To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Partnerka trzeźwego alkoholika.

reni - Wto 15 Paź, 2013 21:48

Może przejdę od razu do sprawy. Od kiedy jestem związana z moim ukochanym facetem czytam maksymalnie dużo na temat jego choroby. Staram się jak najlepiej poznać to uzależnienie. Sama nigdy nie miałam problemów z alkoholem, choć jestem podatna na uzależnienia. Od kiedy mój mężczyzna powiedział mi, że utrzymuje trzeźwość od 3 lat, sama podjęłam decyzję o zupełnej abstynencji, aby nie stwarzać niezdrowych sytuacji. Mieszkamy razem od paru miesięcy, planujemy ślub. Problem polega na tym, że mój ukochany zbudował wokół siebie mur. Temat terapii, którą przeszedł, trzeźwienia, problemów, AA, odwyku, detoksykacji, leczenia, słowem wszystkiego, co przeszedł i co się bezpośrednio wiąże z naszą codziennością (trzeźwą codziennością!), jest tematem tabu, nie do ruszenia, nie do zahaczenia nawet.
Kocham Go ogromnie, wiem, jak bardzo miał pod górkę, ile kosztowało go doprowadzenie się do stanu, w którym jest obecnie. Nie umiem jednak do Niego dotrzeć. Jest zamknięty, temat dla niego nie istnieje. Dla mnie podstawą związku jest zaufanie a Jego zamknięcie odbieram jednoznacznie jako brak zaufania. Powoduje to wszystko, że snuję domysły, dowiaduję się półsłówkami od znajomych, że był tu na terapii, czy tam,....dowiaduję się z drugiej ręki, bo od Niego się nie da. Nie chcę na nic naciskać, wyciągać. Ale parokrotnie mówiłam, że wspólne życie wymaga szczerości, otwartości, powiedzenia również tego, co boli, czego się wstydzi. I nic...Słyszę tylko, abym Mu ufała. Od paru dni mamy kryzys, bo ja już psychicznie nie wytrzymuję tej tajemniczości i ciągłych sekretów.
Drogie Panie, partnerki trzeźwych alkoholików: czy możecie mi pomóc? Jak do Niego dotrzeć?
Wielokrotnie zapewniałam Go, że traktuję Jego chorobę normalnie, zwyczajnie, jakby miał cukrzycę, czy inną nieuleczalną chorobę. Jestem pełna szacunku dla Niego, że utrzymuje trzeźwość...Ale to zamknięcie tak boli. On jest sam, ja sama...

Dora - Wto 15 Paź, 2013 21:53

A może faktycznie nie drąż, to drażliwa sprawa i przykre wspomnienia. Pełne zeszmacenie i upodlenia w różnych okresach picia, po co ma Ci o tym opowiadać..
reni - Wto 15 Paź, 2013 21:55

Nie chcę drążyć. Chcę wiedzieć, jak Mu ułatwić zachowanie trzeźwości na codzień. Nie wiem nawet, co Mu konkretnie może przeszkadzać, co wywołać głód, nie przyzna się do wyzwalaczy...Wszystko jest owiane tajemnicą...A ja chcę, aby było dobrze. Normalnie.
Estera - Wto 15 Paź, 2013 21:56

reni napisał/a:
Nie wiem nawet, co Mu konkretnie może przeszkadzać, co wywołać głód, nie przyzna się do wyzwalaczy...Wszystko jest owiane tajemnicą


On ma wiedzieć, a nie Ty :) witaj

reni - Wto 15 Paź, 2013 21:58

Ale skoro żyjemy razem, to czuję się za Niego w pewnym sensie odpowiedzialna.
Dora - Wto 15 Paź, 2013 22:00

Widok alkoholu jest silnym wyzwalaczem, należy wywalić z domu wszystko co się z nim kojarzy. Omijać imprezy alkoholowe, nie chodzić koło parasoli, zerwać kontakty z osobami pijącymi nałogowo. Mnie nawet reklamy piwa denerwują ! Więc przełączam :okok:
Dora - Wto 15 Paź, 2013 22:02

E tam, niech się każdy zajmie sobą, inaczej przemienisz się w trzęsącą wspóluzależnioną ;)
Klara - Wto 15 Paź, 2013 22:03

reni napisał/a:
czuję się za Niego w pewnym sensie odpowiedzialna.

Odpowiedzialna możesz być za małe dziecko, a on jest dorosły i pozwól mu nadal dorastać.
Jedyne co możesz zrobić, to jak najwięcej dowiedzieć się o tej chorobie, bo ona jest częścią jego życia (może Waszego wspólnego).
Dowiedz się jedynie jak nie przeszkadzać mu być odpowiedzialnym za siebie. Na tym Twoje wsparcie powinno polegać.

Estera - Wto 15 Paź, 2013 22:03

Każdy dorosły człowiek jest odpowiedzialny za SIEBIE.
reni - Wto 15 Paź, 2013 22:06

Tak jest u nas w domu i tego przestrzegam. Ale na wspólnym urlopie to ja omijałam ze względu na niego ogródki piwne, ja wybierałam smażalnie ryb, w których piwo nie lało się strumieniami. Choć chętnie bym wypiła małe piwko w upalny dzień. Ale podjęłam decyzję i się jej trzymam ZE WZGLĘDU NA NIEGO. Po czym On mi proponuje, że postawi mi drinka. Raz, drugi...Jakby miał gdzieś to, że podjęłam abstynencję...Oczywiście odmówiłam...Ale czasem myślę, że to ja bardziej się staram o wyeliminowanie wszystkiego, co mogłoby zachwiać Jego trzeźwością....Raz byliśmy posłuchać karaoke w czasie urlopu w knajpie, gdzie wszystko było przesiąknięte alkoholem. Na drugi dzień raniutko był książkowy suchy kac...I znowu uspokajał mnie, że może zjadł coś nieświeżego, że gofry wieczorem mu zaszkodziły...A ja widziałam co się dzieje i w środku mnie rozrywało, że znowu nie umie powiedzieć WPROST...
Mysza - Wto 15 Paź, 2013 22:06

Witaj Reni

reni napisał/a:
Jak do Niego dotrzeć?


A nie możesz po prostu zaakceptować że on nie chce się tym z Tobą dzielić? Przecież to jego przeszłość, tak jak i pewnie jakieś jego byłe partnerki, inne znajomości... o nie też wypytujesz?
Skoro nie mówi, to znaczy że nie chce mówić, jego wybór i jego wola.
Może raczej skup się bardziej na Waszym TERAZ wspólnym życiu i mieszkaniu i nie szukaj ducha czasów minionych, bo przecież nie były Twoim udziałem.
Co jest dla Ciebie ważne? czy to jaki jest, czy to jaki był? Jakie ma dla Ciebie znaczenie to jaki był?

reni - Wto 15 Paź, 2013 22:07

W takim razie jak nie przeszkadzać Mu być odpowiedzialnym za siebie? Czy robię błąd?
reni - Wto 15 Paź, 2013 22:09

Nie, nie wypytuję Go. Ale wspólne życie wymaga, że np jak piekę ciastka i pytam, czy do lukru mogę dodać olejek rumowy, to oczekuję jednoznacznej odpowiedzi. Nie roztkliwiam się, ale jestem uważna i całą sobą chcę pomagać a nie utrudniać.
Dora - Wto 15 Paź, 2013 22:11

A może tez nie chce być ułomnym w Twoich oczach, może alkoholizm kojarzy mu się z czym poniżającym, dlatego nie chce opowiadać o swoim pijackim życiu. I może również dla tego stawia Ci drinka, żeby Ci pokazać że jest normalny, możesz przy nim pić i nic mu nie będzie..
pietruszka - Wto 15 Paź, 2013 22:11

Podpiszę się pod tym, co wcześniej napisała Klara. Ta choroba tak właśnie ma, że lepiej, żeby to on pilnował się sam, a nie liczył na Twoje pilnowanie. Tak zdrowiej dla Ciebie i dla niego. Minimum wiedzy o chorobie może Ci się przydać. Podkreślam minimum. Choćby po to, by nie strzelać takich gaf jak używanie alkoholu w kuchni (sosy, przetwory, ciasta), kupowanie z okazji urodzin czekoladek z alkoholem, czy trzymanie za rękaw na imprezie, gdzie piją alkohol (z "zostańmy jeszcze").
Ale poza tym, żyj swoim życiem, ciesz się nim, jego chorobę zostaw jemu.

Mysza - Wto 15 Paź, 2013 22:12

Czy nie wydaje Ci się, że bardziej dbasz o jego trzeźwość niż on sam?
Nawet wiesz, że miał klasycznego suchego kaca, choć sama uzależniona jak twierdzisz nie jesteś, więc i o klasycznym suchym kacu pojęcia nie powinnaś mieć, bo i skąd?

reni - Wto 15 Paź, 2013 22:15

Myszo, odkąd jesteśmy razem czytam, czytam, i jeszcze raz czytam. Wiem, że co innego wiedza książkowa a co innego doświadczenie. Takowego nie mam...
Jacek - Wto 15 Paź, 2013 22:18

reni napisał/a:
Ale skoro żyjemy razem, to czuję się za Niego w pewnym sensie odpowiedzialna.

to się nazywa - wciągnięta w spółuzależnienie

Mysza - Wto 15 Paź, 2013 22:20

Choć wg regulaminu forum doradzać się nie powinno, to ja Ci jednak poradzę, żebyś skoro tak lubisz czytać, poszukała książek dla siebie,o kochaniu za bardzo, o współuzależnieniu... być może w tych książkach znajdziesz coś o sobie i o swoich zachowaniach
Maciejka - Śro 16 Paź, 2013 04:19

Witaj :) Jest taka granica w byciu odpowiedzialną za kogos i wobec kogoś . Jeśli jestem odpowiedzialna za kogoś to wiadomo ułatwiam mu życie, wstydze się za niego , wyręczam go , wybawiam go z kłopotów, załatwiam za niego różne sprawy , jeśli jestem odpowiedzialna wobec kogoś to jego zycie zostawiam jemu i robię tylko tyle ile trzeba czyli zajmuje się swoim życiem , a druga osoba tylko do granicy gdzie kończe się ja ja a zaczyna drugi człowiek . Jednym słowem co moje to moje a co twoje to twoje co wspólne to zastanawiamy się nad tym razem , rozmawiamy o tym i każde z nas ma swoje życie.
reni - Śro 16 Paź, 2013 06:57

Po to tu piszę, aby mi doradzono. Gdybym wiedziała, że poradzę sobie sama, to bym Was nie prosiła o pomoc.
reni - Śro 16 Paź, 2013 07:41

"perełka": Jednym słowem co moje to moje a co twoje to twoje co wspólne to zastanawiamy się nad tym razem , rozmawiamy o tym i każde z nas ma swoje życie.

Właśnie...razem!

olga - Śro 16 Paź, 2013 08:09

reni napisał/a:
co wspólne to zastanawiamy się nad tym razem ,

Właśnie...razem!


to Wy nic wspólnego nie macie? może nie w tym jest problem, że on o swoim alkoholizmie z Tobą nie chce rozmawiać?

reni - Śro 16 Paź, 2013 08:16

Olga, łączy nas wszystko. Tworzymy naprawdę szczęśliwy związek i tu właśnie tkwi szkopuł. Rozmawiamy o wszystkim, tylko nie o alkoholizmie. Ten temat przestał dla Niego istnieć a wiem, że problem jest i będzie. Rzutuje na naszą codzienność, jest...Więc dlaczego jest spychany do podświadomości przez Osobę najbardziej zainteresowaną?
olga - Śro 16 Paź, 2013 08:36

Dziewczyny wszystko powyżej Ci napisały. Myślę, że powinnaś zacząć chodzić na terapię dla współuzależnionych. Tam pokrótce dowiesz się co to takiego alkoholizm ale przede wszystkim dowiesz się wiele o współuzależnieniu. Jeśli jest tak jak piszesz - tworzycie szczęśliwy związek to szkoda byłoby żebyś to swoją niewiedzą zepsuła. Nie jesteś lekarzem żebyś go leczyła, nie jesteś terapeutą - nie terapeutyzuj go, nie jesteś matką - nie matkuj mu, jesteś - partnerką.
Maciejka - Śro 16 Paź, 2013 08:40

Reni a może nie jest spychany do podswiadomości tylko po prostu oddzielił swój problem od waszego związku. To , ze chce ci postawić drinka mimo swiadomości , ze tam jest alkohol to moim zdaniem wyższa szkoła jazdy skoro potrafi przejśc obok alkoholu i go to nie rusza. Jak ci napisała chyba Dora , że ja takie miejsca denerwuja ale znam alko , których to nie denerwuje przyjęli czy co tam zrobili do wiadomości , ze alkohol jest dla ludzi ale nie dla wszystkich.
reni - Śro 16 Paź, 2013 08:41

Olga, myślę, że tego właśnie mi potrzeba tylko sama przed sobą nie umiałam się przyznać. Bałam się, że jak o tym powiem, to On poczuje się urażony, że znów wyszukuję problem, który nie istnieje (czytaj alkoholizm). I tak koło się zamykało. Poza tym tłumaczyłam sobie to moją pracą, która pochłania stosunkowo dużo czasu i nie mam normowanych godzin pracy (mam tzw wolny zawód). Powoduje to, że czasem ciężko mi wykroić wolne popołudnie, czy wieczór. Mam dwoje dzieci (moich, z poprzedniego małżeństwa, które mieszkają z nami i On traktuje jak własne).
Czułam, że powinnam zacząć chodzić na terapię dla współuzależnionych i potrzebowałam kopa. Sama sobie nie poradzę...

Maciejka - Śro 16 Paź, 2013 08:48

Jest jeszcze Al- Anon czyli grupa samopomocowa dla rodzin alkoholików nie trzeba zapisów wystarczy chęć by tam pójśc.
olga - Śro 16 Paź, 2013 08:50

reni napisał/a:
Bałam się, że jak o tym powiem, to On poczuje się urażony, że znów wyszukuję problem,

Nie siedzisz w jego głowie i nie wiesz jak zareaguje. Ty rzeczywiście wyszukujesz problemy. Jeśli zapyta po co Ci terapia to odpowiesz zgodnie z prawdą - że go kochasz, że chcesz z nim być, że się boisz, że nie wiesz jak się zachowywać, że masz problemy z emocjami, że idziesz po pomoc dla siebie, że to zrobi dobrze dla Waszego związku.....

Tajga - Śro 16 Paź, 2013 08:51

Witaj Reni.

reni napisał/a:
Więc dlaczego jest spychany do podświadomości przez Osobę najbardziej zainteresowaną?

Tego nie wiesz gdzie jest, i czy w ogóle jest spychany.
W moim związku jest odwrotnie, to JA jestem alkoholiczką.
Mojego partnera znam ponad dziesięć lat, od dwóch mieszkamy razem.
O moim uzależnieniu rozmawiamy w kontekście takim że... On dostaje wiadomość ode mnie..... "namyśliłam się idę po pracy na miting, więc będę w domu wieczorem",
informuję o wyjazdach na zloty, dni skupienia, jadę i koniec.
Poza takimi logistycznymi informacjami nie rozmawiamy....bo i po co???
Moja choroba jest MOJĄ i tylko MOJĄ sprawą, nie widzę sensu w opowiadaniu Jemu swojego piciorysu.
Nawet gdyby naszła mnie ochota na zwierzenia, to jestem pewna że nie chciał by tego słuchać.
JA jestem alkoholiczką, nie piję tego alkoholu i reszta jest normalnie.
Gdybym miała jakieś problemy, to bądź pewna Reni, poszłabym na miting, do kogoś z przyjaciół z AA, do dawnej terapeutki bym zadzwoniła....mój partner by mi nie pomógł, i nie pomoże nigdy, bo nie ma pojęcia o głodach, nawrotach,stanach podenerwowania, dołach, dolinach itp.
Nawet sobie nie wyobrażam takiej sytuacji kiedy On zaczyna rozmowę na temat mojego uzależnienia.

Maciejka - Śro 16 Paź, 2013 08:53

Dzięki Tajga własnie o tym pisalam wcześniej. :buzki:
Tajga - Śro 16 Paź, 2013 09:01

perełka napisał/a:
pisalam wcześniej

:pocieszacz:

reni - Śro 16 Paź, 2013 09:53

Właśnie dzwoniłam i jestem umówiona na środę w przyszłym tygodniu na rozmowę wstępną z terapeutką uzależnień. Potem, mam nadzieję, będę uczestniczyła w grupie dla współuzależnionych.
Klara - Śro 16 Paź, 2013 10:13

reni napisał/a:
Właśnie dzwoniłam i jestem umówiona na środę w przyszłym tygodniu na rozmowę wstępną z terapeutką uzależnień.

