To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - sens życia powróci?

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 12:50
Temat postu: sens życia powróci?
Czy też miałyście takie poczucie po rozstaniu z alkoholikiem że wasze życie nie ma sensu?
Już nic was tak naprawdę nie cieszy?Owszem chodzę na al anon, terapię indywidualną ale żyję jakoś tak na siłę. Nawet jeśli coś mnie ucieszy to zaraz myślę że to wszystko i tak bez sensu.
Wydaje mi się że już nic dobrego mnie w życiu nie czeka a nawet jeśli to i tak poczuję ten bezsens że to poczucie zostanie przy mnie już zawsze.

Klara - Pon 09 Cze, 2014 13:00

Marianna napisał/a:
Nawet jeśli coś mnie ucieszy to zaraz myślę że to wszystko i tak bez sensu.

No pewnie! Dotychczas "sensem" Twojego życia był alkoholik. Myślenie było zajęte tym, czy i kiedy wróci do domu, w jakim stanie, czy posprząta wreszcie po sobie, czy wyprowadzi Cię z równowagi, czy będzie spokój, czy spadł ze schodów i trzeba wzywać pogotowie, a może zostawić - niech sobie leży..... itd *)
Przez ten czas zapomniałaś, że istnieje jakieś życie oprócz tego wokół czego się dotąd kręciłaś.
Rozejrzyj się - życie toczy się nadal.
Gdy przestałam zajmować się alkoholikiem, rozpoczęłam od wyjść do kina i w tamtym czasie znałam wszystkie nowości.
Spróbuj od temu podobnych wyjść, a powolutku wróci normalne życie.


*) niepotrzebne skreślić, brakujące elementy dopisać :mgreen:

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 13:24

Odeszłam od narzeczonego już parę miesięcy temu, miałam depresję ale jakoś się z tego odratowałam. Chyba najgorsze już za mną. Ale to przeczucie że wszystko jest bez sensu i tak za mną chodzi. Wcześniej było tak silne że myślałam że zwariuję, teraz słabnie znacznie ale...jest. Problem polega na tym że owszem mogę iść do kina, teatru na wystawę ale nic mnie nie cieszy. Nic nie rozgania smutku w duszy. Ehh...
Ale dzięki za słowo otuchy... :zalamka:

Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 13:27

:pocieszacz:
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 13:35

Nie nie źle napisałam. Nie chodzi o smutek w duszy bo to jest naturalna kolej rzeczy po rozstaniu. Chodzi o lęk że nawet jeśli zdarzy się coś dobrego, kiedyś tam spotkam kogoś fajnego czy wygram w lotka to to uczucie powróci, lęk że zycie już nie będzie cieszyć jak dawnej. A was cieszy?
Ps: też tak miałyście że w każdym facecie widziałyście potencjalnego alkoholika i kłamcę po tym rozstaniu?

Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 13:38

Jest takie powiedzenie terapeutyczne; Daj czas czasowi.
Był taki okres , ze wszędzie widziałąm samych alkoholików, bałam sie nawiazać relacje z facetami. Był też taki okres kiedy unikałam wszystkich możliwie facetów. Powoli czas leczy rany i jeszcze praca nad soba i teraz facet to po prostu człowiek .

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 14:01

W głowie mam siano, ide po ziemniaki kupuję mąkę, ręce i nogi mi się trzęsą jakbym miała parkinsona, serce wali. Biorę lek na uspokojenie ale średnio pomaga. Do tego pisze głupoty, spotkałam dziś znajomą która się żaliła że jej narzeczony pije, kazałam jej iść na terapię, stąd narzeczony mi się wziął... ja miałam męża przecież! Boszzz....
Na prawdę jestem skołowana.
:beczy:
Na terapii przerabiamy teraz współodczuwanie z czym mam ogromny problem bo jestem z dysfunkcyjnej rodziny. Odejście od alkoholika zaowocowało u mnie wybuchem jakiejś niechęci do siebie. Uczę się asertywności ale łapię się na tym że kiedy komuś odmawiam, jestem asertywna to mam potem jakby wyrzuty sumienia i pojawia się ta niechęć do siebie. Jakbym nie rozumiała świata w którym się odmawia komuś, to tak nie po mojemu. Źle się z tym czuję. Jak sobie wytłumaczyć że dobrze jest dbać o siebie i być asertywnym żeby nie czuć tej odrazy do siebie potem???

Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 14:04

Marianna a ty masz wogole jakieś prawa? Dajesz sobie prawo żeby miec jakieś prawa?
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 14:05

Nie rozumiem tego. Inni ludzie ze spokojem odmawiają, widzę to, nikt nie przezywa tak jak ja. Chcę być asertywna ale nie chcę być jedną z nich, chłodną, kalkulującą jedynie własne potrzeby. Dziwny jest ten świat...
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 14:07

z tym ciężko...od razu mi się wydaje że robię coś złego jak zaczynam robić po mojemu. Wydaje mi się że wtedy jestem złą, pustą i nikczemną osobą.
Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 14:10

Trening czyni mistrza. Mi na początku tez było trudno przyznawac sobie prawo do tego by miec prawo np; odmówić komus , powiedzieć NIE jak nie chcę czegoś zrobić. Miałam tez poczucie winy , takie poczucie jakbym kogoś zdradzała ale powoli przyznawanie sobie praw dawało mi radosc i weszlo w krew . Oczywiście zdarzały sie powroty w stare koleiny ale z czasem były coraz krotsze i mniej trwały. Teraz czasem tez tak mam , ze nie bronie swoich praw, granic ale to tylko bład do ktorego tez mam prawo.
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 14:11

perełka napisał/a:
Jest takie powiedzenie terapeutyczne; Daj czas czasowi.
Był taki okres , ze wszędzie widziałąm samych alkoholików, bałam sie nawiazać relacje z facetami. Był też taki okres kiedy unikałam wszystkich możliwie facetów. Powoli czas leczy rany i jeszcze praca nad soba i teraz facet to po prostu człowiek .


To zupełnie jak ja...jaka to praca nad sobą? Ja na razie rozmawiam z terapeutką i prowadzę dzienniczek uczuć. Na razie nauczyłam się że inni mają prawo decydowac za siebie a ja nie muszę wszystkiego kontrolować. To mi ulzyło trochę. Ale nie wiem co jeszcze mogę zrobić, jak ugryźć ten temat, jak dać sobie prawo do bycia tu na pełnych prawach i nie mieć wyrzutów sumienia...Może powinnam coś przeczytać?

Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 14:12

Marianna napisał/a:
z tym ciężko...od razu mi się wydaje że robię coś złego jak zaczynam robić po mojemu. Wydaje mi się że wtedy jestem złą, pustą i nikczemną osobą.


Zwykle za nie dawaniem sobie praw stoją jakieś przekonania ograniczające np; nie wolno mi płakac, nie wolno mi odmawiac, nie będą mnie lubić jak odmówie itp.

Klara - Pon 09 Cze, 2014 14:17

Marianna napisał/a:
od razu mi się wydaje że robię coś złego jak zaczynam robić po mojemu.

Wiesz, ja też miewam problem z odmawianiem, ale próbuję sobie radzić w taki sposób, że nie wychodzę z inicjatywą.
Kiedyś miałam zwyczaj "poczuwać się" i zanim ktoś poinformował, że czegoś ode mnie oczekuje, ja już wyciągałam rękę, już biegłam na ratunek...
Teraz czekam, aż usłyszę prośbę o pomoc.
Co prawda w gdy już stanę twarzą w twarz z proszącym, jest mi trudno odmawiać i pomagam jeśli mogę, jednakże okazuje się, że takich osób jest mniej, niż mi się wydawało

Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 14:20

Marianna napisał/a:

To zupełnie jak ja...jaka to praca nad sobą? Ja na razie rozmawiam z terapeutką i prowadzę dzienniczek uczuć. Na razie nauczyłam się że inni mają prawo decydowac za siebie a ja nie muszę wszystkiego kontrolować. To mi ulzyło trochę. Ale nie wiem co jeszcze mogę zrobić, jak ugryźć ten temat, jak dać sobie prawo do bycia tu na pełnych prawach i nie mieć wyrzutów sumienia...Może powinnam coś przeczytać?


