czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...
DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - Toksyczna terapia czyli uczcie się na moich błędach
Flandria - Sob 18 Lut, 2012 13:16 Temat postu: Toksyczna terapia czyli uczcie się na moich błędachOd roku "zbieram się", żeby napisać skargę do NFZetu, ale jakoś ...
Chyba muszę to zrobić, żeby wiedzieć, że to nie ja zwariowałam, że nadal myślę racjonalnie i realnie patrzę na to co mnie spotkało.
Z podobnego powodu otwieram ten wątek. Możecie pisać co myślicie, komentować, krytykować, wyciągać wnioski itp.
Ale wolałabym, żeby cały "proces" trwał w miarę krótko, i żeby wątek po tygodniu, góra dwóch został zamknięty.
Nie jestem w stanie odnieść się do swoich przeżyć bez emocji, ogarniają mnie zimne dreszcze i ucisk w żołądku na samo wspomnienie niektórych zdarzeń, więc być może będzie to napisane dosyć histerycznie.
Zacznę od tego, że moja wiedza o terapeutach sprowadzała się do tego, że myślałam, że psycholog to psychoterapeuta (i odwrotnie) i że psychiatra to psychoterapeuta, który może wystawiać recepty na leki. A psychoterapeuta uzależnień był w moim odczuciu już jakimś super hiper extra psychoterapeutą, bo znał się przecież na tak poważnych sprawach jak uzależnienie.
Miałam też ogromne zaufanie do zawodu psychoterapeuty. Sądziłam, że tak jak lekarze - są gorsi i lepsi psychoterapeuci, ale że wszyscy mają przygotowanie merytoryczne i są specjalistami w dziedzinie psychiki ludzkiej.
Postaram się opisać każdego terapeutę w osobnym poście, żeby całość była bardziej przejrzysta.evita - Sob 18 Lut, 2012 13:47
Flandra napisał/a:
Postaram się opisać każdego terapeutę w osobnym poście, żeby całość była bardziej przejrzysta.
czekam zatem na ciąg dalszy Flandria - Sob 18 Lut, 2012 14:25 Nr 1
Rok 2005
zgłosiłam się do poradni zdrowia psychicznego w swoim mieście z objawami depresji (apatii itp). Zostałam przyjęta przez miłą panią - była psychiatrą. Nie pamiętam dokładnie całej rozmowy, wiem tylko, że dosyć szybko wyznałam, że mój ojciec jest alkoholikiem (pewnie zapytała mnie o dzieciństwo) i od tamtego momentu płakałam jak bóbr. Siedziałam w gabinecie chyba godzinę i rozmawiałam z nią ciągle płacząc. Dowiedziałam się wtedy, że jestem DDA i dla ludzi takich jak ja są stosowne terapie. Zaproponowała, żebym zgłosiła się do młodej dziewczyny, która pracuje w tej poradni, wytłumaczyła, że to będzie rozmowa z rysunkami itp. Mimo tego, że non stop beczałam poczułam się zaopiekowana i ta godzinna rozmowa wywarła bardzo pozytywny wpływ na moje życie.
Dziewczyna "od DDA" okazała się być znajomą mojej dawnej przyjaciółki. Umówiłam się na wizytę, ale za bardzo się wstydziłam, żeby komuś znajomemu opowiadać o swoim dzieciństwie i koniec końców - odwołałam to spotkanie.
Myślałam też, żeby poprosić mojego niedoszłego teścia o pomoc (był trzeźwym alkoholikiem), ale napięta sytuacja z teściową i wstyd i strach jakoś mnie zablokowały.
Rok 2007
Trudne rozstanie, problemy "sercowe" i problemy w pracy sprawiły, że pojawiłam się w gabinecie psychiatrycznym ponownie.
Najpierw dostawałam jakieś dziwne antydepresanty - po każdym z tych leków czułam się strasznie, tabletki potrzebne mi były po to, żebym mimo szalejących emocji była w stanie spokojnie pracować, a nie po to, żeby czuć, że jestem "na prochach" i nic więcej ...
W końcu usłyszałam, że skoro leki mi nie odpowiadają to najlepsza byłaby dla mnie psychoterapia. Usłyszałam wtedy, że w poradni pani Maria nie będzie miała dla mnie wystarczająco dużo czasu, więc powinnam zgłosić się do niej prywatnie.
Na pierwszej prywatnej sesji powiedziała, że nie jest specjalistką od DDA. Stwierdziłam wtedy, że właściwie "problem DDA" mam już za sobą, bo przeczytałam jedną książkę i wydaje mi się, że wyczerpałam temat. Zaczęła mi wtedy tłumaczyć, ze to na pewno nie wystarczyło itp - nie pamiętam dokładnie. "Kwestię DDA" uzgodniłyśmy w ten sposób, że powiedziałam jej, że mam do niej pełne zaufanie i że ma robić co uważa za słuszne.
Jedną z pierwszych rzeczy, które mi uzmysłowiła było to, że ciągle zajmuję się innymi. Byłam tak ciekawa powodów, dla których ludzie zachowują się w taki czy inny sposób, że non stop pytałam ją o to jak myśli czemu ktoś powiedział to czy tamto, czemu w taki a nie inni sposób się zachowuje itp. Delikatnie, konsekwentnie sugerowała, że mam zająć się sobą, mówić o swoich problemach. Myślę, że dzięki niej trochę mi się to udało.
Nie pamiętam już dokładnie z czego to wynikało (może z tego, że ciągle usiłowałam zrozumieć mężczyzn), ale w pewnym momencie zaproponowała mi zadanie domowe - miałam wziąć kilka zdjęć z dzieciństwa, na których był mój ojciec i patrząc na nie zastanowić się co do niego czuję. To było zadanie domowe - miałam to zrobić SAMA, W DOMU.
Do tego czasu spotykałyśmy się mniej więcej co 2 tygodnie, inicjatywa co do terminu leżała po mojej stronie. Po "zadaniu domowym", które totalnie mnie przytłoczyło nie spotkałam się z tą kobietą przez parę miesięcy - nie byłam w stanie. Kiedy poczułam się silniejsza znowu się umówiłam. Przyznałam, że zadanie domowe trochę mnie przerosło. Usłyszałam, że stchórzyłam i jeszcze kilka innych niemiłych rzeczy, których już nie pamiętam. Gdy opowiadałam o swoich uczuciach, które "wyczytałam" z tych zdjęć słuchała mnie pełna napięcia. To były trochę dziwne. Powiedziałam, że patrząc na zdjęcia czułam ogromny strach a potem [i tu terapeutka jakby zamarła w napięciu] - ogromne pokłady miłości. [oddech i uśmiech terapeutki]. Usłyszałam: "to znaczy, że jesteś gotowa na nowy związek". Do dzisiaj nie rozumiem tych słów. Kwestia zdjęć, ojca itp została wtedy zamknięta. Nie padło ani jedno pytanie więcej - nic.
Później już nie było "hardcoru". Miałam wręcz wrażenie, że na terapii nic się nie dzieje. Mówiłam i mówiłam o bieżących problemach a ona coś tam sobie zapisywała w kajeciku i prawie się nie odzywała. Gdy w gronie przyjaciół spotkała mnie drobna przykrość, która wyprowadziła mnie z równowagi zupełnie nieadekwatnie do sytuacji opowiedziałam o tym terapeutce licząc na jakieś mądre słowa, które pomogłyby mi okiełznać emocje, zrozumieć samą siebie - nie usłyszałam nic. Zapytałam więc wprost: "Moje życie to chaos, co mam z tym zrobić, jak sobie z tym radzić?". W odpowiedzi usłyszałam "zaakceptować go". Równie dobrze mogłaby to powiedzieć po chińsku.
To było moje ostatnie ostatnie spotkanie z tą kobietą.jamesjamesbond - Sob 18 Lut, 2012 14:48
Flandra napisał/a:
Trudne rozstanie, problemy "sercowe" i problemy w pracy sprawiły, że pojawiłam się w gabinecie psychiatrycznym ponownie.
Najpierw dostawałam jakieś dziwne antydepresanty - po każdym z tych leków czułam się strasznie, tabletki potrzebne mi były po to, żebym mimo szalejących emocji była w stanie spokojnie pracować, a nie po to, żeby czuć, że jestem "na prochach" i nic więcej ...
W końcu usłyszałam, że skoro leki mi nie odpowiadają to najlepsza byłaby dla mnie psychoterapia.
....
To było moje ostatnie ostatnie spotkanie z tą kobietą.
Kobiety psychoterapeutki to jest zagadnienie. Ja tam sobie je trochę owijałem koło palca, dawało się. Dlatego teraz wolałbym jakiegoś mocnego faceta, najlepiej akoholika. W zasadzie długo chodziłem tylko do psychiatry, właśnie po antydepresanty. Tu nie można wymieniać nazw, ale dostałem super lek- łagodny działający i bez skutków ubocznych.
Trzymaj się Flandra.pterodaktyll - Sob 18 Lut, 2012 15:53
jamesjamesbond napisał/a:
Kobiety psychoterapeutki to jest zagadnienie. Ja tam sobie je trochę owijałem koło palca, dawało się.
Jak to robiłeś jamesiejamesie? yul-ya - Sob 18 Lut, 2012 16:36
jamesjamesbond napisał/a:
Kobiety psychoterapeutki to jest zagadnienie. Ja tam sobie je trochę owijałem koło palca, dawało się. Dlatego teraz wolałbym jakiegoś mocnego faceta, najlepiej akoholika.
Jeżeli masz w zamiarze zmanipulować psychoterapeutę, to pewnie Ci się uda (faceta też). Tylko pytanie: po co?
Ja wolę wziąć coś dla siebie z takiego spotkania, tyle, ile mogę. A że nie zawsze terapeuta mówi to, czego oczekuję, albo coś co mi się nie podoba... To i tak zawsze warto potem nad tym się zastanowić.jamesjamesbond - Sob 18 Lut, 2012 17:08
yul-ya napisał/a:
Jeżeli masz w zamiarze zmanipulować psychoterapeutę, to pewnie Ci się uda (faceta też). Tylko pytanie: po co?
