To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Studium upadku

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 18:14
Temat postu: Studium upadku
Drugie podejście - poprzednio tak długo pisałam, ze mnie wylogowało i skasowało cały post :D

Nigdy nie żyłam normalnie.
Poprawka - żyłam normalnie do wieku siedmiu lat, wychowywali mnie rodzice matki. Później rodzice dostali własne mieszkanie i wzięli mnie do siebie.
Ojca nie było, a jeśli był, czytał, przyklejony do szklanki "soku pomarańczowego", z którą był nierozłączny. Matka harowała, dostawała szału, oskarżała mnie, że rozbijam ich małżeństwo, że jej nie pomagam, chciała widzieć we mnie powiernicę swych sekretów i obowiązków, a ja miałam... 9 lat, była przerażona i rzeczywiście uczyłam się źle i przydawałam wstydu rodzinie, dziwoląg.
Za to w piątki, soboty, niedziele było wspaniale, dom pełen ludzi, artystów, opozycjonistów, stan wojenny, więc wielu zostawało na noc, morze alko, dyskusje do rana, wraz ze mną, rodzice brylowali i wszyscy słuchali mnie z uwagą. Wiele mi to dało.
Także i to, że do tej pory - odkryłam to w zeszłym roku! - nie wiem, kto jest pod wpływem alkoholu, dopóki nie bełkoce i trzyma się na nogach. Dziwne, prawda? Wszyscy wiedzą, a ja - nie.
Mój mąż był z pokrewnego środowiska, innej opcji politycznej - rodzice nienawidzili go serdecznie. Wybitnie inteligentny, szaleńczo odważny, bardzo medialny, pytał mnie: "A co ty kiedykolwiek zaryzykowałaś?!" Zakochałam się śmiertelnie. I zaryzykowałam wszystko, uciekłam z domu, wiedziałam, że muszę zasłużyć na jego miłość, muszę być lepsza, cierpliwsza, mądrzejsza niż wszystkie inne kobiety, które adorował. I byłam. Wyciągałam go ze wszystkich kłopotów. Pracowałam dnie i noce, bez wytchnienia, ale i tak zawsze były długi. Byłam reprezentacyjna, przyjmowałam tabuny gości, znajdowałam go na mieście, broniłam przed ochroniarzami w knajpach, wlokłam do domu. Wreszcie nie wytrzymałam, odeszłam. Wtedy on... odprawił inne panie, założył własną firmę, przestał pić i oficjalnie mi się oświadczył. A ja go kochałam. Myślałam, że nareszcie zasłużyłam. Że byłam dość mądra. Przyjęłam go i po dziesięciu latach znajomości stanęliśmy na ślubnym kobiercu.
Upił się na weselu, chciał pobić wodzireja, mnie zwymyślał przy wszystkich, a noc poślubną spędził w łóżku z równie pijanym kolegą, bo naprawdę nie miałam już siły taszczyć któregokolwiek z nich na wersalkę.
I tak to trwało następną dekadę, prawie. To znaczy, nie, nie tak, bo wszystko płynie. Już nie to towarzystwo. Nie te alkohole. W końcu skupiłam się na tym, żeby uchronić go od śmierci, żeby się nie zadławił we śnie, nie zamarzł w zaspie, nie zasnął z papierosem, żeby go nikt z kompanów nie zadźgał... Ale to mnie jego kompan zrobił krzywdę, nie jemu. Przeżyłam. Ale wiedziałam, że być może ostatni raz. Rozstaliśmy się w smutku i względnej zgodzie. On wyjechał, ja zostałam z deficytową, kompletnie rozpirzoną firmą i kolosalnymi długami.

Jezusicku, ależ spowiedź. Kwadrans przerwy proszę.

staaw - Śro 04 Maj, 2016 18:17
Temat postu: Re: Studium upadku
AnnaEwa napisał/a:
Drugie podejście - poprzednio tak długo pisałam, ze mnie wylogowało i skasowało cały post

Jest na to sposób...
http://www.komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=858

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 19:03

Po przerwie - ciągnę dalej :)

No i zostałam sama z całym tym majdanem.
A miałam kolegę, który szybko został przyjacielem. Bardzo mi pomagał. Był zupełnie inny, to był tzw. prosty chłopak. Nie wiem, jak bez niego przetrwałabym pierwsze pół roku, kiedy nie miałam nawet pieniędzy na opał i woda zamarzała w rurach. Był tytanem pracy, pierwszy raz widziałam, żeby ktoś był gotów tak ciężko pracować. Co prawda, z pracy oficjalnej go zwolniono, ale - zdarza się, mnie też przecież zwalniano nie raz... Nie robił tajemnicy z tego, że wychował się w patologicznej (ostro patologicznej!) rodzinie, poznałam ojca, który wyszedł z nałogu i od kilkunastu lat jest trzeźwy. Wiedziałam, jak bardzo jest skrzywdzony, ja też byłam.
Kilka cudownych, spokojnych miesięcy... A może to były tygodnie?
A później zaczęły się bóle. Nie mógł chodzić, bredził od rzeczy. Zaczęłam wozić po lekarzach, z miejsca dostał silne środki przeciwbólowe, ale mało pomagały. Wreszcie rezonans wykluczył tak poważny uraz kręgosłupa, w międzyczasie moje życie już kręciło się znów wyłącznie wokół chorego... Zasugerowano wizytę u psychiatry, a gdy wreszcie do niej doszło - lekarz roześmiał się i wyprosił nas z gabinetu "co mi pan tu opowiada, jaki kręgosłup, masz pan 3.4 promila, jak to pan nie pijesz?! Na leczenie zamknięte!"
Oczywiście, nie poszedł, dopiero, gdy rzucił się na mnie z nożem. Dostał zakaz zbliżania, czekałam na rozprawę, i... zmarł mój ojciec.
Guz był operowalny. Nawet łatwo. Ale ojciec nie miał już ani serca, ani wątroby, ani trzustki. Nikt nie chciał się podjąć operacji, szansa przeżycia narkozy była mniejsza niż 50 %. Musiałam pojechać.
Przyjaciel pod moją nieobecność - wszedł na posesję, karmił zwierzęta, pilnował wszystkiego. Zadzwonił, oczywiście, i poinformował mnie o tym. A gdy wróciłam, pojechał na terapię zamkniętą, odbył całą. Nie pił.
Pierwsza wpadka - po miesiącu.
Święta - koszmar, w ogóle nie było mowy o świętach.
Nigdy nie widziałam alkoholizmu w takim wydaniu. To dr Jeckyl i mr Hyde.
Gdy jest trzeźwy, jest fantastyczny, dowcipny, pracowity, przewidujący, mądry. Twierdzi, że naprawdę nie chce pić, nie unika tematu, nie wybiela się. Jest czarujący i zdobył sobie zaufanie wielu wspólnych znajomych, mojej rodziny też. Każdemu śpieszy z pomocą. I nagle, a to się dzieje NAPRAWDĘ nagle, wybiega z domu i po, bez przesady, dziesięciu minutach wraca inny, zachowuje się zupełnie nieracjonalnie, mówi od rzeczy, zmienia mu się składnia, słownictwo, może być niebezpieczny.
Dziś przyjechał po niego mój kuzyn, któremu miał pomóc przy budowie domu. Szliśmy do samochodu z rzeczami. Sięgnęłam do kieszeni, żeby sprawdzić, czy mam ostatnie 20 zł na zakupy, chciałam, żeby po drodze podrzucili mnie do sklepu... Pieniędzy nie było. Spojrzałam mu w oczy i zapytałam, czy je wziął, a on - rzucił torbę i uciekł, krzycząc, że nigdzie nie pojedzie. Z trudem udało się go znaleźć, wpakować do tego auta...
I to chyba była kropla, która przelała kielich.
Późno, prawda?
Siedzę teraz sama i myślę, że - nie ogarniam. Nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Wszystko oceniam źle, nic nie jest tym, czym się wydaje. Ile tak można?!
Jestem bezradna.

Klara - Śro 04 Maj, 2016 19:13

AnnaEwa napisał/a:
Jestem bezradna.

:pocieszacz:
Jesteś BEZSILNA, ale bezradna NIE JESTEŚ!!!
1. Dasz radę, tylko spokojnie usiądź i pomyśl, co Ty możesz robić, a nie co on robi lub zrobi.
Pracujesz? Masz jakieś dochody żeby utrzymać SIEBIE?
2. Poczytaj: http://www.komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=3026 ze szczególnym uwzględnieniem "Zaczarowanego Koła Zaprzeczeń".

pietruszka - Śro 04 Maj, 2016 19:44

Ile tak można? A długo tak można.... niestety.
Tylko po co?
uwierz, to da się zmienić.
i postudiowac radość, poczucie bezpieczeństwa, spokój,itd.

She - Śro 04 Maj, 2016 20:01

Piszesz o mężu, piszesz o ojcu, piszesz o przyjacielu.
Może już najwyższy czas aby napisać o sobie? :)

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 20:39

"Piszesz o mężu, piszesz o ojcu, piszesz o przyjacielu.
Może już najwyższy czas aby napisać o sobie? :) "
- Piszę o problemie, który mam - dlatego właśnie przez pryzmat kolejnych pijących mężczyzn. Gdybym piła sama, pisałabym o sobie. Ale, że najwyraźniej jestem uzależniona od takich mężczyzn, opisuję swoje uzależnienie :D
"Pracujesz? Masz jakieś dochody żeby utrzymać SIEBIE?" - mam tę nieszczęsną firmę, którą kocham całym sercem i którą ciągnę za uszy z przekonaniem, że już-już za trzy, cztery miesiące zacznie przynosić jakiś dochód. Była w takim rozkładzie, że nic dziwnego, że jeszcze nie przynosi. Na razie nie wiem, z czego ja żyję, naprawdę, jak zrobiłam roczny PIT, to się przeraziłam.
"Nie jesteś bezradna..." Zachowania, które dla wszystkich innych są zupełnie, jak mi się zdaje, czytelne - dla mnie NIE SĄ. Jak to opisać? Wychodzi dwóch zbirów z krzaków i zachrypniętym głosem mówią "kup pan cegłę!", każdy zdrowo myślący człowiek wie, że ma uciekać gdzie pieprz rośnie, a ja szukam drobnych, żeby ją kupić! To mam na myśli. Ktoś mówi mi ewidentne kłamstwa, a ja wierzę. Starałam się tyle razy, być mądra, mądrzejsza, a tu ciągle nic. Czegoś nie umiem. Nie potrafię sama sobie pomóc, nie wiem w ogóle, jak się za to zabrać. Nie chcę zatoczyć znów koła, a najwyraźniej cały czas zataczam.

pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 20:48

AnnaEwa napisał/a:
Piszę o problemie, który mam

AnnaEwa napisał/a:
Nie potrafię sama sobie pomóc,

to zupełnie jak my alkoholicy. Czy Ty byłaś na jakiejś tarapii współuzależnień?

Klara - Śro 04 Maj, 2016 20:59

AnnaEwa napisał/a:
mam tę nieszczęsną firmę, którą kocham całym sercem i którą ciągnę za uszy z przekonaniem, że już-już za trzy, cztery miesiące zacznie przynosić jakiś dochód.

W takim razie zacznie go przynosić, tylko skup się na niej, a nie na alkoholiku.
Spróbuj, może się uda...
AnnaEwa napisał/a:
Czegoś nie umiem. Nie potrafię sama sobie pomóc, nie wiem w ogóle, jak się za to zabrać.

Poszukaj ośrodka terapii uzależnień i zgłoś się na terapię dla współuzależnionych: http://www.parpa.pl/index.php/placowki-lecznictwa
Znajdź w sobie mityng Al-Anon: http://www.al-anon.org.pl/ (kliknij zakładkę "Spis grup").

P.S.
Cytuj tak: zaznacz myszką fragment który chcesz zacytować i kliknij cytowanie selektywne, czyli ten znaczek znajdujący się w prawym górnym rogu posta z którego wyciągasz cytat.

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 21:08

Nie, nie byłam. Staram się czytać na ten temat, ale jestem w dość specyficznej sytuacji. Dlatego właśnie potrzebuje Waszej pomocy.
Oto ta sytuacja: mieszkam w malutkiej miejscowości na końcu świata. Najbliższy psychiatra jest 30 km dalej, ma setki pacjentów i właśnie zlikwidowano mu poradnię leczenia uzależnień - terapia wygląda tak, że facet ma 10 minut na wystawienie recepty, i... tyle.
Najbliższa grupa Al-Anon jest 60 km dalej i zbiera się, zdaje się, raz na miesiąc. Zresztą, w mojej sytuacji zwyczajnie nie stać mnie, żeby tak daleko jeździć (może się okłamuję? może powinnam? ale godzina w miesiącu raczej nie załatwi sprawy).
Ktoś na tym forum wspomniał coś o leczeniu internetowym, o skype - internet mam, więc może byłoby to rozwiązanie. Ja się z tym nie zetknęłam, ale może ktoś wie coś więcej - czy to jest odpłatne?
Może są jakieś lektury, z którymi powinnam się zapoznać, żeby złapać jakieś mechanizmy, jakąś równowagę, żeby, czy ja wiem, nabrać jakiegoś dystansu, który umożliwiłby mi choćby wykrywanie moich własnych auto-kłamstw? Bo, że takie mam, w to nie wątpię :)
Może wreszcie - sami złapaliście mnie na błędach w myśleniu, w działaniu, na ich mechanizmach?

Giaur - Śro 04 Maj, 2016 21:17

Ja (jako alkoholik) zaczynałem od forum, czytałem jak leci. Okazało się to całkiem niezłym startem. A na meetingi miałem dużo bliżej, tyle że dotrzeć było mi znaaacznie trudniej :mgreen: . Powodzenia!
pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 21:27

AnnaEwa napisał/a:
mieszkam w malutkiej miejscowości na końcu świata.

Jest takie powiedzenie: Jak ktoś czegoś naprawdę chce to szuka sposobu, a jeśli nie do końca jest przekonany, to szuka powodu żeby tego nie robić :bezradny:

pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 21:28

AnnaEwa napisał/a:
Ktoś na tym forum wspomniał coś o leczeniu internetowym, o skype - internet mam, więc może byłoby to rozwiązanie.

Uzależniałaś sie od alkoholików przez internet? :p

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 21:30

Będę czytać, jak leci :)
Będę pisać, będę Was zanudzać :)
Prawdę powiedziawszy, sam fakt opisania tego wszystkiego zadziałał jak catharsis, nie spodziewałam się, że tak będzie.
Jeżeli ktoś ma jakieś spostrzeżenia, co pomogło jemu, albo co zaszkodziło, czego się wystrzegać - poradźcie, proszę. Jakiej "higieny psychicznej" potrzebuję, żeby choćby przy tym niedostatku terapii w mojej okolicy możliwie najefektywniej sobie pomóc.
Wiem, że dla osób uzależnionych istotne jest regularne uczęszczanie na mitingi - może osoby współuzależnione też powinny coś robić regularnie, może powinnam np. w jakiś sposób codziennie "ćwiczyć", kształtować swoje myślenie we właściwy sposób? Jestem teraz w tej komfortowej sytuacji, że on pojechał i go nie będzie jakiś czas (chyba), więc może mogę coś zrobić dla siebie, żeby okrzepnąć, wzmocnić się, zanim wróci, wykorzystać okazję, że mi się ten upiorny krąg zerwał?...

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 21:33

pterodaktyll napisał/a:

Uzależniałaś sie od alkoholików przez internet? :p


A wydawało mi się, że z mojej pisaniny wynikało jasno, że jestem tradycjonalistką :p
I wolę nie próbować, czy w ten sposób też się da :)

pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 21:39

Jak to czytam to mam nieodparte wrażenie, że Ty nie masz nawet pojęcia w jakim matrixie jesteś..... "higiena psychiczna", "ćwiczenia", "kształtowanie swojego myślenia". Nieźle to wygląda ale na .....ekranie monitora.
AnnaEwa napisał/a:
Jestem teraz w tej komfortowej sytuacji, że on pojechał i go nie będzie jakiś czas (chyba), więc może mogę coś zrobić dla siebie,

Owszem, możesz wreszcie zrobić coś dla siebie. Spakować walizkę i uciekać jak najdalej........stać Cię na taką decyzję?

pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 21:40

AnnaEwa napisał/a:
wydawało mi się, że z mojej pisaniny wynikało jasno, że jestem tradycjonalistką

Jak uzależniałas sie w sposób tradycyjny to zastosuj również leczenie tradycyjne a nie przez internet :p

margo - Śro 04 Maj, 2016 21:43

Po pierwsze to psychiatrzy nie prowadzą terapii uzależnień, bo są psychiatrami. Więc wypisują recepty. Wypisywanie recept raczej niewiele ma wspólnego z terapią... to by było dziwne, żeby psychiatra prowadził leczenie uzależnień :mysli: nie znam takiego przypadku... ale może i tak było. A szukałaś Ty tak sumiennie tych ośrodków leczenia uzależnień i współuzależnień? Tak serio, serio?
Tajga - Śro 04 Maj, 2016 21:45

AnnaEwa napisał/a:
że on pojechał i go nie będzie jakiś czas (chyba), więc może mogę coś zrobić dla siebie, żeby okrzepnąć, wzmocnić się, zanim wróci, wykorzystać okazję, że mi się ten upiorny krąg zerwał?...

Masakra jakaś.
Po co on ma wracać?

margo - Śro 04 Maj, 2016 21:56

Poczytaj sobie tutaj
http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=3026

tu grupy al anon
http://www.al-anon.org.pl/

tu placówki leczenia uzależnień i współuzależnień
http://www.parpa.pl/index.php/placowki-lecznictwa

miłej lektury ;)

olga - Śro 04 Maj, 2016 21:57

Myslalam, ze on na zawsze wyjechal :zmeczony:
Mieszkasz u siebie czy u niego?

rufio - Śro 04 Maj, 2016 21:57

Tajga napisał/a:
Po co on ma wracać?

Aby było tradycyjnie .Bo wszystko u koleżanki tradycyjnie łącznie z wyjściem z tradycji .


prsk

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 21:59

Tak, jak napisałam. W najbliższej, odległej o ok. 30 km poradni jest jeden pan doktor, prowadzący zarazem poradnię psychiatryczną i poradnię leczenia uzależnień. Ten sam, który badając mojego przyjaciela wykrzyknął, że 3,4 promile i że żadne tam zawracanie głowy, tylko leczenie zamknięte. Jeździłam do niego, pytałam, co mam robić - powiedział, że generalnie wszystko robię dobrze, że jestem dzielną kobietą i przepisywał (xxx) (to było w ubiegłym roku, jeszcze im wtedy nie cofnęli kontraktu z NFZ, ponoć teraz jest juz tylko psychiatryczna, ale lekarz ten sam)
W mieście wojewódzkim są dwie grupy al-anon, jedna zbiera się w pierwszy, druga w trzeci wtorek miesiąca, czy jakoś tak.
Znalazłam poradnię współuzależnień, też w mieście wojewódzkim, powiedziano mi, że mam się zgłosić za tydzień ze skierowaniem od rodzinnego, zostanę przyjęta przez psychiatrę, który zadecyduje, co dalej. Żeby się do niego dostać, muszę zamknąć firmę, bo nie zatrudniam pracownika, a wolne godziny są pomiędzy 11-tą a 16-tą. Pojadę, ale regularnie jeździć o takiej porze nie mogę. Ale jeśli się da ustalić inne godziny - będę jeździć, niech tam :)

Usunęłam nazwę leku.
Umieszczanie nazw leków jest niezgodne z regulaminem forum.

olga - Śro 04 Maj, 2016 22:04

Terapia grupowa odbywa sie popołudniami zeby osoby pracujace mogły dotrzeć a indywidualna do uzgodnienia więc nie kombinuj tylko się ratuj boutoniesz z tymi alkoholikami
AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 22:08

rufio napisał/a:

Tajga napisał/a:
Po co on ma wracać?

Aby było tradycyjnie .Bo wszystko u koleżanki tradycyjnie łącznie z wyjściem z tradycji .


Ja mam wpływ na to, co zrobię ja. Nie wiem, czy wróci - na to już wpływu nie mam, ale jest to prawdopodobne, bo tak mu będzie najłatwiej. Inaczej musiałby, bo ja wiem, poszukać pracy gdzieś w Polsce czy za granicą, znaleźć mieszkanie... Wziąć sprawy w swoje ręce, jednym słowem. Było tu wspomniane o zaklętym kręgu zaprzeczeń - on najprawdopodobniej spróbuje wykonać kolejny taki sam obrót, jak dotąd.
Dom nie jest mój, jest wynajęty.

margo - Śro 04 Maj, 2016 22:09

Kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu.

Opowiem Ci coś. Co robiłam rok temu. Rok temu byłam na ostatnim roku studiów dziennych, wyprowadziłam się z domu. Pracowałam, studiowałam dziennie, pisałam pracę magisterską, dojeżdżałam z sąsiedniego miasta i do pracy i na uczelnie i... chodziłam na terapię indywidualną, grupową i na mitingi. Uff. Ale chciałam, więc zrobiłam. Obroniłam się na bdb, z głodu nie umierałam, terapii nie opuszczałam. Właśnie jestem w trakcie otwierania własnej firmy. I też nadal chodzę na terapię. Trzeba na prawdę chcieć, to sposób się znajdzie.
A ten lekarz to jak z koziej du.... trąbka za przeproszeniem. Żaden terapeuta, skoro lek przepisał i po ramieniu poklepał... :zalamka:

pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 22:09

Cytat:
Dom nie jest mój, jest wynajęty.

Dodatkowa przyczyna żeby stamtąd zwiewać

olga - Śro 04 Maj, 2016 22:15

pterodaktyll napisał/a:
Cytat:
Dom nie jest mój, jest wynajęty.

Dodatkowa przyczyna żeby stamtąd zwiewać


No właśnie, wymow to mieszkanie a wynajmij gdzie indziej.

Tajga - Śro 04 Maj, 2016 22:15

AnnaEwa napisał/a:
Nie wiem, czy wróci - na to już wpływu nie mam, ale jest to prawdopodobne, bo tak mu będzie najłatwiej. Inaczej musiałby, bo ja wiem, poszukać pracy gdzieś w Polsce czy za granicą, znaleźć mieszkanie... Wziąć sprawy w swoje ręce, jednym słowem.

Czyli prosto mówiąc czekasz na niego.
I wszystko na ten temat.
AnnaEwa napisał/a:
Ja mam wpływ na to, co zrobię ja.

Jeszcze długo NIE.
Ten facet jest psychiczny i nieobliczalny, chcesz żeby Ciebie zabił w amoku???
I nic mu nie zrobią :bezradny:

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 22:15

Cytat:
Terapia grupowa odbywa sie popołudniami zeby osoby pracujace mogły dotrzeć a indywidualna do uzgodnienia więc nie kombinuj tylko się ratuj boutoniesz z tymi alkoholikami


Nie kombinuję, nie wiem, czy zostanę wpisana na terapię (pewnie tak) i nie wiem, na jaką, bo o tym ma zadecydować lekarz psychiatra, który ponoć na pierwszej wizycie ocenia delikwenta i kieruje dalej. A psychiatra przyjmuje między jedenastą a szesnastą. Jeśli terapie odbywają się w godzinach przystępnych, to znakomicie, nie wiedziałam, w jakich, bo jeszcze nie dotarłam do tego etapu.
Miałam wątpliwości, czy mnie stać na to jeżdżenie, ale pewnie macie rację, że to priorytet.

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 22:31

Cytat:

Cytat:
Dom nie jest mój, jest wynajęty.

Dodatkowa przyczyna żeby stamtąd zwiewać


Przepraszam, ale chyba nie rozumiecie, w czym problem. Ta miejscowość ma 1500 mieszkańców i pięć ulic na krzyż. Tu nie ma dokąd zwiewać. Rynku nieruchomości prawie nie ma, mam szczęście, że mieszkam, gdzie mieszkam. Moja firma jest dwie ulice dalej i jej nie przeniosę, bo taka jest specyfika mojej działalności, mam sklep. A jeśli on przyjedzie i uprze się wejść do mojego domu, to czy będę w tym domu, czy w jakimś innym domu - nawet, gdyby mi ktoś chciał tu coś wynająć, a, uwierzcie, szukałam długo, bo mój mąż pił tu kilka lat ze wszystkimi recydywistami i miałam szczęście, że w ogóle coś znalazłam - on tu wejdzie, przez okno, a policja, jeśli podejmą interwencję, przyjedzie po godzinie. Wiem, bo podczas interwencji przy okazji akcji z nożem, przed jego terapią, uciekłam przez inne okno i czekałam w nocy w koszuli nocnej właśnie tyle, na chodniku za samochodem. Zatrzymali go na dobę, wypuścili, i - wrócił. Dokąd ma wracać?! Stąd pochodzi!
Dlatego staram się wyciszyć. Dlatego staram się znaleźć jakiś azymut. Dlatego szukam dla siebie ratunku.
Dlatego jestem na siebie wściekła, że jeszcze raz muszę przez to przechodzić.
Może i mogłabym rzucić wszystko, porozdawać zwierzęta, wyjechać na zawsze za granicę - ale dlaczego?! Ja chcę TU żyć. Dom chcę wykupić z czasem, ogród mam, kocham moje psy - dlaczego mam uciekać?!

Janioł - Śro 04 Maj, 2016 22:35

AnnaEwa napisał/a:
dlaczego mam uciekać?!
sa dwie postawy które mamy podchodząc do jakiegokolwiek problemu - UCIECZKA albo WALKA ........a walka z Twoją rzeczywistością ( przynajmniej tak jak to opisujesz) to walka z wiatrakami , by ją skutecznie podjąć potrzebna jest terapia I konsekwencja działań bez tego pozostaje ucieczka
olga - Śro 04 Maj, 2016 22:36

Wymień zamki :zmeczony:
pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 22:37

AnnaEwa napisał/a:
Przepraszam, ale chyba nie rozumiecie, w czym problem.

Przepraszam, ale ja miałem na myśli całkowity wyjazd, a nie zmianę mieszkania w tej samej wsi.....
AnnaEwa napisał/a:
dlaczego mam uciekać?!

żeby uratować to co masz najcenniejszego. Swoje zdrowie i życie

pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 22:40

AnnaEwa napisał/a:
szukam dla siebie ratunku.

Ratunkiem są zmiany i to kompleksowe całego Twojego życia a nie powtarzanie w kółko tych samych schematów i oczekiwania, że tym razem będą inne rezultaty. Otóż nie będzie... :bezradny:

She - Śro 04 Maj, 2016 23:04

AnnaEwa napisał/a:
Dom nie jest mój, jest wynajęty

Tym lepiej, masz szansę na całkowite odcięcie się od tego bagna...

AnnaEwa napisał/a:
Dlatego jestem na siebie wściekła, że jeszcze raz muszę przez to przechodzić. Ja chcę TU żyć. Dom chcę wykupić z czasem, dlaczego mam uciekać?!

I jeśli niczego nie zmienisz w swoim życiu będziesz przez to przechodzić jeszcze wiele razy przez wiele, wiele lat...
Czy nie jest to myślenie życzeniowe, zaczerpnięte z zaczarowanego koła iluzji i zaprzeczeń? Chcesz wykupić dom nie mając stabilizacji finansowej, z czynnym alkoholikiem u swojego boku? Jak chcesz tego dokonać? :mysli:
Piszesz że chcesz tam żyć, potrafisz określić co Cię trzyma w tej miejscowości?

AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 23:09

Cytat:

AnnaEwa napisał/a:
Przepraszam, ale chyba nie rozumiecie, w czym problem.

Przepraszam, ale ja miałem na myśli całkowity wyjazd, a nie zmianę mieszkania w tej samej wsi.....
AnnaEwa napisał/a:
dlaczego mam uciekać?!


W tej chwili mam 62 złote na koncie, 20 w kasie w sklepie i chyba 7 w kieszeni. Dajmy na to, porzuciłabym towar w lokalu i uciekła, nie płacąc czynszu. Sądzisz, że jak daleko bym uciekła? I jak szybko? I gdzie bym się zatrzymała, gdzie dostałabym pracę? Bo on właśnie teraz nocuje u mojej matki, która jest nim zachwycona i bardzo mu współczuje, w końcu jej mąż, a mój ojciec, nigdy nie przyznał się do alkoholizmu i nigdy by nie pomógł kuzynowi w niczym w ogóle, tym bardziej w budowie domu.
Opisałam historię mojej rodziny - spodziewasz się, że jak bardzo mnie wesprą, i w jaki sposób?
A, nie, przepraszam, mój mąż jest mi życzliwy. Byłby gotów wszystko mi wybaczyć, mogę do niego pojechać w każdej chwili, nieraz to sugerował. W gruncie rzeczy to dobry człowiek - wcale nie ironizuję.
Zresztą, mój przyjaciel w gruncie rzeczy to też dobry człowiek - i wcale nie ironizuję.
Wole jednakowoż, dla odmiany, poznawać następnych dobrych ludzi na grupie wsparcia. I, możliwie, dojeżdżając na nią z domu samochodem, a nie nocując w samochodzie.

pterodaktyll - Śro 04 Maj, 2016 23:16

:bezradny:
AnnaEwa - Śro 04 Maj, 2016 23:19

She napisał/a:
Chcesz wykupić dom nie mając stabilizacji finansowej, z czynnym alkoholikiem u swojego boku? Jak chcesz tego dokonać? :mysli:
Piszesz że chcesz tam żyć, potrafisz określić co Cię trzyma w tej miejscowości?
_________________


- Prawdę powiedziawszy, dom mam dostać... Długa historia, prawa do domu ma pewna starsza pani, która mieszka nieopodal, a którą się opiekuję. Mam podstawy jej wierzyć.
- Ja myślałam, że to jest jakoś czytelne: ja nie chcę żyć z czynnym alkoholikiem u swego boku. Albo alkoholik musi być "nieczynny", albo nie u mego boku.
- Wszystko. Było marzeniem mojego życia, by tu zamieszkać, od dziecka. Pochodził stąd mój dziadek, który mnie wychowywał. To najpiękniejsze miejsce, moje :) Tu stwarzam moją firmę, która jest z tym miejscem kompatybilna, tu ją promuję, zaczyna być znana... Wiele pracy w to wkładam. Właśnie to miejsce daje mi całą frajdę życia, sprawia, że to wszystko - wciąż - nie jest porażką. Jest tylko czymś do pokonania. Niektórzy zapewne tak myślą o swoich dzieciach :)

olga - Czw 05 Maj, 2016 06:09

No to super. Tylko dlaczego on musi do tego domu wrócić? Przecież to nie jest jego własność...mozesz spakować jego rzeczy i wystawic za drzwi. Jesli Twoja mama chce go nianczyc to jej wola i nie Twoja sprawa.
Klara - Czw 05 Maj, 2016 07:13

AnnaEwa napisał/a:
mieszkam w malutkiej miejscowości na końcu świata.

Jeśli dobrze widzę na mapie, to do dużego miasta masz ok. 40 km w linii prostej.
Masz tam dwie grupy Al-Anon spotykające się - jedna w poniedziałki o godz. 18:00, druga w środy też o godz. 18:00
Grupy spotykają się co tydzień, a nie raz w miesiącu.
Masz też co najmniej trzy poradnie z terapią refundowaną przez NFZ
W liku który Ci wczoraj podałam są numery telefonów. Wystarczy się dowiedzieć, czy w którejś terapeuta przyjmie Cię wieczorem.
AnnaEwa napisał/a:
. Było tu wspomniane o zaklętym kręgu zaprzeczeń - on najprawdopodobniej spróbuje wykonać kolejny taki sam obrót, jak dotąd.

Pisałam Ci o zaczarowanym kole zaprzeczeń, ale tu nie chodzi o niego. TO DOTYCZY CIEBIE!!!! :krzyk:
Wiem w jakim stanie teraz jesteś. Wiem, ze ziemia wymyka Ci się spod nóg, ale WŁAŚNIE DLATEGO zaglądaj do linków, które Ci polecamy :prosi:
Proszę przeczytaj to Zaczarowane Koło Zaprzeczeń: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?p=52559#52559
To jest podstawowa lektura. Mnie otworzyła zamknięte oczy.
Postaraj się też o "Koniec współuzależnienia" Beattle Melody

AnnaEwa - Czw 05 Maj, 2016 17:58

Cytat:

No to super. Tylko dlaczego on musi do tego domu wrócić? Przecież to nie jest jego własność...mozesz spakować jego rzeczy i wystawic za drzwi. Jesli Twoja mama chce go nianczyc to jej wola i nie Twoja sprawa.


Problem polega może w dużej części na tym, że moje "nie" nic nie znaczy. I to jest MÓJ problem. Chyba bez terapii faktycznie nie poradzę.
I dlatego też zmiana miejsca zamieszkania niewiele da, bo zawsze znajdzie się jakiś następny delikwent, który zatruje mi życie, niekoniecznie partner.
Ja mówię "nie życzę sobie, żebyś przychodził" - a on przychodzi. I będzie np. koczować pod drzwiami. Na widok policji ucieknie, policja odjedzie, on wróci.
Może być tak, a może tak nie być - problem w tym, że ta decyzja... jest jego decyzją, nie moją.

Pamiętam opowieść mojej koleżanki, która z małym dzieckiem wyprowadziła się do innego miasta. Wynajęła mieszkanie od miłego starszego pana, który mieszkał dwa domy dalej. Drugiego dnia jej pobytu w nowym miejscu ten pan ją odwiedził, rozsiadł się przed telewizorem i... nie wychodził. W końcu wyszedł, ale rano zastała go w kuchni, gdy nowej "rodzinie" robił jajecznicę - zachował komplet kluczy... Nie pamiętam, jak się ta sytuacja skończyła, ale to jakby o mnie. Mówię "nie", krzyczę "nie", a jest tak, jakbym nic nie powiedziała.

Zupełnie nie umiem stawiać granic, prawdę mówiąc, jest dla mnie zagadką, jak inni to robią.
Wypracowałam sobie pewną metodę: jestem bardzo, wręcz archaicznie, elegancka w zachowaniu. Gdy spotykam się, np. z chamstwem, patrzę znacząco spod oka i odchodzę, czy coś w tym stylu. Ale to jest bluff, tak naprawdę nie umiem z tym nic więcej zrobić i jeśli ktoś, nie daj Boże, w tym bluffie się zorientuję - a przy pewnym stopniu bliskości to już jest jasne, to... No, to jest kiepsko.

AnnaEwa - Czw 05 Maj, 2016 18:07

Klara napisał/a:
Masz tam dwie grupy Al-Anon spotykające się - jedna w poniedziałki o godz. 18:00, druga w środy też o godz. 18:00
Grupy spotykają się co tydzień, a nie raz w miesiącu.

Tak, masz rację, doczytałam wreszcie: te cyfry w nawiasach oznaczają dzień spotkania otwartego, a nie spotkania w ogóle.
Klara napisał/a:
Masz też co najmniej trzy poradnie z terapią refundowaną przez NFZ
W liku który Ci wczoraj podałam są numery telefonów. Wystarczy się dowiedzieć, czy w którejś terapeuta przyjmie Cię wieczorem.

Do jednej z nich właśnie zapisałam się na wtorek, to był najbliższy możliwy termin, więc być może stąd właśnie takie godziny niefortunne. Ale nie chciałam dłużej czekać. Na razie zresztą nie ma sensu dopasowywać godzin, bo nie wiem, o jakiego typu terapii zadecyduje "psychiatra pierwszego kontaktu". Jutro zasuwam do rodzinnego po skierowanie...
Klara napisał/a:
Postaraj się też o "Koniec współuzależnienia" Beattle Melody

Tak zrobię! :) Dziekuję!

Maltarosa - Czw 05 Maj, 2016 18:10

AnnoEwo. Moze po prostu nie jestes konsekwentna i jak cis obiecasz to nie dotrzymujesz slowa..a potek ludzie to wykorzystuja...
AnnaEwa - Czw 05 Maj, 2016 18:51

Maltarosa napisał/a:
AnnoEwo. Moze po prostu nie jestes konsekwentna i jak cis obiecasz to nie dotrzymujesz slowa..a potek ludzie to wykorzystuja...


Może tak i być :D

Klara - Czw 05 Maj, 2016 18:56

AnnaEwa napisał/a:
Zupełnie nie umiem stawiać granic, prawdę mówiąc, jest dla mnie zagadką, jak inni to robią.

Alkoholik ma jakiś szósty zmysł którym wyczuwa, czy jesteś zdecydowana na to czego żądasz, czy zrobisz to, co obiecujesz i dlatego jeśli zamierzasz postawić granice, to je wyznacz, ale tylko wówczas, gdy będziesz pewna, że nie przesuniesz ich ani o milimetr w żadnych okolicznościach.
Jeśli zaczniesz mięknąć, przepadłaś.
To sobie zresztą wypracujesz na terapii, a jeśli zechcesz też chodzić na mityngi Al-Anonu, dowiesz się, jak inne osoby w podobnych sytuacjach sobie poradziły.

Dasz radę :pocieszacz: tylko po-wo-lu-tku.

Kami - Czw 05 Maj, 2016 18:56

AnnaEwa, cześć jestem Kami współuzależniona i tak jak Ty jeszcze ponad rok temu byłam zakochana w najlepszym alkoholiku na świecie. Jak nie pił był najfajniejszym facetem pod słońcem. Jeszcze dwa lata temu nie wyobrażałam sobie życia bez niego.
Weszłam na to forum bo szukałam pomocy dla niego a to mi najzwyczajniej w świecie siadła psychika.
Dziś za nic nie oddałabym spokoju, który mam ...
Miłość, która była jedynie moim wyobrażeniem już nie boli.
Nie czekaj na nic, będzie tylko gorzej..przed Tobą długa droga i bolesna jak diabli, dasz radę. :kciuki:
Zacznij myśleć o sobie i TYLKO O SOBIE .... da się, uwierz mi , ja myślałam o sobie, że jestem beznadziejnym przypadkiem .... a wyszłam z tego dna.... daj sobie pomóc i szoruj na terapię :pocieszacz:

Maltarosa - Czw 05 Maj, 2016 18:58

Ja też czasem.tak mam.. kiedys chyba ciągle..Teraz staram sie pilnować samej siebie i trzymać tego co postanowię..Jednak bywa trudno...
esaneta - Czw 05 Maj, 2016 19:08

AnnaEwa napisał/a:
Jutro zasuwam do rodzinnego po skierowanie...