To jest właśnie praca nad soba ta rozmowa z terapeutka , Al- Anon.

skoro chcesz coś poczytac to np; Łagodnie, stanowczo, bez lęku - M. Król fijewskiej lub Asertywnośc czyli jak sięgać po co chcesz i nie ranić innych Emmons M, i Alberti Robert , są jeszcze inne np te; https://www.google.pl/web...i%C4%85%C5%BCka

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 14:32

Bardzo dziękuję, poszukam tego. Dodałyście mi trochę otuchy. Naprawdę dziękuję.
Tak jak napisała Klara, łapię się tym że chcę lecieć na pomoc całemu światu. Właściwie to dopiero dzięki terapii to zauważyłam. Skoro mówicie że potrzeba czasu aby się tego oduczyć to dam go sobie jeszcze. Mam dwie znajome z którymi czasem o tym rozmawiam ale one mówia że nie mają problemu z odmawianiem, więc tym bardziej widzę że to ze mną coś jest nie tak... A czy podczas waszej drogi leczenia zdarzyło wam się poczuć niechęć do siebie i autokrytykę? Nie wiem skąd to uczucie się we mnie wzięło ale pojawiło się zaraz po wyprowadzce od męża. Jak gdybym nagle z dnia na dzień poczuła wręcz nienawiść do siebie. Teraz to powoli mija ale czasem wraca. A przecież to ja mam być swoją przyjaciółką a nie wrogiem

Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 14:44

Autokrytyka u mnie wzięła się z dzieciństwa. Jako dziecko byłam krytykowana za własciwie wszystko od wygladu, przez zachowanie po mówienie i domyslanie się czego oczekują ode mnie inni. Te tasmy w dzieciństwa siedzą głeboko w glowie i pełnią role krytycznego rodzica , który jest w formie glosu, który bez przerwy nadaje. Jedni to nazywają wewnetrzyn krytykiem, inni radiem krazy lub jeszcze inaczej.
Pracowałam nad tym na indywidualnej i zajęło to sporo czasu. Praca polega na słuchaniu co do siebie mówie i zatrzymywaniu mysli , krzycząc w głowie STOP a potem zamianą destruckyjnego komunikatu afirmacją np; jak ty wyglądasz na wygladam dziś świetnie, atrakcyjnie, znów sie wygłupiłaś na popełniłam bład , do którego mam prawo, nastepnym razem postapię inaczej itp to trwa w czasie i wymaga cwiczeń.
jęsli w dziecinstwie osoba była mocno krytykowana wykształciła w sobie mocno krytycznego rodzica ewnętrznego , ktoremu nie można sprostac , on wiecznie jest z czegoś niezadowolony i chce jej/ mojego dobra.

Ps. Ja tez jestem osobą nadwrażliwą i lubie w sobie tę swoją nadwraźliwośc to zaleta nie wada. Osoby nadwraxliwe zwykle widza więcej niż inni i czasem jest ta nadwrażliwośc uciążliwa ale ćwicząc mozna ja przekuć tak zeby służyła zamiast bolała.

szika - Pon 09 Cze, 2014 14:49

Marianna napisał/a:
niechęć do siebie i autokrytykę? Nie wiem skąd to uczucie się we mnie wzięło ale pojawiło się zaraz po wyprowadzce od męża.

a wczesniej lubiłaś siebie i chwaliłaś? a no weź się przyglądnij temu :)

Estera - Pon 09 Cze, 2014 14:51

Marianna napisał/a:
A przecież to ja mam być swoją przyjaciółką a nie wrogiem


Witaj,
pracuj konsekwentnie nad sobą i się doczekasz :luzik: warto pamiętać, że nie da się w kilka miesięcy zmienić nawyków w głowie, które były kształtowane i utwierdzane przez lata. Cierpliwości. i jeszcze jedna rzecz: lepiej nie oczekiwać spektakularnych zmian - to są małe, ale za to skuteczne kroczki. takie schody: nie da się wskoczyć od razu na górę, lepiej iść spokojnie swoim tempie. Z czasem zaczniesz dostrzegać zmiany i będą Ci sprawiały frajdę.
trzymam kciuki

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 15:13

Dobrze. będę cierpliwa. Bardzo wam dziękuję.
Jestem wrażliwa od dziecka, nadwrażliwa jak perełka to o sobie napisała.
Dopiero na terapii dotarło do mnie że od dziecka wzięłam na siebie odpowiedzialność
za rodziców, pza wszystko i wszystkich, poza tym byłam zawsze najniższa wśród rówiesników, przestraszona, nie radziłam sobie w szkole i dostałam łatkę takiej co jej się nigdy nie udaje, jest za wolna, nieporadna i leci na samych 2. Tylko z plastyki i polskiego miałam 5.
Potem poznałam męża który był wyjatkowo krytyczny wobec mnie.
Nie pasowało mu moje gotowanie, wygląd, moje obrazy, nic, ciągle podnosił głos, z czasem zaczęłam się go bać, dlatego odeszłam. Źle się z tym czułam bo uważałam go za swojego przyjaciela. teraz widze że nie do końca nim był.
Coś miłego powiedział mi może parę razy przez te wszystkie lata, ciagle podkreślał czego robić nie powinnam a co zrobiłam źle. Czuję się jak bym odeszła i zostawiła samego ojca tyrana.
Bardzo dziękuję za wskazówki, będę nad sobą pracowała.

olga - Pon 09 Cze, 2014 15:21

Cytat:
sens życia powróci?


powroci jeśli tylko będziesz tego chciała :tak:

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 18:56

Złapałam się jeszcze na jednej rzeczy dziwnej. Jak tylko próbuję być szczęśliwa łapie mnie jakaś blokada, że nie powinnam, że nie mogę... Dlaczego? Bo odeszłam, bo może mój mąż nie jest z tym szczęśliwy.
Maciejka - Pon 09 Cze, 2014 18:59

Dlatego, że nie dajesz sobie prawa by byc szczęśliwą. To twoja blokada wyłacz ją.
Estera - Pon 09 Cze, 2014 19:03

Marianna napisał/a:
bo może mój mąż nie jest z tym szczęśliwy.

A co Cię to Marianno obchodzi?? :shock: przecież to już nie jest Twoja sprawa :beba:

Klara - Pon 09 Cze, 2014 19:06

Marianna napisał/a:
Bo odeszłam, bo może mój mąż nie jest z tym szczęśliwy.

Jestem nieznośnie jednostajna. Jestem nudna. Wstyd mi, że niczego nowego nie wymyślam, a jednak zaryzykuję i Tobie Marianno poradzić (a może powtórzyć) radę, którą dostałam od alkoholiczki - współuzależnionej, a która mi uratowała życie: WYRZUĆ GO Z GŁOWY!!! WY-RZUĆ GO Z GŁO-WY!!!

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 19:30

Wyrzucam systematycznie. Zakazałam mu kontaktować się ze mną ale i ja od paru miesięcy nie odzywam się. Niby każdy ma już swoje życie a radować się jakoś ciężko. Ale tak jak napisałyście dam sobie czas. I tak jestem z siebie dumna że zaszłam tak daleko. (jak to napisałam poczułam się winna!) Muszę odzyskać wiarę w siebie albo się jej w ogóle nauczyć że jestem fajną dziewczyną i mam prawdo do szczęścia... Kurde nawet ciężko mi się to pisze...
MAM PRAWO DO DO SZCZĘŚCIA.
To zdanie kompletnie do mnie nie trafia... Nie czuję go, nie rozumiem.
Czuję się jak dziecko z biednego domu które dostało bardzo drogą zabawkę i czuje że na nią nie zasługuje. Musze jakimś cudem przestać być tą małą gorszą dziewczynką.
Myślę że mój mąż mnie nie kochał bo ja sama się nie kocham. Wydaje mi się że jestem inna niż inne kobiety. Pewnie dlatego się wpakowałam w ten feralny związek. Gdybym się kochała nie pozwoliłabym się tak ranić.

margo - Pon 09 Cze, 2014 19:58

Cześć Marianno! Miło Cię widzieć na forum :) Chciałabym Ci napisać coś równie konstruktywnego co dziewczyny wyżej, ale chyba jeszcze sama nie uporałam się z problemem, o którym piszesz... Ale trzymam kciuki :pocieszacz:
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 21:14

Margo, jeszcze nie czytałam Twojej historii, zaraz poszukam.
Właśnie poszłam zmywać i tak mnie jakoś olśniło czemu mnie to rozstanie tak boli. Mój mąż nie chciał się rozstawać ale nigdy się nie leczył. Nie pił dużo ale czasem wracał podpity, zaniedbywał mnie, krytykował, od lat nie powiedział że mnie kocha. Do zbliżeń dochodziło tylko jak wracał z imprezy, potem już nic bo poczułam do niego niechęć. Mimo to wierzyłam że uda się nam. Wróciłam do niego, wprowadziłam się, odnowiłam wystrój mieszkania, bardzo chciałam żeby było dobrze. Ale strasznie sie pokłocilśmy o bzdure, o nowy mebel. Strasznie mnie skrytykował i po tej kłótni wpadłam w depresję. Potem było coraz gorzej, kłopoty z sercem z nerwów, lęki. Więc odeszłam. Wszyscy wspólni znajomi zerwali ze mną kontakt. Jakbym zrobiła coś złego.
Właściwie dopiero jak to napisałam teraz to zobaczyłam że on mnie chyba nie kochał, może to dobrze że odeszłam.

margo - Pon 09 Cze, 2014 21:32

Marianna napisał/a:
Właściwie dopiero jak to napisałam teraz to zobaczyłam że on mnie chyba nie kochał, może to dobrze że odeszłam.