Ja wolę wziąć coś dla siebie z takiego spotkania, tyle, ile mogę. A że nie zawsze terapeuta mówi to, czego oczekuję, albo coś co mi się nie podoba... To i tak zawsze warto potem nad tym się zastanowić.
Zamiarem to nie było, na pewno. Tylko jakoś tak za dużo było w tym sympatii. Szkodliwa sympatia? choć szczera- to nie było manipulowanie. Taki naturalny rys mojego charakteru- żeby się dobrze żyło z tym "przyjacielem" terapeutą. Miałem takiego młodszego terapeutę, facet taki trochę w sobie- tacy są z natury sympatyczni, jak on mi szedł na rękę w wielu sprawach. Pani psychiatra: "my tu jesteśmy pana przyjaciółmi". No i co ja miałem robić? Prosić ich: "bądźcie groźni" . Czy pozostać przy starym sprawdzonym dogmacie: najważniejsze aby sam pacjent chciał. OSSA - Sob 18 Lut, 2012 17:21
jamesjamesbond napisał/a:
Taki naturalny rys mojego charakteru-
Bond pieprzysz farmazony, nawet ludzie na forum nie nabierają się na twoje gierki. Terapeuta też nie nabierał się , nie chciałeś się leczyć, nie chciałeś wyciągnąć właściwych wniosków, nie jego problem on/ona poświęcił /ła/ ci określony czas i to wszystko, za to im płacą. Słyszałeś by ktoś rozliczał terapeutów z ilości wyleczonych uzależnionych
Daruj sobie takie wywody, bo ktoś kto jest na początku drogi trzeźwienia może zwątpić w sens terapii i wiary w to, że może się udać.Jacek - Sob 18 Lut, 2012 17:31
Flandra napisał/a:
Dziewczyna "od DDA" okazała się być znajomą mojej dawnej przyjaciółki. Umówiłam się na wizytę, ale za bardzo się wstydziłam, żeby komuś znajomemu opowiadać o swoim dzieciństwie i koniec końców - odwołałam to spotkanie.
śliczny utwór prawda???
Flandruś,czy przełamiesz barierę aby spotkać się
przy małej czarnej kawce
nie tłumacząc się już nieumiejętnością wypieków
żadnych zobowiązań
nie dziś nie jutro odłóżmy to na letnie dnicool - Sob 18 Lut, 2012 17:35
Flandra napisał/a:
Gdy w gronie przyjaciół spotkała mnie drobna przykrość, która wyprowadziła mnie z równowagi zupełnie nieadekwatnie do sytuacji opowiedziałam o tym terapeutce licząc na jakieś mądre słowa, które pomogłyby mi okiełznać emocje, zrozumieć samą siebie - nie usłyszałam nic. Zapytałam więc wprost: "Moje życie to chaos, co mam z tym zrobić, jak sobie z tym radzić?". W odpowiedzi usłyszałam "zaakceptować go". Równie dobrze mogłaby to powiedzieć po chińsku.
To było moje ostatnie ostatnie spotkanie z tą kobietą.
witaj Flondra
faktycznie niezbyt miłe doświadczenie . czytając to pojawiły mi się różne uczucia , niestety mam świadomość ,że trafiają się ,nie do końca poważni terapeuci .i z tym się zgadzam ja próbuje wyczuć w trakcie rozmowy ,jak mnie ktoś traktuje .w swoim leczeniu faktycznie też poszedłem prywatnie ,do terapeuty fakt ale znałem go wcześniej i co prawda prywatnie kosztuje ,i zaobserwowałem że zupełnie inne było podejście , z ty że ja poszedłem z bardzo prywatną sprawą ,i uzyskałem rzeczową pomoc .wydaje mi się że terapeuci też ludzie i po prostu różni się trafiają ,a to ja decyduje ,czy chcę z nim współpracować ,czy mam zaufanie,Choć wiem że nie mnie oceniać takich ludzi
pozdrawiam Flandria - Sob 18 Lut, 2012 18:58 Nr 2
Rok 2008
Do moich problemów dołączył kolejny - mężczyźni nagminnie zaczęli przekraczać granice mojej fizyczności. Jedno z takich przeżyć było dla mnie dosyć traumatyczne. Przestałam chodzić na imprezy, umawiać się na randki, obawiałam się wszystkich mężczyzn, którzy byli mną choć trochę zainteresowani.
Nie wiedziałam, gdzie się zgłosić po pomoc. Nikt z moich przyjaciół ani znajomych nie chodził na psychoterapię, nawet moja przyjaciółka, która skończyła psychologię nie potrafiła mi pomóc, nie chciałam też zgłaszać się gdziekolwiek. Przypadkowo trafiłam na forum alkoholowe (Jolki) i tam w dziale DDA ktoś podał numery telefonów do ośrodków, do których można się zwracać na terapię.
Nie wiedziałam nawet gdzie dzwonię, jakiego rodzaju to ośrodek, jaki ma adres itp - wszystko co miałam to numer telefonu.
Bez problemu umówiłam się na spotkanie. Terapeutka pytała o cel terapii - powiedziałam, ze chciałabym nie być DDA, żeby kiedyś tam być dobrą matką, żoną, itp. Miałam poczucie, że muszę ze swoim syndromem DDA - cokolwiek to jest - koniecznie coś zrobić. Nie spodobał jej się ten cel, uważała, że powinien być bardziej skoncentrowany na "tu i teraz" a nie na przyszłości. No więc praca - problemy z koncentracją, ze stresem itp. Na tej samej sesji dostałam zadanie domowe - opisać swoje dzieciństwo. Dostałam też listę cech DDA, które miałam przeanalizować. Na następnej sesji musiałam odczytać życiorys przy terapeutce. Zapytała później czy może ten mój tekst zatrzymać - zgodziłam się. Był napisany strasznie chaotycznie, nie zdążyłam go przepisać "na czysto", ale nie przeszkadzało jej to - bardzo mnie tym ujęła. Podobał mi się sposób w jaki ze mną pracowała. Kiedy mówiłam o bieżących problemach - zadawała mi pytania, które sprawiały, że patrzyłam na daną sytuację z innej perspektywy. Problemiki znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - wystarczyło zmienić tylko punkt widzenia. Pewnego razu zapytała mnie "co czujesz?". Nie potrafiłam odpowiedzieć. Zatkało mnie. Poprosiła mnie o pisanie dzienniczka uczuć. Nigdy nie miałam okazji go przeczytać terapeutce (zapomniałam go ze sobą zabrać), ale i tak było to niesamowite narzędzie, które odmieniło moje spojrzenie na własne uczucia. Dostawałam też inne materiały - tak do przeczytania, przemyślenia np. tekst o rolach dzieci w rodzinie alkoholowej. Generalnie byłam z tej terapii bardzo zadowolona. Poleciłabym tę kobietę każdemu ... gdyby nie to, co stało się później.
Po dwóch miesiącach spotkań - spotykałyśmy się mniej więcej co półtorej tygodnia - złapałam doła - przytłoczyło mnie kilka zdarzeń na raz - siedziałam i beczałam. W dodatku zbliżał mi się okres, więc doszła do tego jeszcze cykliczna "drażliwość". Pojechałam w takim stanie do terapeutki, ale ciężko nam się rozmawiało. Stwierdziła, że żyję w chronicznym stresie i w związku z tym mam spotkać się w ośrodku z panem Krzysztofem, psychologiem, który zrobi mi jakiś test. Spotkanie było tydzień później czy jakoś tak. "Pan psycholog" rozmawiał ze mną przez godzinę - byłam zdezorientowana, pomyślałam sobie, że musi być ze mną naprawdę źle skoro mam 2 terapeutów. Powiedziałam mu, że przed rozmową z nim bałam się, że zostanę zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, ale przecież w szpitalu nie zamykają osób, które nikomu nie zagrażają. Odpowiedział, że zamykane są również osoby, które zagrażają sobie. Taka odpowiedz wydała mi się okrutna. Następne spotkanie było również z panem Krzysztofem - tym razem ze mną nie rozmawiał, tylko włączył laptopa, kazał mi wypełniać jakiś test i zostawił samą. Co jakiś czas wchodził i kazał mi się spieszyć. Po teście oznajmił mi, że z testu wyszło, że mam początki nerwicy, a oni "nie zajmują się nerwicami tylko uzależnieniami", więc pomocy mam szukać gdzie indziej. Za drzwiami czekał już następny pacjent, więc nie miał za bardzo czasu, żeby wytłumaczyć mi, co miał na myśli.
Panią Danutę spotkałam na korytarzu i zapytałam co mam zrobić. Wymieniła kilka ośrodków leczenia nerwic, do których mogę się zgłosić.
Pomimo późniejszych kłopotów, nigdy nie zgodziła się, żebym przyjechała do niej choćby na jedno spotkanie. W rozmowach telefonicznych podkreślała, że nie zostałam wyrzucona z terapii, tylko potrzebny mi inny specjalista.
Nigdy nie wytłumaczyła mi jaka jest różnica pomiędzy nią a innym specjalistą.
Nigdy nie dostałam wyników testu.
Byłam przerażona. Zastanawiałam się nawet czy jestem poważnie chora psychicznie.
Gdybym wiedziała, że psychoterapeuta uzależnień (o tym, że pani Danuta jest psychoterapeutą uzależnień dowiedziałam się ze strony internetowej ośrodka, nie od niej) nie jest psychoterapeutą w normalnym tego słowa znaczeniu nie miałabym takiego mętliku w głowie. Wiedziałabym na co zwrócić uwagę szukając dalszej pomocy. Bez tej wiedzy, totalnie załamana byłam łatwym "kąskiem" dla kolejnych "specjalistów".Flandria - Sob 18 Lut, 2012 19:33 Nr 3
Wojewódzka Przychodnia Leczenia Nerwic była jednym z ośrodków podanych mi na korytarzu przez panią Danutę.
Zadzwoniłam tam, spotkanie było możliwe zadziwiająco szybko, nie pamiętam dokładnie, ale mogłam przyjechać prawie z dnia na dzień.
