Do poczytania, do przemyślenia... - zbrodniarki...
migotka351 - Pon 19 Sty, 2009 18:54 Temat postu: zbrodniarki... http://www.cpk.org.pl/pl....e/cid/88/id/323
Zbrodniarki kuchenne - "Przekrój" nr 19/2007 - Agnieszka Jędrzejczak
21.05.2007
Historie morderczyń są jak jedna opowieść. Zmieniają się miasta, imiona. Niezmienna jest wódka i ciosy pięści. Niezmienny finał. Oprawca już cię nie skrzywdzi. Ale ty lądujesz w więzieniu.
Iwona Nowicka z Gliwic pierwsze dziecko urodziła w podstawówce. Córka Kasia ma teraz 14 lat. Dwa lata później urodził się Damian. Z mężem piekarzem Iwonie się jednak nie układało. Po rozwodzie poznała na dyskotece Roberta, mechanika. Pił, z czasem zaczął bić. – Wpadał w szał, raz w delirce nóż mi do gardła przyłożył. Tłumaczył, że mu się wydawało, że jestem diabłem. Ostatnio tacy, co im się też wydawało, zarąbali tasakiem czterolatkę – wspomina Iwona. Zabiła męża 10 kwietnia 1999, tuż po Wielkanocy. Był wieczór, pił w domu z sąsiadem. Iwona robiła kanapki. Robert awanturował się o pieniądze na alkohol. Znów groził, że zabije. Uciekła do kuchni. – Nie wiem, jak ten mały nożyk mógł zrobić taką krzywdę, to był nożyk do ziemniaków, nie żaden tasak – wspomina. Jego zabrało pogotowie, ją policja. Robert zmarł nad ranem. – W śledztwie pokazali zdjęcia z sekcji zwłok. Rozpoznałam tatuaż na jego ręce: zieloną bransoletkę. Dopiero wtedy na dobre do mnie dotarło: „matko Boska, ja go zabiłam” – pomyślała. Odsiaduje ósmy rok z 12 lat kary.
Małgorzata z Bielska – Białej. Jej matka poszła w Polskę, więc ona i siostra zostały same z ojcem. Gosia po podstawówce poszła do pracy, do zakładu włókienniczego. Krzysztof, murarz – tynkarz, wydawał się opiekuńczy. Gdy przy pierwszej córce schlany przyszedł do szpitala, przepraszał, że to dziecko opijał. Potem przepraszał mnie, za to mocniej bił. Za zupę, co w garnku od jego matki ugotowała. Za to, że pieniądze chowała w lodówce, w pralce. Za młodu trenował boks, rękę miał ciężką. Gdy na komunii córki nie chciała dać mu pieniędzy od gości, przy swojej matce tłukł jej głową o sedes. Gdy znalazła pracę – handel ubraniami – urządzał jej awantury o pracodawcę, który zawoził ją na targ. – k*** się, a nie handluje – krzyczał. 12 sierpnia 2002 dzieci były na podwórku. Małgosia kroiła chleb, gdy dostała od tyłu cios w głowę. Machnęła ręką, odwróciła się, chciała uciekać, ale on leżał już przy drzwiach w przedpokoju. Przecięła mu tętnicę, wykrwawił się. Gosia odsiaduje czwarty rok z ośmiu lat kary. Ma 33 lata. Dwaj synowie i córka czekają na jej powrót w pogotowiu opiekuńczym.
