HydePark - PISZEMY WSPÓLNIE OPOWIADANIE :)
evita - Śro 23 Cze, 2010 07:37 Temat postu: PISZEMY WSPÓLNIE OPOWIADANIE :) Każdy kto chce przystąpić do wspólnej zabawy dopisuje do poprzednich zdań jedno zdanie swoje, kopiując ówcześnie wszystkie poprzednie, żeby zawsze była to jedna całość. Dopuszczalne są również dialogi przy czym nadal obowiązuje możliwość dopisania tylko jednego zdania
I co najważniejsze - staramy się pisać na temat
no to zaczynam
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy.
montreal - Śro 23 Cze, 2010 07:39
Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
montreal - Śro 23 Cze, 2010 07:40
O przepraszam. Poprawię.
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
evita - Śro 23 Cze, 2010 07:44
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
montreal - Śro 23 Cze, 2010 07:56
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
evita - Śro 23 Cze, 2010 07:58
pietruszki się liczy
pietruszka - Śro 23 Cze, 2010 07:59
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
montreal - Śro 23 Cze, 2010 08:00
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
montreal - Śro 23 Cze, 2010 08:01
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
pietruszka - Śro 23 Cze, 2010 08:02
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
montreal - Śro 23 Cze, 2010 08:04
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
pietruszka - Śro 23 Cze, 2010 08:06
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
montreal - Śro 23 Cze, 2010 08:08
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
pterodaktyll - Śro 23 Cze, 2010 08:10
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:11
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:12
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
pietruszka - Śro 23 Cze, 2010 08:12
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu.
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:14
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:24
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
montreal - Śro 23 Cze, 2010 08:26
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..."
beata - Śro 23 Cze, 2010 08:28
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo...
I został sponiewierany.
pietruszka - Śro 23 Cze, 2010 08:28
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..."
I zamyślił się.
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:32
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..."
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
pietruszka - Śro 23 Cze, 2010 08:35
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:36
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
pietruszka - Śro 23 Cze, 2010 08:38
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:39
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
montreal - Śro 23 Cze, 2010 08:42
- Lubię szybkość - powiedział Verdo.
evita - Śro 23 Cze, 2010 08:43
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- Lubię szybkość - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wiedźma - Śro 23 Cze, 2010 08:50
montreal napisał/a: | - Lubię szybkość - powiedział Verdo. |
Tutaj pozwole sobie na małą korektę, Montrealu:
.......- Lubię............... szybkość............. - powiedział Verdo.
Jacek - Śro 23 Cze, 2010 09:06
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- Lubię szybkość - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
wtem ockną się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność o której tak często zapominał
i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku
evita - Śro 23 Cze, 2010 09:29
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
beata - Śro 23 Cze, 2010 09:33
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.
evita - Śro 23 Cze, 2010 09:43
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
sabatka - Śro 23 Cze, 2010 10:11
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
evita - Śro 23 Cze, 2010 10:16
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 10:29
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów.
evita - Śro 23 Cze, 2010 10:31
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 10:39
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
evita - Śro 23 Cze, 2010 10:41
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
beata - Śro 23 Cze, 2010 10:48
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
evita - Śro 23 Cze, 2010 10:50
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- Hej Franek ! Fajnie, że cię dorwałem chłopie bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero.
beata - Śro 23 Cze, 2010 10:51
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
-Gdzie do cholery jest cement.
evita - Śro 23 Cze, 2010 10:51
USUŃ OSTATNI POST BETI !!!!
Kolejka jest
Mysza - Śro 23 Cze, 2010 10:52
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
Chociaż nie......nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
beata - Śro 23 Cze, 2010 10:53
Kiedy ja mogę tylko edytować.Jaka kolejka?
Mysza - Śro 23 Cze, 2010 10:56
się nam narobiło, teraz to trzy opowiadania mamy
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 11:03
Prponuję, żeby Evi zrobiła kompilację z łopotu skrzydeł, cementu i flaszki dla budowlańców.
Mysza - Śro 23 Cze, 2010 11:06
Tomoe napisał/a: | Prponuję, żeby Evi zrobiła kompilację z łopotu skrzydeł, cementu i flaszki dla budowlańców. |
tez jestem za, efekt może być zaskakujący.....
evita - Śro 23 Cze, 2010 11:46
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
evita - Śro 23 Cze, 2010 11:46
poprawione - no to jazda dalej
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 12:00
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
evita - Śro 23 Cze, 2010 12:05
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 12:08
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 12:17
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
evita - Śro 23 Cze, 2010 12:18
post TOMOE jest ważny
evita - Śro 23 Cze, 2010 12:23
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
beata - Śro 23 Cze, 2010 12:25
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 12:29
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
evita - Śro 23 Cze, 2010 12:37
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 12:47
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 12:53
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
evita - Śro 23 Cze, 2010 12:58
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 12:59
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 13:02
już siem pogubiłam
za szybko
evita - Śro 23 Cze, 2010 13:06
Flandra napisał/a: | już siem pogubiłam
za szybko |
Flandra do poprawki
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 13:07
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
rufio - Śro 23 Cze, 2010 13:11
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek .?
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
montreal - Śro 23 Cze, 2010 13:11
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
evita - Śro 23 Cze, 2010 13:13
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 13:20
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna.
rufio - Śro 23 Cze, 2010 13:20
Acha
evita - Śro 23 Cze, 2010 13:22
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 13:31
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 13:38
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 13:44
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
evita - Śro 23 Cze, 2010 13:49
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
Jadzia z płaczem wybiegła do łazienki, żeby dać upust swym emocjom a tam na sedesie nadal siedzi Verdo.
Mysza - Śro 23 Cze, 2010 14:00
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
Jadzia z płaczem wybiegła do łazienki, żeby dać upust swym emocjom a tam na sedesie nadal siedzi Verdo.
Popatrzył na płacząca Jadzię nic nie widzącym wzrokiem i zapytał:"............czaego tu szukaszzzzzz\/?"
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 14:01
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
Jadzia z płaczem wybiegła do łazienki, żeby dać upust swym emocjom a tam na sedesie nadal siedzi Verdo.
Popatrzył na płacząca Jadzię nic nie widzącym wzrokiem i zapytał:"............czaego tu szukaszzzzzz\/?"
- Taaaa, upadek ze schodów - pomyślał Franciszek, kiedy w końcu się ocknął - ciekawe ile jeszcze razy tak "upadnę"
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 14:06
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
Jadzia z płaczem wybiegła do łazienki, żeby dać upust swym emocjom a tam na sedesie nadal siedzi Verdo.
Popatrzył na płacząca Jadzię nic nie widzącym wzrokiem i zapytał:"............czaego tu szukaszzzzzz\/?"
- Taaaa, upadek ze schodów - pomyślał Franciszek, kiedy w końcu się ocknął - ciekawe ile jeszcze razy tak "upadnę"
Verdo spojrzał złym wzrokiem na Jadwigę i bełkocąc wściekły zapytał, nie wiesz kotku kto u diabła ukradł drzwi z mojej Beemki.
Mysza - Śro 23 Cze, 2010 14:09
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
Jadzia z płaczem wybiegła do łazienki, żeby dać upust swym emocjom a tam na sedesie nadal siedzi Verdo.
Popatrzył na płacząca Jadzię nic nie widzącym wzrokiem i zapytał:"............czaego tu szukaszzzzzz\/?"
- Taaaa, upadek ze schodów - pomyślał Franciszek, kiedy w końcu się ocknął - ciekawe ile jeszcze razy tak "upadnę"
Verdo spojrzał złym wzrokiem na Jadwigę i bełkocąc wściekły zapytał, nie wiesz kotku kto u diabła ukradł drzwi z mojej Beemki.
- Nie wiem, ale zapytaj Montiego, on jakiś złom ostatnio wywoził -odpowiedziała.
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 14:33
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
Jadzia z płaczem wybiegła do łazienki, żeby dać upust swym emocjom a tam na sedesie nadal siedzi Verdo.
Popatrzył na płacząca Jadzię nic nie widzącym wzrokiem i zapytał:"............czaego tu szukaszzzzzz\/?"
- Taaaa, upadek ze schodów - pomyślał Franciszek, kiedy w końcu się ocknął - ciekawe ile jeszcze razy tak "upadnę"
Verdo spojrzał złym wzrokiem na Jadwigę i bełkocąc wściekły zapytał, nie wiesz kotku kto u diabła ukradł drzwi z mojej Beemki.
- Nie wiem, ale zapytaj Montiego, on jakiś złom ostatnio wywoził -odpowiedziała.
Z czoła Franciszka sączyła się krew, wąską strużką spłynęła na kołnierzyk. Nad prawym okiem w miejscu gdzie kończy się brew pojawiła się wielka sina bania.
evita - Śro 23 Cze, 2010 14:38
Franciszek przeciągnął się leniwie wciąż rozmyślając o swym błogim śnie jaki miał tej nocy. Żona Franciszka, Jadwiga, spała jeszcze, kiedy wyruszał wstając do kuchni i zmierzając do toalety celem wysikania się.
Jakież było jego zdziwienie gdy w toalecie okazało się, że dziewczyna z jego snów właśnie bierze tusz pod jego prysznicem.
Szybko zerkł był do sypialni, jednakowoż wrażenie bytności Połowy Serca było niepodważalne, zatem ozwał się pytaniem nad wyraz uniwersalnym:
- Co porabiasz?
- Śpię - odezwała się Jadzia.
Franciszek zadumał się w sobie jako takim...
- Kawy- zamruczała żona, natomiast stworzenie zza zasłony zanuciło - Kochanie kakao poproszę.
- Już sie robi, moja Duszko - rzekł był Franciszek i wyciągł był koneweczkę z ekspresu celem nabrania wody - myśli jego jednak nie były takie proste.
Szybko przebiegł w myślach wydarzenia ubiegłego wieczoru.
I chuchnął do wewnątrz swego jestestwa...
Jak to się stało i skąd ta cud-niewiasta pod moim prysznicem ?
Cholera chyba za dużo jednak wypiłem, mruknął sam do siebie, przecież to niemożliwe...
Chwileczkę, przecież ja wczoraj nic nie piłem, od 5 lat nie miałem w ustach kropli alkoholu. Byłem wczoraj na forum DEKADENCJI i z kimś zawzięcie polemizowałem a dalej ... czarna dziura .
Franciszek postanowił zasięgnać języka u źródła przyznając się do swego zaniku pamięci.
Napisał więc:
"Drogi Verdo..." I został sponiewierany.
I zamyślił się. Chyba jednak nie tędy droga , muszę szybko ukryć dziewczę spod prysznica zanim Jadzia tam zajrzy a później poważnie z nią porozmawiać.
Zaczął rozglądać się po łazience.
Gdzież ona się cholera podziała ? przecież jeszcze przed chwilą tu była i o kakao prosiła.
Zamiast miss piękności, na klapie od sedesu siedział Verdo.
- Co ty tu robisz Verdo ? jakiś ranek cudów mi się dzisiaj trafił - rzekł skonsternowany .
- ..... Lubię .... szybkość .... - powiedział Verdo.
- ale co ma twoja szybkość do mojego sedesu ?
Wtem ocknoł się Franciszek z letargu,i se przypomniał po co cofną się do toalety
a była to czynność, o której tak często zapominał i za którą był karcony przez Jadwisię
spuścił więc deskę sedesową po czym udał się w przeciwnym kierunku.