Brawo! :brawo:

Estera - Śro 16 Paź, 2013 10:16

Reni, mam w podpisie takie zdanie: żeby zrozumieć trzeba poczuć. Pamiętaj, że choćbyś przeczytała wszystkie książki o alkoholizmie, to nadal będzie to wiedza teoretyczna i nie będziesz wiedziała, co czuje w danej sytuacji alkoholik. Możesz się domyślać, ale wiedzieć nie będziesz dopóki nie doświadczysz tego samego. Chodzi mi o to, żebyś nie próbowała nic robić na siłę, bo więcej złego niż dobrego możesz zrobić. Uszanuj to, że on nie chce z Tobą poruszać pewnych tematów. Może podskórnie czuje, że pewne rzeczy są trudne do zrozumienia dla osoby nieuzależnionej? zobacz: samo to, że rozmawiasz o swoim problemie z nami, a nie z nim jest niejako odwróceniem sytuacji, prawda?

pozdrawiam :)

reni - Śro 16 Paź, 2013 10:27

Estera, wiem i doskonale czuję, że do końca nie zrozumiem NIGDY. Tak samo jak On nie zrozumie pewnych moich problemów. Ale mimo wszystko próbuję o nich z Nim rozmawiać...Tymczasem w tym temacie z Jego strony jest mur. Niedawno mi powiedział:" a pytałaś o coś? pytaj!"...A jak inicjowałam, zagajałam, nawet w kontekście propozycji postawienia mi drinka, to cisza...Jakby problem nie istniał...
Może faktycznie spotkania terapeutyczne mi pomogą. Nie mam pojęcia, jak to wygląda. Boję się, nawet nie wiem czego. Wiem tylko, że chcę zbudować z Nim trwały związek, oparty na zaufaniu. A niestety Jego zamknięcie w tym temacie odczuwam jako brak tego zaufania.
Tajga, rozumiem Cię...ale mimo wszystko jest mi trudno zaakceptować taką sytuację.

Estera - Śro 16 Paź, 2013 10:57

reni napisał/a:
Wiem tylko, że chcę zbudować z Nim trwały związek, oparty na zaufaniu. A niestety Jego zamknięcie w tym temacie odczuwam jako brak tego zaufania.


może po prostu mu zaufaj, że wie co robi? i uszanuj jego decyzję? nic na siłę.

pannamigotka - Śro 16 Paź, 2013 11:03

Poczuwanie się do odpowiedzialności za trzeźwość/ pijaństwo innej osoby jest o tyle ryzykowne, że jak zacznie (tfu tfu) pić, to kto będzie odpowiedzialny? No oczywiście Ty. A to nie jest prawda.
Bardzo nie podoba mi się zrzucanie odpowiedzialności za picie alkoholika na jego bliskich- jest to po prostu nieprawda.
Ja sama na mityngu (!) usłyszałam od babki, która jest wprawdzie 16 lat w al-anon, ale jest bardzo chorą osobą, że jej mąż nie zapił (w przeciwieństwie do mojego), bo ona mu mówi- ZAPIJESZ, nie zapił dzięki jej radom.
Oczywiście nie wiedziała co i kiedy Lukaszowi mówiłam, a czego nie.
Nauczona doświadczeniem- nie ingeruję ani w jego trzeźwość ani w pijaństwo. Jestem od niego oddzielona. Jeśli chce mnie poinformować, to informuje, ale jest to niewiele informacji np to, że ostatnio podjął terapię.
Nie mówi mi, co mam gotować i co dodawać, to wiem sama. śmiać mi się chce jak pomyślę, że dzień przed zapiciem powiedział kategorycznym tonem, że sprowadzam alkohol do domu- byłam w szoku, okazało się, że chodzi mu o płyn do szyb z alkoholem :mgreen:
Także Twój wpływ jest o tyle istotny, aby stanowczym krokiem wyjść z zaczarowanego koła zaprzeczeń (ulotka do zakupienia na mityngu al-anon), a cóż więcej możesz robić- niewiele, jedynie dać dobry przykład ;)
A co do picia alkoholu- Ty możesz pić, nie jesteś uzależniona. Oczywiście nie w jego towarzystwie, ale nie chodzi o to, by demonizować alkohol, to on ma sobie radzić z alkoholem, który jest wszędzie, w domu może go nie być, ale wszędzie jednak jest. Skoro mówisz, że masz skłonność do uzależnień (co to znaczy?) to może zajmij się swoimi problemami, on ze swoimi radzi sobie chyba dość dobrze ;)

reni - Śro 16 Paź, 2013 13:54

Wiem, że mogę pić. Natomiast kiedy mój mężczyzna powiedział mi o swojej chorobie, podjęłam decyzję, że nie będę pić. Mówi, że tak Mu jest łatwiej.

Natomiast mówiąc o mojej skłonności do uzależnień, to miałam na myśli fakt, że w sytuacjach stresowych, kiedy nie umiem sobie sama ze sobą poradzić faszeruję się psychotropami. Teraz od jakiegoś czasu nie...Ale ciągnie mnie bardzo...Jestem w stanie iść i wyżebrać receptę na to, czy na tamto...To jest silniejsze ode mnie i daje chwile oderwania, pozwala nie myśleć. Wiem, że pewnie zostanę zaraz zlinczowana, co ja TUTAJ robię, ale musiałam to powiedzieć dla jasności sytuacji.

Klara - Śro 16 Paź, 2013 14:04

reni napisał/a:
pewnie zostanę zaraz zlinczowana, co ja TUTAJ robię

Tego nie oczekuj :nunu2:
Natomiast powiedz o tej Twojej skłonności terapeutce.

smokooka - Śro 16 Paź, 2013 14:12

Dla jasności sytuacji Reniu powiedz o psychotropach swojej nowej terapeutce. Nie zostaniesz zlinczowana :nie: natomiast możesz ułatwić jej pomaganie Tobie. Ja jestem i uzależniona i współuzależniona. To dla doświadczonej terapeutki dość często spotykana "mieszanka"
pietruszka - Śro 16 Paź, 2013 18:27

Tajga napisał/a:
O moim uzależnieniu rozmawiamy w kontekście takim że... On dostaje wiadomość ode mnie..... "namyśliłam się idę po pracy na miting, więc będę w domu wieczorem",

hmmm... właśnie zastanawiam się, kiedy rozmawiam o alkoholizmie z moim Pietruchem. Niedługo stuknie mu 8 lat trzeźwości, tyle lat temu oboje zaczęliśmy swoje zdrowienie, ja na Al-anon i terapii, on na swojej terapii, później i AA.
I życie stało się tak normalne, że po prostu... nie rozmawiamy o tym. Pewne rzeczy są po prostu naszą codziennością, że na co dzień po prostu o nich się nie rozmawia. Ileś lat temu wprowadziliśmy pewne zmiany (jak niepicie w domu, nieorganizowanie imprez alkoholowych, itd... ) i to całkiem zgrabnie funkcjonuje. I nie ma o czym gadać. Jest tyle innych tematów do gadania.

Zresztą gdyby potrzebował pomocy w tym względzie to ma swoją terapeutkę,swoją starą grupę AA, ja nie jestem od tego. To tak jakbym zaczęła się bawić w domorosłego dentystę i upierała się, że mu wyleczę zęby za pomocą wiertarki :panika:

W tym przypadku alkoholizm to jak krzywy palec u nogi, kiedyś odpowiednio złożony przez chirurga, zrośnięty i wyleczony. Ot- zawsze będzie krzywy, ale to nie temat do codziennych rozmów, roztrząsania tematu.

Jedyna rzecz, jaką, moim zadaniem, warto, żebyś znała to niezbędnik wspóluzależnionej, a szczególnie plan B, na wypadek zapicia partnera. Bo życie z alkoholikiem potrafi zaskoczyć i są sprawy, które warto mieć "zabezpieczone", jak "swoje pieniądze", "swoje drogi ewakuacji". Ot żyje się spokojniej. Przezorny zawsze ubezpieczony. Potem taką listę włożyć sobie w bezpieczne miejsce i sobie żyć pełną piersią, cieszyć się miłością i związkiem.

P.S. Pomysł ze spotkaniem w poradni bardzo dobry! I na Al-anon też warto się przejść - przynajmniej nie będziesz musiała sie pytać, jak wygląda miting :)

reni - Śro 16 Paź, 2013 20:41

Pietruszko, mojego partnera poznałam już w okresie, kiedy prowadził trzeźwe życie. Powiedział mi o swojej chorobie zanim postanowiliśmy zamieszkać ze sobą. Było więc we mnie wiele znaków zapytania. Nie odnośnie tego, czy się decydować na wspólne zamieszkanie, ale odnośnie samej choroby. Zdaję sobie sprawę, że plan B może być potrzebny. Zdaję a jednak gdzieś w środku nie dopuszczam tego do siebie. Trzy lata trzeźwości to nie długo...wiem. Nie wiem na ile On czuje się pewnie i mam nadzieję, że zbyt pewnie się nie czuje. Chyba to u Was czytałam (teraz już u nas), że jak ktoś czuje się zbyt pewnie, to największe picie ma jeszcze przed sobą. Wiem, że nie chodzi już na terapię, nie ma raczej kontaktu z grupą, nie uczestniczy w mitingach...Radzi sobie sam, tak mi powiedział.
Boję się bardzo momentu, kiedy musiałabym wdrożyć plan B i wierzę, że to nie nastąpi. Ale jednocześnie wiem, że to jest choroba nieuleczalna. Nie radzę sobie ze strachem, z emocjami. Mam ostatnio ochotę wziąć znane mi sprzed kilku miesięcy prochy i przespać całą noc, żeby nie myśleć...
Taka już jestem, że najwięcej daje mi rozmowa. Dlatego dziękuję wszystkim, którzy tu ze mną gadają. Chciałabym z Nim o tym rozmawiać, bo z Nim wiążę całe moje życie.

Na razie nie umiem żyć pełną piersią, choć kocham Go bardzo i jestem przy Nim spełniona jako kobieta.

pietruszka - Śro 16 Paź, 2013 20:51

reni napisał/a:
plan B

Moim zdaniem posiadanie planu B jest właśnie wyrazem odpowiedzialności, kiedy decydujesz się na życie z trzeźwiejącym alkoholikiem. Właśnie on ma sprawić, że nie musisz bać się, co stanie się, gdyby on zapił... Po prostu -wiesz i jesteś (na tyle na ile można) na to przygotowana, więc nie ma czego się bać, bez względu na to, czy to się zdarzy, czy nie. To nie bujanie w różowych obłoczkach, a realne spojrzenie. Rozsądek. Rozwaga. Mądrość.

Wiązanie się z osobą chorą zawsze niesie ze sobą jakieś ryzyko - czy to chorą na serce, czy gruźlicę, czy alkoholizm.

reni napisał/a:
Chciałabym z Nim o tym rozmawiać, bo z Nim wiążę całe moje życie.

A masz jakieś życie poza nim? Bo wiesz stawianie drugiej osoby jako centrum, wokół którego kręci się świat - nie jest najlepszym pomysłem. I to nie tylko, jeśli chodzi o życie z alkoholikiem...

reni - Śro 16 Paź, 2013 20:56

Mam pracę zawodową, bardzo intensywną. Mam dwoje dzieci...
Od kiedy zamieszkaliśmy razem, moje znajomości się pourywały. Przeprowadziłam się dla Niego do innego miasta. Są znajomi z pracy, na zasadzie luźnych znajomości. Myślałam o jakimś fitness, ale w tej chwili nie mam na to ani czasu, ani sił.
Tak więc życia towarzyskiego jako takiego nie mam. Chyba bym w tej chwili nawet nie chciała, nie umiała. Ciągle jestem na etapie budowania gniazda z Nim, to jeszcze trochę potrwa.
Dużo czasu pochłaniają mi dzieci. A jak już mówiłam, moja praca jest nienormowana, poza tym wymaga ciągłego dokształcania się i czasem wyjazdów (jestem tłumaczem), więc mój czas jest dość rozbity. I ja też.

Czy są jakieś symptomy, które świadczą o tym, że być może plan B trzeba będzie wcielić? Panicznie się tego boję, nie umiałabym Go zostawić...Wiem, twarda miłość...Ale nie umiem.

zołza - Śro 16 Paź, 2013 21:00

reni napisał/a:
Chciałabym z Nim o tym rozmawiać, bo z Nim wiążę całe moje życie.


Cześć jestem Zołza -alko :)
Niestety znam ta sytuacje z drugiej strony . My ( ja) alkoholicy mamy swój własny swiat. Rzadko potrafimy o naszym uzależnieniu rozmawiac z osobami nie majacymi tego problemu -pomimo,ze je kochamy i ufamy im. Jestem w zwiazku od 25 lat. Mąz był ze mna zawsze,gdy nie pilam,gdy piłam i teraz gdy kolejny raz usiłuje trzeźwiec. Próbował wiele razy ze mna rozmawiac na te tematy, duzo czytał ,ma wiadomosci o chorobie alkoholowej -ja jednak tez nie potrafie o moim nałogu z nim mowic.Wole wygadac sie przed ludźmi takimi jak ja,którzy przeżyli to co ja,i czuja podobnie do mnie :bezradny:

margo - Śro 16 Paź, 2013 21:27

Cześć Reni jeszcze raz :) Wiesz, wydaje mi się, że powinnaś trochę więcej czasu poświęcać sobie. Mówisz teraz, że Twoje życie kręci się wokół niego i ewentualnie pracy. To bardzo zły sposób budowania związku - wiem z własnego doświadczenia. W pewnym momencie to przestaje być takie miłe i zaczynasz sobie uświadamiać, że poza tą osobą właściwie nie masz nikogo, w razie jakichś problemów nie masz nawet do kogo się zwrócić - chyba, ze do obcych ludzi (którzy w większości mają gdzieś Twoje problemy - wiem z autopsji). Więc zostajesz zupełnie na lodzie, czujesz beznadzieję... Wyjdź do ludzi! Poznawaj ich, spotykaj się z koleżankami BEZ niego. Ja wszędzie chodziłam z moim już eks chłopakiem, byliśmy jak papużki. Teraz uczę się żyć sama - sama wychodzić gdzieś, wychodzić do innych ludzi. To daje też urozmaicenie - przecież ile można ciągle na tą samą osobę patrzeć :mgreen: Trzymaj się Reni :)
pietruszka - Śro 16 Paź, 2013 21:30

zołza napisał/a:
ja jednak tez nie potrafie o moim nałogu z nim mowic.Wole wygadac sie przed ludźmi takimi jak ja,którzy przeżyli to co ja,i czuja podobnie do mnie :bezradny:

hmmm...ja w sumie też z Pietruchem nie gadałam o współuzależnieniu... za wiele...bo i po co? I tak mnie nie zrozumie, a może i lepiej, żeby nie wiedział, co się w mojej łepetynie wyrabiało :boisie:

reni napisał/a:

Czy są jakieś symptomy, które świadczą o tym, że być może plan B trzeba będzie wcielić? Panicznie się tego boję, nie umiałabym Go zostawić...Wiem, twarda miłość...Ale nie umiem.


Wpierw trzeba mieć plan B. Prawdę powiedziawszy, pewności, że On nie zapije - nie ma się nigdy, co nie znaczy, że nie da się spokojnie żyć. Nikt nie jest wróżką i nie wyczyta tego w szklanej kuli. Nie da też gwarancji na piśmie, że Ciebie to spotka, czy nie spotka. Tak samo nie masz pewności, czy partnerowi nie spadnie na głowę jakaś cegła (ale można mieć dobre ubezpieczenie), czy nie zawali się dom w czasie wichury, czy nie potrąci Ciebie samochód na pasach.

Osobiście żyję sobie dość spokojnie, nie kręcę czarnych scenariuszy, żyję TU i TERAZ.

rufio - Śro 16 Paź, 2013 22:44

Nie rozmawiam z żona na ten temat nie licząc tego co powiedziane musi być .Nie Jej sprawa oraz problem . Mamy wiele więcej ciekawszych tematów do rozmowy niż ten .W ten sposób istnieje duża szansa , że wasz związek się rozleci - nikt na dłuższą metę nie lubi jak się zbyt często wchodzi do łóżka w gumofilcach .Będzie chciał to powie sam a ,że się jeży to się wcale nie dziwię .
Witaj i przepłyń basen .


prsk :evil2"

reni - Czw 17 Paź, 2013 04:42

Rufio, ale sam mówisz, że pewne rzeczy powiedziane zostać muszą. I mi właśnie o to chodzi, aby powiedzieć to, co jest konieczne a nie przemilczać...Nie chcę wchodzić w Jego prywatne sprawy w buciorach. Ale żeby wspólnie żyć, pewne rzeczy trzeba o sobie wiedzieć, trzeba to po prostu wyartykułować. Inaczej druga strona snuje domysły, nakręca się, rośnie frustracja i napięcie i koło się zamyka.
szika - Czw 17 Paź, 2013 06:40

Witaj Reni.
Jestem alko, mój partner nigdy mnie nie widział pijanej, wie tyle, że dom ma być czysty od alkoholu, że unikam imprez z alkoholem, sam nie pije w mojej obecności nigdy, pomimo że czasem daję Mu wolną rękę.
Gdy piszesz
reni napisał/a:
druga strona snuje domysły, nakręca się, rośnie frustracja i napięcie i koło się zamyka.
to absolutnie nic takiego nie ma miejsca, on nie ma z tym żadnego problemu.
A co Ty byś chciała wiedzieć?