Gabrysia Paruszewska z Andrzejem, pracownikiem kolei, żyła szczęśliwie 17 lat w Raciborzu. Dzieci nie mogła mieć, więc zajęła się synem sąsiada – Sebastianem. To za zabicie jego ojca dostała 12 lat. – Malutkie to było, kochaniutkie, „ciociu” najpierw, potem „mamo” mówiło. „Nie bij mamusi, tato”, krzyczało – płacze Gabrysia. Po śmierci Andrzeja, konkubenta, musiała wyprowadzić się z jego służbowego mieszkania. Poszła do ojca Sebastiana. Rodzina z Niemiec przysyłała Krystianowi pieniądze, on mył okna i kupował pierścionki. Na rencie zaczął się bilard i koledzy. Bicie, bo nową kurtkę kupiła Sebkowi bez pytania. U lekarza mówiła, że bandyci na spacerze z psem ją pobili. Złamane żebra, szczęka, wyzwiska. 20 maja 2004 Sebastian był w sanatorium, Gabrysia miała imieniny. W kuchni tort pokroiła, Krystian z kolega pili, ona piła z nimi, badanie wykazało, że miała 1,7 promila alkoholu. Może dlatego pamięta tylko, że bił jej głową o ścianę, krzyczał, że poderżnie gardło. Gdy wróciła ze spaceru z psem, usłyszał, jak jęczy: Gabi, boli. Zadzwoniła po pogotowie. Psycholog mówi, że wyparła moment zabójstwa z pamięci. 48 – latka nie wierzy: Jeden cios można zapomnieć, ale trzy?
Marysia z Chorzowa ma 58 lat. Za mąż wyszła, gdy miała 24, zabiła, gdy miała 54 lata. Była sekretarką w szkole podstawowej, mąż dobrze zarabiał jako mechanik precyzyjny. Rozpił się po przejściu na rentę inwalidzką. Wychowywał rodzinę po wojskowemu. Pijany co noc wywlekał żonę i dwóch synów z łóżek, fruwały naczynia, zeszyty i niezapłacone rachunki. Po awanturze wymuszał seks. Potem Marysia kładła się po łóżkiem jak pies. Listopadowej nocy 2002 roku zacisnęła mu na szyi ścierkę do naczyń. Rano był zimny, wezwała pogotowie.- Może on już nie oddychał, jak mu tę ścierkę zaciskałam. Serce miała chore, wątrobę zniszczoną, nieraz nocami przestawał oddychać – tłumaczy sobie, choć sekcja wykazała, że został uduszony. Wyrok: 15 lat.
Tylko osiem procent skazanych za zabójstwo to kobiety. Większość zabija w domu. Po latach maltretowania przez męża lub konkubenta.
W zakładzie karnym w Lublińcu Iwona Nowicka pakuje torbę. Trzy dni przepustki szybko miną. – Potem znów zawisnę na telefonie. Muszę wiedzieć, że córka wygrała konkurs z angielskiego, a syn strzelił gola na podwórku – mówi. Wesoła z niej kumpela. Ósmy rok za kratami.
Małgosi, 33 – letniej blondynce, na święta koleżanki z celi skombinowały telewizor. Przepustki nie dostała. Może dadzą na komunię najmłodszego. Chwała Bogu, cała jej trójka uczy się dobrze. Ojciec Małgosi bierze je z pogotowia opiekuńczego na każdy weekend. Choruje na nerki, jest dializowany. Małgosia rozmyśla, co będzie, jak go zabraknie przed końcem wyroku.
Przecież mogła odejść
Na więziennej drodze krzyżowej odgrywające Jezusa i uczniów osadzone śpiewają: „Przyszłam pod krzyż z ciężarem swych win”. Winy są cięższe i lżejsze. Na 1800 kobiet odsiadujących wyroki w polskich więzieniach nieco ponad 200 (w tym 40 w Lublińcu) więzionych jest za zabójstwo. – Każda dźwiga od dawna swój krzyż – mówi Lidia Olejnik, kierowniczka Zakładu Karnego w Lublińcu. – Ponad połowa była maltretowana przez swoich partnerów. Paradoksalnie dopiero za kratami poczuły się pierwszy raz bezpieczne. To dziewczyny z biednych, często rozbitych rodzin lub takich, w których ojciec też bił – opowiada Olejnik.
Dlatego znoszą bicie pokornie, jak ich matki. – Nie mordują z premedytacją – przekonuje doktor Magdalena Budyn – Kulik z wydziału Prawa Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie, która zabójstwom popełnionym przez kobiety maltretowane poświęciła pracę doktorską „Zabójstwo tyrana domowego”. Na sto sprawa, które przebadała, tylko jedna kobieta ukryła ciało. Reszta ratowała oprawcę, tamowała krwotok, dzwoniła po pogotowie.