- kochanie idę do pracy a ty połóż się i odpocznij bo ten twój wczorajszy upadek ze schodów na głowę dość groźnie wyglądał - usłuszał głos Jadwigi dobiegający z przedpokoju.
Franciszek ochoczo spoczął na łożu.Wtem znowu pojawiła się ONA , zwiewna piękność spod prysznica :
- kim jesteś moja piękności ze snu ?
Kot przymilnie otarł się o wilgotne łydki "piękności" przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- jestem twoim sennym marzeniem, który się urzeczywistnił, mów do mnie Wiedźmo - odpowiedziała dziewoja zarzucając swym pięknym, złotym warkoczem.
- Co mi zarzucasz? - spytał przerażony Franciszek, który od dzieciństwa panicznie bał się czarów
- zarzucam ci tylko warkoczem kochanie i nie obawiaj się mnie , jam ci przeznaczona
W tym jakże czarodziejskim momencie przeraźliwie zadzwonił telefon i na wyświetlaczu komórki Franciszka pojawił się numer jego ślubnej małżonki Jadwigi.
Odbierać , nie odbierać ? pomyślał Franciszek.
Odebrał.I w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla.
- gdzie do cholery jest cement.
- jaki cement ? kto mówi ? - spytał Franek choć po porannych przygodach wcale już nie dziwił się tym słowom
- do kogo ja się dodzwoniłem ? Franek ? no cześć chłopie ! musiałem coś nakręcić z numerami ale fajnie, że cię dorwałem bo mam gorącą prośbę , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz ? - zaszczebiotał do słuchawki Ptero. Chociaż nie......nie był to szczebiot, nie był to głos, coś jakby łopot skrzydeł.....
To nie łopot skrzydeł jednak, to JEJ długie, piękne włosy uwolnione z pętów warkocza otarły się delikatnie o słuchawkę.
Franciszek pospiesznie pożegnał Pterodaktyla zerkając namiętnie na Wiedźmę.
- Całe życie na Ciebie czekałam - wyszeptała
- No to se jeszcze poczekasz... - mruknął cicho pod wąsem głodny kot, którego w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli nakarmić.
Franciszek chwycił się za głowę ! To i kot już do mnie dzisiaj przemawia ?
Te dragi są niesamowite.
- Naprawdę - wyszeptała jeszcze ciszej, i wtedy zobaczył łzy w jej ogromnych niebieskich oczach - przy Tobie czuję sie taka piękna ...
- Tylko przy mnie ? to w jakim ty świecie żyjesz ? jesteś przecież najpiekniejszą białogłową jaką dane mi było spotkać - odpowiedział podniesionym głosem Franek
Uśmięchnęła się uszczęśliwiona. Spojrzała mu głęboko w oczy a potem delikatnie pocaławała go w usta - dziękuję kochanie - wyszeptała.
- Ty Zdziro, jesteś złą kobietą!!! - wykrzyknęła jej prosto do ucha Jadwiga, która tak pełna była od samego rana złych przeczuć, że zwolniła się wcześniej z pracy.
- Ależ ja nie jestem Zdzirą ! - spiesznie odpowiedziała Wiedźma - to Zdzira jest zdzirą bo to zła kobieta jest ! i Tomoe też jest złą kobietą tak jak Zdzira a ja jestem krainą łagodności
Złotowłosa podskoczyła z wrażenia, niechcący uderzając Jadwigę w szczękę tak bardzo, że ta mogła już tylko wymamrotać niezrozumiałe "mmmmmrrrr, ggggggerrerer"
- A czy ktoras z was zna hasło do fiuta? - zainteresował sie nagle Franciszek.
Hasła nie znam ale Julia i ja bedziemy piec biszkopty a dla Jacka specjalnie Fikuśny tort z nadzieniem niespodzianką .
- Tym hasłem jest słowo "WAGINA" - zaświszczało złowieszczo nie wiadomo skąd.
- WAGINA !!! - zgodnym chórem odpowiedziały Jadzia wraz z Wiedźmą
- Wagi-co ? - te znowu o odchudzaniu ? - to jakiś obłęd - pomyślał Franciszek - Ile razy można im tłumaczyć, że są piękne takie jakie są, cholera jasna. Głosno jednakże nie wyraził swoich myśli tylko powiedział :
- To nie te hasło ! ta, która odnajdzie drogę do mojego fiuta bedzie moją wybranką !
- ja pierniczę, impotent - pomyślała Wiedźma - ojej, już tyle godzin! spóźnię się do kosmetyczki! - powiedziała głośno zbierając się do wyjścia.
Nigdzie cię nie puszczę Wiedźmo, rozpaliłaś moje rządze a teraz chcesz spierniczyć do kosmetyczki.
Ledwie wypowiedział te słowa poczuł jak telefon komórkowy w torebce Jadwigi rozbija się o jego czaszkę ...
Jadzia z płaczem wybiegła do łazienki, żeby dać upust swym emocjom a tam na sedesie nadal siedzi Verdo.
Popatrzył na płacząca Jadzię nic nie widzącym wzrokiem i zapytał:"............czaego tu szukaszzzzzz\/?"
- Taaaa, upadek ze schodów - pomyślał Franciszek, kiedy w końcu się ocknął - ciekawe ile jeszcze razy tak "upadnę"
Verdo spojrzał złym wzrokiem na Jadwigę i bełkocąc wściekły zapytał, nie wiesz kotku kto u diabła ukradł drzwi z mojej Beemki.
- Nie wiem, ale zapytaj Montiego, on jakiś złom ostatnio wywoził -odpowiedziała.
Z czoła Franciszka sączyła się krew, wąską strużką spłynęła na kołnierzyk. Nad prawym okiem w miejscu gdzie kończy się brew pojawiła się wielka sina bania.
Mimo to Franek wraz z Wiedźmą zaczęli uprawiać różniaste igrce, hulanki i swawole w sypialni, którą wcześniej Franciszek dzielił z Jadwigą.
KONIEC CZĘŚCI I
(bo się już nie mieści w poście)
evita - Śro 23 Cze, 2010 14:54
upsss ....
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 14:54
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
evita - Śro 23 Cze, 2010 14:57
CZĘŚĆ II
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 15:01
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 15:03
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
evita - Śro 23 Cze, 2010 15:05
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
beata - Śro 23 Cze, 2010 15:07
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
evita - Śro 23 Cze, 2010 15:09
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
pterodaktyll - Śro 23 Cze, 2010 15:12
evita napisał/a: | w słuchawce usłyszał głos Pterodaktyla |
evita napisał/a: | , flachę trza by kupić dla moich budowlańców na opicie wiechy, pomożesz |
Wykrakaliście bezbłędnie a ja nawet nie mam zastępcy, żeby się z tego jakoś wyłgać. Normalnie masakra.....................
evita - Śro 23 Cze, 2010 15:15
pterodaktyll napisał/a: | Wykrakaliście bezbłędnie a ja nawet nie mam zastępcy, żeby się z tego jakoś wyłgać. Normalnie masakra..................... |
wiemy Pteruś i współczuję poproś może syna ?
ale nie rób nam już tu offtopów bo my ciężko na nagrodę Nobla pracujemy
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 15:17
Evi, chyba trzeba go znowu z tą flaszką sprytnie wpleść w fabułę.
evita - Śro 23 Cze, 2010 15:18
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
pterodaktyll - Śro 23 Cze, 2010 15:23
evita napisał/a: | poproś może syna ? |
Jeden w Turcji, drugi na służbie
evita - Śro 23 Cze, 2010 15:26
pterodaktyll napisał/a: | Jeden w Turcji, drugi na służbie |
a to już dziś ? daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci mojego chłopka podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy
Wiedźma - Śro 23 Cze, 2010 15:46
Kim jest Franciszek?
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 15:53
Tego nie wie nikt.
Nie ma na forum takiego usera.
Znaczy - postać fikcyjna.
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 16:03
Wiedźma napisał/a: | Kim jest Franciszek? |
kim chcesz
Zdzira - Śro 23 Cze, 2010 16:20
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 16:27
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
evita - Śro 23 Cze, 2010 16:45
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 17:55
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule
evita - Śro 23 Cze, 2010 18:06
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 18:16
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się w swojej wiedzy daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
evita - Śro 23 Cze, 2010 18:19
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 18:21
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
evita - Śro 23 Cze, 2010 18:23
YURAA !!! Nie myl mi tu kolejność zachowaj już poprawiam
evita - Śro 23 Cze, 2010 18:24
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
evita - Śro 23 Cze, 2010 18:29
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 18:31
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
evita - Śro 23 Cze, 2010 18:33
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 18:36
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
evita - Śro 23 Cze, 2010 18:41
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 19:27
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
evita - Śro 23 Cze, 2010 19:45
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 19:54
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
I wtedy się zorientowała, że jest przecież środek lata! Delektując się urokami zachodzącego słonca, wdychając czyste, leśne powietrze poczuła się bardzo szczęśliwa.
Urszula - Śro 23 Cze, 2010 19:59
evita napisał/a: | Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem. |
Jednak to, co nadleciało od multańskiej strony okazało się nie być kulfonem, a ogromnym, umięśnionym, bezkarkim facetem, który podciągnąwszy pomarańczowy podkoszulek i ukazawszy wytatuowany napis "Dekadencja to Potencja!", drapiąc się po po owłosionej klacie, ochrypłym dyszkantem wyryczał głośno:
Halibut - Śro 23 Cze, 2010 20:08
Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki.
stiff - Śro 23 Cze, 2010 20:42
Halibut napisał/a: | Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki. |
Ja do swojej okazyjnie kupiłem, to może te Twoje były...
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 20:42
-widziałem takie drzwi na bazarze w Odessie, dźwigal je jakis facet ze zbo0lałą miną- powiedział Grzesiek
evita - Śro 23 Cze, 2010 20:47
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
I wtedy się zorientowała, że jest przecież środek lata! Delektując się urokami zachodzącego słonca, wdychając czyste, leśne powietrze poczuła się bardzo szczęśliwa.
Jednak to, co nadleciało od multańskiej strony okazało się nie być kulfonem, a ogromnym, umięśnionym, bezkarkim facetem, który podciągnąwszy pomarańczowy podkoszulek i ukazawszy wytatuowany napis "Dekadencja to Potencja!", drapiąc się po po owłosionej klacie, ochrypłym dyszkantem wyryczał głośno:
- Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki.
-widziałem takie drzwi na bazarze w Odessie, dźwigal je jakis facet ze zbo0lałą miną- powiedział Grzesiek
Jadwiga oniemiała z zachwytu słysząc na raz aż tyle prawdziwie męskich głosów
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 20:51
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
I wtedy się zorientowała, że jest przecież środek lata! Delektując się urokami zachodzącego słonca, wdychając czyste, leśne powietrze poczuła się bardzo szczęśliwa.
Jednak to, co nadleciało od multańskiej strony okazało się nie być kulfonem, a ogromnym, umięśnionym, bezkarkim facetem, który podciągnąwszy pomarańczowy podkoszulek i ukazawszy wytatuowany napis "Dekadencja to Potencja!", drapiąc się po po owłosionej klacie, ochrypłym dyszkantem wyryczał głośno:
- Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki.
-widziałem takie drzwi na bazarze w Odessie, dźwigal je jakis facet ze zbo0lałą miną- powiedział Grzesiek
Jadwiga oniemiała z zachwytu słysząc na raz aż tyle prawdziwie męskich głosów
Wkrótce ukazali się jej w pełnej krasie - byli to przystojni, dobrze zbudowani miejscowi drwale.
