To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

Do poczytania, do przemyślenia... - "Picie kontrolowane"

Bebetka - Wto 24 Mar, 2009 23:09
Temat postu: "Picie kontrolowane"
Kilka przemyśleń na temat tak zwanego "picia kontrolowanego"

Z uwagą śledzę dyskusję na temat tego, co nazywane jest po polsku "piciem kontrolowanym". Wraz z nim także i nasze mózgi zmuszone zostały do myślenia w nieco szerszych kategoriach niż tylko "białe lub czarne", czyli psychoterapia lub nihil faciendum (nic do zrobienia - z łaciny), to znaczy pozostawienie przypadków beznadziejnych, niezdolnych do utrzymania abstynencji bez żadnej pomocy alternatywnej.

Sam termin "picie kontrolowane" nie jest zbyt szczęśliwy i wcale nie o to tu chodzi. Program mający na celu pomoc osobom, które mimo najszczerszych chęci, nie są w stanie zaniechać całkowicie picia alkoholu, nazywa się po angielsku Harm reduction program (pisownia języka anglo-amerykańskiego), co oznacza "Program redukcji (zmniejszania) szkód".

Okazało się, że chorzy, którzy nie są w stanie utrzymać trwałej abstynencji, radzą sobie zupełnie dobrze spożywając znacząco mniejsze ilości alkoholu, niż spożywali przedtem. Duża ilość spożytego alkoholu może nawet doprowadzić do utraty przytomności i dalej - zatrucia zakończonego śmiercią, lecz nie zwiększy jego sedatywnego działania ponad to, które uzyskuje się już na przykład po wypiciu kilku butelek piwa. Wypijanie większych ilości alkoholu jest tylko niekończącą się, bezskuteczną próbą chorego, aby ten efekt poprawić czy wzmocnić. Potocznie (w zawodowym slangu) program ten bywa nazywany controlled drinking, czyli po polsku "Picie kontrolowane". I ta właśnie nazwa u nas się przyjęła.

Wierzymy, że osoba, która straciła kontrolę nad jakimś zachowaniem, już jej nigdy nie odzyska. Ktoś zbyt daleko uprościł samą nazwę tego programu i przez to wypaczył ideę stojącą za alternatywną metodą pomocy osobom do tej pory uznanym za przypadki beznadziejne. Nadał "programowi redukcji szkód" nazwę potoczną o silnie pejoratywnym znaczeniu, pewnie nawet tego sobie nie uświadamiając.

Nazwa "picie kontrolowane" stoi w sprzeczności z podstawowym kanonem pierwszej skutecznej, choć nieprofesjonalnej próby pomocy w tej chorobie (grupy Alkoholików Anonimowych) - zaprzecza I Krokowi Alkoholików Anonimowych. A przecież na zasadach działania Alkoholików Anonimowych oparty został pierwszy profesjonalny Program Minnesota i wszystkie jego odmiany.
Pejoratywny wydźwięk nazwy "picie kontrolowane" ciągle gdzieś tam tkwi głęboko w naszej podświadomości, gdyż nazwa ta oznacza dla nas zaprzeczenie podstawy wszystkich naszych działań. Chyba tylko z powodu nieprawidłowej, żargonowej nazwy metoda bywa albo ośmieszana, albo wręcz "wyklinana od czci i wiary". Założę się, że niewiele osób wie, o co tak na prawdę w tej metodzie chodzi.

Nie róbmy sobie złudzeń. Ta choroba jest poważna, przewlekła (trwa do końca życia), ma tendencję do zaostrzeń, jej nasilenie bywa różne, i jest osobniczo zmienne. Niektórzy chorzy dobrze odpowiadają na psychoterapię, inni dobrze radzą sobie w grupach samopomocowych, inni umierają sobie gdzieś tam bez pomocy zapomniani przez Boga i ludzi, gdyż nie są nawet zdolni sięgnąć po jakąkolwiek pomoc. W końcu, raczej nieliczna grupa chorych trafia do terapii. Te najcięższe przypadki w ogóle do nas nie trafią.

Przychodzą do nas z nadzieją i prośbą o pomoc także chorzy "z pogranicza", którzy doskonale wiedzą, że "to już nie jest życie" i chcieliby coś zmienić. Niestety, z powodu choroby, a nie własnej złej czy "słabej" woli nie są w stanie dokonać zmiany, która by nas satysfakcjonowała (uzyskać trwałej abstynencji). Alkohol jako depresant przynosi im zbyt dużą ulgę w ich problemach i cierpieniach, aby mogli z niego zrezygnować mimo ewidentnych dla wszystkich szkód.

Jak traktuje się takie osoby? Najpierw każe im się (tak jak zresztą wszystkim) podpisywać "Kontrakt Terapeutyczny", potem karze za łamanie "Kontraktu" kiedy "zapiją" do usunięcia z terapii włącznie. Niech sobie idą do AA, albo gdzieś tam - w miejsca bliżej nie określone. Mamy czyste sumienie, gdyż nasza placówka nie jest ostatnim miejscem na świecie, które udziela "takim" pomocy i zawsze można pójść gdzie indziej. Albo - jak się nie chce leczyć tak, jak mu proponujemy, to niech sobie robi co chce, byle nie u nas. A na dodatek nasza statystyka oparta na trwałości abstynencji wygląda lepiej i nasza pozycja w rankingu zakładów "odwykowych" się podnosi.

Nikt jakoś się nie zastanawia nad tym, że niezdolność do utrzymania trwałej abstynencji u tych chorych nie jest wynikiem ich woli, lecz ich choroby, choć wszyscy doskonale o tym wiemy. Zawsze powtarzam wszystkim tym, którzy wspominają o "woli" w tej chorobie, żeby wypróbowali swojej "woli" na jakiejś innej, mniej poważnej chorobie, najlepiej na biegunce - efekt takich doświadczeń zawsze bywa spektakularny i bardzo przekonywujący.

Osobiście nie proponuję niczego nikomu, kto czyta ten tekst. To, co oferujemy naszym chorym jest naszą osobistą odpowiedzialnością. Można przypadki beznadziejne po prostu wyrzucić, można się też nimi zająć. Wiadomo, że nie pomożemy im wiele, ale jeśli istnieje szansa na przedłużenie życia poprzez zmniejszenie szkód - czemu nie? Może w końcu dotrwają oni do czasu, kiedy będą w stanie podjąć dalej idące zmiany w ich życiu - komu z nas to osądzać?

Mój uniwersytecki nauczyciel psychiatrii z krakowskiej AM, śp. prof. Antoni Kępiński nauczył mnie, że człowiek jest najważniejszy. Mimo, że pracowałem w tak odległej od psychiatrii dziedzinie, jak chirurgia urazowa, ta nauka była i jest nadal podstawą wszystkich moich bez wyjątku postępowań. Ona jest po prostu uniwersalna. Już tak niewielu jemu podobnych pozostało, a szkoda. W tym zwariowanym świecie statystyk, informatyki i szalonych postępów w każdej dziedzinie, coś ważnego tracimy.

