To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Żeby sobie trochę poukładać...

Shimka - Sob 04 Sie, 2012 23:51
Temat postu: Żeby sobie trochę poukładać...
chcę się trochę wygadać...
w tej chwili czuję się zupełnie odrętwiała i pozbawiona myśli oraz uczuć. Reakcja obronna organizmu?
Mój mąż pije, w każdy weekend wieczorami do tzw urwania filmu, w tygodniu raczej mu się nie zdarza, no chyba, że urlop...
Dziś jednak było inaczej, od piątkowego wieczoru jest ciągle pijany :? ; śpi, budzi się, pije itd. Zastałam go z dziećmi śpiącego na ławce w ogrodzie. Ubrudzony, kompletnie zamroczony i ściskający siatkę z piwami. Starsza (5,5 l) popłakała się w domu, że tatuś został tam sam, na twardej ławce, uspokoiłam, zajęłam, a podczas usypiania znowu płakała cf2423f . Po prostu serce mi się kraje, bo ona jest związana z ojcem i naprawdę mocno to przeżywała.
Zamknęłam drzwi na klucz, powiedziałam mojej matce(mieszkamy we wspólnym domu na osobnych piętrach), że ma mu nie otwierać. "Ale to przecież człowiek".
Tu mnie boli :( , wiem że w rodzicach nie będę mieć wsparcia, że "nieupilnowałam", że to moja wina itd. Trochę się teraz użalam nad sobą, bo czuję się samotna w swoim życiu. Myślę, że mogę oczekiwać pomocy finansowej - to dużo, szczególnie że aktualnie jestem bez pracy na utrzymaniu męża.
Chcę, żeby zniknął z domu, mam dość tego rytmu tygodniowego: w niedzielę wyrzuty sumienia lub coraz bardziej nie, od poniedziałku do środy w miarę dobre lub przynajmniej przyzwoite relacje, we czwartek jego powolne wycofanie, słaby kontakt, w piątek picie.
Nie potrafię opanować niepokoju, jeśli nie prowadzę żadnych gierek, typu: wymyślanie wyjazdu z rana w niedzielę i w związku z tym jego deklaracji, że nie będzie pił w sobotę, grożenia, proszenia, negocjowania ilości wypitego piwa :roll: , to strzelam focha i przestaję z nim gadać, ewentualnie wysyłam złośliwości pod jego adresem.
Wielokrotnie kazałam mu sie wynosić. Dziś wymyśliłam, że złoże wniosek do sądu, ale nie mogę się zdecydować czy o separację, czy rozwód. Chyba już nie wierzę, że przestanie pić (on uważa, że to ja mam problem z jego piciem), ale wciąż mam nadzieję... Teraz jestem zupełnie rozbita....
Czuję się (tu i teraz, bo nie zawsze) kompletnie nic nie warta, . Całkowicie samotna. Beznadziejną matką. Myślę o swoim małżeństwie w kategoriach porażki życiowej, bo to mój drugi mąż. Pierwszy też była alkoholikiem :/ Byłam na terapii, ale po rozstaniu z pierwszym ja przerwałam. Potem byłam na intensywnej terapii w związku z moimi stanami depresyjnymi, ale wątku alkoholizmu prawie nie poruszałam.
Nie mam siły iść do jakiegokolwiek ośrodka, załatwiać te te zaświadczenia o ubezpieczeniu, jechac i rejestrować się osobiście...
Ogarnęła mnie niemożność, tak sobie myślę, że pozwolę jej dziś trwać... Jutro muszę wstać, spotkac się z nim lub nie, bo może pójdzie gdzieś w miasto... muszę zabrać dzieci do obiecanego kina i spotkać się ze znajomymi...
A dzisiaj nic nie muszę...

Klara - Nie 05 Sie, 2012 08:45

Witaj Shimko :)
Shimka napisał/a:
Wielokrotnie kazałam mu sie wynosić.

Tu jest pies pogrzebany - nie jesteś konsekwentna.
Jeśli kazałaś mu się wynosić, należało dopilnować, żeby to zrobił i ewentualnie postawić warunek, że przyjmiesz go jeśli będzie się leczył i zobaczysz, że trwale przestał pić.

Piszesz, że po raz drugi związałaś się z alkoholikiem. Jest takie trafne określenie związane z Twoją dysfunkcją (współuzależnieniem) - "skrzywiony celownik" i jeśli go sobie na terapii nie wyprostujesz, to przypuszczalnie kolejny partner którego "ustrzelisz" też będzie miał problem z emocjami.
Shimka napisał/a:
Jutro muszę wstać (...) muszę (...)