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 20:56
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
I wtedy się zorientowała, że jest przecież środek lata! Delektując się urokami zachodzącego słonca, wdychając czyste, leśne powietrze poczuła się bardzo szczęśliwa.
Jednak to, co nadleciało od multańskiej strony okazało się nie być kulfonem, a ogromnym, umięśnionym, bezkarkim facetem, który podciągnąwszy pomarańczowy podkoszulek i ukazawszy wytatuowany napis "Dekadencja to Potencja!", drapiąc się po po owłosionej klacie, ochrypłym dyszkantem wyryczał głośno:
- Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki.
-widziałem takie drzwi na bazarze w Odessie, dźwigal je jakis facet ze zbo0lałą miną- powiedział Grzesiek
Jadwiga oniemiała z zachwytu słysząc na raz aż tyle prawdziwie męskich głosów
zaraz jednak dopadły ją czarne mysli, jak zwykle zresztą. Myśli czarne jak beemka którą odjechało rozbawione towarzystwo. No tak, oni znaja się z terapii to im lżej a ja taka Zosia samosia.
evita - Śro 23 Cze, 2010 21:00
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
I wtedy się zorientowała, że jest przecież środek lata! Delektując się urokami zachodzącego słonca, wdychając czyste, leśne powietrze poczuła się bardzo szczęśliwa.
Jednak to, co nadleciało od multańskiej strony okazało się nie być kulfonem, a ogromnym, umięśnionym, bezkarkim facetem, który podciągnąwszy pomarańczowy podkoszulek i ukazawszy wytatuowany napis "Dekadencja to Potencja!", drapiąc się po po owłosionej klacie, ochrypłym dyszkantem wyryczał głośno:
- Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki.
-widziałem takie drzwi na bazarze w Odessie, dźwigal je jakis facet ze zbo0lałą miną- powiedział Grzesiek
Jadwiga oniemiała z zachwytu słysząc na raz aż tyle prawdziwie męskich głosów
zaraz jednak dopadły ją czarne mysli, jak zwykle zresztą. Myśli czarne jak beemka którą odjechało rozbawione towarzystwo. No tak, oni znaja się z terapii to im lżej a ja taka Zosia samosia.
No ale nie ma co narzekać - westchnęła Zosia - wibrator dzięka Bogu nadal ma się świetnie.
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 21:08
- żeby tak jeszcze po plecach czasem podrapał, o cholera baterie się wyczerpały
Flandria - Śro 23 Cze, 2010 21:09
evita napisał/a: | No ale nie ma co narzekać - westchnęła Zosia - wibrator dzięka Bogu nadal ma się świetnie. |
evita - Śro 23 Cze, 2010 21:13
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
I wtedy się zorientowała, że jest przecież środek lata! Delektując się urokami zachodzącego słonca, wdychając czyste, leśne powietrze poczuła się bardzo szczęśliwa.
Jednak to, co nadleciało od multańskiej strony okazało się nie być kulfonem, a ogromnym, umięśnionym, bezkarkim facetem, który podciągnąwszy pomarańczowy podkoszulek i ukazawszy wytatuowany napis "Dekadencja to Potencja!", drapiąc się po po owłosionej klacie, ochrypłym dyszkantem wyryczał głośno:
- Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki.
-widziałem takie drzwi na bazarze w Odessie, dźwigal je jakis facet ze zbo0lałą miną- powiedział Grzesiek
Jadwiga oniemiała z zachwytu słysząc na raz aż tyle prawdziwie męskich głosów
zaraz jednak dopadły ją czarne mysli, jak zwykle zresztą. Myśli czarne jak beemka którą odjechało rozbawione towarzystwo. No tak, oni znaja się z terapii to im lżej a ja taka Zosia samosia.
No ale nie ma co narzekać - westchnęła Jadwiga - wibrator dzięka Bogu nadal ma się świetnie.
- żeby tak jeszcze po plecach czasem podrapał, o cholera baterie się wyczerpały !
Chyba trzeba będzie wybaczyć Franciszkowi, połaskotać jego ego, pomóc wylizać rany, przytulić do serca, pogłaskać po głowie i główce a jak już będzie uśmiechnięty i zadowolony to ... może da coś drobniaków na nowe baterie.
yuraa - Śro 23 Cze, 2010 21:33
....nie płacz Ewka bo tu miejsca brak na twe babskie łzy... doleciało z radyjka toruńskiego, ale radyjka,
- Eureka- wrzasnęla Zosia- gdzie radio tam baterie. Sila Wyższa czuwala by zaspokoić rozpalone żądze
Bebetka - Śro 23 Cze, 2010 21:40
yuraa napisał/a: | Sila Wyższa czuwala by zaspokoić rozpalone żądze |
evita - Czw 24 Cze, 2010 05:35
Wiedźma z przerażeniem i obrzydzeniem spoglądała na Franciszka, nie znosiła i bała się widoku krwi. W jednej chwili jej odczucia zmieniły się diametralnie i cała ta sytuacja wydała się jej bardzo niesmaczna. No cóż pomyślała na mnie już pora.
- Nie odchodź jeszcze Wiedźmo ! z rozpaczą w głosie zawołał Franciszek.
Chciał ją zatrzymać, ruszył w jej kierunku, ale jego poobijane ciało odmówiło posłuszeństwa i z wielkim hukiem i łoskotem wyp****ił się na podłogę.
- Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów - westchnął i stracił przytomność.
Nie dane było jednak Franciszkowi zaznać spokoju nawet w swym niebycie bo Verdo z impetem wpadł na niego wrzeszcząc - GDZIE JESTEŚ SŁODKA JADWIGO !!!
Słysząc o słodkościach,zjawił się Jacenty.
- Gdzie te słodkości ? gdzie ? - Jacenty błędnym wzrokiem ogarniał sypialnię.
- tu nie ma żadnych słodkości - ocknąwszy się odpowiedział Franciszek - spadaj do Pterodaktyla bo mu flaszkę trzeba iść kupić a mnie w kościach łupie
-No co ty? Pterodaktyl wykrakał bezbłędnie, nie ma nawet zastepcy a synowie? jeden w Turcji, drugi na służbie normalnie masakra! - rzekł Jacenty
wezwany pojawił się Masakra, ten podrywacz...
-No dobra Jacenty... ty to załatw i daj im na tą flachę i powiedz, że mają spadać na drzewo z tym swoim pijaństwem
albo ci chłopka Evity podeślę on zawsze jest chętny na tego typu zakupy - rzekł Masakra,
ale zaraz, chwila....kim jest Franciszek - zadumał się na to wszystko Jacenty. hmm muszę uważać przy tych zakupach,ten Franciszek przecież może być kim chce... nikt tego nie wie. lepiej pójdę obejrzeć jakieś porządne korkociągi.
- No nareszcie ktoś tu zrobił porządek, bo już się bałam, że całą fabułę szlag trafi i przez te offtopy nie dostaniemy Nobla - westchnęła z ulgą evita.
Tymczasem Jadwiga w swej rozpaczy podążała sobie tylko znanymi drogami poszukując yuryy .
Yuraa tymczasem przedarłszy sie przez 400 nieprzeczytanych postow znalazl sie w końcu w tym miejscu.
Nieźle się bawicie- pomyslał, toż to istna masakra wyśniona przez Urszule.
Jednakże Yuraa nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest wyśnionym przedmiotem pożądania również wielu innych kobiet ani że tuż tuż za rogiem czyha na niego zrozpaczona Jadwiga.
Emocje Jadwigi buzowaly jak halibuty na żerowisku- juz ja mu pokażę, jak mógł mi coś takiego zrobić, zemsta bedzie słodka - mruknęła- dostrzegłszy ekipę dobrze umięśnionych budowlańców z budowy pobliskiej kliniki.
Taaaak - masakra wyśniona, Yura wiedział, co mówi, znał się na snach i ich znaczeniu jak nikt inny. Wiele lat spędził na żmudnym studiowaniu ludzkiej psychiki. Od czasu ostatniego upadku posunął się daleko do przodu niektórzy mówią, że co najmniej 11 kroków. Lecz któż to może wiedzieć?
Yuraa pewnym krokiem udał się w sobie tylko znanym kierunku i jak można było przewidzieć natknął się na czyhającą za rogiem Jadwigę :
- o matko !!! co tu robisz ? - wrzasnął przestraszony Yuraa.
- ależ to tylko ja Yuraa ! nie twa matka ! Jam ci szmat drogi przeszła, żeby tudzież się z tobą spotkać - rzekła Jadwiga
-Andrzej szedl tędy i powiedział że na pewno będziesz tędy przechodził. Więc moze idź inną drogą. Nadchodzi zima, kulfony nisko latają.
- ech tam, mam miotłe jeszcze nie śmiganą, polecę nad zaspami, w godzine bede z powrotem
- wsadź mnie na swą miotłę Yuraa - błagalnym tonem wyszeptała Jadwiga całując namiętnie Yuręę w ... uszko
Wara od mojej miotły! Krzyknął Yura. Stara to miotła i wysłużona, czas pozostawił na niej liczne ślady, jednak w moich rękach, czy raczej ręce bywa czasem jeszcze użyteczna.
Jadwiga ze spuszczoną głową poszła dalej z nadzieją, że Kulfony tej zimy rzeczywiście nisko latają i któryś ją przyhaczy swoim żądełkiem.
I wtedy się zorientowała, że jest przecież środek lata! Delektując się urokami zachodzącego słonca, wdychając czyste, leśne powietrze poczuła się bardzo szczęśliwa.
Jednak to, co nadleciało od multańskiej strony okazało się nie być kulfonem, a ogromnym, umięśnionym, bezkarkim facetem, który podciągnąwszy pomarańczowy podkoszulek i ukazawszy wytatuowany napis "Dekadencja to Potencja!", drapiąc się po po owłosionej klacie, ochrypłym dyszkantem wyryczał głośno:
- Co za hu* ukradł drzwi z mojej czarnej beemki.
-widziałem takie drzwi na bazarze w Odessie, dźwigal je jakis facet ze zbo0lałą miną- powiedział Grzesiek
Jadwiga oniemiała z zachwytu słysząc na raz aż tyle prawdziwie męskich głosów
zaraz jednak dopadły ją czarne mysli, jak zwykle zresztą. Myśli czarne jak beemka którą odjechało rozbawione towarzystwo. No tak, oni znaja się z terapii to im lżej a ja taka Zosia samosia.
No ale nie ma co narzekać - westchnęła Jadwiga - wibrator dzięka Bogu nadal ma się świetnie.
- żeby tak jeszcze po plecach czasem podrapał, o cholera baterie się wyczerpały !
Chyba trzeba będzie wybaczyć Franciszkowi, połaskotać jego ego, pomóc wylizać rany, przytulić do serca, pogłaskać po głowie i główce a jak już będzie uśmiechnięty i zadowolony to ... może da coś drobniaków na nowe baterie.
....nie płacz Ewka bo tu miejsca brak na twe babskie łzy... doleciało z radyjka toruńskiego, ale radyjka,
- Eureka- wrzasnęla Jadwiga- gdzie radio tam baterie. Sila Wyższa czuwała by zaspokoić rozpalone żądze.
Przytuliła swój czynny już wibrator do piersi ze słowami na ustach - mój tyś mi i tylko mój !
