To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Sen Urszuli

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 18:29

O czasu, kiedy odstwiłam alko, miewam bardzo dziwne i męczące sny.
Nie są to chyba sny alkoholowe, bo nigdy nie śni mi się, że piję, mogłabym się napić, lub cokolwiek związanego z alkoholem.
Czasem śni mi się scena wyrzucania mnie z pracy, ale częściej jakieś dziwne miasto, w którym nigdy nie byłam!
Domy, place, ulice, most, latarnie, wszystko bardzo realne i w każdnym ze snów prawie identyczne. Co dziwniejsze, nie czuje się tam obco i dokładnie wiem, w którą uliczkę skręcić, żeby wejść do wielkiego, ponurego gmachu, gdzie czekają na mnie bardzo wysokie kamienne schody, a czasem drabina...
No..., klimaty jak z Kafki!!!
Wchodzę po tych niekończących się schodach, bo wiem, że muszę się dostać na taki śmieszny balkonik, z którego jest wyjście z budynku. Ale nagle schody się urywają, nie mogę dosięgnąć balkoniku i budzę się zmęczona i spocona.
Jeszcze gorzej jest z drabiną. Też muszę po niej włazić na samą górę. Drabina trzeszczy, chwieje się, nie posiada wszystkich szczebli i też kończy się tuż przed osiągnięciem celu. Budzę się, wypijam szklankę wody i potem już nie udaje mi się zasnąć...
Czy to już schizofrenia?
Kaśce nie miałam czasu opowiedzieć o tych moich nocnych marach, Marcie opowiedziałam.
Marta machnęła ręką:
- Sen mara, Bóg wiara! Nic nie wskazuje na to, że poza chorobą alkoholową, cierpisz na jakąś chorobę psychiczną. Jeśli budzisz się na skutek tego rodzaju snów, weź różaniec, pomódl się serdecznie i zobaczysz, że uda ci się ponownie zasnąć. Te sny są zobrazowaniem twoich lęków przed możliwością niezrealizowania celów, które sobie założyłaś. Módl się i pracuj nad sobą, a sny też się skończą.
Mój kuzyn Jaśko (psychiatra) szaleje teraz gdzieś po Europie, na maile nie odpowiada, nie mam z nim kontaktu.
Naprawdę zaczynam się bać.

Flandria - Wto 22 Cze, 2010 18:38

Urszula napisał/a:
Czy to już schizofrenia?


ale że co ? dziwne sny ? :shock:

Kulfon - Wto 22 Cze, 2010 18:40

te sny to okres przejsciowy ia mialem tak przez 2 miesiace.
a potem nadejdzie sen niemowlaka :mgreen:

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 18:54

Kulfon napisał/a:
a potem nadejdzie sen niemowlaka

To znaczy jaki? Będę miała sapkę i będę sikać do łóżka?

Borus - Wto 22 Cze, 2010 19:01

Urszula napisał/a:
będę sikać do łóżka?
...jak tylko sikać, to pół biedy... :wysmiewacz:
Urszula - Wto 22 Cze, 2010 19:07

Flandra napisał/a:
ale że co ? dziwne sny ?

No właśnie, Flandro! Nawet nie dziwne, a bardzo dziwne!!!
Jakaś nachalność powtarzających się obrazów i szczegółów: - mogłabym narysować plan miasta, w którym prawie co noc się męczę; mogłabym namalować fasadę budynku, do którego "muszę" wchodzić i nawet ten kretyński, rzeźbiony balkonik, na który próbuję się bezskutecznie dostać. Po przebudzeniu pamiętam wszystkie detale.
W okresie, kiedy alko "pomagał" mi przy zasypianiu, takowych snów nie miewałam. Pewnie tam coś mi się śniło, ale potem nigdy nie pamiętałam co...
W przerażeniu zaczęłam grzebać w necie i szukać opisów objawów chorób psychicznych. Cholera! Wszystko wskazuje na to, że powinnam dać się zamknąć w psychiatryku!!!

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 19:10

Borus napisał/a:
...jak tylko sikać, to pół biedy...

Myślisz, że może być gorzej? Kurcze, pieluchy są dość drogie...

Klara - Wto 22 Cze, 2010 19:13

Ula, gdy już będziesz na szczycie schodów/drabiny spójrz w dół czy Romeo się pojawił :D
Może nie warto walczyć o ten balkonik?
Urszula napisał/a:
zaczęłam grzebać w necie i szukać opisów objawów chorób psychicznych

Lepiej zajrzyj do jakiegoś sennika :D

Flandria - Wto 22 Cze, 2010 19:14

Urszula napisał/a:
W przerażeniu zaczęłam grzebać w necie i szukać opisów objawów chorób psychicznych. Cholera! Wszystko wskazuje na to, że powinnam dać się zamknąć w psychiatryku!!!


spokojnie, to przecież tylko sny :)
przeżywasz teraz trudne chwile, to naturalne, że sny są dziwne :)

gdybyś coś takiego na jawie miała to mogłabyś się naprawdę zacząć martwić ...

Urszula napisał/a:
Te sny są zobrazowaniem twoich lęków przed możliwością niezrealizowania celów, które sobie założyłaś.

dlaczego uważasz, że terapeutka nie ma racji ?

Wiedźma - Wto 22 Cze, 2010 19:15

Ależ to są bardzo dobre sny, Urszula!
Schody, drabiny - a Ty sie po nich wspinasz!
Nie schodzisz, ale wspinasz się! To dobry symbol! :) Świadczy o dążeniu do celu, o rozwoju.
Masz w sobie wiele lęku i niepewności, stąd te niepokojące klimaty,
ale ogólne przesłanie jakie ja widzę w tych snach, to właśnie szukanie drogi, szukanie wyjścia, podejmowanie starań.
One odzwierciedlają to ci sie teraz dzieje w Twoim życiu, czyż nie?

...niepokoić się bedziesz mogła, jeśli w którymś z tych snów zatrzymasz się, usiądziesz, położysz,
albo, nie daj Boże, zaczniesz schodzić w dół po tych schodach i drabinach.
To by oznaczało stagnację i cofanie się w tym co robisz :|

Wiedźma - Wto 22 Cze, 2010 19:17

No i balkonik - miejsce, z którego widać więcej, a więc zyskanie wiedzy, informacji.
A Ty do niego podążasz! :)

Wiedźma - Wto 22 Cze, 2010 19:19

A dom, budynek we śnie symbolizuje nasze wnętrze.
Znajdź analogie budynku z Twojego snu do swojego ciała, umysłu, psychiki, podświadomości...

Zdzira - Wto 22 Cze, 2010 20:08

witaj Urszula. ja po tym, jak odstawiłam i zaczęłam terapie - też miałam takie sny o pokonywaniu trudności. mi się śniło, że szłam po torach, w długim tunelu i naprzeciwko jechał rozpędzony pociąg. musiałam iść tylko w jedną stronę, nie mogłam się odwrócić i uciec. i takie tam, nie będę teraz opisywała fsdf43t
myślę, że takie sny biorą się z podświadomości. coś pokazują. zmagania ze sobą, pokonywanie trudności (wspinaczka), odkrywanie nowego, nieznanego obszaru, którego przez tę jego nowość, obawiamy się. tak to odbieram, interpretuję.
co do psychiatryka to sobie nie wmawiaj. albo inaczej: każdy ma jakiegoś robaka, co go gryzie :D vel jakąś psychiczną przypadłość fsdf43t , więc spoko.

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 20:09

Flandra napisał/a:
dlaczego uważasz, że terapeutka nie ma racji ?

Nie wiem, Flandro, dlaczego... Jakoś do końca nie jestem w stanie jej zaufać (może przez poprzednie doświadczenie z Guciem?). Ja do niej z konkretnym problemem, a ona do mnie z różańcem!
Nie mam nic przeciwko modlitwie, przeciwnie, często się modlę, albowiem jestem wierzącą i praktykującą katoliczką-alkoholiczką (choć nigdy nie spowiadałam się z picia, bo nie uważałam tego za grzech), ale chyba oczekiwałam od Marty jakiejś bardziej konkretnej wskazówki, jak sobie radzić z tymi męczącymi snami.

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 20:26

Klara napisał/a:
Ula, gdy już będziesz na szczycie schodów/drabiny spójrz w dół czy Romeo się pojawił

:lol: :lol: :lol:
O, nie! W tym śnie mam lęk wysokości. cf2423f
W realu nigdy nie miewałam, bo nie mogłabym przecież chodzić po górkach. :)

Klara napisał/a:
Może nie warto walczyć o ten balkonik?

Wcale nie chcę walczyć o ten balkonik nawet we śnie!
Paskudny jest. Jakaś niebiesko-różowa sztukateria (ptaszki, kwiatuszki, amorki, piórka, pfuj!) złocone kolumienki, liście akantu i w dodatku poręcz obita purpurowym aksamitem!!! Dziwne, bo cała reszta jest czarno-biała, a ten pieruński balkonik śni mi się w kolorach...

Klara napisał/a:
Lepiej zajrzyj do jakiegoś sennika

Hmm... Może i zajrzę? Choć sennikom zupełnie nie wierzę.

Kulfon - Wto 22 Cze, 2010 20:45

Ula to jest balonik, ktory zmienia kolor.
za jakis czas uda ci sie go dosiegnac i dmuchnac w niego, a on nie zmieni koloru,
a co za tym idzie, bedzie to brama do nowego trzezwego zycia :mgreen:

Wiedźma - Wto 22 Cze, 2010 20:48

Urszula napisał/a:
Jakaś niebiesko-różowa sztukateria (ptaszki, kwiatuszki, amorki, piórka, pfuj!) złocone kolumienki, liście akantu i w dodatku poręcz obita purpurowym aksamitem!!! Dziwne, bo cała reszta jest czarno-biała, a ten pieruński balkonik śni mi się w kolorach...

Fajny :)
Ja bym się cieszyła z takiego balkoniku we śnie :tak:

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:05

Wiedźma napisał/a:
Ależ to są bardzo dobre sny, Urszula!

Tak myślisz, Wiedźmo?
I naprawdę uważasz, że podobne sny nie są symptomem pomieszania zmysłów?
To wyimaginowane, kamienne miasto w moich snach, jest za każdym razem dokładnie takie samo! Szare, zimne, nieprzyjazne i coś mnie zmusza, żebym szła tymi samymi uliczkami i zaułkami wciaż i wciąż do tego samego, okropnego domu.

Wiedźma napisał/a:
A dom, budynek we śnie symbolizuje nasze wnętrze.
Znajdź analogie budynku z Twojego snu do swojego ciała, umysłu, psychiki, podświadomości...

Ależ ten dom jest straszny! Pusty, głuchy, wymarły, ni żywego ducha (nawet pająka, czy nietoperza), tylko te niekończące się schody (lub drabina).

Wiedźma napisał/a:
No i balkonik - miejsce, z którego widać więcej, a więc zyskanie wiedzy, informacji.
A Ty do niego podążasz!

Nie jestem pewna, czy akurat do tego. W moim śnie z balkoniku jest jakieś wyjście z budynku. Jakie i dokąd prowadzi? Nie wiem, bo nigdy nie udało mi się tam dotrzeć.
Sam balkonik to szczyt bezguścia i ohydy, ale pcham się tam w nadziei, że będę mogła wydostać się na zewnątrz...

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:11

Kulfon napisał/a:
Ula to jest balonik, ktory zmienia kolor.
za jakis czas uda ci sie go dosiegnac i dmuchnac w niego, a on nie zmieni koloru,
a co za tym idzie, bedzie to brama do nowego trzezwego zycia

Kulfonie, to nie jest balonik! To jest pieprzony, wstrętny BALKONIK, czyli mały balkon.
I we śnie wiem, że muszę do niego dotrzeć, bo faktycznie jest tam jakaś brama, drzwi, furtka, czy tajemne przejście przez które mogę wyleźć z koszmarnego budynku. Tylko nigdy mi się nie udaje, bo schody kończą się tuż przed osiągnięciem celu...

Kulfon - Wto 22 Cze, 2010 21:12

Urszula napisał/a:
wstrętny BALKONIK, czyli mały balkon.


aaaaaaaaaaaaaaaa :skromny:



g45g21

Kulfon - Wto 22 Cze, 2010 21:13

Urszula napisał/a:
Tylko nigdy mi się nie udaje, bo schody kończą się tuż przed osiągnięciem celu...


najwazniejsze ze kazdego dnia, a reczej nocy jestes coraz blizej ;)

Flandria - Wto 22 Cze, 2010 21:15

Urszula napisał/a:
chyba oczekiwałam od Marty jakiejś bardziej konkretnej wskazówki, jak sobie radzić z tymi męczącymi snami.


może nie zdawała sobie sprawy z tego, że to dla Ciebie takie trudne?
faktycznie strasznie się wkręciłaś, skoro nawet o schizofrenię zaczęłaś się podejrzewać :/

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:17

Wiedźma napisał/a:
Fajny
Ja bym się cieszyła z takiego balkoniku we śnie

Bo go nie widziałaś!
Na jawie takie paskudztwo nadaje się tylko do porąbania i wyrzucenia na śmietnik.
A ja nawet ze snu nie mogę go wyrzucić...

Wiedźma - Wto 22 Cze, 2010 21:26

Urszula napisał/a:
pcham się tam w nadziei, że będę mogła wydostać się na zewnątrz...

No właśnie, Urszula. No właśnie.
Dlatego ten balkonik jest taki fajny. Tam jest wyjście :)

Dom Cię przeraża? Nic dziwnego - a jak ma wyglądać Twoje wnętrze po tylu latach picia?
Za to balkonik jest kolorowy. A że kiczowaty? Normalne życie też bywa kiczowate, ważne, żeby było trzeźwe :)

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:27

Zdzira napisał/a:
też miałam takie sny o pokonywaniu trudności. mi się śniło, że szłam po torach, w długim tunelu i naprzeciwko jechał rozpędzony pociąg.

O!, o!, o!, o!, Zdziro!!!
Pamiętam z wczesnej młodości, że miewałam podobne sny! Co prawda nie był to pociąg w tunelu, tylko światła jakiegoś bliżej niesprecyzowanego pojazdu, który pędził w moim kierunku z niesamowitym łomotem i łoskotem. Uskakiwałam na bok i... budziłam się na dywaniku obok łóżka.
Ciekawe, w jakich okolicznościach mogłam miewać takie sny? Przed klasówkami? Przed egzaminami? Kompletnie nie pamiętam...

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:28

Wiedźma napisał/a:
Normalne życie też bywa kiczowate, ważne, żeby było trzeźwe

Nooo... I z tym się w pełni zgadzam!

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:34

Kulfon napisał/a:
najwazniejsze ze kazdego dnia, a reczej nocy jestes coraz blizej

Wolałabym dotrzeć tam za dnia, bo noc jest od spania, nie?
Po takim śnie, budzę się jak przekręcona przez wyżymaczkę!

Kulfon - Wto 22 Cze, 2010 21:37

Cytat:
Po takim śnie, budzę się jak przekręcona przez wyżymaczkę!


nie jestes jedyna, tez to przerabialem - to minie ;)
kiedys dojdziesz na ten balkon czy balon

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:47

Flandra napisał/a:
może nie zdawała sobie sprawy z tego, że to dla Ciebie takie trudne?

Raczej nie miała już czasu na przeciąganie rozmowy. Wstydziłam się jej powiedzieć o tym wcześniej, dopiero tak pod koniec wydusiłam z siebie... Ale jutro kolejne spotkanie, więc zbieram siły, żeby pogadać o snach.
A pojutrze idę do Kaśki. Może podpowie mi coś jeszcze, oprócz modlitwy?
Naprawdę zmęczona jestem tymi snami, bo powtarzają się prawie każdej nocy.

Urszula - Wto 22 Cze, 2010 21:49

Kulfon napisał/a:
kiedys dojdziesz na ten balkon czy balon

A Ty musiałeś wdrapywać się na balkon, czy też miałeś odlotowe loty balonem?
Wolałabym to drugie...

artek - Śro 23 Cze, 2010 04:33

Cześć Ulka, a mnie to nic się ostatnio nie śni albo nie pamiętam. Śpię jak zabity. Dawno temu prześladował mnie jeden sen : zjeżdżam z dużej góry ciężarówką , przez jakąś wieś stromo jak diabli , ja nie mogę zatrzymać ciężarówki ,nagle na samym dole z pomiędzy domów wypada na drogę piłka a za nią dzieciak , ja nie mogę się zatrzymać i wiem ,że walnę w to dziecko. Zawsze się budziłem w ostatniej chwili. Czasem dziwne te sny mamy.
Wiedźma - Śro 23 Cze, 2010 08:09

artek napisał/a:
zjeżdżam z dużej góry ciężarówką

No - a to jest właśnie zły symbol, świadczący o braku postępu, cofaniu się, biernym poddaniu się okolicznościom.
Reszta snu oczywiście ostrzega przed konsekwencjami takich działań (a raczej ich braku).

Tomoe - Śro 23 Cze, 2010 08:44

Urszula napisał/a:

Naprawdę zmęczona jestem tymi snami, bo powtarzają się prawie każdej nocy.


Ja tak sobie myślę, że ty się bardzo boisz tego nowego, nieznanego, nieoswojonego jeszcze, obcego życia w trzeźwości.
I myślę także, że to twoja podświadomość alkoholiczki odzywa się w snach, strasząc cię wizją tego nieznanego, groźnego świata. A robi to po to, aby cię nakłonić do powrotu do twojego dawnego świata, tego sprzed 16 maja.
Ale ty się na szczęście nie poddajesz.

Twoje prawdziwe JA mimo wszystko góruje w tych snach nad twoim uzależnionym ja.
To co ja widzę w twoich snach - to taki twój trudny i męczący wewnętrzny dialog.
Ale nie widzę w tym nic groźnego, dopóki twoje prawdziwe JA chce iść do przodu. :)

Urszula - Śro 23 Cze, 2010 17:20

Tomoe napisał/a:
Ale nie widzę w tym nic groźnego, dopóki twoje prawdziwe JA chce iść do przodu

Tomoe, pewnie, że do przodu! Wyłącznie do przodu, choć ciężko jak cholera!

Trochę uspokoiłam się po tych Waszych interpretacjach mojego snu, ale nie do końca...
To, co mnie najbardziej w nim przeraża, to to, że to nieznane mi, nieprzyjazne miasto jest takie rzeczywiste, realne, wręcz namacalne. W każdym ze snów najmniejsze szczególiki się zgadzają i powtarzają.
W dzień zamykam oczy i widzę te rynny, attyki domów, schody wiodące na jakiś ogromny, pusty plac wyłożony szarym, zimnym kamieniem. Czuję zimno tego kamienia, czuję chłód zionący z otwartych drzwi do sieni mijanych kamienic i nawet zapach czuję! Trudny do określenia.
Bo nie jest to zapach gotowanych potraw, pranej bielizny, kiszonej kapusty, kociego moczu, padliny, czy inny ze znanych mi zapachów. Czasem bywa podobny w mało uczęszczanych muzeach... Ale to też nie to.
Nerwica natręctw?!
Gdyby te sny były "mniej prawdziwe", pewnie powiedziałabym sobie powtarzając za Martą: Sen mara, Bóg wiara!
Dzisiejszej nocy znów "gościłam" w tym mieście. Znów te same szare domy (architektoniczne cacka, zresztą!), znów ten sam wysoki, pusty gmach z niekończącą się ilością schodów. Z tym, że tym razem było tam jeszcze ciemniej i zimniej i nie wchodziłam po schodach, ale wbiegałam w jakimś ogromnym przerażeniu.
Kiczowaty balkonik nadal tkwił na miejscu, ale za nim nie było już ściany, tylko jakaś ziejąca pustką czarna dziura. W przerażeniu zaczęłam krzyczeć i ... mąż mnie obudził:
- Co jest? Boli cię coś? Źle się czujesz? Coś ci się przyśniło?
Ano, przyśniło... Tyle tylko, że nie mogę mu się zwierzyć z takich snów, bo jeśli nawet nie uzna mnie za wariatkę, to będzie mi wytykał całymi dniami, że sama siebie doprowadziłam do takiego stanu chlejąc gorzałę...

rufio - Śro 23 Cze, 2010 17:36

To nie ma nic wspólnego z piciem - teraz kiedy środek zaczyna trzeżwiec i podswiadomość sie budzi z uspienia - gdzieś kiedyś cos sie stało i podswiadomość chce przypomniec to cos - poszukaj w zdjeciach - albumach - w pamieci no moze pamięc jeszcze nie maltretuj - powinno za któryms razie wyjść jasniej - na razie to sa skojarzenia - za duzo o tym nie mysl samo wypełznie .
jal - Czw 24 Cze, 2010 09:21

Należę do ludzi którym się śni bardzo dużo i nieprawdopodobnie - budzę się spocony albo robię coś aby go przerwać ,zdarza się że śni mi się kila dni ciąg dalszy.Miewam sny w których jestem w akcji a równocześnie przyglądam się z boku co robię.
Mam też sny alkoholowe i jestem przerażony ale i szczęśliwy że to tylko sen - te zdarzają się mnie paradoksalnie gdy przedawkuję działań trzeźwościowych np: kilka mitingów,rocznic,wykładów,pracy w komisji lub dyżurów w Punktach Konsultacyjnych...
Całej mojej rodzinie śni się dużo i głupio bez względu na miejsce noclegu...
Jedynie miłych snów życzę. :)

PD - janusz

Wiedźma - Czw 24 Cze, 2010 10:00

jal napisał/a:
Mam też sny alkoholowe i jestem przerażony ale i szczęśliwy że to tylko sen - te zdarzają się mnie paradoksalnie gdy przedawkuję działań trzeźwościowych np: kilka mitingów,rocznic,wykładów,pracy w komisji lub dyżurów w Punktach Konsultacyjnych...

To jaki z tego wniosek? :drapie:
Twoje trzeźwienie zagraża Twojej trzeźwości? 34dd

Tomoe - Czw 24 Cze, 2010 10:01

Wszystko, co w nadmiarze - szkodzi. :)
jal - Czw 24 Cze, 2010 12:33

Tomoe napisał/a:
Wszystko, co w nadmiarze - szkodzi. :)


Najsłabszą moją stroną był i jest brak UMIARU.
Ale znowu jakbym miał umiar to by mnie tu nie było... :)

U nas leje kilka godzin.

PD - janusz

Wiedźma - Czw 24 Cze, 2010 14:03

Znaczy sie - trzeźwiejesz kompulsywnie... :wysmiewacz:
Urszula - Czw 24 Cze, 2010 15:47

Wiedźma napisał/a:
Twoje trzeźwienie zagraża Twojej trzeźwości?

He, he, he.... Wiedźmo!
Coś podobnego usłyszałam wczoraj od mojej terapeutki Marty. Tzn nie dosłownie, ale radziła mi, żebym tak intensywnie nie skupiała się jedynie na trzeźwieniu: - Z tego trzeźwienia gotowaś znowu zapić! Przestań wyobrażać sobie, że na każdym kroku czyha na ciebie alkohol i szukaj wokół siebie wszystkiego, co sprawia ci przyjemność. Rób to, na co masz ochotę, nawet jeśli innym wydawać się to będzie infantylne lub śmieszne! Ciągłe myślenie o alkoholu prowadzi do alkoholu. Ciągłe myślenie o tym, że musisz być trzeźwa prowadzi do zapicia. Ty NIE MUSISZ być trzeźwa, ty
CHCESZ być trzeźwa!
I dalej jeszcze całe kazanie w tym stylu.
Druga z terapeutek, Kaśka, już na początku zwróciła mi uwagę na to, że "przeginam". Pytała mnie, jakim sposobem chcę trzeźwieć, skoro przez cały czas myślę tylko o tym, by nie pić.
Trochę to dziwne, bo obie cały czas podsuwają mi pod nos jakieś lekturki o uzależnieniach do poczytania i przemyślenia...

Zdzira - Czw 24 Cze, 2010 20:22

Urszula napisał/a:
Pytała mnie, jakim sposobem chcę trzeźwieć, skoro przez cały czas myślę tylko o tym, by nie pić.
Trochę to dziwne, bo obie cały czas podsuwają mi pod nos jakieś lekturki o uzależnieniach do poczytania i przemyślenia...

myślę, że to nie jest dziwne. takie ciągłe myślenie o tym, aby nie zapić nazywa się 'd***' pewnie znasz to określenie fsdf43t
ja też myślę, że warto poszukać sobie czegoś, co sprawia radość i angażuje i umysł i ciało, po to żeby nie myśleć na okrągło o alkoholu. to ciśnienie to przeca normalne picie na sucho jest :D
myślę, że walka rodzi walkę. z uzależnieniem się nie walczy, bo to równia pochyła w dół, jak w śnie Artka. zgadzam się z terapeutką - chcieć, a nie musieć.
pozdrówki!

stiff - Czw 24 Cze, 2010 20:51

Urszula napisał/a:
bo obie cały czas podsuwają mi pod nos jakieś lekturki o uzależnieniach do poczytania i przemyślenia...

Tez mogę Ci cos zaproponować, co działa czyli " Codzienne refleksje "... :)

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 14:03

Postanowiłam pisać teraz przy tym wątku, bo znudziło mnie już to ciągłe nienawidzenie siebie (co nie znaczy, że się nagle polubiłam).
Dziwne sny mam w dalszym ciągu, ale nie jestem już tak nimi przerażona, skoro zapewniacie mnie, że to normalne. Moje obie terapeutki też ponoć miewają "głupie sny" i wcale się nimi nie przejmują. Poza tym udało mi się skontaktować z Jaśkiem (kuzyn psychiatra), a ten wręcz wyśmiał moje obawy co do choroby psychicznej!

Wiedźma - Sob 26 Cze, 2010 14:15

Urszula napisał/a:
Moje obie terapeutki też ponoć miewają "głupie sny"

Nie wiem jakie sny maja Twoje terapeutki, może i głupie, ale Twoich snów głupimi bym nie nazwała.
Sen to kontakt z podświadomością, która próbuje nam coś powiedzieć i uważam, że warto się im przyglądać...

Małgoś - Sob 26 Cze, 2010 14:22

Wiedźma napisał/a:
Sen to kontakt z podświadomością, która próbuje nam coś powiedzieć i uważam, że warto się im przyglądać..


Ja chcę czy nie to i tak zawsze zastanawiam się co oznaczał mój sen, czasem są tak bardzo dziwne, nasycone symbolami. A że w moim życiu wiele zmian ostatnio przerabiam i to bardzo ważnych. Tyle, że nie zawsze pamiętam dokładnie snów bo mam ich kilka, budzę się w nocy po kilka razy :/

Kulfon - Sob 26 Cze, 2010 14:26

Urszula napisał/a:
znudziło mnie już to ciągłe nienawidzenie siebie (co nie znaczy, że się nagle polubiłam)


czas leczy :)

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 14:33

A teraz muszę napisać coś fajnego: złapałam kawałeczek pracy!!!
No, nie jest to to, o co mi chodziło: ani dużo nie zarobię, ani ubezpieczenia lekarskiego mi to nie zapewnia, ani nie jest to na stałe...
Ale dobrze, że jest i mam o co myśli zaczepić!!!

W środę wieczorem zadzwoniła do mnie znajoma z pytaniem, czy nie zechciałabym się zająć dzieciakami przez cztery godziny trzy razy w tygodniu. Chciałam.
Niania od tych dziecek poszła na jakiś dokształ i rodzice szukali zastępstwa na godziny, gdy niańka będzie chłonąć wiedzę.
Jest to polska rodzina, ale dzieciaki w przedszkolu porozumiewają się wyłącznie po angielsku, z nianią (Polką!) też gadają po angielsku, z mamą i tatą kontakt mają dość ograniczony, jako że oboje rodziciele pracują i czas dla córek mają jedynie w weekendy, a cierpliwości, by rozmawiać z dziećmi wyłącznie po polsku też niezbyt dużo.
Trochę wydawało mi się to dziwne, ale...
Rodzice bardzo chcą, żeby dzieci były dwujęzyczne, jednak łatwiej im np. opieprzyć dziecię w języku, które owo dziecię pojmuje lepiej od polskiego...
Znajoma poleciła im mnie i... się spodobałam!!!
Nie wiedzą, bidoki, że powierzają swe latorośle w ręce alkoholiczki.

O!, nagrał się właśnie na sekretarkę jakiś facio z prośbą o wycenę remontu. Muszę teraz zadzwonić do mego pana męża, a potem oddzwonić facetowi i umówić ich na konkretny termin, więc więcej o mojej nowej "pracy" w następnym poście.

Wiedźma - Sob 26 Cze, 2010 14:45

Urszula napisał/a:
Nie wiedzą, bidoki, że powierzają swe latorośle w ręce alkoholiczki.

Gdzieś słyszałam taką opinię, że trzeźwi alkoholicy zwykle bywają bardzo rzetelnymi i solidnymi pracownikami.
Może tak być - skoro alkoholik pracuje nad sobą, to ustawia wszystkie dziedziny życia, w tym część zawodową także.
Kwestia tylko polega na tym, czy w którymś momencie trzeźwość się nie skończy :/

To bardzo odpowiedzialna praca, Urszulo - opieka nad cudzymi dziećmi.
Mam nadzieje, że zdajesz sobie z tego sprawę, właśnie w kontekście alkoholizmu.
Choćby głód miał Cię zeżreć żywcem, nie wolno Ci sięgnąć po alkohol gdy masz dzieci pod opieką.
No ale może to być dla Ciebie dodatkową motywacją...

Fajnie, że zarobisz trochę grosza, no i zdobędziesz jakieś tam nowe doświadczenie -
za bonę chyba jeszcze nie robiłaś, co? :wysmiewacz:

Małgoś - Sob 26 Cze, 2010 14:53

Wiedźma napisał/a:
Choćby głód miał Cię zeżreć żywcem, nie wolno Ci sięgnąć po alkohol gdy masz dzieci pod opieką.
No ale może to być dla Ciebie dodatkową motywacją...


Ja to se myślę, że tego właśnie Uli trzeba.. W końcu ktoś widzi mądrą kobietę a nie pijaczkę!

Kulfon - Sob 26 Cze, 2010 14:58

Urszula napisał/a:
powierzają swe latorośle w ręce alkoholiczki.

a zamierzasz jeszcze sobie sztucznie kolorowac swiat ??

jak nie, to w czym problem ;)


Cytat:
Rodzice bardzo chcą, żeby dzieci były dwujęzyczne, jednak łatwiej im np. opieprzyć dziecię w języku, które owo dziecię pojmuje lepiej od polskiego...


glupie gadanie :/
u mnie w dom mowic tylko po polski, za drzwiami i w sklepie tez i to nieraz na glos :skromny: , moim dzieciom jest obojetne czy mowia po polsku czy niemiecku rozumieja oba doskonale,
dzieci (19,17,15) mojego brata (czynnego alko) urodzone i wychowane tu na obczyznie mowia tez b.dobrze po polsku.

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 15:24

Sprawa z moją nową robotą przedstawia się tak:
W poniedziałki, środy i piątki jadę autobusem (jednym!, hurra!!!) na godz. 4-tą po dzieciaki do przedszkola, odbieram je i wiodę za rączki do domu. Przedszkole jest dwie minuty spacerkiem obok miejsca zamieszkania mającej zatrudnić mnie rodziny.
Potem mam się zająć dziatwą do godz. 8-mej, kiedy to tatuś wraca z roboty.
Obiecałam, że ani słowa do małolatek nie przemówię po angielsku i będę wymuszać na nich zwracanie się do mnie wyłącznie w j.polskim, który to ponoć świetnie znają, ale są zbyt leniwe, by się nim posługiwać.
Dziewczynki (bliźniaczki) mają 4 latka. Śliczne są i... bardzo rozbrykane.

Pierwszy dzień (wczorajszy) już mam za sobą. Tzn. z przedszkola jeszcze nie mogłam ich odebrać sama, bo rodzice nie złożyli u kierowniczki przedszkola stosownej bumagi, że mogę dzieci odbierać. Po dzieci udała się wraz ze mną "właściwa" niania, która zresztą do końca wieczoru została z nami.
Wprowadziła mnie w obowiązki i zapewniła, że "to nie są dzieci, tylko diabły wcielone".
Fakt, do aniołów to im daleko!
Niemniej, mój pierwszy kontakt z podopiecznymi wypadł dobrze. Dzieciaki mnie zaakceptowały, nawet powkładałam im w dzioby nieco owoców na kolację (ponoć owoców nie lubią, tylko chrupki!) i upewniły się, że dalszy ciąg bajki (po polsku!!!) usłyszą, kiedy przyjdę do nich następnym razem.

Oj, wróciłam do domu kompletnie wypompowana! Emilka i Amalka są jeszcze bardziej "intensywne" i wymagające od moich osobistych wnuczek. A tu dodatkowo byłam pod obstrzałem wzroku niani, która z pewnością ma za zadanie złożyć raport rodzicom.
W poniedziałek już sama odbieram dziewuchy z przedszkola i muszę przetrwać z nimi do powrotu taty, bez "protezy" w postaci "właściwej" niani...
Kurcze, muszę, muszę, muszę sobie poradzić!!!
Ten "pierwszy piątek odprawiłam" bezpłatnie, ale od przyszłego tygodnia mam zarabiać kaskę (niewielką, bo niewielką, ale zawsze!) i liczę na to, że przynajmniej przez trzy miesiące utrzymam się na tej pozycji.
Trzymajcie kciuki!!!

Jedno co mnie martwi, to to, że nie będę mogła chodzic w środy na terapię do Marty...
Jeszcze z nią nie gadałam na ten temat, ale wiem, że ze zmianą terminu będzie ciężko.

kiwi - Sob 26 Cze, 2010 15:28

Hallo Urszula !!!
Ciesze sie razem z Toba ze dalej trzezwo zyjesz ! Dzisiaj nie pijemy,tego sie trzymamy i bardzo dobrze ! To ze znalazlas sobie "mala"prace to dobrze,ale ja mam takie mysli:gdzie ty te dzieci bedziesz pilnowac...Czy u siebie w domu (w ktorym oczywiscie wierze ze nie ma nic alk.) czy w domu u tych ludzi ? Bo jezeli u tych ludzi ...to musisz powiedziec ze jestes chora....bo oni moze "normalnie"pija sobie,i maja swoje zapasy.Dla nas jest to bardzo bardzo wazne zeby przebywac w otoczeniu bez zadnego alk.Dzisiaj dasz rade.....a jutro ?! Lepiej wszystko sobie za wczasu przemyslec.
Serdecznie pozdrawia
Kiwi

Wiedźma - Sob 26 Cze, 2010 15:37

Urszula napisał/a:
nie będę mogła chodzic w środy na terapię do Marty...

Może Marta zgodzi się przełożyć to na inny dzień tygodnia.

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 15:41

Wiedźma napisał/a:
za bonę chyba jeszcze nie robiłaś, co?

Za bonę nie.
Ale przecież wychowałam dwie córki, zajmowałam się dzieciakami mojego brata, kiedy bratowa miała poważniejsze misje do spełnienia, w Polsce nie tylko uczyłam w szkole, ale pracowałam jeszcze z zaniedbanymi dzieciakami w świetlicy środowiskowej i prowadziłam dziecięcy teatrzyk w domu kultury, a w USA przez dwa lata zajmowałam się starszą wnuczką codziennie, póki nie wyszła z pieluch.
Od tej strony wszystko O.K.! Nie boję się tego, że z dzieciakami sobie nie poradzę, bo mam już na nie wypracowane (nie tylko przeze mnie) metody.
Czego się boję? Właśnie zapicia!
Strach przed zapiciem chwilami jest paraliżujący...
Ale masz rację, Wiedźmo, że podjęcie się opieki nad cudzymi dziećmi jest dla mnie dodatkową motywacją. Tylko, że ja do końca sobie samej już nie ufam...

Wiedźma - Sob 26 Cze, 2010 15:57

Urszula napisał/a:
do końca sobie samej już nie ufam...

No i co w związku z tym? Zrezygnujesz z tej pracy w ramach uczciwości wobec rodziców tych dzieci i siebie samej?
A może powiesz im o swoim alkoholiźmie, przerzucając na nich odpowiedzialność?
Może to i byłoby uczciwe, ale jednocześnie otwierałoby Ci furtkę :/

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 15:57

Kulfon napisał/a:
glupie gadanie
u mnie w dom mowic tylko po polski, za drzwiami i w sklepie tez i to nieraz na glos , moim dzieciom jest obojetne czy mowia po polsku czy niemiecku rozumieja oba doskonale,

Pewnie, że głupie! Jak się w domu mówi po polsku, to i dzieciaki mówią, nie?
Mój kuzyn Jaśko urodził się w Londynie, w wieku przedszkolnym znalazł się z rodzicami w USA, Polskę odwiedził cztery razy w życiu (po upadku komuny) i chociaż jego rodzice już na tamtym świecie, on polskiej mowy nie zapomniał.
Ale nie mnie w to wnikać, kto i jak własne dzieci wychowuje.
Trochę zdziwiona byłam jedynie, że niania, którą zatrudnili moi przyszli (?) pracodawcy w tym celu, żeby gadała do dzieci po polsku, krzyczy: "stop it!", albo " quiet, be quiet!"

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 16:03

Wiedźma napisał/a:
Może Marta zgodzi się przełożyć to na inny dzień tygodnia.

Jeszcze z nią o tym nie gadałam.
Domyślam się, że będzie ciężko, bo ona sama ma w kit różnych problemów ze zdrowiem męża i tak naprawdę, to powoli wycofuje się z działalności na rzecz "alkoholowych pogubieńców"...
No, nie wiem... Na początku jej nie lubiłam, ale gdyby teraz miało mi braknąć spotkań z Martą, bardzo by mi było szkoda.

Kulfon - Sob 26 Cze, 2010 16:04

Urszula napisał/a:
gadała do dzieci po polsku, krzyczy: "stop it!", albo " quiet, be quiet!"


moze nie zna polskich kulturnych odpowiednikow .... g45g21

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 16:16

kiwi napisał/a:
gdzie ty te dzieci bedziesz pilnowac...Czy u siebie w domu (w ktorym oczywiscie wierze ze nie ma nic alk.) czy w domu u tych ludzi ? Bo jezeli u tych ludzi ...to musisz powiedziec ze jestes chora....bo oni moze "normalnie"pija sobie,i maja swoje zapasy

U nich w domu.
I w tym właśnie sęk! Przecież nie mogę się im przyznać, że jestem alko, bo nie pozwolą mi się dziewczynkami zajmować. Z góry mnie skreślą!
A jeśli nie powiem, to być może natknę się u nich na jakąś butelkę, która mnie skusi? No, nie w tym sensie, żebym mogła ją wyżłopać na miejscu!!! To byłaby kradzież, a do tego nawet po pijoku nigdy się jeszcze nie posunęłam.
Ale głodzisko może się okazać silniejsze ode mnie i nie mam pewności, czy np. wracając od podopiecznych nie zahaczę o sklepik, w którym sprzedają "te pyszności"?!
Boję się, że znowu zacznę pić w ukryciu (od tego jestem specjalistką!) i znowu nikt nawet nie będzie się domyślał, że chleję: do pracy będę wychodzić trzeźwa, przy dzieciakch też nie łyknę, ale potem? Przed spankiem, przed położeniem się do wyrka?
Chryste Panie, jakie to trudne!!!

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 16:22

Kulfon napisał/a:
moze nie zna polskich kulturnych odpowiednikow ....

Myślisz, Kulfonie, że lepiej by było, gdyby ryknęła: "stul pysk!", albo "siądź wreszcie na d*pie!"?
Ja też tak myślę... No, może akurat nie te wyrażenia, ale przynajmniej nasze, swojskie.

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 16:41

Wiedźma napisał/a:
No i co w związku z tym? Zrezygnujesz z tej pracy w ramach uczciwości wobec rodziców tych dzieci i siebie samej?

Nie, chyba raczej nie zrezygnuję... A nawet z całą pewnością nie zrezygnuję!
Nie tylko ze względu na dodatowy (marny) grosz, ale ze względu na własne trzeźwienie. Muszę mieć jakąś odskocznię do normalnego życia, a tu akurat nadarza mi się niezła okazja.
Pracę z dziećmi lubię bardziej od machania ścierą, miotłą i mopem, choć w Polsce zajmowałam się starszymi, niż przedszkolaki. Wierzę, że nie tylko ja, ale i one mogą na naszej współpracy skorzystać. Mam im sporo do zaoferowania.
A co do uczciwości względem rodziców? Hmmm... Jeszcze nie wiem. Jeśli uznam za konieczne, to pewnie przyznam im się do choróbska. Póki co, nie widzę takiej potrzeby.

Jacek - Sob 26 Cze, 2010 18:04

Urszula napisał/a:
Chryste Panie, jakie to trudne!!!

trudne bo ciągle zostawiasz furtkę uchyloną
Urszula napisał/a:
I w tym właśnie sęk! Przecież nie mogę się im przyznać, że jestem alko, bo nie pozwolą mi się dziewczynkami zajmować

c ... c ... c ... :nie: wolał bym wpierw swe życie uporządkować
a niżeli w nie pewności wpaść po uszy i odpowiadać z żalem za jakiś wybryk

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 19:12

Wiedźma napisał/a:
Gdzieś słyszałam taką opinię, że trzeźwi alkoholicy zwykle bywają bardzo rzetelnymi i solidnymi pracownikami.

Wiesz, Wiedźmo, że nawet kiedy piłam, zawsze byłam bardzo solidnym pracownikiem?
Nigdy o minutkę nie spóźniłam się do pracy, zapieprzałam na sprzątaniu jak mały samochodzik i nigdy nikt nie miał pretensji o to, że czegoś gdzieś nie doczyściłam. Chociaż naprawdę było ciężko i moje koleżanki i koledzy (trzeźwi!) nieustająco mieli skargi od właścicieli sprzątanych pomieszczeń i nagany ze strony pracodawców.
Ja nie miałam tych problemów.
Łykałam trochę % przed robotą celem złagodzenia bólu w prawym łokciu, plecach i nadgarstku i... sruuu! Do roboty!!! W pracy nie piłam, bo nie było kiedy. Przysługującej mi przerwy na lunch nie wykorzystywałam, bo nie było kiedy. W ogóle żadnej przerwy w pracy sobie nie robiłam, bo nie było kiedy: - wiedziałam, że jak przysiądę na parapecie na trzy minuty, to już nie zdążę wyczyścić np. klamek w kiblu...
Jeden jedyny raz nie powstrzymałam się przed "poczęstunkiem". Zziajana i zmachana poszłam w czasie lunchu do szatni, by napić się zimnej kawy (zaparzyłam, ale nie wypiłam jej przed rozpoczęciem roboty) i nie oparłam się "sztampurce koniaczku", którym raczyli się inni pracownicy. Z tym, że oni byli już po zakończonej pracy, ja byłam w trakcie.
Potem ktoś zadzwonił do ochroniarzy, że jedna ze sprzątaczek jest pod wpływem alkoholu...
"Pod wpływem", to ja byłam prawie codziennie, ale nikt się tego nie domyślał. Nawet napiwki dostawałam od właścicieli gabinetów lekarskich za coś, co zrobiłam "ponad normę". Rzecz jasna, do napiwków nikomu się nie przyznawałam, bo uznałam, że jest to moja prywatna sprawa.
Pojęcia nie mam, jakim cudem współpracownicy dowiedzieli się, że otrzymuję "dodatkową gratyfikację". Grzebali w mojej szafce w szatni? Przeglądali moją torebkę? Przeszukiwali kieszenie kurtki?
Gdzieś w okolicach Wielkanocy zaczęli zadawać mi niezręczne pytania typu: "- Dr David się wykazał i rzucił stówą?", "Zośka złożyła ci życzenia wielkanocne na czeku?", itd., itp...
Owszem, wielkanocnych napiwków uzbierało mi się prawie tyle, ile wynosiło moje miesięczne wynagrodzenie w firmie, ale przecież nikomu się tym nie chwaliłam!
Robiłam, co do mnie należało i tyle. Czasem wychyliłam się "ponad kontrakt" na wyraźne życzenie któregoś ze zleceniodawców (ale to już po godzinach pracy).
Kichy nosem mi wychodziły, rozsypywały mi się wszystkie stawy od dźwigania worów ze śmieciami i gipsem, padałam na pysk i bez "znieczulenia" w postaci alko ze zmęczenia nie potrafiłam zasnąć, ale miałam tę robotę!!!
Ja, alkoholiczka, śmieć i nic niewarte ludzkie łajno, MIAŁAM PRACĘ, która mogła postawić nas na nogi!
Straciłam ją przez jedno durnowate sięgnięcie po kieliszek!
Gdybym nie była alkoholiczką powiedziałabym:
- Nie! Dziękuję, w pracy nie piję.
Ale ten kieliszek tak kusił.... Myślałam, że nic wielkiego się nie stanie, bo w końcu i tak nigdy do końca trzeźwa nie jestem.
Teraz wiem, że dałam się podpuścić. Kilka dni po mojej wpadce zadzwonił do mnie kolega z pracy:
- Ula, wracaj do nas! Ula, wiem, kto wpadł na pomysl poczęstowania cię koniakiem i kto zadzwonił do security! Wiem, komu zależało na twoim zwolnieniu i wiem, że można to jeszcze cofnąć. Jak się odwołasz i przyniesiesz od lekarza zaświadczenie, że się leczysz, to nic straconego! Masz szanse, żeby wrócić.
A mnie się już walczyć o tę robotę nie chce. Po pierwsze dlatego, że wstyd: - wszyscy wiedzą, z jakiego powodu zostałam zwolniona. Po drugie: - mam już skończone 55 lat, nie jestem tak sprawna jak 18-latka i po prostu fizycznie wysiadam.
Żaluję, że straciłam tę pracę. Do końca życia sobie tego nie wybaczę, ale...
No, właśnie nie wiem jeszcze, co znaczy to "ale".

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 19:21

Jacek napisał/a:
c ... c ... c ... wolał bym wpierw swe życie uporządkować
a niżeli w nie pewności wpaść po uszy i odpowiadać z żalem za jakiś wybryk

To co?!
Uważasz, że w poniedziałek powinnam powiedzieć rodzicom dzieciaków, że nie mogą na mnie polegać, bo jestem alkoholiczką? Niech szukają trzeźwej niani...
Ale skoro wiem, że przy dzieciach nie zapiję, to dlaczego mam sie pozbawiać szansy na trzeźwienie, a dzieci na to, że zapomną polskiego języka w gębie?

Kulfon - Sob 26 Cze, 2010 19:30

Urszula napisał/a:
Łykałam trochę % przed robotą celem złagodzenia bólu w prawym łokciu, plecach i nadgarstku i... sruuu!


oooo, "furtka" :mgreen:

na co zwalisz jeszcze .... g45g21

w taki sposob wlasnie czasami my alko sie oszukujemy :/
bol ciala szlo zlagodzic przeca inaczej !!!
a co jak znow w nastepnej ciezkiej pracy zaboli i kolezanka z koniaczkiem bedzie ??


:kwiatek:

Kulfon - Sob 26 Cze, 2010 19:31

Urszula napisał/a:
Uważasz, że w poniedziałek powinnam powiedzieć rodzicom dzieciaków, że nie mogą na mnie polegać, bo jestem alkoholiczką?


zwariowalas !! :krzyk:

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 20:21

Kulfon napisał/a:
a co jak znow w nastepnej ciezkiej pracy zaboli i kolezanka z koniaczkiem bedzie ??

Nic nie będzie!!!!
Koleżanom z koniaczkiem nawet po pijoku (co nie daj Panie Boże!) przyjrzę się trzeźwym okiem! Zbyt dużo starciłam na tym jednym koniaczku i jestem tego w pełni świadoma.
Następnym razem łyknę "przeciwbóla"! Starałam się tego unikać (tych przepisanych przez lekarza w razie bólu nie do opanowania), ale przyznaję, że "przeciwbóle" dostępne bez recepty wpierniczałam jak landynki... Nie skutkowały.
Teraz w ogóle ich nie zażywam, bo jestem bezrobotna i nie mam takiej potrzeby. Jak coś boli, to widocznie musi boleć. Przetrzymuję to przykładajc łeb do blatu stołu, albo zakopując się w wyrku.
Teraz nic mnie nie goni, nic nie popędza, bóle kręgosłupa minęły, bóle nadgarstka też, czasem jeszcze łokieć się odzwywa, kiedy np. podnoszę młodszą wnusię. Ale ogólnie jest dobrze i na zwykłe moje dolegliwości pomaga zwykły Tylenol + kilka minut leżenia na podłodze i najprostsze ćwiczenia gimnastyczne.
Parę skłonów po wstaniu rankiem z łóżka, kilka przysiadów i nie jest żle!
Marzę teraz o rowerze, bo mogłabym przecież na zakupy zasuwać tym pojazdem. Kilka poprzednich rowerków mi ukradli.

Kulfon - Sob 26 Cze, 2010 20:28

a wiesz o tym ze bole stawow czesto sa spowodowane piciem ?? znam z doswiadczenia, chociaz nie az tak jak na wikipedi to jest pokazane
Dna Moczanowa

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 20:39

Kulfon napisał/a:
zwariowalas !!

Nie wiem. Może?
Póki co, chcę załapać tę robotę i trzymam gębę na kłódkę!
Nie przyznam się do alkoholizmu rodzicom dzieci do momentu, aż uznam to za stosowne.
Dzieciaki mnie zaakceptowały, ja nie czuję do nich odrazy lub niechęci. Wręcz przeciwnie, zauroczyły mnie wrodzoną inteligencją i chyba to się liczy.
CHCĘ, zwyczajnie CHCĘ zajmować się tymi dwoma małymi istotkami i nauczyć je nie tylko mówić, ale czytać, pisać i myślecć po polsku...

yuraa - Sob 26 Cze, 2010 20:41

Urszulo Ty masz się dziećmi zajmować i w umowie o pracę czy to ustnej czy pisemnej z pewnością nie ma nic o piciu alkoholu, więc czemu to pracodawcy mieliby chować przed Tobą butelki. Ty masz ich nie widzieć, tych butelek.