Zagadnienie tak zwanego "picia kontrolowanego" to nie tylko kwestia picia, czy nie picia. To ważny problem z zakresu etyki zawodowej - naszej odpowiedzialności za chorego i granic tej odpowiedzialności. Także - granic udzielanej przez nas pomocy osobie, która się do nas zgłasza i naszej pomocy oczekuje. Może też jest to pytanie - jak wiele straciliśmy tego, co mieli nasi poprzednicy, a czego w żadnym podręczniku nie ma. Przy okazji - warto się zastanowić, jakie skutki pociąga za sobą jedno bezmyślnie użyte określenie.

Ktoś mądry kiedyś powiedział: "Nasze umysły są jak spadochrony - pracują tylko wtedy, kiedy są otwarte".

Zbigniew A. Grochowski
artykuł ze strony: http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=80

yuraa - Śro 25 Mar, 2009 09:05

"
Bebetka napisał/a:
Zbigniew A. Grochowski
]Osobiście nie proponuję niczego nikomu, kto czyta ten tekst .[/quote]

a juz myślałem

ja osobiście nie znam ani jednego człowieka, ktoremu udałoby się powrócić do "picia kontrolowanego"
obserwowałem kilka prób, trwaly dośc krótko i kończyły się jak zwykle.

jeden kolega, kiedy zbliżalem się do roku abstynencji (trzeźwości??) a kurat swój rok zakończył i postanowił to uczcić lamką koniaku.
z jaką dumą opowiadal na mityngu i terapii, że na jednej lampce poprzestał.
a jak mnie to nakręcilo wówczas: B. kontroluje :shock: B. wyleczony :shock:
niestety po pewnym czasie przestał się pokazywać, potem rozeszła się wieść że pije coraz więcej.
Teraz robi terapię po raz trzeci,
powiedział mi: Jurek, mogłem mieć już ponad sześć lat jak ty, ale myslałem że wiem lepiej. a tobie nie dawałem szans

Jagna - Śro 25 Mar, 2009 09:09

Dzięki Bebetko, że dodałaś ten tekst.
Temat kontrowersyjny....zwłaszcza dla terapeutów uzależnień.
Bo jak tu nagle powiedzieć alkoholikom, którym zakazuje się podczas terapii spożycia nawet kropli alkoholu, że...istnieją już alternatywne metody leczenia? No trudne to, bo w łeb wezmą sztywne, zardzewiałe metody traktowania tej choroby.
Nasz terapeuta powiedział nam o tej metodzie, ale jakis czas po naszej podstawowej terapii, cobyśmy sobie furteczki i łatwiejszej drogi nie wybrali.
Ma rację autor mówiąc, że w beznadziejnych przyapdkach, gdy alkoholik wciąż i wciąz wraca do destrukcyjnego picia, że danie mu szansy na zmniejszenie przyjmowania dawek alkoholu, nawet częstotliwosci to już odrobina zdrowia uratowana, może uratowane życie.
Kilka większych oddechów dla wątroby.
Chociaż tyle...Fakt to nadal nie załatwia tego, jak czuje sie rodzina, że to jedynie chwilowa reanimacja alkoholika, przedłużanie bytu. Ale" leczenie emocji" tam również jest ważne.

"Kontrolowane picie" zdaje być metoda coraz częściej goszczącą także i polskich gabinetach terapeutycznych, tyle że narazie prywatnych.
Z tym kontrolowaniem, u alkoholika wiemy jak jest- właściwie go nie ma.
Są próby i ułuda, że czasem się udaje.
Metoda kontrolowania picia, może być przydatna osobom, które nie wkroczyły jeszcze w ostatnie dwie fazy choroby.
Analogicznie do leczenia z seksoholizmu- nałogu nie wypiera się całkiem , ale uczy z nim żyć w sposób w miarę opanowany.
Właśnie, w miarę.
Znając siebie, dzisiaj wiem, że odwrotu nie ma. Albo, albo- ja wybrałam abstynencje, bo jedynie to się sprawdziło u mnie. A skoro mi z tym dobrze, to po co mam kombinować ? :)

Bebetka - Śro 25 Mar, 2009 09:16

yuraa napisał/a:
a juz myślałem

Co myślałeś Yura? :lol:
Autor tego artykułu, krytykuje właśnie "picie kontrolowane" i wskazuje na mylne i opaczne rozumienie samego pojęcia - co nie jest takie rzadkie niestety :?

Jacek - Śro 25 Mar, 2009 09:51

Jagna napisał/a:
Analogicznie do leczenia z seksoholizmu- nałogu nie wypiera się całkiem, ale uczy z nim żyć

Hmm :mysli: tak faktycznie to nie zastanawiałem się nad tym pojęciem
to by był jeden z nałogów,leczony inaczej
no popatrz człowiek się uczy całe życie i głupi umiera
a co do picia kontrolowanego,to taki osobnik który twierdzi że jest picie kontrolowane,to on jeszcze ciągle cierpi na tę chorobę aktywnie i biernie
czyli jeszcze złapie za kielich,tylko nie wiadomo kiedy

stiff - Śro 25 Mar, 2009 11:46

yuraa napisał/a:
ja osobiście nie znam ani jednego człowieka, ktoremu udałoby się powrócić do "picia kontrolowanego"
obserwowałem kilka prób, trwały dośc krótko i kończyły się jak zwykle.

Uważam, że każdy z nas po tych przykrych doświadczeniach z alko wie czym może mu grozić taka próba wiec po co eksperymentować... :roll:
Decydują sie na to jedynie ci którzy nie pogodzili sie z tym, ze przygoda z alko jest juz dla nich skończona jeżeli chcą normalnie żyć może nie tyle normalnie co trzeźwo...
Bo to co dla innych jest normalnością czyli wypicie lampki koniaku dla nas może byc zabójcze...
Kazdy z nas może sobie zadąć pytanie CZY JA CIERPIĘ ŻE NIE PIJE ... ,a jeżeli tak, to dlaczego tak sie dzieje...Przed odpowiedzią na to pytanie nie możną uciec i kto nie dojdzie do przekonania,ze to powód jest do radości, to zawsze może wrócić do eksperymentu...

stiff - Śro 25 Mar, 2009 11:53

Jagna napisał/a:
A skoro mi z tym dobrze, to po co mam kombinować ? :)

Właśnie tak... :D
Teraz kiedy udało nam sie poukładać nasze życie, to nie widzę powodu aby to uczcić alko... 8)
Kiedyś chlaliśmy z radości i smutku dla wyciszenia emocji i zawsze największa nawet radość kończyła sie moralniakiem gigantem... :evil:

Bebetka - Śro 25 Mar, 2009 12:06

stiff napisał/a:
Uważam, że każdy z nas po tych przykrych doświadczeniach z alko wie czym może mu grozić taka próba wiec po co eksperymentować...