DO poradni leczenia uzależnień nie jest potrzebne skierowanie od rodzinnego.
Po prostu idziesz, mówisz, że potrzebujesz pomocy a oni na miejscu już się Tobą zajmą.

Maltarosa - Czw 05 Maj, 2016 19:20

Ja jestem w szoku ze to co wydawalo mi sie nie do zmiany przed terapia, to jednak da sie zmienic..Terapia pomaga spojrzec na problem z innej perspektywy..Pamietam ze bywalo tak ze robiłam jeden mały krok do przodu potem 2do tyłu...był smutek ze mi nie idzie..A nagle wiekszy postęp...Ciezki przypadek ze mnie....jednak pozytywne efekty pracy nad soba widac..
margo - Czw 05 Maj, 2016 19:46

AnnaEwa napisał/a:
następny delikwent


to zależy tylko od Ciebie...

AnnaEwa napisał/a:
on przychodzi


no to niech se przychodzi... :beba:

AnnaEwa napisał/a:
koczować pod drzwiami


a niech sobie koczuje, znudzi mu się, to sobie pójdzie :roll:

AnnaEwa napisał/a:
jest jego decyzją, nie moją


Dlaczego uważasz, że TWOJE ŻYCIE zależy od CZYJEJŚ decyzji???

AnnaEwa napisał/a:
Pamiętam opowieść mojej koleżanki


Tak, są takie opowieści, ale także inne. Trzeba dobrze skonstruować umowę. Jeśli się ją dobrze skonstruuje i podpisze, to wtedy kiedy właściciel przychodzi grzecznie się go wyprasza, a jeśli to nie skutkuje wzywa się policje. Jeśli to nie skutkuje, szuka się innego mieszkania.

AnnaEwa napisał/a:
Mówię "nie", krzyczę "nie", a jest tak, jakbym nic nie powiedziała


Tu się przyda trening asertywności, bardzo ładnie tego uczą na terapii, polecam :okok:

margo - Czw 05 Maj, 2016 19:48

esaneta napisał/a:
DO poradni leczenia uzależnień nie jest potrzebne skierowanie od rodzinnego.


Esaneto, muszę Cię wyprowadzić z błędu... na leczenie współuzależnienia potrzebne jest skierowanie od rodzinnego albo psychiatry...

She - Czw 05 Maj, 2016 19:50

Inaczej - jedne poradnie wymagają skierowania, inne nie.
A najlepsze jest to że nikt nie jest w stanie uzasadnić dlaczego :glupek:

esaneta - Czw 05 Maj, 2016 20:03

margo napisał/a:
esaneta napisał/a:
DO poradni leczenia uzależnień nie jest potrzebne skierowanie od rodzinnego.


Esaneto, muszę Cię wyprowadzić z błędu... na leczenie współuzależnienia potrzebne jest skierowanie od rodzinnego albo psychiatry...

:shock: ops....musiało się sporo zmienić ostatnimi czasy/
Przepraszam, że wprowadziłam w błąd :oops:

margo - Czw 05 Maj, 2016 20:05

She napisał/a:
jedne poradnie wymagają skierowania, inne nie


bo jedne zastosowały się do nowych przepisów, a inne nie... ot, dlaczego...
ja to obeszłam, poszłam od razu na indywidualną, powiedziałam, że jestem z małej wiochy i jak pójdę do rodzinnego po skierowanie na terapię to cała wieś już będzie wiedziała, więc dostałam skierowanie od psychiatry pracującego w tym ośrodku, którego w ogóle na oczy nie widziałam :mgreen: (tego psychiatry znaczy się, wypisał mi bez mojej obecności :p )

staszek - Czw 05 Maj, 2016 21:15

margo napisał/a:
Tu się przyda trening asertywności, bardzo ładnie tego uczą na terapii, polecam

Popieram kolezankę.

AnnaEwa napisał/a:
Zupełnie nie umiem stawiać granic, prawdę mówiąc, jest dla mnie zagadką, jak inni to robią.[/quote]
Naucz się odmawiać,wystarczy powiedzieć nie. :)

Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 22:06

Trzeba mowic nie i nie zmieniac zdania...ja nie raz zmienilam z roznych powodow
pannaJot - Pią 06 Maj, 2016 22:09

Asertywność to nie tylko umiejętność powiedzenia 'Nie".
olga - Pią 06 Maj, 2016 22:17

Maltarosa napisał/a:
Trzeba mowic nie i nie zmieniac zdania...ja nie raz zmienilam z roznych powodow

Za mało chyba doswiadczylas.... jak sie przeleje to sie szybko nauczysz

Maltarosa - Pią 06 Maj, 2016 22:31

olga napisał/a:
Maltarosa napisał/a:
Trzeba mowic nie i nie zmieniac zdania...ja nie raz zmienilam z roznych powodow

Za mało chyba doswiadczylas.... jak sie przeleje to sie szybko nauczysz

nie wiem co znaczy za malo...zastanawiam sie nad tym czesto...wiem ze sa tacy co wiecej przeszli..

olga - Pią 06 Maj, 2016 22:35

U kazdego jest inaczej :bezradny: moja ciotka wytrzymała aż do śmierci wujka...ja do momentu gdy mi portfel obrobił
pietruszka - Wto 10 Maj, 2016 17:20

AnnaEwa napisał/a:
No, jutro wizyta. Skierowanie mam. Przygotowuję się od kilku dni, załatwiłam zastępstwo w pracy, wyciszam się, zastanawiam się, od czego zacząć...
Doszłam kilka dni temu do wniosku, że jednym z elementów całej sytuacji jest mój bardzo, bardzo kiepski kontakt z ludźmi w ogóle - ja z nikim się nie spotykam, nigdy nie ma na to czasu, zresztą inni chyba nie chcą jakoś. Każdy ma swój świat, ja też, tyle, ze w moim nie ma nikogo. Pomyślałam, że to problem. Zaproponowałam jedynej koleżance, którą mam, piknik w niedzielę - ucieszyła się bardzo, a ja planowałam kilka dni.
Powiedziałam, rozradowana, znajomemu, który wpadł do mnie po zakupy, że w niedzielę mam piknik. Ucieszył się: o, to się poleje!... Winko? Ja bym wódeczkę, ale baby to wolą winko!
Koleżanka zadzwoniła w niedzielę, roztrzęsiona, że nie pojedzie - z powodu święta rodzinnego pojechała na jeden dzień do brata, gdzie wszyscy się upili, zachowywali się przykro, wróciła zapłakana, nie czuła się na siłach jechać ze mną...
:evil:
cf2423f

Nic to, sesja z psychiatrą jutro. Dam radę.


Pomysły na bezalkoholowe spędzanie czasu przeniosłam natomiast do Under, bo to też fajny szerszy temat
http://www.komudzwonia.pl...p=835820#835820

AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 18:58

No i jestem po psychiatrze...

Czuję się, jakby mnie kto wyprał w pralce pełnej orzechów włoskich - jakoś tak, mniej więcej.
Dziwnie.

esaneta - Wto 10 Maj, 2016 19:06

jak mi ostatnio dentysta w szczękę zaglądał, też czułam się mało komfortowo :luzik:
AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 19:26

Jeszcze nie wiem, czy komfortowo, czy nie. Jestem zaskoczona, że tak dużo mówiłam... Co ciekawe, o przyjacielu w sumie niewiele - to było tylko wisienką na torcie.
Nie mam pojęcia, na jaką terapię mnie zapisano. Wiem tyle, że na indywidualną, i że na pierwszy wolny termin. 20-go, za dziesięć dni. Na przedpołudnie, niestety.

Oszołomiona. Zaczynam się bać.

Maciejka - Wto 10 Maj, 2016 19:27

Czego sie bać zaczynasz?
AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 19:42

Bardzo dużo pytano o rzeczy, które mnie w ogóle jakoś nie zaprzątają: ile lat minęło od ślubu, a ja ślub wzięłam bardzo późno, na półmetku związku... Czy kiedykolwiek brałam narkotyki, jakie i i kiedy - a ja paliłam jakąś tam trawkę na studiach, dwadzieścia lat temu, nie sądziłam, że to takie istotne. Kiedy pierwszy raz w życiu wypiłam alkohol? Kiedy ostatni raz piłam alkohol - musiałam się dobrze nagłowić, w końcu przypomniałam sobie, że wypiłam jakieś piwo ze znajomymi we wrześniu - zanotowano, że "nie pije od ośmiu miesięcy". Czy leczyłam się psychiatrycznie, pytania o leki, jakie mi zapisywano... Wracano do tych pytań kilkakrotnie.
To takie ważne?
Czy to tak jest zawsze? Tak się to zaczyna?

AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 19:54

Pewnie powinnam po prostu zaufać, że tak, że tak ma być, że to jest dobrze, że tak trzeba, że lekarz wie lepiej, co jest ważne, a co nie. A ja nie mam wprawy w ufaniu :(
Maciejka - Wto 10 Maj, 2016 19:56

Nie wiem czy tak jest zawsze. Pamiętam jak ja szlam na taką wizytę u psychiatry. o coś tam pytał, zadawał pytania, potem stwierdził , ze nie mam choroby psychicznej, leków nie potrzebuję i potrzebny mi psycholog nie psychiatra i już. !0 minut i po wszystkim. Najpierw to ja miąłam spotkanie z terapeutka a dopiero potem z psychiatra i od razu na grupe mnie zakwalifikowali. Ja byłam nieco obczajona w temacie i wiedziałam na czym polega praca nad sobą.
Maciejka - Wto 10 Maj, 2016 19:57

AnnaEwa napisał/a:
Pewnie powinnam po prostu zaufać, że tak, że tak ma być, że to jest dobrze, że tak trzeba, że lekarz wie lepiej, co jest ważne, a co nie. A ja nie mam wprawy w ufaniu :(


A kto ma jak dostał tyle razy w d**ę... potem na terapii się tego dopiero uczy.

AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 20:06

Czyli za każdym razem jest inaczej.
Ja byłam maglowana prawie półtorej godziny. I nie wiem, czy nie mam choroby psychicznej, a jeśli tak, to jaką. Zgłosiłam się telefonicznie, rejestrując się, jako "współuzależniona" - zapytali o to. Ale na koniec wizyty usłyszałam, że mają tu różnych specjalistów z różnych dziedzin - tu nastąpiła obszerna wymiana tych dziedzin - i żebym się nie obawiała, na pewno mi pomogą. O współuzależnieniu ani słowa.
I właśnie wtedy zaczęłam się obawiać :D

AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 20:08

Ale chyba nie jestem alkoholiczką? ani narkomanką? chyba coś już bym zauważyła...
Jestem zdezorientowana.

Maciejka - Wto 10 Maj, 2016 20:09

Ty, TY, TY tylko sobie nie wmawiaj nie wiadomo czego. Nie jesteś , kpw?
zołza - Wto 10 Maj, 2016 20:10

AnnaEwa napisał/a:
i żebym się nie obawiała, na pewno mi pomogą.

I tego sie trzymaj. :pocieszacz: Wiedza co robią ...bo często zdarza się ,że "wpółuzależniona" pije razem z mężem i ma też i drugi problem - uzależnienie ;)

AnnaEwa - Wto 10 Maj, 2016 20:41

zołza napisał/a:
bo często zdarza się ,że "wpółuzależniona" pije razem z mężem i ma też i drugi problem - uzależnienie ;)

No tak! Nie pomyślałam! :) Przecież lekarz pierwszy raz na oczy mnie widzi, powinien pytać :)
Ja też go widzę pierwszy raz, i takie rzeczy mówię, a nie znam przecież jego poglądów ani kompetencji, a ja już i tak bezbronna... No, to się wystraszyłam :D
Dziękuję! Już mi lepiej, już się tak nie trzęsę... Straszno było wracać do tych wszystkich strasznych rzeczy podczas wizyty, i one się tak lały, i lały, i nie chciały się skończyć... Wytrąciło mnie z równowagi zupełnie.
Ale już lepiej :)
Włączę sobie na noc "Szósty zmysł" - tam pacjent miał gorzej, duchy widywał... :D

zołza - Wto 10 Maj, 2016 20:57

Ciesze się ,że troszkę Cię uspokoiłam . :tak: Niestety prawda jest taka ,że pacjenci ośrodków uzależnień i współuzależnień są dość "specyficznymi"delikatnie mówiąc pacjentami i zwyczajnie próbują przedstawiać sprawę przez swój pryzmat - alkoholicy się wybielają , współ często próbują ukryć straszną prawdę ...a to wszystko to mechanizmy choroby , które rządzą nami i to zarówno jednymi jak i drugimi . Mam wrażenie ,że dobrze trafiłaś :)
A "Szósty zmysł " też lubię -prawie tak samo jak "Piękny umysł"
Pozdrawiam serdecznie :pocieszacz:

AnnaEwa - Pon 16 Maj, 2016 17:44

Ciężki dzień. Niby wszystko w porządku, ale nie w porządku. A na koniec pracy wtarabanił mi się do sklepu jeden z miejscowych pijaków, taki w ostatnim stadium - jeden z dawnych kolegów mojego byłego męża (jak na złość dość często mnie ostatnio nachodzą w sklepie), spuchnięty, siny, brudny, cuchnący tak, jakby od dwóch miesięcy nie żył.
"Daj dwa złote".
I nie wytrzymałam. Najgorszy był ten zapach.
Powiedziałam, że nie dam mu dwóch złotych ani teraz, ani nigdy. Że umiera. I ja się do tego nie przyczynię tymi dwoma złotymi.
I wzięłam klucze, zamknęłam sklep dziesięć minut wcześniej, pojechałam do domu, i rozsypałam się kompletnie.
Wyłam jak bóbr.
Wszystko mi się przypomina.
Byle szybciej do tego piątku, do tej sesji. Jezu, niech się coś zmieni.

Klara - Pon 16 Maj, 2016 19:06

AnnaEwa napisał/a:
Jezu, niech się coś zmieni.

:pocieszacz:
Samo się nie zmieni :(
Zacznij od czegoś, chociażby od tej mantry, która o dziwo (!!) wkręca się w mózg, a to po jakimś czasie przynosi ulgę: Za każdym razem gdy Cię skręci wspomnienie powtarzaj sobie - "...oddziel się od tego..."
Mnie to pomogło, choć nie wierzę w zaklęcia, ale byłam tak zdesperowana, że byłam gotowa wmawiać sobie wszystko. Wmówiłam akurat to.


szika - Pon 16 Maj, 2016 19:06

AnnaEwa napisał/a:
nie dam mu dwóch złotych ani teraz, ani nigdy. Że umiera. I ja się do tego nie przyczynię tymi dwoma złotymi.

najlepsze co można było w takiej chwili powiedziec..
a że się rozsypałaś? to chyba naturalne w Twojej sytuacji.. głowa do góry.. z czasem łatwiej Ci będzie podchodzic z większym dystansem.. :pocieszacz:

AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 10:45

Boże, dziś ta wizyta u terapeutki... Boże! Mam galopujący atak paniki, siedzę w domu, ubrana w żaboty, uczesana i tak dalej, i nie mogę się ruszyć.
Zmuszę się, oczywiście, ale nie jest łatwo, delikatnie mówiąc.
Pojawia się tysiąc myśli, że nie uda mi się tam dotrzeć, a jeśli dojadę, to jej nie będzie, a jeśli będzie, to mnie zbędzie... Wciąż mam wrażenie, że coś po mnie łazi...
Miałam kilka podejść w życiu do terapii, za każdym razem trafiałam fatalnie. Jeżeli tym razem tez trafię źle, nie wiem, czy jeszcze kiedyś się zbiorę, a sądząc choćby po tym, co się teraz ze mną dzieje, chyba bardzo potrzebuję pomocy.
Jestem z tym zupełnie, zupełnie sama - proszę, niech ktoś się odezwie, ktoś, coś, cokolwiek.

pannaJot - Pią 20 Maj, 2016 10:46

Ja sie odezwę. I wysyłam usmiech na rozluźnienie. Przytulic cię? :)
AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 10:53

Cytat:
Ja sie odezwę. I wysyłam usmiech na rozluźnienie. Przytulic cię? :)

Dzieki! Oj, tak :)
Cytat:
Ja co prawda wiem co to jest żabot, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić kogoś ubranego w żaboty........ :mysli:

Ha! :D A widziałes film "Piknik pod wiszącą skałą"? Jeśli tak, no to jestem dziś trochę w tym stylu. Tak dla odmiany, bo zazwyczaj latam po ogrodzie w gumofilcach :D

AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 10:59

Jakieś trzy czy cztery lata temu zrobiłam podejście do terapii. To był koniec roku, chyba jesień. Terapeutka przyjeżdżała raz w miesiącu, przyjmowała w budynku gminy. Odbyłam trzy sesje, a na czwartą ona... nie przyjechała. Siedziałam tam jak głupia godzinę i w końcu ktoś z urzędników powiedział mi, że gmina nie przedłużyła kontraktu na następny rok... Nikt mnie nie powiadomił, ona nie zadzwoniła, ja tam siedziałam i wszyscy gapili się na mnie... To było coś strasznego. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy więcej, a tu, masz, jednak.
AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 11:00

Cytat:
Znaczy siem w koronkach? :skromny:


Tak, w takich obszernych i falbaniastych :) Ja w ogóle jestem trochę dziwaczna :D

pannaJot - Pią 20 Maj, 2016 11:02

O kurde ty w obszernych i bufiastych koronka ja zjarana i czerwonoskóra jak Apacz. Bedzie dziwnie :mgreen: :mgreen: :mgreen:
Janioł - Pią 20 Maj, 2016 11:03

jedna Pani ubrała się w to o czym piszesz, mąż jej nie poznał I pyta : Żabo to Ty ?

I stąd nazwa

AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 11:06

Janioł napisał/a:

jedna Pani ubrała się w to o czym piszesz, mąż jej nie poznał I pyta : Żabo to Ty ?

I stąd nazwa


pterodaktyll napisał/a:

Przypuszczam, że wątpię :mgreen:


Jesteście cudowni :rotfl:

Janioł - Pią 20 Maj, 2016 11:08

Cytat:
Jesteście cudowni
nie wiem jak Ptero ale ja na pewno ;)
AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 11:27

No, dobra. Jak trzeba, to trzeba. Jadę.
Jeśli nie będę miała wypadku, burza mnie nie zmyje do studzienki, nie spadnie na mnie meteoryt, nieważne, czy mnie przyjmą, czy nie, słowem - dojadę i wrócę, dam znać.

Klara - Pią 20 Maj, 2016 12:24

Przybyłam trochę za późno żeby podtrzymywać Cię na duchu, ale za to będę trzymała kciuki za to, żebyś zajechała szczęśliwie, żeby nie zmyła Ciebie burza i nie spadł meteoryt. Także za to, żeby spotkanie było udane i żeby był pomyślny dalszy ciąg :kciuki: :kciuki: :kciuki:
szika - Pią 20 Maj, 2016 13:11

Klara napisał/a:
Przybyłam trochę za późno żeby podtrzymywać Cię na duchu, ale za to będę trzymała kciuki za to, żebyś zajechała szczęśliwie, żeby nie zmyła Ciebie burza i nie spadł meteoryt. Także za to, żeby spotkanie było udane i żeby był pomyślny dalszy ciąg

ja teeeż :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:

Linka - Pią 20 Maj, 2016 13:16

AnnaEwa, dopiero teraz przeczytałam, powodzenia ergr
esaneta - Pią 20 Maj, 2016 13:31

Nie taka terapia straszna jak ją sobie malujesz :okok:
She - Pią 20 Maj, 2016 15:07

esaneta napisał/a:
Nie taka terapia straszna jak ją sobie malujesz :okok:

Dokładnie :tak:

:kciuki: :pocieszacz:

AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 18:10

esaneta napisał/a:
Nie taka terapia straszna jak ją sobie malujesz :okok:


Straszna, niestraszna, straszne to, że może nie być skuteczna :)

No, ale byłam, wróciłam. Nie wyrzucili.

Pani chyba w moim wieku, chyba kompetentna. Byłam tak przerażona (poczytałam sobie trochę, także tutaj, czego mogę wymagać i oczekiwać), że na wstępie, zamiast "opowiedzieć coś o sobie" poprosiłam, by przedstawiła mi, jakimi metodami się posługuje, jakie studia skończyła, u kogo, kiedy, i czy ma certyfikat. Była, nieboga, trochę zaskoczona.
Cieszę się, bo nie ma to nic wspólnego z tzw. terapią pasywną, a raczej z taką się dotychczas spotykałam, czyli ja mówiłam przez godzinę, a potem słyszałam "to, cóż, do zobaczenia za tydzień".
Trzęsę się cała i czuję się, jakbym 5 ton węgla przerzuciła.
Następna sesja za miesiąc, i 56 km w jedną stronę - to są minusy, ale trudno.

staaw - Pią 20 Maj, 2016 18:17

AnnaEwa napisał/a:


Następna sesja za miesiąc, i 56 km w jedną stronę - to są minusy, ale trudno.

Jeżeli pojedziesz autobusem będziesz miała ok 2 godzin na poczytanie mądrych książek. To plus :)

AnnaEwa - Pią 20 Maj, 2016 18:21

staaw napisał/a:

Jeżeli pojedziesz autobusem będziesz miała ok 2 godzin na poczytanie mądrych książek. To plus :)


:lol2:
Autobusem, to ja sobie... Tu autobus kursuje dwa razy dziennie, a później byłoby ileś przesiadek już na miejscu. Cały dzień by zszedł na tym :lol2:

Książkę dostałam jedną - chciałam więcej, ale już nie mieli - i już się przyssałam :)

staaw - Pią 20 Maj, 2016 18:23

Zostają empetrójki...
smokooka - Pią 20 Maj, 2016 18:59

Przyjemnie się Cię czyta AnnaEwa, kibicuję Ci mocno!!!
Klara - Pią 20 Maj, 2016 19:16

AnnaEwa napisał/a:
byłam, wróciłam. Nie wyrzucili

Pierwsze koty za płoty.
Dobrze, że się ruszyłaś :brawo:

Maciejka - Pią 20 Maj, 2016 19:25

Mieszkasz na wieksz zadupiu jak ja. Jak ja jezdzilam na terapie co tydzien to bylo pare autobusow , tak dopasowalam zeby za dlugo nie czekac w poradni. Teraz to trzeba by bylo 5 km z buta isc a potem busem i powrot podobnie. Ja mialam 50 km w jedna strone.
Jras4 - Pią 20 Maj, 2016 19:38

AnnaEwa napisał/a:
. Cały dzień by zszedł na tym :lol2:
no fakt szkoda dnia ..lepiej posiedz w domku ,napal w piecu ,polez sobie
margo - Pią 20 Maj, 2016 20:07

Jras4 napisał/a:
no fakt szkoda dnia ..lepiej posiedz w domku ,napal w piecu ,polez sobie


Tomek czytaj ze zrozumieniem. AnnaEwa mówi, że szkoda dnia na jeżdżenie na terapię autobusem i marnowania całego dnia, skoro ma samochód i może jechać samochodem i stracić na tym mniej czasu. To chyba logiczne, prawda?


A tak poza tym to gratuluję! :brawo:

She - Pią 20 Maj, 2016 21:04

:okok:
AnnaEwa - Sob 21 Maj, 2016 07:39

Jras4 napisał/a:
no fakt szkoda dnia ..lepiej posiedz w domku ,napal w piecu ,polez sobie


Chopie, to pomóż, nie gadaj! To ino ja mykne busem na terapio, ciut świt, nad wieczór bede, a Ty wpadaj, kości odbierz z mięsnego, bo do ósmej wykupią, zastępstwo w sklepie mi zrobisz na godzin siedem, a potem ino w piecu rozpal, psy nakarm, do pola idź, bo samo wysadzać trzeba, wody nanieś, podlej, pranie zrobione - wywieś, drewna nanieś, na pocztę poleć, a nie spóźnij się, bo ino do 15-tej czynna, a potem poleż sobie, a juźci! Wrócę, zaoszczędzę na wasze 30 złote, to sia podziałkujem fifty-fifty!
:rotfl:

Klara - Sob 21 Maj, 2016 07:46

Anno-Ewo! Brawo! :brawo: :lol2:
Janioł - Sob 21 Maj, 2016 07:47

Al- Caponki : Iras 1:0
She - Sob 21 Maj, 2016 10:19

:buahaha:
Jras4 - Sob 21 Maj, 2016 15:05

AnnaEwa napisał/a:
Chopie, to pomóż, nie gadaj! To ino ja mykne busem na terapio, ciut świt, nad wieczór bede, a Ty wpadaj, kości odbierz z mięsnego, bo do ósmej wykupią, zastępstwo w sklepie mi zrobisz na godzin siedem, a potem ino w piecu rozpal, psy nakarm, do pola idź, bo samo wysadzać trzeba, wody nanieś, podlej, pranie zrobione - wywieś, drewna nanieś, na pocztę poleć, a nie spóźnij się, bo ino do 15-tej czynna, a potem poleż sobie, a juźci! Wrócę, zaoszczędzę na wasze 30 złote, to sia podziałkujem fifty-fifty!

robie tak od 11 lat a nawet wiecej i mam 2 babe
+ dwa psy 80 kur i w dodatku co raz trzeba wyczochrac bobra ..a co do terapi to jak polatasz jakies 4 do 5 lat po nich daj znać

Jras4 - Sob 21 Maj, 2016 15:11

ale rad jestem od głupstwa oderwać sie chwilę
szymon - Sob 21 Maj, 2016 15:41

Janioł napisał/a:
Al- Caponki : Iras 1:0


ale to jest takie MOCNE jeden zero, inteligentno-sarkastyczne MOCNE jeden! BRAWO AnnoEwo!!! :mgreen: lubie to bradzo! :zeby:

AnnaEwa - Sob 21 Maj, 2016 20:57

Jras4 napisał/a:

robie tak od 11 lat a nawet wiecej i mam 2 babe
+ dwa psy 80 kur


Ależ najdalsza jestem od deprecjonowania Twoich osiągnięć, Jrasie! Przeciwnie! :)
Tym bardziej w kwestii bab i kur!...

AnnaEwa - Sob 21 Maj, 2016 21:08

Mam natomiast inne zmartwienie.
Mój przyjaciel wrócił.
W zasadzie wrócił tydzień temu, trzeźwiutki, i wziął się natychmiast uczciwie do pracy zarobkowej, natomiast do pracy nad sobą już mniej uczciwie.
Co zaowocowało tym, że się dziś upił.
Ponieważ nie mam woli tego znosić i tego nie ukrywam, poszedł sobie, i nie interesuje mnie, gdzie jest i co teraz robi, jego rzecz.
Jeśli zechce szturmować dom w nocy, zmuszona będę wezwać policję i mam tylko nadzieję, że jakoś do niego, pomimo upojenia, dociera ten scenariusz i wstrzyma go w takich pomysłach. Bo naprawdę nie mam ochoty tego robić.

Poszłam sobie do wanny, doczytałam lekturę zadaną przez panią terapeutkę i pomyślałam sobie - w związku z tym, że następna sesja jest dopiero za miesiąc, a rzeczywistość, jak to rzeczywistość, nie chce stanąć w miejscu i poczekać - chyba dobrze mi zrobi, jak pojadę na miting al anon. I zaraz poszukam, kiedy i gdzie.

Jras4 - Sob 21 Maj, 2016 21:25

Cytat:
Mój przyjaciel wrócił.
a co cie obchodzi jakis pjiany przyjaciel jak wróci wezwji policje i tyle
AnnaEwa - Sob 21 Maj, 2016 21:40

Jras4 napisał/a:
a co cie obchodzi jakis pjiany przyjaciel jak wróci wezwji policje i tyle


Niby masz oczywiście rację, ale to jednak, przyznasz, wpływa na życie. To są nerwy, emocje, niepewność, wreszcie zwykły strach. Policja może zdążyć, może nie zdążyć, może wcale nie przyjechać, różnie może być, psy w tym wszystkim - sam masz, to wiesz - zamieszanie... Nie w smak mi zarwana noc.
A ja wcale nie mam ochoty o tym myśleć, wolałabym sobie film obejrzeć i zasnąć :/

Maciejka - Sob 21 Maj, 2016 21:44

Znalazlas Al- Anon?
AnnaEwa - Sob 21 Maj, 2016 21:48

Tak, poniedziałek, osiemnasta :)
Jras4 - Sob 21 Maj, 2016 21:48

AnnaEwa napisał/a:
przyznasz, wpływa na życie
co to za ,,pszyjaciel ,,? zeby nachodził co on tama wspulnego ? nie rozumiem ? nie mąż nie domownik ?
Maciejka - Sob 21 Maj, 2016 21:50

AnnaEwa napisał/a:
Tak, poniedziałek, osiemnasta :)
:brawo:
AnnaEwa - Sob 21 Maj, 2016 21:54

Cytat:
co to za ,,pszyjaciel ,,? zeby nachodził co on tama wspulnego ? nie rozumiem ? nie mąż nie domownik ?


Domownik. Pisałam o tym na samym początku, opisując swoją sytuację. Współuzależnionam jest :)

Jras4 - Sob 21 Maj, 2016 21:56

to ktoto jest mów jasno a nie ze przyjaciel .przyjaciel to pszyjdzie na godzine i po kwce leci do siebie
Maciejka - Sob 21 Maj, 2016 21:57

Nie daj sie przesluchiwac, a jak men przyjdzie w nastroju bojpwym to wolaj policje o nie krec scenariuszy. Student a czytac nie umie.....
Jras4 - Sob 21 Maj, 2016 22:03

nie daj sie podsłuchiwac niby polcja a student nie umie
staaw - Nie 22 Maj, 2016 04:36

Potwierdzam :tak:
1:0 dla AlKaidy.

Tomku tm razem sugeruję rzucenie ręcznika na ring jeżeli chcesz wyjść z tego żywy... :rotfl:

OSSA - Nie 22 Maj, 2016 05:52

AnnaEwa, jestem pod wrażeniem , szybkich zmian :kciuki:
AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 09:22

OSSA napisał/a:
AnnaEwa, jestem pod wrażeniem , szybkich zmian :kciuki:


Dziękuję, ale nie wiem, czy to zasłużone pochwały. To czas pokaże.
Przyjaciel przyszedł rano, twierdząc, że "się oddaliłam" wskutek mojej terapii i że "czas odejść", w związku z czym wziął "swoje" 60 zł i poinformował, że idzie pić, i żebym rzeczy jego spaliła.
Zakładam, na podstawie bogatego doświadczenia i zdrowego rozsądku, że nic z tego nie jest prawdą :) , oprócz tego, że poszedł pić.
Sądzę, że będzie teraz montował taki duuuży, duuuży, duuuży cyrk pijacki, z płaczami, cięciem się, lataniem po mieście i gadaniem od rzeczy, dzwonieniem i tak dalej, żebym się złamała i wreszcie się tym zajęła, żebym "wybaczyła" i "pomogła mu z tego wyjść".

A ja nie chcę się tym zajmować. Naprawdę, nie chcę. To jest jakaś sztuka, w której ja nie chcę grać.
Nie chcę być jego matką. Nie chce być terapeutą. Nawet, gdybym miała kwalifikacje, to bym nie chciała. Chciałabym mieć partnera, z którym można by robić wspólnie różne ciekawe rzeczy i który byłby przewidywalny, bo tego się oczekuje od partnera. No, ale skoro nie mam... :)
Więc załatwiłam sobie znów zastępstwo w pracy, biorę auto i jadę do lasu. Należy mi się :)

pterodaktyll - Nie 22 Maj, 2016 09:28

AnnaEwa napisał/a:
załatwiłam sobie znów zastępstwo w pracy, biorę auto i jadę do lasu. Należy mi się

I to jest słuszna koncepcja :okok: .............jak powiada Dobra Księga ;)

Na ten dobry dzień :mgreen:


Klara - Nie 22 Maj, 2016 09:44

AnnaEwa napisał/a:
w związku z tym, że następna sesja jest dopiero za miesiąc, a rzeczywistość, jak to rzeczywistość, nie chce stanąć w miejscu i poczekać - chyba dobrze mi zrobi, jak pojadę na miting al anon. I zaraz poszukam, kiedy i gdzie.

AnnaEwa napisał/a:
Więc załatwiłam sobie znów zastępstwo w pracy, biorę auto i jadę do lasu. Należy mi się :)

:okok:
Chcieć, to móc! :brawo:

OSSA - Nie 22 Maj, 2016 09:46

AnnaEwa napisał/a:
Przyjaciel przyszedł rano, twierdząc, że "się oddaliłam" wskutek mojej terapii i że "czas odejść", w związku z czym wziął "swoje" 60 zł i poinformował, że idzie pić, i żebym rzeczy jego spaliła.

Mój były mąż pisał oświadczenia, że nigdy nie wróci "idzie w szmaty" po czym wychodził oknem, dzwonił do domofonu bym zamknęła okno , bo kwiaty zmarzną przy - ... coś tam. Po czym szedł chlać i wcześniej lub później jakąś "życzliwa dusza" przyprowadzała go pod moje drzwi by go wpuścić , bo chłop zamarznie. Jak mówiłam, że to nie mój mąż i jak taki dobry sąsiad niech go zabierze do siebie. Zostawiał "pakunek pod drzwiami" , a mi nie mówił dzień dobry.

Anna to nie twój mąż nie musisz go wpuszczać , a jak będzie się dobijał to nr alarmowy za każdym razem i wcześniej czy później mu się znudzi. Jak mój były 5 razy w ciągu jednego tygodnia wylądował na izbie wytrzeźwień , to stwierdził, że taniej będzie sobie wynająć mieszkanie niż płacić "hotel" .

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 10:27

AnnaEwa napisał/a:
wpływa na życie. To są nerwy, emocje, niepewność, wreszcie zwykły strach. Policja może zdążyć, może nie zdążyć, może wcale nie przyjechać, różnie może być

to jedynie Twój emocjonalny scenariusz - który wcale się może nie wydarzyć
możesz go umniejszyć,rozmawiając z alkoholikiem,tak,aby go wprowadzić w niewnerwiający nastrój

olga - Nie 22 Maj, 2016 10:31

Jacek napisał/a:
możesz go umniejszyć,rozmawiając z alkoholikiem,tak,aby go wprowadzić w niewnerwiający nastrój


ze niby jak? :drapie:

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 10:33

Ossa - tak, to coś w tym stylu właśnie :)
Ale nie do końca, bo tu nikt przyprowadzać nie będzie, on przyjdzie sam i przez okno może wejść, nie wyjść. Policja nie interweniuje chętnie i szybko. Przyjaciel izb wytrzeźwień i długów się nie boi, bo jest nieściągalny.
Natomiast - nie w tym rzecz. Ja po prostu jestem teraz w jakimś takim stanie, że nie chce się zajmować tą całą kołomyją, oknami, policjami, "chodzeniem w szmaty", tymi "nigdy", "zawsze", "kocham", "zabiję"...
To jest, czy ja wiem, jak zapach. Zapach, który jest silniejszy, słabszy, ale jest - a ja go nie chcę czuć. Ja się nie chce w to bawić. Ja się tym nie chcę zajmować.
To nie jest tak, że ja tego człowieka przestałam kochać, albo zaczęłam go kochać mocniej, albo chcę z nim być, albo nie chcę z nim być - ja w ogóle nie rozważam tego teraz, i nie chcę.
Wysadziłam kapustę i kalafiory, czekam, czy się przyjmą i tym się chcę zajmować. Myślałam, że się tym będę cieszyć razem z przyjacielem, ale skoro jego "nie ma", to chcę się tym sama cieszyć. Nie chce mi się myśleć, co będę musiała zrobić, jeśli on zrobi to czy tamto - jeśli będę musiała, to zrobię, ale irytuje mnie to, bo wole robić co innego.

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 10:41

olga napisał/a:
ze niby jak? :drapie:

moja droga,każdy swego partnera zna lepiej
po za tym w danym momęcie może być inna sytuacja a niżeli ja bym podał gotowca (na co zresztą takowego nie mam)
jest jednak pewien hmm :mysli: nazwijmy sobie "trik"
jeśli Ty będziesz rozmawiać z agresorem,tak po jego myśli (to co on chciał by usłyszeć) to masz go na widelcu
i tak na przykład
- Ty ochlapusie,chlejesz bez umiaru,krzywdzisz mnie
- wiem że nie Ty tego chcesz i nie jest to twoją winą,ale wróć jak coś z tym zrobisz
podkreślam to tylko przykład

olga - Nie 22 Maj, 2016 10:48

nie wiem Jacus...moze masz racje.....ja bym raczej poradzila zeby z czynnym alko w zadne relacje nie wchodzic, ignorowac go calkowicie, traktowac jak powietrze...
AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 10:50

Cytat:
- Ty ochlapusie,chlejesz bez umiaru,krzywdzisz mnie
- wiem że nie Ty tego chcesz i nie jest to twoją winą,ale wróć jak coś z tym zrobisz
podkreślam to tylko przykład


Ja to wiem i myślę, że znacie mnie już na tyle, by wiedzieć, jak się zwracam do ludzi i jakie mam podejście do sprawy.
ALE JA SIĘ NIE CHCE ZAJMOWAĆ PROBLEMEM, KTÓRY MI PRZYJACIEL NA GŁOWĘ WKŁADA.
I tu mamy konflikt interesów: on chce, żebym się zajmowała, a ja nie chcę się zajmować. Więc w rozmowie, każdej pijanej rozmowie, on mnie w to wikła... i to tak może trwać w nieskończoność. To nie ma sensu!