Poinformujesz ich: wiecie , jestem alkoholiczką, pochowajcie flaszki i traktujcie mnie specjalnie.
spytają od kiedy nie pijesz.
powiesz od maja
a oni: to my na razie dziękujemy, ale oddzwonimy :)

Jacek - Sob 26 Cze, 2010 20:42

Urszula napisał/a:
Ale skoro wiem, że przy dzieciach nie zapiję

tego nie wiesz,choćbyś nie wiem jak była pewna tego
bo alko to choroba psycho ,a nie bo mam czy nie mam ochoty się napić
a to ze psycho,to nigdy nie wiesz co akurat spowoduje tę słabość - która może akurat zdarzyć się w ten wspomniany poniedziałek
Urszula napisał/a:
To co?!
Uważasz, że w poniedziałek powinnam powiedzieć rodzicom dzieciaków, że nie mogą na mnie polegać, bo jestem alkoholiczką?

to nie może być moja lecz twoja "jak uważasz"
co ja bym nie powiedział to ty wybierasz
to czy tam pujdziesz czy nie pujdziesz
a nawet to co powiesz - czy uczciwe
Urszula napisał/a:
że nie mogą na mnie polegać, bo jestem alkoholiczką?

czy zakłamane - bo akurat mam wyjazd
Ulko droga moja - ty se tak nie bierz do serca mego biadolenia
bo ja daję tylko zarys ogólnego widoku
ale ja cię osobiście nie znam i nie wiem na co cię stać
a ten ogólny zarys to postać alko - nie koniecznie twój

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 21:02

yuraa napisał/a:
Urszulo Ty masz się dziećmi zajmować i w umowie o pracę czy to ustnej czy pisemnej z pewnością nie ma nic o piciu alkoholu, więc czemu to pracodawcy mieliby chować przed Tobą butelki. Ty masz ich nie widzieć, tych butelek.

No właśnie! O to mi chodzi, że postaram się nie widzieć tych butelek, nawet gdyby stały gdzieś wyeksponowane ( nie stoją).
Chcę załapać się na tę robotę, bo czuję, że to jest jakaś szansa dla mnie, a oprócz tego dzieciaki mogą coś skorzystać. Jeszcze nie zdążyłam ich polubić, ale czuję, że znajdziemy wspólny język.

KICAJKA - Sob 26 Cze, 2010 21:20

Urszula napisał/a:
że postaram się nie widzieć tych butelek, nawet gdyby stały gdzieś wyeksponowane ( nie stoją).
Chcę załapać się na tę robotę, bo czuję, że to jest jakaś szansa dla mnie,
Ulka wierzę w Ciebie,że będziesz widzieć tylko dzieci,które Cię tak zakręcą,co całkiem zapomnisz o problemie. :) I wierzę,że ta praca może Cię dowartościować :) Trzymam kciuki :kciuki:
Wiedźma - Sob 26 Cze, 2010 21:25

KICAJKA napisał/a:
całkiem zapomnisz o problemie

Lepiej żeby nie zapominała :nono:

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 21:29

KICAJKA napisał/a:
Ulka wierzę w Ciebie,że będziesz widzieć tylko dzieci,które Cię tak zakręcą,co całkiem zapomnisz o problemie

Kicajko, ja też na to liczę!
Mam już kilkadziesiąt pomysłów na zagospodarowanie im czasu, mam pomysly na to, jak przekonać je do jedzenia warzyw i owoców, mam mnóstwo, mnóstwo innych pomysłów!
Trzymaj za mnie!!!
Wbrew pesymistycznym prognozom, wierzę, że przy dzieciach nie zapiję.

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 21:40

Wiedźma napisał/a:
Lepiej żeby nie zapominała

I nie zapomnę, Wiedźmo! Tego możesz być pewna, bo problem tkwi we mnie, nie pozbędę się go tak łatwo.
Ale chcę spróbować.
Chcę zmierzyć się z trzeźwym światem i zakładam, że nie odbędzie się to kosztem moich nieletnich podopiecznych. Nie chcę eksperymentować z uczuciami powierzonych mojej pieczy dzieci. Jeśli mnie polubią, to nie zniknę z dnia na dzień z ich życia, nawet gdyby bardzo chciało mi się ugasić pragnienie wiadomym sposobem.

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 21:50

yuraa napisał/a:
przeniosłem
rower Urszuli

Aaaa, to teraz wiem, kto stoi za tymi tajemniczymi zniknięciami moich rowerów!
Yuraa, ja bardzo proszę, żebyś oddał mi ten ostatni rower!
Nie wzbogacisz się, bo ostatni mój rower znalazłam na śmietniku. Dokupiłam do niego kółka, ale on nawet dzwonka nie ma!
Na cholerę Ci taki chłam?

kiwi - Sob 26 Cze, 2010 22:00

Urszula,od poczatku czytam to co napisalas.I twoj zyciorys co tu napisalas to jest jedyny hymn pochwalny na twoja czesc.Ty nigdy nic.....a wyszyscy przeciwko tobie.I nikt nigdy nic ze pijesz czesto i duzo nie wiedzial,nikt nie pokapowal,nie wyczul ty wszystko dobrze zawsze ukrywalas i.t.d.wiesz jakie to jest chore! wydrukuj sobie te swoje opowiadanie (bo to jest opowiadanie dla grzecznych dzieci)i daj do przeczytania swojej terapeutce,jezeli jest dobra to od razu (po pierwszym zdaniu )ci powie ze to bajka,widzona przez osobe bardzo jeszcze chora ciebie.Po drugie ,dopiero pare tygodni nie pijesz,a ile razy juz tu pisalas ze mialabys ochote sie napic ! dobrze nie zrobilas tego,ja musze ci wierzyc,ale ty jeszcze wcale nic nie zrozumialas....co,gdzie i dlaczego ! Stoisz bardzo chwiejnie na tych swoich nogach,juz zaczynasz ukrywac ze jestes chora....bo nie wypada.Jakie to zaklamane,tak jak twoj zyciorys !
Dobrze ze nie mam juz malych dzieci,i ze takiej jak ty opikunki nie dostane !!!!!
Juz to twoje zdanie:
Wbrew pesymicznym prognoza,WIERZE ze przy dzieciach nie zapije !!!! Toz to okropne klamstwo.A wiesz ze powinnam zadzwonic do tej rodziny i powiedziec jak u ciebie naprawde jest.To oni by mieli mozliwosc zamknac ci drzwi przed twoim pijackim nosem,a moze wtedy bys sie naprawde ze swojego bajkowego snu obudzila,i zajela sie soba i swoja choroba.
Kiwi

Urszula - Sob 26 Cze, 2010 22:01

Znikam z forum. Idę na ślub brata mojego zięcia.
Nie wiem jeszcze, czy zdobędę się na to, żeby pójść na wesele (ze względu na podawany tam weselny aklohol), ale uważam, że w kościelnej ceremonii powinnam wziąć udział.
Jak było, opiszę w poniedziałek.

Małgoś - Sob 26 Cze, 2010 22:03

Urszula napisał/a:
Wbrew pesymistycznym prognozom, wierzę, że przy dzieciach nie zapiję.


Ula, i ja wierzę w ciebie!
Sama bym się w życiu nie przyznała do choroby na twoim miejscu. Jeśli wiesz, że potrafisz być odpowiedzialna i przy dzieciakach nie wypijesz ani kropelki to najwyżej ryzykujesz że wracając do domu będzie korciło. Ale może to zajęcie będzie kolejnym udowodnieniem sobie, że wspomagacz nie jest ci już potrzebny ;) Tylko pogadaj o tym z terapką, ona pewnie coś więcej poradzi, tak na wszelki wypadek.

Wiedźma - Sob 26 Cze, 2010 22:06

Urszula napisał/a:
Nie wiem jeszcze, czy zdobędę się na to, żeby pójść na wesele (ze względu na podawany tam weselny aklohol)

Lepiej, żebyś się nie zdobyła... :nono:

Jacek - Sob 26 Cze, 2010 22:08

Urszula napisał/a:
ale on nawet dzwonka nie ma!

uważasz za powinność ,że go o tym informujesz
on i tak pewnie uznał że lepiej dokupić dzwonek
aniżeli do dzwonka całą resztę :roll:

pterodaktyll - Sob 26 Cze, 2010 22:08

Małgoś napisał/a:
Sama bym się w życiu nie przyznała do choroby na twoim miejscu.

i to już jest błąd niestety :bezradny:

pterodaktyll - Sob 26 Cze, 2010 22:11

Urszula napisał/a:
problem tkwi we mnie, nie pozbędę się go tak łatwo

Błąd w myśleniu.Ty się go już nigdy nie pozbędziesz. Możesz co najwyżej go "zneutralizować" i nauczyć się żyć z nim

Małgoś - Sob 26 Cze, 2010 22:13

pterodaktyll napisał/a:
Małgoś napisał/a:
Sama bym się w życiu nie przyznała do choroby na twoim miejscu.

i to już jest błąd niestety :bezradny:


domyślam się, że w tym wypadku bo o dzieci chodzi... tu rzeczywiście jest strach, ale jeśli głód by mi tyłek ścisnął, to stanęłabym na głowie by robotę dostać

pterodaktyll - Sob 26 Cze, 2010 22:21

Małgoś napisał/a:
stanęłabym na głowie

W gruncie rzeczy wszystko zależy od tego co w tej głowie jest i jaka jest motywacja :)

Małgoś - Sob 26 Cze, 2010 22:26

pterodaktyll napisał/a:
Małgoś napisał/a:
stanęłabym na głowie

W gruncie rzeczy wszystko zależy od tego co w tej głowie jest i jaka jest motywacja :)


ano...
Ula głodem nie przymiera ale może naprawdę chce na ten swój trzeźwy balkon dotrzeć ;)

pterodaktyll - Sob 26 Cze, 2010 22:28

Małgoś napisał/a:
może naprawdę chce na ten swój trzeźwy balkon dotrzeć
Tego nie wiesz ani Ty ani ja, a co gorsza ona też nie bardzo to wie :bezradny:
Małgoś - Sob 26 Cze, 2010 22:37

pterodaktyll napisał/a:
Małgoś napisał/a:
może naprawdę chce na ten swój trzeźwy balkon dotrzeć
Tego nie wiesz ani Ty ani ja, a co gorsza ona też nie bardzo to wie :bezradny:


Fakt, ten balkon to taki bardzo cudaczny się wydawał... 8|

rufio - Nie 27 Cze, 2010 11:53

Sranie w banie i piprzenie w bambus - to ze jest chora to jeszcze nie znaczy ze ma meldwac całemu swiatu - to ze chce wyjśc do ludzi i wziąśc na Siebie obowiazki inne niz dotychczas to dobrze - tylko jedno - przestań do cholery myslec tyle o piciu - zacznij myslec jak normalna babcia - masz zyc obok ale jednoczesnie z problemem - przeciez nie wszystko zawwsze mozna dostac i kupic albo zjeść - idż i pracuj - wymyslaj tym baka rózne rózności a przy okazji i sobie zrobisz dobrze .A wy przestancie straszyc i zaraz demonizowac jej ewentualne przygody . Jak nie pojdzie i sie nie przekona sama to z ania nikt tego nie zrobi - przeciez w koncu bedzie musiała stanąć z problemami twarza w twarz - jedno jest pewne jak zawalisz to bedzie chryja na cała dzielnice - ale niby dlaczego masz awalic ? PRZESTAN MYSLEC TYLE O TYM CZY ZAPIJE CZY NIE . TY NIE MASZ MYSLEĆ ŻE CO BY BYŁO LUB CO BEDZIE JAK BEDZIE - dZIS NIE PIJESZ A JUTRO ZNOWU BEDZIE DZIS .
Jacek - Nie 27 Cze, 2010 13:09

rufio napisał/a:
Sranie w banie i piprzenie w bambus - to ze jest chora to jeszcze nie znaczy ze ma meldwac całemu swiatu - to ze chce wyjśc do ludzi i wziąśc na Siebie obowiazki

ciekawe co byś powiedział komuś co ma HIV
a chodziło by o twoje dzieci

rufio - Nie 27 Cze, 2010 17:52

Jacek napisał/a:
ciekawe co byś powiedział komuś co ma HIV
a chodziło by o twoje dzieci

Ale Urszula nie ma HIV - nie wyjezdzaj z grubej beczki -
A jak przypadkiem zaraża sie HIVem - ? i CO MA PIERNIK DO WIATRAKA ?

Jacek - Nie 27 Cze, 2010 18:07

rufio napisał/a:
CO MA PIERNIK DO WIATRAKA ?

widzisz rufisiu to że ma
bo tyle wiemy o HIV
ile Ulka wie o alko
i nie zapominajmy że takie nie doświadczenie przypomina
przejście na drugą stronę rzeki po kruchym lodzie
i gdy się raz uda,to będziem chodzić już pewniakiem
a to właśnie najczęściej wtenczas pęka pod nami
wiele rzeczy nie wiem i wielu nie jestem pewien
ale jak wpływa alkohol na umysł
i jak działa umysł alkoholika
to akurat wiem
i rufisiu ja nie mówię Uli ,nie idź czy też idź
tylko sugeruję że lepiej się przed tym przygotować
a nie ryzykować po cieniutkim lodzie

pterodaktyll - Nie 27 Cze, 2010 18:08

Cytat:
Sranie w banie i piprzenie w bambus

To nie pieprz. Takie stany emocjonalne, jakie ona w tej chwili przeżywa nie są najlepszym prognostykiem dla tej pracy. Sam doskonale wiesz, że na początku trzeźwienia amplituda emocji sięga zenitu. Idź i pracuj z małymi dziećmi w tym stanie. powodzenia.

rufio - Nie 27 Cze, 2010 19:02

To czy Ula pojdzie czy nie - to nie zalezy od nas - Ma wszystko co mogliśmy jej przekazac - chce dobrze - chce nie dobrze - Są podzielone głosy - decyzja jest Jej . Może Jej to pomoże może nie - nieraz takie sytuacje wychodza bokiem a nieraz na prosta - No dobra ja jestem za - jak zawali to mi się dostanie jak nie to dostanie się Jej .Ale siedziec w domu i bez przerwy się obwiniac - to tez nie jest za dobre . Wiem jak to wyglada w stanach emocjonalnych tylko jest jedna różnica - Ula jakby nie patrzec jest kobieta i jeszcze w dodatku babcia a z tym gatunkiem to za cholere nigdy nic nie wiadomo - 8| :szok: Poczekamy na meldunek . No tak zaraz dostane ze dzieci i to jeszcze nie Jej - moze zrobic krzywde i cos jeszcze - moze ale ja jakos nie wierze żeby było żle - -Wróżenie z fusów - byc może .Kruchy lód ? Tak. Obawa ? Tak . Strach ? Raczej nie .
Jacek - Nie 27 Cze, 2010 19:54

rufio napisał/a:
Ula jakby nie patrzec jest kobieta

i to brałem pod uwagę
bo wrazie wpadki my chłopy to by olali
a kobiecina się może (nie musi) załamie - i klapa bo zaś gdy by mogła to już nie pójdzie bo ją będzie ściskać
rufio napisał/a:
To czy Ula pojdzie czy nie - to nie zalezy od nas

jasne że nie od nas
ale czy na terapii nie uczyli aby program trzeźwienia był oparty na odpowiedzialności
czy nie było tam coś takiego
wpierw se kup kwiatka jak po roku nie zwiędnie
to se kup zwierzątko itd...
chodzi tu wpierw o pracę nad sobą
ani jakieś
rufio napisał/a:
.Ale siedziec w domu i bez przerwy się obwiniac - to tez nie jest za dobre

KICAJKA - Nie 27 Cze, 2010 20:32

Wiedźma napisał/a:
KICAJKA napisał/a:
całkiem zapomnisz o problemie

Lepiej żeby nie zapominała :nono:
Faktycznie napisałam trochę na skróty,chodziło mi o to,że może zapomni o chęci picia,bo właśnie z tego siedzenia w domu i myślenia w kółko żeby się nie napić,chyba nic dobrego nie wyjdzie. :bezradny: A dzieci potrafią czasem zmobilizować,tym bardziej,że Ulka pracowała kiedyś z dziećmi :) Samo wyjście do ludzi już jest jakiś krokiem a nie tylko rozmyślanie o tym,żeby nie zapić i jeszcze ciągłe obwinianie się 8| Będę trzymać kciuki,może akurat :kciuki: :buziak:
Wiedźma - Nie 27 Cze, 2010 20:47

KICAJKA napisał/a:
napisałam trochę na skróty

Aha. No ale ja czujna jestem, no nie? :mgreen:



Jacek napisał/a:
wpierw se kup kwiatka

O rany! Mój bambus!!! dsv5gh

KICAJKA - Nie 27 Cze, 2010 20:59

Wiedźma napisał/a:
Aha. No ale ja czujna jestem, no nie? :mgreen:
I bardzo dobrze :buziak: Ja mam ostatnio za dużo zaległości i widać skutki :paluszkiem:
Borus - Nie 27 Cze, 2010 21:10

Wiedźma napisał/a:
Jacek napisał/a:
wpierw se kup kwiatka

O rany! Mój bambus!!!
...kaktus byłby bardziej wskazany ;)
Urszula - Pon 28 Cze, 2010 02:58

kiwi napisał/a:
Ty nigdy nic.....a wyszyscy przeciwko tobie.

Kiwi! Wcale i nigdy nie uważałam, że wszyscy przeciwko mnie! Przeciwnie. I np. ostatnio spotkałam się z tak wielką dawką bezinteresownej pomocy, że zyskałam jeszcze jedną motywację do trzeźwienia: - nie wolno mi tej pomocy zmarnować!!!
Przez cały czas przede wszystkim ja sama byłam przeciwko sobie i podejmowałam działania wbrew sobie. Teraz powoli zaczyna się to zmieniać.
kiwi napisał/a:
Stoisz bardzo chwiejnie na tych swoich nogach,juz zaczynasz ukrywac ze jestes chora....bo nie wypada.

Nie dlatego, że nie wypada, tylko dlatego, że wyjawienie prawdy mi się nie opłaca. Nie chodzi o zarobek (choć przynajmniej na opłaty za gaz i prąd będzie), ale bardzo chcę popracować z tymi dzieciakami!!! Czuję, że takie zajęcie dobrze mi zrobi i oderwie myśli od problemów, z powodu których mam ochotę się napić...
kiwi napisał/a:
Wbrew pesymicznym prognoza,WIERZE ze przy dzieciach nie zapije !!!! Toz to okropne klamstwo

Nie, to nie jest kłamstwo. Ja naprawdę wierzę, że przy dzieciach nie zapiję. Nigdy nie zdarzyło mi się to przy moich wnuczkach i teraz też w to muszę wierzyć.
Już po tym, kiedy oficjalnie przyznałam się przed rodziną do alkoholizmu, moja córka mi zaufała. Nie obawia się powierzyć dzieci mojej opiece i zięć też nie ma przed tym oporów.
kiwi napisał/a:
a moze wtedy bys sie naprawde ze swojego bajkowego snu obudzila,i zajela sie soba i swoja choroba.

Od 16-go maja nie robię nic innego, jak tylko zajmuję się sobą i swoją chorobą. Jakieś dodatkowe zajęcie bardzo by mi się przydało, więc nie dam Ci numeru telefonu do tej rodziny...

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 03:19

Małgoś napisał/a:
Tylko pogadaj o tym z terapką, ona pewnie coś więcej poradzi, tak na wszelki wypadek.

O właśnie, Małgoś, rozmawiałam dzisiaj o tym z Kaśką.
Niedziela niedzielą i trochę głupio mi było do niej dzwonić, ale sama upoważniła mnie do telefonu, jeśli tylko będę miała jakieś pytanie, problem, lub będę chciała zwyczajnie pogadać...
Zadała mi dwa pytania: - Chodzi ci głównie o kasę, czy o kontakt z dziećmi? i - Jak bardzo i jak długo będziesz sobie pluła w brodę, że straciłaś tę okazję?
Uznała, że mogę podjąć się tego wyzwania, mimo moja choroba...
W zasadzie, to ja już wcześniej byłam zdecydowana.
W najbliższy czwartek mamy wałkować ten temat.

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 03:57

Wiedźma napisał/a:
Lepiej, żebyś się nie zdobyła...

Kurcze, Wiedźmo, wiem, że lepiej by było, gdybym się nie zdobyła, ale... się zdobyłam.
Bo nie zdobyłam się na odmowę na nalegania, żeby przynajmniej wstąpić na chwilę i zjeść obiad weselny.
Paskudny był: zupa pieczarkowa z puszki, tłuste mięcha, przesolone, kopytka obierały się po zębach... Jedynie sałatę zjadłam ze smakiem. I ze smakiem wypiłam! Nie, nie alkohol - soczek z granatów z cytrynką, soczek z grejfrutka i pomarańczowy. Wlałam tego w siebie chyba cały galon, bo przy naszym stoliku nikt soków nie pił (alkoholu, zresztą też, poza symbolicznym kieliszkiem szampana), mogłam zaszaleć!
Zjadłam też podwójną porcję fantastycznych lodów z owocami (teść ma cukrzycę, lodów nie jada, swoją porcję scedował na mnie).
Owszem, widziałam na stole i butelki, i kieliszki, ale nawet specjalnego wrażenia na mnie nie robiły. Przez cały czas zajęta byłam moją osobistą starszą wnuczką i jeszcze gromadką innych dzieciaków, z którymi tańczyłam w kółeczko.
Przed północą wróciliśmy do domku, a ja trzeźwa jak nie po weselu! I nawet głoda nie miałam. Może odezwie się z opóźnieniem?
Bo dzisiaj czasu na głoda też nie miałam! Rano śpiewy na mszy, potem tradycyjne już pranie kota po wędkarskich wyczynach sąsiada, czesanie, szczotkowanie (strasznie filcuje się po praniu - kot, nie sąsiad), potem gotowanie obiadku, prawie godzinne gadanie przez telefon z terapeutką Kaśką, zabawy z wnusiami i do wieczora czas zleciał nie wiadomo kiedy.
Jutro też nie piję!

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 04:16

Małgoś napisał/a:
Fakt, ten balkon to taki bardzo cudaczny się wydawał...

I cudaczny, i bardzo brzydki! Możesz mi wierzyć, bo w snach widywałam go bardzo dokładnie. Ale jednocześnie wiedziałam, że MUSZĘ go osiągnąć...
Nigdy nie udało mi się do niego dotrzeć, schody kończyły się tuż przed dotarciem do celu.
Ostatniej nocy już mi się nie śnił. Śniła mi się za to jakaś druciana klatka zamknięta na kłódkę i ja wraz z tłumem ludzi szturmująca na tę klatkę. Dokładnie snu nie pamiętam, wiem tylko, że nie było klucza do kłódki i ktoś znajomy mi (kto?) pobiegł po jakiś majzel, żeby tę kłódkę ukręcić.
W sumie był to dość miły sen... Obudzilam się z dziwnym uczuciem lekkości, próbowałam sobie przypomnieć, co też właściwie mi się śniło?, ale nie zdołałam.

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 04:27

rufio napisał/a:
jedno jest pewne jak zawalisz to bedzie chryja na cała dzielnice - ale niby dlaczego masz awalic ?

Rufio, dokładnie coś w tym stylu usłyszałam dzisiaj od mojej terapki Kaśki!
Znacie się? Macie ze sobą jakieś potajemne konszachty?

Wiedźma - Pon 28 Cze, 2010 05:07

Urszula napisał/a:
nie zdobyłam się na odmowę na nalegania, żeby przynajmniej wstąpić na chwilę i zjeść obiad weselny. (...) widziałam na stole i butelki, i kieliszki, ale nawet specjalnego wrażenia na mnie nie robiły (...)I nawet głoda nie miałam. Może odezwie się z opóźnieniem?

To bardzo niedobrze, że na samym początku abstynencji świadomie fundujesz sobie kontakt z wyzwalaczem.
Myślę, że jeżeli nie nauczysz się odmawiać udziału w takich imprezach, to nie zaczniesz naprawdę trzeźwieć.
Bo Ty ciągle nie trzeźwiejesz - Ty lawirujesz. A nuż się uda tak boczną ścieżką, na pół gwizdka i bezboleśnie.

Tak, głód zwykle odzywa się z kilkudniowym opóźnieniem (oby nie w trakcie opieki nad tymi dziećmi :/ )

Wiedźma - Pon 28 Cze, 2010 06:03

Jak dotąd nie potrafiłam się zdecydowanie określić co do Twojej opieki nad dziećmi.
Teraz już wiem - z takim podejściem do swojej choroby
nie powinnaś zajmować się dziećmi, ponieważ jest to dla nich niebezpieczne.

Ty rozpatrujesz to zajęcie wyłącznie ze swojego punktu widzenia - praca Ci potrzebna, więc ją łapiesz.
Pomijam już kwestię uczciwości wobec rodziców dzieci...
Ty podobno wierzysz, że przy dzieciach się nie napijesz i już!
Może i wierzysz, ale to są tylko puste słowa, skoro nie poparte działaniami, a wręcz przeciwnie -
Twoje świadome działania świadczą o Twoim niefrasobliwym podejściu do swojego alkoholizmu.
Co przyjdzie z Twojej wiary, skoro igrasz z ogniem - wystawiasz się na łatwy cel i świadomie narażasz na głód alkoholowy?
Ty widocznie ciągle nie wiesz, na czym polega alkoholizm.
A w takiej sytuacji uważam, że nie masz moralnego prawa zajmować się cudzymi dziećmi
pozostawiając ich rodziców w nieświadomości.

W każdym razie ja bym Ci swoich dzieci nie powierzyła. Przykro mi, ale staram się być obiektywna.

artek - Pon 28 Cze, 2010 07:01

Cześć Ulka , A ja myślę ,że fajnie z tą robotą Ci wyszło. Cuda jakieś to nie są ,ale zawsze się czymś zajmiesz i" BEDZIE. " A przy okazji te parę groszy poprawi Ci humor i przestaniesz biadolić ,że nie przynosisz zysków. :wysmiewacz:
A , no i dzisiaj nie pijemy.

Tomoe - Pon 28 Cze, 2010 08:48

Alkoholizm to choroba zakłamania.

Można oczywiście przestać pić i fajnie jest przestać pić, ale dopóki alkoholik tkwi po same uszy w starych, chorych mechanizmach zakłamania - to nie jest z nim dobrze. Nie może być dobrze.

Urszulo, taki jest mój ogląd na twoje zawodowe sprawy:

Twierdzisz, że z poprzedniej pracy wyleciałaś "przez jeden kieliszeczek koniaczku". Nie, Urszula, to nieprawda. Piłaś w pracy już wcześniej, przyjmowałaś alkoholowe prezenty od klientów, tylko bardzo starannie ukrywałaś swoje picie, łudząc się, że nikt go nie zauważa.
Zauważano twój problem z alkoholem, dlatego ktoś wreszcie zaaranżował ten jeden jedyny raz, kiedy zostałaś na piciu przyłapana. Ale nie wmówisz ani mnie, ani sobie, że to był jedyny jedyny raz, kiedy piłaś w pracy.

Już po zwolnieniu otrzymywałaś ze swojej poprzedniej firmy jasne i wyraźne sygnały, że możesz tam w każdej chwili wrócić, pod warunkiem, że przedstawisz zaświadczenie, że się leczysz z alkoholizmu. Masz dwie terapeutki. Jestem przekonana, że gdybyś poprosiła, każda z nich przedstawiłaby ci zaświadczenie o leczeniu. Ale ty skorzystać z tej propozycji nie chcesz.

Nie chcesz, bo boisz się otwartej konfrontacji z ludźmi ze swojej poprzedniej firmy, przed którymi musiałabyś otwarcie i uczciwie powiedzieć:
- Tak, mieliście rację, jestem alkoholiczką. Dziękuję wam, że mnie zwolniliście z pracy za picie alkoholu, bo dzięki temu zaczęłam się leczyć z alkoholizmu. To był dla mnie silny impuls i szansa na zmianę mojego życia. Jestem wam za to wdzięczna.

Nie, tego nie potrafisz zrobić. Wolisz tkwić w zakłamaniu.

Nie potrafisz także przyznać się rodzicom dziewczynek, którymi zamierzasz się opiekować, do swojego alkoholizmu.
Wolisz tkwić w zakłamaniu, upierając się przy tym, że na pewno nigdy nie napijesz się alkoholu przy dzieciach.
Czy jesteś wobec rodziców tych dzieci otwarta, szczera i uczciwa?
Czy dajesz im w ogóle szansę wyboru, czy chcą zatrudnić alkoholiczkę jako opiekunkę swoich dzieci, czy nie chcą?
Nie, nie dajesz im tej szansy, ponieważ dla ciebie liczy się tylko to, czego ty w tym momencie chcesz. Zachowujesz się w sposób egocentryczny, zakłamany i nieodpowiedzialny.

I wiesz co ci powiem?
Jeśli ta twoja cała Kaśka, na którą się tak chętnie tutaj powołujesz, naprawdę pochwala twoje zachowanie - to ja zaczynam poważnie powątpiewać, czy ona się choć trochę zna na uzależnieniu od alkoholu. Chętnie bym zobaczyła jej certyfikat terapeuty uzależnień.

Urszulo, opieka nad dziećmi to bardzo odpowiedzialne zadanie.
Uważam, że gdybyś była choć trochę uczciwa wobec samej siebie i przestałabyś oszukiwać siebie i ludzi, sama uznałabyś, że na taką pracę w drugim miesiącu abstynencji jest jeszcze za wcześnie. :)

Flandria - Pon 28 Cze, 2010 13:19

Wiedźma napisał/a:
Ty rozpatrujesz to zajęcie wyłącznie ze swojego punktu widzenia - praca Ci potrzebna, więc ją łapiesz


takie życie :bezradny:

kiwi - Pon 28 Cze, 2010 13:49

Przeczytalam z wielka uwaga to co Urszuli napisaliscie,a takze jej wypowiedzi.I ja zgadzam sie calkowicie z Wiedzma i Tomoe.
Kiwi

Halibut - Pon 28 Cze, 2010 13:57

Tomoe napisał/a:
Jeśli ta twoja cała Kaśka, na którą się tak chętnie tutaj powołujesz, naprawdę pochwala twoje zachowanie - to ja zaczynam poważnie powątpiewać, czy ona się choć trochę zna na uzależnieniu od alkoholu. Chętnie bym zobaczyła jej certyfikat terapeuty uzależnień.


Pozwólcie innym podejmować wybory dotyczące ich życia. To oni za nie po naszą konsekwencję i odpowiedzialność. I mam wrażenie, że trochę więcej wiedzą o sobie, swojej sytuacji i swoich problemach niż wy o nich wiecie, tym bardziej, że są w fazie podwójnej indywidualnej terapii, pod opieką dwóch terapeutów. Ale co niektórzy mają tu takie zapędy do diagnozowania i terapeutyczne, że gdyby mogli poddaliby diagnozie i terapii nawet konia pociągowego gdyby zaczął pisać na forum. Dyskredytowanie wiarygodności psychoterapeutki naszej forumowej koleżanki na podstawie naszych pogawędek internetowych to już delikatnie mówiąc jazda po bandzie.

Wiedźma - Pon 28 Cze, 2010 14:01

A ja zadam pytanie Urszuli:
czy obie Twoje terapeutki wiedzą o Twojej nowej pracy z dziećmi?
Jeśli tak, to jakie jest ich zdanie na ten temat? A jeśli nie, to... dlaczego nie wiedzą?


Jeżeli wcześniej o tym pisałaś, to sorki za niedoczytanie,
ale nie mam siły przebijać się jeszcze raz przez posty z ostatnich dni.

Tomoe - Pon 28 Cze, 2010 14:04

Halibut napisał/a:

Pozwólcie innym podejmować wybory dotyczące ich życia.


Nikomu niczego nie zabraniam.
Przedstawiam swój ogląd sytuacji.
Pozwól mi na to. :)

Halibut - Pon 28 Cze, 2010 14:12

Tomoe napisał/a:
Pozwól mi na to.


Ależ oczywiście, że pozwalam. :D
Choć jak na przedstawianie w sposób konstruktywny poglądów ton wydaje się być nader kategoryczny.
Wygląda to bardziej na ocenę z wyżyn niezmierzonego i nieomylnego doświadczenia i wiedzy.

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 14:18

Urszula napisał/a:
rufio napisał/a:
jedno jest pewne jak zawalisz to bedzie chryja na cała dzielnice - ale niby dlaczego masz awalic ?

Rufio, dokładnie coś w tym stylu usłyszałam dzisiaj od mojej terapki Kaśki!
Znacie się? Macie ze sobą jakieś potajemne konszachty?

nie...nie mają
bo jedno mówi o kartoflach
a temu drugiemu chodziło o żywe istoty

Tomoe - Pon 28 Cze, 2010 14:19

Jakoś nie przepadam za misternym owijaniem gówienek w sreberka, żeby mniej śmierdziały.
Jak mi coś z daleka śmierdzi - to mówię wprost, że mi śmierdzi. :)

Tomoe - Pon 28 Cze, 2010 14:30

Taki mi się dowcip przypomniał i nie wiem gdzie go wkleić, bo nadaje się i do "entej próby Artka" i do "snu Urszuli".

Wkleję tu.
Może Artek też sobie przeczyta.

A brzmi to tak:

Siedzi sobie baca na gałęzi i rżnie piłą gałąź, na której siedzi. Przechodzi ceper i mówi:
- Baco, przestańcie podcinać gałąź, na której siedzicie, bo się złamie i spadniecie na ziemię.
- A co mi tu głupi ceper bydzie godoł, co jo mom robić - oburzył się baca i rżnie dalej.
Nagle gałąź się złamała, baca d*** z hukiem na ziemię i powiada zdumiony: - Prorok, cy cóś? :shock:

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 14:36

Tomoe napisał/a:
Siedzi sobie baca na gałęzi

u mnie tri bacy wstawiają okna w szkole
spytam,może to który z nich :mgreen:

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 14:47

artek napisał/a:
A ja myślę ,że fajnie z tą robotą Ci wyszło.

Jeszcze nic nie wyszło, Artku!
To dopiero propozycja, z której w/g forumowiczów powinnam zrezygnować ze względu na choróbsko. Pewnie mają rację, ale już podjęlam decyzję. Wycofać się mogę w każdej chwili, choćby informując rodziców dziewczynek, że jestem alko...
Nie chcę tego, chcę spróbować, czy mi się uda, chcę sobie pomóc również i w ten sposób.
Czuję, że jeśli teraz się poddam, to już zawsze będę się poddawać, aż któregoś dnia machnę ręką na wszystko (na trzeźwienie też!), bo skoro tak, czy siak i tak jestem do d***, to po cholerę się wysilać?
Dzisiaj nie piję i wiem, że Ty też!
Powodzenia!!!

Halibut - Pon 28 Cze, 2010 14:57

Trzymam w kciuki za Ciebie i twoją nową pracę.
Powodzenia. :)

artek - Pon 28 Cze, 2010 14:58

No właśnie się NIE MOŻESZ poddać ,NIE MOŻESZ robić nic poprzez pryzmat innych ,bo oni tak chcą czy też ,bo co inni powiedzą .

"Co sprawia,że człowiek zaczyna nienawidzić sam siebie? Może tchórzostwo? Albo nieodłączny strach przed popełnianiem błędów,przed robieniem nie tego ,czego inni oczekują".

milutka - Pon 28 Cze, 2010 15:06

Urszula napisał/a:
chcę spróbować, czy mi się uda, chcę sobie pomóc również i w ten sposób.
Czuję, że jeśli teraz się poddam, to już zawsze będę się poddawać, aż któregoś dnia machnę ręką na wszystko (na trzeźwienie też!), bo skoro tak, czy siak i tak jestem do d***, to po cholerę się wysilać?
Dzisiaj nie piję
Urszulo jest mi trudno ustosunkować sie do twojej decyzji -pewnie z racji tego ,że sama jestem mamą ale mimo wszystko myślę ,że powinnaś podjąć tę pracę :) jest to trudna sytuacja ale widząc jak bardzo sama w siebie wierzysz ja bym Ci dała kredyt zaufania ...życzę powodzenia :pocieszacz: ...masz cel który chcesz osiągnąć a ta praca niech będzie motywacją do tego ;)
Jacek - Pon 28 Cze, 2010 15:07

Urszula napisał/a:
forumowiczów powinnam zrezygnować ze względu na choróbsko

Ulka,odpowiedz sobie na pytanie które ci zadam
co jest lepsze -
- gdy ktoś ci mówi gorzką,ale szczerą prawdę???
- czy może ślepe poklepywanie po pleckach ze słowami "dobrze robisz"??? ( a w duchu :cwaniak: )

milutka - Pon 28 Cze, 2010 15:09

Jacek napisał/a:
- czy może ślepe poklepywanie po pleckach ze słowami "dobrze robisz"??? ( a w duchu :cwaniak: )
:mysli: ..........
Jacek - Pon 28 Cze, 2010 15:11

milutka napisał/a:
jest to trudna sytuacja ale widząc jak bardzo sama w siebie wierzysz ja bym Ci dała kredyt zaufania

Basiu to co widzisz to są tylko słowa

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 15:15

Tomoe napisał/a:
Już po zwolnieniu otrzymywałaś ze swojej poprzedniej firmy jasne i wyraźne sygnały, że możesz tam w każdej chwili wrócić, pod warunkiem, że przedstawisz zaświadczenie, że się leczysz z alkoholizmu. Masz dwie terapeutki. Jestem przekonana, że gdybyś poprosiła, każda z nich przedstawiłaby ci zaświadczenie o leczeniu. Ale ty skorzystać z tej propozycji nie chcesz.

To nie tak! Żadnych jasnych i wyraźnych sygnałów nie dostałam. To tylko "chciejstwo" jednego z kolegów, któremu dobrze się ze mną współpracowało, a teraz z moją następczynią zgrać się nie może. Ów kolega w firmie tyle ma do gadania, co Żyd na Gestapo w czasie okupacji... Podpowiadał mi tylko drogę odwołań od zwolnienia, ale chyba sam też nie wierzy, że mogłabym wrócić na poprzednią pozycję. Nierealne! Pozycja już zajęta, nowe się nie otwierają...
Gdyby nawet przywrócili mnie do pracy, wszystko musiałabym zaczynać od nowa: znowu praca "na skoczka", znowu po kilka godzin w tygodniu za każdym razem na innym budynku, harówa na zmiany i nie wiadomo jak długi okres oczekiwania na stały etat. Wiem, bo informowałam się w kadrach firmy wkrótce po zwolnieniu.
Tomoe napisał/a:
Nie chcesz, bo boisz się otwartej konfrontacji z ludźmi ze swojej poprzedniej firmy,

To oczywiste, że się boję! Pokaż mi choć jedną osobę, która w takiej sytuacji czułaby się komfortowo!

milutka - Pon 28 Cze, 2010 15:19

Jacek napisał/a:
Basiu to co widzisz to są tylko słowa
pewnie tak i dla tego napisałam ,że jest mi trudno się ustosunkować do decyzji Urszuli .
Urszula - Pon 28 Cze, 2010 15:31

Tomoe napisał/a:
Jeśli ta twoja cała Kaśka, na którą się tak chętnie tutaj powołujesz, naprawdę pochwala twoje zachowanie - to ja zaczynam poważnie powątpiewać, czy ona się choć trochę zna na uzależnieniu od alkoholu. Chętnie bym zobaczyła jej certyfikat terapeuty uzależnień.

Ależ Kaśka absolutnie nie pochwala moich zachowań!!! Gadałyśmy blisko godzinę, zanim pozostawiła decyzję w moich rękach. To, że mnie od niej nie odwodzi, odebrałam jako sygnał, że wierzy w powodzenie kuracji i liczy na dodatkową motywację przez pracę.
A co do kompetencji Kaśki? Nie wiem. Certyfikatu nie widziałam na oczy. Niemniej, skoro od lat pracuje w zamkniętym ośrodku dla narkomanów, w szpitalu i kilku poradniach, wydaje mi się, że ktoś ten certyfikat musiał widzieć. Z ulicy chyba do uzależnionych nie trafiła, nie?

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 15:36

Halibut napisał/a:
Trzymam w kciuki za Ciebie i twoją nową pracę.

Dzięki, Hali!
Muszę wierzyć (i wierzę!), że mi się uda.
Ja za Ciebie też trzymam. Pijesz dzisiaj? Bo ja nie.

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 15:39

milutka napisał/a:
pewnie tak i dla tego napisałam ,że jest mi trudno się ustosunkować do decyzji Urszuli .

widzisz Basiu,u mnie było tak
że trudno było żonie mnie zaufać i zostawić pod moją opieką dzieci
gdy nie było wyjścia,a było trza z kimś zostawić,to prosiła swoją mamę
ale to historia gdy jeszcze piłem
ale pamiętam jak nie ufnie patrzyła na mnie po powrocie dwuletniej rozłąki
mimo że wiedziała że nie piję
a dziś po tych wielu letnim upływie czasu - to już zapomniała że cza na mnie uważać
poprostu udowodniłem swą postawą - trzeźwą postawą
a wiesz w czym jeszcze tkwiła tajemnica
w słowach
a wiesz jakie to były słowa ???
gdy w tamtych latach prosiła abym koniecznie dziś wrócił trzeźwy
ja ją zapewniałem - tak dziś na pewno będę trzeźwy
i wiesz co było najgorsze w tym ???
że ja sam w te słowa wierzyłem
ale gdzieś po drodze upływu godzin podpłynęła myśl - jedno cholerne piwo mnie nie zaszkodzi
a jak wiadomo dla alko jedno za dużo (piwo,kieliszek) - a wiadro za mało
więc niech mnie tu nikt nie pieprzy farmazonów że nie wiem co gadam i o czym gadam
i że dzieci sąsiada są mniej ważne od własnych

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 15:48

artek napisał/a:
No właśnie się NIE MOŻESZ poddać

Poddać, to ja się mogę, he, he... W każdej chwili! Przez 30 lat poddawałam się uzależnieniu. Ale teraz już NIE CHCĘ!!!
Teraz widzę przed sobą szansę na w miarę normalne życie.

kiwi - Pon 28 Cze, 2010 16:00

Urszula...ani ja twoj wrog...ani przyjaciel !!!
Kto tu na forum popiera twoja decyzje :
To Halibut,ktory sam jeszcze dobrze nie wie czy alkoholik czy nie ( raz pije ..raz nie pije)
To Artek,ktory dopiero dzisiaj rano odstawil alk.butelke ( i tez sie wacha pic ,nie pic )
To Milutka ,ktora jest nie chora na chorobe alk.
A taka osoba jak Wiedzma,Tome i ja .....to i tak bardzo dlugo czytamy i wyciagamy wnioski z twojego zyciorysu (Hymn pochwalny na twoja czesc i chwale ),bo my jestesmy ALKOHOLICZKAMI.Juz nam tutaj wszystkim tyle "wody"i glupot napisalas ze to i zdrowy by sie rozchorowal,a przeciez my wszystkie chore jestesmy !!!!! Wciskasz nam tu glupote,robisz popisy aktorski pierwszej klasy.I opisujesz tylko "*p****"widziane oczami bardzo chorej kobiety,ktora jeszcze widzi siebie jak w "krzywym lustrze".I mnie by to "kalafiorem zwisalo"czy ty pijesz czy nie pijesz i czy ty sie zapijesz,ale Ty (w glowie pijana kobieta i to jeszcze jak)bierzesz sie za pilnowanie i wychowywanie DZIECI,to jest karalne i karygodne !!!!!!!
Juz Twoje zdanie"Nie chce tego,CHCE SPROBOWAC CZY MI SIE UDA,chce SOBIE pomoc rowniez i w ten sposob.To chodzi tylko o Ciebie,te dzieci wogle ciebie nie interesuja.
Czytalam w gazecie ze w Ameryce OJCIEC za 25 dolarow chcial sprzedac swoje 8 miesieczne dziecko bo potrzebowal na alkohol,takie mial ciagosci,a ty nie lepsza od niego!
Nie wiem co jeszcze napisac.......powiem uczciwie ze ja zaniemowila,a to jest zadko u mnie .
Kiwi

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 16:23

Jacek napisał/a:
- gdy ktoś ci mówi gorzką,ale szczerą prawdę???

Gdybym się bała owej "gorzkiej a szczerej", nie wchodziłabym na to forum. Nie chodziłabym też na spotkania z terapkami, bo to boli.
Poklepywania po pleckach też nie oczekuję! I dobrze, że tak ostro zostałam ofuknięta, bo mam nowy materiał do przemyślenia.
Decyzję, co do pracy, już podjęłam. Mimo liczne zastrzeżenia, udaję się po południu po bliźniaczki do przedszkola.
Jeśli dojdę do wniosku, że faktycznie nie daję rady z trzeźwością przy dzieciach, szczerze i uczciwie wyznam ich rodzicom powód mojej rezygnacji.
Teraz zatrzaskiwanie sobie przed nosem otwartych drzwi, byłoby bez sensu.

evita - Pon 28 Cze, 2010 16:44

trudno mi się ustosunkować do tej całej awantury z opieką nad dziećmi ... jako matka wolałabym wiedzieć w czym rzecz gdybym oddawała pod opiekę swoje dzieci alkoholiczce a czy bym zgodziła się na to ? z obecnym stanem świadomości pewnie tak ale na pewno nie wówczas gdy to moja wiedza na temat alkoholizmu była znikoma jeśli nawet nie żadna :/
z jednej strony uważam, że głosy sprzeciwu mają swoje uzasadnienie i to dość konkretne, z drugiej zaś moja sympatia do ciebie Urszulo powoduje, że mam ochotę ci krzyknąć idź, pracuj, opiekuj się i nie daj się ! Jednak zdrowy rozsądek chwilami przeważa szalę w moich wahaniach ...

Julia - Pon 28 Cze, 2010 17:02

Urszulo...
Mam bardzo dużo sympatii do Ciebie.
Przyznam jednak,że ja nie podjęłabym
się opiekowania dziećmi.To jest ogromna odpowiedzialność.
Jesteś już na nią gotowa?

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 17:35

kiwi napisał/a:
To chodzi tylko o Ciebie,te dzieci wogle ciebie nie interesuja.

Jasne, Kiwi, że chodzi mi głównie o mnie! Ale twierdzenie, że te dzieci w ogóle mnie nie interesują jest niesprawiedliwe!!!
Nigdy żadnego dziecka, ani w ogóle żadnego człowieka nie traktowałam przedmiotowo.

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 18:01

evita napisał/a:
z jednej strony uważam, że głosy sprzeciwu mają swoje uzasadnienie i to dość konkretne, z drugiej zaś moja sympatia do ciebie Urszulo powoduje, że mam ochotę ci krzyknąć idź, pracuj, opiekuj się i nie daj się !

Evito, tu nie chodzi o sympatię, czy antypatię. A za miłe słowa dziękuję!!!
Jestem przekonana, że nie tylko ja skorzystam na "terapii przez niańczenie", ale i te maluchy dostaną ode mnie w zamian o wiele więcej, niż może im ofiarować dotychczasowa niania, która nawet nie wysila się na mówienie do nich po polsku...
Ona jest trzeźwa? To prawda. Ja jestem alkoholiczką? Też prawda. Trzeźwieję zbyt krótko? Najprawdziwsza prawda. Miewam głody alkoholowe? Miewam. Jestem pełna strachu, że któregoś dnia zapiję? Jestem. Ale wiem, mam tę pewnośźć, że nie przy dzieciach!!!
Skąd mam tę pewność? Z własnego doświadczenia. Przy moich wnuczkach nigdy ani kropelka alko nie trafiła do mojego przełyku. Owszem, wyczekiwałam chwili, kiedy już dzieciaki znikną z pola mojego widzenia i córka lub zięć przejmą pieczę nad nimi, a ja wtedy będę mogła dorwać się do np. piwa.
Teraz już nawet nie chcę się "dorywać", teraz postanowiłam, że "dzisiaj nie piję" i póki co, dotrzymuję danego sobie słowa.

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 18:14

Urszula napisał/a:
Teraz zatrzaskiwanie sobie przed nosem otwartych drzwi, byłoby bez sensu.

Ulka ,ty czegoś nie rozumiesz
i gdy to zrozumiesz - wtenczas będziesz naprawdę trzeźwiejącą alkoholiczką
bo dziś to ty stanęłaś na środku jeziora i to na kruchym lodzie
a te drzwi jak to pozywasz,nie są nawet uchylone dla ciebie
a co tu dopiero mówić o zamykaniu otwartych
Ulka nie wiem skąd się w nas alkoholikach bierze tyle sympatii do drugiego alkoholika
tak Ulka,to co tu wyrażamy słowami,to próba niesienia pomocy drugiemu alkoholikowi
bo każdy z nas zna swój początek,na którym jesteśmy pełni sił i wiary w siebie
ale słabość przychodzi niespodziewanie później,i to o tej owej słabości chcemy ci uświadomić
i to na nią wpierw trza się przygotować ,bo lepiej stąpać po grubym lodzie
niż błądzić po cienkim kruchym

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 18:25

Julia napisał/a:
Przyznam jednak,że ja nie podjęłabym
się opiekowania dziećmi.To jest ogromna odpowiedzialność.
Jesteś już na nią gotowa?

Wiem, że jest to ogromna odpowiedzialność. I wiem, co chcę wziąć sobie na barki!
Ryzykuję, bo tu nawet trzeźwe opiekunki do dzieci trafiały za kratki za niezawinione przez nie rozbite głowy, kolana dzieciaków, itp., że o posądzeniach o molestowanie seksualne nie wspomnę...
Czy jestem gotowa? Byłam. Nie tylko gotowa, ale i zdecydowana. Teraz już nie wiem, czy jestem...
Mnożą się wątpilwości, narasta strach, znowu zaczynam wątpić sama w siebie...
Ale klama zapadła! Dzisiaj, tak czy tak, muszę te smyki z przedszkola odebrać i zająć je czymś do powrotu rodzica z pracy, bo "właściwa nianaia" idzie na dokształt.
Szczerze? Cieszę się, że "muszę"!

Flandria - Pon 28 Cze, 2010 18:27

Urszula napisał/a:
i te maluchy dostaną ode mnie w zamian o wiele więcej, niż może im ofiarować dotychczasowa niania, która nawet nie wysila się na mówienie do nich po polsku...


