To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Komu ma służyć terapia? Praca na mitingach?

pietruszka - Pią 06 Maj, 2016 10:16
Temat postu: Komu ma służyć terapia? Praca na mitingach?
Z wątku:

http://komudzwonia.pl/vie...p=835246#835246

szika napisał/a:
olga napisał/a:
rzuć go, wyrzuć z domu, rozwiedz się.

na terapii nie, ale w moim mieście jest poradnia dla rodzin z problemami - taka "ogólna" - przy której działa grupa dla współuzaleznionych... poradnia ta ma niestety juz taką sławę, mówi sie o tym to tu to tam: "rzuć go, odejdź, rozwiedź się"..to słyszy żona alkoholika na wejściu...
pamiętam jak na mojej terapii chłopaki żalili się, że żona poszła tam i że chłop ma w domu piekło..
małżeństwa z mojej grupy terapeutycznej w dużej liczbie sie porozstawały, łącznie z moim.. ale to były decyzje po jakimś dłuższym czasie, chyba wszystkie pary próbowały przynajmniej małżenstwa ratować..


Przenoszę w osobny temat, bo moim zdaniem ciekawy wątek może być.


szika napisał/a:
pamiętam jak na mojej terapii chłopaki żalili się, że żona poszła tam i że chłop ma w domu piekło..

nie mówię, że w tym konkretnym przypadku tak jest, ale dość często spotykam się z opiniami ze strony alkoholików, że terapia żony czy jej chodzenie na Al-anon - nie spełniły ich oczekiwań . Czasem nawet są przerażeni zmianami, które widzą. Ciekawe, bo podobnie jest z terapią alkoholową, czy mitingami AA widzianymi oczami współuzależnionych partnerek/ów :wysmiewacz:

No... niestety... a może na szczęście :( ... zdrowienie zmienia układ zastany, na przykład zdrowiejący mąż/żona chce mieć nagle więcej do powiedzenia na przykład w kwestii finansów (jeśli podczas picia był niejako "zwolniony" od podejmowania decyzji) i już ambaras gotowy. Współuzależniona, lecząca się żona nagle przestaje się kręcić wokół biednego misia - i kolejny ambaras. A jeśli w tym układzie są jeszcze dorastające dzieci, nadal współuzależnione/toksyczne teściowe i reszta rodziny, co nadal ciągnie cały układ w kierunku starego, ale znanego, bagienka? To jest kilka ambarasów naraz.

Nie wiem, na ile posunęła się w Polsce wiedza terapeutyczna nad tzw. rekonstrukcją rodziny. O ile dobrze pamiętam, w Stanach Zjednoczonych były programy terapeutyczne, zalecające po dwóch latach od rozpoczęcia trzeźwienia nad tzw. rekonstrukcją rodziny. Wpierw zalecano, by alkoholik, a szczególnie alkoholik przemocowiec (w większości rodzin jednak ta przemoc w jakiejś formie istniała przecież i to nie zawsze ze strony osoby uzależnionej) wyprowadzał się na czas około 2 lat z domu, by po tym czasie przystąpić do tzw. rekonstrukcji rodziny. Z moich doświadczeń, to ma swój całkiem niegłupi sens.

Kiedy ja podjęłam terapię i zaczęłam uczęszczać na mitingi... To rzeczywiście było podobnych mnie niewiele. Na terapii byłam jedyną, której partner podjął abstynencję i leczenie, niewiele osób z podobnym doświadczeniem spotykałam też na Al-anon. Dziś, co ogromnie cieszy, spotykam coraz więcej, młodych par, w których oboje coś ze sobą robią. Cieszy mnie to, bo wiem, jak to doświadczenie wzajemna możliwość dzielenia się jest ważna.

Wtedy miałam do dyspozycji tylko pomoc w czasie indywidualnych spotkań, kilka osób z Al-anon i cienką książeczkę Anny Dodziuk "Trzeźwieć Razem" (o problemach takich małżeństw). A i oczywiście Alanonowska literatura "Problemy w małżeństwie z alkoholikiem". Nie wiem, czy coś konkretnego ukazało się w tym temacie od tego czasu. Może komuś coś wpadło w ręce?

Wracając jednak do tego

Cytat:
że żona poszła tam i że chłop ma w domu piekło..


Często to słysząc zastanawiam się, dla kogo i czyje oczekiwania ma spełniać terapia?
Czy terapia ma "zrobić dobrze" samej osobie, podejmującej proces leczenia? Partnerowi/partnerce? Rodzinie? Społeczeństwu? Czy da się to połączyć? Czy należy to łączyć?

Mała - Pią 06 Maj, 2016 10:55

Kiedy byłam na warsztatach, terapeutka od razu nam powiedziała, że bardzo trudno jest utrzymać związek - w którym "trzeźwieje" tylko 1 ...Że raczej obydwoje powinni iść na każdą ze swoich terapii, a dopiero po ukończeniu - podejmować decyzje - co dalej...
Narysowała nam ciekawy wykres - jak funkcjonuje czynny alkoholik (nastroje - góra dół) i jak potem, w trakcie trzeźwienia, jego zachowanie przechodzi w linię ciągłą (bez gwałtownych wzlotów i upadków). Nielecząca się natomiast rodzina - dalej podąża za starym wykresem (góra dół) i często jest to powodem rozpadów związków :(
...
Trudne to wszystko. Ale warte poznania :)

yuraa - Pią 06 Maj, 2016 11:04

ja to zawsze inny byłem, moja żona chyba też.
była tylko na trzech spotkaniach alanonu i stwierdziła że to nie dla niej, po prostu jakoś instynktownie dopasowuje sie do sytuacji i bez terapii wie co trzeba robić i tak
żyjemy razem już 33 lata minęło

She - Pią 06 Maj, 2016 11:09

pietruszka napisał/a:
Czy terapia ma "zrobić dobrze" samej osobie, podejmującej proces leczenia? Partnerowi/partnerce? Rodzinie? Społeczeństwu? Czy da się to połączyć? Czy należy to łączyć?

Tak sobie myślę że terapia ma służyć przede wszystkim poukładaniu siebie - swoich uczuć, odczuć, godności... jednym słowem ma służyć osobie która jest podmiotem w tej sytuacji :)
Dopiero potem jest czas na układanie (lub nie) na nowo stosunków z rodzicami, teściami, synowymi, zięciami i całą resztą wujków i cioć wszelakich.

Zdrowa emocjonalnie rodzina to zdrowe społeczeństwo, a z tego są już same plusy.
Nie wiem czy należy łączyć i czy w ogóle da się połączyć wszystkie ogniwa. Zawsze znajdzie się ktoś komu będzie nie po drodze z innymi i na to już nikt nie ma wpływu :bezradny:

Ja dziś dziękuję mojej SW za to że swego czasu, dzięki wspaniałym ludziom :buzki: (z wielkim oporem i niechęcią :paluszkiem: ) poszłam na terapię.
Dzięki temu jestem dziś tu gdzie jestem i w życiu nie chciałabym być znowu tam, gdzie byłam 3-4 lata temu :blee:
:glupek:

margo - Pią 06 Maj, 2016 11:27

:mgreen:


Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 11:39

Margo super...to samo od meza slysze..czasem mowi ze mi gorzej..a ja lepiej sie czuje... :wysmiewacz:
szika - Pią 06 Maj, 2016 11:43

Pietruszka poruszyłas - jak dla mnie - temat rzekę..
pietruszka - Pią 06 Maj, 2016 11:45

szika napisał/a:
Pietruszka poruszyłas - jak dla mnie - temat rzekę..

dlatego wydzieliłam w osobny wątek :)

szika - Pią 06 Maj, 2016 12:16

mnie jest trudno jakoś to jednoznacznie pookreślać, ponazywać..
sama nie wiem kim jestem "bardziej".. alkoholiczką, współuzależnioną czy DDA..
najpierw leczyłam uzaleznienie (to jest akurat naturalne) i tę terapię pamietam najlepiej, poświęciłam jej najwięcej czasu i też najwięcej kosztowała mnie pracy i energii..
głody alkoholowe to było straszne doświadczenie.. pamiętam siebie zwijającą się na podłodze w łazience w środku nocy z płaczem - tak strasznie chciało mi sie pić.. wyłam wręcz..
tak szczerze to nie wiem.. nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji gdyby wtedy mój mąż, ta moja druga połówka miała zajmować się wyłącznie sobą, albo np w takim momencie walnęłaby mi pozew na stół.. nie wiem czy bym dała radę.. byłam strzępem człowieka a tu takie wstrząsy i turbulencje.. nie wiem czy bym utrzymała abstynencję i w ogóle całe to postanowienie, że chcę przestac pić..
mąż, który mnie wspierał dobrym słowem, który tak poprostu był, bez roszczeń, żądań, bez rewolucji w domu, dawał mi poczucie bezpieczeństwa, miałam motywację żeby jednak wytrwać pomimo że było bardzo trudno.. fakt - były jeszcze dzieci, ale one akurat totalnie sie ode mnie poodwracały, raz, że piłam i nie ufały mi, dwa że były w okresie dojrzewania...
po wielu miesiącach dopiero byłam gotowa na zmiany.. pomału, kolejne kroki, kolejne sprawy małe i duże..
na terapii zajmowałam się sobą, ale Bóg mi świadkiem, że moje relacje z innymi ludźmi, z moimi bliskimi były dla mnie bardzo ważne, bardzo potrzebowałam wtedy akceptacji bo może nawet nie miłości, co akceptacji i lgnęłam do każdego kto mi ja okazywał z wielka wdzięcznością.. powoli wstawałam z kolan, powoli wychodziłam z dna..
kurde jak ja to pamiętam.. pamiętam wszystkich tych ludzi, którzy mnie nie odrzucili, którzy zaakceptowali, wspierali, szanowali.. czesto bardziej niż ja samą siebie..

