To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

HydePark - Zdrowy związek, małżeństwo, kryzysy i inne takie...

pietruszka - Pią 05 Kwi, 2013 20:56
Temat postu: Zdrowy związek, małżeństwo, kryzysy i inne takie...
Od dłuższego czasu myślę o założeniu takiego wątku. I cały czas wahałam się, w którym dziale: we Współuzależnieniu? w Alkoholizmie?, no w końcu tam jest poważnie... no ale z drugiej strony chodzi o związki, które już nieco stażu mają. Alkoholizm, współuzależnienie są tam już we tle, ale... i takie związki dotykają problemy nazwijmy to pozaalkoholowe. Takie, z jakimi mają do czynienia tzw. zwykłe, normalne małżeństwa. Kryzysy związane z z tzw. zwykłym życiem.

Myślałam o założeniu takiego wątku w Pamiętnikach, bo sama jestem po takim kryzysie, ale z drugiej strony... nie chcę być taką egoistką i tylko o sobie gadać :lol2: No i jeszcze jest wiele osób, którzy do Pamiętników nie zaglądają.

Jak myślicie, jak jest/było u Was?

Moje dzisiejsze przemyślenia są takie, że akurat w naszym przypadku, moim i Pietrucha, tak byliśmy (byłam?) zaabsorbowana nową sytuacją w związku, potem odbudowywaniem relacji (co z mojej strony polegało na m.in. poradzeniu sobie z mojej strony z poczuciem krzywdy, złością, chęcią odwetu, oczekiwaniem zadośćuczynienia, zaufaniem na nowo), że zupełnie zapomniałam o innych aspektach budowania związku. Tak jak uczyłam się (i uczę nadal) samej siebie, tak i niejako uczyłam się na nowo, co to znaczy związek, co to znaczy miłość, czym są (dla mnie) podwaliny związku, ale jak się okazało były i aspekty, które zakopało się gdzieś pod dywanik, potraktowało jako mniej ważne, właśnie w imię trzeźwienia, zdrowienia. A wiadomo, że potwory spod dywanu wcześniej czy później wychodzą, zwykle w najmniej oczekiwanym momencie.

A przecież każdy związek przechodzi pewne burze, które nieobce są i związkom "bez okołoalkoholowej przeszłości. ", małżeństwom nie-po przejściach. Przecież nas też dotyczą kwestie związane z konfliktami w sferze wspólnego spędzania czasu, relacji z teściami, kwestii porządków domowych, poczuciem nudy i rutyny w związku, zdrady, radzenia sobie z chorobą i starością rodziców, kryzysami wieku średniego, ot... takimi problemami, które dotykają lub mogą dotknąć każdy związek.

A przecież... związki okołoalkoholowe jednak mają swoją specyfikę.

Raz... rzadko kto wyniósł zdrowe wzory z domu i nie za bardzo wie, co to znaczy normalność.

Dwa... nawet jeśli uzależniony wchodzi na ścieżkę trzeźwości , a współuzależniona zdrowieje... to niektóre problemy odzywają się z ... dużym opóźnieniem. Wpierw zajęci byli piciem lub walką z piciem... potem... zdrowieniem... a po latach okazuje się, że przychodzi rozwiązywać problemy, jakie zwykle mają młode małżeństwa w swoich pierwszych latach małżeństwa...

Trzy... jednak gdzieś tam w tle wciąż jednak tli się choroba... Kryzys, ostry konflikt zawsze może skutkować nawrotem - i to nie tylko u uzależnionego, ale i współuzależnionej. Sama ostatnio odczułam na własnej skórze, jak łatwo wrócić w stare bambosze współuzależnienia... więc jest jednak ciut inaczej niż w tzw. normalnym związku.

Co sądzicie o takim temacie?

Żeglarz - Sob 06 Kwi, 2013 10:41

pietruszka napisał/a:
Sama ostatnio odczułam na własnej skórze, jak łatwo wrócić w stare bambosze współuzależnienia...

Z początku myślałem, że to przewrotność. Tak dla zabawy :) . Jednak w tle czułem ten nawrót. :pocieszacz:

Żeglarz - Sob 06 Kwi, 2013 10:51

Wg mnie podstawą zdrowego związku jest dojrzałość partnerów.
Jeżeli co najmniej jedno z partnerów będzie niedojrzałe emocjonalnie szanse na zdrowy związek są prawie żadne.