Urszulo, ale tu nie chodzi o to w jakim języku będziesz do nich mówić itp

jesteś teraz na emocjonalnej huśtawce, praca z dziećmi (szczególnie tymi obcymi) nie jest łatwa i pewnie zdarzy się tak, że prędzej czy później wyprowadzą Cię z równowagi

i co wtedy ? będziesz potrafiła poradzić sobie z "*ku****" ? (sorki, że tak dosadnie, ale próbuję to zobrazować)
jeśli nawet nie sięgniesz po butelkę (w co wierzę) to pewnie będzie Ci potrzebne odreagowanie ...

innymi słowy - Twoja emocjonalna huśtawka może przełożyć się na emocje tych dzieciaków, jak Ty będziesz zdenerwowana to one to wyczują i też będą się denerwować, jak będziesz smutna też to wyczują i będą się zastanawiać co się stało (np. co z nimi nie tak), jak będziesz wystraszona - też będą się bały

dzieci to takie radary emocjonalne :/

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 18:33

Urszula napisał/a:
Dzisiaj, tak czy tak, muszę te smyki z przedszkola odebrać


myślę że już dość ci na trułem,przemyśl so to na spokojnego
trzymaj się Ulka,i pogody ducha :)

milutka - Pon 28 Cze, 2010 18:50

Jacek napisał/a:
trudno było żonie mnie zaufać i zostawić pod moją opieką dzieci
gdy nie było wyjścia,a było trza z kimś zostawić,to prosiła swoją mamę
ale to historia gdy jeszcze piłem
Jacku ja Cię jak najbardziej rozumiem i dla tego mam wątpliwości -jednakże zważywszy na okoliczności w jakich Urszula opiekuje się dziećmi myślę ,że powinna dostać taki kredyt zaufania ....są to tylko cztery godziny ,przecież jeśli będzie pod wpływem alkoholu odbierając dzieci ze szkoły ktoś to zauważy a to jest powód żeby się kontrolowała ,gdy wrócą rodzice z pracy i zobaczą ,że Urszula coś wypiła tez to zobaczą ....jedyna sprawa która mi chodziła po głowie to to czy Urszula nie powinna porozmawiać z tymi rodzicami ,że jest alkoholiczką nie pijąca i w każdej chwili może mieć nawrót i jeśli rodzice będą o tym wiedzieć to będą mieć wzmożoną czujność albo powiedzą ,że nie życzą sobie by opiekowała sie ich dziećmi bo się boją co w rezultacie rozwiąże problem ......i gdyby to chodziło o inną prace to powiedziała bym pewnie ,że ma się jej podjąć ale wiem ,że tutaj w grę wchodzą dzieci i dla tego mam trochę wątpliwości bo wiem jak jak to sie ma w życiu codziennym bo sama często jestem postawiona przed takim dylematem.
Urszula - Pon 28 Cze, 2010 19:15

Jacek napisał/a:
Ulka ,ty czegoś nie rozumiesz

Jacku, ja jeszcze niczego nie rozumiem! Od samego urodzenia - zero rozumienia świata... A jak jeszcze dopadł mnie alko (albo raczej sama mu się poddałam) to już wszystko poniżej skali...
Mimo to, chcę wkroczyć na ten kruchy lód. Nawet jeśli się pode mną załamie i utonę.
Na samym życiu specjalnie mi nie zależy, na TRZEŹWYM życiu coraz bardziej zaczyna mi zależeć.
Stąd próba ucieczki w pracę, która może mi przynieść zadowolenie i satysfakcję. Bo machanie ścierą i mopem satysfakcjonowało mnie "średniawo", chociaż moi pracodawcy byli bardzo zadowoleni...
Jacek napisał/a:
a te drzwi jak to pozywasz,nie są nawet uchylone dla ciebie

Nie dla mnie, powiadasz? Pewnie masz rację. Mimo wszystko, spróbuję przez nie przejść!

Wiedźma - Pon 28 Cze, 2010 19:47

milutka napisał/a:
powinna dostać taki kredyt zaufania

Kredyt zaufania niewątpliwie dobrze by Urszuli zrobił.
Ale żeby jej go udzielić, rodzice dzieci powinni wiedzieć, że ona jest alkoholiczką.
Tymczasem nie dano im wyboru...

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 20:25

Flandra napisał/a:
Urszulo, ale tu nie chodzi o to w jakim języku będziesz do nich mówić itp

Wiem, że nie o to chodzi! To ich rodzice życzą sobie, żeby niania była polskojęzyczna...
Flandra napisał/a:
praca z dziećmi (szczególnie tymi obcymi) nie jest łatwa i pewnie zdarzy się tak, że prędzej czy później wyprowadzą Cię z równowagi

A, tego jestem pewna bardziej, niż tego, że zacznę w końcu na serio trzeźwieć!!!
I moje własne dzieci, i moi uczniowie, i moje osobiste wnuczki też czasem wyprowadzały mnie z równowagi. Mam na to sposób, a raczej sposób na samą siebie w podobnych sytuacjach.
Bo to tak, jak z praniem kota: przychodzi utytłany w rybich szczątkach, śmierdzący, brudny, obklejony nie wiadomo czym i w pierwszej chwili szlag mnie trafia, i mam ochotę utylizować zwierzę! Ale w tym samym momencie myślę: Przecież kocham tego śmierdziela!!! Przecież chcę, żeby ze był ze mną jak najdłużej!
Kot kotem, dziecko dzieckiem - swoje prawa mają (chociaż ja w dzieciństwie raczej żadnych praw nie miałam) i wyrażam pełną zgodę na to, że mam wobec nich pełnić rolę służebną. Nie rolę "służącej"! - SŁUŻEBNĄ, czaisz tę różnicę?
Do tej pory potrafiłam powściągnąć emocje związane z podopiecznymi, mam nadzieję, że w dalszym ciągu to się nie zmieniło. I nie ma znaczenia "cudze" dziecko, czy przynależące do rodziny. PO PROSTU DZIECKO!!! Dziecko, ża które odpowiadam (choćby chwilowo) i nie mogę wyrządzić mu krzywdy.

Kulfon - Pon 28 Cze, 2010 20:27

Wiedźma napisał/a:
milutka napisał/a:
powinna dostać taki kredyt zaufania

Kredyt zaufania niewątpliwie dobrze by Urszuli zrobił.
Ale żeby jej go udzielić, rodzice dzieci powinni wiedzieć, że ona jest alkoholiczką.
Tymczasem nie dano im wyboru...


badzimy Wiedzmo realistami :roll:
jezeli moj daremny pracodawca dowiedzialby sie ze jestem alko,
to by mnie wywalil przy nastepnej nadazajacej sie okazji, a juz nie wspomne o tym,
jak patrzeli by na mniie koledzy z pracy :/
dobrze wiemy jakie ludzie maja pojecie o chorobie alkoholowej i o trzezwiejacych alkoholikach :?

Flandria - Pon 28 Cze, 2010 20:31

Urszula napisał/a:
Nie rolę "służącej"! - SŁUŻEBNĄ, czaisz tę różnicę?


oczywiście :)

cóż, pozostaje mi życzyć Ci powodzenia i trzymać kciuki :)

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 20:42

Wiedźma napisał/a:
Kredyt zaufania niewątpliwie dobrze by Urszuli zrobił.
Ale żeby jej go udzielić, rodzice dzieci powinni wiedzieć, że ona jest alkoholiczką.

To jasne! Zbyt krótki czas, by wszyscy nagle uwierzyli, że mogą mi tego kredytu dzielić. Ja sama sobie też go jeszcze nie udzielam...
Ale boję sie, że jeśli przyznam się do alkoholizmu przed rodzicami bliźniaczek, to z góry mnie skreślą!!! I nawet nie będę miała szansy udowodnienia sobie, że można żyć bez picia.
Jedno, co przyrzekłam sobie, Kaśce i co teraz mówię Wam: - jeśli głodzisko będzie nie do opanowania, jeśli wychodząc z domku podopiecznych zahaczę o sklepik z alko, jeśli przełknę choć kropelkę tego świństwa, to natychmiast sama zrezygnuje z tej pracy.

Kulfon - Pon 28 Cze, 2010 20:43

Urszula napisał/a:
jeśli przyznam się do alkoholizmu przed rodzicami bliźniaczek, to z góry mnie skreślą!!!


masz to jak w banku :/

Kulfon - Pon 28 Cze, 2010 20:47

Urszula napisał/a:
Jedno, co przyrzekłam sobie, Kaśce i co teraz mówię Wam


przyzeczenia nic nie dadza Urszulo w naszym przypadku.

Urszula napisał/a:
jeśli głodzisko będzie nie do opanowania, jeśli wychodząc z domku podopiecznych zahaczę o sklepik z alko, jeśli przełknę choć kropelkę tego świństwa, to natychmiast sama zrezygnuje z tej pracy.


a to jest otwarta na osciez furtka !!!
juz dzis sie tlumaczysz na przyszlosc :evil2"



Kod:
.... głodzisko będzie nie do opanowania, ..... wychodząc z domku podopiecznych zahaczę o sklepik z alko, ..... przełknę choć kropelkę tego świństwa

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 20:58

Jacek napisał/a:
myślę że już dość ci na trułem,przemyśl so to na spokojnego

No, właśnie przemyśliwam...
Nie tylko to, co Ty napisałeś, ale i wszystkie inne posty.
Mam coraz większy mętlik w głowie. Wcale już nie jestem pewna, czy mogę zaryzykować i zrobić coś, na co mam ochotę. Tzn., czy mogę porwać się na zerwanie z życiem starej alkoholiczki i próbować trzeźwieć w realnym świecie...
Mało brakowało, a sięgnęłabym po słuchawkę telefonu i poinformowała nianię bliźniaczek, że musi dziś zostać z dziećmi, bo "odwidziało mi się".
Nie zrobiłam tego.

pterodaktyll - Pon 28 Cze, 2010 21:23

Urszula napisał/a:
czy mogę porwać się na zerwanie z życiem starej alkoholiczki i próbować trzeźwieć w realnym świecie..

Ja jako stary alkoholik mówię Ci, że możesz, ale na litość boską zacznij wprowadzać zmiany systemowe w Swoim życiu a nie trzeźwiej na zasadzie zachwyconego cielęcia :evil2"

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 21:23

Kulfon napisał/a:
a to jest otwarta na osciez furtka !!!
juz dzis sie tlumaczysz na przyszlosc

No i wielkie g***, Kulfonie!!!
Jaka otwarta furtka?
Przecież wyraźnie piszę, że tylko w przypadku zapicia zrezygnuję z roboty, a wcale nie mam zamiaru sięgać po alko.
Wręcz przeciwnie!!! Będę się trzymać tych dziecek "recamy i nogamy", tak jak do tej pory trzymam się trzeźwienia.
Większość forumowiczów zapewnia mnie, że wcześniej, czy później i tak zapiję, więc trudno nie wierzyć sugestiom większości...
Mimo to, wszelkie furtki staram się za sobą szczelnie zamykać.

Urszula - Pon 28 Cze, 2010 21:31

pterodaktyll napisał/a:
zacznij wprowadzać zmiany systemowe w Swoim życiu a nie trzeźwiej na zasadzie zachwyconego cielęcia

Ptero, z "cielęciem" się zgadzam. Z "zachwyconym" absolutnie nie!!!
A gdybyś mi przybliżył pojęcie "zmiany systemowe", też byłabym wdzięczna.
Kompletnie nie kumam, co masz na myśli...

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 21:36

Kulfon napisał/a:
Wiedźma napisał/a:
milutka napisał/a:
powinna dostać taki kredyt zaufania

Kredyt zaufania niewątpliwie dobrze by Urszuli zrobił.
Ale żeby jej go udzielić, rodzice dzieci powinni wiedzieć, że ona jest alkoholiczką.
Tymczasem nie dano im wyboru...


badzimy Wiedzmo realistami :roll:
jezeli moj daremny pracodawca dowiedzialby sie ze jestem alko,
to by mnie wywalil przy nastepnej nadazajacej sie okazji

Adasiu ja jestem jak najbardziej realistą
i mam zadowalającą pracę w której utrzymuję się najdłużej bo już 8 lat
długo takiej szukałem
a w poprzednich bywało różnie,w pierwszej po 4 latach na lepszy zarobek
w drugiej po 2 bo za dużo w delegacji
zaś demokracja rozsiała prywaciarzy,ci z kolei trzymali przez lato na zimę żegnali
mimo tego realistycznie nie bałem się utraty obecnej pracy
przyznając się już na pierwszej rozmowie z p.dyrektor
jeszcze nie mając pewności i umowy w ręku
co prawda nie abym ja sam to wytrąbiał,ale tak jakoś szczeże mnie wyleciało na jej słowa
- mam nadzieję że pan nie pije w pracy
ja odrzekłem
- wręcz przeciwnie utrzymuję kontakt z nie pijącą grupą AA
a gdy najdzie potrzeba to podaję rękę potrzebującym
obecna pani dyrektor również zna mój problem alkoholowy
co nie obniżyło naszych stosunków zaufania (to się da wyczuć)
również pani pedagog szkolna - nie wiem czy tu zagląda,ale ją tu zaprosiłem
pozdrawiam panią J..... :)

Kulfon - Pon 28 Cze, 2010 21:42

Cytat:
Jaka otwarta furtka?


sposob myslenia, przestan sie zapewniac ze zapijesz, bo wkoncu tego zechcesz i tak zrobisz bo bedziesz myslala ze tak trzeba

Urszula napisał/a:
jeśli głodzisko będzie nie do opanowania, jeśli wychodząc z domku podopiecznych zahaczę o sklepik z alko, jeśli przełknę choć kropelkę tego świństwa, to natychmiast sama zrezygnuje z tej pracy.


po pierwsze bedziesz robic wszystko by nie nabawic sie gloda,
po drugie nie bedziesz wchodzic do sklepu z alkoholem,
po trzecie nie wypijesz bo nie chcesz pic !!!

ja przejechalem sie na tym ze poprzez przebywanie z pijacymi po 2 tygodniach u mnie w glowie,
zmienilo sie z "ja nie chce pic" na "nie moge pic" za kolejne 2 dni bylo juz KARMI, a potem byla cwiartka w rece - ot, tak sie zesralem, (pewnosc siebie mnie zgubila)
Zycie uczy.

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 21:44

Urszula napisał/a:
I nawet nie będę miała szansy udowodnienia sobie, że można żyć bez picia.

g45g21 Ulka przestań
i do tego są potrzebne narażanie dzieci

Kulfon - Pon 28 Cze, 2010 21:49

Urszula napisał/a:
Większość forumowiczów zapewnia mnie, że wcześniej, czy później i tak zapiję, więc trudno nie wierzyć sugestiom większości...


jak spoczniesz na laurach (nie dokonca swiadomie) jak ja przed paroma miesiacami to sie tak stanie.

ale ja ta opcje wykluczam oczywiscie :mgreen:
mysle ze ty juz swoje wypilas w zyciu i na wiecej nie masz checi fsdf43t

Jacek - Pon 28 Cze, 2010 21:56

Urszula napisał/a:
Większość forumowiczów zapewnia mnie, że wcześniej, czy później i tak zapiję

żaden z forumowiczów ci o tym nie pisał ,a tym bardziej zapewniał
co najwyżej ostrzegał o wpadkach,które są temu bliskie
Ulka a czy ty sobie zdajesz sprawę z tego że nad opieką przy tych dzieciach
czy zapijesz czy też nie,to w obu przypadkach jesteś na pozycji przegranej
tak to właśnie działa u alkoholika - bo udana wersja prowadzi do pewności
a pewność alkoholika gubi

pterodaktyll - Pon 28 Cze, 2010 21:58

Urszula napisał/a:
gdybyś mi przybliżył pojęcie "zmiany systemowe",
Zmiany dotyczące zachowań, nawyków, reakcji na rozmaite stresy (pozytywne i negatywne) akceptacja samej siebie, asertywność itd. Lista jest długa.............. :bezradny:
Wiedźma - Pon 28 Cze, 2010 22:26

Kulfon napisał/a:
badzimy Wiedzmo realistami :roll:
jezeli moj daremny pracodawca dowiedzialby sie ze jestem alko,
to by mnie wywalil przy nastepnej nadazajacej sie okazji

Ale my nie mówimy o Twojej pracy, czy jakiejś tam innej pracy.
My mówimy o bezpieczeństwie dzieci!

Tomoe - Wto 29 Cze, 2010 08:45

Ja tylko króciutko powtórzę:
Alkoholizm jest chorobą zakłamania.

Dopóki alkoholik nie nauczy się uczciwości, szczerości i otwartości w kontaktach z ludźmi - nie ma mowy o trzeźwieniu.
Bo nie ma akceptacji dla siebie samego, dla swojej choroby.
Żeby trzeźwieć - nie wystarczy nazwać się alkoholikiem.

Nie wystarczy uwierzyć w swój alkoholizm.
Trzeba się z nim pogodzić, zaakceptować go i przestać go ukrywać przed ludźmi ze strachu "ach, co to będzie, jak się wyda".
Bezwzględna uczciwość wobec samego siebie i wobec innych ludzi - jest niezbędnym warunkiem zdrowienia z alkoholizmu.

Bez uczciwości, bez rezygnacji z zakłamania - mamy tylko stan "abstynowania", trwania w ciągłym strachu: "a co to będzie, jak się wyda?"

pterodaktyll - Wto 29 Cze, 2010 08:52

Tomoe napisał/a:
Dopóki alkoholik nie nauczy się uczciwości, szczerości i otwartości w kontaktach z ludźmi - nie ma mowy o trzeźwieniu.

Tomoe napisał/a:
Bez uczciwości, bez rezygnacji z zakłamania - mamy tylko stan "abstynowania", trwania w ciągłym strachu: "a co to będzie, jak się wyda?"

Coraz częściej się z Tobą zgadzam. Czyżbym wreszcie zaczął trzeźwieć???? :mysli:

Wiedźma - Wto 29 Cze, 2010 10:23

Urszula, skoro już podjęłaś tak ryzykowną moim zdaniem decyzję,
i mimo wszystko postanowiłaś zajmować się cudzymi dziećmi,
to przynajmniej bądź konsekwentna i rób wszystko, żeby nie zapić,
a przede wszystkim bezwzględnie przestrzegaj zaleceń dla trzeźwiejących alkoholików
I nie łaź więcej na alkoholowe imprezy! :zalamka:

artek - Wto 29 Cze, 2010 10:46

No właśnie przy okazji mitingu wczorajszego ,przypomniałem sobie sytuację pewnego gościa z grupy AA. Facet był trzeźwy od 12 lat , pracował cały czas w jednej firmie,żadnych problemów. Nie ukrywał ,że jest trzeźwym alkoholikiem ,że bierze czynny udział w życiu AA. No i wszystko było cacy do momentu jak stery w firmie objął syn szefa. Małolat skończył studia i przyszedł do firmy , do taty jako jego następca , no i zaczął tego gościa kontrolować. Cały czas go sprawdzał ,wydzwaniał cudował no bo przecież trzeba alkoholika pilnować ,i skończyło się na tym ,że gość już tam nie pracuje ,bo po prostu nie wytrzymał i się zwolnił. Tak ,że to różnie bardzo bywa z tą "szczerością".
Flandria - Wto 29 Cze, 2010 11:15

Tomoe napisał/a:
trwania w ciągłym strachu: "a co to będzie, jak się wyda?"


taki ciągły strach to prosta droga do nerwicy, więc trudno byłoby mówić w takiej sytuacji o jakimkolowiek zdrowieniu

Tomoe - Wto 29 Cze, 2010 11:46

artek napisał/a:
skończyło się na tym ,że gość już tam nie pracuje ,bo po prostu nie wytrzymał i się zwolnił


Się zwolnił, ale się nie napił. :)
Ja też z jednej firmy się zwolniłam w okresie swojej trzeźwości, ponieważ tamta praca zagrażała mojej trzeźwosci i uniemożliwiała mi normalne funkcjonowanie w życiu.
To była moja własna decyzja i do dziś tej decyzji nie żałuję. Się zwolniłam, ale się nie napiłam. :)

artek - Wto 29 Cze, 2010 11:50

Tomoe napisał/a:
Się zwolnił, ale się nie napił.


Dokładnie jak mówisz. Gość powiedział ,że to zagraża jego trzeźwości i nie jest tego warte,więc się zwolnił.

Tomoe - Wto 29 Cze, 2010 11:52

To by oznaczało, że gościu ma już dobrze poustawiane priorytety życiowe.
Wie, co jest w jego życiu najważniejsze, co jest ważne, a co mało ważne.

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 16:19

Wiedźma napisał/a:
I nie łaź więcej na alkoholowe imprezy!

Nie bedem!!!
To ostatnie wesele było ostatnią alkoholową imprezą na jaką sobie pozwoliłam. Więcej już udziału w żadnych pokrapianych balangach brać nie będę, żeby nie wywoływać wilka z lasu.
Możesz mi wierzyć, Wiedźmo, tym bardziej że wcale, ale to wcale w tłumy ludzkie mnie nie ciągnie. Wolę kameralne spotkania kilku osób, gdzie można przede wszystkim pogadać, albo wspólnie pośpiewać.

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 16:42

Flandra napisał/a:
Tomoe napisał/a:
trwania w ciągłym strachu: "a co to będzie, jak się wyda?"
taki ciągły strach to prosta droga do nerwicy, więc trudno byłoby mówić w takiej sytuacji o jakimkolowiek zdrowieniu

Nie bardzo wiem, jak to ująć, żeby było zrozumiałe...
Odkąd przyznałam się rodzinie, że faktycznie jestem alkoholiczką, nie żyję już w ciągłym strachu przed wypełznięciem prawdy na światło dzienne. Oni wiedzą jak to ze mną jest, ja wiem, że muszę się trzymać (w czym bardzo mnie wspomagają), ale reszcie świata chyba nie muszę obieszczać tej "radosnej" wiedzy?
Teraz pracę (taką, od której konie nie zdychają) ciężko znaleźć nawet trzeźwemu, a co dopiero alkoholikowi! I zawsze znajdzie się "dobra dusza", która w "trosce o dobro firmy" doniesie i wkaże paluchem: -O, tej nie zatrudniajcie, bo to alkoholiczka!

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 17:31

Moi Drodzy, stało się!
Mimo wszelkie zastrzeżenia, strachy i obawy, podjęłam się opieki nad 4-latkami.
Do alkoholizmu ojcu dziewczynek się nie przyznałam. Póki co, nie widzę takiej potrzeby. Zresztą, nawet nie pytał mnie o jakiekolwiek nałogi, ani w ogóle o nic związanego z moją osobą.
Wrócił z pracy zmęczony (dziewczynki już położyłam do łóżek), poprosił o podwójną kawę i zainteresował się jedynie tym, czy pozostanę u nich na dłużej i czy dzieciaki za bardzo nie dały mi w kość.
Dały, oj, dały!!! Toż to żywioł nie do ujarzmienia! Trudno skupić ich uwagę na czymkolwiek dłużej, niż przez 5 min. A przy tym bez przerwy się biją i kłócą, są cholernie zazdrosne o wszystko.
Z j.polskim radzą sobie doskonale (oczywiście, udawałam, że angielskiego ni w ząb nie rozumiem!) i od tej strony jestem spokojna. Spokojna też jestem o to, czy potrafię w ogóle zapanować nad nimi. To fajne, inteligentne dzieciaki, spragnione ciepła i zwykłego pogłaskania po głowie. Karcenie nie na wiele w ich przypadku się przydaje, ale każda chce zasłużyć na pochwałę.
Na 100% jestem przekonana, że nie są to "diabły wcielone", jak twierdzi ich niania i na 100% wiem, że chcę się nimi zajmować jak własnymi wnuczkami.

evita - Wto 29 Cze, 2010 18:09

Urszula napisał/a:
na 100% wiem, że chcę się nimi zajmować jak własnymi wnuczkami.

pozostaje mi życzyć powodzenia i oby żadne "nieszczęście" nie stanęły na drodze twojego zawodowego szczęścia :) spełniaj się wśród tych maluszków ;)

KICAJKA - Wto 29 Cze, 2010 18:32

Ulka życzę Ci wytrwałości i konsekwencji we wszystkim co robisz :kciuki: :buziak:
Urszula - Wto 29 Cze, 2010 18:34

evita napisał/a:
spełniaj się wśród tych maluszków

Dzięki, Evito!
Zaczynam wierzyć w siebie i zaczęłam wierzyć w to, że tak jak przy moich wnusiach nie zdarzyło mi się nigdy zapić, tak i przy tych "diablątkach" też nie zapiję.
Teraz będę miała przez chwilę (bo to praca jedynie na 3 miesiące) cztery wnuczki!!!
Dzisiaj miting AA, jutro opieka nad bliźniaczkami, pojutrze spotkanie z Kaśką, w piątek znowu "przyszywane wnuczątka", a na sobotę i niedzielę córka z zięciem wybierają się na wycieczkę, więc podrzucą mi małe!
Jeszcze nie wpadam w euforię, ale zaczynam ŻYĆ!!!

Flandria - Wto 29 Cze, 2010 18:39

Urszula napisał/a:
Jeszcze nie wpadam w euforię, ale zaczynam ŻYĆ!!!

cieszę się Urszulo :)

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 18:48

KICAJKA napisał/a:
Ulka życzę Ci wytrwałości i konsekwencji we wszystkim co robisz

Kicajko!
Wytrwałość i konsekwencja są mi bardzo potrzebne. I dobre słowa również!
A najbardziej wiara moich bliskich w to, że uda mi się żyć z problemem alko bez picia.
Ja jeszcze sobie nie wierzę. Wciąż boję się, że koszmar może wrócić w każdej chwili, niezależnie od moich starań i dążeń.
Ale moje dzieci (i córki, i zięciowie) tak mocno mnie wspierają, że nawet "alkoholowe docinki" i inne złośliwości ze strony mego pana męża bolą coraz mniej...
Za życzenia serdeczne dzięki!!!

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 19:17

Urszula napisał/a:
Ja za Ciebie też trzymam. Pijesz dzisiaj? Bo ja nie.


Piję.

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 19:20

Flandra napisał/a:
cieszę się Urszulo

Flandro, ja też już nieśmiało, bo nieśmiało odważam się troszeczkę cieszyć...
Takimi zwykłymi, codziennymi rzeczami, na które wcześniej nie zwracałam uwagi!!!
Ale z drugiej strony zaczynają mnie wkurzać niektóre z tych codziennych rzeczy, na które też wcześniej uwagi nie zwracałam! A jeśli nawet zwracałam, to wolałam siedzieć cicho, "nie brać w głowę", bo tak było łatwiej...
Wiesz jak się teraz czuję? Jak pękająca kra!
Ciągle niby jednolita lodowa całość, ale tu i ówdzie przez szczeliny, szpary i rysy wypływa H2O... Jest to woda brudna i spieniona, ale dla mnie najważniejsze jest, że WODA, nie WÓDA!

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 19:29

Halibut napisał/a:
Piję.

A co pijesz?
Bo ja też piję. Od rana wypiłam już zieloną herbatkę do śniadanka, flaszencję minerałki z pomarańczą, szklanę kefiru i zaraz przygotuję sobie cały dzbanek minerałki z cytryną.
Pytając o picie miałam co innego na myśli...
Ale tego paskudztwa do pyska dziś nie wezmę, bo powiedziałam rano "dziś nie piję"!

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 19:39

Urszula napisał/a:
Bo ja też piję. Od rana wypiłam już zieloną herbatkę do śniadanka, flaszencję minerałki z pomarańczą, szklanę kefiru i zaraz przygotuję sobie cały dzbanek minerałki z cytryną.
Pytając o picie miałam co innego na myśli...


Ja też miałem co innego na myśli niż ty masz teraz na myśli na myśli. :lol:

Urszula napisał/a:
dziś nie piję"!


Bądź konsekwetna i powtarzaj to codzeń.

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 19:54

Halibut napisał/a:
Bądź konsekwetna i powtarzaj to codzeń.

Jasne, że powtarzam, Hali!!!
Dzięki temu trzymałam się do tej pory, a teraz mam jeszcze dodatkową motywację.
Teraz co rano powtarzam sobie: dzisiaj nie piję, bo babcie chcą się zajmować smarkaczami na trzeźwo!

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 20:05

Urszula napisał/a:
bo babcie chcą się zajmować smarkaczami na trzeźwo!


A mną żadna trzeźwa babcia nie chce się zainteresować. :lol:

Jacek - Wto 29 Cze, 2010 20:09

Urszula napisał/a:
fajnie, że trafiłeś na mądrych ludzi, którzy docenili Twoje trzeźwienie

to też ważne,ale ja na to patrzę jak dobrze nie pić (a takie podobne temu wydarzenia,tylko to potwierdzają)
Urszula napisał/a:
Mimo wszelkie zastrzeżenia, strachy i obawy, podjęłam się opieki nad 4-latkami

Ulka cieszę się że poszło po twojej myśli :)
traktuj to jednak jako odpowiedzialną pracę
a nie jako udowodnienie sobie nad wymogami udowadniającymi nad kontrolą nie zapicia

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 20:25

Halibut napisał/a:
A mną żadna trzeźwa babcia nie chce się zainteresować.

Bo nigdy nie brałeś mnie pod uwagę!
Co prawda, dopiero od 16-go maja nie piję, ale póki, co trzeźwa jestem!
I babciować Ci mogę już od teraz.

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 20:27

Jacek napisał/a:
Ulka cieszę się że poszło po twojej myśli


No proszę, teraz wszyscy się cieszą. :lol:

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 20:40

Jacek napisał/a:
traktuj to jednak jako odpowiedzialną pracę

Jacku!
Po wczorajszym popołudniu spędzonym z maluchami, w ogóle nie traktuję tego zajęcia w kategoriach pracy!
Oczywiście, o kasę się upomnę, bo niby dlaczego nie? Ale gdybym musiała zajmować się Amalką i Emilką za darmochę, czyniłabym to z równie wielką przyjemnością; nie mniejszą, niż obcowanie z moimi własnymi osobistymi wnuczkami.

Wiedźma - Wto 29 Cze, 2010 20:54

Halibut napisał/a:
No proszę, teraz wszyscy się cieszą. :lol:

Nie uogólniaj! :nono:
Ja się niepokoję...

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 21:06

Wiedźma napisał/a:
Ja się niepokoję...


A czy to nie jest dugą stroną stwierdzenia podjęłaś właściwą choć ryzykowną decyzję. Czas jest ojcem prawdy wydarzeń, a wydarzenia w pewnej mirze dziełem przypadku. Ale podobno zawsze ktoś musi mieć racje. :lol:

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 21:09

Wiedźma napisał/a:
Ja się niepokoję...

Ja też.
I wcale nie o bezpieczeństwo dzieci powierzonych mojej pieczy. Przy dzieciakach na stówę nie zawalę!!! Tego jestem tak samo pewna, jak tego, że jestem alkoholiczką.
Niepokoję się o siebie. O własne trzeźwienie...

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 21:22

Urszula napisał/a:
Przy dzieciakach na stówę nie zawalę!!


Nawet wsród treźwych nie ma czegoś takiego "na stówkę nie zawalę".

stiff - Wto 29 Cze, 2010 21:24

Urszula napisał/a:
Przy dzieciakach na stówę nie zawalę!!!

Ja na prawdę dobrze Ci życzę, ale przestań pisać głupoty...

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 21:28

Urszula napisał/a:
Niepokoję się o siebie.


I może o to chodzi.
Jest jednak jeszcze coś takiego jak determinacja.
Przy uwzględnieniu całego kontekstu i prawdopodobieństwa.

stiff - Wto 29 Cze, 2010 21:31

Halibut napisał/a:
Jest jednak jeszcze coś takiego jak determinacja.

Z tym można sie zgodzić, ale na jak długo jej starczy i w którym momencie
może jej zabraknąć, to wielka niewiadoma wiec ryzyko jest duże,
ze sie da ciała... :roll:

Halibut - Wto 29 Cze, 2010 21:38

stiff napisał/a:
może jej zabraknąć, to wielka niewiadoma


Więc ryzyko należy podjąc. Jeżeli ma się jaja.
Wyprzedzę odpowiedzi, ryzyko niczyim kosztem, jak mówiła Urszula wycofać się można w każdej chwili. To nie jest wybór pomiędzy skrzywdzę nie skrzywdzę. Po co cholera tak upraszszczać.

milutka - Wto 29 Cze, 2010 21:43

Urszula napisał/a:
I wcale nie o bezpieczeństwo dzieci powierzonych mojej pieczy. Przy dzieciakach na stówę nie zawalę!!! Tego jestem tak samo pewna, jak tego, że jestem alkoholiczką.
Niepokoję się o siebie. O własne trzeźwienie...
Urszulo ja bardzo ale to bardzo wierzę w Ciebie i jak czytam ile ty serca wkładasz w tą opiekę nad tymi dziećmi to az zal mnie bierze ,że moi chłopcy nie maja takiej babci ale nie możesz w tym wszystkim zapominać o swojej chorobie ...i jeśli Cię dopadnie głód to takie zapewnienia ,że na stówe nie zawalisz pujda z dymem ....poczytaj co pisze Artek -sam nie wiedział jak to sie stało .Tutaj w grę wchodzi bezpieczeństwo tych maluchów i moim zdaniem powinnaś powiedzieć o swojej chorobie rodzicom ....i oczywiście możesz stracić tę pracę ale będziesz wiedziała ,że to było dla ich dobra i z tego powinnas sie cieszyć nie załamywać ...ale nie możesz wykluczyć również tego ,że ta rodzina Ci zaufa ....ich reakcja może być różna ale pamiętaj ,że tutaj chodzi nie tylko o Ciebie ,tutaj liczy się zdrowy rozsadek i dzieci ...pomyśl jeszcze nad tym na spokojnie ...a ja wierzę ,że podejmniesz słuszną decyzję :pocieszacz:
Halibut - Wto 29 Cze, 2010 21:52

milutka napisał/a:
ja wierzę ,że podejmniesz słuszną decyzję

Myślisz, że ona nie wieży w słuszność swojej decyzji?

stiff - Wto 29 Cze, 2010 21:53

Halibut napisał/a:
Myślisz, że ona nie wieży w słuszność swojej decyzji?

Bez tego nie byłoby działania... :roll:

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 22:05

Cytat:
Ale podobno zawsze ktoś musi mieć racje.

Hali, czasem się zdarza, że nikt nie ma racji...

Pewnego dnia Władkowi zapodziała się gdzieś źrebna klacz, z którą wiązał duże nadzieje na grubą kasę za źrebaka. Chodził, szukał, wołał, nie znalazł.
Zwołał więc sąsiadów na pomoc. Sąsiedzi zaczęli uradzać jak to klaczkę odzyskać i każdy przedstawiał swoje racje: jeden twierdził, że "ni ma to-tamto, musi na północ w stronę lasu pognała"; drugi upierał się przy tym, że wręcz przeciwnie, "poleciała na południe w stronę strumienia"; trzeci upierał się przy wschodniej stronie; czwarty przy zachodniej - w końcu wszyscy zaczęli się okładać sztachetami i kłonicami.
Awantura!!! Władkowa żona zmuszona była zadzwonić po Policję.
Policaje przyjechali, sąsiadów skuli, ślady bitki zabezpieczyli, podjęli odpowiednie czynności celem odzyskania klaczy, ale Władkowi powiedzieli prosto z mostu:
- Albo wam ktoś tę klacz ukradł, albo utopiła się w bagienku zwabiona kwitnącą teraz kocimiętką! Ani na jedno, ani na drugie nic nie poradzimy.
Załamany Władek już wracał do chałupy, gdy z dachu stajni posłyszał:
- Ej, Władek! Pomóż mi zdjąć tego dzieciaka!
Spojrzał w górę i zobaczył swoją klacz i jej źrebię. Uszczęśliwiony pomógl im zleźć z dachu stajni i zapytał:
- Nie mogłaś się wcześniej odezwać? Toć ja tu w nerwch cały, w stresie, ze skóry wyłaże, a ty se jaja ze mnie robisz? Dlaczego?
A klacz na to:
- A bo wy ludzie ino z nosem przy ziemi chodzicie! Uznajecie ino swoje racje, a mnie się zachciało rodzić bliżej gwiazd!!!

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 22:09

Halibut napisał/a:
Nawet wsród treźwych nie ma czegoś takiego "na stówkę nie zawalę".

Kurde, Halibucie, chodzi mi o to, że nie zapiję!!!
Bo w innych rzeczach nie mam pewności. Nikt nie może mieć takiej, jeśli chodzi o dzieci...

Urszula - Wto 29 Cze, 2010 22:22

stiff napisał/a:
wiec ryzyko jest duże, ze sie da ciała...

Trzeźwi też ryzykują, że dadzą ciała... Wcale nie mniej, niż starający się trzeźwieć alkoholicy.
Z tym, że ja się kontroluję, bo muszę uważać nie tylko na dzieciaki, ale również na własne reakcje. A trzeźwy? Skoro jest trzeźwy, to ma zadanie uproszczone. Co nie znaczy, że w jakiejś chwili nie straci czujności i że dzieci są przy nim bardziej bezpieczne, niż np. przy mnie.

Tomoe - Śro 30 Cze, 2010 07:42

Urszula napisał/a:
ja się kontroluję


Aha.
"Na stówkę nie zawalę", "ja się kontroluję".
Rozumiem.
To ja już nie mam więcej pytań. :bezradny:

pterodaktyll - Śro 30 Cze, 2010 14:18

Urszula napisał/a:
powiedziałam rano "dziś nie piję"!


Rzekł Artek do Urszuli,
Dzisiaj nie pijemy,
Jak się dziś nie uda,
Jutro trzeźwiejemy..........

A morał z tej bajki jest krótki i niektórym już dobrze znany.......
Nie pracując nad sobą, mamy jak w banku, że się w końcu nachlamy..... :mgreen:

Urszula - Śro 30 Cze, 2010 15:11

Tomoe napisał/a:
Aha.
"Na stówkę nie zawalę", "ja się kontroluję".
Rozumiem.
To ja już nie mam więcej pytań.


Wyrwane z kontekstu, Tomoe!
Nie chodzi mi o to, że kontroluję własne uzależnienie! Wiem, że to niemożliwe i z tym się już pogodziłam. Ale kontroluję cały czas na trzeźwo swoje reakcje, zachowania, działania - bardziej, niż czyni to każdy abstynent. Bo abstynent nie odczuwa lęku przed zawaleniem czegoś przez alko, więc może sobie tego typu samokontrolę odpuścić.
To tak, jak z początkującym stolarzem, który bardzo ostrożnie obchodzi się i z drewnem i z narzędziami. Rutyniarz jest pewien swojej fachowości, więc bywa, że utnie dechę za krótko, albo skaleczy się piłą.
Kiedy w czasach PRL-u zmuszona byłam szyć własnym dzieciom kiecki, kroiłam materiał jak mi tam pasowało i najwyżej potem tuszowałam jakiś błąd falbanką, czy riuszką. Mój materiał, więc nawet jak spipcę, to pretensje mogę mieć jedynie do siebie! Ale gdy sąsiadka prosiła mnie np. o skrócenie firanki, ooo!, wtedy to już odmierzałam długość po kilka razy, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że tym razem niczego spipcyć mi nie wolno!!!
Chodzi mi o ten rodzaj samokontroli, powodowany ograniczonym zaufaniem do siebie w zetknięciu z interesami innych, a nie o to, że mogę kontrolować własne choróbsko!!!
A to, że "na stówę nie zawalę" jeśli chodzi o bezpieczeństwo powierzonych mi dzieci tego akurat na stówę jestem pewna!
Oczywiście, może zdarzyć się nieszczęśliwy wypadek i dziecię nabije sobie guza, albo wsadzi sobie klocek do nosa. Ale takie rzeczy zdarzają się i przy opiekunkach, które nigdy nawet kropli piwa w gębie nie miały.
Upieram się przy tym, że przy mnie dzieci będą równie bezpieczne, jak przy trzeźwej niańce. Tym bardziej, że zdaję sobie sprawę z tego, kim jestem i to narzuca mi wzmożenie czujności i skoncentrowanie uwagi na dzieciach i obowiązkach względem nich. Nawet nie względem ich rodziców, pracodawców mających mi zapłacić za opiekę - względem DZIECI właśnie!!!
Pracodawców można oszukać, bo przecież nie będą widzieli, jak się opiekuję ich latoroślami. Wystarczy, jeśli po powrocie z pracy zastaną dzieci w całości i zdrowiu, no nie?
Ale ja chcę popracować z tymi dzieciakami, nie tylko pilnować, by się nie uszkodziły!

Kulfon - Śro 30 Cze, 2010 15:35

moje motto na dzis Urszulo to: "alleluja i do przodu"

wiec ty sie tez niczym nie przejmuj rob swoje a bedzie gut ;)

Urszula - Śro 30 Cze, 2010 15:59

pterodaktyll napisał/a:

Rzekł Artek do Urszuli,
Dzisiaj nie pijemy,
Jak się dziś nie uda,
Jutro trzeźwiejemy..........


Dobre, Ptero, świetnie to ująłeś!
Wcale nie jestem pewna, czy nie zdarzy mi się zapitka podobna Artkowej. Choć głoda już od kilku dni nie miałam...
Skoncentrowana jestem w tej chwili na planowaniu nowego życia i o alko myślałam jedynie na wczorajszym mitingu. W drodze powrotnej martwiłam się, czy terapka Marta będzie w stanie przełożyć spotkania ze środy na jakiś inny dzień tygodnia i... na tym moje wczorajsze myślenie o problemie się skończyło.
Dzisiaj powtórzyłam sobie, że nie piję i nie piję.
Czyszczę ze starej farby drzwi do piwnicy, w przerwach wskakuję na forum i pilnuję duszącego się w piekarniku mięcha.

Urszula - Śro 30 Cze, 2010 16:06

Kulfon napisał/a:
moje motto na dzis Urszulo to: "alleluja i do przodu"

Kulfonie, to hasło jest również moim!
Choć za o.Dyrektorem, szczerze mówiąc, raczej nie przepadam...
Ale hasło ze wszech miar słuszne!!!
Z radosnym "Alleluja!" jeszcze nie odważam się przesadzać, ale... DO PRZODU!!!
Jeśli przystanę, jeśli stracę nadzieję na pozytywne zmiany, to co? No, to chyba tylko zapić...

pterodaktyll - Śro 30 Cze, 2010 16:13

Urszula napisał/a:
Dobre, Ptero, świetnie to ująłeś

A, to taka moja poranna medytacja............ :skromny:

anusiak - Śro 30 Cze, 2010 17:21

Urszula napisał/a:
No, to chyba tylko zapić...
e tam. Od razu zapic. Koncentruj sie nad zyciem w trzezwosci a nie zapijaniem i co by bylo gdyby.
Urszula - Śro 30 Cze, 2010 17:23

pterodaktyll napisał/a:
A, to taka moja poranna medytacja............

Jak znajdę czas któregoś ranka, to też zacznę sobie tak medytować...
Fajne!

Urszula - Śro 30 Cze, 2010 17:28

anusiak napisał/a:
Koncentruj sie nad zyciem w trzezwosci a nie zapijaniem i co by bylo gdyby.

Się koncentruję! Właśnie na życiu w trzeźwości. Ale z tym "coby było gdyby", to już różnie bywa...

rufio - Śro 30 Cze, 2010 18:38

Nie mysleć o piciu - nie myslec o nie piciu = po prostu zyc i robic swoje raz lepiej raz gorzej ale cos tam robic a reszta sama przyjdzie jak z jazda na łyzwach - .
stiff - Śro 30 Cze, 2010 19:01

Dedykuje Ci to z " Codziennych refleksji "...
Nadzieja - 2 marca str. 81...

Nie upadajcie na duchu ! - AA

Niewiele doświadczeń ma dla mnie mniejsza wartość niż szybko osiągnięta trzeźwość.
Zbyt wiele razy doznałem zniechęcenia na skutek nierealnych oczekiwań,
nie wspominając już o użalaniu sie nad sobą i zmęczeniu,
które odczuwałem, pragnąc zmienić cały świat z dnia na dzień.
Zniechęcenie to sygnał ostrzegawczy, ze być może mieszam szyki Bogu.
Tajemnica spełnienia mojego potencjału polega na uznaniu moich ograniczeń i uwierzeniu,
ze czas nie stanowi zagrożenia tylko dar.
Nadzieja jest kluczem, który otwiera drzwi zniechęcenia .
Program obiecuje, ze jeśli nie sięgnę dziś po alkohol, to zawsze będę mógł żywić nadzieje.
Uwierzywszy, ze zachowuje to, czym sie dziele,
wiem, ze ilekroć dodaje komuś odwagi, to sam ja otrzymuje.
Wraz z innymi krocze Droga Szczęśliwego Przeznaczenia - dzięki łasce Boga i wspólnocie AA.
Obym zawsze pamiętał, ze kryjąca sie we mnie moc jest znacznie większa
niż jakikolwiek lek, w obliczu którego stoję.
Obym zawsze umiał zdobyć sie na cierpliwość -z pewnością bowiem idę właściwą droga.

Tomoe - Czw 01 Lip, 2010 07:57

Urszula napisał/a:

Upieram się przy tym, że przy mnie dzieci będą równie bezpieczne, jak przy trzeźwej niańce.


To ty nie jesteś trzeźwą niańką? :shock:

Urszula - Czw 01 Lip, 2010 14:48

Tomoe napisał/a:
To ty nie jesteś trzeźwą niańką?

Tomoe, i po cóż ta ironia?!
Doskonale wiem, kim jestem...

Tomoe - Czw 01 Lip, 2010 14:59

Nie byłam ironiczna.
Istnieją tak zwane "freudowskie przejęzyczenia."

Urszula - Czw 01 Lip, 2010 18:58

Cytat:
Istnieją tak zwane "freudowskie przejęzyczenia."

Sorki, Tomoe!
Być może źle zrozumiałam Twoje intencje wyrażone w tym właśnie poście, ale Twoja ocena mojej decyzji podjęcia się opieki nad dziećmi jest dla mnie tak jednoznaczna, że po prostu inaczej nie mogłam tego odczytać.

Urszula - Pon 05 Lip, 2010 16:58

W Chicago trwa długi weekend. Panuje upał. Jestem bardzo zmęczona, niedospana i... trzeźwa!
Ponieważ dzień wolny przysługujący w dn. 4-go Lipca wypadł w niedzielę, więc dla większości Amerykańców wolnym dniem od pracy jest dzisiejszy poniedziałek. Do moich "przyszywanych wnuczek" nie idę. Za to po południu znów będę miała u siebie moje własne wnusie, bo córka z zięciem przychodzą na obiad.
Już się cieszę!!! Co prawda, obie były u nas przez sobotę i niedzielę (młodzi wybrali się na wycieczkę i podrzucili mi maleństwa), ale w niedzielny wieczór zabrali je do domu, bo na dziesiejszy ranek zaplanowali wypad ze znajomymi na kucyki.
Raniutko ugotowałam całą cysternę kompotu z porzeczek i agrestu, zamarynowałam mięsko na grilla, a teraz robię pranie i klikam sobie...
Fajnie jest, chociaż potwornie chce mi się spać.

Julia - Czw 08 Lip, 2010 08:26

Urszulo..
Zamilkłaś na forum.
Jestem ciekawa jak Twoja terapia?
Pozdrawiam i dobrego dnia. :)

Urszula - Czw 08 Lip, 2010 16:40

Julia napisał/a:
Urszulo..
Zamilkłaś na forum.
Jestem ciekawa jak Twoja terapia?


Zamilkłam, ale nie odeszłam z forum. A zamilkłam, bo wyskoczyło mi w cholerę niespodziewanych zajęć i czasowo jestem trochę do tyłu.
Za to terapia do przodu!!!
Julio, naprawdę jestem zadowolona, że zdecydowałam się na spotkania z terapkami! Początkowo miałam wielkie opory i nie wierzyłam, że poza wygadaniem się da mi to coś więcej, teraz bardzo chętnie słucham ich podpowiedzi i wskazówek. Z zastosowaniem się do nich jest już trochę trudniej, ale próbuję i osiągam jakieś tam swoje małe sukcesy.
To, że nie piję od 16-go maja, to w dużej mierze zasługa terapii, bo bez wyraźniej motywacji, bez uświadomienia sobie wielu rzeczy, pewnie nie dałabym rady.
Wraz z pojawiającymi się beżącymi problemami, z wyrzutami sumienia na skutek rozpamiętywania przeszłości (od tego jeszcze nie zdołałam uciec) i najczarniejszymi myślami pojawiało się głodzisko... Terapki podtrzymują na duchu, uczą walki z głodem alko i pomagają mi zrozumieć samą siebie.
Oczywiście, jest we mnie jeszcze całe mnóstwo buntu przeciwko sobie i światu, ale to dopiero kilka tygodni terapii. Widzę, że z każdym dniem radzę sobie coraz lepiej. I to właśnie dzięki indywidualnej terapii! Choć podobno grupowe też przynoszą niezłe skutki...

evita - Czw 08 Lip, 2010 17:43

Urszula napisał/a:
osiągam jakieś tam swoje małe sukcesy.

i tak trzymaj Ulo :) może żaden ze mnie fachowiec ale widzę, że przebojem idziesz przez życie ku trzeźwości :okok:

KICAJKA - Czw 08 Lip, 2010 18:19

Urszula napisał/a:
Z zastosowaniem się do nich jest już trochę trudniej, ale próbuję i osiągam jakieś tam swoje małe sukcesy.
Oby tak dalej :kciuki: Oczywiście z dobrym skutkiem :buziak:
Urszula - Czw 08 Lip, 2010 18:20

Kulfon napisał/a:
Urszulaaaaaaa
Ty tez poszlas w te upaly na piwo ?


