To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Do kobiet które są wolne

fairy - Pią 04 Kwi, 2014 13:17
Temat postu: Do kobiet które są wolne
Zdecydowałam sie tu napisać bo chciałabym dostać trochę wsparcia od kobiet którym
udało się wyrwać z toksycznego związku z alkoholikiem.
Oszczędzę opisów co i jak bo one nie różniłyby się wiele innych tutaj.
Byłam w związku z alkoholikiem 9 lat, rozstalismy się z mojej decyzji.
Chciałabym się rozwieść.
Poszłam na terapię, na razie byłam na 3 spotkaniach.
Problem w tym że nadal kocham męża ale te lata ciężkie zabiły resztki zaufania i szczęścia we mnie, poza tym mąż przez lata picia stał się agresywny słownie, nerwowy i zawistny.
Wieczny krytykant, wiecznie niezadowolony.
Na razie jestem sama od 3 miesięcy, z mężem mam kontakt znikomy.
Wiem że on mnie kocha i ja go tez kocham.
Ciężko mi bardzo że to ja i tylko ja prę do zakończenia tego i do rozwodu.
Wcale nie cieszy mnie samotne życie, choć jest spokojniejsze i lepsze.
Próbowałam zbić klin klinem ale to nic nie dało, poczułam że oszukuję i siebie i jego.
Jak znalazłyście siłę żeby to zakończyć?

Klara - Pią 04 Kwi, 2014 13:35

Witaj Fairy :)

fairy napisał/a:
Jak znalazłyście siłę żeby to zakończyć?

Nie miałam wprawdzie urzędowego rozwodu, ale w rzeczywistości zakończyłam związek i odseparowałam się od męża.
Przez jakiś czas dominowała u mnie chęć kontroli, choć wiedziałam, że sprawdzanie, czy wrócił, czy pijany, jest niepotrzebne, bo zawsze był pijany, więc kierowałam myśli w inną stronę usiłując "wyrzucić go z głowy". Po jakimś czasie udało się.
Na mojej terapii jedna z koleżanek mówiła, że przed i w trakcie rozwodu dosłownie pielęgnowała wszystkie najgorsze wspomnienia, żeby się tylko nie wycofać.

Tak w ogóle gdy jeszcze trochę pochodzisz na terapię i dołożysz do tego Al-Anon, to Twoja własna odpowiedź przyjdzie sama.

olga - Pią 04 Kwi, 2014 13:40

witaj fairy :)
Cytat:
Jak znalazłyście siłę żeby to zakończyć?


najpierw umarla wiara w to, ze cos sie zmieni, pozniej nadzieja a z nia przyszla sila

pewnie tli sie w Tobie jakas nadzieja?...............

Duszek - Pią 04 Kwi, 2014 13:57

Witaj.
Klara napisał/a:
dosłownie pielęgnowała wszystkie najgorsze wspomnienia

myślę, że to jedna z dobrych metod.
Kiedyś, gdy rozeszłam się ze swoim partnerem za wszelką cenę chciałam zapomnieć o złych rzeczach, więc bardzo często przypominałam sobie te dobre i miłe chwile.
I tak bardzo za nim zatęskniłam, że zapomniałam o jego kłamstwach, oszustwach i zdradach, aż pozwoliłam mu wrócić.
A teraz patrzę na to realnie. Dziś wiem, że te miły chwile to przygotowywanie sobie gruntu przed kolejnym piciem itd.
Po prostu dziś nie wspominam...i to pomaga.

fairy - Pią 04 Kwi, 2014 14:12

No właśnie u mnie jest o tyle dziwna sytuacja że ja nie chcę kontrolowac picia męża.
Ja nie wiem co on robi, kiedy pije i ile.
Ten etap kontrolowania przerabiałam już wcześniej, nawet podczas rozstań.
Nawet sprawdzałam rankami czy się nie zapił - dzowniłam, szukałam go.
Teraz nie czuję takiej potrzeby, to jego decyzja.
Myślę że żyje tak jak lubi i jest mu dobrze.
Ja odczuwam ciągły ciężar podjętej decyzji i czuję się winna że próbuje sobie ułożyć
szczęśliwe życie sama.
Wybieram się na terapię grupową, mam nadzieje że to mi jakoś pomoże.
Wszystkie złe wspomnienia spisuję w pamiętniku, to mi pomaga trochę.
Widzę jak bardzo ten związek nie miał sensu i szans.
Skąd takie poczucie winy?
Moja terapeutka mówi że to dlatego że poza współuzależnieniem kocham go po prostu.
Bardzo jest mi ciężko, to mi odbiera całą radość życia i spokój który sama sobie
wywalczyłam przecież.

Tajga - Pią 04 Kwi, 2014 14:18

fairy napisał/a:
Wiem że on mnie kocha

fairy napisał/a:
poza tym mąż przez lata picia stał się agresywny słownie, nerwowy i zawistny.
Wieczny krytykant, wiecznie niezadowolony.

To nie kochanie, to mózgu pranie.
Mój mąż nie był alkoholikiem, był manipulantem i psychicznym przemocowcem.
W przeciwieństwie do Ciebie trwałam w tym bagnie ponad dwadzieścia lat.
Jak odeszłam to już nie zawracałam sobie głowy myśleniem o nim,
no chyba że przy pisaniu pozwu rozwodowego :mgreen:
Życie jest za krótkie żeby je tracić na bzdury, myślenie o kimś kto nie miał czasu pomyśleć o nas.

Duszek - Pią 04 Kwi, 2014 14:37

Tajga napisał/a:
Życie jest za krótkie żeby je tracić na bzdury, myślenie o kimś kto nie miał czasu pomyśleć o nas.

Tajguś, super ergr

Duszek - Pią 04 Kwi, 2014 14:42

fairy napisał/a:
Skąd takie poczucie winy

a może z wpojonych zasad z dzieciństwa...
a może słowa Twojego męża są w Tobie tak zakotwiczone, że ciągle widzisz winę w sobie...
w końcu przez ileś tam lat, może i nieświadomie Ciebie obwiniał...

olga - Pią 04 Kwi, 2014 14:46

fairy napisał/a:
czuję się winna że próbuje sobie ułożyć


nigdy nie mowilas mu zeby wybral? albo Ty albo flaszka? bo ja powiedzialam zeby sie zdecydowal
wiec jak mozna miec poczucie winy? to byl jego wybor a nie moj

fairy - Pią 04 Kwi, 2014 14:47

No i tak właśnie chcę myśleć, dlatego poprosiłam Was o wsparcie.

Mój mąż jest psychicznym oprawcą, zawsze jestem przy nim spięta.
Alkohol był tylko dodatkowym problemem.
Może nie pić długo, być trzeźwy, starać się być miły a ja jestem przy nim
napięta ja struna. Cały czas kontroluję co mówię co robię.
A i tak zawsze znalazł jakiś powód do krytyki.
Odchodziłam już wiele razy wcześniej bo zaczęło mi siadać zdrowie ze stresu.
Dlatego nie chcę i nie mogę już wracać do tego.
Nie rozumiem tylko dlaczego czuję się tak fatalnie.

2 latat temu spotkałam mężczyznę który o mnie walczył i chciał mnie wyrwać
z tego związku ale się nie udało. Mąż mia wypadek w pracy (nie związany z alkoholem)
i "musiałam" się nim zaopiekować.
Wyrzucam sobie trochę też że spotykałam się z kimś innym.
Ale mój mąż poza tym że męczył mnie psychicznie to był bardzo chłodny, szorstki.
Nigdy mnie nie tulił, nie całował, chciał tylko seksu po alkoholu.
Ja tak nie mogłam...

Boże daj mi siły...

olga - Pią 04 Kwi, 2014 14:49

chodz pilnie na terapie.............
fairy - Pią 04 Kwi, 2014 14:51

Tak, jestem wychowana w dosyć konserwatywnej rodzinie.
Zawsze uważałam że żona powinna zostać przy mężu...
Teraz za to pokutuję.

Wiele razy mówiłam albo ja albo wódka, mąż obiecywał ale potem znowu to samo.
Dlatego odchodziłam.

Olga słusznie zauważyła - to ja czuję winę w sobie.
Mąż latami mi powtarzał że wszystko moja wina, a on nie będzie pantoflarzem
i nie mam prawa mu mówić co ma robić.
Poza tym mówił że gdyby się dowiedział o innym mężczyźnie to odszedłby
bez słowa bo to najgorsze co może być...
A ja to własnie zrobiłam.

olga - Pią 04 Kwi, 2014 14:55

fairy napisał/a:
Wiele razy mówiłam albo ja albo wódka,


no wiec wybral :bezradny: to wodka jest dla niego kochanka, zona i przyjaciolka a nie Ty

Tajga - Pią 04 Kwi, 2014 15:22

fairy napisał/a:
Nie rozumiem tylko dlaczego czuję się tak fatalnie.

Koń który latami chodził w kieracie, uwolniony od niego też nie wie co robić.
Stoi niepewnie i czeka....nauczony jednej czynności jeszcze nie wie, jak to przyjemnie jest biegać po łące,
można iść w każdą stronę, a można nigdzie nie iść, wszystko według woli :)
Trzeba czasu i nawyknie się do wolności, i dysponowania własną osobą.

fairy - Pią 04 Kwi, 2014 15:41

Tak macie rację. Muszę zacząć inaczej o tym wszystkim myśleć.
Aż nabiorę wewnetrznego przekonania.
To chyba jedyny sposób wyrwać się z tej toksycznej więzi z nim.

I tak... mąż wybrał wódkę nie mnie. I to nie raz.
Bo szans było wiele, jak to w takich związkach.
Problem jest w tym że mąż zmienił taktykę w pewnym momencie.
Nie siedział już pijąc z kumplami do nocy czy rana, wracał względnie
trzeźwy. Mówił że się pilnuje że rozumie że jego zachowanie w przeszłości
było straszne. Nie wie jak mógł tak się zachowywać i że tak już nigdy nie będzie.
Poza tym podkreślał że wszystko jest dla ludzi, i napić się czasem można.
Właściwie... ja nie odeszłam od niego ze wzgledu na samo picie bo zaczął
pić w białych rekawiczkach - jak to się mówi.
I tu mnie "złapał" bo w sumie pod względem alkoholu było "normalnie".
Odeszłam ze względu na przemoc psychiczną i tą jego krytykę wieczną o wszystko.
No i ten seks - tylko po alkoholu, więc właściwie jego brak.
Brrr....

margo - Pią 04 Kwi, 2014 18:34

Cześć Fairy!

Ja co prawda mężatką nie byłam i nie jestem, ze swoim byłym byłam przez tylko albo aż 2 lata. Właściwie to nie wiem jak to się stało - zostawiałam go wiele razy i wiele razy wracałam. Przyszedł jednak taki moment, w którym czułam, że to już koniec wszystkiego. Że mam tego dość, że to już ten czas, kiedy czara się przelała... i od września nie jesteśmy razem. Tyle, że ja za tym "ostatnim razem" wiedziałam na pewno, że powrotów nie będzie... Trzymam za Ciebie kciuki, fajnie, że z nami jesteś, rozgość się :lol2:

fairy - Pią 04 Kwi, 2014 19:11

Bardzo Wam dziękuję dziewczyny sc43545

Do męża już nie wrócę. Po prostu nie chce.
Kocham ale pewnie za jakiś czas przejrzę na oczy.
Tylko muszę dobie dac prawo do szczęśliwego życia i miłości.

milutka - Sob 05 Kwi, 2014 07:58

[quote="fairy"]Kocham ale pewnie za jakiś czas przejrzę na oczy.
Tylko muszę dobie dac prawo do szczęśliwego życia i miłości.

Witam Cię serdecznie :)fajry kochaj go ...nie odbieraj sobie prawa do kochania i do wspomnien o tym ,że kiedyś było z nim cudownie :pocieszacz: nie da się od tego tak odciąć i basta ..to jest długi proces ...jednak możesz nauczyć się z tym żyć ,,,kochać twardą miłością ...czyli robisz wszytko co dla Ciebie najlepsze a on ma być na drugim planie ...liczysz się Ty -dopiero On :buziak: dla Siebie zrobiłaś już wiele bo uwolniłaś się od niego a co on czuje nie Twoje zmartwienie -On się nie liczył z Tobą co Ty czujesz ...chciał mieć tresowanego niewolnika przy sobie by spełniał jego zachcianki taka jest prawda ....masz prawo do normalnego życia ale musisz zacząć tak żyć ...nie rozpamiętywać ,nie tęsknić bo tym się nakręcasz ,,,wychodz z domu jak to tylko możliwe ,nie siedz sama ..na początku będzie to sztuczne i na siłę ale po jakimś czasie sama zobaczysz jak dobrze Ci bez niego ..mój mąż mieszka ze mną na dole ,często się ze sobą widzimy -jesteśmy osobno ale w jednym domu ...na początku bolało -bardzo bolało i też czasem łapią mnie takie jakieś doły ale nauczyłam się z nich szybciej niż dawniej podnosić ...wiem ,że nie wróci nigdy to co było ,wiem ,że czuje się bez niego o wiele lepiej ,wiem ,że jestem w stanie sobie radzić bez niego ,,,,i nie pozwalam na krytyke własnej osoby ,,,doceniam spokój jaki teraz mam ,był okres kiedy bardzo brakowało mi mężczyzny u boku ,przytulania ,sexu -męczyłam się z tym bardzo ale powoli chyba zdrowieję bo z tych trzech rzeczy to tylko sexu mi brakuje -przytulania już nie bo ja nie piesek by mnie głaskać ,u boku też nie bo po co mi ktoś kto znowu będzie kontrolował co robię a wsparcia -też nie bo nauczyłam się prosić innych o pomoc i uwierzyłam we własne siły ;) Kochana ...głowa do góry -cycki do przodu i ciesz się z tego co osiągnęłaś -jesteś wolna i całe życie przed Tobą :buziak: takie myślenie pomaga i to bardzo i oczywiście terapia -wsparcie kobiet które to przeżyły -bezcenne :) :) (ps..a jeszcze rok temu nie myślałam ,że to powiem :rotfl: )pozdrawiam i życzę dużo pogody ducha :)

fairy - Nie 06 Kwi, 2014 10:03

Bardzo Wam dziękuję za wsparcie, na prawde podniosłyście mnie duchu.
Łapie się na tym że boje się smsów od niego, wiec wyłaczam telefon
kiedy tylko mogę. Łapią mnie jakieś lęki.
Po tym co napisałyście zdałam sobie sprawę że ja nie mam tak problemu
z jego piciem jak z tym że się go boję.
Nigdy mnie nie uderzył ale przemoc psychiczna zrobiła swoje.
Boje się tych jego gierek, manipulowania.
Zawsze grał takiego praworządnego krytykanta który nigdy mnie nie opuści.
Każda moja próba wyrwania się z tego czy postawienia się kończyła
się atakiem psychicznym, krzykiem albo wielką obrazą, wyjściem bez słowa
i trzaskaniem drzwiami.
Albo słowami "martwię się o ciebie, powinnaś iść do lekarza leczyć nerwy" że niby zwariowałam.
Myślę że to dlatego czuję się taka winna odchodząc.
Jakbym nie miała prawa odejść.
Na terapii pracujemy nad moim podejściem do jego picia, a ja się go po prostu boję.
Nie wyobrażam sobie rozwodu, te jego gesty, miny skrzywdzonego chłopca.
Ja się po prostu boję.

Klara - Nie 06 Kwi, 2014 10:15

fairy napisał/a:
Ja się po prostu boję.

Fairy, może w pokonaniu tego strachu pomoże Ci lektura tego wątku:
http://www.komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=8816
fairy napisał/a:
te jego gesty, miny skrzywdzonego chłopca.

Przecież już to znasz. Co właściwie obchodzą Ciebie JEGO miny????

Jacek - Nie 06 Kwi, 2014 10:44

witam koleżankę fair :)
fairy - Nie 06 Kwi, 2014 10:56

Klara dziękuję Ci, przeanaluzję ten wętek.
Również jestem psychicznie wykończona, nerwy, stany depresyjne, brak sensu życia.
Mąż chodzi w markowych ciuchach, ma fajna pracę, wszyscy go lubią.
Pije tylko po pracy, wieczorami, wszystko elegancko.
Tylko w domu pijany się zataczał po nocy do łazienki, potem nawet to się skończyło.
Pił tak że nie było tego po nim widać. Albo trzeźwiał u kumpla.
Zresztą wszyscy nasi wspólni znajomi odsunęli się ode mnie, ale nie martwi mnie to
specjalnie.
On taki miły, dobry kolega, zawsze mogą na niego liczyć.
Święta czy rocznica, zawsze miał jakąś sprawę ze znajomymi,wychodził żeby komuś pomóc.
A jeśli miałam pretensję to z czystego egoizmu. Tak mówił.
W ich oczach odeszłam od bardzo dobrego i wartościowego człowieka.
ALe ja już po prostu nie dałam rady psychicznie.
Fakt... do jego min i tego show które robi przywykłam.
Martwi mnie tylko że reaguję lękami i stresem na wszelki kontakt z nim.
Do którego on dąży, mimo moich próśb.
Jest wtedy miły, po prostu niby chce o coś spytać.
On pyta o dokumanty a ja mam ochotę oddzwonić i krzyczeć żeby znikał.
Reaguje agresją albo po prostu lękiem.
Zaraz po rozstaniu z nim rozmawiając przez telefon o mało nie zemdlałam z nerwów.
Nie mogę tak zupełnie odciąć się bo on czesto zmienia pobyt zamieszkania,
wystepujac o rozwód chyba musze podać jego adres...

Jestem po prostu ofiarą jego manipulacji.
Zdaje sobie sprawę z tego że normalna kobieta by po prostu odeszła i zyła swoim zyciem
a ja mam lęki.

Klara - Nie 06 Kwi, 2014 11:06

fairy napisał/a:
On taki miły, dobry kolega, zawsze mogą na niego liczyć.
Święta czy rocznica, zawsze miał jakąś sprawę ze znajomymi,wychodził żeby komuś pomóc.

A, to wypisz - wymaluj mój mąż :tak:
fairy napisał/a:
normalna kobieta by po prostu odeszła i zyła swoim zyciem

Normalna tak, ale współuzależniona, to już niekoniecznie :(
Ja wcale nie odeszłam, a po latach mąż się zapił.
Do kitu takie życie, więc nie myśl o sobie tak źle, lekceważ opinię innych, bo oni na co dzień nie żyją z alkoholem w roli głównej, a kontakty z mężem przerwij zdecydowanie, a nie za pomocą prośby.
Nie wiem, czy jesteś zobowiązana znać każdy adres męża. Jeśli podasz w sądzie ostatni który znasz, to chyba wystarczy. Przecież nie jesteś śledczym.

fairy - Nie 06 Kwi, 2014 11:20

Klara napisał/a:

A, to wypisz - wymaluj mój mąż :tak:


Muszę się nauczyć wstawiać te cytaty... :)
O.. to pocieszające...

Klara napisał/a:

Normalna tak, ale współuzależniona, to już niekoniecznie :(
Ja wcale nie odeszłam, a po latach mąż się zapił.
Do kitu takie życie, więc nie myśl o sobie tak źle, lekceważ opinię innych, bo oni na co dzień nie żyją z alkoholem w roli głównej, a kontakty z mężem przerwij zdecydowanie, a nie za pomocą prośby.


Spokojnie ale zdecydowanie...
Tylko że on co jakiś czas wymyśla coś extra.
Np. że chyba mam jakieś jego dokumenty albo że znalazł coś mojego,
czy mi to przywieźć.
Kiedy się rozstawalismy potrafił się zjawić bez zapowiedzi u mnie w pracy
ze słodyczami, witaminami albo kosmetykiem dla mnie, żebym o siebie dbała.
Ciagle mi powtarzał, nie pal, dbaj o siebie, jedz witaminy... itp...

Klara napisał/a:

Nie wiem, czy jesteś zobowiązana znać każdy adres męża. Jeśli podasz w sądzie ostatni który znasz, to chyba wystarczy. Przecież nie jesteś śledczym.


Czytałam gdzieś że jak złożę pozew o rozwód to on dostanie pocztą kopię którą
musi podpisać i odesłać.
Chyba muszę iść do prawnika i dowiedzieć się jak to wygląda.
Psychiatra z poradni powiedziała że powinnam już dawno się rozwieźć
i że jeśli będę miała lęki to mi coś da.
A ja bym chciała być pewna siebie spokojna bez leków.
Po prostu chcę wziąć rozwód żeby móc definitywnie się odciąć.

Ps: witaj Jacku

fairy - Nie 06 Kwi, 2014 11:31

Chcę jeszcze dodać że mój mąż dużo pracuje, jest zajęty pracą, znajomymi imprezami.
Tak jak lubi.
Wcale nie nakłania mnie do powrotu, nie błaga, nie prosi.
On po prostu ciągle ma jakieś sprawy do mnie jednoześnie twierdząc
iż dobrze że się rozstaliśmy bo on się do związku trwałego nie nadaje.
On kocha życie towarzyskie.
Twierdzi jednak że powinnismy być w kontakcie i poważnie porozwiać
bo martwi się o mnie.
Taki "wujek dobra rada".

fairy - Nie 06 Kwi, 2014 13:15

Jak mu wytlumaczyć żeby sie nie odzywał, że to mnie rani, że tyle przez niego przepłakałam dni i nocy że każdy sms mnie wytraca z równowagi?
Czy terapia mnie nauczy nie reagować na to tak emocjonalnie...?

Klara - Nie 06 Kwi, 2014 13:30

fairy napisał/a:
każdy sms mnie wytraca z równowagi?

Zmienić numer telefonu, albo zablokować jego numer (?) :drapie:
fairy napisał/a:
Np. że chyba mam jakieś jego dokumenty albo że znalazł coś mojego,
czy mi to przywieźć.

..ale Ty nie masz żadnych jego dokumentów, a jeśli chce Ci coś przekazać, niech zatrudni pocztę.
fairy napisał/a:
Czy terapia mnie nauczy nie reagować na to tak emocjonalnie...?

Powinna, jeśli ją dobrze spozytkujesz.
Czy masz tylko indywidualną, czy grupową też?

fairy - Nie 06 Kwi, 2014 13:59

Gdybym mogła zmienić lub zablokować to bym to zrobiła.
Dlatego wyłączam tel jesli mogę.
Szukam pracy i nie mogę się odciąć zupełnie.
Jak dostaje smsa od razu czuje wielki żal do niego.
To bezczelne co on robi.
ALe nie powiem mu tego żeby nie było mu przykro...
Jeśli nie powiem czuję żal i agresję.
Jesli powiem czuję się winna że kogoś zraniłam, że wszystko można załatwić
na spokojnie, kulturalnie.
Dziś słuchałam audycji o DDA i DDD jestem książkowym przykładem.

Klara - Nie 06 Kwi, 2014 14:16

fairy napisał/a:
DDA i DDD jestem książkowym przykładem.

No właśnie!
Powiedziano jednak: Najważniejsze najpierw!
Zrób najpierw współuzależnienie, a później (ewentualnie) wyprostuj tę drugą dysfunkcję.
Byłoby dobrze, żebyś sobie pochodziła na mityngi Al-Anon: http://www.al-anon.org.pl/spis.html
Znajdziesz tam zrozumienie i wiele odpowiedzi na Twoje pytania, a być może też bratnią duszę do porozmawiania.

Życzę Ci powodzenia w poszukiwaniu pracy.

wampirkowa - Nie 06 Kwi, 2014 14:26

robiene DDD lub DDA to jest bazgranie się w totalnym szambie dlatego np alkoholicy musza mieć conajmniej 4 lata trzeźwosći
fairy - Nie 06 Kwi, 2014 19:47

Czy żal do samej siebie że się tak długo tkwiło w takiej toksycznej relacji
przechodzi z czasem?

Maciejka - Nie 06 Kwi, 2014 21:13

Witaj :) tak przechodzi jak zaczniesz siebie kochac to przejdzie. Jest taka madrośc ludowa; żebym wiedział, że upadne to bym usiadł.
fairy - Pon 07 Kwi, 2014 14:06

:buzki:
Jak dobrze że tu do Was przyszłam

Klara - Pon 07 Kwi, 2014 14:16

:pocieszacz:
Linka - Pon 07 Kwi, 2014 14:48

fairy napisał/a:
Czy żal do samej siebie że się tak długo tkwiło w takiej toksycznej relacji

przechodzi z czasem?

przechodzi..mnie pomogło wybaczenie sobie

olga - Pon 07 Kwi, 2014 15:02

fairy napisał/a:
Czy żal do samej siebie że się tak długo tkwiło w takiej toksycznej relacji
przechodzi z czasem?

ja nigdy do siebie zalu o to nie mialam i nie wiem czy bylam 0 22 lata za dlugo czy moze nawet dnia za dlugo bo to byl wlasnie ten odpowiedni moment na opuszczenie bylego meza, ojca dzieci a przede wszystkim czynnego alko

fairy - Pon 07 Kwi, 2014 22:07

Ja niestety łapię się na tym że odmawiam sobie przyjemności i czuję lekkie poczucie winy robiąc coś miłego dla siebie, po tym rozstaniu.
I tak jak na początku swoich postów pisała Flora - wszystko na logikę rozumiem,
tyle się już nauczyłam a jednak... w praktyce opornie jakoś to wszystko mi idzie...
Duże pietno odcisnęło na mnie to rozstanie ponieważ było bardzo dramatyczne.
Odpychałam męża od siebie, płakałam, krzyczałam żeby się odczepił, puścił mnie wolno.
Zachowywałam się jak oszalała, ale miałam juz nerwy w strzępkach a on wciąż taki miły, spokojny, zasmucony, zatroskany.
Potem czułam się winna że nie umiałam rozstać się na spokojnie, ale po prostu już nie mogłam...
:bezradny:

Flora - Wto 08 Kwi, 2014 10:45

Witaj fairy,

wszystko ustępuje, trzeba tylko dać sobie czas i rozumnie spojrzeć na te chore relacje "z boku, z zewnątrz" ! i w tym największa trudność.

Z jaką ja łatwością widziałam to uwikłanie u innych, patrzyłam z przerażeniem na:

- teściową: ".... gdyby Jasio żył ...." a Jasio jak żył ... pijem aż oślepniem robiąc jej piekiełko i "sprzedając" uzależnienie dzieciom,

- sąsiadka żona alko - jak ona sobie na to pozwala! , trzeba jej pomóc !! :szok: a może najpierw sobie pomożesz kobieto.

I wreszcie przychodzi czas kiedy spojrzysz na stare zdjęcia i nie będziesz wspominać tamtych chwil .... tylko zauważysz, że miałaś wówczas taki błysk w oku, wkurzysz się jakim prawem ci to ktoś odebrał ... i odzyskasz go ponownie :muza:
Bo to był dar Boga dla świata, dla wszystkich otaczających cie ludzi a nie dedykowany dla kogoś kto manipulował tobą przez wiele lat i przewlekle udawał/udaje że liczy się z Twoimi potrzebami, uczuciami, zdrowiem ... to fałsz!. Twój błysk nie warty gadziny :nono:

TAK SIĘ STANIE FAIRY BO TO NAM I NASZYM DZIECIOM SIE NALEZY MAMY DO TEGO PRAWO!

Przytulam :>

matiwaldi - Wto 08 Kwi, 2014 11:42

w sumie to chciałem się przywitać (jak Jacuś),ale w tytule przeczytałem...........
może z tą wolnością,to coś bym naciągnął ,ale jako kobieta to się nie łapię ........


mimo to witaj na Forum
8)

fairy - Wto 08 Kwi, 2014 12:08

Oj piszcie chłopaki, każdy post dla mnie na wagę złota przecież! :)

Flora bardzo Ci dziękuję że napisałaś, wczoraj czytałam Twój wątek parę razy.
To wszystko co piszecie bardzo pomaga, dodaje otuchy.
c4fscs

Flora - Wto 08 Kwi, 2014 12:21

Do usług Syrenko:)
machnij tym ogonem ... zrób tsunami i posprzątaj a syreni śpiew już dla kogo innego :skromny:

pterodaktyll - Wto 08 Kwi, 2014 20:04

Cytat:
Łapie się na tym że boje się smsów od niego, wiec wyłaczam telefon

A nie prościej po prostu zmienić numer?... ;)

fairy - Wto 08 Kwi, 2014 22:44

Chcę zmienić numer, ale w obliczu poszukiwań pracy nie a bardzo chwilowo mnie stać.
Byłam w salonie dowiedziałam się dokładnie co i jak ale na razie nie mogę.
Jednak zrobię to na pewno!
Na razie mam kare za jazdę bez biletu na 250 zł a odsetki lecą ;)

No i wstyd się przyznać ale uciekłam dziś z meetingu.
Znalazłam w necie al anon dziś i pojechałam. Pierwszy raz w życiu.
Zebrała się dosyć liczna grupa osób, wszyscy dla siebie bardzo życzliwi, mili...
Połowa chłopaków i połowa dziewczyn.
Siedzieliśmy w poczekalni, ale jak zobaczyłam te umęczone kobiety w róznym wieku,
i takie młode jak ja i starsze, niektóre energiczne, śmiałe inne usmiechajace sie tak dla zasady, takie wypompowane, takie jaką ja siebie widziałam kiedyś, usłyszałam rozmowę grupki mężczyzn obok mnie o piciu i poczułam straszny ciężar i taki natłok emocji że nie mogłam tam wytrzymac musiałam wyjść.
Nie byłam w stanie i nie chciałam słuchać ich opowieści.


Ja to wszystko przeszłam, po 1000 razy... i nie chcę słuchać jak kobiety opowiadają
że wrócił po alkoholu czy nie wrócił... awanturował sie, albo że ona cierpi jak ja kiedyś, albo teraz...
Jutro mam terapię grupową w mojej poradni, przepisana przez terapeutkę.
Pierwszy raz miałam iść ale nie wiem... może dam radę, może pójdę.
Choć wydaje mi się że dla mnie najlepsza jest terapia indywidualna.
Wyszłam i puściły emocje, popłakałam się na ulicy głośno jak dziecko.
Wróciły emocje, wspomnienia, tamten ciężar dźwigania sytuacji...
To tak jakbym sobie teraz puściła teraz film o alkoholiźmie... po prostu nie mam na to sił ani ochoty.
Poszłam nad Wisłę z kumplem, siedziałam nad wodą, wyciszyłam się... to mi naładowało akumulatory.

pterodaktyll - Wto 08 Kwi, 2014 22:54

fairy napisał/a:
Chcę zmienić numer, ale w obliczu poszukiwań pracy nie a bardzo chwilowo mnie stać.

Istnieje jeszcze podobno coś takiego jak blokada połączeń czy jakoś tak....

fairy - Wto 08 Kwi, 2014 23:07

Tak, dowiadywałam się i o to.
Powiedzieli że w MixPlusie niestety nie ma tej opcji,
a i mój Samsung SGH-M600 jest na tyle stary że nie posiada opcji blokowania
danego numeru.
Pozostaje zmienić numer :)

fairy - Wto 08 Kwi, 2014 23:52

Tak naprawdę ja się nigdy za picie męża nie czułam winna.
Nigdy nie czułam że pije przeze mnie.
Był ode mnie starszy i wiedziałam że nie mam z tym piciem w ogóle nic wspólnego.
Pokochałam go kiedy był w bardzo złym stanie psychicznym, i chciałam mu pomóc.
Nie rozpoznałam alkoholizmu, myślałam że ma depresję.
od poczatku bałam się o niego samego a nie o jego picie...
Byłam bardzo młoda i naiwna, alkoholikiem dla mnie był ktoś leżący na krawężniku.
Tu cały problem.
To moje wieczne pomaganie wszystkim, od dziecka, kosztem siebie.
I to jest dowód na to że współuzależnionym można być nawet kiedy nie ma alkoholu.
Złe wzorce, brak dbania o siebie, nieumiejętność wyznaczania własnych granic, niskie poczucie wartości.
Dziś dopiero się uczę siebie.

pterodaktyll - Śro 09 Kwi, 2014 08:55

fairy napisał/a:
w MixPlusie niestety nie ma tej opcji,
a i mój Samsung SGH-M600 jest na tyle stary że nie posiada opcji blokowania
danego numeru.
Pozostaje zmienić numer

No widzisz.........jak ktoś chce to szuka sposobu......czy jakoś tak to leciało ;)

pterodaktyll - Śro 09 Kwi, 2014 08:56

Cytat:
Dziś dopiero się uczę siebie.

Lepiej późno niż wcale, jak powiadają starożytni.....no mniejsza z tym jacy starożytni ;) a ile latek dzieciątko masz? :mgreen:

fairy - Śro 09 Kwi, 2014 09:23

Zaledwie 30 wiosen drggb
pietruszka - Śro 09 Kwi, 2014 12:19

Cześć wróżko -syrenko :)

Ja poszłam na Al-anon pomóc sobie... Owszem, na wielu mitingach jest część poświęcona radościom i smutkom, ale większą część pracuje się nad programem. Poszłam na grupę pomimo, że tego samego tygodnia Pietruch właśnie przestał pić.

Czy boisz się konfrontacji z grupą kobiet, które były/są w podobnej sytuacji? Skąd ten lek przed grupą?

Bardzo sobie cenię Al-anon, bo dla mnie to kontakt z osobami na różnym poziomie zdrowienia. Te babeczki, które są o kilka kroków przede mną pokazują mi, że i ja mogę tak wyprostować swoje ścieżki. A te, które dopiero zaczynają - przypominają mi, ze z podobnych klimatów wyszłam, co jest istotą współuzależnienia i to ekscytujące, że można im towarzyszyć i widzieć, jak się rozwijają. To nieustannie dodaje siły :)

fairy - Czw 10 Kwi, 2014 19:37

No własnie... na ostatniej terapii moja kochana terapeutka wyciągnęła ze mnie fakt
że jest mi przykro że tak się wszystko ułożyło, że przechodzę taką żałobę
po związku i że logiczne tłumaczenie sobie wszystkiego nie zmienia sprawy
że kochałam i kocham tego faceta... :zalamka:
Pozwoliła mi nad tym popłakać a ja niestety albo stety po raz kolejny
wracałam do domu głośnio płacząc.
Ale pomyślałam że to moja sprawa i mam do tego prawo! ;)
Pewnie dlatego obecność mężczyzn opowiadających o swoich nałogu i fora
dla alkoholików po prostu są ponad moją siłę.

W ogóle na ostatnią wizytę z terapeutką weszłam już ze łzami w oczach
bo czekając w poczekalni siedziałam między terapią dla alkoholików
(skąd wychodzili faceci "podobni" do mojego męża, oglądali akurat
jakiś film i co chwile jakiś wychodził nerwowo na papierosa.
A z drugiej strony właśnie rozchodziła się do domu grupa zapłakanych
kobiet pewnie to terapii grupowej.
No i tak mnie jakoś "załapało" za serce to wszystko.

:beczy:

:brawo: ;)

olga - Pią 11 Kwi, 2014 05:56

fairy napisał/a:
A z drugiej strony właśnie rozchodziła się do domu grupa zapłakanych
kobiet pewnie to terapii grupowej.

Chodzilam na terapie grupowa przez dosyc dlugi czas. Czasami ktos nowy dochodzil, ktos "stary" odchodzil ale ta moja grupa wcale nie byla taka zaplakana. Czasami jakas "swieza" dziewczyna byla zszokowana docierajaca do niej prawda i wtedy pojawialy sie lzy. Czesto bylo wesolo, czasami powaznie jednak zawsze milo, cieplo i przyjaznie.

Klara - Pią 11 Kwi, 2014 07:16

olga napisał/a:
Czesto bylo wesolo, czasami powaznie jednak zawsze milo, cieplo i przyjaznie.

No właśnie! Też ze zdziwieniem przeczytałam to, co pisze Fairy, bo ani na terapii, ani na grupie Al-Anon nie spotkałam grupy ludzi zapłakanych, czy zatroskanych.
Owszem, w rozmowach wychodziło, że każdy miał spory problem, bo w tych miejscach właściwie ludzie bez problemów nie bywają, jednak z ich zachowania jakoś specjalnie nie było to wyczuwalne. Wręcz przeciwnie - wokół było pełno śmiechu i sympatii.
Zastanów się Fairy, czy przypadkiem Twoje nastawienie nie jest "sprawcą" takiego ponurego obrazu świata.
Jeśli tak, to czas to zmienić i ruszyć mimo oporów na spotkania grupowe.
Mam tu na myśli terapię grupową, oraz (JEDNAK) Al-Anon, przy czym pamiętaj, że na mityngu Al-Anon oprócz "dzień dobry" i przedstawienia swojego imienia, NIE MUSISZ NIC MÓWIĆ.

Linka - Pią 11 Kwi, 2014 08:16

Płakałam na pierwszym moim mitingu, chyba jeszcze drugim i trzecim..
ale nie płakała ze mną cała grupa,
częściej zdarzało nam się płakać ze śmiechu.
Na grupie na którą chodzę, te 2 godziny bywają dla niektórych, najradośniejszymi godzinami w tygodniu.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto zobaczy tę dobrą, czasem komiczną stronę danej sytuacji.
To częściej na grupie, która działa bardziej na zasadzie klubu.

