To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Karuzela

ja - Śro 21 Lis, 2012 10:19
Temat postu: Karuzela
13.11.2012
Godzina 22.30. Oglądam sobie TV. Pełen relaks. Dzieci już śpią. Jestem zadowolona z dnia bo doprowadziłam jedną z szaf do porządku. Normalnie ubranie poukładane jak u Perfekcyjnej. Przeprowadzka do domu to masakra ale uwielbiam swój nowiusieńki, wycacany dom. Bajka jakaś. Jeszcze tylko naczynia do zmywarki i lulu. Nagle słyszę jakiś hałas. Sprawdzam u dzieci. Wszystko ok. Ale znowu coś słychać. Wychodzę na taras. Przed domem nasz samochód i M. Czemu nie jest w pracy? Co sie stało? Co sie stało...?

Powrót do rzeczywistości. M. pijany przyjechał z pracy i rozbił samochód. K...a koniec bajki. Pół nocy staram się dowiedzieć od innych co sie stało, nie spie bo boję się że zaraz wpadnie policja a on oczywiście śpi jak nigdy nic w salonie.

Jestesmy 13 lat po ślubie. M. jest alkoholikiem ale się leczył. Układaliśmy wszystko od nowa. Nowy dom, drugie dziecko, nowe perspektywy zawodowe. Miało być normalnie, zwykle, dobrze.

I du**. Czuję się jak Syzyf. Znowu na dole. Tylko teraz myślę żeby ten kamień piep...ąć na bok i ominąć tą górę. Zostawić ją za sobą i ten kamień też.

smokooka - Śro 21 Lis, 2012 10:22

Minął tydzień na zdobycie nowej perspektywy... i?
Byłaś na terapii?

olga - Śro 21 Lis, 2012 10:23

witaj ja
Klara - Śro 21 Lis, 2012 10:24

Witaj Ja :)

ja napisał/a:
Czuję się jak Syzyf. Znowu na dole.

:pocieszacz:

ja - Śro 21 Lis, 2012 10:29

Witajcie.
Nie byłam na terapii. Dlaczego ? A to bardzo dużo mam wytłumaczeń. Teraz na topie jest: mam małe dziecko, rozkręcam biznes, mieszkam na wsi i nie mam czasu.

Jacek - Śro 21 Lis, 2012 10:30

cześć :)
ja napisał/a:
M. jest alkoholikiem ale się leczył.

to teraz już rozumiesz że nie wystarczy chcieć
alkoholik,naprawdę prócz "chcieć" musi naprawdę zrozumieć na ile go stać,na to "chcę"
mam naimię Jacek.jestem alkoholikiem,,i sam to przechodziłem
zanim naprawdę zacząłem chcieć trzeźwieć
w moim przypadku,musiałem dostać "kopa na rozpęd"

staaw - Śro 21 Lis, 2012 10:31

Witaj Ja... :kwiatek:
Jacek - Śro 21 Lis, 2012 10:34

ja napisał/a:
mieszkam na wsi i nie mam czasu.

no cóż ??? :szok:
każdy by "chciał" nikt nie ma czasu
najlepiej gdyby gotowca podano na tacy
ale i wtenczas zapewniam ze zostało by tylko samo "chcę chcieć" 8|

piotr7 - Śro 21 Lis, 2012 10:36

Witaj Ja
Jestem alkoholikiem i moja droga do trzezwienia też była długa i kręta.

aazazello - Śro 21 Lis, 2012 10:39

Witaj ja, bardzo wcześnie wyszłaś za mąż, 16 lat. Jak długo M. nie pił po leczeniu?
ja - Śro 21 Lis, 2012 10:55

Wyszłam z mąż bo w domu był alkohol. I wpadłam jak gruszka w kompot. Ile nie pił ? W 2008 postawiłam ultimatum albo sie leczy albo się rozstajemy. I poszedł na terapię. Po pół roku nie picia miał tydzień ciągu. Ale potem znowu wrócił na terapię. A ja silniejsza o te pół roku spokoju wiedziałam o co chcę walczyć. Potem było już dobrze. Przez te 3 lata miewał wpadki ale może z 3 razy że sie napił. Wiem że sie liczy wtedy od nowa okres niepicia. Wspierałam go, starałam zrozumieć co czuje. On też sie starał.

Jestem perfekcjonistką. Zawsze musi mi się wszystko udać. Dlatego trudno mi się pogodzić z - jakkolwiek to zabrzmi - z takim mężem. Nie pasuje mi do mojego obrazu idealnego życia.

Pewnie ta terapia jest mi niezbędna. Bo łapię się na tym że zawsze jak jest źle to jego obwiniam za wszystkie niepowodzenia w moim życiu. Ale nie jestem na nią gotowa. Musiałabym przyznać sie do porażek, do tego że czasami pomagałam mu pić, ułatwiałam to. A to trudne i bolesne.

smokooka - Śro 21 Lis, 2012 10:59

ja napisał/a:
Musiałabym przyznać sie do porażek, do tego że czasami pomagałam mu pić, ułatwiałam to. A to trudne i bolesne.


No zupełnie naturalne u współuzależnionych. Bez zdobycia pewnej wiedzy nie wiedziałam jak postępować, nie nabrałabym siły, nie zaczęłabym dojrzewać.
To nie porażka, że nie nauczyłaś się wcześniej ważnych aspektów życia, porażką może być świadoma decyzja, aby nadal się nie uczyć.

Scarlet O'Hara - Śro 21 Lis, 2012 11:07

ja napisał/a:
Witajcie.
Nie byłam na terapii.


Tak się nie da >miałam podobne wymówki....przeszkody i co? po 3 latach załamanie nerwowe,psychiatra ,psychotropy.
Teraz wiem ,że nie tędy droga.

aazazello - Śro 21 Lis, 2012 11:11

ja napisał/a:
Pewnie ta terapia jest mi niezbędna. Bo łapię się na tym że zawsze jak jest źle to jego obwiniam za wszystkie niepowodzenia w moim życiu. Ale nie jestem na nią gotowa. Musiałabym przyznać sie do porażek, do tego że czasami pomagałam mu pić, ułatwiałam to. A to trudne i bolesne.

Tak, bycie perfekcjonistką to piekło, nigdy siebie nie zadowolisz. Myślę, że to dobrze, że dostrzegasz, że znalazłaś się w takim punkcie swojego życia, że być może sama nie dasz rady. Zdaj się na profesjonalnych terapeutów, po co walić głową w ścianę, skoro można przejść przez drzwi, które ktoś przed tobą otworzy?

ja - Śro 21 Lis, 2012 11:22

Najbliższa sensowna poradnia jest ok 30 km ode mnie, są bliżej jakieś ale nie mam o nich dobrego zdania. W jednej ścięłam się z panią psycholog, w drugiej poczułam się jakby mieli zakontraktowane 10 minut na pacjenta. Nie byłam tam, tak dla jasności w swoich sprawach. Wiecie jak to jest, najprościej się naprawiać cudze życie i problemy. Wtedy swoje schodzą na dalszy plan. U mnie chyba problemem jest że za dużo wiem na temat uzależnienia itp..I wszystko potrafię sobie wytłumaczyć. A adwokat ze mnie byłby dobry. Nawet kiedyś chciałam studiować prawo. W sumie nadal chce.
olga - Śro 21 Lis, 2012 11:32

Tkwisz w mechanizmach współuzależnieniowych "po same uszy". Idź i "oddaj się" specjaliście. Nie wymagaj bo nie wiesz czego masz wymagać.

Mogę zapytać po co byłaś i w czyjej sprawie? Myślę, że wiem w czyjej ale chciałabym żebyś to wypowiedziała :skromny:

aazazello - Śro 21 Lis, 2012 11:34

ja napisał/a:
Najbliższa sensowna poradnia jest ok 30 km ode mnie

Cóż to jest? 30 min jazdy, da się.

ja napisał/a:
kiedyś chciałam studiować prawo. W sumie nadal chce

Możesz spełnić swoje marzenie, zrób porządek w swojej współuzależnionej głowie, a reszta przyjdzie sama :)

ja - Śro 21 Lis, 2012 11:45

Po śmierci taty, musiałam zaopiekować się mamą, która jest osobą o obniżonej inteligencji (na pograniczu normy) a przez picie stała się niezdolna całkowicie do egzystencji. Potrzebowałam dokumenty aby przyznali jej emeryturę po tacie aż nie ukończy 50 i będzie jej się należała z mocy prawa. Mama teraz nie pije, przeszła załamanie nerwowe po śmierci taty, szpital psychiatryczny. Musze się nią opiekować. Dodam że mój brat również pije i mieszka w domu obok, także z nim tez są problemy.
Jak to piszę to nie wierzę, że tak można żyć. Ale ja sobie jakoś ułożyłam życie w tym wszystkim.

Jak jest dobrze to czuję się dziwnie, niby fajnie ale jakoś niepewnie. Jak M. M napije się to czuję coś w rodzaju "ulga, wszystko wraca na swoje miejsce". Tak wewnętrznie bo na zewnątrz się gotuję.

olga - Śro 21 Lis, 2012 13:12

:szok: Musisz się wszystkimi opiekować, a Tobą ktos sie opiekuje? :mysli:
pterodaktyll - Śro 21 Lis, 2012 13:28

Witam :)
ja - Śro 21 Lis, 2012 14:08

Witam, niepowitanych jeszcze.
Od małego taka zaradna byłam i tak się chyba przyjęło, że nie potrzebuje pomocy i opieki. Mam jeszcze babcie i to ona w sytuacjach beznadziejnych jest mi wsparciem ale nie chcę jej za często obarczać moimi kłopotami i mówię jak juz jest kompletnie źle i sobie nie radze. Nie lubię i nie potrafię mówić że coś mi sie nie udaje. Wiecie jak to jest: mimo w domu rodziców alk. w szkole piątki i szóstki, świadectwa z paskiem, nagrody i wyróżnienia. W szkole średniej planowana wpadka co tez nie przeszkodziło mi ukończyć jej z wyróznieniem. Wszyscy ale super sobie radzi, podziwiamy bla, bla. Potem studia dzienne,kolejny kierunek równolegle, na ostatnim roku studiów mgr praca zawodowa, godzenie tego z samodzielnym zamieszkiwaniem, opieką nad dzieckiem, domem i problemami pijącego męża. Potem dziecko i praca. I jakoś tak z rozpędu obudziłam sie dzisiaj i wydaje mi się, że przeżyłam już swoje życie. Czuję się zmęczona żeby zaczynać znowu od nowa.

Klara - Śro 21 Lis, 2012 14:21

ja napisał/a:
Czuję się zmęczona żeby zaczynać znowu od nowa.

Uklęknij i dziękuj Twojej Sile Wyższej (cokolwiek to jest) że obudziłaś się dziś, a nie za następnych 20 lat, bo wtedy do powyższego stwierdzenia dołączysz następne: "Za późno na zmiany".
Będziesz wtedy rzeczywiście zmęczona, zniechęcona i gdy spojrzysz na swoje życie pożałujesz, że nie wykorzystałaś tego dzisiejszego przebudzenia.

pietruszka - Śro 21 Lis, 2012 15:19

Cześć Ja :) Swoją drogą, to nick rokujący nadzieję :)
No, z tego, co piszesz... to jeszcze jesteś DDA - bohater.... No to jest szansa,że ruszysz z tą terapią jak pershing. Może Ci się spodobać :tak:
Chyba nadszedł czas na poznanie samej siebie :)
Samochód i prawo jazdy masz?

ja - Śro 21 Lis, 2012 17:03

Mam. W moim miejscu zamieszkania konieczne do życia. Tak z ciekawości przeglądałam różne oferty terapii. Jakie polecacie? Odstrasza mnie od tego bardzo myśl, ze jesli już bym się zdecydowała to zostanę potraktowana bez wyczucia, grubiańsko żeby nie powiedzieć chamsko. Myślę o okolicy Katowic.
Klara - Śro 21 Lis, 2012 17:11

ja napisał/a:
jesli już bym się zdecydowała to zostanę potraktowana bez wyczucia, grubiańsko żeby nie powiedzieć chamsko.

? :mysli:

Tutaj przeglądałaś?
http://www.parpa.pl/index...&id=5&Itemid=10

pterodaktyll - Śro 21 Lis, 2012 17:15

ja napisał/a:
przeglądałam różne oferty terapii. Jakie polecacie?

Skuteczne......ale to w głównej mierze zależy od Ciebie na ile będzie skuteczna

pterodaktyll - Śro 21 Lis, 2012 17:16

ja napisał/a:
Odstrasza mnie od tego bardzo myśl, ze jesli już bym się zdecydowała to zostanę potraktowana bez wyczucia, grubiańsko żeby nie powiedzieć chamsko.

Jak pójdziesz z takim nastawieniem to niczego nie osiągniesz........

pietruszka - Śro 21 Lis, 2012 17:20

ja napisał/a:
Odstrasza mnie od tego bardzo myśl, ze jesli już bym się zdecydowała to zostanę potraktowana bez wyczucia, grubiańsko żeby nie powiedzieć chamsko.

nie kręć czarnych scenariuszy
ja robiłam zwykłą terapię współuzależnienia z NFZ

rufio - Śro 21 Lis, 2012 20:02

Jestem z Katowic jeżeli chcesz wiadomości to służę .
ja - Śro 21 Lis, 2012 20:36

Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem jakąś tam paniusią, co tylko prywatne kliniki bo reszta be. Prywatnie chodzę tylko jak muszę bo nie ma limitu a coś tam strzyka i trzeba już. Bardziej mi chodzi o ludzi jacy tam będą. I nawet musi być na NFZ bo za taką prywatną to pewnie nieźle się buli. A obecnie z kasa krucho. Próbuję rozkręcić coś swojego a że nasze kochane państwo wspiera tak bardzo przedsiębiorczość to wiszę w próżni czekając aż papierki się uprawomocnią.

Aha. I mieliśmy dzisiaj wizytę panów policjantów w związku z sytuacja z pierwszego postu więc trzeba będzie płacić jakis mandat i zrekompensować szkody (znaczy się płot) :uoee:

A tak w ogóle dzięki za taki odzew i wsparcie. :buzki:

Do rufio: Jak znasz jakieś miejsca dobrej terapii to podaj.

Wiem, że wszystko zależy ode mnie. A jak zresztą zawsze. Ale nie wyobrażam sobie na razie komuś obcemu gadać na własnego chłopa. Jak to mówią: Nie mów nikomu co się dzieje w domu - trochę to u mnie tkwi.

staaw - Śro 21 Lis, 2012 20:43

ja napisał/a:
Ale nie wyobrażam sobie na razie komuś obcemu gadać na własnego chłopa. Jak to mówią: Nie mów nikomu co się dzieje w domu - trochę to u mnie tkwi.

Mówią również że jak się baby nie bije to jej wątroba gnije...

Zresztą zdziwisz się jak mało będzie na terapii o chłopie a jak dużo o Tobie... :pocieszacz:

ja - Śro 21 Lis, 2012 20:49

No i tego się boję. A najbardziej że zwieję. Znam siebie doskonale i jak mnie coś gniecie to zawsze to wywalam. Jak usłyszę coś co mi nie będzie pasować to się wkurzę i jakoś sobie to wytłumaczę, ze to nie tak, że nie znają sytuacji, że nie jest tak źle jak to opisują. Nie lubię jak mi ktoś coś każe, nawet naokoło.
Pewnie jak wszyscy. Ale u mnie potrzeba buntu bardzo duża.

Klara - Śro 21 Lis, 2012 20:57

ja napisał/a:
Jak usłyszę coś co mi nie będzie pasować to się wkurzę i jakoś sobie to wytłumaczę, ze to nie tak, że nie znają sytuacji, że nie jest tak źle jak to opisują.

Ty sądzisz, że ktoś tam będzie Ci coś wmawiał?
Idź dziewczyno, zaufaj i nie nastawiaj się od razu na bunt.
Po prostu idź!

KICAJKA - Śro 21 Lis, 2012 21:11

Witaj Ja :)
pannamigotka - Śro 21 Lis, 2012 21:15

Klara napisał/a:

http://www.parpa.pl/index...&id=5&Itemid=10

Czy to jest aktualna lista? Bo nie ma mojego ośrodka. Leczę się na NFZ.

ja - Śro 21 Lis, 2012 21:36

Witaj Kicajka :>

Powiedzcie mi jak się mam teraz zachować względem niego. Czy rozmawiać, czy zostawić samemu sobie. Na razie ciche dni, rozmawiamy o tym co konieczne: dzieci, dom, itp. Tłumaczyć coś czy olać? Powiedział mi, że myślał, że już zmądrzał i że takie coś (jazda po pijaku) mu się już nie przytrafi. Coś jakby zrzucał odpowiedzialność za swoje czyny.

Klara - Śro 21 Lis, 2012 21:39

pannamigotka napisał/a:
Czy to jest aktualna lista?

To jest oficjalna strona Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych więc powinna być aktualna... :bezradny:

Klara - Śro 21 Lis, 2012 21:43

ja napisał/a:
Tłumaczyć coś czy olać?

Zachowaj się inaczej niż to robiłaś do tej pory i tyle.
Przede wszystkim zajmij się sobą i dziećmi, a nim postaraj się nie zawracać sobie głowy.
Aha, czy Ty zamierzasz współfinansować tamte straty?

KICAJKA - Śro 21 Lis, 2012 21:46

Jest dorosły,odpowiada za siebie.
Skoro wie na czym polega choroba,
czym jest leczenie...
Czy potrafisz zmusić...
Czy to będzie trwałe...


Ja byłam bardzo "samosia"
ale w pewnym momencie
miałam dość i ja samosia
poszłam po pomoc.
Olałam co robi ,zajęłam się sobą.
Men po paru latach załapał się na trzeźwość. :)

ja - Śro 21 Lis, 2012 21:52

Raczej nie bo nie pracuję tzn. nie osiągam dochodów. Tylko on pracuje więc jakby pójdzie to niby z jego kasy. Tylko, że to jest akurat ten moment kiedy on pracuje. Pół roku temu było na odwrót. Ja pracowałam a on nie. Wkurza mnie to bo mamy coś ustalone, jakiś plan na życie. Wydaje mi się że obydwoje tego chcemy a tu nagle takie coś. I jeszcze do tego samochód do naprawy pewnie za grubą kasę, której nie mamy więc będzie stał. A ja zostanę uziemiona, bo mi zabierze drugi. Nie dać mu? Komunikacja autobusowa u nas że lepiej nie mówić.
Klara - Śro 21 Lis, 2012 22:00

ja napisał/a:
Nie dać mu?

Hmmm... :drapie:
Ponoszenie konsekwencji własnych zachowań, to zasada.
Czytałaś to? To jest elementarz współuzależnionych:
http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?p=52559#52559

pterodaktyll - Śro 21 Lis, 2012 22:02

ja napisał/a:
Nie dać mu?

A masz jeszcze jeden w razie czego?

ja - Śro 21 Lis, 2012 22:16

Mamy tylko dwa.
Jak sobie pomyślę, że mam mu nie dać to zaczynam czuć złość a nawet nienawiść do niego. Chyba że przez niego muszę być taką zołzą... Nie potrafię powiedzieć sobie profesjonalnie: "Nie dam mu tego samochodu bo sam sobie nawarzył piwa i spowodował ta sytuację więc niech poniesie konsekwencje swoich czynów" bez poczucia żalu do niego.

To się nakręca i normalnie zaczynam chcieć się go pozbyć z domu i być sama. Zaczynam go nienawidzić. Znam mechanizm tych uczuć. Już to przerabiałam. Nie mogłam/nie chciałam od niego odejść z różnych powodów więc z tej nienawiści i złości pogubiłam się szukając zrozumienia i ciepła gdzie indziej i teraz wielu rzeczy żałuje.

Więc potem myślałam że zrozumieniem, wsparciem mu pomogę. I tez nic.

Przeczytałam elementarz współuzależnionych :( To o mnie.

pterodaktyll - Śro 21 Lis, 2012 22:21

Cytat:
Przeczytałam elementarz współuzależnionych :( To o mnie.

spodziewałaś sie czegoś innego?

ja - Śro 21 Lis, 2012 22:34

Tak. Nie wiedziałam że aż tak.
Że to wszystko dlatego.
Dlatego nigdy nie jestem z siebie zadowolona.
Dlatego nim skończę jedną rzecz już myślę drugiej.
Dlatego ciągle coś chcę zmieniać.
Dlatego wszystkim chcę pomagać.
Dlatego zdanie innych jest dla mnie tak ważne.
Dlatego nie jestem szczęśliwa, mimo zdrowych dzieci, nowiuśkiego domu, dwóch samochodów, trzech fakultetów, próby własnego biznesu. To nic nie znaczy.
Teraz rozumiem. :beczy:



Mojego męża też zdobyłam chyba w ramach udowodnienia sobie swojej wartości. Bo na początku mnie nie chciał.

pannamigotka - Śro 21 Lis, 2012 22:35

Klara napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Czy to jest aktualna lista?

To jest oficjalna strona Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych więc powinna być aktualna... :bezradny:

Sprawdziłam, telefon jest aktualny (ten mam w telefonie zapisany), ale adres już nie.

pterodaktyll - Śro 21 Lis, 2012 22:40

ja napisał/a:
nie jestem szczęśliwa, mimo zdrowych dzieci, nowiuśkiego domu, dwóch samochodów, trzech fakultetów, próby własnego biznesu. To nic nie znaczy

Na początek zrób porządek ze sobą. Ja mimo dwóch rozwodów spieprzenia życia sobie i paru innym osobom na dziś jestem pogodzony z życiem i akceptuje go takim jakim jest.
Ahaaa, samochód mam jeden (po kiego mi więcej) Dom dla siebie też już zdążyłem sobie zbudować .
Daj sobie prawo do robienia błędów i nie bądź taka chodząca doskonałość. ideałów nie ma (przynajmniej na tym świecie)

Klara - Czw 22 Lis, 2012 08:00

ja napisał/a:
:( To o mnie.

Będę drążyła dalej: Nie wiem, czy trafiłaś do naszego "Niezbędnika współuzależnionej"?
Jeśli nie, to zachęcam: http://www.komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=3026

ja - Czw 22 Lis, 2012 13:23

Tak, trafiłam, poczytałam, poryczałam się, chciałam iść terapię. Ale to było wczoraj. Dzisiaj nie mam siły. Psychicznie nie mam na nic siły. Siedzę cały dzień i nic nie robię. Najchętniej poszłabym spać. Jak pomyślę że musiałabym iść gdzieś, coś tłumaczyć, szukać to aż mi słabo.

Wiem, że powinnam. Że to kolejne wytłumaczenia bez sensu. Ale nie mogę. Mam dosyć. Nie chce mi się nic. Nawet nie chce mi się chcieć. :(

smokooka - Czw 22 Lis, 2012 13:33

:pocieszacz: :buziak:
olga - Czw 22 Lis, 2012 13:33

:bezradny:
Klara - Czw 22 Lis, 2012 13:45

ja napisał/a:
Jak pomyślę że musiałabym iść gdzieś, coś tłumaczyć, szukać to aż mi słabo.

No, to dzisiaj nigdzie nie idź, nic nie tłumacz, niczego nie szukaj, tylko weź do ręki telefon, zadzwoń do poradni i umów się na najbliższy termin.
Można przypuszczać, że nie będzie on ani jutro, ani za tydzień, tylko w bardziej odległym terminie, gdyż chętnych do terapii jest coraz więcej.
Do tego czasu wzmocnisz się i będziesz gotowa do rozmowy.
Nie do tłumaczenia się, nie do przekonywania kogoś, ale DO ROZMOWY.

pannamigotka - Czw 22 Lis, 2012 17:37

ja napisał/a:
iść gdzieś, coś tłumaczyć, szukać to aż mi słabo.


No fakt, terapia to mega trudna rzecz, czasowo, organizacyjnie, ale przede wszystkim trzeba włożyć w nią mnóstwo pracy. Trzeba zajrzeć wgłąb siebie, a to może bardzo boleć, bo nie można, jak zawsze zwalić wszystkiego na złego alkoholika, a trzeba poszukać w sobie siły, ale też zobaczyć błędy i słabości. Jak zajrzysz wgłąb siebie, czyli zrobisz to, przed czym się teraz wzbraniasz (bo wszystko kręci się wokół alkoholika), to może to być trudne...


ja napisał/a:
Wiem, że powinnam.


Nie, nic nie powinnaś. Możesz jedynie chcieć lub nie. Jak poczujesz, że bez tego zwariujesz albo sobie lub komuś zrobisz krzywdę, to wtedy pójdziesz. Albo i nie i będzie już za późno. Jesteś dorosła, Twój wybór.

ulena - Czw 22 Lis, 2012 20:20

ja napisał/a:
Zawsze musi mi się wszystko udać.

dokładnie taka byłam jeszcze rok temu
ja napisał/a:
ajbliższa sensowna poradnia jest ok 30 km ode mnie

tak samo pisałam rok temu, a teraz jeżdżę na terapię 80km raz w tygodniu i doczekać się nie mogę, kiedy spotkam się z teraputką, na grupę wsparcia 60km i też raz w tygodniu jestem, pomimo - braku czasu, odległości , bo bez tego byłabym teraz taka jak Ty - nieszczęśliwa, nic by mi się nie chciało, życie byłoby jak komunistyczny papier do d...., a dziś moje życie jest cudowne , piękne chcę żyć, a jeszcze niedawno popełniała,m samobójstwo więc pomyśl na czym tak naprawdę ma ci zależeć i BIERZ SIĘ DO PRACY NAD SOBĄ- skoro jesteś perfekcjonistką (jak ja) to zrobisz porządek w "szafie twego wnętrza". Pozdrawiam cieplutko żona alkoholika - nie pijącego .... czasem

ja - Czw 22 Lis, 2012 20:42

Dobrze. Poszukam. Zadzwonię. Trochę jeszcze czuję tak: Czemu ja mam coś robić jeśli on ma problem, ale wiem, że problem mam i ja. Ze sobą. Od dawna. Nawet on mi czasami wypomniał, ze coś ze mną jest nie tak .

Ostatnio jak zapił to sama siebie starałam się uspokoić bo bałam się ze coś mu zrobię. I to tak na serio. Nawet mu wykrzyczałam, że szkoda że się nie zabił. :oops: Nie pamięta tego ale ja tak. I źle mi z tym.

Jak dłużej już nie pił to czasami miałam taką myśl, że jestem na niego zła bo nie możemy się spotkać ze znajomymi gdzieś na mieście, wypić po piwie i wrócić. Zamiast się cieszyć z jego niepicia.

Mam syna w wieku 12 lat. Zaczyna być trudno. Czasami jak się kłócimy to też się za bardzo denerwuje. Za głośno krzyczę na niego. Mam na niego złość niewspółmierną do sytuacji. Tak jakbym była na niego zła że "on też" psuje mi moje życie nie zachowując się tak, jakbym tego oczekiwała. Ostatnio się na tym łapałam.

Tak nie powinno być. Zaczynam sobie zdawać z tego sprawę.

pannamigotka - Czw 22 Lis, 2012 20:48

ja napisał/a:


Tak nie powinno być. Zaczynam sobie zdawać z tego sprawę.


:brawo:

pterodaktyll - Czw 22 Lis, 2012 20:52

ja napisał/a:
Czemu ja mam coś robić jeśli on ma problem,

alkoholizm to choroba całej rodziny a nie tylko tego, który pije.

Klara - Czw 22 Lis, 2012 20:57

ja napisał/a:
Nawet on mi czasami wypomniał, ze coś ze mną jest nie tak .

Ta prawda ma dwie strony.
Z jednej strony rzeczywiście potrzebujesz pomocy. Wiemy to wszystkie jak tu do Ciebie piszemy, bo po tę pomoc poszłyśmy i Ty też już (chyba) wiesz :pocieszacz:
Z drugiej strony, jest to stały repertuar wielu alkoholików, którzy uważają, że oni są w porządku, a piją przez żonę - wariatkę, która powinna się leczyć.

pietruszka - Czw 22 Lis, 2012 21:27

ja napisał/a:
bo bałam się ze coś mu zrobię.

:pocieszacz:

Wiesz do czego może doprowadzić nieleczone współuzależnienie?
http://www.polityka.pl/ps...aleznionym.read

ulena - Czw 22 Lis, 2012 21:30

ja napisał/a:
Mam syna w wieku 12 lat

no właśnie- zaczniesz terapię to dowiesz się , że jego krzywdzisz, masz być jego OPIEKUNKĄ ,a nie wrogiem zresztą jesteś DDA to wiesz jak się czuje takie dziecko. "Ja" powiem ci tylko, że ja miałam większy żal do mamy niepijącej niż do ojca, bo dla mnie on był po prostu pijany więc po wódzie nie wiedział co robi (tak wtedy myślałam) ale mama??? Oj był czas, że jej wręcz nienawidziłam za to, że pozwoliła na to by ojciec tak się zachowywał, za to że zawsze była zła lub smutna , płakała lub krzyczała ech "Ja" zacznij coś ze soba robić póki jeszcze dziaciak Cię kocha( bo kiedyś może przestać jak się nie zmienisz) i przestań się nad sobą użalać :nono: tylko d... w autko i do roboty!!!!!!!!!! cczxc

ja - Czw 22 Lis, 2012 22:21

Pójdę na terapie.
Chociaż ciężko jest mi uwierzyć samej sobie, że to zrobię. Bo było kiedyś gorzej, milion razy gorzej i myślałam, że to już za nami. To co najgorsze. Że teraz będzie tylko lepiej. Wtedy nie poszłam. To czemu teraz miałabym to zrobić.
Może bo nie mam już złudzeń, że dam rade sama.

To co jest teraz w porównaniu z przeszłością to jest bajka. Tylko dziwnie wtedy miałam większą chęć do życia niż teraz.

Scarlet O'Hara - Pią 23 Lis, 2012 09:44

ja napisał/a:


To co jest teraz w porównaniu z przeszłością to jest bajka. Tylko dziwnie wtedy miałam większą chęć do życia niż teraz.


Witaj
Może dlatego,że Ty potrzebujesz właśnie tego napięcia ,tej adrenaliny do życia.Może ta bajka jest trochę zbyt nudna dla Ciebie?
Musi się coś dziać,musisz być komuś potrzebna a jednak z drugiej strony wiesz ,że tak być nie może.
Terapia Ci nie zaszkodzi to na pewno.Ja miałam 2 podejscia (teraz jest trzecie i ostatnie a przerywałam z powodu braku opieki nad dzieckiem) .
Żałuję ogromnie ale czasu nie cofnę i u mnie jest bardzo podobnie .teraz jest bajka w porównaniu z tym co kiedyś było ale wyłoniło się po drodze coś innego.
:buzki: pozdrawiam

ja - Sob 24 Lis, 2012 13:05

Ja też mam małe dziecko, i jeszcze ten baran rozbił ten samochód i kicha. Mój starszy miał wczoraj urodziny i jedziemy dzisiaj do kina, ja i syn. Mężulek ma inne plany. Zobaczymy wieczorem co z tego wyniknie.

Cały dzień sie do niego nie odzywam, tylko chodzę, robię coś i myślę. Tak mi się wszystko wzbiera że boje sie że wieczorem wybuchnę. Szlak mnie trafia bo musimy sprzedać ten rozbity samochód i stracimy z 10 000 zł. A on mówi, ze przecież nie chciał. Że niespecjalnie to przecież zrobił.:[

Nie zadzwoniłam.

Klara - Sob 24 Lis, 2012 13:48

ja napisał/a:
Nie zadzwoniłam.

8| :bezradny:

rufio - Sob 24 Lis, 2012 16:10

ja napisał/a:
Nie zadzwoniłam.

Oni tam są - nigdzie się nie wybierają .

pterodaktyll - Sob 24 Lis, 2012 16:15

ja napisał/a:
Mężulek ma inne plany. Zobaczymy wieczorem co z tego wyniknie.

:flacha:

rufio - Sob 24 Lis, 2012 16:26

Gadzie jesteś obrzydliwym pesymista - może chce w spokoju poczytać a może medytacja a Ty zaraz takie rzeczy a fuj :rotfl: :[ ;)
pterodaktyll - Sob 24 Lis, 2012 16:52

rufio napisał/a:
Gadzie jesteś obrzydliwym pesymista

Oczywiście chciałeś powiedzieć realistą, tylko się troszeczkę przejęzyczyłeś :p

ja - Sob 24 Lis, 2012 18:35

Pojechał na spotkanie gdzie będzie alkohol. Mierziło mnie jak nie wiem, ale powstrzymałam się żeby powiedzieć, coś żeby nie pił czy coś w tym style. Ale nie. Dałam radę. Wzięłam starszego i pojechałam. Oczywiście z kina nici bo młody nie doczytał że film jest z napisami i na taki się nie pisał. Poszwędaliśmy się po Silesii, porozmawialiśmy . Chyba było nawet lepiej niż gdybyśmy poszli do kina . :]
Został u babci bo coś tez chyba jestem pesymistą ;) i niech ma fajne urodziny.

Dziwne, jak tutaj napiszę o moim życiu to jakoś inaczej na nie spoglądam. Jakby oczami kogoś z zewnątrz i nasuwa mi się pytanie: A czemu tata nie pojechał? Jakoś rano wydawało mi się to bardziej normalne, a teraz nie za bardzo.

ja - Sob 24 Lis, 2012 21:33

Realizm podczas życia z alko = pesymizm. Nowe prawo.

Wrócił. :tak: dfg566

pietruszka - Sob 24 Lis, 2012 21:41

ja napisał/a:
Wrócił

cieszysz się?

ja - Sob 24 Lis, 2012 21:44

Nie, to raczej ulga. Ale nie rozumiem tego co czuję. Stwierdzam fakt zaistniały bez tłumaczenia.

Chociaż może nie. Cieszę się, ciesze się, ze jest pijany. Że będę miała powód żeby go wykopać.

pietruszka - Sob 24 Lis, 2012 21:53

ja napisał/a:
Że będę miała powód żeby go wykopać.

wiesz... dla mnie swojego czasu ważny był ten cytat:

Janet G. Woititz Małżeństwo na lodzie :

Kopciuszek to tylko bajka. Twój królewicz będzie prawdopodobnie wymiotował w Twój szklany pantofelek.

Taka jest prawda a alkoholizmie, moim zdaniem. Czynnym alkoholizmie.

ja - Sob 24 Lis, 2012 22:03

Przepraszam ale nie rozumiem przesłania. :mysli:
pietruszka - Sob 24 Lis, 2012 22:13

ja napisał/a:
Przepraszam ale nie rozumiem przesłania. :mysli:

chodzi o to, żeby realnie patrzeć na problem, ani optymistycznie, ani pesymistycznie... REALNIE. Od chorej osoby nie ma co oczekiwać zdrowych zachowań.
ja napisał/a:
Dziwne, jak tutaj napiszę o moim życiu to jakoś inaczej na nie spoglądam. Jakby oczami kogoś z zewnątrz i nasuwa mi się pytanie: A czemu tata nie pojechał? Jakoś rano wydawało mi się to bardziej normalne, a teraz nie za bardzo.

Widać, że zdejmujesz klapki z oczu...

ja - Sob 24 Lis, 2012 22:22

Realnie to jestem głupia jak but a całe życie za taka mądrą się miałam.

Czy alkoholik może sobie kalkulować tak: dzisiaj mogę zapić bo za dwa dni wypłata i mnie nie wyrzuci bo kasa pójdzie ze mną. Czy raczej nie myśli nic a to tylko zbieg okoliczności ?

pterodaktyll - Sob 24 Lis, 2012 22:30

ja napisał/a:
Czy alkoholik może sobie kalkulować tak: dzisiaj mogę zapić bo za dwa dni wypłata i mnie nie wyrzuci bo kasa pójdzie ze mną.

Nawet nie próbuj zrozumieć jakimi drogami chodzą myśli u czynnego alkoholika a zresztą do czego Ci to potrzebne? Chcesz zrozumieć kogoś, kto sam siebie nie jest w stanie pojąć?
ja napisał/a:
Realnie to jestem głupia jak but a całe życie za taka mądrą się miałam.

Cóż za urocza samokrytyka, ale czy coś z niej wynika?

pietruszka - Sob 24 Lis, 2012 22:35

ja napisał/a:
głupia jak but a całe życie za taka mądrą się miałam.

nie ma mądrych w kwestii alkoholizmu... w tym przypadku mnie też zawiodła cała wiedza, jaką posiadałam... ba... do tej pory niektórych rzeczy nie rozumiem... ale i po co? Trochę trzeba tej wiedzy liznąć, na tyle, by zacząć sobie z tym radzić, a raczej ogłosić bezsilność wobec tej choroby
ja napisał/a:
Czy alkoholik może sobie kalkulować tak: dzisiaj mogę zapić bo za dwa dni wypłata i mnie nie wyrzuci bo kasa pójdzie ze mną. Czy raczej nie myśli nic a to tylko zbieg okoliczności ?

Alkoholik myśli, oczywiście do czasu, dopóki uzależnienie nie zaczyna rządzić jego mózgiem... Bywa i tak, że alkohol uszkadza silnie sam mózg... No ale na to trochę trzeba popracować.
Widziałaś Korkociąg Marka Piwowarskiego? Jest na Youtubie. Tak wygląda nieleczony alkoholizm.

ja - Sob 24 Lis, 2012 22:37

Mam nadzieje.

Choinka, już kiedyś byłam dokładnie w tym miejscu. :[

Czytałam porady dla współuzależnionych i o tak zwanym planie B. Ja chyba podświadomie go sobie układałam. ( Chociaż szczerze wierzyłam, że mu się uda.)

Nie widziałam. Zobaczę zaraz.

staaw - Sob 24 Lis, 2012 22:56

ja napisał/a:
Czy alkoholik może sobie kalkulować tak: dzisiaj mogę zapić bo za dwa dni wypłata i mnie nie wyrzuci bo kasa pójdzie ze mną. Czy raczej nie myśli nic a to tylko zbieg okoliczności ?

Ja nie kalkulowałem kiedy mogę się napić, ja miałem PLAN że wypiję piwo i szybciutko wrócę do domu...
Wypijałem najczęściej sporo więcej i wracałem dużo później niż zaplanowałem... :oops:

ja - Sob 24 Lis, 2012 22:58

Zobaczyłam. Znam to. Podobne sposób myślenia i sposobu rozmawiania ma moja mama. Nie pije bo jest po leczeniu psychiatrycznym ale nie alkoholowym. Bierze leki. Szkoda gadać. Ojciec pił, matka piła. Po śmierci ojca zaczął pić brat. Mąż pije całe 13 lat. Teść i teściowa tez piją. Coraz więcej. Do wsparcia została mi 75 babcia, która nie rozumie tego że żeby mu pomóc to trzeba mu dać kopa. Jestem sama z dwójką dzieci.
To nie jest użalanie się. To stwierdzenie faktów. I tak dam sobie radę. Jak zawsze.

pietruszka - Sob 24 Lis, 2012 23:04

ja napisał/a:
Jestem sama z dwójką dzieci.
To nie jest użalanie się. To stwierdzenie faktów. I tak dam sobie radę. Jak zawsze.

A terapia, a Al-anon?
Warto mieć taką grupę wsparcia w realu...

ja - Sob 24 Lis, 2012 23:13

Spisałam sobie adresy, numery telefonów na karteczkę i włożyłam do portfela. Sprawdziłam gdzie się to mieści i kto prowadzi. Ale jakoś mnie najbardziej ciągnie tam gdzie dostałam polecenie z forum. Chociaż to najdalej. Nigdy wcześniej nie myślałam o tym na poważnie. A teraz muszę spróbować.


Mężuniu, snuje się w tę i z powrotem: pokój - łazienka. Oj odezwały sie wrzody. Alkohol pozbawia ludzi godności. :bezradny:

pannamigotka - Nie 25 Lis, 2012 09:37

ja napisał/a:
gdzie dostałam polecenie z forum.

A który to ośrodek? Ja też ze śląskiego.

ja - Nie 25 Lis, 2012 09:42

W Siemianowicach Ślaskich, trochę tam mam daleko ale wiem z autopsji, że na samym Śląsku są lepsi (czyt. życzliwsi) ludzie niż w Zagłębiu. Szczególnie panie w rejestracji u lekarza. :figielek:
olga - Nie 25 Lis, 2012 09:48

ja napisał/a:
wiem z autopsji, że na samym Śląsku są lepsi (czyt. życzliwsi) ludzie niż w Zagłębiu.


:mysli: badania przeprowadziłaś nad całą populacją? skąd takie wnioski?

esaneta - Nie 25 Lis, 2012 09:49

Kiedy ja miałam dość - poleciałam do pierwszego najbliższego OTU, jaki znalazłam.
I przez myśl mi nie przyszło, by się zastanawiać jacy ludzie tam pracują.

ja - Nie 25 Lis, 2012 09:58

Jest to całkiem subiektywne, niepoparte badaniami odczucie. Może taki zbieg okoliczności ale u nas nigdy nie zdarzyło mi się żeby pani w sklepie spożywczym powitała mnie o 6.00 z uśmiechem i miłym słowem. Nadmienię że nie w sklepie bliskim domu. I jeszcze parę innych sytuacji. Uogólniam bo sa to szczegóły ale takie szczegóły są dla mnie bardzo ważne.
Może nadawałam na tych samych falach co one. :mysli:

olga - Nie 25 Lis, 2012 10:00

a do sąsiedniego sklepu zaglądałaś? i dwa sklepy dalej? a Ty miałaś usmiech na twarzy?
esaneta - Nie 25 Lis, 2012 10:03

Wiesz, jak na szybko potrzebuje kupic sół, której mi akurat zabrakło, to robię to w najbliższym sklepie, bez kombinowania. Gdzieś mam to, czy Pani miła, czy nie. Ja potrzebuje soli. :)
ja - Nie 25 Lis, 2012 10:07

Tu chodzi bardziej u mnie o przekonanie a nie konkretny każdy sklep czy inny obiekt usługowy. Po prostu mam większe zaufanie do tamtego terenu. I nastawienie lepsze. A chyba w takim leczeniu jest to raczej ważne.

Jak ktoś się poczuł urażony to przepraszam. ff4ghh

ja - Nie 25 Lis, 2012 10:08

Cytat:
Wiesz, jak na szybko potrzebuje kupic sół, której mi akurat zabrakło, to robię to w najbliższym sklepie, bez kombinowania. Gdzieś mam to, czy Pani miła, czy nie. Ja potrzebuje soli.


Ja tez, ale wiem wtedy co kupuje, jaki towar dostanę a tu chodzi o cosik innego.

esaneta - Nie 25 Lis, 2012 10:10

Ależ skąd? Nawet przez myśl mi nie przeszło, by sie obrażać.
Wiem, że dla Was na Śląsku bardzo ważny jest ten lokalny patriotyzm.
Ja niedawno dowiedziałam się że jest i Śląsk i Zagłębie ;)
Wcześniej cały tamten obszar to był dla mnie Śląsk.
A wracając do tematu: ważne jest by nie kombinować i zgłosić sie po pomoc jak najszybciej :)

Klara - Nie 25 Lis, 2012 10:12

ja napisał/a:
A chyba w takim leczeniu jest to raczej ważne.

Jest BARDZO WAŻNE i pracownicy "sklepów" sprzedających te specyficzne przecież usługi też o tym wiedzą.
Wierz mi, że jeszcze od nikogo nie słyszałam, ani nie czytałam na żadnym forum, żeby pacjent ośrodka leczenia uzależnień był na dzień dobry powitany niegrzecznie.

olga - Nie 25 Lis, 2012 10:12

Słyszałaś o teorii samospełniającej sie przepowiedni?

Samospełniająca się przepowiednia to fałszywe ludzkie przekonania, które głoszone wszem i wobec tak wpływaja na ludzi, że w ostateczności moga się spełnić.

Przykładem takiego proroctwa jest przekonanie, że rudy to fałszywy, okularnik to inteligent, ludzie z Zagłębia niemili....... jeśli w to uwierzysz to tak sie stanie....

ja - Nie 25 Lis, 2012 10:36

ok, zgadzam sie że pewnie tam ludzie może są bardziej wyczuleni, że osoby pewnie bardziej drażliwe do nich przychodzą :dokuczacz:
Albo może ja jestem bardziej drażliwa. Jestem. Nie tylko drazliwa ale cholernie zła. Jestem zła na cały świat. To jest chyba mój nawiększy problem.

Klara - Nie 25 Lis, 2012 10:40

ja napisał/a:
Jestem. Nie tylko drazliwa ale cholernie zła. Jestem zła na cały świat. To jest chyba mój nawiększy problem.

:pocieszacz:
Jak się wybierzesz do poradni, to na wszelki wypadek tę złość zostaw za drzwiami.

esaneta - Nie 25 Lis, 2012 10:44

ja napisał/a:
Nie tylko drazliwa ale cholernie zła. Jestem zła na cały świat.

a wiesz jak to źle naszym dzieciom robi?
Wiecznie zła, rozdrażniona, smutna, płaczliwa matka....dlatego wiele dzieciaków z rodzin alko największe pretensje ma właśnie do matek :(

olga - Nie 25 Lis, 2012 10:56

ja napisał/a:
zgadzam sie że pewnie tam ludzie może są bardziej wyczuleni,


a Ty znowu swoje.... ludzie sa różni, wszędzie
zachowania, postawy innych osób są też odpowiedzią na Twoją postawę wobec nich

Niedawno spotkałam sie z następującą sytuacją u mnie w pracy: ja obsługuję, ludzie stoją w kolejce, dzień pochmurny, szary. Spojrzałam na tych ludzi, jacyś tacy smutni byli, sama gęba mi się szeroko uśmiechnęła i o dziwo wszyscy zaczęli sie uśmiechać. Zobacz jak wiele zależy od nas samych. A mogłabym napisać, że ludzie w Kielcach są niesympatyczni, smutni, wszyscy maja depresję itd....

KICAJKA - Nie 25 Lis, 2012 10:57

olga napisał/a:
ja napisał/a:
wiem z autopsji, że na samym Śląsku są lepsi (czyt. życzliwsi) ludzie niż w Zagłębiu.


:mysli: badania przeprowadziłaś nad całą populacją? skąd takie wnioski?
Może to i dziwne,ja to też znam z autopsji.
Mieszkałam w "Zagłębiu",pracowałam na "Śląsku" -
tam gdzie mieszkałam nie mogłam robić np. zakupów
tak jak chciałam,
tego co chciałam
ciągle słyszałam :
"bo może na śląsku tak jest a u nas w zagłębiu nie",
prawdopodobnie (dochodzą mnie słuchy)
dalej tak jest i wątpię,że cokolwiek to zmieni. :bezradny:
Niemniej jednak jak szuka się pomocy,
zwłaszcza w kwestii zdrowia to wiem,
że chwalony jest ośrodek np. w Sosnowcu
a to Zagłębie :tak:

pannamigotka - Nie 25 Lis, 2012 11:02

esaneta napisał/a:

Ja niedawno dowiedziałam się że jest i Śląsk i Zagłębie ;)
Wcześniej cały tamten obszar to był dla mnie Śląsk.


Duży błąd, poważnie. To 2 bardzo odmienne kulturowo, mentalnie, historycznie i ekonomicznie regiony. To wiadomo z lekcji historii, ale faktem jest, że ludzie nie stąd tego nie są w stanie zrozumieć. Jak dla mnie różnicę widać gołym okiem- nawet po wyglądzie poszczególnych miast. To nie są subiektywne odczucia, to po prostu 2 różne światy, pomimo, że bardzo blisko siebie.

olga - Nie 25 Lis, 2012 11:04

:mysli: czyli ludzie z Zagłębia są bardziej sfrustrowani jak na Śląsku? :roll:
a jaki jest powód większej frustracji?
mogą być jakieś różnice pomiędzy ludźmi zamieszkującymi te tereny wynikające z innej kultury, przyniesionych wzorców zachowań
w Zagłębiu mieszka ludność napływowa a na Śląsku autochtoni czy jak?

pannamigotka - Nie 25 Lis, 2012 11:05

KICAJKA napisał/a:

Niemniej jednak jak szuka się pomocy,
zwłaszcza w kwestii zdrowia to wiem,
że chwalony jest ośrodek np. w Sosnowcu
a to Zagłębie :tak:


No właśnie, w kwestii leczenie byłoby mi wszystko jedno, ale jedno jest pewne- jeśli autorka już na wstępie ma uprzedzenia- to bez sensu jest rozpoczynać leczenie skazane na niepowodzenie- bo ona się nie przełamie i już. Niechże dojeżdża- jej czas i pieniądze :)

Powodzenia, ja.

Napiszesz, skąd jesteś? Może być na pw. Tak z ciekawości.

esaneta - Nie 25 Lis, 2012 11:06

pannamigotka napisał/a:
Duży błąd, poważnie

Oświecono mnie w mojej obecnej firmie - mamy oddział w Sosnowcu i kiedy powiedziałam do tamtejszej koleżanki coś w stylu: "U Was na Śląsku..." , to szybko mnie poprawiła i wytłumaczyła. Skoro dla jednych i drugich to takie ważne, to ja to sznauje i nie dyskutuję z tym :)
Ale chyba nie o tym był ten wątek? :drapie:

olga - Nie 25 Lis, 2012 11:07

cos mi sie wydaje, że to są uprzedzenia wynikające ze wzajemnych animozji, cos na zasadzie Kielce nienawidzą Radomia a Radom Kielc :glupek:

"Ludzie z Radomia są głupi a Radom brzydki i mniejszy od Kielc" :smieje: byłam w Radomiu, jest ładniejszym miastem :)

pannamigotka - Nie 25 Lis, 2012 11:09

olga napisał/a:
:mysli: czyli ludzie z Zagłębia są bardziej sfrustrowani jak na Śląsku?


To nie do końca tak, choć i w tym zdaniu jest sporo racji...
Po prostu różnimy się w wielu kwestiach, mamy inną historię, inne wartości, różnimy się w bardzo wielu sprawach min podejściu do religii (choć i tu są wyjątki jak ja ale mówię ogólnie). Jesteśmy po prostu może nie wrogimi ale zupełnie różnymi... plemionami :) żyjącymi obok siebie. O innej kulturze, innej mentalności, historii... Czy co nieco naświetliłam obraz? :)
Ciekawe, co z mojej córki wyrośnie, bo ona mieszana :shock: Na szczęście w śląskim plemieniu rośnie, to jest jakaś nadzieja :evil2" :evil2" :evil2"

esaneta - Nie 25 Lis, 2012 11:10

pannamigotka napisał/a:
Na szczęście w śląskim plemieniu rośnie, to jest jakaś nadzieja

czy to znaczy, że Śląskie jest lepsze?

pannamigotka - Nie 25 Lis, 2012 11:11

olga napisał/a:
cos mi sie wydaje, że to są uprzedzenia wynikające ze wzajemnych animozji,


Kiedyś też tak sądziłam, gdy jednak bardziej poznałam tamten świat stwierdziłam, że nie, że różnice są ogromne i nie ma co zaprzeczać faktom.

pannamigotka - Nie 25 Lis, 2012 11:12

esaneta napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Na szczęście w śląskim plemieniu rośnie, to jest jakaś nadzieja

czy to znaczy, że Śląskie jest lepsze?

najlepsiejsie
(moje jest najmojsze)

:rotfl:

olga - Nie 25 Lis, 2012 11:13

Jeden wniosek się nasuwa: nie ma rejonizacji, Ja może chodzić na terapię tam gdzie zapragnie....
pannamigotka - Nie 25 Lis, 2012 11:14

olga napisał/a:
Jeden wniosek się nasuwa: nie ma rejonizacji, Ja może chodzić na terapię tam gdzie zapragnie....

Może nawet jeździć do Kielc :evil2"

esaneta - Nie 25 Lis, 2012 11:24

Ja przez te moje wieczne przeprowadzki daleka jestem od tego rodzaju lokalnego patriotyzmu - jestem obywatelem świata po prostu i z żadnym miejscem nie identyfikuję sie tak na stałe do końca :)
KICAJKA - Nie 25 Lis, 2012 11:26

olga napisał/a:
Jeden wniosek się nasuwa: nie ma rejonizacji, Ja może chodzić na terapię tam gdzie zapragnie....
:tak:
Teraz to wszyscy mają się dobrze,mogą wybierać gdzie chcą,
jak chcą i jeszcze wybrzydzają. :szok:
Ja nie miałam wyboru,ino szczęście,że w tamtym czasie
zaczęła się zawiązywać chyba jedna z pierwszych grup
Al_anon na Śląsku.
Toporne to było,jednak byłam szczęśliwa,
że mogę wreszcie coś ze sobą zrobić :skromny:

olga - Nie 25 Lis, 2012 11:37

esaneta napisał/a:
jestem obywatelem świata po prostu i z żadnym miejscem nie identyfikuję


A ja tak. Moje osiedle jest "moje", nawet moja ulica jest "moja", choć wcale nie uważam, że najlepsza, ale też nie gorsza, po prostu tu jest mój świat.

esaneta - Nie 25 Lis, 2012 11:45

Wiesz Olga, ja wyprowadziłam się z rodzinnego domu ponad 20 lat temu i tak sie jakoś złozyło, ze w jednym miejscu nie mieszkaliśmy dłużej niz 5-6 lat - może stąd mój brak całkowitego przywiązania do miejsca? :mysli:
olga - Nie 25 Lis, 2012 11:47

Mieszkam na moim osiedlu połowę mojego życia :szok: przywiązałam się.
esaneta - Nie 25 Lis, 2012 11:54

olga napisał/a:
Mieszkam na moim osiedlu połowę mojego życia :szok: przywiązałam się.

no własnie, ja nigdzie tak na dobrą sprawę się nie przywiązałam :bezradny:
Choć czasami tęsknię do mojego poprzedniego miejsca zamieszkania 23r

ja - Nie 25 Lis, 2012 12:12

Ja wiem że ludzie wszędzie są różni i w zasadzie nie ma znaczenia skąd są jeżeli nadajemy na tych samych falach. Ale mam takie wrażenie jakby ludzie ze Śląska byli bardziej zadowolenia z życia. Najmilej wspominam w życiu okres kiedy studiowałam w Bytomiu. Ale żeby nie było przyjaciółkę mam stąd - tylko że wyprowadziła się do Bytomia. :dokuczacz:
ja - Pon 26 Lis, 2012 11:09

Zadzwoniłam. Umówiłam się. Teraz to już tylko dać się porwać wiatrowi zmian.
olga - Pon 26 Lis, 2012 11:11

:okok:
Klara - Pon 26 Lis, 2012 11:20

ja napisał/a:
Zadzwoniłam. Umówiłam się.