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 10:54

olga napisał/a:
ja bym raczej poradzila zeby z czynnym alko w zadne relacje nie wchodzic, ignorowac go calkowicie, traktowac jak powietrze...

tak,to dobry sposób,lecz nie w każdych sytuacjach
milczenie drugiego w agresorze może wywołać "agresję"
nigdy cię nie wkurzyło gdy miałaś sytuację gdy ktoś ci nie odpowiedział lub odpowiedział milczeniem

staaw - Nie 22 Maj, 2016 10:54

AnnaEwa napisał/a:

ALE JA SIĘ NIE CHCE ZAJMOWAĆ PROBLEMEM, KTÓRY MI PRZYJACIEL NA GŁOWĘ WKŁADA.


I właśnie tak jak Jacek napisał:
Krzywdzisz mnie, rozstajemy się, wróć jak coś z tym zrobisz.
Teraz to jego problem.

Tak przy okazji... aby wytrzeźwieć potrzebowałem około roku.
Trzeźwość to nie tylko brak promili ale i zmiana myślenia...

OSSA - Nie 22 Maj, 2016 10:56

AnnaEwa napisał/a:
Nie chce mi się myśleć, co będę musiała zrobić, jeśli on zrobi to czy tamto - jeśli będę musiała, to zrobię, ale irytuje mnie to, bo wole robić co innego.


No właśnie w tym problem, że nie chcesz , nie ma go fizycznie , ale cały czas jest w twoich myślach Doskonale znam to uczucie i naprawdę trzeba sporo czasu , pracy nad sobą , terapii, by zająć się własnym życiem bez oglądania na partnera.

Bardzo podoba mi się twoje podejście do życia idziesz jak burza :kciuki: powodzenia. Szczerze nie znam nikogo , kto tak szybko robiłby takie postępy :brawo:

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 10:57

AnnaEwa napisał/a:
Więc w rozmowie, każdej pijanej rozmowie, on mnie w to wikła... i to tak może trwać w nieskończoność. To nie ma sensu!

a jednak ma sens
w oczekiwani na przyjazd policji zawezwanej :tak:

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 11:17

Janioł napisał/a:
Al- Caponki : Iras 1:0

staaw napisał/a:
Potwierdzam :tak:
1:0 dla AlKaidy.

panowie piszecie tak tajemniczo,więc niewiadomą mniem po której stronie "0" a po której"1"
co jednak jeśli to "1" jest uznane jako sukces udanego wciągnięcia w rozmowę to słuszny punkt :roll:

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 13:39

Zrobiłam zakupy, wpadłam też do mojego sklepu i zabunkrowałam tam resztę pieniędzy, żeby były bezpieczne - poza domem, odebrałam telefon od przyjaciela by go poinformować, że nie chcę w ogóle o niczym z nim rozmawiać, gdy jest pijany i że mnie nie będzie, a dom jest zamknięty ("to ja się włamię" - "to ja będę zmuszona wezwać policję, dobrze byłoby, żebyś o tym pamiętał" - "wszystko mi zabrałaś" - "do usłyszenia, gdy będziesz trzeźwy"), zadzwoniłam do kuzyna, żeby lojalnie poinformować go o sytuacji, bo jutro przyjaciel miał jechać z powrotem na budowę ("to co ja mam teraz robić?!" - "nie mam pojęcia" - "a czy nie mogłabyś dostarczyć go jakoś na pociąg jutro?" - "wole nie, bo nie chcę się narażać na transportowanie kogoś, kto mi może np. próbować wyskoczyć z samochodu, zresztą, muszę być jutro u siebie w pracy" - "to może ja po niego przyjadę?" - "rób, jak uważasz, ja zapraszam, a co zastaniesz, nie wiem"), po czym - pojechałam na wycieczkę.
Wioski w bzach. Bociany na gniazdach. Bez zasięgu telefonicznego... Łąki, lasy, przestrzeń. Recytowałam wiersze bez obaw, że ktoś mnie usłyszy :)
Cudownie :)

Kami - Nie 22 Maj, 2016 13:51

AnnaEwa napisał/a:
odebrałam telefon od przyjaciela by go poinformować, że nie chcę w ogóle o niczym z nim rozmawiać, gdy jest pijany

AnnaEwa zbędny trud i na nic to .... z pijanym w ogóle nie ma co dyskutować, szkoda i czasu i nerw. :bezradny:
AnnaEwa napisał/a:
zadzwoniłam do kuzyna, żeby lojalnie poinformować go o sytuacji,

kuzyn i tak wie........
AnnaEwa napisał/a:
po czym - pojechałam na wycieczkę.

i bardzo dobrze zrobiłaś :okok:
AnnaEwa napisał/a:
Łąki, lasy, przestrzeń. Recytowałam wiersze bez obaw, że ktoś mnie usłyszy

a gdyby nawet usłyszał to posłuchałby wierszy :rotfl: :)

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 13:57

Kami napisał/a:
a gdyby nawet usłyszał to posłuchałby wierszy



https://www.youtube.com/watch?v=HZ6RVvn0zRg

To właśnie było to :)

olga - Nie 22 Maj, 2016 14:05

smutne to troche....nie masz ochoty na coas weselszego?
AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 14:15

olga napisał/a:
smutne to troche....nie masz ochoty na coas weselszego?


Ktoś powiedział, że sztuka, jeśli jest dobra, zawsze jest trochę smutna :)
Poza tym to jest nie tyle smutne, co leniwe i refleksyjne ("... na łódkę podleciał, jak ze zmierzchu utkany, duch słońca i wiosny...")
Zresztą, w mojej sytuacji jakichś dzikich wybuchów radości raczej nie ma co się spodziewać, ale jest... nieźle. Refleksyjnie właśnie :)

olga - Nie 22 Maj, 2016 14:20

Z tą refleksyjniscia to jest taki etap, też przez niego przechodzilam :luzik:
Teraz wole cos bardziej energetycznego, dajacego powera :]

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 14:41

AnnaEwa napisał/a:
Ktoś powiedział, że sztuka, jeśli jest dobra, zawsze jest trochę smutna :)

a więc niema dobrych sztuk
- ktoś kto to powiedział ,,, uczynił z mowy niezłą sztukę
- wysłuchanie kogoś ,,, to też sztuka
a więc wychodzi na to że niema dobrej sztuki a są dobrzy słuchacze :skromny:

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 14:57

Jacku, filozujesz :D
OSSA - Nie 22 Maj, 2016 15:08

Anna zobacz rano pisałaś
Cytat:
Nie chce się nim zajmować :


AnnaEwa napisał/a:
odebrałam telefon od przyjaciela by go poinformować, że nie chcę w ogóle o niczym z nim rozmawiać, gdy jest pijany i że mnie nie będzie, a dom jest zamknięty


AnnaEwa napisał/a:
zadzwoniłam do kuzyna, żeby lojalnie poinformować go o sytuacji, bo jutro przyjaciel miał jechać z powrotem na budowę ("to co ja mam teraz robić?!" - "nie mam pojęcia" - "a czy nie mogłabyś dostarczyć go jakoś na pociąg jutro?" -


Tak naprawdę zajmujesz się nim cały czas... nawet jak pojechałaś na wycieczkę.... nie ważne czy do lasu obok , czy na drugi koniec świata. Twoje myśli, uczucia, emocje są z nim... czy jednak wstanie i pojedzie jutro do pracy. Aniu Ewo gdzie ty jesteś w tym wszystkim, masz prawo cieszyć się pięknym słonecznym dniem, niezależnie co robi twój przyjaciel.

Kami - Nie 22 Maj, 2016 15:59

OSSA napisał/a:
Twoje myśli, uczucia, emocje są z nim...

ano, to właśnie starałam się zasugerować, bo ja nie wierzę w galopujące postępy.
Bardziej kierujemy się chwilowymi reakcjami bo kiedy zaczynamy mieć dość zaczynamy wyrzuć z siebie złość, niemoc, bezsilność ....
potem przychodzi załamanie, refleksje i tysiące pytań związanych oczywiście z alko.
I jeszcze gdzieś tam w duszy i w sercu jest NADZIEJA.
Nie musisz wiedzieć na dzień dzisiejszy czego chcesz .... ważne jest, że już wiesz, czego nie chcesz i tego się trzymaj.
OSSA napisał/a:
Aniu Ewo gdzie ty jesteś w tym wszystkim,

powinnaś się sama w sobie odnaleźć, co Ciebie obchodzi co On robi. Wyłącz telefon, albo przynajmniej nie odbieraj nie ma to najmniejszego sensu, nie myśl o Nim.... zacznij robić coś TYLKO dla SIEBIE. Nie jest to łatwe, ale się da !!!!

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 16:00

AnnaEwa napisał/a:
Jacku, :D

w końcu mniem zauważyła
g4g412

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 16:03

Cytat:

Anna zobacz rano pisałaś
Cytat:
Nie chce się nim zajmować :


AnnaEwa napisał/a:
odebrałam telefon od przyjaciela by go poinformować, że nie chcę w ogóle o niczym z nim rozmawiać, gdy jest pijany i że mnie nie będzie, a dom jest zamknięty


AnnaEwa napisał/a:
zadzwoniłam do kuzyna, żeby lojalnie poinformować go o sytuacji, bo jutro przyjaciel miał jechać z powrotem na budowę ("to co ja mam teraz robić?!" - "nie mam pojęcia" - "a czy nie mogłabyś dostarczyć go jakoś na pociąg jutro?" -


Tak naprawdę zajmujesz się nim cały czas... nawet jak pojechałaś na wycieczkę.... nie ważne czy do lasu obok , czy na drugi koniec świata. Twoje myśli, uczucia, emocje są z nim... czy jednak wstanie i pojedzie jutro do pracy. Aniu Ewo gdzie ty jesteś w tym wszystkim, masz prawo cieszyć się pięknym słonecznym dniem, niezależnie co robi twój przyjaciel.


No właśnie dlatego byłam taka poirytowana, że musiałam się zająć rzeczami, którymi zajmować się nie chciałam. To trochę tak, jak z rurą, która pęka: ma człowiek plany, wysadza kapustę, chce jechać do lasu, ale - woda się leje, i nie udawajmy, że nie :)
Ja nie chcę zajmować się przyjacielem i jego alkoholizmem, ale byłoby głupotą udawać, że nic się nie stało. Więc załatwiłam rzecz najszybciej i najmniej inwazyjnie, jak potrafiłam: dałam czytelny przekaz przyjacielowi - najwyraźniej dość czytelny, bo się nie włamał i nie było go, gdy wróciłam. Dałam czytelny przekaz kuzynowi "jest tak i tak, działaj, jeśli chcesz" - bo chciałam uniknąć telefonów jutro, pojutrze i popojutrze, oraz pretensji, że przecież mogłam powiadomić, mogłam namówić, mogłam go przytrzymać w domu, zawieźć, odwieźć, wytrzeźwić, ogolić, wysłać i opieczętować. Słowem, "berek!", jak mawiał mój kolega.

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 16:12

A teraz sobie grzeję wodę na kąpiel, popatrując jednym okiem na film, który już i tak widziałam trzy razy :)
I naprawdę nie zastanawiam się zupełnie, co się z przyjacielem dzieje.
Większość kapusty przyjęła się, pomimo upału :)

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 16:18

Kami napisał/a:
I jeszcze gdzieś tam w duszy i w sercu jest NADZIEJA.


Ja nie tracę nadziei. Wcale. Ja się nią nie zajmuje po prostu. Nadzieja jest zawsze, dopóki ktoś żyje.
Nie zajmuję się tym, czy go kocham, czy nie, czy będziemy razem, czy nie.
Gdy sytuacja się jakoś wyklaruje, zawsze zdążę o tym pomyśleć - no, chyba, że któreś z nas umrze.
Ale na razie jest, jak jest, i takie rozważania mijają się z celem.
Na razie ja chcę robić dobre rzeczy z dobrym skutkiem.

OSSA - Nie 22 Maj, 2016 16:22

AnnaEwa, to wcale nie chodzi o to byś się mam tłumaczyła , nie zrozum mojej uwagi jako atak, każda z nas przez to przechodziła. Nawet jak były się wyprowadził , niby funkcjonowałam normalnie, ale cały czas myślałam co on robi, dzwonił źle, nie odzywał się jeszcze gorzej ... pewnie pije, :mysli: Na początku terapii co słychać u ciebie .... dobrze, bo on jest trzeźwy, albo źle .......................................... cała lista jego przewinień. Terapeuta przecież pytałam co u Ciebie
, a ja dalej swoje ..... tak jakby mnie wcale nie było. Nawet nie wiedziałam, że mam prawo być sobą, ze swoimi radościami, smutkami, mnie nie było :bezradny:

Jras4 - Nie 22 Maj, 2016 16:57

olga napisał/a:
Z tą refleksyjniscia to jest taki etap, też przez niego przechodzilam :luzik:

ja do dzis to mam

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 17:05

OSSA napisał/a:
AnnaEwa, to wcale nie chodzi o to byś się mam tłumaczyła


Może rzeczywiście trochę się tłumaczę :) , ale bardziej po prostu opowiadam, co robię, jak rozumuję, jak to widzę - też w celach autoterapeutycznych.
Każda odpowiedź na Wasze uwagi zmusza mnie, by się przyjrzeć sobie jeszcze raz, każda jest okazją do ponownej analizy tego, co zrobiłam, co powiedziałam, dlaczego, co miałam na celu. Trochę inaczej jest, gdy się ma kogoś obok, kto widzi i można rozmawiać na bieżąco. Ja nie mam. Mam Was :)
Obiecałam sobie, że będę pisać, żeby nie "wymięknąć", ale też nie osiąść na laurach. To taki mój dziennik.
A że publiczny? Myślę, że w wypadku współuzależnienia to wskazane. Za dużo rzeczy się w życiu przemilczało, już dosyć.
Zresztą, może ktoś kiedyś będzie w mojej obecnej sytuacji - dla tej osoby nie chcę się za mocno cenzurować. Może będę miała "regres", to dość prawdopodobne. Wtedy też będę pisać.

Jacek - Nie 22 Maj, 2016 17:08

AnnaEwa napisał/a:
To trochę tak, jak z rurą, która pęka: ma człowiek plany, wysadza kapustę, chce jechać do lasu, ale - woda się leje, i nie udawajmy, że nie

neuu moja droga :nie:
to niema nic wspólnego z lejącą się rurą :nie:
rurę se możesz naprawić
alkoholik musi to zrobić sam (coś ze sobą)
jeśli Ty chcesz w tym jemu pomóc - przeszkadzasz,zamiast pomóc

Jras4 - Nie 22 Maj, 2016 17:54

AnnaEwa napisał/a:
Może rzeczywiście trochę się tłumaczę

nic nie mów nie musisz
rub swoie czynami nie gadaniem

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 20:11

Jak powiada Dobra Księga, pycha kroczy przed upadkiem.
Mam ja teraz swoje łąki umajone i wierszyki.

Przyjaciel, zwany odtąd dalej T., wszedł do domu, gdy puszczałam odkurzacz. Wydawał się być względnie trzeźwy. Zapytał, czy możemy porozmawiać, na co odparłam, że jeśli jest trzeźwy, to tak. Szybko, bo po dziesięciu minutach, okazało się, że był to błąd (zresztą, czego bym nie zrobiła, i tak na jedno by wyszło).
Zaczął wymyślać, powiedziałam, że z tą chwilą rozmowa się zakończyła i ruszyłam do drzwi.
Stanął na mojej drodze i poszarpał trochę za ramiona, próbował wyrwać torebkę, zniszczył ją, zabrał mi kluczyki od samochodu. Korzystając z tego, że coś jednak otrzymał (kluczyki), oddaliłam się krokiem zdecydowanym przez chaszcze na przełaj, wyszłam na sąsiednią ulicę i zadzwoniłam na policję.
Po czym się dowiedziałam, że policja nie przyjedzie, bo ma inne interwencje. Że jeśli się upieram, mogą przyjechać, ale nie wcześniej niż za kilka godzin, więc najlepiej będzie, jeśli jutro rano pójdę na komisariat zgłosić.
Co było robić? Poszłam do mojego sklepu, ale natychmiast zadzwoniła sąsiadka, że chwilę wcześniej T. szedł za nią ulicą "bardzo na mnie zdenerwowany", jak to ujęła, i że jeśli jestem w sklepie, to lepiej, żebym szybko uciekała.
Co zrobiłam natychmiast i, przekradając się bocznymi uliczkami, udałam się na cmentarz, gdzie siedziałam godzinę. Szczęśliwie, udało mi się telefonicznie ustalić, że kuzyn jednak zdecydował się jechać po T. i będzie na miejscu za dalsze dwie godziny.
Próbowałam jakoś przekraść się do domu, ale T. wypatrzył mnie, więc zmuszona byłam znowu biegać po krzakach, trochę się zaziapałam, i jednak wylądowałam, myląc pościg, przynajmniej tymczasem, w sklepie. Uff. Kuzyn będzie za pół godziny, przynajmniej będzie się można do domu dostać.

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 20:20

Mam ja teraz swoją autoterapię. Ho ho, jak mi dobrze szło. Trzeba mi się było powiesić, jak jeszcze był sznurek pod ręką.
olga - Nie 22 Maj, 2016 20:21

:shock:
AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 20:23

olga napisał/a:
:shock:


?

olga - Nie 22 Maj, 2016 20:25

Powyzsza historia to dzien z Twojego zycia czy frahment powiesci sensacyjnej?
AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 20:28

Cytat:
Powyzsza historia to dzien z Twojego zycia czy frahment powiesci sensacyjnej?


:rotfl:
No, nie cały dzień, ostatnie sześć godzin. Teraz pisze ze sklepu, nasłuchując nerwowo :)

olga - Nie 22 Maj, 2016 20:29

A nie masz mozliwosci jakos go odstrzelic?
zołza - Nie 22 Maj, 2016 20:32

AnnaEwa, Wytłumacz mi proszę jakim prawem ten gościu wchodzi do Ciebie do domu jak za przeproszeniem do "stajni"? I skąd te jego wymagania? :mysli:
esaneta - Nie 22 Maj, 2016 20:33

AnnaEwa, kiedyś policjanci podczas interwencji u mnie w domu odmówili zabrania na izbę agresywnego męża. Mimo że wyraźnie nalegalam, stwierdzili że wystarczy mu pouczenie.
Gdy tylko wyszli za drzwi wsiadlam w samochód i pojechałam na komisariat złożyć skargę na tę interwencję. Jak wróciłam do domu, to ten sam patrol był już u mnie pod domem i bez mrugnięcia okiem zabrali męża.

Linka - Nie 22 Maj, 2016 20:39

Tak mi sie nasunęło, ze trzeba sie było upierać przy interwencji.
Te kilka godzin juz przecież minęło .
Co Ci grozi jak wrócisz do domu ?

OSSA - Nie 22 Maj, 2016 20:47

AnnaEwa napisał/a:
Po czym się dowiedziałam, że policja nie przyjedzie, bo ma inne interwencje. Że jeśli się upieram, mogą przyjechać, ale nie wcześniej niż za kilka godzin, więc najlepiej będzie, jeśli jutro rano pójdę na komisariat zgłosić.


Policjanci też ludzie czasem lubią :flacha: a tu baba w niedzielę im zawraca, ale tak poważnie na przyszłość jak odmówią interwencji poproś o nazwisko policjanta i nr legitymacji służbowej. Możesz powiedzieć , że jutro to ty przyjdziesz na komisariat złożyć skargę , jak dożyjesz, bo chłop jest agresywny i czujesz bezpośrednie zagrożenie zdrowia lub życia.

Widać za grzecznie z nimi (policjantami ) rozmawiałaś.

Mój były kiedyś chlał w aucie było -20 st. na dworze , noc bałam się że zamarznie lub po pijaku pojedzie po :flacha: i kogoś skrzywdzi. Prosiłam by oddał mi kluczyki , kazał mi s**** zadzwoniłam na policje, powiedziałam co i jak , a tam ruszył, nie, ma włączony silnik , nie ... to oni nie przyjadą ,ale jak chce to mogę poczekać jak ruszy to mam do nich zadzwonić.

:nerwus: :[ myślałam, że szlak mnie trafi na miejscu, jak poprosiłam o nazwisko policjanta, byli po 15 minutach.

Klara - Nie 22 Maj, 2016 20:50

esaneta napisał/a:
pojechałam na komisariat złożyć skargę na tę interwencję.

AnnoEwo, przypuszczam, że dziś nie będziesz miała możliwości rozmowy z komendantem, więc zadzwoń jeszcze raz zgłaszając interwencję i zażądaj informacji, pod jakim numerem jest zapisana w ichnim dzienniku , czy jak to się nazywa.
Za to jutro KONIECZNIE zgłoś się do komendanta i złóż skargę. Jeśli będzie na piśmie to jeszcze lepiej, a NAJLEPIEJ gdybyś miała kopię na której komendant potwierdzi, że przyjął skargę.
Więcej już Ciebie policjanci nie potraktują tak jak dzisiaj. To pewne.

OSSA - Nie 22 Maj, 2016 21:12

zołza napisał/a:
AnnaEwa, Wytłumacz mi proszę jakim prawem ten gościu wchodzi do Ciebie do domu jak za przeproszeniem do "stajni"? I skąd te jego wymagania? :mysli:



TO NIE TY POWINNAŚ UCIEKAĆ ZE SWOJEGO DOMU Nie masz żadnego obowiązku, by go wpuścić, a jak mimo to będzie chciał wejść wzywasz policję :prosi: od tego oni są. :nerwus:

Jras4 - Nie 22 Maj, 2016 21:27

Cytat:
No, nie cały dzień, ostatnie sześć godzin. Teraz pisze ze sklepu, nasłuchując nerwowo :)
koloryzujesz i ubarwiasz bawisz sie podnieceniem ogółu
poprostu przestan barwie pisać zacznji działać
mniej mów wiecej rób

Jras4 - Nie 22 Maj, 2016 21:30

OSSA napisał/a:
jak poprosiłam o nazwisko policjanta, byli po 15 minutach.
ta jasne ..przestraszyli sie ciebie nie na zarty ...
Jras4 - Nie 22 Maj, 2016 21:33

Cytat:
Co Ci grozi jak wrócisz do domu ?
nic ..jesli cos by miał jej zrobic zrobił by a nie torebke szarpał ..mało wiecie jak działa pjiak
Kami - Nie 22 Maj, 2016 22:55

AnnaEwa napisał/a:
Zapytał, czy możemy porozmawiać, na co odparłam, że jeśli jest trzeźwy, to tak.

On trzeźwy to będzie dopiero po kilku miesiącach niepicia a nie po kilku godzinach.
Czegokolwiek nie powiesz i czegokolwiek nie zrobisz to i tak będzie to twoja wina więc nie powinnaś w ogóle z nim dyskutować.
Jestem w szoku, biegasz po krzakach, chowasz się przed nim i do własnego domu nie możesz wejść....
AnnaEwa obudź się !!!!
Ja też chciałam bardzo by mój były partner się obudził, oprzytomniał i przestał pić, wydawało mi się, że zrozumie ..przecież mnie tak bardzo kochał no i mimo, że pił był pokorniutki ....
Twoje chcieć przy jego nie niewiele znaczy.
Pozbądź się nadziei i żyj DLA SIEBIE, bo nadal żyjesz NIM :pocieszacz:
Pisz na forum o wszystkim co Ci w duszy gra, nie będę się wypowiadała o słuszności podjęcia terapii, bo ja na takowe nie chodziłam ale w temacie na pewno wypowiedzą się nasze dziewczyny ( ja zaliczyłam kilka spotkań z psychologiem no i psychiatrą, bo potrzebowałam czegoś na wyciszenie, bym mogła po kilku latach bezsenności w końcu zacząć spać )
.....
Dziś jest dobrze ( nawet bardzo dobrze) i w życiu nie chciałabym wrócić do mojego życia z przed półtora roku, kiedy to byłam naiwną kobietką pełną nadziei........

OSSA - Nie 22 Maj, 2016 23:28

Jras4 napisał/a:
OSSA napisał/a:
jak poprosiłam o nazwisko policjanta, byli po 15 minutach.
ta jasne ..przestraszyli sie ciebie nie na zarty ...


Oni nie mieli się przestraszyć mnie , tylko wykonywać swoje obowiązki .

Problem w tym, że kobiety często dzwonią na policję , składają doniesienie o przemocy, nawet robią obdukcję, a następnego dnia wycofują zeznania ....bo on obiecał, że to ostatni raz, bo zupa była za słona , nie było zupy, bo jak pójdzie się leczyć , to starci pracę , a jest jedynym żywicielem rodziny. Dlatego policjanci tak niechętnie przyjeżdżają na interwencje domowe, ale to nie znaczy, że musimy się na to godzić i jesteśmy bezbronne.

AnnaEwa - Nie 22 Maj, 2016 23:46

Nie będę odpisywać na poszczególne cytaty, jest tak: przyjechał kuzyn, więc weszłam do domu i jestem bezpieczna. Czy uda mu się jutro zabrać T. na budowę, czyli uwolnić od niego najbliższą okolicę, czas pokaże.
Jeśli chodzi o policję, nie takie rzeczy tu widziałam, i to w dużo poważniejszych sprawach... Skarga będzie bezzasadna, bo przecież nie odmówili interwencji, tylko nie mieli ludzi i uprzedzili, że trzeba będzie czekać kilka godzin. Najbliższa komenda jest w powiecie, nie pojadę, nie mam kluczyków.
Cytat:

AnnaEwa, Wytłumacz mi proszę jakim prawem ten gościu wchodzi do Ciebie do domu jak za przeproszeniem do "stajni"? I skąd te jego wymagania?

A skądkolwiek. Mój błąd, bo łaziłam na podwórze tam i z powrotem, ciągle coś, jak to na wsi, i za którymś razem zapomniałam zamknąć drzwi na hak. Poza tym, on uważa, że to jego dom. Zresztą, podobno to też jego samochód, choć nie ma prawa jazdy
. Nie wiem, skąd. Z pijaństwa. Ze znęcania się w dzieciństwie, z braku witaminy B - nie wiem, skąd, nie jestem psychiatrą.
Cytat:
nic ..jesli cos by miał jej zrobic zrobił by a nie torebke szarpał ..mało wiecie jak
działa pjiak

Masz rację, Jras, zabić nie chciał. Pieniędzy chciał, stąd ta torebka. Myślę, że z kluczykami chodziło o to, że spodziewał się, że pieniądze schowałam w aucie - poszedł kipiszować samochód, ja uciekłam w przeciwną stronę.
Cytat:
koloryzujesz i ubarwiasz bawisz sie podnieceniem ogółu
poprostu przestan barwie pisać zacznji działać

Zdecyduj się, co mi zarzucasz i jakie masz podstawy. Działam, ze zmiennym szczęściem, jak potrafię. Natomiast barwne pisanie to nic złego, spróbuj sam, także na precyzji wypowiedzi, wybacz, nie zbywa Ci, może warto poćwiczyć.
Gdybym sądziła, że takie opowieści podniecają obecnych, nie byłoby mnie tutaj. Tuszę, że niesprawiedliwie oceniasz współforumowiczów.

Maciejka - Pon 23 Maj, 2016 04:47

O kto jak kto ale Iras to umie bajki opowiadac :wysmiewacz: poza tym to kazdy sadzi wdl siebie. Nie przejmuj sie tym pisaniem.
AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 05:05

Noc nieprzespana, a dziś już naprawdę muszę iść do pracy. Wczoraj wieczór jeżdżenie, celem ustalenia, gdzie jest T. Kuzyn godzinę temu poszedł nakłaniać i błagać T., żeby pojechał z nim, bo "przecież obiecał"...
To tyle w kwestii mojego "nie zajmowania się".
pomysły terapeutyczne : zdrowy rozsądek 0:1
I teraz scenariusze są takie:
1. albo T. jedzie i będę miała spokój na dwa tygodnie
2. albo dziś składam zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa
3. albo nie robię nic

Jeśli złożę zawiadomienie, rozprawa będzie z końcem września. Wiem, bo dokładnie ubiegłego maja składałam poprzednie, i rozprawa była 30 września. T. będzie odpowiadał z wolnej stopy. Przez ten czas będzie mnie nachodził, co gorsza też w pracy, i dezorganizował mi życie. Nie wiem, jaki zapadnie wyrok, ale ja zbankrutuję na pewno.
Jeśli nie zrobię nic, to tak się to będzie wlokło, coraz gorzej, bo on sam nie przestanie, aż w końcu albo T. zrobi mi konkretną krzywdę, albo zrobię ją sobie ja, co nie jest wcale złym pomysłem. Tyle, ze psów szkoda.

esaneta - Pon 23 Maj, 2016 05:14

AnnaEwa, składając doniesienie o popełnieniu przestępstwa znęcania możesz równolegle wnioskować o wydanie zakazu zbliżania. Bez względu na termin rozprawy sąd ma obowiązek wydać w tej kwestii postanowienie w ciągu 30 dni od dnia złożenia wniosku. Obliguje go do tego nowelizacja ustawy z 2010 , czy 2012 roku. Nie pamiętam dokładnie, ale możesz sobie wyguglować.
zołza - Pon 23 Maj, 2016 07:04

AnnaEwa napisał/a:
T. będzie odpowiadał z wolnej stopy. Przez ten czas będzie mnie nachodził, co gorsza też w pracy, i dezorganizował mi życie. Nie wiem, jaki zapadnie wyrok, ale ja zbankrutuję na pewno.
Jeśli nie zrobię nic, to tak się to będzie wlokło, coraz gorzej, bo on sam nie przestanie, aż w końcu albo T. zrobi mi konkretną krzywdę, albo zrobię ją sobie ja, co nie jest wcale złym pomysłem. Tyle, ze psów szkoda.


jest to przestepstwo ograniczenia twojej wolnosci

to rodzaj stalkingu ,musisz to zglosic i powolaj sie na art.190 kk
Art. 190a.

§ 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność,

podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca

podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.

§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 następuje na wniosek pokrzywdzonego.

To Twój dom ...i masz prawo w nim czuć się bezpieczna .A T . to według prawa całkowicie dla Ciebie obcy człowiek czyli intruz.

P.s Zawsze możesz napisać wniosek o ściganie czynu karalnego i złożyć go na " dziennik podawczy" bezpośrednio w Prokuraturze.
To chyba wszystko co wiem. Trzymaj się AnnaEwa.

OSSA - Pon 23 Maj, 2016 07:22

AnnaEwa, tak jak napisała Zołza to.wg prawa zupelnie obcy facet i nie masz żadnego obowiązku zajmowania.się jego sprawami. Martwienia się czy on pójdzie do roboty czy nie, a z drugiej strony nie rozumiem Kuzyna po cholerę mu pijany robotnik na budowie? Nie wyobrazam sobie by dzis ktos odpowiedziany dopuscil pijanego przy pracach budowlanych, zrobi komuś lub sobie krzywdę i pierwsze o co zapyta prokurator.....
AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 07:51

OSSA napisał/a:
nie rozumiem Kuzyna po cholerę mu pijany robotnik na budowie?


On tam nie pił :D T. starał się w jakiś dziwaczny sposób zachowywać trzeźwość, zresztą, odbył terapię zamkniętą we wrześniu. Ach, kij z tym, nie chce mi się myśleć o jego trzeźwościach albo nie, ani o nim w ogóle.

Historia miała ciąg dalszy. Kuzyn znalazł i przyprowadził T., który, gdy wszedł do domu i mnie zobaczył... oj... No, skończyło się tym, że kuzynowi udało się podstępem odzyskać moje kluczyki, zabrane mi już po raz drugi w ciągu doby, a T. udało się zabrać mi absolutnie wszystkie pieniądze, jakie jeszcze miałam w bilonie, metodą na tzw. "wyrwę", i papierosy. Poza tym zostałam poinformowana, że "już po mnie" i że mam trzy dni, żeby wyjechać, bo potem mnie zabije i policja ch..ja może mu zrobić. Kuzyn, przerażony, zrezygnował z pomocy T. i pojechał z powrotem, podrzucając mnie pod komisariat po drodze.

Złożyłam zawiadomienie. Obszerne zeznania. Podciągnięto to pod wykroczenie "zaboru mienia niewielkiej wartości", "naruszenia nietykalności cielesnej ścigane na wniosek" i "groźby karalne".
Prosiłam, żeby uświadomili T., że wywieranie presji na świadka, którym od tej pory jestem, podlega karze, ale było już następne zgłoszenie - kradzieży ciągnika w sąsiedniej gminie, a to jest zabór mienia o znacznej wartości i "Przykro nam, musimy tam jechać".

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 07:55

zołza napisał/a:
A T . to według prawa całkowicie dla Ciebie obcy człowiek czyli intruz.


W moim domu ma swoje rzeczy i, jak usłyszałam, ma prawo po nie wejść do domu i nie jest to wtargnięcie. Ja nie mam prawa samowolnie tych rzeczy usunąć, np. wystawiając przed dom - wtedy ja popełniam przestępstwo, narażając cudze mienie na kradzież lub zniszczenie.
Prosiłam, by asystowali przy wydaniu rzeczy do rąk własnych T. - usłyszałam, że "o ile będziemy mieli czas".

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 08:06

Nie wiem, kochani, jak to się skończy. Będę starała się pisać i informować na bieżąco, co się dzieje.
Może stać się tak, że on mnie pobije, zrani albo zabije. Ale może nie.
Nie mogę się teraz wycofać, bo "terroryści wygrają" :)

Prosto z posterunku poszłam do pracy, tu jestem na widoku, chodzą ludzie, jestem bezpieczniejsza.

zołza - Pon 23 Maj, 2016 08:11

Anna - pan "T" gdy zostanie wezwany na przesłuchanie celem wyjaśnienia- zmięknie ...to tchórz i nie będzie się narażał na ponoszenie konsekwencji dla "jakiejś baby" :mgreen:
Mała - Pon 23 Maj, 2016 08:19

AnnaEwa - w trudnym momencie - nawet moi bliscy się wycofali: "ja się nie wcinam do waszych spraw". A poprosiłam tylko brata, żeby stał na schodach wew.domu (na piętrze) i widział Kaktusa, który stał piętro niżej i był totalnie nawalony. Przyszedł po swoje rzeczy. Ludzie wolą NIE WIDZIEĆ prawdy. Łatwiej schować głowę w piasek.
W takich mementach - dowiadujesz się, kogo masz po swojej stronie. KTO naprawdę jest po Twojej stronie. Przerobiłam to.
I wyciągnęłam z tych wszystkich sytuacji jeden wniosek: "Nie ma ofiary, nie ma kata". Wcześniej tego nie rozumiałam. Dopiero kiedy się postawiłam "katowi. "Chcesz, uderz! a ja zaraz zadzwonię do dzielnicowego, chcesz z nim porozmawiać?" - trzymałam wtedy telefon z wybitym numerem w ręku i patrzyłam katowi prosto w oczy. Wewnątrz,trzęsłam się ze strachu ale WTEDY mu tego nie pokazałam.
Nie jesteś sama, miej telefon w ręku, albo z włączonym dyktafonem, albo poproś kogoś zaufanego, żeby był po drugiej stronie słuchawki.
Dasz sobie radę!!! :kciuki:

Jras4 - Pon 23 Maj, 2016 08:29

stale gadasz o nim ... i na kogo wreszcie jest dom ?
AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 08:40

Jras4 napisał/a:
stale gadasz o nim ... i na kogo wreszcie jest dom ?


Sprawdź sobie parę kartek wcześniej.

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 08:45

Mała napisał/a:
Nie jesteś sama, miej telefon w ręku, albo z włączonym dyktafonem, albo poproś kogoś zaufanego, żeby był po drugiej stronie słuchawki.

On jest silny, szybki i sprawny, chyba, że naprawdę już się ledwo na nogach trzyma, ale to się zdarza rzadko, bo ma duży litraż. Telefon natychmiast mi wyrwie, naprawdę natychmiast. Nikogo zaufanego nie mam, jestem sama. Nikt się nie będzie świrowi narażał, też to przerabiałam, rok temu.
zołza napisał/a:
Anna - pan "T" gdy zostanie wezwany na przesłuchanie celem wyjaśnienia- zmięknie

Tak, może tak być. W tym pokładam jakąś nadzieję.

