To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - Krytycyzm wobec siebie

fairy - Nie 26 Paź, 2014 11:00
Temat postu: Krytycyzm wobec siebie
Mam... ogromny!
Ciagle analizuję co i jak zrobiłam, czy dobrze, czy nie wyszło głupio
i czy nikogo nie uraziłam. Dlaczego coś zrobiłam. Czy to było szczere?
Jak puścić tą kontrolę i być spontanicznym?
Czy DDA w ogóle może być spontaniczne?

34dd

Ps: spontaniczna jestem chyba tylko wobec zwierząt :kot:

staaw - Nie 26 Paź, 2014 11:09
Temat postu: Re: Krytycyzm wobec siebie
fairy napisał/a:
spontaniczna jestem chyba tylko wobec zwierząt

Pewnie jeszcze żadne nie próbowało Cię pożreć :wysmiewacz:

Tak poważniej... Zwierzę jest bezpieczne: nie oceni, nie oplotkuje.
Jest też całkowicie zależne od opiekuna, opiekun zaspokaja więc swoją potrzebę bycia potrzebnym.
Żaden człowiek nie pozwoli się tak zniewolić i uzależnić jak zwierzę.

I teraz pozostaje przemyśleć temat: czy pomagam zwierzętom bezinteresownie?
Czy to przeszkadza mi w relacjach z innymi ludźmi?

A czy można nauczyć się bycia spontanicznym w relacji z ludźmi?
Nie wiem, ja cały czas kontroluję swoje emocje...

fairy - Nie 26 Paź, 2014 11:27

Słuszna uwaga, zwierzę nie ocenia

Ale ja miałam na myśli zwierzęta ogólnie, sama nie posiadam zwierzaka
ale chętnie zaczepiam obce psy, koty, ptaki na ulicy.
Zarzało się że coś chciało mnie pożreć ;)
Tak że nie miałam tu na myśli zniewolenia, raczej to pierwsze o czym wspomniałeś
że nie muszę przy nich się kontrolować

aja - Nie 26 Paź, 2014 11:27

cześć :)

A czemu rozmyślasz, dlaczego coś zrobiłaś? Co się pod tym kryje, jakie to uczucia, emocje, myśli, obawy?

A zwierzaki są super! ale to inny kontakt, domowe futrzaki nas potrzebują, bo prawdopodobnie nie poradziłyby sobie same. Nie jest się od nich zależnym- to one zależą od nas.

fairy - Nie 26 Paź, 2014 11:29

aja chyba lęk przed ośmieszeniem, obawa przed oceną przez innych.
Obawa że ktoś oceni że zachowałam się niewłaściwie.

She - Nie 26 Paź, 2014 11:30

staaw napisał/a:
czy można nauczyć się bycia spontanicznym w relacji z ludźmi?

Uważam że można, natomiast nie za każdym razem należy :)
Najlepszym rozwiązaniem w moim przypadku jest (dosłownie) branie tego co mi się podoba i bezwzględne odrzucanie tego co mi nie pasuje.
Spontanicznie zachowuję się wśród ludzi których znam. W stosunku do nieznajomych zachowuję dystans i albo po pewnym czasie akceptuję "spontana", albo ucinam wszelkie dyskusje i zamykam temat.
fairy napisał/a:
Ciagle analizuję co i jak zrobiłam, czy dobrze, czy nie wyszło głupio

Fairy a myślałaś po co to robisz?
Do czego potrzebne są Ci takie analizy?
Podwyższasz sobie nimi samopoczucie?
fairy napisał/a:
czy nikogo nie uraziłam

A nawet jeśli - to czy wolałabyś nie urazić ale jednocześnie skazać się na dyskomfort?
fairy napisał/a:
Dlaczego coś zrobiłam. Czy to było szczere?

Fairy, pamiętasz rozmowę o dziewczynce z garnkiem? Zniewolonej, takiej która w swoich zbiorach miała tylko resztki?
Dla własnego JA powinnaś dokonywać wyborów które są dobre dla Ciebie. Słuchać tej małej dziewczynki, która podpowiada Ci co jest dobre, czego oczekuje, czego chce w życiu.

W przeciwnym razie zawsze będą trawiły Cię dylematy na które trudno będzie Ci znaleźć odpowiedzi.
Żyj chwilą, żyj dniem dzisiejszym w zgodzie z własnym ja.
Masz chęć na ciastko? To je zjedz.
Masz chęć na kino? To idź i obejrzyj film.
Nie masz ochoty na sprzątanie? Nie sprzątaj dzisiaj, zrób coś co sprawi Ci radość.
Dzwonią do Ciebie znajomi i chcą Cię zabrać na spacer ale Ty chętnie wypiłabyś herbatę w domowym zaciszu? ZRÓB TO CO W DANEJ CHWILI UWAŻASZ ZA DOBRE DLA CIEBIE.
Bo:
- gdy nie zjesz ciastka, będzie za Tobą chodziła myśl o nim
- nie obejrzysz filmu - będziesz o nim myślała
- zaczniesz sprzątać wbrew sobie - będzie szło jak po grudzie a porządek nie przyniesie radości.
- pójdziesz ze znajomymi wbrew swoim "zachciankom" - nie odczujesz żadnej przyjemności z takiego wyjścia.

Nie wiem czy w dobrym kierunku rozwinęłam swoje myśli, ale mam nadzieję że dadzą Ci motywację do przemyśleń :*

fairy - Nie 26 Paź, 2014 11:36

She, w bardzo dobrym... dziękuję :)
Te rozkmniki o tym czy dobrze robię strasznie mnie męczą i w żaden sposób
nie poprawiają mi samopoczucia. Wręcz odwrotnie.