NO!!! :brawo:

smokooka - Pon 26 Lis, 2012 11:21

Kiedy wizyta?
ja - Pon 26 Lis, 2012 12:05

10.12 dokładnie za dwa tygodnie, trochę długo ale cóż widocznie mają dużo pacjentów. Mój M. gdy poszedł do poradni to go przyjęli prawie że "od ręki" ale jak widać mało skuteczni są. :rotfl: Oczywiście żartuję. :P
smokooka - Pon 26 Lis, 2012 12:08

ja napisał/a:
10.12 dokładnie za dwa tygodnie, trochę długo ale cóż widocznie mają dużo pacjentów. :P


Super :) masz teraz trochę czasu, żeby się oswoić z myślą, że poprawiać będziesz swoje życie :) Dasz radę! :okok:

ja - Pon 26 Lis, 2012 12:46

Mam nadzieję, że dam radę, że nie wymięknę.
smokooka - Pon 26 Lis, 2012 12:49

ja napisał/a:
dam radę, że nie wymięknę.


Masz prawo pójść do przodu, zrobić krok do tyłu, znowu przyspieszyć, cofnąć się. Wszystko w Twoim indywidualnym tempie i spokoju. Nie denerwuj się, nie ma czym :) Poza urodzeniem dzieci, to moja najlepsza decyzja - pójście na terapię i poszukiwanie siebie.

pannamigotka - Pon 26 Lis, 2012 14:19

ja napisał/a:
Mam nadzieję, że dam radę, że nie wymięknę.


Masz do tego prawo.

Mi terapeutka powiedziała, że jeśli nie czuję się danego dnia na siłach, to mogę odwołać spotkanie. A mówić mam tyle ile chcę, nikt nie będzie ze mnie wyciągał pikantnych szczegółów na siłę.

pietruszka - Pon 26 Lis, 2012 14:25

ja napisał/a:
Mam nadzieję, że dam radę, że nie wymięknę.

spoko, jak chcesz to Cię tu zmobilizujemy :)

Klara - Pon 26 Lis, 2012 14:28

pannamigotka napisał/a:
jeśli nie czuję się danego dnia na siłach, to mogę odwołać spotkanie.

Jednak na pierwsze, wypadałoby się stawić nie uważasz? :D

ja - Pon 26 Lis, 2012 14:50

pietruszka napisał/a:
spoko, jak chcesz to Cię tu zmobilizujemy


I na to liczę. Mam bardzo silną cechę DDA, że bardzo się liczę ze zdaniem innych. Może w tym przypadku wyjdzie mi na plus.

pannamigotka napisał/a:
A mówić mam tyle ile chcę

Akurat z mówieniem u mnie nie problem. Raczej z tych rozmownych jestem.

Tylko mam opory żeby on o tym się dowiedział. Że chce iśc na terapię. Żeby ktokolwiek się dowiedział z moich bliskich.

Pewnie przyjaciółce powiem. Chociaż będę musiała się przyznać do porażki. Bo taka byłam pewna że wszystko już będzie ok.

Chociaż, muszę to przyznać, że oszukiwałam nawet samą siebie. Nie chciałam widzieć tych oznak powrotu do nałogu. Wmówiłam sobie, że jeśli jest chory to ma prawo do tzw. nawrotów choroby. To znaczy ja mam je akceptować i nie reagować.

pietruszka - Pon 26 Lis, 2012 14:52

ja napisał/a:
Chociaż będę musiał się przyznać do porażk

To nie Twoja porażka

smokooka - Pon 26 Lis, 2012 14:57

ja napisał/a:
Chociaż będę musiał się przyznać do porażki.


Nie krzywdź siebie za niedoskonałość innych Ja. Nie rozważaj tego w kategoriach swojej porażki, a nawet błędu.
Alkoholik to człowiek chory. Nawet jemu (czyli na przykład mi) trudno powiedzieć, że to porażka. Owszem, musiałam się do tego przyłożyć, ale to choroba emocji, duszy, ciała, umysłu. U mnie jej genezą nie jest fakt, że jest na świecie alkohol, tylko chore emocje, chora dusza, ciało i umysł. To po prostu we mnie było, nie wiedziałam że to mam zaczynając swoją drogę do tego miejsca. Moją "winą" jest grzech zaniechania i nieświadomość.
Jestem też współuzależniona - podobno ogromny procent osób nosi i jedno i drugie w sobie...

pannamigotka - Pon 26 Lis, 2012 21:34

Klara napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
jeśli nie czuję się danego dnia na siłach, to mogę odwołać spotkanie.

Jednak na pierwsze, wypadałoby się stawić nie uważasz? :D


eeee tam :D

ja - Pon 26 Lis, 2012 21:52

Mam słuchy, że moja terap. to jakaś mocna kobita to wolałabym nie podpaść od razu na począ :uoee: tku.
ulena - Pon 26 Lis, 2012 23:35

[quote="ja"] wolałabym nie podpaść od razu na począ :uoee: tku.[/quote
no właśnie , nikomu nie podpadniesz tylko samej sobie, ja tez sie bałam , a teraz??? nie moge sie doczekać spotkań i jak cos mi przeszkodzi by nie jechać czyt. jedynie choroba lub tornado to mi smutno, chociaż nie będę czarować jako DDA początek jest cholernie ciężki , a ja zawwsze byłam mocna baba psychicznie( :dokuczacz: :dokuczacz: :dokuczacz: ) o własnie taka mocna, ale nie bój sie ten ropień, który jątrzy sie ciągle z Twej rany musi zostac przeciętyi wyleczony, jest to ogromny ból ale tylko na poczatku, potem powoli wszystko sie goi , a człowiek myśli o sobie "ależ byłam głupia, że dopiero teraz tyle straconych lat", a zdrugiej strony się cieszy , że ma możliwość swoje życie wreszcie ustabilizować i zależy to tylko i wyłącznie od nas samych , a nie innych czy okolicności czy pecha zalezy co w kto wierzy. Trzymaj się cieplutko JA

olga - Wto 27 Lis, 2012 00:03

ja napisał/a:
wolałabym nie podpaść od razu na począ :uoee: tku.

Nie obawiaj się, nie takie przypadki terapka widziała :beba:

Scarlet O'Hara - Wto 27 Lis, 2012 08:23

ja napisał/a:

Tylko mam opory żeby on o tym się dowiedział. Że chce iśc na terapię. Żeby ktokolwiek się dowiedział z moich bliskich.

.


Ja mojemu powiedziałam po 1,5 m-c.Kombinowałam a to,że wychodzę do dentysty,do mamy etc.
Powiedziałam 2 dni przed jego wyjazdem.Czemu?
Chyba chciałam uniknąć manipulacji z jego strony,wyśmiewania ,szydzenia,wmawiania mi,że ja przesadzam bo przecież on nie jest taki jak inni........itp.itd.
Jeśli chodzi o znajomych wiedzą tylko ci którym chciałam powiedzieć.Nikomu nie muszę sie tłumaczyć co robię w swoim wolnym czasie.

ulena - Wto 27 Lis, 2012 09:14

ja napisał/a:
Tylko mam opory żeby on o tym się dowiedział.

no to niech sie nie dowie , a w swoim czasie jak nabierzesz odwagi to juz Ci nie będzie przeszkadzało co zrobi jak się dowie. Teraz Myśl o Sobie , a nie o innych i nie mów jeśli nie chcesz . a nie dlatego, że musisz byc w porządku wobec męża i mówić mu o wszystkim, masz prawo mieć swój azyl, do którego możesz wpuścić tylko tych , których chcesz byle ich nie było za duzo, bo miejsca dla ciebie zabraknie

olga - Wto 27 Lis, 2012 09:22

ja napisał/a:
Tylko mam opory żeby on o tym się dowiedział. Że chce iśc na terapię. Żeby ktokolwiek się dowiedział z moich bliskich.


Nie musisz ich informować. Nic nie musisz, możesz chcieć. To jest Twoje życie i Twoje decyzje.

Klara - Wto 27 Lis, 2012 09:43

Mnie się wydaje, że nie jest też złe proste i jasne postawienie sprawy:
- To co się w związku z jego piciem dzieje przekracza granice Twojej wytrzymałości, a ponieważ ze strony męża nie otrzymujesz żadnego wsparcia, musisz tego wsparcia szukać u specjalistów.
Idziesz tam, żeby do końca nie zwariować.
Tyle.
Pewnie w pierwszej chwili osłupieje, a później (może) zacznie myśleć, ale na to nie masz przecież ŻADNEGO wpływu.

ja - Wto 27 Lis, 2012 10:51

Klara napisał/a:
na to nie masz przecież ŻADNEGO wpływu.


No własnie, zaczyna to do mnie docierać, że nie mam wpływu na to co on robi. Za to mogę mieć bardzo duży na to co ja robię, jak żyję. Do tej pory wszystko kręciło się wokół niego - jego problemu. Mam takie coś, że jak zapije to ogarnia mnie taka paraliżująca niemoc. Nie umiem funkcjonować normalnie. Dlatego najchętniej wtedy zaszyłabym się gdzieś i przeczekała. Nie mam siły zrobić najprostszych rzeczy. Na nic nie mam siły. Aż boli.

Mam nadzieje, ze ta terapia da mi siłę. Wiarę w siebie. Ja tak obiektywnie wiem, ze dam sobie radę sama z dziećmi ale w starciu z nim gdzieś mi ona ucieka i się poddaję. Do normalnego życia potrzebuję aby on się wyprowadził ale nie umiem tego wyegzekwować. Nie umiem psychicznie. Bo prawnie tak to wszystko poukładałam, że on nie ma nic do gadania. Dom jest tylko mój.

ulena - Śro 28 Lis, 2012 09:50

ja napisał/a:
Mam takie coś, że jak zapije to ogarnia mnie taka paraliżująca niemoc. Nie umiem funkcjonować normalnie. Dlatego najchętniej wtedy zaszyłabym się gdzieś i przeczekała. Nie mam siły zrobić najprostszych rzeczy. Na nic nie mam siły. Aż boli.

Doskonale znam takie stany, ja jak tylko miałam możliwość zamykałam dom i nawet jak siostra przyjeżdżała to udawałam , że mnie nie ma, wyłączałam telefon, zaszywałam się pod kołdrą i nie miałąm siły nawet by się umyć, snułam się po domu jak cień, znam to paraliżujące uczucie niemocy , a teraz tego u mnie już nie ma, dzięki grupie wsparcia Al-anon, dzięki terapii, dzięki sponsorce, która doskonale rozumie no i oczywiście dzię ki forum, a także mojej Sile Wyższej ale Ty swoja Siłę Wyższą dopiero znajdziesz . Trzymaj się cieplutko

ja - Śro 28 Lis, 2012 12:14

ulena napisał/a:
dzię ki forum


Że dzięki forum to wiem. Dzisiaj po rozmowie z M. :klotnia: znowu sie tak poczułam. "Niezdolna do życia, do myślenia. Wszystko bez sensu. Nie dam rady. Chce zniknąć."
Ale weszłam tutaj, tak już trochę z przyzwyczajenia i jakoś to odpłynęło szybko.

I poszłam popracować. :hura: Kiedyś to cały dzień chodziłam taka smętna. A teraz znowu jest ok. Karuzela w górze. Idę dalej coś robić bo mi jeszcze przejdzie. :rotfl:

kozarogata - Śro 28 Lis, 2012 13:35

przeczytałam wszystko i widzę siebie sprzed roku. Jestem w terapii dla współuzależnionych już od roku właśnie. Chodzę na indywidualną i grupową. I czuję się o wiele lepiej. Co prawda we łbie jeszcze kiełbie czasami pływają, ale jasność pojawia się chwilami tak mocna. Jeszcze nie umiem wszystkiego powiedzieć, zrobić, ale powoli się tego uczę.
ja - Czw 29 Lis, 2012 12:18

Mam znów doła. Jak zwykle gdy sytuacja zaczyna się stabilizować. Zaczęłam z nim normalnie rozmawiać i mam jakieś dziwne poczucie winy. Nie potrafię mieszkać z kimś i udawać że się nie znamy. Warczeć na siebie. Jest to nie do zniesienia. Ale tak, to znowu jestem zła, że znowu wszystko "rozejdzie się po kościach". Aż do następnego razu.
Nie radzę sobie z tym wszystkim. :( Nie ufam już sobie. Temu co myślę, co czuję.
Nie wiem jak żyć. :beczy:

Klara - Czw 29 Lis, 2012 13:53

ja napisał/a:
Nie potrafię mieszkać z kimś i udawać że się nie znamy.

To przecież nie o to chodzi, żebyś prowadziła z mężem walkę, lecz o to, żebyś się od niego mentalnie oddzieliła, zadbała O SIEBIE i o dzieci i przestała się kręcić wokół niego.
Żebyś pozwoliła mu ponosić PEŁNE konsekwencje jego zachowań czyli w żaden sposób nie podpierała i nie pomagała wychodzić z opresji w które wpadnie po pijanemu.
Żebyś miała czas dla siebie i TYLKO TWOJE przyjemności bez niego jako (wątpliwej) podpórki.
Na mityngach Al-Anon możesz spotkać osoby, które sobie z tym poradziły i skorzystać z ich doświadczeń, a następnie zaplanować i wprowadzić w życie te modyfikacje.
Niczego nie musisz zmieniać gwałtownie. Najlepiej najpierw to sobie jakoś poukładać.

ja - Czw 29 Lis, 2012 15:00

Tylko on moje normalne zachowanie odbiera jako ... No nie wiem ze jest juz ok. Ze juz po problemie. Zaczyna byc poprawnie a jemu sie wydaje ze bedzie "jak po slubie". A mnie cos trafia ale dla swietego spokoju dostosowuje sie. Ale to jest sztuczne. Nie mam sily na szczera rozmowe i dusze sie. Czasami mi sie wydaje jak z nim rozmawiam ze to on ma wiecej odwagi zeby powiedziec prawde i sie z nia zmierzyc.
Klara - Czw 29 Lis, 2012 15:04

ja napisał/a:
Ale to jest sztuczne. Nie mam sily na szczera rozmowe i dusze sie.

Nie spiesz się.
Poukładasz sobie parę rzeczy na terapii (może byś się też wybrała na jakiś mityng Al-Anon, żeby sprawdzić, jak tam jest?), zaplanujesz życie tak, jak TOBIE odpowiada i w odpowiednim dla siebie momencie już będziesz wiedziała jakie postawić warunki i co zrobisz, jeśli nie będą spełnione.
Do tego trzeba dojrzeć, więc S P O K O J N I E :D :buziak:

rufio - Czw 29 Lis, 2012 15:05

Nauczysz się a raczej nauczą Cię . Spokojnie - pośpiech jest potrzebny przy łapaniu pcheł a i to nie zawsze .Wiadomość do przeczytania 8)
kahape - Czw 29 Lis, 2012 16:15

ja napisał/a:
on moje normalne zachowanie odbiera jako ...
ja napisał/a:
jemu sie wydaje
a skąd ty wiesz co on myśli, co mu się wydaje???... przecież nie siedzisz w jego głowie. Niech mu się wydaje co chce, pies go drapał. Ty wiesz swoje. Trzymaj się faktów. howk!
Klara napisał/a:
zadbała O SIEBIE i o dzieci i przestała się kręcić wokół niego.
to także przestała zastanawiać się nad tym, co jemu tam po głowie chodzi.... masz ciekawsze zajęcia, prawda?
ja napisał/a:
Nie mam sily na szczera rozmowe
to nie rozmawiaj, ktoś cię zmusza? Ktoś ci każe? Popatrz jak na..... sąsiada, beznamiętnie.
On coś mówi, a ty ......czytasz gazetę.
pozdr

ja - Sob 01 Gru, 2012 12:35

A u nas sielanka. O to mi chodziło, jak mówiłam, ze się boję że wymięknę. Bo te baby strasznie głupie są. Dwa dni spokoju, "kochanie to, kochanie tamto" i znowu zaczynamy wierzyć, ze może tym razem będzie już ok. Że jeżeli może być tak miło, to czemu miałoby się zepsuć. Nie tym razem. :nie: Postawiłam sobie cel i będę do niego konsekwentnie zmierzać. Chociaż czasami czuję jakby to było niepotrzebne. Ale zaraz wyjaśniam sama sobie, ze widzę to co chce widzieć i muszę się rozprawić sama z sobą bo nigdy nie będzie dobrze. Zobaczymy jak długo tak będzie. Ale te przerwy na "miło i przyjemnie" są coraz krótsze. Postaram się wykorzystać ten czas na pomoc sobie.
Klara - Sob 01 Gru, 2012 13:51

ja napisał/a:
Postawiłam sobie cel i będę do niego konsekwentnie zmierzać.

Konsekwencja jest tu podstawą.
Pamiętaj o tym! :buziak:

esaneta - Sob 01 Gru, 2012 16:11

:brawo: ja, taka młodziutka a taka mądra :]
ja - Nie 02 Gru, 2012 20:57

esaneta napisał/a:
ja, taka młodziutka a taka mądra


:skromny:

Staram się uczyć na błędach i zaczęłam rozumieć o co chodzi w tym wszystkim. Że mam zająć się sobą. To, że miałam takie a inne dotychczas życie to nie wina męża alko tylko moja. Bo dlaczego na to wszystko pozwalałam. Wymówek milion się znajdzie ale sens w tym taki, że mam tak kierować swoim życiem aby być szczęśliwą. To nie mój mąż był moim problemem tylko moje wewnętrzne "ja". Moje chore "ja", któremu trzeba pomóc odnaleźć właściwą drogę. Musze nauczyć się, że sama jestem kimś ważnym i nie potrzebuję nikogo aby istnieć. A jak na razie rozstanie z mężem utożsamiałam z poznaniem kogoś nowego aby móc żyć. A nie myślałam nigdy, że mogę sama. Że jestem samodzielna, mądra, ważna sama dla siebie i nie potrzebuję nikogo aby coś znaczyć. Zawsze potrzebowałam kogoś aby czuć się "kimś ważnym".

Te moje rozmyślania obrazują niestety wprost przeciwnie stan mojego ducha. Tylko jak wchodzę na to forum to mi się zbiera na takie mądrości.

Chyba spływa na mnie mądrość forumowych dusz. Dziękuje . :kwiatek: :buzki:

Klara - Nie 02 Gru, 2012 21:09

ja napisał/a:
jestem samodzielna, mądra, ważna sama dla siebie i nie potrzebuję nikogo aby coś znaczyć. Zawsze potrzebowałam kogoś aby czuć się "kimś ważnym".

:brawo:

Tylko nie myśl, że my tu Ciebie namawiamy do tego, byś dokonała swego żywota w celibacie :D
Często na naszym forum używamy wprowadzone przez jedną z użytkowniczek pojęcie "skrzywiony celownik".
Oznacza ono, że takie osoby jak my - współuzależnione, DDA/DDD podświadomie znajdujemy dla siebie emocjonalnie niedojrzałego towarzysza życia. Często okazuje się, że jest to alkoholik, przemocowiec, czy też człowiek z innymi nałogami.
Otóż chodzi o to, żebyś poprzez terapię i pracę nad sobą wyprostowała ten "celownik", czyli żebyś się najpierw stała ważna dla siebie i nie uzależniała swojego szczęścia od drugiego człowieka.
Wtedy ewentualnie możesz się zacząć rozglądać za drugą połówką.
Jeśli jeszcze zechcesz oczywiście :mgreen:

ja - Nie 02 Gru, 2012 21:23

No i własnie zaczynam to rozumieć. Że plan jest taki. Zmieniam siebie na lepsze a życie samo stanie się lepsze.

A wcześniej myślałam, że zmienię męża na lepsze vel lepszego (czyt. nowy model) i życie stanie się piękne.

Czekałam na księcia z bajki, a on i tak, nawet jakby się zjawił, nie miałby szans.

Klara napisał/a:
nie uzależniała swojego szczęścia od drugiego człowieka


No własnie. A dla mnie to niedawno było prima. I nie mogłam zrozumieć co jest z tym życiem.

ulena - Nie 02 Gru, 2012 22:12

ja napisał/a:
Zmieniam siebie na lepsze a życie samo stanie się lepsze.

Ja - jestem pod wrażeniem jak szybko się uczysz tylko pamietaj nawet jeśli zachowasz sie nie tak jakbyś sobie życzyła (była miła, gdy w środku Cię rozwala, uśmiechała się gdy masz chęć w pysk dać, złościła sie, a potem żałowała- bo było tak miło , a ja przez swoje emocje to spieprzyła itp.) to nie rozpaczaj na wszystko trzeba czasu , ja już rok odkąd zmieniam siebie, a ciągle sama siebie zaskakuję swoimi starymi zachowaniami i tak ja na początku robiłam sobie wyrzuty, że za mało nad sobą pracuję tak teraz w chwilach , gdy zachowuję się "po staremu" odpuszczam sobie i analizuję dlaczego tak się znów zachowałam , jesli odkryję dlaczego jest ok , jeśli nie- jest ok wiem ,że jeszcze dużo czasu i nauki trzeba , a i tak pewnie zawsze będą "lepsze i gorsze " dni

ja - Nie 02 Gru, 2012 22:35

Na razie sa to tylko moje przemyslenia, jak je wcielic w zycie to za chiny ludowe nie wiem. Mam ochote spakowac caly majdan i zwiac. Jest mi zle tu gdzie mieszkam. Jest mi zle z moim zyciem. Ale co robic pomyslow brak. Wiem ze to co czuje moze byc nieadekwatne do sytuacji, w ktorej jestem. Juz dluzej nie da sie oszukiwac samej siebie ze bedzie dobrze. Zbudowalismy z M. nowy dom a razem z tym domem mialo byc nowe, lepsze zycie. I dziwilam sie dlaczego mimo spelnienia marzenia mi jest coraz smutniej. Teraz zaczynam to rozumiec chociaz czasami jeszcze cos we mnie sie burzy i odmawia wspolpracy.
ja - Nie 02 Gru, 2012 22:40

Cytat:
trzeba bylo mnie zobaczyc
moze i tak. ;)
olga - Nie 02 Gru, 2012 22:44

ja napisał/a:
Zbudowalismy z M. nowy dom a razem z tym domem mialo byc nowe, lepsze zycie. I dziwilam sie dlaczego mimo spelnienia marzenia mi jest coraz smutniej.


To nie dom jest nie ten. To ludzie czyli M.
Ja nie lubiłam mojego mieszkania a tak marzyłam o własnym. Przez całe lata nie wiedziałam dlaczego go nie lubię. Kiedys to wreszcie zrozumiałam. Od kiedy eksa w nim nie ma nareszcie jest ciepło i przytulnie i lubię w nim być.

ulena - Nie 02 Gru, 2012 23:01

olga napisał/a:
lubię w nim być.

no właśnie i ja lubię teraz swój dom choć razem z mężem mieszkam ale i on się zmienił pomimo jego nawrotów (ale coraz rzadszych i krótszych , bo kiedyś raz w miesiącu przez co najmniej tydzień kompletnego chlania, a teraz 3-4 miesiące po 1-2 dniach) a w międzyczasie to nawet nie ma takiej nerwówki więc...) kocham swój domek

ja - Pon 03 Gru, 2012 13:19

ulena napisał/a:
kocham swój domek

A ja nie. Ale nie wiem naprawdę czy to chodzi o lokalizację czy o ludzi (M.) Czy też o zmianę trybu życia (siedzę z małym w domu). Nie wiem ale mam nadzieję że się dowiem. Nie umiem zagrzać nigdzie miejsca. Tam gdzie było mi dobrze nie mogliśmy mieszkać bo wypowiedziano nam mieszkanie. To jest tak, ze jak było dobrze z M. to dostawałam wiatru w żagle i podejmowałam różne decyzje patrząc z optymizmem w przyszłość. A jak się waliło okazywało się że te moje decyzje mi nie pasują. Czasami mi się wydaje, że najlepiej mi jest jak mieszkam z dala od domu rodzinnego (teraz mieszkam 200m od domu rodzinnego w tej samej miejscowości) Jak idę tam gdzie mnie nikt nie zna to czuję się lżej. Tak jakbym cały ten bagaż zrzucała i mogła być inną osobą. Może dopiero wtedy prawdziwą "ja". A może własnie nie? Ale udawanie kogoś innego niż się jest jest takie fajne? Nie wiem.

ulena napisał/a:
teraz 3-4 miesiące po 1-2 dniach)


mój też mniej pije. Nawet bardzo rzadko ale ja nie potrafię się cieszyć, z tego że rzadziej pije. Najlepiej mi jest jak go nie ma. On mnie przytłacza? Nie potrafię wtedy samodzielnie myśleć a na pewno mam to utrudnione. Czuję się nieporadna. Dopiero jak on znika to mi się chce. Wszystkiego. Mi się wydaje, że niestety te przeszłe lata za bardzo dały mi się we znaki, że z uczucia już nic nie zostało. Zostało tylko współuzależnienie. Uczciwie powinnam powiedzieć mu że dalej już się nie da. Że wszystko się skończyło. Ale tchórz ze mnie. Nie mam na to siły. Jeszcze.

Linka - Pon 03 Gru, 2012 13:42

ja napisał/a:
Musze nauczyć się, że sama jestem kimś ważnym i nie potrzebuję nikogo aby istnieć. A jak na razie rozstanie z mężem utożsamiałam z poznaniem kogoś nowego aby móc żyć. A nie myślałam nigdy, że mogę sama. Że jestem samodzielna, mądra, ważna sama dla siebie i nie potrzebuję nikogo aby coś znaczyć. Zawsze potrzebowałam kogoś aby czuć się "kimś ważnym".

Uświadomienie sobie tego, to był początek moich przemian, ponad rok temu napisałam:
"Co gorsza ja cale zycie bylam przeswiadczona ze ja nie potrafię byc sama.
To co dla innych wydaje się normalne, ja odkryłam dopiero teraz ze można byc szczęśliwym w pojedynkę,
ze tego szczęścia nikt inny oprócz mnie samej dać mi nie może.Tego sie dopiero uczę."
Bolało , bardzo bolało, płakałam , żaliłam się...
przeżyłam swego rodzaju żałobę i jest dużo lepiej, choć nieraz jeszcze dopadają mnie smutki

ulena - Pon 03 Gru, 2012 21:13

ja napisał/a:
Nawet bardzo rzadko ale ja nie potrafię się cieszyć, z tego że rzadziej pije

Ja - dla mnie najwazniejsze jest to, że czy pije czy nie ja o tym nie myślę , nie jest to temat moich rozważań ani dociekań -nie zadaję sobie pytań dlaczego pije?, dlaczego nie chce przestać? Cieszę sie jak jest trzeźwy , współczuję mu jak pije ale już nie mam tego dramatu co kiedyś, ja robie swoje . Widzisz ja zostałam z moim alko i wcale nie żałuję, bo obydwoje zmieniliśmy się i bardzo zbliżyli, nasze małżeństwo nabrało pełni. Spytasz jak to możliwe??? Ano widzisz - możliwe , bo ja tego chciałam i on tego chciał, a to już daje MOC. Zyczę Ci by Twoje wybory , były wyborami, które podejmiesz TY sama bez żadnych nacisków, ale nie rób niczego na siłę, jak nie będziesz wiedziała co zrobić to najlepiej nie rób nic, a odpowiedź , uwierz mi, przyjdzie sama. :buziak:

ja - Wto 04 Gru, 2012 11:35

ulena napisał/a:
Cieszę się jak jest trzeźwy


a jak nie jest to ... żyjesz swoim życiem? To chyba musisz mieć dwa scenariusze na każdy dzień, albo jeden ale bez niego zawsze. A ja nie chce tak. Ja już tak mam że albo 100% albo wcale. Nie potrafię zadowolić się resztkami. Ja chcę czerpać z życia. To tak to działa? : Umawiacie się że idziecie do kina a on przychodzi pijany. I co dalej. 1. Idziesz sama do kina 2. Zostajesz w domu. Tak czy siak to on dalej kieruje poniekąd twoim życiem. Ja mam opcję 0. nie umawiam się nigdy z nim do kina. Na nic się z nim nie umawiam. Bo zawsze może zawieść.

ulena napisał/a:
i bardzo zbliżyli, nasze małżeństwo nabrało pełni

Nie widzę tu możliwości zbliżenia się. Ale to tylko moje zdanie.
Nie chcę żebyśmy żyli obok siebie ale osobno. U mnie na wsi wiele kobiet tak żyje i ja sobie postanowiłam, że tak nie będę. Więc albo jest ze mną i się godzi na warunki trzeźwości albo się rozstajemy. Inna sprawa, że nie potrafię mu tego powiedzieć. :?

ulena - Czw 06 Gru, 2012 21:35

ja napisał/a:
żyjesz swoim życiem

widzisz czy mąż trzeźwy czy też nie to ja żyję swoim życiem i zawsze robię to co powinnam (czyt.pracuję) i wolny czas spędzam w taki sposób w jaki chcę, a co do umawiania sie z mężem to owszem ale sie nie nastawiam , bo... ok jak będzie trzeźwy to pójdziemy razem , a jak nie to pójdę sama. Na pewno jest łatwiej zostawić wszystko i życ samej ale ja nauczyłam się "życ obok" i wymaga to wiekszej pracy nad sobą , a ja nigdy nie szłam na łatwiznę, i rozumiem, że ty nie chcesz tak żyć i każdy ma swoje wybory, którymi kieruje się w życiu. Teraz to nawet dziekuję moje Sile Wyższej za męża alkoholika, bo dzieki temu zaczęłam szukać pomocy i każdego dnia moje życie nabiera pełni i radości z każdej malenkiej chwili. Pozdrawiam cieplutko i zyczę Ci byś była naprawdę zadowolona z życia i szczęśliwa pomimo niesprzyjającej rzeczywistości, bo szczęście zależy od nas, a nie od tego co nas otacza

pannamigotka - Pią 07 Gru, 2012 10:27

ulena napisał/a:
nawet dziekuję moje Sile Wyższej za męża alkoholika, bo dzieki temu zaczęłam szukać pomocy i każdego dnia moje życie nabiera pełni i radości


Ulena, zaimponowałaś mi tym zdaniem. Zaszłaś bardzo daleko, gratulacje. :kciuki:

ja - Sob 08 Gru, 2012 21:01

Dzisiaj cudny dzień. Spędziłam go tak jak kocham czyli z dziećmi (nie tylko moimi). Było wesoło i śmiesznie. Był klaun i Santa Claus też się pojawił. Dzieciaki miały frajdę. Akcja promocyjna zakończona sukcesem.

A tak przy okazji: Bardzo dziękuję. Wszystkim. Za dobre słowo. Za niecackanie się. Wiem, że długa i trudna droga przede mną ale czuję taką zmianę w moim nastawieniu, że nie do uwierzenia. Nawet jak patrzę w lustro to bardziej się sobie podobam. :lol2:

Czytam Melody Beattie "Koniec współuzależnienia". Jakoś więcej dociera do mnie z forum niż z jej treści. Podczytuję także wątki na forum. Dużo mi to daje. Bo przestaję myśleć o swoim losie jak o jakiejś szczególnej historii. Dociera, że historia taka jak wiele. Nic szczególnego. Nie wiem czy inni też tak mają ale ja miałam skłonność do gloryfikowania swojej sytuacji. A tu dociera, ze to standardowy przypadek a rozwiązanie proste jak cep. Tylko trzeba posłuchać mądrzejszych i doświadczonych w temacie. Jakby było fajnie, jakbyśmy potrafili korzystać z błędów innych i wyciągać wnioski.

pterodaktyll - Sob 08 Gru, 2012 21:05

ja napisał/a:
Jakby było fajnie, jakbyśmy potrafili korzystać z błędów innych i wyciągać wniosk

Terapeuci nie mieli by co robić :bezradny:

Tak trzymaj :okok:

rufio - Sob 08 Gru, 2012 23:24

ja napisał/a:
Tylko trzeba posłuchać mądrzejszych i doświadczonych w temacie

Jeszcze mały drobiazg - trzeba ich = usłyszeć =


prsk. :lol:

ja - Nie 09 Gru, 2012 21:39

rufio napisał/a:
trzeba ich = usłyszeć =


No właśnie, a u mnie ze słuchem coś kiepsko ostatnio. Przydałby się laryngolog. :dokuczacz:

pterodaktyll - Nie 09 Gru, 2012 21:42

ja napisał/a:
u mnie ze słuchem coś kiepsko ostatnio. Przydałby się laryngolog.

Może wystarczy solidne płukanie uszu :p

ja - Nie 09 Gru, 2012 21:59

Taa, najlepiej połączone z dużą ilością zimnej wody. Wylaną na głowę.
pterodaktyll - Nie 09 Gru, 2012 22:02

ja napisał/a:
najlepiej połączone z dużą ilością zimnej wody. Wylaną na głowę.

Trudno się z Tobą nie zgodzić w tej kwestii :mgreen:

rufio - Nie 09 Gru, 2012 22:19

Patrzcie - patrzcie i słuchajcie - zaczyna fikać :rotfl: :wysmiewacz:
ja - Nie 09 Gru, 2012 23:19

rufio napisał/a:
zaczyna fikać


znaczy się podskakuje ? :mysli:

Scarlet O'Hara - Nie 09 Gru, 2012 23:25

ja napisał/a:


Czytam Melody Beattie "Koniec współuzależnienia". Jakoś więcej dociera do mnie z forum niż z jej treści. .


Osobiscie podchodzilam do tej ksiazki ze 3 razy.Teraz utknęłam gdzieś w połowie.
Za to "małżeństwo na lodzie " poszło jak po lodzie fsdf43t czytałam 2 razy i uważam ,że warto ją kupic i wracac co jaiś czas w ramach przypomnienia.Czytając za każdym razem dociera coś innego.

rufio - Nie 09 Gru, 2012 23:28

ja napisał/a:
się podskakuje ? :mysli:

Niekoniecznie - można inaczej to tez interpretować :P

ja - Nie 09 Gru, 2012 23:31

Scarlet O'Hara napisał/a:
"małżeństwo na lodzie " (...) warto ją kupic


Poszukam jej sobie. W tej za dużo jest teorii i suchych faktów. Masz to, masz tamto, nie możesz, zrób coś - bardzo chętnie tylko jak ? A i takie polecenia i wskazówki działają na mnie jak płachta na byka - nie ma mowy żebym coś zrobiła jak ktoś mi to każe bez dobrej argumentacji. Taki ciężki przypadek ze mnie. :mgreen:

pterodaktyll - Nie 09 Gru, 2012 23:33

ja napisał/a:
. Taki ciężki przypadek ze mnie. :mgreen:

typowy :p

ja - Nie 09 Gru, 2012 23:36

typowy, typowy ... :nie: A ja myślałam, że taka niezwykła jestem. rg5th67j
pterodaktyll - Nie 09 Gru, 2012 23:37

ja napisał/a:
ja myślałam, że taka niezwykła jestem.

Nie w tej kwestii :mgreen:

ja - Nie 09 Gru, 2012 23:39

pterodaktyll napisał/a:
Nie w tej kwestii


Więc nadzieję mogę mieć. Że jednak. Nie całkiem ale zawsze ... :hura:

pterodaktyll - Nie 09 Gru, 2012 23:40

ja napisał/a:
Więc nadzieję mogę mieć.
:tak:
ja - Nie 09 Gru, 2012 23:45

sdfgdrg
ja - Pon 10 Gru, 2012 15:57

A więc krok pierwszy nastąpił. Byłam w Ośrodku. Spotkanie number 1. Powiedziałam M. po powrocie gdzie byłam i po co bo nie umiem dobrze kłamać i nie lubię tego robić. A zresztą te spotkania co tydzień to co za każdym razem wymyślać. I jest mi z tym dobrze. Jemu nie. Biedulek zamilkł i zbladł. :rotfl: Cóż życie.

A mi jakoś lżej. Jakoś weselej. :] Ja to gaduła jestem a jeszcze ktoś chce mnie słuchać i nie oceniać to prawdziwy raj dla mnie. Paplałam bez opamiętania. :rotfl: Oczywiście na początku musiałam trzymać nerwy na wodzy żeby się nie rozpłakać. Ale ok było.
Jutro grupa.

pietruszka - Pon 10 Gru, 2012 15:59

Brawo :brawo:
Klara - Pon 10 Gru, 2012 16:03

ja napisał/a:
Spotkanie number 1.

:brawo:
ja napisał/a:
Jutro grupa.

:okok:
ja napisał/a:
Biedulek zamilkł i zbladł.

Mój przez jakiś czas przyjeżdżał po mnie i czekał w najbardziej oświetlonym miejscu tuż przy ośrodku.
Pomyślałam, że chodzi o to, żeby wszyscy myśleli, że mam fajnego męża i sobie wymyślam.
Zapytałam go o to. Potwierdził :D
W końcu nie wytrzymał i znów zaczął pić, chodzić na terapię, pić, zaliczać odwyki, pić i tak w kółko :bezradny:

ulena - Śro 12 Gru, 2012 20:59

JA :brawo: :brawo: :brawo: tak trzymaj , zobaczysz , kiedyś to życie okaże się nie jest tak straszne ani szare, że mimo męża alkoholika sa też radości, a z czasemm tych radości będzie więcej niż smutków (bo te to będą zawsze czy będziesz z alko czy też nie), a i ze smutkami będziesz sobie lepiej radzić
ja - Śro 12 Gru, 2012 21:55

Dziękuje. Poszłam za ciosem i byłam wczoraj na terapii grupowej. Oczywiście prawie nie dojechałam bo nie miałam z kim małego zostawić ale w ostatniej chwili udało się. Spóźniłam się ale cóż, ważne, że dotarłam.

Wkurza mnie M. bo z jego słów wynika, że myśli, ze ta terapia pomoże naszemu związkowi. Tak jakbym ja była tutaj problemem. Ale nie wyprowadzam go z błędu.

Nie wiem, co mi ta terapia da. Jakoś średnio wierzę, że zmieni mnie jakkolwiek. Ale wiem na pewno, że pomaga mi już pośrednio bo wychodzę z domu, coś robię a to mi daje naprawdę dużo pozytywnej energii. Oczywiście u mnie ze skrajności w skrajność. Planuje teraz góry przenosić. I nie wiem na ile jest to wszystko realne. Możliwe, że jest ale jak on znowu zawali to ja mam wtedy atak paniki i się wycofuję. I nigdy mi nic nie wychodzi jak bym chciała. A obiektywnie patrząc wiem, że mogłabym dużo.

Klara - Śro 12 Gru, 2012 22:05

ja napisał/a:
Planuje teraz góry przenosić. I nie wiem na ile jest to wszystko realne.

To może góry zostaw tam, gdzie one stoją, a Ty małymi kroczkami zmieniaj to, co możesz zmienić, czyli przede wszystkim siebie i swoje nastawienie do "nawalania" ze strony M.
Ktoś tu kiedyś powiedział: "Pomalutku krasnoludku"... i to jest bardzo dobra rada.

ja - Śro 12 Gru, 2012 22:20

Klara napisał/a:
zmieniaj to, co możesz zmienić


Moje nastawienie...? Na jakie? Że mi nie psuje humoru, że idę dalej mimo jego. Wiem dokładnie to wszystko. Ale jak? Fajnie by było tak sobie powiedzieć i już jest.

Najgorsze jest, że ja nie mam nikogo na kim bym mogła się oprzeć. Wiem, ze mam na sobie ale tu też nie ma na kim. Ja czuję się bardzo samotna. Bardzo słaba i sama. cf2423f

Ch...ra, wahania nastrojów jak w ciąży. Pół domu posprzątałam - tyle miałam chęci do życia a teraz pobeczałam się jak dziecko. :beczy:

Najgorsze jest to, że nie umiem stwierdzić czy to myślę i czuję jest prawidłowe i dobre. Nie wierzę sobie. Tyle razy siebie zawodziłam. Ufałam swoim odczuciom i sądom i nie miałam racji, że teraz już nic nie wiem. Nie wiem. Nic.

rufio - Śro 12 Gru, 2012 23:03

ja napisał/a:
Najgorsze jest to, że nie umiem stwierdzić czy to myślę i czuję jest prawidłowe i dobre. Nie wierzę sobie. Tyle razy siebie zawodziłam. Ufałam swoim odczuciom i sądom i nie miałam racji, że teraz już nic nie wiem. Nie wiem. Nic.

Nauczysz się - już E. postara się abyś dobrze oceniała i nie tylko obserwowała

ja - Śro 12 Gru, 2012 23:12

Może tak. Ale jak zaznaczała sobie tam coś (powiązania i koligacje rodzinne) to widziałam w jej twarzy coś w rodzaju: łatwo nie będzie vel niezły bigos tu mamy, od czego tu zacząć. :uoee:
pterodaktyll - Śro 12 Gru, 2012 23:17

ja napisał/a:
widziałam w jej twarzy coś w rodzaju: łatwo nie będzie vel niezły bigos tu mamy, od czego tu zacząć.

Godna podziwu przenikliwość............Projektantko :p
Mogę spytać skąd wiedziałaś co się dzieje w jej głowie?

rufio - Czw 13 Gru, 2012 16:19

pterodaktyll napisał/a:
Mogę spytać skąd wiedziałaś co się dzieje w jej głowie?



W głowie Gadzie to nie ale na twarzy to widać - potrafi mimiką doprowadzić do szału . :[ :krzyk:

ja - Czw 13 Gru, 2012 17:27

pterodaktyll napisał/a:
skąd wiedziałaś co się dzieje w jej głowie?


co się dzieje to nie bo ja jednak

ja napisał/a:
widziałam w jej twarzy


Zresztą nie chciałabym wiedzieć co dzieje się w jej głowie. Na nic mi to. Jednak przez mimikę twarzy można odczytać pewne informacje. :>

Klara - Czw 13 Gru, 2012 17:35

ja napisał/a:
Fajnie by było tak sobie powiedzieć i już jest.

Czy ktoś tu powiedział, że ma się to wszystko zmienić JUŻ?
Byłaś dopiero na pierwszym spotkaniu.
P-O-W-O-L-I obywatelko!. Wszystko w swoim czasie!
No buntujesz się jakoby ten narowisty quń.

pterodaktyll - Czw 13 Gru, 2012 20:37

rufio napisał/a:
potrafi mimiką doprowadzić do szału

Znasz ją? :mysli:

rufio - Czw 13 Gru, 2012 20:43

pterodaktyll napisał/a:
Znasz ją? :mysli:

Ona mnie stworzyła na nowo - pełen szacun i jeszcze parę malutkich
Dwa lata tworzyła Rufia.
:kwiatek:

pterodaktyll - Czw 13 Gru, 2012 20:51

rufio napisał/a:
Ona mnie stworzyła na nowo -

Aaa.to zmienia postać rzeczy, wycofuję się z tego co napisałem do "ja" ..... :bezradny:

olga - Pią 14 Gru, 2012 08:48

ja, myślę, że filmy sobie kręcisz. Twoja terapka nie takie przypadki widziała, a może i takie, ale co Cie to obchodzi. Ona od tego jest żeby Ci pomóc a Ty idziesz tam po to żeby jak najwięcej wziąć dla siebie i tylko to się liczy.
ja - Pią 14 Gru, 2012 10:14

olga napisał/a:
terapka nie takie przypadki widziała


Klara napisał/a:
buntujesz się jakoby ten narowisty quń


Po prostu zdając sobie sprawę z beznadziejności przypadku :rotfl: obawiam się o wynik leczenia. A tak naprawdę to miałam gorszy wieczór. Czasami tak mam a potem sobie myślę - kobieto, weź się w garść i nie szalej. Wiem, że na wszystko potrzeba czasu. Że do takiego stanu ducha też nie doprowadziłam się w jeden dzień.

Jak byłam na grupie to czułam się jakbym "zostawiła siebie w domu". Byłam tam, słuchałam, ale moje emocje i uczucia były w domu. Inaczej bym tam chyba nie dała rady. Tak samo w sumie podczas indywidualnej. Mówiłam jakby o kimś obcym. Jakby to nie było o moim życiu. Zawsze tak jest? Czy to jakaś taktyka obronna, żeby nie bolało tak bardzo?

olga - Pią 14 Gru, 2012 10:19

ja napisał/a:
Po prostu zdając sobie sprawę z beznadziejności przypadku


Dlaczego Twój przypadek miałby być bardziej beznadziejny od innych? Myślisz, że jesteś wyjątkowa?
ja napisał/a:
Jak byłam na grupie to czułam się jakbym "zostawiła siebie w domu".


Nie dopuszczasz do siebie tego co się dzieje, odrzucasz to. Dopóki tego nie przyjmiesz i nie zmierzysz sie z tym - będziesz stała w miejscu. Nie martw się jednak jest to jeden z etapów, który minie gdy zaczniesz działać. Najpierw pojawi się ból wywołany świadomoscia sytuacji, później będzie coraz lepiej.

ja - Pią 14 Gru, 2012 10:32

olga napisał/a:
Myślisz, że jesteś wyjątkowa?


No właśnie chyba podświadomie tak myślę. Albo myślałam całe życie nie uświadamiając tego sobie i nie mówiąc głośno. Bo ta "wyjątkowość" to taka odwrócona wyjątkowość. Taka negatywna wyjątkowość. Wiemy o co chodzi bo nie chce mi się rozwodzić.

Tylko wszyscy mnie w tym umacniali. Jaka ty jesteś wyjątkowa bo mimo syfu w domu świadectwa z paskiem. Jaka ty jesteś wyjątkowa bo mimo męża alko sobie radzisz. A tu żadna wyjątkowość - normalne odruchy, w pierwszym przypadku dziecko-bohater jakich wiele, a w drugim normalna postawa współuzależnionej bo normalna baba miała by gdzieś tą wyjątkowość i dawno kopnęła delikwenta wiadomo gdzie. Ehh ....

olga - Pią 14 Gru, 2012 10:47

Ja też kiedyś myślałam, że jestem wyjątkowa. Najpierw byłam bardzo nieszczęśliwa bo mąż alkoholik. Domagałam się pocieszania i użalania nade mną. Jakoś nikt nie chciał mnie pocieszać i użalać się a wręcz przeciwnie. Potem byłam siłaczką - domagałam sie podziwu. Nikt nie chciał mnie podziwiać. Wreszcie dotarło do mnie, że wcale nie jestem taka wyjątkowa. Jestem zupełnie normalna, przeciętna, a moja sytuacja była taka jakich wiele. :bezradny.
ja - Pią 14 Gru, 2012 11:16

olga napisał/a:
Ja też kiedyś myślałam, że jestem wyjątkowa.


Dziękuje, że to napisałaś. Bo poczułam że mnie rozumiesz. Bardzo często jak czytam odpowiedzi na forum to czuję się atakowana. I wiem, że tak nie jest. I sobie tłumaczę. Ale poczucie zostaje.

olga - Pią 14 Gru, 2012 11:19

Uwierz mi, że nikt Cię nie atakuje tylko odziera ze złudzeń. To odzieranie boli i często odbieramy to jako atak bo bronimy tego obrazu świata jaki w nas siedzi.
Scarlet O'Hara - Pią 14 Gru, 2012 11:40

ja napisał/a:
Mówiłam jakby o kimś obcym. Jakby to nie było o moim życiu. Zawsze tak jest? Czy to jakaś taktyka obronna, żeby nie bolało tak bardzo?


Jesli chodzi o mnie to ja tez obralam taka taktyke ale mysle sobie ,ze chyba po to by sie nie rozklejac.Nie lubie przy kims okazywac slabosci.
Spowodowane jest to pewnie tym,ze latami udawalam twardzielke i to tez sobie wmowilam,wyrobilam takie zachowania.Zauwazylam nawet ze takie "biedne" nie zaradne zyciowo kobiety wzbudzaja we mnie litosc godna pozalowania.
Pewnie dlatego,ze taka wlasnie byla moja mama a ja zawsze staralam sie byc jej przeciwienstwem.

A o tym co pisala Olga to potwierdzam :) po kazdym grupowym spotkaniu wracam odarta z iluzji i zludzen,co tydzien jakies moje mity zostaja obalone.
U mnie to wywoluje poczucie lekkiej paniki bo nie bardzo jeszcze wiem jak sie "poruszac" w nowej sytuacji .
Ktos to musi uswiadomic bo zyjac z alko latami patrzymy w jednym kierunku nie rozgladajac sie na boki.
Wyjdzie nam to tylko na dobre.

ulena - Pią 14 Gru, 2012 14:03

Scarlet O'Hara napisał/a:
latami udawalam twardzielke

jak wiele innych kobiet, a do JA - każda z nas mysli, że ma wyjątkowo beznadziejna sytuację a tu się okazuje, że jest o wiele więcej beznadziejnych przypadków , może nawet" gorszych " od naszej sytuacji tylko my , tak samo jak alkoholicy,,dorabiamy sobie teorie do swego istnienia, bo skoro nikt nas nie docenia to same siebie docenaimy będąć twardzielkami jak napisała scarlett , ja robiłam to po ty by z dzieciaka pełnego kompleksów stać się najbardziej podziwianą osobą w otoczeniu, i oprócz radzenia sobie z alko, ciągłego usmiechu na twarzy (usmiech klauna, a pod spodem rozpacz), bycia najlepszą we wszystkim kosztem własnego zdrowia , byłam tak zakłamana , pomimo podziwu ludzi ja czułam do siebie wstręt i czułam, że jestem nikim winna wszystkiemu , a szczególnie pijaństwu męża, ale spokojnie powoli ten etap przechodzi tylko UWAGA nic nie dzieje się bez bólu , to musi boleć, by przyniosło ulgę

kahape - Pią 14 Gru, 2012 16:04

olga napisał/a:
Ja też kiedyś myślałam, że jestem wyjątkowa.
ja też
Scarlet O'Hara napisał/a:
latami udawalam twardzielke
oooo, tak. Trzeba było wszystko zorganizować, kontrolować, dopilnować, trzymać rękę na pulsie...
olga napisał/a:
To odzieranie boli i często odbieramy to jako atak bo bronimy tego obrazu świata jaki w nas siedzi.
i kiedy koleżanka powiedziała mi, że ubezwłasnowolniłam swojego męża, myślałam, że dam jej w zęby.
Na terapii okazało się to prawdą.
Wtedy ..."opadły mi rączki i główka schyliła się pokorze". Nie jestem wyjątkowa, nie jestem panią świata. Mało! Wcale nie muszę nią być.
Zaczęłam nowe życie.
pozdr

ja - Nie 16 Gru, 2012 21:24

kahape napisał/a:
ubezwłasnowolniłam swojego męża


Może tak być. Bo czasami myślałam, nie ważne co on myśli, nie ważne co chce - ważne jest to jak ja to zaplanowałam i doprowadziłam do wykonania - byle by był spokój.

ja - Śro 19 Gru, 2012 21:33

Pierwszy raz w życiu myłam okna przed świętami nie psiocząc na cały świat. Powiedziałam sobie, że robię to wszystko bo chce a nie, że muszę, że tak trzeba. I naprawdę cieszę się z tych świąt. Nie napinam się. Nie planuję za dużo. Robię to co chcę. I jest mi z tym dobrze.
pietruszka - Śro 19 Gru, 2012 21:53

ja napisał/a:
Robię to co chcę. I jest mi z tym dobrze.

Fajnie to czytać :okok:

ja - Śro 19 Gru, 2012 22:26

Oczywiście nie jest tak, że po 2 spotkaniach terap. nagle mi się wszystko zmieniło. Że stał sie cud i jak za dotknięciem różdżki jest cudownie. Praktycznie nic się nie zmieniło. Nic oprócz małego szczegółu - mojego nastawienia. Zrozumienie siebie, chociaż w 1/1000, daje siłę. I nie mam złudzeń, że, jeśli chodzi o mojego M., będzie dobrze. Nawet czuję czasami ciszę przed burzą. Ale to jest już nieważne. ( Przynajmniej dzisiaj. :P ) A co będzie jutro to czas pokaże. Ale wiem, że ta terapia da mi siłę aby zmienić swoje życie. Ale górnolotnie to zabrzmiało :glupek:
smokooka - Śro 19 Gru, 2012 22:38

ja napisał/a:
nic się nie zmieniło. Nic oprócz małego szczegółu - mojego nastawienia.