pietruszka - Pią 06 Maj, 2016 12:52

She napisał/a:
Zdrowa emocjonalnie rodzina to zdrowe społeczeństwo, a z tego są już same plusy.

tu... czasem mam wątpliwości... bo wiele stereotypów... w rzeczywistości właśnie służy bardziej grupie, pewnej społeczności, ma za zadanie właśnie trzymać wszystkie trybiki w określonym miejscu, według jakiś tam zewnętrznych założeń... czasem nie do końca to co dobre dla jednostki jest dobre dla zbiorowości

Ot, jak to było: "oto butelka, do której nalewano gorzałkę, za pomocą której pan rozpijał chłopa"? Panu akurat było wygodnie, gdy chłop rozpity był, nieprawdaż? Nawet rzesze nieleczonych są wręcz niezbędne są przydatne w społeczeństwie, jakby się zastanowić... zwykle pracują potem w przeróżnych MOPSach, domach opieki społecznej, resocjalizacjach, wolontariatach, często za darmo, lub za psie pieniądze, bo wychowanie w domu alkoholowym tak pięknie wpisuje się w chęć ratowania świata, często kosztem owych DDA? Może i to patologiczne społeczeństwo, ale działa jak naoliwione trybiki w maszynie, dopóki, ktoś nie trafi na dobrego terapeutę ;)

Związek - to już są puzzle do poukładania na nowo... Na trzeźwo to nie jest łatwe, bo to zawsze spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, a do tego miłość, lub co gorsza zauroczenie w tle... Współuzależnienie/alkoholizm wbrew pozorom dość szybko sprawia, ze mechanizm funkcjonuje (no może ze zgrzytami, ale potrafi przez lata funkcjonować niczym perpetuum mobile). Leczenie uzależnienia/ współuzależnienia/syndromu DDA to jak włożenie patyka w trybiki tej machiny. A tu jeszcze alkoholicy oczekują, że żony/mężowie się wskutek leczenia naprawią (czytaj dopasują) według ich widzimisię, żony/mężowie w terapii czy mitingach uzależnionych partnerów widzą kolejną iluzję raju dla siebie. Podobnie wyterapeutyzowani rodzice modlą się o zbawienie dla własnych dzieci i podjęcie terapii DDA, a gdy to następuje... zwykle są zaskoczeni wynikiem tego zbawienia.

Myślę, że to rozczarowanie wynikiem zdrowienia drugiej strony jest dość naturalne, jest niejako częścią procesu i jest zwykle skutkiem niewiedzy, co tak naprawdę dzieje się z drugim człowiekiem. No i oczywiście głównym powodem są nieco egoistyczne oczekiwania, ze terapia drugiego człowieka coś nam da. Pewnie i da, ale zwykle po jakimś dopiero czasie, gdy zasklepią się wielkie rany, po wszystkim przejedzie walec i wyrówna. A czasem bywa i tak, że po prostu ze związku nici... Autostrady z tego nie da się wybudować na tym gruncie.

Mała napisał/a:
Kiedy byłam na warsztatach, terapeutka od razu nam powiedziała, że bardzo trudno jest utrzymać związek - w którym "trzeźwieje" tylko 1 ...Że raczej obydwoje powinni iść na każdą ze swoich terapii, a dopiero po ukończeniu - podejmować decyzje - co dalej...
Narysowała nam ciekawy wykres - jak funkcjonuje czynny alkoholik (nastroje - góra dół) i jak potem, w trakcie trzeźwienia, jego zachowanie przechodzi w linię ciągłą (bez gwałtownych wzlotów i upadków). Nielecząca się natomiast rodzina - dalej podąża za starym wykresem (góra dół) i często jest to powodem rozpadów związków :(

O fajnie, że się zaczyna o tym mówić...

yuraa napisał/a:
ja to zawsze inny byłem, moja żona chyba też.


Yuraa, bo Wy oboje to jesteście ewenementy dwa, takie fajne ewenementy... ergr

Kami - Pią 06 Maj, 2016 13:02

She napisał/a:
terapia ma służyć przede wszystkim poukładaniu siebie - swoich uczuć, odczuć, godności...

też tak myślę, skoro sami siebie nie znamy, trudno o jakąkolwiek stabilność czy racjonalność
She napisał/a:
Dopiero potem jest czas na układanie (lub nie) na nowo stosunków z rodzicami, teściami, synowymi, zięciami i całą resztą wujków i cioć wszelakich.

jeśli się da, bo nie zawsze tak jest
She napisał/a:
Nie wiem czy należy łączyć i czy w ogóle da się połączyć wszystkie ogniwa

no właśnie .......
She napisał/a:
Zawsze znajdzie się ktoś komu będzie nie po drodze z innymi i na to już nikt nie ma wpływu

dlatego jesteśmy w punkcie wyjścia, że przede wszystkim należy myśleć właśnie o sobie
szika napisał/a:
nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji gdyby wtedy mój mąż, ta moja druga połówka miała zajmować się wyłącznie sobą, albo np w takim momencie walnęłaby mi pozew na stół.. nie wiem czy bym dała radę..

widzisz szika, właśnie wtedy kiedy potrzebowałaś pomocy, nie odszedł od Ciebie były małżonek, ale kiedy zaczęliście się podnosić ..... małżeństwo się skończyło .... ( dobrze piszę, bo nie pamiętam całego twojego wątku???!!! )
Ja zauważyłam u siebie ogromne zmiany i nigdy ale to nigdy nie związałabym się z kimś z "naszej branży" i nie dlatego, że mi odbiło.... ale !!!
wiem już na czym polegał mój problem i zrobiłam wszystko, żeby sobie pomóc. Teraz, kiedy mam już za sobą straszne momenty z mojego życia, nigdy !!! przenigdy!! nie chciałabym mieć "powtórki z rozrywki" bo wiem ile mnie to kosztowało zdrowia, nerw, palpitacji serca, nieprzespanych lat aż do choroby nowotworowej włącznie.
Do niedawna wiedziałam czego nie chcę w moim życiu, teraz też już wiem czego chcę, mając jednocześnie świadomość, że jestem i będę poniekąd "uszkodzona" do końca życia.
Jakikolwiek nowy związek z niepijącym alko spowodowałby u mnie "powrót wspomnieniami do przeszłości" w związku z czym wiem, że kochając kogoś takiego powróciłyby u mnie stany "rozchwiania emocjonalnego".

staaw - Pią 06 Maj, 2016 13:02

yuraa napisał/a:

była tylko na trzech spotkaniach alanonu i stwierdziła że to nie dla niej, po prostu jakoś instynktownie dopasowuje sie do sytuacji i bez terapii wie co trzeba robić i tak
żyjemy razem już 33 lata minęło

Jakbym czytał o swojej.
Złota kobieta jest :chmurka:
Wytrzymała ze mną 20 lat a ja czasem sam ze sobą nie mogę :bezradny:

margo - Pią 06 Maj, 2016 13:07

Kami napisał/a:
Jakikolwiek nowy związek z niepijącym alko spowodowałby u mnie "powrót wspomnieniami do przeszłości" w związku z czym wiem, że kochając kogoś takiego powróciłyby u mnie stany "rozchwiania emocjonalnego"


Do tego dodam swoje trzy grosze ;) otóż nie tylko chodzi o trzeźwych/nietrzeźwych alkoholików. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że można mieć powtórkę z rozrywki (ze współuzależnienia) z kimś, kto jest po prostu nieposkładany emocjonalnie, niedostępny i niedojrzały. Nie trzeba żadnych alkoholików do tego...