Eeee tam, zaraz na piwo! Zresztą, nawet o piwie nie miałam czasu myśleć...
Wróć!!!
Szczerze mówiąc, kilka razy pomyślałam, że fajnie by było zwilżyć ozór zimnym, złocistym napojem z pianką... Ale jakiegoś szczególnego "parcia na kufel" nie miałam i zadowoliłam się na robocie gorącą herbatą z wiśni z dodatkiem cytryny.
O, bo musisz wiedzieć, że przez ostatnie dwa dni zastępowałam robotnika pt. Bobuś, z którym teraz pracuje mój osobisty ślubny małżonek!
W poniedziałek Bobuś zemdlał na skutek upału, więc zadzwonił, że na wtorek do roboty się nie pisze. Robota rozbabrana, klient czeka na wykończenie podłogi, my czekamy na kasę od klienta, a tu Bobuś wyciana taki szpas!
No, można było wziąć do pomocy jakiegoś bezrobotnego, ale w końcu ja też w tej chwili jestem bezrobotna... Bo opieki nad bliźniaczkami nie kwalifikuję w kategoriach pracy (to raczej rozrywka dla mnie, a i piniondzorów z tego tyle, co kot napłakał).
Podpięłam się do odkurzacza, do buffer'a (nie wiem, jak się to urządzenie nazywa po polsku), chwyciłam za pędzel i aplikator do położenia lakieru i udało mi się nie spieprzyć roboty na piętrze w domku klienta. Na miting AA już nie zdążyłam w tym dniu - wróciliśmy tuż przed północą.
Wczoraj powtórzyliśmy akcję, bo Bobuś szwędał się gdzieś po doktorach, a trzeba było polakierować podłogi w trzech pomieszczeniach na parterze. Do wykończenia zostały jeszcze schody, ale musiałam wrócić do Chicago na 3-cią, żeby odebrać bliźniaczki z przedszkola i zająć się nimi do powrotu rodziciela.
Dzisiaj już Mr. Mąż pojechał sam te schody pomalować, ja gotuję obiadek, trochę sprzątam w chacie po długim weekendzie, trochę usiłuję dojść do ładu z zaległymi rozliczeniami i czekam na wieczorne spotkanie z Kaśką.
Gorąco jak w piekle! Wczoraj po południu popadało, w nocy też, niby burze przechodzą, a tlenu w powietrzu w ogóle nie ma! Za to wilgoć taka, że teraz siedzę przy kompie, niewiele się ruszam, a pot ciurkiem spływa mi po gębie i plecach. Mogłabym włączyć klimatyzator... Nie robię tego, bo nie lubię sztucznego schładzania. Kojarzy mi się z kostnicą i w dodatku zżera prąd. Pootwierałam jedynie wszystkie drzwi i okna celem uzyskania naturalnego przeciągu. Do kuchni wchodzę tylko po to, by zamieszać w garach i dossać się do zimnej minerałki zaprawionej soczkiem z cytryny i pomarańczy.
He, he, he, właśnie przyszło mi na myśl, że zimą (jeśli dożyję) pewnie nie raz zatęsknię do dzisiejszego ciepełka...

Urszula - Czw 08 Lip, 2010 20:17

evita napisał/a:
widzę, że przebojem idziesz przez życie ku trzeźwości

Evito, przebojem, to chyba nie...
Mam chwile zwątpień i załamań i czasem szlag mnie trafia na wszystko, na własne trzeźwienie też!
Staram się. Próbuję oswoić strachy i lęki przed zapiciem i jednocześnie zapomnieć o niechlubnej przeszłości. Niestety, wsparcie mam jedynie ze strony dzieci (i terapek), pan mąż mi tego nie ułatwia. Nie potrafi mi wybaczyć, że straciłam intratną robotę przez alko i przy lada okazji mi to wypomina.
Np. pytam, co mam z czymś tam zrobić i słyszę: - Walnij kielicha!, albo: - Nie musisz się wysilać, sam sobie poradzę, możesz się spokojnie napić!, albo: - Najlepiej zrób sobie drinka i rozwiązanie samo się znajdzie!
Uprzedzając wszystkie dobre rady, że i on powinien poddać się terapii, zaznaczyć muszę, że kilkakrotnie podejmowałam z nim rozmowę na ten temat. Bez rezultatu.
Pan mąż uważa, że skoro sama wpędziłam się w uzależnienie, to sama powinnam sobie z tym radzić, a on ma święte prawo do piętnowania mojego chlejstwa, bo choć nigdy od alkoholu nie stronił, to nie upijał się i nie popadł w choróbsko.
Pewnie ma rację... Sama spierniczyłam własne życie (i jego też), więc muszę się jakoś z tego wygrzebać nie oczekując zbyt wielkiej pomocy ze strony pokrzywdzonych przeze mnie osób.
Evito, póki co, próbuję trzeźwieć!

yuraa - Czw 08 Lip, 2010 22:05

Urszula napisał/a:
póki co, próbuję trzeźwieć!

Urszulo kilka razy wracalem do tego co dziś napisałaś i wciąż mam wrażenie że to sztuczne jakieś, tak jakbys pisała to co Twoim zdaniem wypada napisać.
Gdzies tam między wierszami czuje że to nie jest Twoje trzeźwienie, to trzeźwienie na pokaz, dla męża dla otoczenia, dla $.
tak jakby jedynym celem tego wszystkiego było wyprostowanie tego co tam napsułaś i od nowa.
przykro mi to pisać ale mi to wygląda na przygotowywanie gruntu pod kolejne picie.

rufio - Pią 09 Lip, 2010 08:19

yuraa napisał/a:
Gdzies tam między wierszami czuje że to nie jest Twoje trzeźwienie, to trzeźwienie na pokaz, dla męża dla otoczenia, dla $.

Yura tak jest na poczatku - gdzies kiedyś juz pisałem ze na poczatku nie trzeżwiałem dla siebie tylko dla ......... - dopiero po jakims czasie u mnie to było po 9 m-cach zaskoczyłem ze jednak trzeba li tylko wyłacznie dla siebie a potem dla ...... Jak sie poczuje smak wolności i połapie ze wolnośc jest moja wtedy to leci juz samo - kto ma ochote wracac za kraty ? -

Tomoe - Pią 09 Lip, 2010 08:24

Ja tam nie miałam dla kogo trzeźwieć. Wszystkim moim bliskim bardzo pasowałam, kiedy piłam. Trzeźwa przestałam im pasować. Więc jedyną osobą, dla której trzeźwiałam, byłam ja, bo tylko mnie na tym zależało.
Urszula - Pią 09 Lip, 2010 14:23

yuraa napisał/a:
Gdzies tam między wierszami czuje że to nie jest Twoje trzeźwienie, to trzeźwienie na pokaz, dla męża dla otoczenia, dla $.
tak jakby jedynym celem tego wszystkiego było wyprostowanie tego co tam napsułaś i od nowa.

Yuraa, to oczywiste, że chcę przede wszystkim wyprostować, co napsułam! Mam świadomość tego, że nie wszystko się da naprawić, ale na trzeźwo przynajmniej część... Bo nie wyobrażam sobie dalszego życia bez pozszywania, pocerowania i załatania tych dziur i pęknięć, które zafundowałam rodzinie i sobie.
Piszesz, że to nie jest moje trzeźwienie... A czyje? Kota? Psa, którego nie posiadam? Przecież to JA!, JA chcę być trzeźwa!!! Jeśli będę trzeźwa, wszystkim wokół mnie będzie lepiej, nikomu już moje chlejstwo kolejnej krzywdy nie wyrządzi i dzięki temu JA również będę szczęśliwsza. Nie będę miała wyrzutów sumienia, nie będę musiała kłamać i ukrywać się z piciem, nawet gdy mi coś wyjdzie "nie tak", będę mogła spokojnie spojrzeć każdemu w oczy i powiedzieć "chciałam dobrze, nie wydoliłam" i nie będę musiała roztrząsać po tysiąckroć, że "gdybym wtedy nie wypiła...".
Trzeźwiejąc "dla innych", trzeźwieję przede wszystkim dla SIEBIE SAMEJ.

Tomoe - Pią 09 Lip, 2010 14:36

Urszula napisał/a:

chcę przede wszystkim wyprostować, co napsułam


Jeśli miałaś kontakt z programem 12 kroków, to zauważ proszę, że naprawianie krzywd wyrządzonych przez ciebie w okresie picia innym ludziom, zaczyna się dopiero w krokach ósmym i dziewiątym, i bynajmniej nie zaczyna się tego robić "przede wszystkim".
I to naprawdę ma głęboki sens. :)

Tomoe - Pią 09 Lip, 2010 14:38

Urszula napisał/a:
Jeśli będę trzeźwa, wszystkim wokół mnie będzie lepiej.


Przede wszystkim TOBIE ma być lepiej.
Niezależnie od tego czy będzie przez to lepiej czy gorzej ludziom wokół ciebie. :)

Urszula - Pią 09 Lip, 2010 14:59

Tomoe napisał/a:
Przede wszystkim TOBIE ma być lepiej.

Tomoe, MNIE będzie lepiej, gdy moim bliskim będzie lepiej.
I wiem, że naprawienie krzywd wyrządzonych chlejstwem, to nie pstryknięcie palcami w momencie odstawienia alko. To długi proces, który nawet nie koniecznie musi się zwieńczyć powodzeniem... Niektórych rzeczy nie da się już odwrócić.
Ale dla mnie w tej chwili najważniejszym jest to, by dalej nie szkodzić!!! Szkodząc innym szkodzę sobie - tak przynajmniej twierdzi moja terapka Marta.

Flandria - Pią 09 Lip, 2010 15:01

Urszula napisał/a:
MNIE będzie lepiej, gdy moim bliskim będzie lepiej.


to tak nie działa
Twoim bliskim będzie lepiej, jeśli TOBIE BĘDZIE LEPIEJ

Urszula - Pią 09 Lip, 2010 15:15

Flandra napisał/a:
Twoim bliskim będzie lepiej, jeśli TOBIE BĘDZIE LEPIEJ

Czyli kwadratura koła? Im będzie lepiej, gdy mnie będzie lepiej - mnie będzie lepiej, gdy im będzie lepiej...
Mnie już jest lepiej, odkąd nie piję. A nie piję, bo chcę, żeby im było lepiej.
Jakoś nie potrafię oddzielić jedno od drugiego...

Flandria - Pią 09 Lip, 2010 15:25

Urszula napisał/a:
Nie potrafi mi wybaczyć, że straciłam intratną robotę przez alko i przy lada okazji mi to wypomina.


wiesz co sobie pomyślałam czytając to ? :)

"każdy z nas jest 1000 razy bardziej zainteresowany sobą, niż kimkolwiek innym", co to znaczy ?
nie chodzi o to, że straciłaś "intratną robotę", ale o to, że jej brak uwidocznił JEGO BRAKI. Bo to przecież facet jest głównym żywicielem rodziny, i założę się, że Mr. Twój mąż ma to poczucie gdzieś "z tyłu głowy". Gdyby był w stanie zarabiać godziwe pieniądze, które spokojnie wystarczyłby dla Was obojga - nie miałby problemu z tym, że straciłaś pracę. Obstawiam więc, że najbardziej go boli własna niemoc w tej kwestii.

choć oczywiście mogę się mylić

Urszula - Pią 09 Lip, 2010 17:16

Flandra napisał/a:
Gdyby był w stanie zarabiać godziwe pieniądze, które spokojnie wystarczyłby dla Was obojga - nie miałby problemu z tym, że straciłaś pracę. Obstawiam więc, że najbardziej go boli własna niemoc w tej kwestii.

Flandro, wiesz, że coś w tym sensie powiedziała mi kiedyś moja terapka Kaśka?
Choć osobiście wcale nie jestem przekonana, że to akurat facet musi głównie dbać o materialny byt rodziny. W jednym gnieździe żyjemy, razem pracujemy, razem staramy się o wspólne dobro...
Ja się nie starałam. Tzn. starałam się na tyle, na ile pozwolił mi alko, bo to przez moje chlejstwo jeszcze długo nie będziemy w stanie wygrzebać się z kłopotów finansowych. Zresztą, niezawinionych przez Mr. Męża, a przez ogólny kryzys na amerykańskim rynku.
Mea culpa, mea maxima culpa!
Ale to ciągłe wypominanie i wytykanie mi winy jest dołujące (choć ze wszech miar słuszne!). Jednak przyznać muszę, że lepsze już to, niż milczące godziny pod naszym dachem.
Kaśka radzi, żeby olewać, przechodzić nad złośliwościami do porządku dziennego i robić swoje. A kiedy z ust kol. małżonka padają słowa: "najlepiej się napij!", "golnij sobie!", "strzel kielonka!", itp., powinnam się uśmiechnąć i zanucić jakiś fragment z najbardziej patetycznych utworów klasycznych.
Udało się jej mnie rozśmieszyć, ale na codzień raczej do śmiechu mi daleko...

Flandria - Pią 09 Lip, 2010 17:46

Urszula napisał/a:
Kaśka radzi, żeby olewać, przechodzić nad złośliwościami do porządku dziennego i robić swoje.


mój sposób jest taki, żeby taką osobę wspierać, ale to trudne jeśli się w wierzy w jej słowa
najpierw trzeba zrozumieć, że to co mówi druga osoba tak naprawdę ma niewielki związek z nami - to jego/jej własne emocje, jego/jej własny, prywatny ból, który widocznie musi być wykrzyczany
trochę to przykre, że musisz zmagać się z własnymi problemami i znosić dodatkowo problemy męża - ale tak to już niestety jest ...

trzymaj się Urszulo :pocieszacz:

Urszula - Sob 10 Lip, 2010 14:32

Flandra napisał/a:
mój sposób jest taki, żeby taką osobę wspierać,

I to też mówi moja terapka (twierdzi, że pomoc psychologa byłaby tu wskazana), ale radzi, by problemy mojego mena odłożyć w czasie na plan dalszy.
Teraz mam się skoncentrować na sobie, na własnym trzeźwieniu, nie rozmieniać wszystkiego na drobne, bo i tak sama i szybko nie jestem w stanie mu pomóc, ani go "nawrócić". W/g niej złośliwości mają mi jednym uchem wlecieć, drugim wylecieć z ominięciem mózgu. Ja mam się w duchu uśmiechnąc, zanucić w myślach coś wzniosłego i zapominieć o incydencie.
Łatwo jej mówić, bo nie mieszka z nim pod jednym dachem...

Flandria - Sob 10 Lip, 2010 22:06

Urszula napisał/a:
I to też mówi moja terapka (twierdzi, że pomoc psychologa byłaby tu wskazana), ale radzi, by problemy mojego mena odłożyć w czasie na plan dalszy.


pisząc o wsparciu miałam na myśli takie zwykłe, proste gesty
np. mówienie komplementów (koniecznie szczerych), uśmiech, itp
tylko tyle
od psychoterapii są psychoterapeuci

Urszula - Śro 14 Lip, 2010 19:53

Wracam do moich snów, bo cały czas mnie prześladują.
Pewnie to wina panujących upałów, że bardzo źle śpię. A jak już uda mi się zasnąć, to na krótko. Budzę się przerażona, z łomotem w klatce piersiowej, spocona i roztrzęsiona.
Sen o dziwnym kamiennym mieście powtarza mi się prawie każdej nocy. Aż strach oczy zamykać, więc żeby się nie bać, łatwiej zasnąć, wypocząć w głębokim śnie i nie łazić rankiem jak ziewająca, ospała mucha, łykam wieczorem szklanę ziółek "na spokojność". Mało skuteczne. Ale podobno zioła działają dopiero po jakimś tam czasie, ja zaczęłam je stosować kilka dni temu, może jeszcze nie zdążyły zadziałać?
Upierdliwie powtarzający się, męczący sen uległ pewnym modyfikacjom i nawet się nieco rozbudował.
Wciąż jest to to samo miasto, te same ulice, to samo ponure gmaszysko, do którego jakaś siła każe mi włazić, wciąż schody (albo drabina), ale balkonik zniknął... Zamiast niego jest kamienna płyta, do której muszę dotrzeć. Dziś w nocy dotarłam po drabinie bardzo szybko. Rozglądam się, co dalej, a dalej nie ma nic. Ściana.
Wrócić nie mogę, bo drabinę wcięło, więc wiszę na tej płycie i jestem coraz bardziej przerażona.
Nagle zauważam taką samą płytę na sąsiedniej ścianie, za nią otwarte drzwi (cholera wie dokąd!), między płytami przerzucona deska nad głęboką, czarną przepaścią.
No, muszę, po prostu muszę po tej desce przejść!!! Ale boję się bez zabezpieczenia i krzyczę:
- Tadziu, rzuć mi haki!
Nie wiem, skąd Tadzio się tam wziął, niemniej odkrzyknął:
- Nie dorzucę, spuść linkę!
Wyłażąc po drabinie nie miałam ze sobą niczego, a tu okazało się, że szyję mam okręconą całkiem porządnym sznurkiem. Spuściłam koniec liny w dół, wyciągnęłam przywiązane do niego haki i nawet jakiś mały czekanik, choć raczej było to coś w rodzaju skrzyżowania tasaka i młotka do mięsa.
Ucieszyłam się i zaczęłam wbijać haki w ścianę. Ściana okazała się być drewnianą; -jakaś zmurszała sosna, albo inna przegniła lipa, bo łupało się to pieruństwo na drzazgi i wcale nie chciało trzymać haków. Zrezygnowałam. Spróbowałam wbić hak w płytę, na której stałam i udało się. Ucieszona sukcesem zaczęłam się opasywać liną, gdy zorientowałam się, że karabińczyk mam zacięty. Wrzasnęłam:
- Tadziu, kicha! Nie przejdę!!!
- Idę! - odkrzyknął Tadzio i faktycznie zobaczyłam, że wbija w sąsiednią ścianę klamrę za klamrą, wspina się po nich bez żadnego zabezpieczenia.
Zaczęłam płakać:
- Wróć, odpadniesz!!! - ale mój głos był niesłyszalny.
Huk! Łomot! Błyskawica!
Obudziłam się z sercem w gardle...
Wstałam, napiłam się minerałki z cytryną i zmówiłam "Wieczne odpoczywanie" za duszę Tadzia, bo Tadzio, mój dobry przyjaciel z Polski, zmarł już kilka lat temu.
Próbowałam zasnąć ponownie i nawet mi się to udało. Znowu na krótko. I znowu obudziłam cała mokra od potu i rozdygotana.
Tym razem śniła mi się duża metalowa klatka zamknięta na potężną kłódkę.
Już kiedyś miałam podobny sen, w którym musiałam dostać się do tej klatki wraz z tłumem ludzi, ale klucza od kłódki nie było.
Teraz też nie było. Nieznani mi ludzie kotłowali się wokół bramki, próbowali ukręcić kłódkę, szarpali za pręty i druty, a ja stałam z boku i bardzo się bałam (nie wiem czego...).
Byłam straszliwie głodna i było mi okrutaśnie zimno. Ucieszyłam się, gdy jakaś kobieta zaczęła wśrod tłumu roznosić kanapki. Czekałam, kiedy podejdzie do mnie z tacą, ale przeszła obok, a ja nie śmiałam poprosić o kęs chlebka.
Za to podszedł do mnie obleśny facet i zażądał, żebym z nim zatańczyła. Odmówiłam. Wtedy on wykręcił mi rękę, z całej siły pchnął mnie na drzwi klatki, a śliniący się ludziska, z gębami pełnymi żarcia, zaczęli rechotać.
Dość długo po przebudzeniu nie mogłam się uspokoić. I już do rana nie zasnęłam.
Czy ktoś z Was potrafi zinterpretować takie kretyństwa?
Co prawda, jutro mam spotkanie z terapeutką, ale mam tyle poważniejszych tematów do przerobienia i tyle pytań do niej, że pewnie czasu na nocne majaki nie starczy!

Flandria - Śro 14 Lip, 2010 20:05

Urszula napisał/a:
Czy ktoś z Was potrafi zinterpretować takie kretyństwa?


Ty potrafisz :)

zastanów się, czy to Ci czegoś nie przypomina jeśli chodzi o Twoje życie ? odczucia ? lęki ?

Kulfon - Śro 14 Lip, 2010 20:09

Flandra napisał/a:
Urszula napisał/a:
Czy ktoś z Was potrafi zinterpretować takie kretyństwa?


Ty potrafisz :)

zastanów się, czy to Ci czegoś nie przypomina jeśli chodzi o Twoje życie ? odczucia ? lęki ?


neuroprzekazniki warjuja, a Wy z wrozeniem z fusow tzn snow wyskakujecie :szok:

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 20:31

Kulfon napisał/a:
neuroprzekazniki warjuja

Od tego upału jak widać, scalaki padają......... :bezradny:
Czapkę włóz jak wychodzisz albo parasol jaki...... :bezradny:

Kulfon - Śro 14 Lip, 2010 20:34

pterodaktyll napisał/a:
Od tego upału jak widać, scalaki padają.........


uawzasz, ze niedawne odstawienie % przez Urszule nie ma nic z tym ....

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 20:37

Kulfon napisał/a:
uawzasz, ze niedawne odstawienie % przez Urszule nie ma nic z tym

Pewnie są to jeszcze jakieś reperkusje picia ale zaraz dostanę op***dol od Wiedźmy, bo moim zdaniem nie należy się tym przejmować tylko przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i próbować kierować swoją podświadomość w zupełnie inną stronę. Mnie to zawsze pomagało.........

Kulfon - Śro 14 Lip, 2010 20:43

pterodaktyll napisał/a:
moim zdaniem nie należy się tym przejmować tylko przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i próbować kierować swoją podświadomość w zupełnie inną stronę. Mnie to zawsze pomagało.........


to jest nas dwoch ;)

Borus - Śro 14 Lip, 2010 21:25

Kulfon napisał/a:
to jest nas dwoch
powiem, że trzech ;) zawsze powtarzałem sobie w takich razach "to był tylko sen" :)
Urszula - Śro 14 Lip, 2010 21:35

Kulfon napisał/a:
tak jest tylko na poczatku, u mnie ten nocny haj mina gdzies pomiedzy 2 a 3 miesiacem po odstawieniu.

Daj Boże, żeby i mnie minął!
Coraz rzadziej dopadają mnie czarne myśli w dzień, za to w nocy nękają mnie te mary...
Kurde, ile czasu można chodzić niedospanym?

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 21:36

Kulfon napisał/a:
jest nas dwoch

Borus napisał/a:
powiem, że trzech

No to prawie jak trzej muszkieterowie... zvrrv

Urszula - Śro 14 Lip, 2010 22:09

Cytat:
Ty potrafisz
zastanów się, czy to Ci czegoś nie przypomina jeśli chodzi o Twoje życie ? odczucia ? lęki ?

No właśnie, nie potrafię!
Tadzia, i owszem, zlokalizowałam, zawsze wszystkim spieszył z pomocą. Sięgnęłam nawet po stare zdjęcia, żeby powspominać dobre chwile z młodości...
Ale dlaczego akurat on mi się przyśnił? I dlaczego tak tragicznie skończył w moim śnie? W realu zmarł zupełnie inaczej.
I skąd to nieprzyjazne miasto?; skąd ten okropny budynek?; dlaczego zniknęła drabina i zostałam sama wisząca w mroku na jakiejś kamiennej półce?
A ta klatka, do której wejść nie mogę... Wszyscy w moim śnie pchają się do jej wnętrza, ja też, ale nie wiadomo po co! Pusta jest, nic w niej nie ma...
Ludziska rechoczący na widok walnięcia mną o bramę przez jakiegoś gnojka, mogą odzwierciedlać lęk przed odrzuceniem i wyśmianiem przez środowisko.
Reszty zupełnie do niczego nie umiem dopasować.

Urszula - Śro 14 Lip, 2010 22:12

pterodaktyll napisał/a:
próbować kierować swoją podświadomość w zupełnie inną stronę.

Ino jak????!!!!
Nie wiem, czy podświadomość w ogóle da się zmienić...
A mnie już nie pić, jeno spać się chce!

Urszula - Śro 14 Lip, 2010 22:13

pterodaktyll napisał/a:
Czapkę włóz jak wychodzisz albo parasol jaki......

Gdzie mam se ten parasol włożyć?

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 22:20

Urszula napisał/a:
Nie wiem, czy podświadomość w ogóle da się zmienić

Można w nią na tyle zaingerować, żeby ją niejako "oszukać"
Urszula napisał/a:
Gdzie mam se ten parasol włożyć?

Na głowę moja droga, na głowę....a myslałaś, że gdzie???? g45g21

Flandria - Śro 14 Lip, 2010 22:23

Urszula napisał/a:
Ludziska rechoczący na widok walnięcia mną o bramę przez jakiegoś gnojka, mogą odzwierciedlać lęk przed odrzuceniem i wyśmianiem przez środowisko.


to już coś :)

Urszula napisał/a:
dlaczego zniknęła drabina i zostałam sama wisząca w mroku na jakiejś kamiennej półce?

Urszula napisał/a:
zawsze wszystkim spieszył z pomocą

może w jakiejś życiowej sprawie się tak czujesz ? może potrzebujesz pomocy ? oprócz terapeutek ktoś jeszcze Cię wspiera ?
jest jakiś problem, który by do tego pasował ?

można też podejść do tego inaczej
cała ta otoczka, sceneria, wydarzenia to może być zlepek nic nie znaczących spraw
jeśli nie wiesz o co chodzi w śnie, to skoncentruj się na uczuciach jakie wtedy Ci towarzyszyły
prawdopobnie w ciągu dnia, kiedy kontrolujesz to co myślisz itd, nie pozwalasz sobie na te uczucia i one wydostają się pod przykrywką snów
są ważne i dlatego pojawiają się w snach
i to może znaczyć tylko tyle, że te uczucia potrzebują się wydostać, potrzebują być przeżyte

Małgoś - Śro 14 Lip, 2010 22:25

Urszulko, ja tu się nie chcę wymądrzać bo moja wiedza tyle co wyczytana... Ale myślę, że te koszmarne sny są efektem Twoich nowych doświadczeń. Sporo wysiłku wkładasz w to co robisz, dzieje się w Twoim życiu tak wiele, wciąż jesteś jeszcze na początku drogi. Odebrałaś organizmowi zagłuszacz, na sen pijesz tylko ziółka, trzeba czasu by organizm przestawił się na normalne funkcjonowanie. A lęki? Czemu tu się dziwić, przecież to co się dzieje jest nowe, nieznane i do tego wymagające od Ciebie zaangażowania... Wiele lat chemicznego stymulowania masz za sobą, teraz cierpliwie doprowadzasz się do normalności. Postaraj się wyciszać jak najczęściej, jakaś muzyka, klimacik ze świecami... Powinno choć trochę pomóc.
Flandria - Śro 14 Lip, 2010 22:44

nie pamiętam w jakiej książce to było, ale znalazłam kiedyś świetny tekst, który wiele tłumaczy

chodzi o budowę naszego mózgu
nasz mózg składa się z 3 części
- mózgu gada (najstarszej ewolucyjnie części) - zapamiętywanie, powtarzanie
- czegoś tam (nie pamiętam nazwy) co odpowiada za uczucia
- i nowej kory mózgowej - procesy myślowe

i tak, mózg gada sobie wszystko zapamiętuje i dąży do tego, żeby nic się nie zmieniało - jaszczurka wyłazi rano z norki, idzie tą samą drogą co wczoraj, żre to samo, i jeśli nic jej nie zeżre to kolejnego dnia sytuacja się powtarza
też mamy skłonności do powtarzania
potem dochodzą uczucia - jeśli coś przestraszy ... np. psa to ten ucieknie gdzie pieprz rośnie - albo zaatakuje, w każdym razie reakcja będzie natychmiastowa, uczucie - reakcja
nowa kora ma to do siebie, że pozwala nam blokować to co dzieje się w "poprzednich" częściach, dzięki temu jak ktoś nas zdenerwuje to nie walimy go od razu w łeb, generalnie ma to sporo plusów :)
ale
często jest tak, że blokujemy własne uczucia na bardzo długo ...
co się wtedy dzieje ? nowa kora ciągle jest zajęta blokowaniem a w środku aż się kłębi i wiruje (mówiąc obrazowo) ciągle się kumulując, gdzieś te uczucia muszą sobie znaleźć ujście i znajdują - tyle, że najczęściej w sytuacjach, które nie mają nic wspólnego z problemem np. mamy problem z szefem, ale krzyczymy na dziecko (przecież nie odda), albo tak jak właśnie u Ciebie - podczas snów

nie wiem czy jasno napisałam to co chcę Ci przekazać
uczucia - nawet te najbardziej przykre - trzeba przeżyć, pozwolić im być, wtedy wyłażą i dają nam spokój

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 22:46

Flandra napisał/a:
znalazłam kiedyś świetny tekst, który wiele tłumaczy

Flandraaa!!!! :krzyk: Litości...... :szok:

Flandria - Śro 14 Lip, 2010 22:47

nikogo nie zmuszam do czytania :P
yuraa - Śro 14 Lip, 2010 22:51

Flandra napisał/a:
nie pamiętam w jakiej książce to było, ale znalazłam kiedyś świetny tekst, który wiele tłumaczy

ja to czytałem chyba u Hoimara von Ditfurtha, prawdopodobnie "Duch nie spadł z nieba"

Małgoś - Śro 14 Lip, 2010 22:53

Flandra napisał/a:
nikogo nie zmuszam do czytania :P


a ja nawet nie musiałam całości czytać, bo znam ten tekst :mgreen: :okok:
całkiem konkretnie tłumaczy dlaczego tak długo nasze umysły się męczą, zanim zaakceptują coś nowego :)

Flandria - Śro 14 Lip, 2010 22:53

yuraa napisał/a:
ja to czytałem chyba u Hoimara von Ditfurtha, prawdopodobnie "Duch nie spadł z nieba"

tego nie czytałam [jeszcze] :mgreen:
ale dzięki, jak znajdę tę książkę - na pewno przeczytam :)

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 23:00

Flandra napisał/a:
dzięki, jak znajdę tę książkę - na pewno przeczytam

Nie zapomnij zapoznać się także z Sennikiem Egipskim..... g45g21

Flandria - Śro 14 Lip, 2010 23:01

pterodaktyll napisał/a:
Nie zapomnij zapoznać się także z Sennikiem Egipskim.....


z "senników" to najpierw kamasutra :P

Urszula - Śro 14 Lip, 2010 23:04

pterodaktyll napisał/a:
Urszula napisał/a:
Gdzie mam se ten parasol włożyć?

Na głowę moja droga, na głowę....a myslałaś, że gdzie????

Na głowie, Drogi Ptero, to ja mam w tej chwili niezapłaconą ratę za chałupę!
Parasol już się nie mieści, chociaż wszystkie inne problemy wetknęłam w całkiem inne miejsce.

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 23:04

Flandra napisał/a:
z "senników" to najpierw kamasutra

Chyba z "sienników". g45g21

Urszula - Śro 14 Lip, 2010 23:05

:bezradny:
pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 23:06

Urszula napisał/a:
Na głowie, Drogi Ptero, to ja mam w tej chwili niezapłaconą ratę za chałupę!
Parasol już się nie mieści, chociaż wszystkie inne problemy wetknęłam w całkiem inne miejsce.

To dołóż tam również tę ratę, w koncu oni Ci pożyczyli, to niech się martwią jak to odzyskać..... :lol2:

Urszula - Śro 14 Lip, 2010 23:20

pterodaktyll napisał/a:
To dołóż tam również tę ratę, w koncu oni Ci pożyczyli, to niech się martwią jak to odzyskać.....

Oni nie muszą się martwić. Po prostu wypierniczą nas z domku za niespłaconą pożyczkę i już!
Bank bardzo chętnie przejmie chatkę obarczoną długiem 60 tys., bo sprzeda ją na pniu za o wiele wyższą cenę.

pterodaktyll - Śro 14 Lip, 2010 23:22

Urszula napisał/a:
Bank bardzo chętnie przejmie chatkę obarczoną długiem 60 tys., bo sprzeda ją na pniu za o wiele wyższą cenę.

Szkoda, że to nie jest sen..... :bezradny:

Urszula - Czw 15 Lip, 2010 00:23

Małgoś napisał/a:
na sen pijesz tylko ziółka,

Wiesz, Małgoś, zastanawiałam się, czy nie poleźć do lekarza po jakieś tablety nasenne... Ale terapeutka ostrzegła mnie, że może się to skończyć kolejnym uzależnieniem. Wybrałam ziółka.
Małgoś napisał/a:
Postaraj się wyciszać jak najczęściej, jakaś muzyka, klimacik ze świecami...

Staram się wyciszać.
Kiedyś nawet, zgodnie z zaleceniami mego kuzyna Jaśka (lekarz psychiatra), włożyłam na uszy słuchawki, usiadłam na podłodze i włączyłam "relaksującą muzykę", którą przysłał mi na kilku krążkach. Przymknęłam oczy, starałam się nie myśleć o niczym, skupić się na oddechu i słuchaniu plumkania.
Nie wiem, ile minut wytrzymałam (15?, 20?), ale jak się zerwałam, CD player poleciał w drugi koniec pokoju!
Dorwałam się do pianina i rąbałam w klawisze bez ładu i składu do momentu, aż funkcje zaczęły mi się układać w jakąś tam mniej, lub bradziej logiczną całość. Niezgodną zresztą z zasadami harmonii i każdy uczeń szkoły muzycznej zafasowałby za to solidną pałę, ale mnie wtedy dopiero ulżyło.
Kurcze, trudno tu mówić o wyciszeniu, nie?

Wiedźma - Czw 15 Lip, 2010 00:34

Widocznie nie potrzeba Ci wyciszenia, ale rozładowania emocji...
Małgoś - Czw 15 Lip, 2010 00:35

Urszula napisał/a:
Kurcze, trudno tu mówić o wyciszeniu, nie?


Nooo, rzeczywiście trudno :shock:
Co do nasennych, to ka bym się chemią nie szprycowała, bo nie daj Bóg ci się spodoba... :uoee: Ja sobie zaparzam podwójną meliskę, bo też mam problemy z zasypianiem, nei działa to jakoś rewelacyjnie, ale ciut spokojniejsza jestem ;)
A z tym wyciszeniem przy muzyce to może poszukaj coś, co lubisz, nie koniecznie polecane przez kogoś, bo to cholernie indywidualna sprawa. Mnie pewne klimaty nudzą, inne drażnią i wiele też zależy od chwili. Jak masz problemy w głowie, to nie ma się co dziwić, że trudno znaleźć spokój...
A może spacer, bieganie?

Flandria - Czw 15 Lip, 2010 00:35

Urszula napisał/a:
Dorwałam się do pianina i rąbałam w klawisze bez ładu i składu do momentu, aż funkcje zaczęły mi się układać w jakąś tam mniej, lub bradziej logiczną całość. (..) ale mnie wtedy dopiero ulżyło.


to może poproś terapkę o jakieś ćwiczenia na odreagowywanie emocji ?
jedno już masz: takie rąbanie w klawisze - skoro skuteczne - to świetna sprawa :)

Małgoś - Czw 15 Lip, 2010 00:36

Wiedźma napisał/a:
Widocznie nie potrzeba Ci wyciszenia, ale rozładowania emocji...


tak właśnie pomyślałam, że nosi kobitkę...

Urszula - Czw 15 Lip, 2010 00:43

pterodaktyll napisał/a:
Szkoda, że to nie jest sen.....

Ano, szkoda...
Z nocnych koszmarów się budzę, z finansowego koszmaru nie jestem w stanie się wyczołgać...
Próbowałam negocjować z bankiem. Zaproponowali mi pożyczkę pod zastaw... już w 3/4 spłaconej pożyczki i chałupy, na której ta pożyczka wisi. He, he, he... Owszem, obniżą miesięczną ratę, ale na takim oprocentowaniu, że jeszcze moje prawnuki musiałyby to łajno spłacać.
Chyba faktycznie przeniosę sie do pingwinów na Antarktydę.

Flandria - Czw 15 Lip, 2010 00:47

Urszula napisał/a:
z finansowego koszmaru nie jestem w stanie się wyczołgać...


może jest ktoś kto mógłby Wam (chwilowo chociaż) pomóc ?
jakaś "niskooprocentowana" rodzinna pożyczka ?

Flandria - Czw 15 Lip, 2010 00:51

wiem, że to banał, ale kiedyś usłyszałam, że nikogo nie spotyka nic, z czym nie byłby w stanie sobie poradzić
i to w dużej mierze pomaga mi zmagać sie z własnymi problemami

jak nie drzwiami ... to oknem :mgreen:
tylko czasem trzeba tego okna się naszukać ..., ale gdzieś jest ! :)

Urszula - Czw 15 Lip, 2010 01:03

Małgoś napisał/a:
A może spacer, bieganie?

Teraz na bieganie trochę za gorąco... Zresztą w trakcie biegania, spaceru, czy innego wysiłku fizycznego też głupie myśli pchają mi się pod czachę.
W dzień sobie radzę, bo obmyślam zabawy z moimi nowymi podopiecznymi, próbuję przewidzieć reakcje wnuczek na różne przygotowane dla nich niespodzianki, itp.
Noc jest męczarnią.

Urszula - Czw 15 Lip, 2010 01:08

Flandra napisał/a:
jak nie drzwiami ... to oknem
tylko czasem trzeba tego okna się naszukać ..., ale gdzieś jest !

Noo, a jak nie drzwiami i oknem, to kominem!
W tej chwili właśnie próbuje szukać wejścia do komina. Cholernie dobrze zamaskowane....

anakonda - Czw 15 Lip, 2010 01:10

ubezpiecz potem podpal tez jakies wyjscie :wysmiewacz:
Urszula - Czw 15 Lip, 2010 01:37

arkady_2 napisał/a:
ubezpiecz potem podpal tez jakies wyjscie

No, pewnie! Prosto za kratki!
Chatę mam ubezpieczoną na warunkach, których wymaga bank (i w razie cóś, bank zgarnie kasiorę z ubezpieczenia), na wyższe, dodatkowe składki ubezpieczeniowe zwyczajnie mnie nie stać.
Ale kij tam z chałupą!!!
W niedzielę wracają "moje" bliźniaczki z parków wodnych i w poniedziałek znowu z nimi zaszaleję.
Przy dzieciakach nie ma czasu na durnowate przejmowanie się trującymi myślami. fizycznie też potrafią człowieka wykończyć, więc będzie O,K.!
Szkoda tylko, że w nadchodzący weekend nie spotkam się z moimi własnymi wnusiami. Jadą do Detroit na chrzciny w rodzinie kuzynki naszego zięcia.

yuraa - Czw 15 Lip, 2010 02:29

Urszula napisał/a:
Wciąż jest to to samo miasto, te same ulice, to samo ponure gmaszysko, do którego jakaś siła każe mi włazić, wciąż schody (albo drabina), ale balkonik zniknął... Zamiast niego jest kamienna płyta, do której muszę dotrzeć. Dziś w nocy dotarłam po drabinie bardzo szybko.

ponure gmaszysko to trzeźwość, która ponura Ci sie wydaje, jakaś siła to zdrowy rozsądek, kamienna płyta symbolizuje wiarę w sukces której na razie mało u ciebie.
Urszula napisał/a:
Wrócić nie mogę, bo drabinę wcięło, więc wiszę na tej płycie i jestem coraz bardziej przerażona.

bo zdajesz sobie sprawę , na logike że nie ma powrotu do picia
Urszula napisał/a:
Nagle zauważam taką samą płytę na sąsiedniej ścianie, za nią otwarte drzwi (cholera wie dokąd!), między płytami przerzucona deska nad głęboką, czarną przepaścią.

to alternatywna droga trzeźwienia, bo wydaje Ci się że może z Tobą będzie inaczej
Urszula napisał/a:
Wyłażąc po drabinie nie miałam ze sobą niczego, a tu okazało się, że szyję mam okręconą całkiem porządnym sznurkiem.

no już trochę narzędzi do trzeźwienia zebrałaś, na forum i ze swoimi terapkami
Urszula napisał/a:
Ucieszyłam się i zaczęłam wbijać haki w ścianę. Ściana okazała się być drewnianą; -jakaś zmurszała sosna, albo inna przegniła lipa, bo łupało się to pieruństwo na drzazgi i wcale nie chciało trzymać haków. Zrezygnowałam. Spróbowałam wbić hak w płytę, na której stałam i udało się

Twoja alternatywna droga do kitu chyba jest, lepiej przetartą ścieżką podążać
Urszula napisał/a:
Tym razem śniła mi się duża metalowa klatka zamknięta na potężną kłódkę.

a to pijaństwo do którego powrotu nie ma
Urszula napisał/a:
Nieznani mi ludzie kotłowali się wokół bramki, próbowali ukręcić kłódkę, szarpali za pręty i druty, a ja stałam z boku i bardzo się bałam (nie wiem czego...).

a to osobniki które chciały by pic bez konsekwencji
Urszula napisał/a:
Byłam straszliwie głodna i było mi okrutaśnie zimno. Ucieszyłam się, gdy jakaś kobieta zaczęła wśrod tłumu roznosić kanapki. Czekałam, kiedy podejdzie do mnie z tacą, ale przeszła obok, a ja nie śmiałam poprosić o kęs chlebka.


chciało by sie napić ale nie dla psa kiełbasa nie dla prosiaków miód
Urszula napisał/a:
Za to podszedł do mnie obleśny facet i zażądał, żebym z nim zatańczyła

a to Artek po prostu

a Tadzio to jak piszesz zmarły dobry przyjaciel, więc pewnie ktos komu możesz zaufać i kogos takiego poszukujesz

ps. nie bierz tego na poważnie bo ja już od 20 godzin nie śpię

Wiedźma - Czw 15 Lip, 2010 06:54

Yura! :zdziwko:
Freud z Jungiem mogliby się od Ciebie uczyć!

:zemdlala:

beata - Czw 15 Lip, 2010 07:30

yuraa napisał/a:
ps. nie bierz tego na poważnie bo ja już od 20 godzin nie śpię
Wiedźma napisał/a:
Freud z Jungiem mogliby się od Ciebie uczyć!
Coś w tym jest :mysli:
milutka - Czw 15 Lip, 2010 07:43

Urszula napisał/a:
Oni nie muszą się martwić. Po prostu wypierniczą nas z domku za niespłaconą pożyczkę i już!
Urszulo i ty sie dziwisz,ze masz jakieś ciężkie sny i chodzisz nie wyspana ? :shock: Wydaje Ci sie ,że jakoś sobie radzisz z problemami ale podświadomie Cie to gnębi ,nie spłacona rata ,codzienne stresy itp.....w ciągu dnia nie masz czasu o tym myśleć w nawale obowiązków a w nocy ten stres kumuluje....ale moja rada jest taka ...przestań sobie łamać głowy tymi snami i nie doszukuj sie ich wyjaśnienia bo to Ci nic nie da a przysporzysz sobie tylko jeszcze więcej zmartwień ;) To sa tylko sny ;) :pocieszacz:
Borus - Czw 15 Lip, 2010 10:26

Wiedźma napisał/a:
Yura!
Freud z Jungiem mogliby się od Ciebie uczyć!
...albo buty wyczyścić :szok:
Flandria - Czw 15 Lip, 2010 11:06

Urszula napisał/a:
Noo, a jak nie drzwiami i oknem, to kominem!
W tej chwili właśnie próbuje szukać wejścia do komina. Cholernie dobrze zamaskowane


o kominie nie pomyślałam ... to zdaje się trzeba jakoś "z góry" zaatakować :mysli:

a pytaliście o ofertę w innych bankach ? być może udałoby się Wam przenieść kredyt do jakiegoś banku na korzystnych warunkach ?

generalnie w takiej sytuacji dobrze jest zrobić burzę mózgów :)
albo chociaż burzę mózgu

zasady są proste:
- każdy pomysł jest dobry (nawet te najbardziej idiotyczne)
- wszystkie pomysły gdzieś zapisujecie

Idiotyczne pomysły służą do tego, żeby zmienić tor myślenia. Dzięki temu umysł się otwiera, łatwiej wpaść na naprawdę dobry pomysł. Jak już zbierzesz sporo pomysłów to dopiero wtedy oceń, które są ok :)

Idiotyczne (albo i nie) pomysły, które mnie przyszły do głowy:
- wynajęcie pokoju
- wyprzedaż garażowa (to z łamerykańskich filmów znam :mgreen: )
- wyprzedaż ebay'owa
- striptiz dla sąsiadów
- napad na bank :mgreen:
- pisanie artykułów do gazet (świetnie piszesz)
- albo bajek dla dzieci - a nóż widelec ktoś to opublikuje a jeśli nie to będziesz mogła to wykorzystać przy wnusiach

swoją drogą to czemu szukasz pracy jako "konserwator powierzchni płaskich" ? nie da się załapać na coś bardziej odpowiadającego Twoim zdolnościom ? w końcu nawet w tej Łameryce jakaś polonia jest czy coś, na pewno można sprzedać tam coś więcej niż tylko umiejętności machania ścierą

KICAJKA - Czw 15 Lip, 2010 13:40

Wiedźma napisał/a:
Freud z Jungiem mogliby się od Ciebie uczyć!
Przeca Yura to Yoda najmądrzejszy mistrz -czytam go jak w oryginale(nawet chwilami podobny styl wypowiedzi) ,co ostatnio mnie zabiera w krainę snu :mgreen: afc4fvca 23r ;)
Urszula - Czw 15 Lip, 2010 14:57

yuraa napisał/a:
nie bierz tego na poważnie bo ja już od 20 godzin nie śpię

Ja niby śpię... Ino się nie wysypiam. Dręczą mnie te idiotyczne sny, choć w sny nie wierzę (?) i staram się o nich nie myśleć, ale jakoś uciec od nich nie mogę.
Dzięki za tłumaczenie! Czytając uśmiechnęłam się nie jeden raz i ta ponura aura przeniesiona ze snu jakoś się rozmyła.

Urszula - Czw 15 Lip, 2010 14:59

Cytat:
Wiedźma napisał/a:
Yura!
Freud z Jungiem mogliby się od Ciebie uczyć!
...albo buty wyczyścić
_________________

Sznurówy i troki od kaleson wiązać!

Urszula - Czw 15 Lip, 2010 15:00

Flandra napisał/a:
o kominie nie pomyślałam ... to zdaje się trzeba jakoś "z góry" zaatakować

Pewnie, że z góry! Z dołu to co najwyżej wleźć można do kominka. Tylko po co?

Urszula - Czw 15 Lip, 2010 17:04

Flandra napisał/a:
Idiotyczne (albo i nie) pomysły, które mnie przyszły do głowy:
- wynajęcie pokoju

Z tym najłatwiej.
Ale myśl o rozstaniu się z chatką, do której tak bardzo się przywiązałam wiedzie mnie wprost na dno rozpaczy.
Kupiliśmy tę drewnianą ruinę 13 lat temu, odremontowali, odchuchali, wycackali, usprawnili, włożyli w nią kupę szmalu i własnego potu. "Własnemy rencamy" targałam kamienie, kopałam ziemię wokół budynku, sadziłam drzewka i krzaczyska - teraz jest pięknie!!! A ile drzazg musiałam się nawyjmować z łap, kiedy przerabialiśmy schody na wygodniejsze, dobudowywaliśmy ganek i zadaszenie nad frontowym wejściem! Bo wszystko robiliśmy sami, bez zatrudniania fachowców, żeby było taniej.
Mam teraz opuścić to gniazdko i przenieść się gdzieś do cudzej piwnicy? Pewnie w końcu taki będzie finał... Jednak owa perspektywa musi mnie dołować, nie?
Flandra napisał/a:
- wyprzedaż garażowa (to z łamerykańskich filmów znam )

No, można na takiej wyprzedaży zarobić kilka dolców! Jeśli ma się coś do sprzedania. A co ja mogę sprzedać? Kota? A w życiu! Chłopa? A kto go kupi! Za mnie też nikt nawet pięciu centów nie da.
Nieużywanych już przez nas ciuchów, a nadających się jeszcze do użytku, też występuje wyraźny brak. Zawsze dokupywaliśmy nowe ubrania w momencie, kiedy stare już spadły nam z grzbietu...
Meble? Też stare graty, kupione kiedyś tam właśnie na wyprzedaży garażowej...
Jedynymi cennymi rzeczami, które posiadamy na stanie, są: pianino, gitara, organy, kilka saksofonów, zdezelowana perkusja i klarnet.
Z gitarą i pianinem nie chcę się rozstać. A gdybym sprzedała całą resztę instrumentów, to moje chłopisko najpierw by mnie zamordowało w sposób okrutny, następnie samo padłoby na zawał serca.
No, mogłabym jeszcze sprzedać przedpotopowe komputery... Nie ma pewności, czy ktoś je kupi (chyba idiota?), a w dodatku odcięłabym tym sposobem naszą łączność ze światem...
Flandra napisał/a:
- striptiz dla sąsiadów

Tu sąsiadka, młoda Portorykanka, stanowi zbyt dużą konkurencję...
Flandra napisał/a:
napad na bank

Też już o tym myślałam. Ale zbyt głupia jestem, żeby to jakoś sensownie zorganizować.
Flandra napisał/a:
- pisanie artykułów do gazet

Ni ma szans! W polonijnych gazetach zarabiać mogą tylko "swoi", czyli rodzina i przyjaciele właściciela gazety. Owszem, chętnie przyjmą za darmochę jakąś "zapchajdziurę" (w końcu czymś trzeba te łamy wypełniać), ale do zapłaty wierszówki nikt skory nie jest. Autorowi, który nie jest powiązany rodzinnie i "układowo" z właścicielem czasopisma, powinna wystarczyć sama satysfakcja, że jego wypociny ukazały się drukiem i jego nazwisko widnieje pod publikacją.
Wiem, bo kilkakrotnie pisałam dość sążniste artykuły do kilku polonijnych gazet w obronie bezsensownej sprzedaży budynku Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej.
Czyniłam to na prośbę żyjących jeszcze weteranów, ale spodziewałam się choć marnych paru dolarów za to, że wypełniam całe kolumny i numery z moimi artykułami rozsprzedają się na pniu.
Kiedy zapytałam w redakcji jednego z czasopism, czy dostanę gratyfikację za kolejny artykuł, usłyszałam, że nie jestem etatowym pracownikiem i nie ma mnie na liście płac. Mogę pisać i nie muszę... Jak napiszę, chętnie wydrukują, ale kasa?!
"- Paaaani, za co kasa?! Za to, że udostępniamy wam za darmo miejsce w naszej gazecie? Niech weterani pani płacą!".
No i ukazują się w tych polonijnych gazetach (oprócz dobrych pozycji, co przyznaję z ręką na sercu!) jakieś gnioty pisane kiepską polszczyzną, na których ktoś zarabia.
Nie mnie to oceniać, ale... No, cóż chyba brak skromności jednak nie jest moją główną cechą.
Flandra napisał/a:
- albo bajek dla dzieci - a nóż widelec ktoś to opublikuje

Wymyślane przeze mnie bajki dla dzieci spisuję. Szkicowo i w zarysie jeno, wciąż łudząc się, że starczy mi pracowitości i czasu na ujęcie tego w jakiejś fajnej formie.
Ale na publikację nie liczę. Ot, zapisuję pomysły dla własnej przyjemności i na wypadek, gdyby wnusia zażądała, by jeszcze raz opowiedzieć jej o np. rozsypanych koralikach...
Flandra napisał/a:
swoją drogą to czemu szukasz pracy jako "konserwator powierzchni płaskich"

Bo o taką pracę jest najłatwiej! Z tym, że i tu nie każda mi odpowiada... Jeśli mam się zarąbać na ścierce i odkurzaczu za marne centy, a potem wydać kilka stówek na kolejną blokadę łokcia i kręgosłupa, to chrzanię taką robotę!!! Mam dopłacać do tego, żeby Amerykańcy mieli czysto?