Drugą podstawą którą widzę dla dobrego związku jest fundament na którym związek jest budowany, a są nim podobne wartości w które wierzą i którymi się kierują oboje partnerzy.

Jacek - Sob 06 Kwi, 2013 12:38

Żeglarz napisał/a:
Jeżeli co najmniej jedno z partnerów będzie niedojrzałe emocjonalnie szanse na zdrowy związek są prawie żadne.

"siła budowy struktury tyle ma wartości w sobie,ile najsłabsze ogniwo"

Mysza - Sob 06 Kwi, 2013 12:54

Żeglarz napisał/a:
Wg mnie podstawą zdrowego związku jest dojrzałość partnerów.

Mam podobnie i właściwie można by na tym zakończyć, bo całe sedno w tej "dojrzałości".

Chciałam tylko dodać, że kiedy zaczynamy zapominać o "JA" w imię "lepszego MY" to żadne "MY" nie będzie zdrowe, szczęśliwe, spełnione. ŻADNE I NIGDY.
Dość kategoryczne stwierdzenie, wiem, ale poparte i własnymi doświadczeniami i obserwacjami otoczenia.

"MY" będzie na tyle piękne, szczęśliwe, zadowolone, spełnione na ile "JA" i "TY" tworzący owo "MY" tacy będziemy.
"MY" nie powstaje z niewiadomej substancji, o niewiadomej strukturze i budowie, ono powstaje z Ciebie i Mnie.
Warto o tym pamiętać ;)
Kiedy nie zatracając swych "granic", wspólnie będziemy iść przed siebie, kiedy będziemy potrafili być dla siebie towarzyszami podróży, wtedy cokolwiek się zdarzy po drodze nie będzie żadną katastrofą i końcem świata, a tylko kolejnym doświadczeniem w życiu.

Pytanie tylko, czy chcę być w "MY", czy jestem dlatego, bo....
A kiedy już sobie na to szczerze odpowiem, wszystko staje się proste.

Tak sobie myślę :)

KICAJKA - Sob 06 Kwi, 2013 13:15

Bardzo dobry temat,zwłaszcza dla mnie na chwilę obecną. :tak:
Mocno bronię swojego ja by nie zepsuć tego my,
czego zapomina mój men szukając oparcia w trudnej chwili.
Na razie jeszcze posługuję się "szturchańcami",
coby mu przypomnieć jak to ma wyglądać.
Trochę się pogubił w nowej sytuacji :(
Możemy się wspierać a nie opierać :)

pietruszka - Sob 06 Kwi, 2013 15:57

KICAJKA napisał/a:
Mocno bronię swojego ja by nie zepsuć tego my,

U nas nawet doszło do krótkiej, zaplanowanej separacji, właśnie po to, by każde mogło przemyśleć z osobna, co do dalszej przyszłości związku. Nie ukrywam, że łatwo mi nie przyszło tak puścić wodze, dać wolność i czas na "przemyślenie sobie", "poukładanie ze sobą". Przy okazji przekonałam się, jak bardzo lubię mieć wszystko pod kontrolą. A paradoksalnie wydawało mi się, że daję dość dużo wolności drugiej osobie. No właśnie, dzisiaj wiem, nie mam prawa dawać tego, co do mnie nie należy. Związek nie polega na przynależności, słów "mój" "moja" lepiej używać z rozwagą.
Inna sprawa, że kryzysy się zdarzają, będą zdarzać. Trudno je przechodzić, szczególnie gdy dotyczą one dwojga ludzi - wymaga to niezwykłej umiejętności kompromisu, cierpliwości, opanowania... Ale z drugiej strony na nowo porządkują nasz świat, a przy okazji pokazują nam jak różnorodni jesteśmy, ile nowego możemy dać sobie nawzajem. Dzisiaj wiem, że jestem bogatsza o nowe doświadczenia. Znów się czegoś nauczyłam, znów zwróciłam uwagę, gdzie są moje trudności, nad czym mogę sobie sama popracować.
Jako związek ominęliśmy kolejną życiową rafę. Nawet jest całkiem ciekawy widok za nią :skromny: Pewnie do następnej... Ot... płyniemy dalej.

Dziubas - Sob 06 Kwi, 2013 16:04

pietruszka napisał/a:
umiejętności kompromisu, cierpliwości, opanowania...