Wiesz, ja słyszałam wprost słowa "nie kocham cię" a mimo to brnęłam w to dalej... w pewnym momencie jednak stanęłam pod ścianą i miałam do wyboru wóz albo przewóz. Trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że dasz sobie z tym radę i zobaczysz, że życie może być piękne bez niego :pocieszacz:

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 21:48

Chyba muszę sama sobie uświadomić i uzmysłowić że mój mąż mnie tak naprawdę nie kochał i że odejście to była naprawdę słuszna decyzja, Żyłam jednak w takiej sytuacji tyle lat że uznałam to za normalne że facet może wrócić podpity, że nie powie nic miłego, nie przytuli. Byłoby mi łatwiej gdyby powiedział tak jak Twój. A tu wszystko spadło na mnie, cała odpowiedzialność. To ja podjęłam decyzję. Pewnie stąd tak ogromne poczucie winy...
Margo a jak sobie radzisz teraz, jak długo jesteś już wolna?

olga - Pon 09 Cze, 2014 21:55

On kochał wódke a to czy kochał Ciebie to już sprawa drugorzędna.
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 22:09

Nie byłam szczęśliwa w tym związku ale wolałabym nie brać tego rozstania na siebie.
olga - Pon 09 Cze, 2014 22:12

a jakie to ma znaczenie?

ja byłam dumna z siebie, że potrafiłam się rozwiesc, wyrzucic go z domu, że nie złamałam się mimo, że skamlał przez kolejne miesiace prosząc o zgode na powrót

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 22:18

Olga a co pomogło Ci nabrać takiej siły?
olga - Pon 09 Cze, 2014 22:23

kompletny brak sily..............
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 22:27

Ja poszłam na terapię dopiero po odejściu, dopiero kiedy się wyprowadziłam zaczęłam czytać o współuzależnieniu. Wcześniej byłam kompletnie nieświadoma. Poszłam jak wylądowałam u kardiologa ze straszną nerwicą serca i depresją. Ja nie odeszłam, ja uciekłam. Mówiłam mężowi że mam kłopoty z sercem z nerwów przez jego picie jeszcze 3-4 lata temu. Obiecywał poprawę i nic. Szkoda że wtedy nie odeszłam. Ale wierzyłam że mnie kocha, że nie powinnam odchodzić. Po co ja do niego wracałam...żeby się dobić kompletnie chyba. Pewnie gdyby mi zdrowie pozwoliło to zostałabym przy nim... :zmeczony:
olga - Pon 09 Cze, 2014 22:32

Marianna napisał/a:
wylądowałam u kardiologa ze straszną nerwicą serca i depresją.

i Ty masz jeszcze jakies wyrzuty sumienia? myślisz, że urodziłaś sie po to żeby cierpieć? urodziłaś sie po to by być szczęśliwą
dbaj o siebie bo to jest Twoje prawo

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 22:35

Z tym prawem do szczęscia to mam problem, ale będę nad tym pracować. Dziękuję Olgo.
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 22:37

Z tych historii które przeczytałam zauważyłam jedną wspólną rzecz. Kobiety odchodzą dopiero jak już są u kresu sił albo już ich nie mają w ogóle. Taka ja np.
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 22:39

Jak odzyskać szacunek do siebie samej jak się człowiek tak "zeszmaci"? Czy może on powraca z czasem?
olga - Pon 09 Cze, 2014 22:42

to wszystko to nie Twoja wina, takie były okoliczności...............pierwszy i najważniejszy krok już zrobiłaś, zawalczyłaś o siebie
olga - Pon 09 Cze, 2014 22:45

to nie zeszmacenie to skutki wspóluzależnienia, będąc wspołuzależnioną robi sie różne glupie rzeczy nawet nie zdajac sobie z tego sprawy, oczy otwieraja sie dopiero z czasem
Ty chciałaś dobrze

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 22:58

Olga, po rozmowie z wami tu dziś wzięłam pamietnik (mam taki specjalny pamietnik nt. mojego leczenia) i zaczęłam notować. Napisałam tam dziś to wspomnienie jak prosiłam go żeby przestał pić, poszedł na leczenie bo mam skierowanie na kardiologię i jesli nic sie nie zmieni to ja po prostu nie wyrobię. Wtedy nic się nie zmieniło, potem było gorzej. Więc odeszszłam. To było chyba 3 lata temu, może 4. Odeszłam żeby ratowac siebie. Ale dziś kiedy spisywałam to wspomnienie nie poczułam że to jest dobry argument, że dobrze dbać o siebie i przeraziłam się. Jakbym w ogóle nie miała instynktu samozachowawczego. W tym jest problem, żadne wspomnienia nie wywolują u mnie przekonania. Po prostu jakbym nic nie czuła wspominając to, jakby nic złego się nie działo właściwie.
olga - Pon 09 Cze, 2014 23:02

hmmmmmm.............................
pamietam siebie jak sobie mowilam, że mam prawo być szczęśliwa, że jeszcze wszystko przede mna, ze nic nie jest stracone, jak bardzo sie bałam, że utone razem z nim i nie alkohol chodziło ale o psychike

olga - Pon 09 Cze, 2014 23:03

ja wychodzila z założenia, że mąż nie jest dany na zawsze, na zawsze dane sa dzieci, męża można zmienić
olga - Pon 09 Cze, 2014 23:09

W pamietnikach (na naszym forum) zalozylam sobie temat zatytułowany "Iść, ciągle iść w stronę słonca". Umieszczalam tam zdjęcia z moich pieszych i rowerowych wędrówek z aparatem fotograficznym na plecach. Wszystkie zdjęcia są słoneczne, kolorowe i bardzo pogodne. Ja naprawde szłam w stronę słonca i rzeczywiście i w przenośni. I uwierz mi, doszłam. Jestem szczęśliwa, pogodna, radosna................................kiedyś przechodziłam załamanie nerwowe..................ale wierzyłam w to, że jeszcze będę szczęśliwa, dałam sobie prawo do tego
Marianna - Pon 09 Cze, 2014 23:13

hmmm... a to ciekawa myśl! że też wcześniej tak na to nie spojrzałam.
To przez ten ślub chyba, taki stereotyp w głowie siedzi że jak ślub to trzeba się męczyć.
Wpisałam w google "współuzależnienie zanik instynktu samozachowawczego" no i... to jak by to. Czyli mogę to dopisać jako kolejny objaw swojej choroby. Boże jak ja z tego wyjdę...

Marianna - Pon 09 Cze, 2014 23:16

olga napisał/a:
W pamietnikach (na naszym forum) zalozylam sobie temat zatytułowany "Iść, ciągle iść w stronę słonca". Umieszczalam tam zdjęcia z moich pieszych i rowerowych wędrówek z aparatem fotograficznym na plecach. Wszystkie zdjęcia są słoneczne, kolorowe i bardzo pogodne. Ja naprawde szłam w stronę słonca i rzeczywiście i w przenośni. I uwierz mi, doszłam. Jestem szczęśliwa, pogodna, radosna................................kiedyś przechodziłam załamanie nerwowe..................ale wierzyłam w to, że jeszcze będę szczęśliwa, dałam sobie prawo do tego


Olga poszukam, nawet nie wiedziałam że jest taki dział. Bardzo Ci dziękuję, to mi bardzo pomaga co piszesz Ty i inne kobiety na forum. W każdej wiadomości jest ukryte jakieś słoneczko, rada, coś co mi pomaga.

olga - Pon 09 Cze, 2014 23:22

myśle, że najbardziej pomaga uświadomienie sobie tego, że nie jesteś sama z takim problemem, że są inne kobiety, ktore przechodziły to samo i dały sobie rade, skoro tak to i Ty też dasz radę :okok:
Marianna - Wto 10 Cze, 2014 11:45

Mam nadzieję.

Dziś dostałam przesyłkę i musiałam zadzownić do męża w sprawach prawnych.
Niestety muszę się dziś z nim zobaczyć na chwilę...

Marianna - Wto 10 Cze, 2014 12:03

W styczniu w ogóle nie byłam w stanie z nim rozmawiać bo zalewały mnie emocje, i robiło mi się słabo. Dziś po 6 miesiacach terapii zadzowniłam spokojnie i czułam że to ja mam kontrolę nad swoimi emocjami a nie on. Zobaczymy jak przebrnę przez spotkanie.
olga - Wto 10 Cze, 2014 12:05

ja też miałam dzisiaj spotkanie I stopnia, przywlókł się za synem, złotówkę chciał wyżebrać ale jak mnie zobaczył to zmył się szybciutko
Marianna - Wto 10 Cze, 2014 12:14

Mój mąż póki co odwrotnie, mąż przy kasie a ja na złotówkach. M. dokonał dużego zakupu na firmę a dokumenty omyłkowo trafiły do mnie bo kiedyś używaliśmy mojego adresu. Ponieważ będę dziś miała rozmowę o pracę obok jego firmy pomyślałam że zawiozę mu te dokumenty i zobaczę jak zareaguję.
Czuję się silniejsza o wiele, ale zobaczymy. Jestem przygotowana na to że zaproponuje jakieś spotkanie bo nie rozmawialismy od 6 miesięcy. Ustaliłam ze sobą że wtedy odpowiem że może za jakiś czas i tylko pod warunkiem że pójdzie na leczenie. Bez leczenia nie ma rozmowy. Ja się leczę przecież. Olga będę się wspierała myślą o Tobie, jesteś dziś mój anioł stróż.