Kami - Pią 06 Maj, 2016 13:12

margo napisał/a:
że można mieć powtórkę z rozrywki (ze współuzależnienia) z kimś, kto jest po prostu nieposkładany emocjonalnie, niedostępny i niedojrzały. Nie trzeba żadnych alkoholików do tego...

naturalnie, że tak ale poznając kogoś nowego masz już zaostrzone "czujki" i reagujesz zupełnie inaczej.
Ja odkąd się za siebie wzięłam reaguję zupełnie inaczej. Kiedyś bałam się buzię otworzyć ( mimo, że nie raz nawijałam bez sensu jak nakręcona) to kiedy przyszło do konkretów, bałam się, że mogę obrazić.
Dziś już tak nie jest ... jestem wyciszona, sporo obserwuję i reaguję w czasie ale bez emocji.

szika - Pią 06 Maj, 2016 13:44

Kami napisał/a:
Jakikolwiek nowy związek z niepijącym alko spowodowałby u mnie "powrót wspomnieniami do przeszłości" w związku z czym wiem, że kochając kogoś takiego powróciłyby u mnie stany "rozchwiania emocjonalnego".

wiesz co Kami? wydaje mi się, że tego nie wiesz.. albo.. pokutują jakieś stereotypy.. kręci się jakiś scenariusz..
ja nie jestem łatwą do życia partnerką ale nie dlatego, że jestem uzależniona.. z innych powodów.. gdy rozmawialiśmy z moim partnerem o tym to min on mówi, że jestem jak rentgen, że nic się przede mną nie ukryje, albo, że jestem taka cholernie konkretna i asertywna, że on się czuje gorszy czasami bo tak nie potrafi.. bywa, że to go przytłacza.. zatem takie zgłasza reklamancje jeśli już, a nie to, że nie piję, że nie bywam itd.. tylko, że to sa jego problemy, a nie moje prawda?
ale nie dziwię się z drugiej strony tak trochę.. ja sama kiedyś podobnie uważałam - że alkoholik to skrzywiony bedzie do końca życia.. sama nie wiem kiedy zmieniłam zdanie.. może wraz z wybaczeniem sobie samej?

She - Pią 06 Maj, 2016 14:03

szika napisał/a:
ja sama kiedyś podobnie uważałam - że alkoholik to skrzywiony bedzie do końca życia..

:mgreen:
Ponoć nie ma ludzi "nie skrzywionych" są tylko nie zdiagnozowani ;)

margo napisał/a:
nie tylko chodzi o trzeźwych/nietrzeźwych alkoholików. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że można mieć powtórkę z rozrywki (ze współuzależnienia) z kimś, kto jest po prostu nieposkładany emocjonalnie, niedostępny i niedojrzały. Nie trzeba żadnych alkoholików do tego...

:buzki: margotko :)

szika - Pią 06 Maj, 2016 14:30

She napisał/a:
Ponoć nie ma ludzi "nie skrzywionych" są tylko nie zdiagnozowani

miałam na myśli jakieś szczególne skrzywienie "alkoholickie"..
dziś mogę powiedzieć, że można z tego wyjść, można zyc normalnie, a nawet lepiej, bo świadomie..
a do moich "wad" zaliczyć można to co mi "wyrządziła" ta cała "niedobra" terapia :mgreen: (mam ich pewnie wiele poza tym i wcale niezwiązanych z alkoholizmem np lenistwo :) ).. ludzie nietknięci terapią zdarza się, że bywają zdziwieni i niezbyt zadowoleni jak np "przyciskam kogoś do muru".. a ja się przeciez tylko zwyczajnie pytam :mgreen:

szymon - Pią 06 Maj, 2016 15:57

staaw napisał/a:
yuraa napisał/a:

była tylko na trzech spotkaniach alanonu i stwierdziła że to nie dla niej, po prostu jakoś instynktownie dopasowuje sie do sytuacji i bez terapii wie co trzeba robić i tak
żyjemy razem już 33 lata minęło

Jakbym czytał o swojej.
Złota kobieta jest :chmurka:
Wytrzymała ze mną 20 lat a ja czasem sam ze sobą nie mogę :bezradny:


szkoda, że nie mają ochoty się na ten temat wypowiedzieć, szanowne małżonki :mgreen:

staaw - Pią 06 Maj, 2016 16:07

szymon napisał/a:



szkoda, że nie mają ochoty się na ten temat wypowiedzieć, szanowne małżonki :mgreen:

Są z nami kilka dekad mimo głupot jakie robiliśmy, co więcej Ci potrzebne do wiadomości?
Na AlaAnon sam namówiłem swoją, stwierdziła że to nie dla niej...

pterodaktyll - Pią 06 Maj, 2016 16:18

Cytat:
ja nie jestem łatwą do życia partnerką ale nie dlatego, że jestem uzależniona.. z innych powodów.. gdy rozmawialiśmy z moim partnerem o tym to min on mówi, że jestem jak rentgen, że nic się przede mną nie ukryje, albo, że jestem taka cholernie konkretna i asertywna, że on się czuje gorszy czasami bo tak nie potrafi.. bywa, że to go przytłacza

To ważne co napisałaś...........żaden, ale to absolutnie żaden facet nie wytrzyma takiej presji, to znaczy wytrzyma do czasu........

staaw - Pią 06 Maj, 2016 16:26

pterodaktyll napisał/a:
Cytat:
ja nie jestem łatwą do życia partnerką ale nie dlatego, że jestem uzależniona.. z innych powodów.. gdy rozmawialiśmy z moim partnerem o tym to min on mówi, że jestem jak rentgen, że nic się przede mną nie ukryje, albo, że jestem taka cholernie konkretna i asertywna, że on się czuje gorszy czasami bo tak nie potrafi.. bywa, że to go przytłacza

To ważne co napisałaś...........żaden, ale to absolutnie żaden facet nie wytrzyma takiej presji, to znaczy wytrzyma do czasu........

Całkowicie się zgadam z przodomówcą :okok:
Nie wiem czy żaden facet, wiem że ja bym nie wytrzymał...

Linka - Pią 06 Maj, 2016 16:35

Stasiu , ze mną tez ani jednego dnia byś nie wytrzymał . (albo ja z Tobą )
A przecież to jeszcze o niczym nie świadczy .

staaw - Pią 06 Maj, 2016 16:38

Linka napisał/a:
Stasiu , ze mną tez ani jednego dnia byś nie wytrzymał . (albo ja z Tobą )
A przecież to jeszcze o niczym nie świadczy .

Wiem, wyraziłem tylko swoje zdanie.
W mojej rodzinie nikt nie czuje się gorszghy, wszyscy są równi....

pterodaktyll - Pią 06 Maj, 2016 16:40

staaw napisał/a:
Linka napisał/a:
Stasiu , ze mną tez ani jednego dnia byś nie wytrzymał . (albo ja z Tobą )
A przecież to jeszcze o niczym nie świadczy .

Wiem, wyraziłem tylko swoje zdanie.

Tyle tylko, że ja napisałem o relacjach partnerów w ZWIĄZKU a nie relacjach miedzy znajomymi :p

staaw - Pią 06 Maj, 2016 16:58

Działanie na skutek którego jeden z partnerów czuje się gorszy czy zdominowany odbieram jako przemocowe...
pterodaktyll - Pią 06 Maj, 2016 17:03

staaw napisał/a:
Działanie na skutek którego jeden z partnerów czuje się gorszy czy zdominowany odbieram jako przemocowe...

I tej wersji będziemy się trzymać :nerwus:

Linka - Pią 06 Maj, 2016 17:10

Cytat:

Działanie na skutek którego jeden z partnerów czuje się gorszy czy zdominowany odbieram jako przemocowe...



Odebrałam to bardzo osobiście, bo to jedyna rzecz, którą zarzucał mi były.

Pewnie mam się czuć winna, że nie dość dbałam, chwaliłam, głaskałam, itd..
Im więcej pił, tym więcej było dziedzin, w których byłam lepsza....choćby w pracy.
Który facet by to wytrzymał ?

A jeżeli nie ma działania, celowego, ktoś po prostu jest sobą? to co?

edit: widzę że Staaw usunął posta, ale ja mój zostawię do jutra...

staaw - Pią 06 Maj, 2016 17:18

Linka napisał/a:
Cytat:

Działanie na skutek którego jeden z partnerów czuje się gorszy czy zdominowany odbieram jako przemocowe...



Odebrałam to bardzo osobiście, bo to jedyna rzecz, którą zarzucał mi były.

Pewnie mam się czuć winna, że nie dość dbałam, chwaliłam, głaskałam, itd..
Im więcej pił, tym więcej było dziedzin, w których byłam lepsza....choćby w pracy.
Który facet by to wytrzymał ?

A jeżeli nie ma działania, celowego, ktoś po prostu jest sobą? to co?

edit: widzę że Staaw usunął posta, ale ja mój zostawię do jutra...

