To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Napiszę Wam co ze mną jest...

Samsara - Sob 28 Mar, 2015 05:15
Temat postu: Napiszę Wam co ze mną jest...
Witajcie Wszyscy jeszcze raz !
Nie wiecie jaką wielką radość ale i zdziwienie sprawiło mi czytanie Waszych powitań :D :shock:
Dziękuje!!!
Nie wiem jeszcze jak się na Forum poruszać bo jest to moje pierwsze w życiu.. :oops:
Próbuję metodą bardziej błędów, czy jest możliwość napisania do Was Wszystkich od razu? Dam radę, z czasem będę dobry...

Napiszę najpierw dlaczego wybór nicku i awatara jest nie przypadkowy. Bo to dla mnie ważne.

Saṅsāra lub saṃsāra (pali, sans.: संसार, tel.: సంసారం; chiń.: trad. 輪迴, upr. 轮回, pinyin lún huí, jap.: 輪廻 rinne) – w hinduizmie, dźinizmie i buddyzmie termin dosłownie oznacza nieustanne wędrowanie, czyli kołowrót narodzin i śmierci, cykl reinkarnacji, któremu od niezmierzonego okresu podlegają wszystkie żywe istoty włącznie z istotami boskimi (dewy). Po każdym kolejnym wcieleniu następne jest wybierane w zależności od nagromadzonej karmy. W buddyzmie wyzwolenie z sansary następuje dzięki kroczeniu szlachetną ośmioraką ścieżką, która prowadzi do nirwany.

Samsara lub Sansara, dosłownie oznacza "wędrówkę". Wielu ludzi uważa słowo samsara za buddyjską nazwę miejsca, w którym obecnie żyjemy — miejsca, które opuszczamy, wchodząc w nirwanę. Ale we wczesnych buddyjskich tekstach sansara to nie odpowiedź na pytanie "Gdzie jesteśmy?", samsara odpowiada pytaniu "Co robimy?". Zamiast miejsca jest proces: tendencja do ciągłego tworzenia światów i zamieszkiwania ich. Gdy jeden świat upada, znika, ty tworzysz inny i idziesz do niego. W tym samym czasie spotykasz innych ludzi, którzy tak jak ty stworzyli swoje własne światy[1].
Nyanatiloka Mahathera wyjaśnia: "Dokładniej mówiąc sansara jest nieprzerwanym łańcuchem połączeń pięciu khandha, które to w niewyobrażalnych okresach, z chwili na chwilę ciągle zmieniają się i bez przerwy następują jedna po drugiej. Okres jednego życia jest w tej samsarze jedynie drobną i ulotną cząstką. Dlatego też by zrozumieć pierwszą Szlachetną Prawdę mówiącą o powszechności cierpienia należy zwrócić swój wzrok ku samsarze, czyli temu przerażającemu łańcuchowi odrodzeń, a nie jedynie ku pojedynczemu okresowi trwania jednego życia, które oczywiście czasem może być mniej bolesne."

Pozwoliłem sobie skopiować co wyczytałem w Wikipedii, nawet nie wiem czy mogę, ale co tam...

Jakiś czas temu mieszkałem w wynajmowanym mieszkaniu na Starym Mieście w Warszawie. Sam. Samotny. Był lipiec, w ubiegłym roku. Wyposażony w terapii w narzędzia, których nie bardzo umiałem używać, postanowiłem być w terapii pogłębionej. Nikt, żaden z terapeutów nie powiedział jak wygląda życie po terapii. Na terapii nazywaliśmy to "zderzenie z nową rzeczywistością". Ha, zderzenie, na szczęście trwało to stosunkowo krótko. Dwa miesiące. Około 1440 bardzo dziwnych godzin.
Mój ojciec, znany i ceniony artysta, powiedział mi kiedyś, może jak miałem 15 lat, że "odbiera rzeczywistość bez naskórka". Pytałem go wiele razy co to znaczy, -- kiedyś zrozumiesz--.
I zrozumiałem, i rozumiałem że całe moje dotychczasowe życie tak wyglądało, bez naskórka... Przez te dwa miesiące próbowałem nadrabiać miną, że jest OK, że idę do przodu, ale nie było łatwo. Dlatego chodziłem bardzo często na mitingi, i na terapię, i do kościoła. Wierzyłem Sile Wyższej, dalej wierzę, dziś mam 285-ty dzień, i wierzę że trzeźwienia. Tak więc siedziałem sobie w mieszkaniu, późnym wieczorem, słuchałem muzyki z komputera, zacząłem oglądać film który na początku mnie nie interesował, ale tylko na początku. I nagle poczułem coś dziwnego, nie doświadczonego nigdy do tamtego momentu. Siedziałem, nie wiem jak długo, czułem strach, a może lęk przed czymś co wywoływało we mnie również zakłopotanie i jakąś dziwną do tej pory nie znaną odmianę radości. I ciarki na plecach, teraz też je czuję, jak by to było przed chwilą. Strach czułem często do lipca. To był mój "najlepszy kumpel". Ale bywałem z nim bardzo często ale krótko. Potem szybciutko przychodziły moje "najlepsze kumpelki", pastylki i wóda. I znów odwiedziny "najlepszego kumpla". I tak w kółko... A dusza ciągle wyła...
Zatrzymałem film który już mnie interesował, spojrzałem na tytuł. Zobaczyłem jakiej muzyki lub utworu przed chwila słuchałem. Wpisałem nazwę do wyszukiwarki w komputerze, przeczytałem i zamarłem. W bezruchu.
Nie wiem jak długo to trwało, w głowie pulsowały mi zdania. Podkreśliłem na górze.

Wędrówka, narodziny, śmierć, reinkarnacja, gdzie jestem, co robię, tworzenie świata, ludzie, w swoich innych światach, powszechne cierpienie, SAMSARA, przerażająco bolesny łańcuch odrodzenia. Bolesne ale już nie przerażające SAMOODRODZENIE...

Tu jestem, to jest mój nowy świat, wyzwolony w SAMOODRODZENIU.


Dziękuję WAM, że mnie przyjęliscie : Jo-asiu, Tosiu-Gosiu, ankao30, rufiu, Janiole, Kami-siu, Borusie, smokooka, point-cie, Jacku, staszku, margo, Duszku,





krytyk o filmie : http://www.hbo.pl/movie/samsara_583047
muzyka : https://www.youtube.com/watch?v=NPjCwXyvTG8

margo - Sob 28 Mar, 2015 09:27

Czyli widziales ten film? Jest niesamowity! Ogladalam go w takim malym kinie. Strasznie emocjonujacy film, w ktorym nie pada ani jedno slowo. Zderzenie swiata wschodu i zachodu 23r
Jacek - Sob 28 Mar, 2015 12:18

Samsara napisał/a:
Wyposażony w terapii w narzędzia, których nie bardzo umiałem używać, postanowiłem być w terapii pogłębionej.

witam ponownie :)
miał bym takie pytanko,a wzięło się z stąd bo ,albo,gdzieś mnie umknęło,lub po prostu nie opisałeś
a więc mniem zaciekawiło ,skąd ta droga w nowe,Twoje nowe - się zaczęła???
mianowicie jak się domyślasz,chodzi mnie o o Twoje,tak zwane "dno" - od którego to wszystko,zazwyczaj się zaczyna
ja,znalazłem się na swoim dnie dawno i w nim się babrałem
przy tym ,nie słuchając innych (najbliższych) oszukując głównie siebie - wypierałem się ,,swego upadłego "dna"
dopiero utrata najbliższych (rodziny) pozwoliła mnie na ,,zobaczenie tego mojego "dna"
i tu zaczęła się moja droga prawdziwej trzeźwości
mimo że przedtem ,była terapia ,odwiedziny u lekarza ,antikol ,straszki rozwodem i wiele podobnym
to właśnie utrata tego co najbardziej kochałem dało mnie kopa
widzę z Twoich opisów duże podobieństwo ,ale może sam opiszesz,jak to u ciebie było

Samsara - Sob 28 Mar, 2015 22:20

Witajcie
Tak, oglądałem ten film, wiele razy, ale tak naprawdę tylko za pierwszym razem tak na mnie wpłynął. Mam go w wypożyczalni w UPC. A może muzyka miała na to wpływ, może to co się koło mnie wtedy działo?
Dzięki za zmianę kolorów, faktycznie są bardziej swojskie. I tu powstało w mojej głowie pytanie, a bardzo często zadaję sobie pytania ostatnio, rozkminiam, skąd mi się wziął ten właśnie kolor?