Sąd często nie bierze tego pod uwagę. Pyta, dlaczego oskarżona nie odeszła, skoro było jej tak źle. Nie zauważa, że syndrom kobiety bitej paraliżuje. Wstydzą się o biciu mówić, u lekarza kłamią, szukają pomocy, ale jej nie otrzymują. – Policjanci wypuszczali męża na rogu. Wracał i bił mocniej za karę – opowiada Małgosia.
- Jednej z naszych podopiecznych ksiądz zabronił odejść od męża. Kazał jej nieść swój krzyż – dodaje Lidia Olejnik.
Mężobójczynie prawie zawsze dostają wyrok z artykułu 148 paragraf 1, czyli umyślne zabójstwo w afekcie – zbadała doktor Kulik. – Prawie nigdy nie stosuje się bardziej adekwatnych do sytuacji przepisów o spowodowaniu ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym albo działania w obronie koniecznej – ocenia. Zamiast od trzech miesięcy do pięciu lat dostają od razu osiem (to minimalna kara za zabójstwo) i więcej. Kulik uważa, że górę biorą stereotypy: - Gdy kobieta kojarzona z łagodnością, z obroną ludzkiego życia zabija i pozbawia dzieci ojca, od razu traktowana jest jak najgorsza zbrodniarka.
- One często żyją w poczuciu winy, że to przez nie się nie układa. Nie nadają się do niczego oprócz zbierania ciosów – tłumaczy Urszula Nowakowska z Centrum Praw Kobiet. Nawet więzienie to dla nich dalszy ciąg kary: za bycie złymi żonami.
Skazane w Lublińcu biorą od trzech lat udział w programie realizowanym razem z Centrum Praw Kobiet „Praca i godne życie dla kobiet ofiar przemocy”. Opiekują się ludźmi starszymi, upośledzonymi dziećmi, w terapeutycznym teatrze pokonują traumę, odgrywając swe życiowe tragedie. – Przywraca im to wiarę w siebie, często po raz pierwszy słyszą pochwały czy słowo „dziękuję” – mówi Lidia Olejnik.
Iwona o podopiecznych z domu pomocy społecznej mówi „moje dziadki”, sypie anegdotami, przeżywa odejścia. – Co dzień ją karmiłam, a ona mi śpiewała. Umarła beze mnie – opowiada o pewnej kobiecie.
Marysia sprząta gabinety w więziennym ambulatorium i gra w teatrze. – Przed więźniami, uczniami, nawet elitą z ministerstwa występowałyśmy. Dwa razy za granicą, raz w Lubljanie i raz w Bratysławie – wylicza z zarumienionymi policzkami. – I każdy nam brawo bił.
Na jej pryczy siedzą czerwony miś od pielęgniarek i żółty zająć od reżysera. Fotografia 2,5 – letniego wnuczka. Marysia zna go tylko ze zdjęć.
Gabi w więzieniu szyje buty, pisze listy do brata, który siedzi za zabójstwo. Uszył siostrze misia z gałganków. Gabi układa pasjansa. Jak jej wyjdzie, bratu dadzą warunek.
Zobaczyć zachód słońca
„Kuchenne zbrodniarki” nie wracają za kraty. Układają życie na nowo. Małgosia wyprowadzi się z dziećmi daleko od Bielska. Będzie opiekunką i wybuduje dom z tarasem, z którego wieczorami będą oglądać zachód słońca. Iwona będzie patrzeć, jak dzieci odrabiają lekcje. I będzie brać prysznic wtedy, gdy ma na to ochotę, a nie dwa razy w tygodniu – jak teraz w więzieniu.
stiff - Pon 19 Sty, 2009 18:59
migotka351 napisał/a: | Będzie opiekunką i wybuduje dom z tarasem, z którego wieczorami będą oglądać zachód słońca. |
To właśnie ,sa płonne nadzieje... Tez tak miałem kiedy robiłem przerwy w piciu...
migotka351 - Pon 19 Sty, 2009 19:33
stiff napisał/a: | migotka351 napisał/a:
Będzie opiekunką i wybuduje dom z tarasem, z którego wieczorami będą oglądać zachód słońca.