KONIEC CZĘŚCI II
evita - Czw 24 Cze, 2010 05:37
CZĘŚĆ III
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
beata - Czw 24 Cze, 2010 05:45
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
evita - Czw 24 Cze, 2010 06:40
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
emigrantka - Czw 24 Cze, 2010 06:54
evita napisał/a: | Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara |
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
evita - Czw 24 Cze, 2010 07:08
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 08:09
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
milutka - Czw 24 Cze, 2010 08:12
ZbOlo napisał/a: | Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska). | ....piszcie ,piszcie -robi sie ciekawie ...przepraszam ,że sie nie dołączam -wolę czytać
evita - Czw 24 Cze, 2010 08:24
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara moderatorka, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 08:28
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara moderatorka, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
Bebetka - Czw 24 Cze, 2010 08:30
evita napisał/a: | to Klara moderatorka, która jest postrachem całej okolicy. |
Przepraszam, że sie wtracam.....fajniej, tak bardziej po dekadencku brzmiało by:
"to Klara modem , która jest postrachem całej okolicy"
evita - Czw 24 Cze, 2010 08:37
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 08:41
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
evita - Czw 24 Cze, 2010 08:45
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 09:30
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 09:42
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 09:51
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 09:55
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 09:59
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji...".
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 10:12
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. W tym momencie wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 10:18
EJ!!!
MIAŁO BYĆ TYLKO PO JEDNYM NOWYM ZDANIU NA OSOBĘ!
Bebetka - Czw 24 Cze, 2010 10:20
ja nie moge......coraz ciekawsze te opowiadanie
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 10:27
No.
Z życia wzięte.
Na faktach autentycznych.
(Tak się tylko przez chwilkę poczułam współautorką. Mogę? )
yuraa - Czw 24 Cze, 2010 10:29
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 10:33
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 10:43
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Trzymał w dłoni - jeszcze ciepły i lepki wibrator - nozdrzami wyczuł ten charakterystyczny zapach... tak nie miał już wątpliwości, to był zapach...
yuraa - Czw 24 Cze, 2010 10:43
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 10:52
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 11:09
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy.
evita - Czw 24 Cze, 2010 11:13
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
beata - Czw 24 Cze, 2010 11:13
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu była winna Bebetka.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 11:20
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 11:27
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
evita - Czw 24 Cze, 2010 11:27
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 11:32
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 11:36
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
evita - Czw 24 Cze, 2010 11:38
już poprawiam
evita - Czw 24 Cze, 2010 11:39
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
evita - Czw 24 Cze, 2010 11:41
( co tam Nobel ! Pulitzera za to dostaniemy )
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 11:46
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
evita - Czw 24 Cze, 2010 11:49
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 11:51
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 11:54
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 11:57
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
- Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić - podjął męską decyzję Rufio.
yuraa - Czw 24 Cze, 2010 11:59
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
jakie muchomorki, do jakiej norki??- zapiszczał Myszaczek, obok zaś zaniepokojona Kicajka zastrzygla uszami
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 12:02
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
- Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić - podjął męską decyzję Rufio.
- Jakie muchomorki, do jakiej norki??- zapiszczał Myszaczek, obok zaś zaniepokojona Kicajka zastrzygla uszami.
- Miało być z dziewczynkami, a nie ze zwierzątkami - zaniepokoił się do rymu Rufio.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 12:15
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
- Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić - podjął męską decyzję Rufio.
- Jakie muchomorki, do jakiej norki??- zapiszczał Myszaczek, obok zaś zaniepokojona Kicajka zastrzygla uszami.
- Miało być z dziewczynkami, a nie ze zwierzątkami - zaniepokoił się do rymu Rufio.
- Jak jest potrzeba... to potwór, nie potwór... grunt, że ma otwór, wyciągaj rufie... o sorry tzn. lufę...
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 12:22
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
- Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić - podjął męską decyzję Rufio.
- Jakie muchomorki, do jakiej norki??- zapiszczał Myszaczek, obok zaś zaniepokojona Kicajka zastrzygla uszami.
- Miało być z dziewczynkami, a nie ze zwierzątkami - zaniepokoił się do rymu Rufio.
- Jak jest potrzeba... to potwór, nie potwór... grunt, że ma otwór, wyciągaj rufie... o sorry tzn. lufę...
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
- Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić - podjął męską decyzję Rufio.
- Jakie muchomorki, do jakiej norki??- zapiszczał Myszaczek, obok zaś zaniepokojona Kicajka zastrzygla uszami.
- Miało być z dziewczynkami, a nie ze zwierzątkami - zaniepokoił się do rymu Rufio.
- Jak jest potrzeba... to potwór, nie potwór... grunt, że ma otwór, wyciągaj rufie... o sorry tzn. lufę...
- To forum robi się coraz bardziej zboczone - spłoniła się Beata, nałożyła sobie na głowę torbę po cukierkach i uciekła na śmietnik.
evita - Czw 24 Cze, 2010 12:41
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
- Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić - podjął męską decyzję Rufio.
- Jakie muchomorki, do jakiej norki??- zapiszczał Myszaczek, obok zaś zaniepokojona Kicajka zastrzygla uszami.
- Miało być z dziewczynkami, a nie ze zwierzątkami - zaniepokoił się do rymu Rufio.
- Jak jest potrzeba... to potwór, nie potwór... grunt, że ma otwór, wyciągaj rufie... o sorry tzn. lufę...
Klara nerwowo ocierała pot z czoła rozglądając się wokół. Dlaczego nikt więcej nie odśnieża dzisiaj podjazdów do garażu tylko ja sama na całej ulicy ? czuję, że coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy. Tylko co ? Chwyciła łopatę i wróciła do poprzedniego zajęcia.
W pewnym momencie zauważyła biegnącego Masakrę.
- o Masakra ! Dobrze, że cię widzę ! czy ty nie wiesz przypadkiem co wisi dzisiaj w powietrzu ? - zapytała Klara
Masakra ( pomimo minus 30) otarl pot z czola spluna nalezycie i krzyknal :
-slyszalem ze nad miastem leci Pterodaktyl
- no tak ! - odpowiedziała Klara - wiedziałam, że coś się szykuje ! Trzeba szybko zawiadomić Stiffa żeby przygotował się do obrony fiordów przed tą skamieliną .
Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce mówił:"...dlaczego ja ku***, nie biorę udziału w tej zabawie..". Był to głos ZbOla, Ojca chrzestnego sycylijskiej mafii (oddział Polska).
- Ależ Zbolo ! - rzekła Klara - dla ciebie mamy specjalne zadanie i stąd te opóźnienie w informacjach ! Dostaniesz namiary od naszego tajemnego informatora na nijaką Dekadencję. Tam trzeba wtórnie rozprawiczyć kilka zagubionych emocjonalnie dziewczynek . Czekaj na dalsze wskazówki - przekazała Klara, która to była nie byle jaką Klarą , o nie ! to Klara modem, która jest postrachem całej okolicy.
ZbOlo aż zapiał z zachwytu i powiedział: "...dziewczynki to moja specjalność...". Na drugie imię mam ROZPRAWICZACZ...
To nie przypadek, że właśnie te , tak niesłychanie trudne zadanie, przypadło w udziale Zbolowi wcześniej zwanemu ZBOLO-ROZPRUWACZ.
ZbOlo tylko zastrzegł: "...lubię brudną robotę - mam serce jak pizza leżąca miesiąc na słońcu - ale dziewczynki muszą być pełnoletnie i... umyte - reszta mnie nie interesuję..."
Podczas gdy Zbolo przygotowywał się do swego ataku dla odmiany Stiff przygotowywał się do obrony swojego "końca świata" wstępując dzielnie na działo.
-ZboOlo szybka rączka, odłożył na szafkę z ręcznikami sześcio szczałowy nabity rewolwer kalibru 45, pomału i bez pośpiechu zanurzył swoje niemłode już i spracowane ciało w gorącej wodzie. Wciągnął głęboko w nozdrza ciężki piżmowy zapach jego ulubionego płynu do kąpieli i oddał się błogiemu odprężeniu. Taaak życie jednak może być piękne pomyślał, trzeba tylko umieć cieszyć chwilą.
- Po co mi właściwie taki ciężki kaliber? - przemknęło mu przez myśl - w końcu wszystko w życiu ma swój własny ciężar gatunkowy.
Ale piękne chwile trwają krótko... wstał wysuszył swoje piękne i gibkie ciało. Nie zapomniał o swojej lufie... kaliber 45. Pomyślał jak ostatnio czyścił ją wyciorem... niezapomniane wrażenia. Pomyślał, że sprzęt musi mieć swój ciężar, musi żeby budzić respekt u wrogów i... dziewczynek. Jeszcze raz wziął lufę... koniec tych pieszczot, do roboty...
Jego niemłode już i spracowane, ale wciąż piękne i gibkie ciało ukazało się oczom zaskoczonych dziewczynek.
ZbOlo wiedział, że jego lufa budzi respekt, lęk i zachwyt... a więc powiedział spokojnym tonem: "...nie lękajcie się... będę delikatny jak waleń podczas kopulacji
-Tymczasem Klara energicznie machając łopatą coraz bardziej pogrążała się we własnych myślach. Nie dawała jej spokoju świadomość wielkiej skali cierpień młodego narybku w dekadencji a już najbardziej martwił ją beznadziejny psychiczny stan pewnej grubej ryby pochodzącej z oceanu spokojnego. Z zamyślenia wyrwał ja głos Masakry. Czy cię pop*****ło! Dlaczego sypiesz śnieg do garażu? Klara wystraszona i zdumiona wypuściła łopatę z rąk, spojrzała przed siebie i jej oczom ukazał się zdumiewający widok. Podjazd pięknie odśnieżony, nawet w szparze między krawężnikiem a kostką brukową ani grama śniegu. W garażu natomiast w miejscu gdzie kiedyś stał samochód teraz daje się zauważyć wielka śnieżno lodowa góra, oświetlona promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi, wesoło mrugała do Klary iskierkami odbitego światła. Wzrok Klary przyciągnął dziwny ruch, coś jakby cień albo jakiś zwierzak szybko zbliżający się w jej kierunku, przed garażem drgał w konwulsyjnych ruchach poskręcany i tarzający się po ziemi ze śmiechu Masakra - ale narobiłaś nie mogę, wykrzykiwał po między falami śmiechu. Zamknij mordę gówniarzu, warknęła Klara. Świerzak jeszcze jesteś. Nic nie widzisz, nic nie kumasz, g***o wiesz, otwórz w końcu oczy debilu. Nie zauważyłeś, że to dzieło tej wrednej grubej ryby.
EJ, MIAŁO BYC PO JEDNYM ZDANIU NA OSOBĘ !- odezwal się głos rozsądku.
Jakiej grubej ryby?? - pomyslał ukryty w polamanych krzakach dzikiego bzu zielony stworek. nie zdążył pomyśleć nic więcej gdyz nagle dostał w czoło lecącym z prędkością światla wibratorem.
Olśniło go i w ułamku sekundy zrozumiał, że ZbOlO przeszedł od słów do czynów.
Śmierć vibratorom - ryczał Zbolo- co to za pólsrodki, kutasowniki jakieś??
no fakt że nie do zdarcia, ale po wszystkim taki nawet się nie odwróci i nie zachrapie.
Nie zachrapie wibrokutas jeden - Yura jak zwykle miał rację, w dziedzinie chrapania miał wielkie doświadczenie, zdarzało mu się zachrapać nawet w trakcie sprzątania, kiedy w użyciu była jego leciwa, ale ciągle jeszcze zdatna do użytku miotła.