Marianna - Wto 10 Cze, 2014 12:16

A co poczułaś jak go zobaczyłaś?
olga - Wto 10 Cze, 2014 12:22

sorry...........pomyślalam, że menda się przypałętała..................wygląda okropnie, menel po prostu......chwilkę mną telepnęło, w takich momentach budzą się wspomnienia, na moment przeniosłam się trzy lata wstecz xcc
olga - Wto 10 Cze, 2014 12:25

Marianna napisał/a:
Ustaliłam ze sobą że wtedy odpowiem że może za jakiś czas i tylko pod warunkiem że pójdzie na leczenie.


zrobisz jak uważasz, ja nie godziłabym sie na spotkanie, nie stawiałabym żadnych warunków, dajesz sobie nadzieję (nie jemu tylko sobie), on Cie zawiedzie a Ciebie będzie bolało
umówisz się z nim na spotkanie jak będzie miał długi okres abstynencji i leczenia (jeśli będziesz wtedy jeszcze miała na to ochotę)

Marianna - Wto 10 Cze, 2014 12:35

Tak masz rację Olga. Ja uważam w głębi duszy że nie powinniśmy się spotykać, że każdy powinien żyć swoim życiem. Tak na prawdę w ogóle nie powinnam o nim myśleć. Ja jestem biedną malarką a on mocno stoi finansowo na ziemi i nie ma nerwicy. To on "powinien" się martwić o mnie. Tym bardziej że jest starszy. Ale pewnie wrzuci od siebie jakąś małą manipulacyjkę tradycyjnie. Jak wrócę napiszę jak dałam radę. Trzymajcie za mnie kciuki żebym dostała tą pracę!
olga - Wto 10 Cze, 2014 12:38

:kciuki:
Klara - Wto 10 Cze, 2014 15:31

Marianna napisał/a:
Trzymajcie za mnie kciuki żebym dostała tą pracę!

Jasne! :)
:kciuki: :kciuki: :kciuki:

pietruszka - Wto 10 Cze, 2014 16:06

:kciuki:
margo - Wto 10 Cze, 2014 17:10

Marianna napisał/a:
Margo a jak sobie radzisz teraz, jak długo jesteś już wolna?


Marianno, ja zostawiłam go we wrześniu, czyli już 9 m-cy temu. Raz czuję, ze jest super i jestem zupełnie wolna, a są dni kiedy mnie czasem coś z przeszłości "przygniecie". Ale staram się zbyt długo się nad tym nie skupiać... chwilę ponarzekam, ale później staram się wracać na obrany tor :) Oczywiście w tym wszystkim jestem straszną masochistką i przez ten cały czas widywałam się z nim codziennie na uczelni... :bezradny: teraz jestem na etapie zrywania zupełnie kontaktu - szczególnie, że mój eks siedzi na przymusowej terapii zamkniętej ;)


Ja również trzymam kciuki za Twoją pracę, na pewno będzie dobrze! :okok: :okok:
:pocieszacz:

Duszek - Wto 10 Cze, 2014 18:10

Marianna napisał/a:
Trzymajcie za mnie kciuki żebym dostała tą pracę!

To i ja trzymam mocno :kciuki: :kciuki: :kciuki: i mam nadzieję, że jeszcze pomogą.

Marianna - Wto 10 Cze, 2014 18:30

Wróciłam, żyję :)
Z pracą to nie wiem co będzie bo przyszło bardzo duzo osób i kierowniczka nas zawiadomiła
że już się poumawiała, wzięła od nas tylko cv.
Potem poszłam do męża. Staliśmy obok kawiarni w okropnym upale oparci o ściane, zapaliłam z nim papierosa bo chciałam chwilę pogadać. Czułam że mogę bo nie ogarnęła mnie fala emocji, atak paniki a serce było spokojne. Cały czas obserwowałam siebie i swoje emocje, myśli.
Po twarzy widać że imprezował ostro. Mieszka teraz 2 ulice ode mnie w budynku obok poradni dla alkoholików ale nie leczy się. Nie musi. Pierwszy raz zobaczyłam u niego zaprzeczenie.
Narzekał że jest mu ciężko, oszukali go, podłoga w wynajętym pokoju strasznie skrzypi i podarły mi się spodnie które ostatnio kupił i do tego wszystkiego popsuł mu się laptop!
Za izbę wytrzeźwień jeszcze nie zapłacił bo nie wie ile jak i gdzie, a poza tym to był taki przypadek, pierwszy i ostatni a on juz nie pije tak i musi się na basen zapisać. (słysze to od paru lat) Poza tym opowiedział że mieszkał trochę z koleżanką żeby jej pomóc bo jej było cięzko... a teraz kupił bilety na koncert w Łodzi za 300 zł. Świetnie że się spotkaliśmy bo ja chodze w starych butach od paru lat, sukienki ani bluzki nie kupił mi już parę lat, i jak wiedział że zostałam sama i mam problem z sercem to pomógł koleżance :) Jak zwykle wspaniały z niego kolega. Jak zaczął się nad sobą użalać przerwałam i powiedziałam że jest ode mnie starszy i jest facetem a dziewczynką do opiekowania się jesli już to jestem ja a nie on. Zatkało go a ja pożegnałam się i zniknęłam w tłumie. Potem zadzwonił przeprosić mnie że tak głupio wyszło że nawet mnie nie zaprosił na herbatę ale był zdenerwowany bo dawno mnie nie widział, ALe obawiam się że sam do tego nie doszedł tylko kolega z pracy go upomniał. Za to pamiętał mi powiedzieć że mam plamę na spódnicy i dziwnie upiete włosy. W ogóle taksował mnie wzrokiem a ja się złapałam na tym że znowu coś pewnie jest ze mną nie tak i nie jestem taka piękna jak te panie krążące obok nas... zawsze przy nim się tak czułam.
We wrześniu kończy mu się zameldowanie które miał u mnie bo jest obcokrajowcem i spytał czy jeszcze go zamelduję...
Nie wiem, chyba nie.

Marianna - Wto 10 Cze, 2014 18:31

Teraz zobaczyłam wasze wiadomości, dziekuję że trzymałyście za mnie kciuki! Czułam że mam wsparcie.
margo - Wto 10 Cze, 2014 18:34

Jakbym spotkała swojego byłego :shock: no kropka w kropkę takie samo zachowanie... że on taki nieporadny... ale że kupił to i to i tamto (drogie rzeczy, on je uwielbia)... no i że jak zwykle jestem źle ubrana :wysmiewacz: manipulant :beba:

I jak się teraz czujesz? Warto było się z nim spotykać? :mysli:

Marianna - Wto 10 Cze, 2014 19:31

Tak, mnie mój też się kalkuje w waszych opowieściach ;)
Mój to zawsze musiał mieć markowe ciuchy sprzęt i w ogóle być cool, chcoiaż to stary chłop już. Ciesze się że się z nim spotkałam z 3 powodów.
Chyba potrzebowałam jeszcze taki mały kopniaczek dostać od rzeczywistości.
Po 1. uzmysłowiłam sobie że ja mam jakieś wątpliwości a mąż jak zawsze kupuje markowe buty, jeansy i jeździ na koncerty. O mnie nie pomyśli.
Ja schudłam dobrych parę kg. jadę na ryzu i ziemniakach z kefirem od święta.
na rozmowe pojechałam w gumowych japonkach bo nie mam innych butów a plame na spódnicy mam bo jest z lumpexu :)
Po 2. zobaczyłam jak wielka pracę wykonałam na terapii, że zachowałam spokój, i nie poddaję się już tak manipulacjom. Przynajmniej stawiam pierwsze kroki w tym kierunku.
po 3. jak mała mam wiarę w siebie i jak on ją podkopuje.
Mógł choć powiedzieć że ładnie wyglądam. Ale to ja sama muszę tak myśleć, nie jest wazne co on mówi.
Myślę nad tym zameldowaniem, że jeśli się zgodzę na następne pół roku to podniosę cenę za to do 200 zł. Teraz płaci mi za 100 bo i ja płace większy czynsz za niego.
Na razie tej 100 mi nie zapłacił za maj bo... kupił bilety na koncert i nowe jeansy :)
Czuję się dobrze, jestem spokojna.

Marudze że mógłby to tamto, ale tak naprawdę nie chcę od niego pieniędzy. Wolę na ryżu i sama coś znaleźć niż się od niego jakkolwiek uzależniać.
To zameldowanie jest mu potrzebne w pracy, więc akurat to potraktowałabym jakoś czysto biznesową wymianę ale jeszcze się zastanowię.

