WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Czy na pewno jestem współuzależniona?
szika - Sob 07 Gru, 2013 22:49 Temat postu: Czy na pewno jestem współuzależniona? W świetle tego co napisałas Perełko (dziekuję ) to ja sie trochę zamotałam.
Właściwie to tylko obejmuje mnie punkt pierwszy i trzeci.
Co do punktu pierwszego, to doszlam w moim związku do takiego momentu, że już kompletnie nie wiedziałam co mój partner czuje, myśli, o co mu w ogóle chodzi?
W ten to sposób zamotałam się w obserwowanie go, odgadywanie, domyslanie sie i totalny chaos, bo pomimo, że pytałam, prosiłam "porozmawiajmy" to zawsze dostawałam sprzeczne z rzeczywistością komunikaty od niego. Na przykład uparcie twierdził, że nie jest zły, gdy az kipiał od złości, co było widac po nim całym, mowa ciała.
Albo twierdził, że się bardzo cieszy, a radości w ogóle po nim nie było widać, był powazny, kamienny wyraz twarzy, taki - nieodgadniony.
Słowne deklaracje raczej rzadko pokrywały się z tym co mówiło jego ciało i zachowanie.
Punkt trzeci to już chyba przetłukłam na tym forum wystarczająco.
Pozostałe punkty nie dotycza mnie. Nie mam problemu z odczytaniem swoich uchuć i z komunikowaniem ich. Jesli już jakas watpliwość się we mnie keidyś pojawiała, bo teraz mam już akurat odwrotnie, to taka - czy aby na pewno to jest prawidłowe, adekwatne uczucie do sytuacji. Na przykład czy aby na pewno mam prawo się złościć w jakiejś sytuacji, albo czy wolno mi się cieszyć z czegoś...
Teraz mam to wydaje mi się o 180 stopni w drugą stronę. Akceptuję kazde swoje uczucie i emocję i doceniam jako potrzebne i wazne. Nawet jeśli mi się nie za bardzo podoba to wiem, że własnie z danej sytuacji mam wyciągnąc wnioski dla własnego dobra.
szika - Sob 07 Gru, 2013 23:23
Klaro jesli mogę Cię poprosić jak będziesz na forum... prosze wydziel mój wątek od powyższego postu. Długo sie waham i mam bardzo silne hamulce, żeby pisac na forum o moim współuzalenieniu, czy w ogóle jestem współ* czy nie, ale czuję już wreszcie gotowośc i potrzebę poprzyglądania się temu jak to było i jak jest teraz, co udało mi się już zmienić w sobie a nad czym jeszcze dobrze by było popracować.
Z góry dziękuję.
Jako tytuł to nie wiem... może coś sama wymyśl, co? dzięki ...
Maciejka - Nie 08 Gru, 2013 07:44
Szika punkt 1 to nic innego jak ogłoszenie w sobie samej bezsilności wobec zachowań , muśli, uczuć drugiej osoby ot i całą filozofia. To nadodpowiedzialność i tyle.
szika - Nie 08 Gru, 2013 09:14
Zanim Klara wydzieli watek napiszę to co mi najbardziej leży na sercu, z czym się duszę...
Nie rozumiem, nie umiem sobie poradzić z jedną rzeczą... dlaczego tak trudno niektórym ludziom zrozumieć, że ja się czegoś boję? Nie jest to czesto, zdarza mi sie czegoś się bać tak bardzo mocno, paraliżująco wręcz, ze nie jestem w stanie tego natychmiastowo ogarnąć, zniwelować.
Na mojego partnera mój lęk, strach, obawy działały jak płachta na byka. Bojąc się czegoś potrzebowałam czasem tylko słowa otuchy, uspokojenia, że nic się nie dzieje, a dostawałam przemówienia, złość, gderanie, kazania.
Historia z wiosny tego roku. Wyjazd na narty do Włoch. To był mój pomysł, żebyśmy jechali razem w Alpy. Przeliczyłam - finansowo dam radę, choć nie będzie lekko, ale dam. Wpłaciłam zaliczkę, kupiłam nowe ubrania narciarskie, kask, ogólnie przygotowywałam się bardzo sumiennie. Ale z czasem to co wyglądało w pierwszej chwili tak różowo zaczęło nabierac innych kolorów. Okazało się, że koszty nie ogranicza sie do tych, które liczyłam na początku, doszło to, tamto, siamto i kwoty urosły do niebotycznych dla mnie rozmiarów. Do tego doszła kwestia zakwaterowania na miejscu, okazało się, że mieszkać mamy w apartamentach wieloosobowych, a więc moja twarda zasada nie przebywania z osobami pijącymi alkohol staneła pod znakiem zapytania.
Zawsze gdy gdzies wyjeżdżam dbam bardzo starannie o to, żeby móc nocować nie w towarzystwie osób pijących. Dopłacam do ceny wyjazdu żeby miec osobny pokój, mówię otwarcie że przeszkadza mi gdy ktos pije w mojej obecności i nigdy nie mam z tym problemów, raczej kazdy podchodzi do tego wyrozumiale i pomaga mi to tak załatwić abym miała komfort. Tymczasem z tymi nartami nie mogłam dojśc do porozumienia z organizatorem. Rozmowy przypominały gadkę buta z koniem, nie rozumiał o co mi chodzi, zbywał, lekceważył, pisaliśmy maile to odpisywał nie na temat, albo w ogóle, przez telefon nie dawał mi dojść do słowa.
na długie tygodnie przed wyjazdem próbowałam przekonać partnera abyśmy nie jechali, że pojedziemy gdzie indziej razem, cos wymyślimy byle nie ten wyjazd. No niestety było nie, on chce jechać, tak postanowił i pojedzie bez względu na to co ja zrobię. Było mi bardzo przykro.
Na trzy dni przed wyjazdem zaczął sie koszmar. Nie jadłam, nie spałam. Wszystko we mnie wrzeszczało "nie jedź!" Wszelkie racjonalizacje, że to lęki nieuzasadnione, że moje panikarstwo, tylko pogarszały sprawę. Czułam sie jeszcze gorzej, bo zaczęło mi dokuczać potworne poczucie winy, że jestem taka do niczego, że na głupie narty nawet ze mną nie można pojechać. Tu wszystko gotowe, jedzenie nagotowane, pomrożone, walizki prawie gotowe, sprzęt przygotowany a ja daję plamę.
Nie pojechałam. W dniu wyjazdu moja matka na to wszystko przyszła i obwieściła mi, że prąd jej wyłączyli. Załamałam się totalnie. Ledwo byłam w stanie jeździć samochodem, byłam jak w amoku, jak bym była pod wpływem jakichś środków odurzających. Wieczorem napisałam sms do organizatora, że nie jadę, że nie mogę.
Ten oddzwonił do mnie i zjechał jak psa, zrównał mnie z ziemią, sprowadził do parteru, na glebę. Nie dał sobie nic tłumaczyć, wywalił mi jakie to on koszty poniósł z mojego powodu, był wściekły, a przecież miał moja zaliczkę. Oczywiście zaliczka przepadła.
Mój men wściekły. nie odzywa się, pakuje się, on przeciez jedzie. Poprosił jeszcze żeby go odwieźć na miejsce wyjazdu do Wrocławia, co uczyniłam. W drodze milczy, grzebie w telefonie, traktuje jak wynajetego kierowcę, za paliwo mi potem zwrócił.
Po powrocie z nart nie odzywał się kilka dni. Gdy zaczepiłam go co słychać, czy ma chwilę, odpisał z zapytaniem "czy to coś ważnego?" Ja, że tak, bo długo się nie widzieliśmy i chciałabym porozmawiać, zobaczyć się. Łaskawie się zgodził abym zadzwoniła. Dosłownie z zegarkiem w ręku prawie dwie godziny słuchałam jak na tych nartach było źle. Że droga fatalna, autokar sie psuł, kierowcy źle prowadzili autobus, strasznie długo trwała jazda, jeden koszmar, praktycznie poznałam podróż w jedną iw drugą. Co do autokaru to ja chciałam jechac autokarem, on samochodem, on się na autokar zgodził, ale nie namawiałam go wcale na to, ja się bałam jechac samochodem, poza tym taniej duzo było tym autokarem. Z racji tego, że ja nie pojechałam, on był zmuszony już jechać tak, jak tego bardzo nie chciał.
Dalej było, że mieszkał w apartamencie z facetami bardzo bogatymi, którzy non stop pili przez cały tydzień. O samych stokach tez trochę opowiedział, ale to już tak po łebkach, bez pasji.
Po tych wydarzeniach obiecał mi, że nigdy się już ze mna na nic nie będzie umawiał, na żadne wyjazdy. Że nigdy nie chce się tak więcej czuć jak wtedy, że zrobiłam mu numer nie do wybaczenia.
Kompletnie nie miały znaczenia moje tłumaczenia i przepraszanie.
Dziś wiem jedno, że dobrze zrobiłam, że nie pojechała. Intuicja mnie nie myliła, ostrzegała mnie słusznie. Tuż po tym wyjeździe bardzo mocno psadły obroty w firmie i ogólnie zaczęło się dziać nieciekawie finansowo. Dziś by mi tych paru tysięcy bardzo brakowało, mogę śmiało powiedziec, że finansowo ten nie-wyjazd uratował mnie przed plajtą.
Tylko dlaczego tak jest, że jak się boję to ktos drugi na mnie się złości? Prawi kazania, nie rozumie, dlaczego sie musze nasłuchac i ponosic tego przykre konsekwencje? Co w tym złego, że czuję przed czymś uzasadniony wydaje mi się strach? Dlaczego nawet jak uzasadniam dlaczego się boję spotykam się z brakiem akceptacji?
Maciejka - Nie 08 Gru, 2013 09:34
Szika nie chcę się wymądrzać ale po mojemu wybierasz sobie nieodpowiednich ludzi na podzielenie się swoją słabością w tej konkretnej sytuacji z lekiem , obawami. Idziesz po pociechę , uspokojenie do ludzi ktorzy nie umieją sobie poradzić ze swoim strachem i boja sie twojego i reagują złością bo co to ich obchodzi twój strach, to jest zagrożenie dla ich mechanizmów obronnych. Osoba , która zajmuje się organizowaniem wyjazdu wcale nie musi cie wspierać i uspokajac twoich lęków ona ma konkretne zadanie, zdobyć klienta a ty szukasz tam wsparcia emocjonalnego co ją w kurza. Natomiast twój partne nie umie lub nie chce dac ci takiego wsparcia o czym doskonale wiesz ale innego ciągnie cię coś nieosiagalnego jakbys na nowo przezywała sytuacje z pokoju dziecinnego to dzieciak w tobie kieruje twoimi wyborami, podejmuje decyzje zamiast dorosły.
szika - Nie 08 Gru, 2013 09:51
Perełko masz dużo racji, tyle, że z organizatorem nie rozmowa nie był o emocjach, a o kasie. Byłam przekonana, że zaliczka jest większa od kosztów jakie poniósł, ale ten pojechał po mnie, że te koszty poniósł nie wiadomo jakie, a gdy chciałam wyrównać nalezność, bo nie chciałam żeby był stratny to nie chciał powiedzieć ile to faktycznie było. Potem jeszcze do niego pisałam, ale to nic nie dało, olał mnie. Moja dorosła szika mówi mi, że różnie się ludziom może przecież podziać w życiu, może sie pokomplikować, nikt i nic nie upoważnia drugiego człowieka do takiego traktowania mnie - jak psa mówiąc kolokwialnie. Ja naprawdę marzyłam o tych nartach, o stokach alpejskich, pragnęłam, to było moje marzenie. Zwyciężył rozsądek i intuicja, że nie jest to dobre dla mnie. Nigdy poza tym jednym nie-wyjazdem nic takiego mi się nie wydarzyło, nie miałam takich ani nawet podobnych przebojów, zawsze wyjeżdżam z wielka radością i ekscytacją, kocham podróżować, łazić po górach, jeździć na nartach.
Nie pisałabym o tym, gdyby nie to, że ta złość pojawia się również w innych sytuacjach w moim życiu. Osoby, które szanuję, uważam za jakieś autorytety (parę takich zdarzeń było) podobnie zareagowały na moje szczere wyznanie, że się boję czegoś. Tak jakby samo powiedzenie "boję się, martwię" sprawiało, że ktoś własnie dokładnie tego używa co mnie boli. Tu pomijam relacje nieistotne oczywiście, bo trudno od obcego oczekiwac zrozumienia. Tego nie rozumiem... jakie tu mechanizmy działają? Czy nigdy nikomu nie mówić o swoim lęku?
szika - Nie 08 Gru, 2013 10:08
Ten przykład z nartami napisałam żeby pokazać konkretna sytuację, gdzie był konflikt interesów moich i czyichś.
Nie będe ukrywała, być może to i nawrót mojego współ* ale zaczynam się wahać, co jest przemocą a co nie.
Na mój rozsądek jest mi potrzebna umiejętność rozróżniania kiedy ktoś stosuje przemoc a kiedy to tylko wytwór mojej wyobraźni. I tu zaczynam się gubić. Bo co jeśli podejdę do sprawy w sposób taki, że każdy ma prawo do swoich myśli, uczuć i zachowań, a to ja odpowiadam za swoje uczucia... a mój lęk, poczucie naruszenia moich granic to tylko wytwór mojej wyobraźni? Że to JA mam to przerobić w sobie i nadal daną osobę szanować, usprawiedliwic w moich oczach, zrozumieć i uszanowac odmienność. Czyli skoro ja czuję, że ktoś przykładowo ze mnie zakpił to moja rola ma polegać na takim dostosowaniu się do sytuacji, żeby nikogo, ani mnie, ani innych nie bolało...
MILA50 - Nie 08 Gru, 2013 10:12
perełka napisał/a: | to dzieciak w tobie kieruje twoimi wyborami, podejmuje decyzje zamiast dorosły. |
tak też myślę....entuzjazm dziecięcy,radość z "zabawy"jaką da wyjazd na narty a przybliżanie terminu budzi dorosłego...no ale to nie dla mnie-zbyt duże koszty,warunki kwaterowania itd.no i rezygnacja.....to nie ze strachu a z braku możliwości podołania
wymaganiom wyjazdu......odwrotna kolejność w podejściu do tematu nie dała by tych rozczarowań-dorosły a potem dziecko....partner traktował Ciebie jako dorosła osobę
stąd może brak zrozumienia
szika - Nie 08 Gru, 2013 10:24
MILA50 napisał/a: | .partner traktował Ciebie jako dorosła osobę |
tego nie rozumiem...
w mojej ocenie to własnie dorosłość sprawiła, że zrezygnowałam z zabójczej zachcianki, zabawy i za tę dorosłość, za zgodę z samą sobą, za bycie sobą, za posłuchanie siebie oberwałam... gdybym postapiła jak dziecko, pojechałabym bez zastanawiania się, dziś nazwę to "lekkomyślnie", dzis ponosiłabym przykre konsekwencje, w których partner nie pomógłby mi, nie pomógłby mi płacić rachunków, spłacać rat... bez tego wyjazdu dziś cienko przędę, oszczędzam na czym się da... że nie wspomnę o tym, że jeszcze ciągle spłacam raty za kurtkę, spodnie, kask... kupiłam drogie i porządne...
MILA50 - Nie 08 Gru, 2013 10:30
szika napisał/a: | tego nie rozumiem... |
Sziko dobra kobieto
jako dorosła osoba nie podjęła byś decyzji o wyjeździe,nie wpłaciła zaliczki,nie robiła zakupów na wyjazd...analiza czy to jest wyjazd dla mnie czy nie- dała by odpowiedź...
pisząc,że partner potraktował Ciebie jako dorosłą osobę miałam na uwadze fakt-"podjęła decyzję czyli przeanalizowała za i przeciw i jedzie....tak postępuje dorosła osoba
Jo-asia - Nie 08 Gru, 2013 10:31
szika napisał/a: | Czyli skoro ja czuję, że ktoś przykładowo ze mnie zakpił to moja rola ma polegać na takim dostosowaniu się do sytuacji, żeby nikogo, ani mnie, ani innych nie bolało.. |
opowiem moje wczorajsze doświadczenie
czułam złość..
mój chciał mi pomóc.. zrozumieć czemu.. skąd się wzięła
a ja mu nie chciałam powiedzieć.. bo nie.. i tyle
od słowa do słowa.. on się zezłościł
zwykle robiłam tak aby mu wytłumaczyć.. to moja złość i Ciebie się ona nie tyczy
tym razem zostawiłam go z nią..
był obrażony a ja nie
próbowałam normalnie gadać a on nie umiał.. złościł się nadal
a we mnie pojawiła się radość.. humor.. i śmiałam się
z czasem i on zaczął
gdy dziś na to patrzę.. on wziął ode mnie złość.. przyjął ja za swoją.. obwinił się nią
a ja przecięłam ten krąg.. nie weszłam w "jego" złość
nie wzięłam jej na swoją odpowiedzialność.. zostawiłam go z nią
nie obwiniłam się nią
dzięki temu przerwałam reakcję.. nakręcanie
nie chodzi aby innych tłumaczyć, rozumieć
dla mnie ważne jest.. nie brać odpowiedzialności za to co inni czują
a pozwalać im na czucie tego co chcą
ja nie byłam zła na niego...
a on chciała się tak czuć.. moje tłumaczenie i tak by nic nie dało
tylko nie wzięcie jego złości.. za moją.. jemu przyniosło ulgę
nie wiem czy dość zrozumiale napisałam dla Ciebie..
dzięki, znów coś w Tobie znalazłam z siebie
szika - Nie 08 Gru, 2013 10:44
dzień dobry Klaro
tak w ogóle to witajcie wszyscy, którzy znajdą cierpliwość dla moich pytań
ucieszyłam się, że jesteście... tak bardzo potrzebuję spojrzenia innych ludzi... dziękuję...
Klaro tytuł bardzo dobry, dzięki Bede wdzięczna za wszystkie wskazówki gdzie mam coś do zrobienia dla siebie jeszcze...
szika - Nie 08 Gru, 2013 11:00
Klaro jest super, dziekuję
Jo-asiu piszesz o złości, o oddzielaniu, która czyja złość.
To co mnie nurtuje to wyrażanie lęku. Wydaje mi się mniej istotne czy to lęk dziecka czy dorosłego, poprostu lęk. Lęk przed alimentami na matkę, lęk, że z córką stracę kontakt, lęk przed ludźmi, którzy krzyczą, krytykują niesprawiedliwie, lęk, że nie podołam finansowo... Jeśli patrzeć na to racjonalnie to to raczej strach i to zupełnie uzasadniony i potrzebny. A spotykam się ze ścianą. Jakbym manipulowała, a ktoś usilnie bronił się, odrzucał mój strach, nie zgadzał się z nim, nie szanował, czego wyrazem jest dla mnie złość drugiego człowieka. Dla mnie to przemoc psychiczna w czystej postaci.
Mówię "boję się, czuję strach, lęk gdy sie do mnie nie odzywasz" i jak na życzenie mam to. Albo "boję się, nie chcę jechać na te narty, coś mnie blokuje, hamuje, jesli pojadę to zrobię to wbrew sobie, dla Ciebie"...i? złość, że nie pojechałam...
MILA50 - Nie 08 Gru, 2013 11:14
szika napisał/a: | Jeśli patrzeć na to racjonalnie to to raczej strach i to zupełnie uzasadniony i potrzebny |
tak,masz rację ale ten lęk-strach istotny jest przed podjęciem decyzji,on na nią wpływa,rozważasz coś i podejmujesz decyzję....odwrotna kolejność jest przejawem niedojrzałości....moim zdaniem
Maciejka - Nie 08 Gru, 2013 11:15
Wiesz co szika.... kiedyś gdziś obiło mi się o oczy czy uszy , że człowiek wysyla sygnały np; mowa cała mówi , boję się ciebie druga osoba odbiera sygnał boi się i wtedy decyduje w zalezności od jej wnętrza i powiedzmy ' dorosłości' wysłuchaniem, wsparciem lbu po prostu ; boi sie ,,tak to jest słabsza moge jej przywalic , nie obroni się , mam przyzwolenie jestem silniejszy. zmierzam do tego , ze rózni ludzie róznie reagują i jeśli dana osoba zareaguje złoscią na moje przyznanie się do ; boje sie i reaguje złoscią zanczy dla mnie , ze jest to osoba niewłaściwa , nie ten adres , źle wybrałam odbiorcę , źle oceniłam sytuację. Następnym razem w podobnej sytuacji posłuże się powiedzmy rozmową lub delikatnym rozeznaniem czy napewno moge powiedzieć tej osobie o swojej słabości. Zauwazyłam , ze i ty pewnie też , ze coś nas dotyka to ans dotyczy to się odnosi do wszystkich ludzi. Zwykle jak ktoś bez wyraźnych powodów reaguje złoscią w sytuacji nieadekwatnej do reakcji emocjonalnej oznacza, ze sam ma z tym problem.
Maciejka - Nie 08 Gru, 2013 11:28
Przyszło mi do głowy , że te szukanie zrozumienia ma swoje źródła w dzeciństwie może warto zajrzeć ta po to by zobaczyć jak to wyglądalo u dorosłych osób, którzy byli obecni w twoim rodzinnym domu , jak reagowałaś jako dziecko , jak na twoje potrzeby reagowali twoi opiekunowie, jak reagowało otoczenie gdy ty wysyłalaś sygnał ; boję się .
szika - Nie 08 Gru, 2013 12:31
W tej sytuacji z nartami ja bym, gdyby mi mój partner powiedział o swoich obawach, że się boi, że nie chce, ja bym uszanowała to. Prawie pewne jest, że gdyby mnie poprosił abyśmy w ogóle nie jechali, żebyśmy co innego wymyślili ja bym się na to zgodziła. Wyjazd miał być wspólny, miał być uwieńczeniem naszego kolejnego pogodzenia się ze sobą po przerwie w kontaktach, miał być naszą wspólna przyjemnością, którą oboje lubimy. Wyszło jak wyszło. Znów rozjechaliśmy sie każde w swoją stronę.
Taki mi przykład przyszedł do głowy i tu bym się na chwilę zatrzymała. Mam kolegę, który panicznie boi się dentysty. Dla mnie zęby to podstawa, jestem regularnie u stomatologa, zawsze leczę bez znieczulenia, jak tylko coś mi się wydaje podejrzane umawiam się. On sie boi panicznie i we mnie nie wzbudza to złości ani nawet irytacji, ja go rozumiem i wiem, że żadne namawianie nic nie da, że to on musi się odważyć. Mogę jedynie powiedzieć o sobie jak to fajnie jest mieć porządek w buzi, że współczuję, że mogę sobie tylko wyobrażać, że przeżywa katusze, ale nic poza tym.
Tak bym chciała być traktowana przez innych. Próbuję sobie wyobrazić jak to jest bać się dentysty, ale za nic nie mogę pojąć dlaczego, gdybym się bała, to miałabym się złościć na drugiego co się boi?
Jak ktoś mówi mi o sobie, że się boi, w żaden sposób nie mogę namierzyć empatycznie skąd miałaby się we mnie wziąć złość?
No ale to jestem ja - szika.
Mija prawie dwa miesiące braku kontaktu. Zaczynają się we mnie siać wątpliwości. Zaczynam własnie usprawiedliwianie, zastanawianie się, tłumaczenie "że a może rzeczywiście to ja tu jestem wszystkiemu winna, a mój men to takie biedactwo, jaka to ja niedobra, posądzam go o przemoc, a w gruncie rzeczy to ja jestem wszystkiemu winna". Znam te uczucia. Już wiele razy je przeżywałam.
Niedawno w innym wątku była mowa o rocznicy dla wpsółuzaleznionych, że dziewczyny takich rocznic nie obchodzą, jak alko.
Ja sięgam po narzedzie przydatne w zaprzestaniu picia i utrzymaniu abstynencji.
Pamietam takie zdanie z mitingu:
"Jeśli nie pamiętasz swojego ostatniego kaca to jest on przed tobą"
Ja sobie wyznaczyłam takiego kaca, który chcę pamiętać. To zdarzenie kiedy o pierwszej w nocy ze strachu i obawy co się stało, że się nie odzywa przez długie ponad 6 godzin, nie oddzwania, nie odpisuje, gdzie jest, włóczyłam się pod jego blokiem. Kiedy podjechał na parking i nie odezwał się do mnie ani słowem, przeszedł w milczeniu obok mnie jakbym była powietrzem. Na drugi dzień rozmowa i dalej kac - bo usłyszałam, że uznał, że ja mam jakieś humory, że to była jakaś moja histeria, on nie mógł zadzwonić ani napisać bo prowadził samochód, uznał, że ja chce koniecznie prowadzić jakąś TĘ rozmowę a on na nią nie miał ochoty.
Tak, to wspomnienie pielęgnuję, bo gdy mnie zaczyna coś kierować w jego stronę to przypominam sobie jak już nie chcę. Nigdy więcej.
szika - Nie 08 Gru, 2013 12:59
Jak sobie przypomne co wtedy robiłam... nawet zalogowałam się na jakims forum dla facetów (wtedy jeszcze ie byłam zapaloną forumowiczką) z zapytaniem czy to normalne, że facet tak robi to mi się niedobrze robi. Oni mnie tam oczywiście wszyscy chcieli postawić do pionu a ja sie nie dawałam. Tak sie starałam przerobic sobie w głowie, żeby wyszło że to rzeczywiście moja wina i że to ja jestem odpowiedzialna za tę sytuację.
Wiem, że keirował mna lęk przed powtórzeniem się takiej sytuacji. To straszne keidy prosisz bliską osobę zeby sie skontaktowała jak tylko będzie mogła, a ta osoba nic, ani słówka, nawet smsa "nie teraz, potem oddzwonie, albo jutro". Nic - cisza. I to żeby jeszcze był jakiś powód żeby się obraził, a przeciez w południe normalnie rozmawialiśmy, nic sie nie działo złego.
A ja bałam się, ze takie cos będzie się powtarzało więc szukałam sposobu aby przystosowac się do takiej sytuacji, aby zrozumiec, aby w ogóle pojąć, że to normalne.
Mój men wielokrotnie jako argument podawał "ja jestem normalnym facetem, to ty masz problem bo nie rozumiesz facetów, chciałabys żebym postępował tak jak ty". No to ja za wszelką cenę chciałam akceptowac te różnice, zaakceptować stan rzeczy, że męzczyzna tak może mieć, może nie chcieć ze mną rozmawiać, nawet gdy nie wie o co mi chodzi i nawet nie musi dać najmniejszego sygnału, że wie, że pisze i dzwonię do niego, że nie musi nawet w żaden sposób informować mnie, że porozmawiamy później czy kiedy indziej.
To straszne, okropne i wstydze się tego... wstydze się i jest głupio się pzryznawać, że takie rzeczy robiłam...
szika - Nie 08 Gru, 2013 13:27
MILA50 napisał/a: | odwrotna kolejność |
MILA kochana... miało być około 1700 złotych a w końcowym rozrachunku wyszło prawie cztery tysiące i to nie wiem czy by wystarczyło... czy to niedojrzałe, że gdy okoliczności się zmieniają to moja decyzja jest dostosowana do nich? jeśli podejmuję decyzję jedziemy to mam do upadłego dążyć do tego żeby jechać? pozadłużać się, wziąć kredyty, później spłacać kosztem wyrzeczeń bo zaplanowałam coś?
mój men wydał na ten wyjazd około ośmiu tysięcy w ostatecznym rozrachunku...
czasem decyzja jest być może zbyt pochopna, ale wtedy miejsca znikały z dnia na dzień, nowi sie zapisywali i trzeba było się spieszyć, a z organizatorem kontakt był słaby, bo co to za rozmowa z człowiekiem, dla którego tysiąc w tę czy wewtę to nic takiego?
Tajga - Nie 08 Gru, 2013 13:33
szika napisał/a: | Jak sobie przypomne co wtedy robiłam... |
Pocieszę Ciebie, nie TAKIE rzeczy JA robiłam
Nie nadaje się to na forum, oj nie
NA jakieś inne formy komunikacji to tak.
szika - Nie 08 Gru, 2013 13:43
Tajga skrajne upokorzenie psychiczne - tak bym to określiła
co robiłam po pijanemu to juz dawna przeszłość i nie miejsce, inna działka...
o tym jak wyglądał mój związek książkę mogłabym napisać, kiedyś nawet myślałam spisywać to, dziś byłoby doskonałe studium upadlania się kobiety współuzależnionej... jedynie mnie nie bił, nie pił... to chyba tylko mnie wprowadzało w błąd, mieszało w głowie, wręcz nawet przeciwnie - idealizowałam go jako abstynenta i w ogóle super...
Tajga - Nie 08 Gru, 2013 13:56
szika napisał/a: | co robiłam po pijanemu to juz dawna przeszłość i nie miejsce, inna działka... |
A czy ja napisałam że PO PIJANEMU????? :mgreen:
Po pijanemu to ja w domu siedziałam żeby się z nikim nie dzielić, i waliłam do lusterka.
Po trzeźwemu oczywiście, i to kilka lat już po trzeźwemu.
Jak ozdrowieję to Ci napiszę, tylko mi przypomnij
Maciejka - Nie 08 Gru, 2013 14:18
szika napisał/a: | Tylko dlaczego tak jest, że jak się boję to ktos drugi na mnie się złości? Prawi kazania, nie rozumie, dlaczego sie musze nasłuchac i ponosic tego przykre konsekwencje? Co w tym złego, że czuję przed czymś uzasadniony wydaje mi się strach? Dlaczego nawet jak uzasadniam dlaczego się boję spotykam się z brakiem akceptacji?
|
Koleżanko sziko a dalczego oczekujesz od innych , że muszą a nawet pokusze sie o stwierdzenie żadasz od innych żeby cię zrozumieli , przyjęli twoje uczucia , słowa?
Miałam dziś sytuację zcóra ; poprosiłam żeby zwolnila mi miskę bo jest mi potrzebna , córa na to to co że ci potrzebna , póxniej to zrobię.
Zachowała się jak samolub ale chodzi o to , ze moja postawa była taka, że córa może spełnić moją prośbe ale nie musi ma prawo odmówić mojej prośbie. Ja byłam ok i córa była ok. wyraziłam swoje porzeby ale dałam jej wybor i przyjęłam do wiadomości jej decyzję bez oczekiwania , ze musi ją spełnic tylko dlatego, ze ją o to poprosiłam.
pietruszka - Nie 08 Gru, 2013 14:58
Tak mi się skojarzyło... w moim otoczeniu większość mężczyzn nie radzi sobie z lękiem. Pewnie to kwestia wychowania, bo facetowi... nie wypada się bać.
Ojciec - reaguje złością. Sama przejęłam ten sposób reagowania na lęk... Zamieniałam lęk na złość. Złość dodawała energii, kopa, a kompletnie nie wiedziałam, co z lękiem zrobić. Problemem było to, że mimo, że agresywnie się nieraz wyładowałam, to lęk i tak dalej czaił się. No ale skąd miałam czerpać inne wzorce radzenia sobie z lękiem. Mama wszystko dusiła w sobie, ojciec zamieniał lęk na złość i zachowywał się agresywnie. Zresztą tak ma do tej pory, choć teraz nasiliły się u niego zachowania nadkontrolujące innych i nadopiekuńcze (czyli.... współuzależnieniowe ? ) Mniej wpada w otwartą agresję, bardziej... wtrąca się w życie Innych, co też jest formą agresji, ale w innym opakowaniu.
Ot... kiedy zaczyna się czuć źle, zaczyna pakować się z butami w życie Innych, załatwiać za nich ich sprawy, co bywa nieraz wkurzające. Szokujące dla mnie było, gdy odkryłam ten mechanizm. A jeszcze większym szokiem zobaczyć, jak zmieniają mu się rysy twarzy, gdy zapytałam : "Rozumiem, że się boisz operacji. Też bym się bała." I już wtedy wiedziałam - to jest to.
Trudniej było zauważyć, że akurat sama mam podobnie z moimi lękami, a dokładniej z ich wyrażaniem. Okazanie lęku wydawało mi się słabością, byciem jakąś wyjątkowo nieprzystosowaną do życia osobą. Może dlatego, że... boimy się mówić o swoich lękach? Nie jest to społecznie akceptowane? Chociaż... pamiętam moje pierwsze doświadczenie z wyrażeniem wprost lęku. Miałam zabieg laserowy na oku, wiedziałam, że jest bezbolesny, ale lęk/strach był ogromny. Powiedziałam lekarce, która mnie operowała, że ogromnie się boję. Akurat spotkałam się z dużym zrozumieniem. Ze spokojem wyjaśniła mi, co po będzie po kolei robić, jak się będę czuła po takiej dawce atropiny w zakroplonym oku, jakie mogę mieć niepokojące objawy, których nie powinnam lekceważyć, a co może być normalne. A zatem dostałam dobrą nagrodę za takie wyrażanie wprost moich obaw.
Co ciekawe - właśnie wtedy przekonałam się, jak na lęk reaguje Pietruch. On ucieka w groteskę, obśmianie problemu. W poczekalni chyba opowiedział mi ze 100 kawałów o operacjach Obśmianie lęku to też znana mi strategia. Oj bardzo znana.
Dzisiaj wiem, że najlepiej polubić swój lęk... Tylko to nie takie proste - potraktować lęk jako potrzebne uczucie, które niesie za sobą określone informacje. Posłuchać, wysłuchać i podjąć decyzję: wycofać się, czy robić coś pomimo lęku. I co chyba nie mniej ważne... Słyszeć swój lęk zawczasu, gdy jest jeszcze malutki. W pewnych sytuacjach mam pewność, że słyszę go zawczasu - pewnie dlatego nigdy nie skoczę na bungee,czy ze spadochronem, choć lubię robić zwariowane rzeczy. Ale przynajmniej mam pewność, że w tym przypadku nie wydam kasy na przygotowania, wyjazd, by zrezygnować tuż przed skokiem. Ba... w tym przypadku akurat nawet nie tyle chodzi o strach "przed lataniem", "lęk wysokości", co chyba właśnie najbardziej o lęk przed... stchórzeniem w ostatniej chwili... a dokładniej lęk przed poczuciem winy z powodu stchórzenia. w tym przypadku wyraźnie dość słyszę swoje lęki, strachy, obawy. Gorzej z tymi lękami, które są mniej sprecyzowane - te dużo trudniej usłyszeć w miarę wcześnie. Strach jest bardziej konkretny, lęk mniej. Lęk dobrze poznany - zamienia się w strach (przynajmniej ja tak sobie interpretuję) - > strach jako bardziej konkretny jest łatwiejszy do obróbki i łatwiejszy do wyrażenia - po prostu wyraża się go samym działaniem. Lęk... hmmm.... na razie umiem wyrazić tylko słownie... a i to bywa często problemem, bo machinalnie ma ochotę ukręcić tej hydrze łeb zachowaniem agresywnym, śmiechem, czy ucieczką w zajmowanie się Innymi lub innymi sprawami.
Tak sorki Szika, że Ci się wcięłam w wątek, ale taka mnie refleksja o tych lękach strachach wzięła.
MILA50 - Nie 08 Gru, 2013 16:33
szika napisał/a: | MILA kochana... miało być około 1700 złotych a w końcowym rozrachunku wyszło prawie cztery tysiące i to nie wiem czy by wystarczyło... czy to niedojrzałe, że gdy okoliczności się zmieniają to moja decyzja jest dostosowana do nich |
tak to jest dojrzałe....jednak sama piszesz,że parę tygodni przed namawiasz partnera na inny wyjazd a organizatora informujesz w dni wyjazdu.....ja się nie czepiam-zwracam jedynie uwagę,że podjęcie decyzji oznacza jej realizację w tym samym momencie....
zresztą moich uwag nie bierz do siebie,sama długo uczę się tej odpowiedzialności dorosłej kobiety...nauczyłam się liczenia na siebie samą,mam takiego "nadzorcę wew."moja decyzja i moje konsekwencje
Maciejka - Nie 08 Gru, 2013 17:04
A ja mam takie pytanie , przepraszam , ze prosto z mostu ale mam wątpliwości. Szika szukasz rozwiażania problemu czy chcesz po prostu sie wygadać? Jaki jest cel twoich wypowiedzi?
Jo-asia - Nie 08 Gru, 2013 18:37
szika napisał/a: | Nic - cisza. |
ja z "ciszą".. też nie rozumiem, o co chodzi
jak ja "uprawiam" ciszę, to..
chcę ukarać
czuję się winna i nie chcę się tłumaczyć.. przyznać, znaczy wziąć odpowiedzialności
nie chcę zająć konkretnego stanowiska.. znaczy uciekam
piertuszka dziękuję
potrafię z facetami gadać godzinami.. być otwarta, być sobą..
mieć odmienne zdanie i szanować ich zdanie..
jest jeden warunek.. brak oczekiwań.. brak "podtekstów"
i ciekawa jestem czy w bliskim związku można, tak samo
mam nadzieję, że kiedyś to sprawdzę..
szika - Nie 08 Gru, 2013 18:40
MILA tu masz 100% racji - to było (na zewnątrz tak wyglądało) dziecinne, zrezygnować w dniu wyjazdu... ten przykład miał pokazać jak bardzo chciałam się w moim związku dostosowywać do partnera, do ostatniej chwili wydawało mi sie, że pokonam lęk, że postawię wszystko na jedną kartę, a potem ewentualnie będę się martwić... do samego końca chciałam jechać dla niego, bo się tak umówiliśmy, a swój lęk zlekceważyć, zaprzeczyć mu, wyprzeć go... pamietam zadzwoniłam wtedy wieczorem do mojej terapeutki bo już kompletnie nie dawałam rady, nie byłam w stanie zacząć się pakować, czułam się jakbym miała ręce i nogi ważące po tysiąc kilogramów, które mi odmawiały posłuszeństwa, potrzebowałam pomocy co mam zrobić aby sie przemóc, zmusić i zacząć pakować... terapka najzwyczajniej w świecie powiedziała - nie jedź skoro tak masz... już po rozmowie z organizatorem poczułam coś w rodzaju ulgi, ale było tak źle, że zeżarłam wszystkie prochy uspokajające jakie miałam, były to ziołowe tabletki, ale inaczej nie wiem co by się ze mną stało... chyba nie dałabym rady jechać do tego Wrocławia...
Na pewno to zdarzenie nauczyło mnie aby na drugi raz wczesniej się wycofać, jesli zajda takie okoliczności, posłuchać siebie wcześniej, a nie zmuszac siebie samą do samego końca, wręcz znęcać sie nad sobą...
Tajga napisał/a: | A czy ja napisałam że PO PIJANEMU?????
Po pijanemu to ja w domu siedziałam żeby się z nikim nie dzielić, i waliłam do lusterka.
Po trzeźwemu oczywiście, i to kilka lat już po trzeźwemu. |
Tajga sorki, ja Ciebie źle zrozumiałam. Wiesz... jakoś nie przyszło mi do głowy, że nie tylko ja się tak upokarzałam... gdy to do mnie dotarło teraz, że miałas tak samo albo i gorzej to jakoś lżej mi się zrobiło i tak blisko do Ciebie, dziękuję.
Pietruszko Ty nie przepraszaj, tylko bardzo Cię prosze pisz. Ja Twoje refleksje bardzo sobie cenię. Na Twój post odpowiem osobno.
Do Perełki: Perełko jak czytam co napisałas, to mam takie dziwne wrażenie jakby te Twoje wpisy nie były w ogóle do mnie skierowane... jeśli czujesz się zmuszana, że ja czegos od Ciebie żądam to się naprawdę mylisz... bardzo Cię proszę nie rób nic na siłę, nie czuj się zobowiązana w żaden sposób do rozumienia mnie... od nikogo na pewno nie żądam, jesli już czegokolwiek oczekuję to tego, że jeśli ktos mnie zrozumie to podzieli się ze mną swoimi refleksjami... uwierz mi, pod pytaniem dlaczego coś dzieje się tak a nie inaczej, nie ma żądań a ciekawość innych ludzi, ich przeżyć, refleksji, potrzeba wysłuchania czyjegoś punktu widzenia... lepszego zrozumienia...
Być może to tez próba zrozumienia byłego partnera, być może zgubna i prowadząca donikąd lub w złym kierunku, ale taka potrzebę czuję poukładania sobie jak radzic sobie w sytuacjach gdy ktos na mój lęk reaguje złością...
szika - Nie 08 Gru, 2013 20:28
pietruszka, bardzo bliskie jest mi to co napisałaś...
lęk zamieniany na agresję... kiedyś też tak funkcjonowałam... gdy się bałam to gryzłam... męża, dzieci... a ponieważ zawsze towarzyszyło mi potem poczucie winy było mi potem czesto bardzo ciężko. gdy w tym wszystkim brał jeszcze udział alkohol to już w ogóle były jazdy... upijałam się na agresywnie, nie za często ale jednak, i robiłam burdy domowe... wyzwiska leciały ciurem i z łapami bywało, że się rzucałam...
terapia nauczyła mnie odczytywać o co mi w ogóle chodzi i czego się tak naprawdę boję, bo wcześniej często w ogóle nie wiedziałam o co mi chodzi... nauczyłam się również asertywnie o tym mówić, bez złości... dziś tamta szika to już wspomnienie... bez żalu z mojej strony...
pietruszka napisał/a: | nasiliły się u niego zachowania nadkontrolujące innych i nadopiekuńcze (czyli.... współuzależnieniowe ? ) Mniej wpada w otwartą agresję, bardziej... wtrąca się w życie Innych, co też jest formą agresji, ale w innym opakowaniu. |
za te słowa Ci dziękuję, otrzymałam potwierdzenie tego co ja uważam, nadkontrola to przemoc... mój men własnie na to cierpiał (cierpi)... kontrolował i kontroluje na ile tylko może... pomimo wielu rozmów, zapewnień, próśb, stawiania granic na nic to się zdało... latami właził mi do skrzynek pocztowych, na gadu gadu, fejsa, grzebał w laptopie... sam oczywiście wszystko ma bardzo szczelnie pozabezpieczane hasłami, niedostępne, gdy ja usiadłam kiedyś do jego laptopa żeby coś tam zobaczyć w internecie to było zalecenie "tej przeglądarki to nie bo tu mam zapisane hasła"... niestety mierzył mnie swoją miarą i bardzo bał się że ja go będe szpiegować...
i tu własnie moja wątpliwość jeśli chodzi o nadkontrolę, tu moje wątpliwości czy moje zaburzenie to współuzależnienie czy nie...
nie miałam nigdy zapędów do szpiegowania go, czasem o coś zapytałam, ale gdy nie odpowiadał nie robiłam z tego tragedii, odpuszczałam... owszem zdarzało się, że byłam podejrzliwa, np gdy nagle wyrwał mi aparat fotograficzny z rąk, bo że tam sa jakies zdjęcia z imprezy zakładowej - nic takiego i on nie chce żebym oglądała, ale ja to sobie tłumaczyłam, że nawet lepiej że mnie nie naraża na to, że zobaczę tam coś co mnie zaboli, jakieś zdjęcia z kobietami na przykład...
moja kontrola jego osoby skupiała się na badaniu jego nastroju, gdy brałam telefon do ręki, bo dzwonił, albo ja miałam dzwonić to zawsze brałam głęboki oddech... pojawiała się obawa w jakim nastroju go zastanę... na jego humory byłam wrażliwa jak chorągiewka na wietrze... gdy usłyszałam pogodny głos zawsze ulga, gdy spięty i nerwowy zawsze na baczność, ocho, coś się dzieje, gotowość i szybkie poszukiwanie sposobu aby wyjasnić o co chodzi, czy to jest związane z moją osobą... gdy złościł się na innych ludzi lub sytuacje to zawsze było ok, poopowiadał, wygadał się i widziałam, że odczuwał ulgę... ale gdy miał cos do mnie to od razu było czuć w głosie...
dziwne, teraz tak mi się skojarzyło, że jak mój były mąż wypije chociaż piwo to ja to zawsze słyszę przez telefon ...
Napisałaś Pietruszko jeszcze o mówieniu o lęku i tu mam podobne doświadczenia. Jak boję się na przykład pobierania krwi to jakoś nigdy nie mam problemu żeby o tym powiedzieć pielęgniarce że mam pełne gacie, a ta ma cierpliwość i tłumaczy, mówi do mnie, pomaga mi... pomimo wielkiego strachu daję radę pokonać lęk, siadam, chwila i po wszystkim... racja... środowisko pielęgniarek to kobiety o gołębich sercach... z lekarzami to już różnie bywało, ale zdarzali się fajni ludzie...
pietruszka napisał/a: | Dzisiaj wiem, że najlepiej polubić swój lęk... Tylko to nie takie proste - potraktować lęk jako potrzebne uczucie, które niesie za sobą określone informacje. Posłuchać, wysłuchać i podjąć decyzję: wycofać się, czy robić coś pomimo lęku. I co chyba nie mniej ważne... Słyszeć swój lęk zawczasu, gdy jest jeszcze malutki. |
a to jest dla mnie zupełne nowum, mam to zaledwie od paru miesięcy, właściwie to dzięki temu forum i wszelkim tu moim przebojom... pozmieniało mi się i dopiero teraz pozwalam sobie na moje uczucia, szanuję je i nie dam sobie ich zabrać, gdy o tym myślę, że miałabym jakiekolwiek uczucie eliminować na siłę z siebie to mam odruch emocjonalny przypominający przytulanie na siłę misia, obejmuję ramionami i - nie oddam
dzięki temu moje lęki stały się dla mnie źródłem do godzenia się samej z sobą... czuję jednośc wewnętrzną, jakby mnie scalono, pospawano... to takie metafory
łatwiej mi się z lękiem "pracuje" i łatwiej go oswaja, krócej trwa i jest dla mnie czytelniejszy... nie ogarnia mnie jak kiedyś i nie obezwładnia...
czy czuję lęk związany z partnerem? otóż zadziwiające, ale nie... moje dzieci śmieją się ze mnie "mamo przestań, ile to? dwa miesiące" no to jeszcze tydzień dwa i wrócisz do niego" - dziś tak mi syn powiedział... a ja jakoś nie czułam potrzeby tłumaczenia mu czegokolwiek... zapewniania... bo już tyle razy to przerabiałam, wiem, że każde moje słowo brzmi dla niego tak jak wtedy gdy mówiłam, że już nie będę piła...
Rozmowa wyszła przy okazji gadki o nowym samochodzie jaki kupił mój syn... umówił się z moim byłym na oglądanie auta i na przejażdżkę... "kurde zapomniałem, że wy nie gadacie" a ja, że przecież z on z nim się ani nie pokłócił ani nic więc jesli ma ochote pochwalić się autem to czemu nie? no i pojechał ... dało mi to do myślenia, jak moje dzieci mnie postrzegają... jak widzą mój związek... widza przecież wszystko wyraźnie, choć ja starałam się ukrywać te wszystkie "niegadania"...
kiedyś obezwładniał mnie lęk, że znajdzie sobie inną kobietę... dziś serio proszę Boga żeby tak było, niech szuka, niech znajdzie i niech będzie szczęśliwy... serio życzę mu jak najlepiej i to wcale nie jest kpina... ja tego związku już nie chcę, takiego związku już nigdy, takiego partnera, którego się boję...
Tajga - Nie 08 Gru, 2013 20:28
szika napisał/a: | że miałas tak samo albo i gorzej |
Nie, na nocne wyprawy to ja za leniwa jestem
I też mi bliska jesteś w tym wariactwie
To mija ( wariactwo) i nawet staje się z czasem śmieszne
Napiszę Tobie o tym
szika - Nie 08 Gru, 2013 20:46
Napisz Tajga, napisz
Może mi się zrobi lżej, że nie jestem az taka wyjątkowa w swoim "wariactwie" jak to nazwałas zresztą bardzo słusznie nazwałaś... to w ogóle wygląda wszystko jak jedno wielkie wariactwo ... to moje uzależnienie od partnera
Tajga - Nie 08 Gru, 2013 20:55
To czekaj, bo to ciekawa historia jest i dość długa.
Idę pisać
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 07:08
Znalazłam taki tekścik w materiałach szkoleniowych moich dzieci;
to co powiedziane, nie musi być wysłuchane
to co wysłuchane, nie musi być zrozumiane
to co zrozumiane , nie musi byćprzyjęte
to co przyjęte, nie musi być zastosowane
to co zastosowane, nie musi być zatrzymane
Mi sie spodobał trza by było to sobie wkuć i zapamiętac ważne prawdy zawarte.
Wyczytałaś co chcialaś wyczytac szika bo pisałam o tym . A ty odebrałaś to jak odebrałąś . Napisałaś , że oczekujesz od innych , że podzielą twoje obawy albo przynajmniej okażą tobie zrozumienie i wsparcie a to nie jest regułą . Napisąłm po polsku a ty nie zrozumialaś i masz do tego prawo bo jw.
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 07:11
Z tym lękiem to jest tak , ze jedna osoba to przyjmie ze ktoś się czegoś boi , druga coś powie czy wesprze, przytuli jeśli nie fizycznie to psychicznie a kolejna zareaguje złością natomiast oczekiwanie , ze jak powiem komuś że się boję to ta osoba musi to przyjąć , zrozumieć , czy mnie pocieszyć , uspokoić jednym słowem zaspokoić jest problemem osoby , która tego oczekuje od innych.
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 07:39
Szika a teraz w tym wklejonym tekście wykresl słowo nie i zobaczysz jak to brzmi i co maiłam na myśli pisząc o przymusie nie siebie tylko twoje oczekiwania nie czuję się zmuszana tylko zobaczyłam problem i chciałam ci to pokazać . Zebym czuła się zmuszana to bym tu nie pisała i tyle. Tak przy okazji twojego tematu przyjrzałąm się swoim wzorcom zaspokajania potrzeb gdzie kieruje je znaczy do kogo , kogo wybieram na adresata do zaspokojenia moich potrzeb i okazało sie , ze wcześniej wzorem rodziców kierowałam to do partnera , innych ludzi a teraz do osoby odpowiedzialnej za zaspokojenie moich potrzeb czyli do siebie ale uczucia były w tamtym miejscu schowane a teraz wyciągniete i przezyte a napięcie zeszło jak powietrze z balona.
szika - Pon 09 Gru, 2013 08:08
Perełko może i rzeczywiście masz rację... jesli tak, to tym bardziej mój związek był chory...
tak, w związku MUSI być brana pod uwagę moja sytuacja finansowa i moje bezpieczeństwo pod tym względem... sorry, ale jeśli facet oczekuje ode mnie, że "urodzę" kase na wyjazd to nie ten adres - odchodze
tak, w moim związku MUSI być kontakt, mam dość fochów i obrażania się, nie odzywania tygodniami... odchodzę
tak, będę domagała się szacunku nie używania wobec mnie wulgaryzmów, jeśli ktos wulgarnie mnie krytykuje - odchodzę
TAK! odsunę się od kazdej osoby stosującej wobec mnie PRZEMOC!
mój partner oczywiście NIE MUSIAŁ oddzwonić na moją prośbę, NIE MUSIAŁ w ogóle liczyć się z moimi uczuciami, z moimi finansami, niczego NIE MUSIAŁ...
dlatego jest KONIEC
nikt niczego nie musi, a ja mam prawo wybierac takich ludzi w moim otoczeniu, którzy mnie szanują, nigdzie nie jest powiedziane, że mam pchac się w relacje przemocowe...
a to był do tej pory własnie mój problem - tak się dostosować żeby ktoś ważny dla mnie koniecznie zaprzestał przemocy wobec mnie... sama przyznasz perełko że większej bzdury nie może byc, prawda?
szika - Pon 09 Gru, 2013 08:12
te własnie przekonania sama widze, że przestały "działać"...
to, że to zależy od mojego zachowania to czy ktos drugi okaże mi szacunek... że mam na to wpływ...
to, że na szacunek mogę, muszę, powinnam zasłużyć...
z tymi przekonaniami żegnam się...
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 08:45
Oj szika , szika .... nigdzie nie napisałam , ze musisz zgadzać się na przemoc. Twój wybór czy chcesz być w takim zwiazku . Mi chodzi o oczekiwanie w innych relacjach na co dzień jak tu napisałaś , że oczekujesz , że jak zgłaszasz komuś , ze się boisz to oczekujesz od tej osoby , ze ona to przyjmie, zrozumie, udzieli ci wsparcia, a tak wcale nie musi być. Działasz w ten sposób z pozycji dziecka , bo sama pomyśl ..dorosłą gdzie kieruje swoje potrzeby do kogo i co kto ma to zaspokoić , czy dorosła , zdrowa osoba będzie oczekiwać , ze druga dorosłą osoba musi udzielić jej wsparcia , zrozumienia , utulić ,uspokoić , czy ta osoba ma taki obowiażek względem innych ludzi. To jest wybór konkretnej osoby czy kogoś wysłucha czy wesprze czy odmówi przyjęcia , zrozumienia , uznania czyichś uczuć.
Od partnera w zwiazku oczekuje się czegoś innego jak od innych ludzi . Partner to ktoś bliski a inni ludzie są obcy ich to nie obchodzi tak naprawdę . Jak mówi psycholog ten ma problem kto go zgłasza . To , ze ja się czegoś boję to ja się tego boję ktoś inny może się z tego pośmiać bo on tak nie ma a ktoś inny zrozumie , uzna bo np; on też tak miała i z tym sie uporał albo zareaguje złością bo on się tez tego boi i nie chce sie do tego przyzanć a ty uparcie bronisz się rekami i nogami przed taką trudną dla ciebie do przyjęcia prawdą ale tak jest i obojętnie czy będziesz przed tym uciekac, bronic sie czy to zaakceptujesz to tak jest i będzie bo ludzie są różni , sa na óznych etapach w życiu i tyle.
MILA50 - Pon 09 Gru, 2013 08:47
szika napisał/a: | mój związek był chory.. |
Pisze teraz o sobie
podobnie jak Ty byłam w związku z "nieodpowiednim" facetem.Związek zakończyłam bo...
partner był taki-owaki.Prawda jest jednak inna,bolesna dla mnie-to ja go wybrałam,sama
takiego "potrzebowałam"-ten celownik.
Uświadomienie sobie tego,pozwoliło mi na przekierowanie uwagi z niego na mnie samą.
To ja -cały wachlarz moich zachowań,oczekiwań,wizji i iluzji był powodem bólu-a nie partner.
To nie mogło zagrać.On taki jest a ja miałam inną wizję jego osoby...był konflikt między tym.
Powrót do rzeczywistości,otworzenie oczu-bolesne bo ta ja ta "ślepa".
Uczenie się akceptacji innych i siebie,życie z tym co jest a nie z tym co chciałabym widzieć
Nikt nie musi się do mnie dostosowywać...mamy się zgrać tacy jacy jesteśmy.
Bez zmian w sobie,bez odkłamania siebie samej....każdy nowy związek będzie powieleniem starego.
'
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 08:51
W zdrowym zwiazku twój partner co prawda nie musi ale moze liczyć się twoim zdaniem , uczuciami , finasami itp i mi jakby mnie olewał to zobaczył drzwi z drugiej strony bo wtedy ewidentnie ma mnie gdzies a ja to już przerabiałam i powtórki z rozrywki nie chcę. Ty ciągle płaczesz po zwiażku czy może masz jeszcze gdzieś z tyłu głowy gdzieś nadzieję , jakieś oczekiwania , ze może jednak nie wszystko stracone tylko szika czy po tylu latach , po tych wszystkich działąniach , próbach leczenia naprawde jest choć nikła szansa na zmianę zachowania twojego partnera wobec ciebie ale tak uczcuiwie z pozycji dorosłego sobie odpowiedz.
Płacz nie jest czymś nie na miejscu bo moim zdaniem poniosłaś jakąś stratę dla ciebie wazną i żałoba jest potrzebna , to trzeba przezyć żeby móc ruszyć dalej .
szika - Pon 09 Gru, 2013 10:14
MILA50, pięknie to napisałas... dziękuję...
MILA50 napisał/a: | partner był taki-owaki |
przerabiałam to siedem lat... tkwiłam w złudzeniu, że wystarczy, że on coś tam troszkę w sobie pozmienia, wykaże dobrą wolę i będziemy taaacy szczęśliwi... byłam bardzo mocno przekonana, że to jest własnie TEN...
wkręcałam się również w inne moje przekonanie (współuzależnione?), że Bóg stworzył mnie abym pomagała innym... oj to był solidny wkręt, gdyż ten partner do tego idealnie pasował... mówił mi dokładnie to co "chciałam" usłyszeć, że oczekuje ode mnie pomocy, że ja mam na niego wpływ, że od mojego zachowania zależą jego emocje i że on wie, czuje, jest pewien, że chce się zmienić i być lepszym człowiekiem...
może to i prawda była i wcale nie kłamał, dla mnie - osoby uzależnionej od agresji i przemocy to była woda na młyn...chyba tego wyjasniać nie trzeba...
Taki miałam własnie celownik, wybrałam takiego partnera, który pasował do moich schematów, moich "potrzeb"... dzis już to wiem...
MILA50 napisał/a: | Nikt nie musi się do mnie dostosowywać...mamy się zgrać tacy jacy jesteśmy.
Bez zmian w sobie,bez odkłamania siebie samej....każdy nowy związek będzie powieleniem starego. |
Super to napisałaś... krótko, zwięźle i na temat
Tu od razu odpowiem również Perełce...
Owo odkłamanie jest mi teraz bardzo potrzebne. Czuję, wiem, że jestem napakowana przekonaniami, które mi szkodzą w życiu.
Ponieważ dla mnie samej wiele rzeczy pozostaje jako ukryte, potrzebuję do tego innych ludzi, lustra. To mi pomaga. W Was widzę siebie samą.
Perełko może trudno w to uwierzyć ale nie płaczę. Raczej czuję coś w rodzaju wolności. Nareszcie moge poświęcić sobie samej tyle czasu ile potrzebuję. Jesli to będzie duzo? Trudno... Niech będzie duzo, ale ja się już nie zatrzymam.
Nie płaczę, nie tęsknię i nie dramatyzuję - jak kiedyś... to cudowna zmiana we mnie. Po co pisze o związku? Przyjrzenie sie temu co robiłam w związku jest dla mnie źródłem do pracy nad sobą. Potrzebuję zobaczyć co było dla mnie autodestrukcyjne żeby nie powtarzać błędów. Wychodzę z założenia, że najlepiej człowiek uczy się na własnych błędach.
Potrzebuję wniosków, tylko po to o tym piszę.
To nie chodzi o nadzieję, jakieś oczekiwania, nie mam już takich. Dla mnie to koniec, ale nie oznacza to, że zamknę, zakleję taśmą, zawiążę i wyrzucę. Jeszcze nie teraz. Teraz to kopalnia wiedzy o mnie samej dla mnie samej. Partner nie ma z tym nic wspólnego, jego życie to jego życie, co z nim zrobi jego sprawa.
Na ten moment chcę pobyć sama, nie chcę żadnych związków. Właśnie o tym pisałaś MILA, dokładnie to czuję, że teraz przyciągnęłabym kolejnego poranionego żeby mu pomagać. Albo w ogóle jakiegoś Piotrusia Pana czy innego popaprańca. Z alkoholem mam poukładane i (to się sprawdza) alkoholików nie przyciągam, ale nie mam poukładane z agresją i przemocą.
Gubię się jeszcze co jest przemocą a co nie, przed czym uciekać a co już warto przygarnąć, przy czym zostać. Tyczy to się i ludzi wokół mnie ale i moich własnych cech, przekonań, sposobu myślenia.
Stąd pytanie o reakcje agresywne na lęk. Odpowiedziałyście mi bardzo drobiazgowo za co wielkie dzięki. To niby takie proste a wcale nie jak się okazuje - dla mnie.
Estera - Pon 09 Gru, 2013 10:39
MILA50 napisał/a: | Uczenie się akceptacji innych i siebie,życie z tym co jest a nie z tym co chciałabym widzieć
Nikt nie musi się do mnie dostosowywać...mamy się zgrać tacy jacy jesteśmy.
Bez zmian w sobie,bez odkłamania siebie samej....każdy nowy związek będzie powieleniem starego |
dlatego przestałam wierzyć w bajki i inne tego typu pimpki.
czasem łatwiej, czasem trudniej, ale przynajmniej realnie.
teraz:
"Bądź co bądź być sobą to domena ma
Pokazy mody i żurnale nie obchodzą mnie wcale
Fason swój dobieram sam jak staruszka korale
Mam typ osobisty niczym dowód
I osobisty powód
By czuć się wygodnie, swobodnie
Polski rodowód w aktach
Opieram się tylko i wyłącznie na faktach
Pragnę być nietypowy, niepowtarzalny
Jednorazowy i oryginalny
Jeśli kopiuję to tylko w punktach ksero
Gdy ktoś powiela kogoś
Uważam go za zero
Mówię prawdę szczerą
Bo nie lubię gdy ktoś kłamie
Służę pomocą, nie na każde zawołanie"
by Paktofonika
szika - Pon 09 Gru, 2013 10:45
A tak teraz z innej beczki
Takie bardziej radosnej
Miałam problem z jedzeniem. Od jakichś trzech, może dwóch lat objadałam się w nocy. Godzina 23-a a ja ssanie takie, że nie wyrobie. Skutkiem było to, że utyłam na tyle, że źle się sama ze sobą czułam. Ciuchy za małe, za ciasne, nawet majtki w rozmiarze XL cisnęły. Próbowałam siebie taka polubić ale nie bardzo mi się udało. Wiedziałam podskórnie, że to utycie to skutek nieumiarkowanego jedzenia.
Moja terapka mówiła o tym, że to zaspokajanie pierwotnej potrzeby. Co zastanawiające, ów wilczy głód odczuwałam najmocniej wtedy gdy w związku było "dobrze". W okresach braku kontaktu mniej mi to dokuczało.
Żadne próby odchudzania się nie dawały efektu. Żarłam słodycze, mięcho, co się dało poprostu. Jadłabym najlepiej non stop.
Od miesiąca sama nie wiem kiedy, bez żadnego celowego działania minęło mi to!
Tydzien temu stanęłam na wadze i aż mnie zatchło! Moja idealna waga!
Jakoś to tak się samo również podziało w międzyczasie, że i o fryzjera zahaczyłam, włosy ścięłam Paznokcie mi się chce malować Pare nowych łaszków w szmateksie sobie kupiłam i wiecie co?
Jak tak sobie stoję przed lustrem to strasznie się sobie podobam
Głupio mi to pisać, trochę mi wstyd, ale naprawdę bardzo się cieszę z tych zmian
Co jeszcze, to taki może maleńki kroczek, ale jednak
Zaczełam się uśmiechać A nawet śmiac do łez, do rozpuku
Z moim partnerem najlepiej wychodziłam na tym, jesli w ogóle nie okazywałam emocji. Oj ile razy oberwało mi się za radość... byłam sprowadzana do parteru ..
Teraz cieszę się, śmieję, uśmiecham
I jakoś tak i klienci i inni ludzie ostatnio więcej się do mnie uśmiechają
Dziwne prawda?
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 10:49
Nie dziwne to oznacza , ze sa namacalne zmaiany w tobie na lepsze i inni je zauważaja i zaczynasz kochac siebie tak ma być to normalnośc , zaczynasz od sioebie jak ty sie zmienisz to i świat wokół ciebie się zmieni.