... szacunku, miłości,wyrozumiałości... do siebie... żeby ktoś mógł od nas wziąć to co akurat jest mu potrzebne ;)

pietruszka - Sob 06 Kwi, 2013 16:07

Dziubas napisał/a:
... szacunku, miłości,wyrozumiałości... do siebie...

O...o.... o..... właśnie nad tym pracuję fny

piotr7 - Sob 06 Kwi, 2013 16:45

Generalnie wszyscy macie rację. Ja bym to uprościł do kilku parametrów.Najważniejsze są (kolejność do wyboru)dobór charakterów i wzajemna ich relacja, MIŁOŚĆ ,sex,wspólne cele i umiejętność wspierania się w pokonywaniu trudności życiowych.
Jestem przedstawicielem tej wymierającej rasy co to z jedna na zawsze.Ponieważ nie udało mi się wszystkiego spieprzyć to mam nadzieję że tak będzie dalej.Mam chyba najdłuższy staż małżeński na forum (40 latek) i wydaje mi się że to tylko chwila. Można kochać namiętnie swoja wybrankę nawet dłużej . Nasze relacje nie zawsze były idealne ale umiejętność prowadzenia rozmowy a nie krzyk umożliwia rozwiązywania nieporozumień

Trochę mi wątek uciekł , ale mniej wiecej to.

cool - Sob 06 Kwi, 2013 17:09

Żeglarz napisał/a:
Drugą podstawą którą widzę dla dobrego związku jest fundament na którym związek jest budowany, a są nim podobne wartości w które wierzą i którymi się kierują oboje partnerzy.


pietruszka napisał/a:
Inna sprawa, że kryzysy się zdarzają, będą zdarzać. Trudno je przechodzić, szczególnie gdy dotyczą one dwojga ludzi - wymaga to niezwykłej umiejętności kompromisu, cierpliwości, opanowania... Ale z drugiej strony na nowo porządkują nasz świat, a przy okazji pokazują nam jak różnorodni jesteśmy, ile nowego możemy dać sobie nawzajem. Dzisiaj wiem, że jestem bogatsza o nowe doświadczenia.


ja te dwa wpisy bardzo mogę odnieść do siebie i swojego związku , sadzę że nie jest łatwy , wypadek Moniki uświadomił mi jak ona jest dla mnie ważna , nasz związek jest od prawie 5 lat ,buduję go ze swej strony na zaufaniu i wzajemnym szacunku ;) i jak na razie to wychodzi wartości którymi się kierujemy są bardzo ważne in pomagają nam ,choć to ciągły kompromis ale możemy na siebie liczyć poprzez różnorodność się dopasowujemy Moniki wybuchowość ,wstrzymuje mnie często i stąd też kiedyś usłyszałem coś takiego że ja to ostoja spokoju a skarb mój to wulkan i to w tym wszystkim jest fajne

staaw - Sob 06 Kwi, 2013 17:18

nawrocik napisał/a:
ja to ostoja spokoju a skarb mój to wulkan i to w tym wszystkim jest fajne

U nas jest dokładnie odwrotnie, też jest fajnie...

Żeglarz - Sob 06 Kwi, 2013 21:04

staaw napisał/a:
nawrocik napisał/a:
ja to ostoja spokoju a skarb mój to wulkan i to w tym wszystkim jest fajne

U nas jest dokładnie odwrotnie, też jest fajnie...

To może być fajne, napewno nie jest nudne.
Ale role nie są równe w sytuacji, gdy siła spokoju jest zobowiązana do gaszenia wulkanu. Jest to trudne, męczące i może prowadzić do wyczerpania.
Jeżeli wulkan zapomni (a ma do tego skłonności) o potrzebach spokoju i będzie go wykorzystywał do gaszenia bez pracy nad sobą, to nieszczęście przyjdzie prędzej czy później.
Mi też się wydawało, że moja siła spokoju jest nie do wyczerpania.
Któregoś razu w kryzysie naszego związku psychiatra mnie zapytał, czy się złoszczę. Ja mu na to, że nie znam uczucia złości.
Wtedy mnie zapytał, czy zauważyłem jakąś zmianę w sobie. I faktycznie, w ciągu miesiąca schudłem 10kg. Tak, to była moja złość, nakierowana do wewnątrz, szkodliwa i wyniszczająca.
Wulkan nie ma prawa traktować swojego partnera jak gaśnicy dla swoich emocji !!!

staaw - Sob 06 Kwi, 2013 21:12

Żeglarz napisał/a:
Wulkan nie ma prawa traktować swojego partnera jak gaśnicy dla swoich emocji !!!