I to jest wszystko o co chodzi :) :brawo: tak trzymaj :)

pietruszka - Śro 19 Gru, 2012 23:40

Nastawienie... to nie taki mały szczegół... :brawo:
ulena - Czw 20 Gru, 2012 21:06

JA czyli hallelujach i do przodu. :brawo: :brawo: Tak trzymaj jak będziesz na maxa korzystała z terapii to i ludziska z ciebie bydo jesce :luzik:
ulena - Czw 20 Gru, 2012 21:07

ja napisał/a:
mojego nastawienia.

to jest 90% naszego szczęścia lub nieszczęścia a reszta to taki nieistotny szczególik

Słoneczko - Pią 21 Gru, 2012 11:34

ja napisał/a:
Oczywiście nie jest tak, że po 2 spotkaniach terap. nagle mi się wszystko zmieniło
Dobrze, że tak sądzisz :tak: Ja od niemal trzech lat biegam, słucham tu i ówdzie i wciąż odnajduję w tym pokitranym współ... Siebie z pozytywnym....
ja napisał/a:
Praktycznie nic się nie zmieniło. Nic oprócz małego szczegółu - mojego nastawienia. Zrozumienie siebie, chociaż w 1/1000, daje siłę.
... właśnie - pozytywnym nastawieniem - zrozumienia siebie :buziak:
ja - Pią 21 Gru, 2012 21:52

Słoneczko73 napisał/a:
biegam, słucham tu i ówdzie i wciąż odnajduję w tym pokitranym współ... Siebie z pozytywnym....


No właśnie słuchać. Jakoś od niedawna zauważyłam, że więcej słucham a może lepiej, mniej mówię. Straszna gaduła jestem a teraz jakbym mniej mówiła. Staram się słuchać - słuchać siebie i innych też. Ciężko to zrobić bo ostatnio rzadko jestem sama a w samotności jakbym lepiej siebie słyszała.

M. walczy. Chodzi, stara się, próbuje przekonywać. Że już nigdy, że już nie chce i takie tam. Staram się nie słuchać tego, nie wdawać się w dyskusję. Ale nie wiem jak długo tak dam radę. Czasami coś tam odpowiem ale kosztuje mnie to dużo. Oczywiście o sprawach typu: podaj sól rozmawiamy. ;) Natomiast głębszych rozmów staram się unikać. Dlaczego? Bo nie wiem co mam powiedzieć. Tzn. nie wiem jak mam to powiedzieć, i czy dobrze zrobię. Mam na terapii to przerobić to może coś mi się rozjaśni. Boję się tej rozmowy jak cho...ra. Wiem, ze będzie bolało.

Klara - Pią 21 Gru, 2012 22:07

To jest skecz (w wielu miejscach na forum już się znajduje), ale warto się wsłuchać w jego treść.
Jak dla mnie, wynika z niego że facetowi trzeba posyłać jasne, proste i krótkie komunikaty, oraz nie łączyć tematów :D


staaw - Pią 21 Gru, 2012 22:14

Klara napisał/a:
Jak dla mnie, wynika z niego że facetowi trzeba posyłać jasne, proste i krótkie komunikaty, oraz nie łączyć tematów

Wyciągasz słuszne wnioski, tylko czy kobieta jest w stanie powiedzieć dla czego nie odzywa się do Kryśki, nie łącząs tego z kolorem sukienki w jakiej była 3 lata temu z Kryśką i i chłopakiem którego odbiła jej w podstawówce?

Dla tego uważam że pewne rzeczy należy mówić jemu kiedy zapyta, lub bezpośrednio to jego dotyczy...

ja - Pią 21 Gru, 2012 22:31

staaw napisał/a:
pewne rzeczy należy mówić jemu kiedy zapyta,


A więc czekam jak sam zacznie temat. Oczywiście póki nie zapije... :lol2:

ja - Śro 26 Gru, 2012 21:54

I po świętach.... Dzięki Bogu.

Nie wiem czy nie za dużo nagadałam o tym nastawieniu. Wtedy tak czułam i myślałam. Ale coś miałam go za mało. Na święta zabrakło.

ja napisał/a:
A więc czekam jak sam zacznie temat


I chyba się wykończę wcześniej. A on chyba "czując pismo nosem" nie zaczyna. A ja się chyba uduszę.

Dobrze, że już po świętach.

Żeglarz - Śro 26 Gru, 2012 22:01

Klara napisał/a:
facetowi trzeba posyłać jasne, proste i krótkie komunikaty, oraz nie łączyć tematów

Lekko złożone też mogą być, ale zdecydowanie nie łączyć tematów :lol2:

pannamigotka - Śro 26 Gru, 2012 22:04

Żeglarz napisał/a:
ale zdecydowanie nie łączyć tematów :lol2:

Jestem ekspertką w łączeniu tematów. Zaczynam od jakiegoś tematu i swobodnie płynę :) czasem można zapomnieć, co się chciało powiedzieć :P

ja - Śro 26 Gru, 2012 22:08

pannamigotka napisał/a:
czasem można zapomnieć, co się chciało powiedzieć


dokładnie, mam to samo.Potem muszę szybko w myślach wracać po kolei do tego co na początku żeby dokończyć.

Tylko tu nawet nie chodzi o to, że nie wiem co powiedzieć. Tylko nie umiem tego zrobić. Boję się tej rozmowy. Nie mam siły tego zakończyć a trwać w tym, tym bardziej.

Żeglarz - Śro 26 Gru, 2012 22:09

ja napisał/a:
A on chyba "czując pismo nosem" nie zaczyna.

A może tylko się Tobie tak wydaje? Nie zaczyna, bo skoro Ty nic nie mówisz to nie ma dla niego tematu?
Jak zapytasz, to odpowie, albo nie.
Jak coś powiesz, to On powie swoje.
I tyle. Myślę, że prawdopodobnie nic nosem nie czuje. :)

Klara - Śro 26 Gru, 2012 22:09

Żeglarz napisał/a:
zdecydowanie nie łączyć tematów :lol2:

Bo PUDEŁKA SIĘ NIE STYKAJĄ!!! :mgreen:

staaw - Śro 26 Gru, 2012 22:10

ja napisał/a:
dokładnie, mam to samo.Potem muszę szybko w myślach wracać po kolei do tego co na początku żeby dokończyć.

Najlepiej zacząć od pierwszej miłości w przedszkolu a skończyć na tym jakim świnią był godzinę temu.
W międzyczasie MUSISZ powiedzieć coś ważnego... :rotfl:

ja - Śro 26 Gru, 2012 22:22

Żeglarz napisał/a:
Jak zapytasz, to odpowie, albo nie.
Jak coś powiesz, to On powie swoje.


No i chyba o to chodzi. O to co odpowie. O to, o co zapyta. O to, że nie wiem co odpowiedzieć, jak zapyta to jak dalej. Dla mnie nie ma już nic dalej w sensie emocjonalnym. Ale w sensie praktycznym (mieszkanie itp) niestety jest. I nie widzę możliwości tego rozwiązania.

I nie zaczynam rozmowy bo nie wiem gdzie ona mnie zaprowadzi. Stoję w miejscu. A raczej się cofam bo świat idzie do przodu.

Żeglarz - Śro 26 Gru, 2012 22:26

Nie są to łatwe sprawy.
Ja, jak nie wiem co zrobić to stosuję metodę czekania co czas przyniesie.
Jednak do tego potrzeba cierpliwości.

Klara - Śro 26 Gru, 2012 22:30

ja napisał/a:
I nie widzę możliwości tego rozwiązania.

Wobec tego nie podejmuj NA RAZIE żadnej rozmowy.
Żyj swoim życiem nie oglądając się na niego.
Poczekaj.
Rób terapię i w tym czasie "magazynuj" sobie co ważniejsze sugestie i przykłady.
Daj czas czasowi, a rozwiązanie przyjdzie wtedy, gdy będzie potrzebne.

Edit:
O, Żeglarz już to napisał :)

ja - Śro 26 Gru, 2012 22:35

Też tak chciałam. Chciałam dac sobie czas aby znaleźć siłę. Ale tu chyba odzywa się mój charakter. Nie potrafię udawać a więc nie odwzajemniam dotyku, miłych słów. I muszę odpierać zarzuty, że jeden raz nie może przekreślić wszystkiego .
Jaki jeden raz ?! - mam ochotę wykrzyczeć. Przecież ostrzegałam, ze kiedyś się przeleje. Że będzie o krok za daleko, żeby zawrócić. I że kiedyś uczucie się skończy.

I doskonale wiem, że on ma podstawy żeby tego nie brać na serio. Wmówiłam sobie, że jest tak źle - to jego słowa.

Słoneczko - Śro 26 Gru, 2012 22:45

ja napisał/a:
Przecież ostrzegałam, ze kiedyś się przeleje. Że będzie o krok za daleko, żeby zawrócić. I że kiedyś uczucie się skończy.
W moim przypadku ostrzeżenia bez konsekwencji w działaniu nie przynosiły pozytywnych skutków w samozdrowieniu :bezradny: Za to czyny i konsekwentne postanowienia stały się ostoją spokoju :buziak:
ja napisał/a:
I doskonale wiem, że on ma podstawy żeby tego nie brać na serio
W to nie wątpię :nie:
Żeglarz - Śro 26 Gru, 2012 22:48

Może zastosuj metodę zdartej płyty.
Pomyśl co chcesz jemu powiedzieć (oświadczyć) w kilku słowach, ułóż sobie jedno lub dwa zdania i jak będzie powracał do tematu to mu to powtarzaj. Nie będziesz musiała się wówczas bać co odpowiedzieć, bo za każdym razem powiesz to co raz przemyślałaś. Po kilku razach być może odpuści.

ja - Śro 26 Gru, 2012 22:58

Słoneczko73 napisał/a:
ostrzeżenia bez konsekwencji w działaniu


Dokładnie, może o to chodzi. Brak konsekwencji w działaniu.

Powiem szczerze, że chciałbym móc znowu naiwnie zaufać. Wszystko byłoby prostsze. Ale już nie umiem. I zdaję sobie sprawę, że brak mojego działania wynika z tchórzostwa i ze strachu. A najszczerzej mówiąc to chyba z wygody. M. mi o prostu jest potrzebny. Tak praktycznie. A że tak się nie da żyć. :bezradny: Bez uczucia. No cóż.

Wszystko byłoby dla niego ok gdybym pozwoliła na zbliżenie bo to jest dla niego najbardziej odczuwalne i uważa, że go karzę przez braki bliskości fizycznej. A dla mnie to jest konsekwencja naszego oddalania się. Nie potrafię. I nie wynika to, jak on mówi z chłodnej kalkulacji.

Słoneczko - Śro 26 Gru, 2012 23:03

ja napisał/a:
A że tak się nie da żyć. :bezradny: Bez uczucia. No cóż.
Nie da się kochana, :nie:
ja napisał/a:
Wszystko byłoby dla niego ok gdybym pozwoliła na zbliżenie bo to jest dla niego najbardziej odczuwalne i uważa, że go karzę przez braki bliskości fizycznej.
Nie myśl, co on uważa... Ważne jest to, co ty czujesz, czego oczekujesz od siebie i dla siebie :tak:
ja - Śro 26 Gru, 2012 23:06

Żeglarz napisał/a:
Po kilku razach być może odpuści.


Nie odpuści. Muszę to przyznać ale on jest w stosunku do siebie uczciwszy niż ja do siebie samej. On nie boi się trudnych pytań. I wiem, że zada pytanie w którym zmusi mnie do potwierdzenia mojej decyzji zrzucając tym samym na mnie odpowiedzialność. A może tak nie jest tylko moja "chora głowa" takie filmy pisze. Nic jednak nie poradzę, że tak czuję. Wiem, że przejedzie po mnie jak buldożer. I boję się co zostanie ze mnie.

Oczywiście dochodzą jeszcze sprawy finansowo-prawne i to wszystko mnie przeraża. Dlatego stoję i czekam. Tylko na co?

pterodaktyll - Śro 26 Gru, 2012 23:11

ja napisał/a:
Dlatego stoję i czekam. Tylko na co?

Aż Ci się wszystko na głowę zwali i padniesz pod tym ciężarem

pannamigotka - Śro 26 Gru, 2012 23:16

ja napisał/a:
Dlatego stoję i czekam. Tylko na co?

To czekanie to jest wg mnie mądre działanie. Nie ma się co spieszyć, tym bardziej, że na razie masz korzyści z tego związku. Niestety życie to nie jest komedia romantyczna...

Moim zdaniem czekasz na wzmocnienie, na to, żeby w ogóle dojrzeć do jakichkolwiek decyzji. Najpierw uporaj się ze swoimi demonami (ja np intensywnie pracuję na programie al-anonowskim, czytam codziennie), a potem podejmuj życiowe decyzje. No bo jakbyś teraz miała podejmować, skoro sama nie wiesz za bardzo czego chcesz, skoro pewne sprawy Cię przerażają? Mówisz, że nie ma żadnego uczucia, a kiedyś było? Czy po prostu kolejny raz się na nim zawiodłaś (miałaś wobec niego oczekiwania, których być nie powinno), czy rozdzielasz jego chorobę i jego samego?
Z życiowymi decyzjami bym zaczekała, dała sobie kilka miesięcy na intensywną terapię i pracę na materiałach al-anon, ja widzę osoby, którym to pomaga, więc sama się chwytam z nadzieją, że pomoże. Potem odpowiedź może przyjść sama, sposoby na rozwiązanie.

A powiedz mi, on teraz nie pije, tak? Leczy się, robi coś?

ja - Śro 26 Gru, 2012 23:24

pterodaktyll napisał/a:
Aż Ci się wszystko na głowę zwali


Twardy kark mam to może nie będzie tak źle.

pterodaktyll - Śro 26 Gru, 2012 23:27

ja napisał/a:
Twardy kark mam to może nie będzie tak źle.

Powiadają, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni ale czy naprawdę do czegoś ten eksperyment na własnym organizmie potrzebny, skoro z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć jak się skończy?

ja - Śro 26 Gru, 2012 23:33

pannamigotka napisał/a:
A powiedz mi, on teraz nie pije, tak? Leczy się, robi coś?


Nie pije. Ale też nic nie robi w tym kierunku. Stara się naprawić nasze relacje. I natrafia na mur.

pannamigotka napisał/a:
Mówisz, że nie ma żadnego uczucia, a kiedyś było?


To uczucie było kiedyś tam. Na początku. Jesteśmy już prawie 13 lat. Ale było krócej niż sobie to chciałam wmówić. Potem to juz chyba tylko współuzależnienie mnie przy nim trzymało. I tu nie chodzi chyba tylko o picie. Bo rozmineliśmy się. Nawet jak się leczył i nie pił to nie było tak jak powinno być. Ale powiedziałam sobie, że tak widocznie musi być. I poszłam na kompromis. Taka poprawność polityczna była.

Tak naprawdę to chciałabym, żeby poszedł w ciąg. Bo by mi było prościej.

pannamigotka - Śro 26 Gru, 2012 23:57

ja napisał/a:
Tak naprawdę to chciałabym, żeby poszedł w ciąg. Bo by mi było prościej.

Oj , znam to...

Jeśli nic nie robi, to rzeczywiście nie ma szans na poprawę... Ciężka sytuacja.

Masz jakieś wsparcie w realu?

Ja się Tobie nie dziwię, że natrafia na mur. Nie da się naprawiać relacji bez faktycznego trzeźwienia. To jakby nie ma sensu, bo i tak wiadomo, co się za chwilę wydarzy, prędzej czy później. To takie życie w zawieszeniu... a jak się przed nim otworzysz, to później dostaniesz po tyłku, znów będzie boleć, z każdym razem bardziej... przecież przerabiałaś to nie raz, nie dwa, nie osiem... cf2423f

ja - Czw 27 Gru, 2012 12:42

pannamigotka napisał/a:
Masz jakieś wsparcie w realu?


No właśnie, że nie mam. Nie wiem jak to się stało, ale nie mam nikogo w pobliżu komu bym mogła się wyżalić. Mam jedną przyjaciółkę ale mieszka w innym mieście. Wybieram się do niej i jakoś wybrać nie mogę. Przez telefon nie chcę bo jakoś trudno mi jej to opowiedzieć.

pannamigotka napisał/a:
jak się przed nim otworzysz, to później dostaniesz po tyłku

I tu o to chodzi. Wiele razy mówiłam mu jak to wygląda z mojej strony. Więcej nie powiem. Cóż z tego że mu powiem, co czuję. Że nie widzę szans na dalsze wspólne życie jeśli musimy razem mieszkać. Nie potrafię myśleć i działać jak jest obok. Tak jakby jego obecność mnie paraliżowała. Siedzę i czekam. Aż zniknie.

ja - Czw 27 Gru, 2012 13:45

Gdyby ktoś kto mnie w realu zna przeczytał to, toby nie uwierzył. Wszyscy myślą, że mam takie cudowne, poukładane życie. Tylko tutaj pozwalam sobie na takie żale. W życiu jestem zawsze uśmiechnięta, pewna siebie, odpowiadająca zawsze: Wszystko w porządku u mnie. Nie skarżę się nikomu i nadrabiam miną. Przez ostatni rok to do mnie przychodziły dziewczyny i się żaliły na męża, na teściową. Pomagałam, myślałam jak pomóc, co doradzić. Byle nie myśleć o swoich problemach. Byle ta bańka nie prysła. A ona prysła.
Klara - Czw 27 Gru, 2012 13:49

ja napisał/a:
Tylko tutaj pozwalam sobie na takie żale.

Ja, czy Ty chodzisz na mityngi Al-Anonu?
Miałabyś się przed kim wyżalić i znaleźć zrozumienie, wsparcie i wskazówki.
Przepraszam, że nie pamiętam, a teraz nie mam czasu na przeglądanie Twojego wątku.

pannamigotka - Czw 27 Gru, 2012 13:51

Wiem, jak to jest być w alkoholowym związku bez wsparcia znikąd.
Wiem, co się wtedy myśli i czuje.
Teraz mam wsparcia aż nadto, wiem, że są osoby, które wiedząc o moim problemie odbiorą telefon o 3 w nocy jeśli zajdzie taka potrzeba. Wszystko zaczęło się od al-anon, tam poznałam wartościowe osoby, z podobnymi problemami, to jest jak wsparcie rodziny, którego się nie otrzymało /nie otrzymuje.

Ja też się nigdy nie żaliłam, też tworzyłam inny obraz mojej rodziny na zewnątrz. Zaczęłam mówić (a raczej pisać) tu na forum, potem właśnie al-anon. Ależ mi było wtedy lekko. Teraz zdecydowałam się mówić... w rodzinie. I przeżyłam i jest mi z tym dużo lżej.

Małgoś - Czw 27 Gru, 2012 13:54

ja napisał/a:
Gdyby ktoś kto mnie w realu zna przeczytał to, toby nie uwierzył. Wszyscy myślą, że mam takie cudowne, poukładane życie. Tylko tutaj pozwalam sobie na takie żale. W życiu jestem zawsze uśmiechnięta, pewna siebie, odpowiadająca zawsze: Wszystko w porządku u mnie. Nie skarżę się nikomu i nadrabiam miną. Przez ostatni rok to do mnie przychodziły dziewczyny i się żaliły na męża, na teściową. Pomagałam, myślałam jak pomóc, co doradzić. Byle nie myśleć o swoich problemach. Byle ta bańka nie prysła. A ona prysła.


Zachowujesz się wręcz standardowo :]
Bo co to za ptak który kala własne gniazdo, własne brudy trzeba prać w swoim domu itp bzdury :/ Ale zauważ, że ci którzy potrafią wylać z siebie żal, poprosić o pomoc albo chociaż nie robić dobrej miny do złej gry szybciej i łatwiej rozwiązują wszelkie problemy. Ale by tak postępować trzeba siebie uleczyć, wywalić chore schematy :|

pannamigotka - Czw 27 Gru, 2012 13:55

http://www.al-anon.org.pl/czyal2.html

Czy al-anon jest dla Ciebie?

Jeśli tak, to spójrz:


http://www.al-anon.org.pl/spis.html

Słoneczko - Czw 27 Gru, 2012 14:02

ja napisał/a:
Przez ostatni rok to do mnie przychodziły dziewczyny i się żaliły na męża, na teściową. Pomagałam, myślałam jak pomóc, co doradzić. Byle nie myśleć o swoich problemach. Byle ta bańka nie prysła. A ona prysła.
Pamiętam równiez moją nadgorliwa pomoc innym... :bezradny:
Małgoś napisał/a:
Ale zauważ, że ci którzy potrafią wylać z siebie żal, poprosić o pomoc albo chociaż nie robić dobrej miny do złej gry szybciej i łatwiej rozwiązują wszelkie problemy. Ale by tak postępować trzeba siebie uleczyć, wywalić chore schematy :|
Małgoś :buziak: Z mojego doświadczenia wywalając chore schematy zdrowieję :tak:
Ja, bądź dobrej myśli, wszystko się poukłada, tylko nie od razu przychodzą efekty. "Pośpiech bywa ojcem powierzchowności". :przytul:

ja - Czw 27 Gru, 2012 14:03

Klara napisał/a:
czy Ty chodzisz na mityngi Al-Anonu?


Nie. Chodzę na terapię. Nie dałabym rady już więcej na nic chodzić. Nie mieszkam w mieście, tylko na wsi. Już samo wyjście na terapię zajmuję mi ponad 3 godziny z dojazdem. Mam małe dziecko. Nie mam go z kim tak często zostawiać.

pannamigotka napisał/a:
Teraz zdecydowałam się mówić... w rodzinie.

Najbliższa rodzina tzn. babcia wie że on ma problem. Ale ona pewnych rzeczy już nie zrozumie. I nie chce jej dokładać moich zmartwień.
Nie mam nikogo poza nią. Mama jest chora i nie da się z nią porozmawiać na takie tematy. A z teściową też nie ma sensu. Co jej będę mówić. Tez pije.

ja - Czw 27 Gru, 2012 14:07

A jaka jest różnica pomiędzy Al-anon a terapią grupową?
Małgoś - Czw 27 Gru, 2012 14:12

Słoneczko73 napisał/a:
Z mojego doświadczenia wywalając chore schematy zdrowieję

Grunt to załapać, że coś co powtarzamy w kółko nam szkodzi zamiast służyć. Tyle, że to cholernie trudne... no bo jak to?! Ja mam się przyznać, ze nie ogarniam tego co się dzieje u mnie w domu? Przecież ja muszę ogarniać bo inaczej to ja do niczego jestem!
A wcale tak nie jest! Ja to ja, a mąż to druga osoba i ja w jej głowie nie siedzę, nie wychowywałam go, nie jestem jego mamą itp. Mam prawo pomylić się i....zmienić.

pannamigotka - Czw 27 Gru, 2012 14:14

Ale jednak terapia to zupełnie co innego. Na mityngi nie musisz jeździć regularnie, możesz pojechać jakieś 5 razy i stwierdzić, czy Ci to odpowiada czy nie. Ja co tydzień główkuję z kim zostawić dziecko, bo MUSZĘ tam być. Polecam.
Ja sobie myślę, że jestem chorą, moim lekarstwem jest terapia, mityngi, czytanie. Wszystko to robię i widzę efekty. Zresztą mnie terapeutka powiedziała, że ja potrzebuję głównie wsparcia, no a to na al-anon właśnie.

Klara - Czw 27 Gru, 2012 14:19

ja napisał/a:
A jaka jest różnica pomiędzy Al-anon a terapią grupową?

Terapia jest prowadzona przez wykwalifikowanego terapeutę, jest oparta na programie terapeutycznymi oraz kiedyś się kończy.
Al-Anon grupuje ludzi dotkniętych problemem alkoholowym w rodzinie, swoje działanie opiera na 12 krokach i 12 tradycjach.
Nie ma tam profesjonalnych terapeutów, ale daje zrozumienie i wsparcie.
W oparciu o program Al-Anon też można zdrowieć z dobrym skutkiem, chociaż najlepiej jest, gdy przejdzie się obydwie formy pomocy.
Al-Anon trwa dopóty, dopóki są chętni do uczestnictwa, czyli w praktyce jest pomocą na całe życie.

pannamigotka - Czw 27 Gru, 2012 14:22

Poczytaj sobie o Al-Anon. Wcześniej podałam oficjalną stronę. Tu z wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Al-Anon

Też mamy swój program zdrowienia, swoją literaturę, jasno określone zasady (nie doradzamy, nie oceniamy).
Powiem Ci, że bardzo się cieszę, że przede mną styczeń i najważniejszy stopień

1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu i że nie jesteśmy
w stanie kierować naszym życiem.

To jest podstawa i od tego należałoby zacząć, także nie mogę się doczekać. Ja widzę, że osoby, które rzetelnie pracują na stopniach A-Anon wychodzą ze współuzależnienia, dopiero tam spotkałam takie osoby (wcześniej nie sądziłam, że ze współuzależnienia można wyjść)

Może podjedziesz do mojej grupy? :mgreen: Dysponujemy mądrymi babkami ;)

ja - Czw 27 Gru, 2012 14:23

Małgoś napisał/a:
Mam prawo pomylić się i....zmienić.


No właśnie. Ale ja sobie tego prawa chyba nie daję. Bo jak od małego ci wmawiali że ty taka zaradna i dzielna jesteś to jak teraz pozwolić sobie na nieradzenie.

Ale to chyba nie o to chodzi. Bo w sumie niech mówią i myślą sobie co chcą.

Chcę żebyśmy się rozstali, z drugiej strony jednak cały czas nie wiem czy wolno mi tego chcieć. Wiem że M. sobie na to bardzo zasłużył ale wiecie co, szkoda mi go. Nie wiem gdzie miałby mieszkać, po drugie on jest chory, niedługo ma mieć operację. I tak w kółko mi w głowie myśli kotłują czy mam prawo. A jeszcze on deklaruje że nie chce pić. Nie wierzę mu ale fakt pozostaje faktem. Tzn. nie wierzę że nie będzie pił, bo że może chcieć to moze być prawda

pannamigotka - Czw 27 Gru, 2012 14:24

Tu masz w skrócie:

12 stopni (najważniejsze moim zdaniem, odpowiednik 12 kroków w AA)
12 tradycji
12 koncepcji

http://www.al-anon.org.pl/preambula2.html

Małgoś - Czw 27 Gru, 2012 14:29

ja napisał/a:
nie wiem czy wolno mi tego chcieć.


Jak może Ci nie być wolno?
Oczywiście że masz prawo podjąć taką decyzję jaką czujesz że będzie dobra dla Ciebie. Pamiętaj, że nikt za Ciebie Twojego życia nie przeżyje, ono jest Twoje i dla Ciebie, masz prawo być szcześliwa.
ja napisał/a:
on deklaruje że nie chce pić

A czy on wie, że to się leczy?!

ja - Czw 27 Gru, 2012 14:29

Wiecie mam uraz do tych całych 12 kroków. Jak byłam w podstawówce to chyba to było bardzo na fali i jakieś nowe bo zorganizowano (komisja ds. problemów alk.) konkurs gminny o tych dwunastu krokach. Uczestniczyłam w nim. Przygotowywała nas taka nawiedzona babka od religii i całe te 12. kroków kojarzy mi się niezbyt ciekawie.
A jeszcze jak widzę w okolicy to przy kościołach to jest organizowane. Nie zachęca mnie to.
pannamigotka napisał/a:
Może podjedziesz do mojej grupy?

Chętnie ale to już nawet jak dla mnie trochę za daleko. :]

Jacek - Czw 27 Gru, 2012 14:32

ja napisał/a:
Chcę żebyśmy się rozstali, z drugiej strony jednak cały czas nie wiem czy wolno mi tego chcieć. Wiem że M. sobie na to bardzo zasłużył ale wiecie co, szkoda mi go. Nie wiem gdzie miałby mieszkać, po drugie on jest chory, niedługo ma mieć operację. I tak w kółko mi w głowie myśli kotłują czy mam prawo. A jeszcze on deklaruje że nie chce pić. Nie wierzę mu ale fakt pozostaje faktem. Tzn. nie wierzę że nie będzie pił, bo że może chcieć to moze być prawda

no i se pewnie myślisz że tymi swymi myślami odróżniasz się od innych współuzależnionych
dokładniutko tak samiutko myślała moja żona
ale pewnego pięknego dnia,,powiedziała se "dość tego" - a niech się z nim stanie na co zasłużył
i postanowiła twardo do końca doprowadzić postanowiony rozwód
i wiesz co się stało???
i wiesz co zmienił ten tok myślowy???
dał mnie takiego kopa ,,, że grubo po 10 latach jestem jak nie ruszam alkoholu
i jej zmiana dała mnie zmianę mojego toku myślowego
dziś se myśle po co mnie ten alkohol był potrzebny

Linka - Czw 27 Gru, 2012 14:33

ja napisał/a:
A jeszcze jak widzę w okolicy to przy kościołach to jest organizowane. Nie zachęca mnie to.

to,że przy kosciołach to nie znaczy, że powiązane z kościołem.
My tylko salki wynajmujemy i tyle

i jeszcze jedno. czasem można z dziećmi przychodzić ale to już od grupy zależy

pannamigotka - Czw 27 Gru, 2012 14:37

ja napisał/a:
Przygotowywała nas taka nawiedzona babka od religii i całe te 12. kroków kojarzy mi się niezbyt ciekawie.


Hmmm... czyli jak zniechęcić ludzi do pomocy sobie? Zatrudnić nawiedzoną fanatyczkę. Jak dla mnie duży błąd.
U mnie też były jakieś lekcje dot. uzależnień, ale prowadził je... alkoholik i narkoman, trzeźwy i czysty rzecz jasna.


ja napisał/a:
A jeszcze jak widzę w okolicy to przy kościołach to jest organizowane. Nie zachęca mnie to.


Nie dziwi mnie to, cieszę się, że moja salka nie jest przykościelna. Chociaż L. ostatnio by na mityngu AA w salce przykościelnej i wrócił bardzo zadowolony (on ateista i antyklerykał jakich mało). Są to spotkania nie związane z żadną religią, a salki przykościelne dlatego, że to księża nie chcą za to pieniędzy.
ja napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Może podjedziesz do mojej grupy?

Chętnie ale to już nawet jak dla mnie trochę za daleko. :]

Oj tam oj tam fsdf43t Ale w sumie się zgadzam :mgreen:

Żeglarz - Czw 27 Gru, 2012 14:38

Linka napisał/a:
My tylko salki wynajmujemy i tyle

Wbrew obiegowej opinii, tam jest najtaniej, a czasem całkiem za darmo.

pannamigotka - Czw 27 Gru, 2012 14:40

Żeglarz napisał/a:
Linka napisał/a:
My tylko salki wynajmujemy i tyle

Wbrew obiegowej opinii, tam jest najtaniej, a czasem całkiem za darmo.

Nasz budynek jest miasta, udostępnia go nam raz w tygodniu w zamian za sprzątanie (umycie podłogi itp) raz na 2 miesiące.

ja - Czw 27 Gru, 2012 14:42

Przemyślę sobie to wszystko a na razie dziękuje za odzew i wsparcie. Idę zająć się dziećmi. :)
ja - Pią 28 Gru, 2012 22:10

Syn mi dał wczoraj do myślenia: Powiedział, że nie lubi taty. :(
ulena - Sob 29 Gru, 2012 13:29

ja napisał/a:


Nie. Chodzę na terapię. Nie dałabym rady już więcej na nic chodzić.

JA i ja również uważałąm, że nie da rady i terpaia i alanon i wiesz co?? okazało się , że mogę w jeden dzień -godzina terapii i godzina alanon - a wiesz dlaczego?? BO CHCIAŁAM zmienić swoje życie na lepsze i szczęśliwsze, a alanon daje mi nawet i więcej niż terapia, bo tam mogę rozmawiać , mogę słuchać , mogę poznać takie same osoby jak ja i si tego nie wstydzić. Szczerze polecam, b

ja - Sob 29 Gru, 2012 13:58

ulena napisał/a:
godzina terapii i godzina alanon


Fajnie że tak możesz sobie ustawić. Ja mam terapię we wtorki i potrzebuje na nią ponad 3 godziny (1,5 h terapii +plus dojazd). Muszę wyjść z domu po trzeciej żeby zdążyć a mój syn wraca ze szkoły o 15. Na szybko podaję mu obiad, każe odrobić lekcje i jade. Wracam około 18. Syn najczęściej jest w domu sam. Małemu zapewniam inną opiekę. To jest tylko jedne wyjście a całe popołudnie stracone dla dzieci.

A al-anon sprawdzałam i nawet nie ma w tej miejscowości co terapia. W innych są najczęściej o 17, 18 . Ja muszę małego położyć spać o 19.00


Natomiast ja czytam co piszecie o al-anon i to samo daje mi terapia. Też rozmawiamy z dziewczynami, słucham co one mówią, analizuje. Dla mnie ta terapia to duży krok do przodu i na razie nie mam siły zrobić kolejnego.

Dzisiaj M. zapytał się czy widzę jakieś szanse dla nas. I tu jest pies pogrzebany, że nie potrafię na tak wprost zadane pytanie powiedzieć, nie, nie widzę. I naprawdę w tym momencie nie myślałam o niczym. Nie chodziło, że myślę jak dam sobie radę, czy o innych rzeczach. Po prostu mam blokadę, nie jestem w stanie nic powiedzieć.

pannamigotka - Sob 29 Gru, 2012 20:19

ja napisał/a:
nie jestem w stanie nic powiedzieć.

i nie mów, nie przejmuj się tak bardzo jak on się poczuje, co pomyśli, jak on pił, to chyba się Tobą zbytnio nie przejmował, co?
mów tyle ile chcesz, nie więcej

pannamigotka - Sob 29 Gru, 2012 20:24

ulena napisał/a:
godzina alanon


wyrabiacie się w godzinę? macie małą grupę?
u nas pół godziny to jest samo przywitanie, modlitwa o p.d., wszystkie formułki i zasady, które trzeba przeczytać, następnie pytanie czy ktoś przybył z problemem- czasem nikt się nie odezwie, czasem jedna osoba i mówi długo, czasem np 5 osób mówi krótko
potem przeczytanie tematu i czytanie na ten konkretny temat z literatury al-anon

to jest już pół godziny, a gdzie wszystkie wypowiedzi
a przecież jeszcze radości, czytanie końcowe, sprawy org, kolejna modlitwa o PD

u nas trwa to ok 2 godzin, a potem jeszcze przez pół godziny rozmawiam z wybranymi osobami

Klara - Sob 29 Gru, 2012 20:30

ja napisał/a:
I tu jest pies pogrzebany, że nie potrafię na tak wprost zadane pytanie powiedzieć

Właśnie przyszło mi do głowy, że może w Twoim wypadku miałaby zastosowanie interwencja: http://bez-dymka.fm.interia.pl/popup.html
Bywa tu czasami Dromax, który zawsze ją polecał.
Ważne żeby pamiętać, żeby spełnić warunki konieczne przy jej przeprowadzeniu.
Skoro masz taki wielki problem komunikacyjny, to może tak przeprowadzona rozmowa dałaby Ci możliwość przekazania mężowi najważniejszych problemów, które Cię nurtują.

ulena - Nie 30 Gru, 2012 11:57

JA w alanon mamy hasełka , a moim ulubionym jest POWOLI LECZ PEWNIE i najważniejsze, że zrobiłaś pierwszy krok - terapia , a kiedyś będzie drugi byc może będzie nim alanon , a byc może i nie . Najważniejsze by niczego nie robic na siłę. Ja chodzę i na terapię i na alanon, bo bez tych moich dziewczyn jakoś byłoby ciężko i możę dlatego potrzebuję grupę, że terapię mam indywidulana (ze względu na warunki dojazdowe własnie).
ja - Śro 02 Sty, 2013 14:09

Klara napisał/a:
może w Twoim wypadku miałaby zastosowanie interwencja


Jakoś tego nie czuję. Jak dobrze zrozumiałam to ma ona za zadanie, żeby alko. zaczął się leczyć. a tu nie o to chodzi. Ja bym chciała mu przekazać, że moje uczucie się skończyło. Że nie mogę już tak dalej. I tu zaczynają się schody. Bo zaczniemy się szarpać o dom i te inne rzeczy. A ja jestem zbyt słaba na to jeszcze. Dlatego tak trwam w tym wszystkim.

ja - Czw 03 Sty, 2013 11:33

ulena napisał/a:
POWOLI LECZ PEWNIE


I pewnie tak jest najlepiej. Ale ja jestem raptus to mi jest trudno w ten sposób.

Od wczorajszego wieczoru mam jakiś lepszy humor. Szukałam sobie czegoś żeby czymś się zająć. Jakieś szkolenie czy coś. Myślałam o studiach podyplomowych ale to wszystko kosztuje.
Zresztą ciężko mi jest cokolwiek zaplanować bo boję się co będzie jak on znowu zapije. Staram się walczyć ze swoimi emocjami i uniezależnić uczuciowo ale do tego jeszcze daleka droga.

Jak było dobrze to zaplanowaliśmy swój biznes, zainwestowaliśmy trochę, zaciągnęłam zobowiązania i teraz miotam się co z tym robić. Na razie musimy przeczekać bo jest martwy okres.

Czy dam sobie sama radę?
Nie chodzi mi o sprawy techniczne bo o to się nie martwię ale czy psychicznie dam to radę pociągnąć kiedy on np. nawali. I tak już trochę zweryfikowałam plan działania tak aby jego "problemy" nie powodowały problemów organizacyjnych w firmie ale wiem, że emocjonalnie polegnę. Chyba, że do tej pory jakoś się podleczę. Chcę rozpocząć od maja/czerwca to mam trochę czasu.

ja - Pią 04 Sty, 2013 12:43

Nastawienie potrafi zdziałać cuda. :lol2: Od rana mam dobry humor, wzięłam się za porządki co jest u mnie symptomem "wzięcia d ..y w troki" i jakoś tak lepiej widzę świat. I nawet to, co miałam, za niemożliwe - dogadanie się Nadzorem Budowlanym - stało się. :radocha: :radocha: :radocha:

Teraz tylko powoli do przodu. Jedna jaskółka wiosny nie czyni ale zawsze to już coś.

ja - Pon 07 Sty, 2013 21:10

Dostałam dzisiaj na terapii zadanie domowe: Jak wyobrażam sobie /planuję/zakładam, że będzie wyglądało moje życie po rozstaniu/rozwodzie z M ? Pomyślałam sobie na początku a cóż to takiego ? Usiądę, pomyśle, napiszę. A tu każde zdanie przelane na papier boli jak s.......yn. Siadałam już trzy razy i nic. Za każdym razem aż mnie boli w środku, ciemno mi się robi przed oczami... Dlaczego tak jest ? :bezradny:
Natomiast jak o tym myślę to nie mam takiego problemu. Potrafię snuć wizje godzinami bez takich uczuć.

Duszek - Pon 07 Sty, 2013 21:19

ja napisał/a:
Dostałam dzisiaj na terapii zadanie domowe: Jak wyobrażam sobie /planuję/zakładam, że będzie wyglądało moje życie po rozstaniu/rozwodzie z M ? Pomyślałam sobie na początku a cóż to takiego ? Usiądę, pomyśle, napiszę. A tu każde zdanie przelane na papier boli jak s.......yn. Siadałam już trzy razy i nic. Za każdym razem aż mnie boli w środku, ciemno mi się robi przed oczami... Dlaczego tak jest ? :bezradny:
Natomiast jak o tym myślę to nie mam takiego problemu. Potrafię snuć wizje godzinami bez takich uczuć.


Wiesz tak sobie myślę a może wierzymy jeszcze w coś...
Pamiętam jak tu pisałam o sobie swój pierwszy post...Niby nic, choć nie! to moje życie i bolało jak diabli....tyle czasu mi to zajęło.

ja - Pon 07 Sty, 2013 21:40

Duszek napisał/a:
może wierzymy jeszcze w coś...


Ja nie wierzę już w ten związek. Ale tkwiłam w nim wybierając prostsze rozwiązanie. Więc to chyba nie to.

Enja - Pon 07 Sty, 2013 21:51

ja napisał/a:
jak o tym myślę to nie mam takiego problemu


wiesz, ja jak tak sobie o czymś myślę, to po pierwsze to jest "w środku" nikt o tym nie wie. Napisanie tego, co w głowie siedzi to wyciągnięcie tego na światło dzienne. I już nie można zapomnieć, zepchnąć w głąb, udać, że w ogóle tego nie było.

Mnie jest trudno zrobić sobie plan dnia na kartce. Bo jak już napiszę, to mam to przed oczami i widzę czego nie zrobiłam.

Będzie ciężko, ale dasz radę :pocieszacz:

pietruszka - Pon 07 Sty, 2013 22:00

ja napisał/a:
iadałam już trzy razy i nic. Za każdym razem aż mnie boli w środku, ciemno mi się robi przed oczami...

Może Ja (tak sobie gdybam, bo odpowiedź może być tylko Twoja, bo to Twoje życie) podświadoma wiara, ze słowo pisane ma swoją moc. Tak jak tysiąc razy napisane "Nie będę przeszkadzać w czasie lekcji".
Dla mnie często przelanie czegoś na papier lub choćby ubranie w literki, słowa, zdania za pomocą klawiatury pozwala dopiero mi się zmierzyć z danym problemem. Często piszę, chwytam za notes, by sobie w głowie poustawiać, poukładać. A od tego, co napisane już nie sposób uciec... To co tylko w marzeniach, ulotne to byle wietrzyj i fruuu... Słowa nadają konkretny kształt, zajmują fizyczną powierzchnie kartki papieru, stają się takim namacalnym świadectwem tego co jest, i tego czego w rzeczywistości nie ma. Może nie przez przypadek używamy zwrotów "czarno na białym", "wyczuł pismo nosem", "co zapisane piórem, nie wyrąbie i toporem"... I jeszcze jest taka podskórna wiara w magię zapisanych słów... kiedyś fragmenty modlitw zamykało się w biżuterii, zaszywało w ubrania... większa moc sprawcza...

ja - Pon 07 Sty, 2013 22:08

pietruszka napisał/a:
ze słowo pisane ma swoją moc

Też mi takie coś przyszło na myśl. Taka odpowiedzialność za to co się napiszę. Na dodatek jestem wzrokowcem więc to co zobaczę, przeczytam najbardziej na mnie działa.
Enja napisał/a:
Będzie ciężko, ale dasz radę

Dzięki.

Na szczęście mam miesiąc ale chciałam tak na świeżo chociaż zacząć.

ja - Nie 13 Sty, 2013 11:28

Byliśmy wczoraj w kinie. My na "Bejbi blues" a młody na "Strażnicy marzeń". Było miło. Bez żadnych zgrzytów. Nawet coś tam porozmawialiśmy z M. w drodze. Na ogólne tematy ale tak normalnie bez "oporu", złośliwości z mojej strony. Ale w związku z tym mam obawy, że sytuacja normalnieje. Kolejna faza przed nawrotem. Mam nadzieję, że jak się to stanie to będę na tyle silna, żeby podjąć jakieś kroki. :)
ewa29 - Nie 13 Sty, 2013 12:15

ja napisał/a:
Kolejna faza przed nawrotem. Mam nadzieję, że jak się to stanie to będę na tyle silna, żeby podjąć jakieś kroki. :)

Witaj Ja :) A Ja na twoim miejscu nie zastanawiała bym się czy mąż będzie miał nawrót i kiedy to nastąpi.Wiadomo że to jest taka a nie inna choroba ale nie ma sensu takie zamyślanie się i zadręczanie bo to jest mówiąc krótko skupianie się na alkoholiku.Dla mnie to sprawa alko czy i kiedy zapije w końcu to nasi alko decydują o swoim zapiciu a nie my prawda :) Oby oczywiście nasi alko się w końcu ogarnęli cczxc Miłej spokojnej niedzieli :pocieszacz: :buziak:

Dziubas - Nie 13 Sty, 2013 13:19

ewa29 napisał/a:
nie ma sensu takie zamyślanie się i zadręczanie bo to jest mówiąc krótko skupianie się na alkoholiku

ewa29 napisał/a:
Oby oczywiście nasi alko się w końcu ogarnęli cczxc

:brawo:
normalnie sama esencja g45g21

ja - Nie 13 Sty, 2013 17:00

ewa29 napisał/a:
nie ma sensu takie zamyślanie się i zadręczanie bo to jest mówiąc krótko skupianie się na alkoholiku

Masz rację. :tak: Tylko, że ja już tak mam, że albo wszystko albo nic. Nie zadręczam się wcale ale nie mam wpływu na to że czasami takie myśli mi przychodzą do głowy. Staram się jednak przygotować do tego, że to kiedyś nastąpi. Czyli chodzę na terapię i ogarniam sprawy bytowo-finansowe.
Oraz staram się ocenić obiektywnie sytuację która mnie otacza czyli M. nie pije już około 2,5 miesiąca, jest spokój. Kiedyś to bym już myślała i planowała jak to cudnie dalej będzie bo jak już tyle nie pije to na pewno nie będzie więcej. :wysmiewacz: Szczególnie, ze się tak zarzeka. :rotfl:
A teraz wiem że to tylko gra. I manipulacja.

Scarlet O'Hara - Nie 13 Sty, 2013 17:22

ja napisał/a:
Byliśmy wczoraj w kinie. My na "Bejbi blues"


Warto?mam zamiar się wybrac :)

ja napisał/a:
nie pije już około 2,5 miesiąca, jest spokój. Kiedyś to bym już myślała i planowała jak to cudnie dalej będzie bo jak już tyle nie pije to na pewno nie będzie więcej. Szczególnie, ze się tak zarzeka.
A teraz wiem że to tylko gra. I manipulacja


u mnie było i 2 m-c i 2 lata a tych przerw troszkę się uzbierało.Udowadniał chyba sobie i mnie ,że panuje nad alkoholem.Ja oczywscie łykałam to czym mnie karmił do następnego razu.
Jednak w ostatnim czasie tak jak pisałam u siebie doszła jeszcze wzmozona agresja i złośc.To jest niedozniesienia.

ja - Nie 13 Sty, 2013 18:53

Scarlet O'Hara napisał/a:
Warto?

Powiem tak. Na ten czas nie dla mnie. Za ciężkie. Także jako mamy 1,5 rocznego dziecka za trudne. Wolałabym coś pozytywnego, optymistycznego, dającego nadzieję. Ogólnie temat ważny a chyba musiało być tak mocno bo to jest film skierowany głównie do młodzieży.

Scarlet O'Hara napisał/a:
To jest niedozniesienia.

Dla mnie nie do zniesienia jest tak usilne naprawianie związku, jak mówię "od du** strony"

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 19:36

ja napisał/a:
Dla mnie nie do zniesienia jest tak usilne naprawianie związku, jak mówię "od du** strony

Tzn?
Przez kogo naprawianie i dlaczego od du** strony?

ja - Nie 13 Sty, 2013 19:51

pannamigotka napisał/a:
Tzn?

Przez niego. A to określenie dla mnie oznacza, że od złej strony się za to zabiera. Przytulanie się, żarciki, próby zagadywania o pójściu do łóżka. Masakra. Nie rozumie, że nie tędy droga.

Dziubas - Nie 13 Sty, 2013 20:21

ja napisał/a:
Nie rozumie, że nie tędy droga.
w/g Ciebie. Prawda?
Powiedziałaś mu o tym?

ja - Nie 13 Sty, 2013 20:35

Tak, powiedziałam. Ale oszczędnie w słowach. Bo dopóki on uważa, że nie ma problemu to mi się nie chce już mówić. Dopóki uważa, ze nad tym panuje.

Wiesz ile razy przez te 13 lat mówiłam. Ile tłumaczyłam, przedstawiałam swój punkt widzenia. Ostrzegałam, że kiedyś się wypali. Już mi się zwyczajnie nie chce. Zmęczona jestem.

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 21:46

ja napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Tzn?

Przez niego. A to określenie dla mnie oznacza, że od złej strony się za to zabiera. Przytulanie się, żarciki, próby zagadywania o pójściu do łóżka. Masakra. Nie rozumie, że nie tędy droga.

Aaaaa, rozumiem.

Dziubas - Nie 13 Sty, 2013 22:05

ja napisał/a:
Wiesz ile razy przez te 13 lat mówiłam. Ile tłumaczyłam, przedstawiałam swój punkt widzenia. Ostrzegałam, że kiedyś się wypali
ja napisał/a:
Ale oszczędnie w słowach
Tak?
Może trzeba by mu było tak prosto i czytelnie? :p

ja - Nie 13 Sty, 2013 22:21

Dziubas napisał/a:
prosto i czytelnie

"Nie będzie między nami lepiej jeśli nie wrócisz na terapię" - coś zawile, niezrozumiały, któryś wyraz ?
"Rozwiodę się z Tobą jeżeli będziesz pił" - mało to jest czytelne.

Oszczędnie w słowach tzn. bez z tych ulubionych: zawiodłeś mnie, czemu tak postępujesz, nie mam do ciebie siły, jakbyś kochał .... itp. krótko i rzeczowo staram się mówić. Jak nie chcę kłamać a nie umiem powiedzieć prawdy - milczę. Powiedział mi, że zauważył, ze coś często milczę. :lol2:

pterodaktyll - Nie 13 Sty, 2013 22:25

ja napisał/a:
Nie będzie między nami lepiej jeśli nie wrócisz na terapię" - coś zawile, niezrozumiały, któryś wyraz ?

To jest w ogóle nieczytelne dla czynnego alko.
ja napisał/a:
Rozwiodę się z Tobą jeżeli będziesz pił" - mało to jest czytelne.

To zależy który raz w ten sposób straszysz.....

ja - Nie 13 Sty, 2013 22:31

pterodaktyll napisał/a:
To zależy który raz w ten sposób straszysz.....

To była odpowiedź na pytanie czy się rozwiodę jak on nie pójdzie na terapię.
Nigdy nie straszyłam. Bo dla mnie rozwód to tylko usankcjonowanie stanu zastanego. Ale może dla niego to, to samo co rozstanie a tym straszyłam. :skromny: Ale dawno, bardzo dawno.

pterodaktyll napisał/a:
To jest w ogóle nieczytelne dla czynnego alko.

A to ja nie wiem jak do niego gadać. A odzywać się muszę bo się dąsa jak nie odpowiadam. A ja myślę co powiedzieć i nie wiem. A jak widać, kiedy coś wymyślę to i jak tak nie rozumie. :mysli: :bezradny:

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 22:37

ja napisał/a:
. A odzywać się muszę bo się dąsa jak nie odpowiadam.


Chyba sobie teraz z nas żartujesz.
Tak po prostu dajesz się mu manipulować :nono:
A niechże się dąsa biedny misio! Na zdrowie! A Ty żyj tak, jak chcesz, ciesz się dniem, a nie zastanawiaj się, czy on się dąsa czy nie, czy ma zły czy dobry humor, na to tak na prawdę NIE MASZ WPŁYWU.

ja - Nie 13 Sty, 2013 22:44

O i to jeszcze jak. Mam tego świadomość.

Ale coś tam muszę do niego mówić bo przecież razem mieszkamy. I nie będę udawać że go nie widzę. Albo nie słyszę. A on taki biedulek poszkodowany przez los, że aż mi słabo. :wysmiewacz: Siedzi i marudzi, że to źle, tamto źle. Życie do D. To ile można tego słuchać. No to mu mówię, że tym z tym marudzeniem daleko nie zajdzie i że nie długo wróci do domu ze słowami: Kochanie, takie to życie beznadziejne, że musiałem się napić. I wtedy on nic nie mówi. Tylko się głupio uśmiecha.
Ps. Zaznaczam, że nie mówiłam mu tego tonem zrzędzącej baby tylko w formie żartu, odpowiednio modulując głos.

Dziubas - Nie 13 Sty, 2013 22:47

ja napisał/a:
Ps. Zaznaczam, że nie mówiłam mu tego tonem zrzędzącej baby tylko w formie żartu, odpowiednio modulując głos.

Też się uśmiał chłopina :P

pterodaktyll - Nie 13 Sty, 2013 22:47

ja napisał/a:
To była odpowiedź na pytanie czy się rozwiodę jak on nie pójdzie na terapię.

To mogę Ci tylko tyle powiedzieć, ze ja w takie gadanie swojej żony ni cholery nie wierzyłem.....dopóki nie doszło do rozprawy w sądzie, no może trochę wcześniej......
ja napisał/a:

A to ja nie wiem jak do niego gadać. A odzywać się muszę bo się dąsa jak nie odpowiadam. A ja myślę co powiedzieć i nie wiem. A jak widać, kiedy coś wymyślę to i jak tak nie rozumie.

Po pierwsze nie masz żadnego zakichanego obowiązku odpowiadać, a niech sie dąsa.......a po drugie, na moje oko "wkręca" Cie jak chce a Ty sie dajesz prowadzić na tym "sznurku"

pterodaktyll - Nie 13 Sty, 2013 22:49

ja napisał/a:
Zaznaczam, że nie mówiłam mu tego tonem zrzędzącej baby tylko w formie żartu, odpowiednio modulując głos.

Wierzysz w to, ze on to odebrał jako żart? Ja ni cholery, dałas mu "zielone światło" do napicia się..........

ja - Nie 13 Sty, 2013 22:49

Dziubas napisał/a:
Też się uśmiał chłopina

ale żeby smutno mu było czy żeby jakies inne uczucia w nim wzbudziła to nie zauważyłam :lol2:

ja - Nie 13 Sty, 2013 22:51

pterodaktyll napisał/a:
dałas mu "zielone światło" do napicia się..........