Estera - Wto 10 Cze, 2014 19:49

Zastanów się, zastanów. Czy gra jest warta świeczki. Co z tego, że mu podniesiesz opłatę jak będzie miał ważniejsze wydatki? Poza tym cały czas będziesz musiała mieć z nim kontakt, bedzie przychodziła poczta do niego. Chcesz tego? Pytanie jest: ile wart jest Twój święty spokój i dobre samopoczucie. Ale to wiesz tylko Ty :)
Marianna - Wto 10 Cze, 2014 20:42

No właśnie...
Marianna - Wto 10 Cze, 2014 22:13

Tak naprawdę brakuje mi tylko jednego. Poczuć że kocham siebie znowu.
Pamiętam siebie sama jak jechałam na pierwszą terapię w lutym 2013. (która niestety przerwałam bo uznałam że nie jest mi potrzebna)
Miałam piękne długie włosy, pulchniutka jechałam sobie opasana paskiem w moim starym płaszczyku i czułam się tak dobrze ze sobą, seksowna, piękna, wartościowa. Takiej mnie mi brakuje. Potem narobiłam tyyyyyle głupot, naraziłam się na niebezpieczństwa, dałam się oszukać perfidnie wykorzystac komuś, wpadłam w depresję ścięłam włosy a potem było już tylko gorzej. Chcę żeby wróciła tamta dziewczyna. Chce odetchnąć i ze spokojem poczuć że kocham siebie i chcę być dla siebie dobra.

Naiwna71 - Wto 10 Cze, 2014 22:15

Cześć Marianna właśnie przeczytałam twój wątek rozumiem Cię doskonale bo też wiele przeszłam prosiłam walczyłam z piciem i nic dopiero jak sam zechciał dla siebie nie dla mnie to przestał było cudownie do czasu bo ja tez powinnam iść na terapię nie poszłam i teraz znowu się zachowuję jak gdyby pił tyle ze teraz teraz chodzi o tę drugą walczę ale zaczynam tracić siły .Ciężko się rozstać się z kimś kogo się kochało albo nadał kocha w jednej chwili wydaje nam się że jesteśmy silne myślimy a to drań mam go dosyć a za chwile dopada nas zwątpienie i żal że to nie tak miało być .Marianno trzymam za CIEBIE kciuki i życzę Ci żeby wszystko Ci się dobrze ułożyło w życiu żebyś znalazła spokój i swoje wymarzone szczęście :pocieszacz:Trzymam kciuki za CIEBIE i wszystkie skrzywdzone kobietki przez los i nieodpowiednich facetów na których marnowałyśmy czas 4g5
Marianna - Śro 11 Cze, 2014 00:00

Naiwna myślę że to kwestia podejścia. Są kobiety które czując się niekochane odchodzą
a sa takie które zostają bo kochają, tylko ja się pytam siebie co? co one kochają?
Ehhh głowę mam dziś kwadratową od myślenia, zaraz idę spać. Ja też trzymam za Ciebie kciuki Naiwna! Dziękuję za ciepłe słowa c4fscs

jowis - Pon 23 Cze, 2014 19:26

Dziewczyny siedzę i czytam sobie, co piszecie i tak sie zastanawiam czy zemną tez jest coś nie tak nie mieszkam z mężem alkoholikiem już ponad 9-mcy unikałam spotkań jak się dało ale mamy razem dziecko które ma 4 lata i tęskni za nim. Przyszedł moment kiedy doszło do spotkania czułam się bardzo źle kolo niego ponieważ uświadomiłam sobie ze nic już do niego nie czuje,a on próbował wszystkiego zbliżyć sie pocałować chociaż prosiłam ze nie chce to robił to nachalnie. Czułam się źle ponieważ byliśmy w centrum pełno ludzi czułam ich wzrok na sobie jak odganiam się jak od komara. Nie wiem jak mam się od niego uwolnić straszy mnie ze jak mnie zobaczy z kimś to pozabija czasem myślę ze to wódka mówi ,ale co jak to nie wódka tylko on. Zawsze był zazdrosny ale teraz to przechodzi samego siebie. Najgorsze jest to za mam kolegę dobrego ,który zaprosił mnie na piwo do knajpy, a ja tam siedziałam i rozglądałam się czy go niema , bo do pracy przychodzi i obserwuje mnie. Czy ja już nie mogę wyjść???
Klara - Pon 23 Cze, 2014 19:48

jowis napisał/a:
straszy mnie ze jak mnie zobaczy z kimś to pozabija

Włącz dyktafon i nagraj go.
To są groźby karalne i powinnaś to zgłosić na policję.
jowis napisał/a:
mam kolegę dobrego ,który zaprosił mnie na piwo do knajpy

Hmmmmm..... :mysli:

jowis - Pon 23 Cze, 2014 21:36

On ma zalozana niebieska kartę zgłosiłam to do dzielnicowego ale tak prawdę mówiąc to co to da nie wiem czy zdążyli by on jest cwany
Klara - Wto 24 Cze, 2014 06:57

jowis napisał/a:
nie wiem czy zdążyli by on jest cwany

Nie mam doświadczeń w tym względzie, ale może odezwie się któraś dziewczyna w tym temacie - chodzi mi o to, że możesz dochodzić swoich praw w związku z przemocą psychiczną, bo to chyba podpada pod ten problem.
Poczytaj sobie tu: http://www.komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=3026 o przemocy w rodzinie.

Mnie ciekawi jeszcze to zaproszenie Ciebie "do knajpy na piwo". Napiszesz coś na ten temat?

Marianna - Czw 26 Cze, 2014 08:12

A ja czuję złość i żal.
Żal za niesprawiedliwe oskarżenia, za zniszczoną psychikę, za przemoc psychiczną i to wcale nie po pijaku.
Złość że to on uważa się za pokrzywdzonego.
Mam ochotę umówić się z nim i przypałowac solidnie.
Wreszcie złość na siebie że w ogóle mam jakiekolwiek obiekcje, wątpliwości.
cczxc

Maciejka - Czw 26 Cze, 2014 08:15

Ok. czujesz żłośc , zal i co teraz zrobisz z tymi uczuciami?
Marianna - Czw 26 Cze, 2014 09:06

Nie wiem, bede biegała, waliła w poduszki...
Czasem mam ochote sie z nim spotkac i skonfrontowac z jego zarzutami
uświadomic mu ze nie ma prawa nic ode mnie oczekiwać i jeszcze miec do mnie pretensji.

pterodaktyll - Czw 26 Cze, 2014 09:29

Cytat:

A ja czuję złość i żal.
Żal za niesprawiedliwe oskarżenia, za zniszczoną psychikę, za przemoc psychiczną i to wcale nie po pijaku.
Złość że to on uważa się za pokrzywdzonego.
Mam ochotę umówić się z nim i przypałowac solidnie.
Wreszcie złość na siebie że w ogóle mam jakiekolwiek obiekcje, wątpliwości.




;)

Duszek - Czw 26 Cze, 2014 10:02

Marianna napisał/a:
Czasem mam ochote sie z nim spotkac i skonfrontowac z jego zarzutami

I co Ci to da? Dokąd zaprowadzi? Pomoże Ci w czymś?

Marianna - Nie 29 Cze, 2014 11:09

Złość rodzi się z poczucia niemocy...
Nie umiem sobie poradzić z emocjami ponieważ nie umiem być z nikim w stanie konfliktu.
Zawsze tak miałam, nie mam żadnych wrogów, z nikim sie nie kłócę.
Zawsze w razie potrzeby doprowadzałam do konfrontacji, wyjasnienia, nigdy nie zostawiłam nikogo z poczuciem krzywdy czy żalem.
Wiem i rozumiem już że nie jestem odpowiedzialna za życie i picie męża.
Rozumiem że jeśli ktos tu do kogoś może mieć żal to ja do niego.
Ale ciężar tej całej sytuacji nadal mnie przygniata i mimo że miesiące mijaja ja sie czuję
jak po rozstaniu, nie czuję smutku a ciężar.
Dlatego dla siebie samej postanowiłam zmienić taktykę.
Postanowiłam przestać grać twardą babę i wyjasnić z mężem sytuację.
Tak aby nikt nie miał do nikogo żalu.
Wyjaśniłam mężowi że to nie jest tak że ja go nienawidzę, że nie uważam go za złego człowieka że nie chcę zebysmy odchodzili od siebie w poczuciu żalu.
I że nie może do mnie mieć pretensji o nic.
Przynał że mam rację, że dobrze zrobilismy rozstając się, że nie chce ode mnie pomocy bo ze wszystkim poradzi sobie sam, że i tak juz bardzo mu pomogłam wiele razy.
To dobrze - tak własnie powinno być.
Tak chcę to zakończyć.
Terapia terapią, ja wiem że dźwiganie odczuć innych to część współuzależnienia
ale ja muszę być w zgodzie ze sobą, że swoim sercem.