Nic nie usuwałem...
Mogę być sobą dopuki nie ranię innych...

szika - Pią 06 Maj, 2016 17:31

czyli wynika z powyższych postów, że uzywanie na codzień zdobytych w terapii umiejętności takich jak asertywność, zdrowa komunikacja to przemoc?
no weźcie sie popukajcie w głowy...
nie po to włożyłam tyle pracy w siebie, nie po to sie tego uczyłam, żeby teraz zgrywać słodką idiotkę i udawać, że nie umiem się porozumiewać..
a to, że druga osoba nie chce/nie może/boi się czy szlag wie z jakiego powodu nie uczy się owej komunikacji czy asertywności to już chyba tej osoby problem, a nie mój..
Linka napisał/a:
A jeżeli nie ma działania, celowego, ktoś po prostu jest sobą? to co?

dokładnie.. liczy się intencja.. albo dochodzimy do prawdy albo sie oszukujemy i udajemy.. odgrywamy spektakle teatralne..


ostatnio w mojej klatce sąsiadka pode mną, z parteru została po raz kolejny zalana.. woda wyciekała z kratki wentylacyjnej czyli płynęła kanałem wentylacyjnym.. a zatem.. nie wiadomo z którego piętra.. ja mieszkam nad nią więc pierwsza podejrzana.. kilka prób i nic.. u mnie ok.. jak teraz znaleźć? poszłam razem z zarządca i administratorem wyzęj rozmawiac z sasiadami.. na trzecim otwiera sasiad.. mieszka sam.. niegdys miał uszkodzony odpływ z umywalki i okazuje sie ze nadal ma ale nie używa.. pytam wobec tego przy świadkach czy mogło tak być, że w sobote ktoś może z gości nie wiedząc uzył tej umywalki.. nic.. zero odpowiedzi.. rozmowa schodzi na inny temat.. pytam kolejny raz czy miał gości w sobote, czy ktoś u niego był.. dalej nic.. no to w końcu mówię sasiedzie pytam juz po raz kolejny bo ciagle nie otzrymuje odpowiedzi, a to wazne, bo mam dośc być posądzaną o zalewanie i zalezy mi na znalezieniu źródła wycieku dla mojego własnego wreszcie świetego spokoju, więc niech nie sciemnia tylko mówi jak było w sobotę.. no to wreszcie - przyparty do muru - przyznał że córka u niego robiła osiemnastkę.. i okazało się, że jednak nie wchodził do lazienki z każdym gosciem i nie może zagwarantować na sto procent, że nikt nie uzył umywalki.. znalazło sie źródło, administracja nakazała usunięcie uszkodzenia.. mam nadzieję to koniec moich przebojów z sasiadka z dołu..
i teraz pytam.. według Was Panowie nalezało skulic uszy po sobie i odejść bo sasiad nie odpowiedział w ogóle na pytanie, do niczego sie nie przyznał i użerac sie kolejne lata z sąsiadką z dołu? nalezało nadal użerac sie z PZU i ich inspektorami, którzy łazili mi po chałupie gdzie ja mam wszystko w porządku?
no widac według Was tak... widac, że nalezy być głupią, tępą babą co sie na niczym nie zna i pozwala po sobie jeździć jak po łysej kobyle..
i to pisza trzeźwiejący alkoholicy..

staaw - Pią 06 Maj, 2016 17:39

Czym innym jest przypieranie do muru sąsiada czy administratora a czym innym prześwietlanie rentgenem partnera i stawianie go przy ścianie.
Każdy ma prawo do ukrycia swoich sekretów.
Każdy ma prawo do swoich wad z którymi nie koniecznie musi lecieć na terapię lub wysłuchiwać od drugiego że się czegoś boi.

(Wygaszami czy nie, bo już się pogubiłem )

Linka - Pią 06 Maj, 2016 17:40

Komu ma służyć terapia? Mitingi?
Na terapii jestem tylko indywidualnej, idę tam , by skonsultować pewne sprawy, bo przecież nie mogę się mylić, bo może to co dla mnie jest normalne, wcale takim nie jest.
Potrzebuję też wsparcia, by nie cofnąć się z obranej drogi.
Na Al-anon usłyszałam, że szczęśliwa matka, to szczęśliwe dzieci.
I mówiąc szczerze, to właśnie one nieraz zachęcały mnie bym na mitingi chodziła.
Szczęśliwa , inna , lepsza...dla siebie i dla rodziny.
Bo ja nie dawałam sobie prawa by być dla siebie ważną, zadowoloną z życia.
Mnie nie było...tak byłam zakręcona wokół alkoholika.
Tam usłyszałam, ze jestem ważna , najważniejsza...toż to rewolucja cała.
Tam też się mówi, że żadna terapia, mitingi, praca nad sobą nie mogą odbywać się kosztem rodziny.
Nie mówię tu o przypadkach, kiedy kobieta z roli służącej całej rodziny próbuje wejść w rolę partnera.
To chyba boli najbardziej członków rodziny, przyzwyczajonej do usługiwania, ustępowania...tam jest dopiero zdziwienie i bunt.
A takie rodziny znam.
Sama dziękować mogę Bogu, ze nigdy od swoich nie usłyszałam, ze coś "powinnam", że już się ze mną porozmawiać nie da.

margo - Pią 06 Maj, 2016 17:41

szika napisał/a:
czyli wynika z powyższych postów, że uzywanie na codzień zdobytych w terapii umiejętności takich jak asertywność, zdrowa komunikacja to przemoc?
no weźcie sie popukajcie w głowy...


:brawo:

margo - Pią 06 Maj, 2016 17:44

staaw napisał/a:
ażdy ma prawo do ukrycia swoich sekretów.


Jeśli nie chce mi czegoś powiedzieć, to mówi: nie chcę o tym z Tobą rozmawiać. I koniec tematu. Nie rozumiem tego, ja już się naskakałam wokół takiego, co "niby chciał coś powiedzieć, ale jakby się bał, jakby nie chciał, ale może jednak...". W takim wypadku się mówi zwyczajnie "nie, nie powiem, nie będę o tym rozmawiać", a nie udaje się, że się nie słyszy. Dziecinada...

szika - Pią 06 Maj, 2016 17:45

staaw napisał/a:
Czym innym jest przypieranie do muru sąsiada czy administratora a czym innym prześwietlanie rentgenem partnera i stawianie go przy ścianie.

a własnie.. a ja miałam dokładnie to pierwsze na mysli a to drugie z mojej wypowiedzi w ogóle nie wynikało.. uczyli mnie zasady: jesli czegos nie jestes pewien do końca to dopytaj..trza było zapytać czy ja drążę sekrety partnera, czy ja go stawiam przy ścianie i domagam się tego co mi sie nie nalezy.. a Wy wydaliście osąd bez znajomości faktów i bez upewnienia sie co miałam dokładnie na myśli..
z asertwności i komunikacji pała krótko mówiąc...

staaw - Pią 06 Maj, 2016 17:49

szika napisał/a:

z asertwności i komunikacji pała krótko mówiąc...

Poczułem się jak głąb... :oops:

To czym czuje się przytłoczony Twój partner?
Że administratora ciśniesz?

Linka - Pią 06 Maj, 2016 17:56

staaw napisał/a:
To czym czuje się przytłoczony Twój partner?
To może ja napiszę,
czy czułeś się kiedykolwiek winny, ze umiesz więcej niż przykładowy "ktoś" ?
że wiesz, potrafisz, osiągnąłeś wiele ?
Czy próbowano Ci wmówić, ze to Twoja wina, ze może byś się nie przyznawał, częściej rżnął głupa....żeby ten ktoś poczuł się lepiej?

To się często próbuje wmówić nam , kobietom.

staaw - Pią 06 Maj, 2016 18:03

Linko, w mojej rodzinie wszyscy wiedzą że nie są ideałami. Nie krytykujemy się by nie ranić, raczej pomagamy bez udowadniania czegokolwiek.

Natomiast moja matka nie byłaby sobą gdyby nie skrytykowała wszystkich, od prezydenta po dozorcę nie wyłączając męża i dzieci. Taki chodzący ideał była.

Dla tego jestem przewrażliwiony na ideały...

staaw - Pią 06 Maj, 2016 18:06

To co Ty nazwałaś rżnięciem głupa, ja nazywam delikatnością...
szika - Pią 06 Maj, 2016 18:06

staaw napisał/a:
To czym czuje się przytłoczony Twój partner?

nie wiem po co wygaszacie..
przecież to chyba w temacie..