Całkowicie się z Tobą zgadzam.
Podobnie zresztą gaśnica zbytnio podcinać skrzydeł wulkanowi...

Żeglarz - Sob 06 Kwi, 2013 21:17

staaw napisał/a:
Podobnie zresztą gaśnica zbytnio podcinać skrzydeł wulkanowi...

I ja zgadzam się z Tobą :okok:

cool - Sob 06 Kwi, 2013 21:24

Żeglarz napisał/a:
Ale role nie są równe w sytuacji, gdy siła spokoju jest zobowiązana do gaszenia wulkanu. Jest to trudne, męczące i może prowadzić do wyczerpania.
Żeglarz napisał/a:
Jeżeli wulkan zapomni (a ma do tego skłonności) o potrzebach spokoju i będzie go wykorzystywał do gaszenia bez pracy nad sobą, to nieszczęście przyjdzie prędzej czy później.


to prawda :) czasami trudno ale uczy to kompromisu i wspólnie siebie w trudnych sytuacjach ,a jednocześnie też pobudza :) choć jak tu mieć spokój w związku jeżeli ciągle coś się dzieje na brak atrakcji nie narzekam :rotfl: :rotfl: w pracy wyładowuje trochę emocji ale jedno jest pewne dwoje raźniej :) i pokłócić się można i później godzić ;)

rybenka1 - Sob 06 Kwi, 2013 21:29

Ja tak se myslę i myslę ,nic nie wymisliłam madrego .Moje małżenstwo to tak jak ;Na dobre i na złe ; Bo do tanca trzeba dwojga i u mnie u Nas to jest w całej okazałosci .Pewnie ,ze były .był kryzys jak piłam .Mąż mnie wspierał,jak mógł ,chciał pomóc ,tylko nie wiedział jak .Kochamy się jak zawsze ,teraz bardziej dojrzale ,tak madrzej podchodzimy do zycia .sZanujemy się nawzajem ,lubimy przebywac w swoim toarzystwie ,nigdy się nie nudzimy ,bo mamy ze sobą o czym porozmawiać .Nawet jak dochodzi do wymiany zdan ,to zawsze jakoś tak wybrniemy z tego na wesoło .Jesteśmy jak te dwie połówki ,które łączą się w całosc.Już za 5 miesiecy bedziemy celebrowac 25 lat małżenstwa . :radocha: :radocha: :radocha:
pterodaktyll - Sob 06 Kwi, 2013 21:30

rybenka1 napisał/a:
bedziemy celebrowac 25 lat małżenstwa .

Celebrytka......... :rotfl:

wolny - Nie 07 Kwi, 2013 05:37

A ja celebrowałem wczoraj 33 lata związku konkubinatowo -małżeńskiego i co mi tam !?
Czy jestem z wstanie ocenić ten związek , oczywiście że tak , no zwyczajnie trwa i ma sie dobrze, wcale nie oczekiwałem że będzie nam cudownie,.. bo sam byłem sprawcą większości złych sytuacji , przecież życie to ciągłe problemy takie śmakie i owakie, nie ma takich ludzi na świcie coby żyli inaczej,.. no chyba że są po jakimś traumatycznym wypadku i żyją już jako warzywo . Ktoś może powiedzieć ale inni mają mniejsze te problemy a ja śmiem twierdzić że to g***o prawda bo dla mnie one mogą być te mniejsze ale dla zainteresowanego są jak Mont Everest. Liczy się jedynie samo podejście do problemu i to wew mojej łepetynie. ;)

Jacek - Nie 07 Kwi, 2013 10:41

Żeglarz napisał/a:
czy się złoszczę. Ja mu na to, że nie znam uczucia złości.
Wtedy mnie zapytał, czy zauważyłem jakąś zmianę w sobie. I faktycznie, w ciągu miesiąca schudłem 10kg.

eee tego nie znałem :mysli:
muszę się temu bliżej przyjrzeć
dzięki Paweł :okok:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group