czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...
WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Czym dla Was jest odseparowanie mentalne?
pannamigotka - Pon 20 Maj, 2013 18:54 Temat postu: Czym dla Was jest odseparowanie mentalne?Jak w temacie. Chciałabym, żeby opowiedziały o swoich doświadczeniach osoby, które żyją lub żyły z czynnym lub trzeźwiejącym alkoholikiem i zdecydowały się świadomie (już po terapii, wsparciu na mityngach) na towarzyszenie mu i tworzenie z nim związku.
Jak rozwiązałyście sprawę odcięcia się emocjonalnego, kiedy z drugiej strony tworzycie z taką osobą szczęśliwy (?) związek.
Co jest wg Was sprawą podstawową, co kolejną i tak dalej.
Powiem od siebie, że dla mnie podstawą jest uniezależnienie finansowe od alkoholika. Dopiero potem mogą iść za tym kolejne kroki.
Nad emocjonalnym odcięciem od alkoholika pracuję bardzo intensywnie za pomocą różnych instytucji i samodzielnie od 9 miesięcy. I przyszedł taki moment, że jest mi szczególnie trudno, bo mamy swój mały miesiąc miodowy pietruszka - Pon 20 Maj, 2013 22:33
pannamigotka napisał/a:
Nad emocjonalnym odcięciem od alkoholika
moim zdaniem chodzi o to, by odciąć się od choroby i powiązanych z nią zachowań, a nie od człowieka... (przynajmniej jeżeli bierze się pod uwagę bycie dalej w związku z trzeźwiejącym alkoholikiem)pterodaktyll - Pon 20 Maj, 2013 22:40
pannamigotka napisał/a:
Nad emocjonalnym odcięciem od alkoholika pracuję bardzo intensywnie za pomocą różnych instytucji i samodzielnie od 9 miesięcy. I przyszedł taki moment, że jest mi szczególnie trudno, bo mamy swój mały miesiąc miodowy
A Ty w ogóle wiesz czego chcesz?pannamigotka - Wto 21 Maj, 2013 08:53 Pietruszko, zgadzam się z Tobą. Natomiast to tak ogólnie, a czym to jest w praktyce? Chodzi o kilka konkretnych przykładów z życia, wtedy łatwiej mi to sobie wszystko poukładać.
Ptero, sprecyzuj pytanie. Na tak ogólnie postawione mogę powiedzieć- TAK, ZDECYDOWANIE WIEM. I to też jest cudowne uczucie, wiedzieć...
Nie napisałam o najważniejszej sprawie (dla mnie), by mój nastrój nie był zależny od nastroju alkoholika.
O nie uleganie manipulacjom.
Klaro, czekam na Twój wpis, mam nadzieję, że podzielisz się swoim dużym doświadczeniem, ale czekam też na inne wpisy.
Sprawa odseparowania się to dla mnie chyba najtrudniejsza kwestia. Jutro prowadzę o tym mityng, może coś mi się jeszcze bardziej rozjaśni.pietruszka - Wto 21 Maj, 2013 09:01
pannamigotka napisał/a:
Natomiast to tak ogólnie, a czym to jest w praktyce?
dla mnie to na przykład "nie przyjmowanie zaproszeń" do jego złości, gdy go (czy kogoś innego) nosi. Sprawy związane z jego chorobą - to jego sprawy, w tym przypadku on wie najlepiej, co ma robić. Owszem, mogę powiedzieć, że widzę zmiany w jego zachowaniu (przynajmniej my się tak umówiliśmy), ale od leczenia ma swojego terapeutę, czy AA, czy swoje metody zadbania o siebie.
Dla mnie najlepsze jest to słynne "zajęcie się sobą". Im bardziej pracuję nad własnym rozwojem (a także swoim wkładem w związek) tym bardziej odcinam się od emocjonalnych zawirowań drugiej osoby. I wcale to nie oznacza, że związek na tym traci, zwykle jest wręcz przeciwnie.pannamigotka - Wto 21 Maj, 2013 09:16
pietruszka napisał/a:
Sprawy związane z jego chorobą
Przyznam się uczciwie- na początku jego terapii, mityngów- wypytywałam, jak było itd Poza tym żyłam jego samopoczuciem, pytałam, jak się czuje (czy przypadkiem głodów nie ma, bo przecież gdyby miał to JA MU POMOGĘ!). On chroni(ł) mnie jak może, np o ciężkiej swojej sytuacji i złym samopoczuciu powiedział mi dopiero po skonsultowaniu tego z terapeutą i po jakiś 2 tygodniach. Myślę, że w tej kwestii zawsze był mądrzejszy ode mnie. Teraz sprawy terapii i mityngów mnie nużą, mam już dość alkoholizmu, współuzależnienia, chorych zachowań. Nam żyje się bardzo dobrze i to jest najważniejsze.
Co do pierwszej kwestii- nie wciągania w jego stany to akurat od początku dobrze mi wychodzi- jak ma swoje 'jazdy' to kwituję to 1 zdaniem i wracam do swoich spraw.
Dziękuję Pietruszko za cenny wpis.