To niech jedzie, jeszcze mu do pełna zatankuję. Prawo jazdy odzyskał to świat należy do niego.

Dziubas - Nie 13 Sty, 2013 22:52

ja napisał/a:
A to ja nie wiem jak do niego gadać.

Ja,z tego co pamiętam :skromny: , dostałem ultimatum: jak nie pójdziesz się leczyć do dnia X, w dniu Y wypad z chaty. Nie dotrzymałem :bezradny:

ja - Nie 13 Sty, 2013 22:54

Dziubas napisał/a:
nie dotrzymałem

I co ? Grzecznie zwinąłeś manele i odszedłeś w siną dal?

pterodaktyll - Nie 13 Sty, 2013 22:56

ja napisał/a:
To niech jedzie, jeszcze mu do pełna zatankuję

Pewnie, ale przecież wróci (kiedyś)

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 22:58

ja napisał/a:


Ale coś tam muszę do niego mówić bo przecież razem mieszkamy.

A niby dlaczego?
Dąsa się? Niech się dąsa i tydzień, jak się 'oddąsa' to wtedy możesz z nim ewentualnie zamienić słowo w sprawie dziecka na przykład.

I jeszcze jedna rzecz- akcja X nie musi wywoływać w Tobie JAKIEJKOLWIEK reakcji.
Kiedyś sądziłam na przykład (abstrahując od alkoholików), że jeśli dzwoni telefon czy dzwonek do drzwi to ja muszę zareagować tak, jak sobie tego życzy dzwoniący. To jest nieprawda. Nigdy nie odmawiałam, gdy ktoś mnie o coś prosił, teraz i owszem. Nie chcę kogoś podwieźć to nie podwożę, nie chce mi się to nie robię itd.
Akcja alkoholika w stylu 'dąsam się i jestem bardzo nieszczęśliwy, skrzywdził mnie cały świat' nie musi pociągać żadnej reakcji z Twojej strony, żadnych emocji, jesteś odrębną jednostką i masz prawo czuć się dobrze pomimo jego humorków.

Dziubas - Nie 13 Sty, 2013 22:59

ja napisał/a:
Grzecznie zwinąłeś manele i odszedłeś w siną dal?

Powiedzmy,że w siną .

ja - Nie 13 Sty, 2013 23:01

pterodaktyll napisał/a:
Pewnie, ale przecież wróci
No właśnie.
Jestem wredna przez to co teraz napiszę ale co ja bym dała, żeby poszedł w tango. I nie wracał chociaż tydzień. Zmiana zamków, walizki do mamusi i telefon poza zasięgiem. I teraz już bym się nie dała przekonać. A kiedyś się dałam a już byłam tak blisko ... No cóż. Ale na razie zawsze wraca.

ja - Nie 13 Sty, 2013 23:05

pannamigotka napisał/a:
A niby dlaczego?

Bo nie chce wywoływać na razie rozmowy, na którą nie jestem gotowa. Musze to przepracować na terapii. Oswoić tą sytuację. I dlatego na razie lawiruję. I czekam. Aż nabiorę pewności siebie. I siły. Bo wiem, znam go, on będzie walił na oślep (słowami) i nie podda się bez walki. A ja na razie jestem za słaba żeby ten atak odeprzeć. Chyba że zapije to wtedy niech się dzieje co chce.

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 23:06

ja napisał/a:
Dziubas napisał/a:
Też się uśmiał chłopina

ale żeby smutno mu było czy żeby jakies inne uczucia w nim wzbudziła to nie zauważyłam :lol2:


A nie masz czasem problemu z rozszyfrowaniem jego uczuć?
Ja mam...
I na odwrót, ona ma podobne problemy.
Nie wiem, jak jest u alkoholików, ale powiem jak jest U MNIE.

Kiedy mówię o czymś wesołym, rozmówca często ma wrażenie, że mówię o czymś smutnym czy obojętnym.
Kiedy mówię o jakiejś tragedii, mój wyraz twarzy wskazuje na zupełnie inny stan emocji...

Nie rozumiałam tego, sądziłam, że to raczej ludzie nie potrafią prawidłowo odczytywać moich emocji, które przecież pokazuję bardzo wyraźnie.
Okazało się, że jest to efekt wieloletniego ukrywania nieprzyjemnych emocji, tego co się dzieje w domu. Tłumiąc te 'złe' emocje, jakby niechcący stłumiłam też te' dobre' . Skutek jest taki, że czasem ciężko rozszyfrować, jak się czuję i co rzeczywiście myślę.

To tylko taka dygresja, tak mi się skojarzyło... fsdf43t

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 23:08

ja napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
A niby dlaczego?

Bo nie chce wywoływać na razie rozmowy, na którą nie jestem gotowa. .


No właśnie nie rozmawiaj, jeśli nie masz takiej potrzeby/ nie masz siły/ nie wiesz sama co chcesz powiedzieć.

A co by się stało, jakby się podąsał, a Ty byłabyś spokojna i zadowolona? Gdybyś nie reagowała na jego manipulacje?

ja - Nie 13 Sty, 2013 23:09

pannamigotka napisał/a:
A nie masz czasem problemu z rozszyfrowaniem jego uczuć?

Nie wiem. Nie zastanawiałam się nigdy na tym. I chyba nie ma sensu. Faceci zawsze mówią, co myślą, czują. Wprost. A on to już nie zważając na nic i nikogo.

Dziubas - Nie 13 Sty, 2013 23:11

pannamigotka napisał/a:
Kiedy mówię o czymś wesołym, rozmówca często ma wrażenie, że mówię o czymś smutnym czy obojętnym.
Kiedy mówię o jakiejś tragedii, mój wyraz twarzy wskazuje na zupełnie inny stan emocji...

Jak Fotyga,ona też tak ma :szok:

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 23:15

Dziubas napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Kiedy mówię o czymś wesołym, rozmówca często ma wrażenie, że mówię o czymś smutnym czy obojętnym.
Kiedy mówię o jakiejś tragedii, mój wyraz twarzy wskazuje na zupełnie inny stan emocji...

Jak Fotyga,ona też tak ma :szok:


:buahaha:

ja - Nie 13 Sty, 2013 23:17

pannamigotka napisał/a:
A co by się stało, jakby się podąsał, a Ty byłabyś spokojna i zadowolona?

To jest tak, że coś się mnie zapyta ale dotyczącego uczuć, przyszłości i nie odpowiem nic to drąży dalej szukając przyczyny. No to coś tam muszę odpowiedzieć ale zawsze na okrętkę. Zmienię temat, zagadnę dziecko. Czasami pomilczę. I następuje bombardowanie, że się zaparłam, że na terapii mi coś nagadali, że on się stara, a ja mu nie pomagam, że jeden błąd i taka afera. No i najlepiej go sie pozbyć teraz jak mamy dom i ble, ble. No na pewno już spokojna nie jestem ani zadowolona. Strasznie honorowa jestem i nie mogę słuchać jak mi coś tam zarzuca. I się zaczyna.

pannamigotka - Nie 13 Sty, 2013 23:29

Ty myślisz nad odseparowaniem się fizycznym od męża.
A z drugiej strony mówisz mu o terapii ( po co?).

Na początek spróbuj się odseparować mentalnie od niego. Tzn on będzie obok, razem ze swoim piciem/ niepiciem, ze swoim leczeniem/ nieleczeniem, z dobrym /złym humorem, ale postaraj się żyć dla siebie, niezależnie od niego. Nie reagować na manipulacje, zaczepki, wyrzuty, narzekania. On ma prawo tak się czuć. Jest chory na ciężką chorobę i się nie leczy. Wiadomo, ze zapije, wiadomo, że nie trzeźwieje, wiadomo, że będzie coraz gorzej. Ale Ty masz prawo żyć mimo to, mało tego, masz prawo cieszyć się życiem :)

Z tą terapią to teraz nie wiem o co chodzi, wydawało mi się, że nie chcesz ratować tego związku, ale to może bardziej Twoje zmęczenie, rezygnacja i lęki niż faktyczna chęć rozwodu? A gdyby rozpoczął terapię i zaczął trzeźwieć? Gdyby zaczął się zmieniać? Gdyby zaczęło Wam być ze sobą dobrze?
Jeśli po prostu zależy Ci na samej terapii, to powiedz, że dnia np 21.01.2013 zgłaszasz go na komisję, chyba, że zrobi to sam. Strach jest kiepską motywacją, skuteczną tylko chwilowo, ale jeśli rozpocznie terapię i pracę nad sobą, to później mogą dojść kolejne.
Jeśli faktycznie chodzi Ci o podjęcie przez niego terapii. Sam raczej jej nie podejmie... bo po co?

ja - Nie 13 Sty, 2013 23:47

pannamigotka napisał/a:
Z tą terapią to teraz nie wiem o co chodzi,

Wspominam o terapii bo na nic innego nie mam odwagi. Chcę byśmy się rozdzielili ale to nie moment na takie rozmowy. Może jest to bez sensu bo daje mu fałszywe nadzieje, że terapia coś pomoże naszemu związkowi ale jak mówię, nie mam siły się na razie z nim szarpać. Ta terapia na pewno jest mu potrzebna ale dla niego samego. Nam już nic nie pomoże. Na komisję go zgłoszę bo teraz nie pije. A zresztą dla mnie, ta komisja, jest to twór bardzo dziwny. Już bym wolała do sądu iść. A jak zacznie pić to może mnie zmusi do jakiś kroków.

ewa29 - Pon 14 Sty, 2013 00:05

ja napisał/a:
A zresztą dla mnie, ta komisja, jest to twór bardzo dziwny. Już bym wolała do sądu iść. A jak zacznie pić to może mnie zmusi do jakiś kroków.

A Ja ci proponuję nie marnować resztek sił na chodzenie tu i tam jeżeli chodzi o alkoholizm Twojego męża.Lepiej zrób coś miłego dla siebie np fryzjer czy zakup ciucha lub spotkanie z psiapsiółką a resztę zostaw oddaj po prostu Bogu.Sądy i komisje to strata czasu jak dla mnie nie działa :) :pocieszacz: :buziak: i pozdrawiam :)

pannamigotka - Pon 14 Sty, 2013 10:16

ja napisał/a:
Już bym wolała do sądu iść.

Ja chyba też.

Ja bym się nie zastanawiała na tym etapie, co jest dla niego dobre. Jeżeli Tobie na ten moment zależy na tym, aby podjął leczenie i to jest dla Ciebie priorytetem, to masz możliwości administracyjne czy sądowe, żeby go do tego zmusić. Obie wiemy, jak zakończy się jego nie picie bez jakichkolwiek kroków, i ci z komisji/ sędzia wie o tym równie dobrze.
To nawet nie chodzi o To, żeby się zatroszczyć o niego, ale o siebie, skoro sam nie wykazuje żadnej inicjatywy i w zasadzie to zostaje Ci tylko rozwód, bo z takim człowiekiem żyć nie chcesz i nie będziesz.

Ja tak właśnie zrobiłam, po podjęciu przeze mnie terapii, po rozpoczęciu spotkań na Al-Anon jego nieleczenie się zaczęło mnie drażnić, bo ja szłam do przodu, a on (choć wtedy chwilowo trzeźwy) nie nadążał za mną. I wtedy była decyzja- idziesz się leczyć dobrowolnie, zgłaszam cię na komisję albo się rozstajemy, to do niego należała decyzja. Poszedł. Chyba ze strachu. I na dzień dzisiejszy jestem zadowolona, moim warunkiem nie była trzeźwość, bo zdaję sobie sprawę, że to jest proces, ale póki widzę, że coś robi i nieźle mu idzie to z nim jestem (ale staram się mentalnie odcinać mimo wszystko).
Najpierw chodził na terapię niechętnie (terapeuta kretyn, alkoholicy debile). Potem okazało się, że terapeuta całkiem normalniał i koledzy z terapii stawali się całkiem fajni :) Na początku opuszczał ok. 50 % spotkań, teraz jakoś nie opuszcza w ogóle (da się), pisze prace. Mało tego, zaczął jeździć na mityngi, bratać się z trzeźwiejącymi alkoholikami, mamy już wspólnych znajomych stamtąd. Ja uważam, że to wszystko za sprawą terapii, do której się przekonał, sam by do tego nie doszedł- na 100%. Dalej byłby tym chamskim gburem, na którego nie mogłam patrzeć, taką odrazę we mnie wzbudzał, dziś okazało się, że z niego całkiem fajny i .. zabawny :shock: gościu. Mam świadomość, że może zapijać, ale STARAM się, żeby mnie ta myśl nie paraliżowała i chcę przejść z tym do porządku dziennego, że wpadka może się zdarzyć.
JA- ja Ci tylko piszę, jak jest u mnie, zresztą sama to przechodziłaś wszystko. U Ciebie jest chyba ta różnica, że Ty rzeczywiście nie chcesz już z nim być.. i nie zależy Ci już (tak bardzo) żeby wytrzeźwiał, a temat terapii to jakby temat zastępczy. U mnie było inaczej.

pterodaktyll - Pon 14 Sty, 2013 10:26

ja napisał/a:
Chcę byśmy się rozdzielili ale to nie moment na takie rozmowy.

Każdy moment jest dobry, dlaczego uważasz że jest inaczej?
ja napisał/a:
Może jest to bez sensu bo daje mu fałszywe nadzieje, że terapia coś pomoże naszemu związkowi

Słusznie zauważyłaś. To jest kompletnie bez sensu. skoro nie widzisz żadnej przyszłości to daj mu szansę trzeźwienia w realiach, a nie w jakichś mglistych nadziejach na coś tam kiedyś tam. Jeżeli z tego skorzysta tym lepiej dla niego a jeśli nie, to..............
ja napisał/a:
Nam już nic nie pomoże



Chciałabym a boję się...... :p

ja - Pon 14 Sty, 2013 12:06

pterodaktyll napisał/a:
Każdy moment jest dobry, dlaczego uważasz że jest inaczej?


Bo jestem teraz zależna finansowo. Może to cyniczne ale mam dwoje dzieci, które trzeba utrzymać. Mój M. pracuje ale na 3/4 etatu i ma grosze oficjalnie. Reszta wiadomo. Ale mam widoki na zmianę tej sytuacji. To tak od praktycznej strony.

A od innej to muszę dostać kopa. Bo inaczej nie dam rady. Miłość się skończyła ale obiektywnie patrząc to my razem całkiem sprawnie funkcjonujemy. A tak poza tym to on wie jak na mnie wpływać abym czuła się winna. On teraz nie pije, pracuje, pomaga przy domu, opiekuje się dziećmi i na dodatek jest chory. Czekają go dwie operacje. Tak po ludzku nie umiem kopnąć go w zad gdy się stara naprawić wszystko. Szkoda mi go. Gdyby szalał to co innego.
Nie nie umiem teraz tego zrobić mimo, że doskonale rozumiem Twoje argumenty. :bezradny:

ja - Pon 14 Sty, 2013 12:23

pannamigotka napisał/a:
U mnie było inaczej.

U mnie było tak samo jak u ciebie trzy lata temu.

Zapił, nie wrócił do domu przez tydzień. Wiedziałam gdzie jest ale nic to dla mnie nie znaczyło. Chodziłam do pracy, opiekowałam się dzieckiem. Zagryzłam zęby i postanowiłam, że to koniec. Jak dzwonił - nie odbierałam. Ale po dwóch tygodniach popełniłam błąd i pojechałam tam gdzie był. I dałam się przekonać, żeby dać mu szansę. Oczywiście pod warunkiem terapii. Jakoś to się poukładało. Niestety nie miało szansy to się udać bo ja nie nie rozumiałam tej choroby, nie chodziłam na terapię bo nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Ale nie pił i było wszystko ok.

Zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Pierwsza wpadka była jak urodziłam. Potem kolejne. Ale rzadko. Mały tak dawał w kość, że ostatnie o czym marzyłam, to zostać teraz sama, z rozpoczętą budową domu, z niemowlakiem bez możliwości pójścia do pracy. Nie miałam odwagi sama sobie się przyznać, że znów się zaczyna. I tak każdy wybryk usprawiedliwiałam. Że to choroba, ze ma nawroty, że muszę go wspierać. I z każdym dniem stawałam się smutniejsza, bardziej nerwowa. Aż do wejścia w październiku na to forum.

I powiem szczerze, że te ostatnie 3 lata to chyba były drugie najlepsze 3 lata w naszym małżeństwie. Pierwsze były zaraz po ślubie. A ten środek to jak sobie pomyślę to normalnie horror. Rozwód mam na bank z jego winy bo postarał sie zapisać swoją historię w różnych instytucjach sądowniczych. Raz nawet groziła mu odsiadka ale ja naskrobałam tam co trzeba, poręczyłam, poświadczyłam i mu się upiekło. :glupek:

Ta miłość nie miała najmniejszych szans, żeby przetrwać.

pterodaktyll - Pon 14 Sty, 2013 21:21

ja napisał/a:
e nie umiem teraz tego zrobić mimo, że doskonale rozumiem Twoje argumenty.

Mój terapeuta zwykł mawiać w takich sytuacjach pozornie nierozwiązywalnych, "jak sobie spieprzysz życie, takie będziesz miał" Jeśli o mnie chodzi sprawdzało się jak jasna cholera...........

ja - Pon 14 Sty, 2013 21:41

pterodaktyll napisał/a:
"jak sobie spieprzysz życie, takie będziesz miał"

Coś w tym jest. Myślę, że muszę dojrzeć do tego. Żeby sobie "odpieprzyć' to życie. Ale daję sobie czas. Bo jeszcze niedawno tupałam nóżkami i wrzeszczałam: "O co kaman? To nie ja mam problem."
A teraz pokornie co wtorek zasuwam na terapię. :)
Ale, że niecierpliwa jestem to czasami się wkurzam. I czasami jeszcze sobie tupnę nóżką. :dokuczacz:

ja - Śro 16 Sty, 2013 09:45

Powiedzcie mi czy dobrze rozumuję.
Ostatnio zobaczyłam, jak M. mną manipuluje.
Z jednej strony stara mi się pokazać, że bez niego nie dam sobie rady. Po 5 razy tłumaczy mi banalne rzeczy, pyta ciągle czy pamiętam o czymś tam, instruuje jak małe dziecko. I wkurzam się i się go pytam czy ma mnie za jakąś ograniczoną czy co? I oczywiście spięcie gotowe.
Z drugiej natomiast chodzi i narzeka, że nie chce mu się nic, że go wszystko boli, że taki jest chory, nie wie ile da rade jeszcze pracować. Tak jakby chciał wzbudzić w e mnie poczucie winy jakbym tak chciała go zostawić.I tu mu się udaje jeszcze.
Ale aż mi się słabo robi jak go słucham i mu wczoraj wygarnęłam, żeby się za siebie wziął bo słuchać tego nie można.

pannamigotka - Śro 16 Sty, 2013 10:02

ja napisał/a:

Ostatnio zobaczyłam, jak M. mną manipuluje.


Kiedyś brałam słowa Lukasza do siebie, niezależnie od tego co gadał, jak się zachowywał. Bolały mnie jego słowa i zachowania, cierpiałam. Kiedy odkryłam, co to jest manipulacja alkoholika, w jakim celu jest stosowana i jakimi sposobami (polecam literaturę Al-Anon- manipulacje opisane są jedna po drugiej, taki zestaw dla początkującej współ) i kiedy zaczęłam ją wychwytywać na samym początku po prostu go nie słuchałam :shock: On mówi, narzeka, ale mnie to szczerze nie interesuje, bo to nie mówi Lukasz tylko chory alkoholik, którego słowa nic nie znaczą. Wtedy najlepiej zakończyć rozmowę ('przepraszam, ale nie mam ochoty kontynuować rozmowy, porozmawiamy jak zmienisz ton, dobranoc') albo zajmuję się czymś i w ogóle go nie słucham, kiedy widzi, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia, odpuszcza, po co komu teatr bez widowni? Tylko na mnie to ewidentnie już nie robi wrażenia, od czasu kiedy dowiedziałam się o manipulacjach alkoholików.

ja napisał/a:
Ale aż mi się słabo robi jak go słucham i mu wczoraj wygarnęłam, żeby się za siebie wziął bo słuchać tego nie można.


Ale po co te emocje? Widząc Twoje emocje on osiąga to co chciał osiągnąć! Przecież on tak robi nie dlatego, ze jest z gruntu zły i podły, tylko dlatego, że jest chory na chorobę alkoholową i NIE TRZEŹWIEJE (choć chwilowo nie pije). To jest po prostu objaw nieleczonej choroby. Jeśli decydujesz się z nim być pomimo tego, że nie chodzi na mityngi i terapię to zaakceptuj to, bo wątpię, by to się zmieniło... Wręcz może być coraz gorzej i dobrze mieć tego świadomość :|

Scarlet O'Hara - Śro 16 Sty, 2013 11:50

pannamigotka napisał/a:
Jeśli decydujesz się z nim być pomimo tego, że nie chodzi na mityngi i terapię to zaakceptuj to, bo wątpię, by to się zmieniło... Wręcz może być coraz gorzej i dobrze mieć tego świadomość :|


mogę to potwierdzić.
samo nie picie to nie wszystko a tak im się wydaje.trzeba troszkę w główce posprzątać.

rufio - Śro 16 Sty, 2013 12:13

Scarlet O'Hara napisał/a:
.trzeba troszkę w główce posprzątać.

Jak u fryzjera w karnawale . Manipulacje są były i będą bo tak jest to w naturze . Czy tylko to Cie naprawdę obchodzi ?
Pamiętaj , że ciąg słów wypowiedzianych w takiej a nie innej kolejności ma wywołać określona reakcją zamierzona przez wypowiadającego . Odwróć tę kolejność dopasuj te słowa do swoich potrzeb . Jak ktoś mówi do Ciebie - " jesteś ..... niemytą ... " to w/g Ciebie jesteś ? Czy nie ? Ten ktoś chce abyś się tak poczuła a za jego odczucia nie możesz brać odpowiedzialności - to , że on chce to jeszcze nic nie znaczy przynajmniej nie powinno mieć znaczenia dla Ciebie . Innymi słowy " Ty mów a ja zdrów "

prsk :lol:

ja - Śro 16 Sty, 2013 15:50

pannamigotka napisał/a:
Widząc Twoje emocje on osiąga to co chciał osiągnąć!

pannamigotka napisał/a:
to nie mówi Lukasz tylko chory alkoholik, którego słowa nic nie znaczą.

Mi się wydaje, że jakby już chciał coś ugrać to co innego niż rzucone na odczepnego weź się w garść, chłopie. I właśnie tak jak piszesz ja to traktuje, że to jego choroba mówi, ale jak mu tego nie powiem to nie zauważy, że coś jest nie tak. Musi mieć informację zwrotną na te jego monologi (bo to bardziej tak wygląda niż rozmowa). Nie istnieje dla mnie temat my i nie podejmuję takich rozmów,ani takich głębszych ale o różnych sprawach domowych rozmawiamy i ustalamy coś.

Nawet dzisiaj w trakcie robienia obiadu normalnie porozmawialiśmy ale nie jak małżeństwo tylko... Hmm? Czułam się jakbym miała współlokatora. Obca osoba, z którą dzieli się obowiązki.

pannamigotka napisał/a:
Wręcz może być coraz gorzej i dobrze mieć tego świadomość

Nie wiem, może terapia już zrobiła swoje ale nie przeraża mnie, że może być gorzej. Bo jeśli już to jego to będzie dotyczyć a nie mnie. Ja wiem, że ze mną będzie lepiej.



pannamigotka napisał/a:
NIE TRZEŹWIEJE (choć chwilowo nie pije

Właśnie, od paru dni mam wrażenie jakby był pijany. A nie jest bo nie czuje nic. Ale ma mętne spojrzenie, inny ton głosu i jakiś taki jest dziwny.


A jestem dzisiaj mega zadowolona. :lol2: Pozałatwiałam różne spraw w urzędach. I jestem z siebie dumna bo mimo czekania w kolejce ponad 2 godziny i wrednej pani mnie obsługującej cały czas miałam dobry humor i nawet ludziom, którzy ze mną czekali radziłam spokój bo szkoda zdrowia. To samo załatwiałam pół roku temu i do dziś pamiętam jaka byłam wściekła.

pannamigotka - Śro 16 Sty, 2013 21:03

ja napisał/a:

Nie wiem, może terapia już zrobiła swoje ale nie przeraża mnie, że może być gorzej.
.

To nie ma Cię przerażać, ale dobrze jest mieć świadomość, że nieleczona choroba alkoholowa postępuje.

ja - Czw 17 Sty, 2013 22:42

Kolejna zwycięska próba dzisiaj za mną. Napisałam wczoraj sms'a do koleżanki wieczorem, z pytaniem czy ma czas jutro na kawę. Nie odpisywała. Zawsze w takich sytuacjach mam poczucie odrzucenia. Głupie to jak nie wiem ale cóż... Racjonalnie wiem, że jest milion powodów dlaczego nie odpisała. Takich normalnych ale ja zawsze się czuję w pewien sposób ukarana. Na pewno coś źle zrobiłam i się obraziła np. :wysmiewacz: Zawsze czekałam honorowo do skutku aż ktoś odpisze ale dzisiaj postanowiłam wbrew temu niemądremu odczuciu napisać, bo widziałam ją na gg. I oczywiście błahy powód nie odpisania.

Ja mam ogromną potrzebę akceptacji i bolą mnie zawsze nawet nieprawdziwe powody odrzucenia. I chyba dlatego tak ciężko mi się uwolnić z tego związku. Tak naprawdę to mój M. był moim pierwszym chłopakiem, który de facto najpierw mnie olał ale ja uparta byłam to teraz mam. :bezradny:

Lena0611 - Nie 20 Sty, 2013 23:25

Witaj ja!! :krolik:
ja - Pon 21 Sty, 2013 10:44

No to się porobiło. :szok: Rozpoczęliśmy z M. rozmowy o rozwodzie. Trudno jak cho**ra. Ale odwrotu już nie ma. Nie mogę więcej udawać co czuję, co myślę bo strzelam sobie w stopę. Nawet mi dzisiaj zarzucił, po co rozmawiałam o przyszłości jak nie chce być wtedy z nim. I ma rację. :tak: Przez swoje tchórzostwo dawałam mu nadzieje nie widząc żadnych szans. Nie wiem jak to dalej będzie ale tak jak teraz nie może już być. :bezradny: Jak to mówią, nowe życie rodzi się w bólach. Dobrze, że jutro terapia. :)

I macie rację, tak często pisząc, żeby nie kręcić sobie czarnych scenariuszy.

ja - Śro 23 Sty, 2013 13:51

Nie wiem czy dobrze robię ale powiedziałam szczerze bez ogródek co myślę i czuję. No może nie tak całkiem wszystko ale że na pewno chce rozwodu i jestem tego pewna. Boję się jak to teraz będzie bo myślę, że się tak łatwo nie podda i się nie wyprowadzi tylko będzie walczył. Usłyszałam, że pożałuję tego, że zobaczymy komu będzie lepiej, że od jutra mam się sama martwić o swoje utrzymanie, przekazał mi oczywiście wszystkie swoje obowiązki (niedoczekanie jak chce tu mieszkać). Niestety żeby go wyrzucić z domu nie mam jeszcze siły. Chyba że będzie pił. Boję się tych kolejnych rozmów bo mnie to wszystko bardzo dużo kosztuje. :zalamka: A na pewno jak wróci z pracy to tak będzie.
ja - Śro 23 Sty, 2013 15:27

Czuję się jakbym szła drogą, którą ktoś mi wskazał mówiąc, ze to dobra droga, prowadzi do szczęścia. I ja idę ale z zamkniętymi oczami. Potykam się co krok, obijam. Czuję strach i niepewność. Nie wiem do końca co mnie czeka podczas jej przemierzania ani co znajdę na jej końcu. Jeszcze słyszę i czuję to co jest za mną. Może nie wszystko dobre ale przynajmniej znane. Ale idę bo już nie ma odwrotu. :beczy:

Tak mi się dzisiaj skojarzyło. :(

pannamigotka - Śro 23 Sty, 2013 20:28

Alimenty masz zasądzone?
ja - Śro 23 Sty, 2013 20:33

Alimenty? Kochana ja dzisiaj pierwszy raz z życiu powiedziałam czego tak naprawdę chcę, co czuję. Nie w głowie mi na razie takie sprawy. Ale o finansach pomyślałam zanim sobie pozwoliłam na tą wylewność. Zobaczymy co mi powie jak wróci z pracy. Bo wyprowadzać się nie chce więc musi dawać swoją część na dom i dzieci.

A humorek już mam lepszy bo się zajęłam czymś innym i mi przeszło. Byłam z synem na aikido bo trenuje i w szkole na wywiadówce.

pannamigotka - Śro 23 Sty, 2013 20:39

Po takiej rozmowie zostaje tylko złożyć papiery w sądzie :)
ja - Śro 23 Sty, 2013 20:49

I też o tym myślę ale powoli. Chcę być pewna, że się potem nie wycofam w sądzie bo jestem jeszcze bardzo niestabilna. Wizyta w sądzie to już jak kiedy pisałam formalność sankcjonująca stan faktyczny. On mi nawet dzisiaj powiedział, że ma nadzieję, ze to nie jest jakaś gierka z mojej strony, żeby on przestał pić. Kurcze, nagle przyznaje, ze jednak pije. I nie rozumiem czemu ma nadzieję, Przecież by to było dobre dla niego jakbym blefowała. Powiedział, że nawet wróci na terapię. Jeju jeju.
A na razie chce to przeprowadzić do końca. Chce spokojnie ustalić co i jak. Marzy mi się ten rozwód w białych rękawiczkach ale zobaczymy.

pannamigotka - Śro 23 Sty, 2013 22:03

ja napisał/a:
. On mi nawet dzisiaj powiedział, że ma nadzieję, ze to nie jest jakaś gierka z mojej strony, żeby on przestał pić. .

No właśnie... mam podobne odczucia. Przecież jeśli się rzeczywiście chce rozwodu, to się idzie do sądu :) A jeśli się chce, żeby mąż podjął terapię to się tylko 'rozmawia' ;)

pterodaktyll - Śro 23 Sty, 2013 22:24

ja napisał/a:
On mi nawet dzisiaj powiedział, że ma nadzieję, ze to nie jest jakaś gierka z mojej strony, żeby on przestał pić.

ja napisał/a:
Powiedział, że nawet wróci na terapię.

Mistrzostwo świata...........(moim zdaniem)

pannamigotka - Śro 23 Sty, 2013 23:13

pterodaktyll napisał/a:
ja napisał/a:
On mi nawet dzisiaj powiedział, że ma nadzieję, ze to nie jest jakaś gierka z mojej strony, żeby on przestał pić.

ja napisał/a:
Powiedział, że nawet wróci na terapię.

Mistrzostwo świata...........(moim zdaniem)


eee tam, raczej klasyka, takich rozmów miałam miliony.

pietruszka - Czw 24 Sty, 2013 01:13

liczy na to, że to jednak gierka :bezradny:
i pytanie, czy nie ma racji...
mnie często gubiła nadzieja... stanowczo zbyt wcześnie się pojawiała... a wraz z nadzieją od razu brak konsekwencji...

w przypadku współuzależnienia... nadzieja nie jest cnotą...

ja - Czw 24 Sty, 2013 12:00

pannamigotka napisał/a:
jeśli się rzeczywiście chce rozwodu, to się idzie do sądu

Dla mnie słowo rozwód użyte w rozmowie to pewien sposób na przekazanie moich uczuć. Tu nie chodzi o proces prawny tylko o to co ja czuję. A nie potrafię inaczej tego powiedzieć. Chyba to przez to, że u mnie w domu rodzinnym nikt nigdy nie mówił co czuje. Bardzo dużo pozorów, gierek, rozmów przez ściśnięte usta, tak żeby czasem coś za dużo się nie wyrwało. Na zewnątrz wszystko cacy a w środku aż kipi.

Wczoraj rozmawialiśmy długo. I spokojnie. Bez krzyków ale nie bez łez. Przyznał mi rację w wielu sprawach a ja też rozumiem jego stanowisko. Najważniejsze, że on wie co ja czuję a raczej czego nie. Myślę, że w tym momencie jego alkoholizm zszedł na dalszy plan. Bo tu nie chodzi o to czy on będzie pił czy nie. Moją decyzję spowodował fakt, że jak ostatnio nie pił dłuższy czas i naprawdę wierzyłam, że więcej nie będzie to nie byłam z nim szczęśliwa. Wejrzałam teraz w głąb siebie, przypomniałam sobie co JA myślę o życiu, szczęściu, związkach. I czy dalej chcę żyć tak aby cały czas spełniać czyjeś oczekiwania.

pietruszka napisał/a:
mnie często gubiła nadzieja

Ja mam nadzieję ale na zgodne życie bez siebie. Przecież mamy dzieci więc już zawsze będziemy jakoś tam połączeni. Ja nie mam już do niego żalu, ani pretensji za te wszystkie lata. Chyba wybaczyłam ale zapomnieć nie umiem. I po prostu uczucie, takie jak powinno żywić się do męża umarło. Ale ja go szanuję jako człowieka. I po prostu lubię. Sytuację ma bardzo ciężką. I chcę mu dać czas żeby się z tym pogodził i żebyśmy znaleźli sami, bez sądu rozwiązanie tej sytuacji. Mi pogodzenie się z faktami zajęło 2 miesiące. Jesteśmy ze sobą prawie 13 lat więc nie tak łatwo na nowo układać sobie życie. Szczególnie gdy ktoś inny za Ciebie podejmuje decyzję. Jeśli nie będzie się dało to wtedy będzie musiał ktoś obcy za nas zdecydować.

:beczy: :beczy: Nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym go kochać i móc dać szansę z nadzieją patrząc w przyszłość. Ale go nie kocham. I to od dawna. Ale wygodniej mi było to wypierać niż spróbować być uczciwą w stosunku do siebie i do niego. :beczy: :beczy:

pannamigotka - Czw 24 Sty, 2013 13:11

ja napisał/a:
Chyba wybaczyłam ale zapomnieć nie umiem.


A zamknęłaś definitywnie tamten rozdział? To konieczne do ewentualnego wspólnego życia ( a moim zdaniem nawet osobnego). Porozmawiaj o tym z terapeutką.

ja - Czw 24 Sty, 2013 15:17

pannamigotka napisał/a:
A zamknęłaś definitywnie tamten rozdział?

Nie wiem co to dla ciebie oznacza. W momencie pogodzenia się z chorobą M. zamknęłam wszystkie stare sprawy. Nie wypominałam, nie myślałam o tym co było i ile złego mi wyrządził. Jak pisze wybaczyłam. I z taką czystą kartą zaczęliśmy od nowa. Obydwoje. Ja też się zmieniłam. Byłam spokojna, zadowolona z życia. Myśmy się prawie nie kłócili a jak już to takie 5-cio minutowe sprzeczki o *p****. Jemu zdarzyło się parę wpadek z alkoholem ale ja się zachowywałam inaczej niż wcześniej. Nie wiem czy prawidłowo żeby mu pomóc bo nie miałam terapii ale się starałam. Bez cichych dni. Z rozmową zamiast wyrzutów. Nawet zaczęłam być o niego zazdrosna (a nigdy nie byłam) bo sobie pomyślałam: O co to, to nie. Nie po to tyle się męczyłam żeby teraz jakaś weszła na gotowe. Bo tak po prawdzie to mój M jest fajnym facetem. Zaradnym- taka złota rączka, inteligentnym, wesołym. Potrafi i lubi gotować. Ale cóż coś się skończyło i dalej sie nie da.

I w sumie jak teraz myślę, to cieszę się że było mi dane poznać go z tej strony bo go polubiłam. Pisałam tu że żałuję że dałam się przekonać dać mu jeszcze jedną szansę. Ale jednak nie żałuję. Jakbyśmy się wtedy rozstali to miałabym przed oczami zaniedbanego, pijanego faceta skomlącego o łaskę. A teraz się to zmieniło. I mam do niego szacunek. A wtedy nie miałam.

ja - Nie 27 Sty, 2013 23:11

Smutny dzień dzisiaj. Byłam na pogrzebie. Taki smętny nastrój po tym mi się włączył. Póki życie trwa możemy wszystko. A nie znamy dnia ani godziny więc chyba szkoda życia.

M. powiedział, że sam nie da rady. Dałam namiary. Życzyłam powodzenia.

ja - Pon 28 Sty, 2013 09:38

Powiedziałam, mu też, że na razie powinien się skupić na terapii a potem, ewentualnie, kiedyś możemy zastanowić się nad nami. Przyjrzeć się czy coś się da jeszcze zrobić.

I nie wiem czy dobrze zrobiłam. Moje serce mówi nie. Jak myślę o życiu z nim, nawet nie pijącym, to mnie coś boli w środku. Czy miałam prawo dawać nadzieje? Z drugiej strony nie mogę przewidzieć czy tak się kiedyś nie stanie. Może jeszcze coś zacznie pikać do niego? Jak powiedział - może jeszcze go zdołam od nowa pokochać.

A może dobrze, bo nie miałam prawa odbierać nadziei? :mysli:
:bezradny:

smokooka - Pon 28 Sty, 2013 09:43

Ja - miałaś prawo do wszystkiego. Odebrać nadzieję, dać mu ją. Cokolwiek. Najważniejsza w tym wszystkim jesteś Ty i dzieci, to co Wam da poczucie spokoju, bezpieczeństwa i nie marnotrawienia czasu. Jeżeli nie chcesz się deklarować, to się nie deklarujesz. Uczysz się decydować o tym co powiesz i czy powiesz. Uczysz się zwracać uwagę na siebie, nie na niego. Każdą rozmowę i decyzję można odłożyć na kiedyś. Tak?
ja - Pon 28 Sty, 2013 09:58

smokooka napisał/a:
Najważniejsza w tym wszystkim jesteś Ty

No właśnie. I cały czas jeszcze we mnie brak całkowitego przyswojenia tej myśli. Coś tam już jarzę. Ale za mało jeszcze. I w takich momentach wychodzi to jak nic. No bo czemu się nad takim czymś zastanawiam? Czemu myślę, jaki wpływ na jego życie mają moje słowa? Przecież wiem że ŻADEN. I tu już tyle przelano słów na ten temat. Ehh... Nauczę się w końcu. :]

smokooka - Pon 28 Sty, 2013 10:07

Mnie moja terapeutka nauczyła, że daną decyzję podejmuję w danych okolicznościach. I wtedy się jej trzymam, realizuję konsekwentnie do momentu zmiany okoliczności. Wtedy jest czas na ewentualne zmiany, na podejmowanie nowych decyzji.

Np. dziś partner pije - nie ma go w takim razie w domu, nie pozwalam wrócić ileś czasu, tyle ile potrzeba na to, abym to ja miała spokój w domu, żeby nie znosić jego humorków, smrodu, dochodzenia do siebie. Jeśli zachodzi taka potrzeba wzywam policję, w ten sposób wylądował w izbie wytrzeźwień. Kiedy ten czas mija, mogę podjąć nową decyzję - czy już może wrócić do domu i czy będziemy razem, czy osobno. Najważniejsze jest to, abym to ja była gotowa na swoje własne decyzje. Mogę nauczyć się tego, że potrzebuję na coś czasu i mam prawo dać go sobie tyle ile mi potrzeba i stworzyć takie warunki abym miała spokój.

U mnie to działa.

Z chorobą alkoholową partnera jest tak, że musiałam zdać sobie sprawę, że nigdy może nie być idealnie i że to ja się na to godzę (albo nie).

ja - Śro 30 Sty, 2013 21:37

smokooka napisał/a:
Najważniejsze jest to, abym to ja była gotowa na swoje własne decyzje.

Coś w tym jest. Nigdy nie uznawałam półśrodków. Myślałam, że jeśli przyjmę do wiadomości, że on pije i możliwe, że nigdy nie zechce przestać to będę musiała go od razu wyrzucić z domu i inne radykalne kroki podjąć. To koncentrowanie się na nim nie pozwalało mi myśleć o sobie, o tym czego ja chcę. I podejmowałam decyzje, na które nie byłam gotowa. Oczywiście nie dochodziły one do skutku i tak coraz mniej sobie ufałam i wierzyłam.

A teraz staram się inaczej. Zrozumiałam o co chodziło wszystkim żeby żyć dniem dzisiejszym. Żeby daleko nie planować. Pracuję nad sobą i czekam na rozwiniecie się sytuacji, jakkolwiek rozumianej, finansowej, emocjonalnej, itp.

Ale czuję, że ta praca przynosi efekty. Bo zaczynam odczuwać przyjemności z błahych, rzeczy codziennych. Chce mi się rano wstać, napić się kawy i zrobić dzieciakom śniadanie. A ostatnio takie rzeczy urastały do rangi zdobycia Mount Everst. Potrzebuję czasu i potrafię sobie dać ten czas. Nic mnie już nie goni. Nic już nie muszę.

smokooka napisał/a:
nigdy może nie być idealnie i że to ja się na to godzę (albo nie).

I to też zrozumiałam. Że jeśli biorę go to razem z tym całym bagażem. Ale uczę się jeszcze tego, że mam prawo do tego wyboru. Że mogę powiedzieć nie. I odejść. Bez poczucia winy. Niestety jeszcze czuję się winna. Że on się stara. Chce. A ja jestem nieugięta. Ale pracuję nad tym. :]

rufio - Czw 31 Sty, 2013 16:49

Fiu - fiu to się porobiło - no no . :mgreen:

prsk.

ja - Czw 31 Sty, 2013 17:11

:mysli:
A gdyby tak spróbować rozwinąć myśl.

rufio - Czw 31 Sty, 2013 17:16

Ty ładnie a ja to podziwiam - co tu rozwijać . :okok:
smokooka - Czw 31 Sty, 2013 17:19

Miast wierszy opowiadania czas pisać :mgreen:
ja - Czw 31 Sty, 2013 17:23

:skromny: To ja też krótko - dziękuje.
ja - Śro 06 Lut, 2013 14:29

U mnie się jakoś toczy. Dosyć burzliwie ale to chyba dobrze. Bo nie chcę już niczego załagadzać, przytakiwać gdy wszystko krzyczy "nie". Jest dużo łez, czasami przykrych słów ale myślę, że to popycha nas do przodu. Bo po tych burzach przychodzi spokój. Obydwoje musimy zrozumieć, że za daleko już nam do siebie. A to nie jest łatwe więc się kotłuje wszystko. Ale już sobie radzę z tymi złymi emocjami. Czasami je wypłaczę, czasami przepracuje fizycznie. Ale najważniejsze, że widzę, że przede mną lepsze czasy. Że będzie tylko lepiej. A nie tak jak kiedyś całkowitą czarną rozpacz i brak perspektyw. :]
Klara - Śro 06 Lut, 2013 14:46

ja napisał/a:
widzę, że przede mną lepsze czasy. Że będzie tylko lepiej.

Czy to oznacza, że masz już plan, jak wyjść ze związku z minimalnymi stratami, czy też - że zrodziła się w Tobie nadzieja na "rewitalizację" małżeństwa?

ja - Śro 06 Lut, 2013 15:34

Klara napisał/a:
"rewitalizację" małżeństwa?

Oj nie. Tu już to, co potrzebne udanemu związkowi umarło. I przywrócić do życia się nie da. Na szczęście bo pewnie bym uległa wtedy tym łzom i manipulacjo słownym. A tak bez uczucia i z wiedzą na temat alko. nic mnie to nie rusza.

I nie ma racji, że najprościej jest odejść. Prościej było by zostać. Ale powoli wracam do swojego życia. Moja stłamszona osobowość wychodzi na wierzch i przypomina o czym kiedyś marzyłam, czego pragnęłam, jakie miałam cele. I nie da się już przejść obok tego obojętnie. Ale teraz czuję, że mogę zacząć wszystko od nowa i być jeszcze bardzo szczęśliwą. Chociaż mam świadomość, że będzie to opłacone wieloma trudnymi chwilami i bólem. Ale nowe życie zawsze rodzi się w bólach. :) :buzki:

pterodaktyll - Śro 06 Lut, 2013 15:36

ja napisał/a:
nowe życie zawsze rodzi się w bólach. :)

Nie da się ukryć. Powodzenia i dobrych wyborów :)

ulena - Czw 07 Lut, 2013 18:22

JA jestem po wrazeniem Twojegu postępu . Kiedyś ci pisałam że ja nie zrezygnowałam ale ja ciągle męża kochałam (teraz kocham jeszcze bardziej) ale teraz rozumiem Ciebie i masz rację po co byc razem ze sobą skoro uczucie wygasło trzeba byc uczciwym wobec siebie i wobec drugiej osoby . Również życzę Ci mądrych decyzji , a jeśli nie będziesz wiedziała co robić - zostaw i pewnego dnia rozwiąznie samo się znajdzie. :buzki:
ja - Czw 07 Lut, 2013 21:27

Dziękuje za miłe słowa. Tak naprawdę mam tylko Was (i terapię) na takie zwierzenia i tylko w Waszych odpowiedziach mogę zobaczyć odbicie moich myśli i zamierzeń. I utwierdzić się, że dobrze robię. Jestem teraz troszkę mniej (minimalnie mniej :lol2: ) na forum bo zaczynam wreszcie żyć. :] Zaczynam robić coś swojego by przygotować sobie grunt na twarde decyzje. By się uniezależnić. I nawet nie mam potrzeby pisać o nim. Mimo, że jest co bo cały czas walczy i różnie bywa w domu. Ale terapia i podczytywanie forum działa bardzo skutecznie, że daję sobie z tym radę. Jestem jakby twardsza. Jego słowa już nie zabijają ale jeszcze potrafią przewrócić. Ale szybko wstaję. :)
rufio - Czw 07 Lut, 2013 22:26

Niby z zagranicy a godo jakby czuła cosik :P
pannamigotka - Czw 07 Lut, 2013 22:40

ja napisał/a:
By się uniezależnić.



:brawo: :brawo: :brawo: :brawo:

Powodzenia!

KICAJKA - Sob 09 Lut, 2013 07:16

ja napisał/a:
Jego słowa już nie zabijają ale jeszcze potrafią przewrócić. Ale szybko wstaję. :)

Ja :brawo:
Nie da się wszystkiego prędko przestawić
ale powoli,konsekwentnie można :okok:
Mnie pomogło uświadomienie sobie:
to jest chory człowiek i cokolwiek mówi
złego do mnie - mnie to nie dotyczy :pocieszacz: :buziak:

ja - Wto 12 Lut, 2013 23:00

Wiecie, zawsze była ze mnie przekorna dusza. Jak mi ktoś mówił, że coś muszę to na bank robiłam na przekór. I nawet jak sama coś sobie nakazywałam to średnio to wychodziło, jeśli tego naprawdę nie czułam. I teraz też mnie coś gniotło. Uświadomiłam sobie, że jest to moja decyzja, że nie chcę z nim być. A za tym nie szły czyny. Czułam dysonans pomiędzy tym co mówię a co robię. Dopiero jak pozwoliłam sobie na zaakceptowanie faktu, że nie muszę podejmować żadnej decyzji poczułam spokój. Że mogę poczekać i pooglądać sobie swoje życie. Postarać się "wyczuć się" dobrze i zrozumieć co czuję. Dałam sobie czas. I teraz się dobrze czuję, ze sobą. Rozumiem co tym czekaniem chcę osiągnąć i dlaczego dobrze, że nic nie robię.

U nas w domu całkiem w porządku. Dzieci zdrowe, rozrabiają ile wlezie. :] Mamy ferie i staramy się coś ciekawego robić. Jutro mamy zaplanowane łyżwy. :lol2: M. zaczyna chodzić na terapię ale już zaczyna marudzić, że często, że nie pogodzi z pracą . Mam to w nosie. Zauważyliśmy oboje, że się nie kłócimy. On twierdzi, że to jakaś nadzieja. Dla nas. Dla mnie to po prostu konsekwencja tego, że ustaliliśmy pewne zasady i się tego trzymamy. Sytuacja jest jasna. Powiedzieliśmy głośno jakie są nasze oczekiwania, znaleźliśmy konsensus i się go trzymamy. Jest ok. :>

ja - Nie 24 Lut, 2013 15:27

Przeczytałam sobie swoje pierwsze posty. Przypominam sobie co wtedy czułam i myślałam i sama widzę jaka wielka zmiana zaszła. Kończę za chwilę 1. etap terapii i chyba zmienię kierunek. Będzie to terapia DDA. Bo to bardziej mnie gnębi i przeszkadza w normalnym życiu. Zasugerowała mi to terapeutka. I widząc te zmiany po tej terapii czekam na tą następną jak na zbawienie. Chociaż już mi jest lżej w życiu. :]
rufio - Nie 24 Lut, 2013 16:07

No i dobrze - ładnie kroczysz jak iskierka .

prsk :okok:

ja - Pią 08 Mar, 2013 15:03

Przeczytałam kiedyś tu radę: Jak nie wiesz co zrobić - zaczekaj. I ją zastosowałam. Dałam sobie czas na obserwację siebie, na obserwację jego, na przemyślenia. I było mi dobrze. Aż przyszedł czas, że mnie znowu coś bardzo uwiera. To chyba nadszedł czas gdy już wiem czego chcę. I bardzo trudno mi nic nie robić. Czekać. Stanęłam w miejscu bo doszłam na rozstaje dróg gdzie można tylko jedną wybrać by iść dalej. I ja wiem którą chcę i muszę wybrać ale nie mogę zrobić tego kroku. Za dużo we mnie obaw, poczucia winy, żalu, strachu przed nieznanym. :mysli:
Duszek - Pią 08 Mar, 2013 15:30

Więc jeśli znasz już swoją drogę to skąd te wątpliwości... :)
Idź nią skoro tego chcesz... :okok:
Zastanawia mnie tylko to Twoje stwierdzenie :"muszę wybrać"...
Moja terapeutka mówi, że dopóki coś nas zmusza nie ma kroku na przód...

Słoneczko - Pią 08 Mar, 2013 17:03

ja napisał/a:
I ja wiem którą chcę i muszę wybrać ale nie mogę zrobić tego kroku. Za dużo we mnie obaw, poczucia winy, żalu, strachu przed nieznanym. :mysli:
daj sobie jeszcze czas... nic na przymus kochana, bądź pewna czego chcesz od siebie dla siebie, od życia :tak: :buziak:
Scarlet O'Hara - Pią 08 Mar, 2013 17:18

ja napisał/a:
Przeczytałam kiedyś tu radę: Jak nie wiesz co zrobić - zaczekaj. I ją zastosowałam. Dałam sobie czas na obserwację siebie, na obserwację jego, na przemyślenia. I było mi dobrze. Aż przyszedł czas, że mnie znowu coś bardzo uwiera. To chyba nadszedł czas gdy już wiem czego chcę. I bardzo trudno mi nic nie robić. Czekać. Stanęłam w miejscu bo doszłam na rozstaje dróg gdzie można tylko jedną wybrać by iść dalej. I ja wiem którą chcę i muszę wybrać ale nie mogę zrobić tego kroku. Za dużo we mnie obaw, poczucia winy, żalu, strachu przed nieznanym. :mysli:


Wiele razy stałam na takim skrzyżowaniu.Miałam zielone światło ale nie mogłam ruszyć z miejsca.
Bo to nie był jeszcze ten moment ,to nie był ten czas.
Od jakiegoś czasu czułam,że coś jest nie tak.
Przyszedł moment i podjęłam kilka ważych życiowych decyzji.
Boję się tak samo jak Ty,boję się jak diabli ale co może być straszniejszego od braku poczucia bezpieczenstwa,od braku stabilności,huśtawek nastroju?
Będzie biedniej ale spokojnie.

ja - Pią 08 Mar, 2013 20:23

Jak ja was kocham. :buzki: Chwilka smętnego nastroju i już tyle zwrotek. To tylko w "Dekadencji". Dziękuje wam za wasze myśli. Byłam teraz u przyjaciółki gdzie powiedziałam głośno co mi chodzi po głowie i jest mi lepiej. Mam u niej dodatkowy komfort, że mnie zna 100 lat i wielu rzeczy nie muszę tłumaczyć bo ona wie.
Duszek napisał/a:
dopóki coś nas zmusza nie ma kroku na przód...

Tutaj chodziło o to że to, że droga którą chce wybrać byłaby ogólnie uznana za prawidłową. I tu jest to muszę. A tak naprawdę to nic nie muszę. Mogę stać dalej. I chwilkę postoję jeszcze, pomyślę. Popatrzę na mapę by dalej nie zbłądzić. :)
Słoneczko73 napisał/a:
daj sobie jeszcze czas

No właśnie - dam. Ale minutkę. Bo nogi już rwą.
Scarlet O'Hara napisał/a:
ale co może być straszniejszego od

To co wymyśla nasza głowa. Dlatego chcę się teraz z tym zmierzyć. Poobalać moje wymyślone przeszkody. Sama z sobą chce porozmawiać i pokazać dosadnie, że inaczej nie mogę.

Ps. Dokładniej o moich obawach chciałabym napisać w pamiętniku, dlatego czekam na dołączenie do grupy Pisarzy. EDIT. Już zostałam dołączona.

staaw - Pią 08 Mar, 2013 20:29

ja napisał/a:
czekam na dołączenie do grupy Pisarzy.