Tajga - Czw 17 Paź, 2013 07:38

reni napisał/a:
I mi właśnie o to chodzi, aby powiedzieć to, co jest konieczne a nie przemilczać...

Powiedział Tobie że jest trzeźwiejącym alkoholikiem.
To było konieczne do stworzenia zdrowego związku.
reni napisał/a:
Inaczej druga strona snuje domysły

Chcesz usłyszeć że spał w rowie w obsikanych spodniach? że przeleciał panienkę na imprezie? że ukradł bułkę w sklepie?
szika napisał/a:
A co Ty byś chciała wiedzieć?

No właśnie CO???
To co zdarzyło się w Jego życiu zanim Ciebie poznał, nie powinno Ciebie obchodzić.
Dopytywanie się o to jest co najmniej niegrzeczne, więcej powiem to jest chore!!

Mysza - Czw 17 Paź, 2013 09:19

reni napisał/a:
pewne rzeczy powiedziane zostać muszą. I mi właśnie o to chodzi, aby powiedzieć to, co jest konieczne a nie przemilczać...

pomyślałaś, że możecie różnić się w kwestii tego, co musi zostać powiedziane?
Wiesz, że jest alkoholikiem, wiesz, że nie pije od jakiegoś już czasu. Co jeszcze wg Ciebie powinno zostać powiedziane?
reni napisał/a:
Inaczej druga strona snuje domysły, nakręca się, rośnie frustracja i napięcie i koło się zamyka.

Dlaczego snujesz domysły, po co się nakręcasz, skąd w Tobie frustracja?
Poszukaj w sobie odpowiedzi na te pytania.
A jemu daj być dorosłym facetem odpowiedzialnym za siebie i swoją trzeźwośc

reni - Sob 19 Paź, 2013 15:34

Próbuję szukać w sobie źródeł frustracji. Wiem jedno, sama sobie nie radzę i nie poradzę na pewno. Boję się spotkania z terapeutką a jednocześnie wiem, że to jest jakaś szansa...Jestem już zupełnie bezradna wobec samej siebie...
Klara - Sob 19 Paź, 2013 15:51

reni napisał/a:
Boję się spotkania z terapeutką

Nie bój się.
Nie masz czego. Terapeuci są po to, żeby pomóc.
Pomagają :tak:

reni - Sob 19 Paź, 2013 15:55

Im bliżej spotkania, tym większe mam wątpliwości, czy jest sens...Jestem umówiona na środę. Nie potrafię nazwać niczego, co we mnie jest. Myślę, że tu nie chodzi tylko o współuzależnienie, ale o całe moje wewnętrzne zagmatwanie. Boję się, że nie wyrobię czasowo, że chodząc tam ośmieszę się, że i tak nic to nie da...A tak bym chciała uporządkować siebie. Może wtedy przestałabym z takim uporem chcieć kontrolować życie obecne i przeszłe mojego mężczyzny...
endriu - Sob 19 Paź, 2013 15:56

kobieto, zachowujesz się jakbyś siedziała na bombie która w każdej chwili może wybuchnąć,
zostaw go w spokoju ze swoim alkoholizmem i zajmij się sobą,
nie rozumie tych którzy sie boją terapeutów, pójść na terapię...
ja do nich chodzę jak do każdego innego lekarza, żadnego stresu nawet przed pierwszym razem, mam duże zaufanie do fachowców...

moja żona w ogóle nie interesuje się moim uzależnienie, tyle ile chcę to jej powiem i jej wystarczy, nawet nie wie czy i kiedy chodzę na terapię, mitingi...

ostatnio chodziłem na terapię indywidualną w godzinach pracy i nawet nie wiedziała kiedy... :D

Klara - Sob 19 Paź, 2013 16:03

reni napisał/a:
Nie potrafię nazwać niczego, co we mnie jest.

Gdybyś umiała, terapia byłaby zbędna.
reni napisał/a:
A tak bym chciała uporządkować siebie.

Właśnie do tego przydaje się pomoc terapeuty.

Nie pękaj! BĘDZIE DOBRZE! :okok:
Chusteczki też tam mają jako stałe wyposażenie, ale nie zaszkodzi zabrać ze sobą.

zołza - Sob 19 Paź, 2013 16:06

reni napisał/a:
że chodząc tam ośmieszę się, że i tak nic to nie da...A tak bym chciała uporządkować siebie.


I to Ci da terapia :) Poznasz siebie ;) I staniesz sie odrębną osobą ,ktora oprócz faceta ma też swoje (i tylko swoje) życie :okok:

olga - Sob 19 Paź, 2013 16:14

reni napisał/a:
ośmieszę się,


przed kim? :drapie:

szika - Sob 19 Paź, 2013 16:55

Reni zaczynasz mówić o sobie a to duży krok w przód. Dotychczas czytałam tu u Ciebie "bo on, a czemu on, a co ja mam zrobić żeby on". Wspaniale! Że się boisz to naturalne, terapia to zmiany, coś nowego, a często boimy się tego czego nie znamy. Ja też się bałam i miałam tak samo jak Ty, a że to nic nie pomoże, a bo ja jestem taki beznadziejny przypadek, ale już na pierwszej sesji przekonałam się, że to jest to, że o to chodziło, że wreszcie, dlaczego ja wcześniej tu nie przyszłam???
No i te leki... dobrze, że to z siebie wyrzuciłaś... pewnie Ci uwierało, mogę się tylko domyślać... jak dziewczyny mówią - koniecznie powiedz o tym, jeśli bierzesz regularnie, możliwe, że trzeba będzie odstawiać stopniowo według planu, żebyś się nie rozsypała... trzymam za Ciebie kciuki i powiem Ci że wcale aż tak bardzo nie jesteś pogmatwana, ale nieszczęśliwa to na pewno tak, staraj się patrzeć na to, że po kroczku, powoli, nikt nie bedzie od Ciebie wymagał żadnych wielkich rewolucji, zaufaj terapeutce, już ona wymyśli dla Ciebie spójny, mądry plan... po to oni są i to potrafią... trzymaj się :pocieszacz:

Maciejka - Sob 19 Paź, 2013 16:56

reni najlepszą rzeczą na lęk jest wejść w sytuacje , której sie boisz a na wstyd bo jakoś to wypatrzyłam jest patrzenie rozmówcy między oczy. Wypróbowałm sama i działa. :pocieszacz:

Na początku mało kto potrafi nazwać co czuje, jak się z tym czuje, czego oczekuje od terapii, boi sie nowych rzeczy, lęk przed nieznanym jest normalną reakcją ale nie dowiesz się co jest za zakętem jak tam nie zajrzysz , nie spróbujesz. Uszy w górę koleżanko i do przodu :pocieszacz: :buziak:

endriu - Sob 19 Paź, 2013 20:01

perełka, między oczy? znaczy się na nos?
olga - Sob 19 Paź, 2013 20:06

perełka napisał/a:
najlepszą rzeczą na lęk jest wejść w sytuacje , której sie boisz


:okok: mówi się, że strach ma wielkie oczy

Mysza - Sob 19 Paź, 2013 21:19

reni napisał/a:
mam wątpliwości, czy jest sens

reni napisał/a:
Myślę, że tu nie chodzi tylko o współuzależnienie, ale o całe moje wewnętrzne zagmatwanie.

reni napisał/a:
.A tak bym chciała uporządkować siebie.


zobacz jak sama sobie odpowiedziałaś na wątpliwości, czy jest sens iść na terapię :)
powodzenia życzę, początki nie są łatwe, ale efekt końcowy przerasta najśmielsze oczekiwania (sprawdzone to mam ;) )

Maciejka - Nie 20 Paź, 2013 04:41

Endriu patrzy sie gdzie sie uważa , grunt to przełamać wstyd i nabrac odwagi a to na początku bywa nie raz trudne :skromny:
reni - Nie 20 Paź, 2013 07:50

Bardzo Wam dziękuje za te słowa. Boję się...to jest chyba jedyne, co umiem określić, że czuję. Uwiera mi to jednak tak bardzo i od tak wielu lat, że już sama nie umiem w tym tkwić i chcę przełamać strach i wstyd i poprosić o pomoc.
Ja już tak mam, że zawsze przed czymś istotnym snuję czarne scenariusze. Teraz też: a to że terapeutka mnie oleje, a to że akurat dla mnie nie ułoży planu terapeutycznego, a to że nie wyrobię czasowo, a to że się nie będę umiała otworzyć.

Na razie w ciągu paru dni doszłam do jednego wniosku: że robię to nie tylko dla naszego związku, ale dla siebie też. Że jak ja będę zdrowa, to automatycznie łatwiej nam będzie stworzyć zdrowy związek. Bo miłości we mnie jest mnóstwo do Niego. I z Jego strony też...nigdy tyle w życiu nie otrzymałam, co od Niego.

O psychotropach powiem na pewno. Co do brania, to teraz nie biore regularnie. Teraz nie biorę wcale, ale brakuje mi tego azylu, że jak było źle, to brałam, zasypiałam i nie myślałam. Więc fizycznie nie biorę, ale w myślach biorę.

olga - Nie 20 Paź, 2013 08:00

reni napisał/a:
nie będę umiała otworzyć.

Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Może na pierwszym spotkaniu się nie otworzysz, może na drugim też....aż w końcu coś pęknie bo już będziesz miała dość życia w zakłamaniu, będziesz chciała zrzucić ten ciężar z siebie i wtedy poczujesz wielką ulgę....

pannamigotka - Nie 20 Paź, 2013 08:17

reni napisał/a:
Bardzo Wam dziękuje za te słowa. Boję się...to jest chyba jedyne, co umiem określić, że czuję.

No i kłania się moje ulubione hasło :) BÓJ SIĘ I RÓB.
Kiedyś myślałam, że skoro się czegoś boję, to nie muszę tego robić. Jak mi to 'ułatwiało' życie i jaki piękny pretekst miałam :)
Przełamywanie swojego strachu dla własnego dobra to jest cudowna rzecz!

Całkiem możliwe, że najpierw zaczniesz się bawić swoim uzależnieniem, a dopiero potem współ, ale to będzie decyzja terapeutki, a może wszystko to wymiesza? U mnie wymieszało się współ z DDA.

szika - Nie 20 Paź, 2013 08:21

reni napisał/a:
Co do brania, to teraz nie biore regularnie. Teraz nie biorę wcale, ale brakuje mi tego azylu, że jak było źle, to brałam, zasypiałam i nie myślałam. Więc fizycznie nie biorę, ale w myślach biorę.


ja dokładnie tak miałam z alkoholem, różnica - inna substancja chemiczna... mnie było łatwiej bo alkohol jest bardziej wyrazisty, opisany, znany, widoczny dla otoczenia, śmierdzi... Ty masz trudniej... ale nie zniechęcaj się :)
reni napisał/a:
ale dla siebie też.

super:) może nie TEŻ a PRZEDE WSZYSTKIM :) ale i na to przyjdzie pora, jesteś na dobrej drodze :)

margo - Nie 20 Paź, 2013 13:14

Reni, ja całkiem niedawno jeszcze też byłam na pierwszym spotkaniu z terapeutką. Miałam pewne opory, ponieważ byłam już rok wcześniej i mnie na terapię, nie wiedziałam dlaczego, nie przyjęli. Teraz już wiem - za mało się otworzyłam przed terapeutką, za mało jej powiedziałam O SOBIE. Trajkotałam non stop, że ten mój to, że ten mój tamto... Rok czasu musiał upłynąć, kolejny trudny rok, aby tam znów pójść. Nie żałuję - włożyłam bardzo dużo energii, żeby się przed terapeutką otworzyć i powiedzieć coś z serca, a nie z głowy. Powiem Ci jedno - bardzo się cieszę, że tam trafiłam, bo te rozmowy dużo mi dają. I uwierz mi - Ty też nie będziesz żałować. I nie ma się co denerwować - każdy ma jakąś tremę przed debiutem :) To Twój debiut w kierunku zdrowego podejścia do życia. Dasz radę! :pocieszacz:
reni - Wto 22 Paź, 2013 08:23

Margo, ostatni okres mam bardzo intensywny. Otwierają mi się oczy i widzę, jak bardzo chcę nad wszystkim panować, jak bardzo chcę sprawować kontrolę nad wszystkim, również nad trzeźwieniem mojego partnera. Jak bardzo żyję jego życiem. Jest we mnie schemat: jego niezadowolenie i gorszy dzień od razu powoduje, że szukam przyczyn w sobie, że jestem przekonana, że ja dałam powód, że ja niedostatecznie coś dopilnowałam, zrobiłam...Zaraz robię się nerwowa, nakręcam się. Wcześniej nigdy tego nie widziałam...
Również fakt, że swoje potrzeby od wielu lat (już właściwie nie pamiętam od kiedy) spychałam na daleeeeeki plan. Zaspokajanie własnych potrzeb i ambicji wywołuje we mnie wyrzuty sumienia i rozdarcie...Dociera to do mnie dopiero teraz, jak czytam uważnie ten dział i zwłaszcza wskazówki dla współuzależnionych.
Nie umiem wcale brać, nauczyłam się tylko dawać. Mogę padać na pysk, ale muszę ugotować, posprzątać, przetłumaczyć, sprawdzić zadania dzieci, zrobić zakupy. Potem zionę niechęcią, wyczerpaniem...Ale daję, daję, daję a niczego nie biorę. Biorąc czuję się źle, jak pijawka..To wszystko, co teraz odkrywam w sobie było we mnie od wielu lat. Załamuje mnie to, że praca przede mną chyba gigantyczna. Nie wiem w ogóle, czy z takiego zaklętego kręgu da się wyjść nie krzywdząc przy tym najbliższych.

szika - Wto 22 Paź, 2013 08:40

reni, jak bardzo przypomina mi Twój opis mnie samą.. nawet nie wiesz jak się cieszę, że to zobaczyłaś, pamiętam ten etap w swoim zdrowieniu... nie bój żaby, dasz rade a z kregu da się wyjść... jak widac na załączonym obrazku (czyt. to forum) :okok:
Klara - Wto 22 Paź, 2013 08:45

reni napisał/a:
Nie wiem w ogóle, czy z takiego zaklętego kręgu da się wyjść nie krzywdząc przy tym najbliższych.

Spokojniutko Reni, p o w o l u t k u!
Kiedyś jedna z forumowiczek miała w podpisie taką fajną myśl: "Nie pchaj tego, co się samo toczy".
Dowiesz się trochę więcej na terapii, zaplanujesz sobie wszystko i malutkimi kroczkami stworzysz wokół siebie WŁASNĄ swobodną przestrzeń.
Może się zdarzyć, że nie wszystko się będzie podobało Twoim wygodnickim domownikom, ale przywykną do odrobiny samodzielności i też ją polubią.
NIE MARTW SIĘ NA ZAPAS! :pocieszacz:
Nauczysz się zmieniać tylko to, co możesz zmienić i tak będzie dobrze.

reni - Wto 22 Paź, 2013 08:57

Wcześniej, przez trzydzieści parę lat nie widziałam tego, że moje złe samopoczucie w poszczególnych sytuacjach wynika z tego, że ktoś obok mnie ma problem. Łykam prochy, bo boję się, że on ma doła. On ma doła, na pewno moja wina.
Dziecko dostało gorszą ocenę- moja wina, ja nie dopilnowałam. Student na zajęciach się nudzi-moja wina, bo je nudno prowadzę. Mój partner ma niestrawność-pewnie coś, co ja ugotowałam, mu zaszkodziło.
Czasem wyczerpuje mnie nie wiem co a teraz widzę co: starania o wszystkich wokół siebie, tylko nie o samą siebie.
Ale wpajano mi od dziecka: kształć się dla twoich przyszłych dzieci, dbaj o zdrowie, bo sprawisz kłopot innym...I rosłam w przekonaniu, że nic dla mnie, wszystko dla innych...
Sprzątam, aby innym było miło w czystym domu.
Gotuję to, co inni lubią.
Idę na spacer po to, aby inni mieli przyjemność...
A jak próbowałam robić coś dla siebie, to wyrzuty, kac moralny, niesmak...
Unikam knajp, nie chodzimy razem w pijane miejsca, aby Jemu było łatwiej. Zachowuję zupełną abstynencję, żeby Jemu nie sprawiać kłopotów...Choć miałam ochotę latem napić się piwa do pizzy na urlopie...Nawet miejsce na plaży wybierałam pod Jego kątem, aby nie było za dużo brzęku puszek...Wszystko dla innych. Czuję się odpowiedzialna za Jego złe dni, za humory, niedomagania. Już nawet dziś rano się zorientowałam, że jak mój partner wchodzi do kuchni, to rezygnuję z słuchania mojej ulubionej stacji radiowej, bo on nie lubi szumu radia...

Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 09:00

Jest taka niebieska książeczka; W AL- Anon dzień po dniu , kiedys była moim elementarzem na stronie AL- Anon można sobie zamówic.
Estera - Wto 22 Paź, 2013 09:02

ha, brzmi jak część mojej historii, ale nie martw się. podpisuję się "oboma ręcami" pod tym, co napisała Klara i szika :tak: krąg nie jest tak zaklęty jak się na początku wydaje. :okok:
olga - Wto 22 Paź, 2013 09:13

Dostrzeglas problem, nazwalas go. :okok: To juz pierwszy duzy krok do osiagniecia sukcesu. Teraz zacznij robic kolejne male kroczki. Taki pierwszy najmniejszy jak tylko mozliwe - nie wylaczaj tego radia. Na poczatku poczujesz dyskomfort, moze nawet ogarnie Cie niepokoj, nie bedziesz miala przyjemnosci ze sluchania ale zrob to dla siebie. Tak bedzie tylko na poczatku, pozniej bedzie coraz lepiej. Gdy on zdziwiony dlaczego gra radio bedzie sie domagal przelaczenia kanalu albo wylaczenia odbiornika powiedz mu, ze lubisz je sluchac i dlaczego masz z tego rezygnowac. Zaproponuj ewentualnie lekkie wyciszenie jesli to ma mu tak przeszkadzac.
szika - Wto 22 Paź, 2013 11:53

Reni ja dodam, że dodatkowo do tego co napisałaś to byłam z siebie bardzo dumna! Tak rozumiałam bycie dobrą żoną i matką... Miara mojej wartości było zaspokajanie czyichś potrzeb... mąż chodził czysto ubrany bo na siłę ściągałam mu brudne spodnie z tyłka, dla dzieci gotowałam na obiad po kilka dań, bo ten lubi to a tamten tego nie je, dla tego trzeba to, no i jeszcze dla męża, bo przeciez on musi porządnie zjeść...
Czasami jak mąż przyniósł jakąś lewiznę, powiedzmy stówkę, dał w rękę idź sobie coś kup, to ja leciałam do sklepów z ciuchami dla dzieci, do szmateksów i robiłam super zakupy...dla wszystkich ale nie dla siebie, dla mnie już nie wystarczało... ale jakże ja się cieszyłam z tego co kupiłam, a przymierz, a pokaż, a zobacz... a oni tak na luzie i jeszcze grymasili.. w jednych welurowych kozakach przechodziłam 6 zim, pchając wózek i ciągnąć za sobą starszego synka, tonąc w śniegu, zawsze po spacerze miałam mokre stopy na wylot, a mój syn miał buty za tyle co pół wypłaty, bo miał płaskostopie, porządne, włoskie... jakżesz ja byłam wtedy dobrą matką...

olga - Wto 22 Paź, 2013 12:01

Przykro mi to stwierdzic ale tak nas nauczono. Jaki mialysmy wzor zony i matki? Nie wiem czy kiedykolwiek zetknelyscie sie z takimi haftowanymi makatkami wiszacymi na scianie? Ja pamietam je sprzed wielu wielu lat kiedy bylam jeszcze dzieckiem. Moja babcia je miala. Tam bylo wyhaftowane cos takiego: "Zona szczesliwa gdy maz najedzony". Wpajano nam takie wzorce postepowania. Tak robila babcia, matka, ciotki. A nie daj Boze jak ktos mowil na jakas kobiete, ze ma w domu balagan albo brudno albo obiadow czasami nie gotuje :szok:
Miara wartosci zony i matki jest zadowolenie meza i dzieci. :bezradny: tak to funkcjonuje do dzisiaj i nielatwo jest wyrzucic to ze swojego umyslu.

reni - Wto 22 Paź, 2013 13:25

Szika, u mnie było identycznie...To są chyba pozostałości z domu rodzinnego, z poprzedniego małżeństwa, w którym mąż (pijący) decydował gdzie mogę pracować a gdzie nie, do kogo mogę wyjść, w czym iść w niedzielę do kościoła, kontrolował esemesy pisane do koleżanki, sprawdzał szafę, szufladki...Też miałam TAKIE kozaki. Ubierałam się w szmateksie, podczas gdy on w "normalnych" sklepach. Dzieci zawsze wypicowane, czyściutkie, dom lśniący, obiad dwudaniowy, na niedzielę domowe ciasto...Byłam dumna z siebie, że jestem dobrą matką i żoną, ale w środku umierałam.
Odeszłam po 12 latach "małżeństwa", z którego nie zostało nic, prócz dzieci.
Dziś ciągnę bagaż przeszłości, choć obecny partner powtarza mi, że nie chce kucharki, sprzątaczki, tytana pracy, tylko partnerki. Ale ja nie umiem nią być.
Chciałabym bez wyrzutów sumienia wydać na siebie pieniądze, kupić sobie ciuch, zrobić wolne popołudnie nie mając przy tym wyrzutów sumienia. Nie potrafię. Łapię się na tym, że gotuję pod rodzinę, choć mój obecny partner mówi, abym nie pytała co robić, tylko po swojemu...Nie umiem...Mam 39 lat i jestem jak mała dziewczynka.
Ostatnio zawołałam go do kuchni, aby się usprawiedliwić, że garnki są niepochowane. Mówiłam i przepraszałam...On patrzył szeroko otwartymi oczami i nie wierzył w to, co słyszy...A ja brnęłam...bo tak się nauczyłam...Odpowiedzialna za wszystko.
Obecnie czuwam nad JEGO trzeźwością, choć On tego nie chce. Nie umiemy o tym rozmawiać, to tylko się domyślam, obserwuję i próbuję ułatwiać...

Chciałabym normalności, tak strasznie bym tego chciała...


Kiedyś, przez 12 lat tamtego związku musiałam pytać, kogo mogę zaprosić do domu...Teraz nie zapraszamy dlatego, że w domu nie ma wcale alkoholu, ze względu na chorobę mojego Partnera. Nie pamiętam jak to jest przyjmować gości...Gubię się sama w sobie...Co jest mną a co moim przyzwyczajeniem, skrzywieniem...

Acha...radio dziś grało cichutko do południa, ale pozwoliłam je wyłączyć...

reni - Wto 22 Paź, 2013 13:26

Jutro mam spotkanie z terapeutką. Pierwsze...Trzymajcie za mnie kciuki. Nawet nie wiem od czego zacząć. Co mówić.
pietruszka - Wto 22 Paź, 2013 13:29

reni napisał/a:
Sprzątam, aby innym było miło w czystym domu.
Gotuję to, co inni lubią.
Idę na spacer po to, aby inni mieli przyjemność...

Skąd ja to znam... Mnie też było bardzo mało kiedyś, ale wiesz reni - to naprawdę da się zmienić. I co ciekawe - inni to też doceniają, choć często bywa to na początku dla nicj=h niewygodne. Może to dlatego, że w rzeczywistości i tak jest w nas bunt, nasze ciało, zaciśnięte mięśnie ust, skrzywienie ust, spojrzenie spod byka - mówią, że robimy coś nie dla siebie, a dla innych, że się poświęcamy... ? :mysli:

olga - Wto 22 Paź, 2013 13:42

reni napisał/a:
radio dziś grało cichutko do południa, ale pozwoliłam je wyłączyć...

a powiedzialas mu, ze lubisz je sluchac? tak normalnie, po prostu, tonem oznajmujacym, nie proszac aby pozwolil ani nie robiac wyrzutow, ze nie pozwala....moze komunikacja u Was szwankuje?

Tajga - Wto 22 Paź, 2013 13:45

pietruszka napisał/a:
Skąd ja to znam...

Skąd ja to znam... to chyba jest typowe dla kobiet.
W obecnym związku łapałam się na tym , że powielam schematy.
I od razu na baczność.... STOP.
TERAZ ma być inaczej, tak jak JA chcę.
Ale i tak zdarza mi się przymilnie pytać co ugotujemy, co kupimy
na "Kochanie nie pytaj się mnie, jesteś dorosła" odwracam kota ogonem
( nie mojego żywego oczywiście ;) )....."ja się nie pytam, ja informuję tylko".
I tak parę razy w tygodniu :evil2"

reni - Wto 22 Paź, 2013 13:46

Szwankuje...to też jest mój bagaż, który za sobą wlokę.
olga - Wto 22 Paź, 2013 14:09

reni napisał/a:
Szwankuje...to też jest mój bagaż, który za sobą wlokę.

Kochana, terapia sie klania i czytaj forum, tutaj dziewczyny beda Cie "prostowac". Perelka pewnie odpowiednia literature Ci podsunie.

olga - Wto 22 Paź, 2013 14:11

Cytat:
"Kochanie nie pytaj się mnie, jesteś dorosła"


ehhhh jak ja tego nie lubie, na pytanie "co bys zjadl na obiad"? slysze: "tak pysznie gotujesz, ze zjem co bedzie" :nerwus: a ja nie mam pomyslu :smieje:

Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 14:15

Oczywiście prosze bardzo; Poza kontrolą, Rodzina z problemme alkoholowym, Dzieci w rodzinie alkoholowej, Trudna nadzieja, Małżeństwo na lodzie, póki co wystarczy aaa jest jeszcze Pułapka współuzależnienia.
Tajga - Wto 22 Paź, 2013 14:19

olga napisał/a:
jak ja tego nie lubie

Za dwa dni i tak pada to samo pytanie :rotfl:

szika - Wto 22 Paź, 2013 14:28

Tajga napisał/a:
Za dwa dni i tak pada to samo pytanie


nie wiem jak Wy, ale dla mnie wymyślanie co bedzie na obiad czy kolację było koszmarem, jak juz był plan to ja mogłam robić zakupy, gotowac itd, ale najgorsze to wymyslanie... ja miałam tym gorzej, że oboje, moja córka i syn to były straszne niejadki, blade, chude, cienie pod oczami i wieczna niedowaga... o jak ja nienawidziłam wymyślać co na obiad :(

Klara - Wto 22 Paź, 2013 14:31

No i:


Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 14:33

Dla mnie za ciężka na początek do niej trzeba mieć gotowość żeby pojąć o co w tym chodzi może to lepiej ; Kobiety, które kochają za bardzo.
Klara - Wto 22 Paź, 2013 14:36

Nie wiem, co w niej ciężkiego, ale może masz rację :bezradny:
Jakoś trafiła do mnie od razu i bodajże na początku terapii.

smokooka - Wto 22 Paź, 2013 14:40

Cytat:
Kobiety, które kochają za bardzo.
jakieś 15 lat temu przeczytałam tę książkę, ze wszystkim się zgadzałam, i bardzo grzecznie pozwoliłam sobie nadal kochać za bardzo i szukać później wciąż podobnych relacji. Dla mnie na początek za leciutka, ciekawa, dobrze się czyta, ale "za przyjemnie" jak dla mnie. Koniec współuzależnienia mnie przynajmniej bolał i zmuszał do myślenia. Fakt, jest ciężki, ale to ze względu na odkłamywanie siebie.
Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 14:43

Wiesz Klara ja ją czytałam i spłynęlo po mnie jak woda po kaczce niewiele z tego rozumiałam . Może było dla mnie za wcześnie na nia lepiej sytuację wyjaśnia Trudna nadzieja lub Poza kontrolą tam jest opisane co dzieje sie z osoba współuzależniona , uzależnioną , dziećmi na początek ważne informacje i spore otwarcie oczu.

Sa osoby, które polecają Kobiety, które kochają za bardzo ale do mnie ta ksiżka nie trafiała,

szymon - Wto 22 Paź, 2013 14:50

perełka napisał/a:
Dla mnie za ciężka na początek


a gdzie jest początek u współ ?

pietruszka - Wto 22 Paź, 2013 14:50

Na początek czytałam też "Buty mojego męża". Bardzo polska książka, a także to, co można było później wyczytać o niej na forach okołoalkoholowych ;) I zarówno sama książka, jak i to co się działo po jej publikacji dużo mnie nauczyło.

Ale tak naprawdę pierwszymi książkami, które czytałam, były... książki o alkoholizmie :oops: Jakbym własnych problemów nie miała :rotfl:

Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 14:52

Szymon :nono: chodzi o początek robienia czegoś ze sobą a na początek taka osoba potrzebuje informacji i wsparcia.

Pietruszka ja też czytałam różne ksiązki o alkoholiźmie , chciałam zrozumieć męa ale ja mam na mysli prawdziwy początek zaczynając od siebie.

smokooka - Wto 22 Paź, 2013 14:55

Mnie dużo bardziej interesowały książki Osiatyńskiego, ale do siebie zupełnie nic nie brałam. Ja się z nich "uczyłam" rozumienia biednego misia :smieje: mimo żę sama już też byłam uzależnioną współuzależnioną
pietruszka - Wto 22 Paź, 2013 14:57

perełka napisał/a:
ja mam na mysli prawdziwy początek zaczynając od siebie.

Całe moje życie jest jednym wielkim początkiem :skromny:

szymon - Wto 22 Paź, 2013 14:58

perełka napisał/a:
Szymon chodzi o początek robienia czegoś ze sobą a na początek taka osoba potrzebuje informacji i wsparcia.


nie no, spoko
piszesz o sobie, że jest ciężka dla Ciebie, to sie pytam grzecznie czy jesteś przed początkiem czy w środku początku, czy już za początkiem

Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 15:01

Ja trafiłam GKRPA i tam był trzeźwiejący od 7 lat alkoholik i postanowił zająć się osbami współuzależnionymi i była taka sytuacja, ze jak już odważyłam sie mówić to co powiedziałam to było nie tak , w koncu się wkurzyłam i mówię to co robić w końcu? A on na to ; przestań walczyć z alkoholikiem i alkoholem. Jak powoli przestawałm to on na to; przestan walczyć ze sobą i w koncu zaczęłam pochłaniać książki jakie tam były żeby dowiedzieć o co mu chodzi i co robić ale dopiero jak nasza grupa wsparcia się rozleciał to poszłam na terapię i dostałm właściwe książki i pomoc.
Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 15:03

Szymon grzecznie odpowiadam; jestem w drodze , w podrózy zwanej życiem.
szymon - Wto 22 Paź, 2013 15:33

ba ja ta książkę przeczytałem, jak chciałem zrozumieć o co chodzi :roll:
i mi się wydaje, taka dobra jak na początek, ale ja po drugiej stronie, to wiesz...

reni - Wto 22 Paź, 2013 15:39

To co mi radzicie na sam początek?
Na sam początek początku...

olga - Wto 22 Paź, 2013 15:48

noooo napialam Ci przeciez - terapia, czytaj i bierz do siebie to co dziewczyny pisza bo to prawda z zycia wzieta
Linka - Wto 22 Paź, 2013 15:53

i Al-non :)
al-anon ma to do siebie, że nie trzeba się zapisywac, czekać,
deklarować, ze będzie się chodziło

olga - Wto 22 Paź, 2013 16:08

Reni jestes osoba wspoluzalezniona i to bardzo silnie. Nabawilas sie tej przypadlosci w zwiazku z czynnym alko. Caly Twoj swiat krecil sie wokol jego picia i niepicia. Ty swoj swiat stracilas. Czynnego alko juz nie ma, Ty chcesz tworzyc zwiazek z trzezwym czlowiekiem ale caly czas funkcjonujesz w dawnych schematach. Zacznij odzyskiwac swoj swiat. Beda to pierwsze kroki do zdrowienia.
endriu - Wto 22 Paź, 2013 17:29

perełka napisał/a:
Oczywiście prosze bardzo; Poza kontrolą, Rodzina z problemme alkoholowym, Dzieci w rodzinie alkoholowej, Trudna nadzieja, Małżeństwo na lodzie, póki co wystarczy aaa jest jeszcze Pułapka współuzależnienia.


widzę poprawę Perełko, już nie piracisz... :lol:

olga - Wto 22 Paź, 2013 17:40

Ty Endriu to wszystko masz pod kontrola... :mgreen:
olga - Wto 22 Paź, 2013 17:47

a Ty wiesz, ze to wspoluzaleznieniem zalatuje? :mgreen:
endriu - Wto 22 Paź, 2013 17:51

porozmawiam o tym z terapeutką, tylko najpierw muszę jakąś znaleźć bo z poprzednią się rozstałem...
Maciejka - Wto 22 Paź, 2013 17:58

Reni masz odpowiedź na swoje pytanie Andrzej zacytował właściwe książki dla ciebie na ten moment i to co Klara poleca.
margo - Wto 22 Paź, 2013 19:26

Hej Reni! Wiesz, tak jak i wszystkie inne dziewczyny Ci tu piszą, to ja też Ci piszę, że mam to samo. One są trochę bardziej zaawansowane, ja dopiero też na początku drogi :mgreen: Trzymam kciuki za Ciebie jutro, nie ma się co denerwować - to przecież jak wizyta u lekarza. No i myślę, że dziewczyny też tu dobrze radzą - Al-anon to też bardzo fajna forma pomocy. Ja trafiłam najpierw na al-anon, a dopiero później na terapię. Od siebie Ci tylko mogę powiedzieć, że nie zrażaj się, jeśli jakaś grupa Ci się nie spodoba - tylko zajrzyj na inną. Ja miałam taki przypadek, że byłam w jednej grupie, która zupełnie mi nie odpowiadała i ją zmieniłam. Teraz jest super :okok: możesz chodzić też na wiele grup. Ale to tylko od Ciebie zależy. Daj znać jak Ci poszło! :pocieszacz:
reni - Wto 22 Paź, 2013 20:59

Dziękuję Wam bardzo! Jutro na pewno dam znać, jak mi poszło. Cały czas się boję, jak wyrobię czasowo. Ale wiem bardzo, że chcę zdrowieć.
szika - Wto 22 Paź, 2013 21:57

reni napisał/a:
Dziękuję Wam bardzo! Jutro na pewno dam znać, jak mi poszło. Cały czas się boję, jak wyrobię czasowo. Ale wiem bardzo, że chcę zdrowieć.


jak fajnie coś takiego czytać a nie o (sorki) nieobecnym trzeźwiejącym alkoholiku co to nie chce się dzielić swoim trzeźwieniem :) WITAJ RENI :)

reni - Śro 23 Paź, 2013 12:30

Kochani, wróciłam od terapeutki...dużo pracy przede mną. Bardzo dużo. Jestem uzależniona, współuzależniona, z rodziny dysfunkcyjnej (a na zewnątrz wszystko zawsze było tak ładnie...). Terapeutka powiedziała, że czuje, jakby miała przed sobą małą, grzeczną dziewczynkę, która jest od dziecka przyzwyczajona, że za wszelkie "złe" zachowanie (własne zdanie, złość, bunt) zaraz jest karana odsunięciem emocjonalnym. Tak wzrastałam...nie zdawałam sobie z tego sprawy...
Przymusowo chcę nad wszystkim sprawować kontrolę, wszystko i wszystkich kontrolować a w razie trudności wycofywać się emocjonalnie.
Przyzwyczaiłam się do bycia karaną...nawet nie wiem kiedy.
Nie umiem być dobra dla siebie...nawet nie wiem co to znaczy...