Stasiu.. takie pytanie jest jak najbardziej na miejscu i jest ok..
czym sie czuje przytłoszony.. ja to tak przerysowałam w skrócie.. ale na ten przykład..
terapia uczy min takiej umiejetności jak szukanie w sobie odpowiedzi na pytanie "o co mi tak naprawdę chodzi"
pozornie to proste ale jednak wcale nie.. chyba sie nie pomylę jesli powiem, że ludzie maja tak bardzo często łącznie ze mną.. o cos jestesmy źli ale nie wiemy o co.. prawda?
czasem musi minąc trochę czasu i sami na to wpadamy, czasem ktos nam może w tym pomóc..
wazne czy szukamy w sobie odpowiedzi a nie na zewnąrz..
osoby bez terapii - tzw "normalni" w ogóle sobie tym nie zawracają głowy.. albo nawet nie wiedzą, że tak w ogóle można i trzeba dla własnego dobra.. więc co robią.. bardzo czesty mechanizm to wyżywanie się na innych.. i zrzucanie odpowiedzialności "bo to on/bo to ona"..
mój partner tez tak ma.. a ja sobie nie pozwalam wciskać bzdur i bronię się.. asertywnie rzecz jasna.. przewaznie jest tak, że po jakiejś chwili złości i nerwów emocje opadają i rozmawiamy.. i okazuje się, że to albo tamto faktycznie po jego stronie.. jest mu głupio i czuje sie przytłoczony.. "normalnie" to by to najchetniej zostawił w stanie takim, że wyżył się, wyzłościł i koniec.. foch i czekanie, że ja przeproszę.. a tu trzeba sie skonfrontować samemu ze sobą i walnąć w pierś.. to nie jest łatwe dla facetów.. nie jest łatwe dla mojego partnera.. i ja to rozumiem.. ale w takich sytuacjach nie ustąpię, nie pozwalam z siebie robić kozła ofiarnego.. a daje mi się to bo mnie tego terapia nauczyła.. 20 lat temu, 15 toczyłabym wojnę na noże i wogle robiła różne rzeczy i nic by z tego nie wynikło...
tak w ogóle to w moim związku ostatnio juz sie prawie takie sytuacje nie zdarzają chociaż czasem jeszcze tak.. ale to nie to co kiedyś.. słowo "wada" dałam celowo w cudzysłów bo uważam, że to nie sa moje wady, pisałam o tym kilka postów temu.. rozpisałam sie bo wątek dotyczy życia z osobą uzaleznioną i Kami napisała, że obojetne czy pijący czy trzeźwy (choć rozumiem to o uruchomieniu sie wspomnień) .. a ja uważam, że my alkoholicy mamy naprawdę wielką szansę uczynić nasze i naszej rodziny zycie lepszym.. chocby dlatego, że mamy terapię za darmo i długo.. możemy do bólu popracowac nad naszymi dysfunkcjami..

margo - Pią 06 Maj, 2016 18:07

staaw napisał/a:
Dla tego jestem przewrażliwiony na ideały


a gdzie w tym temacie ktoś pisał o byciu idealnym? :shock:

Kami - Pią 06 Maj, 2016 18:09

szika napisał/a:
Kami napisał/a:
Jakikolwiek nowy związek z niepijącym alko spowodowałby u mnie "powrót wspomnieniami do przeszłości" w związku z czym wiem, że kochając kogoś takiego powróciłyby u mnie stany "rozchwiania emocjonalnego".

wiesz co Kami? wydaje mi się, że tego nie wiesz.. albo.. pokutują jakieś stereotypy.. kręci się jakiś scenariusz..

Szika jestem pewna swoich reakcji i wiem o tym dopiero od zupełnie niedawna.
Mój mąż był alkoholikiem pił codziennie w małych ilościach ( powtarzam się :uoee: ) nie miałam pojęcia, że to jest alkoholizm a odeszłam od niego, bo uważałam, że jest jedynie cholerykiem i despotą wiecznie niezadowolonym z życia i czepiającym się nie wiadomo czego. Nie dało się z nim żyć. Ale zanim się od niego odseparowałam robiłam za niego wszystko jak na książkową współuzależnioną przystało i to w dodatku przed czasem czyli przewidywałam jego reakcje i się do nich dostosowywałam tak, by nie miał czego się czepiać i też w konsekwencji ..... przestałam "bywać" u rodziny, znajomych, przyjaciół bo z nim się "bywać" nie dało.
Po moim mężu miałam "epizod życiowy" krótki .... byłam z facetem który mi świat do stóp by położył, nadskakiwał, głaskał i obiecywał. Był całkiem inny od mojego męża ( tak wtedy myślałam) i pozwoliłam mu rozgościć się w moim życiu, które to on wziął sobie szybko pod kontrolę i tu znowu się zaczęło .... czepianie, kontrolowanie, robienie scen zazdrości, no i ja znowu jak na współuzależnioną przystało zrezygnowałam z własnego życia ... czyli wszystko od nowa ... by był spokój zrezygnowałam z własnego życia i znów skoncentrowałam się na nim i od nowa ....przestałam "bywać", spotykać się ze znajomymi, rodziną by nie mieć scen zazdrości by nie wstydzić się przed ludźmi jego chamskich zachowań no i wtedy to własnie dopadła mnie depresja o czym nie miałam zielonego pojęcia, całymi dniami nie wychodziłam z łóżka, płakałam i bałam się wszystkiego. Dodam jeszcze, że bałam się zostać sama, że sobie nie poradzę mimo, że to on żył u mnie, ja go utrzymywałam z moich pieniędzy, płaciłam systematycznie alimenty na jego dziecko..... Nie pił ... więc był dobry. ALE !!!!! Nie pił u mnie w domu, natomiast miał ciągi poza moim mieszkaniem ... w domciu jedynie rzygał na potęgę zatruty niesamowicie i zwalał na to, że u kogoś się zatruł starym jedzeniem. Mimo, że ktoś z jego rodziny opowiadał o tym, że złapali go po pijanemu za kierownicą i że miała zabrane na 2 lata prawko, kiedy zapytałam dlaczego ?! usłyszałam w odpowiedzi, że ktoś go podkablował bo on jedynie przestawiał samochód ( którego notabene nie miał ) natomiast pracował jako kierowca. Dużo by pisać przykładów , tylko po co ?? To, że był alkoholikiem dowiedziałam się kiedy totalnie siadła mi psychika przy trzecim i ostatnim.....
Trzeci z kolei to .... dobry, kochany i miły ... a że pił ???? Przecież mnie traktował jak księżniczkę, która tańczyła przy nim na paluszkach i wywijała piruety .... nie było scen zazdrości, bo pewnie go niewiele obchodziłam za to byłam cudna, bo kiedy rzygał na potęgę robiłam rosołki, prałam, sprzątałam, prasowałam, zakupy robiłam, do pracy na kacu woziłam ...."latałam" dosłownie najbliższym lotem na każde jego "kochanie, źle się czuję przyleć proszę" ..... no i ... odseparowałam się ponownie od rodziny, przyjaciół, znajomych i "bywań" bo przecież po co nam inni jak mieliśmy siebie. Ten był dobry, bo kochał, głaskał po głowie, i mówił, jaka to ja jestem cudowna. "Cudne" dla nas były weekendy kiedy to ON wypoczywał przy piwkach kupionych przeze mnie a ja tłukłam dla niego kotlety .....
Kiedy nie miał tych piwek wtedy ja byłam zrzędząca i czepiająca się ale na drugi dzień tak bardzo przepraszał i był taki milutki, że wybaczałam, przecież się czepiałam.
BOSZZZZZZZZE jak o tym pomyślę to mam ciarki na ciele ....
Do trzech razy sztuka .... KONIEC ...KROPKA ......
W pierwszym przypadku relacji z alkoholikiem odeszłam, bo była agresja i nie chciało mi już niczego ani ratować ani tłumaczyć, miłość wygasła już dawno były tylko pretensje.
Drugi związek to krótki epizod i totalna pomyłka gdzie znów odeszłam bo sie dusiłam a raczej ucięłam mu dostęp do mojej ( już wtedy topniejącej gotówki ) i w konsekwencji musiał ( chociaż ciężko mu było ) wyprowadzić się ode mnie.
Kiedy weszłam na forum byłam w totalnej rozsypce ... nie spałam od kilkunastu miesięcy, bałam się własnego cienia ..... SZUKAŁAM POMOCY DLA MOJEGO UKOCHANEGO, bo trzeciego kochałam nad życie z wzajemnością zresztą bo codziennie mi to powtarzał !!!!!!!!!!!
Długo nie mogłam zrozumieć , że skoro jestem miłością jego życia to czemu On nadal pije i burzy tak cudowny związek.
Nie miałam pojęcia w jak wielkim gównie siedzę i że jeśli tego nie przerwę rozsypię się psychicznie.
Długo i opornie szła mi analiza mojej psychiki. Nie ma się co dziwić skoro nie miałam pojęcia o współuzależnieniu, DDA, DDD idp..... Zaczęłam czytać i analizować i wtedy zaczęło mi się moje życie układać w całość.
Wiedziałam CZEGO NIE CHCĘ !!!!!
.....................................................................
Oddzieliłam tamto moje życie na dzień dzisiejszy JUŻ WIEM CZEGO CHCĘ !!!!!!
Chcę spokoju, chcę normalnego domu dla moich dzieci, chcę żyć i cieszyć się z małych rzeczy i jeśli chodzi o partnera na życie chcę PARTNERA, KTÓRY MNIE BĘDZIE WSPIERAŁ I ROZUMIAŁ.
Chcę kogoś, kogo nie będę musiała niańczyć i przed kim nie będę musiała się naginać.
Chcę przyjaciela a nie biednego misia, kogoś, kto mnie zaakceptuje taką jaką w rzeczywistości jestem.
Zrobiłam się egoistką ale taką ze zdrowym egoizmem, polubiłam siebie chmurną i pogodną, bezradną i zaradną, złośliwą i radosną, płaczącą i uśmiechniętą, .....
Fajna jestem dla samej siebie, zawsze byłam bardzo samodzielna i już wiem, dlaczego tak sobie pierniczyłam życie. A skoro wzbogaciłam się o tą wiedzę, nie zamierzam psuć sobie po raz kolejny życia. Dziś już wiem co to jest alkoholizm i do czego prowadzi. wiem też co znaczy żyć z osobą, którą dotknęła ta choroba, wiem na czym polega współuzależnienie i wiem ( mimo, ze nie chodziłam do psychoterapeuty ), że będę się wystrzegać takich partnerów chociażby z jednego jedynego powodu. Nie będę się już dla nikogo poświęcać, bo jakby nie było życie z osobą dotkniętą chorobą alkoholową to jednak jest wielkie poświęcenie i masa wyrzeczeń.
A tak naprawdę to żyłabym w strachu ... zapije ? nie zapije ? ....
Poznałam nowe życie .... takie bez strachu i bardzo mi się ono podoba.
Poznałam też faceta, spotykam się z nim od dwóch miesięcy jest tak przewidywalny ( spoza branży ) , że aż nudny.... pokochałam tą nudę ...... no i facet mi się podoba a najbardziej podoba mi się to, że przy nim jestem sobą i już nie kombinuję a mówię w końcu prosto z mostu. Może to ten .... a jak nie ten to wiem, że świat się nie zawali, bo już nigdy nikogo na siłę do niczego nie zamierzam przekonywać i tak jak kiedyś napisałam mogę uzupełnić moje życie facetem, ale nigdy facetem własnego życia nie wypełnię .....
Oj rozpisałam się ja dzisiaj nieźle .......... dawno mnie tu na forum w takich ilościach nie było.

