To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - DDA - życie którego nie było

eloy - Nie 16 Maj, 2010 11:10
Temat postu: DDA - życie którego nie było
W sumie to nie wiem po co tu jestem, po co tu pisze. Kolejne forum, kolejne słowa wyrzucane z usta, umysłu i duszy jak niepotrzebny produkt. Nie wiem czy cokolwiek ma jeszcze sens, czy to co tutaj piszę w ogóle ma jakiś sens. Chyba znów potrzebuję wykrzyczeć to co mnie boli, ale tak by nikt nie słyszał, by nikt nie widział łez, smutku, przerażenia i bólu. Pisanie nie jest już pomocą, jest tylko poduszką na twarzy tłumiącą mój krzyk, by nikt go nie usłyszał, by nikt nie dowiedział się co jest we mnie.
Niedawno skończyłem 27 lat a wciąż nie wiem co chcę od życia, nie wiem co chcę od siebie, od ludzi. Wiem tylko że się boję, że boli, że koszmar od którego próbuję uciec już tak wiele lat, wciąż jest gdzieś blisko mnie i chociaż czasami sie schowa to i tak prędzej czy później wyłazi na wierzch niczym chwast z ziemi. Niestety przestałem wierzyć, że można uwolnić się od przeszłości, że można już zostawić za sobą i żyć dalej, co więcej nie wierzę w to, że ona może zostawić mnie.
Odkąd tylko sięgam pamięcią w mojej głowie pojawia się obraz pijącej matki, większość moich wspomnień jest z pijaną matka w tle lub na pierwszym planie. Moje życie nie różni się od setek, tysięcy przypadków takich jak ja. Na co dzień silni, uśmiechnięci, radośni dzieciństwem którego nigdy nie było, w środku ukrywający koszmar lat, koszmar dławiący nas w najprostszych sytuacjach, odbierający nam radość, odbierający nam nas samych.
Przez całe swoje życie słyszałem od mojej matki, że jestem nikim, że na nic nie zasługuję a już w szczególności na miłość. Słuchając tego przez te wszystkie lata z roku na rok coraz bardziej, coraz mocniej w to wierzyłem, dziś jest to naturalną częścią mnie. Brak wiary w siebie samego, we własne siły, we własną wartość i wieczne poczucie winy względem całego świata. W końcu słowa matki są święte, czyż nie tak uczą w szkole, kościele, że rodzice rzecz święta.
Jak posłuszne pacynki zaciskając mocno usta i przez łzy spływające po policzku podnosimy ich z chodnika, gdy w chwilach niemocy leżą nieprzytomni. Z ogromną charyzmą przekonujemy innych i samych siebie o tym, że jest to tylko wynikiem chwilowej niedyspozycji.
Gdy inne dzieci cieszyły się na myśl o świętach, ja zastanawiałem się tylko ile godzin zostanie mi do tego by móc się ukryć gdzieś, kiedy zacznie się już ta cała świąteczna zabawa oprawiono mocnymi procentami, a później stojąc i przyglądając sie bezradnie jak ktoś z rodziny w imię braterskiej miłości bije drugiego, jak matka pada nietomna na ziemie, jak ktoś biegnie z nożem, prosić wszystkie siły tego świata o koniec, o koniec bólu, o koniec tej gehenny.
Przez całą podstawówkę wierzyłem głęboko, że to co dzieje się w moim życiu jest normalne, że tak mają wszyscy. Kiedy zaczęła się szkoła średnia , nowi ludzie, nowe środowisko, mój mały świat w konfrontacji z realiami doznał szoku i wtedy to juz był koniec silnego zimnego jak kamień mnie. Wszystko co było ukrywane we mnie przez te całe lata zaczęło wychodzić, zaczęła sie depresja która z miesiąca na miesiąc pogłębiała się coraz znaczniej. Zacząłem odsuwać się od ludzi, bać się ich, przestałem wierzyć że ktokolwiek może mieć dobre intencje. Myśli samobójcze, cykliczne okaleczanie się a w końcu próba zakończenia tego wszystkiego za jednym razem, zmusiła mnie do pójścia do specjalisty. Tych prób zawalczenia o siebie było już kilka, jednak za każdym razem działo się coś. To coś to można by nazwać: strachem, zbyt silnym bólem, a może nie wystarczającą motywacją. Moja najkrótsza terapia trwała 3 spotkania, po których więcej na nią nie wróciłem. Najdłuższa trwała pół roku, i była tą w której pokładałem wszystkie swoje nadzieje. To był okres gdy wyjechałem z rodzinnego miasta, wyjechałem z domu. Pchany i podtrzymywany pięknie brzmiącymi obietnicami losu, obietnicami że gdy już będę daleko od domu, daleko od tego koszmaru, wszystko zacznie się zmieniać na lepsze. Tak mocno chciałem by te słowa stały się prawdą, by urzeczywistniły się. Idąc na terapię w obcym mieście, zaczynając wszystko od zera, byłem gotów spełnić wszystkie warunki terapii, byle tylko to całe zło odeszło w zapomnienie. Terapia indywidualna połączona z leczeniem farmakologicznym początkowo zdawała egzamin. Jednak koszmar nie zgubił się gdzieś po drodze, on po prostu skutecznie przeczekał ten czas i uderzył z jeszcze większą siłą.
I znów nadszedł ten dzień, gdy nie mogłem nie byłem w stanie wstać z łóżka. Wtedy zebrałem wszystkie leki jakie miałem w domu i łykałem jedno po drugim nie czując już nic. Niestety skończyło się to wielkim rzyganiem dnia następnego.
Gdy sytuacja finansowa zbiegła do momentu, w którym nie było mnie stać, żeby kupić sobie suchej bułki, byłem zmuszony do powrotu. A koszmar od którego tak spiesznie uciekałem, już na mnie czekał z rozpostartymi rękoma, by móc mnie z powrotem jeszcze mocniej pochwycić.
Dziś każdego dnia wstaję nie patrząc w lustro, by nie widzieć tego co ze mnie zostało. Wkładam maskę i przywdziewam prospołeczny płaszcz, tylko po to by jakoś przetrwać dzień. Strach przed ludźmi nie minął, nauczyłem się jedynie w miarę możliwości panować nad nim. A wiara w to, że bycie DDA jest jak klątwa rzucona na wieczność już dawno odebrała mi siły i chęci do bezsensownych prób walki o siebie, walki o te mikroskopijne szczątki kogoś kto w 90% umarł już dawno temu.
I każdego dnia pozostaje mi tylko pytanie, kiedy to się zakończy, kiedy zamknę oczy by już nie musieć ich otwierać.