A gdzie mogę przeczytać przypowieść o garnku bo nie znam :)

staaw - Nie 26 Paź, 2014 11:37

She napisał/a:
- gdy nie zjesz ciastka, będzie za Tobą chodziła myśl o nim

Zjesz ciastko, będziesz miała wyrzuty sumienia że murzyńskie dzieci nawet ryżu dmuchanego nie mają.

Znam to aż za dobrze, poradziłem sobie na zasadzie wyparcia: nie jest moją winą że ktoś cierpi, no i w tym momencie podchodzi małe cyganiątko... :bezradny:

She - Nie 26 Paź, 2014 11:42

staaw napisał/a:
będziesz miała wyrzuty sumienia że murzyńskie dzieci nawet ryżu dmuchanego nie mają.

Staaw, nie ma osoby która może zbawić cały świat - "jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził"
Nie masz wpływu na to co jedzą dzieci w Afryce, Chinach czy Indonezji. Nie masz wpływu na to czy w ogóle będą coś jadły.

Masz wpływ jedynie na siebie i o to mi chodziło :okok:

staaw - Nie 26 Paź, 2014 11:46

She napisał/a:

Masz wpływ jedynie na siebie i o to mi chodziło

W zasadzie masz rację. Tylko DDA ciężko to zrozumieć.
Jedyne co ja mogę zrobić to założyć jedną z ostatnich masek jaka mi została.
Maskę obojętności.

She - Nie 26 Paź, 2014 11:55

staaw napisał/a:
no i w tym momencie podchodzi małe cyganiątko...


Z małych cyganiątek wyleczyłam się dawno temu, w drodze do pewnego Bałkańskiego kraju. Jechaliśmy pociągiem zatrzymując się na kilku rumuńskich stacjach kolejowych.
Cukierki sypały się oknami, byłyśmy szczęśliwe gdy mogłyśmy podzielić się z innymi, tymi po drugiej stronie wagonu :)
Gdy tylko słodycze się skończyły, nadeszła kolejna fala cyganiątek, (w tym i te które garściami zbierały wcześniejsze "dary") i chciały kamieniami potraktować nasze okno, bo cukierki nam się skończyły.
Coś na zasadzie "daj mi palec a wezmę całą rękę... albo dwie" :mgreen: i nie będę się przejmować że nie zostało już nic dla ofiarodawcy.
Bo dla nich liczyło się ICH JA i ICH DOBRO.
Tak samo, po tej drugiej (naszej) stronie - aby być zdrowym należy zadbać o WŁASNE JA.

fairy - Nie 26 Paź, 2014 11:56

A to jest inny trudny temat, to poczucie winy i odpowiedzialnosci za wszystko
i wszystkich u DDA.
I faktycznie ciężko to na logikę zwalczyć bo w środku po prostu boli.
Ja mam takie rozkminki spontanicznie... nikt o tym nie wie, czy mi to coś daje,
czy cos z tego mam? że Matka Teresa itp... hmmm....
Mam to od dziecka, to po prostu we mnie jest.
Dzieci są spontaniczne w soich reakcjach wiec nie za bardzo mogę się tu oskarżać
o czerpanie z tego np. poprawy samooceny, że ja taka dobra, że myślę o innych.
Chyba że ktoś mi udowodni że się mylę.

She - Nie 26 Paź, 2014 12:06

Fairy tak mi jeszcze przyszło do głowy...
Czy prowadzisz dzienniczek uczuć?
Bardzo fajna sprawa, pozwala przyjrzeć się po jakimś czasie danej sytuacji oraz naszej, przeważnie spontanicznej reakcji na tą sytuację :)
Po jakimś czasie łatwiej jest przeanalizować ją na chłodno i wyciągnąć wnioski.

Polecam :okok:

fairy - Nie 26 Paź, 2014 12:07

W ogóle alko uruchomił u mnie poczucie winy na wielu płaszczyznach.
Teraz muszę sobie to wszystko poukładać.
I chyba największą ulgę przynosi mi powrót do mnie samej, do małej Marty,
tej prawdziwej, szczerej i jej sie pytam o różne rzeczy.
Ale zadaje też przeróżne pytania sobie, jak dziecko.
W ogóle próbuję rozgryźć kim ja jestem.

She ale to co napisałeś bardzo mi pomogło, coś ważnego mi uświadomiłaś.
Dziękuję.

fairy - Nie 26 Paź, 2014 12:09

Nie, She, zaprzestalam ale chyba znowu zacznę.
She - Nie 26 Paź, 2014 12:23

fairy napisał/a:
W ogóle alko uruchomił u mnie poczucie winy na wielu płaszczyznach.