Zastanawiam się jeszcze nad 1 sprawą. Rozmawiałam ostatnio ze znajomą, której mąż trzeźwieje od kilkunastu lat, a ona nadal się martwi, jak on wyjeżdża w trasę, bo tam piją. I myślę sobie, że nie chciałabym czuć tego lęku. W zasadzie pomału się go wyzbywam, co ma być to będzie, poradzę sobie jeśli zapije, myślę, że to też część odseparowania się mentalnego. Może kiedyś mi się uda...Jo-asia - Wto 21 Maj, 2013 10:11 dla mnie istotne było, dostrzeżenie, że to co mnie dotyka nie jest jego "zasługą"....gdy zauważyłam, że to moje rany...
wtedy zamieniłam osoby...miejsca
to co jego dotyka, nie jest moją "zasługą"...to jego bolączki..rany
mnie może być przykro...smutno
nie jestem jednak w stanie jego uchronić przed takimi ranami a mogę go wspierać...jak i co z tym zrobi...nie mam na to wpływu
i znów, na odwrót....
co do finansów.....to dla mnie nie oznacza...całkowitej niezależności...są takie momenty w życiu, że chcę polegać na nim w tym względzie...a niekiedy nie mam innego wyjścia
jeśli towarzyszy mi przy tym pewność...że sobie poradzę jak on "runie"....to ok
mnie za to częściej towarzyszyła myśl...że to on, beze mnie sobie rady nie da pannamigotka - Wto 21 Maj, 2013 17:53 Dziękuję Joasiu za Twój wpis.
Jo-asia napisał/a:
mnie za to częściej towarzyszyła myśl...że to on, beze mnie sobie rady nie da
Ja natomiast jestem coraz bardziej przekonana, że jesteśmy od siebie coraz mniej zależni, że zdrowiejąc, oddzielamy się od siebie, jak 2 kiedyś zrośnięte rośliny, teraz okazuje się, że każde może funkcjonować osobno i to jest dla mnie bardzo fajnym przeżyciem. A i spoiwo w postaci alkoholu nie jest konieczne do życia.
Chciałabym, żeby w razie rozstania on poradził sobie beze mnie, tak samo żeby było ze mną, bo chcę, by córka miała silnych, pewnych siebie, zaradnych, niezależnych i ...mądrych rodziców. Oczywiście- póki jest dobrze, nie ma takiej potrzeby.pietruszka - Wto 21 Maj, 2013 18:18
pannamigotka napisał/a:
I myślę sobie, że nie chciałabym czuć tego lęku.
Ja nie czuję. Po pierwsze: w maksymalny sposób przyłożyłam się, by mieć przygotowane "zaplecze" - to ten plan B, który publikowałyśmy tu na forum. Jest, w szafie, pod skarpetkami i daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Po drugie: Pietruch jakiś czas (ponad 7 lat w końcu) nie pije i jego postawa świadczy o tym, że raczej nie chce pić. A do normalności się przywyka
Po trzecie: alkoholizm zszedł na dalszy plan. Tyle ciekawych rzeczy się dzieje, więc nie zaprzątam sobie główki.
Po czwarte: chyba bardziej funkcjonuję TU I TERAZ. Będzie problem - będzie rada (by Borus ). Nie ma co snuć czarnych scenariuszy, tym bardziej, że życie wciąż zaskakuje.
I pewnie jeszcze z kilka innych powodów by się znalazło.pannamigotka - Wto 21 Maj, 2013 18:36
pietruszka napisał/a:
Ja nie czuję.
Super!
Co do mnie, to nie wiem, czy to chwilowe, czy nie, ale coraz mniej we mnie lęku, a było go naprawdę sporo. Wiem, że on może znowu przyjść, ale nawet to... nie napawa mnie lękiem A przynajmniej nie paraliżującym. A co do reszty Twojej wypowiedzi Pietruszko, to ze wszystkim się identyfikuję, ze wszystkim zgadzam.OSSA - Wto 21 Maj, 2013 19:17
pannamigotka napisał/a:
jesteśmy od siebie coraz mniej zależni,
Póki będziecie mieszkać razem zapomnij o niezależności, teraz cieszysz się chwilą jego trzeźwości , wystarczy, że będzie miał nawrót pójdziesz razem z nim na emocjonalne dno.
Ja zrobiłam wszystko by się od niego uwolnić finansowo, teraz kiedy dzieci są dorosłe i zarabiają na swoje podstawowe potrzeby, mogłabym żyć swoim życiem, ale ciągle słyszę z jego strony daj, pożycz, nie będę się z nim kłóciła o jedzenie, media itd. płacę i
Dlatego następnym krokiem będzie oddzielnie się fizyczne. Moi synowie są na tyle dojrzali, że mogę zostawić cały ten burdel i iść własną drogą. Przez prawie dwa lata dojrzewałam do tej decyzji (tu na forum), teraz wiem nie ma co g*** zawijać w sreberka, czas zacząć żyć.
Pannomigotko łatwiej wygrać 6 w lotto niż stworzyć bezpieczny i trwały związek z osobą uzależnioną. Oczywiście można szukać rad, recept , ale po co .olga - Wto 21 Maj, 2013 20:35 OSSA,
pannamigotka - Wto 21 Maj, 2013 20:39
OSSA napisał/a:
mogłabym żyć swoim życiem,
No właśnie Osso, ja właśnie o tym
O życiu WŁASNYM życiem.OSSA - Wto 21 Maj, 2013 21:05
pannamigotka napisał/a:
O życiu WŁASNYM życiem.
Z mojego doświadczenia wiem nie da się, jeśli wyzwalacz jest blisko. Od lat mam swoje konto, jestem niezależna finansowo, mam dorosłe samodzielne dzieci, men jest trzeźwy od wielu miesięcy. Żyję w miarę spokojnie i wygodnie, ale dopiero z dala od mena, czuje szczęśliwa się, odzyskuje poczucie własnej wartości.rybenka1 - Wto 21 Maj, 2013 21:29 Ja ,z mezem tworzymy szczęsliwy zwiazek ,jeszcze bardziej się zblizylismy się do siebie ,wtedy kiedy ja ,potrzebowałam pomocy .Wiem ,ze mogę zawsze liczyc na pomoc meza.Ja mam swoje spotkania ,warsztaty ,które służą mojej trzezwosci .Mąż to szanuje ,ze czesto wyjezdżam ,nie ma mnie w domu .Spotykamy się czesto z przyjaciółmi z branzy , polubił ich .Mąż też ma swoje pasje ,duzo rozmawiamy ,normalnie zyjemy .Mozna zyc szczesliwie i tworzyć szczesliwy zwiazek z osobą uzaleznioną ,z całą uczciwoscią mogę powiedziec ,ze My jestesmy takim związkiem . pannamigotka - Wto 21 Maj, 2013 22:19 Ossa, wiem, że jesteś na bardzo dobrej drodze, by być szczęśliwą i tego Ci bardzo życzę, należy Ci się.