Wtem Yura z miotłą w ręku dostrzegł stojącą na uboczu Klarę z łopatą i stwierdził stanowczo: - Musimy zsynchronizować kalendarze, bo u mnie jest początek lata, a u ciebie jeszcze środek zimy
Klara ku swej rozpaczy zauważyła, że niestety jej plan rozprawiczania za pomocą Zbola wymyka się spod kontroli ze względu na zbyt dużą ilość tajnych agentów mających chrapkę ,chrapiąc jednocześnie, w obecności zdumionych i oczekujących w pożądaniu dziewcząt.
A wszystkiemu winna była Bebetka. Wyszło to na jaw, kiedy na chwilę przez nieostrożność wychyliła się zza krzaków wymachując kapeluszem.
- Tak sobie tylko obserwowałam - spłoniła się, przyłapana na gorącym uczynku, i szybko dodała: - w teście osobowości wyszło mi że jestem indywidualistą i obserwatorem, więc grupensex z dziewczynkami jest dla mnie pociągający, ale mnie nie wciągnie.
- Tu jestem Zbolo ! - krzyknęła bebetka udowadniającym tym samym, że chce wprowadzić w życie niecny plan uwiedzenia Rozprawiczacza.
Oszołomiony ZbOlO chciał włączyć wibrator, ale okazało się, że bateryjki mu padły z wyczerpania.
ZbOlo już ją dojrzał... poprawił rozgrzaną lufę (kaliber 45) w kaburze, już mi się nie oprze - pomyślał... no chyba, że o ścianę...
- Jak się dobrze czuję, to mi się rymuje - odezwał się znienacka zza krzaka Rufio, jak zwykle spokojnie i filozoficznie obserwujący rozwój krzaka, pod którym kłębiło się to całe kłębowisko...
- Dołączyłbyś lepiej do nas - szepnął Zbolo - ja już nie daję rady okiełznać te wszystkie panienki ! zajmij się choć kapeluszem Bebetki i rozgrzej go do czerwoności .
- Muchomorki do norki - zarymował figlarnie Rufio.
- Nie pieprz mi tu o muchomorkach, tylko bierz się do roboty - syknął ZbOlo.
- Jak tak dalej pójdzie to mi lufa się rozkalibruję i wylądujemy na śmietniku...
- Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić - podjął męską decyzję Rufio.
- Jakie muchomorki, do jakiej norki??- zapiszczał Myszaczek, obok zaś zaniepokojona Kicajka zastrzygla uszami.
- Miało być z dziewczynkami, a nie ze zwierzątkami - zaniepokoił się do rymu Rufio.
- Jak jest potrzeba... to potwór, nie potwór... grunt, że ma otwór, wyciągaj rufie... o sorry tzn. lufę...
- To forum robi się coraz bardziej zboczone - spłoniła się Beata, nałożyła sobie na głowę torbę po cukierkach i uciekła na śmietnik.
Klara zawiodła się na swoich tajnych agentach . Zbolo niestety nie sprostał wymaganiom ponieważ okazało się, że bardziej skupiony był na swojej lufie kaliber 45 niźli na powierzonym mu zadaniu. A i Halibut, który tak dzielnie próbował wspomóc Zbolo wycofał się jak to w rybim zwyczaju - rakiem i wylądował pod Rufia krzakiem.
- Ech - wzdychnęła Klara - i tak to jest z chłopami ... może choć Stiff spisał się dzielnie i obronił swój koniec świata.
KONIEC CZĘŚCI III
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 12:47
UFFF!!!
Przyznaję, że kilkanaście razy dzisiaj parskałam śmiechem, a raz oplułam monitor kawałkami kanapki, kiedy próbowałam czytać przy śniadaniu.
Zabawa była super.
Pa!
evita - Czw 24 Cze, 2010 12:50
Tomoe napisał/a: | Zabawa była super.
Pa! |
Przecież to nie koniec TOMOE !! !
zaraz zaczynam kolejną część
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 12:51
Daj chwilkę odsapnąć.
evita - Czw 24 Cze, 2010 12:55
CZĘŚĆ IV
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Flandria - Czw 24 Cze, 2010 12:57
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 13:03
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
evita - Czw 24 Cze, 2010 13:06
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 13:12
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
evita - Czw 24 Cze, 2010 13:15
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 13:21
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
evita - Czw 24 Cze, 2010 13:25
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 13:32
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 13:32
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć.
- Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 13:37
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 13:39
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Stiff w milczeniu jeszcze bardzie rozbujał swoją łajbę.
- Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 13:41
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
ZbOlo - Czw 24 Cze, 2010 13:44
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
Flandria - Czw 24 Cze, 2010 13:45
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 13:49
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 13:59
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 14:14
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
-I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 14:16
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzyiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 14:17
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
-I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
A zakąskę masz? Zapytał wniebowzięty Hali.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 14:19
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzyiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 14:20
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzyiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee. Gdyby ktoś miał watpiliwości to krzyczał Hali.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 14:24
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzyiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
Wiedźma - Czw 24 Cze, 2010 14:27
Robi się nieźle - smieszno i straszno
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 14:29
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzyiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 14:33
Eror
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 14:34
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 14:43
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzyiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
Kulfon - Czw 24 Cze, 2010 14:46
te wasze opowiadania mnie rozbrajaja
Halibut - Czw 24 Cze, 2010 14:48
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość.
milutka - Czw 24 Cze, 2010 14:54
Halibut napisał/a: | - A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. | ....robi się ciekawie .....
evita - Czw 24 Cze, 2010 15:38
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra
montreal - Czw 24 Cze, 2010 15:41
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
evita - Czw 24 Cze, 2010 15:46
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
Bebetka - Czw 24 Cze, 2010 15:47
Wiecie co? Jestem normalnie dumna z tego forum i czubeczków tutaj piszących
Dawno tak setnie się nie ubawiłam.....
evita - Czw 24 Cze, 2010 15:49
Bebetka napisał/a: | Dawno tak setnie się nie ubawiłam..... |
muszę przyznać, że ja też no a nasza wydolność twórcza przerasta wszystkich literatów świata razem wziętych
milutka - Czw 24 Cze, 2010 15:51
evita napisał/a: | no a nasza wydolność twórcza przerasta wszystkich literatów świata razem wziętych | piszcie ,piszcie to naprawdę jest ciekawe ....
evita - Czw 24 Cze, 2010 15:52
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Bebetka - Czw 24 Cze, 2010 15:52
milutka napisał/a: | piszcie ,piszcie to naprawdę jest ciekawe .. |
dokładnie... a jakże wciągające
milutka - Czw 24 Cze, 2010 20:34
Hej ...co to koniec ...czekam na dalszy rozwój wydarzeń
evita - Czw 24 Cze, 2010 20:35
milutka napisał/a: | czekam na dalszy rozwój |
a ja czekam na dopisek ! byłam ostatnia
milutka - Czw 24 Cze, 2010 20:41
To ja coś dodam .......
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
stiff - Czw 24 Cze, 2010 20:46
milutka napisał/a: | .czekam na dalszy rozwój wydarzeń |
Chciałbym popłynąć i pozostać na Madagaskarze...
evita - Czw 24 Cze, 2010 20:48
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
yuraa - Czw 24 Cze, 2010 21:06
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
evita - Czw 24 Cze, 2010 21:11
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
- o ja głupia ci** ! - westchnęła syrenka - znów się dałam wyprowadzić w pole temu zbójowi choć zdjęłam mój czerwony kapturek i przywdziałam rybie łuski !
milutka - Czw 24 Cze, 2010 21:14
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
- o ja głupia ci** ! - westchnęła syrenka - znów się dałam wyprowadzić w pole temu zbójowi choć zdjęłam mój czerwony kapturek i przywdziałam rybie łuski !No nic ...i tak go jeszcze wyroluję ....najważniejsze ,że Neptun ujarzmiony i jeszcze trochę zebów mu zostało .....
yuraa - Czw 24 Cze, 2010 21:20
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
- o ja głupia ci** ! - westchnęła syrenka - znów się dałam wyprowadzić w pole temu zbójowi choć zdjęłam mój czerwony kapturek i przywdziałam rybie łuski !
a Wilk jak to Wilk raz z lasu wywolany nie zamierzal odpuścić -zawył głośno i zamerdał ogonem o falllicznym ksztalcie
Flandria - Czw 24 Cze, 2010 21:54
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
- o ja głupia ci** ! - westchnęła syrenka - znów się dałam wyprowadzić w pole temu zbójowi choć zdjęłam mój czerwony kapturek i przywdziałam rybie łuski ! No nic ...i tak go jeszcze wyroluję ....najważniejsze ,że Neptun ujarzmiony i jeszcze trochę zebów mu zostało .....
a Wilk jak to Wilk raz z lasu wywolany nie zamierzal odpuścić -zawył głośno i zamerdał ogonem o falllicznym ksztalcie
I wtedy zostali otoczeni. "Ręce do góry. W imieniu służb granicznych jesteście zatrzymani pod zarzutem przemytu myśli twórczej" - rozległ się głos z megafonu.
beata - Czw 24 Cze, 2010 22:33
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
- o ja głupia ci** ! - westchnęła syrenka - znów się dałam wyprowadzić w pole temu zbójowi choć zdjęłam mój czerwony kapturek i przywdziałam rybie łuski ! No nic ...i tak go jeszcze wyroluję ....najważniejsze ,że Neptun ujarzmiony i jeszcze trochę zebów mu zostało .....
a Wilk jak to Wilk raz z lasu wywolany nie zamierzal odpuścić -zawył głośno i zamerdał ogonem o falllicznym ksztalcie
I wtedy zostali otoczeni. "Ręce do góry. W imieniu służb granicznych jesteście zatrzymani pod zarzutem przemytu myśli twórczej" - rozległ się głos z megafonu.
Był to Masakra z całym tabunem psychiatrów i psychologów uzbrojonych w wibratory i dmuchane lale.
pietruszka - Czw 24 Cze, 2010 23:43
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
- o ja głupia ci** ! - westchnęła syrenka - znów się dałam wyprowadzić w pole temu zbójowi choć zdjęłam mój czerwony kapturek i przywdziałam rybie łuski ! No nic ...i tak go jeszcze wyroluję ....najważniejsze ,że Neptun ujarzmiony i jeszcze trochę zebów mu zostało .....
a Wilk jak to Wilk raz z lasu wywolany nie zamierzal odpuścić -zawył głośno i zamerdał ogonem o falllicznym ksztalcie
I wtedy zostali otoczeni. "Ręce do góry. W imieniu służb granicznych jesteście zatrzymani pod zarzutem przemytu myśli twórczej" - rozległ się głos z megafonu.
Był to Masakra z całym tabunem psychiatrów i psychologów uzbrojonych w wibratory i dmuchane lale.
-U lala... - wymamrotał stary jałowiec.
Wiedźma - Pią 25 Cze, 2010 01:15
Cytat: | dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo |
A pojutrze - Masakra
evita - Pią 25 Cze, 2010 05:19
Stiff samotnie przemierzał bezkresy oceanu w swej starej, wysłużonej ale jakże przytulnej łajbie.
