To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Moja opowieść

Guido - Pon 25 Lis, 2013 12:58
Temat postu: Moja opowieść
Nadszedł czas, żeby otworzyć swój wątek.
Przedstawiłem się już jakiś czas temu w Powitalni, a teraz chciałbym opowiedzieć moją opowieść.
Nie jest to żadna wyjątkowa historia, ale to MOJA historia i opowiadam ją po raz PIERWSZY.
Pierwszy raz alkohol piłem stosunkowo późno, bo w drugiej klasie szkoły średniej. Moi rówieśnicy upijali się już w podstawówce, ale ja byłem z tych dobrze wychowanych, z tych kujonów, ciot, czy jak tam się to dzisiaj nazywa. Nie piłem bo bałem się, nie ciągnęło mnie, etc.
Napiłem się po raz pierwszy towarzysko na wakacjach, nie po tajniacku, za aprobatą rodziców.
Piwo było dobre, zaszumiało.
Czasem tak sobie myślę, że już wówczas chyba był gdzieś we mnie alkoholik.
Bo nieuświadomiany wówczas schemat myślenia, który automatycznie włączył się w mojej głowie, wyglądał mniej więcej tak: "Wypiłem piwo, jest fajnie. Lubię, gdy jest mi fajnie. A zatem, aby było fajnie, trzeba sobie czasem wypić."
Moje picie w zasadzie od samego początku było patologiczne (oczywiście mówię to teraz, z perspektywy lat, gdzieżbym wtedy tak pomyślał).
Pijałem oczywiście w towarzystwie, ale piłem także sam i nie widziałem w tym nic złego.
Picie samemu dodawało mi zastrzyku adrenaliny, było smakiem przygody. Oto ja - grzeczny kujon, zawsze najlepszy w klasie - piję alkohol, po tajniacku, sam!
Piłem więc na przykład rano, gdy miałem na późniejszą godzinę do szkoły, a rodzice wychodzili do pracy. Wyciągałem gitarę, podkradałem ojcu z barku wódkę albo co tam było i preparowałem sobie drinka albo dwa. Brzdąkałem, piłem, czułem się jak gwiazdor rocka. A potem na rauszu jechałem do szkoły, na rauszu siedziałem na lekcjach i na rauszu brylowałem. Oczywiście nigdy nie przestałem być najlepszym uczniem. Alkohol dodawał mi animuszu. Inni stresowali się i dostawali pały, a ja - mogłem nawet pić rano wódkę i być nadal geniuszem.
Oczywiście teraz wiem, że piłem, bo czułem się ciotą, ofiarą losu, miałem kompleksy. A po alkoholu byłem supermanem.
Nie piłem wcale bardzo często, ale piłem źle.
Liceum, studia, ciągle najlepszy.
Niezła pozycja, nieposzlakowana opinia.
Po prostu wybitna jednostka - wszyscy mnie chwalili i chwalą nadal.
W taki sposób wpędziłem się w pułapkę, wpadłem w potrzask własnego umysłu.
Zawsze czułem się jak jednostka wyjątkowa i wybitna, bo mi to wmawiało moje otoczenie i potwierdzały dobre wyniki w szkole. Ale jednocześnie miałem kompleksy, czułem się ofiarą losu, nie umiałem radzić sobie ze stresem, wszystkie emocje kamuflowałem. Dlaczego tak trudno uznać, że jest się kimś zwyczajnym, człowiekiem z krwi i kości?
Przez ostatnie 10 lat piłem w sposób coraz bardziej destrukcyjny i umacniało się we mnie przekonanie, że jednak nie jestem tak wybitny jak myślałem, bo wielu moich rówieśników którzy w szkole wcale się nie wyróżniali, teraz osiągnęli dużo więcej ode mnie. A więc piłem, by znowu czuć się wyjątkowy. Albo piłem, by poczuć w sobie moc powiedzenia "Ja im jeszcze wszystkim pokażę". Albo piłem, bo... Albo, bo... A potem to już piłem, bo piłem.
A dzisiaj? Nie piję.
Ostatni raz piłem 21 października.
W ciągu ostatnich 10 lat najdłuższy mój okres niepicia sięgał 2 tygodni.
Więc jest to już jakiś mały sukces, ale nie skupiam się na tym.
Po prostu nie piję.
Wykonuję swoje obowiązki. Skupiam się na chwili obecnej. W spokoju obserwuję co się dzieje złego i dobrego.
Ciekaw jestem Waszych pytań, opinii, etc.
Forum śledzę od paru tygodni. Poznałem Was trochę przyglądając się z boku.
Uprzedzając pytania: nie korzystałem z terapii ani z AA.

matiwaldi - Pon 25 Lis, 2013 13:24

cześć 8)
Guido napisał/a:
Poznałem Was trochę przyglądając się z boku.

którego......??? :mgreen:


a poważnie....czemuż zaprzestałeś picia ??? :mysli:

Guido - Pon 25 Lis, 2013 13:55

matiwaldi napisał/a:
a poważnie....czemuż zaprzestałeś picia ??? :mysli:


Powodów jest wiele ale jak sądzę najważniejszy jest ten, że uważam wolność za największą wartość.
Pijąc alkohol sam sobie odbieram wolność i zamykam się w pułapce iluzji i samooszukiwania.

matiwaldi - Pon 25 Lis, 2013 13:58

Guido napisał/a:
najważniejszy jest ten........


a te mniej ważne ....???

Guido - Pon 25 Lis, 2013 14:10

matiwaldi napisał/a:
a te mniej ważne ....???


- powolna degrengolada umysłowa, intelektualna, psychiczna, społeczne i emocjonalna;
- postępująca utrata radości z życia, z prostych zwykłych codziennych doświadzeń;
- postępująca utrata zdolności kierowania swoim życiem, wykonywania najnormalniejszych obowiązków;
- postępująca utrata satysfakcji ze swoich pasji i zainteresowań, których mam wiele;
- postępująca utrata wiary w siebie;
- kłopoty ze zdrowiem fizycznym;
- brak możliwości rozwoju duchowego (paradoksalnie, bo alkohol rozbudza chęci na ten rozwój);
- poczucie, że się jest "kimś innym", nie "prawdziwym sobą";
- wreszcie: obawa przed zniszczeniem radości życia swoich bliskich, zwłaszcza dzieci.
Sądzę, że mógłbym jeszcze wymieniać.

piotr7 - Pon 25 Lis, 2013 19:57

Ok , masz problem ale tu rodzi się pytanie , co z tym masz zamiar zrobić ?
rybenka1 - Pon 25 Lis, 2013 21:20

Witaj .
leon - Pon 25 Lis, 2013 21:22

Cze :>
cool - Pon 25 Lis, 2013 21:25

witaj :)
Guido - Wto 26 Lis, 2013 10:49

piotr7 napisał/a:
co z tym masz zamiar zrobić ?


Dzięki za powitanie.
Mam zamiar trzeźwieć. No i trzeźwieję.
Przez pierwsze dwa tygodnie abstynencji dbałem przede wszystkim o spokój, nie szarpałem się z niczym, omijałem stresujące sytuacje.
Teraz już angażuję się w życie, coraz bardziej, czuję życie. Czerpię satysfakcję ze zwykłego kroczenia przez życie, zarówno jeśli chodzi o sytuacje przyjemne jak i nieprzyjemne.
Odnajduję też przyjemność w stresie, który wcześniej zawsze mnie paraliżował i prowokował picie.
Staram się medytować w różnych chwilach - to znaczy po prostu obserwować siebie utkwionego w strumieniu czasu.
Dużo czytam i myślę o chorobie alkoholowej.
Kolejnym etapem jest wejście na to forum.
Stopniuję nowe wyzwania, nic na siłę, nic od razu.
Nie boję się, bo wiem że chcę nie pić, co nie znaczy że jestem spokojny o siebie. Codziennie patrzę w lustro i mówię: "Jesteś w porządku gościem, ale do końca ci nie ufam. Po prostu dzisiaj nie piję."
I w drogę.

Pastel - Wto 26 Lis, 2013 14:34

Guido napisał/a:
Odnajduję też przyjemność w stresie


Nie lepiej się go pozbyć? :mysli:
Co do reszty: :okok:
Powodzenia!

piotr7 - Wto 26 Lis, 2013 19:21

Guido napisał/a:
Nie boję się, bo wiem że chcę nie pić, co nie znaczy że jestem spokojny o siebie. Codziennie patrzę w lustro i mówię: "Jesteś w porządku gościem, ale do końca ci nie ufam. Po prostu dzisiaj nie piję."


Właściwe podejście moim zdaniem :okok:

Guido - Śro 27 Lis, 2013 09:18

Pastel napisał/a:
Nie lepiej się go pozbyć?


Pozbyć stresu? Ale jak? Odkroić sobie nożem kuchennym płat mózgu? Wyemigrować do Tybetu żeby zamieszkać do końca życia w klasztorze? Wyrzucić do śmietnika telefon?
Stres jest naturalnym elementem życia.
Jestem typem, który zawsze ze wszystkim sobie bardzo dobrze radził, każdy zazdrościł mi mojego wewnętrznego spokoju i wszyscy sądzili, że stres nie jest dla mnie żadnym problemem. Ale nikt nie wiedział, że wewnątrz wszystko drżało i trzęsło się jak pajęczyna na wietrze. Alkohol przynosił ukojenie.
W moim przypadku myślenie o "pozbyciu" się stresu, "wyeliminowaniu" go, byłoby nie tylko mitologią, ale największą pułapką umysłu.
Rzeczy trzeba przyjmować, zamiast się ich pozbywać.
Można się nauczyć odpowiedniego, zgodnego z naturą człowieka, dystansu do każdej rzeczy.
Patrzenia.

Pastel - Śro 27 Lis, 2013 12:36

Guido napisał/a:
Pozbyć stresu? Ale jak?

Całkowite pozbycie się stresu jest oczywiście, tak jak piszesz, niemożliwe i wątpię by nawet emigracja do Tybetu mogła to zmienić. ;) Mnie raczej chodziło o jego minimalizowanie, eliminację w miarę możliwości jako czegoś negatywnego, a nie jak napisałeś - "odnajdowanie w nim przyjemności". To zabrzmiało tak, jakbyś najpierw się stresował, a później się z tego cieszył. ;) Technik jest masa, nie wiem czy Cię dobrze zrozumiałem, ale sam chyba nawet o tym piszesz w odpowiedzi do mnie:
Guido napisał/a:
Można się nauczyć odpowiedniego, zgodnego z naturą człowieka, dystansu do każdej rzeczy.

więc to może tylko kwestia nazewnictwa, a myślimy o tym samym. :okok:

Guido - Śro 27 Lis, 2013 12:59

Pastel napisał/a:
więc to może tylko kwestia nazewnictwa, a myślimy o tym samym. :okok:



Prawdopodobnie tak.
Mi w tej chwili pomaga kontemplacyjne podejście do stresu, takie trochę na modłę buddyjską.
Unikałem sytuacji stresujących w pierwszych dwóch tygodniach abstynencji.
Teraz, pracując nad trzeźwieniem, nie unikam ich już, ale wchodzę w nie z otwartością.
Kiedyś, w czasach "przed-alkoholowych", pamiętam że w sytuacjach stresu powtarzałem sobie następującą mantrę: "To, czego doświadczam, to wcale nie jest paraliżujący stres, to przyjemne doświadczenie podniecenia wynikające z możliwości sprostania nowemu wyzwaniu w życiu". Tym "wyzwaniem" mogło być wszystko, nawet wizyta u dentysty.
I dzięki temu udawało mi się rzeczywiście zamienić nieprzyjemne uczucie stresu w "emocjonujące napięcie" które dodawało mi wigoru i chęci działania.
To może działać - aktualnie wprowadzam tę strategię w życie.
Jest to, jak sądzę, element "LUBIENIA SIEBIE", o którym przed chwilą napisałem w wątku Psyhofuna.

eremita - Śro 27 Lis, 2013 21:17

Guido napisał/a:
Wyemigrować do Tybetu żeby zamieszkać do końca życia w klasztorze? .

:mysli: też to kiedyś rozwazalem. Łatwiej stworzyć sobie swój własny klasztor z zaje..scie wielkim napisem nad furtą: "No pasaran!"

Matinka - Śro 27 Lis, 2013 23:14

Cześć Guido,
Widzę, że masz swoją opowieść :)
Dołączę do rozważań na temat stresu.
Guido napisał/a:
Unikałem sytuacji stresujących w pierwszych dwóch tygodniach abstynencji.
Teraz, pracując nad trzeźwieniem, nie unikam ich już, ale wchodzę w nie z otwartością.
Kiedyś, w czasach "przed-alkoholowych", pamiętam że w sytuacjach stresu powtarzałem sobie następującą mantrę: "To, czego doświadczam, to wcale nie jest paraliżujący stres, to przyjemne doświadczenie podniecenia wynikające z możliwości sprostania nowemu wyzwaniu w życiu". Tym "wyzwaniem" mogło być wszystko, nawet wizyta u dentysty.
I dzięki temu udawało mi się rzeczywiście zamienić nieprzyjemne uczucie stresu w "emocjonujące napięcie" które dodawało mi wigoru i chęci działania.
To może działać - aktualnie wprowadzam tę strategię w życie.
Jest to, jak sądzę, element "LUBIENIA SIEBIE", o którym przed chwilą napisałem w wątku Psyhofuna.

Widzę to podobnie. "LUBIENIE SIEBIE" jest podstawą rozwoju, a stres jego stymulacją. Nie ma co pracować nad eliminacją stresu a raczej korzystać z tego co on niesie. Tak, jak napisałeś - wyzwania są siłą napędową w życiu. Właśnie to radzenie sobie daje nowe możliwości. Nasz organizm jest do tego przystosowany i reaguje w warunkach stresu zwiększoną wydajnością. Problemem jest stres długotrwały i przekraczający nasze zdolności adaptacji.
A mi to z tym stresem różnie wychodzi ;)

Guido - Czw 28 Lis, 2013 09:13

Hej Matinko, brakowało mi Ciebie.
Mi ze stresem też różnie wychodzi.
Stres powoduje, że cały w środku się spinam, jestem wewnętrznie sparaliżowany, chociaż na zewnątrz niczego nie daję po sobie poznać i z pozorną pewnością siebie załatwiam, co jest do załatwienia (Zawsze taki byłem - na zewnątrz oaza spokoju, w środku zalęknione pisklę). Ale potem, gdy napięcie opada, serce wali mi jak młotem i głowa boli do końca dnia. Zwykle zalewałem to wódką i było "OK", tzn. uspokajałem się.
Dotyczy to sytuacji niespodziewanych, kiedy coś wydarza się nagle, a ja nie mam czasu się przygotować.
Dlatego pracuję nad sobą w sytuacjach, w których stres da się przewidzieć, np. gdy mam coś do załatwienia. Nie unikam tego (jak niegdyś), tylko próbuję sobie z tym radzić. I powoli to przynosi rezultaty.
Kiedy człowiek trzeźwieje, zaczyna dopiero dostrzegać wszystkie te dziury w psychice, które sobie zafundował pijąc alkohol.
Nie można jednak wówczas reagować przerażeniem, gdyż prowadzi to do kolejnego zapicia.
Jeśli ktoś jest wewnętrznie przeświadczony o swej woli niepicia i pogodzony ze świadomością, kim jest, będzie obserwował swoje spustoszone życie tak, jak ogląda się miasto, które nawiedził kataklizm - tzn. szacował straty, liczył budynki, które ocalały, i na spokojnie planował strategię odbudowy.

Guido - Czw 28 Lis, 2013 09:35

Klara napisał/a:
Guido napisał/a:
Stres powoduje, że cały w środku się spinam, jestem wewnętrznie sparaliżowany, chociaż na zewnątrz niczego nie daję po sobie poznać i z pozorną pewnością siebie załatwiam, co jest do załatwienia

Nie wiem czy wiesz, ale takie długotrwałe napięcie skutkuje z czasem całkiem fizycznymi bardzo przykrymi dolegliwościami kręgosłupa i ogólnie narządów ruchu, oraz szczękościskiem. Dobry ortodonta pyta o bóle głowy :(


Nie mam tych dolegliwości, ale zdaję sobie sprawę że człowiek jest systemem naczyń połączonych.
Pewnie jedynym sposobem, by poradzić sobie z przyczyną takich ostrych reakcji na stres jest przemiana psychiczna i duchowa.
A reakcje, jak już się pojawią, staram się leczyć dobrym oddechem, pozytywnym myśleniem, rozmową z kimś, zieloną herbatą, etc.
No i jako kolejny etap mojego trzeźwienia postawiłem sobie ogólną zmianę stylu życia i nawyków żywieniowych. Już zacząłem stosować i jest zdecydowana poprawa. Choć na słodycze jeszcze czasem sobie pozwalam, bo jak to mówią, "nie od razu Rzym......."

baracca - Czw 28 Lis, 2013 13:32

Cześć Guido
Guido napisał/a:
Stres powoduje, że cały w środku się spinam, jestem wewnętrznie sparaliżowany, chociaż na zewnątrz niczego nie daję po sobie poznać i z pozorną pewnością siebie załatwiam, co jest do załatwienia (Zawsze taki byłem - na zewnątrz oaza spokoju, w środku zalęknione pisklę).

Na twarzy maska, a w środku mało się wszsystko nie rozpieprzy.
A potem pytania - Co? On? Niemożliwe... Spokojny, opanowany, nic nie było widać...
Guido napisał/a:
Pewnie jedynym sposobem, by poradzić sobie z przyczyną takich ostrych reakcji na stres jest przemiana psychiczna i duchowa.

Odniosłem wrażenie, że duchowa przemiana powoduje psychiczną. Ale to u mnie się tak zadziało, u innych może być w odwrotnej kolejności.

To wielka sztuka umieć odkręcić kranik i spuścić cały szlam jaki się gromadzi w międzyczasie.
Kiedyś na ulicznym koszu na śmieci zuważyłem taką wlepkę:
Wyrzucasz śmieci Czy oczyszczasz także swój umysł?

A dolegliwości o których pisze Klara - kręgosłup męczył mnie systematycznie, ale ja przecież twardy zawodnik byłem... :lol:

Guido - Czw 28 Lis, 2013 13:54

baracca napisał/a:
Na twarzy maska, a w środku mało się wszsystko nie rozpieprzy.
A potem pytania - Co? On? Niemożliwe... Spokojny, opanowany, nic nie było widać...

Odniosłem wrażenie, że duchowa przemiana powoduje psychiczną. Ale to u mnie się tak zadziało, u innych może być w odwrotnej kolejności.

To wielka sztuka umieć odkręcić kranik i spuścić cały szlam jaki się gromadzi w międzyczasie.
Kiedyś na ulicznym koszu na śmieci zuważyłem taką wlepkę:
Wyrzucasz śmieci Czy oczyszczasz także swój umysł?

A dolegliwości o których pisze Klara - kręgosłup męczył mnie systematycznie, ale ja przecież twardy zawodnik byłem... :lol:


Cześć;
Dziękuję za to co napisałeś.
To właśnie mój przypadek - ten facet, o którym wszyscy mówią: "O, wzór, opanowany, spokojny, etc."
Próbuję teraz dbać o moje zdrowie fizyczne i psychiczne, ale chyba nade wszystko pracuję nad rozwojem duchowym - czuję że tego najbardziej mi potrzeba, to najbardziej zaniedbałem.
Też uważam, że od ducha zaczyna się zdrowienie.
To ciekawe co piszesz, bo od kiedy nie piję, stałem się strasznie wyczulony na kwestię wyrzucania i segregowania śmieci... Coś w tym jest, nie chcę już wydalać z siebie rzeczy skażonych, brudnych, promieniotwórczych, złych...

baracca - Czw 28 Lis, 2013 14:15

Guido napisał/a:
To ciekawe co piszesz, bo od kiedy nie piję, stałem się strasznie wyczulony na kwestię wyrzucania i segregowania śmieci...

Podświadomość?...
Guido napisał/a:
Coś w tym jest, nie chcę już wydalać z siebie rzeczy skażonych, brudnych, promieniotwórczych, złych...

Hmm... To nie takie proste.
Ja się bałem (i boję się nadal) dwóch rzeczy:
- nie chcę pomylić własnej przemiany z pędem ku świętości, bo święty nigdy nie będę i potem może być qr**! znowu nie wyszło, jestem do niczego...
- doskonałości; będę szczęśliwy kiedy będę doskonały i jestem gotów zniszczyć wszystko na swojej drodze - rzeczy i ludzi - bo muszę być doskonały i wtedy będę szczęśliwy.

Więc pogodziłem się z tym, że w codzienności nadal potrafię produkować rzeczy skażone. Sztuką jest się ich pozbywać tak aby nie zaśmiecały mojego umysłu i żeby w trakcie ich utylizacji nie działa się nikomu krzywda. Ta duchowa przemiana bardzo ogranicza produkcję śmieci i ich toksyczność, ale jej całkowicie nie eliminuje.
U mnie recykling zawsze kulał... :mgreen:

Tajga - Czw 28 Lis, 2013 14:19

Guido napisał/a:
nie chcę już wydalać z siebie rzeczy skażonych, brudnych, promieniotwórczych, złych...

Nie chcesz wydalać,czyli chcesz je w sobie dusić?
czy nie chcesz doprowadzać do nagromadzania się ich w Tobie?
Bo to całkiem różne sprawy są.

Pastel - Czw 28 Lis, 2013 17:39

baracca napisał/a:
Ja się bałem (i boję się nadal) dwóch rzeczy:
-(...)
- doskonałości;

Przestałem się jej bać kiedy sobie uświadomiłem, ze doskonały nigdy nie będę. Przedtem musiałem najpierw dojść, że wcale nie jestem. :oops: Od tamtej pory do doskonałości dążę, bo to sprawia moje życie lepszym, wiem jednak, że jej nie osiągnę. Akceptuję to, czego nie mogę zmienić i zmieniam to, czego nie mogę zaakceptować. :)

emigrantka - Czw 28 Lis, 2013 18:30

Guido, sporo sie naczytałeś i to nazywasz trzezwieniem ?? no okej cuda zdarzają się co dzień powodzenia życzę.
zołza - Czw 28 Lis, 2013 19:57

Guido napisał/a:
, bo od kiedy nie piję, stałem się strasznie wyczulony na kwestię wyrzucania i segregowania śmieci... Coś w tym jest, nie chcę już wydalać z siebie rzeczy skażonych, brudnych, promieniotwórczych, złych...


Ja to nazywam przeniesieniem... :skromny:
Wpadanie ze skrajnosci w skrajność.
Witam Guido :)

Guido - Czw 28 Lis, 2013 21:15

emigrantka napisał/a:
Guido, sporo sie naczytałeś i to nazywasz trzezwieniem ?? no okej cuda zdarzają się co dzień powodzenia życzę.


Dziękuję za życzenia.
Wcale się sporo nie naczytałem, skąd takie wrażenie?

szymon - Czw 28 Lis, 2013 21:19

Pastel napisał/a:
Przestałem się jej bać kiedy sobie uświadomiłem, ze doskonały nigdy nie będę


zapytaj wolnego, to Ci w jednym zdaniu udowodni, ze już jesteś doskonały, byłeś i będziesz :mgreen:

Guido - Czw 28 Lis, 2013 21:20

zołza napisał/a:
Ja to nazywam przeniesieniem... :skromny:
Wpadanie ze skrajnosci w skrajność.
Witam Guido :)


Masz rację; przemeblowywanie życia, przeprojektowywanie, przesuwanie klepek, zmienianie priorytetów. Wiele etykietek można wymyślić.
Będę tego świadomy i obserwuję dalej, co się dzieje.
Nie odczuwam, bym balansował na krawędzi jakiejś skrajności, raczej kroczę sobie środkiem i odzyskuję spokój i równowagę.

Guido - Czw 28 Lis, 2013 21:23

Tajga napisał/a:
Nie chcesz wydalać,czyli chcesz je w sobie dusić?
czy nie chcesz doprowadzać do nagromadzania się ich w Tobie?
Bo to całkiem różne sprawy są.


Mówię o rzeczach skażonych alkoholem, o kłamstwach, iluzjach, fantasmagoriach, projekcjach, deklaracjach, etc.
Porównałem to do śmieci, które się produkuje i wywala bez ładu i składu, którymi się ma wiecznie ubabrane ręce.

Guido - Czw 28 Lis, 2013 21:25

eremita napisał/a:
też to kiedyś rozwazalem. Łatwiej stworzyć sobie swój własny klasztor z zaje..scie wielkim napisem nad furtą: "No pasaran!"


Właśnie, zwłaszcza że w Himalajach pewno nie ma dostępu do netu i nie można się logować na "Dekadencji"...

baracca - Czw 28 Lis, 2013 21:28

Guido napisał/a:
Nie odczuwam, bym balansował na krawędzi jakiejś skrajności, raczej kroczę sobie środkiem i odzyskuję spokój i równowagę.

Bardzo dobrze Guido, krocz dalej i odzyskuj co jest do odzyskania.
zołza napisał/a:
Szybko i łatwo Ci poszło

Nie bądź zołza. fsdf43t
Czy łatwo to wie tylko Guido, a czy szybko? To rzecz względna...

Guido - Czw 28 Lis, 2013 21:30

baracca napisał/a:
To nie takie proste.
Ja się bałem (i boję się nadal) dwóch rzeczy:
- nie chcę pomylić własnej przemiany z pędem ku świętości, bo święty nigdy nie będę i potem może być qr**! znowu nie wyszło, jestem do niczego...
- doskonałości; będę szczęśliwy kiedy będę doskonały i jestem gotów zniszczyć wszystko na swojej drodze - rzeczy i ludzi - bo muszę być doskonały i wtedy będę szczęśliwy


O, nie, nawet mi w głowie nie postała myśl o jakiejkolwiek świętości czy doskonałości, gdzieżby!
Mam pasje, które rozwijam i oczywistą rzeczą jest, że próbuję być coraz lepszy w tym, co robię, także w sztuce życia.
Ale dopuścić do głowy myśl, że można kiedykolwiek osiągnąć cel, znaczy wszystko zaprzepaścić.
Nirwana to tylko kolejny mit.
Słowem: Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go.

Guido - Czw 28 Lis, 2013 21:33

zołza napisał/a:
Szybko i łatwo Ci poszło ;)


Nie dam się nabrać na takie sympatyczne sarkazmy.
Ale miło mi; pozdrawiam.

zołza - Czw 28 Lis, 2013 21:43

Guido napisał/a:
Nie dam się nabrać na takie sympatyczne sarkazmy.


Nigdy bym nie smiała Cie nabierac. :nie:
Ja tylko tak troszkę zazdroszczę samoświadomosci :P
Ale spoko - to nie miało byc złosliwe :luzik:
Pozdrawiam :)

Matinka - Czw 28 Lis, 2013 23:08

Guido napisał/a:
Hej Matinko, brakowało mi Ciebie.

Hej, hej uwaga na uzależnienia! ;)
Guido napisał/a:
Mi ze stresem też różnie wychodzi.
Stres powoduje, że cały w środku się spinam, jestem wewnętrznie sparaliżowany, chociaż na zewnątrz niczego nie daję po sobie poznać i z pozorną pewnością siebie załatwiam, co jest do załatwienia (Zawsze taki byłem - na zewnątrz oaza spokoju, w środku zalęknione pisklę). Ale potem, gdy napięcie opada, serce wali mi jak młotem i głowa boli do końca dnia.

To ja z kolei spostrzegam u siebie osobowość meduzy czy też mimozy;-) natychmiast reaguję na stres przy czym serce mam myszy, które wali szybko i mocno. A bodźcem może być byle co. Stosuję uniki a w przypływie siły zaciskam zęby i atakuję;-). Zdecydowanie nie szukam przyjemności w stresie i go nie szukam. Coś musi być albo w tej strategii albo w zestawie moich cech osobniczych;-) bo jak spojrzę wstecz, to aż się dziwię, jak udało mi się wiele osiągnąć (wg własnej skali). Podejmuję wyzwania ale dopiero w trakcie realizacji dopada mnie strach i stawia włosy dęba "matko, co ja znowu wymyśliłam...";-)
Często po walce boli mnie głowa a bywa, że mięśnie karku i grzbietu, które napinałam w gotowości do ucieczki lub ataku.
I też odkryłam "magiczne własności" trunku, który dodawał odwagi i koił zszarpane nerwy.
Do czasu, gdy trucizna uczyniła takie spustoszenia w psychice, że na trzeźwo bałam się własnego cienia...:-(

Guido - Pią 29 Lis, 2013 09:33

zołza napisał/a:
Ja tylko tak troszkę zazdroszczę samoświadomosci


Wiem, że to było szczere, ale dla własnego dobra odczytam to jako sarkazm - jeśli wybaczysz...
Ostatni raz piłem alkohol ledwie 39 dni temu i byłbym ostatnim idiotą, gdybym twierdził że osiągnąłem choćby namiastkę samoświadomości od tego czasu.
W istocie będę idiotą, jeśli kiedykolwiek to stwierdzę.
Buddyjscy mnisi poświęcają swoje życiorysy na to, a też im się nie udaje.
Ale próbuję się rozwijać i cieszę się z drobnych sukcesów i radości, jednocześnie nie popadając w euforię; wierzę w swoje siły ale nie ufam sobie zanadto.

Guido - Pią 29 Lis, 2013 09:43

Matinka napisał/a:
Stosuję uniki a w przypływie siły zaciskam zęby i atakuję;-).

Podejmuję wyzwania ale dopiero w trakcie realizacji dopada mnie strach i stawia włosy dęba "matko, co ja znowu wymyśliłam..."

Często po walce boli mnie głowa a bywa, że mięśnie karku i grzbietu, które napinałam w gotowości do ucieczki lub ataku.


Rety, Matinko, nie ryzykujesz zanadto?
Jak mawiał klasyk: "Trzeba się wyluzoooować..."
Trochę mnie niepokoi Twoja retoryka walki i ataku, nie możesz popatrzeć na to z bardziej łagodnej strony?

Ze swojej strony mogę polecić Ci lekturę tekstu "Jakie jest właściwe nastawienie do medytacji" buddyjskiego mnicha Sayadaw U Tejaniya - można go znaleźć w internecie po polsku. To zestaw króciutkich punktów opracowanych jako pomoc dla praktykujących medytację - nie chodzi mi wcale o to, by Cię zachęcać do medytowania, ale ten tekst zawiera po prostu kilka bardzo prostych, praktycznych porad, które pomagają w owej "walce", jak ją nazywasz.
Nie wiem, czy ten tekst jest znany w gronie Anonimowych Alkoholików, ale jeśli nie, to szczerze polecam; warto to niego wracać, gdy człowieka nosi na boki.

wolny - Pią 29 Lis, 2013 09:44

Guido napisał/a:
Buddyjscy mnisi poświęcają swoje życiorysy na to, a też im się nie udaje.

Pewien jesteś :shock: Zreszta najlepiej jak zapytasz Szymona on coś wie na ten temat :tak:

Guido - Pią 29 Lis, 2013 10:33

wolny napisał/a:
Pewien jesteś :shock: Zreszta najlepiej jak zapytasz Szymona on coś wie na ten temat :tak:


Myślę że niektórzy dostępują wysokiego stanu samoświadomości, ale nie poprzestają na tym i dalej kroczą swoją ścieżką.
Prawdopodobnie gdyby ich zapytać, czy osiągnęli to, o co im chodziło, roześmialiby się tylko. Pojęcia "zdobywania czegoś", "osiągania wyznaczonych celów" należą raczej do mitologii Zachodu.
Chodziło mi o to, że samo sformułowanie: "osiągnąć samoświadomość" zawiera w sobie sprzeczność, bo samoświadomość nie jest czymś co się w ostateczny sposób osiąga.

Matinka - Pią 29 Lis, 2013 19:32

Guido napisał/a:
Rety, Matinko, nie ryzykujesz zanadto?
Jak mawiał klasyk: "Trzeba się wyluzoooować..."
Trochę mnie niepokoi Twoja retoryka walki i ataku, nie możesz popatrzeć na to z bardziej łagodnej strony?
Ze swojej strony mogę polecić Ci lekturę tekstu "Jakie jest właściwe nastawienie do medytacji" buddyjskiego mnicha Sayadaw U Tejaniya

Spokojnie, trochę to zabrzmiało po "zwierzęcemu";-) a to z powodu mej fascynacji przyrodą.
I rzeczywiście życie postrzegam jak dżunglę w której trzeba umieć funkcjonować , ale nie wygląda to tak drapieżnie. Atak to tylko przeciwieństwo ucieczki i wycofania, czyli krok do przodu i podjęcie wyzwania, którym może być zwykła wizyta u dentysty;-) albo wejście do gabinetu szefa, wykonanie telefonu, zabranie się za trudną sprawę albo...nawet wyjście z domu. Czyli normalność, która niesie ze sobą stres, różnie odczuwany ze względu na próg wrażliwości. To czego bym chciała dla siebie to więcej luzu, dystansu, przymrużenia oka, spokoju...To mniej więcej zawarte jest w tych punktach nawiązujących do medytacji. Dzięki, myślę o tym i próbuję realizować:-)

Jak tam samopoczucie?

Guido - Pią 29 Lis, 2013 21:35

Matinka napisał/a:
Jak tam samopoczucie?


Bardzo dobrze, dziękuję.
Pewnie przeżywam właśnie swój miesiąc, ale nie myślę o tym - staram się być przygotowany na jakiś niespodziewane uderzenie głodu; wiem że prędzej czy później to nastąpi.
A Ty jak?

baracca - Pią 29 Lis, 2013 21:47

Guido napisał/a:
wiem że prędzej czy później to nastąpi.

Uważaj z tym wiem.
Miej świadomość, że coś takiego istnieje, dobrze żebyś wiedział co można z tym zrobić i jak, ale nie czekaj na niego bo sam możesz go sobie wkręcić.
Po prostu zachowaj czujność.

Trzymaj się.

Matinka - Sob 30 Lis, 2013 17:57

Guido napisał/a:
Pewnie przeżywam właśnie swój miesiąc, ale nie myślę o tym - staram się być przygotowany na jakiś niespodziewane uderzenie głodu; wiem że prędzej czy później to nastąpi.
A Ty jak?

Jakby tu powiedzieć, a nie skłamać...?;-)
Targają mną różne uczucia, w tym dominuje smutek (nie z powodu braku alkoholu, całkiem inne sprawy) ale ...żadna to tragedia, więc przeczekam i będzie OK:-)
baracca napisał/a:
Guido napisał/a:
wiem że prędzej czy później to nastąpi.

Uważaj z tym wiem.
Miej świadomość, że coś takiego istnieje, dobrze żebyś wiedział co można z tym zrobić i jak, ale nie czekaj na niego bo sam możesz go sobie wkręcić.
Po prostu zachowaj czujność.

To co napisał Baracca jest bardzo ważne!
Chodzi o to, żeby nie ulec samospełniającej się przepowiedni.
Możesz mieć wiedzę, ale nie nastawiaj się, że tak ma być, bądź dobrej myśli.
Swoją drogą, to nie odczuwałam głodów, w czasie lata i upałów pojawiała się czasem chęć na piwo ale była nietrwała i wystarczyło napić się jakiegoś napoju.
Natomiast doświadczyłam ze dwa razy (na skutek "wyzwalających" sytuacji) zmiany myślenia, mojej filozofii abstynencji czy też trzeźwego życia - popatrzyłam na to z boku i przeszło.

Guido - Nie 01 Gru, 2013 13:28

baracca napisał/a:
Uważaj z tym wiem. Miej świadomość, że coś takiego istnieje, dobrze żebyś wiedział co można z tym zrobić i jak, ale nie czekaj na niego bo sam możesz go sobie wkręcić. Po prostu zachowaj czujność.


Święte słowa, dzięki.
Sądzę, że podświadomie obawiałem się, że objawy głodu przyjdą bardzo szybko. Tymczasem nie przychodzą, z czego oczywiście jestem bardzo zadowolony, ale wiem, że muszę być czujny, gromadzić arsenał na wypadek kryzysu.
Nie oznacza to, że siedzę i czekam na kryzys, o nie! Po prostu pozostaję spokojny i świadomy.

wolny - Nie 01 Gru, 2013 13:34

baracca, Czy Wy BARACCA nie przesadzacie zes tom czujnościom ,.. no bo jak bedzie taki zbyt ostrożny to coby nie uczynił z siebie bombki choinkowej ze szkła :figielek:
Guido - Nie 01 Gru, 2013 13:39

Matinka napisał/a:
Targają mną różne uczucia, w tym dominuje smutek (nie z powodu braku alkoholu, całkiem inne sprawy) ale ...żadna to tragedia, więc przeczekam i będzie OK:-)

To co napisał Baracca jest bardzo ważne! Chodzi o to, żeby nie ulec samospełniającej się przepowiedni. Możesz mieć wiedzę, ale nie nastawiaj się, że tak ma być, bądź dobrej myśli.
Swoją drogą, to nie odczuwałam głodów, w czasie lata i upałów pojawiała się czasem chęć na piwo ale była nietrwała i wystarczyło napić się jakiegoś napoju.
Natomiast doświadczyłam ze dwa razy (na skutek "wyzwalających" sytuacji) zmiany myślenia, mojej filozofii abstynencji czy też trzeźwego życia - popatrzyłam na to z boku i przeszło.


Życzę Ci więc powodzenia i radości w miejsce tego smutku.

Chęć napicia się oczywiście czasem pojawia się w mojej głowie, ale nie postrzegam tego jako objaw głodu; to tylko iskra podświadomości, która próbuje wzniecić pożar, ale która natychmiast gaśnie, gdy na nią spojrzę.
No, ale pewnie moją podświadomość stać na jakieś bardziej chytre sztuczki, więc rozstawiam straże przy granicach i obserwuję.
Próbuję również ćwiczyć podświadomość, tresować ją tak jak małego pieska, kształtować nowe reakcje, nowe powiązania skojarzeniowe w mózgu.

Guido - Nie 01 Gru, 2013 13:47

wolny napisał/a:
baracca, Czy Wy BARACCA nie przesadzacie zes tom czujnościom ,.. no bo jak bedzie taki zbyt ostrożny to coby nie uczynił z siebie bombki choinkowej ze szkła :figielek:


Pewno, nie można dać się zwariować...
Ale taką bombką choinkową to ja byłem wielokrotnie i wielkokrotnie pękałem.

Guido - Wto 03 Gru, 2013 10:31

Dzisiaj w nocy piłem we śnie.
Nie pamiętam szczegółów, ten sen mnie jakoś szczególnie nie zmęczył, ale dopiero rano myjąc zęby uświadomiłem sobie, że on był. Treść uleciała zupełnie, pamiętam zaledwie cień uczucia, które we mnie wzbudził - złości na samego siebie i poczucia winy.
Naszła mnie taka refleksja:
- Czy fakt, że sny alkoholowe pojawiają się w jakiś czas po zaprzestaniu picia, nie świadczy o tym, że podświadomość nie potrafiąc znaleźć sobie ujścia w świadomym życiu próbuje szukać dziur w umyśle, kiedy on wypoczywa?
- Czy rozsądne jest traktowanie własnej podświadomości jako pewnego wroga, chytrego przeciwnika, albo może jak jakiegoś zwierzaka, którego należy odpowiednio wytresować, nauczyć jak ma reagować w różnych sytuacjach? Lub po prostu jak dziecko-w-sobie, które z miłością należy wychowywać, stanowczo ale z uczuciem, nie ulegając jego zachciankom tylko wskazując drogę, którą ma kroczyć.

Ann - Wto 03 Gru, 2013 10:36

Guido napisał/a:
Dzisiaj w nocy piłem we śnie.
Ja piłam poprzedniej nocy we śnie.. wino różowe, nawet smak pamiętam.. prosto z gwinta, na rogu jakiegoś bloku.. :beba:

Guido napisał/a:
- Czy fakt, że sny alkoholowe pojawiają się w jakiś czas po zaprzestaniu picia, nie świadczy o tym, że podświadomość nie potrafiąc znaleźć sobie ujścia w świadomym życiu próbuje szukać dziur w umyśle, kiedy on wypoczywa?
ja osobiście mam wrażenie, że mój mózg sobie wynagradza we snach to za czym tęskni..
Jonesy - Wto 03 Gru, 2013 10:42

Guido, poczytaj jak nie czytałeś:
http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=1271

Mogą to być objawy głodu alkoholowego, może też być rykoszet po jakimś wyzwalaczu. Może też efekt jakiś myśli podświadomych. A może to być też zwykły sen.

Co do umysłu - mam swoją teorię na ten temat. Dla zaczynającego trzeźwieć, własny umysł może stać się największym wrogiem. Dlatego, moim zdaniem, tak ważne jest, szczególnie w początkowym okresie trzeźwienia, zawierzyć i zaufać wspólnocie aa i/lub poradom terapeuty uzależnień, stosując się do tych wszystkich zaleceń, które wykazały się skutecznością w wielu podobnych przypadkach. Aż do momentu, w którym będziesz wyposażony w odpowiednie narzędzia i wiedzę, aby dostrzec co jest prawdą a co pułapką umysłu w postaci głodu lub nawrotu.

Ale to oczywiście moje zdanie tylko. To że ja tak zrobiłem i dało to efekty (chociaż po pierwszym mitingu przetłumaczyłem sobie że ja to mam szczęście bo daleko mi do "nich wszystkich", to spotkanie z terapeutką uzależnień kilka dni później ustawiło mnie do pionu, a wykonywanie jej wszystkich zaleceń (między innymi) zaprowadziło mnie tu gdzie teraz jestem).

Guido - Wto 03 Gru, 2013 10:54

Jonesy napisał/a:
Guido, poczytaj jak nie czytałeś:
http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=1271

Mogą to być objawy głodu alkoholowego, może też być rykoszet po jakimś wyzwalaczu. Może też efekt jakiś myśli podświadomych. A może to być też zwykły sen.

Co do umysłu - mam swoją teorię na ten temat. Dla zaczynającego trzeźwieć, własny umysł może stać się największym wrogiem. Dlatego, moim zdaniem, tak ważne jest, szczególnie w początkowym okresie trzeźwienia, zawierzyć i zaufać wspólnocie aa i/lub poradom terapeuty uzależnień, stosując się do tych wszystkich zaleceń, które wykazały się skutecznością w wielu podobnych przypadkach. Aż do momentu, w którym będziesz wyposażony w odpowiednie narzędzia i wiedzę, aby dostrzec co jest prawdą a co pułapką umysłu w postaci głodu lub nawrotu.