Wydaje mi się, że na tabliczce przed gabinetem pisało "psycholog". A może było tam tylko "mgr". Nie pamiętam.
Pierwsza sesja była przedziwna. Byłam "maglowana" z chorób przebytych w dzieciństwie. Dla pani B (jej imię zaczynało się na B, ale nie pamiętam czy to była Bogusława, Bogumiła ...) bardzo istotne było np. czy przebyłam szkarlatynę. W końcu stwierdziłam, że jeśli to takie ważne mogę zapytać mamę, może będzie lepiej pamiętać. Nie pamiętam już czy na tej sesji czy na kolejnej kazała mi swoją matkę pozdrowić.
To był grudzień, dni były bardzo krótkie, lubię pracować w nocy i przez to późno wstaję. Brakowało mi światła słonecznego tak testowo poprzestawiałam sobie cykl dzienny - spałam od 16 do 24, w nocy pracowałam, w ciągu dnia załatwiałam różne formalności, kontaktowałam się z klientami itp. Nazywałam to "czasem australijskim", bo w Australii gdy u nas jest północ mają 8 rano.
Na drugiej sesji - umówiłyśmy się w godzinach porannych - powiedziałam terapeutce, że jestem już po iluśtam godzinach pracy i że nie jestem przez to "rześka jak skowronek", użyłam tego zabawnego określenia - "czas australijski". Zaczęła się wypytywać czy ja w ten sposób podróżuję itp. Kiedy zrozumiała o co chodzi, zaczęła mnie porównywać do osób ze szpitala psychiatrycznego - "bo oni też robią coś na odwrót i mówią, że to jest fajne". Zaczęła naciskać, że absolutnie nie powinnam funkcjonować w ten sposób. Powinnam chodzić spać przed północą, bo "wtedy melatonina cośtam cośtam cośtam". A właściwie to powinnam pracować na etacie, od 8 do 16, i w ogóle mieć uporządkowane życie.
Po tej sesji nie miałam ochoty więcej na taką psychoterapię. Ale później pomyślałam sobie, że może jednak to jest jakiś mój "opór" czy coś takiego i postanowiłam pojechać na kolejne spotkanie i z nią o tym porozmawiać.
I wtedy było już czarodziejsko ...
Nakrzyczała na mnie. Stwierdziła, że ja ciągle kłamię i powinnam przyjechać z mamą (!), bo wtedy ona będzie mogła zobaczyć jak się przy niej zachowuję. Przeprosiła mnie za porównywanie do osób chorób psychicznie, i z dobrego serca doradziła, żebym się dobrze zastanawiała co mówię psychoterapeutom, bo rozmawiając z nimi otwarcie - jak ze znajomymi - wprowadzam zamęt.
Kiedy wychodziłam z jej gabinetu krzyczała na mnie stojąc w drzwiach, nie przeszkadzało jej w ogóle, że korytarzu byli inni pacjenci.olka - Sob 18 Lut, 2012 19:45 Ja pierdziele
Flandra napisał/a:
Kiedy wychodziłam z jej gabinetu krzyczała na mnie stojąc w drzwiach, nie przeszkadzało jej w ogóle, że korytarzu byli inni pacjenci.
dobrze że to na mnie trafiło,bo już bym dożywocie miała.Flandria - Sob 18 Lut, 2012 23:44 Nr 3 i pół
Kolejnym ośrodkiem "z listy" pani Danuty było Centrum Psychiatrii. Zadzwoniłam tam. Okazało się, że na wizytę muszę czekać jakieś 3 miesiące.
Po tych 3 miesiącach oczekiwania w domu, i jakichś 3 godzinach w poczekalni spotkałam się z panią psychiatrą. Poświęciła mi jakieś 10 minut, w czasie których odebrała z 2 telefony ... Stwierdziła, że skoro jestem DDA to mam początki nerwicy leczyć na terapii DDA. I tyle.Flandria - Nie 19 Lut, 2012 01:03 Nr 4
Z listy poradni leczenia uzależnień i współuzależnienia wybieram ośrodek, który ma najdogodniejszą dla mnie lokalizację. Na pierwsze spotkanie czekam około tygodnia.
Przed spotkaniem dzwonię do pani Danuty, żeby przedstawić jej sytuację i zapytać ją, co ja właściwie mam powiedzieć nowemu terapeucie DDA. Stwierdza, że przykro jej, że jestem odsyłana jak piłeczka ping-pongowa, a terapeucie mam powiedzieć, że mam początki nerwicy ... "i zaburzenie osobowości" - dodaje. Czuję się jakby piorun we mnie trzasnął.
W ośrodku okazuje się, że ktoś coś pomylił i "mój terapeuta" jest zajęty - prowadzi właśnie grupową terapię uzależnień. Muszę czekać godzinę, ale w tym czasie przejmuje mnie inny terapeuta - od uzależnień. Przemiły człowiek - pan Arek - okazuje się świetnym rozmówcą. Mimochodem stwierdza, że nie mógłby zająć się moją terapią, bo nie ma dostatecznych kwalifikacji.
W innym pomieszczeniu spotykam się później z panem Donatem. Nie widzi żadnych przeciwwskazań, żeby mnie leczyć. Nie przeszkadza mu, że zostałam "wyrzucona" z poprzedniej terapii. Marudzi, że źle mnie słyszy, że mam mówić głośniej. Jest gorąco, przez otwarte okna wpada uliczny hałas. Staram się być słyszana, ale najwyraźniej mi nie wychodzi. Mam przygotować pracę domową - napisać o dzieciństwie. Dostaję listę cech DDA do przeanalizowania.
Na drugim spotkaniu słyszę, że wydawało mu się, że strasznie ze mną źle, ale teraz uważa, że niewiele pracy mnie czeka. Zaczyna komplementować mój wygląd. Porównuje mnie do Marylin Monroe, ciągnie dalej swój wywód o mojej urodzie, ale mu przerywam. Czuję się niezręcznie w tej sytuacji. Później stwierdza stanowczo, że poprzednio mówiłam zbyt cicho, żeby mu dogryźć. Nie przyjmuje do wiadomości żadnych tłumaczeń.
Napisana praca okazuje się niepotrzebna, nie muszę jej czytać. Nie rozumiem dlaczego. Chyba na tej sesji powiedziałam mu o tym, że byłam nagabywana przez ojca. Przypomniałam mu ponownie, że zostałam wyrzucona z terapii za początki nerwicy i być może jakieś zaburzenie osobowości, ale pojęcia nie mam jakie. Ciągle nie rozumiem, dlaczego zostałam wyrzucona poprzednio. Ponownie słyszę, że on nie widzi żadnych przeszkód w tym, żeby mnie leczyć. Podkreśla też, że terapia DDA nie musi dotykać dzieciństwa.
Rozmowy z nim nie przemawiają do mnie. Opowiadając mu o wycieczce rowerowej, na której zostałam zaatakowana przez znajomego słyszę "widocznie była to dla niego zabawa w dogonić króliczka - złapać króliczka". Mam też zastanowić się dlaczego powoduję, że mężczyźni przekraczają moje granice intymności.
Gdy odpowiadam mu o tym, że nie potrafię sobie poradzić z jedną z sytuacji, która była dla mnie traumatyczna mimo, że ostatecznie nic strasznego się nie stało (dzięki temu, że ze zwalistym facetem pomogli mi uporać się inni ludzie) od terapeuty słyszę pytanie "czy ta sytuacja mi czegoś nie przypomina, czy może twój ojciec nie zrobił ci czegoś takiego"? Jestem w szoku. Po tym pytaniu nie potrafię dojść do siebie przez 2 tygodnie. Jestem roztrzęsiona, zastanawiam się czy mój ojciec mnie zgwałcił, wpadam w panikę. Moja przyjaciółka pociesza mnie, że przeżyłam w dzieciństwie tyle strasznych rzeczy, że to w zupełności wystarczy, żebym źle znosiła przeciążające sytuacje. Słucham audycji radiowej "zły dotyk", w której biegła sądowa mówi, że nie jest możliwe niepamiętać gwałtu w dzieciństwie. Trzymam się tego stwierdzenia jak tonący brzytwy.
Na spotkaniu mówię terapeucie, że to było dla mnie zbyt trudne, że nie radziłam sobie z tą sytuacją. Mówi mi, że dzieci reagują nieadekwatnie do sytuacji, że drobne zdarzenie może wywołać duży uraz. Nie wiem co to ma wspólnego ze mną.
W ciągu kilku miesięcy wiele razy podkreślał, że terapia DDA nie musi dotykać dzieciństwa, a mimo to na spotkaniach zadawał mi pytania na ten temat, w dodatku zupełnie nieadekwatnie do sytuacji. Pytał o coś z dzieciństwa, po czym mówił "aha", albo sobie coś notował - miałam wrażenie, że robi to tylko po to, żeby wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji dla jakichś swoich celów. W ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że takie pytania sprawiały mi ból.
Na ostatniej sesji stwierdził, że nie rozstałam się emocjonalnie z moim ex, i że na kolejnej sesji to zrobię. Przed wyjściem z jego gabinetu zapytałam czy rozmazały mi się oczy (płakałam trochę wcześniej, a nie miałam lusterka). Odpowiedział zimnym, twardym głosem, że nie, ale że następnym razem na pewno się rozmażę, bo będę sporo płakać. Zabrzmiało to jak groźba.
Nie potrafiłam, nie byłam w stanie więcej się z nim spotkać. Bałam się tego, co jeszcze mogę usłyszeć.
O swojej decyzji powiadomiłam go telefonicznie. Stwierdził wtedy, że odchodzę z terapii dlatego, że mogę się u niego leczyć, że mnie nie wyrzuca.
Dopiero 2 lata później dowiedziałam się, że był tylko specjalistą psychoterapii uzależnień, w dodatku w trakcie certyfikacji. (Po tych 2 latach nie było go jeszcze na liście osób z certyfikatem PARPA).Flandria - Nie 19 Lut, 2012 01:50 Nr 5
W ośrodku nie ma innego terapeuty od DDA. Za jakiś czas ma ruszyć grupowa terapia DDA, jest szansa, że będzie ją prowadził szef ośrodka. Jestem roztrzęsiona, więc decyduję się ponownie spróbować leków. Jako pacjentka ośrodka mam obowiązek leczyć się u "ichniejszego" psychiatry.