Klara - Nie 16 Maj, 2010 12:46

Witaj Eloy! :)
Chciałoby się powiedzieć, żebyś zamknął przeszłość, potraktował ją jako coś, czego nie możesz zmienić, wyciągnął z niej wnioski ustalając czego na pewno nie chcesz powtórzyć i zaczął budować życie po swojemu. Chciałoby się tak powiedzieć, ponieważ jesteś już bardzo dorosły i jeżeli nawet masz słabą motywację, to tylko Ty możesz ją wzmocnić. Nikt za Ciebie nie może tego zrobić.
Chciałoby się..... czuję jednak że zaraz odpowiesz, że to Ciebie dopada i nie jesteś w stanie sobie z tym poradzić.
Wobec tego mogę Cię tylko przytulić :pocieszacz:
eloy napisał/a:
słyszałem od mojej matki, że jestem nikim, że na nic nie zasługuję a już w szczególności na miłość.

Wtedy mogłeś wierzyć, ale teraz przecież wiesz, że to jest nieprawda, bo masz wiele zalet i umiejętności z których tu widać jedną - pięknie piszesz!
Trzymaj się chłopie i rozgość się na naszym forum. Zobacz, jak radośnie potrafią spędzać czas ludzie, którzy przeżyli nie mniej niż Ty i włącz się do naszych rozmów :tak:

Jacek - Nie 16 Maj, 2010 15:01

cześć Eloy
eloy napisał/a:
W sumie to nie wiem po co tu jestem, po co tu pisze.

moje życie było bez ojca,przyszedł taki czas gdzie przytulanie matki krępowało
zaś była dziewczyna,żona,dzieci,i przemiłe do nich przytulanie
tak jak ty pragnąłem miłości,szukałem więc znalazłem
lecz nie zauważyłem w pewnym momencie gdy znalazłem sobie nową miłość
i tak jak do innych ją również tuliłem
ale jednocześnie miłość do żony,dzieci zaczęła nieznacznie przygasać
gdy ona była przy mnie to czułem że żyję,była przymnie gdy było mnie smutno
dzieliłem z nią również radości
aż znalazłem się w ciemno szarej uliczce już nic się nie liczyło bez niej
była dla mnie wszystkim,dla niej mogłem porzucić pracę aby z nią przebywać
zresztą stała się tak ważną w moim życiu, że mogłem sobie pozwolić na odkładanie obowiązków
któregoś dzionka,niespodziewanie stało się coś,co przerwało mą miłość do niej
dziś wiem że była to jedyna zapalona latarni,na końcu szarej,mrocznej ulicy
to żona która poinformowała że odchodzi
która nie chciała dzielić się miłością pomiędzy nią a flaszką,bo tak miała na imię
to ona flaszka zabrała mnie wszystko,uczucia,miłość,odpowiedzialność,obowiązki
dziś tego wszystkiego uczę się na nowo,uczucia,miłości ,odpowiedzialności
eloy napisał/a:
W sumie to nie wiem po co tu jestem, po co tu pisze

Eloy - w sumie to nie wiem po co tu jestem,po co tu piszę
ale wiem - razem damy radę

raf - Nie 16 Maj, 2010 18:10

Witaj...
Smutne jest to co piszesz, ale prawdziwe.
W moim życiu rozgrywa się taki dramat o którym wspomniałeś - tylko mi brakuje ojca, jemu natomiast nie brakuje nic, bo ma swoją flaszkę jak to powiedział Jacek.
Jest mi czasem cholernie ciężko, czasem brakuje sił ale obiecałem sobie, że moje życie jest po to abym przeżył je tak jak sobie to wymarzyłem ! Idąc przez nie z moimi najbliższymi osobami, wejść w każdą jego chwilę tak jak ja tego chce - przeszłość minęła i nie ma prawa wrócić. To Ty jesteś władcą swojego losu, myśli i nie pozwól aby dawny ból rujnował Twój byt który tylko czeka aby go cudownie przeżyć ! :D

montreal - Nie 16 Maj, 2010 18:15

Smutne...
Nigdy, przenigdy nie zdołasz sprawić, że ktoś Cię w pełni zrozumie.
To forum może jednak być namiastką takiego małego "konfesjonału", czy po prosu stolika z ziomkami we wspólnym problemie.
Zawsze jednak warto gadać, wrzeszczeć, ba!, nawet tłuc kamieniami w szyby czyichś uszu, żeby tylko ktoś zwrócił uwagę.
Tu masz więcej.
Wszyscyśmy z jednego kokona przecie...
:)

yuraa - Nie 16 Maj, 2010 18:46

hej Eloyu
nie jesteś sam. pieknie piszesz choć tragiczne jest to co opisujesz.

tak się zastanawiam czy Eloyowie byli całkiem bezradni wobec Morlocków.
chyba do końca nie tracili nadzieji

