To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Prośba o pomoc.

Zoe - Wto 18 Wrz, 2012 11:37
Temat postu: Prośba o pomoc.
Witam serdecznie.
Nie chciałam na początku mnożyć tematów i błądziłam po tych istniejących, szukając podobnej do swojej sytuacji, ale wydaje mi się niegrzeczne tak włazić komuś w temat ze swoimi sprawami, więc postanowiłam napisać osobny.Dla tych, co mnie nie znają przedstawię pokrótce swoją historię.
Mój mąż pił od początku właściwie. Tak, jak i jego ojciec.U mnie w rodzinnym domu wódka była tylko na święta, więc zupełnie nie czułam tematu i nie miałam żadnego doświadczenia.
Po kilku latach małżeństwa zaczęło to stawać się uciążliwe.Naciskałam, żeby przestał. Nawet nie chciał słuchać. Żeby mi zamknąć usta wychodził trzaskając drzwiami i pił tym bardziej. Miał pretekst. Przestałam więc robić mu wyrzuty, żeby nigdzie nie chodził.Wtedy pił w domu.Z kolegami albo sam. Siedziałam cicho, jak mysz pod miotłą, bo mój mąż to kawał chłopa, gwałtowny i niepokorny. Prawdę mówiąc wobec mnie nie bywał nigdy agresywny - może dlatego, że starałam się ciedzieć cicho. Straszne jednak było w jego piciu to, że był niebezpieczny dla samego siebie. Coś mu się po wódce w głowie takiego robiło, że dokonywał samookaleczeń. Nie były to żadne pozoracje. (Boże mój! Nie myślałam, że kiedykolwiek jeszcze będę o tym pisała, no ale jak zaczęłam to skończę, bo to może wyjaśnić niektóre motywy mojego postępowania). Jak samuraj pakował sobie w brzuch największy, ostry kuchenny nóż. Psycholog badający go po którymś takim incydencie stwierdził, że to dla rozładowania napięcia.
Po takich ekscesach tym bardziej bałam się robić mu wyrzuty i tylko błagałam go, żeby nie pił. On miał to gdzieś i myślę, że wtedy nauczył się manipulować mną. A ja już coraz mniej miałam odporności, żeby patrzeć na te jatki - krew, rany, krzyki moich dzieci, cały cyrk z pogotowiem i policją, która zaraz sprawdzała, czy to ja mu nie zrobiłam tego, bo nie chcieli wierzyć, że on sam tak. Wprawdzie mój móż, który przeważnie był przytomny po takim harakiri przysięgał policjantom, że to on sam, ale i tak patrzyli podejrzliwie.
Najbardziej było mi żal moich chłopców. Młodszy syn już od siódmego roku życia, kiedy ojca dłużej nie było w domu i podejrzewaliśmy, że wróci pijany, ze strachem w oczach zbierał wszystkie noże i chował pod swoją poduszkę. Nie mogłam już na to patrzeć. Starszy miał silną nerwicę, wcześnie zaczął palić papierosy, szaleństwo. Trwało tak prawie trzydzieści lat. Ja przed trzydziestką przeszłam chorobę nowotworową, Bóg dał przeżyć - pewnie dla dzieci i kabarecik leciał dalej. Sześć lat temu już nie wytrzymałam. Chłopcy poszli z domu, zorganizowali sobie własne życie, zostaliśmy tylko we dwójkę. Właśnie wtedy weszłam na forum. Uświadomiono mi co się dzieje, poszłam na terapię i przyłączyłam się do grupy Al-Anon.Dużo zrozumiałam, zrobiło mi się lżej. Z natury jestem twarda baba, może nie tak energiczna, jak uparta. Postanowiłam zmienić swoje życie. Przy pomocy przyjaciół uciekłam z domu. Zabrałam część swoich rzeczy, zwierzaki i zostawiłam mężowi na stole list. Napisałam w nim to wszystko, czego nie miałam odwagi mu powiedzieć. Siostra wzięła mnie do siebie. W międzyczasie szukałam jakiegoś mieszkania.
Czułam się dobrze, choć tęskniłam do domu, ale poczucie wolności i niezależności rekompensowało mi ten żal. Dowiedziałam się od dawnej sąsiadki, że moj mąż pije - na całego. Od rana do wieczora. Codziennie zbierały się w naszym domu wszystkie wsiowe pijaki i balowali. Był wolny, robił, co chciał. Po czterech miesiącach przyszły Święta Bożego Narodzenia. Synowie przyjechali z Krakowa, do mojej siostry oczywiście. Moja teściowa, którą, nawiasem mówiąc, zawsze bardzo lubiłam, zła była na mnie, że odeszłam i namawiała moich synów, żeby spotkali się z ojcem. Starszy nawet dzwonił do męża. On jak zwykle był pijany i chłopcy powiedzieli, że nie pójdą. Mieli do niego straszny żal. Ja nie ingerowałam w to, bo to już byli dorośli ludzie. Pod wieczór w drugi dzień Świąt zadzwoniła do mnie dawna sąsiadka i powiedziała, że mój mąż jest w szpitalu. Znowu sobie zrobił to, co zawsze, w trakcie picia na oczach sąsiadów. Jeden na ten widok prawie zemdlał.Wezwali karetkę. Tym razem to było prawie skuteczne. Stracił mnóstwo krwi, bo przy lekarzu wyrwał sobie z brzucha ten nóż. Miał szok krwotoczny, nerki prawie przestały pracować. Pojechałam do szpitala i czekałam na koniec operacji. Lekarz ostrzegł mnie, że może umrzeć. Możecie wyobrazić sobie, co czułam. Czekałam, aż po operacji obudzi się. Nie poszłam jednak do niego. Nie mogłam. Musiałabym go pocieszać, a ja już nie chciałam tak żyć i nie chciałam go okłamywać. Nie poszłam do niego ani razu. Wiedziałam, że dochodzi do zdrowia, wszystko się goiło, kolejny raz mu się udało! Cieszyłam się, bo ciągle go kochałam. Pomyślicie pewnie, że byłam strasznie glupia.
Z tego szpitala dzwonił do mnie. Przepraszał, obiecywał poprawę. Ja jednak mówiłam tylko jedno słowo:TERAPIA. Wściekał się, przerywał rozmowę, ale byłam nieugięta, choć tak bardzo miałam ochotę pójść do niego i przytulić się. Nie poszłam.
Po wyjściu z oddziału chirurgicznego sam zgłosił się do szpitala na odwyk. Po miesiącu, jak wyszedł zapisał się jeszcze na terapię w przychodni. Tam trafił na terapeutkę Bożenkę - swojego anioła, która jako jedna z nielicznych umiała do niego przemówić. Przestał pić, chodził na zajęcia. Prosił, żebym wróciła. Wróciłam, bo na myśl, że jakaś obca baba miałaby teraz przyjść na gotowe to szlag mnie trafiał ( mój mąż to kawał przystojnego chłopa). Żyliśmy spokojnie pięć lat. Nie bylo łatwo, bo nieraz bywał nerwowy, wóda ciągnęła go, ale się nie dawał. Rok temu dostałam wylewu. Po tym opiekował się mną jak dzieckiem. Gotował mi obiady i codziennie woził je do szpitala oddalonego o 30 kilometrów, karmił mnie, mył i przebierał, zajmował się domem i nie pił. Trzymał się. Ja z czasem nauczyłam się z powrotem chodzić, tylko jedną rękę wciąż mam niewładną. Radzę sobie już jednak z samoobsługą. Przedwczoraj mój mąż po raz pierwszy napił się. Nie wiem zresztą, czy pierwszy . Ja wcześniej nic nie zauważyłam. Przedwczoraj to było tak widoczne, konkretne. Rzygał całą noc. Rano przepraszał i złorzeczył sobie. Przysięgał, że już nigdy. W te przysięgi to ja nie wierze. Podsuwałam mu pomysł meetingu lub spotkania z terapeutą. Nie chce słuchać. Twierdzi, że poradzi sobie i już! Nie mam w tym żadnego doświadczenia.
Stąd moja prośba. KOLEDZY ALKOHOLICY, PORADŹCIE! Wszystko opisałam dla lepszego zrozumienia sytuacji. Poradźcie, jak powinnam postępować, żeby nie przeszkadzać mu w utrzymaniu trzeźwości.Na razie siedzę cicho i nie zaczynam żadnych rozmów na ten temat. W domu spokój, tylko w nocy dręczą mnie koszmary.
Pozdrawiam serdecznie.