MILA50 - Pon 09 Gru, 2013 12:29
szika napisał/a: | teraz przyciągnęłabym kolejnego poranionego żeby mu pomagać |
odrzuciłam rolę wybawcy w stosunku do innych-tą "poranioną"jestem ja-sama dla siebie
wybawcą-to najważniejsze dla mnie teraz,to czego oczekiwałam od partnera sama sobie daję,
dbam o siebie,nawet dobrze mi to wychodzi,tez się sobie podobam w lustrze...
endriu - Pon 09 Gru, 2013 17:16
MILA50, podobają mi się Twoje posty, są bardzo mądre i z zaciekawieniem je czytam
Jo-asia - Pon 09 Gru, 2013 19:12
szika napisał/a: | Bóg stworzył mnie abym pomagała innym... oj to był solidny wkręt |
i mój też.. na szczęście był
i co jeszcze ostatnio odkryłam..
zrozumienie..czyjeś
kiedyś tak go chciałam, potrzebowałam, myślałam.. że bez niego żyć nie mogę
dziś to już.. nie prawda
nie jest mi niezbędne..
fajnie, jak ktoś.. jest obok,
fajnie, jak mogę powiedzieć "kurde, zła jestem"i fajnie jak ten ktoś zapyta.. "chcesz o tym pogadać?"..
fajnie, jeśli usłyszy.. "nie".. zostawi i nie weźmie tego do siebie,
fajnie, gdy mu powiem "tak" i wysłucha.. i fajnie, jak nie weźmie do siebie, wysłucha..może coś doradzi a może porostu zmieni temat
fajnie, jeśli powiem "nie chcę o tym gadać".. to właśnie to.. zrozumie a nie szuka "podtekstu"
fajnie.. jeśli tego nie zrobi i weźmie do siebie
a super.. gdy wtedy ja.. nie czuję się tym zraniona
szika - Pon 09 Gru, 2013 20:08
dziekuję Dziewczyny za wasze posty
czy ktoś ma jakiś pomysł o co chodzi z tym jedzeniem? nie bardzo rozumiem co sie ze mną działo gdy będąc z partnerem byłam wiecznie głodna... ::(
no i dlaczego teraz bez problemu zrzuciłam zbędne kilogramy? tak bez starań w ogóle? poprostu apetyt unormował mi sie, nie to, że głodze sie czy coś takiego... jem mniej i jest to dla mnie przyjemny stan..
a dotychczas przez kilka lat stała potrzeba zapełniania żołądka, żucia, jedzenia... no i waga... zrobiłam się okrągła, a men tego nie za bardzo chciał, jest zwolennikiem szczupłych...
taki mam pomysł, że moje ciało samo protestowało... próbowało do mnie mówić a ja go nie słuchałam... ale nie wiem...
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 20:12
Szika a nie zajadałaś stresu ? Jak ja zyłam w ciagłym stresie to abo nagle tyłam albo chudłam a teraz normalnie jem i trzymam i wage i figurę bez cudowania.
endriu - Pon 09 Gru, 2013 20:34
ale co mam wygaszać jak prawdę o swoich doświadczeniach piszę i na temat w dodatku
szika - Pon 09 Gru, 2013 20:34
perełka napisał/a: | Szika a nie zajadałaś stresu ? |
Ja w stresie jem mniej. Ten głód był wtedy gdy było "dobrze". I wcale nie chodziło o seks, tak teraz poprzypominałam sobie, nie miało to związku. Głodna byłam przewaznie gdy nic się nie działo. Oglądanie filmu na przykład. Musiało być cos naszykowane do napychania do ust.
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 20:38
To jest stres szika bo jak nic sie nie działo to czułaś się nieswojo i nie miałaś co ze soba zrobić więc pod ręką było ...jedzenie inaczej zapychałas jedzeniem pustke , nude , jak nic sie nie dzieje to jest nie do zniesienia coś rodzaju niepokoju.
Kiedyś na pytanie taty co u mnie powiedziałąm nic sie nie dzieje to on na to ; jak to nic , musi coś się dziać . Rozumiesz o czym mówię?
endriu - Pon 09 Gru, 2013 21:30
ja rozumiem, współ nie lubią nudy i normalności
olga - Pon 09 Gru, 2013 21:32
a alko lubia?
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 21:32
Mój tato był agresorem a czy był współ? kierował sie ; co ludzie powiedza czyli wygląda, ze jednak był?
endriu - Pon 09 Gru, 2013 21:35
olga napisał/a: | a alko lubia? |
pewnie, że nie lubią
szika - Pon 09 Gru, 2013 21:59
endriu napisał/a: | współ nie lubią nudy i normalności | i olga napisał/a: | a alko lubia? | i alko tez szukają... ja bynajmniej potrzebowałam wrażeń...
nie wiem, tak kombinuję teraz, wydaje mi się, że to poczucie normalności było pozorne, ja może o tym nie myślałam tak wprost, ale wiedziałam, że to trwa teraz ale się skonczy, że to chwilowe, bo za niedługo i tak sie zepsuje (zawsze sie psuło) ... a to jedzenie... hmmm... tak jakbym może chciała się najeśc na zapas?
Maciejka - Pon 09 Gru, 2013 22:02
Mi to wygląda na niepokój , takie uczucie że coś się wydarzy , ze za długo trwa cisza i ten niepokój powodował zajadanie napięcia.
pietruszka - Wto 10 Gru, 2013 18:57
Czasem jedzenie bywa formą autodestrukcji, czasem je się z nudów, czasem ze stresu, czasem... z poczucia błogości - taka forma nagradzania się, czasem nadwaga staje się kolejnym pancerzykiem obronnym, na przykład przed seksem, powodów do objadania się może być mnóstwo... czasem to też forma uzależnienia.
szika - Wto 10 Gru, 2013 23:29
Jo-asia napisał/a: | zrozumienie..czyjeś
kiedyś tak go chciałam, potrzebowałam, myślałam.. że bez niego żyć nie mogę
dziś to już.. nie prawda
nie jest mi niezbędne..
fajnie, jak ktoś.. jest obok,
fajnie, jak mogę powiedzieć "kurde, zła jestem"i fajnie jak ten ktoś zapyta.. "chcesz o tym pogadać?"..
fajnie, jeśli usłyszy.. "nie".. zostawi i nie weźmie tego do siebie,
fajnie, gdy mu powiem "tak" i wysłucha.. i fajnie, jak nie weźmie do siebie, wysłucha..może coś doradzi a może porostu zmieni temat
fajnie, jeśli powiem "nie chcę o tym gadać".. to właśnie to.. zrozumie a nie szuka "podtekstu"
fajnie.. jeśli tego nie zrobi i weźmie do siebie
a super.. gdy wtedy ja.. nie czuję się tym zraniona |
powiem uczciwie Joasiu, tak czytam ten Twój post już kolejny raz i Cie nie rozumiem...
czy chciałas mi/nam cos przekazać? do podtekstu wszystko jasne, ale ostatnie dwie linijki...
szika - Wto 10 Gru, 2013 23:30
pietruszka napisał/a: | czasem nadwaga staje się kolejnym pancerzykiem obronnym, na przykład przed seksem, |
Pietruszko coś w tym jest, bo mniej więcej w podobnym czasie zaczęło się psuć...
szika - Wto 10 Gru, 2013 23:39
Psuć mam na myśli TE kontakty...
jesli to powiążę z moim "olśnieniem" z sierpnia tego roku, to dochodze do wniosku, że TE kontakty były dla mnie w dużej mierze autodestrukcyjne... zobaczyłam na własne oczy to, że przez ostatnie lata własnie przez TE "potrzeby" najbardziej się upokarzałam...
to własnie po TO lazłam do niego i przepraszałam, albo udawałam zimną, nieczułą, interesowną, że chodzi mi TYLKO O TO, a to była nieprawda...
szika - Śro 11 Gru, 2013 08:25
Jo-asia napisał/a: | zrozumienie..czyjeś
kiedyś tak go chciałam, potrzebowałam, myślałam.. że bez niego żyć nie mogę
dziś to już.. nie prawda |
zrozumienie...
nie wiem czy to ze mna jest coś nie tak, ale ja tak nie mam... jesli jestem zła to ZAWSZE zastanawiam sie zz jakiego powodu, co sie dzieje, co jest nie tak... czy czyjes zachowanie jest przekroczeniem moich granic czy to jakies moje fisie wewnetrzne?
tu pojawia się potrzeba granicy "moje - twoje"
jesli moje to mówię wyraźnie "jestem zła ale jeszcze nie wiem o co mi chodzi, ale to nie ma nic wspólnego z tobą" (jeśli ktos widzi moja złośc i pyta czy to z jego powodu)
jesli twoje to jest to sytuacja kiedy uwazam za konieczne postawienie granicy i poinformowanie drugiej osoby, że wkroczyła na mój teren...
na przykład szukam rano szczotki do włosów, moja córka ma swoją szczotkę, ale jak ja zawieruszy to co... to wiadomo gdzie jest mamy szczotka i bierze... jesli odłozy na miejsce to jest ok, ale jak gdzies moją zawieruszy też to już rano kicha... latam po domu, po wszystkich pomieszczeniach, chce sie uczesać, musze iśc, a nie mam czym
pojawia się złość, ale czy to o złośc chodzi? konkretna moja potrzeba - uczesać sie przed wyjsciem do pracy jest niezaspokojona...
wydaje mi się, że nie chodzi o to abym nadąsana chodziła przez tydzień po domu bo córka moją szczotkę zabiera, tłumacze jej, że chce aby moja szczotka zawsze wracała na swoje miejsce, że chce rano bez problemów móc się uczesać... a więc jak z tym zrozumieniem?
jesli ona uzna "e tam matka jak zawsze sie czepia" i nie weźmie moich uwag do siebie, nie zmieni swojego zachowania to sytuacje będa sie powtarzać, a ja sie porankami bede nadal wściekać... w tej sytuacji zrozumienie drugiej osoby nie jest czymś co fajnie jak jest i fajnie jak nie ma... nie wyobrażam sobie powiedziec sobie "a co tam, że ona nie rozumie, nic to" bo jak mam rano normalnie wyjśc do pracy?
Maciejka - Śro 11 Gru, 2013 08:33
Nie rozumiem tego szukania dziury w całym Miałam sytuacje z e swoją córka , połozyła gdzieś swój telefon i nie mogła go znaleźc ale wiadomo , ze mój zawsze w tym samym miejscu to wzięła i pusciła sygnał do siebie w celu znależieinia telefonu po czym odłozyła mój telefon w inne miejsce. Przypadkiem zobaczyłam swój telefon , ze lezy nie tam gdzie jego miejsce , poczułam złośc, córce powiedziałam;a czemu mój telefon tu lezy, córka- bo zapomniaąłm odłożyć go na miejsce. ja na to - nie mam nic przeciwko żebys uzyła mojego telefonu w celu znależienia swego ale wolałabym żebyś odkładał go na miejsce bo nie mogę go potem znaleźć . córka machnęłą głową i było po sprawie. Po co mam stgarać się zrozumieć jej postępowanie jak sytuacja tego nie wymaga. To cecha dda że mnie nikt nie rozumiaął , nie słuchał to ja mam obowiazek , przymus , któy sama sobie narzuciałam - rozumiec czy starać się rozumieć innych a stąd już krok do cytania w myślach i zgadywania po co , na co i dlaczego.
szika - Śro 11 Gru, 2013 08:35
inna sytuacja... mój eks kiedyś pożyczył mi coś... nie pamiętam co, powiedzmy że młotek... skorzystałam z młotka i położyłam gdzies w widocznym, wiadomym miejscu... mija jakiś czas przypominam sobie, że przeciez pożyczyłam młotek trzeba go oddać, ide tam gdzie położyłam - nie ma! szukam, rany gdzie ten młotek? szukam, całą chałupę przewalam do góry nogami młotka w domu nie ma... jakie uczucia? panika, co sie mogło stać z młotkiem? co ja teraz zrobie? jeszcze raz przeszukuję dom, piwnicę, samochód, młotka nie ma... kurde trzeba odkupić młotek w takim razie, bo zginął, córka nie używała nic nie wie...
zmartwiona mówię mojemu eks "słuchaj, nie wiem co się stało ale nie mam twojego młotka, ja ci go odkupię, naprawię tę szkodę" a ten jak gdyby nigdy nic mówi, że sam sobie wziął jak ja nie widziałam...
a ja wiadomo zła...
jesli nie powiem, że chce aby na drugi raz jak cokolwiek bierze z mojego domu mówił mi o tym to sytuacje będa się powtarzały, a ja będę szukała po domu rzeczy, które byłam pewna, że powinny w nim być... nadkontrola? alez nie! mój dom i mam prawo domagac się aby inni mówili mi co z domu wynoszą...
czy złośc w tej sytuacji jest potrzebna? oczywiście, że tak, jest adekwatna, informuje mnie, że ktoś przekroczył granice, ktoś wziął coś bez mojej wiedzy...
czy mam fochac się i nieważne czy on to zrozumie? tłumaczę i wyjasniam dlaczego tak sobie życze i tak chcę, tłumaczę, ze czuję sie odpowiedzialna za pożyczony młotek, a on dobrze jesli zrozumie, a niefajnie jeśli nie... jesli nie zrozumie to nie będę wiecej od niego nic pożyczać żeby nie przezywać jeszcze raz horroru z szukaniem młotka... jest jakies wyjście... ale czy to o to chodzi?
MILA50 - Śro 11 Gru, 2013 08:37
pietruszka napisał/a: | czasem je się z nudów, czasem ze stresu, czasem... z poczucia błogości |
ja podjadam słodycze wieczorem i w nocy....takie uczucie osamotnienia i "ból" z tego
wynikający zamieniam na błogą przyjemność....ach te pierniczki z marcepanem
szika - Śro 11 Gru, 2013 08:41
perełka napisał/a: | Nie rozumiem tego szukania dziury w całym |
Perełko rzeczywiście nie rozumiesz... gdy mówisz córce że chcesz aby Twój telefon lezał na swoim miejscu to oczekujesz zrozumienia, prawda? nie jest Ci wszystko jedno czy zrozumiała czy nie, dobrze myslę?
nie wiem dlaczego tak okreslasz moje pytania do Joasi... szukanie dziury w całym... to przykre, ja próbuję cos zrozumieć a Ty traktujesz to jako bezproduktywne działanie, jak bicie piany, ech,....
Maciejka - Śro 11 Gru, 2013 08:57
Nie szika ja inaczej myślę. szika napisał/a: |
Perełko rzeczywiście nie rozumiesz... gdy mówisz córce że chcesz aby Twój telefon lezał na swoim miejscu to oczekujesz zrozumienia, prawda? nie jest Ci wszystko jedno czy zrozumiała czy nie, dobrze myslę?
|
Nie nie oczekuję zrozumienia , oczekuję , ze będzie respektowała moje życzenie , prośbę. Zależy mi żebym wiedziała gdzie leżą moje rzeczy ale jednocześnie mam świadomośc, że córce moze to zająć trochę czasu i moga takie sytuacje się powtarzać jednak stosowanie techniki zdartej płyty do skutku takie sytuacje niweluje , rzadziej się one powtarzają. Nie oczekuję , ze nastepnym razem odłoży móją trzecz w miejsce , z którego ją wziełą i jestem przygotowana na powtórzenie mojej prośby życzenia. szika napisał/a: |
nie wiem dlaczego tak okreslasz moje pytania do Joasi... szukanie dziury w całym... to przykre, ja próbuję cos zrozumieć a Ty traktujesz to jako bezproduktywne działanie, jak bicie piany, ech,....
|
Dla mnie to jest szukanie dziury w całym ponieważ , nie wszystko rozumiem i nie mam takiego obowiazku, nie rozumiem postepowania innych ludzi i nie mam potrzeby żeby je rozumieć ani obowiazku do niczego nie jest mi to potrzebne. Owszem mówię innym ludziom czego sobnie zyczę, czego chcę i czego nie chcę , co mi przeszkadza a co cieszy , pasuje ale nie mam potrzeby rozumienia co nimi kieruje , co oni z tym zrobią. Nie oczekują , ze spełnią moje życzenai , prośby, mam świadomośc , ze nie każdy jest taki sam jak ja , tak samo myśli jak ja , tak samo przezywa jak ja , tak samo patrzy na świat jak ja ma taki sam system wartości jak ja i jeszcze o zgrozo może ma miec takie same zranienia jak ja . Każdy jest inny i ma inaczej a rozmowa, dialog jest po to żeby się porozumieć , zeby było łatwiej żyć i żeby było mniej konfliktów i niesnasek.
Twój partner być może nie wie zwyczajnie , ze jak coś weźmie to am ci o tym powiedzieć i to wystarczy jednak człowiek ma dobrą pamięć ale zazwyczaj krótką to być moze takie sytuacje będą sie powtarzać i potrzebna jest cierpliwość . Jednak jęsli takie sytuacje będą się powtarzać notorycznie to już rozważyć by trzeba było sytuację czy warto podjąc inne kroki np; nie pożycząc mu swoich rzeczy czy rzeczy pożyczonych i następnym razem powiedzieć nie, nie pożyczę ci. Rozumienie wcale nie jest tu potrzebne. ani oczekiwanie zrozumienia.
Maciejka - Śro 11 Gru, 2013 09:04
Twoje rozwalanie , dzielenia włosa na czworo powoduje , ze wpadasz w zamęt, chaos , bez przerwy zastanawiasz sie moze tak a może tak , może ja a może on . Nakecasz i zamotujesz we własnych myslach , twoich potrzebach, i zakłądasz , ze inni mają tak samo a prawda jest taka , ze każdy ma inaczej i to co dzieje się w tobie dzieje się wyłacznie w tobie inni nie mają z tym nic wspólnego. Czasami trzeba zatrzymać się , pomyśleć , przeanalizowac ale jeśli to jest reguła to czy na pewno to służy ci , lepiej ci z tym?
Maciejka - Śro 11 Gru, 2013 09:09
Nasunęła mi się uwaga. Takie myślenie powoduje , ze czujesz się nieszczęsliwa i to jest tak naprawdę twoja zasługa nikt ci tego nie robi sama sobie to robisz. Zmienisz myślenie poczujesz się szczęsliwsza i im mniej oczekiwan tym mnije rozczarowań mniej myslenia , dumania więcej działania.
Maciejka - Śro 11 Gru, 2013 10:44
Po Pierwsze Ludzie · Osób, które to lubią: 28.105
2 godz. temu ·
Mantra dla Obrażonych (należy powtarzać na głos do ustąpienia objawów)
"Jestem takim ważnym indorem, że nie mogę pozwolić, aby ktoś postępował zgodnie ze swoją naturą, jeżeli mi się to nie podoba. Jestem takim ważnym indorem, że jeśli ktokolwiek powiedział albo postąpił inaczej, niż się spodziewałem – ukarzę go swoją obrazą. O tak, niech dostrzeże, jak ważna jest moja obraza, niech spadnie ona na niego jako kara za jego zachowanie. Przecież jestem ważnym, bardzo ważnym indorem!
Nie cenię swojego życia.
Do tego stopnia nie cenię swojego życia, że nie jest mi żal tracić jego bezcenne minuty na pielęgnowanie urazy. Zrezygnuję z minuty radości, z minuty zabawy, z minuty śmiechu i oddam te minuty kultywowaniu własnej frustracji. Jest mi obojętne, że z tych minut złożą się godziny, z godzin – dni, z dni – tygodnie, z tygodni – miesiące, a z miesięcy – lata. Nie jest mi żal spędzić lata swojego życia w stanie obrazy – przecież moje życie nie jest wcale cenne.
Nie potrafię spojrzeć na siebie z dystansem.
Do tego stopnia nie potrafię spojrzeć na siebie z boku, ze nigdy nie zobaczę swoich ściągniętych brwi, nadąsanych warg, swojego zbolałego oblicza. Nigdy nie ujrzę, jak bardzo jestem śmieszny w tym stanie i nigdy nie roześmieję się z powodu swojej nieadekwatności. Nigdy. Przecież nie potrafię spojrzeć na siebie z dystansu.
Jestem bardzo urazowy.
Jestem tak bardzo urazowy, że muszę przez cały czas strzec swojego terytorium i reagować obrażaniem się na każdego, kto na nie wkroczył. Powieszę sobie na czole tabliczkę: „Uwaga! Zły pies!” i niech no tylko ktoś spróbuje jej nie zauważyć! Otoczę swoją urazowość wysokim murem i będę miał gdzieś, że przez te mury nie widzę, co dzieje się na zewnątrz – przynajmniej moja urazowość będzie bezpieczna. Przecież jest mi tak bardzo droga.
Zależę od innych.
Tak bardzo zależę od innych, że nie przegapię ani jednego spojrzenia, ani jednego słowa, ani jednego gestu. Będę stale obserwować innych, będę oceniać każde ich zachowanie w stosunku do mnie i jeśli zdecyduję, że nie jest ono właściwe, to natychmiast pokażę im, w jakim stopniu nie mają racji! Obrażę się, by ukryć, jak bardzo jestem zależny od innych.
Jestem niewolnikiem.
Jestem niewolnikiem słów i zachowań innych ludzi. To od nich – moich panów – zależy mój nastrój, moje uczucia, moja samoświadomość. To nie ja – to oni są za to odpowiedzialni. To nie ja – to oni są winni temu, co się ze mną dzieje. To nie ja – to oni powinni coś zrobić, żebym poczuł się lepiej. Tak, lubię być marionetką – przecież jestem niewolnikiem innych.
Zrobię z muchy słonia.
Wezmę tę na wpół zdechłą muchę i zareaguję na nią swoją obrazą. Nie napiszę w pamiętniku, jak piękny jest świat – napiszę, jak podle mnie potraktowano. Nie powiem przyjaciołom, jak bardzo ich kocham – poświęcę cały wieczór na opowiadanie o tym, jak bardzo mnie sponiewierano. Będę musiał wpompować w muchę tyle swoich i cudzych sił, by uczynić z niej słonia. Przecież muchę można łatwo przepędzić, a słonia – nie. Dlatego nadymam muchy do rozmiarów słoni.
Jestem ubogi.
Jestem na tyle ubogi, że nie mogę znaleźć w sobie okruchów wielkoduszności – by wybaczyć, okruchów autoironii – by się roześmiać, okruchów szczodrości – by nie zauważyć, okruchów mądrości – by się nie przyczepić, okruchów miłości – by przyjąć z pokorą. Ja po prostu nie mam tych okruchów, przecież jestem bardzo, bardzo ograniczony i ubogi.
Jestem nieszczęśliwy.
Jestem tak bardzo nieszczęśliwy, ze słowa i uczynki innych ludzi stale dotykają mojego nieszczęścia. Przecież jestem bardzo ważnym indorem, ale nie cenię swojego życia, nie potrafię spojrzeć na siebie z dystansem i kocham nadymać muchy, jestem bardzo urazowy, zależny od innych oraz ubogi. Nie obrażajcie mnie, tylko mi współczujcie. Bo jestem bardzo nieszczęśliwy". Osho
Z reguły pomaga już po piątym powtórzeniu… Na głos, Kochani, na głos
Mantra dla Obrażonych (należy powtarzać na głos do ustąpienia objawów)
"Jestem takim ważnym indorem, że nie mogę pozwolić, aby ktoś postępował zgodnie ze swoją naturą, jeżeli mi się to nie podoba. Jestem takim ważnym indorem, że jeśli ktokolwiek powiedział albo postąpił inaczej, niż się spodziewałem – ukarzę go swoją obrazą. O tak, niech dostrzeże, jak ważna jest moja obraza, niech spadnie ona na niego jako kara za jego zachowanie. Przecież jestem ważnym, bardzo ważnym indorem!
Nie cenię swojego życia.
Do tego stopnia nie cenię swojego życia, że nie jest mi żal tracić jego bezcenne minuty na pielęgnowanie urazy. Zrezygnuję z minuty radości, z minuty zabawy, z minuty śmiechu i oddam te minuty kultywowaniu własnej frustracji. Jest mi obojętne, że z tych minut złożą się godziny, z godzin – dni, z dni – tygodnie, z tygodni – miesiące, a z miesięcy – lata. Nie jest mi żal spędzić lata swojego życia w stanie obrazy – przecież moje życie nie jest wcale cenne.
Nie potrafię spojrzeć na siebie z dystansem.
Do tego stopnia nie potrafię spojrzeć na siebie z boku, ze nigdy nie zobaczę swoich ściągniętych brwi, nadąsanych warg, swojego zbolałego oblicza. Nigdy nie ujrzę, jak bardzo jestem śmieszny w tym stanie i nigdy nie roześmieję się z powodu swojej nieadekwatności. Nigdy. Przecież nie potrafię spojrzeć na siebie z dystansu.
Jestem bardzo urazowy.
Jestem tak bardzo urazowy, że muszę przez cały czas strzec swojego terytorium i reagować obrażaniem się na każdego, kto na nie wkroczył. Powieszę sobie na czole tabliczkę: „Uwaga! Zły pies!” i niech no tylko ktoś spróbuje jej nie zauważyć! Otoczę swoją urazowość wysokim murem i będę miał gdzieś, że przez te mury nie widzę, co dzieje się na zewnątrz – przynajmniej moja urazowość będzie bezpieczna. Przecież jest mi tak bardzo droga.
Zależę od innych.
Tak bardzo zależę od innych, że nie przegapię ani jednego spojrzenia, ani jednego słowa, ani jednego gestu. Będę stale obserwować innych, będę oceniać każde ich zachowanie w stosunku do mnie i jeśli zdecyduję, że nie jest ono właściwe, to natychmiast pokażę im, w jakim stopniu nie mają racji! Obrażę się, by ukryć, jak bardzo jestem zależny od innych.
Jestem niewolnikiem.
Jestem niewolnikiem słów i zachowań innych ludzi. To od nich – moich panów – zależy mój nastrój, moje uczucia, moja samoświadomość. To nie ja – to oni są za to odpowiedzialni. To nie ja – to oni są winni temu, co się ze mną dzieje. To nie ja – to oni powinni coś zrobić, żebym poczuł się lepiej. Tak, lubię być marionetką – przecież jestem niewolnikiem innych.
Zrobię z muchy słonia.
Wezmę tę na wpół zdechłą muchę i zareaguję na nią swoją obrazą. Nie napiszę w pamiętniku, jak piękny jest świat – napiszę, jak podle mnie potraktowano. Nie powiem przyjaciołom, jak bardzo ich kocham – poświęcę cały wieczór na opowiadanie o tym, jak bardzo mnie sponiewierano. Będę musiał wpompować w muchę tyle swoich i cudzych sił, by uczynić z niej słonia. Przecież muchę można łatwo przepędzić, a słonia – nie. Dlatego nadymam muchy do rozmiarów słoni.
Jestem ubogi.
Jestem na tyle ubogi, że nie mogę znaleźć w sobie okruchów wielkoduszności – by wybaczyć, okruchów autoironii – by się roześmiać, okruchów szczodrości – by nie zauważyć, okruchów mądrości – by się nie przyczepić, okruchów miłości – by przyjąć z pokorą. Ja po prostu nie mam tych okruchów, przecież jestem bardzo, bardzo ograniczony i ubogi.
Jestem nieszczęśliwy.
Jestem tak bardzo nieszczęśliwy, ze słowa i uczynki innych ludzi stale dotykają mojego nieszczęścia. Przecież jestem bardzo ważnym indorem, ale nie cenię swojego życia, nie potrafię spojrzeć na siebie z dystansem i kocham nadymać muchy, jestem bardzo urazowy, zależny od innych oraz ubogi. Nie obrażajcie mnie, tylko mi współczujcie. Bo jestem bardzo nieszczęśliwy". O
Po pierwsze ludzie - źródło .
Szika nie możesz wymagac kto ma pisac a tym temacie , jestes jego autorem ale nie właścicielem.
szika - Śro 11 Gru, 2013 11:19
perełka napisał/a: | Szika nie możesz wymagac kto ma pisac a tym temacie , jestes jego autorem ale nie właścicielem. |
??????
endriu - Śro 11 Gru, 2013 12:32
perełka napisał/a: | Szika nie możesz wymagac kto ma pisac a tym temacie , jestes jego autorem ale nie właścicielem |
szika - Śro 11 Gru, 2013 12:35
endriu, może Ty mnie oświecisz gdzie są wymagania o których wspomina Perełka?
ktoś tu ma jakies urojenia? ja?
endriu - Śro 11 Gru, 2013 13:48
zwracam honor, nie ma wymagań, to Perła się zagalopowała...
szika - Śro 11 Gru, 2013 16:17
Kolejny już raz przekonałam się o ogromnych korzyściach jakie daje takie forum. Oczywiście to nie real, a świat wirtualny, ale za monitorami przy klawiaturach są prawdziwi ludzie, a interakcje personalne tutaj wywołują prawdziwe emocje.
Nic się nie dzieje przypadkiem i wszystko jest potrzebne, każde zdarzenie, wpisy, słowa, emocje.
Powtórzę to co pisałam już, jeszcze ciagle gubię się w tym co jest agresją, a co nią nie jest, mam tendencje do umniejszania znaczenia agresji u innych i brania na siebie odpowiedzialności za ataki skierowane przeciwko mnie.
Dziś trafiłam na fajne stronki, które sprowadziły mnie na ziemię, ponownie na dobry tor.
http://psychologia.wieszj...lowa-rania.html
http://hipokrates2012.wor...slowna-przemoc/
i świetna stronka Niwińskiego
http://teta.ai/polska/kki/ele/
Teraz nie za bardzo mam czas na pisanie o wnioskach, ale być może zajmę się tym bliżej tutaj.
Jo-asia - Śro 11 Gru, 2013 20:34
szika napisał/a: |
nie wiem czy to ze mna jest coś nie tak, ale ja tak nie mam... |
na pewno.. na pewno wszystko z Tobą jest "tak"
szika napisał/a: | czy czyjes zachowanie jest przekroczeniem moich granic czy to jakies moje fisie wewnetrzne? |
ja, kiedyś też szukałam odpowiedzi.. tak jak Ty
co do szczotki i córki
ja bym poprosiła raz, i tak długo aż by miarka się przebrała i schowałabym szczotkę a ona niech sobie kupi swoją
bez jakichkolwiek tłumaczeń.. oczywiści na jej pytanie, gdybym miała ochotę, odpowiedziałabym
co do męża i młotka.. ucieszyłabym się, że jej nie zgubiłam a jeśli nie dałam mu zgody na chodzenie po moim domu.. hm, odebrałabym klucze lub zmieniłabym zamki
"fajnie, jak nie rozumie"
tylko wtedy.. gdy mnie to nie dotyka, jest fajnie
i wtedy nie ma opcji, że przekroczy moje granice
wtedy reaguję, i nie zastawiam się.. czy już przekroczył granicę czy jeszcze mogę mu pozwolić...
a nawet jeśli moja reakcja jest nieadekwatna...to mogę a nie muszę, pomóc mu zrozumieć.. dlaczego, tak zareagowałam
jednak same słowa, bez konkretnej reakcji i działania... nic nie znaczą
albo tylko bardzo mało.. i wtedy pozostaje "zdarta płyta"
Dziubas - Śro 11 Gru, 2013 21:29
Jo-asia napisał/a: | nie zastawiam się.. czy już przekroczył granicę czy jeszcze mogę mu pozwolić... |
Tak sobie pomyślałem, że jak zaczynam myśleć czy ktoś przekroczył granice, to są już one dawno przekroczone
szika - Śro 11 Gru, 2013 21:45
co do córki zdarta płyta tak, jestem zwolenniczką tej metody w postępowaniu z dziećmi, nawet dorosłymi, ale zdarta płyta z dorosłym mężczyzną - przekonałam się, nie ma racji bytu... dzieci czy młodzi ludzie się uczą, dorośli jak mój były już niestety nie... przykre to ale prawdziwe...
co do ukrywania szczotki to na dobra sprawę musiałabym swój pokój zamknąć na klucz, kiedyś nawet o tym myślałam, szczotka to jedna z wielu rzeczy, które wędrują po domu... cóż może to naiwne ale jeszcze wierzę, że tłumaczenie i wyrażanie oczekiwań metodą zdartej płyty jednak wpłynie na zachowania córki, że nie będe musiała we własnym domu zamykać swoich rzeczy na klucz... skoro ja potrafię nie brać czyjegoś to jest to do nauczenia się... ale zanim się tego nauczyłam, kiedyś dawno temu, to najpierw to zrozumiałam dlaczego tak a nie inaczej ktos chce... łatwiej mi było respektować oczekiwania drugiego człowieka...
co do młotka, to mój mąż nie wziąłby sam młotka, który by mi pożyczył... byłam z nim 20 lat i znam go na tyle, iż wiem to na pewno, na sto procent, że nic by nie wziął z mojego domu bez zapytania mnie czy poinformowania...
co do tego młotka chodziło oczywiście o partnera, z którym własnie się rozstaliśmy... mieszka dwa bloki ode mnie i dopóki byliśmy razem umowa była taka, że każde z nas ma swoje mieszkanie i w swoim domu każde ustala swoje zasady... nie doszliśmy do takiego etapu gdzie każde może robić w domu drugiego co chce...
wymienione klucze miały służyć temu, że gdy zaistniałaby jakaś potrzeba, aby jedno z nas weszło do domu drugiego pod nieobecność to żeby po te klucze nie jeździć, poniewaz obije pracujemy daleko od domu...
oczywiście że się ucieszyłam że młotek nie zginął, ale nie byłoby problemu gdyby mi powiedział, że go zabrał...
powiem tak: młotek to jeden z tysięcy dosłownie przykładów nie liczenia się z moimi uczuciami, moim czasem, ze mną...
uważam, że w moim oczekiwaniu nie było nic niestosownego, bo skąd mogłabym domyślić się, że on zabrał młotek? nawet jesli już wiem, że on tak może zrobić to i tak to nie rozwiązuje okazuje się sprawy... na potwierdzenie niech bedzie inny przykład, kiedy coś innego nie mogłam znaleźć, to był akurat łańcuszek, niewiele szukając zapytałam czy może brał go to się obraził o to pytanie, poczuł się bardzo urażony...
takie jest życie ze sprawcą przemocy, w ogóle nic nie jest przewidywalne..
a działanie o którym piszesz Joasiu jakie ja mogłam podjąć to zakończyć związek... to oczywiście wielki skrót, bo nie o młotek i łańcuszek poszło, a o setki tysiące codziennie, sukcesywnie mających miejsce takich drobnych i grubszych zdarzeń...
ja to już "przerabiałam", aby we wszystkim usprawiedliwiać mojego partnera w jego działaniach, racjonalizować, tłumaczyć przed samą sobą, że on na pewno chce dobrze i jest ok, że to moja wina że ja się muszę bronić przed jego zachowaniami, że to wytwór mojej wyobraźni i mój fiś ... o tym pisze Patricia Evans w swojej książce „Toksyczne słowa – słowna agresja w związkach”, której skróty są w powyższym linku...
To o czym piszesz Joasiu jest jak najbardziej na miejscu w związku z w miarę zdrowym człowiekiem, ale nie w związku ze sprawcą przemocy... akurat mnie taka postawa doprowadziła do skrajnego zamętu ...
co do zrozumienia... wydaje mi się, że pojęłam co chciałaś mi przekazać i dziękuję, że zechciałaś wyjaśnić moje wątpliwości...
szika - Śro 11 Gru, 2013 21:48
Dziubas napisał/a: | Tak sobie pomyślałem, że jak zaczynam myśleć czy ktoś przekroczył granice, to są już one dawno przekroczone |
dokładnie tak Dziubas
MILA to świetnie napisała ... ludzie najlepiej jak są szczęśliwi ze sobą bez dostosowywania się i zmieniania, to ma zagrać bez stawiania, podkreslania tych granic, ja to sobie tak wyobrażam... najlepiej jak sprawa granic w ogóle nie istnieje i nikt takiej potrzeby ustanawiania ich nie odczuwa, bo wzajemnie ludzie się tak poprostu szanują...
szika - Śro 11 Gru, 2013 22:14
dlaczego to takie wazne... ja się boję, boję się samej siebie, że nie daj Boże ponownie zracjonalizuję sobie jak kiedyś, odrzucę swoje uczucia i emocje jako chore, zlekceważę własna intuicję i zacznę znów prosić... czuję sie dokładnie tak jak wtedy gdy przestałam pić a moja trzeźwośc była jeszcze ciagle chorągiewką na wietrze... to za mało czasu jeszcze, za krótko, zanim okrzepnę w tej "trzeźwości" potrzebuję jeszcze czasu...
nie powiem sa nawroty, głody, dokładnie tak jak było z alkoholem na poczatku... ratuję się tym, że przypominam sobie mojego ostatniego "kaca", którego sobie wyznaczyłam sama jako ten do pamietania...
nie chce już tego, nie chce znowu wchodzić w te relację, nie chce już wracac do niego, nie chce ponownie odbijac sie od ściany z kolejnym guzem na poobijanej głowie...
chce zyć innym życiem, moim... ufać sobie, szanowac siebie, kochać siebie i umieć kochać drugiego czlowieka nie przez pryzmat strachu...
Joasiu ja Cie bardzo lubię i podziwiam, bardzo lubię Twoje posty i nie gniewaj się jesli moje wpisy przemawiają za tym, że odrzucam co piszesz... dla mnie to za wczesnie, jeszcze nie jestem na tyle "trzeźwa" jestem jeszcze na poczatku tej drogi...
Alkohol to rzecz, przedmiot, troche inaczej jest z czlowiekiem, choc emocje, mechanizmy te same... ale samo to, że to CZŁOWIEK wprowadza zamęt i usypia czujnośc na nawroty...
Dziękuję Kochani, nawet nie wiecie jak ja jestem wdzięczna za kazde dobre słowo...
Potrzebuję wsparcia a tu, w realu nie za bardzo mam do kogo sie zwrócić...
Mam nadzieje że dam radę... przy Waszej pomocy na pewno..
szika - Śro 11 Gru, 2013 22:24
Dziubas napisał/a: | szika, to o czym jest ten temat? o stawianiu granic,czy o ich nie stawianiu?
bom się pogubił |
wygaszony więc chyba jednak humorystycznie
uwierz mi Dziubas, że ja sama się gubię...
krótko: rano napisałam o stawianiu granicy moje - twoje...
co jest moim fisiem, a co jest czyimś działaniem naruszającycm moje granice...
Asia pisze juz o wyższym poziomie duchowym, gdzie u człowieka zanika potrzeba stawiania granic i jednoczenia się, scalania nie tylko z samym sobą ale również z całym światem... (dobrze Asiu zrozumiałam?)
ale ja chyba mam jeszcze za dużo "alkoholu" we krwi... za szybko to dla mnie... jeszcze krąży mi w żyłach i teraz potrzebuję bardziej przyziemnych, niższych duchowo metod radzenia sobie ze swoją autodestrukcją... tak mi się wydaje że tak jest...
Jo-asia - Śro 11 Gru, 2013 22:46
szika napisał/a: | Joasiu (..) nie gniewaj się |
nawet mi to do głowy nie przyszło
wreszcie słyszę zdecydowanie.. w Twoim pisaniu o sobie
wiesz czego nie chcesz i co Ci "szkodzi"
MILA50 - Czw 12 Gru, 2013 08:51
szika napisał/a: | Nikt nie musi się do mnie dostosowywać...mamy się zgrać tacy jacy jesteśmy. |
czyli-nie narzucam zmian na podwórku partnera,nie wymuszam ich jako warunek związku.
Zmień się a będzie ok...dla mnie
Zgranie się to uważność wzajemna na partnera i jego podwórko,szanowanie jego granic i własnych także.
Zmiany jak najbardziej są pożądane ale tylko takie,które są następstwem własnych wyborów i decyzji partnerów a nie pod naciskiem,wymuszaniem,stawianiem warunków.
Rozwój w związku pozwala na rezygnację,zmianę-kosmetykę-po to aby się zgrać-coś porzucę a coś nowego przyjmę....dla tzw.wspólnego dobra...to jednak nadal są moje wybory..
Mościmy się oboje w gniazdku,zachowując to co "nasze-to podstawowe" i wzajemna chęć tworzenia "wspólnego"nie wymaga porzucenia własnych granic.
ot taka teraz moja "nowoczesna wizja".teoretyczna jak dotąd....
mnie trudno było zaakceptować partnera z jego podwórkiem...chciałam tam porobić porządki,poustawiać wg.mojego planu.....to jest przekraczanie granic partnera...
szika - Czw 12 Gru, 2013 09:46
MILA50 napisał/a: | ot taka teraz moja "nowoczesna wizja".teoretyczna jak dotąd.... |
MILA dzięki za to co napisałaś...
wcześniej latami chciałam przeforsować własnie taką, niestety również teoretyczną wizję związku... wydawało mi się, że jak wytłumaczę mojemu partnerowi jakie z tego będa korzyści, jak dobrze nam się będzie żyło, to on to zrozumie, doceni i sam zechce tak własnie budować związek..
to co napisałaś, ja rysowałam na kartkach, kółeczka, zamalowane pola...
na tych niewielu sesjach dla pary terapeuta również o tym mówił...
na nic to się nie zdało...
u nas było tak, że mój partner nie dopuszczał mnie praktycznie nigdzie, ale bardzo mocno wchodził na moje...
ja praktycznie nie miałam swojego świata, musiałam się spowiadać ze wszystkiego co miałam w planie zrobić, bo jak nie powiedziałam wcześniej to było, że okłamuję go, a czemu nie powiedziałaś... właściwie wszystkie ważniejsze decyzje należało z nim konsultować, również dotyczące kontaktów z innymi ludźmi... osoba, z która chciałam się spotykać musiała uzyskać "akceptację"...
Waldi nie śmiej się, czasem walczyłam jak lwica o możliwość pójścia na kawę z kimś z AA ...
Pamiętam kiedyś na innej terapii DDA, w innym mieście, tam gdzie terapka rozłozyła już w końcu ręce i odesłała na terapię dla par, dostałam zadanie terapeutyczne: miałam pojechać gdzieś, gdzie lubię, bez partnera, z kimś innym, albo sama, zdecydowałam wtedy jechać w Tatry z synem....
ukrywałam ten fakt przed menem, w zasadzie i tak czekaliśmy z synem na pogodę żeby jechać, ale jak już zapadła decyzja, że jedziemy w ten weekend to się zaczęło... tak mnie maglował, obiecywał, a cuda na kiju, że pojechał z nami... miał żal... w ogóle nie chciał dopuścić tego, że to miało być terapeutyczne dla mnie, bardzo narzekał na tę terapeutkę, że co ona wymyśliła? że on tego kompletnie nie rozumie, że jak tak można? że to nie w porządku!
szika - Pon 16 Gru, 2013 13:11
Fascynuję sie trójkątem dramatycznym Karpmana, to niesamowite jak powszechne są zachowania ludzkie według reguł tegoż.
Wybawiciel - prześladowca - ofiara.
Szukam tych zachowań u siebie i wyciągam wnioski. Wydaje mi sie, że już w dośc duzym stopniu udaje mi się, mniej lub bardziej świadomie, wychodzic z tego zaklętego kręgu.
szika - Śro 18 Gru, 2013 23:48
http://www.analizatransak...forrest-2007/23
wklejam linka dla chętnych...
dowiedziałam się pewnej bardzo waznej rzeczy, która wiele moich wątpliwości wyjasnia...
ruch po trójkącie Karpmana w miare już zrozumiałam wczesniej, na intuicję wiele z tych rzeczy sama wywnioskowałam z własnych obserwacji już dużo wczesniej i okazuje się że w dobrym kierunku to szło ale nie ogarniałam całości...
zasadniacza sprawa dla mnie to to, że wszelkie dysfunkcje mają swoje tzw pozycje wyjściowe... czyli osoby współuzaleznione przyjmują jedną z postaw z trójkąta jako dominującą... jednakże każda z ról i tak prowadzi do roli ofiary... wyjasnia to dlaczego jedni sa agresorami, inni osobami uległymi i dostosowującymi się, jeszcze inni to wieczni nieudacznicy w niemocy...
współuzaleznieni z tych trzech pozycji - wybawcy, prześladowcy i ofiary sa sobie wzajemnie potrzebni do wypełniania owych ról "startowych" dlatego agresor przykładowo przyciąga wybawcę lub ofiarę itd...
brakuje mi Stasia On sie świetnie orientował w temacie, a ja nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę gdy jeszcze miałam możliwość
szika - Śro 18 Gru, 2013 23:57
moją rolą startową jest (była?) rola wybawcy... teraz to bardzo dobrze widzę..
na ostatniej sesji przyglądałyśmy sie temu bliżej...
mój ruch po trójkącie polegał najintensywniej pomiędzy wybawcą a ofiarą, przesladowcą owszem byłam kiedyś bardzo agresywnym, obecnie raczej rolę tę odgrywałam we własnych myslach... mam na mysli związek z eks...
w małżeństwie nieco inaczej, wszystkie role bardzo silnie sie u mnie zaznaczały...
rozmawiałyśmy równiez o alkoholizmie kobiet i moja terapeutka potwierdziła moje przypuszczenia, że bardzo duzo kobiet uzaleznionych najpierw przezywa koszmar współuzaleznienia, a poniewaz nie sa w stanie poradzic sobie z silnym bólem, sięgają po środki odurzające... tak było ze mną... można się rozpić ze współuzaleznienia... kiedy wybawianie innych, jak równiez prześladowanie, nadkontrola, stałe poczucie bycia ofiarą "złego świata" i innych ludzi... kiedy staje się to nie do wytrzymania sięgamy po alkohol, narkotyki... w moim przypadku dokładnie tak było...
szika - Czw 19 Gru, 2013 00:07
mój partner z kolei (nie przypadkiem takiego wybrałam) mocno oscylował pomiędzy Przesladowcą (rola startowa) a wybawcą... niby wydawał mi się zawsze taki silny i nieprzejednany to jednak gdzies głębiej postrzegałam go jako ofiarę... zaglądając głębiej w siebie odkryłam, że pomimo całego lęku jaki czułam przed nim, tak na prawdę gardziłam jego słabościami, a najbardziej tymi do których nigdy sie nie przyznawał... w tym dostrzegam swoją role prześladowcy... wkurzałam się na niego w myslach "no weź się chłopie w garść i dorośnij" by za chwilę zobaczyć pole do popisu dla siebie jako Wybawcy "ja ci pomogę, ja cie nauczę, ja ci wytłumaczę, ja cie zmienie"... sfrustrowana brakiem efektów stawałam sie ofiarą "no tak, ja sie tak męczę, tyle dla ciebie robie, a ty dalej nic, dalej jak ten głąb jeden" czyli? z powrotem do pozycji przesladowcy... itd ...
ten taniec trwał latami...
szika - Czw 19 Gru, 2013 01:25
Ten cytat to jedna z ważniejszych informacji dla mnie... i zarazem odpowiedź na ogromnie nurtujące mnie pytanie...
Jak na ironię, dla każdej z ról wyjście z trójkąta wiedzie przez pozycję prześladowcy. Spowodowane jest to faktem, że w momencie kiedy decydujemy się z niego wyjść, często jesteśmy postrzegani przez tych którzy w nim pozostali jako prześladowcy. Kiedy już zdecydujemy się wziąć odpowiedzialność za nas samych i wyznać naszą prawdę, ci którzy wciąż pozostają w trójkącie prawdopodobnie oskarżą nas o prześladowanie ich. Ofiara może powiedzieć "Jak śmiesz odmawiać mi pomocy". "Jakim cudem nie potrzebujesz mojej pomocy?" może stwierdzić z wściekłością główny wybawca w momencie kiedy ofiara decyduje się być odpowiedzialna. Innymi słowy, w celu ucieczki przed wściekłością ofiary musimy być postrzegani jako "ci źli". Nie gwarantuje to ucieczki, ale musimy chętnie odczuwać dyskomfort bycia postrzeganymi w ten sposób.
szika - Czw 19 Gru, 2013 01:34
Kluczowa sprawa:
Kiedy jesteśmy gotowi być odpowiedzialnymi, zaczynamy od poukładania naszych szczerych motywów oraz uczuć odnoszących się do naszej obecnej sytuacji. Zaczynamy z chęcią doświadczać niekomfortowych doznań oraz pozwalać innym czuć podobnie bez wybawiania ich. Jeśli twoi bliscy lub współpracownik są również chętni do uczestnictwa w tym procesie samorealizacji, zdrowsze interakcje mogą być doskonalone razem, tym samym zmniejszając uczucie winy oraz wstydu. Jednakże, jeśli my jesteśmy gotowi na wyjście a inni nie, wtedy możliwe, że będziemy musieli wyznaczyć niepodważalne granice lub nawet odejść. Ponownie, naraża nas to na ryzyko bycia uważanymi za prześladowców.
czyli krótko (w mojej ocenie obecny mój stan)
nie chcesz pomocy? to nie!
wczesniej przekonywałabym, uzasadniałabym że słusznie doradzam itd...
jak również mam gotowość i świadomość, że jeśli czyjejś "pomocy" nie zechcę to będę potępiona...
Jo-asia - Czw 19 Gru, 2013 10:08
szika napisał/a: | Ten cytat |
dzięki, że go wkleiłaś
mam znowu potwierdzenie naukowe.. mojej "wiary"
szika - Czw 19 Gru, 2013 10:52
witaj Asiu, cieszę się, że napisałaś
ja podobnie chyba jak Ty odnajduję w naukowych teoriach to, co czuję intuicyjnie
co do oceny innych ludzi... wydaje mi sie, że stanem końcowym, celem wyjścia z trójkata, ze współuzaleznienia jest postawa nieoceniająca... jednakże aby wyjść z trójkątów dramatycznych najpierw trzeba odróżnić kiedy jesteśmy zapraszani do dramatu, do odgrywania ról, po to nam to potrzebne aby wiedzieć kiedy się wycofać... tak mi się wydaje, że rozróżnianie ról jakie odgrywają inni pomaga mi zobaczyć na ile ja jeszcze daję się wciągać przez innych lub przez samą siebie w trójkąt...
na intuicje czuję, że taka ma być moja droga do wyzdrowienia...
stąd potrzeba zobaczenia kto jest wybawcą, kto prześladowcą a kto ofiarą i gdzie ja w tym jestem? czy w trójkącie czy juz poza nim?
i tak przykładowo:
moja matka - typowa ofiara - oskarża mnie o nieczułość, że nie dbam o nią, że ja porzuciłam... to wcale nie jest łatwe zmierzyć się z przypisaną rolą prześladowcy, którym - dbając o siebie - nie jestem...
partner - prześladowca - obwinia mnie o wszystko i oskarża, robiąc tym samym z siebie ofiarę, nie biorąc za nic odpowiedzialności, czyli również jestem ta zła...
takich przykładów mogę mnożyć więcej...
jedynie co to jeszcze trudno mi wyobrazic sobie jak miałabym CHĘTNIE odczuwac dyskomfort związany z przypisywana mi rolą przesladowcy
Jo-asia - Czw 19 Gru, 2013 11:31
szika napisał/a: | jak miałabym CHĘTNIE odczuwac dyskomfort związany z przypisywana mi rolą przesladowcy |
powiem tylko tyle... za***iste uczucie
MILA50 - Czw 19 Gru, 2013 12:55
szika napisał/a: | ja jeszcze daję się wciągać przez innych lub przez samą siebie w trójkąt |
ja nie mam wątpliwości,że to mój schemat zachowań i potrzeb mną kierował przy wyborze partnera i potrzeba przechodzenia przez te role była głównym motorem...
szczerość do bólu z samą sobą,koncentracja i ta uważność,zobaczenie jakoś z boku siebie i swojego postępowania daje szansę na zmiany....
szika - Czw 19 Gru, 2013 13:06
MILA50, a jak poradziłaś sobie z tymi wszystkimi oskarżeniami? nie wiem jak u Ciebie, ale te oskarżenia spadają na mnie ze wszystkich stron...
np. wczoraj rozmowa z córką o szacunku dla jej przyszłych tesciów, o wigilii...
moja córka z wyrzutem powiedziała mi "ty sie wypięłaś na bacie"...
znaczyło to tyle samo co "nie mów mi jak mam szanować ciebie lub tesciów skoro sama porzuciłaś swoja matkę"
przykro mi sie zrobiło (ofiara), zaczęłam jej tłumaczyć że babcia sama tak wybrała a ja mam dośc wybawiania jej z wiecznych opresji i słuchania ciągle jednego i tego samego.... nie wiem czy tu zachowałam sie jak przesladowca?
MILA50 - Czw 19 Gru, 2013 13:16
szika napisał/a: | jak poradziłaś sobie z tymi wszystkimi oskarżeniami? |
no cóż....wychodzenie z zakłamania nie jest bezbolesne ale i nie powala bólem jeśli
celem jest ta "naprawa"siebie i relacji....na terapii uzal. rozpoczęłam tę pracę i nadal trwa.
Nienawidzę zakłamania i obłudy-zaczęłam u siebie....wszystko co "moje" na swoją"klateczkę"
przyjęłam i zmieniam przy pomocy tej właśnie uważności na siebie.
Byłam wybawcą przede wszystkim ale wiem już w jakim celu....to zlikwidowałam ,no może nie całkowicie ale wciąż mam to na tapecie.
Jo-asia - Czw 19 Gru, 2013 13:26
to powiedziała córka
szika napisał/a: | "ty sie wypięłaś na bacie"... |
Ty zinpretowałaś
szika napisał/a: | z wyrzutem |
to usłyszałaś, potem Ty
szika napisał/a: | "nie mów mi jak mam szanować ciebie lub tesciów skoro sama porzuciłaś swoja matkę" |
trójkąt trwa
córka zrzuciła odpowiedzialność na Ciebie a Ty ją przyjęłąś
szika - Czw 19 Gru, 2013 13:36
Jo-asia,
Kochani własnie tego potrzebuję... pokazywac mi to czego nie mogę jeszcze sama za dobrze zobaczyć... Joasiu jakie to oczywiste
Mila ja mam podobnie jak Ty z kłamstwem... zawsze sie nim brzydziłam, teraz może to nie jest już obrzydzenie ale oburzenie, zwłaszcza jeśli zakłamują osoby, które bardzo by chciały "pomagać"...
przede wszystkim prawda o samej sobie przed sama sobą, myślę, że stąd to moje takie szukanie, skoro całe życie żyłam w rozdwojeniu i iluzjach... to nie jest łatwe z tego wyjść...
co do córki ja wyjasniłam swoje stanowisko a córka całkiem spokojnie wysłuchała, może rzeczywiście to ja sie od razu wczułam w role ofiary i wzięlam to jako zarzut... potem nadal rozmawiałyśmy o tym szacunku dla rodziców już całkiem normalnie...
Dziubas - Czw 19 Gru, 2013 16:51
szika napisał/a: | córka z wyrzutem powiedziała mi "ty sie wypięłaś na bacie"...
znaczyło to tyle samo co "nie mów mi jak mam szanować ciebie lub tesciów skoro sama porzuciłaś swoja matkę" |
hmmm.. jak pewność w tej interpretacji
A nie znaczyło przez przypadek "zjadła bym sałatkę z ananasem"?
Nawet jeżeli ta Twoja interpretacja jest celna,to Twoja córka miałaby prawo do takiego zdania "nie mów mi jak mam szanować ciebie lub tesciów" bez tego drugiego członu
szika - Czw 19 Gru, 2013 21:14
Dziubas, nie jest wydaje mi się takie istotne jakie były intencje córki, ale to jak ja sie wkręcam w trójkąt - niestety ciągle jeszcze... celem było ćwiczenie analizy wybranej sytuacji i otrzymanie informacji zwrotnych od Was za co wielkie dzięki
szika - Pią 20 Gru, 2013 07:44
Trochę bardziej zagłębiłam się w tematykę i oto czego się dowiedziałam.
Ruch w obrębie trójkata Karpmana odbywa się według pewnych zbadanych reguł.
Eric Berne zbadał to zjawisko i zebrał swoje badania w tzw. teorii gier.
Na bazie tej teorii (i praktycznych, klinicznych badań) powstała Analiza Transakcyjna, jak się okazuje - jedna z metod terapeutycznych pomocna przy wychodzeniu z trójkąta lub inaczej - z gier.
W necie jest masa informacji na ten temat, literatura proponuje wiele pozycji.
Znalazłam odpowiedź na moje pytanie, jak i potwierdzenie, że potrzebne jest zobaczenie kto w relacjach międzyludzkich, w komunikacji, gra w gry (tkwi w trójkącie). Posłuże się definicjami Lynne Forrest:
Po pierwsze: kiedy daną osobą targają negatywne emocje – złość, strach, niepokój, wstyd – będące zazwyczaj efektem negatywnych, automatycznych myśli, często nieadekwatnych do rzeczywistości.
Po drugie: kiedy dana osoba jęczy, narzeka na swoje życie: życie jest nie fair, to nie powinno być tak.
Po trzecie: kiedy ktoś osądza i wydaje wyroki na innych ludzi.
Po czwarte: gdy ktoś często powtarza: nie dam rady, to przez niego, ja mu pokażę.
Po piąte: gdy w czyimś życiu nieustannie panuje chaos, toczy się melodramat, nie ma chwili spokoju.
Także po szóste: gdy ktoś ma potrzebę ciągłego porównywania się z innymi ludźmi – jestem lepszy, jestem gorszy niż…
Po siódme: gdy ktoś obwinia innych za to, że coś się nie udało, myśli o ludziach i o sobie w kategoriach: dobry, zły, właściwy, niewłaściwy.
I po ósme: gdy ktoś zbyt poważnie podchodzi do życia, nie stać go na spontaniczność, ciągle jest napięty i wręcz drażni go czyjaś radość.
Szerzej o tym:
http://maria-dora.blog.on...znym-trojkacie/
szika - Pią 20 Gru, 2013 07:51
Uświadomienie sobie tego, że toczy się gra psychologiczna, jest czynnikiem niezbędnym do jej przerwania.
Idąc dalej trzeba dodać, że Analiza Transakcyjna w skrócie AT ma pomagać w zrozumieniu z jakiego poziomu człowiek wchodzi w komunikację z drugim człowiekiem: ofiary, przesladowcy czy dorosłego, ale też mówi o tym, że nieświadomie sięgamy po te częsci nas samych jak Dorosły, Rodzic i Dziecko.
szika - Pią 20 Gru, 2013 07:53
Jesteśmy OK
Aby przerwać grę, zrezygnować ze szkodliwego skryptu życiowego i żyć własnym życiem, można nauczyć się zdobywać głaski, współpracując z innymi ludźmi i biorąc odpowiedzialność za swoje życie. Pomaga w tym postawa, którą streścić można w jednym zdaniu – ja jestem OK i ty jesteś OK.
By zrozumieć samemu, że się gra, warto zrozumieć coś istotnego na temat ludzkiego umysłu. Można to ująć, jak proponuje Lynne Forrest, w formie reguły: Myślimy myśl. Jeśli zaakceptujemy tę myśl jako prawdziwą, staje się przekonaniem. Zachowujemy się więc adekwatnie do niego. W ten sposób udowadniamy sobie, że mamy rację.
Konstytuowanie siebie samych poprzez realizowanie własnych przekonań – choćby najbardziej negatywnych czy nieprzemyślanych – to proces, który możemy sobie uświadomić i którym możemy sterować.
A to oznacza koniec gry.
http://www.rp.pl/artykul/538992.html?p=2
szika - Pią 20 Gru, 2013 08:14
Definicje Dorosłego, Rodzica i Dziecka zawarte w AT, a właściwie dotarcie do nich sprowadziły mnie ponownie do tego samego punktu, w którym przerwałam moją, wtedy jeszcze bardzo chaotyczną, pracę w dziale DDA.
Teraz nie cytuje, spróbuję swoimi słowami napisac jak rozumiem te cześci nas w oparciu o teorie AT.
Rodzic - postawa oceniająca, prezentująca normy społeczne, przekonania jak powinno być. Często Rodzic poucza, upomina, odwołuje się do Dziecka drugiej osoby.
Dorosły - realistyczne, racjonalne podejście do rzeczywistości, bez emocji, na podstawie faktów, postawa najbliższa prawdzie.
Dziecko - nasze emocje i uczucia, świadome i podświadome (te opisuje Pawlikowska jako kody podświadomości) a także przekonania nabyte w dzieciństwie, np przekonanie, że jestem gorsza/lepsza od innych, że jestem ważna/nieważna, czyli to co wpoili nam rodzice.
Mysza - Pią 20 Gru, 2013 11:16
szika napisał/a: | By zrozumieć samemu, że się gra, warto zrozumieć coś istotnego na temat ludzkiego umysłu. Można to ująć, jak proponuje Lynne Forrest, w formie reguły: Myślimy myśl. Jeśli zaakceptujemy tę myśl jako prawdziwą, staje się przekonaniem. Zachowujemy się więc adekwatnie do niego. W ten sposób udowadniamy sobie, że mamy rację. |
Sztuką jest i niemałym wysiłkiem pamiętać, że MYŚLIMY MYŚL...
dzięki szika
szika - Pią 20 Gru, 2013 13:54
Mysza, cieszę się, że mi również towarzyszysz w mojej wędrówce do samej siebie
tak sobie pomyślałam, że może warto byłoby dokładniej przyjrzeć się rolom z jakich wyszły komunikaty od mojej córki i ode mnie w sytuacji z teściami i jak dokładniej zadziałał trójkąt i czy w ogóle...
bo jeśli przyjąć, że moja córka wysłała informację jako Rodzic (oceniającą przez użycie słowa "wypięłaś się") a ja odpowiedziałam komunikatem z pozycji Dorosłego (odwołanie się do faktów, racjonalne wyjaśnienie) to w zasadzie komunikacja spełniła swoją rolę i można ją uznać za satysfakcjonującą... niekoniecznie rozmowa była destrukcyjna dla którejś z nas... zatem nieśmiało pozwolę sobie na wniosek że nie dałam się tu w trójkąt wciągnąć...
miałoby to miejsce gdybym zaczęła narzekać na babcię, użalać się ile to ona krzywdy mi zrobiła to ustawiłabym się w pozycji Dziecka czyli inaczej Ofiary...
to tak luźno na razie myślę, więc nie krzyczcie od razu na mnie
moja watpliwośc dotyczyła tego, czy ja mówiąc córce o tym, że wyszłam z trójkąta w relacji z matką (oczywiście innymi słowami) to czy byłam przesladowcą, a jesli tak to jak byłoby zdrowiej zachować się...
Jo-asia - Pią 20 Gru, 2013 20:31
szika napisał/a: | moja watpliwośc dotyczyła tego, czy ja mówiąc córce o tym, że wyszłam z trójkąta w relacji z matką |
tu, trudno dać mi odpowiedź jednoznaczną
nawet jeśli była to rola.. prześladowcy, to chyba było..że dobrze?
bo to pozwala wyjść z trójkąta?
po tym tekście
szika napisał/a: | co do córki ja wyjasniłam swoje stanowisko a córka całkiem spokojnie wysłuchała, może rzeczywiście to ja sie od razu wczułam w role ofiary i wzięlam to jako zarzut... potem nadal rozmawiałyśmy o tym szacunku dla rodziców już całkiem normalnie... |
byłam pewna, że wyszłaś z niego
szika - Sob 21 Gru, 2013 08:35
Według Berna wszyscy ludzie graja w gry psychologiczne. Istnieją gry konstruktywne, w które grają szczęśliwi ludzie, gry dające przyjemność, również gry terapeutyczne, pamietam kiedys nasza terapka na warsztatach cos dla nas przygotowała z tych gier, ale na teraz nie pamietam już co.
AT (analiza transakcyjna) zajmuje się przede wszystkim tymi destrukcyjnymi, głownie z obrębu trójkąta dramatycznego, dającymi ludziom najwięcej cierpienia.