Zamierzam złożyć wniosek o zakaz zbliżania, jak ktoś już znowu będzie na tym posterunku... :/

Jras4 - Pon 23 Maj, 2016 08:45

jesli na ciebie jest dom to nie rozumiem tych problemów
a to znaczy że masz to na włąsne zycznie

Mała - Pon 23 Maj, 2016 08:51

Ja też byłam w tych chwilach zupełnie sama. A telefon z dyktafonem możesz włożyć do kieszeni. On bazuje właśnie na tym że "Jeteś sama"! Slatego czuje się bezkarny.
Masz laptopa z kamerką? Włącz nagrywanie i zminimalizuj okienko. Widać było tylko pulpit. Ja tak też robiłam. Nagrywałam non-stop i niepotrzebne (bez udziału agresora) kasowałam.

zołza - Pon 23 Maj, 2016 09:14

AnnaEwa napisał/a:
Zamierzam złożyć wniosek o zakaz zbliżania

To właściwa droga i tego się trzymaj- jedna prośba bądź konsekwentna i nie odpuść ani o milimetr - to Twoje terytorium :tak:

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 09:23

Będę konsekwentna. Za daleko to zaszło.
Wróciłam do domu, bo... w sklepie toaleta jest nieczynna :D
Nie wiem, co będzie. Kończą mi się pieniądze, nawet na czynsz nie mam. Jechać na to al anon? Nie jechać? Następny wydatek, poza tym wracałabym po nocy... W takim stanie, jak jestem, nic nie zarobię i tak.
"Schodzi" ze mnie stres, ten, wiecie, najsilniejszy, i się rozpadam. Każdy oddech to wysiłek, jeść nic nie jestem w stanie, a nie pamiętam, kiedy jadłam, chyba wczoraj po południu. To się wydaje tak dawno.

esaneta - Pon 23 Maj, 2016 09:30

AnnaEwa, jeszcze jedno mi się przypomniało.
W gminach, a już na pewno w powiatach funkcjonują tzw. Ośrodki Interwencji Kryzysowej, które świadczą różne formy pomocy doraźnej.
Mogłabyś może odwiedzić jakiś najbliższy, by dowiedzieć się np. jakie są Twoje prawa. Świadomość ta, na pewno zwiększy Twoje poczucie bezpieczeństwa.
Tu masz link do warszawskiego ośrodka, by mieć jako taki pogląd, czym takie instytucje się zajmują http://www.oik.warszawa.pl/index.php/dziaalno

AnnaEwa napisał/a:
"Schodzi" ze mnie stres, ten, wiecie, najsilniejszy, i się rozpadam

Wstrzymaj się trochę z tym rozpadaniem. Ogarnij swoje bieżące sprawy a potem się rozpadnij, by zebrać się na nowo jako nowa, odmieniona Ty :pocieszacz:

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 09:31

Pamiętam swoje szczęście, dumę z niego, gdy poszedł na terapię. Jeździłam do ośrodka w niedziele, robiliśmy sobie pikniki w parku, pod drzewami. Myślałam, że to początek pięknej podróży, wspólnej, że będzie ciężko, wiedziałam, że mogą być wpadki, ale że pomału, pomału będzie coraz lepiej, coraz uczciwiej, mądrzej. Chciałam wierzyć, że ten koszmar sprzed terapii już nigdy się nie powtórzy.
OSSA - Pon 23 Maj, 2016 09:33

AnnaEwa, bądź konsekwentna, jeśli cos postanowisz to tak zrób. Najgorsze jest jak się teraz zerezygnujesz, on poczuje się zupełnie bezkarny. Pomyśl są dobre strony tej sytuacji, to nie jest.twój mąż, nie macie wspólnych dzieci na utrzymaniu, wspólnego majątku. Wystarczy , że e mu jego rzeczy osobiste, możesz w obecności świadków, policji . Jesteś naprawde w dobrej sytuacji ..działaj :prosi:
Jacek - Pon 23 Maj, 2016 09:34

esaneta napisał/a:
Wstrzymaj się trochę z tym rozpadaniem. Ogarnij swoje bieżące sprawy a potem się rozpadnij, by zebrać się na nowo jako nowa, odmieniona Ty :pocieszacz:

i na zlot,do Lichenia za rok :pocieszacz: :buzki: :kciuki:

OSSA - Pon 23 Maj, 2016 09:40

Aniu dasz radę. :kciuki:
AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 09:41

OSSA napisał/a:
Najgorsze jest jak się teraz zerezygnujesz, on poczuje się zupełnie bezkarny.


On mnie może po prostu zabić. nawet niekoniecznie z wyrachowaniem, ale to duży, bardzo agresywny facet, który nad sobą nie panuje, a noże lubi i umie ich używać.
Nie martwcie się, nie zrezygnuję.
Poprzednio też nie zrezygnowałam, rozprawa się odbyła, wyrok zapadł. Wycofałam tylko wnioski z oskarżenia prywatnego, na ostatniej rozprawie, gdy był już po terapii zamkniętej i jeździł regularnie na mitingi. Wtedy uznałam, że moja gehenna się skończyła.

Teraz wiem, że nie mogę się do niego zbliżać, w żaden sposób. Bez względu na żadne terapie.

Jacek - Pon 23 Maj, 2016 09:47

AnnaEwa napisał/a:
Pamiętam swoje szczęście, dumę z niego, gdy poszedł na terapię. ( ... ) Chciałam wierzyć, że ten koszmar sprzed terapii już nigdy się nie powtórzy.

alkoholik trzeźwieje nie wtenczas gdy odstawi butelczynę
a wtenczas gdy po nią nie sięga
i nie rzecz ze chodzi tu o sięganie ręką,a umysłem
wiem bo to przechodziłem,zanim znalazłem się tu gdzie teraz jestem
terapię również musi uchwycić "umysłem" i "umysłem" odstawić "butelczynę"
ja tak naprawdę zacząłem trzeźwieć ,gdy odstawiłem w "umyśle" "żal po stracie"
a miałem ze 4 lub 5 lat trzeźwości za sobą

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 10:10

esaneta napisał/a:
Mogłabyś może odwiedzić jakiś najbliższy, by dowiedzieć się np. jakie są Twoje prawa

W powiecie nie mają prawnika, dzwoniłam przed chwilą. W wojewódzkim najbliższa wolna godzina dyżuru prawnika jest za tydzień, we wtorek, w południe, wtedy muszę być w pracy. Zresztą, nie mogę jeździc codziennie ponad 100 km, już i tak ten al anon...

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 11:24

No, rewelacja! T. właśnie przed chwilą naszedł mnie w pracy, dzwonię na komendę, a tam nie odbierają wcale! No, jest to jakaś metoda, by nie odmawiać interwencji, przyznać trzeba, pomysłowa!
esaneta - Pon 23 Maj, 2016 11:27

Dzwonilas bezpośrednio na komendę czy na 112 lub 997?
zołza - Pon 23 Maj, 2016 11:27

AnnaEwa napisał/a:
dzwonię na komendę, a tam nie odbierają wcale!

DZWOŃ NA 112 - rozmowa zawsze zostanie przekierowana i nagrana. Czujesz zagrożenie życia i zdrowia- pamiętasz?

OSSA - Pon 23 Maj, 2016 11:45

I Anna teraz to juz zaczynasz szukac powodów ,a nie sposobów. W każdej gminie jest komisja rozwiązywania problemów alkoholowych, są darmowi prawnicy , są placówki pomocy społecznej. Wszędzie w całej Polsce działa nr alarmowy 112 , tam odpowiednie służby kierują pomoc w zaleznosci od potrzeb. Nie krec scenariuszy tylko działaj nikt tego za ciebie nie.zrobi.
OSSA - Pon 23 Maj, 2016 11:59

AnnaEwa, większość z nas ma całkiem spore doświadczenie z policją i innymi organami w sprawie wiadomej. Nie wiem czy robisz to świadomie , czy nie ale próbujesz nami manipulować. Wychodzę z tej gry :bezradny:
AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 12:09

OSSA napisał/a:
I Anna teraz to juz zaczynasz szukac powodów ,a nie sposobów. W każdej gminie jest komisja rozwiązywania problemów alkoholowych, są darmowi prawnicy , są placówki pomocy społecznej.


Ręczę, że w mojej gminie nie ma w ogóle żadnego prawnika, tym bardziej dyżurnego, jakiejkolwiek instytucji. Komisja rozwiązywania problemów alkoholowych składa się z byłej bibliotekarki, wyleczonego alkoholika i policjanta. Dyżurują trzy godziny w tygodniu. Mówią, żeby w razie czego dzwonić na policję.
Placówki pomocy społecznej też nie ma. Jest ośrodek dla upośledzonych z kilkoma pielęgniarkami, ale nie wiem, jak to mogłoby mi pomóc. Rozdawnictwem zasiłków zajmuje się bezpośrednio gmina.
W powiecie jest większy ośrodek pomocy społecznej, ale nie mają porad prawnych, w każdym razie ja nie dotarłam, może źle dzwoniłam.
Dzwoniłam do wojewódzkiego ośrodka i, tak, jak napisałam, prawnik ma wolną godzinę za osiem dni, we wtorek w południe.

Siedzę teraz, zamiast pracować, i kopię w kodeksie karnym. T. przychodzi i wysyła sms-y. może powinnam zadzwonić na 112, jak mi tu poradzono, ale wolałabym, żeby mi pod sklep nie podjeżdżał radiowóz, zwłaszcza, że cholera wie, kiedy by to nastąpiło, czy za godzinę, czy za cztery. Wolałabym się dowiedzieć, kiedy ktoś znowu będzie na posterunku - wpadłabym tam i uzupełniła zeznania, oraz złożyła wniosek o zakaz kontaktów. Ale na komendzie nikt nie odbiera telefonów.

To nie moja wina, że mieszkam na dzikim wschodzie.

pterodaktyll - Pon 23 Maj, 2016 12:14

AnnaEwa napisał/a:
To nie moja wina, że mieszkam na dzikim wschodzie.

Nie, nie Twoja.... ale wyłącznie Twoja, że nie przerwiesz tego horroru. Istnieje coś takiego jak syndrom sztokholmski, wydaje mi się, że pasujesz jak ulał do niego..........

Linka - Pon 23 Maj, 2016 12:45

zołza napisał/a:
DZWOŃ NA 112 - rozmowa zawsze zostanie przekierowana i nagrana

Potwierdzam, tylko tam , albo na 997 Twoje zgłoszenie zarejestrują.

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 12:46

OSSA napisał/a:
AnnaEwa, większość z nas ma całkiem spore doświadczenie z policją i innymi organami w sprawie wiadomej. Nie wiem czy robisz to świadomie , czy nie ale próbujesz nami manipulować. Wychodzę z tej gry :bezradny:

pterodaktyll napisał/a:
Nie, nie Twoja.... ale wyłącznie Twoja, że nie przerwiesz tego horroru. Istnieje coś takiego jak syndrom sztokholmski, wydaje mi się, że pasujesz jak ulał do niego..........


Ok. Siedzę od samego rana i robię, co mogę. Piszę, co zrobiłam, jakie telefony wykonałam, że złożyłam zawiadomienie, że chcę je uzupełnić, zresztą, zgodnie z poradami, które tu dostałam (zakaz kontaktów). Piszę wszystko zgodnie z prawdą, wręcz szczegółowo. Piszę, co jest, czego nie ma.
Rozumiem, że jesteście tym zmęczeni. Nie dziwię się, ja też jestem. Jestem rozchwiana, zmęczona i się boję.
Dam Wam odpocząć trochę od siebie, nie będę już Was tak dręczyć. Nie obrażam się, jest ok.
Jakoś tu będę sobie motać, jak się da.

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 12:46

Linka napisał/a:
zołza napisał/a:
DZWOŃ NA 112 - rozmowa zawsze zostanie przekierowana i nagrana

Potwierdzam, tylko tam , albo na 997 Twoje zgłoszenie zarejestrują.


Tak, tak w razie zagrożenia będę robić. Dziękuję.

Klara - Pon 23 Maj, 2016 12:51

AnnaEwa napisał/a:
Rozumiem, że jesteście tym zmęczeni.

To nieprawda :nie:
Czasem to co piszesz może się komuś wydać nieprawdopodobne, bo nie żyje tam gdzie Ty, bo ma inne doświadczenia itp.
Mnie się też czasami różne rzeczy opisywane tutaj wydawały nieprawdopodobne i dawałam temu wyraz, ale tym się nie przejmuj.
Pisz, a gdy się okaże, że na przykład nikt Ci nie odpowie, będzie to znaczyło, że tym razem nie ma osoby, która przeżyła coś podobnego i nie wiemy co Ci poradzić.

Nie łam się i bądź KONSEKWENTNA :pocieszacz:

esaneta - Pon 23 Maj, 2016 12:57

AnnaEwa, W Twoim powiecie działa również instytucja zwana Centrum Pomocy Rodzinie. Zgodnie z artykułem 112 Ustawy o opiece społecznej.
Sprawdziłam, mają tam tez dyżury prawników.

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 14:51

esaneta napisał/a:
W Twoim powiecie działa również instytucja zwana Centrum Pomocy Rodzinie


Dzięki, sprawdzę.
Naszedł mnie w sklepie kolejny raz, uciekłam, podjechałam na posterunek, akurat ktoś był. Złozyłam uzupelnienie zeznań, naswietlając zabór bilonu jako wymuszenie rozbójnicze, a nie zabór mienia o znikomej wartości, i 190a kk, więc nękanie, jako wywieranie wpływu na świadka przecież od rana byłam już świadkiem oskarżenia. Złożyłam też wniosek o zakaz kontaktu i przebywanie na posesji, z natychmiastowym zabezpieczeniem roszczenia, ze względu na eskalację zachowań godzącą w bezpieczeństwo. Efekt całodziennego siedzenia w kk, poza tym przypomniały mi się procedury sprzed roku.
Biorę ostatnie pieniądze na benzynę, jadę na miting.

OSSA - Pon 23 Maj, 2016 15:10

esaneta napisał/a:
AnnaEwa, W Twoim powiecie działa również instytucja zwana Centrum Pomocy Rodzinie. Zgodnie z artykułem 112 Ustawy o opiece społecznej.
Sprawdziłam, mają tam tez dyżury prawników.


Cytat:
Osoby nękane przez najbliższych mogą uzyskać pomoc telefonując pod jeden z następujących numerów:

0- 801 120 002 Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" (płatny pierwszy impuls, linia czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 10 - 22, w niedziele i święta w godzinach 10 - 16)



0-22 666 00 60 (linia płatna, czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 10-22)



0- 800 120 226 Policyjny Telefon Zaufania (linia bezpłatna, czynna codziennie w godzinach 8-22)


Cytat:
O popełnieniu przestępstwa, jakim jest przemoc domowa powinny być zawiadomione organy ścigania, to jest policja i prokuratura.

Bardzo istotne w przypadku przemocy domowej jest zbieranie dowodów po każdym akcie przemocy:

notowanie dat i przebiegu aktów przemocy – ułatwi to osobie pokrzywdzonej składanie zeznań (bardzo łatwo zapomina się daty i godziny);
należy zabezpieczyć (np. ukryć) dowody rzeczowe, to może być podarte ubranie ze śladami krwi, zniszczone sprzęty, przedmioty (jeśli wzywamy policję na interwencję należy złożyć wniosek o zabezpieczenie tych dowodów);
zapisać nazwiska świadków zdarzenia (to mogą być sąsiedzi, nawet jeśli tylko słyszeli krzyki i awanturę przez ścianę);
należy zrobić obdukcję (trzeba zgłosić się do przychodni i poprosić o wykonanie obdukcji – wykonuje ja lekarz uprawniony do tego. Gdy takiego lekarza nie ma, trzeba poprosić by inny lekarz obejrzał obrażenia i opisał je po prostu w karcie. To też jest dowód.);
można wykonać zdjęcia obrażeń i/lub zdemolowanego domu (potrzebny jest jednak świadek, który potwierdzi, że tak właśnie to wyglądało tego dnia. Świadkiem może być sąsiad, znajomy czy koleżanka).

Pamiętaj, że konieczne jest złożenie zawiadomienia o przestępstwie tzn. opisanie co się wydarzyło. Możesz zrobić to sam/a lub inna osoba, która wie o jego popełnieniu. Złożenie zawiadomienia o przestępstwie powoduje uruchomienie wszystkich stosownych procedur prawnych. Zawiadomienie złożone przez osobę pokrzywdzoną lub kogoś innego (np. członka rodziny, znajomego, sąsiada) może być dokonane ustnie (wtedy należy poprosić o sporządzenie protokołu przez policjantów) lub pisemnie (złożone na komisariacie lub wysłane listem poleconym).

Po złożeniu zawiadomienia o przestępstwie policja powinna wszcząć postępowanie przygotowawcze. W trakcie tego postępowania osobie pokrzywdzonej przysługuje szereg uprawnień:

może składać wnioski dowodowe (tzn. zgłaszać dowody świadczące o przemocy);
przeglądać akta sprawy i robić z nich odpisy;
składać zażalenie na postanowienie prokuratora dotyczące znanych dowodów (prokurator decyduje, które dowody uważa za istotne w danej sprawie, a które nie. Gdy osoba pokrzywdzona z tym wyborem się nie zgadza, składa zażalenie.);
składać wnioski o pozwolenie na udział w czynnościach dochodzeniowych, np. przesłuchanie świadka (możesz mu wtedy zadawać pytania lub składać oświadczenia dotyczące sprawy).
W trakcie postępowania przygotowawczego sąd może zdecydować by sprawcę przemocy zatrzymać w areszcie tymczasowym. Pamiętaj, że gdy sprawca namawia Cię do wycofania skargi, odmowy zeznań, nakłania Ciebie lub świadków do składania fałszywych zeznań, grozi lub ponownie dopuszcza się przemocy - napisz prośbę do prokuratora prowadzącego Twoją sprawę lub sądu o zastosowanie aresztu tymczasowego wobec sprawcy.



http://www.pcpr.info/formy_udzielanej_pomocy

esaneta - Pon 23 Maj, 2016 16:48

Brawo Anka! :brawo:
Jacek - Pon 23 Maj, 2016 19:41

AnnaEwa napisał/a:
Dam Wam odpocząć trochę od siebie

Aniu :nono: ja ci zaraz dam
my tu wszyscy po pomoc przyszli ... a co se myślisz
ja tu siedzę bo mam pomoc od was,łącznie z Tobą
a co chlać mam iść??? se wole z tobą Anko pogadać

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 20:34

OSSA napisał/a:
może składać wnioski dowodowe (tzn. zgłaszać dowody świadczące o przemocy);
przeglądać akta sprawy i robić z nich odpisy;
składać zażalenie na postanowienie prokuratora


Tego najprościej jest dopilnować, będąc stroną w procesie. W tym celu składa się wniosek o przyznanie statusu oskarżyciela posiłkowego, w tym momencie nie jest się już jedynie świadkiem/poszkodowanym, ale stroną, co skutkuje m. in. tym, że można samodzielnie złożyć apelację w wypadku, jeśli prokurator nie ma zastrzeżeń do wyroku, a my tak. Wniosek można złożyć na każdym etapie postępowania. Ja złożyłam od razu.

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 20:46

Jak się łatwo domyślić po mojej obecności, wróciłam z mitingu. Bardzo fajna grupa, wyważona, rozsądna i, jak mi powiedziano, jedyna al anon w mieście, w tej chwili. Więc znów miałam szczęście. Postaram się dopasować terapię, by najpierw jeździć do terapeuty, a później zjeżdżać na miting, będę sobie robić takie pół dnia w tygodniu terapeutyczne.

W domu pusto, T. się nie włamał, nie czatował na mnie.

Jestem wykończona. Na dziś mam dosyć, mam tylko nadzieję, że noc będzie spokojna.
Na wieczór "Niania McPhee", tylko na taki film mam dziś siły :) Odjechane kolory ścian, happy end i niezrównana Emma Thompson w roli tytułowej, to jest to, czego mi teraz trzeba :)

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 20:50

Jacek napisał/a:
a co chlać mam iść???


Jacek, bez takich :nono: Bo mi się takie teksty źle kojarzą!

Jacek napisał/a:
se wole z tobą Anko pogadać


A to mnie bardzo, bardzo cieszy! :]

Jacek - Pon 23 Maj, 2016 20:59

AnnaEwa napisał/a:
:nono:

xc4fffv

AnnaEwa - Pon 23 Maj, 2016 21:03

Jacek napisał/a:
xc4fffv


:rotfl:
No, już dobrze, dobrze!

Kami - Pon 23 Maj, 2016 22:03

AnnaEwa napisał/a:
W domu pusto,

nie sądzę byś chciała wrócić do czasu, kiedy był "pełen dom"
AnnaEwa napisał/a:
będę sobie robić takie pół dnia w tygodniu terapeutyczne.

i bardzo dobrze, :okok: zobaczysz jak bliskie staną Ci się osoby z podobnym problemem przy nich nabierzesz sił :)
AnnaEwa napisał/a:
Jestem wykończona. Na dziś mam dosyć, mam tylko nadzieję, że noc będzie spokojna.

za niedługo noce będą tylko spokojne.
Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez mojego byłego ..... dziś zastanawiam się ( już nawet się nie zastanawiam ;) ) jak ja mogłam być tak długo ( za długo ) z kimś, kogo średnio obchodziłam bo w domu najważniejsza była butla piwa.
Bądź konsekwentna wtedy szybciej przez tą "drogę krzyżową" przejdziesz .....
Spokojnego wieczoru przed Tv :tea: robiłam sobie herbatkę zieloną przyniosłam i dla Ciebie :pocieszacz:

staaw - Czw 26 Maj, 2016 16:04

Anno, jak jest?
AnnaEwa - Pią 27 Maj, 2016 20:41

Ciężkie chwile za mną, a do tego zaczął się sezon długi weekend - i ciągle siedzę w sklepie, jestem wykończona. Napiszę jutro obszerniej, co się działo.
W każdym razie jestem, żyję, cała i zdrowa :)

Jacek - Sob 28 Maj, 2016 12:19

AnnaEwa napisał/a:
W każdym razie jestem, żyję, cała i zdrowa :)

super :okok: :buziak: :kwiatek:

AnnaEwa - Wto 31 Maj, 2016 10:10

Nie, wcale nie jest super, niestety.

Piszę jak na spowiedzi, było tak:
1. Na trzeci dzień po złożeniu przeze mnie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, zadzwonili do mnie z posterunku, wezwali, przyszłam - okazało się, że T. przetrzeźwiał, zgłosił się sam, złożył wyjaśnienia, nie wiem , jakie. Pan starszy aspirant przeprowadził ze mną długą rozmowę, że to nie o to przecież chodzi, żeby wsadzać człowieka do więzienia, że teraz jest najlepszy moment, żeby T. podjął terapię, że nie stanowi już zagrożenia, że żałuje i zgłosi się do mnie, jeśli się zgadzam, żeby samemu to powiedzieć. Że z więzienia wyjdzie "zmieniony", że dla takich ludzi "już nie ma potem życia", że "go złamią" i że wszystko w moich rękach, mogę wycofać zeznania, ale jeśli się na to decyduję, to natychmiast, bo oni nie mogą już dłużej nie powiadamiać prokuratury, muszą dziś wysłać papiery, albo nie. A oni "już dopilnują", żeby takie sytuacje się nie powtarzały.
No i wycofałam.
2. Po południu, w dniu wycofania zeznań, gdy do mnie dotarło, co zrobiłam i że nic się nie zmieni, miałam bardzo ciężkie załamanie nerwowe, jakoś się cudem pozbierałam (pies mnie znalazł i "namówił", żebym sobie nic nie zrobiła), później czekałam następnego mitingu, trzy dni bez snu, bez jedzenia praktycznie - nie mogę jeść..
3.Był długi weekend i musiałam nadgonić coś w robocie, bez przerwy siedziałam w sklepie, taki fach...
4.W międzyczasie: w domu i okolicach domu działo się coraz gorzej. T. przychodził kompletnie pijany nocami i walił mi po oknach, krzyczał. Dogadał się telefonicznie z moim kuzynem, przeprosił go, jak to on potrafi, obiecał, że "jutro" przyjeżdża do pracy. Jeśli ktoś nie wie - "jutro" to zawsze jest "jutro", nigdy "dzisiaj", w tym wypadku "jutro" ciągnęło się od soboty do teraz. Chciałam doczekać, żeby pojechał, zebrać się jakoś, wzmocnić się (...miting! miting!...)
4. Wróciłam z mitingu o w pół do dziewiątej wieczorem. T. czekał na schodach, był pijany, wtargnął za mną do domu. Byłam bardzo spokojna, zresztą zawsze jestem. Żądałam, żeby wyszedł - jeśli chce pić, niech pije, świat jest wielki, na pewno znajdzie osoby, którym z tym dobrze. Mnie nie jest dobrze. Złamał umowę - miał się do mnie nie zbliżać pod wpływem alkoholu. Ma wyjść.
Nie będę opisywać, co się działo. Nie, nie uderzył mnie. Zatrzymywał rękę za każdym razem tuż przed moją twarzą. Wyrwał telefon, gdy chciałam wezwać pomoc. Najpierw próbował mnie wyrzucić z domu, groził śmiercią, potem powyrzucał psy - dwa uciekły, bałam się, że kogoś w nerwach zaatakują, na szczęście było późno. Potem, po północy, same wróciły.
Uciekałam do kuchni, podsłuchiwałam, czy zasnął, długo. Potem wymknęłam się, wsiadłam do auta, pojechałam do powiatu, na komendę. Zabłądziłam, nie znalazłam komendy, nie znam zbyt dobrze miasta. Zaczęło mi brakować paliwa, bałam się, że wracając utknę w lesie, a na komendzie i tak nikt mi nie uwierzy. Wróciłam. Pomyślałam, że rano złożę ponownie zawiadomienie na miejscu, ale T. wstał bardzo wcześnie :"na pastwisko, krowo!" - nie czekałam, zwiałam.
5. Na posterunku nikogo nie było. Dobiłam się do sąsiedniego mieszkania, pożyczyli telefon, zadzwoniłam na 997, czekałam jeszcze godzinę, pod posterunkiem, pod kamerą. Przyjechali wreszcie.
6. Chcieli to znów podpiąć pod "zabór mienia znikomej wartości", że ten telefon. Powiedzieli, że naruszenia miru nie ma, jeśli delikwent mieszka, "a poza tym on się chyba pani dołożył do remontu, więc ma prawo mieszkać". Zapytali, czy chcę złożyć zawiadomienie - powiedziałam, że później, bo jestem roztrzęsiona, na razie oczekuję interwencji. "To co my mamy zrobić??" "Ja tam nie pojadę, jestem sam, muszę zaczekać na kolegę" - dalsze półtorej godziny.
6. Gdy w końcu zajechaliśmy do domu, T. spał, goły i pijany. Do policjantów mówił po imieniu, twierdził, że to ja robię awantury, nie daję mu spać. Nie odzywałam się najpierw, później zażądałam, żeby "ten człowiek" opuścił dom, w którym jestem głównym najemcą. Szamotanina z policjantami, odmowa ubrania się, w końcu go skuli i wyprowadzili (sami go ubierali, śmichy-chichy...)
Powiedzieli, że go zatrzymują na podstawie 15a, cokolwiek by to oznaczało, i że mam dwie godziny na złożenie zawiadomienia, a później wypuszczą.
7. Zadzwoniłam do poznanej kiedyś dziennikarki społecznej - miałam jej nr (telefon znalazłam, był w domu). Przejęła się. Zaczęła grzebać po procedurach, stwierdziła, że takie działanie policji "to jakieś jaja" i żebym jechała składać zawiadomienie do powiatu - ale ja po nocnej eskapadzie nie miałam już benzyny. Zadzwoniła do swojego znajomego oficera z powiatu, potem oddzwoniła do mnie, poinstruowała, żeby domagać się procedury założenia "niebieskiej karty". Poszłam na posterunek, ale znowu nikogo nie było, zadzwoniłam na 997, w mojej sprawie "zatrzymują" i są w powiecie właśnie, gdy przyjadą, sami oddzwonią.
I teraz czekam.

Klara - Wto 31 Maj, 2016 10:23

:zalamka:
AnnoEwo, gdy już się uspokoisz, ochłoniesz nieco, zrób sobie kawę, jeśli palisz - zapal papierosa i po-wo-lut-ku, ze zrozumieniem, przeczytaj Twój temat OD POCZĄTKU.
Wszystko co powinnaś zrobić zostało Ci już napisane.
Naprawdę! Uwierz w doświadczenie osób tu piszących :pocieszacz:

AnnaEwa - Wto 31 Maj, 2016 10:23

pterodaktyll napisał/a:
Dobrych wyborów życzę


Dziękuję. Widzisz, gdybym umiała wymagać dla siebie i zachowywać się jak zdrowi, to nie byłabym współuzależniona i... nie byłoby mnie tutaj.
"Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz źle się mający", jak powiada Dobra Księga.

Jacek - Wto 31 Maj, 2016 10:28

AnnaEwa napisał/a:
Nie, wcale nie jest super, niestety.

no,nie całkiem
dobrze jednak że Tobie nic nie zrobił
moja droga,alkoholizm,to długa droga,w szczegulności gdy robi się coś nie tak
czy chcesz zatrzymać trzeźwego "T" czy się jego pozbyć - musisz iść jedną zdecydowaną drogą
to wszystko po to ,aby on zrozumiał że czyni źle i krzywdzi nie tylko siebie,ale również takim postępowaniem wszystkich w okuł siebie
dopóki się kryje alkoholika,on ma komfort do picia (bynajmniej tak to podświadomie do niego dociera)

pterodaktyll - Wto 31 Maj, 2016 10:29

Cytat:
Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz źle się mający", jak powiada Dobra Księga.

Ta sama księga powiada również, że chcieć to móc, a wiara, że się uda, potrafi czynić cuda.
Tak powiada Dobra Księga ;)

Linka - Wto 31 Maj, 2016 10:57

Polskę powiatową, kolesiowską znam niestety.
Koleżanki mąż wódkę z komendantem pił .
Pomimo to nie wycofała oskarżenia .
Komendanta juz nie ma . :mgreen:

Maciejka - Wto 31 Maj, 2016 11:49

Jak mnie przycisneło dobre zycie to poszłam wszędzie gdzie się dało żeby przerwać to dziąło sie w domu. Mozna od razu w prokuraturze złożyć wniosek.
zołza - Wto 31 Maj, 2016 12:04

AnnaEwa napisał/a:
I teraz czekam.

No to ja z Tobą poczekam :pocieszacz:

Klara - Wto 31 Maj, 2016 12:11

Linka napisał/a:
Koleżanki mąż wódkę z komendantem pił .

Mój mąż też był na "ty" z dzielnicowym.
Nie wiem, czy na skutek mojej skargi (na piśmie, z datownikiem na kopii) na zlekceważenie mojego zgłoszenia, ale wkrótce po niej, nastąpiła zmiana dzielnicowego.

AnnaEwa - Wto 31 Maj, 2016 12:40

Jacek napisał/a:
AnnaEwa napisał/a:
Nie, wcale nie jest super, niestety.
no,nie całkiem

Jacku, dzięki! :rotfl: To jak ze znanego dowcipu: - Zasłałem łóżko. - To bardzo dobrze! - Nie bałdzo...

zołza napisał/a:
No to ja z Tobą poczekam :pocieszacz:

Dziękuję, Kochana :) Pomogło :)

Klara napisał/a:
Mój mąż też był na "ty" z dzielnicowym.
Nie wiem, czy na skutek mojej skargi
... Zanim doczytałam do końca, wyobraziłam sobie, że napiszesz "...dzielnicowy zerwał z mężem", czy coś w tym stylu :D


A w ogóle, to właśnie wróciłam z posterunku.
T. zatrzymany "do wyjaśnienia", teraz, po złożeniu przeze mnie zeznań i zawiadomienia, na 48 godzin, bo nie nadaje się tymczasem na przesłuchanie przed prokuratorem: gdy go zgarnęli z domu, czyli ponad 12 godzin od najścia jego na mnie i po kilku godzinach snu, miał 2,75 promila...
Złożyłam osobny wniosek o zakaz kontaktów z sugestią, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo próby wymuszenia zeznań na mojej osobie - to może być dla prokuratora podkładką do zastosowania aresztu tymczasowego.
Złożyłam osobny wniosek o ustanowienie mnie oskarżycielem posiłkowym.
Założono niebieską kartę.
Zobligowałam policję do niezwłocznego powiadomienia mnie o ewentualnym wypuszczeniu podejrzanego, ze względu na groźby odebrania życia.

No i zobaczymy, co będzie.

zołza - Wto 31 Maj, 2016 13:19

No !!! c4fscs
Klara - Wto 31 Maj, 2016 13:43

AnnaEwa napisał/a:
No i zobaczymy, co będzie.

Coś tam będzie, ale ważne, żebyś się nie cofnęła ANI O KROK :nono:

AnnaEwa - Śro 01 Cze, 2016 14:12

Właśnie zadzwonili z policji: T. wypuszczony z aresztu, dostał dozór i nakaz opuszczenia mieszkania. Zdaje się, że nie dostał zakazu zbliżania do mnie. Ma prawo przyjść po rzeczy.
Znów nie znam dnia ani godziny.
Boję się.

Klara - Śro 01 Cze, 2016 14:17

AnnaEwa napisał/a:
Boję się.

Poproś kogoś, żeby z Tobą trochę pomieszkał.
Jakąś sąsiadkę, koleżankę....

pterodaktyll - Śro 01 Cze, 2016 14:18

AnnaEwa napisał/a:
Zdaje się, że nie dostał zakazu zbliżania do mnie. Ma prawo przyjść po rzeczy.
Znów nie znam dnia ani godziny.
Boję się.

Najpierw sprawdź a potem się bój, a nie na odwrót....

AnnaEwa - Śro 01 Cze, 2016 14:21

Cytat:
Poproś kogoś, żeby z Tobą trochę pomieszkał.
Jakąś sąsiadkę, koleżankę....


Nie mam kogo. Już o tym pisałam tutaj. Wczoraj pół wieczoru zastanawiałam się, kogo mogłabym o coś takiego poprosić, ale nie, nie mam nikogo takiego.

AnnaEwa - Śro 01 Cze, 2016 14:25

pterodaktyll napisał/a:
Najpierw sprawdź a potem się bój, a nie na odwrót....


Wyjaśnij, proszę, co masz na myśli.

olga - Śro 01 Cze, 2016 14:35

a kuzyn?
AnnaEwa - Śro 01 Cze, 2016 14:41

olga napisał/a:
a kuzyn?


Kuzyn mieszka 400 km stąd.

No, długo to nie trwało: przyszedł jego ojciec z prośbą, że T. chce swoje rzeczy i żebym dała klucz do mieszkania, to pójdą razem, a potem ojciec mi sam ten klucz odniesie. T. stał przed drzwiami do sklepu...
Dałam te klucze, to i tak nie najgorszy wariant.

Linka - Śro 01 Cze, 2016 14:55

Jesteś pewna, że nic Twojego nie zabierze?

Zmieniłabym teraz zamki, tak na wszelki wypadek.

AnnaEwa - Śro 01 Cze, 2016 15:11

Cytat:
Jesteś pewna, że nic Twojego nie zabierze?


Wiele nie ma do zabrania :D , majtek damskich nie nosi, zresztą - niechby brał, byleby mieć spokój. Ale to akurat nie w jego stylu.

Ojciec wrócił, oddał klucz. Mówi, że T. bardzo się boi i na pewno nie przyjdzie do mnie. Oby tak było.

pterodaktyll - Śro 01 Cze, 2016 18:17

AnnaEwa napisał/a:
Wyjaśnij, proszę, co masz na myśli.

AnnaEwa napisał/a:
Ojciec wrócił, oddał klucz. Mówi, że T. bardzo się boi i na pewno nie przyjdzie do mnie.

Sama sobie już odpowiedziałaś....strach ma wielkie oczy :oczyska:

AnnaEwa - Czw 02 Cze, 2016 11:53

pterodaktyll napisał/a:
Sama sobie już odpowiedziałaś....strach ma wielkie oczy :oczyska:


Wiesz, mówiłam na podstawie bogatego i świeżego doświadczenia :D

Rzeczywiście, T. się nie pojawił. Wysłał wieczorem sms, że przeprasza.
Jak cudownie siedzieć w pracy i się nie bać :)

zołza - Czw 02 Cze, 2016 20:40

AnnaEwa napisał/a:
Jak cudownie siedzieć w pracy i się nie bać

A może być tak zawsze ;)

pterodaktyll - Czw 02 Cze, 2016 20:41

zołza napisał/a:
A może być tak zawsze ;)

Nic nie jest dane na zawsze droga zołzo :mgreen: i wiesz o tym doskonale zresztą ;)

zołza - Czw 02 Cze, 2016 20:44

pterodaktyll napisał/a:
Nic nie jest dane na zawsze droga zołzo i wiesz o tym doskonale zresztą


Eno kochany Pterodaktylu...w pracy się pracuje a nie boi ,że jakiś desperat wpadnie z nożem.. :dokuczacz:

pterodaktyll - Czw 02 Cze, 2016 20:49

zołza napisał/a:
.w pracy się pracuje a nie boi ,że jakiś desperat wpadnie z nożem..

Elo droga zołzo........do każdej pracy może wpaść desperat z nożem, ba....nawet imigrant może wpaść :rotfl:

zołza - Czw 02 Cze, 2016 20:53

pterodaktyll napisał/a:
do każdej pracy może wpaść desperat z nożem, ba....nawet imigrant może wpaść

Ale nie mój prywatny :p To jest nie przyczyna moich ( a raczej EwyAnny) problemów bo Ona zadba już o to - tak myślę :)

AnnaEwa - Pią 03 Cze, 2016 12:21

pterodaktyll napisał/a:
ba....nawet imigrant może wpaść :rotfl:


Bardzo chętnie! Zwłaszcza mahometanie mile widziani - BO z zasady NIE PIJĄ!! :D

(przyszedł właśnie mi do sklepu taki jeden przed chwilą, niemuzułmanin, oj, nie... trzy podejścia robił do trzech stopni schodów... tak zionął, że aż mnie zemdliło...)

Whiplash napisał/a:
Do mnie to tylko ignoranci wpadają :beba:


No właśnie :rotfl:

AnnaEwa - Czw 09 Cze, 2016 09:33

No tak.
Taka sytuacja: pomaga mi czasem w sklepie taka jedna znajoma. Nie jest to znajomość intensywna, np. nie bywamy u siebie w domach, ale w zasadzie to i tak najbliższa moja znajoma. Za pomoc w sklepie jej płacę.
Dziś o dziesiątej była umówiona na pomaganie mi w sklepie właśnie, trzeba było posprzątać.
Ale rano miałam potworny atak paniki, zaraz po przebudzeniu, taki z palpitacją, potami i niemożnością wstania z łóżka. Chciałam po prostu usłyszeć ludzki głos, jakiś życzliwy, i zadzwoniłam do niej.
Obcesowo zapytała, co z T., i zaczęła tyradę. Że sama jestem sobie winna. Że nie załatwiam swoich spraw. Że ludzie mówią... i że słyszała... i że przecież mi mówiła, co mam zrobić, i że robię wszystko "od du** strony", że nie jestem konsekwentna nawet w mojej pracy i stąd moje kłopoty, i że ona nie ma zamiaru mi powtarzać... i że jej się z tego powodu bardzo ciężko ze mną pracuje...
Milkliwie zakończyłam rozmowę i zbierałam się dłuższy czas, żeby dojść do siebie. Doszłam do wniosku, że to są skutki mieszania ról, i że albo ktoś jest znajomym, albo pracownikiem. No, ale swoją drogą, nawet traktując kogoś jak znajomego, nie ośmieliłabym się tak komuś agresywnie pakować w życie. Chyba nawet matka nie ma prawa postępować tak z dorosłym dzieckiem, prawda? A może się mylę...
W sklepie byłam przed czasem.
Przyjechała po mnie.
Było mi bardzo przykro, ale była robota do zrobienia. Nie byłam nieuprzejma, po prostu nie odpowiadałam na osobiste pytania, koncentrując się na tym, co trzeba zrobić, no i nie uśmiechałam się.
Powiedziała: "Jak zamierzasz się dąsać, to ja jadę".
W nagłym impulsie odpowiedziałam: "Wiesz, to jedź".
"Jak przemyślisz sprawę, zadzwoń" - rzuciła i poszła.