Ale to oczywiście moje zdanie tylko. To że ja tak zrobiłem i dało to efekty (chociaż po pierwszym mitingu przetłumaczyłem sobie że ja to mam szczęście bo daleko mi do "nich wszystkich", to spotkanie z terapeutką uzależnień kilka dni później ustawiło mnie do pionu, a wykonywanie jej wszystkich zaleceń (między innymi) zaprowadziło mnie tu gdzie teraz jestem).


Dziękuję, Jonesy.
Czytałem ten dział, ale oczywiście nigdy dosyć, będę tam wracał wielokrotnie.

baracca - Wto 03 Gru, 2013 18:04

Guido napisał/a:
Dzisiaj w nocy piłem we śnie.

No to piłeś. Wódę zapewne albo inny wynalazek?
Hmm... serwatka to Ci się raczej śniła po nocach nie będzie.
Guido napisał/a:
Czy rozsądne jest traktowanie własnej podświadomości jako pewnego wroga, chytrego przeciwnika, albo może jak jakiegoś zwierzaka, którego należy odpowiednio wytresować, nauczyć jak ma reagować w różnych sytuacjach? Lub po prostu jak dziecko-w-sobie, które z miłością należy wychowywać, stanowczo ale z uczuciem, nie ulegając jego zachciankom tylko wskazując drogę, którą ma kroczyć.

Guido - pytanie jest bardzo dobre. Z odpowiedzią będzie dużo trudniej. Sam musisz ją znaleźć, bo to jest Twoja podświadomość i skrojona na Twoją miarę.

A póki co - keep calm.

Guido - Śro 04 Gru, 2013 09:17

baracca napisał/a:
No to piłeś. Wódę zapewne albo inny wynalazek?
Hmm... serwatka to Ci się raczej śniła po nocach nie będzie.


Nie pamiętam, co to był za alkohol, ale wedle wszelkiego prawdopodobieństwa była to wóda.
A może to nie butelkę całowałem, tylko usta szatana.........................?

Halibut - Wto 17 Gru, 2013 20:30

Guido napisał/a:
- Czy rozsądne jest traktowanie własnej podświadomości jako pewnego wroga, chytrego przeciwnika, albo może jak jakiegoś zwierzaka, którego należy odpowiednio wytresować, nauczyć jak ma reagować w różnych sytuacjach? Lub po prostu jak dziecko-w-sobie, które z miłością należy wychowywać, stanowczo ale z uczuciem, nie ulegając jego zachciankom tylko wskazując drogę, którą ma kroczyć.


Z miłością? a skąd ta miłość, czy aby ze świadomości a może rozumu? Rodzi się sprzeczność. A w końcu, kto ma wskazywać drogę świadomość czy podświadomość. Należy wychować? Wskazując drogę, którą ma Kroczyc? Więc ktoś wychowuje, wie lepiej. Jest rodzić i dziecko, doświadczenie i jego brak, wartościowanie. Pachnie mi to walką w miejscu gdzie chciałoby się widzieć akceptację i równowagę. A jak jest walka to jest agresor, ten, który rości sobie pretensje, że wie lepiej, chce dominować i kontrolować, w tym wypadku to może być rozum.

szymon - Wto 17 Gru, 2013 20:34

Halibut napisał/a:
w tym wypadku to może być rozum


EGO=1/wiedza, choc nie zawsze wzór odzwierciedla rzeczywistość :p

Guido - Śro 18 Gru, 2013 12:49

Halibut napisał/a:
Guido napisał/a:
- Czy rozsądne jest traktowanie własnej podświadomości jako pewnego wroga, chytrego przeciwnika, albo może jak jakiegoś zwierzaka, którego należy odpowiednio wytresować, nauczyć jak ma reagować w różnych sytuacjach? Lub po prostu jak dziecko-w-sobie, które z miłością należy wychowywać, stanowczo ale z uczuciem, nie ulegając jego zachciankom tylko wskazując drogę, którą ma kroczyć.


Z miłością? a skąd ta miłość, czy aby ze świadomości a może rozumu? Rodzi się sprzeczność. A w końcu, kto ma wskazywać drogę świadomość czy podświadomość. Należy wychować? Wskazując drogę, którą ma Kroczyc? Więc ktoś wychowuje, wie lepiej. Jest rodzić i dziecko, doświadczenie i jego brak, wartościowanie. Pachnie mi to walką w miejscu gdzie chciałoby się widzieć akceptację i równowagę. A jak jest walka to jest agresor, ten, który rości sobie pretensje, że wie lepiej, chce dominować i kontrolować, w tym wypadku to może być rozum.


Miłość raczej nie pochodzi z rozumu, a kochać to nie znaczy walczyć o dominację i kontrolę.
O ile rozumiem pytasz czy jest w ogóle możliwa miłość do samego siebie?
Właściwie to nie wiem, sam trochę nie ufam tym, którzy mówią że siebie samych kochają.
Zakrawa to na narcyzm w czystej postaci.
Nie ufam też miłości w wydaniu chrześcijańskim, gdyż ona jest uwarunkowana właśnie miłością własną ("Będziesz kochał bliźniego jak siebie samego", "Kto nie umie kochać siebie, nie umie też kochać bliźniego" - św. Augustyn).
Może za dużo gadamy o tej miłości.
Czy miłość do samego siebie to zwyczajnie pragnienie własnego szczęścia?
Ale nie ma nic wzniosłego w pragnieniu czynienia sobie dobrze.
A może miłość to zwyczajnie – wpatrywanie się?
W końcu jeżeli kogoś nie darzę miłością, to nie widzę potrzeby się w tę osobę wpatrywać.

Jo-asia - Śro 18 Gru, 2013 13:06

Guido napisał/a:

Miłość raczej nie pochodzi z rozumu, a kochać to nie znaczy walczyć o dominację i kontrolę.

a skąd to wiesz?
czy to właśnie nie mówi Ci rozum?

Matinka - Czw 19 Gru, 2013 10:29

Guido napisał/a:
Halibut napisał/a:
Guido napisał/a:
- Czy rozsądne jest traktowanie własnej podświadomości jako pewnego wroga, chytrego przeciwnika, albo może jak jakiegoś zwierzaka, którego należy odpowiednio wytresować, nauczyć jak ma reagować w różnych sytuacjach? Lub po prostu jak dziecko-w-sobie, które z miłością należy wychowywać, stanowczo ale z uczuciem, nie ulegając jego zachciankom tylko wskazując drogę, którą ma kroczyć.


Z miłością? a skąd ta miłość, czy aby ze świadomości a może rozumu? Rodzi się sprzeczność. A w końcu, kto ma wskazywać drogę świadomość czy podświadomość. Należy wychować? Wskazując drogę, którą ma Kroczyc? Więc ktoś wychowuje, wie lepiej. Jest rodzić i dziecko, doświadczenie i jego brak, wartościowanie. Pachnie mi to walką w miejscu gdzie chciałoby się widzieć akceptację i równowagę. A jak jest walka to jest agresor, ten, który rości sobie pretensje, że wie lepiej, chce dominować i kontrolować, w tym wypadku to może być rozum.


Miłość raczej nie pochodzi z rozumu, a kochać to nie znaczy walczyć o dominację i kontrolę.


Hej, Guido:-)
Bardzo mi się podoba wychowanie z miłością swojej podświadomości:-)
Znakomite podejście! Przemoc w stosunku do dziecka?
:amasz: Zdecydowane NIE! :nono:
A skąd się bierze miłość? No wiadomo, że odpowiada za to ten organ: :serce: ;)
Jo-asia napisał/a:
a skąd to wiesz?
czy to właśnie nie mówi Ci rozum?

A jak ma się serce do rozumu?
Jo-asiu czasem bywa tak, że serce swoje a rozum swoje ;)

Długa jest droga wiodąca od rozumu do serca. G.W. Leibniz
Serce ma swoje racje, których rozum nie zna. B. Pascal

Krótka historyjka, jak to serce sprawiło prezent rozumowi:
pieszczoch

Guido - Czw 19 Gru, 2013 12:18

Matinka napisał/a:
Hej, Guido:-)
Bardzo mi się podoba wychowanie z miłością swojej podświadomości:-)
Znakomite podejście! Przemoc w stosunku do dziecka?
:amasz: Zdecydowane NIE! :nono:


Tak, tylko że to metafora i tak należy ją traktować.
Samo sformułowanie "wychować podświadomość" jest niefortunne i ryzykowne.
Chodziło mi o to, że (czy?) możemy nauczyć się kształtować własne reakcje wpatrując się w samych siebie z czułością i miłością, tak jak wpatrujemy się w swoje dzieci.
W gruncie rzeczy mam na myśli odrzucenie wszelkiej walki, nie tylko walki z alkoholem, ale każdej walki, bo ona nie przynosi żadnej korzyści, a same straty.

Guido - Czw 19 Gru, 2013 12:19

Mam teraz pytanie do wszystkich, którym będzie się chciało odpowiedzieć.
Czym jest duchowość?

Jo-asia - Czw 19 Gru, 2013 12:23

Guido napisał/a:
którym będzie się chciało odpowiedzieć.

chcieć to mi się chce :lol2:
tylko słów mi brak :bezradny:
poczekam.. aż odpowiedź we mnie się pojawi ;)

eremita - Czw 19 Gru, 2013 12:37

WIKIPEDIA RULEZ!!!
eremita - Czw 19 Gru, 2013 12:39

jasne że sam wymyśliłem :hura:

Przypisy się nie zmieściły.
Natomiast, żeby nie robić koledze syfu - poprawiłem - post wygaśnie za trzy dni.

Cel natomiast był jeden: Guido, i po co? To wszystko już było i jest nazwane. Nic nie wymyślimy innego, no chyba że chcemy to przełożyć na własne doświadczenia... wtedy tym bardziej mój wypis się przyda :dokuczacz:

szymon - Czw 19 Gru, 2013 12:41

eremita napisał/a:
post wygaśnie za trzy dni.


zaraz Ty możesz wygasnąć na dwa tygodnie :uoee:

eremita - Czw 19 Gru, 2013 12:45

Jeżeli zasłużyłem, to wygasnę.
szymon - Czw 19 Gru, 2013 12:47

przeczytałeś ten tekst choć, zanim go wkleiłeś?
tam 30x pisze, ześ osioł jest i gwałcisz kury :wysmiewacz:

eremita - Czw 19 Gru, 2013 12:54

szymon napisał/a:
przeczytałeś ten tekst choć, zanim go wkleiłeś?
tam 30x pisze, ześ osioł jest i gwałcisz kury :wysmiewacz:

Nieprawda.
Widzisz... przeczytałem.
:mysli:


Twoja wyobraźnia mnie przeraża :boisie:

szymon - Czw 19 Gru, 2013 12:59

Cytat:
Nieprawda.
Widzisz... przeczytałem


jedzie mi tu czołg? :oczyska: ??

eremita - Czw 19 Gru, 2013 13:01

Nie jedzie.
A dlaczego pytasz?

Szymon88 - Czw 19 Gru, 2013 13:21

szymon napisał/a:
tam 30x pisze

Kto pisze?

eremita - Czw 19 Gru, 2013 13:28

Szymon88 napisał/a:
szymon napisał/a:
tam 30x pisze

Kto pisze?

No tajemniczy "30x"
I w końcu się dowiedziałem kto jest autorem wikipedii :cwaniak:

MILA50 - Czw 19 Gru, 2013 14:03

Guido napisał/a:
Czym jest duchowość?



dla mnie
to mój wew.dom.Nikt oprócz mnie tym nie zawiaduje-ja tam wpuszczam,wnoszę coś,układam w pewnej kolejności.Są tam te wszystkie "rzeczy" z całego mojego życia,niektóre pochowane po zakamarkach głęboko...nigdy nie są wyrzucane a często tylko
zapomniane-powrót do nich zawsze jest możliwy.Tam jest pierwsza stokrotka od chłopaka,żal po utraconej pierwszej miłości ale i obraz dzisiejszego poranka,sa doznania z obejrzanych filmów,zobaczonych obrazów,przeczytanych książek itp.
Są tam również "mgiełki" czegoś jeszcze nie przeżytego ale już w pewnym wyobrażeniu.
Ważny jest tez mój stosunek uczuciowy to tego wszystkiego,on ulega zmianom...
kiedyś bolało-dziś już nie,kiedyś cieszyło bardzo -dziś jest jedynie pamięć tamtej radości.
Doznania"życia" i moje względem tego uczucia to moja duchowość.

Guido - Pią 20 Gru, 2013 09:07

eremita napisał/a:
Guido, i po co? To wszystko już było i jest nazwane. Nic nie wymyślimy innego, no chyba że chcemy to przełożyć na własne doświadczenia... wtedy tym bardziej mój wypis się przyda :dokuczacz:


Hm, a po Tobie się tego nie spodziewałem.

Guido - Pią 20 Gru, 2013 09:13

MILA50 napisał/a:
dla mnie
to mój wew.dom.Nikt oprócz mnie tym nie zawiaduje-ja tam wpuszczam,wnoszę coś,układam w pewnej kolejności.Są tam te wszystkie "rzeczy" z całego mojego życia,niektóre pochowane po zakamarkach głęboko...nigdy nie są wyrzucane a często tylko
zapomniane-powrót do nich zawsze jest możliwy.Tam jest pierwsza stokrotka od chłopaka,żal po utraconej pierwszej miłości ale i obraz dzisiejszego poranka,sa doznania z obejrzanych filmów,zobaczonych obrazów,przeczytanych książek itp.
Są tam również "mgiełki" czegoś jeszcze nie przeżytego ale już w pewnym wyobrażeniu.
Ważny jest tez mój stosunek uczuciowy to tego wszystkiego,on ulega zmianom...
kiedyś bolało-dziś już nie,kiedyś cieszyło bardzo -dziś jest jedynie pamięć tamtej radości.
Doznania"życia" i moje względem tego uczucia to moja duchowość.


Dziękuję, Mila.
Też mam taką sferę najgłębszych emocji, związanych z przeżyciami, doświadczeniami, etc.
Jak pięknie to ujęłaś: "doznania życia i moje względem niego uczucia".
Zatem coś najbardziej osobistego, najbardziej intymnego.

A jednak:
Czy TO jest duchowość?
Czy duchowość nie jest czymś ZUPEŁNIE innym?
Czymś, co NIE jest osobiste, NIE jest intymne?
Czymś, co jest WSPÓLNE dla wszystkich?

Wciąż liczę na to, że niektórzy będą chętni by się podzielić swoimi wrażeniami, zamiast zawierzać Wikipedii jak prawdzie objawionej, i twierdzić że "wszystko już zostało wymyślone".
Na przykład wczoraj Emigrantka pisała w swoim wątku o "Przebudzeniu" De Mello - to jakiś trop.

Jo-asia - Pią 20 Gru, 2013 09:21

Guido napisał/a:
Czym jest duchowość?

nie wiem, czy to co we mnie się dzieje.. to duchowość
czytając Wiki.. coś do mnie pasuje
a wiele nie.. ;)

co we mnie zmieniło.. szukanie duchowości
na takie pytanie umiem odpowiedzieć..
bo czym jest? dla każdego czymś innym

to, co zmieniło.. szukanie?
wprowadziło pewność i jedność
myśli i czynów i uczuć...
do tego.. otwarło poza zmysłowy świat, który nie da się opisać słowami
zaczęłam żyć :chmurka:

Guido - Pią 20 Gru, 2013 09:52

Jo-asia napisał/a:
wprowadziło pewność i jedność
myśli i czynów i uczuć... do tego.. otwarło poza zmysłowy świat, który nie da się opisać słowami


Jedność myśli, czynów i uczuć.
Otwarcie poza zmysłowy świat.

Dzięki, Joasiu, chyba jesteśmy na dobrym tropie.
Szukamy dalej?

Matinka - Pią 20 Gru, 2013 11:16

Guido napisał/a:
Dzięki, Joasiu, chyba jesteśmy na dobrym tropie.

Szukamy dalej?

:oczyska:

Guido, a Ty pierogów nie lepisz, hę? ;)
Duchowość sobie siedzi w platońskiej jaskini i grzeje zmarznięte rączki, może ktoś ją zaprosi do siebie...? :mysli:
Wprawdzie nie samym chlebem człowiek żyje, ale...świąteczna gorączka trwa :szok:

Halibut - Pią 20 Gru, 2013 11:17

Czyżby chodziło Ci oto, że duchowość zawiera w sobie element transcendencji. Co ciekawe psychologia kontekstualna dochodzi do podobnych wniosków, odnosząc się do umysłu. A jako jedyna z kierunków psychoterapii ma podbudowę naukową. Tutaj rodzi się płaszczyzna zbieżna pomiędzy nauką i duchowością. Można powiedzieć, ze koło się zamyka, przez tysiące lat ludzie na drodze doświadczenia i intuicji zajmowali się duchowością a teraz do podobnych wniosków dochodzi się w sposób naukowy. Mam na myśli element transcendencji.
Halibut - Pią 20 Gru, 2013 11:20

Matinka napisał/a:
Duchowość sobie siedzi w platońskiej jaskini i grzeje zmarznięte rączki, może ktoś ją zaprosi do siebie...?


Właśnie o to chodzi. Można całe życie teoretycznie rozważać o duchowości i jej nie doświadczyć. A można być np. Aborygenem i nie mieć pojęcia o teorii a doświadczać jej stale. :D
Szukanie duchowości w teorii i głowie to ciekawa zabawa. ale to tylko jedna strona medalu i chyba ta mniej ważna. Duchowości nie można zrozumieć, można ją doświadczyć.

MILA50 - Pią 20 Gru, 2013 12:27

Guido napisał/a:
Zatem coś najbardziej osobistego, najbardziej intymnego.


wprost-dusza

Żeby wyjść z chaosu wynikającego z mojego braku zrozumienia tematu,przyjęłam,że
rozmowa toczy się o uduchowieniu...a to rejony raczej obce dla mnie :)

Guido - Pią 20 Gru, 2013 13:13

Matinka napisał/a:
Guido napisał/a:
Dzięki, Joasiu, chyba jesteśmy na dobrym tropie.

Szukamy dalej?

:oczyska:

Guido, a Ty pierogów nie lepisz, hę? ;)
Duchowość sobie siedzi w platońskiej jaskini i grzeje zmarznięte rączki, może ktoś ją zaprosi do siebie...? :mysli:
Wprawdzie nie samym chlebem człowiek żyje, ale...świąteczna gorączka trwa :szok:


E, ja nie ulegam świątecznej gorączce.
Zresztą inni chyba też nie, bo forum jak zwykle kipi życiem.

Jo-asia - Pią 20 Gru, 2013 13:17

Halibut napisał/a:
element transcendencji.

jak są używane takie zwroty, czuję się ja Aborygen 8|
choć nie doświadczam duchowości stale...

dla mnie i wiedza i czucie, ma takie samo znaczenie
albo jedno wyprzedza i ciągnie drugie albo odwrotnie
faktem jest, że teorii znam mało

to jest ciągły proces, który zaczął się od teorii, książek, później rozmów
jak to wyglądało?
początkowo był problem i szukałam przyczyn
później były emocje i szukałam ich rozwiązań, na tym etapie za emocje siebie oceniałam
później, gdy było zrozumienie emocji i brak oceny, nie pozwalałam sobie na ich okazywanie
teraz, jestem na etapie spontaniczności
co ciekawe.. czas się skraca, kiedyś na "olśnienie" czekałam tydzień, miesiąc.. dziś przychodzi bardzo szybko
czuję, że dąży to w kierunku "tu i teraz"

to jest to, co da mi się opisać.. są jednak przy tym inne doznania, o których nie umiem mówić.. a które trzeba doświadczyć
Halibut napisał/a:
Duchowości nie można zrozumieć, można ją doświadczyć.


kiedyś "duchowość" była moim celem 8|
dziś wiem, że to życie jest celem a to co niesie ze sobą duchowość, pozwala mi to życie doświadczać

Guido - Pią 20 Gru, 2013 13:21

Halibut napisał/a:
Czyżby chodziło Ci oto że duchowość zawiera w sobie element transcendencji. Co ciekawe psychologia kontekstualna dochodzi do podobnych wniosków, odnosząc się do umysłu. A jako jedyna z kierunków psychoterapii ma podbudowę naukową. Tutaj rodzi się płaszczyzna zbieżna pomiędzy nauką i duchowością. Można powiedzieć, ze koło się zamyka, przez tysiące lat ludzie na drodze doświadczenia i intuicji zajmowali się duchowością a teraz do podobnych wniosków dochodzi się w sposób naukowy. Mam na myśli element transcendencji.


No właśnie, transcendencja.
Czyli opuszczenie samego siebie, wyjście poza to, co osobiste i intymne.
Owo słynne zespolenie się z wszechświatem, o którym mówią mistycy.
Doświadczenie wspólnoty z całością, jednią.

Niektórzy twierdzą, że w naszych mózgach zachodzą procesy kwantowe, które wykorzystując tzw. efekt EPR, czyli kwantowe splątanie, potrafią nawiązywać niejako łączność z... no właśnie, z czym? Kosmosem? Umysłami innych? W każdym razie rzuca to jakieś światło nie tylko na kwestię doznań mistycznych, które były zawsze obecne w wielu religiach, ale np. na telepatię i inne tzw. "paranormalne" zdolności.
Słyszałem ostatnio o tzw. eksperymentach Globalnej Świadomości.
Zaprawdę, nasze umysły są zdolne do rzeczy, których nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.

Ann - Pią 20 Gru, 2013 13:24

Guido napisał/a:
czyli kwantowe splątanie,
Guido napisał/a:
procesy kwantowe, które wykorzystując tzw. efekt EPR,
Halibut napisał/a:
element transcendencji.
a prościej nie można? Guido.. nie sądzę abym była mało inteligentna.. ale jednak czytając w ostatnim czasie wszystkie Twoje wypowiedzi, doszłam do wniosku, że się strasznie męczę. Nie można prościej?

Edit: zauważyłam teraz, że i Halibut tutaj tak pisze.. także obydwaj panowie.. a czasem jeszcze eremita.. ech... sprawiacie, że brakuje mi słów.. ;)

Jo-asia napisał/a:
jak są używane takie zwroty, czuję się ja Aborygen
:milczek:
Guido - Pią 20 Gru, 2013 13:24

Halibut napisał/a:
Matinka napisał/a:
Duchowość sobie siedzi w platońskiej jaskini i grzeje zmarznięte rączki, może ktoś ją zaprosi do siebie...?


Właśnie o to chodzi. Można całe życie teoretycznie rozważać o duchowości i jej nie doświadczyć. A można być np. Aborygenem i nie mieć pojęcia o teorii a doświadczać jej stale. :D
Szukanie duchowości w teorii i głowie to ciekawa zabawa. ale to tylko jedna strona medalu i chyba ta mniej ważna. Duchowości nie można zrozumieć, można ją doświadczyć.


No tak, a najlepsze, że zdolność do odczuć duchowych jest nam PRZYRODZONA, jest naszym ewolucyjnym DZIEDZICTWEM, każdy jest do niej ZDOLNY.
Ale coś się wydarzyło, co spowodowało, że niemal o tym zapomnieliśmy.
Narodziny kultury?
Cywilizacji?

Guido - Pią 20 Gru, 2013 13:28

Ann napisał/a:
Nie można prościej?


Cząstki, z których składa się cały wszechświat, są ze sobą splątane, bo wszystkie powstały w jednym momencie wielkiego wybuchu (Aktu Stworzenia, jeśli ktoś woli).
Można więc sobie wyobrazić że cegiełki, z których jesteś zbudowana, mają swoich braci-bliźniaków w każdym zakątku wszechświata.
Jesteś gwiezdnym pyłem.
Potrafisz poczuć się elementem jedności.

Klara - Pią 20 Gru, 2013 14:52

Ann napisał/a:
a prościej nie można?

Ann, NIE MOŻNA! :nie:
Powód jest prosty: Sami dyskutanci zrozumieliby w lot o czym rozprawiają i skończyłby się temat :milczek:

Tajga - Pią 20 Gru, 2013 15:04

Klara napisał/a:
i skończyłby się temat

A tu chodzi o to żeby gonić króliczka,
a nie tak od razu kawę na ławę ;)

Jo-asia - Pią 20 Gru, 2013 15:06

Guido napisał/a:
Potrafisz poczuć się elementem jedności.

pozwolę sobie odpowiedzieć

jedność ze "wszechświatem"
nie wiem czy znasz tego typu medytacje, które powodują czucie energii, nienazwanej dla mnie, w całym ciele, tak, że czujesz(widzisz) światło, które przenika i promieniuje, każdą porą ciała, temu towarzyszy uczucie ekstazy, podobnej do seksualnej
wtedy myślałam, że jedność na tym polega
dziś jest to inne wrażenie (widzenie, doświadczenie), bardziej naturalne, zwyczajne :)
i każde kolejne, głębsze, szersze i bardziej wyraźne

ja porównuję to do wchodzenia na latarnie morską, gdzie wchodząc w koło znajduję się zawsze w tym samym miejscu co przed chwilą.. tylko wyżej, a tam widzę szerzej a kręgi które zataczam są coraz mniejsze, krótsze.. aż dotrę w jeden punkt.. światło (jeśli dotrę ;) )

czy to jest duchowość? :bezradny:

eremita - Pią 20 Gru, 2013 16:30

Pierogi kurnia lepić!
Duchowość to wigilijny pierożek i wspólna kolęda!!!
A nie pitolić!!!

Guido - Pią 20 Gru, 2013 16:36

eremita napisał/a:
Duchowość to wigilijny pierożek i wspólna kolęda!!!


Tak w Wikipedii napisano?

Halibut - Pią 20 Gru, 2013 16:50

Drogie Panie macie 100 procent racji, truizmem jest stwierdzenie, że giętkość języka, inteligencja i wiedza to nie to samo, co mądrość. Broń boże nie pomyślcie sobie, że uważam się za człowieka inteligentnego, czy posiadającego szczególną wiedzę, tak nie jest. To właśnie mądrość pozwala na dojście do sedna, przekazywanie trudnych zagadnień w prostych słowach, jasno, zrozumiale i bez zbędnych emocji, albo po prostu milczenie. No cóż przyznam szczerze, patrząc na moje życie i problemy, które przeszedłem, to mądrość była dla mnie jedynie teoretycznym wyzwaniem, ale się nie poddaje. Teraz idę lepić magiczne świąteczne pierogi. I na ten wieczór przestaję gonić króliczka. Porozmawiam z moją Córką popatrzę na gwieździste niebo i ogień w kominku. Może przez tą atmosferę zbliżających się świąt doznam, choć odrobinę duchowości. A propo zamierzam dzisiaj przyrządzić kaczkę z jabłkami. Dla mojej Córki. :)
wolny - Pią 20 Gru, 2013 16:58

Halibut, łoł jestem bardzo mile zaskoczony kolegi przemianą ,na lepsze oczywiście i mówia że każdy jest inny a gdzie tam,.. wszyscy jesteśmy tacy sami,. jeno zanim to zrozumiemy to robimy z siebie wariata i to takiego dogóryminogami ,.ale na każdego przychodzi jego czas , dla niektórych tu i teraz,. a dla innych za 10000 lat to zależy :mysli: :bezradny:
Halibut - Pią 20 Gru, 2013 17:02

Wolny odpuść sobie. Święta idą dlatego nie skomentuje Twojego wpisu. Dbaj o swoje ego. :)
eremita - Pią 20 Gru, 2013 17:38

Guido napisał/a:
eremita napisał/a:
Duchowość to wigilijny pierożek i wspólna kolęda!!!


Tak w Wikipedii napisano?

Przecież Ci pisałem: własne doświadczenia najpierw. A jeżeli Wiki pomoże znaleźć odniesienie do mądrości tego świata- wtedy można z niej skorzystać.

eremita - Pią 20 Gru, 2013 18:27

pterodaktyll napisał/a:
eremita napisał/a:
Pierogi kurnia lepić!

Pogięło Cię? :shock:

zamówione już :mgreen:


Cóż,
w ten adwentowy czas życzę wszystkim, żeby się uduchowiali, czy wierzą, czy nie.
Ora et labora.
Zajmijcie ręce pierogami i oczekujcie.
I medytujcie.

I nie pieprzcie niepotrzebnie.
Pierogów, bo nie każdy lubi ostre.

Guido - Wto 24 Gru, 2013 00:10

Nie zdążyłem odpowiedzieć na niektóre posty przed świętami, teraz więc życzę wszystkim spokoju, radości i szczęścia, do zobaczenia po świętach!
Acha, życzę Wam też duchowości innej niż wigilijny pierożek...

eremita - Wto 24 Gru, 2013 09:43

Guido napisał/a:
Nie zdążyłem odpowiedzieć na niektóre posty przed świętami, teraz więc życzę wszystkim spokoju, radości i szczęścia, do zobaczenia po świętach!
Acha, życzę Wam też duchowości innej niż wigilijny pierożek...


I wzajemnie przyjacielu.

No, jednak zrobię po swojemu i poszukam duchowości w prostocie i powtarzalności, bo coś mi ostatnio doskwiera to bieganie od drzwi do drzwi z pytaniem: "jest tam kto?"
Mam zamiar policzyć uszka w talerzu, kawałki cebuli na pierożku, grzyby w zupie, ości w rybie, mak w makowcu, a gdy już się ukoję i wyciszę, posłucham jak mi dziecko kolędę zaśpiewa, a na samym końcu mam zamiar się uśmiechać - aż zasnę.
Czego i Wam życzę (tzn zasypiania z uśmiechem na twarzy)
Amen

Ann - Wto 24 Gru, 2013 09:58

eremita napisał/a:
mak w makowcu,
trzymam za słowo. :manicure:

Szczęśliwych i uśmiechniętych świąt :buzki:

eremita - Wto 24 Gru, 2013 10:20

Ann napisał/a:
eremita napisał/a:
mak w makowcu,
trzymam za słowo. :manicure :


Nie wierzysz?
Jest w tym sens:

Ann - Wto 24 Gru, 2013 10:25

eremita napisał/a:
Ann napisał/a:
eremita napisał/a:
mak w makowcu,
trzymam za słowo. :manicure :


Nie wierzysz?
Jest w tym sens:
:glupek: :mgreen:
Guido - Sob 28 Gru, 2013 12:50

Jo-asia napisał/a:
nie wiem czy znasz tego typu medytacje, które powodują czucie energii, nienazwanej dla mnie, w całym ciele, tak, że czujesz(widzisz) światło, które przenika i promieniuje, każdą porą ciała, temu towarzyszy uczucie ekstazy, podobnej do seksualnej


Seks tantryczny...?

Jo-asia napisał/a:
ja porównuję to do wchodzenia na latarnie morską, gdzie wchodząc w koło znajduję się zawsze w tym samym miejscu co przed chwilą.. tylko wyżej, a tam widzę szerzej a kręgi które zataczam są coraz mniejsze, krótsze.. aż dotrę w jeden punkt.. światło (jeśli dotrę ;) )
czy to jest duchowość? :bezradny:


Joasiu, metafora latarni morskiej jest przepiękna.
Obrazuje ona fakt, że każdy z nas, w każdej chwili i w każdym miejscu może doświadczyć duchowości.
Nie trzeba się przemieszczać, ani w przestrzeni, ani w czasie.
Nie trzeba jechać do Tybetu czy Ziemi Świętej.
Nie potrzeba żadnej wiedzy tajemnej, nie trzeba pochłonąć ogromnej ilości książek.
Jesteś tu - gdzie jesteś - tylko nagle widzisz wszystko szerzej, rozleglej, z innej perspektywy.
Z czubka latarni morskiej wszystkie rzeczy nadal są rozpoznawalne, a jednak są tym samym, są jednością.

Guido - Sob 28 Gru, 2013 12:52

MILA50 napisał/a:
Guido napisał/a:
Zatem coś najbardziej osobistego, najbardziej intymnego.


wprost-dusza


Być może dusza, nie wiem.
Wolę słowo: "duch", gdyż dusza ma zbyt jednoznaczne konotacje religijne.

Guido - Sob 28 Gru, 2013 13:00

Halibut napisał/a:
Może przez tą atmosferę zbliżających się świąt doznam, choć odrobinę duchowości.


Mam wrażenie, że wielu z nas myli przyjemną, świąteczną atmosferę, zapach pierniczków, rodzinne ciepło, z duchowością.
Dla mnie święta mają wymiar rodzinny, są przyjemne, pełne zmysłowych wrażeń, niepowtarzalnego uroku, w takim samym sensie jak niepowtarzalny może być klimat jakiejś kantaty Bacha.
Czy to ma coś wspólnego z duchowością? - Nie sądzę.

O duchowym przeżywaniu świąt chrześcijańskich jest sens mówić tylko wówczas, kiedy te święta rzeczywiście mają dla kogoś wymiar religijny.
W modlitwie - medytacji - może odczuć on bliskość Nienazwanego - to jest duchowość.

Ale zapach pierniczka czy smak pierożka - przyjemne doznania zmysłowe - nie mają z tym raczej nic wspólnego.

Halibut - Pią 03 Sty, 2014 07:21

Guido napisał/a:
Halibut napisał/a:
Może przez tą atmosferę zbliżających się świąt doznam, choć odrobinę duchowości.


Mam wrażenie, że wielu z nas myli przyjemną, świąteczną atmosferę, zapach pierniczków, rodzinne ciepło, z duchowością.
Dla mnie święta mają wymiar rodzinny, są przyjemne, pełne zmysłowych wrażeń, niepowtarzalnego uroku, w takim samym sensie jak niepowtarzalny może być klimat jakiejś kantaty Bacha.
Czy to ma coś wspólnego z duchowością? - Nie sądzę.

O duchowym przeżywaniu świąt chrześcijańskich jest sens mówić tylko wówczas, kiedy te święta rzeczywiście mają dla kogoś wymiar religijny.
W modlitwie - medytacji - może odczuć on bliskość Nienazwanego - to jest duchowość.

Ale zapach pierniczka czy smak pierożka - przyjemne doznania zmysłowe - nie mają z tym raczej nic wspólnego.


Guido, Otwórz się na serce a znajdziesz duchowość tam gdzie do tej pory jej nie znajdowałeś, np. w świętach, czy muzyce i w wielu innych miejscach. Potem przyjdzie czas na rozumowe uzasadnienie takiego doświadczenia. Duchowości doświadcza się, często spontanicznie a nie spekulacyjnie wywodzi gdzie możne zaistnieć i w tych miejscach otwiera się na możliwość jej przeżycia. To tak jak byś pytał rozumu czy mogę teraz doświadczyć duchowości, czy to będzie zasadne i zgodne z Twoimi teoretycznymi prawidłami. To odbywa się na odwrót.
Duchowość ma wymiar nie tylko religijny, ale także mistyczny i metafizyczny. A więc święta mogę doświadczyć duchowo na płaszczyźnie mistycznej i metafizycznej, nie religijnej. Po przez to, że uczestniczę w ich duchowym misterium. Mimo to, że się nie modlę czy nie medytuje. Tak samo sztuka zawiera w sobie transcendencje, mistykę, duchowość a muzyka jak żadna z innych sztuk jest w stanie duchowo człowieka poruszyć. Umożliwić głębokie duchowe przeżycia. Tak samo jak obserwacja pięknego zachodu słońca, czy gwieździstego nieba. Mam wrażenie, że wznosisz duchowość na ołtarz rozumu, robiąc z niej świętego Grala. Tymczasem ona jest obecna ciągle, tuż obok nas, w rzeczach wielkich, ale też małych. Trzeba się tylko na nią otworzyć. Stań wieczorem przy oknie, zapomnij o wszystkim, co przeczytałeś, przestań rozmyślać, wycisz się, posłuchaj kantaty Bacha, o której pisałeś i popatrz na niebo pełne gwiazd, może wtedy doznasz duchowości. A nie tylko w medytacji czy modlitwie.

Guido - Pią 03 Sty, 2014 09:42

Halibut napisał/a:
Guido, Otwórz się na serce a znajdziesz duchowość tam gdzie do tej pory jej nie znajdowałeś, np. w świętach, czy muzyce i w wielu innych miejscach. Potem przyjdzie czas na rozumowe uzasadnienie takiego doświadczenia. Duchowości doświadcza się, często spontanicznie a nie spekulacyjnie wywodzi gdzie możne zaistnieć i w tych miejscach otwiera się na możliwość jej przeżycia. To tak jak byś pytał rozumu czy mogę teraz doświadczyć duchowości, czy to będzie zasadne i zgodne z Twoimi teoretycznymi prawidłami. To odbywa się na odwrót.
Duchowość ma wymiar nie tylko religijny, ale także mistyczny i metafizyczny. A więc święta mogę doświadczyć duchowo na płaszczyźnie mistycznej i metafizycznej, nie religijnej. Po przez to, że uczestniczę w ich duchowym misterium. Mimo to, że się nie modlę czy nie medytuje. Tak samo sztuka zawiera w sobie transcendencje, mistykę, duchowość a muzyka jak żadna z innych sztuk jest w stanie duchowo człowieka poruszyć. Umożliwić głębokie duchowe przeżycia. Tak samo jak obserwacja pięknego zachodu słońca, czy gwieździstego nieba. Mam wrażenie, że wznosisz duchowość na ołtarz rozumu, robiąc z niej świętego Grala. Tymczasem ona jest obecna ciągle, tuż obok nas, w rzeczach wielkich, ale też małych. Trzeba się tylko na nią otworzyć. Stań wieczorem przy oknie, zapomnij o wszystkim, co przeczytałeś, przestań rozmyślać, wycisz się, posłuchaj kantaty Bacha, o której pisałeś i popatrz na niebo pełne gwiazd, może wtedy doznasz duchowości. A nie tylko w medytacji czy modlitwie.


Dziękuję, że odpowiedziałeś na tego mojego lekko prowokacyjnego posta, i że odpowiedziałeś właśnie w ten sposób.

Oczywiście masz rację - doświadczanie zmysłowe może przenieść nas "w inny wymiar" - zwłaszcza doświadczanie sztuki, przyrody, etc. Na przykład na mnie niebotyczne wrażenie robi zawsze cisza gór - cisza, której można doświadczyć tylko na szczytach, kiedy słyszy się szum własnej krwi. Wielekroć w inne światy zabierała mnie muzyka, literatura, również architektura, przestrzeń zmysłów. Masz także rację, że duchowość jest nie tylko w owych rzeczach wielkich, ale także w małych - rysunkach dziecka, o czym pisał chyba Eremita, kamieniu polnym, czy drutach telefonicznych obserwowanych na tle chmur, etc.

A jednak, od kiedy przestałem pić, zastanawiam się: czy jest coś więcej, czy można wejść jeszcze głębiej w rzeczywistość? Oczywiście można.

Człowiek jest syntezą ciała, ducha i umysłu - każdy z nas jest trójcą (i zapewne z tego powodu również Boga wielu z nas wyobraża sobie jako trójcę). Joasia pisała o jedności emocji, ciała i zmysłów - wydaje mi się, że duchowość jest w jedności ciała, ducha i umysłu. Dlatego musi być czymś więcej, niż rozkoszą płynąca ze zmysłowych, cielesnych, intelektualnych doznań związanych z kontemplacją sztuki, natury, etc.

Ale - i to jest najważniejsze - owe doznania, o których piszesz, są zapewne pierwszym krokiem w doświadczaniu duchowym. To od nich się ZACZYNA wędrówkę. POPRZEZ nie można (?) iść dalej.

To dlatego pisałem wcześniej wielokrotnie o wielkiej wartości autoobserwacji, introspekcji - czyli po prostu drobiazgowemu przyglądaniu się samemu sobie, temu co się w nas dzieje, jak działa nasz umysł. Nie tylko pomaga to w wyzbyciu się chorych mechanizmów podświadomości, nie tylko sprzyja to nauce wyrabiania odpowiednich reakcji umysłu na bodźce z zewnątrz - ale jest też krokiem ku duchowości, pomaga osiągnąć spokój, porządkuje zmysły, ciało i ducha.

Jeszcze jedno - zauważyłem, że niektórzy "zarzucają mi" - jeśli to dobre słowo - zbytnie intelektualizowanie, jak to napisałeś - "wynoszenie duchowości na ołtarz umysłu".
Ja tego tak nie widzę - sądzę że moje rozważania mają raczej charakter metafizyczny, a nie rozumowy, czy racjonalny. Racjonaliści z krwi i kości kpią sobie z wszelkich rozważań na tematy duchowe, twierdząc że nie warto rozprawiać o czymś, czego i tak nie da się badać naukowo (co zresztą też nie jest prawdą, gdyż jak sam pisałeś współcześnie nauka coraz częściej wkracza w dziedzinę "duchowości").

eremita - Pią 03 Sty, 2014 12:10

Guido napisał/a:
cisza gór - cisza, której można doświadczyć tylko na szczytach, kiedy słyszy się szum własnej krwi.

njo, szczególnie przy zacinającym gradzie ze śniegiem z prędkością 170km/h, który potrafi siłą wedrzeć się pod zamknięte powieki :P
Ale po prawdzie - zgadzam się z Tobą. W sytuacjach opisanych powyżej też jest jakiś niewytłumaczalny twór, podobnie jak w ciszy (taka też w górach bywa) :rotfl:
Zresztą ludzie gór są zwykle bardzo przesądni. Widocznie nie bez powodu.
PS. Uporczywy szum w uszach może świadczyć o zbyt krótkiej aklimatyzacji. Powinieneś zrobić sobie badanie zawartości tlenu we krwi.