Skomplikowane to, próbuję czytać "W co graja ludzie" Berna, ale mam fatalną kopię, bez grafiki i niewiele rozumiem.
szika - Sob 21 Gru, 2013 08:43
Jo-asia napisał/a: | nawet jeśli była to rola.. prześladowcy, to chyba było..że dobrze?
bo to pozwala wyjść z trójkąta? |
to chyba chodzi o to jak JA sie czuje w danej sytuacji i co ze mna się dzieje... to, że inni stawiają mnie na pozycji prześladowcy to ich sprawa i problem, jesli miałabym uwzględniać uczucia tych, którzy w trójkącie chcą grac nadal to musiałabym wejść w role wybawiciela a właśnie tego nie chcę...
zatem ten mój obraz jako prześladowcy jakby zostaje poza mną - w trójkącie... tak mi się wydaje...
inna natomiast sprawą - chyba bardziej to wyczuwam niż wiem - może być lęk mojej córki... poprzez ten "zarzut" możliwe, że wyrażała swoje obawy o babcię, strach, lęk... wiem, że martwi sie o nią i na swój sposób babcię kocha, tyle, że ona juz dawno wyszła z trójkąta z moją matką, nie daje sie od dawna w nic wciągać a i na mnie nieraz się złościła, że pomagam matce...
szika - Pon 23 Gru, 2013 22:47
Może nie za bardzo to związane z tematem, ale sie podziele moją wielką frajdą
Kupiłam wnuczce na gwaizdkę autko - mała chłodnia na lody - zabawkę, jeździ do przodu, do tyłu, skręcywa na boki i wydaje różniste dżwięki: kręci rozusznikiem, hamuje z piskiem opon, pikają mu kierunkowskazy, wsteczny ... no mówię Wam nie mogę się nabawić tą zabawką
stara baba a puszczam sobie po podłodze i cieszę się jak dziecko śmieję się w głos, no tak mi się dusza raduje, że nie umiem opisać
jednak to prawda, że dorośli to kupując dzieciom zabawki kupują je sobie
szika - Śro 25 Gru, 2013 10:44
świateczne nastroje, refleksje na forum, w tv, na fejsie... to ja też coś napiszę....
ja wrzuciłam na luz - tak inaczej...
to pierwsze takie moje święta, pierwsze w zyciu...
po raz pierwszy moja wnusia sama wyjmowała prezenty spod choinki, wywlekała, wyciagała z torebek wszystkie jej i nasze
i to była ta chwila, na która tak czekałam, tę chwile będe pamiętac na zawsze, bo była szczególna...
to taka chwila gdy wiedziałam, że dobrze zrobiłam, że nigdzie nie wyjechałam, że umęczyłam się przygotowyjąc wigilię, to taka chwila gdy zapomniałam o wszelkim bólu fizycznym, krótko WIELKA RADOŚĆ...
dostała sanki od córki i zięcia - czegóż ona z tymi sankami nie wyprawiała przez cały wieczór poduszki kładła, siadała, ciągnęła za sznurek, suwała po mieszkaniu ... zapomniałam o jedzeniu, czy ktos chce kawę czy nie, w ogóle czy komuś cokolwiek trzeba, ja widziałam ją i jej beztroske, skupienie na twarzy, spontaniczność i pomysłowość ona uczy się świata i wszystkiego co ja otacza i jest przy tym rozkoszna...
moje dzieci takie eleganckie, koszule, krawaty, dziewczyny śliczne, ja też ubrałam odswiętna sukienkę, ktorej nie lubiłam kiedyś a wczoraj ładnie mi w niej było:)
ja w ogóle nie jestem sukienkowa, a tym razem coś mi odbiło
pierwsze święta w dorosłym życiu sama - bez mężczyzny...
czytając dziś watek Iwonki uświadomiłam sobie jak wyglądały moje poprzednie święta z nim...
stała obawa, obserwowanie, napięcie, antenki nastawione na jego czestotliwość, na minę, spojrzenie, które mówiło bardzo dużo i nic... jak on czy juz jest zły czy jeszcze nie, sprawdzanie, słuchanie tonu głosu... a wczoraj? odpłynęłam podczas kolacji dzięki mojej Wnusi, jej niebieskim oczkom, usmiechowi na twarzy, jej radości
spokój...
potem dzieci powyjeżdżały i jestem sama... do późnej nocy robiłam jeszcze gołąbki, nie dałam rady wczesniej, właczyłam sobie spokojną świąteczna muzykę i zostałam sama ze sobą... i dobrze mi było...
wkręcała mi sie jakas bezsensowna nadzieja, że może chociaz dostane sms z zyczeniami świątecznymi... wyobrazałam sobie jak czytam... i... czy ja tak naprawde tego bym chciała? dopadł mnie jakis smutek, zawiedzione nadzieje, marzenia, mielismy jeszcze tyle rzeczy zrobic razem... a teraz inaczej będę planowac, marzyć...
i chwyciłam sie tych marzeń... Śnieżka wejde na nią! zimą! nie odpuszcze!
nawet jeśli całkiem sama bo nikt nie będzie chciał iśc ze mną, ale pójdę! głęboko wierzę w Asie, że nie wymięknie i pójdziemy choćby tylko we dwie
i minał cały smutek, żal...
potem obejrzałam vabank i zasnęłam.... nie pamiętam kiedy ostatni raz spałam do dziewiątej wiem - z nim tak mi sie udało ostatni raz pospać... a tu prosze w święta sen jak złoto
pozdrawiam wszystkich i życze spokojnych i radosnych... sobie tez...
jutro znów goście:) córka zaprosiła ojca, no i dobrze, skoro chce, nie mam nic przeciwko
Jo-asia - Śro 25 Gru, 2013 12:01
szika napisał/a: | uświadomiłam sobie jak wyglądały moje poprzednie święta z nim... |
skąd ja to znam
ja się cieszę, że po mimo.. że nadal z nim.. radary wyłączone
choć była taka chwila dzień przed... czułam, że coś nie tak.. nawet mój syn to zauważył i mu powiedział.. zaprzeczył
a co było przyczyną? pierwszy raz on nie stroił choinki.. zrobił to syn z dziewczyną, okazało się.. nie wiem, ja na to nie zwróciłam nigdy uwagi on (znaczy syn) to robił pierwszy raz w życiu a mój mąż na koniec dnia, powiedział, że u niego zawsze...robił to mężczyzna...ojciec i mąż...
a o wnusi.. to, już u mnie
szika - Sob 28 Gru, 2013 11:37
Watek Iwonki natchnął mnie do poszukiwań informacji na temat szans na wyjście z zaburzen dla sprawców przemocy. Generalnie statystyki sa nieciekawe. W Polsce i na świecie istnieją programy edukacyjne dla sprawców przemocy i różne formy oddziaływania na sprawców poza karaniem.
ciekawy artykuł - wklejam link...
http://www.psychologia.ed...cy-domowej.html
Dla mnie sprawa wydaje się jasna - podobnie jak z alkoholikiem wszelkie próby wymuszenia, nakłonienia sprawcy przemocy do leczenia są nieskuteczne. Sprawca jedynie gdy sam poczuje potrzebe zmian w swoim zyciu może skutecznie sobie pomóc - znaleźć terapeutę, szukac wiedzy, pracowac nad sobą, sięgac po wszelakie narzedzia mogące mu pomóc. Podobnie jak w alkoholizmie przede wszystkim potrzebna jest głęboka uczciwość wobec samego/samej siebie, uznanie swoich deficytów i wola zmiany.
W kazdym razie ja sama na własnej skórze wypróbowałam mnóstwo sposobów nakłonienia partnera na terapię - niestety wszystkie spełzły na niczym i nic albo prawie nic się nie zmieniło. To co się zmieniło - w moim odczuciu - to to, że świadomośc mojego partnera iż sam doznawał przemocy w dzieciństwie dała mu niejako alibi na stosowanie przemocy nadal. Coś na zasadzie "ja taki jestem, to mi uczyniono w dzieciństwie, tak mnie ukształtowano i już sie nie zmienię".
Wydaje mi się, że jednym z głównych problemów jest fakt iż sprawca przemocy czesto sam nie jest świadom, że przemoc stosuje. Nie mówię tu o przemocy fizycznej. Daje się zauwazyć, że sprawca działa z "dobrymi" intencjami, które zawsze potrafi uzasadnić, czesto w taki sposób, że trudno te "dobre" intencje podwazyć, podaje "żelazne" argumenty.
Od dawna czuję potrzebę przyjrzenia się czym własciwie jest przemoc psychiczna, kiedy ona ma miejsce?
Tu ciagle kłania mi się to co napisałą Pietruszka "Wolność człowieka kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka" czy jakoś tak...
Przykładowo POMOC. Jak to jest z tą pomocą? Kiedy pomoc jest dobra i potrzebna? A kiedy pomoc staje się przemocą? nadkontrolą?
szika - Sob 28 Gru, 2013 22:31
Wywalę z siebie bo się uduszę chyba...
wydaje mi się, że jestem w nawrocie... jestem zła i wszystko mnie wk...ia jak w tym kawale...
te święta mnie rozwaliły i straciłam cała moją stabilność i poukładanie... a tak już dobrze było, fajnie... byłam taka spokojna i pogodna...
zaczeło sie w drugi dzień świąt i trzyma do dzisiaj...
sama nie wiem co to za nawrót bo raczej nie alkoholowy... czuję potrzebę, przymus zrobienia czegoś sobie jako krzywdę...
nie powiem, mogło miec wpływ to, że w domu jest alkohol... zięc niby dla żartu przechwalał się jaką to dobrą wódkę przywiózł z Niemiec... ale tę flaszkę już dał swojemu bratu na osiemnastkę... natomiast w domu jest butelka wina, stoi u córki na biurku, równiez nie omieszkała córka pochwalić mi się, że dostała ...
co gorsza nie to, że chce mi sie pić... włączył mi sie mój eks... na rozum wiem, że nie chcę, no nie chcę koniec kropka, a w moim umyśle pojawiają się wku...jące mysli ... wyobraźnia pracuje...
jestem zła na siebie, że tak mam...
dużo problemów ostatnio miałam, nie pisałam o tym tutaj nawet, bo to takie banalne kłopoty... czeka mnie jeszcze remanent i to mnie tez dobija... to jest tak ogromna praca, że co roku przeżywam koszmar z tym związany...
no jestem całkiem do niczego, nic mi sie nie chce, nawet to forum mnie wk...ia...
źle śpię od tego drugiego dnia świąt, a śnią mi sie jakies koszmary, nic nie pamiętam, ale budzę sie i wiem, że bardzo duzo się w tych snach dzieje, choć nie wiem co...
włączam a przynajmniej staram się program 24 godzin... nie pójść, nie napisać, nie dzwonić, nie łazić, nie zaglądac, nie szukać... teraz, przez najbliższą godzinę, dziś...
Jo-asia - Sob 28 Gru, 2013 22:39
szika napisał/a: | Przykładowo POMOC. Jak to jest z tą pomocą? Kiedy pomoc jest dobra i potrzebna? A kiedy pomoc staje się przemocą? nadkontrolą? |
nie wiem
szika napisał/a: |
wydaje mi się, że jestem w nawrocie... jestem zła i wszystko mnie wk...ia jak w tym kawale... |
mityng... siostro
byłam dziś.. gorąco polecam
Linka - Sob 28 Gru, 2013 22:45
szika napisał/a: | czeka mnie jeszcze remanent i to mnie tez dobija... to jest tak ogromna praca, że co roku przeżywam koszmar z tym związany... |
a możesz kogoś poprosić o pomoc albo zatrudnić ?
szika - Sob 28 Gru, 2013 22:51
poprosiłam własnie córkę, dyskretnie w kuchni, aby wyniosła gdzies tę butelkę... tak na wszelki wypadek... bardzo zaaferowana szybko sie zaczęła ubierać, poszemrali z zięciem, zięc wyskoczył z łóżka i poszli gdzies... chyba do samochodu zanieść...
a ja sie poryczałam...
to nie o tę butelkę chodzi...
jutro u nas chyba jest miting, ale ta grupa niedzielna nie zawsze sie odbywa... tyle, że nie o picie chodzi...
szika - Sob 28 Gru, 2013 22:54
Linka, być może córka mi pomoże... ale nawet dla dwóch osób to jest kilka dni wyjętych z zycia... zawsze tak mam... ludzie ciesza się świętami, sylwestrem a ja juz na poczatku grudnia mam ściskanie w dołku z tego powodu... na samą myśl... to jest przede wszystkim nudne potwornie, monotonne, jednostajne, bałagan przy tym sie robi... ech... do tego dokucza mi w pracy zimno, a tu trzeba nieruchomo czasem spędzać długie godziny przy komputerze, albo poruszać się w obrębie niewielkiej przestrzeni w jednostajny sposób...
szika - Sob 28 Gru, 2013 23:02
we wtorek mam sesję na szczęście... w samego sylwestra ...ale do tego wtorku to na dziś, na teraz mam poczucie jak by to były wieki, jak by to było nie wiadomo kiedy...
ja znam to uczucie... znam doskonale... to jakbym nie była ja... i wiem do czego zmierzam, do czego mnie pcha... a ja tego bardzo nie chcę...
do tego jeszcze ten nieszczęsny sylwester... miałam go spędzic z wnuczką, już w listopadzie sie umawialiśmy, że młodzi gdzies pójda się pobawić a ja z nią zostanę... tak strasznie się cieszyłam... bardzo... a dzis okazało się, ze oni nigdzie nie ida na żadne balety, ida do rodziny synowej posiedzieć w sylwestra, a ja ściśnięcie w dołku... bo tak wyczekiwałam na tego sylwestra... żeby z wnusią być... no ryczeć mi się chce, wyć dosłownie... nie chce być sama
szika - Sob 28 Gru, 2013 23:13
obdzwonie jutro znajomych jak z mitingiem, gdzie najblizej jakiś odbędzie się na pewno i pójde jutro... pójde podładowac akumulatory, no trudno nie będa mnie rozumiec to nie będa ale usłyszeć "fajnie, że jesteś" to bezcenne
popłakałam sobie i ulzyło mi, ulzyło od samego napisania tutaj, jakby zeszło ze mnie trochę...
Jo-asia - Sob 28 Gru, 2013 23:43
szika napisał/a: | obdzwonie jutro znajomych jak z mitingiem, gdzie najblizej jakiś odbędzie się na pewno i pójde jutro... pójde podładowac akumulatory, no trudno nie będa mnie rozumiec to nie będa ale usłyszeć "fajnie, że jesteś" to bezcenne
popłakałam sobie i ulzyło mi, ulzyło od samego napisania tutaj, jakby zeszło ze mnie trochę... |
a ja właśnie po to idę
wyściskać się po uśmiechać
a przy okazji.. słuchając innych.. choć nie mówią o mnie... coś wyrzucić, coś zostawić, poukładać na nowo
pietruszka - Sob 28 Gru, 2013 23:45
szika napisał/a: | mitingiem |
Ja wiem jedno, jak jest ze mną źle to potrzebuję kontaktów w realu, z żywym człowiekiem, wyjść z domu, miting, spotkać się na żywo. Komputer to niestety tylko namiastka. Też miewam gorsze dni, cała sztuka w tym, by w miarę szybko wyłapać, że coś się dzieje.
szika - Nie 29 Gru, 2013 00:42
dziękuję Dziewczyny za dobre słowo, że jesteście... już mi lepiej ... mimo póxnych godzin odwazyłam się zadzwonic do przyjaciółki i pogadałyśmy godzinę... i juz mi jest znacznie lepiej, już sie pochwaliłam Śniezką, że na nia pójde z Asią, i już mam Śniezkę przed oczami a jeszcze godzine temu miałam "po kiego grzyba mi ta Śnieżka" łoj... już lepiej
nie powiem, spodziewałam się, że takie chwile mogą przyjść, ale nie sądziłam, że tak mocno to działa... jeszcze... podejrzewam, że kolejne będa słabsze...
buziaki dla Was wielkie dzięki.. jak dobrze, że to forum jest ...
Żeglarz - Nie 29 Gru, 2013 00:51
szika napisał/a: | . Generalnie statystyki sa nieciekawe. W Polsce i na świecie istnieją programy edukacyjne dla sprawców przemocy i różne formy oddziaływania na sprawców poza karaniem. |
szika napisał/a: | Dla mnie sprawa wydaje się jasna - podobnie jak z alkoholikiem wszelkie próby wymuszenia, nakłonienia sprawcy przemocy do leczenia są nieskuteczne |
szika napisał/a: | Od dawna czuję potrzebę przyjrzenia się czym własciwie jest przemoc psychiczna, kiedy ona ma miejsce? |
szika napisał/a: | Wydaje mi się, że jednym z głównych problemów jest fakt iż sprawca przemocy czesto sam nie jest świadom, że przemoc stosuje. Nie mówię tu o przemocy fizycznej. Daje się zauwazyć, że sprawca działa z "dobrymi" intencjami, które zawsze potrafi uzasadnić, czesto w taki sposób, że trudno te "dobre" intencje podwazyć, podaje "żelazne" argumenty. |
Te zachowania związane są z niedojrzałością emocjonalną.
Podobieństwo do alkocholizmu polega na tym, że w jednym jak i w drugim przypadku występuje system iluzji i zaprzeczeń, który objawia się w sposób bardzo podobny.
Przeczytaj książkę "Emocjonalne wampiry" Alberta J. Bernasteina. Znajdziesz w niej odpowiedzi na swoje pytania.
Żeglarz - Nie 29 Gru, 2013 00:56
szika napisał/a: | wszystko mnie wk...ia |
A niedawno toczyłaś bój o słownictwo Szymona
Czy nawrót jest usprawiedliwieniem?
pterodaktyll - Nie 29 Gru, 2013 01:03
Żeglarz napisał/a: | Przeczytaj książkę "Emocjonalne wampiry" Alberta J. Bernasteina. |
Przeczytaj.....
szika - Nie 29 Gru, 2013 01:07
Żeglarz napisał/a: | system iluzji i zaprzeczeń |
brakowało mi tego sformułowania! dziękuje
patrząc na moje współuzaleznienie (?) któremu jeszcze ciagle stawiam znak zapytania to moge stwierdzic, że we mnie ten system iluzji i zaprzeczeń równiez hulał...
na przykład:
- że mogę mu pomóc, wybawić go z jego zaburzeń
- że nie jest przeciez tak źle
- że przeciez jest tyle fajnych rzeczy między nami, pasji...
- umniejszałam temu, że właściwie na prawie kazdym wyjeździe, wypadzie były kłotnie, obrażanki, nieodzywanki, napięcie
- że to moja wina i że to ja sie mam zmienić
- że mam wpływ na jego uczucia co zreszta wiele razy on mi powtarzał, czyli, że jesli jest źle to ja na pewno coś źle zrobiłam...
- że on na pewno się zmieni, musze byc cierpliwa i doczekam się
ostatni mój dołek pokazuje jak ten system wdziera sie w psychikę...
zresztą... powiedziałam sobie tak: chyba naturalne, że żal po stracie jest i będzie, w końcu zamykam jakis wazny rozdział w zyciu, żal po stracie - nadziei... bo to chyba o to złudzenie - nadzieję chodzi...
szika - Nie 29 Gru, 2013 01:10
Żeglarz napisał/a: | A niedawno toczyłaś bój o słownictwo Szymona
Czy nawrót jest usprawiedliwieniem? |
nie! co do tej baby nie zmieniam zdania, ale nie powiem, miałam ochote nawtykać ale przeszło mi:)
natomiast na pewno męczy mnie kontrola nad sobą, zwłaszcza teraz gdy jest mi gorzej, najchętniej wydarłabym się ale nie pozwalam sobie na to... natomiast jest mi trudniej sie kontrolowac i na przykład nie odezwać się w takim przypadku, choć kiedy indziej łatwiej mi to przychodzi...
Ps. Wampiry czytałam, mam papierzaną na półce, przeczytana od deski do deski... tyle że w okresie hulania mojego przekonania o posiadaniu mocy... teraz do tego dochodze sama i to jakby się zakorzenia w moim ja... jakby to samo a jednak inaczej...
Żeglarz - Nie 29 Gru, 2013 01:11
Najczęściej jest to żal po stracie własnych marzeń i wyobrażeń, ż których trzeba zrezygnować.
Żeglarz - Nie 29 Gru, 2013 01:15
szika napisał/a: | nie! co do tej baby nie zmieniam zdania, |
Mi chodziło o to, że sobie dajesz przyzwolenie, a innym nie.
szika - Nie 29 Gru, 2013 01:17
Żeglarz napisał/a: | Najczęściej jest to żal po stracie własnych marzeń i wyobrażeń, ż których trzeba zrezygnować. |
tak, to prawda, chciałam, marzyłam o naszej wspólnej starości, że będziemy sobie podawać wzajemnie herbate i mówić sobie o tym, co nas dzisiaj nie boli... jako dwoje starców... tyle rzeczy mieliśmy jeszcze zrobic razem, było tyle planów, pomysłów... ale już tego nie będzie i to tak dołuje chyba...
ale już czuję sie lepiej, a jutro koniecznie na miting... podzwonie i pozwołuje ludzi i miting zrobimy - gdyby nie było chetnych
szika - Nie 29 Gru, 2013 01:19
Żeglarz napisał/a: | Mi chodziło o to, że sobie dajesz przyzwolenie, a innym nie. |
rozumiem... ja to widze inaczej... nie sa to słowa skierowane pod adresem drugiego człowieka i fakt - nie w moim stylu... przepraszam - popuściłam moja kontrolę nad sobą...
Ps. dopisek: tu na forum nie w moim stylu bo w realu zdarza się, że klnę jak szewc, tylko nie w każdym towarzystwie..
endriu - Nie 29 Gru, 2013 08:51
szika napisał/a: | wydaje mi się, że jestem w nawrocie... jestem zła i wszystko mnie wk...ia |
szika,
eee tam, mały głodzik pewnie tylko jak u mnie wywołany kontaktem z pijącymi alkohol,
dobrze, że zauważyłaś i odpowiednio reagujesz
pozdrawiam Szika
Śnieżka?
szika - Nie 29 Gru, 2013 10:14
dziękuję Endriu za słowa wsparcia i pocieszenia...
u mnie utrudnia takie stany to, że własnie mam ten mix, bo i uzaleznienie i współ i dda i wszystko na raz do kupy, a że ostatnio silne stresy, brak kasy, skromne święta (jakoś "obleciałam") dużo pracy, za dużo... no i dochodzi rozstanie, to już chyba trzeci miesiąc? aż albo dopiero, to nie mija tak pyk i już, swoje odcierpieć trzeba i już...
najwazniejsze dla mnie, choć to może się wydać takie nic, najważniejsze, że nic nie zrobiłam złego... że wytrwałam w najgorszym momencie... a byłam blisko.. blisko żeby poleźć i sie upokarzac... tego się najbardziej obawiam, tu nie ufam sobie jeszcze - niestety
wczoraj zasypiając pomyślałam sobie, że niedobrze, że się na siebie samą złoszczę, będzie dla mnie lepiej gdy zaakceptuję swój ból i swoje gorsze stany... przerabiałam już wykorzenianie z siebie na siłe emocji i zawsze było gorzej... teraz postanawiam inaczej... podchodzić do swoich uczuć z szacunkiem, w końcu mam do tego prawo, żeby tak się czuć, nie jestem zimnym bezuczuciowym kamieniem a człowiekiem.. i od razu mi lżej się zrobiło... uspokoiłam się...
a z młodymi dzisiaj porozmawiam na spokojnie i wytłumaczę ponownie jak wazne dla mnie jest aby dom był czysty od alkoholu... na pewno nie mieli złych intencji, pewnie myślą, że ja taka silna juz jestem, a niestety jak sie tak ponakłada jedno na drugie to jest gorzej... jestem pewna że zrozumieja i uszanują..
MILA50 - Nie 29 Gru, 2013 10:56
mam podobnie...
kiedy pojawia się żal po utracie spełnienia tych planów wspólnych "na starość",potrafi on
być dominującym i uciążliwym dla mnie stanem,doprowadza mnie do pewnego marazmu..
tego nie chcę i wtedy przypominam sobie jedno-z jakich powodów zerwałam relację...mnie to stawia do pionu,pomaga.
szika - Nie 29 Gru, 2013 11:25
MILA50, przypomniałas mi, dzięki...
tę noc kiedy nie odpisywał, nie oddzwaniał a potem minął na parkingu bez słowa... bo pisałam "nie takie" smsy... jak sie martwiłam a potem dostałam w twarz "nie mam ochoty z toba rozmawiac"... potem że on nie może rozmawiać przez telefon jak prowadzi auto bo to niebezpieczne...
tak, to przeciez miał być ten mój ostatni zapamiętany kac...
ratuję się równiez tym, że wyobrażam sobie jak bym sie poczuła jak bym poszła... jak bym tego potem bardzo żałowała... od razu lepiej...
Linka - Nie 29 Gru, 2013 17:02
szika napisał/a: | bo tak wyczekiwałam na tego sylwestra... żeby z wnusią być... |
a co stoi na przeszkodzie, żebyś spędziłą z wnuczką tego sylwestra,
czy rodzice koniecznie będą chcieli zabrać ją ze sobą?
szika - Nie 29 Gru, 2013 19:49
Mitingu nie było, ale samo to, że wyszykowałam się, wyszłam z domu, pojechałam do klubu, posiedziałam z chłopakami i pogadalismy to juz jest coś... miałam w ciągu dnia momenty a że nie chce mi się, ale popołudniu jakos sie zmobilizowałam a potem juz radośnie pojechałam...
Wnusia chyba jednak będzie u mnie, nie mam juz siły do mojego syna, oni codziennie maja inny pomysł, codziennie jest inna wersja, ale dzis powiedziałam konkretnie, że porezygnowałam z wszystkich mozliwych imprez aby być z Małą i żeby wzięli to pod uwage bo nie chcę być traktowana w taki sposób, że nie wiem na czym stoje... no to sie syn tropnął, przeprosił i "jesli chcesz to nie ma sprawy, mała bedzie u Ciebie"...
szika - Wto 31 Gru, 2013 00:22
no i sobie zrobiłam kuku...
dziś "niechcący" zajrzałam na fejsbuk mojego eksa..
otóż szanowny eks zainteresował się namiętnie technikami NLP...
już kiedyś o tym czytałam, że sa to niepopularne techniki ze względu na to, że bardzo czesto sa wykorzystywane nieetycznie w celu manipulowania ludźmi dla własnych korzyści... w sumie mnie to nie dziwi, że ma tego typu zainteresowania...
szczerze to przestraszyłam się...
z drugiej strony to może dobrze, że wiem, przynajmniej jestem świadoma, że podszkoli się... jesli odczuwa potrzebę rozwoju w tym kierunku dla nowego związku to nie moja mańka... ale jesli zamierza mnie jeszcze nękać no to mogę być w nielada kłopotach...
czy ja jestem już na tyle odporna na manipulacje to nie wiem poprostu...
Estera - Wto 31 Gru, 2013 00:24
a dlaczego się martwisz na zapas?
jeszcze zdążysz w razie czego
szika - Wto 31 Gru, 2013 00:34
Estero no czuję lęk... jedyne co mi się jawi to w razie jakiegoś kontaktu wiać byle dalej.... poprostu żadnych rozmów... spakowałam jego rzeczy i tak leżą w reklamówce... jakoś zamierzałam mu je oddać no i klucze... ale chyba zapakuję i wyślę paczką... tak chyba będzie dla mnie bezpiecznie...
no boje się zwyczajnie... może nie tyle jego co siebie samej, że nie wyrobie w razie czego i znowu sie poobijam...
Estera - Wto 31 Gru, 2013 00:37
szika napisał/a: | ale chyba zapakuję i wyślę paczką... tak chyba będzie dla mnie bezpiecznie... |
tak zrób i unikniesz poobijania
szika - Wto 31 Gru, 2013 00:41
Estera, dzięki, że tu ze mna po nocy jestes
no nic... jutro sesja o ósmej rano, zapytam terapkę co ona na to...
Estera - Wto 31 Gru, 2013 00:52
nie ma za co. spróbuj pospać, a jutro po spotkaniu z terapką na pewno poczujesz się lepiej
dobrej nocy
szika - Wto 31 Gru, 2013 00:55
rzeczywiście spadam nyny, bo jutro Sylwester a wnusia da mi popalić
dobrej nocy
szika - Wto 31 Gru, 2013 10:01
jestem po sesji, uf...
omówiłyśmy szczegółowo mój "nawrót" i mój ostatni fatalny stan, w którym byłam...
terapka mówi, że to w ogóle nie chodzi o alkohol ani o eks, że uzależenienie i współuzaleznienie to wierzchołek góry lodowej, a w sytuacji świąt i stresu poczułam silną potrzebe sprawienia sobie "ulgi" ... czyli wejścia w schemat autodestrukcji, bo to znany i oswojony sposób...kiedy jest źle to jest "dobrze"...
co do eksa - to jego nlp, jego małpy, jego cyrk... droga na skróty po to żeby jeszcze lepiej manipulować innymi... a ja się będe trzymała swoich postanowień i swojej drogi... a ta jest diametralnie inna niż jego.. zreszta nawet nie będę się tym w ogóle interesować ani przejmować, bo pewnie sama tworzę scenariusze i tyle... ale nie powiem wczoraj spanikowałam trochę, dzięki Estera że drapnęłas słówko do mnie, pomogło mi to...
jeszcze jedną sprawe omówiłam z nią... zachowałam się wczoraj jak nastolatka dosłownie... odwiedził mnie w pracy kolega, fajny kumpel, alko...
pogadalismy, poobgadywaliśmy wspólnych znajomych, co słychać - normalna gadka...
no i już wychodzi i: "to zapraszam cie na jakiś obiad, pojedziemy gdzieś pobawić się, co?"... a ja upsss... "zdzwonimy się" odpowiedziałam...
jak juz poszedł zaczełam myslec no i nastolata dosłownie że może on ma niecne zamiary, że może coś chce, zabawić się mną, albo, że jak odmówie to go zranie...
no sama nie wiem... terapka mówi, że on sam, ja sama to czemu nie pojechac gdzies się nie zabawić, wczesniej nie miałam z tym problemów przecież...
tyle, że ja wcześniej byłam "zajęta" i jakoś wszyscy to szanowali i nikt nie robił nawet aluzji, a teraz nagle to już kolejka zaczyna sie ustawiać...
jakoś głupio mi i nie wiem jak się zachować, wcześniej zadzwonić i uprzedzić zanim gdziekolwiek się ruszymy czy dopiero jak już pojedziemy? no jak nastolata
szika - Śro 01 Sty, 2014 19:07
zanim o cenzurze - co obiecałam Joasi, jeszcze piosenka... własnie ta dużo dla mnie znaczy...
http://adamns.wrzuta.pl/a...trugach_deszczu
BARBARA - Śro 01 Sty, 2014 20:25
Pasuje do moich myśli po dzisiejszym dniu
szika - Czw 02 Sty, 2014 01:20
Basiu ta piosenka to tak trochę w nawiązaniu do wczorajszego wieczoru... w noc sylwestrową, juz po północy Mila wkleiła śliczną piosenkę w swoim wątku w DDA, piosenkę pożegnalną no i rozkleiłam się... pożegnanie, rozstanie to proces, trochę musi potrwać, a że jest tęsknota i żal... to żal po stracie.. marzeń...
NoName śpiewał inną piosenkę jeszcze pt "Jeden", która to piosenka wywarła wielki wpływ na moje życie... na ostatnie siedem lat...
ale nie o tym już...
dobrze, że święta, nowy rok już za mną... to trudny czas w mojej sytuacji... było juz w miare stabilnie a posypałam się... trudno, pozbieram się...
chce napisac o tym, że już wiem czego się tak przestraszyłam gdy zobaczyłam te NLP u eksa... ten lęk był nielogiczny a jednak ogarnął mnie bardzo mocno... przeciez jeśli wiem czego chcę, wiem czego nie chce, jeśli decyduję się na jakies działanie ze świadomością to co mi może zrobic ktoś nawet wyszkolony w NLP?
ja sie przestraszyłam, bo gdzies bardzo głeboko mnie włączył mi się mój Wybawiciel... rola, która do tej pory pchała mnie w destrukcję... pojawiła się potrzeba ratowania eksa, wybawiania go "nie rób tego, to złe, to ci zaszkodzi, to nie dla ciebie"...
gdy to sobie ponazywałam odczułam ulgę... juz wiem o co chodzi, już się czuję bezpieczna...
szika - Czw 02 Sty, 2014 01:50
co do nocy sylwestrowej... Mała zasnęła o 23-ej, obudziła sie o czwartej rano.. spałam dwie godziny zaledwie... ona jeszcze jest na piersi więc szukała mamy... zasypiała jedynie na rekach kołysana i jakos udawało mi sie pare razy usiąśc z nią na rękach... ale i tak zaraz sie budziła... nie było mamy to najpierw płakała a potem chciała się bawić...
czwarta rano a ona gania po mieszkaniu... o piątej chciałam jej dac jeść, chlebek nie, banany nie, ale zupę ogórkową wtranżaliła ze smakiem myslałam że może naje się to padnie... padła ale znów tylko na chwilę... o siódmej rano ledwo żywa zmobilizowałam się i ubrałam ją i siebie i zawiozłam do domu... ponoć obrazona była na synową ale po 10 minutach padła i spali do 11-ej...
ogólnie ciesze sie że ja mogłam z nią pobyć, młodzi się pobawili, tylko szkoda mi było tej małej istotki tęskniącej za mamą nad ranem... o dziwo nie czułam złości absolutnie, choc spać mi się chciało bardzo... czułam empatię dla tej małej dziewczynki... czy ja tez jak byłam mała gdy teskniłam to potrafiłam zywo bawić się biegając po mieszkaniu? nie wiem, nie pamiętam...
wprawił mnie w zdumienie mój syn... tata... wiem, że jak on śpi to mogą armaty mu nad głową strzelać a on nic... a tu? na pierwszy sygnał odebrał telefon ode mnie po przebawionej nocy (po alkoholu) odebrał jakby w ogóle nie spał... a jednak obudziłam go... bardzo mi się to spodobało czuwał i nie zapomniał o dziecku... kocha ją...
no i masz ci los... łzy płyną... ja ojca w ogóle nie znam, nie wiem jak to jest miec tatę .... i jak tato kocha... ech...
troche namieszałam dziś z dda, a to dział współuzaleznienia... ja juz taki miks jestem...
Klara - Czw 02 Sty, 2014 09:27
szika napisał/a: | nie wiem jak to jest miec tatę .... i jak tato kocha... ech... |
To smutne, bo pewnie lepiej jest wiedzieć, jaki ten tato był/jest, niż ciągle snuć domysły o tym nieznanym
Czy byłoby Ci lżej, gdybyś miała tego tatę ale przemocowca, albo alkoholika, albo....
U mnie było tak, że przez wiele lat byłam przekonana, że tato ani mnie, ani nikogo z mojego rodzeństwa nie był w stanie kochać.
Teraz, z perspektywy bardzo wielu lat i moich doświadczeń widzę sporo elementów zachowań pozwalających przypuszczać, że jak to mówią "kochał na swój sposób".
Co jest ważniejsze - to, co on być może czuł, czy to, co czuły i przeżywały dzieci?
Takie mnie naszły refleksje gdy zamyśliłam się nad Twoją tęsknotą za nieznanym tatą
Jo-asia - Czw 02 Sty, 2014 10:33
szika napisał/a: | ja sie przestraszyłam, bo gdzies bardzo głeboko mnie włączył mi się mój Wybawiciel... rola, która do tej pory pchała mnie w destrukcję... pojawiła się potrzeba ratowania eksa, wybawiania go "nie rób tego, to złe, to ci zaszkodzi, to nie dla ciebie"...
gdy to sobie ponazywałam odczułam ulgę... juz wiem o co chodzi, już się czuję bezpieczna... |
u mnie, pojawiłoby się.. chce się zmienić szuka sposobu
i to moja rola wybawiciela.. może mu pomóc, poczekać.. znowu powinnam się włącza i do tego.. to co czuję jest nieadekwatne, nie na miejscu, bo przecież...
już wiem, czego mam unikać w związkach.. jakiejkolwiek pomocy.. ratowania Jego
szika - Czw 02 Sty, 2014 10:50
Jo-asia napisał/a: | jakiejkolwiek pomocy |
jakiejkolwiek pomocy to może nie...
raczej należałoby ustalić własnie jakiej dokładnie pomocy udzielać nie chcę... po to było moje pytanie: kiedy pomoc jest przemocą... i która pomoc jest tą dobrą, wynikająca z miłości a nie z trójkąta...
Klaro dotknęłam niechcący szalenie trudnego tematu, a Ty to swoim "nadrzędnym" (brakuje mi słowa) zmysłem wychwyciłas....
Asi obiecałam rozpracować cenzurę pisania na forum... i chyba stwierdzam, że najlepiej gdy jestem spontaniczna... gdy piszę i jestem w tym co piszę... pojawiają się uczucia i emocje skrywane i powypierane... to mi najbardziej pomaga... często potem głupio mi o to co napisałam...
ojciec... nie umiem odpowiedzieć Ci jak bym wolała... dla mnie to jeszcze film SF, coś co znam z książek, telewizji lub patrząc na innych... domyślam się tylko, że ma to wielkie znaczenie dla mojego zdrowienia, ten własnie brak, ale nie umiem się do tego zabrać... mam to gdzies głęboko powypierane...
jedyne co wiem o ojcu to kilka zdarzeń z opowiadan mamy...
nigdy nie zapomnę i bardzo czesto mi się pojawia to w róznych sytuacjach:
ponoć jak miałam 6 m-cy ojciec przyniósł ze stołówki kapuśniak, kwasny na skwarkach, tłusty, knajpiany... ja się rwałam do tego talerza i on mi dał tę zupę... zjadłam pół michy mama przecierała gotowała a ja wybrzydzałam, a tu kapuśniak z knajpy... od tej pory jadłam wszystko...
kto wie być może ta kwasna ogórkowa (oczywiście kapuśniak był obecny cały czas) dla wnuczki to podswiadome pragnienie? tęsknota? nie wiem
Flora - Czw 02 Sty, 2014 10:52
Witajcie w Nowym Roku,
Szika to piękny opis sylwestrowych zdarzeń i emocji
Strasznie dziękuję za wskazanie Trójkąta Karpmana - to było dla mnie w pierwszym dniu nowego roku/tak symbolicznie przełomowe ponazywanie moich zachowań. Zaskakująco prosty mechanizm
Pozdrawiam serdecznie
Jo-asia - Czw 02 Sty, 2014 10:57
szika napisał/a: | Asi obiecałam rozpracować cenzurę pisania na forum... i chyba stwierdzam, że najlepiej gdy jestem spontaniczna... |
i o to chodzi.... w braku cenzury
szika - Czw 02 Sty, 2014 11:51
Flora, witaj w nowym
cieszę się, że odkryłaś to co ja, trójkąt pomaga zrozumieć właściwie każdą destrukcję i zobaczyć w którym miejscu jestem... czy w trójkącie czy poza nim...
nie wiem czy czytałas wcześniejsze moje rozwazania, choc najlepiej jak sama do tego dojdziesz... mnie to ciagle absorbuje: wyjście z trójkąta oznacza znalezienie się w roli Prześladowcy... niestety... nie ma innej drogi, już wiele nad tym dumam, rozmawiam na terapii z terapką... innej nie ma... znamienne jest to, że wychodząc nie my jestesmy Przesladowcami, a to inni nas w tej roli postrzegają...
Joasiu ja już nie mam na co czekać... inne przesłanki przemawiają za tym, że eks również się żegna... więc nawet gdybym chciała to musiałabym go błagać, prosić, czyli ponownie sie upokarzać, a tego nie chcę...
to nawet i lepiej dla mnie, bo przynajmniej mogę być spokojniejsza, że gdy ja nie wyrobię to odbiję sie od ściany i już...
z drugiej strony może już dawno chciał odejść a nie potrafił? nie mam prawa oczekiwać, czekać na cokolwiek, nikogo nie można zmusić do miłości...
Jo-asia - Czw 02 Sty, 2014 11:54
szika napisał/a: | nikogo nie można zmusić do miłości... |
często to zdanie jest dla mnie tłumaczeniem..
a ja nie chcę się tłumaczyć... stąd nadal czekam
Flora - Czw 02 Sty, 2014 12:45
szika napisał/a: | choc najlepiej jak sama do tego dojdziesz... |
ach ... dopiero wczoraj rozpoczęłam studia odkrywając dlaczego tak chętnie "pakuję się" do tego trójkąta furtką wybawcy
Wielu z nas zwyczajnie nie wie, za co jesteśmy odpowiedzialni, a za co nie ponosimy żadnej odpowiedzialności. Są tacy, którzy sądzą, że muszą się denerwować, kiedy ktoś ma jakiś problem, ponieważ jest to ich obowiązkiem.
tak więc ja jestem z tej paczki i dlatego wielokrotnie byłam w Tej grze podręcznikowo przesuwając się z wierzchołka na wierzchołek.
Niezwykłe, że to zwizualizowanie problemu w formie graficznej jest dla mnie tak uderzająco czytelne.
A co do oczekiwania to moim zdaniem nie należy zapominać jak według Coelho poniżej:
szika - Czw 02 Sty, 2014 12:53
ja mam jeszcze problem z zobaczeniem siebie na wierzchołku prześladowcy... na rozum doszukuję się w jaki sposób prześladowałam, na rozum próbuję dostrzec tę rolę ale jeszcze nie czuje tego tak jasno... natomiast doskonale widzę poruszanie się po wierzchołkach wybawcy i ofiary...
Flora - Czw 02 Sty, 2014 13:06
no cóż ... z wiadomych przyczyn to najtrudniejsze jeszcze do tego nie doszłam
Żeby się kurcze, przy okazji, w jakieś głębokie poczucie winy "nie ubrać"
A swoją drogą ciekawe dlaczego łatwiej zobaczyć nam w lustrze swoje odbicie ofiary niż prześladowcy.
To wbrew podstawowym instynktom przetrwania.
Może tu jest sedno zaburzenia
szika - Czw 02 Sty, 2014 13:07
cytat z pierwszej lepszej stronki:
"Zamiast roli Prześladowcy – oskarżania, piętnowania, obrażania, stosowania języka „ty” możesz stanowczo i z szacunkiem komunikować opinie, oceny, wymagania, zastrzeżenia, ostrzeżenia."
źródło:
http://www.dojrzewalnia.p...matycznego.html
nie oskarżałam, nie piętnowałam, nie stosowałam języka "ty" chyba, że pytałam "co ty czujesz? co ty myślisz? co się z tobą dzieje? mów o sobie!" to był mój język "ty"... "ty" również uzywałam gdy mówiłam "gdy ty tak robisz to ja czuję to i tamto" ..
tego się nauczyłam w terapii, to stosowałam na co dzień... wydaje mi się, że stanowczo i z szacunkiem komunikowałam opinie, oceny, wymagania, zastrzeżenia, ostrzeżenia...
natomiast stale byłam przez partnera stawiana w roli prześladowcy, że to moje zachowania sa przyczyną wszelkiego zła...
szika - Czw 02 Sty, 2014 13:10
z pewnością czułam złość i frustrację gdy pomimo moich wysiłków aby w związku stale uwzględniać potrzeby partnera i swoje i aby szukać kompromisów to ciagle sie nie udawało... zatem ta rola prześladowcy mogła przejawiać się głównie w moich myślach i emocjach... takie mam wnioski ale nie jestem pewna tego czy dobrze myślę...
szika - Czw 02 Sty, 2014 13:18
"Zamiast roli Wybawcy – wyręczania, zgody dla świętego spokoju, narzucania się z pomocą, przyznawania racji, litowania się możesz działać empatycznie, z poszanowaniem obustronnych granic i podsuwać rozwiązania, współpracować, słuchać, wyrażać troskę i współczucie, mądrze wymagać."
zgadzałam się dla świetego spokoju, przyznawałam rację, ustepowałam, szukałam sposobów na unikniecie przykrych emocji u niego, nie byłam autentyczna, dopasowywałam się aby tylko nie sprowokować jego złości... stawianie granic nie miało wiekszego sensu bo gdy tylko je stawiałam zaraz było źle, obrażał się.. natomiast na pewno w roli wybawcy jako w roli głównej wystepowałam gdy tłumaczyłam... nalezało powiedziec krótko a ja bardzo chciałam żeby zrozumiał i tłumaczyłam, tłumaczyłam... a to było jeszcze gorzej...
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 14:56
szika napisał/a: | ustepowałam, szukałam sposobów na unikniecie przykrych emocji u niego, nie byłam autentyczna, d |
no,no ,no sziko
ten brak autentyczności w odniesieniu do mojego partnera to mój "najcięższy"zarzut pod jego adresem,nie mogłam pojąć po co tak gra?czy także z obawy przed odrzuceniem?
rozpoznał kogo zaakceptuję i tego odgrywał?tylko,że w życiu są momenty kiedy wychodzi się z przyjętej roli i wtedy jest dopiero niespodzianka!-jak granat co w kieszeni wybuchł
to w odniesieniu do mojej relacji a nie ocena Ciebie...jednak skojarzenie zadziałało
szika - Czw 02 Sty, 2014 18:19
niedobrze było okazywać emocje... radość? czasami tak, ale częściej bywało, że radość była gaszona paroma zdaniami, słowami i po radości...
gdy czułam obawy, lęk, strach - to budziło złość u niego... nie wiem jak było u Ciebie... ja nie oceniam tu już w ogóle autentyczności partnera, ale moje emocje musiałam ukrywać, grać dobra minę do złej gry aby znów nie było źle... te moje prawdziwe emocje nie były mile widziane... mówię o sobie...
a to, że mój eks MILA50 napisał/a: | rozpoznał kogo zaakceptuję i tego odgrywał |
to o tym już nawet nie piszę, bo w końcu nad sobą mam tu pracować a nie nad nim..
anuszka - Czw 02 Sty, 2014 18:59
wiem dobrze o czym szika tu piszesz ja tez nie mam prawa okazywac emocji , nie mialam prawa miec znajomych a te co mam ciagle sa krytykowane bo mna niby manipuluja i przeciwko memu mezowi buntuja , staram sie powoli na to nie zwracac uwagi i poprostu zyc ale nie jest latwo ja sie zmieniam ale on dalej gra swoja role Coz mozemy zmienic tylko siebie;
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 19:28
szika napisał/a: | aby znów nie było źle. |
no nie powiesz mi chyba,że dobrze było kiedy nie mogłaś być sobą?
mnie interesuje tylko aspekt-dlaczego w takim związku się tkwi?
Ja przez to" udawanie",pokazywanie czegoś innego od tych prawdziwych emocji(partnera)
wiele straciłam....to budowanie nie wiadomo czego i nie wiadomo z kim tak naprawdę....
pannaJot - Czw 02 Sty, 2014 19:31
MILA50 napisał/a: |
mnie interesuje tylko aspekt-dlaczego w takim związku się tkwi?
|
Mnie się wydaje, że ze strachu- boimy się ( ja się bałam) samotności. Poza ty, miałam wpojone że bez niego nic nie znaczę, że nikt inny mnie nie zechce. Więc brałam to co było- bo po co zaryzykować?
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 19:36
pannaJot napisał/a: | miałam wpojone że bez niego nic nie znaczę |
pannoJot
ja używam dużych skrótów myślowych....to co napisałam odnosi się do zw. kiedy juz po terapii ja i szika byłyśmy...to jest istotne...w małżeństwie,przed tą praca nad sobą to zupełnie inna bajka
pannaJot - Czw 02 Sty, 2014 19:41
Rozumiem Milo. Ja również byłam po terapii, również w związku małżeńskim w którym grywałam różne role. I tkwiłam w nim nadal mimo, że wiedziałam, że mi szkodzi.
Ale wybacz, jeżeli przeszkodziłam Wam w dyskusji. Juz sobie
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 19:47
pannaJot napisał/a: | Juz sobie |
nie wydurniaj się
nadal się nie rozumiemy chyba....lokowałam uczucia,budowałam związek z kimś kto udawał,nie okazywał prawdziwych emocji i uczuć a jedynie dostosowywał tak aby przyniosły mu określony cel...pasowało mu być ze mną?a ja się czuję oszukana tym....dlatego pytam po co....no i myślę,że odpowiedzią jest.....byłaś mi do czegoś potrzebna
szika - Czw 02 Sty, 2014 20:42
MILA50 napisał/a: | lokowałam uczucia,budowałam związek z kimś kto udawał,nie okazywał prawdziwych emocji i uczuć a jedynie dostosowywał tak aby przyniosły mu określony cel...pasowało mu być ze mną?a ja się czuję oszukana tym....dlatego pytam po co....no i myślę,że odpowiedzią jest.....byłaś mi do czegoś potrzebna |
Mila a ja Cie teraz nie rozumiem... jakoś inaczej zapytaj prosze..
Asia Ty nigdzie nie idź
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 20:55
szika napisał/a: | . jakoś inaczej zapytaj prosze.. |
tak sobie tylko się u Ciebie wcięłam bo niestety źle reaguję na wszelkie objawy tego
braku autentyczności...to jest ten mój gwóźdź programu....odniosłam się do mojego partnera,zobaczyłam go w tym Twoim uciekaniu przed ujawnianiem tego co faktycznie czułaś,tego dla świętego spokoju,ja to rozumiem tak -pokazuję coś innego niż czuję=udaję
ale zostawmy to to mój bzik nieuleczalny chyba
wampirkowa - Czw 02 Sty, 2014 21:01
jest taki autor socjolog filozof Erwing Goofmann popełnił on książke Człowiek w teatrze życia codziennego, Autor pisze o tym ze przykładamy wiele masek
zawsze coś gramy zawsze coś udajemy
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 21:06
wampirkowa napisał/a: | gramy zawsze coś udajemy |
pewnie jest jak piszesz ale jeśli dotyczy to bliskiej a nawet bardzo bliskiej relacji kobieta-mężczyzna to ja stawiam na szczerość do bólu,no tak mam po swoich doświadczeniach,uznaję jednak prawo do przemilczeń,pewnej skrytości ale nie udawania.
ok.pisałam już to mój bzik
szika - Czw 02 Sty, 2014 21:17
nic się nie wcięłas, no nie mów tak, ja się cieszę, że piszesz...
może łatwiej bedzie na konkretnym przykładzie:
synowa ciążę źle znosiła, fizycznie ok, ale psychicznie, emocjonalnie gorzej, była strasznie nerwowa... młodzi kłócili się, mój syn płakał jak dziecko, że jest w rozpaczy i już nie wie co robić... chodził z całą twarzą i szyją podrapany, kumple w pracy się z niego nabijali... wyglądał okropnie... dochodziło do rękoczynów i to synowa się rzucała do bicia...
kiedyś jestesmy na wycieczce rowerowej z eksem, ale już blisko domu, a ja dostaję telefon od syna, że synowa wybiegła z domu po kolejnym okładaniu go, on nie wytrzymał i odepchnął ją tak, że poleciała na ścianę a teraz on zobaczył, że na rękach ma krew ... i płacze... dorosły syn w rozpaczy płacze do telefonu matce "mamo pomóż, co ja mam zrobić, nie wiem gdzie ona jest" ... ja również cała sie roztrzęsłam, dzwonie do synowej, potem do jej ciotki bo tam mogła pójść... zaczyna się szukanie dziewczyny, panika...
to prawda - wycieczka przerwana bo cos się dzieje i wygląda powaznie, dziewczyna jest przeciez W CIĄZY!!!
a mój men? OBRAZIŁ SIĘ! obraził się, obrócił się na pięcie i pojechał do domu zostawiając mnie na tym krawężniku płaczącą z przejęcia...
jak się potem okazało nic się nie stało złego, ta krew to była syna krew z kolejnego zadrapania synowej, a jej samej i dziecku nic się nie dzieje... gdy Mała sie urodziła skończyły się walki wręcz ale co przeszli w ciąży a ja z nimi to nasze... ja się zawsze bałam wyłącznie o dziecko bo oni jako oni jak się mieli ochote bić to niech się biją, dorosli są, skoro im pasuje prosze bardzo...
mój miał pretensje, że ja w ogóle odbieram telefony gdy jestem z nim... złościł się gdy sie martwiłam ... wolałam ukrywac przed nim różne problemy żeby sie nie złościł... ukrywałam, nie mówiłam, wolałam sama z tym zostać i poradzić sobie jakoś niż zwierzyć się jemu... bałam się kolejnego odrzucenia... na tym to udawanie polegało - na unikaniu mówienia o ważnych sprawach....
to taka ktos powie drobnostka, ale nie potrafiłam nie troszczyć sie o dzieciątko nienarodzone, ono tylko dla mnie było wazne, choć i tak wpływu wielkiego nie miałam...
szika - Czw 02 Sty, 2014 21:22
na tym ta nieautentycznośc polegała, że w duszy gryzłam się kłopotami, a na zewnatrz nie pokazywałam tego...
albo finanse... gdy było słabiej u mnie to się zaczynało gadanie typu "w fabryce byś miała lepiej" że niby na tasme miałam iśc do pracy to wtedy bym nie narzekała... nie powinnam była w ogóle mówić że jest mi trudniej w danym okresie bo się zaczynały zrzędzenia i złote rady... i krytyka... a w działalności tak jest - raz gorzej, raz lepiej, ale ja lubię swoja parcę...
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 21:23
szika napisał/a: | - na unikaniu mówienia o ważnych sprawach.... |
no to nie przypomina mi partnera...masz szczęście
szika - Czw 02 Sty, 2014 21:34
pociagnę dalej tę sytuację z krwią... bo było ciekawie
po rozmowie telefonicznej, gdy juz wiedziałm, że sytuacja jest opanowana a syn poprostu spanikował nie mogłam się uspokoić... strach o dziecko był tak silny, że nie mogłam poradzic sobie z emocjami... mimo to zebrałam się w sobie i poszłam do eksa żeby załagodzić z kolei jego złość... niestety nie udało się, praktycznie wyprosił mnie z domu... a ja potrzebowałam żeby mnie przytulił, uspokoił i powiedział "nie martw sie, jestem z tobą" nic więcej...
wyszłam więc i zadzwoniłam do kogo? do ojca moich dzieci i poryczałam się ... mój były mąż nigdy mi nie odmówił takiej pomocy... pojechałam do miasta i poszliśmy do parku na ławkę i tam wypłakałam się że nie wyrabiam z ta sytuacją... pogadaliśmy i zrobiło mi się lżej...
a ja chciałam mojemu facetowi wyryczec się do rekawa, a nie dostawać wsparcie gdzieś całkiem na zewnątrz...
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 21:40
szika napisał/a: | mojemu facetowi |
droga moja...to nie był Twój facet...rozumiesz?
szika - Czw 02 Sty, 2014 21:47
nie był...
on przede wszystkim był swój własny ... a mnie - jak byłam "grzeczna" - dostawało się trochę ciepła i czułości... resztę sama sobie organizowałam... jakoś...
moja terapka teraz we wtorek powiedziała "ty w tym związku i tak ciagle byłas sama"...
a ja z tego głodu o którym pisała Asia trwałam w tym... bo jednak, jak by nie było, gdy miał dobry humor i chęci to był cudowny...
nie było tak, że tylko samo złe, sama złość... jednak wiele dobrego mnie równiez z nim spotkało, bywało, że byłam szczęsliwa ... i to bardzo... nie będe tu sie rozpisywać, ale dzięki niemu równiez wiele dobrego się dla mnie wydarzyło... np w łóżku... a to tez niezmiernie wazna sprawa...
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 21:54
szika napisał/a: | wiele dobrego się dla mnie wydarzyło. |
u mnie to jeszcze nie ten czas na dobre wspominki,coś się mocno potłukłam
ale masz rację-kiedyś tam będę miała czas na dobre wspominanie.
szika - Czw 02 Sty, 2014 21:59
miałam tak jak pannaJot napisała - uwazałam (zreszta po cichu nadal tak uwazam!!!) że już takiego faceta nigdy nie znajdę... i to mnie mocno przy nim trzymało...
pytałas co sprawia że się tkwi w takim związku... po 20 latach niesatysfakcjonującego współżycia w małżeństwie gdy spotkałam kogoś z kim tak świetnie współgrałam ... to było jak ... ech... wydawało mi się, że skoro tutaj jest tak super to w innych dziedzinach życia równiez sie ułoży...
te ochłapy szczęścia okupowałam ogromnymi kosztami, niewspółmiernie duzymi i w końcu osiągnęłam swoje dno...
MILA50 - Czw 02 Sty, 2014 22:04
szika napisał/a: | takiego faceta nigdy nie znajdę |
znajdziesz,znajdziesz i to takiego co nie tylko te ochłapy da....
no i ja oczywiście także znajdę...mój przyjedzie na białym koniu
szika - Czw 02 Sty, 2014 22:07
MILA50 napisał/a: | no i ja oczywiście także znajdę...mój przyjedzie na białym koniu |
tylko, żeby ten mój "zakuty łeb" to pojął wreszcie to do mnie pewnie tez królewicz zawita hahahahahahahaha, no padłam
rufio - Czw 02 Sty, 2014 22:32
Mila przepraszam , że się wtrącę - bezwzględna szczerość ? Nie istnieje coś takiego i nie może istnieć - bez rozwijania stwierdzenia - .
To jest moje zdanie a ze swoim zdaniem się zawsze zgadzam ( by Monka ).
prsk.
szika - Pią 03 Sty, 2014 00:18
rufio, nie przepraszaj no co Wy z tym wtrącaniem witaj w moim wątku, ja myslałam, że tu to mało kto zagląda
noce jednak sa trudne.. te wieczory... dobrze że jest to forum i że mogę pisać, to mi sprawia ulgę...
chciałabym jeszcze wrócić do tematu ojca...
ja ojca znalazłam, tzn jego grób... jest pochowany w Głubczycach, com sie naszukała... to było jakieś sześć, siedem lat temu... poszłam do Urzędu Stanu Cywilnego i podali mi dokładną datę śmierci, zmarł w 1998 roku... wiedziałam o nim tylko tyle, że ożenił się w Branicach z pielęgniarką z odwykówki, na której przebywał... leczył się z alkoholizmu...
pojechałam tam i szukałam na cmentarzu grobu ale nie znalazłam... udało mi się odszukać jego żonę, choć to nie było łatwe... poszłam i nie zastałam jej, ale zapukałam do sąsiada i okazało się, że mojego ojca dobrze znał, powiedział, że jest pochowany w Głubczycach... tam znalazłam grób... razem byliśmy z eksem...
połozyłam białe lilie na grobie i maleńkiego białego aniołka...
wróciłam do Branic i poszłam jeszcze raz do jego żony...
wystraszyła się i najpierw nie bardzo chciała mnie wpuścić, ale w końcu zaprosiła do środka... potem już bardzo po przyjacielsku porozmawaiłyśmy... troche mi opowiadała o nim, że był bardzo dobrym, wrazliwym człowiekiem...
ale dla mnie wazniejszy był moment gdy wyjęła na moją prośbę zdjęcia... w worku foliowym wymieszane setki zdjęć luzem... ale prawie nigdzie mojego ojca, z ojcem miała zaledwie kilka zdjęć... opowiadała o rodzinie, ten to wujek, dziadek itd...
w pewnym momencie zamarłam... w rękę niespodziewanie wpadło mi zdjęcie... MOJE... zdjęcie, które doskonale znam, z przedszkola, w bluzeczce w biedronki... z kucykami, siedze na krzesełku... mam identyczne w albumie, ale tamto było inne... tamto było zniszczone, wymiętoszone, jak by w portfelu noszone ...
siedziałam i ryczałam tam jak bóbr... nie byłam w stanie sie powstrzymać... ona nawet chyba nie wiedziała, że to ja jestem na tym zdjęciu...
chyba mnie kochał "na swój sposób" ... nie wiem skąd to zdjęcie miał...
wampirkowa - Pią 03 Sty, 2014 11:25
ech co do zdjęć nie mam ani jednego zdjęcia z dzieciństwa, nic zero nie mam, nie mam zdjęcia mamy tej rodzonej, niewiem jak wyglądała, jaka była nic tak samo ja,
ten brak zdjęć z dzieciństwa, to mnie przeraża, bo tak jakbym nigdy nie była dzieckiem
ech. Jak sprząałąm po roku dom ojca, nie było nic w ręce wpadł mi piciorys ojca z Gorzyc w nim nie było o mnie ani słowa, nic jakbym nieistniała jakbym była powietrzem. czytała to i nie wierzyłam, było o jego żonach ale o mnie słowa,
wszystko spaliłam, a pomimo tego nie mogę wymazac go z mojej głowy.
nic a nic.
szika - Pią 03 Sty, 2014 11:29
Marysiu odpiszę Ci w Twoim watku...
szika - Nie 05 Sty, 2014 09:02
Jest mi bardzo wstyd przed Wami, przed sama sobą. Źle się podziało. Nie wytrzymałam i napisałam do niego.
Najpierw zyczenia noworoczne, na które bardzo się postarał aby ładnie odpowiedzieć, ale po upływie doby dopiero.
Zamiast zostawic to tak zaczęłam pisac dalej. Swego czasu z Asią rozmawiałysmy chyba na pw, że dobrze by było się przynajmniej pożegnać i napisac o swojej decyzji, a ja przyjełam, że to takie oczywiste i że on wie o co chodzi, że sam równiez taka decyzje podjał.
Myliłam się, czekał az mi przejdzie. Oczywiście to jestem odpowiedzialna za kilkumiesięczna przerwe w kontaktach, a on jedynie pokornie się do tej prośby przychylił. Powołał sie na moje słowa, że na razie chce byc sama i nie chcę się z nim chwilowo widziec. Rzeczywiście tak powiedziałam przez telefon bodajże podczas ostatniej naszej rozmowy. Byłam zła na sytuacje z telefonem i dokładnie dzis pamietam że moja intencja było doprowadzenie transakcji do końca bez jego "zainteresowania".
Ogólnie "rozmowa" (smsy) przebiegała jak zwykle. Ja jestem tą, która ma wpływ na sytuację, ja jestem odpowiedzialna, ja jestem winna, on posłuszny, pokorny, że nie odzywał się z wielkiego szacunku do mnie, choc mu to nie odpowiada.
Czuję, że zaczyna mi się właczac pranie mózgu. Bo niby rzeczywiście można by to tak okreslić, i rzeczywiście mojej "winy" mozna się doszukać.
Postawiłam sobie i jemu jednak pytanie. Dlaczego akurat to moje życzenie potraktował z taka świętością i konsekwencją? A co z tymi wszystkimi innymi, gdy prosiłam, błagałam o takie proste, banalne rzeczy? I było nie?
Miałam tu nie pisac o tym zdarzeniu w ogóle, weszłam w role ofiary, że nikogo tutaj i tak nie obchodzę, szika tak świetnie wszystko wie i świetnie sobie radzi, szika niczego nie potrzebuje.
Zdecydowałam jednak, że poprosze o pomoc. Gubię sie, czuję, że tonę, czuję, że popłynęłam tak jak alkoholik.... Nie wiem... pomóżcie mi to poukładac w głowie
szika - Nie 05 Sty, 2014 09:33
Staram sie wyciagać wnioski czemu to robie i jak do tego dochodzi...
Zauważam, że "wracam" czyli zaczynam pisać lub szukac kontaktu gdy dochodzi u mnie do takiego stanu jaki nazywam pogodzeniem sie ze światem i ludźmi.