Nie tylko u Ciebie.
Bo to właśnie na tym opiera się mechanizm alko i współ.
Alkoholik potrzebuje wsparcia, gdy widzi że wsparcie zaczyna się "opierać" wyciąga asa z rękawa.
Tym asem jest wzbudzenie u pomagiera poczucia winy, właśnie po to aby pomagier nie poszedł w siną dal.
Gdy pomagier "pójdzie" cały ciężar spadnie na pijącego, a tu już tworzą się schody bo alkoholik konsekwencji swojego picia brać na swoje barki nie chce.
I tak tworzy się zamknięty, przeklęty krąg który boli zarówno alkoholika jak i współuzależnionego. Krąg w miarę upływu czasu coraz bardziej się zacieśnia - bez względu na ilość spożywanego alkoholu i reakcję współ.
To właśnie o to chodzi - aby wytworzyć w głowie osoby współuzależnionej sztuczny twór, (poczucie winy) nie mający nic wspólnego z rzeczywistością, ale jednocześnie zrobić to w taki sposób aby skutecznie zniechęcić współuzależnionego partnera do poszukiwań własnego JA.
Wówczas jest na kogo zwalić winę za wszelkie porażki, a współ dobrowolnie zakładając kajdany nie będzie już szukać wyjścia z sytuacji.
Bo kto by mnie chciał... Przecież do niczego się nie nadaję... Czego się nie tknę to spieprzę... On/ona pije przeze mnie, kurczę skoro tak mówi to pewnie tak jest...
I tak historia zatacza kolejny krąg.
Zaklęty krąg współuzależnienia.
Na szczęście z tego można wyjść :)

dtstgseete - Nie 26 Paź, 2014 12:50

Fairy mam tak samo. I bardzo sie meczylem z tym. Do tego kiedy cos zrobie - to po chwili widze, ze moglem zrobic cos lepiej. A teraz sie wyrownalo. Mam i krytycyzm, ale i swiadomosc, ze nie jestem idealny. To kwestia sztuki zaakceptowania, ze mam prawo do bledu i inni tez maja prawo do bledu.

Jest mocno prawdopodobne, ze taki krytycyzm - jest wynikiem ,,perfekcjonizmu'' rodzicow a co za tym idzie perfekcjonizmu wlasnego - nabytego, zaindukowanego (skoro rodzice przezywali niewlasciwie porazki wlasne i dziecka, to dziecko bylo jednoczesnie i obserwatorem tego i ofiara). Wedlug zrodla (i moich wlasnych wyrobionych na podstwie tego przekonan) taki perfekcjonizm jest jednym z oblicz pychy. Podobnie, jak --- wedlug mnie --- uzalanie sie nad soba. Pretensje do siebie i losu, ze to co mam, jest ponizej moich aspiracji. Takze takie pretensje o to, ze nie jestem idealny, ze czasem zrobie blad z powodu ktorego inni maja klopoty - a przeciez to takie niegodne MNIE!

Na pocieche - chce Ci napisac - ze nie musialem sie tego wyzbywac a jednak samo sie wyrownalo. Nie nadaje sie do pracy - bo zamiast robic cos - rozmyslam zanim sie zabiore do dzialania a kiedy juz sie zabiore - to ciagle rozmyslam w trakcie dzialania - zamiast o tym, co robie, to JAK ULEPSZYC sposob w jaki to robie. Polubilem to u siebie i juz nie cierpie. Mam prawo byc taki inny i glupawy siedze sobie na dzialce i jestem szczesliwy. Kwestia znalezienia sobie miejsca. Zycze Ci, by Tobie tez sie udalo i wyrownalo sie to wszystko.

Fajne przemyslenia mialem dzieki dwóm artykulom:
http://www.deon.pl/inteli...fekcjonizm.html
Oraz strona wikipedii o Karen Horney - z ktorej do rozmyslan sklonilo mnie nie nota biograficzna o bohaterce strony, a to, co wystepuje dalej - po tej nocie. Link:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Karen_Horney

fairy - Nie 26 Paź, 2014 12:51

No tak własnie jest She... własnie tak.
Szkoda że dowiedziałam sie o tym tak późno, w sumie już po rozstaniu.
Nie byłam kompletnie świadoma po co się tak trzymam alko i on mnie
wiedziałam tylko że to jest złe i odbiera mi całą energię.

Alko ociążał mnie sprawami urzędowymi, kwestią swojego zamieszkania
pobytem, nawet pracą. Kiedyś zrobił mi awanturę że realizuję swoje plany
i nie chcę siedzieć nad jego pomysłami (które były chore i związane z hazardem)
Zawsze wychodził obrazony jak dziecko kiedy nie dostawał tego co potrzebuje.
Teraz każdy będzie załatwiał swoje sprawy sam.

fairy - Nie 26 Paź, 2014 12:53

dt... dziękuję, chętnie poczytam.

Ja dzis przypadkiem znalazłam ten artykuł:
http://www.deon.pl/inteli...bec-siebie.html

dtstgseete - Nie 26 Paź, 2014 13:02

Fairy rzeczywiscie - uczciwosc pozwolila mi na spojrzenie na siebie i na moje emocje z dystansu. Wczesniej, gdy bylem krytyczny wobec siebie - uwazalem to za ceche nobilitujaca. W znaczeniu - ze chce byc lepszy, staram sie, nie wychodzi, cierpię - więc jestem taaaaki dobry. I tak bylo latami. Az w sumie w stosunkowo krotkim czasie - kilku tygodni czy miesiecy - zrozumialem, ze to jest przejaw pychy i zbyt duzych wymagan wzgledem siebie. Ja kiedys nie potrafilem zyciorysu wyslac do firmy bo wstydzilem sie tego, ze tam sa bledy i ktos mnie wysmieje. Pamietam jak kiedys wiele lat temu napisalem i wysylajac - naciskalem mysza klawisz ,,ok'' - z zamknietymi oczami - taka koncentracja na sobie ze robie cos wyjatkowego, cos moge popsuc, cos sie zmieni (nic sie nie zmienilo - dostalem odpowiedz z automatu ,,thank you for your interest...'' i to bylo wszystko). Moge dodac i to, jak trudno bylo mi napisac pierwsze posty na tym forum hehe
A teraz napier***m posty na lewo i prawo, napier***m na lewo i prawo cv po angielsku wlasnorecznie przetlumaczone (majac swiadomosc ze tam sa rażące byki ale NIE CHCE MI SIE ICH POPRAWIAC - niech wiedza na jakim poziomie jest moj angielski - i jak im sie nie spodoba to trudno) i jest fajnie. I tutaj na forum mam oznaki sympatii i na rozmowy rekrutacyjne o dziwo tez mnie zapraszaja na ogol na dwa etapy (choc na razie bez ostatecznego sukcesu)... I zyje sobie fajnie :)