Dno, moje własne osobiste dno? A ile ja ich miałem? Oj dużo. Przez 41 lat picia i trochę krócej prochów. Ostatnie trwało trzy lata. A było ich wiele, bo wiele było terapii, poza ostatnią niczego nie robiłem świadomie, prawdziwie. Za każdym razem jakieś niepicia, abstynencje, esperale, antikole, wszystko zafałszowane, zakłamane. Za każdą zafałszowaną próbą zakończoną oczywiście długotrwałym piciem, ból, strach, wszechobecna krzywda. Wyrządzana przeze mnie.
Całe dorosłe życie zawodowe byłem na kierowniczych i dyrektorskich stanowiskach. Byłem logistykiem. Wszystko potrafiłem zorganizować, wszystko było podporządkowane piciu albo prochom. Wyreżyserowane wizyty u lekarzy, manipulowanie miałem opanowane do perfekcji. Organizacja pijanych imprez, bo na inne nie chodziłem, bez najmniejszego zarzutu. No i skończyło się. Moja żona odeszła. ODESZŁA na prawdę. Zmęczenie mojej żony, które dopiero teraz widzę, było niebotyczne. Była też w szpitalu psychiatrycznym, ciężka depresja, wydawało mi się że przez pracę, bo ja się jakoś tam zaangarzowałem. Restrukturyzacja firmy. Potem, wiele lat później uświadomiłem sobie że to ja. Przez 30 lat wyciągała mnie z mojego szamba w które poza nią wciągałem również moich synów.
Mimo że mieszkaliśmy pod jednym dachem, nie byliśmy ze sobą. Odeszła, straciłem pracę, umarła moja mama, teściowa, wszystko mniej więcej w jednym czasie. Ileż miałem okazji do picia, prochów. W ubiegłym roku rozeszły się nasze drogi, w czerwcu, wyprowadziliśmy się do innych mieszkań. Ja znalazłem pracę w Gdańsku. Wynająłem mieszkanie, wywiozłem swoje rzeczy. Z Warszawy wyjechałem 7 czerwca, sobota rano. Pożarłem się ze starszym synem, kłótnia była wywołana przeze mnie celowo, żeby nie odwoził mnie na dworzec. Pierwsze kroki po wyjściu z domu oczywiście do sklepu. Nie bardzo pamiętam jak dojechałem do Gdańska. Myślę sobie, sobota wieczór, do pracy dopiero w poniedziałek wieczorem, miałem jechać do Poznania na jakieś szkolenie, no to czego mi było potrzeba? Mieszkanie w Gdańsku miałem przy pętli tramwajowej, druga była w Jelitkowie. Czerwiec. W poniedziałek, na późnopopołudniowe spotkanie zaspałem, albo nie wytrzeźwiałem. We wtorek rano Pan Dyrektor Generalny powiedział mi, że tak dużego obszaru i tak wielu ludzi nie pozostawi pod opieką nieodpowiedzialnego człowieka. Duży oddział ogólnopolskiej firmy.
Nie pamiętam co działo się ze mną do późnego wieczoru w sobotę. Ocknąłem się, oprzytomniałem w drzwiach przed jakimś człowiekiem w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu jak po próbach włożenia klucza do dziurki nagle drzwi się otworzyły. "Czego?" Zapytał. Pomyliłem piętra.
Noc z soboty na niedzielę, niedziela, telefon. Patrzyłem na spis połączeń i za Boga nie potrafiłem sobie przypomnieć o czym ja z tymi wszystkimi ludźmi rozmawiałem, dlaczego do nich dzwoniłem, oni do mnie, o czym były 30 minutowe rozmowy. Z Dyrektorem Generalnym, od wtorku prawie codziennie, z właścicielem mieszkania, czasami w środku nocy..
Nie potrafię opisać jak się wtedy czyłem, co się ze mną działo. Brak mi słów, jak opisać potęgę gigantycznego strachu, wstydu, upokorzenia, bólu, poniżenia, i histerii która już mną zawładnęła.
W poniedziałek byłem już w Warszawie, przyjechał po mnie starszy syn. W drodze powiedziałem tylko dwa słowa; "jedź wolniej"
We wtorek byłem już na terapii zamkniętej.

Teraz uważam paradoksalnie, że to Siła Wyższa pozwoliła mi pić. Żebym się nie zapił na śmierć w obcym mieście, albo żebym nie wszedł pod tramwaj, w środku nadchodzącego lata.
Żebym jeszcze raz spróbował żyć godnie, wśród najbliższych.

Od 17 czerwca 2014 jestem czysty. I coraz bardziej spokojny.

ankao30 - Sob 28 Mar, 2015 22:35

Samsara, Czuję ten spokój czytając Ciebie.
Fajnie że jesteś. :)

Samsara - Sob 28 Mar, 2015 23:13

Witajcie
ankao30, paradoksalnie ja też go czuję, a najważniejsze że jest prawdziwy, i taki bardzo nowy :)
Witajcie :) zolza, She, mativaldi, yuraa, Loka, adania, esaneta,
Margo, a chcesz ten film (i pozostałe z serii)jeszcze raz obejżeć ?

margo - Nie 29 Mar, 2015 09:44

Samsara, ten film musze sie brzydko przyznac mam w komputerze... ale Barake na przyklad widzialam tylko we fragmentach. Co proponujesz? :mgreen:
Jacek - Nie 29 Mar, 2015 10:40

Samsara napisał/a:
moje własne osobiste dno?

dzięki
prawda że wypieranie się własnego dna,zamyka spojrzenie na własne życie
a otwiera je,właśnie w momencie spojrzenia i przyznania w rzeczywistość jaka jest

Samsara - Nie 29 Mar, 2015 15:08

margo napisał/a:
Samsara, ten film musze sie brzydko przyznac mam w komputerze... ale Barake na przyklad widzialam tylko we fragmentach. Co proponujesz? :mgreen:

Witaj,
mogę przesłać ci link :)

point - Nie 29 Mar, 2015 15:57

Samsara napisał/a:
margo napisał/a:
Samsara, ten film musze sie brzydko przyznac mam w komputerze... ale Barake na przyklad widzialam tylko we fragmentach. Co proponujesz? :mgreen:

Witaj,
mogę przesłać ci link :)

Ja też bardzo mocno, uprzejmie :mgreen: poproszę... bardzo... fsdf43t

Guido - Pon 30 Mar, 2015 10:10

Cześć Samsara. Życzę Ci by Twe wyrwanie z błędnego kręgu wódczanych śmierci i kacowych narodzin okazało się trwałym i spokojnym stanem.
Polecam też, jeżeli nie widziałeś, filmową trylogię Godfreya Reggio - cykl Qatsi. To filmy o oczyszczającej mocy.
Pozdrawiam.

Anonymous - Pon 30 Mar, 2015 20:13

Też miałem taką sytuację :( (
Samsara - Wto 31 Mar, 2015 10:03

Jo-asia napisał/a:
Jest taki Edek. Nie pije kilka lat. Chodzi na mityngi i zawsze siada na to samo...krzesło. Stali bywalcy, wiedzą. Nie siadają tam. Nowi....bardzo często na nie trafiają bo..jest blisko wyjścia. Edek przeważnie wchodzi...ostatni. I.....podchodzi mówiąc, to moje miejsce. Nowy...wstaje i szuka wolnego.