eloy - Nie 16 Maj, 2010 19:19

Kolejny dzień w moim życiu, niby kolejne godziny minuty, niby każda inna od poprzedniej i zdawałoby się, że inna od następnej która nadejdzie. Niby wszystko powinno być inne, nowe a jednak jest takie samo. To samo mieszkanie, ten sam codzienny powtarzający się jak zacięta płyta koszmar, i wciąż to samo monotonne, monotematyczne uczucie we mnie, te same myśli. Wciąż ta sama rezygnacja i poczucie nicości i poczucie braku poczucia.
Sam zastanawiam się od jakiegoś czasu czy to wszystko sprawiło już, że zwariowałem czy ten proces nadal trwa. Kasia Kowalska śpiewała kiedyś, że "czasem lepiej odejść od zmysłów niż zwariować" - pytanie czy ja odchodzę od zmysłów czy wariuję. Gdy zamykam oczy widzę moją pijaną matkę krzątającą się po mieszkaniu, gdy je otwieram wciąż to widzę i zdaję sobie sprawę z rzeczywistości tego obrazu. Ten codzienny powtarzający się schemat, jak w jakimś filmie Stephena Kinga, moja matka wstaje rano przed 7:00, około 8:00 idzie do sklepu gdzie robi zakupy podstawowych produktów niezbędnych do życia, w jej przypadku również alkoholu. Godzina 8:20 zaczyna pić, do godziny 12:00 jest już zaprawiona. Później znów idzie do sklepu i nadrabia stracony zapas przetrwalnika i podtrzymuje się na tym swoim paliwie do wieczora. Oczywiście w zależności od tego jak w danym dniu jej organizm zareaguje, zasypia wcześniej lub później, poskręcana w fotelu w pijackim amoku. Zapewne z jej perspektywy ten dzień można by zaliczyć do udanych. Lecz moja perspektywa jest już mnie optymistyczna. Niejednokrotnie dochodzi między nami do sprzeczki, kłótni czy awantury.

Klaro dziękuję Ci za ten jakże niewymownie ważny gest, jakim jest chociażby wirtualne przytulenie. Choć po wielu latach starań uświadomiłem sobie, że ludzie którzy nigdy nie przeżyli piekła z alkoholikiem, nie są i nie będą w stanie zrozumieć moich uczuć, moich myśli to zawsze tym samym schematem oczekuję, że zamiast znienawidzonego do bólu zdania "nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze" oraz "weź się w garść", po prostu poświęcą mi 10 minut ze swojego życia, po prostu będą tak zwyczajnie, fizycznie po ludzku. Jednak za każdym razem zapominam, że 99,99 % ludzi nie jest telepatami i czytać w moich myślach nie potrafi, a mój strach przed głośnym wyrażaniem swoich uczuć i potrzeb jest tak ogromny, to kończy się tym durnym zdaniem i moim wielkim rozczarowaniem.
Masz rację Klaro chciałoby się powiedzieć bardzo wiele rzeczy, wręcz podejść, strzelić w głowę i powiedzieć zrób coś, ale mówienie do kogoś takiego jak ja, do kogoś kto o motywacji czyta jedynie na wikipedii, a o sile walki słucha w telewizji samemu nie posiadając tego w sobie jest tylko czystą stratą czasu i energii.
I raz jeszcze masz rację Klaro, jestem dużym chłopcem a chyba powinienem powiedzieć dorosłym mężczyzną. Lecz jak sama wiesz metryczka jednym a to co w nas drugim. I choć za 3 lata dobiję do 30-stki, to czuję wciąż w sobie tego 4-letniego chłopca, który w wielkim oczekiwaniu na matkę pośród zniecierpliwionych przedszkolanek, ma nadzieję że ona w końcu przyjdzie. Ale ona nie przychodzi bo tak jak napisał Jacek "stała się tak ważną w jej życiu, że mogła sobie pozwolić na odkładanie obowiązków" ( drobne dostosowanie do osoby mojej matki).

Jacku, dziękuję Ci za Twój post, za szczerość Alkoholika który w prosty sposób opisał mi pokrótce jak rodzina i wszystko co ważne przegrywa z wódką. Być może nikt nie wróci na to uwagi, ale doceń fakt, że słowo Alkoholika napisałem z dużej litery. Zrobiłem to pierwszy raz w życiu, z chęci próby szacunku do Twojej osoby. Nigdy ale to nigdy nie wypowiadałem się i nie wypowiadam w pozytywny sposób o alkoholikach. Odczuwam ogromną nienawiść do tego słowa i tego co ono ze sobą niesie. Nie chcę Cię obrazić, a jedynie szczerze wyrazić to co czuję. Nie odczuwam też spersonalizowanej niechęci do Ciebie, a do alkoholizmu.

Raf napisał
Cytat:
...czasem brakuje sił ale obiecałem sobie, że moje życie jest po to abym przeżył je tak jak sobie to wymarzyłem !


To fajnie i chyba dobrze Raf, że masz jakiś plan, jakiś cel do którego zmierzasz. Ja już sobie nic nie obiecuję, nie planuję i o niczym nie marzę. Wszystkie te rzeczy jak do tej pory jedynie wiodły mnie na manowce, dawały namiastkę normalności ale tylko przez chwilę, by po tej krótkiej chwili runąć niczym domek z kart. Choć to dziecko które jest we mnie, gdzieś tam głęboko zasypane popiołami spalonych nadziei, choć ono chciałoby móc spojrzeć na słońce, na inny świat i poczuć miłość, to oboje wiemy i ja i ono, że to tylko mydlana bańka, która poruszona wiatrem pęknie nie pozostawiając po sobie śladu.

Nie planuję, nie marzę i nie składam sobie obietnic. Nie pozwalam sobie na prawdziwy uśmiech czy prawo do radości. Nie pozwalam sobie na łzy pośród innych ludzi.

montreal pisze

Cytat:
Zawsze jednak warto gadać, wrzeszczeć, ba!, nawet tłuc kamieniami w szyby czyichś uszu, żeby tylko ktoś zwrócił uwagę.


Wrzeszczałem, dobijałem się do drzwi i tłukłem szyby uszu i malowanych światów wielu osób, nigdy jednak to nie zmieniło nic w moim. Może już tak naprawdę pozostało mi tylko pozostawić jakiś choćby najmniejszy ślad po moim bólu, tak cicho i bezimiennie. Może wtedy tak naprawdę ten jeden raz, ten pierwszy i zarazem ostatni raz otrzymam uwagę innych.

Klara - Nie 16 Maj, 2010 19:37

Cytat:
Kolejny dzień w moim życiu, niby kolejne godziny minuty, niby każda inna od poprzedniej i zdawałoby się, że inna od następnej która nadejdzie. Niby wszystko powinno być inne, nowe a jednak jest takie samo.