smokooka - Wto 18 Wrz, 2012 11:43

Zoe napisał/a:
Ja jednak mówiłam tylko jedno słowo:TERAPIA.


Zoe, a Ty? Twoja terapia?


Podstawową rzeczą jest nie dbanie w żaden sposób o trzeźwość męża, oddanie jemu odpowiedzialności za cały ten proces. On i tak zrobi to, co będzie chciał i jak będzie chciał. Ty możesz i tego Ci życzę - zadbać o siebie, o swój spokój, o swoje zrozumienie tego wszystkiego co się działo i dzieje w Twoim związku.
Wszystkiego o metodach, sposobach, trikach dowiesz się właśnie na terapii dla współuzależnionych lub/oraz na mitingach Al-anon.

Jo-asia - Wto 18 Wrz, 2012 11:50

Zoe napisał/a:
Pomyślicie pewnie, że byłam strasznie glupia.

pomyślałam, że bardzo go kochasz :)
jestem pełna podziwu, dla Ciebie, Was.
Nie, mnie radzić.
Jednak, trzymam kciuki i powodzenia, jestem pewna, że i tym razem dasz radę. :)
Cytat:
Nie potrafię zmienić mojego alkoholika. Mogę zmienić tylko siebie.

myślę, że to zdanie jest kluczem, Twoim kluczem

Zoe - Wto 18 Wrz, 2012 12:05

Smokooka, pytasz o moją terapię. Przeszłam terapię dla współuzależnionych w przychodni, sześć lat temu. Teraz jestem w kontakcie, luźnym wprawdzie, ale jednak, z grupą Al-Anon w swoim środowisku.W czwartek właśnie wybieram się na meeting.
Myślę o sobie. Proszę o pomoc z zakresu wiedzy o mechanizmach nawrotów bo tak po prawdzie stara żem już i nie mam takiej odporności, jak dawniej. Chciałabym po prostu maksymalnie zaoszczędzić sobie nerwów.I nie robić głupstw.
Dzięki Wam za dobre słowo. Jak zawsze trzymacie mnie przy równowadze psychicznej.Pozdrawiam serdecznie.

olga - Wto 18 Wrz, 2012 12:09

:kciuki: Szkoda, ze takie rzeczy sie zdarzaja, ze nie ma jak w bajce "żyli długo i szczęśliwie". Ja nic nie doradzę, bo wywaliłam alko z domu i mam święty spokój, ale Tobie nie napiszę:zrób tak. Zrobisz jak bedziesz uważała. :buzki:
smokooka - Wto 18 Wrz, 2012 12:10

Rozumiem, że Twoją lawinę emocji wywołał mąż zapiciem? Martwisz się znów, wspomnienia wróciły?
piotr7 - Wto 18 Wrz, 2012 12:10

Jeżeli Twój mąż nie decyduje się na powrót na terapię to ma raczej niewielkie szanse na utrzymanie trzezwości .Jeżeli nie chodził na mitingi i nie utrzymuje kontaktu z trzezwiejącymi alkoholikami to sam raczej nie da sobie rady .
Mi się nie udało .
Twoje podejrzenia że to raczej nie pierwszy ,w ostatnim czasie ,jego kontakt z alkoholem są w pełni uzasadnione .
W jego przypadku terapia i jeszcze raz terapia. Ta sądzę .

olga - Wto 18 Wrz, 2012 12:13

Przypomniała mi sie moja terapka. Ona jest żona niepijącego alkoholika. Facet nie pił 12 lat. Zapil. Ona wyprowadziła sie natychmiast z domu i zerwała kontakt. On chlał jeszcze dwa miesiące i zgłosił sie na odwyk. Nie pije dwa lata. Czy to recepta? Nie wiem, ale w tej sytuacji pomogło.
Marc-elus - Wto 18 Wrz, 2012 12:13

Zoe napisał/a:
Poradźcie, jak powinnam postępować, żeby nie przeszkadzać mu w utrzymaniu trzeźwości.Na razie siedzę cicho i nie zaczynam żadnych rozmów na ten temat.

Przecież nie Ty utrzymywałaś jego trzeźwość, nie przez Ciebie się napił.
Siedząc cicho, możesz jedynie oczekiwać na ciąg dalszy. Nie ma co prorokować, ale raczej będzie:
Zoe napisał/a:
Podsuwałam mu pomysł meetingu lub spotkania z terapeutą. Nie chce słuchać. Twierdzi, że poradzi sobie i już!

Nikt nie jest wstanie jasno powiedzieć jak rozbroić mechanizmy, które jak widać działają....
Nie jesteś w stanie go zmusić do terapii czy AA, a to byłoby dla Niego najlepsze.
A może poszukać tej Jego terapeutki, Pani Bożenki? Ma do Niej zaufanie.....