staaw - Pią 06 Maj, 2016 18:18

szika napisał/a:
a tu trzeba sie skonfrontować samemu ze sobą i walnąć w pierś.. to nie jest łatwe dla facetów.. nie jest łatwe dla mojego partnera.. i ja to rozumiem.. ale w takich sytuacjach nie ustąpię, nie pozwalam z siebie robić kozła ofiarnego...

Ja ustępuję w myśl zasady: ty masz rację a ja spokój.
Zresztą z reguły zamiast szukać winnych szukamy rozwiązania problemu.

Co do zwalania winy... Mocno podpadłem w pracy, zamiast wymyślać bajki o trudnościach obiektywnych jak wszyscy moi koledzy wziąłem winę na siebie i obiecałem że do fajrantu będzie zrobione.
Rozmowa zamiast 30 trwała 3 minuty, robota zrobiona tego samego dnia...

szika - Pią 06 Maj, 2016 18:18

Kami Kochanie już rozumiem.. gdy napisałas "trzeźwy" to ja to odebrałam że trzeźwiejący też.. czyli jakby odebrałam do siebie, że przez to, że jestem uzalezniona to jakbym miała być skreslona przez cześć ludzi..
juz rozumiem...


kurde super temat.. brakowało tutaj takiego.. :)

szika - Pią 06 Maj, 2016 18:22

staaw napisał/a:
zamiast szukać winnych szukamy rozwiązania problemu.

Stasiu.. sorry ale ręce opadają.. a gdzie Ty wyczytałeś o szukaniu winnych czy czyja to wina?
żeby rozwiązać problem - tak jak napisałeś - to najpierw trzeba go znaleźć, wiedzieć gdzie tkwi.. no logiczne.. w moim związku prawie zawsze mój partner sam sobie radzi ze swoimi problemami pod warunkiem, że wie o co jemu samemu chodzi.. prosi czasem o pomoc i wtedy szukamy razem.. tego już nie dopisywałam bo to dla mnie oczywiste..
ja jako kobieta mam inaczej.. ale to inna bajka..

staaw - Pią 06 Maj, 2016 18:26

szika napisał/a:
staaw napisał/a:
zamiast szukać winnych szukamy rozwiązania problemu.

Stasiu.. sorry ale ręce opadają.. a gdzie Ty wyczytałeś o szukaniu winnych czy czyja to wina?
żeby rozwiązać problem - tak jak napisałeś - to najpierw trzeba go znaleźć, wiedzieć gdzie tkwi.. no logiczne.. ..

To znowu nie zrozumiałem.
Za co się facet ma uderzyć w pierś mimo że to dla niego trudne?

(Bo że zwala coś na Ciebie to zgadzam się że robi brzydko)

Kami - Pią 06 Maj, 2016 18:32

szika napisał/a:
Kami napisała, że obojetne czy pijący czy trzeźwy (choć rozumiem to o uruchomieniu sie wspomnień)

dokładnie napisałam o sobie i ewentualnym wyborze na "osobistego" partnera. Za dużo cierpiałam w przeszłości, skoro zrozumiałam problem, będę w przyszłości uważna, bo nie chcę do mojego życia wprowadzać ponownie lęku ot i wszystko na ten temat, dla "jasności" nie wyczerpując tematu, oczywiście.... ;)

szika - Pią 06 Maj, 2016 18:33

staaw napisał/a:
Za co się facet ma uderzyć w pierś mimo że to dla niego trudne?

że pokręciło mu się, że niesłusznie na mnie naskoczył i jeszcze domagał sie przeprosin.. że przez jego własną nieumiejetność poradzenia sobie z emocjami doprowadził do kłotni.. no mniej więcej o to chodzi.. i bez przesady - wobec mnie nie musi walić sie w pierś.. wystaczy, że wyartykułuje to.. nawet az tak bardzo nie zalezy mi na przeprosinach.. ale dla męzczyzny to jest wyczyn i sukces (przyznac się do błędu) i ja to zawsze doceniam.. bardzo doceniam... szanuję go za to bardzo..
choć czasem bym zabiła pustymi rekami :evil2"

staaw - Pią 06 Maj, 2016 18:39

Do kłótni trzeba dwojga ;)

Nareszcie załapałem oczym piszesz. Kiedy ja nie radzę sobie z emocjami zamykam się w sobie, więc nie mam takich doświadczeń...

staaw - Pią 06 Maj, 2016 18:41

Dla mnie problem to coś materialnego, rachunki, połamana deska od kibla (nie szukam kto połamał) czy zacięty zamek bo ktoś otwierał gerdę kluczem pełnym piachu i wełny z kurtki...
Kami - Pią 06 Maj, 2016 18:44

szika napisał/a:
czyli jakby odebrałam do siebie, że przez to, że jestem uzalezniona to jakbym miała być skreslona przez cześć ludzi..

Szika ja dzięki WAM 54rerrer ergr stanęłam na nogi, to WY z tak wielkim doświadczeniem pomogliście mi zrozumieć problem w życiu by mi do głowy nie przyszło by kogokolwiek dyskryminować czy skreślać ....
Pteruś nasz "nielot" wziąwszy mnie za pysk i poświęcający godziny na rozmowach pomógł mi zrozumieć co ze mną było nie tak tłumacząc na czym polega choroba alkoholowa.... przewidywał reakcje mojego byłego alko ... dzięki naszym współuzależnionym "KOBITKOM" zrozumiałam jak głęboko siedzę w czarnej "de" ....
to, że piszę wiedząc czego chcę od życia to "wasza szkoła" :rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl:

szika - Pią 06 Maj, 2016 18:48

staaw napisał/a:
problem to coś materialnego, rachunki, połamana deska od kibla (nie szukam kto połamał) czy zacięty zamek

Stasiu ten sąsiad zalewa sąsiadów od bodajże 10 lat.. i administracja nic nie była w stanie zrobić (zabrakło umiejętności?).. ja to znosiłam latami, że sąsiadka mnie podejrzewała.. trudno.. ja mam czyste sumienie.. ale wreszcie dla własnego spokoju postanowiłam zmusić administrację.. powiedziałam, że nie odpuszczę, przyczyna musi się znaleźć i poszłam z nimi.. dla mnie to była normalka, ale sąsiad chyba jednak trochę się mnie przestraszył.. oczy miał jak 5 złotych.. bo byłam nieustepliwa.. inna sprawa, że mnie jako osobie jednak poszkodowanej, może bardziej wypadało stawiać na ostrzu noża i do skutku domagać się.. celem było znaleźć awarię i źródło wycieku.. bez względu na koszty.. trudno niechby sie ludzie poobrażali na mnie.. na szczęscie nikt sie nie obraził a sąsiad kłania mi sie po trzy razy z daleka aby być pewnym, że zobaczyłam i az sie odkłonię :mgreen:

staaw - Pią 06 Maj, 2016 18:54

To ja bym się cieszył że mam tak wygadaną kobietę.
Wkurzało by mnie tylko kiedy by te sztuczki do mnie chciała stosować.