Eloy, to nie jest tak, że życie jest przepełnione niespodziankami, że są w nim nieustanne i szybkie zmiany, a ludzie ciągle przepełnieni szczęściem i tylko Ty jeden wśród nich jesteś samotny i opuszczony.
Zycie składa się z małych zmian, malutkich radości, a szczęście w nim BYWA, a nie trwa stale.
Pomyśl, może zbyt wiele oczekujesz od codzienności?

CZY ZAŻYWASZ LEKI NA DEPRESJĘ?

Czy masz jakiś zawód, czy jesteś finansowo samowystarczalny?

milutka - Nie 16 Maj, 2010 20:06

eloy napisał/a:
Choć to dziecko które jest we mnie, gdzieś tam głęboko zasypane popiołami spalonych nadziei, choć ono chciałoby móc spojrzeć na słońce, na inny świat i poczuć miłość, to oboje wiemy i ja i ono, że to tylko mydlana bańka, która poruszona wiatrem pęknie nie pozostawiając po sobie śladu.
Witaj Eloy :) to wszystko nie musi być mydlaną bańką ...dopóki ty nie zrozumiesz ,że to od Ciebie zależy jak długo ta bańka będzie unosić się w powietrzu...i od Ciebie zależy czy pozostawi po sobie ślad :) Eloy bardzo ładnie piszesz ...tylko takie smutne to wszystko ...jesteś młodym człowiekiem ,jeszcze tak wiele przed Tobą :) a może byś nam napisał coś miłego i wesołego z Twojego życia .. :) pozdrawiam Cię milutko ...uśmiechnij się ...będzie dobrze :)
eloy - Nie 16 Maj, 2010 20:09

yuraa pisze

Cytat:
tak się zastanawiam czy Eloyowie byli całkiem bezradni wobec Morlocków.
chyba do końca nie tracili nadzieji


widzisz yuraa Eloyowie nie byli słabsi od Morlocków, ani nie byli wobec nich bezradni. Jednak tysiące lat prześladowań jakim byli poddani, wyniszczanie ich od wewnątrz sprawiło, że dawny duch i wola walki osłabły a z czasem zupełnie zanikły. Dziś Eloyowie mogą już jedynie czekać na całkowite zapomnienie w oczach innych i w oczach całego wszechświata.

Klaro masz całkowitą rację mówiąc, że życie nie jest przepełnione niespodziankami i nieustannymi zmianami. Ja wiem, że to nie kolejka w parku rozrywki, gdzie krajobraz mijany przez wagoniki zmienia się czasami z prędkością nieuchwytną dla oka. Nie oczekuję, że świat zarzuci mnie nagle szczęściem w ilości multi, nie oczekuję że życie przewróci się o 180 stopni. Ale moja codzienność od kilkunastu lat wygląda tak samo, i nie chciałbym narzekać na monotonię ale codziennie wracam do domu i codziennie zastaję to samo. Chyba ktoś musiałby wysadzić mój blok w powietrze, żeby w końcu coś się zmieniło. Każdego dnia jak z zegarkiem w ręku powtarzana jest ta sama sekwencja upijania się mojej matki, każdego dnia powtarzana jest sekwencja w której świat pokazuje mi gdzie mnie ma.

Napisałaś

Cytat:
Zycie składa się z małych zmian, malutkich radości, a szczęście w nim BYWA, a nie trwa stale.


może jestem ślepcem, ale w ostatnich 27 latach mojego życia które z powodzeniem można byłoby nazwać wegetacją nie odnotowałem ani bycia ani chociażby przygodnego pojawiania się szczęścia, czy też jego namiastki.

Jeżeli chodzi o leki to brałem je gdy chodziłem na terapię a to było ponad 3 lata temu. W obecnej chwili nie zażywam leków.
Co do mojej sytuacji finansowej, cóż mam dwa zawody, z czego pracuję w jednym. Głodem nie przymieram, ale moje zarobki nie są wystarczające do tego aby wyprowadzić się z mieszkania moich rodziców, dodatkowo spłacam kredyt a to co miesiąc odejmuje mi dość sporą sumę z konta.

milutka - Nie 16 Maj, 2010 20:15

eloy napisał/a:
Każdego dnia jak z zegarkiem w ręku powtarzana jest ta sama sekwencja upijania się mojej matki, każdego dnia powtarzana jest sekwencja w której świat pokazuje mi gdzie mnie ma.
eloy czy ty nie możesz zgłosić jej na leczenie odwykowe ?...musisz zrozumieć ,że alkoholizm jest chorobą ...matka Cię nie zauważa bo jest chora i nawet sama pewnie nie jest tego świadoma jak bardzo Cię krzywdzi .
raf - Nie 16 Maj, 2010 20:20

eloy napisał/a:

Nie planuję, nie marzę i nie składam sobie obietnic. Nie pozwalam sobie na prawdziwy uśmiech czy prawo do radości. Nie pozwalam sobie na łzy pośród innych ludzi.


Mimo, że jestem trochę młodszy od Ciebie to też kiedyś postanowiłem sobie, że nie będę planował ani marzył. Bo po co skoro i tak nigdy nic z tego nie będzie. Wypaczone życie które funduję nam ojciec dało się we znaki wszystkim.
Ale jeszcze raz powtórzę to jest jego życie i jego przegrana.
Ja mam swoje, życie które zamierzam przeżyć po swojemu i nie pozwolę aby ktokolwiek niszczył je i demolował.
Teraz planuje, marze... dużo :D bo to nic nie kosztuje. Jak otwieram oczy widzę sens po to żeby wstać.
Czasami jak w moim domu robi się na prawdę gorąco nawet nie zasypiam, denerwuje się swoja własną bezsilnością - ale w imię czego ?
Puki co tak musi być, procedury trwają, a ja czuję się odpowiedzialny za moją mamę i brata. Mi nie wolno się załamać - i nigdy do tego nie dopuszczę.
Zacznij przeżywać swoje życie, a nie życie kogoś innego

eloy - Nie 16 Maj, 2010 20:25

milutka z tymi bańkami jest tak, że one prędzej czy później pękają. Zazwyczaj nic po nich nie zostaje, a czasem zostaje tłusta plama która uporczywie przypomina o tym, że ta cała zabawa w bańki była zupełnie bez sensu. Przez wiele lat, naprawdę wiele lat wierzyłem, ba dążyłem to tego aby ułożyć swoje życie. Próbowałem zawalczyć o siebie, ale za każdym razem działo się coś, co sprawiało że w jednej chwili, w jednej sekundzie cały plan, całe staranie ulegało zniczeniu. Kiedy coś się nie uda raz, drugi czy trzeci spóbujesz raz jeszcze, ale kiedy na setną próbę ratowania siebie samego świat odpowiada tym samym - czyli niczym, to 101 próby już nie ma.