- Życie jest cudowne ... - rozmarzył się Stiff - moja łajba choć stara to nadal pływać może a i ja nadal mogę i to nie tylko pływać. Wokół tyle wody a ja nie zaczerpnąłem z niej nawet kropli, żeby ulżyć spękanym na słońcu ustom. Jestem wielki w swej twardości ! stwierdził zachwycony mając na myśli twarde postanowienie pozostania abstynentem.
W oddali coś zamajaczyło ... podpłynął bliżej i oczy przetarł ze zdumienia . Na delikatnej fali leniwie kołysał się stary wiarus Hali.
Był cholernie zmęczony czytaniem dekadenckiego dziennika, który nie wiedzieć czemu rósł jak na drożdżach.
Ale spojrzał dokładnie, przetarł oczy... to nie tylko dziennik, ale też co innego rosło mu jak na drożdżach...
- Witaj druhu - z nieukrywaną radością krzyknął Stiff - co cię sprowadza na mój koniec świata ? Czyżbyś zapragnął odpocząć od zgiełku Dekadencji w moim towarzystwie ?
- Tak, chętnie odpocznę, spójrz Stiff... jak rośnie mi "stopa życiowa", a ja bym chciał tak bliżej natury... ekologicznie...
- Wskakuj więc do mej łajby i nie bujaj się już na tej fali - odpowiedział Stiff - zabiorę cię tam gdzie tańczą różowe słonie na małpim ogonie a buziaczek ma gumy balonowej smaczek.
- Ale Stiff... ja potrzebuję coś spokojniejszego. Przestały mnie rajcować różowe słonie i gumki. To musi być... bezludna wyspa...
- A skąd ja ci tu teraz bezludną wyspę wytrzasnę . Tu jest koniec świata a nie kącik życzeń. Mogę ci zaoferować w zamian słońce nocą, żebyś miał do czego tworzyć peany na cześć, czego tam se chcesz - Stiff poważnie się rozsierdził a i łagodna dotychczas fala zaczęła się burzyć
- Przestań bujać tym oceanem - oburzył się Hali, niebezpiecznie już rozbujany na wzburzonej fali - bujać to my, ale nie nas - dorzucił nieco dwuznacznie, ale jakże znacząco.
Okej Stiff, może już być i ten koniec świata... muszę napisać psalm "Dekadencjum IV", muszę mieć spokój, zero hałasu, dziewczynek i ZbOla... pamiętaj!...
Stiff zastanowił się i rzekł do siebie w myślach: "...Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon..."
- Obudź się, Hali, obudź się wreszcie, nie ma dziewczynek, nie ma ZbOla, nie ma końca świata, łajby ani oceanu, nie ma nawet mnie, Hali, to tylko twoje iluzje i złudzenia - ostrzegł lojalnie i brutalnie Stiff.
- Poza tym jak mówiłem Ci już wcześniej... Nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy chłop z widłami to Posejdon...
W oddali przepłynęła różowa flądra szukając kawy, cholernie chciało jej się spać, słowa "obudź się" na chwilę ją otrzeźwiły, ale zaraz potem jej powieki zrobiły się ciężkie ...
Stiff na jej widok zniecierpliwiony lekko machnął w powietrzu prawą ręką i nagle Hali poczuł, jak brutalna rzeczywistość walnęła go w pysk.
Teraz już wiedział, gdzie się podziały drzwi od jego czarnej beemki, a cały system iluzji i zaprzeczeń rozpadł mu się w drobny mak.
I nagle zobaczył światło. Wielką świetlistą pełną dobra i spokoju postać. Która spłynęła do niego z niebios i położyła na jego czole dłoń. Gdzieś w oddali cicho zaskrzypiały drzwi od beemki. A włączony klakson zawył jak pijana syrena.
- Czy jesteś gotowy? - zapytała cicho postać.
- A zakąskę masz? - Zapytał wniebowzięty Hali.
- Teraz, kiedy jesteś już wniebowzięty, zabieram się na wieczny mityng, który nigdy sie nie kończy - szepnęła postać.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - jęknął ostatkiem sił Hali.
- Nie martw się, tylko dzisiaj ty poprowadzisz wieczny mityng, jutro poprowadzi Verdo... chcesz? - kusiła postać.
- Robi się i śmieszno, i straszno - odezwał się tajemniczy głos i zamilkł.
Dobra świetlista postać zabrał Haliego do lepszego świata. Świata wiecznych połowów i wzburzonej fali. I teraz będąc w nowym wyższym jakościowo wymiarze z góry obserwuje cierpienia i bolączki marnego ludzkiego świata. I tylko mu ku*** tych drzwi od beemki szkoda.
- A zakąskę masz? - spytał Stiff.
I to pytanie upewniło szczęsliwego Halibuta, że znalazł się w niebie. Mam Stiif, robaczku, starczy dla dwóch, bądź spokojny - odpowiedział. Na wszelki wypadek uszczypnął się w rękę ale Stiff z wywieszonym językem dalej stał obok niego. Więc to była piekna czarowna rzeczywistość. Faktycznie Hali miał zakąskę , zmysłowo kuszącą Flandrę :
- Ależ Hali ! Ja miałam być tylko twoją zakąską ! Twoją różową panienką ! mówiłeś do mnie tak pieszczotliwie "ty moja DeDeAuniu" zawsze będziesz tylko moja a teraz chcesz się mną dzielić ? - zaskowytała Flandra.
W oddali, niczym nieskrępowane, szwiliły żaby stawowe napełniając jadem pory oślizłego cielska. "Coś sie dzis stanie" - zaszemrał stary jałowiec.
Jałowiec się nie mylił . Stało się. Neptun dotychczas cichy i cierpliwy nie mógł znieść dłużej tych bredni jakie słuchał a i bujanie jego osobistych fal wku**iły go na tyle, że walnął swoim trójząbem (tyle co wyremontowanym przez stomatologa) w dno oceanu.
- Wiesz co ? - rzekła Neptunica do swego kochanego - dawno się tak nie ubawiłam słuchając tych czubeczków
- ja jednak też - odpowiedział Neptun - i walnął dwuzębem (trzeci się ułamał jednak) we wszystkie literatki świata wzięte.
Uderzenie to sprawiło iż z morza wynurzyła sie mała milutka istota ,z jej oczu biło ciepło które ujarzmiło zdenerwowanego Neptuna ......syrenka poprosiła go o wyrozumiałość ..........
- Kim jesteś ? - spytał się Neptun - czy pochodzisz z tego samego plemienia co Stiff i Hali ?
-Neptun -chłeptun, ha ha ha czy nikt nie zauważył że to Wilk wodorostami się przystroił-rzucil przelatujący nad wodą zielony gosciu z dużym guzem na czole (pewnie od ciosu vibratorem)
- o ja głupia ci** ! - westchnęła syrenka - znów się dałam wyprowadzić w pole temu zbójowi choć zdjęłam mój czerwony kapturek i przywdziałam rybie łuski ! No nic ...i tak go jeszcze wyroluję ....najważniejsze ,że Neptun ujarzmiony i jeszcze trochę zebów mu zostało .....
a Wilk jak to Wilk raz z lasu wywolany nie zamierzal odpuścić -zawył głośno i zamerdał ogonem o falllicznym ksztalcie
I wtedy zostali otoczeni. "Ręce do góry. W imieniu służb granicznych jesteście zatrzymani pod zarzutem przemytu myśli twórczej" - rozległ się głos z megafonu.
Był to Masakra z całym tabunem psychiatrów i psychologów uzbrojonych w wibratory i dmuchane lale.
-U lala... - wymamrotał stary jałowiec. Jego czarny scenariusz potwierdził się w każdym calu.
KONIEC CZĘŚCI IV
evita - Pią 25 Cze, 2010 05:24
CZĘŚĆ V
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
beata - Pią 25 Cze, 2010 08:38
evita napisał/a: | Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy. | Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 09:09
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
evita - Pią 25 Cze, 2010 09:14
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 09:20
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
evita - Pią 25 Cze, 2010 09:23
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 09:24
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
evita - Pią 25 Cze, 2010 09:28
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 09:38
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
evita - Pią 25 Cze, 2010 09:40
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 09:42
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
evita - Pią 25 Cze, 2010 09:45
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 09:48
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
evita - Pią 25 Cze, 2010 09:50
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 09:53
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:00
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 10:03
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:08
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
Jacek - Pią 25 Cze, 2010 10:12
evita napisał/a: | Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi . |
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 10:13
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 10:21
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:23
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 10:24
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:25
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 10:29
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:33
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
yuraa - Pią 25 Cze, 2010 10:36
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
montreal - Pią 25 Cze, 2010 10:38
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:44
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok.
yuraa - Pią 25 Cze, 2010 10:48
yuraa napisał/a: | Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza. |
gdzies nie w pore napisałem
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:51
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok.
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:51
uzupełnione yuraaa
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 10:53
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 10:55
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie misterna szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
evita - Pią 25 Cze, 2010 10:57
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Jacek - Pią 25 Cze, 2010 10:58
fajowsko,mam swój rozdział
evita napisał/a: | wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła |
ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
milutka - Pią 25 Cze, 2010 10:59
Jacek napisał/a: | ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ??? | ...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 11:00
Jacek napisał/a: | fajowsko,mam swój rozdział
evita napisał/a: | wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła |
ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ??? |
przepraszam to akurat mojego autorstwa
milutka - Pią 25 Cze, 2010 11:01
Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
Jacek - Pią 25 Cze, 2010 11:01
milutka napisał/a: | .Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała |
no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny
Jacek - Pią 25 Cze, 2010 11:02
pietruszka napisał/a: | przepraszam to akurat mojego autorstwa |
okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 11:03
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 11:03
...ktoś mnie wyciął na koniec...
evita - Pią 25 Cze, 2010 11:03
Pietrucha wplataj teraz to wszystko jakoś zgrabnie ! bo ja musze wypłatę liczyć zaraz wracam
Jacek - Pią 25 Cze, 2010 11:07
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka.
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 11:10
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka. I tylko resztą świadomości usłyszał jakieś głosy, z których niewiele nie rozumiał
- fajowsko,mam swój rozdział, ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
-...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała - to chyba głos Milutkiej - Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
- przepraszam to placek mojego autorstwa- chyba tupnęła Pietrucha
- no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny - jęknał ostatkiem sił Jacuś -okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
i zapadł się sam w sobie.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
milutka - Pią 25 Cze, 2010 11:11
Jacek napisał/a: | no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny | ....musisz się niestety obyć smakiem ....Beti Ci upiecze jeszcze jeden .........ja bym Ci upiekła ale znowu mi sie dostanie ...a nie mam zamiaru sie nadstawiać
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 11:13
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka. I tylko resztą świadomości usłyszał jakieś głosy, z których niewiele nie rozumiał
- fajowsko,mam swój rozdział, ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
-...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała - to chyba głos Milutkiej - Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
- przepraszam to placek mojego autorstwa- chyba tupnęła Pietrucha
- no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny - jęknał ostatkiem sił Jacuś -okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
i zapadł się sam w sobie.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
-....musisz się niestety obyć smakiem ....Beti Ci upiecze jeszcze jeden .........ja bym Ci upiekła ale znowu mi sie dostanie ...a nie mam zamiaru sie nadstawiać - mruknęła Milutka, ścierając swoją woalką z kapelusza krew z twarzy nieprzytomnego Jacusia.
Tomoe - Pią 25 Cze, 2010 11:47
Ludzie, kto z was wymyślił hasło: "Więc walnij mnie, a ja cię przytulę"??? To jest gienialne!!! Od dziś to będzie moje motto życiowe.