A skąd takie skojarzenie? I co wy z tym Edkiem??? :)

Jo-asia - Wto 31 Mar, 2015 10:41

Samsara napisał/a:
A skąd takie skojarzenie?

to mój odbiór...moja lekcja pokory
ten człowiek jest realny, jest jednym z "mojej" grupy..mityngowej
nie ma na imię Edek ;)
skojarzenie uczuć, jakie towarzyszyły mi...kiedyś a dziś powróciły w Twoim wątku
dziś, dzięki temu....pozbyłam się oceny :)
tyle :bezradny:

zołza - Wto 31 Mar, 2015 11:21

Tak sobie myślę , że wszędzie jest taki "Edek" w naszym otoczeniu. Osoba stała ...która po prostu jest od zawsze w danym miejscu. Na swoim miejscu ;) . Nikt się temu nie dziwi , nie zastanawia ...bo on jest jak stały element i odnośnik danego miejsca. Ja lubię "Edka" :)
Jo-asia - Wto 31 Mar, 2015 11:25

zołza napisał/a:
Ja lubię "Edka" :)

Ja też :)

Samsara - Wto 31 Mar, 2015 11:36

Guido napisał/a:
Cześć Samsara. Życzę Ci by Twe wyrwanie z błędnego kręgu wódczanych śmierci i kacowych narodzin okazało się trwałym i spokojnym stanem.
Polecam też, jeżeli nie widziałeś, filmową trylogię Godfreya Reggio - cykl Qatsi. To filmy o oczyszczającej mocy.
Pozdrawiam.

Dzięki Guido, a trylogię już namierzam :)

Samsara - Wto 31 Mar, 2015 12:04

Jo-asia napisał/a:
skojarzenie uczuć, jakie towarzyszyły mi...kiedyś a dziś powróciły w Twoim wątku

Oj dziewczyno, Widzę i czuję jak jeszcze dużo pracy przede mną/ze mną,
Poniższy post dał mi gdzieś dyla ale miałem go w "pamięci"
Jo-asia napisał/a:
Jest taki Edek. Nie pije kilka lat. Chodzi na mityngi i zawsze siada na to samo...krzesło. Stali bywalcy, wiedzą. Nie siadają tam. Nowi....bardzo często na nie trafiają bo..jest blisko wyjścia. Edek przeważnie wchodzi...ostatni. I.....podchodzi mówiąc, to moje miejsce. Nowy...wstaje i szuka wolnego.

Jak pierwszy raz go czytałem to MI się jakoś smutno zrobiło. Bo tobie chyba też się zrobiło, tylko chyba nie smutno, a pracy przede mną dużo, bo zołza też już mi dała sygnał że za dużo biorę do siebie. A głównie chodzi mi o to że forum to jest dla mnie absolutnie coś nowego, twórczego nawet. Pokazuje mi jak różny od mojego może być odbiór tego co chciałem powiedzieć .
Dziękuję Dziewczyny :buzki:

Jo-asia - Wto 31 Mar, 2015 12:46

Samsara napisał/a:
twórczego nawet.

mimo czasu...nadal to forum jest twórcze dla mnie
nigdzie więcej nie mam tylu możliwości, gdzie swoje...myśli i uczucia mogę konfrontować w czasie :)
Samsara napisał/a:
Jak pierwszy raz go czytałem to MI się jakoś smutno zrobiło

pisząc go, wyrażałam swój bunt, miałam obrane stanowisko :rotfl:
nie pytaj...przeciw czemu/komu i jakie :prosi:
a wiele razy, już się przejechałam na moim myśleniu...stąd ta forma..najbardziej obiektywnie jak umiałam
niechcący....wyszło coś dla mnie fajnego, nagle mogłam się znaleźć w różnych sytuacjach
na krześle..jako nowy i w moim miejscu

Samsara napisał/a:
pracy przede mną dużo,

masz "coś"...spokój, umiejętność stworzenia dystansu i znasz smak pokory
nie zmarnuj tego :)

dobrze, że jesteś...jesteście :buzki:

rufio - Wto 31 Mar, 2015 13:02

Odbiór na forum - oczywisty
Może być prostoliniowy ale i kolisty
W jednym temacie - pokojowy
W drugim wybuchowy i bojowy
Będa łzy i szlochanie
Może byc i gderanie

Samsara - Wto 31 Mar, 2015 21:48

Cytat:
nie zmarnuj tego :)

dobrze, że jesteś...jesteście :buzki:

Jesteśmy..... :) Ty też :)
Zwycięzcami :)

Samsara - Wto 31 Mar, 2015 21:50

[quote="Jo-asia"]nie zmarnuj tego :)
Jesteśmy..... :) Ty też :)
Zwycięzcami :)

Samsara - Sob 04 Kwi, 2015 23:43

Święta już jutro. Pierwsze trzeźwe? Były jakieś "trzeźwe", po esperalu czy antikolu... Miałem trochę niepokoju jak to wszystko będzie wyglądać. Żona już dwa dni temu powiedziała że ma "depresję świąteczną" ta ciągła gonitwa, nigdy, teraz też tego nie lubię. Boże Narodzenie spędzaliśmy osobno, pamiętam jak byłem spięty. Nie miałem myśli o piciu, teraz też nie mam. Wogóle nie przychodzą mi myśli o piciu. Czy to jest normalne? Tak mam i już (powiedzenie dziadziunia), może to się dinozaurom wydać manipulacją? Zobaczę...
No i buchnęło, konflikt o nic, podniosłem głos, nie krzyczałem, podniosłem, a teraz źle się z tym czuję. Żona wmawiała mi coś tam, a ja głośno mówiłem, najpierw próbowałem wytłumaczyć i nie poskutkowało. Potrafię przeprosić i zaraz to zrobię, ale źle się czuję. A czy ona powie przepraszam? Jej problem. Ja chcę być w zgodzie ze sobą. Przypomniały mi się niezliczone sytuacje, małe sprzeczki a kończyły się aferą gigant. A teraz nic, tylko mały konflikt. Nie jestem cyborgiem. Z myjni już jechałem poirytowany, źle umyło mi samochód, może to przez to? Już Święta, niedziela, mam pewność że będą udane. Przynajmniej z mojej strony chcę żeby wszystko było OK, ale mam dużo tematów które chcę naprawić, oj dużo.
Kiedyś mówienie "przepraszam" przychodziło mi z łatwością, bo było nie prawdziwe, nie z serca.
Teraz to inna sprawa, nie jest mi łatwo, ale wiem że to pokora, że tak chcę zrobić.
Chodzę na warsztaty 12 Kroków, po świętach będę pracował już na czwartym, "Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny". Nie zgadzam się z teorią, że po warsztatach można już być sponsorem. Według mnie to zdecydowanie za wcześnie. Przynajmniej dla mnie.

Jo-asia - Nie 05 Kwi, 2015 09:28

Samsara napisał/a:
Wogóle nie przychodzą mi myśli o piciu. Czy to jest normalne?

normalne....bo Twoje

też, tak miałam....mam
z małymi...dosłownie kilkoma, wyjątkami

ankao30 - Nie 05 Kwi, 2015 09:58

Jo-asia napisał/a:
Samsara napisał/a:
Wogóle nie przychodzą mi myśli o piciu. Czy to jest normalne?

normalne....bo Twoje

też, tak miałam....mam
z małymi...dosłownie kilkoma, wyjątkami


Czytałam to już wczoraj, długo się zastanawiałam, czy to normalne, bowiem też tak mam i bez wyjątków. No ale znów to ja. Czytam dużo na ten temat. Mam krótki okres, więc wiem, że wszystko jest przede mną. Ale również świadomość, że tak może być nie pozwala mi zatrzymać się. Zmusza do większej pracy nad sobą.
Nie wiem jak wyglądają warsztaty, ale wiem jak wygląda praca ze sponsorem. Kroki dla mnie to już podstawa do życia. Mam je na codzień.
Samsara super, że też pracujesz na programie. Ja czwarty mam już za sobą. Niełatwy, ale jak się jest uczciwym wobec siebie to warto. Zobaczysz potem wiele rzeczy inaczej. Przeanalizujesz siebie, choć niełatwe ale możliwe.