Próbowałem kiedyś zgłosić moją matkę na leczenie, i nawet pofatygował się pan z policji z jakąs kobietą w garsonce. Pogadali sobie z sąsiadami, a Ci grzecznie powiedzieli że żadnego problemu nie zauważyli. Moja matka nie jest typem furiatki która w trakcie awantury ze mną wybiega na podwórze z nożem i daje obraz siebie samej wszystkim sąsiadom. To alkoholiczka która pije skrzętnie w domu, a poza nim jest idealną obywatelką.

Ten koszmar skończy się tylko wtedy, gdy skończę się ja sam. Bo tu nie chodzi o to, że ona ma przestać pić, tylko o to abym ja nie czuł już tego bólu.

pterodaktyll - Nie 16 Maj, 2010 20:27

eloy napisał/a:

Ten koszmar skończy się tylko wtedy, gdy skończę się ja sam.

A dlaczego się po prostu nie wyprowadzisz?

raf - Nie 16 Maj, 2010 20:31

Wiesz mi się wydaję, że Ty jeszcze ogromnie kochasz swoją mame... mimo tego, że jej choroba sprawia Ci wiele bólu. Nie możesz mówić w ten sposób - Twój koniec końcem zła.
Skoro Ci na niej zależy to dalej walcz o jej leczenie.
A jeżeli nie to musisz się zmobilizować i wyprowadzić [mimo trudności] bo cale życie jeszcze przed Tobą !

eloy - Nie 16 Maj, 2010 20:35

bo mam dwie opcje na wyprowadzkę pterodaktyll:
1. Pod most
2. Pod molo

zastanawiam się codziennie która z tych opcji jest bardziej na czasie. Nie mam dokąd się wynieść, nie mam kasy na to.

raf ostatni raz siłę na marzenia, jakiekolwiek plany miałem ponad 10 lat temu. Od tego czasu zmieniło się bardzo wiele we mnie, wiele umarło. Gdybym dostał od kogoś pomocną dłoń kilkanaście lat temu dziś mogłby być inaczej, ale wszyscy na około woleli udawać, że problem nie istnieje. Cała moja rodzina i ze strony matki i ze strony ojca, wszyscy oni wiedzieli o tym co się dzieje u nas w domu, wiedzieli że ona cheleje. Nikt nic nie zrobił, NIC.

KICAJKA - Nie 16 Maj, 2010 20:36

eloy napisał/a:
mam dwa zawody, z czego pracuję w jednym. Głodem nie przymieram, ale moje zarobki nie są wystarczające do tego aby wyprowadzić się z mieszkania moich rodziców
Masz pracę,mieszkasz z rodzicami -tak na początek możesz nauczyć się"żyć obok problemu"-jeśli nie możesz zmienić sytuacji - możesz zmienić swoje nastawienie.Tylko problem w tym,że sam chyba nie dasz rady,konieczna jest pomoc fachowców od terapii DDA.Zdaję sobie sprawę,że nie miałeś lekko ale może najwyższy czas coś zmienić.Poczytaj,pobądź z nami,może wyciągniesz jakieś wnioski.Sporo osób wynosi podobne problemy z domu i też szuka pomocy tutaj i nie tylko. :pocieszacz: Życzę Ci abyś dał radę poukładać jakoś swoje życie. :)
Flandria - Nie 16 Maj, 2010 20:40

wow Eloy, jak Ty piszesz! :)

to dla Ciebie (mnie ostatnio ten tekst bardzo poprawił nastrój) :) :
“Nagle poraziła mnie pewna myśl: po raz pierwszy w życiu objawiła mi się prawda po tylekroć wplatana w pieśni przez poetów i ogłaszana najwyższą mądrością przez filozofów, a mianowicie, że miłość jest najwyższym i najszlachetniejszym celem, do jakiego może dążyć człowiek. Zrozumiałem, że nawet ktoś, komu wszystko na tym świecie odebrano, wciąż może zaznać prawdziwego szczęścia, choćby nawet przez krótką chwilę, za sprawą kontemplacji tego, co najbardziej ukochał.” Victor Frankl

pozdrawiam cieplutko :)

pterodaktyll - Nie 16 Maj, 2010 20:46

eloy napisał/a:
bo mam dwie opcje na wyprowadzkę pterodaktyll:
1. Pod most
2. Pod molo

Mój młody przyjacielu. Na dzisiaj wydaje Ci się, że jesteś w sytuacji bez wyjścia. Nie mieszkasz ani nie żyjesz na pustyni. Nie chce mi się wierzyć, że nie masz żadnej możliwości zmiany. Sądzę, że jej po prostu na razie nie widzisz. Jest sporo racji w powiedzeniu, że każdy jest kowalem swego losu. W Twojej sytuacji, z tego co piszesz wynika, że nawet te Twoje "molo" czy "most" jest lepszym wyjściem, niż ta bezustanna beznadzieja Twojej egzystencji. Jesteś młodym człowiekiem, podejmij decyzję i staraj się jej konsekwentnie trzymać. Pozostawanie tam gdzie jesteś jest drogą do nikąd. Pomyśl o sobie i nie licz na nikogo, tylko sam załatwiaj swoje sprawy. Jesteś mężczyzną.........

Klara - Nie 16 Maj, 2010 21:00

Cytat:
Jeżeli chodzi o leki to brałem je gdy chodziłem na terapię a to było ponad 3 lata temu.

Myślę, że byłoby dobrze, gdybyś na początek wybrał się do specjalisty.
Jeśli nie ponowna terapia, to może psychiatra, żeby Cię podniósł z tej depresji.
Przecież nie możesz spędzić całego życia z matką alkoholiczką na plecach. MUSISZ znaleźć siłę na to, żeby się od tego wyzwolić!