Znowu mówimy o różnych rzeczach. Ja o szukaniu winnych w związku, Ty o sąsiadach...

szika - Pią 06 Maj, 2016 19:07

staaw napisał/a:
by te sztuczki

to nie sztuczki.. to skuteczna komunikacja..
o winnych w związku to ja z Toba za bardzo nie pogadam bo my tego nie robimy.. raczej szukamy gdzie tkwi problem i kto jest za to odpowiedzialny, kto ma na ten problem wpływ.. kwestia rozwiązania to już w zalezności od sytuacji.. albo razem albo pojedynczo.. ja sie staram nie narzucać bo ufam, że mój men jak juz wie o co kaman to sam sobie da radę.. ja też.. pisałeś że zamykasz się w sobie.. ja mam inaczej.. ja sie muszę odgadać.. i co bardzo cenię u mojego mena to to, że juz się nauczył, że jak jestem zła to wcale nie z jego powodu i jedyne czego potrzebuje to słuchacza.. przedtem gdy tylko zobaczył mnie złą to chyba ze strachu od razu bronił się, najczęsciej atakując..
ale chyba schodzimy juz za bardzo z tematu i ja za duzo miejsca sobą zajmuję...

chce napisać, że jako mix wiem, że nikomu nie jest łatwo.. ani uzaleznionemu/nej ani współ.. i chyba współ mają gorzej.. wydaje mi się, że współ mają słabszą opiekę na NFZ a problem jest trudniejszy i głębszy.. lub przynajmniej tak samo głęboki.. najlepiej jesli oboje sa zaopiekowani, a decyzja o rozstaniu jest odkładana na przynajmniej dwa lata od rozpoczęcia terapii.. tak mi mówiła moja terapeutka.. a niestey zdarzaja sie terapeuci którzy od razu z grubej rury "odejdź, zostaw go, rozwiedź się"..
Pietruszka napisała o rekonstrukcji rodziny.. rzeczywiście bardzo mało jest takich inicjatyw, terapii, fachowców chyba przede wszytskim..

szika - Pią 06 Maj, 2016 19:30

i jeszcze jedna refleksja.. tak jak komuś w/po terapii trudno żyć z osobą bez terapii tak w druga stronę tez.. to co zdobywamy w terapii, te umiejętności, mogą być postrzegane przez osobę z dysfunkcjami jako wady.. ja to własnie widzę w moim związku.. tyle, że ja nie zrezygnuję z tego czego się nauczyłam, trudno, nawet za cenę rozstania.. na szczęście mój partner dzielnie też się uczy.. trochę zaocznie i wolniej ale jednak..

a jeszcze.. wiem, że to różnice między płciami i nie w temacie.. chciałabym zapytac o tą winę.. nie bardzo rozumiem.. czemu faceci szukają winy? winnych?

Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 19:40

szika napisał/a:
i jeszcze jedna refleksja.. tak jak komuś w/po terapii trudno żyć z osobą bez terapii tak w druga stronę tez.. to co zdobywamy w terapii, te umiejętności, mogą być postrzegane przez osobę z dysfunkcjami jako wady.. ja to własnie widzę w moim związku.. tyle, że ja nie zrezygnuję z tego czego się nauczyłam, trudno, nawet za cenę rozstania.. na szczęście mój partner dzielnie też się uczy.. trochę zaocznie i wolniej ale jednak..

a jeszcze.. wiem, że to różnice między płciami i nie w temacie.. chciałabym zapytac o tą winę.. nie bardzo rozumiem. czemu faceci szukają winy? winnych?

Też mam problem żeby sie dogadać. Ja w terapii facet nie i się coraz bardziej nie rozumiemy..Każdy trwa przy swojej racji..

staaw - Pią 06 Maj, 2016 19:47

Z moich doświadczeń wynika że to kobiety szukają winnych.
Nie generalizowałbym. Zwalając winę bronimy się i jest to zachowanie normalne u nieterapeutyzowanych.

Natomiast uczciwie się przyznaję że ciężko mi przyznać się do winy, chyba że przyznając się osiągnę większą korzyść niz ukrywając porażkę.

Może wynika to z tego że mężczyźni nastawieni są na rywalizację, więc odkrywając słabe strony zmniejszam szanse na sukces?

Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 19:58

Ja robie tak ostatnio..maz m :lol2: nie obwinia...mowie : tak jestem.winna ...musisz ode mnie odejsc... :skromny: ..
szymon - Pią 06 Maj, 2016 21:23

a ja myślę, że to nie chodzi o to, kto szuka winnego, czy kobieta czy chłop
myśle, ze chodzi bardziej o obciążenie drugiej osoby czy jakiejś grupy
jedno odgrywa rolę ofiary a drugie obciążone jest destrukcyjnie poczuciem winy
takie odczucia miałem i mam, gdy brak jakiejś komunikacji na podstawowym, wypracowanym poziomie przez obie strony

na szczęście i jednego i drugiego uczą na zaawansowanych terapiach czy różnych modnych teraz kołczach czy rozwojach, czy nawet tutaj na forum można kolegów i koleżanek doświadczenia podczytywać, dla mnie to pozytywne zjawisko

Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 22:03

Szukanie winnego nic nie zmienia nie rozwiazuje problemu..A konflikt.narasta.. :) ..zeby tak kazdy bral odpowiedzialnosc za swoje czyny byloby super...
szika - Pią 06 Maj, 2016 23:13

Maltarosa napisał/a:
Szukanie winnego nic nie zmienia nie rozwiazuje problemu..A konflikt.narasta..

no tak.. samo słowo "wina", "winny" już brzmi fatalnie, a nawet źle...
winny jest ktoś kto celowo i z premedytacją robi drugiemu krzywdę, tak uważam, a większość problemów w parze wynika ze słabej komunikacji najczęściej bez niczyjej winy.. określenie kto za co jest odpowiedzialny nie służy obwinianiu a wyciąganiu wniosków na przyszłość..aby maksymalnie ograniczyć w przyszłości ryzyko powtórki z rozrywki..
Szymon ja akurat nie znam sytuacji gdzie kobieta szuka na siłę winy, u nas zdarza się, że mój W mówi o winie.. więc wywnioskowałam, że to może cecha mężczyzn..
Stasiu dzięki, że to napisałeś.. bardzo doceniam Twoją szczerość..

Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 23:25

Szika.. ze slabej komunikacji to same problemy...Ja lubie wyjasniac pewne sprawy..maz zawsze unikal..a z tego braku zrozumienia i checi dogadania sie wynikalo duzo problemow zlych decyzji...i potem.szukanie winnego..
olga - Sob 07 Maj, 2016 08:51

Odpowiem na pytanie zadane w tytule: terapia ma służyć terapeutyzujacemu się...
szika - Sob 07 Maj, 2016 09:34

Staśkuuu (mogę tak do Ciebie mówić? :) )
ja to Ci jednej rzeczy do końca życia nie zapomnę :evil2"

nie zapomnę Ci Trójkąta Karpmana.. :)
według mnie w tym miejscu schemat bardzo adekwatny..

staaw - Sob 07 Maj, 2016 09:40

szika napisał/a:
Staśkuuu (mogę tak do Ciebie mówić?


Możesz mówić jak chcesz. Może z wyjątkiem "kochanie"...

szika napisał/a:
nie zapomnę Ci Trójkąta Karpmana.. :)

Nie bardzo pamiętam o co chodzi. Czy to ja Ci o nim powiedziałem czy widzisz we mnie ten trójkąt...

szika - Sob 07 Maj, 2016 09:52

Ty mi o nim napisałeś :)
tam jest schemat kat-ofiara-wybawca i że wyjście z trójkąta odbywa się zawsze przez rolę kata..
pamietam, że nie rozumiałam o co chodzi z tym katem.. że niby dlaczego osoba, która wychodzi z trójkąta jest katem? a no dlatego, że ten który opuszcza grę postrzegany jest przez tych, którzy jeszcze graja jako własnie ten zły, niedobry, główny sprawca nieszczęść wszelakich..

biegnacazwilkami - Sob 07 Maj, 2016 09:54

Nie zła burza mózgów, brawo, warto było dostać czerwony szalik, zresztą czerwony kolor to kolor ludzi aktywnych , czyli mój kolor....
W wolnej chwili postudiuję wszystko co tu jest napisane,ale...własnie:postudiuję, bo dla zwykłych nas czytelników trochę to odległe pisanie: dysfunkcje, terapie pogłębione i wiele innych bardzo "fachowych" terminów...pamietacie może że otwarte forum publiczne czytają rózni ludzie, również tacy którzy w zasięgu mają jedynie grupę wsparcia prowadzoną przez "trzeźwego" alko w roli terapeuty(na etacie gminno-samorządowym i chwała mu za to), na grupę przychodzą różni alko, po większej części skierowani przez MOPS(zbierają karteczki z podpisem p. terapeuty) a czasem wpada żona "współuzalezniona" poskarżyć się, że tydzień temu co to ON nie był, to pił, a nie jak zadzwonił ,że chory jest...
Dziękuję bardzo, że się ujawnili w dziale WSPÓŁUZALEŻNIENIE panie i panowie którzy nadal sa w związkach, potwierdza to moją tezę, że terapie są różne, w tym autoterapia -jest czymś naturalnym, zdrowym i dla częśći ludzi wystarczającym.
Gdyby działy alko i współuzależnienia nie były rozdzielone, sami byście zauważyli że czasem taka burza mózgów jest korzystna dla obu stron, gdyż w życiu, w społeczeństwie, spotykamy się nawzajem przecież codziennie.