Jo-asia - Pią 03 Sty, 2014 14:08

eremita, łazi to za mną od jakiegoś czasu..
mam poczucie, że za każdym razem jak pojawia się temat duchowości, starasz się temat obśmiać..odebrać mu jakiekolwiek znaczenie
i nie wiem czy to moje czy Twoje.. :mysli:

Guido napisał/a:
Joasia pisała o jedności emocji, ciała i zmysłów - wydaje mi się, że duchowość jest w jedności ciała, ducha i umysłu.

ciała.. ducha.. umysłu
zmysły są ciała i umysłu (dla mnie)
Guido napisał/a:
o wielkiej wartości autoobserwacji, introspekcji - czyli po prostu drobiazgowemu przyglądaniu się samemu sobie, temu co się w nas dzieje, jak działa nasz umysł. Nie tylko pomaga to w wyzbyciu się chorych mechanizmów podświadomości, nie tylko sprzyja to nauce wyrabiania odpowiednich reakcji umysłu na bodźce z zewnątrz - ale jest też krokiem ku duchowości, pomaga osiągnąć spokój, porządkuje zmysły, ciało i ducha.

pewnie są różne drogi, do odkrycia w sobie duchowości
mnie prowadzi.. duch lub ciało.. później rozumiem o co chodzi
gdy to wszystko staje się w jednej chwili.. wtedy to jest to "coś"
to stan w którym jest "wow"
nie zaplanowany, nie przygotowany...

dzięki Guido, za ten temat.. gdzieś ostatnio porzuciłam swoje "poszukiwania", choć to nie dobre słowo, bo to jest w każdym z nas.. więc szukać nie ma czego.. wystarczy się otworzyć :buzki:

eremita - Pią 03 Sty, 2014 14:45

Jo-asia napisał/a:
eremita, łazi to za mną od jakiegoś czasu..
mam poczucie, że za każdym razem jak pojawia się temat duchowości, starasz się temat obśmiać..odebrać mu jakiekolwiek znaczenie
i nie wiem czy to moje czy Twoje.. :mysli:


:mysli:
Przyznam szczerze - nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Czy staram się odebrać duchowości znaczenie? Chyba nie.
Po prostu staram się szukać niepokonanego lata w formach prostych. Podkreślam: staram się. Nie zawsze mi wychodzi.
Niejednokrotnie zaczynam zbyt głęboko wchodzić w rozważania i rozkładać rzeczy oczywiste na szereg pierwiastków- robiłem tak zawsze, więc ciężko się odzwyczaić.
Muszę jednak przyznać, któremuś z dekadentów rację- nie ma to sensu. Jeżeli prowadzi wyłącznie do jałowej wiedzy, a nie do zmiany wynikającej z nabycia tej wiedzy, to po co?
Co, z tego, że poznam jak świeci słońce? Jak wpłynie to na moje życie?
I co z tego, że dowiem się czy duchowość to mózg, czy inny ciul? Czy przez to stanę się bardziej wrażliwy?
Im więcej dumam, tym bardziej jestem przekonany, że niepokonane lato to nic więcej jak prostota myśli dziecka, nazywanie białego białym, czarnego czarnym, grzechu grzechem, dlaczego? Odpowiem jak dziecko: bo tak :) bom wolny i taką drogę obrałem. Bo wolę być naiwnie uśmiechnięty do świata, niż podejrzliwy.
Bo chcę przeżyć resztę swojego życia jedząc mało ale ze smakiem (nie zastanawiając się, czy w czekoladce jest alkohol), wychowując dziecko (nie myśląc na jakie studia je wysłać), szpachlując co roku rysę na ścianie (bez snucia planów nad nowym domem), licząc kurze łapki wokół ust mojej żony (bez zastanawiania się czy miłość to reakcja chemiczna czy efekt ewolucji), czasem pobiegać po lesie (bez myślenia o zawodach), czasem odłamać sopel z nosa wisząc w ścianie (bez napinki na ukończenie drogi) itd itd. I to jest moja duchowość :bezradny: Akceptacja (oto objawiła się antyteza do teorii walki Guido).

Moje komentarze Joasiu, to nie jest szydzenie, czy też złośliwość. To przedziwna pogoda ducha. Być może głupkowata - ale świadomie wybrana.
Może zdziecinniałem na starość :lol2: ale potrzeba prostoty i odczuwania - dobrego odczuwania, coraz bardziej dominuje w moim życiu.

Jo-asia - Pią 03 Sty, 2014 15:46

eremita napisał/a:
I to jest moja duchowość :bezradny: Akceptacja (oto objawiła się antyteza do teorii walki Guido).

potrafisz namotać.. :rotfl:
sam widzisz jak to nie prosto.. przedstawić coś prostego ;)

dziękuję za odpowiedź :)

Guido - Pią 03 Sty, 2014 19:08

Jo-asia napisał/a:
dzięki Guido, za ten temat.. gdzieś ostatnio porzuciłam swoje "poszukiwania", choć to nie dobre słowo, bo to jest w każdym z nas.. więc szukać nie ma czego.. wystarczy się otworzyć :buzki:


Wejść na latarnię morską... Dzięki Joasiu.

Guido - Pią 03 Sty, 2014 21:24

eremita napisał/a:
Przyznam szczerze - nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Czy staram się odebrać duchowości znaczenie? Chyba nie.
Po prostu staram się szukać niepokonanego lata w formach prostych. Podkreślam: staram się. Nie zawsze mi wychodzi.
Niejednokrotnie zaczynam zbyt głęboko wchodzić w rozważania i rozkładać rzeczy oczywiste na szereg pierwiastków- robiłem tak zawsze, więc ciężko się odzwyczaić.
Muszę jednak przyznać, któremuś z dekadentów rację- nie ma to sensu. Jeżeli prowadzi wyłącznie do jałowej wiedzy, a nie do zmiany wynikającej z nabycia tej wiedzy, to po co?
Co, z tego, że poznam jak świeci słońce? Jak wpłynie to na moje życie?
I co z tego, że dowiem się czy duchowość to mózg, czy inny ciul? Czy przez to stanę się bardziej wrażliwy?
Im więcej dumam, tym bardziej jestem przekonany, że niepokonane lato to nic więcej jak prostota myśli dziecka, nazywanie białego białym, czarnego czarnym, grzechu grzechem, dlaczego? Odpowiem jak dziecko: bo tak :) bom wolny i taką drogę obrałem. Bo wolę być naiwnie uśmiechnięty do świata, niż podejrzliwy.
Bo chcę przeżyć resztę swojego życia jedząc mało ale ze smakiem (nie zastanawiając się, czy w czekoladce jest alkohol), wychowując dziecko (nie myśląc na jakie studia je wysłać), szpachlując co roku rysę na ścianie (bez snucia planów nad nowym domem), licząc kurze łapki wokół ust mojej żony (bez zastanawiania się czy miłość to reakcja chemiczna czy efekt ewolucji), czasem pobiegać po lesie (bez myślenia o zawodach), czasem odłamać sopel z nosa wisząc w ścianie (bez napinki na ukończenie drogi) itd itd. I to jest moja duchowość :bezradny: Akceptacja (oto objawiła się antyteza do teorii walki Guido).

Moje komentarze Joasiu, to nie jest szydzenie, czy też złośliwość. To przedziwna pogoda ducha. Być może głupkowata - ale świadomie wybrana.
Może zdziecinniałem na starość :lol2: ale potrzeba prostoty i odczuwania - dobrego odczuwania, coraz bardziej dominuje w moim życiu.


Drogi Eremito, jak zwykle piszesz Waść pięknie.

Ale...

...trochę odnoszę wrażenie - nie obraź się, pewnie niesprawiedliwie - że starasz się czasami przedstawić moje rozważania w lekko ironicznym świetle, jak gdyby z obawy - zapewne zupełnie nieświadomej - że stanowić one mogą zagrożenie dla Twej niewinności, owej dzięcięcej prostoty, którą postulujesz... Nie - zagrożenie to złe słowo - po prostu może (tylko być może) wydaje Ci się nieprawdopodobne i krzywdzące, że komuś może nie wystarczać to, co Tobie wystarcza w zupełności, że ktoś dla pełnej satysfakcji może potrzebować więcej, niż Ty.

To piękne, co piszesz o życiu - wydajesz się osobą, która woli BYĆ niż MIEĆ - podobnie zresztą jak ja. Ja także pochwalam umiar, razem z moim synem emocjonuję się opowieściami o Piotrusiu Panie, kocham przyrodę, a zamiast, na przykład, nowego telewizora, wolę wydać pieniądze na piękną podróż (tym bardziej, że nie potrzebuję telewizora - nie oglądam telewizji).
To wszystko zresztą doskonale obrazuje mój sprzeciw wobec wszelkiej walki (nie rozumiem zatem, czemu piszesz o antytezie?).
Ponieważ MIEĆ - oznacza walczyć (trzeba walczyć by coś mieć), a BYĆ - to nie walczyć, ale po prostu być.

Zgodzę się z Tobą, że takie życie z pewnością daje szczęście - mnie ono również uszczęśliwia.
Ale mimo to wydaje mi się, że nie jest niczym złym - szukać JESZCZE CZEGOŚ więcej, nie POZA tym życiem, ale PONAD nim.
Ty właśnie owe poszukiwania starasz się leciuchno ośmieszyć, nazywając je bezsensownym poszukiwaniem jałowej wiedzy (nie chcę się posuwać do przypuszczenia, że w Twoim przypadku szyderstwo nie jest, jak twierdzisz, taką dziwną pogodą ducha, ale może rekompensatą niemożności albo niechęci, by zrozumieć).
Powiem Ci tak: skoro twierdzisz, że rozważania takie są bezsensowne oraz jałowe - to na pewno takie są - DLA CIEBIE.
Ale nie dla mnie.
Dla mnie takie właśnie zwracanie się ku światu jest uśmiechem, a nie podejrzliwością.

Pytasz, co może dać człowiekowi na przykład wiedza o tym, jak świeci słońce? Czy może uczynić człowieka bardziej wrażliwym, wyczulonym na świat?
Cóż, oczywiście że TAK!
Pamiętam dokładnie, kiedy dowiedziałem się, JAK ŚWIECI SŁOŃCE. Kiedy dowiedziałem się, że atomy wszelkich cięższych pierwiastków pochodzą właśnie ze słońc, z gwiazd, które wybuchły. Że każdy atom, jaki mam w sobie, który współtworzy istotę, którą jestem - znajdował się przed milionami lat we wnętrzu jakiegoś dawno zapomnianego słońca. Kiedy dowiedziałem się, że jesteśmy gwiezdnym pyłem.
Hmmm, czy naprawdę taka wiedza nie powoduje w Tobie drżenia duszy? Czy nie wywołuje motyli w żołądku? Jak może nie wywoływać? Jak to możliwe, by być na nią nieczułym?

I jeszcze jedno: zgadzam się z Tobą, że powinniśmy odnajdywać w sobie dzieci.
Tyle, że owo nazywanie białego białym a czarnego czarnym to właśnie domena dorosłych, a nie dzieci. Dla dzieci białe i czarne są jednością, jak ying-yang, dopiero dojrzewając i ucząc się od dorosłych, niektóre rzeczy nazywają białymi, a inne czarnymi. Tymczasem to kłamstwo: biel nie zawsze jest bielą. To, co dla Ciebie jest czarne, dla mnie może być białe.
I zapewne wszystko, co dla Ciebie jest grzechem, dla mnie nim nie jest.

Matinka - Pią 03 Sty, 2014 23:00

Bardzo cenię sobie tę dyskusje - czuję się wtedy wzbogacona duchowo :lol2: i tak się cudownie składa, że każdemu z Was przyznaję rację :tak:
Mam tylko drobną uwagę do braciszka, że kurze łapki to powstają przy oczach (zwłaszcza, gdy ktoś się dużo śmieje;-). A przy okazji, nie daj Bóg, żebyś żonie wspomniał, że uwielbiasz jej zmarszczki :nie: :milczek:
eremita napisał/a:
Może zdziecinniałem na starość

No, no uważaj, bo jako czterdziestolatek będziesz gaworzącym wesoło staruszkiem :wysmiewacz:

yuraa - Pią 03 Sty, 2014 23:35

Matinka napisał/a:
am tylko drobną uwagę do braciszka, że kurze łapki to powstają przy oczach (zwłaszcza, gdy ktoś się dużo śmieje;-)

kurze łapki powstają w czasie orgazmów i swiadczą o bogatym zyciu erotycznym

rybenka1 - Pią 03 Sty, 2014 23:39

:smieje: bedę się przyglądać ,niektórym bacznie ;) czy już to mają :smieje:
Guido - Sob 04 Sty, 2014 00:00

yuraa napisał/a:
Matinka napisał/a:
am tylko drobną uwagę do braciszka, że kurze łapki to powstają przy oczach (zwłaszcza, gdy ktoś się dużo śmieje;-)

kurze łapki powstają w czasie orgazmów i swiadczą o bogatym zyciu erotycznym


Tego nie wiedziałem.
Wiem natomiast że po fryzurze mężczyzny da się poznać jego ulubioną pozycję.

rybenka1 - Sob 04 Sty, 2014 00:05

Ciekawe ,ciekawe pisz dalej ;)
yuraa - Sob 04 Sty, 2014 00:06

Guido napisał/a:
Wiem natomiast że po fryzurze mężczyzny da się poznać jego ulubioną pozycję.

patrzę na Twoj avatar Guido i sie zastanawiam :lol2:

rybenka1 - Sob 04 Sty, 2014 00:07

:smieje: coraz ciekawiej już jest :radocha1: :smieje:
Guido - Sob 04 Sty, 2014 00:19

To proste, bujna fryzura oznacza, że lubi być na górze. Łyso z tyłu - na jeźdźca. Łyso po bokach - 6 na 9. Łysina na czubku - łóżko stoi za blisko ściany. Z przodu krótko z tyłu długo - hmmmm...
NANA - Sob 04 Sty, 2014 00:35

:buahaha:
eremita - Sob 04 Sty, 2014 08:29

Guido napisał/a:


Drogi Eremito, jak zwykle piszesz Waść pięknie.

Ale...

...trochę odnoszę wrażenie - nie obraź się, pewnie niesprawiedliwie - że starasz się czasami przedstawić moje rozważania w lekko ironicznym świetle, jak gdyby z obawy - zapewne zupełnie nieświadomej - że stanowić one mogą zagrożenie dla Twej niewinności, owej dzięcięcej prostoty, którą postulujesz... Nie - zagrożenie to złe słowo - po prostu może (tylko być może) wydaje Ci się nieprawdopodobne i krzywdzące, że komuś może nie wystarczać to, co Tobie wystarcza w zupełności, że ktoś dla pełnej satysfakcji może potrzebować więcej, niż Ty.

To piękne, co piszesz o życiu - wydajesz się osobą, która woli BYĆ niż MIEĆ - podobnie zresztą jak ja. Ja także pochwalam umiar, razem z moim synem emocjonuję się opowieściami o Piotrusiu Panie, kocham przyrodę, a zamiast, na przykład, nowego telewizora, wolę wydać pieniądze na piękną podróż (tym bardziej, że nie potrzebuję telewizora - nie oglądam telewizji).
To wszystko zresztą doskonale obrazuje mój sprzeciw wobec wszelkiej walki (nie rozumiem zatem, czemu piszesz o antytezie?).
Ponieważ MIEĆ - oznacza walczyć (trzeba walczyć by coś mieć), a BYĆ - to nie walczyć, ale po prostu być.

Zgodzę się z Tobą, że takie życie z pewnością daje szczęście - mnie ono również uszczęśliwia.
Ale mimo to wydaje mi się, że nie jest niczym złym - szukać JESZCZE CZEGOŚ więcej, nie POZA tym życiem, ale PONAD nim.
Ty właśnie owe poszukiwania starasz się leciuchno ośmieszyć, nazywając je bezsensownym poszukiwaniem jałowej wiedzy (nie chcę się posuwać do przypuszczenia, że w Twoim przypadku szyderstwo nie jest, jak twierdzisz, taką dziwną pogodą ducha, ale może rekompensatą niemożności albo niechęci, by zrozumieć).
Powiem Ci tak: skoro twierdzisz, że rozważania takie są bezsensowne oraz jałowe - to na pewno takie są - DLA CIEBIE.
Ale nie dla mnie.
Dla mnie takie właśnie zwracanie się ku światu jest uśmiechem, a nie podejrzliwością.

Pytasz, co może dać człowiekowi na przykład wiedza o tym, jak świeci słońce? Czy może uczynić człowieka bardziej wrażliwym, wyczulonym na świat?
Cóż, oczywiście że TAK!
Pamiętam dokładnie, kiedy dowiedziałem się, JAK ŚWIECI SŁOŃCE. Kiedy dowiedziałem się, że atomy wszelkich cięższych pierwiastków pochodzą właśnie ze słońc, z gwiazd, które wybuchły. Że każdy atom, jaki mam w sobie, który współtworzy istotę, którą jestem - znajdował się przed milionami lat we wnętrzu jakiegoś dawno zapomnianego słońca. Kiedy dowiedziałem się, że jesteśmy gwiezdnym pyłem.
Hmmm, czy naprawdę taka wiedza nie powoduje w Tobie drżenia duszy? Czy nie wywołuje motyli w żołądku? Jak może nie wywoływać? Jak to możliwe, by być na nią nieczułym?

I jeszcze jedno: zgadzam się z Tobą, że powinniśmy odnajdywać w sobie dzieci.
Tyle, że owo nazywanie białego białym a czarnego czarnym to właśnie domena dorosłych, a nie dzieci. Dla dzieci białe i czarne są jednością, jak ying-yang, dopiero dojrzewając i ucząc się od dorosłych, niektóre rzeczy nazywają białymi, a inne czarnymi. Tymczasem to kłamstwo: biel nie zawsze jest bielą. To, co dla Ciebie jest czarne, dla mnie może być białe.
I zapewne wszystko, co dla Ciebie jest grzechem, dla mnie nim nie jest.

"nie obraz się ale" " nie chciałbym cię podejrzewać o " "nie chciałbym posunąć się do podejrzenia, że w twoim przypadku" z psychologicznego punktu widzenia właśnie to robisz ale co mi tam!
Guido nie znasz mnie, nie wiesz kim jestem, byłem.
Twierdzisz że nie rozumiem więc sprowadzam wszystko do swojego, prymitywnego pułapu.
Nie o to mi chodziło.
1. Pisałem o sobie na wywołanie Joasi. Nie atakowalem Twojego punktu widzenia.
2. Widzisz, mi cały czas chodzi o to, że ja już nie chcę poznawać, drążyć. Świadomie z tego chciałbym zrezygnować i "zamknąć się w eremie" i żyć tak jak chcę. Bo to co mam i wiem w zupełności mi wystarczy. A to nie przekreśla możliwości poczytania moich ulubionych francuskich egzystencjalistow ;) od czasu do czasu. Ale nie dlatego by nie wypaść z obiegu pogaduch wśród milordow lecz :milczek:

Guido - Sob 04 Sty, 2014 19:52

eremita napisał/a:
"nie obraz się ale" " nie chciałbym cię podejrzewać o " "nie chciałbym posunąć się do podejrzenia, że w twoim przypadku" z psychologicznego punktu widzenia właśnie to robisz ale co mi tam!


To nie psychologia, tylko retoryka, a właściwie lekka prowokacja...


eremita napisał/a:
Guido nie znasz mnie, nie wiesz kim jestem, byłem.
Twierdzisz że nie rozumiem więc sprowadzam wszystko do swojego, prymitywnego pułapu.
Nie o to mi chodziło.


Nie znam Cię i przecież Cię nie oceniam. Odnoszę się tylko do Twoich postów.


eremita napisał/a:
1. Pisałem o sobie na wywołanie Joasi. Nie atakowalem Twojego punktu widzenia.


Wiem, że odpowiadałeś Joasi. Ale sam też poczułem się wywołany to tablicy.

eremita napisał/a:
2. Widzisz, mi cały czas chodzi o to, że ja już nie chcę poznawać, drążyć. Świadomie z tego chciałbym zrezygnować i "zamknąć się w eremie" i żyć tak jak chcę. Bo to co mam i wiem w zupełności mi wystarczy.


Cóż... Szanuję to.

eremita napisał/a:
A to nie przekreśla możliwości poczytania moich ulubionych francuskich egzystencjalistow ;) od czasu do czasu. Ale nie dlatego by nie wypaść z obiegu pogaduch wśród milordow lecz :milczek:


Dla mnie osobiście "Obcy" Camusa to arcydzieło wszechczasów.

eremita - Sob 04 Sty, 2014 21:11

Ech Guido, Guido.
:bezradny:
Walcz żołnierzu... ja odpuszczę.

Oddaję Ci pola.

Guido - Sob 04 Sty, 2014 22:17

eremita napisał/a:
Ech Guido, Guido.
:bezradny:
Walcz żołnierzu... ja odpuszczę.

Oddaję Ci pola.


O, nie, nie!
Żadne "walcz".
Żadne "żołnierzu".

Halibut - Nie 05 Sty, 2014 16:48

Moim zdaniem pozorna rozbieżność zdań w dyskusji polega na braku uporządkowania pojęć.
Poszukiwanie wiedzy, korzystanie z rozumu jest niewątpliwie pozytywną wartością, ponieważ poszerza horyzonty i pomaga zrozumieć, czy raczej zbliża do możliwego rozumem poznania świata i siebie.
Pozwala na wychwycenie pewnych mechanizmów, których wykorzystanie pozwala na głębszy rozwój i zrozumienie siebie.
Problem polega na tym, w jaki sposób i po co wykorzystuje się i rozum i wiedzę.
Ponieważ można je wykorzystać z korzyścią dla siebie, jak również można je wykorzystać po to, aby oddalić się od własnego „ja”.
Jak napisał Guido człowiek to synteza ciała, ducha i rozumu, emocje wpływają na ciało i umysł, umysł na emocje i ciało, wzajemne relacje działają we wszystkie strony i wzajemnie mieszają się.
Czyli,- potrzebna jest równowaga, harmonia, którą niezwykle trudno osiągnąć a pełna jest tylko pojęciem idealnym.
Tak jak napisał Eremita, umysłowe spekulacje, zdobywanie wiedzy mają tylko wtedy głębszy sens, gdy służą pozytywnej zmianie, inaczej nie tylko są wartością samą dla siebie, pustą, ale utrudniają nam kontakt z własnym „ja”, są przeszkodą w rozwoju.
Tak jak w uzależnieniach, alkohol, seks, sport itd. są czyś, co możemy wykorzystać w sposób normalny, dla przyjemności i wzbogacenia swojego życia a możemy wykorzystać w celu ucieczki od swoich emocji od własnego „ja”.
Wykorzystując je po to, aby nie kontaktować się z sobą na głębszym poziomie emocjonalnym.
Czyli ważne jest to, w jaki sposób i po co je wykorzystujemy.
Inteligencie, rozum i wiedzę możemy wykorzystywać po to, aby oddalić się od istoty naszego problemu wykorzystując ja na przykład do intelektualizowania czy racjonalizacji lub uciec w nie, by nie konfrontować się ze swoimi emocjami.
Traktując zaangażowanie, rozmyślanie, zdobywanie wiedzy jak „uśmierzacz” w uzależnieniu.
Ucieczkę od siebie.
Reasumując, - moim zdaniem obaj Panowie opisują trafnie i ciekawie ten sam problem, Eremita z pozycji intuicji i serca ( stąd poetyka i trafna prostota wypowiedzi), Guido z pozycji racjonalnej i wiedzy ( stąd ciągła analiza i uważność na szczegóły, kryteria).
W ocenie nie może być wartościowania, ponieważ oba podejścia są słuszne a ich wnioski właściwe.
Tak, więc z wielką przyjemnością czytam posty obu Panów.
Co do wewnętrznej harmonii pomiędzy duchem, ciałem i rozumem nie mogę nic powiedzieć, bo za mało wiem.
U mnie, moim zdaniem tej harmonii brakuje, szala przechyla się w stronę rozumu, nad czym boleje i pracuję.

Guido - Nie 05 Sty, 2014 18:37

Halibut napisał/a:
Tak, więc z wielką przyjemnością czytam posty obu Panów.


Panie Halibucie, jesteś Pan świetny!
Masz też rację w każdym calu.
Wierzę w syntezę ciała, umysłu i ducha i harmonia między nimi jest właśnie, jak sądzę, duchowością.
Jak słusznie zauważyłeś, każdy z tych "stanów energetycznych", z tych potencjałów, można przedawkować.
Nie doświadczyłem nigdy stanu harmonii ani niczego zbliżonego, ale będę próbował, marzę o tym...
Poprzez myślenie, odczuwanie, kontakty z własnym ja, z przyrodą, sztuką, poprzez medytację, poprzez kochanie, poprzez wnikanie w duszę świata --- dróg jest wiele.
Wiem jedno - na żadnej z nich nie ma alkoholu.
Próbowałem.
I wiem.

Ann - Wto 14 Sty, 2014 09:10

Guido napisał/a:
Mam teraz pytanie do wszystkich, którym będzie się chciało odpowiedzieć.
Czym jest duchowość?


Duchowość to przebudzenie - czy może raczej, delikatna gotowa materia utkana z wszystkich surowych dotąd i luźnych nitek? To zrozumienie - czy może raczej wszystka wiedza, jakiej nam potrzeba? To ufność i pewność siebie - czy może raczej przekonanie, że Siła Wyższa przeprowadzi nas przez każdą burzę i zawieruchę? To trzymanie się tego, co dyktuje nam sumienie - czy może raczej głęboka, niekłamana troska o ludzi i naszą planetę? To spokój w obliczu przeciwności losu. To gorące, przeszywające pragnienie, by przeżyć.
To mężczyzna albo kobieta. To wdzięczność za każde minione zdarzenie, które przywiodło nas do chwili sprawiedliwości. To radość bycia młodym na młodym świecie. To świadomość - czy może raczej zdanie sobie sprawy z własnych możliwości i ograniczeń? To skupienie - czy może raczej łatwe wyczuwanie wszechświata? To dostrzeganie mistycznej potęgi dobra w każdej istocie ludzkiej. To cierpliwość w obliczu głupoty. To zdolność do oparcia się pokusie, żeby komuś przyłożyć, którą przezwyciężamy, i po prostu odchodzimy. To przeświadczenie, że nawet gdy jesteśmy bez grosza, wciąż mamy coś, czego nie można kupić za pieniądze. To noszenie kombinezony z drelichu, w którym czujemy się jak w smokingu. To pragnienie pojechania do domu, a zarazem bycie tam. To wyprawa rakietą w rejony położone poza granicami widzialnego świata. To przyglądanie się czemuś, co wydaje się brzydkie, a jednak emanuje pięknem. To majestatyczny zarys gór na niebie albo pustynia na zachodzie kraju. To małe dziecko. To zobaczenie, jak gąsienica przeobraża się w motyla. To uzmysłowienie sobie, że przetrwanie jest efektem ostrej walki, jaką toczymy sami ze sobą. To nieodparte dążenie ku rozbitkom życiowym. To wiedza, że nawet gdy jest źle, jest dobrze.
Nie oglądaj się - jeszcze niczego nie widziałeś.
Gdy ludzie patrzą na ciebie zastanawiają się co się z tobą dzieje, odpowiedź znajdują w twoich oczach: "Mogę przerwać ten koszmar!".
Tej osobliwej rzeczy, jaką jest duchowość, nie da się przekazać drugiemu człowiekowi za pomocą słów. Jeśli każdy człowiek ma ją posiąść, to każdy musi sam sobie na nią zapracować; na swój własny sposób, swoją własną ręką, odciskając na niej swoje własne znamię - korzystając z przysługującego mu, indywidualnego prawa.


Żródło: Uwierzyliśmy... Przygoda duchowa AA w doświadczeniu poszczególnych uczestników Wspólnoty.

endriu - Wto 14 Sty, 2014 12:18

Ann, a tak coś od siebie?
Ann - Wto 14 Sty, 2014 13:43

endriu napisał/a:
Ann, a tak coś od siebie?
duchowość to ja i moje przeżycia.
endriu - Wto 14 Sty, 2014 15:47

:okok:
Matinka - Wto 28 Sty, 2014 21:34

Wykorzystując przerwę w ożywionej dyskusji ;) troszkę sobie porozmyślam w zimowy wieczór.
Guido, nie będziesz miał nic przeciwko?

Nawiążę do porównania Joasi, które bardzo mi odpowiada w kontekście życia.
Właśnie takiego obrazu mi brakowało – latarni morskiej, jako mojego losu.
Lubię patrzeć przez okno, widzę drzewa, obserwuję ptaki.
Właściwie to się cieszę, że przyszło mi urodzić się pod niebem z czterema porami roku.
W przyrodzie pięknie widać cykl wegetacyjny, od rozwoju liści na wiosnę, poprzez kwiaty w lecie, dojrzewanie owoców w jesieni i usypianie na czas zimowy. Rodzenie się, starzenie i obumieranie.
Wszystko ma swój sens i cel. Patrzę na te swoje drzewa, na oszronione gałęzie targane śnieżną zamiecią i nadziwić się nie mogę, że w maleńkich pąkach – wielkości zaledwie kilku milimetrów, ukryte jest życie, które przetrwa mróz i zawieruchy. Teraz to przygnębiająco wygląda, ale wiem, że się zmieni. Wszystko się powtórzy, roczne koło się zamknie. Tylko, że to nie całkiem koło a spirala, bo przez ten czas nie wracamy do punktu wyjścia. Wszystko jest nieco inne i starsze.
I ja się powoli wspinam na wierzchołek mojej latarni, a z każdym schodkiem jestem ciut starsza i odmieniona.
Jo-asia napisał/a:
ja porównuję to do wchodzenia na latarnie morską, gdzie wchodząc w koło znajduję się zawsze w tym samym miejscu co przed chwilą.. tylko wyżej, a tam widzę szerzej a kręgi które zataczam są coraz mniejsze, krótsze.. aż dotrę w jeden punkt.. światło (jeśli dotrę )
czy to jest duchowość?

To jest moje życie, a na górze będzie to, co sobie wymyślę. Na przykład pokój oświetlony kominkiem, rzędy półek z książkami, fotel bujany, okna wychodzące na góry i morze, na wschód oraz zachód… :)

Guido, towarzyszu broni ;) co tam u Ciebie słychać?
Jak się miewa Twa opowieść w zimowy czas?

Guido - Śro 29 Sty, 2014 09:27

Matinka napisał/a:
Nawiążę do porównania Joasi, które bardzo mi odpowiada w kontekście życia. Właśnie takiego obrazu mi brakowało – latarni morskiej, jako mojego losu.

Wszystko się powtórzy, roczne koło się zamknie. Tylko, że to nie całkiem koło a spirala, bo przez ten czas nie wracamy do punktu wyjścia. Wszystko jest nieco inne i starsze.
I ja się powoli wspinam na wierzchołek mojej latarni, a z każdym schodkiem jestem ciut starsza i odmieniona.


Symbol latarni jest rzeczywiście piękny i bogaty w znaczenia.
Wspinamy się ruchem kolistym, coraz wyżej i wyżej, jesteśmy coraz starsi. Im wyżej jesteśmy - tym boleśniejszy może być upadek.
Samo wspinanie się jest trudne i żmudne - daje satysfakcję, ale w gruncie rzeczy pozbawia energii, męczy.
Ale, tak jak w prawdziwej latarni, co pewien czas są podesty, na których można chwilę się zatrzymać i odpocząć. No i wyjrzeć przez małe okienko na świat. A potem ruszyć dalej.
A im wyżej jesteśmy - tym widoki są coraz rozleglejsze, coraz piękniejsze.
Im jesteśmy wyżej - tym więcej widzimy, ale co ważniejsze - obejmujemy jednym spojrzeniem coraz więcej, widzimy wszystko jako CAŁOŚĆ, WIELOŚĆ w JEDNOŚCI.
Nasyciwszy się widokiem, mamy dość energii, by iść dalej, znowu wyżej, znowu koliście.
Aż do kolejnego podestu i kolejnego okna.
Ale z okien widać jednak tylko wycinek rzeczywistości. Są jednak takie miejsca w latarni, gdzie wychodzi się na ganek okrążający cały trzon. Stamtąd widok jest szerszy, obejmuje całą panoramę.
Najpierw widać ludzi w dole, kramy, stragany, i drzewa wokół.
Na kolejnym ganku widać czubki drzew, połacie lasów, ludzie w dole krążą jak mrówki, ale żaden dźwięk już nie dociera.
Piętro wyżej wiatr zagłusza wszelkie dźwięki ze świata poniżej, ponad dywanem lasów objawia się morze, horyzont i niebo, odległe pola, miasta.
Później widać całą ziemię, potem słońce, układ planetarny, wszechświat.
I wszystko jest jednym.

eremita - Śro 29 Sty, 2014 13:09

Guido napisał/a:


Symbol latarni jest rzeczywiście piękny i bogaty w znaczenia.

Później widać całą ziemię, potem słońce, układ planetarny, wszechświat.
I wszystko jest jednym.


o żeszszsz :shock:
tylko z tak wysokiej latarni nie ma żadnego pożytku dla statków. A po to się buduje latarnie.

Guido - Śro 29 Sty, 2014 14:22

eremita napisał/a:
tylko z tak wysokiej latarni nie ma żadnego pożytku dla statków. A po to się buduje latarnie.


Mówimy o latarni dla statków kosmicznych.

Matinka - Śro 29 Sty, 2014 14:53

Guido, miło Cię czytać w pełnej formie. Kunsztownie wzbogaciłeś moją wizję o widoki, dźwięki, szum wiatru i ciszę kosmosu :) I te podesty, ganki, okienka są jak najbardziej potrzebne, na odpoczynek, na ogląd sytuacji, na zadumę
Guido napisał/a:
Piętro wyżej wiatr zagłusza wszelkie dźwięki ze świata poniżej, ponad dywanem lasów objawia się morze, horyzont i niebo, odległe pola, miasta

I góry, pagórki koniecznie!
Troszkę nas braciszek na ziemię sprowadził:
eremita napisał/a:
tylko z tak wysokiej latarni nie ma żadnego pożytku dla statków. A po to się buduje latarnie

I słusznie, bo pożytek dla statków ma być :tak:
Ale nasza wizja dzielnie się broni:
Guido napisał/a:
Mówimy o latarni dla statków kosmicznych.
:lol2:
Hmm, a co zrobimy z moim lękiem wysokości? :mysli:
;)

eremita - Śro 29 Sty, 2014 15:19

Latarnie dla statków kosmicznych (zakładając że są :okok: ) to przeżytek.
I bezsens. Toż ziemi nie potrzebna latarnia - świeci i bez tego w bezmiarze ciemności.

Skupmy się na tym, co w perspektywie wszechprzestrzeni być może niewielkie, za to najważniejsze dla samotnego rybaka na kutrze wracającego nocą do żony i dzieci.
Nie ta latarnia najlepsza, która jest najwyższa, lecz ta, która świeci blisko brzegu i wśród kipieli prowadzi do domu.

Nie szukajmy siebie ponad chmurami, gdy tu i teraz dla czegoś na pozór nic nie znaczącego jesteśmy stworzeni.

Wiem, wiem, Guidowska latarnia alegoryzowała inne kosmosy, ale tak mi się nasunęło, przy tym pędzie "bylewyżejbyledalej".

Wracając jednak do latarni Guida ... ja bym starał się wyjść po niej... wspinając się po ścianach. I adrenalina większa, i zaufanego partnera (-rkę) na drugim końcu liny trza mieć) i widoki cały czas, nie tylko przez wprawione w okna przez szalonego szklarza szybki... no i co tu się rozwodzić - ja się po prostu lubię wspinać, więc byłaby okazja :lol2:

Jo-asia - Śro 29 Sty, 2014 16:33

eremita napisał/a:
ja bym starał się wyjść po niej... wspinając się po ścianach. I adrenalina większa, i zaufanego partnera (-rkę) na drugim końcu liny trza mieć) i widoki cały czas, nie tylko przez wprawione w okna przez szalonego szklarza szybki... no i co tu się rozwodzić - ja się po prostu lubię wspinać, więc byłaby okazja :lol2:

taa, ja na razie planuję wspinaczki :lol2:
a co do Twojego.. wejścia na latarnię
widok tylko z jednej strony..
adrenalina większa, jednak o upadek dużo łatwiej, choć kontrolowany,
szybciej czy jednak cel ten sam?
czy o szczyt chodzi... czy o drogę do niego?
eremita napisał/a:
Nie ta latarnia najlepsza, która jest najwyższa, lecz ta, która świeci blisko brzegu i wśród kipieli prowadzi do domu.

Nie szukajmy siebie ponad chmurami, gdy tu i teraz dla czegoś na pozór nic nie znaczącego jesteśmy stworzeni.

spodobało mi się to.. :)

podsumowując.. każdemu według potrzeb :buzki:

eremita - Śro 29 Sty, 2014 21:13

pterodaktyll napisał/a:
Eeeee tam............o latarnię to najlepiej się oprzeć i nikt mi nie powie, że jest inaczej. Sam wielokrotnie to przetestowałem :p
I niepotrzebna wcale jest taaaaaaaka wysoka, wszak ze 2 metry wysokości wystarczy w zupełności :rotfl:

Ptero :luzik: żadna praca nie chanbi jeżeli jest wykonywana z pasją i zaangażowaniem.

Guido - Śro 29 Sty, 2014 21:50

eremita napisał/a:
Latarnie dla statków kosmicznych (zakładając że są :okok: ) to przeżytek. I bezsens. Toż ziemi nie potrzebna latarnia - świeci i bez tego w bezmiarze ciemności.

Skupmy się na tym, co w perspektywie wszechprzestrzeni być może niewielkie, za to najważniejsze dla samotnego rybaka na kutrze wracającego nocą do żony i dzieci.
Nie ta latarnia najlepsza, która jest najwyższa, lecz ta, która świeci blisko brzegu i wśród kipieli prowadzi do domu.

Nie szukajmy siebie ponad chmurami, gdy tu i teraz dla czegoś na pozór nic nie znaczącego jesteśmy stworzeni.

Wiem, wiem, Guidowska latarnia alegoryzowała inne kosmosy, ale tak mi się nasunęło, przy tym pędzie "bylewyżejbyledalej".

Wracając jednak do latarni Guida ... ja bym starał się wyjść po niej... wspinając się po ścianach. I adrenalina większa, i zaufanego partnera (-rkę) na drugim końcu liny trza mieć) i widoki cały czas, nie tylko przez wprawione w okna przez szalonego szklarza szybki... no i co tu się rozwodzić - ja się po prostu lubię wspinać, więc byłaby okazja :lol2:


Latarnia, o której mówię, nie jest dla żadnych innych okrętów, tylko dla mojego.
Nie musi zresztą świecić, to taka stara, zabytkowa latarnia, która już nie spełnia swojej funkcji. Ot, wieża ze zmurszałych bloków kamiennych.
Wspinać się po jej ścianach nie polecam - kamień jest śliski, wygładzony przez nadmorski wiatr.

Matinka - Czw 30 Sty, 2014 09:40

Guido napisał/a:
Latarnia, o której mówię, nie jest dla żadnych innych okrętów, tylko dla mojego.

:mgreen:
A latarnia tak po prawdzie to jest najbardziej Jo-asi :lol2:

Z resztą, jak sobie wyobrażę Guido w hełmie kosmonauty, Eremitę drapiącego się po murze ciągnącego kogoś na sznurku, skrzydlate stwory przy okienkach, Jasia Wędrowniczka w drodze oraz bujającą na falach szalupę ratunkową z Dekadentami na pokładzie i Wiedźmą jako kapitanem :rotfl:
to moja wizja przestaje być relaksacyjna dsv5gh j67j6 :mgreen:
Dobra chłopaki, dość dyrdymałów bo nas w kosmos wyślą :lol2:
Ja spadam, a Wy tu proszę na temat!
Jakieś głody, nawroty...Co nic?
Może chociaż jakieś sny...?
Przebierane alkoholiki :rotfl:
;) :papa2:

Halibut - Czw 30 Sty, 2014 09:46

eremita napisał/a:
Nie szukajmy siebie ponad chmurami, gdy tu i teraz dla czegoś na pozór nic nie znaczącego jesteśmy stworzeni.


Ponad chmurami nie znajdziemy siebie, ale możemy znaleźć odpowiedź, na to do czego jesteśmy stworzeni.

Jo-asia napisał/a:
czy o szczyt chodzi... czy o drogę do niego?


Ciągle jesteśmy w drodze. Ważne by nie poddawać się słabości, zmęczeniu i wątpliwością. Nawet wtedy, jeżeli miałoby się okazać, że to droga jest celem.

Jo-asia - Czw 30 Sty, 2014 09:57

Halibut napisał/a:
Nawet wtedy, jeżeli miałoby się okazać, że to droga jest celem.

dla mnie... droga jest celem
ja.. jestem drogą
a tak po prawdzie... drogi, nie ma ;)

Jo-asia - Czw 30 Sty, 2014 10:05

Matinka napisał/a:

A latarnia tak po prawdzie to jest najbardziej Jo-asi :lol2:

nie.. latarnia nie moja
gdzieś.. ktoś użył tego porównania a ja.. a mnie ono, do serca przylgnęło :skromny:

Halibut - Czw 30 Sty, 2014 10:12

Matinka napisał/a:
Ja spadam, a Wy tu proszę na temat!

Jakieś głody, nawroty...Co nic?

Może chociaż jakieś sny...?


U alkoholika
Nawrót bywa, lecz zanika
Choć go ciągle zwala z nóg
Tajemniczy głód
A gdy minie ciężki dzień
Może uciec w błogi sen
Gdzie nachalna niczym ważka
krąży w koło niego flaszka

Jo-asia - Czw 30 Sty, 2014 10:25

Halibut napisał/a:
U alkoholika
Nawrót bywa, lecz zanika
Choć go ciągle zwala z nóg
Tajemniczy głód
A gdy minie ciężki dzień
Może uciec w błogi sen
Gdzie nachalna niczym ważka
krąży w koło niego flaszka

miłośnika głód nie tyka
nie ma w sobie niewolnika
o nawrocie on nie myśli
nawet mu się on nie przyśni
zmień swą flaszkę w miłowanie
a od życia to dostaniesz
:rotfl:

Guido - Czw 30 Sty, 2014 11:56

Matinka napisał/a:
Jakieś głody, nawroty...Co nic?