Na pewno do niego nie wrócę. Nie widzę takiej możliwosci ani sensu. Ale chcę żebyśmy odeszli każde w swoja stronę w zgodzie i ze zrozumieniem a nie żalem i złością.
Poprzednie związki też tak zakończyłam.
Po prostu nie umiem inaczej.
:bezradny:

Marianna - Nie 29 Cze, 2014 11:38

Jest jeszcze coś co zauważyłam na al anon.
Kobiety tylko do pewnego stopnia wspieraja się. Widzę że na wielu al alnon tworzą
takie mini grupy, te które odeszły trzymają się razem, te które zostały tłumaczą sobie
że moga być w tym szczęśliwe mimo że nie są więc trzymają sie tych które zostały.
Ich kontrola przekirowywuje się nie na partnera, a na nie same.
Ja to odczułam jako inny wymiar współuzaleznienia i negowanie własnych potrzeb w inny sposób.

Także i partnerzy uzależnieni róznią się miedzy sobą, każda sytuacja jest inna.
Ja pod wpływem forum, al alnon i terapii podeszłam do rozstania na bojowo.
Bo tak trzeba. Twarda miłość - przestań pić albo giń.
Twoje odczucia mnie nie obchodzą.
Robiłam to za namową kobiet które odeszły od alkoholików w końcowym stadium zapicia się z którymi nie było możliwości już żadnej konstruktywnej rozmowy.

Uważam że jeśli alkoholik chce wrócić to... nie warto wracać do niego.
Nie warto. To tylko przedłużenie agonii.
Wiem że jest cienka linia pomiędzy rozstaniem w zgodzie a manipulacją.
Inicjatywa jednak wyszła ode mnie.
Chcę rozstanie w zgodzie i jasno ustalonych reguł że zrywamy kontakt w zgodzie.
Czy to ma sens, zobaczymy.
Gdyby mąż był w takim stanie jak znajomy z którym zerwałam kontakt kiedy był w momencie utraty wszystkiego i zamieszkiwał powoli ulice
- to nie zdecydowałabym się na ugodowe rozmowy.
Ale czasem warto może. Jest mi lżej że podałam sobie z mężem rekę na zgodę, ustaliłam rozwód i zakończenie kontaktów.
Tak aby nie było to na zasadzie walki. Ty dzwonisz ja nie odbieram.
Ty się miotasz w złości ja się męczę.
Tylko na zasadzie - skończylismy. ty nie dzwonisz, ja nie dzwonie.

Słoneczko - Nie 29 Cze, 2014 12:42

Marianna napisał/a:
Ale chcę żebyśmy odeszli każde w swoja stronę w zgodzie i ze zrozumieniem a nie żalem i złością.
Poprzednie związki też tak zakończyłam.
Ja w takim stylu zakończyłam i ten związek i małżeństwo. Mimo to, granic swoich uczę się pilnować, bowiem przychodzą takie dni, kiedy druga strona zaczyna rościć pretensje. Tutaj wkracza moja asertywność, choć jeszcze kuleje czasami.
Marianna napisał/a:
Wiem że jest cienka linia pomiędzy rozstaniem w zgodzie a manipulacją.
ano jest...
ale stanowcze "nie" na nadzieję że "być może kiedyś" owocuje tym, ze nie ma oczekiwań, nie ma rozczarowań :tak:

pietruszka - Nie 29 Cze, 2014 15:09

Cytat:
Twarda miłość

Czasem niektórzy nie zauważają, że określenie to zawiera jednak miłość. Kto powiedział, żeby nie rozstawać się po ludzku? Program Al-anon też nie zakłada nienawiści do chorego człowieka.

Marianna - Śro 02 Lip, 2014 09:32

Gó**o prawda - piszę to do siebie.
To nie był dobry pomysł godzić się z alkoholikiem.

Słoneczko - Śro 02 Lip, 2014 09:51

Marianna napisał/a:
To nie był dobry pomysł godzić się z alkoholikiem.
Marianna, co sie dzieje? :bezradny:
Mała - Śro 02 Lip, 2014 09:59

Halo Marianno! Co u Ciebie? :kwiatek:
Marianna - Śro 02 Lip, 2014 11:17

Doszłam do wniosku że jedyne wyjscie to zerwać kontakt.
Kłótnie powodują - wiadomo, fatalne samopoczucie. Nie ma snesu sie wdawać w dyskuje
z alkoholikiem.
Rozmowy pojednawcze - zacheciaja alkoholika to dalszych miłych rozmów.
Dają mu pole manewru.
Prosiłam o zerwanie kontaktu po raz 1000 a znowu ta sama reakcja - "jak się lepiej poczujesz porozmawiamy, martwie sie o ciebie"
Raz jestem zła raz dobra, zalezy jak zareaguje.
Czuje sie jak kot na smyczy.
Znowu mi ciązy to jego "porozmawiamy"
Czuję że nie mam sił na nic, nie mam cierpliwosci nawet z mamą rozmawiac o głipotach bo mysli mam spętane.

rufio - Śro 02 Lip, 2014 14:34

Ty jesteś kukiełka on lalkarzem - nie masz gdzieś nożyczek ?


prsk :nerwus:

Mar123 - Czw 03 Lip, 2014 21:35

Marianna napisał/a:
"jak się lepiej poczujesz porozmawiamy, martwie sie o ciebie"


No i zwala winę na ciebie, nie pyta, czy ty chcesz porozmawiać, tylko "porozmawiamy".

Słoneczko - Sob 05 Lip, 2014 08:38

Marianna napisał/a:
Doszłam do wniosku że jedyne wyjscie to zerwać kontakt.
Kłótnie powodują - wiadomo, fatalne samopoczucie. Nie ma snesu sie wdawać w dyskuje
z alkoholikiem.
zerwac kontakt - jestem ZA! :tak:
ano nie ma sensu wdawac sie z czynnym alko w dyskusje :tak:
Jak wcześniej pisałam...
Cytat:
Mimo to, granic swoich uczę się pilnować, bowiem przychodzą takie dni, kiedy druga strona zaczyna rościć pretensje.
Otrzymałam taki sygnał zaledwie w tą minioną środę :uoee:
Bardzo szybko sobie jednak z tym problemem poradziłam i cisza...
Z terapii zaczerpnęłam wiele narzędzi do chronienia mojej przestrzeni
i wykorzystywanie ich jest teraz dla mnie czymś naturalnym :]

Najważniejszy spokój i bezpieczeństwo :tak:

A jak dziś u ciebieMarianno,

:buzki:

Marianna - Sob 12 Lip, 2014 07:03

Całą noc mi się śniło że maz sie zabił, zresztą juz nie pierwszy raz taki sen miałam w ciągu tych lat, sama chciałam zgłosić się na policje i zlozyc zeznanie bo byłam ostatnia osoba ktora go widziala zycwego.
Nie moglam zrozumiec jak mogl to zrobic. Walkowalam w glowie wszystko co sie nauczylam na terapii i przeczytalam tu.
Na koniec znajomi pokazywali mi jego zdjecia, byl tam piekny młody z długimi włosami
takimi jak mial w młodosci.
Az sie z nerwow obudzilam.
Jak sie obudzilam to zaczelo mnie piec serce.
brrr

Maciejka - Sob 12 Lip, 2014 08:17

Mówi sie ; zapiekła złośc - może coś w tym jest .......
kiedyś tez miałam takie stany , ze piekło w okolicach serca aż cięzko bylo złąpać oddech a potem to mijało i już nigdy nie wracalo.

Marianna - Czw 17 Lip, 2014 00:09

Miałam pare lepszych dni, czułam się lepiej, serce mi się uspokoiło
a dzś wieczór znowu wróciły dziwne myśli że jestem złą osobą, że nie wiem po co tu jestem, że moje życie nie ma sensu.
To okropne kiedy człowiek atakuje sam siebie.
Zastanawiam się skąd takie myśli... to się zaczęło po tym jak odeszłam od partnera.
Jestem tym wykończona, myślałam że przeszło juz na dobre :beczy:

Marianna - Czw 17 Lip, 2014 00:14

Boję się że to nie minie, że już nigdy nie przejdzie.
Nie lubię siebie za to że byłam żoną alkoholika, za to że tak się pogubiłam,
za to co on mówił. Jakbym zaraziła się od niego niechęcią do siebie.
Czasem widzę w myslach jego twarz, miny - takiego umeczonego alkoholem, depresją.
I mimo że pare miesięcy terapii za mną, to wraca ten dziwny stan.
Jestem sama od stycznia, nie wiem czy to dużo czy mało czasu.
Przede mną rozwód jeszcze.