rybenka1 napisał/a:
z mezem tworzymy szczęsliwy zwiazek
Rybeńko, bardzo dziękuję Ci za ten post. Jest tak samo pozytywny jak Ty sama
Jak słucham opowieści, jak to się nie da, jak to trzeba być nieszczęśliwym... (to nie do Ciebie Osso, wiem, że piszesz z troski, mówię o życiu realnym) a ja jestem szczęśliwa, moje dziecko również, człowiek, z którym zdecydowałam się być- chyba... też...
Tak jak piszesz Rybeńko, u nas też jest to ciężka praca... osobno i wspólnie... my dopiero zaczynamy scalać rodzinę, związek, jesteśmy na początku drogi (nie to co Wy) i tak jak pisałam, mamy swój mały miesiąc miodowy. Ale jak Cię czytam, to wiem, że on może trwać długo Dałaś mi bardzo pozytywnego kopa, a lekcja to- OSOBNE pasje, osobne spędzanie czasu (oczywiście wspólnie również), tego też się uczę i przyznam, że kiedy pierwszy raz wyszłam sama to miałam bardzo duży stres- jak to BEZ NIEGO, no jaki to może mieć sens, sens ma wiszenie na nim cały dzień! Teraz jestem na etapie, że mam swoich znajomych, a nawet kilku przyjaciół by się nawet znalazło, telefon mi dzwoni non-stop Chodzę na Pilates , hydrobik, no i plotki przy kawie i jak to... miło się od alkoholika zdrowo odciąć. Każdy wpis mi dużo daje, może dlatego, że uświadamiam sobie, że z tym odcięciem, to nie jestem jednak taka całkiem zielona hehe OSSA - Śro 22 Maj, 2013 16:00
pannamigotka napisał/a:
Jak słucham opowieści, jak to się nie da, jak to trzeba być nieszczęśliwym...
Nie mówię ci, że masz być ofiarą, nosić krzyż i podstawiać poduchę uzależnionemu mężowi. Moim zdaniem związek z osobą chorą to jak stąpanie, bo bardzo kruchym lodzie i nie wielu się udaje wyjść z nałogu w sposób trwały.
Osobiście byłam w podobnym wieku jak ty kiedy uświadomiłam sobie problem mojego mena, poświęciłam jeszcze 20 lat na przekonywanie samej siebie, że warto, z każdą jego terapią wstępowała we mnie nadzieja, każdy nawrót powodował, że wracałam do punktu wyjścia coraz bardziej poobijana emocjonalnie.
Później postanowiłam, że żaden obcy facet nie będzie wychowywał moich dzieci , rozwiodłam się dopiero jak młodszy był pełnoletni, dzięki temu obyło się bez walki.
Teraz kiedy dzieci są dorosłe zdałam sobie sprawę, że z tym człowiekiem nic mnie nie łączy, a nie chcę być samotna we dwoje.Scarlet O'Hara - Śro 22 Maj, 2013 19:25
OSSA napisał/a:
a nie chcę być samotna we dwoje.
Nie dawno właśnie to sobie uświadomiłam,niby razem ale tak naprawdę osobno.
Mój nic o mnie nie wiedział i nie wie ,ze wszystkim sama,poważne decyzje sama.
Na palcach jednej ręki mogę wymienić co było razem i z jaką częstotliwością i oczywiście pod warunkiem,ze ja to zorganizowałam.
Przekonywałam głośno siebie a raczej okłamywałam ,że to jest zdrowe i fajne bo nikt mi się nie wtrąca,że każdy musi mieć swoje życie .
Dzisiaj czuję ,że tak naprawdę w tym wszystkim byłam samotna ,ze mną się nie rozmawiało a jak już coś mnie gryzło milczałam bo bałam się ,ze w którymś momencie zostanie to obrócone przeciwko mnie.
Od jakiegoś czasu jest mi zupełnie obojętną osobą.
pannamigotka napisał/a:
mamy swój mały miesiąc miodowy
. najważniejsze,że chcecie tego oboje .pielęgnujcie to.
cieszę się Twoim szczęściem .rybenka1 - Śro 22 Maj, 2013 20:14 Migotko kochana ,samo nic sie u mnie ,nas nie zrobiło samo,działanie ,nie puste gadanie .Rozmowy ,do póznych godz nocnych ,no ,ale trzeba chciec noi musi być to cos ,miłosc ,szacunek dla drugiej osoby .U nas to jest ,teraz to czasem sa takie momenty ,ze usmiechamy się do siebie ,rozumiemy się bez słów .Może dla niektórych ,zabrzmi to dziwnie ,w tym wieku , ale my śię kochamy .Migotus zyczę ci z całego serca ,aby ten miesiąc miodowy trwał i trwał . pannamigotka - Czw 23 Maj, 2013 08:12
OSSA napisał/a:
zdałam sobie sprawę, że z tym człowiekiem nic mnie nie łączy,
Lepiej późno niż wcale, teraz jesteś na bardzo dobre i decyzje (nie mogę pisać, bo z pamiętnika) są bardzo dobre wg mnie, powodzenia, ufam, że Ci się uda wszystko
Scarlet O'Hara napisał/a:
cieszę się Twoim szczęściem
Dziękuję, to bardzo miłe
Scarlet O'Hara napisał/a:
Mój nic o mnie nie wiedział i nie wie ,ze wszystkim sama,poważne decyzje sama.