Zamień "muszę" na "chcę" i zrób sobie plan kolejnych działań.
Na pierwszym miejscu wnioski do sądu, a następne...jak sobie zechcesz, ale po kolei, powolutku do przodu!
Trzymaj się! :pocieszacz:

Małgoś - Nie 05 Sie, 2012 11:04

Shimka napisał/a:
on uważa, że to ja mam problem z jego piciem


standard :lol:
Ale faktycznie to Ty masz problem z jego piciem, bo przecież jeśli coś ci w nim nie odpowiada to masz wolną wolę. A jeśli jest to jego nie leczona choroba (która postępuje gdy się jej nie leczy) i Ty znasz już tę chorobę to zareaguj odpowiednio - konsekwencją. Dlatego jeśli czujesz, że nie jesteś w stanie dotrzymać - nie strasz.
Moim zdaniem takie teksty ze strony chorego to czysta prowokacja, próba sił, on sprawdza teren i to jak daleko może się posunąć. Bo jeszcze nie pije w tygodniu ale to tylko kwestia czasu bo już ma na to ochotę w czwartek. A w końcu pęknie i wypije.
Wiesz co robić, prawda? Przełam się dla siebie i dzieci i idź załatwić coś ważnego dla siebie. :pocieszacz:

Tomoe - Nie 05 Sie, 2012 11:24
Temat postu: Re: Żeby sobie trochę poukładać...
Shimka napisał/a:
Myślę o swoim małżeństwie w kategoriach porażki życiowej, bo to mój drugi mąż. Pierwszy też była alkoholikiem :/


Moje dwa ostatnie związki z mężczyznami to były związki z alkoholikami.
Ten pierwszy był czynnym alkoholikiem, ten drugi - niepijącym.

To nie były moje porażki życiowe.
To były moje ważne życiowe doświadczenia, z których wyniosłam cenne lekcje dla siebie. :)

Mysza - Nie 05 Sie, 2012 11:56

Tomoe napisał/a:
To nie były moje porażki życiowe.
To były moje ważne życiowe doświadczenia, z których wyniosłam cenne lekcje dla siebie.

Ale żeby dojść do takich wniosków, trzeba przyjąć i zaakceptować, że ktoś nie jest taki jakim go sobie wyobraziliśmy, że takim nie będzie tylko dlatego bo my tak chcemy,
trzeba pokory żeby przyjąć tę wiadomość, trzeba miłości do siebie samej żeby zaakceptować, że gdzieś popełniłyśmy błąd, trzeba chcieć sobie taki błąd wybaczyć, żeby wyciągnąć z niego wnioski na przyszłość...
a na to wszystko potrzeba czasu i przede wszystkim chęci dostrzegania tego wszystkiego...
świat i ludzie nie są tacy jak byśmy my chcieli/ jak sobie wyobrażamy
sztuką jest przyjmować to z pokorą, brać naukę i iść dalej :)

olga - Nie 05 Sie, 2012 12:04

Mysza napisał/a:
Ale żeby dojść do takich wniosków, trzeba przyjąć i zaakceptować,
Mysza napisał/a:
trzeba pokory żeby przyjąć tę wiadomość
Mysza napisał/a:
trzeba chcieć sobie taki błąd wybaczyć


:mysli: aleś to myszko pieknie i mądrze napisała, dałabym ci punkta gdybym mogła boś mi cos uświadomiła, mianowicie, ze daleko juz zaszłam ergr


:szok: nie mój wątek, przepraszam, ale nie wygaszam, bo to dla mnie ważne co napisałam :]

Mysza - Nie 05 Sie, 2012 14:22

olga411 napisał/a:
boś mi cos uświadomiła, mianowicie, ze daleko juz zaszłam

cieszę się, każda z nas ma swój własny czas... ergr
i jest taki moment, dochodzimy do takiego miejsca/punktu/stanu/... że za nic w świecie nie chcemy już stamtąd wracać


na szczęście dla nas samych :)

olga - Nie 05 Sie, 2012 14:26

Mysza napisał/a:
dochodzimy do takiego miejsca/punktu/stanu/... że za nic w świecie nie chcemy już stamtąd wracać