W poczekalni spotykam dziewczynę, która zachwyca się owym psychiatrą, mówi, że chodzi do niego (i jego żony) "żeby się terapeutyzować".
Facet jest przemiły. Poświęca mi mnóstwo czasu, ponieważ boję się antydepresantów przynosi mi próbki 2 leków (po 1 tabletce) i daje pustą receptę do wypisania. Mam najpierw sprawdzić czy lek mi odpowiada, a później własnoręcznie wypisać receptę z wybranym lekiem. Czuję się obarczona tym zaskakującym zaufaniem, ale generalne wrażenie jest bardzo pozytywne.
Okazuje się, że po 1 tabletce czuję się dobrze, natomiast po 3 ... mam ochotę popełnić samobójstwo. Pojawiają się myśli, że właściwie czemu nie, co mi szkodzi się zabić. Przerażam się tymi myślami i odstawiam leki.
Do psychiatry jadę ponownie, żeby o tym opowiedzieć i oddać resztę leków, mogą się komuś przydać. Czuję się niejako zobowiązana z nim spotkać, żeby udowodnić, że nie nadużyłam jego zaufania i wykupiłam receptę zgodnie z wytycznymi.
W międzyczasie rusza terapia grupowa ... z Donatem. Po zapoznawczym spotkaniu wychodzę z płaczem, nie potrafię go słuchać. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Wypróbowuję inne antydepresanty, tym razem wytrzymałam 2 tygodnie. Nie śpię, chudnę - bez sensu. Umawiam się na spotkanie z terapeutką współuzależnienia z ośrodka, ale psychiatra sugeruje, że to bez sensu. Odwołuję spotkanie.
Nie potrafię się pozbierać, po kilku miesiącach spotykam się z psychiatrą - pytam czy nie mógłby mi polecić jakiegoś dobrego psychoterapeuty. Mówi, że nikogo nie zna w tym mieście (facet dojeżdża tu ponad 100 km), ale może mi polecić swoją żonę. Okazuje się, że mam niezwykłe szczęście, że trafiam ciągle na niego, bo pracuje w ośrodku zamiennie z żoną. Informację tę potwierdza wcześniej znajoma z poczekalni. Jestem trochę zdziwiona, ale chcę spróbować.
Moje "szczęście" do spotykania pana psychiatry trwa jednak nadal. Przyjeżdżam na spotkania co tydzień, ale tylko 3 razy spotkałam się z tą kobietą. Jest dziwnie. On uważa, że wszystko ze mną w porządku i nie potrzebuję żadnej terapii, ona od razu widzi, że mam problemy z brakiem poczucia bezpieczeństwa i pewnością siebie. Kobieta jest konkretna, facet - "ciapowaty". Ale generalnie go lubię, dzieli się ze mną swoją sporą wiedzą, jego pełne ciepłe podejście sprawia, że czuję się w tej relacji bezpiecznie, choć z czasem trochę jak na pogaduszkach z przyjaciółką. Później zaczyna coś się psuć .. zachwyca się tym jak wyglądam w sukience, proponuje, że mnie przytuli ... Opowiada też o mnie innemu pacjentowi, który koniecznie chce się ze mną spotkać. Terapeuta "w biegu" - spiesząc się na pociąg pyta czy może podać mu mój numer telefonu - odruchowo się zgadzam.
Facet dzwoni. Czuję się jakby zobowiązana do randki. Załamuję się. Czuję się totalnie zdradzona. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Mam myśli samobójcze, tym razem bez żadnych prochów.Flandria - Nie 19 Lut, 2012 02:44 Nr 6
Facet "od randki" opowiada mi o profesjonalnej psychoterapeutce. Jest nią zachwycony. Sprawdzam - ma certyfikat psychoterapeuty i nie tylko.
Umawiam się na spotkanie, kobieta proponuje mi terapię grupową na oddziale dziennym leczenia nerwic i zaburzeń osobowości.
W ośrodku wypełniam test komputerowy, następne spotkanie jest przeznaczone na omówienie go. Nie mam nerwicy, choć "wskaźnik" jest trochę przesunięty w tym kierunku, w kwestii zaburzeń osobowości pojawia się trochę więcej punktów - głównie w sferze lęku i depresji. Czuję się zaopiekowana i w dobrych rękach. Diagnoza nie jest dla mnie szokiem - od dawna wiem, że mam problem z lękiem i dołami. Kolejne spotkanie jest całości przeznaczone na omówienie celów w terapii.
Później zaczyna się terapia grupowa. Na początku czuję się tam ... jak na wakacjach, choć bywa ciężko. Poruszane są przykre, traumatyczne sprawy. Co tydzień ktoś odchodzi i na jego miejsce pojawia się ktoś nowy. Z biegiem tygodni "wakacje" przemieniają się w obóz pracy - codzienne wysłuchiwanie problemów przeciąża, w dodatku z grupy odchodzą nadprogramowo kolejne osoby, po 7 tygodniach tylko kilka osób z 12 znam w miarę dobrze - reszta jest nowa. Nie potrafię się otwierać przed "nowymi". W dodatku mam obowiązek otwierania się przed 2 wybranymi na początku terapii osobami. Powinnam się im zwierzać na przerwach. Moje zaufanie do terapeutów jest nadszarpnięte, a zwierzanie się innym pacjentom bez obecności terapeuty jest dla mnie strasznie trudne. Na sesji indywidualnej słyszę, że nie jest możliwe przepracowanie sobie wszystkich problemów w ciągu 10 tygodni terapii. Mam do przepracowania relację z matką i z ojcem. Pytam terapeutkę co powinnam wybrać - słyszę, że jeśli nie przepracuję sobie relacji z ojcem, to nadal będą mnie spotykać przeciążające sytuacje ze strony mężczyzn. Po sesji czuję się zdruzgotana i właściwie nie wiem czemu. Na przerwie przełamuję się i pytam swoją "komentatorkę" jak ona rozumie przepracowanie relacji z ojcem. Słyszę: "zastanów się co czułaś kiedyś twój ojciec cię nagabywał". Czuję się jakbym dostała w twarz. Wpadam w histerię. I właściwie to jest już koniec mojej terapii.
Tydzień później zostałam wyrzucona za "opór".Wiedźma - Nie 19 Lut, 2012 10:32 Przykre i smutne to wszystko co opisałaś, Flandro
Aż trudno uwierzyć, żeby jedna osoba doświadczyła takiej serii niepowodzeń.
Widocznie prześladuje Cię wyjątkowy pech, skoro wciąż trafiałaś na terapeutów nie spełniających Twoich oczekiwań.
A może (sorki, tak sobie tylko spekuluję) masz coś podobnego jak u ofiar wiktymologicznych -
zespół nieuświadomionych cech i zachowań powodujących określone reakcje otoczenia...?
Tylko żebyś mnie źle nie zrozumiała - nie próbuję przerzucić na Ciebie odpowiedzialności
za taki a nie inny przebieg Twoich spotkań z nimi, bo profesjonalista nie ma prawa ulegać takim zjawiskom,
ale odniosłam wrażenie, że ci wszyscy terapeuci bali się Ciebie i próbowali albo się Ciebie pozbyć
i zająć się mniej wymagającymi pacjentami, albo - oswoić (żeby nie powiedzieć okiełznać).
To takie moje pierwsze odczucie po przeczytaniu tego wątku,
a tak w ogóle to doprawdy nie wiem co o tym wszystkim myśleć
Tym bardziej, że nie wiem, co miałaby do powiedzenia na ten temat druga strona.
Moje doświadczenia z terapeutami są zupełnie inne - może miałam więcej szczęścia albo mniejsze oczekiwania?
W każdym razie współczuję Ci, że musiałaś doświadczać tych wszystkich przykrości OSSA - Nie 19 Lut, 2012 11:21
Cytat:
[quote="Flandra"]codzienne wysłuchiwanie problemów przeciąża,
Zgadzam się z tobą ja doświadczyłam tego samego, zwłaszcza jak niektórzy terapeuci zaczynali grupę pytaniem " jak minął tydzień ?", każda z osób opowiadała przeżycia związane z piciem swoich partnerów i często brakowało czasu nad programem, czy rozwojem osobistym. Po takich spotkaniach wracałam zmęczona z dołowana jakbym 10 alk. niosła na swoich plecach.
Cytat:
w dodatku z grupy odchodzą nadprogramowo kolejne osoby, po 7 tygodniach tylko kilka osób z 12 znam w miarę dobrze - reszta jest nowa
Jestem zaskoczona chodziłam na różne terapie , ale obowiązywała jedna zasada grupa jest zamknięta , nawet jak ktoś rezygnuje nikt nowy na jego miejsce nie dochodzi. Chyba, że na samym początku za zgodą grupy. Terapia trwała średnio 3 miesiące - do pół roku, po tym czasie w miarę dobrze się znamy i z niektórymi dziewczynami przyjaźnię się do dziś.Wiedźma - Nie 19 Lut, 2012 11:33
OSSA napisał/a:
Jestem zaskoczona chodziłam na różne terapie , ale obowiązywała jedna zasada grupa jest zamknięta , nawet jak ktoś rezygnuje nikt nowy na jego miejsce nie dochodzi.
Na mojej terapii była rotacja, tak jak u Flandry - jedni kończyli i odchodzili (albo odpadali), na ich miejsce wchodzili nowi.
Dziwi mnie natomiast coś innego - ten wymóg (?) zwierzania się dwóm osobom z grupy podczas przerwy
To jest dla mnie niepojęte - przecież bez nadzoru terapeuty można sobie wzajemnie krzywdę zrobić Flandria - Nie 19 Lut, 2012 12:06
Wiedźma napisał/a:
Dziwi mnie natomiast coś innego - ten wymóg (?) zwierzania się dwóm osobom z grupy podczas przerwy
Nie pamiętam jak to było ujęte w "regulaminie" terapii.