OSSA - Pią 11 Kwi, 2014 10:48

Klara napisał/a:
Też ze zdziwieniem przeczytałam to, co pisze Fairy, bo ani na terapii, ani na grupie Al-Anon nie spotkałam grupy ludzi zapłakanych, czy zatroskanych.


Klara mam odmienne doświadczenia, na terapie trafiłam przez mojego męża, nie miałam już siły, byłam w depresji. Czułam, że nic nie jestem warta jako matka , żona i kochanka. Właśnie zapłakana i zatroskana co dalej.... dzięki terapii zobaczyłam światełko w tunelu. Mimo, że facet nigdy nie przestał pić, ma długie okresy abstynencji, ale niestety przerywane zapiciami.


Pamiętam początki kobiety współuzależnione przychodziły zawstydzone, często ukrywając pod makijażem zapuchnięte od płaczu oczy i siniaki. Na początku na pytania terapeuty jak minął tydzień, jedne milczały, drugie zdawały relacje z pijaństwa swoich partnerów. Dopiero w miarę upływu czasu, poznawałyśmy siebie, czułyśmy się bezpieczne, spotkania były inne. Wychodziłyśmy uśmiechnięte, spokojne, z czasem nie mogłyśmy się nagadać siedziałyśmy na ławeczce lub szłyśmy na kawę. Wymieniałyśmy się telefonami, z niektórymi osobami z grupy spotykam się do dziś. Czasem bywało tak, że osoba z którą na grupie miałam dobry kontakt, spotkana w sklepie, autobusie, udawała, że się nie znamy wstydziła się, że ktoś obcy wie co dzieje się w jej rodzinie.

Moim zdaniem terapią to długi proces i nie należy zrażać się po jednym spotkaniu.

fairy - Pią 11 Kwi, 2014 10:50

Nie mówię że cała grupa płakała :)
Myślę że to nie było spotkanie al anon tylko terapia grupowa w przychodni.
Takich ocierajacych łzy było 3 (widocznie coś je wzruszyło)
Ogólnie było widać że dziewczyny się trzymają razem i pocieszają, wywarły na mnie
bardzo pozytywne wrażenie! :)
Po prostu poruszyły moje emocje, zobaczyłam w nich siebie.
A ja jestem bardzo emocjonalna! zxczxc
Chłopaki też bardzo sympatyczni, ale widać było że ciężko im się ogląda
ten film.
Przez drzwi słyszałam dialogi "kocham cie... jestem w ciązy, to jego dziecko!"
Może dlatego ;)

fsdf43t

fairy - Czw 15 Maj, 2014 22:31

Wiecie co, ostatnio zrobiłam na terapię tak z własnej inicjatywy taki spis spraw z ktorymi sobie nie radzę, podzieliłam go tematycznie na części.
Jedną z nich był mój mąż oczywiscie.
Wypisałam wszystko co jeszcze mnie boli, np. że nie jestem w stanie złożyć pozwu o rozwód bo mój mąż był też moim przyjacielem i czuje się jakby rozwod był czyms niewłasciwym, jakbym była nie fair jesli go wezmę.
Maż zgodzil sie na rozwod, zyjemy swoim zyciem, z mojej inicjatywy nie kontaktujemy się, ale wiem ze gdybym napisała "przyjedź, mam kłopoty" to by przyjechał. Zawsze.
Zawsze ta było. Nawet jak nie mieszkalismy razem i jechałam na ostry dyzur w nocy z jakims paprochem w oku to on leciał w nocy z drugiej cz, miasta zeby ze mna być.
Nawalił 1000 razy ale z drugiej strony tez zawsze wiedziałam ze mogę na niego liczyć.
I co z tym zrobić?
W głebi duszy kocham go ale nie wyobrażam sobie życia z nim bo nie wiem jaki bedzie za 10-20 lat.
Charakter ma cieżki, nerwowy, apodyktyczny, tyle razy mnie zranił, skrytykował.
Nie nadajemy się na parę...
To czemu nie mam sił na ten rozwód???

Jakimś wyjsciem wydaje mi sie przyjaźń. Ale na dzis dzien nie wyobrażam sobie zeby miec kiedys tam nowego faceta i męża przyjaciela bo... maz jest alkoholikiem, bo moze manipulować bo wiem ze w takim trójkącie czułabym poczucie winy.

Estera - Pią 16 Maj, 2014 10:09

fairy napisał/a:
Nawalił 1000 razy ale z drugiej strony tez zawsze wiedziałam ze mogę na niego liczyć.


:mysli: w jaki sposób mogłaś na niego zawsze liczyć, skoro tysiąc razy nawalił? :roll:

Jacek - Pią 16 Maj, 2014 10:30

fairy napisał/a:
Nawalił 1000 razy ale z drugiej strony tez zawsze wiedziałam ze mogę na niego liczyć.

to tak jak Laskowik powiedział do Smolenia
"czy jak widzisz jedno koło zepsute.to zaraz cały traktor jest zepsuty
- no to wsiądź i jedź"
a czy można zaufać sprzedawcy,który sprzeda kilo jabłek,w tym jedno nadgniłe???
pewnie ze można :tak:
a gdy to zrobi kilka razy z rzędu???
nawet gdy by nie zauważył,tego jedynego w śród wielu,to i tak to świadczy o jego niedbałości,,o jego odpowiedzialności - nieprawdaż???

fairy - Pią 16 Maj, 2014 12:05

Wiedziałam że wyłapiecie to zdanie :)
Mnie już kłuło w oczy przy pisaniu.

I to jest własnie mój konflikt wew. na którym sie trzyma jeszcze moje współuzależnienie.
Nie mam kontaktu z mężem, nie wiem co sie z nim dzieje i dobrze.
Ale nie umiem jasno i krytycznie na niego patrzeć.
Równoważą mi się samotne dni kiedy leciał do znajomych i zostawiał mnie samą,
jego pretensje o nic z momentami kiedy coś się działo, miałam kłopoty i wystarczył
jeden telefon i mąż przybywał.
Wiem ze jak zadzownię i powiem ze chce pogadać/ ze potrzebuje pomocy/ źle sie czuje to on nie powie "nie".
Moje współuzaleznienie puściło na razie na tyle że nie zastanawiam się gdzie on jest, i nie zamartwiam sie o niego.
Ale nie czuję się wolną kobietą.
On nadal tam jest, taki rycerz błędny gotów do pomocy.
Dziękuję wam za odpowiedzi, przeczytam je jeszcze pare razy bo widzę że czytam i nie dociera... vz4
I to mnie martwi.

fairy - Pią 16 Maj, 2014 12:12

matiwaldi napisał/a:
Estera napisał/a:
w jaki sposób mogłaś na niego zawsze liczyć, skoro tysiąc razy nawalił?


oj tam,oj tam .... to są takie plusy ujemne........ czepiasz siem ............. 8)
:mgreen:



Dokładnie, to są takie plusy ujemne współuzależnionej.
I chce je ubić! Chcę żeby wynik wyszedł ujemny.
A na razie mam +/-

Mój terapeuta mówi że to dlatego że wychowałam się bez ojca, że mam w głowie
nierealny obraz mężczyzn. Zresztą... zawsze wierzyłam że spotkam rycerza na białym koniu. I spotkałam c44vc

fairy - Pią 16 Maj, 2014 13:37

matiwaldi myślę że idalnie byśmy się dopasowali!
takie królewny jak ja są właśnie dla rycerzy stworzone ;-) a ja ich przyciągm jak magnes. A potem... potem byśmy sobie założyli tu osobny wątek albo książkę napisali :rotfl:

Niestety ja bardzo idealizuje mężczyzn. Jakiś czas temu mój terapeuta idealnie mi tę prawdę objawił 1 pytankiem niewinnym.
Jestem tego świadoma, to już jakiś plus.
ALe jeszcze w sobie tego nie rozpracowałam.

Ps: Ostatnio jak byłam na wizycie schowałam sobie do torebki ulotkę ze spisem spotkań grup wsparcia. Takie al anon ale królewny i rycerze osobno.
I to mi odpowiada, tam się wybiorę.
Moja aura zewnętrzna i czar współuzależnienia źle wpływają na rycerzy.
Gdyby ktoś nowy chciał namiary w wawie na te spotkanie to zapraszam na priv.

fairy - Pią 16 Maj, 2014 14:48

:okok: DOKŁADNIE!
I się nagle sama obudziłam nie w tej bajce co chciałam.

fairy - Pią 16 Maj, 2014 14:56

Mój terapeuta na moją opowieść o tym jak poznałam męża spuentował "i nagle pojawił się on... książe na białym koniu...."

Teraz wiem że on się już wcześniej uderzył w głowę, i dojechał do mnie nieświadomy gdzie jedzie ;)

fairy - Pią 16 Maj, 2014 15:02

Nie nie... teraz chcę być wolną 5grv
Nie chcę już spać i czekać na rycerza.

fairy - Pią 16 Maj, 2014 15:19

Terapia mi pomaga. Paniczny lęk zamienił się w niepokój, a od paru dni miewam myśl "Boże jak dobrze mi samej... jaki spokój, jak dobrze... "
Wczoraj pierwszy raz od wielu miesięcy poczułam błogość...
zv4v

fairy - Pią 16 Maj, 2014 17:16

Co prawda.... mam jeszcze takie lęki, czasem mnie nachodzą mysli... "nie to ci sie nie uda, nie wyrwiesz się z tego, juz nie będziesz szczesliwa, załamiesz sie..."
ALe radzę sobie z tym, daje radę.

bila - Pon 19 Maj, 2014 14:27

Ja też nie mogłam się długo zdecydować, by się rozwieść, choć już pozew napisałam. Ale- ktoregoś dnia bylismy u teściów. Oboje ludzie na stanowiskach, oboje alkoholicy :( .Teść dolewał mi trunku, a teściowa upiła się na smutno i mówi do mojego męża- ,,Tylko ty nie bądź agresywny już, jak wypijesz...". Teściowa to była kiedys piękna i mądra kobieta. Popatrzyłam na nią i myślę: Jeszcze kilka lat, a ja będę taka sama... I już wiedziałam, że się rozwiodę.
Wracaliśmy przez miasto, a ja myślałam: Ostatni raz idę przez miasto z pijanym facetem!
I tak było.
Dziś mój były nie pije, po 11 latach jestesmy znów razem. To była dobra decyzja, o rozwodzie.
Życzę powodzenia!!!

fairy - Pon 19 Maj, 2014 22:53

bila wielkie dzięki za ten post i wsparcie.

Widzę róznicę pomiędzy sobą a rasztą dziewczyn tu.
Może to dlatego że minęło niecałe 5 mieś od rozstania.
Jestem taka rożalona zrezygnowana, moje posty sa jakieś takie dramatyczne.
Najgorsze że nie czuję w ogóle żalu do niego tylko do siebie.
Koniec nie był taki że on wrócił pijany, ja po prostu leżałam na dywanie zwinięta
w kłębek z kolejnym atakiem paniki i błagałam że wyszedł z mojego mieszkania
i nie wracał. Spakował się smutny i wyszedł.
Nie daję sobie prawa do takiego załamania, czuję że nawaliłam, że powinnam
to załatwić inaczej. Ale innego wyjścia chyba nie było bo on by nie odszedł,
a ja nie umiałam podjąć decyzji.

Parę dni przed rozstaniem mąż wrócił pijany od kumpla, chciał ode mnie seksu.
Odmówiłam.
Więc właczył sobie przy mnie pornola, a ja nic nie czułam, ani złości, ani smutku, nic..
Wyszłam zapalić do kuchni.

Patrzę na kobiety w szczęśliwych związkach, spełnione, takie o które mężczyźni dbają
i nie umiem sobie wybaczyć że moim życiu stało się coś takiego.
Wy piszecie że po prostu zamknęłyscie ten rozdział, a ja nie umiem. Coś mnie gniecie
w środku, jakbym miała kaca moralnego, jakbym siebie znielubiła.
Nie umiem sobie też wybaczyć że uciekając od męża trafiłam w ramiona innego alkoholika.
Nie zatrzymałam się, nie zwróciłam uwagi na czerwoną lampkę w mojej głowie.
Po prostu poszłam jak koza na rzeź. Dostałam to samo co od męża, on zaspokoił swoje potrzeby i ściana emocjonalna, lód.
Jestem dla siebie bardzo krytyczna, zawsze byłam perfekcjonistą, nie wiem jak sobie to wszystko poukładać w głowie i wybaczyć sobie.

Klara - Wto 20 Maj, 2014 06:48

Fairy!
Znalazłaś pracę?
Wychodzisz do ludzi?
Zaczęłaś terapię grupową?
Zajmujesz głowę innymi sprawami niż rozpamiętywanie tego, czego nie możesz zmienić?

pietruszka - Wto 20 Maj, 2014 09:53

A poza tym fairy... daj sobie zgodę na przeżywanie smutku, żałoby... Byleby nie trwała ona zbyt długo, bo szkoda życia...
A poczucie winy za czas i rzeczywiste czy wyimaginowane winy z czasu życia z czynnym alkoholikiem? Mi w poradzeniu sobie z poczuciem winy pomogła praca nad czwartym stopniem w al-anon... to taki swoisty rozrachunek sumienia, potrzebny właśnie po to, by zamknąć ten rozdział życia...

olga - Wto 20 Maj, 2014 10:29

to jakim ja jestem czlowiekiem, ze nigdy poczucia winy z powodu picia meza i rozpadu malzenstwa nie mialam............... :bezradny:
fairy - Wto 20 Maj, 2014 14:41

Olga myślę że to jak najbardziej zdrowe i normalne podejście :)
Ja mam dopiero przebłyski.

Na al anon jeszcze nie byłam.
Pietruszka czy chodzi chodzi o 12 kroków?
Słyszałam o tym ale nie do końca wiem co to jest.

Pracy jeszcze nie znalazłam. Na razie dorabiam okazjonalnie.
Staram się wychodzić do ludzi i zajmować czyś myśli.
Czuję się lepiej, ale jeszcze mam lęki i myśli natrętne.
W sumie najbardziej dokucza mi własnie nerwica.
Pytałam się psychiatry w poradni czy ja nie zwariowałam, czy to dopuszczalne
mieć takie dziwne myśli, ale babka powiedziała że jak najbardziej tak, że to ze zstresu
z napięcia emocjonalnego.
Na razie jeszcze do końca nie przeszłam żałoby po związku, czasem płaczę na filmie
jak widze faceta podobnego do męża, więc z rozwodem jeszcze zaczekam.

pietruszka - Wto 20 Maj, 2014 18:11

12 stopni Al-anon wywodzi się z 12 kroków AA :tak:
fairy - Śro 28 Maj, 2014 18:53

Byłam dziś na terapii, wyłam ;)
Ale jaka ulga potem...

Potem pojechałam w sprawie pracy.
Wychodze do ludzi, jestem otwarta, przełamuję lęki i nieśmiałość.
I właściwie na dziś dzień to mam tylko jeden problem, otóż nic mnie nie cieszy.
Nawet moje cele i marzenia wydaja mi się bez sensu.

Widziałam gdzieś na forum taki temat "odeszłam od alkoholika i moje zycie straciło sens"
I zastanwiam się czy to nie to?
Ale czemu wczesniej jak rozstawałm się z mężem życie miało sens a teraz nie.
Tej zagadki jeszcze nie rozwikłałam.

Klara - Śro 28 Maj, 2014 18:59

fairy napisał/a:
Byłam dziś na terapii

fairy napisał/a:
pojechałam w sprawie pracy.
Wychodze do ludzi, jestem otwarta, przełamuję lęki i nieśmiałość.

O! Brawo Fairy! :brawo: :brawo: :brawo:
fairy napisał/a:
na dziś dzień to mam tylko jeden problem, otóż nic mnie nie cieszy.

Spokojnie :pocieszacz:
Powolutku zaczniesz wychodzić z tego stanu. Dołek ma to do siebie, że jak już się z niego wydrapiesz, to będziesz na górce i wtedy odetchniesz pełną piersią i dopiero poczujesz, że jesteś wolna, że nic i nikt Ciebie nie ogranicza, że nie musisz się nigdzie spieszyć, że jesteś panią SIEBIE.
Uświadomienie sobie tego stanu niesie niesamowitą radość :sun:

Jacek - Śro 28 Maj, 2014 19:45

fairy napisał/a:
Widziałam gdzieś na forum taki temat "odeszłam od alkoholika i moje zycie straciło sens"
I zastanwiam się czy to nie to?

tak :tak: to jest dokładnie to - bo chcesz tak to widzieć
bo sobie nie wyobrażasz życia bez niego - a spróbuj
a życie nabierze sensu
"kowalem swego szczęścia,jest każdy sobie, sam"

esaneta - Śro 28 Maj, 2014 20:28

Klara napisał/a:
Dołek ma to do siebie, że jak już się z niego wydrapiesz, to będziesz na górce i wtedy odetchniesz pełną piersią

a ja jeszcze od siebie dorzucę, ze po wydrapaniu się z niego nigdy, przenigdy nie będziesz chciała tam wrócić :)

fairy - Śro 28 Maj, 2014 22:32

Bardzo Wam dziękuję.

Ten stan bycia panią siebie to najwspanialszy stan na ziemi.
Ja go już zasmakowałam i tego mi własnie brakuje.
Za tym tęsknię.

Usiadłam sobie tak na spokojnie po napisaniu tego postu i zastanowiłam się
co mi odbiera ta radość życia i stwarza odczucie że nie wolno mi się cieszyć,
że nie zasługuję na to żeby kupić sobie nowe buty za pierwsza pensję itd...
Zresztą własnie o tym dziś rozmawiałam z terapeutą.
Mój mąż przez wiele lat krytykował wszystkie moje poczynania, moje zdanie,
decyzje, niezadowolenie z jego picia, powrotów po pijaku, zniknięć - to była moja wina "bo się czepiam" "bo lubię się kłócić" albo "jestem sadystką, zachowuje sie jak faszysta" "powinnam się leczyć psychiatrycznie" itd
Kiedy odeszłam powiedział że moje zachowanie jest skandaliczne, ze psa sie tak nie zostawia nawet i że ciekawe jak sobie teraz poradzę w życiu sama, na kogo zwale swoje pretensje
i lęki!
Czasem w złości mówił że jestem nikim.
Dotarło do mnie dziś że zostałam przez lata tak zaprogramowana.
Póki był on, musiałam być silna i miałam najwyżej atak paniki jak już nie dawałam rady.
Jak odeszłam - wypisz wymaluj okazałam się niegodną, próżną babą.
Tak jak mówił.
I tu chyba pies jest pogrzebany.
A to zuepłnie przypadkiem dziś wyszło na rozmowie jak owpowiadałam terapeucie
jak mój mąż dbał o mnie i pytał czy umyłam ręce, czy wziełam zieleninkę do kanapki, i krytykował że jem sushi po chamsku rękami a kiedy załozylam bluzkę z dekoltem - że nie mam za grosz żadnej kultury.

Musiałam to napisać tu, dla samej siebie.

Jacek - Czw 29 Maj, 2014 08:31

fairy napisał/a:
I tu chyba pies jest pogrzebany.

moja droga,a zauważyłaś że w tym zdaniu,użyłaś słowo - "chyba"
podobnie odczucia,masz pod swoim adresem w całym poście
a więc przestań używać tego - chybotania-gdybania
to widać,nawet gdy tego słowa nie używasz ,, nie ma ludzi ,którzy by se nie dali rady
są jedynie tacy co w siebie nie wierzą
a to można zmienić , oczywiście stopniowo
wystarczy uwierzyć że tak jest,wypatrywać w sobie rzeczy pozytywne - a z czasem będzie coraz lżej i lepiej
a weźmy se chociaż to że potrafisz włączyć komputer i wejść na forum - a wiesz ile ludzi tego nie potrafi - i tylko dlatego że w to nie wierzą,że się tego boją
ja o sobie mawiam - nie jestem idealnym,mam prawo do pomyłek,jutro się uda to co dziś nie wyszło ,no i lubie ciacha :zeby: :skromny:
a wiesz gdzie tak dokładnie leży prawda ???
nie w tobie :nie: ,, nie w twoich nieumiejętnościach :nie:
a w nim,w twoim partnerze ,, to on sobie nie daje rady - to jego "ja" się w taki sposób broni
to go umacnia i zapewnia w jego racji i zabija to,w nim obawy - których ma pełno w swej niedoskonałości w okuł siebie
piłem więc wiem co mówię - lepiej mnie było zauważyć ze pomidorowa jest przesolona - a tak naprawdę nie chciało mnie się jeść - a pić
a zamiast tego nie widziałem że ja durny mam co dzień gotowy obiadek
o pranie się nie musiałem martwić ,, dzieci gdy wychodziłem jeszcze spały,gdy wracałem już spały - ale ktoś je ubierał,ktoś do przedszkola,szkoły odprowadzał
ktoś :szok: ,,, ale nie byłem to ja
z dumą ,zawsze twierdziłem ze piję za swoje zarobione pieniądze ,ze z domu nie wynoszę na alkohol
a dziś widzę ile za te przechlane okradałem rodzinę - ile za to bluzek dzieci by miały i swego ulubionego pluszowego misia
ile w tym było mojej winy ,i ani żona,ani dzieci nie są temu przyczynkowi winne
po prostu moje niedoskonałości,było lepiej przykryć niedoskonałościami ich ,wszystkich dookoła mnie - zamiast tego widzieć swoje złe,i je poprawić
nikt nie jest doskonały,ale też nikt nie jest do niczego
czytałaś - Desiderata

fairy - Czw 29 Maj, 2014 23:16

Jacku ogromnie Ci dziękuję
To co napisałeś jest jak rozmowa z moim terapeutą.
Poczułam ulgę.

Problem jest w tym że nie dopuszczam do siebie żalu ani złości na męża.
Kiedyś je czułam, a potem nauczyłam się nic nie czuć.
Nie czując nic kieruję się tylko logiką ale bez pełnego przekonania.
Czytam listę jego minusów jaką kiedys zrobiłam i nie czuję nic, żadnej złości, żalu, przekonania że to było złe.
Przypominam sobie sytuacje przykre i nie umiem wskrzesić w sobie żadnych emocji.
Żebym ja była zła, miała żal, była smutna... cokolwiek!

Dziś się zastanawiałam jak bym się poczuła gdyby napisał smsa, zadzownił, coś chciał.
Otóż czułabym się zobowiązana.
Nie odpisałabym, nie odebrała ale uczucie zobowiązania by było. Ja to wiem.
I poczułam lęk, jak słaba jeszcze jestem.
Ps: a w ogóle to cała myśl na ten temat wzięła się z tego że dostałam wiadomość od znajomego że go olewam od paru miesiecy, za moje zachowanie jest skandaliczne
i złapałam się na tym że zaczełam to z nim wyjaśniać, tłumaczyć sie!
A przecież nic mu nie obiecałam, wiedział że miałam załamanie nerwowe, o co w ogóle chodzi? Znowu jakaś presja.

Jacek - Pią 30 Maj, 2014 10:16

fairy napisał/a:
Problem jest w tym że nie dopuszczam do siebie żalu ani złości na męża.

boś dobra kobieta jest :pocieszacz:
powiem szczerze,nie umiem tego wyjaśnić
chociaż,na pewno by ci nic nie ujęło,w tej dobroci,gdy byś te żale na niego wyrzuciła
fairy napisał/a:
Dziś się zastanawiałam jak bym się poczuła gdyby napisał smsa, zadzownił, coś chciał.
Otóż czułabym się zobowiązana.

w zobowiązaniu,nie ma nic strasznego
tyle że musi być przemyślane i nie wymuszone na tobie
masz prawo do zobowiązania takiego jakie to Ty uważasz za słuszne
a nie takie bo co inni powiedzą,bo co mąż powie
Ty się też liczysz :tak:

fairy - Pią 30 Maj, 2014 12:36

Kiedy jestem zła, albo mam żal - znika poczucie winy.
Moja decyzja o rozstaniu jest uzasadniona.
To chyba dobry czas aby iść na terapię grupową albo al anon, tym bardziej
że normalnie już wychodzę na ulicę i nie boję się tak.
Myślę że powinnam sobie uświadomić że to co się działo nie było normalne ani dobre.
Myślę że muszę powrócić i rozgrzebać tamte uczucia i emocje.
Mój terapeuta ostatnio powiedział że jak mówię o tym jak teraz bym reagowała
na krytykę czy "opiekuńczość" męża - to widać we mnie energię, moc, złość.
Niech Pani będzie zła! bardzo dobrze.

anuszka - Pią 30 Maj, 2014 15:40

fairy napisał/a:
I właściwie na dziś dzień to mam tylko jeden problem, otóż nic mnie nie cieszy.
Nawet moje cele i marzenia wydaja mi się bez sensu.

Widziałam gdzieś na forum taki temat "odeszłam od alkoholika i moje zycie straciło sens"


czytalam ostatnio; iz naturalna rzecza po rozstaniu jest zaloba , ktora zdrowo jest przejsc
Wydaje mi sie , ze obecnie ty taka przechodisz i to tylko kolejny etap od uwolnienia sie pozegnania z twoim mezm masz prawo tak sie czuc masz prawo do tych wszystkich uczuc zlosci , smutku; zalu , tesklnoty ja tez odchodze od meza ; ktorego ciagle kocham i wszystkie te stany emocjonalne nie sa mi obce ale wiem , ze tak jest i tyle :mysli: :mysli:

fairy - Pią 30 Maj, 2014 17:55

anuszka wiem bo śledzę Twój wątek i kibicuję Ci z całego serca.

U mnie jest ten problem że ja już nie mam kontaktu z mężem,
wspomnienia są przytłumnione a emocji nie czuję.
Poza lękiem przed kontaktem z nim.
Właśnie chciałabym mieć żal albo czuć złość.
Wolałabym nie działać na logikę a dlatego że mnie zranił, zawiódł.
A ja jak robot, nie czuję nic i brnę dalej w wolność.
Żałuję że nie odeszłam "no goraco" jak było źle.
Tzn odeszłam ale potem wróciłam a mój mąż wytrnował się w manipulacji
i tworzeniu iluzji że jest ok, że on zachowuje się dobrze.
Mąż jeszcze przed rozstaniem robił mi kanapki i udawał że go ochodzi
co się ze mną dzieje.
Pił i odszedł w białych rękawiczkach jako ten dobry.
A ja tak juz przywykłam do nienormalności że nie umiem jej zobaczyć.

anuszka - Sob 31 Maj, 2014 12:20

fairy napisał/a:
wspomnienia są przytłumnione a emocji nie czuję.
Poza lękiem przed kontaktem z nim.


ok to nawet dobrze to otepienie pomaga Ci przetrwac ja rowniez czesto go doswiadczam;
Ostanio jak moj maz nawalony wyrznal sie w lazience nawet tam nie zajzalam zeby zobaczyc czy zyje :mysli: bylam zupelnie obojetna nawet gdyby sie zabil tam ,
ja z nim mieszkam nadal wiec jak go widze czuje zlosc , zal , gniew a czesto tez nic nie czuje jak ty -zupelnie nic :bezradny:

mysle , ze sie go boisz bo w jego obecnosci wracaja te wszystkie odczucia na ktore jak go nie widzisz jestes obojetna poprostu tak Ci latwiej kochana i ok

ja dla meza rodziny tez jestem ta zla bo on dla nich nosi biale rekawiczki mam to gdzies

fairy - Sob 31 Maj, 2014 13:42

Anuszka, ja z mężem byłam 8 lat. Był to błąd wracać.
Człowiek się potrafi przyzwyczaić do najgorszego, potem jeszcze trudniej jest odejść
od tej "normalności".

Boję się jego obecności, jego manipulacji. Wciąż jestem przywiązana jakimś
niewidzialnym łańcuchem do niego.
Boję się tej fali bezsilności i rozerwania emocjonalnego, bo on jest albo spokojny
albo ma pretensję, a we mnie się gotuje.
Myślę że bym zaczęła się zachowywać agresywnie ze strachu, jak dzikie zwierzę
złapane w sidła.

Wciąż nie czuję że NIC NIE MUSZĘ, NIC NIE POWINNAM,
że nie muszę z nim być, że mam prawo do swojego życia.
Ciężko mi jest.

Wczoraj usunęłam konto na fb, bo tym jak kolejny kumpel wjechał na mnie z pretensją
że nie szanuję relacji, nie spotkałam się z nim od paru miesięcy.
Inny znajomy powiedział że moje zachowanie jest skandaliczne, że nieładnie
go potraktowałam.
A ja tylko poprosiłam żeby nie pisał do mnie codziennie smsów.
Bo nie mogłam ich znieść.
Za dużo presji, a ja nie mam sił na to. Zaczęłam sie tłumaczyć, znowu poczułam się
fatalnie. Dlatego jednak unikam na razie ludzi.
Nie ma mnie w necie, wyłaczam komórkę.
Czasami myslę że chyba zwariowałam już.
Albo wreszcie zaczęłam reagować na przymus, presję.
Może czas mi doda sił.

fairy - Sob 31 Maj, 2014 14:01

Wszyscy mówią "wyjdź do ludzi" nie żyj przeszłością a ja mam takie dni że mnie to po prostu przerasta.
Źle się czuję z wesołymi, roześmianymi ludźmi bo widzę wtedy w jakim
jestem stanie. Mnie nic nie cieszy.
Ja tylko chcę spokoju, żeby nikt ode mnie nic nie chciał.

Estera - Sob 31 Maj, 2014 14:15

i ten spokój sobie zapewnij. z czasem sama będziesz najlepiej wiedziała czy już jest czas "na ludzi" czy nie. masz do tego pełne prawo.
fairy - Sob 31 Maj, 2014 23:50

Dobrze... ja też tak czuję.
Choć czasem boję się że tak będzie już zawsze.

Skontaktowałam się dzis przez email z pewnym psychiatrą i opisałam
mu jakie mam objawy.
Napisał że to co przeszłam przy odejsciu męża to były lęki paniczne i depresja.
Lęki przyszły a depresja pozostała i że moje zdrowie nie jest w dobrym stanie.
A ja uważam że jest lepiej, choć łapią mnie dni że mam takiego doła że
nie mam siły wstać z łóżka.
ALe nie chcę brać leków... czy ktoś tu brał leki na depresję?

pietruszka - Nie 01 Cze, 2014 00:01

Tak, ja brałam
Estera - Nie 01 Cze, 2014 06:44

Ja też
olga - Nie 01 Cze, 2014 07:13

i ja

przeciwlekowe, przeciwdepresyjne

Słoneczko - Nie 01 Cze, 2014 08:03

I ja brałam i nadal biorę, jestem pod opieką specjalisty...
fairy - Nie 01 Cze, 2014 11:29

Czy te leki wam pomagają?
Ja mam nerwicę ale radzę sobie z nią dobrze.
Boję się że przez leki na depresję będę miała lęki, ataki paniki.
Podobno najgorsze są pierwsze 2 tygodnie.

Są dni że czuję się fatalnie, wstaje i płaczę ale staram się nie pogrążać
w tym, wstaje piję kawę i zaczynam coś szoforwać albo malować obraz.
Są dni że czuję się w sumie dobrze, tyle że nic mnie spejalnie nie cieszy.
MIałam już depresję kiedyś ale wyszłam z niej bez leków, po prostu wzięłam
się za pracę bo musiałam i jakoś przeszło.

olga - Nie 01 Cze, 2014 11:39

mnie pomogly, bralam przeciwlekowe okolo roku, nie biore od okolo 1,5 roku
uratowaly mnie w okresie najbardziej nasilonej nerwicy

fairy - Nie 01 Cze, 2014 13:15

Jesteście moimi aniołami dziewczyny, nie wiem co ja bym zrobiła bez tego forum

ergr

anuszka - Nie 01 Cze, 2014 14:32

ja tez bralam leki i biore terz zmniejszona dawke glownie na ataki paniki i jest lepiej -pomagaja czasami jets to konieczne zeby choroba sie nie poglebila :tak:
Słoneczko - Nie 01 Cze, 2014 15:02

fairy napisał/a:
Boję się że przez leki na depresję będę miała lęki, ataki paniki.
Ja właśnie z tego powodu biorę leki... mi pomagają, jak widać staję na nogi i jestem coraz mocniejsza sama w sobie :) więcej mam chęci do życia :tak: Ale terapię farmakologiczną mam od samego początku, t.j. odkąd trafiłam do szpitala, połączoną z terapią i indywidualną (wcześniej) i teraz grupową :tak:
pietruszka - Nie 01 Cze, 2014 15:49

Ataki paniki i ostre stany lękowe całkiem u mnie minęły. A nerwicę miałam zdiagnozowaną już jak miałam dwadzieścia kilka lat.
Jacek - Nie 01 Cze, 2014 16:58

fairy napisał/a:
Jesteście moimi aniołami dziewczyny

:tia:

fairy - Nie 01 Cze, 2014 17:18

Jacku oczywiście! :kot: :skromny:
fairy - Pon 02 Cze, 2014 10:11

Boję się że już nic do mnie nie trafi.
Wczoraj wieczorem miałam okropną myśl że jestem złym człowiekiem i poczułam okropny lęk
że sobie z takimi myślami kiedyś nie poradzę.

fairy - Pon 02 Cze, 2014 11:05

Energia mnie rozpiera, mam dużo pomysłów ale cały czas mam wrażenie że coś złego zrobiłam.
pietruszka - Pon 02 Cze, 2014 11:13

Nie wiem, czy jesteś wierząca. Mi w takich chwilach pomagała myśl, że jest we mnie cząstka, jakaś iskierka, przebłysk boskiego geniuszu. I nie mnie decydować... 23r to taki mój sposób
fairy - Wto 03 Cze, 2014 09:45

pietruszka, dziękuję, od wczoraj tak jak napisałaś zaczęłam o tym myśleć i poczułam lekką ulgę.................
fairy - Wto 03 Cze, 2014 12:30

Dziś jestem lekko poddenerwowana ale szczęśliwa.
Miewam przebitki szczęścia więc mam nadzieje że kiedyś ozdrowieje.
Tylko ręce mi sie trzęsą, pani w sklepie powiedziała - pani taka młoda, niech pani nie pije tyle
:hura:

fairy - Wto 03 Cze, 2014 22:57

Dziś szok, czuję się w sumie dobrze. Poza momentami że czuję iż zaraz zwariuję ;)
Az tu nagle dziś zmywałam sobie naczynia i pomyślałam "jak to dobrze że nie mam
już tych myśli autodestrukcyjnych jak w styczniu" i... bach!
Mysl "a co gdybym sobie podcieła zyly w ręku tym małym nozykiem kuchennym?!"
Poczułam że mogłabym to zrobić, bo dlaczego by nie? Poczułam niechęć do siebie.
Straszne!
Zdenerwowałam sie tak że aż sie popłakałam.
Te myśli zdarzają mi się od momentu jak wyprosiłam męża z domu.
ALbo czuję do siebie jakaś ukrtą niechęć albo sporadycznie palnie mnie taka myśl.
Bardzo potrzebuję wsparcia, boję się że zwariowałam...
Czy któraś z Was miała podobny problem?
To jest to co mnie przerasta, rozwala mnie na łopadki.
Jesli ktoś przezył coś podobnego i nie chce pisać tu to bardzo proszę
o wiadomość na priv.

Mówiłam o tym terapeutce, mówiłam psychiatrze ale jakoś nie przejmują się tym tak jak ja. Dla mnie to najgorsze co może być.
Jutro mam terapię więc na pewno o tym pogadamy.
Zawsze się dziwiłam jak można w ogole miec takie myśli, chcieć sobie cos zrobić.

Jeden taki przypadek spotkałam na innym forum.
Dziewczyna się cięła bo mąż alkoholik groził że się zabije jesli ona odejdzie.
Miała taki lęki że traciła przytomność.
ALe wyszła z tego cała i zdrowa.
To moja jedyna nadzieja... :beczy:

Klara - Śro 04 Cze, 2014 07:15

Kiedyś była na forum rozmowa na temat prób samobójczych i większość z osób aktywnych na forum meldowała, że je przeszła.
Przyznam, że zdarzają mi jakieś takie myśli, co bym ze sobą zrobiła, gdybym się znalazła w kryzysowej sytuacji która mnie przeraża, ale te myśli odchodzą, a ja nie mam do siebie o to pretensji, bo niby czemu?

Może zbyt mocno skupiasz się na myślach zamiast skierować energię na działanie?

fairy - Śro 04 Cze, 2014 21:42

Klara bardzo nawet ogromnie Ci dziękuję.
To jest trudny temat chyba.
Bardzo mi teraz potrzebna świadomość że jest nadzieja i że ja nieześfirowałam a przynajmniej nie do końca 8|
Wiele razy rozstawałam się z mężem, chyba mieliśmy taki okres że nie miałam z nim właściwie kontaktu parę miesięcy.
Czułam w sobie siłę i ochotę do działania, kochałam życie.
Jestem teraz pogubiona, nie wiem jak 3 miesiące przy nim mogłby mnie tak
"poprzestawiać".
To chyba przez te lęki które miałam.
Ale z lękami daje radę. Najgorsze są myśli jakieś dziwne i poczucie winy.
Samo poczucie winy miałam, dlatego nawet nie mieszkając z mężem byłam gotowa
mu pomagać, nawet szukałam mu pokoju do wynajęcia - oby nie wracał do mnie!
I było w sumie ze mną ok, mimo tego poczucia winy że on się gdzies tuła.
Natomiast teraz mam poczucie jak bym kogoś conajmniej zabiła.
Bardzo powoli to puszcza.