I posty moje tez edytuje ile razy sie da - w koncu mam 15 minut na to i korzystam :) Wiem co chce powiedziec i mysl glowna sie nie zmienia, a zmiany dokonuje po to, by lepiej sie czytalo - dla korzysci odbiorcy takie redagowanie. I jest fajnie - bo jeszcze do tego staaw tez ma radoche sv4v

She - Nie 26 Paź, 2014 13:21

fairy napisał/a:
Szkoda że dowiedziałam sie o tym tak późno, w sumie już po rozstaniu.

Rozpracowanie mechanizmów i znalezienie ich u siebie wymaga ogromnej pracy nad sobą, rozłożenia siebie i swoich czynów na czynniki pierwsze.

Nie zawsze jest to jasna i klarowna sytuacja, nie możesz (nie powinnaś) mieć do siebie żalu że dopiero teraz (moim skromnym zdaniem - JUŻ TERAZ) dowiedziałaś się o czymś.
Wiedziałaś o tym wcześniej, ale potrzebowałaś czasu.
Czasu na poznanie i przeanalizowanie siebie.

Nie wymagaj od siebie rzeczy które są nierealne :nono: Dużo się działo w Twoim życiu, zrobiłaś mnóstwo kroków do przodu które już przynoszą efekty ;)
A to dopiero początek frajdy :)

To trwa (niestety) i wiąże się z tym poznawaniem wiele bólu, złości i różnych nienazwanych do tej pory uczuć.

Pracować nad dysfunkcją należy z dobrym terapeutą, który wie w jaki sposób pokazać to konkretnej osobie w konkretnej sytuacji.
Dlatego właśnie tej wiedzy nie zdobędzie się nigdzie indziej - tylko w czasie terapii.
Ważne jest działanie, poznawanie mechanizmów oraz sposobów na ich "rozpracowywanie".
Ale Ty przecież doskonale o tym wszystkim wiesz, uwolniłaś się spod skrzydeł alkoholika...
Fairy - zaczynasz nowe życie, masz ogromną szansę na bycie szczęśliwą... tak po prostu :)
Wiem że Ci się uda.
Jak to leciało? "Szczęśliwej drogi już czas... " :okok:

dtstgseete - Nie 26 Paź, 2014 13:55

Pomyslalem sobie, ze gdizes wewnatrz mnie jakis maly ale nieugiety dtstgseete domaga sie jedzenia, komfortu, poczucia bezpieczenstwa. A duzy DTSTGSEETE powoli uczy sie na bledach, ze drogą do zapewnienia tego to nie jest odgrywanie Jezusa dla innych by poczuci sie lepszym; to nie jest tez ustawianie innych wedlug swojej wizji porzadku we wszechswiecie (bo inni zaczna czuc sie jak na polu minowym i sie obroci przeciwko mnie), ani droga nie jest ,,aaaa tam niech juz bedzie wszystko jedno'' ani gonitwa za pieniadzem, ani olewanie pieniadza, ani deptanie innych, ani dawanie sie deptac, ani lekcewazenie zdania innyc, ani zbytnie sluchanie tego, co ktos sfrustrowany i niewyspany ma mi do powiedzenia.

Kiedy jest źle - to najlatwiej sie podbudowac na jakichs bezpiecznych obiektach - zaleznych od siebie. W tym na sobie samym. Oznaka tego moze byc krytycyzm. Takie rozdwojenie jaźni - jeden ja - mądry i ,,umiejący ocenic'' sytuacje, a drugi ja - ten, co popelnil blad. I tak sie toczy teatr ,,jednego aktora'' w droch rolach...

Mam nadzieje, ze wiele z tego, co jest dla mnie drogą a co nie jest - jest zapisane we mnie. Dzikie zwierzeta mają instynkty przetrwania ale mają tez instynkty stadne. Dlaczego czlowiek mialby byc gorszy - pozbawiony tych obu instynktów. Mam nadzieje, ze wystarczy mi sie w nie wsluchac i to pozwoli stac sie zdrowym egoistą a jednoczesnie przyjacielem innych ludzi (czasem to wlasnie stanowczosc i umiejętnosc zadbania o siebie wzbudza u innych szacunek i moze stanowic bodziec do zmian u nich samych - np dzieci szanuja stanowczych ojców i włażą na glowe ,,mietkim'' matkom (nie oceniam tego - bo tak moze natura to zaplanowala w rodzinie - podaje to jako ogolnie znany przyklad jedynie)). Nie twierdze, ze to latwie. Licze, ze nabieram w tym wprawy. :bije: zvrrv sv4v

fairy - Nie 26 Paź, 2014 16:44

dtstgseete napisał/a:
gdyz i ja jestem czescia wszechswiata i zaniedbywanie, deptanie siebie godziloby w te prawa wszechswiata, nie mniej wcale, jak deptanie innych ludzi.