Proszę, niech ktoś, coś, bo czuję się okropnie.

A piszę o tym wszystkim, bo mam nieodparte wrażenie, że współuzależnienie to, być może, nie tylko wadliwa relacja z uzależnionym partnerem, ale zaburzone relacje ze wszystkimi wokół.
Ja nawet teraz nie wiem, co zrobiłam źle, dlaczego mnie to spotkało. A może to nie współuzależnienie, może to coś innego, albo coś więcej? A może ona miała prawo tak się zachować wobec mnie? Jeśli to są normalne stosunki międzyludzkie, to ja nie chcę takich normalnych.
Jestem skołowana kompletnie, a podobno dorosła, tak wynika z metryki 8|

Maciejka - Czw 09 Cze, 2016 09:40

Ona nie miała prawa tak się zachować a Ty masz racje współuzaleznienia roznosi się na wszystkie relacje. Co ją obchodzi Twoje prywatne życie i jakie ona ma prawo żeby mówić Ci co masz robić i jak życ?
Jacek - Czw 09 Cze, 2016 10:39

AnnaEwa napisał/a:
Proszę, niech ktoś, coś, bo czuję się okropnie.

Aneczko,się nie przejmuj i se nie bierz jej humorków na swoje barki
musimy se zdać sprawę z tego że ona nie miała prawa tak się zachować,ale mimo tego musimy zdać se sprawę że tacy właśnie ludzie istnieją
i są to ludzie co w swojej rodzinie nie umieją utrzymać porządku ale doradzanie innym idzie im wspaniale
a doradzanie to wiesz ,jest dobre na odległość,a w praktyce się okazuje całkiem inaczej
Anko,zrób se kawkę i rozejrzy się w okuł,a zapomni o jej problemach,bo dokładnie to są jej a nie twoje
są to tacy ludzie typu "wampiry" którzy próbują narzucać swój styl życia i do tego tak to potrafią wpłynąć że my niepotrzebnie pozwalamy na to (tak,bo my pozwalamy,a najlepiej to się tym nie przejmować i zająć po swojemu)

AnnaEwa - Czw 09 Cze, 2016 14:23

Wszystko to racja. Tyle, że chyba już nie będę miała zastępstwa w pracy, gdy jadę na miting w poniedziałek. Ale, jeżeli to ma tak wyglądać...
Gdy decydowałam się, czy też sytuacja decydowała za mnie - bo dalej tak być już nie mogło, żeby zmienić swoje życie, nie miałam ani czasu, ani głowy na to, żeby myśleć o moich relacjach z ludźmi wokół.
Najpierw byłam sakramencko samotna, bo koncentrowałam się na życiu z czynnym alkoholikiem.
A teraz jestem jeszcze bardziej samotna, bo - takie historie.
I z jednej strony pluję sobie w brodę, że w ogóle ją wtajemniczałam w cokolwiek, co się u mnie dzieje, z drugiej strony - nie bardzo można było nie wtajemniczać, gdy się razem, choćby sporadycznie, pracuje i sceny rozgrywają się niejako na czyichś oczach - na przykład znajoma wiedziała, dlaczego mnie zastępuje, że jeżdżę na grupę wsparcia, a z trzeciej strony - po prostu chyba potrzebni są ludzie, z którymi rozmawia się nie wyłącznie o pogodzie.
No, ale za to pogoda jest zawsze dobrym tematem, bo nikt nie jest winien ;)
A może próby zbliżenia z ludźmi to właśnie jest błąd?

Maciejka - Czw 09 Cze, 2016 14:35

Nasuwa mi się powiedzenie ojca; trzeba wiedzieć komu powiedziec; dzien dobry a komu cześć.
Z czasem nauczysz sie lepiej dobierac sobie ludzi.

Klara - Czw 09 Cze, 2016 14:56

Aniu, a może zamiast teraz tracić energię na zamartwianie się z powodu samotności popracuj nad pokochaniem siebie, nad spodobaniem się sobie, nad uśmiechaniem się do siebie w lustrze...
Co by się stało, gdybyś na szybie w sklepie powiesiła ogłoszenie, że szukasz pracownicy na godziny?

pterodaktyll - Czw 09 Cze, 2016 17:49

perełka napisał/a:
Ona nie miała prawa tak się zachować

A mogłabyś objasnić dlaczego? :mysli:

margo - Czw 09 Cze, 2016 18:01

pterodaktyll napisał/a:
perełka napisał/a:
Ona nie miała prawa tak się zachować

A mogłabyś objasnić dlaczego? :mysli:


Oczywiście, że miała prawo. Bo niby dlaczego by nie? Ale też AnnaEwa w tym wypadku ma teraz prawo jej powiedzieć: "nie mam ochoty, żeby ktoś mnie tak traktował, kończę tę przykrą dla mnie znajomość" i tyle :)

Jras4 - Czw 09 Cze, 2016 18:55

AnnaEwa napisał/a:
Chyba nawet matka nie ma prawa postępować tak z dorosłym dzieckiem, prawda?
ostrzegałem cie .i powtarzam ,mniej opowieści a więcej działania
Jras4 - Czw 09 Cze, 2016 19:09

ostrzegałem !!!
Jacek - Czw 09 Cze, 2016 19:38

margo napisał/a:
Ale też AnnaEwa w tym wypadku ma teraz prawo jej powiedzieć: "nie mam ochoty, żeby ktoś mnie tak traktował, kończę tę przykrą dla mnie znajomość" i tyle :)

Ewuniu to by tak jak by Anna dolała oliwy do ognia
z takimi typem ludzi się nie dyskutuje

margo - Czw 09 Cze, 2016 19:48

Jacek napisał/a:
Ewuniu to by tak jak by Anna dolała oliwy do ognia
z takimi typem ludzi się nie dyskutuje


A co ja właśnie przed chwilą napisałam, jak nie to, żeby powiedzieć "no to żegnam" i już więcej się nie zadawać? :shock:

Jacek - Czw 09 Cze, 2016 19:58

margo napisał/a:
A co ja właśnie przed chwilą napisałam, jak nie to, żeby powiedzieć "no to żegnam" i już więcej się nie zadawać? :shock:

jakie to proste prawda???
niestety praktyka jest inna od teorii

Maciejka - Czw 09 Cze, 2016 20:13

pterodaktyll napisał/a:
perełka napisał/a:
Ona nie miała prawa tak się zachować

A mogłabyś objasnić dlaczego? :mysli:


W mojej wypowiedzi jest wyjaśnione dlaczego.

pterodaktyll - Czw 09 Cze, 2016 20:22

perełka napisał/a:
W mojej wypowiedzi jest wyjaśnione dlaczego

:rotfl: :rotfl:
Z Twojej wypowiedzi wynika tylko tyle, że jedna strona ma prawo a druga ni cholery, tylko dalej nie wiadomo dlaczego tak Ci się wydaje :p
Ale jak rozumiem, przyznać się do tego, że się co nieco zagalopowałaś, to w ogóle nie wchodzi w rachubę i za wszelką cenę będziesz ratowała swój "wizerunek" :rotfl: :rotfl:

Maciejka - Czw 09 Cze, 2016 20:25

Pterek prowokujesz a ja lepiej mysle rano . Po prostu ludzie lubia włazić z butami w czyjeś zycie i jak nie postawi się im granic to włazic będa coraz głebiej. Ja bym po prostu zapytała co ja to obchodzi i poszukała kogoś innego na jej miejsce.
OSSA - Czw 09 Cze, 2016 20:58

AnnaEwa napisał/a:
Obcesowo zapytała, co z T., i zaczęła tyradę. Że sama jestem sobie winna. Że nie załatwiam swoich spraw. Że ludzie mówią... i że słyszała... i że przecież mi mówiła, co mam zrobić, i że robię wszystko "od du** strony", że nie jestem konsekwentna nawet w mojej pracy i stąd moje kłopoty, i że ona nie ma zamiaru mi powtarzać... i że jej się z tego powodu bardzo ciężko ze mną pracuje...

Moim zdaniem twoja znajoma nie zrobiła nic niestosownego ( może była zbyt obcesowa) ale powiedziała prawdę , której ty nie chcesz słyszeć. Oczywiście możesz zerwać z nią wszelkie kontakty i wybierać ludzi którzy tylko będą ciebie :pocieszacz: :cacy: tylko czy dzięki temu twoje życie stanie się lepsze. Kiedyś usłyszałam, że od znajomej "ona ma pełną rodzinę" , choć dobrze wiem, że mąż pije, bije i ona zapierdziela na dwa etaty by mieć co włożyć do garnka. Tylko nie daj boże jej powiedzieć pogoń darmozjada do roboty foch , płacz i zgrzytanie zębów.


Niestety przyzwyczaiłyśmy się do naszego współuzależnienia jak do wygodnych kapci , a tu raptem ktoś mówi ubierz szpilki.

pietruszka - Czw 09 Cze, 2016 23:00

AnnaEwa napisał/a:
spółuzależnienie to, być może, nie tylko wadliwa relacja z uzależnionym partnerem, ale zaburzone relacje ze wszystkimi wokół.

:tak:

dlatego zwykle ne wystarczy rozstać się partnerem - problem nadal boli. Nieumiejętność stawiania granic, nieradzenie sobie z emocjami (ja miałam duże problemy ze złością), brak asertywności (i to nie tylko tej w kwestii mówienia NIE, ale na przykład asertywnego proszenia o pomoc), nieadekwatna ocena rzeczywistości.
Często nawet często w ogóle brnięcie przez życie w oparach współuzależnienia, niejako odcięło mnie na własne życzenie od reszty świata. Bo świat nie koncentruje się na kręceniu wokół alkoholika, on ma swoje sprawy, a ja byłam czasem tak zakręcona, że zapominałam, że nie jesteśmy pępkiem świata. Ja zapomniałam na długo o całym świecie, a przede wszystkim o sobie, własnych potrzebach, czasem nawet reszta życia, moich aktywności odbywało się niejako z automatu, jakby nie całkiem świadomie, chociaż niejako bywały ucieczką. Ja miałam wtedy chaos w głowie, co z pewnością rzutowało na moje relacje z innymi, na moje zachowania, które nie były czasem normalne. Dziś często widzę, ile było we mnie jakiś takich nienormalnych emocjonalnych zachowań, myśli, niepokoju, jak bardzo żyłam w stresie. Za nic nie chciałaby do tego wrócić. :przytul:
A znajoma - też mogła mieć gorszy dzień, a do tego Twoje zmysły też mogą mylić się co do oceny czyjegoś zachowania. Na terapii przekonałam się, jak często źle oceniałam czyjeś zachowania, słowa, niewerbalne gesty, miny. Jak często brałam do siebie czyjeś humory, fochy. Jak duże problemy miałam z komunikacją z innymi. Dziś nie boję się dopytać, wyjaśniać, nie muszę brać tak wszystkiego do siebie i stawiać na ostrzu noża z powodu jakiegoś nieporozumienia komunikacyjnego. No i przestałam też rozdzierać szaty z powodu tego, że niektórzy myślą inaczej, nie rozumieją problemu na przykład alkoholizmu, żyją własnymi stereotypami. Nawet jeśli to są bliskie osoby, już nie walczę z wiatrakami, odpuszczam, szkoda energii. Ja mam prawo żyć po swojemu, oni też. ŻYJ I DAJ ŻYĆ.
A co do mieszania znajomości. zatrudniania. Czasem to się daje, czasem nie. Kiedyś zatrudniałam dwoje z moich bliskich znajomych u siebie. W jednym przypadku zagrało świetnie, w drugim straciłam przyjaciółkę i zarazem pracownika. Chyba nie ma reguły, al zawsze niesie to za sobą dodatkową trudność w uporządkowaniu relacji zawodowych i pozazawodowych.

OSSA - Pią 10 Cze, 2016 07:04

pietruszka, dziękuję za ten wpis , wyrazilas.to.co.chciałam powiedzieć a nie znajdowalam właściwych słów. Szkoda ,.ze tak mało.ostatnio jestesc na forum.
Jras4 - Pią 10 Cze, 2016 09:31

mniej gadania ,biadolenia ,pisania powiesci a wiecej pracy
AnnaEwa - Pią 10 Cze, 2016 11:56

Ja mam teraz wszystkie nerwy "na wierzchu", stąd mój ostatni wpis - i to jest pierwszy problem w tym temacie. Myślę, że etap przebudowy, na jakim teraz jestem, wiąże się nierozerwalnie z atakami paniki, których doświadczam, z nagłymi załamaniami, po których muszę wejść na godzinę do wanny, żeby sobie "poukładać" i - z koniecznością korzystania ze wsparcia i siły innych, zdrowszych i serdecznych ludzi, których w moim otoczeniu jest zdecydowany deficyt.
Sądzę, że nie na darmo na grupie wsparcia podstawową zasadą jest "mów o sobie, "nie plotkujemy".
Bo jednym z podstawowych problemów osób współuzależnionych jest "wchodzenie w cudze buty": ach, jak my sobie świetnie radzimy z problemami innych ludzi! Jak świetnie wiemy, co kto powinien zrobić w swoich sprawach, jak aż się rwiemy do ręcznego sterowania czyimś życiem! Przecież, gdyby mąż robił to, co mu każemy, to by nie pił, miał świetną pracę i wyleczył zęby, syn zdałby na politechnikę już cztery lata temu, bo przecież to wymarzony kierunek dla niego, a Kazik z sąsiedztwa rzuciłby tę Aśkę, co to od razu było widać, że nic z tego nie będzie, a że nas nie posłuchał, to zrobił jej dziecko i teraz się męczy! Ale - niech tylko da nam szansę, już my go rozwiedziemy i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie!

Tego się już nauczyłam jakiś czas temu: wiem, że niewiele wiem. Ledwie sobie radzę, pomału, po trochu, korzystając z terapii, lektur, grupy wsparcia, z własnym życiem.

Ale jeśli ktoś piętnowaniem mnie, szantażem emocjonalnym, parciem przekazywanej mi plotki, nieproszony wcale o rady, nieupoważniony, próbuje naprawiać mi życie - wara! Niech leci ciupasem zająć się własnym, bo symptomy ewidentnie wskazują, że problem jego jest palący.

Ja do tej znajomej zadzwoniłam po bieżące wsparcie, by wyciszyć problemy somatyczne, które mnie dopadły. Po nic więcej.
Dwa dni wcześniej, kiedy mi wpadła do sklepu szlochająca i w histerii, bo któraś ze znienawidzonych ciotek ośmieliła się postawić kwiaty na grobie brata, po prostu ją przytuliłam i czekałam, aż się uspokoi. Bo logika to logika, a uczucia to uczucia. I czasem trzeba tylko, żeby ktoś życzliwy pobył obok przez chwilę i o nic nie pytał. Nie mnie oceniać tamten układ.
Naiwnie, odruchowo, liczyłam na zwrotną reakcję. Mój błąd, to tak nie działa.

Powinnam wystrzegać się w najbliższym czasie odruchowych reakcji. Każde działanie powinnam przemyśleć.

Maciejka - Pią 10 Cze, 2016 12:07

Powinnas wyrzucić ze swego słownictwa wszelkie słowa przymusu typu; powinnam, musze, trzeba, wypada i zastąpić je innymi np; wybieram to i to , decyduje sie na to i na to, byłoby dobrze ..... itp
AnnaEwa - Pią 10 Cze, 2016 12:10

perełka napisał/a:
Powinnas wyrzucić ze swego słownictwa wszelkie słowa przymusu typu; powinnam, musze, trzeba, wypada


Blacha mucha, a ja właśnie pracuję nad wyrzuceniem tego "muszę", stąd słowo "powinnam" :D

Maciejka - Pią 10 Cze, 2016 12:12

Musze można zamienić na mogę, decyduję sie, wybieram to....
margo - Pią 10 Cze, 2016 12:32

AnnaEwa napisał/a:
pracuję nad wyrzuceniem tego "muszę", stąd słowo "powinnam"


Po-winnam zawiera w sobie winę ;) z "chcę", "mogę" nie ma poczucia winy, nie ma przymusu, a wtedy łatwiej podjąć działanie :)

OSSA - Pią 10 Cze, 2016 13:45

margo napisał/a:
AnnaEwa napisał/a:
pracuję nad wyrzuceniem tego "muszę", stąd słowo "powinnam"


Po-winnam zawiera w sobie winę ;) z "chcę", "mogę" nie ma poczucia winy, nie ma przymusu, a wtedy łatwiej podjąć działanie :)
. Margo nie ma.co zaklinac rzeczywistości , dzis powinnam zrobić coś .... choć wcale mi się niechce. Każdy z nas żyje w określonym środowisku i czy chcemy, czy nie na wszystko nie mamy wpływu. Dzis dowiedziałam się ,.ze ktoś na górze zdecydował o czym... mogę się buntować, mogę przyjąć to z pokorą . Tylko czy mój bunt coś zmieni stalo się .... zmiejaj to co zmienić możesz . Nawet na dziecko mamy wpływ do pewnego wieku,pozniej trzeba pusic wolno. Podobnie że znajomymi.... Osobiście najbardziej wkurzaja mnie ludzie dwulicowi i fałszywi.... Ostatnio jedna z moich koleżanek z pracy coś ode mnie potrzebowała i była słodka , że przyloz do rany.... Kilka dni pozniej zadzwoniła ,.akurat nie zdarzylam odebrać telefonu, zeszlam do niej .....i słyszę jak mnie obgaduje ... Zamiast się wkurzac coś zazartowalam, jej mina bezcenna. Pewnie gdybym była w gorzej kondycji psychicznej to było by mi przykro, ale wpłynęło po mnie jak po kaczce, ludzie zawsze wolą mówić o kimś , niż o sobie.
margo - Pią 10 Cze, 2016 14:10

Ossa, nie zrozumiałaś :bezradny: to nie zaklinanie rzeczywistości :nie: a prosta psychologia. Jest różnica gdy mówię "muszę, powinnam iść do lekarza bo mnie coś boli", a "chcę iść do lekarza bo chcę zadbać o swoje zdrowie". To kwestia psychologicznego nastawienia do działania. W tym pierwszym stawiam nad sobą kogoś z batem, kto mnie przymusza do działania, a w tym drugim to ja decyduję o tym, co robię. Nastawienie do działania zmienia się diametralnie. Wiadomo, że są rzeczy, które trzeba zrobić i nie ma zmiłuj, ale nawet do tych rzeczy podchodząc zamiast "muszę" to "chcę" zmieniam swoje nastawienie, oczekiwania i w ogóle pogoda ducha zupełnie jest wtedy inna. Nawet jeśli "muszę codziennie iść do pracy" to mogę powiedzieć "chcę iść codziennie do pracy". Takie jedno słowo diametralnie zmienia postać rzeczy.
OSSA - Pią 10 Cze, 2016 14:20

margo, doskone ciebie zrozumiałam, ostatnio robię to co chce, a że pewnych rzeczy nie chce mi się robic to.... dzis nie miałam kubka by zrobić sobie rano kawe. Bo wcześniej nie włączyłam zmywarki . Mogę zaklinac rzeczywistość , ale to moje lenistwo , nikt za mnie tego nie zrobi. Czasem trzeba., by ktoś dał na kopa do działania.
margo - Pią 10 Cze, 2016 15:03

Co kto lubi ;) pozwolę sobie zostać przy swoim zdaniu jednak :okok:
AnnaEwa - Pią 10 Cze, 2016 15:23

Cytat:
Po-winnam zawiera w sobie winę ;)


margo napisał/a:
To kwestia psychologicznego nastawienia do działania. W tym pierwszym stawiam nad sobą kogoś z batem, kto mnie przymusza do działania, a w tym drugim to ja decyduję o tym, co robię.


Gdy myślę o słowie "powinnam" nie kojarzy mi się z winą, lecz z powinnością. A ja MAM powinności wobec siebie :) "Powinność" to coś, jak "należy się", skoro już jesteśmy przy polszczyźnie :) A więc "należy mi się wystrzegać w najbliższym czasie odruchowych reakcji".
Rzeczywiście, w większości wypadków używa się słowa "winny" w odniesieniu do winy, ale przecież bywamy też "winni" w sklepie dwa złote, i nie oznacza to żadnej "winy", tylko "powinność" oddania dwóch złotych, że "należy" oddać, tyle.
Przypominam, że najbardziej winny jest ocet winny ;)
Co innego ze słowem "muszę" - "mus", "przymus", "zmusić" mają zupełnie inne konotacje, i tu nie ma zmiłuj, znaczy, co znaczy. To jest gwałt zadany przez kogoś, lub siebie samego, to już niewola.

Klara - Pią 10 Cze, 2016 15:39

AnnaEwa napisał/a:
A więc "należy mi się wystrzegać w najbliższym czasie odruchowych reakcji".

Wzmocnisz przekaz, jeśli powiesz: "Chcę panować nad odruchowymi reakcjami." :)

margo - Pią 10 Cze, 2016 16:12

Nie jesteśmy przy polszczyźnie ale przy psychologii :mgreen: jeśli jednak chodzi o polszczyznę:

http://sjp.pwn.pl/poradni...inien;3470.html
Z czego wynika, że "należy" oraz "powinno się" ma w sobie przymus, a "może" tego przymusu nie ma (jest wybór, a przy powinno się to społeczny nakaz, norma kulturowa narzucona z góry, narzucona ;) a chodzi o to, żeby potrzeba działania wynikała z wewnętrznej potrzeby a nie zewnętrznych nakazów, bo wtedy jest większa szansa na realizację zadania - zawsze silniejsza motywacja wynika z potrzeb wewnętrznych niż z narzucenia zewnętrznego, nawet jeśli chodzi o normy kulturowe, że coś "wypada zrobić", albo "należy", lub "wypada" - wszędzie tu jest nakaz zewnętrzny a nie potrzeba wewnętrzna :roll: natomiast "chcę" i "mogę" wynika z wewnętrznej motywacji) ;)

pterodaktyll - Pią 10 Cze, 2016 16:30

margo napisał/a:
pozwolę sobie zostać przy swoim zdaniu jednak

Ja Cię Owca popieram w całej rozciągłości. :okok: Podświadomość to potęga i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego jaka.

Mała - Pią 10 Cze, 2016 16:38

AnnaEwa napisał/a:
Powinnam wystrzegać się w najbliższym czasie odruchowych reakcji.

Jeśli je zupełnie zablokujesz - zmienisz też siebie ...Przestaniesz być sobą... :(
AnnaEwa napisał/a:
po prostu ją przytuliłam i czekałam, aż się uspokoi

i zrobiłaś dobrze, zgodnie z własnym sumieniem - byłaś sobą
AnnaEwa napisał/a:
Ja do tej znajomej zadzwoniłam po bieżące wsparcie, by wyciszyć problemy somatyczne, które mnie dopadły. Po nic więcej.

AnnaEwa napisał/a:
Naiwnie, odruchowo, liczyłam na zwrotną reakcję. Mój błąd, to tak nie działa.

Nietety - ona też była sobą ... :zalamka:

...W takich chwilach, JA odkryłam, kto tak naprawdę z moich bliskich i znajomych dobrze mi życzy. Dostałam nieźle po nosie, ale wyciągnęłam z tego wnioski. I wiem, komu mogę zaufać w 100%, a od kogo wiać, gdzie pieprz rośnie. :)

OSSA - Pią 10 Cze, 2016 17:17

margo napisał/a:
zawsze silniejsza motywacja wynika z potrzeb wewnętrznych

Tu tez ma inne zdanie , gdyby nie presja czasu, powinnam, należy, pewnych rzeczy nie zrobiłabym wcale. Ja leniwa jestem :wstyd2:

OSSA - Pią 10 Cze, 2016 19:44

yuraa napisał/a:
OSSA,
Cytat:
dziś nie miałam kubka

jeden tylko masz ?
mam kilka nieużywanych to może przy najbliższej okazji...


Nie dziękuję , kubków u mnie dostatek, tylko trudno zapełnić zmywarkę jednej osobie, a ja leniwa jestem i nie chce mi się zmywać ręcznie.

Chce się napić kawy powinnam umyć kubek , gdzie tu winna :mysli:

margo - Pią 10 Cze, 2016 19:57

OSSA napisał/a:
powinnam


przecież nie musisz :beba: tak Cię po prostu ktoś nauczył, że tak należy robić, ale nie musisz. Ale jeśli CHCESZ mieć czysty kubek, to go umyjesz. Ale możesz pić w brudnym, ktoś Ci broni? :beba:

Jras4 - Pią 10 Cze, 2016 21:16

AnnaEwa napisał/a:
"nie plotkujemy".
przestan rozdrapywac to i gledzic o tym pisząc poematy a zacznji działać ..mniej gadaj wiecej działaj
OSSA - Pią 10 Cze, 2016 21:21

margo napisał/a:
OSSA napisał/a:
powinnam


przecież nie musisz :beba: tak Cię po prostu ktoś nauczył, że tak należy robić, ale nie musisz. Ale jeśli CHCESZ mieć czysty kubek, to go umyjesz. Ale możesz pić w brudnym, ktoś Ci broni? :beba:


Jest jeszcze inne wyjście mogę kupić jednorazowe :luzik: , bo pewnie za chwile wylądujemy w śmietniku :luzik:

OSSA - Pią 10 Cze, 2016 21:24

Jras4 napisał/a:
AnnaEwa napisał/a:
"nie plotkujemy".
przestan rozdrapywac to i gledzic o tym pisząc poematy a zacznji działać ..mniej gadaj wiecej działaj


Jras zachowujesz się jak słoń w składzie porcelany , mówimy o tym, że mogę, chcę , a ty tu jakieś rozkazy wydajesz .... "przestań ględzić", "zacznij działać ", " mniej - więcej" . :mysli:

AnnaEwa - Wto 14 Cze, 2016 10:14

Dostałam wezwanie z urzędu gminy na "posiedzenie grupy roboczej powołanej do uruchomienia działań pomocowych na rzecz Pani (czyli mojej) rodziny", w związku z założeniem niebieskiej karty. Za trzy dni, w samo południe. Pierwsza "pomoc", jaka z tego wynika, póki co, to to, że muszę zamknąć sklep w najlepszy dzień targowy :/ , ale poza tym -
- czy ktoś z Was się zetknął z taką praktyką? Czego się mogę spodziewać?

OSSA - Wto 14 Cze, 2016 11:23

AnnaEwa napisał/a:
Dostałam wezwanie z urzędu gminy na "posiedzenie grupy roboczej powołanej do uruchomienia działań pomocowych na rzecz Pani (czyli mojej) rodziny", w związku z założeniem niebieskiej karty. Za trzy dni, w samo południe. Pierwsza "pomoc", jaka z tego wynika, póki co, to to, że muszę zamknąć sklep w najlepszy dzień targowy :/ , ale poza tym -
- czy ktoś z Was się zetknął z taką praktyką? Czego się mogę spodziewać?
jak ktoś chce szuka sposobu.jak nie powodu. Sklep można zamknąć.. możesz poprosić kogoś zaufanego o zastępstwo. możesz zadzwonić i poprosić o zmianę godziny lub terminu. Ostatecznie możesz nie robić nic. Na takiej komisji będą ciebie pytać o sytuację w domu pewnie dzielnicowy zrobi wywiad środowiskowy. Na jego podstawie zaloza ci niebieska kartę. Ja miałam kilka i nic z tego nie wynikało. Jak chciał pic to pił. Policjant mi powiedział że pod drzwiami posterunku mi nie założą. Czyli babo martw się sama. Mogłam ta kartę wykorzystać przy rozwodzie do orzeczenia o winie.czy ewentualnej eksmisji byłego. Ale on wyprowadził się sam :radocha:
AnnaEwa - Wto 14 Cze, 2016 11:57

No, właśnie sklep muszę zamknąć, bo nie mam nikogo zaufanego.

Jestem trochę zdziwiona, bo niebieska karta już została założona przez policję, T. ma prokuratorski dwumiesięczny zakaz przebywania na posesji, co jest w papierach, więc siłą rzeczy razem nie mieszkamy (uff), żoną jego też nie jestem...
Czyli to wezwanie w zasadzie jest "po nic", zawracanie głowy, tak?

Maciejka - Wto 14 Cze, 2016 12:01

Po cos jest, nie kręć filmów tylko idź i sprawdź, głowy Ci nie urwa a może czegoś dla siebie sie dowiesz. Najlepiej to powiedziec sobie; Co ma być to będzie , jak nie pójde to się nie dowiem i iść.
OSSA - Wto 14 Cze, 2016 12:32

Jak nie pójdziesz to się nie dowiesz. Twój wybór. Jak były się wyprowadził nie poszłam na komisje .ani ja ani syn. Fakt on podjął leczenie i nie przychodzi bez zaproszenia. Mam to co chciałam święty spokój. Nie wierzę by jakąkolwiek instytucja zmusiła dorosłego człowieka do zachowania abstynencji jeśli nie będzie sam chciał. Ty musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czego od komisji oczekujesz. Jeśli faktycznie chcesz z nim zerwać wszelki kontakt i mieć pewność. ze nie będzie ciebie nachodzil. To powinnaś pójść i zadbać o swoje bezpieczeństwo.
AnnaEwa - Wto 14 Cze, 2016 13:26

No właśnie stąd było moje pytanie - po co ta komisja jest i czego mogę oczekiwać.
esaneta - Wto 14 Cze, 2016 13:41

AnnaEwa, założenie NK skutkuje uruchomieniem pewnych procedur.
I tak nadzorowanie kwestii Niebieskiej Karty lezy w gestii zarówno policji jak i urzędników placówek zajmujących się opieka społeczną. Stąd to wezwanie.

OSSA - Wto 14 Cze, 2016 13:52

AnnaEwa napisał/a:
No właśnie stąd było moje pytanie - po co ta komisja jest i czego mogę oczekiwać.
tylko tego .będziesz objęta dodatkowa opieka. jak twój partner przyjdzie nachlany dzwonisz na policję mówisz. ze nasz Niebieska Kartę powinni przyjechać szybciej. Szczerze nie wierz w niebieskie karty .kuratorów itd. mojej znajomej masz miał kuratora chwal a właściwie chleje przez cały czas. Cóż może zrobić kurator ? Przychodzi spisie notatkę. a delikwent idzie po flache zaraz za nim.
esaneta - Wto 14 Cze, 2016 13:53

OSSA napisał/a:
Cóż może zrobić kurator ? Przychodzi spisie notatkę. a delikwent idzie po flache zaraz za nim.

Ossa, Niebieska Karta ma służyc ochronie osoby, która o nią zawnioskowała a nie oduczyć alkoholika picia.

OSSA - Wto 14 Cze, 2016 16:43

esaneta napisał/a:
OSSA napisał/a:
Cóż może zrobić kurator ? Przychodzi spisie notatkę. a delikwent idzie po flache zaraz za nim.

Ossa, Niebieska Karta ma służyc ochronie osoby, która o nią zawnioskowała a nie oduczyć alkoholika picia.


Wiem, tylko często ludziom się wydaje, że niebieska karta coś za nich załatwi. Nie załatwi , póki będziesz przebywać pod jednym dachem z czynnym alkoholikiem to kartami można sobie co najwyżej podetrzeć ..

Jras4 - Wto 14 Cze, 2016 16:53

AnnaEwa napisał/a:
, żoną jego też nie jestem...
to kim jesteś ?
AnnaEwa - Śro 15 Cze, 2016 09:43

Nie pojechałam w tym tygodniu na miting - muszę sobie odpuścić na czas terapii, bo pierwszą sesję mam jutro, a nie stać mnie na jeżdżenie ponad sto km dwa razy w tygodniu :(
No i ciężko, oczywiście. Więc będę Was trochę zanudzać - czuję, że tego potrzebuję.
Coraz bardziej jestem zmęczona. Mam nadzieję, że terapia pomoże, bo sama staram się, jak potrafię, ale... Po prostu zmęczona.
Nie spotykam się za dużo z ludźmi, ale gdy już kogoś spotkam, to mnie pytają, co u T., "jak on się trzyma" i "co ja z tym zrobię". :krzyk: Nie: co u mnie, jak sobie radzę, tylko CO U NIEGO, i CZY ON TERAZ PIJE. Pomijając wszystko, nie wiem za bardzo, co u niego - chyba nie za dobrze. Wnioskuję po tym, że dzwoni bez przerwy od wczorajszego popołudnia i pisze sms-y, które są bez sensu. Dziś zaczął dzwonić o piątej rano, już później nie mogłam zasnąć. O dziewiątej - policja pod domem, nie wiem, czemu. Dzielnicowy zatelefonował, że ma dla mnie jakiś dokument, wyszłam, wzięłam, a radiowóz stał jeszcze przez godzinę - więc wnioskuję, że się pan T. w coś wplątał.
Zmęczona tym jestem. Radzę sobie tak co drugi dzień, co drugi dzień - dół, panika, niemożność wstania z łóżka itd. Wczoraj był ten dzień, gdy sobie radziłam :/

Jacek - Śro 15 Cze, 2016 10:47

AnnaEwa napisał/a:
dzwoni bez przerwy od wczorajszego popołudnia i pisze sms-y,

jak zignorujesz to się jemu znudzi

She - Śro 15 Cze, 2016 11:25

Zawsze możesz zmienić numer telefonu. A jeśli zbyt wiele osób go ma i byłoby to dla Ciebie nie do wykonania, wystarczy telefon do operatora sieci z prośbą o zablokowanie połączeń przychodzących z jego numeru.
W niektórych aparatach telefonicznych można to zrobić własnoręcznie.

Nie ma sytuacji bez wyjścia :)

AnnaEwa - Śro 15 Cze, 2016 12:21

Cytat:
Zawsze możesz zmienić numer telefonu.

Nie mogę, to jednocześnie nr dla klientów.
She napisał/a:
telefon do operatora sieci z prośbą o zablokowanie połączeń przychodzących z jego numeru.

Też nie mogę, bo to... nr na moje nazwisko. Abonament. Taka mądra byłam.

Zresztą, nie w tym rzecz. To nie kwestia telefonu, tylko całości sytuacji. Policja stała trzy godziny w deszczu pod sklepem, wcześniej nigdy tu tak nie stali. Nie wiem, może wlepiali mandaty, ale mnie przyszło do głowy, że może mnie pilnują, a jeśli tak, to dlaczego... i co tam znowu się dzieje... Wiem, że "kręcę scenariusze", ale gdy ostatnio postanowiłam nie kręcić, to potem dłuższy czas byłam zajęta uciekaniem przez krzaki - pewnie pamiętacie. Mam to cały czas z tyłu głowy, gdy jest gorsza noc, śpię z jednym okiem otwartym... Także stąd to zmęczenie.
Najgorsze jest to, że gdy mam złe dni, bardzo ciężko mi odróżnić prawdziwe zagrożenie od nieprawdziwego. Mam do zrobienia taką jedną fuchę i dziewczyna, z którą wspólnie to robię, zaproponowała, żebyśmy następnego dnia dokończyły u mnie w domu - a u mnie panika, co odpowiedzieć, jak jej nie wpuścić, bo przecież NIE WPUSZCZĘ JEJ DO DOMU... Mam wrażenie, że dostaję kręćka.
Może to wyłażą ze mnie tamte przeżycia sprzed dwóch tygodni.

zołza - Śro 15 Cze, 2016 12:29

Anka możesz sama zablokować numer. W telefonach jest taka opcja.( u mnie szuka się eska z tym niechcianym numerem, przytrzymuje dłużej nazwę czyli np." T" i pojawia się opcja - zablokuj numer. Nawet nie będziesz wiedziała czy pisał czy dzwonił :pocieszacz:
zołza - Śro 15 Cze, 2016 12:32

AnnaEwa napisał/a:
. Policja stała trzy godziny w deszczu pod sklepem,

Może zwyczajnie dbają o Twoje bezpieczeństwo bo nie zrobili do tej pory nic i "T" łazi wolny i nadal pijany po wsi ;)

AnnaEwa - Śro 15 Cze, 2016 13:31

zołza napisał/a:
W telefonach jest taka opcja.

Powiozłam swego czasu nawet do salonu, ale mój telefon ma z dziesięć lat i tej opcji nie ma.

zołza napisał/a:
Może zwyczajnie dbają o Twoje bezpieczeństwo bo nie zrobili do tej pory nic i "T" łazi wolny i nadal pijany po wsi ;)

No, taka decyzja prokuratora. Ma się meldować co tydzień na komendzie. Nie dostał nawet zakazu zbliżania do mnie, tylko zakaz przebywania na posesji przez... dwa miesiące.
Może i dbają o moje bezpieczeństwo. Niepokoi mnie właśnie pytanie, dlaczego teraz, tak nagle? Czy nie dowiedzieli się czegoś, czego mi "zapomnieli" powiedzieć...
Swoją drogą, te jego telefony to też jest jakiś probierz jego nastrojów, więc może dobrze, że wiem, że wydzwania, choć to trudne dla mnie. Prawie dwa tygodnie był względny spokój, a teraz, od wczoraj... ?

No i to właśnie jest najgorsze, że zamiast zajmować się sobą, zajmuję się takimi rzeczami.

Klara - Śro 15 Cze, 2016 13:36

AnnaEwa napisał/a:
No i to właśnie jest najgorsze, że zamiast zajmować się sobą, zajmuję się takimi rzeczami.

Gdybyś postarała się te sms-y potraktować tak jak reklamy, to znacząco poprawiłoby to Twój nastrój.
Reklamy po prostu wyrzucasz i nie przejmujesz się tym, że Cię nękają, prawda?