No ale dziś byłam na terapii, wspomniałam o tych myślach.
terapeuta powiedział żebym sobie poszła do psychiatry i uspokoiła watpliwości.

Na koniec muszę się pochwalić że pierwszy raz poszłam na al anon.
Odważyłam się ale kosztowało mnie to bardzo dużo odwagi :)
Pierwsze 15 min myślałam że rozwalą mnie emocje, spadnę z krzesła albo dostanę
atak paniki ale... nic się nie stało.
Nawet przemawiałam dosyć długo.
To był dla mnie wielki krok, jeszcze w lutym bałam się wychodzić na ulicę i myślałam
że już nigdy nie będę normalnie żyła.
W tym moja jedyna nadzieja, że wszystko inne wróci do normy.

Klara - Czw 05 Cze, 2014 06:49

fairy napisał/a:
pierwszy raz poszłam na al anon.

To dobry krok :okok:
Przyszło mi teraz do głowy, że być może byłoby dobrze, gdybyś (w ramach treningu wychodzenia do ludzi) odwiedziła jeszcze kilka grup - tak co drugi dzień inną, a na końcu zdecydujesz, w której czujesz się najlepiej.

fairy - Czw 05 Cze, 2014 15:46

Tak, już mam upatrzoną kolejną :)

Na razie ulgę mi przyniosło to co napisałyście dla mnie z Pietruszką
i to co sobie wczoraj uświadomiłam na al anon.
To kolejny mały kroczek ku wolności :) drggb

Klara - Czw 05 Cze, 2014 16:03

fairy napisał/a:
To kolejny mały kroczek ku wolności :) drggb

:brawo:

fairy - Pią 06 Cze, 2014 18:44

Chciałabym mieć jeszcze siłę na rozwód.
Wydaje mi się że po - znacznie bym się uspokoiła.
Nawet gdybym się podłamała to ze świadomością że jestem już oficjalnie
wolna.
Tak jednak to małżeństwo cały czas nade mną "wisi".
Jeszcze mi chodzi po głowie żeby zaczekać i żeby to z męża inicjatywy
wyszła ta propozycja rozwodu....

anuszka - Pią 06 Cze, 2014 19:16

Fairymi sie tez wydawalo ; ze nie mam sily na separacje , ze to dla mnie nie jest mozliwe do zrobienia :mysli: jakies nierealnenawet bylo i ta ciagla nadzieja na cud , ze moze sie cos zmieni , ze mozejeszcze nie jest najgorzej

To nie jest latwe ale mozliwe ,mysle , ze przyjdzie taki moment , ze juz nie bedziesz ogladac sie za siebie ;Pamietaj , ze czlowiek uzaleniony ucieka od odpowiedzialnosci wiec nie wezmie jej tez za rozwod -to ty masz byc winna , ze wasz zwiazek sie rozpadl;

Ja jak dojrzalam do separacji do mysli o niej mowilam sobie ; Ania musisz isc do przodu jesli sama nic nie zrobisz nikt za Ciebie tego nie wykona

Słoneczko - Pią 06 Cze, 2014 19:36

fairy napisał/a:
Tak jednak to małżeństwo cały czas nade mną "wisi".
Jeszcze mi chodzi po głowie żeby zaczekać i żeby to z męża inicjatywy
wyszła ta propozycja rozwodu....
A Ty co czujesz? Zapytaj siebie, czy chcesz w tym związku być? Zrób sobie bilans co dobrego daje ci to małżeństwo i co złego wnosi w twoje życie. Napisz to sobie. Odpowiedź sama nadejdzie. Niekoniecznie rozwód. Trzymaj się w terapii, kieruj się tym, że ta terapia to twój czas i jest wyłącznie dla ciebie. Nie szukaj w terapii odpowiedzi jak pomóc komuś, ani czy da się żyć z czynnym alkoholikiem. Zadbaj o siebie. Z pewnością łatwiej jest trwać w terapii gdy się jest mentalnie i fizycznie oddzielonym od oprawcy. Przemoc należy natychmiast zatrzymać jakakolwiek by była. W terapii będąc powolutku uwalniałam się od lęków i nabierałam siły by bronic swoich granic. Nie rezygnuj z niej a spostrzeżesz jak bardzo jesteś ważna dla siebie samej :tak: Wszystko co dobre dla ciebie przyjdzie z czasem :pocieszacz:
fairy - Nie 08 Cze, 2014 12:38

Dziewczyny bardzo z całego serca dziękuję Wam za każda odpowiedź. Wracam do nich jak jest mi ciężko.
I dziekuję za wszystkie wiadomości na priv, za zaufanie, że tyle mi o sobie napisałyście.
Na wszystko odpiszę jak się ogarnę.
Jest mi naprawdę lżej na duszy wiedząc że nie jestem sama.
Nie wiem co bym bez Was zrobiła.

Raz jest lepiej , raz łapię kompletne doły, nie mam siły nic zrobić z nikim rozmwaiać,
po prostu nic.
Potem się podnoszę i jest lepiej, i to mi daje nadzieję że wrócę do normalności.
Lęki i poczucie winy zabrały mi wiare w siebie.
Zaraz przed terapią przygarnęłam męża na 3 miesiące żeby nie wyladował na ulicy...
to był zbieg okoliczności że stracił pokój a ja nie rozumiałam co to jest współuzależnienie.
Bardzo mu pomogłam mimo że wiedzialam że mam przy nim lęki i te 3 mieś. przewróciły moje życie o 180 stopni.
Z lubiącej siebie choć już maksymalnie wycięczonej i zestresowanej kobiety stałam się przerażoną nieśmiałą dziewczynką z ogromnym poczuciem winy że na koniec go jednak wywaliłam.
Teraz walczę o siebie.

Nie warto pomagać wbrew sobie, swoim niepokojom lękom, nie warto się w to pchać.
To dorośli ludzie, można ich kochać, można im zyczyć dobrze, tęsknić ale nie wolno robić nic wbrew sobie. Trzeba słuchać swoich uczuć i myśli.
Jesli macie lęki przy mężu to nie pozwalajcie mu wrócić, przynajmniej do momentu aż bedziecie naprawde silne.
Jeśli nawet jest tak że on nie pije a wy macie lęki, stany dpresyjne, nerwicowe, czujecie że więdniecie to naprawdę warto zadabć o siebie i usamodzielnić się, a jemu dac możliwość zawalczenia o swoje zdrowie, nawet jeśli będzie musiał zamieszkać poza domem.

fairy - Nie 08 Cze, 2014 14:47

ps: o włosach nie wspomnę!
Włosy ze stresu lecą garściami.
Nie warto, nie warto robić sobie samej krzywdę dla chłopa choćby był księciem na białym koniu.
Odsczelić chłopa i zająć się sobą, dziekciem, kotkiem.
34vcdc zv4v zv4

zołza - Nie 08 Cze, 2014 15:03

fairy napisał/a:
Nie warto, nie warto robić sobie samej krzywdę dla chłopa choćby był księciem na białym koniu.






To tak na poprawę humoru ;)

anuszka - Nie 08 Cze, 2014 15:41

fairy napisał/a:
Włosy ze stresu lecą garściami.
Nie warto, nie warto robić sobie samej krzywdę dla chłopa choćby był księciem na białym koniu.
Odsczelić chłopa i zająć się sobą, dziekciem, kotkiem.


ja tez mam problem z wlosami straszny , ciagly stres wyniszcza caly organizm -niestety:bezradny:
Czytalam wywiady z psychologami , teraputami ktorzy pisali , ze kobieta wychodzac z uzaleznienia nie tylko jest zdrowsza psychicznie ale i fizycznie -wlosy zaczynaja blyszczec sa mocne , cera staje sie pelna blasku , rysy twarzy lagodnieja nie ma tego ciaglego napiecia powodujacego skurcze miesni twarzy ,itd g4g412

fairy - Nie 08 Cze, 2014 16:41

Oby anuszka! :)

A ten z demotywatora to znajomo wygląda... :)

fairy - Pią 13 Cze, 2014 19:20

Jacek mi lata na górze ekranu :rotfl:
anuszka - Pią 13 Cze, 2014 19:24

dla tego moze Jacek tu latajej na gorze , chciaz ponoc on tylko placki i ciasta lubi :glupek:
fairy - Pią 13 Cze, 2014 19:34

Jakoś nie mogę się zdecydować, takie zboczenie artystyczne ;)
Ale kot na górze genialny, rozweselił mnie dziś bo miałam paskudny humor.
Oj dałam się dziś wciągnąć w gierki alkoholowe, oj dałam.... :blee:

Maciejka - Pią 13 Cze, 2014 19:35

Nastepnym razem się nie dasz wciągnąć w gierki :pocieszacz:
fairy - Pią 13 Cze, 2014 19:38

Mam nadzieje że to był ostatni raz... dyskusja z alkoholikiem to z góry przegrana sprawa. Nie ma szans. Nie ma sensu nawet zaczynać... brrrr.....
Maciejka - Pią 13 Cze, 2014 19:39

:okok:
Klara - Pią 13 Cze, 2014 19:43

fairy napisał/a:
dyskusja z alkoholikiem to z góry przegrana sprawa.

Nie każdy czynny alkoholik jest głupcem, ale do sposobu, w jaki się z nim można, a właściwie nie można się porozumieć, jak ulał pasuje to powiedzenie o dyskusji z głupcem:
"Nie dyskutuj z głupcem, bo najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem" :(

Jacek - Pią 13 Cze, 2014 19:44

fairy napisał/a:
Jacek mi lata na górze ekranu

że niby kto??? :roll:

fairy - Pią 13 Cze, 2014 19:52

Nie zgodziłam się kolejny raz mu pomóc i odwet był bezlitosny.
Ale miałam wybór, mogłam nie pozwolić na tą rozmowę.
Myśle że był pijany bo ma wolne dziś. O ja naiwna....

Ps: Jacku tak mi się jakoś ten kot z Tobą skojarzył wybacz... :bezradny:

Jacek - Pią 13 Cze, 2014 20:25

fairy napisał/a:
Jacku tak mi się jakoś ten kot z Tobą skojarzył wybacz...

ależ nie ma czego wybaczać - mów tak do mnie jeszcze :kot: i tak też :pies:

fairy - Sob 14 Cze, 2014 08:28

Podjęłam kolejną decyzję. Nie będę z nim prowadzić żadnych ale to żadnych rozmów, nie chce mieć z nim kontaktu.
Nikt inny ze znajomych by się tak do mnie nie odezwał.
Nikt nie ma prawa tak do mnie mówić.
Nie ma mnie dla niego.

Maciejka - Sob 14 Cze, 2014 08:30

:brawo:
pterodaktyll - Sob 14 Cze, 2014 08:53

fairy napisał/a:
Podjęłam kolejną decyzję. Nie będę z nim prowadzić żadnych ale to żadnych rozmów, nie chce mieć z nim kontaktu.

Życzę wytrwałości konsekwencji w realizacji tej decyzji :okok:

fairy - Sob 14 Cze, 2014 09:16

Chciałam żebyśmy zakończyli małżeństwo mimo wszystko w miłej atmosferze.
Teraz widzę że żaden grzecznościowy kontakt nie ma sensu... to się nie uda.
Boże daj mi siły żeby się definitywnie odciąć od tego wszystkiego...

Jako jeszcze żona mogłabym go zgłosić na komisję rozwiązywania problemów alk.
Ale... nie czuję tego, po co... będzie jeszcze większa afera, ataki, wyrzuty...

Słoneczko - Sob 14 Cze, 2014 09:20

fairy, hehe, nie nadązam za awatarkami :krzyk: ;) Ossa też ma dziś ubaw :)
Słoneczko - Sob 14 Cze, 2014 09:22

fairy napisał/a:
Jako jeszcze żona mogłabym go zgłosić na komisję rozwiązywania problemów alk.
Ale... nie czuję tego, po co... będzie jeszcze większa afera, ataki, wyrzuty...
ja tam zgłosiłam... jaka afera, jakie wyrzuty? svkl Ty się fairy, po prostu go boisz :mysli:
fairy - Sob 14 Cze, 2014 09:34

Tak, chciałam udowodnić jemu i sobie jak jestem silna, że się go nie boję.
On wie gdzie uderzyć, różnica jest teraz taka że zaboli ale nie ugnę się już.
A walczyć z nim już nie będę... szkoda sił.
Mieszka 20 m. od poradni dla alkoholików, jak będzie chciał to sam pójdzie.

Słoneczko - Sob 14 Cze, 2014 10:23

fairy napisał/a:
jak będzie chciał
:tak:
Jacek - Sob 14 Cze, 2014 10:31

fairy napisał/a:
poradni dla alkoholików, jak będzie chciał to sam pójdzie.

nie ma innej opcji :nie:
nawet gdy byś
fairy napisał/a:
Jako jeszcze żona mogłabym go zgłosić na komisję rozwiązywania problemów alk.

to i tak od niego zależy co by z tym zrobił
więc dla swego spokoju ,wybrałaś dobrą opcję
fairy napisał/a:
Ale... nie czuję tego, po co...

Słoneczko - Sob 14 Cze, 2014 10:40

Jacek napisał/a:
fairy napisał/a:
Jako jeszcze żona mogłabym go zgłosić na komisję rozwiązywania problemów alk.

to i tak od niego zależy co by z tym zrobił
więc dla swego spokoju ,wybrałaś dobrą opcję
cenna uwaga... ja i tak podałam, ale sprawę otoczką osnułam... sprawa poszła też do sądu rodzinnego :tak: teraz czekam...w tamtej chwili ważne było moje i dzieci bezpieczeństwo (a wiem jak bardzo unikał takich instytucji :) )
to ja mam teraz narzędzia do zwalczania niebezpieczeństw :mgreen:

fairy - Sob 14 Cze, 2014 10:56

Dziękuję wam. Dzięki Jacku - ja nie wiedziałam jak to wygląda w praktyce.
Ja skłądam broń, przestaje walczyć o cokolwiek.
Od dziś mam pod opieką kotka na 2 tyg i idę do niego mieszkać.
Idę się zaopiekować nim i mną samą.

fairy - Sob 14 Cze, 2014 10:57

zv4v :kot:
Słoneczko - Sob 14 Cze, 2014 11:04

fairy napisał/a:
Od dziś mam pod opieką kotka na 2 tyg i idę do niego mieszkać.
Idę się zaopiekować nim i mną samą.
ja mam też kotka pod opieką, ma kilka tygodni i swoją kocicę :mgreen:
:buziak:

jowis - Sob 14 Cze, 2014 11:16

ja swojego męża zlosilam lecz nic to nie dało siedział w zamknięciu dwa m-cy i po wyjściu tylko m-cy był spokój niewierze, trzeba samemu chcieć sie wyleczyć
Maciejka - Sob 14 Cze, 2014 11:18

To i tak sukces , Mój był 16 dni i wrócił nawalony że ledwo się wtoczył.
jowis - Sob 14 Cze, 2014 11:31

no właśnie i jak tu uwierzyć w człowieka którego kiedyś, się kochało :(
fairy - Sob 14 Cze, 2014 11:40

Dziewczyny, tak do mnie dziś napisał znajomy, i tego się trzymam:

Ja wiem ze to dobry czlowiek tyle ze o ile nic nie zrobisz, nie odejdziesz, zniszczy Cie
12:00:47
I wszystko wokol
12:00:55
Innej drogi nie ma
12:01:29
Albo sie zacznie leczyc albo zapije na smierc przy okazji wykonczajac wszystkich wokol

Jacek - Sob 14 Cze, 2014 11:51

fairy napisał/a:
Dziewczyny, tak do mnie dziś napisał znajomy, i tego się trzymam:

ten znajomy,ma 100 procentową rację
i Ty również :okok:

Jacek - Sob 14 Cze, 2014 11:55

jowis napisał/a:
no właśnie i jak tu uwierzyć w człowieka którego kiedyś, się kochało :(

no i właśnie dlatego ja Jacek alkoholik robię to wszystko,aby tej wiary (zaufania) nie stracić w oczach najbliższych

jowis - Sob 14 Cze, 2014 12:07

i tak trzymaj :] pozdrawiam :)
fairy - Sob 14 Cze, 2014 13:16

No własnie, okazuje się że można inaczej...
Tylko trzeba chcieć.

fairy - Sob 14 Cze, 2014 17:47

Jestem juz z kotkiem :) lezymy sobie razem na lozku i ogladamy tv i jest nam dobrze.
m. dzwoni ale wyciszylam telefon i nie slysze
:kot:

Słoneczko - Sob 14 Cze, 2014 20:11

fairy napisał/a:
m. dzwoni ale wyciszylam telefon i nie slysze
ja osobiscie wyłączałam go całkiem, aby nikt mnie niepokoił, cobym sobie odpoczęła w ciszy :)
fairy - Sob 14 Cze, 2014 21:46

:rotfl:
fairy - Wto 01 Lip, 2014 09:18

Prawie dostałam pracę i to taka fajną o jakiej marzyłam ale nie udało się...
Mąż coś tam się odzywał.. uspokoił się ale chce porozmawiać.
A ja nie wiem o czym my mamy jeszcze rozmawiać i po co.

Znowu czuję że opuściły mnie siły, telefon wyłączyłam, nie mam ochoty i siły z nikim
rozmawiać. Na nic nie mam siły. Czuję że jestem jeden krok od takiego stanu że człowiek nie ma siły wstać z łóżka. Nie chcę tego... co robić?
Zaraz wezmę farby i pędzle i siądę do malowania...

bunia - Śro 02 Lip, 2014 19:50

fairy napisał/a:
Zaraz wezmę farby i pędzle i siądę do malowania...




....w jakiś sposób relax,gdy coś się tworzy to sie zapomina o rozterkach jakichkolwiek ,zyczę pomysłowosci :pocieszacz:

Jacek - Śro 02 Lip, 2014 20:21

fairy napisał/a:
Zaraz wezmę farby i pędzle i siądę do malowania...

łaał ,,, artystka :skromny:

Słoneczko - Czw 03 Lip, 2014 10:15

Jacek napisał/a:
fairy napisał/a:
Zaraz wezmę farby i pędzle i siądę do malowania...

łaał ,,, artystka :skromny:
Fairy nie zapomnij namalować słodkiej babeczki :>
Jacuś będzie jeszcze bardziej tobą zauroczony :radocha:

:kwiatek:

fairy - Czw 03 Lip, 2014 15:41

Zaczęłam zbierać dokumenty do rozwodu.
Już wszystko wiem, co gdzie i jak.
Ale psychicznie jestem wypalona i czuję ogromny ciężar.
A on ciągle coś chce.
Myślę ze tylko rozwód i swiadomosc ze juz nie jestem jego żoną może mnie uwolnić o tego
błędnęgo koła.
Ale wydaje mi się że nawet jeśli się rozwiodę to już nic dobrego mnie w życiu nie czeka.
Po prostu cała radość zycia kompletnie się we mnie wypaliła.
Jestem smutną zmęczoną 30telnią babcią.

Jo-asia - Czw 03 Lip, 2014 15:45

fairy napisał/a:
Po prostu cała radość zycia kompletnie się we mnie wypaliła.

czujesz tak..bo całą energię tracisz...na sprawy trudne
gdy się to skończy...wiara i nadzieja wróci :)

:buziak:

Słoneczko - Czw 03 Lip, 2014 15:47

fairy napisał/a:
Ale wydaje mi się że nawet jeśli się rozwiodę to już nic dobrego mnie w życiu nie czeka.
Po prostu cała radość zycia kompletnie się we mnie wypaliła.
Jestem smutną zmęczoną 30telnią babcią.
głupotki gadasz :beba:
Ja mam dużo więcej i nie czuje sie babcią :>

fairy napisał/a:
Ale wydaje mi się że nawet jeśli się rozwiodę to już nic dobrego mnie w życiu nie czeka.
Ja też tak sądziłam, ale teraz zmieniłam zdanie :tak:
fairy - Czw 03 Lip, 2014 15:49

Tak... dokładnie tak.
Jestem umęczona, umeczona wiecznymi pretensjami, poczuciem że muszę coś jeszcze wyjaśnić
bo on ciągle chce "rozmawiać jak dorośli ludzi na spokojnie"
Po czym bombarduje mnie jakimiś oskarżeniami.
Jednego dnia pisze że jestem chamska bo mówię - że ja nie chcę już rozmawiać i że ja juz nic nie muszę a za 5 dni pyta jak się czuję.
Wczoraj zablokowałam fb i zaraz dostałam smsa że jestem bardzo ale to bardzo nie fair
i musimy się spotkać.
Czytając inne wątki widzę że to typowe zachowania alkoholika.
Takie dręczenie...

fairy - Czw 03 Lip, 2014 15:53

Najgorzej mnie denerwuje jednak że mimo terapii i tego że tyle się nauczyłam
tak źle na to reaguję, że to we mnie wywołuje taki ciężar i odbiera mi całą energię.
To się musi skończyć... musi.
W nastepnym tygodniu jadę do sądu po dokumenty, S. nic nie wie na razie.

Słoneczko - Czw 03 Lip, 2014 15:55

fairy napisał/a:
akie dręczenie...
przeszłam to Fairy :tak:
tak będzie. Niedawnio jak wczoraj straszenie mnie groźby, ze z policją przyjedzie syna zobaczyc. Na odpowiedx, ze tylko z nakazem sądu pomyśle, czy sie zobaczy z nim, to dziś odpisał, ze bardzo nas kocha i przepraszał :szok:
Juz koniec! Mam na ten czas spokój :tak:
zmieniłam fona na taki, co mi ścignął bardzo dobrą apkę na blokowanie połączeń i sms-ów i basta z czynnym alko.
A co do FB, to po co blokować go sobie, wystarczy jak zablokujesz samego jego, nic już nie przeczyta, ani do ciebie nie napisze. :nie: chyba, ze to własnie zrobiłaś.

Dopóki będziesz odpowiadać na telefony i sms-y nie wyrwiesz sie z tego jego myślenia alkoholowego, pociągnie cie za sobą w totalną nerwice. Po co ci to?

Słoneczko - Czw 03 Lip, 2014 15:57

fairy napisał/a:
W nastepnym tygodniu jadę do sądu po dokumenty, S. nic nie wie na razie.
a musi wiedzieć? :mysli:
fairy - Czw 03 Lip, 2014 16:40

No właśnie.... nie musi.
Ja to robie tylko dla siebie. Masz rację Słoneczko.

olga - Czw 03 Lip, 2014 16:44

fairy napisał/a:
Wczoraj zablokowałam fb i zaraz dostałam smsa że jestem bardzo ale to bardzo nie fair


odpisywalas mu na fb? odpisywalas na smsy? przestan to robic to on przestanie wysylac :beba:

fairy - Pią 04 Lip, 2014 17:38

Tak, jestem piekielnie zmanipulowana ze po ostatnim pijackim ataku probowalam ugłaskac sytuacje i rozmawialam z nim. Teraz walę głową w mur z poczucia własnej głupoty. Kolejny raz.
W czerwcu na zmianę atakowałam go - że nic nie musze i probowalam wyjaśnic że nienienawidze go.
Dlaczego mni eobchodzi co on myśli?

Klara - Pią 04 Lip, 2014 19:01

fairy napisał/a:
Dlaczego mni eobchodzi co on myśli?

Zdaje mi się, że nie podjęłaś ponownie terapii?
Dzięki niej powinnaś sama znaleźć przyczynę Twojego zachowania i środki zaradcze.

fairy - Wto 08 Lip, 2014 10:15

Ależ chodzę nieprzerwanie od lutego.

Moim problemem jest to że ze spokojnej wrażliwej duszy muszę się stać
"tą złą", że jestem nieasertywna, że za bardzo się przejmuje tym co myśli on.
Nie rozpatruję jego samopoczucia jako alkoholika ale że jemu jest tu ciężko,
że w obcym kraju zostanie samotny i takie tam inne *p****.
On przy każdej okazji zaznacza że powinnismy porozmawiac i rozstać się kulturalnie
i że nie moze całej winy brać na siebie.
A ja sobie myślę... to co, mam przeprosić go za lata stresu, picia i za braku seksu.
Miał piękną kochającą żonę. Tak uważam.

Zbieram dokumenty do rozwodu i zwolnienia z kosztów rozprawy a m. mnie torpeduje
opowiesciami jak jest mu ciężko psychicznie i jakie sa kolejki wielkie przy zamianie
karty pobytu skoro nie chcę go zameldować ponownie.
Jak zawsze! on ma same problemy a uratowac go moge tylko ja.
Powiedziałam mu że, przepraszam za wyrażenie "rzygać mi się chce urzędami, kartami pobytu i zameldowaniami" i że nic nie chce wiedzieć.
Obraził się.
A ja zmieniłam nr tel.

Mam wrażenie że cała sztuka wyjscia z tej sytuacji polega na przestaniu przejmowaniem się nim. A to nie leży w mojej naturze, takie nieprzejmowanie się.
Stąd mam takie ciśnienie.
Podziwiam moja koleżankę Ankę która w ogóle niczym się nie przejmuje,
i zawsze potrafi powiedzieć "nie!"
Nie i już. bo tak.
Muszę się pogodzić z tym że człowiek ktoego kochałam i jakos tam nadal kocham uważa mnie za niezrównoważoną zimną babę.
Uczę się tupać nóżką i mówić nie, ale psychicznie jestem rozwalona na łopadki.
Czasem mam wrażenie że po prostu zaraz zwariuję.

Jo-asia - Wto 08 Lip, 2014 10:29

fairy napisał/a:
A to nie leży w mojej naturze, takie nieprzejmowanie się.

może na początek, zmień myślenie o tym, czym dla niego jest..Twoje, bycie "zimną babą"?
dzięki temu, on ma szansę dorosnąć a Ty mu w tym pomagasz
będzie się buntował, bo musi wyjść ze swojej sfery komfortu...a jeśli mu się to uda.. może Ci, za to podziękuje, bo poczuje się silniejszy :)
mój..podziękował ;)

Klara - Wto 08 Lip, 2014 10:33

fairy napisał/a:
to nie leży w mojej naturze, takie nieprzejmowanie się.

Jesteś DDA?
fairy napisał/a:
m. mnie torpeduje
opowiesciami jak jest mu ciężko psychicznie i jakie sa kolejki wielkie przy zamianie
karty pobytu skoro nie chcę go zameldować ponownie.

Czy Ty jesteś jego mamą a on małym dzieckiem, że to Ty masz być odpowiedzialna za jego komfort?
fairy napisał/a:
jemu jest tu ciężko,
że w obcym kraju zostanie samotny

To są ZWYCZAJNE konsekwencje jego postępowania. Jako człowiek dorosły powinien się z nimi zderzyć i radzić sobie sam.
Jeśli umiał samodzielnie przyjechać tu z tych obcych stron, a potem nie uszanował osoby, która pomagała mu się tu zaaklimatyzować, to trudno....

Po prostu nie traktuj go już jak niedorozwiniętego dzieciaka. Niech wreszcie SAM sobie założy długie spodnie.

fairy - Wto 08 Lip, 2014 10:45

Joaś, tak masz rację. Dokładnie to sobie zapisałam w notesie..
Mam taki specjalny notes ze złotymi myslami na czarną godzinę ;)
Zapisała tam że ja nie jestem Bogiem, ja nie wiem co jest dla niego dobre.
I że byc może własnie to rozstanie i zostawienie go w takiej sytuacji zmieni
jego zycie na lepsze, a może pozna kogoś fajnego... kto wie.
Tak to sobie tłumacze codziennie.
To duży chłopiec który nie lubi i nie umie nic sam załatwiać.
Na podziękowania nie liczę, musiałby iść na terapię i zrozumieć swoje zachowania
ale on uważa że nie musi, że leczyc powinnam sie ja bo jestem niestabilna
psychicznie. Faktycznie po 6 latach picia już nie jestem.
Tak naprawde to co sie teraz dzieje to pierwszy raz od 6 lat kiedy naprawdę
się buntuję. Kiedy nie chcę rozmawiać, kiedy już nic ze mną nie mozna wyjaśnić
i nie lecę przepraszać i ugłaskiwać, wyjasniać - każdego nieporozumienia, tak żeby było "dobrze" żeby wszyscy byli zadowoleni.
Nikt nie jest zadowolony, nic nie jest wyjasnione a ja na to walę jeszcze rozwód!
Zawsze było "Martuś to, Martuś tamto" "Martuś uspokój się, zrób coś ze soba" "Martuś to trzeba zalwić, Martuś jak byś mogła to wypełnij za mni te dokumenty bo ja nie wiem jak".
A tu Martuś mówi że nie!

fairy - Wto 08 Lip, 2014 10:52

Tak jestem dda, stad chyba ten cholerny brak asertywności.
Bunt i przejawy asertywności owocuja u mnie poczuciem winy.

Dobrze mówisz Klara, masz rację...
On ma żal że nie rozstajemy się w zgodzie, że będzie się źle z tym czuł
ale z nim nie ma zgody.
Zgoda z nim = lawina zadań do wykonania, próśb i wymagań.

Klara - Wto 08 Lip, 2014 10:57

fairy napisał/a:
Tak jestem dda, stad chyba ten cholerny brak asertywności.

Stąd też potrzeba odczucia, że wszyscy Cię kochają, że wszyscy Cię lubią.
A guzik prawda! :nerwus:
Wcale nie musisz być lubiana i kochana przez wszystkich! To nawet nie jest do zrobienia, bo nie da się zadowolić każdego z napotkanych po drodze ludzi.
Zaakceptuj siebie taką, jaka jesteś i poczuj się ważna dla SIEBIE i przez siebie lubiana.
Reszta niech się uszczypnie. Jeśli komuś będzie z Tobą po drodze, to świetnie. Jeśli nie - niech idzie swoją drogą i tam szuka kogoś, kto mu będzie odpowiadał.

fairy - Wto 08 Lip, 2014 11:01

Tak... dokładnie. Wszyscy muszą mnie lubić i czuć się komfortowo w mojej obecności.
Nawet na al anon łapię sie na tym że dbam o komfort grupy i zastanawiam się
jak się czują osoby które w ogóle się nie odzywają, że być może mają za mało wsparcia.
To chore.
Myśl o tym że na rozprawę m. przyjdzie rozżalony sprawia że aż mi się słabo robi.
Nie umiem tego jeszcze Klara, muszę się nauczyć.

fairy - Wto 08 Lip, 2014 11:05

Ponieważ nie byłam w stanie spotykac się ze znajomymi, spora grupa ma do mnie żal
że sie nie odzywam, że juz pół roku się nie widzielismy.
Czuję się zobowiązana spotkać się z nimi nawet mimo to że kompletnie nie mam
na to ochoty.
Czuję się jakbym zachowała sie bardzo nietaktownie, zawiodła i to też mi bardzo ciaży.
Nie umiem tego tak po prostu puścić, źle się z tym czuję że ktos tam ma do mnie żal.

fairy - Wto 08 Lip, 2014 11:14

Nie wiem jeszcze jak wprowadzić w praktykę to że nie wszyscy muszą mnie lubić...
Jak poczuć się wolna i przestać się czuć taka obciażona samopoczuciem innych.
M. to tylko wierzchołek gory lodowej.

olga - Wto 08 Lip, 2014 11:29

fairy napisał/a:
On ma żal że nie rozstajemy się w zgodzie, że będzie się źle z tym czuł


A co Ciebie to obchodzi, ze on ma zal i ze bedzie sie z tym zle czul? Czy jego obchodzi czy Ty masz zal i jak sie z tym czujesz?
fairy napisał/a:
I że byc może własnie to rozstanie i zostawienie go w takiej sytuacji zmieni jego zycie na lepsze,

Zostaw jego zycie w spokoju, zainteresuj sie swoim wlasnym. To rozstanie ma zmienic Twoje zycie na lepsze.
fairy napisał/a:
Myśl o tym że na rozprawę m. przyjdzie rozżalony sprawia że aż mi się słabo robi.


Nie musisz z nim rozmawiac ani przed ani po sprawie. Wyobraz sobie, ze idziesz zalatwic cos w urzedzie.....zalatwiasz to i wracasz do domu w poczuciu dobrze spelnionego obowiazku wobec siebie samej.

Cytat:
Wszyscy muszą mnie lubić i czuć się komfortowo w mojej obecności.


To Ty masz sie czuc komfortowo a nie inni. Tez tak kiedys mialam. Chcialam zeby wszyscy mnie lubili wiec staralam sie byc "fajna". Myslalam, ze cos wiecej wtedy ugram. Okazalo sie to niemozliwe. (W zmianie podejscia pomogla mi terapeutka i oczywiscie forum). Teraz............dbam o swoj komfort. To ja mam sie czuc dobrze w danej sytuacji. Przyklad: bylismy z romim w sobote na urodzinach mojej znajomej - kobitki, ktora byla mi bardzo pomocna jesli chodzi o szukanie pracy. Wypadalo wiec isc chocby z tego wzgledu zeby ja urodzinowo obdarowac. Zaproszona byla jej rodzina i starzy, dobrzy znajomi. My jako nierodzina i swiezy znajomi zostalismy usadzeni tak troche z boku.......Kiedys zle bym sie z tym czula, jako ta gorsza. Staralabym sie pokazac "z jak najlepszej strony" czyli sililabym sie na zarty, wyglupy, gadalabym jak nakrecona. Teraz........ bawilismy sie dobrze we wlasnym towarzystwie, wytanczylismy sie, wypilismy tylko troszke, na tyle na ile mielismy ochote bo nikt nas nie poganial. Rozmowy z innymi imprezowiczami wychodzily jakos tak same z siebie, bez wysilku i staran zeby zasluzyc na miano "fajnych". I wcale mnie nie obchodzi co reszta towarzystwa sobie myslala :beba: pewnie nic na moj temat.

olga - Wto 08 Lip, 2014 11:32

fairy napisał/a:
Nie wiem jeszcze jak wprowadzić w praktykę to że nie wszyscy muszą mnie lubić...


Czy Ty lubisz wszystkich? ...................i vice versa :beba:

chociaz nielatwo jest sie pogodzic z faktem, ze niektorzy moga nie lubic tak *j**** dziewczyny jak ja, slepi sa chyba 23r

sorry, musze oszukac robocika bo to "j" miedzy gwiazdkami zle sie kojarzy :mgreen:
oczywiscie mialam na klawiaturze "za je bistej dziewczyny"

fairy - Wto 08 Lip, 2014 12:27

Olga a ja myslalam że napisałaś *j*******tej ;) )
Ale masz racje. W środę mam terapię teraz poproszę źeby na ten temat połozyć nacisk.
Sama kompletne nie wiem jak ugryźć temat.
Na razie to dla mnie jak wypieranie się części mnie, moich uczuć, źle na to reaguję
choć jest mi lżej w pewien sposób. Ale czuję się zła ;)

Bardzo rozpoznaję siebie w sytuacji którą opisałaś.
Na każdej imprezie zawsze jakos podświadomie chciałam być ta najmilszą, lubianą,
w razie niekomfortowej ciszy to ja wyskakiwałam z czymś ratując sytuację.
Długo Ci zajęła zmiana przeprogramowania się?

Ja podam taki przykład że w lutym jak bardzo źle się czułam, poprosiłam znajomego
żeby przestał się do mnie odzywać. Po prostu jego codziennie pozdrowienia i pytanie jak sie czuję bardzo źle na mnie działały. Wyjaśniłam że mam depresje i problem z m. Zrobił jak chciałam. Po czym w maju nagle odezwał się
i napisał że zachowałam się skandalicznie wobec niego i że nikt go tak nigdy nie potraktował i że nie chce mnie znać.
Wg. mnie zachował się dokładnie tak jak zachowuje się mój mąż.
A ja poczułam ten sam ciężar co z m.
Do dziś się zastanawiam czy powinnam sie odezwać, przeprosić, jeszcze raz wyjasnic...
Ciaży mi ten jego żal.

fairy - Wto 08 Lip, 2014 12:36

Tak, ja lubię wszystkich.
W każdym wynajduję dobre cechy, zawsze zastanawiam się że nawet jeśli ktoś
krzywdzi innych to muszą być tego jakieś powody i mozna to wyjąsnić.
Nie raz słyszałam że nadmiernie wszystkich ze wszystkiego tłumaczę.
Przyjaźnie się z pijakami, mafiozami, żołnierzami, policjantami, złodziejami, lubią mnie kobiety dobre i serdeczne, zony alkoholików, ale i te mściwe, złośliwe, ale i niezależne i silne.
Ze wszystkimi się dogadam, każdego zrozumiem.
Nie ma dla mnie ludzi złych.
Nie mam wrogów, a tu nagle ktoś ma do mnie żal a ja nie mam siły psychicznej
tego prostować.
Mąż wyciaga reke na powitanie a ja mówię "nie".
Będę kontemplować i medytowacnad tym co napisałyście.
Pewnie tak od razu się nie przestawię... strasznie to dla mnie trudne.

olga - Wto 08 Lip, 2014 12:39

fairy napisał/a:
Do dziś się zastanawiam czy powinnam sie odezwać, przeprosić, jeszcze raz wyjasnic...


Zostaw to, nic nie wyjasniaj, nie przepraszaj bo nie masz za co. Ty bylas szczera, uczciwa wobec niego i siebie. Jesli ten kintakt Ci ciazyl to znaczy, ze byl zly dla Ciebie a znajomy nie jest wart zajmowania sie nim.
fairy napisał/a:
Długo Ci zajęła zmiana przeprogramowania się?