Jacek - Nie 16 Maj, 2010 22:33

eloy napisał/a:
o alkoholikach. Odczuwam ogromną nienawiść do tego słowa

mój drogi,zwróć uwagę że to tylko słowo
słowo które określa chorobę człowieka,a nie jego charakter
i nie możesz obrazić kogoś kto sam miał odwagę nazwać się alkoholikiem
nazwać i przyznać się do tej choroby
tak jest dziś,ale swego czasu wstecz broniłem się przed tym
a jednocześnie niszczyłem życie takim osobą jak ty
mam cztery córki,tylko najmłodsza nie wie co to ojciec alkoholik
a te trzy pragnęły ojca, nie koniecznie przytulającego
ale takiego co by się nie wstydziły
Eloyu,ja już trochę trzeźwieję w swym postanowieniu
i miałem dużo czasu nad przemyśleniem ile to krzywdy wyrządziłem najbliższym
ale wiedz że twoja obecność, i słowa wypowiadanego bólu
jest mnie potrzebna
ja ci dziękuję że tu jesteś, bo dzięki temu mnie przypominasz abym nie wracał się
do piekła jakie fundowałem innym
spróbuj ty również z tu obecnych wyciągnąć korzyści dla siebie
bo dziś jesteśmy tu po to aby podać rękę tym co po nią wyciągają

pietruszka - Pon 17 Maj, 2010 00:46

Witaj Eloy.
Przede wszystkim pięknie piszesz, masz to coś, ten pazur, dryg do pisania, a przede wszystkim przekładania swoich emocjonalnych bóli na słowa, choć z drugiej strony taplanie się w rozpaczy z reguły nie wnosi nic dobrego w nasze życie. Mam zatem nadzieję, ze użyjesz swojego pióra do opisywania całego kolorytu świat, a nie tylko czerni, bieli i wszelkich odcieni szarości.

Mój dom rodzinny też jest domem dysfunkcyjnym, fakt, nie ma (a raczej nie było) w nim alkoholizmu, ale był ojciec pracoholik, despota i choleryk, teraz zamieniający się w dewota i wieczornego spijacza różnych wykwintnych trunków. Matka zagubiona, wychowana od 5 roku życia w internacie u sióstr zakonnych, w wiecznym konflikcie ze swoją matką, z wieczna depresją, najczęściej emocjonalnie niedostępna.

Miałam 23 lata, kiedy podjęłam decyzję o wyprowadzce z domu. Tez nie było to łatwe z powodów finansowych, ale wynajęłam mieszkanie z koleżanką, a głównym menu był chleb i wielkie słoje z pasztetem (takie najtańsze smarowidła, które kupowało się w półlitrowych słojach). Mieszkanie było obrzydliwe, te tapety jeszcze mi się śnią, ale miało jedną zaletę, było tak blisko centrum, że wielu znajomych zachodziło do nas w odwiedziny, I tak od czasu do czasu miałyśmy kawę, herbatę, a nawet cukier. Ba... koledzy zostawiali czasem jakieś butelki po piwie, to i można było sobie poszaleć, kupić bułki, a nawet jakieś warzywo, czy żółtego sera. Papierosy kupowało się najtańsze bez filtra i paliło w szklanych lufkach.

Gorsza w tamtych czasach była reakcja rodziny - wtedy rzadko kto wynajmował mieszkanie, a co dopiero samotna dziewczyna. Grzeczne dziewczynki wychodziły z domu rodzinnego za mąż, a nie zaliczały po drodze jakiś podejrzanych kawalerek. Babcia zamawiała msze "o powrót wnuczki na łono rodziny" (Mam zachowaną kopię jednego takiego egzorcyzmu nad moja duszą). Rodzice załamywali ręce, czy ja przypadkiem nie jestem innej orientacji... bo jeżeli ja tak bardzo chcę... z tą koleżanką :rotfl: :rotfl: :rotfl:
Ojciec zaciągnął mnie nawet do psychologa, który jak się okazało miał mi wyperswadować moje walnięte zachowania, a przynajmniej sprawdzić, na jaką chorobę psychiczną zapadłam i czy da się to wszystko uleczyć i za ile :glupek:

A ja po prostu chciałam być samodzielna, sprawdzić, czy umiem żyć na własny rachunek i stanowczo miałam dość schiz, które panowały w moim domu. I było ciężko, było trudno, ale przekonałam się że jeśli czegoś bardzo chce to sobie poradzi. Wiele życzy w życiu mi również nie wyszło, jedna firma, druga firma, praca, która z jednej strony była super wyzwaniem i darem finansowym od losu, po jakimś czasie okazała się nie do zniesienia z czysto fizycznego punktu widzenia. Podobnie było ze związkami w moim życiu, raz, drugi nie wypał. w końcu jak trafił się anioł to alkoholik, co jeszcze trochę i by się w diabła zmienił. Ot bo "Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co się trafi." jak mawiał mój ulubieniec Forrest Gump.


eloy napisał/a:
z tymi bańkami jest tak, że one prędzej czy później pękają. Zazwyczaj nic po nich nie zostaje, a czasem zostaje tłusta plama która uporczywie przypomina o tym, że ta cała zabawa w bańki była zupełnie bez sensu.


Może czas eloy przestać sie bawić bańkami, bo one tak po prostu mają, a wziąć do ręki cegły, one zwykle nie latają w powietrzu (no chyba, ze jakiż zjazd globalistów się szykuje), ale za to można z nim wybudować coś konkretnego. Sam wiesz, co może być taką Twoją cegłą - to Twoje umiejętności, które możesz wykorzystać praktycznie.

Cytat:
Przez wiele lat, naprawdę wiele lat wierzyłem, ba dążyłem to tego aby ułożyć swoje życie. Próbowałem zawalczyć o siebie, ale za każdym razem działo się coś, co sprawiało że w jednej chwili, w jednej sekundzie cały plan, całe staranie ulegało zniczeniu. Kiedy coś się nie uda raz, drugi czy trzeci spóbujesz raz jeszcze, ale kiedy na setną próbę ratowania siebie samego świat odpowiada tym samym - czyli niczym, to 101 próby już nie ma.