Daleka droga przede mną...Za tydzień kolejne spotkanie. Potem ponoć przyjdzie czas na grupę.

smokooka - Śro 23 Paź, 2013 12:36

Reni, to trudna, ale wspaniała podróż przed Tobą. Zaczynałam tak samo w lutym ubiegłego roku. Kim jestem, czym jestem? Nic nie wiedziałam. Dziś jest zupełnie inaczej, a tamta Agnieszka to jak moja przyrodnia siostra. Jestem zupełnie nowa.
olga - Śro 23 Paź, 2013 12:39

reni :brawo: szukaj siebie a znajdziesz
Klara - Śro 23 Paź, 2013 16:17

reni napisał/a:
Za tydzień kolejne spotkanie.

No to powiedz - było czego się bać? :buziak:

margo - Śro 23 Paź, 2013 16:27

Wiesz, nie wiem jak Ty, ale ja miałam w sobie taką ogromną radość, że w końcu dowiedziałam się, "co mnie boli" i że mogę to zmienić! Nie wiem, czy cieszysz się z tego kroku, tak samo, jak ja. Ja bardzo się cieszyłam i nadal cieszę, pomimo tego, że dużo pracy przede mną :lol2: W końcu zobaczyłam jakieś światełko :lol2:

reni napisał/a:
Jestem uzależniona, współuzależniona, z rodziny dysfunkcyjnej


Też jestem współuzależniona, DDD, a terapeutka uznała, że moje picie alkoholu ma "charakter uzależnienia" - więc abstynencja i obserwacja sytuacji. Dasz radę! :okok:

pietruszka - Śro 23 Paź, 2013 18:42

Reni, pamiętam moje pierwsze kroki, były trudne, z lęku prawie nie zwiałam, ale dzisiaj wiem, że to były właśnie TE KROKI. Taki przełom w moim życiu. :brawo:
reni - Czw 24 Paź, 2013 05:38

Ja również czuję, że to jest przełom. I choć ogrom pracy przede mną naprawdę mnie powalił, to wierzę, że małymi krokami pójdę do przodu.
Nie umiałam uwierzyć, że korzenie tkwią w dzieciństwie, w chorym domu...
Jest przede mną naprawdę sporo pracy, ale cieszę się, że wreszcie zaczęłam coś ze sobą robić.

Maciejka - Czw 24 Paź, 2013 05:39

Pracy jest wiele a droga jest trudna i wyboista ale nagroda dla ciebie za jej wykonanie jest ogromna. :)
reni - Pon 28 Paź, 2013 07:12

W najbliższą środę mam drugie spotkanie z terapeutką. Na razie zaczynam na codzień dostrzegać schematy, według których postępuję od lat i miewam przebłyski skąd takie a nie inne zachowanie się u mnie bierze. Choć jest we mnie mnóstwo niewiadomych, to widzę, że coś się rusza do przodu.
Nadal są we mnie obawy, jak sobie poradzę...
Rozmawiałam o terapii z moim partnerem. Powiedziałam mu (nie wiem skąd we mnie ta siła, bo jeszcze 2 tygodnie temu byłoby to niemożliwe), że robię to przede wszystkim dla siebie, ale w konsekwencji dla nas obojga. Bo jak ja u siebie wyprostuję pewne rzeczy, to obojgu będzie nam lepiej. Powiedziałam też, że nawet, gdyby był temu przeciwny, to i tak bym tam chodziła...Ale on jest za i uważa, że to dobry wybór, że jest przy mnie we wszystkim, co robię.

olga - Pon 28 Paź, 2013 07:15

no widzisz Reni :) a tak sie bałaś.....
Klara - Pon 28 Paź, 2013 07:36

reni napisał/a:
Powiedziałam też, że nawet, gdyby był temu przeciwny, to i tak bym tam chodziła...Ale on jest za i uważa, że to dobry wybór, że jest przy mnie we wszystkim, co robię.

To dobrze rokuje dla Waszego związku.
Bardzo dobrze :tak:

szika - Pon 28 Paź, 2013 08:40

reni napisał/a:
nie wiem skąd we mnie ta siła, bo jeszcze 2 tygodnie temu byłoby to niemożliwe

Może wiem a może nie wiem :skromny: nie jestem aż taka odosobniona tutaj jak widzę :) super Reni, jak to cieszy jak Ciebie czytam :)

reni - Pon 28 Paź, 2013 09:08

Szika, jeszcze tak niedawno wszystko, co robiłam, robiłam TYLKO z myślą o Partnerze, o naszym związku. Byłam tak zachłyśnięta tym, że czuję się kochana wreszcie przez kogoś, chciana, porządana, że w ogóle siebie nie brałam pod uwagę, tylko Jego i NAS, jako parę. Dopiero teraz widzę, że jestem jeszcze ja.
Terapeutka spytała mnie podczas pierwszego spotkania, kiedy ostatnio zrobiłam coś dla siebie...Nie pamiętałam...Nie wiem ile lat temu zrobiłam sobie choćby drobną przyjemność. Nawet paczka głupich sezamków kupiona dla samej siebie od razu budzi moje wyrzuty sumienia, bo przecież można kupić coś dla dziecka, są wydatki domowe itd...Źle się czułam jak robiłam coś dla siebie samej. I źle czuję się nadal. Nawet zwyczajny odpoczynek budzi we mnie wyrzuty sumienia...Wierzę, że mogę to małymi kroczkami zmienić i będzie to z korzyścią i dla mnie, i dla Niego i dla dzieci.

olga - Pon 28 Paź, 2013 09:29

Znajduj jakies chwile tak tylko dla siebie. Na poczatku bedzie to budzic u Ciebie wyrzuty sumienia bo masz wdrukowane takie a nie inne wzorce zachowan. Dopiero bedziesz sie uczyc innych zachowan, tych zdrowych, pozytecznych dla siebie ale w konsekwencji rowniez dla rodziny. Ja tez kiedys nie potrafilam zajac sie soba. Tylko praca, dom, gotowanie (obiad co dzien i to taki zeby kazdemu dogodzic), sprzatanie, no i przede wszystkim pilnowanie alkoholika. Nawet chwilki dla mnie nie zostawalo. Przestaniesz sobie glowe zaprzatac dobrem partnera - nagle zyskasz mnostwo czasu dla siebie. Rob sobie na dobry poczatek np. godzine tylko dla wlasnej przyjemnosci (np. pomaluj paznokcie) i niech bedzie to tylko czas poswiecony sobie, bez wyrzutow sumienia, ze kurze jeszcze nie powycierane albo gary w zlewie. Ja w takich momentach podspiewywalam sobie:"...przewrocilo sie niech lezy caly luksus polega na tym, ze nie musze go podnosic....."
endriu - Pon 28 Paź, 2013 12:43

reni napisał/a:
Nawet paczka głupich sezamków kupiona dla samej siebie od razu budzi moje wyrzuty sumienia


a je sobie kupiłem niebieski telefon :lol2:

szika - Pon 28 Paź, 2013 13:48

olga napisał/a:
"...przewrocilo sie niech lezy caly luksus polega na tym, ze nie musze go podnosic....."

o tak tak tak! :okok:
ja to nawet w drugą skrajność czasami się zapędzam, no dobra - częściej niż czasami haha :lol2:

margo - Pon 28 Paź, 2013 22:12

reni napisał/a:
Wierzę, że mogę to małymi kroczkami zmienić


Powoli lecz pewnie :mgreen:

reni - Czw 31 Paź, 2013 17:13

Jestem po kolejnym spotkaniu z terapeutką. Płaczę...chyba pierwszy raz od nie wiem jak dawna pozwalam sobie na łzy. Wstydzę się ich, ale to jest silniejsze ode mnie. Wychodzi ze mnie wszystko...wspomnienia, obrazy z dzieciństwa...Nie umiem nad tym zapanować. Że też byłam tak ślepa, że tego nigdy nie dostrzegałam. Ba...nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś mogło być nie tak.
Zaczęłam pisać dzienniczek uczuć i boję się nie wiem nawet czego. Nigdy wcześniej nie wiedziałam, że można tyle czuć. Teraz często czuję coś, czego nawet nie umiem nazwać. W ogóle pisząc go widzę, że jestem jak analfabeta uczuciowy. Czuję "coś", ale nie wiem co.Sprzeczne uczucia: żal, radość, strach, złość, namiastkę bezpieczeństwa....

Niestety zrobiłam się rozdrażniona, wszystko ze mnie wyłazi co najgorsze...Wstydzę się za samą siebie, ale jakby mi było trochę lżej. Trafiłam na wspaniałą terapeutkę, wzbudziła moje zaufanie i powoli zaczynam się otwierać.

I zauważyłam coś bardzo ważnego, od czego właściwie zaczęła się moja obecność tutaj na forum. Próbowałam matkować mojemu partnerowi. Rekompensowałam sobie w ten sposób deficyty (a raczej próbowałam rekompensować), które miałam w kontaktach z moją własną mamą. Brak ciepła, otwartości, chłód, same wymagania, strofowanie, kontrola, wysoko ustawiona poprzeczka i niemożność wyrażenia jakiegokolwiek negatywnego uczucia...
Patrzę na nas nieco inaczej teraz. Jeszcze nie potrafię tego ani nazwać, ani tym bardziej zaakceptować, ale czuję, że to wszystko, co we mnie się teraz wali, czemuś służy i że może uda mi się zbudować nową siebie. Liczę na to bardzo, choć teraz chce mi się wyć.

Linka - Czw 31 Paź, 2013 17:18

reni napisał/a:
Płaczę...chyba pierwszy raz od nie wiem jak dawna pozwalam sobie na łzy

płacz reni :pocieszacz: , płacz oczyszcza..
a potem otrzyj łzy i zacznij żyć

Zagubiona - Czw 31 Paź, 2013 17:22

Płacz, łzy oczyszczają.
To, że płaczesz świadczy o nieduszeniu sobie uczuć, a to jest bardzo ważne.

Te ciężkie chwile pomagają nam później dostrzec te piękne :) :pocieszacz:

olga - Czw 31 Paź, 2013 17:28

reni napisał/a:
Wstydzę się za samą siebie,

Nie wstydz sie. Wstyd to destrukcyjna emocja. Rozmawiaj, wyjasniaj. Z tego co piszesz, Twoj partner jest wyrozumialym i kontaktowym czlowiekiem, mysle, ze zrozumie co sie z Toba dzieje. Jest tylko jeden warunek - nie zostawaj z tym sama.

reni - Czw 31 Paź, 2013 17:45

Olga, nie umiem być sama...dlatego jestem tutaj.
Chcę bardzo rozmawiać o tym z moim Partnerem, ale jednocześnie budzi się we mnie takie coś:" ty ze mną nie rozmawiasz o swojej (byłej) terapii, więc ja ci też nic nie powiem". Wiem, że to wredne...
Źle mi jest jak się wycofuję i zamykam w sobie, ale jednocześnie tak bardzo boję się cała otworzyć. Nawet przed Nim, choć wiem, że On zrozumie, że mnie kocha, że zrobi wszystko, aby mi ułatwić terapię.

Jo-asia - Czw 31 Paź, 2013 17:49

reni napisał/a:
Wiem, że to wredne...

nie jest to wredne...
a osobiste i trudne do wyrażenia..
przynajmniej, u mnie tak było (jestem alkoholiczką)
dopiero jak sobie to poukładałam w sobie, potrafiłam podzielić się tym, z mężem

reni - Czw 31 Paź, 2013 17:51

Jo-asiu, widzisz, zjawiłam się tutaj na forum właśnie dlatego, że brakowało mi otwartości ze strony mojego Partnera. Chciałam we WSZYSTKIM uczestniczyć, chciałam bardzo, aby się tym ze mną podzielił. Tak nie jest. Na razie tego nie akceptuję, ale przyjmuję do wiadomości...Ale tym trudniej mi się otworzyć przed Nim.
olga - Czw 31 Paź, 2013 18:10

Nie musisz nic robic na sile. Jesli bedziesz mogla to sie otworzysz ale sama wiesz, ze trzymanie emocji w sobie i nie dzielenie sie nimi buduje mur, ktory bedzie coraz grubszy i trudniejszy do przebicia. Mam wrazenie, ze postepujesz wet za wet, on nie chce mowic to Ty tez. Poza tym facetom trudniej jest mowic o tym o emocjach i uczuciach, trudniej jest im je nazywac.
Jo-asia - Czw 31 Paź, 2013 18:13

Ja po półtora roku się otwarłam..
nie dlatego, ze nie chciałam, robiłam na złość, czy chciałam ukarać
ja sama nie rozumiałam siebie..a to co dotyczyło mnie; było ściśle związane z uczuciami do niego
potrzebowałam czasu aby oddzielić nas..abym zaczęła być "ja"
i dzieliłam się tym na Forum..dopóki nie dorosłam ;)

pietruszka - Czw 31 Paź, 2013 22:25

reni napisał/a:
jak analfabeta uczuciowy.

Też tak miałam, długo potrzebowałam listy i zerkałam, jak nazwać to co czuję w danej chwili.

reni napisał/a:
Niestety zrobiłam się rozdrażniona, wszystko ze mnie wyłazi co najgorsze...Wstydzę się za samą siebie, ale jakby mi było trochę lżej.

taka detoksykacja uczuciowa, wyłazi z Ciebie wiele nieprzyjemnych emocji, które Ciebie blokowały, ja nawet jak w końcu zaczęłam płakać, to ryczałam dosłownie godzinami na przykład na parkingu w samochodzie. Bałam się, że tak zostanie, ze tak będę płakać do końca życia, ale wypłakałam to stare morze łez i już tyle łez na raz nie jest mi potrzebne, choć nieraz łezka mi w oku zakręci, ze zruszenia, smutku... ale wtedy czuję się żywa i już.



reni napisał/a:
brakowało mi otwartości ze strony mojego Partnera. Chciałam we WSZYSTKIM uczestniczyć, chciałam bardzo, aby się tym ze mną podzielił. Tak nie jest. Na razie tego nie akceptuję, ale przyjmuję do wiadomości...

no ale jednocześnie nie potrafiłaś sama z siebie tego dać, prawda? Ja też oczekiwałam wiele od innych, nie potrafiąc zmienić jednocześnie tego samego u siebie. Może to taki sposób na ucieczkę, jak on nie to ja też nie... ?

Jesteś na dobrej drodze reni :)

reni - Sob 02 Lis, 2013 07:41

Pietruszeczko, tak, to chyba był taki mój sposób na ucieczkę. Widzę, że jest to we mnie mocno zakorzenione...

Zaczął się dziwny okres w moim życiu. Przypominam sobie sytuacje z dzieciństwa, o których zapomniałam a które gdzieś we mnie tkwiły. Jestem zażenowana jak o tym myślę, ale to wychodzi samo z siebie. Dzieje się tak od ostatniego spotkania z terapeutką a właściwie już po pierwszym spotkaniu tak się zaczęło dziać. Może to czemuś służy...mam nadzieję, że tak...Jeszcze to ze mnie nie spada, nie czuję ulgi. Na razie to tylko odczuwam, uświadamiam sobie...

szika - Sob 02 Lis, 2013 08:34

Reni powiedz o tym terapeutce koniecznie. Mocno trzymam za Ciebie kciuki, jestem ciekawa jaki plan terapii ona dla Ciebie ustali. Czym innym jest terapia współuzależnienia, a czym innym terapia dzieciństwa, przynajmniej tak sie już tutaj zorientowałam. Współ to dorosłość a DDA to to co dawno temu. Z tego co napisałaś u Ciebie jest również problem uzależnienia.
reni napisał/a:
Może to czemuś służy

służy na pewno, powolutku rozbroisz to, bardzo mi się fajnie Ciebie czyta, mam wrażenie jakbyś własnie dostała tą iskrę, która rozpala ogień na stosie suchego chrustu :)

Estera - Sob 02 Lis, 2013 08:37

szika napisał/a:
Czym innym jest terapia współuzależnienia, a czym innym terapia dzieciństwa, przynajmniej tak sie już tutaj zorientowałam. Współ to dorosłość a DDA to to co dawno temu.


u mnie to jest od początku jedna i ta sama terapia, bo jedno nierozerwalnie łączy się z drugim.