Tutaj nie chodzi o eksperymenty w tym zakresie. Tak jak ja, czy wielu z Was doskonale wiedzą, ze nie ma czegos takiego jak powrót do kontrolowanego picia!!! Nie ma i już!!!!
Myślę, ze autor tego artykułu wyszedł troche dalej po za istotę samego problemu.
Wiem, ze obecnie np. w USA istnieją specjalne terapie, na których uczy sie alkoholików powrotu do kontrolowanego picia. Pomijam fakt, iz taka terapia kosztuje ogromne pieniadze.....jak dla mnie jest to zwyczajne oszustwo i nabijanie ludzi w butelkę, ale czego nie robi sie dla pieniedzy, nawet daje złudne nadzieje :?

stiff - Śro 25 Mar, 2009 12:32

Bebetka napisał/a:
Tutaj nie chodzi o eksperymenty w tym zakresie.

Niby tak, bo w innym... :roll:
Dajesz przeprowadzić na sobie eksperyment czyli ten sam finał... :roll:

Anonymous - Śro 25 Mar, 2009 12:43

Bebetka napisał/a:
Tak jak ja, czy wielu z Was doskonale wiedzą, ze nie ma czegos takiego jak powrót do kontrolowanego picia!!! Nie ma i już!!!!


a skąd ta pewność? próbowałaś?

40 lat temu alkoholików leczyło się dając im setę i zaraz potem środek wymiotny- aby alkohol kojarzył im się z wymiotami- barbarzyńskie? ale jednak się czasami udawało- parę lat temu wszywkami i anticolem- tez się niektórym udawało.

chodzi o to że wszystko idzie do przodu, zgadzam się z jagną że alkoholik alkoholikowi nie równy- i po to tez są te fazy uzależnienia aby zobaczyć na jakim poziomie picia jest delikwent i jak go leczyć. U nas niestety nie ma to jak zauważyłam znaczenia w określaniu metody leczenia przez terapeutów. Alkoholik z fazy krytycznej jest w jednej grupie z tym w fazie ostrzegawczej, co jest bzdurą, sama wiem jak się czułam wśród alkoholików którzy mieli dużo gorsze przeżycia- mniej kumali- fizycznie nie mogli dać rady przestać, jedni powiedzą- fajnie bo przynajmniej widziałaś do czego może doprowadzić picie jak byś się nie zatrzymała- ale na mnie to tak nie działało, raczej było mi ich żal i złość wzbierała się we mnie że nie próbowali wcześniej się zatrzymać. Myślę że ta metoda może się sprawdzić faktycznie dla tych ludzi którzy nie przekroczyli pewnej granicy, dopuszczam do siebie że być może gdzieś ktoś wymyśli taką metodę leczenia która będzie działała choć niektórzy będą myśleli że to bzdura.

Ja słyszałam od terapeuty że jeden procent pacjentów może wrócić do kontrolowanego picia-hmmm a może tej kontroli po prostu nigdy nie stracili- a przyczyną dołka było coś innego? rozchwiane życie, problemy, chwilowe nie radzenie sobie.
Przecież leczenie indywidualne nie polega na omawianiu alkoholizmu a życia. może niektórym z nas po prostu potrzeba była pogadania z terapeutą, poukładania klocków? Może to był klucz a nie samo picie czy potem jego brak.

Na początku mojej bytności w AA ktoś mi powiedział- trzy lata tylko piłaś? eee co z Ciebie za alkoholiczka. I coś może być na rzeczy- czy przez trzy lata picia nie codziennego można się uzależnić? Zwłaszcza że upijanie się a bycie na rauszu to jednak coś innego.

wrzuciłam kij w mrowisko:)

tylko nie piszcie że mam nawrot bo się przewrócę z krzesła i pomyśle że gramy w pomidora.

wolf - Śro 25 Mar, 2009 12:57

siema Utopia
z mojego smutnego doswiadczenia wynika tylko jedno........i to byc moze jest odpowiedza na Twoje pytanie, czy przez trzy lata mozna sie uzaleznic.

ja nigdy nie pilem.od samego poczatku--------tak jak wiekszosc moich rowiesnikow
pewnie pilem w podbnym celu.by cos se tam podwyzszyc, obnizyc i takie tak dyrdymaly
ale.............moi kumple poprzestawali na 2-3 piwach, cwiartce wodki przez wieczor
a ja?.............chlalem poki nie padlem
inna forma picia nigdy mnie nie interesowala
wszystko musialem miec maximum.........picie, excesy, itd etc

i chyba w tym tkwi tajemnica calego tego "nalogu".............po co sie w istocie pije
a nie ile czasu i jakie ilosci
dlatego.............moze powrot do picia kontrolowanego jest mozliwy.
mozliwy............jesli cos sie w glowie poprzestawia.
ale ja...........nie bede tego probowal mimo wszystko

bo wierze gleboko w jedno-------alkohol to chemia. chemia silniejsza od chemii mego mozgu.

i tyle

stiff - Śro 25 Mar, 2009 13:12

utopia napisał/a:
Przecież leczenie indywidualne nie polega na omawianiu alkoholizmu a życia. może niektórym z nas po prostu potrzeba była pogadania z terapeutą, poukładania klocków? Może to był klucz a nie samo picie czy potem jego brak.

Na pewno jest taka grupa ludzi o których piszesz i tego nie neguje,natomiast ja wiem,ze ja sie do niej nie zaliczam.Zawsze piłem na maksa, a jeśli nie opijałem sie na jakiejś imprezie z rożnych powodów,to musiałem sie dopić ,aby zasnąć wogole...
Dlatego nie jestem zainteresowany teoretyzowaniem można czy nie wrócić do kontrolowanego picia... :roll:
Jezeli ktoś nie potrafi zaakceptować faktu, ze nie napije sie więcej, to ma prawo sobie eksperymentować do woli... 8)

yuraa - Śro 25 Mar, 2009 13:19

Utopio Ty i tylko Ty wiesz najlepiej że wystarczyły Ci trzy lata picia .
uznałas się za alkoholiczkę i nikt tego Ci nie zabierze. a niechby spróbował.

Ja piłem tak naprawdę pilem , chlałem destrukcyjnie, na maxa jedynie pięć lat.
wcześniej było towarzysko, nawet kontrolowanie było.

poczytałem w encyklopedii medycznej hasło;alkoholizm- pasowało.
pani teraspeutka nie mogła się nadziwić, że sie przyznaję na dzieńdobry
-przecież wg jej wiedzy alkoholik musi się wypierać choroby, nie zgadzać się z diagnozą.

dziś też spotykam ludzi wątpiących w mój nałog- ale Ja wiem przecież

a po terapii usłyszałem że mieli mnie za dziennikarza incognito co pod chorobę się podszywa i ośrodek opisze.

Bebetka - Śro 25 Mar, 2009 13:22

utopia napisał/a:
a skąd ta pewność? próbowałaś?