Chyba nie podejrzewasz mnie o to, że siedzę bezczynnie i czekam na mannę z nieba? Próbuję na wszelkie możliwe sposoby wykaraskać się z długów (powstałych nie z naszej winy!), próbuję wiązać jakoś koniec z końcem (bez większych sukcesów) i staram się nie tracić nadziei.
Ciężko mi. Bardzo ciężko. W dodatku ten cholerny alkohol, któremu się poddałam i wylądowałam ryjem w kałuży.
Ale pocieszam się, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. A jak się bardzo chce, to można chyba osiągnąć to LEPIEJ?

Klara - Czw 15 Lip, 2010 17:41

Urszula napisał/a:
na publikację nie liczę.

Szkoda! Zobacz, jaki majątek zrobiła J.K. Rowling na "Harrym Potterze", a o ile się nie mylę pierwszy tom napisała będąc też bez kasy.
Zdaje się że była po rozwodzie i w okropnej sytuacji finansowej.
Powinnaś zarabiać na tym, co najlepiej umiesz, a piszesz ŚWIETNIE!
Na Twoim miejscu bez specjalnego retuszu wysłałabym próbki do kilku polskich wydawnictw.
Co Ci szkodzi spróbować?

yuraa - Czw 15 Lip, 2010 19:09

Urszulo też myslę że możes sprzedawać to co Ci w głowie się lęgnie i na słowo pisane zamienić umiesz.
Flandria - Czw 15 Lip, 2010 21:15

Urszula napisał/a:
Ale myśl o rozstaniu się z chatką, do której tak bardzo się przywiązałam wiedzie mnie wprost na dno rozpaczy.


pisząc o wynajęciu pokoju myślałam, żebyście przyjęli lokatora ...

generalnie całe te moje pomysły nie miały służyć temu, żebyś się do nich stosowała :)
miałam nadzieję, że weźmiesz kartkę i długopis i sama zrobisz taką listę idiotycznych (lub nie) pomysłów :)

Tomoe - Pią 16 Lip, 2010 11:16

Urszula napisał/a:

Kupiliśmy tę drewnianą ruinę 13 lat temu, odremontowali, odchuchali, wycackali, usprawnili, włożyli w nią kupę szmalu i własnego potu. "Własnemy rencamy" targałam kamienie, kopałam ziemię wokół budynku, sadziłam drzewka i krzaczyska - teraz jest pięknie!!! A ile drzazg musiałam się nawyjmować z łap, kiedy przerabialiśmy schody na wygodniejsze, dobudowywaliśmy ganek i zadaszenie nad frontowym wejściem! Bo wszystko robiliśmy sami, bez zatrudniania fachowców, żeby było taniej.
Mam teraz opuścić to gniazdko i przenieść się gdzieś do cudzej piwnicy? Pewnie w końcu taki będzie finał... Jednak owa perspektywa musi mnie dołować, nie?


Uleńko, na pewno nie będziecie musieli opuszczać tego domu. Będzie dobrze. Tylko nie obarczaj samej siebie tym problemem. Masz męża, dzieci, kuzyna i pewnie jakichś innych członków rodziny... Zrób z tego "swojego" problemu "rodzinny" problem. Może wspólnymi siłami łatwiej wam będzie wyjść z kryzysu.
Nie tylko ty jesteś za rozwiązanie tego problemu odpowiedzialna. Poszukaj sojuszników. :)

Urszula - Pią 16 Lip, 2010 15:31

Ludzie, kurcze, jak to dobrze, że istnieje Dekadencja!!!
Wypisałam się, wyżaliłam i zaraz na duszy lżej!
Wlaliście we mnie całe wiadra wiadra otuchy, a za komplementy na temat moich umiejętności formułowania wypowiedzi, dzięki z całego serducha!
Pomyślałam, że może nie jestem taka całkiem do d***, skoro coś tam przynajmniej napisać potrafię?
O Jezu, ocieram się o kokieterię!, tak jakbym domagała się następnych komplementów, he, he...
Niemniej przyznaję, że lubię pisać i przychodzi mi to raczej z łatwością. Kiedyś nawet marzyło mi się spisanie czegoś w rodzaju rodzinnej sagi (wspomnienia pradziadków, dziadków, rodziców), ale na przeszkodzie wciąż stoi lenistwo... Musiałabym gdzieś tam grzebać, zrobić porządek w starych papierzyskach, itd., żeby nie przekłamać historii.
Bo chociaż nikt, poza członkami rodziny, nie byłby tym zainteresowany, chciałabym jakoś utrwalić przeżycia naszych przodków i osadzić je w realnej epoce.
Ale to tylko takie tam marzenie!

Urszula - Pią 16 Lip, 2010 15:43

Tomoe napisał/a:
Poszukaj sojuszników

Już znalazlam!
Na tym forum. Serio!!!
Samo to, że mogę czytać Wasze odpowiedzi, ugruntowuje we mnie pewność, że nie jestem sama przeciwko reszcie świata.
Tomoe napisał/a:
Zrób z tego "swojego" problemu "rodzinny" problem.

To już jest "problem rodzinny". Bez pożyczki udzielonej nam przez rodzinę już dawno wylądowalibyśmy pod mostem!
Ale nie chcę zaciągać kolejnych długów, bo długi trzeba spałacać, nie? Teraz szukam innych sposobów, żeby nie tylko utrzymać chatę, pospłacać te długi, ale i jakoś znowu wypłynąć na powierzchnię.

rufio - Pią 16 Lip, 2010 15:53

Zacznij publiczne odczyty - "Jak zapłodnic krokodyla bez uzycia strzykawki "
Halibut - Pią 16 Lip, 2010 15:59

rufio napisał/a:
"Jak zapłodnic krokodyla bez uzycia strzykawki "


No jak to jak Rufio?
Masz swoje lata taka wiedza nie powinna być ci obca.
Przez kopulację.
Nigdy nie próbowałeś seksu z krokodylem? 8|

rufio - Pią 16 Lip, 2010 16:01

Nie chodzi o mnie - chodzi o to aby przekonac gawiedz o datki do najwiekszego bałaganu na swieciet- znaczy do
Urszula - Pią 16 Lip, 2010 16:16

Flandra napisał/a:
pisząc o wynajęciu pokoju myślałam, żebyście przyjęli lokatora ...

A wiesz, że też o tym myślałam?
Choć uznaliśmy ten pomysł za mało pociągający. Po pierwsze dlatego, że o lokatora teraz trudno (skończyła się koniunktura gospodarcza i coraz mniej "turystów" przyjedża tu zarabiać). Po drugie: chatynka nasza mała, ciasna, lokator nie miałby pełnej swobody - wspólne wejście, wspólny sraczyk, wspólna łazienka, wspólna kuchnia, wspólna pralnia, itd... - ile można zażądać miesięcznie za takie warunki, skoro w okolicy pełno jest ofert wynajęcia niekrępującego pokoju za stosunkowo niską cenę? Dawniej takie pokoje były oblegane, teraz stoją puste.
A brać sobie na głowę kogoś obcego bez pewności, że nie pociągnie to za sobą poważniejszych problemów? Trochę się tego boimy, mimo że każda stówka w obecnej chwili jest bardzo pożądana...
Napatrzyliśmy się już dość i nasłuchali o tym od znajomych, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z wynajmowania pomieszczeń lokatorom. Brrr...
Ale i tak rozpuściliśmy wieści, że chętnie przyjmiemy kogoś pod swój dach.
Za ogłoszenia w prasie trzeba płacić, więc tą drogą się nie ogłaszamy. Rozwiesiłam kilka kartek z numerem telefonu w zaprzyjaźnionych sklepach i... nic. Pies z kulawą nogą nie chce u nas zamieszkać!
A ja tak lubię psy...

Urszula - Pią 16 Lip, 2010 16:33

Klara napisał/a:
Zobacz, jaki majątek zrobiła J.K. Rowling na "Harrym Potterze"

A to trzeba być jeszcze J.K.Rowling!
Ani takiej wyobraźni nie posiadam, ani takiego warsztatu. cf2423f
Klara napisał/a:
Na Twoim miejscu bez specjalnego retuszu wysłałabym próbki do kilku polskich wydawnictw.
Co Ci szkodzi spróbować?

Ano, spróbować zawsze można...
Zachęciłaś mnie do tego, żeby przysiąść nieco fałdów i spróbować te moje "bajkowe szkice" przyoblec w zdania. Bo w tej chwili, są to jeszcze naprawdę szkice zapisane jedynie dla mnie zrozumiałym kodem. Może po paru miesiącach coś się z tego wykoci?

Urszula - Pią 16 Lip, 2010 16:39

yuraa napisał/a:
Urszulo też myslę że możes sprzedawać to co Ci w głowie się lęgnie

Yuraa, w głowie, to mi się lęgną same durnowate kretyństwa. Idiotycznie głupie i z przewagą czarnych myśli.
Myślisz, że znajdzie się głupi, co to kupi?

Urszula - Pią 16 Lip, 2010 16:48

rufio napisał/a:
Zacznij publiczne odczyty - "Jak zapłodnic krokodyla bez uzycia strzykawki "

Dżisus Krajst! Rufio, Tobie też te upały nie slużą?
A skąd mam wiedzieć, jak się zapładnia krokodyle? I w dodatku bez strzykawki???!!!
Chyba będę musiała w najbliższy weekend udać się do ZOO i poważnie porozmawiać z jakimś krokodylem.

Urszula - Pią 16 Lip, 2010 16:53

rufio napisał/a:
Nie chodzi o mnie - chodzi o to aby przekonac gawiedz o datki do najwiekszego bałaganu na swieciet- znaczy do

Widocznie IQ mi się obniżyło, bo nijak załapać nie mogę, w czym rzecz!

pterodaktyll - Pią 16 Lip, 2010 17:04

Urszula napisał/a:
skąd mam wiedzieć, jak się zapładnia krokodyle? I w dodatku bez strzykawki???!!!

Zapytaj Rufia... g45g21

Urszula - Pią 16 Lip, 2010 17:12

pterodaktyll napisał/a:
Zapytaj Rufia...

Rufio, ile krokodyli już zapłodniłeś?
Czy progenitura podobna do Ciebie?

pterodaktyll - Pią 16 Lip, 2010 17:20

Urszula napisał/a:
Czy progenitura podobna do Ciebie?

Głupio pytasz, przecież na awatarze widać, że całkiem niepodobny do gada.... g45g21

KICAJKA - Pią 16 Lip, 2010 18:26

Urszula napisał/a:
Ani takiej wyobraźni nie posiadam, ani takiego warsztatu. cf2423f
Urszulko jak czytam o tych Twoich osobistych snach to mam wrażenie,że jestem w środku jakiegoś ekscytującego opowiadania :) a jeśli ktoś podobnie jak ja czyta to można znaleźć się w środku scenariusza jakiegoś dramatycznego horroru ;) Z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki :buziak: Spisuj tu te swoje sny a potem zbierzesz w całość i "horror dramatyczny" gotowy do wydania :kciuki: :okok: afc4fvca
Urszula - Sob 17 Lip, 2010 17:04

KICAJKA napisał/a:
jak czytam o tych Twoich osobistych snach to mam wrażenie,że jestem w środku jakiegoś ekscytującego opowiadania

KICAJKA napisał/a:
Z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki

A tfu, tfu!
Ja się właśnie chcę uwolnić od tych snów. Chcę się wreszcie choć raz porządnie wyspać!!!
Dzisiejsza noc też upłynęła mi (z przerwami na popijanie minerałki) w takim półśnie- półdrzemce... Dopiero nad ranem przysnęło mi się trochę mocnej, ale zaraz zadzwonił budzik i trzeba było zerwać się z wyrka.
Nie pamiętam, czy mi się coś śniło, czy nie? I dobrze!, bo choś niedospana i w dość kwaśnym humorze robiłam śniadanko, to przynajmniej nie prześladowały mnie wspomnienia nocnych koszmarów.
Za to wkurzyłam się nieziemsko, kiedy po śniadanku zadzwoniłam do polonijnego sklepu, który dał ogłoszenie w gazecie, że przyjmie pracownicę na pełny etat. Dowiedziałam się, że owszem ogłoszenie jest jeszcze aktualne, że mój brak doświadczenia w pracy za ladą nie jest przeszkodą, bo wszystkiego przyuczą, że na początek stawka godzinowa nie będzie zbyt wysoka, ale po kilku miesiącach mogę wytargować więcej i zostałam zaproszona na osobiste spotkanie z właścicielem sklepu.
Już odkładałam słuchawkę przepełniona nadzieją, że tym razem załapię się na coś konkretnego, gdy moja miła rozmówczyni zapytała mnie o wiek. Przyznałam się, że mam lat 55 i usłyszałam:
- Wie pani, szukamy raczej młodych, silnych dziewcząt, bo praca u nas nie jest lekka, czasem trzeba przerzucić kilka skrzynek z towarem... Wygląd też nie jest obojętny, klient lubi być obsługiwany przez atrakcyjne dziewczyny.
Jeszcze miesiąc temu pewnie wyłączyłabym się bez słowa, ale widocznie terapia u Kaśki zaczyna skutkować, bo bez namysłu odpaliłam:
- A przepraszam, to ja się dodzwoniłam do Market Deli, czy do agencji towarzyskiej? Dobrze, że mnie pani uprzedziła! Poszukuję pracy w sklepie, nie w burdelu.
Chamsko? Ano, chamsko. Widocznie wraz z trzeźwieniem chamieję...
A w poniedziałek i tak wybieram się na rozmowę z właścicielem sklepu. Może zdołam go przekonać, że roboty się nie boję i skrzynkę z towarem podnieść potrafię. Czy rzeczywiście wygląd i wiek odgrywa aż tak ważną rolę?

Klara - Sob 17 Lip, 2010 17:10

Cytat:
- A przepraszam, to ja się dodzwoniłam do Market Deli, czy do agencji towarzyskiej? Dobrze, że mnie pani uprzedziła! Poszukuję pracy w sklepie, nie w burdelu.

Brawo Ula! :brawo:
Świetna riposta :okok:

Urszula - Sob 17 Lip, 2010 17:28

Klara napisał/a:
Świetna riposta

I co z tego?
Kolejna robota przelatuje mi koło nosa. Tym razem jestem za stara...

Ksenia34 - Sob 17 Lip, 2010 17:31

Kurcze Ula cos w tym musi byc bo u nas w dwoch sklepach prawcuja same mlode laski.

Co do ksiazek to teraz modne sa wampiry,dobrze sie sprzedaja. :radocha: :luzik:

Klara - Sob 17 Lip, 2010 17:33

Urszula napisał/a:
Tym razem jestem za stara...

Z tym się trzeba pogodzić i szukać takiej pracy, przed podjęciem której nie trzeba brać udziału w castingu, albo próbować, próbować...
Mam w Stanach koleżankę, która wygrała Zieloną Kartę.
Gdy pytają ją o wiek nie mówi ile ma lat, tylko że jest w średnim wieku.
Teraz załapała się w polskiej szkole.

Flandria - Sob 17 Lip, 2010 17:40

Urszula napisał/a:
I co z tego?

odreagowałaś emocje :)

Urszula - Sob 17 Lip, 2010 17:59

Ksenia34 napisał/a:
Kurcze Ula cos w tym musi byc bo u nas w dwoch sklepach prawcuja same mlode laski.

U nas nie tylko w sklepach, ale i w garkuchniach (nawet na zapleczu). Jak się na obiekcie pojawia jakaś kobita w "średnim wieku", to od razu wiadomo, że to musi być teściowa, matka lub ciotka właściciela...
Ksenia34 napisał/a:
Co do ksiazek to teraz modne sa wampiry,dobrze sie sprzedaja.

Wampiry, powiadasz? To chyba w przyszłości, kiedy już wypocę z siebie jakieś bajeczki dla dzieci, będę musiała dać na okładkę własną fotografię!

Urszula - Sob 17 Lip, 2010 18:11

Cytat:
Teraz załapała się w polskiej szkole.

Też bym chciała. Mogłabym tam sprzątać, pilnować sztani, odprowadzać dzieci do bramki, no, cokolwiek...
Zawsze brakowało mi tu szkolnego gwaru i rozgardiaszu. Jednak po kilku podejściach i próbach załapania się gdzieś przy szkole, przestałam nawet o tym marzyć.
Co nie znaczy, że nie podejmę kolejnej próby!

Jras4 - Sob 17 Lip, 2010 18:14

Klara napisał/a:
brać udziału w castingu
te wynalazki z zachodu ,,co za szais ....
Flandria - Sob 17 Lip, 2010 18:27

Urszula napisał/a:
Też bym chciała. Mogłabym tam sprzątać, pilnować sztani, odprowadzać dzieci do bramki, no, cokolwiek...
Zawsze brakowało mi tu szkolnego gwaru i rozgardiaszu. Jednak po kilku podejściach i próbach załapania się gdzieś przy szkole, przestałam nawet o tym marzyć.
Co nie znaczy, że nie podejmę kolejnej próby!


sprzątać ? pilnować szatni ??
heloł :mgreen:
przecież Ty byłaś nauczycielką ! :)

evita - Sob 17 Lip, 2010 18:28

Urszula napisał/a:
Zachęciłaś mnie do tego, żeby przysiąść nieco fałdów i spróbować te moje "bajkowe szkice"

to jest świetny pomysł Urszulo :) myślę, że piszesz trochę w stylu Katarzyny Pisarzewskiej a twoja opowieść o terapii z Guciem byłaby niezłą komedią gdyby ją nieco poszerzyć objętościowo :lol2:

Jras4 - Sob 17 Lip, 2010 18:32

Flandra napisał/a:
przecież Ty byłaś nauczycielką ! :)
tak ..to czemu sie pcha do mopa ...?????
Flandria - Sob 17 Lip, 2010 18:33

Jras4 napisał/a:
tak ..to czemu sie pcha do mopa ...?????


nie wiem :bezradny:

Klara - Sob 17 Lip, 2010 18:42

Jras4 napisał/a:
te wynalazki z zachodu ,,co za szais ...

Tak nazwałam na swój użytek "rozmowę" przy naborze do pracy.
Byłam kiedyś na takiej i do gabinetu szefa musiałam przejść przez dwa pokoje w których siedzieli lustrujący z góry na dół (i odwrotnie) faceci.
Oczywiście odpadłam, bo wtedy byłam już w "średnim" wieku :lol:

Jras4 - Sob 17 Lip, 2010 18:47

Klara ...odpadłaś bo to byli Debile ...niema jak starsza kobieta wiem co mówie ...A nie te durne rozkszyczane małolaty ...
anakonda - Sob 17 Lip, 2010 19:23

Cytat:
Klara ...odpadłaś bo to byli Debile ..


ze tak spytam byles widziales?


Cytat:
niema jak starsza kobieta wiem co mówie ...A nie te durne rozkszyczane małolaty ...



wiesz pojecie starsza kobieta to szerokie i to bardzo szerokie pojecie :akuku:

pterodaktyll - Sob 17 Lip, 2010 19:39

Urszula napisał/a:
Wampiry, powiadasz?

Urszula napisał/a:
będę musiała dać na okładkę własną fotografię!

g45g21
Może daj ją na początek do albumu a my Ci powiemy czy siem nadajesz..... :rotfl:

stiff - Sob 17 Lip, 2010 19:41

Jras4 napisał/a:
Klara napisał/a:
brać udziału w castingu
te wynalazki z zachodu ,,co za szais ....

Inaczej rozmowa kwalifikacyjna Jras... :D

Urszula - Sob 17 Lip, 2010 20:23

Flandra napisał/a:
przecież Ty byłaś nauczycielką !

Flandro, nie byłam, ja cały czas JESTEM NAUCZYCIELKĄ!!!
Nawet alko nie zdołał mi wydrapać z mózgu rzeczy, których "nabawiłam się" w czasie studiów, dokształtów i przez lata doświadczeń w pracy z dziećmi i młodzieżą.
Ale w tej pieprzonej Hameryce moje umiejętności nawet psu na buty nie są przydatne.
Wiesz, ilu polskich nauczycieli pracuje w Chicago na sprzątaniu, w sklepach, piekarniach, w różnych firmach jako fizyczni?
Dlaczego niby akurat ja miałabym być wyjątkiem?

pterodaktyll - Sob 17 Lip, 2010 20:26

Urszula napisał/a:
ja cały czas JESTEM NAUCZYCIELKĄ!!!

A czego uczysz?? :) tzn uczyłaś....

yuraa - Sob 17 Lip, 2010 20:53

pterodaktyll napisał/a:
Urszula napisał/a:
będę musiała dać na okładkę własną fotografię!

g45g21
Może daj ją na początek do albumu a my Ci powiemy czy siem nadajesz.....


no słusznie Pero prawisz, Urszulę i ja chętnie bym poznał z widzenia a nie tylko z pisania

Jras4 - Sob 17 Lip, 2010 21:12

Urszula napisał/a:
Dlaczego niby akurat ja miałabym być wyjątkiem?
To poco pojechałaś do szikaga ....nie rozumiem cie ... jak tam tak żle sie z ludzmi obchodzą to co tam robisz ...
evita - Sob 17 Lip, 2010 21:33

Urszula napisał/a:
ja cały czas JESTEM NAUCZYCIELKĄ!!!

a może byś jakieś korki dawała ? u nas nieźle można na tym wyciągnąć !

rufio - Nie 18 Lip, 2010 20:02

Nie wiem jak zapładnia sie krokodyle bez pomocy strzykawek - to jest nie istotne istotne jest to zeby takie cos sprzedac nawet na pchlim targu - nie wszystko musi byc z sensem wazne aby to ktos kupił a cos co ma mniej sensu przewaznie sie lepiej sprzedaje - :szok: :wysmiewacz:
Urszula - Pon 19 Lip, 2010 13:43

yuraa napisał/a:
Urszulę i ja chętnie bym poznał z widzenia a nie tylko z pisania

A to będę musiała jakąś fotkę sobie strzelić, bo "najnowsze" mam sprzed kilku lat. I w dodatku na żadnej nie figuruję solo (jedynie na zdjęciu do paszportu), a nie wiem, czy osoby widniejące obok mnie mają ochotę na publikację ich wizerunku...

Małgoś - Pon 19 Lip, 2010 13:48

Urszula napisał/a:
w dodatku na żadnej nie figuruję solo


ja mam wyciętą siebie, bo obok mnie siedziała moja kochana babcia ;)


kombinuj Urszulko :)

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 13:51

Jras4 napisał/a:
To poco pojechałaś do szikaga ....nie rozumiem cie ... jak tam tak żle sie z ludzmi obchodzą to co tam robisz ...

Pobieżałam za małżonkiem swym: "Gdzie ty Kajus, tam ja Kaja".
Początkowo nie było źle! Dopiero jak w hamerykańskiej gospodarce d***, zaczęły się prawdziwe problemy i władowaliśmy się w szajs. Teraz ciężko to odkręcić, a żyć trzeba...

Tomoe - Pon 19 Lip, 2010 13:57

Urszula napisał/a:

A to będę musiała jakąś fotkę sobie strzelić

Strzelaj, strzelaj.
Miło będzie cię zobaczyć. :fotka:

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 13:58

Małgoś napisał/a:
ja mam wyciętą siebie,

Ha, coś tam mogłabym powycinać! Albo założyć innym postaciom maski na twarze...
Sęk w tym, że foty są stare i dzisiaj wyglądam już całkiem inaczej.
Ale w najbliższym czasie poproszę dzieci, żeby uwieczniły mnie np. z moim osobistym kotem. Kot jest bardzo fotogeniczny.

Małgoś - Pon 19 Lip, 2010 14:03

Urszula napisał/a:
Małgoś napisał/a:
ja mam wyciętą siebie,

Ha, coś tam mogłabym powycinać! Albo założyć innym postaciom maski na twarze...
Sęk w tym, że foty są stare i dzisiaj wyglądam już całkiem inaczej.
Ale w najbliższym czasie poproszę dzieci, żeby uwieczniły mnie np. z moim osobistym kotem. Kot jest bardzo fotogeniczny.


Poszperaj w tym co masz. Może coś się nada... ;)

Ja wycięłam z majowego ślubu brata, bo też nie miałam nic aktualnego... ale przez te trzy miesiące już się zmieniłam, bo włosy zapuszczam... 8)

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 16:38

Małgoś napisał/a:
Poszperaj w tym co masz.

Poszperam. Jak coś znajdę, to się zgłoszę.

Klara - Pon 19 Lip, 2010 17:09

Ula, ten podpis u Anakondy jest tylko zabawą - nie traktuj tego poważnie!
Ty też możesz coś takiego zrobić i każdy czytający będzie miał na swoim ekranie swój nick.
Wystarczy tylko napisać wyraz you w nawiasach kwadratowych: Gość
Ty widzisz "Urszula" na niebiesko, a ja - "Klara". Ktoś inny zobaczy w tym miejscu swój nick :D

Zobacz tu: http://komudzwonia.pl/vie...r=asc&start=105

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 18:49

Klara napisał/a:
Ula, ten podpis u Anakondy jest tylko zabawą - nie traktuj tego poważnie!

Klaro, ten podpis Anakondy bardzo mi się spodobał! Prawdę prawi, choć to tylko - jak piszesz - zabawa.
A swoją drogą, do czego to już doszła technika i komputerowe sztuczki? Człowiek jest jednak potęgą!!!

Klara - Pon 19 Lip, 2010 18:57

To że wszyscy jesteśmy tylko pyłkami we Wszechświecie jest prawdą.
Chodziło mi raczej o to, żebyś wobec wszystkich przeciwności które Cię spotykają, nie potraktowała tego podpisu jako zwróconego wyłącznie do Ciebie, a tym samym zmuszającego Ciebie do jakiegoś specjalnego bicia się w piersi za wszystkie swoje i cudze przewiny :D

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 19:22

Klara napisał/a:
zmuszającego Ciebie do jakiegoś specjalnego bicia się w piersi za wszystkie swoje i cudze przewiny

Klaro, od bicia się w piersi za swoje przewiny, chyba wkrótce mostek mi się zapadnie... Ale cudze? Niech się winowajcy sami o nie martwią!
A zabawa z podpisami fajna, dzięki!

stiff - Pon 19 Lip, 2010 19:30

Klara napisał/a:
To że wszyscy jesteśmy tylko pyłkami we Wszechświecie jest prawdą.

Dlatego tez możemy mieć jedynie wpływ na swoje życie i organizować je sobie,
na miarę swoich możliwości... :)
Zycie wprawdzie ulotne jest, ale od tego jak żyjemy tu i teraz,
zależy nasze jutro... :roll:
Majac oczywiście nadzieje, ze to jutro nastąpi... :p

Jras4 - Pon 19 Lip, 2010 19:30

Witaj Urszulo z jameryki gdzie jest kraina mlekem i miodem płynąca no i Szikago ...co tam u Raju słychać ..
stiff - Pon 19 Lip, 2010 19:31

Jras4 napisał/a:
gdzie jest kraina mlekem i miodem płynąca

A nawet ropa zalewana... :D

Jras4 - Pon 19 Lip, 2010 19:32

Klara napisał/a:
Wszechświecie jest prawdą
Nie ...ja nie jestem pyłkem ..jak jusz to wiekszym ..jakim paprochem ..
Jras4 - Pon 19 Lip, 2010 19:32

stiff napisał/a:
A nawet ropa zalewana... :D
OOO własnie i ropa .. mówią nawet że Bug mieszka w Szikago ...
Urszula - Pon 19 Lip, 2010 19:41

Jras4 napisał/a:
co tam u Raju słychać ..

W Raju, wiadomo, rajskie życie!
Leżysz, spoglądasz w sufit, albo w chmurki na nieboskłonie, czasem tu i ówdzie się podrapiesz, niczym martwić się nie musisz, bo dolary same do drzwi stukają. Robota też się sam wykonuje i każdy jest happy, great i O.K.!
Zapraszam do Chicago!

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 19:46

Jras4 napisał/a:
OOO własnie i ropa ..

Ta ropa, to trochę dalej, do Chicago jeszcze nie dotarła, ale podejrzewam, że niedługo dotrze. W charakterze zwiększonych podatków na rządowy program ratowania środowiska, czy w jakiejś podobnej formie.
I da w tyłek najuboższym.

Jras4 - Pon 19 Lip, 2010 19:48

Urszula napisał/a:
jest happy, great i O.K.!
Tylko bez takich zwrotów ...to Polska a nie jakeś bełgotanie .....Ale tak w tym Raju to macie dobże ...Ale ja mam lepiej bo mam własny Raj na własnym podwurku we własnym kraju ,,
stiff - Pon 19 Lip, 2010 19:51

Urszula napisał/a:
Zapraszam do Chicago!

Amerykanki mit dla naiwnych, choć przed laty to dla nas niedostępny Eden... :roll:

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 19:55

Jras4 napisał/a:
...Ale ja mam lepiej bo mam własny Raj na własnym podwurku we własnym kraju ,,

Pewnie, że masz lepiej. I życzę Ci, żebyś zawsze tak miał!
Bo ja to nawet własnego podwórka nie mam...

Jras4 - Pon 19 Lip, 2010 20:01

Ula .. polacy mają swą ojczyznę to jest polska ... a amerykanom śmierć ....
Urszula - Pon 19 Lip, 2010 20:04

stiff napisał/a:
Amerykanki mit dla naiwnych, choć przed laty to dla nas niedostępny Eden...

Wiesz, Stiff, przed laty i w porównaniu do przaśnej PRL-owskiej rzeczywistości, USA faktycznie były jakimś tam Edenem. Do dziś dnia w mojej polskiej rodzinie pokutuje mit, że w Stanach wszystko jest kolorowe, cacy i za darmo...
Najmądrzej zrobili ci, którzy przyjechali tu przed 2-tysięcznym rokiem, nie zachłysnęli się Ameryką, nie próbowali się legalizować, utargali trochę kasy na czarno i wrócili do kraju.

Urszula - Pon 19 Lip, 2010 20:06

Jras4 napisał/a:
a amerykanom śmierć ....

A śmierci, to ja nikomu nie życzę!
Nawet ze śmiechu.

Jras4 - Pon 19 Lip, 2010 20:10

Tera to u nas bendzie Rai Komoroski obiecał ..haha jak ,,Bolek ,, Wałensa ubecki kapuś ...po 100 milionów .... no i długo jeszcze takie dziady bendą jeżdzić za granice za parobka innym rence naplatać ale co tam...
Urszula - Pon 19 Lip, 2010 20:22

Jras4 napisał/a:
Tera to u nas bendzie Rai Komoroski obiecał ..haha jak ,,Bolek ,, Wałensa ubecki kapuś ...po 100 milionów .... no i długo jeszcze takie dziady bendą jeżdzić za granice za parobka innym rence naplatać ale co tam...

Jrasku, w dyskusje polityczne wdawać się nie zamierzam! Przedwyborcze obietnice są normalką na całym świecie i chyba nikt już w nie nie wierzy.
A teraz zmykam z forum, bo muszę odebrać smarkate z przedszkola.
Od czwartej zaczynam dyżur przy maluchach i mam dla nich całą szklanę poziomek. Moje podopieczne poziomek nigdy jeszcze nie jadły, więc (za zgodą rodziców) zamierzam poczęstować dzieciaki tą egzotyczną dla nich jagódką...

yuraa - Pon 19 Lip, 2010 20:47

Jras4 napisał/a:
a amerykanom śmierć ..

Iras czy Ty potrafisz uszanować innych ludzi?, czy nienawidzisz wszystkich co nie mowią po polsku, maja inny kolor skory, wierza w innego Boga.

Flandria - Pon 19 Lip, 2010 20:55

stiff napisał/a:
Zycie wprawdzie ulotne jest, ale od tego jak żyjemy tu i teraz,
zależy nasze jutro...

świetny tekst :)

stiff - Pon 19 Lip, 2010 21:15

Flandra napisał/a:
świetny tekst :)

Jak zawsze, zapomniałaś dodać... :p

Flandria - Pon 19 Lip, 2010 21:16

naprawdę inspirujący :)

wyjątkowo Ci się udało :P

Urszula - Wto 20 Lip, 2010 18:07

Ale fajny dzień wczoraj miałam! Muszę się nim z Wami podzielić.
Co prawda, problemy finansowe nagle się nie ulotniły, pracy też nie załatwiłam, choć byłam osobiście w sklepie, gdzie poszukiwali pracownicy i rozmawiałam z właściecielem. Spóźniłam się, jego zastępczyni już kogoś przyjęła...
Za to Emilka i Amelka (moje przyszywane wnuczki) dostarczyły mi nie lada radochy!!!
Jak zawsze, poszłam po małe do przedszkola i czekałam na korytarzyku. Drzwi od sali były otwarte, dziewczynki mnie zauważyły i z okrzykiem "Granni!!!" rzuciły się ku mnie.
Serce się we mnie rozpłynęło, ale nie chwyciłam smarkatych w objęcia. Cofnęłam się o krok i popatrzyłam karcącym wzrokiem.
Pierwsza tropnęła się Emilka: - Babcia! - poprawiła się i zaraz zawtórowała jej Amelka. Wtedy mogłam już je dusić w uściskach.
Po drodze do domu Amelka zapytała;
- A cego osukujes?
- Oszukuję? Kogo? - zdziwiłam się.
- Osukujes! Mówis, co nie lozumis, a umis mówić nolmalnie!
Hmmm, trochę to przykre, że "nolmalnie" oznacza dla dziewczynek rozmowę w j.angielskim, j.polski jest dla nich "nienormalny"... Ale już miałam podstawę do opowiedania im o tym, że na świecie żyją różni ludzie, posługują się różnymi językami, itd., i "haczyk" do opowiadań o Polsce!
I proszę!, niekoniecznie trzeba dzieciom zmyślac bajki, czy włączać historyjki obrazkowe na DVD. Słuchały z rozdziawionymi buziami, zasypywały mnie gradem pytań - przez pierwszą godzinę nawet się nie pobiły.
No, była mała scysja między nimi o to, która może usiąść mi na kolanach, ale że posiadam dwie nogi, łatwo było spór zażegnać.
A potem wyjęłam z lodówki poziomki i usłyszałam okrzyk zdziwienia:
- Strawberry? Why such small?!
Znowu musiałam popatrzeć groźnie i diablątka zaraz przeszły na j.polski. Zainteresowały się tym, czy "truskawki" nie chciały pić jogurtu i dlatego nie urosły.
Jestem bardzo zadowolona, że nauczyły się nie tylko nowego polskiego słowa "poziomki", ale i posmakowały tego rarytasu z wielkim ukontentowaniem, bo na codzień nie chcą jeść owoców (nawet wychowawczyni w przedszkolu zwróciła na to uwagę), wolą jakieś chrupki. A wyhodowane przeze mnie poziomki bardzo im smakowały i musiałam podzielić poziomeczki równo, co do jednej, na dwa talerzyki.
Z rozkoszą patrzyłam, jak pakują jagódki łapkami do pysiołków, a Emilka zupełnie mnie zaskoczyła:
- Cego nie jes? Nie lubis? Nie ma juz? Ja siem podzielem, moja kochana babciu! Mas!!! - i przybliżyła do mojej paszczy rozdyźdaną w paluszkach poziomkę.
Dostała za to po lokach od Amelki, która rozdarła syrenę:
- That's my granni! Not yours!
Musiałam tłumaczyć, że obie je kocham tak samo i że obie są dla mnie kimś bardzo, bardzo ważnym, ale muszą zwracać się do mnie po polsku.
Cztery godziny "opieki" nad bliźniaczkami minęło mi jak z bicza strzelił! Na koniec rozrzewniłam się tak, że aż łzy zakręciły mi się w ślepawych oczach.
Wykąpałam "moje" panny, przebrałam w piżamki, położyłam do łóżek i zażyczyłam sobie, żeby zamknęły oczka, to opowiem im o poziomkowej polanie. Początkowo obie leżały w łóżeczkach grzecznie, ale w pewnej chwili Emilka zerwała się na równe nogi, chwyciła mnie za szyję i oświadczyła:
- Nie chcem spać, bo ty pójdzies do twojego domku! I wcoraj juz nie bedzies!
Amelka też uderzyła w głośny ryk. Obie wisiały na mnie, zaciskały łapięta na mojej szyi i zapewniały, że nie mogą zamknąć oczek, bo boją się, że już mnie wiecej nie zobaczą... Ja z kolei zapewniałam je, że jeden dzień szybko przeleci, potem znowu będziemy się razem bawić.
Tak zastał nas (siedzące na podłodze) tata dziewczynek. Był nieco zbulwersowany tym, że małe jeszcze nie śpią, a ja nie kwapię się do parzenia mu kawy ("właściwa" niania zawsze dba o swego bossa wracającego z roboty!), ale skorzystał z mojej propozycji, by dołączył do nas i trochę poprzytulał przed snem własne córeczki.
Dzieciaki uwolniły moją szyję, przylgnęły do ojca i po kilku minutach mruczenia kołysanek mogliśmy je ułożyć w łóżeczkach. Dopiero wtedy zaparzyłam mu kawę.
Już chciałam lecieć do autobusu, ale zażyczyl sobie jeszcze chwili rozmowy. Dowiedziałam się, że w życiu Amelki i Emilki zaistniałam już jako babcia!!! Zapytał, czy byłabym skłonna zajmować się bliźniaczkami również w weekedy. Owszem, byłabym.
Co prawda, w weekendy zajmuję się głównie własnymi wnuczkami, niemniej kontakt z innymi dziećmi ani jednej, ani drugiej stronie zapewne by nie zaszkodził. Przy tym jestem pewna, że nad czwórką brzdąców potrafię zapanować.
Ale zrobiło mi się trochę przykro...
Amelka i Emilka mają w domu wszystko: całe sterty zabawek (którymi nie potrafią się bawić), książeczek (których nikt im nie czyta), stosy krążków CD i DVD (które włącza im "właściwa" niania chcąc mieć chwilę spokoju) i mnóstwo innych gadżetów. Natomiast mamę i tatę dziewczynki widzą tylko rano, przed wyjściem do przedszkola. Po południu maluchy skazane są na niańki. Jedynymi dniami, gdy mogłyby choć przez chwilę poczuć więź z rodzicami jest sobota i niedziela, a tu facio proponuje mi zajęcie się dzieckami również wtedy!!!
Nie odpowiedziałam ani tak, ani nie. Obiecałam, że się nad tym zastanowię.
I teraz mam problem: załapać się na kilka dodatkowych dolarów za weekendy, czy też z nich zrezygnować w imię dobra cudzych dzieci? Pogadać szczerze z tatusiem (mamusię spotkałam jedynie dwa razy i to "w przelocie"!) i tłumaczyć mu, że ani niania, ani "przyszywana babcia" rodziców nie zastąpią, czy uchciwić się na ponadplanową gratyfikację?
Każde $5 jest dla mnie w tej chwili ważne, ale ja te dziewuchy naprawdę pokochałam!

Flandria - Wto 20 Lip, 2010 18:22

Ludzie najbardziej na świecie pragną świetego spokoju. (moje najnowsze odkrycie)
Skoro są tacy durni, i jeszcze za ten święty spokój chcą Ci płacić ... to czemu nie skorzystać ?

tym bardziej, że jeśli nie Ty - to pewnie inna nania się znajdzie
a skoro dla dziewczynek jesteś już kimś ważnym ... :)
tak BTW - gratulacje :) fajnie, że tak bardzo Cię polubiły :)

Klara - Wto 20 Lip, 2010 19:46

Flandra napisał/a:
jeśli nie Ty - to pewnie inna nania się znajdzie

To samo sobie pomyślałam Ulka :tak:

Urszula - Wto 20 Lip, 2010 19:58

Flandra napisał/a:
jeśli nie Ty - to pewnie inna nania się znajdzie

Falndro, tego się właśnie obawiam i nad tym ubolewam!
Moim zdaniem dzieci powinny przynajmniej przez te dwa dni w tygodniu mieć rodziców dla siebie!!! One naprawdę potrzebują i mamy, i taty. Objawia się to w rozmowach, we wszystkich rysunkach, w zabawach... Tęsknią do rodziców, a rodzice spychają obowiązki wychowawcze na niańki.
Chętnie podjęłabym się opieki nad bliźniaczkami również w weekendy nawet za darmo, ale... Kurde! Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to zajęcie jedynie chwilowe i kiedy "właściwa" niania zakończy jakieś tam swoje dokształty, pracodawcom nie będę potrzebna.
Nie chcę zbytnio przywiązywać dzieciaków do siebie, bo wiem, że rozstanie będzie traumą i dla nich, i dla mnie. Weekendy dodatkowo zacieśniałyby nasze relacje, więc może lepiej by było, gdyby zatrudnili kogoś jeszcze innego, niż ja i "właściwa" niania?

Flandria - Wto 20 Lip, 2010 20:13

Urszula
myśl o tym, co będzie najlepsze dla Ciebie
nie jesteś wróżką i nie wiesz co będzie jutro, a co dopiero za parę miesięcy
kto wie, może "właściwa" niania dostanie kopa w ... 4 litery ? :mgreen: a Ty przejmiesz jej obowiązki ? :)

jestem prawie pewna, że rodzice zdają sobie sprawę, że powinni spędzać z dzieciakami więcej czasu, być może nie mogą ? albo mają naprawdę jakieś ważne powody ku temu, żeby było tak jak jest ?

Małgoś - Wto 20 Lip, 2010 20:26

Ty się Urszulko w ogóle nie zastanawiaj tylko bierz te wolne dni! Rodzice widocznie bardziej cenią swój święty spokój :/ Dla ciebie to kaska, dla dziewczynek wiele dobrego, bo może dowiedzą się do czego służą książki i zapewne nie tylko... ;)
Urszula - Wto 20 Lip, 2010 20:39

Klara napisał/a:
To samo sobie pomyślałam Ulka

To co, brać te weekendy?
Szczerze wyznaję, że stówa za dwa dni "roboty" bardzo by mi się przydała!
Ale z drugiej strony, przecież nie będę przeliczać dziecięcych uczuć na dolary... Małe małpeczki naprawdę zdążyły się już do mnie przywiązać przez te kilka tygodni tak samo mocno, jak ja do nich.
Nieznośne są, bez przerwy się biją i kłócą między sobą, pyskują do mnie i po angielsku i po polsku, nie chcą wykonywać moich poleceń i muszę używać bardzo wyszukanych zabiegów, by jakoś nad nimi zapanować. Ale za to właśnie je kocham!
Są inteligentne i... śliczne! Prawie tak ładne, jak moje własne wnuczki.
Boję się, że weekendy jeszcze bardziej nas zwiażą i nie tylko ja będę tęskinć, ale maluchy uznają za zdradę to, że od jesieni już więcej nie pojawię się w ich życiu.

Małgoś - Wto 20 Lip, 2010 20:43

Urszula napisał/a:
maluchy uznają za zdradę to, że od jesieni już więcej nie pojawię się w ich życiu.


a czy one wiedzą o tym?

Jras4 - Wto 20 Lip, 2010 20:47

Ulka ..nic nie zrobisz ..odpuśc ..szukai dalei
Flandria - Wto 20 Lip, 2010 20:55

Urszula napisał/a:
To co, brać te weekendy?
Szczerze wyznaję, że stówa za dwa dni "roboty" bardzo by mi się przydała!


no to bierz :)

Urszula napisał/a:
Boję się, że weekendy jeszcze bardziej nas zwiażą i nie tylko ja będę tęskinć, ale maluchy uznają za zdradę to, że od jesieni już więcej nie pojawię się w ich życiu.

jeśli maluchy tak się z Tobą zwiążą, to rodzice chyba wezmą to pod uwagę, co ? :) Dlaczego mieliby ranić swoje dzieci ? To dla nich pewnie bez różnicy, kto jest nianią, wazne, żeby dzieciaki były zadowolone :)

Urszula - Wto 20 Lip, 2010 21:34

Małgoś napisał/a:
a czy one wiedzą o tym?

A skąd mają wiedzieć? One mają dopiero 4 lata!!!
Nikt z nimi nie uzgadnia planów na przyszlość. Pojęcie upływu czasu i zmian z tym związanych jest dla nich jeszcze czystą abstrakcją!
Jeśli dziadek podarował im domek dla lalek, to wiedzą, że na zawsze. Jeśli pojawiłam się w ich życiu, to są przekonane, że babcia Ula zawsze już będzie z nimi i będzie wycierać śpiki spod nosa i zmieniać majty bez wrzasku, że do sikania służy nocnik...
Mają nawet pretensje o to, że przychodzę co drugi dzień:
- Cego nie byłaś jutlo? A wcolaj bedzies? Wcolaj bedziemy sie bawić i nie idź do twojego domku. Tu mas być!
"Wcolaj" ma potrwać do połowy października, a potem? Władzę ma przejąć "właściwa" niańka.
Ech..., podejmując się tej roboty nie spodziwałam się, że tak bardzo przywiążę się do podopiecznych.
Ale póki co, jeszcze sierpień i wrzesień przede mną, może uda mi się coś dla diablątek zrobić? A nuż przekonam rodziców, że powinni więcej czasu poświęcać własnym córkom?
Dum spiro spero.

Flandria - Wto 20 Lip, 2010 21:55

a tak z ciekawości ...
kto jest z nimi kiedy Cię nie ma ? "właściwa" niania ?

Urszula - Wto 20 Lip, 2010 22:30

Flandra napisał/a:
a tak z ciekawości ...
kto jest z nimi kiedy Cię nie ma ? "właściwa" niania ?

Od 6:30 rano do 4-tej po południu są w przedszkolu.
We wtorki i czwartki z przedszkola odbiera je "wlaściwa" niania i zajmuje się nimi do powrotu taty.
Teraz w poniedziałki, środy i piątki "właściwa" niania ma zajęcia na uczelni, więc ja ją zastępuję.
W soboty i niedziele teoretycznie dziećmi zajmują się rodzice, ale z tego co zdążyłam się zorientować, przerzucają raczej ten obowiązek na "właściwą" nianię.
"Właściwa" niania jest daleką kuzynką pana domu. Wiem, że mieszka z nimi, ale na jakich zasadach podjęła się opieki nad dziećmi, czy jej za to płacą, czy też może sponsorują jej "dokształty" - pojęcia nie mam! I szczerze mówiąc, wcale mnie to nie obchodzi. Nie spotykamy się, nie widuję jej, to co wiem, wiem od dziewczynek i częściowo od ich taty.

Flandria - Wto 20 Lip, 2010 22:41

Urszula napisał/a:
Od 6:30 rano do 4-tej po południu są w przedszkolu.
We wtorki i czwartki z przedszkola odbiera je "wlaściwa" niania i zajmuje się nimi do powrotu taty.

to faktycznie przerażajace :/
matko, żeby 4-latki były non stop bez rodziców :/

Urszula - Wto 20 Lip, 2010 23:09

Flandra napisał/a:
matko, żeby 4-latki były non stop bez rodziców

Rodzice pracują i jestem w stanie zrozumieć, że w ciągu tygodnia nie mają czasu nawet dla własnych dzieci. Ale przychodzi wolna sobota i niedziela, kiedy można z tymi maluchami trochę pobaraszkować! A tu tatuś pyta mnie, czy nie zechciałabym się również w te dni dzieciakami zająć... Trochę dziwne, nie?

Małgoś - Wto 20 Lip, 2010 23:29

Urszula napisał/a:
Małgoś napisał/a:
a czy one wiedzą o tym?

A skąd mają wiedzieć? One mają dopiero 4 lata!!!
Nikt z nimi nie uzgadnia planów na przyszlość. Pojęcie upływu czasu i zmian z tym związanych jest dla nich jeszcze czystą abstrakcją!
Jeśli dziadek podarował im domek dla lalek, to wiedzą, że na zawsze. Jeśli pojawiłam się w ich życiu, to są przekonane, że babcia Ula zawsze już będzie z nimi i będzie wycierać śpiki spod nosa i zmieniać majty bez wrzasku, że do sikania służy nocnik...
Mają nawet pretensje o to, że przychodzę co drugi dzień:
- Cego nie byłaś jutlo? A wcolaj bedzies? Wcolaj bedziemy sie bawić i nie idź do twojego domku. Tu mas być!
"Wcolaj" ma potrwać do połowy października, a potem? Władzę ma przejąć "właściwa" niańka.
Ech..., podejmując się tej roboty nie spodziwałam się, że tak bardzo przywiążę się do podopiecznych.
Ale póki co, jeszcze sierpień i wrzesień przede mną, może uda mi się coś dla diablątek zrobić? A nuż przekonam rodziców, że powinni więcej czasu poświęcać własnym córkom?
Dum spiro spero.