Dopóki w Twoim życiu będzie "działo się coś", "co sprawia", a "świat odpowiada tym samym" , a nie chwycisz swoich sznurków we własne ręce to będzie jak będzie. Wiem, jak bolą rozczarowania, wiem, że czasem coś nie wychodzi, a raczej to ja nie byłam przygotowana na takie przeciwności losu, nie przewidziałam wszystkich kryzysowych sytuacji. Ale ja też mam prawo do błędów, do złego oszacowania sytuacji. No i cóż... Upadam i wstaję i tak już od lat. "Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni"

Cytat:
Ten koszmar skończy się tylko wtedy, gdy skończę się ja sam. Bo tu nie chodzi o to, że ona ma przestać pić, tylko o to abym ja nie czuł już tego bólu.

:nono: :evil: Są inne roztropniejsze rozwiązania. I koniec mi tutaj z szantażami emocjonalnymi, bo pietrucha się na Ciebie pogniewa. :nono:


Cytat:
jestem dużym chłopcem a chyba powinienem powiedzieć dorosłym mężczyzną. Lecz jak sama wiesz metryczka jednym a to co w nas drugim. I choć za 3 lata dobiję do 30-stki, to czuję wciąż w sobie tego 4-letniego chłopca, który w wielkim oczekiwaniu na matkę pośród zniecierpliwionych przedszkolanek, ma nadzieję że ona w końcu przyjdzie. Ale ona nie przychodzi


Bo to fakt, te pokrzywdzone dzieci są w nas i wciąż domagają się spełnienia tego wszystkiego, czego zabrakło nam w dzieciństwie. I z tym żalem, poczuciem krzywdy z dzieciństwa warto się rozprawić do końca na terapii. I nauczyć się jak dbać o tego malucha wewnątrz nas, bo on tam wewnątrz jeszcze nieraz zatupie. A jak już umiemy się nim zaopiekować, to wtedy sami dorastamy, stajemy się bardziej odpowiedzialni, szczęśliwsi i doroślejsi.

Eloi, jak mi coś tak zaczyna doskwierać to biorę kartkę i wyznaczam sobie cele. Czyli to, co konkretnie chcę zmienić w moim życiu. Potem określam ich realność, to,czy to są moje cele (bo może tak naprawdę kogoś innego?), czy są spójne, określam swoje możliwości, itp. Potem sprawdzam jaki jest najmniejszy kroczek do realizacji i go robię.

Może i dla Ciebie to tym pierwszym krokiem będzie znalezienie numeru telefonu specjalisty od DDA? Może miting DDA? Może znalezienie dodatkowego zajęcia zarobkowego, żeby szybciej usamodzielnić się finansowo? Nie wiem, to Twoje życie i Ty tutaj rządzisz :)

sabatka - Pon 17 Maj, 2010 07:47

:pocieszacz:
evita - Pon 17 Maj, 2010 08:14

Witaj Eloy :) i będę mało orginalna powtarzając po poprzednikach - pięknie potrafisz wyrażać swoją duszę w słowach :)
Szkoda tylko, że te słowa są krzykiem cierpiącej duszy i ciała a nie radosną poezją ... Najlepiej byłoby mi teraz rzucić sloganami typu nie poddawaj się, walcz o siebie, zostaw przeszłość za sobą itp Tyle, że to do końca i tak niczego nie rozwiąże w Twojej sytuacji ! Twoja wyjątkowa wrażliwość stała się twoim przekleństwem. Nie potrafisz zrozumieć rzeczy tak zwyczajnie i prosto - jest alkoholizm a to jest choroba - bez zgłębiania problemu wraz z całą swoją paskudną otoczką. Widząc matkę jak sięga po pierwszego porannego klina nie myślisz o tym, że za chwilę będzie wstawiona ale w myślach masz projekcję filmu z całego swojego współpijanego życia. Ciężko będzie Ci wyrwać się z tego marazmu bez pomocy dobrego specjalisty. Działaj jednakże i nie doprowadzaj do myśli o samounicestwieniu bo wbrew pozorom Twoje życie to nie tylko Ty i Twoja matka, może też być naprawdę pięknie :) Życzę Ci abyś pewnego dnia otwarł rano oczy i poprzez pryzmat tego co zwykle widzisz sięgnął wzrokiem gdzieś dalej i zauważył, że warto żyć i się uśmiechać :buziak:

milutka - Pon 17 Maj, 2010 09:26

eloy napisał/a:
Kiedy coś się nie uda raz, drugi czy trzeci spóbujesz raz jeszcze, ale kiedy na setną próbę ratowania siebie samego świat odpowiada tym samym - czyli niczym, to 101 próby już nie ma.
...eloy próbuj 102 raz ...nie możesz się tak łatwo poddawać ...moi poprzednicy napisali Ci to co chciała bym Ci napisać -przeczytaj to uważnie....daj sobie jeszcze jedną szanse ..tylko na poczatek zacznij od dobrego specjalisty ...i musisz zrozumieć ,że nie wszystko na raz ,małymi kroczkami dąż ku lepszemu .
eloy napisał/a:
Ten koszmar skończy się tylko wtedy, gdy skończę się ja sam.

Też kiedyś mi się tak wydawało ...trafiłam tu na forum i z pomocą tych wspaniałych ludzi zaczęłam wierzyć we własne siły i przede wszystkim w to ,że to ode mnie zależy czy będę szczęśliwa ,zrozumiałam również ,że bez terapi sama sobie nie poradzę ..dzięki temu powoli odnajduję sens w moim życiu i uśmiech jest moim prawdziwym uśmiechem ;)
Jednego jestem pewna po twoich wypowiedziach -jestes bardzo wrażliwym człowiekiem i to jest bardzo piękna cecha ...jednak ma ona swoje minusy ,ale o tym kiedy indziej .. :)
Tak więc Eloy -koniec użalania się -bierz zycie we własne ręce ...jesteś młody i całe zycie przed Tobą ....jak będziesz miał 70-kę na karku to wtedy będziesz oceniał swoje zycie ;) teraz jesteś w gorszej kondycji psychicznej ...ale to się da przezwyciężyć :)

jal - Pon 17 Maj, 2010 18:18

Aby komuś można było pomóc, należy wpierw pomóc sobie... a Ty na to zasługujesz.