Nie próbowałam i nie zamierzam :mgreen: Wolę opierać się na doświadczeniu osób, które próbowały lub zawierzyć innym autorytetom. Po za tym ja nie tęsknie za piciem jako takim, nie czuje takiej potrzeby póki co - i tego sie trzymam! Zwyczajnie, doszłam do wniosku, ze alkohol nie jest mi potrzebny aby móc poradzic sobie ze stresem czy radością - i to nie jest przekonanie wzięte na rozum tylko ja tak czuję naprawdę!

Artykuł i rozważania autora nt temat odebrałam jako, alternatywę dla tych, którzy nie chcą lub nie mogą pogodzić sie z tym, ze nie moga pić jak dawnej. Autor rozważa to jako problem czysto etyczny - aby nie pozostawiać tych ludzi samych sobie! I nie widzę w tym nic złego!
Artykuł przecież nie jest o skutecznosci tej metody! Nie to jest jego celem!

Anonymous - Śro 25 Mar, 2009 13:29

Bebetka napisał/a:
Artykuł przecież nie jest o skutecznosci tej metody! Nie to jest jego celem!


a jaki jest?

dla mnie ten artykuł jest o odpowiedzialności- odpowiedzialności terapeutów- może nie warto wrzucać wszystkich do jednego wora- aby pochylić się nad takimi którzy nie mogą przestać a odpowiednie pokierowanie nimi dało by efekty.

bardzo przemawia do mnie porównanie Jagny do seksoholizmu ...

i w narkomanów tez leczy się metadonem czyli odstawia się narkotyki powoli- trwa to nawet latami dając w zamian substytut

wolf napisał/a:
i chyba w tym tkwi tajemnica calego tego "nalogu".............po co sie w istocie pije
a nie ile czasu i jakie ilosci


i to jest chyba właśnie sedno sprawy- dzięki wolf.

Bebetka - Śro 25 Mar, 2009 13:36

utopia napisał/a:
a jaki jest?

Napisałam przecież ..... :lol: ubrałas to tylko moze w inne słowa :lol:

wolf - Śro 25 Mar, 2009 13:55

slyszalem ze z metody metadonowej juz zrezygnowano.........jak zwykle wiesci sa z ameryki , lub zachodu europy
bo na ironie losu-------a naszym kraju, przezartym alkoholizmem do cna.......woli sie ten temat zamiatac pod dywan
lub rozpatrywac go w kategoriach cudu nad wisla

jak zreszta wszystko co powazne, wazne i istotne....tutaj

osobiscie testy na alkoholizm........mnie smiesza
bo przecza same sobie, lub alkoholikami czynia kazdego kto mial stycznosc z alkoholem

nie znam doslownie nikogo.............kto po pierwszym kontakcie z wodka------pil ja kolejny raz tylko z przyczyn smakowych.
z winem podobnie
z piwem taka samo
pije sie zawsze : po cos..........lub dlaczegos
rozwazania o roznicy: poco -dlaczego
zostawiam kanonikom i purystom trzexwosci

podobnie i z tak zwana trzexwoscia
jest mi obojetne. czy nie pije....dlatego ,ze
lub:
poniewaz iz zaprawde powidam wam itd etc

belkot

wolf - Śro 25 Mar, 2009 13:59

popatrz Utopia..........jak duze kola musielismy oboje zatoczyc
by znalexc sie w tym samym miejscu
a rozni nas wszystko:
wiek
doswiadczenie
ilosc alkoholu
spojrzenie na rodzine
temperament
inteligencja/nie mam na mysli jej stopniowania-tylko ukierunkowanie/

co zatem nas laczy?

sadze ,ze ciekawosc i posiadanie watpliwosci, plus ..........cos w rodzaju:
poczucia wlasnej wartosci..........bez potrzeby pogardy dla innych
a to dosc rzadka cecha

hej

Anonymous - Śro 25 Mar, 2009 14:08

wolf napisał/a:
slyszalem ze z metody metadonowej juz zrezygnowano........


nie - jest nadal stosowana u nas w Polsce z wielkim powodzeniem- znam paru metadonowców

wolf napisał/a:
popatrz Utopia..........jak duze kola musielismy oboje zatoczyc
by znalexc sie w tym samym miejscu


ano :) :)

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:10

utopia napisał/a:
jest nadal stosowana u nas w Polsce z wielkim powodzeniem-

jak zwykle.......6 lat za murzynami :D

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:13

ja widzialem na terapii........sytuacje
gdy naprawde czyniono potencjalnemu alkoholikowi wode z mozgu
dla jego dobra..............i chwala terapeutom za to
tyle ,ze:.........terapia kiedys sie konczy
i okazuje sie, ze alkoholizm, nie byl ani podmiotem, ani orzeczeniem
byl przyimkiem.....i jako taki leczenie alkoholizmu-w niczym nie pomoglo delikwentowi.

tyczy sie to tak samo metody 12-krokow AA.

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:17

powiem smialo :wysmiewacz:
pilem od samego poczatku w sposob niekontrolowany-choc wiele lat zajelo mi kontrolowanie tego, w takim przynajmniej stopniu- by egzystowac spolecznie ,zawodowo i rodzinnie.
ot taki paradoks.

i wiem jedno..................sa alkoholicy, ktorzy naprawde potrafia kontrolowac swoje picie.......sa swiadomi swego uzaleznienia, ale nie maja albo ochoty, albo sily, albo motywacji koniecznej, lub potrzeby.by to zmieniac
a kolo 70-ki---------to w sposob naturalny--------alkoholizm zanika samoczynnie :D
jak libido :D

Anonymous - Śro 25 Mar, 2009 14:22

wolf napisał/a:
jak zwykle.......6 lat za murzynami


taka Polska nasza :)

wolf napisał/a:
.terapia kiedys sie konczy


ha o to chodzi- nie ma u nas tradycji takiej że na terapii uczą jak radzić sobie po trapi- jasne dają jakieś tam spisy meetingów, dają wykaz wyzwalaczy i ciulaj gościu, sam sobie radź

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:28

utopia napisał/a:
nie ma u nas tradycji takiej że na terapii uczą jak radzić sobie po trapi- jasne dają jakieś tam spisy meetingów, dają wykaz wyzwalaczy i ciulaj gościu, sam sobie radź

jedna nauka jest........
ze wszystko jest nawrotem :wysmiewacz:
no i potem ...........jak zab zaboli, albo sasiad podprowadzi z piwnicy takie terapeutyzowanego kartofle.............to on zamiast sasiadowi dac w ryj, a stomatologowi powiedzic wprost:
bez znieczulenia zastrzele

analiza nawrotu przez tydzien

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:31

w ogole to z tej teorii nawrotow..........to wedle mojego doswiadczenia wiecej chaosu-niz pozytku

owszem------pierwsze pol roku- pierwszy rok.rozumiem
ale potem?...............czysta magia i szarlataneria