Maltarosa - Sob 07 Maj, 2016 10:13

szika napisał/a:
Ty mi o nim napisałeś :)
tam jest schemat kat-ofiara-wybawca i że wyjście z trójkąta odbywa się zawsze przez rolę kata..
pamietam, że nie rozumiałam o co chodzi z tym katem.. że niby dlaczego osoba, która wychodzi z trójkąta jest katem? a no dlatego, że ten który opuszcza grę postrzegany jest przez tych, którzy jeszcze graja jako własnie ten zły, niedobry, główny sprawca nieszczęść wszelakich..

to mnie ciekawi...hmmm a jakis artykuł ?

szika - Sob 07 Maj, 2016 10:14

biegnacazwilkami napisał/a:
wiele innych bardzo "fachowych" terminów

biegnąca tak wiem, że z tym trójkątem to troche odjechałam.. wszystko jest w necie i to akurat znam z - tak jak to nazwałaś - autoterapii.. Stasiu podsunął a ja poczytałam i postudiowałam.. dla mnie było to wtedy odkrycie ameryki..
no nie wiem.. czy wstawić linki czy wkleić cytat z jakiejś strony? jak byś wolała? i pytaj jesli czegoś nie zrozumiesz, jesli watpliwości będą w zakresie moich wypowiedzi bardzo chętnie dopowiem i wyjaśnię.. i na pewno inni też..

staaw - Sob 07 Maj, 2016 10:19

http://ddainspiracje.pl/t...yczny-karpmana/
szika - Sob 07 Maj, 2016 10:24

Maltarosa napisał/a:
jakis artykuł ?

Maltrosa znalazłam zapisane w zakładkach..
ja zaczęłam od tego:
https://flandra.wordpress.com/2010/01/02/trojkat-dramatyczny-stephana-b-karpmana/

Maltarosa - Sob 07 Maj, 2016 10:30

szika napisał/a:
Maltarosa napisał/a:
jakis artykuł ?

Maltrosa znalazłam zapisane w zakładkach..
ja zaczęłam od tego:
https://flandra.wordpress.com/2010/01/02/trojkat-dramatyczny-stephana-b-karpmana/

dziekuje..poczytam.. :)

pietruszka - Sob 07 Maj, 2016 10:44

O trójkącie Karpmana u nas było nawet na terapii... ale też czytałam o tym w którejś książek, niestety skleroza...

Osobiście uważam, że tzw. autoterapia nieco przypomina wychodzenie alkoholika z alkoholizmu samemu... Można, pewnie, że można. Zwykle towarzyszy temu d*** (w przypadku współuzależnienia jednak optowałabym za szczękościskiem z nieprzepracowanej złości, a szczególnie nieprzepracowanego poczucia krzywdy). No chyba, że owa autoterapia jest uzupełnieniem już wykonanej pracy nad sobą (bez względu na to, czy to terapia, czy program Al-anon). Szczególnie terapia po prostu przyspiesza pewne procesy...chociaż pewne rzeczy i tak wymagają czasu.
biegnacazwilkami napisał/a:
Nie zła burza mózgów, brawo, warto było dostać czerwony szalik, zresztą czerwony kolor to kolor ludzi aktywnych , czyli mój kolor....

Czy dobrze rozumiem, uważasz że ten temat powstał wskutek Twojego czerwonego szalika? :shock:

biegnacazwilkami napisał/a:
Gdyby działy alko i współuzależnienia nie były rozdzielone, sami byście zauważyli że czasem taka burza mózgów jest korzystna dla obu stron, gdyż w życiu, w społeczeństwie, spotykamy się nawzajem przecież codziennie.

Tu, na tym forum takie powstały zasady porządku, zresztą, moim zdaniem, całkiem zdrowe. Jedną z cech współuzależnienia jest nadmierne niezdrowe interesowanie się alkoholizmem, natomiast alkoholicy często... bronią się przed poczuciem winy wobec współuzależnionych... Czasem zatem lepiej... gdy nieco odsapną od siebie. Potem, jak zdrowieją to łatwiej się już ze sobą bardziej spotkać... więcej wtedy wspólnych ścieżek, mniej barier, więcej wzajemnego zrozumienia. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

olga napisał/a:
Odpowiem na pytanie zadane w tytule: terapia ma służyć terapeutyzujacemu się...

Myślę podobnie... To jak odwieczne pytanie alkoholików... czy trzeźwieć dla siebie, czy dla kogoś... Ciekawe, jak często określenie to pada w dziale alkoholizm, a jak rzadko we współuzależnieniu?

Mała - Sob 07 Maj, 2016 18:22

staaw , yuraa - miałam szczęście poznać Was i Wasze połówki :mgreen:
Wy rzeczywiście jesteście wy-jąt-ko-wi! ergr [/b]

staszek - Sob 07 Maj, 2016 20:43

szika napisał/a:
/po terapii trudno żyć z osobą bez terapii tak w druga stronę tez.. to co zdobywamy w terapii, te umiejętności, mogą być postrzegane przez osobę z dysfunkcjami jako wady.. ja to własnie widzę w moim związku.

Szika nie zawsze tak jest.U mnie Ja się zmieniam,i widzę te zmiany u dzieci i Żony,na pozytywne. :)

AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 06:53

Maltarosa napisał/a:

a jeszcze.. wiem, że to różnice między płciami i nie w temacie.. chciałabym zapytac o tą winę.. nie bardzo rozumiem. czemu faceci szukają winy? winnych?

staaw napisał/a:
Z moich doświadczeń wynika że to kobiety szukają winnych.

szika napisał/a:
no tak.. samo słowo "wina", "winny" już brzmi fatalnie, a nawet źle...


Myślę, że to nie tyle kwestia płci, co uwarunkowań relacji, które owocują m. in. alkoholizmem i innymi zaburzeniami. Nie przeszłam jeszcze terapii, mało wiem, może nie mam racji, ale wydaje mi się, że mało poświęcamy uwagi temu, jak to się dzieje, że ktoś zostaje alkoholikiem, współuzależnionym, że myli pojęcia, że trwa w sytuacjach, które uniemożliwiają rozwój i zagrażają życiu. Bardzo wiele ludzkich "stad", od par zaczynając, na narodach kończąc, posługuje się takimi kalkami... Zmusza różnych swoich członków, w imię trwałości "stada" jako całości, do wzięcia winy na siebie. Część jednostek jest wolna od tego poczucia, bo - nie wiem - taką mają biochemię mózgu, lepszych mieli rodziców, mają to przepracowane, pogodzili się z rolą outsaidera - ale inni tak nie mają, i na pierwszy rzut oka nie widać.
Czasem miewam tak, że staram się komuś wytłumaczyć, że gdzieś robi błąd (taki techniczny, np. przy wspólnej pracy), i nagle ta osoba, ni z tego, ni z owego, mówi: masz rację. Schrzaniłem. To moja wina - i metaforycznie podtyka mi szyję, bym ją poderżnęła. Winny został wykryty, winnego się poświęci i wszyscy teraz będą szczęśliwi, przecież to odwieczny, uświęcony rytuał. I to mityczne "przyznanie się do winy" jest, w mniemaniu "winnego", największym darem, który składa w imię miłości.
A ja patrzę osłupiała, bo chciałam tylko, żebyśmy wymienili tę armaturę pod umywalką...

szika - Wto 10 Maj, 2016 07:16

AnnaEwa napisał/a:
masz rację. Schrzaniłem

takie sobie niby proste zdanie.. a jak wiele znaczy.. i co ciekawe, dla różnych ludzi znaczyć może zupełnie co innego..
dla jednego będzie to zwyczajne stwierdzenie faktu.. bez emocji, bez złości, naturalnie..
kto inny użyje tego jako manipulacji aby uciąć rozmowę, aby sprowokować do czegoś... przykładów można mnożyć.. sama kiedys tak robiłam z moim przemocowcem, gdy mnie obwiniał, mówiłam "tak to moja wina" i wytrącałam mu najlepszy argument z ręki.. nie miał już czym strzelać...
kto inny "podaruje" jako "prezent" w imię miłości... o czym pisałas powyżej Anna..
jeszcze kto inny skalkuluje korzyści...
a to przeciez takie proste.. jednak ludzie lubią sobie komplikowac zycie..


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group