Marc-elus - Wto 18 Wrz, 2012 12:19

Zoe, apropos powrotu na terapie czy do AA.....
Gdy zapiłem(nie raz) i miałem pójść na terapie, żeby opowiedzieć o tym, przed terapeutką i grupą, ciężko mi było. Jakiś rodzaj wielkiego wstydu, pomieszanego z.... sam nie wiem czym. Tak działa właśnie chore myślenie.
Nie wiem czy jesteś w stanie mu uświadomić, że to nie wstyd przyznać się do zapicia - to odwaga.
Wstyd i głupota nic z tym nie zrobić.

Trzymaj się ciepło..... :pocieszacz:

olga - Wto 18 Wrz, 2012 12:22

Ja bym się nie angażowała. Sam powinien do tego dojść. Z moich doświadczeń wynika, że chocby nie wiem ile energii włożyc w "pomoc" alkoholikowi nic to nie da. On musi chcieć. Do chcenia nie da sie nikogo zmusić.
Zoe - Wto 18 Wrz, 2012 12:23

Z tą terapeutką to dobra myśl, tylko, że moj alko prosił, żebym nikomu o jego zapiciu nie mówiła.O terapeutce nawet mu wspominałam. Prosił, żebym ani jej ani nikomu więcej nie mówiła.Szczególnie dzieciom. Obiecałam, że nie powiem tym razem, ale następnym to już tak. Pewnie źle zrobiłam.
Ja tak czuję, że on bez pomocy sobie nie poradzi, choć dziś deklaruje coś wręcz przeciwnego. Jednak jak zapomni i uspokoi nerwy, to chęć napicia z pewnością wróci. Nie mam na to wpływu. Boję się tego, bo jestem stara, chora i niesprawna.

leon - Wto 18 Wrz, 2012 12:24

Marc-elus napisał/a:
Nie wiem czy jesteś w stanie mu uświadomić, że to nie wstyd przyznać się do zapicia - to odwaga.

Ja zapilem tydzien temu,wczoraj opowiedzialem wszystko terapce z detalami,nie czulem sie komfortowo,ale mimo moralnego dola,iskierka optymizmu sie pojawila...

olga - Wto 18 Wrz, 2012 12:28

Zoe napisał/a:
moj alko prosił, żebym nikomu o jego zapiciu nie mówiła.


Nioooo, jaaa, komfort mu popsujesz. Trzymaj w tajemnicy i jeszcze sie wstydź.

Jak mu chcesz te terapkę załatwić? to bedą wizyty domowe czy w szpitalu? Przecież on będzie musiał tam sam iść. Będzie musiał? Pójdzie jak będzie chciał. Nic nie załatwiaj bo to i tak nic nie da. Sam poczłapie gdy go życie zmotywuje.

Marc-elus - Wto 18 Wrz, 2012 12:34

Zoe napisał/a:
moj alko prosił, żebym nikomu o jego zapiciu nie mówiła

O proszę:
Marc-elus napisał/a:
ciężko mi było. Jakiś rodzaj wielkiego wstydu, pomieszanego z.... sam nie wiem czym. Tak działa właśnie chore myślenie.

Zobacz to: http://www.youtube.com/watch?v=902YkCaZfcM
I do tego drugą część: http://www.youtube.com/wa...&feature=fvwrel
Co zrobiła Jego żona?
Oczywiście, każdy jest inny......
olga411 napisał/a:
Z moich doświadczeń wynika, że chocby nie wiem ile energii włożyc w "pomoc" alkoholikowi nic to nie da. On musi chcieć. Do chcenia nie da sie nikogo zmusić.

Wszyscy to wiemy. Jednak są różne okoliczności. Jak to się dzieje, że niektórzy trafiają na terapie, a inni do końca życia "nie chcą"?
Mnie pogoniła rodzina a kropkę nad i postawiło to forum. Sam z siebie chyba bym nie poszedł.

Zoe - Wto 18 Wrz, 2012 12:38

Olgo, myślałam, żeby do mojej Bożenki zadzwonić, ona jest pomysłowa dziewczyna, może coś podsunie. Tylko wtedy mój zaraz nazwie mnie zdrajczynią. A pamiętliwy jest, że ho, ho!.Po tym, jak ostatnio nie poszłam do niego do szpitala dlugo mi to wypominał. I to, że ze wszystkim zostawiłam go samego. Do dziś powtarza, że mi nie ufa, bo go wtedy zawiodłam. Ma dzięki temu na mnie haka i używa go przy każdej okazji. A ja nawet nie mam czym zripostować, żeby nie wywołać awantury.Mój mąż choć alkoholik, to dość inteligentny facet i umie mną manipulować.
olga - Wto 18 Wrz, 2012 12:39

Ja wiem ile mnie kosztowało prowadzanie alkoholika od terapki do psychiatry, od mitingu do lekarza :beba: a iile ja sie natłumaczyłam. Nie chciał? Nie mógł?
Szkoda zdrowia.

olga - Wto 18 Wrz, 2012 12:41

A Ty ze strachu, z braku wiedzy pozwalasz sobie na to. Przecież to czysta manipulacja Tobą, wzbudzanie poczucia winy. Każdy człowiek jest odpowiedzialny sam za siebie.
Zoe - Wto 18 Wrz, 2012 12:56

Przyznam się, że nie chce mi się nic robić. Najchętniej wracam do swoich zajęć. Chodzę na próby chóru bo należę do Towarzystwa Muzycznego w swoim regionie, z czego moj mąż zadowolony nie jest bo nie cierpi, jak wychodzę z domu. Ja to jednak lubię i nie pozwalam sobie tego odebrać. Poruszam się samodzielnie, a jak trzeba w autobusie albo na przystanku, to dobrzy ludzie zawsze pomogą. Tu w domu też mam swoje zajęcia. Wzięłam się za pisanie. Takie tam rożne powieścidła. Publikuję to na forach literackich i na blogu i po prawdzie to tym teraz żyję. Jest to dla mnie odskocznia od codziennych koszmarków.Jestem z siebie dumna, bo udało mi się już jedną pozycję skończyć. Dlatego może jest mi łatwiej zdystansować się od mego Henia. Przyznam się, że ostatnio to pisanie to moje życie.
Pozdrawiam serdecznie. Dzięki za dobre słowo. Nie zapominajcie o mnie. :skromny:

piotr7 - Wto 18 Wrz, 2012 13:32

Ja poszedłem na terapię sam.Uważam że jeżeli facet ma jaja to nawet jak narobi głupstw to powinien sam po sobie posprzątać.
Może powinnaś " twardzielowi " wdepnąć na honor .