Anonymous - Śro 25 Mar, 2009 14:34

wolf napisał/a:
.czysta magia i szarlataneria


no tez tak uważam - zabawa w pomidora :) ale co zrobisz jak alkoholik woli każdy swój stan wytłumaczyć nawrotem

zamiast powiedzieć łeb mnie nap****la- mówi mam nawrót :P

Bebetka - Śro 25 Mar, 2009 14:35

wolf napisał/a:
analiza nawrotu przez tydzien

Tak, to niestety dosc często spotykane. Cokolwiek sie z nami dzieje, analizujemy pod kątem nawrotu. Z drugiej strony jednak, moze czasami lepiej tak, niż coś istotnego przegapić i zapić.
Najlepszy jednak, jak we wszystkim, jest zwyczajny umiar! :D

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:38

Bebetka napisał/a:
niż coś istotnego przegapić i zapić.

potrafisz tak?
przegapic i zapic?

to bylby moim zdaniem cud.........zapic z nieuwagi :wysmiewacz:

sabatka - Śro 25 Mar, 2009 14:41

wiecie co?
ja próbowałam palić kontrolowanie
i g... z tego wyszło :mgreen:

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:43

sabatka napisał/a:
g... z tego wyszło


to akurat nic nowego
sa tylko dwie rzeczy pewne w naszym zyciu
co wchloniesz-to wysr***
co pozzyjesz-to sie kiedys skonczy

Bebetka - Śro 25 Mar, 2009 14:44

wolf napisał/a:
potrafisz tak?
przegapic i zapic?

Nie łap mnie za słowa Wolf :lol:
Na razie, nie zapiłam, ale jak mam zły dzień, albo tzw. doła, to nie doszukuje przyczyn tego stanu tylko w swojej chorobie, bo wyszło by mi, ze ciągle mam nawroty. A tak sie wcale nie jest :lol:

sabatka - Śro 25 Mar, 2009 14:46

wolf napisał/a:
akurat nic nowego

tak

wniosek z tego taki:
mogą się czasy, metody, terapie i terapeuci zmieniać
ale to że chlać ani palić kontrolując nałóg się nie zmieni,
bo to nałóg kontroluje nas
(gdyby było inaczej ja określiłabym to jako chobby czy rozrywkę)

:mgreen:

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:47

Bebetka napisał/a:
Nie łap mnie za słowa Wolf

byajmniej tego nie robie.........
slowo
poprostu powaznie traktuje te wszystkie miazmaty---------i zawsze mnie dziwilo, gdy po jakims zapiciu-------------jakis zalosny facio-opowiadal ,ze zapil bo zaniedbal "higieny" duchowej i nie przestrzegal uwaznosci itp
oraz......nie kontaktowal sie z innymi alko

ciekawe tylko.............jakim cudem sie napil?
no bo z tych szystkich opowiesci -wynika, ze cudem i przez nieuwage
pewnie przez sen

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:48

sabatka napisał/a:
bo to nałóg kontroluje nas

z reguly........od samego poczatku moja droga
niestety........taka specyfuka osobnicza mozgu

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:51

chyba Yura -gdzie tu napisla. jak to jego teraputa byl "wielce zdziwiony".ze Yura przyszedl do niego od razu z autodiagnoza: jestem alkoholkiem i wcale sie tego nie wypieral.
ja mialem tak samo
o swoim nalogu---wiedzialem do lat
mialem tylko nadzieje.......ze da sie z tym zyc
dopiero jak sie nie dalo........to musialem dokonac wyboru
albo wodka-albo ja

Anonymous - Śro 25 Mar, 2009 14:51

sabatka napisał/a:
bo to nałóg kontroluje nas


e z tym paleniem to chyba nie do końca tak- ja sobie powiedziałam palisz kobito mniej i jakoś mi się to udaje, a najlepszym pomocnikiem w rzuceniu palenia jest brak kasy- jak nie masz to nie kupujesz- fakt nosi Cię parę dni ale potem już się uspokaja- tu siła woli mi się wydaje że daje rade

Bebetka - Śro 25 Mar, 2009 14:56

wolf napisał/a:
ciekawe tylko.............jakim cudem sie napil?

Pewnego razu, też byłam zdziwiona, jak facet opowiadał (na terapii), ze flaszka sama mu do koszyka w sklepie wskoczyła :lol:
Spytałam, jak to możliwe.....odpowiedział nie wiem? :shock: Też pomyślałam sobie wtedy - no cud jakiś, jak to powiedziałam na głos, to myślałam, ze w grupie mnie zakraczą :lol:

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:56

z paleniem sprawa o tyle latwiejsza.......ze nikotyna nie czyni pustki we lbie
i pod wlywem nikotyny-----nikomu jeszcze nie wydalo sie byc " supermenem", lub innym delirantem

wolf - Śro 25 Mar, 2009 14:58

Bebetka napisał/a:
Spytałam, jak to możliwe.....odpowiedział nie wiem? Też pomyślałam sobie wtedy - no cud jakiś, jak to powiedziałam na głos, to myślałam, ze w grupie mnie zakraczą

ja tez slyszalem podobne bajdy:
jechal, jechal przez warszawe.i nagle po hamulcach i biegiem do znajomej knajpy
a jak sie ocknal-to juz zamowil 3 sety i sledzia./ ale nie wypil jeszcze :wysmiewacz: /

taka tam mitomania tworcza na potrzeby zaistnienia, lub wykazania cudownych wlasciwosci sily wyzszej
:D

sabatka - Śro 25 Mar, 2009 14:59

utopia,
stwierdziłam że nie chce dymić i nie dymie
miałam kase przy sobie i nie paliłam, teraz nie mam i dalej nie pale.
a najgorsze były pierwsze 2 dni jak wariatka jakaś się zachowywałam

Anonymous - Śro 25 Mar, 2009 15:01

no to widzisz sabatko ze można :) gratuluję:) tez mam zamiar przestać
wolf - Śro 25 Mar, 2009 15:01

sabatka napisał/a:
a najgorsze były pierwsze 2 dni jak wariatka jakaś się zachowywałam

normalne......psychosomatyka
fizjologia sie dopomina codziennej dawki chemii------bo organizm sie przyzwyczail ,ze bez miligrama nikotyny trawienie siada, laknienie szaleje, nerwy sie koncentruja na oszukaniu woli swiadomej.
itd etc

nie ma innego sposobu-zeby w parapet i tytle
z wodka tak samo............czasami :wysmiewacz:

sabatka - Śro 25 Mar, 2009 15:10

ja bym jeszcze dodała uzdrowienie...
wolf - Śro 25 Mar, 2009 15:10

sabatka napisał/a:
ja bym jeszcze dodała uzdrowienie...

zdrowsza umrzesz :D

Wiedźma - Śro 25 Mar, 2009 15:56

wolf napisał/a:
chyba Yura -gdzie tu napisla. jak to jego teraputa byl "wielce zdziwiony".ze Yura przyszedl do niego od razu z autodiagnoza: jestem alkoholkiem i wcale sie tego nie wypieral.
ja mialem tak samo

Ja też! :mgreen:
I chyba na te okoliczność nie kazali mi sporządzać sławetnego litrażu,
bo po co udowadniać komuś coś, co sobie wcześniej sam udowodnił... :roll:

stiff - Śro 25 Mar, 2009 15:56

utopia napisał/a:
nie - jest nadal stosowana u nas w Polsce z wielkim powodzeniem- znam paru metadonowców