To właśnie ,sa płonne nadzieje... |
dlaczego płonne???
JA miałam marzenia.... nie spełniły się... ale za to przekształciły się w inne, które spełniły się i spełniają... buduje swoją nową rzeczywistość, zaczęłam ŻYĆ Na nowo...jestem szczęśliwa.. choć były lata kiedy balansowałam na krawędzi życia... chyba tylko nadzieja trzymała mnie przy życiu...
wkleiłam ten link dla kobiet, których dotyka przemoc...
przychodzi moment, gdy desperacja odbiera rozum...
dziekuję Bogu, że dał mi siłę, że znalazłam drogę by w inny sposób zmienić swoje życie.. bo niewiele brakowało, a może bym tez byłą jedną z "bohaterek" tego artykułu..
„Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno...”
pozdrawiam
stiff - Pon 19 Sty, 2009 19:46
migotka351 napisał/a: | JA miałam marzenia.... nie spełniły się... ale za to przekształciły się w inne, które spełniły się i spełniają... buduje swoją nową rzeczywistość, zaczęłam ŻYĆ Na nowo...jestem szczęśliwa.. choć były lata kiedy balansowałam na krawędzi życia... chyba tylko nadzieja trzymała mnie przy życiu... |
Tego to nawet bym nie próbował kwestionować...
Ale pomysł ile rzeczy musiałaś zmienić,aby powstały w tobie te nadzieje...Podstawowa rzecz,to musiałeś zacząć cos działać w tym kierunku,aby spełniać pragnienia...
To co piszesz o sobie ,jest dla mnie wymierna wartością w jakimś sensie...
a cytowanie harlekinow niczego wnieść nie może...
Wybuduje ,zrobię ,będę oglądać co jej daje podstawy aby to były realne wizje przyszłości,odległej przyszłości,bo narzazie to mrzonki,choć milo może sie czytać...
Anonymous - Pon 19 Sty, 2009 19:48
stiff napisał/a: | To właśnie ,sa płonne nadzieje... Tez tak miałem kiedy robiłem przerwy w piciu... | Stiff przeczytales caly artykul? Czytajac te o losach bohaterek mam wrazenie , ze nadzieje plonne nie sa, kiedys byly pieknymymi, mlodymi dziewczynami, z planami na przyszlosc, moze musialy przejsc te swoja "droge przez meke" aby docenic zycie i nigdy juz nie pozwolic nikomu aby je niszczyl. Ja te kobiety rozumiem, po prostu
Anonymous - Pon 19 Sty, 2009 19:49
o kurcze, odkyralam ze mozna pisac jao gosc, no to sie pewnie znowu zaczna jazdy
stiff - Pon 19 Sty, 2009 19:53
Ate napisał/a: | Ja te kobiety rozumiem, po prostu |
Ile garowałaś...
rufio - Pon 19 Sty, 2009 19:56
stiff napisał/a: | garowałaś... |
Dwie patelnie i jeden durszlak
Ate - Pon 19 Sty, 2009 19:59
To nie temat do zartow, to bardzo powazny i smutny temat Stiff
MOwi o ludzkich tragediach
Jagna - Pon 19 Sty, 2009 20:02
Ogladałam reportaz w TV o mężobójczyniach, niektóre wychowywały w więzienieu własne dzieci -ale tylko do 2 czy 3 rokuz życia dzieci. Tragedie ludzkie.
stiff - Pon 19 Sty, 2009 20:03
Ate napisał/a: | To nie temat do zartow, to bardzo powazny i smutny temat Stiff
MOwi o ludzkich tragediach |
Ja nie o tym pisałem...