Flandria - Pią 25 Cze, 2010 11:52
Tomoe napisał/a: | "Więc walnij mnie, a ja cię przytulę"??? To jest gienialne!!! Od dziś to będzie moje motto życiowe. |
no, ale z drugiej strony - mówisz - masz
Tomoe - Pią 25 Cze, 2010 12:04
Wal śmiało, tylko sobie nie rozwal monitora i klawiatury.
Halibut - Pią 25 Cze, 2010 12:34
Flandra walnij ją mailem.
Tylko taki ciężki dobierz, żeby z krzesła spadła.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 12:37
Tomoe napisał/a: | Wal śmiało |
Halibut napisał/a: | walnij ją |
...to porzuciliśmy już tworzenie epopei...
Flandria - Pią 25 Cze, 2010 12:40
Tomoe napisał/a: | Wal śmiało |
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 12:41
Jak tu zaraz Evita przyjdzie, to jak nas WALNIE, to będą nam się walenie po nocach śniły :rety:
Flandria - Pią 25 Cze, 2010 12:41
Halibut napisał/a: | Flandra walnij ją mailem. |
nieno
aż tak bardzo to nie chcę jej przytulania
Halibut - Pią 25 Cze, 2010 12:57
Flandra napisał/a: | Tomoe napisał/a:
"Więc walnij mnie, a ja cię przytulę"??? |
Muszę z żoną spróbować.
Ciekaw jestem czy mnie przytuli.
ZbOlo - Pią 25 Cze, 2010 12:59
Halibut napisał/a: | Muszę z żoną spróbować. |
...a kto będzie walił, że się tak zapytam...???
evita - Pią 25 Cze, 2010 13:22
Flandria - Pią 25 Cze, 2010 13:25
łojej Evitko
to tylko przerwa
zbieramy energię na kolejne opowiadania
pietruszka - Pią 25 Cze, 2010 13:25
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka. I tylko resztą świadomości usłyszał jakieś głosy, z których niewiele nie rozumiał
- fajowsko,mam swój rozdział, ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
-...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała - to chyba głos Milutkiej - Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
- przepraszam to placek mojego autorstwa- chyba tupnęła Pietrucha
- no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny - jęknał ostatkiem sił Jacuś -okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
i zapadł się sam w sobie.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
-....musisz się niestety obyć smakiem ....Beti Ci upiecze jeszcze jeden .........ja bym Ci upiekła ale znowu mi sie dostanie ...a nie mam zamiaru sie nadstawiać - mruknęła Milutka, ścierając swoją woalką z kapelusza krew z twarzy nieprzytomnego Jacusia.
Zrobił się straszny rwetes, każdy się przekrzykiwał, ktoś chciał kogoś walnąć, ktoś kogoś przytulić, a w kąciku cichutko popłakiwała Evita. Wszyscy zapomnieli, ze szykuję wiechę dla Pterodaktyla.
evita - Pią 25 Cze, 2010 13:28
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka. I tylko resztą świadomości usłyszał jakieś głosy, z których niewiele nie rozumiał
- fajowsko,mam swój rozdział, ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
-...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała - to chyba głos Milutkiej - Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
- przepraszam to placek mojego autorstwa- chyba tupnęła Pietrucha
- no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny - jęknał ostatkiem sił Jacuś -okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
i zapadł się sam w sobie.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
-....musisz się niestety obyć smakiem ....Beti Ci upiecze jeszcze jeden .........ja bym Ci upiekła ale znowu mi sie dostanie ...a nie mam zamiaru sie nadstawiać - mruknęła Milutka, ścierając swoją woalką z kapelusza krew z twarzy nieprzytomnego Jacusia.
Zrobił się straszny rwetes, każdy się przekrzykiwał, ktoś chciał kogoś walnąć, ktoś kogoś przytulić, a w kąciku cichutko popłakiwała Evita. Wszyscy zapomnieli, ze szykuję wiechę dla Pterodaktyla. I żeby nie było to tamto więc gwoli wyjaśnienia - Wiecha to taka fajna laska co nie pije, nie posyła swego lubego czyt. Pterodaktyla po wódę do sklepu a i budowlańców potrafi zabawić.
evita - Pią 25 Cze, 2010 13:29
Kontynuujcie wątki bo ja znikam zaraz i pewnie do niedzieli a może nawet poniedziałku mnie nie będzie jutro idę na wesele, dzisiaj szał ciał z przygotowaniem do owego a niedziela imieniny brata
Flandria - Pią 25 Cze, 2010 14:47
Halibut napisał/a: | Muszę z żoną spróbować.
Ciekaw jestem czy mnie przytuli. |
wątpię
na przykładzie Tomoe widać, że coś nie tak z tym szumnym hasłem
Tomoe napisał/a: | Więc walnij mnie, a ja cię przytulę |
walnęłam
czekam i czekam i nic
Tomoe - Pią 25 Cze, 2010 15:00
Flandria - Pią 25 Cze, 2010 15:01
dzięki
Tomoe - Pią 25 Cze, 2010 15:02
Przepraszam za opóźnienie.
Trochę byłam zajęta.
Tworzę właśnie kolekcję autografów znanych artystek.
Zdobyłam już jeden.
Wiedźma - Pią 25 Cze, 2010 15:52
Tomoe napisał/a: | znanych artystek. |
milutka - Pią 25 Cze, 2010 17:45
Halibut napisał/a: | Muszę z żoną spróbować.
Ciekaw jestem czy mnie przytuli. | ...Tym sposobem myślenia możesz wylądować w szpitalu ....ja proponuję nie próbować tylko zmienić scenariusz tego opowiadania bo jest kompletnie bez sensu ..milutka nie jest aż tak milutka
beata - Pią 25 Cze, 2010 22:12
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka. I tylko resztą świadomości usłyszał jakieś głosy, z których niewiele nie rozumiał
- fajowsko,mam swój rozdział, ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
-...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała - to chyba głos Milutkiej - Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
- przepraszam to placek mojego autorstwa- chyba tupnęła Pietrucha
- no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny - jęknał ostatkiem sił Jacuś -okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
i zapadł się sam w sobie.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
-....musisz się niestety obyć smakiem ....Beti Ci upiecze jeszcze jeden .........ja bym Ci upiekła ale znowu mi sie dostanie ...a nie mam zamiaru sie nadstawiać - mruknęła Milutka, ścierając swoją woalką z kapelusza krew z twarzy nieprzytomnego Jacusia.
Zrobił się straszny rwetes, każdy się przekrzykiwał, ktoś chciał kogoś walnąć, ktoś kogoś przytulić, a w kąciku cichutko popłakiwała Evita. Wszyscy zapomnieli, ze szykuję wiechę dla Pterodaktyla. I żeby nie było to tamto więc gwoli wyjaśnienia - Wiecha to taka fajna laska co nie pije, nie posyła swego lubego czyt. Pterodaktyla po wódę do sklepu a i budowlańców potrafi zabawić.
Evitka wciąż pochlipując ruszyła w stronę sklepu,lecz w pewnym momencie Jej buziunię rozjaśnił radosny uśmiech,bo zobaczyła wielką artystkę w dziedzinie szydełkowania,która rozdawała autografy.
pterodaktyll - Pią 25 Cze, 2010 22:36
beata napisał/a: | Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka. I tylko resztą świadomości usłyszał jakieś głosy, z których niewiele nie rozumiał
- fajowsko,mam swój rozdział, ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
-...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała - to chyba głos Milutkiej - Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
- przepraszam to placek mojego autorstwa- chyba tupnęła Pietrucha
- no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny - jęknał ostatkiem sił Jacuś -okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
i zapadł się sam w sobie.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
-....musisz się niestety obyć smakiem ....Beti Ci upiecze jeszcze jeden .........ja bym Ci upiekła ale znowu mi sie dostanie ...a nie mam zamiaru sie nadstawiać - mruknęła Milutka, ścierając swoją woalką z kapelusza krew z twarzy nieprzytomnego Jacusia.
Zrobił się straszny rwetes, każdy się przekrzykiwał, ktoś chciał kogoś walnąć, ktoś kogoś przytulić, a w kąciku cichutko popłakiwała Evita. Wszyscy zapomnieli, ze szykuję wiechę dla Pterodaktyla. I żeby nie było to tamto więc gwoli wyjaśnienia - Wiecha to taka fajna laska co nie pije, nie posyła swego lubego czyt. Pterodaktyla po wódę do sklepu a i budowlańców potrafi zabawić.
Evitka wciąż pochlipując ruszyła w stronę sklepu,lecz w pewnym momencie Jej buziunię rozjaśnił radosny uśmiech,bo zobaczyła wielką artystkę w dziedzinie szydełkowania,która rozdawała autografy. |
Okazało się jednak, że był to Pterodaktyll, który postawiwszy wreszcie tą cholerną wiechę, powrócił na łono Dekadencji
Kulfon - Pią 25 Cze, 2010 22:38
* - trzezwy powrocil na dekadencji lono
stiff - Pią 25 Cze, 2010 22:51
pterodaktyll napisał/a: | powrócił na łono |
Natury, chyba, bo chaty jeszcze nie ma...
pterodaktyll - Pią 25 Cze, 2010 22:52
stiff napisał/a: | Natury, chyba, bo chaty jeszcze nie ma. |
Nieważne na jakie ważne, że jest gdzie łeb Pterodaktylli przytulić
stiff - Pią 25 Cze, 2010 23:00
pterodaktyll napisał/a: | że jest gdzie łeb Pterodaktylli przytulić |
Leb może, ale pomyśl o głowie...
evita - Sob 26 Cze, 2010 09:17
CZĘŚĆ V
Kiwi samotnie wędrowała po plaży rozmyślając o tym jakie życie jest piękne. Każdy dzień jest tak cudowny i jestem taka szczęśliwa - myślała. Jeszcze tylko dwa tygodnie i jeden dzień do ... o chole*a zapomniałam do czego. Co to miało być za dwa tygodnie ? Przecież po coś prowadzę ten kalendarz ? Zdenerwowana Kiwi poczuła, że traci sens życia i wiarę w siebie.
Nagle nieomalże znikąd pojawiła się pomoc pod postacią Jacka - Plackożercy.
Jacuś poprosił Kiwi,aby postawiła Mu lody,bo On umiera z głodu.
Lody oczywiście o smaku kiwi w polewie truskawkowej. "...ale czy ja się tym najem..." - pomyślał Jacek.
- Gdyby tak golonka duszona w liściach kiwi... na pewno bym się nasycił. A lody... wolę batona...
- Co ty mówisz Jacuś ! Jakie liście kiwi ! ja z tych nielotów jestem co to choć nie latają ale szczęściem unoszę się w powietrze - wyprostowała Plackożercę Kiwi .
- Aha, rozumiem... no to może golonko z Kiwi, albo chociaż duszone skrzydło nielota... proszę! Muszę jakieś mięso zjeść, bo czuję się nie mięski...
- Ty zboczeńcu ! - wrzasnęła Kiwi jednoczesnie zdzielając Jacusia w łeb swoją parasolką przeciwnsłoneczną - ja ci dam skrzydełko !
- Łaaaaa - wrzasnął Jacuś - Ja Święty jestem i bić jesteś nie godna... dawaj choć nóżkę...
"Chcę oglądać twoje nogi, nogi, nogi, nogi" ze śpiewem na ustach wkroczył między zwaśnionych Grześ-Summer.