Moja metoda na głoda:
Kiedy w czaszce pojawia się cień myśli wirującej wokół napicia, nie odrzucam jej, nie próbuję odpędzić, ani udawać że jej nie ma - patrzę, przyglądam się jej.
Bardzo starannie obserwuję tę myśl i reakcje mojego umysłu oraz organizmu: co się dzieje? Puls przyspiesza? Ślina? Gonitwa myśli poszukujących usprawiedliwienia?
Oglądam je, jak się szarpią, jak walczą, jak się ścierają w moim ciele. Patrzę na to wszystko, na tych mizernych zapaśników na ringu mojego umysłu, ćmy bijące skrzydłami o szybę, zalęknione zwierzęta.
One walczą, ale ja jestem spokojny.

Patrzę na to wszystko uważnie i wielokrotnie, od początku do końca, i jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Obserwuję ten zlepek myśli w mojej głowie dopóki się nie oderwie od niej zupełnie i nie odsunie gdzieś na bok, zdradzając tym samym, że nie jest MNĄ.
To działa na zasadzie "róża jest różą jest różą jest różą jest różą jest różą jest......"
Każdy z nas powtarzał na głos wielokrotnie jakieś słowo, np. słowo: "pies"
................pies-pies-pies-pies-pies-pies-pies-pies-pies-pies-pies-pies-pies..............
I tak dziesięć, sto, może tysiąc razy, by wreszcie odkryć, że powtarzany wyraz jest tylko pustym dźwiękiem, nawet nie jest słowem, tylko dzwoniącym echem, a na pewno NIE JEST PSEM.

eremita - Czw 30 Sty, 2014 13:36

Guido napisał/a:

Kiedy w czaszce pojawia się cień myśli wirującej wokół napicia, nie odrzucam jej, nie próbuję odpędzić, ani udawać że jej nie ma - patrzę, przyglądam się jej.
Bardzo starannie obserwuję tę myśl i reakcje mojego umysłu oraz organizmu: co się dzieje? Puls przyspiesza? Ślina? Gonitwa myśli poszukujących usprawiedliwienia?
Oglądam je, jak się szarpią, jak walczą, jak się ścierają w moim ciele. Patrzę na to wszystko, na tych mizernych zapaśników na ringu mojego umysłu, ćmy bijące skrzydłami o szybę, zalęknione zwierzęta.
One walczą, ale ja jestem spokojny.

Guido, wybacz ale nasuwa mi się jedno pytanie - skoro to dla Ciebie takie proste, bezbolesne i ... zabawne, to dlaczego jesteś alkoholikiem i dlaczego wpadłeś w szpony nałogu i nie pijesz od jakiegoś czasu. Czy Twoja metoda pojawiła się teraz, czy już wcześniej?

Ja, kiedyś bawiłem się podobnie jak Ty. Zerwałem nieznanego mi grzyba, usiadłem i przerzucałem go z ręki do ręki i zastanawiałem się - zjem, czy nie zjem? A jak nie zjem, to co stracę? A gdy zjem? Czy ten wybór sprawi, że jestem wolny? itd itp.
Innym razem bawiłem się wilczą jagodą...
I wiesz co? Prędzej, czy później zawsze kosztowałem.
A wiesz dlaczego? Bo zaczynało mnie to bawić - a niebezpieczeństwo wychodziło ze mnie i gdzieś obok stawało się elementem gry.

Guido - Czw 30 Sty, 2014 14:27

eremita napisał/a:
Guido, wybacz ale nasuwa mi się jedno pytanie - skoro to dla Ciebie takie proste, bezbolesne i ... zabawne, to dlaczego jesteś alkoholikiem i dlaczego wpadłeś w szpony nałogu i nie pijesz od jakiegoś czasu. Czy Twoja metoda pojawiła się teraz, czy już wcześniej


To nie jest ani proste, ani bezbolesne, ani tym bardziej, w żadnej mierze, absolutnie nie jest zabawne.
Piszę o metodzie jako o pewnym idealnym, duchowym wzorcu.
Pomijam kwestię, czy i w jakim stopniu udaje mi się ten wzorzec realizować w radzeniu sobie z własnymi słabościami. Ale jest on dla mnie pomocny i przynajmniej próbuję. Czasem wychodzi mi to lepiej, czasem gorzej.
Gdy piłem, dużo o tym myślałem, ale nie próbowałem, dobry był ze mnie teoretyk. Sądzę zresztą, że wielu alkoholików to doskonali teoretycy w wielu kwestiach. Po pijaku znakomicie uprawia się filozofię. Snuje się wielkie plany, czuje się w sobie moc przenoszenia gór. Być może ma się w sobie tę moc, ale jeśli nie przestanie się pić, raczej nie nadarzy się sposobność, by to sprawdzić.
Gdy zaczynałem pić, kwestie duchowe prawdopodobnie nie miały dla mnie znaczenia.
Dzięki temu, że "wpadłem w szpony nałogu" - kwestie te nabrały dla mnie znaczenia, były obietnicą czegoś lepszego, światełkiem w tunelu.
Dzisiaj próbuję wyjść z tego tunelu, dostrzegam piękny świat poza nim, tylko jego światło jeszcze mnie oślepia.
Gdybym nie pił nigdy, może dzisiaj byłbym szczęśliwszy, nie wiem. Ale pewnie byłbym uboższy duchowo. Na pewno nie byłbym tu, gdzie jestem. A ja lubię siebie takiego, jakim jestem, tu, teraz.
Skoro jest tak, jak jest, to tak jest najlepiej.

eremita napisał/a:
Ja, kiedyś bawiłem się podobnie jak Ty. Zerwałem nieznanego mi grzyba, usiadłem i przerzucałem go z ręki do ręki i zastanawiałem się - zjem, czy nie zjem? A jak nie zjem, to co stracę? A gdy zjem? Czy ten wybór sprawi, że jestem wolny? itd itp.
Innym razem bawiłem się wilczą jagodą...
I wiesz co? Prędzej, czy później zawsze kosztowałem.
A wiesz dlaczego? Bo zaczynało mnie to bawić - a niebezpieczeństwo wychodziło ze mnie i gdzieś obok stawało się elementem gry.


Ja już się nie bawię w ten sposób.
Nie gram, bo zresztą nigdy nie grałem - to mną "grano" - ja byłem przedmiotem gry, a nie graczem. To mój umysł bawił się mną, grał mną. Byłem pionkiem, także wówczas, kiedy wydawało mi się, że mam wybór - zjeść czy nie zjeść, napić się czy nie napić.
Gdy podobny wybór staje dzisiaj przede mną, rozpoznaję go jako ponowną próbę umysłu, by mnie zniewolić.
Nie jest wcale ważne, jaki wybór podejmę - zjem czy nie zjem - bowiem już sam fakt, że godzę się go podjąć, oznacza że dałem się na powrót wciągnąć do gry, oznacza zniewolenie.
To nie jest tak, że ja codziennie WYBIERAM, by nie pić - to byłby chyba ów osławiony "d***", o którym tyle się mówi początkującym.
Każdy wybór jest w gruncie rzeczy walką, szarpaniem się z samym sobą i ze światem.
Wolność jest w przekroczeniu tej bariery, w wyjściu poza pole walki.

rufio - Czw 30 Sty, 2014 18:52

Cytat:

pterodaktyll napisał/a:
A masło jest zrobione z masła....
Olga
nie prawda bo z mleka
_________________

Akurat mleczarze od 7 boleści - ze śmietanki :rotfl:

Jo-asia - Czw 30 Sty, 2014 20:05

Guido napisał/a:
Gdy podobny wybór staje dzisiaj przede mną, rozpoznaję go jako ponowną próbę umysłu, by mnie zniewolić.
Guido napisał/a:

Każdy wybór jest w gruncie rzeczy walką, szarpaniem się z samym sobą i ze światem.

może czas.. wprowadzić kolejny element
umysł.. który opisujesz, traktujesz jako "wroga"
stąd obawa o zniewolenie, stąd walka, szarpanie
i nie ma w tym akceptacji, tego.. Kim dzisiaj Jesteś
Guido napisał/a:
Wolność jest w przekroczeniu tej bariery, w wyjściu poza pole walki.

i to mam na myśli...
umysł, nie jest mi wrogiem.. on w rzeczywistości broni mnie.. chroni mnie, tak jak sam potrafi.. tak jak, go zaprogramowano
zaakceptowanie.. jego "pomysłów", ich akceptacja.. pozwala na szybszą zmianę ich znaczenia.. ich kierunku.. i w ich miejsce, wprowadzanie "nowego" życia

fakt, bywa czasem tak, że głośno wykrzyczę.. że nie zgadzam się z tym co myślę, dotyczy to szczególnie mocno zakorzenionych przekonań, które w zetknięciu jeszcze z zewnętrznym "przymusem", trudno jest "przekonać" ;)

Halibut - Pią 31 Sty, 2014 10:03

Guido napisał/a:
Każdy wybór jest w gruncie rzeczy walką, szarpaniem się z samym sobą i ze światem.
Wolność jest w przekroczeniu tej bariery, w wyjściu poza pole walki.


Bo tak naprawdę nie ma wtedy żadnej walki. Jeżeli mamy głęboki kontakt z własnym „Ja”, ze swoimi potrzebami, wybór zapada intuicyjnie w sposób naturalny poza naszym intelektem. Rozum, który jest wtedy z boku staje się bardzo przydatnym narzędziem do realizacji wyboru a nie narzędziem podświadomości w realizacji uwarunkowań, które odsuwają nas od własnego ja, zaburzając percepcje rzeczywistości i oglądu siebie. Wtedy, jak napisałeś, nie ma szarpania się z samym sobą, bo nie ma wątpliwości, które podsuwa umysł. Decyzja już zapadła na głębszym poziomie.

Guido - Pią 31 Sty, 2014 11:45

Jo-asia napisał/a:
umysł.. który opisujesz, traktujesz jako "wroga"
stąd obawa o zniewolenie, stąd walka, szarpanie
i nie ma w tym akceptacji, tego.. Kim dzisiaj Jesteś


Nieee, nie jako wroga... Raczej jako - dziecko (już o tym kiedyś pisałem). Dziecko, które nie odróżnia czerni od bieli, które kieruje się instynktami i daje się ponosić płytkim egzaltacjom, dziecko niezrównoważone emocjonalnie, rozchwiane. A z dzieckiem się nie walczy, dziecko - się wychowuje. Moim zaś zdaniem - opinie mogą być różne - najlepszą metodą wychowawczą jest czułe obserwowanie, nie przeszkadzanie w dorastaniu, w rozwoju.

Guido - Pią 31 Sty, 2014 11:50

Halibut napisał/a:
Bo tak naprawdę nie ma wtedy żadnej walki. Jeżeli mamy głęboki kontakt z własnym „Ja”, ze swoimi potrzebami, wybór zapada intuicyjnie w sposób naturalny poza naszym intelektem. Rozum, który jest wtedy z boku staje się bardzo przydatnym narzędziem do realizacji wyboru a nie narzędziem podświadomości w realizacji uwarunkowań, które odsuwają nas od własnego ja, zaburzając percepcje rzeczywistości i oglądu siebie. Wtedy, jak napisałeś, nie ma szarpania się z samym sobą, bo nie ma wątpliwości, które podsuwa umysł. Decyzja już zapadła na głębszym poziomie.


Pięknie to napisałeś. Potrafisz ubierać moje dyrdymały w naukowy dialekt.
Ów głęboki kontakt z własnym "ja", umiejętność słuchania i rozpoznawania głosu własnego ducha - oto czym jest wolność.

eremita - Pią 31 Sty, 2014 12:55

Być wolnym to móc nie kłamać.
Tako rzecze Albert Camus, toże egzistencjalist.
A co to znaczy?
Przecież to proste.
Zgadzam się z przedmówcami: wolność wynika z harmonii i akceptacji. Wtedy nie trzeba kłamać. Wtedy jest się wolnym.

Idę teraz być wolnym gdzie indziej :rotfl:
Tam gdzie tego potrzeba.

Halibut - Pią 31 Sty, 2014 13:20

Guido napisał/a:
Pięknie to napisałeś


Dziękuje za słowa uznania. Jednak chciałbym zaznaczyć, że to ja ciągle się uczę od Ciebie i innych uczestników tego Forum. Za co jestem winny wszystkim podziękowania. Żywa rozmowa, wymiana różnych poglądów jest o wiele bogatsza od teorii. Dlatego z ciekawością czytam ten wątek.

Guido - Pią 31 Sty, 2014 13:31

Halibut napisał/a:
Dziękuje za słowa uznania. Jednak chciałbym zaznaczyć, że to ja ciągle się uczę od Ciebie i innych uczestników tego Forum. Za co jestem winny wszystkim podziękowania. Żywa rozmowa, wymiana różnych poglądów jest o wiele bogatsza od teorii. Dlatego z ciekawością czytam ten wątek.


Wielce jestem ukontentowany i mile podłechtany tym, co piszesz - kontynuujmy zatem naszą podróż ku wolności i wielkości ducha.

Jo-asia - Pią 31 Sty, 2014 23:30

Guido napisał/a:
A z dzieckiem się nie walczy, dziecko - się wychowuje. Moim zaś zdaniem - opinie mogą być różne - najlepszą metodą wychowawczą jest czułe obserwowanie, nie przeszkadzanie w dorastaniu, w rozwoju.

rozumiem :)
Halibut napisał/a:
Rozum, który jest wtedy z boku staje się bardzo przydatnym narzędziem do realizacji wyboru a nie narzędziem podświadomości w realizacji uwarunkowań, które odsuwają nas od własnego ja, zaburzając percepcje rzeczywistości i oglądu siebie.

te uwarunkowania, świadomość ich, pozwala na akceptację
rozum jest wtedy, po to.. aby rozumieć co się dzieje a nie oceniać.. tego co się dzieje
tylko jedno stoi na przeszkodzie.. poczucie winy
z niego wypływa, że..
Guido napisał/a:
Dziecko, które nie odróżnia czerni od bieli, które kieruje się instynktami i daje się ponosić płytkim egzaltacjom, dziecko niezrównoważone emocjonalnie, rozchwiane

poczucie winy, to przekonania..to powinnam, muszę, należy, trzeba, wypada.. to jest wszystko to.. co u dziecka zabiło.. intuicję i spontaniczność
stąd dziecko ucieka..

ja bardziej czuję ;)
lepiej mi się tłumaczy z poziomu uczuć.. jednak rozumienie, tego co czuję.. jest dla mnie.. ważne

siwy56 - Sob 01 Lut, 2014 01:49

Nie wiem jak pozostali ale ja czytając bawię się świetnie.
piotr7 - Sob 01 Lut, 2014 14:36

siwy56 napisał/a:
Nie wiem jak pozostali ale ja czytając bawię się świetnie.



Taki sposób prowadzenia konwersacji jest bardzo wskazany ponieważ jest elementem rehabilitacji szarych komórek i budowania nowych połączeń tychże .

Matinka - Pią 21 Lut, 2014 00:24

Guido, a weź Ty podrażnij trochę Eremitę, bo nam się chłopak wycofuje ;)

Pozdrawiam, mam nadzieję, że się trzymasz dzielnie. :)

Jras4 - Pią 21 Lut, 2014 00:59

Halibut napisał/a:
Decyzja już zapadła na głębszym poziomie.

przestań brać leki

Guido - Pią 21 Lut, 2014 09:25

Matinka napisał/a:
Guido, a weź Ty podrażnij trochę Eremitę, bo nam się chłopak wycofuje ;)

Pozdrawiam, mam nadzieję, że się trzymasz dzielnie. :)


Czyżbyś sądziła że moje drażnienie ma terapeutyczne właściwości?
Osobiście szczerze powątpiewam w to.
Również Ciebie pozdrawiam.
Czy się trzymam? Nie, raczej nie - puściłem się wszystkiego i płynę sobie przez czas.

Jo-asia - Pią 21 Lut, 2014 09:40

Guido napisał/a:
Czyżbyś sądziła że moje drażnienie ma terapeutyczne właściwości?

drażnienie.. jest terapeutyczne
a jeśli do tego dodasz.. szczerość i otwartość... to cuda się dzieją bracie ;)
po obu stronach

Guido - Śro 02 Kwi, 2014 15:32

Z cyklu "na co ci ta trzeźwość?":



Dzisiaj widzę to tak:
Picie było dla mnie niezgodą na przeżywanie teraźniejszości.
Było próbą życia poza czasem, poza chwilą obecną.
Piłem, aby zatrzymać upływający czas, lub aby go przyśpieszyć, by szybciej minął.
Piłem, bo źle było mi ze sobą tu i teraz.

Do czego jest mi potrzebna trzeźwość?
Właśnie do tego, by potrafić być obecnym w chwili teraźniejszej i przeżywać ją, bez względu na przeszłość i przyszłość.
By nie stawiać oporu czasowi i teraźniejszości, temu co jest, co się aktualnie dzieje.

Nie chcę innej "substancji zastępczej", którą miałbym się odtąd "wynagradzać", gdy rzuciłem alkohol (typu: sport, pasje, słodycze, praca, seks, etc).
Trzeźwość to dla mnie rozkosz płynąca z bycia tu i teraz. Lukę, która powstała po wyeliminowaniu alkoholu, zalewam radością z przeżywania teraźniejszości - takiej, jaka jest.

baracca - Śro 02 Kwi, 2014 16:01

Guido napisał/a:
(...)

Zrobiła się wiosna i borsuki wyłażą z nory. :mgreen:

Guido napisał/a:
Trzeźwość to dla mnie rozkosz płynąca z bycia tu i teraz.

Jesteś trzeźwy i możesz być tu i teraz. Będąc tu i teraz możesz być tylko trzeźwy - koło się zamyka.
A cała reszta płynie właśnie z powyższego.

Halibut - Pon 14 Kwi, 2014 08:10

Guido napisał/a:
Z cyklu "na co ci ta trzeźwość?":


Dla mnie picie było wynikiem słabości. Ucieczką od problemów i wlasnych deficytów. W moim piciu było dużo tchórzostwa. Ucieczki przed ludźmi i sobą samym. Kiedy piłem mogłem żyć w iluzji, ucieczka od problemów i brak kontaktu z nimi dawał poczucie bezpieczeństwa i wszechmocy. Magiczny znieczulający środek, czasowo rozwiązywał problemy i uśmierzał cierpienia. Chociaż płynąłem po powierzchni życia i problemów to zachowywałem dobre samopoczucie. Wciąż jednak gdzieś głębiej odczuwałem słabość i przerażenie. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że nie kontroluje swojego życia, po kielichu wszystko było dobrze, spokój, harmonia i błogość. Jednak na drugi dzień, na trzeźwo, znowu trzeba było stanąć twarzą w twarz z ludźmi i własnymi problemami. Ta powtarzająca się karuzela męczyła i popychała do bezwolności i bezsilności. Jednak gdzieś wewnątrz było przekonanie, że tak łatwiej, że trzeźwość i świadomość doprowadzi mnie do konfrontacji z rzeczywistością a to będzie bardzo bolesne. Bolało, ciągle boli, nowe rodzi się w bulach,. Bezbronny, poraniony, bez możliwości znieczulenia rozpocząłem swoją mała walkę o siebie. Rozpocząłem proces, który będzie trwał do końca mojego życia. Chociaż bywają chwile cierpienia i zwątpienia, to poczucie wolności i wciąż rosnącej świadomości utrzymują mnie w przekonaniu, że warto. Nie ma żadnych fajerwerków, stanów wyższej świadomości, lawiny szczęścia. Jest za to pokora i rosnąca umiejętność cieszenia się małymi rzeczami. Teraz jestem sobą wraz ze swoimi słabościami, które uczę się akceptować. A życie, które dopiero teraz widzę w całej złożoności, bez znieczulacza, nabiera głębi. Chociaż trudne i czasem bolesne pokazuje nowy głębszy sens.

Guido - Pon 14 Kwi, 2014 13:21

Chcę napisać o czymś, co jest dla mnie nowym doświadczeniem.

Byłem ostatnio w szpitalu z moim synem, przez cztery dni.
Syn miał drobny zabieg chirurgiczny. Według wstępnych planów mieliśmy zostać na jedną noc, zrobiły się z tego trzy noce.
Całe to szpitalne zamieszanie było mocno frustrujące i męczące, psychicznie i fizycznie. Jako opiekun nie miałem nawet swojego miejsca, musiałem spać na podłodze na kocu między łóżkami.
Jakby tego było mało, doszły zaległości w pracy, musiałem kursować między szpitalem i biurem, łatać dziury, prawie nic nie jadłem.

Wiem, że dawniej po takim wydarzeniu z pewnością odreagowałbym w jedyny znany sobie sposób, czyli pojąc się wódką i udając, że jest mi przyjemnie i że się "luzuję".

Teraz jednak całe to przeżycie odebrałem zupełnie inaczej.
Przede wszystkim byłem cały czas obecny i świadomy, tu i teraz, w rzeczywistości szpitalnej, w gonitwie do biura, w niewygodnym spaniu przerywanym hałasami na korytarzu.

Spróbuję wyrazić to jaśniej: kiedyś zawsze żyłem w przyszłości, tzn. w piciu. Budziłem się, ale mój umysł był już w wieczornym piciu. Pracowałem, ale w umyśle już piłem. Jechałem samochodem, odbierałem dziecko, chodziłem po ulicach - ale tak naprawdę nigdzie mnie tam nie było - całym sobą siedziałem już wieczorem przed komputerem i piłem. Wszystko inne, doświadczanie chwil obecnych - uciekało mi.

Po powrocie ze szpitala usiadłem i zrozumiałem, że spędziłem cztery wspaniałe dni.
Dni, podczas których byłem absolutnie obecny i świadomy, BYŁEM tam, gdzie BYŁEM, nigdzie indziej.
Byłem z moim synem, pocieszałem go i rozmawiałem z nim ze świadomością, co mówię i po co. W nocy budził mnie płacz leżącego obok chłopca albo nieuprzejme głosy pielęgniarek, a ja byłem w tym, byłem w deszczu spływającym po szybach, byłem w poczuciu napięcia, gdy syna zabrano na operację.
Byłem tam i TYLKO TAM.

Tajga - Pon 14 Kwi, 2014 13:44

Guido napisał/a:
Dni, podczas których byłem absolutnie obecny i świadomy, BYŁEM tam, gdzie BYŁEM, nigdzie indziej.

To jest właśnie cudowne w tym całym trzeźwieniu.
Bycie dokładnie tam gdzie trzeba..kiedy trzeba.
Nie to co wtedy, kiedy c44vc :( snując fantasmagorie co to ja "nie zrobię, gdzie to ja nie pojadę, czego to ja im wszystkim nie powiem".....otwierając kolejną puszkę piwa :glupek:

eremita - Pon 14 Kwi, 2014 13:47

Guido napisał/a:
kiedyś zawsze żyłem w przyszłości, tzn. w piciu. Budziłem się, ale mój umysł był już w wieczornym piciu. Pracowałem, ale w umyśle już piłem. Jechałem samochodem, odbierałem dziecko, chodziłem po ulicach - ale tak naprawdę nigdzie mnie tam nie było - całym sobą siedziałem już wieczorem przed komputerem i piłem. Wszystko inne, doświadczanie chwil obecnych - uciekało mi.

No, ja to rozumiem.
Aczkolwiek patrzę na to inaczej - ja zawsze miałem plan. Plan ten miał żelazny punkt - wieczorne picie. A to w nagrodę, a to dla kurażu, a to na złość, dla relaksu, bo okazja. I gdy przestałem pić, ciężko było mi wypełnić pustkę po tym zworniku. Przychodził ten czas i co? Ale to jeszcze mało - nie mogłem (nie no, w sumie mógłbym, gdybym tylko chciał) zaplanować sobie, ze dziś, że za parę godzin (jutro, jak piłem, to była data abstrakcyjna). Aż powiedziałem sobie: "no dobra, w połowie września się okaże". I ten plan trochę mnie uspokoił. Szczęśliwie do tego czasu na tyle się zaleczyłem, że gdy przyszedł wrzesień, już nie musiałem planować, znaczy się planowałem, tylko w moim życiu, w moim planie alkohol zaczynał być tak bardzo istotny, i tak bardzo potrzebny jak znajomość rynkowej ceny za skóry owcze na południu Mongolii.
Reasumując, Ty miałeś przyszłość, ja plan, a faktycznie oboma nami rządził alkohol.

Guido - Wto 15 Kwi, 2014 08:35

eremita napisał/a:
Reasumując, Ty miałeś przyszłość, ja plan, a faktycznie oboma nami rządził alkohol.


A czym jest snucie planów jeżeli nie życiem w przyszłości?
Przyszłość nie istnieje, nie ma jej; jest tylko chwila obecna.

Życie wielu ludzi polega na czekaniu. Jedni wiecznie czekają na piątek, dla innych sensem egzystencji jest oczekiwanie na urlop.

Kiedyś tak miałem:
doczekałem się na mój wytęskniony urlop, spędziłem wspaniałe dwa tygodnie z rodziną nic nie pijąc, ale gdy urlop się skończył, wróciłem i stwierdziłem, że nie mam już na co czekać - ni stąd ni zowąd znowu byłem pijany.
Tak się jakoś nie potrafiłem odnaleźć w tym strumieniu czasu, może dlatego że zbytnio pochłaniała mnie przeszłość i przyszłość, a omijało to, co teraz.

Guido - Śro 16 Kwi, 2014 07:56

pterodaktyll napisał/a:
Zamień sobie snucie planów na osiąganie celów to będziesz żył w teraźniejszości


Chyba wolę żyć i cieszyć się tym, co niesie dzień, niż coś osiągać.

Guido - Śro 16 Kwi, 2014 11:28

pterodaktyll napisał/a:
Guido napisał/a:
Chyba wolę żyć i cieszyć się tym, co niesie dzień, niż coś osiągać.

Jak to powiadają starożytni Rosjanie, "każdy pieprzy sobie życie tak jak potrafi" :mgreen:


Jakież to przenikliwe.

rufio - Śro 16 Kwi, 2014 17:51

matiwaldi napisał/a:
tyż prawda....


A po co ?


prsk :mysli:

Guido - Śro 09 Lip, 2014 13:25

Niedawno wróciłem z krótkich wakacji, podczas których odwiedziłem Babią Górę. Lubię ten szczyt, gdyż nie jest on tak wysoki, by świat pod nim rozpłynął się w odmętach przestrzeni, ale jest wystarczająco wyniosły by ujrzeć rzeczy z odpowiedniej perspektywy.

Kiedyś, gdy stawałem na szczycie góry, czułem się jak król świata, górujący nad rzeszą tłoczących się w dole mrówek, spoglądający na nie z wyższością. Przez chwilę byłem nadczłowiekiem, nieśmiertelnym Apollem, cynicznym Jowiszem. Byłem nim krótko, by zaraz potem spaść znowu w dół, na łeb na szyję.

Tym razem Królowa Beskidów nauczyła mnie czegoś nowego. Stałem oto w otoczeniu luźno rozsypanych głazów, drgających na wietrze źdźbeł murawy i maleńkich żółtych kwiatków wyrastających spomiędzy mchów, i zamiast czuć się jak król świata, poczułem się jak jedno z tych migotliwych, kruchych istnień, jak jedno z miliarda drzew kołyszących się w dole, wiodących swój cichy żywot pośród grania szumiącej wody potoku.

Odczucie owej nieważkości przyniosło mi głębokie ukojenie i pozwoliło spojrzeć raz jeszcze na moje życie z innej strony. Poczułem się jak część owej ogromnej przestrzeni, jak pojedyncza nuta w symfonii, pojedyncze zdanie w wielkiej epopei dziejów. Poczułem się dobrze w tej skórze, bezpiecznie i na swoim miejscu.

baracca - Śro 09 Lip, 2014 14:38

Guido napisał/a:
Tym razem Królowa Beskidów nauczyła mnie czegoś nowego. Stałem oto w otoczeniu luźno rozsypanych głazów, drgających na wietrze źdźbeł murawy i maleńkich żółtych kwiatków wyrastających spomiędzy mchów, i zamiast czuć się jak król świata, poczułem się jak jedno z tych migotliwych, kruchych istnień, jak jedno z miliarda drzew kołyszących się w dole, wiodących swój cichy żywot pośród grania szumiącej wody potoku.


Guido napisał/a:
Odczucie owej nieważkości przyniosło mi głębokie ukojenie i pozwoliło spojrzeć raz jeszcze na moje życie z innej strony. Poczułem się jak część owej ogromnej przestrzeni, jak pojedyncza nuta w symfonii, pojedyncze zdanie w wielkiej epopei dziejów. Poczułem się dobrze w tej skórze, bezpiecznie i na swoim miejscu.


Przypomniałeś mi moje zdziwienie kiedy pierwszy raz pomyślałem w ten sposób. W tym momencie świat, który pracowicie sobie tworzyłem przez lata rozleciał się.
Przyjemne uczucie... :mgreen:

Jo-asia - Śro 09 Lip, 2014 14:39

Guido napisał/a:
Poczułem się jak część owej ogromnej przestrzeni, jak pojedyncza nuta w symfonii, pojedyncze zdanie w wielkiej epopei dziejów. Poczułem się dobrze w tej skórze, bezpiecznie i na swoim miejscu.


a ja się tak, poczułam :chmurka:
kiedy czytałam
:)

Guido - Śro 09 Lip, 2014 15:33

pterodaktyll napisał/a:
Nowy Prometeusz? :mysli:


Nieee, nikt mnie tam do skały nie przykuwał, a i wątroba ma się lepiej, nic jej nie zżera.

smokooka - Śro 09 Lip, 2014 15:55

W tę sobotę zdobyłam Czupel :)



dużo mnie to kosztowało wysiłku i zwątpień, bo i kondycja i nadwaga i lęk wysokości i w ogóle, ale TEJ niezwykłej satysfakcji NIKT mi nie odbierze, a widoki pod powiekami już będą mnie kołysać, kiedy zechcę :)

a teraz, w któryś najbliższy weekend wybieram się na Skopiec :) Z tą samą misją co ja wiem a Ty rozumiesz :)

Pozdrówka i gratulacje! :buziak:

Guido - Śro 09 Lip, 2014 16:12

smokooka napisał/a:
W tę sobotę zdobyłam Czupel :)


Ooo, to byliśmy niedaleko od siebie.
Kolekcjonujesz szczyty koronne?
Pozdrawiam!

smokooka - Śro 09 Lip, 2014 16:30

Z Fundacją zaczęłam - biorę udział w projekcie pokazania rakowi, że nas nie złamie :)
Guido - Śro 09 Lip, 2014 17:09

Fantastyczny pomysł! Życzę pięknych wędrówek!
smokooka - Śro 09 Lip, 2014 17:38

I nawzajem! :)
Matinka - Pią 11 Lip, 2014 09:56

Smokooka, Guido miło Was czytać i widzieć! :)
Narobiliście mi smaku i zaraz podążam Waszym tropem! :D
Pozdrawiam!

Guido - Sob 19 Lip, 2014 10:11

Cytat z Jona Kabat-Zinna "Praktyka uważności":

"Przeważnie tak silnie tkwimy we własnych złudzeniach i nawykach odwracania uwagi, że nie słyszymy, co ktoś chce nam powiedzieć, albo nie wierzymy, że ten ktoś ma rację".

Kabat-Zinn nie pisze dla alkoholików, ale dla wszystkich ludzi, którzy pragną zaznać w życiu duchowej odnowy. To ciekawe z naszego punktu widzenia, że nie tylko czynny alkoholik tkwi w świecie iluzji i złudzeń, ale każdy przeciętny "normalny" człowiek XXI-ego wieku, zaaferowany codziennością, zaganiany i rozpędzony, zapatrzony w swoje ego, które wykreował.

Czy to coś zmienia w mojej świadomości?
Zasadniczo nie, choć może tylko troszkę: pozwala mi - alkoholikowi - zdrapać z siebie koleją warstwę rzekomej inności, złudnej wyjątkowości. Pozwala raz jeszcze uświadomić sobie, że jestem jednym z miliardów monad, rozbitych samotnych cząsteczek ogromnej, wspólnej świadomości, które nieświadomie, każda po swojemu, dąży do powrotnego zespolenia.

endriu - Nie 20 Lip, 2014 21:06

Guido napisał/a:
pozwala mi - alkoholikowi - zdrapać z siebie koleją warstwę rzekomej inności, złudnej wyjątkowości.

tak Guido, :okok: ten cały alkoholizm jest przereklamowany...

Guido - Pon 28 Lip, 2014 12:58

Na wzór Drima pragnę przerzucić odnogę Wątku Boskiego do mojego ogródka.

U siebie Drim napisał:

DRIM napisał/a:
Kroki jasno mówią "bez względu na to jak Go pojmujemy" to załatwia wszelakie dysputy. Tutaj zaś można, tak mi się wydaje dyskutować o relacjach ja i Bóg, gdyż te relacje mają kolosalne a może nawet nadrzędne znaczenie dla pozbycia się uzależnień, co mnie kiedyś wydawało się najmniej istotnym problemem, ale teraz to akceptuje w 100%, że zrozumienie przychodzi z góry, od mojego przewodnika i to tego Prawdziwego, a nie tego sztucznego.


Chciałbym pociągnąć dalej myśl, którą poruszył Drim, a która niegdyś mnie zastanowiła...
Kroki mówią o "Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy". To załatwia wszystko....

Czy na pewno?

Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" wciąż bowiem sprawia WRAŻENIE Boga osobowego, Boga religijnego, Boga wszechmocnego...
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" nadal zdaje się być Bogiem Stwórcą, tym, którą mąci w materii i antymaterii, który wysłuchuje modlitw i wie wszystko...
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" to jednak, mimo wszystko, Siła Wyższa, która ma moc nas odmienić...
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" to jednak nadal wciąż ten sam... Bóg.
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" to Bóg super-człowiek, myślący po ludzku, działający po ludzku, kierujący się ludzkimi pobudkami, myślący ludzkimi schematami myślenia: kochający, zazdrosny, czasem niezadowolony, może nawet mściwy...

Dlatego rzucam w otchłań forum następujące pytanie: „Jak w głębi serca pojmujecie to coś, co z powodu marności naszego języka zmuszeni jesteśmy nazywać Bogiem”?

pterodaktyll - Pon 28 Lip, 2014 13:15

Guido napisał/a:
rzucam w otchłań forum następujące pytanie: „Jak w głębi serca pojmujecie to coś, co z powodu marności naszego języka zmuszeni jesteśmy nazywać Bogiem”?

Ze względu na ową marność języka, choć "język giętki", nie mogę udzielić Ci odpowiedzi na to pytanie. Odpowiedź mogłoby dać moje serce, ale ono nie mówi naszym ludzkim językiem i każde tłumaczenie będzie tylko mniej lub więcej udaną hipotezą tego co naprawdę czuje:bezradny:

szika - Pon 28 Lip, 2014 15:14

Guido napisał/a:
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" wciąż bowiem sprawia WRAŻENIE Boga osobowego, Boga religijnego, Boga wszechmocnego...
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" nadal zdaje się być Bogiem Stwórcą, tym, którą mąci w materii i antymaterii, który wysłuchuje modlitw i wie wszystko...
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" to jednak, mimo wszystko, Siła Wyższa, która ma moc nas odmienić...
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" to jednak nadal wciąż ten sam... Bóg.
Ten "Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy" to Bóg super-człowiek, myślący po ludzku, działający po ludzku, kierujący się ludzkimi pobudkami, myślący ludzkimi schematami myślenia: kochający, zazdrosny, czasem niezadowolony, może nawet mściwy...


a skąd Ty to wziąłeś?
według mnie próba okreslania Boga jakkolwiek na poziomie umysłu ludzkiego jest tylko nieudolną próbą nadania Mu ludzkiego wymiaru... pycha?
Bóg jest WSZYSTKIM... nawet jesli to brzmi abstrakcyjnie i nieprawdopodobnie...

Guido - Wto 29 Lip, 2014 09:27

szika napisał/a:
a skąd Ty to wziąłeś?


Z lektury kroków.
Bóg wyłaniający się z kroków to bardzo konkretny Bóg.
To Bóg, którego opiece można powierzyć życie i wolę, jest więc opiekuńczy.
To Bóg, który wysłuchuje naszych wyznań, modlitw, interesuje go zatem nasz los.
To Bóg, który ma moc wyzwolić nas z naszych wad, jest więc potężny, ma moc kreacji.
To Bóg, do którego można zwracać się w pokorze.
To Bóg, który ma wobec nas jakieś plany, jesteśmy poddani Jego woli, czegoś od nas oczekuje, ma wobec nas jakieś nadzieje.
Zatem tenże Bóg-jakkolwiek-Go-pojmujemy, to wciąż Bóg osobowy, starszy brat, ojciec, pan, władca, nauczyciel, powiernik, szef, stwórca, kreator, przewodnik.

szika - Wto 29 Lip, 2014 10:39

Guido napisał/a:
Z lektury kroków.

nie czytałam takich opracowań... dla mnie to raczej zbawienne...
ja pojmuję Boga poprostu znacznie szerzej... dla mnie dla tego pojęcia nie ma żadnych ram... żadnych schematów...
ale rozumiem, ze ktoś tego może potrzebować...przewodnika... osoby... określonej i opisanej jakimis cechami...
to ja tak mam... zapytałeś to napisałam o sobie... nie targuję się z Twoimi przekonaniami i widzeniem Boga :)
pozdrawiam serdecznie :kwiatek:

Guido - Wto 29 Lip, 2014 10:49

szika napisał/a:
to ja tak mam... zapytałeś to napisałam o sobie... nie targuję się z Twoimi przekonaniami i widzeniem Boga :)
pozdrawiam serdecznie :kwiatek:


Szika, ja nie mam przekonań na temat Boga. Otworzyłem się szeroko i chłonę, chłonę...
Moje rozważania mają charakter otwarty i dziękuję Tobie i wszystkim, którzy chcą odpowiedzieć.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam nieustannie.

Jerzy - Wto 29 Lip, 2014 11:23

Guido, drogi Guido zadałeś pytanie na które nikt odpowiedzieć nie potrafi, a ci którzy próbowali poświęcając nawet na odnalezienie tej odpowiedzi całe swoje życie dochodzili w końcowym efekcie do jednego wniosku, że Bóg jest niepoznawalny, zwyczajnie zapomnieliśmy Go oddzielając się od Niego, i naszą jedyna rolą jest powrót , przypomnienie sobie kim jesteśmy, gdyż wylądowaliśmy we śnie, który może trwać bardzo długo w piekielnych wręcz warunkach.
szika - Wto 29 Lip, 2014 11:25

Ok :)
zatem podywagujmy :)

czy nie uważasz, że nadawanie Bogu (jakkolwiek Go pojmujemy) w samej zacytowanej przez Ciebie treści jest samo w sobie sprzeczne?
bo jesli jakkolwiek Go pojmujemy to ... to już nie nadajemy żadnej formy...
wydaje mi sie, że to co cytowałeś to sugestie i być może przekonania autora tekstu...

Jerzy - Wto 29 Lip, 2014 11:30

szika napisał/a:
czy nie uważasz, że nadawanie Bogu (jakkolwiek Go pojmujemy) w samej zacytowanej przez Ciebie treści jest samo w sobie sprzeczne
\ I tym samym potwierdza oddzielenie .
A tak na marginesie to przecież przyszło nam spędzić jakiś czas w świecie sprzeczności i konfliktów czyli na wojnie , tylko że tę wojnę prowadzą sztuczne twory inteligencji, których każda myśl jest nie do końca prawdziwa. :)

Jerzy - Wto 29 Lip, 2014 11:43

Cały problem w tym że ta nasza sztuczna inteligencja wyhodowana oczywiście przez nas samych, aby mogła istnieć musi nam wciąż udowadniać że jesteśmy autonomiczni i niezależni, aż tu naraz ukazuje sie Bóg od którego jesteśmy zależni czy nam się to podoba czy też nie, gdyż sam fakt że sami siebie nie stworzyliśmy o tym świadczy( pomijam cielesność), i zaczyna się konflikt z samym Bogiem, jak to zrobić aby go wyeliminować i przejąc władzę, i On staje się dla nas przeciwnikiem, ogarnia nas strach przed nieznanym wypieramy sie Go lub skamlemy o litość, zamiast zaakceptować tę zależność i zacząć współpracować jak ojciec z synem, jak przyjaciel z przyjacielem. Bóg jest tylko Miłością i nie ma żadnych żądań ,jak może żądać cokolwiek od swojego stworzenia które jest tak doskonałe jak On sam???? :tak:
szika - Wto 29 Lip, 2014 11:50

DRIM napisał/a:
I tym samym potwierdza oddzielenie .

dokładnie... ja również tak uważam...

wojny są po to aby wzbudzać w ludzkości strach i lęk... nad ludźmi przestraszonymi doskonale sie sprawuje władzę...
celowo wywołuje sie konflikty, aby społeczeństwa same domagały się od tych na górze, aby coś z tym zrobili...
wtedy... droga wolna... przepycha się wszystkie ustawy...

ale nie o wojnie tutaj a o Bogu...

ostatnio zapytałam osobę głęboko wierzącą co sądzi o tym, że Jezus jest w nas wszystkich... i że niczym sie od Niego nie różnimy...
odpowiedzią było wielkie oburzenie, że jak ja tak śmię mówić!
tak to się własnie oddzielamy od boskiego wymiaru... izolujemy się... tym samym sami sobie nie dajemy prawa do bycia istotami boskimi...