Maciejka - Sob 02 Lis, 2013 08:40

A u mnie nie terapia współuzaleznienia to jedno a dda to drugie. Problemy współuzaleznienia wynikają z problemów tresowania w dzieciństwie ale dwie rózne sprawy.
reni - Sob 02 Lis, 2013 08:41

Szika, kochana! Trafiłaś w dziesiątkę!!! Właśnie tę iskrę w sobie czuję. Tak się wszystko poukładało, od kiedy zaczęłam tutaj wchodzić, potem, jak namówiłyście mnie na próbę terapii, choć na początku wydawało mi się, że nic takiego nie potrzebuję.
Teraz widzę, że to ostatnia deska ratunku dla mnie. Od kiedy zaczęłąm się spotykać z terapeutką (a raptem były 2 spotkania) wstąpiła we mnie niesamowita siłą. I choć nadal czuję wewnętrzny chaos, choć wielu rzeczy nie potrafię nazwać, to wstąpiło we mnie coś, co wcześniej było mi zupełnie obce. Poczucie, że mam na coś wpływ, że małymi kroczkami mogę do czegoś dojść, że mogę się uwolnić...

Odnośnie tego, co mówisz: terapeutka stwierdziła u mnie uzależnienie, współuzależnienie i rodzinę dysfunkcyjną.

reni - Sob 02 Lis, 2013 08:44

Perełko, no właśnie, mi powiedziała to samo: chłód, usztywnienie i chora rodzina w dzieciństwie sprawiają, że bardzo łatwo dałam się współuzależnić. A uzależnienie od leków idzie jakby swoim torem. Tak sobie "radziłam" z napięciami...
Maciejka - Sob 02 Lis, 2013 08:48

Widzisz reni tak już jest gdyby babka miała wąsy to by dziadkiem była. Gdybysmy dostali od rodziców/ opiekunów to co nam było potrzebne a nie co było wygodne dla nich to by nas nie interesowali partnerzy podobni do rodziców i bysmy umieli sobie radzic w życiu konstruktywnie, umieli kochac , dawać miłośc i brać tą miłość. Jak to mówią co nas nie zabije to nas wzmocni.
szika - Sob 02 Lis, 2013 08:48

Estera napisał/a:
u mnie to jest od początku jedna i ta sama terapia

tu się nie wypowiem, nie mam doświadczenia, nigdy w mojej terapii nie pojawiało sie pojęcie współuzależnienia, choc sama widzę wiele podobieństw do moich "objawów"...
ale na pewno masz rację, na mój własny rozum tego nie da sie oddzielic od siebie, to jest ściśle ze sobą związane, bo współ jest następstwem dzieciństwa w dysfunkcji...
pogmatwane to... :(

Estera - Sob 02 Lis, 2013 08:51

jak widać różnie bywa. terapka będzie wiedziała najlepiej co zrobić. napisałam to jedynie po to, żeby właśnie pokazać jak to są złożone kwestie. raz jest tak, a raz inaczej. indywidualna sprawa :)
reni - Sob 02 Lis, 2013 08:56

Perełko, tylko ja tego wcześniej nigdy nie widziałam...Czułam, że coś nie gra, że jestem kompletnie zablokowana, że nie umiem już ani płakać, ani śmiać się, zero spontaniczności, nie umiem nawet czuć...
Jak było ciężko, to musiałam coś wziąć przeciwbólowego, potem więcej, potem było tak, że musiałam mieć zapas w domu, bo jak nie było zapasu, to już sam fakt braku mnie denerwował.
Potem przeszłam na psychotropy i musiałam...Stres równał się od razu łyknięcie czegoś.

Nawet teraz, jak szłam w środę na terapię, to kombinowałam, jakby tu ubłagać receptę na ..... Doszło nawet do tego, że stwierdziłam, że mogłabym się upić, choć nie znam tego stanu i nigdy nie byłam ani na kacu, ani nawet nie poczułam szumu...Ale tak strasznie chciałam uciec od tego, co się dzieje, że szukałam czegokolwiek, co pozwoli mi na chwilkę zapomnieć. Powiedziałam o tym terapeutce. Wg niej to dowód na to, że próbuję uciekać od tego, co się dzieje, ale to nie jest wyjście.

Ale pierwszy raz w życiu zaczynam czuć grunt pod nogami :D

szika - Sob 02 Lis, 2013 09:14

W moim przypadku kolejnośc była z góry ustalona, najpierw uzależnienie i to minimum dwa lata, dopiero potem dzieciństwo... ale okazało się, że po tych dwóch latach nie byłam jeszcze gotowa, to nie był jeszcze ten moment, czekałam na ten czas co teraz aż sześć lat po terapii alko. Pisze o tym dlatego, by pokazać, że nie wszystko na raz, powolutku, wszystko w swoim czasie :)
Maciejka - Sob 02 Lis, 2013 11:10

Reni ja uważałam , ze moja rodzina pochodzenia jest normalna, że tak ma byc , w moim domu nie było alkoholu a ze była przemoc no przeciez to normalne jak sobie matka zasłużyła to i dostała za swoje i jeszcze jak to dzieciak domagałm się sprawiedliwości bo ona mnie nienawidziła a ja jej nic nie zrobiłam,. Też czułąm że coś jest nie tak , że w innych domach jest inaczej i nie rozumiaąłm za jakie grzechy tak cierpię. łatwiej jest zrozumieć dysfunkcję w domu alkoholowym bo jest widoczana ale dużo trudniej jak jest to dusfunkcja w białaych rękawiczkach, zakamuflowana u osoby , która była całym światem , wzorem , przy której czułam się bezpiecznie. Na terapii zobaczyłam ze ździwieniem , ze mam takie raczej porównywalne poczucie krzywdy jak rasowe dda i potem dotarło do mnie pod wpływem lektury różnych książek głównie A. Miller , ze mój tato jest podobnie chory jak mój mąz, ze jest sprawcą przemocy, że to co było i to on uprawia jest "nienormalne" że mnie skrzywdził, że nienawidzi dziecka w sobie samym, że je tępi, blokuje, chce je zniszczyc, że nie radzi sobie ze sobą , ze jest ofiarą ofiary. Nie jestem i nigdy nie byłam uzależniona od leków ale pod koniec małażeństwa tez musiałam miec silne leki przeciwbólowe bo bóle były bardzo silne szczególnie głowy.

Zgadam się z Sziką mi też terapeutka powiedziała; najpierw życie dorosłe czyli współuzależnienie a potem terapia ddx jak będe na to gotowa po minimum 2 latach ale róznie to bywa czasem potrzeba więcej czasem mniej i musi byc ta gotowośc odpowiedni na to moment.

Także reni powoli, spokojnie i pod kierunkiem specjalisty poukładasz to w sobie . Nie zachłannie , nie chce bo chce i chcę tego natychmiast teraz ale powolutku , małymi łyczkami i kroczkami ale solidnie. :buziak:

pietruszka - Sob 02 Lis, 2013 12:07

perełka napisał/a:
najpierw życie dorosłe czyli współuzależnienie a potem terapia ddx jak będe na to gotowa po minimum 2 latach ale róznie to bywa czasem potrzeba więcej czasem mniej i musi byc ta gotowośc odpowiedni na to moment.


Ja robiłam współuzależnienie i DDD równocześnie, to po prostu się działo jak gdyby samo z siebie. Oficjalnie robiłam terapię współuzależnienia indywidualnie i grupowo, a na indywidualnej głównie wałkowałyśmy dzieciństwo (chyba, że coś bieżącego do przerobienia się znalazło). Ale tak było u mnie, taką decyzję podjęła moja terapeutka, albo uznała, że nie ma co czekać, albo, że jestem gotowa? Co ciekawe, z dziewczyn z grupowej, które chodziły również do tej samej terapeutki, tylko mnie tak maglowała :rotfl: :rotfl: :rotfl: Dlatego, osobiście bym zaufała terapeutce... Sama wyszłam ma tym nie najgorzej :tak:

smokooka - Sob 02 Lis, 2013 12:11

Podpisuję się pod Pietrusią. Identycznie postępuje ze mną moja terapeutka. Robi ze mną po prostu wszystko. Bardzo dużo na tym korzystam. Widać uznała, że taka metoda dla mnie będzie najlepsza. No i znając ją już tyle czasu wiem, że się nie myli.
Maciejka - Sob 02 Lis, 2013 13:16

Najwyraźniej moja twrapka uznałą , ze dla mnie nie czas na to i na to i czekaąłm , czekałam ąż zaczęłąm w innym miejscu i terapka poszłą gdzie indziej a ja dochodzę do wszystkiego swoimi drogami jak kot :rotfl:
reni - Sob 02 Lis, 2013 13:34

Moja terapeutka zapytała mnie, co mi bardziej ciąży, współuzależnienie, czy to, że jestem z rodziny dysfunkcyjnej. Nie umiałam rozgraniczyć...Jedno mi się ściśle wiąże z drugim, więc powiedziała, że pójdziemy dwutorowo. A nad uzależnieniem od psychotropów pracujemy równolegle, więc jest to jakby praca trzytorowa. Nie jakby, tylko właśnie taka.
pannamigotka - Sob 02 Lis, 2013 13:58

szika napisał/a:
Czym innym jest terapia współuzależnienia, a czym innym terapia dzieciństwa,

Jedno z drugim jest bardzo mocno połączone, DDA ma przecież ogromny wpływ na to co tu i teraz, DDA są bardzo często współuzależnione lub/i uzależnione. Często te terapie się łączy, tak było w moim przypadku.



Teraz doczytałam.
reni napisał/a:
więc jest to jakby praca trzytorowa


Brawo Reni, wcześniej był jakiś tam mały problemik z lekami aż tu nagle uzależnienie od psychotropów. Brawo, brawo, brawo.

reni - Sob 02 Lis, 2013 14:03

Pannomigotko, kpisz ze mnie?
Przepraszam, jeśli nie miałaś złośliwych zamiarów, tylko tak sobie powiedziałaś brawo, brawo...

Nie wiem na ile jestem uzależniona. Od paru miesięcy nie brałam ani razu, ale w stresowych sytuacjach bardzo mi tego brakuje. Bardzo.

pannamigotka - Sob 02 Lis, 2013 14:14

reni napisał/a:
Pannomigotko, kpisz ze mnie?


:shock: :shock: :shock: :shock:

Nie!

Jestem w absolutnym szoku, jaką zmianę przeszłaś od momentu, gdy tu byłam po raz ostatni. Mój post był bez cienia ironii. Uwierz w siebie!

smokooka - Sob 02 Lis, 2013 14:15

Reni, nie myśl o intencjach Migotki. To jej wrażenia, nie Twoje. Ważne jest to że odkłamujesz siebie, że rozmawiasz o tym z właściwą osobą, z terapeutką. Mam nadzieję, że będziesz szła dobrą drogą.



Migotko, tak swoją drogą to co? Myślałaś że jak Reni pisała o lekach to witaminy miała na myśli? Żyj i daj żyć.... co się dzieje?

reni - Sob 02 Lis, 2013 14:17

Przepraszam...często odbieram zbyt dużo do siebie.
Pannomigotko, ostatnie dwa tygodnie to ciągłe otwieranie moich oczu! Rozmowy tutaj, spotkania z terapeutką sprawiają, że widzę to, czego wcześniej nie widziałam, nie byłam świadoma.
Ha ha ha, sama często jestem w szoku, jak siebie widzę. Teraz patrzę na siebie w lustrze nie tyle z niechęcią, co właśnie ze zdziwieniem.

smokooka - Sob 02 Lis, 2013 14:19

Ufff, no to w porzo :radocha: podobnie odebrałam Twoje słowa Migotka, no ale luzik, pomyłka ludzka rzecz :buziak:
pannamigotka - Sob 02 Lis, 2013 14:26

reni napisał/a:
Przepraszam..

Nie masz za co przepraszać. Jeszcze długo będziesz brała za krytykę coś co nią nie jest. Ja kiedyś wszędzie doszukiwałam się krytyki mojej osoby. To wynikało u mnie z zaniżonego mniemania o sobie, nie wierzyłam w siebie.

reni napisał/a:
widzę to, czego wcześniej nie widziałam, nie byłam świadoma.

No właśnie widzę i o tym pisałam! O zupełnej zmianie myślenia, gdzie ta iluzja, w której Ci było tak przytulnie? Naprawdę niewielu ludzi budzi się tak szybko, jestem pełna podziwu!

reni napisał/a:
nie tyle z niechęcią, co właśnie ze zdziwieniem.

Czyż to zdziwienie nie jest cudowne? Oby to zdziwienie towarzyszyło Ci jeszcze dłuuugo, zobaczysz, jak się zdziwisz, jak odkryjesz, że jesteś zarąbistą babką! To jest dopiero uczucie :P

:buzki:

reni - Pon 04 Lis, 2013 21:58

Kochane Dziewczyny, przez ostatnie dni dużo się dzieje. Niby nic nie widać na zewnątrz, reaguję inaczej, nie jestem tak bierna, jak kiedyś, zaczęłam wierzyć, że mam choć minimalny wpływ na to, co się ze mną dzieje i wokół mnie dzieje.
W niedzielę zadzwoniłam do mamy, z którą nie rozmawiałam od pół roku. Wcześniej na spokojnie przemyślałam, jak chcę, aby ta rozmowa wyglądała. Dodam, że od wielu lat mama dyrygowała wszystkim, co dotyczyło naszych kontaktów, ona rozdawała karty, ona swoimi humorami sterowała mną a ja się biernie poddawałam. W niedzielę rozmawiałam rzeczowo, bez okazywania strachu i poddania, bez płaszczenia się ale i bez arogancji. Pierwszy raz od wielu lat po takiej rozmowie niczego nie łyknęłam, nie trzęsły mi się ręce. Poczułam dumę i własną wartość.

Wiem, że na razie reaguję dość sztucznie, postępuję według schematów poznanych na spotkaniach z terapeutką i staram się z siebie wykrzesać choć trochę asertywności, co wcześniej było niemożliwe.
Pierwszy raz od wielu, wielu lat czuję, że zaczynam kierować swoim życiem...zaczynam czuć siebie i czuć, że odczuwam...Wiem, to dopiero pierwsze kroki, ale napełnił mnie optymizm i nadzieja.
Pomaga mi bardzo dzienniczek uczuć i mój partner, z którym rozmawiam o tym. On przeszedł terapię dla alkoholików w tym samym ośrodku, co ja i sam mnie bardzo popiera obecnie w tym, co robię. Wreszcie zaczęliśmy rozmawiać...wreszcie nie jest to moje wyciąganie z niego czegoś, tylko rozmowa, oboje się otwieramy, nadajemy na tych samych falach...Nie chcę zapeszać, wiem, że to dopiero pierwszy malutki kroczek. Ale dziękuję Wam, że namówiłyście mnie na terapię dla współuzależnionych. Jestem Wam wdzięczna.

Klara - Pon 04 Lis, 2013 22:02

reni napisał/a:
Wreszcie zaczęliśmy rozmawiać...wreszcie nie jest to moje wyciąganie z niego czegoś, tylko rozmowa, oboje się otwieramy, nadajemy na tych samych falach

Cudnie się to czyta :)
Gratuluję Twoich kroczków - to są wielkie kroki, Reni! :brawo:

olga - Pon 04 Lis, 2013 22:10

:brawo: Reni :okok:
reni - Pon 04 Lis, 2013 22:19

Dziewczyny, to jest dzięki Wam!
Gdyby nie wy, pewnie dalej bym się zamartwiała Jego suchym kacem, albo tym, że nie docenia dostatecznie tego, że dla Niego zrezygnowałam z piwa latem, czy lampki wina od czasu do czasu.
Rozmawialiśmy o tym wczoraj, on zaczął...pierwszy raz. Docenia, jest Mu przez to łatwiej, kocha, popiera moją terapię, jest mi wdzięczny, że dla Niego omijam parasole, sklepy, że wywaliłam kieliszki, że ulatwiam.
Ale powiedział, że najbardziej pragnie mnie jako PARTNERKI a nie matkowania, psychologizowania, sprzątaczki i kucharki. To wszystko po troszeczku, ale chce zwyczajnej partnerki. A ja tego zupełnie wcześniej nie rozumiałam.