Marianna - Czw 17 Lip, 2014 00:31

I tak sobie myślę... "czy uwazasz ze twoj maz to byl jakis wyjatkowy podwod do zycia?"
"że w ogóle nim był"?
To się nie zgadza z moją ideologią, zawsze powtarzałam że człowiek sam tylko może dać sobie szczęście i że nigdy nie mozna go uzależniać od drugiej osoby.
Więc czemu kiedy myslę o tym żeby chronić siebie, swoej zdrowie, dbac o siebie -- ściana!
Jakaś totalna blokada, bezsens, niechęć do siebie.
Nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi bo nawet nie wiem jak to opisać.

olga - Czw 17 Lip, 2014 06:18

Kobitko on caly czas siedzi w Twojej glowie, nie ma tam miejsca na nic innego i nie bedzie jesli nie zaczniesz go z tej glowy wyrzucac. Poszukaj czegos milego do roboty tak zeby to zajelo cale Twoje mysli i co sprawi chwile przyjemnosci. Nie wiem co....cos co kiedys lubilas robic. Ja jezdzilam na rowerze, fotografowalam, szylam, rysowalam.
Estera - Czw 17 Lip, 2014 06:55

Twoje życie jest sensem samo w sobie. Pytanie z rodzaju "po co tu jestem" jest o tyle niepotrzebne, że po prostu nie ma na nie odpowiedzi. Sama sie zadręczałam takimi pytaniami, więc wydaje mi się, że wiem co czujesz.
u mnie takie stany, o jakich piszesz coraz rzadziej, ale nadal wracają. Tak po prostu jest i ja uznałam to za element swojego życia i doświadczenia. Mam nadzieje, że kiedyś przestaną wracać, ale nie karmię się tą myślą. Akceptuję i szanuję swoją drogę. Po prostu.
powoli, ale do przodu. Naturalnym jest przeżywanie różnych emocji, i tych dobrych i tych złych. Spokojnie w swoim tempie ucz się na terapii jak sobie z tym radzić i będzie Ci coraz lepiej. Tak jak mi :)

margo - Czw 17 Lip, 2014 18:22

Wiesz - tak sobie Ciebie czytam i sobie myślę, że mam bardzo podobnie. Miałam kilka "podejść" do zostawienia mojego eks na lodzie. Raz w sposób "ugodowy", raz całkowicie w złości i emocjach, innym razem "próbowałam" zrywać kontakt i zmieniałam numer telefonu (jakimś dziwnym trafem on znalazł jakoś ten numer... ciekawe... czyżbym sama mu go podała :mysli: ?) i milion różnych próśb i gróźb. Nic z tego. Dopóki żyliśmy niejako obok siebie, dopóki mieliśmy jakikolwiek kontakt to było ciągle źle. Od niedawna czuję spokój, który ciągle narasta. Dojrzałam w końcu do decyzji żeby zerwać zupełnie kontakt. Odcięłam się od wszystkiego - kontakty przez telefon, internet, osobiste. Ostatnio gdy go przypadkiem spotkałam odpowiedziałam tylko "cześć" i wyminęłam szerokim łukiem. Coś tam krzyczał za mną ze smutną miną, ze go odtrącam... To może się wydawać zupełnym banałem, sama bym w to nie wierzyła, gdyby nie to, że właśnie to się dzieje. Bo ja się sama na to nakręcałam - poprzez kontrolowanie go, widywanie się z nim. Ciągle o tym myślałam, pomimo tego, ze zostawiłam go we wrześniu. Kontakt zupełnie urwałam jakiś niecały miesiąc temu. Długo to trwało... ale dziś rano idąc do pracy pomyślałam sobie, że czuję się tak lekko... tak przyjemnie... bo nie muszę myśleć o tym, czy on żyje, czy ćpa, czy pije, czy zdradza, czy ma co jeść, czy ma gdzie mieszkać. Nie muszę już o tym myśleć... już tego nie czuję. Powodzenia życzę, nie poddawaj się :pocieszacz:
Marianna - Sob 19 Lip, 2014 20:58

Bardzo dziękuję, za każdą odpowiedź.
Z każdej coś dla siebie biorę.

U mnie KALEJDOSKOP. Zależy od dnia.
Miałam 2 lepsze dni a dziś w nocy w ogóle nie mogłam spać, jakbym miała atak
depresji znowu.
Za dnia wróciło poczucie winy.
Czy miałyscie takie dni że wszystko co sobie wypracowałyście i ustaliłyście
nagle jakoś się zacierało, niknęło? Nagle wracał ciężar i poczucie winy?
Wydawało mi się że jak już złapałam jakąś stabilność, przekonanie to tak
zostanie...
:beczy: :[

Marianna - Sob 19 Lip, 2014 21:02

Tak jak poradziła Ola, staram się czymś zajmować, wzięłam się za odnawianie mebli.
Jak robię - jest lepiej, zapominam się.
Jak przestaje, ide sobie na papieroska - buch! ból w sercu i poczucie winy
jakbym kogo zabiła...
O mamo...

Duszek - Sob 19 Lip, 2014 21:28

Marianna napisał/a:
Czy miałyscie takie dni że wszystko co sobie wypracowałyście i ustaliłyście
nagle jakoś się zacierało, niknęło? Nagle wracał ciężar i poczucie winy?

:tak: bardzo często.
:pocieszacz:

Słoneczko - Nie 20 Lip, 2014 09:55

Cytat:
U mnie KALEJDOSKOP. Zależy od dnia.
Miałam 2 lepsze dni a dziś w nocy w ogóle nie mogłam spać, jakbym miała atak
depresji znowu.
Za dnia wróciło poczucie winy.
Czy miałyscie takie dni że wszystko co sobie wypracowałyście i ustaliłyście
nagle jakoś się zacierało, niknęło? Nagle wracał ciężar i poczucie winy?
Wydawało mi się że jak już złapałam jakąś stabilność, przekonanie to tak
zostanie...
:beczy: :[
Ależ oczywiście :tak:
Mało razy? Uła niezliczoną ilość.
Powolutku a emocje sie wyregulują :tak:

smokooka - Nie 20 Lip, 2014 10:32

Marianna napisał/a:
ide sobie na papieroska - buch! ból w sercu i poczucie winy
jakbym kogo zabiła...
hmmm - jakby to powiedzieć - świetna okazja do rzucenia palenia :okok: polecam gorąco.
Marianna - Nie 20 Lip, 2014 10:55

Dziękuję myślałam że ze mną jest coś ewidentnie nie tak.
Palenie rzucę!

Marianna - Nie 20 Lip, 2014 11:39

Najbardziej lubie poranki takie jak te kiedy wstaje i czuje się winna za to że deszcz pada, za to że jestem kobietą i czegość pragnę jako kobieta, i ogólnie za wszystko...za brak pokoju na świecie.
Mam nadzieje że to w wyniku deprechy.

Duszek - Nie 20 Lip, 2014 12:11

Marianna napisał/a:
czuje się winna

a czy wiesz gdzie ma swoje podłoże to Twoje poczucie winy?
Odnalezienie tego pomogło mi pójść dalej i mimo, iż poczucie winy często wraca, ja potrafię a przynajmniej próbuję sobie z nim radzić.

Klara - Nie 20 Lip, 2014 13:51

Marianna napisał/a:
wstaje i czuje się winna za to że deszcz pada, za to że jestem kobietą i czegość pragnę jako kobieta, i ogólnie za wszystko...za brak pokoju na świecie.

To także współuzależnienie.
Jak przebiega Twoja terapia? Masz już zajęcia grupowe?

Marianna - Nie 20 Lip, 2014 15:25

Terapia przebiega dobrze chyba, przynajmniej tak twierdzi terapeutka.
Byłam w bardzo złym stanie psychicznym wiec nie chciała mnie rzucać
na grupę. Pracowałysmy nad atakami paniki i ogólnym wyciszeniem.
Pomogło mi to bardzo, ale nerwica niestety daje mi do wiwatu.
Ataków paniki już się nie boję ale mam przedziwne myśli.
To co wcześniej dawało mi spokój teraz mnie denerwuje.
Np... myśl o tym że każdy ma subiektywne spojrzenie na wszystko i że każdy
widzi wszystko na swój sposób wiec i prawda bywa subiektywna teraz wyzwala
we mnie myśl że zyjemy zamknieci w jakichś klatkach umysłu, że duszę się w ty życiu więc jaki jest jego sens itd.
Boję się tych myśli, na prawdę czasem się boję że zwariowałam.
Boję się że nie wytrzymam tego psychicznie i kompletnie się załamię.
Mam teź myśli że biegnę przerażona do szpitala psych. żeby nic sobie nie zrobić.
Kiedyś takich mysli w ogole nie miałam.
To mi odbiera całą radośc życia... tak że i sama terapia jest jakby obok tego.

olga - Nie 20 Lip, 2014 15:27

u psychiatry bylas? niekiedy trzeba wspomoc sie lekami
Marianna - Nie 20 Lip, 2014 19:57

Byłam byłam, 2 razy. Powiedziała że to mysli z napiecia nerwowego i z nierozwiazanej sytuacji z mężem, że powinnam sie rozwieźć i że terapia będzie dla mnie najlepszym lekiem.
Ja wiem że to nerwica, po prostu mam nerwy w strzępach.
Ale walące serce, zawroty głowy czy ataki paniki to mi wystarczy, te mysli
sa mi naprawde zbedne do szczescia;)
Pójdę jeszcze do niej, choc na leki naprawde mnie na razie nie stać.

Klara - Nie 20 Lip, 2014 20:07

Marianna napisał/a:
Ale walące serce

Wiesz co? Przyczyna tego może być też inna.
Tak myślę, że dobrze by było, żebyś zrobiła sobie USG jamy brzusznej, no i wybrała się do endokrynologa, żeby zbadał tarczycę.