Małgoś - Wto 18 Wrz, 2012 13:45

Zoe, Przeczytałam wszystko co napisałaś dokładnie i odnoszę wrażenie, że Twój mąż cały czas stara się kontrolować Ciebie. Jest pyszałkowatym gościem z górą własnych problemów emocjonalnych i Ciebie usiłuje trzymać w garści?! Gdzie uczciwość z jego strony? Jakim prawem wykorzystuje Twoją postawę z okresu gdy był czynnym alkoholikiem? Miałaś prawo odmówić mu kontaktu, zostawić go wtedy w szpitalu. Nikt go nie zmuszał do samookaleczeń, nikt mu noża w rękę nie wkładał! Zrobił to bo sam chcial a Ty miałaś 100% racji, ze chroniłaś siebie! Nie pozwól sobie wmówić że było inaczej! Nie masz obowiązku skakać w ogień za mężem, masz prawo ratować się gdy czujesz zagrożenie! To co próbuje wmówić Ci mąż jest niegodziwe.
A teraz, gdy straciłaś sprawność tym bardziej powinnaś zadbać o swoje bezpieczeństwo, a nie kryć jego chorobę. Rozumiem, że może mu być wstyd przed dziećmi, ale tym bardziej powinien sam poszukać pomocy dla siebie a nie wkręcać Ciebie w swoje gierki. Jego picie to jego sprawa - Twoją juz była aż za długo i to on nadużył Twojej cierpliwości... Tak to widzę.

Domyślam się, że nie potraficie jasno i szczerze rozmawiać bo gdyby było inaczej juz dawno powiedziałabyś mężowi o swoich obawach, ale Ty wolisz buzię w ciup i nie podskakiwać. Jak długo tak wytrzymasz? Trzymasz to wszystko wciąż w sobie i stąd wylew... Jeśli nie zaczniesz wyrażać swoich potrzeb jasno wylew może się powtórzyć, możesz całkiem stracić samodzielność... Pomyśl o tym. Jedynym wyjściem jest zacząć wyrażać swoje potrzeby. Jesteś ważna tak samo jak mąż... a schodzisz w jego cień...

Zoe - Wto 18 Wrz, 2012 13:55

Małgoś, masz dużo racji. jednak nie jest tak, że nie próbuję rozmawiać. Próbuję, ale do tego potrzeba dwóch stron. A mój mąż nie chce. Nawet, jeśli próbuję zrobić to najdelikatniej jak umiem. Złości się wtedy i krzyczy. Sam wie najlepiej. Terapeutka też mówiła, że jest butny i przemądrzały. Do niej jednak nie krzyczał. Ja nie mam zdrowia wykłócac się z nim. Dlatego milczę. Kilkakrotnie - nawet przed chwilą próbowałam mu coś powiedzieć, ale on wie lepiej. Nawciskał mi, że już zrozumiał, że poradzi sobie sam, nie będzie pił i moje rady tylko go denerwują. Nie mam żadnej możliwości działania. Nawet na taki zryw jak sześć lat temu już mnie nie stać. Siedzę więc cicho i staram się myśleć tylko o swoich sprawach. Zająć czymś absorbującym głowę. A on niech robi, jak uważa. Dobrze mi robi, jak mogę tu na forum z Wami pogadać. Zawsze to lżej.
Dziękuję wszystkim. Pozdrawiam serdecznie.

Małgoś - Wto 18 Wrz, 2012 14:08

Zoe, Twoje obawy jednak są pomimo jego "wiem lepiej" bo Ty też swoje wiesz lepiej.
Nie wiem co Ci doradzić, w dialogu muszą być dwie strony i do tego otwarte na ten dialog. On ma coś bardzo trudnego w sobie do przełamania skoro wciąż uważa się za nieomylnego, brak mu pokory której Ty masz w nadmiarze...

Jeśli potrafisz żyć obok, to żyj... może gdy przestaniesz naciskać, odsuniesz się, może wtedy on znajdzie w sobie potrzebę zbliżenia, otwarcia... Ale to tylko moje gdybanie... Bo może być gorzej i on będzie sięgał za narzędzia które dobrze zna i które już sprawdził i ma do nich zaufanie czyli manipulacja.

Klara - Wto 18 Wrz, 2012 14:29

Zoe napisał/a:
Po tym, jak ostatnio nie poszłam do niego do szpitala dlugo mi to wypominał. I to, że ze wszystkim zostawiłam go samego. Do dziś powtarza, że mi nie ufa, bo go wtedy zawiodłam.

To jest podła manipulacja - podpisuję się pod tym, co przede mną napisały dziewczyny.
Zoe, nie tłumacz się przed nim z tego co wtedy się stało, a co było konsekwencją JEGO zachowań. Przygotuj sobie na przyszłość KRÓTKIE komunikaty na ten temat ale takie, żeby zawierały sedno i zastosuj metodę zdartej płyty: On Ci coś zarzuca - Ty odpowiadasz tym samym (krótkim) tekstem. Gdy te same zarzuty się powtórzą, Twój tekst też powróci :mgreen:
Wielokrotnie tu na forum był zamieszczany filmik - skecz. Uważam, że zawiera samo sedno problemu, którego kobiety zazwyczaj nie rozumieją i próbują "prowadzić rozmowy". Sama boleję nad tym, że nie widziałam go wtedy, kiedy mógł mi się do czegoś przydać.
Obejrzyj ten skecz i pamiętaj: PUDEŁKA - SIĘ - NIE - STYKAJĄ!!!


yuraa - Wto 18 Wrz, 2012 14:54

Zoe napisał/a:
tylko, że moj alko prosił, żebym nikomu o jego zapiciu nie mówiła.

wstydzi się i poczucie winy ma duże, czuje że zawiódł otoczenie i sam siebie.
przed otoczeniem kamuflarz a z samym soba sobie sam poradzę, no co ja nie poradzę.
pewnie mysli sobie tak:
zona sie boi że znowu nazwę ją zdrajcą to nie powie nikomu, obiecała.
zamiecione pod dywan czyli nie bylo faktu. i po pewnym czasie fakt sie wybieli w pijanej glowie.
byle tylko inni sie nie dowiedzieli.

za pare dni organizm do formy wroci, o kacu i dolegliwościach zapomni
i wiesz co bedzie ?
on sie znowu napije a Ty Zoe będziesz sobie w brode pluła.

jak powiesz będą wyrzuty sumienia jak nie powiesz nikomu tez będą.
które wybrać ?

dromax - Wto 18 Wrz, 2012 14:56

ZOE - z tego co przeczytałem :? To jest STANDARD.
:? twoj mąż zachowuje się jak na alkoholika przystało. Wszelkie manupilacje to normalka.
Ale to nie chodzi o niego tylko o CIEBIE...
:| To ty wymagasz pomocy bo jesteś tak potwornie DYSFUNKCYJNA - sądząc po twoich poczynaniach. Wszystko odwrotnie, wszystko na opak.