Radosnego dnia :kwiatek:

Thomasson - Nie 05 Kwi, 2015 18:35

Samsara napisał/a:
Nie miałem myśli o piciu, teraz też nie mam. Wogóle nie przychodzą mi myśli o piciu. Czy to jest normalne?
Głód alkoholowy może być nie związany z myślą a np z napięciem, zmęczeniem, złością, bezsennością.
Samsara napisał/a:
Chodzę na warsztaty 12 Kroków, po świętach będę pracował już na czwartym, "Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny". Nie zgadzam się z teorią, że po warsztatach można już być sponsorem. Według mnie to zdecydowanie za wcześnie. Przynajmniej dla mnie.

Jeśli warsztaty kończą się na 12 kroku to czemu nie? Niektórzy twierdzą że po 5 kroku już można sponsorować. Zastanawiam się jaki jest sens zgłębiania suchej teorii bez strony praktycznej. Można powiedzieć że najpierw teoria a później praktyka ale w moim przypadku dużo teorii załapałem właśnie dzięki praktyce. I zaskakuje mnie jak można robić kroki grupowo. Macie na warsztatach wspólną wiarę w tego samego boga?

Samsara - Pon 06 Kwi, 2015 00:58

Dzięki Jo-asiu :) :kwiatek:

ankao30 napisał/a:
Niełatwy, ale jak się jest uczciwym wobec siebie to warto. Zobaczysz potem wiele rzeczy inaczej. Przeanalizujesz siebie, choć niełatwe ale możliwe.

Dzięki Aniu :) Moja terapeutka powiedziała mi na zakończenie długiej nocnej rozmowy " Jak będziesz żył w zgodzie i prawdzie ze sobą to będą się działy cuda". I się dzieją, potrafię na ilu umiem, terapia zrobiła swoje, analizować siebie, przynajmniej próbuję. Dlatego jestem teraz na warsztatach.
Ponieważ noc już, to Miłych snów, i miłego dnia :kwiatek:


Thomasson napisał/a:
Głód alkoholowy może być nie związany z myślą a np z napięciem, zmęczeniem, złością, bezsennością.

Jestem z takimi uczuciami i wieloma innymi non stop, pracuję z nimi natychmiast jak się pojawią, staram się analizować, rozbierać na atomy. Ale ich nie tłumię, to robiłem całe pijane życie. Zacząłem to robić w październiku, poza tym że skończyłem kolejny etap terapii "pogłębionej" nic konkretnego się nie wydarzyło. Tak mam i już. Najważniejsze że dobrze z tym się czuję. Śpię zarąbiście, a męczę się stosownie do wieku bez przeginania.

Witaj Thomasson
Thomasson napisał/a:
Niektórzy twierdzą że po 5 kroku już można sponsorować. Zastanawiam się jaki jest sens zgłębiania suchej teorii bez strony praktycznej. Można powiedzieć że najpierw teoria a później praktyka ale w moim przypadku dużo teorii załapałem właśnie dzięki praktyce.

Do sponsorowania to mi daleko. Na razie szukam sponsora dla siebie, to taki człowiek, który na temat Programu AA wie, rozumie, przeżył, doświadczył więcej ode mnie i może mi to przekazać. Oczekuję że pomoże mi poznać, zrozumieć i zrealizować w moim życiu program.
Nie bardzo rozumiem, teorię "jak żyć" mam z terapii i ciągle się uczę, praktycznie też, oczywiście. Mam grupkę przyjaciół z terapii, spotykamy się na mitingach, rozmawiamy często przez telefon o swoich emocjach. Bez tego było by mi znacznie trudniej. Na warsztatach analizujemy prace pisane przez nas, zadając pytania, analizując nasze zachowania, normalka.

Thomasson napisał/a:
I zaskakuje mnie jak można robić kroki grupowo. Macie na warsztatach wspólną wiarę w tego samego boga?

Ja nie robię kroków, to są warsztaty nad krokami, w wielkim skrócie, zadajemy sobie pytania związane z pracami które piszemy stosownie do kroku, analizujemy te prace po zgodzie piszącego na zadawanie mu pytań, pod okiem prowadzącego. Czyli przerabiam ciągle istotę mojego alkoholizmu, choroby duszy, umysłu i ciała.

Thomasson napisał/a:
Macie na warsztatach wspólną wiarę w tego samego boga?

Tak, wiarę ale w Siłę Wyższą każdego z nas z osobna, i Siłę Większą od nas samych, a to dla mnie jest Wspólnota AA. Dla mnie. Są wierzący w Boga, i nie wierzący, lub osoby innej wiary, wszyscy maja staż w AA.
Pozdrawiam :)

Conradus78 - Pon 06 Kwi, 2015 08:20

Co do kroków to osobiście podchodzę do nich bardzo indywidualnie. Owszem słyszałem o czymś takim, jak warsztatowa praca nad krokami w grupie. Rzecz jednak w tym, że program dwunastu kroków, to sprawa bardzo indywidualna, subiektywna czy wręcz intymna. Co prawda jak najbardziej jest możliwe ogólne, zarysowe omawianie kroków, tak jak na przykład na mityngach. Jest możliwe mówienie o własnych przeżyciach związanych z krokami. Niemniej czasem krok opiera się na bardzo intymnych, osobistych przemyśleniach, odczuciach, czy spostrzeżeniach (i nie chodzi tu wbrew pozorom tylko o krok czwarty, czy piąty). Jeżeli natomiast chodzi o taką warsztatową pracę, to jest też pewna groźba podejścia typu zakuć, zdać, zapomnieć, (zapić). Warsztaty nad krokami trochę za bardzo, moim zdaniem, zbliżają się do terapii. A kroki to nie tylko przerobienie ich, zrealizowanie. Dla mnie kroki to wykształcenie postaw, które stają się moimi cechami na bardzo długo, żeby nie powiedzieć, że na zawsze. A tego warsztaty raczej nie dadzą. Nie twierdzę, że warsztatowa praca nad krokami miałaby nie mieć sensu. Warto chyba jednak pamiętać, że na warsztatach kroki się nie kończą.
Samsara - Śro 08 Kwi, 2015 10:09