Marianna - Nie 20 Lip, 2014 21:37

Robiłam. Wszystko ok.
Na prawdę byłam zdrowa i było ok, wszystko sie zaczęło po tymjak odeszłam
od męża.
Moja terapeutka mowi ze traktowalam go podswiadomie jak ojca,
poza tym ogólnie był bardzo srogi i krytyczny.
Jestem po prostu zastraszona i mam poczucie winy bo przecuwstawiłam się
temu co było i przerwałam to.
Ostatkiem sił ale przerwałam.
Mam nadzieję ze te głupie rozmyslania sie skonczą jak się wyciszę i nabiore do niego dystansu.

pietruszka - Pon 21 Lip, 2014 06:29

Mi ataki paniki i zawroty na tle nerwowym przeszły jak ręką podjął, jak w domu zapanował spokój, a ja zajełam się swoją terapią. Ciało dostało dość wyraźny sygnał, że zaczęłam o siebie dbać.
Słoneczko - Pon 21 Lip, 2014 19:18

pietruszka napisał/a:
Ciało dostało dość wyraźny sygnał, że zaczęłam o siebie dbać.
W moim przypadku też tak było...
Teraz dbam podwójnie i jestem czujna co do swojego samopoczucia :tak:
Marianna napisał/a:
Boję się tych myśli, na prawdę czasem się boję że zwariowałam.
Boję się że nie wytrzymam tego psychicznie i kompletnie się załamię.
Mam teź myśli że biegnę przerażona do szpitala psych. żeby nic sobie nie zrobić.
Kiedyś takich mysli w ogole nie miałam.
To mi odbiera całą radośc życia... tak że i sama terapia jest jakby obok tego.
To sygnały, że z Twoim organizmem coś się dzieje. Jeszcze to kontrolujesz i piszesz o tych uczuciach. U mnie bylo juz tak źle, ze straciłam kontrolę nad swoim ciałem :(
I....szpital w ciężkim stanie :bezradny:
Marianna napisał/a:
terapia będzie dla mnie najlepszym lekiem.
Święte słowa :tak:
Marianna - Wto 22 Lip, 2014 08:50

Ja niestety od dziecka miałam silna nerwicę przez ojca i problemyw domu, w szkole.
Kłopoty z sercem zaczely sie przy meżu, ataki paniki, zawroty... to wszystko nerwica i sytuacja życiowa. Te objawy nie są dla mnie az tak wielkim problemem bo to mija faktycznie po jakims czasie.

Problem u mnie teraz jest z ogromnym konfliktem wew. poniewaz musialam wybrac, mąż ktorego kocham albo ja.
I przez to chyba moja nerwica zmienila sie na "myślową".
Dzis rano sie obudzilam po 6 i trzeba mi było wstać, wypic kawe i zajac sie czyms.
Ja spałam dalej do 9, jak się obudzilam mialam poczucie że coś mi sie stało z umyslem
że zwariowałam, ze cos jest nie tak i nie wytrzymam tego.
Chyba znowu musze isc do psychiatry czy nie zwariowałam.
Będę błogosławic kazdy dzien jesli z tego wyjdę.

Czuje sie bezwartościową, aspołeczną osobą.
Nie mam pracy i nie mam siły jej szukać, mieszkam z mama, do niczego nie doszłam.
Przy zyciu trzyma mnie mama, boje sie ze zwariuje jesli jej zebraknie.
To moje jedyne wsparcie.
Chce cos zmienic, chce sie normalnie czuc, jak mi lepiej wyrywam sie w swiat, chodze
na rozmowy ale potem załamanie i czuje ze juz nie jestem w stanie.
Boje sie ze nie poradze sobie w życiu, że będę wariatką latajaca po szpitalach psychiatrycznych.
Boje sie ze nawet jak znajde prace to wtane rano z takim przerazeniem albo tym dziwym
uczuciem ze trace rozum i zawale ta pracę.
To wszystko nerwica z napiecia emocjonalnego.
Rozwod najchetniej wzielabym bez obecnosci meza na sali z powodu mojego stanu
psychicznego ale nie wiem czy to w ogole jest mozlwe.

Słoneczko - Wto 22 Lip, 2014 10:07

Marianna napisał/a:
Chyba znowu musze isc do psychiatry czy nie zwariowałam.
Będę błogosławic kazdy dzien jesli z tego wyjdę.

Czuje sie bezwartościową, aspołeczną osobą.
Nie mam pracy i nie mam siły jej szukać, mieszkam z mama, do niczego nie doszłam.
Przy zyciu trzyma mnie mama, boje sie ze zwariuje jesli jej zebraknie.
Lekarz psychiatra się kłania powaznie pisze
i poważnie jestem pewna Marianno - pędź, zapisz sie na terapię :tak:
Ratuj sie dziewczyno :pocieszacz:
Nie życzę ci takiej sytuacji, jak była ze mną,
zatem nie zwlekaj
i szukaj pomocy dla siebie - koniecznie!!!

Tutaj otrzymujesz wsparcie, ale to za mało... :bezradny:
Masz już narzędzie,
czytasz dużo,
poznałaś już mechanizmy
wchodzenia w zaburzenia współuzależnienia....

Teraz wybór należy do ciebie,
co zrobisz ze swoimi emocjami
i stanem w jakim tkwisz,
ze swoim życiem

Powodzenia :buziak:

olga - Wto 22 Lip, 2014 11:39

Wlasciwie Sloneczko wszystko napisala. Zapytam tylko czy masz czasami momenty derealizacji i depersonalizacji? do tego leki i niepokoje, ktore rzekomo malo Ci przeszkadzaja........z lozka wyjsc nie mozesz, czujesz sie przegrana i nic nie warta.........wyglada to na nerwice depresyjna. Idz do lekarza. To jedyna rada. Recze, ze nie jestes wariatka tylko silnie znerwicowana kobieta.
Marianna - Pią 25 Lip, 2014 01:06

Miałam tkz. DD. od lęków. Ale wiedziałam co to jest bo od paru lat jestem na forum o nerwicy. Oj ciężkie to było. Powoli ale minęło.
W zasadzie... są dni kiedy czuję się lepiej. Dziś rano wstałam z lękiem jak zwykle ale wypiłam kawe, zapaliłam fajka i wzięłam się dalej za renowacje i porządki.
Kiedy cos robię jest w ogóle OK.
Tu upatruję nadzieje na wyjście z tego.

Mam do was dwa pytania, które zabrzmią nieco dziecinnie infantylnie pewnie..
ale nie mam z kim o tym pogadać. Rozmawiałam na terapii, terapeutka przepracowała ze mną podstawę problemu ale drecze się z tym nadal. To jakos do mnie wraca.
Może ktoś tu pomoże mi jakoś inaczej spojrzeć na temat.

1. Jak odzyskać poczucie wartości mając świadomość że miałam myśli autodestrukcyjne?
Czuję się tym napietnowana. To kompletnie do mnie nie pasuje.
Czuje się jakbym miała wytatuowane na czole informacje o tym.
Jakbym straciła na wartości jako człowiek.

2. Wychowana w konserwatywnym katolickim duchu, będąc całe zycie porządną grzeczną dziewczynką zrobiłam skok w bok a ten mężczyzna oszukał mnie i zniknął.
Wiele razy prosiłam go o rozmowę, jakieś ludzkie zakonczenie znajomosci ale zostawił wszystko bez słowa.
Zrobiłam coś zupełnie do mnie nie pasującego, nabrałam niechęci do siebie.
Moja terapeutka mówi że to nie była zdrada męża bo po pierwsze od ponad roku mieszkałam już sama, z nim miałam kontakt przyjacielski a po drugie to tyle samo
czasu nie spałam z mężem.
W sumie gdyby nie ta ostatnia próba powrotu do męża to jakoś bym to przełknęła.
Ale potem próbowałam ratować małżeństwo i od momentu jak mąż zjawił się w domu
zdałam sobie sprawę że go zdradziłam. Dostałam chorobliwego wręcz poczucia winy na tym punkcie które trwa do dziś. Mimo że było to 1,5 roku temu.
Jakos nie umiem sobie tego wybaczyć. Mimo że to nie była typowa zdrada z mojej strony, ja miałam nadzieję na związek.
Tak naprawdę nie wiem czy to nie jest prawdziwy powód mojej depresji.
Czuję się jakbym zaplamiła swój własny obraz siebie, złamała zasady.
Lubiłam seks, marzyłam o nowej miłości teraz na mysl o tym czuje tylko poczucie winy.
Unikam mężczyzn, czuję się winna za swoją seksualność.
Jak sobie to wytłumaczyć? Przestać się tym dręczyć?
Po tej przygodzie przezyłam 3 miesieczny koszmar zanim zrobiłam testy na hiv.
Ubezpieczylam sie ale ryzyko było.
Zrobiłam te testy, wszystko w porządku, potem normalnie funkcjonowałam, nie miałam tej niechęci do siebie. Wszystko sie zaczelo z momentem kiedy próg mieszkania przekroczył mąż z walizkami, znowu.
Jestem za wrażliwa, zbyt moralna, ugrzeczniona.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group