:okok: to prawda najprawdziwsza

Shimka - Pon 06 Sie, 2012 08:39

wiecie, ja się z tym wszystkim zgadzam, co napisaliście. Na poziomie rozumu oczywiście :mgreen: .
Ale póki co są we mnie pewne kwestie, które są zakorzenione głęboko i chcę o nich pisać, nie ukrywać z racji tego, że mi nie służą.
Nie czuję, żebym miała siłę doprowadzić do jego wyprowadzki. Na razie. Tym razem więc nie podjęłam tego tematu.
Gdzieś tam w głębi duszy wciąż zajmuję się przyczynami jego picia :roll: ; przy jednej próbie podjęcia przeze mnie terapii, terapeutka kazała mi go zgłosic na przymusowe leczenie. No ja jakos sensu tego widzę, no ewentualnie mogłoby mi to pomóc w orzeczeniu o winie przy rozwodzie...
Skrzywiony celownik - trafne stwierdzenie, powody dla których się z obydwoma związałam były inne, ale z tej samej kategorii - coś miały mi zrekompensować.
Za mało mnie we mnie cf2423f .

olga - Pon 06 Sie, 2012 08:44

Shimka napisał/a:
wciąż zajmuję się przyczynami jego picia


A po co Ci znać przyczyny?

Klara - Pon 06 Sie, 2012 08:48

Shimka napisał/a:
Gdzieś tam w głębi duszy wciąż zajmuję się przyczynami jego picia :roll:

Też długo tak miałam, aż w końcu przekonało mnie gdzieś wyczytane zdanie, że próbę dotarcia do tej prawdy można porównać z dążeniem do podrapania się tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Niepotrzebnie tracisz energię na zdobycie wiedzy niemożliwej, a poza tym (w Twoim wypadku) niczego nie wnoszącej do sprawy, bo Ty za niego nie wytrzeźwiejesz, nie usuniesz przeszkód, które nie pozwalają mu normalnie żyć, a nawet NIE WIESZ, czy on chce żyć inaczej niż teraz.
Shimka napisał/a:
Nie czuję, żebym miała siłę doprowadzić do jego wyprowadzki.

Być może nie dojdzie do tego, ale po to jest terapia, żeby dokładnie poznać chorobę i rządzące nią mechanizmy, oraz Twoje deficyty zmuszające Cię do takiego życia jakie prowadzisz.
Na Al-Anon możesz usłyszeć, jak radzą sobie inne osoby, które są w sytuacji podobnej do Twojej, możesz czerpać z ich doświadczenia.
Wystarczy pójść i posłuchać.

Shimka - Pon 06 Sie, 2012 08:54

olga411 napisał/a:
Shimka napisał/a:
wciąż zajmuję się przyczynami jego picia


A po co Ci znać przyczyny?

bo jak poznam, to mu pomogę przestać pić.
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa xc4fffv

Al anon był dla mnie zbyt religijny i uduchowiony, skupię się raczej na terapii. Własnej terapii i ewentualnie na spotkaniach w grupie.

pterodaktyll - Pon 06 Sie, 2012 08:58

Shimka napisał/a:
bo jak poznam, to mu pomogę przestać pić.
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa xc4fffv

:glupek:

olga - Pon 06 Sie, 2012 09:01

Shimka napisał/a:
bo jak poznam, to mu pomogę przestać pić.
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa xc4fffv


:smieje:

Myślisz, że on chce tej pomocy? :beba:

Shimka - Pon 06 Sie, 2012 09:08

śmiejcie się, śmiejcie :dokuczacz:
czy chce pomocy? być może teraz pije "przeze mnie" :|

pterodaktyll - Pon 06 Sie, 2012 09:12

Shimka napisał/a:
czy chce pomocy? być może teraz pije "przeze mnie"

Jaja sobie robisz....... :p

olga - Pon 06 Sie, 2012 09:13

Shimka napisał/a:
być może teraz pije "przeze mnie"


Powód zawsze musi być. Mój nie pił przeze mnie (przynajmniej tak mówił) - klietki go *ku****, upierdliwe i wymagające były, marudziły, narzekały i ciagle miały o coś pretensje.
I jak tu z takimi bez "znieczulenia było gadać?

Klara - Pon 06 Sie, 2012 09:16

Shimka napisał/a:
Al anon był dla mnie zbyt religijny i uduchowiony

Zmień grupę.
Nie wszystkie są takie "religijne". Może znajdziesz taką, która nie spotyka się w salce przy kościele, ale w innym pomieszczeniu.
Nie chcę przez to powiedzieć, że w salkach przy kościołach spotykają się wyłącznie te uduchowione, a tylko to, że jest większe prawdopodobieństwo, że właśnie takie będą.

sabatka - Pon 06 Sie, 2012 09:22

taaaaaaaaaa i deszcz też przez Ciebie pada i wogóle kryzys w Polsce też twoja wina....

słońce nie obwiniaj się, nie pozwalaj jemu obwiniać Ciebie.
Każdy jest odpowiedzialny za swoje decyzje i działania. ty jesteś odpowiedzialna za siebie za niego nie. on nie jest twoim dzieckiem a ty nie jesteś jego prawnym opienkunem żeby ponosić konsekwencje chociażby w zaniżaniu poczucia swojej własnej wartości.