Ha, nie wiem :bezradny: mysle, ze kilka intensywnych sesji terapeutycznych, wtedy zaczelam inaczej patrzec na ten problem, zaczelo zmieniac sie moje podejscie ale dopiero zwiekszajace sie poczucie mojej wartosci, poczucie sprawstwa, wplywu na wlasne zycie pozwolilo mi sie zmienic
uwazam, ze "bratnia dusza" zawsze znajdzie droge do mnie a ja do niej, innych "dusz" nie potrzebuje :beba:

olga - Wto 08 Lip, 2014 12:44

fairy napisał/a:
Tak, ja lubię wszystkich.


Ja moge powiedziec, ze nie ma ludzi, ktorych darzylabym jakas szczegolna niechecia ale z niektorymi mi nie po drodze i tych omijam.

fairy - Wto 08 Lip, 2014 12:59

Dzięki Olga, moja terapia jest dosyć delikatna, nie jest intensywna, czegoś mi w niej brakuje ale nie wiem czego.
Zawsze to we mnie było, ale w tamtym roku jeszcze latałam chętnie na spotkania
ze znajomymi. Miałam swoje życie, swoja pasję - malowanie.
Miałam plany i marzenia i to było najwazniejsze w tym całym galimatiasie.
We wrzesniu jak zrobiłam pierwsze podejscie do terapii i dostałam w poradni taki atak paniki że przyjechała karetka, coś się we mnie zatrzasnęło..
Powoli przestałam wychodzić. A jak wprowadził się mąż to już dostałam takie lęki
że w ogóle bałam się wyjść na ulicę. Poczułam się winna za wszystko.
Przestałam malować. Wszystko co zwiazane ze mną wydało mi się niecne, złe.
Boję się że zwariowałam wtedy i nie wyjde teraz z tego.
Nie mogę uchwycić tego stanu ducha że jest OK, że jestem w porządku,
że jestem w porządku nawet kiedy odmawiam, że jestem w porządku kiedy idę
na kawę ze znajomymi mimo że porzuciłam męża.
Zaraz przychodzi myśl "wywaliłaś męża i na kawki sobie teraz będziesz chodzić?!"

Niestety pogubiłam się też w malowaniu. Złapałam się na tym że wykorzystuję talent nie żeby coś pokazać przez sztukę a żeby wzbudzić zachwyt, zainteresowanie, akceptację.
Jestem bardzo krytyczna w stosunku do siebie, nie uznałam tego za wskazówke do zmian
ale po prostu znienawidziłam to w sobie.
Nie wiem jak teraz z tego się wygrzebać, jak odetchnąć pełną piersią i poczuć się dobrze
niewinnie.

olga - Wto 08 Lip, 2014 13:52

fairy napisał/a:
lęki

Skutkiem przewleklego stresu jest nerwica a jej osiowym objawem (czyli glownym, najwazniejszym, pojawiajacym sie zawsze, bez wyjatku - lęk). Nie jestes wiec jedyna. Wszystkie wspoluzaleznione dziewczyny maja badz mialy lęki. Ja tez :tak: Wycofanie sie z kontaktow towarzyskich to tez norma. Trudno jest funkcjonowac w towarzystwie z pojawiajacym sie znienacka silnym napieciem, trudnosciami w oddychaniu i zawrotami glowy. Lepiej schowac sie w mysiej dziurze i przeczekac do lepszych czasow.
fairy napisał/a:
Boję się że zwariowałam wtedy i nie wyjde teraz z tego.

wyjdziesz skoro ja wyszlam ale przeszkadza Ci w tym
fairy napisał/a:
jak wprowadził się mąż to już dostałam takie lęki
że w ogóle bałam się wyjść na ulicę.

sama widzisz, ze kontakt z nim wyzwala w Tobie negatywne emocje i przeszkadza w zdrowieniu i to nie tylko taki bezposredni ale takze telefoniczny, esemesowy, a nawet krazace wokol niego mysli
Staraj sie gospodarowac sobie wolny czas na robienie czegos co sprawia Ci chocby odrobine przyjemnosci, czemu mozesz sie oddac do tego stopnia zeby o nim nie myslec, nie rozdrapywac ran. To cos bedzie wyzwalac pozytywne emocje a mozg jest lasy na endorfiny wiec bedzie dazyl do powtarzania. Moze to byc ryowanie, malowanie, szycie, spacery, bieganie, fotografowanie.
fairy napisał/a:
Niestety pogubiłam się też w malowaniu.

Zajelas sie tym co w Twoim mniemaniu bylo najwazniejsze - ratowaniem malzenstwa a na skutek tego zgubilas siebie.
fairy napisał/a:
żeby wzbudzić zachwyt, zainteresowanie, akceptację.
Kazdy jest lasy na pochwaly, to jedna z ludzkich potrzeb i wyrzec sie jej nie mozna ceewd czy to zle skoro jestesmy tak skonstruowani?
pietruszka - Wto 08 Lip, 2014 15:02

W sztuce łatwiej wyrazić swoje emocje... wciąż za mną chodzi, żeby namalować swoją złość, chociaż wcale nie mam zdolności plastycznych... wiem, że kiedyś namaluję... nie wiem, dlaczego akurat złość, ale wcześniej czy później, wiem, że ją namaluję? pewnie ją potem spalę i nikomu nie pokażę? :drapie:
fairy - Wto 08 Lip, 2014 16:54

Ja myslałam o namalowaniu serii grafik o współuzaleznieniu, i zrobię to, ale nie jestem
jeszcze gotowa.

Z nerwicą sobie poradziłam. Dzięki terapii i wam.
Owszem wychodzę na nogach z waty, i jestem lekliwa jakaś taka ale daję radę.
W sumie najgorsze w tym wszystkim były myśli autodestrukcyjne bo to duzo
gorsze niż zawroty głowy czy atak paniki.
Tego wciąż sie boję ale próbuję sobie tłumaczyć że to w pewnym sensie normalna
reakcja psychiki na taka sytuację.

Nt. S. pomyslałam że gdyby poszedł na terapię i posłuchał jak zachowują
się osoby z podobym problemem do jego może byłby sens podac sobie ręce.
Ponieważ jednak nie poszedł to... rozmowy będą tylko przedłużeniem
tej całej gry. Znowu zostanę oskarżona, oceniona i zatonę w rozmyślaniach.
Zresztą taka sytuacja miała miejsce już wcześniej.
Odchodziłam, mówiłam że juz nic nie czuję, że chcę rozwodu. Potem były rozmowy
albo on miał kłopoty tak i 6 lat przeminęło.
Wiele razy myślałam sobie czy tak ma wyglądac moje życie?
Takie niepewne, z nawałem krytyki, bez seksu?
Nie wiem co będzie ze mną dalej, wiem że to będzie coś innego i że dostałam bolesną lekcję. Obym się z tego wyrwała dziewczyny.

Romans sobie już prawie wybaczyłam, ale jeszcze czuję ukłócie poczucia winy
jak myslę o seksie.
Masakra z tym seksem :) Najpierw 5 lat ascezy i wysłuchiwania że jestem chyba jakaś zboczona a S. nie jest bykiem rozpłodowym a teraz na koniec
mam po prostu poczucie winy że w ogole się seksu dopuściłam i że w ogóle
jeszcze śmiem o tym rozmyślać.

No komu ja to wszystko powiem jak nie wam? :)
vz4

Mała - Śro 09 Lip, 2014 09:33

:pocieszacz: Kochanie - Twoje lęki - to dla mnie nic nowego...Ja też tak miałam - i często nadal mam. Niestety nie byłam w stanie uczestniczyć w terapii a jedynie w tym roku - 2 razy w warsztatach. To mało. Byłam też na kilku spotkaniach Al-anon, cudowna grupa (w Wołominie, polecam:) ) ale u mnie wiecznie coś się dzieje (tym razem po prostu wracałam "zajechana" po pracy i po prostu szłam spać) i znów przestałam chodzić...
OGROMNYM wsparciem jest dla mnie TO forum i Przyjaciółka, którą tu znalazłam.
Tyle czasu ile tu jestem - tyle leczę swoje lęki, a one powolutku znikają :)
Ten strach - to jest normalny stan - na początku - zanim podejmiesz i w trakcie - leczenia :)
To minie! :buziak:
A jeżeli chodzi o malowanie - Twoją pasję - wróci. To normalny strach. Przerabiałam to po każdym trudnym związku...A potem przychodził dzień, kiedy nagle wybuchałam pomysłami i nie nadążałam za nimi :okok:
:fotka:

fairy - Śro 09 Lip, 2014 13:02

Mała bardzo Ci dziękuję za te cudowne słowa otuchy :kwiatek:
fairy - Sob 12 Lip, 2014 19:09

Bardzo dziwna reakcja psychiczna się u mnie pojawiła, nie do końca ją rozumiem.

Na początku sierpnia przyjedzie do Polski mój dobry znajomy z Londynu,
bardzo zycczliwa mi osoba i kibucująca w uwolnieniu się od alko.
Jednak po tym jak wczoraj z nim rozmawiałam i dowiedziałam się
że przyjedzie i prawdopodobnie będzie wypadało go przenocować
(ale nie ma takiego przymusu oczywiscie) poczułam takie dziwne uczucie.
Poczułam się źle, znowu poczułam ból emocjonalny. Taki dosyć nieprzyjemny.

Natomiast dziś jak chcwilę rozmawiałam na fb z innym znajomym z uk
(były mąż mojej cioci) kiedy spytałam co u niego a on odpowiedział że czuje
się samotny i brak mu twarzystwa kogoś bliskiego znowu to poczuczułam.
Jakbym robiła coś złego.
Nie wiem czy to ma związek z m. czy z niechęcią do mężczyzn która
mnie dopadła po tym jak zostałam uwiedziona i oszukana w tamym roku.

Głupio brzmi to moje narzekanie, ale łapię sie na tym że na myśl o kontakcie
czy spotkaniu ze znajomymi nie czuję radości a własnie takie jakby poczucie winy.
Czy któraś z was przechodziła coś podobnego?

fairy - Sob 12 Lip, 2014 19:13

Przechodzi mi odczucie że ogólnie robię coś złego które mnie trzymało parę miesiecy, a moze i lat ;) Mam nadzieje że i w kontaktach z innymi to przejdzie.
Myślałam że wybaczyłam już sobie że szukałam w tamtym roku tak bardzo akceptacji
u innych mężczyzn, zrozumiałam że to było głupia ale poniekąd naturalne.
No a chyba jeszcze nie do końca skoro tak dziwnie się czuję nawet w niewinnej
korespondencji z facetami...
Dziwnie.... źle po prostu. Jak jakaś winna.

Słoneczko - Sob 12 Lip, 2014 19:24

fairy napisał/a:
prawdopodobnie będzie wypadało go przenocować
(ale nie ma takiego przymusu oczywiscie) poczułam takie dziwne uczucie.
Poczułam się źle, znowu poczułam ból emocjonalny.
fairy napisał/a:
odpowiedział że czuje
się samotny i brak mu twarzystwa kogoś bliskiego znowu to poczuczułam.
Jakbym robiła coś złego.
fairy, ten etap przerabiałam, scenariusz podobny.
Ja wywnioskowałam, ze moje stany emocjonalne spowodowane były bliskością alko :bezradny: dopkóki on był blisko, nijak sie miałam nawet do mężów sąsiadek,
choć to osoby mi bliskie :bezradny:
Dopiero solidna terapia pozwoliła mi na oddzielenie mentalne w "związku" z czynnym alko i doprowadziło do oddzielenia się fizycznego.
Odetchnęłam :]
Teraz już nie mam problemów w kontaktach z mężczyznami :> czy to kurier, czy liostonosz, czy sąsiad, stary znajomy spotkany na ulicy, czy odwiedziny...
Uwolnienie emocjonalne przyszło samo nawet nie wiem kiedy...
Po prostu terapia moja zadziała pozytywnie i cieszę sie bardzo, bo teraz czuje się na prawdę wolna :tak:

To, minie. fairy
Terapia na prawdę działa :okok:

fairy - Sob 12 Lip, 2014 19:56

Dziękuję Słoneczko :)
Ja od paru miesięcy mieszkam bez alko, ale jakos tam gdzies jeszcze jest.
Dopiero naszykowałam pozew i załatwiam dokumenty na rozwód.
Widocznie jeszcze czuję się z nim związana i może wszelkie kontaktu rozpatruję
jako "zdradę".
Nie wiem.... sama sibie czasem nie rozumiem.
Wolałabym być po prostu prosto smutna, samotna, tęsknić a ja mam taki mix przeróznych uczuć.
Od złości, poczucia winy po radość jakąś tam jeszcze nieśmiałą ;)

A wiecie co... ostatnio załatwiałam jedną sprawę w urzędzie i zaczęłam
się śmiać bo w pewnym momencie zrobiła się zabawna i nagle w myslach
usłyszałam słowa alko "nie śmiej sie!"
Czesto mnie tak przywoływał do porządku bo miewałam śmiech nerwowy.

BARBARA - Sob 12 Lip, 2014 20:00

fairy napisał/a:
Głupio brzmi to moje narzekanie, ale łapię sie na tym że na myśl o kontakcie
czy spotkaniu ze znajomymi nie czuję radości a własnie takie jakby poczucie winy.
Czy któraś z was przechodziła coś podobnego?

mam takie poczucie winy z kontaktach z całą rodziną męża przez to że nie akceptuję jego picia a oni nie lubią tego mojego zachowania. :)

BARBARA - Sob 12 Lip, 2014 20:05

ale teraz im bardziej się czuję pewna siebie to to poczucie słabnie, mogę już prawie bez obaw z nimi rozmawiać bo nawet bałam się z nimi spotykać
fairy - Sob 12 Lip, 2014 20:09

Słusznie nie akceptujesz :)
Mój alko rodziny w Polsce nie ma ale wszyscy nasi wspólni znajomi się
ode mnie odwrócili, więc chyba wiem o co chodzi.
Na szczęście jednak nikt nie próbował ze mną podejmować dyskusji na ten temat bo swego
czasu chyba bym wybuchła ;)
A przypominam że mój alko. jest bardzo lubianym, dobrym, pomocnym kolegą dla wszystkich! :)
Kiedyś nawet płakał o 03 w nocy jak wrócił z popijawki gdzie jego przyjaciel dostał w pysk od kogoś. To chyba pierwszy raz wtedy mu przylalam sama.
Boże jak dobrze że to się juz skończyło....................................

fairy - Sob 12 Lip, 2014 20:11

Wspaniale Basiu :) Właśnie tej pewności siebie - takiej prawdziwej wewnetrznej mi jeszcze brakuje.
Słoneczko - Sob 12 Lip, 2014 20:13

fairy napisał/a:
Czesto mnie tak przywoływał do porządku bo miewałam śmiech nerwowy.
:pocieszacz:

fairy napisał/a:
Widocznie jeszcze czuję się z nim związana i może wszelkie kontaktu rozpatruję
jako "zdradę".
Nie wiem.... sama sibie czasem nie rozumiem.
Wolałabym być po prostu prosto smutna, samotna, tęsknić a ja mam taki mix przeróznych uczuć.
Od złości, poczucia winy po radość jakąś tam jeszcze nieśmiałą
fairy, to czasu trzeba i cierpliwości, by się uwolnić mentalnie tak jak jest w twoim przypadku...
Czy fizycznie jestes wolna, hm... nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, to sama wyczujesz, ze jest ten moment :tak:
Ja miałam identyczne skrajne emocje, wręcz byłam nieprzewidywalna
dla samej siebie i zagrożeniem :bezradny:
Była taka akcja, wracam po terapii do domu zadowolona,
bo kolejne docierają do mnie prawdy,
a tu masz :uoee: telefon, głos alko i co?
Nakręcałam się jak głupia, panika. :bezradny:
Jeszcze nie byłam do końca uwolniona :uoee:


Układałam swoje sprawy powoli, zabezpieczałam się rzeczowo, finansowo.
To trwało już od dawna.
Jak już miałam odpowiednie zaplecze i wsparcie ze strony urzędów i terapeutów,
to wtedy zadziałałam :tak: ,
Definitywne rozstanie w mowach, myślach i uczynkach z alko w tle :tak:
I uczucie miłości odleciało jak za pomocą magicznej różdżki :tak:

Uznałam, że już i mentalnie i fizycznie czuję się wolna :tak:
I bezpieczna :tak:
Ale też wiem, ze te zaburzenia mnie jeszcze prześladują
i dlatego trwam w ośrodku na różnych grupach terapeutycznych
oby właśnie przypominać sobie kim ja teraz jestem
a kim nie chciałabym już być
i chcę mieć świadomość prawidłowych wyborów
bez skrzywionego celownika.

Ot się rozpisałam ;)

BARBARA - Sob 12 Lip, 2014 20:16

fairy napisał/a:
wszyscy nasi wspólni znajomi się
ode mnie odwrócili, więc chyba wiem o co chodzi.

mała strata krótki żal znajdziesz sobie swoich znajomych bez niego
fairy napisał/a:
mój alko. jest bardzo lubianym, dobrym, pomocnym kolegą dla wszystkich! :)

no mój też do rany przyłóż :wysmiewacz: byle nie mojej bo bym się spaliła

Słoneczko - Sob 12 Lip, 2014 20:18

BARBARA napisał/a:
fairy napisał/a:
mój alko. jest bardzo lubianym, dobrym, pomocnym kolegą dla wszystkich! :)

no mój też do rany przyłóż :wysmiewacz: byle nie mojej bo bym się spaliła
Skąd ja to znam :szok:
fairy - Sob 12 Lip, 2014 20:24

Oj dobrze dobrze że się rozpisałaś Słoneczko.
Ja dopiero sie wybieram na terapie grupową.
(czy to charakterem przypomina al anon? Czego się tam spodziewać)

Papiery rozwodowe załatwiam trochę pod naciskiem terapeuty
on mówi że czuję się zobowiązana wobec alko. bo jestem przecież
żoną. i słuchając mnie wyłapalismy że tylko dlatego pozwoliłam mu wrocic
na te nieszczesne 3 miesiące - no bo mąż.
Jak zaczęłam załatwiac papiery poczułam się lepiej, silniejsza ale jest i duzy ciężar
bo to cały czas jaky na siłę z oporem. To cały czas na zasadzie że to ja odwalam czarną robotę zwaną wywaleniem z domu, rozstaniem a teraz rozwodem.
Sama nie wiem czy przeć jak czołg dalej czy dać sobie czas.... jednak to czas
który mi ciązy bo "mam meża".

fairy - Sob 12 Lip, 2014 20:28

Mam takie marzenie żeby się jak najszybciej rozwieźć i zakończyć ten etap.
I spokojnie chodzić na terapię. Spokojnie jak spokojnie, ale wiecie o co chodzi... :)
Tylko ponieważ nie jestem jeszcze stabilna emocjonalnie nie wiem jak to na mnie wpłynie.

Słoneczko - Nie 13 Lip, 2014 09:50

fairy napisał/a:
Papiery rozwodowe załatwiam trochę pod naciskiem terapeuty
on mówi że czuję się zobowiązana wobec alko. bo jestem przecież
żoną. i słuchając mnie wyłapalismy że tylko dlatego pozwoliłam mu wrocic
na te nieszczesne 3 miesiące - no bo mąż.
Ja pozwalałam wracać,
no bo tata synka :uoee:
Przekonanie: obojętne jak bardzo dysfunkcyjna rodzina :szok: , ale mama + tata + dzieci = najważniejsze - wcale już tak nie uważam już :nie:
To przekonanie jest tylko przekonaniem, zostało ono mi przekazane z dziada pradziada.
Uff, jak dobrze, ze ja teraz jestem oświeconą kobietką :tak:
To tez zasługa terapii :tak:
fairy napisał/a:
spokojnie chodzić na terapię. Spokojnie jak spokojnie, ale wiecie o co chodzi... :)
Tylko ponieważ nie jestem jeszcze stabilna emocjonalnie nie wiem jak to na mnie wpłynie.
To jest najodpowiedniejszy moment :tak: Na terapii odzyskasz stabilność emocjonalną i nie tylko, odzyskasz siebie. Ja odzyskałam :>
fairy - Czw 17 Lip, 2014 12:07

Boże oby mi starczyło sił i rozumu.
Na razie staram się zajmować cały swój czas tym co lubię a rozwód traktować
jak zwykłą sprawę urzędową do załatwienia.
Nie ma powrotu do przeszłości, jest tylko przyszłość, nieznana ale mam nadzieję
że lepsza. Będę nad tym pracować.
Zajęłam się rysowaniem, wklejam kota z dedykacją dla naszego Jacka ;)

pietruszka - Czw 17 Lip, 2014 12:47

Piękny :tak:
anuszka - Czw 17 Lip, 2014 13:05

Ale nasz Jacus to taki kotek co przytuli :kot: ,poglaszcze , pomoze .........wsunie ciasteczko ergrg4 -taki jest naprawde na pewno nie jest dzikim stworzeniem :nie:
fairy - Czw 17 Lip, 2014 14:30

A mógłbyś się przez chwilę nie ruszać? :luzik:
margo - Czw 17 Lip, 2014 18:10

ale kiciuch fajny! :okok:
to kredki akwarelowe? :mysli:

fairy - Czw 17 Lip, 2014 18:39

Dziękuje :)
To najzwyklejsze kredki, takie szkolne za 6 zł :)

margo - Czw 17 Lip, 2014 18:50

fairy napisał/a:
o najzwyklejsze kredki, takie szkolne za 6 zł


Takie bambino?
Fajnie! Rysuj więcej! Jestem ciekawa :skromny:

Słoneczko - Czw 17 Lip, 2014 20:31

Śliczny ten nasz Jacuś :)
Maluj, nie marnuj talentu.
Super. :okok:

fairy - Czw 17 Lip, 2014 23:03

Kredki - takie drewniane, szkolne i bambino :)
Jestem samoukiem więc rysuję jak umiem ale to jest moja ucieczka w mój
bezpieczny świat.
Jak coś jeszcze nabazgrole to wrzucę tak dla rozładowania tematu.

Brak kontaktu z alko. dobrze mi robi, pewne sprawy mi się rozjaśniają,
łapię się na tym że myślę sobie że ja i on to dwie różne instytucje.
Niezależne od siebie. I kazdy odpowiada za siebie.
Te myśli to coś nowego dla mnie, od paru lat.
Wcześniej żyłam zadreczając się że on tam gdzies sam, może mu źle... a co jesli cos mu sie stanie, albo cos sobie zrobi.
To się powoli zmienia, a mnie jest jakby lżej.
Ale to pierwsze kroki.
Jak sobie przypominam pierwszą wizytę w poradni uzależnien jak dostałam taki
atak paniki że aż przyjechało pogotowie to myślę sobie - dlaczego?
Jak wielka kumulacja leków i emocji wtedy we mnie była.
Jaka byłam strasznie bezradna w tym wszystkim, zmanipulowana, że coś muszę
a już sił nie mam, że chcę odejść a nie moge bo tyle jeszcze on ode mnie chce, i tyle
spraw jest do załatwienia.
Ehh... :)
Dzięki wam i terapii zrobiłam jakiś krok do przodu i tego się trzymam.

fairy - Pią 18 Lip, 2014 11:10

Ja nie mogę jak Ty cały czas tak chodzisz ;)

Ps: nawet rozwodu nie dadzą człowiekowi wziąć spokojnie ;)
Odsyłają mnie z jednego sądu do drugiego, Terespolska mówi że Solidarności
a ci że Terespolska ;) ) To może ja w 2 sądach złoże pozew :luzik:

smokooka - Pią 18 Lip, 2014 17:31

Fairy, pasja to coś wspaniałego :lol2: Super że rysujesz i super rysujesz!
Mała - Pią 18 Lip, 2014 17:37

łomatko! wypadałoby zasięgnąć rady u jakiegoś radcy prawnego... :szok:
A jeżeli chodzi o rysynek "kotka" :>
Skarbie - jeżeli masz talent - to nawet patykiem na piasku - stworzysz cudo... :tak:
A TY go masz :luzik:

fairy - Pią 18 Lip, 2014 18:55

takie tam bazgroły ale dzięki dziewczyny za słowa otuchy.
Jak zaczęłam rysować po paru miesiącach deprechy to reka mi się trzęsła
jak galaretka ;)
Bardzo pomogło mi na tym forum zobaczyć prace jednej z nas, pomyślałam
że skoro ona tworzy to może i mnie się uda.

Z sądem już wszystko wiem, wykonałam pare tel. i wszystko się rozjaśniło :sun:

Jacek - Pią 18 Lip, 2014 19:10

fairy napisał/a:
Jak zaczęłam rysować

piękny avatarek.masz :skromny:

Jacek - Pią 18 Lip, 2014 21:06

fairy napisał/a:
Zajęłam się rysowaniem, wklejam kota z dedykacją dla naszego Jacka ;)

ojej,,jaki śliczny,dziękuję :buziak:
dopiero doczytałem

Słoneczko - Pią 18 Lip, 2014 21:45

fairy napisał/a:
Wcześniej żyłam zadreczając się że on tam gdzies sam, może mu źle... a co jesli cos mu sie stanie, albo cos sobie zrobi.
fairy, Był taki czas, że się zadręczałam :szok: wówczas, nie byliśmy razem (on mieszkał kilka m-cy w schronisku w innej miejscowości),
niby baaardzo daleko, ale ja myślami byłam tam, a nie tu :bezradny:
Ja zajęta byłam "niby" swoim zdrowieniem
(też tuptałam na terapie, ale do innego ośrodka niż teraz).
Dlaczego napisałam niby w cudzysłowu?,
ponieważ ta terapia nic mi nie dała, :nie:
ja wciąż żyłam myślą o nim i dla niego.
Nie mogłam się oderwać mentalnie, choć i fizycznie była rozłąka.
Nawet podjęłam próbę, ze jeszcze raz spróbuje,
a nóż widelec, a podczas mojego zejścia się z nim,
ten alko -(czynny alko) pójdzie na leczenie. :mysli:
I co?! I guzik.
Ja dzwonie, a on już mieszka z inną swoją ofiara zmanipulowaną
(nawet go z detoksu wyciągnęła szybciej),
bo
biedny człowiek,
bezdomny,
źle wygląda,
niedożywiony,
wyczerpany ciągiem alkoholowym,
trzeba się nim zaopiekować)..
I co wybrał taki alko? - komfort picia...
dach nad głową, łóżeczko, pilocik, komputerek,
kobietę (nieważne jakiego pokroju :szok: ),
zjeść dostanie, pracować nie musi....
coś w domu naprawi - kobieta szczęśliwa...
Dom aż bucha od dysfunkcji :uoee:
Alkohol z człowiekiem zrobi wszystko
i ja to wiem
i byłam świadkiem pogarszającego się
stanu choroby alkoholowej. :szok:

Fairy - ja tęskniłam za iluzją. Bałam się samotności,
myślałam, ee tam myślałam, ja byłam przekonana,
ze sobie nie poradzę sama z dziećmi.
A już miałam dość silne zaburzenia emocjonalne)
Popełniłam błąd (teraz to wiem, bowiem radzę sobie doskonale) :tak:
to był mój ostatni taki błąd rozstań i powrotów.
W duszy nie chciałam, by wracał, bałam się panicznie powtórki z rozrywki,
ale to wynikało z dysfunkcji mojej
i że nie byłam w solidnej terapii i niestety.... :bezradny:
zarzuciłam sobie kolejną pętle na szyję i w imię czego?
Pytałam się, w imię czego?!
Baa, w imię przekonań, bo tatuś dla synka :bezradny:
a miłość przecież wszystko wybacza?
Alko ponad wszystko!? Ponad dzieci?! Gdzie wtedy rozum był?
Dlatego to piszę, bo wiem,
że bez odpowiedniej terapii
ja współuzależniona,
wciąż bym tkwiła w takim chorym układzie i
pozwalałabym, aby moje dzieci uczestniczyły w tym moim bagnie...
:bezradny:

fairy - Pon 21 Lip, 2014 01:49

I ja byłam przekonana że sobie nie poradzę.
Mimo że już od 2 lat mieszłam własciwie sama, mimo że jakoś sobie radziłam przecież.
Wydawało mi sie jednak że własnie świat mi się zawalił i to już koniec.
A jednak radzimy sobie!
Łapie mnie czasem taki lęk nagle że coś się stanie, że sobie nie poradzę
że to wszystko zawali.
Teraz jestem na etapie uczenia się że to zalezy ode mnie, że mam w sobie siłę.
Być może... tak naprawdę pierwszy raz w życiu muszę sama sobie udowodnić
swoją siłę.
Mam nadzieję że mnie nie zbanują za moje bazgroły :)
Pare miesięcy temu nie byłam w stanie nawet tknąć kredek.
To część mnie, dlatego wklejam - teraz wciagnęłam się w temat Husarii.

pietruszka - Pon 21 Lip, 2014 06:22

Cytat:
Mam nadzieję że mnie nie zbanują za moje bazgroły

Osobiście bardzo popieram wszelkie ręczne kreatywności :) Dla mnie to właśnie jest przykład "dbania o siebie", owego terapeutycznego "zajęcia się sobą".
I trochę zazdraszczam talentu.

Estera - Pon 21 Lip, 2014 06:24

pietruszka napisał/a:
I trochę zazdraszczam talentu.


23r nooo, ja też.

Klara - Pon 21 Lip, 2014 07:16

Ja to bardzo zazdroszczę! :tak:
olga - Pon 21 Lip, 2014 07:23

a to na pewno Ty rysowalas? :mgreen:
tygrys jest ladny ale nie idealny a ten zolnierz nie wyglada na rysowany zwyklymi kredkami, moze sie myle, jesli tak to sorry, jakby nie bylo - talent masz :tak:

fairy - Pon 21 Lip, 2014 13:46

Pietruszka ma rację, to moja terapia.
Im więcej rysuje tym bardziej zaglądam w siebie i łapie kontakt ze sobą. Jak w bajce o Zosi którą przed chwilę czytałam w wątku Scarlet.
Przed chwilą wróciłam z zakupów z flamastrami. Ostatni raz je miałam jako mała dziewczynka. Patrze na nie i się uśmiecham, tyle wspomnień, jakiś marzeń, mysli zapomnianych.

Rysunek jest mój i to są najzwyklejsze kredki - na tekturce z końca bloku.
Białe odblaski robię kredką ołówkową - akwarelową. Czyli taką którą można pociagnąć
mokrym pędzlem jak akwarelę. Ma odrobinę miekkszy sztyft dzięki temu można nia pokryć inne kolory ale sama w sobie rysuje jak zwykła kredka.
Narysowanie tej zbroi to dla mnie wyzwanie bo nigdy nie próbowałam.
Do zrobienia drobnych ćwieków na sam koniec będę juz musiała uzyć zwykłego korektora bo kredka tego nie zrobię :)

fairy - Pon 21 Lip, 2014 16:01

Na razie się zamknę i poczytam sobie wątki dziewczyn.
Pomilczę, pomyslę, zastanowię się czy to co było to na pewno była miłość
i kim tak naprawdę jest ta dziewczynka z flamastrami ;)

olga - Pon 21 Lip, 2014 16:02

fairy napisał/a:
Rysunek jest mój


no to szacun ff4ghh zdolna jestes, ja tez troche rysowalam, teraz nie mam czasu bo jezyka sie ucze i poswiecam temu caly wolny czas (nie liczac zagladania na forum) :p
nie myslalas zeby ksztalcic sie w tym kierunku chocby tak dla samej siebie? ja kiedys znalazlam ogloszenie dotyczace nauki malarstwa, mialam na to wielka chec ale wtedy zajmowalam sie glownie moim alko i braklo mi zapalu :bezradny:

fairy - Pon 21 Lip, 2014 16:42

Wspaniale, ja też chcę zatopić się w moich sprawach, nauce..
O kształceniu marzyłam od zawsze, ale że do pracy poszłam w średniej szkole i musiałam zając się kredytami i zadłużeniem mieszkania nie było na to czasu i możliwości finansowych. Potem tak jak Ty zajęta byłam alko. Coś tam próbowałam robić, ale z tego okresu mam zaledwie pare prac. Szkoda że nie wiedziałam co to jest współuzależnienie i nie umiałam się zająć sobą.
Alko często krytykował moje obrazy i mówił że jestem takim bezpłciowym aniołem jaki wisiał u nas w pokoju, a nie kobietą, kurcze, dopiero teraz widzę jak to wszystko we mnie siedzi.
Jestem ulepiona z jego opinii.
Czuję że muszę od 0 budować poczucie wartości.

Pomyślalam że poszukam jakichs warsztatów rysunku w dostępnej cenie i pójdę.
Może w jakimś domu kultury...
Uczyć się zaczynam dopiero teraz, po 30-stce ale podobno na naukę nigdy nie jest za późno.

Ilona - Pon 21 Lip, 2014 17:14

Podobno :)
Flora - Pon 21 Lip, 2014 18:26

Witaj Fairy,

bosze jak to Bóg niesprawiedliwie obdarza talentami :) rysunki cudne!
Jak ja bym pięknie rysowała tudzież śpiewała gdybym dostała od Siły wyższej choć część Twojego talentu :)
Tańczyć także nie umiem a poczucie wartości odbudowałam :)

fairy napisał/a:
często krytykował moje obrazy i mówił
- już nawet niedocytowałam co mówił bo wszystkie wiemy, że to bez znaczenia. Ja to nazywałam chwytacz cudzych błędów.

Fairy w Twoim przypadku:
Ból przeminie,
Strach przeminie,

Jedynie trochę czasu potrzeba na odzyskanie władzy nad własnymi myślami.

Słoneczko - Pon 21 Lip, 2014 18:31

fairy napisał/a:
Łapie mnie czasem taki lęk nagle że coś się stanie, że sobie nie poradzę
że to wszystko zawali.
Fairy, to uczucie też minie, jak tylko nabierzesz pewności siebie, w tym co robisz dla siebie :tak:
fairy napisał/a:
Pare miesięcy temu nie byłam w stanie nawet tknąć kredek.
To część mnie, dlatego wklejam - teraz wciagnęłam się w temat Husarii.
:brawo: Teraz mnie zaskoczyłaś swoim talentem :>
fairy napisał/a:
Szkoda że nie wiedziałam co to jest współuzależnienie i nie umiałam się zająć sobą.
Nieważne :nie: , nie wracaj do przeszłości, to minęło, nie wróci... Naprawiaj teraźniejszość :tak:
Teraz wiesz czym jest ta dysfunkcja i masz narzędzia, by zająć się sobą, co czynisz dzień po dniu :tak:
:buziak:

margo - Pon 21 Lip, 2014 19:04

Noo! Niezle :) a probowalas na duzym formacie? Zmierz sie ze 100x70, bedziesz miala o czym myslec przez caly tydzien :radocha:
fairy - Pon 21 Lip, 2014 19:17

Dziękuję dziewczyny z całego serca każdej z osobna za pomoc.
Mam nadzieje że uda mi się odbudować poczucie wartości i nabrać pokory
bo przez lata stałam się znerwicowaną awanturnicą zosią samosią co góry
przesuwa własnymi rękami i ratuje cały świat, choć jestem strasznym wrażliwcem i wcale tego po mnie nie widać. I to najtrudniej mi samej sobie przyznać.

Słoneczko - Pon 21 Lip, 2014 19:26

fairy napisał/a:
bo przez lata stałam się znerwicowaną awanturnicą zosią samosią co góry
przesuwa własnymi rękami i ratuje cały świat,
To naturalna cecha współuzależnionej bardzo lubianej przez nie same. Rozstanie sie z cechami "św. Teresy" nie należy do łatwych. Ale nie ma ludzi idealnie świętych ;)
Ja takie mniemanie miałam o sobie...
czasami bym się w obrazek w ramki dała wkleić
z tą moją świętością i zbawianiem świata...
A tu guzik :bezradny: ,
to się działo i szkodziło mnie samej :tak: Skutecznie :evil2"


Bądź sobą :okok:

pietruszka - Pon 21 Lip, 2014 19:42

Flora napisał/a:
chwytacz cudzych błędów

celne :tak:

fairy - Wto 22 Lip, 2014 10:18

Nie :) ale staram się mysleć o czymś innym niż problemy ;) Teraz myslę o Husarii. Mimo że byli w mniejszości wygrali 125 bitw pod rząd :)

Zacznijmy od tego co to właściwie jest ten pterodaktyll :)

Mała - Wto 22 Lip, 2014 11:52

fairy napisał/a:
Uczyć się zaczynam dopiero teraz, po 30-stce ale podobno na naukę nigdy nie jest za późno.