Każdy z nas po mniej więcej tygodniu terapii musiał wybrać z grupy 2 osoby, które miały pełnić funkcję jego komentatorów.
Komentator miał za zadanie zwracać większą uwagę na swojego "podopiecznego" podczas pracy na grupie, pomagać mu w terapii (być do dyspozycji na przerwach), wygłaszać swoje komentarze, podsumowywać przebieg terapii swojego "podopiecznego".
Na takim podsumowaniu przebiegu terapii oceniano też współpracę z komentatorem, no i wtedy sypały się pretensje, że ktoś nie przychodzi, nie zwierza się itp. Terapeutki na to nie reagowały, więc czuło się swego rodzaju przymus zwierzania.
OSSA napisał/a:
ale obowiązywała jedna zasada grupa jest zamknięta
moja grupa była otwarta, wiedziałam o tym decydując się na terapięBabeta35 - Nie 19 Lut, 2012 13:46 Flandra, ja jestem w trakcie terapii DDA, grupa jest zamknięta, nikt do niej nie może dochodzić.Nie ma czegoś takiego jak piszesz czyli "komentatora".
Początek terapii to były rozmowy w kółku których celu z początku nie rozumiałyśmy, ale teraz wiem że było to budowanie wzajemnego zaufania w grupie.
Nie mam takiego doświadczenia w terapiach jak Ty ale uważam że dobrze trafiłam.
Na samym początku mój terapeuta określił jasne zasady terapii i tego konsekwentnie się trzyma.pietruszka - Nie 19 Lut, 2012 14:30 U nas tylko tzw. grupa wstępna edukacyjna była otwarta, rotacyjna. Myślę, że głównie dlatego, by nikt nie musiał czekać terapię grupową. Jeżeli weszło się nie od początku - kończyło się z jedną grupą i apiat od nowa do końca, tak by przerobić wszystkie tematy.
Potem kolejne etapy terapii były już zamknięte. Zresztą taka trudniejsza praca nad sobą właśnie zaczęła się na terapii pogłębionej.
Wiedźma napisał/a:
Dziwi mnie natomiast coś innego - ten wymóg (?) zwierzania się dwóm osobom z grupy podczas przerwy
Też mnie to zdziwiło. U nas przerwy służyły złapaniu oddechu, czasem zrobieniu sobie kawy, itd. No ale nie była to typowa terapia nerwic. Na takiej nie byłam - nie wiem, jakimi rządzi się zasadami. Fakt, że nerwicę lękową (obecnie fachowo chyba zaburzenia lękowo-depresyjne) miałam zdiagnozowaną duuużo wcześniej zanim poznałam Pietrucha. Miałam kilka wcześniejszych prób leczenia. Raz trafiłam na konowała, który "sprzedawał" mi na spotkaniach tabletki, po których cud, że nie popadłam w uzależnienie, ale na pewno miałam luki w pamięci (długo miałam potem ogromny strach przed lekami zmieniającymi świadomość). No ale miałam wtedy chyba 20 lat i nie za bardzo wiedziałam, jak sobie z problemem poradzić, a tym bardziej, ze podawanie leków bezpośrednio pacjentowi na spotkaniach to coś nie tak. Później trafiłam do psychiatry, ale ci chcieli leczyć tylko lekami, a ja zbyt już się bałam leków, a o psychoterapii to można było wtedy pomarzyć. W jakiś czas później trafiłam do rewelacyjnej pani psycholog klinicznej, która w kilka spotkań postawiła mnie na nogi, na tyle, ze mogłam w miarę normalnie funkcjonować. Nauczyłam się już wtedy treningu autogennego, trochę już uporządkowałam relacje z rodzicami (właśnie wyprowadziłam się z domu). No ale były to spotkania prywatne i nie było mnie za bardzo stać na kontynuowanie spotkań. Ale z dużą życzliwością wspominam tę kobietę.
No a potem po latach trafiłam do poradni leczenia uzależnień i współuzależnienia. Owszem - moja pani psycholog zdiagnozował u mnie nerwicę, ale zaproponowała, żebym wpierw zajęła się współuzależnieniem i ewentualnie kwestiom dzieciństwa, ewentualnie potem pomyślała o terapii nerwic. Teraz po terapii nieszczególnie czuję potrzebę terapii nerwic, bo... czuję się znacznie lepiej. Po prostu rozwiązałam większą cześć tych najbardziej palących problemów.
Dwa razy w ciągu ostatnich lat wspierałam się farmakologią, ale skorzystałam z możliwości konsultacji z psychiatrą w ośrodku. I choćby co do antydepresantów
Flandra napisał/a:
Wypróbowuję inne antydepresanty, tym razem wytrzymałam 2 tygodnie.
.
Wchodzenie na leki jest bardzo trudne, przez pierwsze dwa tygodnie bywa czasem gorzej niż bez. Organizm szaleje. Gorzej - czasem nasilają wręcz niebezpieczne objawy, a niektóre antydepresanty nie mogą być zapisywane młodym ludziom, bo pogłębiają myśli samobójcze. Ponoć najlepiej dobierać leki w szpitalu, lecz niestety nie zawsze można poddać się hospitalizacji.
Zaczynają dopiero działać po dwóch tygodniach, czasem po czterech. Czasem niestety nie działają i trzeba zmienić lek. Ja na początku musiałam meldować się co tydzień "na kontrolę" przez pierwszy miesiąc. Potem raz na miesiąc i dzwonić, gdyby działo się coś niepokojącego.
Co do wybory poradni? Ja szukałam trochę w internecie, tym bardziej, że wpierw szukałam poradni dla Pietrucha, żeby ewentualnie mieć pod ręką dobry adres. Dużo o tej poradni pisał na którymś z forum jeden alkoholik, i choć nie podawał adresu udało mi się ustalić, o którą poradnię chodzi. Myślę, że dobrze Pietruch trafił, jest do dziś zadowolony.
No, a jak już poszło o mnie - chodziłam na Al-anon, który miał spotkania w budynku poradni. Tak, że już dobrze sobie sprawdziłam opinię o tej poradni. Przepytałam dziewczyny i zdecydowałam się na terapię. I też jestem bardzo zadowolona. Ale na początku właściwie bez szemrania, bez kwestionowania poddałam się terapii z jakimś takim wewnętrznym zaufaniem wobec terapeutki. Może właśnie ta chemia świadczyła o tym, że trafiłam dobrze? I tak sobie myślę, że minimum pokory w terapii też jest potrzebne, chociaż wcale nie zawsze łatwo się na to zdobyć.rejek - Nie 19 Lut, 2012 15:11
Cytat:
Z podobnego powodu otwieram ten wątek. Możecie pisać co myślicie, komentować, krytykować, wyciągać wnioski itp.
Ale wolałabym, żeby cały "proces" trwał w miarę krótko, i żeby wątek po tygodniu, góra dwóch został zamknięty.
Flandra,ja uważam że , ten topic powinien być otwarty jak najdłużej z podlinkowaniem z innych subforów Dekadencji.
Ciekawy przekrój metod,terapeutów,podejscia do pacjenta,wiedzy ,stawiania diagnoz itd,itp. widziany Twoimi oczami.
Zachwianie mitami o nieomylności terapeutów i prawdach przez nich objawianych,nieomylności,trafności diagnoz.
Wszakże to tacy sami ludzie jak my mają swoje problemy ,kompleksy,czasem są niedouczeni,czasem nie chce im się pracować albo "odwalają pańszczyzne" itd.
Albo inaczej -Ty jako przykład choroby psychicznej której i tak żaden lekarz nie pomoże.
Ogólnie bardzo ciekawe -szkoda byłoby żeby ten temat został wygaszony.
Pozdrawiam RejasFlandria - Nie 19 Lut, 2012 15:32
Babeta35 napisał/a:
grupa jest zamknięta, nikt do niej nie może dochodzić.Nie ma czegoś takiego jak piszesz czyli "komentatora".
program tej terapii grupowej był programem autorskim terapeutki. Oprócz funkcji komentatorów pełniliśmy też inne funkcje - np. stażystów. Stażyści prowadzili zajęcia grupowe, byli odpowiedzialni za funkcjonowanie terapii w sensie organizacyjnym.Krzysztof 41 - Nie 19 Lut, 2012 15:41
Cytat:
program tej terapii grupowej był programem autorskim terapeutki
Polecam film o leczeniu uzależnień pt. Sanktuarium 3D dobry film i na temat. Flandria - Nie 19 Lut, 2012 20:22
Krzysztof 41 napisał/a:
Polecam film o leczeniu uzależnień pt. Sanktuarium 3D dobry film i na temat.
ale chodzi Ci o ten horror?
Flandria - Śro 22 Lut, 2012 22:03 Wczoraj wieczorem napisałam maila do stowarzyszenia psychoterapeutów, do którego należy ostatnia terapeutka z zapytaniem m.in. o to czy "terapia" na przerwach jest wg nich dozwolona. Na swojej stronie www napisali, że ich głównym celem jest propagowanie stosowania profesjonalnych metod psychoterapii to powinni wiedzieć jakie są te profesjonalne metody.
Mam tylko nadzieję, że mi odpiszą. Na razie cisza.pterodaktyll - Śro 22 Lut, 2012 22:08
Flandra napisał/a:
Wczoraj wieczorem napisałam maila do stowarzyszenia psychoterapeutów,
Dzisiaj wieczorem napisałem maila do rzecznika klienta firmy Energa z prośbą o pomoc w rzetelnym traktowaniu klienta. ................widać każdy ma inne problemy Flandria - Śro 22 Lut, 2012 22:17
pterodaktyll napisał/a:
widać każdy ma inne problemy
i całe szczęście
gdyby wszyscy mieli takie same to nikt nie znalazłby rozwiązania pterodaktyll - Śro 22 Lut, 2012 22:20
Flandra napisał/a:
gdyby wszyscy mieli takie same to nikt nie znalazłby rozwiązania
Nic podobnego. O wiele łatwiej byłoby je rozwiązać, korzystając z sumy doświadczeń innych w tym względzie Flandria - Śro 22 Lut, 2012 22:23
pterodaktyll napisał/a:
Nic podobnego. O wiele łatwiej byłoby je rozwiązać, korzystając z sumy doświadczeń innych w tym względzie
nie ma to jak pozytywne myślenie pterodaktyll - Śro 22 Lut, 2012 22:24
Flandra napisał/a:
nie ma to jak pozytywne myślenie
Przypadkiem jestem tego samego zdania Flandria - Czw 23 Lut, 2012 13:06
Marc-elus napisał/a:
poza odpisaniem blablabla....
skąd wiedziałeś?