A zgłaszałaś się?
Od 14 postów już możesz... :rotfl:

EDIT

Już jesteś pisarką... :sztama:

ja - Pią 08 Mar, 2013 20:31

No już zobaczyłam. :oops:
rufio - Pią 08 Mar, 2013 22:26

Strach, obawę , niepewność mogę zrozumieć ale ..... winę :mysli:
ja - Sob 09 Mar, 2013 07:28

Czuję się winna że nie chcę dać mu szansy. On się stara a ja nie chcę mimo to. Chodzi na terapię, walczy, poprawia stosunki ze starszym synem a ja nie mogę i tak. Bo już za późno niestety.
jal - Sob 09 Mar, 2013 08:24

ja napisał/a:
Czuję się winna że nie chcę dać mu szansy. On się stara a ja nie chcę mimo to. Chodzi na terapię, walczy, poprawia stosunki ze starszym synem a ja nie mogę i tak. Bo już za późno niestety.


Widocznie miałaś wielokrotnie rozczarowania po takich obietnicach czy pseudo działaniach...
a na czym miała by polegać ta szansa dla niego?

pterodaktyll - Sob 09 Mar, 2013 09:06

ja napisał/a:
Czuję się winna że nie chcę dać mu szansy.

Może przypomnij sobie ile razy dawałaś tą szansę i jak ją wykorzystał. Zaraz Ci przejdzie to irracjonalne poczucie winy :pocieszacz:

ja - Sob 09 Mar, 2013 09:11

Dla niego danie mu szansy to wymazanie z pamięci jego wcześniejszych zachowań i związanych z tym moich negatywnych przeżyć i zachowywanie się jakby nic się nie stało. Oczekiwanie na taką "czystą kartę" i zaczęcie wszystkiego od nowa. A przecież tak się nie da. On twierdzi, że się zaparłam. Traktuje mnie jak małą, nadąsaną dziewczynkę co mnie doprowadza do szału.

Na terapii usłyszał, że dobrze, że ja tez chodzę bo to pomoże nam się dogadać. Ale on tak nie uważa bo sądzi, że mnie tam "buntują" na niego.

ja - Sob 09 Mar, 2013 09:17

pterodaktyll napisał/a:
przypomnij sobie ile razy dawałaś tą szansę

Tak. Dużo za dużo. Bardziej myślę, że to jest tak, że jak byłam dzieckiem to cały czas zabiegałam o zainteresowanie pijących rodziców i po prostu uczucia, które wiążą się z zamianą ról ( czyli to ja mówię nie, odrzucam kogoś są) mi nieznane, nowe więc budzą lęk.

pterodaktyll - Sob 09 Mar, 2013 09:19

ja napisał/a:
przecież tak się nie da

Wiem o tym ale on widocznie jeszcze się łudzi.
ja napisał/a:
wymazanie z pamięci jego wcześniejszych zachowań i związanych z tym moich negatywnych przeżyć i

Nawet jeżeli udałoby Ci sie "wymazać" je ze świadomości, to z podświadomości tego nie usuniesz i zawsze, w najmniej oczekiwanym momencie dadzą znać o sobie. Albo nauczysz się z tym żyć, albo rzeczywiście nie ma to sensu.
ja napisał/a:
Na terapii usłyszał, że dobrze, że ja tez chodzę bo to pomoże nam się dogadać. Ale on tak nie uważa bo sądzi, że mnie tam "buntują" na niego

To jest dla Ciebie dzwonek alarmowy, że z tą jego motywacją nie jest tak jak powinno i powinnaś uważać z jakimikolwiek deklaracjami. Od dawna chodzi na tą terapię?

ja - Sob 09 Mar, 2013 09:30

pterodaktyll napisał/a:
Od dawna chodzi na tą terapię?

Nie dawno. Ponad miesiąc. Nie pije coś 3 miesiące. A że motywacja nie taka to dobrze wiem. Bo nie pozwala za żadne skarby nikomu o tym mówić, że chodzi tam. On jeszcze nie robi tego dla siebie. Tylko skalkulował sobie co mu się bardziej opłaca. I wkurza się, że ja nie wierzę, że to już koniec picia. Ostatnio nie pił dużo dłużej. I nic to nie dało. A ja dobrze znam te fazy, które całe życie razem ustalaliśmy. Tylko ta, przedłuża mu się bo normalnie już skakałam z radości, że nie pije a teraz podchodzę do tego, delikatnie mówiąc, z rezerwą.

Klara - Sob 09 Mar, 2013 09:31

Ja!
Tu jest wątek w którym była dyskusja na podobny temat jak to, co Ciebie nurtuje: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=1621
Myślę, że byłoby dobrze, gdybyś poczytała.

pterodaktyll - Sob 09 Mar, 2013 09:32

ja napisał/a:
On jeszcze nie robi tego dla siebie.

Chyba nie masz rzeczywiście innego wyjścia jak przeciąć to wszystko. W ten sposób to można sie do końca świata "pultać" :bezradny:

ja - Sob 09 Mar, 2013 10:13

Do Klary: czytałam już kiedyś, przeczytałam i teraz. Zgadzam się z tym wszystkim ale to by było dobre dla mnie dwa lata temu. Teraz już nie. Bo już nie chcę. Zniszczył już wszystko.
Duszek - Sob 09 Mar, 2013 11:07

ja napisał/a:
...ale to by było dobre dla mnie dwa lata temu. Teraz już nie. Bo już nie chcę. Zniszczył już wszystko.

Doskonale Cię rozumiem :) ...jeśli dobrze czytam między wierszami :)

Tez tak uważam jeśli chodzi o mój związek...ale jeszcze nie potrafię tego zakończyć...czasem się zastanawiam czy to nie z wygody... :mysli:
Choć chyba to już nie jest związek a tylko jakiś "układ finansowo - mieszkalny" :lol2:
Wiesz, mój alko zarzuca mi że ja szukam "księcia" z bajki a takiego nie ma...
A ja chcę tylko (albo aż) zaufania, wsparcia i miłości - zresztą jak każdy z nas.Czy to jest tak dużo....

ja - Sob 09 Mar, 2013 11:25

Duszek napisał/a:
a tylko jakiś "układ finansowo - mieszkalny"

To jest całe sedno tego wszystkiego.

Duszek - Sob 09 Mar, 2013 11:28

ja napisał/a:
Duszek napisał/a:
a tylko jakiś "układ finansowo - mieszkalny"

To jest całe sedno tego wszystkiego.

A jak Ty się z tym czujesz?

ja - Sob 09 Mar, 2013 11:46

Okropnie. Nie umiem tak żyć i w tym cały problem. Obiecałam sobie że już nigdy nie będę niczego udawać i się tego trzymam. I wiem, że niedługo to się rozleci. Ale ta niepewność kiedy i jak mnie wykończy.
Duszek - Sob 09 Mar, 2013 11:56

ja napisał/a:
Okropnie. Nie umiem tak żyć i w tym cały problem. Obiecałam sobie że już nigdy nie będę niczego udawać i się tego trzymam. I wiem, że niedługo to się rozleci. Ale ta niepewność kiedy i jak mnie wykończy.

Też tak się czułam kiedyś.
Ale to było do momentu kiedy jeszcze miałam nadzieję i siłę walki o nas...Kiedy myślałam, że to można skleić...
Kiedy "zaprogramowałam" ;) sobie inne myślenie - te uczucia minęły...
I idę małymi a nawet drobnymi kroczkami na przód... :)
On jest w moim życiu ale tylko obok...

Scarlet O'Hara - Sob 09 Mar, 2013 12:23

ja napisał/a:
I wiem, że niedługo to się rozleci.


oj oj ja tak napisałam w środę rano."czuję ,że rozleci się to prędzej niż myślę".....dziś jest sobota a mm w pon zabiera rzeczy z domu.
nie znasz dnia ani godziny.
:buziak: :pocieszacz:

Klara - Sob 09 Mar, 2013 14:13

ja napisał/a:
czytałam już kiedyś, przeczytałam i teraz.

Podałam Ci ten link, ponieważ biłaś się z myślami, co zrobić, ale przecież teraz widać, że podjęłaś już decyzję:
ja napisał/a:
Teraz już nie. Bo już nie chcę.

ja - Sob 09 Mar, 2013 16:02

I się rozleciało. Powiedziałam co myślę, co czuję. Dzięki terapii i forum potrafiłam sobie poradzić z niektórymi manipulacjami z jego strony. Szkoda mi go bo jest gotów zrobic wszystko za danie szansy (łącznie ze zrzeczeniem się majątku w razie czego). Jest gotów obiecać wszystko, zrezygnować ze wszystkiego. I co mu zostanie? Nawet godności się zrzeka. Próbował mnie szantażować samobójstwem. Ale ucięłam to szybko. :(
JaKaJA - Sob 09 Mar, 2013 21:41

skąd ja to nam :zmeczony: :zalamka: nie da sie! ;) :buziak:
Żeglarz - Sob 09 Mar, 2013 22:10

ja napisał/a:
jest gotów zrobic wszystko za danie szansy

Tylko do chwili, gdy ją dostanie :/
ja napisał/a:
Próbował mnie szantażować samobójstwem. Ale ucięłam to szybko.

To jest jedyny sposób. A nawet jak by się tego dopuścił, to robi to na własny rachunek. Pamiętaj, nie będziesz za to odpowiedzialna.

ja - Sob 09 Mar, 2013 22:22

Stanęło na rozwodzie. Już przestał mnie przekonywać ale cały czas płacze. Głupio mi i tylko tyle. Oczywiście co chwilę inny pomysł na załatwienie naszych spraw. Ale coś mi się wydaje, że to jeszcze nie koniec. To nie jest jego prawdziwa twarz.

A mi chyba tylko zostało doprowadzenie sytuacji do końca czyli wniosek do sądu. Ale jeszcze muszę się z tym oswoić. Najważniejsze dla mnie, że się odważyłam. A teraz chciałabym żeby się wyprowadził bo atmosfera jest nie do zniesienia. Ale powoli...

Żeglarz - Sob 09 Mar, 2013 22:31

Bądź konsekwentna, nawet jak zaczniesz się łamać.
Masz rację myśląc, że to jeszcze nie koniec. Pewnie jeszcze nie jedne manipulacje emocjami będzie uskuteczniał. Postaraj się postawić mur, taki żeby to co on robi, mówi nie wchodziło Tobie w żaden sposób do wnętrza.
Żeby Ciebie nie irytowało, ani nie śmieszyło, ani nie wzbudzało lęku, smutku, współczucia czy żałości. Jeżeli takie uczucia w sobie dostrzeżesz będzie znaczyło, że jego manipulacje są skuteczne i będzie to dla Ciebie niezdrowe i niebezpieczne.

Słoneczko - Sob 09 Mar, 2013 22:34

ja napisał/a:
Oj nie. Tu już to, co potrzebne udanemu związkowi umarło. I przywrócić do życia się nie da. Na szczęście bo pewnie bym uległa wtedy tym łzom i manipulacjo słownym. A tak bez uczucia i z wiedzą na temat alko. nic mnie to nie rusza.

I nie ma racji, że najprościej jest odejść. Prościej było by zostać. Ale powoli wracam do swojego życia. Moja stłamszona osobowość wychodzi na wierzch i przypomina o czym kiedyś marzyłam, czego pragnęłam, jakie miałam cele. I nie da się już przejść obok tego obojętnie. Ale teraz czuję, że mogę zacząć wszystko od nowa i być jeszcze bardzo szczęśliwą. Chociaż mam świadomość, że będzie to opłacone wieloma trudnymi chwilami i bólem. Ale nowe życie zawsze rodzi się w bólach.
przytoczyłam twój post wczesniej napisany...

A dziś...
ja napisał/a:
Stanęło na rozwodzie. (...) A mi chyba tylko zostało doprowadzenie sytuacji do końca czyli wniosek do sądu. Ale jeszcze muszę się z tym oswoić. Najważniejsze dla mnie, że się odważyłam. A teraz chciałabym żeby się wyprowadził bo atmosfera jest nie do zniesienia. Ale powoli...
Rozumiem cię i podziwiam :tak:
ja - Sob 09 Mar, 2013 22:40

Żeglarz napisał/a:
Jeżeli takie uczucia w sobie dostrzeżesz będzie znaczyło że jego manipulacje są skuteczne

Teraz dopiero do mnie dotarło, że to tak działa. Całe życie byłam manipulowana bo zawsze kierowałam się bardzo silnie emocjami ale nigdy mi to nie wychodziło na dobre. Ale teraz jest inaczej. Nic nie czuję. Nie rusza mnie to co mówi. Bo tu jest walka na śmierć i życie - o moje życie. I tak normalnie to mi go szkoda ale nic nie mogę zrobić już .

ja - Nie 10 Mar, 2013 07:12

Nie wiem co mam robić. On sprawdzał na na internecie jak bezboleśnie popełnić samobójstwo.
esaneta - Nie 10 Mar, 2013 07:29

nic nie mozesz zrobić. A skąd wiesz, co on robił w necie?
staaw - Nie 10 Mar, 2013 08:13

ja napisał/a:
On sprawdzał na na internecie jak bezboleśnie popełnić samobójstwo.

Kiedy ja chciałem popełnić samobójstwo, nikt nic nie zauważył.
Kiedy wiedziałem że jestem bardzo blisko tego kroku, poszedłem do psychatryka.
Żona się dowiedziała jak już byłem przyjęty na oddział...

ja - Nie 10 Mar, 2013 08:23

esaneta napisał/a:
A skąd wiesz, co on robił w necie?

Kasowałam historię i zobaczyłam.
Trochę spanikowałam bo słyszałam jak w nocy płakał i nie było go teraz nigdzie.

Trudne to wszystko jak cho...ra. Wiem, że nic nie mogę ale ...

esaneta - Nie 10 Mar, 2013 08:28

jesli będzie chciał to naprawdę zrobić, to nikt i nic go nie powstrzyma. Spróbuj zająć mysli i ręce czyms bardzo absorbującym :pocieszacz:
pannamigotka - Nie 10 Mar, 2013 08:56

ja napisał/a:
On sprawdzał na na internecie jak bezboleśnie popełnić samobójstwo.

:shock:

To takie rzeczy trzeba w Internecie sprawdzać? Ile on ma lat?

Co za wstrętna manipulacja. On się nie leczy, prawda? Ostatnio było coś, że niby zacznie. Nie zaczął.

Daj mu święty spokój, a jeśli naprawdę źle się czujesz, zadzwoń na policję i powiedz, że chce się zabić, oni się tym zajmą.

A ja dalej mam wrażenie, że ten cały rozwód to jest tylko próba nakłonienia go na leczenie, a nie realna chęć z Twojej strony. Zmienię zdanie, jak złożysz pozew i go nie wycofasz.

yuraa - Nie 10 Mar, 2013 10:17

ja,
a on wie że sprawdzasz historię ? pewnie wie
to i zamanipulowal

pterodaktyll - Nie 10 Mar, 2013 10:40

ja napisał/a:
sprawdzał na na internecie jak bezboleśnie popełnić samobójstwo.

A to tchórz cholerny!! Nawet w takim przypadku chce uniknąć konsekwencji (w tym wypadku bólu). Odpuść sobie, to kolejna próba manipulacji......

smokooka - Nie 10 Mar, 2013 10:43

Ja w sytuacji jak mój mnie straszył samobójstwem a zaraz potem zniknął wysłałam policję w miejsce w którym podejrzewałam że mogą go znaleźć. Znaleźli - zawieźli na izbę wytrzeźwień. Żeby było lepiej - to przyjechali z nim na chwilę pod mój dom, oddali klucze, powiedzieli co z nim zrobią i odjechali. Mój żyje. Milion razy przeżywałam te szantaże i demonstracje, manipulacje.
Żeglarz - Nie 10 Mar, 2013 10:48

ja napisał/a:

Trudne to wszystko jak cho...ra. Wiem, że nic nie mogę ale ...

To faktycznie jest bardzo trudne. Też to przeszedłem w dużo bardziej drastycznej formie i wiem jak się czujesz.
Jedyne co możesz zrobić to zostawić to. A jak będziesz miała konkretny dowód, że faktycznie zamierza coś zrobić np sms, albo list to zgłosić to na policję.
I to jest wszystko co możesz i co powinnaś zrobić. Inaczej będziesz manipulowana coraz to bardziej wymyślnymi i drastycznymi zdarzeniami.
Uciekaj od tego jak najdalej bo degraduje to Ciebie i Twoje dzieci. Niby jesteś już mocna, ale to nie pozostaje bez śladu.

Trzymam za Ciebie kciuki :) :kwiatek:

Scarlet O'Hara - Nie 10 Mar, 2013 10:53

ja napisał/a:
Nie wiem co mam robić. On sprawdzał na na internecie jak bezboleśnie popełnić samobójstwo.


Mój jak popełniał samobójstwo w śr.to pierwszego esa dostałam ja. :luzik:
Olałam ,wysłałam policję.
Po tym tel.do siostry.Siostra powiedziała krótko s....j
Zaczą wydzwaniać do drugiej siostry za granicę ,która próbując interweniować usłyszała to samo co on.
I biedula z tego wszystkiego przyszła o własnych nogach do domu żeby się zemścić za ignorancję. :boisie:

olga - Nie 10 Mar, 2013 10:55

smokooka napisał/a:
Ja w sytuacji jak mój mnie straszył samobójstwem a zaraz potem zniknął wysłałam policję

a ja nie zrobiłam nic......jak do tej pory -żyje

milutka - Nie 10 Mar, 2013 11:30

ja napisał/a:
Nie wiem co mam robić. On sprawdzał na na internecie jak bezboleśnie popełnić samobójstwo.
nie da się skarbie przejść obok tego obojętnie -wiem o tym :pocieszacz: ale ...gdy będzie chciał -zrobi to i nie upilnujesz go ...a zamartwianie się nic nie da :pocieszacz:
Mój mąż zanim trafił na psychiatryk dawał mi do zrozumienia ,że chce popełnić samobójstwo ...był niby w lesie ,mówił przez telefon ledwo żywym głosem ,nie przeszłam wobec tego obojętnie -wezwałam policję ...mimo tego co z nim przeszłam nie chciałabym by w ten sposób skończył swojego życia ...gdy odebrał po którymś razie telefon od policjanta spanikował ,zadzwonił do mnie i odwrócił kota ogonem ,że poszedł do lasu na spacer :roll: uwież mi ,że rozmowa z nim była całkiem inna wcześniej ,,chciał bym kolejny raz się go ulitowała jednak ja już miałam dośc tych jego manipulacji i przez chwilę pomyślałam ,niech się już wreszcie to wszystko skończy :( ...jednak zrobiłam to co powinnam ,nie próbowałam sama sobie z tym poradzić ....teraz niedawno dowiedziałam się ,że w tym czasie kiedy tak manipulował był w domu u sąsiada i razem pili :roll: ....Parę dni temu rozmawiałam z nim ...nadal uważa ,że to ja jestem temu wszystkiemu winna ,że on nic takiego nie mówił :roll: Wyciągnij kochana wnioski z tego co Ci piszę i proszę myśl o sobie bo jemu nie pomożesz ...sam sobie musi pomóc :pocieszacz:

pietruszka - Nie 10 Mar, 2013 11:56

Myślę Ja, ze wiesz, co już robić, przytulam Cię, bo to trudne chwile dla Ciebie, ale myślę, że najważniejsze, że jasno określiłaś, czego chcesz dla siebie w życiu. W tej chwili, TEraz i Tutaj.
A on?
Cóż... albo dorośnie, albo i nie... ale to oficjalnie to już dorosły człowiek, sam odpowiada za siebie, nie jesteś jego mamusią.

Duszek - Nie 10 Mar, 2013 12:23

Dostałaś dużo rad i mam nadzieję że Ci pomogą. :)
A z mojej strony chcę Cię mocno - :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:
Podobno później jest już z górki... ;)
Trzymaj się!

ja - Nie 10 Mar, 2013 12:39

Tak pomagają, i dziękuję Wam bardzo mocno. :buzki:
Wasze zwroty pozwalają mi obiektywnie spojrzeć na sytuację.

Migotko, on się leczy ale tak jak myślałam motywacja jeszcze nie ta bo już zapowiedział, że to rzuca. Ale zobaczymy co zrobi. Masz rację powiedziałam A i chcę powiedzieć B. Złożę ten wniosek chociaż mam wątpliwości jak to zostanie przez sąd zinterpretowane że nadal mieszkamy razem. Ale następują teraz zmiany więc nie wiem ale pewnie się to niedługo zmieni. Na razie ciężko mi to sobie wszystko wyobrazić bo całe dorosłe życie byłam z nim. Całe 13 lat - w lipcu będzie. A przed ślubem też trochę byliśmy razem.

Nie wiem czy wie, że można sprawdzić historię bo on raczej trochę zacofany komputerowo. W domu troszkę spokojniej, emocje opadły a ja się czuję jakbym walkę z Gołotą stoczyła. Taka jestem zmęczona. Na szczęście jutro mam spotkanie ind. z terapeutką więc pogadam sobie z nią.

Duszek - Nie 10 Mar, 2013 12:53

Ja nie wiem jak u Ciebie ale u mnie śniegu masa g45g21
Zabieraj dzieciaki i idź korzystać z uroków zimy - może jakiegoś bałwana ulepisz.
Na pewno lepiej się poczujesz. :)

ja - Nie 10 Mar, 2013 12:57

Nie wiem co wy z tym śniegiem. :shock: U mnie nie ma ani trochę.

Zastanawiam się nad tym rozwodem i co jeśli ja nie pracuję. Przynajmniej na razie. Nie będę mieć problemów z przyznaniem opieki nad dziećmi. Prowadzę działalność ale do września będę mieć raczej zawieszoną bo dopiero od wtedy coś się ruszy.

Duszek - Nie 10 Mar, 2013 13:02

ja napisał/a:
Nie wiem co wy z tym śniegiem. :shock: U mnie nie ma ani trochę.

No co Ty?
U mnie jest dużo!
Dziś zaczęła mnie dopadać jakaś chandra :( , więc szukałam sobie zajęcia, aby o tym nie myśleć. Chciałam iść lepić bałwana, ale córka doszła do wniosku, że chyba zwariowałam. :szok:
Jeszcze nad nią popracuję ;)

Duszek - Nie 10 Mar, 2013 13:10

ja napisał/a:

Zastanawiam się nad tym rozwodem i co jeśli ja nie pracuję. Przynajmniej na razie. Nie będę mieć problemów z przyznaniem opieki nad dziećmi. Prowadzę działalność ale do września będę mieć raczej zawieszoną bo dopiero od wtedy coś się ruszy.

A Twój mąż pracuje? Pomyśli również o alimentach.
Dzieci na ogół sąd przyznaje matce a tylko w wyjątkowych sytuacjach ojcu.

Słoneczko - Nie 10 Mar, 2013 13:39

ja napisał/a:
Zastanawiam się nad tym rozwodem
:mysli:
pterodaktyll - Nie 10 Mar, 2013 13:46

Duszek napisał/a:
Chciałam iść lepić bałwana, ale córka doszła do wniosku, że chyba zwariowałam. :szok:
Jeszcze nad nią popracuję

Nad bałwanem lepiej popracuj.... ;)

Duszek - Nie 10 Mar, 2013 13:51

Powiem Ci jeszcze tyle...
Nie bój się tego wniosku do sądu i jeśli jesteś gotowa to składaj.

Przed rozprawą o alimenty mój alko mnie straszył; że teraz zobaczę... że co ja sobie myślę...jak ja w ogóle mogłam mu to zrobi.... że dostanę 300 zł i ani grosza więcej. Myślisz, że się nie bałam...bałam i to bardzo! Skorzystałam z porad prawnika i do boju. Pani sędzina prosiła, abyśmy się "dogadali" a ja powiedziałam, że skoro on ma na alkoholi i imprezki to na dziecko też. A wydatki umotywowane zostały, więc...
Dostałam wszystko to co chciałam i nie było to tylko 300 zł. A żebyś go widziała w tym sądzie...był taki malutki, nie to co w domu.
I wiesz tu nie chodziło tak do końca o kasę (bo ją dawał) ale o moje i dziecka bezpieczeństwo i stabilizację na wszelki wypadek...

Może Ci moja historia choć trochę pomoże...
Będzie dobrze! :)

Duszek - Nie 10 Mar, 2013 13:52

pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
Chciałam iść lepić bałwana, ale córka doszła do wniosku, że chyba zwariowałam. :szok:
Jeszcze nad nią popracuję

Nad bałwanem lepiej popracuj.... ;)

Sama? :(

Duszek - Nie 10 Mar, 2013 13:59

Słoneczko73 napisał/a:
Duszek napisał/a:
pterodaktyll napisał/a:
Duszek napisał/a:
Chciałam iść lepić bałwana, ale córka doszła do wniosku, że chyba zwariowałam. :szok:
Jeszcze nad nią popracuję

Nad bałwanem lepiej popracuj.... ;)

Sama? :(
ja mogę pomóc... ulepimy sobie meżczyznę :rotfl:

Ok! Ale musi być wysokim brunetem z ogromnym sercem :rotfl:

yuraa - Nie 10 Mar, 2013 14:03

Duszek napisał/a:
Ok! Ale musi być wysokim brunetem z ogromnym sercem :rotfl:

słusznie bo bałwany maja flaszke zamiast serca

ja - Nie 10 Mar, 2013 14:09

Słoneczko73 napisał/a:
:mysli:


Tu nie chodzi o decyzję tylko to taki skrót myślowy. Chodzi o to że sprawdzam sobie, myślę co napisać, jak to uargumentować, jakie mam dowody.

Słoneczko - Nie 10 Mar, 2013 14:15

ja napisał/a:
Tu nie chodzi o decyzję tylko to taki skrót myślowy.
ok. :) ja nic nie mówię... :milczek:
staaw - Nie 10 Mar, 2013 14:30

Ja... może byś jednak załatwiała sprawy zgodnie z zasadą:" najważniejsze najpierw"?
Według mnie ważniejsze jest uzyskanie niezależności finansowej, niż jakiś rozwód który jest tylko formalnością o ile odbył się w głowie...

ja - Nie 10 Mar, 2013 22:35

staaw napisał/a:
uzyskanie niezależności finansowej

Tak jest to najważniejsze, ale tu muszę czekać do września. Teraz tylko jakby zbieram zamówienia na swoje usługi (jak to brzmi :rotfl: ) I działam w tym kierunku, żeby we wrześniu osiągnąć duże zyski. Mam swoją działalność i uparłam się, że doprowadzę to do końca. Zawsze gdy on zawalał uciekałam i chowałam się w to co mi znane i bezpieczne. Ale teraz trudno, przetrzymam. I dam sobie sama radę.

Nie mogę niestety rozpocząć innej pracy teraz bo podjęłam zobowiązanie, że jestem do dyspozycji i muszę czekać. Może się okazać, że będę miała coś do roboty wcześniej i jakoś będzie. Mam też kilka innych opcji gdyby.... więc poradzę sobie. :]

ja - Nie 10 Mar, 2013 22:43

edukacyjno-opiekuńcze mr. pterodaktyll :wysmiewacz:
Scarlet O'Hara - Nie 10 Mar, 2013 23:08

ja napisał/a:

Zastanawiam się nad tym rozwodem i co jeśli ja nie pracuję. Przynajmniej na razie. Nie będę mieć problemów z przyznaniem opieki nad dziećmi. Prowadzę działalność ale do września będę mieć raczej zawieszoną bo dopiero od wtedy coś się ruszy.


A musisz już składać papiery rozwodowe?
Nie możesz tego odłożyć?To chyba nie jest priorytet.?
Zawsze reagowałam emocjonalnie ,rozwód,wywalaie z domu,dzikie awntury,jakieś chore pomysły ,których i tak nie realizowałam.
Ostatnio jednak zauważyłam,że lepiej wychodzę a tym jak na zimno podejmuję decyzje.
Rozwód zawsze możesz wziąć.

ja - Pon 11 Mar, 2013 08:09

Scarlet O'Hara napisał/a:
Nie możesz tego odłożyć?To chyba nie jest priorytet.?

Dokładnie, mogę przecież to odłożyć. Do szczęścia mi to nie jest potrzebne.

Moim największym problemem jest to, że zawsze staram się spełniać oczekiwania innych ludzi. I gdy migotka napisała "Uwierzę, jak złożysz papiery i nie wycofasz" mój źle pojęty honor się odezwał i poczułam, że muszę pokazać, że nie jest to ściema. Za chwilę już zrozumiałam co znowu chce zrobić ale słowa już poszły w eter. I tak mam całe życie. Tak na mnie wpływają słowa innych. Kiedyś tak przegapiłam wykup mieszkania bo panie w OPS powiedziały do mnie, że w jaki sposób chce wykupywać mieszkanie jak nie mam nawet na czynsz i muszę brać dodatek mieszk. Czekając na zmianę sytuacji finansowej doczekałam się zmiany przepisów i d...a blada.

Scarlet O'Hara - Pon 11 Mar, 2013 09:13

Ja..... swoją sytuację znasz tylko Ty i Ty wiesz co w danym momencie jest dobre dla Ciebie.
My tutaj dajemy rady,sugerujemy zupełnie nie znając Twojej sytuacji ale ty z tego wybierasz to co jest dla Ciebie najlepsze .
Widzisz każda decyzja musi być Twoją decyzją tylko i wyłącznie ,musisz być pewna.
Weźmiesz czyjąś radę do serca ,zrobisz tak jak ktoś chce byś zrobiła a w Twojej sytuacji np.to wcale nie będzie dobre to do kogo będziesz miała pretensje? Nikt za ciebie życia nie przeżyje i nikt za Ciebie konsekwencji też nie poniesie.
Analizuj na zimno,kalkuluj,rozpisuj na kartce za i przeciw,co z tego będziesz miała,staraj się przewidywać co będzie gdy .....co Ty wtedy zrobisz itp.itd.Wtedy nie będzie niespodzianek,nie wpadniesz w panikę i nie popełnisz głupstw.
Mi to bardzo pomaga.
A słowa,zdania rzucone w eter....jakie to ma znaczenie?To jest Twoje życie pamiętaj.

pannamigotka - Pon 11 Mar, 2013 09:23

JA zacznij od wsłuchania się w siebie, a nie w innych. Nie w alko, mamę, migotę :) Tak jak napisała Scarlet to Twoje życie.
Ja jako współ wiem, co potrafi zrobić współ właśnie, aby bliska osoba rozpoczęła zmiany. Tylko, że to nic nie daje. Wierzę, że zrobisz dla siebie to co najlepsze. I tak ja piszą dziewczyny- zacznij od spraw najważniejszych, nie cierpiących zwłoki i przechodź do kolejnych. Powodzenia.

Scarlet O'Hara - Pon 11 Mar, 2013 09:37

ja napisał/a:

on się leczy ale tak jak myślałam motywacja jeszcze nie ta bo już zapowiedział, że to rzuca. Ale zobaczymy co zrobi.


A skąd wiesz jaka jest jego motywacja?
Czy siedzisz w jego głowie?
A może on ma nawrót ?
Nasza terapka mówi ,że często po tych sesjach następuje nawrót.Myślą,że już wszystko wiedzą ,że dadzą radę ale nie należy wpadać w panikę.
Mówi ,że dla niektórych "mądrych" nawet lepiej jak teraz będą mieli nawrót bo dotrze do nich,że niestety sami sobie nie poradzą i to tak nie działa.

Zostaw go.Chce rzucić niech rzuca tylko pytanie co wtedy Ty zrobisz?
Może na zbyt wiele liczyłaś ,czuję w tym wszystkim jakieś rozczarowanie z Twojej strony.
Może mi się wydaje ale czy przypadkiem nie jest tak,że Ty mimo wszystko w głębi duszy liczysz na to,ze będziecie razem?
Wyczułam też lekką panikę,widzisz ,że on sie wycofuje więc Ty też tak jakbyś przygotowywała się na najgorsze.

Co ma być to będzie.Jeśli nie czujesz się na siłach na radykalne cięcia zostaw ,poczekaj,zajmuj się sobą.Wszystko się poukłada.Jeśli okaże się,ze czegoś chcesz tak naprawdę to uwierz mi nic nie stanie ci na przeszkodzie w realizacji planów.
Na wszystko znajdzie się rozwiazanie.

Wiem,że możesz czuć się rozczarowana i ja to rozumiem :pocieszacz: ale spokojnie wdech i wydech ,relaks, nic nna siłę. :buziak:

Słoneczko - Pon 11 Mar, 2013 09:56

Dziewczyny i chłopaki ujęły w tym temacie, to wszystko z czym i ja miałam problemy :okok:
Scarlet O'Hara napisał/a:
Może na zbyt wiele liczyłaś ,czuję w tym wszystkim jakieś rozczarowanie z Twojej strony.
Też tak odebrałam.
Ja, więcej pewności siebie,
i mniej oczekiwań, mniej rozczarowań :tak:
Nie wiem, co będzie jutro,
nie wiem co będzie pojutrze,
ale wiem, co mam zrobić i jak zadziałać tu i teraz.
Pomaga mi to bardzo podejmować decyzje :tak:

ja - Pon 11 Mar, 2013 14:26

Scarlet O'Hara napisał/a:
poczekaj,zajmuj się sobą

No ok. Ale on nie daje czekać. Chce wiedzieć teraz i już jak ja to dalej widzę. Chce konkretnych deklaracji. Dla niego ten dom jest najważniejszy. I sposób jak go podzielimy. :bezradny:

Scarlet O'Hara - Pon 11 Mar, 2013 18:50

ja napisał/a:
I sposób jak go podzielimy. :bezradny:


sprawiedliwie? :mysli:

Duszek - Pon 11 Mar, 2013 19:38

ja napisał/a:
Rozwiązanie zagadki w pamiętniku. :P

Jaka szkoda, że ja nie poznam rozwiązania... :(

staaw - Pon 11 Mar, 2013 19:44

Duszek napisał/a:
ja napisał/a:
Rozwiązanie zagadki w pamiętniku. :P

Jaka szkoda, że ja nie poznam rozwiązania... :(

Jak napiszesz jeszcze 108 merytorycznych postów...
Ale możesz wstąpić do grupy galerianek, wystarczy podanie z jednym zdjęciem...

Duszek - Pon 11 Mar, 2013 19:52

Scarlet O'Hara napisał/a:
ja napisał/a:

on się leczy ale tak jak myślałam motywacja jeszcze nie ta bo już zapowiedział, że to rzuca. Ale zobaczymy co zrobi.


...Chce rzucić niech rzuca tylko pytanie co wtedy Ty zrobisz?
Może na zbyt wiele liczyłaś ,czuję w tym wszystkim jakieś rozczarowanie z Twojej strony.
Może mi się wydaje ale czy przypadkiem nie jest tak,że Ty mimo wszystko w głębi duszy liczysz na to,ze będziecie razem?
Wyczułam też lekką panikę,widzisz ,że on sie wycofuje więc Ty też tak jakbyś przygotowywała się na najgorsze.

Myślałam podobnie, ale miałam problem z ubraniem tego w słowa...
Takie zachowania "asekuracyjne" :lol2: były mi nie obce...
Dawałam tyle szans i za każdym razem było to samo...
Wydawało mi się, ze wszyscy wkoło wiedzą jaka ja naiwna i głupia...( a może i wiedzieli :mysli: ) To i obrałam sobie cel...wyjść z twarzą...
I zaczęłam udawać jak to ja z nim nie chce być, jak chce odejść a on mnie trzyma...jaki to on mi obojętny. A w sercu - rozpacz :beczy:
Ale to się zmienia...

Duszek - Pon 11 Mar, 2013 19:58

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
ja napisał/a:
Rozwiązanie zagadki w pamiętniku. :P

Jaka szkoda, że ja nie poznam rozwiązania... :(

Jak napiszesz jeszcze 108 merytorycznych postów...
Ale możesz wstąpić do grupy galerianek, wystarczy podanie z jednym zdjęciem...

108 merytorycznych postów... :mysli:
Wiesz lubię Was czytać i analizować a z pisaniem jakoś u mnie kiepsko. :(
Nie potrafię nazywać jeszcze tego co myślę...
I wiesz jakoś nie czuję się na siłach, aby komuś coś podpowiedzieć....Może ze strachu, że przeszkodzę w jego zdrowieniu...
A nad grupą 'Galerianek" pomyślę...Choć ta nazwa jakoś dziwnie brzmi... :>

staaw - Pon 11 Mar, 2013 20:03

Duszek napisał/a:

A nad grupą 'Galerianek" pomyślę...Choć ta nazwa jakoś dziwnie brzmi... :>

Właściwie nazywa się "galernicy", jako że są tam również przedstawicielki piękniejszej części ludzkości, jakoś głupio mówić galernicy...
co kojarzy mi się z przymusowym zwiedzaniem morza śródziemnego...

pietruszka - Pon 11 Mar, 2013 21:21

staaw napisał/a:
jako że są tam również przedstawicielki piękniejszej części ludzkości, jakoś głupio mówić galernicy...
co kojarzy mi się z przymusowym zwiedzaniem morza śródziemnego...

za to galerianki brzmią... równie mało zachęcająco... szczególnie dla tych, którzy znają film Galerianki reżyserii kataryny Rosłaniec, swojego czasu dość głośny...

ja - Pon 11 Mar, 2013 21:50

Duszek napisał/a:
I zaczęłam udawać jak to ja z nim nie chce być, jak chce odejść a on mnie trzyma...jaki to on mi obojętny. A w sercu - rozpacz
Ale to się zmienia...


Tylko, że ja naprawdę nie chce z nim być ale powoli zaczynam już wierzyć, że tak nie jest. I chyba niedługo psychiatra będzie mi potrzebny bo coś ze mną niedobrze. Czuję, że nie po drodze mi z tym facetem ale każdy mówi," wydaje ci się, coś chcesz udowodnić, tylko go straszysz a naprawdę chcesz z nim być." Terapeutka mówi, że mam się zastanowić, poczekać. :mysli: To chyba robi mi sie coś w głowę bo czuję inaczej. Na co ja mam czekać ? Co zmieni czas?

Co się u ciebie Duszku zmienia? Przestałaś udawać czy zamiast rozpaczy przyszły inne uczucia ?

Duszek - Pon 11 Mar, 2013 22:19

ja napisał/a:
Duszek napisał/a:
I zaczęłam udawać jak to ja z nim nie chce być, jak chce odejść a on mnie trzyma...jaki to on mi obojętny. A w sercu - rozpacz
Ale to się zmienia...


Tylko, że ja naprawdę nie chce z nim być ale powoli zaczynam już wierzyć, że tak nie jest. I chyba niedługo psychiatra będzie mi potrzebny bo coś ze mną niedobrze. Czuję, że nie po drodze mi z tym facetem ale każdy mówi," wydaje ci się, coś chcesz udowodnić, tylko go straszysz a naprawdę chcesz z nim być." Terapeutka mówi, że mam się zastanowić, poczekać. :mysli: To chyba robi mi sie coś w głowę bo czuję inaczej. Na co ja mam czekać ? Co zmieni czas?

Co się u ciebie Duszku zmienia? Przestałaś udawać czy zamiast rozpaczy przyszły inne uczucia ?

Spokojnie, bez psychiatry sobie poradzimy :pocieszacz:
Co zmieni czas...przede wszystkim pomoże Ci podjąć właściwe decyzję...
Co się u mnie zmienia...dochodzą nowe niezrozumiałe uczucia z jednej strony obojętność a z drugiej walka...
A przede wszystkim nie staram się już innym nic udowodnić i zdania osób (które do mojego życia nic nie wnoszą a więc nie dotyczy osób z Forum :hejka: ) staram się nie brać już do siebie...po prostu są mi obojętne.

Scarlet O'Hara - Pon 11 Mar, 2013 23:18

ja napisał/a:
Na co ja mam czekać ? Co zmieni czas?
?


Samego siebie nie da się przeskoczyć ,do każdej decyzji trzeba dojrzeć dopiero wtedy jest ona definitywna.Co z tego ze zrobisz coś pod wpływem zniecierpliwienia,tego,ze ci wjezdzają na ambicję skoro Ty tego nie czujesz.Zrobisz i się wycofasz i tak w kółko a alko zawsze bedzie miał cię w garści .

pterodaktyll - Pon 11 Mar, 2013 23:18

Scarlet O'Hara napisał/a:

Samego siebie nie da się przeskoczyć ,do każdej decyzji trzeba dojrzeć dopiero wtedy jest ona definitywna.Co z tego ze zrobisz coś pod wpływem zniecierpliwienia,tego,ze ci wjezdzają na ambicję skoro Ty tego nie czujesz.Zrobisz i się wycofasz i tak w kółko a alko zawsze bedzie miał cię w garści .

Ty to się jednak piorunem uczysz...... :okok:

Scarlet O'Hara - Pon 11 Mar, 2013 23:20

pterodaktyll napisał/a:

Ty to się jednak piorunem uczysz...... :okok:


mam dobrych nauczycieli ;)

pterodaktyll - Pon 11 Mar, 2013 23:25

Scarlet O'Hara napisał/a:
mam dobrych nauczycieli

Przez grzeczność nie zaprzeczę :skromny:

yuraa - Wto 12 Mar, 2013 01:08

staaw napisał/a:
Jak napiszesz jeszcze 108 merytorycznych postów...
Ale możesz wstąpić do grupy galerianek, wystarczy podanie z jednym zdjęciem...

a nieprawdaa
do pamiętnikarzy brakuje a do gal... no powiedzy oglądaczy zdjęć wystarczy 100 postów i oczywiście własne zdjęcie
Arcadios ledwo co przekroczył setkę i już jest w albumie

ja - Wto 12 Mar, 2013 07:34

Scarlet O'Hara napisał/a:
Samego siebie nie da się przeskoczyć

To jest tak, że czuję się jakbym była rozdzielona. Jedna część mojego "ja" nie chce dłużej tkwić w tej iluzji życia. Nie chce dalej udawać bez względu na koszty tej decyzji. Ta część mówi, że oszukuje i siebie i jego dając jakieś złudne nadzieje bo między nami NIGDY już nie będzie dobrze. Nigdy nie stworzymy czegoś fajnego pokazującego naszym chłopakom o co chodzi w tym życiu. Najwyżej, jeżeli oboje się mocno postaramy, możemy trwać w poprawnym związku. Takim przygłaskanym przez to co powinno sie zrobić, to co jest korzystne dla nas finansowo i czego wymagają od nas inni. I na takie coś burzy się ta część mojego "ja" błagając o ratunek. Przyciska mnie ono mocno niewyobrażalnie rozpaczając, żebym w imię nie wiem czego nie dała przekonać tej drugiej części mojego "ja", które jest bardziej rozumne niż romantyczne. Rozumie że życie to nie jest bajka i trzeba myśleć praktycznie. Trzeba być realistą i nie ulegać mrzonkom o nowym szczęśliwym życiu. Trzeba zacisnąć zęby i pracować nas sobą i nad swoją niezależnością. I na to potrzeba czasu. A ze to drugie "ja" to raptus i nie chce, nie może czekać to tak się spierają ze sobą cały czas.

ja - Wto 12 Mar, 2013 08:28

Scarlet O'Hara napisał/a:
Samego siebie nie da się przeskoczyć


To jest tak, że czuję się jakbym była rozdzielona. :boisie:
Jedna część mojego "ja" nie chce dłużej tkwić w tej iluzji życia. :nie: Nie chce dalej udawać bez względu na koszty tej decyzji. Ta część mówi, że oszukuje i siebie i jego dając jakieś złudne nadzieje bo między nami NIGDY już nie będzie dobrze. Nigdy nie stworzymy czegoś fajnego pokazującego naszym chłopakom o co chodzi w tym życiu. Najwyżej, jeżeli oboje się mocno postaramy, możemy trwać w poprawnym związku. Takim przygłaskanym przez to co powinno sie zrobić, to co jest korzystne dla nas finansowo i czego wymagają od nas inni.

sdgwz I na takie coś burzy się ta część mojego "ja" błagając o ratunek. :krzyk: Przyciska mnie ono mocno niewyobrażalnie rozpaczając, żebym w imię nie wiem czego nie dała przekonać tej drugiej części mojego "ja", które jest bardziej rozumne niż romantyczne. Rozumie że życie to nie jest bajka i trzeba myśleć praktycznie. Trzeba być realistą i nie ulegać mrzonkom o nowym szczęśliwym życiu. Trzeba zacisnąć zęby i pracować nas sobą i nad swoją niezależnością. I na to potrzeba czasu.

A ze to drugie "ja" to raptus i nie chce, nie może czekać to tak się spierają ze sobą cały czas. :plask:


PS. Zdublowałam post bo tamten pisany tak na szybko wydał mi się mało czytelny.

Iwa - Wto 12 Mar, 2013 08:44

ja napisał/a:


. I chyba niedługo psychiatra będzie mi potrzebny bo coś ze mną niedobrze. Czuję, że nie po drodze mi z tym facetem ale każdy mówi," wydaje ci się, coś chcesz udowodnić, tylko go straszysz a naprawdę chcesz z nim być." Terapeutka mówi, że mam się zastanowić, poczekać. :mysli: To chyba robi mi sie coś w głowę bo czuję inaczej. Na co ja mam czekać ? Co zmieni czas?



Wiesz... ostatnio gadałam z moim kolegą... alko.... i wspomniałam mu o terapii, że się na nią zapisałam, a on mi na to: " to widzę, że już podjęłaś decyzję o waszej przyszłości"....
Odebrałam to jako fakt, że podjęłam decyzję o rozstaniu....



A Ty moja Droga, na spokojnie się zastanów, co do przyszłości... bo, co nagle to po diable;

Linka - Wto 12 Mar, 2013 09:03

ja napisał/a:
Nigdy nie stworzymy czegoś fajnego pokazującego naszym chłopakom o co chodzi w tym życiu.

a czy sama stworzysz?
czy z kimś innym?
...ilu ludziom to naprawdę się udało?
jaki jest ten fajny związek, czy już wiesz?....

Scarlet O'Hara - Wto 12 Mar, 2013 09:04

:pocieszacz: Całe 17 lat tak się czułam .
Wiem,że nie jest to takie proste.Masz trzy wyjścia:
1.Być i zaakceptować taki stan,robić swoje i nie zwracać uwagi na niego ale będzie z wami ,byle jak ale będzie.
2.Dać sobie na wstrzymanie i wyciszyć tego raptusa,robić swoje ,realizować plan i poczekać na swoje 5 minut.
3.Zrobić teraz coś do czego nie jesteś przekonana i za jakiś czas zmienić decyzję i wrócić do punktu wyjścia.

Osobiście wybrałabym pnkt 2 .
Może to głupio zabrzmi ale cieszę się z tego ,że mm zrobił taką zadymę kilka dni temu bo dalej kręciłabym się w kółko.
Przyznam się bez bicia podświadomie czekałam tylko aż bomba wybuchnie.
Gdyby wtedy nie wrócił do domu tak jak się umawialiśmy pijesz-nie wracasz pewnie byłby tutaj dzisiaj i naśmiewał się ze mnie ,że biegam do sekty.To takie wnioski na zimno.

Wszyscy skorzystaliśmy jak to mówią nie ma tego złego.

U Ciebie wcale nie musi dojść do tak drastyczych sytuacji bo ta eksplozja może nastąpić w Tobie.
Spokojnie ...dobrze na tym wyjdziesz.

Scarlet O'Hara - Wto 12 Mar, 2013 09:20

Pomyślałam jeszcze o jednej rzeczy ,jeśli boisz się tak radykalnych cięć ,może wolisz powoli się odcinać to może separacja?
Scarlet O'Hara - Wto 12 Mar, 2013 09:28

Ja w temacie "bajki z morałem" wkleiłam dla ciebie opowieść o przeznaczeniu :buziak:
Iwa - Wto 12 Mar, 2013 09:29

Ja - no właśnie... separacja to dobra myśl, bo w razie czego zawsze to można cofnąć... choćby po 10 latach bycia-nie bycia razem!

Mi ostatnio ksiądz powiedział, że jeśli mąż znęca się psychicznie lub fizycznie, to jak najbardziej separacja, bo kościół nie jest za tym, aby ktoś cierpiał... jakoś tak...

Scarlet O'Hara - Wto 12 Mar, 2013 09:31

Iwa napisał/a:

Mi ostatnio ksiądz powiedział, że jeśli mąż znęca się psychicznie lub fizycznie, to jak najbardziej separacja, bo kościół nie jest za tym, aby ktoś cierpiał... jakoś tak...


zawsze moża egzorcystę opłacić. :p
ale jestem żmija :bezradny:

olga - Wto 12 Mar, 2013 09:32

Scarlet O'Hara napisał/a:
to może separacja?


No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.

pterodaktyll - Wto 12 Mar, 2013 09:35

olga napisał/a:
No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.

Rzeczywiście, nie da się na to nabrać

Iwa - Wto 12 Mar, 2013 09:35

Scarlet O'Hara napisał/a:
Iwa napisał/a:

Mi ostatnio ksiądz powiedział, że jeśli mąż znęca się psychicznie lub fizycznie, to jak najbardziej separacja, bo kościół nie jest za tym, aby ktoś cierpiał... jakoś tak...


zawsze moża egzorcystę opłacić. :p
ale jestem żmija :bezradny:


To chyba dopiero, jak zacznie latać w powietrzu, ale nic nie zanosi się na to by miał być Batmanem ;)

Iwa - Wto 12 Mar, 2013 09:37

olga napisał/a:
Scarlet O'Hara napisał/a:
to może separacja?


No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.


Czemu... jeśli ktoś jest wyznania KK i nie chce odejść od kościoła.... bo nie wiem czy idzie unieważnić małżeństwo ze względu na alkoholizm męża/żony.

Scarlet O'Hara - Wto 12 Mar, 2013 09:37

olga napisał/a:
Scarlet O'Hara napisał/a:
to może separacja?


No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.


Co jej da?
Ja myślę,że z jednej strony zwłaszcza na początku będzie czuła się "bezpiecziej" a z drugiej strony myślę,że z czasem przekona się,że rozwód nie jest taki straszny.

Kochana nie wszystkie z nas są gotowe rzucić się na głęboką wodę.

olga - Wto 12 Mar, 2013 09:37

pterodaktyll napisał/a:

olga napisał/a:
No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.

Rzeczywiście, nie da się na to nabrać

Mało tego, na rozwód też się nie nabierze dopóki nie wystawisz walizek za drzwi.....

olga - Wto 12 Mar, 2013 09:39

Scarlet O'Hara napisał/a:
Kochana nie wszystkie z nas są gotowe rzucić się na głęboką wodę.

Z własnego doświadczenia wiem, że mieszkanie pod jednym dachem z alko jest pływaniem w znacznie głębszej wodzie....

Iwa - Wto 12 Mar, 2013 09:39

Scarlet O'Hara napisał/a:
olga napisał/a:
Scarlet O'Hara napisał/a:
to może separacja?


No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.


Co jej da?
Ja myślę,że z jednej strony zwłaszcza na początku będzie czuła się "bezpiecziej" a z drugiej strony myślę,że z czasem przekona się,że rozwód nie jest taki straszny.

Kochana nie wszystkie z nas są gotowe rzucić się na głęboką wodę.


też racja; i za jednym zamachem ma się tą rozdzielność itp.

pterodaktyll - Wto 12 Mar, 2013 09:39

olga napisał/a:
na rozwód też się nie nabierze dopóki nie wystawisz walizek za drzwi.....

Nie zapominając oczywiście o zamknięciu wszystkich okien na cztery spusty, bo tamtędy też może wrócić.

olga - Wto 12 Mar, 2013 09:40

Scarlet O'Hara napisał/a:
będzie czuła się "bezpiecziej"


Nie. To tylko pozorowany ruch mający pokazać alko, że sytuacja staje się "poważna".

Scarlet O'Hara - Wto 12 Mar, 2013 09:41

olga napisał/a:
pterodaktyll napisał/a:

olga napisał/a:
No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.

Rzeczywiście, nie da się na to nabrać

Mało tego, na rozwód też się nie nabierze dopóki nie wystawisz walizek za drzwi.....


Tylko po co go nabierać?To chodzi o oswojenie się z nową sytuacją.
Wybadanie nowego terenu.

Pamietam jak dostałam prawko , jak miałam sama wyjechać na miasto trzęsłam się jak galareta.
Musiał ktoś obok siedzieć nie ważne kto ale musiał.
Potrzebowałam takiej asekuracji ,że wrazie gdyby.......

Ale to ja przecież prowadziłam i psychicznie czułam się lepiej

Iwa - Wto 12 Mar, 2013 09:41

olga napisał/a:
Scarlet O'Hara napisał/a:
Kochana nie wszystkie z nas są gotowe rzucić się na głęboką wodę.

Z własnego doświadczenia wiem, że mieszkanie pod jednym dachem z alko jest pływaniem w znacznie głębszej wodzie....


Ale jeśli jest separacja to nie znaczy, że z kimś można czy trzeba -mieszkać..
Tak samo jest z rozwodem.. ja znam parę (około 50) po rozwodzie, a mieszkają razem... Ona na parterze - on na piętrze.. osobne wejścia... nowe rodziny.... Nie wiem, jak to w praktyce wychodzi, ale różnie ludzie robią;

olga - Wto 12 Mar, 2013 09:42

pterodaktyll napisał/a:
Nie zapominając oczywiście o zamknięciu wszystkich okien na cztery spusty, bo tamtędy też może wrócić.


i piwnicy...... :mgreen:

Scarlet O'Hara - Wto 12 Mar, 2013 09:43

olga napisał/a:
Scarlet O'Hara napisał/a:
będzie czuła się "bezpiecziej"


Nie. To tylko pozorowany ruch mający pokazać alko, że sytuacja staje się "poważna".