Miałam około 34 kiedy wreszcie odkryłam swój talent. Całe życie (za wyjątkiem związków z uzależnionymi) - próbowałam rysować. Najbardziej lubiłam ołówkowe portrety...Ale byłam strasznie niecierpliwa! Często ich nie kończyłam. Teraz już wiem, dlaczego - KOCHAM robić zdjęcia. Z zaskoczenia. Czarno-białe. Portrety...
Dlatego proszę Cię - rysuj! Dla siebie! Być może to właśnie jest TWOJA droga do otwarcia się na świat? ergr

pterodaktyll - Wto 22 Lip, 2014 12:19

fairy napisał/a:
Zacznijmy od tego co to właściwie jest ten pterodaktyll

Jak to? Nie wiesz?.... Pterodaktyll to MY

;)

fairy - Wto 22 Lip, 2014 15:36

W zadziwiającą stronę idzie mój wątek :) ))
olga - Wto 22 Lip, 2014 15:39

mysle, ze w ta co trzeba :tak: o szanownym malzonku ani slowa, narzekania tez nie ma, za to duzo o Twojej pasji :okok:
fairy - Wto 22 Lip, 2014 15:41

:okok:
fairy - Czw 24 Lip, 2014 22:40

Namalowałam dziś portret na płótnie na zamowienie, coś tam tworzę ale nie jest wcale tak różowo, nie odzyskałam jeszcze swojego życia.
Jestem pogubiona, nie wiem jaka jestm, jaka mam być.
Wreszcie się wyrwałam do przyjaciółki na kawe. Zasypała mnie opowiesciami o swoich romansach, zyciu, zobaczyłam że ja jestem jakby po drugiej stronie mocy, w czarnej du**ie.
Ona wesoła, zajęta zyciem a ja słucham jej i zastanawiam się jaki sens ma to zycie, jakies lęki mnie naszły.
Pod koniec juz ledwo wytzymałam, uciekałam na autobus no i przeryczałam całą drogę. W autobusie naszła mnie straszna myśl znowu, że ja już nie chce być na tym świecie, strasznie nie lubię tej myśli i boję się jej, ale uspokoiłam się po 20 min płaczu.
Albo mam depresje albo przeżywam żałobę po związku.
I jeszcze ten rozwód przede mną. Czuję że albo buchnę tam płaczem albo dostane atak paniki
że o to rozstaję się z moim ukochanym misiem od którego się tak uzależniełam że wyproszenie go z domu stało się zaczątkiem utraty sensu życia...
Myślałam dziś o tym kiedy te myśli się zaczęły i dlaczego. A z bezradnosci, bo miałam wtedy myśli że ani z nim być juz nie daje rady ani odejsc nie moge bo to ogromne obciazenie, ciezar, poczucie winy no i finansowo klapa, ja spłukana z kredytami...
Finansowo jakos daje rade choc nie mam ani sponsora ani pracy. ale emocjonalnie jeszcze jestem uzależniona bo mi go szkoda chwilami.
Fatalny post.... fatalny, ale musiałam się wyżalić, wygadać.

Słoneczko - Pią 25 Lip, 2014 05:39

fairy napisał/a:
emocjonalnie jeszcze jestem uzależniona bo mi go szkoda chwilami.
Fatalny post.... fatalny, ale musiałam się wyżalić, wygadaćj.
Zwłaszcza końcówka postu.
Jak może być ci szkoda kogoś kto zasiał w tobie myśli, by nie żyć?
Ale pewne jest, że na to pozwalałaś.
Teraz też się nakręcasz.
Zrób bilans strat emocjonalnych,
których autorem był i jest nadal twój mąż.
A potem zrób sobie listę emocji,
które dają ci szczęście i spokój.
Popracuj nad sobą i myśl o sobie i dla siebie.
Do niczego się nie zmuszaj.
Ty jestes Ty i ty decydujesz
czy chcesz byc uwolniona od swojego alko,
czy chcesz nadal kręcić sie wokół niegi i
go żałować.
Wątpię, że on żałuje ciebie.
U niego wystąpić może jedynie żal
że alkohol w butelce się skończył i
kombinuje jak ją ponownie zapełnić.

Weź się w garść i do pracy nad sobą
zbieraj siły :tak:
Nie fantazjuj. Zejdź na ziemię.
Jesteś panią swojego losu.
Nikt zycia, twojego zycia za ciebie nie perzeżyje.

:buziak:

anuszka - Pią 25 Lip, 2014 06:16

fairy napisał/a:
Myślałam dziś o tym kiedy te myśli się zaczęły i dlaczego. A z bezradnosci, bo miałam wtedy myśli że ani z nim być juz nie daje rady ani odejsc nie moge bo to ogromne obciazenie, ciezar, poczucie winy no i finansowo klapa, ja spłukana z kredytami...


-tak ja tez tak mam , do tego nachodza mnie czasami tez mysli , ze moze to ze mna cos jest nie tak, ze moze za malo atrakcyjna jestem , za duzo wymagam rozne rzeczy ,albo ze jak bym postapila inaczej to by bylo lepiej
Ja tez wiesz ,ze mam rozwod przed soba , dwoje dorastajacych dzieci , jedna studia zaczyna . Boje sie ale tez wiem, ze nie dam rady zyc dluzej z czynnym alko ;

fairy - Pią 25 Lip, 2014 12:56

Ja niestety pozwoliłam przykleić sobie łatkę wariatki, że coś jest ze mna nie tak.
Przez lata słyszałam że tacy jak ja to ląduja w psychiatryku, że bzdury mówie że jak od niego odejde to ciekawe jak sobie poradze i na kogo zwale pretensje.
Niestety ten pogląd do mnie przylgnął, czuję się jak świernięta.
Ale walczę z tym...chyba jeszcze duzo wody w rzekach upłynie zanim się od tego uwolnię.
A w ogóle to cały czas mam taki niepokój że on cały czas coś ode mnie chce, że coś jest niewyjaśnione i to mnie męczy.
Obawiam się jednak że gdybyśmy się spotkali to przywaliłabym mu słysząc kolejny raz
że on nic takiego nie zrobił i nie rozumie czemu ja sie tak emocjonuje.
Mam w sobie dużo złości, ale zdaje sobie sprawę że to jest złość z poczucia bezradności.

Maciejka - Pią 25 Lip, 2014 12:58

Mój dawny sąsiad lubił mawiać; Głupi to łupi a madry z łupinami je.
Co oznacza mniej więcej głupi to myśli, zastanawia się a madry to łyka wszystko ajk leci. :pocieszacz:

fairy - Pią 25 Lip, 2014 13:13

Kocham was dziewczyny, tyle powiem.
Chyba najlepiej mi jest jak uda mi się choć na jakiś czas odseparować emocjonalnie od niego, oderwać, odzielnić nas gruba kreską. Niestety wpadam ciągle w te same rozmyślania. Jak nakręcona jakaś. No nic, biore się za malowanie to na razie moja jedyna ucieczka.

BARBARA - Pią 25 Lip, 2014 14:27

fairy napisał/a:
że on nic takiego nie zrobił

Idąc jego tokiem rozumowania to on nic nie zrobił, no bo przecie picie to nie grzech a on pić lubi :lol2: , ale idąc twoim to też nic nie zrobił żeby zmienić na lepsze to co było złe. Ale skoro jemu było dobrze a tobie zle to ty zmieniłaś a on nie musiał.
fairy napisał/a:
nie rozumie czemu ja sie tak emocjonuje.

takie to pokrętne rozumowanie, każdy na swój sposób :buziak:

fairy - Pią 25 Lip, 2014 17:03

WSPÓŁZALEŻNOŚĆ - MOJA ..."ZBRODNIA" - ten wątek dziś czytałam, zrobiłam sobie notatki.
Coś do mnie dotarło, ale brakuje mi spokoju.
Czuję lęk cały czas od 2 dni i nawet nie wiem czego się boję.
Czuję się kompletnie bezbronna i czuję poczucie winy.
Chciałam iść 29 spróbowac terapii w innym ośrodku, trochę dalej, tam gdzie miałam taki
atak paniki że przyjechała karetka. Sama nie wiem czy to dobry pomysł.
Czuję że stanęłam w miejscu. To już koniec lipca a ja nadal żyję w poczuciu winy.
Poprawy są tylko chwilowe. I tłumaczę sobie i robię notatki, czytam a wciąż jakoś tak cienko sie trzymam. Myślałam że ten ból w sercu już nie wróci a tu proszę, wracam do punktu wyjścia. Coś się zmieniło ale to wciąż za mało.

smokooka - Pią 25 Lip, 2014 17:04

fairy napisał/a:
tam gdzie miałam taki
atak paniki że przyjechała karetka.
dlaczego? co się stało?
fairy - Pią 25 Lip, 2014 17:40

Nie wiem... to było w lipcu tamtego roku. Już jadąc tam ledwo wytrzymałam w tramwaju z lękiem. Po prostu weszłam do gabinetu zaczęłam opowiadać i dostałam potworny atak paniki.
Nie mogłam się ruszać, oddychać, co mnie postawili na nogi to się przewracałam bo nie czułam w ogóle nóg ani rąk.
Poszłam tam żeby mi pomogli odejść od męża definitywnie, nie wracać już.
Ale odejść tak do końca nie mogłam bo mąż obcokrajowiec właśnie zaczął wyrbianie karty
stałego pobytu, sprawdzali go z urzędów i policji, ja byłam potrzebna żeby się to udało.
Nie wiedziałam od czego zacząć co jej powiedzieć tyle tego było.
Moja terapeutka mówi że to było za dużo spraw na jednego człowieka.
I alkoholizm męża, i karta pobytu i utrata pracy, kredyty i uwiedzenie.
Nawet słowa moje że już go nie kocham nic nie dawały. Nie rozumiałam co się dzieje.
O współuzależenieu wtedy nie wiedziałam nic.
Potem na terapię nie wróciłam bo bałam się że gdziekolwiek się ruszę to będzie kolejny atak i emocje mnie zabiją.
Gdybym wiedziała że za 2 miesiace zalicze takie załamanie nerwowe jak miałam to chyba bym się w tej przychodni przywiązała do kaloryfera a została.

Duszek - Pią 25 Lip, 2014 17:42

fairy napisał/a:
Chciałam iść 29 spróbowac terapii w innym ośrodku,

To bardzo dobry pomysł :okok:

fairy - Pią 25 Lip, 2014 17:47

Dziś chciałabym usiąść obok samej siebie wtedy i uspokoić siebie.
Po przeczytaniu wątku o którym wspomniałam wypatrzyłam pewną rzecz.
Ja swojego męża traktuję jak małego chłopca, że sobie nie poradzi, ale i ja sama jestem
uzależniona od mojej mamy która jest nadopiekuńcza. Zachowywałam się w stosunku do męża tak jak moja mama do mnie.
30 lat baba a mama się mnie pyta kiedy wrócę i czy wzięłam czapkę, zjadłam śniadanie i czy nie jestem głodna.
Kiedy ja gdzieś wychodzę łapię się na myśli, czy mama się słabo nie poczucje, czy nic jej się nie stanie.
Ojca nie ma i nie było, innej rodziny tez nie mamy.
No miałam tylko mojego małego chłopca...

fairy - Pią 25 Lip, 2014 17:52

Duszek, ja mam watpliwosci ale... chyba spróbuję.
Zapisałam się do tej samej terapeutki, trochę mi przeszkadza że taka młodziutka ale może się czepiam.

Duszek - Pią 25 Lip, 2014 18:32

fairy napisał/a:
uzależniona od mojej mamy

ja właśnie uciekając przed mamą, wpadłam w ramiona alkoholika :(
Zresztą do dziś borykam się z tym problemem. Tkwiłam w związku, który mnie niszczył, bo odejść mogłam, ale warunki pozwalały mi tylko na odejście do mamy, a to dla mnie było gorsze niż zostanie z nim -alkoholikiem.

fairy napisał/a:
ale... chyba spróbuję

Próbuj moja droga, bo mimo wszystko warto.
Ja mimo dość długiego uczęszczania na terapię, mam duży nawrót...Od sierpnia kontynuuję a raczej zaczynam terapię na troszkę innych warunkach i liczę, że teraz będzie lepiej. Bez terapii nie wiem co by ze mną było... :mysli:

fairy napisał/a:
trochę mi przeszkadza że taka młodziutka ale może się czepiam

ja często się czepiałam, ;) bo ona powiedziała to, bo tak spojrzała, bo nic się nie zmienia...ale to wszystko jest w nas...poczucie wartości...a moja złość itp. było spowodowana tym, że ona trafiała w sedno, a to już bolało...bo moja iluzja rozbijała się w drobny mak...

fairy - Pią 25 Lip, 2014 20:11

Martwie się o siebie. Rano nie mogłam zjeść śniadania, obiad ledwo tknęłam.
Mam takie poczucie winy że nie mogę jeść. Tak było na poczatku roku przed terapią
i myślałam że to już nie wróci.
Mam w środku wielką czarną otchłań poczucia winy i wrażenie że to się nigdy nie skończy.
Nie wiem już gdzie iść do kogo, co robić, nie wiem... 5 miescy terapii, tyle przeczytanych ksiązek, tyle cennych porad od was.

Moja terapeutka twierdzi że mój maz wszedł w podwojna role, mojego dziecka i ojca.
Ojca ktorego nigdy nie miałam.
I tu ma racje, był strasznie apodyktyczny, srogi, chłodny.
Cieszyć się powinnam że go nie ma a nie czuć się winna.
Jest we mnie blokada i nie mogę jej zburzyć.

bunia - Pią 25 Lip, 2014 20:24

:pocieszacz: :buziak: :buzki:
fairy - Pią 25 Lip, 2014 20:30

O cześć Bunia, chyba jeszcze sie nie znamy :)
Czy Ty jestes juz wolna?

bunia - Pią 25 Lip, 2014 20:36

fairy napisał/a:
Czy Ty jestes juz wolna?



....a w jakim sensie ,bo nie bardzo rozumiem pytanie?

fairy - Pią 25 Lip, 2014 20:48

W sensie poczucia wolności, szczęścia, spokoju. Nie chodzi mi o bycie w zwiazku czy tez nie ale stan ducha :)
bunia - Pią 25 Lip, 2014 20:51

.. ..myślę że tak ,ale mam czasem lęk przed czymś nowym ,czego jeszcze nie znam
fairy - Pią 25 Lip, 2014 21:09

Bunia jak sobie poradziłaś z poczuciem winy?
bunia - Pią 25 Lip, 2014 21:20

nie mam jej ,tak myślę
Maciejka - Sob 26 Lip, 2014 05:22

http://komudzwonia.pl/pri...?t=8150&start=0
Słoneczko - Sob 26 Lip, 2014 06:24

Fairy twoje poczucie winy jest wyłącznie odpowiedzią na wydarzenia z przeszłości, ktore icaniasz w sposób negatywny.
Widzisz siebie w perspektywie dawnych lat, przekonań, które zistały ci narzucone.
Nie rodzimy się z przekonaniami, one są nam przekazywane jako tradycja, bo tak wypada, bo tak być musi, wzorce zachowań pokoleniowych.
Wychowałaś się w takim a nie innym otoczeniu i to co zostało ci przekazane jest w tobie.
Dziś jesteś ty i nikt inny. Dzis nic nie musisz, nic nie powinnaś. Żyj tak jak chcesz.
Sama się stawiasz w złym świetle.
Nakręcasz się.
Nie jesteś winna za decyzje innych i narzucanie tobie woli wbrew tobie.
Po co ci teraz poczucie winy ceewd
Mieszkasz sama, realizujesz się, u nadal się obwiniasz.
Za co?
Nazwij to.

fairy - Sob 26 Lip, 2014 11:02

Ja to bym chciała myśleć o nowych butach i rzeczach tego typu :)
W nocy obudziłam sie 02 i łaziłam po domu i nie wiem czy ja dziś coś zjem.
Postaram się iść wreszcie na tą terapię grupową może na żywo coś do mnie dotrze?
Ja wszystko rozumiem, widzę swoje uzależnienie od partnera, widzę je u innych,
ale nie może do mnie dotrzeć że mój mąż jest osoba dorosłą, dorosłym człowiekiem.
Czuję się jak bym wywaliła z domu dziecko.
Zresztą przy moim najpierwszym podejściu do terapii w lutym 2013 terapeutka
powiedziała "już czas odstawić męża od piersi i pozwolić mu dorosnąć".
Ja w nim po prostu widzę małego nieporadnego chłopca.
Nie wiem, może to dlatego że ma 150 wzrostu i po prostu wygląda jak dziecko
mimo że ma lat 40. To dodatkowo podsyca moje współuzależnienie.

wampirkowa - Sob 26 Lip, 2014 11:07

ale partnerstwo to nie wyręczanie to nie bycie opikunem to nie matkowanie,
partnerstwo to bycie ze sobą to wolność to dawanie wolności to poedjmowanie wyborów i dawanie prawa podejmowania wyborów przez tą drugą osobę w związku,

mnie terapeutk apowiedziała, że łądowałam się w ziwazki niefajne nieodpowiednie by zaspokoić swój głód opiekowania się kimś a potem głód bycia ofiarą

trudno mi to było zakaceptować ale tak było

fairy - Sob 26 Lip, 2014 11:07

Perełka i Słoneczko dziękuję, ten post o poczuciu winy czytałam pare razy.
I nie dociera, jakby po chińsku napisany. Ja chyba wezmę swój magiczny kajecik
i to przepiszę, może wtedy dotrze ;)

fairy - Sob 26 Lip, 2014 11:13

wampirkowa, mnie terapeutka powiedziała że nie mam w głowie modelu męskości, bo w domu nie było ojca. Obraz miłości i związku oparłam wyłacznie na jakichś swoich fatnazjach. A że od dziecka byłam nadopiekuńcza to przeniosłam to na męża. Tym bardziej że on był wymagający opieki i nieporadny. Nie mówił po polsku jak go poznałam, gubił się na mieście, nic nie umiał załatwić bo nic nie rozumiał. To były idealne warunki żeby zostać współuzaleznioną. Po prostu wzięłam go pod swoje skrzydła.
I było dokładnie jak w trójkącie dramatycznym Karpmana. Wybawca - przesladowca - ofiara.
Najpierw go ratowałam, mówił że jestem jego aniołem zesłanym od Boga, potem przesladowałam za to że pił a na koniec zostałam ofiarą - potem już mówił żebym z siebie anioła nie robiła bo świeta nie jestem.
Oczywoście to się odnosi do każdej małej drobnej sytuacji między nami jak i co całości.

Maciejka - Sob 26 Lip, 2014 12:36

fairy napisał/a:
Perełka i Słoneczko dziękuję, ten post o poczuciu winy czytałam pare razy.
I nie dociera, jakby po chińsku napisany. Ja chyba wezmę swój magiczny kajecik
i to przepiszę, może wtedy dotrze ;)


Jak sie pisze i potem czyta pare razy to urichamia sie sie więcej zmyslów i wymaga to wiecej zaangażowania. A moze za wczesnie dla ciebie , każdy ma swój czas, powoli lecz pewnie. :buziak:

fairy - Sob 26 Lip, 2014 14:21

perełka, mimo to będę kontemplować ten tekst wytrwale :)

Tak sobie myślę o rozwodzie, że to będzie dla mnie emocjonalnie jak zrzeczenie
się praw do dziecka a nie rozwód.
I tu chyba pies pogrzebany.
Jak zaczęłam w ogóle czytać o współuzależnieniu to najbardziej do mnie trafiały
listy matek których dzieci były uzależnione.

Słoneczko - Nie 27 Lip, 2014 08:06

fairy napisał/a:
Jak zaczęłam w ogóle czytać o współuzależnieniu to najbardziej do mnie trafiały
listy matek których dzieci były uzależnione.
Nieważne, czy to dziecko jest alkoholikiem, czy maż, czy brat, czy sąsiad,
choroba jest taka sama a osoba współuzależniona
z terapeutycznego punktu widzenia powinna zająć się sobą
i swoim zdrowieniem.
Oczywiście to jest wyłącznie wybór tej osoby,
tóra żyje z alko, bądź
jest emocjonalnie, a nie fizycznie związana
albo związana fizycznie i emocjonalnie,
albo tylko fizycznie.
Sa różne opcje, ale zawsze chodzi o jeden punkt wytyczony,
osoba ma zaburzenia emocjonalne
i tylko terapia dla współuzależnionych
może ją wyrwać z takiego kręgu.

Zapewne serce matki jest bardziej uwrażliwione
na choroby swoich dzieci,
niż na partnerów,
ale to nie oznacza, że matki nie powinny korzystać z terapii,
bo z góry zakładają, "że to nic nie da". Nonsens.

Fairy, ty się obawiasz utracić swojej roli matki, opiekunki wobec alko :mysli:
Pomagałaś, więc byłaś święta... no przecież tyle dla niego zrobiłaś,
a co on dla ciebie zrobił?
Myślisz o nim, dużo piszesz o nim, miłość do swojego oprawcy.

Samotność z emocjami - trudno pojąć schematy jakie są w osobie współ..
Tu jest potrzebny rzetelny psychoterapeuta :tak:

wampirkowa - Nie 27 Lip, 2014 08:15

ja jak byłam na terapii dla wspól były tam 2 mamy, i im było bardzo trudno zwłaszcza zastosować twardą miłość, uczyły się jej bardzo długo, by kochać swe dzieci nie małpia miłością tylko taką prawidłową,
jak mówiły jak zaczeły wymagać od dzieci, jak oduaczyły sie nadopiekuńczości, jedna z mam spakowała syna i wystawiła za drzwi, bardzo płakała ale tym zachowaniem uratowała mu życie,
najtrudniej było wytłumaczyć mamie, że jest dobrą mamą czyniąc to,
a tez wiele usłyszała od księdza, od rodziny od sąsiadów, maskara,
ksiądz powinien pomagać a niestety powiedział że nie jest dobrą mamą,
a druga mama dała wolność swojemu synowi, zrobiła wszystko by wytrzeźwiał ale jego nie dało się uratować, ale zdobyła grupe przyjaciół,

fairy - Nie 27 Lip, 2014 20:24

Macie racje dziewczynki.

A ja chyba mam do przepracowania pokorę, wybaczenie i oduczenie się poczucia że życie nie musi być idealne, że może być różnie a ja mogę być niedoskonała.
I że niedoskonała ja też mam swoja wartość.
Nie wiem czemu w życiu osób wrażliwych zdarzają się takie historie...
dziś wiem że juz z miłości i w celu kontrolowania sytuacji nie piłabym wódki z mężem
której nie znoszę, nie próbowała palić trawki by mu zaimponować, nie rezygnowała z siebie.
Przecież to są prawdy oczywiste... a jednak ja to robiłam.
Choć ciężko się z tym pogodzić.
Zrobiłam tyle głupot że sama w to nie wierzę.

anuszka - Nie 27 Lip, 2014 21:30

Fairy kochana dle Ciebie mi pomaga ,oderwac sie od wszystkiego

http://youtu.be/V60USaluxGA

dla wrazliwcow takich jak my , nierefolmowanych
;)

fairy - Nie 27 Lip, 2014 21:53

Piękne, dziekuję. Tego mi było trzeba :)
fairy - Pon 28 Lip, 2014 12:05

Mam! dostałam odpis aktu pocztą. Wniosek napisany gotowy do druku...
Nic tylko iść i złożyć.
Czuję się jak bym miała unieważnić cyrograf z diabłem.
Zanim pójdę zrobię jeszcze ostateczny rachunek sumienia, dlaczego idę złozyć
ten pozew, dlaczego juz nie wrócę do alkoholika.

KaTre - Pon 28 Lip, 2014 16:12

fairy napisał/a:
Wniosek napisany gotowy do druku...
Nic tylko iść i złożyć.
Czuję się jak bym miała unieważnić cyrograf z diabłem.
Zanim pójdę zrobię jeszcze ostateczny rachunek sumienia, dlaczego idę złozyć
ten pozew, dlaczego juz nie wrócę do alkoholika.

Normalnie mi szczęka opadła, jak zobaczyłam Twój wpis!
Brawo! Brawo! Brawo! Brawo! Brawo! Brawo! Brawo! Brawo! Brawo!
:brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo:

Zuch Dziewczyna!!! :buzki:

fairy - Pon 28 Lip, 2014 20:59

Co nie zmienia faktu że czuję się jak przed pierwszą wizytą u ginekologa ;)
KaTre - Pon 28 Lip, 2014 22:59

fairy, zdecydowanie ginekolog jest mniej stresujący (dla mnie przynajmniej) :tak:
Maciejka - Wto 29 Lip, 2014 03:54

Fairy czujesz lęk czy sie wstydzisz? Ja kiedyś tez tak miałam i w końcu poszłam i przeżyłam. Kobieto do odważnych świat nalezy, ginekolog to tylko lekarz . :pocieszacz:
Słoneczko - Wto 29 Lip, 2014 05:52

fairy, dobre wieści tu przeczytałam.
Zaczynasz działać :okok:
Krok po kroku i zaznasz swój spokój,
poczujesz bezpieczeństwo. :tak: .
A z każdym nowym wyzwaniem będziesz odważniejsza.
Robisz to dla siebie.
Trzymam kciuki :okok:

fairy - Czw 31 Lip, 2014 16:04

Mąż chce żebym wycofała pozew bo to nasza wspólna sprawa i musimy go razem napisać :rotfl:
Powiedział że do jednej bramki grać nie będziemy!
A to pozew bez orzekania o winie przecież.
Poza tym że powinnam zaczekać z pozwem az on nie bedzie wiedział co z jego karta pobytu.

A zaczeło się od tego że poprosiłam go żeby znalazł dokument od notariusza
o róznicy zapisu jego nazwiska w jego dokumentach a np. w odpisie aktu ślubu.
Sąd się może przyczepić.
No i tak się dowiedział przez moją naiwność o pozwie.
Powiedział że próbuję zyskać nad nim przewagę mówiąc że chcę spokojnego
rozwodu bez prania brudów, pokazać jaka to jest dobra.
I że takiego chamstwa i nienawiści on jeszcze nie widział.

Muszę wam powiedzieć że jak na mnie ryknął lawiną żali to słabo mi się zrobiło.
Oskarżenia idą seriami jak z karabinu maszynowego, nawet miejsca na złapanie oddechu nie ma.

A to wszystko dlatego że odmówiłam zameldowania wiec musi sobie je załatwić i dlatego że trzeba iść samamu do urzędu i się dowiedzieć jak zmienić kartę pobytu na kartę na podstawie pracy np. Co nie jest dużym problemem.
Ale trzeba pomyśleć i zrobić.
A tak to zawsze wszystko ja robiłam.

Klara - Czw 31 Lip, 2014 19:23

fairy napisał/a:
A to pozew bez orzekania o winie przecież.

Nie wiem jak to jest wówczas, gdy ktoś nie ma obywatelstwa. Rozumiem, że Twój jeszcze mąż go nie ma?
Z obywatelami naszej Ojczyzny jest tak, że jeśli po takim rozwodzie jedna ze stron się na przykład rozchoruje i nie będzie się miała środków na utrzymanie, to drugi były współmałżonek może być zmuszony do wypłacania renty.
Dowiedz się Fairy jak to jest w Twoim wypadku.

fairy - Czw 31 Lip, 2014 22:33

Tak, dowiedziałam się że to prawo obowiązuje przez 5 lat od rozwodu.
Mąz nie ma obywatelstwa, tylko karte stałego pobytu, obywatelstwa zmieniać nie chce.
Nad tym się nie zastanawialam że obywatelstwa nie ma...
Pochodzi ze wschodu, jest zbyt dumny na alimenty, ma za to kolegów ktorzy
zawsze służą mu pomocą i w razie czego sciagną go do siebie z kraju czarownic.

Ale moja porażka. Znowu chciałam być fair, znowu chciałam być miła i znowu dostało mi sie za to.
A czemu chciałam być miła?
Bo jestem współuzależniona.
Bo ja zawsze chce być miła i żeby nikt nie cierpiał.
Znowu chciałam go ochronić przed czymś.

Słoneczko - Pią 01 Sie, 2014 05:31

Z tego wynika, że tylko rozdzielność majątkowa jest dobrym wyjściem.
Fairy teraz widzisz więcej.
To pozwoli ci zadbać o siebie a chodzi mi głównie o zabezpieczenie i finansowe i materialne, a tym samym zapewnienie sobie bezpieczeństwa i spokoju.
Działasz nie narzekasz, a to pomaga w odcięciu się od tego co było.
Działaj, działaj :)

Klara - Pią 01 Sie, 2014 07:44

fairy napisał/a:
Bo jestem współuzależniona.

Na pewno znasz to uniwersalne powiedzenie, że kto ma miękkie serce, to powinien mieć twardą d**ę :(

fairy - Pią 01 Sie, 2014 18:27

:) )) to fakt!
fairy - Sob 02 Sie, 2014 10:46

Tak jest a ja dostalam w nocy starszne lęki, o ta karte bo mi naopowiadał jak ciężko mu będzie teraz....
margo - Sob 02 Sie, 2014 10:54

fairy napisał/a:
bo mi naopowiadał jak ciężko mu będzie teraz


A Tobie jak jest? A jak było? :pocieszacz:
Zajmij się sobą, to Ty jesteś najważniejsza. To dorosły człowiek odpowiedzialny za siebie, poradzi sobie sam :pocieszacz:

Słoneczko - Sob 02 Sie, 2014 14:30

fairy napisał/a:
dostalam w nocy starszne lęki, o ta karte bo mi naopowiadał jak ciężko mu będzie teraz....
I po co? Teraz najważniejsze jest twoje tu być, a nie zamartwianie się o kogokolwiek poza sobą samą :bezradny: Martw sie co będzie z tobą Fairy :tak:
olga - Sob 02 Sie, 2014 14:43

biedny misio z tego Twojego eksa :mis:
a Ty taka zla kobieta

fairy - Śro 06 Sie, 2014 08:50

Wczoraj był przedziwny dzień. Siła jakaś wczoraj mnie pchnęła do sądu z tym pozwem.
Poszłam złożyłam. Ale jeszcze z przystanku autobusowego po domem poleciałam po w******nę
do apteki i odmierzałam na przystanku 20 kropelek do nakrędki od wody. Dziwnie to wyglądało
ale trudno...pojechałam. Złożyłam.
Potem pojechałam do mojej poradni po zawiadczenie że się tam leczę, chcę mieć taką podkładkę
dla własnego spokoju bo pozew jest za porozumieniem stron a mąż nieobliczalny pod wzglęem pomysłowości.
Jak weszłam do głównego budynku przychodni wparowała za mną jakaś rodzina z roztrzęsioną
mamą na czele. Od razu wiedziałam gdzie ona idzie. Nie było nikogo innego
na korytarzu, podeszła do mnie i spytała o poradnie uzależnień. Poszłyśmy razem.
Strasznie się cieszyła że po 8 latach mąż wreszcie będzie się leczył po rozkradł jej cały dom.
Spytałam czy ona się leczy, powiedziała że nie musi bo jest tak silna i nie ma czasu tylko dzieci jej szkoda i że ma w sobie taką złość i agresję że juz nic ją nie boli.
Z nerwów ciężko jej było złozyć logicznie zdania, skąd ja to znam...
Powiedziałam jej że w poradni jest prawnik, że powinna iść na terapię dla siebie i dzieci.
I wtedy na korytarzy pojawiła się moja terapeutka i zabrała mniena rozmowę.
I dobrze bo patrząc jak sie szarpie ta kobieta zobaczyłam siebie, zrobiło mi się słabo od tego ciążaru.
Jej mąż to jakby kopia mojego... bezwolny, dopiero co wyjęty z kaca, zobaczyłam nas... siebie jak chodziłam z nim i z dusza na ramieniu po urzędach, do lekarza. Brrr....

A wieczorem dostałam maila od meża z pretensją że nie może się do mnie dodzownić, ze go zablokowalam na fb a on ma sprawe bo był u prawnika i jest szansa na zachowanie pobytu i dobrych relacji miedzy nami i żebym nie składała pozwu.
ALe już złożony... sprawa w toku.
Mam napady lęku przeplatane z myslami natrętnymi i chwilami spokoju. Ale dam radę.

Słoneczko - Śro 06 Sie, 2014 09:25

fairy napisał/a:
jeszcze z przystanku autobusowego po domem poleciałam po w*** do apteki i odmierzałam na przystanku 20 kropelek do nakrędki od wody. Dziwnie to wyglądało
ale trudno...pojechałam. Złożyłam.
fairy napisał/a:
dostałam maila od meża z pretensją że nie może się do mnie dodzownić, ze go zablokowalam na fb a on ma sprawe bo był u prawnika i jest szansa na zachowanie pobytu i dobrych relacji miedzy nami i żebym nie składała pozwu.
ALe już złożony... sprawa w toku.

Fairy :pocieszacz:
Twoje działania sie wynagrodzą :tak:
Nie ulegaj manipulacjom i będzie dobrze :tak:
Relacje :mysli:
Dobre relacje można zachować nawet po rozwodzie i
odrębnym zamieszkaniu,
niekoniecznie jako maż i żona :tak:

esaneta - Śro 06 Sie, 2014 09:29

fairy napisał/a:
Mam napady lęku przeplatane z myslami natrętnymi i chwilami spokoju

Fairy, często piszesz o tych lękach. Czy leczysz je też farmakologicznie? (nie kojarzę, czy czytałam o tym w Twoim wątku).

fairy - Śro 06 Sie, 2014 09:56

Niestety nie widzę możliwości pozostania w dobrych relacjach.
Mąż sie nie leczy, nie panuje nad sobą.
Podnosi głos, krzyczy, obraża mnie jesli nie dostaje tego co chce natychmiast.
Wyzywa mnie od psychicznych, chamów, podłych.
Przez lata wmawiał mi że jestem głupia, chora, brzydka.
Mam lęki bo się go boję, jestem zastraszona.
Chcę całkowicie zerwać kontakt i zamknąć tą sprawę.
Uważam że to co on robi to przemoc psychiczna.
Ostatnio mi powiedział że on nie ma nic wspólnego z moim samopoczuciem psychicznym
i że rozwód mi nic nie da i nigdy nie będę żyła normalnie.
Krzyczy, obraża a za jakiś czas pisze smsy, przeprasza, twierdzi że zdenrwował się
że powinniśmy sie dogadać i normalnie przesunąć rozwód bez stresu o 2 lata.
Że przecież to nic takiego i czemu robie z tego problem.
A potem znowu atak i tak w kółko.
Jestem tym wykończona.

Leków nie biorę, piję tylko w***nę.

fairy - Śro 06 Sie, 2014 09:59

Boje się kontaktu z nim, jakiegokolwiek bo nigdy nie wiem czego mogę się spodziewać.
Albo krzyczy i obraża mnie albo jest tak nienaturalnie spokojny i miły że aż dziwnie.
Rozmawiam z nim na wdechu, spięta, przerażona.
Nie boję sie rozwodu boje sie spotkania z nim, manipulacji.

esaneta - Śro 06 Sie, 2014 10:03

fairy napisał/a:
Leków nie biorę, piję tylko w***nę.

więc może warto i wym temacie zadbać o siebie. Życie w długim stresie i napięciu powoduje ogromne spustoszenia w naszym komforcie psychicznym, który bardzo często skutkuje stanami lękowymi. Psychiatra w OTU, na pewno bedzie w stanie Ci pomóc okiełznać Twoje lęki :)

Słoneczko - Śro 06 Sie, 2014 10:04

fairy napisał/a:
Ostatnio mi powiedział że on nie ma nic wspólnego z moim samopoczuciem psychicznym
i że rozwód mi nic nie da i nigdy nie będę żyła normalnie.
szantaż emocjonalny :luzik:

Przytulam cię Fairy :pocieszacz:

A co do leków, ja biorę :tak:
W******** mi już nie pomagała,
a z resztą zaliczyłam w końcu szpital :bezradny:
Po antydepresancie połączonej z terapi
wreszcie ustąpiły moje lęki, :tak:
Działam jak należy :mgreen:

Przyznałam, ze we mnie było
dużo niepotrzebnych emocji,
które sobie stwarzałam i
po co się tak zadręczałam :bezradny:

fairy - Śro 06 Sie, 2014 10:07

No własnie ja też podejrzewam ze głównie to zadreczam sama siebie.
Najlepiej sie jednak czuje kiedy nie mam z nim w ogole kontaktu. Powoli odzywam.
Potem nagle wraca a ja czuję że jestem bliska obłędu.
Dzis ide do psychiatry.

esaneta - Śro 06 Sie, 2014 10:10

fairy napisał/a:
Dzis ide do psychiatry.

Świetnie! :)

Słoneczko - Śro 06 Sie, 2014 10:16

fairy napisał/a:
Dzis ide do psychiatry.
Jak ja lubię twoje zdrowe postawy wobec siebie samej :pocieszacz: :buzki: :okok:
pietruszka - Śro 06 Sie, 2014 11:44

Świetny pomysł, fairy :okok:
She - Śro 06 Sie, 2014 12:37

fairy napisał/a:
powinniśmy sie dogadać i normalnie przesunąć rozwód bez stresu o 2 lata.
Że przecież to nic takiego i czemu robie z tego problem.


Fairy, skoro to nic takiego to czemu on cały czas próbuje nawiązać z Tobą kontakt? Dlaczego tak usilnie próbuje wszelkich ścieżek aby się z Tobą skontaktować?
Skoro to nic takiego to do czego jesteś mu aż tak potrzebna?

Bo to ON potrzebuje Ciebie ale nie jako partnerki. On potrzebuje kogoś kto będzie podkładał mu poduchy pod pupę, kiedy znowu będzie leciał w swój dół.

Widzi że skutecznie, powoli zabierasz mu komfort picia.
Jesteś na dobrej drodze Fairy, trzymaj się jej.