Shimka tu mu możesz co najwyżej pomóc pić dalej, ale przestać to on musi sam. nie ma innej możliwości.

Ty masz teraz czas aby zadbać o siebie i dzieci(cko) i nauczyć się zdrowej asertywności (egoizmu)

Tomoe - Pon 06 Sie, 2012 09:48

Shimka napisał/a:

Gdzieś tam w głębi duszy wciąż zajmuję się przyczynami jego picia :roll:


Przyczyny jego picia - takie naprawdę poważne - są trzy:
1. Bo za oknem przeleciał ptaszek.
2. Bo za oknem nie przeleciał ptaszek.
3. Bo nie ma okna.

Reszta, to tylko głupie preteksty. :luzik:

wampirzyca - Pon 06 Sie, 2012 10:27

Tomoe napisał/a:
Shimka napisał/a:

Gdzieś tam w głębi duszy wciąż zajmuję się przyczynami jego picia :roll:


Przyczyny jego picia - takie naprawdę poważne - są trzy:
1. Bo za oknem przeleciał ptaszek.
2. Bo za oknem nie przeleciał ptaszek.
3. Bo nie ma okna.

Reszta, to tylko głupie preteksty. :luzik:



dobre ;)

kubus - Pon 06 Sie, 2012 10:53

Bo fusy z herbaty kręcą się nie w tą stronę co trzeba
Małgoś - Pon 06 Sie, 2012 12:09

Jak chyba każda współuzależniona chcesz mu pomóc, bo kochasz. I im głębiej w las tym ciemnie się robi, zapominasz o sobie, jego życie staje się Twoją obsesją. Traktujesz partnera jak dziecko które trzeba nieustannie kontrolować. Zaczynasz zastanawiać się "gdzie ja popełniłam błąd, co zrobiłam nie tak". A zwyczajnie jest tak, że facet jest jednym człowiekiem, a Ty drugim i spotkaliście się w jednym miejscu. I nigdy nie jest tak, że ktoś jeden pije przez kogoś drugiego. Pije bo sam tego chce, bo inaczej nie potrafi, bo tak jest najprościej. I dlatego tylko on sam może zmienić swoje zachowanie, przyzwyczajenie, sam może leczyć swoją chorobę.
A wiedza partnera na temat choroby jest jak najbardziej wskazana... ale nie po to by stać się jego terapeutą tylko by zaakceptować fakt posiadania chorego partnera, by np nie wstydzić się ani za niego ani tym bardziej za siebie.

Tomoe - Pon 06 Sie, 2012 13:02

Małgoś napisał/a:
Jak chyba każda współuzależniona chcesz mu pomóc, bo kochasz.


:nie:

Najnowsza i najkrótsza ogólna definicja współuzależnienia jest taka:

"Współuzależnioną jest osoba, która pozwala na to, by zachowanie innej osoby oddziaływało na nią ujemnie i która stara się kontrolować zachowanie oddziaływujące na nią w ten sposób."

Małgoś - Pon 06 Sie, 2012 14:15

Tomoe napisał/a:
Najnowsza i najkrótsza ogólna definicja współuzależnienia jest taka:

"Współuzależnioną jest osoba, która pozwala na to, by zachowanie innej osoby oddziaływało na nią ujemnie i która stara się kontrolować zachowanie oddziaływujące na nią w ten sposób."


Ech, te definicje... gdybym i ja potrafiła tak zgrabnie słowa dobierać :roll: Bo rzeczywiście wszystko w tym jednym choć długim zdaniu jest zawarte.

Shimka - Pon 06 Sie, 2012 16:34

o nienienienie
nie chcę brnąć w rozważania: czemu on pije, tylko chcę dopuścić każdą myśl, jaka mi się w głowie pojawia i ją zwerbalizować, by już nie powracała :) .
Małgoś,
Cytat:
Jak chyba każda współuzależniona chcesz mu pomóc, bo kochasz. I im głębiej w las tym ciemnie się robi, zapominasz o sobie, jego życie staje się Twoją obsesją. Traktujesz partnera jak dziecko które trzeba nieustannie kontrolować. Zaczynasz zastanawiać się "gdzie ja popełniłam błąd, co zrobiłam nie tak"

to nie o mnie, jeszcze nie ten etap; nie wiem, czy go kocham, nie zapominam o sobie, obsesje kontroli mam, ale to raczej złożona kwestia ;)