Ps. mam nadzieję, że nie ześlą mnie na szafot za herezje za to co teraz piszę :)
fajnie jest o tym porozmawiac z kimś kto ma podobne zainteresowania :)

Jerzy - Wto 29 Lip, 2014 12:09

szika napisał/a:
ale nie o wojnie tutaj a o Bogu...
,.. no tak nie o wojnie , a czymże jest to w czym uczestniczymy, nie wojną pomiędzy sztuczna inteligencją(SI) a Bogiem > lub wojną pomiędzy jedną SI a drugą. Umysły nie walczą gdyż wiedzą że są jednym umysłem.
szika napisał/a:
mam nadzieję, że nie ześlą mnie na szafot za herezje za to co teraz piszę

herezją jest to jeśli ktoś myśli inaczej aniżeli Ty to tu przedstawiłaś ,ale ma i do tego prawo ;)

szika - Wto 29 Lip, 2014 12:26

owo oddzielenie od Boga (jakkolwiek Go pojmujemy) jest w mojej ocenie nie tyle walką z umysłem... ta walka to skutek.. owo oddzielenie to celowa manipulacja ludzkimi umysłami po to abyśmy wierzyli, że nie jestesmy godni być częścią całości - nazwe to na te chwilę Uniwersum...
już dawno fizyka kwantowa udowodniła istotę materii... tymczasem pod pewnymi wpływami finansuje się nadal badania teorii fizyki klasycznej, kwantowa traktując marginalnie... czysta manipulacja...
zatem pozostając nieświadomym (w domyśle nieprzebudzonym) poddajemy się tym wszystkim manipulacjom ...
umysł istoty przebudzonej nie walczy - tu się zgadzam z Tobą Drimie w całej rozciagłości...
chyba wyszłam za daleko poza temat zarzucony przez Guido - sorki...
poza tym tak trochę na bazie wcześniejszych doświadczeń wiem, że tematyka ta moze tutaj,w tym miejscu (to forum) być trochę karkołomna :)

matiwaldi - Wto 29 Lip, 2014 12:46

DRIM napisał/a:
herezją jest to jeśli ktoś myśli inaczej


szika napisał/a:
ześlą mnie na szafot za herezje za to co teraz piszę


eeeeeeeetam......... nie przejmuj sie .....
są tacy,co lubią takie wolne gatki........ ;)

8)

pannaJot - Wto 29 Lip, 2014 12:52

matiwaldi napisał/a:
wolne gatki........ ;)

8)

Bokserki znaczy, bo takie wolne gatki to stringi raczej nie są :wysmiewacz:

Jonesy - Wto 29 Lip, 2014 13:15

matiwaldi napisał/a:
DRIM napisał/a:
herezją jest to jeśli ktoś myśli inaczej


szika napisał/a:
ześlą mnie na szafot za herezje za to co teraz piszę


eeeeeeeetam......... nie przejmuj sie .....
są tacy,co lubią takie wolne gatki........ ;)

8)


dokładnie jest ich 777 tych co wolne gatki lubią... :mgreen:

Jerzy - Wto 29 Lip, 2014 14:10

szika napisał/a:
poza tym tak trochę na bazie wcześniejszych doświadczeń wiem, że tematyka ta moze tutaj,w tym miejscu (to forum) być trochę karkołomna


Po bardzo wielu godzinach spędzonych na czytaniu tegoż forum i po dość wnikliwej analizie co poniektórych jego uczestników na podstawie ich wypowiedzi , mogę się z Tobą tylko zgodzić . Jak chyba wiesz mam dość długi okres trzeźwienia i poznałem w swoim życiu sporą liczbę ludzi zajmujących się problematyką uzależnień( sami też byli uzależnieni więc są ekspertami) którzy są moimi przyjaciółmi i są trzeźwi nadal i wszyscy oni podążają tą samą ścieżką trzeźwości, gdzie Bóg jest dla nich tak jak i dla mnie tą jedyną drogą , i zaznaczę nie kult, ale Bóg. Na tym forum tak jak chyba i w życiu realnym spotykamy i spotykać nadal będziemy ludzi o różnych poglądach i różnych poziomach poznania i ja bynajmniej z doświadczenia wiem jedno, że ani ludzie ani sytuacje nie robią na nas żadnego wrażenia i nie wywołują żadnych reakcji dopóty nie poddam kogoś lub czegoś własnej interpretacji. Dlatego też analizowanie cudzych motywów działania jest dla mnie bardzo ryzykowne. Jeżeli uznasz że ktoś naprawdę próbuje cie zaatakować, porzucić lub zniewolić, wówczas będziesz reagować tak, jakby ów ktoś rzeczywiście to czynił, przez co sprawisz że jego błąd stanie się dla ciebie prawdziwy, Interpretowanie błędu jest nadawaniem mu mocy, a czyniąc to przeoczysz prawdę :bezradny:

szymon - Wto 29 Lip, 2014 17:05

DRIM napisał/a:
co poniektórych


bogu dzięki, ze nie poszedłem w tą skrajność :D

PS
kurs cudów przepracowany? fsdf43t

Jerzy - Wto 29 Lip, 2014 18:40

szymon napisał/a:
PS
Pamiętaj jedynie to, nie musisz w te idee wierzyć, nie musisz ich przyjmować i nie musisz się z nimi nawet chętnie zaznajamiać. Niektórym z nich możesz się nawet czynnie opierać. Nic z tego nie będzie istotne ani nie zmniejszy ich skuteczności. fsdf43t
Jo-asia - Śro 30 Lip, 2014 08:08

Bóg...dla mnie jest....tajemnicą
a sposobem na Jego poznanie, jest życie...jest odkrywanie, poznawanie siebie
Odnajduję go wszędzie...
Jest Siłą...która chce być doświadczona i tak się dzieje, bez względu na to czy jestem tego świadoma czy też nie.
Jest wszystkim i we wszystkim.
Jest mną i Tobą.
Życiem. Drogą. MIŁOŚCIĄ.

matiwaldi - Śro 30 Lip, 2014 08:20

Jo-asia napisał/a:
Bóg...dla mnie jest....
Jest mną i Tobą.
Życiem. Drogą. MIŁOŚCIĄ.



:kwiatek:
8)

Guido - Śro 30 Lip, 2014 08:52

DRIM napisał/a:
Guido, drogi Guido zadałeś pytanie na które nikt odpowiedzieć nie potrafi, a ci którzy próbowali poświęcając nawet na odnalezienie tej odpowiedzi całe swoje życie dochodzili w końcowym efekcie do jednego wniosku, że Bóg jest niepoznawalny, zwyczajnie zapomnieliśmy Go oddzielając się od Niego, i naszą jedyna rolą jest powrót , przypomnienie sobie kim jesteśmy, gdyż wylądowaliśmy we śnie, który może trwać bardzo długo w piekielnych wręcz warunkach.


No właśnie, Niepoznawalny... Nawet Akwinata musiał napisać opasłe tomiszcze, by dojść do tego wniosku (tak słyszałem, nie czytałem).
A więc po co religie? Religia to nic innego jak próba okiełznania Niepoznawalnego, nadania mu imienia, atrybutów, wciśnięcia do różnych szufladek, określenia Tego w jakiś konkretny, ludzki sposób, okraszenia Tego mitologią.

Guido - Śro 30 Lip, 2014 09:03

szika napisał/a:
Ok :)
zatem podywagujmy :)

czy nie uważasz, że nadawanie Bogu (jakkolwiek Go pojmujemy) w samej zacytowanej przez Ciebie treści jest samo w sobie sprzeczne?
bo jesli jakkolwiek Go pojmujemy to ... to już nie nadajemy żadnej formy...
wydaje mi sie, że to co cytowałeś to sugestie i być może przekonania autora tekstu...


Cytowałem bezpośrednio treść kroków.
Kroki są liberalne, próbują przemawiać do każdego - zarówno do tego, który pojmuje Boga jako miłościwie nam panującego dziadka z brodą i piorunem, otoczonego zastępami aniołów i świętych, toczącego wieczny bój ze złymi mocami piekieł, jak i do tego, dla kogo Bóg to już nie Bóg - tylko Niepoznawalne, Nieprzejawione, etc.

Guido - Śro 30 Lip, 2014 09:15

szika napisał/a:
ostatnio zapytałam osobę głęboko wierzącą co sądzi o tym, że Jezus jest w nas wszystkich... i że niczym sie od Niego nie różnimy...
odpowiedzią było wielkie oburzenie, że jak ja tak śmię mówić!
tak to się własnie oddzielamy od boskiego wymiaru... izolujemy się... tym samym sami sobie nie dajemy prawa do bycia istotami boskimi...


Oddzielenie, o którym piszecie, jest chyba charakterystyczne dla wszystkich religii monoteistycznych. Bóg - osoba, która jest na zewnątrz, "tak daleko ode mnie", jak śpiewał Muniek.
Za pogląd, że Bóg jest wszystkim i jest obecny we wszystkim - można było kiedyś z powodzeniem trafić na stos - dzisiaj może jedynie wzbudzić oburzenie u religijnych formalistów.

A czy Ono nie jest we wszystkim, czyż nie jest wszystkim i wszystkiego nie przenika, czy nie jest nami, wszystkimi światami, próżnią i materią?

Klara - Śro 30 Lip, 2014 09:18

Guido napisał/a:
A więc po co religie?

Odpowiedź wydaje się prosta, gdy się przyjrzeć osobom (i ich funkcjom) inicjującym np. schizmy.
Pecunia non olet.

Guido - Śro 30 Lip, 2014 09:18

DRIM napisał/a:
Umysły nie walczą gdyż wiedzą że są jednym umysłem.


Zbiorowa nieświadomość?

Guido - Śro 30 Lip, 2014 09:25

szika napisał/a:
owo oddzielenie od Boga (jakkolwiek Go pojmujemy) jest w mojej ocenie nie tyle walką z umysłem... ta walka to skutek.. owo oddzielenie to celowa manipulacja ludzkimi umysłami po to abyśmy wierzyli, że nie jestesmy godni być częścią całości - nazwe to na te chwilę Uniwersum...
już dawno fizyka kwantowa udowodniła istotę materii... tymczasem pod pewnymi wpływami finansuje się nadal badania teorii fizyki klasycznej, kwantowa traktując marginalnie... czysta manipulacja...
zatem pozostając nieświadomym (w domyśle nieprzebudzonym) poddajemy się tym wszystkim manipulacjom ...


Troszkę to pachnie jakąś teorią spiskową... Nie posuwałbym się tak daleko. To prawda, że człowiek współczesny utracił poczucie pełni, jedności (z przyrodą, z Bogiem, z całym światem), ale widziałbym w tym raczej pewną specyfikę naszej chorej cywilizacji materialistyczno-konsumpcyjnej, niż jakieś celowe działanie niesprecyzowanych sił... (Wielkiej Armii Świętych Znaków ???)

szika napisał/a:
umysł istoty przebudzonej nie walczy - tu się zgadzam z Tobą Drimie w całej rozciagłości...


I ja też.

szika napisał/a:
na bazie wcześniejszych doświadczeń wiem, że tematyka ta moze tutaj,w tym miejscu (to forum) być trochę karkołomna :)


W moim wątku tematyka ta jest jak najbardziej na miejscu!

Guido - Śro 30 Lip, 2014 09:30

Jo-asia napisał/a:
Bóg...dla mnie jest....tajemnicą
a sposobem na Jego poznanie, jest życie...jest odkrywanie, poznawanie siebie
Odnajduję go wszędzie...
Jest Siłą...która chce być doświadczona i tak się dzieje, bez względu na to czy jestem tego świadoma czy też nie.
Jest wszystkim i we wszystkim.
Jest mną i Tobą.
Życiem. Drogą. MIŁOŚCIĄ.


No właśnie - czy Miłością?
Tego nie wiem.
Miłość i nienawiść - tak jak dobro i zło - to ludzkie kategorie pojmowania rzeczy, ludzkie uczucia, ludzkie na wskroś.
Czy Miłość to nie po prostu kolejna etykietka? Kolejna metka?

Guido - Śro 30 Lip, 2014 09:35

Klara napisał/a:
Guido napisał/a:
A więc po co religie?

Odpowiedź wydaje się prosta, gdy się przyjrzeć osobom (i ich funkcjom) inicjującym np. schizmy.
Pecunia non olet.


Tak, to jeden z powodów istnienia religii, bez dwóch zdań.
Czy jedyny?

Klara - Śro 30 Lip, 2014 09:39

Guido napisał/a:
Czy jedyny?

To już zależy od argumentów używanych przez Przewodnika, od siły przekonywania...
Słowem - od charyzmy.
Oczywiście są to subiektywne wnioski wynikające z ułomnych (moich) przemyśleń i obserwacji.

Jo-asia - Śro 30 Lip, 2014 09:42

To zależy, jak rozumiesz miłość ;)
Jak dobrze wiesz...nasze słownictwo jest ubogie. :bezradny:
Dla mnie..miłość....to wszystko co czuję. :)

szika - Śro 30 Lip, 2014 10:02

Guido napisał/a:
No właśnie, Niepoznawalny...

niepoznawalny z racji ograniczeń ludzkiego umysłu... umysł to tylko mały fragment ludzkiej percepcji i wcale nie naczelny, ani dominujący jak sie okazuje...
nauka dowiodła, że najsilniejszym odbiornikiem jak i generatorem wibracji jest nasze serce... to poprzez serce jestesmy w stanie połączyc się z Bogiem, nie przez umysł...
mamy to od zawsze, ale niestety wtłoczono nam - ludziom przekonanie (blokadę) że owe pięć zmysłów, które posiadamy to już wszystko... że wszystko co poza nimi to mistyka, magia, wielu nazywa to bzdurą, głupotą...
wielu trzyma sie tego kurczowo z powodu lęku... leku również wszczepionego nam do podświadomości... otwarcie umysłu na to, że jdnak jest coś więcej wymaga odwagi... dla wielu jest to ponad ich mozliwości...

Guido - Śro 30 Lip, 2014 10:17

szika napisał/a:
niepoznawalny z racji ograniczeń ludzkiego umysłu... umysł to tylko mały fragment ludzkiej percepcji i wcale nie naczelny, ani dominujący jak sie okazuje...
nauka dowiodła, że najsilniejszym odbiornikiem jak i generatorem wibracji jest nasze serce... to poprzez serce jestesmy w stanie połączyc się z Bogiem, nie przez umysł...
mamy to od zawsze, ale niestety wtłoczono nam - ludziom przekonanie (blokadę) że owe pięć zmysłów, które posiadamy to już wszystko... że wszystko co poza nimi to mistyka, magia, wielu nazywa to bzdurą, głupotą...
wielu trzyma sie tego kurczowo z powodu lęku... leku również wszczepionego nam do podświadomości... otwarcie umysłu na to, że jdnak jest coś więcej wymaga odwagi... dla wielu jest to ponad ich mozliwości...


Umysł to tylko jeden z elementów naszej percepcji, jak piszesz, i do tego dość wadliwy, podatny na różnego rodzaju uszkodzenia, jak jakiś czuły elektroniczny moduł w nowoczesnym samochodzie...
Używając go łatwo się zgubić, jak pisał już Drim, zapętlić się w iluzjach, ułudzie...


Twoje rozważania, Sziko, przywodzą mi na myśl jeszcze jedną rzecz - pewien szkodliwy, jak sądzę, dogmat religijny, o naszej - ludzkiej - rzekomej wyjątkowości.
Nauczyliśmy się wierzyć, że jesteśmy wybrańcami, że wszechświat został stworzony specjalnie dla nas, że jesteśmy szczytowym etapem stworzenia, wisienką na torcie boskiego planu.
Czy naprawdę jesteśmy tak wyjątkowi?

Zdominowaliśmy wszystkie inne gatunki zwierząt na tej planecie dzięki dziwnym torom, jakim przeszła ewolucja naszych mózgów, ale czy nie zapłaciliśmy przy okazji wysokiej ceny, którą jest właśnie poczucie owego ODDZIELENIA, o którym pisaliśmy wcześniej?

Nie wiemy zbyt dużo o naturze umysłów zwierząt, przyzwyczailiśmy się bowiem traktować te istoty jako gorsze i mniej wartościowe od nas.
A jednak, czy nie wydaje się wam, że one są jednak BLIŻEJ Niepoznawalnego, BLIŻEJ Natury Wszechświata, BLIŻEJ Przyrody, BLIŻEJ owej Miłości, o której pisze Joasia?
Mają coś, co my dawno utraciliśmy.
Czy możemy się czegoś od nich nauczyć?

szika - Śro 30 Lip, 2014 10:20

Guido napisał/a:
pachnie jakąś teorią spiskową...

bardzo dobry węch :)

tak, ja w to wierzę... mnie to przekonuje... wręcz odkąd zaczęłam się tym interesować wszechświat zaczął się dla mnie układac jak układanka z puzzli... a ja znalazłam lepsze porozumienie sama ze sobą...
nie musimy o tym tutaj, nie zmienia to postaci rzeczy, że nic z teorii spiskowych nie stoi w sprzeczności z poruszoną tu tematyką, wręcz przeciwnie...

Guido - Śro 30 Lip, 2014 10:24

Jo-asia napisał/a:
To zależy, jak rozumiesz miłość ;)
Jak dobrze wiesz...nasze słownictwo jest ubogie. :bezradny:
Dla mnie..miłość....to wszystko co czuję. :)


Wiedziałem, że to napiszesz, chciałem Cię sprowokować - nie obraź się!


Ale jednak słowo Miłość jest w tym wypadku, jak sądzę, mylące.
Dla większości bowiem ludzi słowo "miłość" to po prostu "miłość", i gdy słyszą "Bóg cię kocha", to rozumieją to zwyczajnie, po ludzku.
Natomiast Miłość o której mówimy to nie emocja, nie uczucie, to pewien NATURALNY STAN (tak to sobie wyobrażam). Coś, co nie ma żadnego przeciwieństwa. To zwykły stan naszego bycia - nazwijmy go naszym STANEM ZWIERZĘCYM.
Wyobrażam to sobie jako pewnego rodzaju wszechogarniający spokój, dostrojenie do nuty wszechświata, współgranie z przyrodą, ze wszystkim i ze wszystkimi.
Gdy zanurzymy się w ten stan, nawet zabicie muchy wyda nam się czymś... niewłaściwym.
Lubię nazywać ten stan raczej Współodczuwaniem, niż Miłością.

Ale to przecież wszystko tylko... słowa, słowa, słowa.

Jerzy - Śro 30 Lip, 2014 12:22

Nie śmiem nawet komentować przedstawionych tu wypowiedzi i przemyśleń, jestem jedynie wprost zachwycony tą dyskusją i ludźmi biorącymi w niej udział , moim zdaniem to co zawierają te wypowiedzi świadczy jedynie o trzeźwości i to tej przez duże T :tak: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo:
szika - Śro 30 Lip, 2014 13:34

Guido napisał/a:
Ale to przecież wszystko tylko... słowa, słowa, słowa.

słowa to energia, wibracje... mają swój potencjał i nie są pustymi rzeczami...
słowa oddziałują na mówiącego i na odbiorców...
są narzędziem do pojednania i spójności z resztą ludzi (również do tworzenia konfliktów).. przynajmniej na tym etapie naszej, ludzkiej ewolucji...
dlatego lubimy, potrzebujemy rozmawiać z ludźmi...
ja jestem zwolenniczką przekonania, że w samotności owszem możemy uzyskać pełnię istnienia...ale to zbiorowa energia serc może zmienić świat...już takie eksperymenty miały i mają miejsce na planecie...
okazuje się, ze jesli odpowiednia liczba ludzi równoczesnie (po wczesniejszym treningu) ODCZUWA uczucie pokoju i miłości, kierując dobre intencje w okreslonym kierunku, na przykład dla danego miasta, to przestepczośc w tym mieście spada praktycznie do zera... świadczy to o sile oddziaływania ludzkich emocji na otoczenie...zatem sprawdza się powiedzenie "w grupie siła" :)

Jerzy - Śro 30 Lip, 2014 14:12

szika napisał/a:
ale to zbiorowa energia serc może zmienić świat.

Biblijny koniec świata. Sąd ostateczny, inaczej . :mysli:

szika - Śro 30 Lip, 2014 14:52

DRIM napisał/a:
szika napisał/a:
ale to zbiorowa energia serc może zmienić świat.

Biblijny koniec świata. Sąd ostateczny, inaczej . :mysli:

to raczej nie chodzi o koniec świata...
to jest szansa dla ludzkości... przekazy na ten temat, że tędy jest dobra droga mamy od tysięcy lat... choćby w zwojach o których opowieśc jest w Niebiańskiej Przepowiedni...
na ten temat więcej w wątku Jo-asi o zbiegach okoliczności... choć to, że zbiegów okoliczności nie ma, to zaledwie poczatek... pierwsze objawienie...

szymon - Śro 30 Lip, 2014 14:58

szika napisał/a:
że zbiegów okoliczności nie ma, to zaledwie poczatek... pierwsze objawienie...


no dobra... żyjemy 20 000 lat temu, tyle co upolowałem dla Ciebie dorodnego jelenia, astma dawała swoje we znaki ale dałem rade :p
i to też był przypadek czy boska ingerencja?

PS
20 000 lat temu, ludzie nie mieli pojęcia o bogu itp
jakżesz to widzisz dziewojo :D

szika - Śro 30 Lip, 2014 15:16

szymon napisał/a:
20 000 lat temu, ludzie nie mieli pojęcia o bogu itp

bardzo celna uwaga :)
wydaje mi się, że 20 tys lat temu ludzie byli bliżej Boga niż w obecnych czasach..

pojęcie czyli wiedza... a zatem umysł...
o tym Kolega już powyżej świetnie pisał... umysł nadał Bogu ramki, szablony, wymiary, postać...

szymon - Śro 30 Lip, 2014 17:12

w dobie tzw bum, począwszy od oświecenia, po dzisiejsze czasy żyjemy coraz bardziej świadomie,
modne jest także poszukiwanie, przebudzenie i daleko idące dalsze doznania duchowe
niekiedy to pierwotna i naturalna potrzeba, niekiedy na pokaz, sztucznie... co widać

to o czym piszecie, a jak ja to rozumiem, nie ma żadnych ram, nie sposób o tym mówić, choć ciśnie się słowo na klawiaturę
także róbcie swoje, z błogosławieństwem itp itd ect :p

PS
jeszcze o reinkarnacji :p czy ona była od zawsze? czy 20 000 lat temu wiedzieli o tym ludzie, czy ktoś wpadł na super pomysł i w to wierzy teraz?

czy religie wymyślone przez człowieka, są tymi prawdziwymi?

czy pochodzą od jedności czy nie?

czy miłość vs reszta religii "wygrywa"?

ect ect ;) ;)

Alicja76 - Śro 30 Lip, 2014 20:06

Witam, hm...Reinkarnacja? Myślę, że ktoś wpadł na ten pomysł i w to wierzy ....dla mnie osobiście to mało atrakcyjna przyszłość - stać się po śmieci np myszą.....Bez sensu....Co to to nie! A Bóg - On po prostu JEST. Jedyny i prawdziwy. Jest naszym Stworzycielem i kochającym :] Ojcem. Jest Przyjacielem i Miłością.
Jo-asia - Czw 31 Lip, 2014 07:57

Współodczuwanie....jest bardziej dosłownie
Mimo to....ja lubię, słowo MIŁOŚĆ...i nie zamienię ;)
A to..że ktoś w nim widzi coś innego niż ja....tys dobrze ;)
coś
Wrócę jeszcze do religii.
W domu rodzinnym, choć dano mi wychowanie katolickie...ni jak się miało do wyznawanej religii.
Nawet zabraniano mi chodzić do kościoła. Gdyby jednak nie ten kościół.....no cóż. Wiele mu zawdzięczam. Dogmaty..też były mi potrzebne na tamten czas. Nie byłam gotowa..otwarta aby poczuć więcej.
Spiski....wszystko czemuś służy. Myślenie..że ktoś coś próbuje mi zabrać..jest dla mnie pułapką.
Zapominam...wtedy, kim jestem.
:)
Nie umiem się porównać, do czlowieka prehistorycznego. Lubię uczyć się od małych dzieci.
W prostocie...jest piękno. :)

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 10:12

szymon napisał/a:

to o czym piszecie, a jak ja to rozumiem, nie ma żadnych ram, nie sposób o tym mówić, choć ciśnie się słowo na klawiaturę
także róbcie swoje, z błogosławieństwem itp itd ect

Nie wiem jak to napisać, aby kolegi nie urazić lub dotknąć, więc zapytam tylko, czy jest taka wypowiedź tu na tym forum lub w realu, która by się koledze spodobała i nie wywoływała negatywnych reakcji lub działań ofensywnych, czy kolega doznał choć raz w życiu pokoju który zwyczajnie istnieje wbrew przyjętym regułom gry ????
To moje takie osobiste pytanie i zaznaczam że nie oceniam gdyż nie oceniam nigdy czegoś , czego nie rozumiem. :bezradny: :bezradny:

szymon - Czw 31 Lip, 2014 10:16

przecież doskonale wiesz, że nie sposób mnie urazić... dotykać możesz, ale nie pozwoliłbym Ci :mgreen:

może kolego przeczytaj jeszcze raz co napisałem, a co zacytowałeś i weź to ujmij jako pozytyw a nie negatyw :)
zmieni Ci się postrzeganie mojej skromnej osoby :skromny: :skromny: :skromny: :P

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 10:19

Alicja76 napisał/a:
.Reinkarnacja?
tak jest bez sensu, ale już kontynuacja raczej ma sens .
Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 10:27

szymon napisał/a:
zmieni Ci się postrzeganie mojej skromnej osoby

Moja wypowiedź nie ma nic wspólnego z postrzeganiem, ale z tym innym widzeniem, to już raczej tak. Nie mam w zwyczaju wchodzić w polemiki typu co poeta miał na myśli, i to, jak interpretuje sobie kolega poszczególne z wypowiedzi mało mnie interesuje, gdyż najprawdopodobniej interpretuje kolega błąd, a to niebezpieczne jest i prowadzi najczęściej na manowce co również jest kolegi problemem. :)

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 10:31

, i tak oto w prosty sposób z pięknego tematu jakim jest Bóg i miłość zostały tylko popioły i zgliszcza i to jest przykładem jak działa sztuczna inteligencja, gdy zagrożony zostanie jej byt i autonomia :szok:
pterodaktyll - Czw 31 Lip, 2014 10:35

DRIM napisał/a:
sztuczna inteligencja

Nie biorę co prawda udziału w tej polemice (choć oczywiście podczytuję), gdyż nie jest to moja "bajka", ale zaintrygowało mnie owo określenie, zwłaszcza, że parę razy zauważyłem je w Twoich wypowiedziach. Czy mógłbyś przybliżyć, co rozumiesz pod tym pojęciem? :)

Guido - Czw 31 Lip, 2014 10:41

pterodaktyll napisał/a:
Nie biorę co prawda udziału w tej polemice (choć oczywiście podczytuję), gdyż nie jest to moja "bajka"


...co nie zmienia faktu, iż jesteś zawsze przemile widzianym gościem w moim skromnym ogródku...

szymon - Czw 31 Lip, 2014 10:48

DRIM napisał/a:
szymon napisał/a:
zmieni Ci się postrzeganie mojej skromnej osoby

Moja wypowiedź nie ma nic wspólnego z postrzeganiem, ale z tym innym widzeniem, to już raczej tak. Nie mam w zwyczaju wchodzić w polemiki typu co poeta miał na myśli, i to, jak interpretuje sobie kolega poszczególne z wypowiedzi mało mnie interesuje, gdyż najprawdopodobniej interpretuje kolega błąd, a to niebezpieczne jest i prowadzi najczęściej na manowce co również jest kolegi problemem. :)


Wolny :mgreen: wychodź z Drima :p :p

szika - Czw 31 Lip, 2014 10:51

DRIM napisał/a:
z pięknego tematu jakim jest Bóg i miłość zostały tylko popioły i zgliszcza

ja jestem obecna i nie zamierzam z rozmowy sie wycofywać :) łatwo się mnie nie pozbędziecie :evil2" :mgreen:

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 10:52

pterodaktyll napisał/a:
Czy mógłbyś przybliżyć, co rozumiesz pod tym pojęciem?

w moim przekonaniu jest to to moje małe "ja" niższe "ja" , zło, szatan, sztuczny twór który mówi mi czym jestem, a ja tym nie jestem. Wyhodowany na bazie chorej części umysłu, w trakcie naszego życia. Sztuczny czyli nie prawdziwy, fałszywy, generalnie jest niczym a jednak robi wszystko abyśmy my uwierzyli że istnieje i żyje i że jest to nasza tożsamość a tak nie jest. Dlatego też widzimy świat do góry nogami cierpimy i poszukujemy aby nie znaleźć oszukujemy samych siebie , a wiedza o której tak świat dużo mówi nie jest prawdziwą wiedzą , czyli ta sztuczna inteligencja trzyma nas w świecie fikcji fantazji i urojeń, skrywając przed nami rzeczywistość która ją demaskuje .

Guido - Czw 31 Lip, 2014 10:57

szymon napisał/a:
to o czym piszecie, a jak ja to rozumiem, nie ma żadnych ram, nie sposób o tym mówić, choć ciśnie się słowo na klawiaturę


A no nie sposób o tym mówić, gdyż nie w tym celu wynaleźliśmy język. Jeszcze nie tak dawno służył on nam do prostych celów komunikacyjnych, typu: "Uwaga, mamut na godzinie dziesiątej", "Zrób kolację, kobieto, ja idę spać", "Fajną masz kieckę ze skóry lamparta, maleńka", albo "A może wymyślimy pozycję na jeźdźca?"
W miarę rozwoju cywilizacji i wzrostu naszych potrzeb duchowych język się rozwijał, ale wciąż jeszcze pozostaje na etapie wczesnego dziecięctwa. Eskimosi mają dziesiątki słów na określenie śniegu, a my próbujemy opisywać rzeczywistość duchową, Nienazwane, Nieprzejawione?
Pewnie, że cel jest nieosiągalny. Jak niektóre szczyty górskie, o których pisała Smokooka u Matinki. Ale nawet jeśli wiemy, że nie zdołamy wejść na szczyt, można zadowolić się choćby schroniskiem na przełęczy, albo mostkiem przy strumieniu.
Zresztą, od czego mamy poezję?

pterodaktyll - Czw 31 Lip, 2014 10:59

Dzięki za wyjaśnienie. Trochę przypomina to słynne "ego" naszego byłego usera.........
Mam wrażenie, że gdzieś w Twoim rozumowaniu tkwi błąd, ale przecież nie będziemy o tym dyskutować jako, że każdy z nas postrzega swoją rzeczywistość swoimi oczami.

Guido - Czw 31 Lip, 2014 11:05

pterodaktyll napisał/a:
Dzięki za wyjaśnienie. Trochę przypomina to słynne "ego" naszego byłego usera.........


Obydwaj kończyli tę samą szkołę.

Ja tę "sztuczną inteligencję" Drima traktuję po prostu jako pewne nawykowe, schematyczne reakcje naszego umysłu na rozmaite wydarzenia. Umysł tworzy sobie swoje iluzje, swoje narracje, o czym każdy trzeźwiejący alkoholik powinien doskonale wiedzieć. Dlatego warto się ćwiczyć w uważności, być wyczulonym i świadomym tego, co się myśli i czuje.

Generalnie w wielu kwestiach zgadzam się z Drimem, choć nasza frazeologia różni się drastycznie.

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 11:08

pterodaktyll napisał/a:
Trochę przypomina to słynne "ego" naszego byłego usera

nic w tym nadzwyczajnego nie widzę skoro jesteśmy jednością , jednym umysłem , to normalne jest że widzimy siebie w innych, oddzielenie jest fałszem , autonomia jest fałszem, ale nie pojednanie. :bezradny:

Jonesy - Czw 31 Lip, 2014 11:12

szymon napisał/a:
DRIM napisał/a:
szymon napisał/a:
zmieni Ci się postrzeganie mojej skromnej osoby

Moja wypowiedź nie ma nic wspólnego z postrzeganiem, ale z tym innym widzeniem, to już raczej tak. Nie mam w zwyczaju wchodzić w polemiki typu co poeta miał na myśli, i to, jak interpretuje sobie kolega poszczególne z wypowiedzi mało mnie interesuje, gdyż najprawdopodobniej interpretuje kolega błąd, a to niebezpieczne jest i prowadzi najczęściej na manowce co również jest kolegi problemem. :)


Wolny :mgreen: wychodź z Drima :p :p


:brawo: :brawo: :brawo: :brawo:

szika - Czw 31 Lip, 2014 11:20

ukłon w stronę kolegi Drima, że pozwolę sobie na komentarz co do podejrzeń iż pojawił się wolny (user banita)...

proszę zwrócić uwagę na fakt, iż wolny nigdy niczego nie wyjaśniał, grał z nami w grę "wiem ale nie powiem" i w "ja wiem lepiej, a wyśta ciemnota" ... zapytany kpił i stawiał sie ponad innymi... ja go tak pamietam...

ja nie widze tutaj takich zachowań, a na pewno nie u kolegi Drima... u innych a i owszem się zdarzają...

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 11:32

szika napisał/a:

ukłon w stronę kolegi Drima, że pozwolę sobie na komentarz co do podejrzeń

Bardzo to miłe słowa, i choć nie z bardzo jestem zorientowany o co chodzi, to słowa zwierające dobro i tak maja największe znaczenie, inne po prostu się nie liczą . Kochające myśli należą do Boga , te inne do bożka który jest niczym. Dziękuje Ci szika

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 11:40

szika, Zwróć uwagę na jedną rzecz :: "ktoś kto mówi prawdę, nie musi niczego pamiętać "!! :tak: :tak:
Jacek - Czw 31 Lip, 2014 12:04

DRIM napisał/a:
w moim przekonaniu jest to to moje małe "ja"

jak ty pięknie wszystko wiesz :) przecudnie rozumujesz :)
DRIM napisał/a:
cierpimy i poszukujemy

DRIM napisał/a:
oszukujemy

DRIM napisał/a:
trzyma nas

DRIM napisał/a:
przed nami

nie :nie: zmieniłem zdanie
za dużo tej wiedzy za innych

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 12:34

Jacek napisał/a:
za dużo tej wiedzy za innych


Tak zgadza się i potwierdza to co już wspominałem.
Zgadza się ponieważ, ja pojmuje wszystkie umysły jako jeden, ( nikomu nie narzucam aby myślał tak samo), jako całość, i "my" oznacza całość, ja należę do całości, Ty należysz do całości, czyli my należymy do całości, jesteśmy jej cząstkami, które reprezentują całość i mamy też widzę o tej całości, i o tej wiedzy właśnie zapomnieliśmy. To zaś o czym ty tu wspominasz i co Cie tak razi i dotyka jest elementem izolacji odosobnienia ustanawiania autonomia i oddzielenia od Boga, czyli atrybutów tego małego "ja", którym ja nie jestem i z którym się nie utożsamiam.
Potwierdza się też fakt że zinterpretowałeś moje wypowiedzi pod kątem błędu i go przeanalizowałeś czyli oceniłeś , pytanie brzmi więc następująco czy powinienem oceniać to czego nie rozumiem i czy moja ocena może być fałszywa ???
Jesteś Jacku mądrym i inteligentnym człowiekiem i zapewne postarasz się zrozumieć to o czym piszę.
Na zakończenie dodam Jacku, że ja tak na prawdę to bardzo mało wiem, mało tego to nic nie wiem, i zapewne te moje wypociny też nie są zbyt prawdziwe.

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 13:03

A ja odczuwam coś w rodzaju jakbym był tu intruzem, jakbym kogoś skrzywdził, uraził , poniżył, jakby miał komuś coś odebrać , nie wiem dlaczego tak się dzieje i nie mój to problem i zastanawiam się, czy nie uczynić jako to zaleca Jezus: , tam gdzie jesteś nie mile widziany otrząśnij kurz z sandałów i opuść to miejsce. I to nie będzie już zagmatwane. :mysli: :mysli:
Guido - Czw 31 Lip, 2014 13:08

To dobre miejsce, by zacytować Szikę:

szika napisał/a:
zbiorowa energia serc może zmienić świat...już takie eksperymenty miały i mają miejsce na planecie...
okazuje się, ze jesli odpowiednia liczba ludzi równoczesnie (po wczesniejszym treningu) ODCZUWA uczucie pokoju i miłości, kierując dobre intencje w okreslonym kierunku, na przykład dla danego miasta, to przestepczośc w tym mieście spada praktycznie do zera... świadczy to o sile oddziaływania ludzkich emocji na otoczenie...zatem sprawdza się powiedzenie "w grupie siła" :)


Powyższe zdaje się więc potwierdzać doktrynę Drima o tym, jakoby "wszyscy jesteśmy jednym umysłem", choć o tym zapomnieliśmy, i tkwimy każdy w swoim iluzorycznym odosobnieniu.

Oczywiście nie wiadomo, ile jest w tym dosłownej prawdy, jest to kolejna rzecz, którą można po prostu "brać na wiarę". Jednak sam słyszałem o owych eksperymentach badających rzekomą "Zbiorową Świadomość" i, nie ukrywam, że podoba mi się filozofia, która w tym tkwi.
Jest to również zgodne ze wschodnim odczuciem jedności wszechświata i wszystkich zamieszkujących go bytów. Głęboka medytacja może podobno doprowadzić do poczucia "samadhi", czyli wrażenia zjednoczenia swojej indywidualnej duszy z duszą całego wszechświata, poczucia absolutnej jedności i osiągnięcia idealnego stanu owego Współodczuwania, o którym była mowa wcześniej. To znowuż przybliża nas do buddyjskiej koncepcji nirwany.

Jak widać więc, wielu ludzi w wielu kulturach, na przestrzeni wielu wieków badało podobne zjawiska duchowe i oscylowało wokół podobnych tematów i zbliżało się do podobnych wniosków.
Jak widać również, istnieją pewne ogólnoludzkie doświadczenia duchowe, które dobrze byłoby oczyścić z przeróżnych religijnych i doktrynalnych naleciałości i brudów, by ujrzeć je w ich naturalnym, promiennym świetle - w czystym świetle ludzkiej myśli.

szika - Czw 31 Lip, 2014 13:29

może ja wtrącę co nieco...
to nie jest doktryna Drima... aczkolwiek skrót myslowy może nasunąć takie wnioski...
to sa fakty ... potwierdzone wieloma dowodami naukowymi... które niestety są spychane jako marginalne... o czym już wspominałam...
bardzo fajnie opowiedział o tych pojęciach Gregg Braden w filmie Nauka Cudów
https://www.youtube.com/watch?v=dqgP-EW_iYE

tytuł jak dla mnie zniechęcający, przy pierwszym kontakcie, ale gdy zaczełam ogladać...
ja nalezę do grupy niedowiarków i sprawdzam na wszelkie sposoby to co ma mnie do czegoś przekonac...
wszelkie eksperymenty o których mówi Braden sa udokumentowane i potwierdzone przez wiarygodne źródła...
co wiecej... wiele z tej wiedzy jest wykładane na uczelniach wyższych, stanowiąc integralną część programów akademickich...
tylko zastanawiające... dlaczego wiedza ta nie jest szerzona dla wszystkich? dlaczego nie ma tego w TVN-ie na przykład?
na te pytania doskonale odpowiada David Icke.. kto zechce znaleźć to znajdzie... w necie jest mnóstwo informacji...

jeszcze jedno... (cos mi sie dzieje z kompem, nie moge cytowac)
Guido uzyłes określenia czyste światło ludzkiej myśli...
możesz rozwinąć?
ja się nie do końca zgadzam z tą czystością ludzkiej mysli...
to znacznie bardziej skomplikowane według mnie...
chyba chodziło Ci o serce...

pterodaktyll - Czw 31 Lip, 2014 13:32

DRIM napisał/a:
ja odczuwam coś w rodzaju jakbym był tu intruzem, jakbym kogoś skrzywdził, uraził , poniżył, jakby miał komuś coś odebrać ,

Nie przejmuj się......to zapewne ta sztuczna inteligencja daje o sobie znać ;)

Guido - Czw 31 Lip, 2014 13:42

szika napisał/a:
Guido uzyłes określenia czyste światło ludzkiej myśli...
możesz rozwinąć?
ja się nie do końca zgadzam z tą czystością ludzkiej mysli...
to znacznie bardziej skomplikowane według mnie...
chyba chodziło Ci o serce...


Nie przywiązuję się do tego określenia... Jestem przywiązany do racjonalistycznego patrzenia na świat, stąd ta metafora czystej myśli. Ale może być też czystość serca, jeśli wolisz...

Guido - Czw 31 Lip, 2014 13:44

pterodaktyll napisał/a:
DRIM napisał/a:
ja odczuwam coś w rodzaju jakbym był tu intruzem, jakbym kogoś skrzywdził, uraził , poniżył, jakby miał komuś coś odebrać ,

Nie przejmuj się......to zapewne ta sztuczna inteligencja daje o sobie znać ;)


No właśnie, Drim, nie ulegaj iluzji umysłu.
Twoje ego się miota, że ktoś je niby próbuje urazić, dotknąć. Nic takiego się nie dzieje.

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 13:57

pterodaktyll napisał/a:

Nie przejmuj się......to zapewne ta sztuczna inteligencja daje o sobie znać
Guido napisał/a:
Twoje ego się miota, że ktoś je niby próbuje urazić, dotknąć. Nic takiego się nie dzieje.


offff,.. dziękuje wam koledzy za przywrócenie mi normalności, faktycznie uległem po raz enty złudzeniom i interpretacjom zła, ale nie dziwi mnie już ten fakt ponieważ odebrałem w trakcie swego życia tysiące lekcji nienawiści, więc nie jest sprawą łatwą wyeliminować :luzik: skutki tychże lekcji , będą zapewne mnie prześladować jeszcze nie raz , ale to nic , grunt że znowu się potwierdza prawda że zbawienia należy szukać tylko i wyłącznie w drugim człowieku! :okok:

szika - Czw 31 Lip, 2014 14:07

Drimie cieszę się, że to zobaczyłeś, że to Twoja interpretacja i złudzenie..
co do nienawisci i lekcji...
ja sobie poradziłam z tym tylko poprzez samoakceptację... jesli wierzę w coś tak do końca to nikt ani nic nie jest w stanie mnie poniżyć... gdyż jesli czuję sie poniżona czy odrzucona to tak naprawdę sobie nie ufam do końca, siebie nie szanuję i nie jestem siebie pewna...
mogę zmienić zdanie wyłącznie na podstawie racjonalnych, przekonujących argumentów... natomiast krytyka bez argumentacji to tylko czyjeś przekonania...
kazdy ma do nich prawo przecież i tak tez jest ok... to cały urok nas ludzi, że jesteśmy różni i różnie świat postrzegamy...
a tak na marginesie :)
Gospodarz wątku nas zaprasza to czemu nie skorzystać? gadamy i już :mgreen:

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 14:14

Rozmawiamy i debatujemy i czy nie wydaje sie Wam że wszystko sprowadza sie do jednego pytania, czyli jak wygrać bitwę o życie, gdzie samo życie jest polem walki ??/ :mysli: :mysli:
szika - Czw 31 Lip, 2014 14:16

DRIM napisał/a:
jak wygrać bitwę o życie, gdzie samo życie jest polem walki ??/ :mysli: :mysli:

przestać walczyć :)
a życie traktowac jako doświadczenie a nie pole walki...
według mnie nie ma lepszego sposobu na harmonię z samym sobą...
wszystko co nam sie przydarza jest nam do czegoś potrzebne...