Fajna myśl :)


No właśnie...
zaczęłam zmieniać myślenie, że ja też mam prawo do szczęścia.
Do bycia szczęśliwą tak sama z siebie, tak po prostu.
(zaraz pojawia sie myśl - jak to? tak p o p r o s t u? Oszalałaś? chcesz być samolubna egoistką?!)
Na razie czuję opór jak o tym myślę, i kłóci mi sie to z wew, bólem egzystencjonalnym
ale chcę zmienić myślenie.
Chcę!
Choć na razie do końca mi się to w głowie nie miesci.

She & Tajga, tak bez słodzenia i wazeliniarstwa - dobrze że was tu poznałam.
Dajecie mi mnóstwo wskazówek i wsparcia jak wyjść z tego gó**a w jakie wdepłam ;)

fairy - Nie 26 Paź, 2014 16:45

czy tam wdepnęłam, na jedno wychodzi ;)
fairy - Nie 26 Paź, 2014 16:51

w pełnej krasie :)

O tym własnie załozyłam ten wątek, własnie dokładnie o tym :)
Bo co by było gdy ktos z was pomyslał "ale wsiocha! napisała wdepłam!" ;)

fairy - Nie 26 Paź, 2014 17:01

Poczatkowo miało być to żartobliwie ale potem pomyślałam że jednak poprawię, dopiszę :)

Wracajac do tematu, długo się juz zastanawiam bo z pół życia, dlaczego nie daję
sobie prawa do szczęścia...
Dlaczego inni mogą być szczęśliwi a ja akurat jedyna jakby nie, albo z umiarem.

Bo... przyjdzie kara?
dostanie mi się za to?

fairy - Nie 26 Paź, 2014 17:04

Bo to samolubne?
zołza - Nie 26 Paź, 2014 17:06

fairy napisał/a:
Bo... przyjdzie kara?
dostanie mi się za to?


Męczeństwo jest obecnie na topie ale jak dla mnie szkoda życia - pokutować będę później , kiedyś ...a może wcale . Dostałam to życie ( a raczej sama je wydarłam losowi :nerwus: ) , więc chyba należy do mnie :)

fairy - Nie 26 Paź, 2014 17:16

męczeństwo mi przeszło przez myśl, ale... zbagatelizowałam.
Bo to by było zbyt proste.

No ale jak Ty to napisałaś to... kurcze....a może faktycznie o to mi chodzi...

Nooo!

She - Nie 26 Paź, 2014 17:24

fairy napisał/a:
Bo co by było gdy ktos z was pomyslał "ale wsiocha! napisała wdepłam!"

No właśnie Fairy :cwaniak:
Co by się takiego stało?


Moim zdaniem NIC :mgreen:



Nie masz wpływu na to co ktoś pomyśli.
A nawet jeśli pomyśli źle to co z tego?
Przecież nikomu krzywdy tym nie zrobiłaś że "wdepłaś" :)
Najważniejsze jest to żebyś dała sobie prawo do pomyłek (nie raz jeszcze zrobisz krok w tył), wyciągała wnioski i szła dalej.
2ff3

fairy - Nie 26 Paź, 2014 17:33

:cyce:

Czyli mam przestać być poprawną męczennicą !

zołza - Nie 26 Paź, 2014 17:38

fairy napisał/a:
:cyce:

Czyli mam przestać być poprawną męczennicą !


we4ed

She - Nie 26 Paź, 2014 17:38

fairy napisał/a:
Czyli mam przestać być poprawną męczennicą !

Inaczej - zacząć być sobą.
Zdrową sobą.
Żyć w zgodzie z tą małą Fairy która gdzieś w środku podpowiada Ci jak chce żyć, kim chce być i co chce robić.
Pogodzić się z wadami, poznać zalety czyli poznać siebie, bezwzględnie zaakceptować własne, zdrowe JA.

fairy - Nie 26 Paź, 2014 17:48

Brzmi zachęcająco... ergrg4
fairy - Nie 26 Paź, 2014 18:06

zołza napisał/a:
fairy napisał/a:
Bo... przyjdzie kara?
dostanie mi się za to?


Męczeństwo jest obecnie na topie ale jak dla mnie szkoda życia - pokutować będę później , kiedyś ...a może wcale . Dostałam to życie ( a raczej sama je wydarłam losowi :nerwus: ) , więc chyba należy do mnie :)



Bardzo mi sie to podoba.
Czytam to zdanie już którys raz.

MILA50 - Nie 26 Paź, 2014 18:10

fairy napisał/a:
chyba lęk przed ośmieszeniem, obawa przed oceną przez innych.
Obawa że ktoś oceni że zachowałam się niewłaściwie.



to jeszcze w pewnym stopniu ...moje
z tego może wyniknąć tylko jedno...odrzucenie a tego właśnie przez całe życie boję się najbardziej
spontaniczna jestem w układzie z partnerem ale mam przy nim pełne poczucie bezpieczeństwa...pierwszy raz w moim życiu
w innych relacjach zachowuję kontrolę nad sobą ale już w dużym stopniu JA jestem
"ważniejsza" od drugiej strony.....tego się uczę i o to dbam.....
we mnie była tylko chęć przypodobania się innym aby ich nie stracić i utraciłam siebie
a to nie tędy droga.....odbudować siebie,być silną i stabilną a wtedy pojawia się zdrowe
odruchy i będą autentyczne....trzeba przestać się bać oceny...to tylko spojrzenie drugiego człowieka-ma do tego prawo...ja mam prawo do postępowania zgodnie ze sobą

może osiągnę taki stan bez cienia lęku....

zołza - Nie 26 Paź, 2014 18:11

Fairy ...a może na początek dobrych zmian trochę zasad asertywności?