Wiesz przecież że to co mówi alko nie dotyczy Ciebie.
Na forum ktoś ładnie napisał (przepraszam, nie przytoczę nicka gdyż dopiero tu raczkuję :skromny: ) - idę po ulicy i słyszę "szmata". Ale nie reaguję na to bo MNIE NIE DOTYCZY.

Te słowa, wszystkie słowa, cokolwiek on mówi, to nie są słowa skierowane do Ciebie. To słowa chorej, pijanej głowy która nie żyje teraźniejszością.
Ta głowa pływa w morzu alkoholu i tylko tego chce. Bez względu na przeszkody jakie spotyka po drodze. A że przeszkód coraz więcej, komforcik ucieka, to trzeba szukać innych metod: gróźb, próśb, pozornego żalu, skruchy, (a może tak się uda?) obwiniania wszystkich wokół tylko nie siebie.
Byle tylko znowu mieć dawny komfort.
Byle go nie utracić.

NIE DAJ SIĘ Fairy. Twoje zdrowie, spokój i cisza wewnętrzna są najważniejsze.
Tylko to się liczy.

fairy napisał/a:
I że niedoskonała ja też mam swoja wartość.


Fairy, nie ma ludzi doskonałych :)
Nie tylko Ty jesteś niedoskonała.
Każdy jeden człowiek ma jakąś niedoskonałość (ja mam ich sporo i mimo tego że nie zdawałam sobie sprawy że mam ich tak dużo, im więcej ich poznaję tym lepiej sobie radzę ze sobą i naprawdę jest mi lepiej).
Bo to jestem cała JA.

Ja też w tym tygodniu idę do psychiatry. I wiesz co? Nie mogę doczekać się już tego spotkania (hehe, kiedyś gdy żyłam stereotypami byłby to dla mnie wstyd).
Cieszę się dlatego bo tak jak po każdej terapii grupowej, wprowadzając w życie słowa terapki i czerpiąc z doświadczeń innych dziewczyn, czuję że jakiś odłamek ciężaru spada z moich pleców, tak samo mam nadzieję że pozbędę się następnego nadbagażu :)


98l9i

fairy - Śro 06 Sie, 2014 15:14

:) )) no ładnie to wyszło, al to prawda codziennie piję w***ę :)
3 x dziennie, ale rozcięczam z wodą :)

Psychiatra powiedziała że po prostu mam nerwicę, silną.
A sytuacja z mężem i jego nekanie mnie po prostu ja nasiliło i żebym się nauczyła mówić do niego 3 słowa "Spier*** ch***u je***ny"
Ja mówie że nie umiem tak, bo zaraz będę się czuła winna i będę miała mysli autodestrukcyjne.
To jest moj problem w tej całej sprawie.
Powiedziala ze w moim wypadku mogę brać leki ale dała mi jakas znikomą dawkę
i powiedziala zebym odstawila jesli poczuje sie gorzej bo będę miala tylko dodatkowy
powód do nerwów.
No i że musi się ta sytuacja uspokić i muszę się nauczyć wyrażać złość bo tego kompletnie nie potrafie i to po mnie od razy widać.
pfff... tak że wróciłam i łyknęłam sobie w***ki :)

fairy - Śro 06 Sie, 2014 15:21

Ja sie nie umiem zezłościć! bo wydaje mi się że nie wypada, że nie powinnam że nie powinno się w ogóle złościć.
szymon - Śro 06 Sie, 2014 15:24

fairy napisał/a:
tak że wróciłam i łyknęłam sobie w***ki :)


a wiesz, ze to wszystko, co się dzieje, to w Twojej głowie jest, siedzi :roll:
nie to, że zrzucam na Ciebie odpowiedzialność, ale tak jak torepka mówi... szasami się *ku**** bo to normalne i ludzkie jest... :)
ale umiej to zaobserwować, umiej to zobaczyć, czy Ty tak chcesz?
a potem buduj nową siebie i powoli, małymi kroczkami, nie przeskakuj dużych dołów, po-ma-lu-tku :) ale systematycznie :) :)

fairy - Śro 06 Sie, 2014 16:19

Będę próbowała, dzięki Szymonie :)
Własnie niestety wiem że to jest głównie tylko w mojej głowie cały problem.
Ale nie umiem jeszcze tak na luzie podejsc do ataków męża ani odpowiedzieć
mu coś w stylu pani psychiatry... no nie umiem.
Mam tylko lęk przez tym że całą odpowiedzialnosc za swoj status prawny próbuje
zrzucić na mnie.

olga - Śro 06 Sie, 2014 16:27

a on z Toba chyba nie mieszka?
Klara - Śro 06 Sie, 2014 16:39

fairy napisał/a:
Będę próbowała, dzięki Szymonie :)

Ty tego nie próbuj.
Ty to po prostu ZRÓB.

fairy - Śro 06 Sie, 2014 16:41

Nie, wynajął sobie pokój.
olga - Śro 06 Sie, 2014 16:56

no to skad jakikolwiek kontakt?
pietruszka - Śro 06 Sie, 2014 17:02

fairy napisał/a:
Ale nie umiem

akceptacji własnej złości, a co za tym idzie radzenia sobie ze złością uczyłam się dość długo... nawet byłam na warsztatach radzenia sobie ze złością...

Teraz to nawet polubiłam tę swoją złość. Dzięki energii złości to rzuciłam nawet palenie. No właśnie, chyba czas wykorzystać złość, żeby schudnąć... :mysli: Tylko w tym celu trza by się porządnie na siebie zezłościć, a ostatnio nie bardzo mi się chce... :rotfl:

She - Śro 06 Sie, 2014 17:39

fairy napisał/a:
lęk przez tym że całą odpowiedzialnosc za swoj status prawny próbuje
zrzucić na mnie


Fairy, spróbuj sobie powtarzać jak mantrę - "mnie to nie dotyczy, mnie to nie dotyczy, mnie to nie dotyczy" - (pod TO możesz wstawić sobie cokolwiek - jego fochy, pretensje, oskarżenia)
U mnie taki sposób zadziałał - co prawda jeszcze wciąż fochy alko mają na mnie wpływ, ale sama widzę że z tygodnia na tydzień idzie mi coraz lepiej.
W moim przypadku to zadziałało.

A wiesz że gdy jeden z naszych synów był mały i nie radził sobie ze złością (trochę inna sytuacja jak u Ciebie) ktoś powiedział mi żeby dać mu stertę niepotrzebnych papierów. Żeby je gniótł, całe kartki zwijał w kulki. Aż cała złość wyparuje i zamieni się w gazetowe piłeczki.

Dałam mu starą książkę telefoniczną i zrobiliśmy cały pokój w tych kulkach :]
Kulki były wszędzie, wręcz zrobił się z nich basen :)
Nie wiem czy Tobie kiedyś przyda się ten sposób, może skorzystasz, czego serdecznie Ci życzę :)

svkl svkl svkl svkl svkl

szymon - Śro 06 Sie, 2014 18:39

fairy napisał/a:
Ale nie umiem jeszcze tak na luzie podejsc do ataków męża ani odpowiedzieć
mu coś w stylu pani psychiatry... no nie umiem.


a powiedziałaś to sobie? Fairy, na razie nie umiem, ale będę się bardzo starała, żeby w środku u mnie było coraz lepiej? starała się zwyczajnie ale mocno :)

po co komuś odpowiadać terapeutycznymi sloganami? prosto i jeszcze raz prosto:
- nie życzę sobie
- nie mam ochoty tego słuchać
- dziękuję panu/pani
- w tym sensie bardziej ;)

i zrób sobie plan na kartce papieru, najlepiej białej, punkt po punkcie, co zamierzasz robić i zrobić z tym wszystkim
a jak nie będziesz wiedziała jak zrobić np pkt 7, to zapytaj teapeutki, psycholiżki albo tutaj, zawsze ktoś doradzi
najważniejsze: te pkt trzeba realizować, wypełniać, bo to dla siebie to robisz, boś Ty najważniejsza, (w sensie Ja, tak se wmów)

także ten tego fsdf43t

fairy - Sob 09 Sie, 2014 12:12

Parę ostatnich dni dało mi dużo do myślenia.
Złożenie pozwu, reakcja alko, zaprowadzenie tej nieznajomej kobiety do poradni
i rozmowa z psychiatrą, terapeutka która przypadkiem wychaczyła mnie na korytarzu i wciągnęła na rozmowę, ogrom wsparcia jakie mam od opatrzności i od was tu, coś mi uświadomiły - że robię dobrze.
Pierwszy raz od 8 lat czuję że robię dobrze.
Mam pokaleczoną duszę, dużo czasu mi zajmie żeby to się zabliźniło.
Ale coś się zmienia we mnie.

fairy - Pią 15 Sie, 2014 11:48

Mam problem z asertywnością.
Ostatnia rzecz jaką teraz potrzebuję to facet.
Denerwują mnie wszelkie objawy zainteresowania mną i wszelkie próby zaopiekowania się mną. Ponieważ ja sama sobą się doskonale opiekuję.
Włosy przefarbowałam na ciemne żeby nie być typem "zagubionej blondynki"
bo tak mnie chyba widzą mężczyźni. Jestem dosyć poważna, czasami smutna, ironiczna.
Bo taka potrzebuję teraz być.
Ale odbieram jakiś szturm absztyfikantów codziennie.
Większośc reaguje fochem na sam koniec. I słyszę że nie mogę nienawidzić wszystkich facetów i że miłość to najwazniejsza rzecz w życiu.
Możliwe. Ja mam inne zdanie. Najwazniejsza rzecz to miłość do siebie.
Potem do innych.
Moje próby spokojnej samotności koncetrują się nie na mnie a na odpychaniu tego szturmu.
To nie jest tak że jestem jakaś piękna i mam takie powodzenie.
Ja wzbudzam jakieś niezdrowe zainteresowanie mimo że jasno mówię że NIE.
Jakbym waliła grochem o ścianę.
To skutkuje tym że tracę energię na mówienie "nie" a ponieważ mam jeszcze problem z asertywnością to mnie po prostu męczy, boli.
Boli bo widzę jak bardzo jestem teraz zdziczała, jak desperacko potrzebuje samotności
a nie ludzi, co nie jest do mnie podobne.
Przed mężczyznami czuję lęk, niepokój, niechęć.
Mam prawo być sama przecież.

yuraa - Pią 15 Sie, 2014 11:57

fairy napisał/a:
Ale odbieram jakiś szturm absztyfikantów codziennie.

może podświadomie wysylasz sygnał;
potrzebuję męskiego wsparcia

Jo-asia - Pią 15 Sie, 2014 12:01

yuraa napisał/a:
może podświadomie wysylasz sygnał;

lub potrzebujesz sobie udowodnić..że go nie potrzebujesz
po paru.."nie"..przestaną się dobijać :)

fairy - Pią 15 Sie, 2014 12:15

To jest problem który mam od lat że przyciagam jakies ogromne ilości ludzi.
Tylko że dopiero teraz pod kątem współuzależnienia zaczęło mi to jawnie przeszkadzać.
Albo wysylam jakis sygnał niewerbalny "chodźcie tu" albo zbyt dużą uwagę przywiązuję
do innych.
Wciąż próbuję ze wszystkimi łagodnie załatwić, wytłumczyć, a potem mam kaca moralnego że ktos coś ode mnie chciał a ja tak się zachowałam.
Czekam aż terapeutka wróci z urlopu i biorę się za to.

fairy - Pią 15 Sie, 2014 12:26

Jak poszłam złozyc pozew złapał mnie ochroniarz i spytał po co przyszłam. Mówię że z pozwem o rozwód. Na co on że to świetnie bo on akurat jest wolny i do wzięcia i czy mogę mu dac telefon do siebie. Az mnie ciarki przeszły.
Potem eskortował mnie w odpowiednie miejsca, wreszcie mówię do niego że SAMA chcę zostać i sobie poradzę jakoś przecież. Poszedł. To wtedy dopadła mnie jakaś pani że jej się dokumenty pomieszały i nie wie co teraz ma robić? i nie ma długopisu a musi jeszcze coś dopisać.
Wyszłam i zaraz zadzowniła do mnie przyjaciółka że konflikt zbrojny się zaostrzył i czy ja uważam że będzie wojna? W ogóle co będzie dalej? Co ona ma robić jak tu ruscy wkroczą?
I tak wygląda moje życie na codzień. Ciagle coś, ciągle ktoś.
Tyle że mąż już mi gitary nie zawraca.
To jest brak wyznaczania granic. i tego teraz się uczę, ale to trudne bo zaraz w głowie myśl
"no ale ty jestes..."
Może jeszcze się nie nauczyłam że nie wszyscy muszą mnie lubić.
Pamiętam posty wcześniejsze Olgi w moim watku.
To chyba o to chodzi.

Jo-asia - Pią 15 Sie, 2014 12:29

fairy napisał/a:
To jest brak wyznaczania granic.

wystarczy sama świadomość..jak się to dzieje :)
:okok:

fairy - Pią 15 Sie, 2014 12:37

Chcę się poczuć dobrze z tym że odpowiadam komuś na ulicy "nie, dziekuję" na zaproszenie na kawę, z tym że nie daję już nr. telefonu połowie al anon na które trafiam, a jesli ktoś dzwoni to nie odbieram, z tym że wyłaczam telefon albo nie odpisuję na maila.
Z tym że nie musze się nikomu tłumaczyć.

KaTre - Pią 15 Sie, 2014 12:53

fairy napisał/a:
To jest brak wyznaczania granic. i tego teraz się uczę, ale to trudne bo zaraz w głowie myśl
"no ale ty jestes..."

"no ale ty jestes..." ...asertywna...:tak:
Nauczysz się :pocieszacz: Do mnie już nieznajomi rzadziej podchodzą z prośbą o pomoc typu kto/ jak/ gdzie/ pomóż/ pożycz/ zrób... I nawet mi z tym dobrze :) I nawet powoli zaczynam się odzywać, gdy ktoś wpycha się przede mnie w kolejkę... :mgreen:

Jo-asia - Pią 15 Sie, 2014 12:54

fairy napisał/a:
Chcę się poczuć dobrze z tym że odpowiadam komuś na ulicy "nie, dziekuję"

a co stoi, na przeszkodzie abyś się tak poczuła?

fairy - Pią 15 Sie, 2014 13:33

To jest bardzo dobre pytania Joaś.
Myślę że to jest "radar" nastawiony na odczuwanie innych i przekonanie że powinnam
być zawsze miła i zawsze być.
A jesli nie będę... to co się stanie? - tak pewie by powiedziała moja terapeutka.
"co się wtedy stanie pani Marto?"
...

komuś będzie przykro?

zołza - Pią 15 Sie, 2014 13:36

fairy napisał/a:
komuś będzie przykro?


Bedzie albo i nie bedzie fairy :) Ty tego nie wiesz bo...bo nie jestes tym kimś ;)

fairy - Pią 15 Sie, 2014 13:41

Święte słowa zołza. Wiecie jaki to szok jak do człowieka dociera że po odejściu męża jest tak samo współuzalezniony jak był? :boisie:
Ostatnio jak byłam w poradni przez pomyłkę trafiłam na inne pietro z wielkim napisem
PORADNIA DDA.
Nie wiem co na to powie moja terapeutka ale chciałabym tam iść.

zołza - Pią 15 Sie, 2014 13:47

fairy napisał/a:
Nie wiem co na to powie moja terapeutka ale chciałabym tam iść.


Taka moja luźna rada :luzik: Wszystko po kolei ... nie przyspieszaj niczego na siłę .
Wszystko ma swój czas i swoje miejsce . Ogarnij temat wspóuzależnienia , poczuj się gotowa by wejść do następnego pokoju ...To nie będzie łatwe i może mocno zaboleć - może jeszcze nie ten czas :pocieszacz:

KaTre - Pią 15 Sie, 2014 13:48

fairy napisał/a:
Wiecie jaki to szok jak do człowieka dociera że po odejściu męża jest tak samo współuzalezniony jak był?

Wiemy... :tak: Ale od tego momentu zmiany zaczynają nabierać tempa :)

fairy napisał/a:
PORADNIA DDA.
Nie wiem co na to powie moja terapeutka ale chciałabym tam iść.

Ja też swego czasu o tym myślałam, ale chyba lepiej poczekać - najpierw zamierzam uporać się ze współuzależnieniem, a dopiero po tym zabiorę się za grzebanie w mrokach dzieciństwa. Tak chyba będzie dla mnie bezpieczniej.

olga - Pią 15 Sie, 2014 13:56

fairy napisał/a:
Myślę że to jest "radar" nastawiony na odczuwanie innych i przekonanie że powinnam
być zawsze miła i zawsze być.

Kochana to jest cecha wyplywajaca z DDA albo DDD.
U mnie bylo tak: odkad pamietam obserwowalam moja mame, gesty, mimike twarzy, intonacje glosu. W mig poznawalam jaki ma humor. Bardzo staralam sie zeby jej humor byl dobry bo byla dla mnie "laskawa". Ladniej i szybciej sprzatalam, robilam zakupy.......
Wiesz juz skad to sie wzielo? Czy u Ciebie w domu tak nie bylo? Pomysl nad tym.

fairy - Pią 15 Sie, 2014 14:18

Olga u mnie w domu było własnie tak.
Dokładnie tak.
Mam tylko mamę, ojca nigdy nie było w domu.
Od dziecka byłam wyczulona i nasłuchiwałam , obserwowałam czy mama nie płacze znowu,
czy nie jest smutna, ciagle się jej pytałam jak sie czuje. Ciagle się zastanawiałam czy nie jest zła, czy wszystko robię dobrze.
Potem to się przeniosło na resztę świata.

Terapia DDA nie przeraża mnie, może dlatego że na poczatku terapii zaniosłam
mojej terapeutce liste spraw z którymi sobie nie radzę i nad którymi chcę pracować.
Mama była na drugim miejscu.
W sumie przez te 7 miesiecy terapii wiecej przerobiłysmy o moim dzieciństie, mamie, ojcu, szkole niżeli o mężu. Mąż się jakoś przy okazji odseparował.
Dziś widzę że męża nie ma a ja współodczuwam z całym światem.
Kiedy odmawiam albo pojawia się zbyt wiele osób które czegoś ode mnie chcą wpadam w panikę, lęk.
Asertywnośc dużo mnie kosztuje.
Zaczekam może jeszcze z tym DDA przynajmniej na rozwód ale intuicyjnie ciągnie mnie tam.

anuszka - Nie 17 Sie, 2014 07:05

olga napisał/a:
U mnie bylo tak: odkad pamietam obserwowalam moja mame, gesty, mimike twarzy, intonacje glosu. W mig poznawalam jaki ma humor. Bardzo staralam sie zeby jej humor byl DOBRY bo byla dla mnie "laskawa". Ladniej i szybciej sprzatalam, robilam zakupy.......


ja nawet do tej pory to mam , przygladalam sie swojej mamie rowniez czy jest laskawa dla moich znajomych :bezradny:

fairy - Nie 17 Sie, 2014 13:55

Dziewczyny kochane. Ja się dziś złapałam na czymś co się zaczęło w styczniu
jak wywaliłam męża i trochę już przeszło ale nie do końca.
Mam problem z robieniem sobie przyjemności.
Poszłam do sklepu i chciałam sobie kupić serek pleśniowy i nie mogłam.
Stałam patrzyłam na niego i jakaś blokada, po prostu nie mogłam go kupić.
Poczułam że nie zasługuję, że nie warto, poczułam lekkie uczucie winy i nie kupiłam tego serka.
Czy ktos miał podobny problem?

Przez parę dni myślałam że uwolniłam się od myśli o alko.
A jednak wracają mi w myślach jakieś słowa które mówił, że jestem wariatką, że chcę go szantażować rozwodem, że jestem nikim ważnym.
Czasem słyszę w myślach jak mówi nt. rozwodu "i co? zadowolona jesteś z siebie?"
(ale to już mój własny wymysł)
Dodam że mimo że przez lata tak mi mówił i czułam się niekochana to jednak potrafiłam iść i kupić sobie ciuch jakiś, buty, coś dobrego.
A teraz ... ciężko.
Podobnie mam ze zrobieniem sobie pachnącej kąpieli, malowaniem się... ogólnie kazdy rodzaj robienia czegoś miłego dla siebie mam jakby zablokowany.

Klara - Nie 17 Sie, 2014 14:12

fairy napisał/a:
Czy ktos miał podobny problem?

:tak:
Miałam tak od wczesnej młodości gdy przestałam akceptować siebie, przetrwało przez kolejne "epoki" i było związane z brakami finansowymi, z ustalaniem priorytetów - oczywiście zostawałam na końcu.
Teraz też często się na tym łapię :bezradny:
Akurat serka pleśniowego sobie nie odmawiam ;) Mój problem dotyczy zwłaszcza ciuchów i kosmetyków, ale bywa też że rezygnuję z kontaktów z niektórymi ludźmi - tzw. zbyt wysokie progi.

pietruszka - Nie 17 Sie, 2014 14:22

samokaranie uprawiasz, fairy?
She - Nie 17 Sie, 2014 14:24

Fairy, pomyśl sobie co pysznego mogłabyś z tego serka zrobić :mniam:
Lub pomyśl że kupujesz to dla kogoś, wyświadczasz komuś przysługę?
No a gdy już będziesz miała w domu te cudowne rzeczy to traktuj je jako prezent 23r

Ja mam problem z kupowaniem rzeczy na zapas (już wiem skąd się to wzięło) i czasami wkurzałam się po co kupuję kolejny ser, wędlinę czy inne buty skoro mam już w domu to czego było mi potrzeba...

fairy - Nie 17 Sie, 2014 14:28

Niestety na to wygląda.
Poczułam że nie jestem godna tego serka i że będzie mi go ciężko zjeść więc nie kupiłam.
Już wiem że rzeczy kupione na siłę nie sprawiają mi potem żadnej przyjemności i tylko męczę się z nimi.
Nie wiem jak to teraz odkręcić i jak takie coś moze się zrobić w psychice w 1 miesiąc.
W grudniu jak alko był jeszcze u mnie dosyć chętnie latałam do sklepu po coś dla siebie.
To była taka odskocznia, odstresowanie się.
Niby wszystko rozumiem. niby mam przekonanie że robię dobrze, że alko jest aktywny i to jest chory człowiek który musi się leczyć sam, a jednak... głupi serek a ja nie mogę.

reni - Nie 17 Sie, 2014 14:30

Fairy, znam to uczucie. Też często łapię się na tym, że na to ,czy tamto nie zasługuję, że szkoda pieniędzy...nawet, jeśli to jest 1.20 za sezamki.
Powoli się to zmienia a właściwie ja to zmieniam, ale nawyki pozostają i schemat myślenia też. Już umiem to rozpoznać u siebie i zatrzymać, ale uczucie pozostaje, że nie warto, że szkoda...

fairy - Nie 17 Sie, 2014 14:38

Reni ja wiem o co chodzi, mam podobnie. Fortuny nigdy nie wydawałam.
Ciuchy mam w 99% z lumpeksu. Buty kupiję raz na parę lat.
Szału nie ma, z przyjemności to czasem ciastko kupię albo serek.
Nie czuła bym się dobrze z torebką za 400 zł.
Ale tu chodzi o taki nagły przeskok.
Tak jak napisała Pietruszka, to jakaś forma karania siebie.
I cóż z tego że kupię ten serek na siłe jak mi potem w gardle staje.
:bezradny:

fairy - Nie 17 Sie, 2014 14:56

Ale narzekać i litować się nad sobą nie chcę.
I tak jest lepiej. Dużo lepiej.
Jem juz normalnie obiady i bywa że się czuję nawet szczęśliwa.
Nie mam już takich lęków.
Jest naprawdę dobrze.
Tyle że tam gdzieś w środku tli się poczucie winy skoro ciężko mi zrobić sobie przyjemność.
Czasami mi się udaje i tego się trzymam, że będzie lepiej, że wyjdę jeszcze na prostą.

fairy - Nie 17 Sie, 2014 22:32

Sama nie wiem czy ta terapia działa czy nie.
Dlaczego ja się tak czuję, skąd ten ciężar na sercu i brak chęci do zycia skoro
wszystko rozumiem...
Chyba się jeszcze nie pogodziłam z tym wszystkim.

Tak mi się dziś spontanicznie przypomniało że jak alko wrócił w grudniu na ten miesiąc, czy tam dwa to że ja chciałam dobrze, chciałam to naprawić wszystko.
Raz się godzilismy za chwile była awantura.
Poza tym te ataki paniki, lęki, miałam świadomość że ja już sobie zycie zaczęłam układać, spotykałam się z kimś a tu znowu on.
Miałam świadomość że świruję bo stoję jedną nogą w nowym związku a drugą znowu niespodzieanie w tym, że lęki mam nie przez jego picie a moje własne poczynania.
Bo zdradzam, bo nie jestem szczera jak zawsze byłam. Bo nie mam czystego konta już jak przez te 8 lat.
No ale nie dało się spokojnie z nim żyć, zostać bo pił. Nie wiedziałam kiedy wróci i jaki wróci.
Więc i tak bym odeszła.
A skoro bym i tak odeszła to czemu ja się tak męczę.
Jest lepiej lepiej, potem znowu dół i lęki.
Musiałam tu to zapisać to ten wątek to też mój pamiętnik.

olga - Nie 17 Sie, 2014 23:01

Klara napisał/a:
rezygnuję z kontaktów z niektórymi ludźmi - tzw. zbyt wysokie progi.


Klarciu dla Ciebie zbyt wysokie progi? :szok: taka inteligentna, wyksztalcona kobieta?
to chyba Ty jesteś tymi wysokimi progami dla wielu ludzi...
co ciekawe...............ja takiego problemu nie mam.... :drapie: jednakowo czuje sie w towarzystwie kucharki, ekspedientki jak i lekarki czy nauczycielki

fairy - Nie 17 Sie, 2014 23:12

Mnie też to zdziwiło co Klara napisała :) miałam nawet wyrazić zdziwienie ale egocentryzm wziął górę i gdzies mi to uciekło.
Klara - Pon 18 Sie, 2014 07:46

fairy napisał/a:
stoję jedną nogą w nowym związku a drugą znowu niespodzieanie w tym

To jest chyba tak, że przed rozpoczęciem nowego związku lepiej mieć ten stary definitywnie "posprzątany", głównie na poziomie mentalnym tak, żeby obie strony wiedziały, że nie ma powrotu.
olga napisał/a:
ja takiego problemu nie mam.... :drapie:

Szczęściara! :tak: (nie ma emotki "poczerwienieć z zazdrości")

fairy - Wto 09 Wrz, 2014 14:18

Sprawa wyznaczona na październik ale ten drań nie odbiera wezwań.
Oj coś czuję że tak łatwo to nie pójdzie.

Linka - Wto 09 Wrz, 2014 14:25

fairy napisał/a:
Sprawa wyznaczona na październik ale ten drań nie odbiera wezwań.
Oj coś czuję że tak łatwo to nie pójdzie.

no to już niedługo..
nie martw się sprawa się odbędzie nawet bez niego
ważne żebyś to Ty nie odebrała wezwania za niego,
resztę zostaw sądowi i skup się na zebraniu dowodów.

fairy - Wto 09 Wrz, 2014 14:35

byłam u prawnika, pojutrze idę do kolejnego, tak dla siebie, żeby wiedzieć co i jak.
Różnie to może być. Na razie jeden prawnik powiedział że jeśli się uprze to będzie to przeciagał brakiem odbioru, zwolnieniami... albo sąd może sprawę umorzyć.
Dowiem się dokładnie co ja w tej sytuacji mogę zrobić, może mam prawo prosić o ogłoszenie wyroku bez jego obecności, może trzeba będzie wynająć kuratora i podać że skoro nie odbiera
poczty to ja nie wiem gdzie jest. (nie mieszkamy razem)
Dziś się dopiero dowiedziałam że nie odebrał wezwania bo byłam w sądzie, więc teraz mam nowy zestaw pytań do prawnika ;)
Aż sama żałuję że na prawo nie poszłam.

She - Wto 09 Wrz, 2014 14:41

fairy napisał/a:
Aż sama żałuję że na prawo nie poszłam.

Fairy, nic straconego :mgreen:

fairy - Wto 09 Wrz, 2014 15:06

Na razie nie usłyszałam od prawników nic czego bym nie wiedziała.... tak sie wyszkoliłam! ;)
fairy - Wto 16 Wrz, 2014 17:41

Wszystko już wiem, jestem wyszkolona i przygotowana.
Mam też smsa wysłanego do alko (z data i godz rozprawy) z potwierdzeniem że został odebrany. W razie gdyby nie odebrał wezwania przed sądem będę mogła udowodnić
że o sprawie wiedział.

Zjawił się dziś po korespondencje przebrany z amerykańskiego policjanta, taki american super star.
Otworzyłam drzwi i razem z przeciągiem zostałam owiana aromatem alkoholu.
Wyrwał mi list i napięcie się odwrócił bez słowa.
List był do połowy otwarty.
Poszły gromy i znajomy ton "a coooo nie widziałaś adresu na kopercie?!"
Odparłam że nie spodziewałam się już listów do niego bo zazwyczaj w mojej skrzynce
znajdują się listy do mnie.."
Odwrócił się obrażony i poszedł.
Gdybyśmy razem to wczoraj wróciłby o 03, spał dzis do 15.00
odstroił się, wypachnił i poszedł pić dalej jako gwiazda rocka.
No... i jeszcze przed wyjściem rzuciłby mi jakąś pretensją że jajko ugotowałam nie to co chciał albo skarpetek nie uprałam, czy też pewnie zgubiłam coś co po pijaku zostawił
u kolegów.
A tak... wstałam spokojnie, wypiłam kawę, poszłam po zakupy i wzięłam się za pracę.
Nikt mi nad głową nie stoi.

She - Wto 16 Wrz, 2014 18:42

Fairy kiedy masz sprawę?
fairy napisał/a:
A tak... wstałam spokojnie, wypiłam kawę, poszłam po zakupy i wzięłam się za pracę.
Nikt mi nad głową nie stoi.

:przytul: :brawo:
fairy napisał/a:
Zjawił się dziś po korespondencje przebrany z amerykańskiego policjanta, taki american super star.

:notak:
Jego choroba postępuje... czy normalna, dorosła osoba będzie w stanie przebrać się za amerykańskiego policjanta w dzień powszedni?
Szedł na jakąś imprezę czy jak?
fairy napisał/a:
Odwrócił się obrażony i poszedł.

No i krzyżyk mu na drogę :)
A Ty kochana weź ciepłą kąpiel, zrelaksuj się i ciesz się ciszą o której marzyłaś i która wraca do Twojego domu wraz z oddalaniem się (jeszcze chwilowo ale już niedługo) "męża".

Odzywaj się częściej :buzki:

fairy - Wto 16 Wrz, 2014 22:42

:) )) nie nie.. nie jest aż tak źle z nim. On ma po prostu taki styl że wygląda jak:
http://media-cache-ec0.pi...81777c8469b.jpg

Dziś jak otworzyłam dzrwi w pierwszej chwili myślałam że policja.
Niech się stroi, niech będzie piękny i idzie jak najdalej ode mnie swoją drogą.
Dziewczyny, jak uda mi się rozwieźć to się pochwalę.
na razie trzymajcie za mnie kciuki.
Rozwód to tylko wielki krok do przodu, jeszcze duzo pracy przede mną.

Na razie musze sie pochwalić że byłam na terapii grupowej. Wreszcie sie odważyłam.
Babki sa fajne, ale starsze. Nie poczułam od nich wsparcia szczerze mówiąc.
Ale juz przywykłam do tego. Jak idę gdzieś i mówię że odeszłam od alkoholika to
albo się mnie boją, jestem jak z innej planety, albo na zasadzie że juz swoje zrobiłam
i dam radę. Nie mam o to żalu bo na grupie są dziewczyny naprawdę zafiksowane i moje jakies tam rozkminki o poczcie, oddać nie oddać, to już jakby poza nawiasem ;)

fairy - Wto 16 Wrz, 2014 22:47

Ale zanim przyszedł to serce mi waliło, nogi mi się trzesły jak galareta.
Az musiałam zapalić.
Część mnie mówiła "a po cholere sie z nim w ogóle zobaczysz, wyślij mu ten list pocztą"
Inna częśc mnie mówiła "nic złego nie zrobiłaś i nie musisz sie ukrywać przed nikim, poza tym będziesz musiała go zobaczyć w sądzie pewnie więc pierś do przodu głowa do góry".

wampirkowa - Wto 16 Wrz, 2014 23:21

Soreczki ale jak mówiłaś o tym przebraniu policjanta to mi się skojarzyło z piosenką
http://youtu.be/LbZ1K7bt0_Y
lub
http://youtu.be/CS9OO0S5w2k

fairy - Śro 17 Wrz, 2014 00:14

Taaak, ja też o tym pomyślałam :)
Klara - Śro 17 Wrz, 2014 07:52

fairy napisał/a:
byłam na terapii grupowej. Wreszcie sie odważyłam.

Brawo! :brawo:
Jeśli nawet wydaje Ci się, że nie spotykasz się z należytym zrozumieniem, to gdyby Ci przyszła do głowy chęć zrezygnowania, nie rób tego tak od razu. Pochodź trochę. Może się zdarzyć, że zaczniesz wyciągać dla siebie korzyści.

She - Śro 17 Wrz, 2014 08:48

fairy napisał/a:
trzymajcie za mnie kciuki.

:kciuki: :kciuki: :kciuki: :kciuki:

Fairy, czasami jest tak że grupa jest chwilowo rotacyjna - jedni przychodzą, inni kończą terapię.

Trochę czasu zajmuje "ustabilizowanie" się osób które są w trakcie terapii.
Zwróć jednak uwagę na to, że ta rotacja wspaniale wpływa na zdobywanie doświadczeń przez "nowych".
Powiem Ci że ja przez pierwsze kilka razy zalewałam łzami podłogę, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa, nie mówiąc o sensownym zdaniu :)
Ostatnio zdarzyła się sytuacja w której JA, współuzależniona w terapii od niedawna dzieliłam się z innymi swoimi doświadczeniami i tym jak poradziłam sobie w danej sytuacji :)
Fairy - głowa do góry, nawet gdyby Ci się nie chciało chodź chociażby wbrew sobie (!!!) na grupową. Zrobiłaś kolejny krok do przodu :brawo:

fairy napisał/a:
zanim przyszedł to serce mi waliło, nogi mi się trzesły jak galareta.
Az musiałam zapalić.

:przytul:
Sama widzisz że on wciąż w jakiś sposób na Ciebie działa.
Stresujesz się (zupełnie niepotrzebnie moim zdaniem), denerwujesz...
Świat jest piękny mimo całego zła które po nim łazi.
Nauczysz się jak ignorować to całe zło :luzik: i będziesz żyć tak jak Ty chcesz.
Pracuj nad tym, myśl pozytywnie i będzie ok :*

fairy - Czw 18 Wrz, 2014 10:58

Na grupową więcej nie pójdę :nerwus:
To jest grupa zaawansowana a jest tam coraz więcej osób w związkach z czynnymi
alkoholikami wrzuconych tam nie wiadomo dlaczego a osoby które są juz na wylocie nie rozumieją dalej podstaw, dlatego dochodzi do kłótni niemal.
Poza tym ja mam za 4 tygodnie rozwód, ja muszę być spokojna a wczoraj wyszłam roztrzęsiona. Na indywidualnej ustaliłam z terapeutką że najpierw rozwód a potem będziemy pracować nt. tematu ojca, przeszłości itd... za to na grupowej pierzemy tematy na które nie jestem gotowa.
I nie mam na to wpływu. Odchodząc od alkoholika muszę patrzeć na historie osób które po 2 latach grupowej, albo 9 latach rozstania z alkoholikiem dalej się z nim męczą
i kłóca sie z terapeutką o podstawy dalej ich nie rozumiejąc, dalej nie rozumiejac czemu sie znalazły w takich związkach. Jakby wszystko się zaczęło wczoraj.
Tematami przeszłości zajme sie po rozwodzie jak sie uspokoję i poczuję się pewnie, bezpiecznie. To nie jest dobry moment na grzebanie w odczuciach z dziecinstwa, szkoły itd... całą noc nie spałam.
O tym wszystkim mogłam normalnie rozmawiac kiedy byłam spokojna, a ja dopiero co przeszłam trzesienie ziemi i po prostu wszystko mnie teraz boli bardziej.
Tak że skupiam się tylko na indywidualnej, wg. tego co czuję.

KaTre - Pią 19 Wrz, 2014 01:42

fairy napisał/a:
Na grupową więcej nie pójdę

Rozumiem, że może Ci ta forma nie odpowiadać - nic na siłę :) Ja też źle czułam się na grupowej ;) Wydaje mi się, że to dlatego, że nie byłam gotowa na informacje zwrotne od grupy - terapeutka była "łagodniejsza" :)
fairy napisał/a:
za to na grupowej pierzemy tematy na które nie jestem gotowa. I nie mam na to wpływu.

:tak: A indywidualna, jak nazwa wskazuje, dostosowana jest do Ciebie :) Poza tym pracujesz z terapeutką, która dostosowuje czas, wiedzę, temat rozmowy, byś mogła znaleźć rozwiązanie Twojego problemu.
fairy napisał/a:
Tak że skupiam się tylko na indywidualnej, wg. tego co czuję.