AnnaEwa - Śro 15 Cze, 2016 13:50

Klara napisał/a:
Gdybyś postarała się te sms-y potraktować tak jak reklamy

Ja je tak traktuję, nawet przeważnie nie czytam.

OSSA - Śro 15 Cze, 2016 18:38

AnnaEwa napisał/a:
a radiowóz stał jeszcze przez godzinę pod domem


AnnaEwa napisał/a:
Policja stała trzy godziny w deszczu pod sklepem,


Wcześniej pisałaś , że nikogo nie było na komisariacie jak chciałaś zgłosić interwencje.

Fajnie piszesz tylko ..... :mysli: nr telefonu nie możesz zablokować, bo aparat stary. On ma zakaz zbliżania , ale nie ma zakazu ....

AnnaEwa napisał/a:
Nie dostał nawet zakazu zbliżania do mnie, tylko zakaz przebywania na posesji przez... dwa miesiące.


Cytat:
Obowiązujący od dnia 27 lipca 2005 r. Art. 41a. kodeksu karnego wprowadził nowy środek karny w postaci zakazu zbliżania. Polega on na tym, że sąd może orzec obowiązek powstrzymania się od przebywania w określonych środowiskach lub miejscach, zakaz kontaktowania się z określonymi osobami lub zakaz opuszczania określonego miejsca pobytu bez zgody sądu.
Może on być orzeczony fakultatywnie w razie skazania za przestępstwo przeciwko wolności seksualnej lub obyczajności na szkodę małoletniego oraz w razie skazania za umyślne przestępstwo z użyciem przemocy, w tym przemocy przeciwko osobie najbliższej; obowiązek lub zakaz może być połączony z obowiązkiem zgłaszania się do Policji lub innego wyznaczonego organu w określonych odstępach czasu.



http://www.ntadwokaci.pl/...prawie-polskim/

Jras4 - Śro 15 Cze, 2016 18:59

zołza napisał/a:
Anka możesz sama zablokować numer. W telefonach jest taka opcja
ona to wie mniej gadania wiecej działania
yuraa - Śro 15 Cze, 2016 21:55

AnnaEwa napisał/a:
She napisał/a:
telefon do operatora sieci z prośbą o zablokowanie połączeń przychodzących z jego numeru.

Też nie mogę, bo to... nr na moje nazwisko. Abonament. Taka mądra byłam.

zaraz zaraz , on ma numer telefonu za ktory Ty płacisz abonament ?

AnnaEwa - Czw 16 Cze, 2016 11:36

OSSA napisał/a:
Polega on na tym, że sąd może orzec

Tak, sąd może orzec. Może o tym także zadecydować prokurator na etapie postępowania wstępnego - czyli teraz. Ale pomimo, że natychmiast złożyłam taki wniosek - NIE ZADECYDOWAŁ. Tylko dwumiesięczny zakaz wstępu na posesję.

yuraa napisał/a:
zaraz zaraz , on ma numer telefonu za ktory Ty płacisz abonament ?

Tak, i to jeszcze przez rok.
Mogłabym zgłosić kradzież karty, wiem, i odciąć go od rozmów, ale wtedy on kupi starter i dręczyć będzie mnie i tak, a w ten sposób przynajmniej wiadomo, kto dzwoni i sms-y i połączenia są do wykorzystania w sądzie.
Nie musisz mi mówić, że "się wpakowałam", bo wiem. Jakby człowiek myślał, że się przewróci, to by się położył.

Dziś o świcie, czwarta rano, seria łomotania po oknach. Telefon na policję: - Ale skąd pani wie, że to pan T., widziała pani? I co, teraz tej osoby już tam nie ma? To co, mamy przyjeżdżać, czy nie?

Trzy godziny snu.
Dziś po pracy - terapia.

Maltarosa - Czw 16 Cze, 2016 11:42

Anno Ewo . No zgłoś zaginięcia karty dadzą nowa. Tamta zablokują. Skoro Ty płacisz abonament to po co on ma mieć sponsorowane rozmowy.
AnnaEwa - Czw 16 Cze, 2016 11:56

OSSA napisał/a:
AnnaEwa napisał/a:
a radiowóz stał jeszcze przez godzinę pod domem


AnnaEwa napisał/a:
Policja stała trzy godziny w deszczu pod sklepem,


Wcześniej pisałaś , że nikogo nie było na komisariacie jak chciałaś zgłosić interwencje.

Tych policjantów tu jest trzech, w porywach, i nigdy nie wiadomo na pewno, gdzie są - jak są "w terenie", to ich nie ma na posterunku...

I właśnie dlatego wydało mi się to takie dziwne, że tak przy mnie stoją - dlatego zaczęłam się denerwować.
Nie wiem, może T. teraz groził jeszcze komuś (przypadkiem wczoraj usłyszałam "na mieście" tylko tyle, że T. dostał parę dni temu dobrą pracę, po czym przedwczoraj go z hukiem wylali - nie wiem, co tam zaszło, ale może ktoś inny coś zgłosił też...), może dodali tam na komendzie dwa do dwóch i postanowili chwilowo ruszyć tyłki?
No, ale dziś już im przeszło ceewd

OSSA - Czw 16 Cze, 2016 12:22

AnnaEwa, jeśli ty jesteś właścicielem telefonu idziesz do opertora i zgłaszasz uszkodzenie karty wymieniają od ręki bezpłatnie. Wiem bo zmieniałam telefon i w nowym aparacie była mniejsza karta sim. Nowa dostałam od razu . Chyba że lubisz być niepokojona głuchych tefanami i jeszcze chcesz za to płacić . To twój wybor :bezradny:
OSSA - Czw 16 Cze, 2016 12:26

AnnaEwa, on pije a ty zachowujesz się jak pijana. Wymyślisz przeszkody których nie ma . Po pierwsze jeśli telefon jest na ciecie to niby jak chcesz go wykorzystać jako dowód w sprawie . Sprytny obrońca powie .ze sama do siebie piszesz lub dzwonisz po nocy. Raczej nikt nie uwierzy. Ze nie zablokowali własnego telefonu.
yuraa - Czw 16 Cze, 2016 12:41

słusznie OSSA pisze, wizyta w oddziale operatora i blokada karty, powód oczywisty
bez wymyslania ;
telefon jest w rękach człowieka z którym sie rozstalam prosze zablokowac i wydać mi d***

OSSA - Czw 16 Cze, 2016 12:42

Wiesz z ciekawosci weszlam na strone operatratora sieci komorkowej . Karte mozna zastrzedz bez wychodzenia z domu. Mozna to zrobic telefonicznie , mozna online. Trzeba tylko chciec.
AnnaEwa - Czw 16 Cze, 2016 13:00

Cytat:
Sprytny obrońca powie .ze sama do siebie piszesz lub dzwonisz po nocy. Raczej nikt nie uwierzy. Ze nie zablokowali własnego telefonu.


Masz rację. Wiesz? Nie pomyślałam, poważnie. Chciałam mieć to pod kontrolą 34dd

Cytat:
słusznie OSSA pisze, wizyta w oddziale operatora i blokada karty, powód oczywisty
bez wymyslania ;


Ano słusznie.
Ja po prostu jestem tak udręczona i uwikłana tym wszystkim, że czasem potykam się o takie najoczywistsze oczywistości. Całe szczęście, że mam to forum :)

Maltarosa - Czw 16 Cze, 2016 13:03

OSSA napisał/a:
AnnaEwa, jeśli ty jesteś właścicielem telefonu idziesz do opertora i zgłaszasz uszkodzenie karty wymieniają od ręki bezpłatnie. Wiem bo zmieniałam telefon i w nowym aparacie była mniejsza karta sim. Nowa dostałam od razu . Chyba że lubisz być niepokojona głuchych tefanami i jeszcze chcesz za to płacić . To twój wybor :bezradny:

No tak Anną Ewa płaci za to nekanie. Ostatnio wymieniałam kartę sim na nowa. Stara dezaktywowali. Bez problemu.

OSSA - Czw 16 Cze, 2016 13:11

AnnaEwa napisał/a:
Cytat:
Sprytny obrońca powie .ze sama do siebie piszesz lub dzwonisz po nocy. Raczej nikt nie uwierzy. Ze nie zablokowali własnego telefonu.


Masz rację. Wiesz? Nie pomyślałam, poważnie. Chciałam mieć to pod kontrolą 34dd

Cytat:
słusznie OSSA pisze, wizyta w oddziale operatora i blokada karty, powód oczywisty
bez wymyslania ;


Ano słusznie.
Ja po prostu jestem tak udręczona i uwikłana tym wszystkim, że czasem potykam się o takie najoczywistsze oczywistości. Całe szczęście, że mam to forum :)
to sobie ustaw usługę lokalizacji telefonu bedziesz wiedziała czy on stoi pod płotem, czy jest u kochanki. Tak poważnie to on chyba za bystry nie jest. Jakbym chciała kogoś nekac po nocach to bym wylaczyla prezentacje numeru. Ta funkcja jest bezpłatna i dostępna nawet w starych aparatach.
OSSA - Czw 16 Cze, 2016 13:34

Teraz trochę na własne życzenie jesteśmy w big Brother . Kiedy taka usługa zastrzeżona była dla policji dziś można namierzyć każdego. Wystraczy mieć komórkę. Dostęp do neta. Auta mają GPS i widać trasę przejazdu. A dzięki odpowiedniej aplikacji możesz sprawdzić gdzie ktoś przebywa z miastem ulica i mapka .
OSSA - Czw 16 Cze, 2016 13:42

Nawet w zwykłym kompakcie mam funkcje GPS i pokazuje współrzędne geograficzne miejsca gdzie było zrobione zdjęcie. To tak na temat kontroli.
AnnaEwa - Czw 16 Cze, 2016 14:13

OSSA napisał/a:
Tak poważnie to on chyba za bystry nie jest.


Faktycznie, nie jest to za bystre :D

Jemu po prostu odbiło. Sama się zastanawiam, o co chodzi - z grubsza można uznać, że on po prostu chce, żeby było "jak wcześniej', dokładnie tak, na siłę, na chama, żeby było "jak wcześniej, jak wcześniej, ja chcę, ja chcę, ja chcę, tak ma być". Zachowuje się jak rozhisteryzowany piętnastolatek, a może i trzylatek, tylko, cholera, duży jest... Sama już nie wiem, czy to tylko alko, czy choroba psychiczna, ale, w sumie, na co mi to wiedzieć, czy ja jestem psychiatra?!

Co do ustawień w telefonie, chyba sobie daruję, bo sama zwariuję. Przemyślę to jeszcze, ale co mi z tego, że będę wiedzieć, gdzie on jest, jeśli teraz mieszka trzy minuty na piechotę od mojego domu... Tu w ogóle wszędzie jest blisko. Po prostu, rzeczywiście, zlikwiduję tę kartę i tyle.

Linka - Czw 16 Cze, 2016 14:29

AnnaEwa napisał/a:
Po prostu, rzeczywiście, zlikwiduję tę kartę i tyle.

I to jest najlepsze, co możesz teraz , właściwie już zrobić.

AnnaEwa - Czw 16 Cze, 2016 18:12

Uff, jestem po pierwszej sesji terapii z prawdziwego zdarzenia, nie "wstępnej"!
I jest mi cudooownie, rany, jaka ulga!
Będę miała sesje indywidualne co dwa tygodnie i co tydzień, też w czwartki, grupową. Terapia ma iść dwukierunkowo.
To była bardzo owocna sesja, przynajmniej na razie tak mi się wydaje.
Jestem zaskoczona, bo sporo było o partnerze... ? Ponoć to istotne, że jest w czwartej fazie choroby.
Ciekawe to wszystko.
Jejku, jak mi lekko :lol2:

OSSA - Czw 16 Cze, 2016 18:46

AnnaEwa napisał/a:
Sama się zastanawiam, o co chodzi - z grubsza można uznać, że on po prostu chce, żeby było "jak wcześniej',

co ciebie obchodzi czego on chce, ty masz wiedzieć czego ty chcesz i co jest dobre dla ciebie!!!

AnnaEwa napisał/a:
Co do ustawień w telefonie, chyba sobie daruję, bo sama zwariuję.


Z tą kontrolę w telefonie to oczywiście żart, możesz ale po co tobie ta wiedza , to nie jest twój mąż i może robić co jemu się podoba.

Natomiast prawdą jest , że :oczyska: są wszędzie , u mnie w firmie monitorują komputery strach wejść na portale informacyjne. Kierowcy służbowych aut mają GPS i szef dokładnie wie gdzie i jaką trasą jechali, żaden skok w bok . Na osiedlu monitoring, na plaży każdy ma komórkę i może nakręcić filmik i wrzucić do sieci :bezradny:

Klara - Czw 16 Cze, 2016 18:57

AnnaEwa napisał/a:
Uff, jestem po pierwszej sesji terapii z prawdziwego zdarzenia,

O, to dobrze! Nareszcie! :okok:
AnnaEwa napisał/a:
Jestem zaskoczona, bo sporo było o partnerze...

Mam nadzieję, że jednak pozostałe godziny będą poświęcone TOBIE. Oby! :buziak:

Jras4 - Czw 16 Cze, 2016 19:16

AnnaEwa napisał/a:
. Zachowuje się jak rozhisteryzowany piętnastolatek,
Ty też
AnnaEwa - Pią 24 Cze, 2016 12:42

Sesje terapeutyczne co tydzień, po każdej wyraźna ulga i gigantyczne zmęczenie, dwa w jednym.

A swoją drogą, z sądu przyszło pismo, z którego wynika, że... rozprawy nie będzie. Prokurator w trybie "skazania bez rozprawy" wnioskuje do sądu o wymierzenie 3 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata, dozór kuratora i zalecenie skazanemu powstrzymywanie się od picia alkoholu.
Moje stawiennictwo na posiedzeniu nie jest konieczne.

zołza - Pią 24 Cze, 2016 12:48

I to już coś :okok:
AnnaEwa - Pią 24 Cze, 2016 12:56

zołza napisał/a:
I to już coś :okok:

Że terapia, czy że wyrok taki?
:)

Mozaika - Pią 24 Cze, 2016 14:36

AnnaEwa napisał/a:
zalecenie skazanemu powstrzymywanie się od picia alkoholu
Co to znaczy? Czy to jest wiążące, ktoś to będzie sprawdzał? A co będzie jeśli się jednak napije?
olga - Pią 24 Cze, 2016 14:57

AnnaEwa napisał/a:
zalecenie skazanemu powstrzymywanie się od picia alkoholu.
:smieje:
a skazany sie dostosuje i :rotfl: sie powstrzyma na polecenie sadu

pterodaktyll - Pią 24 Cze, 2016 15:49

AnnaEwa napisał/a:
zalecenie skazanemu powstrzymywanie się od picia alkoholu.

:buahaha:
Normalnie.........cuuuuudo :rotfl: :rotfl: :rotfl:

OSSA - Pią 24 Cze, 2016 15:50

AnnaEwa napisał/a:
Prokurator w trybie "skazania bez rozprawy" wnioskuje do sądu o wymierzenie 3 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata, dozór kuratora i zalecenie skazanemu powstrzymywanie się od picia alkoholu.


Cytat:
Instytucja skazania sprawcy przestępstwa bez przeprowadzania rozprawy wprowadzona została przepisami kodeksu postępowania karnego z 1997 r. stanowiąc istotne novum w polskim procesie karnym. Przewidziana jest w art. 335 k.p.k. i polega na możliwości złożenia przez prokuratora wniosku o wydanie wyroku skazującego bez przeprowadzania rozprawy i orzeczenie, uzgodnionych z oskarżonym kary lub środka karnego. Możliwość taka dotyczy wszystkich przestępstw, które są zagrożone karą nie przekraczającą 10 lat pozbawienia wolności, a których okoliczności popełnienia nie budzą wątpliwości, zaś postawa sprawcy wskazuje, że cele postępowania zostaną osiągnięte mimo nieprzeprowadzania rozprawy.

Sąd orzeka w takim przypadku, nie przeprowadzając postępowania dowodowego i wydaje wyrok na posiedzeniu. W posiedzeniu tym , zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego , obowiązkowym jest udział stron i pokrzywdzonego tylko wtedy, gdy sąd lub prezes sądu tak zarządzi. Brak takiego zarządzenia powoduje, że udział ten jest wyłącznie uprawnieniem. Dodać jednak należy, iż zgodnie z treścią § 251 Regulaminu wewnętrznego urzędowania powszechnych jednostek organizacyjnych prokuratury ( Dz.U. z 1992 r. nr 38, poz. 163 z późn. zmianami ), udział prokuratora w posiedzeniu jest obowiązkowy, ponieważ przepis ten przewiduje obligatoryjną obecność oskarżyciela publicznego w przypadkach rozpoznawania wniosków przez niego złożonych.


źródło - http://www.swidnica.po.go...a_skazanie.html



To nie jest nic do śmiechu , z takiego postanowienia wynika jasno , że ktoś zgodził się na taki wyrok , czyli sam zainteresowany przyznał się do winy, poprosił o pokutę i rozgrzeszenie.

pterodaktyll - Pią 24 Cze, 2016 15:50

Mozaika napisał/a:
A co będzie jeśli się jednak napije?

Pewnie będzie pijany jak to zwykle w takich wypadkach bywa g45g21 g45g21

Mozaika - Pią 24 Cze, 2016 15:55

Ale czy będzie to miało skutki prawne Ptero?
OSSA - Pią 24 Cze, 2016 15:56

AnnaEwa bardzo dobrze, szybko zadziałał prokurator ,powinnaś się cieszyć to nie jest twój mąż więc masz faceta z głowy , raczej zastanowi się dwa razy zanim przekroczy próg twojego domu. No chyba, że go zaprosisz :bezradny:
olga - Pią 24 Cze, 2016 15:57

Mozaika napisał/a:
Ale czy będzie to miało skutki prawne Ptero?


eeeee :beba: a niby jakie? w Polsce picie alkoholu nie jest karalne

pterodaktyll - Pią 24 Cze, 2016 15:57

Mozaika napisał/a:
czy będzie to miało skutki prawne Ptero?

Skutki prawne pewnie tak, ale pamiętaj, że w naszym pięknym kraju wcale nie oznacza to, że facet poniesie jakieś konsekwencje tego picia...... :bezradny:

OSSA - Pią 24 Cze, 2016 16:00

pterodaktyll napisał/a:
Mozaika napisał/a:
A co będzie jeśli się jednak napije?

Pewnie będzie pijany jak to zwykle w takich wypadkach bywa g45g21 g45g21


To niech sobie pije , za pijaństwo jeszcze nikogo w tym kraju na dożywocie nie skazali , :luzik: . Dla AnnyEwy to dobre rozwiązanie , jak przylezie pod jej dom nawalony i będzie się awanturował dzwoni na policję , odwieszają mu wyrok . Ma gościa z głowy na kilka lat.

olga - Pią 24 Cze, 2016 16:07

pterodaktyll napisał/a:
Skutki prawne pewnie tak


tja, ciekawe jakie...
skutki to poniesie jak kogos zabije po pijaku

Maciejka - Pią 24 Cze, 2016 16:09

Ty OSSA nie badź taka do przodu :p Mojemu zanim odwiesili wyrok to zdążył umrzeć. To wszystko trwa w czasie i nie jest takie proste jak pstryknięcie palcami. :/
esaneta - Pią 24 Cze, 2016 16:10

Mozaika napisał/a:
Ale czy będzie to miało skutki prawne Ptero?

Mój mąż jak zaczął popijac po wyroku, to w którymś momencie kurator społeczny wystosował wniosek do kuratora sądowego a ten wezwał męża na dywanik i udzielił mu upomnienia oraz kazał podjąć terapię, bo jeśli tego mię zrobi to zawnioskuje w sądzie o odwieszenie wyroku.

OSSA - Pią 24 Cze, 2016 16:14

olga napisał/a:
skutki to poniesie jak kogos zabije po pijaku


Póki tego nie zrobi jest niewinny. Pamiętam taką sytuację - 20 st. men chleje w aucie , dzwonie na policję Czy silnik jest włączony ? Nie. To niech pani zadzwoni jak ruszy. Bo nie wolno prowadzić auta pod wpływem , ale nigdzie nie jest powiedziane, że nie możesz we własnym samochodzie siedzieć nawalony.. Myślałam, że wyskoczę z siebie i stanę obok, ja ma stać w mrozie i czekać czy ruszy, zabrałam kluczyki i poszłam do domu. Tylko gdyby ex zgłosił na policję, że zabrałam kluczyki od jego samochodu to :krata:

OSSA - Pią 24 Cze, 2016 16:18

perełka napisał/a:
Ty OSSA nie badź taka do przodu :p Mojemu zanim odwiesili wyrok to zdążył umrzeć. To wszystko trwa w czasie i nie jest takie proste jak pstryknięcie palcami. :/


To jest rozwiązanie ostateczne :bezradny: Jak chcesz prawnie zakazać dorosłemu człowiekowi spożywać alkohol? Nawet terapia w ośrodku zamkniętym trwa 6 tygodni do 3 miesięcy.

olga - Pią 24 Cze, 2016 16:19

esaneta napisał/a:
kazał podjąć terapię, bo jeśli tego mię zrobi to zawnioskuje w sądzie o odwieszenie wyroku.


a no to jest plus tej calej sytuacji....tyle tylko, ze na jednego podziala a na innego nie...
moj nieboszczyk eks mialby w glebokim powazaniu straszenie odwieszaniem a nawet ewentualna odsiadke takze...pewnie pilby na zas zeby w wiezieniu za szybko nie wytrzezwiec

Whiplash - Pią 24 Cze, 2016 16:29

OSSA napisał/a:
To nie jest nic do śmiechu



g45g21 no jak nie, jak tak g45g21

OSSA - Pią 24 Cze, 2016 16:34

Whiplash napisał/a:
OSSA napisał/a:
To nie jest nic do śmiechu



g45g21 no jak nie, jak tak g45g21


ten się śmieje kto się śmieje ostatni :wysmiewacz: co niby ten prokurator miał zrobić , dobrze wiesz, że jak alkoholik chce się napić to choćby przez dziurkę od klucza ,a zdobędzie :flacha:

Tak nie sobie pije na zdrowie , nie jej mąż , brat , swat, a tam jak widzę takich pod wpływem to omijam ich z daleka. Kiedyś taki wsiał do autobusu, wszyscy przenieśli się na drugi koniec , a ten miał ileś tam siedzeń dla siebie .

pterodaktyll - Pią 24 Cze, 2016 16:36

OSSA napisał/a:
, z takiego postanowienia wynika jasno , że ktoś zgodził się na taki wyrok , czyli sam zainteresowany przyznał się do winy, poprosił o pokutę i rozgrzeszenie.

To sądy teraz wyznaczają pokutę i dają rozgrzeszenie????? :shock:
O ja pinkolę, chyba jest coś o czym nie wiem :rotfl: :rotfl:
OSSA napisał/a:
To nie jest nic do śmiechu ,

Pozwolę sobie być nieco innego zdania na temat Twojego twierdzenia o pokucie i rozgrzeszeniu g45g21

OSSA - Pią 24 Cze, 2016 16:50

pterodaktyll napisał/a:


Pozwolę sobie być nieco innego zdania na temat Twojego twierdzenia o pokucie i rozgrzeszeniu g45g21


Proszę bardzo mamy demokrację :luzik:

Linka - Pią 24 Cze, 2016 18:33

olga napisał/a:

AnnaEwa napisał/a:
zalecenie skazanemu powstrzymywanie się od picia alkoholu.

a skazany sie dostosuje i sie powstrzyma na polecenie sadu


No cóż, sądy wydają takie wyroki. :szok:
Mój były mąż też taki miał (po tym jak złapali go pijanego na rowerze) i nic sobie z tego nie robił.
Nie poniósł żadnych konsekwencji.
Brak elementarnej wiedzy o chorobie. :bezradny:

zołza - Pią 24 Cze, 2016 19:04

AnnaEwa napisał/a:
Że terapia, czy że wyrok taki?

Wszystko ...łącznie ! Do przodu :)

OSSA - Pią 24 Cze, 2016 19:37

Linka napisał/a:
olga napisał/a:

AnnaEwa napisał/a:
zalecenie skazanemu powstrzymywanie się od picia alkoholu.

a skazany sie dostosuje i sie powstrzyma na polecenie sadu


Nie poniósł żadnych konsekwencji.
Brak elementarnej wiedzy o chorobie. :bezradny:


Linka uważam, że każdy alkoholik ponosi konsekwencje: rozwód, eksmisja, utrata pracy, zerwane więzi z rodziną, o zdrowiu nie wspomnę.

Tak poważnie co ma zrobić sędzia czy prokurator? Jakiego wyroku byś oczekiwała ? Nawet jak będzie na przymusowym odwyku to tylko przez kilka tygodni, jeśli nie będzie chciał się leczyć to kupi flaszkę zaraz za bramą.

Jras4 - Sob 25 Cze, 2016 13:43

ale głupie gadanie hehe ...myslicie ze jak go wsadza zycie nagle nabierze blasku ?
czasem was czytam alanony i pyta sam siebie kto głupszy ten co pjie czy ten co nie pjie ale równie głupi ? sam nie wiem

AnnaEwa - Wto 19 Lip, 2016 11:46

Tak tylko piszę, żeby było wiadomo, że żyję :)
1. z dziką satysfakcją zajmuję się pracą, wiele moich spraw zawodowych poszło do przodu, od kiedy podjęłam terapię, choć jeszcze wiele przede mną - i w pracy, i w terapii, ale i tu, i tu jest fajnie. Jakby lepiej finansowo, odpukać...
2. z jeszcze większą satysfakcją uczę się odpoczywać, kiedy tylko mam okazję :D Mam ich więcej, niż kiedyś sądziłam, a może to teraz się porobiły, te okazje?... Niestety, leń się ze mnie zrobił straszny :D
3. parę ciekawych znajomości zawarłam ostatnimi czasy, myślę, że będą to owocne kontakty - zaczęło się od służbowych, przeszło w koleżeńskie... Sympatycznie bardzo.
4. z T. jakiś tam kontakt mam, nieintensywny i z grubsza na moich warunkach... a jeśli zaczyna mi działać na nerwy, to kontakt urywam. Dziwne :D , mam wrażenie, że on się mnie boi. Wyrok sądowy zapadł, jak było w propozycji prokuratora - ja nawet nie pojechałam na posiedzenie, miałam wizytę u dentysty. T. podobno dostał jeszcze przymusowe skierowanie na terapię antyprzemocową.
5. dojrzałam do tego, żeby się porządnie nauczyć angielskiego. Takie moje postanowienie, zresztą, coraz bardziej potrzebuję tej umiejętności w pracy. Myślę, że będzie to fajne hobby, systematyzować sobie ten mój angielski przez jakiś czas.
6. niestety, do września zawiesili mi terapię grupową - sezon urlopowy, a za tydzień zawieszają też indywidualną, do odwołania :(

Klara - Wto 19 Lip, 2016 12:22

No patrzajcie ludzie!
Rośnie nam następna WYEDUKOWANA dziewczyna! :radocha: :okok:

Zaglądaj tu częściej i dziel się swoim doświadczeniem z nowicjuszkami tak, jak to właśnie dziś zrobiłaś :buzki:

pietruszka - Wto 19 Lip, 2016 18:49

Klara napisał/a:
Rośnie nam następna WYEDUKOWANA dziewczyna! :radocha: :okok:

brawo :brawo:
znaczy się zaczęło się stadium wzrastania :hurra:

AnnaEwa - Pon 25 Lip, 2016 11:18

Witam ponownie!
Mam takie wieści: rzucam palenie.
Palę nałogowo od dwudziestu lat, wcześniej jeszcze czternaście z doskoku. Od dwudziestu lat nie schodzę poniżej 1.5 paczki dziennie, zazwyczaj około dwóch paczek.
Słuchajcie, męczę się makabrycznie, trzymajcie kciuki, proszę! Bo dalej tak już nie może być, nie po to zdrowieję psychicznie, żeby się rozchorować fizycznie, a czuję, że rozedma i wieńcówka pukają do moich drzwi...
Poza tym, postanowiłam docenić wysiłek wszystkich tych, którzy wychodzą z alkoholizmu, trochę "wejść w cudze buty"... Cudze? dlaczego cudze - przecież mam własne, mam tu swój własny nałóg, którego się jakoś przez lata nie pozbyłam - i nawet, jak nie bardzo było co jeść, to za co zapalić to jakoś zawsze... Brzmi poniekąd znajomo.

margo - Pon 25 Lip, 2016 11:20

Ta książka podobno bardzo pomaga

http://lubimyczytac.pl/ks...-rzucic-palenie

Powodzenia :kciuki:

esaneta - Pon 25 Lip, 2016 15:51

Gdybyś chciała poczytać o zmaganiach Dekadentow o rzucanie palenia, zerknij tutaj :)

http://komudzwonia.pl/viewforum.php?f=31

olga - Pon 25 Lip, 2016 16:26

margo, ta książka pomaga tylko trzeba ją przeczytać :mgreen: ja odłożyłam ją na półkę bo przeszkadzała mi cholera w paleniu
margo - Pon 25 Lip, 2016 16:42

Olga, to znaczy, że skubana jest dobra :mgreen:
olga - Pon 25 Lip, 2016 17:04

jest dobra :okok: i na pewno skuteczna tylko nie trzeba odkladac
esaneta - Pon 25 Lip, 2016 17:16

Podobno ci, którzy przeczytali całą, nie palą.
Ja czytałam dwa razy i nie doczytałam :oops:

olga - Pon 25 Lip, 2016 17:21

podswiadomosc sie broni rekami i nogami
a ja z nia glupia nie moge wygrac....a moze moge...tylko nie chce .....albo jakos tak :glupek:

Kami - Pon 25 Lip, 2016 18:32

esaneta napisał/a:
Ja czytałam dwa razy i nie doczytałam

bo bałaś się, że rzucisz ?? :mgreen:

AnnaEwa - Wto 26 Lip, 2016 10:19

Łojezusie! Półtorej doby bez papierosa. Dokładnie 36,5 godziny.
Jest makabrycznie ciężko. Wczoraj - okropny atak bólu, zęby, głowa, nic nie działało, wzięłam osiem tabletek przeciwbólowych i nic... Pocę się strasznie, bez przerwy muszę się przebierać, brać prysznic, bo czuję, że, z przeproszeniem, śmierdzę, zresztą - wiele rzeczy wokół też śmierdzi, atakują mnie różne wonie. Obudziłam się o w pół do trzeciej, wściekle głodna - po prostu musiałam coś zjeść - zorientowałam się, że już nie boli, minęło samo... Sny - że palę, że inni palą wokół mnie, szukam po omacku na stoliku nocnym, a tam - słone paluszki...
Niezła jazda, co? :D
A to przecież tylko papierosy, a nie flaszka... :/

AnnaEwa - Wto 26 Lip, 2016 10:21

Cytat:
Po co? :mysli:


Co "po co" - czy po co mam wieści, czy po co rzucam? :D

pterodaktyll - Wto 26 Lip, 2016 10:29

AnnaEwa napisał/a:
Co "po co" - czy po co mam wieści, czy po co rzucam?

Oczywiście po co rzucasz skoro, jak sama piszesz,
Cytat:

Łojezusie! Półtorej doby bez papierosa. Dokładnie 36,5 godziny.
Jest makabrycznie ciężko

Warto się tak męczyć? Po co się tak katujesz?
AnnaEwa napisał/a:
to przecież tylko papierosy, a nie flaszka...


To jest nałóg i żadne tam "to tylko"

Ze dwa słowa jeśli mogę. Skoro uznałaś że dokonujesz heroicznego czynu rzucając palenie, to tym samym strzeliłaś sobie w kolano i cierpisz. To nie tędy droga, w ten sposób z nałogu się nie wychodzi. Może lepiej spróbuj poczytać tego Carra, ale tak dokładnie.........jeśli rzeczywiście naprawdę chcesz dołączyć do grona szczęśliwych niepalących :mgreen:

pterodaktyll - Wto 26 Lip, 2016 10:32

AnnaEwa napisał/a:
okropny atak bólu, zęby, głowa, nic nie działało, wzięłam osiem tabletek przeciwbólowych i nic... Pocę się strasznie, bez przerwy muszę się przebierać, brać prysznic, bo czuję, że, z przeproszeniem, śmierdzę, zresztą - wiele rzeczy wokół też śmierdzi, atakują mnie różne wonie. Obudziłam się o w pół do trzeciej, wściekle głodna - po prostu musiałam coś zjeść

Twój organizm tak zareagował na brak codziennej dawki trucizny, zwykłe objawy odstawienne można by powiedzieć. Nie przygotowałaś się mentalnie na tą decyzję po prostu i takie są skutki uboczne.....

AnnaEwa - Wto 26 Lip, 2016 11:42

Fakt, Pterodaktylu, nie przygotowałam się na tę decyzję. A może specjalnie to sobie zafundowałam?... Nie wypieram się. Może tak być, że chciałam doświadczyć, co przeżywa człowiek, który odtruwa się od alkoholu. Jestem współuzależniona, jak wiesz, porządkuję sobie ostatnio trochę, jak wiesz, i przypomniały mi się ostatnio czasy, w związku z pewnymi rocznicami w moim życiu, gdy tak strasznie cierpiałam, bo ci, których kochałam, nigdy nie chcieli, nigdy nie rzucili picia "dla mnie". Dla siebie samych, zresztą, też. No, a ja cierpiałam i nie mogłam zrozumieć...
...ale przecież widziałam człowieka, który próbował się odtruć, nawet mu się udało w końcu - widziałam, jak się zwijał z bólu, jak wymiotował, nie mógł chodzić... I ja, w swej pysze, wymagałam, by ktoś przechodził to DLA MNIE? A czy ja potrafię to zrobić DLA SIEBIE?
Może są magiczne metody: przeczytać książkę, pójść do hipnotyzera, pisać afirmacje trzy razy dziennie i z głowy. Jeśli są, to gicio: "ściągnę" sobie tę książkę, oczywiście, i przeczytam. Przeczytam dokładnie.

A rzucam, i teraz, i nagle, bo zemdlałam w zeszłym tygodniu. Serce w uszach, "śmigło" jak po półlitrze, padłam z nóg. Jedna z ostatnich rzeczy, jakie byłam w stanie zrobić, to zrzucić ze stolika popielniczkę, pamiętam ten wstręt, tę reakcję na zapach. I później, w ciągu kilku dni, jeszcze dwa czy trzy razy byłam blisko tego stanu. I bez przerwy jestem senna, nic, tylko bym spała... czyli niedotlenienie, + wstręt do niedopałków = ewidentnie organizm mówi "dosyć". A, że mieszkam sama, to wolę pomęczyć się teraz z objawami abstynencyjnymi i rzucić, niż zemdleć z papierosem w ręku :) I czuję, całą sobą, że te omdlenia to przez papierosy. Po prostu boję się dalej palić.

pterodaktyll - Wto 26 Lip, 2016 11:50

AnnaEwa napisał/a:
czy ja potrafię to zrobić DLA SIEBIE?

to jest właśnie istota całej sprawy......
AnnaEwa napisał/a:
Może tak być, że chciałam doświadczyć, co przeżywa człowiek, który odtruwa się od alkoholu.

Po co?
AnnaEwa napisał/a:
boję się dalej palić.

Z mojego doświadczenia wynika, że strach o własne zdrowie jest marną motywacją. Na początek, kiedy cały organizm wyje, że ma dosyć, to wystarczy, ale co potem? Bolesne stany przejdą i jaką będziesz miała wtedy motywację, skoro sama sobie "wytresowałaś" podświadomość że papieros to odstresowywacz.....

AnnaEwa - Wto 26 Lip, 2016 12:04

pterodaktyll napisał/a:
Bolesne stany przejdą i jaką będziesz miała wtedy motywację, skoro sama sowie "wytresowałaś" podświadomość że papieros to odstresowywacz.....


Wiesz, ja teraz jestem przeca na terapii... Pewnie, że papierosy oddzielały mnie od innych ludzi - cały ten teatr, gest, dym, aura, normalnie Humprey Bogart - a ja tak naprawdę jestem nieśmiała... Pewnie, że uspokajają... może czas sobie znaleźć inne sposoby, żeby się uspokajać? może czas być, czy ja wiem, bardziej wprost ze światem wokół? może już czas odstawić te różne emocjonalne protezy? może czas trochę zwolnić po prostu, a nie zaraz - za fajkę, jak się coś wydarzy, albo jak jest przerwa w pracy, to - za fajkę, żeby nie myśleć, nie przyjrzeć się tym myślom, i zaraz to odpalanie, strzepywanie, zaciąganie się, to kłucie przy wdechu - i już, po myśleniu, po przerwie, znów do galopu, bo późno!!!
...nie zjedzą mnie przecież te myśli. Najwyżej trochę poryczę. Może już czas.

pterodaktyll - Wto 26 Lip, 2016 12:11

AnnaEwa napisał/a:
normalnie Humprey Bogart -

Jeśli już to raczej Marylin :p


:mgreen:
AnnaEwa napisał/a:
Może już czas.

Poczytaj sobie tego Carra.........

AnnaEwa - Wto 26 Lip, 2016 13:03

http://1.fwcdn.pl/ph/06/84/30684/438652_1.1.jpg

A ja Ci mówię, że Bogart :mgreen:
Żadna tam ze mnie Marylin, w różu mi... niedobrze :D

pterodaktyll - Wto 26 Lip, 2016 13:17

AnnaEwa napisał/a:
A ja Ci mówię, że Bogart

No to niech Ci będzie Bogart :mgreen:

olga - Wto 26 Lip, 2016 14:46

AnnaEwa napisał/a:
Jest makabrycznie ciężko. Wczoraj - okropny atak bólu, zęby, głowa, nic nie działało, wzięłam osiem tabletek przeciwbólowych i nic... Pocę się strasznie, bez przerwy muszę się przebierać, brać prysznic, bo czuję, że, z przeproszeniem, śmierdzę, zresztą - wiele rzeczy wokół też śmierdzi, atakują mnie różne wonie


Mialam te przyjemnosc niepalic pol roku. Przestalam z dnia na dzien. Na drugi dzien po prostu nie kupilam papierosow. Zadnych objawow odstawienia nie mialam. Czulam sie zupelnie normalnie i wcale nie mialam ochoty na papierosa. Nie rozumiem wiec skad u Ciebie te wszystkie objawy.