Cytat:
Witam, w związku z Pani pytaniami i wątpliwościami dotyczącymi formy i zasad obecnych w leczeniu oraz zagadnień etycznych, sugeruję w pierwszej kolejności wyjaśnić je z ośrodkiem leczącym (terapeutami, dyrektorem), w drugiej, można skierować się do komisji etyki sekcji psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (kontakt można odszukać w Internecie). Pozdrawiam.
zwracanie się do terapeutów - tak wynika z moich doświadczeń - wygląda tak:
"jestem bez zarzutu, to ty jesteś taka siaka i owaka"
więc to by było na tyle OSSA - Czw 23 Lut, 2012 14:27
Flandra napisał/a:
zwracanie się do terapeutów - tak wynika z moich doświadczeń - wygląda tak:
"jestem bez zarzutu, to ty jesteś taka siaka i owaka"
Wydaje mi się, że prawda zawsze jest gdzieś pośrodku, ja kiedyś miałam dość nie miłą przygodę , w czasie studiów pracowałam na obozie jako wychowawca , w grupie była dziewczynka z poważnymi problemami emocjonalnymi. Jak się później okazało, zostawił ją ojciec poszedł do innej kobiety. Natomiast matka zaczęła wypisywać na mnie dziwne niestworzone historie do kierownictwa obozu. Swoje kłopoty żal na męża, ojca jej dzieci przelewała na wszystkich w koło. Nawet obarczając dziewczynkę, że to przez nią ojciec je zostawił.
Później sprawa się wyjaśniła, ale ja już nigdy nie podejmowałam się opieki nad cudzymi dziećmi.
Moim zdaniem póki ty sama w swojej głowie nie odetniesz się od przeszłości, żaden nawet najlepszy terapeuta nie pomoże , nikt nie przeżyje za nas naszego życia, nie rozwiąże naszych problemów.Marc-elus - Czw 23 Lut, 2012 14:41 Ossa, masz racje w tym że bywa tak iż chorzy ludzie tworzą różne dziwne rzeczy, wszędzie widzą spiski, niekompetencje, złą wole itd.
Jednak, po co istniałaby np taka komisja etyki, skoro wszystkie uwagi czy skargi pacjentów, bez rozpatrzenia ich przypadków indywidualnie, należy traktować niepoważnie?
Moim zdaniem brak choćby zainteresowania tego stowarzyszenia, jest baaardzo złym podejściem. Nie po to lekarz/terapeuta firmuje się przynależnością do niego, żeby mógł wyprawiać samowole bez jakiejkolwiek kontroli.
Kolejny przypadek "kolesiostwa", nic więcej.Flandria - Czw 23 Lut, 2012 14:44
OSSA napisał/a:
Natomiast matka zaczęła wypisywać na mnie dziwne niestworzone historie do kierownictwa obozu.
uważasz, że ja wypisuję "dziwne niestworzone historie" ? OSSA - Czw 23 Lut, 2012 14:52
Marc-elus napisał/a:
Nie po to lekarz/terapeuta firmuje się przynależnością do niego, żeby mógł wyprawiać samowole bez jakiejkolwiek kontroli.
Kolejny przypadek "kolesiostwa", nic więcej.
Moim zdaniem wyciągasz zbyt daleko idące wnioski , Flandra na pretensje do wszystkich terapeutów , którzy starali się jej pomóc przez wiele lat.
W każdym zawodzie są ludzie niekompetentni, ale czy wszyscy
Ja też chodziłam przez wiele lat do różnych terapeutów, z jednymi znajdowałam wspólny język z innymi nie. Wkurzające jest na pewno, że jest bardzo mało czasu na terapię indywidualną, ponieważ ja mogłam chodzić tylko w godzinach popołudniowych, to terminy było średnio raz w miesiącu. Tylko ja miałam problem tu i teraz, nie za miesiąc, często jak przypadł termin spotkania nie wiedziałam właściwie o czym rozmawiać z panią X i po co.
Ostatecznie dałam sobie spokój, zawsze miałam pod ręką zaprzyjaźnione al-anonki , z którymi mogłam porozmawiać.OSSA - Czw 23 Lut, 2012 14:58
Flandra napisał/a:
OSSA napisał/a:
Natomiast matka zaczęła wypisywać na mnie dziwne niestworzone historie do kierownictwa obozu.
uważasz, że ja wypisuję "dziwne niestworzone historie" ?
Nic z tych rzeczy masz prawo do własnej oceny sytuacji, uważasz ,że ktoś ciebie skrzywdził pielęgnujesz w sobie żal, do ojca i dlatego nie możesz nawiązać dobrych relacji z innymi ludźmi.
Choć właściwie nie rozumiem dlaczego,
Matka się rozwiodła wywaliła go z domu, on nie kontaktował się z wami, nie byłaś narażona na jego pijackie ekscesy. Czyli dokładnie jak zalecają wszyscy na terapii, czy nawet na forum.Marc-elus - Czw 23 Lut, 2012 14:59
OSSA napisał/a:
W każdym zawodzie są ludzie niekompetentni, ale czy wszyscy
To Twoim zdaniem takie stowarzyszenie nie powinno choćby się zainteresować?
Nie oceniam tego jednego przypadku terapeuty, ale brak jakiejkolwiek choćby chęci kontroli nad technikami stowowanymi przez swoich członków powoduje że to tylko TWA, a nie stowarzyszenie mające za zadanie
Cytat:
propagowanie stosowania profesjonalnych metod psychoterapii
Tak samo nie oceniam Flandry, wiem tyle samo o Jej historii leczenia co Ty, ale to Ty właśnie wyciągasz za daleko idące wnioski, mówić że Ona ma tylko fobie.
Byłaś przy tych wypadach co opisała? A piszesz jakbyś była....OSSA - Czw 23 Lut, 2012 15:09
Marc-elus napisał/a:
Byłaś przy tych wypadach co opisała? A piszesz jakbyś była....
Nie byłam, ale dla mnie życie nie jest tylko czarne albo białe.Marc-elus - Czw 23 Lut, 2012 15:12
OSSA napisał/a:
Marc-elus napisał/a:
Byłaś przy tych wypadach co opisała? A piszesz jakbyś była....
Nie byłam, ale dla mnie życie nie jest tylko czarne albo białe.
Oczywiście, tym bardziej ktoś powinien się zainteresować, a nie obligatoryjnie stwierdzać że pacjent ma fobie a terapeuta na pewno ma racje.OSSA - Czw 23 Lut, 2012 15:52
Marc-elus napisał/a:
OSSA napisał/a:
Marc-elus napisał/a:
Byłaś przy tych wypadach co opisała? A piszesz jakbyś była....
Nie byłam, ale dla mnie życie nie jest tylko czarne albo białe.
Oczywiście, tym bardziej ktoś powinien się zainteresować, a nie obligatoryjnie stwierdzać że pacjent ma fobie a terapeuta na pewno ma racje.
Mojego mena zgłosiłam na komisje w 1994 r. pojął wówczas pierwszą terapię w jednym z poznańskich ośrodków od tego czasu do 2010 r, zaliczył chyba wszystkie ośrodki w Poznaniu, w tym kilka terapii zamkniętych w Ch........., kilka grup AA.
Przez ten czas najdłużej był trzeźwy 1,5 roku , czy to znaczy, że wszyscy terapeuci byli niekompetentni , nie umieli czy nie chcieli mu pomóc.
Dziwne, czasem zdarza mi się chodzić na rocznicę (10, 15) kolegów, którzy zaczynali razem z nim Marc-elus - Czw 23 Lut, 2012 16:04
OSSA napisał/a:
czy to znaczy, że wszyscy terapeuci byli niekompetentni , nie umieli czy nie chcieli mu pomóc.
Manipulujesz jak alkoholik... Czy ja napisałem że wszyscy terapeuci są niekompetentni?
Stowarzyszenie które na sztandarach ma krzywienie odpowiedniej jakości metod psychoterapii powinno się zainteresować metodami stosowanymi przez swoich członków.
Zgłasza się pacjent z zapytaniem(bo to nawet nie zgłoszenie nieprawidłowości), a tu zero reakcji, nawet chęci brak.
To wszystko, napisałem to samo na trzy różne sposoby, może postaraj się przeczytać raz jeszcze.OSSA - Czw 23 Lut, 2012 16:26
Flandra napisał/a:
Prowadzenie firmy i jednoczesna terapia nie wyszły mi na dobre. Wpakowałam się w jeszcze większe kłopoty.
Nie rozumiem jaki to ma związek z terapeutami Flandria - Czw 23 Lut, 2012 16:40
OSSA napisał/a:
Flandra napisał/a:
Prowadzenie firmy i jednoczesna terapia nie wyszły mi na dobre. Wpakowałam się w jeszcze większe kłopoty.
Nie rozumiem jaki to ma związek z terapeutam
z terapią
rozgrzebywanie dzieciństwa jest przytłaczające, wpada się w doły, żyje się bardziej tamtą przeszłością niż tym co tu i teraz
z terapeutami ma to jedynie taki związek, że usłyszałam, że jeśli nie podejmę leczenia "początków nerwicy" to wpakuję się w poważne kłopoty
No to starałam się leczyć. Motywacji wystarczyłoby dla 3 osób OSSA - Czw 23 Lut, 2012 17:22
Marc-elus napisał/a:
Zgłasza się pacjent z zapytaniem(bo to nawet nie zgłoszenie nieprawidłowości), a tu zero reakcji, nawet chęci brak.