Też to znam, w zasadzie zaznałam większości przykrych rzeczy, jakie można zaznać z czynnym alko. Dlatego w pełni rozumiem Twoją decyzję i popieram, tak się NIE DA żyć.
rybenka1 napisał/a:
Migotus zyczę ci z całego serca ,aby ten miesiąc miodowy trwał i trwał .
O kurcze, dziękuję Ci bardzo. Ten miesiąc miodowy to nasz... pierwszy w zasadzie, a już trochę się znamy
A co do pracy to u nas jest bardzo podobnie, jest nam tym łatwiej, że mamy wsparcie profesjonalisty i nas 'prowadzi'. Nie wiem, czy sami dalibyśmy sobie radę.
A wracając do tematu- jeśli ktoś jeszcze, kto zdecydował się świadomie (po jakimś tam sterapeutyzowaniu) na związek z alko i opanował sztukę oddzielenia się mentalnego to zapraszam do wymiany doświadczeń pterodaktyll - Czw 23 Maj, 2013 08:14 Niestety po miesiącu miodowym najczęściej pojawia się faza muru pannamigotka - Czw 23 Maj, 2013 08:16
pterodaktyll napisał/a:
najczęściej pojawia się faza muru
Ehhh..Scarlet O'Hara - Czw 23 Maj, 2013 08:54
pannamigotka napisał/a:
Ten miesiąc miodowy
tych miesięcy miodowych to ja miałam sporo aż mi mdło się robi na samą myśl jednak u mnie były one w innych okolicznościach jak u Ciebie .
Była to czysta manipulacja a ja się dawałam na to nabrać a później tymi wspomnieniami żyłam kolejnych kilka m-c aż znowu było cukierkowo i tak w kółko.Klara - Czw 23 Maj, 2013 09:00 Migotko, dopiero teraz odważyłam się wejść do tego wątku, gdyż czułam, że wymaga pewnego skupienia, a w szpitalu warunki do tego były średnie - jeśli nie przeróżne badania, to długie "międzyłóżkowe" Polaków rozmowy, a "gadane" miały moje współtowarzyszki przeogromne. Zresztą mnie też wiele nie brakuje w tym względzie
Gdybym jednak wiedziała, że miałaś nadzieję na pomoc ode mnie, pewnie bym się zmobilizowała do odpowiedzi.
Pocieszam się tym, że niewiele straciłaś, bo właściwie o trzeźwiejącym alko powiedziała Ci wyczerpująco Pietruszka, a o czynnym - Ossa.
Mogłabym zrelacjonować wyłącznie życie OBOK czynnego alkoholika.
W moim wypadku nie mogłabym wcale pisać o tym, że go w jakiś sposób wspierałam, bo on oczekiwał z mojej strony całkowitego pogodzenia się z życiem w oparach alkoholu. W zamian oferował brak awantur i coś, co on nazywał miłością.
Póki byłam nieświadoma, nieustannie próbowałam go zmienić, a on udawał, że to wkrótce nastąpi. Mało! - zapewniał mnie o tym, a ja usiłowałam wierzyć w te bajki
Leczył się - był trzy razy na terapiach zamkniętych, raz na dochodzącej, chodził na AA, ale po jakimś czasie zaczął "wagarować", a gdy się wydało przestał nawet udawać, że chodzi.
Nie był w stanie (nie chciał???) przerwać picia
Nie mogłam się zdecydować na ostre cięcie - z ówczesnych wyliczeń wszystkich za- i przeciw, wychodziło mi, że bardziej opłaca mi się zachować status quo.
Żeby jakoś znosić życie w takich warunkach, doprowadziłam do całkowitego rozdzielenia życia - on zamieszkał w warunkach, w których nie musiał się myć (i tak robił to rzadko) i mógł wracać do domu o różnych porach dnia i nocy, ja też mieszkałam oddzielnie.
Miał do dyspozycji toaletę z łazienką i kuchnię i kiedy w nich przebywał, nie wtrącałam mu się; żeby unikać konfrontacji w razie potrzeby nawet po nim sprzątałam, chociaż rzadko musiałam to robić.
Muszę też przyznać, że zachował resztki przyzwoitości, gdyż regulował swoją część opłat i nie podbierał mi jedzenia. W obawie, że wszystko przepije, po wypłacie zostawiał mi nawet trochę pieniędzy, a ja uczciwie rozliczałam się z tego wypisując wydatki na kartce.
Inna sprawa, że po jego śmierci okazało się, że ma długi (kredyt i debet na karcie) które musiałam spłacić, gdyż nie miałam rozdzielności majątkowej.
Żyłam sobie spokojnie i czułam się wolna. Nic nie musiałam, oddzieliłam się mentalnie nie żyjąc jego życiem....
Po jakimś czasie, gdy już uporałam się ze wszystkimi sprawami urzędowymi, gdy dotarło do mnie, że nie muszę sprawdzać czy wszystkie drzwi są pozamykane na noc, martwić się, czy pod moją nieobecność gaz jest wyłączony, czy woda się nie leje itp., okazało się, że jestem kulą składającą się ze ściśniętych mięśni które dają się rozluźnić na chwilę po to, by zaraz powrócić do poprzedniego stanu, że pojawiają się kłopoty z dotąd żelaznym zdrowiem.
Chyba najbardziej dolega mi teraz świadomość głęboko zakorzenionego współuzależnienia i żal, że na początku małżeństwa, gdy już wiedziałam, że mąż ma problem nie było internetu i mimo główkowania, nie widziałam żadnych możliwości wyjścia z tego labiryntu, w który się wpędziłam.
Nawet Wam - młodym zazdroszczę, że możecie poszukać rady w sieci, że w realu są miejsca, w których można uzyskać porady, a nawet bezpośrednią pomoc w przypadku, gdy chce się przeciąć patologiczne więzi.