Witaj u mnie Conradus
Masz rację, że Kroki to bardzo indywidualna sprawa a warsztaty dla mnie to jednak coś więcej niż zarysowanie jak na mitingach. I nie widzę w tym groźby oraz zbliżenia do terapii. Wiem co mam napisać, nie robię tego pod przymusem bo chcę nad nimi pracować. I chcę nauczyć się kształcenia postaw, i chcę żeby były moimi cechami na zawsze.
Ja myślę (mimo warsztatów gdzie jesteśmy na kroku czwartym) mam w sobie pierwszy krok. Nie mam sponsora, na razie. Czyli przygotowuję się do pracy nad krokami. Nie przerobienia, do pracy. A niedługo moja pierwsza świeczka. Dla zgłębienia swej "duszy głębiny" chodzę na te warsztaty . Pomaga mi to, dowiaduję się czegoś o sobie. A wszystko co dzieje się wokół mnie, niezaprzeczalnie, mówi mi o tym, że każdy z nas ma swoja drogę. Jednemu to przychodzi łatwiej, innemu trudniej, i ja przynajmniej to akceptuję, przyjmuję, rozumiem, zgadzam się i nie będę się póki co zastanawiał, czy ktoś idzie w dobrym czy złym kierunku jak kolega który nie wierzy w Siłę Wyższą, lub inny który nie pije od 13 lat, bez terapii. JA nie będę się zastanawiał. Czytam, ktoś czuje się lepiej, inaczej niż do tej pory, nie pije przede wszystkim, i to jest mega ważne. Gdzie ja mam się śpieszyć, miałem tyle lat na chlanie to mogę, bo mam ten komfort, wsłuchiwać się w siebie, powolutku.
Przez te warsztaty chcę lepiej zrozumieć siebie, bo mam świadomości, że zrozumienie, nauczenie, dowiedzenie, poznanie, powiększenie rozumianych przeze mnie doświadczeń wyjdzie mi tylko na dobre. Wiem że mam problemy z radzeniem sobie z obawą, lękiem, przyjmowaniem krytyki do siebie, i to Forum i warsztaty dają mi coś nowego, nowe przeżycia, nowe doznania, jak ten deszcz przynoszący dyskomfort. A wiem że po nim i tak przyjdzie słońce. Na terapii wszystkiego miałem po trochu, terapia dla mnie była pierwszym kroczkiem, "mikro-kroczuniem" na mojej drodze. Ja wiem teraz, że po terapii jest mi łatwiej zrozumieć siebie, jest mi łatwiej żyć. Ale to JA.

ankao30 - Śro 08 Kwi, 2015 12:11

Samsara napisał/a:
Czyli przygotowuję się do pracy nad krokami


Super, że tak myślisz. Ja pracuję, poznaję i staram się żyć według kroków. Indywidualnie do tego podchodzę, ale mam też wspaniałą sponsorkę, która ma doświadczenie i wiedzę, ale również umie mi to przekazać. Oprócz tego szukam, czytam i dociekam.
Na warsztaty też się wybieram, ale chyba inne, są różnie organizowane. Teraz wybieram się na jednodniowe, ale dostałam zaproszenie również na trzydniowe. Na razie myślę. :mysli:
Na jednodniowe już wiem, że jadę, a potem resztę zobaczymy. Ale to znów ja.

Miłego :kwiatek:

Samsara - Nie 12 Kwi, 2015 21:36

No, i mam dół, zacząłem przygotowywać się do pracy na warsztaty nad czwartym krokiem. Czy ja aby jestem do tego gotowy ? xcc
Oj ciężko jest

yuraa - Nie 12 Kwi, 2015 21:43

mówią doświadczeni ludzie że każde danie jemy łyżką a nie chochelką
Jo-asia - Nie 12 Kwi, 2015 21:51

skoro jest dół...znaczy, coś się kończy
na umieranie, nie można się przygotować
można je uznać za...naturalną kolej rzeczy
wtedy i gotowość...jest jej częścią..znaczy się, jest :)

Jo-asia - Pon 13 Kwi, 2015 07:34

pterodaktyll napisał/a:

Jak zwykle wyrażasz się prawdziwie jak Ewangelia i niezrozumiale jak Apokalipsa :mgreen:

:rotfl:

nie wiem czy inaczej...w sensie zrozumiale, potrafię
bo pozostałe..porównania, są i dla mnie nieznane, w sensie...nieprzeczytane :skromny:
a Ty, dobrze wiesz o czym piszę
dół, to beznadzieja
śmierć...czy tam umieranie...to śmierć nadziei
powrót do przeszłości, jest obarczony poczuciem winy,
ono zaś, ubrane w żal, krzywdę (swoją lub czyjąś)
do tego dołącza strach

wpadając do dołu, nie widzę nic więcej...tylko wizję śmierci
i tak się dzieje
tylko nie umieram ja....a iluzja (w sensie, odpowiedzialność...przesuwam na swoją stronę)
pierwsze razy....nie wiedziałam co się dzieje,
miałam uczucie, że prawdziwie umieram (stad to porównanie)
ten stan agonii(dołu vel depresji)..jest różny
i często zależy, ode mnie

ten stan, jest naturalnym stanem...przy odnajdywaniu siebie (samorozwoju)
dla mnie, bez nich....przeszłość nadal by mnie straszyła

czy to pisanie....jest jaśniejsze? :mgreen:

JaKaJA - Pon 13 Kwi, 2015 13:10

Samsara napisał/a:
No, i mam dół, zacząłem przygotowywać się do pracy na warsztaty nad czwartym krokiem. Czy ja aby jestem do tego gotowy ?
hmmmmmm a gdzie krok pierwszy i ta cześć : "i NIE kieruję własnym życiem" -skoro go uznałam to akceptuję WSZYSTKO to co było i co jest (konsekwencje picia też ) skoro akceptuję zarówno pierwszy jak i trzeci : "postanowilismy powierzyć Nasze życie i Naszą wolę Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy " to jaki dół? no i modlitwa a zwłaszcza ta cześć : " Boże użycz mi pogody ducha (...) bym godził się na to czego zmienić nie mogę " -tak długo jak nie akceptowałam powyzszych (choć wydawało mi sie inaczej) to miałam problem z jakimkolwiek obrachunkiem :uoee: :bezradny: Dziękuję,że to napisałeś,przypomniałam sobie to co wiem ale zapomniałam na chwile właśnie dziś ;) :buziak:
Tajga - Pon 13 Kwi, 2015 19:09

Samsara napisał/a:
No, i mam dół

No i wystarczy, przestań kopać.
Samsara napisał/a:
zacząłem przygotowywać się do pracy na warsztaty nad czwartym krokiem. Czy ja aby jestem do tego gotowy ?

Czy tak po trochu nie siedzi ten krok w Twojej głowie codziennie? :mysli:
Jak zaczniesz wywoływać "filmy" nie zapomnij wziąść tej dobrej kliszy ;)

adania - Wto 14 Kwi, 2015 07:42

JaKaJA napisał/a:
zarówno pierwszy jak i trzeci : "postanowilismy powierzyć Nasze życie i Naszą wolę Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy " to jaki dół? no i modlitwa a zwłaszcza ta cześć : " Boże użycz mi pogody ducha (...) bym godził się na to czego zmienić nie mogę " -tak długo jak nie akceptowałam powyzszych (choć wydawało mi sie inaczej) to miałam problem z jakimkolwiek obrachunkiem


inaczej się czyta takie słowa na pierwszym a inaczej na czwartym kroku.
Nie wiem, tak się domyślam, ze jak będę już pracować na kolejnych krokach, to będę wiedziała o co chodzi w tej wypowiedzi.

JaKaJA - Wto 14 Kwi, 2015 09:56

adania tu nic skomplikowanego nie ma-jak nie zaakceptujesz w pełni,tak aż od samych trzewi pierwszego kroku to możesz chodzić po tych stopniach i krokach do śmierci i nic z tego nie wyniknie :bezradny: w pierwszym kroku przyznajesz szczerze i uczciwie,że jesteś bezradna jak dziecko-że wszystko co robiłaś do tej pory zawiodło,przyznajesz się do totalnej klęski -dopiero wówczas masz szansę w pełni przyjąć i zrozumieć krok drugi i Uwierzyć,że jest COŚ co może Ci pomóc ,że nie jesteś sama-wówczas w następnym oddajesz to wszystko,puszczasz wolno kontrolę i wszystko to co powodowało,że upadałaś -tylko dzięki temu mamy szansę w 100 % uczciwie zrobić obrachunek moralny-no bo skoro już WIESZ,że nie jesteś sama,że jest coś ponad Tobą,że oddałaś kontrolę i pozbyłaś się poczucia winy (w kroku pierwszym) i przyjmujesz WSZYSTKO takim jakie jest bo już się nie boisz nawet siebie samej(bo Uwierzyłaś w Siłę Wyższą) to boli mniej i na doły miejsca nie ma-jak dziecko ufasz i poddajesz się temu co ponad -niech będzie to siła grupy aa,terapeuta czy sama terapia jeśli nie "czujesz Boga" -ale oddajesz to mądrzejszym :bezradny: Jest taka refleksja z pytaniem na dzień chyba 12.04- czy nauczyłeś się już NIE buntować ? to wymowne zwłaszcza robiąc krok czwarty-bo ukazuje,że nie,nie nauczyłam się-wciąż się często buntuję,choćby racjonalizując czy użalając się nad sobą robiąc "odważny i uczciwy obrachunek moralny" :bezradny: i tak oto pracując nad sobą z programem aa mamy robotę do końca życia bo dla mnie 12 kroków to sposób na życie i budowanie siebie każdego dnia na nowo a nie "przerabianie" jak sweterek na wiosnę :bezradny:
ankao30 - Wto 14 Kwi, 2015 15:03

Samsara, Witaj.