-Chcę być pewnym siebie.
-Żeby zyskać pewność siebie, trzeba z szacunkiem patrzeć na siebie samego
-Zastąp samokrytycyzm przekonaniem o własnej wartości...
-Zastąp obawę przed niepowodzeniem wyrazistym obrazem celu działania i sukcesu
:) i dalej :
:) Mam prawo wyrażać własne myśli i opinie, nawet jeśli różnią się one
od poglądów innych ludzi.
 Mam prawo wyrażać własne uczucia i być za nie odpowiedzialnym.
 Mam prawo mówić ludziom „tak”.
 Mam prawo powiedzieć „nie” bez poczucia winy.
 Mam prawo powiedzieć „nie wiem”.
 Mam prawo powiedzieć „nie rozumiem”.
 Mam prawo zmieniać zdanie bez konieczności i usprawiedliwiania się.
 Mam prawo do popełniania błędów i do tego, by czuć się
odpowiedzialnym za nie.
 Mam prawo prosić o to, czego chcę.
 Mam prawo do szacunku innych ludzi oraz do tego, by ich szanować.
 Mam prawo do tego, by mnie wysłuchano i traktowano poważnie.
 Mam prawo do niezależności.
 Mam prawo odnieść sukces.
:) Mam prawo być szczęśliwa

She - Nie 26 Paź, 2014 18:17

Zołza ergr
Kwintesencja tego do czego i ja dążę :okok:
Dzięki :)

zołza - Nie 26 Paź, 2014 18:22

She napisał/a:
Kwintesencja tego do czego i ja dążę

No to mamy to ;)
98l9i

fairy - Nie 26 Paź, 2014 19:13

Dzięki zołza.
Co ciekawe broszurkę o asertywnosci zagrabiłam sobie w tamtym roku będąc
w urzędzie jakimś... ale dopiero teraz te punkty nabieraja dla mnie sensu jakiegoś
i nie sa tylko suchą teorią.

dtstgseete - Nie 26 Paź, 2014 20:52

staaw napisał/a:
Ja pomyślałem: oryginalna mała, nie spisuje ze słowników..

g45g21
fairy napisał/a:
Bo... przyjdzie kara?
dostanie mi się za to?
Ja na przyklad nie pozwalam sobie cieszyc sie, bo za chwile cos sie zmieni i okaze sie ze wcale nie bylo do smiechu, albo bylo i juz nie jest i moja radosc sprzed chwili bedzie taka zalosna: ,, no i po co sie smiales, jak zycie i tak Cie skopie, i tak umrzesz :glupek2: ''
(Ciekawe, ze odwrotnie jest podobnie - kiedy sie smieje - wszystkie problemy sprzed chwili tez wygladaja na nieistotne... I tak ma byc, a ja koniecznie chcialbym zeby bylo ciagle jakos tak samo rozsadnie, bez zawirowan, obcykane wszystko i przez to zawsze bylo za bardzo cos kazde zdarzenie bylo zamieszaniem i czyms dziwacznym - czyli moja pycha!)
A drugi powod, ze nie pozwalam sobie na entuzjazm, to taki, ze ktos jest smutny, zycie jest ciezkie, a tu taki gupek sie cieszy - to moze go draznic.
A jeszcze inny to taki, ze jak bede sie cieszyl z czegos, to wtedy mniej uwazam, moge kogos dotknac, urazic njechcacy. Usypia sie moja czujnosc. A trzeba przeciez byc CZUJNYM caly czas, bo zrobie gupote i bedzie wstyd, albo krzywde sobie zrobie albo komus. Wiec sie spinam i napinam. I takie tam.
Tak jak z alkoholem mialem: bedac bez alkoholu - spina na maksa poczucie zaalarmowania, czujnosc, rozdraznienie ---- a wypity - luz i szał przekraczanie granic, al pacino i marlon brando w jednym, krol zycia itd. Zero zwyczajnego zycia.

fairy - Pon 27 Paź, 2014 09:36

:luzik:
fairy - Pon 27 Paź, 2014 09:37

dtstgseete ja mam podobnie.
Ale to po komplikacjach rozstaniowych z alko, kiedyś dużo się śmiałam, i lubiłam być wesoła.

wampirkowa - Pon 27 Paź, 2014 11:25

a ja nie nie umiem sie cieszyć, ok zdarza się że ciesze się jak dziecko ale jakoś mam w głowie, ze takiej dorosłej babie jak ja nie przystoi się cieszyć,

Kiedy byłam na terapi nierwic to robiliśmy analizę transakcyjną u mnie rozbudowany jest strasznie rodzic krytyczny,
któy nie pozwala mi się spontanicznie rozwijać,
ale tylko co do mnie dla innych jestem rodzicem wspierającym a dla siebie nie potrafię taką być,

szika - Pon 27 Paź, 2014 15:19

fairy napisał/a:
Ciagle analizuję co i jak zrobiłam, czy dobrze, czy nie wyszło głupio
i czy nikogo nie uraziłam. Dlaczego coś zrobiłam. Czy to było szczere?
Jak puścić tą kontrolę i być spontanicznym?
Czy DDA w ogóle może być spontaniczne?

tak, DDA może być spontaniczne, ale niestety większość z nas musi sie tego nauczyć...