Wiem, że gdybym uzyskała JAKIEKOLWIEK wsparcie (w sensie porady co robić i jakie działania są bez sensu) wtedy gdy się miotałam, dziś może byłabym samotna, ale nie miałabym statusu wdowy po alkoholiku, który się zapił pannamigotka - Czw 23 Maj, 2013 09:27
Scarlet O'Hara napisał/a:
tych miesięcy miodowych to ja miałam sporo aż mi mdło się robi na samą myśl jednak u mnie były one w innych okolicznościach jak u Ciebie .
Nie no proszę, takich manipulacji to już przeżyłam z milion. Tego w ogóle nie wliczam w żaden miesiąc miodowy, to było 1 wielkie cierpienie Ale fakt, przez kilka dni nie chodziłam, a unosiłam się ponad podłogą, bo przecież on OBIECAŁ, bo on już się nie napije. teraz stąpam po ziemi mocniej niż kiedykolwiek. Mino wszystko. I nie zamierzam wlatywać na różową chmurkę, bo... upadek bardzo boli Miesiąem miodowym ja nazywam tworzenie związku z 2 'nowych' osób, ze sporą przeszłością, kochających się i rozumiejących, zdecydowanych na wspólną i osobną pracę. Może powinnam to uściślić wczęśniej, bo miesiąc miodowy to się raczej kojarzy z miłosnymi uniesieniami na plaży hehe
Klara napisał/a:
Wiem, że gdybym uzyskała JAKIEKOLWIEK wsparcie (w sensie porady co robić i jakie działania są bez sensu) wtedy gdy się miotałam
Na pewno, ale z drugiej strony zrobiłaś naprawdę bardzo dużo bez tej pomocy. Dużo więcej niz inne kobiety bez pomocy i wsparcia.
Dziękuję Ci za szczerą wypowiedź. Również zgadzam się, że z czynnym alko trudno o jakikolwiek związek, jest to właśnie bycie obok i zazwyczaj, cierpienie, mniejsze lub większe. Ale są kobiety, które się na to decydują. Oddzielenie mentalne w 'związku' z czynnym alko jest może nawet i łatwiejsze niż z trzeźwiejącym. I prowadzi ono do oddzielenie się fizycznego w tym przypadku, choć oczywiście nie zawsze, bo nie zawsze starcza sił i nie zawsze są możliwości (bilans strat i korzyści). Pomimo, że poradziłaś sobie z tzw oddzieleniem to i tak poniosłaś straty zdrowotne i to jest chyba w tym wszystkim najstraszniejsze.
Ja sobie wymyśliłam taki plan, że Lukasz będzie sobie spokojnie pił, a ja oddzielę się mentalnie i nie będę cierpieć, będziemy stwarzać pozory. Wiem, że tamto myślenie w tamtym czasie było... dobre! Bo to był dla mnie pierwszy krok do zmian. Kiedy odseparowałam się od niego (przynajmniej częściowo), to okazało się, że ja MOGĘ żyć bez niego, potrafię i ... chcę! I tu zaczęły się zmiany.
Klara napisał/a:
Zresztą mnie też wiele nie brakuje w tym względzie
a której z nas brakuje Napisałam tego posta, zanim się dowiedziałam, że jesteś w szpitalu inaczej nie prosiłabym Cię o wypowiedź, nie chciałabym zawracać Ci głowy, masz ważniejsze sprawy na głowie. Maciejka - Czw 23 Maj, 2013 09:41 Klara mój tez się zapił ale ja zrobiłam co mogłam żeby mu nie pomagać w chlaniu i ratować siebie i swoją rodzinę. Nie każdy alko w porę wyskakuje z podgrzewanego gara z żabami.Klara - Czw 23 Maj, 2013 13:54
pannamigotka napisał/a:
nie chciałabym zawracać Ci głowy, masz ważniejsze sprawy na głowie.
Nic się nie stało. Tym razem na wstępie moja lekarka prowadząca powiedziała, że mam ten pobyt traktować raczej jak odpoczynek w sanatorium
Na dokładne czytanie forum, książki czy każdego innego tekstu wymagającego skupienia nie pozwalał jedynie nadmiar bodźców nadchodzących z różnych stron OSSA - Czw 23 Maj, 2013 16:21
pannamigotka napisał/a:
Kiedy odseparowałam się od niego (przynajmniej częściowo), to okazało się, że ja MOGĘ żyć bez niego, potrafię i ... chcę! I tu zaczęły się zmiany.
Życzę ci by były to zmiany trwałe, a nie kolejna manipulacja męża.
Ja też odseparowywałam się od niego, finansowo, prawnie, kiedy przekonywałam się, że dam radę sama, potrafię i chcę. Men odwracał ogonem i zaczynał być czuły, troskliwy, normalnie miód na moje i po jakimś miodowym, miesiącu, kwartale roku, a piać szybka jazda bez trzymanki w dół.
Już nie chcę by moje samopoczucie zależało od jego trzeźwości.pietruszka - Czw 23 Maj, 2013 17:45 cholercia a ja nie miałam miesiąca miodowego pierwsze miesiące to ja się starałam nie ubić tego mojego trzeźwikastaaw - Pią 24 Maj, 2013 01:17
pietruszka napisał/a:
pierwsze miesiące to ja się starałam nie ubić tego mojego trzeźwika
Tym większy szacun dla Pietrucha że mimo wszystko dał radę, ja miałem łatwiej...spoko - Pią 24 Maj, 2013 04:13
Scarlet O'Hara napisał/a:
nie rozmawiało a jak już coś mnie gryzło milczałam bo bałam się ,ze w którymś momencie zostanie to obrócone przeciwko mnie.
tak dzialo sie ze mna,...przyplacilam to ostra deprecha...teraz mowie co oczekuje od niego...on czasami cos zrobi...a jezeli nie zrobi,prosze kogos,ewentualnie jezeli jest to mozliwe robie sama...maz jak to zobaczy,to zazwyczaj skomentuje po swojemu...i zycie toczy sie dalej...ale ja tak juz nie chcestaaw - Pią 24 Maj, 2013 04:17
spoko napisał/a:
ewentualnie jezeli jest to mozliwe robie sama...