Gdy zaczynam myslec pozytywnie, lubić ludzi dookoła i to wszystkich bez wyjątku (siebie również), poprostu szanowac, lubić, wybaczam, godze się, włacza mi się pozytywne nastawienie, najbardziej zgodne z moim ja, że nie ma ludzi złych, kazdy ma w sobie piękno... wtedy przepadam w tej relacji. Czyli najpierw bunt na przemoc, złość i ucieczka, odchodzę... mam dośc... potem zachłyśnięcie się wolnością - wreszcie mam czas dla siebie i mogę sobie poświęcac uwagę... potem przechodzi złość, wracają wspomnienia i już kocham cały świat ... i jego też... taki schemat sie u mnie powtarza...
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 09:44
szika napisał/a: | Jest mi bardzo wstyd przed Wami, przed sama sobą. Źle się podziało. Nie wytrzymałam i napisałam do niego.
Najpierw zyczenia noworoczne, na które bardzo się postarał aby ładnie odpowiedzieć, ale po upływie doby dopiero.
Zamiast zostawic to tak zaczęłam pisac dalej. Swego czasu z Asią rozmawiałysmy chyba na pw, że dobrze by było się przynajmniej pożegnać i napisac o swojej decyzji, a ja przyjełam, że to takie oczywiste i że on wie o co chodzi, że sam równiez taka decyzje podjał. |
Witaj Sziko. U mnie każda kłótnia kończyła się bez wyjaśnień. Mąż czekał aż mi przejdzie i wszystko wróci do normy bez wyjaśnień ale ja musiałam dokończyć i wyjaśnić.
Ostatnio praktycznie zmusiłam go do rozmowy, powiedziałam że albo się zaczniemy dogadywać albo się rozstaniemy bo tak jak teraz dłużej być nie może a on znalazł trzecie rozwiązanie wygodne dla niego zostawić tak jak jest.
Zawsze wolałam wiedzieć na czym stoję a nie czekać nawet wiedząc że to co mogę usłyszec może zaboleć, i nie czułam tu wstydu, a mąż milczał ze strachu przed tym co on może usłyszeć.
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 09:47
szika napisał/a: | Postawiłam sobie i jemu jednak pytanie. Dlaczego akurat to moje życzenie potraktował z taka świętością i konsekwencją? A co z tymi wszystkimi innymi, gdy prosiłam, błagałam o takie proste, banalne rzeczy? I było nie?
Miałam tu nie pisac o tym zdarzeniu w ogóle, weszłam w role ofiary, że nikogo tutaj i tak nie obchodzę, szika tak świetnie wszystko wie i świetnie sobie radzi, szika niczego nie potrzebuje |
Też tak mam
Jo-asia - Nie 05 Sty, 2014 09:54
szika napisał/a: |
Jest mi bardzo wstyd przed Wami, przed sama sobą. Źle się podziało |
wstyd, bo zrobiłaś to co chciałaś a nie powinnaś?
weź se odpuść
nie jesteś już tą samą sziką.. jesteś świadoma tego co robisz i przez to masz szansę, przyjrzeć się sobie.. po co tak reagujesz?.. co Ci to daje?
masz szansę to zakończyć.. raz a dobrze
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 09:55
[quote="szika"]Staram sie wyciagać wnioski czemu to robie i jak do tego dochodzi...
Zauważam, że "wracam" czyli zaczynam pisać lub szukac kontaktu gdy dochodzi u mnie do takiego stanu jaki nazywam pogodzeniem sie ze światem i ludźmi.
Gdy zaczynam myslec pozytywnie, lubić ludzi dookoła i to wszystkich bez wyjątku (siebie również), poprostu szanowac, lubić, wybaczam, godze się, włacza mi się pozytywne nastawienie, najbardziej zgodne z moim ja, że nie ma ludzi złych, kazdy ma w sobie piękno... wtedy przepadam w tej relacji. Czyli najpierw bunt na przemoc, złość i ucieczka, odchodzę... mam dośc... potem zachłyśnięcie się wolnością - wreszcie mam czas dla siebie i mogę sobie poświęcac uwagę... potem przechodzi złość, wracają wspomnienia i już kocham cały świat ... i jego też... taki schemat sie u mnie powtarza..
.
Może siedzimy na tej samej karuzeli, ja też od kilku miesięcy sie tak zachowuję i doszłam do wniosku że u mnie jest to jak u alkoholika głód alkoholowy tak u mnie głód emocjonalny i nie umiem sobie z nim poradzić
szika - Nie 05 Sty, 2014 09:58
BARBARA,
wczoraj sie własnie zaczęło odpytywanie mnie - jak zawsze... "a na podstawie czego tak uwazasz.." "TAK nie chcesz czyli jak?" i to ja mam odpowiadać, wyjaśniać... on niewinny, pokorny, pełen szacunku i miłości, cierpliwie czeka...
tyle, że ja wiem jak to bedzie z tymi pytaniami i odpowiedziami... pyta po to aby to podważać... zacznie się "napisałas, że... a ja uwazam, że nie mozesz tego wiedziec, nie wiesz jak jest..." i zacznie się moje stawianie granic, że "mam prawo do własnego zdania i moich uczuć, które pojawiają mi się w naszej relacji, że moje uczucia takie są i już"... na to bedzie odpowiedź że moje uczucia są mylne, że źle odbieram rzeczywistość, przez pryzmat moich krzywd, że on wcale nie miał takiego zamiaru...
rany jak ja to znam...
i ktos z boku rzeczywiście może powiedziec "no szika toz to ideał!" a ja zostanę z moją mieszanką poczucia winy, odpowiedzialności, że to przeze mnie wszystko jest do kitu... że to ja jestem do niczego...
szika - Nie 05 Sty, 2014 10:03
Jo-asia napisał/a: | masz szansę to zakończyć.. raz a dobrze |
Joasiu kiedy no własnie trace wiarę, że mi się to uda... czuję sie okropnie... cała moja siła poszła na zielona trawkę... nie umiem być prześladowcą... nie chce... nie pasuje mi odrzucać, to nie ja...
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 10:13
szika napisał/a: | BARBARA,
wczoraj sie własnie zaczęło odpytywanie mnie - jak zawsze... "a na podstawie czego tak uwazasz.." "TAK nie chcesz czyli jak?" i to ja mam odpowiadać, wyjaśniać... on niewinny, pokorny, pełen szacunku i miłości, cierpliwie czeka...
tyle, że ja wiem jak to bedzie z tymi pytaniami i odpowiedziami... pyta po to aby to podważać... zacznie się "napisałas, że... a ja uwazam, że nie mozesz tego wiedziec, nie wiesz jak jest..." i zacznie się moje stawianie granic, że "mam prawo do własnego zdania i moich uczuć, które pojawiają mi się w naszej relacji, że moje uczucia takie są i już"... na to bedzie odpowiedź że moje uczucia są mylne, że źle odbieram rzeczywistość, przez pryzmat moich krzywd, że on wcale nie miał takiego zamiaru...
rany jak ja to znam...
i ktos z boku rzeczywiście może powiedziec "no szika toz to ideał!" a ja zostanę z moją mieszanką poczucia winy, odpowiedzialności, że to przeze mnie wszystko jest do kitu... że to ja jestem do niczego... |
Dokładnie tak wyglądają u mnie rozmowy, a ostatnio usłyszałam jeszcze coś takiego że jestem teraz taka normalna taka poukładana, a ja zapytałam czy dla tego jestem taka nie dobra.... jak byłam rozpiepszona emocjonalnie to byłam lepsza bo można było mnie poukładać i zmanipulować. Niestety u nas zawsze to ja jestem ta od złych decyzji a on niewinny nawet na terapii go zamknęłam za niewinność przez sąd.
Nie czuję się winna. Ostatnio czytałam o trzech twarzach trujkąta dramatycznego , nie wiem czy to znasz , można mieć poczucie winy ale nie dać się w nie wciągnąć,
szika - Nie 05 Sty, 2014 10:19
no dobra napisze do końca... zaproponowałam... hmmm... jak to napisac żeby nie napisac
odmówił...
uzasadnił to obszernym mailem, że tak nie potrafi, że dla niego to taka super ważna dziedzina zycia, świętość, że on sie oddaje w pełni, a w tej sytuacji nie mógłby, że obawia się, że nie byłabym zadowolona z tego... itd...
to juz tez przerabialiśmy... iles razy... no i ok... upokorzenie? no jest... bo jedzie to po kobiecości...
wczoraj jak na ironię byłam ze znajomymi, fajna paczką w restauracji na baletach... wybawiłam się świetnie... schudłam i bardzo się sobie podobam... i innym też... bo to się dało odczuć... baaardzo... mówiąc potocznie "miałam branie"
propozycja była przed wyjazdem na dancing, odpowiedź dostałam w nocy jak wróciłam już...
więc taki konflikt... tu mnie chcą, a ten własnie nie... i bunt "nie to nie"
i przeszło mi chcenie o 180 stopni... teraz bym sie nawet dotknąć nie dała... i znowu złość... a ja nie chcę działać przez złość... chciałabym tak normlanie
szika - Nie 05 Sty, 2014 10:23
BARBARA napisał/a: | trujkąta dramatycznego , nie wiem czy to znasz |
Basiu powyżej w moim watku bardzo duzo pisałam o trójkącie... bardzo mnie to zainteresowało...
ale teraz kompletnie pogubiłam sie intelektualnie w tym co sie dzieje... nie potrafie tego przekłądac jeszcze na rzeczywistośc, a gdy emocje hulają to juz kompletnie jak ślepiec jestem
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 10:23
Sziko szika napisał/a: | przeszło mi chcenie o 180 stopni |
oby ci tak zostało
szika - Nie 05 Sty, 2014 10:29
acha... forum nie czyta... a byłam prawie pewna..... nie pytałam wprost, ale nie czyta - wiem...
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 10:30
Sziko ja pisze o drugim artykule do trójkąta ,,trzy twarze trójkąta,,tu znalazłam jak by lepsze wytłumaczenie dla siebie min. ,,wstyd oraz kluczowe poglądy,, ,,nieuczciwość,, ,,utracona bliskość,, i ,,wyjście z trójkąta,,
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 10:33
szika napisał/a: | acha... forum nie czyta... a byłam prawie pewna..... nie pytałam wprost, ale nie czyta - wiem... |
czyta, to tylko cisza przed burzą
Klara - Nie 05 Sty, 2014 11:03
szika napisał/a: | acha... forum nie czyta |
Forum czyta.
To znaczy ja przeczytałam (nie jestem całym forum przecież ), ale co Ci na to Dziewczyno powiedzieć innego niż dotąd?
- że powinnaś wzruszyć ramionami i w końcu wypiąć się na faceta bez żadnych tam pożegnań? Rzeczy które u Ciebie zostały zapakować, odesłać, zmienić zamki i numer telefonu i już?
No powinnaś, ale czy ja bym to zrobiła, tego nie wiem. Może zrobiłabym tak od razu, może po zastanowieniu się, a może...... poszli do lasu (takie nasze domowe powiedzenie w sytuacji, gdy mnożą się "może").
Tak się odezwałam, żeby się usprawiedliwić
MILA50 - Nie 05 Sty, 2014 11:06
szika napisał/a: | mówiąc potocznie "miałam branie" |
a co to za sztuka przyjąć miłość-uczucie,tam gdzie jest rozdawane?
Sztuka jest dostać miłość tam gdzie jest cedzona,wydzielana,bo ona jest tą największą miarą!
To w odniesieniu do DDA.
Przypomnę Tobie schemat na jakim ja jechałam.
Wybrać model-obiekt,nieprzystępny,z niedojrzałością emocjonalną.Zrobić wszystko aby "pokochał"(nie umie!),cieszyć się miłością...ale"proza stabilizacji uczuciowej" to coś obego dla mnie,szukam dziury w całym... zmanipuluję siebie,że to partner winien i odchodzę.
Względny spokój,czasami ulga....no i przychodzi "głód miłości",wracają wspomnienia...och jak bywało cudownie,dobrze....
a może by tak wrócić?to pewnie ja przesadziłam,nie chcę być prześladowcą(a jestem),
no to wracam....i proszę,i znoszę nawet te upokorzenia...tylko po aby tę miłość znowu dostawać.Właśnie od niego!Tylko on się do tego nadaje!
Oboje pracują w tym schemacie...bez końca,wciąż to samo.....
Ja wyszłam z dużym bólem,do dziś czasami dotkliwym jeszcze.....ale w związku też był ból.
/
pietruszka - Nie 05 Sty, 2014 11:09
BARBARA napisał/a: | szika napisał/a:
acha... forum nie czyta... a byłam prawie pewna..... nie pytałam wprost, ale nie czyta - wiem...
czyta, to tylko cisza przed burzą |
Szoko chodzi Ci o czytanie Ciebie przez społeczność forumową czy o czytanie forum przez Twojego... hmm... nazwijmy go "eks"?
No zakręciłaś się Sziko na nowo? To tak jakby zatruć się paczkami. Uwielbiałaś pączki,. ten smak, ta miękkość, ta konfitura w środku, ale kiedyś trafiłaś na felerne pączki... Zatrucie... Noc spędzona w WC. Tylko teraz pytanie? Czy pączki były felerne, czy po prostu nei możesz jeść pączków, bo wywołują u Ciebie niestrawność? Przeprowadziłaś jakieś badania i już wiesz - nie masz jeść pączków do końca życia. A co mi tam - mówisz, w tamtej chwili i tak masz obrzydzenie do pączków, a nawet innych do słodkości. Minął jakiś czas...
Gdzieś zobaczyłaś wystawę z pączkami, a może reklamę w telewizji. Aż do ust napłynęła ślinka. Chcę! Już! Teraz! Zapominasz o poprzednich dolegliwościach, minimalizujesz skutki, zapominasz zalecenia lekarzy... i już pędzisz do cukierni...
A przecież obiecywałaś sobie, ze już nigdy pączków, przecież bez pączków można żyć.
Co Ci te pączki dają, że ryzykujesz swoim zdrowiem?
Można uzależnić się od alkoholu, można od pączków, ale można też... od niezdrowej miłości... czy jak to tam nazwać...
Jo-asia - Nie 05 Sty, 2014 11:44
MILA50 napisał/a: | Wybrać model-obiekt,nieprzystępny,z niedojrzałością emocjonalną.Zrobić wszystko aby "pokochał"(nie umie!),cieszyć się miłością...ale"proza stabilizacji uczuciowej" to coś obego dla mnie,szukam dziury w całym |
matko
teraz to widzę.. jak na dłoni
a u mnie teraz zmiana ról...
jak się tego oduczyć?
MILA50 - Nie 05 Sty, 2014 11:47
Jo-asia napisał/a: | a u mnie teraz zmiana ról... |
to znaczy?
szika - Nie 05 Sty, 2014 11:47
miałam na myśli że eks nie czyta...
wielkie sorry, wyszło rzeczywiście, że mozna to było odebrać że to do Was Kochani...
że czytacie to ja wiem, czuję... choć czasem mam poczucie jak bym sie ośmieszała, robiła z siebie dziwadło, tutaj ludzie maja powazne problemy a moje to takie wydumane głupoty..
bardzo dziękuję za wszystkie wypowiedzi, jestem wdzięczna za kazdy wpis...
mało spałam tej nocy i utnę sobie godzinkę teraz... potem odpowiem...
BARDZO dziękuję ... nawet banały i oczywiste rzeczy dobrze jest czytać gdy sie jest w takim amoku... bardzo cenię sobie Wasza pomoc...
buziaki ...
Jo-asia - Nie 05 Sty, 2014 11:51
MILA50 napisał/a: | Jo-asia napisał/a: | a u mnie teraz zmiana ról... |
to znaczy? |
w związku on robi wszystko aby "zasłużyć na miłość" a ja jestem niedostępna
i ani jeden ani drugi nie opuszcza tej relacji
MILA50 - Nie 05 Sty, 2014 11:56
Jo-asia napisał/a: | a ja jestem niedostępna |
a lubisz jak się o Ciebie zabiega?
Mysza - Nie 05 Sty, 2014 11:59
szika napisał/a: | Źle się podziało. Nie wytrzymałam i napisałam do niego. |
podziało się dobrze, podziało sie tak, jak było dla Ciebie najlepiej w tamtej chwili, podziało sie tak, że zaprowadzi Cię to do odpowiednich wniosków w przyszłości, taki kolejny kamczek do ogródka
Podziało się źle, bo rozum podpowiadał: „nie powinnaś”, a Ty zrobiłaś coś odwrotnego?
Ja Ci napiszę, i bardzo dobrze zrobiłaś (choć będę w tym bardzo niepopularna, ale akurat na popularności najmniej mi zależy )
choć teraz cierpisz „odrzucenie”, choć dzisiaj uniesiona dumą go nie chcesz, jutro, pojutrze być może znowu go będziesz chciała, i znowu być może się odezwiesz i znowu usłyszysz : „nie , dziękuję”…
I kiedy pokonasz już wystarczająca ilość schodków, kiedy wyjdziesz w jakąś tam ilością propozycji i kiedy usłyszysz Ileś tam krotnie :”NIE” , wtedy przyjdzie ten piękny dzień kiedy „uleje Ci się” ta znajomość, przyjdzie ten uwalniający moment kiedy będziesz wiedziała, że już nie chcesz.
I to „niechcenie” będzie wtedy silne, stanowcze, mocne. Nic i nikt nie zachwieje tym przekonaniem, bo będzie wypływało z głębi Ciebie, bo będziesz wierzyła w to, że tak dla Ciebie jest lepiej.
Bo póki co, EGO przekonuje, że tak jest lepiej dla Ciebie ( choć prawda jest taka, że chce dobrze, ale dla siebie), bo zna zachowania tego Pana, bo może je przewidzieć, bo wie, że po Twojej propozycji może nastąpić odrzucenie, EGO nie chce poczuć się gorsze, nie chce być odrzucone, ratuje się więc wmawianiem Ci: nie powinnaś, nie powinnaś
Jesteś przekonana co do tego, że nie powinnaś? Skoro tak, to dlaczego robisz odwrotnie?
Bo wg mnie nie jesteś tego pewna, wytłumaczyłaś, wmówiłaś sobie, żeby EGO nie ucierpiało, ale to co wewnątrz Ciebie, ma w d***e to co myśli EGO, i stąd poszukiwania i kolejne próby kontaktu.
Skończą się, kiedy będziesz wewnętrznie przekonana, że to nie ten facet
miłego dnia
Jo-asia - Nie 05 Sty, 2014 12:07
MILA50 napisał/a: | a lubisz jak się o Ciebie zabiega? |
nie, odrzuca mnie to
pterodaktyll - Nie 05 Sty, 2014 12:21
Kiedyś ktoś ważny dla mnie powiedział, że spraw ważnych i poważnych nie załatwia się przez różnego rodzaju komunikatory, tylko w bezpośrednich kontaktach i uważam, że miał rację. Żaden, ale to absolutnie żaden komunikator nie odda nigdy wiernie tego, co tak naprawdę chcemy powiedzieć drugiej osobie , ani tym bardziej w pełni zrozumieć co do nas mówi druga strona.............
MILA50 - Nie 05 Sty, 2014 12:33
Jo-asia napisał/a: | nie, odrzuca mnie to |
mnie odrzucało tylko w przypadkach osób,które nie były wybrankiem moim!
U wybranka-owszem,pożądany stan,często prowokowany przeze mnie.
Całą moją pracę skupiam tylko na jednym.....aby zaspokojenie potrzeby miłości wróciło do poziomu "normalności" z poziomu hiper.
ok.wygadałam się w temacie...sziko
Jo-asia - Nie 05 Sty, 2014 12:39
Czyli...odrzucało..gdy wybranek był " dostępny"..
dobrze odczytanym?
MILA50 - Nie 05 Sty, 2014 12:43
Jo-asia napisał/a: | dobrze odczytanym? |
żadne zabiegi tych,których ja nie wybrałam nie miały innego znaczeni niż...daj mi spokój,odejdź...
ja wybrałam obiekt i zaczynał się ten nieustający taniec
Jo-asia - Nie 05 Sty, 2014 12:58
MILA50, dziękuję
szika sory, że u Ciebie
szika - Nie 05 Sty, 2014 13:42
Kochani jestem aż oszołomiona ilością wypowiedzi i wszyscy jak tu się wpisujecie macie słuszność...
przy okazji troche może nie ten moment ale jakos tak od paru dni zbieram sie aby ujawnić swoje imię... mam na imię Zuzanna, mówią do mnie Zuzia - najczęsciej... ponieważ imię mogłoby sie pokojarzyć komuś w realu to umysliłam sobie anonimowość, ale teraz już inaczej na to patrze...
czemu imię? wydaje mi się że nick to dystans, maska... a ja mam teraz czas bycia autentyczna najbardziej jak się da... ściemnianie do niczego mnie nie doprowadzi i albo bede udawać siłaczkę i cwaniarę, albo otwarcie przyznam się do swoich błędów i nie jako szika, a jako Zuzia....
BARBARA napisał/a: | Nie czuję się winna. |
to nie poczucie winy, to najzwyczajniej wstyd... za swoja słabość, nieudolność, inni mówią "weź se daj spokój, fajna jesteś dziewczyna znajdziesz normalnego faceta a nie użerasz się z kims kto cie nie kocha" a ja im zazdroszczę... rany jak ja bym tak chciała, ciach i z głowy, spadam, nie ma mnie, nowy rozdział, tamtego nie ma, było złe dla mnie żyję pełną piersią... a tu znowu wpadka...
łączę to trochę (na poziomie intelektualnym) z alkoholem... w piatek poszłam na miting i opowiedziałam o swoich problemach, o nawrocie, otwarcie o bólu rozstania i jak to osłabiło i uruchomiło mi poczatki nawrotu alko...
wiem, że ludzie chcieli wesprzeć mnie, ale po mitingu czułam sie jeszcze gorzej... nasłuchałam się duzo o samym piciu, jak to alkohol może być obecny w zyciu alkoholika i nic mu nie robic... itd itp... miting był wspaniały, wszyscy byli zadowoleni, tylko chyba ja nie.. wróciłam do domu i zaczęłam pisanie
cdn...
szika - Nie 05 Sty, 2014 14:10
Klara, uwielbiam Cię jestes dla mnie trochę jak mądra Mama ... obecna ale pozwalająca na błędy i nie wciskasz mi swojego, a towarzyszysz... dziękuję
MILA50, no nie mam słowa do dodania - dokładnie tak jest jak napisałaś... słowo w słowo... nie wiem jak u Ciebie było z przemocą, czy partner stosował przemoc... ale reszta no jak bys pisała o mnie...
Tu od razu słówko do Asi... nie wiem czy można porównac te dwie sytuacje i Ty jakoby po drugiej stronie... nie robisz (przynajmniej mam takie wrażenie) złudnej nadziei partnerowi, nie zwodzisz, nie obiecujesz, po to żeby potem obietnic nie dotrzymać... nie bawisz się partnerem... tak mi się wydaje... i nie przepraszaj mie tu no... pisz ...
Mysza, Twoje słowa sa jak balsam...
głupio mi było się przyznac tutaj ale ja mu jeszcze za to odrzucenie podziękowałam... i to parę razy... z ta intencją o której pisałaś... z wdzięczności że zachowuje status quo...
w tej naszej wymianie zdań owszem zaproponował pomoc jesli trzeba itd... chciał być dobry dla mnie... i to wzbudziło na chwilę nadzieję, że może jednak zatrybił... zmienił się... ale przypomniałam sobie na szczęście że takie teksty to juz milion razy słuchałam...
tak kiedyś w jakiejs rozmowie z kims padło, że dobrze by było gdyby sobie kogos znalazł i miał już następna panią... oj jak by to było fajnie... popłakałabym sobie jeszcze, pozłościłabym się ale sprawa załatwiłaby sie bez mojego udziału... łatwizna, prawda?
jedna tylko jest obawa, że nie będzie tak:
Mysza napisał/a: | nie , dziękuję”…
I kiedy pokonasz już wystarczająca ilość schodków, kiedy wyjdziesz w jakąś tam ilością propozycji i kiedy usłyszysz Ileś tam krotnie :”NIE” |
o ile sie nic nie zmieniło to "NIE" byłoby przez jakis czas... w końcu dałby sie przekonać, za długo by się nie opierał i byłoby "kocham, jesteś ta jedyną"... scenariusz znam, wielokrotnie odegrany... schemat wręcz... i taniec od nowa... byłoby super jakiś czas az by się "znudziło" i od nowa najpierw delikatnie, potem coraz odwazniej poszłoby po przemocy...
dlatego pterodaktyll, ( Pterusiu kochany dziekuje ze sie odezwałeś - jeden Rodzynek...) DOBRZE że to sie dzieje na poziomie smsów, bo obawiam sie ze w kontakcie bezpośrednim już dawno byłoby "po ptokach"... a tak? jest jeszcze szansa że ... uda mi się... (????
szika - Nie 05 Sty, 2014 17:20
no nie mówiłam? już jest skłonny się zgodzić, zaprasza...
czy to nie idzie zwariować? zgłupieć? teraz jak ja już podziękowałam i już nie chce?
odniose się tu teraz do słów Pietruszki z tematu Perełki o agresji...
mi to wygląda na to, że gdy jestesmy agresywni to mamy kontrolę nad sytuacją... zamykamy się w zamczysku i patrzymy na świat jak z okna wieży... z góry... mamy władzę... oczywiście pozornie... bo w rzeczywistości jesteśmy w tej wieży bardzo samotni...
wydaje mi się że przemocowcowi trudno zrezygnować z tego poczucia władzy i kontroli, bo to jedyny wyuczony sposób na relacje... paradoksalnie im bliższe tym ta agresja jest bardziej "potrzebna"....
zostałam teraz postawiona w roli przesladowcy z trójkąta, tej co odrzuca.... czy to urażona duma? nawet jesli to jest to teraz najlepsze wyjście... tak myślę... przestałam odpisywać "uważam rozmowe za zakończoną"...
oj potańczyłam sobie w trójkącie - wazne że teraz bardziej świadomie i nie sama, bo się otworzyłam na ludzi ... dotychczas zawsze w takiej sytuacji zostawałam sama i nie zwracałam sie do nikogo...
Jo-asia - Nie 05 Sty, 2014 17:27
szika napisał/a: | teraz jak ja już podziękowałam i już nie chce? |
pytasz? czy już odpowiedziałaś?
Klara - Nie 05 Sty, 2014 17:27
szika napisał/a: | już jest skłonny się zgodzić, zaprasza...
czy to nie idzie zwariować? zgłupieć? teraz jak ja już podziękowałam i już nie chce? |
Zuziu! (śliczne imię) nie miej mi za złe, ale przypomniał/ła mi się ten wiersz/piosenka dziecięca, która zresztą ilustruje również moje częste, przeszłe zachowania.
Być może to znasz....
Żuraw i czapla
Jan Brzechwa
Przykro było żurawiowi,
Że samotnie ryby łowi.
Patrzy - czapla na wysepce
Wdzięcznie z błota wodę chłepce.
Rzecze do niej zachwycony:
"Piękna czaplo, szukam żony,
Będę kochał ciebie, wierz mi,
Więc czym prędzej się pobierzmy."
Czapla piórka swe poprawia:
"Nie chcę męża mieć żurawia!"
Poszedł żuraw obrażony.
"Trudno. Będę żył bez żony."
A już czapla myśli sobie:
"Czy właściwie dobrze robię?
Skoro żuraw tak namawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"
Pomyślała, poczłapała,
Do żurawia zapukała.
Żuraw łykał żurawinę,
Więc miał bardzo kwaśną minę.
"Przyszłam spełnić twe życzenie."
"Teraz ja się nie ożenię,
Niepotrzebnie pani papla,
Żegnam panią, pani czapla!"
Poszła czapla obrażona.
Żuraw myśli: "Co za żona!
Chyba pójdę i przeproszę..."
Włożył czapkę, wdział kalosze,
I do czapli znowu puka.
"Czego pan tu u mnie szuka?"
"Chcę się żenić." "Pan na męża?
Po co pan się nadweręża?
Szkoda było pańskiej drogi,
Drogi panie laskonogi!"
Poszedł żuraw obrażony,
"Trudno. Będę żył bez żony."
A już czapla myśli: "Szkoda,
Wszak nie jestem taka młoda,
Żuraw prośby wciąż ponawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"
W piękne piórka się przybrała,
Do żurawia poczłapała.
Tak już chodzą lata długie,
Jedno chce - to nie chce drugie,
Chodzą wciąż tą samą drogą,
Ale pobrać się nie mogą.
BARBARA - Nie 05 Sty, 2014 17:46
szika napisał/a: | no nie mówiłam? już jest skłonny się zgodzić, zaprasza...
czy to nie idzie zwariować? zgłupieć? teraz jak ja już podziękowałam i już nie chce?
|
przepraszam jeśli się mylę ale chyba wyszło po twojemu
szika napisał/a: | zostałam teraz postawiona w roli przesladowcy z trójkąta, tej co odrzuca.... czy to urażona duma? nawet jesli to jest to teraz najlepsze wyjście... tak myślę... przestałam odpisywać "uważam rozmowe za zakończoną"...
|
Czy tak chciałaś tą rozmowę zakończyć.
Borus - Nie 05 Sty, 2014 18:11
Klara napisał/a: | przypomniał/ła mi się ten wiersz/piosenka dziecięca, |
Klara napisał/a: | Żuraw i czapla |
Mi też...
szika - Nie 05 Sty, 2014 18:31
jeju jak to świetnie pasuje no ubawiliście mnie do łez
no to co ja mam zrobić? no zgłupieje do reszty... znowu to samo od nowa wszystko?
endriu - Nie 05 Sty, 2014 18:32
a mi się przypomniał ten kabaret
"Problem leży po pani stronie..." he he
http://kabaret.tworzymyhi..._kabaretem_.php
szika - Nie 05 Sty, 2014 18:40
nie, nic z tego... mam jeszcze rozum i jeszcze działa, choć z trudem...
pietruszka - Nie 05 Sty, 2014 18:45
endriu napisał/a: | he he |
jakoś mam chyba niskie poczucie humoru... ale rozumiem, że facetowi może się ten skecz podobać...
pterodaktyll - Nie 05 Sty, 2014 18:52
Cytat: | obawiam sie ze w kontakcie bezpośrednim już dawno byłoby "po ptokach" |
Asertywność moja droga, asertywność się kłania i to nisko..........
szika - Nie 05 Sty, 2014 18:59
no a o czym mam z nim rozmawiac? jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że chce nadal być sama, nie chce znów włazić do błota...
pterodaktyll - Nie 05 Sty, 2014 19:05
szika napisał/a: | no a o czym mam z nim rozmawiac? |
To po co dajesz się wpuszczać w te esemesy skoro, jak twierdzisz, nie masz o czym rozmawiać?
szika - Nie 05 Sty, 2014 19:16
nie wiem...
chyba to ta cała nieszczęsna chemia... trudno mi sobie z tym poradzić...
pterodaktyll - Nie 05 Sty, 2014 19:22
szika napisał/a: | chyba to ta cała nieszczęsna chemia... trudno mi sobie z tym poradzić... |
Jakiś katalizator może...........
szika - Nie 05 Sty, 2014 19:27
nie jarze? katalizator?
szika - Wto 07 Sty, 2014 12:18
Witam Was
Obyło sie bez katalizatorów
Zresztą nie było to wcale gwoździem programu, wręcz przeciwnie... Mimo, że ja się nastawiałam, że żadnych rozmów nie będzie to wyszło inaczej i to wcale nie z mojej inicjatywy...
Rozmawialiśmy z niewielkimi przerwami na sen i na wczorajsze zakończenie mojego nieszczęsnego remanentu - non stop...
To co zastałam wprawiło mnie w osłupienie. Książki - pozakreślane, z zakładkami - czytane na pewno - mnóstwo notatek, zeszyt założony...
Mój men zaczyna od lutego regularną terapię dla DDA/DDD, skorzysta z jakiegoś specjalnego programu, nawet nie bardzo wiem jakiego, jeździ na mitingi DDA/DDD, czyta, słucha, wziął się za siebie konkretnie.
Mnie się głupio zrobiło i jest nadal, zawstydziłam się, tak źle o nim myslałam, posadzałam o różne niecne plany i rzeczy, a tu tymczasem okazało się, że czas samotności wykorzystał bardzo pracowicie.
Strasznie duzo bym miała do opowiadania, aż nie ogarniam tego jeszcze. Co mogę powiedzieć o sobie to to, że czuję lęk, boje się, niesmiało się cieszę, staram się nie nastawiać za bardzo na jakąś rewolucję, widze też całe mnóstwo moich własnych niewyróbek, którymi bardzo chce się z Wami podzielić...
Mam jeszcze duzo pracy nad sobą.. ale przede wszystkim co czuję na teraz, na już, jesli chodzi o ten związek... czuje ulgę jak by spadł ze mnie potężny ciężar z ramion, wreszcie czuję się odciążona od odpowiedzialności za to jak sie ten związek potoczy... wreszcie jest nas dwoje, gdzie każde chce miec swój udział w tworzeniu nowego...
endriu - Wto 07 Sty, 2014 12:49
eee, to już nie będzie Śnieżki zimą...
BARBARA - Wto 07 Sty, 2014 13:16
Sziko
MILA50 - Wto 07 Sty, 2014 14:30
Cytat: | wreszcie jest nas dwoje |
no i zazdraszczam
mój to pewnie konia szuka
Jo-asia - Wto 07 Sty, 2014 15:16
MILA50 napisał/a: | no i zazdraszczam |
ja też.. ja też
MILA50 napisał/a: | mój to pewnie konia szuka |
a mój.. to się pewnie jeszcze nie urodził
szika - Wto 07 Sty, 2014 16:09
Najważniejsze w tym jest chyba to, że WRESZCIE nie robi tego dla mnie! Tylko dla siebie, nareszcie to zrozumiał, tak mi się wydaje na dziś. I zaczął wprost mówić że się boi, że czuje lęk, do tej pory nie do pomyślenia, nigdy niczego się nie bał - wiracha....
dziś niepewny, zalękniony, sińce pod oczami z niewyspania, schudł...
ja się mocno hamuje aby nie wybawiać, choć pewnie wyłazi ze mnie jeszcze... pilnuję się jednak jak tylko mogę... on ma swój plan i ja się staram do tego nie wtrącać, nie korygować, nie sugerować, nie robic wykładów... choć cięzko mi to czasami wychodzi albo w ogóle nie udaje
Taka najistotniejsze na ten moment nasze odkrycie to to, że do tej pory oboje - i jedno i drugie - byliśmy tak mocno nastawieni na spełnianie, odczytywanie, odgadywanie oczekiwań drugiego, że lekceważyliśmy, ignorowaliśmy, zaprzeczaliśmy swoim własnym... ja świadomie to robiłam, on w ogóle nieswiadomie, choć dziś to widzi... doprowadzało to do tego, że w pewnym momencie frustracja spowodowana niecelowymi trafieniami w tych potrzebach drugiej osoby była tak silna, że pojawiało się rozczarowanie, zmęczenie i wycofanie... u niego złość, u mnie smutek... no uciekaliśmy od siebie żeby odpoczać i wreszcie zająć się sobą... i tak w kółko macieja... sto pięćdziesiąt osiem razy już....
nie wiem jeszcze jak to będzie z tym wyrazaniem potrzeb, u siebie dopiero teraz zobaczyłam, że wyrażałam je jasno, ale przeważnie dopasowywałam swoje potrzeby do nas obojga... mysli typu "a czy jemu to bedzie odpowiadało, a czy zechce, a może nie zechce i zgodzi sie wbrew sobie, czego nie chce, żeby sie tylko nie obraził" wprowadzały we mnie zamęt i powodowały niezdecydowanie... owo niezdecydowanie wkurzało z kolei jego i napięcie gotowe...
proste mechanizmy, ale jak się jest w konkretnej sytuacji trudno posłużyć się wiedzą i intelektem... to sie poprostu dzieje... próbke już miałam wczoraj... na szczęscie umiałam o tym powiedzieć i zaczeliśmy to "rozbierac na czynniki pierwsze"...
gdy zrozumieliśmy co sie podziało to popłakalismy sie oboje jak dzieci... chyba ulgę odczułam, ale i strach i przerazenie... rany ile tego mamy do zrobienia!
MILA50 - Wto 07 Sty, 2014 16:44
szika napisał/a: | rany ile tego mamy do zrobienia! |
i to jest ok. bo to jest właśnie budowanie...trzymam kciuki za Was
szika - Wto 07 Sty, 2014 16:56
MILA50 napisał/a: | trzymam kciuki za Was |
bardzo serdecznie dziękuję
i nie napisze, ze nie chce zapeszyć, bo już się pogodzilismy oboje z tym, że może nam się nie udać tym razem również...
rufio - Wto 07 Sty, 2014 17:01
szika napisał/a: | pogodzilismy oboje z tym, że może nam się nie udać tym razem również... |
szika - Wto 07 Sty, 2014 17:09
no tak ja to tak rozumiem... przerwy kilkumiesięczne mogą jeszcze być potrzebne
pannaJot - Wto 07 Sty, 2014 22:57
Po cichu potrzymam kciuki. Za Was i za to abyście nauczyli się komunikacji bez gier...
pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 07:10
No to jak szika decyzje podjęte, że jednak będziecie starali się coś sklecić razem, to nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki za Was?
To jak plany? Osobna praca nad każdym z osobna i jednoczesna nad związkiem?
szika - Śro 08 Sty, 2014 08:17
pannaJot,
pietruszka, dziekuję, że wywołałas mnie do odpowiedzi
bo własnie mam pierwszy zgryz, z którym jakos muszę sobie poradzić...
i nie wiem, waham się, pisac, nie pisac, czy to kogos obchodzi, czy musze sobie sama poradzić, czy moge liczyć na czyjąs pomoc?
a potrzebuje pomocy wręcz na szybko... mam zgryza i nie wiem co z tym zrobić...
wszystko odtwarza się znów tak samo jak zawsze...
potrzeby i wspólne spędzanie czasu...
potrzebuję samotności... takiej gdy mogę sobie podumać, pomyśleć, pofilozofować po swojemu, poczytać, np forum, mam zaległości w czytaniu tematów i w pisaniu...
gdy jestesmy "razem" czyli jestesmy pogodzeni to jedyna mozliwośc gdy tak mogę sobie samej poświęcac czas to moja praca lub gdy On jest w pracy...
i już mi sie robi "ciasno"...
mieszkamy osobno i na razie tego zmienić nie za bardzo mamy jak... może i znalazłoby sie rozwiązanie, ale kazde, na które patrzę jest "nieodpowiednie" ma swoje "tak, ale.."
gdy jestesmy razem, u mnie lub u niego, zauważam że ja czuję się "zobowiązana" do poświęcania uwagi wyłacznie jemu...
u mnie w domu "nie wypada" zostawić go samego i zajmowac się sobą, czymś do czego nie ma jak Go zaprosic... u niego ja nie mam co ze soba zrobić gdy on zajmuje się czyms swoim... no i pierwsza klapa - i dziś widzę - powtarzajaca się ...
bo z jednej strony tesknota i chce być blisko, a z drugiej nie umiem wymyślić jak zostawić przestrzeń dla siebie? no i wiem, że on tej przestrzeni równiez potrzebuje!
zaczynam sie irytować bo zwyczajnie brakuje mi czasu...
bardzo mozliwe że on ma tak samo...
i wiem, że trzeba o tym porozmawiać, powiedziec, ale nie wiem jakie rozwiązanie zaproponować?
dołacza mi sie jeszcze jedna rzecz, która teraz widze, że mnie odpychała od niego...
rozstania... nie umiem sie normalnie rozstawać... gdy on idzie do domu to idzie "na zawsze"... gdy ja musze iść do pracy np... to to też jest "na zawsze"...
to jest cos mojego zaburzonego... bo z jednej strony na rozum wiem - praca, obowiązki, zycie, a z drugiej przy "buzia, papa, to do wieczora" jakiś dramat w środku mnie się rozgrywa, moje dziecko wewnetrzne płacze... nie chce się odłaczac...
a zatem logicznie: skoro tak bolą rozstania to bezpieczniej jest wprowadzić się w stan obojętności i chłodu aby nie odczuwac bólu... rozsadek podpowiada "no nie możesz Zuzia tak, tak sie nie żyje z drugim człowiekiem"... i zaczynam przechodzic do drugiego bieguna - do odpychania... ucieczki emocjonalnej...
chore, prawda?
nie pisałam jeszcze o tym, bo sama nie umiem tego dobrze wytłumaczyć, nie wiem czy zrozumie mnie ktos w ogóle, bo ja sama siebie nie za dobrze rozumiem...ale uparcie obserwuję i analizuję... i ciesze że wyłapuję zgrzyty we mnie bo przynajmniej wiem, że cos mam do zrobienia... gorzej, że nie wiem jak...
pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 08:49
szika napisał/a: | i wiem, że trzeba o tym porozmawiać, powiedziec, ale nie wiem jakie rozwiązanie zaproponować? |
Spisz, albo przemyśl sobie, jakie rozwiązanie by Tobie najbardziej odpowiadało, na dziś, na teraz, to czego Ty potrzebujesz... potem poproś go, by powiedział jak to widzi... jakie on ma potrzeby.. a potem... zaczyna się szukanie kompromisu...
Druga dorosła osoba sama ma dbać os woje potrzeby, wybieganie myślami przed szereg, co dla niego byłoby dobre, co on mógłby chcieć... pachnie mocno współuzależnieniem, a dokładnie nadopiekuńczoscią i nadkontrolą, a podszyte jest... zwykle lękiem
szika napisał/a: | nie chce się odłaczac. |
czerwona lampka - sygnał uzależnienia do drugiej osoby... piiii...pip...
przeżyłaś w dzieciństwie jakieś bardziej traumatyczne pozostawienie bez rodziców? pobyt w szpitalu w wieku dwóch, trzech lat? pozostawianie bez opieki? może być ten trop... albo... współuzależnieniowa chęć kontroli, (jak już pije, to niech chociaż w domu pije, przynajmniej mam go na "oku" - przy czym facet przestał pić, a chęć kontroli została )
Mieliśmy jakiś czas temu z Pietruchem kryzys, nazwijmy to związkowy. Na jakiś czas zamieszkaliśmy osobno. Całkiem miło wspominam te spotkania, kiedy on przyjeżdżał do mnie na dwie, trzy godzinki, och... intensywność spotkań była fascynująca Ot... taki czas spędzony bardziej uważnie... jak się jest ze sobą tak mniej uważnie, codziennie to raczej naturalne jest, ze każde zajmuje się sobą, a poziom wzajemnego uważnego (!) zainteresowania nieco spada. Czasem zresztą po prostu wystarczy po prostu być obok. Myślę, że to naturalne zjawisko, choć po tym doświadczeniu, chyba częściej zdarza się nam znaleźć czas na takie uważniejsze bycie ze sobą (i bynajmniej nie piszę tu o seksie). Dobrze przeżyty kryzys scala
szika - Śro 08 Sty, 2014 08:53
przepełnia mnie lęk, ze jak szybko nie wymyslę jakiegos rozwiązania to sama siebie uduszę we własnym sosie a przy okazji umęczę jego...
pojawiaja mi sie pomysły, że może planowanie? wtorek, piatek , niedziela razem (przykładowo) a reszta dni osobno? i od razu "tak, ale" gdzie spontan? a co jesli wyjdzie to inaczej i zajda okoliczności, które zburzą ustalony porządek?
jestem niezdecydowana, bo żadne wymyślone rozwiązanie nie wydaje mi sie wystarczająco dobre..
mam taki pomysł - dzis ten pomysł zaproponuję wieczorem...
teraz - ten powrót chciałabym potraktowac inaczej... zapytam czy sie zgodzi, czy chce abyśmy teraz przyglądali sie uwaznie temu co sie dzieje i rozmawiali o tym...
bedzie to moze teraz dla nas trudne i obciążające, ale czuję, że warto teraz widziec i mówić o tych wszystkich niewyróbach, ewentulanie wnioski zostawic na później... wychwytywac teraz gdy to sie dzieje, żeby nie zagadać, nie wyprzec...
wyobraziłam sobie, że jesli się zgodzi to poczuję sie bezpieczniej...
pietruszka - Śro 08 Sty, 2014 08:57
szika napisał/a: | ze jak szybko nie wymyslę |
A Ty co? Chcesz być głównym menadżerem związku? Związek to zdaje się co najmniej dwie osoby
Trochę puść... nie wszystko musi być policzone, poukładane, posystematyzowane... czasem trzeba puścić na flow... ot... patrz na rzekę... nie wie ile kropel się w niej mieści... a płynie...
Jo-asia - Śro 08 Sty, 2014 10:02
szika napisał/a: | teraz - ten powrót chciałabym potraktowac inaczej... zapytam czy sie zgodzi, czy chce abyśmy teraz przyglądali sie uwaznie temu co sie dzieje i rozmawiali o tym... |
u mnie to mój m... tego chciał
faktem.. u mnie jest inaczej.. jednak
na tyle dla niego było to uciążliwe.. że ja aby mieć "spokój", dałam się w to wciągnąć
i dzięki bogu
niekiedy.. pisaliśmy do siebie listy
a co do przestrzeni..własnej, ja czułam, że się duszę a z drugiej strony.. powinnam mu zająć czas
świadomie nazywałam w sobie co się dzieje i z czasem.. powinnam znikało aż znikło i zostało chcę
myślę, że te rozstania.. to też kwestia czasu.. zmiana kodu.. świadoma
ta ostatnia dotyczy.. jestem kochana, bezpieczna i ważna
MILA50 - Śro 08 Sty, 2014 10:35
szika napisał/a: | a potrzebuje pomocy wręcz na szybko. |
a słyszałaś powiedzenie -pomalutku krasnoludku?
napisałaś,że oboje chcecie pracować nad związkiem a więc pozostają rozmowy ale z uważnością aby nie zagadać,wiesz -"pranie mózgu"nie jest dobre,tak jak Pietruszka
napisała-wrzuć na luz
szika - Śro 08 Sty, 2014 18:06
Witam dopiero teraz... w pracy jeden młyn, padam z nóg...
problem niejako sam się rozwiązał bo Mój men przyjechał do mnie do pracy, głównym celem miało byc poprawienie mocowania kabli w aucie, które sama robiłam... okazało sie to niepotrzebne, bo dobrze zamocowałam, za to czaił się, czaił az mówi, że musi cos powiedzieć, bo sie z czyms gryzie...
okazało sie, że ma dokładnie tak samo jak ja...
jutro jedzie na jakąś konsultację w związku z tym programem terapeutycznym i chciałby dzis sie przygotowac...
z grubsza pogadaliśmy w ogóle o tym i ustalilismy, że razem wymyslimy różne rozwiązania i będziemy je wypróbowywać i badac jak nam z nimi bedzie...
taka refleksja mi sie nasunęła na koniec
ja uwazałam nas za takich róznych, a my po jednych pieniądzach jestesmy...
jak wiele mamy wspólnego, jak wiele rzeczy mamy w uczuciach wręcz identycznie
np. to, że każde chce być jak najwięcej z tym drugim ale samo też chce "pożyć"
Ps. nie oglądam Endriu M jak miłośc to sie nie wypowiem.. i jakoś nie zrobiło mi się przykro, że ktos żartuje:) wesoło mi z tym, ja sama z siebie sie śmieje w tym wszystkim, rany jaka bywam dziecinna...
a teraz na godzinkę nyny, mój Men u siebie - przygotowuje sie, potem mamy się zdzwonić jak nam jest osobno...
krok po kroku mam nadzieję wyłapię moje współ* i DDA... jakoś tak w relacji te "rzeczy" lepiej, albo od razu widać...
endriu - Śro 08 Sty, 2014 22:30
szika,
a Hall na żartach się nie zna
Halloween - Śro 08 Sty, 2014 23:10
endriu napisał/a: | szika,
a Hall na żartach się nie zna |
uczę się , ale długa droga i ofiar pełna
szika - Czw 09 Sty, 2014 11:36
Dziękuję Wam wszystkim, że mi towarzyszycie...
Szczerze to spodziewałam się że zbierze mi sie, że jestem niekonsekwentna i "miętka"... miło jestem zaskoczona Waszą reakcją - pełną akceptacji
Sytuacja mi się stabilizuje.. czuję się spokojniejsza i pewniejsza... wczoraj jeszcze się spotkaliśmy późnym wieczorem i jeszcze troche pogadaliśmy.. i juz mam poczucie, że te najwazniejsze rzeczy mamy na wierzchu..
nie będę ukrywała że boję sie i niedowierzam jeszcze temu co widzę... chociaz trudno mi uwierzyć że ktos tak świetnie manipuluje...
wczoraj, gdy tak na spokojnie porozmawialiśmy, bez cienia agresji, zyczliwie, pomyslałam sobie "czemu ja się tak boję?" "czemu tak ściska mi się żołądek ze strachu?" "czy zawsze tak bedzie? czy ze mna jest coś nie tak? dlaczego tak trudno mi uwierzyć w słowa?"...
pomyslałam, że to chyba naturalne w mojej sytuacji..
zadałam sobie pytanie kiedy uwierzę? i tu dotarło do mnie znaczenie słów "nie słowa a czyny"... każdy następny sukcesik, choćby mały nawet, to kolejne cegiełki do budowania zaufania... poczucia bezpieczeństwa... mojego zaufania, mojego poczucia bezpieczenstwa...
wczorajsza moja histeria już minęła... nie mamy nadal rozwiązania, nic na razie nie wymysliliśmy, nadal bedzie to troche na zywioł, ale już sam fakt, że rozmawiamy o tym napawa mnie optymizmem...
pietruszka napisał/a: | Druga dorosła osoba sama ma dbać os woje potrzeby, wybieganie myślami przed szereg, co dla niego byłoby dobre, co on mógłby chcieć... pachnie mocno współuzależnieniem, a dokładnie nadopiekuńczością i nadkontrolą, a podszyte jest... zwykle lękiem |
tak, wiem, na rozum wiem...
trudno nad tym zapanować gdy to się dzieje... myśli biegną jak oszalałe... panika? to tylko dowód na to, że wiedza to jedno a odruchowe reakcje to drugie...
wymyśliłam sobie, że to co teraz to "badania naukowe"
zdarzenia, moje emocje to "materiał do pracy naukowej"
skupiam się mocno nad sobą co mi się dzieje tak jakbym oglądała "materiał naukowy" pod mikroskopem
pietruszka napisał/a: | szika napisał/a:
nie chce się odłaczac.
czerwona lampka - sygnał uzależnienia do drugiej osoby... piiii...pip...
przeżyłaś w dzieciństwie jakieś bardziej traumatyczne pozostawienie bez rodziców? |
ojca w ogóle nie znałam i tu kłaniają się słowa terapeutki brak ojca to jednak, jak by nie było to najgorsze co mogło mnie spotkać w relacji z nim... porzucenie... to jest to czego najbardziej się boję...
mama porzucała mnie praktycznie stale... ale chyba najbardziej zapamiętane porzucenia to te kiedy wiedziałam, że jest w swoim pokoju, stałam pod drzwiami jako mała dziewczynka, pukałam małym paluszkiem a ona mi nie otwierała... oszukana zaprzeczałam rzeczywistości "pewnie jakoś zdążyła wyjść, może przez okno?" nie wiem czy to juz trauma, czy jeszcze nie...
odzywa się we mnie to moje dziecko, które łaknie aby tylko nie porzucił, nie oszukał... znowu...
tylko czy rzeczywiście to o jego porzucenie chodzi? czy o moje własne? czy to nie jest tak, że ja sama siebie porzucam gdy skupiam się nad tym co inni czują?
pietruszka - Czw 09 Sty, 2014 15:01
szika napisał/a: | Szczerze to spodziewałam się że zbierze mi sie, że jestem niekonsekwentna i "miętka"... miło jestem zaskoczona Waszą reakcją - pełną akceptacji |
Sziko, dorosła jesteś, podejmujesz decyzje i sama ponosisz ich konsekwencje. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczy się twoje życie, jak będzie wyglądał Twój związek. Dajesz mu szansę, bo zaczął coś ze sobą robić? Ok, mi pozostaje to tylko uszanować - taką podjęłaś decyzję.
Duża już jesteś... szika napisał/a: | czy to nie jest tak, że ja sama siebie porzucam gdy skupiam się nad tym co inni czują? |
to przecież sedno współuzależnienia - ucieczka w Innych, by nie zajmować się sobą - przynajmniej tak własnie postrzegam współuzależnienie.
szika napisał/a: |
wymyśliłam sobie, że to co teraz to "badania naukowe"
zdarzenia, moje emocje to "materiał do pracy naukowej"
skupiam się mocno nad sobą co mi się dzieje tak jakbym oglądała "materiał naukowy" pod mikroskopem |
Czy Ty aby nie robisz sobie jakiejś krzywdy? Nie wiem dlaczego, ale miałam, skojarzenie z preparowaną żabą.
szika - Czw 09 Sty, 2014 15:31
pietruszka napisał/a: | Czy Ty aby nie robisz sobie jakiejś krzywdy? Nie wiem dlaczego, ale miałam, skojarzenie z preparowaną żabą. |
Pietruszkooooo nie wiem czy mogę...
a co tam ...
chyba się nie pogniewasz... to nic że temat powazny ale ja nie pierwsze skojarzenie miałam z sączeniem kwasu solnego na martwe miesnie żaby dla sprawdzenia czy nerwy jeszcze działają... no i uśmiałam się tu w firmie w głos
pietruszka - Czw 09 Sty, 2014 15:33
cholercia, nie dość, że sobie robi krzywdę, to jeszcze ją to bawi, no ja nie wiem
szika - Czw 09 Sty, 2014 15:46
no nie ma innego wyjścia... skoro dotychczas żyłam w matni błędnych przekonań, w które święcie wierzyłam, co więcej - wydawało mi się to bardzo szlachetne... np:
- że miłość to dawanie więc im więcej poświęcę swojego tym bardziej kocham...
- że rezygnowanie z siebie jest potrzebne..
- że matka i żona, w ogóle kobieta, ma za zadanie scalać, łączyć, jednoczyć ...
- że im więcej dam tym więcej dostanę...
- lub chociażby, że wizytówką kobiety jest jej męzczyzna (czyli ma być czysty, zadbany i dobrze wyglądać, a to zadanie dla kobiety)
prawda, że to bzdury?
tak czułam, że muszę przemeblować swoje przekonania bo inaczej będę tak dreptać w miejscu jak dotychczas...
niestety do tego potrzebna jest ta operacja
pietruszka - Czw 09 Sty, 2014 15:56
szika napisał/a: | niestety do tego potrzebna jest ta operacja |
eee... stereotypowe, toksyczne przekonania najlepiej po prostu i prawie bezboleśnie zxastąpić swoimi przekonaniami o wartościach, które są cenne. Przekształć te zdania w takie, pasujące do Ciebie, do twojej sytuacji i po sprawie
szika - Czw 09 Sty, 2014 16:03
no wiem, wiem... pracuję nad tym...a Wy mi bardzo pomagacie
pannaJot - Czw 09 Sty, 2014 16:08
szika napisał/a: |
- lub chociażby, że wizytówką kobiety jest jej męzczyzna (czyli ma być czysty, zadbany i dobrze wyglądać, a to zadanie dla kobiety)
|
Przypomniała mi się mina mamy jak jej powiedziałam że Piotrek sam sobie prasuje koszule
szika - Czw 09 Sty, 2014 16:20
to ten Mój Obecny to sam se prasuje i wogle...
a ja przez pierwsze lata wściekałam się "co za cholera, że nie da se skarpetek nawet kupić? ki czort?"
pannaJot - Czw 09 Sty, 2014 19:55
Ja też Piotrkowi nie kupuję. Jego mama zrobiła mu zapas na dłlllugie lata
szika - Sob 11 Sty, 2014 08:49
Witam moje kochane Forum
ja jak zwykle mam "problem"
wstawiłam "szczerzy zęby" ale wcale mi nie do śmiechu...
hajlajf minął, zaczyna sie stabilizacja, a właściwie wyłazi ze mnie moje nieradzenie sobie z emocjami...
z faktów zaistniałych ostatnio to donosze uprzejmie, że W zaczyna jednak terapię od przyszłego tygodnia, a nie od lutego, ma pracowac z jakims terapeutą - mężczyzną - specjalistą uzależnień i od przemocy.. skorzysta z jakichs dopłat i godzina ma go kosztować 50 złotych (to mniej niz ja płacę)
wszystko pięknie fajnie a ja nie wyrabiam z jedną rzeczą...
W. realizuje swoje plany - od bodajże dwóch lat stopniowo robi kurs na instruktora narciarskiego... mam na ten temat swoje zdanie, czyli jednak oceniam... no nie moge się powstrzymać... postaram sie o tym napisac...
padła propozycja wspólnego z moimi znajomymi wyjazdu na balety za tydzień... są to te same osoby, z którymi świetnie bawiłam sie tydzień temu, chcemy to powtórzyć... W. w pierwszej chwili sie zgodził, że jasne, pojedzie, ale po paru godzinach, że jednak nie, bo on teraz liczy kazde 10 złotych, bo zbiera na wyjazd w lutym na dwa tygodnie do Zieleńca na narty... wyjazd ten nie bedzie powiązany ze zdobywaniem jakiegos kolejnego stopnia w zdobywaniu tytułu instruktora, a ma jedynie sie przydać na doszkalanie... technicznie jeździ już bez zarzutu, ale chce jeszcze parę informacji i umiejętności zdobyć, między innymi jak uczyć tych zupełnie poczatkujących...
w moim odbiorze zaczyna się
tu nie, tam nie, bo... bo kasa, bo narty...
nie skomentowałam, ale zakłuło, bo terapię dostosuje do tego wyjazdu, a więc na razie musi mocno ograniczać wizyty, w ogóle on nie wie jak wyrobi finansowo, bedzie musiał się mocno starać... no liczydło... żałuje i skąpi...
a ja się gotuję... włączyła mi sie ucieczka, pomimo iz bardzo staram się ZAAKCEPTOWAĆ te fakty, że to nie moja sprawa, nie moje pieniadze....
tak, ale...
ale jednak wybory mojego mena niosą okreslone konsekwencje równiez dla mnie...
po pierwsze wypadałoby zapomniec o jakichkolwiek wspólnych wyjazdach typu kino, balety, obiad w restauracji, wypad w góry, cokolwiek... - bo to kosztuje.. no może we wrzesniu znajda sie pieniądze na Tatry... nalezy nadmienić, że mój W. mi nie stawia, zawsze sama za siebie płacę, dokładam sie połowę do paliwa, ale nawet to, że on ma płacić tylko za siebie to juz za dużo...
no i gotuję się... czuję niepokój, ściska mnie w żołądku... niefajnie mi z tym... owszem ja sama sobie zorganizuję czas i relaks, mam przyjaciół, z którymi moge gdzies wyskoczyć, moge tez sama, nic nie stoi na przeszkodzie...
jednak tkwi we mnie bardzo mocno zakorzenione przekonanie, że para powinna tak planować swoje wydatki i tak realizować swoje indywidualne zamierzenia, aby znalazł się czas i pieniadze na wspólne przyjemności... okropnie trudno mi z tego zrezygnować...
te narty pochłonęły juz mase pieniędzy... kursy, szkolenia, a on jeszcze tym instruktorem nie jest, jeszcze czekają go egzaminy i szkolenia i dalsze stopnie...
ja rozumiem kochac narty, ale w mojej ocenie mozna tę pasję realizować zwyczajnie jeżdżąc na narty, tu czy tam... czy trzeba być instruktorem? tymbardziej, że nie odrobi finansowo włozonej kasy przez kupę lat, albo nigdy, bo w tej branży jest obecnie ogromna konkurencja, instruktorów od groma, trzeba by nie miec regularnej pracy w fabryce, tylko uczyć na stoku kawał zimy aby cos konkretniej zarobić...
no i się sama wkręciłam... nie wiem... jakiego kawałka siebie nie akceptuję, że mnie to tak wkurza? co ja mam w sobie do przerobienia? czuję się w tym jak bym była ślepcem i zupełnie nie mogę do siebie dotrzec, moje to cos tam w środku broni się bardzo mocno...
ma ktos jakiś pomysł?
Jo-asia - Sob 11 Sty, 2014 09:15
A wyobrażasz sobie spędzanie tego czasu bez niego?
Nie wychodzenie z nim.. a z przyjaciółmi?
bo.. z tym, po co mu to.. to trochę pojechałaś
dla mnie, to jego pasja.. i po co mu ona? a może po to aby sam ze sobą czuł się lepiej..dba o swoje "dziecko"?
gdzieś.. zazdrość też mi się wyłania.. że nie Ty jesteś dla niego najważniejsza
a ja właśnie o tym marzę, aby ode mnie ktoś nie uzależniał swojego szczęścia..
a był ze mną, bo tak chce
może też być to jego radzenie sobie.. ze sobą i z czasem z terapią i to się zmieni
wtedy, gdy nie skomentowałaś.. kolejnym razem, powiedz, tak jak umiesz
szika - Sob 11 Sty, 2014 09:27
Tak Joasiu na rozum ja to niby wiem no i wydawałoby sie że mam przegadane...
Mój problem to jakiej części siebie nie widzę? tej oczywiście, którą zaniedbuję... której "nie chcę" zobaczyć...
nie moge znaleźć
ja nie chce żeby on rezygnował, czułabym sie jeszcze gorzej... tu chodzi o mnie...
szika - Sob 11 Sty, 2014 09:37
zazdrośc mówisz... no cóz... wstyd mi ale jednak tak
dla mnie dwa tygodnie w Zieleńcu to marzenie ściętej głowy a równiez kocham narty, zimę, snieg, że nie wspomnę, że od ośmiu lat nie miałam dłuższego urlopu niż dwa, trzy dni...
jest jeszcze cos takiego - strach i pytanie: to co nas będzie łączyć? co będziemy robić razem? czy tylko ogladanie telewizji i takie domówkowe sprawy będa nas łączyć?
no jak do tej pory tak niestety było...
boję się nudy, a taka czesto mi się pojawiała już wcześniej...
a że nie jestem dla niego najwazniejsza? no raczej nie oczekuję tego... tylko... czy jestem WAŻNA?
pietruszka - Sob 11 Sty, 2014 09:44
Jo-asia napisał/a: | że nie Ty jesteś dla niego najważniejsza |
i tu się zgodzę z Jo-asią, bo tak to brzmi...
wiem, jedno - gdy pasja koliduje z tzw. wspólnymi planami - to też niełatwo mi znaleźć rozwiązanie... a mamy takie swoje odrębne dróżki ja i Pietruch... i bardzo dobrze, bo przecież o to chodzi, by się rozwijać, każde swoje...
jak już nas za bardzo boli... tych odrębnych spraw za dużo, to jakoś tak naturalnie od jakiegoś czasu coś tam więcej staramy się zrobić razem... w innym terminie... i jak najmniej kosztowo - bo ostatnio się u nas finansowo nie przelewa... czasem lepszy spacer w podmiejskim lesie niż okupiony jakimiś wyrzeczeniami wyjazd.. No taki czas... u nas przynajmniej...
endriu - Sob 11 Sty, 2014 09:44
jest jeszcze nadkontrola
pietruszka - Sob 11 Sty, 2014 09:52
endriu napisał/a: | jest jeszcze nadkontrola |
i tu Ci Endriu przyklasnę - tak, jest jeszcze nadkontrola
Mysza - Sob 11 Sty, 2014 09:54
szika napisał/a: | ja rozumiem kochac narty, ale w mojej ocenie mozna tę pasję realizować zwyczajnie jeżdżąc na narty, tu czy tam... czy trzeba być instruktorem? |
szika napisał/a: | boję się nudy, a taka czesto mi się pojawiała już wcześniej... |
Tak mi się nasunęło... z własnego ogródka trzeba mieć swoją pasję, aby zrozumieć/zaakceptować pasję innych,
bez pytania czy nie można by inaczej, mniej, taniej, czy to koniecznie potrzebne?