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 14:22

szika napisał/a:
że jesteśmy różni i różnie świat postrzegamy...


tak to jest prawda , ja to nazywam poziomami zrozumienia lub poziomami postrzegania ,jak zwał tak zwał te różnice istnieją, a wynikają według mnie oczywiście, z naszego doświadczenia, tak myślę ?/ :mysli:
szika napisał/a:
Gospodarz wątku nas zaprasza to czemu nie skorzystać? gadamy i już
:okok:
Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 14:24

Cytat:
przestać walczyć
czyli być tym bezbronnym , tak to jest to!!! Pokój!!! :tak: :okok: :okok:
Jonesy - Czw 31 Lip, 2014 14:32

DRIM napisał/a:
Cytat:
przestać walczyć
czyli być tym bezbronnym , tak to jest to!!! Pokój!!! :tak: :okok: :okok:


Albo się obudzić z tego snu???

szika - Czw 31 Lip, 2014 14:34

uzywając słowa "bezbronność" od razu nadajesz - tak to widzę - walce znaczenie obrony...
własnie o tym pisałam wcześniej...
jeśli ufam temu co czuję i wiem to nie musze się bronić... jesli ufam swemu sercu... intuicji... to to jest moja siła... paradoksalnie otoczenie przestaje mnie atakować, lub tez ja nie dostrzegam ataków w słowach innych ludzi...
jesli jestem słaba to czyjes opinie (podkreslam - opinie) targają mną jak chorągiewką, a ja się chwytam kazdego przyczółka bezpieczeństwa... najczęściej samotności...

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 14:35

Cytat:
przestać walczyć

to jest najtrudniejsza rzecz na świecie, gdy mnie tego nauczano pomyślałem sobie, to co ?, to ja mam być jak ten sztyl od łopaty, o nie, ja mam siebie pozbawić dyrygentury, a w życiu, długo to musiałem sobie w tym umyśle układać, aby go nowego nauczyć, oj długo !!! :)

Jerzy - Czw 31 Lip, 2014 14:41

szika napisał/a:
uzywając słowa "bezbronność" od razu nadajesz - tak to widzę - walce znaczenie obrony...

nie nie , zwyczajnie rezygnuje z ataków i konfliktów i tyle , na rzecz pokoju z całym otaczającym mnie światem oczywiście .
Wykluczam jakąkolwiek obronę . Definitywnie .

endriu - Czw 31 Lip, 2014 16:13

DRIM, ledwo się zarejestrował a ju z pisał do wszystkich jakby ich dobrze znał, zwróciłem na to uwagę jak pisał do Jo-asi

no ale ja miałem z 15 nicków he he :D

Whiplash - Czw 31 Lip, 2014 20:01

A może byście tak to z dyrdymałami skleili, żeby sie nie myliło :mysli: :mgreen:
matiwaldi - Czw 31 Lip, 2014 20:08

Whiplash, :okok:
Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 08:42

Guido napisał/a:
Powyższe zdaje się więc potwierdzać doktrynę Drima o tym, jakoby "wszyscy jesteśmy jednym umysłem", choć o tym zapomnieliśmy, i tkwimy każdy w swoim iluzorycznym odosobnieniu.

Oczywiście nie wiadomo, ile jest w tym dosłownej prawdy, jest to kolejna rzecz, którą można po prostu "brać na wiarę". Jednak sam słyszałem o owych eksperymentach badających rzekomą "Zbiorową Świadomość" i, nie ukrywam, że podoba mi się filozofia, która w tym tkwi.

do mnie przemawia..metafora z lustrem, rozbitym nad ziemią...gdzie jego odłamki, są częścią nas

"zbiorowa świadomość" fajnie widać, na nieprzyjemnych przykładach
np. "kryzys" gospodarczy ;)
czy, w przekonaniach..które tak jednoczą choćby nas, tu na Forum ;)
a jeśli sprawdza się to, w nieprzyjemnych sprawach..to co dopiero, w przyjemnych :)

Guido napisał/a:
Jak widać również, istnieją pewne ogólnoludzkie doświadczenia duchowe, które dobrze byłoby oczyścić z przeróżnych religijnych i doktrynalnych naleciałości i brudów, by ujrzeć je w ich naturalnym, promiennym świetle - w czystym świetle ludzkiej myśli.

myślę, że to jest sens naszej egzystencji i życia na ziemi
dla każdego dostępny...nie dla każdego istotny

na dzień dzisiejszy, następują ogromne zmiany w świadomości zbiorowej
to są skoki, niewyobrażalne

czysta myśli i czystość serca...
gdy, się połączą...
gdy, stworzą jedność...
:rotfl:

Guido - Pią 01 Sie, 2014 08:45

szika napisał/a:
DRIM napisał/a:
jak wygrać bitwę o życie, gdzie samo życie jest polem walki ??/ :mysli: :mysli:

przestać walczyć :)
a życie traktowac jako doświadczenie a nie pole walki...
według mnie nie ma lepszego sposobu na harmonię z samym sobą...
wszystko co nam sie przydarza jest nam do czegoś potrzebne...


Oczywiście zgadzam się z Sziką.
Retoryka wojenna i batalistyczna w życiu tylko szkodzi, pogłębia iluzje (używając frazeologii Drima).
Zaprzestanie walki z nałogiem to tylko początek. Pokój należy zawrzeć z całym światem i z samym sobą.

Guido - Pią 01 Sie, 2014 08:48

szika napisał/a:
bardzo fajnie opowiedział o tych pojęciach Gregg Braden w filmie Nauka Cudów
na te pytania doskonale odpowiada David Icke.. kto zechce znaleźć to znajdzie... w necie jest mnóstwo informacji...


Poszperam, poczytam, dziękuję za informację, Szika.

Guido - Pią 01 Sie, 2014 08:49

endriu napisał/a:
to on złamał to krzesło w Licheniu? g45g21



Nie mam nic przeciwko szczypcie, a nawet wielkiej szczypcie, humoru w moim wątku.
Wolałbym jednak, żeby ten humor był............ śmieszny.

Guido - Pią 01 Sie, 2014 08:53

Jo-asia napisał/a:
do mnie przemawia..metafora z lustrem, rozbitym nad ziemią...gdzie jego odłamki, są częścią nas


O, to ładne. Dołączę do kolekcji ulubionych metafor, obok latarni morskiej.

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 09:08

Guido napisał/a:
Zaprzestanie walki z nałogiem to tylko początek. Pokój należy zawrzeć z całym światem i z samym sobą.


, tak to jest sedno sprawy, bardzo mądre sedno, najmądrzejsze !!!!! :okok: :tak:

,ale pojawiają się przeszkody w zrozumieniu tej prostoty, chociażby coś takiego jak teorie spiskowe o których wspomina szika i nie wiem czy powinienem o tym pisać /? :mysli:

szika - Pią 01 Sie, 2014 09:11

DRIM napisał/a:
pojawiają się przeszkody w zrozumieniu tej prostoty,

gdzie na nie natrafiasz?
dla mnie zrozumienie pozwoliło mi własnie zobaczyć prostotę... wczesniej wszystko to mnie przerastało i było strasznie skomplikowane... teraz wiem już gdzie i jak chcę podążać..i wiem, ze nie będe w tym sama :)

Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 09:15

DRIM napisał/a:
pojawiają się przeszkody w zrozumieniu tej prostoty, chociażby coś takiego jak teorie spiskowe

uznać je, za kolejną iluzję..umysłu :mysli:
to czemu daję uwagę..na czym się koncentrujemy, przyciągamy
ja na ten przykład...nie interesuję się w ogóle polityką..nie czytam informacji
czasem coś do mnie dotrze...czytam relację...i zostawiam
koncentruję się, na przyjemnych sprawach..informacjach
jakakolwiek walka.....dla mnie nie istnieje
a wszystko, jest przejawem miłości :)

jasne, że nie "zawsze"... bo na tym polega droga ;)

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 09:25

Jo-asia napisał/a:

uznać je, za kolejną iluzję..umysłu

Tak to jest prawda , iluzje są miedzy innymi fałszywą interpretacją rzeczywistości czyli tego co nam się wpoiło do chorego umysłu ( Idei, przekonań, dogmatów, teorii i temu podobnych niestworzonych rzeczy), a raczej tej chorej jego części którą należy uzdrowić.

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 09:34

Gdzieś powyżej kolega pterodaktyl zadał mi pytanie jak ja rozumię to pojecie "sztuczna inteligencja " i słusznie też zauważył że wielu podobnych mnie uczni trochę innej wiedzy posługuje się słowem "ego", którego ja osobiście nie lubię, gdyż w trakcie pobierania nauk moi nauczyciele jasno określili to ego jako największego idiotę jakiego mogłem sobie wyhodować sam w trakcie życia i mało tego to nadałem mu range boga, co graniczy już absolutnie ze szczytem idiotyzmu. Dlatego też zwrot sztuczna inteligencja bardziej mi odpowiada bo jest po prostu sztuczna i fakt że jest głupia już mnie tak nie razi.
Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 09:40

Do czego zmierzam, ano do tego że fałszywa interpretacja prawdy czyniła ze mnie biedaka, który atakuje ,gdyż tylko biedni atakują ! Oczywiście nie chodzi tu o dobra materialne, choć po części i to też jest prawda.
szika - Pią 01 Sie, 2014 09:46

DRIM napisał/a:
w trakcie pobierania nauk moi nauczyciele jasno określili to ego jako największego idiotę jakiego mogłem sobie wyhodować sam w trakcie życia i mało tego to nadałem mu range boga,

to wyjasnia dlaczego adwersarzom przyszło do głowy, że jesteś userem o nicku wolny...

ja mam całkowicie odmienne zdanie na ten temat...

otóż nasze ego jest częścią nas, moje ego jest cześcią mnie... nie jest doskonałe, ale nie jest głupie... na pewno jednak podatne na wpływy... i to niewazne czy wewnetrznych programów czy otoczenia... jest w jakis sposób ograniczone...
"wyhodowanie" mojego ego było budowaniem tej czesci mnie samej... moje ego to TEŻ ja ...

zatem jesli mam kochac siebie i szanowac, to kocham i szanuję kazdą cześc mnie...
każda część mojej istoty wzgardzona i odrzucona to przyczyna konfliktu wewnętrznego...

nauki naukami ale pomysl sam... czy to w porządku pogardzać sobą?

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 10:02

szika napisał/a:
nauki naukami ale pomysl sam... czy to w porządku pogardzać sobą?

Nigdy tego nie czynię, gdyż już wiem kim jestem, ale mniejsza o to, masz słuszną racje że nie należy pogardzać sobą!!!! Ci co nie kochają siebie - chorują. Choroba symbolizuje brak miłości, a miłość to nic innego jak przebaczenie, najpierw trzeba przebaczyć sobie że ta SI stała się bogiem którego sam sobie stworzyłem, nie prawdziwym BOGIEM a sztucznym bożkiem. To tylko kwestia zrozumienia, nic wielkiego, na prawdę !!! :)

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 10:09

Z SI nie należy nigdy walczyć raczej trzeba ją zaakceptować i zrozumieć jej zasady działania i tę wiedze właśnie wykorzystują te tajne organizacje czy teorie spiskowe o których wspominasz , oni mają o tym wiedzę i rządzą tym światem jak im sie tyko rzewnie zamarzy, naśmiewając się z ludzkości ,trochę to ordynarnie brzmi ale tak właśnie jest i o tym nauczał Jezus i inni jemu podobni nauczyciele ludzkości.
szika - Pią 01 Sie, 2014 10:17

DRIM napisał/a:
Z SI nie należy nigdy walczyć raczej trzeba ją zaakceptować i zrozumieć jej zasady działania i tę wiedze właśnie wykorzystują te tajne organizacje czy teorie spiskowe o których wspominasz , oni mają o tym wiedzę i rządzą tym światem jak im sie tyko rzewnie zamarzy, naśmiewając się z ludzkości ,trochę to ordynarnie brzmi ale tak właśnie jest i o tym nauczał Jezus i inni jemu podobni nauczyciele ludzkości.


:okok:

my ludzie aby się bronić mamy jedną drogę...
nie dawać im pozywienia w postaci naszych złych emocji...
oni się tym żywią... głównie lękiem...

gdy jest w nas miłośc i połączenie z Bogiem, Źródłem, Polem (jakkolwiek to nazwać) przestajemy być dla nich atrakcyjni...

David Icke, zwolennik teorii spiskowych, który jest posądzany o przymierze z NWO i manipulacje, własnie do tego nawołuje... do jedności z samym sobą, z wszechświatem, z innymi ludźmi...
można w to nie wierzyć... kazdy sam wybiera sobie drogę... ale jesli ktoś tak pieknie mówi o miłosci, o akceptacji, to nic nie ryzykuję wierząc mu... tak uważam i tego się będę trzymała :)

Jacek - Pią 01 Sie, 2014 10:33

DRIM napisał/a:
wiem kim jestem

czy naprawdę wiesz???
możesz znać swoje nazwisko,nadane od rodziców
możesz znać swój cel ,lecz jego osiągnięcie jest niewiadomą
tak jak wiedza o tym kim jesteś
możesz się przedstawiać w samych superlatywach,możesz w najgorszych odcieniach
jednak "może" nie jest tym samym którym twoje "ego" by chciało ,, a pomiędzy tym czym jest naprawdę

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 10:43

szika, Jezus powiedział: aby sprzedać cały swój majątek i oddać go biednym, co miał na myśli mówiąc te słowa?? jak je interpretuje SI ???
Napisałem powyżej że tylko biedni atakują , gdyż myślą że jak dostana to, czego żądają od innych to to będzie dla nich zbawieniem czyli szczęściem , satysfakcją, pociechą , spełnieniem ,
idiotyzm na skale niewyobrażalną nic więcej .
Jeśli im bym odmówił tego czego żądają, chcą , to przyłączyłbym się do ich biedy i stał bym się takim samym biedakiem, a ja nim nie chcę być , więc dlaczego mam im żałować tego bogactwa, którego mam pod dostatkiem, rozdaje je ile mam ,przecież dla mnie ono nie ma żadnej wartości, to co mam biedakom żałować .
Podam ci przykład z tego podwórka który to może bardziej odzwierciedli powyższe słowa, , i niech to będą ci adwersarze którzy żądają ode mnie czegoś tam, nie ważne czego , przypisując mi to lub tamto i teraz okazuje się że są głodni i biedni, poszukują strawy, pożywienia dla swego SI, satysfakcji, podziwu , spełnienia, jednym słowem ma ich to uszczęśliwić lub zbawić , więc ja, jako ten bogaty i mający w nadmiarze tego pożywienia bezwartościowego dla mnie, jak najbardziej mogę sie nim podzielić z biednymi , czyli co mi przeszkadza być kimś o kim oni tam sobie myślą, mogę dla nich być kim tylko sobie zażyczą, mnie to nie przeszkadza i nie odczuwam żadnej straty i mam pokój i bogactwo, a oni nadal będą nienajedzeni i nadal będą szukać strawy bez końca poszukując dawców i stawiając żądania bez końca, będą atakować kogo sie da i gdzie sie da, będąc wciąż nieszczęśliwymi ludźmi, zwyczajnymi biedakami. :bezradny: :bezradny:

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 10:51

Jacek napisał/a:
czy naprawdę wiesz???


Jacku, ja to tylko wiem że na pewno nie jestem tym, kim myślę że jestem :tak:

siwy56 - Pią 01 Sie, 2014 10:56

http://youtu.be/PKKGNVFeHF0
Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 11:04

szika napisał/a:
ale jesli ktoś tak pieknie mówi o miłosci, o akceptacji,

o to prosisz, tego pragniesz , więc dostaniesz strawy pod dostatkiem, gdy uświadomisz sobie że Bóg Ci to już ofiarował i że masz to wszystko już tu i teraz nie będziesz żądać więcej , będziesz bogaczem bo nim już jesteś , nie musisz czekać na Davida ani nikogo innego, Ty jesteś dawcą miłości i nikt ci tego odebrać nie może !!!!!!!!!!! :pocieszacz:

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 11:18

szika, jeszcze jeden przykład teraz z dziedziny religii taki najprostszy , postaw sie w roli krzewiciela jakiejś tam doktryny religijnej i co robisz? jak zdobywasz zwolenników mając jezusową wiedzę o SI, ano przyglądasz sie o co biedacy proszą, skoro widzisz że proszą o krzyżyki to co ci szkodzi wystrugać parę i im ofiarować , nic a nic cie to nie kosztuje a wiernych przyciągasz bo masz pokarm, potem to już kwestia jak rozwinąć biznes krzyżykowy i ile z tego będzie zysków i czy utrzymujesz głód w bidakach aby im wciąż dostarczać strawy dla ich SI, a oni wszystko zrobią aby uzupełniać nienasycone SI :) :)
matiwaldi - Pią 01 Sie, 2014 11:33

DRIM napisał/a:
ja to tylko wiem że na pewno nie jestem tym, kim myślę że jestem


to tak samo jak ja...... wiem,że na pewno nie jesteś tym,za kogo się podajesz ........ 8)

Guido - Pią 01 Sie, 2014 11:41

DRIM napisał/a:
Jezus powiedział: aby sprzedać cały swój majątek i oddać go biednym, co miał na myśli mówiąc te słowa?? jak je interpretuje SI ???


Nie mogę zmarnować tej okazji by nie zapytać Ciebie, Drimie, skąd właściwie wiesz, co powiedział Jezus? I skąd wiesz, co miał na myśli?

Wydaje mi się, że Jezus, tak jak go przedstawiają ewangelie, wyraźnie zaznaczał, kiedy używa metafor, a kiedy używa języka dosłownego. Czytając jego wypowiedzi nie ma sensu ich na siłę INTERPRETOWAĆ, tylko czytać dosłownie, tak jak są napisane (tym bardziej, że Jezus cenił prostotę i bezpośredniość wypowiedzi: tak znaczy tak, nie znaczy nie).
Skoro więc Jezus powiedział, że należy sprzedać swój majątek i oddać go biednym, by wejść do Królestwa Niebieskiego, to najwidoczniej to właśnie miał na myśli - po co tu jakieś interpretacje? Sam Jezus nie miał przecież majątku, to inni użyczali mu swego mienia i karmili go.

Oczywiście, istnieje powód, dla którego ludzie obarczeni ową "sztuczną inteligencją", jak ją nazywasz, nie zaprzestają na przeróżne sposoby interpretować, odczytywać i analizować najprostszych wypowiedzi Jezusa. Powód ten jest prosty - zalecenia moralne Jezusa są dla nich NIEWYGODNE.
Mówią oni:
"Jakże to? Mam wszystko sprzedać i pieniądze oddać biednym??? Nie, Jezus nie mógł mieć tego na myśli! Z pewnością chodziło mu o coś innego, o coś uniwersalnego! Ależ tak! Chodziło mu o strawę duchową, o majątek moralny! To zmienia postać rzeczy! Całe szczęście, że to wymyśliliśmy... Dzięki temu możemy zachować nasze samochody, nasze majątki i nasze dobytki, i wciąż pozostać uczniami Jezusa..."

Człowiek od zawsze używa inteligencji, by przeinaczać rzeczywistość i fakty na swoją korzyść, i by zachować czystość i spokój sumienia. Kto jak kto, ale trzeźwiejący alkoholicy wiedzą o tym najlepiej.

siwy56 - Pią 01 Sie, 2014 12:40

«Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi».
Rdz 1, 28

Słowa, które są tytułem tej pracy, wypowiedział Bóg do pierwszych ludzi po całym akcie stworzenia świata.

I tego będę się trzymał dopóki zdrowia i sił wystarczy ;)

Jonesy - Pią 01 Sie, 2014 12:46

DRIM napisał/a:
Jacek napisał/a:
czy naprawdę wiesz???


Jacku, ja to tylko wiem że na pewno nie jestem tym, kim myślę że jestem :tak:


Pierwszy post w którym masz 100% racji - na pewno nie jesteś tym kim myślisz obecnie że jesteś...

szika napisał/a:
DRIM napisał/a:
w trakcie pobierania nauk moi nauczyciele jasno określili to ego jako największego idiotę jakiego mogłem sobie wyhodować sam w trakcie życia i mało tego to nadałem mu range boga,

to wyjasnia dlaczego adwersarzom przyszło do głowy, że jesteś userem o nicku wolny...



Sziko, nie wiem jak adwersarzom, bo ja adwersarzem tego Pana nie jestem. Ale jako moderator posiadam "nieco" bardziej konkretne narzędzia niż tylko przypuszczenia żeby wiedzieć co piszę...

Ale spokojnie, te typy tak mają, że wcześniej czy później wypływają na powierzchnię...


Drim, naprawdę dla mnie, dziwnie wyglądają te Twoje Bogolubne peany, podczas gdy budujesz swojego kolejnego internetowego awatara na cynicznym i obłudnym kłamstwie.


Ps. Naprawdę się dziwię, Wiedźma ma takie dobre serce, że zazwyczaj każdemu daje kolejną ostatnią szansę, a wciąż co niektórzy próbują partyzancić... :bezradny:

Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 12:52

Jonesy napisał/a:


Ps. Naprawdę się dziwię, Wiedźma ma takie dobre serce, że zazwyczaj każdemu daje kolejną ostatnią szansę, a wciąż co niektórzy próbują partyzancić...

widocznie...mają w tym coś...do przepracowania
można wymieniać...a wszystko i tak, mieści się w słowie, akceptacja ;)

siwy56 - Pią 01 Sie, 2014 12:59

Jo-asia napisał/a:

Ps. Naprawdę się dziwię, Wiedźma ma takie dobre serce, że zazwyczaj każdemu daje kolejną ostatnią szansę, a wciąż co niektórzy próbują partyzancić..


http://youtu.be/_-clFZFdLQk

Guido - Pią 01 Sie, 2014 13:02

siwy56 napisał/a:
«Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi».
Rdz 1, 28

Słowa, które są tytułem tej pracy, wypowiedział Bóg do pierwszych ludzi po całym akcie stworzenia świata.

I tego będę się trzymał dopóki zdrowia i sił wystarczy ;)


Pozwól, że wobec tego podzielę się z Tobą moimi przemyśleniami.
Otóż dla mnie słowa, które przytoczyłeś, są nie do przyjęcia i uważam, że z ich powodu wiele zła i zamętu wydarzyło się na świecie i wiele złego się jeszcze wydarzy.

Z powodu tych słów bowiem wyznawcy trzech największych religii monoteistycznych uwierzyli, że ich gatunek znajduje się w centrum stworzenia, oraz że stanowią najwyższy, najdoskonalszy wynik boskich dokonań.

Z powodu tych słów wbili się w pychę i w niewyobrażalne samouwielbienie, wyobrażając sobie, że cały świat został stworzony specjalnie dla nich, że oni są ukoronowaniem wszystkiego, że dla nich tylko krążą po niebie gwiazdy, słońca i planety.

Te słowa z Biblii usprawiedliwiły wielowiekowe wyzyskiwanie naturalnych zasobów ziemi (w końcu ziemia jest NAM PODDANA, więc możemy czerpać z niej ile chcemy), są więc pośrednią przyczyną obecnych ekologicznych klęsk.

Te słowa z Biblii spowodowały, że przez wieki zwierzęta traktowaliśmy jak przedmioty (jako że dano nam je w PANOWANIE) i do dzisiaj wielu ludzi nie widzi nic szczególnie złego w uśmierceniu zwierzęcia dla rozrywki. Nie uważamy, by zwierzęta były godne tego, by badać poziom ich świadomości, by zajmować się ich życiem psychicznym i uczuciowym. Uznaliśmy, że skoro nie mają duszy i zostały nam przekazane w prezencie, możemy korzystać z nich do woli, zjadać je i zabawiać się nimi ile chcemy.

Gdyby słowa powyższe nigdy nie zostały napisane, być może świat byłby dzisiaj o wiele piękniejszym i bardziej przyjaznym miejscem do mieszkania, zarówno dla nas, jak i dla wielu innych istot.

siwy56 - Pią 01 Sie, 2014 13:12

Guido napisał/a:
Gdyby słowa powyższe nigdy nie zostały napisane, być może świat byłby dzisiaj o wiele piękniejszym i bardziej przyjaznym miejscem do mieszkania, zarówno dla nas, jak i dla wielu innych istot.

Guido, bardzo Cię lubię,ale wyluzuj i nie bierz wszystkiego tak dosłownie jest jeszcze coś takiego jak margines ma którym można sobie pomazać i pogryzmolić bez konsekwencji ,ja osobiście z niego czasem korzystam.Spróbuj jest to dość przyjemne ;)

Guido - Pią 01 Sie, 2014 13:18

siwy56 napisał/a:
Guido napisał/a:
Gdyby słowa powyższe nigdy nie zostały napisane, być może świat byłby dzisiaj o wiele piękniejszym i bardziej przyjaznym miejscem do mieszkania, zarówno dla nas, jak i dla wielu innych istot.

Guido, bardzo Cię lubię,ale wyluzuj i nie bierz wszystkiego tak dosłownie jest jeszcze coś takiego jak margines ma którym można sobie pomazać i pogryzmolić bez konsekwencji ,ja osobiście z niego czasem korzystam.Spróbuj jest to dość przyjemne ;)


Dziękuję za wyrazy sympatii. Też Ciebie lubię, drogi Siweczku i już spieszę, by wyluzować.

Jeżeli zaś chodzi o margines, to korzystam z niego często. W moim egzemplarzu Biblii wszystkie marginesy są dość szczelnie zabazgrane (ołówkiem, żeby nie było).

siwy56 - Pią 01 Sie, 2014 13:32

Guido napisał/a:
ołówkiem, żeby nie było)
To dobrze wiesz ,że robiło to przed tobą miliony.Wrócę do słowa" psy" wypowiedziane przez Jezusa,a może to były ćmy albo obcy,lub jakieś podobne.było to ponad 2000 lat temu,zdanie powtarzani miliony razy ,tłumaczone przez miliony ludzi w różnych dialektach z różnych języków na tysiące sposobów .I co dałbyś głowę że było to słowo psy. :mysli: I teraz powiedz mi jak zabrzmią Twoje zapiski z marginesu Twojej Bibliji za 2000 lat w języku jeszcze nieznanym. :mysli:
Guido - Pią 01 Sie, 2014 13:41

siwy56 napisał/a:
Wrócę do słowa" psy" wypowiedziane przez Jezusa,a może to były ćmy albo obcy,lub jakieś podobne.było to ponad 2000 lat temu,zdanie powtarzani miliony razy ,tłumaczone przez miliony ludzi w różnych dialektach z różnych języków na tysiące sposobów .I co dałbyś głowę że było to słowo psy. :mysli: I teraz powiedz mi jak zabrzmią Twoje zapiski z marginesu Twojej Bibliji za 2000 lat w języku jeszcze nieznanym. :mysli:


Oczywiście, może to było inne słowo, czy to ważne? Może też Jezus nie powiedział nigdy: "Miłujcie się", tylko "Całujcie się", a może jeszcze co innego, a może w ogóle nic nie powiedział, a może nigdy go nie było.
Traktuję Biblię jako książkę, a Jezusa jako postać literacką, i analizuję jego wypowiedzi tak samo, jak mógłbym analizować wypowiedzi Raskolnikowa. A że dysponujemy akurat taką wersją tej książki, jaką dysponujemy, to taką też czytam.

Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 13:45

Guido napisał/a:
Gdyby słowa powyższe nigdy nie zostały napisane, być może świat byłby dzisiaj o wiele piękniejszym i bardziej przyjaznym miejscem do mieszkania, zarówno dla nas, jak i dla wielu innych istot.

dla mnie gdybanie i tak niczego nie zmieni
bo, może to a może, co innego
jak znam naturę ludzką, to i tak by znalazła powód..racjonalizację

za to ważne jest dziś...co zrobię z tą wiedzą i jak ją wykorzystam :)

Guido - Pią 01 Sie, 2014 13:49

Jo-asia napisał/a:
Guido napisał/a:
Gdyby słowa powyższe nigdy nie zostały napisane, być może świat byłby dzisiaj o wiele piękniejszym i bardziej przyjaznym miejscem do mieszkania, zarówno dla nas, jak i dla wielu innych istot.

dla mnie gdybanie i tak niczego nie zmieni
bo, może to a może, co innego
jak znam naturę ludzką, to i tak by znalazła powód..racjonalizację

za to ważne jest dziś...co zrobię z tą wiedzą i jak ją wykorzystam :)


Po prawdzie, to natura ludzka jakiegoś twórczego żydowskiego poety podyktowała mu tamte słowa...

siwy56 - Pią 01 Sie, 2014 13:59

[quote="Guido"]a Jezusa jako postać literacką,
Guido napisał/a:
Jezus istniał bezsprzecznie i głosił słowo Boże,to postać historyczna.
[quote="Guido"]Może też Jezus nie powiedział nigdy: "Miłujcie się", tylko "Całujcie się", a może jeszcze co innego

Tego na 100% nigdy się nie dowiemy ,ważny jest przekaz ,idea.
Guido napisał/a:
akurat taką wersją tej książki, jaką dysponujemy, to taką też czytam.

I chwali Ci się
Guido napisał/a:

Traktuję Biblię jako książkę, a Jezusa jako postać literacką, i analizuję jego wypowiedzi tak samo, jak mógłbym analizować wypowiedzi Raskolnikowa.

Masz do tego prawo,bo w Biblji nie znajdziesz nagrań,odcisków, zdjęć , o namacalne dowody tam trudno,ale milionom wystarczy Jej przesłanie i Wiara :)

Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 13:59

Guido napisał/a:
Po prawdzie, to natura ludzka jakiegoś twórczego żydowskiego poety podyktowała mu tamte słowa...

nawet jeśli tak jest/było..
jakie, to ma znaczenie..dziś?

szika - Pią 01 Sie, 2014 14:17

zaganiana byłam w pracy przez ostatnie godziny...
dopiero teraz mam chwilę...
Jonesy - rzeczywiście już zwątpiłam... pewne rzeczy zaczynają znajomo brzmieć... :(
ale gdyby to jednak była pomyłka to informuję, że nie zamierzam brać udziału w dyskusji, w której poddawani są krytyce i osądowi współrozmówcy...

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 15:01

Guido napisał/a:
Czytając jego wypowiedzi nie ma sensu ich na siłę INTERPRETOWAĆ,

Drogi Guido,prawdy nie da sie interpretować, prawda pozostaje prawdą i tyle.
I masz racje interpretują ja SI pod kątem takim, aby odpowiadała ich ideom ,poglądom przekonaniom. Dosłowne odczytywanie słów Jezusa już sie dokonało i dokonuje nadal ,zresztą nie tylko Jezusa ale i całego biblijnego słowa co sam potwierdzasz w dalszych swoich wypowiedziach, czyli że to dosłowne odczytywanie ma bardzo złe skutki ze zniszczeniem Ziemi na czele .
Masz też racje jeżeli chodzi o to słowo pisane , ważna jest treść i co zawiera, nie forma .

Guido - Pią 01 Sie, 2014 15:07

siwy56 napisał/a:
Jezus istniał bezsprzecznie i głosił słowo Boże,to postać historyczna.


Może tak, może nie. Istnieją zapaleńcy którzy dowodzą (bardzo racjonalnie), że nie istniał.
Ja osobiście uważam, że rzeczywiście istniał. Tyle tylko że niczego o nim nie wiemy. Hipotez jest bez liku. Może rzeczywiście był żydowskim prorokiem, podobno należał do sekty esseńczyków. Może był zelotą i bojownikiem politycznym. Może prawdziwym potomkiem rodu królewskiego, jak chce Graves.

Jezus, JAKIEGO ZNAMY, jest postacią literacką, przedstawioną w ewangeliach.

Baron Munchhausen też istniał naprawdę, był postacią rzeczywistą, historyczną. Również d'Artagnan. Ale kogo interesują ich nudne, zwyczajne życiorysy! Znacznie bardziej pasjonujące są ich obrazy literackie, pełne niesamowitych, nierealistycznych i fantastycznych wydarzeń.

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 16:15

Guido napisał/a:
Ale kogo interesują ich nudne, zwyczajne życiorysy

Jak to kogo ?? czy nie widzisz że właśnie to jest najbardziej istotnym elementem wiary chrześcijańskiej , nawet to jakiej długości miał Jezus włosy, jaką grupę krwi, czy Magdalena to była jego żoną czy też nie była, czy uprawiali sex a jak tak to czy normalny, czy też oralny, o której Jezus jadł i co jadł i czy to było jego ciało czy placek , i dlaczego on na ośle jechał zamiast w lektyce był powinien być niesiony , to wszystko ludzi interesuje bo to niby ma ich zbawić ale nie to co on mówił i przekazywał to to już raczej dosłownie należy czytać aby pasowało pod mój światopogląd !!! ;)

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 16:18

Guido, Czy nie zauważasz tych samych mechanizmów i w innych dziedzinach życia takich jak chociażby leczenie alkoholików, możesz na wszystkim się koncentrować byleby nie na samej trzeźwości :]
siwy56 - Pią 01 Sie, 2014 16:20

Guido napisał/a:
Może tak, może nie.
Wahasz się,pytasz,nie jesteś pewien, szukasz dowodów,takie Twoje prawo ,jesteś człowiekiem.Im więcej się dowiesz tym więcej będziesz miał wątpliwości .Ja ich nie mam ,po prostu wierzę. :)
matiwaldi - Pią 01 Sie, 2014 17:29

Cytat:
Jak to kogo ?? czy nie widzisz że właśnie to jest najbardziej istotnym elementem wiary chrześcijańskiej , nawet to jakiej długości miał Jezus włosy, jaką grupę krwi, czy Magdalena to była jego żoną czy też nie była, czy uprawiali sex a jak tak to czy normalny, czy też oralny, o której Jezus jadł i co jadł i czy to było jego ciało czy placek , i dlaczego on na ośle jechał zamiast w lektyce był powinien być niesiony , to wszystko ludzi interesuje bo to niby ma ich zbawić ale nie to co on mówił i przekazywał to to już raczej dosłownie należy czytać aby pasowało pod mój światopogląd !!!




po przeczytaniu tego postu,odniosłem wrażenie,że autor mocno identyfikuje sie z osobą Jezusa ,gdyż sam jest oceniany przez pryzmat pochodzenia (....., ..... , .....) a nie PRAWDĘ ,którą głosi........
może Cie zmartwię ,a może w końcu zrozumiesz ,że właśnie prawda Cie wyzwoli .....

gdybyś przyszedł i powiedział ; "... tak to ja,lecz nie odtrącajcie mnie za stare ,a zwróćcie uwagę na nowe ,które niosę wraz ze swoim wzrostem duchowym.." stałbym być może w pierwszym rzędzie bijąc brawo ..... a tak ....
kupa Jurek .......kupa .........




to pisałem ja ........ ścigający za dnia ..... wolne sny ........ 8)

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 17:44

Jonesy napisał/a:
Ps. Naprawdę się dziwię, Wiedźma ma takie dobre serce, że zazwyczaj każdemu daje kolejną ostatnią szansę, a wciąż co niektórzy próbują partyzancić

Musiałem chwilkę się poważnie nad tym zastanowić, ale skoro Ty, jako człowiek godny zaufania tak twierdzisz to skorzystam z Twojej rady i poproszę o zmianę nicka na "wolny", o ile oczywiście to leży w twoich kompetencjach, a jeżeli nie to może będziesz tak uprzejmy i załatwisz mi to w ramach uczciwości i drobnej przysługi . Gdyż fakt faktem ja też mam już tego dość. :tak:

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 17:49

matiwaldi napisał/a:

to pisałem ja ........ ścigający za dnia

obyś tylko nie stał sie ofiarą , tego ja ścigany Ci życzę i to z czystego serca :tak:

baracca - Pią 01 Sie, 2014 17:53

Guido napisał/a:
Istnieją zapaleńcy którzy dowodzą (bardzo racjonalnie), że nie istniał.
Ja osobiście uważam, że rzeczywiście istniał. Tyle tylko że niczego o nim nie wiemy. Hipotez jest bez liku.


Guido napisał/a:
Jezus, JAKIEGO ZNAMY, jest postacią literacką, przedstawioną w ewangeliach.


Czyli dochodzimy do tradycyjnego sporu - Jezus jako postaci z mitologii chrześcijańskiej vs. Jezus jako postać historyczna.

Pytanie: co dalej?

Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 18:03

DRIM napisał/a:
poproszę o zmianę nicka na "wolny"

:okok:
:buziak:

Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 18:06

Guido napisał/a:

Jezus, JAKIEGO ZNAMY, jest postacią literacką, przedstawioną w ewangeliach.

dla mnie jest człowiekiem, który dzięki "czystości serca i myśli"
doświadczył boskości...
tak jak i paru innych...w innych, ważnych religiach :)

Jo-asia - Pią 01 Sie, 2014 18:29



tak mi się przypomniało :rotfl:

Jonesy - Pią 01 Sie, 2014 18:34

DRIM napisał/a:
Jonesy napisał/a:
Ps. Naprawdę się dziwię, Wiedźma ma takie dobre serce, że zazwyczaj każdemu daje kolejną ostatnią szansę, a wciąż co niektórzy próbują partyzancić

Musiałem chwilkę się poważnie nad tym zastanowić, ale skoro Ty, jako człowiek godny zaufania tak twierdzisz to skorzystam z Twojej rady i poproszę o zmianę nicka na "wolny", o ile oczywiście to leży w twoich kompetencjach, a jeżeli nie to może będziesz tak uprzejmy i załatwisz mi to w ramach uczciwości i drobnej przysługi . Gdyż fakt faktem ja też mam już tego dość. :tak:


Chylę czoła Jerzy, trzeba mimo wszystko mieć odwagę.
Ale jak już pisałem wcześniej - to Wiedźma ma nie tylko dobre serce, ale też moc sprawczą. Dlatego też to do niej pierwszej powinieneś wysłać wiadomość z wyjaśnieniami całej tej sytuacji. Tylko ona, zapewne wespół ze starszyzną może podjąć decyzję o Twoim ewentualnym pozostaniu na forum i na pewno tylko ona może zmienić Ci nicka, a raczej zlikwidować tego a przywrócić poprzedniego.

Teoretycznie powinienem Cię teraz zneutralizować, gdyż wciąż jesteś banitą, ale... dorosłych nie ma, a ja potrafię docenić szczerość - pisz więc dalej póki Wiedźma nie zdecyduje co z Tobą zrobić.

Za czas jakiś zrobię mały porządek w temacie Guida i przeniosę religijno-filozoficzne rozważania w osobny temat w innym miejscu forum, gdzie króluje Wielki Ptak. A temat Drima myślę scalić z "Dyrdymałami".

Ps. Poważnie Jerzy - skontaktuj się z Wiedźmą i wyjaśnij wszystko.

Jerzy - Pią 01 Sie, 2014 18:43

Jonesy napisał/a:
Ps. Poważnie Jerzy - skontaktuj się z Wiedźmą i wyjaśnij wszystko.

Posłucham Twej rady , nie wiem tylko jak mam to uczynić ?? Przez PW czy jak ?? :bezradny:

Jonesy - Pią 01 Sie, 2014 19:18

Mysle ze lepiej to zrobic przez pw niz publicznie. Ale jak uwazasz.
Guido - Pią 01 Sie, 2014 22:22

siwy56 napisał/a:
Wahasz się,pytasz,nie jesteś pewien, szukasz dowodów,takie Twoje prawo ,jesteś człowiekiem.Im więcej się dowiesz tym więcej będziesz miał wątpliwości .Ja ich nie mam ,po prostu wierzę. :)


Oto Sokratejskie "wiem, że nic nie wiem" i jednocześnie najgłębszy sens nauki i postępu: "Im wiemy więcej, tym wiemy mniej". Albowiem poszerzając wiedzę jednocześnie poszerzamy też zakres naszej niewiedzy.

Życzę Ci, Siwku, byś kroczył w pięknie, jak mawiali Indianie Hopi.
Skoro zaś wierzysz - wierz nadal, gorąco i szczerze. Mam tylko nadzieję, że wiesz, w co właściwie wierzysz.

Guido - Pią 01 Sie, 2014 22:24

DRIM napisał/a:
poproszę o zmianę nicka na "wolny"


Ja tam wiedziałem od początku, ale co to zmienia? "Drim", "wolny", to tylko etykietki którymi się karmi "sztuczna inteligencja", czyż nie, Wolny Drimie?

Guido - Pią 01 Sie, 2014 22:26

baracca napisał/a:
Czyli dochodzimy do tradycyjnego sporu - Jezus jako postaci z mitologii chrześcijańskiej vs. Jezus jako postać historyczna.


Ani jedno, ani drugie.
Wybieram trzecią opcję: Jezus-symbol, oderwany od rzeczywistości i oderwany od Biblii. Czyli, tak naprawdę, taki Jezus jakiego wszyscy kochamy.
Prawda, Joasiu? Prawda, Wolny Drimie?

Guido - Pią 01 Sie, 2014 22:29

Jonesy napisał/a:
Za czas jakiś zrobię mały porządek w temacie Guida i przeniosę religijno-filozoficzne rozważania w osobny temat w innym miejscu forum, gdzie króluje Wielki Ptak.