Najlepiej prosić kogoś innego a najlepiej sąsiada.
Sama się zdziwisz jak to działa... spoko - Pią 24 Maj, 2013 04:24
OSSA napisał/a:
odseparowywałam się od niego, finansowo, prawnie,
odseparowalas sie prawnie tzn.co?...ja tez chce,pytam skoro masz doswiadczenie...Maciejka - Pią 24 Maj, 2013 06:07 Ja tę oseparowałam sie prawnie tzn; załozyłam sprawę o separacje i ją dostałam z winy męża. Prawnie się odseparowac znaczy nie ponosić konsekwencji prawnych.pannamigotka - Pią 24 Maj, 2013 07:18
pietruszka napisał/a:
cholercia a ja nie miałam miesiąca miodowego
hehepietruszka - Pią 24 Maj, 2013 17:47
staaw napisał/a:
Tym większy szacun dla Pietrucha że mimo wszystko dał radę, ja miałem łatwiej...
może miałeś mniej nadęte ego? Pietruch chodził zły, podirytowany, w kółko powtarzając, ze go zaszantrażowałam, a w obecności znajomych prężył pierś do orderów...
Ja tam z siebie jestem dumna, że to przeżyłam bez ofiar... Duszek - Pią 24 Maj, 2013 18:44 Klaro przeczytałam Twoją historię i wg mnie jesteś mądrą i silną osobą. Zadbałaś o siebie, o swoje bezpieczeństwo, nie szarpałaś się z jego piciem, ale...
Z jednej strony:
Klara napisał/a:
Żyłam sobie spokojnie i czułam się wolna. Nic nie musiałam, oddzieliłam się mentalnie nie żyjąc jego życiem....
A z drugiej:
Klara napisał/a:
Po jakimś czasie, gdy już uporałam się ze wszystkimi sprawami urzędowymi (...)okazało się, że jestem kulą składającą się ze ściśniętych mięśni które dają się rozluźnić na chwilę po to, by zaraz powrócić do poprzedniego stanu, że pojawiają się kłopoty z dotąd żelaznym zdrowiem.
Więc chyba nawet to życie obok czynnego alkoholika, mimo mentalnego oddzielenia się, ma duży i negatywny wpływ...
Klaro dziękuję za Twoje cenne wskazówki staaw - Pią 24 Maj, 2013 19:12
pietruszka napisał/a:
staaw napisał/a:
Tym większy szacun dla Pietrucha że mimo wszystko dał radę, ja miałem łatwiej...
może miałeś mniej nadęte ego?
Małżonkę nie planującą zabójstwa, irytacją własną nie będę się licytoawł... Klara - Pią 24 Maj, 2013 19:34
Duszek napisał/a:
Zadbałaś o siebie, o swoje bezpieczeństwo, nie szarpałaś się z jego piciem,
Duszku, przez całe małżeństwo szarpałam się okrutnie.
Tu opisałam czas gdy dzięki terapii dotarło do mnie, że jedyną rzeczą którą mogę zrobić jest odwrócenie się na pięcie i robienie tego na co mam ochotę.
Wówczas (może niesłusznie, ale tak wtedy uważałam) było już za późno na to, żeby zaczynać życie od nowa. Wydawało mi się, że biorąc rozwód więcej stracę niż zyskam, że jestem już za stara i takie tam...
Duszek napisał/a:
Z jednej strony:
Duszek napisał/a:
A z drugiej:
Sprzeczność jest pozorna.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że STARAŁAM SIĘ być spokojna, uśmiechnięta, wyluzowana i prawdopodobnie na zewnątrz tak to wyglądało, ale jak się okazało, wewnętrzne napięcie było nieustannie obecne, a jego skutki odczuwam do dziś.
Duszek napisał/a:
chyba nawet to życie obok czynnego alkoholika, mimo mentalnego oddzielenia się, ma duży i negatywny wpływ..
Właśnie tak
Też sceptycznie patrzę na osoby, które twierdzą, że są szczęśliwe żyjąc pod jednym dachem z czynnym alkoholikiem.Duszek - Pią 24 Maj, 2013 21:00 Klaro, pewnie powtórzę się, ale cieszę się, że tu jesteś OSSA - Pią 24 Maj, 2013 21:22
Klara napisał/a:
Też sceptycznie patrzę na osoby, które twierdzą, że są szczęśliwe żyjąc pod jednym dachem z czynnym alkoholikiem.
Może one nigdy nie zaznały normalnego życia, ciepłego domu, miłości, bezpieczeństwa.pannamigotka - Pią 24 Maj, 2013 21:57
Duszek napisał/a:
Klaro, pewnie powtórzę się, ale cieszę się, że tu jesteś
Klara - Sob 25 Maj, 2013 07:52 Ojejku!
Dziękuję Dziewczyny
Tak naprawdę, to sama bardzo dużo się od Was uczę.
Nie macie pojęcia jak.... spoko - Sob 25 Maj, 2013 09:07
Klara napisał/a:
jestem już za stara i takie tam.
dziki forum,lterapi, lekturze odkrylam w sobie WYZSZE JA i wspolpracuje z nim...na nic nie jest za pozno...ruszam do przodu...maz jak bedzie chcial ,moze dolaczyc...Maciejka - Sob 25 Maj, 2013 09:10 Klara - Sob 25 Maj, 2013 09:18
spoko napisał/a:
ruszam do przodu...maz jak bedzie chcial ,moze dolaczyc...