byłam po zaświadczenie o ubezpieczeniu - nie bolało :wysmiewacz: , może dlatego, że chciałam, a nie "musiałam", jutro jadę się zarejestrować, koło ośrodka moja koleżanka zostanie z dziećmi na placu zabaw. A jakby nam sie nie udało zgrać czasowo, to je wezmę z sobą :) . Jestem z siebie zadowolona :mgreen:
edit
jeszcze do mnie dotarło, nawet jakby poszedł na terapię, to.... wiele to nie zmienia, bo może to być pokazówka, nie będzie chodził itd
ja, mnie, sobie, dla siebie itd ;)
a z asertywnością mam problem, szala przechyla mi się w stronę agresji :evil2"

sabatka - Wto 07 Sie, 2012 07:25

Shimka napisał/a:
szala przechyla mi się w stronę agresji

agresją atakujesz jego ale i siebie. czy warto?
asertywność jest wygodniejsza i mniej bolesna.
też porzez to przechodziłam :)

Anka85 - Wto 07 Sie, 2012 11:16

takimi samymi sposobami walczę z moim mężęm, ale to nic nie daje, wręcz przeciwnie. Zbieram się w sobie, żeby go zostawić i mam nadzieję, że pewnego dnia wystarczy mi sił, żeby to zrobić. A Ty przede wszystkim powinnaś zawalczyć o dobro dzieci. One nie powinny na to patrzeć. Trzymaj się i powodzenia ;)
pterodaktyll - Wto 07 Sie, 2012 11:26

Anka85 napisał/a:
takimi samymi sposobami walczę z moim mężęm, ale to nic nie daje, wręcz przeciwnie.

To oczywiste........dla mnie. Nas należy kopnąć w d**ę i uciekać gdzie pieprz rośnie, to wtedy jest szansa, że coś zaczynamy rozumieć. Jest to zresztą jedyna szansa jaką możecie nam dać........

Shimka - Wto 07 Sie, 2012 13:33

Anka85 napisał/a:
A Ty przede wszystkim powinnaś zawalczyć o dobro dzieci.

zgadzam się, a nawet jestem przeciwnego zdania ;)
dla siebie; nie powinnam, a chcę, nie będę walczyć, a po prostu zrobię to co uważam za słuszne.
Chcę popracować nad sobą, swoja pewnością siebie, poczuciem wartości (i zepsutym celownikiem, tym w dobieraniu sobie znajomych też ;) ). Mama stojąca stabilnie na nogach po prostu dba o dobro i potrzeby swoich dzieci.

Agresywna jestem generalnie - czasem się spalam, nie biję, ale słowa to też potężna broń. Byłam na warsztatach, w ramach pracy z sobą, ale jako "miszczuniu" nie kończenia... :roll: Wczoraj wróciłam do notatek, może założe wątek na ten temat :) .

Jestem rozczarowana :evil: : termin spotkania z terapeutą to..... 2 październik :[ . No zapisałam się, spróbuję w innym miejscu, ale jakoś tam wolałam...

Tomoe - Wto 07 Sie, 2012 13:39

Shimka napisał/a:

Jestem rozczarowana :evil: : termin spotkania z terapeutą to..... 2 październik :[ . No zapisałam się, spróbuję w innym miejscu


W wielu ośrodkach dwa miesiące oczekiwania to norma. Tak się porobiło, że są tłumy chętnych, mało specjalistów, plus sezon urlopowy.
Poszukaj gdzie indziej, a jak się nie uda, to w tak zwanym "międzyczasie" idź do Al-Anonu.
Tam nie ma kolejek ani zapisów na terminy. :)

Shimka - Wto 07 Sie, 2012 13:45

...plan C, wrócę tam w przyszłym tygodniu, posiedzę od 14-16 na stołeczku, bo może ktoś umówiony nie przyjdzie i wskoczę na jego miejsce.
Tomoe - Wto 07 Sie, 2012 13:48

Weź coś do czytania. Może "Koniec współuzależnienia" albo "Współuzależnienie. Przewodnik dla nowego pokolenia". :)
Shimka - Wto 07 Sie, 2012 14:14

nie mam, waham sie między: Ciężarną dziewicą Marion Woodman a Kobiety, które kochają za bardzo Robin Norwood :evil2"
Tomoe - Wto 07 Sie, 2012 14:16

Wybierz Robin Norwood. Bez wahania. I nie pomiń dziesiątego rozdziału pt. "Droga do wyzdrowienia".
A czego nie masz - możesz kupić. :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group