To wszystko, napisałem to samo na trzy różne sposoby, może postaraj się przeczytać raz jeszcze.
Przeczytałam uważnie to co napisała Flandra
Flandra napisał/a:
Wczoraj wieczorem napisałam maila do stowarzyszenia psychoterapeutów, do którego należy ostatnia terapeutka z zapytaniem m.in. o to czy "terapia" na przerwach jest wg nich dozwolona. Na swojej stronie www napisali, że ich głównym celem jest propagowanie stosowania profesjonalnych metod psychoterapii to powinni wiedzieć jakie są te profesjonalne metody.
Mam tylko nadzieję, że mi odpiszą. Na razie cisza.
Jeśli wczoraj wieczorem napisała maila , to trudno z góry zakładać , że jej nie odpiszą lub odpiszą jakieś ble ble .
Jeśli faktycznie to powinna napisać list wysłać poleconym ze zwrotką i poczekać około dwóch tygodni, w przypadku braku reakcji napisać monit lub skierować sprawę do instytucji nadrzędnej.
Ja jestem tylko zwykłym urzędnikiem do którego codziennie wpływa kilkanaście pism i każdy odczekuje odpowiedzi na wczoraj. Szczerze jak ktoś zadzwoni i poprosi grzecznie o przyśpieszenie odpowiedzi jeśli mogę to nie ma sprawy. Jak się rzuca na wstępie to przekładam na sam koniec i wysyłam ostatniego dnia ustawowego terminu.Flandria - Czw 23 Lut, 2012 17:48 Ossa, ale oni mi dzisiaj odpisali
Rozumiem, że nie jesteś usatysfakcjonowana odpowiedzią na twojego maila.
Napisz oficjalne pismo, przywołaj konkretne fakty daty , najlepiej jeszcze jakąś osobę, która podobnie jak Ty nie była zadowolona z terapii.
Inaczej twoje słowo przeciwko słowu terapeuty.
Czarno to widzę myślisz, że ktoś będzie chciał stracić pracę lub wyciągnie konsekwencje wobec kolegi lub koleżanki na podstawie maila pacjenta.
Nie piszę tego złośliwie tylko wiem jak działa machina urzędnicza.JaKaJA - Czw 08 Mar, 2012 19:59 Flandria a ja tak sobie pomyślałam,że zgłaszasz się na terapię DDA sama,chcesz przepracować to a dostajesz histerii jak cię pytają o ojca,matkę dom???? to o co mają pytać? o odciski? Twoim zdaniem jak powiina wyglądać taka terapia? to jedno a drugie to terapeuta nie jest od dawania rad jakby mi jakiś dawał takowe to bym się wkurzyła!
Ani pół grupy DDA nie może być grupami otwartymi bo by z hukiem ich zamkneli a pomysłodawcy poszli by siedzieć,natomiast wszelkie grupy wspacia i tzw.poczatkowe i owszem są,mało tego są tzw.wyznaczane osoby "dyżurne" i podgrupy "wsparcia" mające na celu trening komunikacji interpersonalnych,rozwijanie otwartości itp. to jest słuszne działanie bo tak jak alkoholicy na terapiach uczeni są od podstaw zachowań społecznych ze sprzątaniem po sobie włącznie tak i osoby zaburzone lub DDA mają deficyty w tych obszarach,DDA są drażliwi,wybuchowi i często "trudni" we współżyciu i takie jak to nazwałaś "eksperymenty" sa słuszne i potrzebne by takiego nerwusa jak ja co tylko dziobem kłapie lub dumnej i zadziornej pannicy pokazać że są inni i oni są równie ważni a zamiatanie i dbanie o innych nie boli
nie wiem po co to piszesz,jeśli chcesz przestrzec innych przed tymi terapeutami podaj adresy i nazwiska a tak tylko straszysz ludzi Flandria - Czw 08 Mar, 2012 21:50
JaKaJA napisał/a:
zgłaszasz się na terapię DDA sama,chcesz przepracować to a dostajesz histerii jak cię pytają o ojca,matkę dom????
histerii dostałam, kiedy zapytano mnie czy to co zrobił mi pewien facet (chodzi o przemoc seksualną) przypomina mi to co zrobił mi mój ojciec.
No a później ten temat stał się dla mnie mega drażliwy.
Nie wiem czy to "standardowa metoda terapeutyczna", może kobietę, która została zgwałcona też by zapytał czy źle się z tym czuje, bo może ojciec jej coś podobnego zrobił w dzieciństwie
JaKaJA napisał/a:
Ani pół grupy DDA nie może być grupami otwartymi bo by z hukiem ich zamkneli a pomysłodawcy poszli by siedzieć
byłam na terapii leczenia nerwic, zaburzeń osobowości i zaburzeń odżywiania
Terapia miała trwać 10 tygodni (+ 1 dzień), od poniedziałku do piątku w grupie otwartej. Każdego tygodnia ktoś kończył terapię i na jego miejsce wchodził ktoś nowy, sporo osób odpadało - nie dawali rady, albo z jakiegoś innego powodu musieli zrezygnować (można było mieć maksymalnie 3 dni przerwy, za nieobecności dostawaliśmy punkty karne).
Terapia była głęboka - wałkowaliśmy dzieciństwo, ale też trudne wydarzenia w późniejszym życiu.
Teraz juz wiem, że dla DDA to zbyt duży hardcore, zwłaszcza na pierwszą terapię grupową, ale jest to zgodne z prawem i nie sądzę, zeby coś się zmieniło w tym względzie ...
JaKaJA napisał/a:
podaj adresy i nazwiska
szczerze mówiąc to mam ochotę podać te dane publicznie. Zastanawiam się nad tym od pewnego czasu. O tych ludziach naprawdę niewiele można znaleźć w internecie.
Na ten moment napiszę tylko, że to ludzie z województwa (xxx). Gdyby ktoś chciał poznać ich personalia to służę na PW.
A co szefostwo sądzi o opublikowaniu tych danych?
Skasowałam nazwę województwa
KlaraKlara - Czw 08 Mar, 2012 22:11
Flandria napisał/a:
A co szefostwo sądzi o opublikowaniu tych danych?
Nie czuję się szefostwem, ale jako moderator tego działu informuj, że jestem przeciwna.
Jeśli kogoś interesują personalia, zwróci się do Ciebie na priva.evita - Czw 08 Mar, 2012 22:16
Klara napisał/a:
jestem przeciwna
ja również pterodaktyll - Czw 08 Mar, 2012 22:17
Flandria napisał/a:
A co szefostwo sądzi o opublikowaniu tych danych?
Zdecydowanie nie...........Flandria. Załatwiaj swoje osobiste animozje i niechęć do terapeutów w prywatnej korespondencji, o ile ktoś będzie chciał uzyskać takie informacje. Na forum takiego "rankingu" nie będziemy prowadzićFlandria - Czw 08 Mar, 2012 22:18
Klara napisał/a:
Nie czuję się szefostwem
chodziło mi o administrację i moderatorów szymon - Czw 08 Mar, 2012 22:18
Flandria napisał/a:
A co szefostwo sądzi o opublikowaniu tych danych?
dzięki za komplement, proponuję obsmarować tutaj: www.znanylekarz.plWiedźma - Czw 08 Mar, 2012 22:22
Flandria napisał/a:
A co szefostwo sądzi o opublikowaniu tych danych?
Jeżeli zamierzasz coś takiego zrobić, to na pewno nie na naszym forum.
Nie pozwalam wampirkowa - Czw 08 Mar, 2012 22:27 przypomina mi to terapię leczenia nerwic w ustroniu, każdy ma swego komentatora, jeden jest wybierany przez grupę drugi, przez samego klijenta albo przez terapeutę, kazde spuźnienie na terapię to od jednego do 2 pkt karnych, uzbieranie jak sie nie myle 3o pkt i wypad z terapii, a grupa jest otwarta tzn ktoś odchodzi wchodzi nowy,
Ja jestem na owej tylko ambulatoryjnej raz w tygodniu, i jest podobnie chopdzi o otwartość grupyFlandria - Czw 08 Mar, 2012 22:35 ok
dziękuję za Wasze opinie
Nie potrzebuję forum do tego rodzaju publikacji - mam swojego bloga - mogę to tam opublikować. Do tej pory tego nie zrobiłam (tak samo jak nie napisałam skarg), bo się najzwyczajniej boję, że będę miała przez to kłopoty, w obecnej sytuacji nie mam sił na wojnę z terapeutami. Żal mi trochę ludzi, którzy do nich trafią.
Ostatnio dowiedziałam się, że facet, który polecił mi ostatnią terapeutkę jako profesjonalistkę, która pełnym sercem angażuje się w sytuację pacjentów itp - wyleciał z tej terapii po ok. 2 tygodniach. Nie powiedział mi tego wcześniej, myślałam, że sam zrezygnował. Nie wiem czy to syndrom sztokholmski czy coś, ale nadal jest tak zachwycony tą kobietą (uważa, że to on jest ten zły, ona - doskonała), że pytał mnie o jej dane, bo chciał polecić tę kobietę kolejnej osobie ...
Tylko Pterodaktyll uzasadnił swoje zdanie. Mogę prosić o pozostałe argumenty? yuraa - Czw 08 Mar, 2012 22:35 mój głos to tylko formalność, mam takie samo zdanie jak reszta moderacji.
tu nie miejsce na wystawianie opinii jakimkolwiek terapeutomFlandria - Czw 08 Mar, 2012 22:36
wampirkowa napisał/a:
przypomina mi to terapię leczenia nerwic w ustroniu
blisko
miasto trochę większe niż Ustroń, kiedyś było wojewódzkimFlandria - Czw 08 Mar, 2012 22:39
yuraa napisał/a:
tu nie miejsce na wystawianie opinii jakimkolwiek terapeutom
ok, dziękuję Wiedźma - Czw 08 Mar, 2012 22:47
Flandria napisał/a:
Mogę prosić o pozostałe argumenty?
Proszę bardzo - nie mam ochoty szlajać się po sądach,
gdy ktoś wytoczy nam sprawę o zniesławienie.