Ja znam więcej jak sporo metalowców i nic z tego nie wynika... :p

yuraa - Śro 25 Mar, 2009 21:13

a mię litraż nie minął.

dostałem kajecik, dwanaście temaatow do wypelnienia wg wzorca jaki sobie terapeuta wymyślił. jak napisałes nie tak to pisz jeszcze raz.
to ja za tydzień to samo slowo w słowo.
- o tym razem to uczciwie napisałeś

tak jak Utopia pisał: jeden wzorzec leczenia dla wszystkich,
chyba że trafisz na terapeutę z "doświadczeniem"

a kosmita, smsował do mnie
jego czas jeszcze nie nadszedł cf2423f

Nik@ - Śro 25 Mar, 2009 22:24

yuraa napisał/a:
a kosmita, smsował do mnie
jego czas jeszcze nie nadszedł


szkoda cf2423f

jaga700 - Pon 06 Wrz, 2010 09:58

Znalazłam inną alternatywną metodę:
Terapia Krótkoterminowa Skoncentrowana na Rozwiązaniu BSFT

w praktyce leczenia uzależnień



Nawet wieloletni, chroniczni alkoholicy mogą się zmienić i zacząć kontrolować swoje życie. (I. K. Berg)



Terapia Krótkoterminowa Skoncentrowana na Rozwiązaniu (Brief Solution Focused Therapy - SFT, czy jak obecnie się często mówi – Podejście Skoncentrowane na Rozwiązaniu) powstała w końcu lat 80 w USA. Jej prekursorami byli Steve de Shazer i Insoo Kim Berg, terapeuci, superwizorzy i nauczyciele wielu psychoterapeutów na całym świecie, do grona ich uczniów piszący te słowa miał zaszczyt od 1990 też się zaliczać.

SFT nie jest podejściem psychoterapeutycznym ograniczającym swoje zastosowanie do problematyki uzależnień, wręcz odwrotnie: to uniwersalny model pomagania ludziom, który znajduje również zastosowanie w leczeniu problemów związanych z uzależnieniami. Rozwijany przez wielu współpracowników i kontynuatorów de Shazera i Berg, do Polski dotarł szybko, bo już w 1990. Szybko zyskał sobie uznanie i podobnie jak na całym świecie stosowany jest przez szkolonych przez nas[1] praktyków w wielu obszarach pomagania.

***

o Uzależnienie nie jest niczym szczególnym. Uzależnienie jest tylko jedną z wielu przypadłości, z jakimi przychodzi się ludziom zmagać, jednym z wielu różnorodnych problemów, z jakimi ludzie zgłaszają się – lub nie zgłaszają – do terapii.

o Uzależnienie jest szczególnym problemem, z jakim przychodzi ludziom się zmagać. Jest specyficznym rodzajem problemu, a w zasadzie zespołem problemów, wywołanym przez specyficzne przyczyny i podległym specyficznych mechanizmom, a ponadto w specyficzny sposób wpływającym na ludzkie życie i związki.

O ile pierwsza teza wzbudza u wielu osób niepokój lub irytację, o tyle druga przyjmowana jest zwykle ze zrozumieniem i akceptacją, jako rodzaj aksjomatu, obowiązującego obecnie. Czy słusznie? Myślenie dywersyfikujące, obecne we współczesnych podejściach klinicznych, będące skutkiem analitycznego i racjonalistycznego sposobu uprawiania nauki, skutkuje budowaniem coraz nowych bytów w nauce, niekoniecznie wprowadzając nowe jakości w sposobie jej uprawiania. Uszczegółowanianie, różnicowanie – inaczej myśli się o uzależnieniu od alkoholu, inaczej – od leków, czy od narkotyków. Rodzą się nowe byty, wspierane dodatkowo walką o dofinansowania dla placówek ZAJMUJĄCYCH-SIĘ-CZYMŚ-CAŁKIEM-INNYM. Pozwalam sobie wątpić w słuszność takiego postępowania - dzielenia pomagania ludziom na coraz mniejsze odcinki, tworzenia i kurczowego pilnowania swojej „wyjątkowej” specjalności. Prowadzi to do coraz większej specjalizacji, a jednocześnie ignorancji w innych obszarach dotyczących ludzkiego życia.[2]

Człowiek, a zwłaszcza jego funkcjonowanie psychologiczne jest wynikiem wielu wzajemnie sprzężonych ze sobą oddziaływań, zarówno czynników społecznych (bieżących i przeszłych) oraz biologicznych (konstytucjonalnych i aktualnych), a być może także innych (mówi się tu zwykle o duchowości człowieka). Specjalizacja i różnicowanie zachodzące w obszarze pomagania ludziom w zakresie problemów uzależnienia prowadzi – bo musi – do wielu uproszczeń. Niekorzystnych i ograniczających możliwości działania terapeutów.

Powyższy wywód, choć może wydawać się odległy od tematu, prowadzi do stwierdzenia o znaczeniu fundamentalnym: zależnie od rodzaju trującej substancji przyjmowanej przez człowieka, organizm reaguje różnymi objawami uszkodzenia(zatrucia), ale nie różnymi uzależnieniami.[3] Zasadne jest zatem raczej myślenie o człowieku w sytuacji problemowej (który używa alkoholu w sposób problemowy), a nie człowieku uzależnionym od alkoholu.[4] W dalszym ciągu artykułu stosować wprawdzie będę pojęcie uzależnienia od alkoholu, ale uwagi moje można zastosować także do innych form kłopotów, jakie mają ludzie. Odnoszą się bowiem do Człowieka.



Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniu nie zajmuje się uzależnieniem od alkoholu jako jakimś szczególnym bytem. Samo stwierdzenie problemu z alkoholem jest traktowane jedynie jako opis problemu, który spowodował zgłoszenie po pomoc.

Zajmujemy się raczej oczekiwaniami klienta co do zmiany jego życia. Człowiek zgłaszający się do terapii i opisujący problemy z używaniem alkoholu informuje nas o tym, że w jego życiu w związku z używaniem alkoholu występuje problem. Prosimy go raczej o przedstawienie celu, jaki chce osiągnąć w trakcie pracy z terapeutą, a nie o stwierdzenie, że alkohol jest problemem. Cel może być całkowicie inny.

Nie czyni się przy tym tutaj założenia, że zgłoszenie czy nawet uznanie własnych problemów z alkoholem jest równoważne z gotowością do jakiejkolwiek zmiany, czy przerwania picia lub do chęci trwałej abstynencji. Ważnym dla właściwego przebiegu pracy w tym modelu jest fakt braku zainteresowania terapeuty dla jakiejś zmiany (choćby najsłuszniejszej społecznie lub ideologicznie), a życzliwe zainteresowanie i nieustanne wpieranie zmiany pożądanej przez klienta. Nie chodzi przy tym - jak twierdzą niektórzy - o całkowity indyferentyzm moralny, relatywizm, czy obojętność na ludzki ból. Człowiek jest – jak wiadomo - całością, systemem złożonym i wzajemnie zależnym, nie jest więc ważne w jakim miejscu rozpocznie się pracę na zmianą. Właściwie prowadzona praca nad poprawą życia człowieka musi doprowadzić - wcześniej raczej niż później - do konkluzji o koniecznym przekonstruowaniu obszarów dotkniętych patologią.