Czyń Waść, co za stosowne uważasz, i niechaj Ci na zdrowie wyjdzie.
Chętnie się oddam we władanie Wielkiego Ptacha, gdyż bożyszcze to zacne, jak każde inne.

szika - Pią 01 Sie, 2014 22:40

trochę szkoda tej rozmowy... bardzo mi sie podobała...
szkoda bedzie jesli wszystko trafi do trolowni, bo jest tu wiele fajnych postów...
niestety z wolnym jest mi zupełnie nie po drodze, a zwłaszcza z takimi wypowiedziami jak ta:
DRIM napisał/a:
szika, Jezus powiedział: aby sprzedać cały swój majątek i oddać go biednym, co miał na myśli mówiąc te słowa?? jak je interpretuje SI ???
Napisałem powyżej że tylko biedni atakują , gdyż myślą że jak dostana to, czego żądają od innych to to będzie dla nich zbawieniem czyli szczęściem , satysfakcją, pociechą , spełnieniem ,
idiotyzm na skale niewyobrażalną nic więcej .
Jeśli im bym odmówił tego czego żądają, chcą , to przyłączyłbym się do ich biedy i stał bym się takim samym biedakiem, a ja nim nie chcę być , więc dlaczego mam im żałować tego bogactwa, którego mam pod dostatkiem, rozdaje je ile mam ,przecież dla mnie ono nie ma żadnej wartości, to co mam biedakom żałować .
Podam ci przykład z tego podwórka który to może bardziej odzwierciedli powyższe słowa, , i niech to będą ci adwersarze którzy żądają ode mnie czegoś tam, nie ważne czego , przypisując mi to lub tamto i teraz okazuje się że są głodni i biedni, poszukują strawy, pożywienia dla swego SI, satysfakcji, podziwu , spełnienia, jednym słowem ma ich to uszczęśliwić lub zbawić , więc ja, jako ten bogaty i mający w nadmiarze tego pożywienia bezwartościowego dla mnie, jak najbardziej mogę sie nim podzielić z biednymi , czyli co mi przeszkadza być kimś o kim oni tam sobie myślą, mogę dla nich być kim tylko sobie zażyczą, mnie to nie przeszkadza i nie odczuwam żadnej straty i mam pokój i bogactwo, a oni nadal będą nienajedzeni i nadal będą szukać strawy bez końca poszukując dawców i stawiając żądania bez końca, będą atakować kogo sie da i gdzie sie da, będąc wciąż nieszczęśliwymi ludźmi, zwyczajnymi biedakami. :bezradny: :bezradny:

od tego momentu juz wiedziałam, że fajnie było, ale się skończyło...
pomimo wszystko dziękuję za miła rozmowę i gościnę Guido :)

Guido - Pią 01 Sie, 2014 22:53

szika napisał/a:
trochę szkoda tej rozmowy... bardzo mi sie podobała...
szkoda bedzie jesli wszystko trafi do trolowni, bo jest tu wiele fajnych postów...


Głowa do góry, Szika, jakoś to będzie... Trzeba się poddać woli wszechmocnych administratorów... A na przyszłość mamy nauczkę: jak już tak bajdurzymy o sprawach ducha, trzeba coś jednak od czasu do czasu wtrącić na temat tego nieszczęsnego alkoholizmu, coby nas nie wyrzucano w odmętów czeluści... Trzeba było wspomnieć o Kanie Galilejskiej chociaż...

szika - Pią 01 Sie, 2014 23:19

jako gospodarz możesz zazyczyć sobie aby nic nie usuwano :)
jeszcze się nie spotkałam aby wbrew autorowi wątku posty wyrzucano :)

co do
Guido napisał/a:
jak już tak bajdurzymy o sprawach ducha, trzeba coś jednak od czasu do czasu wtrącić na temat tego nieszczęsnego alkoholizmu, coby nas nie wyrzucano w odmętów czeluści... Trzeba było wspomnieć o Kanie Galilejskiej chociaż...

tom się uśmiała w środku nocy w głos :mgreen:
a co to w tej Kanie? bo ja nie bardzo w temacie :skromny:

pannaJot - Pią 01 Sie, 2014 23:20

Przemiana wody w coś z naszej bajki- w wino fsdf43t
Jonesy - Pią 01 Sie, 2014 23:21

ej, no wyluzujcie i dajcie żyć tej. Przecież temat nie zniknie, zleci do Hyde Parku i po krzyku - zawsze będzie można tam wejśc i kontynuować...

Dział alkoholizm zobowiązuje, ale nie zamykajmy się na jeden tylko problem - jesteśmy pięknymi w swych różnicach ludźmi i trzeba to pielęgnować.

Do niedzieli nic nie przerzucam, możecie sobie kontynuować.

Jonesy - Pią 01 Sie, 2014 23:23

szika napisał/a:
jako gospodarz możesz zazyczyć sobie aby nic nie usuwano :)
jeszcze się nie spotkałam aby wbrew autorowi wątku posty wyrzucano :)

co do
Guido napisał/a:
jak już tak bajdurzymy o sprawach ducha, trzeba coś jednak od czasu do czasu wtrącić na temat tego nieszczęsnego alkoholizmu, coby nas nie wyrzucano w odmętów czeluści... Trzeba było wspomnieć o Kanie Galilejskiej chociaż...

tom się uśmiała w środku nocy w głos :mgreen:
a co to w tej Kanie? bo ja nie bardzo w temacie :skromny:


Jak w tym dowcipie - na trzeci dzień wesela goście obudzili się na potężnym kacu...
"ło matko, wody, wody"
"wyślijcie kogoś po wodę"
"ja pójdę" mówi Jezus z uśmiechem
"NIEEE!!!!, bo znowu będziemy trzy dni nawaleni leżeć"...

tak na rozluźnienie

szika - Pią 01 Sie, 2014 23:31

Jonesy napisał/a:
Dział alkoholizm zobowiązuje

oj tam oj tam :mgreen:

nic nie wyrzucaj, zostaw plisss... jak to potniesz to opłakane skrawki zostaną...
juz będziemy grzeczni i będziemy pisac o tym nieszczęsnym alkoholizmie
:rotfl:

szika - Pią 01 Sie, 2014 23:37

środek nocy a ja głupawki dostałam - tak się śmieję :lol2:
Jotka i Jonesy dzięki za przypomnienie...było kiedyś na religii o Kanie Galilejskiej :skromny:

Jonesy - Pią 01 Sie, 2014 23:38

bo to jest tak - to co piszecie w alkoholiźmie, to jako moderator muszę czytać, chociaż często jako użytkownik chcę i lubię.
I chociaż wiele rzeczy lubię, jeszcze więcej toleruję, to metafizyczne rozważania powodują u mnie ostry ból głowy, bo niestety lub stety jestem raczej konkretnym facetem :bezradny:

A doktor Ptero lubi długie wywody i trudne rozmowy, więc wilk byłby syty i owca cała.

Ale niech tam już wam będzie... póki co.

Guido - Sob 02 Sie, 2014 00:08

Jonesy napisał/a:
bo to jest tak - to co piszecie w alkoholiźmie, to jako moderator muszę czytać, chociaż często jako użytkownik chcę i lubię.
I chociaż wiele rzeczy lubię, jeszcze więcej toleruję, to metafizyczne rozważania powodują u mnie ostry ból głowy, bo niestety lub stety jestem raczej konkretnym facetem :bezradny:
A doktor Ptero lubi długie wywody i trudne rozmowy, więc wilk byłby syty i owca cała.


Ale doktor Ptero sam przyznał niedawno, że to nie jego bajka...
A ostry metaficzyczny ból głowy przyda się nawet trzeźwemu moderatorowi od czasu do czasu, coby sobie przypomniał jak to na kacu zawżdy bywało...
Daj Pan żyć.... My tu się dobrze bawimy...

szika - Sob 02 Sie, 2014 06:58

napomnę, że Jo-asi wątek o zbiegach okoliczności osobiście sam Wielki Ptak przeniósł do działu poważnego, a przecież nie alkoholizmu on tak na prawdę dotyczy, przynajmniej w zamyśle...
z Pietrunią rozmawiałyśmy na zlocie, że tu i ówdzie pojawia się potrzeba poruszania tematów powaznych, ale ani nie alko, ani nie współ ani nie DDA... a własnie na przykład duchowo-rozwojowych... nawet padło stwierdzenie, że administracja zastanowi się nad stworzeniem dodatkowego powaznego działu...

w mojej ocenie alkoholizm jest chorobą duszy i dla wielu alkoholików niejako nastepstwem wychodzenia z uzależnienia jest potrzeba połączenia się z wyższym wymiarem niż ten nasz doczesny...
Wielka Księga mówiąca o Sile Wyższej, czy Bogu (jakkolwiek Go pojmujemy) również na te tory zbłądzone duszyczki naprowadza...
zatem nie widzę sprzeczności pomiędzy uwalnianiem się od alkoholizmu a duchowością... według mnie jest ok... temat jak najbardziej na miejscu...

baracca - Sob 02 Sie, 2014 07:19

Guido napisał/a:
Wybieram trzecią opcję: Jezus-symbol, oderwany od rzeczywistości i oderwany od Biblii. Czyli, tak naprawdę, taki Jezus jakiego wszyscy kochamy.


Konkluzja skądinąd interesująca.
I tyle z rozmów o metafizyce... :mgreen:

Jo-asia - Sob 02 Sie, 2014 08:21

szika napisał/a:
napomnę, że Jo-asi wątek o zbiegach okoliczności osobiście sam Wielki Ptak przeniósł do działu poważnego

czym osobiście mnie, bardzo...miło zaskoczył

Ja ze swoimi dyrdymałami..schodzę do HydeParku, po to, aby nie kolidować z linią "polityczną" Forum. Aby nie stwarzać dwuznacznych sytuacji..czy to można zostawić a to..to już trzeba usunąć. Dzięki temu wątek pozostaje w całości.
Właśnie wczoraj, rozmawiałam o tym..jak bardzo Dekadencja się rozwinęła, otwarła.
Guido napisał/a:
Daj Pan żyć.... My tu się dobrze bawimy...

i tyle w temacie :)

Jo-asia - Pon 04 Sie, 2014 01:01

Guido napisał/a:

Prawda, Joasiu?

alkoholizm nauczył mnie..poddawać w wątpliwość..swoją prawdę
dziś..jest taka..jutro mogę zmienić zdanie
dzięki temu..pozostaje wolna :)
i nie muszę..sobie niczego udowadniać

Halibut - Czw 07 Sie, 2014 10:34

Moim zdaniem religia jest formą niedoskonałej interpretacji, wynikającej z uproszczenia.
Uproszczenie to polega na różnym rozumieniu podstawowych prawd, zależnym od stopnia świadomości.
W historii świata pojawiali się oświeceni nauczyciele, którzy głosili proste uniwersalne prawdy, mówili o mocy, którą posiedli.
Mocy, która wyzwala, która ich otaczała i przenikała.
Często moc tę nazywali Bogiem.
Głosili, że każdy może z takiej mocy skorzystać, ponieważ nosi ją w sobie, trzeba się tylko na nią otworzyć.
Ta moc to duchowość, - miłość, współczucie, przebaczenie, uważność, wiara, poczucie jedności z otaczającym światem i ludźmi.
Z poziomu ich świadomości, czy oświecenia, którego doznali, te proste prawdy jawiły się głęboko i niosły charakter praktyczny.
Umożliwiały kontakt ze światem, który dzięki stosowaniu tych prawd niósł za sobą, szczęście i miłość.
Poczucie harmonii i jedności przepełnionej miłością i współczuciem z całym otaczającym światem i ludźmi.
Wiedze o takiej drodze chcieli przekazać innym.
Prawdy, które głosili znalazły zwolenników, ci przełożyli je na zrozumiałe dla siebie i akceptowalne dla ogółu przekazy.
Przykazania, dogmaty, systemy wiary.
W celu ich utrwalenia stworzyli organizacje,- księży, kościoły, celebrację, obrzędy.
Powstała struktura, - hierarchia, majątek, wpływy w końcu polityka a w konsekwencji religijne wojny, krucjaty.
Żeby skłonić wyznawców do dyscypliny, trwałego uczestnictwa w takiej organizacji, pracy na jej rzecz czy tez jej finansowania, stworzono system motywacji, oparty na strachu przed potępieniem, piekłem oraz motywację nagrody, wieczne życie, raj.
Powstał zamknięty system, przekonań, dogmatów wiary, które dawały odpowiedź na pytanie o sens życia i mówiły jak żyć i postępować, łącząc ludzi w religijne wspólnoty.
W ten sposób powstały sprawne organizacje oparte o system dogmatów wiary.
Jednak prawdy, które głosiły oddaliły się od prawd, które legły u ich podstaw.
Gubimy się w akademickich dyskursach i rozważaniach, niezliczonych interpretacjach, które w przeważającej mierze prowadzą do nikąd.
Najtrudniej zrozumieć i wytłumaczyć rzeczy ważne i proste, ich zrozumienie w znacznym stopniu zależne jest od stopnia świadomości.
Wiedza i erudycja może pomóc tylko w niewielkim zakresie.
Jednak dogłębne zrozumienie rzeczy prostych znacząco poszerza zrozumienie świata i prowadzi do prawdziwego kontaktu z nim.
To, co dla jednych jest banałem i truizmem dla innych może być głęboką myślą o dużym znaczeniu praktycznym.
Współcześni ludzie wychowani na ideach oświecenia patrzą na świat w sposób logiczny i empiryczny. Starają się rozłożyć rzeczywistość na drobne cząstki a potem poskładać ją z powrotem i interpretować myślowo.
W swoim mniemaniu tworzą zwarty logicznie i konsekwentny obraz całości czy rzeczywistości. Sprzeciwiają się koncepcją, których nie na da się udowodnić empirycznie.
Akceptowalna rzeczywistość jest zerojedynkowa albo możemy coś udowodnić albo nie.
Jednak cały ten akademicki dyskurs, tworzy skomplikowanie teorie, które przemijają wyparte i zaprzeczone przez następne.
Cały ten proces nosi charakter postępu, co jednak nie zmienia faktu, że to jak dawniej opisywała nauka otaczający nas świat i nas samych zostało obalone przez osiągnięcia nauki współczesnej.
A to jak współczesna nauka opisuje świat zostanie obalone przez nowe odkrycia naukowe.
A my pozostajemy w naszym dniu dzisiejszym z nurtującymi nas egzystencjalnymi pytaniami. Wyobcowani i oderwani od prawdziwego kontaktu ze światem i własnym Ja.
Mnożymy problemy emocjonalne a umysł i nauka pozostają bezsilne i nie dają konkretnych odpowiedzi.
W moim odczuciu każda religia jest właściwą drogą, jeżeli potrafimy oddzielić, to, co istotne od niepotrzebnej nadbudowy.
Jeżeli potrafimy zrozumieć i otworzyć się na przesłanie, doświadczyć i wprowadzić w życie jej uniwersalne i podstawowe założenia.
W tym celu powinniśmy zachować krytycyzm, nie przyjmować bezwolnie tego, co nam przekazują.
Bo dopiero wątpliwości, rodzą przemyślenia skłaniają do poszukiwania i pracy nad sobą.
W konsekwencji mogą nas zaprowadzić do prawdziwego zrozumienie a w końcu do doświadczenia duchowości.

Jacek - Czw 07 Sie, 2014 10:53

Jo-asia napisał/a:
Ja ze swoimi dyrdymałami.

ależ Joasiu,one są też ważne,tak jak i Ty

Jo-asia - Czw 07 Sie, 2014 11:13

Jacek napisał/a:
Jo-asia napisał/a:
Ja ze swoimi dyrdymałami.

ależ Joasiu,one są też ważne,tak jak i Ty

:)
właśnie o tym zdaniu pomyślałam :shock:

dla mnie, tak
wyrażają mnie
i dla mnie, nie ma znaczenia..gdzie
wszędzie jest dobrze :)
a jaką im nazwę nadam.. czym mniej poważną, tym bardziej wolną ;)

szika - Czw 07 Sie, 2014 11:22

wszystkie religie powstały dla sprawowania władzy nad masami...

Halibut napisał/a:
A to jak współczesna nauka opisuje świat zostanie obalone przez nowe odkrycia naukowe.

eksperymentu Poponina nie da się obalić... bo to sa fakty...
jedyne z czym zmaga się współczesna nauka to z wyjaśnieniem mechanizmów zjawisk, które są aksjomatem...
teorie, teorie i teorie... oczywiście, że dziś jakieś sa stawiane, a jutro mogą być zburzone...
jak choćby teoria strun... przez samo powstanie kilku odmian tej teorii przestała byc juz teorią istotna dla nauki...

w mojej ocenie, to, że czegos ludzkość nie potrafi wytłumaczyc nie oznacza, że tego nie ma...
a tak niestety elity rządzące wpajają masom...
co gorsza miliony poddają sie tym wpływom :(
rzeczy oczywiste niestety sa odrzucane jako himery, czary-mary...

przykładem niech będzie medycyna i przemysł farmaceutyczny, a własciwie piramida finansowa z medycyną związana...
ludzie wierza lekarzom jak bogom, co gorsza sami lekarze wierzą, że to co robią to jedyna opcja... bo przeciez tego się nauczyli w akademii medycznej...

na szczęście świadomośc rosnie i coraz wiecej ludzi otwiera umysły na to banalne - jak je nazywasz - pojmowanie człowieka jako istoty wielowymiarowej...

Jo-asia - Czw 07 Sie, 2014 11:41

szika napisał/a:
a tak niestety elity rządzące wpajają masom...

wybacz im...bo nie wiedzą co czynią :buziak:

szika - Czw 07 Sie, 2014 12:03

Jo-asia napisał/a:
wybacz im...bo nie wiedzą co czynią

wybaczenie...
nie wiem jak inni, u mnie wybaczenie przyszło przez zrozumienie...

Asiu nie musze wybaczać bo nie mam za złe...
akceptować świat taki jaki jest to nie oznacza tego samego co nie sprzeciwiać się wykorzystywaniu, manipulacjom...

mamy wybór... albo będziemy milczeć (bo po co mówic skoro ludzie tego i tak nie zrozumieją, wysmieją) albo...
albo mówić ... a słowo jako energia trafi tam gdzie ma trafić... na podatny grunt...potem juz samo pójdzie... jak się już wejdzie na tę drogę - nie ma odwrotu :buziak:

Jo-asia - Czw 07 Sie, 2014 12:11

Same słowa, nie wystrczą.
działanie
I tu, mam na myśli np nie chodzić do lekarza, nie kupować lekarstw i być...zdrowym ;)
Wiesz, co dla mnie jest.....wyzwaniem?
Sex...bez zbezpieczeń. I mówię to całkiem poważnie.

szika - Czw 07 Sie, 2014 12:21

Jo-asia napisał/a:
I tu, mam na myśli np nie chodzić do lekarza, nie kupować lekarstw i być...zdrowym

w odwrotnej kolejności a i owszem :]
być zdrowym i nie chodzic do lekarzy i nie kupowac lekarstw ...
zacząć od siebie... i świadczyć swoim zdrowiem...
a będzie nas więcej :lol2:

Jo-asia napisał/a:
Wiesz, co dla mnie jest.....wyzwaniem?
Sex...bez zbezpieczeń.


hmmm ... eksperymencić raczej nie będę :mgreen:
najpierw Ty wypróbuj :rotfl:

milutka - Czw 07 Sie, 2014 19:48

drggb
Cytat:
Sex...bez zbezpieczeń. I mówię to całkiem poważnie.
_________________
Wsłuchaj się we własne ciało a będzie to pikuś ;)
Conradus78 - Czw 07 Sie, 2014 20:09

Ciekawe dywagacje na tematy wszelakie. Jakkolwiek zasadnicze zagadnienie pojawiające się w ostatnich postach postrzegam jako próbę zespolenia naukowości i wiary. Zaiste ciekawe, bo to co naukowe zawsze i bezwzględnie podlega mechanizmom weryfikacji i falsyfikacji. Wszystko co naukowe można potwierdzić, albo zafalsyfikować. Z nauką wolno to zrobić. Z wiarą jest inaczej. Wiara nie podlega weryfikacji, bo jest niesprawdzalna. Podobnie nie podlega falsyfikacji, z tego samego powodu. Innymi słowy albo wierzę albo wiem. Nie można wierzyć i wiedzieć jednocześnie, bo to postawy wzajemnie się wykluczające. A dorabianie ideologii do już istniejących, po co? Fajnie się czyta dłuuugi post o różnicy między duchowością a religijnością, ale tak jakoś... może być wydawanie osądów to nie to czym chciałbym się skupiać w swoim zdrowieniu. I tu zgadzam się z 'milutką' i też niech 'wsłucham się' w siebie... w każdym kontekście.
Jo-asia - Pią 08 Sie, 2014 10:39

szika napisał/a:
najpierw Ty wypróbuj :rotfl:

i jak Ci powiem..że się da? że to działa?
uwierzysz mi na słowo? :rotfl:

Conradus78 napisał/a:
Nie można wierzyć i wiedzieć jednocześnie, bo to postawy wzajemnie się wykluczające

no, toś mnie zaskoczył :mysli:
trochę..poniekąd, tak jest
to, trudno mi opisać słowami
gdy wiara (jako oddanie, zawierzenie) i wiedza (w sensie zrozumienie)...się łączą w jedno...rodzi się pewność
tylko, dzieje się to wyłącznie..poprzez doświadczenie
jako całość...wszystko naraz, w jednym czasie

Halibut - Pią 08 Sie, 2014 11:07

Conradus78,

Nie za bardzo rozumiem, co miałeś na myśli pisząc o wydawaniu osądów.

Jak pewnie zauważyłeś ludzie piszą tu o różnych rzeczach, są wątki kulinarne, poświęcone rozumieniu patriotyzmu, polityce, zabawie itd.
Dlaczego nie może być wątku o duchowości czy Religii.
Przecież można rozmawiać na różne tematy, jeżeli kogoś dany temat nie interesuje na pewno znajdzie sobie inny zgodny z jego zainteresowaniami.

Chcesz się skupiać na swoim zdrowieniu i słusznie.
Jednak zdrowienie alkoholików wig. niektórych koncepcji jest połączone z rozwojem duchowym, najwyraźniej to widać w Dwunastu Krokach. Podobne założenia mają niektóre szkoły psychologii, widząc w rozwoju duchowym ważny element terapii uzależnień. A zatem temat wydaje się być na miejscu. A co do tego jak się pisze, każdy pisze jak potrafi, może mój post jest przydługi, cóż inaczej nie potrafię. Nie mam wiedzy ani zdolności pisania, pisze jak potrafię. Ale pisze to, co czuje i to, co mnie w danej chwili zajmuje czy ciekawi. Nie zamierzam nikogo indoktrynować ani do niczego przekonywać. Ten wątek traktuje, jako luźną rozmowę i wymianę poglądów i nie sądzę, aby mógł komuś przeszkadzać w trzeźwieniu.

Conradus78 napisał/a:
Ciekawe dywagacje na tematy wszelakie. Jakkolwiek zasadnicze zagadnienie pojawiające się w ostatnich postach postrzegam jako próbę zespolenia naukowości i wiary. Zaiste ciekawe, bo to co naukowe zawsze i bezwzględnie podlega mechanizmom weryfikacji i falsyfikacji. Wszystko co naukowe można potwierdzić, albo zafalsyfikować. Z nauką wolno to zrobić. Z wiarą jest inaczej. Wiara nie podlega weryfikacji, bo jest niesprawdzalna. Podobnie nie podlega falsyfikacji, z tego samego powodu. Innymi słowy albo wierzę albo wiem. Nie można wierzyć i wiedzieć jednocześnie, bo to postawy wzajemnie się wykluczające.

Racja, zapomniałeś jednak o duchowości, o której dużo w tym wątku się pisze w kontekście nauki i wiary, duchowość to, co innego niż wiara czy nauka, w duchowość się nie wierzy, nie można jej także udowodnić naukowo, duchowości się doświadcza albo nie (inaczej przeżywa). Na głębszym poziomie może być doświadczeniem religijnym. Wtedy mówi się o duchowości religijnej, np. duchowość chrześcijańska.

Guido - Pią 08 Sie, 2014 11:14

szika napisał/a:
coraz wiecej ludzi otwiera umysły na to banalne - jak je nazywasz - pojmowanie człowieka jako istoty wielowymiarowej...


Ostatnio przeczytałem, że człowiek to istota skończona otwarta na nieskończoność.

Guido - Pią 08 Sie, 2014 11:21

Halibut napisał/a:
o duchowości, o której dużo w tym wątku się pisze w kontekście nauki i wiary, duchowość to, co innego niż wiara czy nauka, w duchowość się nie wierzy, nie można jej także udowodnić naukowo, duchowości się doświadcza albo nie (inaczej przeżywa). Na głębszym poziomie może być doświadczeniem religijnym. Wtedy mówi się o duchowości religijnej, np. duchowość chrześcijańska.


Dziękuję, Halibut, za tę piękną klamrę - łączymy się bowiem na powrót z moim pytaniem o duchowość, które zadałem wiele stron i dni temu... A od tego czasu wiele się dowiedziałem i na wiele rzeczy otworzyłem...

Napisałem, że człowiek to istota skończona otwarta na nieskończoność.
Owo OTWARCIE jest właśnie... duchowością.

Duchowość leży u źródeł wszelkich religii, to z niej się zrodziły, by potem przeistoczyć w... różne rzeczy. Sama w sobie duchowość jednak nie ma nic wspólnego z religią, jest poszukiwaniem absolutu, otwieraniem się na nieskończoność.

Jest to sprawa tak ważna i tak zasadnicza dla człowieka, iż wydaje się przykre, że większość ludzi swego ducha oddaje w niewolę rozmaitym klechom i mułłom...

Guido - Pią 08 Sie, 2014 11:24

Jo-asia napisał/a:
Wiesz, co dla mnie jest.....wyzwaniem?
Sex...bez zbezpieczeń. I mówię to całkiem poważnie.


Muszę wypróbować. Do tej pory się zawsze zabezpieczałem i efektem tego jest... dwoje dzieci.

Swoją drogą to wspaniali ludzie i kolejny dowód na to, że zawsze najlepiej jest tak... jak jest.

Jo-asia - Pią 08 Sie, 2014 12:08

Guido napisał/a:
Do tej pory się zawsze zabezpieczałem i efektem tego jest... dwoje dzieci.

wiesz, że mam podobne :skromny: doświadczenia
bez zabezpieczeń...nie miałam takich, "efektów ubocznych"
a jak..kiedyś pomyślałam, ooo!!kurde, a co by było gdybym była w ciąży? :shock: trzeba pomyśleć o tabletkach, wylądowałam z rozpoznaniem.."ciąża",
to było rok temu...z czasem okazało się, nieprawdziwe.. a jednak :mysli:
coś w tym jest :)

Guido - Pią 08 Sie, 2014 12:20

Jo-asia napisał/a:
Guido napisał/a:
Do tej pory się zawsze zabezpieczałem i efektem tego jest... dwoje dzieci.

wiesz, że mam podobne :skromny: doświadczenia
bez zabezpieczeń...nie miałam takich, "efektów ubocznych"
a jak..kiedyś pomyślałam, ooo!!kurde, a co by było gdybym była w ciąży? :shock: trzeba pomyśleć o tabletkach, wylądowałam z rozpoznaniem.."ciąża",
to było rok temu...z czasem okazało się, nieprawdziwe.. a jednak :mysli:
coś w tym jest :)


A ja po prostu jestem dowodem na to, że Einstein się pomylił. Moje pociski pędzą szybciej niż światło i tunelują się przez gumę...

(To na wypadek gdyby mnie ktoś oskarżył o niedobory wiedzy z zakresu edukacji seksualnej)

Jo-asia - Pią 08 Sie, 2014 12:23

Nie będę tak nam forum..opowiadać...ze szczegółami
ja, podważyłam...medyczne prawa :skromny:

szika - Pią 08 Sie, 2014 12:27

no tak ... jak ja mam kupe roboty to tu najlepsze gadki - beze mnie sc43545
Jacek - Pią 08 Sie, 2014 12:47

Jo-asia napisał/a:
Nie będę tak nam forum..opowiadać...ze szczegółami
:prosi:
Jo-asia - Pią 08 Sie, 2014 12:55

Jacek napisał/a:
Jo-asia napisał/a:
Nie będę tak nam forum..opowiadać...ze szczegółami
:prosi:

To może...opowiem, na forumowym zlocie ;)

Guido - Nie 10 Sie, 2014 12:26

"Nie można zamówić wiatru, ale trzeba zostawić okno otwarte"

Krishnamurti

Halibut - Pon 17 Lis, 2014 09:26

Przypowieść Zen.


Cesarz zapytał mistrza Zen:
- Co dzieje się z oświeconym człowiekiem po śmierci?
- Skąd mógłbym wiedzieć? — odpowiedział mistrz.
- Przecież jesteś mistrzem!
- Tak, ale jeszcze nie umarłem!
:lol2:

Guido - Pon 17 Lis, 2014 11:40

Halibut napisał/a:
Przypowieść Zen.


O, to ładne.
Bo oświecenie nie służy zbawieniu, ani mądrość, ani trzeźwość.
Służy życiu.

Halibut - Pon 17 Lis, 2014 11:58

Bo naprawdę można poznać tylko to, czego się doświadczyło. :)
dtstgseete - Pon 17 Lis, 2014 12:05

Bo prawdziwa mądrosc to nie wiedziec wszystko w kazdym temacie, a znac zakres swojej wiedzy i zakres swojej niewiedzy. ;)
Czesto im mniej ktos wie, tym wiecej krzyczy, ze doszlo juz do tego, ze - jak to mi siostra kiedys powiedziala:
,,blogoslawieni, ktorzy nie mają nic do powiedzenia, a mimo to milczą'' :mgreen:

Borus - Pon 17 Lis, 2014 17:08

dtstgseete napisał/a:
,,blogoslawieni, ktorzy nie mają nic do powiedzenia, a mimo to milczą''

:okok: :brawo:

yuraa - Pon 17 Lis, 2014 17:25

:)
Guido - Pon 17 Lis, 2014 18:17

yuraa napisał/a:
:)


...wymownie zamilczał Yuraa...

Halibut - Pią 28 Lis, 2014 08:58

Guido napisał/a:
...wymownie zamilczał Yuraa...


Teraz już wszyscy milczą. :lol2:

Guido - Pią 28 Lis, 2014 09:42

Wyrażę tutaj myśl, która w taki czy inny sposób przewijała się w moich wypowiedziach w innych częściach forum.
Wszyscy ludzie dążą do tego samego, mają takie same tęsknoty i pragnienia - jednakże nazywają je używając diametralnie różnych języków, dialektów, frazeologii. I dlatego nie ma między nimi porozumienia.
Ludzie spierają się nie o prawdę - spierają się o słowa. Giną w imię słów, zabijają się w imię słów, obrażają się i gardzą sobą z powodu słów.

*

Od pewnego czasu zauważyłem, że z nikim się nie spieram. Ludzie kłócą się, a ja przyznaję rację obu stronom bo widzę, że mówią o tym samym. To nowe doświadczenie, świeżo uświadomione, zaskakujące. Kiedyś powiedziałbym, że to oznaka gnuśności, braku własnego zdania (bo przecież każdy musi mieć swoje zdanie, każdy musi się jakoś określać, jakoś szufladkować). Dzisiaj nie wiem, jak to nazwać; mam przeczucie, że to coś dobrego, ale nic poza tym.

Halibut - Pią 28 Lis, 2014 10:26

To może to:
Guido napisał/a:
Wszyscy ludzie dążą do tego samego, mają takie same tęsknoty i pragnienia


Nie mogę się z tym zgodzić. To, do czego ludzie dążą zależy od wielu rzeczy. Pominę indywidualne preferencje, bo to jasne. Ale można zwrócić uwagę na to, że dążenia ludzi w dużej mierze są zależne od ich stopnia świadomości a także od ich wewnętrznych i zewnętrznych uwarunkowań, które mogą ich oddalać od możliwości kontaktu z ich prawdziwymi potrzebami a w konsekwencji ich dążeniami. Tutaj również trzeba zrobić rozróżnienie na to jak ludzie określają swoje dążenia w słowach w umyśle a tym, do czego doprowadzają ich decyzje, czyli, do czego dążą na prawdę. A ponadto, - w jaki sposób ich dążenia są zależne od uwarunkowań kulturowych i ich sposobu postrzegania świata. Zgadzam, że w warunkach teoretycznie idealnych, gdzie ludzie byliby wolni od negatywnego wpływu zewnętrznego i na tym samym stopniu świadomości ich dążenia a zatem marzenia i pragnienia byłyby te same. Zresztą każdy ma przebłyski, chwilowy i ulotny kontakt ze swoimi głębokimi potrzebami inaczej mówiąc z własnym „dużym JA” (jak to nazywał Ken Wilber) i na tym poziomie pragnienia mogą być wspólne, ale to ulotne chwile. Więc czy można się zgodzić z takim twierdzeniem bez sprecyzowania warunków. Jednak po określeniu warunków okaże się, że tylko cześć ludzi je spełnia a część to nie wszyscy. Sorry za upierdliwośc ale w moim odczuciu to ma znaczenie. To na wstępie trzeba ustalić.

Guido - Pią 28 Lis, 2014 10:35

Halibut napisał/a:
Ale można zwrócić uwagę na to, że dążenia ludzi w dużej mierze są zależne od ich stopnia świadomości a także od ich wewnętrznych i zewnętrznych uwarunkowań, które mogą ich oddalać od możliwości kontaktu z ich prawdziwymi potrzebami a w konsekwencji ich dążeniami.


Może powinienem był napisać: "Prawdziwe potrzeby wszystkich ludzi są takie same"...
A nawet, jeżeli ich sobie nie uświadamiają (a podejrzewam że nikt, póki żyje, nie uświadamia ich sobie w całej pełni) - można czasami przeczuć ich przebłyski w ich wypowiedziach, w jakichś drobnych wzmiankach, etc.

Oczywiście zgadzam się z Tobą w 100%.
Jak zwykle ja się daję ponosić uproszczeniom, a Ty sprowadzasz mnie bliżej ziemi.

szika - Pią 28 Lis, 2014 11:23

wtrącę się..
potrzeby ktoś kiedyś poukładał w piramidę...
od najbardziej podstawowych i coraz wyżej...
im bardziej dana istota jest skupiona na zaspokajaniu tych niżej położonych w piramidzie potrzeb, tym ma mniej energii, czasu i determinacji na realizację tych wyższych... zdarza się, że zwyczajnie ich nawet nie widzi...
fajnie, że wątek potrzeb został poruszony... powstaje pytanie... czy to potrzeby determinują rozwój człowieka?

Whiplash - Pią 28 Lis, 2014 11:30

szika napisał/a:
potrzeby ktoś kiedyś poukładał w piramidę...

Albo w słoik:
Profesor filozofii stanął przed swymi studentami i położył przed sobą kilka przedmiotów. Kiedy zaczęły się zajęcia, wziął spory słoik po majonezie i wypełnił go po brzegi dużymi kamieniami. Potem zapytał studentów, czy ich zdaniem słój jest pełny, oni zaś potwierdzili. Wtedy profesor wziął pudełko żwiru, wsypał do słoika i lekko potrząsnął. Żwir oczywiście stoczył się w wolną przestrzeń między kamieniami. Profesor ponownie zapytał studentów, czy słoik jest pełny, a oni ze śmiechem przytaknęli.

Profesor wziął pudełko piasku i wsypał go, potrząsając słojem. W tej sposób piasek wypełnił pozostałą jeszcze wolną przestrzeń. Profesor powiedział:

Chciałbym, byście wiedzieli, że ten słój jest jak wasze życie.

KAMIENIE to ważne rzeczy w życiu: wasza rodzina, partner, dzieci, zdrowie. Gdyby nie było wszystkiego innego, wasze życie i tak byłoby wypełnione.

ŻWIR to inne, mniej ważne rzeczy: wasze mieszkanie, dom lub auto.

PIASEK symbolizuje całkiem drobne rzeczy w życiu, w tym waszą ciężką pracę. Jeżeli najpierw wypełnicie słój piaskiem, nie będzie już miejsca na żwir, a tym bardziej na kamienie.

Tak jest też w życiu: jeśli poświęcicie całą waszą energię na drobne rzeczy, nie będziecie jej już mieli na rzeczy istotne. Dlatego dbajcie o rzeczy istotne- poświęcajcie czas waszym dzieciom, partnerowi, przyjaciołom, dbajcie o zdrowie. Zostanie wam jeszcze dość czasu na pracę, dom, zabawę itd. Zważajcie przede wszystkim na duże kamienie one są tym, co naprawdę się liczy. Reszta to piasek.


dodatek:

Po zajęciach jeden ze studentów wziął stój wypełniony po brzegi kamieniami, żwirem i piaskiem. Nawet sam profesor zgodził się, że słój jest pełny. Student bez problemu wlał do słoja butelkę piwa. Piwo wypełniło resztę przestrzeni teraz słój był naprawdę pełen.

Morał z tej historii:

NIE WAŻNE, JAK BARDZO WYPEŁNIONE JEST WASZE ŻYCIE,
ZAWSZE JEST JESZCZE MIEJSCE NA JEDNO PIWO.


:wysmiewacz:

dtstgseete - Pią 28 Lis, 2014 11:31

Halibut napisał/a:
oddalać od możliwości kontaktu z ich prawdziwymi potrzebami a w konsekwencji ich dążeniami
Guido napisał/a:
jeżeli ich sobie nie uświadamiają
Zastanawialem sie nad tym nie raz. Krolik nie chodzi do szkoly i nie ma swiadomosci potrzeb itp (zapewnie nie ma, bo o to trzeba by zapytac krolika). A buduje sobie takie norki jak trzeba. Sa wymyslne stworzenia np poslugujace sie elektrycznoscia, maja skomplikowane zachowania sposoby porozumieewania sie itp. A nie chodza do szkol, nie maja swiadomosci. Czy swiadomosc potrzeb pragnien pomaga?
Tak na roboczo sformulowalbym teze, ze pomaga jesli jest cos ,,nie tak''. A w swiecie cywilizacji (telewizja, reklamy, rozbudzenie seksualne, rozdmuchiwanie potrzeb dla celow tych, ktorzy te potrzeby sa gotowi zaspokajac dla osiagniecia zyskow) prawie zawsze jest cos ,,nie tak''. I swiadomosc pomaga rozpoznawac co jest nie tak. Cywilizacja oszukuje czlowieka - daje, ale stwarza pulapki i swiadomosc chyba pomaga w ich omijaniu. Ale ,,od poczatku tak nie bylo''.
To swiadomosc, dazenie do poznania dobra i zla jest grzechem pierwotnym czloieka zdaje sie. Chodzili se na golasa a pozniej nagle im to zaczelo przeszkadzac.
Nie twierdze, ze cywilizacja jest zla. Tak jest i nie ma innego wyjscia niz to zaakceptowac. Na poczatku byly organizmy jednokomorkowe a pozniej wielokomorkowe. Pantofelek jest sobiepanem i rusza sie przy pomocy rzęsek gdzie chce. W organizmie wielokomorkowym - komorka pojedyncza sie nie liczy. Tak jest w cywilizacji. Indywidualnosc czlowieka sie zatraca - istnieje on w nurcie. Bez swiadomosci - bedzie sterowany prądami. Pytanie: czy ma sie temu poddac (afiliacja) czy byc jednak jak pantofelek (indywidualizacja). Tu swiadomosc jest potrzebna. Tak tylko pisze, pewnie niespojnie. Daje glos w temacie dla zagajenia dyskusji a nie, że wyglaszam jakąś ostateczna mądrośc czy teorię.
Swiadomoss jest zbedna moim zdaniem, gdy sprawy ,,tocza sie dobrze i zdrowo''. Nie potrzebuje wtedy ,,swiadomosci'' potrzeb i pragnien - w zdrowy sposob je zaspokajam bez udzialu intelektu i swiadomosci.

dtstgseete - Pią 28 Lis, 2014 11:55

Zbedna mi informacja czy swiadomosc, ze trawie, ze mrugam okiem oddycham a nawet jakie fizyczne naukowe podstawy sa tego, ze utrzymuje sie w pionie na dwoch nogach i stawiam kroki (podobno to bardzo trudne jest skonstruowanie robota kroczacego! chocby i na 4 nogach a co dopiero na dwoch).
Ale gdy jestem w pomieszczeniu zapylonym to juz moglbym wstrzymac oddech i zamknac oczy by nie mrugac. Albo gdy namawia sie mnie w reklamach do konsumowania produktow smacznych dla jezyka ale dziwnych - i otacza sie mnie nimi - to swiadomosc prawdziwych potrzeb i wiedzy o trawieniu - jest wazna

Tym torem biega moje mysli...

Jo-asia - Pią 28 Lis, 2014 15:05

Guido napisał/a:

Od pewnego czasu zauważyłem, że z nikim się nie spieram. Ludzie kłócą się, a ja przyznaję rację obu stronom bo widzę, że mówią o tym samym.

mam podobnie... i początkowo, posądzałam siebie o brak "ambicji" czy własnego zdania
szika napisał/a:
potrzeby ktoś kiedyś poukładał w piramidę...

dla mnie, dziś ta piramida pokazuje coś innego
nie to, że jak jej dolnej części nie zaspokoję, to nie dotrę do tej najwyższej
ta piramida... celnie oddaje, na jakim poziomie świadomości jestem.. co jest moim priorytetem, dziś w życiu
którego, rzędu potrzeby są dla mnie istotne
najciekawsze jest to.. że nie koncentrując się na tych podstawowych (a zaznaczam one u mnie.. mogą wywoływać brak bezpieczeństwa) a koncentrując sie na wyższych.. te z dołu, samoistnie się.. zaspokajają

z mojego doświadczenia.. podobnie jak pisze Jacek, czym mniej zaspokojone potrzeby niższego rzędu.. tym łatwiej mi... o samorozwój
samorozwój.. też może być różnie postrzegany
kiedyś to były np. studia dziś.. to zupełnie coś innego :rotfl:

Temat potrzeb jest mi bliski.. bo dla mnie od jakiegoś czasu, jest dziwny :oops: .
Jak czegoś chcę, to.. to biorę. Jeśli mi się coś marzy.. to się pomarzy i temat zamykam.
A spełnia się.. czy nie..nawet jeśli, nie tak.. jak marzyłam... to inaczej i lepiej. Zaskakuje, mnie życie.
Jeśli, czegoś chcę i staje coś na drodze.. nie ma siły, aby mnie zatrzymać.
Jeśli mnie zatrzyma.. okazuje się, że dobrze się stało.