Powinno się informować dzieci o tym jakie są plany. Ja np nie mialam nigdy problemów z zaprowadzaniem do przedszkola bo dokładnei tłumaczyłam co, jak i dlaczego. A że dzieci mają inne poczucie czasu to fakt, Dlatego przyzwyczaja się je stopniowo, oswaja z czymś nowym. Kurcze, biedne te dziewczynki, ale można temu troszkę zaradzić i choćby uświadomić rodziców by jesli sami nei mają czasu na rozmowy ( :evil: ) to niechby robiła to opiekunka. 8|
Normalnie :zalamka:

milutka - Śro 21 Lip, 2010 06:45

Urszula napisał/a:
A nuż przekonam rodziców, że powinni więcej czasu poświęcać własnym córkom?
Porozmawiaj z nimi o swoich obawach ...a tak swoją drogą to te małe przywiązały się do Ciebie bo je przytulasz ,rozmawiasz z nimi ,bawisz się a dzieci tego potrzebują -nie ważne w jakim sa wieku .Rodzice nie maja dla nich czasu ...później będą sie dziwić ,że nie potrafią się dogadać z własnymi dziećmi .
Tomoe - Śro 21 Lip, 2010 09:30

Uleńko, jesteś fajną, ciepłą, wrażliwą osobą i łatwo łapiesz kontakt z dziećmi. I chcesz dla nich jak najlepiej, co jest zrozumiałe.
Tylko wiesz co ci powiem?
Zdystansuj się trochę do sposobu funkcjonowania tej rodziny i do relacji dzieci z rodzicami.
Tobie się to może nie podobać, ale odradzałabym ingerencję.
Poczułabyś się w pewnym momencie babcią?
Super!!!
Ale tak naprawdę nie jesteś w tej rodzinie babcią.
Te dzieci nie są twoimi wnuczkami a ich rodzice nie są twoimi dziećmi.
Sugeruję ci zachowanie dystansu i rezygnację z prób "wychowywania" rodziców dziewczynek i "uzdrawiania" ich relacji z dziećmi według twojego wzorca.
Rodzina jaka jest - każdy widzi, ale to jest ICH model, a nie twój.
Ich modelu życia rodzinnego nie staraj się zmieniać, bo ingerując w ich życie - możesz zostać potraktowana jak intruz.
Zdystansuj się, proszę. :)

Wiedźma - Śro 21 Lip, 2010 10:32

Tomoe napisał/a:
ingerując w ich życie - możesz zostać potraktowana jak intruz.

No właśnie. I odbyłoby się to kosztem tych dzieciaków, no i Twoim, Ula, prawda?
A biorąc pod uwagę Wasze wspólne zaangażowanie emocjonalne - zabolałoby tak je jak i Ciebie :|

KICAJKA - Śro 21 Lip, 2010 12:52

Wiedźma napisał/a:
Tomoe napisał/a:
ingerując w ich życie - możesz zostać potraktowana jak intruz.

No właśnie. I odbyłoby się to kosztem tych dzieciaków, no i Twoim, Ula, prawda?
Myślę Ulka podobnie,wiem co znaczy przywiązać się do cudzych dzieci,ale też wiem jak to bywa z ingerencją w sprawach rodzinnych. :szok: Nie możesz im życia układać ani organizować :roll: Na razie zadbaj o dzieci najlepiej jak potrafisz,dodatkową pracę weź,bo każdy grosz się przyda(to też wzmacnia poczucie własne wartości).Natomiast większy dystans do tego wszystkiego trochę(dla własnego dobra) Ci się przyda na potem....jak zakończysz pracę :buziak:
Urszula - Śro 21 Lip, 2010 14:21

Tomoe napisał/a:
Sugeruję ci zachowanie dystansu i rezygnację z prób "wychowywania" rodziców dziewczynek i "uzdrawiania" ich relacji z dziećmi według twojego wzorca.

Próbuję zachować dystans. Nie jest to łatwe, bo ja się nawet do zwierząt przywiązuję duszą całą, a co dopiero do dzieci. Ale jestem już duża i wiem, że zachowanie umiaru we wszystkim jest dobre nie tylko dla nich, dla mnie też.
Pisząc o przekonywaniu rodziców do tego, by więcej czasu poświęcali małym, nie mam na myśli "sierioznych wygaworów, kazań, pouczeń, itp... Nawet nie zamierzałam nigdy takich rozmów przeprowadzać.
Wymyśliłam coś takiego, żeby każdego wieczoru zdawać relację z zachowań dziewczynek ich tacie (mamy nie widuję). Jeśli trochę mu "natruję", że dzieci bardzo kochają mamusię i tatusia, na wszystkich obrazkach - nawet, kiedy rysujemy okręt, kolorujemy żółwia, czy malujemy las - widnieją postacie rodziców, że cały czas opowiadają mi o mamie i tacie, że tęskną całymi dniami, itd., może i on zatęskni do własnych córeczek?
Kropla drąży skałę...
A on w ostatni poniedziałek sam widział, jak Emilka i Amelka chętnie wyzwoliły mnie z uścisku i przykleiły się do niego. Marmur by się wzruszył!
Facet wydaje mi się być dość rozsądnym i w porzo! O mamusi nie wiem nic, tyle tylko, że pracuje w szpitalu jako strzykawa, cały czas na drugą zmianę i zaczyna pracę o 14:00.
I to mi się też w głowie nie mieści, że dzieciaki muszą chodzić do przedszkola na tak wczesną godzinę, gdy rodzice idą do pracy po południu. Przecież mogłyby przynajmniej śniadania jeść z rodzicami, no nie?
Wtrącać się w ich życie nie chcę, ale tak delikatnie nasączać współczuciem i zainteresowaniem córeczkami, to chyba nic złego?

Tomoe - Śro 21 Lip, 2010 14:23

O matko i córko!!! :lol2:
Nie wiem jakie będą efekty, ale skojarzyłaś mi się z programem "Super Niania". :lol2:

Flandria - Śro 21 Lip, 2010 14:34

Urszula napisał/a:
Wtrącać się w ich życie nie chcę, ale tak delikatnie nasączać współczuciem i zainteresowaniem córeczkami, to chyba nic złego?


a jesteś przygotowana na porażkę ?

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 14:52

KICAJKA napisał/a:
dodatkową pracę weź,

No właśnie, cholera, mam wielką ochotę na to!
Ale nie wiem, co robić, bo soboty i niedziele mam zarezerwowane praktycznie dla własnych wnusiątek... I za całą kasę na świecie z tego nie zrezygnuję!!!
Tata bliźniaczek mówi, że to żaden problem, bo może podrzucać mi małe do naszej chaty na kilka godzin, niech się bawią z moimi wnuczkami. Hmm...
Nie mam nic przeciwko zajmowaniu się dodatkową dwójką, a i starszej wnuczce wyszłoby na dobre, gdyby miała dodatkowe kontakty z dziećmi innymi, niż tylko tymi z przedszkola.
Ale... Ale gdy "właściwa" niania zakończy już dokształty i wszystko wróci na stałe tory, czy Emilka i Amelka nie poczują się jak porzucone psiaki? O ich odczucia się martwię!
Przywiązały się do mnie już po paru dniach, bo głaszczę, przytulam (bardzo potrzebują fizycznego kontaktu), opowiadam bajki, biegam z nimi, skaczę, wymyślam różne zabawy i słucham, co mają do powiedzenia. Kurde, pewnie nawet przesadziłam z tym "byciem dobrą babcią". Jeśli jeszcze zaczną bywać u nas w domu, to... One już mnie traktują jak prawdziwą babcię.
Muszę dziś wieczorem pogadać o tym z ich tatą.

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 14:53

Tomoe napisał/a:
Nie wiem jakie będą efekty, ale skojarzyłaś mi się z programem "Super Niania".

Kurcze, aż tak ze mną źle?!

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 15:04

Flandra napisał/a:
a jesteś przygotowana na porażkę ?

Nie wiem. Raczej tak. Tyle już porażek w życiu poniosłam, że jedna mniej, jedna więcej... Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to zapiciem.
A spróbować chyba warto?
W końcu maratończyk też zawsze wierzy, że dobiegnie do mety i nie zakłada z góry przegranej, bo wtedy sam start nie miałby sensu.

Flandria - Śro 21 Lip, 2010 15:11

Urszula napisał/a:
W końcu maratończyk też zawsze wierzy, że dobiegnie do mety i nie zakłada z góry przegranej, bo wtedy sam start nie miałby sensu.


no ok :) ale to czy dobiegnie do mety czy nie - zależy głównie od maratończyka, ma na to ogromny wpływ

natomiast Ty nie masz wpływu na innych ludzi
tym bardziej, że za krótko się znacie, żeby sobie nawzajem ufać ...

pamiętaj, że dawniej zabijano posłańca, który przynosił złe wieści ...
teraz można kogoś takiego np. wyrzucić z pracy :/

Urszula napisał/a:
A spróbować chyba warto?

nie wiem :)

Wiedźma - Śro 21 Lip, 2010 15:26

Urszula napisał/a:
Wymyśliłam coś takiego, żeby każdego wieczoru zdawać relację z zachowań dziewczynek ich tacie (mamy nie widuję). Jeśli trochę mu "natruję", że dzieci bardzo kochają mamusię i tatusia, na wszystkich obrazkach - nawet, kiedy rysujemy okręt, kolorujemy żółwia, czy malujemy las - widnieją postacie rodziców, że cały czas opowiadają mi o mamie i tacie, że tęskną całymi dniami, itd., może i on zatęskni do własnych córeczek?
Kropla drąży skałę...

Ależ to jest istne knucie intrygi! :szok:
Jesteś pewna, że rodzice nie domyślą się, że próbujesz ich opłotkami pouczać?
Nikt nie lubi być manipulowany, zwłaszcza gdy taka manipulacja wyzwala poczucie winy,
a w nich by pewnie wyzwoliła :|
Ulka, trzymaj się tego, na co się z nimi umawiałaś i nie wtrącaj się w ich sprawy w żaden sposób,
o ile Ci ta praca i dobro tych dzieciaków drogie. Rób najlepiej jak potrafisz to czego od Ciebie oczekują
i nie wybiegaj przed szereg, bo zatrudnią inną niańkę, która będzie im puszczała bajki na DVD! gg4g5

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 15:26

Flandra napisał/a:
pamiętaj, że dawniej zabijano posłańca, który przynosił złe wieści ...
teraz można kogoś takiego np. wyrzucić z pracy

Z tym też się liczę.
Ale może lepiej wcześniej, niż później? Zanim jeszcze nitka łącząca mnie z małymi zamieni się w gubą linę.
No, nic to! Dzisiaj gadam z tatą bliźniaczek. To już postanowione.

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 16:13

Wiedźma napisał/a:
trzymaj się tego, na co się z nimi umawiałaś

Wiedźmo, w sumie to ja się z nimi na nic nie umawiałam!
Tzn. owszem, wyznaczyli mi pewien zakres obowiązków: - dzieciaki mają być odebrane z przedszkola i przyprowadzone do domu; mam z małymi rozmawiać wyłącznie po polsku, żeby nauczyły się naszego ojczystego języka; mam dopilnować, żeby nie wybiegały na ulicę; mam pilnować, by nie połamały sobie kończyn i nie rozbiły łebków; o godz. 7:00 mam im podać kolację; wykąpać, przebrać w piżamki i położyć spać; zostać z nimi do momentu powrotu taty z roboty. Tyle!
Dostałam również przyzwolenie na to, by ukarać dziewczynki lekkim klapem w pupę, postawieniem w kącie, albo zamknięciem w łazience, jeśli będą bardzo niegrzeczne.
Przyznam, że "lekki klap w pupę" nieco mnie zszokował, bo za to można w USA trafić za kratki! Ale z pracodawcą się nie dyskutuje.
Kiedy dopytywałam o szczegóły, np. czy mogę brać dzieci na spacer poza ogródek, jakie zabawy lubią, jak im zapełniać czas, na co zwracać szczególną uwagę, itd., usłyszałam:
- A to już do twojego uznania! Liczymy na to, że nasze skarby będą przy tobie bezpieczne i nic im się nie stanie złego. Dzieci są zdrowe, zjedzą wszystko, mogą trochę grymasić i kaprysić, ale tym się nie przejmuj! Jedzenie masz w lodówce, ubranka w ich sypialni, zabawki są w play rooom.

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 16:46

Wiedźma napisał/a:
Ależ to jest istne knucie intrygi!
Jesteś pewna, że rodzice nie domyślą się, że próbujesz ich opłotkami pouczać?

Ano, jest to jakieś knucie... Ale coś mnie pcha do tego, żeby knuć.
Żal mi tych małych.
Kiedyś, jeszcze przed ich wyjazdem do parków wodnych, swoją wizytę zapowiedział telefonicznie dziadek Amelki i Emilki. Przejeżdżal w pobliżu, zapragnął zobaczyć się z wuczkami, zadzwonił i zapytał, czy jesteśmy w domu, bo wiezie dzieciakom michę lodów.
Spadł mi jak z nieba, bo nijak nie mogłam się uporać z rozdrażnionymi maluchami: co raz skakały sobie do oczu, biły się o byle co, kłóciły, panowałam nad nimi z wielkim trudem.
Po telefonie dziadka kazałam im usiąść na ławeczce i oznajmiłam:
- Zaraz tu ktoś do nas przyjdzie. To niespodzianka! Ktoś kochany.
A one wtedy jednocześnie wydały okrzyk:
- Mama!!!
Trzeba było widzieć ich rozczarowane buzie, kiedy sprostowałam, że nie mama, tylko dziadziuś.
Owszem, dziadziusiem też się ucieszyły, kiedy już przyszedł. Lodami i maskotkami, które im wręczył, też.
A mnie było bardzo smutno i pomyślalam, że moje wnusie są jednak o wiele szczęśliwsze, choć nie mają takich luksusów i sto razy mniej zabawek...

Wiedźma - Śro 21 Lip, 2010 16:47

Urszula napisał/a:
dzieciaki mają być odebrane z przedszkola i przyprowadzone do domu; mam z małymi rozmawiać wyłącznie po polsku, żeby nauczyły się naszego ojczystego języka; mam dopilnować, żeby nie wybiegały na ulicę; mam pilnować, by nie połamały sobie kończyn i nie rozbiły łebków; o godz. 7:00 mam im podać kolację; wykąpać, przebrać w piżamki i położyć spać; zostać z nimi do momentu powrotu taty z roboty. Tyle!

Czyli jednak na coś się umawiałaś.
Więc na tym poprzestań...

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 17:05

Wiedźma napisał/a:
Czyli jednak na coś się umawiałaś.
Więc na tym poprzestań...

Mam traktować dzieci jak meble? Uważać, żeby nie zarysować, nie uszkodzić, wypucować do połysku i na tym poprzestać?
To ja chrzanię taką robotę!!!

Klara - Śro 21 Lip, 2010 17:14

Ula! Ty pracowałaś jako nauczycielka??? :shock:
Wiedźma - Śro 21 Lip, 2010 17:14

Ale to nie są Twoje dzieci i nie powinnaś przekraczać granic wyznaczonych przez ich rodziców.
Postaw się w ich sytuacji - chciałabyś, żeby ktoś z zewnątrz nie proszony
pouczał Cię jak masz wychowywać swoje dzieci?

Flandria - Śro 21 Lip, 2010 17:16

spokojnie, to tylko emocje fsdf43t
Urszula - Śro 21 Lip, 2010 19:30

Klara napisał/a:
Ula! Ty pracowałaś jako nauczycielka???

Ano, pracowałam. I każde z dziecek w szkole było "moim" dzieckiem.
Opierniczałam, wyrzucałam z klasy na rozmowę z dyrektorem, stawiałam pały i... walczyłam jak lwica, gdy widziałam, że któremuś z uczniów można w jakiś sposób pomóc.
Zwykle zbierałam za to po łbie i od dyrekcji, i od rodziców, ale czasami udawało mi się osiągnąć jakieś małe sukcesy.
Ale co to ma do rzeczy?
Relacja nauczyciel - uczeń, jest jednak trochę inna od relacji niania - dziecko.

KICAJKA - Śro 21 Lip, 2010 19:37

Urszula napisał/a:
Relacja nauczyciel - uczeń, jest jednak trochę inna od relacji niania - dziecko.
Ulka ja mam wrażenie,że Ty na ostrzu noża stawiasz NIANIA---RODZICE =NAUCZYCIELKA---RODZICE :szok: 8|
Flandria - Śro 21 Lip, 2010 19:49

Urszula napisał/a:
Zwykle zbierałam za to po łbie i od dyrekcji, i od rodziców, ale czasami udawało mi się osiągnąć jakieś małe sukcesy.


straszna szarpanina :/
jak Ty to wytrzymywałaś ?

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 19:58

Wiedźma napisał/a:
chciałabyś, żeby ktoś z zewnątrz nie proszony
pouczał Cię jak masz wychowywać swoje dzieci?

O Jezu, nie chcę nikogo pouczać! Ani ingerować w wychowanie Amelki i Emilki (moim zdaniem, jedynie przedszkole zajmuje się ich wychowaniem).
W tej chwili łamię sobie łeb nad tym, co będzie lepsze dla dzieciaków? Bo dla mnie, wiadomo! - dodatkowa kaska za weekendy.
Ale wcześniej, czy później z dziećmi się rozstanę i... Chyba jednak lepiej, by w weekendy ktoś inny się nimi zajmował. Muszą pogodzić się z tym, że niańki będą się zmieniać i nie warto przywiązywać się do jednej...

Flandria - Śro 21 Lip, 2010 20:12

Urszula napisał/a:
W tej chwili łamię sobie łeb nad tym, co będzie lepsze dla dzieciaków?

to, zdaje się, zadanie rodziców, nie sądzisz ?

z jednej strony piszesz, że przedszkole zajmuje się ich wychowaniem, z drugiej - chcesz zabrać rodzicom możliwość decydowania o tym, co będzie lepsze dla ich dzieci ...

Klara - Śro 21 Lip, 2010 20:14

Urszula napisał/a:
Ale co to ma do rzeczy?
Relacja nauczyciel - uczeń, jest jednak trochę inna od relacji niania - dziecko.

Relacje nieco inne, ale chodzi mi o Twoje podejście.
Podchodzisz do tej swojej obecnej pracy AŻ TAK emocjonalnie, że aż nieprofesjonalnie.
Myślę, że to nie jest dobre dla Ciebie ze względu na bardzo świeżą trzeźwość i może się (tfu, tfu) kiepsko skończyć 8|
Dzieci potrzebują - owszem - przytulenia, pochwały, zabawy, czyli tego wszystkiego, co im zapewniasz, ale egzaltacja nie jest im potrzebna. Potrzebują stabilności i przyjaznej atmosfery. Tylko tyle i aż tyle.
Tak mi się wydaje 23r

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 20:27

Flandra napisał/a:
straszna szarpanina
jak Ty to wytrzymywałaś

To wtedy było normalne. Wiązało się z pracą i było połową mojego życia. Drugą połową życia była rodzina, moje własne dzieci, mąż, codzienne problemy (czasem o wiele trudniejsze od tych szkolnych!).
Każdna dobra ocena cieszyła, aktywność uczniów na lekcji cieszyła, nawet zadawane przez nich "głupie pytania" cieszyły, bo oznaczały, że dzieciaki uruchamiają mózgi.
Nie znaczy to, że często-gęsto nie wpadałam w czarną rozpacz, nie załamywałam się w bezsilności, nie miałam ochoty pieprznąć szkołą i zająć się jedynie teatrzykiem w domu kultury!
A kiedy nakładały się na siebie kłopoty - i te domowe, i te szkolne - to, chyba domyślasz się, jak się to kończyło? Bania, bania i do spania!
Zapijałam frustracje alkoholem. Wieczorkami znieczulałam się w ten sposób, rano obmyślałam sposoby na "złagodzenie zła" i jakoś pchałam taczki. W szkole zawsze na trzeźwo, w domu już niekoniecznie...

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 20:39

Klara napisał/a:
Podchodzisz do tej swojej obecnej pracy AŻ TAK emocjonalnie, że aż nieprofesjonalnie.

Chyba dlatego, że nie jestem profesjonalną nianią...
Co innego mieć przed sobą kilkudziesiąciu łebków usadzonych w ławkach, którym usiłuje się wbić w łepetyny jakąś tam porcję wiedzy, a co innego mieć obok siebie dwie żywe istotki, które domagają się uwagi, zainteresowania i pogłaskania po głowie.

Klara - Śro 21 Lip, 2010 21:10

Urszula napisał/a:
kilkudziesiąciu łebków usadzonych w ławkach, którym usiłuje się wbić w łepetyny jakąś tam porcję wiedzy

...oraz jakoś tam wychowywać. Ulka, tam też były żywe istotki, tyle że starsze.
Wchodziłaś z nimi w interakcje, przejmowałaś się ich postępami, zachowaniem, ale zostawiałaś pracę przed drzwiami domu. Przypomnij sobie jak to robiłaś!

Urszula - Śro 21 Lip, 2010 21:31

Klara napisał/a:
Przypomnij sobie jak to robiłaś!

Za Ludowe Chiny - nie pamiętam!
Nie wiem, jak to robiłam, choć fakt faktem, potrafiłam wtedy oddzielić życie zawodowe od osobistego. Może dlatego, że moje własne dzieci były małe i wymagały ode mnie mnóstwa uwagi i uczucia? Mimo wszystko, mimo zaangażowanie się w pracę, zawsze dobro moich własnych dzieci górowało nad całą resztą.
Kiedyś terapka określiła mnie jako "przykład samicy z nadmiernie rozwiniętym instynktem opiekuńczym". Cokolwiek miałoby to znaczyć, brzmi raczej zniechęcająco...

Tomoe - Czw 22 Lip, 2010 08:35

Urszula napisał/a:
soboty i niedziele mam zarezerwowane praktycznie dla własnych wnusiątek...


A co robią ich rodzice w czasie, gdy podrzucają babci swoje dzieci?
I ile czasu twoje wnuki spędzają na co dzień ze swoimi rodzicami, od poniedziałku do piątku?

Chcesz pouczać obcych ludzi, że mają więcej czasu spędzać ze swoimi dziećmi?
To może najpierw zacznij się przyglądać jakie relacje ze swoimi rodzicami mają twoje wnuki, podrzucane na całe weekendy do babci. 8|

Tamta rodzina najwidoczniej nie ma darmowych usług babci i musi kogoś wynajmować za pieniądze... Ale schemat weekendowy jest identyczny. :bezradny:

Urszula - Czw 22 Lip, 2010 14:35

Tomoe napisał/a:
A co robią ich rodzice w czasie, gdy podrzucają babci swoje dzieci?

Sami też się do mnie podrzucają!
Owszem, w tym roku byli dwa razy na dwudniowym wyjeździe i wtedy zostawili małe u nas, ale zwykle soboty i niedziele spędzamy wszyscy razem: dziadek, babka, mama, tata i obie wnusie.
Pichcę rodzinny obiadek i szaleję z wnuczkami. Mama i tata włączają się w nasze zabawy.
Tomoe napisał/a:
I ile czasu twoje wnuki spędzają na co dzień ze swoimi rodzicami, od poniedziałku do piątku?

Niestety, tylko cztery do pięciu godzin dziennie, albowiem mama i tata muszą pracować. Ale relacje między dziećmi i rodzicami są świetne, a zięć wszystko potrafi przy nich zrobić.
Dlatego tak bardzo żal mi Amelki i Emilki. Wiem, że nawet pracując można tak ustawić sobie czas, żeby choć kilka chwil znaleźć dla dzieci. I niekoniecznie trzeba brać lepiej płatne drugie zmiany, żeby zarobić cztery stówki miesięcznie więcej, które i tak trzeba oddać niańce.

Tomoe - Czw 22 Lip, 2010 19:17

Urszula napisał/a:
Tomoe napisał/a:
A co robią ich rodzice w czasie, gdy podrzucają babci swoje dzieci?

Sami też się do mnie podrzucają!
Owszem, w tym roku byli dwa razy na dwudniowym wyjeździe i wtedy zostawili małe u nas, ale zwykle soboty i niedziele spędzamy wszyscy razem: dziadek, babka, mama, tata i obie wnusie.
Pichcę rodzinny obiadek i szaleję z wnuczkami. Mama i tata włączają się w nasze zabawy.


No, teraz to brzmi dobrze. :okok: :)

Urszula - Pią 23 Lip, 2010 16:13

Tomoe napisał/a:
No, teraz to brzmi dobrze.

Nieważne jak brzmi! Ważne, że jest dobrze.
I pomaga mi nawet w pewnym sensie przeboleć utratę roboty... Bo kiedy pracowałam (również w soboty, a te były na sprzątaniu najcięższe), o takim wspólnym spędzaniu czasu mogła być mowa jedynie w niedziele przez kilka godzin.
Teraz mam ich wszystkich przy sobie przez cały weekend i to jest fantastyczne!
Co prawda, jedna ze znajomych twierdzi, że daję się wykorzystywać dzieciom i zamiast odpocząć, zadbać o siebie przez te dni, sterczę przy garach ustawionych na czterech fajerach, albo przy rozgrzanym do czerwoności grillu. Ale niech tam sobie pierniczy takie głupoty! Zapomniała już, że często sama podrzucała mi swojego wnuka "na parę minutek", bo miała np. wizytę u fryzjera? Wtedy, to nie było żadne "wykorzystywanie"!!!
Absolutnie nie czuję się wykorzystywana przez własną córkę i zięcia!
Choć prawdę powiedziawszy, przy tych panujących teraz upałach, najchętniej położyłabym się z wnuczkami w cieniu kasztana i opowiadała im bajki. Ale pichcenie dla rodzinki to też przyjemność.

Urszula - Pią 23 Lip, 2010 19:37

Chciałam już wczoraj o tym napisać, ale brakło czasu.
Chodzi o przedwczorajszą rozmowę z tatą moich "przyszywanych" wnuczek.
Odebrałam je z "placówki" o godzinę później, bo dzieciaki miały zorganizowaną przez panie z przedszkola jakąś tam wycieczkę na "głaskanie kózek". Zapowiedziane było, że dzieci biorące udział w wycieczce będą do odebrania najwcześniej o 16:30. O.K.! Przy panujących upałach żadne z dzieci udaru cieplnego nie doznało, za to wróciły zachwycone i baaaaardzo zmęczone.
Emilka z Amelką nawet nie skakały sobie do oczu, nie biły się, nie kłóciły, bez protestów pozwoliły mi się "usetować" na ławce-huśtawce w cieniu i chętnie zjadły kolację składającą się z samych owoców!.
Podkreślam to "z owoców", bo do jedzenia jarzyn i owoców nie są przyzwyczajone...
Nie protestowały też, kiedy zaczęłam je przygotowywać do spania. Zrezygnowałam z kąpieli w wannie, przeleciałam je tylko prysznicem, żeby umyć to, co najważniejsze i nastawiłam się na długie opowiadanie bajek przed spaniem. I niepotrzebnie na długie, bo kiedy tylko małe znalazły się w łóżeczkach, zapadły w twardy sen.
Ich tata wrócił chwilę później, "kawencję z imbirem" już miał zaparzoną, więc mogliśmy bez przeszkód przystąpić do omawiania weekedowych planów. Bez ogródek zapytał:
- To co, możemy liczyć na ciebie w weekendy?
A ja mu na to (również bez ogródek):
- Nie!
I wywaliłam przed nim prawie wszystko, co mi w duszy gra.
Bo przez cały tydzień tak się nakręcałam i nakręcałam; - z jednej strony chciałam zarobić parę dolarów, z drugiej, obawiałam się dalekosiężnych skutków, jeśli chodzi o dzieci... Uznałam, że jednak będzie lepiej, gdy rodzice zaserwują dzieciątkom zmieniające się nianie, żeby zbytnio nie przywiązywały się do jednej.
Tata przyznał, że tego aspektu sprawy nigdy z żoną nie rozważali. Niania, to niania -nakarmi, tyłek podetrze, zagoni do spania i dopilnuje, żeby dziecię na wpadło pod samochód. Za to się jej płaci. A oni przecież dzieci kochają i chcą dla własnych córek jak najlepiej!

Urszula - Pon 26 Lip, 2010 20:02

No, moi Drodzy! Jestem po rozmowie z obojgiem rodziców moich bliźniaczek!
Po piątkowym powrocie z pracy ich tata upewnił się, czy nie zmieniłam zdania, co do opieki nad małymi w wekeendy i przyjął do wiadomości, że nie.
Ale w sobotę rano zadzwoniła mama maluchów pytając, czy nie znalazłabym chwilki czasu na rozmowę w sobotni, lub niedzielny wieczór? Znalazłam.
Pojechałam do nich w niedzielę, kiedy już moje osobiste dzieci opuściły naszą chatkę.
Myślałam, że gdy wyłuszczę powody, dla których nie chcę zajmować się Amelką i Emilką w dodatkowe dni, państwo - nazwijmy ich na użytek tego forum Kowalscy - po prostu rozliczą się ze mną finansowo i tyle! A tu... dostałam propozycję nie do odrzucenia!
Gadałam z nimi ponad dwie godziny, tzn. głównie oni gadali i dowiedziałam się, że jestem pierwszą niańką, która nie skarży się i nie narzeka na dzieci. Dowiedziałam się również, że odkąd dziewczynki zaczęły chodzić i mówić, niańki zmieniały się w ich domu co kilka tygodni.
Niańki same odchodziły. Dziękowały za pracę, bo wydawała się im zbyt ciężka z nieposłusznymi, wiecznie beczącymi, ryczącymi, bijącymi się i kłócącymi diablątkami, nad którymi nawet panie w przedszkolu nie zawsze panują.
W zamian za kasę (potwierdzam, że bardzo lichą!) oferowaną im przez moich obecnych pracodawców, wolały kataić "na domkach", bo tam specjalnie wysilać się nie trzeba: ściera, odkurzacz, jakiś środek nawaniający kibel, żeby było wiadomo, że sprzątaczka się stara - na chlebuś można zarabiać na różne sposoby, niekoniecznie użerać się z cudzymi dziećmi.
Przyznałam szczerze, że i mnie też z trudnością przychodzi okiełznanie charakterków małych awanturnic, ale nie o to chodzi. Nie chcę, by zbytnio przywiązywały się do mnie (dla ich dobra), bo przecież jesienią i tak będę musiała się z nimi pożegnać...
I tu państwo Kowalscy) zakrzyknęłi:
- To jednak nie chcesz zostać u nas na dłużej?!
Ja na to, że owszem, bardzo chcę, ale przecież w połowie października Beata ("właściwa" niania) kończy jakieś tam klasy i "żegnaj Gienia!".
Okazało się, że zaraz na wstępie, w momencie angażowania mnie do pracy, nie dogadaliśmy się!
Ja zrozumiałam, że jest to jedynie zastępstwo za uczącą się Beatę...
Oni uznali, że skoro na pytanie "jak długo będziesz u nas?" odpowiedziałam "póki będę potrzebna" - no, to mogą liczyć, że zostanę na o wieeeele dłuuuuższy okres, niż potrwają studia "właściwej niani". He, he, he... A wszyscy mówimy po polsku! He, he...
Opowiedzieli mi też skąd Beata wzięła się w ich domu, dlaczego zajmuje się dzieciakami i dlaczego oprócz niej, zmuszeni są do zatrudniania jeszcze innych nianiek.
A do tej pory zatrudniali dość głupio.
Bo same młode laski (wyłącznie Polki, ze względu na język), ponieważ wydawało im się, że starsza kobita nie będzie miała cierpliwości i siły do dwójki dzieci z zdiagnozowanym ADHD (?!!!).
ADHD? "A cio to"? Miałam w Polsce uczniów z ADHD i wydaje mi się, że w przypadku bliźniaczek diagnoza została zbyt pochopnie postawiona.
To są normalne, zdrowe, żywe dziewczynki, bardzo inteligentne, trochę nadwrażliwe, spragnione uczuć i zainteresowania się nimi.
O.K, nie jestem psychologiem!
Ale pokażcie mi dziecię z ADHD, które przez pół godziny potrafi się skupić na lepieniu kota z ciasta i potem cierpilwie czeka, aż kot się upiecze i będzie można pomalować go we wszystkie kolory tęczy!
Toż moja osobista wnuczka (młodsza od bliźniaczek o osiem miesięcy) też nie jest w stanie wytrwać przy jednej zabawie dłużej jak 15 min. Musi być w ciągłym ruchu i bez przerwy biega, skacze, nawet wtedy, gdy czytam jej książeczkę, albo usiłuję nauczyć nowej piosenki.
Faktu, że dziecko może przywiązać się do niani, pp.Kowalscy w ogóle nie brali pod uwagę! Wydawało się im, że dzieci uczuciowo związane mogą być jedynie z rodzicami, dziadkami, no, może jeszcze z jakąś tam ciotką, czy wujkiem... Ale niania? Obca osoba!!!
Niania bierze kasę za to, żeby smarkacze nie powybijały sobie zębów i nie połamały kończyn w czasie nieobecności rodziców, mówi do nich wyłącznie po polsku, żeby nauczyły się języka przodków i na tym kończy się jej rola. Przynajmniej w przypadku zatrudnianych poprzednio nianiek (które odchodziły ponoć na własne życzenie) stawiali takie wymagania.
Zaskoczyłam pp.Kolwalskich tym, że nie patrzę na pracę z dziećmi przez pryzmat zarobków i nagle zapragnęli zatrzymać mnie "na stałe"!
Tu z kolei ja okazałam się świnią: - tak mi z nienacka wpadło do głowy, że za pracę w weekendy, bez względu na to, jak pokochałam dzieciaki i gdzie będę się opiekować Amelką i Emilką (u nich, czy u siebie w domu) mogłabym zażyczyć sobie dodatkowej gratyfikacji. Przystali na to dość chętnie.
W tej chwili sytuacja przedstawia się tak: do połowy października opiekuję się "przyszywanymi" wnusiami na dotychczasowych warunkach, w soboty i niedziele w zależności od potrzeb, a jesienią ustali się nowy grafik.
Wszystko wskazuje na to, że nie będę musiała rozstawać się milusińskimi w najbliższym czasie. Jeszcze nie ośmielam się zbytnio cieszyć, niemniej jakieś światełko w tunelu błysnęło...
Dodatkowo dumna jestem z siebie, że odmówiłam wypicia alkoholu na "przypieczętowanie" umowy. P.Kowalski wyciągnąl z barku kieliszki, p.Kowalska zapytała, na co mam ochotę, a ja :
- Sorry, nie piję! Kiedyś miałam z tym problemy i nie chcę do tego wracać. Jeśli macie ochotę, wypijcie za moją trzeźwość, a ja poproszę o minerałkę.
Oczy urosły im do rozmiaru półmisków, ale nie drążyli tematu.

Trzeźwe życie byłoby piękne, gdyby nie Fenicjanie! Po jaką cholerę wymyślili pieniądze?

KICAJKA - Pon 26 Lip, 2010 20:17

Urszula napisał/a:
- Sorry, nie piję! Kiedyś miałam z tym problemy i nie chcę do tego wracać. Jeśli macie ochotę, wypijcie za moją trzeźwość, a ja poproszę o minerałkę.

Ulka a może to ten sen balkonowy na który wreszcie się wdrapałaś :mgreen: I teraz może być tylko z górki ;) Szansa do wykorzystania dla ciebie i dla nich. :mysli: Życie czasem pisze dziwne scenariusze :rotfl: :kciuki: :kciuki: :kciuki:

Wiedźma - Pon 26 Lip, 2010 20:33

Urszula napisał/a:
- Sorry, nie piję! Kiedyś miałam z tym problemy i nie chcę do tego wracać. Jeśli macie ochotę, wypijcie za moją trzeźwość, a ja poproszę o minerałkę.

Bardzo, bardzo sie cieszę, że im to powiedziałaś :)

Co prawda to "kiedyś" jest mocno naciągane :? ale i tak dobrze, że dowiedzieli się o Twoim problemie.
Od początku uważałam, że maja do tego prawo, w końcu powierzają Ci swoje dzieci.

Urszula - Pon 26 Lip, 2010 20:44

KICAJKA napisał/a:
Ulka a może to ten sen balkonowy na który wreszcie się wdrapałaś

No co Ty, Kicajko! Balkonik był paskudny, a ci ludzie są może trochę dziwni, ale do zaakceptowania. Wolę pp.Kowalskich od jakiegos pieprzonego, idiotycznego balkoniku! Jakie to szczęście, że nie wierzę (?!) w sny!

Urszula - Pon 26 Lip, 2010 21:08

Wiedźma napisał/a:
Co prawda to "kiedyś" jest mocno naciągane

Nawet więcej, niż "naciągane"!
W końcu nie piję dopiero od 16-go maja tego roku. I nie mam pewności, czy któregoś dnia będę w stanie powstrzymać się przed "znieczulaczem"...
Ale co miałam im powiedzieć? Gdybym przyznała się na początku, pewnie nie miałabym cienia szansy na zaopiekowanie się dzieciakami! Teraz też krótki okres trzeźwienia mógłby rzutować na moją pozycję niani...
Skoro o nic nie pytali, przyjęli do wiadomości, że nie piję, to po cholerę miałam się chwalić przeszłością?
Zaufali mi i zrobię wszystko, by tego nie skonocić.

Urszula - Pon 26 Lip, 2010 21:18

A teraz spadam, bo lecę zająć się bliźniaczkami.
Wszystkiego dobrego Wszystkim!

Flandria - Pon 26 Lip, 2010 21:20

Urszula napisał/a:
Wszystkiego dobrego Wszystkim!

dziękuję i również życze Ci wszystkiego dobrego :)

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 14:44

Wczoraj z Emilką i Amelką zbierałyśmy koniczynki i plotły wianki. Najpiękniejszy był dla mamusi.
Co za idiota stwierdził, że dzieci mają ADHD?! Potrzeba ruchu u 4-latków jest przecież tak naturalna jak oddychanie. Czy dziecko z ADHD potrafi cierpliwie zawijać ogonki kwiatuszków przez godzinę?
Co prawda, dziewczynki złościły się bardzo, kiedy łodyżki się łamały, albo nie chciały zaplatać - było nawet trochę płaczu - ale ratowalam sytuację, podsuwałam następną koniczynkę, pomagałam układać paluszki i wszystko wracało do normy.
Muszę zasugerować pp.Kowalskim, by zamiast ciągać córeczki po poradniach, zafundowali im lekcje tańca. Małe uwielbiają tańczyć!
Nauczyłam je krakowiaka i trojaka, były zachwycone. Same wymyślają różne kroki i figury, szaleją w rytm muzyki.
Szkoda, że Kowalscy nie mają jakiś klawiszy w domu... Ale może, zamiast kolejnej lalki Barbie, zechcą podarować dzieciakom jakiś tani keyboardzik?

Już knuję następną intrygę!
Zamierzam pogadać jutro o tym z Kowalskim. Na dzieciakach nie oszczędza, a ja mogłabym wykukać na starociach sensowny instrumencik, który nie tylko mnie ułatwiłby pracę, ale i zainteresował bliźniaczki. Nie musiałabym zdzierać gardła w kółko śpiewając "Zasiali górale owies" i mogłabym nauczyć małe nutek.
Mam nadzieję, że uda mi się go namówić na taki zakup. W końcu dzieciaki prawie codziennie dostają jakieś zabawki (zupełnie bez okazji) i nawet nie potrafią się nimi bawić, ani cieszyć. Mają przestyt. Keyboard byłby dla nich czymś nowym i inspirującym.
Co o tym myślicie?

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 14:51

Urszula napisał/a:
Co o tym myślicie?

mnie się pomysł podoba :)

milutka - Wto 27 Lip, 2010 14:55

Urszula napisał/a:
Co o tym myślicie?
wiesz co Urszulo ....uwielbiam Cię czytać ....i ciesze się ,że nie pijesz i dzięki temu możesz pokazać jaką jesteś wartościową osóbką ;) ....kurcze !Gdzie Ty byłaś jak ja miałam dzieci małe :szok: ale bym miała fajowa nianię ;) ...a teraz poważnie ..myślę ,że dla tych rodziców nie będzie to jakiś problem z zakupieniem tego keyboardu skoro i tak codziennie małe dostają jakieś zabawki .Pomysł wydaje mi się super ...i na własnych dzieciakach wiem ,że jak brak im zajęcia to w domu jeden Harmider ..z nudów dają nieźle znać o sobie :szok: Pomysł jest super ...ja jestem za ;)
Urszula - Wto 27 Lip, 2010 15:34

milutka napisał/a:
z nudów dają nieźle znać o sobie

Tak też właśnie pomyślałam, że to nie ADHD (zdiagnozowane przez specjalistów), ale NUUUDA!
Zabawek mają do cholery i trochę i co z tego? No, można zedrzeć z Barbie kieckę, rozpędzić pociąg po szynach, przez chwilę poukładać lalkom meble, ale co potem? Potem można jeszcze przez 5 minut obejrzeć bajkę na DVD i... złapać za loki siostrzyczkę, bo wrzask siostrzyczki jest o wiele fajniejszy, niż melodyjki wygrywane po naciśnięciu kropki na biedronce. Melodyjki wciąż takie same, a z siostrzyczką nic nie wiadomo: rozbeczy się?, odda razy?, ugryzie w odwecie?... Warto się pobić, żeby przerwać nudę.
Panie z przedszkola narzekają, że A&E są bardzo agresywne w stosunku do innych dzieci. Stąd wzięło się to łażenie po psychologach... Ale jednocześnie przyznają, że w przedszkolu siostry są solidarne, nigdy nie występują przeciwko sobie i jak przypuszczają na kogoś atak, to zawsze wspólnie.
Przy mnie leją się między sobą! Ale już coraz rzadziej i powoli uczę się, jak rozładowywać tę ich agresję będącą chyba wynikiem nadmiaru energii.

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 15:40

milutka napisał/a:
ale bym miała fajowa nianię

Miałabyś nianię alkoholiczkę!
Wątpię, czy chciałabyś mnie zatrudnić...
Zaraz na wstępie nie przyznałam się Kowalskim do problemu, teraz też wiedzą tylko, że "kiedyś" nadużywałam alko.
Może, gdyby wiedzieli o mnie wszystko, pokazaliby mi, z której strony drzwi się zamykają?

pterodaktyll - Wto 27 Lip, 2010 15:46

Urszula napisał/a:
Może, gdyby wiedzieli o mnie wszystko, pokazaliby mi, z której strony drzwi się zamykają?

I zostali dalej sami z tym niby ADHD..... :mgreen:

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 15:53

milutka napisał/a:
możesz pokazać jaką jesteś wartościową osóbką

Wartościową?! Dzięki za komplement, Milutka! Bardzo miłym jest, to co napisałaś, ale nie zmienia to mojej samooceny, choć podnosi na duchu...
Dokładnie wiem kim jestem. "Wartościowa osóbka" nie spartoliłaby tak życia sobie i swoim bliskim.

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 16:01

pterodaktyll napisał/a:
I zostali dalej sami z tym niby ADHD.....

Pewnie tak.
Ale tak na zdrowy rozum: - powierzyłbyś własne dzieci babie, która przez 30 lat chlała gorzałę?

pterodaktyll - Wto 27 Lip, 2010 16:09

Urszula napisał/a:
powierzyłbyś własne dzieci babie, która przez 30 lat chlała gorzałę?

Ja w swoim środowisku słynę z nieortodoksyjnych pomysłów...... :mgreen:

rufio - Wto 27 Lip, 2010 16:13

Urszula napisał/a:
która przez 30 lat chlała gorzałę?

Nie masz wiekszych zmartwień - teraz nie pijesz i liczy sie dzis a reszta niech spada :uoee:

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 16:46

rufio napisał/a:
teraz nie pijesz i liczy sie dzis a reszta niech spada

Ławto powiedzieć! Absolutnie nie chcę, żeby ta reszta spadła.
A przeszłość zawsze ciągnie się za każdym jak smród za wojskiem. Scyzorykiem tego nie odkroisz, ciupażką nie odrąbiesz...

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 17:44

Urszula napisał/a:
Ale tak na zdrowy rozum: - powierzyłbyś własne dzieci babie, która przez 30 lat chlała gorzałę?


brzmi strasznie :roll:
chlanie gorzały kojarzy mi się z totalną patologią społeczną
takiej osobie nie powierzyłabym za nic w świecie dziecka ...


Urszula napisał/a:
A przeszłość zawsze ciągnie się za każdym jak smród za wojskiem. Scyzorykiem tego nie odkroisz, ciupażką nie odrąbiesz...

w polityce :mgreen:
tam jeden błąd i do końca życia przechlapane

ale zwykle w życiu nie ma aż takiego znaczenia :)

rufio - Wto 27 Lip, 2010 17:56

Miałem na mysli własnie tych co malkonenca i próbuja byc smrodem na całe zło - zrobic przeciąg i nie ma smrodu a po za tym smród jest jak sukces - najlepiej pachnie swój .
Borus - Wto 27 Lip, 2010 18:09

Urszula napisał/a:
smród za wojskiem
...ponoć od smrodu jeszcze nikt nie umarł a od nadmiaru świeżego powietrza już niejednemu piasek w zębach zgrzyta... 8|
Urszula - Wto 27 Lip, 2010 18:15

Flandra napisał/a:
w polityce
tam jeden błąd i do końca życia przechlapane
ale zwykle w życiu nie ma aż takiego znaczenia

A mnie się wydaje, że właśnie w polityce błędy nie mają aż takiego znaczenia.
Zawsze można zmienić partię, założyć własną, namydlić, nabić piany i utrzymać się w kałuży błotka. Wyborcy kupią każdy szajs, byle był opakowany w kolorowy staniolek "patriotyzmu", "rozliczenia krzywd", "rozdawnictwa dóbr", itp...
W prawdziwym życiu jest inaczej. Życie, to jak praca sapera, albo chirurga - jeden niewielki błąd i skutki mogą być nieodwracalne.

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 18:20

rufio napisał/a:
Miałem na mysli własnie tych co malkonenca i próbuja byc smrodem na całe zło

Cholera, Rufio, tych akurat jest najwięcej! Sami też smorodzą, ale brzydkich zapachów doszukują się gdzie indziej...
rufio napisał/a:
zrobic przeciąg i nie ma smrodu

Ba! Ale przeciąg wywieje również i miłe aromaty...

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 18:21

Urszula napisał/a:
A mnie się wydaje, że właśnie w polityce błędy nie mają aż takiego znaczenia.

to dlaczego politycy boją się wprowadzać większe reformy ? :)

Urszula napisał/a:
W prawdziwym życiu jest inaczej. Życie, to jak praca sapera, albo chirurga - jeden niewielki błąd i skutki mogą być nieodwracalne.

czy ja wiem
nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi :/
dzięki błędom się uczymy, wzmacniamy, nabieramy doświadczenia :)

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 18:25

Borus napisał/a:
...ponoć od smrodu jeszcze nikt nie umarł

Ponoć. Ale kiedy brzydko pachniesz, nie masz co liczyć na pracę w perfumerii.

Borus - Wto 27 Lip, 2010 18:37

Urszula napisał/a:
kiedy brzydko pachniesz, nie masz co liczyć na pracę w perfumerii.
...ależ dlaczego nie? przecież każdy zaproponowany zapach będzie ładniejszy... :mysli:
Urszula - Wto 27 Lip, 2010 18:46

Flandra napisał/a:
to dlaczego politycy boją się wprowadzać większe reformy ?

Boją się walnięcia odwłokami o glebę, bo to zawsze boli. Nie chcą się narażać na urazy kości ogonowej.
Flandra napisał/a:
nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi
dzięki błędom się uczymy, wzmacniamy, nabieramy doświadczenia

Słuszne to i zbawienne! Po warunkiem, że nasze otoczenie ma podobne do Twego zdanie.
Trochę już żyję na tym świecie i wiem, że ludziska bardzo chętnie wyciągają na wierzch pozaprzeszłe potknięcia się bliźniego, by odwrócić uwagę od swoich własnych grzechów.

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 18:57

Urszula napisał/a:
Trochę już żyję na tym świecie i wiem, że ludziska bardzo chętnie wyciągają na wierzch pozaprzeszłe potknięcia się bliźniego, by odwrócić uwagę od swoich własnych grzechów.


to zdaje się, nazywane jest mechanizmem obronnym
najbardziej dowalają nam ci, którzy mają z sobą ogromny problem, są nieszczęśliwi itd, takie wytykanie innym błędów poprawia im samopoczucie :/

najlepszym sposobem na obronę jest po prostu omijanie takich ludzi szerokim łukiem ...

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 18:57

Borus napisał/a:
przecież każdy zaproponowany zapach będzie ładniejszy...

Co do tego, mam pewne wątpliwości...
Dwa lata temu odwiedziłam Polskę i miałam przyjemność przejechania autobusem podmiejskiej linii na odległość ok. 5 km. Nie porzygałam się, ale doszłam do wniosku, że wolę jednak inne zapachy.

stiff - Wto 27 Lip, 2010 19:03

Flandra napisał/a:
dzięki błędom się uczymy, wzmacniamy, nabieramy doświadczenia :)
_________________

Jeżeli każde nasze działanie jest błędne juz w samym założeniu i to powielamy wielokrotnie,
to rzeczywiście musimy byc mocni i odporni na stres... :D

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 19:05

stiff napisał/a:
Jeżeli każde nasze działanie jest błędne juz w samym założeniu i to powielamy wielokrotnie,
to rzeczywiście musimy byc mocni i odporni na stres...

co masz na myśli ?

Borus - Wto 27 Lip, 2010 19:08

Zauważyłaś Urszulo, jak się nakręcasz? ze starego dowcipu (o smrodzie i świeżym powietrzu) za chwilę zrobisz problem braku higieny na skalę światową :szok:
stiff - Wto 27 Lip, 2010 19:09

Flandra napisał/a:
co masz na myśli ?

Niemotów niereformowalnych... :D

Borus - Wto 27 Lip, 2010 19:14

Flandra napisał/a:
dzięki błędom się uczymy, wzmacniamy, nabieramy doświadczenia
ale nie napisała...
stiff napisał/a:
każde nasze działanie jest błędne juz w samym założeniu
...to już nadinterpretacja :mysli: chyba
stiff - Wto 27 Lip, 2010 19:16

Borus napisał/a:
to już nadinterpretacja :mysli: chyba

To wyrwane zdanie z kontekstu, chyba... :p

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 19:17

stiff napisał/a:
Flandra napisał/a:
co masz na myśli ?