Jeśli z góry tak założy to pewnie tak się stanie , jednak taki obrót spraw ma pokazać jej ,że jest mocna,silna i on nie jest jej do niczego potrzeby.

to moje zdanie a każdy wybiera co jest dla niego najlepsze. :buzki:

Linka - Wto 12 Mar, 2013 11:11

.
Cytat:
No i co komu da ta separacja? Czy to nie oszukiwanie samej siebie....a może alko....tylko, że on się nabrać nie da.


separacja dla osoby wierzącej nie jest pozorowanym ruchem,
dla mnie przynajmniej nie była..
już samo podjęcie decyzji i złożenie wniosku było dla mnie trudne, ale też przyniosło ogromną ulgę...
zważywszy na to, że mam ślub kościelny nigdy całkowicie wolna nie będę,
mimo że mam rozwód :bezradny:

yuraa - Wto 12 Mar, 2013 11:11

Iwa napisał/a:
Czemu... jeśli ktoś jest wyznania KK i nie chce odejść od kościoła.... bo nie wiem czy idzie unieważnić małżeństwo ze względu na alkoholizm męża/żony.

mozna , znam parę alkoholików którzy unieważnili przed sądem KK (trwało to ze trzy lata) swoje małżęństwa
i wzięli normalny slub kościelny
co mowi na ten temat prawo kanoniczne tutaj:
http://prawokanoniczne.or...-koscielny-299/

Linka - Wto 12 Mar, 2013 11:17

dopiszę jeszcze...
ja zanim podjęłam decyzję o rozwodzie musiałam wziąć pod uwagę, czy jestem gotowa, czy potrafię resztę życia spędzić w pojedynkę,
bo przecież może się okazać, że nie spotkam już nikogo z kim chciałabym tę resztę zycia spędzic.
dopóki się z ty nie uporałam, nie byłam w stanie podjąć żadnej decyzji

Iwa - Wto 12 Mar, 2013 11:32

Linka napisał/a:
dopiszę jeszcze...
ja zanim podjęłam decyzję o rozwodzie musiałam wziąć pod uwagę, czy jestem gotowa, czy potrafię resztę życia spędzić w pojedynkę,


też fakt;

Iwa - Wto 12 Mar, 2013 11:39

I w ogóle łatwiej jest chyba podjąć decyzję o rozstaniu, kiedy mąż to diabeł wcielony...
Mój mąż nie awanturuje się, nie znęca fizycznie.... no, ale ciągle te piwo musi być w ręce... a, że to choroba postępująca - to mam nadzieję, że terapia naprawi moje myślenie... moje samopoczucie poniekąd też.

Zawsze byłam pojętną uczennicą... myślę pozytywnie.... dniem dzisiejszym... nie wybiegam w przyszłość;
Nie wiem czy to dobrze....

ja - Wto 12 Mar, 2013 12:43

Rano miałam fatalny nastrój. Robiłam coś i próbowałam się nie rozpłakać. Teraz jest lepiej bo dostałam pozytywne informacje w sprawie mojego biznesiku. To dało mi do myślenia jaka jestem niestabilna emocjonalnie. I chyba to nie dobry moment na składanie dokumentów do rozwodu. Bo ja uważam, że to powinna być formalność tylko sankcjonująca istniejący stan a u nas za mało chyba jeszcze się zadziało. Zresztą jak czytałam to sąd musi widzieć, że ten stan jest trwały i nieodwracalny.

Separacja? Nie bardzo. Bo i po co? Co to da? Przynajmniej dzisiaj.

Iwa napisał/a:
kiedy mąż to diabeł wcielony...

No własnie a jak się stara zmienić swoje życie to tak po ludzku nie chce mu w tym przeszkadzać. Nie mam żadnych myśli, żeby mu pomagać czy jakkolwiek się wstrącac w ten proces. Ale chyba trudno jak w tym momencie jak chcemy coś zrobić ktoś nam wbija nóż w plecy.

Moja desperacja wynika z tego, że on zwykłe ludzkie odruchy (uśmiech, miłe słowo) traktuje już jako zmiany między nami i zaczyna się zbliżać do mnie. A ja nie mam na to ochoty. Więc musiałam kolejny raz postawić granicę, powiedzieć co czuję. Że nie widzę szans na wspólne życie.

Słoneczko - Wto 12 Mar, 2013 12:50

ja, wypływa od ciebie sporo sprzeczności...
ja napisał/a:
musiałam kolejny raz postawić granicę, powiedzieć co czuję. Że nie widzę szans na wspólne życie.
Musiałaś, czy chciałaś, a może masz wątpliwości... :mysli:
ja napisał/a:
No własnie a jak się stara zmienić swoje życie to tak po ludzku nie chce mu w tym przeszkadzać.
O.K. zatem zajmij się wyłącznie sobą :buziak:
ja - Wto 12 Mar, 2013 13:11

Scarlet O'Hara napisał/a:
dla ciebie opowieść o przeznaczeniu

:buzki: Dziękuje bardzo za tą opowieść. Myślę sobie o tym i analizuję.

Słoneczko73 napisał/a:
ja, wypływa od ciebie sporo sprzeczności...

Możliwe, terapeutka wczoraj też to zauważyła ale ja jeszcze tego nie widzę, nie rozumiem. Muszę się temu przypatrzeć. Znowu muszę. Ale dla mnie to słowo nie brzmi wcale źle. Dla mnie "muszę" oznacza, że coś chcę zrobić ale nie jest to ani proste ani przyjemne ale prowadzi do obranego celu. Np. chcę skończyć studia to się muszę uczyć, kuć do egzaminów . A chyba każdy wolałby na plaży z palemką. :lol2:

Słoneczko73 napisał/a:
zatem zajmij się wyłącznie sobą

Tylko to do niczego nie prowadzi. Bo już kiedyś zajmowałam się sobą. Studiowałam, pracowałam, chodziłam na imprezy z koleżankami, spędzałam czas z synem a on sobie pił. Potem postawiłam go pod murem i wybrał terapię. Przerwał. Teraz znowu od nowa. Ta karuzela kręci się cały czas.

A ja cały czas czekam i obserwuję. Jak już coś sobie postanowię to zawsze coś sprawia, że zmieniam zdanie.

Na razie wnioski mam takie, że jak będę tego naprawdę chciała i bedę pewna swojej decyzji to zrobię to sama bez zasięgania porad na forum i terapeutki. A jak pytam tzn. jeszcze nie ten czas. :)

inka70 - Wto 12 Mar, 2013 17:00

olga napisał/a:
Nie zapominając oczywiście o zamknięciu wszystkich okien na cztery spusty, bo tamtędy też może wrócić.


i piwnicy...... :mgreen:
proponuję wykopać fosę :rotfl: i wpuścić piranie
inka70 - Wto 12 Mar, 2013 17:10

Linka napisał/a:
dopiszę jeszcze...
ja zanim podjęłam decyzję o rozwodzie musiałam wziąć pod uwagę, czy jestem gotowa, czy potrafię resztę życia spędzić w pojedynkę,
o tym też długo myślałam . Kiedyś usłyszałam - lepiej być samej niż z byle kim- to do mnie przemawia . Po co mi u boku ktoś kto mnie nie szanuje , mną manipuluje i ciągle ma coraz większe wymagania a od siebie nic nie daje.
olga - Śro 13 Mar, 2013 09:06

inka70 napisał/a:

olga napisał/a:
Nie zapominając oczywiście o zamknięciu wszystkich okien na cztery spusty, bo tamtędy też może wrócić.


i piwnicy...... :mgreen:
proponuję wykopać fosę :rotfl: i wpuścić piranie


Nie trzeba kopać fosy i wpuszczać piranii, trzeba być konsekwentną i stanowczą.
Linka napisał/a:
ja zanim podjęłam decyzję o rozwodzie musiałam wziąć pod uwagę, czy jestem gotowa, czy potrafię resztę życia spędzić w pojedynkę,

a życie z czynnym alko to życie we dwoje? :mysli: współczuję takiej drugiej połówki, "pachnące" inaczej ciało a ducha brak
Iwa napisał/a:
I w ogóle łatwiej jest chyba podjąć decyzję o rozstaniu, kiedy mąż to diabeł wcielony...


:mysli: "i żeby tylko nie bił"...... to wystarczy do wspólnego życia?
mój alko był aniołem, nigdy na mnie ani na dzieci ręki nie podniósł, nie ubliżał, nie poniżał, nie wywoływał awantur, nie był chorobliwie zazdrosny, kazałam w "szafie" siedzieć - siedział........ :mysli: skąd wzięła się nerwica u mnie i u dzieci?......

olga - Śro 13 Mar, 2013 09:19

Przysięga małżeńska to umowa, która obowiązuje obie strony. Razem pracujemy dla dobra wspólnego. Jest to dobro tak materialne jak i emocjonalne. Jeśli którakolwiek ze stron nie dotrzymuje tej umowy to małżeństwo nie istnieje.
Czy czynny alko wywiązuje sie z tego co przysięgał? Czy pracuje dla wspólnego dobra?

Linka - Śro 13 Mar, 2013 09:40

olga napisał/a:
a życie z czynnym alko to życie we dwoje? :mysli: współczuję takiej drugiej połówki, "pachnące" inaczej ciało a ducha brak


tylko, żeby to zauważyć, zobaczyć, potrzebowałam czasu
i splotu wydarzeń, które odarły mnie ze złudzeń

ja - Śro 13 Mar, 2013 09:53

W mojej głowie dzieje się rewolucja. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Moje utarte schematy postępowania i myślenia zmieniają się. Zaczynam chyba coraz bardziej rozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Ale pewnie będę miała nawroty - tak jak w ostatnich dniach. Na szczęście ten nawrót spowodował u mnie przyjście pokory.
Do życia, do alkoholizmu mojego męża, do siebie.

Mi się wydawało, że już jestem taka mądra, :beba: że już wszystko wiem, że mogę już podejmować decyzje i ten nawrót - tak jak u alko. - spowodował, że walnęłam o ziemię i się na nowo zbieram. I znowu mam nadzieję. Nadzieję na szczęście i spokój. Cokolwiek się będzie działo z chorobą mojego męża, z naszym związkiem czy w życiu zawodowym. Chcę spokoju i rozwagi.

Wczoraj sobie uświadomiłam, że to moje widzenie świata, takie czarno- białe nie jest dobre. Że nie muszę dla idei rzucać wszystkiego, nie patrząc, że na tym mogę też wiele stracić, zyskując do końca nie wiadomo co. I że mogę źle wybrać.
Takie przemyślenia to także dzięki zwrotom z tego forum. Wielkie dzięki. :buzki:

pterodaktyll - Śro 13 Mar, 2013 10:03

Olga!!!
:brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo:

olga - Śro 13 Mar, 2013 10:04

:)
Duszek - Śro 13 Mar, 2013 18:40

ja napisał/a:
W mojej głowie dzieje się rewolucja. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Moje utarte schematy postępowania i myślenia zmieniają się. Zaczynam chyba coraz bardziej rozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Ale pewnie będę miała nawroty - tak jak w ostatnich dniach. Na szczęście ten nawrót spowodował u mnie przyjście pokory.
Do życia, do alkoholizmu mojego męża, do siebie.

Mi się wydawało, że już jestem taka mądra, :beba: że już wszystko wiem, że mogę już podejmować decyzje i ten nawrót - tak jak u alko. - spowodował, że walnęłam o ziemię i się na nowo zbieram. I znowu mam nadzieję. Nadzieję na szczęście i spokój. Cokolwiek się będzie działo z chorobą mojego męża, z naszym związkiem czy w życiu zawodowym. Chcę spokoju i rozwagi.

Wczoraj sobie uświadomiłam, że to moje widzenie świata, takie czarno- białe nie jest dobre. Że nie muszę dla idei rzucać wszystkiego, nie patrząc, że na tym mogę też wiele stracić, zyskując do końca nie wiadomo co. I że mogę źle wybrać.
Takie przemyślenia to także dzięki zwrotom z tego forum. Wielkie dzięki. :buzki:

:hura:
Jak sama widzisz...CZAS to jednak dobre lekarstwo na rany naszych dusz... :>

Iwa - Śro 13 Mar, 2013 21:33

Duszek napisał/a:

Jak sama widzisz...CZAS to jednak dobre lekarstwo na rany naszych dusz... :>


To prawda.
I to zasugerowała mi terapeutka.. że to, iż przeczytałam kilka książek nie znaczy, że od razu będę tak a taka... że potrzebny jest czas...
Że nie mam być taka niecierpliwa :skromny:

ja - Śro 13 Mar, 2013 22:15

Iwa napisał/a:
Że nie mam być taka niecierpliwa

To samo mi mówi. A ja chcę już, już,już. Ale cóż zrobić. :bezradny: Trzeba czekać.

Ale myślę, że nie tak bezczynnie. Do tej pory przez większość dnia smędziłam po domu bez celu (oczywiście ile mama dwójki dzieci mieszkająca w domu na wsi może :figielek: ) Nic mi się nie chciało i czekałam na mannę z nieba. Ale koniec. Szukam sobie jakiś zajęć: przydało by się przed latem zgubić tu i ówdzie :uoee: i przymierzam się do zumby. :lol2: I codziennie staram się po prostu coś robić. Takie małe rzeczy. Jak spacer z moim synkiem. :)

Scarlet O'Hara - Śro 13 Mar, 2013 22:29

ja napisał/a:
i przymierzam się do zumby. :lol2: I codziennie staram się po prostu coś robić. Takie małe rzeczy. :)


polecam,polecam i jescze raz polecam.chodze 2 ray w tyg i powiem,ze tej zimy nie przytyłam tyle co zwykle a i wyżyję się tam i nie mam ochoty krzyczec ani sie kłócic(teraz nie mam z kim ) ale figura bd perfekt na lato fsdf43t g4g412 g4g412 g4g412 5t4b 5t4b 5t4b

pietruszka - Śro 13 Mar, 2013 22:34

ja napisał/a:
Takie małe rzeczy

życie składa się w większości z takich małych rzeczy :tak:

pterodaktyll - Śro 13 Mar, 2013 22:40

ja napisał/a:
Takie małe rzeczy.

Małe jest piękne.......... 23r

:chmurka:

Lena0611 - Pią 15 Mar, 2013 12:17

Małe jest bardzo piękne tylko dlaczego jest tak trudno te małe sprawy dostrzec...cieszyć się prostymi sprawami takimi jak zwykły,niezwykły spacer
:bezradny:

ja - Wto 19 Mar, 2013 12:54

Lena0611 napisał/a:
cieszyć się prostymi sprawami

Zaczęłam właśnie świąteczne porządki. Też proste rzeczy i cieszą - najbardziej jak już zostaną zrobione. :wysmiewacz: Ale tak serio, to każda dobrze wykonana robota przynosi satysfakcję - wystarczy, że jest doceniona. ;)

Dzisiaj rozpoczynam terapię I stopnia. Ta poprzednia to była grupa edukacyjna. I mam takie skojarzenie, że ta pierwsza pozwoliła mi wyjść na powierzchnię i pooddychać trochę a teraz będę się uczyć chodzić po tej powierzchni. :)

Duszek - Wto 19 Mar, 2013 15:39

ja napisał/a:
I mam takie skojarzenie, że ta pierwsza pozwoliła mi wyjść na powierzchnię i pooddychać trochę a teraz będę się uczyć chodzić po tej powierzchni. :)

Pięknie to ujęłaś... 23r

pietruszka - Wto 19 Mar, 2013 21:34

Ty nie chodź po powierzchni dopłyń do brzegu :) ;)
ja - Wto 19 Mar, 2013 21:39

Nie umiem pływać ale się uczę. :)
ja - Śro 20 Mar, 2013 22:09

I jak tu się uczyć jak z każdej strony rekiny? :(

Jestem zła jak osa. Mój brat, który też ma dobrze znany nam problem co jakiś czas mnie atakuje. Wysyła smsy, w których grozi, domaga się kasy, bluźni na mnie. Nie reaguję najczęściej na nie ale dzisiaj napisał, że jak nie zrobię tak jak on chce to tu do mnie przyjdzie. Pewnie jak zwykle nic z tego nie wyniknie ale ja się wkurzam i normalnie obawiam tego. Jestem sama z dziećmi i nie chcę żeby się wystraszyły dlatego się boję. Chyba jutro pójdę, i gada zgłoszę do dzielnicowego niech coś poradzi. Do gminnej komisji już go zgłosiłam ale nic z tego na razie nie wynikło a było to rok temu. :bezradny:

esaneta - Czw 21 Mar, 2013 07:29

ja napisał/a:
Chyba jutro pójdę, i gada zgłoszę do dzielnicowego niech coś poradzi

nawet się nie zastanawiaj. I nie wpuszczaj go w ogóle do domu, a jak zacznie Ci sie do drzwi dobijać, to dzwoń po policję.

ja - Pon 25 Mar, 2013 08:43

Jak to jest mój? M. jak na razie nie powoduje u mnie huśtawki emocjonalnych a mimo to je mam. I to nawet teraz nie regulowane niczym (czyt. jego zachowaniem) pojawiają się i znikają kiedy im się podoba.Np. w tamtym tygodniu byłam cała w skowronkach, sprzątałam, załatwiałam różne rzeczy po urzędach itp. a od wczoraj d...a blada. Boli mnie głowa, wyć mi się chce, nie mam siły na nic. Na takie zmiany nastroju też nie mam siły. bardzo mi się podobało jak mi się chciało. I myślałam, że tak zostanie. I nie było żadnej sytuacji, która by to mogła spowodować. Nie wiem. Chyba się zgłoszę po jakieś prochy bo nie wyrabiam sama ze sobą. Niszczę nawet te okruchy szczęścia, które dostaję. :beczy:

Aha i bardzo mnie wkurza, że on jest taki zadowolony z życia. :zalamka:

olga - Pon 25 Mar, 2013 08:58

Jesteś niestabilna emocjonalnie, masz obniżony próg wrażliwości. To normalne, że reagujesz nieadekwatnie do siły bodźca, którego nawet nie jesteś w stanie zidentyfikować. Z czasem zaczniesz się wzmacniać oczywiście tylko wtedy przestaną do Ciebie docierać te negatywne bodźce.
endriu - Pon 25 Mar, 2013 09:40

do trzeźwienia to trzeba mieć jaja..
a do leczenia ze współuzależnienia to co trzeba mieć?

Jo-asia - Pon 25 Mar, 2013 09:43

endriu napisał/a:

do trzeźwienia to trzeba mieć jaja..

to co ja mam powiedzieć? ;)

pterodaktyll - Pon 25 Mar, 2013 09:45

endriu napisał/a:
do leczenia ze współuzależnienia to co trzeba mieć?

Przede wszystkim chęć....... :p

endriu - Pon 25 Mar, 2013 09:48

ja, masz chęć?
szymon - Pon 25 Mar, 2013 10:18

endriu napisał/a:
do trzeźwienia to trzeba mieć jaja..


dementuje to! do trzeźwienia nie są potrzebne żadne jaja, bez jaj też można zmieniać swoje życie na lepsze, wystarczy chcieć :]

Linka - Pon 25 Mar, 2013 10:20

ja napisał/a:
Jak to jest mój? M. jak na razie nie powoduje u mnie huśtawki emocjonalnych a mimo to je mam. I to nawet teraz nie regulowane niczym (czyt. jego zachowaniem) pojawiają się i znikają kiedy im się podoba.Np. w tamtym tygodniu byłam cała w skowronkach, sprzątałam, załatwiałam różne rzeczy po urzędach itp. a od wczoraj d...a blada. Boli mnie głowa, wyć mi się chce, nie mam siły na nic. Na takie zmiany nastroju też nie mam siły. bardzo mi się podobało jak mi się chciało. I myślałam, że tak zostanie. I nie było żadnej sytuacji, która by to mogła spowodować. Nie wiem. Chyba się zgłoszę po jakieś prochy bo nie wyrabiam sama ze sobą. Niszczę nawet te okruchy szczęścia, które dostaję. :beczy:

miałam dokładnie tak samo, przez kilka miesięcy, w momencie kiedy zrozumiałam, kiedy dotarło do mnie, że ja nie kocham męża, że tylko współuzależnienie mnie przy nim trzyma,
jednego dnia dół drugiego euforia, już menopauzę u siebie zdiagnozowałam , albo CHAD :shock:

minęło, jak zaakceptowałam swoją samotność, jak wybaczyłam sobie przeszłość,
jak uwierzyłam, że w życiu czeka mnie jeszcze wiele dobrego,

smokooka - Pon 25 Mar, 2013 10:24

szymon napisał/a:
bez jaj też można zmieniać swoje życie na lepsze,
kurde! :shock: skąd wiesz?
ja - Pon 25 Mar, 2013 10:41

pterodaktyll napisał/a:
Lepiej go nie pytaj......

:rotfl: :wysmiewacz:

smokooka - Pon 25 Mar, 2013 10:43

:smieje: :mgreen: żartowałam, przecież wiem, że na podstawie kobiecych doświadczeń :p
szymon - Pon 25 Mar, 2013 10:48

smokooka napisał/a:
szymon napisał/a:
bez jaj też można zmieniać swoje życie na lepsze,
kurde! :shock: skąd wiesz?


bo ich nie używam a zmieniam

a samo dodawanie sobie plusów, że trzeba mieć jaja, to nic innego jak pseudo dowartościowanie się ...
to coś zwykłego i normalnego dla mnie,
jeszcze trochę to będą sobie medale rozdawać, ze jeden z drugim lepszy od nie-alkoholika
kolejny mechanizm choroby

ja - Pon 25 Mar, 2013 11:02

endriu napisał/a:
ja, masz chęć?

Mam - jesli by tak wprost odpowiadać na to pytanie. Lecz jeśli w nawiązaniu do twojej wcześniejszej wypowiedzi - to nie wiem. Może nie dla wszystkich przypadków dobra jest zasada, żeby dać sobie czas, a może ja ten czas już miałam i teraz moja podświadomość domaga się działania.

Kiedy mówiłam M. że chcę zmiany, że może nawet rozstania to wtedy miałam dopiero "chęć". Wiedziałam że może być bardzo trudno samej ale chciałam działać, chciałam walczyć. Gdy jednak postanowiłam poczekać moja wiara w lepsze jutro zwiała gdzie pieprz rośnie. A ja źle znoszę to czekanie.

endriu - Pon 25 Mar, 2013 11:40

szymon napisał/a:
bo ich nie używam a zmieniam


jaja sobie zmieniasz? :wysmiewacz:


żarty żartami ale szymon, mądrześ to napisał

szymon napisał/a:
a samo dodawanie sobie plusów, że trzeba mieć jaja, to nic innego jak pseudo dowartościowanie się ...
to coś zwykłego i normalnego dla mnie,
jeszcze trochę to będą sobie medale rozdawać, ze jeden z drugim lepszy od nie-alkoholika
kolejny mechanizm choroby

podoba mi się :okok:

choć o tych jajach to na terapii nawet słyszałem, ale to pewnie terapeutki tak facetom na początku wjeżdżają na ambicję

Scarlet O'Hara - Pon 25 Mar, 2013 16:52

ja napisał/a:
Wiedziałam że może być bardzo trudno samej ale chciałam działać, chciałam walczyć. Gdy jednak postanowiłam poczekać moja wiara w lepsze jutro zwiała gdzie pieprz rośnie. A ja źle znoszę to czekanie.


Boże, daj mi cier­pli­wość, bym po­godził się z tym, cze­go zmienić nie jes­tem w sta­nie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jed­no od drugiego.

staaw - Pon 25 Mar, 2013 20:54

ja napisał/a:
Aha i bardzo mnie wkurza, że on jest taki zadowolony z życia.

Dla czego?

ja - Pon 25 Mar, 2013 20:59

Nie wiem dokładnie. Może mu zazdroszczę, że sobie lepiej radzi niż ja. Może bym chciała żeby codziennie mi wynagradzał przeszłość? :bezradny:
pterodaktyll - Pon 25 Mar, 2013 21:40

ja napisał/a:
Może mu zazdroszczę, że sobie lepiej radzi niż ja. Może bym chciała żeby codziennie mi wynagradzał przeszłość?

A może lepiej dla Ciebie byłoby, gdybyś się od niego odczepiła i zaczęła myśleć wyłącznie o sobie.

ja - Pon 25 Mar, 2013 21:59

Na pewno. Tylko ciężko mi to idzie. Niby myślę, że jestem już poza tym a tu takie kwiatki wychodzą. No bo masz rację. Ciężko mi się jest zająć sobą bo mam jedno małe dziecko i drugie prawie gimnazjalistę. Siedzę uwiązana w tym domu pomiędzy obiadkami, sprzątaniem i zabawą z małym. Zawieź do szkoły, na zajęcia dodatkowe i tak leci. Względem starszego mam troszkę wyrzuty bo całe jego dzieciństwo spędziłam wiecznie ucząc się. Nie mam siły nic z sobą zrobić oprócz terapii. Coś tam niby robię w sprawach zawodowych ale to tak z rozpędu. Bo powiedziałam A. To teraz nie mogę się wycofać. Ale robię to bez przekonania.

Jak się mam odciąć będąc dzień w dzień razem i nie mając swoich ciekawych rzeczy do roboty? Wiem, że marudzę i smędzę ale nie umiem na razie inaczej.

pterodaktyll - Pon 25 Mar, 2013 22:03

ja napisał/a:
Jak się mam odciąć będąc dzień w dzień razem

Z tego co wiem, jest to niemożliwe...........

staaw - Pon 25 Mar, 2013 22:10

ja napisał/a:
Jak się mam odciąć będąc dzień w dzień razem i nie mając swoich ciekawych rzeczy do roboty?

Ciężko się odciąć mając poczucie że mąż jest coś winny.
Jak się odciąć pilnując jednocześnie by robił Ci dobrze?

Według mnie teraz jest czas na decyzję: jesteśmy razem czy nie?
Inaczej się wykończysz i wszystkich wokół...

ja - Pon 25 Mar, 2013 22:26

staaw napisał/a:
Jak się odciąć pilnując jednocześnie by robił Ci dobrze?

I tu jest chyba sens tego wszystkiego. Nie mam swojego życia więc i on nie będzie miał - takie coś mną podświadomie kieruje. I wbijam mu szpilę przy każdej jego próbie zajęcia się sobą. Ale chciałam uczciwie to załatwić a on nie chciał. Za wszelką cenę chce ratować nie wiedząc, że nie ma już czego. Za możliwość bycia obok zgodził się na moje nierealne warunki. To teraz ma.

pterodaktyll - Pon 25 Mar, 2013 22:31

ja napisał/a:
Za możliwość bycia obok zgodził się na moje nierealne warunki. To teraz ma.

Szkoda mi Ciebie..........

staaw - Pon 25 Mar, 2013 22:32

Mi Was oboje...
ja - Pon 25 Mar, 2013 22:38

Ja wiem doskonale i czuję, że najbardziej to we mnie uderza. Ale cóż ? Tu tylko pozostaje się rozstać...
Przepraszam ale idę spać bo się za bardzo już nakręcam a wiem, że nic z tego nie wyniknie. Taka do niczego jestem, że już mam siebie dosyć. I nie będę już tu dalej smęcić bo jest to bez sensu. Dzięki za waszą pomoc. :papa:

staaw - Pon 25 Mar, 2013 22:47

ja napisał/a:
Taka do niczego jestem, że już mam siebie dosyć.

Myślę że to nieprawda.
Co zrobić byś w to uwierzyła, nie wiem...

Scarlet O'Hara - Pon 25 Mar, 2013 23:04

ja napisał/a:
Ciężko mi się jest zająć sobą bo mam jedno małe dziecko i drugie prawie gimnazjalistę. Siedzę uwiązana w tym domu pomiędzy obiadkami, sprzątaniem i zabawą z małym.


Mam podobnie .Syn 17 lat i 4 latka.Faktycznie cięzko było mi zająć się sobą póki w mojej głowie troszkę się nie pozmieniało.
Patrząc wstecz mam wrażenie,że mogłam ale....widocznie za mało chciałam.Teraz wiem co i jak bym rozwiazała i zastanawiam sie czemu ja na to prędzej nie wpadłam? :[

Piszesz ,że być może chcesz by on wynagradzał Ci przeszłość a za chwilę czytam,ze nie ma czego ratować.
Brak mi spójności.Skoro nie ma czego ratować to co tu wynagradzać?

Ja byłam przepełnona żalem,nienawiścią bardzo długo ,rozpamiętywałam ale do czego to prowadzało?Katowałam samą siebie.I tak od połowy zajęć po ok 10 spotkaniu w przybliżeniu spłynęło to ze mnie.
Pogodziłam się z przeszłością.Miałam to na co się godziłam.Mogłam powiedzieć STOP nie wyrażam na to zgody.
Dobra w tamtym czasie tego nie umiałam ale czy ja mogę mieć o to żal do męża ?

Doświadczyłam wiele przykrości ,normalna zdrowa babka dawno kopnęłaby w czorty takiego chłopa a ja....ja byłam i znosiłam bo inne mają gorzej bo on mnie nie bije,bo z siekierą nie lata bo nie pije tygodniami ,nie ma delirium,białych myszek nie widzi więc ..... nie jest tak źle..... :glupek:


Dobrze,że piszesz o tym co czujesz,chociaż tak to z siebie wyrzucasz.
Życzę mądrych wyborów. :pocieszacz:
Dobrej nocki .

smokooka - Pon 25 Mar, 2013 23:54

Scarlet O'Hara napisał/a:
Mam podobnie .Syn 17 lat i 4 latka.



To jakaś epidemia? Moi mają 16 i 2 lata :rotfl:

ant69 - Wto 26 Mar, 2013 02:33

hmmm... a moje: 18; 14; 5 i 3,5 :beczy:
esaneta - Wto 26 Mar, 2013 06:38

a ja nie mam takiego malucha :rozpacz:
ja - Wto 26 Mar, 2013 07:28

smokooka napisał/a:
To jakaś epidemia?

Mi trochę zeszło bo wcześniej nie było z kim.
Scarlet O'Hara napisał/a:
Skoro nie ma czego ratować to co tu wynagradzać?

Może to ma być taka pokuta. :bezradny: Nie wiem pisze co czuję ale do końca nie rozumiem czemu tak.

Bo tak naprawdę to jestem na niego wściekła, że to wszystko popsuł. Bo my razem tworzyliśmy fajny zespół. On jest z tych złotych rączek co wszystko w domu potrafi. A na mnie znowu w urzędach nie ma mocnych bo się nie dam i też wszystko potrafię załatwić. Swego czasu śmiał się, że nie chciałby się ze mną rozwodzić bo bym go w skarpetkach puściła. Potrafiliśmy razem przez wspólne życie tak współpracować, że mimo niedużych dochodów, braku mieszkania swojego, moich studiów itp. dużo nam się udało osiągać w sferze materialnej. Zawsze wyskrobaliśmy coś na kino czy lody z maluchem. Nigdy nie czułam czegoś takiego że mnie oszukuje na kasę. Może tak było bo za coś musiał pić ale tak to robił że ja nie czułam tego.

I teraz gdy nam się poprawiło finansowo, w końcu skończyłam te studia, zdecydowaliśmy się na dziecko, mamy dom bez kredytu na karku i moglibyśmy fajnie razem pożyć, próbować odbudować naszą miłość to on te resztki mojej nadziei i wiary w nas roztrzaskał razem z tym samochodem. Bo wtedy we mnie coś pękło. I to nie chodzi wcale o materialny aspekt. Bo kasę można zarobić na nowo.
Ale w tamtą noc z siłą bumerangu wróciły wszystkie złe wspomnienia i emocje i one zabiły do końca cokolwiek jeszcze zostało miedzy nami dobrego.

Scarlet O'Hara napisał/a:
Dobrze,że piszesz o tym co czujesz,chociaż tak to z siebie wyrzucasz.

Tez tak to czuję. Lepiej mi.

esaneta napisał/a:
a ja nie mam takiego malucha

To się ciesz. :wysmiewacz:

olga - Wto 26 Mar, 2013 07:51

esaneta napisał/a:
a ja nie mam takiego malucha :rozpacz:


ja też nie mam :hurra:

Scarlet O'Hara - Wto 26 Mar, 2013 08:16

ja napisał/a:


esaneta napisał/a:
a ja nie mam takiego malucha

To się ciesz. :wysmiewacz:


Czemu??????
Dla mnie to najcudowniejsze co mogło mi się przydażyć.Może tak mówię bo długo na niego czekałam i kiedy straciłam nadzieję to......się udało.
Tak sobie myślę,że gdyby nie mały to może nie miałabym siły walczyć o siebie bo duży ma już swoje życie.


Ja a co Cię powstrzymuje przed rozstaniem skoro mówisz ,że innego wyjścia nie widzisz?

smokooka - Wto 26 Mar, 2013 08:27

Małemu zawdzięczam chęć ogarnięcia się, potrzebę wychowania chociaż jednego człowieka mogącego w pełni wyrażać emocje, zdrowego. Mam chęć podołać zadaniu, a macierzyństwo jest znacznie bardziej satysfakcjonującą przygodą, pozbawioną niewiedzy, niedojrzałości i zgubnego wpływu i "pomocy" tej, która mnie wychowała na autodestrukcyjną osobę.
To najlepsze o co się starałam w życiu :)

ja - Wto 26 Mar, 2013 08:43

Scarlet O'Hara napisał/a:
Czemu??????

To był żart. Ale ja się świadomie zdecydowałam na tego malucha. Myślałam, że to już jest ten czas, że mogę pozwolić przyjść mu na świat bo będzie miał fajną rodzinę bez tych problemów. Bo ja teraz powinnam się nim zajmować zamiast użalać się nad sobą. Takie były plany. Te decyzje podejmowaliśmy razem i on się nie wywiązał. Wiem, że to nie on ale choroba ale nic mi to nie daje. Zawiódł mnie i już. Nie tak się umawialiśmy. To tez moja wina bo nic nie wiedziałam o alko. Myślałam, że to tak szast-prast i po problemie. A mając ta wiedzę co teraz, że to choroba do końca życia nawrotowa nigdy bym się na dziecko nie zdecydowała. Jednak jest i go uwielbiam.

Scarlet O'Hara napisał/a:
co Cię powstrzymuje przed rozstaniem

Bo postanowiłam dać sobie czas. Ale nic nie poradzę na moje emocje. To jest jakby poza mną. Wstaję rano i czuję że coś mnie ciągnie. A naprawdę staram się z tym walczyć. Ale jak już mam wrażenie, że na siłę staram się być wesoła przy juniorku to mnie to jeszcze bardziej dobija.

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 09:06

I tak się miotasz w tej rozterce. Tu obowiązek a tam serce.... :figielek:
ja - Wto 26 Mar, 2013 09:21

pterodaktyll napisał/a:
Tu obowiązek

I jeszcze więcej tych obowiązków. Pomoc mamie, dziadkom, dzieciaki i ten mój nieszczęsny M. I nawet chciałam zapomnieć o sobie, o tym o czym marzę, czego ja chcę - przynajmniej na jakiś czas - ale nie da się, wyłazi to co chwilę. Chciałbym to stłamsić, zabić - byłoby łatwiej, prościej. Wszyscy by byli zadowoleni.

Dziubas - Wto 26 Mar, 2013 09:30

ja napisał/a:
Chciałbym to stłamsić, zabić - byłoby łatwiej, prościej. Wszyscy by byli zadowoleni.

Jasne, a Ty była byś zadowolona, że wszyscy są zadowoleni :bezradny:

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 09:33

ja napisał/a:
chciałam zapomnieć o sobie, o tym o czym marzę, czego ja chcę - przynajmniej na jakiś czas - ale nie da się, wyłazi to co chwilę

Całe szczęście........
ja napisał/a:
Chciałbym to stłamsić, zabić - byłoby łatwiej, prościej. Wszyscy by byli zadowoleni.

:glupek:


Sorry......

pannamigotka - Wto 26 Mar, 2013 09:35

Dziewczyno, nie wiem, co Ty robisz na tej terapii, ale ubieraj, maluj się i na Al-Anon, przyda Ci się baaardzo, szczególnie jeśli chodzi o poczucie krzywdy, oczekiwania względem świata, poczucie własnej wartości, robienie mężowi na złość, ciągłą walkę z alkoholem no i poznasz osoby z tym samym problemem, zaprzyjaźnisz się, będziesz miała swój świat, a nie tylko dom, dzieci, mąż, alkohol i mama. Bo takim sposobem to Ci minie całe życie, obudzisz się jako 70-latka dalej przy mężu alko i dalej w tym samym domu bez kredytu i z poczuciem zmarnowanego życia. Pobudka! ŻYCIE JEST TU I TERAZ :)
ja - Wto 26 Mar, 2013 09:36

Może byłabym. Chociaż przez jakiś czas.
pannamigotka - Wto 26 Mar, 2013 09:39

ja napisał/a:
Może byłabym. Chociaż przez jakiś czas.

A potem mogłabyś bezkarnie ponarzekać, jak to wszystkimi trzeba się zajmować a nikt Tobą nie chce :P
Na pierwszym miejscu masz być Ty, a potem długo długo nic, no ewentualnie dzieci, praca, takie podstawowe sprawy. Staaw kiedyś fajnie komuś napisał- Masz najwspanialszą osobę na świecie- siebie- czy jakoś tak :P Dbaj o tą osobę.

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 09:44

ja napisał/a:
Może byłabym. Chociaż przez jakiś czas.

Gdybyś była facetem napisałbym Ci, "pieprzysz bąka a on brzdąka" ale ponieważ nie jesteś, więc Ci tego nie napiszę ;)

Dziubas - Wto 26 Mar, 2013 09:49

pterodaktyll napisał/a:
pieprzysz

Też mi się to słowo cisnęło na klawiaturę :mgreen:
a na poważnie... to co napisałaś, to w moim pojmowaniu kwintesencja współ...zależności.
Dbasz o wszystko dookoła siebie, a nie zajmujesz się najważniejszym... sobą.
Obiadki,dzieci,mąż,mama,*p****...wszystko,żeby było "obmiecione",a w środku... :bezradny:

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 09:54

Dziubas napisał/a:
Obiadki,dzieci,mąż,mama,*p****...wszystko,żeby było "obmiecione",a w środku...

Bajzel emocjonalny...... to chciałeś powiedzieć?

ja - Wto 26 Mar, 2013 09:54

Odezwę się później bo teraz muszę jechać na zakupy z babcią. Dziękuję Wam bardzo.
Dziubas - Wto 26 Mar, 2013 09:55

pterodaktyll napisał/a:
Bajzel emocjonalny...... to chciałeś powiedzieć?
:tak:
Iwa - Wto 26 Mar, 2013 10:17

Ja - rozumie o co Ci chodzi .... sama mam małe dzieci - i wiadomo jak jest.... tu posprzątać, tu ugotować, tu zawieźć do przedszkola, lekarza itp.
Kiedy jadę na terapię, dzieci trzeba komuś podrzucić i ciężko znaleźć czas dla siebie... ale trzeba próbować....
Ja np. mimo, że szkoda mi kasy, to jeżdżę na basen.... szaleję na zjeżdżalni jak małe dziecko czy wygrzewam się w jacuzii.
Zaczęłam czytać książki (wiadomo... wieczorami) lub dla odmiany jakiś film/serial...
Maluję, spotykam się z koleżankami (wiadomo, w domku, z dziećmi... ale zawsze to ''coś");
W życiu są piękne tylko chwile, więc musimy coś robić, aby było ich jak najwięcej;

No i wiadomo, każdy ma gorsze dni.. gorszy okres w swoim życiu - u mnie kilka ostatnich dni to była jedna wielka porażka.... z moim się żarliśmy, jak świnie :klotnia:
W sumie - konflikt trwa dalej... ale już teraz się z tego śmieję, gdy mi docina/dokucza, bo jeszcze 2 dni temu to płakać mi się tylko chciało;

Głowa do góry;

Zagubiona - Wto 26 Mar, 2013 10:25

ja, przestaw myślenie. Na pierwszym miejscu postaw siebie, później dzieci, praca, dom i ewentualnie inni ale ta cała reszta to tylko jak będziesz chciała i jeśli na pierwszym miejscu będziesz Ty.

Widzisz ja dlugo zajmowałam sld wszystkimi w koło i pozwalam na przekraczanie granic, w końcu powiedziałam dość. I wstaje rano w świetnym humorze i z energią i siłą do pokonywania trudności. Ale na pierwszym miejscu jestem ja- to jest do zrobienia nawet przy małym dziecku. Może to oczywiste ale zauważyłam, że jak ja jestem szczęśliwa to i synek jest radoniejszy.

Bez zmiany swojego myślenia będziesz się kręcić w kółko i co chwilę powtarzać te same schematy.

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 10:26

Nie.anioł napisał/a:
Bez zmiany swojego myślenia będziesz się kręcić w kółko i co chwilę powtarzać te same schematy.

Wszyscy właśnie usiłujemy jej to wytłumaczyć :bezradny:

Dziubas - Wto 26 Mar, 2013 10:28

Iwa napisał/a:
W życiu są piękne tylko chwile, więc musimy coś robić, aby było ich jak najwięcej;

:bezradny:
Tak. Trzeba odwrócić myślenie.

Zagubiona - Wto 26 Mar, 2013 10:32

pterodaktyll napisał/a:
Nie.anioł napisał/a:
Bez zmiany swojego myślenia będziesz się kręcić w kółko i co chwilę powtarzać te same schematy.

Wszyscy właśnie usiłujemy jej to wytłumaczyć :bezradny:

Wiem ;)
ale wiem też, że gdyby mi tego nie powtarzano aż do :rzyga: to dalej bym sobie tkwiła w schemacie i nie robiła z tym kompletnie nic.

endriu - Wto 26 Mar, 2013 12:30

ze współuzależnienie też wychodzi się po czterdziestce? :mysli:
szymon - Wto 26 Mar, 2013 12:47

to zalezy co powie terapeuta... jak powie, zę po 50-tce, to wyjdzie po 50tce :glupek:
ja - Wto 26 Mar, 2013 13:07

Dziubas napisał/a:
Trzeba odwrócić myślenie.

Tylko jak?

Mi się wydaje, że tylko całkowite "znalezienie się na dnie" z moimi emocjami pozwoli mi coś zmienić. Przecież dlatego tyle lat z nim byłam bo właśnie zajmowałam się sobą. I tak nie zwracałam uwagi na jego problem tzn. nie było to dla mnie powodem do zmieniania swoich planów. To sprawiło, że tak długo to wszystko trwa.

Dziubas - Wto 26 Mar, 2013 13:33

ja napisał/a:
tylko całkowite "znalezienie się na dnie" z moimi emocjami pozwoli mi coś zmienić.

Hehe... zachowujesz się jak alkoholik co to jeszcze wszystkiego nie przepił.
Nie lepiej uznać,że właśnie to jest dno, że głębiej to tylko muł ?
To jest właśnie odwracanie myślenia : życie jest piękne, choć bywają cięższe chwile :)

ja - Wto 26 Mar, 2013 13:36

Ale żeby nie było że tylko marudzę, to wydaje mi się, że tak organizacyjnie w domu lepiej funkcjonuje. Np. Nie cierpię gotowania. Zrobię wszystko żeby się wymiksować a teraz zauważam, że tak na luzie na to patrze i po prostu robię to. Udało mi się całkowicie wyeliminować kręcenie scenariuszy. Nie myślę już co będzie, jak ktoś coś zrobi, albo coś się zadzieje. Pierwsze miesiące po rozpoczęciu terapii spędzałam głownie przy komputerze. Nie miałam siły nic robić. Ale nie miałam takich myśli. Takich intensywnych, że co rusz beczę. Teraz już bardziej aktywnie spędzam czas. Wydaje mi się że mimo wszystko coś tam do przodu idę. A że powoli... Cóż...
endriu - Wto 26 Mar, 2013 16:00

ja napisał/a:
A że powoli... Cóż...

wszystko w w swoim czasie, ja też mam swoje tempo
mówili mi, że po 1 roku nie picia mózg trzeźwieje a u mnie po 2 dopiero...

Duszek - Wto 26 Mar, 2013 18:04

Ja, w Twoich przemyśleniach widzę siebie...kiedyś...podobne uczucia, sytuację i doskonale pamiętam tę "szarpaninę" sama ze sobą i brak radości z czegokolwiek... :(
Nie potrafię pokazać Ci żadnego drogowskazu, bo go nie znam...(więc może powinnam się nie odzywać w tym temacie :mysli: ) - ale zaryzykuję... :skromny:
U mnie to czasem mija a czasem wraca...ale staram się organizować sobie czas tak, aby nie było w nim pustki... A nie jest to łatwe bo dziecko duże, pracę kończę wcześniej i całe popołudnia wolne a znajomych brak...Ale chyba już doszłam do takiego etapu w którym uczę się bycia samej z sobą... ;) a może pogodziłam się już z jego chorobą...Nie wiem...
Przytoczę jeszcze wspomnienia z mojej ostatniej rozmowy z terapeutką...a mianowicie spytałam mnie dlaczego ja nie mogę być z moim alko...a przecież dalej jestem...Moje odpowiedzi: bo mnie zranił, bo to byłoby niemoralne, bo nie mogę mu ufać...itd....a ja ciągle słyszałam...ale dlaczego...Do dziś nie znam tej odpowiedzi ale zrozumiałam za to inne sprawy...

A czy Ty jesteś w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego...

olga - Wto 26 Mar, 2013 19:23

endriu napisał/a:
ze współuzależnienie też wychodzi się po czterdziestce?


nie :nerwus:

:smieje: wychodzi sie i jestem tego żywym przykładem :]

ja - Wto 26 Mar, 2013 22:33

Duszek napisał/a:
dlaczego...

Bo go nie kocham. Od tego trzeba by zacząć i na tym skończyć. Bo resztę pewnie by się dorobiło a bez tego :bezradny:

Jestem po Społeczności. Czuję się już dużo lepiej, staram się zrozumieć i wyciągnąć wnioski z dzisiejszego "nawrotu". Potrzebuję częstszych spotkań z terapeutą - teraz to wiem. Kiedyś mi to proponowała ale to nie był ten czas. W drodze powrotnej "wymyśliłam" sobie takie coś:
1. Nie muszę natychmiast rozstawać się z M. żeby pozbyć się współ. Jesli uda mi się to będąc przy nim będzie to trudniejsze ale bardziej trwałe. On nie ma na to żadnego wpływu tak jak ja na jego trzeźwienie.
2. Mogę (mam prawo) poprosić rodzinę o pomoc w opiece nad dzieckiem jeśli tego potrzebuję.
3. Chcę zrobić coś dla siebie - (jutro wybadam teren).

Migotko - nie jestem gotowa na Al-Anon. Nie chcę. Może kiedyś. Ale dziękuje Ci bardzo :buzki:

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 22:36

Na moje oko kombinujesz jak ten przysłowiowy konik "pod górkę" :bezradny:
ja - Wto 26 Mar, 2013 22:38

Znaczy się, co? Źle?
pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 22:51

ja napisał/a:
Znaczy się, co? Źle?

ja napisał/a:
Nie muszę natychmiast rozstawać się z M. żeby pozbyć się współ.

ja napisał/a:
Jesli uda mi się to będąc przy nim będzie to trudniejsze ale bardziej trwałe.

Ty naprawdę w to wierzysz?

ja - Wto 26 Mar, 2013 23:00

pterodaktyll napisał/a:
Ty naprawdę w to wierzysz?

Ja już w nic nie wierzę ale staram się zbudować sobie jakiś grunt pod nogami. Nie jestem w stanie teraz się z nim rozstać. To wiem na pewno. Ale tak żyć tez się nie da czego próbkę miałam dzisiaj. Więc muszę pomimo niego spróbować zawalczyć o siebie.

A ty masz inny pomysł?

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 23:07

ja napisał/a:
A ty masz inny pomysł?

Mój terapeuta zawsze mówił, że trzeba "odrąbać" wszystkie "ogony" jakie za sobą wlokłem. Ciągnięcie tego wszystkiego powoduje, że niczego nie zmieniasz. Są to tylko pozorne zmiany. Z perspektywy czasu wiem, że miał całkowitą rację. Tylko radykalne posunięcia załatwiają problem, a nie pozorne działania.........

ja - Wto 26 Mar, 2013 23:13

A moja, że na wszystko przyjdzie czas. I obydwoje mają rację. Bo rozsądne decyzje wymagają przygotowania się do nich. Ja bym bardzo chciała tak "ciachnąć" . A najlepiej zwiać na drugi koniec świata zostawiając to całe bagno. Tylko, że na pewno by mnie znalazło i znowu wypłynęło.
pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 23:21

ja napisał/a:
moja, że na wszystko przyjdzie czas. I obydwoje mają rację.

Niewątpliwie, z tym, że ja już dawno, za radą terapeuty, pozbyłem się swoich "ogonów" i spokojnie sobie żyję a Ty się ciągle miotasz jak, nie przymierzając, ryba na haczyku. Potrzebne Ci to do czegoś?
Podejmowanie decyzji i umiejętność ponoszenia konsekwencji z nich wynikających, to sztuka, której musimy się uczyć i my-alkoholicy i wy-współuzależnione. Bez tego nie ma mowy ani o wychodzeniu z nałogu czy współuzależnienia.....

pterodaktyll - Wto 26 Mar, 2013 23:22

ja napisał/a:
najlepiej zwiać na drugi koniec świata zostawiając to całe bagno. Tylko, że na pewno by mnie znalazło i znowu wypłynęło.

Znasz pewnie to stwierdzenie, że "jak sobie wymyślisz, tak będziesz miała" ;)

pietruszka - Śro 27 Mar, 2013 01:41

pterodaktyll napisał/a:
Podejmowanie decyzji i umiejętność ponoszenia konsekwencji z nich wynikających, to sztuka,

:tak:
z naciskiem na świadomość poniesienia konsekwencji i poczucie odpowiedzialności za nie.
Nawet jeśli decyzja na dziś brzmiać by miała: zostaję w związku z alkoholikiem na najbliższe pół roku, po którym podejmę dalsze decyzje.

Bo nawet te pół roku niesie ze sobą określone konsekwencje: życie często na huśtawce emocjonalnej, konsekwencje zachowań niestabilnego alkoholika na życie rodziny ( na przykład możliwość długów, przemocy fizycznej, itd), określone straty zdrowotne (życie w stresie), kolejne pół roku wpływu sytuacji na rozwój emocjonalny i zdrowotny dzieci, itd... itp...

Decyzja rodzi konsekwencje, brak decyzji to nadal miotanie się, oczekiwanie nie wiadomo czego... niestety książęta - wybawcy na białych konikach nie zjawiają się by nas wybawić z opresji, nie ma co liczyć, że coś, ktoś z zewnątrz załatwi za nas nasze problemy. Ale może to dobra wiadomość, że jednak możemy wziąć życie we własne ręcę i zacząć o nim decydować?

endriu - Śro 27 Mar, 2013 06:24

ja Ty się słuchaj terapki
a forum to tylko dodatek i rozrywka,
ja tak robię :)

ja - Śro 27 Mar, 2013 07:21

endriu napisał/a:
Ty się słuchaj terapki

I tak zrobię. I chyba na trochę muszę sobie dać szlaban na forum. Bo ja za bardzo biorę do siebie zdanie innych. Mam taką cechę, jak zresztą zauważono, że chcę zadowolić wszystkich wokół zapominając, że to ja mam być zadowolona przede wszystkim. I bardzo chcę pochwalona - całe życie mnie chwalili jaka to jestem dzielna i takie inne to czemu teraz ma być inaczej? ;) oczywiście pisze, to z przekąsem.
pterodaktyll napisał/a:
Podejmowanie decyzji i umiejętność ponoszenia konsekwencji z nich wynikających, to sztuka

I muszę się jej nauczyć. Sama. Ale że jestem bardzo niepewna siebie i chwiejna w tych swoich decyzjach to muszę pozostać z nimi sama. Bo tak to co rusz się zastanawiam. Muszę zdecydować coś i zobaczyć SAMA co z tego wynika.

Klara - Śro 27 Mar, 2013 08:14

ja napisał/a:
nie jestem gotowa na Al-Anon.

Byłaś już na jakimś mityngu?

ja - Śro 27 Mar, 2013 08:19

Nie.
szymon - Śro 27 Mar, 2013 08:25

wiesz gdzie są takowe? :skromny:
Scarlet O'Hara - Śro 27 Mar, 2013 08:36

Podczytując Twój wątek musiałam się cofnąć do Twojego pierwszego postu bo już mi się wszystko miesza.
Tak bardzo mi przypominasz mnie ...zresztą chyba kiedyś Ci to napisałam.

Nasunęło mi się coś takiego (jeśli się mylę proszę o sprostowanie).
Wydaje mi się ,że Ty po jego leczeniu uwierzyłaś ,że teraz będziesz żyła w bajce jak to określiłaś,że nic nie jest w stanie zburzyć Waszego szczęćcia,że wszystko co złe już za Wami.
Teraz na moje oko przechodzisz ogromne rozczarowanie.Zablokowałaś swoje emocje ,uczucia na wypadek gdyby on miał znowu Cię zawieść.Po prostu zamroziłaś serce ze strachu przed kolejnym rozczarowaniem.

Jeśli kogoś się nie kocha tak naprawdę to chyba oczywiste jest rozstanie ale Ty chcesz czekać.......czy wiesz na co chcesz czekać?
Oczywiście ja na nic nie naciskam bo sama uważam,że na wszystko potrzeba czasu tylko odpowiedz sobie tak szczerze na co chcesz czekać?