Nie wiem jak to jest na warsztatach, ale ja mam siatkę wsparcia. Pomaga.
Nie łatwe, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Uwierz, że warto. :>

Miłego dnia. :kwiatek:

yuraa - Wto 14 Kwi, 2015 17:01

ankao30 napisał/a:
ale ja mam siatkę wsparcia


ważne by siatke zamocować na dobrze splątanej masie korzeni
nawet jak poszczególne oka siatki puszczą
całość sie utrzyma

Conradus78 - Wto 14 Kwi, 2015 20:37

Jak to "zacząłem się przygotowywać do pracy nad czwartym krokiem"? Przecież jeżeli już zacząłeś istotę tego kroku rozważać, to już zacząłeś pracę nad nim. Na tym polega piękno tego programu - nie można być obok, to nie są "kosmiczne jaja", żeby się przygotowywać. Tak jak nie można przygotowywać się do zdrowienia, podobnie i jest z krokami. A krok to piękny, jak każdy w dwunastu. To nie krok do zrobienia, to jeden z elementów mojej rzeczywistości.
rybenka1 - Wto 14 Kwi, 2015 21:53

Krok 4 dla mnie okazał się niesamowicie bardzo ważny i bardzo pozytywnie na mnie wpłynoł.Bo to ,że mam wady wiedziałam ,myślałam że jestem wadliwym towarem z najniższej półki.Okazało się ,że mam też zalety :radocha: :radocha: :radocha: :radocha: :radocha: :radocha: Sporo nawet tego jest . :radocha: :radocha: Sasmara bier się do roboty ,tu nie ma na co czekać ,działaj :luzik: Oczywiscie krok 4 jest całoscią z całego Twojego życia ,nie tylko z okresu kiedy piłeś .Nie rób se sam kuku .
Samsara - Wto 14 Kwi, 2015 22:43

yuraa napisał/a:
łyżką a nie chochelką
yuraa jaśniej, proszę. :mysli:
Jo-asia napisał/a:
można je uznać za...naturalną kolej rzeczy
wtedy i gotowość...jest jej częścią..znaczy się, jest :)
Tak czuję, Dzięki ;)
Jo-asia napisał/a:
pterodaktyll napisał/a:
Jak zwykle wyrażasz się prawdziwie jak Ewangelia i niezrozumiale jak Apokalipsa :mgreen:
Zgadzam się ;)
JaKaJA napisał/a:
hmmmmmm a gdzie krok pierwszy i ta cześć : "i NIE kieruję własnym życiem" -skoro go uznałam to akceptuję WSZYSTKO to co było i co jest (konsekwencje picia też ) skoro akceptuję zarówno pierwszy jak i trzeci : "postanowilismy powierzyć Nasze życie i Naszą wolę Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy " to jaki dół?
Dół znaczy ciężko, oj ciężko było/jest/i chyba jeszcze będzie :zmeczony:
JaKaJA napisał/a:
Boże użycz mi pogody ducha (...) bym godził się na to czego zmienić nie mogę " -tak długo jak nie akceptowałam powyzszych
Ale ja akceptuję, po odmówieniu modlitwy nie zawsze czuję się ja po dotknięciu "zaczarowanej różdżki"
Tajga napisał/a:
Czy tak po trochu nie siedzi ten krok w Twojej głowie codziennie? :mysli:
Chyba tak, i cały czas nad tym pracuję :tak:
adania napisał/a:
to będę wiedziała o co chodzi w tej wypowiedzi.
Nie wiem co napisać :mysli:
JaKaJA napisał/a:
adania tu nic skomplikowanego nie ma-jak nie zaakceptujesz w pełni,tak aż od samych trzewi pierwszego kroku to możesz chodzić po tych stopniach i krokach do śmierci i nic z tego nie wyniknie :bezradny:
Ostatnio pisałem, że mimo że jestem na WARSZTATACH PRACY nad krokami, i byłem na 4 Kroku, to czuję że jestem NA PIERWSZYM. :nerwus:
ankao30 napisał/a:
Nie wiem jak to jest na warsztatach, ale ja mam siatkę wsparcia. Pomaga.
Nie łatwe, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Uwierz, że warto. :>
Sam często powtarzam że nie będzie łatwo, i nie jest, a wiem i wierzę Aniu, inaczej by mnie tu nie było. ;)
rufio napisał/a:
ankao30 napisał/a:
ja mam siatkę wsparcia.
Caramba 34vcdc
Chcesz być Carambą czy Łosiem? :P
yuraa napisał/a:
ważne by siatke zamocować na dobrze splątanej masie korzeni
nawet jak poszczególne oka siatki puszczą
całość sie utrzyma
No, i jeżeli Cię dobrze zrozumiałem, to tak właśnie mam. ;)
Conradus78 napisał/a:
nie można być obok, to nie są "kosmiczne jaja", żeby się przygotowywać.
Do pracy domowej, tabelki, jak by nie nazwać, czyli tego czego musnąłem na warsztatach, a wezmę się z tym za bary ze sponsorem.
WEZMĘ SIĘ ZA SIEBIE, ZACZNĘ PRACĘ NAD SOBĄ ZE SPONSOREM.
Dzięki Conradus :)
rybenka1 napisał/a:
że mam wady wiedziałam ,myślałam że jestem wadliwym towarem z najniższej półki.Okazało się ,że mam też zalety :radocha: :radocha: :radocha: :radocha: :radocha: :radocha: Sporo nawet tego jest . :radocha: :radocha: Sasmara bier się do roboty ,tu nie ma na co czekać ,działaj :luzik: Oczywiscie krok 4 jest całoscią z całego Twojego życia ,nie tylko z okresu kiedy piłeś .Nie rób se sam kuku .
Dzięki, zaczynam powoli widzieć też i swoje zalety, i tak też się do warsztatów przygotowałem,nie tylko. :)
JaKaJA - Śro 15 Kwi, 2015 14:31

Samsara napisał/a:

JaKaJA napisał/a:
hmmmmmm a gdzie krok pierwszy i ta cześć : "i NIE kieruję własnym życiem" -skoro go uznałam to akceptuję WSZYSTKO to co było i co jest (konsekwencje picia też ) skoro akceptuję zarówno pierwszy jak i trzeci : "postanowilismy powierzyć Nasze życie i Naszą wolę Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy " to jaki dół?
Dół znaczy ciężko, oj ciężko było/jest/i chyba jeszcze będzie
nikt nie mówił,że będzie lekko :pocieszacz:
Samsara napisał/a:
i byłem na 4 Kroku, to czuję że jestem NA PIERWSZYM.
to akurat bardzo dobrze,że tak czujesz -do końca życia powinieneś go czuć :pocieszacz: Powodzenia :buziak:
rybenka1 - Śro 15 Kwi, 2015 21:42