Niemotów niereformowalnych... :D

ale w jakim kontekście to napisałeś ?
bo nie bardzo rozumiem ... :/

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 19:18

Flandra napisał/a:
najlepszym sposobem na obronę jest po prostu omijanie takich ludzi szerokim łukiem ...

Nie zawsze da się to realizować.
I bardzo trudno jest przełamać stereotypy w rodzaju: "każdy pijak to złodziej", "każdy wieśniak to jełop", "każdy Żyd to szuja żerująca na innych", "każdy Murzyn to brudas", "każdy muzyk to narkoman", itd...
Jak niby mogłabym udowodnić komuś, że nigdy niczego w życiu nie ukradłam, że swoje obowiązki staram się wykonywać sumiennie, że nie jestem ostatnią ścierą i szmatą, jednocześnie przyznając się do alkoholizmu?
Baba pijaczka? W społecznym odczuciu - dno!
Mężczyźnie można jeszcze wybaczyć pociąg do butelki, ale kobicie?

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 19:22

Urszula napisał/a:
jednocześnie przyznając się do alkoholizmu?
Baba pijaczka? W społecznym odczuciu - dno!
Mężczyźnie można jeszcze wybaczyć pociąg do butelki, ale kobicie?


no, ale przecież Ty nie pijesz :)
co innego być pijaczką, a co innego np. członkinią AA (wiadomo o co chodzi, a brzmi dużo lepiej :) )

nie wiem dlaczego używasz skrajnych określeń
trzeźwi alkoholicy to bohaterowie - często tak są postrzegani ...

Borus - Wto 27 Lip, 2010 19:29

stiff napisał/a:
Borus napisał/a:
to już nadinterpretacja :mysli: chyba

To wyrwane zdanie z kontekstu, chyba... :p
...to tylko założenie Twego twierdzenia... :skromny:
Urszula - Wto 27 Lip, 2010 19:31

Borus napisał/a:
Zauważyłaś Urszulo, jak się nakręcasz? ze starego dowcipu (o smrodzie i świeżym powietrzu) za chwilę zrobisz problem braku higieny na skalę światową

Się nakręcam? Eee, Borusie, chyba nie zrozumiałeś!
Z tymi zapachami i smrodami, to taka przenośnia miała być. Jak u o.Rydzyka: zestawienie szamba z perfumerią...
A swoją drogą, jeśli chodzi o naszych Rodaków, to Boy-Żeleński miał rację: "zbyt dużo święconej wody, za mało zwykłego mydła" (czy jakoś tak tam napisał, dokładnie nie pamiętam).

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 19:59

Flandra napisał/a:
trzeźwi alkoholicy to bohaterowie - często tak są postrzegani ...

Przez mądrych ludzi. Ale nie każdy pracodawca jest mądry.
I - tu wrócę do tego, co już gdzieś tam napisałam - ktoś, kto dzień w dzień chodzi na rauszu nie jest przez otoczenie kwalifikowny do kategorii "alkoholik". On se tam po prostu pije, bo lubi... Ale ktoś, kto uczęszcza na mitingi AA, podjął jakąś terapię? Oooo, ten jest prawdziwym alkoholikiem, bo MUSI się leczyć!!!

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 20:01

Urszula napisał/a:
Przez mądrych ludzi. Ale nie każdy pracodawca jest mądry.

to szukaj mądrych :)
po cholerę Ci głupi pracodawcy ? :mgreen:

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 20:57

Flandra napisał/a:
no, ale przecież Ty nie pijesz

Nie piję. Ale nie piję dopiero od dwóch miesięcy z czubkiem. Ten czubek też mizerny i wcale nie mam pewności, czy się na nim utrzymam, bo być może któregoś dnia, kiedy już nie będę mogła poradzić sobie z problemami i samą sobą...
Tfu, tfu, odpukać!!!
Aż tak czarnego scenariusza nie zakładam, ale... wciąż się boję i bardziej myślę o tym, by nie pić, niż o tym, że pierwsze swoje zwycięstwa nad głodziskiem już odniosłam, więc mam się z czego cieszyć (???).
Od dłuższego czasu głód alko mnie nie dopada, bo całą sobą nastawiona jestem na naukę gry na fortepianie mojej starszej wnusi (trochę jest za młoda i mam zamiar poeksperymentować poza podręcznikowymi mądrościami) i na okiełznanie moich podopiecznych bliźniaczek.
Kota też muszę wyprać, a jest to czynność wymagająca wielkiego samozaparcia i ochota nawet na jedno małe piwko po praniu mi przechodzi. Po prostu nie czuję się na siłach, by pójść do sklepu, kupić to piwo, przynieść do domu i otworzyć butelkę.
Gdyby ktoś za mnie wykonał te czynności, pewnie wychłeptałabym z przyjemnością.
Biedny kot! Nie wie, dlaczego tak się nad nim znęcam, bo dawniej nie przeszkadzało mi, że wracał utytłany w rybich wątpiach. Prałam kota od czasu do czasu, kiedy już bardzo śmierdział. Ale po odstawieniu alko zaczęłam reagować na zapachy.
Przeszkadza mi dym tytoniowy zalatujący od sąsiadów (kurde, chyba robią skręty ze starych skarpet!), wonie bijące z knajp, knajpek, knajpeczek i restauracji odbieram bardzo intensywnie i powodują u mnie wydzielanie się kwasów żołądkowych; - mam ochotę zeżreć wtedy nawet hot doga!
Ha!, odkryłam też, że floksy zasadzone przed laty pod ścianą naszej chatynki najpiękniej pachną wieczorem!

Urszula - Wto 27 Lip, 2010 21:01

Flandra napisał/a:
po cholerę Ci głupi pracodawcy ?

Nawet tych głupich nie ma w nadmiarze.
A czy to ważne - mądry, czy głupi? Ważne, żeby robota była i jakaś kasiorka z tej roboty!

Flandria - Wto 27 Lip, 2010 21:05

Urszula napisał/a:
A czy to ważne - mądry, czy głupi?

zdaje się, że dla Ciebie ważne ...
Urszula napisał/a:
Ale nie każdy pracodawca jest mądry.
I - tu wrócę do tego, co już gdzieś tam napisałam - ktoś, kto dzień w dzień chodzi na rauszu nie jest przez otoczenie kwalifikowny do kategorii "alkoholik". On se tam po prostu pije, bo lubi... Ale ktoś, kto uczęszcza na mitingi AA, podjął jakąś terapię? Oooo, ten jest prawdziwym alkoholikiem, bo MUSI się leczyć!!!

rufio - Wto 27 Lip, 2010 21:59

Tia Rybko - to co Orszula napisała to niestety prawda i jeszcze dlugo bedzie tkwic w swiadomości - bo to taki zwyczaj i przyzwyczajenie i tak juz ma byc - innoszośc jest niebezpieczna .prsk
milutka - Śro 28 Lip, 2010 07:52

Urszula napisał/a:
milutka napisał/a:
możesz pokazać jaką jesteś wartościową osóbką

Wartościową?! Dzięki za komplement, Milutka! Bardzo miłym jest, to co napisałaś, ale nie zmienia to mojej samooceny, choć podnosi na duchu...
Dokładnie wiem kim jestem. "Wartościowa osóbka" nie spartoliłaby tak życia sobie i swoim bliskim.
Urszula bo zaraz zacznę na Ciebie krzyczeć :nerwus: To nie ma nic wspólnego z tym czy jesteś "wartościowa"....tak !zniszczyłaś życie przede wszystkim sobie ale przez nałóg jaki tobą zawładnął ....ale dzięki temu ,że chcesz się zmienić ,leczyć możesz to wszystko naprawić ...ale musisz iśc do przodu i nie rozpamiętywać wszystkiego ....było -minęło ...teraz liczy sie to co jest" teraz" i jaka jesteś" teraz ".
Urszula napisał/a:
Miałabyś nianię alkoholiczkę!
Wątpię, czy chciałabyś mnie zatrudnić...
Urszulo jakbym chciała do tego tak podchodzić to musiała bym zerwać kontakt przynajmniej z połową swoich znajomych i osób z rodziny ....zapewniam Cię ,że otaczam się osobami które nadużywają alkohol lub nadużywali ...ale mimo tego w każdej z tych osób widzę wartości jakie posiada....i naprawdę cenię tych którzy robią coś ze swoim nałogiem ...z mniejszym lub większym skutkiem ale robią .Urszulo życzę Ci więcej optymizmu :)
KICAJKA - Śro 28 Lip, 2010 12:27

Urszula napisał/a:
Miałabyś nianię alkoholiczkę!
Wątpię, czy chciałabyś mnie zatrudnić...
:szok:
Ulka niańką mojej córci przez kilka lat był niepijący alkoholik :mgreen:
Nie miałam z kim zostawić dziecka jak chodziłam na Al-anon i zostawiałam od 3 roku życia z R w kuchni (nie miałam pewności co się wydarzy) :) Do dziś R jest najlepszym wujkiem i była bardzo dumna,że mogła mu podziękować w 25 rocznicę jego trzeźwości :)

Urszula - Śro 28 Lip, 2010 16:55

rufio napisał/a:
to co Orszula napisała to niestety prawda

Najprawdziwsza z prawdziwych prawd, niestety...
Tu, na Forum, wypowiadają się ludzie ŚWIADOMI!!! Świadomi tego, czym jest alkoholizm i "czym się go je" (czy może pije?). Ale większość społeczeństwa, to wciąż jeszcze "ciemne masy", które tolerują pijaństwo w swoim otoczeniu, choć ogólnie "potępiają" nadużywanie napojów wyskokowych.
Kilkanaście dni temu wpadł do nas kolega, chciał pożyczyć piłę stołową. Nabombiony jak Messerschmitt (a było to przedpołudnie, środek tygodnia) zaczął mi prawić o naszym wspólnym znajomym:
- Staszek, to już całkiem stacza się na dno! Wódka rozum mu przysłoniła i teraz musi się leczyć. Żona zaprowadziła go lekarza i Staszek idzie na odwyk.
Ja na to, że bardzo dobrze i że nie tylko Staszek, ale i on powinien podjąć leczenie, żeby na to dno się nie stoczyć.
- Ja?! - oburzył się - Ja nie jestem alkoholikiem!!!
- Ale nawet teraz trzeźwy nie jesteś, - mówię - jedzie od ciebie jak z gorzelni i w dodatku przyjechałeś samochodem. Nie piernicz mi o Staszku! Dobrze, że chłop chce się leczyć.
- Nie bój nic! Nad wszystkim panuję. Jedno piwo wypiłem, to zaraz jestem pijany?
Chyba wtedy powinnam zadzwonić na policję i podać numery rejestracyjne autka z nietrzeźwym kierowcą, ale tego nie zrobiłam. Po pierwsze dlatego, że nie chcę robić sobie wrogów; po drugie - nie bardzo wierzę w skuteczność chicagowskiej policji.
Nieważne! Chodzi mi o sam mechanizm myślenia: ktoś pije, ale jeszcze "nie musi" się leczyć, więc jest jedynie takim sobie "rozrywkowym" gościem!, natomiast ktoś, kto zgłosił się na terapię JEST ALKOHOLIKIEM.
Bardzo rzadko spotykam się z uznaniem dla ludzi, którzy nauczyli się żyć bez alko. Zawsze można usłyszeć szeptane: - To alkoholik! Wiesz, jak on kiedyś chlał? Aż w szpitalu musieli go odtruwać!

Urszula - Śro 28 Lip, 2010 16:58

Flandra napisał/a:
zdaje się, że dla Ciebie ważne ...

O tyle ważne, że z mądrym łatwiej się dogadać.
Ale jeśli jakiś głupek zechce mnie za trudnić, absolutnie wzbraniać się nie będę!

Urszula - Śro 28 Lip, 2010 17:18

milutka napisał/a:
w każdej z tych osób widzę wartości jakie posiada....i naprawdę cenię tych którzy robią coś ze swoim nałogiem

Bardzo niewielu ludzi ma podobne do Twoich poglądy.
Nie prowadziłam nigdy żadnych badań socjologicznych, ani nie przeprowadzałam ankiet wśród znajomych, ale jestem przekonana, że na 20 osób, znajdzie się zaledwie jedna, która zrozumie niepijącego alko.
Ci, którzy piją, uważają picie za normę i dla nich trzeźwiejący jest czymś w rodzaju przedstawiciela "najniżej upadłych". Dla tych, którzy nie piją alkoholik zawsze pozostanie alkoholikiem, choćby na łbie stawał, by wytrwać w trzeźwości!
milutka napisał/a:
Urszulo życzę Ci więcej optymizmu

Dziękuję! Mam nadzieję, że będę spotykać coraz więcej ludzi, którzy będą myśleć tak jak Ty!

Urszula - Czw 29 Lip, 2010 16:05

Amerykańce, to jednak histerycy do potęgi!!! :uoee: Co gorsza, mnie też taka histeria się udziela...
Wczoraj pojechałam po A&E do przedszkola i dowiedziałam się, że do odebrania jest tylko Amelka, bo Emilka wylądowała w szpitalu z urazem głowy!
Chryste Panie, nogi się pode mną ugięły, roztelepałam się cała, bo przed ślepiami stanęla mi rozbita czaszka, nieprzytomne i konające dziecko. Zaczęłam dopytywać, co się stało i dowiedziałam się, że mała rozwaliła sobie czoło, panie wychowawczynie ściągnęły do przedszkola kierowniczkę i ta zdecydowała, że trzeba wezwać pogotowie.
Łapiduchy przyjechały, przemyły dziecku "straszliwą ranę", przykleiły plasterek i... zabrały małą do szpitala na badania!!!
Oczywiście ściągnęły też mamę i tatę z pracy, którzy natychmiast pojechali do "umierającego" dziecka, a ja zaprowadziłam wystraszoną Amelkę do domu i w nerwach oczekiwałam na telefon od któregoś z rodziców.
Okazało się, że Emilka rozcięła sobie skórę tuż nad łukiem brwiowym, więc krwawienie było dość obfite, ale poza tym nic jej nie jest. Nawet szyć tego nie było trzeba, wystarczyłby zwykły opatrunek.
Ale opatrunek nie był zwykły! Do szpitala pojechała z plasterkiem, ze szpitala wróciła w turbanie z bandaża.
W szpitalu przetrzymali dzieciaka ponad 3 (słownie: trzy) godziny! Ponoć musieli się upewnić, czy mała nie ma wstrząśnienia mózgu.
Mama przywiozła Emilkę do domu ok. godz. 7-mej, zdjęła jej turban i nawet odkleiła wielki plaster zakrywający centymetrową rankę, żeby nie tamować dostępu powietrza do strupka.
Tyle! I aż tyle!!! Ale co przeżyłam, to moje...
Noc miałam z głowy, bo śniły mi się jakieś krwawe wypadki z udziałem dzieci.
Teraz, gdy o tym myślę szlag mnie trafia! Tyle ruchu, zachodu i kłopotu przez jedno małe skaleczenie? Na Emilce nie pierwsze i nie ostatnie - ona wiecznie chodzi z porozbijanymi kolanami, guzami i siniakami na wszystkich cześciach ciała.
Paniom w przedszkolu się nie dziwię: chciały się zaasekurować przed ewentualnym oskarżeniem o niedopilnowanie dziecka i żądaniem odszkodowania. Ale łapiduchy? Toż to czysta gra na wyciągnięcie przez szpital kasy z ubezpieczenia!!!
Jasne, przyjazd karetki, badania i pobyt w szpitalu pokryje polisa, ale dlaczego zapłacić musiała także Emilka? Przecież dla takiego małego brzdąca pobyt w szpitalu musiał być szokiem!!!
Dzwoniłam dzisiaj rano do Kowalskich z pytaniem, jak się czuje dziecię i dowiedziałam się, że mama wzięła dzień wolny, żeby zostać z małymi w domu. Obie źle spały po wczorajszych przeżyciach, a Emilka rano obudziła się z płaczem. Cały czas wisi matce na szyi i upewnia się, czy dzisiaj już nie pójdzie do doktora.
Cholera jasna!!!

rufio - Pią 30 Lip, 2010 19:12

http://fakty.interia.pl/n...oszmaru,1511222
Przeczytaj i spróbuj

Urszula - Pią 30 Lip, 2010 20:07

rufio napisał/a:
Przeczytaj i spróbuj

Interesujące...
Myślisz, że własnymi snami też można w jakiś sposób sterować?

rufio - Pią 30 Lip, 2010 21:42

Mozna - nikomu nie każe w to wierzyc ale ja to robie od lat trzech szczególnie w momentach kryzysu - problemów i innych nie przyjemnych sytuacji dlatego co jest tam napisane nie jest dla mnie nowościa - nayczyłem sie tego sam w oparciu o rózne ksiązki z filozofii ( ma ten komfort ze syn studiuje filozofie i mam dostęp do róznych tytułów)- nikt nigdy o to nie pytał więc nie mowiłem - zakrawało by to o pokazanie czegos w co wiekszośc nie wierzy ale wiem co mówie - jest to mozliwe i pomaga no w kazdym bądz razie mnie pomaga .
Urszula - Pią 30 Lip, 2010 23:41

Hmmm... Interesowałaby mnie sama technika sterowania własnymi odczuciami i snami.
Bo od rozmaitych teorii to już łeb mi puchnie!
Na mitingach AA w kółko propagowane jest "12 Kroków" z pominięciem wszelkich "oboczności ", które mogą dopaść nowego trzeźwika. Chodzę na mitingi i nawet ostatnio odważylam się zabrać głos, ale to wszystko dzieje się jakoś tak obok mnie. Uczestniczę w mitingach na zasadzie widza w teatrze.
Terapeutki? O.K., obie są bardzo fajne!
Jedna z terapeutek usiłuje prowadzić mnie "sprawdzoną drogą", druga przeciwnie.
Ta druga wrzeszczy: - Ulka! Nikt z nas nie wyszedł spod sztancy i musisz znaleźć własną ścieżkę trzeźwości!
Ale jaką? Recepty nie przepisuje, bo mówi, że to ma być "moja ścieżka", na którą ona co najwyżej może mnie naprowadzić. Naprowadza, ale co mi z tego, skoro do tej pory jeszcze nie potrafię się odnaleźć?
Serfuję po necie, szukam czegoś, co pozwoliłoby mi się uporać choćby tylko z bezsennością (na początek!). Znajduję trochę "uczonych" rozważań, opracowań i artykułów prasowych - są mi przydatne dokładnie tak jak dżdżownicy łyżwy!
Możesz mi podpowiedzieć, Rufio, jakie są sposoby na "złe sny"?
Zdradź tajemnicę, nawet jeśli nikt poza mną w nią nie uwierzy...

Kulfon - Pią 30 Lip, 2010 23:53

Ula kazdy ma swoja droge tak do trzezwosci jak i do spokojnych snow. By zaczac trzezwiec trzeba siebie pokochac, by spac trzeba pokochac sen nawet ten najstraszniejszy, a jesli przyjdzie to sie okaze ze on wcale nie taki zly.
Daj czas czasowi, a przyjdzie i spokoj duszy.
Berlina nie wybudowali w 1 dzien :p

Urszula - Sob 31 Lip, 2010 13:00

Kulfon napisał/a:
Berlina nie wybudowali w 1 dzien

To wiem. Ale jestem sakramencko zmęczona i nie umiem sobie pomóc. I to też mnie wkurza!

rufio - Sob 31 Lip, 2010 13:58

Mój sposób
Na poczatku drogi stosowałem taka metode ( miałem problemy ze snem nie mogło byc inaczej ) po kapieli i innych takich tam wieczornych mizi-mizi siadałem na pare minut ( 5-20- 30 ) w fotelu w półmroku i pozwalałem na galop mysli bez zadnej kontrol i ładu i składu - w koncu galop sie kończył i pozostawała pustka w głowie - czekałem az pod powiekami pokaza sie gwiadki i rozpoczynałem tworzenie jakis historii w których ja byłem "bohaterem i wielkim herosem" Historie kompletnie nie zwiazane z rzeczywistościa - jakas ksiązka - film - zdarzenie i osadzałem w głównej roli siebie - nastepowało samozadowolenie i w takim nastroju kładłem sie spac oczywiście kontynujac dalsze fatomorgany ( wazne aby w tym momencie nie dac sie wybic z transu ) leżąc juz projektowałem dalej i nawet nie wiedziałem kiedy zasypiałem a moze nie zasypiałem tylko przenosiłem sie gdzies - w kazdym bądz razie budziłem sie spokojny nieraz z głowa jeszcze pełna tych tam projekcji a nieraz całkowicie nic nie pamietałem - nie istotne- pomagało Niekoniecznie co wieczór to stosowałem bo nie zawsze było to potrzebne - jak było to stosowałem i różne wariacje na ten temat . Żadnej kawy - ciepłe mleko z miodem lub coś takiego co sprawia przyjemnośc podniebieniu.

Kulfon - Sob 31 Lip, 2010 16:53

ja natomiast jak chce zasnac to mysle o gwiazdach a miedziy nimi jest wielka czarna kosmiczna dziura w ktorej nic nie ma.
yuraa - Wto 03 Sie, 2010 10:24

pozwól Urszulo że w Twoim watku zamieszcze zasłyszany w Licheniu dowcip, kawal czy jak to nazwać.

było dwóch przyjaciół, trzeźwych AA, chodzili latami na mityngi aż sie zestarzeli.
przyszedł czas ze smierc blisko. umówili sie ze jak który pierwszy zemrze to do drugiego we snie zapuka i powie czy sa tam mityngi w niebie czy nie ma.
no i umarł jeden.
drugi czeka az ten zgodnie z umowa da mu cynk, minał tydzień, miesiac i nic.
w końcu po ponad roku przychodzi we śnie do niego.
- no stary juz myslałem że sie nie doczekam, i jak są tam mityngi? ten słynny wieczny mityng sie odbywa??
- mam dla ciebie dwie wiadomości
-????
-wieczny mityng sie odbywa, za pół godziny będziesz prowadzącym

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 14:36

:lol:
Dobre! :mgreen:
Fajnie po śniadanku zajrzeć na forum i przeczytać coś wesołego!

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 15:41

Mam nadzieję, że Flandra nie będzie miała nic przeciwko temu, że publicznie podziękuję jej za pomoc.
Dziękuję, dziękuje, dziękuję! :buzki:
Flandra zadała sobie trud i przysłała mi "Przebudzenie" A. de Mello.
Słyszałam o "Przebudzeniu", czytałam recenzje, ale znaleźć tego nie mogłam...
Rewelacja!!! Tę pozycję powinien przeczytać każdy człek. Wprost nie mogłam oderwać się od lektury (kolejna noc nieprzespana...), nie czytałam - raczej połykałam wszystko!
Od dzisiaj, już "na spokojnie", mam zamiar wczytywać się w poszczególne rozdziały.
Jeszcze raz wielkie dzięki!!! :buzki:

Flandria - Wto 03 Sie, 2010 17:41

Urszula napisał/a:
Dziękuję, dziękuje, dziękuję!


ciesze się, że Ci się podoba :)

Urszula napisał/a:
Rewelacja!!! Tę pozycję powinien przeczytać każdy człek.

dokładnie to samo uważam :)

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 18:01

Flandra napisał/a:
dokładnie to samo uważam

To oczywiste!
Żadna z moich terapek nie poleciła mi przeczytania "Przebudzenia". Szkoda...
Po takim "pobieżnym przeleceniu" już zaczynam sobie układać świat na nowo. A od dzisiaj zamierzam czytać de Mello przed snem. Myślę, że to pomoże mi z dystansem spojrzeć na wszystkie życiowe problemy i nie pozwoli mi na "rozwalenie się na zakręcie".
Flanrdo, jesteś wielka! Bez Ciebie pewnie nie dotarłabym do tych tekstów!!!

Flandria - Wto 03 Sie, 2010 18:09

Urszula napisał/a:
Flanrdo, jesteś wielka! Bez Ciebie pewnie nie dotarłabym do tych tekstów!!!


książkę poleciła mi, nieobecna tu ostatnio, Jagna :)

Małgoś - Wto 03 Sie, 2010 18:28

Urszula napisał/a:
Flanrdo, jesteś wielka! Bez Ciebie pewnie nie dotarłabym do tych tekstów!!!


A mogę poprosić i ja o "Przebudzenie" sdfgdrg

Flandria - Wto 03 Sie, 2010 18:50

możesz :)
Małgoś - Wto 03 Sie, 2010 20:17

Flandra napisał/a:
możesz :)


Dziękuję Flandro :)
Teraz mam dwie do czytania :buziak:

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 20:23

Małgoś napisał/a:
Teraz mam dwie do czytania

A jaką masz drugą, Małgoś?
Też chciałabym poczytać od czasu do czasu coś wartościowego...

Janioł - Wto 03 Sie, 2010 20:33

Urszula napisał/a:
Też chciałabym poczytać od czasu do czasu coś wartościowego..
mnie ostatnio pani terapeutka poleciła "Ucieczkę od wolności" Ericha Fromma - polecam
Małgoś - Wto 03 Sie, 2010 20:38

Urszula napisał/a:
Małgoś napisał/a:
Teraz mam dwie do czytania

A jaką masz drugą, Małgoś?
Też chciałabym poczytać od czasu do czasu coś wartościowego...


druga to John Gray "Marsjanie i Wenusjanki rozpoczynają życie od nowa". Czytałam już ze dwie pozycje tego gościa i polecam dla poprawy relacji damsko-męskich :)

Kulfon - Wto 03 Sie, 2010 20:41

andrzej napisał/a:
"Ucieczkę od wolności" Ericha Fromma


chce ktos jako PDF ???

Masakra - Wto 03 Sie, 2010 20:48

Odnosnie ksiazek- jak ktos chce jakakolwiek ksiazke w formie e-booka prosze dac mi znac na prv. Postaram sie znalezc w necie- nie obiecuje, ze znajde wszystkie ksiazki swiata ale mam kilka ciekawych zrodel ;)
Urszula - Wto 03 Sie, 2010 21:09

Masakra napisał/a:
nie obiecuje, ze znajde wszystkie ksiazki swiata ale mam kilka ciekawych zrodel

Oooo! I to jest bardzo fajna obietnica!!!
A tak ogólnie, Masakro, to co u Ciebie?
Jak po wyjeździe? Jak samopoczucie? Trzymasz się w trzeźwości? Przeprosiłeś się z gitarą?

pterodaktyll - Wto 03 Sie, 2010 21:10

Masakra napisał/a:
mam kilka ciekawych zrode

Z Lichenia se przywiozłeś?? :mysli:

pterodaktyll - Wto 03 Sie, 2010 21:10

Urszula napisał/a:
Przeprosiłeś się z gitarą?
g45g21
Masakra - Wto 03 Sie, 2010 21:12

Urszula napisał/a:
A tak ogólnie, Masakro, to co u Ciebie?

Hmm juz mi chyba apogeum glodu odeszlo troche wiec nie jest zle. Co u Ciebie Ulu?

pterodaktyll napisał/a:
Z Lichenia se przywiozłeś??

z polskich gor :)

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 21:35

Masakra napisał/a:
Co u Ciebie Ulu?

Kurde, głoda miałam!!! W ostatnią niedzielę.
Jechaliśmy w dwa autka do lasu, ale dzieci wypatrzyły jakieś karuzele i zatrzymaliśmy się na jakimś pikniku. Jakieś piwo tam sprzedawali, jakaś chcica nagła mnie chwyciła, jakoś udało mi się nie wypić, ale i tak jakiegoś kaca po tej całej imprezie miałam...
Dosłownie!!!
W poniedziałek chodziłam z wywalonym na wierzch, obsychającym ozorem i wszystkie myśli obracały się wokół jednego: napić się zimnego piwa!
Nie napiłam się, ale wcale nie jestem z tego dumna. Gdyby nie to, że musiałam odebrać bliźniaczki z przedszkola i zająć się nimi, pewnie koniec końców, zmoczyłabym ryja w piwie.
Z tego wynika, że przed piciem powstrzymało mnie wyłącznie poczucie obowiazku, a nie chęć trzeźwienia...

pterodaktyll - Wto 03 Sie, 2010 21:37

Urszula napisał/a:
przed piciem powstrzymało mnie wyłącznie poczucie obowiazku, a nie chęć trzeźwienia..

Dobre i to ale..........nie na dłuższą metę...........

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 22:26

Masakra napisał/a:
z polskich gor

Jezuuuu! Jak ja tęsknię do Polskich gór!!!
Teraz już jestem za stara, by porywać się na Orlą Perć, ale Ścieżkę pod Reglami o laseczce mogłabym jeszce zaliczyć.
Żartuję. Jestem jeszcze na tyle sprawna fizycznie, że mogłabym się wspinać po skałkach, ale nie mam ku temu okazji.
W Polsce mieszkałam u podnóża Karpat i w każdy weekend zabierałam córki w góry. Niekoniecznie w Tatry. Beskidy też są przepiękne! Szczególnie Beskid Sądecki. Wyłaziłyźmy na Prehybę, na Jaworzynę (teraz tam podobno jest kolejka), hasałyśmy po Gorcach jak kozice i darlyśmy mordy : "Lubaniu, Lubaniu za mgłami schowany!".
W USA zwiedziłam mnóstwo szlaków: - tup. tup, tup, tu wolno, tam nie wolno bez specjalnej licencji; - i to mnie najbardziej wkurzało, choć wiedziałam, że ktoś te przepisy wymyślił dla mojego bezpieczeństwa.
Bardzo chętnie powłóczyłabym się w tej chwili po Górach Izerskich, albo po Bieszczadach....

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 22:41

pterodaktyll napisał/a:
Dobre i to ale..........nie na dłuższą metę...........

No właśnie!
W tej chwili mam bardzo silną motywację, by nie pić. A jeśli ją stracę? Różnie w życiu się zdarza i być może niepotrzebnie przywiązałam się do cudzych dzieci...
Tak się boję zapicia, że mam ochotę się napić.

pterodaktyll - Wto 03 Sie, 2010 22:43

Urszula napisał/a:
W tej chwili mam bardzo silną motywację, by nie pić. A jeśli ją stracę?

Szukaj zawczasu następnego celu, do którego będziesz dążyć i który da Ci satysfakcję
Urszula napisał/a:
Tak się boję zapicia, że mam ochotę się napić

Tego celu akurat bym nie polecał :)

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 22:51

pterodaktyll napisał/a:
Tego celu akurat bym nie polecał

No, ja sobie też tego nie życzę. Ale jeszcze nie doszłam w trzeźwieniu do punktu, że mam być trzeźwa dla samej siebie... Ot, tu tkwi zagwozdka!

pterodaktyll - Wto 03 Sie, 2010 22:54

Urszula napisał/a:
jeszcze nie doszłam w trzeźwieniu do punktu, że mam być trzeźwa dla samej siebie

Wszyscy mamy ten problem na początku tej trzeźwej drogi. Niby teoretycznie wiemy ale nijak w praktyce nie potrafimy tego zastosować u siebie :bezradny:

Urszula - Wto 03 Sie, 2010 23:26

pterodaktyll napisał/a:
Niby teoretycznie wiemy ale nijak w praktyce nie potrafimy tego zastosować u siebie

Ano. Teoretycznie, to ja mam wszystko już obadane. Ale teoria rozmija się z praktyką. W tej chwili nie widzę jeszcze sensu trzeźwienia dla samego trzeźwienia. Trzeźwieję, bo chcę być trzeźwą matką, babką, żoną i niańką.

milutka - Śro 04 Sie, 2010 07:06

Cytat:
Teoretycznie, to ja mam wszystko już obadane. Ale teoria rozmija się z praktyką. W tej chwili nie widzę jeszcze sensu trzeźwienia dla samego trzeźwienia. Trzeźwieję, bo chcę być trzeźwą matką, babką, żoną i niańką.
nie bardzo wiem na co Ci inny sens?...czy trzeźwienie dla bycia dobrą matka ,babką ,żona i niańką to nie jest już wystarczający powód by sie cieszyć ...jeśli by to tak na dobra sprawę poskładać do kupy to to wszystko w sumie robisz dla siebie :p ...a jakbyś dorzuciła do tego pakieciku jakąś wycieczkę w nagrodę dla samej siebie to było by super ;) ale to tylko moja sugestia :)
rufio - Śro 04 Sie, 2010 07:09

Urszula napisał/a:
sensu trzeźwienia dla samego trzeźwienia.

To jest masło maslane - takie cos w/g mnie nie istnieje - to jest najlepsza droga do braku trzezwienia - trzezwiejesz dla tej w lustrze co rano - trzezwiejesz dla ptaków na niebie - trzezwiejesz po to aby zawsze wieczorem powiedziec - to był udany dzień - a kiedys powiesz trzezwienie a co to takiego ?

Małgoś - Śro 04 Sie, 2010 08:06

rufio napisał/a:
Urszula napisał/a:
sensu trzeźwienia dla samego trzeźwienia.

To jest masło maslane - takie cos w/g mnie nie istnieje - to jest najlepsza droga do braku trzezwienia - trzezwiejesz dla tej w lustrze co rano - trzezwiejesz dla ptaków na niebie - trzezwiejesz po to aby zawsze wieczorem powiedziec - to był udany dzień - a kiedys powiesz trzezwienie a co to takiego ?


Podobnie to rozumiem ;)
Ktoś tu ma fajną myśl wpisana, że "Trzeźwieje aby żyć, a nie żyje by trzeźwieć"...
Ale rozumiem, że po wielu latach picia i stosunkowo krótkim okresie trzeźwienia główka nie potrafi jeszcze rozsądnie myśleć... na to trzeba czasu...

Tomoe - Wto 17 Sie, 2010 10:09

Urszula, ostatni raz byłaś na forum w piątek, 13 sierpnia.
Odezwij się.
Co u ciebie, dziewczyno?
Niepokoi mnie twoje długie milczenie.

Ksenia34 - Wto 17 Sie, 2010 11:12

rufio napisał/a:
Urszula napisał/a:
sensu trzeźwienia dla samego trzeźwienia.

To jest masło maslane - takie cos w/g mnie nie istnieje - to jest najlepsza droga do braku trzezwienia - trzezwiejesz dla tej w lustrze co rano - trzezwiejesz dla ptaków na niebie - trzezwiejesz po to aby zawsze wieczorem powiedziec - to był udany dzień - a kiedys powiesz trzezwienie a co to takiego ?


U mnie tez ostatnio jakos bez sensu,wcale sie ciesze z udanego dnia,bo wszystkie sa takie same.

Urszula - Wto 17 Sie, 2010 14:39

Tomoe napisał/a:
Niepokoi mnie twoje długie milczenie.

Długie??? Trzy dni zaledwie.
Witaj, Tomoe! Pozdrawiam!!!

Nie pisałam, bo w piątek wieczorem już było cóś nie tak ze stroną, w sobotę to samo.
Zresztą, w soboty i niedziele glównie dzieckami się zajmuję i nie zawsze mam czas usiąść przed kompem.
A wczoraj miałam od rana taki kołowrót, że gdyby ktoś zapytał o me imię i nazwisko, mogłabym odpowiedzieć: Bolek i Lolek, albo Jan Kochanowski.
Dzisiejszy dzień też zapowiada się dość intensywnie, ale spoko!, poradzę sobie bez alko.

Urszula - Wto 17 Sie, 2010 14:47

Ksenia34 napisał/a:
U mnie tez ostatnio jakos bez sensu,wcale sie ciesze z udanego dnia,bo wszystkie sa takie same.

Nie, Kseniu, u mnie wcale nie jest bez sensu. Napisałam jedynie, że nie widzę sensu w trzeźwieniu dla samej siebie. Ciągle jeszcze trzeźwieję dla innych...
Cieszyć, to mnie sporo rzeczy cieszy, choć z drugiej strony więcej każdego dnia mnie dołuje. Najgorsza jest bezradność wobec niektórych problemów. Wtedy pojawia się myśl o łyczku piwa...
Ale póki co, trzymam się! Boję się tylko, że któregoś dnia jednak się złamię i wykonam ten łyczek...

Borus - Wto 17 Sie, 2010 16:26

Urszula napisał/a:
Boję się tylko, że któregoś dnia jednak się złamię i wykonam ten łyczek...
...myślę a nawet jestem pewien, że ten "łyczek" nie rozwiąże żadnego z problemów a przeciwnie, może je powiększyć 8|
Kulfon - Wto 17 Sie, 2010 19:49

Urszula napisał/a:
Boję się tylko, że któregoś dnia jednak się złamię i wykonam ten łyczek...

Ula dzis w robocie charowalem jak wol, w pewnym momencie musialem cos umyc rozpuszczalnikiem,
i jego zapach przywolal wspomnienia odprezenia jakie dawniej dawalo mi delektowanie sie rozpuszczalnikiem o nazwie trichloroeten,
owe pozytywne wspomnienia zostaly natychmiast skontrowane tymi negatywnymi,
a co za tym idzie wykorzystalem strach jako motywatora :wysmiewacz: trwalo to wsumie sekunde.
Strach przed powrotem do bagna, przed starta rodziny, strach przed zniszczeniem zycia innym i sobie, strach przed smiercia. bo z tym wieze sie stosowanie substancji psychoaktywnych - (EDIT:) w moim przypadku (zapomnialem dodac)

Tomoe - Śro 18 Sie, 2010 09:07

Urszula napisał/a:
Boję się tylko, że któregoś dnia jednak się złamię i wykonam ten łyczek...

I co ci to da? 8|

Conradus78 - Śro 18 Sie, 2010 09:28

Żeby się złamać, trzeba być pod naciskiem czegoś - tego co może mnie złamać. Tak sobie myślę, że dla mnie jednym z aspektów zdrowienia jest to, żeby właśnie tego nacisku na mnie nie było. Oczywiście z początku może nie jest to łatwe, ale z czasem, pod wpływem miejsc, w których bywam zdrowiejąc, pod wpływem ludzi, których zdrowiejąc spotykam, pod wpływem zdarzeń, których w zdrowieniu doświadczam, przestaję stawać przeciw naciskowi, który może mnie złamać. Oczywiście nie znaczy to, że jestem wolny od zagrożeń mojego uzależnienia, bo nie pozwalam sobie na wyobrażenie, że mnie nic już nie może złamać, ale staram się żyć tym co dobre i co pozwala mi zdrowieć. Temu się poddaję i w tym kierunku zmierzam. Nie może mnie złamać coś, czego nie doświadczam. A mam ten ogromny przywilej nie doświadczać naporu chęci napicia się.
Urszula - Śro 18 Sie, 2010 15:52

Tomoe napisał/a:
I co ci to da?

Tomoe! Oczywistym jest, że nic mi to nie da. Wiem o tym.
Wiem, że zapicie może jedynie pogorszyć sytuację. Wiem, że jeden łyczek może spowodować nawrót. Wiem, że nie chcę już więcej pić. Wiem, że chcę być trzeźwa. Wiem już nawet, jak odwracać od siebie głody alko, ale...
Ale ten strach (przed zapiciem) ciągle tkwi we mnie!
Przecież Ty też doskonale wiesz, jak działa alkohol i jaką ma władzę nad uzależnionym mózgiem.
Każdego dnia powtarzam sobie: "dzisiaj nie piję", "nie piję, bo chcę być trzeźwa", "nie piję, bo zaraz idę po dzieciaki do przedszkola", "nie piję, bo to nie rozwiąże moich problemów", itd., itp.
Jak dotąd udało mi się wytrwać w trzeźwieniu trzy miesiące. Ale co będzie w przyszłości? Czy znajdę w sobie dość siły, by nie złamać się w obliczu piętrzących się i narastających problemów zupełnie nie związanych z alko?
Właśnie zdecydowaliśmy się się zgłosić na sprzedaż nasz wycackany i wychuchany domek... Nie mamy innego wyjścia, bo nie jesteśmy w stanie go utrzymać. Co będzie dalej?
Póki co, cieszę się każdym trzeźwym dniem, cieszę się sukcesami i rozwojem moich naturalnych i "przyszywanych" wnuczek, ale jest to taka "powierzchowna" radość i trochę "na siłę"... Bo gdzieś w głębi duszy zżera mnie robal rozpaczy przed utratą tego, co miałam i mam; kłębią się czarne myśli i strach. Strach przed tym, jak odnajdziemy się w nowej rzeczywistości po utracie domu (jeśli nie znajdzie się kupiec, bank i tak nam go odbierze), a nad wszystkim góruje strach przed zapiciem.
Boję się, że któregoś dnia po prostu nie zdzierżę i wyciągnę łapsko po alko...

Flandria - Śro 18 Sie, 2010 15:56

Urszula napisał/a:
Właśnie zdecydowaliśmy się się zgłosić na sprzedaż nasz wycackany i wychuchany domek... Nie mamy innego wyjścia, bo nie jesteśmy w stanie go utrzymać. Co będzie dalej?


przykro mi Urszulo :/

Urszula - Śro 18 Sie, 2010 17:11

Kulfon napisał/a:
wykorzystalem strach jako motywatora

Strach jako motywator? No, może...
Nigdy się do tej pory nad tym nie zastanawiałam, ale w moim przypadku strach działa raczej jako aktywator chęci sięgnięcia po kieliszek.
Pewnie dlatego, że śmierci się nie boję (boję się jedynie ewentualnego cierpienia fizycznego z nią związanego) i odbieram śmierć jako coś naturalnego, nieuchronnego, wpisanego w życiorys już w momencie urodzenia. Wcześniej, czy później i tak będę musiała opuścić ten nienajlepszy ze światów i będzie to wyzwoleniem od kłopotów, chorób i problemów.
Nie myśl, Kulfonie, że nie kocham życia! Lubię żyć!!! I chciałabym pożyć jeszcze trochę, żeby móc się nacieszyć dziećmi, wnuczkami i własną trzeźwością odzyskaną po wielu latach.
Ale właśnie strachy dopadające mnie z każdej strony: - i te związane z codziennymi problemami, i ten najgorszy ze strachów, czyli strach, że nie zdzierżę, że znów się napiję - wywołuje we mnie głodzisko alko.
Im więcej myślę o trzeźwieniu, tym bardziej mam ochotę się napić (zupełnie jak w piosence Kubusia Puchatka).
Po każdym mitingu AA odzuwam takiego głoda, że chętnie wysiadłabym z autobusu na najbliższym przystanku, przy którym jest jakiś pub. Z mitingów wracam zwykle ok. godz. 9/10-tej wieczór, więc puby są czynne w pełnym rozkwicie i kuszą. Oj, jak kuszą!!!
Ale jakoś się trzymam. W domu zero alkoholu, puby omijam szerokim łukiem, sklepy z napojami wyskokowymi też.
Jedna z moich terapek radzi, żebym zrezygnowała na jakiś czas z mitingów i wróciła na nie w momencie, kiedy sama odczuję potrzebę współuczestnictwa w grupie trzeźwiejących osób; druga uważa, że poza AA nie ma trzeźwienia.
Której z nich mam wierzyć?

Urszula - Śro 18 Sie, 2010 17:43

Flandra napisał/a:
przykro mi Urszulo

Mnie jeszcze bardziej...
Dzięki, Flandro, za współczucie!
Jeszcze nie bardzo dociera do mnie, że muszę rozstać się z domem, który tak bardzo pokochałam, remontowałam "własnemy rencamy", z roślinkami, które sadziłam wokół chałupki (i które tak pięknie teraz rosną!), z fajnymi sąsiadami i... z kotem.
Pomysłów na dalsze życie jeszcze nie mamy sprecyzowanych. Rozważamy możliwość powrotu do Polski, ale prawdę mówiąc, nie mamy ani dokąd, ani z czym wracać...

stiff - Śro 18 Sie, 2010 17:49

Urszula napisał/a:
ale prawdę mówiąc, nie mamy ani dokąd, ani z czym wracać...

Wierze, ze znajdziecie jakieś dobre rozwiązanie... :)

evita - Śro 18 Sie, 2010 17:59

Urszula napisał/a:
Rozważamy możliwość powrotu do Polski, ale prawdę mówiąc, nie mamy ani dokąd, ani z czym wracać...

to raczej potraktujcie jako ostateczność ... tutaj nie tak łatwo wycackać sobie domek a co dopiero dorobić się takowego :/ choć wiem, że nigdzie nie jest łatwo i trzeba się narobić żeby zarobić no ale w Polsce nawet jak się narobisz to nie zarobisz :bezradny:

Urszula - Śro 18 Sie, 2010 18:11

stiff napisał/a:
Wierze, ze znajdziecie jakieś dobre rozwiązanie...

Mnie też już tylko wiara i nadzieja pozostała.
Wierzę, że jeśli znów się nie nachlam, nie pozwolę, by alkohol przejąl nade mną władzę, to będę w stanie pomóc memu mężowi wykaraskać się z naszych wspólnych tarapatów.
I mam nadzieję, że mimo wszystko nie wylądujemy pod mostem, albo pod którymś z chicagowskich autostradowych wiaduktów...

stiff - Śro 18 Sie, 2010 18:15

Urszula napisał/a:
Wierzę, że jeśli znów się nie nachlam, nie pozwolę, by alkohol przejąl nade mną władzę, to będę w stanie pomóc memu mężowi wykaraskać się z naszych wspólnych tarapatów.

Tego Ci życzę... :)

Wiedźma - Śro 18 Sie, 2010 18:19

O Boże, Ula... Nie wiem co powiedzieć... :(
Strasznie mi przykro.

A może jednak po sprzedaży domu wróćcie do Polski z pieniędzmi jakie za niego dostaniecie,
może na jakiś start wystarczy?

Kulfon - Śro 18 Sie, 2010 18:55

Urszula napisał/a:
Jeszcze nie bardzo dociera do mnie, że muszę rozstać się z domem, który tak bardzo pokochałam, remontowałam "własnemy rencamy", z roślinkami, które sadziłam wokół chałupki (i które tak pięknie teraz rosną!), z fajnymi sąsiadami i... z kotem.
Pomysłów na dalsze życie jeszcze nie mamy sprecyzowanych. Rozważamy możliwość powrotu do Polski, ale prawdę mówiąc, nie mamy ani dokąd, ani z czym wracać...


Bedzie dobrze :pocieszacz:

Ksenia34 - Śro 18 Sie, 2010 20:44

przykro mnie takze Urszulo,chyba juz lepiej po sprzedazy zostac w Stanach na socjalu w jakims cancelowskim mieszkaniu?
Urszula - Śro 18 Sie, 2010 22:20

evita napisał/a:
to raczej potraktujcie jako ostateczność ...

Ewito, właśnie tak to traktujemy - JAKO OSTATECZNOŚĆ!
Nie mamy z czym wracać... Wszystkie zarobione przez nas pieniądze zabiorą banki.
W Polsce nie zostało nam nic, bo sprzedaliśmy własnościowe mieszkanie w bloku,
sprzedaliśmy również "za czapkę gruszek" rozpoczętą budowę domu w podmiejskiej dzielnicy. A trzy lata temu, naciskana przez Mamę i mojego Brata, zrzekłam się spadku po Dziadkach i Rodzicach. Tym sposobem mój rodzinny dom przeszedł na wyłączną własność Brata i jego dzieci. Nie mam prawa nawet do tzw. zachowku.
Nie mam też złudzeń, że w Polsce będzie nam pod względem finansowym lepiej, niż w Ameryce. Ale może chociaż nie będzie gorzej?

Tomoe - Czw 19 Sie, 2010 09:32

Urszula napisał/a:

Boję się, że któregoś dnia po prostu nie zdzierżę i wyciągnę łapsko po alko...


Któregoś dnia możesz...
Jasne, że mozesz któregoś dnia. Wolno ci, bo kto ci właściwie zabroni?

Tylko co cię obchodzi "któryś dzień"? Jego jeszcze nie ma, a ty się już nim zamartwiasz.
Jedyne co masz do dyspozycji - to DZIŚ.
Jeśli się DZIŚ nie napijesz, to się DZIŚ nie upijesz.
:okok:

Najgorsza krzywda, jaką sobie możesz zrobić, to kręcenie sobie horrorów głowie na temat przyszłości, która jeszcze nie nadeszła i niw eiadomo, co przyniesie.
Skup się tylko na tym, co masz do zrobienia DZIŚ. :buzki:

Urszula - Pią 20 Sie, 2010 17:57

Tomoe napisał/a:
Skup się tylko na tym, co masz do zrobienia DZIŚ.

Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać.
Tomoe, skrobię marchewkę do zupy, a pod czachą kłębią się paskudne myśli: - jak ja pogodzę się z utratą domu?, co dalej z nami będzie?, skąd wziąć kilkanaście dolców na załatanie dziury w oponie samochodowej?, uśpić kota już teraz, czy dopiero wtedy, gdy będziemy musieli opuścić domek?, itd...
Koszę trawnik, albo zrywam fasolkę szparagową (w tym roku wyjątkowo obrodziła!) i we łbie pulsuje: - może już ostatni raz tę trawę koszę?, fasoli już pewnie nie będę miała gdzie sadzić?, jest sens w ogóle zajmować się otoczeniem domku, czy położyć lagę na wszystko, bo i tak już to nie nasze?, itp...
Wieczorem kładę się do łóżka i wtedy dopiero zaczyna się prawdziwy horror: - czy to przez moje chlejstwo znaleźliśmy się w tej sytuacji?, może gdybym nie piła, wcześniej jakoś zaradziłabym kłopotom?, czy gdybym utrzymała się w robocie bylibyśmy w stanie utrzymać dom?, etc...
Najgorsze są noce. Nie mogę zasnąć, przewracam się z boku na bok i rozpatruję różne scenariusze: - jak powiedzieć Amelce i Emilce, że zniknę z ich życia? jak powiedzieć to mojej własnej wnusi, która przyszpiliła się do mnie jak jemioła?, jak w ogóle odnajdę się w polskiej rzeczywistości?
Bo decyzja jest już raczej podjęta: wracamy do kraju.
Dokąd, jak, gdzie i kiedy? - tego jeszcze nie wiemy.
Ale w Polsce mamy przynajmniej zapewnioną podstawową opiekę medyczną i jakąś część emerytury należną nam za przepracowane lata w szkolnictwie...
Może na kilka miesięcy przygarnie nas rodzina, może potem uda się nam jakieś mieszkanko wynająć? Nie wiem...
Zakładam jedynie, że po alkohol już nie sięgnę. Ale boję się, że to są tylko takie moje założenia. Mogę nie zdzierżyć, mogę sięgnąć po "pocieszyciela"...
Gdybym mogła się rozpłakać, wyrzucić z siebie te wszystkie złe myśli, albo choćby się wykrzyczeć, wyładować na czymś (lub na kimś), pewnie byłoby mi łatwiej.
Ale nic z tego! Oczodoły mam puste, żadej łezki nie uronią. Nie umiem płakać.
Krzyczeć i owszem. Krzyczę na seansach terapeutycznych u terapki Kaśki, ale przynosi to jedynie chwilową ulgę. Wracam do domu i wraz ze mną wracają gnębiące mnie zmory.
W dzień mogę jeszcze przyładować w klawiaturę pianina (dziwne, że do tej pory się nie rozsypało), w nocy mam na uwadze komfort śpiących sąsiadów i mojego osobistego mena, który przecież musi się wyspać przed pracą.
Tomoe, wierz mi, że usiłuję się skupiać na tym, co mam do zrobienia DZIŚ!!!
Dziś nie piję, dziś opiekuję się bliźniaczkami, dziś piekę drożdżówę z jagodami, dziś idę na pocztę, dziś rozmawiam z agentem od sprzedaży nieruchomości, dziś prowadzę negocjacje z urzędnikiem bankowym, dziś obcinam pazury i robię sobie zajefajny manicure!
Ale to wszystko, to jest tylko zamalowywaniem rdzy plakatówką...