Teraz ja powoli zdrowieję..Wczoraj położyłam się po południu, słuchawki na uszy i słuchałam mojej ulubionej muzyki. Robiąc obiad załączyłam sobie radio. Dziś on powiedział, że myje okna i nie oponowałam, nie brałam tego na siebie (jak zawsze wcześniej), tylko powiedziałam: "ok, to ty okna a ja prasowanie". Powiedział, że pierwszy raz, jak jesteśmy razem nie próbowałam na siłę brać roboty na siebie, tylko pozwoliłam mu być sobą. Jeszcze się łapię na matkowaniu, zwłaszcza w głowie. Na próbie kontroli, przejmowaniu odpowiedzialności, ale widzę to. I walczę.

endriu - Wto 05 Lis, 2013 06:22

Brawo reni, :okok:
Maciejka - Wto 05 Lis, 2013 07:01

Brawo reni :brawo:
staszek - Wto 05 Lis, 2013 07:29

:okok: :brawo:
reni - Wto 05 Lis, 2013 21:30

Dziękuję za doping! Bez Was by tego nie było, co jest.

Jutro kolejne spotkanie z terapeutką. Wiem, że na razie jestem na etapie rozwalania a budowanie "nowego" będzie dopiero za jakiś czas. Ale nawet te gruzy, które teraz we mnie są już dają jakąś nadzieję.
W wielu sytuacjach czuję się nieporadna jak dziecko, ale tak chyba na razie będzie.

olga - Wto 05 Lis, 2013 21:35

Wszystko co sie dzieje w Twoim zyciu zawdzieczasz Tylko sobie :okok: Ty podejmujesz dobre i zle decyzje....
margo - Wto 05 Lis, 2013 21:43

Tak jak już napisała Klara "Cudnie się to czyta" :) Oby tak dalej! :lol2:
szika - Wto 05 Lis, 2013 22:00

reni napisał/a:
Ale nawet te gruzy

reni u nas na terapii tak fajnie to porównywaliśmy do szafy, z której wywalaliśmy wszystkie ciuchy żeby poukładać na nowo... no bo Kochana jakie gruzy? toż to nie gruzy, gruzy to tak przykro brzmi ...
cieszę się Twoja radością :)

pietruszka - Wto 05 Lis, 2013 22:03

Super reni :okok:
Ciekawe, co spod tych gruzów (czy jakkolwiek by to nazwać) się wyłoni?

zołza - Śro 06 Lis, 2013 17:58

reni napisał/a:
Ale powiedział, że najbardziej pragnie mnie jako PARTNERKI a nie matkowania, psychologizowania, sprzątaczki i kucharki.


Widzi w Tobie dużo wiecej niz Ci sie wydawało :okok: Pewnie trzeźwieje :P

reni - Śro 06 Lis, 2013 21:22

Chyba widzi we mnie pierwsze zmiany. Ja też je widzę, nawet poruszam się inaczej.
Aż się boję, że jest zbyt dobrze, zbyt łatwo, jak na razie. Tak już mam, że jak jest dobrze, to zawsze się spodziewam, że zaraz coś złego się wydarzy. A jak nic złego się nie dzieje, to zawsze miałam ciągoty, aby sama coś spieprzyć i na ogół to robiłam. Przyzwyczaiłam się do tego, że jest mi źle, że boli, że cierpię i to był stan normalny. Więc jak jest dobrze, to paradoksalnie, czuję się nieswojo...

A co do Jego trzeźwienia...tak, chyba trzeźwieje! Nie potrafię tego poznać, ani ocenić. Ale myślę, że trzeźwieje naprawdę.

margo - Śro 06 Lis, 2013 23:46

reni napisał/a:
Tak już mam, że jak jest dobrze, to zawsze się spodziewam, że zaraz coś złego się wydarzy. A jak nic złego się nie dzieje, to zawsze miałam ciągoty, aby sama coś spieprzyć i na ogół to robiłam.


Ja sobie całkiem niedawno uświadomiłam, że lubię mieć ciągle podwyższone ciśnienie. Ciągła adrenalina, a jak jej nie było to było po prostu... nudno. I to nie jest tak, że ja chciałam tak świadomie tych kłopotów - tylko podświadomie ich bardziej szukałam. Być może po to, aby też się poużalać nad sobą - jak to ja mam źle... To chyba jedna z cech współ... Terapia na pewno pomoże :)

reni - Wto 12 Lis, 2013 19:58

Dziś o tym rozmawiałam. Jestem jakby uzależniona (czy jakby???) od wysokiego ciśnienia. Jak jest szaro i zwyczajnie, to jest dziwnie. Jak dostaję w tyłek, wtedy jest normalnie.

Po jakim czasie od rozpoczęcia terapii indywidualnej zaczęłyście uczestniczyć w grupowej? Mi terapeutka powiedziała, że niebawem przyjdzie czas na grupową...I chciałabym wiedzieć, która terapia więcej Wam dała.

Jeszcze chciałam się podzielić, że zaczynamy rozmawiać także o tym, co trudne. Co by mi jeszcze niedawno nie przeszło przez gardło. I co dziwne - rozmowę inicjuje zazwyczaj ON. Wcześniej w razie grząskich tematów od razu zbaczał na inne. Teraz sam zaczyna mówić, czasem pytać, ale przede wszystkim nie odgradza się.

pietruszka - Wto 12 Lis, 2013 20:19

reni napisał/a:
Po jakim czasie od rozpoczęcia terapii indywidualnej zaczęłyście uczestniczyć w grupowej? Mi terapeutka powiedziała, że niebawem przyjdzie czas na grupową...I chciałabym wiedzieć, która terapia więcej Wam dała.


U mnie podstawowa grupa tzw.edukacyjna była rotacyjna. Po prostu wchodziło się niejako z marszu, nazwijmy zaczynało się od VII wykładu, kończyło i zaczynało od początku, tak by przerobić wszystkie wykłady. Potem była dopiero właściwa terapia. Która dała więcej? Według mnie obie się świetnie uzupełniały.

olga - Wto 12 Lis, 2013 20:37

Pietrucha ma racje - uzupeniaja się. Na grupie czerpiesz z doswiadczenia innych dziewczyn ale nie ma czasu na zbytnie zagłębienie się w siebie bo kazda chce coś powiedziec od siebie no i terapka ralizuje program a na indywidualnej zajęcia są prowadzone wg Twoich potrzeb. Jest wtedy czas na analizowanie, przygladanie sie, wyciaganie wniosków.
reni napisał/a:
Jestem jakby uzależniona (czy jakby???) od wysokiego ciśnienia. Jak jest szaro i zwyczajnie, to jest dziwnie. Jak dostaję w tyłek, wtedy jest normalnie.

normalka :beba: z czasem zacznie mijac jesli będziesz sumiennie sie terapeutyzować
reni napisał/a:
Co by mi jeszcze niedawno nie przeszło przez gardło. I co dziwne - rozmowę inicjuje zazwyczaj ON.


zastanów się nad tym co napisałas - wnioski nasuwają się same....

Klara - Wto 12 Lis, 2013 20:47

Ja najpierw trafiłam na indywidualne rozmowy.
Odbyłam je bodajże dwie gdy terapeutka podała mi termin spotkania grupowego dodając, że właśnie jest już kilka osób, a pozostałe jeszcze dojdą.
Przez kilka spotkań grupa się "formowała" - ktoś już nie wracał, ktoś dochodził, aż wreszcie uformował się stały skład.
Właściwie chodziłam tylko na spotkania grupowe. Nie było "chemii" między indywidualną a mną i nie czułam potrzeby spotkań, a ona nie wyznaczyła mi stałych terminów.
Teraz żałuję, że się nie przełamałam. Wydaje mi się, że połączenie obydwu form jest najlepsze.

milutka - Wto 12 Lis, 2013 20:57

Apropo tej terapi na która nie mogłam "tyłka zawlec"...sama siebie nie poznaję ale już nie mogę się doczekać jutrzejszych zajęć :p ...Boziu kochana ja sama siebie zaskakuję i nigdy nie myślałam ,że to powiem i tak będzie ;)
Maciejka - Śro 13 Lis, 2013 07:02

Ja po jednym spotkaniu indywidualnym czyli diagnostycznym od razu na grupową wstępną to było 10 tematów i grupa była rotacujna a indywidualne spotkania miałąm na grupie pogłębionej i one sie uzupełniały . Na grupowej był program a na indywidualnej pracowałam nad problemami , które sie pojawiały , wychodziły podczas spotkań grupowych. Nie miałam tego dużo kilkanaście razy podczas całej terapii.
reni - Śro 13 Lis, 2013 15:14

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi w sprawie terapii indywidualnej i grupowej. U mnie na razie tylko indywidualna plus testy. Podobno po testach będę skierowana na konkretną grupę.
reni - Nie 15 Gru, 2013 22:01

Długo się tu nie wypowiadałam, aczkolwiek na forum wchodzę kilka razy dziennie, często niezalogowana.
Trochę się pozmieniało, na gorsze, niestety...Moja terapeutka od miesiąca prawie jest na chorobowym i nie mamy spotkań. Ze strony poradni padła propozycja, aby mnie przepisać do innego terapeuty. Nie wiem co robić. Na razie czekam, bo nie chcę znowu wszystkiego zaczynać od Adama i Ewy. Ale poradźcie mi, przepisać się do kogoś innego? Nie ma żadnej pewności, że terapeutka wróci w najbliższym czasie. Z kolei zaczynanie z kimś nowym, to powrót do punktu wyjścia. Tak mi się przynajmniej wydaje. Znowu się cofam...Przestałam prowadzić dzienniczek uczuć, znowu zaczynam bardziej myśleć o Jego trzeźwości, niż o sobie. Niby na wiele spraw inaczej patrzę, ale czuję, że drepczę w miejscu. Najgorsze, że spada mi motywacja do zmian i pracy nad sobą. Poradźcie mi coś, proszę...

pietruszka - Nie 15 Gru, 2013 22:03

jeśli nie pewny jest powrót terapeutki, bym się zapisała do nowej, za chwilę nie będzie taka "nowa"
reni - Nie 15 Gru, 2013 22:07

Pietruszko, dziękuję za odpowiedź. Też czuję, że chyba tak powinnam zrobić. Choć ogarnia mnie zniechęcenie...
reni - Nie 15 Gru, 2013 22:18

Ptero, nie zastanawiałam się nad tym...tak napisałam z wielkiej litery, odruchowo.
reni - Nie 15 Gru, 2013 22:26

Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Znowu zaczynam kręcić się tylko wokół mojego partnera. Jeśli nie fizycznie, to psychicznie.
reni - Nie 15 Gru, 2013 22:29

Gdybym umiała inaczej, byłoby inaczej. Już byłam na dobrej drodze, ale stanęłam.
reni - Nie 15 Gru, 2013 22:33

Ptero, gdybym nie miała świadomości, że sobie nie radzę, nie byłoby mnie tutaj. Ani tutaj, ani na terapii dla współuzależnionych. Więc nie musisz mi uświadamiać, że brnę w ślepy zaułek. Wiem o tym, ale nie potrafię inaczej.
Klara - Pon 16 Gru, 2013 08:09

reni napisał/a:
Już byłam na dobrej drodze, ale stanęłam.

Reni, w takim razie nie czekaj na powrót swojej terapeutki, lecz idź do osoby, którą Ci proponują.
To nie musi być zła zamiana.

reni - Pon 16 Gru, 2013 09:04

Klaro, dziękuję. Tak też zrobię. Wydawało mi się, że 1 raz w tygodniu spotkanie z terapeutką a poza tym poradzę sobie sama. Teraz, jak od jakiegoś czasu jej nie ma, ja momentalnie zaczynam się gubić. Więc w trosce o samą siebie MUSZĘ przejść do kogoś innego. W środę poproszę o przepisanie.

I inne jeszcze coś: jak Wy, współuzależnione odnajdywałyście w sobie STALE motywację do terapii. Widzę, że mam z tym problem.

Maciejka - Pon 16 Gru, 2013 09:13

Ja w prosty sposób; stawiałąm sobie pytanie; Czy chce wyzdrowieć .i czy chcę wyjśc ze współuzaleznienia i chodzić z usmiechem na twarzy mimo choroby męża tak jak koleżanka , która jest po terapii i ją sobie chwali. Mało tego mówiła, że terapia to najlepsza rzecz jaką zrobiła w swoim życiu dla siebie. Ja też tak chciałam i po ukończeniu terapii podzielam jej zdanie w 100 %.
Klara - Pon 16 Gru, 2013 09:18

reni napisał/a:
jak Wy, współuzależnione odnajdywałyście w sobie STALE motywację do terapii.

Po prostu lubiłam te spotkania, bo głównie chodziłam na grupę.
Jakoś indywidualna mi nie pasowała, a (wówczas) nie miałam odwagi prosić o zmianę, więc się migałam.
Teraz za to wychodzą mi braki w teoretycznej wiedzy z terapii, ale tego już nie cofnę.

endriu - Pon 16 Gru, 2013 16:23

Ja miałem 5 terapeutek i sobie chwalę,
reni, umów się z nową :okok:

Duszek - Pon 16 Gru, 2013 18:03

Reni ja również po kilku miesiącach zmieniłam terapeutkę, ale z innych powodów, tj. nie nadawałyśmy na tych samych falach ;)

reni napisał/a:
Więc w trosce o samą siebie MUSZĘ przejść do kogoś innego.

:okok:

reni napisał/a:
ak Wy, współuzależnione odnajdywałyście w sobie STALE motywację do terapii

A z tym bywa różnie...były czasy fascynacji, zachwytu, czasy zwątpienia i zastanawiania się na co mi to, czasy narzekania a to dojazdy a to nic mi ta terapia nie daje itp...
Często musiałam się zmuszać, ale dziś widzę, że warto...
Dla mnie chyba największą motywacją do kontynuacji terapii były drobne zmiany, które zaczęłam w sobie zauważać..zaczęłam cieszyć się z drobnych rzeczy, odbudowałam kontakty z dzieckiem ...i wiele wiele innych.

pietruszka - Pon 16 Gru, 2013 18:30

ponieważ zwykle brak mi było konsekwencji więc obiecałam sobie, że w tej kwestii akurat wykażę się konsekwencją i już :nerwus: A potem i przyszła radość ze zmian, nowe znajomości, poczucie wspólnoty i fascynacja własnym odkrywaniem siebie...
reni - Śro 18 Gru, 2013 22:16

Dziewczyny, na trochę znikam z forum...Na jakiś czas...Takie mam zalecenie od terapeutki. Nakręcałam się bardzo w moim współuzależnieniu, czytając pewne wątki w dziale alkoholizm, zwłaszcza o skuteczności terapii itp...Dołowałam się, tym bardziej chciałam kontrolować mojego Partnera i trzeźwieć za niego, matkować mu i odgadywać jego myśli, aby tylko jakoś ułatwić. Wiem, że weszłam w błędne koło i wykańczało mnie to.
Dlatego na jakiś czas mnie tu nie będzie. Bardzo chcę wrócić za jakiś czas, silniejsza i wolniejsza.

Od nowego roku zaczynam też terapię grupową i dalszą pracę z moją terapeutką. Dziękuję Wam, bo to od WAS zaczęłam w sobie coś zmieniać i dzięki Wam zdałam sobie sprawę, że problem jest we mnie a nie w moim Partnerze.
Do zobaczenia! I wszystkim Wam życzę zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!

szika - Śro 18 Gru, 2013 22:42

Dziękuję i Tobie Reni również Najlepszego w Święta, spokoju i miłości, abyś czuła się kochana i abyś Ty kochała :)
Pozdrawiam i życzę udanej terapii, wierzę w Ciebie bardzo mocno, ślę buziaki :buziak: :buziak:

pietruszka - Czw 19 Gru, 2013 00:00

Reni, również najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia i znacznie lepszego Nowego Roku :)

I spokojnie sobie pracuj nad sobą w realu, a forum... poczeka :okok:

Maciejka - Czw 19 Gru, 2013 05:11

spokojnych i zdrowych Swiąt i Szczęśliwego Nowego Roku :)
endriu - Czw 19 Gru, 2013 06:21

mi też terapka zakazała wchodzić na forum jak się raz na początku wygadałem
nie posłuchałem jej ale więcej nawet nie wspominałem o tym na terapii, że coś tam na internecie szukam o alkoholizmie...

reni - Czw 05 Cze, 2014 08:52

Witam Was kochani, po przerwie.
Jeśli ktoś jeszcze pamięta mój wątek, to jak znajdę chwilkę, opiszę co u mnie się dzieje.

Klara - Czw 05 Cze, 2014 09:05

Witaj Reni :)
Czekam niecierpliwie.

pietruszka - Czw 05 Cze, 2014 09:12

O cześć Reni :)
reni - Czw 05 Cze, 2014 21:43

Jestem w trakcie terapii indywidualnej i grupowej. Staram się pracować, już dużo się zmieniło, ale jeszcze ciągle się wkręcam bardzo we współuzależnienie.
Już widzę w sobie olbrzymią różnicę, ale od jakiegoś czasu jakbym czuła zniechęcenie do dalszej terapii, efekty nie są już tak duże, jak na początku, mój zapał okrzepł. Poza tym jestem w piątym miesiącu ciąży, którą źle znoszę i może dlatego zrobiłam się zniechęcona...