Wbrew temu co sugerujesz ,nie robię sobie żartów z problemu...Wogole o tym nie pisałem...
Ate - Pon 19 Sty, 2009 20:08
Moze dlatego ze sama jestem kobieta rozumiem bohaterki tego artykulu, i nie garowalam, do tego wystarczy odrobina empatii Kto wie czy gdyby mnie facet wykanczal calymi latami nie zrobilabym w nerwach tak samo
wolf - Pon 19 Sty, 2009 20:19
szczerze mowiac to szokujace...............jak sie kur** pobije 2 facetow-z czego jeden fiknie w kalendarz -sankcja jest smieszna,
pobicie ze skutkiem smiertelnym------8 lat, po polowie wyjdzie.
jak jeden drugiego w nerwach ciuknie kosa, lub na meczu maczeta--------nie jest to zabojstwo---tylko nieumyslne spowodowanie smierci-i inne takie *p****
a te kobitki?............zabojczynie
paranoja
Wiedźma - Pon 19 Sty, 2009 20:57
Ate napisał/a: | o kurcze, odkyralam ze mozna pisac jao gosc, no to sie pewnie znowu zaczna jazdy |
Już nie można
Coś się musiało posypać, ale błyskawicznie naprawiłam
wolf - Pon 19 Sty, 2009 21:07
Stiva pouczalyscie baby !!!!---a same w babskim smutnym temacie-pierdzielicie jakies kocoply o gosciach
a ch** mnie goscie obchodza?
migotka351 - Pon 19 Sty, 2009 21:34
stiff napisał/a: | Ale pomysł ile rzeczy musiałaś zmienić,aby powstały w tobie te nadzieje |
nadzieja... nadzieja na lepsze jutro była we mnie zawsze...
stiff napisał/a: | Wybuduje ,zrobię ,będę oglądać co jej daje podstawy aby to były realne wizje przyszłości,odległej przyszłości,bo narzazie to mrzonki,choć milo może sie czytać... |
dlaczego mrzonki???? ja tez budowałam dom, choc nie było kasy, mąz pił, bił i balował..... nawet teściowa wyciagnęła ręke i powiedziała, ze prędzej jej tu kaktus wyrośnie jak ja dom wybuduję... ale ja marzyłam, ze w tym domu będziemy mieli swoje gniazdko, będziemy szczęśliwą rodziną, tam mój mąż będzie super mężem, ojcem..bo będziemy u siebie.. to tylko tu u moich rodziców jest źle.... a tam będzie ciepło i miłość...
Te marzenia sprawiły,że poświęcałam wszystko, harowałam jak wół i dom stanął... ale nie zbudowałam szczęścia... choć dom był wszystko inne legło w gruzach....
Ale na tych gruzach zbudowalismy szczęście.. szkoda, że on wybrał picie i nie chciał tej budowy rozpocząć z nami....
UWażam, ze nigdy nie trzeba tracić nadziei, zawsze trzeba mieć marzenia, choćby inni uważali je za mrzonki, bo jak sie bardzo czegoś pragnie, to jest szansa by to osiagnąć!!
czego WSzystkim zyczę!!
"Możesz iść szybciej niż niejeden chciałby biec,
możesz mieć wszystko czego, czego tylko chcesz...."
http://www.youtube.com/watch?v=lAnrlH0PYfg
stiff - Pon 19 Sty, 2009 21:45
migotka351 napisał/a: | UWażam, ze nigdy nie trzeba tracić nadziei, zawsze trzeba mieć marzenia, choćby inni uważali je za mrzonki, bo jak sie bardzo czegoś pragnie, to jest szansa by to osiagnąć!! |
Cholera jak Cie czytam,to i mi zaczyna sie zbierać na marzenia...
Ja to mam uraz chyba na tym punkcie...
Byl okres kiedy chlałem,ze tylko marzeniami żyłem, zdarzalo sie ze szczerze wierzyłem,ze sa w zasięgu mojej reki.Ale kiedy przetrzezwialem,to to bardzo trudno bylo sie pozbierac po upadku z chmur i nie pozostawało nic więcej jak znów sie nachlać,aby marzenia wróciły...
