandro!
Przecież myszka jest maleńka, nie jest jadowita i żadnej krzywdy uczynić Ci nie może. Co najwyżej, Ty mogłabyś ją życia pozbawić...
A w ogóle widziałaś kiedyś mysz z bliska? To są naprawdę prześliczne zwierzątka!
Ja nawet nie mam sumienia ich uśmiercać i kiedy kotuś rzuca mi tego strasznego zwierza do stóp, łapię nieszczęśnicę za ogon i wyrzucam do ogródka.
A co? Niech się sąsiedzi martwią, co z myszeczką zrobić, gdy im wlezie do chałupki! Do mojej chaty myszy nie włażą, bo mądre są i nie pchają się tam, gdzie czują kota.Halibut - Pon 30 Sie, 2010 18:02
Urszula napisał/a:
bo mądre są i nie pchają się tam, gdzie czują kota.
Albo Flandrę z szlauchem ze zlewozmywaka wręce. Tomoe - Pon 30 Sie, 2010 18:05 Tu macie fajne forum o kotach:
http://www.miau.plHalibut - Pon 30 Sie, 2010 18:23
Tomoe napisał/a:
Tu macie fajne forum o kotach:
No tak o kotach to sporo jest.
Ale o alkoholikah to ani słowa.
Żeby chociaż jakiś kot alkoholik.
Tomoe a ty jakie preferujesz zwierzątka?
Może rybki. Flandria - Pon 30 Sie, 2010 19:33
Urszula napisał/a:
Przecież myszka jest maleńka, nie jest jadowita i żadnej krzywdy uczynić Ci nie może.
no może ...
niemniej jednak tak rzadko spotykam się z tymi zwierzętami, że jakoś tak odruchowo wpadam w panikę
następnym razem spróbuję sobie przypomnieć Twoje słowa evita - Pon 30 Sie, 2010 19:39
Urszula napisał/a:
To są naprawdę prześliczne zwierzątka!
Flandra napisał/a:
niemniej jednak tak rzadko spotykam się z tymi zwierzętami,
ostatnia zima dała mi nieźle popalić i to nie tylko z powodu nadmiaru śniegu czy mrozu ile z powodu nagłego natłoku myszy pchających się do mojego domciu więc ja tam dziękuję za te przyjemności i postoję sobie lepiej brak kota od 1,5 roku daje znać o sobie Małgoś - Pon 30 Sie, 2010 19:43
Oj... fajne, ale uważać trzeba, bo tam naprawdę masa kociego nieszczęścia jest....
Nie wczytywać się za bardzo co by nie było, że nie ostrzegałam.. Małgoś - Pon 30 Sie, 2010 19:45
Halibut napisał/a:
Tomoe a ty jakie preferujesz zwierzątka?
Może rybki.
No co Ty? Wczorajszy?
Tomoe to kociara
ma dwupaka stiff - Pon 30 Sie, 2010 19:58 Ja tez kocham kociaki...
...nie wiem, nigdy nie... głaskałem rude.... Halibut - Wto 31 Sie, 2010 07:48 Tak się na tym forum słyszy
Że się dziewczyny boją myszy
Na widok myszy wpadają w panikę
By potem obrony obmyślić taktykę
Jedna zasłania się swoim mężem
Druga się broni szlauchem wężem
Inna ucieka gdzie pieprz rośnie
Lub szuka schronienia wysoko na sośnie
Urszula twierdzi, że to głupota
Trzeba u nogi trzymać kota
Szkolić futrzaka, nie szczędzić serca
Aż z niego wyrośnie prawdziwy morderca
Myszy wydusi wyłapie węże
Z domu uczyni prawdziwą twierdze
Przepędzi burka psa darmozjada
Zagryzie głośnego wrednego sąsiadaZbOlo - Wto 31 Sie, 2010 08:03 ...a już na koniec trzeba wytopić
z kota tłuszcz zdrowy, by ból "utopić"...Halibut - Wto 31 Sie, 2010 08:19
stiff napisał/a:
Ja tez kocham kociaki...
Stiff pasjami kocha kociaki
Ma do nich pociąg nie byle, jaki
Lubi ciepełko rudego futerka
Nie obca mu jest pieszczota wszelka
Chodź dziś ze wstydu musi się płonic
Bo już kociaka nie może dogonić
W tym wieku ciężki już każdy krok
I dobrze wszak został jeszcze wzrokZbOlo - Wto 31 Sie, 2010 08:38
Halibut napisał/a:
Stiff pasjami kocha kociaki
...i ja kocham koty, czarne i rude
one mi szarą weselą nudę -
lubię je drapać, lecz wolę smażyć
i z sierści wszelkiej ciałko wyżarzyć.... Halibut - Wto 31 Sie, 2010 08:42 Jak wiecie Zboolo to włoski bandyta
O zgodę kociaka nigdy nie pyta
Drzemie w nim straszne pierwotne zwierze
Jak ma ochotę nie pyta bierze
Rewolwer zawsze naładowany
Kaliber znaczny pocisk ze stali
I jak już kociaka dogoni wytropi
Ze skóry obierze i smalec wytopiFlandria - Wto 31 Sie, 2010 08:46
...cóż mam powiedzieć, przez grzeczność milczę,
bo mistrz Halibut ujął to... ślicznie... Tomoe - Wto 31 Sie, 2010 09:17
Halibut napisał/a:
Tomoe a ty jakie preferujesz zwierzątka?