Ani zamykać forum z tego samego powodu.
I Tobie też radzę dobrze się nad tym zastanowić, Flandrio -
czy masz w sobie siłę i odporność psychiczną oraz środki na podejmowanie walki?Flandria - Czw 08 Mar, 2012 22:56 Dziękuję WiedźmoFlandria - Śro 14 Mar, 2012 17:06
pietruszka napisał/a:
Dla mnie samo podniesienie słuchawki i zadzwonienie do poradni było ogromnym stresem i wymagało ode mnie energii jakbym miała podnieść stu-kilowego słonia.
a ja bym oddała wiele za to, żeby mi ktoś powiedział wcześniej kim jest psychoterapeuta a kim nie jest
przez depresję straciłam kilkadziesiąt tysięcy złotych, trochę zdrowia, paru naprawdę dobrych przyjaciół i kilka lat życia.
Gdybym na początku tych kłopotów (wtedy kiedy zgłosiłam się po pomoc) wiedziała, że terapeutów trzeba koniecznie weryfikować, bo nieodpowiednia terapia może zaszkodzić prawdopodobnie nie znalazłabym się w tak tragicznej sytuacji w jakiej jestem od ponad roku.
Dlatego uważam, że warto wiedzieć jakie kwalifikacje powinien mieć psychoterapeuta.
A na tym forum rzucacie linkami do ośrodków o których nic nie wiecie. To sprawia wrażenie, że ręczycie za to, że pracują tam ludzie kompetentni i godni zaufania. A wcale tak nie jest.staaw - Śro 14 Mar, 2012 17:09
Flandria napisał/a:
To sprawia wrażenie, że ręczycie za to, że pracują tam ludzie kompetentni i godni zaufania. A wcale tak nie jest.
Wsiadając do tramwaju też nie wiem czy motorniczy jest trzeźwy... Wiedźma - Śro 14 Mar, 2012 17:25
Flandria napisał/a:
A na tym forum rzucacie linkami do ośrodków o których nic nie wiecie. To sprawia wrażenie, że ręczycie za to, że pracują tam ludzie kompetentni i godni zaufania.
Uważasz, że forum służy do weryfikowania terapeutów?
Podajemy linki z poważnego portalu psychologia.edu.pl
a jeśli ktoś nie ma zaufania, to niech sobie na własną rękę weryfikuje.
Ręczyć za pracowników ośrodka?? Flandrio, nie przesadzaj pietruszka - Śro 14 Mar, 2012 17:33
Flandria napisał/a:
przez depresję straciłam kilkadziesiąt tysięcy złotych, trochę zdrowia, paru naprawdę dobrych przyjaciół i kilka lat życia.
Flandro, a co konkretnie zrobiłaś z tymi swoimi niekompetentnymi terapeutami? Oprócz maila, o którym pisałaś. Zgłosiłaś do jakieś komisji, złożyłaś oficjalną skargę? Myślę, że przyniosłoby to lepsze owoce niż odstraszanie ludzi od szukania pomocy.Linka - Śro 14 Mar, 2012 18:12 tak myślę, że dla większości DDA, DDD czy współuzależnionych żadna terapia nie jest dostępna, może nawet o niczym takim nie słyszeli. Zważywszy jak ogromny jest problem alkoholizmu jest to spore grono.
proszę więc Flandrio nie strasz tych, którzy już zaczęli tej pomocy szukać.Marc-elus - Śro 14 Mar, 2012 19:50
Flandria napisał/a:
przez depresję straciłam kilkadziesiąt tysięcy złotych
Ostatnio krzyk się zrobił, że niby producent debilnego filmu chce pozwać krytyka(Raczka) za nieprzychylną recenzje. Facet obliczył że ze 3mln zł stracił na zmniejszonych wpływach z biletów.
Możesz się wzorować, jako że przez depresje(niekompetencje lekarza) straciłaś kasę. Wynajmij biegłego rewidenta sądowego, ocenicie straty co do złotówki, potem dolicz odsetki ustawowe. Więcej, zawsze możesz przecież dołożyć roszczenie dotyczące starty kasy której nie zarobiłaś bo nie miałaś tych kilkudziesięciu tyś.
I do sądu. Chyba ze 150tyś minimum odszkodowanie. I nie rezygnuj. Flandria - Śro 14 Mar, 2012 21:01
Marc-elus napisał/a:
Chyba ze 150tyś minimum odszkodowanie.
gdyby doliczyć do tego straty najbliższej rodziny, która traci zdrowie zamartwiając się moim stanem psychicznym i finansowym to można by i 300 tys. żądać
staaw napisał/a:
Wsiadając do tramwaju też nie wiem czy motorniczy jest trzeźwy...
przynajmniej jest motorniczym i wie jak prowadzić tramwaj
Linka napisał/a:
proszę więc Flandrio nie strasz tych, którzy już zaczęli tej pomocy szukać.
pietruszka napisał/a:
Myślę, że przyniosłoby to lepsze owoce niż odstraszanie ludzi od szukania pomocy.
nikogo nie straszę, po prostu uważam, że warto zapytać o kwalifikacje terapeuty i tyle.
To Wy usiłujecie udowodnić, że pytanie terapeuty o kwalifikacje i superwizję psuje stosunki między terapeutą a pacjentem.
W obecnej sytuacji prawnej - przy totalnym braku regulacji dotyczącym zawodu terapeuty - to po prostu nierozsądne.
Niedawno oglądałam film o Samsonie. Zdaje się, że Ewa Woydyłło stwierdziła tam, że w Stanach Zjednoczonych taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca. W Polsce psychoterapeuta może wszystko, nawet - tak jak Samson - wymyślić sobie, że molestowanie autystycznych dzieci może im pomóc.
Samson miał tzw. kwalifikacje, nie miał superwizji. Pracował sam nad swoją metodą "leczenia".Linka - Śro 14 Mar, 2012 22:58
Flandria napisał/a:
To Wy usiłujecie udowodnić, że pytanie terapeuty o kwalifikacje i superwizję psuje stosunki między terapeutą a pacjentem
a co z tymi, którym brak wykształcenia i nawet nie wiedzą co takie terminy oznaczają?
zastanawiam się czy Ty w ogóle dostrzegasz, że nie wszyscy studia pokonczyli staaw - Czw 15 Mar, 2012 06:05
Linka napisał/a:
a co z tymi, którym brak wykształcenia i nawet nie wiedzą co takie terminy oznaczają?
Słyszałem że szybciej zdrowieją. Mniej kombinują....pietruszka - Czw 15 Mar, 2012 06:38
staaw napisał/a:
Słyszałem że szybciej zdrowieją. Mniej kombinują....
biorą bardziej na serce (uczucia) niż na rozum. Tak ponoć jest z alkoholikami, ze współuzależnionymi na pewno. Sama chciałam wszystko przetrawić mózgiem, a tu trzeba było jednak swoje wyryczeć, wypłakać, wychlipać.
Flandria napisał/a:
nikogo nie straszę
hmmm... może ja lękliwa jestem, ale po takich słowach:
Cytat:
Nikomu nie życzę przeżycia takiego koszmaru jaki ja przeżyłam.
chyba zastanawiałabym się, czy szukać pomocy.staaw - Czw 15 Mar, 2012 07:09 Tak było ze mną. Jak brałem na rozum nic nie wychodziło. Zresztą, czy na początku terapii ja miałem jeszcze rozum?Flandria - Czw 15 Mar, 2012 13:21
pietruszka napisał/a:
chyba zastanawiałabym się, czy szukać pomocy.
warto się zastanowić czy szukać pomocy u pseudoterapeutów
osobiście odradzam, ale jeśli ktoś ma ochotę Flandria - Czw 15 Mar, 2012 13:41
Linka napisał/a:
a co z tymi, którym brak wykształcenia i nawet nie wiedzą co takie terminy oznaczają?
zastanawiam się czy Ty w ogóle dostrzegasz, że nie wszyscy studia pokonczyli
superwizja - jest/był (?) taki problem na tvn'ie "superwizjer"
Nawet jeśli ktoś się pomyli i zapyta terapeutę czy ma superwizjera to on bez problemu zrozumie o co chodzi.
A co kwalifikacji - wystarczy zapytać czy terapeuta skończył (Podyplomową) Szkołę PsychoterapiiFlandria - Czw 15 Mar, 2012 14:01
staaw napisał/a:
Linka napisał/a:
a co z tymi, którym brak wykształcenia i nawet nie wiedzą co takie terminy oznaczają?
Słyszałem że szybciej zdrowieją. Mniej kombinują....
ja już jestem zmęczona udowadnianiem, że nie jestem wielbłądem ...
jeśli ktoś zostaje z terapii DDA wyrzucony za "początki nerwicy" to wierz mi - nie da się tego ogarnąć rozumowo. Tym bardziej, że żaden inny terapeuta nie jest tego w stanie wytłumaczyć.
Ja się czułam jak ostatnia szmata. Jak ktoś chory psychicznie, jak zawieszona w próżni. Zostałam wyrzucona z terapii za to, że płakałam, że nie miałam sił ogarnąć swojego życia, za to, że żyłam w stresie.
Bałam się o swój stan zdrowia psychicznego.Ja nawet teraz nie jestem w stanie ogarnąć i opisać co się wtedy ze mną działo. Byłam wtedy jeszcze mimo wszystko pełna optymizmu. Myślałam, że znajdzie się ktoś kto mnie wyciągnie z tej strasznej nerwicy. Później myślałam, że MUSI znaleźć się ktoś, kto mnie z tego wyciągnie, no bo przecież ja jestem nienormalna, bo nawet z terapii DDA mnie wyrzucono.
Próbuję udowodnić, że nie jestem wielbłądem i wchodzę przez to w rolę męczennicy.
Nienawidzę uzewnętrzniać się publicznie.
Sama nie wiem czy to w ogóle ma jakikolwiek sens.
I tak pewnie, kiedy napiszę komuś w wątku, żeby sprawdził kompetencje terapeuty bedziecie się pieklić, że straszę, że szkodzę itp
To poniżające.