Określenie celu do terapii, który byłby ważny i korzystny dla klienta jest podstawową umiejętnością skutecznego terapeuty. Poświęcenie uwagi zagadnieniom ważnym dla klienta pozwala na znalezienie jego motywacji do zmiany. [5] Zmorą psychoterapii (także odwykowej) jest pokutujące od czasów Freuda widmo oporu pacjenta przed zmianą. Oporu, który trzeba przełamać dla dobra pacjenta. Pacjent nie przejawia oporu sam z siebie, pacjent (właśnie pacjent, a nie klient, jak wolimy w SFT nazywać osobę korzystającą z pomocy, aby podkreślić jej udział w terapii i podmiotowość) reaguje całkowicie logicznym sprzeciwem – „oporem” – na przymuszanie go do zmiany określonej dla niego przez wszechwiedzącego terapeutę. Rolą terapeuty SFT jest zauważenie i wzmocnienie motywacji własnej klienta, aby była pomocą w terapii i wsparciem dla niego w zmianie, a nie skłanianie go do określonej poprawy.

SFT nie zajmuje się problemami, ani ich rozwiązywaniem. Nie interesuje nas określenie celu: „Przestać pić”, ponieważ nie mówi to nic o tym, czego chce klient.

W SFT nacisk położony jest na budowanie pozytywnego życia, a nie na rozwiązywanie jakichkolwiek problemów[6]. Paradoksalne jest, że terapeuci w wielu szkołach pomagania deklarują pracę nad poprawą życia klienta, ale swoją uwagę poświęcają głównie usuwaniu z ich życia problemów. Czynią tak, mimo werbalizowania rozumienia „znaczenia objawów w życiu pacjenta”, czyli de facto decydując się na usuwanie elementu z definicji ważnego dla pacjenta.[7] Czasami takie postępowanie uzasadniane jest dodatkowo koniecznością analizy problemu dla znalezienia rozwiązania.

W pracy z osobami uzależnionymi czynnikiem, który trzeba brać pod uwagę, jest często tunelowe myślenie przejawiające się w nastawieniu na „zaprzestanie picia”[8]. Terapeuci przyjmując takie deklaracje jako dobre określenie celu natychmiast znajdują się w tej samej matni co ich pacjenci, do tego nie mając zwykle wsparcia w ich współpracy. Nie ma w tym niczego dziwnego, jako, że człowiek pijący problemowo sam nie jest do końca zorientowany w tym, jak rozumieć swoją sytuację i jakie decyzje dotyczące używania alkoholu chce podjąć. Jednak ten tunelowy sposób widzenia rzeczywistości utrudnia im refleksję nad zmianą w życiu: „Co się ma zmienić?! Chcę przestać pić! Reszta będzie taka sama!”. To oczywista nieprawda, jeśli popatrzy się na odmienione życie tych spośród naszych klientów-pacjentów, którzy poradzili sobie z używaniem alkoholu. Uleczyła ich zmiana życia, a nie - życie zmieniło się na skutek wyleczenia skutkującego nie-piciem. Dlatego ważne jest szukanie celu wystarczająco dobrego, aby warto było przestać pić. Pomocą w tym może być już sam fakt zgłoszenia, zawierający efekt jakiejś refleksji nad swoją sytuacją i poczucie bezradności w przeprowadzeniu poprawy samemu, ale także powstrzymanie się lub ograniczenie używania alkoholu.[9]

SFT nie zajmuje się problemami. Gdyby w wiedzy i rozumieniu problemu znajdował się klucz do rozwiązania, pijący człowiek wiedziałby najlepiej jak sobie poradzić i nie zgłaszał się do terapii. Problem nie zawiera rozwiązania i dlatego trwa. Rozwiązania trzeba szukać poza nim, w radzeniu sobie klienta, w lepszych chwilach jego życia.

Właśnie tam, w czasie tzw. „wyjątków”[10] uruchamiane przez klienta były jego własne zasoby, umiejętności radzenia sobie z problemem. Fakt ich istnienia potwierdzi każdy człowiek skłoniony do refleksji nad tym, czy kiedyś przez chwilę poradził sobie lepiej, np. powstrzymał się od napicia alkoholu, mimo namów kolegów. Fakt takiej chwilowej poprawy (w kontekście całej sytuacji, w której przeważa picie problemowe) zwykle tłumaczony jest przez otoczenie pacjenta jako objaw jego słabej lub złej woli (czyli paradoksalnie – na jego niekorzyść!) – „przecież może nie pić!” albo „on ma słabą wolę, nie da sobie rady” – a przez terapeutów ignorowany, jako nie znaczący. Niesłusznie.

Dowodzi on, że klient rzeczywiście umie powstrzymać się od picia, ale nie posiada motywacji lub nawyku korzystania z tej umiejętności. [11] To przykład wyjątku, ale przypadkowego, a nie wolicjonalnego. Terapia może mimo to oprzeć się na istnieniu takiego wyjątku i szukać sposobów na jego utrwalenie.

Czasem napotykamy tu na brak przekonania klienta, czy niezbędna jest abstynencja. Siła utrwalonego wzorca życia związanego z używaniem alkoholu, określonymi kontaktami społecznymi, rytmem dnia, etc. powoduje, że ludzie wahają się, rozważając możliwe alternatywne sposoby postępowania. Terapeuta SFT nie jest zainteresowany określonym wyborem[12], a do tego wiemy dobrze o automotywującym charakterze własnego doświadczenia człowieka. Z tego powodu – jeśli nie niesie to zbytniego ryzyka dla klienta lub innych osób – można podjąć próby poszukiwania sposobów właściwego utrwalania wyjątków – np. ograniczania picia, etc. Zaskakującym skutkiem takiego postępowania jest wzrost motywacji klienta do zmiany, do podejmowania odpowiedzialności[13] i współpracy z terapeutą. Elementy zachowania klienta bardzo pomocne w każdej formie pomagania.

Porażki, które przy tym mogą się zdarzyć, są zwykle mniej groźne niż utrata przez klienta zaufania do terapeuty lub wstyd przed powrotem do terapii - jeśli prorokowaliśmy mu jego przegraną, aby próbować powstrzymać go przed sprawdzeniem swojego „głupich”pomysłów.