Skąd ja to znam.Nie kochałam ale nie umiałam odejść,wręcz nienawidziłam,czułam pogardę dla mm. Udawałam miłą żonę , kochającą ale w sercu......czułam coś innego .Kiedyś" nie kochałam " go nawet 6 m-c .Później znowu kochałam a jak odwalił numer to znowu nie kochałam.


Myślę,że gdybyś wtedy już była w terapii i wiedziała wszystko o chorobie teraz nie przeżywałabyć tego całego rozdarcia.
Decydując się na życie z alko trzeba być świadomym ewentualnych nawrotów co jest jak mówią wpisane w chorobę.
Jednak Ty nie miałaś przygotowanego planu "B"i stąd teraz ta huśtawka.

Czy on w chwili obecnej wrócił na leczenie?(nie doczytałam być może)


Pozdrawiam i naprawdę rozumiem Twój obecny stan u mnie to minęło. :pocieszacz:

Klara - Śro 27 Mar, 2013 08:39

ja napisał/a:
Nie.

W takim razie skąd wiesz, czy dojrzałaś, czy jeszcze nie? :]

Scarlet O'Hara - Śro 27 Mar, 2013 08:49

CO MOŻESZ ZROBIĆ GDY TWÓJ BLISKI MA NAWRÓT CHOROBY ALKOHOLOWEJ.

1.Nie wszystko co mówi alko jest prawdą.W nawrocie alko szuka pretekstów aby usprawiedliwić swój nastrój (zaprzecza problemom)
2.Nie dzieje się nic strasznego ,to tylko nawrót choroby,który może go czegoś nauczyć.
3.Nie wpadaj w panikę i nie szukaj dla niego ratuku ,nie lecz go.Leczy terapeuta,grupa AA.Nie jesteś w stanie za niego wyzdrowieć i za niego przeżyć jego trudności.
4.Nie dokładaj mu,nie rób awantur,nie żal się i tak jest mu trudno.
5.Nie pozwalaj na krzywdzenie siebie i dzieci-nie przez was cierpi.
6.Nie ponoś konsekwencji jego destrukcyjnych zachowań ,nie usprawiedliwiaj go,ie przepraszaj za niego.
7.zajmij się sobą i dziećmi.
8.Idź do terapeuty ,na miting al-anon.

Taką ulotkę dostałam na grupie własnie wyszperałam ją by Ci przepisać .
Myślę,że gdybyś była tego świadoma zwłaszcza punktu 2 i ułożyła sobie wcześniej scenariusz było by Ci lżej.

Potraktuj to co się stało jako lekcję.
Albo odcinasz ten ogon albo zaczynasz jeszcze raz ale ze świadomością tego,że taka sytuacja może się jeszcze raz wydarzyć .Warunek on musi wrócić na terapię.

Pamiętaj tylko ,że to Tobie ma być dobrze z decyzją jaką podejmiesz.

ja - Śro 27 Mar, 2013 13:50

Scarlet O'Hara napisał/a:
Wydaje mi się ,że Ty po jego leczeniu uwierzyłaś ,że teraz będziesz żyła w bajce jak to określiłaś,że nic nie jest w stanie zburzyć Waszego szczęćcia,że wszystko co złe już za Wami.
Teraz na moje oko przechodzisz ogromne rozczarowanie.Zablokowałaś swoje emocje ,uczucia na wypadek gdyby on miał znowu Cię zawieść.Po prostu zamroziłaś serce ze strachu przed kolejnym rozczarowaniem


Scarlet w tych słowach zawarłaś całe sedno. Nic więcej nie trzeba już pisać.

ja - Śro 27 Mar, 2013 13:58

szymon napisał/a:
wiesz gdzie są takowe?

Wiem.

ja - Śro 27 Mar, 2013 14:05

Scarlet O'Hara napisał/a:
on musi wrócić na terapię.

On wrócił. Chodzi. Nie pije. I podobno nawet trzeźwieje.

Scarlet O'Hara - Śro 27 Mar, 2013 15:58

Więc zastosuj kilka z punktów ,które Ci podesłałam ,zajmij się sobą i swoją terapią.
Przyjdzie czas na poważne decyzje.
Nic nie dzieje się bez przyczyny.Pewnie gdyby nie ten jego nawrót Ty nie podjęłabyś terapii a może właśnie dzięki temu wiedza ,którą tam zdobędziesz przyda ci się do czegoś? :bezradny:

Znajdź dobre strony tego wszystkiego i tego się trzymaj .
Wierzę ,że będzie dobrze.Nic na siłę.

Kiedy dostaję od życia jakiegoś kopa nie lamentuję dlaczego mnie to spotkało itp.itd.
mówię sobie hm :mysli: po coś mi to było...ale po co.....?Kiedy nie mogę wpaść na nic konkretnego macham ręką i mówię sobie "stara za jakiś czas się dowiesz po co" i uwierz mi z czasem układanka sama się układa. fsdf43t

pannamigotka - Śro 27 Mar, 2013 21:05

ja napisał/a:
szymon napisał/a:
wiesz gdzie są takowe?

Wiem.

Ja pierdzielę... Ja Cię koleżanko ze Śląska znajdę i za uszy tam zaprowadzę. Daleko nie mam!
dsg45t dsg45t 5grv cczxc

edit- piszę to dlatego, że akurat to z czym masz problem zajmuje się Al-Anon właśnie. Na to nie trzeba być gotowym, tylko idziesz, siadasz, pijesz kawę i na początek tyle wystarczy.

ja - Pią 29 Mar, 2013 07:43

ja napisał/a:
I chyba na trochę muszę sobie dać szlaban na forum


Taa. Szlaban. Żadnych szlabanów. :nerwus: Zapomniałam, że im bardziej mi się zabrania tym ja bardziej to robię. Chyba sobie nakaże siedzieć codziennie to może trochę odpuszczę. :wysmiewacz:

Co do tych zamrożonych uczuć to takie były moje pierwsze słowa na terapii ind. Że zawsze po jego piciu tydzień, dwa tak sie czułam. Taka zamrożona. A potem wszystko wracało do normy. A teraz to dłużej trwa. Już trzy miesiące.

I może tu jest ten problem. Bo może zamroziłam te pozytywne uczucia a te złe i tak wyłażą bo się nie słuchają. :bezradny:

Tylko nie wiem jak je odmrozić. Te dobre. Zawsze to jakoś samo się robiło. Zawsze to było powiązane z nim. Kiedy zaufałam, uwierzyłam, że będzie dobrze kolejny raz. A teraz nie chcę już ufać. Chcę to oddzielić. Moje samopoczucie od jego zachowań.
Jak to zrobić? Żeby się odmrozić a do niego nadal zachować dystans i ograniczone zaufanie.

ja - Pią 29 Mar, 2013 07:44

pannamigotka napisał/a:
Ja Cię koleżanko ze Śląska znajdę i za uszy tam zaprowadzę


Wcale się nie boję. ;)

staaw - Pią 29 Mar, 2013 07:47

ja napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Ja Cię koleżanko ze Śląska znajdę i za uszy tam zaprowadzę

Wcale się nie boję. ;)

Na kiedy jesteście umówione?

pannamigotka - Pią 29 Mar, 2013 08:25

Z tego co wiem, mój przyjazd nie będzie konieczny, także spokojne :p
pietruszka - Pią 29 Mar, 2013 09:05

ja napisał/a:

Co do tych zamrożonych uczuć to takie były moje pierwsze słowa na terapii ind. Że zawsze po jego piciu tydzień, dwa tak sie czułam. Taka zamrożona. A potem wszystko wracało do normy. A teraz to dłużej trwa. Już trzy miesiące.

to jeszcze nienajgorzej...ja miałam wrażenie, że to stan ciągły...i że tak mam... od dziecka...
a to przecież mechanizm obronny...
ja uczyłam się od początku jak dziecko tych swoich uczuć, nazywania ich, długo pierwszy był ciągły lęk i niepokój, a pod spodem nie do końca byłam pewna co się dzieje...
dla mnie zbawienny okazał się dzienniczek uczuć...

ja - Sob 30 Mar, 2013 06:49

pietruszka napisał/a:
a pod spodem nie do końca byłam pewna co się dzieje...

Tak, też nie wiem co się dzieje. Ta moja karuzela zwariowała, albo się popsuła bo kręci się jak szalona. Moja zmienność uczuć mnie przeraża. Np. wczoraj miałam taki atak paniki, że nie umiałam wypowiedzieć 3 słów w sklepie. Ale przeżyłam go racjonalizując go sobie. Po prostu poczekałam aż minie i nie miało to wpływu na dalsze moje samopoczucie. Znowu wcześniej niespodziewany powrót mojego M. z pracy wywołał takie zdenerwowanie, że aż mną trzęsło. Ale poszłam do drugiego pokoju uspokoiłam się. Nic mu nie mówiłam bo nie wiedziałam co. Nie rozumiem czemu tak się stało. Co mnie tak zdenerwowało? Po prostu tylko wrócił niespodziewanie dla mnie w tym momencie, chociaż wiedziałam, że może wrócić w każdej chwili. Wszedł i jakąś złą energię przyniósł. Jakiś niepokój i do tego mówił tyle, że mi coś się stało. :bezradny:

Ale traktuję te moje odczucia jak atak, który ma minąć. W piątek mam spotkanie z terapeutką to może mi wytłumaczy co się dzieje.

Aha, znalazłam Al-Anon. Ale dopiero w przyszły poniedziałek przez święta. Moja gotowość, o której wcześniej pisałam to chyba dotyczyła powiedzenie o tym M. bo mimo wszystko, głupio mi mówić, że sobie nie radzę. Oczywiście to były tylko "głupie filmy", ze będzie miał coś przeciw bo tak się nie stało. Nawet pyta się jak mi może jeszcze pomóc. :|

Chyba zaczyna łapać pewne rzeczy bo zadzwonił do swojej siostry i powiedział, że jeśli na urodzinach jej synka (jest jego chrzestnym) będzie jakiś alkohol to my przyjedziemy o innej porze. Nie będzie alkoholu. :)

Duszek - Sob 30 Mar, 2013 13:22

pannamigotka napisał/a:
Ja pierdzielę... Ja Cię koleżanko ze Śląska znajdę i za uszy tam zaprowadzę. Daleko nie mam!

A nie chcesz wpaść jeszcze do mnie...tylko ja już nie ze Śląska :lol2:
ja napisał/a:
ja napisał/a:
I chyba na trochę muszę sobie dać szlaban na forum


Taa. Szlaban. Żadnych szlabanów. :nerwus: Zapomniałam, że im bardziej mi się zabrania tym ja bardziej to robię. Chyba sobie nakaże siedzieć codziennie to może trochę odpuszczę.

To dobrze! :)

staaw - Sob 30 Mar, 2013 15:03

Duszek napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Ja pierdzielę... Ja Cię koleżanko ze Śląska znajdę i za uszy tam zaprowadzę. Daleko nie mam!

A nie chcesz wpaść jeszcze do mnie...tylko ja już nie ze Śląska

...w razie czego mnie będziesz miała po drodze... :skromny:

pannamigotka - Sob 30 Mar, 2013 18:53

Duszek napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Ja pierdzielę... Ja Cię koleżanko ze Śląska znajdę i za uszy tam zaprowadzę. Daleko nie mam!

A nie chcesz wpaść jeszcze do mnie...tylko ja już nie ze Śląska :lol2:

A co, też potrzebujesz wytargania za uszy? :D

pannamigotka - Sob 30 Mar, 2013 18:54

staaw napisał/a:
Duszek napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Ja pierdzielę... Ja Cię koleżanko ze Śląska znajdę i za uszy tam zaprowadzę. Daleko nie mam!

A nie chcesz wpaść jeszcze do mnie...tylko ja już nie ze Śląska

...w razie czego mnie będziesz miała po drodze... :skromny:

A co, nie chcesz na Al-Anon chodzić? :evil2"

staaw - Sob 30 Mar, 2013 19:04

pannamigotka napisał/a:
A co, nie chcesz na Al-Anon chodzić?

Raczej miałem namyśli ofiarować Ci wytchnienie w długiej podróży... :skromny:

pannamigotka - Sob 30 Mar, 2013 20:21

staaw napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
A co, nie chcesz na Al-Anon chodzić?

Raczej miałem namyśli ofiarować Ci wytchnienie w długiej podróży... :skromny:

To miłe, dziękuję. Gdybym wybierała się w pielgrzymkę po Polsce, będę o tym pamiętać ;)

ja - Pon 01 Kwi, 2013 12:46




:muza: Słuchamy sobie z synkiem. :muza:
Dla mnie natomiast


:wysmiewacz: :wysmiewacz:

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 18:13

pannamigotka napisał/a:
A co, też potrzebujesz wytargania za uszy? :D

Dziś już tego nie potrzebuję :P a brakuję mi raczej przytulenia i potwierdzenia, że będzie mi lepiej bez niego niż z nim. Ale dziękuję za dobre chęci. ;)

ja napisał/a:
Słuchamy sobie z synkiem. :muza:

Tak dzieci są cudowne. :)
Dziś pewne maleństwo pozwoliło mi "oderwać się" od tego wszystkiego...
Tylko my byłyśmy na etapie "kółka graniastego" i "stary niedźwiedź śpi" :lol2:

pannamigotka - Pon 01 Kwi, 2013 18:31

Duszek napisał/a:
a brakuję mi raczej przytulenia i potwierdzenia, że będzie mi lepiej bez niego niż z nim.

Przytulam tylko wirtualnie :buziak: :buziak: :buziak: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:

A że będzie Ci lepiej bez niego, to przecież doskonale wiesz. Zrobiłaś bardzo dobry krok i bardzo Cię podziwiam, mówię zupełnie szczerze.

staaw - Pon 01 Kwi, 2013 18:39

Duszek napisał/a:
brakuję mi raczej przytulenia i potwierdzenia, że będzie mi lepiej bez niego niż z nim.

:pocieszacz: :tak:

Wuśka. - Pon 01 Kwi, 2013 18:40

:pocieszacz:
ja - Pon 01 Kwi, 2013 19:00

Duszek napisał/a:
że będzie mi lepiej bez niego niż z nim.

Fajnie by było gdyby nam ktoś dał gwarancję, że będzie nam lepiej po podjęciu pewnych decyzji. Duszku, myślę, że w perspektywie na pewno ale musi trochę potrwać zanim wywrócone do góry nogami ( a tak naprawdę postawione dopiero na nogi) będzie przynosić nam przyjemne chwile. Niestety zawsze lepiej czujemy się w tym co znamy, nawet jesli przynosi nam to ból i cierpienie a boimy się tego co co nowe. Namawiam cię na terapię. Bardzo pomaga.

staaw - Pon 01 Kwi, 2013 19:03

ja napisał/a:
Duszek napisał/a:
że będzie mi lepiej bez niego niż z nim.

Fajnie by było gdyby nam ktoś dał gwarancję, że będzie nam lepiej po podjęciu pewnych decyzji.

Przynajmniej nikt nie będzie rzucał gorącym bigosem.
Jak dla mnie to już sukces...

Duszek - Pon 01 Kwi, 2013 19:11

ja napisał/a:
Namawiam cię na terapię. Bardzo pomaga.

Chodzę na terapię.Od września a od lutego mam nową terapeutkę, regularne spotkania i widzę, że spotkania są dla mnie cenniejsze.

A co do gwarancji, tak z tym masz rację. Zawsze chciałam mieć wszystko poukładane i nie lubiłam niespodzianek. Pewny grunt to dla mnie było najważniejsze.
To pewnie głupie co napiszę, ale czuję się dziwnie jak pomyślę, że ja z nim nie chcę być ale nie mogę znieść myśli, że on ułożyłby sobie życie....(to jak z tym psem ogrodnika ;) )

PS. Nie masz za złe, że piszę w Twoim wątku...może powinnam u siebie?

pterodaktyll - Pon 01 Kwi, 2013 19:12

Duszek napisał/a:
To pewnie głupie co napiszę, ale czuję się dziwnie jak pomyślę, że ja z nim nie chcę być ale nie mogę znieść myśli, że on ułożyłby sobie życie....(to jak z tym psem ogrodnika

To taki dość typowy objaw współuzależnienia. Chciałabyś zjeść ciastko i jednocześnie mieć to ciastko. To se ne da psze pani :bezradny:

ja - Pon 01 Kwi, 2013 19:24

Duszek napisał/a:
Chodzę na terapię.

Przepraszam, nie doczytałam.
Duszek napisał/a:
Nie masz za złe, że piszę w Twoim wątku...może powinnam u siebie?

Ani trochę. Pisz ile chcesz. :)

Duszek napisał/a:
Zawsze chciałam mieć wszystko poukładane

O, tak jak ja. I teraz układam sobie różne scenariusze, różne plany. np. wiem jak chcę się zachować kiedy mu się noga podwinie i w związku z tym pomyślałam jak sobie zapewnię bezpieczeństwo finansowe żeby potem się nie wycofać z tego. Na terapii pisałam pracę co się stanie jak się z nim rozstanę żeby oswoić się z tą sytuacją. Była to trochę taka praca science fiction bo mogłam wymyślać różne scenariusze, nawet takie trudno wyobrażalne. Ciężko mi było jak nie wiem ale teraz wiem co mogę zrobić gdyby coś się zadziało gwałtownego.

ja - Pią 05 Kwi, 2013 21:29

No to dzisiaj popłynęłam. Z falą moich emocji. Już nie byłam taka dzielna, zaradna i cudownie terapeutyzująca się. Ryczałam jak małe dziecko. Podobno żegnam się ze złudzeniami. I podobno nie jestem do niczego. ;)
Dziubas - Pią 05 Kwi, 2013 21:31

ja napisał/a:
Podobno żegnam się ze złudzeniami. I podobno nie jestem do niczego.

A po jakiego .... Ci te podobno? ;)

ja - Pią 05 Kwi, 2013 21:32

Bo jeszcze sama tego nie wiem. Ale się dowiem. Niedługo. :tak:
staaw - Pią 05 Kwi, 2013 21:32

Jedyną rzeczą w Tobie która jest do niczego to złudzenia...
Linka - Pią 05 Kwi, 2013 21:34

Cytat:
No to dzisiaj popłynęłam.

powinnam Ci podziękować za ten wpis
przynajmniej wiesz dlaczego, ja nie wiem, a może powód jest ten sam?

Dziubas - Pią 05 Kwi, 2013 21:36

ja napisał/a:
jeszcze sama tego nie wiem

Myślę, że wiesz, tylko jeszcze tego nie akceptujesz ;)

pterodaktyll - Pią 05 Kwi, 2013 21:39

ja napisał/a:
No to dzisiaj popłynęłam. Z falą moich emocji.

Dobrze, że nie pod prąd......... ;)

ja - Pią 05 Kwi, 2013 21:41

Dziubas napisał/a:
jeszcze tego nie akceptujesz

Ciężko zaakceptować, że cały misterny plan na życie okazał się totalnym niewypałem.

pterodaktyll napisał/a:
Dobrze, że nie pod prąd.........

Już mi się znudziło i sił brak, już lata nie te. :lol2:

pterodaktyll - Pią 05 Kwi, 2013 21:44

ja napisał/a:
już lata nie te.
:buahaha:
ja - Pią 05 Kwi, 2013 21:45

Linka napisał/a:
a może powód jest ten sam?

To może i efekt będzie podobny. Mi jest lżej.

ja - Pią 05 Kwi, 2013 21:48

Linka napisał/a:
Ptero, ja się dołączę

No bo nie te. Mam nadzieję, że lepsze.


Dzięki Dziubas, widzisz jak się łotry z człowieka śmieją. :nono:

ja - Pią 05 Kwi, 2013 21:53

A tak a propo. To byłam dzisiaj z mamą u lekarza i lekarz zwrócił się mnie per. wnuczka. :wysmiewacz: Gdy go sprostowałam to się tłumaczył, że młodo wyglądam. Myślę, że ściemniał bo nie chciał mamie sprawiać przykrości.
Linka - Pią 05 Kwi, 2013 21:59

mam 48 lat, zaczynam życie od nowa..
próbuję sobie przypomnieć, jak to było jak miałam 29...... :mysli:
moje drugie dziecko ma już roczek ,mąż stracił ostatnią stałą pracę....
już nic nie było normalne, choć jeszcze nie wiedziałam dlaczego

kolejne 20 zmarnowałam na walkę z alkoholikiem , alkoholizmem :beczy:

ja - Pią 05 Kwi, 2013 22:05

Linka napisał/a:
kolejne 20 zmarnowałam

A może zdobyłaś po prostu trochę doświadczeń. Trudnych ale twoich. Pomyśl tak. Mi też się wydaje, ze zmarnowałam młodość ale cóż nam pozostało? Trzeba to zostawić. Masz 48 lat i naprawdę jeszcze kupę czasu by być szczęśliwą. Pewnie nie masz dzieci do wychowania tak jak ja. Możesz wszytko co zechcesz.

Linka - Pią 05 Kwi, 2013 22:11

ja napisał/a:
Pewnie nie masz dzieci do wychowania tak jak ja.

najmłodsza ma 11 lat, a te niby już dorosłe też czasem matki potrzebują, ale masz rację
to już nie jest opieka 24 na dobę

ja - Pią 05 Kwi, 2013 22:17

Linka napisał/a:
to już nie jest opieka 24 na dobę

No właśnie. Ale przecież nie o to chodzi. Z tym damy sobie radę, jak zawsze: praca, dzieci, dom ale nie możemy sobie dać rady z samym sobą.

ja - Pią 12 Kwi, 2013 13:35

To ostatnie pożegnanie ze złudzeniami przynosi jakieś efekty. Powolutku odzyskuję radość dnia codziennego. Może na to ma też wpływ brak wyzwalacza bo mój M. pracuje teraz po całych dniach i rzadko się widujemy. Potrzebowałam tego. Uspokoiłam się, sama sobie planuję dzień, dobrze mi tak jest. :] Uwielbiam moją terapię. I mimo, że chodzę już prawie 4 miesiące chyba tydzień temu dopiero zaczęłam ją tak naprawdę. Zrzuciłam maskę, wypowiedziałam to co mnie boli. Lżej mi. :>
pietruszka - Pią 12 Kwi, 2013 18:51

ja napisał/a:
Uwielbiam moją terapię.

no patrzcie, a w listopadzie napisałam
Cytat:
No to jest szansa,że ruszysz z tą terapią jak pershing. Może Ci się spodobać :tak:
prorok ze mnie, czy co? ;)


Cieszę się ja, że u Ciebie takie zmiany, a już najbardziej cieszy mnie to:
ja napisał/a:
Powolutku odzyskuję radość dnia codziennego.

życie jest zbyt krótkie by stracić je w "kajdanach współuzależnienia" w jakiś ciemnych piwnicach naszej jaźni... :okok:

ja - Sob 13 Kwi, 2013 05:27

Dopiero teraz, gdy udało mi się trochę podnieść zobaczyłam jak głęboko w to wszystko weszłam. I jednego jestem pewna, że cokolwiek będzie się działo nie chce więcej się już tak czuć. Nie pozwolę nikomu odebrać sobie tej powracającej radości życia. Mi tak naprawdę to do życia wiele nie trzeba, żeby czuć tą radość. Ale gdzieś to zgubiłam po drodze. I np. wczoraj gdy z moim mieliśmy sprzeczkę gdyż on uważa, że on się zmienia a my nie i poczułam przychodzącą frustrację zabrałam książkę do ręki i zaczęłam czytać. Może jest to ucieczka ale to jeszcze za wcześnie na konfrontację naszych chęci i oczekiwań. Na razie jestem tylko ja. Muszę ustabilizować swoje samopoczucie, umocnić się i odzyskać całkiem siebie. On musi poczekać.

Dla naszego wspólnego dobra. :)

rufio - Sob 13 Kwi, 2013 12:31

ja napisał/a:
chodzę już prawie 4 miesiące chyba tydzień temu dopiero zaczęłam ją tak naprawdę.

Mi to zajęło 7 m-cy .
A to dla Ciebie

ja - Pon 15 Kwi, 2013 07:40

A ja dzisiaj mam tak. I Wam wszystkim tego życzę


edit: odklikłam "Wyłącz HTML w tym poście" - wtedy pokazuje się okienko youtube :) -Pietruszka

ja - Pon 22 Kwi, 2013 20:53

Czasami czuję się zmęczona, bardzo zmęczona. Przychodzi to zazwyczaj gdy coś zaczyna się fajnego dziać, gdy wydaje mi się, że już jest dobrze. Jakby życie chciało przypomnieć "Nie spoczywaj na laurach", nie ciesz się tak bardzo. Nic nie jest dane na zawsze. " Czuję się wypompowana ze wszystkich sił. Jak to jest, że gdy on pił to dawałam radę ze wszystkim. Miałam tyle siły żeby nie dać się i osiągnąć to co sobie zaplanowałam. Nigdy mi nie przeszkodził w osiągnięciu celu - najwyżej trochę utrudniał. Teraz wszystko mi się wydaje takie trudne, wymagające tyle wysiłku, samozaparcia, którego nie mam bo jakby się skończyło, wyczerpało przez te wszystkie lata.

Bardzo się staram temu nie dać. Walczę z tymi emocjami. Tłumaczę, wyjaśniam sobie czemu tak mogę się czuć. Że nie jest to zbyt obiektywne. Nawet co nieco mu wspomnę bacznie obserwując czy rozumie. Stara się. :]

ulena - Pon 22 Kwi, 2013 20:59

ja napisał/a:
Jak to jest, że gdy on pił to dawałam radę ze wszystkim.

Działała adrenalina, ja nazywam to napędem na cztery koła , teraz brak tej dopałki , teraz siły bierze się z prawdziwych mocy drzemiących w nas , a nie sztucznie napędzanych współuzaleznieniem też tak mam nieraz, zmuszam się do rzeczy, które dawniej robiłam ot tak bez wysiłku , chyba każda z nas to przechodzi.

ja - Pon 22 Kwi, 2013 21:06

ulena napisał/a:
a nie sztucznie napędzanych współuzaleznieniem

Trochę to smutne, jeśli pomyślę że to wszystko co osiągnęłam było jakby na "dopingu" a muszę go odstawić. To kim ja tak naprawdę jestem? Ile mogę? Ile dam radę? Może porywam się "z motyką na słońce" bo wydaje mi się, że jestem silna, zaradna, przebojowa. A może jednak tylko wspomagacze na legalne trzeba zamienić i wierzyć sobie takiej jak się widzę.

Klara - Pon 22 Kwi, 2013 21:07

ulena napisał/a:
chyba każda z nas to przechodzi.

Nie wiem, czy każda, ale ja na pewno.
W dodatku trzyma mnie już długo. Tak długo, że się zastanawiam, czy to lenistwo, czy mądrzej powiedziane - prokrastynacja ;) , czy też (niestety) wiek mój podeszły :bezradny:

ulena - Pon 22 Kwi, 2013 21:10

ja napisał/a:
. To kim ja tak naprawdę jestem? Ile mogę? Ile dam radę?

ano widzisz ja też miałam taki czas gdy zadwałam te pytania teraz jakby się ustabilizowało i okazało się, że wcale nie chce mi się być
ja napisał/a:
silna, zaradna, przebojowa

chce mi się być SOBĄ ze swoimi wadami, swoimi zaletami ot po prostu taka jaka jestem , a jaka jestem jeszcze do końca nie odkryłam

Linka - Pon 22 Kwi, 2013 21:12

Klara napisał/a:
ie wiem, czy każda, ale ja na pewno.
W dodatku trzyma mnie już długo. Tak długo, że się zastanawiam, czy to lenistwo, czy mądrzej powiedziane - prokrastynacja ;) , czy też (niestety) wiek mój podeszły :bezradny:

po prostu,coraz starsza jestem, ale też odpuścić potrafię, nie gonię, nie ścigam się, dzieci już dorosłe, coraz mniej obowiązków

ja - Pon 22 Kwi, 2013 21:18

ulena napisał/a:
chce mi się być SOBĄ ze swoimi wadami, swoimi zaletami

Od niedawna taka myśl też nieśmiało przychodzi mi do głowy, że nie muszę tego wszystkiego co myślałam, że muszę by udowodnić wszem i wobec jaka to ja jestem
ja napisał/a:
silna, zaradna, przebojowa

A nawet dalej, że nie muszę być taka by być zadowoloną z siebie. Może czas przerwać ten teatr jednego aktora bo aktor nie spełnia się w swej roli mimo zadowolenia widzów ... ;)

ulena - Pon 22 Kwi, 2013 21:22

ja napisał/a:
Może czas przerwać ten teatr jednego aktora bo aktor nie spełnia się w swej roli mimo zadowolenia widzów ... ;)

ano właśnie nic nie musisz , jestenm jaka jestem i taką się kocham i akceptuję

Scarlet O'Hara - Pon 22 Kwi, 2013 21:33

Klara napisał/a:
Tak długo, że się zastanawiam, czy to lenistwo,

.
mam to samo.Ja to już zaczęłam zastanawiać się nawet nad psychiatrą bo jakoś dziwnie się czuję z tym,że nic mi się nie chce.Zastanawiałam się czy nie mam przypadkiem depresji albo coś znowu się do mnie przyczepiło.

ulena napisał/a:
chyba każda z nas to przechodzi.


Zaglądam a forum a tu proszę odpowiedź na moje dylematy.
Jednak taki stan mi nie odpowiada.Zdecydowanie wolę siebie energiczną z życiem a nie takie nie wiadomo co .

Daję sobie czas jeszcze do końca maja a później mam nadzieję powrócę do świata żywych.

ja - Pon 29 Kwi, 2013 21:18

Czuję się jakby została mi zwrócona zabrana nadzieja. Nadzieja i wiara na bycie szczęśliwą. Cokolwiek miałoby to znaczyć. A raczej cokolwiek się stanie. Bez znaczenia będą zachowania innych, nie ważne co ktoś o mnie powie, czy mnie lubi czy nie. Będę szczęśliwa i zadowolona. Ale muszę przyznać jednak, że pomaga mi w tym postawa mojego M. Czuję, że mu zależy. Słyszę, że rozumie. Wiem, że mnie wspiera. Bo roboty przede mną więcej nawet niż na razie widzę. Bo co chwilę coś nowego wychodzi. A i ja dalej widzę niż przedtem. :)
Scarlet O'Hara - Pon 29 Kwi, 2013 22:30

ja napisał/a:
Ale muszę przyznać jednak, że pomaga mi w tym postawa mojego M. Czuję, że mu zależy. Słyszę, że rozumie.


Cóż za odmiana :)

ja - Wto 30 Kwi, 2013 06:22

Scarlet O'Hara napisał/a:
Cóż za odmiana


Dokładnie ale i we mnie i w nim. A nawet myślę że bardziej to zasługa zmiany we mnie. Bo jak to z nim jest to do końca nie wiem. Natomiast to co wcześniej odczuwałam, moje reakcje na jego zachowanie, słowa to była moja i tylko moja interpretacja rzeczywistości. Nie dawałam sobie rady sama ze sobą więc najprościej obarczyć za to kogoś drugiego. Teraz to się zmieniło, za sprawą terapii, chociaż jak pisałam długa droga przede mną.

Np. moja pierwsza, reakcja emocjonalna na twoje słowa była, że sobie drwisz, nie wierzysz, wątpisz i takie tam. Dopiero po chwili dotarła do mnie symbolika emotki i zmienił się mój odbiór twojego przekazu.

I ostatnimi, długimi czasy miałam tak ciągle ale bez powtórnej interpretacji tego co ktoś powiedział. Wszystko widziałam w czarnych barwach, każdy był przeciwko mnie, każdy chciał mnie skrzywdzić, a już nie mówię o odczuciach związanych z NIM i jego zachowaniem - totalna d...a. :szok:

I nie piszę tu nic o naszym związku, naszej relacji uczuciowej - tego na razie nie ma. I trzeba będzie chyba budować na nowo. Piszę tylko o moim spostrzeganiu świata, moim nastawieniu, chęci życia. To się zmienia. :>

pannamigotka - Wto 30 Kwi, 2013 08:52

Fajnie, że u Ciebie pozytywne zmiany!
ja - Śro 01 Maj, 2013 19:08

pannamigotka napisał/a:
Fajnie, że u Ciebie pozytywne zmiany!


Dziękuje, u ciebie także jak czytam. Nie mam na razie odwagi na komentowanie bo czuję się jakbym poznawała siebie na nowo. Jakbym próbowała sobie na nowo zaufać. I nie jestem jeszcze pewna siebie. Bardzo dużo dzieje się we mnie.

staaw - Śro 01 Maj, 2013 19:17

ja napisał/a:
Nie mam na razie odwagi na komentowanie bo czuję się jakbym poznawała siebie na nowo.

Komentowanie przyspiesza ten proces poznawania siebie. Jeszcze fajniej jest kiedy czytam posty zprzed roku i patrzę jak zmienia się moje myślenie...

ulena - Śro 01 Maj, 2013 20:58

staaw napisał/a:
. Jeszcze fajniej jest kiedy czytam posty zprzed roku i patrzę jak zmienia się moje myślenie...

to jest niesamowite przeżycie patrzeć na siebie poprzez to co jest napisane i chociaż ja nie widzę tych zmian na codzień i wydaje mi sie, że stoje w miejscu to jednak gdy czytam , tak jak Ty Stasiu, swoje stare posty to widzę przepaść ogromną i dzieki Ci Panie za to

ja - Śro 01 Maj, 2013 21:47

Na pewno macie rację ale zauważyłam, że bardzo źle odbija się na moim samopoczuciu wszelka krytyka (lub takie odbieranie zdanie innego niż moje) a to na razie dla mnie jest numer jeden - moje samopoczucie. Na razie walczę aby rano chciało mi się wstać, aby kolejny dzień nie napawał mnie przerażeniem, że nie dam rady, żeby pozbyć się tego wstrętnego uczucia, że muszę a mi się nie chce. I udaje mi się to dlatego chcę tą powracającą chęć życia pielęgnować każdym sposobem jak wydaje mi się dobry. Rozleciałam się na tysiąc kawałków i muszę ostrożnie je składać na nowo baardzo uważając.

Na razie tylko krytykę terapeutki jestem w stanie przetrwać.

Dlatego wszystko w swoim czasie. :)

Duszek - Śro 01 Maj, 2013 21:55

Cieszę się, że u Ciebie jest lepiej. :)
Łagodnego i owocnego budowania! :)

pannamigotka - Czw 02 Maj, 2013 06:53

ja napisał/a:
zauważyłam, że bardzo źle odbija się na moim samopoczuciu wszelka krytyka

Ale czy wiesz, dlaczego tak jest? Powodem jest zapewne niskie poczucie własnej wartości. I jak opracujesz nad tym na terapii, to zaczniesz przyjmować krytykę ze spokojem :)

staaw - Czw 02 Maj, 2013 06:58

Albo nie przyjmować jej jako krytykę a inny punkt widzenia...
ja - Czw 02 Maj, 2013 07:07

pannamigotka napisał/a:
zaczniesz przyjmować krytykę ze spokojem

Mam nadzieję, że tak się stanie.
pannamigotka napisał/a:
niskie poczucie własnej wartości.

Na pewno ale myślę, że już odbiłam się od dna i teraz to już będzie tylko lepiej. Zauważyłam też, że ograniczyłam kontakty z ludźmi, których nie jestem pewna tzn. nie wiem jaki jest ich stosunek do mnie pozytywny czy negatywny. Zostawiłam wokół siebie tylko tych, którym zależy na mnie i wiem, że są życzliwie nastawieni i uczę się interpretować ich zachowanie obiektywnie. Niby głupota ale ja całe życie bardzo brałam sobie do siebie co kto powiedział, jak się zachował i zawsze rozumiałam na niekorzyść dla siebie.

olga - Czw 02 Maj, 2013 07:08

Ja różnie odbieram krytykę w zależności czy jest to krytyka konstruktywna czy destrukcyjna. Destrukcyjna odbieram jako atak na siebie (bo w rzeczywistości jest ona atakiem), wtedy nie umiem się bronić tylko też atakuję a potem :szafa: Konstrukcyjną przyjmuję ze spokojem, wyciągam z niej wnioski.
Jo-asia - Czw 02 Maj, 2013 09:22

ja napisał/a:
Niby głupota ale ja całe życie bardzo brałam sobie do siebie co kto powiedział, jak się zachował i zawsze rozumiałam na niekorzyść dla siebie.

żadna głupota....to tak działa, tak jak pisze pannamigotka, niskie poczucie własnej wartości
ja nawet pamiętam...no może nie datę...a dzień...jako zdarzenie, kiedy zdałam sobie sprawę...jak wielki wpływ na mnie ma ocena innych...i jaką wolność poczułam gdy się od tego uwolniłam :lol2:
dzisiaj ocena innych...nie dotyka mnie
choć są jeszcze dziedziny w których nie do końca wierzę w swoje możliwości...ideałem nigdy nie będę, więc wystarcza mi dążenie do niego ;)
:buziak:

pannamigotka - Czw 02 Maj, 2013 13:57

Jo-asia napisał/a:
ideałem nigdy nie będę,

Akurat moim zdaniem praca nad zaniżonym poczuciem własnej wartości, z którym to boryka się większość (wszystkie?) osób uzależnionych i część uzależnionych, to nie praca na miesiąc terapii. Nawet jeśli taka osoba wypracuje sobie na terapii to co trzeba to i tak po czasie i w sprzyjających warunkach "TO" może się pogarszać i wtedy moim zdaniem nie należy bać się konsultacji i ponownej pracy nad problemem.

Kawa - Czw 02 Maj, 2013 15:32

ja napisał/a:
Nie pozwolę nikomu odebrać sobie tej powracającej radości życia


I tak trzymaj!

Lena0611 - Czw 02 Maj, 2013 22:26

Witaj Ja!! Gratuluję pozytywnych zmian!! Krytyka COŚ co dla mnie od zawsze było dla mnie trudne,odkąd pamiętam każde słowo,gest nie zadowolenia miał wpływ na relacje ze znajomymi,rodziną.Dlaczego jest tak że będąc dzieckiem kształtuję to nas na całe życie przynajmniej mnie,niska samoocena,dążenie do idealnego życia ale im więcej się dąży tym więcej jest poplątane.. :bezradny:
Żeglarz - Pią 03 Maj, 2013 00:12

Nieumiejętność przyjmowania krytyki jest jedną z oznak niedojrzałości emocjonalnej.
pannamigotka - Pią 03 Maj, 2013 06:50

Lena0611 napisał/a:
dążenie do idealnego życia ale im więcej się dąży tym więcej jest poplątane..

Robisz to na własną rękę, Leno?

spoko - Pią 03 Maj, 2013 07:19

W olbrzymniej niewiedzy,ze istnieje cos takiego jak wspoluzaleznienie po kolejnym incydencie alkoholowym meza moie do kolezanki ,ze tylko mi pogratulowac wytrwalosci...,a ona mi na to,ze jestem glupia to ona nie bedzie mi gratulowac... nabralam powietrza w usta,przemyslalam to i teraz to juz jestem jej wdzieczna za te slowa
pannamigotka - Pią 03 Maj, 2013 07:32

spoko napisał/a:
teraz to juz jestem jej wdzieczna za te slowa

Klepanie po pupci o najgorsze, co można zrobić swojej koleżance... wtedy, gdy popełnia błąd za błędem...
ostatnio napisałam szczere smsy koleżance i byłam w szoku, że przyjęła krytykę ze spokojem, to świadczy o dojrzałości. Uważam, że tym poklepywaniem szkodziłam jej.
Oczywiście koleżanka jest też potrzebna do przytulenia, pocieszenia, ponarzekania, ale to ma być moment, potem przychodzi życie i problemom trzeba stawiać czoło, a nie czekać na wybawienie...

ja - Pią 03 Maj, 2013 08:22

Żeglarz napisał/a:
Nieumiejętność przyjmowania krytyki jest jedną z oznak niedojrzałości emocjonalnej


I tu masz rację. Przeczytałam sobie http://psychika.net/2009/...cjonalne-w.html żeby zrozumieć czym jest ta niedojrzałość i muszę się zgodzić. Oczywiście nie wszystko do mnie pasuje
Cytat:

"Najczęściej osoby z zespołem niezaspokojenia emocjonalnego wcale nie pragną mieć potomstwa. Zdają sobie sprawę ze swej niemożności szczerego kochania oraz wzięcia odpowiedzialności za nowe życie. Gdy jednak dziecko pojawi się na świecie, nie potrafią obdarzać go czułością, traktują chłodno i poświęcają mu tylko tyle czasu, ile muszą."

Tutaj mi się nie zgadza. Ja bardzo chciałam moich dzieci i daje im dużo miłości, troski.

Cytat:
Wskutek niezaspokojonych potrzeb, nigdy z dziecięcego egocentryzmu nie wyrosły. Oczekują ciągłej uwagi, zabiegają o uznanie i akceptację, a gdy inni nie poświęcają im wystarczająco dużo czasu, czują się odrzucone i niekochane.

Tutaj też mam mieszane uczucia - ciągłej uwagi nie potrzebuje ale bardzo mi zależy na uznaniu i akceptacji, i często czuje się niekochana i odrzucona.

Cytat:
Ich związki z otoczeniem są powierzchowne i oparte na woli, a nie na uczuciu.

Natomiast tutaj całkiem się nie zgadza gdyż bardzo mocno się angażuję i potrafię się przyjaźnić i kochać.

Teraz przypominają mi się ostatnie słowa mojej terapeutki, że gdy ze mną rozmawia to słyszy dwie osoby. Może jedna to ta mała dziewczynka, która chce żeby ją zauważono i pokochano a druga to ta która, wie co i jak należy robić, żeby być odpowiedzialną dorosłą osobą.

Często tak mam, że to co wiem, że trzeba rozmija się z tym co czuję. Rzadko wybieram to co czuję, bo byłyby to właśnie wybory małej dziewczynki a ja dorosła przecież jestem. Odkąd pamiętam każdy uważał mnie za rozsądną, odpowiedzialną dobrze radzącą sobie w życiu osobę.

ja - Pią 03 Maj, 2013 08:33

ja napisał/a:
druga to ta która, wie co i jak należy robić, żeby być odpowiedzialną dorosłą osobą.


Muszę sama siebie zacytować bo m jeszcze takie coś przyszło do głowy. Ja bardzo dobrze WIEM, co trzeba robić, co jest uznawane za właściwe postępowanie, czego oczekują ode mnie inni, jak kierować swoim życiem by dobrze wypełniać swoje obowiązki względem dzieci, męża, rodziny, sąsiadów, współpracowników ale nie zawsze to CZUJĘ.

ja - Pią 03 Maj, 2013 09:11

Cytat:
W takich przypadkach zaleca się czasowe odseparowanie pacjenta – nie mówimy tu oczywiście o porzuceniu pracy lub rodziny – od osób nadmiernie wymagających, krytycznych i nieprzychylnych. Gdy rozwój emocjonalny pójdzie naprzód, pojawi się świadomość własnej wartości i asertywność, które pozwolą obronić się przed niszczącym wpływem tych osób i wówczas zniknie konieczność unikania ich.
http://psychika.net/2009/...spokojenia.html

A od czego ta dyskusja się zaczęła ? :mysli:

Ps. To nie jest tak, że was uważam za nieprzychylnych, raczej wręcz przeciwnie. Natomiast jak widać na razie wszelka krytyka jest dla mnie zabójcza. :buzki:

Lena0611 - Pią 03 Maj, 2013 13:19

pannamigotka napisał/a:
Lena0611 napisał/a:
dążenie do idealnego życia ale im więcej się dąży tym więcej jest poplątane..

Robisz to na własną rękę, Leno?
Czy dążę do idealnego życia na własną rękę? :mysli: a jak wygląda dążenie na własną rękę? nie bardzo wiem.
pannamigotka - Pią 03 Maj, 2013 16:11

Lena0611 napisał/a:
pannamigotka napisał/a:
Lena0611 napisał/a:
dążenie do idealnego życia ale im więcej się dąży tym więcej jest poplątane..

Robisz to na własną rękę, Leno?
Czy dążę do idealnego życia na własną rękę? :mysli: a jak wygląda dążenie na własną rękę? nie bardzo wiem.

W sensie, czy masz wsparcie u terapeuty, czy choćby w jakiejś grupie wsparcia? Bo samemu to rzeczywiście można wszystko bardziej poplątać niż naprawić.

yeti - Pią 03 Maj, 2013 18:30

ulena napisał/a:
to jest niesamowite przeżycie patrzeć na siebie poprzez to co jest napisane i chociaż ja nie widzę tych zmian na codzień

ja k bardzo szybko zapomina się o tym ja było niegdyś,jak potrzebowałś wsparcia i pomocnej dłoni to o nią zabiwgałwś i otrzymałaś.Dzisiej krytykujesz bezceremonialnie człowieka ,który o to wsparcie prosi,czemu go nie udzielisz ??? przecież sama takie wsparcie otrzymałaś -BEZINTERESOWNIE a dzisiej temy ,który jak Ty onegdaj takiego wsparcia szukałaś !!! i co? teraz taka mocna ,silna ,mająca wsparcie tej pomocy odmawiasz!!! ,mało tego ganicie goscia za chamstwo i złe zachowanie,a czy ktoś pomyślał w jakim jest stanie psychicznym? O nie to nie w tym stylu to tylko net i tak się traktuje rzecz a nie człowieka.A gdybyś Ty 10 lat temy tak została potraktowana ? Chyba by Ciebie tu dzisiej nie było bnie dalaś mu szansy nie poznałaś do głębi i to jest właśnie twoja pycha i zadufanie w samej sobie.Jest mi z tego powodu przykro,a że alko szuka pomocy to jeżeli można to moim chciałem napisać naszym,ale to nie wolno więc pisze w moim obowiązkiem jest mu pomuc jeżeli na to zasługuje.A czy ktoś to sprawdził? nie na tychmiast wal się .

szymon - Pią 03 Maj, 2013 21:33

pomoge Ci płakać :rozpacz:
pietruszka - Pią 03 Maj, 2013 23:35

yeti napisał/a:
A gdybyś

yeti proszę o załatwianie Waszych wewnętrznych i osobistych spraw poza forum (ewentualnie poprzez PW :roll: ). Temat "ja" nie jest miejscem na osobiste wycieczki...

Lena0611 - Sob 04 Maj, 2013 22:09

ja napisał/a:
Żeglarz napisał/a:
Nieumiejętność przyjmowania krytyki jest jedną z oznak niedojrzałości emocjonalnej


I tu masz rację. Przeczytałam sobie http://psychika.net/2009/...cjonalne-w.html żeby zrozumieć czym jest ta niedojrzałość i muszę się zgodzić. Oczywiście nie wszystko do mnie pasuje
Cytat:

"Najczęściej osoby z zespołem niezaspokojenia emocjonalnego wcale nie pragną mieć potomstwa. Zdają sobie sprawę ze swej niemożności szczerego kochania oraz wzięcia odpowiedzialności za nowe życie. Gdy jednak dziecko pojawi się na świecie, nie potrafią obdarzać go czułością, traktują chłodno i poświęcają mu tylko tyle czasu, ile muszą."

Tutaj mi się nie zgadza. Ja bardzo chciałam moich dzieci i daje im dużo miłości, troski.

Cytat:
Wskutek niezaspokojonych potrzeb, nigdy z dziecięcego egocentryzmu nie wyrosły. Oczekują ciągłej uwagi, zabiegają o uznanie i akceptację, a gdy inni nie poświęcają im wystarczająco dużo czasu, czują się odrzucone i niekochane.

Tutaj też mam mieszane uczucia - ciągłej uwagi nie potrzebuje ale bardzo mi zależy na uznaniu i akceptacji, i często czuje się niekochana i odrzucona.

Cytat:
Ich związki z otoczeniem są powierzchowne i oparte na woli, a nie na uczuciu.

Natomiast tutaj całkiem się nie zgadza gdyż bardzo mocno się angażuję i potrafię się przyjaźnić i kochać.

Teraz przypominają mi się ostatnie słowa mojej terapeutki, że gdy ze mną rozmawia to słyszy dwie osoby. Może jedna to ta mała dziewczynka, która chce żeby ją zauważono i pokochano a druga to ta która, wie co i jak należy robić, żeby być odpowiedzialną dorosłą osobą.

Często tak mam, że to co wiem, że trzeba rozmija się z tym co czuję. Rzadko wybieram to co czuję, bo byłyby to właśnie wybory małej dziewczynki a ja dorosła przecież jestem. Odkąd pamiętam każdy uważał mnie za rozsądną, odpowiedzialną dobrze radzącą sobie w życiu osobę.
Droga Ja! Dziękuję ile jest w tym mnie aż mi :shock: W moim przypadku trzeba jeszcze dodać bardzo przykre zdarzenie z dzieciństwa.
ja - Śro 08 Maj, 2013 14:24

Dzisiaj chyba zdałam pierwszy egzamin z radzenia sobie ze złymi emocjami po rozpoczęciu terapii. Nieoczekiwanie dostałam informacje, które negują sens mojego przedsięwzięcia zawodowego. Oczywiście pierwsze uczucie - zostaw to, poddaj się, uciekaj, to nie ma sensu. Parę głębszych oddechów, uspokojenie się i myśl, że trudno. Może tak miało być. Nie przeskoczę pewnych rzeczy. Takie myślenie, powodujące, że nie czuję się postawiona pod ścianą, gdzie nie ma wyjścia spowodowało, że zaczęłam działać. Bo może jednak się uda. Może trzeba zawalczyć. I zawalczę. Ale bez poczucia, że jak mi się nie uda to przegram. Że to walka na śmierć i życie.

Ps. Potrzebuję na już rzeczoznawcy budowlanego. :panic:

Klara - Śro 08 Maj, 2013 14:48

ja napisał/a:
Potrzebuję na już rzeczoznawcy budowlanego. :panic:

Niech zgadnę.
Ktoś zakwestionował Twoje prawo do otwarcia przedszkola w TYM miejscu i w TYM domu?

ja - Śro 08 Maj, 2013 18:34

Nasze prawo jest takie logiczne, ze uwaza ze te same dzieci w tej samej ilosci w tym samym budynku ale nazwanym punkt przedszkolny beda zabezpieczone ppoz a jak juz nazwiemy placowke przedszkolem to juz sie cos zmienia I juz nie moga tam przebywac.

Rozchodzi sie o droge pozarowa. W punkcie przedszkolnym sie jej nie wymaga a w przedszkolu juz tak.

Ale jak znam zycie to za dwa lata sie bedzie juz dalo bo cos tam maja przy przepisach robic ale dla mnie moze juz byc za pozno.

Ps. przepraszam za brak polskich znakow.

Klara - Śro 08 Maj, 2013 20:15

ja napisał/a:
W punkcie przedszkolnym sie jej nie wymaga a w przedszkolu juz tak.

No to nie możesz nazwać swojej placówki punktem?
Przecież w praktyce, nie ma żadnej różnicy, oprócz........wymaganej drogi pożarowej.

Ty to na pewno znasz, ale dla innych czytających: http://przedszkolerajmalucha.pl/doc_44.html

ja - Śro 08 Maj, 2013 20:29

Klara napisał/a:
No to nie możesz nazwać swojej placówki punktem?

Mogę, tylko że dotacja z gminy na punkt wynosi 40 % a na przedszkole 75 % średniego kosztu utrzymania dziecka w danej gminie. A że ta moja placówka na wsi i nie za dużo potencjalnych chętnych to zrobiłam warunki odpłatności jak w publicznym 5 godzin za darmo kolejne 2,5zł/h. Punkt Przedszkolny otworzyłam ale nie miałam chętnych tyle żeby ruszyć chyba ze względu na wcześniejsze ceny i teraz to przekształcam w przedszkole. Tutaj tez mi biegnie staż pracy pedagogiczny a w punkcie nie. I jakby (odpukać) mi się nie udało to ruszam od tego samego miejsca, w którym teraz jestem. A tak to i awans można rozpocząć.

Przed chwila dzwonił mój rzeczoznawca ppoż i jest szansa że się uda. :radocha: Okaże się jutro jak zobaczy tą drogę.

Klara - Śro 08 Maj, 2013 20:34

ja napisał/a:
Przed chwila dzwonił mój rzeczoznawca ppoż i jest szansa że się uda. :radocha:

No, to kamień z serca 98l9i

Twoja argumentacja trafiła do mnie.

Nie znam szczegółów, ale tu gdzie mieszkam (dwie wsie bezpośrednio ze sobą sąsiadujące) są dwa przedszkola - jedno gminne, drugie prywatne i obydwa egzystują już od kilku lat.