Oczywiście, że od tej mentalnej strony zmieniłam wszystko.
WSZYSTKO!
Mąż zaczął iść za mną, ale szybko zmienił kierunek twierdząc, że jest mu tak dobrze.
Z powodu zaszłości nie zdecydowałam się na rozwód, podziały, wyprowadzki, nowe miejsce do życia....
Nie wiem, czy to uchroniłoby mnie przed rozsypką organizmu i już tego nie sprawdzę.
Znając siebie, żałowałabym niezależnie od tego, co bym zrobiła, więc nie rozpamiętuję, a tu napisałam po to, żeby poinformować, jak było u mnie z tym mentalnym oddzieleniem się od czynnego alkoholika.pterodaktyll - Sob 25 Maj, 2013 12:18
spoko napisał/a:
..ruszam do przodu...maz jak bedzie chcial ,moze dolaczyc.
Na Twoim miejscu specjalnie bym na to nie liczył.........
pietruszka - Sob 25 Maj, 2013 13:25
staaw napisał/a:
Małżonkę nie planującą zabójstwa,
tak się zastanawiam, czy Pietruch wie o tym, że mną tak targało.... Wtedy uważał, że powinnam być najszczęśliwszą osobą pod słońcem, stawiać ołtarze i piedestały, palić kadzidełka, bo on się tak dla mnie poświęca... Wtedy raczej nie dało się na ten temat porozmawiać, teraz... szkoda wracać do przeszłości i rozdrapywać stare rany. Było, minęło. Dzisiaj jest fajnie, ale niełatwa to była droga. A kryzysy też się zdarzają, jak na pewno w każdym związku, tutaj fakt, że Pietruch jest alkoholikiem, ma zwykle dodatkowe znaczenie, choć zwykle dla niego bardziej.evita - Sob 25 Maj, 2013 22:07
pannamigotka napisał/a:
Jak rozwiązałyście sprawę odcięcia się emocjonalnego
Bylam przekonana, ze mnie sie to udalo z powodzeniem. Nie zwracalam wiekszej uwagi na to co sie dzieje z menem i mialam gdzies czy on ma glody czy nie. Bylam niby ponad tym wszystkim ale jednak nie do konca bylo wszystko ok. Dopiero teraz gdy dzieli nas ponad tysiac kilometrow a nasze kontakty ograniczaja sie do wymiany kilku zdan wieczorowa pora, zdalam sobie sprawe jak bardzo sie wczesniej mylilam. Ten pozorny tumiwisizm byl jak wewnetrzna walka, w podswiadomosci upewnialam siebie w dobrze obranej taktyce i grzecznie wypelnialam zadanie. Nie potrafie tego dokladnie opisac ale to jest jak sie czlowiek czegos nauczy na pamiec ale bez zrozumienia. Wiemy, ze tak powinno byc wiec wykonujemy zadanie wykute na pamiec bez zrozumienia przeslania. Co gorsza jakos nie chce mi sie wierzyc, ze na swiecie istnieje ktos kto tak naprawde zrozumial te przeslanie nawet jesli twierdzi, ze tak jest
Nie potrafie w dosc przystepny sposob wyrazic swoich mysli wiec ujme je w dwoch punktach
1. Niezaleznosc finansowa to podstawa !
2. Uciekac jak najdalej od toksycznych zwiazkow - to gwarancja normalnego zycia
kazde z tych punktow nie jest w stanie samodzielnie egzystowac i trzeba je stosowac lacznie pannamigotka - Nie 26 Maj, 2013 12:28
evita napisał/a:
jakos nie chce mi sie wierzyc, ze na swiecie istnieje ktos kto tak naprawde zrozumial te przeslanie nawet jesli twierdzi, ze tak jest
Pisałam tu kiedyś o kobiecie, która doskonale się oddzieliła mentalnie od pijącego, niepracującego męża, jest szczęśliwa i spełniona. Wkurzało mnie gadanie Klary, że nie do końca jest to możliwe. Minęło trochę czasu i powiem tak- mówiła wtedy bardzo przekonywująco i ... dałam się nabrać, a że byłam 'świeżakiem' to łykałam wszystko jak młody pelikan Teraz poznałam ją i jej sytuację lepiej i wiem, że jest jej bardzo ciężko, ale czasem łatwiej... grać...
Teraz wiem, że najlepiej się skupić na sobie i swojej sytuacji, osiągnęłam tak wiele, dlaczego miałabym się porównywać z innymi?
Wiem, nad czym muszę popracować i wiem, że mi się uda Mam wspaniałą terapeutkę, wspaniałą grupę Al-Anon, mam od kogo czerpać
evita napisał/a:
1. Niezaleznosc finansowa to podstawa !
2. Uciekac jak najdalej od toksycznych zwiazkow - to gwarancja normalnego zycia
W pełni się z Tobą zgadzam. Bez niezależności finansowej nie da się zrobić kroku do przodu. To jak kula u nogi taka zależność finansowa. Potem można myśleć o dalszych krokach, dużo trudniejszych, przynajmniej dla mnie. Moja ś.p. ciocia powtarzała mi, gdy byłam dzieckiem- gdyby nie moja niezależność finansowa nie mogłabym rozstać się z byłym mężem- alkoholikiem i przemocowcem, to mi utkwiło w pamięci.
A co do toksycznych związków- to nie musi być toksyczny mąż/ żona. To może być toksyczna sąsiadka, przyjaciółka, matka, koleżanka z pracy... Umiejętność odcięcia się lub wyznaczenia pewnych granic wcale nie jest taka łatwa...OSSA - Nie 26 Maj, 2013 13:07
pannamigotka napisał/a:
gdyby nie moja niezależność finansowa nie mogłabym rozstać się z byłym mężem-
Mam zupełnie inne doświadczenie, dziewczyny które poznałam na terapii były uwikłane w toksyczne związki, bez pracy, bez pieniędzy, z gromadką małych dzieci, na zasiłkach z MOPS-u. Właśnie one pierwsze się rozwiodły, wywaliły byłego na zbity pysk, nie utrzymują z nim żadnych relacji. Po co na alimenty i tak nie miały co liczyć, "tatuś" nie zamierzał pracować.