ja ze spontanem jako tako nie miałam problemu, gorzej było PO... ocenianie i krytykowanie siebie było u mnie na porzadku dziennym... analizowanie "a mogłam inaczej, a kurcze palnęłam gafę, a co oni sobie o mnie pomysleli, że ja zawsze muszę dać plamę.." itd itp... cała gama i mnogość bez ograniczeń wyliczania moich "wad"...
a gdy do tego ktoś coś powiedział co zawierało chocby cień krytyki to dla mnie to juz była tragedia i dramat..."no tak, jestem do niczego, inni to sa normalni, a ja to w ogóle jakis odrzut jestem...

co sprawiło, że potrafię teraz byc spontaniczna bez poczucia winy?
własciwie dopiero teraz potrafie to ogarnąć tak - całościowo...

dla mnie istotnym krokiem była umiejętność wytyczania swoich GRANIC jak i dostrzeganie granic innych ludzi...
ktos tu mi kiedys zarzucił, że ja tak o tych granicach... ale ja tak miałam... mnie się zlewało wszystko razem do kupy... ja nie wiedziałam dokąd jestem ja a gdzie zaczyna sie drugi człowiek... za co ja jestem odpowiedzialna a za co ta druga osoba... gdzie ja się zaczynam i gdzie ja sie kończę, kim jestem i co to w ogóle znaczy gdy mówię JA????
gdy mnie ktos zapytał "kim jestes?" umiałam wyliczyć bez zająknięcia: matką, żoną, sprzataczką, praczką, kierowcą, sprzedawcą, Polką itd itp... potrafiłam elegancko wymienić role, które wypełniałam w moim zyciu...
ale nie wiedziałam kim jestem sama dla siebie, taka Zuzia bez ról, bez gry, bez walki o przetrwanie, bez walki o akceptację innych...

dziś już mi to lepiej wychodzi..dzis potrafię powiedzieć SPONTANICZNIE, że jestem: kobietą, istotą, człowiekiem, duszą... że jestem częścią wszechświata.... JA jestem tam gdzie sa moje emocje, uczucia, myśli, rozterki, moje dziwactwa, moje zalety... to jest MOJE... i nikt mi tego nie zabierze...
natomiast nie ma już mnie tam gdzie próbuje naprawiać czyjeś życie, gdy oceniam innych ludzi i krytykuję ot tak dla samej krytyki, żeby się wyżyć, dac upust moim frustracjom... to już jest własnie splatanie się z innymi ludźmi..
dziś juz mi łatwiej to rozpoznać, wiem kiedy ktos coś bo to tego kogos problem, a kiedy to ja sie plączę i dopiero szukam odpowiedzi na pytanie "o co mi tak właściwie chodzi"... bo to było do niedawna chyba najtrudniejsze z pytań jakie mogłam usłyszec lub sama sobie zadać...

fairy - Pon 27 Paź, 2014 16:22

szika, bardzo Ci dziękuję.

Ja coś takiego jak wyznaczanie granic i słuchanie siebie
samej, pytanie się, czy ja tego chcę, czego ja pragnę, czy to jest
dla mnie dobre odkryłam dopiero w tym roku.
Wciąż jeszcze dbanie o siebie okryte jest jakims dziwnym poczuciem
winy, niepewnością, obawą przed byciem samolubną.
To są rzeczy nad którymi się nigdy nie zastnawiałam.
Czułam sie znaomicie wyciagając innych z kłopotów, tym sposobem
sama w nie popadłam... :)

szika - Pon 27 Paź, 2014 16:39

fairy napisał/a:
Wciąż jeszcze dbanie o siebie okryte jest jakims dziwnym poczuciem
winy, niepewnością, obawą przed byciem samolubną.

u mnie w domu nie wolno było sie cieszyć... a juz na pewno nie wolno było być zadowoloną z siebie... nikt mnie nigdy nie pochwalił, a jesli już to tylko było to chwalenie się do obcych "jak to moja córka dobrze sie uczy"... w domu wszystko co zrobiłam, choć sie starałam jak najlepiej, było źle... przyniosłam czerwony pasek na świadectwie to było "gdybyś ty jeszcze tak dobrze ..(coś tam coś tam)"... cos takiego jak moje potrzeby w ogóle nie istniały... moja mama zawsze wiedziała lepiej czego mi potrzeba... również gdy byłam już mężatka mama wiedziała "lepiej"....
tak bardzo odcięłam sie od własnych potrzeb, że gdy znalazłam się na terapii uzaleznienia i były tematy dotyczace potrzeb to ja wielkie oczy robiłam "to to jest w ogóle potrzeba? nie wiedziałam"... a już wyliczyć swoje potrzeby to był koszmar... w srodku gdzieś we mnie jakiś chochlik skubał mnie w żołądek, przyspieszał rytm serca i zaczynało mi sie kręcić w głowie... strach... lęk... "czego ta terapeutka ode mnie chce???!!!"

dtstgseete - Pon 27 Paź, 2014 20:44

:shock: Przyszla Szika i wszystko mądrze napisala (tak, jakby pisalas o mnie samym) i nie zostalo nic do pomądrowania sie w temacie :nerwus: :foch:
Ide gdzies do autodestrukcji albo do trollowni.
Bede wracac sobie do tych dwoch Twoich postow Szika. Pokaze je moim siostrom sv4v

fairy - Wto 28 Paź, 2014 00:42

Szika a więc odwaliłas kawał dobrej roboty!