Ty nie musisz sie zastanawiać czy jemu by nie wystarczyło, bo on ma już odpowiedź, nie wystarcza i chce instruktora, on to wie, tego chce...
Może czas poszukać swojej pasji, może wrócić do czegoś co zostawiłaś kiedyś... żeby nie bac sie ewewntualnej przyszłej nudy
pterodaktyll - Sob 11 Sty, 2014 10:46
szika napisał/a: | . nalezy nadmienić, że mój W. mi nie stawia, zawsze sama za siebie płacę, dokładam sie połowę do paliwa, ale nawet to, że on ma płacić tylko za siebie to juz za dużo.. |
I to ma być facet?????
Jo-asia - Sob 11 Sty, 2014 11:25
pterodaktyll napisał/a: | I to ma być facet????? |
czy wszyscy.. mają być tacy jak Ty?
czy uważasz siebie za wzór godny naśladowania bez poprawek?
nie czekam na odpowiedź.. jakby co
szika - Sob 11 Sty, 2014 12:08
kochani dziękuję... ja wiem, że mam mnóstwo wad w obwinianiu się potrafię być mistrzynią i teraz mocno staram sie trzymać aby w poczucie winy nie wpaść... ono mnie do niczego nie doprowadzi...
wiedzę mam, na rozum to wszystko rozumiem i wiem... ale wiedziec a czuć to jeszcze daleka droga dla mnie bynajmniej - teraz to widze... klucha w gardle i żołądku jest
jak jechałam dziś do pracy to pojawiło mi się to, że to może być niezaspokojona moja jedna z najbardziej podstawowa potrzeba odpoczynku... czuję się jak głodny pies, ślina cieknie po pysku, pies siedzi i patrzy jak ktoś je... okropnie trudno o akceptację w takiej sytuacji gdy wiem, że nie stać mnie na pasje, właściwie niewielki mam wybór wśród tych "darmowych" lub tanich...
cdn. (mam młyn w robocie)
pterodaktyll - Sob 11 Sty, 2014 13:22
Jo-asia napisał/a: | pterodaktyll napisał/a:
I to ma być facet?????
czy wszyscy.. mają być tacy jak Ty?
czy uważasz siebie za wzór godny naśladowania bez poprawek? |
A co ma piernik do wiatraka, że tak grzecznie spytam? Gdzie ja napisałem, że jestem godny naśladowania i do tego bez poprawek?
Moim zdaniem facet, który domaga się od swojej przyjaciółki zwrotu i partycypacji we wszystkich kosztach nie jest gentelmanem i to właśnie miałem na myśli . Żeby nie było wątpliwości, co innego układy koleżeńsko-towarzyskie, gdzie każdy sam za siebie płaci i to jest najzupełniej oczywiste, ale żeby rozliczać się co do grosza z kobietą z którą jest się w związku...........moim zdaniem paranoja...
Jo-asia napisał/a: | nie czekam na odpowiedź.. jakby co |
To jej nie czytaj
Jo-asia - Sob 11 Sty, 2014 13:48
pterodaktyll napisał/a: | Moim zdaniem facet, który domaga się od swojej przyjaciółki zwrotu i partycypacji we wszystkich kosztach nie jest gentelmanem i to właśnie miałem na myśli . Żeby nie było wątpliwości, co innego układy koleżeńsko-towarzyskie, gdzie każdy sam za siebie płaci i to jest najzupełniej oczywiste, ale żeby rozliczać się co do grosza z kobietą z którą jest się w związku...........moim zdaniem paranoja.. |
pterodaktyll napisał/a: | I to ma być facet?????
|
dla mnie to dwie różne wypowiedzi
pterodaktyll napisał/a: | To jej nie czytaj |
jednak moja.. babska ciekawość zwyciężyła
szika - Sob 11 Sty, 2014 14:14
świetna sobota takie cos lubię nie było jak zapalić, ani kawy łyknąć
czas zleciał w moment i pełna szuflada forsy bedzie na zus
nie to, że lekceważe, napisze na spokojnie potem jeszcze... i prosze mie nie wygaszac postów do jasnej anielki
buziaki
szika - Sob 11 Sty, 2014 19:09
ja bardzo prosze moderację o poodgaszanie powyższych postów, bo chciałabym sie odnieśc do nich i jak znikną to będzie ich potem brakowało...
Ptero bardzo dobrze że napisałeś to:
pterodaktyll napisał/a: | I to ma być facet????? |
dziekuję... za to co potem również...
Facet ma inwestować w związek swoje pieniądze - to jest moje PRZEKONANIE.
Ja nie oczekuje utrzymania, kupowania mi nie wiadomo czego, spełniania zachcianek księżniczki, ja oczekuję, chciałabym, tak sobie wyobrażam, że jest zdrowo, kiedy zaprosi od czasu do czasu na obiad do restauracji, postawi kino, kupi upominek. Jeśli zarabia dwa razy tyle co kobieta to tym bardziej. Świadczy to według mnie o męskości, szacunku do kobiety, mówiąc kolokwialnie o jajach (sorki dla panów).
Czym sa pieniądze dla mnie?
Pieniądze to mój CZAS, moja ENERGIA, moja PRACA, za to je dostaję. Zatem moje pieniądze to część mnie samej. Do innych również to odnoszę. Ktoś kto szasta pieniędzmi ten nie szanuje swojej pracy, siebie samego. Zatem jak przeznaczamy nasze pieniądze, jakich wyborów dokonujemy świadczy o naszym stosunku do samych siebie, o naszej odpowiedzialności za siebie. Ja tak mam, koniec kropka, może mi się zmieni, ale na ten moment tak mam.
Małe sprostowanie. Mój W. się nie dopomina zwrotu, taka mamy umowę. Z propozycją tej umowy wyszłam ja dawno temu w momencie takim gdy zorientowałam się, że jestem wykorzystywana. Płaciłam hojnie, zastaw się a postaw się, bo mój men ma wydatki, ma potrzeby i wiecznie brakuje mu pieniędzy. W pewnym momencie niby niewielki żarcik, a dał mi do myslenia i palnął w łeb: "gdy jestem u ciebie to płacę mniejsze rachunki za media u siebie". Upsss... czerwona kontrolka coś nie tak. No i wprowadziłam ja tą zasadę kazdy za siebie, bolało, nie podobało mi się, nie cierpię tego liczenia "15,30 plus 8,00 minus 3,50" ale to było najbardziej sprawiedliwe i słuszne w tamtym momencie i do dziś... mój W. jedynie co to skwapliwie pilnuje tej zasady, czasem odstępuje, tyle, że zawsze gdy jednak za coś zapłaci (to są drobnostki) to ja zawsze mam wrażenie, że jest to jakiś wielki gest pompujący jego ego. Tak czuję i już.
Co do nart...
Powiem otwarcie - pogadałysmy trochę z Joasią i jest taka myśl...
to co mnie gniecie to moje współuzaleznienie. Obserwując zachowania W. wokół tego instruktorstwa to gdyby tak postawić na przeciwko siebie narty i alkohol to można śmiało postawić znak równości. Pasja pasją, niby szlachetne i dobre, ale cała otoczka wokół tego mocno pachnie kompulsją i mechanizmami uzaleznieniowymi...
należą do nich:
- silna koncentracja wokół zdobywania kolejnych szczebli w hierarchii
- brak, lub niewiele innych zainteresowań i przyjemności
- poświęcanie ważnych życiowych spraw dla realizacji tej jednej dziedziny
- silne reakcje obronne na każda uwagę krytyczną z mojej strony
- racjonalizacja i używanie nielogicznych argumentów dla uzasadnienia konieczności wręcz robienia dalej tego co robi...
A co ja robię? Za wszelką cenę staram się stłumić swoje uczucia, przerobić głowę, zracjonalizować, przekabacić samą siebie, że to jest przecież ok, że to po mojej stronie jest problem.
Np. moja chęć, potrzeba ucieczki. Ja tu kombinuję że to moja wina, że to moje dzieciństwo ze mnie wyłazi, że to jest coś we mnie, a wydaje mi się, że to zwyczajnie odzywa się mój instynkt samozachowawczy, który nakazuje wiać, bo w tym związku nie ma dla mnie miejsca. No nie pasuje mi i koniec kropka i to jest też ok, tez potrzebne.
Jeszcze jedno... wydaje mi się, że gdybym miała coś na rzeczy z ta zazdrością, to odczuwałabym podobne gniecenie w innych sytuacjach również. Natomiast ja potrafie cieszyć się autentycznie, przeżywać wręcz radosną ekstazę, gdy ktos opowiada o swoich podróżach czy innych fajnych rzeczach, na które kompletnie mnie nie stać. Np. moje dzieci planowały sylwestra w Paryżu a ja odczuwałam autentyczna radośc i dumę, że jest to w zasięgu ich mozliwości (syn dobrze zarabia), cieszyłam się i cieszę, że jesli nie ja to chociaz moje dzieci będą mogły zwiedzać świat, robić różne fajne rzeczy, że w ogóle chcą i że stać ich na to.
Jako wtrącenie (czerwona lampka) zacytuję dosłownie jedno ze zdań z dzisiejszego bardzo obszernego smsa, który dostałam (wczoraj zasygnalizowałam problem i że potrzebuję się na trochę wycofać, bo nie chcę działać przez pryzmat złości).
"(...)jesteś dla mnie WAŻNA i w moich planach zabijania nudy i monotonii Ty jesteś na pierwszym planie i staram się zawsze brać cie pod uwagę(...)"
Przejęzyczenie? Może tak. Kiedyś taka fajna terapka mówiła mi, że przejęzyczenia nie sa przypadkowe....
To wszystko co się dzieje jest wazne i potrzebne mi. Żeby było śmiesznie ja serio doceniam wszystkie te moje uczucia, bo... odnajduję siebie samą...
Łoj sie rozpisałam, jak to Zuzia - gaduła
szika - Sob 11 Sty, 2014 19:58
wygadałam się i jest mi lżej...
no nic ... dopiero zaczął terapię...oby terapeuta mu nie podpadł i oby sie na niego nie obraził, bo po pierwszej konsultacji jakaś irytacja już była...
zniknęło u mnie pragnienie ciągłego kontaktu i tu się chyba sprawdza to co pisaliście wielokrotnie... najlepiej bedzie utrzymywać skromny kontakt, niech se chłop terapeuci się, a ja swoje dalej bede robić... mam swoje plany...
nie mówię tak, ani nie mówię nie na rozstanie... może nie dziś, nie jutro, może kiedyś... a po co nad tym myśleć? kombinować jak bedzie? łatwa droga do nadkontroli o której pisał Endriu "a jak tam idą postępy w nauce"... a po co mi to... życie pokaże...
pterodaktyll - Sob 11 Sty, 2014 21:29
szika napisał/a: | Facet ma inwestować w związek swoje pieniądze - to jest moje PRZEKONANIE.
Ja nie oczekuje utrzymania, kupowania mi nie wiadomo czego, spełniania zachcianek księżniczki, ja oczekuję, chciałabym, tak sobie wyobrażam, że jest zdrowo, kiedy zaprosi od czasu do czasu na obiad do restauracji, postawi kino, kupi upominek. Jeśli zarabia dwa razy tyle co kobieta to tym bardziej. Świadczy to według mnie o męskości, szacunku do kobiety, mówiąc kolokwialnie o jajach (sorki dla panów). |
Pozwolę sobie absolutnie w 100% zgodzić się z tą opinią
szika - Sob 11 Sty, 2014 23:45
a czy mogłabym prosić równiez innych Forumowiczów abyście napisali jak macie w temacie tego jak wyglada sprawa kasy w związkach?
bede bardzo wdzięczna... wiem, że jest wiele osób mających podobne przekonania jak Pteruś, cieszyłabym sie gdybyście zechcieli... panowie zwłaszcza, chciałabym poznać Wasze opinie, doświadczenia...
to ważna sprawa dla mnie, ja nie mam za wiele przykładów z życia, w małżeństwie to ja trzymałam kasę ale nigdy nie było z tego powodu żadnych problemów...
leon - Sob 11 Sty, 2014 23:49
szika napisał/a: | a czy mogłabym prosić równiez innych Forumowiczów abyście napisali jak macie w temacie tego jak wyglada sprawa kasy w związkach?
bede bardzo wdzięczna... wiem, że jest wiele osób mających podobne przekonania jak Pteruś, cieszyłabym sie gdybyście zechcieli... panowie zwłaszcza, chciałabym poznać Wasze opinie, doświadczenia...
to ważna sprawa dla mnie, ja nie mam za wiele przykładów z życia, w małżeństwie to ja trzymałam kasę ale nigdy nie było z tego powodu żadnych problemów... |
U mnie jest proste,tradycyjnie,oparte na pelnym zaufaniu...,wspolny kredyt mieszkaniowy,wspolne konto w banku,z dostepem poprzez karty debetowe i osobne karty kredytowe...,czyli pelne zaufanie,powiazanie...,co w agli nie jest norma,ale ja stary polus jestem...
zołza - Sob 11 Sty, 2014 23:56
Cytat: | a czy mogłabym prosić równiez innych Forumowiczów abyście napisali jak macie w temacie tego jak wyglada sprawa kasy w związkach? |
U nas od zawsze kazdy miał swoje osobiste konto ...Na domowe wydatki robimy zrzutę. Ja rachunki mąż jedzenie, ciuchy i wydatki na dzieci . Na osobiste przyjemności kazde z nas wydaje własna kasę ,na przyjemności wspólne mąz
szika - Sob 11 Sty, 2014 23:57
a tak dokładniej jesli chodzi o realizowanie swoich pasji? marzeń? zamierzeń? celów?
zwłaszcza jeśli potrzeby, plany jednej osoby są bardzo drogie...
leon - Nie 12 Sty, 2014 00:00
szika napisał/a: | a tak dokładniej jesli chodzi o realizowanie swoich pasji? marzeń? zamierzeń? celów?
zwłaszcza jeśli potrzeby, plany jednej osoby są bardzo drogie... |
Wieksze wydatki na pasje,np negocjujemy,jak to w zyciu...,kompromis osiagac trzeba...,w podstawowej komorce spoleczenstwa rowniez...
zołza - Nie 12 Sty, 2014 00:01
szika napisał/a: | zwłaszcza jeśli potrzeby, plany jednej osoby są bardzo drogie... |
jezeli wydatek dotyczy przyjemności czy pasji tylko jednej osoby to ona płaci ...
szika - Nie 12 Sty, 2014 00:02
zołza napisał/a: | na przyjemności wspólne mąz |
Zołzuś czy to znaczy, że mąz Cie zaprasza? a jak Ty masz ochote na jakies zbytki? pytasz? jak to robicie?
pannaJot - Nie 12 Sty, 2014 00:08
Wiesz...mnie się wydaje, że inaczej jest jak para wspólnie mieszka, a inaczej kiedy osobno. Piotrek jest fotografem. Jego aparatowe gadżety są bardzo drogie. Mieszkamy razem więc przy planowaniu zakupu np obiektywu za kilka tysięcy (marzenia, bo nie mamy kilku tysięcy ) podjęlibyśmy wspólną decyzję. I razem uzgodnili czy będzie to obiektyw czy wyjazd na rodzinne wakacje. Jeżeli chodzi stałe wydatki, to Piotrek płaci za mieszkanie, ja opłacam rachunki- reszta wspólna. Czasem ja zapraszam jego, czasem on mnie. Jak ze sobą nie mieszkaliśmy było podobnie. Jak miałam ochotę na obiad to go zaprosiłam i płaciłam, jak on miał ochotę płacił on . Znaczy płaci ten komu coś jeszcze zostało na koncie. A konta mamy osobne
zołza - Nie 12 Sty, 2014 00:11
szika napisał/a: | Zołzuś czy to znaczy, że mąz Cie zaprasza? |
Szika toż to takie oczywiste przecież. Idziemy do kina , czy na koncert , jedziemy na wczasy czy na wycieczke i poprostu tak jest, że on płaci - bez uzgadniania ,bez liczenia. Dla nas to takie zwyczajne jest Gdy jest u niego krucho z kasa to pyta czy nas na ten wyjazd stać? Wtedy ja poprostu dokladam ile mogę a jezeli i tak sie z kasa nie wyrobimy to rezygnujemy lub skracamy wyjazd.
szika - Nie 12 Sty, 2014 00:15
pannaJot napisał/a: | Wiesz...mnie się wydaje, że inaczej jest jak para wspólnie mieszka, a inaczej kiedy osobno. |
oczywiście, że tak... bez dwóch zdań...
może to nieładnie, że sie próbuje porównywać, ja poprostu nie wiem czy moja sytuacja jest taka zwyczajowa, czy raczej rzadko spotykana i czy może ktoś ma/miał podobnie jak ja... i jak to rozwiązac? jak można inaczej?
pannaJot - Nie 12 Sty, 2014 00:19
My jakoś próbowaliśmy. Jak nie byliśmy jeszcze parą, to każde np w kinie płaciło za siebie. Później już jakoś robiliśmy to wspólnie. Piotrek kupował bilety do kina, ja popcorn. No jakoś tak, żeby nie wszystko było na głowie jednej osoby.
To fajne i takie trochę rycerskie jak facet płaci za wszystko. Takie randki też się zdarzały. Ale powiem Ci jedno, czasem musiałam się ostro nakombinować, żeby kupił mi np kwiatki. Kiedyś sama sobie kupiłam przy nim komentując ten fakt słowami : No Asia, nikt o ciebie nie zadba tak dobrze jak ty sama...Następnym razem po prostu zapłacił
Acha- jeszcze jedno. Jak jechaliśmy do innego miasta nigdy nie wziął ode mnie kasy za paliwo, chociaż np za bilet płaciłam już za siebie
leon - Nie 12 Sty, 2014 00:28
U mnie sie nie za bardzo da z osobnymi kontami...,to nie ma sensu,wspolny kredyt mieszkaniowy,oplaty wspolne,lodowka wspolna,dochody wplywaja do jednego kotla i z niego sa realizowane oplaty...,nie przekrecamy sie,bo co to da...,karty kredytowe,oczywiscie nie sa powiazane z kontem wspolnym...,ale na nich kazde z nas ma jakis limit,ktedyt,ktory i tak ze wspolnej kasy splacac trzeba...,oprocz tego mamy osobny dostep on line do stanu konta,zatem nieuczciwy ruch i tak wyjdzie,no chyba ze ktorez z nas podejmie decyzje o przekrecie,to wtedy problem moze byc...,ale nigdy przez 20 lat tego nie robilismy i nie sadze,by tak sie stalo...
pietruszka - Nie 12 Sty, 2014 00:30
Mamy osobne konta... w tej chwili czynsz za mieszkanie płaci Pietruch, ja Internet, prąd, gaz, jedzenie na zmianę... swoje pasje z reguły każde za swoje... kawa, obiad na mieście, bilety na koncert zwykle Pietruch, chyba, że ja chcę sprawić niespodziankę z jakiejś okazji... Więcej na tzw. wspólne wydaje Pietruch, bo zarabia więcej. Większe zakupy z reguły uzgadniamy...
szika - Nie 12 Sty, 2014 02:27
dziękuję ...
zazdraszczam... chciałabym tak normalnie kiedyś... na luzaku podchodzić do tego wszystkiego i nie bać się, zaufać...
olga - Nie 12 Sty, 2014 08:07
U mnie jak bylo jeszcze normalnie (mam na mysli malzenstwo z eksem) on zarabial na wszystko czyli czynsz, oplaty, jedzenie. Ja zarabialam na zbytki czyli wczasy, wycieczki, na ciuchy i kosmetyki dla siebie i corki. Teraz.....romi zarabia na nasze utrzymanie a ja na dzieci. On placi za wszystko. To nie do pomyslenia jest zebym ja w kawiarni miala zaplacic nawet jesli ja go tam wyciagne.
zimna - Nie 12 Sty, 2014 12:00
olga napisał/a: | To nie do pomyslenia jest zebym ja w kawiarni miala zaplacic nawet jesli ja go tam wyciagne. |
Większość mężczyzn których zanam nigdy by na to nie pozwoliło, nie potrafię wymyślić który mógłby się zgodzić
Miałam nic nie pisać bo znowu gęba mi się z wrażenia otworzyła. Ale
szika napisał/a: | a czy mogłabym prosić równiez innych Forumowiczów abyście napisali jak macie w temacie tego jak wygląda sprawa kasy w związkach? |
U mnie było tak: co męża to nasze, co moje to moje.
olga - Nie 12 Sty, 2014 12:29
zimna napisał/a: | U mnie było tak: co męża to nasze, co moje to moje. |
u mnie tez tak bylo ale on zarabial cztery razy tyle co ja wiec moje drobne byly na przyjemnosci
rybenka1 - Nie 12 Sty, 2014 13:05
U mnie ,zawsze za wszystko płaci mąż ,bo zawsze wiecęj zarabiał .Ja natomiast płacę ,kupuję sobie ciuchy itp ,jak mi braknie wołam .Ja ma to da ,jak nie ma nie da.Choć ja czasem coś zapłacę ,kupię ,jak wezmę pozyczę z KZP .Wspólnie wszystko ustalamy .
szika - Nie 12 Sty, 2014 14:02
zimna napisał/a: | U mnie było tak: co męża to nasze, co moje to moje. | to mi sie podoba haha
dziekuje Kochani... chyba w takim razie nie jest u mnie tak źle... mamy osobne gospodarstwa domowe wiec pewne rzeczy sa oczywiste, że są osobne... ale generalnie z Waszych wypowiedzi wynika, że osobne portfele zdarzają sie dość często... jeszcze raz dzieki
mnie to sie nasuwa taka myśl.. że takie drogie pasje, drogie zakupy zwiazane z braniem kredytów lub długotrwałym oszczędzaniem, to swego rodzaju mur u mojego partnera... mur obronny przed bliskością...
no bo przeciez skoro teraz mam coś kupić drogiego to wiadomo, że na jakis czas będe wyłaczony ze wspólnego życia w dośc znaczny sposób...
takie "pasje" oprócz nart u mojego W. to także samochód (studnia bez dna) i ... komputery... pochłaniają pieniądze i mase czasu... czyli "mam cos do zrobienia, musze, chce sie tym zająć bo to wazne" to taka trochę ucieczka...
szika - Pon 13 Sty, 2014 00:10
No kłamie w żywe oczy! sam się wkopał paroma rzeczami, że jednak ten mój wątek czyta, zapytałam uczciwie wprost, uznałam, że tak będzie lepiej... nawet jeśli czyta to przecież ja pisze tu prawdę i o sobie... no to wypiera się a przy okazji zaczęło się robienie ze mnie idiotki!!!
Ja na prawdę nie chce pamiętników, trochę miałam okazję obserwować, że z pamiętnikami to sa kłopoty... no i nie wiem co robić... chce być równiez w porządku wobec Was, nie chcę tego ukrywać, tyle mi pomogliście!!!
No jak ja mam pisac mając świadomość, że kłamca czyta to i udaje, że nie???!!!
Co ja mam zrobić? Prosze poradźcie...
szika - Pon 13 Sty, 2014 00:21
No nic - idiotka to ja jestem bo myślałam, że to juz tylko do przodu...
Prosze o załozenie pamiętnika...
gdyby jeszcze przyznał sie uczciwie - ok, pisałabym dalej... ale skoro tak - to do widzenia
i przepraszam Was wszystkich za postawienie w niezręcznej sytuacji, wybaczcie mi...
szika - Pon 13 Sty, 2014 07:34
Miałam sen... teraz nad ranem... okropny..
Mój dom wypełnił się młodymi ludźmi (koledzy syna?)... nie wiem... dziewczyny i chłopcy... nie byli ani przyjaźni, ani grzeczni, to była inwazja.. byli wszędzie i uzywali, dotykali dosłownie wszystkiego... wyjmowali z szuflad i szafek moje rzeczy... rozrzucone po podłodze, podeptane... mnie ośmieszali i poniżali... chodziłam po pokojach, zwracałam im uwagę, ale nie słuchali... zrobili sobie impreze... potem rano pobojowisko... ukradziono mi mnóstwo rzeczy... płakałam tak głośno w realu że aż sie od tego płaczu obudziłam...
Klara - Pon 13 Sty, 2014 08:19
szika napisał/a: | Co ja mam zrobić? Prosze poradźcie... |
Moje życiowe, a szczególnie małżeńskie doświadczenie pokazuje, że trzeba się trzymać jak najdalej od kłamcy.
Jeśli w związku nie ma wzajemnej uczciwości i zaufania, to nie jest to związek, lecz (bo ja wiem?) cykliczne spotkania na pogaduchy, na seks i tyle.
szika - Pon 13 Sty, 2014 08:42
dziękuję Klaro
to skomplikowana sytuacja... przemyślę... ułozy mi się w głowie...
a związek? no długo nie potrwał, tydzień zaledwie...
szybko znów jestem sprowadzana do poziomu podłogi... gdy zapytałam to było zaprzeczenie a zaraz potem TE teksty co zawsze... w ogóle juz jest ciężko obrazony i cedzi dosłownie słowa...
a jeszcze parę dni temu mówiłam o nim, że gada jakby był po roku przynajmniej terapii, że jest szansa że w ten sposób zbuduję wreszcie jakies zaufanie do niego...
ale to jeszcze bardzo daleko... wiedze może i ma ale w emocjach i głowie sieczka...
nie wiem co zrobie... wycofałam akces do pamiętnika na razie... cos mnie powstrzymuje i postanowiłam posłuchać tego...
MILA50 - Pon 13 Sty, 2014 10:29
szika napisał/a: | no to wypiera się a przy okazji zaczęło się robienie ze mnie idiotki!!! |
Sziko,pomyśl,przeanalizuj-dlaczego właśnie On jest Twoim "obiektem"?Mnie to pomogło.
Żyjąc z kłamcą,chyba nawet patologicznym,na końcu związku byłam tylko ogłupiałym słuchaczem! z naciskiem na ogłupiałym!!!
Bez zaufania w związku co się zbuduje?iluzję?można okłamywać siebie ale to nie idzie w parze z tą pracą,nad sobą...tkwienie w takim związku można tez przypłacić nawet rozstrojem nerwowym-tak w ostateczności
Klara napisał/a: | cykliczne spotkania na pogaduchy, na seks i tyle. |
i to jest zdrowsze- jeśli jasno zadeklarowane i możliwe do przyjęcia ja niestety tak nie umiem.....czekam,w duszy gra "miłość romantyczna" w realu partnerstwo niepoprawna optymistka w tym temacie.
Klara - Pon 13 Sty, 2014 10:39
MILA50 napisał/a: | ja niestety tak nie umiem.. |
Pewnie mało która kobieta tak umie. Nie wypowiadam się za mężczyzn, choć podejrzewam, że wielu tak potrafi.
Mnie chodziło o to, że do tego właściwie sprowadza się taki rzekomy związek
MILA50 - Pon 13 Sty, 2014 10:46
Klara napisał/a: | Mnie chodziło o to |
Wiem Klaro,że o to chodziło są kobiety,którym to odpowiada i one są "spełnione"?
ja nie potępiam takich układów...wiesz,czasami to jestem "zła na siebie",że tak nie umiem..
to jest przecież jakieś wyjście z samotności tej fizycznej
zimna - Pon 13 Sty, 2014 11:17
MILA50 napisał/a: | to jest przecież jakieś wyjście z samotności tej fizycznej |
No nie wiem, gdybym budziła się obok emocjonalnie, duchowo, życiowo itp. obcego faceta, czułabym się chyba najbardziej samotnym stworzeniem we Wszechświecie.
MILA50 - Pon 13 Sty, 2014 11:29
zimna napisał/a: | obcego faceta |
w takim układzie to nie jest obcy facet,zawsze ten sam,poznajesz go podczas tych stałych spotkań...nie ma jedynie wiązania takiego jakie jest w tzw.związku miłosnym...to jest- chyba przez panów głównie nazywanym"lużnym,wolnym związkiem...bez deklaracji miłosnych....tych powiązań"na zawsze"...ja mam taki obraz
pietruszka - Pon 13 Sty, 2014 11:40
szika napisał/a: | Miałam sen... teraz nad ranem... okropny.. |
wstyd Ci się śnił... najwyraźniej... ktoś wlazł do twojego domu i naruszył Twoje granice...
Może Twoja podświadomość cię nawołuje - uszczelnij swoje granice?
Boję się osób, które mną próbują manipulować. W związku zaufanie jest podstawą - i tym, co najbardziej mozolnie odbudowuje się, gdy jedna ze stron je naruszy...
zimna - Pon 13 Sty, 2014 11:42
MILA50 napisał/a: |
w takim układzie to nie jest obcy facet, |
dla mnie jest , pisząc obcy - mam na myśli- brak bliskości.
Dla mnie to brak elementarnej dla relacji intymnej bliskości - taki kolega do seksu i znam osoby funkcjonujące w takich "koleżeńskich" relacjach.
Koleżanka + sex Albo jako substytut związku póki nie trafi się coś lepszego, poważniejszego, albo szukanie programowo tylko takich relacji z " braku czasu na poważny związek". To staje się dość powszechne z tym, że panowie mówią o tym chętniej i w prost, że są w takiej a takiej relacji z takich a takich powodów.
O tempora! O mores!
pietruszka - Pon 13 Sty, 2014 11:50
zimna napisał/a: | że są w takiej a takiej relacji z takich a takich powodów. |
osobiście obawiam się, że często (przynajmniej ze strony kobiet) takie związki sa tylko namiastką, milczą, udają, że taki układ w rzeczywistości je satysfakcjonuje, byleby dostać choć kawałek cukierka (namiastkę miłości, bliskości, intymności). Oczywiście - nie zawsze zapewne tak jest, są pewnie kobiety, które potrafią funkcjonować w takim wolnym, nastawionym na zaspokajanie tylko fizycznych potrzeb związku, choć osobiście takich nie znam, Znam za to kilka wiele kobiet deklarujących takie podejście, ale... zwykle deklaracje okazują się wymuszonymi sytuacją deklaracjami, a oczekiwania swoją drogą.
zimna - Pon 13 Sty, 2014 12:02
pietruszka napisał/a: | a oczekiwania swoją drogą. | To też czesto bajki z kolorowych pism, bezkrytycznie przyjmowane za rzeczywistość, której prawdziwy real nigdy nie dogoni.
zimna - Pon 13 Sty, 2014 12:09
pietruszka napisał/a: | osobiście obawiam się, że często (przynajmniej ze strony kobiet) takie związki sa tylko namiastką, milczą, udają, że taki układ w rzeczywistości je satysfakcjonuje, byleby dostać choć kawałek cukierka (namiastkę miłości, bliskości, intymności). |
Ja inaczej to widzę.Moim zdaniem to zależy od wieku kobiety. Z moich obserwacji wnika, że dwudziesto -paroletnie kobiety dziś a jeszcze dziesięć lat temu to zupełnie inne stworzenia. Ech..Może te akurat które ja spotkam.
Hmm mam czasem wrażenie, że to modzi mężczyźni są bliżej takiej postawy.
pietruszka - Pon 13 Sty, 2014 12:22
zimna napisał/a: | Z moich obserwacji wnika, że dwudziesto -paroletnie kobiety dziś a jeszcze dziesięć lat temu to zupełnie inne stworzenia. Ech.. |
A może bardziej potrafi się maskować? Taka swoista mimikra w imię zaspokojenia potrzeb akceptacji, bliskości, itd... Bo moim zdaniem, co innego narzucona kultura, a co innego biologiczne uwarunkowania?
No chyba, żeby te opowieści o potrzebie roznoszenia materiału genetycznego przez mężczyzn włożyć między bajki, jak i również biologiczne potrzeby kobiet co do zapewnienia bezpieczeństwa potomstwu, itd...
szika - Pon 13 Sty, 2014 12:27
wtrącę tylko na predce, bo nie za bardzo moge pisac teraz...
między nami niestety seks jest materiałem przetargowym... wiele razy bywało że się prosiłam, a partner grymasił i odmawiał, ale w końcu dawał się namówić...
twierdzi, że to dla niego takie super duchowe i cenne, że "z doskoku" nie potrafi...
że nie wspomnę iż uwaza, że takiej relacji czułby się wykorzystywany...
moje odczucie jest takie, że jest to jedno z wielu narzedzi sprawowania władzy nade mną...
więcej napisze potem... znów mam klienta, sorki...
szika - Pon 13 Sty, 2014 16:20
otrzymałam list i odpowiadam tutaj, bo tak mam, że tu to się powinno znaleźć..
Do W. :
czytasz... ok... zapraszam zatem do wypowiedzi tutaj, skoro już wszystko wiadomo...
możesz założyć swój temat i spróbować pisać swój wątek...
wybór należy do Ciebie...
tutaj pomoc otrzyma każdy o ile jest gotowy ją przyjąć...
jeśli będziesz wolał pozostać jako "on", "men" itp to też będzie ok...
endriu - Pon 13 Sty, 2014 16:34
szika napisał/a: | możesz założyć swój temat i spróbować pisać swój wątek... |
no, dajesz menie, pokaż, że masz cojones...
zaraz Cię tu ustawimy
szika - Pon 13 Sty, 2014 18:05
endriuuuuuu
ja jestem współuzależniona więc wiesz...
no nic ja potrzebuje pomyśleć, to jednak jakiś zwrot w mojej sytuacji...
ide
szika - Sob 18 Sty, 2014 09:05
Witam Was, dzień dobry
Wczoraj Ktoś z forum zapytał mnie "dlaczego ty nie piszesz???!!!"
to miłe
co u mnie wobec tego...
przegadaliśmy rózne sprawy (czytania i pisania na forum też) z W. wzdłuż i w poprzek i jeszcze w prawo i w lewo...
zmieniło sie to, że kiedyś to ja chciałam rozmawiać, zajmować się naszymi problemami, rozwiązywać je na bieżąco, czy z opóźnieniem... ode mnie wychodziła inicjatywa...
teraz to W. chce rozmawiać, nigdy dość, tematy się nie kończą i wręcz bywa tak, że ja już pasuję bo głowa i emocje mi odmawiają współpracy
tak jest teraz a ja?
przestałam oceniać czy to dobrze, czy źle...
niby para nie powinna tego, tamtego, każde powinno sobą się zajmować...
powinno się, trzeba, to służy, tamto nie służy... to to wszystko są jakies ramy, prawidła do których "powinniśmy" się dopasować... a ja? odpuszczam... zostawiam... będzie co będzie... puszczam to wolno uznając że wszystko co się dzieje jest dobre i potrzebne...
na terapii we wtorek uświadomiłam sobie i wypowiedziałam to głośno... chyba po raz pierwszy z pełnym przekonaniem, tak z głębi mnie:
czy to własnie TEN i czy to z NIM to ja to poprostu będę CZUŁA ..
na to terapka: no nareszcie że to o to chodzi...
nie żadne obliczenia, analizy, wpasowanki w jakies standarty...
to się CZUJE
przez te wszystkie dni brzęczało mi w głowie pytanie Mila50 "dlaczego ten jest moim obiektem"... Miluś nie pominęłam tego pytania... nie zawsze od razu odpisuję, ale pytanie zarejestrowano w raporcie sprawozdawczym i nabiera mocy urzedowej
szika - Pon 17 Lut, 2014 23:27
po raz pierwszy od nie pamiętam jak dawna... nie wiem czy kiedykolwiek tak miałam...
łzy same popłynęły po policzkach... poprostu pojawiają się w oczach i spływają...
zaczynam rozumieć te dziewczyny, które są z alkoholikami zaczynającymi terapię...
rozmowa, która sprowadziła mnie do parteru, moje uczucia podeptane, wiedza o nich użyta przeciwko mnie...
nie warto było o moich uczuciach mówić... nie zostałam w najmniejszym stopniu zrozumiana...
wszystko jest porażką - przez moje uczucia... tak usłyszałam... ze mną nie można nic zaplanować, nic zrobić, totalna kicha...
żal rozwala mnie od środka, aż rozsadza...
zaufałam... byłam pewna, że ktoś o mnie zadba, wydawało się, że nie może przecież być inaczej! nie można przecież drugiemu człowiekowi tak zrobić!
a jednak można...
trzy dni rozmów na temat wspólnego wyazdu, ustalenia,ja się szykuję, planuję, dopinam sprawy w pracy, żeby zamknąć firmę, mamy jechac razem na weekend...
w ostatnim dniu słyszę "czy ty się liczysz z tym, że może nie być noclegu dla ciebie?"
padłam... trupem... załamka...
za godzinę czy dwie rozmowa: jestem przekonany, że się uda załatwić, zaufaj mi, że ja to załatwię, postaram się, mam tam przecież znajomości, jestem pewien... ale... uczciwośc mi nakazuje powiedziec ci, że może tak sie zdarzyć, że odwioze cie na pociąg do domu po kilku godzinach...
rozmowa... dzisiaj... tam jest fajnie, jest śnieg, można pojeździć...
powiedziałam jak się czuję... podeptane... dlaczego? bo on tego nie rozumie...
dochodzi cos nowego: terapeuta mu powiedział... więc już teraz świetnie wszystko widzi i rozumie, zanalizował mnie, ze robię z siebie ofiarę...
a ja? bardzo staram się kontrolować moje uczucia, mój żal...
na urlopie nie byłam od wielu lat... dla mnie takie dwa dni to jest...
silnie kontroluję, za wszelką cenę staram się utrzymać w ryzach... ale te łzy...
same płyną... twarz spięta maksymalnie... nawet mi broda nie zadrżała, nawet mi usta nie drgnęły... a łza sama płynie... jedna za drugą...
wampirkowa - Pon 17 Lut, 2014 23:31
pterodaktyll - Pon 17 Lut, 2014 23:33
szika - Pon 17 Lut, 2014 23:34
Maryś Kochana ...
no i sie pobeczałam na całego...
szika - Wto 18 Lut, 2014 00:13
można to było inaczej załatwić... mozna mi było w środę powiedzieć... był czas jeszcze zadziałać, miałam szansę zadbac o siebie, żeby nie narażać sie na odprawienie z kwitkiem...czy to takie dziwne, że chciałam mieć pewnośc, że bedzie dla mnie łózko? że nie chciałam jechać w niepewne? bo komuś się wydaje, że to sie uda załatwić?
teraz kolejna sprawa... jestesmy umówieni na kolejny weekend... dziś już wiem, że na nastepny weekend spanie będe miała więc tylko jechać...
ale czy spojrzę radośnie w te oczy? czy uciesze się tym towarzystwem? watpię...
może gdyby ta rozmowa dzisiaj była inna...
mam do wyboru...
- jechać i ukryć uczucia niechęci, zawodu i rozczarowania i grać dobrą minę do złej gry...
albo?
- jechać i wyłączyć się z relacji... zadbać samej o siebie, o swój komfort, o swoją radość, być za siebie odpowiedzialną... nie uwzględniać drugiej osoby...
powiedziałam, że tak zrobię... usłyszałam - nie przyjeżdżaj wobec tego... (???)
- nie jechać, zrezygnować...
najbardziej w zgodzie ze mna jest opcja trzecia - moge pojechać zupełnie gdzie indziej, sama, zapomnieć, nie gryźć się, odpocząć...
sam nazwał zorganizowanie tego porażką... przyznałam rację... ale chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał... a ja nie potrafie powiedziec, że doceniam, że się cieszę...
czy cos jest ze mną nie tak?
szika - Wto 18 Lut, 2014 00:29
dlaczego piszę tutaj?
gdy zamilkłam sam prosił abym pisała dalej... że duzo sie dowiaduje o sobie, że ceni sobie wypowiedzi innych, że lepiej rozumie mnie, że mu to pomaga...
teraz? nie przeczyta przez tydzień bo oddaje sie swojej PASJI... zreszta już nie czyta bo go to zaczęło wkurzać, zabiera strasznie duzo czasu... pisać nie ma potrzeby w ogóle, więc...
PASJI najwazniejszej i jedynej jaka ma, jak sam powiedział, poświęci wszystko dla nart...
ma sie rozumiec że poświęci również i relacje ze mna... zresztą sam to wielokrotnie podkreslał...
na koniec powiedziałam "dobra, skończmy, jestes na urlopie po to żeby odpocząć a nie chandryczyć się"...
usłyszałam, że nie przeszkodzi mu to w dobrej zabawie, jutro będzie się cieszył, bawił, korzystał i nie przesłoni mu tego to co między nami...
tylko pozazdrościć... a ja się martwiłam, że mu zepsuję urlop...
szika - Wto 18 Lut, 2014 08:30
napisanie tego wczoraj sprawiło mi ulge... magia forum zadziałała chociaz odpowiedzi mam niewiele... samo napisanie dało ukojenie...
napisałam i sama zobaczyłam swoja sytuację jakby z boku...
widzę jak wiara w przemianę drugiego człowieka - jaką zrobiłam sobie sama przez to jazdę...
wyglądało pięknie, obiecująco... było obietnicą...
toż to współuzależnienie w czystej postaci... wierzyć w zapewnienia, nastawiać ucha i liczyć na cud...
jak to u Ani napisałam - szczerość i uczciwość wobec samej/samego siebie to bilet... bilet do zmian...
i tego się powinnam trzymać, być szczerą wobec samej siebie, nazywać głośno to co widzę, zaufać sobie... swojej intuicji...
aż nie do wiary, czyżbym również miała opracowac sobie swój własny plan b? i z niego korzystać?
wydaje się to w tej chwili jedyna słuszna droga... skoro... partner... "pije"....
Klara - Wto 18 Lut, 2014 08:41
Szika, dlaczego Ty TO nazywasz związkiem?
szika - Wto 18 Lut, 2014 09:39
uwierzyłam - i nie widzę w tym nic złego...
ale...
widzę, słyszę, że ta cała terapia zmierza do:
Jonesy napisał/a: | Masakra napisał/a: | a jak poszedlem to mi nawet sama terapeutka powiedziala ze nie jestem uzalezniony jak jej przedstawilem swoja, lekko tuningowana wersje wydarzen |
Klasyka gatunku. Wyobraź sobie moją minę, jak po godzinie wynaturzeń, terapka spojrzała na mnie i stwierdziła, że ona nie widzi innego sposobu dla mnie, jak tylko rozwieźć się z żoną, bo tu leży mój problem...
I to moje cielęce:
"ale ale ale jak??? bo ja tu przyszedłem własnie po to żeby ona mnie nie zostawiła"... |
miał dopiero tylko dwa spotkania, a to brak kasy a to coś tam... z tych dwóch spotkań wiem tyle, że moja osobę opisuje nieprawdziwie...
no i doszła nowa broń - terapeuta mu powiedział i on już wie... wczoraj padło chyba ze dwa razy... no to co ci powiedział ten terapeuta? nie będę mówił, bo nie muszę... terapeuta powiedział, że nie jest dobrze rozmawiać o terapii..
cóż... jest jak jest... dziś już się znacznie lepiej czuję... jawi mi się jakiś plan co dalej i jak dalej...
matiwaldi - Wto 18 Lut, 2014 09:57
szika napisał/a: | uwierzyłam - i nie widzę w tym nic złego...
ale... |
nie odzywam się w Twoim wątku od początku ......
znamy się już długo i wiesz jakie mam zdanie na ten temat .....
ale teraz zapytam ,bo przykro mi czytać .....:
jak długo jeszcze chcesz Siebie i Jego męczyć tą relacją ???????????????
Jego mam oczywiście w głębokim poważaniu ,ale z Tobą łączą mnie lata znajomości ....
odkąd pamiętam,a będzie tego z sześć (albo więcej) lat nic sie nie zmienia ......
to nie jest kwestia czyjeś winy ,a zwyczajnie nie pasujecie do siebie !!!!!!!!
przyjmij to w końcu tak samo,jak przyjęłaś to,że Ty i alkohol nie pasujecie do siebie !!!
szika napisał/a: | jawi mi się jakiś plan co dalej i jak dalej... |
i zmarnujesz kolejne lata ,a czas biegnie ........ chyba,że lubisz tak...........
Ann - Wto 18 Lut, 2014 10:04
szika napisał/a: | jak to u Ani napisałam - szczerość i uczciwość wobec samej/samego siebie to bilet... bilet do zmian... | Szika, kobieto kochana.. czytam i jest mi smutno, bo poznałam Twoją siłę a widzę Twoją bezradność. Poznałam mądrość jaką masz a widzę zagubienie. Wiem, że miłość jest ślepa, że uczucie odbiera rozum.
Ale czy to wszystko co przeżywasz jest dla Ciebie dobre? Myślę, że nie.
Czy to wszystko prowadzi do dobrego? Nie.
Czy to wszystko jest Ci potrzebne? Takie emocje? Wciąż na nowo szarpane?
Życzę Ci, tak jak sobie, szczerości i uczciwości wobec siebie. Nie przykrywaj swoim dobrym sercem i wyrozumiałością, tego co Cię boli.
Mała - Wto 18 Lut, 2014 10:12
Cytat: | czy to własnie TEN i czy to z NIM to ja to poprostu będę CZUŁA .. |
I właśnie o to chodzi - co TY czujesz. TY jesteś najważniejsza
szika napisał/a: | - jechać i wyłączyć się z relacji... zadbać samej o siebie, o swój komfort, o swoją radość, być za siebie odpowiedzialną... nie uwzględniać drugiej osoby... |
Ja tak zrobiłam. I nie żałuję...Zawalczyłam o siebie
szika napisał/a: | gdy zamilkłam sam prosił abym pisała dalej... że duzo sie dowiaduje o sobie, że ceni sobie wypowiedzi innych, że lepiej rozumie mnie, że mu to pomaga... |
Aniołku! Znów włączyło się współuzależnieniowe myślenie. Kochanie to TY jesteś ważna. Nie dzielisz się swoimi uczuciami z nami - dla niego. Jesteś, piszesz tu, bo TOBIE jest to potrzebne... A on nadal podświadomie próbuje kontrolować Twoje uczucia.
Nie bój się go - jak gdzieś napisała Klara - "ODDZIEL SIĘ" od niego. Nie myśl - "co on pomyśli, jak tak zrobię, czy napiszę". Oddziel się od niego i pisz - co czujesz.
Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę - że ja tak właśnie wcześniej robiłam. Dziś - piszę tu co chcę, bo tak CZUJĘ. I zdaję sobie sprawę, że mój Kaktus może to przeczytać. Sama mu ten portal pokazałam. Wie, jak mnie tu znaleźć. I co? I mam to w nosie
szika napisał/a: | miał dopiero tylko dwa spotkania, a to brak kasy a to coś tam... z tych dwóch spotkań wiem tyle, że moja osobę opisuje nieprawdziwie...
no i doszła nowa broń - terapeuta mu powiedział i on już wie... wczoraj padło chyba ze dwa razy... no to co ci powiedział ten terapeuta? nie będę mówił, bo nie muszę... terapeuta powiedział, że nie jest dobrze rozmawiać o terapii..
cóż... jest jak jest... dziś już się znacznie lepiej czuję... jawi mi się jakiś plan co dalej i jak dalej... |
Przecież to czysta manipulacja! Pisz Skarbie co TY czujesz! To TY jesteś ważna! "Oddziel się", "oddziel się..."
MILA50 - Wto 18 Lut, 2014 10:16
szika napisał/a: | zaufałam... byłam pewna, że ktoś o mnie zadba, wydawało się, że nie może przecież być inaczej! |
ja tam ze starej beczki-jak zwykle z uporem maniaka zapytam?
dlaczego właśnie Ten-który jest niedostępny w bliskości,ten ,który granice ma daleko od siebie?To mnie także dotyczyło nie wiem jak Ty ale ja nie umiałam przyjąć do wiadomości i zaakceptować faktu,ŻE NIE JESTEM JEGO CAŁYM ŚWIATEM,tak jak on był dla mnie....też miałam pytania typu
-no jak on tak mógł postąpić?
ja miałam obraz wykreowany w swojej głowie,obraz tego jaki ma być wobec mnie!!!
nie było zgodności a więc ból-no jak on może!!!
Kogo szukasz w partnerze?
On jest jaki jest!Akceptujesz Jego takim?Czy ma dopasować się do "twojego obrazu partnera"?!
ten post dotyczy nadal w pewnym zakresie mnie samej,dlatego napisałam
pterodaktyll - Wto 18 Lut, 2014 10:26
Mógłbym napisać, "a nie mówiłem"...... tylko czy to cokolwiek zmieni? Nie, nie zmieni, więc szkoda klawiatury na pisanie banałów......
Panno Z. Czy znasz przysłowie" Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody"? Znasz! To po co włazisz a przynajmniej usiłujesz?
Mogę jeszcze..... I to jedyne chyba i najlepsze co mogę zrobić
I tyle w tym temacie....
szika - Wto 18 Lut, 2014 10:50
brzmiało fajnie... autentycznie... była szczerość, uczciwość... jak nigdy dotąd.. poczułam bliskość... miłość...
potem zaczęły się problemy... niewielkie, mało ważne wydawałoby się...
mówiłam... ale nic... już nie było tego porozumienia... już było, że wymyślam...
no to milczałam... odpuściłam.. ale jak tak pod dywanem cuchnie wręcz to długo się nie da... zaczęłam mówić..
na forum milczałam, nie mogłam wydusić z siebie słowa... ponieważ...
czuję głęboki, wielki WSTYD...
wstyd tak wielki, że najchętniej schowałabym się gdzieś głęboko do jakiejś dziury...
jesteście kochani... dziękuję Wam... jestem troszkę oszołomiona wypowiedziami, bardzo chcę odpisać... ważne pytania, słowa padły... potrzebuję pomyśleć.. albo przegryźć się z tym... samą mnie trochę onieśmiela, że otworzyłam się znów...
dziękuję
Ann - Wto 18 Lut, 2014 10:55
szika napisał/a: | czuję głęboki, wielki WSTYD... | wstyd jest rzeczą ludzką.. ale niech on nie przysłoni tego co ważne
szika napisał/a: | najchętniej schowałabym się gdzieś głęboko do jakiejś dziury... | smród nie minie.. a Ty możesz zgnić razem z tym wszystkim
chodź no tu
olga - Wto 18 Lut, 2014 11:03
szika, zaplątalas sie to sie wyplącz a nie wstydz. Po co Ci ten toksyczny związek?
pietruszka - Wto 18 Lut, 2014 12:34
Ty się nie wstydź, a zacznij siebie lubić, szanować, kochać, choćby po to, by nie był Ci potrzebny partner, który unika bliskości...
A że lubisz czytać i analizować - zajrzyj do książki Toksyczna miłość - (aut. Pia Mellody)...
chociaż może... wpierw zajrzyj głęboko do swojego serca...
Jo-asia - Wto 18 Lut, 2014 13:02
Przykro mi
mala3440 napisał/a: | Pisz Skarbie co TY czujesz! To TY jesteś ważna! |
tego bym się trzymała i na tym skupiła
ja rozumiem..szansa, która się pojawiła była kusząca
i dobrze, że ją wykorzystałaś
pamiętasz te słowa...
Mysza napisał/a: |
Bo póki co, EGO przekonuje, że tak jest lepiej dla Ciebie ( choć prawda jest taka, że chce dobrze, ale dla siebie), bo zna zachowania tego Pana, bo może je przewidzieć, bo wie, że po Twojej propozycji może nastąpić odrzucenie, EGO nie chce poczuć się gorsze, nie chce być odrzucone, ratuje się więc wmawianiem Ci: nie powinnaś, nie powinnaś
Jesteś przekonana co do tego, że nie powinnaś? Skoro tak, to dlaczego robisz odwrotnie?
Bo wg mnie nie jesteś tego pewna, wytłumaczyłaś, wmówiłaś sobie, żeby EGO nie ucierpiało, ale to co wewnątrz Ciebie, ma w d***e to co myśli EGO, i stąd poszukiwania i kolejne próby kontaktu.
Skończą się, kiedy będziesz wewnętrznie przekonana, że to nie ten facet |
może warto się znowu.. nad nimi pochylić?
szika - Śro 19 Lut, 2014 00:15
decyzji nie żałuję... szansę dałam sobie, jemu, nam i tego nie żałuję...
związek? nic nowego w zasadzie sie nie dzieje i mogłam, a nawet powinnam była sie tego spodziewać... co będzie dalej to nie wiem..
mam dylemat jak z tymi całymi terapiami...
z jednej strony mieliśmy w planie wspólne przyglądanie się naszym zachowaniom, reakcjom, uczuciom, znaleźliśmy wiele wspólnego jeśli chodzi o przyczyny...
u obojga nas źródła destrukcji są w dzieciństwie więc tu wydawało się, że znajdziemy wspólne tematy i porozumienie...
od pierwszej jego sesji zniknął temat agresji i przemocy... stał sie tematem tabu... o ile wcześniej spokojnie o tym mówilismy, tak nagle - kazde słowo "przemoc" wywoływało od razu te same co zawsze odruchy obronne... czyli ataki, zwyczajowe zwalanie na mnie itd...
gdy pada z moich ust słowo "agresja" lub "przemoc" to już jest koniec rozmowy, a własciwie zaczyna sie bezsensowna wymiana zdań - tak jak przez te 7 lat... próbuje bronić moich uczuc, przeczuć, tego co czuję i widzę ale jest to odbijane jak piłeczka...
ja nie wypytuje, nie wnikam w jaki sposób W przedstawia swój problem na sesjach, sam opowiada, ale bardzo ogólnie... wspólnie przyjrzeliśmy się jednej sprawie, w której wkurzył sie na terapeutę, nie zrozumiał o co mu chodziło i posądził go o brak profesjonalizmu... jakas moja podpowiedź i zajarzył, że niepotrzebnie sie nakręcił.... gdy nafochał sie bo tamten nie odpisał na sms, mówie "zadzwoń"... wydawało się wszystko w porządku, tymczasem po drugiej sesji wywalił mi z pretensjami, że pytał terapeutę co ma zrobić bo ja go wypytuję...
szczena mi opadła... sama mu od poczatku mówiłam, że może lepiej żebyśmy nie gadali o tym za wiele, bo ja mam zapędy do wyjasniania i że może mu to zaszkodzić...
no i mamy nie rozmawiać...
widze jedną rzecz... pozwoliłam na to aby temat agresji zniknął... znów robiłam dobrą minę do złej gry... chyba czekałam... moja terapka powiedziała, że znów się dostosowuję do sytuacji, do niego...
a to chyba nie ma co czekać na efekty terapii tylko na bieżąco o tym co jest przemocą mówić... inaczej sie ugotuję...
tak to dzisiaj wymysliłam...
trudno, będzie nieprzyjemnie,będzie napięcie... oddalimy się od siebie... trudno...
nie widze innego wyjścia - dystans...
nie ma co udawać już dłużej hajlajfu...
a że jest nieodpowiedzialny? trudno... sama o siebie umiem zadbać, poprostu nie zostawie w jego rękach więcej załatwiania kluczowych DLA MNIE SPRAW..
dziekuję że jesteście... nie spodziewałam się tak wielu słów wsparcia... bardzo dziękuję...
co do rozstania... ostatnio Ani to tłumaczyłam tego się nie zrobi bo ktos tak mówi, że tak trzeba, albo że tak powinnam... jesli bedzie rozstanie to bedzie ono wtedy gdy ja będę PEWNA że tego chcę... tak jak cytowała Asia...
trudno, pomęczycie się tu ze mną jeszcze.. może... jak wytrzymacie
pterodaktyll - Śro 19 Lut, 2014 00:25
szika napisał/a: | pomęczycie się tu ze mną jeszcze.. może.. |
My jak my, ale Ty ze sobą to się okropnie męczysz i do tego na własne życzenie. Tak domniemywam po przeczytaniu
Zwróć uwagę, że przeczytałem w całości to co napisałaś
szika - Śro 19 Lut, 2014 00:34
pterodaktyll napisał/a: | Zwróć uwagę, że przeczytałem w całości to co napisałaś |
dziękuję
to prawda - nie jest mi samej ze soba łatwo... znów serio wracam do pomysłu sprzed paru miesięcy żeby poddać się hipnozie... coś jest we mnie, ja to czuje, ale kompletnie nie moge do tego dotrzeć... coś bardzo głeboko zakopane i nie wiem co to jest...
jednakże nie jest łatwo o dobrego hipnotyzera, pełno szarlatanów się ogłasza, może ktoś ma jakies dobre, sprawdzone namiary?
molestowanie pamietam więc to nie to... to musiał być jakis bardzo głeboki uraz, tak silny, że świadomośc dziecka zepchnęła to głeboko do podświadomości... ciagle mam poczucie jakiejs blokady w sobie, która skutecznie podcina mi skrzydła...
szika - Śro 19 Lut, 2014 12:44
tak trochę humorystycznie na podsumowanie tej chorej sytuacji...:)
znacie ten kawał?
w wojsku dowódca dostaje wiadomość, że matka Kowalskiego zmarła, tylko jak mu to powiedzieć? mysli, mysli..
kompania w szeregu baczność!!!!
a teraz ci co mają matki wystap!!!
a ty Kowalski gdzie!!!???
to tak ja zostałam poinformowana o tym, że mój men nie chce abym jechała z nim do Zieleńca
szika - Śro 19 Lut, 2014 13:12
no dawaj
szika - Śro 19 Lut, 2014 13:30
nie wiem jak to jest ale dziś się już z tego porządnie śmieję... z całej tej sytuacji...
bo jest ona w swoim tragiźmie komiczna
Jo-asia - Śro 19 Lut, 2014 13:34
Pamiętasz ile czasu zajęło Ci w swojej terapii.. umiejętność dostrzeżenia, skąd to się bierze, po co.. tak masz, do dziś wielu rzeczy nie rozumiesz, dlaczego tak reagujesz..
a on ma umiec to rozwiązać.. rozpoznać po tak krótkim czasie?
szika napisał/a: |
gdy pada z moich ust słowo "agresja" lub "przemoc" to już jest koniec rozmowy, a własciwie zaczyna sie bezsensowna wymiana zdań - tak jak przez te 7 lat... próbuje bronić moich uczuc, przeczuć, tego co czuję i widzę ale jest to odbijane jak
piłeczka... |
nie dziwi mnie, że on odbija piłeczkę
on dziś.... tego nie widzi a Twoje słowa odczuwa, jak atak
powtarzanie w kółko.. nie chcę Cię atakować, nie chcę wzbudzać u Tobie poczucia winy, to moje uczucia i ja tak czuję.... może z czasem, dać efekt.. z naciskiem na może..
jeśli to ma być związek.. w terapii.. może lepiej specjalistę zatrudnić.. kogoś obiektywnego
a jeśli chcecie pracować nad komunikacją sami.. to może związek zawiesić?
szika napisał/a: |
nie ma co udawać już dłużej hajlajfu... |
to podstawa... i tego się trzymaj
szika napisał/a:
sama o siebie umiem zadbać, poprostu nie zostawie w jego rękach więcej załatwiania kluczowych DLA MNIE SPRAW..
znowu się dostosowujesz... tak chcesz, ok.. dobrze być tego świadomą
szika napisał/a: | z jednej strony mieliśmy w planie wspólne przyglądanie się naszym zachowaniom, reakcjom, uczuciom, znaleźliśmy wiele wspólnego jeśli chodzi o przyczyny... |
nie obraź się... to wygląda na.. "prowadził ślepy.. kulawego"
szika - Śro 19 Lut, 2014 14:03
Jo-asia napisał/a: | nie dziwi mnie, że on odbija piłeczkę
on dziś.... tego nie widzi a Twoje słowa odczuwa, jak atak
powtarzanie w kółko.. nie chcę Cię atakować, nie chcę wzbudzać u Tobie poczucia winy, to moje uczucia i ja tak czuję.... może z czasem, dać efekt.. z naciskiem na może.. |
tu akurat przyznaję - nie wiem jak miałoby być dobrze...
wychodze z założenia, patrząc na moje własne i innych doświadczenia, że obchodzenie destrukcji dookoła nie jest pożyteczne...
jesli ktos pije i chce przestać pić to czy gdy sięga po alkohol to otoczenie miałoby to nazywac koniecznie jakimiś innymi słowami? żeby alkoholik się nie musiał zawzięcie bronić?
albo uznaję moją bezsilność wobec mojego ograniczenia i mówię otwarcie "jestem alkoholikiem" (to widac jakie to wazne na mitingach, gdzie zaczynamy wypowiedź od potwierdzenia naszej tożsamości) albo udajemy wszyscy że nie ma problemu alkoholu... w tym wypadku przemocy...
w moim rozumieniu wszystko się rozbija o uczciwość, taką przez wielkie U... uczciwość przede wszystkim wobec siebie ale i wobec innych...
tu, w tym przypadku chyba nie do końca zostały uznane moje odczucia, moje emocje, gdzie w zasadzie jedynie ja w ostatnich latach jego przemocy doświadczałam...
na mojego czuja W nie uznał tego, że jest sprawcą przemocy i to co się dzieje to dalsza walka ...
zawieszenie związku wydaje się dobrą drogą... to juz sama wiem, czuję... dystans jest koniecznie potrzebny...
plany były ale się sknociły, ale przynajmniej próbowaliśmy...
co do terapii dla par odmawiam stanowczo, do terapii dla par możemy usiąść gdy nastanie pewien poziom uchciwości i otwartości, w przeciwnym wypadku to znów bedzie terapia, w której W bedzie oczekiwał nauki jak ma wymusić na mnie konkretne zachowania czy uczucia - to już przerabialismy..
szika - Śro 19 Lut, 2014 14:23
no nie wiem... może się mylę...
a Wy jak uważacie, proszę podzielcie się... czy lepsze nazywanie rzeczy po imieniu czy delikatne obchodzenie się, omijanie, szukanie innych słów...
bo jesli chodzi o asertywność to ja akurat nie widzę agresji w używaniu oczywistych sformułowań...
mogę sie mylić oczywiście, chętnie poczytam jak z doświadczeń innych wynika...