Do dziś utrzymuję z nimi bliskie relację i widzę jak spokojnie żyją, poszukały pracy, dzieci dorosły i pomagają w utrzymaniu domu. Mieszkania czyste zadbane, nawet je stać na małe przyjemności.
Pytam nie bałaś się, że nie dasz rady ..... "nie miałam innego wyboru, mam spokój , nikt mnie nie wykorzystuje, nie wyżera jedzenia przeznaczonego dla dzieci". Żyją skromnie , ale w ich wypowiedziach, zachowaniu jest tyle spokoju, nie ma dawnego strachu, lęku co przyniesie następny dzień.Klara - Nie 26 Maj, 2013 13:07
pannamigotka napisał/a:
Wkurzało mnie gadanie Klary
pannamigotka napisał/a:
czasem łatwiej... grać...
Ona chwilami może nawet wierzyć w to, że jest dobrze, a ta gra jest potrzebna samej sobie do tego, żeby nie zwariować.
Dopiero po czasie organizm upomni się o swoje pannamigotka - Nie 26 Maj, 2013 13:45
Klara napisał/a:
a ta gra jest potrzebna samej sobie do tego, żeby nie zwariować.
Wiem Klaro. Dlatego nie osądzam jej, widocznie wtedy takie mówienie było jej potrzebne. Teraz pomalutku pozbywa się iluzji, widać, że jest jej ciężko evita - Nie 26 Maj, 2013 14:48
Klara napisał/a:
Ona chwilami może nawet wierzyć w to, że jest dobrze
dokladnie tak ze mna bylo bylam przekonana, ze ze mna jest juz wszystko ok, ze jestem ponad tym wszystkim, ze w koncu dojrzalam emocjonalnie ... dopiero gdy wyjechalam i odcielam sie od mena to zobaczylam jak wszystko ze mnie zeszlo.spoko - Śro 29 Maj, 2013 18:45 "pterodaktyll"]Na Twoim miejscu specjalnie bym na to nie liczył[/quote dzieki za VOX...lwzruszylam sie ostro...od dzisiaj jest to moja melodia milutka - Śro 29 Maj, 2013 20:47
Klara napisał/a:
Duszek napisał/a:
chyba nawet to życie obok czynnego alkoholika, mimo mentalnego oddzielenia się, ma duży i negatywny wpływ..
Właśnie tak
Też sceptycznie patrzę na osoby, które twierdzą, że są szczęśliwe żyjąc pod jednym dachem z czynnym alkoholikiem.
Jeśli mogę się wtrącić do dyskusji ....powiem tak ....Życie pod jednym dachem z czynnym alkoholikiem jest okropne,mimo oddzielenia się mentalnego ,fizycznego..... i bzdura totalna ,że kobieta jest wtedy szczęśliwa ...Kochani to jest tak ,że w porównaniu do życia jakie było przed odcięciem się czyli smród w pokoju ,zaglądanie alko na ręce co się robi ,gdzie wychodzi ,na co wydaje pieniądze ,nie wiadomo czy się przy nim śmiać czy płakać bo nie wiadomo kiedy go to zdenerwuje i tutaj przykładów mogłabym podać wiele -życie jest o wiele spokojniejsze gdy on jest z boku ...ale na pewno nie można nazwać to szczęśliwym życiem to jest ciągła niepewność dnia jutrzejszego ,to jest ciągłe zmierzanie się z jego manipulacjami ,oskarżeniami ,że gdybym to ja była inna to by nie pił ,to ciągłe zastanawianie się co będzie jutro ....i kiedy trzeba to człowiek się na to godzi i cieszy się ze spokoju jaki osiągnął ale nie jest to kochani szczęsliwe zycie oj nie jest pterodaktyll - Śro 29 Maj, 2013 21:28
spoko napisał/a:
...od dzisiaj jest to moja melodia
Jak zaczynałem swoja drogę do trzeźwienia tez jej słuchałem spoko - Czw 30 Maj, 2013 04:45
OSSA napisał/a:
łatwiej wygrać 6 w lotto niż stworzyć bezpieczny i trwały związek z osobą uzależnioną. Oczywiście można szukać rad, recept , ale po co
zgadzam sie,ale po co?...chce reszte zycia przezyc...czas wegetacji minal...pozdrawiamewa29 - Nie 11 Sie, 2013 17:50
pietruszka napisał/a:
odciąć się od choroby i powiązanych z nią zachowań, a nie od człowieka...
Witam Dla mnie było to ciężkie, ale myślę że dużo się zmieniło w tym kierunku, ponieważ dałam mu "wolność" i zajęłam się sobą i swoją terapią swoim własnym życiem. Niemniej jednak jeszcze, nie do końca sobie radzę z tym odcięciem mentalnym, ale daje sobie czas i powoli małymi kroczkami to się zmieni. Nic na szybko... Zmieniam to co zmienić mogę, jest mi dużo lżej bo nie czuję się odpowiedzialna za jego życie, przynajmniej tak czuję spoko - Śro 14 Sie, 2013 16:33 Witajcie...9 dni bez ogladania ,sluchania,przebywania jest mi SPOKO...byc moze to jest odseparowanie mentalne?.. pterodaktyll - Śro 14 Sie, 2013 16:34
spoko napisał/a:
byc moze to jest odseparowanie mentalne?..
Na pewno jakiś początek.... spoko - Śro 14 Sie, 2013 16:36