Pewnie zapytasz czemu zaczelam znowu palic. Ano dlatego, ze myslalam, ze jeden w towarzystwie nie zaszkodzi, pozniej dwa mialy nie zaszkodzic a pozniej tylko jedna paczke mialam wypalic.

pietruszka - Wto 26 Lip, 2016 17:47

AnnaEwa napisał/a:
Może są magiczne metody: przeczytać książkę,

dwa razy rzucałam za pierwszym rzucałam... i męczyłam się makabrycznie, jakieś poty, nerwówka, stres, natrętne myśli, gdyby nie tabletki silnie uspokajające to bym ze sobą nie wytrzymała... potem był jeden niuch... ech spróbuję, kłótnia z ojcem i... pojechałam 4 km po paczkę fajek... efekt trzy miesiące stresowej nerwówki.
Kilka lat później po terapii, z pewną już wiedzą o samych mechanizmach uzależnień, czytając Carra (trzecie podejście do książki, Carr w końcu nabyty w prezencie gwiazdkowym przez siebie dla samej siebie, przeczytany, gdy nadszedł TEN moment) no i z odzyskanej miłości do siebie... i z energią złości na siebie... już 7 lat jestem wolna od tej trucizny... dwa razy rzucałam a jak inaczej mój mózg działał.Carr nie jest żadną magią... raczej pomaga odkłamać nałóg

olga - Wto 26 Lip, 2016 19:17

pietruszka, :okok:
AnnaEwa - Wto 26 Lip, 2016 22:18

pterodaktyll napisał/a:
No to niech Ci będzie Bogart :mgreen:

Czytam Carra, jestem na etapie 1/3 książki, i dotarłam do Bogarta!! jest o Bogarcie!! :hura:
...znaczy, wyjaśnię, uspokoiwszy się nieco, autor użył tego samego porównania, co wcześniej ja.
Nie wiem właściwie, co to za powód do radości. :mysli:
Coś chyba ze mną nie teges... hmm... do rana chyba książkę przeczytam całą...

pietruszka - Wto 26 Lip, 2016 22:34

AnnaEwa napisał/a:
do rana chyba książkę przeczytam całą...

przechlapane.... jak nic... nie wrócisz do palenia :pocieszacz:
A tak to w ogóle gratulacje... wolność od nikotyny jest piękna... :brawo:

Janioł - Wto 26 Lip, 2016 22:48

Cytat:
A tak to w ogóle gratulacje... wolność od nikotyny jest piękna...
fakt i mam tak od 15 lat....brawo ja
Klara - Śro 27 Lip, 2016 07:39

Janioł napisał/a:
fakt i mam tak od 15 lat....brawo ja

To zupełnie tak jak ja!
Brawo my! :brawo:

rufio - Śro 27 Lip, 2016 09:40

Hmmm czy ja wiem ? :mysli:
AnnaEwa - Śro 27 Lip, 2016 13:51

A ja już trzy dni, i jestem bardzo przejęta tym faktem :)
Jacek - Śro 27 Lip, 2016 18:48

a ja od ostatniego,ani jednego :nie:
AnnaEwa - Sob 30 Lip, 2016 09:12

Boże, co za koszmarny dzień wczoraj. Wiem, że zaraz tu oberwę jeszcze od Was dodatkowo, ale może mi się to przyda... a może jestem masochistką? Po prostu jestem zupełnie sama, jak zwykle. Może tak powinno zostać.
Wczoraj była pierwsza rocznica śmierci mojego ojca. To był dla mnie naprawdę trudny dzień, włącznie z tym, że nagle, po zobaczeniu jakiegoś przypadkowego zdjęcia na necie, dostałam strasznego ataku płaczu, musiałam pójść wtulić się w psa, zapuchnięta i ledwie trzymająca się na nogach. Tyle rzeczy do mnie dotarło, i przez ten rok, i wczoraj...
Myślałam, że uda się jakoś załagodzić zakręty tej rocznicy, umówiłam się z T., który jest trzeźwy od jakiegoś czasu, i na terapii, i rozsądny i normalny taki jakiś ostatnio, na grzyby. Pojechaliśmy, nazbieraliśmy, wróciliśmy. Włączyłam film, siedliśmy do czyszczenia tych grzybów przed ekranem, było miło. Nagle, z chwili na chwilę, dostałam wykład, dość agresywny, że trzymam psy w domu, że psy mają "wyp...alać", że u mnie w domu śmierdzi, że nikt tu nie zechce nigdy przyjść, że "mam się bawić sama, bo jesteśmy wolnymi ludźmi". Trzasnął drzwiami, poszedł. Wyjął z paczki, swojej, sześć papierosów, zostawił na stole: masz, na pocieszenie!
...oczywiście, palę. Płakałam całą noc, do rana.
Ostatnie słowa, jakie usłyszałam od ojca w szpitalu, to że "mam wyp...alać".
Takie rodzicielstwo, taka rodzina.
A niech tu śmierdzi, a niech nikt nie przychodzi. Nie potrzeba. Psy są przynajmniej normalne. Normalnie kochają.
Nie chcę już nigdy być tak traktowana przez nikogo.

OSSA - Sob 30 Lip, 2016 09:38

AnnaEwa napisał/a:
Boże, co za koszmarny dzień wczoraj. Wiem, że zaraz tu oberwę jeszcze od Was dodatkowo, ale może mi się to przyda... a może jestem masochistką? Po prostu jestem zupełnie sama, jak zwykle. Może tak powinno zostać.


Anna jak po nocy przychodzi dzień , a po burzy słońce wszystko w naszym życiu dzieje się po coś. Moim zdaniem dobrze, że przekonałaś się wczoraj pan T nie zmienił się i pewnie się nie zmieni. Nie ma sensu budować domu z kimś kto tego wyraźnie nie chce. Gdyby się znowu wprowadził do ciebie i zaczął zachowywać tak samo jak wcześniej, bolało by jeszcze bardziej.
Jak musisz palić fajki , w czymś ci to pomaga uspakaja cię do sobie pal. Widać nie to nie był jeszcze twój czas :pocieszacz:

smokooka - Sob 30 Lip, 2016 10:06

AnnaEwa. Nikt nie ma prawa traktować drugiej osoby takimi słowami. A osoba bliska mówiąc takie słowa perfidnie chce zranić. I tylko zranić.
Przekonałaś się że to nie jest właściwy człowiek dla Ciebie. Całe Twoje ciało krzyczy w buncie przeciwko wchodzeniu w te same relacje. Lepiej być jakiś czas nawet samotną i przeznaczyć ten czas na budowanie miłości do siebie samej. Od tego warto zaczynać, bo jak siebie pokochasz, to nikt nie odważy się złamać Ci serca takimi słowami albo czynami.
Czasem tak jest, że ojciec nie jest dobrym człowiekiem dla dziecka, czasem tak jest, że wybieramy niewłaściwe osoby jako swoich bliskich, bo inaczej nie umiemy się znaleźć. Wszystko na podobieństwo tego co już znamy.
Można to jednak zmienić i daj sobie czas, szansę i miłość własną. Dziewczyny popiszą Ci tu pewnie coś o "samości" i będą miały świętą rację.

AnnaEwa - Sob 30 Lip, 2016 12:15

Dobra. Już ochłonęłam. Przemyślałam.
smokooka napisał/a:
osoba bliska mówiąc takie słowa perfidnie chce zranić.

OSSA napisał/a:
pan T nie zmienił się i pewnie się nie zmieni

To niezupełnie tak. Pan T. właśnie się zmienia, tak mi się wydaje, a znam go nieźle. Sobie wytrzeźwiał, się leczy, terapeutyzuje, jeździ na spotkania, pisze pamiętnik, czyta i - postanowił, impulsywnie i spontanicznie, "zrobić mi dobrze", powiedzieć mi "prawdę", żebym się "wzięła w garść", jednym słowem, postanowił wziąć aktywny udział w życiu, i akurat w moim. Autorytatywnie, w niedopuszczalnej formie i w bardzo złym momencie, ale najwyraźniej tylko tak potrafi. I obraził się, bo nie chciałam się zastosować do jego rad, jak mam prowadzić dom, żeby się wstydu przed gośćmi nie najeść, a przecież teraz, gdy on jest trzeźwy, to już WSZYSTKO WIDZI JASNO, a ja coś chlipię, zamiast przyznać rację, i sięgam po papierosa, choć przecież rzuciłam.
A prawda jest też taka, że ja sięgnęłam po tego papierosa przy nim, żeby mu pokazać, jak bardzo mnie rani. Taka manipulacja. Dopiero dziś to sobie uświadomiłam. Czy mogłam wytrzymać? Mogłam. Ale dostałam pretekst.
OSSA napisał/a:
Jak musisz palić fajki , w czymś ci to pomaga uspakaja cię do sobie pal

Nie, nie muszę. I nie powinnam. To jest uzależnienie jak inne, i im dłużej palę, tym gorzej się skończy to dla mnie. Zaliczyłam wpadkę, jak to z uzależnieniami bywa. Podnieść się, i - jeszcze raz, jak najszybciej, już.

Mój ojciec też, mówiąc mi, że mam "wyp...alać", manipulował. Bał się śmierci, ale jeszcze się targował. A już nie było o co się targować. Umierał, a myślał, że go straszą. Że ja go straszę. Że jak zwykle postawi na swoim, jak dwa lata wcześniej, kiedy też miał umrzeć, ale się udało, i jeszcze pił dwa lata. Kochał mnie być może, zależy, jak zdefiniujemy miłość, ale byłam też dla niego wyrzutem sumienia, który stał mu wtedy nad tym szpitalnym łóżkiem i mówił o faktach, o których on nie chciał słuchać...

smokooka - Sob 30 Lip, 2016 12:28

głęboka analiza tego jak postąpił = głębokość współuzależnienia w jakim tkwisz...


a Ty na terapię chodzisz?

OSSA - Sob 30 Lip, 2016 13:01

AnnaEwa napisał/a:
To niezupełnie tak. Pan T. właśnie się zmienia, tak mi się wydaje, a znam go nieźle. Sobie wytrzeźwiał, się leczy, terapeutyzuje, jeździ na spotkania, pisze pamiętnik, czyta i - postanowił, impulsywnie i spontanicznie, "zrobić mi dobrze", powiedzieć mi "prawdę", żebym się "wzięła w garść", jednym słowem, postanowił wziąć aktywny udział w życiu, i akurat w moim


Zaczynasz go bronić , usprawiedliwiać jego zachowanie , przede mną , czy przed sobą , jak dużo musi jeszcze wyrządzić ci krzywd byś zrozumiała, że ten facet wcale się nie zmienia. Dorośli ludzie się nie zmieniają chyba, że na gorsze. Dlaczego chcesz wracać w stary schemat, bo jesteś sama, to bardzo dobrze wykorzystaj ten czas na wyciszenie zebranie myśli i za jakiś czas będziesz gotowa by poznać kogoś nowego. Jeśli nie to trudno, bycie samej nie oznacza samotnej to tylko od ciebie zależy.

Goście wiesz ja zawsze miałam wysprzątane mieszkanie , ale żadni goście nie przychodzili nawet synowie nie zapraszali przyjaciół , czy kolegów , bo nigdy nie było wiadomo w jakim stanie i z jakim tekstem wyskoczy ich ojciec. Teraz syn dzwoni jesteś w domu, co robisz przyjedziemy na kawę ... , przyjaciółka masz ochotę na spacer, a dziś mam, lenia miałam sprzątać i mi się nie chce , też dobrze nikt nie będzie mi testu białej rękawiczki robił , jak będę miała ochotę to :odkurzacz:
Nie oddam mojego życia dziś , za to co było jeszcze rok temu :nerwus:

AnnaEwa - Sob 30 Lip, 2016 13:26

OSSA napisał/a:
Dorośli ludzie się nie zmieniają chyba, że na gorsze

Owszem, zmieniają się. Ja się zmieniam. Ty się zmieniasz. Zmieniamy się zawsze, czasami nawet w sposób nieprzypadkowy - inaczej wszelka terapia byłaby jedynie hochsztaplerką.
Nie usprawiedliwiam jego zachowania, było okropne i niszczące. Ale przyglądam się i próbuję zrozumieć, co się stało, jak do tego doszło. Gdybym tego nie robiła, nie wykryłabym mojej własnej manipulacji. W tej scenie brały udział co najmniej... trzy osoby, z tego jedna martwa od roku!
Fajnie jest powiedzieć sobie "co za ..uj, świnia, tak mnie, biedną, potraktował, niech spada!", tylko, że nic z tego nie wynika. Ja chcę zrozumieć, co właściwie zaszło, nie tylko w tym wypadku, i nie tylko chodzi o T., ale też o mojego ojca, o mnie, jaki był mechanizm tej sceny. I - tak, owszem, tego się właśnie uczę na terapii.
I staram się być w tym szczera.
OSSA napisał/a:
Nie oddam mojego życia dziś , za to co było jeszcze rok temu

Widzisz, a pisałaś, że dorośli ludzie się nie zmieniają :D
Cieszę się, że idziesz w dobrym kierunku. Uważam, że ja też :)

Kami - Sob 30 Lip, 2016 17:25

Cytat:
Janioł napisał/a:
fakt i mam tak od 15 lat....brawo ja

To zupełnie tak jak ja!
Brawo my! :brawo:
_________________


ja też tyle nie palę :]

nie paliłam nałogowo, ale z dnia na dzień odstawiłam
dziś mi dym bardzo przeszkadza, dusi mnie.

Klara - Sob 30 Lip, 2016 19:16

Kami napisał/a:
nie paliłam nałogowo

O, ja paliłam nałogowo i gdy przestałam, to dość długo podpierałam się specyfikami. Carr był mi wówczas nieznany.

szika - Nie 31 Lip, 2016 06:31

AnnaEwa napisał/a:
A prawda jest też taka, że ja sięgnęłam po tego papierosa przy nim, żeby mu pokazać, jak bardzo mnie rani. Taka manipulacja. Dopiero dziś to sobie uświadomiłam.

to się nazywa uczciwośc wobec samej siebie :)
gratuluję Ci, że to zobaczyłaś :) to nie jest takie proste i oczywiste, dla wielu osób wydaje się wręcz nieosiagalne.. aby zobaczyć, przed sama sobą przyznać sie manipulacji...
bardzo dużo alkoholików tak ma.. "patrz, napiję się przez ciebie, zobacz jak mnie ranisz"..
co do analizy drugiego człowieka.. u Ciebie w tym momencie partnera...
ja zdarza mi się, że analizuję.. robię to bo lubię rozumiec ludzi.. ale najwazniejsze aby dzięki tej analizie zrozumiec jakiś fragment siebie samej.. partnera zaanalizowałas dośc celnie, więc teraz warto by było wyciągnąć wnioski co Ci ta sytuacja pokazała w Tobie samej?
pokombinuj :okok:

edit: teraz doczytałam, że o tym napisałaś :) super :)
mnie się pojawiło jeszcze, że partner pokazał Ci, ze masz nie do końca ustalone sama ze sobą granice Twojego terytorium.. ale Ty sama najlepiej to "zbadasz" u siebie :)

AnnaEwa - Śro 17 Sie, 2016 19:40

Ech... ciężko. Wypadłam z terapii. Musiałam przerejestrować firmę, myślałam, że się tego samego dnia ubezpieczę znowu, a tu się okazało, że trzeba czekać, żeby jakieś dokumenty przeszły przez ZUS, i tak sobie czekam już drugi tydzień, a że sezon urlopowy, to jak raz odpadł mój termin, to następny jest w połowie września... I czuję regres. Naprawdę, czuję regres. Ciąży mi jak kamień. Piętrzą się myśli, piętrzą się problemy, wobec których już zajęłam stanowisko, już to niby przemyślałam - ale nie zdążyły się utrwalić, uciekły... Niedobrze, to bardzo niedobrze, bardzo nie w porę ta przerwa.
Pisze do mnie znajoma, że ma problem ze swoim kolegą, bo przyjechał ją odwiedzić wakacyjnie "i naprawdę wypili tylko jedno piwo na dwie osoby", a on przecież "nie pił już cztery lata", i teraz nagle zaczął!!! I "on nie chce przestać pić" :[ No, jak można być tak głupim, żeby z trzeźwym alkoholikiem wypić piwo!!!, myślę sobie w pierwszej chwili.
Ale z drugiej strony, skąd dziewczyna miała wiedzieć - ja też niewiele wiem np. o cukrzycy 8|
A z trzeciej strony - dlaczego ja to przeżywam? Toż to nie moje zmartwienie, a pomóc nie mogę i tak.
Ano dlatego przeżywam, że jestem koalkoholik.
A z czwartej strony, poznałam wczoraj tego kolegę, i od razu go polubiłam, tak nam się dobrze rozmawiało... Teraz już wiem, dlaczego: BO GO ZNAM :uoee:

Klara - Śro 17 Sie, 2016 19:47

AnnaEwa napisał/a:
Wypadłam z terapii. Musiałam przerejestrować firmę, myślałam, że się tego samego dnia ubezpieczę znowu, a tu się okazało, że trzeba czekać, żeby jakieś dokumenty przeszły przez ZUS

To niemożliwe, żeby tak Ciebie wyrzucili.
Rozmawiałaś z terapeutką, albo z kierownikiem Ośrodka?
Czy ktoś się interesuje tym, że chwilowo nie masz ubezpieczenia?
Jak będziesz miała, to dostarczysz papierek i już!

AnnoEwo, nie rezygnuj! :pocieszacz:

AnnaEwa - Śro 17 Sie, 2016 19:53

Nie rezygnuję! :luzik: No, właśnie rozmawiałam z terapeutą, który stwierdził, że nie może mnie przyjąć ze względu na brak ubezpieczenia (przecież, jeśli nie mam, to nie zrefundują wizyty, nikt charytatywnie się mną nie będzie zajmować, to logiczne...), a następny wolny termin jest na ósmego września.
Chciałam zapłacić za tę wizytę z własnej kieszeni, ale ponoć to niemożliwe - może mają jakoś dziwnie skonstruowaną umowę "na wyłączność" z NFZ, nie wiem, nie znam się na tym.

Klara - Śro 17 Sie, 2016 20:04

Ale jak to jest? Przed każdą wizytą sprawdzają, czy jesteś jeszcze ubezpieczona czy już nie? :roll:
AnnaEwa - Śro 17 Sie, 2016 20:07

Widocznie akurat teraz sprawdzali, a ja się nie wypierałam.
Ktoś już jakiś czas temu pisał tu na swoim wątku, że też był świadkiem takiej sytuacji na swojej terapii (nie chodziło o autora wątku, tylko o współterapeutyzowanego z grupy, który musiał opuścić sesję z takiego samego powodu) - może im jakieś kontrole zlecili?
Poza tym, fakt faktem, źle bym się czuła, gdybym oszukała ośrodek, który mnie leczy, "na kasę".

AnnaEwa - Śro 17 Sie, 2016 20:14

"Poza tym, fakt faktem, źle bym się czuła, gdybym oszukała ośrodek, który mnie leczy, "na kasę"" - nie dotyczy to ZUS :evil2" ale to nie ZUS mnie leczy, tylko lekarz fsdf43t
Klara - Śro 17 Sie, 2016 20:21

AnnaEwa napisał/a:
"Poza tym, fakt faktem, źle bym się czuła, gdybym oszukała ośrodek, który mnie leczy, "na kasę"

Wiem, że zadaję głupie pytania, ale w tej sprawie jestem niedzisiejsza, więc jeszcze dopytam o to:
AnnaEwa napisał/a:
a tu się okazało, że trzeba czekać, żeby jakieś dokumenty przeszły przez ZUS,

Gdy już te papiery przejdą przez ten ZUS, to w ubezpieczeniu pozostanie ta obecna dziura, czy okaże się, że jest ciągłość?

AnnaEwa - Śro 17 Sie, 2016 20:58

Zostanie dziura, pewnie, że zostanie - ZUS retro non agit (a gdy przychodzi np. do wypłaty świadczeń, to się niekiedy okazuje, że ZUS w ogóle nie agit...) ;)
Ja byłam na tzw. niskim ZUS, więc mnie składka emerytalna i tak nie interesuje, tylko to zdrowotne...

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 17:21

No i pięknie. Mam regres w pełnej krasie.
A może właśnie odwrotnie?... Ale do rzeczy:
Wreszcie się ubezpieczyłam z powrotem, i długo to nie trwało, bo trzy dni, jak dostałam zapalenia okostnej, i to takiego fest (miałam rwać ząb w tym, teraz rozpoczętym, tygodniu - nie zdążyłam, chwyciło w sobotę wieczorem). Ból potworny, opuchlizna, zaburzenia widzenia, gorączka. Pogotowie powiedziało, że nie przyjedzie, i żeby jechać samochodem (!!) do miasta wojewódzkiego, bo do nich do powiatu nie ma co, bo nie ma lekarza (!).
Z godziny na godzinę było coraz gorzej, już ani ręką, ani nogą, ani do łazienki dojść.
I przyszedł T. sprawdzić, co ze mną - a tu ze mną źle. Więc T. postanowił mi chyba pomóc...
Rany Boskie, co tu się działo!...
To znaczy, ze mną nic, a w każdym razie niewiele, bo ja tylko jęczałam z oczami w słup (trwało to półtorej doby, dopóki nie zaczął działać antybiotyk), ale T. w tym czasie traktował mnie jako pełnoprawnego uczestnika awantury domowej, w końcu dostałam przez twarz kurtką z metalowymi napami, i poszedł. Teraz wysyła mi sms-y.

A ja, gdy tak leżałam, jęczałam i puchłam, zastanawiając się, czy to już moja ostatnia godzina i czy to konieczne, żeby ona tak wyglądała, pomyślałam sobie, że nie. Że każdy ma swoją granicę, i że właśnie widzę moją. Bez względu na to, co ten człowiek jeszcze w życiu ze sobą zrobi, czy będzie zdrowiał, czy pił, czy cokolwiek, ja z tym człowiekiem nic wspólnego już nie chcę mieć, i nie będę miała. Ktoś, kto się znęca nad osobą zupełnie bezbronną, ciężko chorą... na to nie ma słów. Nie ma wytłumaczenia. To jest taka obrzydliwość, która leczy z wszelkich sentymentów.

anuszka - Pon 29 Sie, 2016 17:45

:kwiatek: :pocieszacz:
olga - Pon 29 Sie, 2016 19:45

szybko zapomnisz :pocieszacz:
Klara - Pon 29 Sie, 2016 19:51

olga napisał/a:
szybko zapomnisz :pocieszacz:

...i znów T. zacznie przychodzić.... :uoee:

olga - Pon 29 Sie, 2016 19:56

Klara napisał/a:
..i znów T. zacznie przychodzić...


to jest ten co ma zakaz zblizania? jesli pomylilam sprawy to przepraszam

Klara - Pon 29 Sie, 2016 20:00

olga napisał/a:
to jest ten co ma zakaz zblizania?

No tak. Podobno.
Cóż z tego, jeśli sama poszkodowana go nie przestrzega? :(

AnnoEwo! OBUDŹ SIĘ, DZIEWCZYNO!!!

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 20:02

olga napisał/a:
to jest ten co ma zakaz zblizania? jesli pomylilam sprawy to przepraszam

Nie, nie pomyliłaś :) Tyle, że zakaz zbliżania zniesiono mu wyrokiem sądu :)

Nie wiem, czy szybko zapomnę. Przeglądam w myślach wszystkie swoje bliższe relacje z mężczyznami i nie ma tam żadnej normalnej. Chyba się już taka nie zdarzy, jakby się miała zdarzyć, to już by była... No więc tak siedzę i użalam się nad sobą ;)

olga - Pon 29 Sie, 2016 20:04

AnnaEwa napisał/a:
bliższe relacje z mężczyznami i nie ma tam żadnej normalnej.


to daj sobie spokoj na dluzszy czas z mezczyznami, najpierw zadbaj o siebie a potem bedziesz sie rozgladac za kandydatem


a na cos Ty go wpuscila? mialas nadzieje, ze juz sie poprawil?

olga - Pon 29 Sie, 2016 20:07

matiwaldi napisał/a:
o ale...... jak.....jak motylki fruwajom.....


to je mlotkiem :siekiera:

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 20:10

olga napisał/a:

a na cos Ty go wpuscila? mialas nadzieje, ze juz sie poprawil?


No, to już trwało jakiś czas, nie wiem, jaki, bo nie liczę, że T. nie pił, jeździł na terapię, zaangażował się w nią, przeprosił, pomagał, grywaliśmy w makao :D
Nawet AA chciał organizować tu, na miejscu... Coś tak czułam, że to za szybko idzie :D

pterodaktyll napisał/a:
Po co?

A, po nic. Bo mi smutno. Bo któż się nade mną użali, jak się sama nie użalę? ;)

olga - Pon 29 Sie, 2016 20:14

AnnaEwa napisał/a:
A, po nic. Bo mi smutno. Bo któż się nade mną użali, jak się sama nie użalę?


no to sie uzalil :bezradny:

a Ty go w spadku dostalas i odrzucic nie mozesz?

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 20:18

Siedzę i tak sobie myślę, że nie rozumiem ludzi. Wszyscy chcą mieć kogoś życzliwego obok siebie, no, chyba wszyscy, to taka naturalna potrzeba. A ja fajna jestem :lol2: Nie wymagam nie wiadomo czego, jak czegoś chcę - to mówię wprost, nie obrażam się, nie chowam urazy, jestem serdeczna, dowcipna i niegłupia, lojalna, mam spory dystans do problemów, nie mam zwyczaju "wisieć" na nikim... No wiem, trochę dziwaczka, i gotować nie lubię... Ale naprawdę bywają gorsze wady. Można by było ze mną fajnie żyć. Dlaczego każdy mężczyzna, którego pokochałam, musiał nasze życie tak koncertowo spieprzyć? Za to dają gdzieś jakieś premie, czy co?!
olga - Pon 29 Sie, 2016 20:22

bo sobie wyszukujesz takich misiow nieudacznikow
AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 20:29

olga napisał/a:
bo sobie wyszukujesz takich misiow nieudacznikow

Z jednej strony, pewnie tak. Ale z drugiej strony, zakładając, że można po prostu miło sobie żyć, toż to dla "misia" chyba też korzyść, więc po co to psuć, i to dużym nakładem sił i środków - bo już chyba wszyscy tu obecni zauważyli, że mnie nie jest łatwo zniechęcić, trzeba się w zniechęcanie ostro zaangażować!... Najwyraźniej, wchodzę "misom" na ambicję.

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 20:32

pterodaktyll napisał/a:

Bo na to pozwalałaś i zapewne nie potrafiłać postawić żadnych granic dla kolejnych partnerów

To partner sam sobie nie umie stawiać granic?... Że, jak się da palec, to weźmie całą rękę? Jak się nie powie: "nie sypiaj z innymi", to będzie sypiał, "nie okradaj mnie!", to będzie okradał? To tak działa z ludźmi?

olga - Pon 29 Sie, 2016 20:37

AnnaEwa napisał/a:
Ale z drugiej strony, zakładając, że można po prostu miło sobie żyć


z alkoholikiem sie nie da...ani z zadnym innym popaprancem :bezradny:

pterodaktyll - Pon 29 Sie, 2016 20:38

AnnaEwa napisał/a:
To partner sam sobie nie umie stawiać granic?.

Ty żartujesz czy tak naprawdę?
AnnaEwa napisał/a:
To tak działa tylko z mężczyznami, czy w ogóle z ludźmi?

a jak myślisz? Większość ludzkiego gatunku ma odruch "do siebie" as nie na odwrót, a jeśli mają jeszcze na to przyzwolenie, to masz jak w banku, że na głowę Ci wejdą i jak będziesz chciała ich stamtąd wywalić, to będziesz miała wojnę, albowiem nikt bez walki nie oddaje tego co sobie zdobył i tak to właśnie działa. Podobno istnieją również ludzie, którzy nie działają w ten sposób, ale........widocznie tych nie przyciągasz. Tak naprawdę, jesli w Twoim życiu dzieją się takie rzeczy, to trzeba przyjrzeć się sobie samej i tam szukać przyczyn, a nie reszcie ludzkości. Przynajmniej ja tak robię i myślę, że to ma o wiele lepszy skutek dla mnie.

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 20:47

pterodaktyll napisał/a:
Ty żartujesz czy tak naprawdę?

Trochę żartuję, a trochę naprawdę. Każdy sam po sobie sądzi... Ja nie zdobywam, ja zagospodarowuję. Zawsze starałam się wybrać taki kierunek działania, żeby każdy miał z tego coś, czego potrzebuje. Chętnie ustępuję z rzeczy, na których mi mniej zależy, żeby ten mój "towarzysz w działaniu" miał większą motywację do wspólnego dzieła. I tak patrzę i nie mogę uwierzyć, że to się nie sprawdza! (jak powiedział bohater jednego z moich ulubionych filmów, ogrodnik-emigrant: "Pacze i nie rozumiem, pacze: jabłko, widze: glista!")
Przyglądam się sobie, przyglądam, po to mi terapia, ale widocznie jeszcze za krótko.

pterodaktyll - Pon 29 Sie, 2016 20:51

AnnaEwa napisał/a:
Przyglądam się sobie, przyglądam, po to mi terapia, ale widocznie jeszcze za krótko.

Być może. Czas w leczeniu dysfunkcji moich czy Twoich ma kapitalne znaczenie..........

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 21:00

A tak był miło, gdy człowiek był młody i grywał w makao z mężczyznami jeden, dwa, no, góra trzy wieczory z rzędu!... :skromny:
To nie było wcale głupie, co mnie podkusiło z tymi stałymi związkami?!...

matiwaldi - Pon 29 Sie, 2016 21:06

AnnaEwa napisał/a:
A tak był miło, gdy człowiek był młody i grywał w makao z mężczyznami jeden, dwa, no, góra trzy wieczory z rzędu!... :skromny:
To nie było wcale głupie, co mnie podkusiło z tymi stałymi związkami?!...



i dziwisz się ,że z takim podejściem Ci nie wychodzi ...?
8)

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 21:19

matiwaldi napisał/a:
i dziwisz się ,że z takim podejściem Ci nie wychodzi ...?

Nie, bo to moje dzisiejszo-wieczorne odkrycie :D
Wtedy - kiedyś - było "git", do tej pory, jeśli się zdarzy wpaść gdzieś przypadkiem na jakiegoś kolegę "od kart", to bardzo się sympatycznie rozmawia i nikt do nikogo nie ma pretensji - pożeniliśmy się i "pomężyliśmy" później.

pterodaktyll - Pon 29 Sie, 2016 21:22



:mgreen:

AnnaEwa - Pon 29 Sie, 2016 21:26

Chyba gdzieś się wyrwę, potańczyć!! :rotfl:
pterodaktyll - Pon 29 Sie, 2016 21:28

AnnaEwa napisał/a:
Chyba gdzieś się wyrwę, potańczyć!!

I to jest słuszna koncepcja ;)

Może tak razem...... :mysli:

matiwaldi - Pon 29 Sie, 2016 21:29

AnnaEwa napisał/a:
pożeniliśmy się i "pomężyliśmy" później.



wiesz .... wydawało mi się ,że jestem bardzo tolerancyjny i nowoczesny ....ale tego nie ogarniam .... opowiedz mi jeszcze raz ....
8)

AnnaEwa - Wto 30 Sie, 2016 09:12

matiwaldi napisał/a:
... opowiedz mi jeszcze raz ...


:rotfl:

Jak by Ci to wytłumaczyć?....
Nie chciałabym zburzyć Ci koncepcji świata, żebyś nie doznał jakowegoś wstrząsu...
Może zacznę tak: pamiętasz czasy studenckie? jak się ludzie uczyli całą noc do sesji, jedno u drugiego? korepetycje?...
albo, dajmy na to, pielgrzymka papieska (tak, tak!) - uświadomię Cię, że nie wszyscy Twoi koledzy w tamten wtorek, czy tam czwartek, całą noc adorowali Najświętszy Sakrament... nawet, jeśli potem poszli do seminarium...
Nie mówiąc już o objazdach naukowych :mgreen: plenerach :mgreen:
Nie pamiętasz, jak Krzysiek z Waldkiem cały weekend pomagali Małgosi i Kasi w przeprowadzce na stancję?... albo jak Ola z Wojtkiem ofiarnie do rana redagowali kwartalnik poetycki?... albo nocnego drukowania na powielaczu ulotek na demonstracje, gdy potem Janusz klął, że sam musiał drukować, bo reszta gdzieś zniknęła?...
Nie wspominając już o słynnych urodzinach Konstantego i parapetówce Dominiki...

Czasem nawet się z tych pielgrzymek i urodzin małżeństwa się porobiły!... Nawet ze trzy takie małżeństwa, spośród moich znajomych, trwają do tej pory i, z tego, co wiem, są całkiem udane :)

A czasem nie :)

Schyłek komunizmu bardzo zbliżał ludzi :lol2:

Gwoli sprawiedliwości, trzeba dodać, że większość jednak - również - zakuwała, nosiła Kasi i Oli te wersalki i drukowała na powielaczu. Spora też część z nas upijała się przy okazji w trupa gdzieś w kącie, i tuszę, że część tej ostatniej części jest teraz tu z nami na forum, mam nadzieję...
Kilkoro jest w sejmie...
a kilkoro na cmentarzu :/
Posłuchaj sobie "Naszej klasy" Kaczmarskiego.

AnnaEwa - Wto 30 Sie, 2016 12:15

matiwaldi napisał/a:
...i co teraz ze mną będzie ...

matiwaldi napisał/a:
muszę się wyspowiadać ...

Zaryzykujesz teraz takie sam na sam w konfesjonale?... :P
Już nie płacz, w niedzielę pójdziemy do ZOO :)

matiwaldi - Wto 30 Sie, 2016 12:19

AnnaEwa napisał/a:
Już nie płacz, w niedzielę pójdziemy do ZOO



obiecujesz .., czy grozisz ...?

zresztą wszystko jedno ..... trzymam Cię za sławo !
8)

AnnaEwa - Czw 01 Wrz, 2016 22:14

Nie wiem już, co się ze mną dzieje. Zrobiłam coś strasznego.
Najpierw nie chciałam tutaj o tym pisać, ale terapię mam dopiero za dobry tydzień, a jak nie usłyszę jakichś opinii z zewnątrz, które by mi "usadziły" to zdarzenie w jakimś kontekście, to zwariuję, a na pewno nie zasnę w nocy.
Było to tak:
Borykam ja się sobie z dorzynaniem zapalenia okostnej, z problemami finansowymi i innymi takimi, sprzątam, odwiedzam znajomych, załatwiam sprawy, słowem - życie.
Telefonów od T. nie odbieram, smsów nie czytam, nie spotykam się z nim.
Aż tu dziś pod wieczór, psy szczekają, patrzę ja w okno - T. siedzi na ganku.
Nie wiem, co we mnie wstąpiło - otworzyłam.
(Byłam w takim dziwnym stanie, śmiertelnie spokojna. Podzieliłam się jakby na trzy, jakby trzy zimne osoby we mnie były. To było nieludzkie)
Zaprosiłam go do pokoju, nalałam nam po szklance wody.
On płakał, strasznie płakał.
A ja przyglądałam się temu.
On pytał, jak może to naprawić.
(Jednej z tych trzech osób we mnie wcale to nie obchodziło, myślała o kredycie w banku. Druga z tych trzech osób rozważała, że właściwie najpraktyczniej byłoby, żeby T. jak najszybciej umarł, najlepiej jakoś w ciągu dwóch-trzech tygodni. Trzecia z tych osób odczuwała delikatne rozbawienie, patrząc na cierpienie T.)
Spokojnie oznajmiłam, że nie może niczego naprawić. Że nie cofnie czasu. Że go nie kocham i mam inne plany. Że znajomość z nim przysporzyła mi mnóstwo kłopotów i absolutnie nie stać mnie na jej kontynuowanie.
Przedstawiłam propozycję harmonogramu poprzekazywania sobie wzajem różnych rzeczy, które jeszcze mamy u siebie.
On szlochał, normalnie szlochał.
A ja patrzyłam na to jak przez mikroskop, jakbym amebę obserwowała.
Powiedział, że od jutra wszystko się zmieni, że nigdy już "nie tknie tego świństwa, do ust nie weźmie".
Wyłożyłam mu chłodno, że ma nikłe szanse na zerwanie z nałogiem, ze względu na długi staż picia i obciążenie dziedziczne. Że, oczywiście, życzę mu powodzenia, ale że to prawie niemożliwe, zresztą, to nie moja sprawa.
Tłumaczył, że ma plan naprawić wszystkie swoje relacje z ludźmi. Odparłam, żeby nie zawracał sobie tym głowy - ojciec ma go wyżej uszu, córkę wychowuje kto inny, w moim życiu dla niego miejsca nie ma, więc właściwie jest zwolniony z jakichkolwiek obowiązków społecznych.
Powiedział, że mnie kocha, a ja na to, że najlepiej byłoby dla niego, żeby przestał kochać, bo to nie ma sensu.
Poszedł sobie wtedy, potykając się po drodze i wciąż płacząc.
A ja zamknęłam za nim drzwi, po czym zjadłam kolację.
Myślę, że jestem potworem.
A nie czuję nic.
W dalszym ciągu nie czuję nic.
Nic nie mogę poczuć.
Tylko myślę, że to było niebywałe okrucieństwo z mojej strony.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, to się działo jakby obok mnie.
8|

pterodaktyll - Czw 01 Wrz, 2016 22:35

NARESZCIE!!!!! Bogu niech będą dzięki............

AnnaEwa napisał/a:
Myślę, że jestem potworem.