Iwonka73 - Wto 18 Wrz, 2012 14:59

Klara napisał/a:
Uważam, że zawiera samo sedno problemu, którego kobiety zazwyczaj nie rozumieją i próbują "prowadzić rozmowy". Sama boleję nad tym, że nie widziałam go wtedy, kiedy mógł mi się do czegoś przydać.
Dziękuje i ja za ten skecz :okok: Wywieszam 433 na znak zgodności. To jednak prawda kobieta jest z Wenus a mężczyzna z Marsa :tak: Ten skecz jest na to z żywym dowodem :)
pietruszka - Wto 18 Wrz, 2012 15:42

Zoe napisał/a:
Do dziś powtarza, że mi nie ufa, bo go wtedy zawiodłam.

Zoeczko, to tylko jedno zdanie...
A gdzie Twoje zaufanie do niego się podziało? Przecież zawodził Ciebie nieraz jak pił, ale on podkreśla, ze to Ty zawiodłaś jego zaufanie :shock:
Odnoszę wrażenie, że z tej radości, że on nie pije, mocno mu odpuściłaś. I sobie też.


No ale teraz jest TERAZ. Mój Pietruch (pomimo, że mu leci 7 roczek trzeźwości) też czasem próbuje manipulować, też ma momenty, że nakręca się, gorzej radzi sobie ze złością. Pomimo terapii, AA. To rzadkie chwile, ale się zdarzają. Ja też czasem wracam w stare schematy, bo w końcu niektórych zachowań uczyłam się przez całe życie... Może dlatego, że terapię robiliśmy jednocześnie, kiedy on już podjął abstynencję, uważam, że problem nie kończy się z dniem zaprzestania picia przez alkoholika? Swojego czasu zrobiłyśmy tu wspólnymi siłami Poradnik na wypadek, gdy "on zapije". Może znajdziesz tam coś dla siebie:
http://komudzwonia.pl/vie...p=127078#127078

Uważam, ze bardzo fajnie, że stworzyłaś swój świat, że wybierasz się na miting, ze napisałaś tu na forum - to zdrowe zachowania.
Trzymaj się Zoe :buziak:

Zoe - Wto 18 Wrz, 2012 22:11

Dziękuję bardzo za odpowiedzi.
Klaro, pomysł z opracowaniem sobie krótkiej odpowiedzi na jego zarzuty jest świetny, choć wiem, że będzie to odrzucał i utrzymywał swoje, tak jak pisałaś. Pomyślę nad tym jeszcze dziś.
Dromaxie, pozdrawiam Cię! Pamiętam Cię doskonale sprzed sześciu lat. Twoje wypowiedzi dały mi wtedy potężnego kopa ku dobremu. Twoje i Wolfa. Pamiętasz go na pewno. Tak na marginesie, czy Wolf kiedyś bywa na forum?
Teraz też wiem, że masz rację, tak jak wszyscy zresztą, którzy mi odpowiedzieli: i yuraa i Klara i Małgoś i Piotr7, Olga, każdy z Was. Wielkie dzięki. Każdy poradził mi coś, z czego mogę wybrać i co otwiera mi oczy i umacnia mnie w moim sposobie myślenia. Nie jestem zbyt silna psychicznie. A teraz to już całkiem jestem mięczak. Niesprawność fizyczna jest straszna.Daje takiego doła, że nie potraficie sobie wyobrazić. Czuję się czasem, jak spętana.
Jedyne co mogę teraz zrobić to olać to wszystko. Jego i jego picie. Do mnie się nie rzuca, mam swój pokój, swoje pieniądze, potrafię się sama umyć i ubrać. Chleb też umiem sobie posmarować, choć z krojeniem gorzej (ale sprzedają krojony), więc z głodu nie umrę. Dzisiaj po raz pierwszy udało mi się poobierać ziemniaki. W kostkę bo w kostkę, ale poobierałam i ugotowałam sobie. Byłam z siebie bardzo dumna. :skromny:
Więc pomyślałam, że póki nie narusza mojej przestrzeni to jakoś da się żyć. Chce pić to niech pije, zobaczymy ile wytrzyma.
Nie wiem na ile będzie trwałe to postanowienie u mnie, czy będę miała na tyle wewnętrznego samozaparcia, by wytrwać przy takim sposobie myślenia.
Małgoś miała rację pisząc, że mój mąż chce mnie kontrolować. To prawda, że sama pozwoliłam mu na to, gdyż myślałam, że robi to z obawy o moje zdrowie. On chce, żebym była w niego wpatrzona i zależna od niego, dlatego moja samodzielność wcale mu nie jest na rękę. Sam natomiast ogłasza mi, że jest wolny i będzie robił jak zechce, choć ja wcale nie próbowałam wywierac na nim żadnej presji. Nadmieniłam tylko o terapii, albo meetingach. Boi się tego jak ognia, ale się nie przyznaje, tylko ukrywa ten strach pod płaszczykiem tej swojej wolności.Nie wiem, czy takimi przemyśleniami nie krzywdzę go. Może to tylko moja teoria? I z prawdą niewiele ma wspólnego? Ale skądś te jego nerwy się biorą. I te próby przerzucania na mnie poczucia winy.
Do diabła! Muszę przestać o nim myśleć.
Wracam do swego świata, gdzie mi jest najlepiej.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo mocno dziękuję wszystkim za pomoc.
Czy mówiłam Wam już kiedyś, że Was kocham? :skromny: :szok:

Wiedźma - Wto 18 Wrz, 2012 23:03

Zoe napisał/a:
czy Wolf kiedyś bywa na forum?

Już od bardzo dawna nie.

Jędrek - Śro 19 Wrz, 2012 04:44

Zoe napisał/a:
Twierdzi, że poradzi sobie i już! Nie mam w tym żadnego doświadczenia.

Ja sobie nie poradziłem. Zapiłem leki antydepresyjne i wylądowałem w Psychiatryku na Oddziale Zamkniętym.
A poza tym ja jestem prostym alkoholikiem. Pomimo całej destrukcji picia starałem się dbać o swoje zdrowie ;) nieporadnie, bo nieporadnie, ale przynajmniej się nie okaleczałem...

Zoe - Śro 19 Wrz, 2012 11:07

Andrzejku, ja mam przeczucie, że mój mąż też sobie nie poradzi, choć on uważa inaczej. Oficjalna wersja dla mnie jest taka, że to takie większe zapicie było mu potrzebne, żeby wreszcie ostatecznie podjął decyzję o przerwaniu podpijania, takiego nieznacznego, które trwało od roku (czyli jednak było tak, jak czułam). Nóż się w kieszeni otwiera na takie gadanie! A podpijać ponoć zaczął z powodu mojego wylewu. No, jakiś powód poza nim w końcu musi być.
Jędrek - Śro 19 Wrz, 2012 15:37

Zoe napisał/a:
.....A podpijać ponoć zaczął z powodu mojego wylewu. No, jakiś powód poza nim w końcu musi być.