Ważną sprawą jest okazywana i przede wszystkim autentyczna akceptacja dla osoby klienta, jaką musi posiadać terapeuta. Terapeuta SFT jest osobą życzliwie przyjmującą opowieści klienta, niezależnie od tego, co podpowiada mu jego wiedza kliniczna. Nie oznacza to oczywiście głupoty, ani amnezji terapeuty, raczej jego skłonność do zadawania klientowi na podstawie własnej wiedzy i doświadczenia pytań, zmierzających do zrozumienia jego powodów do określonych sądów i wyborów – tak długo oczywiście, póki są one zgodne z prawem.[14] Jest to wymóg stawiający terapeucie wysokie wymagania, co do umiejętności dystansowania się do własnych sądów wartościujących i zdolności aktywnego słuchania.

To duża różnica w stosunku do tradycyjnego modelu terapii (zwłaszcza zaburzeń takich jak uzależnienie), zakłada bowiem, że klient miał ważne powody, dla których coś zrobił, a nie że zaprzecza (czyli kłamie), czy jest pod wpływem nieświadomych mechanizmów obronnych. Korzyścią z takiego sposoby myślenia i postępowania jest budowanie zaufania i odpowiedzialności klienta, który nie musi i nie jest w żaden sposób zachęcany do wyjaśniania swego postępowania przy pomocy tłumaczenia się. Interesuje nas radzenie sobie, lepsze postępowanie w przyszłości – ważne są więc raczej wnioski, niż usprawiedliwienia.

To właśnie następny ważny dla SFT element – monitorowanie poprawy (czy szerzej: zmiany) i wyciąganie na jej podstawie wniosków do zastosowania w następnych krokach do realizacji.

Ten element pracy jest obecny w trakcie przede wszystkim następnych spotkań, gdy klient może relacjonować swoje postępy w drodze do własnego celu i ewentualne refleksje nad koniecznymi modyfikacjami postępowania.

Istotnym elementem pracy w modelu Skoncentrowanym na Rozwiązaniu jest nieustanne wzmacnianie pozytywnych elementów w zachowaniu klienta. Dokonywane jest to dzięki życzliwemu nastawieniu terapeuty, podkreślającego osiągnięcia lub pozytywne refleksje klienta w trakcie całej sesji, a także na jej koniec każdego spotkania terapeutycznego w formie pozytywnej informacji zwrotnej. Nie jest to bezkrytyczne chwalenie, ale raczej przedstawienie ważnych i dobrych dla osiągnięcia postępu zachowań i przemyśleń klienta, o których dowiedzieliśmy się od niego.



Wiele osób mogłoby w tym miejscu zapytać o sposób realizacji takiego postępowania terapeutycznego, czyli o techniki terapeutyczne. SFT nie koncentruje się na używaniu specyficznych, szczególnych technik.[15] Używać można wielu znanych technik, ale ważne jest ich nastawienie na szukanie i wspieranie poprawy, a nie zgłębianie porażek i patologii klienta.

Zamiast przywiązywać się do jakichś technik czy schematów zdrowienia SFT stara się być elastyczne i dopasowywać się do konkretnego klienta i jego potrzeb i nie oczekiwać, że klient dopasuje się do naszego modelu postępowania.

Kryteria sukcesu i zakończenia terapii w SFT to osiągnięcie celów zakładanych przez klienta lub innych pozytywnych zmian w zadowalającym dla niego zakresie.[16] On określił, czego chce i tylko on wie, czy już to osiągnął. Nawet jeśli wiemy[17], co jeszcze powinien zmienić – bądźmy mu wdzięczni, że nam zaufał i poświęcił swój czas. I tyle.



I na koniec: niech was nie zwiedzie prostota. Jak powiedział terapeuta SFT Michael Hjerth: „Skrzypce mają tylko jeden smyczek i cztery struny. Grają pięknie. Ale czy jest łatwo nauczyć się na nich pięknie grać?”

Żeby być dobry terapeutą SFT dobrze jest dużo wiedzieć i umieć. A dodatkowo - nie dać się tej wiedzy ograniczyć.

***

Dobre rady dla terapeuty



• Pamiętaj, że żaden problem nie będzie trwać wiecznie.

• Zaufaj mądrości klienta. Założyciele AA dali sobie radę bez terapeutów, bo znaleźli własną drogę.

• Pamiętaj, że każdy ma jakąś motywację. Szukaj jej i zastanawiaj się, jak jej użyć.

• Rób to, co działa – przyśpieszysz zdrowienie. Nie ma konieczności wywoływania dużych zmian - małe są wystarczające.

• Pamiętaj, że rozwiązania są niezależne od problemów. Zawsze są jakieś lepsze chwile- szukaj ich.

• Nie rób rzeczy niepotrzebnych, które spowolniają zdrowienie, nie utrudniaj klientowi.

• Pytaj, zbieraj informacje, komentuj – zawsze na temat dobrych rzeczy (wywiad pozytywny, zalecenia, docenianie radzenia sobie, decyzje o zaprzestaniu, starania udane lub tylko starania, szukanie pomysłów gdzie indziej).

• Proponuj tylko to co, klient może przyjąć – nie to, co Ty chcesz lub uważasz za ważne – to stanowi o różnicy między pomaganiem a manipulacją

• Okazuj szacunek i akceptację klientowi – to czyni nas ludźmi, daje poczucie wartości w sytuacji, gdy nie czujemy swojej siły, jesteśmy bezradni.

• Miej wiarę w siły klienta i spodziewaj się od niego dobrego, dopasowania się do Twojej pozytywnej opinii – aby znów poczuć przyjemność bycia słusznie chwalonym!

• Dawaj uwagi adekwatne do możliwości, oparte na realiach – bo nadmiarowe będą odrzucone jako sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem.

***

Wiedźma - Pon 06 Wrz, 2010 11:27

Jaga, podaj link do źródła.
Sid Vicious - Pon 06 Wrz, 2010 17:22

Wiedźma napisał/a:
Jaga, podaj link do źródła.

podaj wszystkie jakie znasz

je te dwa na szybko, bo pamietam gdzie sa, potem cos jeszcze....

http://www.polityka.pl/ps...ych-filmow.read

http://www.polityka.pl/ps...ych-filmow.read

aazazello - Śro 15 Wrz, 2010 16:41

Hmmm...
Moja żona jest m.in. coachem.
Stosuje wobec swoich pacjentów metodę BSFT, ale wywaliła mnie na terapię uzależnień a nie do swoich kolegów posługujących się metodą BSFT.
Hmmm...
Ciekawe dlaczego tak postąpiła? Nie wierzy w skuteczność BSFT w stosunku do alkoholików? Czy ktoś zbadał skuteczność metody w długim okresie czasu? Czy ktoś monitoruje życie pacjentów po terapii w długim okresie czasu? I że jak, dziesięć spotkań, ok, góra dwanaście i już jestem uleczony, bo sam doszedłem do sedna swoich problemów, ale jak mam dojść do ich sedna, kiedy ja tylko myślę kuźwa o piciu, piciu, piciu.
Przeczytałem ten tekst bardzo uważnie i nie rozumiem na czym polega różnica w podejściu terapeutów uzależnień i BSFT. Czytałem ten tekst i widziałem, dokładnie z takim wyczuciem, pracujących moich terapeutów. O co kaman? O kaskę?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group