Jo-asia - Śro 19 Lut, 2014 14:25
szika napisał/a: | to znów bedzie terapia, w której W bedzie oczekiwał nauki jak ma wymusić na mnie konkretne zachowania czy uczucia |
zakładasz z góry, nie wierzysz w siebie i nie ufasz temu co czujesz
nie dajesz sobie prawa.. tak czuć, ciągle siebie karcisz
i bronisz się....
może to będzie okrutne co napiszę... póki nie poczujesz się pewna siebie, pewna tego, że nic Ci on nie zrobi....póki nie przebaczysz sobie uległości a jemu agresji.... nic się nie zmieni
bo to, że on pierwszy tego dokona, to zobaczy.. jakoś tego nie czuję...
wracając do hipnozy.. i to co skrywa Twoja podświadomość
w moim przypadku to nie był ból, zadany przez człowieka.. a ból "egzystencjalny"
jest sposób.. bez hipnozy.. pójść, bez ograniczeń za uczuciami....nie blokować tego, niech się wyleje... po tym przychodzi zrozumienie
szika - Śro 19 Lut, 2014 16:43
nie zgadza mi się to z moim pojęciem zachowań destrukcyjnych... teraz Joasiu Twoje wypowiedzi wprowadziły mi chaos logiczny...
tak mi sie teraz przypomniało... niby mało istotna sprawa...
zostałam poproszona, to już jakiś czas temu o posłuchanie przygotowanej listy oczekiwań wobec terapii, mój men ja przygotował skwapliwie, sumiennie ją pisał...
wtedy nie zwróciłam w ogóle na to uwagi, szczerze mówiąc posłuchałam tak trochę jednym uchem, w końcu to nie moja terapia... ale teraz mi to jakoś zadzwoniło...
na tej liście było wiele rzeczy, ale nigdzie nie padło słowo agresja, przemoc... czyli... tu wygląda na to, że problem mam tylko ja...
w sumie to nikt inny oprócz mnie przemocy W. nie doświadczał, zatem zawsze można na mnie wszystko zwalić, że szika wymyśla... a ja czy to udowodnię? nie ma na to sposobu...
przy przemocy fizycznej obdukcje są możliwe itd... ale ran na duszy nie da się zbadać i poświadczyć... i tu jest cały galimatias z tym związany... bo alkoholikowi można podsunąć alkomat i kłopocie a w tej sytuacji?
kiedyś czytałam że miarą agresji i przemocy są odczucia ofiary...
a że społecznie pojęcie ofiary jest pogardzane i ogólnie ma negatywny wydźwięk, a jedynym lekarstwem jest odejście od przemocowca to i ofiara przemocy ma w zasadzie niewiele możliwości...
napisałam że słowo agresja i przemoc wywołuje odbijanie piłeczki... a to nie do końca tak jest... już samo wyrażanie przeze mnie moich uczuć (np gdy mówiłam o lęku przed kontrolą), samo stawianie granic owo odbijanie piłeczki wywołuje jakby z automatu...
wszystko jest dobrze dopóki nie padnie cokolwiek co jest w jakiś sposób niewygodne... gdy tak jest natychmiast gadam z "pijanym"...
zatem jak nie mówić wprost?
Jo-asia napisał/a: | szika napisał/a:
sama o siebie umiem zadbać, po prostu nie zostawię w jego rękach więcej załatwiania kluczowych DLA MNIE SPRAW..
znowu się dostosowujesz... tak chcesz, ok.. dobrze być tego świadomą |
tu również mi się nie zgadza... jeśli na kimś nie można polegać to dbanie o siebie wydaje się koniecznym dostosowaniem... czy istnieje inne wyjście w relacji z człowiekiem nieodpowiedzialnym?
może szukam dziury w całym, ale tyle tego mi się przez te ostatnie półtora miesiąca nazbierało, a teraz się samo po prostu wylewa..
pietruszka - Śro 19 Lut, 2014 17:19
szika napisał/a: | jeśli na kimś nie można polegać to dbanie o siebie wydaje się koniecznym dostosowaniem... czy istnieje inne wyjście w relacji z człowiekiem nieodpowiedzialnym? |
hmmm... to smutne, co teraz powiem, ale moim zdaniem najzdrowszym jest... wyjść... przez drzwi...
i nie wracać...
sama mam na ten temat ostatnio gorzkie przemyślenia...
Jo-asia - Śro 19 Lut, 2014 17:19
zacznę od końca
szika napisał/a: | czy istnieje inne wyjście w relacji z człowiekiem nieodpowiedzialnym? |
wyjście z tej relacji?
przecież, zależało Ci na tym aby był odpowiedzialny i aby o Ciebie też dbał
szika napisał/a: | w sumie to nikt inny oprócz mnie przemocy W. nie doświadczał, zatem zawsze można na mnie wszystko zwalić, że szika wymyśla... a ja czy to udowodnię? nie ma na to sposobu... |
po to Ci ta relacja.. aby udowodnić? czy aby zrozumieć, co u Ciebie, powoduje wchodzenie w rolę ofiary?
szika napisał/a: | kiedyś czytałam że miarą agresji i przemocy są odczucia ofiary... |
tak jest... dosłownie
jestem tego dowodem
gdy przestałam czuć się ofiarą, przestałam brać na siebie..do siebie jego słowa, jego reakcje (nie do końca wyszłam, jeszcze siedzę.. tak, jedną nogą )
bez poczucia winy, bez pilnowania asertywności, zaczęłam się zachowywać spontanicznie
i bez obwiniania jego... pokazywałam mu jedynie.. gdzie on siebie okłamuje, rani i że walczy ze sobą a nie ze mną
pterodaktyll - Śro 19 Lut, 2014 21:36
Chyba dopadł Was wszystkie jakiś kryzys wieku średniego.....
Mała - Śro 19 Lut, 2014 21:51
pterodaktyll napisał/a: | Chyba dopadł Was wszystkie jakiś kryzys wieku średniego..... |
To my żyjemy w średniowieczu?
szika napisał/a: | może szukam dziury w całym, ale tyle tego mi się przez te ostatnie półtora miesiąca nazbierało, a teraz się samo po prostu wylewa.. |
i bardzo dobrze! szika zbierałaś ten ból i żal w sobie duuuużo czasu. Pora go z siebie wyrzucić. Teraz to bardzo boli, ja wiem, ale potem - będzie już lepiej
pterodaktyll - Śro 19 Lut, 2014 21:54
mala3440 napisał/a: | To my żyjemy w średniowieczu? |
W średnim wieku... Nie manipuluj
Mała - Śro 19 Lut, 2014 22:11
już nie przeszkadzam "zmiatam" do siebie,hihi
szika - Śro 19 Lut, 2014 22:52
pietruszka napisał/a: | hmmm... to smutne, co teraz powiem, ale moim zdaniem najzdrowszym jest... wyjść... przez drzwi...
i nie wracać...
sama mam na ten temat ostatnio gorzkie przemyślenia... |
tak, to gorzka pastylka... najzdrowsze wyjście... wiem to...
zdecydowałam jednak dać szansę, poczekać, spróbować kolejny raz...
to zaledwie półtora miesiąca... odejście teraz oznaczałoby, że żądam zmian tu i teraz, natychmiast... chyba bym sobie nie darowała...
dlaczego on?
odpowiem poprostu: bo tak... nie ma jakichś konkretnych, wymierzalnych powodów, jestem z kimś nie "z powodów" albo "po coś", ja tego nie umiem i nawet nie chcę kalkulować... może to błąd, nie wiem... właśnie z nim chcę być i wcale nie dlatego, że coś dostaję, załatwiam... nie umiem tego inaczej napisać...
Jo-asia napisał/a: | po to Ci ta relacja.. aby udowodnić? czy aby zrozumieć, co u Ciebie, powoduje wchodzenie w rolę ofiary? |
z tym udowadnianiem to użyłam takiego sformułowania, żeby pokazać, że przemoc psychiczna jest bardzo subiektywnym odczuciem... dlatego trudno ją wykazać, pokazać... zawsze można uczucia ofiary podważyć, że są chore... stąd słowo "udowadniać"...
ja nie potrzebuje udowadniać moich uczuć... one są... takie jakie są... sa moje, to jestem ja...
co do ofiary... tu również logiczna konsekwencja... skoro jest przemoc to i jest ofiara... jest sprawca i osoba, na której przemoc jest dokonywana... skoro jestem blisko z przemocowcem to przemoc pojawia sie i będzie sie pojawiała, nie ma na to wpływu, nie jestem w żaden sposób za to odpowiedzialna...
wchodzenie w rolę ofiary... rozumiem przez to świadome lub nieświadome poddawanie się przemocy... ofiarą sie jest gdy sie biernie pozwala na przemoc... wyjście z trójkata to świadomośc co moje a co czyjeś... i ja ją mam...
a że zrobiło mi sie przykro? że płakałam?
mam prawo do smutku i bólu... do żalu... tak, jest mi przykro...
dzis sie juz śmieję z tej sytuacji... nabieram dystansu... ale zapytałam samą siebie "dlaczego te łzy? skąd? co ci się Zuzia podziało?"
chyba wiem... to nie ta konkretna sytuacja... nie ten Zieleniec... to jest pikuś...
bardziej zabolał całokształt... zatrzymałam się, spojrzałam, otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam, że droga jeszcze bardzo bardzo daleeeeeka.... że był krok w przód a teraz kilka kroków znów do tyłu... przeraziło mnie to... bo rozum ocenił okoliczności, zanalizował dane i dał komunikat: TO POTRWA JESZCZE WIELE LAT i wcale nie ma gwarancji, że sie uda... łzy płynęły z bezsilności, że nic nie mogę, że nic ode mnie w tej sytuacji nie zależy, że to jest czyjeś a to czyjeś nie będzie takie jak ja bym chciała, marzyła, będzie takie jak ktoś chce i na ile jest gotów...
patrze i widzę, że osoba, która kocham i na której mi zalezy tonie... i wiem, że nic nie mogę... że absolutnie nie mam na to żadnego wpływu... że choć chciałabym nawet pomóc to najzdrowiej jest tę osobe zostawic samej sobie... to jest przykre.. to jest smutne... te uczucia sa PRAWDZIWE!!!!
zaczęłam pisać gdy płyneły te łzy... same... Maryś dała mi buziaka i pękło...
mam prawo wcale nie być twardzielką, której nic nie rusza i która nigdy nie płacze... płacz to nie przejaw słabości, ani tez wcale nie wchodzenie w rolę ofiary... płacz to uczucia... łzy to uczucia... a ja ich zwalczac nie chcę i koniec! choć ta silna kontrola była próbą ich zwalczania... żeby tylko nie być ofiarą, żeby tylko nie byc ofiarą...
a powiem tak... chrzanić to, jak będzie trzeba to będe płakała i już...
mala3440 napisał/a: | i bardzo dobrze! szika zbierałaś ten ból i żal w sobie duuuużo czasu. Pora go z siebie wyrzucić. |
Mała dziękuję... czuje sie upowazniona i mówie to serio
ale mi to rzeczywiście sprawia ulgę... więc czemu nie...
Mała - Czw 20 Lut, 2014 00:21
szika napisał/a: | mam prawo wcale nie być twardzielką |
przede wszystkim jesteś CZŁOWIEKIEM
- masz prawo CZUĆ
szika napisał/a: | mi to rzeczywiście sprawia ulgę... |
Nie jesteś z tym sama
Jo-asia - Czw 20 Lut, 2014 12:13
szika napisał/a: | osoba, która kocham i na której mi zalezy tonie... i wiem, że nic nie mogę... że absolutnie nie mam na to żadnego wpływu... |
i wszystko jasne..
szika - Pią 21 Lut, 2014 07:20
Obudziłam się dziś tuz przed piątą... i... przyszła pewna kojąca myśl...
że tak jak się dzieje, te cierpienia, których doświadczam, uczucia, emocje to jest tak jak ma być... że to co życie mi daje jest zgodne z planem i potrzebne...
Rozum zaciemnia obraz tego gdyż wkłada problemy w klatki norm, przekonań, zbadanych psychologicznie aspektów życia... rozum naciska "rozwiąz problemy, rozwiąż problemy", podsuwa "rozsądne" rozwiązania...
gdy się to nie udaje pojawia się frustracja i poczuciie winy, że jestem gorsza, że brakuje mi siły, że brakuje mi umiejetności, rozsądku... zaczynam się porównywac z innymi, inni sobie fajnie daja radę, a ja? stąd już droga w dół, bo z porównań nigdy nic dobrego nie wychodzi... w dół może nie, ale na pewno oddala mnie to od celu...
kiedyś już o tym pisałam, że mam poczucie jakbym miała do wypełnienia w zyciu jakąś misję... najintensywniej doświadczałam tego poczucia w dzieciństwie... ono pozwalało mi przetrwać w traumatycznych sytuacjach...
tylko czy rzeczywiście było tylko ratowaniem się?
rozum podsuwa mysl "skoro misja to gdzieś na zewnątrz mnie" czyli w swiecie, poza mna...
a przeciez ta misja może dotyczyć mnie samej...
jesli spojrzeć na to z perspektywy, że każdy ma w swoim życiu, tym własnie wcieleniu, cos do przepracowania, to od razu staje się oczywiste, że ja w tym moim życiu mam do przepracowania coś co jest związane z odrzuceniem, brakiem miłości, szacunku innych...
wczoraj wieczorem, na spacerze poczułam coś dziwnego... poczułam potrzebę nie usunięcia się na bok, nie ucieczki, nie wyeliminowania mojego złego samopoczucia... coś innego... potrzebę uniesienia sie ponad to...
ponad to... jakbym miała wziąc niewidzialne skrzydła i wznieść się w górę... z góry...
dlaczego tak kocham góry? dlaczego mnie tak w nie ciagnie?
a może dlatego, że z góry inaczej wygląda świat, ja inaczej wyglądam sama dla siebie...
z góry wszystko jest mneijsze ale i lepiej widać, więcej wzrok ogarnia...
tak coś czuję, że tu gdzies jest cs dla mnei waznego...
szika - Pią 21 Lut, 2014 07:34
taki moment - teraz w wyobraxni - jestem na szczycie... np na Wołowcu...
moje zycie zostaje w dole, gdzies daleko, moja praca, dom, pieniadze, problemy, zmartwienia...
z góry, w tym miejscy wydaja się byc takie... małe...
a wokół co widzę... że jest jeszcze oprócz tego wszystkiego co uważam (przekonanie) za wazne tyyyyyle innych pieknych wspaniałych rzeczy... ziemia, niebo, trawa, drzewa... przyroda... tu na szczycie nie ma miejsca na zmartwienia, kłopoty... tu jest spokój i UNIESIENIE... uniesienie, a wręcz ekstaza... radość, szczęście... zachwyt...
tak jest na szczycie fizycznym, namacalnym... a jesli unieśc się wyżej na poziomie mentalnym odczucia są podobne...
tak to mnie natchło może filozoficznie, a może juz mi całkiem siada coś na głowę...
natchnęła mnie wczorajsza rozmowa z Milą...
szika - Pią 21 Lut, 2014 07:44
zycie jest efektem naszych wyborów... jesli przyjąć to za prawdę i fakt to jasne staje się, że taki czy inny partner, powroty (pomimo "rozsądnych"podpowiedzi rozumu) do niego, zarobki, praca, to wszystko mam bo to ja tak wybrałam...
tu jakby od razu widze moja odpowiedzialnośc za moje życie... jesli tak wybrałam to tak sie dzieje i to jest OK... problem polega na tym, że tego nie widzę, nie rozumiem i dlatego nie chce tego przyjąć... bo czyż nie jest tak, że gdy mamy coś do wykonania, jakąś pracę, wiemy, że będzie cięzko ale osiagniemy cel to łatwiej jest znosić trudny, lub wręcz traktowac je jako normalny składnik osiagania celu?
na przykład gdy wiem, że gdy podejmuję abstynencję to moga pojawic się głody alkoholowe, gdy mam pełna tego świadomość... lub inaczej gdy wiem, że gdy będe cały dzień jeździć na nartach to potem będa mnie bolały mięśnie to czyż nie przyjmuję tego za cos najnormalniejszego na świecie i oczywistego? jasne, że tak...
szika - Pią 21 Lut, 2014 07:59
jesli przyjąc, że moje zycie odbywa sie według planu, planu doskonałego... to pojawia sie refleksja co do planów na poziomie świadomym...skąd bierze się frustracja... to wydaje się jasne...
planuję szczęsliwe zycie, planuję dobrobyt a przynajmniej bezpieczeństwo finansowe, rózne rzeczy planuje a tu... mija czas i plany się nie dają zrezalizować... frustracja...
jesli realizuje się inny, większy plan od etgo mojego doczesnego i ten wyższy plan zakłada inaczej to normalne, że pojawi się poczucie niemocy, niedoskonałości itd... więc cos nie gra, cos jest nie tak...
gdy przyjmę, że tak jak jest tak jest dobrze, choć nie widzę na poziomie rozumu pozytywnych efektów, to automatycznie pojawia się ulga...
Klara - Pią 21 Lut, 2014 08:14
szika napisał/a: | gdy przyjmę, że tak jak jest tak jest dobrze, choć nie widzę na poziomie rozumu pozytywnych efektów, to automatycznie pojawia się ulga. |
Powiadasz, że dobrze jest gdy nie wiedzieć czemu lgniesz do faceta, który Cię lekceważy i poniża?
Ładnie to sobie tłumaczysz, ale to jest po prostu RACONALIZACJA
szika - Pią 21 Lut, 2014 09:37
Klaro Kochana kiedy własnie te moje refleksje poranne nie bardzo były związane z partnerem... i tu rzeczywiście, ponieważ to dział współuzależnienia, czyli przeznaczony dla osób mających sobie lepiej radzić w relacjach z partnerem, to te moje myśli mogą nie pasować.. może powinnam się gdzieś z tym przenieść? Ty tu rządzisz
rozumiem, że wnioski jakie się mogą nasuwać po przeczytaniu mogą kierować rozumienie w stronę związku... ale nie o związek mi chodziło...
zachowania partnera to jeden z wielu "problemów"...
wczoraj była mowa o pracy, o poczuciu bezpieczeństwa, o widzeniu w przyszłości gwarancji... fakt - rozmowa była w dziale DDA u MILA50...
ja o sobie piszę tutaj, bo się tu zadomowiłam...
o tę gwarancję mi chodziło... o potrzebę poczucia, że mamy kontrolę nad życiem, że jeśli zrobię to i to, to wtedy stanie się tamto... ja to tak zrozumiałam..
tymczasem łatwiej jest - tak mi sie wydaje - gdy bierzemy odpowiedzialność za nasze działania, za to co robimy, jakie decyzje podejmujemy, a godzimy się z tym, że nie mamy wpływu na efekt tych działań...
mogę się bardzo starać, w pracy na przykład, wykonywać swoją pracę z pasją i przyjemnością... ale efekty i tak nie zależą ode mnie tak na prawdę...
nie chodzi mi o to żeby lekceważyć pracę, bo i tak to nic nie da, kasy nie będzie... co to to nie!
bardziej o akceptację i poczucie, że swoją prace wykonuje najlepiej jak potrafię... i tym sie cieszyć, to uznać za cel sam w sobie... doceniac to co mi ta praca daje zamiast skupiać się na niespełnionych oczekiwaniach...
to samo dotyczy innych sfer życia.. zdrowia, związku, relacji z innymi ludźmi w ogóle itp...
wiem, że może to z boku dziwnie wyglądać... nie umiem lepiej tego przekazać...
Klara - Pią 21 Lut, 2014 09:41
Jasne
Zrozumiałam
Czytałam Waszą wczorajszą rozmowę i teraz już wiem, że chodzi Ci o tak zwany całokształt, chociaż w pierwszym odruchu potraktowałam to zbyt wąsko
Jo-asia - Pią 21 Lut, 2014 09:54
szika napisał/a: | wiem, że może to z boku dziwnie wyglądać... nie umiem lepiej tego przekazać... |
nie wygląda dziwnie, dla mnie
a ja nazwałabym to... dystansem
działanie ma swój sens.. a ja nie wiem jaki on jest
poznaję go, po czasie... jeśli jestem otwarta
szika - Pią 21 Lut, 2014 11:52
Jo-asia napisał/a: | ja nazwałabym to... dystansem |
to taki zadziwiający dystans... bo z jednej strony (unosząc się ponad) jakby sie oddalam od ... no własnie nie wiem dokładnie czego, życia doczesnego materialnego?
a z drugiej CZUJĘ że się zbliżam do czegoś waznego... chyba do siebie samej...
pisze "chyba" bo nie wiem dokładnie
Jo-asia - Pią 21 Lut, 2014 12:51
szika napisał/a: | a z drugiej CZUJĘ że się zbliżam do czegoś waznego... chyba do siebie samej... |
to Twoje.. CZUJĘ.. bardzo mnie cieszy
ten "dystans" to nazwa psychologiczna
po "mojemu".. duchowość
szika - Pią 21 Lut, 2014 13:01
ja to na te duchowośc to mam jakieś "ale" słowo mi nie podoba się nie wiem czemu...
z jakiegos powodu wzbraniam się przed tymi wszystkimi duchami... to chyba strach...
kiedyś miałam szczególne "badanie" na bycie medium... wyszedł mi bardzo wysoki wynik... nie powiem.. zamiast się cieszyć wystraszyłam się swoich własnych mozliwości..
np umiem znaleźć cieki wodne, miejsca w pomieszczeniu gdzie są niekorzystne sploty energetyczne... umiem... a boje się tego... aż mi ciarki na myśl po plecach łażą ...
Jo-asia - Pią 21 Lut, 2014 13:22
szika napisał/a: |
ja to na te duchowośc to mam jakieś "ale" słowo mi nie podoba się nie wiem czemu... |
nie ważne jak to nazwiesz.. i tak przed tym nie uciekniesz
szika napisał/a: | umiem znaleźć cieki wodne, miejsca w pomieszczeniu gdzie są niekorzystne sploty energetyczne... umiem.. |
jak widać... i tyle
a pterodaktylowe czary i tak się na nic zdają
szika - Pią 21 Lut, 2014 13:26
mam dokładnie takie same reakcje Pteruniu
a kysz, a co tam, a nie chcę, a boje się...
jak mówię o tym to sama o sobie myslę, że dziwadło jakies jestem...
cieki wodne znajduję bez wahadełka ani żadnych przyrządów, "gołymi rekami", potrafie tez rękami uleczyć ból u kogoś, ale wykańcza mnie to bardzo...
ten co mnie wiele lat temu "badał" powiedział, że mam wieksze zdolności od niego, a był uznanym różdżkarzem...
no co... no nie śmiejcie się... może ja "za duzo" czuję... no sama nie wiem... boje sie tego...
Jo-asia - Pią 21 Lut, 2014 13:29
szika napisał/a: | może ja "za duzo" czuję... |
tyle ile masz czuć.. czujesz a możesz tylko więcej
jest tak jak ma być... gdzieś to ostatnio czytałam
szika - Pią 21 Lut, 2014 13:44
"za duzo" w sensie, że np cos nie mojego... a nie umiem sie obronić, odgrodzić...
śliski temat... zaraz popadne jeszcze w spekulacje jakies...
dobra, kurde Wiedźma się dowie, że robie Jej konkurencję to dorobię sie banicji jeszcze hehe
olga - Pią 21 Lut, 2014 14:12
czy duchowosc ma cos wspolnego z duchami? .............osoba uduchowiona to osoba wywolujaca duchy?
Jo-asia - Pią 21 Lut, 2014 14:37
olga napisał/a: | czy duchowosc ma cos wspolnego z duchami? .............osoba uduchowiona to osoba wywolujaca duchy? |
według mnie..
czuje, wie, widzi więcej, szerzej...inaczej
trudno znaleźć słowa, określenia.. "tego"
a czy widzi duchy?
to zależy... w którą stronę spojrzy
MILA50 - Pią 21 Lut, 2014 14:46
szika napisał/a: | tymczasem łatwiej jest - tak mi sie wydaje - gdy bierzemy odpowiedzialność za nasze działania, za to co robimy, jakie decyzje podejmujemy, a godzimy się z tym, że nie mamy wpływu na efekt tych działań... |
wybór podejmuję aby coś zmienić,mam jednak w związku z tym wiarę,że może to przynieść ,
spełnić oczekiwane moje nadzieje-odpowiedzialność to przyjęcie takiego efektu,jakiego nie brałam pod uwagę a się zadziało-tak mam teraz i znowu po przemyśleniach dokonam kolejnego wyboru....dla mnie to jest kierowanie(kontrola/)swojego życia i wpływanie na nie
szika - Pią 21 Lut, 2014 16:41
MILA50 napisał/a: | wybór podejmuję aby coś zmienić |
zatrzymałabym sie przy tym na chwilę... przy tej zmianie...
gdy jestem w ruchu, idę do przodu drogą i napotykam rozwidlenie, gdy nie mam mapy dokonuję wyboru polegając na intuicji...
fajnie jest jak mam mapę... trudniej bez... mapa? czyli przewidywanie...
z wyborami łączy się niezmiennie zatem ryzyko...
spotkałam sie kiedyś z twierdzeniem (chyba u Pawlikowskiej), że smutek bierze się z bierności...
wniosek: radość bierze się z ruchu, działania... ryzyka...
Mała - Pią 21 Lut, 2014 16:49
szika napisał/a: | jak mówię o tym to sama o sobie myslę, że dziwadło jakies jestem... |
Szika -1. nie jesteś dziwadłem. Tylko masz wyjątkowe zdolności.
2. Myślę że brak Ci "samoakceptacji" (ojej, ale trudne słowo )
Kiedyś też się siebie bałam. Ale w logiczny sposób spróbowałam sobie wytłumaczyć moje zdolności i dopiero wtedy zaakceptowałam siebie całkowicie
Pomyśl, jak niewielką część mózgu używamy. Jak mało o nim wiemy...Dlaczego jedni ludzie są geniuszami matematycznymi, a inni - jak ja - mają np. kompletnie nierozwinięty zmysł orientacji w terenie??? Za to wszystko odpowiada nasz mózg.
Kiedy to zrozumiałam i zaakceptowałam - zaakceptowałam też siebie. I zaczęłam się z siebie śmiać - no bo przecież - wyglądam jak inni ludzie - nie mam trzech rąk, ani zielonej skóry...Jestem taka sama jak inni - a jednocześnie - bardziej wrażliwa...wyczulona np.na emocje innych. A to nie jest złe - to jest piękne
szika - Pią 21 Lut, 2014 21:52
ta duchowośc to (poczytałam se troche) to nawet by mi sie przydała
ponoć ludzie jak maja tę duchowośc całą to nawet jak sa biedni to potrafią być szczesliwi
to jest argument za
szika - Wto 25 Lut, 2014 11:54
jak ja się czuję... hmm... co mnie gryzie, co nęka, co męczy, co cieszy...
narty...
gdy się poznaliśmy zachęcił mnie do jazdy na nartach.. nigdy wcześniej nie jeździłam, nie umiałam, nie złożyło się...
aby pojechać na stok żeby być razem z nim, żeby bawić się RAZEM stanęłam dosłownie na rzęsach, plan był misterny i szatański... postawiłam wszystko na jedną kartę... kupiłam ciuchy, buty, gogle itd, załatwiłam pobyt w górach na trzy tygodnie, pojechałam kilkaset kilometrów, załatwiłam pokój jednoosobowy, niekrępujący, wszystko po to aby być z nim.. i... aby RAZEM bawić się... byłam zakochana na zabój...
cudowne chwile... śnieg, zabawa, śmiech, SZCZĘŚCIE... nigdy wcześniej nie przeżyłam czegoś takiego... nauka szła mi dość opornie, z moim lekiem wysokości i przestrzeni to było przełamywanie silnego lęku... ale był ON... ciepły, kochany, dobry, cierpliwy... pokazywał mi coś nowego, innego, czego wcześniej nie znałam...
od tamtej pory narty były czymś takim bardzo NASZYM... intymnym... ja to tak odbierałam, czułam... nasz skarb, nasze szczęście, nasza przyjemność, dla dwojga...
jedyne porównanie jakie mi przychodzi do głowy to seks...
coś co kiedyś było takie tylko nasze, intymne, wspólne, jednoczyło..
w pewnym momencie jedna strona odchodzi w swoją stronę...
i już nigdy nie będzie tak samo... czuję się jak ta druga w trójkącie... ma żonę, a ja jestem tylko kochanką...
tak, dokładnie tak się czuję...
szika - Wto 25 Lut, 2014 12:57
rozmowa w samochodzie, wracamy z Czech... teraz w niedzielę, w moje urodziny..
wyrwało mi się spontanicznie:
"uwielbiam z tobą jeździć na nartach"...
odpowiedź: "masz powiedzieć uwielbiam jeździć na nartach a lubię jeździć z tobą"
ja na to "lubię jeździć na nartach a uwielbiam z tobą"...
bo tak to dla mnie jest...
para... związek.. ktoś mówił, że związek sam w sobie jest podmiotem... że o związek trzeba dbać tak jak o siebie samego... wsłuchiwać się, dostrzegać potrzeby związku, wiedzieć jak żyje, w jakiej jest kondycji... jak ewoluuje...
przyznaję - dla mnie to czarna magia... ja jestem wydaje mi sie normalną kobietą, normalną w sensie dbania o całość, o potrzeby każdego z osobna i wszystkich razem wziętych...
w związku, znów podkreślam- wydaje mi się - z jakiejś części swojej własnej wolności rezygnujemy bo.. jest jeszcze ktoś przecież...
chyba zaczynam jarzyć ale na razie tak mętnie jeszcze... to porównanie z kochanką mocno do mnie przemówiło... samo wyszło w trakcie pisania a chyba oddaje moja sytuację..
wydawałoby się, że po weekendzie w górach na nartach, cudowna pogoda, wspaniale powinnam być w euforii.. a mnie sie pojawiają myśli, że chyba wreszcie czas poszukać wolnego partnera zamiast zadowalać się jak pies tym co spadnie ze stołu...
wolno to u mnie idzie kurcze... oj opornie...
MILA50 - Wto 25 Lut, 2014 14:02
szika napisał/a: | od tamtej pory narty były czymś takim bardzo NASZYM.. |
zdarzenia,sytuacje itp. po prostu są,się dzieją
one same w sobie nic nam nie robią-my nadajemy im "kolor",znaczenie
+ albo - lub obojętność
obojętność jest najbliżej rzeczywistości...wyjazd na narty to wyjazd na narty a nie ....porzucenie Ciebie
zmień znaczenie "wyjazdu na narty"a nie będziesz cierpiała
MILA50 - Wto 25 Lut, 2014 14:07
szika napisał/a: | wreszcie czas poszukać wolnego partnera zamiast zadowalać się jak pies tym co spadnie ze stołu... |
a wtedy cała uwaga skupi się na mnie
tylko ....czy to wystarczy? a może zacznę wtedy sprawdzać czy aby uwaga jest wystarczającą(dla mnie)
właśnie wczoraj czytałam o wpływie nieobecności ojca w dzieciństwie na zachowania dorosłej kobiety....wciąż mało i mało...ech
szika - Wto 25 Lut, 2014 14:22
kolor... bardzo ładnie napisane...
nie to żebym była przekorna, napiszę jak mam...
jeśli mam zmienić kolor, nadać inne znaczenie, to zostaje krok do ...
aż obawiam się napisać to głośno...
krok do: "seks z inną/innym to seks z inną/innym a nie porzucenie"
równie dobrze każdą sytuację można tak ująć, tak na nią popatrzeć...
i tu się kłaniają zasady i priorytety... coś ważniejsze, coś mniej ważne, a coś super ważne...
jeśli zabrać barwę wszystkim sytuacjom to co zostanie? szarość, nicość, po co partner wtedy.. po co...
a poza tym dlaczego to ja się mam ZNOWU dostosowywać? dlaczego to ja mam zmieniać znaczenie, umniejszać moim uczuciom, moim pragnieniom, marzeniom, przyjemnościom, temu co dla mnie ważne... w jaki sposób mi to pomoże i w czym?
bunt dziecka? może i tak... ale skoro dziecko to popatrzmy jak na dziecko..
dzieci są towarzyskie, lubią inne dzieci wokół siebie... najlepiej się wtedy bawią i rozwijają...
no nic... to takie moje różne farmazony... próbuje sie odnaleźć w tym...
bo nie wiem gdzie się zgubiłam...
MILA50 - Wto 25 Lut, 2014 14:32
szika napisał/a: | równie dobrze każdą sytuację można tak ująć, tak na nią popatrzeć...
i tu się kłaniają zasady i priorytety... coś ważniejsze, coś mniej ważne, a coś super ważne... |
no i pięknie.....partner najważniejszy?ok. to jego pasje również
tę zmianę znaczenia ja stosuję w chwilach nadmiernego cierpienia,bo przeceniam coś,nadaje zbyt wielkie znaczenie...zmniejszam wagę i patrze realniej......
a sprawa zaborczości Ciebie dotyczy...bo mnie a i owszem
szika - Wto 25 Lut, 2014 16:19
może to dobry moment do przepracowania czegoś dla mnie istotnego...
czy to cierpienie? raczej jakiś niezidentyfikowany lęk...
bardzo silny... nad którym nie za bardzo potrafię zapanować i którego nie rozumiem...
ten lęk jest silnie związany z tymi nartami... ale nie wiem w jaki sposób... ani o co chodzi...
jutro sesja - opowiem o tym... zobaczymy...
pietruszka - Wto 25 Lut, 2014 17:02
Zuza, kiedy na jakimś etapie terapii zastanawiałam się, co dla mnie znaczy miłość, jak wygląda zdrowy związek, moja terapeutka podsunęła mi tekst Khalila Gibrana z "Proroka". Dla mnie to wciąż ważny tekst...
Cytat: | Zrodziliście się razem i razem na zawsze pozostaniecie.
Pozostaniecie razem, aż białe skrzydła śmierci rozwieją wasze dni.
Zawsze pozostaniecie razem, nawet w milczącej pamięci Boga.
Lecz zachowajcie wolną przestrzeń w waszej wspólnocie.
I niech niebiańskie wiatry pląsają między wami.
Miłujcie się nawzajem, lecz nie narzucajcie pęt swej miłości.
Niech raczej falujące morze powstanie pomiędzy brzegami waszych dusz.
Napełniajcie nawzajem wasze kielichy, lecz nie pijcie z jednego kielicha.
Dzielcie się chlebem, lecz nie pożywajcie tego samego bochenka.
Śpiewajcie, tańczcie ze sobą i bądźcie weseli, lecz niech każde z was pozostanie samotne.
Tak jak struny lutni pozostają samotne, choć każda drga tą samą melodią.
Obdarzajcie się sercami, lecz nie bądźcie ich strażnikami.
Bo tylko ręka Życia może zawrzeć wasze serca.
Stójcie obok siebie, lecz nie nazbyt blisko jedno drugiego;
Albowiem filary świątyni stoją oddzielnie,
A dąb ani cyprys nie rosną jeden w cieniu drugiego.
|
Jo-asia - Wto 25 Lut, 2014 23:16
szika napisał/a: | para... związek.. ktoś mówił, że związek sam w sobie jest podmiotem... że o związek trzeba dbać tak jak o siebie samego... wsłuchiwać się, dostrzegać potrzeby związku, wiedzieć jak żyje, w jakiej jest kondycji... jak ewoluuje... |
związek tworzą dwie osoby
jest mieszanką.. waszych "zdrowych i niezdrowych" części
nie gniewaj się... póki sami siebie nie odnajdziecie.. związek będzie ranił, raz Ciebie a raz Jego.. albo tylko Ciebie
ja w pewnej chwili, zgłupiałam.. nie potrafiłam odróżnić, moje..twoje..nasze
postawiłam grubą kreskę.. aby znaleźć siebie
a może przy okazji.. nas
fakt, spodobała mi się.. samość i na razie nie mam ochoty z niej rezygnować..
najbardziej jednak cieszę się z tego, że to pomogło mi oddzielić.. to co do tej pory..było zrośnięte.. (została tylko jedna rzecz a i to rozdzielę)..
i wreszcie wiem, gdzie ja jestem kim jestem co, ja czuję
i jeśli, związek się nie uratuje..(jeśli w ogóle jest co ratować).. ja nie zginę i on też
proszę, skup się na sobie, słuchaj siebie.. a zobaczysz, poczujesz... cuda
szika - Śro 26 Lut, 2014 09:57
dziękuję za wpisy... dały mi dużo do myślenia...
jestem po sesji, bardzo owocnej tak uważam, jedna z lepszych sesji, tych - kluczowych bym powiedziała...
dużo tego i trudno to w dwóch słowach...
przede wszystkim, to co chyba dla mnie najważniejsze to to, że uczucia jakie mi się pojawiają są adekwatne do sytuacji...
związek - jeśli dwoje jest na różnym poziomie finansowym - ma dążyć zawsze do słabszego, a nie aby słabszy gonił mocniejszego...
owszem to prawda są to sytuacje które odtwarzają to jak miałam w dzieciństwie... stąd ten silny niezrozumiały lęk... sytuacja jest poprostu taka sama...
matka "zaprasza" dziecko do życia a potem nagle "radź sobie sama"
tak ja jestem teraz zapraszana (wielokrotnie padło, że największym jego marzeniem jest jeździć ze mną na nartach) a potem "licz się z tym że nie bedzie dla ciebie noclegu" czyli "radź sobie sama"
co do uczuć i nadawania kolorów...
wszelkie próby z mojej strony "przekręcenia, przerobienia" moich uczuć na pozytywne w tej sytuacji to współuzależnienie...
mam zaprzestać umniejszać tym uczuciom i pozwolić im zaistnieć...
to, że sa odtworzeniem uczuć z dzieciństwa to potwierdzenie i odpowiedź zarazem "po co?" mi własnie taki a nie inny partner...
terapka mówi, że będę z nim tak długo, tak długo będę "czerpała" z tych sytuacji aż dotrę do samej siebie... do dziecka, ale przede wszystkim do rodzica...
dotarcie do dziecka utrudnia, blokuje poczucie winy jako matki... stąd to co nazywam nieudolnością rodzica...
temat jest o tematyce DDA, mam nadzieje że moderacja nie zgani mnie za to...
Jo-asia - Śro 26 Lut, 2014 10:36
Dzięki, za to, że dzielisz się tym... szczerze
ja znowu coś dostrzegłam w sobie.. pod Twoim wpływem
szika napisał/a: | że będę z nim tak długo, tak długo będę "czerpała" z tych sytuacji aż dotrę do samej siebie... do dziecka, ale przede wszystkim do rodzica... |
mój rodzic, nadal nie wierzy, że może sam siebie utrzymać.. stad potrzeba nadal istnienia w tym związku..a z drugiej strony, moje ogromne parcie na niezależność finansową
i pojawiające się uczucie.. bezradności, gdy próbuję taka być.. mam poczucie, jakbym walczyła z wiatrakami.. jakbym już na starcie miała podcięte skrzydła.. a to, tak myślę.. rodzic, który nie czuje się zaradny, odpowiedzialny, samodzielny i nie potrafi sprostać.. chceniom dziecka
sory, że tak o mnie u Ciebie.. poszło
szika - Śro 26 Lut, 2014 12:42
i ja dziękuję Joasiu za zainteresowanie... i obecność... fajnie jeśli pomaga to w dwie strony, ciesze sie
sesja przyniosła mi ulgę... ulgę, że moje uczucia są na miejscu, adekwatne, wręcz pożądane... dla mnie oczywiście..
związek... hmm... zobaczymy, czas pokaże... w dużej mierze znów poczułam ciężar, przymus określenia się, podjęcia jakichś decyzji, w tę albo wewtę... działania... że tak POWINNAM bo to dorosłe, odpowiedzialne...
terapka radzi aby odpuścić jakiekolwiek decyzje... własnie to ciśnienie na decyzje, moja (nad?)odpowiedzialność przeszkadza tak naprawdę... odwraca uwagę od istotnych przemian, skupiam się nie na tym co trzeba.. bo znów na być albo nie być w związku...
a że jako matka mam cały szereg grzechów na sumieniu, niektóre zapomniałam i wyparłam, to i one tam piszczą w tej mojej skrzyni pełnej troli ...
wybaczyć sobie jako matce, jako rodzicowi... to ma być teraz mój najbliższy cel... wydaje się to logiczne...
MILA50 - Śro 26 Lut, 2014 13:39
Jo-asia napisał/a: | mój rodzic, nadal nie wierzy, że może sam siebie utrzymać |
przyznaję się,że nie znam się na tym, stąd moje pytanie
to rodzic a nie dorosły ma podejmować decyzje życiowe?
ja pozbawiona Waszej wiedzy mam przekonanie,że rodzic jest od uczuć,opieki i poczucia bezpieczeństwa a dorosły to decyzje o kierunku życia -ogólnie
szika - Śro 26 Lut, 2014 14:27
dziecko - uczucia, emocje, to czego chcemy
rodzic - przekonania, to co uważamy, nasze zdanie, ma pocieszać, wspierać dziecko, ma wyznaczać granice... pełni rolę wychowawczą automatycznie według nabytych odruchów... ma dac poczucie bezpieczeństwa i opiekę... tak Mila tu myślisz w tym samym kierunku...
dorosły - rozum, wiedza, analiza danych... ma wspierać rodzica gdy rodzic nie wie jak postąpić z dzieckiem, podpowiada rozwiązania
to takie uproszczenie żeby łatwiej było poruszać się pośród pojęć.. aby mówić/pisać o tym samym...
u mnie to mój rodzic wewnętrzny ma poczucie winy i nawet to, że rozum mówi, że nie umiałam inaczej, że wtedy i wtedy postępowałam tak jak potrafiłam najlepiej to dopóki nie wybaczę sobie jako matce, to poczucie winy będzie podkopywało funkcje rodzica...
jest to głęboko zakorzenione przekonanie, że nie jestem dobrym rodzicem...
również przekonanie, że nie potrafię byc samodzielna to również jest to, co uważa rodzic...
jakoś tak... trochę na czuja piszę..
MILA50 - Czw 27 Lut, 2014 14:12
szika napisał/a: | również przekonanie, że nie potrafię byc samodzielna to również jest to, co uważa rodzic... |
może Dorosły ma inne zdanie i jego warto posłuchać?
to coś jak -intuicja podpowiada(rodzic)a na rozum inaczej?(dorosły)
szika - Czw 27 Lut, 2014 15:02
akurat w kwestii samodzielności, lub bardziej ściśle jej braku to ja niewiele moge powiedziec..
ja od zawsze jestem samodzielna i na nikogo nigdy nie liczyłam bo zwyczajnie nikt taki się w moim zyciu nie pojawił...
ja nawet nie za bardzo potrafię wziąć na przykład pomoc finansową... zreszta oprócz zasiłków z opieki gdy dzieci były maleńkie i chorowały - nigdy takowej nie otrzymałam...
w małżeństwie to ja trzymałam kasę i ja decydowałam na co zostanie wydana, jakie są priorytety, a co może poczekać, lub z czego wszyscy musimy zrezygnować...
z obecnym partnerem nie łączą mnie żadne finanse... oprócz prezentów, upominków, poczęstunków...
co do intuicji... moje doświadczenia sa takie, że moja intuicja bardzo rzadko się myliła... nie chce zanudzać faktami, ale wiele razy było tak, że rozum mówił jedno, a intuicja drugie... i mawiałam - czego bardzo nie lubiłam - "a nie mówiłam?"
z tą intuicją to miałam tak - teraz w tym związku - że brałam na siebie nadmierną odpowiedzialność łącznie z kluczowym "pewnie to moje uprzedzenia, pewnie to moje fisie, na pewno się mylę, bo miałam trudne dzieciństwo"...
zaprowadziło mnie gdzie? mam 43 lata i jestem tak naprawdę bardzo samotna, związek tak niby jest a właściwie go nie ma, a na pewno nie daje mi żadnego poczucia bezpieczeństwa... nawet jesli nie finansowego... to tego o którym Ty Mila pisałaś... bezpieczeństwa, że będe szanowana, akceptowana i że partner będzie się ze mną liczył... i przy kluczowych decyzjach życiowych będzie brał mnie pod uwagę... niestety jest inaczej... ja i my jako związek, jestem na szarym końcu w hierarchii i wśród priorytetów...
dorosły wie... dorosły ma wiedzę.. co z tego jesli i tak robię inaczej niż rozum podpowiada? czyli coś jest nie tak... któras częśc mnie jest odrzucona i nie ma pełnej spójności, jedności we mnie...
MILA50 - Czw 27 Lut, 2014 17:40
szika napisał/a: | jestem tak naprawdę bardzo samotna |
my dwie ..to już tłok
taki mały cytacik "nic się nie martw,ropucho...całe błoto nasze" z A.Bojarskiej
czyli...zawsze czymś się można zadowolić...wiosna idzie,konie z królewiczami ruszą
Klara - Czw 27 Lut, 2014 19:49
MILA50 napisał/a: | konie z królewiczami ruszą |
MILA50 - Czw 27 Lut, 2014 21:40
szika napisał/a: | no tak się usmiałam ... |
to też jest nam potrzebne
rufio - Czw 27 Lut, 2014 21:46
A ten to burgrabia
Wielka jego magia
Złotousty
Na koncie pusty
Uśmiech śnieżnobiały
Słodki cały
Kobiet marzenie
Na koniec niedowierzanie
Miał być raj
A nie żadne " baj ".
szika - Pią 09 Maj, 2014 11:55
słuchałam ostatnio o pewnym eksperymencie...
do wiadra z wodą wrzucono dwa szczury.. szczury nie mogły wyjść z tego wiadra bo ścianki naczynia były śliskie... pływały, pływały... jednemu szczurowi podstawiono deseczkę aby mógł wyjść na chwilę... po czym z powrotem wepchnięto go do wody i zabrano deseczkę...
okazało się, że szczur, który deseczki nie dostał popływał jeszcze trochę i zdechł... ten któremu podstawiono deseczke pływał jeszcze bardzo długo....
mnie była podstawiona taka deseczka już wiele razy... w styczniu dostałam dużą dechę i pławiłam się w wolności poza wiadrem... potem z tygodnia na tydzień zabierano mi deskę... aż w końcu pozbawiono całkowicie...
a ja pływałam i pływałam...
powoli, stopniowo, po troszkę zbliżałam sie do dna... aż wczoraj na tym dnie znów byłam...
jestem na dnie...
znów na horyzoncie pojawia się niby deseczka...
MILA50 - Pią 09 Maj, 2014 12:47
witaj siostro ....miło widzieć-czytać
ja pozostałam na wolności poza wiadrem i mam się całkiem nieźle
a i królewicz(bez konia białego) siem pojawił....................zostaw to wiadro,żyj na wolności
Duszek - Pią 09 Maj, 2014 13:39
szika napisał/a: | znów na horyzoncie pojawia się niby deseczka |
...a więc tym razem złap ją i nie pozwól sobie odebrać.
szika - Pią 09 Maj, 2014 13:43
witaj Mila ... również miło widzieć
w pamiętnikach coś nie idzie mi w ogóle pisanie... jestem prawie bezczynna na forum od miesięcy...
tak gwoli refleksji jeszcze... przeczytałam gdzieś cytat ze "Skazani na Shawshank" - jakos tak przemówił do mnie:
"Nadzieja jest niebezpieczna, bo może doprowadzić do obłędu"
Jo-asia - Pią 09 Maj, 2014 13:46
Chciałabym Ci przybliżyć te deskę..przytrzymać...wciągnąć na górę...
dziś, nie mam siły, więc tylko ..
szika - Pią 09 Maj, 2014 13:47
Duszek, cześć Duszku ...
troszke trudno mi jest się uśmiechać... nie gniewajcie się...
szika - Pią 09 Maj, 2014 13:58
Jo-asia, dziękuję... ale chyba ja muszę sama?
pannaJot - Pią 09 Maj, 2014 13:58
Dostałaś zatem szansę, jakaś siła podsunęła ci deseczkę, żebyś mogła z niej skorzystać. Teraz stań w prawdzie i sama sobie powiedz czy koniecznie chcesz wleźć z powrotem do tego wiadra... To trudne ale wykonalne. Nad Toba nie ma przeprowadzających eksperyment więc jedyna siłą jaka może wepchać cię znowu do wody jesteś TY sama. Trzymam kciuki za pomyślne decyzje...
szika - Pią 09 Maj, 2014 14:10
Asiu ta deseczka to... to własnie taka deseczka, która NA PEWNO wepchnie mnie znów do wiadra... kwestia czasu... to kolejna iluzja...
jest pewna zmiana... wcześniej mnie te deski cieszyły i napawały optymizmem...
teraz jest inaczej... jestem wściekła... ta deska mnie rozwścieczyła aż do łez...
poleciałam na "awaryjną" sesję "nadzwyczajną", planowo miałam być w przyszłym tygodniu...
pytam "co sie dzieje? nie rozumiem? o co chodzi? dlaczego jestem taka zła?"
a Ona "NO WRESZCIE"...
pannaJot - Pią 09 Maj, 2014 14:13
Uważasz, że deseczka ma taką moc aby Ciebie wepchnąć gdziekolwiek? Zuza...
szika - Pią 09 Maj, 2014 14:27
eksperyment ze szczurami pokazuje dlaczego kobiety współuzaleznione tkwią w swoich toksycznych związkach... własnie dlatego, że "na chwilę" men jest taki super... czuły, kochający... mądry... przystojny... atrakcyjny w te klocki i wogle wogle wogle ochy i achy... jaki cudowny! i ta głupia nadzieja że taki już TERAZ na pewno pozostanie... że teraz już bedzie tylko lepiej...
wczoraj... rozmowa przed jego wyjazdem na sesję - piekło..
rozmowa po - anioł...
tym razem ten anioł mnie poprostu jeszcze bardziej wyprowadził z równowagi... wściekam się bo poprostu nie wierze w ani jedno słowo... a bardzo usilnie chcę siebie samą ugiąć, nagiąć, dostosować, kolejny raz wybaczyc... darować... a bo on taki świezy, a bo on dopiero zaczął terapię... tylko co... z moimi uczuciami? co z moimi emocjami?
nawet moje ciało się buntuje... ono mi daje sygnały a ja je lekceważę... albo mam napady obżarstwa... napycham w siebie wszystko jak leci i tyję jak głupia... albo nie moge nic przełknąć... do tego ostatnio dopadła mnie jakaś wysypka i drapię sie niemiłosiernie do krwi...
pietruszka - Pią 09 Maj, 2014 14:51
Tak sobie Zuza pomyślałam, że weź Ty przestań bawić się w te eksperymenty na własnej duszy i ciele. Czy naprawdę tak źle się czujesz sama ze sobą, że potrzebne Tobie eksperymenty z wiadrami i deseczkami? To jak jakaś forma samozniszczenia
Jo-asia - Pią 09 Maj, 2014 14:51
Powiem tylko tyle....skąd ja to znam
U mnie nadzieja umarła..i coś jeszcze...ale to innym razem
SUPER..że czujesz złość..nie zakop jej!
szika - Pią 09 Maj, 2014 14:54
dzisiaj na sesji zatkało mnie w pewnym momencie...
szlochając i klnąc przez łzy wykrzyczałam "ja sie do tego związku nie nadaje!!!!!"
a terapka podchwyciła...
"no własnie... może wreszcie pora zobaczyć to, że ty sie do tego związku nie nadajesz"
a ja oczy jak 5 złotych co ona gada? jaja sobie ze mnie robi?
za chwile dopiero załapałam...
Tajga - Pią 09 Maj, 2014 15:01
Szika dawno temu pewna wiekowa, doświadczona alkoholiczka
(na tamten czas miała 25 lat trzeźwienia), kobieta która z niejednego pieca chleb jadła
widząc moje ówczesne rozedrganie w związku ( debilizm )powiedziała...
"Masz być zawsze taka sama, czy dostaniesz bukiet kwiatów, czy lizaka.
Czy On jest, czy go nie ma, jesteś taka sama.
NIC nie może wyprowadzić Ciebie z równowagi, bo to TWOJE życie.
I będziesz szczęśliwa, lub nieszczęśliwa na swój rachunek."
Zapamiętałam sobie te słowa i zaczęłam zmieniać SIEBIE, nie inną osobę.
Te "inne" osoby mogą być, a mogą też odejść z życia, ja zostaję, ale
zostaną też moje wspomnienia złych chwil, wspomnienia nurzania się w depresjach
( najczęściej wkręconych sobie do głowy), wspomnienia łez przelanych, bezsenne noce.
Więc czy warta jest skórka za wyprawkę???
Kiedy tylko zbliża się do mnie jakaś mała wkur...przypominam sobie (i do znudzenia
już tu powtarzane) słowa jednej współuzależnionej z innego forum:
"Nie TY będziesz dyktował jaki mam mieć dziś humor".
To jest moje motto życiowe, mój drogowskaz.
U mnie to działa
P.S. Życie jest za krótkie żeby nawet sekundy na *p****.
szika - Pią 09 Maj, 2014 15:12
Jo-asia napisał/a: | SUPER..że czujesz złość..nie zakop jej! |
to samo mówi terapka... aż się sama tej swojej złości trochę boję, przeraża mnie... pietruszka napisał/a: | To jak jakaś forma samozniszczenia |
Pietruniu nie krzycz na mnie... ja sie naprawdę zajmuję sobą... wymyslam sobie, planuję po kolei, zaczęłam porządkowac różne rzeczy, sprawy... zajmuję sie sobą na ile tylko mogę i potrafię...
zresztą... nie mam za bardzo innego wyjścia...
święta samotnie, majówka prawie samotnie, ogólnie bardzo duzo jestem sama... choć teoretycznie jestem w związku... no ale...
planuję różne wyjazdy, wycieczki... mam plany... na razie tylko plany...
acha... kupiłam sobie smartfona na raty, choć zarzekałam się, że nienawidzę dotykowców i nie chcę tego za żadne skarby świata... tymczasem mam fajną zabaweczkę...
i tak jakoś leci czas...
szika - Pią 09 Maj, 2014 15:37
generalnie to ja jestem bardzo silna... potrafie naprawdę duzo znieść, wytrzymać, przełknąć... ale...
mam troche tez innych kłopotów... mama znów jest w szpitalu... tym razem jest gorzej... oprócz lęków takich jak zawsze pojawiły sie nowe objawy... zaczęła miec halucynacje... że ktoś ja dotyka, ktoś stęka... ktos chodzi po mieszkaniu... jest tam już trzy tygodnie i jak na razie przeraźliwie boi sie powrotu do domu... mówi, że będzie mieszkała w piwnicy bo do domu nie wejdzie... poprosiła mnie żebym ją zabrała do mieszkania samochodem bo chciała sobie dobrać ciepłych rzeczy, przestali grzać... no i błagała wręcz żebym stała koło niej... no koszmar... boję się, bo już ją chcą wypisać a ta histeryzuje... oczywiście jakby co to do mnie bedzie wydzwaniać ... tego sie obawiam... nie bardzo czuję się na siłach ją wspierać... sama potrzebuję wsparcia... motam się z tym wszystkim praktycznie samotnie, bo przyjaciółka jest w Niemczech... nawet za bardzo nie mam gdzie, komu się zwyczajnie odgadać...
tak to wszystko mi na tę moją jedną głowę sie sypie... nie to, że się użalam nad sobą, bo jestem bardzo zdeterminowana do tego, żeby sie nie dać... ale... zaczyna mi brakować sił poprostu... czuję się słabieńka i jakas taka mało odporna... tak bardzo potrzebuję się chociaż troszkę "ogrzać" ale gdzie sie nie rozejrzę to ludzie mają swoje problemy,swoje życie... np mój teoretyczny partner... akurat własnie teraz realizuje swoje własne zadania terapeutyczne jak zaspokajanie swoich potrzeb czerpania przyjemności ze swoich pasji... niestety przegrywam z mistrzostwami świata w snookerze i....
no i właśnie jestem tak napakowana emocjami jak balon... samo pisanie tutaj już sprawiło mi ulgę... przynajmniej już mnie tak nie nosi...
szika - Pią 09 Maj, 2014 16:06
co też chyba zaważyło ostatnio...
tak dość niespodziewanie posypała się na moja głowę krytyka...
było tego tak dużo, tak poważne rzeczy, że aż spisałam sobie na kartce żeby sie temu przyjrzeć z dystansu... na spokojnie... niestety... z ani jednym zarzutem się nie zgadzam, myślałam nad tym długo, jakie moje zachowania mogły sprawić taki odbiór mojej osoby ale za chiny ludowe nie znajduję takowych...
jednakże patrząc tak na to zestawienie nie byłam w stanie oprzeć się odczuciu, że niestety ale jestem dla kogoś wręcz potworem... no nie da się z takim kimś, kto jawił mi się z tego opisu - żyć... i to niby mam być ja...
pietruszka - Pią 09 Maj, 2014 16:16
ależ Zuza - jestem daleka od krzyczenia na Ciebie może ciut się martwię, że znów dałaś się skusić do pływania w tym wiadrze...
A co do złości, to całkiem fajne uczucie jest, nawet mnie z nałogu palenia wycviągneło, bo jak się wnerwiłam na siebie
szika - Sob 10 Maj, 2014 11:03
rozmawialiśmy...
ogólnie jest kryzys...
ale jest też decyzja... podtrzymana - póki co ciągniemy to dalej...
nadal jest we mnie dużo złości.. wręcz wściekłości... jakby wylewała sie ze mnie, albo we mnie "za wszystkie czasy" ... tłumiłam tę złość - teraz to wiem... bo nie wypada, bo nie pasuje, bo przez złość nic nie osiagnę... panowałam nad sobą...
moje współuzależnienie... mam jakies takie poczucie, że to moje współuzależnienie, a zwłaszcza aspekt nadkontroli, dotyczy w zasadzie głównie mojej osoby...
samą siebie bardzo silnie kontroluję, o samą siebie się martwię, bardzo dużo nad sobą myślę, bardzo, a może nawet za bardzo, chcę o siebie dbać... stale kontroluję swoje potrzeby, oceniam, które są zaspokojone a które nie, czego chcę, czego pragnę, co jest dla mnie ważne... a mimo to dostosowuję się... dopasowuję...
domagam się zaspokajania moich potrzeb, ale zanim to robię oceniam czy mogę się tego domagać czy nie...
gdy nie dostaję odpuszczam... bo inni tez mają swoje prawa, bo inni tez mają swoje życie itd... na przykład czas... uwaga... zainteresowanie mną... naginam siebie do okoliczności, do potrzeb innych osób...
szczerze?
nie wiem czy mogę się domagać więcej czyjegoś czasu, czyjejś uwagi, czyjegoś zainteresowania....
wydaje mi sie, że to sie powinno odbywac naturalnie, bez jakichs sztywnych ram, planowania z duzym wyprzedzeniem...ot według potrzeb w danej chwili... ale to mi się wydaje a nie wiem jak jest dobrze...
Jo-asia - Sob 10 Maj, 2014 11:59
szika napisał/a: | nie wiem czy mogę się domagać więcej czyjegoś czasu, czyjejś uwagi, czyjegoś zainteresowania.... |
możesz
to jednak nie oznacza.. że to musisz dostać
bo cały w tym ambaras aby dwoje chciało naraz...
szika napisał/a: | wydaje mi sie, że to sie powinno odbywac naturalnie, bez jakichs sztywnych ram, planowania z duzym wyprzedzeniem...ot według potrzeb w danej chwili... ale to mi się wydaje a nie wiem jak jest dobrze... |
tak jest dobrze,, jak sami to stworzycie
Klara - Sob 10 Maj, 2014 13:16
szika napisał/a: | póki co ciągniemy to dalej... |
No i znowu łapiesz tę deseczkę...
olga - Sob 10 Maj, 2014 13:20
szika napisał/a: | ogólnie jest kryzys...
ale jest też decyzja... podtrzymana - póki co ciągniemy to dalej... |
czyli jest decyzja ciagniecia kryzysu dalej?
zołza - Sob 10 Maj, 2014 13:48
szika napisał/a: | samą siebie bardzo silnie kontroluję, o samą siebie się martwię, bardzo dużo nad sobą myślę, bardzo, a może nawet za bardzo, chcę o siebie dbać... stale kontroluję swoje potrzeby, oceniam, które są zaspokojone a które nie, czego chcę, czego pragnę, co jest dla mnie ważne... |
Szika a może czas wyluzować ? Przestać na wszystko patrzyć przez pryzmat uzależnienia , współ czy jeszcze tam innego czegoś.... To zamknięte koło ,które nakręcasz i nakręcasz. Raz wprowadzone w ruch kręci sie coraz mocniej , szybciej ...Nacisnij może na hamulec
szika napisał/a: | a mimo to dostosowuję się... dopasowuję... |
Dostosowujesz siebie ale i też usiłujesz dopasować innych( partnera) do własnych potrzeb i oczekiwań. Nie kazdy potrafiłby im sprostać...( ja zwiałabym gdzie pieprz rośnie)
szika napisał/a: | nie wiem czy mogę się domagać więcej czyjegoś czasu, czyjejś uwagi, czyjegoś zainteresowania.... |
Domagać? Uwagi ? Czasu? A gdzie spontaniczność , uczucie , chęci. Toż to już nie związek ale obowiazek !!!!!!!
Mar123 - Sob 10 Maj, 2014 14:07
Wydaje mi się, że nadal nie akceptujesz siebie taką, jaka jesteś. I za bardzo chcesz wszystko przyspieszyć. Wrzuć na luz, nie goń na siłę za rozwojem, po prostu staraj się normalnie żyć, a zmiany przyjdą, choć dostrzec je można dopiero po pewnym czasie.
Dużo do myślenia dał mi ten artykuł: http://www.pozaschematy.p...za-czym-gonisz/
Maciejka - Nie 11 Maj, 2014 08:04
Szika przepraszam że tu wlazłam ale posłuchaj tego szczegolnie pod koniec audycji;
http://archiwum.radiopodlasie.pl/?p=24434
szika - Nie 11 Maj, 2014 08:41
spróbuje to jakoś opisać żeby było jasniej...
było naprawdę fajnie, , ale... ale pare niby drobnostek zatruło ogół...
przykładowo taka rzecz: mieszkamy osobno, gdy mamy sie spotkac umawiamy się gdzie, kto do kogo przyjdzie...
ja chcę byc uprzedzana gdy ma do mnie przyjść... od lat stawiam te granicę, że zyczę sobie aby przed wybraniem sie do mnie zadzwonił i uprzedził, zapytał czy jestem w domu, czy mam czas, czy może przyjść...
ja ZAWSZE dzwonie i pytam, uprzedzam, sprawdzam czy moje przyjście nie będzie np nie w porę... no bo róznie bywa... przecież...
taka niby *p**** a stanowi problem... bo on ma inne zdanie na ten temat... przychodzi niespodziewanie, poprostu dzwonek do drzwi - jestem...
w wiekszości przypadków nie stanowi to najmniejszego problemu, ale zdarzyło się pare razy, że rzeczywiście jego odwiedziny były mi nie bardzo na rękę... na przykład miałam gości, którym chciałam poświęcic całą moja uwagę...
gdyby te odwiedzanie się było częste, codzienne to tez nie byłoby żadnego problemu... wtedy byłby taki zwyczaj i już... ale gdy nie widzimy sie cały tydzień (spotykamy się średnio raz, dwa razy w tygodniu), a tu nagle nieoczekiwany gość... to już niekomfortowa sytuacja...
łykałam to, milczałam, ale w środku mi sie gotowało już w końcu...
któryms razem wyraźnie poprosiłam aby mnie nie nachodził niespodziewanie... i znów... cóż... wiem, czuję, że będzie wojna bo zwracam mu uwage, ale trudno - trzeba powiedzieć paszczowo, wprost...dobitnie i wyraźnie...