Ja kiedyś też mówiłem, że z takiego lub innego powodu piłem.
Dziś wiem, że to wszystko były preteksty..... bo ja musiałam pić.

Zoe - Śro 19 Wrz, 2012 21:09

Moj mąż jak chce mnie ugłaskać to pięknie głosi wszystkie teorie, o których słyszał na terapii, jednak odnoszę wrażenie, że nijak to się ma do tego, co naprawdę myśli, bo czasem wtrąca takie bzdury, że tylko nogami się przykryć ze śmiechu! O tych pretekstach też niby wie, ale tak głupio próbował mi tłumaczyć. Był mocno niezadowolony, kiedy nie przyjęłam takiego tłumaczenia.
Dziś na razie spokój. Z pracy wrócił trzeźwy, tylko trochę jakby podminowany. W stanie takim, że wystarczy jedno słowo i awantura gotowa. Ja nie podejmowałam żadnych dyskusji. Zajmowałam się swoimi sprawami i mam dość dobry nastrój. jutro idę na meeting. On jeszcze o tym nie wie. Przypuszczam, że będzie zrzędził. Jak zwykle.
Pozdrawiam serdecznie.

Jędrek - Śro 19 Wrz, 2012 22:58

Zoe napisał/a:
.... odnoszę wrażenie, że nijak to się ma do tego, co naprawdę myśli, bo czasem wtrąca takie bzdury, że tylko nogami się przykryć ze śmiechu!

wrażenie.... jak ja nie znoszę oceniania. Nawet sponsor mi nie mówi, że mówię bzdury, chociaż jak sobie sam przemyślę to mówię bzdury :) Ale sponsor nie wytykając moich bzdur DAJE MI szanse na ich przemyślenie... a nie na urazę i złość... bo urazi moje EGO chore :)
To czy alkoholik mówi bzdury może ocenić terapeuta uzależnień lub (zwłaszcza) inny alkoholik.

Wiedźma - Śro 19 Wrz, 2012 23:04

Nie, no sorry, Jędrek - czasem bełkot bywa tak ewidentny,
że aby nazwać go bzdurą nie trzeba wchodzić w kompetencje terapeuty :glupek:

Janioł - Śro 19 Wrz, 2012 23:05

Jędrek napisał/a:
To czy alkoholik mówi bzdury może ocenić terapeuta uzależnień lub (zwłaszcza) inny alkoholik.
widziałeś gościa ktory przed chwilą przesrtał pić i mówi mądre rzeczy na temat własnego uzależnienia ? tym bardziej że jasno wynika z tego przekazu że chce zamnipulować szanowną współuzależnioną bajerą że sam sobie da radę
Zoe - Śro 19 Wrz, 2012 23:37

To może napiszę, czym uracza mnie mój mąż.
Żadna pomoc mu niepotrzebna, bo poradzi sobie sam. To, że podpijał ukradkiem już jakiś czas przedtem to nic takiego - panował nad tym przecież. A kiedy mu powiedziałm, że chyba nie panował, bo w końcu zachlał mocno, to usłyszałam, że to mu było potrzebne, żeby się opamiętał i teraz już wie, że na pewno musi przestać. I żebym mu nie mówiła nic o konieczności leczenia, bo swoim mówieniem mobilizuję go do picia i robię z niego alkoholika. Gdybym nic nie mówiła, to dawno już nie byłoby problemu, a jak nie przestanę, to on będzie musiał wyjść i inne takie gadki.
Ręce mi opadają, jak tego słucham, tym bardziej, że mówi to z pełnym przekonaniem, tonem autorytatywnym, nawet czasami histerycznym. Odpuszczam więc i uciekam do swoich spraw. Szkoda mojego gadania. Zostawiam to więc i czekam. Czy coś jeszcze powinnam robić?

Janioł - Śro 19 Wrz, 2012 23:55

Zoe napisał/a:
Czy coś jeszcze powinnam robić?
zapamietać bo to jest nic innego jak tylko czysta manipulacja alkoholika , on wierzy w to co mówi tyle tyl;ko że nie wie że jedyny skutek takowego myślenia to to że znowu zacznie pić
piotr7 - Czw 20 Wrz, 2012 06:44

Moim zdaniem jest taki nakręcony że zapicie to tylko kwestia czasu
Wiedźma - Czw 20 Wrz, 2012 06:59

Piotrze, chyba nie czytasz zbyt uważnie - on już pije.
A to co wygaduje to tylko racjonalizacja tego faktu i przygotowywanie gruntu pod dalsze picie.

pterodaktyll - Czw 20 Wrz, 2012 08:48

Cytat:
To może napiszę, czym uracza mnie mój mąż.
Żadna pomoc mu niepotrzebna, bo poradzi sobie sam. To, że podpijał ukradkiem już jakiś czas przedtem to nic takiego - panował nad tym przecież. A kiedy mu powiedziałm, że chyba nie panował, bo w końcu zachlał mocno, to usłyszałam, że to mu było potrzebne, żeby się opamiętał i teraz już wie, że na pewno musi przestać. I żebym mu nie mówiła nic o konieczności leczenia, bo swoim mówieniem mobilizuję go do picia i robię z niego alkoholika. Gdybym nic nie mówiła, to dawno już nie byłoby problemu, a jak nie przestanę, to on będzie musiał wyjść i inne takie gadki.

Napisałaś dokładnie to co mówiłem ja, czynny alkoholik (tzn. jak nim jeszcze byłem)

olga - Czw 20 Wrz, 2012 08:52

Zoe nie musiałaby pisać co mówi jej mąż. Takie teksty znam na pamięć. Jak widać każdy czynny alko jest w swej nieprzewidywalności bardzo przewidywalny.
Zoe - Czw 20 Wrz, 2012 12:14

Jak pisałam, dziś wybieram się na meeting. Mój mąż, gdy mu powiedziałam od razu mi zapowiedział, że nie mam tam o jego zapiciu nic mówić, bo tam chodzi ze mną sąsiadka z mojej wioski, taka dziewczyna, co lubi poplotkować i on nie chce, żeby się dowiedziała. Kiedy go zapytałam, czy wie, co mówi, to wściekł się strasznie. Wycofałam się z rozmowy, bo widziałam, że traci panowanie nad sobą. Z doświadczenia wiem, że wtedy może robić różne rzeczy a ja nie chcę się do tego przyczyniać. I wszystko wróciło do punktu wyjścia. Na razie jednak nie mogę narzekać, bo przecież nie pije - od ostatniego razu. Zobaczymy co będzie dalej.
Pozdrawiam serdecznie.