I bardzo dobrze :okok: Każdy z "worka pomocowego" powinien wybierać to co w danej chwili najlepiej mu służy. Najważniejsze, że nadal pracujesz nad sobą :)

She - Pią 19 Wrz, 2014 04:41

fairy napisał/a:
osoby które są juz na wylocie nie rozumieją dalej podstaw, dlatego dochodzi do kłótni niemal.

:shock:
No to u mnie wygląda to zupełnie inaczej. Mamy temat, terapka z grubsza go naświetla a my mówimy, mówimy, mówimy... Jeżeli jest potrzeba, są pytania które wskazują kierunek, lecz nie narzucony :) Sami dochodzimy do sedna sprawy :)
fairy napisał/a:
wczoraj wyszłam roztrzęsiona.

Fairy mam wrażenie jakbyś opisywała zupełnie coś innego od tego co ja nazywam terapią grupową :szok:
fairy napisał/a:
muszę patrzeć na historie osób które po 2 latach grupowej, albo 9 latach rozstania z alkoholikiem dalej się z nim męczą
i kłóca sie z terapeutką o podstawy dalej ich nie rozumiejąc, dalej nie rozumiejac czemu sie znalazły w takich związkach. Jakby wszystko się zaczęło wczoraj.

To ja wymiękam :mgreen: Takiej grupy też bym nie chciała :beba:
fairy napisał/a:
To nie jest dobry moment na grzebanie w odczuciach z dziecinstwa, szkoły itd... całą noc nie spałam.

Hmmm, ponownie napiszę że my na grupowej nie poruszamy tematów dotyczących szkoły, dzieciństwa czy rodziców.
W mojej grupie poruszamy tematy związane ze współuzależnieniem i alkoholizmem (tu akurat w stopniu takim jaki jest niezbędny, nie wgłębiając się zbytnio w istotę choroby alkoolowej).

Reasumując - Fairy też nie chciałabym takiej grupy ani takiej "terapii".

Trzymaj się :*

BARBARA - Pią 19 Wrz, 2014 11:35

To o czym pisze fajry to u mnie była grupa wsparcia, a nie typowa terapia dla współ. Też przestała mi odpowiadać i wszystkim które ze mna zaczynały. Miałyśmy dośc słuchania w kółko tego samego, nie było końca.
fairy - Pią 19 Wrz, 2014 13:46

Dziewczyny dziękuję za informacje zwrotną bo to pierwsza taka grupa na jakiej byłam
i nie wiem jak inaczej może być. O współuzaleznieniu w łaściwie nie mówimy, pierzemy sprawy z dzieciństwa, i kompletna bezradność osób pozostających w zwiazkach z czynnimi alkoholikami które właśnie dołączają.
To miała być wzajmna wymiana doświadczeń, a tam idzie to tak że po kolej
kazda dyskutuje z terapeutką, potem nikt nic nie mówi. Nikt się nie dzieli swoimi
odczuciami. Po mojej wypowiedzi o wątpliwosciach z pobytem nastąpiła cisza zupełna... :)
I przeszło na zupełnie inny temat. Poczatkowo odzywałam się ale jak zobaczyłam że tylko
ja reaguję to na kolejnym spotkaniu doszłam do wniosku że sama też tylko posłucham.
Gruba nie pracuje ze sobą a raczej przeciw terapeutce.
Najdłużej słuchamy o kredytach jednej Pani i w sumie są 3 osoby które głownie mówią
i krzyczą najgłośniej. Nie dajemy sobie wsparcia.
Nowe osoby po terapii grupowej podstawowej przychodzą przerażone, mówią że nie widzą co czują i że tematy na grupie w ogóle ich nie dotyczą, że źle sie tu czują.
Tak jak piszecie... tak że ja chyba zrezygnuję.
Teraz na tapetę chcę wziąć relację ja - mama i bycie kobietą.
I nad tym chcę pracować.
Sama terapetka z grupowej jest świetna. Na prawdę jest fachowcem.

wampirkowa - Pią 19 Wrz, 2014 13:58

ja na terapi dla współ była umowa którą podpisywałyśy, teraputka ostra zaraz reagowała jak było coś nie na temat, mówiła jak chcecie pogadać to po terapii a nie na niej,

były zadania,
na początku była rundka co się działo w ciagu tygodnia, no fakt na poczatku na terapi to nie mówiłyśmy o sobie tylko i naszych alkoholikach,
ale trwało to dwa spotkania, tyle nam dała czasu terapeutka na opowiadaniu o swoich chłopach ojcach czy synach no może 3 spotkania, a potem był dzienniczek uczuć, uczenie się mówienia o sobie, od Ja a powiem ze było to trudne, skupianie się na własnych emocjach, na swoim bólu i na radościach bo nie były to spotkania tylko o smętach,
był list do alkoholika, list do alkoholu, fakt byy jakieś powroty do dzieciństwa, bo czasem dużo było ze złych skryptów z dzieciństwa , terapeutka robiła z nami analize transakcyjną, wiecie rodzic krytyczny dorosły rodzic wspierający dziecko spontsniczne uległe i mówiliśmy o tym pracowaliśmy,
i najwazniejsza rzecz co na terapi było podstawą, nie oceniamy kazdy miał czas na wypowiedź i terapeutka tego pilnowała, za każym razem była kończąca rundka by kazdy się czuł zaopiekowany, na jakies niejasności czy coś był czas po grupie i na spotkaniach indywidualnych,

więc jakieś to dziwne, teraputka powinna nad grupą panować, jak było cieżko robiła nam 10 minutowe sesje relaksacyjne,
Dla mnie jaką dziwna terapia

Duszek - Pią 19 Wrz, 2014 14:11

fairy, dla mnie twój post niesie sprzeczne informację...bo z jednej strony piszesz, że
fairy napisał/a:
Nikt się nie dzieli swoimi
odczuciami. Po mojej wypowiedzi o wątpliwosciach z pobytem nastąpiła cisza zupełna.
fairy napisał/a:
Gruba nie pracuje ze sobą a raczej przeciw terapeutce.
fairy napisał/a:
Nie dajemy sobie wsparcia.


a za chwilkę to:
fairy napisał/a:
Sama terapetka z grupowej jest świetna. Na prawdę jest fachowcem.

:mysli:
Po grupie miałam różne odczucia, czasami wylatywałam ;) stamtąd z tak wielką siłą a innym razem czułam się niezrozumiana, ale moją grupę prowadziła terapeutka...To ona kierowała, nadzorowała i naprowadzała rozmowy na właściwie tory i jeśli ktoś z grupy starał się dominować choćby poprzez opowiadanie tylko i wyłącznie o sobie to właśnie terapeutka brała sprawy w swoje ręce ;) ...więc trudno mi zrozumieć to co napisałaś. :bezradny:
Może to kwestia czasu, uregulowania grupy...może poczekaj i sprawdź.

pietruszka - Pią 19 Wrz, 2014 15:20

Hmmm... tak mi się przypomniało....
Na początku terapii też mi się wiele rzeczy nie do końca podobało. A to terapeutka jednej takiej pozwoliła zmonopolizować spotkanie, a to temat mi znany, a ja wolałabym szybciej, a ten temat potrzebny, czemu na niego tak mało czasu, a dlaczego jestem tu jedyna w związku z trzeźwiejącym alkoholikiem, więc po co mi te inne tematy....
Podobnie bywało na Alanonie :wstyd: a to za dużo tej duchowości w wydaniu katolickim, a po co te tradycje, ile można słuchać tych opowieści w kółko o tym samym, ile można narzekać na tego swojego alkoholika, ot taki kolowrot w głowie...

A potem przyszło opamiętanie: przecież ja tu jestem dla siebie,to ja mam czerpać wiedzę, uczyć się nowych zachowań, a nie oglądać się na koleżanki z terapii, każdy ma swoje tempo zdrowienia i mi nic do tego, zacznij od siebie , kobieto, popukałam się w ten mój niemądry łepek. :drapie: i potem czerpałam pełnymi garściami z doświadczeń innych. Bo co z tego, że ktoś jeszcze cierpi z alkoholikiem, jak na przykład świetnie radzi sobie z nazywaniem uczuć i tego mogę się uczyć od niego. Ta natomiast, pomimo kłopotów w domu, ma świetne relacje ze swoją matką, może warto jej posłuchać? Tamten, pomimo, że kręci się wokół żony jak współuzależniony bąk, to nie zaniedbał swojej duchowości i wciąż sie rozwija w tym zakresie. Itd... itp... nawet z najbardziej zakręconych wspoluzaleznieniowych osób można czerpać swoje obserwacje. Ot choćby zobaczyć, do jak skrajnych zachowań można się doprowadzić bez leczenia.

I tak się uczyłam pokory i cierpliwości, bo w terapii przekonanie o własnej nieomylności i pośpiech nie są wskazane. Największe swoje przełomy, oświecenia przeżyłam właśnie podczas grupowej. No tak było przynajmniej w moim przypadku.

fairy - Sob 27 Wrz, 2014 00:43

Czekam na ten rozwód. Jestem juz pogodzona z myślą że on nie przyjdzie, że pewnie czekają mnie dwie , trzy sprawy... Może to i lepiej, w sumie to wolałabym to ubić sama. Iść do sądu się nie boję.
Bardziej boję się swojej reakcji emocjonalnej na niego.
Rozmawiałam o tym ostatnio z terapeutką.
No i o tym że ewentualnie gdyby on przyszedł z kobietą to nie miałabym nic przeciw a nawet by mi ulzyło ale ja... gdybym przyszłam z kolegą, żeby mi było raźniej to już coś złego. Zdrada niemal. Oj... jak cięzko się uwolność od potrzeby "bycia w porządku" wobec niego.

Czuję sie pogubiona.
Nie jestem swoją własna przyjaciółką, nie umiem się odnaleźć w bałaganie emocjonalnym jaki sam sworzyłam.
Wiem tylko że muszę iść dalej, uczę się mówic głośno o swoich potrzebach i odmawiac jesli czegoś nie chce.
Kim jestem, jaka jestem, czy jestem dobra fajna kobietą czy życiowa niezdarą... nie wiem. Nie czuję siebie samej.

Niestety w moim życiu zupełnie przypadkiem pojawił się nowy facet, którego nie chcę, nie jestem gotowa, czuję tylko lęk. Wysłał mnie do niego prawnik z poradni. Face pomógł mi wydrobyc z telefony smsy od alko. Przeraża mnie to że mu zależy na mnie. Tym bardziej kiedy słyszę "wszystko rozumiem, nie musisz się już bać, nie trzeba.." jestem jeszcze gorzej przerażona.
Nie ma w moim zyciu miejsca na nowego faceta bo nie ma mnie. Ja tylko walczę.

She - Sob 27 Wrz, 2014 16:18

fairy napisał/a:
pojawił się nowy facet

Hmmm, pojawił się czy tylko tak Ci się wydaje?
fairy napisał/a:
Przeraża mnie to że mu zależy na mnie.

Fairy a może pomyśl nad tym czy nie odbierasz zbyt dosłownie i poważnie zwykłej, ludzkiej chęci pomocy?
fairy napisał/a:
Tym bardziej kiedy słyszę "wszystko rozumiem, nie musisz się już bać, nie trzeba.."

No dobrze, mówiłaś mu coś o sobie? Skąd on wie o Twoich prywatnych sprawach?
Jeżeli facet faktycznie jest zbyt blisko, powiedz mu wprost że nie życzysz sobie takich zachowań.
Proste i skuteczne.
:przytul:

fairy - Sob 27 Wrz, 2014 19:29

Już go pogoniłam. Nie chcę żadnych facetów, chce spokoju... 5grv
She - Nie 28 Wrz, 2014 09:58

No i dobrze :okok:
Nie bój się tego co czujesz :] a jeśli jest Ci źle z czymkolwiek zmieniaj to tak szybko jak możesz.
Postępuj tak, aby Tobie było dobrze sdg56y7

olga - Nie 28 Wrz, 2014 12:26

fairy napisał/a:
. Nie chcę żadnych facetów, chce spokoju... 5grv



czyli facet rowna sie brak spokoju? :drapie:

She - Nie 28 Wrz, 2014 14:04

olga napisał/a:
czyli facet rowna sie brak spokoju?

Olga moim zdaniem nie.
Ale żeby związać się z kolejnym facetem, zwłaszcza po traumatycznym związku, należałoby najpierw samemu dojść do ładu z własnymi emocjami, przeżyciami i doświadczeniami.
Poukładać sobie wszystko na nowo, po swojemu.

I wtedy jest szansa na nowy, zdrowy związek :)

olga - Nie 28 Wrz, 2014 15:19

aaaaaa no to co innego :tak: bo juz myslalam, ze kazdy facet wnosi w zycie chaos, niepokoj i burzy wszystko co zastanie
fairy - Pon 29 Wrz, 2014 17:37

Słuszna uwaga Olgo...

Ale nie chcę żadnych facetów bo jeszcze się nie nauczyłam siebie sama.
Odkrywam się na nowo, próbuję zaakceptować swoje błędy.
To że nie jestem doskonała tak jak myślałam.
Poza tym nie miałam jescze normalnego fajnego związku i po prostu nie wiem
jak być może, że może być normalnie, spokojnie.
Związek napawa mnie wielkim lękiem na razie.
Na razie ostro bronię swych granic i tak jak pisze She uczę się reagować
jeśli ktos próbuje wejść mi na głowę.

Poza tym zaczęłam niesmiało czytać książkę "toksyczni rodzice"
i doszłam do wniosku że mam straszny żal do ojca że odeszdł kiedy byłam mała.

fairy - Pią 03 Paź, 2014 08:05

Nie wiem co to za reakcja emocjonalna...
wymieniaja u mnie dzis instalacje gazową, wiercą ściany a ja... płaczę.
Rano jak wstałam pomyślałam sobie że znowu ekipa i znowu ja sama
z nimi, że nigdy nie było ojca, że męża też nigdy nie było...
Nie wiem.... może to dlatego że wałkujemy temat ojca na terapii...
Panowie z ekipy są bardzo mili, krzywda mi się nie dzieje
a łzy mi lecą jak groch :beczy:
aż zła na siebie jestem.
Czuję się zestresowana i bezradna, bezsilna jakas taka... nieodporna na stres
emocje...
Rozwód za 3 tyg... moze nie powinnam isc sama...

JaKaJA - Pią 03 Paź, 2014 14:36

fairy napisał/a:
Rozwód za 3 tyg... moze nie powinnam isc sama...
jesli masz kogoś kto może Ci towazyszyc,nie zastanawiaj sie tylko o to poproś :pocieszacz:
fairy - Śro 15 Paź, 2014 10:11

Rozwód za 5 dni, jestem spokojna pozornie.
W środku mam lęk który pędzi jak pociąg... ciagle się czegoś przestraszam
w nocy nie moge spać bo mam lęk jakby było bombardowanie co najmniej.
Nie przez sam rozwód... przez karte pobytu!
34dd

She - Śro 15 Paź, 2014 10:33

Fairy, spokojnie :przytul:
Karta pobytu to JEGO problem, nie Twój.
Nie jesteś odpowiedzialna za to co robił/robi/zrobi Twój (jeszcze) mąż.
Tłumacz sobie to w ten sposób że to są tylko konsekwencje Twoich i jego wyborów.
Twoich bo nie chciałaś być dłużej z czynnym alkoholikiem.
Jego bo woli flachę od Ciebie.

Będzie dobrze :*

fairy - Śro 15 Paź, 2014 11:28

Tłumaczę sobie że nie będę więcej brała odpowiedzialności za dorosłego faceta.
Faceta który ma 40 lat.
Ale słyszę w myślach jego głos " i nie mogłas naprawdę zaczekać jeszcze rok żebym miał stały ?"

She - Śro 15 Paź, 2014 11:35

fairy napisał/a:
Ale słyszę w myślach jego głos " i nie mogłas naprawdę zaczekać jeszcze rok żebym miał stały ?"

A co Ty męczennica jesteś?
Nie, nie mogłaś bo... masz ważniejsze sprawy :beba:

fairy - Śro 15 Paź, 2014 11:47

Chyba muszę się cofnąć w czasie w moich postach do tematu karty.
Może mnie olśni 34dd

pterodaktyll - Śro 15 Paź, 2014 11:48

fairy napisał/a:
słyszę w myślach jego głos " i nie mogłas naprawdę zaczekać jeszcze rok żebym miał stały ?"

Zatkaj uszy.... ;)

Borus - Śro 15 Paź, 2014 12:32

fairy napisał/a:
i nie mogłas naprawdę zaczekać jeszcze rok żebym miał stały ?"

a może go wywalą z kraju i Ty będziesz mieć spokój
i Polska o jednego ochleja mniej? :mysli:



:mgreen:

fairy - Śro 15 Paź, 2014 12:39

Nie chciałabym przykładać do tego ręki Borus.
Radzi sobie dobrze, ma dobra pracę, plany, dużo znajomych.
Jest doceniany w pracy, niech sobie tu żyje ale nie moim kosztem.
Nie powinni go stąd wywalić... no własnie i znowu o tym myslę.

Klara - Śro 15 Paź, 2014 14:08

fairy napisał/a:
słyszę w myślach jego głos " i nie mogłas naprawdę zaczekać jeszcze rok żebym miał stały ?"

Nigdy nie miałam z takimi sprawami do czynienia, ale z tego co piszesz rozumiem, że ożenił się z Tobą po to, żeby uzyskać w Polsce prawo stałego zamieszkiwania?
Jeśli tak, to:
- po pierwsze - jest draniem;
- po drugie - mógł się starać, żeby utrzymać to małżeństwo, bo to było w JEGO interesie.

fairy - Sob 18 Paź, 2014 11:03

Cieszę się że kończę ten cyrk, że wreszcie robię to co powinnam
już parę lat temu.
Spokój mąci mi tylko pobyt...
Na prawdę dużo pracy mnie kosztuje żeby to "rozpracować"
choć dla kogoś z boku to się wydaje zapewne dziwne że tak się z tym męczę.
Chciałabym żeby juz było po rozwodzie, żeby wiadomo było że mu ten pobyt
zostawią na stałe albo żeby dostał czasowy na 2-3 lata.
Ale żeby coś było jasne.

Jest draniem czy nie to ja nalegałam na ślub, ja go załatwiłam i pilnowałam
przez 6 lat żeby wszystko było ok.
Nie umiem być na niego zła że pewnie nie przyjdzie na sprawę, że chce to
przedłużyć ile się da. Ratuje się jak może.
Tylko że moim kosztem.

She - Nie 19 Paź, 2014 05:29

fairy napisał/a:
Chciałabym żeby juz było po rozwodzie, żeby wiadomo było że mu ten pobyt
zostawią na stałe albo żeby dostał czasowy na 2-3 lata.
Ale żeby coś było jasne.

Fairy, czy ta wiedza dotycząca pobytu pomoże Ci w czymś? Oczyści w jakiś sposób Twoje myśli?
Przecież to jego życie, nie możesz być za nie odpowiedzialna.
Myślałaś może o tym czym zajmiesz się po rozwodzie?

fairy napisał/a:
Nie umiem być na niego zła że pewnie nie przyjdzie na sprawę, że chce to
przedłużyć ile się da. Ratuje się jak może.
Tylko że moim kosztem.

Nie twórz scenariuszy, to nic nie da - życie i tak napisze swój scenariusz, a gdy już go poznasz zrobisz to co będziesz uważała za słuszne.
Fairy, wciąż w myślach kręcisz się koło alkoholika.
Zostaw go, odetnij się.
"W głowie moja panno, w głowie". :)

fairy - Nie 19 Paź, 2014 11:48

She, masz rację. To ja muszę zrozumieć coś i puścić wolno sprawę pobytu.
Bez względu na to co mówi mąż.

fairy - Nie 19 Paź, 2014 20:15

Chyba boli mnie to że on ma do mnie żal.
She - Nie 19 Paź, 2014 21:53

Fairy... :przytul:
A Twój żal?
Twoje stracone lata i nerwy?
Twoje życie i uczucia?
Twoje lęki?

Co z tym wszystkim?
Jak myślisz czy on pomyślał o tym co Ty przeżywałaś i przeżywasz?
:*
Myśl o sobie. To nie jest żadne wykroczenie :) Dbaj o siebie, o to żeby Tobie było dobrze i miło.
I kup ten serek o którym kiedyś pisałaś lub cokolwiek na co masz chęć :mgreen:
Czas zacząć myśleć o sobie. To właśnie ten czas ergrg4 :manicure:

fairy - Nie 19 Paź, 2014 23:05

Serek kupiłam, i to już pare razy.
I pare innych rzeczy... ładne rajstopy ze wzrokiem, bluzkę...
Tu mi się coś odblokowało :)

Tak i ja kombinuje She, pytam się - a co z moim żalem i lękami?
No one sa przytłumione, cięzko mi się do nich dokopać.
Pamiętam że nie spałam po nocach czekając na niego, że płakałam z samotności
wiezorami w łazience żeby znowu nie mówił że powinnam się leczyć..
ALE nie umiem przywołać tamtego uczucia, żalu... jest tylko wspomnienie.
Dlatego cięzko mi być złą na niego.
Doskonale za to pamiętam jak mnie przepraszał za lata picia i powiedział
"przepraszam, to był faktycznie koszmar jak sie zachowywałem, nie wiem jak mogłem
tak postępować"
I co? wszystko cacy już?
Oczywiscie że nie... ale nie mogę sobie przypomnieć uczuć jakie miałam...

fairy - Nie 19 Paź, 2014 23:31

Jednego jestem pewna, czuję że duszę się w tej sytuacji, w tym oczekiwaniu,
w tej presji. Chcę mieć rozwód i zakończyć to raz na zawsze, odciąć się, zapomnieć
i żyć!

She - Wto 21 Paź, 2014 12:19

Fairy odezwij się :kciuki:
:syrena:

fairy - Wto 21 Paź, 2014 21:05

Dostałam rozwód :)
She - Wto 21 Paź, 2014 21:09

Dzielna jesteś :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
:brawo:

I jak się czujesz?
Myślałam dziś o Tobie cały dzień...
:buzki:

esaneta - Wto 21 Paź, 2014 21:10

Wow! :brawo:
pietruszka - Wto 21 Paź, 2014 21:18

No i jak się masz? :)
smokooka - Wto 21 Paź, 2014 21:43

Gratulacje!!!
fairy - Wto 21 Paź, 2014 22:00

Poszłam sama, alko czekał przed sądem obrażony.
Potem 2 godz czekaliśmy na sprawę bo się przedłużała.
Na szczęście siedział nabzdyczony i nic nie mówił.
Sprawa poszła szybko i sprawnie.
Na razie jestem rozemocjonowana jeszcze i mam migrene z nerwów ale
czuję się dobrze. W jakiś sposób wolna.

Po sprawie alko powiedział tylko tracę pobyt ale to nie twoja sprawa
żegnaj...
Taka szpila na koniec ;)

fairy - Wto 21 Paź, 2014 22:01

She dziękuję że o mnie myślałaś, ja też o was myślałam jak czekałam na sprawę.
Wyobrażałam sobie że siedzicie gdzieś obok :)

She - Wto 21 Paź, 2014 22:35

fairy napisał/a:
Po sprawie alko powiedział tylko tracę pobyt ale to nie twoja sprawa
żegnaj...

Fairy - odzyskałaś swoje życie, teraz wszystko jest tylko w Twoich rękach :) odzyskujesz siebie ale... to już nie jego sprawa
żegnaj... stare witaj nowe :mgreen:
Taki bonus na początek ;)

Bardzo, bardzo się cieszę.
Uśmiechasz się Fairy, czy Ty to widzisz?
Ja widzę :sztama:

Klara - Śro 22 Paź, 2014 06:51

fairy napisał/a:
Dostałam rozwód :)

NO! 23r :brawo:

Tajga - Śro 22 Paź, 2014 07:48

fairy napisał/a:
Po sprawie alko powiedział tylko tracę pobyt ale to nie twoja sprawa

I miał rację :mgreen:

Mała - Śro 22 Paź, 2014 10:56

:radocha:
fairy napisał/a:
Dostałam rozwód :)
:radocha: Brawo! :buzki:
p.s.I wróciłaś widzę do swojej pasji....Cudnie malujesz Skarbie :brawo:

Linka - Śro 22 Paź, 2014 13:13

fairy napisał/a:
Dostałam rozwód

witaj w klubie :)
gratuluję

anuszka - Śro 22 Paź, 2014 13:58

:szok: -zmiainy , :kwiatek: -na nowy poczatek ;)
Duszek - Śro 22 Paź, 2014 17:01

To dobra wiadomość prawda... :buziak:
wampirkowa - Śro 22 Paź, 2014 18:35

a ja jestem coraz bardziej przeciwniczką ślubów
fairy - Czw 23 Paź, 2014 13:30

żadnych ślubów! i niedojrzałych rozpieszczonych niesamodzielnych smarkaczy!
fairy - Pon 10 Lis, 2014 02:26

Zrobiłam ciasteczka ;)
fairy - Pon 10 Lis, 2014 02:27

i na chwilę poszłam zajrzeć do netu :)
pietruszka - Pon 10 Lis, 2014 12:01

fairy napisał/a:
Zrobiłam ciasteczka ;)

jakieś takie czarne, czy zdjęcie przekłamuje?
:pocieszacz:

wampirkowa - Pon 10 Lis, 2014 12:15

no cóż net wciąga
She - Pon 10 Lis, 2014 12:36

Fairy, polej je białą czekoladą i będziesz miała ozdoby na choinkę ;)
pietruszka - Pon 10 Lis, 2014 12:49

She napisał/a:
Fairy, polej je białą czekoladą i będziesz miała ozdoby na choinkę ;)

ciii.... może zdjęcie tylko wyszło takie ciemne...?

mi wczoraj ciasto z jabłkami wyszło z zakalcem... widać wczoraj gwiazdy mi nie sprzyjały... :wysmiewacz: ale co tam :beba: Pietruch, jak znam życie, i tak nie zostawi okruszynki fsdf43t

yuraa - Pon 10 Lis, 2014 15:35

pietruszka napisał/a:
mi wczoraj ciasto z jabłkami wyszło z zakalcem...

dobry zakalec też trzeba umieć zrobić jak dla mnie ciasto z zakalcem ma zawsze pierwszeństwo

fairy - Wto 11 Lis, 2014 00:44

3 dni temu miałam jakiś napad depresji, potem nagle wieczorem poczułam się pełna energii.
Nie spie do 04, nie mogę, roznosi mnie.
Na zmiane z lękami i poczuciem winy i bezradnością.
DLatego zaczełam robić generalne porzadki w domu żeby sie naj***bać i wyrzucić z siebie ta złość i żal.

Jestem zła! jestem zła na tego d*** że przez tyle lat nie dał mi odejść
mimo że prosiłam! Prosiłam zeby dał mi spokój 2 lata temu, 3, rok temu...

jestem zła na siebie że nie umiałam odejść
że doprowadziłam sie dozałamania nerwowego i teraz nie moge wyjść na prostą

jestem zła że zwalił na mnie sprawe swojego pobytu jakby to był jakiś
mój zasrany obowiazek!

jestem zła że przez 4 lata nie uprawial ze mną seksu i wmawial mi że to
moja wina

jestem zła że przez to z wiernej porzadnej zony jaka chciałam byc stalam
sie kims kto wpadl w ramiona obcego typa

jestem złe ze w 2012 zrezygnowalam z terapii

jestem zła że tak sie stalam tyle sie nameczylam a na koniec mam jeszcze
poczucie winy

jestem zła że przez to co sie stalo mam lek przed mezczynami
i odraze do seksu

jestem zła i smutna ze zmarnowalam tyle lat

jestem zła że siedzie we mnie taka platanina emocji ze chwilami mam wrazenie
że mi głowa eksploduje

jestem zła że przez ten P***y pobyt dostalam nerwice natretnych mysli
że zrobilam sobie taki bagan w emocjach i zyciu

I jestem zła że to we mnie siedzi wszystko!

:beczy: :krzyk:

fairy - Wto 11 Lis, 2014 00:45

Jestem zla ze nie odeszłam jak próbowałam odejsc, jak byłam silna i wszystko było łatwiejsze.
Maciejka - Wto 11 Lis, 2014 06:51

Fairy i jak dziś sie masz?
She - Wto 11 Lis, 2014 08:21

fairy napisał/a:
3 dni temu miałam jakiś napad depresji, potem nagle wieczorem poczułam się pełna energii.
Nie spie do 04, nie mogę, roznosi mnie.
Na zmiane z lękami i poczuciem winy i bezradnością.

Czujesz się winna... bo...? Czego się boisz? Potrafisz odpowiedzieć na te pytania?
Fairy cały czas oswajasz się z sytuacją i nowym życiem, zmianami... To nie jest tak HOP SIUP i już.

fairy napisał/a:
Jestem zła! jestem zła na tego d*** że przez tyle lat nie dał mi odejść mimo że prosiłam! Prosiłam zeby dał mi spokój 2 lata temu, 3, rok temu...

To tak jak byś poprosiła pijawkę żeby przestała pić krew która dla niej jest składnikiem niezbędnym do przeżycia.

fairy napisał/a:
jestem zła na siebie że nie umiałam odejść, że doprowadziłam sie dozałamania nerwowego i teraz nie moge wyjść na prostą

Pokaż mi współ która nie dochodząc do "ściany", nie osiągając własnego dna poniżej którego już nie jest w stanie funkcjonować, podejmie jakiekolwiek kroki aby ratować siebie... Zawsze na początku współuzależnionej drogi jest nadzieja, płacz, prośby i niespełniane groźby z których nie wynika NIC. Bo są tylko słowami, nie czynami :)
Dopiero działanie, zmiana siebie i własnego podejścia do wielu spraw uruchamia machinę zmian na lepsze :)

fairy napisał/a:
jestem zła że zwalił na mnie sprawe swojego pobytu jakby to był jakiś
mój zasrany obowiazek!
jestem zła że przez 4 lata nie uprawial ze mną seksu i wmawial mi że to
moja wina

Alko w ciągu dla własnego komfortu jest w stanie wmówić wszystko. Kwestią czasu jest wiara współ w to co mówi pijąca strona. Po pewnym czasie "wrzód pęka" i wylewa się ten cały syf, trzymany do tej pory w sobie, w czterech ścianach.
Rana musi się oczyścić a Ty właśnie jesteś na tym etapie.
Pozwól sobie na tą złość. Ona jest potrzebna do tego aby mieć siłę na dalszą drogę.

fairy napisał/a:
jestem zła że przez to co sie stalo mam lek przed mezczynami i odraze do seksu

Najpierw zrób porządek w sobie. Poznaj i pokochaj siebie. Na faceta przyjdzie czas... w odpowiednim czasie. Nic na siłę...

fairy napisał/a:
I jestem zła że to we mnie siedzi wszystko!

Spokojnie. Wyrzucisz z siebie wszystko, ale potrzebujesz czasu na "przetrawienie".
Daj sobie czas Fairy.
Mi w sytuacjach kryzysowych wciąż pomaga wydarcie się w ustronnym miejscu, wykrzyczenie wściekłości lub pozbycie się złości przez wysiłek fizyczny w jakiejkolwiek formie :buziak: Furorę wciąż robi rower i jazda po lesie aż do utraty tchu. :okok:

Duszek - Wto 11 Lis, 2014 11:33

fairy, z własnego doświadczenia napiszę Ci, że ta złość, którą teraz wywalasz jest bardzo konstruktywna :okok: to tak jakbyś przebiła kolejny mur, kolejną otoczkę...teraz będzie już łatwiej składać te porozsypywane kawałki w całość :)

fairy napisał/a:
Jestem zla ze nie odeszłam jak próbowałam odejsc, jak byłam silna i wszystko było łatwiejsze.

Może wtedy nie byłaś na to gotowa, to nie był jeszcze Twój czas...jeszcze była może nadzieja. Zobaczy gdyby ludzie wiedzieli, że coś wydarzy się, to staraliby się temu zapobiec i wszyscy byliby szczęśliwi a jednak te złe doświadczenia widocznie też są potrzebne.
Podobno "Bóg nigdy nie daje nam więcej, niż potrafimy udźwignąć" (R.Brett)...

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 11:52

Tyle złości w dniu niepodległości :szok: Może nie wychodź dzisiaj na ulicę a tak bardziej serio. Jak długo jeszcze zamierzasz rozpamiętywać to co BYŁO!!!
She - Wto 11 Lis, 2014 12:06

pterodaktyll napisał/a:
Jak długo jeszcze zamierzasz rozpamiętywać to co BYŁO!!!

Aby wejść w przyszłość trzeba pogodzić się z przeszłością.
Aby stworzyć normalną teraźniejszość należy oddzielić ziarno od plew.
To jest element zdrowienia moim zdaniem, niekoniecznie służący rozpamiętywaniu, lecz wyciąganiu wniosków.
Tak myślę :)

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 12:20

She napisał/a:
Aby wejść w przyszłość trzeba pogodzić się z przeszłością.

Czy ja napisałem o pogodzeniu czy rozpamiętywaniu? Czy Twoim zdaniem rozpamiętując i dowalając sobie ona w ten sposób godzi się z tą przeszłością, bo jakichś konstruktywnych wniosków w jej poście nie zauważyłem.

Pogodzić się z przeszłością to trochę za mało, trzeba jeszcze zaakceptować to co było i nie wracać do tego, a to już trochę trudniejsze niż samo pogodzenie się z nią

She - Wto 11 Lis, 2014 12:40

Ptero a może Fairy po prostu potrzebuje czasu, a (jak to określiłeś) rozpamiętywanie pomaga jej w godzeniu się z przeżyciami a docelowo posłuży jej w akceptacji?
Być może jest to jej własny sposób na dojście do konsensusu z własnym ja?
Być może na konstruktywne wnioski jest za wcześnie i tak radzi sobie z tym co dane jej było przeżyć?
Każdy ma swój czas i różne są sposoby na radzenie sobie z przeszkodami które pojawiły się w życiu.

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 12:47

She napisał/a:
rozpamiętywanie pomaga jej w godzeniu się z przeżyciami

No to wybrała najgorszy z możliwych sposobów niestety
She napisał/a:
docelowo posłuży jej w akceptacji?

Obawiam się, że to mało prawdopodobne
She napisał/a:
Być może jest to jej własny sposób na dojście do konsensusu z własnym ja?

Jakoś jestem zdania, że lepiej korzystać ze sprawdzonych sposobów niż wyważać otwarte drzwi i do tego własną głową

She napisał/a:
Każdy ma swój czas i

Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości..........nawet z wrzodem na du*** podobno można żyć całymi latami, tylko właściwie po co?

She - Wto 11 Lis, 2014 13:01

Uważasz ze kilka miesięcy terapii z traumą rozwodową w tle wystarczy na całkowitą zmianę siebie?
Fairy jest pod opieką terapeutki która dała jej siłę i pokazała jak pozbyć się alkoholika i zapewne zrobi wszystko aby pomóc dziewczynie odnaleźć własne ja :)

staaw - Wto 11 Lis, 2014 13:22

pterodaktyll napisał/a:

She napisał/a:
Być może jest to jej własny sposób na dojście do konsensusu z własnym ja?

Jakoś jestem zdania, że lepiej korzystać ze sprawdzonych sposobów niż wyważać otwarte drzwi i do tego własną głową

A ja jestem najlepszym przykładem na to że jednak tzw sprawdzone rozwiązania nie na wszystkich działają.
Natomiast co przejdę własnym, może i wolniejszym, tempem to mam załatwione na zawsze. Bez wracania, nawracania czy zwracania. Sam osiągnąłem, rozdział zamknięty i następny etap (czy też level) czas osiągnąć...

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 13:35

staaw napisał/a:
ja jestem najlepszym przykładem na to że jednak tzw sprawdzone rozwiązania nie na wszystkich działają.

Ja zaś nie mam monopolu na nieomylność i jeśli wyraziłem swoje wątpliwości, to tylko dlatego, że moim zdaniem, jeśli ktoś, pomimo trwającej terapii, pisze o sobie, że jest zły na siebie o właściwie wszystko a do tego jeszcze obwinia się o ten stan rzeczy, nieomal nawet o to, że w ogóle żyje, to mam wrażenie, ze to wszystko co Fairy robi nie idzie jednak w takim dobrym kierunku jak to usiłuje sugerować She. Ja zostałem nauczony, że koncentrowanie się na przeszłości zawsze powoduje jakiś regres w tym powrocie do normalności i właśnie to chciałem powiedzieć a co z tym wszystkim zrobi Fairy? Klasyk powiada, że "każdy pieprzy sobie swoje życie tak jak potrafi" i tym posłaniem (przesłaniem?) żegnam się z tym tematem :buzki:

staaw - Wto 11 Lis, 2014 13:56

pterodaktyll napisał/a:
Ja zostałem nauczony, że koncentrowanie się na przeszłości zawsze powoduje jakiś regres w tym powrocie do normalności i właśnie to chciałem powiedzieć

Może i masz rację jeżeli mówimy o koncentrowaniu...
Jednak moim zdaniem z przeszłością trzeba się dotąd męczyć ( nie koncentrować jednak pozwalać wracać) aż się ją oswoi, wybaczy, rozliczy.
Inaczej będzie wracać.
I to w najmniej odpowiednich momentach...

She - Wto 11 Lis, 2014 14:23

staaw napisał/a:
Jednak moim zdaniem z przeszłością trzeba się dotąd męczyć ( nie koncentrować jednak pozwalać wracać) aż się ją oswoi, wybaczy, rozliczy.
Inaczej będzie wracać.
I to w najmniej odpowiednich momentach...