"bardzo proszę abyś uprzedzał mnie gdy przychodzisz... bardzo niekomfortowo czuję się gdy odwiedzasz mnie bez uprzedzenia, chciałabym zawsze wiedzieć, że będe miała gościa"... asertywnie postawiłam granice... i się zaczęła wojna... on uważa, że dla mnie to problem ponieważ traktuję go jak obcego człowieka i wywlekanie przeszłości, że kiedyś itd... a ja chciałam tylko tą jedną rzecz osiagnąć... aby uszanował moją prośbę...
wkurzył się, awantura, wrzask (przez telefon to było) rozłączył sie, obraził...
ja załamana... no cóż... nie lubie tego robić, ale trzeba bedzie egzekwować stanowczo... zapowiem, że jak to sie bedzie powtarzało to poprostu nie wpuszczę... juz sama wizja tego mnie przerażała... wiedziałam, że obrazi się tak, że w ogóle przestanie przychodzić... no ale trudno - mówię do siebie - nie jestem w stanie dłużej tego tolerować, nie chcę... dołączyło sie parę rzeczy z tej awantury i moja rozsypka gotowa...
tym razem wściekłam się... z tej złości az się gotowało we mnie... co rzadko mi się zdarza...
pojechał na swoją terapię, wraca, 12 w nocy on dzwoni... i przeprasza mnie... terapka mu wytłumaczyła i on już wie, że nie miał prawa tak się zachowywać... że mam prawo oczekiwać uprzedzenia, że obiecuje, że już nigdy się to nie powtórzy...
a ja? no myślałam, że mnie rozsadzi dosłownie... tyle nerwów!!!! a tu KTOŚ mu wyjasnia, że ja mam prawo???
tak to mniej więcej leciało...
takie niby drobnostki ale żadnej nie udaje się "załatwić" po dobremu... co z tego, że ja jestem asertywna, jasno i konkretnie sie wyrażam - i tak kazde nawet najmniejsze zwrócenie na coś uwagi powoduje, że on wpada jak w korkociąg... wszystko odbiera jako ataki... najlepiej nic nie mówić bo bedzie kaszana... najcześciej w ogóle odmawia rozmowy... po swojemu zinterpretuje i nic z mojego mówienia...
nie wiem... już widzę, że mam w jego terapce adwokata, ale rany boskie ile to jeszcze potrwa? czasem wydaje mi się, że zwariuje zanim takie proste rzeczy przestaną być w tym związku zapalnikami do wojen...
szika - Nie 11 Maj, 2014 09:01
jeździ na terapię juz te pare miesięcy, co dwa tygodnie... diagnoza, taka zgrubsza juz jest, chyba moge tu napisać...
nadmierna emocjonalność... na wszystko co jest dla niego choc troche niewygodne reaguje silną złością... w złości traci kontakt z rozumem i logicznym myśleniem... po zdarzeniu pamięta emocje a nie fakty...
to jest DDD, przemocowiec... atakuje, poniża, wygaduje bzdury, przywołuje zdarzenia, które w ogóle nie miały miejsca, krytykuje mnie, projektuje na mnie swoje własne niewyróby... ja się do tego nie nadaję, bo przejmuję się tym bardzo... biorę do siebie, zastanawiam się czy przypadkiem nie ma racji w czymś, a gdy stwierdzam, że to nieprawda, ja tak o sobie nie uważam, że nie ma podstaw do zarzucania mi czegoś, to i tak sie tym gryzę... nie wiem czy znalazłaby sie kobieta która zniosłaby to wszystko ze stoickim spokojem...
chciałabym dostać choć trochę jakiegoś szacunku, uznania, że jestem wartościową osobą, że mam jakieś zalety, że nie wspomnę o odrobinie podziwu... to chyba nie jest za dużo?
szika - Nie 11 Maj, 2014 09:06
rozmawiałyśmy z Jo-asią... Asiu dziękuję Ci za wsparcie i za Twój czas..
Asia mówi, że ja może jestem za bardzo asertwna, że może powinnam walnąć agresywnie, porzucać wulgaryzmami... hmmm... to nie jest w ogóle w moim stylu, nawet nie za bardzo potrafię...
ale co dziwne gdy mu o tym powiedziałam to sam powiedział, że może i jest w tym racja? że może tak powinnam?
tylko, że znowu nie byłabym sobą... na siłę mam być agresywna? kiedys tak... jak piłam potrafiłam wyzywać ile wlezie, ale ja już tego nawet za bardzo nie pamietam...
Estera - Nie 11 Maj, 2014 09:15
a Ty masz jakąś misję znoszenia tego o czym piszesz? bo nie rozumiem
poza tym mam trzy refleksje po tym, co przeczytałam:
1. nie chcesz, żeby ktoś Cię zmieniał - chcesz być doceniona, uznana, podziwiana, a jego chcesz cały czas zmieniać. dlaczego nie pozwolisz mu być tym, kim jest? bo wtedy musielibyście się rozstać i tego się boisz? nie oczekuję odpowiedzi, odpowiedz sobie sama. skoro Ty chcesz być szanowana taka, jaka jesteś, to może odwdzięcz się tym samym?
2. szika, nie oceniam i nie wartościuję, ale po prostu nie rozumiem jak o ukochanej osobie można pisać "nieproszony gość". każdy ma inną definicją związku, więc nie mnie tu oceniać cokolwiek - to Twoja sprawa, ale w tym, co piszesz nie widać cienia czegoś, co nazywa się kompromis, a co w moim myśleniu o związku po prostu jest rzeczą naturalną. ale tak jak wspomniałam, każdy ma inaczej.
3. czasem z boku to co piszesz wygląda tak, jakbyś za wszelką cenę była asertywna dla samego bycia asertywną.
to tyle
OSSA - Nie 11 Maj, 2014 09:17
szika napisał/a: | ja się do tego nie nadaję, bo przejmuję się tym bardzo... |
ile sprzeczności jest w twojej wypowiedzi .. z jednej strony dostrzegasz, że ten związek przynosi ci ból , cierpienie, upokorzenie, a przecież nie musicie mieszkać razem ....... z drugiej lecisz w objęcia tego pana jak ćma do światła.
Choć rozum mówi, zostań nie daj się wkręcić, jakaś siła ciągnie ciebie do faceta, który cię krzywdzi , upokarza. Dlaczego ????????????????????????????????????????
szika - Nie 11 Maj, 2014 09:22
zołza napisał/a: | dopasować innych( partnera) do własnych potrzeb i oczekiwań. Nie kazdy potrafiłby im sprostać...( ja zwiałabym gdzie pieprz rośnie) |
Zołza być może... uwierz, że ja sama się wiecznie zastanawiam czy ja mam prawo domagać się czegokolwiek... czy domaganie się aby uprzedzał przed odwiedzinami to czy przypadkiem nie zbyt wygórowane oczekiwanie...
być może Ty byś zwiała gdzie pieprz rosnie gdyby partner wymagał od Ciebie takiego czegoś... nie wiem... ale ja nie chcę tego dłużej znosić... nic na to nie poradzę - tak mi to przeszkadza, że psuje humor na cały wieczór... musze sama sobie wytłumiac emocje żeby się nie dąsać, udaję, że wszystko jest w porządku...
tylko czy na tym ma to polegać? może ktos inny ma inaczej, ja mam tak i nie potarfie tego zmienić w sobie... nie chcę...
zołza napisał/a: | Domagać? Uwagi ? Czasu? A gdzie spontaniczność , uczucie , chęci. Toż to już nie związek ale obowiazek !!!!!!! |
dla mnie rozmowa, spotkanie raz na tydzień, dwa to za mało... jesli już nie ma jak sie spotkac to chociaż chcę telefon, sms... tak poprostu... co u mnie, co u ciebie... co porabiasz... jak leci... zwyczajnie, na luzie... i nie, że to tylko ja dzwonie... mnie dobija to, że czasem przez dwa tygodnie on nie wykona ani jednego telefonu, nie napisze ani jednego smsa... no bo nie i tyle... jak ja dzwonie to jest "własnie miałem do ciebie dzwonić"...
byłabym nie ok gdybym nie napisała, że jednak jakies juz postepy tej jego terapii są... nawet chyba duże... głownie to już sie tak nie obraża na całe tygodnie jak kiedys... terapię traktuje bardzo poważnie i w wielu sprawach zaczyna myslęc inaczej, zaczyna dostrzegać że ma wpływ na to co sie dzieje...
niestety nadal odpowiedzialności szuka na zewnątrz a nie w sobie... taki odruch... zawsze to cos lub ktoś, a najcześciej ja, jest winne temu że on jest zły...
rany boskie jak to wytrzymać?
Estera - Nie 11 Maj, 2014 09:26
szika napisał/a: | rany boskie jak to wytrzymać? |
ponawiam pytanie: to po co wytrzymujesz?
szika napisał/a: | może ktos inny ma inaczej, ja mam tak i nie potarfie tego zmienić w sobie... nie chcę... |
a jak ona czuje tak samo? a Ty na siłę wymagasz od niego, żeby się do Ciebie dostosował?
szika, niekonsekwencja kipi uszami
masz dużo oczekiwań wobec tego związku i partnera, ciągle piszesz co Ty wolisz, co dla Ciebie dobre, a pomyślałaś kiedyś, że on po prostu nigdy nie doskoczy do Twoich oczekiwań?
OSSA - Nie 11 Maj, 2014 09:28
szika napisał/a: | rany boskie jak to wytrzymać? |
A musisz to wytrzymywać ????
co daje ci ten związek ????
czy nie lepiej to zakończyć i zacząć budować coś nowego???
Nie odpowiadaj na forum, odpowiedz sobie , co jest w tym facecie, może uważasz, że nie zasługujesz na prawdziwą miłość, szacunek, troskę, bliskość ,przyjaźń.
szika - Nie 11 Maj, 2014 09:57
Estera, mam wrażenie, że mnie nie zrozumiałaś...
napisałam, że w większości przypadków nie ma problemu z niespodziewanym przyjściem...
ale dam przykład:
sa święta... wielkanoc... pojechał do rodziców w sobotę... wrócił w niedzielę wieczorem.. ani telefonu, krótka wiadomość około 21-ej "Wracam jeszcze dzisiaj"....
no ok... przychodzi poniedziałek nadal nic... pisze sms czy możemy się spotkać... odpowiedź "jutro albo pojutrze bo dziś zajmuje się sprawą która nie może czekać"...
jest piękny dzień, ładna pogoda, poszłam na spacer sama, ludzie chodzą razem, spacerują, a ja patrze i zazdroszczę... no nic nie poradzę na to... chciałabym w taki łądny dzień być w jego towarzystwie... odpisuję z żalem " jest tak ładnie a ja nie mam do kogo ust otworzyć" - odmowa... jest mi przykro... nie widzielismy się ponad tydzień... co jest az tak wazne, że nie mielibyśmy spędzić chociaż jednego światecznego dnia razem?
no nic... dostaje telefon że dzieci przyjechały z wnuczką... lecę w te pędy do domu uradowana...
wchodzę, witam się o jak super, że przyjechali...
nagle dzwonek... on wchodzi jak gdyby nigdy nic...
czy to tak trudno zadzwonić albo odpisac na sms "to dobra, to ide do ciebie" ??? odpowiedziałabym że akurat teraz są dzieci, że za dwie godziny chetnie, niech się zajmuje ta swoją wazną sprawą już teraz, bo ja mam gości... normalna komunikacja mi się wydaje...
sytuacja była bardzo niezręczna... on siedział i się nudził bo nie miałam jak się nim zajmować... syna widze rzadko bo pracuje w Niemczech... takie spotkania to są specjalne okazje... nie wspomnę o wnuczce... zawsze moja wielka radość i centrum zainteresowania...
piszesz "dużo oczekiwań"... że ja jego chce zmieniać... nie rozumiem... czy dobry związek według Ciebie to rezygnacja z własnego terytorium? czy to jest kompromis?
Estera - Nie 11 Maj, 2014 10:03
szika napisał/a: | czy dobry związek według Ciebie to rezygnacja z własnego terytorium? |
nie, ale dobry związek wg mnie to również szanowanie czyjegoś terytorium. szika, to Twoje życie i Twój związek. nie zamierzam Cię oceniać ani tym bardziej radzić. Ty w tym jesteś i najlepiej znasz "wszystkie okoliczności przyrody". wrzuciłam Ci tylko parę kwestii do zastanowienia.
szika - Nie 11 Maj, 2014 10:07
Estera napisał/a: | wrzuciłam Ci tylko parę kwestii do zastanowienia. |
dziękuję Ci że zechciałaś... serio chętnie sie temu przyjrzę...
Estera napisał/a: | dobry związek wg mnie to również szanowanie czyjegoś terytorium |
czy ja dobrze zrozumiałam, że dopominanie się o uwage w ten ładny świąteczny dzień to był brak szacunku dla jego terytorium?
bo jesli tak to może rzeczywiście moje oczekiwanie było zbyt wygórowane?
zołza - Nie 11 Maj, 2014 10:09
szika napisał/a: | " jest tak ładnie a ja nie mam do kogo ust otworzyć"... jest mi przykro... nie widzielismy się ponad tydzień... |
Twój krzyk tęsknoty i samotności ... szika napisał/a: |
nagle dzwonek... on wchodzi jak gdyby nigdy nic... |
Jego odzew ...
Mężczyźni tak mają - nie myślą tylko działają
I znowu zrobił niewybaczalny błąd - zapomniał , o hierarchii wartości. Są ważni i ważniejsi...
szika - Nie 11 Maj, 2014 10:24
zołza, no wiem
dlatego nie czekam aż sam się domysli tylko mówię konkretnie...
moja terapka mówi, że ja za bardzo ulegam... że jestem jak choragiewka, gdy on ma ochote to ja jestem, a gdy ma swoje sprawy to Zuzia na bok... że odpowiadam stale na jego potrzeby i dostosowuję się...
widujemy sie tak mało, że w zasadzie nie zdarza się abym ja nie mogła spotkac się gdy on zaproponuje... czasem kusi mnie aby sie zemścic i odmówić... wymyslić sobie jakies super wazne zajęcie i "zobacz jak to jest"... no ale to byłoby złosliwe... nie w moim stylu...
szika - Nie 11 Maj, 2014 10:24
zołza napisał/a: | I znowu zrobił niewybaczalny błąd - zapomniał , o hierarchii wartości. Są ważni i ważniejsi... |
wyjasnisz? nie bardzo zrozumiałam co masz na myśli...
BARBARA - Nie 11 Maj, 2014 10:26
Szika kim on dla ciebie jest, traktujesz go jak gościa a kochasz jak partnera. Nie chcę cię oceniać , mam bratową która każdą wizytę każe zapowiadać ale żeby partner, jakoś mi to nie pasuje, jak byś chciała się odgryżć za jego milczenie.
zołza napisał/a: | Twój krzyk tęsknoty i samotności ... |
zołza napisał/a: | Jego odzew ... |
Też tak to widzę, przepraszam jeśli cię uraziłam swoimi słowami.
OSSA - Nie 11 Maj, 2014 10:34
szika napisał/a: | ja za bardzo ulegam... że jestem jak choragiewka, gdy on ma ochote to ja jestem, a gdy ma swoje sprawy to Zuzia na bok... że odpowiadam stale na jego potrzeby i dostosowuję się...
widujemy sie tak mało, że w zasadzie nie zdarza się abym ja nie mogła spotkac się gdy on zaproponuje... czasem kusi mnie aby sie zemścic i odmówić... wymyslić sobie jakies super wazne zajęcie i "zobacz jak to jest"... no ale to byłoby złosliwe... nie w moim stylu... |
Wiesz ja mam taką toksyczną relację z przyjaciółką ( czy to właściwe słowo), gdy ona ma ochotę, to byłam na jej zawołanie, ale jak ona ma swoje sprawy ...jej mąż jest przypadkiem trzeźwy .... to Ossa na bok, czasem mam wrażenie , że moje życie krąży wkoło jej alkoholika. Strasznie mnie to wkurza... ale nie umiem powiedzieć, że mi to przeszkadza.
zołza - Nie 11 Maj, 2014 10:43
szika napisał/a: | dlatego nie czekam aż sam się domysli tylko mówię konkretnie... |
A czy mówisz mu też ( tak mniej konkretnie ), że jest dla Ciebie ważny , że tęsknisz jak go długo nie ma , że chciałabyś by Cie przytulił , by Ci napisał "dzień dobry" lub życzył " miłego dnia" ? Napisz czasami zwykłego , nic nie znaczącego , do niczego nie zobowiazujacego eska ... bez planów , ustaleń . Napisz po prostu " brakuje mi Ciebie" . On też ma uczucia i potrzeby. Konkrety nie zawsze są w relacjach kochanków najważniejsze
szika - Nie 11 Maj, 2014 10:46
BARBARA napisał/a: | przepraszam jeśli cię uraziłam swoimi słowami. |
nie uraziłaś
cieszę się z kazdej wypowiedzi dziekuję wszystkim kto czyta i pisze, kazdy post czytam uwaznie i biore pod uwage...
BARBARA napisał/a: | każdą wizytę każe zapowiadać ale żeby partner, jakoś mi to nie pasuje, jak byś chciała się odgryżć za jego milczenie. |
nie każę... proszę...
to moja odpowiedź na tę sytuację... on ma swój świat go którego wpuszcza mnie w bardzo małym stopniu ... kiedys tez tak uwazałam, że to normalne poprostu przyjść i już... dziś mam inaczej...
buduję swój własny świat... mój... taki tylko wyłacznie mój... kiedyś mój świat był cały dostepny dla męzczyzny... nie było to dla mnie dobre... nie umiałam stawiać granic.. w ogóle nie wiedziałam, że takowe mam prawo mieć...
mój dom jest moją własnością... jest moim światem... jest dla mnie przyczółkiem bezpieczeństwa... chcę się w nim czuć swobodnie.. bezpiecznie... pewnie...
odzew na moje potrzeby piszecie... hmmm... to po co była ta odmowa? odmówił... i nagle zmienił zdanie ale mnie juz o tym nie poinformował...
więc gdzie tu jestem ja? mój świat? świat własnych zajęć, świat zajmowania się sobą... własnych spraw...
jesli partner może pod wpływem impulsu wchodzić w ten mój świat to to już nie jest mój świat tylko nasz...
póki co nie mieszkamy razem... oboje stwierdzilismy że nie jestesmy na to gotowi... ani ja ani on...
nie pasowało mi to, nadal nie pasuje... jemu też... ale okoliczności sa takie jakie są...
zatem jesli się nie ma co sie lubi to sie lubi co sie ma... polubiłam moją niezalezność... zaczęłam ja sobie cenić... szczerze? z upływem czasu coraz bardziej...
zołza - Nie 11 Maj, 2014 10:51
szika napisał/a: | wyjasnisz? nie bardzo zrozumiałam co masz na myśli... |
Oczywiście , że tak.
Ja zobaczyłam to tak ...Piszesz ,ze czujesz sie samotna , że przykro Ci jest samej na spacerze , że nie masz do kogo ust otworzyć. Facet według mnie zachowuje sie super. Chcąc Ci sprawić niespodzianke i przyjemność -rzuca wszystko i przyjeżdża do Ciebie. Chce z Toba być ... I co dostaje w zamian ? Szika jest niezadowolona bo juz ma przy sobie ludzi , którzy sa dla niej najważniejsi, juz go nie potrzebuje bo w porównaniu z synem , synowa , wnuczką partner wypada blado a nawet przeszkadza w rodzinnym szczęsciu
szika - Nie 11 Maj, 2014 10:53
zołza napisał/a: | A czy mówisz mu też ( tak mniej konkretnie ), że jest dla Ciebie ważny , że tęsknisz jak go długo nie ma , że chciałabyś by Cie przytulił , by Ci napisał "dzień dobry" lub życzył " miłego dnia" ? Napisz czasami zwykłego , nic nie znaczącego , do niczego nie zobowiazujacego eska ... bez planów , ustaleń . Napisz po prostu " brakuje mi Ciebie" . On też ma uczucia i potrzeby |
mówię i piszę.. jak trafię na "dobry humor" jest odpowiedź i jest ok... ale jak na gorszy nastrój to jestem ze złością odpychana...
wiem, że tak tzreba... sama tego potrzebuję... ale trudno jest mi z takimi rzeczami wychodzić bo wiele razy zostałam odrzucona... nie jest to za czesto to fakt...
BARBARA - Nie 11 Maj, 2014 11:06
szika napisał/a: | mój świat? świat własnych zajęć, świat zajmowania się sobą... własnych spraw... |
A on nie jest częścią tego twojego świata własneg
szika napisał/a: | jesli partner może pod wpływem impulsu wchodzić w ten mój świat to to już nie jest mój świat tylko nasz.. |
Ja myślę że wspólny świat tz. nasz jest częścią tego mojego świata, bo jeśli nie to nie ma nas tylko ja i on, a w życiu jestem nie tylko ja i on ale i my. Nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć.A może ty nie chcesz wspólnego świata tylko sam swój
szika - Nie 11 Maj, 2014 11:09
zołza napisał/a: | Ja zobaczyłam to tak ...Piszesz ,ze czujesz sie samotna , że przykro Ci jest samej na spacerze , że nie masz do kogo ust otworzyć. Facet według mnie zachowuje sie super. Chcąc Ci sprawić niespodzianke i przyjemność -rzuca wszystko i przyjeżdża do Ciebie. Chce z Toba być ... I co dostaje w zamian ? Szika jest niezadowolona bo juz ma przy sobie ludzi , którzy sa dla niej najważniejsi, juz go nie potrzebuje bo w porównaniu z synem , synowa , wnuczką partner wypada blado a nawet przeszkadza w rodzinnym szczęsciu |
przez długi czas było tak, że mocno ograniczałam inne relacje... równiez z synem... były pretensje, że ja poświęcam czas np synowi a nie partnerowi...
doszło do tego, że ja bałam się aby syn nie zadzwonił przypadkiem gdy jestem z W. bo zaraz była złość i foch... on sam za moim synem nie przepadał i mocno go krytykował...
doszło do tego, że własciwie ja porezygnowałam prawie z innych relacji... tych najwazniejszych również... żeby sie nie złościł... na przykład ukrywałam fakt że byłam u wnuczki... gdy byłam proszona o przypilnowanie wnuczki to było na przykład "a nie moze ktoś inny jej popilnowac?" pewnie by mógł ktos.. ale ja chciałam... ale to było "nie tak"... ton głosu, mowa ciała wyrażały dezaprobate... proponowałam "jedźmy razem" też nie...
Zołzuniu wiem co masz na mysli... tyle, że wiele trudu mnie kosztowała zmiana mojego funkcjonowania... teraz staję w obronie mojego prawa do kontaktu z matką, z dziećmi... i powoli się to zmienia...
zołza - Nie 11 Maj, 2014 11:20
szika napisał/a: | przez długi czas było tak, że mocno ograniczałam inne relacje... równiez z synem... były pretensje, że ja poświęcam czas np synowi a nie partnerowi...
doszło do tego, że ja bałam się aby syn nie zadzwonił przypadkiem gdy jestem z W. bo zaraz była złość i foch... on sam za moim synem nie przepadał i mocno go krytykował... |
szika napisał/a: | doszło do tego, że własciwie ja porezygnowałam prawie z innych relacji... tych najwazniejszych również... żeby sie nie złościł... na przykład ukrywałam fakt że byłam u wnuczki... |
Tego nie potrafię zrozumieć....NAPRAWDĘ
szika - Nie 11 Maj, 2014 11:28
BARBARA napisał/a: | Ja myślę że wspólny świat tz. nasz jest częścią tego mojego świata, bo jeśli nie to nie ma nas tylko ja i on, a w życiu jestem nie tylko ja i on ale i my |
Basiu dokładnie tak samo uważam jak Ty...
widzisz Basiu... w jego domu jest tak, że ja jestem gościem.. kiedyś myłam kuchenkę... chciałam mu pomóc w porządkach... robię to nie tak, nie tą scierką, nie tym płynem... już nie pamiętam... "jakie to ma znaczenie, ważne żeby była czysta!" ale ma byc tak jak on chce... odpuściłam... myj sobie sam wobec tego..
w moim domu czuł się jak u siebie... dosłownie... chciał zmieniać różne rzeczy po swojemu, decydować...
wiem, że to trudno pojąć jak się przez cos takiego nie przeszło... pewnie większość ma inaczej... normalnie... no ja nie mam normalnie...
wiem, że to wygląda jakbym broniła się przed usłyszeniem krytyki...
BARBARA - Nie 11 Maj, 2014 11:29
zołza napisał/a: | szika napisał/a: | przez długi czas było tak, że mocno ograniczałam inne relacje... równiez z synem... były pretensje, że ja poświęcam czas np synowi a nie partnerowi...
doszło do tego, że ja bałam się aby syn nie zadzwonił przypadkiem gdy jestem z W. bo zaraz była złość i foch... on sam za moim synem nie przepadał i mocno go krytykował... |
szika napisał/a: | doszło do tego, że własciwie ja porezygnowałam prawie z innych relacji... tych najwazniejszych również... żeby sie nie złościł... na przykład ukrywałam fakt że byłam u wnuczki... |
Tego nie potrafię zrozumieć....NAPRAWDĘ |
Jest takie powiedzenie
"co twoje to moje a co moje to nie rusz"
BARBARA - Nie 11 Maj, 2014 11:34
szika napisał/a: | BARBARA napisał/a: | Ja myślę że wspólny świat tz. nasz jest częścią tego mojego świata, bo jeśli nie to nie ma nas tylko ja i on, a w życiu jestem nie tylko ja i on ale i my |
Basiu dokładnie tak samo uważam jak Ty...
widzisz Basiu... w jego domu jest tak, że ja jestem gościem.. kiedyś myłam kuchenkę... chciałam mu pomóc w porządkach... robię to nie tak, nie tą scierką, nie tym płynem... już nie pamiętam... "jakie to ma znaczenie, ważne żeby była czysta!" ale ma byc tak jak on chce... odpuściłam... myj sobie sam wobec tego..
w moim domu czuł się jak u siebie... dosłownie... chciał zmieniać różne rzeczy po swojemu, decydować...
wiem, że to trudno pojąć jak się przez cos takiego nie przeszło... pewnie większość ma inaczej... normalnie... no ja nie mam normalnie...
wiem, że to wygląda jakbym broniła się przed usłyszeniem krytyki... |
Toćka w toćkę jak moja teściowa, u mnie nawet kolory ścian chciała zmieniać bo ona takich nie lubi
zaczynam cię rozumieć....
szika - Nie 11 Maj, 2014 11:39
zołza napisał/a: | Tego nie potrafię zrozumieć....NAPRAWDĘ |
jestem w trudnym związku z przemocowcem, DDD, z paskudnie pokręconego domu rodzinnego... ma wiele zaburzeń i chce to zmienić... decyzja o terapii była jego decyzją, nie na skutek mojego wymuszenia... sam zaczął dostrzegać że coś z nim nie halo...
podjęłam decyzję, że poczekam...
no co ja będe ściemniać
jak spojrze w te oczyska, jak sie tak wtulę w te ramiona to jestem ciele malowane no i już... pod tą grubą skorupą skonfliktowanego wewnętrznie człowieka jest naprawdę bardzo dobry, kochany facet... nie ma drugiego takiego...
no mam poprostu nadzieję jeszcze, że kiedys więcej tego dobrego wylezie na zewnatrz... do mnie...
o ile nie oszaleję zanim to nastąpi
a że sama jestem głodomorem czułości i miłości to już inna sprawa
zołza - Nie 11 Maj, 2014 11:57
szika napisał/a: | jestem w trudnym związku z przemocowcem, DDD, z paskudnie pokręconego domu rodzinnego... ma wiele zaburzeń i chce to zmienić.. |
Hi hi hi znowu zrozumiałaś mnie na opak.
Nie rozumiem Skarbie Twojego zachowania .. Twojego ukrywania... Twojej manipulacji ... po to tylko by było dobrze. Kłamstwo , nieszczerość ... to zły wybór. Gdzie tu asertywnośc lub zwykłe tupnięcie nogą i przywrocenie faceta do pionu... To Twoja rodzina i Twoje prawa do kontaktow z nimi . On ich nie lubi ..to niech nie lubi ( jego sprawa) . Twój jest ten kawałek podłogi.
No i sedno sprawy
szika napisał/a: | no co ja będe ściemniać
jak spojrze w te oczyska, jak sie tak wtulę w te ramiona to jestem ciele malowane no i już... pod tą grubą skorupą skonfliktowanego wewnętrznie człowieka jest naprawdę bardzo dobry, kochany facet... nie ma drugiego takiego... |
Nie zapominaj o tym w tym naprawianiu Go
Daj mu szanse być tym facetem ... tym facetem ,którego pokochałaś
szika - Nie 11 Maj, 2014 12:10
zołza napisał/a: | Twojego ukrywania... Twojej manipulacji ... po to tylko by było dobrze |
no własnie wiem że to nie działa... ta moja nieszczęsna uległość...
tupnąć...
może rzeczywiście nie ma co asertywnie sie produkować skoro to jak by grochem o ścianę...
ja to bym chciała tak grzecznie, z szacuneczkiem, ze zrozumionkiem, ti ti ti ti
no śmieję się teraz sama do siebie
może tak: walnąć w telefon "zostaw teraz te swoje sprawy bo ja się koniecznie muszę dzisiaj poprzytulać!"
hę?
zołza - Nie 11 Maj, 2014 12:12
szika napisał/a: | może tak: walnąć w telefon "zostaw teraz te swoje sprawy bo ja się koniecznie muszę dzisiaj poprzytulać!"
hę? |
Dokładnie ...tak wlasnie trzeba i to działa
szika - Nie 11 Maj, 2014 12:18
boszszsz święty
mam do tego prawo? kurde może mam
dziękuję Kochani
zołza - Nie 11 Maj, 2014 12:21
szika napisał/a: | mam do tego prawo? kurde może mam |
Masz
Mów i bierz co Twoje Oczywiście sama też oddając co wzięłaś
szika - Nie 11 Maj, 2014 12:58
no zobaczymy... trzeba bedzie sie odwazyć a nie czaić jak czajnik..
tak z innej mańki jeszcze jeden pozytyw z ostatniej jego sesji z terapką... zacznę chyba tę kobietę uwielbiać
wreszcie po latach jest mowa o zasadach i planowaniu jako budowaniu poczucia bezpieczeństwa...
i... mamy to pisać... zapisywać... (bo jemu tak bedzie lepiej ale niech będzie:))
zaczęłam pisać... na kartce... rzeczywiście to lepiej widać jak jest napisane...
na razie w kwestii planowania... potem może inne rzeczy... nie za bardzo jeszcze to ogarniam...
po pierwsze moja paląca potrzeba zaplanowania jak będziemy przeprowadzać "trudne rozmowy" czyli o potrzebach, oczekiwaniach, jak kto ma... wymyśliłam, że raz w tygodniu... po to żeby nie uciekał znów...
bardzo potrzebuję doprowadzać sprawy do końca... do tej pory było tak, że wiele razy wracaliśmy do czegos ale nigdy nie przyniosło to (albo bardzo rzadko) ulgi ... bo nie kończyliśmy... bo nie
trochę to jak zaoczna terapia dla par, ale niech i tak będzie... jego terapka przekonała go, że dopóki my się w tym związku nie poukładamy chociaz z grubsza to nie ma szans aby on sie zabrał za swoje dzieciństwo... i tu się zgadzam z tym... ma słusznośc kobieta... sama to przerabiałam - wiem jak trudno było mi sie zabrać za DDA gdy się z nim handryczyłam... jak po grudzie mi szły bardzo wazne rzeczy...
złości mnie okrutnie świadomość, że jak ja prosiłam o to latami to nie, a teraz ktos tak pyk jemu powiedział i taka zmiana... no ale... powkurzam się i mi przejdzie...
sama jestem ciekawa tego pisania ale właściwie czemu nie? ja tam pisac lubię i mogę...
olga - Nie 11 Maj, 2014 13:04
szika napisał/a: | dla mnie rozmowa, spotkanie raz na tydzień, dwa to za mało... jesli już nie ma jak sie spotkac to chociaż chcę telefon, sms... tak poprostu... co u mnie, co u ciebie... co porabiasz... jak leci... zwyczajnie, na luzie... i nie, że to tylko ja dzwonie... mnie dobija to, że czasem przez dwa tygodnie on nie wykona ani jednego telefonu, nie napisze ani jednego smsa... |
rozmawialas z nim jak on to widzi? czego potrzebuje? czym jest dla niego ta relacja miedzy Wami?
moze jego oczekiwania znacznie odbiegaja od Twoich.............
szika - Nie 11 Maj, 2014 13:12
tak.. jestem świezo po tych rozmowach... fakt - wylało się ze mnie wszyściuśko co mi zalegało... ale zniósł w miarę dzielnie..
tak Olga - to sa juz uzgodnione ustalenia (brzmi okropnie ale no trudno:))
nawet sie ucieszył, że te "trudne rozmowy" będa sie odbywały regularnie i że sie bedzie mógł przygotować... ale wreszcie nie ucieka gdzie pieprz rośnie...
ale co bedzie dalej to nie wiem.. sama sie trochę boję i czaję...
faceci to skomplikowane stworzenia... ja to bym to wszystko w biegu rach ciach i po bólu... no ale chyba nie mam innego wyboru skoro on ma wolniejsze tempo...
zołza - Nie 11 Maj, 2014 13:15
szika napisał/a: | złości mnie okrutnie świadomość, że jak ja prosiłam o to latami to nie, a teraz ktos tak pyk jemu powiedział i taka zmiana... no ale... powkurzam się i mi przejdzie... |
A ja to rozumiem...łatwiej przyjąć krytykę czy naukę od kogoś obcego , kompetentnego w temacie niż od osoby bliskiej , zwiazanej uczuciowo i zaangażowanej... która być może chce coś ugrać
szika napisał/a: | sama jestem ciekawa tego pisania ale właściwie czemu nie? ja tam pisac lubię i mogę... |
A ja chętnie poczytam jeżeli poczujesz potrzebę podzielenia się doznaniami z tym związanymi z nami .
zołza - Nie 11 Maj, 2014 13:19
szika napisał/a: | faceci to skomplikowane stworzenia... j |
Dużo mniej skomplikowani i łatwiejsi w obsłudze niż kobiety. Natomiast są bardzo zamknięci w sobie i nie cierpią mówić o swoich uczuciach. To dla nich oznaka słabości bądź uległości.
szika - Wto 13 Maj, 2014 08:39
własnie przyszłam z sesji i mam straaasznie dużo do napisania... coś zaczynam rozumieć, dziś terapka mi to tłumaczyła...
kwestia odpowiedzialności za swoje słowa i czyny...
z W rozmawialiśmy o majówce, o tym jak to się stało, że nie spędzaliśmy czasu razem... bo snooker...
w piątek dzwoniłam do niego, że chcę być razem, że nie chce tych wolnych dni spędzać sama..
tymczasem on zapamiętał to w taki sposób, że ja nie wyraziłam swojej potrzeby... gdy przyjrzeliśmy się już na spokojnie skąd taka pamięć sytuacji po jego stronie okazało się, że oczekiwał ode mnie jakiejś konkretnej propozycji spędzania czasu razem, a skoro jej nie było to z braku laku wybrał sport w telewizji....
może gdybym to wiedziała na tamten czas to może bym coś zaproponowała - nie wiem... ale nie zostało mi to powiedziane...
wniosek z tej sytuacji jest taki, że znów odpowiedzialnośc za te sytuację została przesunięta na mnie... to ja czegoś nie zrobiłam, nie domysliłam się, nie zadziałałam odpowiednio... nie odczytałam potrzeb...
szika - Wto 13 Maj, 2014 09:43
teraz tak jako notatka dla zapamietania ...
ja bym wolała usłyszeć szczerzą informację, że np "chciałem ci dowalić"... tak powiedziałam terapeutce.. zwłaszcza dotyczy to sytuacji gdy wyjasnienia nie trzymają się kupy... brzmią nieprawdopodobnie jak bujdy na resorach...
na to terapka taki mi wykład strzeliła... aż mnie trochę zatchło szczerze mówiąc bo tego nie ogarniałam...
ludzie, zwłaszcza ci bardzo krytykowani w dzieciństwie, którzy wiecznie słyszeli tylko złe rzeczy na swój temat czasem tak bardzo nie potrafią sobie z tym poradzić, mają już tego tak bardzo dośc, że odcinają sie od swojej "ciemnej strony księzyca" ...
w dorosłym życiu tak bardzo skupiają sie na tym aby wypadać w relacjach TYLKO dobrze, że nie potrafią w sobie dostrzec tego, że maja też paskudne cechy charakteru... że również mogą ranić, krzywdzić....odcinają się od tej swojej częsci...
szika - Wto 13 Maj, 2014 10:02
zapytałam: to co ja mam z tym robić? co ja w takim wypadku?
mam trzymac sie faktów..
a faktem jest, że wybrał sport ponad wspólne spędzenie czasu...
w sytuacji wolnego długiego weekendu jest to o tyle bolesne dla mnie, bo tego czasu na wspólne spedzanie mamy bardzo mało.. własciwie - jak policzyłam - już w tym roku takiej szansy nie będzie... dopiero w Boże Narodzenie bodajże...
zatem jedna z pierwszych rzeczy, którą intuicyjnie już wcześniej sobie zapisałam i poproszę o przygotowanie do "trudnej rozmowy":
ile jeszcze będzie takich mistrzostw sportowych do oglądania, czy często się to będzie powtarzało i że chcę być o tym uprzedzana wcześniej abym nie robiła sobie nadziei ani planów tylko zaplanowała coś dla siebie samej...
kłania się jak widac konieczność planowania i to z jakimś wyprzedzeniem... nie lubię tego, wolę spontanicznie coś wymyślać... no ale chyba nie mam wyjścia... trzeba sie bedzie dostosować...
olga - Wto 13 Maj, 2014 10:04
a moze on woli ogladanie sportu w telewizji od bycia z Toba........o tym nie pomyslalas?
szika - Wto 13 Maj, 2014 10:08
tu kłaniają się róznież moje przekonania...według mnie to powinno być jakoby priorytetem wynikającym samo z siebie, że jak zbliża się wolny długi weekend to oczywiste jest, że jesteśmy we dwoje...a ewentualnie planowaniu i negocjacjom miałoby podlegać jakies odstępstwo od tej zasady, czyli "nie gniewaj się ale tym razem bardzo chcę coś tam zrobić sam/sama bo to dla mnie wazne"...
no ale to moje przekonania, niekoniecznie druga osoba ma miec tak jak ja...
mnie się wydaje że tak jest, bo ja tak mam, stąd moje rozczarowania...
szika - Wto 13 Maj, 2014 10:17
olga napisał/a: | a moze on woli ogladanie sportu w telewizji od bycia z Toba........o tym nie pomyslalas? |
alez oczywiście że pomyślałam!!! pierwsze co to własnie dokładnie to pomyślałam!!!
tyle, że wyjasnienia sa inne, więc czego się trzymać?
mojej oceny i interpretacji czy wyjasnień, które mnie obarczają odpowiedzialnością?
ani tego ani tego tak mi sie wydaje...
fakty... licza się fakty... a na fakty moge zareagowac działaniem... czyli ustaleniem jak to bedzie w przyszłości aby nie było nieprzyjemnego odrzucenia mnie...
tak to widze i to chyba pomoże mi zbudowac jakies poczucie bezpieczeństwa.. plan działania...
olga - Wto 13 Maj, 2014 10:34
Takie zwiazki tez bywaja..................spotykaja sie raz na tydzien czy dwa tygodnie, ida do kina, teatru, restauracji albo w domu kolacje przy swiecach jedza, potem ida do lozka...... jesli obu stronom to pasuje to ok. jest to jakis uklad bo zwiazkiem tego nazwac nie mozna..............ale jesli jedna ze stron chcialaby cos wiecej a druga nie ma na to ochoty to nawet to uklad nie jest
Estera - Wto 13 Maj, 2014 12:07
szika napisał/a: | a faktem jest, że wybrał sport ponad wspólne spędzenie czasu... |
to jest fakt z Twoją interpretacją.
fakt jest taki, że oglądał sport i że nie oglądaliście razem. nic więcej tu faktem nie jest.
szika - Wto 13 Maj, 2014 13:43
Estera napisał/a: | to jest fakt z Twoją interpretacją. |
rozumiem Estera, że według Ciebie jeśli jest rozmowa i facet staje przed wyborem: kobieta, która chce spędzać czas razem a oglądanie sportu w tv, to nie jest to faktem, że tego wyboru dokonał...
czyli według takiej interpretacji faktu, to jeśli zamawiam w restauracji wieprzowinę, bo mam na nią większa ochotę niż na rybę na przykład, to samo już moje podjęcie decyzji nie jest zdarzeniem?
w mojej ocenie to jest wydarzenie, fakt: dokonanie wyboru pomiędzy jednym a drugim czymś... interpretacja to jest już analizowanie dlaczego wieprzowina a nie ryba...
sorry zostanę przy swoim zdaniu...
pietruszka - Wto 13 Maj, 2014 13:56
Myślę, że tu chodzi o z pozoru niewinne słówko "ponad"
szika - Wto 13 Maj, 2014 14:14
pietruszka napisał/a: | niewinne słówko "ponad" |
też mi sie tak wydaje... kwestia jak kto podchodzi do tego...
w zasadzie to ja jestem bardzo wdzięczna za poruszenie tych kwestii, choć to moze dzielenie włosa na czworo... ale może tu jest ów "myk"... jak kto rozumie słowa, pojęcia..
nie wiem czy słusznie to teraz postrzegam ale tak własnie to widzę...
dla mnie wybór to decyzja co lepsze dla mnie w danym momencie, lepsze, wazniejsze... z czym bardziej mi po drodze... a więc? stawiam jedno ponad drugie...
Estera - Wto 13 Maj, 2014 14:17
szika napisał/a: | dla mnie wybór to decyzja co lepsze dla mnie w danym momencie, lepsze, wazniejsze... z czym bardziej mi po drodze... a więc? stawiam jedno ponad drugie... |
szika, ale jak sama słusznie napisałaś: dla Ciebie i Ty stawiasz jedno ponad drugie. to nie znaczy, że inni też tak mają.
Cytat: | sorry zostanę przy swoim zdaniu... |
nie masz za co przepraszać a ja pozostanę przy swoim
szika - Wto 13 Maj, 2014 14:29
przyznaję Ci rację po głębszym przemyśleniu...
faktem jest: wybór został dokonany...
słówko "ponad" może rzeczywiście nieść znamiona interpretacji... w końcu przecież ludzie również dokonują wyborów równorzędnych jak i także szkodliwych dla siebie...
olga - Wto 13 Maj, 2014 14:41
gdybscie spedzali ze soba caly wolny czas od pracy, mieszkali razem to ja rozumiem........kazde z partnerow ma swoje wlasne zainteresowania, czasami jest dobrze pobyc troche samemu...................ale jak Wy sie widujecie od wielkiego swieta...........
dzielisz wlos nie na czworo ale na dziiesiecioro i doszukujesz sie czegos czego nie ma
takie jest moje zdanie
potrzebujesz bliskosci, czulosci a on Ci tego nie daje, kiedys obudzisz sie z reka w nocniku, za przeproszeniem......
a................zebys nie przegapila czegos naprawde wartosciowego albo kogos raczej
szika - Wto 13 Maj, 2014 15:20
olga, wiem, że tak jest... również o tym myślę...
na ten moment ponoszę konsekwencję swojej decyzji, że poczekam...
dlatego też mam w ostatnim czasie potrzebę ustalenia terminów...
poczekam ale do jakiegoś momentu..
zatem jakaś kolejność...
tak, aby móc spojrzeć sobie w oczy, że wykorzystane zostały wszystkie możliwości...
pewne nadzieje płyną z tego pomysłu pisania na kartkach..
nie robiłam tego nigdy, ale już napisanie paru rzeczy odręcznie znacznie uporządkowało we mnie hierarchię spraw palących i ważnych i mniej istotnych...
piszę tu o tym bo tak mi lżej... dostaję zwrotki a to cenna pomoc...
może być tak, że z tego pisania rzeczywiście wynikną jakieś konstruktywne rzeczy...
również rozstanie...
napisałam o "ciemnej stronie księżyca" bo ja tego tak nie widziałam... nie wiedziałam, że w ogóle tak ludzie mogą mieć... dla mnie to odkrycie... i nie tyczy to tylko mojego partnera ale i innych osób, które znam, a które zachowują się podobnie...
ja - krytykowana i sprowadzana do parteru przez całe moje dzieciństwo poszłam w inną stronę... ja czasem wręcz na siłę usiłuję znaleźć w sobie poczucie winy, odpowiedzialność... już wiem, że tak jest bo to daje mi poczucie wpływu na sytuację, że ja mogę coś zrobić ze sobą, zmienić się i będzie dobrze... tylko, że to mnie wpędza w ślepe zaułki i muszę siebie samą stawiać do pionu, że przecież nie jestem jak z gumy aby się do innych naginać wiecznie... a już na pewno nie będę robić rzeczy niezgodnych z moim systemem wartości.. zasadami... na przykład nieuczciwie...
olga - Wto 13 Maj, 2014 15:31
ok. daj sobie tyle czasu ile potrzebujesz
byleby nie bylo to cale Twoje zycie bo po prostu szkoda go na rozbieranie partnera na czesci pierwsze.........................
.........................................nie wolalabys takiego, ktorego nie trzeba rozbierac?.............
szika - Wto 13 Maj, 2014 15:53
wolałabym... pewnie, że wolałabym... wolałabym zajmować się czym innym niż tego typu problemami jak komunikacja...
duże nadzieje wiążę z zagadnieniem, o którym sobie napisałam na kartce:
jakie moje zachowania, słowa ranią mojego partnera...
jak do tej pory mało padło konkretów, a właściwie jeden: że dopytuję o co chodzi...że zadaję pytania...
Jo-asia - Wto 13 Maj, 2014 19:14
szika napisał/a: | wniosek z tej sytuacji jest taki, że znów odpowiedzialnośc za te sytuację została przesunięta na mnie... to ja czegoś nie zrobiłam, nie domysliłam się, nie zadziałałam odpowiednio... nie odczytałam potrzeb... |
a gdzie on, w tym
dla mnie "odpowiedzialność", jeśli już tak to nazywać jest po obu stronach
a powód, błędy w komunikacji
mam pytanie, czy odpowiedzialność=poczucie winy?
szika napisał/a: | dopytuję o co chodzi...że zadaję pytania... |
pytanie, dlaczego? wyprowadzało mnie z równowagi
po za tym, widzę dużo pozytywów, zmienia się Wasza relacja
cieszę się
szika - Wto 13 Maj, 2014 20:42
Jo-asia napisał/a: | a gdzie on, w tym
dla mnie "odpowiedzialność", jeśli już tak to nazywać jest po obu stronach |
dziękuję, że to napisałaś...że w ogóle na to zwróciłaś uwagę...
ja w tej sytuacji - tak na prosty rozum - nie widzę niczego więcej co mogłabym zrobić... dzwonię jako pierwsza, mówię o swojej potrzebie, otrzymuję odpowiedź, że on chce oglądać sport...
sprawa jest prosta, komunikaty proste: ja chcę to, ja chcę to, dwa różne chcenia, które się wykluczają... ja nie chce zmuszać do mojego chcenia... wymuszone-dziękuję nie...
Jo-asia napisał/a: | a powód, błędy w komunikacji |
zgadzam się z Tobą... to nie jest dobra komunikacja jeśli tydzień później dowiaduję się, że nie zaproponowałam nic atrakcyjniejszego, czym przekupiłabym owo chcenie sportu... a poniekąd miałam taką szansę... komunikat tydzień później to już musztarda po obiedzie...
Jo-asia napisał/a: | czy odpowiedzialność=poczucie winy? |
Asia no bez jaj, oczywiście, że nie...
mój problem to poszukiwanie w sobie "jakiegokolwiek" poczucia winy na zasadzie to ja jestem ta niewydarzona, zła, nie taka jak powinnam być, czyli niedomyślna, nie umiem komunikować, nie umiem zadbać o swoje potrzeby, no w ogóle ponoszę fiasko czyli to ze mną cos nietenteges... a że z tym łatwo przychodzi więc klops gotowy... szybciunio...
Jo-asia napisał/a: | pytanie, dlaczego? wyprowadzało mnie z równowagi |
w zasadzie prawie nigdy nie pytam "dlaczego"... czy to ważne dlaczego? ważne o co w ogóle chodzi, co jest grane...
częściej pytam "co miałeś dokładnie na myśli, nie rozumiem, wyjaśnij co to dla ciebie oznacza"
Jo-asia - Śro 14 Maj, 2014 11:45
szika napisał/a: | częściej pytam "co miałeś dokładnie na myśli, nie rozumiem, wyjaśnij co to dla ciebie oznacza" |
pytania mnie irytowały bo nie znałam odpowiedzi lub....bałam się je dać
przestały mnie wykurzać, gdy byłam gotowa na odpowiedź
szika napisał/a: | aby nie było nieprzyjemnego odrzucenia mnie... |
czy jesteś w stanie wszystko przewidzieć?
odwróć kierunek..
zastanawiałaś się skąd uczucie odrzucenia? skąd ono przychodzi?
mam gości, później cos jeszcze dodam
szika - Śro 14 Maj, 2014 12:25
Jo-asia napisał/a: | zastanawiałaś się skąd uczucie odrzucenia? skąd ono przychodzi? |
na przykład...to się zdarza notorycznie, nagminnie...
coś powie tak, że idzie mi w pięty... nie wiem co z tym zrobić... jakby wręczał mi na w ręce parzący, cuchnący śmieć...
jest nieprzyjemnie, śmierdzi...
nie wiem co z tym zrobić...
próbuję przerobić tę sytuacje na jakikolwiek pozytyw... no coś chciał mi przez to zakomunikować, nie chciał źle...
pytam: "co to oznaczało dokładnie, proszę wyjaśnij, nie rozumiem, martwię się tym"
odpowiedź: "nie wiem, nie odpowiem na to pytanie"
i teraz mam dwa wyjścia: albo zostawię i będzie cuchniało wepchnięte pod dywan, niedokończone... albo będę drążyć narażając się na brutalne odepchnięcie...
w jednym i drugim przypadku zostaję z tym sama... porzucona... radź sobie z tym sama... mętlik, chaos... dźwigam to sama... tak - czuję się wtedy porzucona...
MILA50 - Śro 14 Maj, 2014 12:48
tak bardzo chcesz aby było tak jak Ty sobie wymyśliłaś,że trudno abyś nie odczuwała porzuceń ....nie jest tak jak w Twojej głowie sobie poukładałaś...jest tak jak jest....
miałam tak................
dotarło w wielkich bólach do mnie,że nie on jest winien a moje przerabianie go na moją modłę-chcę być tak i tak traktowana,chce tego i tego .....ale tylko i wyłącznie od niego,bo to ten wybrany .....to nie tak się robi-już wiem,trzeba trafić na tego,który takim jest!
wtedy przyszła akceptacja...również wad i mniej "romantycznego-zabójczo!"wyglądu
życzę Pani-siostro dobrych wyborów
Jo-asia - Śro 14 Maj, 2014 13:11
pytam: "co to oznaczało dokładnie, proszę wyjaśnij, nie rozumiem, martwię się tym" odpowiedź: "nie wiem, nie odpowiem na to pytanie
A co jeśli, to prawda? Jeśli nie zna odpowiedzi?
Jakbyś zareagowała..gdybyś była pewna....że Cię kocha, że jesteś dla niego ważna?
szika - Śro 14 Maj, 2014 13:28
MILA50 napisał/a: | trzeba trafić na tego,który takim jest! |
wszędzie słyszę te słowa lub podobne... nie pomagają mi...
"trzeba", "już dawno powinnaś", "mówiłem ci tyle razy", "czekasz na niemożliwe"...
podcina mi to moje i tak poszargane skrzydła...
podjęłam się trudnego zadania to fakt... być może niemożliwego...
ale jednak chcę być konsekwentna... skoro się mówi A to i B aż do Z...
co to za osiągnięcie uciec na samym początku nowej drogi? bo coś się nie udaje, coś nie wychodzi to zwiać ...
owszem - pisze tu o trudnościach, proszę o pomoc, rady, czyjeś spojrzenie, refleksję..
ale przecież nie jest tak, że jest tylko trudno... są także dobre rzeczy... i nie jest ich mało...
co zrobić aby gdy jest gorzej nie czuć się jakbym zapadała się w otchłań, w beznadzieję, smutek i zniechęcenie... to jest trudne zadanie dla mnie...
czy aby na pewno tylko mój związek jest taki wyjątkowo zły? czytam sobie różne artykuły, książki o związkach, rozmawiam tu i ówdzie, również z terapeutką i znajduję potwierdzenie, że wcale nie jesteśmy tacy wyjątkowi z naszymi problemami...
Klara - Śro 14 Maj, 2014 13:48
szika napisał/a: | rozmawiam tu i ówdzie, również z terapeutką i znajduję potwierdzenie, że wcale nie jesteśmy tacy wyjątkowi z naszymi problemami... |
Chyba dlatego, że jest wielu takich "zmieniaczy" innego człowieka.
Ja też się do nich zaliczałam - do czasu. W końcu do mnie dotarło, że obydwoje chcemy siebie wzajemnie wtłoczyć w foremki.
Ta foremka do której miałam wejść, absolutnie mi nie odpowiadała, on początkowo próbował się do mojej (ślicznej i błyszczącej) dopasować ale nic mu z tego nie wychodziło i szybko z niej wyskoczył.
Za późno każde z nas poszło swoją drogą....
szika - Śro 14 Maj, 2014 13:56
Jo-asia napisał/a: | A co jeśli, to prawda? Jeśli nie zna odpowiedzi? |
to nie mów takich rzeczy... proste...
potrafię zrozumieć, że ktoś powie coś czego nie rozumie... w emocjach klepie się czasem różne rzeczy... ale... jeśli drugą stronę to boli to co?
Jo-asia napisał/a: | Jakbyś zareagowała..gdybyś była pewna....że Cię kocha, że jesteś dla niego ważna? |
a no własnie... dotknęłaś wątku, którego nie chciałam ruszać...
właśnie w Wielkanoc, po wyjściu moich dzieci i wnuczki potoczyła się rozmowa o tym, że nie jesteśmy w święta ani trochę razem... sytuacja gdy przyszedł niezapowiedzianie- pisałam o niej...
usłyszałam wtedy "nie jesteś dla mnie najważniejsza"...
właściwie powinnam to napisac "NIE JESTEŚ DLA MNIE NAJWAZNIEJSZA"
dużymi literami bo tak mi się to głęboko wryło w pamięć, że nie mogę tego wywalić, zresetować...
tu - nie ukrywam - padło jedno z tych "pytań" bez odpowiedzi (co to dla ciebie oznacza, co chciałeś mi przez to powiedzieć, to kim ja dla ciebie jestem)
teraz zapewnienia o czymś przeciwnym nie przekonują w żaden sposób... jak słyszę że jest inaczej to odczuwam złość... słowa te są blade i nic nie znaczące...
może to i po mojej stronie problem... ale szpila w serducho została wbita... boli i nie przestaje...
Jo-asia - Śro 14 Maj, 2014 14:20
Ja nie chce być najważniejsza dla nikogo
NIE CHCĘ!!!!
Wtedy czuję się, że się duszę..chce mieć obok siebie kogoś, dla kogo jestem ważna, kogoś kto nie będzie robił czegoś wbrew sobie aby mnie dogodzić. A po co? bo ja już inaczej nie umiem. Bo wtedy ją kocham i czuję się kochana. Bo wtedy wiem, że swoją wartość opiera na sobie. Zbyt duża to dla mnie odpowiedzialność..gdy czuję, że on swoje szczęście uzależnia od mojej osoby.
szika - Śro 14 Maj, 2014 14:23
czuję sie parszywie z tym, że to napisałam.. czuję się nielojalna i nie w porządku...
jak to sie mawia "nawet ptak nie sra do swojego gniazda" tak i mnie z trudem przychodzi mówienie głośno czy pisanie o tym jakie słowa padają w stosunku do mnie...
mam wrażenie, że zdradziłam jakąś wielką tajemnicę...
mam mętlik w głowie...
pannaJot - Śro 14 Maj, 2014 14:30
A ja nie rozumiem jednego. Masz pamiętnik- skoro wiesz, że Twój partner czyta forum a czułaś nieodpartą chęć "wyplucia" się czemu nie zrobiłeś tego w miejscu bezpiecznym dla Ciebie? Wybacz, ale ja odbieram Twoje ostatnie posty jako próbę wywarcia jakiejś formy nacisku na Twojego faceta. Bo skoro nie słucha jak próbujesz z nim rozmawiać to niech chociaż poczyta jak bardzo Cię to boli.
pietruszka - Śro 14 Maj, 2014 14:36
Zuza, czytałaś Covey'a i jego "7 nawyków..." ?
Bardzo mnie postawiła na nogi jego koncepcja, czym powinno być tzw. "Centrum życia" i dlaczego niedobrze się dzieje, gdy w tym centrum stawiamy tylko jedną, dwie sfery życia, na przykład związek, partnera, czy pracę...a zapominamy o innych, nie mniej ważnych i wcale Covey nie proponuje wzamian określenia "równowaga", tylko coś, co prowadzi do poczucia równowagi... celowo nie napiszę co....
Trochę odnoszę wrażenie, że za bardzo stawiasz w tym centrum swojego przyjaciela/partnera/chłopaka czy jak go tam nazywasz... i tego,co powiedział/nie powiedział, zrobił/nie zrobił, a nawet to, co nim powoduje... i za bardzo intelektualizujesz , daj też sercu się odezwać i uważnie posłuchaj...
szika - Śro 14 Maj, 2014 14:40
a widzisz Joasiu ja mam dokładnie tak samo jak Ty...
ja nie muszę być najważniejsza...ale chce być ważna...
to dwie różne rzeczy...
chce być ważna na tyle abym mogła na kogoś liczyć...
nie wiem... może się użalam teraz nad sobą..
pietruszka - Śro 14 Maj, 2014 14:42
Czy to miłość? Czy uzależnienie?
szika - Śro 14 Maj, 2014 14:58
pietruszka, nie czytałam...
pietruszka napisał/a: | tylko coś, co prowadzi do poczucia równowagi... celowo nie napiszę co.... | ożesz TY...
pannaJot, nie czyta to po pierwsze, po drugie nie pisze nic czego nie mówiłabym... po trzecie w pamiętnikach nie ma wielu userów...
szika - Śro 14 Maj, 2014 16:06
nie wiem czy dobrze nadążam za sobą ale zastanowiłam się nad tym co Pietruszka napisałas... dlaczego aż tak mi zalezy na tym aby zrozumieć, skąd tyle pytań...
chyba wiem..
ja nie mam wzorca mężczyzny... nie wiem jak facet "działa"... wychowana bez ojca trudno żebym miała...
chyba pilnie potrzebuje instrukcji obsługi mężczyzny, mojego mężczyzny...
jak napisała Zołza "faceci mają tak a tak"..
chciałabym na przykład dostać coś w rodzaju:
"nie martw się, faceci tak mają, klepią jak potłuczeni ale w gruncie rzeczy nie mają nic złego na myśli" albo "mój facet tez tak ma, ale ja sie tym nie przejmuję, radzę sobie z tym tak a tak"...
oj ile ja bym dała żeby mnie ktoś tak uspokoił trochę, że nie ja jedna, że to normalka, że przez to można przejść...i czyjeś doświadczenie jak przez to przeszedł... jak ukoić ból...
tymczasem przewijają się "ja od mojego odeszłam i dobrze na tym wyszłam"... a to mi nie ułatwia...
Klara - Śro 14 Maj, 2014 16:13
szika napisał/a: | chyba pilnie potrzebuje instrukcji obsługi mężczyzny |
To akurat życzenie można spełnić bez zwłoki:
http://rodzynek.kielce.com.pl/n-mezcz.htm
Więcej instrukcji po wygooglaniu frazy: "Instrukcja obsługi mężczyzny"
Janioł - Śro 14 Maj, 2014 16:32
Klara napisał/a: | Więcej instrukcji po wygooglaniu frazy: "Instrukcja obsługi mężczyzny" | to bardzo proste jest jak sama konstrukcja faceta który ma do obsługi tylko jedną wajche
zołza - Śro 14 Maj, 2014 16:38
szika napisał/a: | jak napisała Zołza "faceci mają tak a tak".. |
Szika ...bo oni po prostu tak mają , są inaczej skonstruowani niż kobiety . To co dla nas ważne - dla nich się nie liczy .A to co oni by chcieli - nas nie dotyczy.
A tak na marginesie czytałaś książkę Graya " Mężczyźni są z marsa a kobiety z wenus" ?
Mały cytacik na zachetę :
Mylnie sądzimy, że jeśli nasi partnerzy nas
kochają, to będą reagować i zachowywać się
w określony sposób. Taki sam, w jaki my reagujemy
i zachowujemy się, gdy kogoś kochamy
i całość http://kleku.jest.pro/ebo...20z%20wenus.pdf
pietruszka - Śro 14 Maj, 2014 16:39
Mój facet ma inaczej, albo to ze mną jest inaczej. Częściej słyszę: spędźmy więcej czasu razem, jesteś dla mnie ... itp...itd... ot, to częściej ja jestem tym uciekajacym kroliczkiem, czy według terminologii terapeutycznej "unikającym bliskości"... owszem, różnie bywało, kryzysy były potężne, ale w sumie to z każdego kryzysu do tej pory wychodziłam ze wzmocnioną pewnością, że nadal jestem dla niego ważna... i to 20 lat ( no minus 5 lat rozstania)... w tej chwili mam poczucie bezpieczeństwa w kwestii związku... i bardziej to widzę w czynach, choć i nie mogę narzekać, akurat Pietruch potrafi mówić o uczuciach... Ale ja, bardziej już wierzę w działania, takie zwykłe "codzienności"... ot... pewnie taką jest cena związku po przejściach...
pterodaktyll - Śro 14 Maj, 2014 19:49
szika napisał/a: | pilnie potrzebuje instrukcji obsługi mężczyzny, mojego mężczyzny... |
A proszę uprzejmie.....
pannaJot - Śro 14 Maj, 2014 20:22
szika napisał/a: |
pannaJot, nie czyta to po pierwsze, po drugie nie pisze nic czego nie mówiłabym... |
Skąd zatem takie odczucia?
szika napisał/a: | czuję sie parszywie z tym, że to napisałam.. czuję się nielojalna i nie w porządku...
jak to sie mawia "nawet ptak nie sra do swojego gniazda" tak i mnie z trudem przychodzi mówienie głośno czy pisanie o tym jakie słowa padają w stosunku do mnie...
mam wrażenie, że zdradziłam jakąś wielką tajemnicę...
mam mętlik w głowie... |
A po trzecie nie chce mi sie przeglądać ponad 30 stron wątku, ale jestem pewna, że pisałaś o tym, że Twój mężczyzna zagląda na forum w kontekście otworzenia pamiętnika celem zachowania prywatności. Poza tym po raz kolejny rozkładasz siebie i faceta na części pierwsze, na atomy nawet, nie zważając na to, że dwoje ludzi tworzy ze sobą związek. Czy da się taki związek rozłożyć na elementy, na części pierwsze, wszystko zanalizować, rozebrać...? Człowiek to całośc- zachowania, uczucia, myśli, związane z nim sytuacje. Nie ma jednej gotowej recepty. Jedno tylko pytanie każdy z nas może sobie zadać. Czy ja jestem w stanie zaakceptować drugą stronę taką jaka jest i będe potrafił z żyć z jej wadami i przywarami. Takie roztrząsanie pojedynczych sytuacji, zachowań to katorga dla jednej i drugiej strony.
Jo-asia - Śro 14 Maj, 2014 22:27
szika napisał/a: | "ja od mojego odeszłam i dobrze na tym wyszłam"... a to mi nie ułatwia... |
mnie też nie ułatwiało,
a może inaczej.. utwierdzało w przekonaniu.. nie tędy droga moja
do dziś nie żałuję, że podjęłam decyzję.. taką a nie inną
szika - Śro 14 Maj, 2014 22:48
Nie zamierzam związku zakończyć, na pewno nie mam na to gotowości, nie biore tego pod uwagę. Postanowiłam ten związek kontynuować. Ja go kocham i nie poddaję ocenie czy to miłość, czy uzależnienie, czy choroba, ja to tak czuję. Chcę z nim być.