Linka - Czw 20 Wrz, 2012 12:23

Zoe napisał/a:
dziś wybieram się na meeting. Mój mąż, gdy mu powiedziałam od razu mi zapowiedział, że nie mam tam o jego zapiciu nic mówić

a musiałaś go uprzedzać że idziesz?...ja po prostu wychodzę i już.

smokooka - Czw 20 Wrz, 2012 12:25

Zoe napisał/a:
że nie mam tam o jego zapiciu nic mówić


Zoe, Twój mąż robi teraz wszystko, aby uniknąć konsekwencji swojego picia. Jego myślenie, niezależnie od stanu alkoholu we krwi jest pijane, a zachowania, o których piszesz, że chcesz ich uniknąć, to przemoc.

Zoe napisał/a:
Na razie jednak nie mogę narzekać, bo przecież nie pije


Możesz robić to chcesz, jak niczego nie zmienisz w swoim zachowaniu, nadal on będzie wprowadzał terror w domu. A o piciu na sucho słyszałaś?

Dlaczego godzisz się na przemoc wobec siebie? Czy ktoś jeszcze z Wami mieszka?

pietruszka - Czw 20 Wrz, 2012 12:30

Linka napisał/a:
a musiałaś go uprzedzać że idziesz?...ja po prostu wychodzę i już.

to mi przypomina zachowania mojego Pietrucha, kiedy ledwo co zaczął trzeźwieć, łaził i gadał: "po co Ty tam chodzisz, przecież to ja mam problem". Dla mnie najlepszą odpowiedzią było wtedy: " Ja tam chodzę dla siebie". I lub albo: wzruszenie ramion.
Zoe - Twój mąż zachowuje się jak pijany na sucho alkoholik.

Zoe napisał/a:
Na razie jednak nie mogę narzekać, bo przecież nie pije - od ostatniego razu.

O matko - to szczytem marzeń jest tylko jego niepicie? :shock: Obudź się Zoeczko. Ja rozumiem, że jesteś mu wdzięczna za pomoc okazaną w czasie choroby, ale to chyba nie zaznaczy, że z tej wdzięczności masz ochać i achać do końca życia i podporządkowywać się jego pijanym zachciewajkom. Ten zakaz mówienia, że on zapił... To jego wstyd - oddaj mu jego wstyd, on nie jest Twój.

Zoe - Czw 20 Wrz, 2012 14:33

Linko! Z powodu mojego kalectwa tak jest u mnie przyjęte w domu, że mąż zawsze wie, gdzie jestem. Na wszelki wypadek. Jako inwalidka nigdy już pewnie nie będę samodzielna i niezależna. Poza tym po mitingu tak mam autobus, że mąż musi po mnie wyjechać do przystanku, gdyż inaczej czeka mnie spacer nocą 2,5 km wiejską, ciemną drogą. To są ograniczenia, których żadnym sposobem nie przeskoczę.
Pietruszko! Jak byłam taka bardzo chora, leżąca i zupełnie niesprawna, to istotnie byłam mu bardzo wdzięczna za opiekę. Był jedynym tak oddanym mi człowiekiem. Przyzwyczaiłam go do tego ochania i achania i do swojej uleglości, bo cóż miałam robić? Teraz to zostało i wydaje mi się, że zmiana mojego zachowania teraz, jak już mam się lepiej nie byłaby w porządku. Ostatecznie powiedziałam sobie, że niech robi jak chce. Jeśli ja nikomu nie powiem a on będzie pił, to prędzej czy później i tak to wyjdzie na jaw, a jeśli nie będzie pił, to tym lepiej. Wszystko w jego rękach a ja potrzebuję spokoju, bo nie wyobrażam sobie, że miałabym przeżywać drugi wylew. Wtedy już wolałabym od razu umrzeć.
Pozdrawiam serdecznie.

wiki - Czw 20 Wrz, 2012 14:46

Jakbym slyszala mojego polowka :szok:
Zamknac trupa w szafie-tak zeby nikt nie wiedzial!a ze smierdzi to niech smierdzi...na zewnatrz bylo cacy zachowal swoje pozory...
Niecierpial kiedy chodzilam na terapie, mial mnostwo swoich argumentow a najwazniejszy to byl ten ze przeciez nie pije od ostatniego razu...

Dzis wiem ze bal sie i wsciekal bo tracil nade mna kontrol.Nie sluchalam jego klamstw a na jego manipulacje odpowiadalam tym czego nie lubial sluchac...

Linka - Czw 20 Wrz, 2012 14:58

Rozumiem, Zoe ,
poinformowałaś, o komentarz nie prosiłaś..
nie musisz mu się podporządkować.
To co powiesz na mitingu , tam powinno pozostać, jeżeli dziewczyny serio traktują zasadę anonimowości.

Zoe - Czw 20 Wrz, 2012 15:33

Nie Linko, to nie tak, że komentarza nie oczekuję. Wręcz przeciwnie. informację zaś daję, żeby utrzymać się na bieżąco. I uwierz mi, że życie moje teraz, gdy nie jestem sprawna jest dużo trudniejsze niż sześć lat temu. Wtedy mogłam powiedzieć mężowi: baj, baj! I samej sobie zorganizować życie. Wtedy miałam pracę, kontakty z wpływowymi ludźmi. Teraz jestem tylko kaleką z laską i wielu rzeczy nie umiem sama zrobić. To nie dość, że upokarzające, to jeszcze brzemienne w skutki.
Komentarze Wasze są dla mnie bardzo cenne, bo dają mi wewnętrzną siłę i upewniają mnie w tym, że mam rację.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję bardzo za wszystko.

Linka - Czw 20 Wrz, 2012 15:40

Zoe napisał/a:
to nie tak, że komentarza nie oczekuję.

oj ciężko mi się dzisiaj formułuje myśli , chodziło mi o zachowanie Twojego męża, który jak napisałaś ma mnóstwo zastrzeżeń co do Twojego wyjścia na miting. :)
Zoe napisał/a:
Teraz jestem tylko kaleką z laską i wielu rzeczy nie umiem sama zrobić. To nie dość, że upokarzające, to jeszcze brzemienne w skutki.

to na pewno ogranicza ciało, ale nie umysł

Zoe - Czw 20 Wrz, 2012 21:14

Masz rację, Linko. I to właśnie, ta wolność myśli pozwala mi jakoś żyć. Z moją chorobą i alkoholizmem mojego męża.
Uświadamiam sobie każdego dnia, że choć ciało słabe to myśl zdolna jest do wszystkiego.Nie można jej opanować, pokonać ani ograniczyć. I to jest piękne.
I jeszcze to, że można rozmawiać z innymi ludźmi, co z kolei daje siłę i odwagę. Dlatego nie przestanę dziękować Wam wszystkim za wsparcie, zrozumienie i dobre słowo.
Pozdrawiam serdecznie.