Kawa - Czw 09 Maj, 2013 08:18

Widzisz.. ja mieszkam na wsi, a mój młodszy nie dostał się do przedszkola - za dużo chętnych :-(
Kawa - Czw 09 Maj, 2013 08:18

No i powodzenia, i w sumie... gratulacje :-)
ja - Czw 09 Maj, 2013 12:29

Dziękuje. :) Nie chcę jeszcze zapeszać bo spotkanie z rzeczoznawcą mam dzisiaj wieczorem i zobaczymy co nam się uda ustalić w sprawie tej nieszczęsnej drogi. Nie było by problemu gdyby gmina wywiązywała się ze swoich obowiązków i ją utwardziła ale zasłaniają się brakiem funduszy. Ciekawe, że nas się nikt nie pyta czy mamy fundusze jak wymyślają wciąż to nowe daniny względem państwa. Ale nie dam się im. Jak się tak nie będzie dało to spróbujemy jakoś inaczej.
ja - Czw 09 Maj, 2013 21:09

Okazuje się kolejny raz, że wszystko się da jeśli się ma pieniądze. Muszę utwardzić ok. 120 m drogi. Zaczyna mnie ten kraj denerwować. Wodociąg sobie sama wybudowałam, dom też sama, miejsce pracy sobie sama tworzę to pewnie i drogę sobie zrobię. A co tam. Tylko za co ja te podatki płacę ? :mysli: sdgwz
Klara - Czw 09 Maj, 2013 21:22

ja napisał/a:
miejsce pracy sobie sama tworzę to pewnie i drogę sobie zrobię. A co tam. Tylko za co ja te podatki płacę ? :mysli: sdgwz

Zadaj to pytanie w gminie. Może akurat znajdzie się ktoś, kto się zawstydzi i Ci pomoże?
Wybrałabym Wydział Oświaty, a najpewniej burmistrza/wójta - nie wiem, kogo tam macie - i wywaliłabym argument, że tworzę miejsca pracy nie mówiąc już o wychowywaniu przyszłości narodu.
Zapytałabym też komu zostawić pismo z którym tu przyszłam i prosiłabym o pieczątkę z datą na kopii.

ja - Pią 10 Maj, 2013 06:09

Pójdę na pewno ale muszę zrobić to sposobem bo już raz byłam i usłyszałam, że musimy się ustawić w kolejce bo jest więcej takich dróg w gminie. Po prostu trzeba poszukać znajomości i żeby ktoś pomógł przyspieszyć działania. Jest to coś czego nie cierpię bo to tak nie powinno być. Ale czasami niestety trzeba.
Klara - Pią 10 Maj, 2013 08:58

ja napisał/a:
Jest to coś czego nie cierpię bo to tak nie powinno być.

Bywa, że cel uświęca środki, więc w tym wypadku nie masz wyjścia.
Powodzenia! :okok:

ja - Pon 03 Cze, 2013 08:36

No i sprawa drogi rozwiązana. Kolejny problem za mną (oczywiście odpukać żeby nie zapeszyć). Ostatnimi czasy nadrabiamy wspólne wypady rodzinne. Byliśmy na zamku w Ogrodzieńcu, w zoo w Chorzowie. Próbowaliśmy wejść w sobotę do sali zabaw Nibylandia ale porażka. Tłumy, że igły się nie wciśnie - zresztą z przepowiedniami M. ale że ja zawsze po swojemu muszę to :bezradny: Wybraliśmy się na lody i do mniejszej sali zabaw. Zauważam zmiany w naszych relacjach. Chociaż bywa jeszcze czasami bardzo ciężko :[ to wiem jak mam kierować swoim zachowaniem i widzę że idzie to w dobrym kierunku. Cały czas staram się wyciszyć i pozytywnie nastawić do życia. Najważniejsze jednak to, że już nic nie MUSZĘ . :) :) :)
staaw - Pon 03 Cze, 2013 08:45

Czyżby kolejne szczęśliwe małżeństwo się rodziło? (nie zapeszając)
ja - Pon 03 Cze, 2013 09:03

staaw napisał/a:
szczęśliwe małżeństwo

na pewno odradza się rodzina, porozumienie ojciec-syn, porozumienie ojciec-matka. Co do naszych relacji jako partnerzy w związku to chyba jeszcze trochę za wcześnie. Najpierw muszę porządnie zbudować relację samej wobec siebie, żeby można było na tym budować szerzej. I nie wykluczam, że się nie uda - chociaż lepiej by było gdyby się udało. Natomiast nie mam w sobie przymusu. Za dużo już zrozumiałam żeby przejść obok tego obojętnie.

Eila - Pon 03 Cze, 2013 09:10

ja napisał/a:
Najważniejsze jednak to, że już nic nie MUSZĘ .


Prawda ,że to wspaniałe uczucie???? :lol2:
Od kiedy zdałam sobie sprawę z faktu ,że nic nie muszę -moje życie nabrało barw,częściej się uśmiecham i mniej stresuję...
Gratuluję Ci-bo idziesz ''jak burza'' :hejka:

pietruszka - Wto 04 Cze, 2013 08:00

ja napisał/a:
Najpierw muszę porządnie zbudować relację samej wobec siebie, żeby można było na tym budować szerzej.

Myślę, że na tym etapie to jest nawet dla Ciebie zdrowsze... Nie wiem, co dzisiaj (bo przecież wiedza co do uzależnienień się wciąż rozwija) mówią psycholodzy o tzw. rekonstrukcji rodziny. W czasie mojej terapii (a zdrowieliśmy równolegle) psycholożka wspominała o czasie mniej więcej dwóch lat, jako takim mniej-więcej granicznym czasie brania się za związek, za odbudowę. Mniej więcej taki staż miały również pary, które brały udział w warsztatach dla małżeństw, które były u nas w poradni. Owszem, pewne sprawy nie mogą czekać (bo pewne problemy ze wspólnego trzeźwienia jednak doskwierają na co dzień), ale jak tu tworzyć (bo to raczej nie całkiem odtwarzanie) nowy związek, jak się nie zna (przynajmniej w zarysie) własnego siebie?

A jak coś tam będzie cię uwierać to polecam książeczkę Anny Dodziuk :Trzeźwieć razem". Fajnie opisuje problemy, które dotykają zdrowiejące związki.

ja - Wto 04 Cze, 2013 13:59

pietruszka napisał/a:
o czasie mniej więcej dwóch lat

Ja też czuję, że potrzeba mi dużo czasu a i tak nie mogę dać gwarancji, że się uda. Poczytałam trochę, przemyślałam parę spraw i musiałam przyznać, że myliłam się w kilku sprawach dotyczących mojej osoby - a raczej mojego myślenia o sobie. Teraz chcę zbudować siebie w takli sposób żeby już nigdy nie musieć tak bardzo się na kimś opierać. Powolutku moje nowe "ja" się tworzy i mam takie dziwne uczucie, jakbym to czuła. Jakbym wypełniała się od środka.

ja - Czw 13 Cze, 2013 06:36

Obserwuję ostatnio, że w najmniej oczekiwanej chwili przychodzą do mnie różne wspomnienia z przeszłości. Takie niezbyt miłe z okresu picia M. I myślę, jak ja mogłam to wszystko tolerować. Czuję jakby oddalały mnie teraz od niego. Tak jakby przeszłość wychodziła i krzyczała o swoje prawo bycia w końcu zauważoną. Żeby przyznać że było tak jak było. Bo wcześniej nie chciałam widzieć i wiedzieć bo bym musiała coś z tym zrobić. Dlatego zaprzeczałam i zapominałam bardzo szybko.

Nie wiem co mam z tym zrobić więc nie robię nic. :bezradny: Przecież nie ma sensu teraz po latach tego wywlekać i o tym dyskutować. Nie jego wina, że nie miałam wtedy odwagi reagować.

staaw - Czw 13 Cze, 2013 07:15

ja napisał/a:
Nie jego wina, że nie miałam wtedy odwagi reagować.

Ani nie Twoja że bałaś się zmienić sobie na gorsze.

Właśnie wzajemne wybaczenie a nie zamykanie przeszłości może uzdrowić Wasz związek.
Zapewniam Ciebie że on ma tyle samo pretensji do Ciebie z tamtego okresu co Ty do niego.
Jeżeli jedno z Was będzie jechać na poczuciu winy to czarno to widzę.
Nie na wariata, na siłę ale spokojnie po kawałeczku wybaczajcie sobie wzajemnie a będzie dobrze.
Będzie to możliwe kiedy najpierw wybaczycie sobie osobiście...

Klara - Czw 13 Cze, 2013 07:21

ja napisał/a:
Przecież nie ma sensu teraz po latach tego wywlekać i o tym dyskutować.

Myślę, że masz rację, i zazdroszczę Ci takiego podejścia teraz, gdy wszystko jeszcze jest świeże.
Z drugiej strony tłumienie tego w sobie nie jest dobre. Może znalazłabyś sposób na to, żeby te wspomnienia gdzieś na odludziu wykrzyczeć, komuś zaufanemu lub obcemu (kogo więcej nie spotkasz) opowiedzieć.... w każdym razie wyrzucić to z siebie raz na zawsze i zamknąć za tym drzwi.

pannamigotka - Czw 13 Cze, 2013 07:33

ja napisał/a:
Przecież nie ma sensu teraz po latach tego wywlekać i o tym dyskutować.

Jasne, że (na razie póki sobie z tym radzisz) NIE. Przypominając mu o tym teraz, gdy zaczyna swoje trzeźwienie, nie pomożesz mu w niczym. Dla mnie ten pierwszy okres trzeźwienia to podbudowywanie i docenianie trzeźwego domu, a nie dołowanie i wywlekanie najczarniejszych historii. On to robi sam na terapii i AA.
Jeśli Twój mąż pracuje na krokach, ma sponsora itp to on sobie to wszystko fajnie 'przerobi', co trzeba pozamyka, co trzeba zadośćuczuni, tylko co z Tobą?
Zamknięcie przeszłości- bardzo ważne, żeby móc żyć w szczęśliwym, nowym związku- wg mnie nie może się obyć bez szczerej rozmowy i wyjaśnienia pewnych spraw. Ale na pewno nie na tym etapie, na którym jesteście. Na razie te swoje bolączki przeszłości omawiaj z terapeutą i na al-anon, a może z czasem i mąż zechce takiej szczerej rozmowy i pójścia dalej, a może nie.

ja - Czw 13 Cze, 2013 07:53

staaw napisał/a:
spokojnie po kawałeczku wybaczajcie sobie wzajemnie

Tylko żeby wybaczyć komuś, to osoba ta musiała by przyznać się do tego co zrobiła, wyrazić żal i przeprosić - chyba tak to działa.
A on zawsze zaprzeczał tym sytuacjom dlatego nie wiem czy miałby na tyle odwagi żeby teraz je potwierdzić. Ale to gdybanie.... Na razie fakt jest taki, że ja sama chyba nie jestem jeszcze gotowa, żeby o tym rozmawiać.

Klara napisał/a:
w każdym razie wyrzucić to z siebie raz na zawsze i zamknąć za tym drzwi.

Z tym że to jest tak, że ja czuję się jakbym się teraz o tym dowiadywała. Niby wiedziałam ale chyba nie dopuszczałam do siebie emocji związanych z danymi sytuacjami. I teraz te wszystkie emocje przychodzą ale naraz.

pannamigotka napisał/a:
bolączki przeszłości omawiaj z terapeutą i na al-anon,

Tak właśnie pomyślałam, że obgadam to sobie w przyszłym tygodniu z terapeutką.

staaw - Czw 13 Cze, 2013 08:00

ja napisał/a:
staaw napisał/a:
spokojnie po kawałeczku wybaczajcie sobie wzajemnie

Tylko żeby wybaczyć komuś, to osoba ta musiała by przyznać się do tego co zrobiła, wyrazić żal i przeprosić - chyba tak to działa.

Gdyby tak to działało do dzisiaj nie wybaczył bym mojej zmarłej mamie która mocno mnie skrzywdziła. Nigdy nie przeprosiła, wręcz przeciwnie, twierdziła że to ja mam przepraszać za jej szaleństwo...

Wybaczenie to jest akt woli zależny tylko od wybaczającego.

To o czym piszesz to wyrównanie rachunków, z wybaczeniem nie ma nic wspólnego...

Maciejka - Czw 13 Cze, 2013 08:03

Zgadzam się ze Stasiem i uważam, że aby wybaczyc komuś najpierw trzeba wybaczyć sobie samej a to nie jest łatwe......
pannamigotka - Czw 13 Cze, 2013 08:18

ja napisał/a:
Tylko żeby wybaczyć komuś, to osoba ta musiała by przyznać się do tego co zrobiła, wyrazić żal i przeprosić - chyba tak to działa.

Ja na dzień dzisiejszy uważam, że zamknięcie przeszłości jest DLA MNIE, dla nas lepszym rozwiązaniem niż wybaczenie, ponieważ rozdzieliłam chorobę od osoby, którą kocham. Wiem, że robił straszne rzeczy, o niektórych wiem, o niektórych nie wiem. O niektórych chcę wiedzieć, o niektórych nie chce wiedzieć. I tak samo z nim- o niektórych rzeczach chce mi powiedzieć (wiem to), o niektórych nie. Ważne, żeby mnie takim wyznaniem nie zranił. Dlatego może być tu pomocna pomoc terapeuty czy sponsora, osoby która ma wiedzę i podejście. I tak jak mówisz dopiero potem można temat przeszłości definitywnie zamknąć i do niego NIE WRACAĆ, być spokojną osobą, nic Cię wtedy nie dręczy z przeszłości.
Z tymże tak jak mówię, to jest praca nad związkiem, ale najpierw trzeba popracować nad sobą i tak jak pisze Perełka- wybaczyć sobie, tzn pozbyć się poczucia winy, zaakceptować to, że mamy określony typ osobowości, określone wady, podjęliśmy takie a nie inne, często błędne decyzje. To jest proces. Podejrzewam, że jak będzie dobry czas, to terapeutka sama zaproponuje terapię wspólną, chociaż parę spotkań, bo samemu jest bardzo ciężko przejść przez to bez popełniania błędów, które związek mogą zniszczyć.

wolny - Czw 13 Cze, 2013 08:23

Na wszystko są pewne metody,. na wybaczanie również !!! I nie żadne alanony,.. śmony,..czy terapie,.. jeno samemu należy to uczynić we własnej wyobraźni (wizualizując wybaczenie ) i to nie jeden raz , trzeba to czynić do skutku aż ból ustąpi, to najstarsza i najskuteczniejsza metoda jaką zna ludzkość !
ja - Czw 13 Cze, 2013 08:25

staaw napisał/a:
to wyrównanie rachunków

To może ja tego potrzebuję. Ja chyba potrzebuję po prostu przeżyć emocjonalnie te sytuacje teraz bo wtedy sobie nie pozwalałam tylko tłumiłam i udawałam, że jest wszystko ok.I może potrzeba żeby on potwierdził że było tak jak pamiętam. I nic mi się nie wydawało. Muszę sobie to wszystko przemyśleć bo bez ogarnięcia tego dalej chyba nie pójdzie.

wolny - Czw 13 Cze, 2013 08:32

ja napisał/a:
.I może potrzeba żeby on potwierdził że było tak jak pamiętam

Ty chyba potrzebujesz aby on sie w końcu przed tobą upokorzył wtedy będziesz usatysfakcjonowana ,.. no próbuj,.. może akurat w twoim przypadku to zda egzamin :bezradny:

pannamigotka - Czw 13 Cze, 2013 08:32

ja napisał/a:
żeby on potwierdził że było tak jak pamiętam. I nic mi się nie wydawało.

alez Cie rozumiem...
podam przyklad: znikala kasa z portfela a ja wciaz sie martwilam, ze jestem niegospodarna... pytalam go milion razy, czy wzial: NIE

teraz jak trzezwieje to powiedzialam mu: jakie to dobre uczucie jak pieniadze mi nie znikaja... a on na to: przepraszam, bralem...

i koniec rozmowy... a moja ulga ogromna...

tego wlasnie potrzebowalam a to tylko 1 przyklad...

ja napisał/a:
tylko tłumiłam i udawałam, że jest wszystko ok.

robilam tak samo, szczegolnie w stosunku do ojej mamy, do krzywd wyrzadzonych przez nia. jak wylazlo.... to przez tydzien nie potrafilam sie ogarnac... placzac zadzwonilam do poradni odwykowej i wyplakalam sie przez telefon! i umowilam na spotkanie przy okazji... tego sie nie daupchnac, schowac, ja tak zrobilam, ale po kilku latach wylazlo ze zdwojona sila...

Maciejka - Czw 13 Cze, 2013 08:33

Wiecie dziewczyny kiedys babcia mnie wychowywała, była mi pomocą i wsparciem a potem zmarla w wieku 97 i pół roku i po kilku latach odkryłam, że ta ukochana babcia bardzo mnie skrzywdziła. Pracowałam nad tym długo i przyśniła mi se kiedyś babcia i we śnie mówi; Ty mnie nie pochowałaś i jeszcze coś tam. Nie wiedziałam co to znaczy ot myślałam błednie, że chce żebym dała za nią na mszę. Terapeutka mi wytłumaczyła, że to nie tak , że babcia fizycznie nie zyje ale żyje w mojej głowie a jej slowa oznaczały; rozlicz się z przeszłością zapisaną w tobie związaną ze mną, pozwól jej odejśc i mi też z twojej głowy, oczyść twoje myśli z tej toksyczności, którą przejęłaś ode mnie.

Pisałam pełne bólu, złości, krzywdy długie listy do niej, potem je czytałam na głos i paliłam bo niby dokąd miałam wysłać na cmentarz ale i tak bym ich nie wysłała bo to był mój ból, moja krzywda i moje przebaczenie wypływające z potrzeby serca, uwolnienia mnie samej od niewidzialnych węzłów , które mnie ograniczały i przeszkadzały w zyciu. Odkąd pozwoliłąm babci odejść z moich myśli, głowy babcia mi się nie śni.


Podobnie śnił mi się mąż jak ja uciekałam od niego a on mnie i tak znalazł i mówił; czego ty ode mnie uciekasz i tak nie uciekniesz...

Nie ucieknę od niego bo ten strach, lęk tkwił we mnie i jak się z nim spotkałąm, zmierzyłąm to mąż mi przestał się śnić....

staaw - Czw 13 Cze, 2013 08:42

ja napisał/a:
I może potrzeba żeby on potwierdził że było tak jak pamiętam.

Na pewno nie potwierdzi.
Nie dla tego że kłamie a dla tego że on inaczej widział tę sytuację...

Może przyznać że to było złe ale sporą część winy zwali na Ciebie i zamiast wybaczenia macie awanturę...

Linka - Czw 13 Cze, 2013 08:47

ja napisał/a:
Z tym że to jest tak, że ja czuję się jakbym się teraz o tym dowiadywała. Niby wiedziałam ale chyba nie dopuszczałam do siebie emocji związanych z danymi sytuacjami. I teraz te wszystkie emocje przychodzą ale naraz.

przeżyłam w życiu taki moment, jak już zobaczyłam, że to koniec, jak ogłosiłam swoją bezsilność...
zobaczenie siebie w tym wszystkim, spojrzenie okiem chłodnego widza...było straszne
bolało przez kilka miesięcy, huśtawki nastrojów takie, że menopauzę u siebie zdiagnozowałam :oops:
tylko ja zdecydowałam się wtedy na separację, u mnie nie było już czego ratować :bezradny:
kolejne odkopywanie nastąpiło przed sprawą rozwodową,
bałam się pytań, ale one nie padły..
wolny napisał/a:
Ty chyba potrzebujesz aby on sie w końcu przed tobą upokorzył

mnie wystarczyłoby przepraszam, takie zwyczajne, ale jakże inne od tych wypowiadanych po kolejnym piciu...
mimo to nie żywię do męża urazy, nie ma we mnie nienawiści,
ranią mnie tylko jego bieżące zachowania, ale też tylko przez chwilę,
przecież to nadal chory człowiek

Maciejka - Czw 13 Cze, 2013 08:54

Ja tez od ojca nigdy nie usłyszałąm słowa przepraszam i nie usłyszę choćby dlatego, że to on uważa, że to jego ja mam przeprosic i on padł ofiara niesłusznych pomówień i krzywd z mojej strony ale ja mu wybaczyłam dla samej siebie. Myślę, że chodzi ci o pojednanie w tym wypadku potrzeba rozmowy, uznania wzajemnych krzywd, racji itd a w przebaczeniu nie potrzeba drugiej osoby, ono jest dla tego kto przebacza. Pojednanie nie zawsze jest możliwe i szczerze wątpię, że kiedyś pojednam się z ojcem fizycznie. Od przebaczenia do pojednania jest nie raz daleka droga.
staaw - Czw 13 Cze, 2013 08:59

perełka napisał/a:
Pojednanie nie zawsze jest możliwe i szczerze wątpię, że kiedyś pojednam się z ojcem fizycznie. Od przebaczenia do pojednania jest nie raz daleka droga.

Dokładnie. Do wybaczenia wystarczy akt woli jednej ze stron, to stronie wybaczającej ma przynieść ulgę...
Do pojednania trzeba dwojga i nie zawsze jest to możliwe...

pannamigotka - Czw 13 Cze, 2013 09:00

perełka napisał/a:
Od przebaczenia do pojednania jest nie raz daleka droga.


:tak:

Maciejka - Czw 13 Cze, 2013 09:11

Pisząc o ojcu zapomniałam dodac, że ja staram się przyjmować ból swoich dzieci jak wyniknie na ten temat rozmowa w końcu wcale nie byłam/ jestem święta i nie zawsze postępuję/ postępowałam właściwie. Mam w sobie zgode na to że mimo dobrych chęci jednak dzieci czują to czują i nie wali to we mnie poczuciem winy ale reaguję akcepatacją i pokorą. To jest ta nagroda za przebycie trudnej drogi w głąb siebie dlatego jest to takie ważne.
pietruszka - Czw 13 Cze, 2013 09:16

ja swoje złości, smutki, pretensje i żale wyładowałam w liście do Pietrucha, dałam sobie szansę na dotkniecie tych emocji, poczucie ich, danie sobie zgody na nie. Potem list czytałam przed terapeutką, to było trudne, bardzo silne przeżycie, ale potem przyszło ukojenie, wyciszenie. Dla mnie to było dobre. Oczywiście... listu nigdy nie dałam Pietruchowi, to było potrzebne mi, nie jemu...

A oczekiwanie zadośćuczynienia... tak... coś takiego długo się we mnie kołatało. Pietruch nigdy mnie nie przeprosił za tamten czas i zdarzenia, do jakich doszło, jednak z czasem coraz bardziej zaczęłam zauważać, że zadośćuczynia każdego dnia, swoją postawą, zachowaniem, dążeniem do normalności. Zresztą i podobnie jest ze mną, choć trudny to był czas. On chciał grubej linii, oddzielającej czas jego picia i niepicia, a dla mnie nie było to takie łatwe, przecież ja cały czas byłam trzeźwa i na trzeźwo to wszystko przeżywałam. Ale przyszedł czas, że i mi się udało przeszłość "zakończyć". Myślę, ze tu największą rolę odgrywa czas, i praca nad sobą.

Moim zdaniem rany z przeszłości czasem trzeba otworzyć, jeśli wciąż się jątrzą, wyczyścić, zdezynfekować, czasem użyć jakieś leczniczej maści, cierpliwie zmieniać opatrunki i po prostu dać organizmowi czas na wyzdrowienie.

Choć nie ukrywam bywają takie bodźce, które potrafią coś wyzwolić z przyszłości, dla mnie jest to na przykład dźwięk otwieranej puszki... Do tej pory sztywnieję, ot coś tam pewnie zawsze będzie siedzieć i chyba... najlepiej sobie dać zgodę na to... Wszakże cała nasza przeszłość jest naszym dziedzictwem , i ta dobra i ta zła, tylko od nas zależy jak to wykorzystamy dzisiaj.

pietruszka - Czw 13 Cze, 2013 09:39

staaw napisał/a:
Zapewniam Ciebie że on ma tyle samo pretensji do Ciebie z tamtego okresu co Ty do niego.

a tego nie wiesz... takie porównanie nie ma sensu, przecież tu nie chodzi o licytowanie się... i co Stasiu postawisz jako ekwiwalent jednej winy kontra drugiej?
po lewej: krzyczała na mnie, kiedy wróciłem pijany, po prawej gwałt po pijaku?
różnie bywa z tym rachunkiem krzywd...

Poczucie krzywdy to problem z którym warto się uporać, by żyć normalnie tutaj i teraz, a nie jedną nogą wciąż stojąc w przeszłości... pierwszym krokiem do "poradzenia" sobie z tym drążącym uczuciem jest... akceptacja i danie sobie zgody na przeżywanie tego uczucia. Moim zdaniem - najgorsze co można zrobić - to schować to pod dywanik - wyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie...

Maciejka - Czw 13 Cze, 2013 09:42

pietruszka napisał/a:
Poczucie krzywdy to problem z którym warto się uporać, by żyć normalnie tutaj i teraz, a nie jedną nogą wciąż stojąc w przeszłości... pierwszym krokiem do "poradzenia" sobie z tym drążącym uczuciem jest... akceptacja i danie sobie zgody na przeżywanie tego uczucia. Moim zdaniem - najgorsze co można zrobić - to schować to pod dywanik - wyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie...



Dopadnie nas i to ze zdwojoną siła.....

wolny - Czw 13 Cze, 2013 09:45

Linka napisał/a:
wolny napisał/a:
Ty chyba potrzebujesz aby on sie w końcu przed tobą upokorzył

mnie wystarczyłoby przepraszam, takie zwyczajne, ale jakże inne od tych wypowiadanych po kolejnym piciu...
mimo to nie żywię do męża urazy, nie ma we mnie nienawiści,
ranią mnie tylko jego bieżące zachowania, ale też tylko przez chwilę,

To podejście jest jak najbardziej pozytywne moim skromnym...
Linka napisał/a:
przecież to nadal chory człowiek

Tego nie wiesz ???? Chyba że chla nadal !! 8|

staaw - Czw 13 Cze, 2013 09:48

pietruszka napisał/a:
staaw napisał/a:
Zapewniam Ciebie że on ma tyle samo pretensji do Ciebie z tamtego okresu co Ty do niego.

a tego nie wiesz... takie porównanie nie ma sensu, przecież tu nie chodzi o licytowanie się... i co Stasiu postawisz jako ekwiwalent jednej winy kontra drugiej?
po lewej: krzyczała na mnie, kiedy wróciłem pijany, po prawej gwałt po pijaku?
różnie bywa z tym rachunkiem krzywd...

Wiem co sam czułem. Nawet do takiego anioła jak moja żona miałem różne pretensje i jeżeli zaczęlibyśmy się licytować, żądać przeprosin itp, nie bylibyśmy dzisiaj szczęśliwym małżeństwem...

Jak ładnie napisałaś... zadośćuczyniamy sobie każdym dniem, a nie na żądanie drugiej strony...

olga - Czw 13 Cze, 2013 09:56

Dopoki przeszlosc jest niezamknieta doputy drzemie chec rozliczenia za doznane krzywdy a w niej zlosc, pragnienie wyrownania rachunkow. W momencie jak przychodzi czas pogodzenia sie z przeszloscia pojawia sie uczucie wybaczenia.
pannamigotka - Czw 13 Cze, 2013 09:57

ja jeszcze dodam 1 hasło:
bezsilność.
uznanie bezsilności wobec przeszłości- nie jestem w stanie jej zmienić.

ja - Czw 13 Cze, 2013 11:24

Linka napisał/a:
zobaczenie siebie w tym wszystkim, spojrzenie okiem chłodnego widza...było straszne

No właśnie. Tu chodzi, o to że oglądam siebie, te sytuacje i przeżywam je. Ale to ja je przeżywam. I nie mam jednak zamiaru mu o tym mówić. Bo jak staw słusznie zauważył,
staaw napisał/a:
Może przyznać że to było złe ale sporą część winy zwali na Ciebie i zamiast wybaczenia macie awanturę...


A co do wybaczenia to trudno mi stwierdzić czy mu wybaczyłam bo z jednej strony jak o tym myślę to nie jestem na niego zła, nie chcę pomszczenia moich krzywd (jak to brzmi :wysmiewacz: ) ani nic innego. Po prostu jest mi smutno, że to się wydarzyło i teraz dopuszczam do siebie poczucie zawodu, krzywdy, zdrady, braku zaufania ale to jest tylko MOJE. Niech on się z tym mierzy sam. Jeśli będzie miał na to odwagę.

Bo w racjonalnym podejściu do naszego związku brakuje mu trochę luzu czyli takiego podejścia, że nic na siłę. Ja zaakceptowałam, że może nam się nie udać. On nie. Powiedział mi kiedyś, że nie dopuszcza takiej możliwości. Ja staram się naprawdę wszystko poprostować u siebie, żeby nam to potem nie przeszkadzało w budowaniu naszego związku.

A on chyba już trochę sobie odpuścił. Jest teraz ten magiczny okres ponad pół roku od rozpoczęcia terapii i tak jak kiedyś było czuje się już pewny i widzę, że znowu nie chce rozmawiać na temat alkoholu. A dla mnie to jest niepokojący sygnał. Bo ja im dalej tym więcej u siebie pracy widzę.

staaw - Czw 13 Cze, 2013 11:33

ja napisał/a:
nie chcę pomszczenia moich krzywd

To najważniejsze... :okok:
ja napisał/a:

A on chyba już trochę sobie odpuścił. Jest teraz ten magiczny okres ponad pół roku od rozpoczęcia terapii i tak jak kiedyś było czuje się już pewny i widzę, że znowu nie chce rozmawiać na temat alkoholu. A dla mnie to jest niepokojący sygnał. Bo ja im dalej tym więcej u siebie pracy widzę.
To niebezpieczny okres u mnie był...
Jednak wpływ masz tylko na siebie.
Gdybym po roku terapii nie schlał się do tego stopnia że nawet mrożonej wódki z wodą nie mogłem wypić a organizm chciał jeszcze nigdy bym nie wyzdrowiał...

olga - Pią 14 Cze, 2013 09:59

Klarciu nie denerwuj sie :pocieszacz:

:p

olga - Pią 14 Cze, 2013 10:03

Klara napisał/a:
wychowuję Stasia


:buahaha:

ja - Czw 04 Lip, 2013 21:02

Nie pisałam ostatnio u siebie w wątku bo ciężko było mi cokolwiek napisać. Bardzo źle się czułam, mega depresja, co chwilę łzy. I nie miałam zielonego pojęcia co się znowu stało bo było już tak dobrze. Dobrze z moim nastrojem. Bardzo mnie to męczyło bo roboty masa a ja siedzę i lipię się w jeden punkt albo pół godziny się zbieram do jakiejś pracy, której po prostu nie ogarniam. Do tego zmęczenie fizycznie, ból głowy i ogólnie masakra. Zapisałam się nawet do lek. psych. bo już nie miałam siły żyć i zaczęłam się po prostu bać o siebie.

Ale przeszło. Nie wiem czy samo ale troszkę łącze to z momentem gdy postanowiłam, że koniec trzymania wszystkiego w sobie. :nerwus: Do tej pory obchodziłam się z moim trzeźwiejącym M. jak z "jajkiem". Jeśli miałam mu coś za złe co zrobił, czego nie to zaciskałam zęby i nic nie mówiłam a w głowie szalało milion myśli i scenariuszy. Gdy powiedziałam, że nie podoba mi się np. to co robi, że potrzebuję jego pomocy, że oczekuję, że będzie się zajmował więcej młodym - poczułam się lepiej.

pterodaktyll - Czw 04 Lip, 2013 21:06

ja napisał/a:
troszkę łącze to z momentem gdy postanowiłam, że koniec trzymania wszystkiego w sobie

Nie troszkę tylko to fundamentalna zasada żeby nie dusić wszystkiego w sobie, bo w końcu i tak pęknie jak balon..........z wielkim hukiem

Kawa - Pią 05 Lip, 2013 12:08

Cytat:

Nie pisałam ostatnio u siebie w wątku bo ciężko było mi cokolwiek napisać. Bardzo źle się czułam, mega depresja, co chwilę łzy. I nie miałam zielonego pojęcia co się znowu stało bo było już tak dobrze. Dobrze z moim nastrojem. Bardzo mnie to męczyło bo roboty masa a ja siedzę i lipię się w jeden punkt albo pół godziny się zbieram do jakiejś pracy, której po prostu nie ogarniam. Do tego zmęczenie fizycznie, ból głowy i ogólnie masakra. Zapisałam się nawet do lek. psych. bo już nie miałam siły żyć i zaczęłam się po prostu bać o siebie.


Boże, jakbym teraz czytała o sobie...

ja - Śro 10 Lip, 2013 22:04

Kurde blaszka... :nerwus: Mój M. dostał dzisiaj wezwanie do zapłaty zwrotu kosztów wypłaconych poszkodowanemu z ubezpieczenia OC bo zbiegł z miejsca wypadku. Normalnie trafił mnie jasny szlag. Nie spodziewałam się takie czegoś i zamilkłam na dłuższą chwilę. Byłam zła jak nie wiem. Bo to "tylko" 5000 zł. :[ :[ Ale nie byłam zła na niego. Po prostu szkoda mi tej kasy. Z drugiej strony uczciwe to chyba jest. Zniszczył komuś płot to teraz trzeba zapłacić. Tylko wkurza mnie, że teraz przez dłuższy okres będziemy to nam ciążyło. Na szczęście można podzielić to na raty.
pannamigotka - Śro 10 Lip, 2013 22:09

niech weźmie dodatkową robotę, żeby nie uszczuplać domowego budżetu :p
ja - Śro 10 Lip, 2013 22:16

Tylko, że tu jest problem bo tak naprawdę on nie powinien wcale pracować bo ma problemy ze stawami biodrowymi (planowane operacje -endoprotezy) i ma przyznaną rentę. Ale jakimś cudem dostosowali mu stanowisko pracy i może dorobić do tej renty trochę.
ja - Śro 10 Lip, 2013 22:33

I tak teraz sobie myślę, że to nie chodzi o te pieniądze. Tylko ta sytuacja obudziła demony przeszłości. Przypomniałam sobie, jak zawsze w takich sytuacjach postępowałam. Pisałam odwołania, zażalenia i inne takie triki ratujące mu d...e. I byłam święcie przekonana: jaki ten świat niedobry i okrutny. Rany jaka naiwność. :[ :[ I zawsze po takiej sytuacji czekałam na wdzięczność i myślałam, że teraz to już na pewno skończy z tym piciem i zmądrzeje.

Dlatego teraz przyglądam się sobie: czy i jak się zmieniałam, co zrozumiałam. Ale rachunek wychodzi na plus. :)

ja - Czw 18 Lip, 2013 14:32




A jak się lubi co się ma,
cieplejszy wieje wiatr
życie ma lepszy smak

ja - Sob 10 Sie, 2013 08:22

W końcu mogę powiedzieć, że "wróciłam" do siebie. :radocha: Straszna była ta podróż ale wiem, że niezbędna. Wiele mnie to wszystko nauczyło.
Pójście na terapię to była najlepsza decyzja w moim życiu. :tak: I bardzo szybko się okazało, że to nie alkoholizm mojego M. jest moim największym problemem. Jest mi teraz bardzo dobrze ze sobą chociaż trochę wysiłku wymaga jeszcze aby zachowania mojego M. i jego samopoczucie nie wpływały negatywnie na mój stan ducha. Ale wiem już jak mam to robić i walczę. Nigdy w życiu nie miałam takiego poczucia "trzymania życia w swoich rękach". Do tej pory płynęłam z falą i chociaż dużo po drodze brałam dla siebie to jednak nie byłam żeglarzem. Teraz to się zmieniło. Wiem czego chcę, wiem jaki kierunek ma mieć moje życie.

Duszek - Sob 10 Sie, 2013 12:00

:okok: :)
pannamigotka - Sob 10 Sie, 2013 16:41

ja napisał/a:
Wiem czego chcę, wiem jaki kierunek ma mieć moje życie.

Czyż to nie cudowne uczucie? :lol2:
Cieszę się razem z Tobą.

ja - Pon 30 Wrz, 2013 18:23

W związku z tym iż problemy związane z alko mojego męża uległy wyciszeniu - terapeutyzuje się, nie pije, jest fajnie - to zaczęłam na terapii przyglądać się sobie głębiej. I nie podoba mi się to co mi pozwolono dostrzec. Zła jestem a nawet wściekła a z drugiej strony mi wstyd, za to co zobaczyłam u siebie. Nie mam pojęcia co z tym zrobić. Najchętniej bym zalepiła tą dziurę przez, którą ten cały syf wychodzi na zewnątrz ale trochę szkoda mi marnować pracę, którą już wykonałam. Jednak boli jak cholera. Chce mi się cały czas płakać ale jakoś daje radę.

Poczułam znowu te uczucia, od których skutecznie uciekłam. Czuję się znowu porzucona, opuszczona jak ta mała sprzed lat, która nie mogąc tego wytrzymać próbowała ulepić sobie własną rodzinę by mieć kogoś, kto wynagrodzi te złe uczucia.

staaw - Pon 30 Wrz, 2013 18:29

ja napisał/a:

Poczułam znowu te uczucia, od których skutecznie uciekłam. Czuję się znowu porzucona, opuszczona jak ta mała sprzed lat, która nie mogąc tego wytrzymać próbowała ulepić sobie własną rodzinę by mieć kogoś, kto wynagrodzi te złe uczucia.

Byłem w tym punkcie.
Kiedy uporałem się z demonami przeszłości okazało się że jestem zdrowy.
Czego i Tobie życzę...

pannamigotka - Pon 30 Wrz, 2013 20:06

ja napisał/a:
Poczułam znowu te uczucia, od których skutecznie uciekłam. Czuję się znowu porzucona, opuszczona jak ta mała sprzed lat

Brawo, to bolesny etap, ale potrzebny. Dużo siły życzę w przetrwaniu tego i przepracowaniu. Minie, ten stan :pocieszacz:

Scarlet O'Hara - Pon 30 Wrz, 2013 22:55

ja napisał/a:
I nie podoba mi się to co mi pozwolono dostrzec.


Miałam to samo w maju.Każdy powrót co tydz.konczył się dołem a przez kilka kolejnych dni nie potrafiłam się skupić na niczym.
Minęło.
Potwierdzam,że taki etap jest potrzebny.
Ściskam,trzymaj się i idź do przodu.

pietruszka - Wto 01 Paź, 2013 20:24

Też to przeszłam, rozdrapałam, oczyściłam, zdezynfekowałam, a teraz się zabliźnia. I przestały mnie męczyć demony z przeszłości. Bardziej mogę być TU i TERAZ. :tak:
JaKaJA - Wto 01 Paź, 2013 21:07

ja napisał/a:
Czuję się znowu porzucona, opuszczona jak ta mała sprzed lat, która nie mogąc tego wytrzymać próbowała ulepić sobie własną rodzinę by mieć kogoś, kto wynagrodzi te złe uczucia.
wiesz,że ja też się tak czułam :pocieszacz: aż przyszedł dzień gdy zostałam tylko ja i JA : " by mieć kogoś, kto wynagrodzi te złe uczucia" ;) Własnie jestem na etapie o jakim pisała pietruszka :
pietruszka napisał/a:
rozdrapałam,
oczyszczę poczekam aż nastąpi dzień gdy się zabliźni czego i Tobie życze :buzki:
ja - Sob 05 Paź, 2013 17:46

Już mi troszkę minęło. Tylko nie wiem czy znowu nie zamknęłam tego wszystkiego co mnie boli w sobie. Bardzo się boje jak przychodzą do mnie takie stany niepokoju, złego nastroju. Boję się że zostanie i nie minie. Dlatego za wszelką siłę chcę to odegnać od siebie. Teraz jest już dobrze. Ale chciałabym się z tym rozprawić raz na zawsze.
ja - Pon 21 Kwi, 2014 17:27

Witam po dłuższej nieobecności. Wpadłam aby się pochwalić, że ukończyłam właśnie terapię dla współuzależnionych. I podziękować, że daliście kopniaka aby ruszyć z miejsca. Po wakacjach idę na terapię DDA, na którą bardzo czekam bo gdy uchyliłam wieko na terapii współ to wyszło na wierzch wiele problemów. Na szczęście takich, na które znalezione lekarstwo. :]
Enja - Pon 21 Kwi, 2014 18:14

:brawo: gratuluję :buziak:
Klara - Pon 21 Kwi, 2014 18:36

Brawo JA :brawo:

Jak się poukładały Twoje sprawy zawodowe?

Maciejka - Pon 21 Kwi, 2014 20:27

Brawo :brawo:
Lena0611 - Śro 07 Maj, 2014 13:45

:D Witaj! Cieszę się!!
ja - Pon 22 Gru, 2014 13:39

Witajcie.
W ostatnim czasie było mi bardzo źle. Źle bez wyraźnych przyczyn bo wszystko mam tak jak sobie zawsze wyobrażałam, że ma być. Ale chyba będąc nieprzyzwyczajona do takiego spokoju popadłam w depresję i musiałam szukać pomocy u specjalisty. Jednak już jest dobrze i cieszę się bardzo, że udało mi się wrócić do formy jeszcze przed świętami.

Tak jak pisałam u mnie dzieje się dobrze. Mąż trzeźwy nadal. Próbujemy odbudować nasze relacje. Uczymy się też jak być rodzicami nastolatka. :stres:
Zawodowo tez idzie dobrze. Firma bardzo dobrze funkcjonuje. Mamy już nieśmiałe plany na poszerzenie i rozwinięcie działalności. Ja uczestniczę w terapii DDA oraz zdobywam nowe kwalifikacje zawodowe. Jest dobrze.

Oczywiście nigdy nie może być za idealnie bo by to nie było prawdziwe życie. W wakacje zmarł dziadek, który był dla mnie ważny. Moja mama zachorowała na czerniaka a że jest trochę upośledzona to muszę za nią walczyć z tą chorobą i z NFZ. :nerwus:

I tak to w wielkim skrócie. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie a szczególnie RUFIA bo to on mi wskazał najlepszy ośrodek na świecie gdzie od 2 lat mam nie tylko terapię ale przede wszystkim przyjaciół. Dziekuję :buzki: :buzki: :buzki:

Klara - Pon 22 Gru, 2014 16:15

To fantastycznie, że się odezwałaś JA, mimo, że w zasadzie u Ciebie wszystko jest w porządku.
Dobrze się czyta takie posty i na dobrą sprawę, gdybyś wpadała tu częściej i pokazała na swoim przykładzie jak terapia pomaga w wychodzeniu ze współuzależnienia. Potrzebne jest to tym osóbkom które wmawiają sobie i innym, że nie są na to gotowe.
Życzę Ci, żeby wszystko Ci się układało jak najlepiej.

Duszek - Pon 22 Gru, 2014 16:58

Bardzo się cieszę, że się pojawiłaś chociaż na chwilkę i napisałaś co u Ciebie słychać. A najbardziej się cieszę, że sobie radzisz :)
Przesyłam gorące pozdrowionka oraz serdeczne :buziak: :buzki:

ja - Pon 22 Gru, 2014 18:58

Dzięki za serdeczności. :> Postaram się wpadać częściej. Co będę mogła to pomogę bo mnie kiedyś też ktoś pomógł. Dlatego chciałabym to oddać.
esaneta - Pon 22 Gru, 2014 19:11

Nie oddawaj, po prostu podziel sie doswiadczeniem :)
Ciesze sie ze wrocilas i to w dobrej formie :)

ja - Pią 25 Mar, 2016 22:06

Witajcie. Minęły prawie 4 lata od mojego pierwszego wpisu. Moja historia,jeśli chodzi o problem,z którym tu przyszłam, zakończyła się pozytywnie. Mój mąż nie pije. Ale nie będzie happy end'u. Rozstajemy się. Ale dzięki terapii możemy to zrobić "po ludzku". Bez awantur i bez przemocy. Spokojnie. Jeden drugiemu dobrze życzy mając na uwadze siebie nawzajem i dzieci,które łączą nas na całe życie. Mamy takze firmę, która daje nam obydwu utrzymanie i która razem prowadzimy dlatego chcę żeby to rozstanie było spokojne. Nie śpieszno mi jest do naglych posunięć. Natomiast wiem ze nie mamy już wspólnej drogi i nadszedł czas aby zacząć wszystko na nowo. Osobno.
pietruszka - Pią 25 Mar, 2016 22:41

Witaj ja, fajnie Ciebie widzieć.
No życie różnie się toczy. Osobiście uważam, że czasem lepiej się kulturalnie rozstać, niż być ze sobą na siłę i męczyć się ze sobą nawzajem.
ja napisał/a:
Ale nie będzie happy end'u.
A może będzie happy end? Przecież to, że się rozstajecie, nie oznacza, że nie będziesz szczęśliwa, prawda?
Klara - Sob 26 Mar, 2016 08:57

pietruszka napisał/a:
Przecież to, że się rozstajecie, nie oznacza, że nie będziesz szczęśliwa, prawda?

To może być dobry początek dalszego ciągu Twojego dobrego życia.
Powodzenia Ja! :okok:

ja - Sob 26 Mar, 2016 20:16

[/quote] Przecież to, że się rozstajecie, nie oznacza, że nie będziesz szczęśliwa, prawda?[/quote]

Ale też nie oznacza, że będę. Po prostu boję się. Ale ostatnie dwa lata próbowałam układu opartego na rozsądku i dawaniu szansy i wiem, że to wzbudza we mnie tylko frustrację. Bo uczucia, które pozwala patrzeć przez różowe okulary na drugiego człowieka już brak.

pietruszka - Sob 26 Mar, 2016 22:14

ja napisał/a:
Bo uczucia, które pozwala patrzeć przez różowe okulary na drugiego człowieka już brak.

dziś dla mnie, miłość jest właśnie wtedy, gdy widzi się realnego człowieka, do prawdziwej miłości nie są potrzebne różowe okulary...kocha się prawdę, a nie jakąś iluzję...własne wyobrażenie...

ja - Nie 27 Mar, 2016 08:38

Tak na to patrząc to między nami chyba nigdy nie było prawdziwej miłości. I jak się tak głębiej zastanowić to jest to wielce prawdopodobne. Ten już prawie 16 - letni związek był pomieszaniem marzeń dziecka z dysfunkcyjnej rodziny a potem współuzależnionej dziewczyny o spokoju i teraz gdy te marzenia zostały spełnione okazało się że między nami została pustka a każde z nas inaczej wyobraża sobie dalsze życie.
Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 22:42

ja napisał/a:
Tak na to patrząc to między nami chyba nigdy nie było prawdziwej miłości. I jak się tak głębiej zastanowić to jest to wielce prawdopodobne. Ten już prawie 16 - letni związek był pomieszaniem marzeń dziecka z dysfunkcyjnej rodziny a potem współuzależnionej dziewczyny o spokoju i teraz gdy te marzenia zostały spełnione okazało się że między nami została pustka a każde z nas inaczej wyobraża sobie dalsze życie.
pod tymi slowami moglabym sie podpisac..nawet staz ten sam..
ja - Nie 17 Mar, 2019 18:29

Witajcie ponownie.
Tak jak pisałam rozstaliśmy sie z mężem, ba nawet rozwiedlismy się. On ma nową Panią, ja mialam kogoś. Jesteśmy w dobrych stosunkach. Widzimy się codziennie bo prowadzimy razem firmy. Już nawet dwie. Spotyka się z dziećmi.

Ale ja chyba popełniłam błąd. Chyba go dalej kocham. Chyba on jest tym jedynym. Ale nie umieliśmy się dogadać. Nie umieliśmy zawalczyć.

Wtedy bylo mi źle , teraz jest mi źle. To może ze mną jest coś nie tak? Jestem po terapii dla współuzaleznionych, także po terapii DDA. i co dalej? Dlaczego nie umiem być szczęśliwa? Mineło 1,5 roku od rozstania a ja chcę zeby wrócił. Moja mała dziewczynka woła - wracaj. Ale ta duża boi się że dalej będzie tak samo. Ile mogę się naprawiać? Czemu nie umiem być szczęśliwa? Mam dziec,i dla których musze żyć. Jakby nie one to nie wiem ....

Maciejka - Nie 17 Mar, 2019 18:48

Ha, jestes po terapii wspol i dda i nie wiesz co dalej. To lepiej ode mnie, bo ja po terapii wspol a dda to swoimi drogami i na pstrykniecie palcami mic sie nie samo nie zrobi. Ucze sie siebie, swiata o im dalej w las tym .... Nie wiem co Ci napisac, odpowiedź jest w Tobie. Odsun nosek pd obrazu, nabierz dystansu, popatrz z roznych stron na problem i .... podejmij sama decyzję. Tylko Ty wiesz co jest dobre dla Ciebie. :pocieszacz:
pterodaktyll - Nie 17 Mar, 2019 18:59

ja napisał/a:
Dlaczego nie umiem być szczęśliwa?

Bo najzwyczajniej w świecie tego nie chcesz.............

ja - Nie 17 Mar, 2019 19:19

Dokładnie tak się czuję im dalej w las tym ... Tak jakby im bardziej była świadoma tym trudniej byłoby mi żyć.

Co to znaczy że nie chcę? Chcę jak niczego na świecie. Teraz jak patrze na swoje życie to widzę że wiele razy byłam. Byłam szczęśliwa. Czasami mi się wydaje że wiele decyzji w życiu podejmowałam bo "w książkach/ na terapii tak mówili, że tak trzeba". Że tak jest poprawnie, nieegoistycznie. A ja chcę być egoistyczna, chcę w końcu żyć tak aby mnie było dobrze. A nie żeby było poprawnie, filantropijnie i wzorcowo. Kurcze, nie chcę być żadnym wzorem. Chcę być szczęsliwym człowiekiem, który popełnia błędy.

pterodaktyll - Nie 17 Mar, 2019 19:33

ja napisał/a:
Chcę być szczęsliwym człowiekiem, który popełnia błędy.

To na dobry początek, spróbuj się wyleczyć ze swojego perfekcjonizmu :mgreen:

Maciejka - Nie 17 Mar, 2019 19:39

A pamietasz z terapii tzw. Koło życia? To obszary takie jak: kariera, zdrowie, rodzina, zwiazki itp. Jak to czytac i co robic to sama wiesz...
Troche sie pogubiłam ostatnio i ...odnalazlam to czego nie zgubiłam. Moim akurat problemem jest stres i radzenie sobie z nim i oczywiscie zlosc bo ignoruje lub nie wiem do konca jakie mam potrzeby. Wymyslilam sobie, ze zadbam o odpoczynek i kondycje fixyczna bo po miesiecznej chorobie opadlam z sil. Siedze na okraglo w pracy to z odpoczynkiem krucho. Pomyslam , ze kupie sobie maly sprzecik do krecenia recami i nogami i nadarzyla sie okazja wejsc w prace nad zloscia i stresem. Po tygodniu cwiczen nastapila wyraźna poprawa kondycji fizycznej, jestem zwinniejsza, w robocie jestem duzo spokojniejsza, fajnie to tez rozladowuje napiecie i stres. Jestem dalej w pracy z emocjami. Nie mialam pojecia , ze opor to emocja a jak spojrzec wstecz to pracowalo sie nad tym dosc mocno swego czasu. Mawia sie, ze pamiec dobra ale krotka to zapomnialam pewne rzeczy. Zakurzyly sie. Teraz dowiaduje sie, ze na opor antidotum to akceptacja swojego zycia na tu i teraz. Wydarza sie cud. Samo kużwa sie uklada, w pracy od razu zauwazyli, samo sie robi. Jestem spokojniejsza, bardziej wyluzowana, z latwoscia wchodze w swoje uczucia, mam dostep do potrzeb i calkiem nieźle je zaspokajam. Opor powoduje, ze sabotuje sie swoje dzialania, utrudnia na wlasne zyczenie sobie zycie.
Wiem, ze masz inny problem ale moze sobie cos z tego weźmiesz a jak nie to tez ok.

biegnacazwilkami - Wto 19 Mar, 2019 01:32

Witaj,
a ja po długiej przerwie wróciłam na terapię dla współ rok temu, wcześniej chodziłam z "gorącą " głową i płonącym sercem....jestem teraz i starsza i szerzej patrząca na wszystko, koło mnie jest trzeci alko nie pijący....na pewno trudno tu mówić o szczęściu, byłam szczęśliwa i nieszczęśliwa....teraz jestem spokojna, czuję się bezpieczna bo nie jestem sama i mam o kogo dbać...Przypadkiem tu zajrzałam i przeczytałam Twoje wpisy i z uwagi na Twoją młodość i moje doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że póki nie znajdziesz szczęścia choćby na chwilę, na jakiś czas, będziesz się czuła nieszczęśliwa. Trzeba coś mieć chociaż we wspomnieniach, fajnych, dobrych na myśl o których sama się do siebie uśmiechasz... trzeba zdać sobie sprawę, czego Ci w życiu zabrakło, szczerze i bez wstydu. A potem tego poszukać, zdobyć i zatrzymać lub...cieszyć się chwilą. Przebywanie wciąż w tym samym gronie osób raczej nie sprzyja tym poszukiwaniom, więc może pora rozdzielić się z byłym, oderwać i żyć na własny rachunek własnym, nowym życiem?

Maciejka - Wto 19 Mar, 2019 08:15

Ciekawy wpis Biegnąca proponujesx/ sugerujesz szukac szcześcia, ktore jest uczepieniem się, przywiazaniem, uzaleznieniem od czegos, kogoś. Skoro tak to powodzenia. Nie można znaleźć czegos na zewnatrz , w innych ludziach co jest w nas samych.
Kolejna rxecz to , co wlasciwie konkretna osoba rozumie poprzez to szczeście. Ja mam szczescie w sobie jak kazde inne uczucie. Czuje sie szczesliwa bo mam wolnosc wyboru i decyduje sie na bycie szczesliwa pomimo tego wszystkiego co niesie zycie. Tak na rozsadnym nie przytlaczajacym poziomie. W sensie, jestem haeppi i nic nie widze poza tym
Przeciwnie widze duzo, gleboko i mocno czuje ale nie reaguje na emocjach a przynajmniej staram sie tak robic.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group