Staaw, dokładnie to chciałam napisać :)

fairy - Wto 11 Lis, 2014 15:44

Ptero a możesz zostawić dyskusje z innymi i powiedzieć co mi radzisz
w takim razie?
Bo ja się rzuciłam w wir pracy ale przychodzi taki moment że "ściana"
dochodzi do mnie lęk i złość.
Nie umiem tych emocji zamieść pod dywan i chodzić uśmiechnieta.
Co mi radzisz jak wychodzę do sklepu i czuję lęk przechdząc obok faceta.
Czuję się psychicznie wypalona a energie do działania biorę nie wiem skąd.
Ale idę do przodu bo wiem że kiedyś będzie lepiej.

Moj związek trwał 7 lat. Na terapię poszłam w lutym.
Na poczatku lipca złożyłam pozew a 2 tyg temu wzięłam rozwód.
Na grupowej jestem najmłodsza i jedyna która sie wyrwała.
Reszta kobiet tkwi w związku albo wraca do niego mimo że to grupa
zaawansowana.
Tak że nawet ciężko im coś powiedzieć do mnie na terapii. Bo co?
One mają inny problem i ja to rozumiem.

Jest ogromna różnica kiedy jest się nadal ze swoim partnerem
i żyje swoim zyciem ale ten partner jest, a kiedy nagle mówisz
"wyjdź" i zostawiasz wszystko.
Psychika po latach szaleje.

Nic nie poradzę że nie latam wesoła jak skowronek.
Ostatnio latałam ale to było sztuczne.
Mam w sobie dużo emocji i one nie są jeszcze poukładane.
I tak jestem zła bo czuję bezradność, mam lęki.
Czasem czuję się lepiej czasem gorzej.
W zimie 2013 jak był wyrabiany pobyt dostałam z nerwów derealizację
i nerwice natretnych myśli, depresje i mysli autodestrukcyjne.
To cena jaką zapłaciłam za wyrwanie się z tego związku i brak terapii.
Bo najpierw sie wyrwałam a potem poszłam na terapię.
Wiem że było warto ale na razie jestem psychicznie rozwalona.
To wszystko mnie złości bo i tak zawsze byłam przestraszona, znerwicona i za wrażliwa.
Bywają dni że łapię mój notes i jeszcze raz czytam co było źle, że to był alkoholik,
że mnie nie kochał tak naprawdę, że dobrze zrobiłam.
I co najważniejsze że jestem zupełnie oddrebną niezalezną jednostką.

Wczoraj jak sie wyzłościłam, wysprzątałam mieszkanie, wykrzyczałam w poduszkę
poczułam pgromna ulgę.... wreszcie przestałam udawać jak to sobie dobrze radzę
przed samą sobą.
Bez względu jak to wygląda ja walczę o siebie.

Maciejka - Wto 11 Lis, 2014 16:04

I tak ma byc Fairy, skoro te uczucia w tobie sa to sa i tyle. Ja po skonczonej terapii długo pożniej mialam jeszcze w sobie duzo i lęku i złosci i właśnie do męża. Jak napisała She każdy ma swój czas i droge , zgadzam się tez z tym co napisał Staś. Ja tez miałam podobnie i nieraz jeszcze Na teraz po długim okresie pracy nad soba jeszcze wychodza echa z przeżyć z dzieciństwa. Teraz to nie trwa tak długo jak wcześniej i nie tak mocno to odczuwam , wiem jak z tym radzić ale nadal co jakis czas jest jeszcze coś do zrobienia.

Moja terapeutka powiedziała nam na terapii grupowej , ze ta praca nigdy sie nie konczy, zawsze jest coś do zrobienia. i wcale nie siedze w pokoju dzieciecym. Po prostu czasem te dziecinstwo odbija się jeszcze czkawką.

fairy - Wto 11 Lis, 2014 16:54

Ja rozumiem co do mnie mówi Ptero. I on ma rację, nie ma co sie grzebać
w przeszłości.


Ja tak chcę ale pozostały lęki i nerwica które mnie blokują chwilami.
W tej całej sytuacji wyszło własnie całe moje dzieciństwo, nadwrażliwość, krytycyzm
wobec siebie, potrzeba załatwienia spraw zawsze ładnie i miło.

Zreszta moja historia jest zwariowana.
Ja bez terapii odeszłam do alko i żyłam swoim życiem, poznałam faceta,
spazyłam się ale szłam sobie dalej sama. Miałam plan i marzenie zawodowe
które konsekwentnie realizowałam.
Wcale sie tak nie ogladałam w przeszłość.
I w sumie to zatrzymała mnie policja i urząd, bo kiedy nagle weszli do
domu i powiedzieli - proszę pani mąż sie ubiega od pobyt i albo pani ma meza
albo nie, albo pani z nim mieszka albo nie wie gdzie jest i wyciaggamy w stosunku
do państwa konsekwencje prawne bo pani kłamie.
To własciwie nie było juz wspóuzaleznienie a zastraszenie przez urząd.
Tylko zabrakło wtedy terapii, bo dziś bym powiedziala prawdę że mąż jest
ale to alkoholik i nie biore za to żadnej odpowiedzialnosci.
Nie mieszkam razem bo sie nie da, załatwiajcie pobyt z nim a nie ze mną.
I ja wtedy chciałam powiedzieć prawdę i odciać się od tego ale zgłupiałam.
kochany mąż wrócił,
zaczął gotowac obiadki, przestawiać meble a ja z nerwów i stresu zaczęłam
odczuwać że jestem złym człowiekiem, i na dodatek zdradziłam męża
zamiast go np. wysłać na terapię na siłę (takie miałam mysli)

Teraz to są 2 tyg po rozwodzie. Jeszcze łapie się na tym że powiem na terapi
"mój mąż" Jeszcze do mnie nie dotarło że jestem wolna, że ten koszmar sie skończył.
Że nikt mnie nie krytykuje, nie krzyczy, nie ma pretensji, że nie zapuka nikt z urzedu
z pytaniem gdzie jest mąż?
Na razie jestem szkapą zaprzegową z urazami wypuszczoną wolno na łąkę ;)

fairy - Wto 11 Lis, 2014 16:57

Tak z miejca w rumaka się nie zmienię i na razie jest jak jest.
pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 17:20

fairy napisał/a:
Ptero a możesz zostawić dyskusje z innymi i powiedzieć co mi radzisz

fairy napisał/a:
Moj związek trwał 7 lat.

Moje małżeństwo trwało 23 lata........
fairy napisał/a:
Jest ogromna różnica kiedy jest się nadal ze swoim partnerem
i żyje swoim zyciem ale ten partner jest, a kiedy nagle mówisz
"wyjdź" i zostawiasz wszystko.
Psychika po latach szaleje

A co ja mam w takim razie powiedzieć po 23 latach trwania małżeństwa zakończonych rozwodem?
fairy napisał/a:
ja walczę o siebie.

Ja od kiedy przestałem o siebie walczyć a zwyczajnie polubiłem tego faceta, którego co rano widzę w lustrze, mam wreszcie święty spokój a przynajmniej tak mi się wydaje.....

co ja Ci mogę radzić........ :bezradny:

fairy - Wto 11 Lis, 2014 17:38

Ptero ale Ty nie jesteś wrażliwą kobietą :)
A ile czasu jesteś po rozwodzie?


Tego właśnie pragnę.
Spojrzeć w lustro i pokochać tą dziewczynę tam.
Dać jej prawo do wszystkiego i rozgonić te mysli lekowe
że popełniłam jakieś straszne błędy. Wyłaczyć autokrytycyzm i przestać ze sobą
walczyć.

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 17:41

fairy napisał/a:
Ptero ale Ty nie jesteś wrażliwą kobietą

Uważasz, że faceci to same takie gruboskórne hipopotamy?

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 17:42

Cytat:
Tego właśnie pragnę.
Spojrzeć w lustro i pokochać tą dziewczynę tam.
Dać jej prawo do wszystkiego i rozgonić te mysli lekowe
że popełniłam jakieś straszne błędy. Wyłaczyć autokrytycyzm i przestać ze sobą
walczyć.

Wszystkie narzędzia do osiągnięcia tego stanu masz we własnej głowie. Skorzystaj z tego

Duszek - Wto 11 Lis, 2014 18:12

fairy, przeczytałam powyższe wpisy i dodam coś od siebie.
Był moment, że dostałam dużo rad typu nie rozgrzebuj, nie rozpamiętuj, żyj teraźniejszością, zostaw przeszłość i co...zaczęłam żyć sztucznie...udawać, że jest dobrze w rzeczywistości nic mnie nie cieszyło i nie dawało sensu życia...poprowadziła mnie terapeutka. Dużym szokiem dla mnie była jej reakcja na moje wybuchy złości i "dziwne" zachowania, ona mówiła, że rozumie, że to dobre uczucia...
...dopóki nie zamkniesz przeszłości nie ma szans na szczęście, bo jej demony będą atakować w najmniej spodziewanym momencie...według mnie oczywiście :)

fairy - Wto 11 Lis, 2014 18:27

Duszku mnie terapeutka poleciła zebym sie zapisała na boks ;)
bo mam w sobie tyle energii i złosci.
Kazdy z Was ma rację i Ptero i cała reszta.

Wczoraj sie złościłam, płakałam, krzyczałam w poduszkę i to bardzo
mi pomogło bardzo.
Próbowałam malować albo czytać ale czułam że eksploduję zaraz
więc poszłam działać.
Jutro sobie kupię mopa i będę w razie czego myła klatke schodową
tam sie najszybciej męcze i spalam energię ;)

Babrać się w przeszłości nie ma co, ale nad krytycyzmem jaki w sobie
mam w stosunku do siebie musze popracować.
Ciesze się że jutro mam wizytę u terapeutki.
Na razie nauczyła mnie że mam prawo się złościć więc się złościłam.
To też już jakaś zmiana.
Uczę się wyrażać złość i że czasem warto być złym i nie trzeba po tym
mieć poczucia winy.
Wczoraj moja mama widząc mnie powiedziała "dziecko ale jak ty mozesz być zła
na siebie czy w ogóle, przecież ty jesteś aniołem, samym dobrem"
No i anioł wczoraj się złościł :)

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 18:28

fairy napisał/a:
mnie terapeutka poleciła zebym sie zapisała na boks

Przepraszam czy tu biją? :mysli: .... :ptero:

fairy - Wto 11 Lis, 2014 18:29

Ptero... nie wiem, podobno kobiety łatwiej znoszą rozstania.
Ale z drugiej strony to my kobiety mamy zaszczepione poświęcanie się
bycie dobrą kochającą. Ty zapewne jak większośc chłopców mogłeś
być urwisem, bo jestem facetem. Wydaje mi się że mężczyźnie łatwiej
wybaczyć sobie samemu.
Łatwiej być zdecydowanym, tym który odchodzi.

staaw - Wto 11 Lis, 2014 18:32

fairy napisał/a:
Wydaje mi się że mężczyźnie łatwiej
wybaczyć sobie samemu.

Wydaje Ci się... :bezradny:

pterodaktyll - Wto 11 Lis, 2014 18:33

fairy napisał/a:
Łatwiej być zdecydowanym, tym który odchodzi.

To nie ja odchodziłem...........

fairy napisał/a:
jestem facetem. Wydaje mi się że mężczyźnie łatwiej
wybaczyć sobie samemu.

no to sobie wybacz :p

fairy - Wto 11 Lis, 2014 18:52

Ptero i właśnie o to chodzi.
To nie Ty odszedłeś, stoimy po dwóch różnych stronach barykady.

staaw... ja wiem, bardziej mi chodziło o to co napisałam wyżej.

Ja jestem kobietą, uczuciową, nadwrażliwą, nadodpowiedzialną
i nadopiekuńczą, wychowaną tylko przez nadopiekuńczą matkę.
DLa mnie odejscie i zostawienie spraw to hest wielkie wyzwania
dlatego w mojej głowie w momencie ogromnego napiecia pojawiły
się myśli lękowe i poczucie winy, jakies przekonanie że robię coś
złego.
Ale to już nie pierwszy raz odeszłam po latach i w głębi duszy wiem
że dobrze zrobiłam.
Tylko że został ten atak na samą siebie.
Ciężko mi się uśmiechnąć do siebie w lustrze.
Co na logikę jest bezpodstawne. Ja to wiem.
Teraz musze sama sobie udowodnić że nadal jestem dobrym
wartosciowym człowiekiemm mimo że przez alkoholizm męża
złamałam wszystkie swoje zasady.
Zdradziłam
Wycofałam się z pobytu rok przed uprawomocniemiem
Odeszłam

Ale to i tak by się rozpadło, prędzej czy później.
Tam nie było prawdziwej mołości, tylko uzależnienie,
projektowanie swoich wyobrażeń i wymagań na drugą osobę.
Nie było akceptacji tylko walka.
No i nie było ciepła, seksu.

Dlaczego więc nie umiem się do siebie usmiechnąć?
Jak to ogarnę, jak się uśmiechnę będę najszczęśliwszą
kobietą na ziemi.

OSSA - Wto 11 Lis, 2014 19:07

fairy napisał/a:
Dlaczego więc nie umiem się do siebie usmiechnąć?
Jak to ogarnę, jak się uśmiechnę będę najszczęśliwszą
kobietą na ziemi.


Daj sobie czas, by odnaleźć uśmiech , rozwód rozstanie to nie bułka z masłem każda ze stron tak naprawdę jest przegrana.

Jo-asia - Wto 11 Lis, 2014 19:58

fairy,
jak Cię czytam... czuję "jest ok" :)
ja miałam ogromne poczucie krzywdy i zakodowane tłumienie złości
jedno z drugim.. mocno połączone
w chwili, gdy przestałam potępiać swoją złość....... odeszła krzywda :) wrócił uśmiech
:buziak:

fairy - Wto 11 Lis, 2014 20:10

Ossa fajnie że do mnie napisałaś wreszcie :)

No własnie czas...
A ja cały czas analizuję, że się nie uśmiecham, że nie wychodzę
ze znajomymi.

Oglądam swoje zdjęcia czasami września 2013, wcale ni po to żeby rozgrzebywać
przeszłość tylko lubię spojrzeć na samą się sprzed napadu ten nerwicy
i myśli destrukcyjnych.
Mam nawet zdjęcia z dnia przed wprowadzką alko.
Zmęczona wszystkim jestem na tym zdjęciu ale inna.
Z taką łagodnością i wiarą w siebie samą i spokojnym łagodnym spojrzeniem.
Coś co zagubiłam.
Tego mi tylko brakuje, nie płaczę za alko tylko za mną samą.

Ja dokładnie rozumiem mechanizm tego co się ze mną dzieje.
Poczucie winy męczyło mnie latami, bo ślub trzymałam dla pobytu
on wpadał na obiady albo jak miał kłopoty, depresje.
Potrafił obudzić mnie rano telefonem żebym dała ogłoszenie w necie
że szuka pokoju bo znowu nie ma gdzie mieszkać.
Ja sie wtedy nie pytałam siebie czy ja chce to robić ani co ja czuję.
Skoro wyrzuciłam go z domu to wydawało mi się że powinnam
chociaz pomóc tak.
Teraz dopiero widze że to była dla mnie trudna psychicznie sytuacja.
Potem własnie zaufałam komuś innemu, chciałam żeby ktoś mnie wyrwał
z tej trwajacej latami sytuacji i dostałam kopniaka za to.
Potem alko wrócił do domu i zaczeło mi się wydawać że zrobiłam
coś bardzo złego bo chociaż to alkoholik to... taki swój, znajomy,
ktos kto w jakis sposób był pewny, bezpieczny, zaufany, kochany
mimo wad i nałogu. To był mój własny ukochany alkoholik
na własnej piersi wychodowany.
Wtedy właśnie nabrałam odrazę do siebie i poczucie winy.
I zaczeły się mysli destrukcyjne i jakiś uraz do mężczyzn i seksu.

Teraz musze sobie wybaczyć moje szarpanie się, moja terapeutka
ciagle podkreśla że to było wynikiem okolicznosci , sytuacji i tego
że w zwiazku nie było w ogóle bliskości.
A jednak nie umiem się do siebie usmiechać.
Jeszcze sobie nie wybaczyłam.
Jak to napisała smokooka "męczeństwo jest w modzie"
i nie chcę tego robić! a jednak coś w sobie popsułam i nie umiem
teraz naprawić.

O żadnych związkach teraz nie myslę ale to niedobrze że mam taki lęk przed mężczyznami.
Mam 33 lata a facetów się boję jakby ktos mnie zgwałcił.
Wszystko co związane z ciałem seksem i erotyką powoduje u mnie
przykre odczucie.
I z tym zupełnie nie wiem co robić.

Ps: jo-asia no właśnie. ja się wczoraj pierwszy raz tak szczerze rozpłakałam
i przestałam udawać że świetnie sobie radzę pozłościłam się i dziś jest mi lżej.
Chyba udawałam nawet przed terapeutką.

She - Śro 12 Lis, 2014 06:53

Z mojego punktu widzenia wygląda to tak że rozsypało się już wszystko co mogło się rozwalić.
Teraz zaczniesz zbierać to co Twoim zdaniem warte jest uwagi. Nie musisz podnosić każdego kawałeczka :nono: bo po co Ci śmieci? Zbierzesz tylko to co wg Ciebie warte jest uwagi.
Czas, czas, czas :luzik:
Skoro Twoja terapeutka coś Ci sugeruje to może warto zamknąć oczy, wsłuchać się w to co ona mówi i dać się poprowadzić za rękę?
Na chwilę obecną zaufać jej słowom i sugestiom?
No i... przede wszystkim być szczerą. Ze sobą i otoczeniem.
Udawanie że jest ok nie prowadzi do sukcesu, a powiedziałabym wręcz że jest destrukcyjne.
Ale tylko dla Ciebie...

fairy - Pią 28 Lis, 2014 14:04

Chciałam tylko napisać że jest dobrze a ja po wielu wzlotach i upadkach jestem szczęśliwa :)

5grv

fairy - Pią 28 Lis, 2014 14:18

i nauczyłam sie złościć i mówić co czuję :)
Odpuszczać pomaganie innym i ratowanie z opresji.
I to mnie bardzo cieszy!

She - Pią 28 Lis, 2014 14:26

:)
Fairy miło Cię widzieć i czytać... :)

Bardzo, bardzo ale to bardzo się cieszę :)

Warto było przejść przez to wszystko, mimo bólu, łez i strachu przed zrobieniem pierwszego kroku, prawda? :okok:

Mała - Pią 28 Lis, 2014 14:26

:mgreen: I TO się nazywa: zdrowy egoizm! :okok: :brawo:
fairy - Pią 28 Lis, 2014 15:06

Warto przejść to wszystko żeby się przekonać że nie trzeba się
chować za plecami alkoholika, ratując go i chować się przed życiem.
Nawet jeśli ma się od dziecka nerwicę jak ja i człowiek dosłownie leży
na podłodze i wyje.
Leki, nie lęki, depresje trzeba na siłę wstać otrzepać się i walczyć o siebie.
Na prawdę duzo się nauczyłam przez ten rok chociaż wypłakałam morze łez :) ))
Wiem że kiedyś będę się z tego śmiała.

fairy - Pią 19 Gru, 2014 15:55

Życzliwa osoba doniosła mi że alko szykuje sie do powrotu do Rosji.
O szczególy nie spytałam, nie wiem co z pobytem.
Co poczułam... chyba ulgę, że zniknie z mojego świata, że nie spotkam go przypadkowo
na zakupach.
Myślałam że kiedy ta wiadomość do mnie dojdzie oszaleje z nerwów i poczucia winy.
Ale jestem spokojna, dziwne... jeszcze pare mieś temu, rok, dwa latatemu dostawałam
drgawek na myśl że może wyjechać i nie wrócić.
Więc jednak coś się we mnie zmieniło.

Klara - Pią 19 Gru, 2014 18:41

fairy napisał/a:
jednak coś się we mnie zmieniło.

Tak trzymaj! To teraz jest już dla Ciebie obcy człowiek.
Jest dorosły, niech żyje jak chce i jak pozwalają na to jego umiejętności.

fairy - Wto 06 Sty, 2015 23:19

Mam ochotę przerwać terapię na jakiś czas. Do wiosny.
A to dlatego że straciłam zapał do tej terapii.
Jestem z niej bardzo zadowolona ale po prostu nie mam siły teraz brać
się za nowe tematy.
Chciałam jeszcze z terapeutka obgadac temat mamy ale... czuję że to nie jest
dobry moment. Nie mam teraz ocohoty rozkminiać kolejny problem.
Rzuciłam się w wir pracy, wtedy zapominam o wszystkim.
Czasem mam jakieś lęki, trochę bezsens czuję ogólnie ale idę do przodu
i mam dużo planów i pomysłów.
Miałyście taki moment w terapii że chciałyście odpocząć?

Terapeutka mówi że wg niej temat alko mamy juz zamkniety.
Rzadko o nim myslę.
Obawiałam sie świat że jakoś będę to ciężko przezywać ale było spokojnie.
Nie płakałam, nie było dramatów.

staaw - Wto 06 Sty, 2015 23:22

Moim zdaniem to głupi pomysł...
fairy - Wto 06 Sty, 2015 23:30

A możesz jakoś rozwinąć te myśl?
fairy - Wto 06 Sty, 2015 23:35

Szczerze mówiąc ostatni raz byłam na terapii na poczatku grudnia.
Miałam bardzo ale to bardzo duzo pracy i po prostu 2 spotkania odwołałam.
A potem były świeta.
Ale nie czuje sie jakos gorzej z braku teh terapii, po prostu nie chce mi sie
jakos tam wracać w tej chwili.

staaw - Wto 06 Sty, 2015 23:40

Jeżeli masz problemy wymagające terapii to z biegiem czasu będą one rosły a nie malały. Dużo pracy... tak, praca to dobra ucieczka od problemów.

W każdym razie tak było u mnie...

fairy - Wto 06 Sty, 2015 23:54

W prace nie uciekłam, po prostu miałam ogromne zamówienie.
Jutro mam wizytę, obczaję co i jak;)

pietruszka - Śro 07 Sty, 2015 01:45

im bardziej nie chciało mi się iść (na miting czy terapię) tym częściej okazywało się, że bardziej tego potrzebowałam, niż myślałam.
fairy napisał/a:
Chciałam jeszcze z terapeutka obgadac temat mamy ale... czuję że to nie jest
dobry moment. Nie mam teraz ocohoty rozkminiać kolejny problem.

Dostałam na terapii zadanie: napisać list do mamy. Chyba z kilka spotkań przychodziłam z pustymi rękoma, po prostu nie byłam w stanie. Ale terapia na szczęście to nie sesja, nie egzamin i po prostu chwilę trwało, zanim przełamałam wewnętrzny opór, ale miałam ochotę odwołać wcześniejsze spotkania, bo jak uczennica w szkole "byłam nieprzygotowana". Szczęściem - dwój na terapii nie dają. Przyszedł TEN czas, podeszłam do zadania, choć wiele mnie to kosztowało. Dziś mogę być dumna, bo to był jeden z ważniejszych przełomów i widzę, co dobrego zadziało się w moim życiu potem.

Maciejka - Śro 07 Sty, 2015 06:50

Ja też miałam taki moment i przełamałam sie poszłam .
aniad - Śro 07 Sty, 2015 19:10

Myślę sobie - i zdanie takie wyrobiłam sobie obserwując siebie - że kiedy zamykam pewien rozdział wydaje mi się, że problem został rozwiązany, spada ze mnie jakiś ciężar, robię uff... no to mam to z głowy, dałam radę a teraz czas odpocząć, odetchnąć, zacząć żyć czymś innym... przestać wreszcie grzebać bo jest ok.
U mnie jest to głęboko związane z potrzebą chronienia siebie przed bólem.
Im bardziej mi się nie chce, im bardziej coś we mnie się opiera, im więcej mam w tym czasie innych rzeczy do zrobienia zamiast pracy nad sobą - tym mocniej coś tam się do mnie dobija tym bardziej spycham to w podświadomość, tym mocniej ślepnę i głuchnę na samą siebie.
Skoro terapka twierdzi, że trzeba to trzeba :)
Nie broń się, nie da się od tego uciec, przeszłość Cię i tak dogoni i w najmniej oczekiwanym momencie przypomni o sobie ;)
Do przodu Fairy, do przodu ;)

Duszek - Śro 07 Sty, 2015 19:50

fairy napisał/a:
Miałyście taki moment w terapii że chciałyście odpocząć?

tak i robiłam podobnie
fairy napisał/a:
po prostu 2 spotkania odwołałam

Później zaczęłam się zmuszać i mobilizować...chyba chciałam przed czymś uciec, schować to. Jednak szkoda mi było tego czasu poświęconego terapii a przede wszystkim zmarnowania tego. Zrezygnowałam z grupowej i przeszłam tylko na indywidualną. Po długim okresie zauważyłam, że coś drgnęło. Na każdym spotkaniu płakałam, a właściwie ryczałam. Zaczęłam odkrywać siebie i dostrzegać rzeczy których nigdy wcześniej nie zauważałam. Bliskość i zainteresowanie okazywane przez terapeutkę było miłe acz bolesne...zauważyłam jak wiele mi brakuję. Obecnie na każde spotkanie wprost biegnę. Wiem, że następny etap to DDA, trochę a nawet mocno się boję, ale nie poddam się i tego również Ci życzę :)

fairy - Pią 09 Sty, 2015 22:10

Niestety nie poszłam na to spotkanie ale postaram sie zmobilizowac do kolejnego.
Choć wiem że dostanie mi sie za odwołanie wizyty tego samego dnia;)

To nad czym chciałaym popracować to mama.
Łapie się na tym że czuje sie zawstydzona przy mamie że jestem
już dorosłą kobietą.
A już broń Boże że seks mogłabym uprawiać z facetem.
Chyba czuję względem mamy obowiązek trzymania sztamy
- zero seksu, zero mężczyzn skoro mama po rozstaniu z ojcem już
z nikim się nie spotykała.
Moja terapeutka skomentowała to jak zwykle 1 celnym pytaniem:
"a czy mama wg. pani była szczęśliwa?"

A druga sprawa to wczuwanie się w stan emocjonalny innych.
Niestety nadal to robię i muszę się pilnować.
Niejednokrotnie muszę sobie przypominać że nawet jeśli ktoś przechodzi
piekiełko to nie musze lecieć i ratować.
Nawet oglądając wiadomości wczuwam się w to jak dana osoba może
się czuć w takiej sytuacji.
Także kosztuje mnie sporo wysiłku żeby zmienić ten nawyk.
Ale pracuję nad tym.

Klara - Sob 10 Sty, 2015 07:34

fairy napisał/a:
Także kosztuje mnie sporo wysiłku żeby zmienić ten nawyk.
Ale pracuję nad tym.

Może ta praca była łatwiejsza, gdybyś się JEDNAK zdecydowała na pracę w grupie.

fairy - Nie 11 Sty, 2015 21:53

Nie wiem Klaro. Zaliczyłam 3 spotkania i nie czułam sie po nich dobrze.
...może ja się boję emocji lęku i bezradności.
Dla mnie chodzenie na grupę to jak chodzenie co tydzien na emisje filmów o zyciu alkohikow i ich żon.
Ja ogólnie zawsze tak miałam że mówienie o moich problemach pogarszało moje samopoczucie albo dostawałam atak paniki.
Może pójdę na wiosnę jak się poczuje silniejsza i bede miała odwagę stawic czoła
tym emocjom.
Za bardzo mnie boli to wszystko na razie.
Dla mnie to nie terapia a rozgrzebywanie ran.
Wydaje mi się że nawet gdyby to było rozstanie nie z alko a zupełnie normalny
zwykły zwiazek to również nie chciałabym co tydzien chodzic i to rozkminiać.
Po prostu nie mogę, za bardzo boli.

Klara - Nie 11 Sty, 2015 22:03

fairy napisał/a:
Zaliczyłam 3 spotkania i nie czułam sie po nich dobrze.

Możesz robić jak uważasz, przecież to Twój wybór i Twoje uczucia.

Po raz kolejny napisałam o spotkaniach grupowych, gdyż w poprzednim poście napisałaś tak:
fairy napisał/a:
Nawet oglądając wiadomości wczuwam się w to jak dana osoba może
się czuć w takiej sytuacji.

Wymyśliłam więc, że właśnie w bezpośrednim kontakcie wraz z możliwością zadawania pytań i usłyszenia odpowiedzi, można pracować nad tą nadwrażliwością, można się też w końcu oswoić z tymi cudzymi nieszczęściami i przestać je przeżywać jak własne.
Nie oznacza to wcale braku wrażliwości, ale uznanie, że nikt nie jest w stanie ukoić wszystkich nieszczęść na świecie.

fairy - Nie 11 Sty, 2015 22:24

Ja wiem Klaro i z takim postanowieniem poszłam na terapię.
Ale... ja potem wracam do domu i czuje sie zawalona emocjami
pani która boi sie alko przemocowca ale wpuszcza go do domu po 6 latach
terapii, albo pani ktora totalnie zgnoił alko a do tego zmarło jej dziecko.
Mnie się az słabo robi od tych historii, zyć sie odechciewa.
To samo na al anon... nie umiem sie zdystansować.
On pije ona mowi ze dziekuje Bogu za niego bo ona dzieki temu sobie tłumaczy
że musi sie zajac sobą i hamować swoje ataki wściekłości...
Mam ochote wstać i krzyknąć "kobieto! nie wmawiaj mi ze jestes szczesliwa w tej szarpaninie"
ja do dzis pamietam al alnon na ktorym byłam latem i kobiety ktore siedzą tam i płaczą
a jednoczesnie pozostaja w tych zwiazkach. To bardzo smutne i cięzkie emocje....
A mnie samej juz wystarczajaco cięzko jest.

fairy - Nie 11 Sty, 2015 22:27

Dla mnie inspiracją sa kobiety z forum.
Jo-asia - Nie 11 Sty, 2015 23:19

sztama....mama.....nadwrażliwość

Jak sobie radzisz na co dzień?
Mam poczucie.....że nie masz skóry i wszystko odbierasz, jak swoje....
Masz niezwykły dar......który, w tej chwili jest Twoim przekleństwem.
Potrzebujesz....dystansu. Zdobywając go, będziesz mogła wybierać. ..kogo ratować i czy w ogóle tego chcesz.
Jesteś niezwykła :buziak:

Maciejka - Pon 12 Sty, 2015 05:31

Mi pomogla nad ta gruba skora praca nad wewnetrzyn glosem na terapii indywidualnej. Ja tez jestem nadwrazliwa ale mi to pomaga , a bol cos tam pokazuje a nie zabija.
pietruszka - Pon 12 Sty, 2015 10:46

chyba właśnie na terapii grupowej i Al-anon nauczyłam się oddzielać to co moje, od tego co cudze. A przede wszystkim we mnie pękło przekonanie, że muszę płakać, gdy płaczą inni, nawet jeśli wygrałam w totka i rozpiera mnie szczęście. Chyba jeszcze bardziej na mitingach poczułam to prawo do odczuwania własnych emocji. U nas chodziły osoby o różnych stopniach zdrowienia. I były te płaczące i te, które z uśmiechem mówiły o swojej nowej pracy, odkrytych nowych zainteresowaniach, a nawet nowych związkach. I jak jedna płakała, to druga opowiadała o swoich sukcesach, radościach, kolejna narzekała na męża, a kolejna opowiadała jak w nowej pracy. Ot.. takie zwykłe dzielenie się radościami i smutkami, a ja już nie miałam obowiązku nieść tego na swoich barkach? Może całe sedno tkwiło w tym, że zaczęłam słuchać sama siebie, swoich uczuć? Że cudze uczucia nie przysłaniały mi samej siebie? Nie musiałam już uciekać w słuchanie innych, bo przestałam się bać "wycia własnej duszy"? I byłam akceptowana, mimo, ze nie popadałam w nad-empatię?
zimna - Pon 12 Sty, 2015 10:53

pietruszka napisał/a:
Może całe sedno tkwiło w tym, że zaczęłam słuchać sama siebie, swoich uczuć? Że cudze uczucia nie przysłaniały mi samej siebie? Nie musiałam już uciekać w słuchanie innych, bo przestałam się bać "wycia własnej duszy"?

:)
Mi dodatkowo towarzyszyła dręcząca, granicząca z natręctwem, potrzeba zrozumienia i uporządkowania otaczającej rzeczywistości . Jakby świat był mechanizmem albo łamigłówką którą muszę rozwiązać, znaleźśc klucz. No męczące to było :wysmiewacz:

fairy - Śro 29 Cze, 2016 21:55

Witajcie

Dawno mnie nie było, ale jestem, żyję, przetrwałam!
Czas uspokoił emocje, wyleczył rany, podarował dystans.
Nie tęsknie za mężem, nie żałuję tych 8 lat, nie pytam dlaczego.
Chciałam mieć męża więc miałam.
Zajmuje się sobą, pracą, praca nad sobą, zyję:)
Pojawiła sie energia do działania, pomysły.
Bardzo wam dziękuje za ogromne wsparcie które mi dałyście, mądrość zyciową
i inspiracje żeby iść na przód, nie załamać się
:kwiatek:

She - Czw 30 Cze, 2016 06:59

Fairy, wszelki duch :lol2:

Wiesz że myślałam o Tobie w ubiegłym tygodniu?
Bardzo się cieszę że jest tak jak jest :radocha: odzywaj się częściej :)

fairy - Pon 11 Lip, 2016 18:51

A jednak przyznam że jestem nieco zaniepokojna moim stanem ducha i umysłu bo bardzo dobrze mi samej.
Pewnie przez to że zawsze miałam takie przekonania że zycie jest wartościowe tylko
kiedy się człowiek spełnia w miłości.

Serce i dusza mówią - nie myśl o tym, leć dalej w zycie, działaj, ciesz się nim!
Rozum mówi - no kochana, czas zap***ala, młodsza się nie robisz.

Właściwie ja nie wiem co bym chciała żebyście mi powiedziały na to:)

Kami - Pon 11 Lip, 2016 22:50

fairy, zawsze jest żal po stracie ale on z czasem ustępuje. ;)
fairy napisał/a:
Serce i dusza mówią - nie myśl o tym, leć dalej w zycie, działaj, ciesz się nim!

no właśnie, skoro serce mówi i dusza też to znaczy, że rozpaczy jako takiej już w sercu nie ma
fairy napisał/a:
Rozum mówi - no kochana, czas zap***ala, młodsza się nie robisz.

ale stara też jeszcze nie jesteś :] więc daj czasowi czas a wszystko się ułoży.
Masz przed sobą całe życie. Ważne, że wiesz czego chcesz od życia. ...
Cieszę się, że wróciłaś do nas :buziak:

fairy - Wto 12 Lip, 2016 17:22

Kami , no tak mam "dopiero" 36 lat:)
sdg56y7

olga - Wto 12 Lip, 2016 17:40

fairy napisał/a:
mam "dopiero" 36 lat:)


no wezzz, ja mam 10 lat wiecej i jakos nie czuje sie staro

Kami - Wto 12 Lip, 2016 18:08

fairy napisał/a:
Kami , no tak mam "dopiero" 36 lat:)

a ja 48 :) to "tylko" cyfry ;)
ważne wiedzieć czego się chce od życia ..... i nie dać się życiu zwodzić za nos :]

fairy - Wto 12 Lip, 2016 18:27

Niemożliwe jesteście :buzki:

i jak zawsze macie racje!

rufio - Wto 12 Lip, 2016 18:30

fairy napisał/a:
no tak mam "dopiero" 36 lat:)

No to pasi już nie pustogłowie a jeszcze do zabitki jak znalazł .

Kami - Wto 12 Lip, 2016 18:32

fairy napisał/a:
i jak zawsze macie racje!


54rerrer

jak z nami zostaniesz, to też będziesz miała rację :rotfl: :rotfl: :rotfl:

esaneta - Wto 12 Lip, 2016 18:44

Kobiety w tym wieku są jeszcze piękne a już mądre :p
Klara - Wto 12 Lip, 2016 18:50

fairy napisał/a:
mam "dopiero" 36 lat :)

olga napisał/a:
no wezzz, ja mam 10 lat wiecej

Kami napisał/a:
a ja 48 :)

esaneta napisał/a:
Kobiety w tym wieku

Chyba wczoraj (albo dziś rano :drapie: ) usłyszałam o nowej klasyfikacji wieku:
- do 50 r. ż. - młodość
- 50 - 70 - wiek średni
- powyżej 80 - starość

:hura: Jeszcze kilkanaście lat będę osobą w średnim wieku :mgreen:

esaneta - Wto 12 Lip, 2016 18:54

Klarciu :buzki:
Kami - Wto 12 Lip, 2016 18:54

Klara, a ja nadal młoda :lol2: :hura:
jaka mądra ta klasyfikacja 23r

Jacek - Wto 12 Lip, 2016 19:07

pffitam :beba:
nieważne ile się ma :nie: ważna ta myśl
Klara napisał/a:
:hura: Jeszcze kilkanaście lat będę osobą w średnim wieku :mgreen:

i do przodu :skromny:

fairy - Wto 12 Lip, 2016 21:33

:mgreen: :mgreen: :mgreen:

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group