wampirzyca - Pią 21 Wrz, 2012 14:37

pietruszka napisał/a:
Ja rozumiem, że jesteś mu wdzięczna za pomoc okazaną w czasie choroby


no kurczę wkurzyłam się....przecież ta biedna umęczona kobitka...przez niego dostała wylewu ....i ma być jeszcze mu wdzięczna że się nią opiekował....sorry czegoś tutaj nie rozumiem :roll:

pietruszka - Pią 21 Wrz, 2012 15:24

Zoe napisał/a:
Wszystko w jego rękach a ja potrzebuję spokoju, bo nie wyobrażam sobie, że miałabym przeżywać drugi wylew. Wtedy już wolałabym od razu umrzeć.

troszkę za dużo mu zostawiasz w tych rękach... Zoe, czy pomimo swojej choroby (a może tym bardziej ze względu na nią !) jesteś przygotowana, jak sobie poradzić samodzielnie, na wypadek, gdyby mu się coś stało (zacząłby pić na nowo, odszedłby, on ciężko zachorował, itd?). Niestety - życie z alkoholikiem - nawet trzeźwiejącym, po terapiach itd. zawsze jest trochę życiem na krawędzi, bo ryzyko pewnych zdarzeń jest większe, niż w przypadku osób zdrowych.

Oczywiście - tyle radzi się, żeby żyć TU i TERAZ, ale żeby spokojnie żyć tu i teraz potrzebne jest minimum przezorności, rozwagi związanej z zabezpieczeniem jutra. Na przykład ubezpieczenia. Mam działkę, która jest pod lasem - swojego czasu regularnie były działki okradane. Co z tego, że straty materialne były niewielkie - większe szkody przynosiły zniszczenia poczynione przez złodzieja - wybite okno, rozwalony zamek, uszkodzone drzwi. I to trzeba było zawsze szybko naprawić, zdobyć skądś pieniądze, czasem fachowca. A jeszcze gorszy był ten lęk, który mnie prześladował, kiedy wybierałam się pierwszy raz wiosną na działkę: "Co tym razem?". Teraz mniej się martwię, mam domek ubezpieczony i wiem, że w razie czego - właśnie te straty pokryje mi ubezpieczenie. I też jestem mentalnie przygotowana: wiem, co zrobić, jak wezwać policję, czego dopilnować w zgłoszeniu, kogo wezwać, jak zabezpieczyć. I lepiej mi się żyję z tą przezornością. To taki drobny przykład, ale w życiu z alkoholikiem też potrzeba takiej przezorności, choćby po to, by TU i TERAZ żyć spokojniej. Ja wiem, jak wygląda moja sytuacja lokalowa (mam w razie czego gdzie mieszkać, bo akurat mieszkanie jest wyłącznie moje), moje pieniądze w razie czego wiem, jak zabezpieczyć, w razie czego wiem, ze finansowo sobie poradzę, wiem do kogo udać się po przytulenie i wsparcie nawet w bardzo prozaicznych sprawach, itd... Oczywiście - wiem, że psychicznie przeżyłabym to gorzko i nie byłoby łatwo przez pierwszy okres samodzielnego życia, ale mam też świadomość, że w jakiś tam sposób (na tyle mi dziś dostępny) jestem "ubezpieczona" na przykre zajścia. I dziś uważam, że nie ma co zamiatać pod dywan, zasłaniać się tym, że dzisiaj jest dobrze i że nie ma po co kręcić czarnych scenariuszy. Bycie przezorną, rozważną to nie grzech.
Zoeczko, czy Ty w jakiś sposób jesteś przygotowana, czy masz kogoś, kogo mogłabyś poprosić o opiekę (nawet ten dojazd samochodem), ja rozumiem, że choroba w pewien sposób odbiera Ci samodzielność w poruszaniu się, ale jak widzę samodzielnie myślisz i radzisz sobie świetnie intelektualnie. Rusz główką, na jakie formy pomocy mogłabyś liczyć (rodziny, przyjaciół, znajomych, odpowiednich instytucji, może grup wsparcia dla osób z podobnymi schorzeniami, itd.), a jeśli to dziś wygląda kiepsko to może to jest pomysł, by zacząć tworzyć to zaplecze.
:buziak:

Małgoś - Pią 21 Wrz, 2012 15:33

wampirzyca napisał/a:
przecież ta biedna umęczona kobitka...przez niego dostała wylewu


I tu tkwi paradoks wspólcośtam...

Bo ani wylewu nie dostaje się przez kogoś, tylko dzięki sobie
Tak samo jak nie pije się przez kogoś, tylko przez siebie...

Rozumiem wdzięczność za opiekę
Nie rozumiem oczekiwania bezwarunkowej uległości
Nie rozumiem przybierania roli męczennika/cy
A już najbardziej nie rozumiem dwojga ludzi tworzących parę (związek) a jednocześnie zamkniętych w sobie (każde z osobna) i mających o to wzajemne pretensje.
Domyślam się jedynie że każde z osobna ma swój świat i bardzo go pielęgnuje... ale gdzie jest cześć wspólna?

pietruszka - Pią 21 Wrz, 2012 15:36

wampirzyca napisał/a:

no kurczę wkurzyłam się....przecież ta biedna umęczona kobitka...przez niego dostała wylewu ....i ma być jeszcze mu wdzięczna że się nią opiekował....sorry czegoś tutaj nie rozumiem :roll:


Wampirko, uważam, że nie ma o co kruszyć tu kopii, czy dostała wylew przez niego, czy nie (osobiście widzę, że skutki permanentnego stresu, wynikające z życia z alkoholikiem, są czasem nie do opisania. I wiele późniejszych chorób współuzależnionych z tego wynika. Gdzieś nawet trafiłam na badania, że o wiele więcej współuzależnionych pali niż tzw. zdrowe kobiety, ale to może być też uzależnione od pewnych cech kobiet, które pakują się w takie związki).

Wymóg poczucia wdzięczności to może być jedna z form manipulacji - i to zarówno ze strony alkoholika - "przecież tyle dla Ciebie zrobiłem - nawet przestałem pić" :shock: , jak i ze strony współuzależnionej - "Poświeciłam Tobie najlepszą część mojego życia". W sumie - można by się zastanowić, czy wdzięczność jest dobra, czy szkodliwa. Pewien stopień wdzięczności jest potrzebny w relacjach międzyludzkich - ktoś dla mnie coś zrobił bezinteresownie (albo prawie :roll: bo coś sobie też tym załatwił, na przykład zaspokoił potrzebę bycia potrzebnym), więc jestem mu wdzięczna i w jakiś sposób mu za to dziękuję. Gorzej, gdy wdzięczność zamienia się w zależność, pułapkę zobowiązania się do czegoś i to pułapkę dozgonną. Wtedy zwykle mamy do czynienia z manipulacją ze strony darczyńcy lub... paradoksalnie robimy to sami sami... bo siebie też można zmanipulować.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group