- A kto Ty jesteś i skąd się tu wziąłeś...? Zaskoczony i zdębiały Jacek stanął jak wryty...
- Jam jest Summer ! Summer4best ! moja specjalnośc to muza , mógłbym śpiewać i śpiewać a jak się już znudzę to z nudów sobie jeszcze raz zawsze zaśpiewam - odpowiedzaił Summer.
- No dobra Elvis, zanuć mi "Balladę o Leszczu" z repertuaru Mietka Fogga... muszę się wyluzować... bo Kiwi nie chcę mi dać nóżki...
Summer już się przymierzał do wydania z siebie gardłowego głosu ale ... Mieciu ? Jaki ku**a Mieciu ? Fogg ? o czym on mi tu mówi ? Czuję jakiś spisek ! Muszę się zaszyć... w Odessie.
- Summer! Tylko nie w Odessie... tam bardziej odsysają niż zaszywają... poza tym tam jest ruska mafia - wiem bo mi mówił ZbOlo "Sycylijczyk spod Zgierza... uważaj na Siebie...
- Nie mam innego wyjścia - zrezygnowany odpowiedział Summer - byłem już nawet na końcu świata ale tam już Stiff i Hali na fali się bujali . Jestem zmuszony dać sie odessać, wyssać i zassać dla dobra sprawy.
- No widzę, że jesteś zdesperowany i przyparty do muru... w kiepskim stanie jesteś. Może pogadasz z Kiwi... jakby chciała Ci coś odessać... by Ci ulżyło. Ale musisz uważać - ja chciałem tylko nóżkę, a dostałem w łeb parasolką...
- Ja ! ja ! ja jestem chętna ! - nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak nagle zjawiła się Beatka - Ja mogę ssać wszystko ! wssysam nawet ogniska w Kurowicach .
- Beti, ale czy Ty, taka.... niedoświadczona i łagodna... potrafisz takie rzeczy robić...??? Zdębiał po raz wtóry Jacek, aż aureola nad Jego głową zabłysła na różowo...
Niczym z zaświatów odezwał się głos :
- Beti jest dobra w te klocki ! Ja to wiem ! Wiem też, że Ptero oblewa wiechę na trzeźwo a budowlańcy z goła odwrotnie ! To byłem ja - GŁOS Z ZAŚWIATÓW !
- O ku***, mam już halucynacje słuchowe... słyszałeś coś Jacek??
- Tak, to głos z zaświatów... mówił, że Beti lubi bawić się w Lego... kolego, więc nici z ssania... Summer zmarkotniał i zaczął myśleć o onanozaszyciu...
Jacuś zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył wielką blachę lekko przypieczonego placka ze śliwkami, posypanego delikatną kruszonką... Aż poczuł jego zapach...
Nie był to jednak twór jego wyobraźni bo tuż obok zjawiła się cud-dziewczyna z blaszką rzeczonego kruszonego śliwkowego placka.
- Poczułem wstręt do padliny... nóżki, skrzydełka i golonki precz... placki to jest to Summer... pamiętaj P L A C K I...
Beti podskoczyła do cud-dziewoi, wyrwała jej blachę z plackiem i ... z całym impetem walnęła dziewczę metalową blachą, aż wokoło rozsypała się jak kawałki kryształu rumiana kruszonka. _ Zostaw mojego Jacusia!
- Beti jeśli masz ochotę to walnij mnie jeszcze raz ! mi to nie przeszkadza bo jam jest miła Milutka i lubię się przytulać więc walnij mnie a ja cię przytulę .
Nie wywarło to wielkiego wrażenia na cud-dziewczynie ponieważ blacha z ciastem odbila się od ronda nowego modelu kapelusza.
Tymczasem w świecie bez środków psychoaktywnych, ludzie kosili swoje trawniki i zastanawiali się, dolewając paliwa do zbiornika, czy coś ich nie omija.
Być moze brakowało im starej i dobrej dekadencji.
Dekadencja to wszak nie tylko mutanty jakie się tam zagnieździły niczym autochtoni na rykowisku ale również koła gospodyń wiejskich ... rzadki to i niespotykany już widok. Dzisiaj siedzą i wyplatają misternie Wiechę dla Pterodaktyla, zręcznie wplatając tu i ówdzie szklane kamienie pod czujnym okiem Wiedźmy. No i wśród takich gospodyń to polepać jest po czym - pomyślał Jacuś - może jak dobrze poklepię to się laski odwdzięczą jakimś placuszkiem . Jak pomyślał tak też i zrobił.
Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę i zaczęły go łaskotać kropelki krwi spływające po twarzy - w powietrzu unosił się zapach placka. I tylko resztą świadomości usłyszał jakieś głosy, z których niewiele nie rozumiał
- fajowsko,mam swój rozdział, ale do jasnej ciasnej czy musiał to być horror ???
-...Jacuś toć Beatka to robi z zazdrości o Ciebie ....horror to by był jakbym jej oddała - to chyba głos Milutkiej - Szkoda tylko ,że to się tak mało romantycznie skończyło
- przepraszam to placek mojego autorstwa- chyba tupnęła Pietrucha
- no tak ale czy tam ten udział plaska musiał być tak drastyczny - jęknał ostatkiem sił Jacuś -okey ,jesteś mniem dłużna blache placka
i zapadł się sam w sobie.
I tylko wiatr szumi: "...a gdzie ZbOlo... a gdzie ZbOlo...???"
-....musisz się niestety obyć smakiem ....Beti Ci upiecze jeszcze jeden .........ja bym Ci upiekła ale znowu mi sie dostanie ...a nie mam zamiaru sie nadstawiać - mruknęła Milutka, ścierając swoją woalką z kapelusza krew z twarzy nieprzytomnego Jacusia.
Zrobił się straszny rwetes, każdy się przekrzykiwał, ktoś chciał kogoś walnąć, ktoś kogoś przytulić, a w kąciku cichutko popłakiwała Evita. Wszyscy zapomnieli, ze szykuję wiechę dla Pterodaktyla. I żeby nie było to tamto więc gwoli wyjaśnienia - Wiecha to taka fajna laska co nie pije, nie posyła swego lubego czyt. Pterodaktyla po wódę do sklepu a i budowlańców potrafi zabawić.
Evitka wciąż pochlipując ruszyła w stronę sklepu,lecz w pewnym momencie Jej buziunię rozjaśnił radosny uśmiech,bo zobaczyła wielką artystkę w dziedzinie szydełkowania,która rozdawała autografy.
Okazało się jednak, że był to Pterodaktyll, który postawiwszy wreszcie tą cholerną wiechę, powrócił na łono Dekadencji.
KONIEC CZĘŚCI V
evita - Sob 26 Cze, 2010 09:23
CZĘŚĆ VI
Dekadencja wreszcie doczekała się upragnionego weekendu... Wszyscy bez wyjątku ucieszyli się na nadchodzące, wyjątkowo upalne dni. Każdy z nich zaplanował sobie jak spędzić najbliższe, wolne godziny. Jedni będą się napawać widokiem nijakiej, bliżej nieznanego pochodzenia Wiechy, jeszcze inni w wygodnym fotelu zajmą się robótkami ręcznymi a co niektórzy będą dalej toczyć walkę z procentami.
yuraa - Sob 26 Cze, 2010 09:32
Dekadencja wreszcie doczekała się upragnionego weekendu... Wszyscy bez wyjątku ucieszyli się na nadchodzące, wyjątkowo upalne dni. Każdy z nich zaplanował sobie jak spędzić najbliższe, wolne godziny. Jedni będą się napawać widokiem nijakiej, bliżej nieznanego pochodzenia Wiechy, jeszcze inni w wygodnym fotelu zajmą się robótkami ręcznymi a co niektórzy będą dalej toczyć walkę z procentami.
Yuraa na przykład rowerkiem z żoną synem na działkę , kaszanke z grilla skonsumować, ogólnie na swieżym powietrzu czas spędzić, syn dół kopie, już po drabinie do niego wchodzic musi.Mówi Yuraa: co mnie obchodzi ta w ziemi dziura, żona ze zgrozą patrzy.
evita - Pon 28 Cze, 2010 08:46
Dekadencja wreszcie doczekała się upragnionego weekendu... Wszyscy bez wyjątku ucieszyli się na nadchodzące, wyjątkowo upalne dni. Każdy z nich zaplanował sobie jak spędzić najbliższe, wolne godziny. Jedni będą się napawać widokiem nijakiej, bliżej nieznanego pochodzenia Wiechy, jeszcze inni w wygodnym fotelu zajmą się robótkami ręcznymi a co niektórzy będą dalej toczyć walkę z procentami.
Yuraa na przykład rowerkiem z żoną synem na działkę , kaszanke z grilla skonsumować, ogólnie na swieżym powietrzu czas spędzić, syn dół kopie, już po drabinie do niego wchodzic musi.Mówi Yuraa: co mnie obchodzi ta w ziemi dziura, żona ze zgrozą patrzy.
Evita miała balować na weselichu do białego rana a zakończyła już o 22 bo ... nie dało się bawić z takimi sztywniakami, których głównym zajęciem oprócz chlania było tępe wpatrywanie się w sufit za to nadrobiła zaległości bawiąc się przez dwa dni biesiadując "po śląsku" na wiejskim festynie i było naprawdę cudownie.
milutka - Pon 28 Cze, 2010 09:11
A milutka jak to milutka nikomu nie wadząc wybrała się na wycieczkę rowerową zwiedzając piękne zakamarki okolicy wioski w której mieszka ...mimo zmęczenia jakie czuła wieczorem udała się na zabawę wiejską a ,że uwielbia tańczyć -hulankom nie było końca ....w życiu piękne sa tylko chwile -nuciła sobie przed snem i nie wiedząc kiedy zasnęła .....
evita - Pon 28 Cze, 2010 09:20
Dekadencja wreszcie doczekała się upragnionego weekendu... Wszyscy bez wyjątku ucieszyli się na nadchodzące, wyjątkowo upalne dni. Każdy z nich zaplanował sobie jak spędzić najbliższe, wolne godziny. Jedni będą się napawać widokiem nijakiej, bliżej nieznanego pochodzenia Wiechy, jeszcze inni w wygodnym fotelu zajmą się robótkami ręcznymi a co niektórzy będą dalej toczyć walkę z procentami.
Yuraa na przykład rowerkiem z żoną synem na działkę , kaszanke z grilla skonsumować, ogólnie na swieżym powietrzu czas spędzić, syn dół kopie, już po drabinie do niego wchodzic musi.Mówi Yuraa: co mnie obchodzi ta w ziemi dziura, żona ze zgrozą patrzy.
Evita miała balować na weselichu do białego rana a zakończyła już o 22 bo ... nie dało się bawić z takimi sztywniakami, których głównym zajęciem oprócz chlania było tępe wpatrywanie się w sufit. Za to nadrobiła zaległości bawiąc się przez dwa dni biesiadując "po śląsku" na wiejskim festynie i było naprawdę cudownie.
A milutka jak to milutka nikomu nie wadząc wybrała się na wycieczkę rowerową zwiedzając piękne zakamarki okolicy wioski w której mieszka ...mimo zmęczenia jakie czuła wieczorem udała się na zabawę wiejską a ,że uwielbia tańczyć -hulankom nie było końca ....w życiu piękne sa tylko chwile -nuciła sobie przed snem i nie wiedząc kiedy zasnęła .....
|
|