Flandria - Pią 20 Sie, 2010 18:11

Urszula napisał/a:
Ale to wszystko, to jest tylko zamalowywaniem rdzy plakatówką...


...

:pocieszacz:

Flandria - Pią 20 Sie, 2010 18:44

choć po przemyśleniu ... spojrzałabym na całą sprawę tak:

Urszula napisał/a:
Bo decyzja jest już raczej podjęta: wracamy do kraju.

Urszula !!! ALE SUPER !!!
PRZYJEŻDŻASZ DO POLSKI!! 54k9l 54k9l 54k9l
54k9l 54k9l 54k9l 54k9l 54k9l 54k9l

jolkajolka - Pią 20 Sie, 2010 20:56

Trzeba myśleć pozytywnia :pocieszacz:
Urszula - Śro 25 Sie, 2010 20:56

Klara napisał/a:
USA tak jak Ty je tu opisujesz są krajem, w którym nie da się żyć.
Jeżeli więc przetrwaliście tam przez 14 lat, to w Polsce tym bardziej dacie sobie radę.

Klaro, w USA żyło nam się fajnie przez pierwsze 10 lat. Pracowaliśmy, zarabialiśmy prawdziwe pieniądze - niewielkie, bo niewielkie, milionów się nie dorobiliśmy, ale nawet na krajoznawcze wycieczki wystarczało. Zwiedziliśmy pół Ameryki Północnej.
Zdołaliśmy opłacić studia obu córkom, pomóc im w kupnie własnego lokum i dorzucić się do wyposażenia tych mieszkanek.
Odkładałam co miesiąc po kilka stówek "na starość" i cieszyłam się, że mam jakieś zabezpieczenie i oszczędości przyrastają. Do czasu...
Kiedy nastąpił krach gospodarczy i firmy dla których pracowaliśmy zaczęły bankrutować, zostaliśmy utopieni w długach, bez szans na wygrzebanie się z dołka.
Wsiąkły nasze oszczędności, nie ma kasy na najpilniejsze potrzeby.
W Polsce przynajmniej na podstawową opiekę medyczną z tytułu przepracowanych lat możemy liczyć, w USA i tego jesteśmy pozbawieni.
Poza tym, ja osobiście nigdy nie wrosłam w ten hamerykański plastikowy grunt! Zawsze czułam się tu obco, nawet wtedy, gdy załapałam już trochę języka i mogłam porozumiewać się z tubylcami.
Wszystko jest tu jakieś sztuczne i zafałszowane: sztuczne szczęki, sztuczne biodra, sztuczne biusty, sztuczne uśmiechy, sztuczna życzliwość (bo wypada!). Oj, wolałabym czasem nasze swojskie żmijowisko, gdzie Kargul Pawlakowi da po mordzie, ale za to szczerze i od serca!
Chicago i USA opuszczam bez żalu. A nawet z pewną radością, że nie będę się musiała spotykać z "nawiedzonymi" Polonusami, którzy jeno wyczekują okazji do tego, by przysrać rodakowi...
Ale w tym pieprzonym Chicago mamy wypielęgnowany i ukochany domek, z którym jest mi się naprawdę bardzo ciężko rozstać! Wiele pracy włożyliśmy oboje z mym osobistym kolegą małżonkiem, by z drewnianej ruiny stworzyć coś fajnego, wygodnego do życia i ładnego.
Ale co tam dom!!!
Tu już na dobre zaistalowały się moje obie córki! Jedna na przedmieściach Chicago, druga trochę dalej, bo w stanie Oregon, ale mam z nimi codzienny kontakt. Odwiedzają nas, wnusiami zajmuję się w każdy weekend i mogę je podusić w ramionach, poprzytulać i nacieszyć się nimi.
Jeśli wrócę do Polski, to wnuczki będę mogła oglądać jedynie przez monitor, a z córkami i zięciami gadać przez telefon. Przykre...

Klara - Śro 25 Sie, 2010 21:14

Urszula napisał/a:
Jeśli wrócę do Polski, to wnuczki będę mogła oglądać jedynie przez monitor, a z córkami i zięciami gadać przez telefon. Przykre...

Ciśnie mi się to pytanie od chwili, gdy wspomniałaś o powrocie: Co Twoje córki, czy teraz nie przyszedł na nie czas, żeby Wam pomóc?
Uważam, że Polacy powinni mieszkać w Polsce, ale skoro tam już się przywiązałaś do miejsca....po to jest rodzina, żeby się wzajemnie wspierać.
Tylko Tobie żal córek, tylko Ty jesteś od goszczenia ich w niedzielę? Tylko Ty opłacałaś studia, pomagałaś im w kupnie mieszkań, w ich wyposażeniu.....? Tylko Ty.....?

Urszula - Śro 25 Sie, 2010 22:03

Klara napisał/a:
Uważam, że Polacy powinni mieszkać w Polsce, ale skoro tam już się przywiązałaś do miejsca....po to jest rodzina, żeby się wzajemnie wspierać.
Tylko Tobie żal córek, tylko Ty jesteś od goszczenia ich w niedzielę? Tylko Ty opłacałaś studia, pomagałaś im w kupnie mieszkań, w ich wyposażeniu.....? Tylko Ty.....?

Klaro, moje dzieci żyją już teraz własnym życiem. Mają swoje rodziny, swoje problemy (wierz mi, że niełatwe!) i nie mogę wymagać od nich, by w jakikolwiek sposób wspomogły nas finansowo, bo im też brakuje kasiorki. Borykają się z rzeczywistością codziennego dnia i gdybym mogła, chętnie pomogłabym im w tych utarczkach.
Córkom nasz pomysł z powrotem do Polski wcale się nie podoba. Ale co mogą zrobić? Zapłacić za nas zaległą ratę za dom odmawiając sobie i dzieciom podstwawowych środków do życia? A kto zapłaci kolejne raty? A kto opłaci nam leczenie w razie (tfu, tfu!, odpukać!) jakiegoś choróbska?
Wszystko to jest strasznie skomplikowane i nawet nie chce mi się o tym pisać...
Roma (że się tak nieskromnie o sobie wyrażę) locuta est causa finita est.
Jeszcze tydzień temu nie byłam pewna, czy podejmuję właściwą decyzję (moje chłopisko poddało się jej biernie), ale z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że chyba nie ma innej drogi.
W Polsce przez lata całe od naszego uposażenia odciągane były składki ubezpieczeniowe i emerytalne, więc chyba krople do nosa na receptę będą nam udostępnione?
Oboje się starzejemy i wiadomo, że z wiekiem ani zdrowia, ani sił nie przybywa. Jeśli mam narażać własne dzieci na wydatki związane z moim stanem zdrowia, to wolę zdechnąć gdzieś pod płotem. A jeśli już mam zdechąć gdzieś pod płotem, to życzę sobie, żeby to był polski płot, nie amerykańska winylowa siatka wykonana przez Chińczyków.

Wiedźma - Śro 25 Sie, 2010 22:08

No tak... Jednak przykre to bardzo, że dziewczyny zostają w Stanach, bo jakoś im się wiedzie,
a rodzice na stare lata muszą wracać do kraju (a de facto na tułaczkę), bo bieda zajrzała go garnka... :|

Klara - Czw 26 Sie, 2010 07:28

Urszula napisał/a:
Jeśli mam narażać własne dzieci na wydatki związane z moim stanem zdrowia, to wolę zdechnąć gdzieś pod płotem. A jeśli już mam zdechąć gdzieś pod płotem, to życzę sobie, żeby to był

Mój tok myślenia jest podobny i właściwie też niedawno postawiłam wszystko na jedną kartę tak, że to, czego się w życiu dorobiłam należy teraz do banku.
Wydaje mi się jednak, że gdyby trzeba było pod ten płot, to siedzielibyśmy pod nim z całą rodziną 8|
Zaznaczam: wydaje mi się...

Wiedźma - Czw 26 Sie, 2010 07:49

Klara napisał/a:
to, czego się w życiu dorobiłam należy teraz do banku.

Przepisałaś mieszkanie (cały dom?) na rzecz banku w zamian za dożywotnią rentę? :roll:

Klara - Czw 26 Sie, 2010 07:55

Wiedźma napisał/a:
Przepisałaś mieszkanie (cały dom?) na rzecz banku w zamian za dożywotnią rentę? :roll:

Nie, poświęciłam dla rodziny, ale to już nadaje się do rozmowy w cztery oczy :)

Flandria - Czw 26 Sie, 2010 09:58

Wiedźma napisał/a:
a rodzice na stare lata muszą wracać do kraju (a de facto na tułaczkę), bo bieda zajrzała go garnka...


rodzice przecież mogą tam zostać, nikt im nie każe wyjeżdżać ..., wybrali takie rozwiązanie, bo wydaje im się najkorzystniejsze ...
są zdrowi, pełni władz umysłowych dlaczego mieliby wchodzić "na kolana" swoim dzieciom ?

poza tym, skąd pomysł, że na tułaczkę ? na razie Urszula nie wie jaką dostanie ofertę sprzedaży domu...,
może się tak zdarzyć, że kasy wystarczy na jakieś przytulne mieszkanko w Polsce albo mały śliczny domek :)

Wiedźma - Czw 26 Sie, 2010 11:49

Flandra napisał/a:
skąd pomysł, że na tułaczkę ?

A stąd:
Urszula napisał/a:
W Polsce nie zostało nam nic, bo sprzedaliśmy własnościowe mieszkanie w bloku,
sprzedaliśmy również "za czapkę gruszek" rozpoczętą budowę domu w podmiejskiej dzielnicy. A trzy lata temu, naciskana przez Mamę i mojego Brata, zrzekłam się spadku po Dziadkach i Rodzicach. Tym sposobem mój rodzinny dom przeszedł na wyłączną własność Brata i jego dzieci. Nie mam prawa nawet do tzw. zachowku.

Flandra napisał/a:
dlaczego mieliby wchodzić "na kolana" swoim dzieciom ?

Ano dlatego, żeby uniknąć wchodzenia na kolana dalszej rodzinie:
Urszula napisał/a:
Może na kilka miesięcy przygarnie nas rodzina

Bo to przecież na dzieciach spoczywa obowiązek alimentacyjny, a nie na bracie.
No ale to już skrajność, która - daj Boże - nie dojdzie do skutku.

Flandria - Czw 26 Sie, 2010 12:27

Wiedźma napisał/a:
Ano dlatego, żeby uniknąć wchodzenia na kolana dalszej rodzinie:

jeśli Ula na rzecz brata zrzekła się domu rodzinnego to chyba jest jej coś winien ..., ja sobie nie wyobrażam, żeby przy ewentualnych kwestiach spadkowych doszło do sytuacji, w której ja albo mój brat czulibyśmy się poszkodowani

ja zrozumiałam całą sytuację tak, że Urszula z mężem uznali, że w Polsce łatwiej im będzie stanąć na nogi, to ich suwerenna decyzja, nikt ich przecież z USA nie wyrzuca ...
Nie są zgrzybiałymi staruszkami, którymi trzeba się opiekować, gdyby tak było pewnie sprawy potoczyłyby się inaczej ...

anakonda - Czw 26 Sie, 2010 12:30

Flandra napisał/a:
jeśli Ula na rzecz brata zrzekła się domu rodzinnego to chyba jest jej coś winien


jesli sie zrzekla to co jest jej winien?ewentualnie moze cos tam pomoc poza tym chyba nic wiecej

Wiedźma - Czw 26 Sie, 2010 12:35

Flandra napisał/a:
Nie są zgrzybiałymi staruszkami, którymi trzeba się opiekować

No przecież niczego takiego nie powiedziałam.
Nie napisałam też o wchodzeniu na kolana dzieciom, a jedynie, że to przykre,
że bieda zmusza ich do powrotu do kraju, gdzie nawet nie mają swoich starych śmieci,
podczas gdy dzieci zostają w Stanach.
Przecież Urszula sama wcześniej napisała, że nie bierze pod uwagę korzystania z pomocy córek,
po co zatem drążyć temat nie mający odzwierciedlenia w rzeczywistości?

Flandria - Czw 26 Sie, 2010 12:44

Wiedźma napisał/a:
Nie napisałam też o wchodzeniu na kolana dzieciom, a jedynie, że to przykre,


faktycznie :oops:

ostatnio intensywnie przerabiam temat toksycznej teściowej i chyba dlatego źle Cię zrozumiałam 8|
przepraszam :oops:

Urszula - Czw 26 Sie, 2010 14:29

Flandra napisał/a:
Nie są zgrzybiałymi staruszkami, którymi trzeba się opiekować, gdyby tak było pewnie sprawy potoczyłyby się inaczej ...

Otóż to i dokładnie tak!
Gdybyśmy wymagali opieki, z całą pewnością dzieci nie odmówiłyby nam pomocy. Teraz zresztą też. Ale ja tej pomocy od nich (przynajmniej materialnej) nie chcę, bo w luksusy nie opływają, piórkami nie porosły, pracują bardzo ciężko, no i mają dzieciaki na wychowaniu.
Chyba bym się udławiła chlebem otrzymywanym od dzieci, mając świadomość, że ani niepełnosprawna jeszcze nie jestem, ani tak całkiem zgrzybiała, a one muszą czegoś tam sobie odmawiać z mojego powodu.

Urszula - Czw 26 Sie, 2010 15:07

anakonda napisał/a:
jesli sie zrzekla to co jest jej winien?ewentualnie moze cos tam pomoc poza tym chyba nic wiecej

Zrzekłam się dobrowolnie i nawet mój osobisty kolega małżonek uznał, że czynię słusznie i sprawiedliwie.
Fakt, że połowa chaty z mocy prawa mi się należała, nie oznacza, że miałam do niej moralne prawo. Wyjeżdżając z kraju zostawiałam na głowie Brata staruteńką Babcię i Mamę.
To Brat z Bratową opiekowali się niewstającą przez kilka lat z łóżka Babcią aż do śmierci. A trzeba było i nakarmić, i przewinąć, i wykąpać, i lekarstwa podać, i na spacer wywieźć, itd., itp.
Mamą też opiekują się wspaniale! Od momentu, kiedy wyjechałam z kraju, to Oni wożą Mamę po lekarzach, odbierają ze szpitala, załatwiają sanatoria, etc.
Ja mogłam na odległość jedynie wysyłać pieniążki, żeby Mamie niczego nie brakowało, żeby nie musiała oszczędzać na jedzeniu i lekarstwach, Oni byli i są przy Niej na codzień.
Jeszcze o tym z Bratem nie gadałam, ale teraz właśnie też na Niego liczę! Brat jest porządnym facetem, nie wątpię, że przez kilka pierwszych tygodni udzieli nam dachu nad głową.
Na dłuższy czas nie chcę się u Niego instalować, bo chałupka mało wygodna i ciasna, chociaż jej wartość jest dość znaczna (samo centrum miasta, blisko dworca PKP, blisko centum handlowych i ładny, duży ogród). Niby jest tam pięć pomieszczeń + dwie łazienki i duża kuchnia, ale pokoje są przechodnie, a oprócz Brata, Bratowej i czwórki Ich dorosłych dzieci mieszka przecież z Nimi moja Mama, która ma już prawie 84 lata i powinna mieć swój własny pokój.
Na kupno czegoś na własność nie ma szans, ale mam nadzieję, że uda się coś w miarę tanio wynająć, niekoniecznie w mieście.

Tomoe - Czw 26 Sie, 2010 15:11

No proszę, koniec czarnowidztwa. Pani Urszula już coś planuje. :brawo:
I TAK TRZYMAJ!!! :buziak: :buzki:

Urszula - Czw 26 Sie, 2010 15:20

Tomoe napisał/a:
Pani Urszula już coś planuje.

Pani Urszula, i owszem, coś tam planuje, ale jest sama tymi planami przerażona!!!
Pewnie zabrzmi to śmiesznie, ale mniej bałam się wyjeżdżając w nieznane, niż teraz, kiedy wracam " w znane"...

Urszula - Pią 27 Sie, 2010 16:02

Tomoe napisał/a:
No proszę, koniec czarnowidztwa.

A jaki tam koniec, Tomoe!
Plany planami, a czarnowidztwo jakoś nie chce mnie opuścić. Dzisiejszej nocy miałam znowu senne koszmary.
A rano się wkurzyłam na "właściwą" niańkę Amelki i Emilki na maksa!!!
Chyba już pisałam o tym, że wybieram się dziś z małymi do ZOOloga? Zostały w domu, bo dyrektorka przedszkola prosiła rodziców, że jeśli mają możliwość pozostawienia dzieciaków w domu, to będzie cholernie wdzięczna, gdy dzieci w przedszkolu w dniu dzisiejszym pojawi się jak najmniej. Remont jakiś tam idzie "cy cóś w podobie"...
Ponieważ nie prowadzę autka, więc rodziciele A&E zdecydowali, że "właściwa" niańka posłuży za kierowcę i umówili mnie z nią na godz. 9:00 rano. Miała pozbierać dzieciaki, zapakować w foteliki i podjechać po mnie, a potem razem już miałyśmy się udać podziwiać zwierzaki.
"Właściwa" niańka zadzwoniła ok. 8-mej, że nie jest w stanie wyrobić się na 9-tą, bo spadły jej na głowę "dodatkowe obowiązki" związane z wepchaniem w dzieci śniadania, umycia tychże dzieci i przygotowania do wizyty w ZOO!!! :szok:
Zaproponowała, że zjawi się po mnie ok. 12-stej, bo sama też musi jakoś w tym ZOO wyglądać, a jeszcze nawet włosów nie zakręciła. :szok: Jeśli chcę przyspieszyć wyjazd, to mogę sama podjechać pod dom A&E autobusem i zająć się dziećmi, a ona wtedy się wyfiokuje. :szok: Ale żebym broń Panie Boże nie zjawiła się wcześniej, niż przed 11-tą, bo poza fiokowaniem się ma jeszcze kilka innych spraw do załatwienia i wolałaby w tym czasie być w domu sama. :szok:
Tak mi zabełtała w mózgu tymi godzinami, że zgodziłam się na jej warunki. :(
Ech, głupia krowa ze mnie! :uoee: To nie "właściwa" mi płaci, to nie z "właściwą" się umawiałam i w sumie "właściwa" nie powinna mieć tu nic do gadania!
Ale nie chcę mieć w niej wroga, bo przecież nie wiadomo, kiedy nasz domek się sprzeda i jak długo jeszcze tam popracuję...
W tej chwili już powinnam ciągnąć wózek z bliźniaczkami po ZOO, a nie wylewać tu gorzkie żale! Poza tym wyprawa autobusem do domu A&E zajmuje mi ok.40 min. (często-gęsto czekam na przystanku dłużej, niż jadę), podczas, gdy samochodem trasę tę pokonuje się trzy razy krócej. Zdecydowałam się jednak sama podjechać po małe, bo szkoda mi dzieci i przepięknego, słonecznego, niezbyt gorącego dzisiejszego dnia, idealnego do plątania się od klatki do klatki.
Szlag mnie trafia! Jeszcze muszę targać autobusem plecak ze sobą, bo przygotowałam małym kanapki, sałatki i owoce, żeby nie być zmuszoną do karmienia dziecków w jakimś "fast foodzie" na terenie ZOO.
Jeśli powstrzymam się dziś od jakiegoś złośliwego komentarza pod adresem "właściwej", to chyba będzie to cud!!!

Wiedźma - Pon 06 Wrz, 2010 14:33

A gdzie się podziała Urszula?
Wie ktoś?
Pisała coś, że jej nie będzie?
Przecież jeszcze nie wyjechała do Polski...

Kulfon - Pon 06 Wrz, 2010 18:02

Wiedźma napisał/a:
A gdzie się podziała Urszula?


ja wlasnie wszedlem na forum i tak sobie czytam i czytam to nasze forum,
i jakos takos zwrocilem uwage ze "Czuczka gdzies sie zapodzial" :mgreen:
chcialem wlasnie Urszule spytac co tam u niej ale Szefowa mnie ubiegla :szok:

Urszula :krzyk:

Urszula - Pon 06 Wrz, 2010 18:17

Wiedźma napisał/a:
A gdzie się podziała Urszula?
Wiedźma napisał/a:
Przecież jeszcze nie wyjechała do Polski...

Jestem, Wiedźmuś, jestem!
I tkwię dalej w tym pieprzonym Chicago, gdzie właśnie trwa długi weekend.
Nie wiem dlaczego w długie weekendy wszyscy normalni ludzie wypoczywają, a ja mam akurat wtedy najwięcej roboty?
W ten też ni oddechu, ni zakrętu złapać nie mogę, dlatego na forum zaglądam wieczorkiem (w dzień nie ma na to szans) i jedynie po to, żeby się dowiedzieć co tam u Was słychać, bo pisać to już mi się nie chce: - po 16-stu godzinach bieganiny między kuchnią, wnuczkami, kolegą małżonkiem i nawiedzającymi naszą chatę ludźmi, zwyczajnie baterie mi się wyczerpują...

Kulfon - Pon 06 Wrz, 2010 18:22

Urszula napisał/a:
zwyczajnie baterie mi się wyczerpują...

Urszulo musisz zaplanowac wypoczynek !!!
przepracowanie to niedobra rzecz :uoee:

:pocieszacz:

Urszula - Pon 06 Wrz, 2010 18:36

Kulfon napisał/a:
jakos takos zwrocilem uwage ze "Czuczka gdzies sie zapodzial"

A bo widzisz, Kulfoniku, Czukcza teraz bardzo się zmienił...

***
Kierownik geologicznej spedycji opiernicza Czukczę:
- Czukcza, przysięgałeś, że kiedy przyjmę cię do pracy jako przewodnika, staniesz się zupełnie innym człowiekiem, a ty co? Dalej pijesz?!!!
- Ja już jestem naprawdę innym człowiekiem! - zaklina się Czukcza - Tylko co ja na to poradzę, że ten inny człowiek też lubi wypić?

Urszula - Pon 06 Wrz, 2010 18:50

Kulfon napisał/a:
Urszulo musisz zaplanowac wypoczynek !!!
przepracowanie to niedobra rzecz

Ale przynajmniej na głoda alko nie ma czasu. :)
Uwierzysz, że od piątku do dzisiaj tylko raz (no, może dwa?) zamajaczyła mi na dalekim horyzoncie myśl o piwie?
Zmęczona, zziajana dopadałam do minerałki z cytryną, albo do zwykłej kranówy i to mi wystarczało, bo myśli miałam zaprzątnięte bieżącą chwilą.

stiff - Pon 06 Wrz, 2010 18:51

Urszula napisał/a:
Zmęczona, zziajana dopadałam do minerałki z cytryną,

Nie zapominaj o HALT... :roll:
Pozdrawiam... :)

Urszula - Pon 06 Wrz, 2010 19:25

stiff napisał/a:
Nie zapominaj o HALT...

Stiff, sklerozy, Bogu dzięki, jeszcze nie mam.
A propos zaników pamięci:

Wśród Czukczów utwierdzona jest opinia, że lepiej zachorować na chorobę Parkinsona, niż Alzheimera.
Bo lepiej trochę rozchlapać, niż w ogóle zapomnieć o tym, że trzeba się napić...

stiff - Pon 06 Wrz, 2010 19:29

Urszula napisał/a:
Stiff, sklerozy, Bogu dzięki, jeszcze nie mam.

M<oze i nie masz, ale to bez znaczenia w tym przypadku,
bo z tego co piszesz, to jednak nie stosujesz tej zasady,
a zawsze przychodzi zmęczenie materiału i wtedy wszystko sie może wydarzyć... :roll:

Urszula - Pon 06 Wrz, 2010 19:37

stiff napisał/a:
stosujesz tej zasady,
a zawsze przychodzi zmęczenie materiału i wtedy wszystko sie może wydarzyć...

Stiff, nie strasz!!!
I bez tego cały czas się boję.

stiff - Pon 06 Wrz, 2010 20:44

Urszula napisał/a:
Stiff, nie strasz!!!

To tylko luźna informacja, a co z tym zrobisz, to juz nie wiem... :roll:

Tomoe - Wto 07 Wrz, 2010 13:54

Urszula napisał/a:

Nie wiem dlaczego w długie weekendy wszyscy normalni ludzie wypoczywają, a ja mam akurat wtedy najwięcej roboty?

po 16-stu godzinach bieganiny między kuchnią, wnuczkami, kolegą małżonkiem i nawiedzającymi naszą chatę ludźmi, zwyczajnie baterie mi się wyczerpują...


To se raz usiądź na d*** i niech oni ciebie - dla odmiany - obsługują.

yuraa - Pią 10 Wrz, 2010 08:21

Urszula :krzyk:
gdzie jesteś ??

pterodaktyll - Pią 10 Wrz, 2010 11:30

yuraa napisał/a:
Urszula :krzyk:
gdzie jesteś ??

Jak to gdzie...w Hameryce przeca........... :bezradny:

Urszula - Pią 10 Wrz, 2010 14:17

pterodaktyll napisał/a:
yuraa napisał/a:
Urszula :krzyk:
gdzie jesteś ??

Jak to gdzie...w Hameryce przeca........... :bezradny:

A przeca!
I muszę Wam powiedzieć, że jak początkowo rozpaczałam, że muszę stąd spierniczać, tak teraz bardzo chciałabym mieć już za sobą sprzedaż chałupinki i wynieść się z tej durnowatej Hameryki.
Choć niepewność naszych losów w kraju wciąż mnie przeraża i spędza sen z powiek...

Urszula - Pią 10 Wrz, 2010 14:45

Tomoe napisał/a:
To se raz usiądź na d*** i niech oni ciebie - dla odmiany - obsługują.

Ano, Tomoe, by się posiedziało, gdyby tak się dało...
Ale nie myślisz chyba, że moja 18-miesięczna wnusia będzie mnie obsługiwać? Trzylatka też raczej nie...
A córka, czy mój osobisty kolega małżonek? Przez cały tydzień zapierniczają pełną parą, więc chcę, żeby choć w weekendy mieli trochę luzu.
W dodatku szlag mnie trafia, kiedy ktoś podejmuje jakieś działania w mojej osobistej kuchni! To są moje gary, moje królestwo i wara od tego!!!
Kiedyś mój osobisty zięć bardzo chciał mi pomóc przy przygotowaniu posiłku i nie dość, że podsmażał bekon na patelni, której używam wyłącznie do naleśników, to jeszcze rozciachał sobie bardzo brzydko rękę przy krojeniu cebuli. Więcej zachodu miałam z opatrywaniem rany, niż z pokrojeniem warzyw.
A co do innych (obcych) osób nawiedzających mnie w weekendy, to... po prostu brak mi asertywności. Gdy ktoś zapowiada, że wpadnie do nas wtedy to a wtedy, po prostu nie umiem powiedzieć NIE, ani wydumać jakiegoś sensownego pretekstu, by wymigać się od wizyty...
I nic na to nie poradzę. Taka już jestem, a czukockie przysłowie mówi:
"Co się durnym ulęgło, durnym żyć będzie i durnym zdechnie".

pterodaktyll - Pią 10 Wrz, 2010 20:12

Urszula napisał/a:
czukockie przysłowie mówi

To Ty w Hameryce czy w Jakucji jesteś................. :mysli:

rufio - Pią 10 Wrz, 2010 20:15


milutka - Sob 11 Wrz, 2010 07:49

Urszula napisał/a:
I nic na to nie poradzę. Taka już jestem, a czukockie przysłowie mówi:
"Co się durnym ulęgło, durnym żyć będzie i durnym zdechnie".
:p ...przysłowie jest fajne ale to chyba Ciebie nie dotyczy :pocieszacz: ...Czytam Cię od początku i wydaje mi sie ,że jesteś bardzo sympatyczną i ciepłą osóbką ...tylko teraz przez te kłopoty odczuwasz zmęczenie takie również psychiczne i tak na dobra sprawę cieszysz się z wizyty gości tylko nie jesteś w stanie tak do końca rozluźnić się .Myślę również ,że jesteś bardzo żywiołowa i jeśli by Ci zabrakło tych obowiązków ,gości ...odpoczywała byś góra dwa dni a później zaczęła byś fiksować z nudów ;) Pozdrawiam Urszulo i życzę ,żeby wszystkie Twoje trudne sprawy ułożyły się pomyślnie :)
Urszula - Sob 11 Wrz, 2010 14:08

pterodaktyll napisał/a:
To Ty w Hameryce czy w Jakucji jesteś.................

W sumie jaka to różnica: Chicago, Jakuck, czy Anadyr?
Podejrzewam, że po powrocie do Polski też ani na jotę nie zmądrzeję. :/ I w dalszym ciągu nie nauczę się asertywności...

Urszula - Sob 11 Wrz, 2010 14:33

Cytat:
Pozdrawiam Urszulo i życzę ,żeby wszystkie Twoje trudne sprawy ułożyły się pomyślnie

Dzięki, Milutka!
Sama sobie też tego życzę.
I wiesz, że chyba masz rację z tym fiksowaniem z nudów po dwóch dniach wypoczynku? Zauważyły to nawet moje osobiste dzieci.
Kilka dni temu, na widok pięknie skoszonego trawnika, mój osobisty zięć zaczął mnie opieprzać: - Dopiero co leżałaś plackiem na podłodze, bo kręgosłup ci nawalił! Nie mogłaś z trawą poczekać na mnie? Mamuśka, ty się lubisz tak upierniczyć, nie?! Tylko zastanów się, kto cię potem będzie woził na wózku!
Tyle tylko, że wtedy akurat musiałam jakoś odreagować rozmowę z agentem od nieruchomości. Miałam do wyboru zmagania z kosiarką, albo skok do sklepku po piwo...Inne pomysły jakoś mi się nie nasuwały, więc wybrałam kosiarkę.
Pomogło średnio, bo oskoma na piwo i tak trzymała mnie do wieczora.

milutka - Sob 11 Wrz, 2010 14:57

Urszula napisał/a:
Miałam do wyboru zmagania z kosiarką, albo skok do sklepku po piwo...
:roll:
Urszula napisał/a:
.Inne pomysły jakoś mi się nie nasuwały, więc wybrałam kosiarkę.
chyba Ci nie muszę mówić ,że postąpiłaś słusznie ;) :okok:
Urszula napisał/a:
I wiesz, że chyba masz rację z tym fiksowaniem z nudów po dwóch dniach wypoczynku?
Wiem ,że tak jest ... :p ...czytając Ciebie da się wyczuć ,że jesteś bardzo żywiołowa osobą i nie lubisz siedzieć w miejscu -ja tez tak mam i swoją opinie o Tobie pisałam trochę pod siebie ....jak brak mi zajęć zaczynam się nudzić a co z tym idzie dopadają mnie jakieś potworne doły ...wystarczy mi jeden dzień lenistwa a później muszę coś robić ...choćby to miało być mycie okien kolejny raz byle by być w ruchu ;)
Tomoe - Wto 14 Wrz, 2010 13:47

Urszula napisał/a:
Mamuśka, ty się lubisz tak upierniczyć, nie?! Tylko zastanów się, kto cię potem będzie woził na wózku!

A ty wiesz, mamuśka co to jest program HALT - abecadło dla alkoholików?
Never be too:
Hungry
Angry
Lonely
Tired.

Te cztery stany najbardziej nakręcają głód alkoholowy.
Więć ty, mamuśka przyHALTuj trochę, bo coś ci ta "oskoma na piwo" za często przychodzi... :nono:

Urszula - Wto 14 Wrz, 2010 16:23

Tomoe napisał/a:
przyHALTuj trochę, bo coś ci ta "oskoma na piwo" za często przychodzi...

Niestety... Ale przychodzi i już!
Myślisz, Tomoe, że nie chciałabym zapomnieć smaku piwa?
A co do HALT:
Hungry nie bywam nigdy. Lubię jedzonko i nie żałuję sobie! Przynosi to zresztą uboczne efekty, które coraz mniej zaczynają mi się podobać... O ile dawniej marzyłam o tym, by przytyć kilka kilo, tak teraz wkurza mnie, że z suchego badyla powoli zamieniam się w krągłą beczułkę.
Dziwi mnie to, bo ponoć to alko zawiera "puste kalorie", po których tłuszczyk odkłada się w niechcianych miejscach, a najbardziej tuczące jest podobno piwsko...
Tymczasem, odkąd odstawiłam piwo i inne "specyjały" przytyłam już ponad 5 kg!!! Jeszcze nie jest tragicznie, ale nie domykam się w niektórych ciuchach.
Angry bywam dość często. I to też nie jest zależne ode mnie (jak oskoma na piwo). Denerwują mnie kretyńskie przepisy, rozmowy z urzędnikami, a najbardziej wściekam się zawsze na samą siebie. Na własną bezsilność, debilizm, brak pomysłów w rozwiązywaniu trudnych sytuacji i w ogóle na to, że jestem jaka jestem i nie umiem się zmienić.
Bogu dzięki, że chociaż nie jestem Lonley! Mam dzieci, wnuczki, "przyszyte" bliźniaczki, kota i kilku życzliwych sąsiadów. Z osobistym kol. małżonkiem relacje też uległy dość sporej poprawie.
Tired? Bywam. Czasem nawet bardzo: "ni renkóm, ni nogóm ruszyć ni moge, bom jez cała ab!". Ale chociaż wiem, że "robota nie Gołota i z ringu nie ucieknie", drażni mnie, że czegoś nie zrobiłam i pcham na siłę. Padam na pysk, ale lepię pierogi, prasuję pościel (to już jest krańcowy idiotyzm, bo w Hameryce nikt pościeli nie prasuje!), krochmalę obrusy, firanki, myję czyste schody wejściowe i potem brakuje mi czasu na wszystko inne. Zupełnie nie potrafię się wyluzować, ani zaplanować sobie odpoczynku.
Łapię cug i za-pier-ni-czam wykonując po kilka rzeczy jedocześnie. Teraz też. Piszę na forum, ale co chwila odrywam się, by zamieszać w garnku, wypłukać pranie,
gdzieś zadzwonić, coś tam przefaksować, podlać kwiatki, a przechodząc koło stołu zetrzeć ścierą niewidzialny kurz z krzesła.
Kiedy piłam, miałam to samo! Z tym, że po pijoku nie odczuwałam tak wielkiego fizycznego zmęczenia. Padałam na wyrko, zasypiałam, rano klinik na kaca i "apiat'" wszystko leciało z górki.

Flandria - Wto 14 Wrz, 2010 16:25

Urszula napisał/a:
"robota nie Gołota i z ringu nie ucieknie"


:smieje: :smieje: :smieje: :smieje: :smieje:

Urszula - Wto 14 Wrz, 2010 17:42

O, widzę , Flandro, że jesteś fanką A.Gołoty!!!
Ja do pewnego czasu w ogóle nie wiedziałam, że ktoś taki oddycha tym samym chicagowskim powietrzem, co ja.
Sportem specjalnie się nie interesuję. A jeśli już, to bliższa jest mi lekkoatletyka, siatkówka, gimnastyka artystyczna, czy figurowa jazda na łyżwach. Boks odstręcza mnie swoją wulgarnością, brutalnością i nie znajduję przyjemności w oglądaniu jak jeden facet ładuje drugiego po mordzie.
Po raz pierwszy ujrzałam Gołotę kilka lat temu w kościele św. Trójcy w Chicago w czasie trwania niedzielnej Mszy św.
Ruch się jakiś dziwny taki wśród wiernych w ławkach wytworzył i wszyscy wpatrywali się w faceta zasuwającego główną nawą pod sam ołtarz. Poruszenie, szepty, szmery... kogo tam wtedy obchodziła liturgia w obliczu pojawienia się idola!!!
A idol stanął pośrodku kościoła, naprężył muskuły, rozglądnął się, czy wszyscy go dostrzegli i dopiero wtedy przycupnął w pierwszej ławce.
Po zakończonym nabożeńswie, zapytałam mego osobistego kol. małżonka, któż zacz jest ów facet, który wzbudza takie zainteresowanie ładując się w sam środek Ofiarowania i zakłócając porządek obrządku.
- Nie rozpoznałaś? - zdziwił się mój pan - Przecież to Gołota!
- Chyba gołota moralna - pomyślałam i przestałam się gościem interesować.
Ale nazwisko co jakiś czas wypływało w dyskusjach naszych znajomych, wszyscy obstawiali wygrane przez Gołotę walki i stąd dowiedziałam się, że ulubionym zajęciem p.Gołoty jest spierniczanie z ringu na widok silniejszego przeciwnika.

pterodaktyll - Śro 15 Wrz, 2010 15:10

yuraa napisał/a:
oczyściłem watek Urszuli z nowoczesnego spojrzenia na picie piwa

No to witaj w domu, widzę, że rzeczywiście lepiej się czujesz. :lol2:

Tomoe - Czw 16 Wrz, 2010 08:23

Urszula napisał/a:

Po raz pierwszy ujrzałam Gołotę kilka lat temu w kościele św. Trójcy w Chicago w czasie trwania niedzielnej Mszy św.


A tego pana znasz?
http://www.youtube.com/watch?v=koiBNXqG3pk
Piosenka podobno jest już uznawana za hymn polskich emigrantów.

Urszula - Sob 18 Wrz, 2010 00:07

Tomoe napisał/a:
A tego pana znasz?
[
quote="Tomoe"]Piosenka podobno jest już uznawana za hymn polskich emigrantów[/quote]
Nie osobiście i niech już tak pozostanie.
Moim największym marzeniem jest teraz wykaraskać się jakoś z długów, sprzedać chatkę :beczy: i wrócić na ojczyste łono.
Gdybym miała przynajmniej 5 tysiaków oszczędności, strach przed sprzedażą, wyprowadzką i zmianami byłby mniejszy.
Ale wracam do kraju jako gołodupiec i w sumie nie wiem, na co mogę liczyć...
Pewnie bilet do Polski będą musiały nam zafudować córki. :?

Urszula - Śro 22 Wrz, 2010 15:55

Pojawił się pierwszy poważny chętny na naszą chatynkę!
Bo jak dotąd, to mnóstwo ludzi plątało mi się po domu, oglądało, zaglądało we wszystkie kąty i nikt się specjalnie nie napalał.
Ano, domek stary, niewielki, choć wyremontowany, wycackany i w świetnym stanie...
Wczoraj facet złożył ofertę. Mało daje, ale chyba nie mamy wyjścia. Ceny domów spadły w ostatnim kwartale prawie o 20%, kto wie, czy za kolejne 2-3 miesiące nie spadną jeszcze bardziej?
Podliczyłam, że jeśli nic nie urwie z ceny, to po spłaceniu reszty kredytu za dom i innych naszych długów, wystarczy nam na przeprowadzkę, ale niewiele zostanie. cf2423f
Boże!, jak ja nie chcę tego sprzedawać!!!! :beczy:
Tak dobrze się nam tu mieszkało i tak się cieszyłam tą chałupinką! Wszystko tu miałam: i kwiatuszki, i pięknego kasztana w ogrodzie, i trawniki, i nawet krzewy owocowe (agrest i porzeczki). W domeczku mój osobisty kol. małżonek zrobił zsyp na brudną bieliznę, centralny odkurzacz (wystarczy rurę podłączyć do dziury w ścianie), zainstalował dwie nowe wanny z hydromasażem, prysznic, głośniki w suficie i mnóstwo jeszcze innych udogodnień.
Wydawało mi się, że tu już dokonam żywota, ale wyszło na to, że nie. :beczy:
Teraz (wbrew sobie) trzymam kciuki, żeby kupiec dostał kredyt w banku i wlazł z buciorami na moje wypieszczone podłogi.

JaKaJA - Śro 22 Wrz, 2010 16:04

Ula napisałaś :"Czasem nawet bardzo: "ni renkóm, ni nogóm ruszyć ni moge, bom jez cała ab!". Ale chociaż wiem, że "robota nie Gołota i z ringu nie ucieknie", drażni mnie, że czegoś nie zrobiłam i pcham na siłę. Padam na pysk, ale lepię pierogi, prasuję pościel (to już jest krańcowy idiotyzm, bo w Hameryce nikt pościeli nie prasuje!), krochmalę obrusy, firanki, myję czyste schody wejściowe i potem brakuje mi czasu na wszystko inne. Zupełnie nie potrafię się wyluzować, ani zaplanować sobie odpoczynku.
Łapię cug i za-pier-ni-czam wykonując po kilka rzeczy jedocześnie. Teraz też. Piszę na forum, ale co chwila odrywam się, by zamieszać w garnku, wypłukać pranie,
gdzieś zadzwonić, coś tam przefaksować, podlać kwiatki, a przechodząc koło stołu zetrzeć ścierą niewidzialny kurz z krzesła.
Kiedy piłam, miałam to samo! Z tym, że po pijoku nie odczuwałam tak wielkiego fizycznego zmęczenia."....
jesssuuuuu toż to o mnie zwłaszcza to :"łapię cug i zapierniczam robiąc po kilka rzeczy jednocześnie"
Jak wpadne w trans to cięzko mnie zatrzymać...:/

Urszula - Śro 22 Wrz, 2010 16:10

Cytat:
Jak wpadne w trans to cięzko mnie zatrzymać...:/

No i właśnie tu obie robimy ten sam podstawowy błąd! :wysmiewacz:

JaKaJA - Śro 22 Wrz, 2010 16:17

szaleństwo jakieś no nie?? Dom w jakim teraz mieszkam ma w sumie ok 25 wielkich okien na 4 piętrach ostatnio wściekło mnie coś i posprzątałam wszystkie 4 piętra gruntownie z myciem okien włącznie (400 metrów chaty "wylizane") i już znowu zaczyna mnie "trzepać" bo widze że goście niezły syfek narobili( to TYLKO moja opinia,mąż twierdzi,że okna są czyste)...:/ :szok:
Urszula - Śro 22 Wrz, 2010 16:32

JaKaJA napisał/a:
szaleństwo jakieś no nie??

Szaleństwo. :tak:
Probuję nad tym pracować, ale.... kicha!

pterodaktyll - Śro 22 Wrz, 2010 17:51

Urszula napisał/a:
właśnie tu obie robimy ten sam podstawowy błąd!

Robicie, robicie.........nikomu te zapieprzanie nie jest potrzebne a tak na marginesie...jest to forma "odrabiania strat" jakie powstawały w wyniku naszego picia.......i .........trzeba to zatrzymać.....

Wiedźma - Śro 22 Wrz, 2010 19:03

Urszula napisał/a:
Boże!, jak ja nie chcę tego sprzedawać!!!! :beczy:
:pocieszacz:
Urszula - Czw 23 Wrz, 2010 13:57

pterodaktyll napisał/a:
nikomu te zapieprzanie nie jest potrzebne a tak na marginesie...jest to forma "odrabiania strat" jakie powstawały w wyniku naszego picia

Pewnie tak...
Chociaż ja to miałam również wtedy, kiedy piłam, choć wmawiałam sobie, że nie jestem uzależniona i nie czułam alsolutnie wyrzutow sumienia, że chlapnęłam parę piw.
pterodaktyll napisał/a:
trzeba to zatrzymać.....

Ba! Tylko jak?!!!

rufio - Czw 23 Wrz, 2010 14:10

Tych strat nie odrobi sie nigdy - trzeba przyjąc je z dobrodziejstwem inwentarza - historii i przestac sie nad tym zastanawiac bez końca - bylo - bedzie w pamięci ale niepotrzebne mi to na codzien - nowy m-c nowa wypłata nowe wydatki -
pterodaktyll - Czw 23 Wrz, 2010 15:36

Urszula napisał/a:
Tylko jak?!!!
jak potrafisz, to przejdź obojętnie obok tego bałaganu albo powiedz sobie, jutro to zrobię. Ustal sobie hierarchię priorytetów, co jest ważne, co mniej ważne, co może poczekać a co mogę na razie "olać" i tym się kieruj a nie tym czy okna są czyste, a podłoga wypastowana, czy nie :p
Borus - Czw 23 Wrz, 2010 17:00

Urszula napisał/a:
Ba! Tylko jak?!!!
...prościzna...jak przez okna widać świat, to są czyste a jak po chacie można przejść bez potykania się, to jeszcze nie jest bałagan... :wysmiewacz:

a poza tym, to można nie zakładać okularów albo wkręcić słabsze żarówki... ;)

Urszula - Sob 25 Wrz, 2010 01:28

Borus napisał/a:
a poza tym, to można nie zakładać okularów albo wkręcić słabsze żarówki...

:mgreen:
Ja i w okularach słabo widzę. :wysmiewacz:

Ale coś mi się przypomniało a propos dobrych rad:
Kiedy jeszcze jeździłam autkiem, podjechałam do znajomego mechaniora i mówię:
- Jędrek, słyszę, że coś mi dziwnie stuka przy zmniejszonych obrotach. Poradzisz coś na to?
- Poradzę. Podkręć głośniej radio w samochodzie, to nie będziesz tego słyszeć!

Innym razem podjeżdżam, a ten się dziwi:
- Znowu tu jesteś z flakiem na prawym tylnym?
- A jestem! Złapałam gumę, to co mam zrobić?
- Nie jeździć, k***, nie jeździć!!!

verdo - Sob 25 Wrz, 2010 01:45

Urszula napisał/a:
Jędrek, słyszę, że coś mi dziwnie stuka przy zmniejszonych obrotach. Poradzisz coś na to?


W takiej sytuacji bylem wczoraj.Pojechalem a tam wyszly mi 4 polskie dobre wyplatydo zaplaty.......zalamalem sie, nie radze sobie z emocjami,okazalo sie zawieszenie do wymiany.......

Urszula - Sob 25 Wrz, 2010 03:23

pterodaktyll napisał/a:
co jest ważne, co mniej ważne, co może poczekać a co mogę na razie "olać"

Q..., Ptero, najchętniej to olałabym wszystko!
Zaryłabym się pod kocyk z jakąś fajną knigą, landrynkami w zasięgu ręki (choć od landrynek zęby się psują) i niech się pali, niech się wali!, ja odpoczywam...
Ale we mnie, w środku siedzi jakiś demon, który nie pozwala mi na całkowite wyluzowanie!!!
To, że mam kłopoty ze snem, to podobno nic dziwnego po odstawieniu alko, tym bardziej, że podżerają mnie jeszcze inne problemy, których nie ogarniam, z którymi nie umiem, ale muszę sobie jakoś poradzić.
Dzień jest japoński, czyli "jaki taki". Do południa mnóstwo spraw do załatwienia, zakupy, pranie, gotowanie, itp.
Co drugie popołudnie w ogóle jest cudowne, bo spędzam je z bliźniaczkami powierzonymi mojej pieczy. Wtedy wszystko mam w odwłoku, liczą się tylko moje przyszywane wnusie!
Ale noce, to horror...
Nawet jeśli uda mi się zasnąć w miarę szybko, budzę się i wstaję, by sprawdzić, czy wszystkie drzwi i okna są pozamykane.
Zawsze są. Bo sama je zamykam przed udaniem się do wyra.
Oddycham z ulgą, że alarm włączony, okna pozamykane i wszystko jest tak, jak być powinno. Wracam do sypialni, ale sen i tak nie nadchodzi...
Biorę książkę, by zmęczyć wzrok i zasnąć, pogrążam się w losach bohaterów powieści. Czasem skutek jest już po pierwszej przeczytanej stronie, czasem dopiero po kilkunastu.
Zasypiam.
Ale dręczą mnie wciąż te same obsesyjne sny i budzę się zmęczona, spocona, roztrzęsiona.
Wstaję więc, piję herbatkę z melisy i... zaczynam sprzątać! Przecieram ścierą meble, przelatuję piórkiem ramy obrazów, myję czyste parapety.
Padam na ryj, ale to jest silniejsze ode mnie!
Nad ranem znów udaję się do łóżeczka i niby to śpię.
Piszę "niby to", bo co to za sen, kiedy po przebudzeniu pamięta się wszystkie senne majaczenia?
Gadałam na ten temat z terapką Kaśką i ona radziła mi, żeby jednak pójść do lekarza i zacząć łykać coś nasennego.
No, nie wiem... Skoro ziółka nie działają, to może faktycznie uciec się do chemii? Bo czuję, że długo tak nie pociągnę.

Urszula - Sob 25 Wrz, 2010 03:29

verdo napisał/a:
Pojechalem a tam wyszly mi 4 polskie dobre wyplatydo zaplaty.......zalamalem sie,

I co zrobiłeś (oprócz tego załamania się, oczywiście)?
Remontujesz autko, czy przesiadasz się na rower lub mustanga?
Koniom zawieszenie ponoć tak często nie wysiada...

pterodaktyll - Nie 26 Wrz, 2010 10:59

Urszula napisał/a:
Ptero, najchętniej to olałabym wszystko!

Tego można się nauczyć...... :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group