U mnie sprawa była o tyle inna że mój dom aż kipiał ciepłem i nadopiekuńczością.
Ojca nie było.
Jak byłam mała wymyśliłam sobie brata i ciagnęłam te bajkę do podstawówki,
opowiadałam kolezankom że mam super brata. Skończyło się na tym że starszy
brat mojego kolegi z podwórka przychodził mnie odbierać ze szkoły, bo dzieciaki
zaczęły mi dokuczać że coś kręcę.
I tak w moich oczach mężczyzna jako mężczyzna nabrał ogromnego autorytetu.
W głowie miałam model mężczyzny - rycerza na białym koniu, a w praktyce ratowałam
co i kogo się da, tak zasługiwałam na miłość ;)
Mama jest ciepłą serdeczną osobą, nie mamy rodziny miała tylko mnie, więc chuchała na mnie i dmuchała jak mogła. Ale była tez krytyczna.
Ponieważ nie było ojca ja szybko wyrobiłam w sobie samodzielność i pierwsza kasę
zarabiałam już w podstawówce. Pomagałam mamie.
Zawsze byłam wyczulona na stany i emocje innych, szczególnie mamy.
Zawsze pierwsza do ratowania i pomocy. Przez myśl mi nie przeszło żeby zapytać samą siebie - co ja czuję?
Ważne było co czuja inną, szczególnie "on".
DO nauki kompletnie nie miałam głowy, miałam za to pomysł jak skombinowac kase, jak zarobić, w szkole jechałam na 2 i 3 z przewagą jedynek, dzieki temu nabrałam przekonania ze do niczego sie nie nadaję poza pracą.
Myślałam że jestem bardzo samodzielna, nerwica szalała ale brnęłam do przodu.
Dopiero przez terapię i to wszystko co sie stało w wieku 30 lat zaczęłam pracować
nad nerwicą.
I w wielu 30 lat zaczęłam się sama siebie pytać o co mi w ogóle chodzi.
Czy JA Marta jestem szczęśliwa?

dtstgseete - Wto 28 Paź, 2014 11:17

fairy napisał/a:
wyczulona na stany i emocje innych
23r
Jo-asia - Wto 28 Paź, 2014 12:09

dtstgseete napisał/a:
fairy napisał/a:
wyczulona na stany i emocje innych
23r

nad czym tak dumasz....to piękna cecha, gdy jej nie używam przeciw sobie :)

fairy - Wto 28 Paź, 2014 12:36

No właśnie, w tej całej gonitwie za wolnoscia od wspołuzaleznienia mogą sie zatrzec
granice pomiedzy wspaniała cechą jaką jest inteligencja emocjonalna
a wybieganiem przed szereg.
Ja się tego uczę teraz, gdzie leżą granice.

fairy - Wto 28 Paź, 2014 13:06

:rotfl:

Ptero, muszę Tobie przyznać że masz fantastyczne poczucie humoru
i zawsze potrafisz mnie rozbawić :)

pterodaktyll - Wto 28 Paź, 2014 13:08

Cytat:

Ptero, muszę Tobie przyznać że masz fantastyczne poczucie humoru
i zawsze potrafisz mnie rozbawić

Widać ten typ tak ma.... ;)

To kiedy umawiamy się na jakąś kawę? :mgreen:

Tajga - Wto 28 Paź, 2014 14:21

staaw napisał/a:
uda mi się pewien szalony plan...

Świetne ścieżki rowerowe mamy, świetne :rotfl:

szika - Wto 28 Paź, 2014 16:24

fairy napisał/a:
No właśnie, w tej całej gonitwie za wolnoscia od wspołuzaleznienia mogą sie zatrzec
granice pomiedzy wspaniała cechą jaką jest inteligencja emocjonalna
a wybieganiem przed szereg.

mogłabyś rozwinąć?

dtstgseete - Wto 28 Paź, 2014 22:22

Jo-asia napisał/a:
dtstgseete napisał/a:
fairy napisał/a:
wyczulona na stany i emocje innych
23r
nad czym tak dumasz....to piękna cecha, gdy jej nie używam przeciw sobie :)
23r
fairy - Śro 29 Paź, 2014 16:24

szika napisał/a:
fairy napisał/a:
No właśnie, w tej całej gonitwie za wolnoscia od wspołuzaleznienia mogą sie zatrzec
granice pomiedzy wspaniała cechą jaką jest inteligencja emocjonalna
a wybieganiem przed szereg.

mogłabyś rozwinąć?



No faktycznie masło maślane - a miało być błyskotliwie ;)
Miałam na myśli to że ucząc sie budować swoje granice zaczęłam negować
tę zaletę - wysokiej inteligencji emocjonalnej, uznając ją za wadę, za coś co
trzeba w sobie ubić.
Poczatkowo nie umiałam rozgraniczyć wrażliwosci, tej pozytywnej wrażliwości
na innych od czystego współuzależnienia, zbytniego odczuwania emocji innych.

szika - Śro 29 Paź, 2014 16:32

fairy napisał/a:
No faktycznie masło maślane - a miało być błyskotliwie

czy to aby nie nadmierny samokrytycyzm? :pocieszacz:
moją intencją nie była krytyka, wręcz przeciwnie... wydaje mi się, że jesteś bardzo blisko waznych odkryć dla Ciebie... :) fakt - nie zrozumiałam za bardzo tego co dokładnie chciałas przekazać, ale czujłam, że to coś waznego :)

fairy - Śro 29 Paź, 2014 16:44

szika ani przez moment przez głowe mi nie przeszło że mnie skrytykowałaś!:)
Zreszta akurat tu na krytykę wszelką jestem otwarta.
Własnie krytyczne posty od was dały mi najwięcej do myślenia.

fairy - Śro 29 Paź, 2014 16:45

a faktem że napisałam tak że sama bym nie wiedziala o co chodzi czytajac to z boku :D

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group