Ja mam w domu dwa koty. Bury ma na imię Filipek. A drugi, biały w czarne łatki, nazywa się Kenzo. Obydwa pochodzą ze schroniska dla bezdomnych zwierząt. Ich zdjęcie można obejrzeć w moim albumie. ZbOlo - Wto 31 Sie, 2010 09:24
Tomoe napisał/a:
A drugi, biały w czarne łatki, nazywa się Kenzo
...a jest spokrewniony z p. Takadą....????Tomoe - Wto 31 Sie, 2010 10:54 Imię kotka Kenzo związane jest z jego wczesnym dzieciństwem.
Otóż kilka lat temu koparka na placu budowy wykopała gniazdo kociąt bez matki.
Były jeszcze ślepe, malusieńkie, chudziutkie, wygłodzone i strasznie umorusane smarem i benzyną. Więc wolontariusze z Fundacji MiauKot nazwali je Zapaszkami. Nadali im imiona: Chanel, Boss i Kenzo.
Imię kotka Kenzo związane jest z jego wczesnym dzieciństwem.
Otóż kilka lat temu koparka na placu budowy wykopała gniazdo kociąt bez matki.
Były jeszcze ślepe, malusieńkie, chudziutkie, wygłodzone i strasznie umorusane smarem i benzyną. Więc wolontariusze z Fundacji MiauKot nazwali je Zapaszkami. Nadali im imiona: Chanel, Boss i Kenzo.
Ja jestem wariatka okropna i dlatego nie mogę wchodzić na strony np forum miau, bo... ciągle bym się dokacala... Mój Okruszek był przygarnięty właśnie od dziewczyny z tamtego forum...
To filmik robiony w dniu adopcji
Niestety, okazało się, że jest baaardzo chory. Pochodził z piwnicy w której wylewano jakieś chemikalia na szczury, i niestety cierpiały na tym koty Mój mały niby uratowany miał dwukrotnie powiększone serduszko, uczulony był na prawie wszystko (wołowina, drób). Nie udało się odczulić... Ale odszedł kochany, miziany i dopieszczony na maksa. Mam nadzieję, że w następnym wcieleniu spotka go lepszy i dłuższy żywot ZbOlo - Wto 31 Sie, 2010 13:01
Małgoś napisał/a:
Ależ śliczności...
...a mój "hrabia von Grychard" jest w moim albumie.... ZbOlo - Wto 31 Sie, 2010 13:46
Małgoś napisał/a:
Mam nadzieję, że w następnym wcieleniu spotka go lepszy i dłuższy żywot
...na pewno, tym bardziej, że tych "żyć" ma siedem.... Małgoś - Wto 31 Sie, 2010 20:50
ZbOlo napisał/a:
Małgoś napisał/a:
Ależ śliczności...
...a mój "hrabia von Grychard" jest w moim albumie....
Właśnie byłam i ślad zostawiłam
Wiedźma - Wto 31 Sie, 2010 21:20 Pobaw się z kotkiem
jolkajolka - Śro 01 Wrz, 2010 08:11
ZbOlo napisał/a:
Małgoś napisał/a:
Mam nadzieję, że w następnym wcieleniu spotka go lepszy i dłuższy żywot
...na pewno, tym bardziej, że tych "żyć" ma siedem....
Ja jestem zwolennikiem teorii,że ma ich dziewięć Małgoś - Śro 01 Wrz, 2010 08:18
Wiedźma napisał/a:
Pobaw się z kotkiem
Ależ mu się traktorek włącza jak go się po brzuchu mizia
jolkajolka napisał/a:
ma ich dziewięć
ja też tak słyszałam... ZbOlo - Śro 01 Wrz, 2010 08:28
jolkajolka napisał/a:
Ja jestem zwolennikiem teorii,że ma ich dziewięć
Małgoś napisał/a:
ja też tak słyszałam...
...okej, niech będzie dziewięć.... ZbOlo - Pon 06 Wrz, 2010 13:05 - Gdzie można znaleźć kota bez przednich i tylnych łap?
- Tam, gdzie się go zostawiło...