Dlatego wole stąpać twardo po ziemi ...
wolf - Pon 19 Sty, 2009 21:47
podstawowym warunkiem reazlizacji marzen -----jest stapanie twardo po ziemi
podstawowym zas kryterium marzen pijackich---------jest ich pijacka lekkosc bytu
stiff - Pon 19 Sty, 2009 21:49
wolf napisał/a: | podstawowym warunkiem reazlizacji marzen -----jest stapanie twardo po ziemi
podstawowym zas kryterium marzen pijackich---------jest ich pijacka lekkosc bytu |
Amin...
wolf - Pon 19 Sty, 2009 21:52
nie przepadam za slowem nadzieja........kojarzy mi sie z sytuacja ,z ktorej wyjscia nie ma. i pozostaje tylko nadzieja.
czyli----------kula w leb i ot cala nadzieja,ze trafie za pierwszym razem.
stiff - Pon 19 Sty, 2009 22:12
wolf napisał/a: | nie przepadam za slowem nadzieja........kojarzy mi sie z sytuacja ,z ktorej wyjscia nie ma. |
Mam podobnie,a zwłaszcza po tym jak przez wiele lat miałem nadzieje,ze mi chlanie samo przejdzie...
migotka351 - Wto 20 Sty, 2009 00:34
stiff napisał/a: | zdarzalo sie ze szczerze wierzyłem,ze sa w zasięgu mojej reki |
Wszystkie twoje marzenia sie moga spelnic, ale oczywiscie trzeba robic wiecej niz tylko marzyc!!!
Bo nic w życiu nie przychodzi samo.... to często wkład ogromnego wysiłku i pracy!!!
DLa mnie wzorem jest biegaczka Wilma Rudolph
http://akademiasukcesu.com/zmagania/1.html
jest wzorem i dowodem na to, że wbrew opiniom innym jesteśmy w stanie osiągnąć nawet coś nierealnego, wręcz absurdalnego... można pokonać siebie- swoje słabości, chorobę, znaleźć w sobie siłę...
"...Hej, mówię sobie siłę masz
i nie przegraj, wygraj, grasz
ale w pokonanie siebie ..." jak śpiewa Feel...
MArzenia są super, uskrzydlają człowieka, często nadają sens naszemu życiu...
dlatego warto je mieć ...
A co do nadziei to zacytuję :
"Dla przeciwwagi wielu uciążliwości życia niebo ofiarowało człowiekowi trzy rzeczy: nadzieję, sen i śmiech."(Immanuel Kant)
BEz marzeń, nadziei, wiary nie ma życia.... bo wtedy juz chyba życie nie ma celu... sensu...
Ale to tylko moje prywatne zdanie
Pozdrawiam
Andy - Wto 20 Sty, 2009 11:54
ku*** Kant był ponurakiem...moze dlatego,ze nie bzykał..
Migota...co Cie tu przygnało na ten netowy koniec świata..???
Jacek - Wto 20 Sty, 2009 14:43
Andy napisał/a: | Migota...co Cie tu przygnało na ten netowy koniec świata..??? |
nadzieja !!!
i ja wcale nie żartuję
migotka351 - Wto 20 Sty, 2009 18:21
Andy napisał/a: | Migota...co Cie tu przygnało na ten netowy koniec świata..??? |
zawsze lubiłam ekstremalne wypady
pozdrawiam
migotka351 - Wto 20 Sty, 2009 18:24
Jacek napisał/a: | nadzieja !!!
i ja wcale nie żartuję |
- Żyj!!! - krzyknęła Nadzieja...
- Bez ciebie nie potrafię - odparło cicho Życie......
Jacek - Wto 20 Sty, 2009 21:56
migotka351 napisał/a: |
- Żyj!!! - krzyknęła Nadzieja...
- Bez ciebie nie potrafię - odparło cicho Życie... |
-Życie jest kruche...
-Podpiera je Nadzieja...
|
|