Stoję przed trudnym zadaniem przebudowy tego związku, właściwie to oboje stoimy i - jak na razie - robimy oboje co w naszej mocy aby nam się udało.
Nie zmienia to postaci rzeczy, że kryzysy będą, własnie taki jest, czy był.
Zaczęłam pisać w chwili kiedy byłam w totalnej rozsypce i potrzebowałam pomocy. Potrzebowałam wyrzucić z siebie ból, z którym pozostałam sama, nagromadziło się.
To jest forum pomocowe. Dużo pomocy tutaj dostaję, za co z całego serca dziękuję. W końcu po to to forum chyba jest? Tak ja z tego forum korzystam, a jeśli ktoś skorzysta jeszcze z moich doświadczeń to super. Taka jest jego idea - tak myślę.
Asiu wydaje mi się, że to czy czyta, czy nie czyta nie ma w ogóle znaczenia. Jeśli by to mu w jakikolwiek sposób przeszkadzało, miałby cos przeciwko, to przecież zawsze może zaprotestować, ma do tego pełne prawo i zapewne wzięłabym to pod uwagę.
Póki co ratuję się jak mogę, jak potrafię, tak jak to mi pomaga. Dla mnie ja tu jestem ważna, ja zaspokajam swoje potrzeby, ja sobie pomagam. Nie jest moim celem zmienianie mojego partnera poprzez pisanie na forum, o co mnie chyba podejrzewasz.
Pewnie, że najlepiej by było to wszystko pozałatwiać między nami, we dwoje, ale jak widać nie potrafimy, co nie znaczy, że to się nie zmieni.
"czuję sie parszywie z tym, że to napisałam.. czuję się nielojalna i nie w porządku... (...)"
tak napisałam, bo tak się poczułam... spontanicznie to wyszło ze mnie... czuję wstyd, że w moim związku padają takie słowa i że wyżalam się tutaj.. czuję się napiętnowana, że z TAKIM związkiem przychodzę tutaj po pomoc... tym bardziej, że regularnie czytam przesłanie "zerwij z nim" że to najprostsze rozwiązanie..
zołza, ja rzeczywiście tak mam jak napisałaś w cytacie... wszystko traktuję bardzo dosłownie i serio... zwłaszcza słowa, które dotykają moich czułych punktów...
traktuję partnera (innych ludzi też) tak jak ja bym chciała być traktowana... nie wiem... może przez to, że jestem w samym centrum rozterek, niewiadomych,w chaosie to prostych rzeczy nie widzę? czasem własnie ktoś w paru słowach pokaże coś wokół czego ja się kręcę jak w karuzeli... moje zwoje momentami juz rozgrzewają się do czerwoności... szwankuje chłodzenie chyba
szika - Śro 14 Maj, 2014 22:56
ach i Kochani dziękuję Wam za wszystkie linki i propozycje
na pewno przeglądnę pewnie wygodniej byłoby dostać jakąs krótka i zwięzłą receptę, radę "zrób tak i tak"... ale to chyba nie takie proste...
od czegoś trzeba zacząć, jakiś plan ułożyć, wypracowac jakies skuteczne metody porozumiewania się... to tylko pokazuje, jak wielka to praca i trudne zadanie...
jestem przekonana, że z czasem kryzysów bedzie mniej, ja się zmienię, nauczę, pewnie on tez...
ale spokojnie... taż my dopiero w powijakach...
a że przy okazji będe płakała, smarkała... no bez bólu się nie obędzie...
szika - Czw 15 Maj, 2014 08:51
ten Mars i Wenus to genialna książka...
ja ją kiedyś czytałam, ale totalnie mi wyparowało z głowy cokolwiek... to jakby odkrywanie na nowo prostych prawideł
kolejna rzecz wędruje na listę do "trudnych rozmów"
sposób w jaki spędzamy wspólnie czas...
wyobraziłam sobei dzisiaj sytuację, że coś robię w kuchni... zabrakło mi czegoś, np soli.. wołam mojego mena po imieniu z pokoju i mówię "brakło soli, prosze skocz po sól do sklepu"...
niby nic, ale jednak...
gdy się mieszka razem to jest tak, że ta druga osoba w domu JEST...
można robić to co się zaplanuje samemu, każde swoimi rzeczami, spotkać się na dwie minuty w jakiejś sprawie, potem wrócić do swojego... ale jest ta ciągła swiadomość, że ta osoba JEST.. gdy nie mam jej w domu to przecież WRÓCI...
mieszkanie osobno ma swoje zalety ale i wady... brakuje takiego własnie JEST, WRÓCI...
gdy jestesmy razem to poświęcamy sobie wzajemnie całą uwagę... czas spędzany wspólnie to czas gdy nie mam ja, on ale jestesmy tylko i wyłącznie my...
po jakimś czasie czestych spotkań chyba oboje zaczynamy się dusić.. za dużo tego... brakuje czasu dla siebie... przynajmniej ja tak mam... może on też? nieuświadomione może powodować podswiadome uruchomienie sie odpychania... chyba u mnie tak własnie jest... może u niego też? wtedy byle powód, byle iskierka i napięcie, obrażanie się, awantura gotowa...
z drugiej strony nie bardzo mamy jak zamieszkać razem... trudne to by było ale nie niemożliwe.. jednakże czuję lęk że się pozabijamy
koniecznie jako punkt na listę
pterodaktyll - Czw 15 Maj, 2014 09:50
Nie obraź się Szika, ale ja jako facet, jak czytam to wszystko co piszesz na temat związku kontaktów z partnerem, wyobrażeń, oczekiwań itd. to chyba bym tym wszystkim pieprznął i zwiał gdzie pieprz rośnie...........Jak dla mnie to wszystko jest zdecydowanie przeintelektualizowane i wyidealizowane. Ot takie moje wrażenie......
jakby co, to wygaszam....
szika - Czw 15 Maj, 2014 11:09
pterodaktyll napisał/a: | Nie obraź się Szika, |
nie obrażam się, coś Ty...
dziękuję, że to napisałeś...
paradoksalnie gdy czytam tego typu opinie to tym bardziej wiem, że to TEN
Janioł - Czw 15 Maj, 2014 11:20
http://komudzwonia.pl/vie...?t=5944&start=0
tak gwoli przypomnienia
szika - Czw 15 Maj, 2014 13:29
Janiołku dziękuję
Filmik znam
Chyba po cichutku mi dopingujesz - to budujące i miłe
Do Moderacji:
Jeśli wątek "związkowy" nie pasuje do poważnego działu współuzależnienia to może dobrym pomysłem byłoby przeniesienie od tego miejsca
http://komudzwonia.pl/vie...p=701041#701041
do działu Undergrand?
pietruszka - Czw 15 Maj, 2014 13:54
Moim zdaniem, jest jak najbardziej na miejscu
pterodaktyll - Czw 15 Maj, 2014 20:33
szika napisał/a: | gdy czytam tego typu opinie to tym bardziej wiem, że to TEN |
A on o tym wie?
szika - Czw 15 Maj, 2014 21:18
pterodaktyll napisał/a: | A on o tym wie? |
no pewnie, że wie.. no chyba, że jak wyrażam paszczowo to nie dowierza...
dzisiaj:
on - a słuchaj, a co z naszymi rozmowami? mieliśmy coś pisać, rozmawiać, bo ja nie wiem co robić..
ja - (nie tak zwięźle ) zacznijmy od tego jak spędzamy wspólnie czas...
no i jest tak jak myslałam, oboje mamy przesyt po iluś dniach dzień w dzień razem... że możemy stworzyc cos w rodzaju substytutu wspólnego mieszkania, czyli byc razem ale każde zajmuje się sobą..
ogólnie fajnie rozmowa, wszystko pięknie ładnie, jestesmy bardzo zgodni...
ale... i tu tego kompletnie nie rozumiem i nie ogarniam... podczas rozmowy, zaraz na samym jej poczatku, gdy zaczęły padac jakies konkrety, zaczęłam czuć silny lęk... ściśnięty żołądek, szum w uszach, przyspieszone bicie serca...
nie ogarniam..
pterodaktyll - Czw 15 Maj, 2014 21:29
szika napisał/a: | no pewnie, że wie. |
Miałem bardziej na myśli czy on tez tego chce tzn. czy Ty jesteś tą Oną, bo jak wiadomo "do tanga......"itd
szika - Czw 15 Maj, 2014 21:34
nie mogę się wypowiadać za drugą osobę, trzymajmy się faktów
szika - Czw 15 Maj, 2014 21:45
na zawołanie sie pojawiło na demotywatorach..
pterodaktyll - Czw 15 Maj, 2014 21:46
szika napisał/a: | nie mogę się wypowiadać za drugą osobę, |
Ty nie masz się wypowiadać, ino wiedzieć
szika - Czw 15 Maj, 2014 21:57
pterodaktyll napisał/a: | Ty nie masz się wypowiadać, ino wiedzieć |
czy to sugestia odnośnie tego lęku, którego nie rozumiem?
szika - Czw 15 Maj, 2014 23:19
wiecie co?
czytam 30 stronę tej ksiązki o Marsjaninach i Wenusjankach...
czytam i śmieję się ... to jest ksiązka o mnie! autor toćka w toćkę napisał o tym jak ja mam, skąd poczucie odrzucenia, że nie jestem ważna dla mojego partnera itd itp...
jeśli faceci mają tak jak pisze autor... wróć - jesli mój facet ma tak jak tu jest napisane to ja już to zaczynam rozumieć..
Ann - Pią 16 Maj, 2014 09:08
Szika, wiesz.. czytam, czytam i mam wrażenie, że czytam o sobie i o R. O naszym związku, który ostatecznie (przypomnę) zakończył się najpierw rozmową nie wiadomo jaką i o co, następnie wzruszającym spotkaniem, na którym powiedzieliśmy sobie wszystko i płakaliśmy obydwoje, by ostatecznie dobić się w dwa tygodnie po tym awanturą, że aż huczało, zadymiło, pieprzło i pozamiatane prawdopodobnie na wieki wieków amen i to tak, że nie wiem czy mijając się na ulicy spojrzymy sobie w oczy, czy raczej jedno drugiego wzrokiem powali.
Przypomnę jak to było u mnie.
1. R. jest wspaniały, czuły i troskliwy, poza pewnymi sytuacjami.
2. Jak przychodzi co do czego, że możemy spędzić ze sobą czas, często na jego warunkach i w wygodnym dla niego czasie, to rozpieszcza mnie swoim zachowaniem, wprowadza wręcz w zakłopotanie pocałunkami w najbardziej zatłoczonym miejscu z możliwych, a ja się rozpływam nad tym jak bardzo go kocham.
3. R. milczy i jeśli milczy to mam to uszanować, bo ma WAŻNIEJSZE sprawy ode mnie. Ważniejsze sprawy, niż napisanie krótkiego smsa przez ponad 40 godzin.
4. R. żyje sobie tam gdzieś, a ja tu. Z ust R. wychodzi propozycja wspólnego zamieszkania w Krakowie, ale widzę, że zarówno ja jak i On boimy się tego.
5. Rozwala nasz związek fakt, że niby razem a jednak osobno, ale nie mam gwarancji, czy gdybyśmy byli razem częściej i więcej to coś by to zmieniło.
6. R wpada na genialny pomysł zagrodzenia mi drogi w ramach niespodzianki i zmienienia moich planów, teraz natychmiast, bo on ma czas. (Ja zawsze muszę mieć czas wtedy kiedy JEMU pasuje).
7. Ja jestem na niego nasterowana bardzo, ale wciąż czegoś mi brakuje, bo czuję, że nie jest cały mój, że ucieka gdzieś myślami, że zachowuje się tak, że mnie rani.
8. Czuję, że nie jestem najważniejsza, ba z biegiem czasu staję się nieważna.
9. R. nie mówi o swoich uczuciach, mówi zazwyczaj: no przecież wiesz jak jest. Nie, właśnie nie wiem, bo nie nazywa tego!
10. Trzymam się kurczowo R, daję mu 1,2,3,4, 50 szansę, zaciskam zęby, wmawiam sobie, że to moje złe postrzeganie świata i jego, że to moja potrzeba poczucia jego obecności i bliskości mąci nasz spokój - bycia w niebyciu.
11. Luzuję SWOJE uczucia, odstawiam je lekko na bok i uchylam różowe okulary, przestaję próbować widzieć go tak jak mnie jest wygodnie.
12. Okazuje się, że można przebywać z kimś z przyzwyczajenia, dla poczucia bezpieczeństwa od czasu do czasu, a jednocześnie być w tym wszystkim cholernie szczęśliwie nieszczęśliwym i zmęczonym faktem trzymania tego wszystkiego na siłę, byle nie dostrzec faktu, że widzę to co widzieć chcę, choć staranie jest tylko z jednej strony za wszelką cenę, a z drugiej ledwie podgrzewanie byle na sopel nie zamarznąć, z pewnymi podmuchami żaru, który raczej później okazuje się zdradliwy.
szika - Pią 16 Maj, 2014 09:10
Wielu mężczyzn, a także wiele kobiet ma bardzo krytyczne nastawienie do potrzeby
mówienia o kłopotach. Wynika to stąd, że nigdy nie doświadczyli, jak kojąco może
działać zwykłe wygadanie się. Nie widzieli, jak kobieta, która czuje, że jest słuchana,
może się w mgnieniu oka przeobrazić: odprężyć się i wytworzyć w sobie pozytywny
stosunek do otoczenia. Najczęściej są to ci, którzy pamiętają, że kobieta (zwykle ich
matka), która nie czuła się słuchana, drążyła temat swoich kłopotów w nieskończoność.
(Takie zachowanie jest właściwe kobietom, które przez dłuższy czas nie czują się
kochane i słuchane).
W tym cytacie zawarte jest źródło mojego poczucia odrzucenia, tego, że czuję się nieszczęśliwa, niespełniona.
Okoliczności, otoczenie, kobiety i mężczyźni, a także ja sama, za wszelką cenę wpasowują mnie w męski sposób funkcjonowania. Czyli samodzielne rozwiązywanie problemów i najlepiej w samotności - w jaskini.
Zaprzeczanie, nieakceptowanie, wypieranie na siłę, niwelowanie i wstyd za moje typowo kobiece cechy, jako przyczynę moich "problemów".
Tymczasem ta kobiecość tam (we mnie) ciągle jest i dopomina się o swoje.
Men mówi: "mów do mnie krótko i zwięźle"...
Ponieważ to jest NIEMOŻLIWE więc najlepiej nie mówić wcale, to się najbardziej "opłaca", to jest to, co jest najwyżej cenione. Wtedy dostaję "akceptację"...
Tylko to jest akceptacja nie dla mnie jako dla mnie, a dla jakiejś sztucznej, nieprawdziwej sziki.
Skutki opłakane...
szika - Pią 16 Maj, 2014 09:27
Ann,
Aniu to co napisałaś, słowo w słowo, nie wierzysz - przeczytaj - jest w tej książce napisane.
Zresztą daleko nie szukać, tu w tym wątku userzy się wypowiadają dokładnie według opisanego schematu... Nie chcę nikogo urazić, broń Boże, z góry przepraszam jesli ktos poczuł się dotknięty.
Ja się tak czuję... czuję się napiętnowana, odrzucona za moje (zdrowe teoretycznie - według ksiązki) cechy...
Mam poczucie, że męskie cechy to cnota...
Ale ja nie chcę być facetem!!!!!!!!!!!!!!!!!!
szika - Pią 16 Maj, 2014 10:18
pterodaktyll napisał/a: | szika napisał/a: | jesli mój facet ma tak jak tu jest napisane to ja już to zaczynam rozumieć.. |
Jak to powiadają...lepiej późno niż wcale |
A no własnie Ptero...
Wyczuwam w Twoich postach nacisk na zmianę po mojej stronie - kobiety...
To ja mam być wyrozumiała, szanować i akceptować męski sposób funkcjonowania, rozumieć i dostosować się. Dopominanie się o uszanowanie mojej kobiecej natury - wyczuwam - jest niestosowne i traktowane jako błąd. Pisałam o tym odczuciu wyżej.
Facet WIE LEPIEJ.
Ja się staram ze swej strony uszanować jaskinię mężczyzny... Tylko, że to chyba powinno działać w dwie strony?
Te pierwsze 30 stron wczoraj mnie śmieszyło, dziś załapałam doła. Co z tego, ze ja to rozumiem? Chyba jeszcze gorzej...
pterodaktyll - Pią 16 Maj, 2014 10:36
szika napisał/a: | Co z tego, ze ja to rozumiem? Chyba jeszcze gorzej... |
Wiara i akceptacja, a przede wszystkim sztuka kompromisów moja droga.........po cholerę usiłować zrozumieć coś, co powinno się przyjąć na wiarę, że tak właśnie jest i zaakceptować ten stan rzeczy.....
BARBARA - Pią 16 Maj, 2014 10:44
szika napisał/a: | To ja mam być wyrozumiała, |
możesz być jeśli to akceptujesz
szika napisał/a: | Dopominanie się o uszanowanie mojej kobiecej natury |
tutaj masz być kobieca bo jesteś taka z natury
szika napisał/a: | Ja się staram ze swej strony uszanować jaskinię mężczyzny... Tylko, że to chyba powinno działać w dwie strony? |
może daj partnerowi tą książkę do przeczytania, jest jeszcze druga o podobnym tytule, jak sobie przypomnę to ci napiszę. A czy ty czujesz się tak szczerze kobieco, podobasz się sobie, lubisz w sobie tą kobietę którą jesteś ?
BARBARA - Pią 16 Maj, 2014 10:57
szika napisał/a: | W tym cytacie zawarte jest źródło mojego poczucia odrzucenia, tego, że czuję się nieszczęśliwa, niespełniona.
Okoliczności, otoczenie, kobiety i mężczyźni, a także ja sama, za wszelką cenę wpasowują mnie w męski sposób funkcjonowania. Czyli samodzielne rozwiązywanie problemów i najlepiej w samotności - w jaskini.
Zaprzeczanie, nieakceptowanie, wypieranie na siłę, niwelowanie i wstyd za moje typowo kobiece cechy, jako przyczynę moich "problemów".
Tymczasem ta kobiecość tam (we mnie) ciągle jest i dopomina się o swoje.
|
Pozwól tej swojej kobiecości zaistnieć.
A czytałaś książkę "być kobietą i nie zwariować"
szika - Pią 16 Maj, 2014 13:01
Pterodaktylu...powiem tak.. kompletnie Cie nie rozumiem... nie wiem co Ty chcesz mi powiedzieć i czemu to ma w ogóle służyć...:(
nie rozumiem Twoich intencji...
pterodaktyll - Pią 16 Maj, 2014 14:22
szika napisał/a: | ..powiem tak.. kompletnie Cie nie rozumiem... nie wiem co Ty chcesz mi powiedzieć i czemu to ma w ogóle służyć.. |
No widzisz.......a usiłujesz zrozumieć swojego, choć to też facet
Czemu ma to służyć? Pewnie temu, żebyś spróbowała popatrzeć na ten swój związek niejako "z boku".....
szika - Pią 16 Maj, 2014 14:39
dalej nie rozumiem, mówisz po chińsku... ale spróbuję:
czy ja dobrze domyślam się, że wypowiadasz się jako reprezentant frakcji ZZN*?
*Zerwij Z Nim
pterodaktyll - Pią 16 Maj, 2014 14:53
szika napisał/a: | wypowiadasz się jako reprezentant frakcji ZZN*? |
Moja droga, jeśli dwoje dorosłych ludzi męczy się ze sobą i za chińskiego boga dogadać się nie może, to może łaskawie mi odpowiedz, po jaką cholerę im to do szczęścia potrzebne? Z miłością to chyba niewiele ma wspólnego, raczej z jakimiś chorymi emocjami.....tak myślę
wypowiadam się w imieniu własnym
szika - Pią 16 Maj, 2014 15:55
szika - Sob 17 Maj, 2014 10:14
Zołza ja Ci naprawdę bardzo serdecznie dziękuję za podsunięcie tego tytułu Gray'a.
Ta ksiązka poprostu mi teraz spadła jak z nieba.
Znam tę książkę, kiedyś czytałam, ale kompletnie o niej zapomniałam.
Mój men już sobie ja kupił w internecie i zamierza czytać, więc wszystko jest na dobrej drodze. Myślę, że łatwiej nam będzie ruszyć z miejsca.
Jeszcze nie rozmawialiśmy o tym co jest w książce zawarte, ale jestem dobrej myśli.
Polecam tę książkę wszystkim tym osobom, które mają kłopoty z drugą płcią.
Jesli chodzi o mnie to jak czytam tego Gray'a to oczy otwieram "skąd ten facet mnie tak dobrze zna?"
Trochę - pochwalę się - mam lepiej niż on pisze z zachowaniami - efekty terapii - ale uczucia, emocje, potrzeby i co mi przeszkadza, jak to po kolei następuje - to jakby o mnie.
Wszystko poukładane, wypunktowane, porządek i ład.
Dobry materiał do pracy nad związkiem.
Ps. Do Pterodaktyla: jaskinia to nie mieszkanie faceta do posprzątania, a owo pudełko na NIC lub pudełka na sport i majsterkowanie, czyli wszystko to gdzie facet się wycofuje z relacji... poniekąd tak musi i koniec...
zołza - Sob 17 Maj, 2014 10:57
szika napisał/a: | Zołza ja Ci naprawdę bardzo serdecznie dziękuję za podsunięcie tego tytułu Gray'a. |
Bardzo się ciesze ,ze mogłam pomóc.
Podsunięcie Ci tej książki było jedynym pomysłem jaki miałam w tamtej chwili. Wychowałam się z facetami ,zawsze więcej przebywałam w męskim gronie niż damskim.
Nauczyłam się ich słuchać ,może rozumieć. Myślę ,że są po prostu bardziej prostolinijni niż kobiety ,mówią to mówią ( i nie ma w tym żadnych podtekstów ,których my kobiety się doszukujemy) kochają to kochają i wcale nie mają potrzeby ani o tym mówić ani udowadniać. Kobieta ma problem i chce o tym pogadać a facet tego nie pojmuje -on po prostu chce go rozwiązać.
Tak mi się przypomnialo... Ostatnio kupiłam sobie piękną czerwoną sukienke, zrobiłam makijaż i paradowałam przed wyjściem po mieszkaniu. Mąż leżac na łóżku , prrzyglądał się ale nic nie komentował. Wściekła na niego ,pytam ...co jest nie tak? ....on - wszystko ok. Więc czemu mi się tak przygladasz - podobam Ci się czy jak? - pytam . Pięknie Ci w tej sukience ... ja na to - więc czemu mi tego nie powiesz ? A on z rozbrająjacym uśmiechem odpowiada mi - a po co? Ty przecież to wiesz
zołza - Sob 17 Maj, 2014 11:21
I jeszcze specjalnie dla Ciebie " Zasady Zołzy" (z ksiązki pt. Dlaczego mężczyźni kochają Zołzy" Sherry Argov
Zasady ,z którymi ja sie w pełni zgadzam
zasada nr.1
To, za czym się ktoś ugania, ucieka mu sprzed nosa
zasada nr. 2
Kobiety, za którymi mężczyźni szaleją, nie zawsze są wyjątkowe. One po prostu nie dają po sobie poznać, że im na facetach zależy
zasada nr. 3
Kobieta intryguje mężczyznę w takim stopniu, w jakim on czuje, że nie ma jej na 100% w garści
zasada nr. 5
Jeśli zaczynasz od postawy 'dla Ciebie wszystko', jego to zraża. Ale jeśli jest coś, czego nie może dostać, zdobycie tego staje się dla niego wyzwaniem
zasada nr. 6
Twój stosunek do samej siebie, decyduje o tym, jak widzi Cię mężczyzna
zasada nr. 7
Ceń się wysoko, a uwierzy, że jesteś jego wygraną na loterii
zasada nr. 17
Jeśli mu powiedz, że nie zamierzasz zbytnio sie angażować, on zrobi wszystko abyś zmieniła zdanie
zasada nr. 26
Złe nawyki kształtują się łatwiej niż te dobre, bo dobre nawyki wymagają świadomego wysiłku. Czekanie zachęca do takiego wysiłku
zasada nr. 45
Kobieta wydaje się mężczyźnie bardziej pewna siebie, kiedy on nie może jej odciągnąć od jej własnego życia, bo ona jest ze swojego życia zadowolona
zasada nr. 46
W chwili, gdy kobieta wysila się ponad miarę, żeby przypodobać się mężczyźnie, obniża standard ich związku
zasada nr. 47
Popełniasz grzech nadgorliwości za każdym razem, kiedy okazujesz wyraźnie, że dajesz z siebie wszystko
zasada nr. 48
Musisz się pilnować, żeby nie tracić gruntu pod nogami. Kiedy przestajesz być panią siebie wasz związek jest skazany na niepowodzenie
zasada nr. 49
Nadgorliwość w zabieganiu o względy partnera często ma negatywny skutek: mężczyzna widzi szanse na to, żeby zjeść ciastko i mieć ciastko. Ale jeśli utrzymasz go na dystans, będzie się zachowywal wzorowo
zasada nr. 57
Troche dystansu połączonego z samokontrolą budzi w nim nerwową obawę, że może Cie stracić
zasada nr. 62
Kobieta o emocjonalnej naturze ma dla niego więcej z popychadła
zasada nr. 63
Podobnie jak poufałość rodzi lekceważenie, powściągliwa postawa często przywraca szacunek mężczyzny
zasada nr. 72
Większość mężczyzn ma skłonność do lekceważenia kobiet, które wydają się zbyt uległe
zasada nr. 86
Im bardziej będziesz od niego niezależna, tym bardziej będzie Tobą zainteresowany
zasada nr. 87
Jeśli dajesz jasno do zrozumienia, że strasznie Ci na czymś zależy, niektórych ludzi będzie kusiło, żeby zrobić zyg-zyg marchewka
zasada nr. 90
Mężczyzna nie będzie szanował kobiety, która automatycznie ustawi sie na najwyższe obroty, żeby mu dogodzić
zasada nr. 97
Kobieta uległa, która daje za dużo sprawia wrażenie jakby bardziej wierzyła w mężczyznę, niż w samą siebię. Mężczyzna widzi w tym słabość, a nie wdzięk
zasada nr. 98
Myśl zawsze samodzielnie i ignoruj każdego, kto spróbuje Cię ograniczać i narzucać swoje zdanie
i chyba najważniejsza na dzień dzisiejszy...
zasada nr. 93
Kiedy zaczynasz się śmiać, zaczynasz zdrowieć
I tego Ci życzę
Matinka - Nie 18 Maj, 2014 08:54
Zołza! Toż to gierki rodem Scarlett O'Hara! (która, nota bene zdobyła wielu a straciła tego jednego).
A gdzie spontaniczność? Motyle w brzuchu? Różowe okulary? Zanurzenie się po uszy w uczuciu? I w końcu, gdzie ten Rhett Butler?
Tylko z jedną zasadą się zgodzę:
zołza napisał/a: | Kiedy zaczynasz się śmiać, zaczynasz zdrowieć |
Poza tym osoba uśmiechnięta, która promienieje przyciąga innych
zołza - Nie 18 Maj, 2014 10:21
Matinka napisał/a: | Motyle w brzuchu? Różowe okulary? Zanurzenie się po uszy w uczuciu? |
To chwilowe działanie dopaminy . Jej zasoby wcześniej czy później się kończą, pozostaje życie
Matinka napisał/a: | I w końcu, gdzie ten Rhett Butler? |
A Rhett Butler odszedł - pamiętasz?
Matinka - Nie 18 Maj, 2014 10:30
zołza napisał/a: | A Rhett Butler odszedł - pamiętasz? |
A jak mam nie pamiętać, skoro zalewałam się rzewnymi łzami.
Odszedł bo miał już dość stałego uganiania się za nieuchwytnym celem. Dawał wszystko a dostawał figę. Wyczerpały się pokłady cierpliwości, uczucie się wypaliło...
A dziewczę postępowało dokładnie z zasadami Zołzy
szika - Pon 19 Maj, 2014 09:09
zołza napisał/a: | zasada nr.1
To, za czym się ktoś ugania, ucieka mu sprzed nosa |
zgadzam się z ta zasadą...
z wieloma dalszymi również...
ja nie mam poczucia, że daję z siebie wszystko... wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że partner dostałby ode mnie znacznie więcej gdybym ja czuła się przy nim bezpieczniej...
tymczasem niepewność, obawa przed odrzuceniem, niezrozumieniem, sprawiają, że czasem czuję się na siłę wpasowana w rolę księżniczki na tronie... wtedy jest w miarę dobrze... więcej spokoju...
tyle, że to nie jestem ja... wcale nie chcę patrzeć na partnera z góry, nie chcę z nim rywalizować... ani w ogóle grać żadnych ról aktorskich... chcę być sobą... naturalna i spontaniczna... no ale...
w weekend niestety miałam awarię, awaria zresztą nadal jest i trochę potrwa...
ból w krzyżu taki, że świeczki w oczach... myślałam poleżę i przejdzie... nie dało się, nic lepiej, wczoraj wieczorem już wystraszona wylądowałam na pogotowiu... diagnoza lekka rwa kulszowa, rany boskie nie wyobrażam sobie ciężkiej...
dziś przykaraskałam się do pracy ale poruszam się jak robot i to niezbyt dobrej wydajności w wykończoną baterią... jak sie wnerwię to zamknę to w czorty i pojade do domu...
Jo-asia - Pon 19 Maj, 2014 09:12
szika napisał/a: | jak sie wnerwię to zamknę to w czorty i pojade do domu... |
myślę, że to dobry pomysł
Ann - Pon 19 Maj, 2014 09:37
szika napisał/a: | diagnoza lekka rwa kulszowa, | do domu marsz wyleżeć się i odpocząć!
olga - Pon 19 Maj, 2014 10:34
szika napisał/a: | diagnoza lekka rwa kulszowa, rany boskie nie wyobrażam sobie ciężkiej.. |
przy ciezkiej ruszac sie nie mozna, wiem cos o tym
zastrzyki dostalas? ja po serii 10 zastrzykow poczulam sie jak nowonarodzona, zadnych bolow kregoslupa w dolnym odcinku i tylek zdretwialy przez pol roku
szika - Wto 20 Maj, 2014 23:29
CO SPRAWIA, ŻE MĘŻCZYŹNI SIĘ BRONIĄ
Mężczyzna może się naprawdę mocno zezłościć na kobietę wtedy, gdy popełnił błąd, a
ona się tym zdenerwowała. Złość partnera będzie wówczas proporcjonalna do jego
własnej pomyłki. Mały błąd prowokuje słabszą obronę, duży - silniejszą. Czasem kobieta
zastanawia się, dlaczego partner jej nie przeprasza, skoro zdarzyło mu się poważne
potknięcie. Odpowiedź jest prosta: z obawy przed tym, że ona mu nie przebaczy.
Potwierdzenie faktu, że ją zawiódł, byłoby dla niego zbyt przykre, i dlatego zamiast
powiedzieć "przepraszam", złości się i przyznaje partnerce punkty karne.
Kiedy mężczyzna przeżywa niepomyślny okres, potraktuj to jak przechodzące tornado
i... przyczaj się.
Kiedy mężczyzna znajdzie się w stanie "obronnej agresji", a partnerka potraktuje to jak
przechodzące tornado i przyczai się, to po pewnym czasie otrzyma wielką liczbę
punktów, bo nie udowadniała mu, że źle postępuje, i nie próbowała go zmieniać. Jeśli
natomiast kobieta będzie usiłowała zatrzymać tornado, spowoduje spustoszenia, a partner
jeszcze bardziej będzie ją obwiniał.
Proponowane tu "przyczajenie" jest dla kobiet rzeczą zupełnie nową. Kiedy na Wenus
ktoś jest zdenerwowany, Wenusjanki nigdy tej osoby nie ignorują i nie biorą nawet pod
uwagę możliwości przeczekania. Na Wenus tornado nigdy się nie zdarza. Jeśli
Wenusjanka jest zdenerwowana, wszystkie inne starają się zaangażować w uspokojenie
jej, i aby ją zrozumieć, zadają mnóstwo pytań. Kiedy na Marsie zbliża się tornado,
wszyscy wynajdują sobie odpowiednie kryjówki i przyczajają się, by przeczekać.
str. 163 e-booka...
to jest dla mnie kompletnie nie do pojęcia..
gdzie indziej, wcześniej pisze, że źle się dzieje jeśli kobieta nie wyraża jasno, wprost swoich uczuć... z kolei każde wyrażanie uczuć przez kobietę mężczyzna odbiera jako krytykę i brak akceptacji dla niego...
zatem nawet najbardziej asertywne wyrazanie uczuć przez kobietę - idąc powyższym tokiem rozumowania z cytatu - powoduje tornado...
zgłupieć można... czyli jak? powiedziec o swoich uczuciach i przyczaić się?
czy ktoś to może jakoś inaczej rozumie?
olga - Śro 21 Maj, 2014 04:50
ja bym sie tam czaila...............akurat........
jestem soba po prostu, mowie co mysle i czuje a on ma mnie akceptowac taka jaka jestem ale mam tez swiadomosc, ze partner ma prawo do gorszych dni i swiat w zwiazku z tym wcale sie nie wali, jego nietega mina nie oznacza wcale, ze mnie juz nie kocha tylko, ze cos poszlo nie po jego mysli, jesli chce o tym mowic to ok. jesli nie - udaję sie do swoich zajec
matiwaldi - Śro 21 Maj, 2014 08:03
szika napisał/a: | czy ktoś to może jakoś inaczej rozumie? |
miałem się merytorycznie z Tobą nie kontaktować, ale.......napisze tylko jedno zdanie....
gdybyś włożyła tyle samo energii i zaangażowania w poznanie i zmienianie SIEBIE ,co wkładasz w zrozumienie i zmianę swojego partnera, to dawno miałabyś gotowe rozwiązanie tej sytuacji...
a tak to .... intelektualizowanie uczuć stało się ważniejsze od samych uczuć .....
Jo-asia - Śro 21 Maj, 2014 08:12
Cytat: | Mężczyzna może się naprawdę mocno zezłościć na kobietę wtedy, gdy popełnił błąd, a ona się tym zdenerwowała. |
z mojego podwórka...gdy przeglądał mi korespondencję
jego "tornado" polegało na tym, że próbował mnie obwinić a mnie zdenerwowało to, że mnie sprawdza,
wyraziłam jasno swoje zdanie
i go zostawiłam
nie obwiniając go, nie obrażając się
to było widać, że wścieka się na siebie, przez siebie.. nie przyznał tego.. wtedy a dopiero po czasie
Klara - Śro 21 Maj, 2014 08:23
Dziś przypomniało mi się powiedzenie od czasu do czasu przywoływane także na naszym forum w rozmowach z osobami współuzależnionymi. Brzmi ono tak:
"Jeżeli coś kochasz - puść to wolno, jeżeli wróci jest Twoje na zawsze, jeżeli nie, nigdy nie było Twoje..."
Chciałam go sobie przypomnieć, żeby nie pokręcić i kiedy wklepałam frazę w Google, trafiłam na taki portal: http://www.podrywaj.org/b...wolno_jezeli_wr
pterodaktyll - Śro 21 Maj, 2014 08:49
matiwaldi napisał/a: |
gdybyś włożyła tyle samo energii i zaangażowania w poznanie i zmienianie SIEBIE ,co wkładasz w zrozumienie i zmianę swojego partnera, to dawno miałabyś gotowe rozwiązanie tej sytuacji... |
Święte słowa Kolego Mati.....
matiwaldi napisał/a: | . intelektualizowanie uczuć stało się ważniejsze od samych uczuć .. |
Jak najbardziej się z tym również zgadzam....
Jo-asia - Śro 21 Maj, 2014 09:50
Panowie pterodaktyll, matiwaldi, a może jakiś przykład z życia.. własnego?
bo jak na razie, to na moje oko.. Wy intelektualizujecie.. czy jakoś tak
szika - Śro 21 Maj, 2014 09:53
Panowie dziękuję za wypowiedzi.
Mam poczucie, że nie zostałam zrozumiana, a moje intencje źle odczytane.
Zacznę od intelektualizowania uczuć. Ja rozumiem przez to odcinanie się od swoich uczuć i deliberowanie o nich w formie abstrakcyjnej, jakby nie mnie dotyczyły.
Zapewniam, że mam dobry kontakt ze swoimi uczuciami.
Przytaczając ten właśnie cytat nie miałam na celu "przepracowania" uczuć czy emocji. Doskonale rozumiem, że gdy nam się coś nie uda złościmy się. Zarówno kobiety jak i męzczyźni (choć oczywiście nie jest to zasadą).
Pytanie moje dotyczyło konkretnego zachowania, poniekąd (tak wyczytałam w książce) typowego dla mężczyzn - obwiniania, kobiety gdy mężczyźnie coś się nie uda, gdy popełni błąd.
W moim związku oczywiście że takie sytuacje i zachowania mają miejsce. Ale tu akurat chodziło mi o mężczyzn w ogóle, nie konkretnie o partnera.
Jako kobieta pracująca w "męskim" zawodzie nagminnie mam do czynienia z takim zachowaniem mężczyzn w mojej pracy. Również często to obserwuję u kolegów, kumpli.
Mężczyzna nigdy nie powie: nawaliłem, popełniłem błąd. W firmie klientowi przecież nie mówię, jak się poczułam z jego błędem, a raczej zwracam uwagę na straty finansowe na jakie klient - mężczyzna mnie naraził. Zatem nie zachodzi okoliczność wyrażania moich uczuć. A i tak w 99%-ach faceci przerzucają "winę" czyli odpowiedzialność na mnie.
Przykład: stały klient zalega z płatnościami. Gdy kolejny raz bierze towar na kreskę, proszę aby uregulował należność, zapowiadam, że kolejnym razem odmówię już wydania towaru. Zachowanie bardzo asertywne w mojej ocenie i słuszne - stawiam granicę. Tymczasem klient "obraża" się, nie zjawia się przez kolejne pół roku i dochodzą mnie słuchy, że wiesza na mnie przysłowiowe psy. Wścieka się obwiniając mnie.
Joasiu dziękuję, że podzieliłaś się świetnym przykładem ze swojego życia.
Jeśli partner przekracza granice prywatności kobiety, to oczywiste jest, że kobieta oczekuje zmiany zachowania. Ja - bynajmniej oczekuję. Nie życzę sobie grzebania w mojej korespondencji.
To co opisałaś - zachowanie męża - znam doskonale. Również tego doświadczyłam.
Cytat wkleiłam raczej mając w pamieci wypowiedź Zołzy, że mężczyźni są "łatwiejsi w obsłudze" niż kobiety. W tym przypadku akurat mam wielką trudność ze zrozumieniem i akceptacją dla takich zachowań.
Rozumiem akceptować wady, odmienność, ale jak akceptować przerzucanie winy na mnie za ewidentne złe zachowanie faceta? Czarna magia.
Miło by było gdyby wypowiedzieli się panowie, którzy są w szczęśliwych związkach, jak sobie z tym radzicie? Z tą męską cechą?
pterodaktyll - Śro 21 Maj, 2014 09:56
Jo-asia napisał/a: | jak na razie, to na moje oko.. Wy intelektualizujecie.. |
MY????!!!!! Przecież my w ogóle nie jesteśmy do czegoś takiego zdolni....
pterodaktyll - Śro 21 Maj, 2014 10:00
szika napisał/a: | mężczyźni są "łatwiejsi w obsłudze" niż kobiety. |
To ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę, ba.... nie wiem czy w ogóle wrócę
szika - Śro 21 Maj, 2014 10:11
Klara, dziękuję za link
wiem, że chcesz mi pomóc...
link raczej jest przeznaczony dla mężczyzn, fajnie by było gdyby MÓJ poczytał
no ale wierzę, że jak poczuje potrzebę znajdzie potrzebne rzeczy... jak na razie odbieram bardzo pozytywnie jego działania... a nawet pierwsze - korzystne skutki
rozmawiamy bez kłótni a to już bardzo dużo...
jeśli już podkreślać wartość wiedzy jako wiedzy... podzielę się jednym bardzo pozytywnym wydarzeniem...
otóż Gray pisze w swojej książce o naturalnej potrzebie mężczyzny oddalania sie od partnerki... że mężczyna potrzebuje udac się do swojej "jaskini" samotności aby przemyśleć rozwiązania, aby odstresowac się...
gdy mój MEN o tym się dowiedział to było to dla niego ODKRYCIEM stulecia... kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że to jest naturalne... odczuwał właściwie za każdym razem poczucie winy, że sie odsunął i bał się wrócić... bał się wymówek i moich emocji... zatem zaszywał się w swojej "jaskini" i czekał na mój ruch... ja z kolei czekałam na jego ruch... i tak się czailiśmy ...
wielką radośc mi sprawiło to odkrycie... ja to odbierałam jako coś przeciwko mnie, że mnie lekcewazy, odrzuca, karze... stąd mieliśmy mnóstwo nieporozumień...
wyjasnienie tego, wydobycie na światło dzienne - sprawiło ulgę i jemu i mnie...
poprosiłam aby jednak próbował wychodząc z tej swojej jaskini odezwać się do mnie pierwszy...
Jo-asia - Śro 21 Maj, 2014 11:15
szika napisał/a: | Rozumiem akceptować wady, odmienność, ale jak akceptować przerzucanie winy na mnie za ewidentne złe zachowanie faceta? |
nie akceptować i nie oczekiwać, że to wyrażą w formie.. jestem winny
biorąc pod uwagę ich strach przed nazywaniem uczuć.. raczej oczekiwać zmiany np. zachowania
matiwaldi - Śro 21 Maj, 2014 15:36
Jo-asia napisał/a: | Panowie pterodaktyll, matiwaldi, a może jakiś przykład z życia.. własnego? |
jak sobie życzysz moja droga .......
poznaję kobietę (lubię poznać na każdej płaszczyźnie) i podejmuję decyzję ,czy chcę się dostosować ,czy też przekracza to moje możliwości ..... jeżeli chcę to się dostosowuję , jeżeli nie ,to nie próbuję dostosować tej kobiety,do mojego obrazu związku czy partnerstwa .....
moje życiowe doświadczenie w tym zakresie wygląda następująco :
> chciałem się dostosować - związek trwał 26 lat......
> nie chcę sie dostosować ,lub nie potrafię - związki przypominają przeciąg w stołowym (żeby nie napisać w sypialni) .....
nie rozumiem jak można kochać kogoś,kto nieustannie robi coś źle,nad czym musi popracować .......
pewien noblista napisał :
"...nie kocham Cię za to , kim jesteś,ale za to , jaka jesteś ,kiedy przebywam z Tobą ...."
albo kocham,albo sie czepiam................chyba,że czepianie się jest celem ..........
to już ostatnia moja tu wypowiedź ,bo pewnie i tak przeczytam,że czegoś nie zrozumiałem...........
miłej zabawy
Jo-asia - Czw 22 Maj, 2014 08:01
matiwaldi, [quote]nie rozumiem jak można kochać kogoś,kto nieustannie robi coś źle,nad czym musi popracować ....... [/ ]
stąd się nie rozumiemy i nie dogadamy w tym temacie..
ja, odsunęłam się ze związku..po to aby popracować nad sobą.
Okoliczności, mój strach przed wyprowadzką..spowodował że byłam zmuszona to robić, przynim
i tak nie chcący...zaczęła się praca nad związkiem
Często miałam podobne dylematy jak szika.
I choć nadal nie wiem czy będziemy razem, umiemy się dogadać
Znalazłam pod maską..fajnego faceta, którego wcześniej nie widziałam.
Każdy ma swoją drogę. Ja nie neguje Twojej. Powiem więcej, zaskoczyleś mnie miło swoją wypowiedzią. Nie znałam Cię od tej strony.
matiwaldi - Czw 22 Maj, 2014 10:17
Jo-asia napisał/a: | Znalazłam pod maską..fajnego faceta, którego wcześniej nie widziałam. |
rozumiem,ale to konsekwencja tego zachowania :
Jo-asia napisał/a: | ja, odsunęłam się ze związku..po to aby popracować nad sobą. |
nie zmieniałaś Go na siłę ,a dzięki pracy nad sobą dostrzegłaś wcześniej niewidziane zalety.......
i tylko o to mi chodziło ....zmieniając siebie zmieniam perspektywę ...... i zaczynam widzieć więcej.... wyraźniej........ lub zupełnie inaczej ......
odezwałem się ,czyli znów złamałem wcześniej zapisaną obietnicę .......
a na usprawiedliwienie mam jedynie to,że popieściłaś moje ego zdaniem :
Jo-asia napisał/a: | Nie znałam Cię od tej strony. |
mam jeszcze kilka stron,których nie znasz moja droga ....... biorąc pod uwagę moje rozmiary.......
Jo-asia - Czw 22 Maj, 2014 10:53
matiwaldi napisał/a: | odezwałem się ,czyli znów złamałem wcześniej zapisaną obietnicę ....... |
matiwaldi napisał/a: | i tylko o to mi chodziło ....zmieniając siebie zmieniam perspektywę ...... i zaczynam widzieć więcej.... wyraźniej........ lub zupełnie inaczej ...... |
patrząc na to z perspektywy mojego męża...to nie było to tak
próbując zmienić mnie..zaczął zmieniać się sam i nie mylić.. z dostosowaniem (choć i to też nadal jest, powoli zaczyna się zmieniać.. baardzoo powoli )
bo do mnie nie można się dostosować łatwiej zwiać
JaKaJA - Czw 22 Maj, 2014 19:13
Niestety musze się zgodzić z chłopakami skupiacie się dziewczyny na tych swoich Panach jakby to było centrum wszechswiata NIKOGO nie zmienimy nawet mając najszczersze checi i najlepszą wolę -możemy jedynie zmienić WŁASNE postępowanie,postrzeganie i myślenie wiecie ile fajnych rzeczy można odkryć o sobie samym zostawiając innych w spokoju My kobiety nie mamy problmów z mężczyznami-mamy problem ze sobą-ZAWSZE!!! na co składa sie : -nadmierne oczekiwania, -nadmierne skupienie na NIM, -brak rozwoju własnego,własnych pasji,zainteresowań,myślenie życzeniowe (jak sie przefarbuję to może wkońcu mnie zauwazy) itd. Oszaleć można-tylko ON<ON I ON.... jakby nie było ciekawszych ludzi,rzeczy,mysli i działań wokoło I by była jasność-nikogo nie trzeba "odstawiać" by zająć sie sobą,wystarczy jasno postawione granice i komunikacja to mówiłam Ja-alkoholowe i współuzaleznione dda
szika - Czw 22 Maj, 2014 22:48
Jaka cóż... pozostaje jakoby powtórzyć za Joasią... tyle, że serio tak to czuje i widzę...
pogratulować udanego związku gdzie pewne rzeczy, na które wiele par ciężko pracuje u Ciebie przyszły łatwiej... może nawet zupełnie naturalnie... tylko pozazdrościć...
co do przefarbowania włosów w moim związku nie przynosi to żadnej różnicy w naszej relacji... tego typu starania nie poprawiają naszych kontaktów...
w zasadzie nie próbowałam akurat z włosami ale gdy tak popatrze w przeszłość to raczej mój wygląd niczego nie zmieniał... zauwazyłabym zapewne...
sorki że nie pisałam, teraz nie bardzo mam głowę do pisania, muszę ogarnąć problem zdrowotny z tą rwą kulszową... jest nawrót, a było juz prawie dobrze... nieciekawie to wygląda...
wróce do tematu jak sie ogarnę ze zdrowiem...
Jo-asia - Pią 23 Maj, 2014 07:12
Cytat...skupiacie się dziewczyny na tych swoich Panach jakby to było centrum wszechswiata..
Bo o tym jest..ten temat..
Pisze z komórki..nie umiem cytować.
Nikogo nie zmieniam.....ewentualnie próbuję zrozumieć. Zmian oczekuję, gdy przekracza ktoś moje granice.
Ja rozumiem, że na Forum można zostawiać całą siebie...mnie to akurat nie dotyczy. Choć tak, można to widzieć.
A..bo to chyba było do mnie...ja nikogo nie odstawiłam..
Zawiesiłam związek..a to wielka.dla mnie różnica..
Szika...kuruj się
Jakoś drażni mnie...uogolnianie...typu my kobiety ...
szika - Pią 23 Maj, 2014 07:44
Jo-asia napisał/a: | Szika...kuruj się |
wczoraj nakleiłam plaster na te plecy i jest lepiej... znów ruszam się w miare normalnie, choć cały czas ból "mamzi"...
to dla mnie prawdziwa lekcja pokory... strasznie tesknie za "moją" siłownią na powietrzu, bieżnią, rowerem i rolkami... pogoda sie zrobiła ładna a ja niepełnosprawna...
wczoraj poszłam na krótki spacer - powoli... w domu zwariowac idzie...
a w pracy to już w ogóle nie wspomnę... patrzę, że robota lezy i nie mam siły... robie tylko to co naprawde musze...
no niech to sie juz skończy
jesli chodzi o służbe zdrowia to totalna porazka...neurolog na sierpień, dopiero on skieruje na rezonans... może w tym roku uda mi sie zbadać ten kręgosłup choć wątpię... zabiegi na druga połowe czerwca, za miesiąc... zabiegi przeciwzapalne jak diadynamik i magnetronic...no załamka...
znalazłam dobrą masazystke, mój lekarz potwierdził, że do niej jak najbardziej... wiec od przyszłego tygodnia zaczne jeżdzić, choć to kawałek drogi... niestety za pieniądze..
Jo-asia - Pią 23 Maj, 2014 07:55
Mnie ostatnie tygodnie..też przykuło, jak wiesz
Początkowo trudno mi było..się prosić o pomoc..z czasem było łatwiej.
Wiesz..co mam na myśli
Pozdrawiam
pterodaktyll - Pią 23 Maj, 2014 08:53
Szika. Swego czasu, zresztą już dość dawno temu zapalenie korzonków leczyłem akupunkturą i po bodaj drugim razie pomogło na tyle, że od wielu lat nie mam z tym problemów.........
szika - Pią 23 Maj, 2014 09:52
na domiar złego tabletki haraczą mi żołądek...
wczoraj chciałam jechac na Transcendencję do kina, 40 km do kina... ale jak jechac z biegunką?
no masakra... wnerwia mnie ta choroba...
akupunktury to sie boję jak ognia więc sięgnę po nią gdy już nic innego nie zaskutkuje..
Jo-asia napisał/a: | Wiesz..co mam na myśli |
wiem... nie ma takiej opcji...
postękam, pomarudzę, ale przecież przejdzie, dam sobie radę...
Klara - Pią 23 Maj, 2014 10:13
szika napisał/a: | muszę ogarnąć problem zdrowotny z tą rwą kulszową... jest nawrót |
Jo-asia napisał/a: | Mnie ostatnie tygodnie..też przykuło |
Ja też jestem niepełnosprawna....
Jakaś forumowa epidemia
szika napisał/a: | postękam, pomarudzę, ale przecież przejdzie, dam sobie radę |
Też to miałam, ale skutkuje do czasu, więc lepiej Sziko teraz zastosuj te masaże, ale nie rezygnuj z oczekiwania na neurologa i na zabiegi, bo kiedyś i tak Cię to dopadnie jeśli zaniedbasz.
Ja właśnie ponoszę skutki takich wieloletnich zaniedbań.
Jo-asia - Pią 23 Maj, 2014 10:27
Klara napisał/a: | Ja też jestem niepełnosprawna.... |
moje leżenie, to też skutek zaniedbania...siebie
szika - Pią 23 Maj, 2014 10:38
Klara napisał/a: | nie rezygnuj |
nie zrezygnuję... za bardzo się boje i za bardzo mi jeszcze zalezy... zrobię co się da i bez względu na pieniądze... oczywiście w granicach moich możliwości..
zamierzam w tym roku wejść na Świnicę w uprzęży... pokonać mój lęk wysokości... w ubezpieczeniu... Świnica to jeden z najtrudniejszych szczytów w Polskich Tatrach...
wszystko mam obczajone, policzone, zaplanowane... kwestia pogody i... jak się okazuje mojego zdrowia.. najpóźniej do wrzesnia MUSZE być zdrowa i w pełni sił!!!
OSSA - Pią 23 Maj, 2014 15:33
szika napisał/a: | zamierzam w tym roku wejść na Świnicę w uprzęży.. |
powodzenia
JaKaJA - Pią 23 Maj, 2014 19:17
pterodaktyll napisał/a: |
Przefarbowałaś się? .......... | nie muszę
szika napisał/a: | pogratulować udanego związku gdzie pewne rzeczy, na które wiele par ciężko pracuje u Ciebie przyszły łatwiej... może nawet zupełnie naturalnie... tylko pozazdrościć... | Mylisz się,bardzo. Napisałam co napisałam,bo wiem z WŁASNEGO DOŚWIADCZENIA co się dzieje (może dziać) w głowie współuzależnionych-przerabiałam dosłownie wszystko co z tym związane i.....bardzo źle na tym wyszłam JA źle-mój małżonek miał się całkiem nieźle w tym czasie współuzależnienie,uzależnienie i inne dysfunkcje mają swój poczatek i koniec W NAS-nie w Nim,w świecie w szkole itd. TYLKO WE MNIE było to coś co powodowało ,że najpierw się uzalezniłam a następnie wyszłam za mąż za kogoś kto odpowiadał mojemu podświadomemu obrazowi- choremu obrazowi związku Długą drogę przeszłam od tego gdy dostrzegłam ,że i ja jestem współuzalezniona do tego gdy odczepiłam się na amen od mojego męża (i emocjonalnego "uweszania się" na innych ludziach) do momentu w jakim jestem dziś,czyli : Najpierw siła wyższa i trzeźwienie,potem ja a na końcu wszystko co na zewnątrz-czyli reszta świata -wszystko co we mnie jest najistotniejsze bo to tu dzieje się cały bałagan,alkoholizm,współuzależnienie i dda-tu dzieje się wszystko co mnie rozwija lub niszczy i to ja wybieram w każdej sekundzie dokad idę . Jesli bedę pamiętała o kolejności o jakiej pisałam wcześniej,wiem i widzę wyraźnie,że wszystko jest łatwiejsze i prostrze a przedewszystkim ,jest przestrzeń w jakiej mogę zobaczyć wyraźnie GDZIE jestem Ja a gdzie mój maż (czego nie bardzo widać gdy współuzależnienie szaleje w głowie) zwrot centrum z ONI na JA spowodowało,że zyski są widoczne dla wszystkich a przedewszystkim dla mnie bo to ja mam głowę pełną tego co DLA MNIE dobre a nie setek rzeczy jakie na celu mają tylko i wyłącznie odwrócenie uwagi od tego całego bałaganu jaki w sobie noszę Ja długo jeszcze nie będę zdolna do zdrowej,pełnej relacji- mój "celownik" jest tak pokrzywiony,że zawsze bedę wybierać kogoś kto w efekcie końcowym zrobi mi "kuku" bo taki jest zapisany błędny zapis w podświadomości i puki nie odkryję ostatniego zakłamania w mojej głowie nie powinnam robić rzadnych " gwałtownych ruchów " ,bo one też jedynie odwracają uwagę ode mnie samej-fajny jest haj jaki dają "kłopoty małżenskie",rozwody,romanse i inne nowe znajomości ,ale to nie dla mnie bo powielać własnych błedów nie mam ochoty dlatego tak radykalnie i stanowczo napisałam,że mamy problem przedewszystkim same ze soba ,bo w 99 % wypadków tak własnie jest
szika - Pią 23 Maj, 2014 20:24
Jaka dziękuję, że zechciałas tak wiele o sobie napisać w tym moim wątku...
sorki, nie znałam Twojej historii i popełniłam gafę...
odpowiem tak:
"Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus"...
http://kleku.jest.pro/ebo...20z%20wenus.pdf
ksiązka, którą podsunęła mi Zołza w najbardziej odpowiednim momencie jaki mógł być
dlaczego tak bardzo się zajarałam tą ksiązką?
bo według Gray'a - autora (o nim tez poczytałam dośc szeroko, żeby wiedzieć z kim mam do czynienia).. otóż według niego jestem NAJNORMALNIEJSZĄ KOBIETĄ POD SŁOŃCEM... więcej... wiele rzeczy, o których pisze Gray, a pisał o osobach beż żadnej terapii... wiele z tych rzeczy ja już niejako mam "przerobione"...
żadną współuzaleznioną czy uzaleznioną od drugiego człowieka... i mój partner też jakoś szczególnie nie odbiega od przeciętnego mężczyzny opisanego w ksiązce...
dla mnie to wielka ulga...
a i owszem - wiele autentycznych cierpień brało się z mojej niewiedzy o tym w jaki sposób i czym różnią się kobiety od mężczyzn.. brało się z tego, iż wyobrażałam sobie, że facet będzie mnie kochał i traktował tak jak ja jego... a to iluzja i utopia...
Zołza o tym wcześniej wspominała.. kobiety kochaja inaczej a mężczyźni inaczej...
wreszcie ktos mi dał narzędzie do ręki... wreszcie ktoś mnie uczy gdzie moje błędne myślenie wyprowadzało mnie na manowce... wreszcie wiem co mogę zmienić w swoim sposobie myślenia... aby MNIE było lepiej w związku... a przecież chyba o to chodzi?
przy okazji oddaję się tu na forum czemuś co uwielbiam... taka mam naturę... oddaję się rozdzielaniu włosa na czworo i na dziesięć... bo lubię i chcę dobrze zrozumieć... no taka jestem...
pewnie dla wielu osób tutaj "nasze" (Jo-asi i moje, na razie tylko Jo-asia zechciała dzielić się swoimi doświadczeniami w pracy nad związkiem) rozważania to ZA DUŻO...
ja powiem inaczej - jak dla mnie w W SAM RAZ, TYLE ILE TRZEBA...
JaKaJA - Pią 23 Maj, 2014 22:04
szika napisał/a: | oddaję się rozdzielaniu włosa na czworo i na dziesięć... bo lubię i chcę dobrze zrozumieć | przejdzie Ci szika napisał/a: | jak dla mnie w W SAM RAZ, TYLE ILE TRZEBA... | jeśli TERAZ Ci to służy to się tego trzymaj a praca nad związkiem nie ma najmniejszego sensu kiedy się nie zacznie od podstaw-OD SIEBIE ,bo tylko w momencie gdy poznamy siebie samych siebie na tyle by bezpiecznie i zdrowo (dla nas) budować jakiekolwiek relacje Tak m się jeszcze pojawiło-z własnego ogródka-prócz wiedzy o sobie samej (wciąż miernej ) zapominałam wciąż i wciąż,że związek to NIE jest symbioza,cały wszeświat i istota,że to TYLKO dwa różne "zbiory" jakie MIEJSCAMI odnajdują wspólne mianowniki związek to forma UMOWY-umawiamy się na to,to i tamto ,ale tego tamtego i jeszcze owego nie akceptuję i cała sztuczka polega na tym by właśnie tu(w tym braku akceptacji) były te wspólne mianowniki
szika - Pią 23 Maj, 2014 22:24
rozmowa o związku nie oznacza, że jest on centrum wszechświata, a raczej, że mi zalezy, jest wyrazem mojego dbania o związek, troski, dowodem pracy w - jak słusznie napisałaś - budowaniu...
ja się tu nie roztaczam za bardzo o moim świecie... choć oczywiście go mam... ale to nie to miejsce poprostu...
np. o Tatrach rozprawiam sobie czasami na forum o Tatrach.... jest mnóstwo pasjonatów i wariatów wręcz na tym punkcie... narty tez tu za bardzo nie pasują... mam wiele pasji i wiecznie jestem nienasycona i ciekawa świata... ale to nie tu... nie w wątku w poważnym dziale...
zresztą - jak wcześniej napisałam - na razie prace nad związkiem odkładam na bok... raz, że czuje przesyt, dwa czuję, że teraz jest czas aby pewne rzeczy się same podziały (mój men czyta ksiązkę) trzy mam inną ważna sprawę, mianowicie moje zdrowie...
i tu opowiem wydarzenia z dzisiaj...
odwiedziłam mamę w szpitalu... kończy jej sie "turnus" szesciotygodniowy w psychiatryku... jestem mile zaskoczona - nie wiem jak trwałą ale jednak - dużą poprawą... mama wręcz promienieje...
miała kilka sesji z psycholożką, która pokazała mamie jak może sama sobie pomóc z potwornym bólem który dręczył ją od lat... jelito wrazliwe...
przykładała mamie gdzieś palce i stał się cud... jelito nie boli!
pogadały sobie o tych naturalnych technikach samopomagania sobie w chorobie...
mama wręczyła mi kartkę z listą paru książek, w których te metody mają być opisane, poprosiła żebym zamówiła te ksiązki przez internet dla niej...:)
nie powiem - zobaczyłam w tym korzyści dla siebie i nie ukrywam - trochę mnie az dzisiaj ciarki przeszły... czyżby miało jeszcze się tak zdarzyć, że to mama mi w czymś pomoże????
pierwszą książkę ściągnęłam z neta i zaczęłam czytać...
Frank Kinslow "Sekret natychmiastowego uzdrowienia" ... gościu od fizyki kwantowej... hmmm ciekawi mnie to bardzo ... z ta moją rwą kulszową to może być strzał w dziesiątke!!!
normalnie dzisiaj byłam bliska temu aby tę moją mamę wyściskać ... ale jakoś się nie przemogłam... ale to już DDA-owski temat... zatem tylko sygnalizuję...
JaKaJA - Pią 23 Maj, 2014 23:02
Przeczytaj "radykalne wybaczanie" a wszelkie bóle w ciele mogą być spowodowane zablokowaniem czakr i nieprawidłowym przepływem energii http://www.terapia-natura...ergoterapia.php u mnie bóle pleców zmniejszyły sie od codziennego do sporadycznego uzasadnionego wysiłkiem,dzwiganiem itd.
szika - Pią 23 Maj, 2014 23:23
jestem teraz zmuszona więcej odpoczywać zatem mam czas na czytanie
radykalne czytałam... medytowałam przy audycjach dzwiękowych... nawet kiedyś byłam na sesji u pewnej coach'ki... ale to chyba nie był wtedy jeszcze ten czas
kto wie... może i sięgnę, dziękuję
pterodaktyll - Sob 24 Maj, 2014 11:54
szika napisał/a: | tabletki haraczą mi żołądek... |
szika napisał/a: | jak jechac z biegunką? |
szika napisał/a: | akupunktury to sie boję jak ognia więc sięgnę po nią gdy już nic innego nie zaskutkuje.. |
Chcesz przez to powiedzieć, że jak się porządnie zes........itd. i żołądek Ci przenicuje na drugą stronę, zaczniesz rozważać alternatywne metody leczenia?
szika - Sob 24 Maj, 2014 14:30
Cicho bo pierwszy raz pisze z komórki:)
Nawet mi idzie
Ptero Ty nie czytasz
Fizyka kwantowa, czysta świadomość i te sprawy :-D
I nie klóć się dzisiaj ze mną bo ja mam dobry humor
szika - Pon 26 Maj, 2014 10:20
nie umiem jeszcze nic konkretnego napisać skąd i jak ale cuda się dzieją...
przestaje bolec
Jo-asia - Pon 26 Maj, 2014 18:16
szika napisał/a: | nie umiem jeszcze nic konkretnego napisać skąd i jak ale cuda się dzieją...
przestaje bolec |
jak ja lubię cuda
|
|