Sasmara ja zaczełam pracę na programie po pieciu latach trzezwosci .Sporo słyszałam o programie ,ale mi się nie chciało ,lenistwo moje i po co mi to .Nie byłam gotowa i tyle ,poczułam gotowośc jak pojechałam do Krakowa na meeting.Było dwóch spikerów ,kobieta i mężczyzna.Tak pieknie ,mądrze mówili o programie ,jak wiele w nich się zmieniło i zmienia.Pomyslałam ,ja też tak chcę ,pokazali mi ,usłyszałam ,poczułam to coś .Sponsorkę też dosyć szybko sobie znalazłam .Tak wiele się we mnie zmieniło i zmienia.Ja ,moje trzezwienie nie lubi nudy ,bo nuda mnie dobija i monotonnosc.Poznałam siebie poprzez program i Tego Tobie życzę . :buzki:
Thomasson - Śro 15 Kwi, 2015 22:22

JaKaJA napisał/a:
w pierwszym kroku przyznajesz szczerze i uczciwie,że jesteś bezradna jak dziecko
Ok, ale słowo "jesteś" zmieniłbym na "byłeś". Dojście do miejsca gdzie jest się już w AA i zaczyna się pracę ze sponsorem (no albo na warsztacie) nad pierwszym krokiem - to świadczy już o jakiejś zaradności.
JaKaJA napisał/a:
oddajesz to wszystko,puszczasz wolno kontrolę i wszystko to co powodowało,że upadałaś -tylko dzięki temu mamy szansę w 100 % uczciwie zrobić obrachunek moralny
Mocne słowa. W kroku 3 postanawiasz. Jakbym umiał oddać wszystko, puścić kontrolę i zrobić cokolwiek w 100% uczciwie to bym sobie głowy nie zawracał chodzeniem do AA i tym całym trzeźwieniem.
JaKaJA napisał/a:
niech będzie to siła grupy aa,terapeuta czy sama terapia jeśli nie "czujesz Boga" -ale oddajesz to mądrzejszym
Jeśli nie czujesz boga to programu nie zrobisz (albo zrobisz powierzchownie). Z tym że siłą wyższą może być cokolwiek to tylko taki chwyt marketingowy dla świeżaków.
Samsara napisał/a:
Ostatnio pisałem, że mimo że jestem na WARSZTATACH PRACY nad krokami, i byłem na 4 Kroku, to czuję że jestem NA PIERWSZYM.
Jeśli tak czujesz to tak pewnie jest. Aby poczuć się na 4 kroku to trzeba poczuć też wcześniejsze trzy. Jak już postanowisz w kroku 3 to spróbuj powierzyć swoje życie i swoją wolę. Raczej nie uda się Tobie tego zrobić i te doświadczenie to dobry wstęp do obrachunku (czyli zbadania relacji z bogiem). Krok 4 nie bierze się z powietrza ani z teczki sponsora :bezradny:
Samsara - Wto 21 Kwi, 2015 10:34

No i przebrnąłem. Przeczołgałem się. :zmeczony:
Krok czwarty organizatorzy podzielili na dwa kolejne( co tydzień ) zajęcia, żeby nam, nowicjuszom było łatwiej.
A teraz widzę jedną konkretną rzecz.
Dotknąłem czubka "góry lodowej".
Kroki, dla mnie, są do przepracowania we trzech. Będę pracował ze sponsorem i ze sobą.
A to na pewno będzie długotrwały proces. Dotknąłem siebie bardzo głęboko.
I potwierdziło się moje przekonanie, że muszę, jeżeli chcę żeby było prawdziwie, przepracować kroki szczerze i uczciwie.
Inaczej nie mogę. I nie chcę. A to co zrobiłem na warsztaty, było bardzo trudne. I prawdziwe. Ale dotknąłem "góry lodowej"..

ankao30 - Wto 21 Kwi, 2015 10:54

Samsara napisał/a:
Ale dotknąłem "góry lodowej"


Podobno widoczne jest tylko 20% reszta pod wodą. Ale warto zanurkować.


Miłego :kwiatek:

rybenka1 - Wto 21 Kwi, 2015 20:54

Sasmara :okok: mnie dotkneło ,mnie bolało ,prawda o sobie .Dużo pokory mnie kosztowało ,ale warto było .Dalej do roboty ,życie jest jak poród trzeba przeć do przodu.
rybenka1 - Wto 21 Kwi, 2015 21:03

Rufio ,tego nie wiem ,ma boleć żeby poczuć i pamietać i robić wszystko żeby się zmienic ,tzn swoje postępowanie .
rufio - Wto 21 Kwi, 2015 21:07

Chyba tak :mgreen: :mysli: ale zawsze ........
rybenka1 - Wto 21 Kwi, 2015 21:11

Kazdy z Nas jest inny ,ja wiem o swoim doświadczeniu :luzik:
zimna - Pią 24 Kwi, 2015 09:57

Thomasson napisał/a:
JaKaJA napisał/a:
w pierwszym kroku przyznajesz szczerze i uczciwie,że jesteś bezradna jak dziecko
Ok, ale słowo "jesteś" zmieniłbym na "byłeś"


O nie w żadnym wypadku
bezsilna a nie bezradna to jakieś podświadome wywalenie....

"Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem."

Bezsilność to nie bezradność to ważne.

ps. dopiero przeczytałam sorki.

zołza - Pią 24 Kwi, 2015 10:55

zimna napisał/a:
Bezsilność to nie bezradność to ważne.

Dokładnie :okok: Bezsilność dotyczy nas w niewielu aspektach - to stan gdy na prawdę nie możemy już nic zrobić a jedynie przyjąć to na bary. Bezsilność na przykład czujemy w momencie śmierci bliskiej osoby - nie możemy nic zrobić, musimy się pogodzić z tym faktem bo nie jesteśmy w stanie tego zmienić. :bezradny: Ta samo jak nie zmienimy faktu ,że staliśmy się/jesteśmy alkoholikami. :nie:
Bezradność to całkiem inna para kaloszy ;)

Samsara - Pon 27 Kwi, 2015 13:57

Pracuję nad piątym krokiem na warsztatach. Czy praca nad nim zmieni moje życie? Myślę że nie. To praca nad życiem w prawdzie, bez manipulacji. Proces. Tym bardziej będę chory, im więcej rzeczy ukryję. Krok Piąty to opowieść o mnie, dalszy ciąg Kroku Czwartego. Remanent, i analiza tego remanentu. Musze bardzo wystrzegać się perfekcjonizmu. Krok Piąty jest dla mnie podobny do spowiedzi, a co mówię, wymaga ode mnie żebym patrzył komuś w oczy, a nie przez kratkę w kościele. Co innego moja rozmowa z Bogiem. Nie przejmuję się co ktoś o mnie powie, bo bałem się odrzucenia, krytyki, jak ludzie dowiedzą się kim i jaki naprawdę jestem, zaakceptuję siebie, polubię, może pokocham, będę wychodził naprzeciw moim kompleksom i lękom. I w tym momencie będę miał w sobie empatię. To co czuję nie ma nic wspólnego z ulgą, a z poczuciem, że już nigdy nie będę się bał, czy mnie ktoś zaakceptuje czy nie. To jest teraz dla mnie najważniejsze.
Miłego popołudnia Wszystkim :kwiatek:


Tak mi ta muzyka od kilku dni pasuje, i nawet kolejność nie jest przypadkowa :)
Film z drugiego filmy bardzo mi się podoba :)
https://www.youtube.com/w...t=RDeWGbzsPAfvo
https://www.youtube.com/watch?v=osNsn0Rg4nQ
https://www.youtube.com/w...Um9MjKM&index=4

Tajga - Pon 27 Kwi, 2015 15:27

Samsara napisał/a:
że już nigdy nie będę się bał, czy mnie ktoś zaakceptuje czy nie. To jest teraz dla mnie najważniejsze.