Patrząc wstecz.. to nie można nawet tego porównać :)

szika - Pią 28 Lis, 2014 16:29

mnie bardzo sie spodobał przykład Wypłosza ze słoikiem i kamieniami, żwirem i piaskiem..
te zasadnicze duże kamienie w moim słoiku są i sa raczej stałe... jeść potrzebuję żeby utrzymac się przy życiu itd... bez jedzenia, gdybym umarła nie mogłabym przecież kochac moich bliskich... a więc zaspokajać swoich kolejnych w hierarchii potrzeb... przy okazji zostaje bardzo duzo miejsca na żwir i piasek, pomiędzy duzymi kamieniami miejsca jeszcze jest naprawdę duzo.. jeszcze jedna jest zaleta piasku... mogę regularnie go wysypywac nie wyjmując duzych kamieni i dosypywac nowego, innego :)

Halibut - Pią 28 Lis, 2014 21:19

Guido napisał/a:
Może powinienem był napisać: "Prawdziwe potrzeby wszystkich ludzi są takie same"...
A nawet, jeżeli ich sobie nie uświadamiają (a podejrzewam że nikt, póki żyje, nie uświadamia ich sobie w całej pełni) - można czasami przeczuć ich przebłyski w ich wypowiedziach, w jakichś drobnych wzmiankach, etc.


Może na takim uproszczonym przykładzie.
Pomińmy wyższe sfery potrzeb, np. duchowe.
Skupmy się na podstawowych.
Np. dbałość o własne zdrowie i ciało, - pomost naszej psychiki łączący nas z fizycznym życiem.
To od niego zależy komfort naszego cielesnego życia, który przekłada się na nasze samopoczucie i w konsekwencji w jakimś stopniu, mniejszym lub większym na nasze emocje.
Wydaje się, że każdy ma świadomość (wie), że to jedna z jego podstawowych potrzeb.
Jednak, na co dzień mało, kto realizuje tą potrzebę ponosząc za to przykre konsekwencję. Palimy, pijemy, objadamy się, niezdrowo odżywiamy, żyjemy w stresie itp.
A więc świadomość - wiedza o tym, co dla nas dobre a co złe nie wystarcza.
Więc co może zmienić nasze postępowanie?
Świadomość intelektualna, czyli wiedza jest tylko częścią pełnej świadomości.
Do zmiany potrzebna jest pełna świadomość, czyli świadomość intelektualna i emocjonalna.
Czyli pełne doświadczenie problemu.
Np. na poziomie wypracowanej świadomości intelektualnej alkoholik wie, że nie powinien pić a współuzależniona wie, że powinna porzucić męża oprawcę.
Jednak tego nie robią, bo ich emocje nie pozwalają im na to.
Nie ma zgody emocjonalnej, inaczej świadomości emocjonalnej.
Ich wewnętrzne konflikty warunkują regulowanie emocji w taki właśnie sposób.
Równie dobrze w mniej destrukcyjnym zakresie można poprawić sobie samopoczucie (uśmierzyć złe emocje, czy odciąć się od emocji) jedzeniem słodyczy, choć ma się wiedzę, że to złe rozwiązanie i można to zrobić inaczej, ale takie jest uwarunkowanie.
Jednym słowem w tym zakresie brak świadomości emocjonalnej.
Takie stanowisko przyjmuje współczesna psychologia.
Co ciekawe już kilkaset lat temu jeden z mistrzów Zen zapytany, co to jest Zen odpowiedział; kiedy jestem głodny jem, kiedy chce mi się spać śpię.
A więc w kilku słowach w sposób intuicyjny zawarł cały opisany powyżej problem.
Czyli jego wewnętrzny spokój, harmonia emocjonalna pozwalała mu sposób naturalny, niczym niewymuszony zaspakajać jego podstawowe potrzeby.
Ja niestety jem nie tylko wtedy, kiedy jestem głodny.
Inny mistrz Zen powiedział:, kiedy jem to jem, może to się wydawać śmieszne, ale taka jest konwencja języka filozofii Zen, próba wypowiedzenia tego, co niewypowiadalne.
Kiedy jem to jem - to właśnie uważność, pełne bycie w chwili obecnej, w to, co teraz robię angażuję się całym sobą bez reszty.
Nie ważne czy zmywam naczynia, czy rozmawiam z żoną itd.
Czy można się np. naprawdę i głęboko porozumieć z innym człowiekiem nie angażując się w rozmowę bez reszty.
Myśląc na przykład w jej trakcie o tym, co powinno się powiedzieć, jakich użyć argumentów, czy się rosół nie przypali itp.
Trzeba słuchać z empatią bez uprzedzeń, bez roszczeń do racji, bez odniesień do siebie i swoich przekonań, trzeba słuchać całym sobą, być uważnym tu i teraz na swojego rozmówcę.
Pewnie już nudzę, ale specjalnie nawiązałem rozwoju świadomości, do wynikających z jej etapów, potrzeb, wypływających z nich przekonań.
A co za tym idzie wizji i percepcji otoczenia, świata oraz uważności.
Bo to w moim odczuciu jest potrzebne do odpowiedzi na Twoje pytanie.

Halibut - Pią 28 Lis, 2014 21:25

szika napisał/a:
czy to potrzeby determinują rozwój człowieka?

A jaki może być inny motyw działania człowieka niż zaspakajanie swoich potrzeb?
Nie tylko tych niższych fizycznych ale również wyższych np. duchowych.
Rzecz w tym, że potrzeby, które odczuwamy mogą być wynikiem naszych destruktywnych uwarunkowań, czyli tak naprawdę nie być naszymi prawdziwymi potrzebami.
Wtedy ich realizacja nie determinuje naszego rozwoju a działają na jego szkodę.

Whiplash - Nie 30 Lis, 2014 11:05

szika napisał/a:
. jeszcze jedna jest zaleta piasku


I nie zapominajmy, że po wlaniu piwa z piasku robi się błoto :mgreen:

Guido - Pon 01 Gru, 2014 13:07

Halibut napisał/a:
Co ciekawe już kilkaset lat temu jeden z mistrzów Zen zapytany, co to jest Zen odpowiedział; kiedy jestem głodny jem, kiedy chce mi się spać śpię.
(...)
Inny mistrz Zen powiedział: kiedy jem to jem


Inny zapytał: Dlaczego zmywasz naczynia?
Dlatego, żeby były czyste, czy dlatego, żeby zmywać?

Próbuję żyć tak, by żyć.
Nie jest to łatwe. Nawyki, nawyki, nawyki...
Może właśnie dlatego, że "próbuję"... Jest w tym wciąż wysiłek, jakby chodziło o kogo innego, nie o mnie...

Jo-asia - Pon 01 Gru, 2014 13:25

Guido napisał/a:

Może właśnie dlatego, że "próbuję"... Jest w tym wciąż wysiłek, jakby chodziło o kogo innego, nie o mnie...

dokładnie...tak :)

dtstgseete - Pon 01 Gru, 2014 14:01

Guido napisał/a:
Jest w tym wciąż wysiłek
nie wiem czy dobrze trafiam z moja refleksja w ten temat: ja sie bardzo uparlem, by w zyciu zajmowac sie roznymi rzeczami nie z koniecznosci ,,bo musza byc zrobione'' albo ,,bo tak trzeba''. Podejmuje dzialanie prawie wylacznie wtedy, gdy sie znudze. To znaczy motywacja nie jest koniecznosc a motywacja sa emocje takie jak nuda, przydaloby sie poruszac troche, fajnie sie poczuje jak cos zrobie. To taki eksperyment. Skutek jest taki, ze mieszkam na dzialce gdzies i tulam sie i pasozytuje :( , ale tez taki, ze mam wlasne warzywka i duuuzo czasu dla przyjaciol i bliskich duzo ciekawych spostrzezen, zainteresowani rozne dziwne, moge realizowac rozne dziwne zdawaloby sie pomysly.. itp. Podobnie z abstynencja chcialbym, zeby byla wynikiem zdrowia, zrozumienia, wartosci naturalnym efektem wewnetrznego pokoju, a nie jakichs ,,niemoich'' zewwnetrznych narzucen. Trudno mi to precyzyjnie opisac...
Halibut - Pon 01 Gru, 2014 22:44

dtstgseete napisał/a:
Halibut napisał/a:
oddalać od możliwości kontaktu z ich prawdziwymi potrzebami a w konsekwencji ich dążeniami
Guido napisał/a:
jeżeli ich sobie nie uświadamiają
Zastanawialem sie nad tym nie raz. Krolik nie chodzi do szkoly i nie ma swiadomosci potrzeb itp (zapewnie nie ma, bo o to trzeba by zapytac krolika). A buduje sobie takie norki jak trzeba. Sa wymyslne stworzenia np poslugujace sie elektrycznoscia, maja skomplikowane zachowania sposoby porozumieewania sie itp. A nie chodza do szkol, nie maja swiadomosci. Czy swiadomosc potrzeb pragnien pomaga?
Tak na roboczo sformulowalbym teze, ze pomaga jesli jest cos ,,nie tak''. A w swiecie cywilizacji (telewizja, reklamy, rozbudzenie seksualne, rozdmuchiwanie potrzeb dla celow tych, ktorzy te potrzeby sa gotowi zaspokajac dla osiagniecia zyskow) prawie zawsze jest cos ,,nie tak''. I swiadomosc pomaga rozpoznawac co jest nie tak. Cywilizacja oszukuje czlowieka - daje, ale stwarza pulapki i swiadomosc chyba pomaga w ich omijaniu. Ale ,,od poczatku tak nie bylo''.
To swiadomosc, dazenie do poznania dobra i zla jest grzechem pierwotnym czloieka zdaje sie. Chodzili se na golasa a pozniej nagle im to zaczelo przeszkadzac.
Nie twierdze, ze cywilizacja jest zla. Tak jest i nie ma innego wyjscia niz to zaakceptowac. Na poczatku byly organizmy jednokomorkowe a pozniej wielokomorkowe. Pantofelek jest sobiepanem i rusza sie przy pomocy rzęsek gdzie chce. W organizmie wielokomorkowym - komorka pojedyncza sie nie liczy. Tak jest w cywilizacji. Indywidualnosc czlowieka sie zatraca - istnieje on w nurcie. Bez swiadomosci - bedzie sterowany prądami. Pytanie: czy ma sie temu poddac (afiliacja) czy byc jednak jak pantofelek (indywidualizacja). Tu swiadomosc jest potrzebna. Tak tylko pisze, pewnie niespojnie. Daje glos w temacie dla zagajenia dyskusji a nie, że wyglaszam jakąś ostateczna mądrośc czy teorię.
Swiadomoss jest zbedna moim zdaniem, gdy sprawy ,,tocza sie dobrze i zdrowo''. Nie potrzebuje wtedy ,,swiadomosci'' potrzeb i pragnien - w zdrowy sposob je zaspokajam bez udzialu intelektu i swiadomosci.


Wydaje mi się, że masz na myśli samoświadomość.
Ale tutaj mleko już się rozlało.
Jak piszą i filozofowie, w momencie uzyskania samoświadomości człowiek utracił bezpowrotnie raj.
Przekroczył świat zwierząt, świat, którym rządzi instynkt, w którym nie ma pytań i egzystencjalnego lęku.
Dla zwierząt życie ma miejsce tu i teraz a poczucie szczęścia zależy od spełnienia podstawowych potrzeb.
Człowiek uzyskawszy samoświadomość zderzył się z podstawowymi problemami egzystencjalnymi.
Takimi jak pytanie o sens życia, - skąd się wziął, dokąd zmierza, co stanie się z nim po śmierci itd.
Niestety, na te pytania nie ma dzisiaj odpowiedzi, jedynie duchowość umożliwia przebicie tego szklanego sufitu.
Człowiek nie ma wpływu na to, że się urodził a jedyne, co jest pewne w jego życiu to to, że umrze.
Całe życie boryka się z samotnością i lękiem egzystencjalnym.
Ten lęk jest właśnie motorem napędowym rozwoju cywilizacji i nas samych.
Bo tylko poczucie dyskomfortu i cierpienia może skłonić nas do działania.
Bo - po cóż byłoby angażować się w zmianę czegokolwiek, jeżeli taka zmiana nie miałaby być odpowiedzią na poczucie braku, cierpienia.
Jednym słowem nie uzyskasz nieskomplikowanej naturalności i harmonii wynikającej z nieświadomości, poczucia szczęścia i prostoty życia pantofelka, bo w odróżnieniu od niego posiadasz samoświadomość.

Halibut - Pon 01 Gru, 2014 23:06

Guido napisał/a:
Halibut napisał/a:
Co ciekawe już kilkaset lat temu jeden z mistrzów Zen zapytany, co to jest Zen odpowiedział; kiedy jestem głodny jem, kiedy chce mi się spać śpię.
(...)
Inny mistrz Zen powiedział: kiedy jem to jem


Inny zapytał: Dlaczego zmywasz naczynia?
Dlatego, żeby były czyste, czy dlatego, żeby zmywać?

Próbuję żyć tak, by żyć.
Nie jest to łatwe. Nawyki, nawyki, nawyki...
Może właśnie dlatego, że "próbuję"... Jest w tym wciąż wysiłek, jakby chodziło o kogo innego, nie o mnie...


Źle mnie zrozumiałeś.
Masz rację, każdy walczy ze swoimi słabościami.
Chcę spróbować odpowiedzieć na Twoje pytanie.
Nie jest to dla mnie łatwe.
Nie potrafię prosto i w kilku słowach, więc na razie buduje założenia.
Tak się składa, że mam teraz ograniczony czas.
Napiszę znowu.
Pozdrawiam.

Matinka - Wto 02 Gru, 2014 00:26

O, nie sądzę, że Guido walczy ze swoimi słabościami, On im pozwala swobodnie przepływać i patrzy sobie na nie z boku, poświęcając im część swoich myśli.
A to zmywanie...raczej miał na myśli smakowanie każdej chwili, dla niej samej :)
Bo nawyki, choć upraszczają i usprawniają nam życie, jednocześnie zabierają nam też tę możliwość czyli de facto kradną nam kawałek cennego życia...
Czyż nie tak, Guido? ;)

Matinka - Wto 02 Gru, 2014 00:35

Halibucie, cieszę się, że się pojawiasz i piszesz :)
Tak trafnie opisałeś ten nasz los i żywot człowieka poczciwego...

Guido - Pią 12 Gru, 2014 09:58

Matinka napisał/a:
Bo nawyki, choć upraszczają i usprawniają nam życie, jednocześnie zabierają nam też tę możliwość czyli de facto kradną nam kawałek cennego życia...


Myślę sobie o nawykach nieuświadomionych, w których tkwimy i w których często umieramy, nie wiedząc o nich nic.

Zaobserwowałem, że wstając rano, w dzień powszedni, przed pracą, w mojej głowie, już w sekundę po przebudzeniu, rozlega się jakaś piosenka, która w niej gra i dudni i huczy. Myję się, jem śniadanie, ubieram, szykuję syna, a ona huczy i buczy, a ja myślami błądzę wokół pracy, wokół tego-co-mam-do-zrobienia, albo tego-co-ewentualnie-może-się-wydarzyć, albo tego-czego-może-nie-zrobiłem-a-powinienem. To wszystko lawiruje w mojej głowie, łącznie z tą upartą piosenką, która może mi się przyśniła, a może słyszałem ją w radio poprzedniego dnia, a może po prostu wylazła na wierzch świadomości z jakichś odmętów niepamięci.
Efekt tego jest taki, że gdy przyjeżdżam do pracy, już jestem zmęczony. Jeszcze nie zacząłem pracować, a już najchętniej położyłbym się znowu spać.

Pewnie gdybym dalej pił, nic bym o tym nie wiedział. To by się działo w mojej głowie, a ja ulegałbym temu bezwiednie, nie wiedząc nawet co się ze mną dzieje. Potem, w chwili wolnej, próbowałbym sobie przypomnieć, co ja właściwie jadłem na śniadanie, jaka była rano pogoda, kolor nieba, zapach świata. I nic bym nie pamiętał.

Ten chaos wciąż tam jest, wyuczony, nałogowy. Codziennie budzę się z nim, ale już go dostrzegam, już umiem go widzieć, śmiać się z tego.
Te dudniące piosenki, to jak sądzę, reakcja obronna na stres, napięcie w ciele. Piosenkami próbowałem zapewne stłumić myśli o pracy, które zaraz potem przebijały się na pierwszy plan, więc musiałem tłumić je jeszcze raz, i znowu, i znowu.
To taka walka we mnie. Tylko co to walczy? Po kiego grzyba urządza sobie w mojej głowie ring bokserski?

EDIT:
To walczy stary Guido - sam ze sobą. Jedne nawyki walczą z drugimi. Naparzają się ile wlezie, a pomiędzy nimi mój umęczony łeb, który obrywa największe ciosy. Kto wygra? Kto przegra?

Ann - Pią 12 Gru, 2014 10:12

Guido napisał/a:
Efekt tego jest taki, że gdy przyjeżdżam do pracy, już jestem zmęczony. Jeszcze nie zacząłem pracować, a już najchętniej położyłbym się znowu spać.
jakże mi to bliskie, jakże znajome. Niesamowite. To samo w drodze powrotnej. Wracam po pracy do domu, ba wyjeżdżam z niej i po drodze załatwiam sprawy, sprawy, które później w mojej głowie ciągną się do wieczora.. czasem w domu siadam i robię coś do pracy, bo przecież kurcze jutro się nie wyrobię, bo, bo, bo.. bo zadzwoni telefon i ja znów do firmy jechać muszę..

Muzyką po dziś dzień reguluję swoje odczucia. Zagłuszam pewne rzeczy.. albo odcinam się od świata zewnętrznego by w tej muzyce przemyśleć wiele.
Generalnie duży pęd życia jest mi znany.. niby nic wielkiego, a jednak wciąż coś się dzieje. To dobrze, bo nie ma nudy i monotonii we mnie.. ale jednak trochę czuję się zmęczona kiedy wypadam z tej maszynki. Gdybym piła, wpadałabym w inną maszynę i wychodziła z niej raz na jakiś czas przemielona i wypluta zupełnie.. pozbawiona przy tym siebie. A tak to przynajmniej mniej lub bardziej ale OGARNIAM rzeczywistość.

Co do samych nawyków.. mam ich całą masę.. tych uświadomionych a pewnie drugie tyle nieuświadomionych :beba:
Np zawsze dokładnie w ten sam sposób robię sobie kawę, stawiając kubek na tym samym miejscu na blacie, idąc po mleko do lodówki w odpowiednim momencie itd. Mam też nawyk co do zachowania w pracy, w tych samych porach robię te same rzeczy, w takiej samej kolejności.
Kiedyś tez miałam taki jeden nawyk.. :roll: byle szybko, byle jak, byle do domu, byle do sklepu, byle na łąki, byle wypić..

Guido - Pią 12 Gru, 2014 11:34

Halibut napisał/a:
Napiszę znowu.
Pozdrawiam.


Nie mogę się doczekać, więc podejmuję temat.

Kiedy pisałem, że "ludzie biją się o słowa, nie o prawdę" - próbowałem wyrazić pewną ogólniejszą myśl, której w całej rozciągłości sam nie ogarniam.
Spróbuję teraz trochę ją sprecyzować, nawiązując do lektury Twoich postów.

"Biją się o słowa, nie o prawdę".
Co w tym zdaniu oznaczają "słowa", a co oznacza "prawda"?

"Prawda" - oznacza tu pewne wartości wspólne dla wszystkich. Te najbardziej podstawowe duchowe potrzeby i tęsknoty, które uświadamiają sobie jedynie nieliczni, żyjący na "wyższym poziomie świadomości", bardziej rozumiejący swoje emocje, potrafiący je rozpoznawać, nie plączący się w sprzecznych sygnałach dochodzących z wnętrza.
Owa "prawda" oznacza podstawową ludzką jaźń niezależną od uwarunkowań, kultury, religii, sposobu wychowania, przeżyć z dzieciństwa, etc.
Głęboko wierzę, że istnieje taka płaszczyzna, na której wszyscy jesteśmy jednością.

"Słowa" - oznaczają tu pozory, wszystkie te uwarunkowania, zanieczyszczenia świadomości, które utrudniają nam poznanie "prawdy". Są to zarówno rzeczywiste słowa, ludzki język, kultura, religie, wychowanie, etc.

Wszystko fajnie, tylko samo sformułowanie problemu nic jeszcze nie rozwiązuje, bo stawia ono człowieka w pewnym konflikcie, który dobrze opisałeś: konflikcie między INTELEKTUALNĄ świadomością a niegotowością, niedostosowaniem swych EMOCJI - brakiem owej zgody emocjonalnej.
Dlaczego wciąż się obżeram słodyczami, skoro wiem, że słodycze to "słowa", dające doraźną ulgę?
Świadomość naszych prawdziwych potrzeb tkwi gdzieś głęboko, zagrzebana pod warstwami "słów". Wiedza o tym, że ona "gdzieś tam jest" - to dobry początek, ale to tylko początek. Co dalej? Jak usunąć "słowa"? Czy pośród milionów "słów", stanowiących jedynie szum informacyjny, kakofonię i mieszaninę przeróżnego syfu, istnieją również "słowa odpowiednie" - którym można zaufać? Czy wszelkie słowa są tylko iluzją, a rzeczywistość jest całkowicie niewyrażalna i jedynie język przypowieści zen jest w stanie wyrazić jakąś namiastkę prawdy o niej?

dtstgseete - Pią 12 Gru, 2014 11:54

Guido napisał/a:
myślami błądzę wokół pracy, wokół tego-co-mam-do-zrobienia, albo tego-co-ewentualnie-może-się-wydarzyć, albo tego-czego-może-nie-zrobiłem-a-powinienem
Ja nie pracuje zawodowo - moge leżec caly dzien teoretycznie - oprocz prostych zabiegow wokol siebie - umycia sie wyprania pokopania troche dzialki, poplewienia. Dążylem do tego, by tak bylo. Gdy pracowalem - poczucie odpowiedzialnosci, swiadomosc ze cos moze pójść nie tak albo wczoraj cos poszlo (lub moglo pójść nie tak) co ktos powiedzial albo ja powiedzialem i jakie mial/mialem rzeczywiste intencje --- niszczyla mnie (nawet do kompletnej bezsennosci). Wiec teraz pozbylem sie obciazen zwiazanych z praca odpowiedzialnoscia mozliwoscia popelnienia bledu, ktory moglby miec wplyw na moje otoczenie. Zostalem sam ze soba. A mimo to mam tę samą ,,piosenke''! :nerwus: W zwiazku z tym mam teze, ze te klopoty to nie jest wina tego , czy ktos pracuje zawodowo czy nie (praca zawodowa jedynie nasila pewne sprawy a inne przyglusza, tak jak samotnosc nasila co innego a to drugie przyglusza) 23r
Zobaczylem pewne rzeczy gdy przebywalem w schronisku dla bezdomnych, w szpitalu psychiatrycznym (nawet nie dostawalem tam zadnych lekow) lub na dzialce bez pradu, bez internetu, gdzie przychodz wieczor i jedyne co mozna zrobic to isc spac. Gdzie wycisza sie zachlannosc na zrobienie czegos i klopoty wynikajace z odpowiedzialnosci w relacjach z innymi ludzmi. Choc warunki są mocno niekomfortowe ale glowa jakos inaczej pracuje.
Weźmy luzaczka z teledysku tutaj (pominmy to ze pije alkohol, a zauwazmy, ze juz se nalowil od rana ,,ryb piętnaście'') i ,,biznesmena'' ktory nawet na urlopie poczuł się w żywiole ma wizje zarobkow i misje nawrocic nieroba.
http://komudzwonia.pl/vie...p=743734#743734

Guido - Pią 12 Gru, 2014 12:30

dtstgseete napisał/a:
Ja nie pracuje zawodowo - moge leżec caly dzien teoretycznie - oprocz prostych zabiegow wokol siebie - umycia sie wyprania pokopania troche dzialki, poplewienia. Dążylem do tego, by tak bylo. Gdy pracowalem - poczucie odpowiedzialnosci, swiadomosc ze cos moze pójść nie tak albo wczoraj cos poszlo (lub moglo pójść nie tak) co ktos powiedzial albo ja powiedzialem i jakie mial/mialem rzeczywiste intencje --- niszczyla mnie (nawet do kompletnej bezsennosci). Wiec teraz pozbylem sie obciazen zwiazanych z praca odpowiedzialnoscia mozliwoscia popelnienia bledu


Nie sądzę, by to było dobre rozwiązanie, chyba że Twoja praca autentycznie Cię wyniszczała, działała na Ciebie destrukcyjnie.
Nie uważam za celowe pozbywanie się pracy, bo nie w tym leży problem. Jak zauważyłeś, "piosenka" nie pojawia się tylko w kontekście pracy, ale też w innych sytuacjach. Praca - była tylko przykładem. "Piosenka" w mojej głowie pojawia się, gdy mam kłopot z moimi emocjami, nie skupiam się nad nimi, nie próbuję ich rozpoznać, ale przełączam się na automatycznego pilota - nawykowe działanie, czyli właśnie "piosenka".

A więc chodzi o to, by odnaleźć w sobie emocjonalną zgodę na spokój. Na ciszę. Na wolność od "piosenki".

dtstgseete napisał/a:
Zobaczylem pewne rzeczy gdy przebywalem w schronisku dla bezdomnych, w szpitalu psychiatrycznym (nawet nie dostawalem tam zadnych lekow) lub na dzialce bez pradu, bez internetu, gdzie przychodz wieczor i jedyne co mozna zrobic to isc spac. Gdzie wycisza sie zachlannosc na zrobienie czegos i klopoty wynikajace z odpowiedzialnosci w relacjach z innymi ludzmi. Choc warunki są mocno niekomfortowe ale glowa jakos inaczej pracuje.


Tu jest, jak sądzę, klucz. Mój klucz - bo każdy pewnie ma inny. Właśnie owa ZACHŁANNOŚĆ ROBIENIA CZEGOŚ - ślicznie to nazwałeś! To jest mój problem, i zdaję sobie z tego sprawę od dawna. I nic z tym nie robię...

dtstgseete - Pią 12 Gru, 2014 13:46

Guido napisał/a:
ZACHŁANNOŚĆ ROBIENIA CZEGOŚ - ślicznie to nazwałeś! To jest mój problem
Guido napisał/a:
I nic z tym nie robię...
Zachlanny na robienie czegos z moim problemem, ktorym jest zachlannosc robienia czegos 23r spirala taka
Piję by zapomniec o tym, ze sie wstydze tego, że piję.
Zasuwam na posadzie (albo w moim biznesie) więc nie mam odwagi ani czasu i energii zastanowic sie nad tym czy i jak cos poprawic. A poniewaz nie mam energii i czasu zastanowic sie - wiec jedynym rozsadnym rozwiazaniem jest zasuwac dalej.
Ja mam niski poziom odpornosci na frustracje przy wykonywaniu zadan fizycznych i interakcji z otoczeniem. Tak sie uksztaltowalem w dziecinstwie i cale zycie spedzajac wsrod ksiazek , i zadna to moja zasluga, ze mam łatwość by pedronląć wszystko, co mi nie daje satysfakcji. i siedze i dumam. I tu też coś mnie uwiera... :/ Dekadencja, panie, dekadencja...
98l9i
http://komudzwonia.pl/vie...p=749566#749566

Jo-asia - Pią 12 Gru, 2014 18:31

czytam Was i zastanawiam się ... jak i kiedy "myślenie" przestało, u mnie być nawykowe
:bezradny:
inaczej, kiedy i jak przestało mieć wpływ na to co czuję?
nie wiem.... i dobrze mi z tym

myśl...to tylko myśl, oczywiście....może być... aż myśl
sama daję jej moc
a jeśli już ją daję
.....to wybieram tę przyjemną
bo, niby czemu nie :)

Jo-asia - Pią 12 Gru, 2014 18:32

Guido napisał/a:
ZACHŁANNOŚĆ ROBIENIA CZEGOŚ - (.....) To jest mój problem,(.....) I nic z tym nie robię...

to znaczy... że potrafisz być...niezachłanny :p
jednak, umiesz... nic nie robić :rotfl:

eremita - Śro 07 Sty, 2015 12:06

Prawda czy słowa, jasność czy klarowność, rzecz czy odczucie, trwanie czy kierowanie, Guido - ja przestałem szukać odpowiedzi. Przyjąłem swoją ograniczoność jako najlepszą rzecz, którą los mi może dać i teraz tylko chłonę. Patrzę na świat, jak pies w oczy swego pana.
Poszedłem na łatwiznę.
Dobrze mi z tym.
Ty wstajesz i od rana w głowie gra Ci uporczywa melodia, a nawyki składają się na plan dnia.
Ja wstaję. Po prostu. Gdy jestem zmęczony wstaję wcześniej i chłonę: noc, szum lasu, głęboki oddech ukochanej, uświadamiam sobie jakież to szczęście być tu i teraz. Bo przecież jestem. Przynajmniej dopóki to czuję. Idę do pracy i pracuję. I doświadczam przeróżnych emanacji ludzkich emocji i chłonę je i dziwię tylko czasem, jak ludzie lubią sobie komplikować życie. I myślę sobie jakie to szczęście żyć między tymi ludźmi, być częścią "tu i teraz". Potem wracam do domu, idę z dziecięciem na sanki, jeździmy z latarkami po lesie i czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Bo noc, bo mróz, bo las, bo dziecko, bo zdrowe, bo żyjemy, bo świat trwa... i takim go chłoniemy. A gdy wracamy do domu przystaję i żegnam się przed starym przydrożnym krzyżem. Bo wierzę? Nie wiem - chyba nie, po prostu to tak prosty gest, że aż szkoda byłoby go nie wykonać. Tak naturalnie lekki w tym akurat miejscu.

Czy coś zmienię swoim życiem? Czy coś zmienię odpowiedziami?
Po pierwsze nic,
po drugie - po co?

dziadziunio - Śro 07 Sty, 2015 12:25

Przykuwa wzrok i układa pomieszane zmysły..
Niesamowite.. :okok:
Dziękuję Eremita, dziękuję..
pozdrawiam serdecznie :)

Ann - Czw 08 Sty, 2015 08:24

eremita, zafundowałeś mi tym wczorajszym postem mnóstwo wyciszenia, spokoju i gęsiej skórki.. 23r
matiwaldi - Czw 08 Sty, 2015 08:42

eremita napisał/a:
Patrzę na świat, jak pies w oczy swego pana.


fajne......



Dziękuję 8)

Guido - Czw 08 Sty, 2015 14:46

eremita napisał/a:
Poszedłem na łatwiznę.


Miło Cię znowu czytać, przyjacielu.
I dzięki Ci za tę łatwiznę - dla mnie ona często pozostaje nieosiągalna, dopóki sobie nie przypomnę, że zupełnie nie o to chodzi, aby ją osiągać...

Jo-asia - Czw 08 Sty, 2015 14:54

Guido, :hura: :hura:
ale sie za Tobą stęskniłam
i za komplementami :skromny:

Guido napisał/a:
tę łatwiznę - dla mnie ona często pozostaje nieosiągalna, dopóki sobie nie przypomnę, że zupełnie nie o to chodzi, aby ją osiągać...

bo jest czas....pytań
i czas....odpowiedzi

a pomiędzy nimi... i w nich, jest.... życie

:)

Guido - Pią 09 Sty, 2015 08:59

Jo-asia napisał/a:
ale sie za Tobą stęskniłam


Jak miło!
Aż tak długo się nie odzywałem?
Nazwijmy to zimową drzemką, albo stanem stand-by.
Ale cały czas jestem, choć działam w tle, jak kosmiczny szum.

Guido - Śro 04 Mar, 2015 17:12

"Czuł wielkie, aż rozsadzające piersi bolesne szczęście; owo dziwne szczęście upokorzenia samego siebie, jakiego doznaje tylko pijak".

Hłasko, "Pętla"

Jo-asia - Pią 06 Mar, 2015 09:45

to szczęście....to, prawda :mysli:
Halibut - Śro 25 Mar, 2015 14:06

Przepraszam, że tak długo zajęła mi odpowiedź, cóż - życiowe zakręty.

Guido napisał/a:

"Prawda" - oznacza tu pewne wartości wspólne dla wszystkich. Te najbardziej podstawowe duchowe potrzeby i tęsknoty, które uświadamiają sobie jedynie nieliczni, żyjący na "wyższym poziomie świadomości", bardziej rozumiejący swoje emocje, potrafiący je rozpoznawać, nie plączący się w sprzecznych sygnałach dochodzących z wnętrza.
Owa "prawda" oznacza podstawową ludzką jaźń niezależną od uwarunkowań, kultury, religii, sposobu wychowania, przeżyć z dzieciństwa, etc.
Głęboko wierzę, że istnieje taka płaszczyzna, na której wszyscy jesteśmy jednością.

"Słowa" - oznaczają tu pozory, wszystkie te uwarunkowania, zanieczyszczenia świadomości, które utrudniają nam poznanie "prawdy". Są to zarówno rzeczywiste słowa, ludzki język, kultura, religie, wychowanie, etc.

Wszystko fajnie, tylko samo sformułowanie problemu nic jeszcze nie rozwiązuje, bo stawia ono człowieka w pewnym konflikcie, który dobrze opisałeś: konflikcie między INTELEKTUALNĄ świadomością a niegotowością, niedostosowaniem swych EMOCJI - brakiem owej zgody emocjonalnej.
Dlaczego wciąż się obżeram słodyczami, skoro wiem, że słodycze to "słowa", dające doraźną ulgę?
Świadomość naszych prawdziwych potrzeb tkwi gdzieś głęboko, zagrzebana pod warstwami "słów". Wiedza o tym, że ona "gdzieś tam jest" - to dobry początek, ale to tylko początek. Co dalej? Jak usunąć "słowa"? Czy pośród milionów "słów", stanowiących jedynie szum informacyjny, kakofonię i mieszaninę przeróżnego syfu, istnieją również "słowa odpowiednie" - którym można zaufać? Czy wszelkie słowa są tylko iluzją, a rzeczywistość jest całkowicie niewyrażalna i jedynie język przypowieści zen jest w stanie wyrazić jakąś namiastkę prawdy o niej?


Guido napisał/a:
"Biją się o słowa, nie o prawdę".
Co w tym zdaniu oznaczają "słowa", a co oznacza "prawda"?


Właśnie tu tkwi sedno problemu.
Słowa, które używamy dla opisania naszej prawdy są dla wszystkich takie same, ale prawda, - jeżeli mogę użyć takiego sformułowania, przez każdego może być inaczej rozumiana.
Jeżeli piszemy o duchowości i o prawdach uniwersalnych to stopień ich zrozumienia zależny jest od stopnia osiągniętej świadomości ( bardzo ładnie opisuje to Ken Wilber twórca integralnej teorii świadomości oraz główny teoretyk nurtu psychologii transpersonalnej).
Żeby sprawę jeszcze bardziej skomplikować trzeba zwrócić uwagę na sam charakter języka, jego relacyjność, oraz na proces myślenia, który ma charakter ściśle werbalny i opiera się na symbolach.
Najczęściej budujemy model świata myślowo, relacyjność werbalna myśli i symbolika wraz z odniesieniem do naszych doświadczeń, powodują, że utożsamiamy się z tworem naszych myśli a nie z rzeczywistym światem.
A więc budujemy w swojej głowie równoległy świat tracąc kontakt z rzeczywistym.
To świadczy o tym, że sam proces werbalnego i symbolicznego myślenia, który zdecydował o rozwoju i dominacji naszego gatunku, jest przeszkodą w wewnętrznym doświadczaniu rzeczywistości, która nas otacza.
Doskonale sprawdza się w rozwiazywaniu problemów zewnętrznych, natomiast najczęściej jest przeszkodą w rozwiazywaniu naszych wewnętrznych problemów.
To zagadnienie opisuje najnowszy nurt psychologii ACT – terapia uważności, akceptacji i zaangażowania.
A więc reasumując, myślowo i słownie nie da się opisać prawd duchowych ani ich doświadczenia, jak piszą niektórzy „prawda jest poza słowami”, możemy jej tyko doświadczyć.
Stopień mentalnego poznania prawd duchowych zależy od stopnia uzyskanej świadomości.
A więc ludzie spierają się o słowa, które po pierwsze, - nie mogą opisać problemu, który można tylko doświadczyć, - po drugie problem ten postrzegają różnie w zależności od stopnia świadomości, na którym się znajdują.
A więc najczęściej spierają się o prawdę, którą rozumieją inaczej. Wykorzystując do tego celu system myślowo werbalny, z którym się utożsamiają a który wtedy oddala ich od tej prawdy.
Każdy wyższy stopień świadomości zawiera i przekracza niższe, to znaczy, że osoba będą ca na wyższym poziomie świadomości rozumie sposób postrzegania osoby będącej na niższym poziomie, ale nie potrafi mentalnie zrozumieć sposobu postrzegania osoby będącej na wyższym poziomie.
Nie potrafi także wytłumaczyć problemu osobie będącej na niższym poziomie świadomości do momentu, w którym nie wejdzie ona na wyższy stopień świadomości. Dla tego być może, funkcjonuje powiedzenie, - „ten, kto mówi, nie wie a kto wie, nie mówi”.
Na to jeszcze trzeba nałożyć to, co napisałem wcześniej, że prawdziwa świadomość to pełne doświadczenie problemu.
Często pełne doświadczenie problemu wyprzedza świadomość intelektualna, ale niestety to nie to samo.
Tak, więc możemy teoretyzować do woli, rozpisywać się i uczyć, spierać o słowa, ale to nie oznacza, że dojdziemy do celu.
Czasem, wiedza i teoria może być przeszkodą.

Jo-asia - Śro 25 Mar, 2015 14:44

Halibut napisał/a:
Czasem, wiedza i teoria może być przeszkodą.

częściej....jest po prostu wstępem :)

dobrze, Cię znowu poczytać :)

Guido - Pią 27 Mar, 2015 09:35

Halibucie, dzięki za posta.
Nasyciłeś mnie znowu myślami, więc muszę je nieco przetrawić - wtedy napiszę coś od siebie.


A tymczasem chciałem podzielić się z Wami kwiatkiem, który jakiś czas temu odnalazłem w sieci - z cyklu "bezmiar kretynizmu internetowych hejterów".
Pisarz Jakub Żulczyk napisał felieton, w którym odnosi się - bardzo życzliwie - do książki "Najgorszy człowiek na świecie" Małgorzaty Halber - i przy okazji zdradza, że sam od roku jest trzeźwy i uczestniczy w terapii. Zaś ów kwiatek, o którym mówię, odnalazłem w komentarzach do tego tekstu - ktoś napisał: "To chyba taka nowa hipsterska moda - wychodzenie z uzależnień".
Na początku mnie to zirytowało, potem rozbawiło - i tak sobie myślę, że w sumie to dobrze się dzieje. Jeżeli coraz więcej ludzi wychodzi z cienia i zaczyna mówić o swoich problemach - to zaczyna to dotykać innych, którzy się mają za "zwykłych" czy też "normalnych", a że nie bardzo wiedzą co o tym myśleć i jak sobie z tym poradzić - wymyślają przeróżne racjonalizacje w postaci "hipsterskich mód".
Pieprzyć to, mogę być i hipsterem, czemu nie? (chociaż nawet do końca nie wiem, co się robi jak się jest hipsterem).

rufio - Pią 27 Mar, 2015 10:17

Odnośnie tego co napisałeś na temat "hipsterskiej mody" od jakiegoś czasu zastanawiam się czy to nie jest prawda ? Ze względu , ze siedzę w domu już 3 m-c na chorobowym zaglądam na różne strony i uderzyło mnie , że rzeczywiście coraz więcej ludzi z świecznika mówi o tym - czyli uzależnieniu .I nurtuje mnie pytanie - ile w tym prawdy a ile - bo przecież dawno o mnie nie mówili , pisali ?
Nawet chciałem wkleić z neta artykuł na ten temat ale mi uciekło . I swym wpisem przypomniałeś mi o tym.


prsk

Guido - Pią 27 Mar, 2015 10:26

Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że dla tych znanych, którzy jak Halber czy Żulczyk wychodzą z cienia by opowiedzieć o swoim uzależnieniu, nie jest to kwestia mody czy swoistego auto-marketingu, ale element zdrowienia, terapii. Wydaje mi się raczej że to inni - różnego rodzaju hejterzy albo tacy, którzy po prostu nie wiedzą jak to zjawisko zaklasyfikować - próbują wymyślić dlań jakąś zgrabną szufladkę. Przykre to, śmieszne, żałosne --- ot, znak czasów.
baracca - Pią 27 Mar, 2015 18:14

@ Halibut

Muszę Ci powiedzieć, że bardzo utrafiłeś ze swoim postem w to co we mnie dojrzewa już od długiego czasu. A mianowicie, że nasza komunikacja jest w gruncie rzeczy bardzo płytka i powierzchowna: wpadamy w pułapkę słów, wpadamy w pułapkę skojarzeń...
A do tego nazbyt często używamy tego kulawego narzędzia do kupczenia i dobijania mniej lub bardziej świadomych targów.

Halibut napisał/a:
Czasem, wiedza i teoria może być przeszkodą.

Czasem nachodzi mnie refleksja czy aby wiedza i teoria to nie jest zbędny śmietnik?...

Thomasson - Pią 27 Mar, 2015 23:16

Halibut napisał/a:
utożsamiamy się z tworem naszych myśli a nie z rzeczywistym światem
"nie jesteś swoim umysłem" Tolle
Halibut napisał/a:
„ten, kto mówi, nie wie a kto wie, nie mówi”.
"ludzie którzy wiedzą nie są uczeni, a uczeni ludzie nie są tymi którzy wiedzą" Lao-tsy
Halibut napisał/a:
A więc reasumując, myślowo i słownie nie da się opisać prawd duchowych ani ich doświadczenia
Aż miło poczytać Halibut Twojego posta. Zagłębiam się w te tematy, ale od strony doświadczenia - medytacji. A czy prawd duchowych nie da się opisać? Hm... zdaje się że fizyka kwantowa robi spore zamieszanie w tej dziedzinie, tak czy inaczej wsadzanie cudów Jezusa między mity i bajki już nie jest takie oczywiste.
Matinka - Pią 18 Wrz, 2015 17:21

Guido, co u Ciebie słychać?
Już tak dawno, bardzo dawno pisałeś.

Halibut - Pią 18 Wrz, 2015 18:24

Guido,
Brakuje tu Ciebie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group