Jedno jest bardzo mocne, zwłaszcza czuję to podczas spotkań grupy: jestem wdzięczna losowi, że obudziłam się z letargu na tyle szybko, że nie wykończyłam się całkowicie. Mówię teraz o moim pierwszym małżeństwie, chorym i niszczącym, w którym tkwiłam przez 13 lat i właściwie jeszcze trochę a nadawałabym się tylko do leczenia zamkniętego. Ślady są, bolą i ciągną się a obecna terapia to nie tylko leczenie współuzależnienia, ale jeszcze spadku z tamtego okresu: nerwicy i depresji.
Ale wychodzę z tego!!!

Chyba nadeszły najlepsze lata mojego życia!

Klara - Pią 06 Cze, 2014 07:08

reni napisał/a:
od jakiegoś czasu jakbym czuła zniechęcenie do dalszej terapii, efekty nie są już tak duże, jak na początku, mój zapał okrzepł. Poza tym jestem w piątym miesiącu ciąży, którą źle znoszę i może dlatego zrobiłam się zniechęcona...

Myślę, że tym bardziej nie powinnaś robić terapię mimo chwilowego zniechęcenia.
To będzie procentowało i "opłaci się", gdy będziesz bardzo zajęta maleństwem.
To wielkie szczęście, być wychowywanym przez zrównoważoną i pogodną mamę.

Maciejka - Pią 06 Cze, 2014 08:34

Klara napisał/a:
Myślę, że tym bardziej nie powinnaś robić terapię mimo chwilowego zniechęcenia.


Klaro co ty napisałaś :shock: nie powinnaś znaczy jakis przymus? :p Może byłoby dobrze abys .....

Dobra nie czepiam się , przejęzyczyć się każdy może......

Klara - Pią 06 Cze, 2014 08:49

perełka napisał/a:
nie powinnaś znaczy jakis przymus?

:szok:
Rzeczywiście, nie powinnam (!) używać słowa "powinnaś".
Przyznam, że pisząc to, nie byłam świadoma nacisku jaki wywieram, choć jestem świadoma tego, ze nie mam wpływu na to, co zrobi lub nie zrobi Reni.
Z drugiej strony - teraz naszła mnie ta myśl - czy nie jest powinnością przyszłej matki jak najlepsze psychiczne przygotowanie się do macierzyństwa?

Maciejka - Pią 06 Cze, 2014 08:52

Masz rację ale myslę sobie , ze zamiast powinnością zastąpić to ....obowiazkiem, innym slowem moze postaranie sę o lepsze życie , lepsze warunki dla przyszłgo dziecka, komfort psychiczny. Te powinnam to tak brzmi jak musze czyli przymus a we wspóluzaleznieniu to raczej be wiecej szkodzi jak pomaga. Nikt nie lubi być do czegoś zmuszany , wywierania presji na sobie .....
szika - Pią 06 Cze, 2014 10:35

Reni serdecznie gratuluję i trzymam kciuki za Was Dwoje - Ciebie i Maleństwo :)
zdróweczka i oby jak najlepiej wszystko się udało :) :buzki:

reni - Pią 06 Cze, 2014 10:38

Dziewczyny kochane, rzeczywiście, moja terapeutka dopiero mi pokazała, jak bardzo nadużywam słowa POWINNAM. Tak się z nim zrosłam, że nawet tego nie zauważałam wcześniej a wszystko było POWINNOŚCIĄ.
Teraz staram się, aby to było chcenie, aby wypływało ze mnie.

Tak, chcę, aby nasze maleństwo miało mamę pogodną, pogodzoną z samą sobą i swoją historią, zdrowiejącą, wierzącą w siebie i swoją wartość. Mam dwoje starszych już dzieci ( 9 i 12 lat) i jak sobie przypomnę, że wtedy mogłam liczyć jedynie na siebie, przypomnę sobie jak już nie wytrzymywałam czasem kłótnie, z ex, krzyki, awantury a potem totalna apatia i beznadzieja, to nigdy, przenigdy nie chcę tego fundować temu maluszkowi.

Poza tym, to zupełnie inna ciąża, dojrzała, mój obecny mąż bardzo jej chciał, jest przeszczęśliwy...A ja czuję się młodziej, mimo mojej czterdziestki. Boję się to powiedzieć, ale jestem szczęśliwa.

A rany, wspomnienia, schematy, strachy wracają...i pewnie będą.

reni - Pią 06 Cze, 2014 10:43

Brakowało mi Was bardzo, przez ten okres, kiedy się nie logowałam tutaj. Czytałam, ale w kąciku, cichutko.
Teraz czuję, że mogę wrócić bez wkręcania się głębszego i analizowania, czy mój mąż ma nawrót, czy nie, czy zapije, czy nie...staram się nie analizować, choć siedzi to we mnie i wychodzi moja nadodpowiedzialność. Mimo, że jest wszystko dobrze i żadne sygnały na niebie i ziemi nie zwiastują, że coś by się miało dziać złego, jestem sceptyczna. Nie wiem, czy to brak zaufania.
Zapytał mnie niedawno, czy Mu ufam, powiedziałam, że Jemu tak, ale chorobie - nie i wiem, jak jest podstępna.

reni - Czw 14 Sie, 2014 20:05

Dawno nie pisałam...kiepsko znoszę ostatnie miesiące ciąży i raczej czytam, niż coś piszę. Ale potrzebuję Waszej rady. cf2423f
Moje dzieci raz w miesiącu jeżdżą do swojego biologicznego taty w odwiedziny ( tak zasądził sąd podczas rozwodu). One się nie garną specjalnie, ale jadą. Ostatnio była taka sytuacja, że ex je zabrał na weekend, podrzucił na cały dzień do babci, odebrał wieczorem i zabrał na piwo. On piwkował a one trochę się bawiły, trochę nudziły. Potem zmiana knajpy...Córka do mnie pisze ( bo dzwonić przy tacie się boi), że tata pije już szóste piwo, że one się boją, że już jest nachlany...Dzieci mają 11 lat i 9.
Koło 22 wrócił z nimi do domu i poprawił jeszcze.

Czy w takiej sytuacji mogę dzwonić na policję? Muszę przyznać, przy moim ex jestem taka malutka i wystraszona, boję się go i zawsze bałam...tutaj moje zdrowienie jest zerowe...
Czy jak się sytuacja powtórzy mogę dzwonić? Dodam, że ex mieszka 60 km ode mnie, nie wiem, co wtedy z dziećmi, gdzie je zabiorą...ja mogłabym po nie pojechać, ale to była noc, ja w ciąży...
Poradźcie mi coś, proszę!

Klara - Czw 14 Sie, 2014 20:19

reni napisał/a:
tak zasądził sąd podczas rozwodu

Mnie się wydaje, że w tej sytuacji powinnaś wystąpić do sądu o zmianę decyzji.
Jeśli tato chce się widzieć z dziećmi, to ze względu na ich bezpieczeństwo odwiedziny powinny się odbywać tak, żebyś Ty miała kontrolę nad tym, co się dzieje.

reni - Czw 14 Sie, 2014 20:23

Prawda jest taka, że mąż popijał zawsze, ale ja wtedy czuwałam nad dziećmi i nie odczuwały skutków na własnej skórze. Teraz boją się jeździć na te miesięczne spotkania, bo zawsze wieczorem sobie popija.

Klaro, po to jestem na terapii, żeby przestać mieć nad nim kontrolę i raz na zawsze się uwolnić.

Psychicznie nie zniosę, aby spotykał się z nimi w naszym nowym domu, gdzie jest spokój, zero alkoholu, bez nerwów, normalnie...

Klara - Czw 14 Sie, 2014 20:26

No to może ktoś doradzi Ci coś innego :bezradny:
Wyjaśnię tylko, że nie chodzi o kontrolę nad alkoholikiem lecz o bezpieczeństwo dzieci.

reni - Czw 14 Sie, 2014 20:28

Poza tym wiem, że w sądzie zrobi z siebie ofiarę: biedny, chory, którego żona zostawiła i odeszła.
Teraz, jak odbywam terapię, nie wiem, jak wytrzymałam te 13 lat i jak byłam strasznie głupia i ślepa. Wcześniej nie umiałam odejść, bałam się, że sobie nie poradzę, więc tym bardziej, jak zrobiłam ten krok, to był szok dla niego. Ale potrafi tak zmanipulować, że nawet w sądzie będą się nad nim litować.

reni - Czw 14 Sie, 2014 20:31

Teraz w sądzie nie miałabym siły wystąpić. To jest 7 miesiąc ciąży, prawie ósmy a nie chcę urodzić wcześniaka z powodu nerwów.
Ale czy mogę w takich sytuacjach dzwonić na policję? Żeby choć podkładka była na przyszłość do sądu....

reni - Czw 14 Sie, 2014 20:32

Klaro...rozumiem. Ale to są działania bardziej dalekosiężne. A mi chodzi o coś na już, bo w następnym miesiącu sytuacja z dużym prawdopodobieństwem się powtórzy.
esaneta - Czw 14 Sie, 2014 20:33

reni napisał/a:
Ale potrafi tak zmanipulować, że nawet w sądzie będą się nad nim litować

wspominałaś, że córka pisze do Ciebie smsy, kiedy on pije podczas tych przymusowych spotkań.
To mógłby być jakis dowód w sądzie. Sąd jest nieczuły na emocje, potrzebuje faktów/dowodóch, które może "zważyć" i na tej podstawie wydaje wyrok/
Poza tym moze również zlecić biegłemu psychologowi rozmowę z atkim dzieckiem, by ten zweryfikował jak wygląda prawda i co najważniejsze, jak dzieci czują się w trakcie tych spotkań z ojcem.

reni - Czw 14 Sie, 2014 20:44

Właśnie...chciałabym dzieciom zaoszczędzić takich wywiadów, ale wiem, że bez tego się nie obejdzie.
esaneta - Czw 14 Sie, 2014 20:47

reni napisał/a:
chciałabym dzieciom zaoszczędzić takich wywiadów,

jako 15 letnia dziewczyna byłam na podobnej wizycie (mama zamierzała rozwieść się z ojcem alko) i powiem Ci szczerze, że z perspektywy dziecka wcale tego jakoś dramatycznie nie odbierałam. Ot taka pogawędka z miłą panią :)

reni - Czw 14 Sie, 2014 21:07

Esaneto, jak mówię, to bliższa, lub dalsza przyszłość. Przed porodem nie będę wnosić do sądu a następne widzenie będzie we wrześniu. W międzyczasie ex jeszcze zabiera dzieci na tygodniowy wyjazd nad morze, więc drugi koniec Polski. Boję się bardzo tego pobytu, one też.
Co gdyby tam się sytuacja powtórzyła? A z dużym prawdopodobieństwem tak będzie, bo nigdy nie spędzał wakacji na trzeźwo.

Klara - Czw 14 Sie, 2014 21:11

reni napisał/a:
W międzyczasie ex jeszcze zabiera dzieci na tygodniowy wyjazd nad morze, więc drugi koniec Polski.

O Boże... xcc :boisie:

muzyka11111 - Czw 14 Sie, 2014 21:12

Reni,
Ty boisz sie tygodnioewego wyjazdu nad morze i dzieci tez, wniosek z tego ze nie chca jechac, powiem ci ze ciezka sprawa ale ja dzieci bym nie dala...one widza spokoj milosc i bezpieczenstwo w tobie wiec jesli ty nic nie zrobisz to nie maja juz do kogo isc, chodzi mi tu o zaufanie i poczucie bezpieczenstwa ze moga na ciebie liczyc i wierza ze wlasnie ty nie dasz zrobic im krzywdy...
Ja tak mysle Reni...

reni - Czw 14 Sie, 2014 21:15

Muzyko, on ma zasądzone dwa tygodnie letnich wakacji z dziećmi.
Klara - Czw 14 Sie, 2014 21:18

Reni, może mogłabyś udzielić komuś (np. kuratorowi) pełnomocnictwo do tego, żeby już, teraz pilotował tę sprawę tak, żebyś Ty się nie musiała się denerwować, a żeby sąd jak najszybciej zmienił decyzję?

Tak strzelam, bo nie mogę znaleźć w necie właściwych informacji. Może wpisuję złą frazę. Nie wiem...

reni - Czw 14 Sie, 2014 21:21

Klaro, teraz po prostu nie mam siły na sąd, ale po porodzie...tak. Nie chcę dezerterować.
Ja szukam rozwiązania na już: czy jak w takiej sytuacji zadzwonię na policję, czy przyjadą, zainterweniują i jak takie coś wygląda.

A po urodzeniu dziecka- wniosę do sądu o zmianę decyzji. Przynajmniej tak zamierzam.

muzyka11111 - Czw 14 Sie, 2014 21:22

Reni zgadza sie ma zasadzone, ale mysle ze na wizycie tata MUSI byc trzezwy...a jesli nie jest i ty to wiesz od corki sms-em to moze dobrze by bylo pojechac tam z policja jak jest w takim stanie zabrac dzieci a na drugi dzien wniesc dokumenty do sadu o zmiane widzen i zeby nie spaly u niego.
reni - Czw 14 Sie, 2014 21:26

Idę teraz już spać, bo maleństwo kopie coraz mocniej. Ale jutro tutaj wrócę.
Klara - Czw 14 Sie, 2014 21:32

reni napisał/a:
czy przyjadą, zainterweniują i jak takie coś wygląda.

Wiesz, no, nie chcę krakać, ale z tego co czasami donoszą wiadomości, to w takich wypadkach umieszczają dzieci w rodzinie zastępczej i zaczynają się jakieś czynności prawne.
Ty nie byłabyś winna, ale czy w ten sposób oszczędzisz sobie nerwów, a czy nie będziesz się denerwowała, gdy dzieci będą z ojcem? :(

olga - Pią 15 Sie, 2014 06:09

Reni, Twoim obowiazkiem jako matki jest dbanie o bezpieczenstwo i komfort psychiczny dzieci. Wydajac je czynnemu alkoholikowi narazasz je na niebezpieczenstwo. Nie wolno Ci tego robic. Pije wiec nie ma wspolnego wyjazdu nad morze ani wizyt w jego miejscu zamieszkania a decyzja sadu niech sobie wytapetuje mieszkanie. Dzieci mu nie wydaj i wnies do sadu o ograniczenie badz pozbawienie praw rodzicielskich. Wtedy nie bedziesz miala problemu z widzeniami a dzieci beda bezpieczne. Mysle, ze Ty obawiasz sie, ze przyjedzie po dzieci z policja. Jesli tak zrobi - pokazesz policji kopie wniosku zlozonego w sadzie a na poparcie - esemesy wysylane przez corke. Mam wrazenie, ze Ty w ogole jestes zastraszona przez niego.
Pamietaj, to, ze sad wydal taka a nie inna decyzje, dotyczaca spotkan dzieci z ojcem, wcale nie jest wiazace. Decyzje zmieni w zwiazku z okolicznosciami jakie maja miejsce. Dzieci nie sa niczyja wlasnoscia. To nie majatek, ktory ulegl podzialowi w trakcie rozwodu. To sa ludzie.


aaaa i nie zaslaniaj sie ciaza, chyba, ze jest zagrozona i musisz lezec

DanaN - Pią 15 Sie, 2014 07:56

reni napisał/a:
teraz po prostu nie mam siły na sąd, ale po porodzie...tak

no tak po porodzie będziesz miała czas, pójdziesz na pewno

oszukujesz samą siebie?

pietruszka - Pią 15 Sie, 2014 09:01

A ja bym się umówiła na spotkanie z dzielnicowym, jak zapewnić bezpieczeństwo dzieciom, na jaką pomoc policji możesz liczyć w podobnej sytuacji.
Kami - Pią 15 Sie, 2014 13:29

cześć Reni

Kami - współuzależniona poczytam Twój wątek nie widziałam Cię tu wcześniej :)

fairy - Pią 15 Sie, 2014 13:37

Reni ja też się zaczytałam w Twój wątek, też nie widziałam Ciebie tutaj.
Ja dostałam od mojej terapeutki również namiar na prawnika dla kobiet
z poradni który pomaga bezpłatnie.
Może i Tobie by się przydała taka pomoc, może u Ciebie w poradni jest taka mozliwość?

Klara - Pią 15 Sie, 2014 13:57

fairy napisał/a:
może u Ciebie w poradni jest taka mozliwość?

Jest jeszcze takie wyjście: http://www.interwencjakry...ncji-kryzysowej

reni - Pią 15 Sie, 2014 18:00

Dziękuję Wam bardzo za sugestie. Muszę się zastanowić, które wyjście u mnie będzie najskuteczniejsze.

Odnośnie ciąży rzeczywiście muszę dużo leżeć i nie denerwować się.Ze względów zawodowych nie jest to możliwe, więc wszelkie dodatkowe sprawy ( poza pracą) ograniczyłam do minimum.W poprzedniej ciąży zlekceważyłam to i skończyło się poronieniem.Nie chcę przeżywać tego jeszcze raz.I nie zasłaniam się ciążą- po prostu teraz wiem,na ile mnie stać i nie hojraczę.
A co do ilości czasu-istotnie,po porodzie będę na macierzyńskim, teraz pracuję pełną parą i nie jest to fanaberia, tylko konieczność.

W każdym razie dziękuję za wszystkie rady.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group