PD - janusz

montreal - Wto 18 Maj, 2010 06:17

Powtórzę - jak by nie było, samymi słowami nie wygrasz. Nigdy. Chyba tylko wtedy, kiedy zajmujesz się Literaturą.
Mam 35 lat, jestem Alkoholikiem nie wiadomo jak związanym ze zmarłym ojcem, też Alkoholikiem.
Jestem związany z pretensjami.
Ze Sztuką.
Z Moniką.
I z całą masą rzeczy, zjawisk, osób.
Terapeutycznie musiałbym zrezygnować z powyższych. Montrealowato - nie będę rezygnował z niczego.
Trzeźwienie to cholernie trudna sprawa.
Paradoksalnie - strasznie prosta.

evita - Wto 18 Maj, 2010 07:36

eloy napisał/a:
Kolejne forum, kolejne słowa wyrzucane z usta, umysłu i duszy jak niepotrzebny produkt

mam nadzieję eloy, że na nasze forum jeszcze zawitasz i pobędziesz z nami trochę :) odezwij się proszę !

milutka - Wto 18 Maj, 2010 16:22

Eloy odezwij się .....
evita - Wto 18 Maj, 2010 16:39

milutka napisał/a:
Eloy odezwij się .....

no właśnie :(

eloy - Wto 18 Maj, 2010 17:21

Odzywam się...
tak dość krótko ale dając znak, że jeszcze żyję.

Od dwóch dni mam w domu kocioł, III wojnę światową i masakrę rodem z Urugandy. Dlatego nie jestem w stanie zasiąć przed komputerem i napisać nic sensownego,
... ale zrobię to gdy pierwsze piekło minie.

yuraa - Wto 18 Maj, 2010 17:25

Eloy czy K-g to miasto nad morzem??
tak sie pytam bo kiedyś w czwartki grupa DDA tam była, dość prężnie działająca

Wiedźma - Wto 18 Maj, 2010 17:31

Trzymaj się, Eloy... :pocieszacz:
milutka - Śro 19 Maj, 2010 09:15

eloy napisał/a:
Od dwóch dni mam w domu kocioł, III wojnę światową i masakrę rodem z Urugandy. Dlatego nie jestem w stanie zasiąć przed komputerem i napisać nic sensownego,
Trzymaj się Eloy... :pocieszacz:
evita - Śro 19 Maj, 2010 09:30

nomen - omen nawet Eloy nie wiesz jak polepszyłeś moje samopoczucie swoimi wpisami na forum ... Czytam Ciebie spoglądając na twoje posty przez pryzmat tego jakie piekło przeszły moje dzieci :( jeszcze nie tak dawno świat mi umknął spod nóg gdy zdałam sobie właśnie tutaj sprawę z tego jak bardzo je skrzywdziłam nie czyniąc niczego żeby je wyrwać z tego piekła jakie im tatuś zgotował. Teraz widzę, że jednak w jakiś minimalny sposób ochroniłam je nieomalże własnym ciałem przed konsekwencjami alkoholizmu ... cieszą się, żyją, pracują, uczą się, rozmawiają ze mną i nie wyłazi z nich przekleństwo przeszłości .
Taka ironia losu :| szkoda tylko, że Twoim kosztem :/

milutka - Śro 19 Maj, 2010 09:41

evita napisał/a:
Teraz widzę, że jednak w jakiś minimalny sposób ochroniłam je nieomalże własnym ciałem przed konsekwencjami alkoholizmu ... cieszą się, żyją, pracują, uczą się, rozmawiają ze mną i nie wyłazi z nich przekleństwo przeszłości .
Dla nich ma duże znaczenie sam fakt ,że jesteś ,,,Mój ojciec w moim dzieciństwie był wiecznie pijany ,mało tego awanturom w domu nie było końca ...i ja jako dziecko nigdy nie miałam do mamy pretensji ,że tkwimy w tym bagnie a dziś jako już dorosła osoba doceniam ją jeszcze bardziej za to ,że tak jak ty piszesz Evito chroniła nas przed nim własnym ciałem ,że nie załamała się mimo wszystko i zawsze z nami była...dodam jeszcze ,że moja mama nigdy nie piła alkoholu za co będę jej wdzięczna do końca życia :)
evita - Śro 19 Maj, 2010 12:37

milutka napisał/a:
ja jako dziecko nigdy nie miałam do mamy pretensji

myślę, że i w stosunku do mnie moje dzieci nigdy nie miały pretensji ale nie w tym rzecz . Rzecz w tym jak JA się z tym czuję ... czasami lepiej żyć w nieświadomości a w tym przypadku świadomość wprawdzie otwarła mi oczy na wiele spraw ale jednocześnie przytłoczyła "prawdą" . Gdybym widziała, że którekolwiek z moich dzieci cierpi teraz jak Eloy i wielu jemu podobnych to chyba serce by mi pękło :( dzięki Eloyowi dostrzegłam, że jednak nie pozwoliłam moim dzieciom zanadto się współuzależnić i nie cierpią dzięki temu teraz aż tak bardzo ... choć zapewne skaza na życiorysie pozostała :/

eloy - Pią 21 Maj, 2010 23:49

jutro ( a raczej dziś) w ciąg dnia wreszcie będę mógł znaleźć czas i możliwość, żeby uciąść i napisać szerzej co u mnie. Póki co idę się przejść na molo bo to zawsze mnie uspokaja.
evita - Sob 22 Maj, 2010 08:04

eloy napisał/a:
wreszcie będę mógł znaleźć czas i możliwość, żeby uciąść i napisać szerzej co u mnie

czekam z niecierpliwością :)
eloy napisał/a:
Póki co idę się przejść na molo bo to zawsze mnie uspokaja.

ile ja bym dała żebym mogła sobie od czasu do czasu wyskoczyć nad morze, usiąść na wydmie i posłuchać tego uspokajającego szumu ...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group