:okok:
To tak jak ja ;) im dłużej jestem sobie trzeźwiejącą kobietą, tym bardziej mam na wszystko wywalone.
Kroczę sobie spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, kochając tę ciszę w sobie :)

Samsara - Pon 02 Lis, 2015 21:24

Nie pisałem dawno. Ale czytam, czasami, nie tak jak na początku bycia na forum. Jestem, że tak powiem na bieżąco. Przychodzą refleksje, często nie zgadzam się z komentarzami. Trochę zabawne jest dla mnie teraz, jak „korespondowałem” z moderatorem, ale dalej podtrzymuję swoją tezę, że odróżniam abstynentów od zdrowiejących, dalej bronię swojego terytorium, a że trochę inaczej… Czas. Potwierdziło się to zresztą od kwietnia kilka razy. Czując w stosunku do kogoś jakiś „mikro niepokój” zachowuję dystans, nie angażuję się w znajomość. I jak na razie dobrze na tym wychodzę. Emocjonalnie. Choćby na nie podjęciu dalszej polemiki z Dziadziuniem. Prosiłem kiedyś o rzeczowe wyjaśnienie co jest na rzeczy, nie otrzymałem go. Jakiś czas temu czytam, na koniec, że temat jest zamknięty. A wcześniej, emocje jakie wzbudzały u innych Forumowiczów wpisy autora. Ja też miałem emocje, przede wszystkim bunt, że mimo prośby nie otrzymałem jasnej, czytelnej informacji. Jasny, czytelny komunikat, to jest dla mnie podstawa w porozumiewaniu się ludzi, a szczególnie takich jak my, my, którzy manipulowanie mamy w małym palcu. Nie twierdzę że Dziadziunio manipuluje, nie twierdzę, że nie potrafi się porozumiewać, bo według mnie umie to robić doskonale. Dlaczego więc tyle nieporozumień? Ja sobie dawno odpowiedziałem, taka jest jego droga… Ale nie o Dziadziuniu miało być.

Czasami jak patrzę na moje życie, czuję smutek, smutek, że nie dałem bliskim prawdziwego siebie, tego siebie, który jest blisko. Ciepłego, czułego, wyrozumiałego ojca, męża…Teraz nie robię już sobie wyrzutów, nie biczuję się że byłem podły… Byłem…Nie staram się być kimś lepszym. Jestem. Wnuki do mnie lgną, synowie są obecni w życiu codziennie, nie tak jak kiedyś…A Żona? Tu cały czas pracuję, ale myślę że jest dobrze. Z tyłu głowy widzę ile zaprzepaściłem, nie jest to obsesyjne myślenie, ale jest to rodzaj światła ostrzegawczego. Nie chcę o tym zapomnieć. Najważniejsze jest to, że nie robię niczego na siłę. Dużo rozmawiam. Ze sobą… spokojnie, bez emocji.

Przepracowałem warsztaty 12 kroków, oj głęboko zanurkowałem, i na razie nie szukam sponsora. Myślę, że nie jest mi to potrzebne. Pamiętam jak byłem na terapii pogłębionej, na mitingu usłyszałem jednego z kolegów, wystarcza mu 45 minut raz w tygodniu na mitingu. Pomyślałem wtedy „jaki on musi być pijany” A teraz? Sam chodzę raz na tydzień, dwa, na mitingi. Nie mam takiej potrzeby. Ostatnio miałem sen alkoholowy, jeden z bardzo niewielu snów jakie zapamiętałem, a jedyny alkoholowy który mi się przyśnił od rozpoczęcia zdrowienia, lub jedyny który zapamiętałem,(pamięć zawodzi, ale nie zrzucam tego na wiek, bo wiem, że są to konsekwencje hektolitrów gorzały i dziesiątek kilogramów prochów). Potem zastanawiałem się skąd on się wziął. Nie wymagało to ode mnie wielkiego zaangażowania żeby to zinterpretować. Dwa tygodnie wcześniej w domu, było spotkanie z dawną koleżanką żony. Kobiety piły drinka, ale żona zadbała o to żeby szkło nie stało na stole. Wiedziałem oczywiście o tym, więcej, zgodziłem się na to. Nie mogę narzucać w domu swojej koncepcji życia bez alkoholu. W ubiegłym roku w takiej sytuacji pojechałem do syna. Uświadomiło mi to zdarzenie dwa niezaprzeczalne fakty. To co robię ze swoim trzeźwieniem jest prawidłowe. Dla mnie. I to, jak bardzo przebiegła jest moja choroba, odezwała się podstępnie po dwóch tygodniach? Tak, nie chcę zapomnieć, zapominać o swoim krzyżowym uzależnieniu, alkoholu i prochach. I jestem pewien, nie jestem w nawrocie. Czasami mam gorsze dni, i zgadzam się na to, nie jestem przecież automatem, mam do tego prawo. Dla mnie jest to obniżenie nastroju, nie dół, depresja, nawrót. Jestem przecież człowiekiem. Chorym.

Czytam, i zastanawiam się na przykład czemu ludzie na jakimś portalu tak bardzo przeciwni byli spędzaniu Święta Zmarłych w amerykańskim stylu. Poczytałem trochę, i już wiem. Wiem co o tym myśleć, a dlaczego tak bardzo przeciwni? Ich problem. Nie wyrzekam się mojego katolicyzmu, ale wiem że moi prapradziadowie żyli w pogańsko-słowiańskim kraju, i że katolicyzm nie był ich religią. Tak, wiem że moi praprzodkowie byli Poganami, że jestem potomkiem Słowian.

A napisałem to, na mało ważnym przykładzie, bo wiem jak niezwykle ważna dla mnie, szczególnie w nowym, trzeźwym życiu jest EMPATIA. To dzięki temu że wiem co to jest empatia, nie jestem kłębkiem nerwów, nie szukam sobie zatem powodu do nakręcania się. To mi nie jest do niczego w życiu potrzebne.

Nie czyta mi się dobrze, szczególnie na Forum, gdy ludzie opisują swoje cierpienie, ale czasami zadaję sobie pytanie… Dlaczego ja nie… Dlaczego mnie to już nie dotyka…
Tak, bezsilność z 1 Kroku to nie to samo co bezradność. Ja nie jestem bezradny wobec choroby.

Nie wszystko w życiu się udaje, nie zawsze i nie od razu, ale zacząłem Być, półtora roku temu, wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, zacząłem Być szczęśliwym człowiekiem...
Tak jak tysiące ludzi i ta mała dziewczynka z filmu niżej , zacząłem bez owacji ale ze łzami w oczach czasami...


Pozdrawiam wszystkich
https://www.youtube.com/watch?v=jDqa4esWbb4

yuraa - Pon 02 Lis, 2015 21:31

dobrze mi się czytało, fajnie tak trzeźwo napisane.

a to takie moje, czuję podobnie
Samsara napisał/a:
Czasami jak patrzę na moje życie, czuję smutek, smutek, że nie dałem bliskim prawdziwego siebie, tego siebie, który jest blisko. Ciepłego, czułego, wyrozumiałego ojca, męża…Teraz nie robię już sobie wyrzutów, nie biczuję się że byłem podły… Byłem…Nie staram się być kimś lepszym. Jestem. Wnuki do mnie lgną, synowie są obecni w życiu codziennie, nie tak jak kiedyś…A Żona? Tu cały czas pracuję, ale myślę że jest dobrze. Z tyłu głowy widzę ile zaprzepaściłem, nie jest to obsesyjne myślenie, ale jest to rodzaj światła ostrzegawczego. Nie chcę o tym zapomnieć.

szika - Pon 02 Lis, 2015 21:52

yuraa napisał/a:
dobrze mi się czytało, fajnie tak trzeźwo napisane.

podzielam :)
Samsara napisał/a:
Tak, bezsilność z 1 Kroku to nie to samo co bezradność. Ja nie jestem bezradny wobec choroby.

bardzo celna refleksja.. ja tak to czuję własnie :okok:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group