Myślę, że się totalnie mylisz w ocenie swojej osoby
AnnaEwa napisał/a:
nie czuję nic.
W dalszym ciągu nie czuję nic.

I to jest początek tego NOWEGO........
AnnaEwa napisał/a:
myślę, że to było niebywałe okrucieństwo z mojej strony.

Myślę, że osiągnęłaś swoje dno i nie dowalaj sobie bo to nie ma żadnego sensu.
Dorośli ludzie podejmują decyzje i sami ponoszą ich konsekwencje. Ty tę decyzję wreszcie podjęłaś.......... :okok:

AnnaEwa - Czw 01 Wrz, 2016 22:45

pterodaktyll, nie sądzisz, że odbieranie alkoholikowi nadziei na naprawę relacji z ludźmi i zaprzestanie picia jest okrucieństwem??? :shock:
pterodaktyll - Czw 01 Wrz, 2016 22:49

AnnaEwa napisał/a:
nie sądzisz, że odbieranie alkoholikowi nadziei na naprawę relacji z ludźmi i zaprzestanie picia jest okrucieństwem??? :shock:

Nie, nie sądzę, bowiem czynny alkoholik SAM sobie odbiera tę szansę, a jeśli kiedykolwiek zechce, to sam, te relacje będzie naprawiał i to w taki sposób, że będziesz wiedziała, że to dzieje się naprawdę, a nie jest znowu kolejną manipulacją......

Borus - Pią 02 Wrz, 2016 05:06

AnnaEwa napisał/a:
nie sądzisz, że odbieranie alkoholikowi nadziei na naprawę relacji z ludźmi i zaprzestanie picia jest okrucieństwem??? :shock:

Może taki kubeł zimnej wody zadziała? :mysli:
na zasadzie "Co? Ja nie dam rady?" :evil2"

olga - Pią 02 Wrz, 2016 05:23

Ty mu odbierasz nadzieję na naprawę stosunków ze wszystkimi ludźmi? W więzieniu go zamknęłas? Puscilas go wolno...niech naprawia :beba:

Cytat:
myślę, że to było niebywałe okrucieństwo z mojej strony.


Chyba jeszcze się z nim emocjonalnie nie rozstalas :bezradny:
Pamiętam siebie gdy wyrzucalam mojego bylego męża z mieszkania a tydzień później, przy pomocy policji, z piwnicy. Nie obchodziło mnie wtedy jego nieszczęście tylko mój i moich dzieci święty spokój.

Giaur - Pią 02 Wrz, 2016 07:24

Nie mój dział, ale w ramach przestawiania się nocek na dniówki, sobie przeczytałem ten wątek od początku. Tak na moje oko wreszcie jakiś happy end się na horyzoncie pojawił, gdzieś daleko, niewyraźny, ale jest. Powodzenia.
pterodaktyll - Pią 02 Wrz, 2016 08:10



I tyle w temacie........

Whiplash - Pią 02 Wrz, 2016 08:19


biegnacazwilkami - Pią 02 Wrz, 2016 11:34

AnnaEwa napisał/a:
Odparłam, żeby nie zawracał sobie tym głowy - ojciec ma go wyżej uszu, córkę wychowuje kto inny,

Istny dramat, a kiedy to się dowiedziałaś o tej córce,dlaczego wychowuje ją ktoś inny?
Raczej z wiekiem coraz trudniej znaleźć kogoś stanu wolnego , wolnego od zobowiązań i nałogów,no dekadę temu to może było łatwiej,teraz nie czas płakać nad rozlanym mlekiem, jeszcze go ktoś może przygarnie...

KIEDYŚ TO ZROZUMIESZ SAMA, TO BYŁ BŁĄD...

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 12:25

biegnacazwilkami napisał/a:
kiedy to się dowiedziałaś o tej córce,dlaczego wychowuje ją ktoś inny?


Od zawsze wiedziałam, to małe miasto. A wychowuje ją jej matka, która się z panem T. dawno rozwiodła.

biegnacazwilkami napisał/a:
jeszcze go ktoś może przygarnie...


Tak, nawet już podejrzewam, kto: otóż system penitencjarny go przygarnie chętnie, jak się zdaje, bowiem T. przyszedł dwie godziny temu do mojego sklepu, żądając, bym "dała mu szansę", a przynajmniej pieniądze na jedzenie. Kiedy odmówiłam i kazałam wyjść, powiedział, że weźmie sobie sam i szarpałam się z nim przez pół godziny, schowawszy utarg do torebki. Musiałam to zgłosić, niestety, policja powiadomi kuratora i twierdzi, że trzeba wszcząć procedurę odwieszenia wyroku. :bezradny:

andrzej.stol - Pią 02 Wrz, 2016 13:10

Jesteś okrutna zxczxc
biegnacazwilkami - Pią 02 Wrz, 2016 13:17

AnnaEwa napisał/a:
Musiałam to zgłosić, niestety, policja powiadomi kuratora i twierdzi, że trzeba wszcząć procedurę odwieszenia wyroku.

Dziękuję za odpowiedź, teraz i ja powiem:dzięki Bogu..., tak należy reagowac własnie, ma kuratora, odwieszą wyrok(za znęcanie- zdaje się 2 lata) i w więzieniu ma szanse odbyć terapię i zastanowić się nad swoim życiem.A Ty następnym razem zanim znowu przygarniesz kogoś, kup sobie miłą, puchatą mięciutką pościel z prawdziwej wełny, ja tak zrobiłam kiedyś, mam ją do dzis....i bacz,kogo do niej wpuszczasz....zważ też,że Ci co Ci tu najbardziej klaszczą, panowie "trzeźwi" alko, wieczorem, nawet tym najpóźniejszym, legną sobie spokojnie obok własnej żony, dowartościowani, bo dali oklaski.Co Ci po oklaskach?Samodzielna,samotna kobieta jest narażona na różne zaczepki, pomyśl, gdzie możesz znaleźć bezpieczne znajomości, w realu, raczej nie jest to forum alkoholowe.Jakiś fitness klub, tenis czy inny klub golfowy..., aktywny wypoczynek raczej alkoholików nie przyciąga. Alkoholikiem,zwłaszcza cudzym głowy sobie nie zaprzątaj.Za to w młodości, gdy się sobie życia nie ułoży z kims, potem jest już tylko trudniej.
Pozdrawiam optymistycznie:)

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 13:17

Cytat:
Jesteś okrutna zxczxc
To na serio czy na żarty?
AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 13:25

biegnacazwilkami, A mnie te oklaski akurat bardzo pomogły :) Zwłaszcza ten od Whiplash, , ten zdeterminowany, jakby ojcowski wyraz twarzy... wspiera... :D
Ja tam z zaczepkami sobie radzę raczej, a bezpiecznych znajomości nie ma - nikt nie ma na czole napisane, kim jest, a może ma, ale ja nie umiem tego czytać... Co do klubów golfowych, to, hmm... myślę, że niejeden alko tam piłeczki gania, a to, że pije markową whisky i ma do dyspozycji prywatnego lekarza, gdy przeholuje, jakoś mnie mało wzrusza :D
A w ogóle, groźniejsi są bliscy ludzie, niż obcy.

Giaur - Pią 02 Wrz, 2016 13:35

biegnacazwilkami napisał/a:
aktywny wypoczynek raczej alkoholików nie przyciąga


3 x w tygodniu siłownia, 2 x MMA (treningi na przemian, parter/uderzane), 2 x bieganie.

Resztę postu nawet nie wiem jak skomentować :|

Ad meritum

Odwieszą wyrok i masz spokój, ewentualną terapię i cudowne zdrowienie damskiego boksera to mam tam gdzie słońce nie dochodzi. I tego samego Tobie życzę.

pterodaktyll - Pią 02 Wrz, 2016 14:40

biegnacazwilkami napisał/a:
zważ też,że Ci co Ci tu najbardziej klaszczą, panowie "trzeźwi" alko, wieczorem, nawet tym najpóźniejszym, legną sobie spokojnie obok własnej żony, dowartościowani, bo dali oklaski

:glupek:
Co za bzdury............szkoda komentować........ :glupek:

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 18:21

Chryste, jaka jestem zmęczona. Policja, zdaje się, nie zrobiła nic, T. przyszedł do sklepu raz jeszcze, dałam 20 zł, żeby mi klientów nie płoszył. Po pracy pobiegłam szybko do restauracji coś zjeść, T. wpadł na salę, musiałam porzucić już zapłacony obiad, uciec do samochodu, nie zdążyłam zatrzasnąć drzwi, wsiadł mi do auta, więc ja znowu wysiadłam, krzyczałam, że "proszę mnie zostawić w spokoju!!"... W restauracji jest lustro nad kontuarem, spojrzałam i zobaczyłam kobietę, która ma z 65 lat... :/
Wiem, że to nieprawda, ale czuję się tak, jakby to się miało nigdy nie skończyć...

Dobrze chociaż, że kontrahenci nic nie zauważyli, a tyle było dziś z nimi do załatwiania, i wszystko udało się "zapiąć".

Giaur - Pią 02 Wrz, 2016 19:13

AnnaEwa napisał/a:

Tak, nawet już podejrzewam, kto: otóż system penitencjarny go przygarnie chętnie, jak się zdaje, bowiem T. przyszedł dwie godziny temu do mojego sklepu, żądając, bym "dała mu szansę", a przynajmniej pieniądze na jedzenie. Kiedy odmówiłam i kazałam wyjść, powiedział, że weźmie sobie sam i szarpałam się z nim przez pół godziny, schowawszy utarg do torebki. Musiałam to zgłosić, niestety, policja powiadomi kuratora i twierdzi, że trzeba wszcząć procedurę odwieszenia wyroku. :bezradny:


To nie jest przypadkiem usiłowanie rozboju? Zgłosiłaś "na papier"?

biegnacazwilkami - Pią 02 Wrz, 2016 19:18

AnnaEwa napisał/a:
Chryste, jaka jestem zmęczona. Policja, zdaje się, nie zrobiła nic,

Wszystko co Cię spotyka,jest konsekwencją Twoich działań, wiem z autopsji rzecz nastepującą:Policja reaguje raz, łapie delikwenta, składa do Prokuratora wniosek o ukaranie, oraz o przymusowe leczenie,tymczasem ja ... sprawę wycofuję...proszę o wyrok w zawieszeniu.Komendant Policji mówi mi:wie pani co, na drugi raz prosze nam głowy nie zawracać....my łapiemy, pani się wycofuje,prokurator powiedział, żeby mu więcej głowy nie zawracać....mimo wszystko komendant daje mi nr swej prywatnej komórki, na wypadek zagrożenia życia....nie musiałam z tego numeru korzystać,ale,wiem ,że policja dwa/trzy razy nabrać się nie da.To tak jakbyś skok w dal czy do basenu zaczęła i w powietrzu chcesz zawisnąć....nie da się, lecisz na łeb,na szyję.Konsekwencja w działaniu pomoże i Tobie i temu T.Póki go nie zamkną, będzie Ci łaził teraz codziennie.Napisz na piśmie wniosek do Prokuratora i tyle.O odwieszenie wyroku, policja tu już swoje zrobiła, najwyżej idź jeszcze do kuratora i niech ten Twój wniosek poprze.

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 19:34

Giaur, nie, nie zgłosiłam "na papier", i tak urwałam się z pracy, w której miałam masę pracy. Wyrok w jego sprawie zapadł jakieś półtora miesiąca temu, 4 miesiące w zawieszeniu na dwa chyba (czy trzy) lata. Zwyczajnie, poszłam na posterunek, powiedziałam, co się stało, a oni na to, że zaraz go znajdą i z nim porozmawiają, ponadto skontaktują się z kuratorem (ma dwóch, społecznego i sądowego) i "otworzą procedurę odwieszenia wyroku", i że zapisują interwencję.
Nie składałam powiadomienia o popełnieniu przestępstwa, jeśli o to Ci chodzi.
Tak to wyglądało.
Może jestem teraz niesprawiedliwa wobec tych gliniarzy, może rzeczywiście zadziałali, a on po prostu ma to gdzieś.

zołza - Pią 02 Wrz, 2016 19:39

Jak dla mnie cały czas nie stawiasz sprawy jasno. Wpuszczasz do domu , rozmawiasz z nim a potem masz problemy. Może czas odciąć się od "T" raz na zawsze. To się źle skończy dla którejś ze stron. ceewd
AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 19:43

biegnacazwilkami napisał/a:
wniosek o ukaranie, oraz o przymusowe leczenie,tymczasem ja ... sprawę wycofuję...

Nie wycofałam żadnej sprawy. Jest normalny wyrok w zawieszeniu, i skierowanie na terapię w trybie "dochodzącym", którą T., zdaje się, przerwał.

Giaur - Pią 02 Wrz, 2016 19:44

Tu się może raczej nasze specjalistki ;) powinny wypowiadać, ale to co gość wyprawia to, abstrahując od współuzależnienia, zwyczajne łamanie prawa. Konsekwentnie zbierać kwity, gromadzić świadków i słać typka za kraty bo Cię nadzwyczajniej w świecie wykończy. Ciężko go z swoją drogą uznać za wartość dodaną dla reszta społeczeństwa.

Edit

I za kraty to nie wsadzą go Twoja "upierdliwość", "niezrozumienie", "nieumiejętność stawiania granic" tylko konsekwencje jego własnych czynów.

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 19:49

zołza, może rzeczywiście. Wczoraj miałam do siebie pretensje, że postawiłam sprawę jasno, wręcz, że byłam okrutna (dwie strony temu o tym pisałam). Nie wiem, jak jeszcze jaśniej miałabym tę sprawę postawić.
Może po prostu musi minąć jakiś czas, żeby to do niego dotarło.
Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie chcę znów składać kolejnego zawiadomienia, bo zamiast w pracy, znów będę siedzieć co drugi dzień po kilka godzin na komendzie, a potem w sądzie. Chciałabym, żeby on po prostu przestał, albo niech mu odwieszą ten wyrok, który już jest.

Giaur - Pią 02 Wrz, 2016 19:53

AnnaEwa napisał/a:
Może po prostu musi minąć jakiś czas, żeby to do niego dotarło.


Ja to co prawda pijak introwertyczny, nie miałem epizodów wymuszeniowo-rozbójniczych, ale jako pijak to Ci powiem jedno. Jedyne co do niego w tym momencie dotarło to namiar gdzie się można zgłosić po dwie dychy na pół litra.

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 19:53

Giaur napisał/a:
I za kraty to nie wsadzą go Twoja "upierdliwość", "niezrozumienie", "nieumiejętność stawiania granic" tylko konsekwencje jego własnych czynów.


Giaurze, świetnie o tym wiem. Poza tym, cóż, ja? ja nie jestem upierdliwa!! ja jestem chodzącym ideałem!! :rotfl: (może dlatego się mnie tak uczepił...)

staaw - Pią 02 Wrz, 2016 19:54

Ewo, wolałbym siedzieç na komendzie niż leźeć na ortopedii.
AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 19:57

Giaur, tak, to też wiem :/ Ale naprawdę nie wiedziałam już, co robić - rozumiesz, klienci, kontrahenci z wyższej półki, a tu się czai typ, co wygląda jakby się urwał z planu "Nocy żywych trupów" i w dodatku wciąż ćwiczył rolę.
A ja nie chcę splajtować!!

Giaur - Pią 02 Wrz, 2016 20:04

AnnaEwa napisał/a:
Giaur, tak, to też wiem :/ Ale naprawdę nie wiedziałam już, co robić - rozumiesz, klienci, kontrahenci z wyższej półki, a tu się czai typ, co wygląda jakby się urwał z planu "Nocy żywych trupów" i w dodatku wciąż ćwiczył rolę.
A ja nie chcę splajtować!!


Ano zapomniałem, alkoholizm i pochodne to tylko w świecie mieszkań socjalnych i "konkubin".

AnnaEwa - Pią 02 Wrz, 2016 20:10

Giaur napisał/a:
Ano zapomniałem, alkoholizm i pochodne to tylko w świecie mieszkań socjalnych i "konkubin".

Nie rozumiem, naprawdę, wyjaśnij proszę!!
Czy Ty masz na myśli to, że klienci i kontrahenci, poważni ludzie, przeważnie w średnim wieku, niekiedy w towarzystwie swych dzieci i wnuków (wakacje...) mieliby pochylić się z troską nad szarpaną za ubranie przez pijaka właścicielką firmy, ustalać z nią jakieś rabaty, umowy itd, dokonywać zakupów podczas tej szarpaniny, bo przecież "to w gruncie rzeczy normalne i każdemu się może zdarzyć"?
No przecież uciekliby w popłochu i już by u mnie ich noga nie postała! Ich, ani ich znajomych!

Giaur - Pią 02 Wrz, 2016 20:18

Cytat:
klienci, kontrahenci z wyższej półki


I do sklepu wpada jakiś podejrzany obwieś wymusić na swojej bezradnej konkubinie parę zeta na paliwo. Twój status społeczno-finansowy nic nie zmienia, PATOLOGIA dokładnie taka sama jak na osiedlu socjalnym z zaszczanymi klatkami schodowymi, gdzie na wrzask bitej wieczorem baby nawet nikt nie zwraca uwagi. Bo policja i tak nie przyjedzie, bo się nie da, bo zawsze tak było i może kiedyś coś się zmieni. Samo.

W sumie 30x20 pln to jakieś 600 miesięcznie, może sobie w koszta wrzuć typka od razu.

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 11:47

Jakiś czas mnie nie było. Musiałam pojechać załatwiać sprawy podatkowo-kredytowe, bo mam część udziałów, po ojcu, w mieszkaniu mojej matki, a nie spinam się z kredytem i zaczęło robić się niehalo, bałam się, że matce wejdą na hipotekę. Pojechałam rzecz wyjaśnić, i z bankiem, i z nimi, nie wiem, przedstawić sytuację, zastanowić się, co zrobić, zasięgnąć opinii prawnika...
Wiedziałam, że nie będzie to miłe, ale...
Zwymyślali mnie od tchórzy, od pasożytów, od gówniar. Że narażam rodzinę, że chcę żyć na cudzej krwawicy, że jestem zakałą. Zabrali mi dokumenty, które miałam ze sobą (wszystkie akty notarialne, umowy bankowe, które miałam przygotowane dla prawnika), po porostu wyjęli je z walizki. Gdy wychodziłam z mieszkania, szli za mną jeszcze na schodach, krzycząc: uciekaj, tchórzu!, gdy powiedziałam, że w takiej sytuacji "nie zostanę na obiedzie".
Walizkę odwieźli mi pod kancelarię następnego dnia, pustą. Dokumenty, twierdzą, wysłali mi pocztą do domu.
Dopiero teraz ze mnie to "schodzi", choć minęły już trzy dni. Staram się pozbierać myśli, o co w tym wszystkim chodzi. Co ja takiego, na Boga, zrobiłam strasznego, żeby na coś takiego zasłużyć. Wiem, że wpakowałam się w nie lada tarapaty, także finansowe, w trakcie małżeństwa, naprawiam to, jak mogę. Ale może to nie wystarczy?

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 12:26

Nie wiem sama, aż głupio mi to wszystko tutaj pisać, bo mam wrażenie, że u mnie same tragedie, jak u Szekspira. Wręcz się boję, że potraktujecie to jako fikcję literacką- to nie jest fikcja. Chciałabym, żeby była.
Myślę sobie, że może ja nie potraktowałam rachunku sumienia uczciwie. Może swoją postawą zrobiłam im znacznie więcej krzywd, niż sądziłam. Przeprosiłam. Szukam swojej winy w odniesieniu do mojej matki, to ja się zawsze czułam przez nią krzywdzona, ale może ja kłamię sobie? Tak czy inaczej, przecież naiwnością byłoby sądzić, że ten bałagan, który mi został po mężu-alkoholiku, te wszystkie długi znikną ot, tak. Przecież oni o tym wszystkim wiedzieli, przecież ja się od tego nie uchylam, robię, co mogę...
Sama już nie wiem. W tej rodzinie jest taki galimatias, wszyscy pokrzywdzili się nawzajem z góry na dół i po przekątnej, ale nikt, oprócz mnie, nie przeprasza, i nikogo innego moja rodzina - z "wyższej półki" przecież - tak nie traktuje, jak mnie.

pterodaktyll - Sob 17 Wrz, 2016 12:30

AnnaEwa napisał/a:
mam wrażenie, że u mnie same tragedie, jak u Szekspira.

Szekspir popełnił również parę komedii. Np. "Poskromienie złośnicy", "Sen nocy letniej" czy "Wiele hałasu o nic". Tę ostatnią szczególnie polecam ;)

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 12:49

pterodaktyll, czyli, powiadasz, nie przejmować się?
No, wiesz, potraktowała mnie tak rodzona matka, rodzony syn i, co prawda nierodzona, synowa. To raczej skłania do refleksji.

zołza - Sob 17 Wrz, 2016 13:10

AnnaEwa. Z tą empatią to u mnie różnie ale pomyślałam ,że może zadziałałaś z zaskoczenia , postawiłaś ich pod murem. Przyjeżdżasz i od razu z teką dokumentów . Nie każdy jest w stanie odróżnić naszych "dobrych "intencji . ceewd
AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 13:17

zołza, ja byłam umówiona, kilka dni przedtem, oni czekali na mnie. Już przez telefon usłyszałam, żebym może nie zatrzymywała się w rodzinnym domu, bo "atmosfera jest napięta", więc załatwiłam sobie nocleg u koleżanki. Po raz pierwszy miałam zobaczyć wnuczkę, przywiozłam moc ubranek i innych takich... Te dokumenty były schowane w walizce, nie były dla nich, były dla adwokata.
zołza - Sob 17 Wrz, 2016 13:36

:aha: Czyli jesteś zwyczajnie"czarną owcą" w rodzinie ceewd
AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 13:42

zołza, tak, jestem. Zawsze byłam.
Starałam się to zmienić, zastanawiam się, co jeszcze mogłam zrobić, co zrobić teraz.
Zastanawiam się, czy moje życie potoczyło się tak, bo nią byłam, czy, odwrotnie, ja zasłużyłam sobie na to swoimi życiowymi wyborami...
Czy ktoś coś wie o czarnych owcach? ( ;) )

zołza - Sob 17 Wrz, 2016 15:01

Trudna sprawa :mysli: napisze co ja myślę w tym temacie ;)
Pierwsze i najważniejsze . Nie wierzę w to ,że rodzice nie kochają swoich dzieci . Problemem najczęściej jest to ,że nie wychowują a raczej hodują je na swoje podobieństwo( szczególnie w tych tzw . "lepszych sferach" Maja swoje wyobrażenia jaki/jaka powinna być ich latorośl. Jak powinna wyglądać, zachowywać się .Kim powinna zostać , z kim się ożenić i takie tam inne wymagania. Nikt nikogo nie nauczył być rodzicem . Zostajemy nimi i ....i właśnie chcemy dla tego dziecka jak najlepiej ale chcemy tylko i wyłącznie tego co my uważamy za dobre dla niego. Każdy"zła" decyzja, każdy bunt czy próba życia dziecka po swojemu jest postrzegane jako sprzeciwianie się naszej woli ale także ujmą w naszym rodzicielstwie ( jak to , przecież ja chce dla niego najlepiej , ja wiem jak wygląda życie , szkoda by cierpiał). Chcemy chronić , pomagać a jednocześnie zabieramy mu możliwość życia swoim życiem , spełniania tego co chce i uczenia się życia poprzez konsekwencje swoich decyzji. "CZARNA OWCA" jak dla mnie to dziecko , które walczy wszelkimi metodami o swoją wolność i niezależność. Walczy z całym światem ale walczy o siebie. WRACA do rodziny , wtedy gdy już wystarczająco się poparzy ale nauczy . :zalamka:

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 15:34

zołza, w wypadku mojej rodziny było jeszcze dziwniej. Z jednej strony, o czym wiem teraz, ojciec pił i miał równoległe życie (ostatecznie odszedł do tamtej kobiety po wielu latach), z drugiej strony matka narażała mnie na różne nienormalne sytuacje, niebezpieczne sytuacje. To było naprawdę mocno chore, a ja jeszcze do tego jestem jedynaczką. Parę razy próbowałam się zabić, uciekałam z lekcji, potem zaczęłam mówić poza domem o tym, co się dzieje w domu i to był chyba największy kamień obrazy dla mojej matki. Z kolei ona zaczęła mnie szantażować samobójstwem, bo "jeśli doprowadzę do tego, że jej teściowa wymoże rozwód na ojcu, to ona popełni samobójstwo - chce, żebym o tym wiedziała".
W końcu byłam w ciąży i już nie dało się nic zamieść pod dywan...
Tak, że ja nie nie wiem w zasadzie, co jest prawdą. Nie wiem, czy ona mnie kocha, czy kochała kiedykolwiek. Naprawdę nie wiem.
Fakt faktem, że, choć ojciec odszedł, nigdy się nie rozwiedli, nie powiedzieli też o tym mnie, choć byłam już dorosła - zorientowałam się dopiero na pogrzebie babki, że ojca nie ma... Do tej pory wiem bardzo niewiele. Gdy kiedyś zapytałam ojca, wyprosił mnie i dwa lata nie odbierał ode mnie telefonu.

zołza - Sob 17 Wrz, 2016 15:39

Mówiąc głośno to co inni starali się ukryć za wszelką cenę według nich zdradziłaś RODZINĘ!!!
Według zasady "brudy pierze się we własnym domu" :uoee:

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 16:23

zołza, całe mnóstwo było takich mądrości. Pamiętam "choćby cię smażono w smole, nigdy nie mów, co się dzieje w domu ani w szkole", "kiedyś panienki specjalnie uczono płakać, żeby nauczyły się pięknie przy tym wyglądać, zapisałabym cię na taki kurs", "nigdy nie pokazuj mężczyźnie całej nogi" - to ostatnie szczególnie matka sobie ceniła, często powtarzała. Miałam osiem lat, kiedy zaczęła mi to powtarzać.
Gdy byłam na studiach i mieszkałam już z babką, zapisałam się do jakiegoś koła naukowego, o ile pamiętam. Babka zatelefonowała do matki i przypadkiem usłyszałam, jak mówi: "nie martw się, niebawem się na niej poznają, a wtedy wszyscy się od niej odwrócą".

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 16:34

Tylko, że to było tak dawno przecież, tyle osób od tego czasu umarło... Nie chcę wierzyć, że to się wciąż ciągnie. Przecież moja matka też sporo przeżyła od tamtego czasu, coś sobie pewnie już poustawiała... Zastanawiam się nad racjonalnymi podstawami tego ostatniego zachowania mojej rodziny. Zastanawiam się, czy moje decyzje, także te finansowe, faktycznie są dla nich aż tak kłopotliwe, przecież mojego syna ani mojej synowej nie było wtedy na świecie, co TERAZ robię źle, że tak mnie potraktowali.
pterodaktyll - Sob 17 Wrz, 2016 16:36

AnnaEwa napisał/a:
To raczej skłania do refleksji.

Nasuwa mi się tylko jedna. Jak bardzo chora i nieszczęśliwa musi być taka rodzina, skoro jej członkowie tak się traktują...........współczuję Ci............ :pocieszacz:

zołza - Sob 17 Wrz, 2016 16:37

Współczuję Ci bardzo :pocieszacz: i teraz chyba potrafię zrozumieć co Cię tak ciągnęło do "innych" - co niekoniecznie znaczy "lepszych". Z deszczu pod rynnę. :shock:
Samotność to taka straszna trwoga....



Giaur - Sob 17 Wrz, 2016 17:35

:pocieszacz:

Ja ze swoją "zagmatwaną" rodzinką kontakt mam już tylko "finansowo-prawny" (tu ponaprawiałem alkoholizmowe szkody), moje życie emocjonalne jest na dzień dzisiejszy oddzielone od rodziców stalową ścianą. Od jakiegoś czasu zaczynam dostrzegać coraz więcej plusów takiego rozwiązania. Można przebaczać i naprawiać różnego rodzaju wydarzenia z przeszłości, ale jako że dysfunkcja ma się w dalszym ciągu bardzo dobrze, a na niektórych polach nawet się rozwija, podjąłem decyzję że nie będę się w tym babrał.

A może brak "koziołka" spowoduję że sami zainteresowani będą mieli okazję żeby się przyjrzeć własnym problemom? Zobaczymy.

AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 18:06

Giaur, dzięki. Też nad tym myślę od dwóch dni. Sęk w tym, że właśnie te sprawy finansowo-prawne... Ale zastanawiam się, czy wobec zaistniałej sytuacji nie zażądać oficjalnie zniesienia współwłasności i spłaty z mieszkania. Przynajmniej zasłużyłabym na swoją opinię.
AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 18:36

A może to gniew i małość przeze mnie przemawia?... 8|
AnnaEwa - Sob 17 Wrz, 2016 18:37

Do pupy to wszystko.
zołza - Sob 17 Wrz, 2016 18:44

AnnaEwa napisał/a:
A może to gniew i małość przeze mnie przemawia?

A może użalasz się trochę nad sobą i własnym spieprzonym życiem? :mysli:
Life is brutal and full off zasadzkas :luzik:

Kurde :glupek: przepraszam :stres:

olga - Sob 17 Wrz, 2016 18:55

Moim zdaniem jest to proste: Ty masz kłopot, jesli rodzinka się z Tobą identyfikuje to Twój kłopot jest tez kłopotem rodzinki a że nie da się mieć Ciebie bez kłopotu to trzeba Ciebie odrzucić razem z nim....sama tego doświadczyłam i slyszalam o wielu takich historiach, jest to więc norma :luzik: nie zamartwiaj się więc, nie jesteś w wyjątkowej sytuacji.
AnnaEwa - Nie 18 Wrz, 2016 11:14

zołza napisał/a:
A może użalasz się trochę nad sobą i własnym spieprzonym życiem?

Nie, bo moje życie wcale nie jest spieprzone. Za nic bym się nie zamieniła.
Gnębi mnie natomiast to, że 1. nie chcę być ofiarą, 2. nie chcę być katem, a nie nauczono mnie wcale, i najwyraźniej w dalszym ciągu nie umiem, postawić tej linii pośrodku.
Oczywiście, jest mi cholernie przykro po tym wszystkim, co się tam stało. Obrzydliwe to było i sądzę, że nikt na coś takiego nie zasługuje.
Ale postawię tę linię. Powinnam wreszcie.
Chciałam się zapoznać z Waszą opinią, bo moje widzenie tej sprawy jest spaczone; po prostu potrzebowałam rady.
I potrzebowałam się wygadać... Ale już mi lepiej :)
olga napisał/a:
nie zamartwiaj się więc, nie jesteś w wyjątkowej sytuacji.
a wiesz, to mnie akurat wcale nie pociesza :D Wolałabym, by się takie rzeczy działy sporadycznie albo wcale :D
Bardzo Wam dziękuję wszystkim za wsparcie! :)

olga - Nie 18 Wrz, 2016 15:44

Najprostsza rzecz jaką można zrobić dla siebie to odciąć się od rodzinki i problem z głowy. Narazisz się co prawda na słowa krytyki ze strony i rodzinki i całego otoczenia, ze jesteś wyrodna i niewdzieczna córka ale jak już będziesz odcięta to nie będzie Cie to obchodzić
Linka - Nie 18 Wrz, 2016 17:01

AnnaEwa napisał/a:
. Obrzydliwe to było i sądzę, że nikt na coś takiego nie zasługuje.

Tak, to było obrzydliwe i moim zdaniem bezprawne.
Nie jestem święta i nieraz przetrzepałam kieszenie alko, ale żeby ukraść komuś dokumenty????
No w głowie mi się nie mieści. :szok:

AnnaEwa - Sob 24 Wrz, 2016 22:09

Zdecydowałam się napisać obszerny list do matki, w którym wyjaśnię moje stanowisko w tej sprawie, i zerwać kontakty. Przemyślałam to - nie mam zamiaru dalej wspierać swoją osobą tego chorego układu, który zmierza w jakieś wynaturzenie kompletne.
Nie po to zerwałam toksyczny związek z mężczyzną, żeby kontynuować toksyczne związki inne. Nie da się, to się nie da, trudno.

Martwię się tylko, że w miejsce związków toksycznych nie wchodzą żadne inne. Jestem przeraźliwie sama. Uciekam w pracę - nie jest to trudne, bo ją uwielbiam. Ale boję się, że nie potrafię konstruować normalnych relacji. Nie wiem, jak.

Musze się wpisać znowu na terapię.

Kami - Sob 24 Wrz, 2016 22:31

AnnaEwa napisał/a:
Ale boję się, że nie potrafię konstruować normalnych relacji. Nie wiem, jak.

AnnaEwa, wszystko się da to tylko kwestia czasu
Zacznij od siebie polub, pokochaj, zaakceptuj a reszta z czasem sama przyjdzie.
AnnaEwa napisał/a:
Jestem przeraźliwie sama.

Często jest to potrzebne, by rozpocząć nowe, lepsze życie
AnnaEwa napisał/a:
Martwię się tylko, że w miejsce związków toksycznych nie wchodzą żadne inne.

Przyjdzie i czas na normalny związek. :okok: Zastanów się do czego jakikolwiek inny byłby Ci teraz potrzebny.
Uporządkuj swoje życie, zadbaj o własny psychiczny komfort.
Nie zastępuj życia z byle kim na kogokolwiek bo to się nigdy nie sprawdzi.
Kiedy poukładasz swój świat ułoży się cała reszta.
Pomyśl, po co Ci teraz ktoś ? Byś mu opowiadała jak Ci dotychczas było źle ?
Po co komu taka wiedza. Nie sądzę, że jest Ci też ktoś potrzebny bo sama nie dajesz rady finansowo.
Jaka byłaby to samodzielność albo niezależność.
Na wszystko nadejdzie odpowiedni czas, trzeba tylko robić rzeczy z głową i uzbroić się w cierpliwość.
Trzymam kciuki
A list do matki jak najbardziej .... to mądre posunięcie.

AnnaEwa - Sob 24 Wrz, 2016 23:03

Kami napisał/a:
Zacznij od siebie polub, pokochaj, zaakceptuj

Ależ ja siebie lubię, kocham i akceptuję, kurcze, żebym ja taką drugą miała, jak ja sama jestem! :rotfl: Myślałam, że to się dało już wyczytać z moich postów! I inteligentna, i zabawna, i dobra, i obyta - i umyta, tak, że rozmowa ze mną to sama przyjemność, tylko ile tak można gadać sama ze sobą?! :rotfl:

Kami napisał/a:
Nie zastępuj życia z byle kim na kogokolwiek

Mnie nie chodzi o życie z kimś, mam na myśli normalne znajomości, nie mówię już - przyjaźnie, bo to duże słowo i na to nie liczę, ale koleżeństwo. Pójść do kogoś. Wyjść gdzieś wspólnie. Żeby wpadł ktoś do mnie... e... e... o, złapałam się na czymś: bałabym się. Bałabym się, gdyby ktoś miał do mnie przyjść do domu. Ciekawe.

Kami napisał/a:
Pomyśl, po co Ci teraz ktoś ? Byś mu opowiadała jak Ci dotychczas było źle ?

A, to rozsądne. Co prawda, najbardziej brakuje mi rozmów o polityce, sztuce i zwykłych żartów, ale - tak, rozmowa mogłaby zejść na tematy prywatne... po co to komu.

Tak, chyba najbardziej brakuje mi żartów, takich żartobliwych rozmów. Z żartowaniem, jak z łaskotkami - trudno jest samemu śmiać się ze swoich dowcipów.

AnnaEwa - Sob 24 Wrz, 2016 23:06

pterodaktyll napisał/a:

A więc wiejmy stąd, zanim nas stosowna Moderacja pogoni..... ;)


Nie wiejcie, proszę! Tak się Wasze przekomarzania miło podczytuje!... :)
Właśnie tego mi brak...

Jras4 - Nie 25 Wrz, 2016 09:03

AnnaEwa napisał/a:
e, żebym ja taką drugą miała, jak ja sama jestem! :rotfl:
co druge ?
Jras4 - Nie 25 Wrz, 2016 09:04

AnnaEwa napisał/a:
Co prawda, najbardziej brakuje mi rozmów o polityce
służe pomocą ,
Jras4 - Nie 25 Wrz, 2016 09:08

Cytat:
potrafię konstruować normalnych relacji. Nie wiem, jak.
kobieto ,to forum dla wszystkiego co nienormalne a ty chcesz jedna byc normalna ?
normalna nie byłaś i nie bedziesz i tu normalnych nie znajdziesz heheheh

yuraa - Nie 25 Wrz, 2016 10:26

AnnaEwa napisał/a:
i zabawna, i dobra, i obyta - i umyta

tak mi się skojarzyło
"...a w zeszłe święto mialem kobitę
co miała obie nogi umyte..."

AnnaEwa - Nie 16 Paź, 2016 15:21

Doczekałam wreszcie wizyty u mojej psychoterapeutki. Była, odniosłam wrażenie, poirytowana, że nie robię postępów - stwierdziła, że z osobami mniej inteligentnymi pracuje się łatwiej, bo one po kilku spotkaniach "łapią", a ja "nie łapię", tylko wciąż... No, właśnie nie wiem, co "wciąż", bo nie łapię :| Staram się "złapać", jak cholera się staram :/
Tych naszych spotkań było w sumie sześć, ostatnie w końcu lipca. Teraz następne spotkanie wyznaczono mi po trzech tygodniach, a kolejnego zapewne już będzie, bo mieli jakąś kontrolę i terapeutom "nie bardzo chce się pracować w takich warunkach" - zdaje się, że NFZ obciął im fundusze.
Jestem podłamana. Tyle wysiłku kosztowało mnie to umawianie się, dojeżdżanie, koszta... Na początku, gdy spotkania były co dwa tygodnie, ulga była kolosalna w tym pierwszym momencie, ale to się nie utrzymało. Nie wiem, może powinnam po prostu pójść do psychiatry i zacząć brać antydepresanty.
Nie wiem, szukać następnej poradni, czy dać sobie spokój?
Czy ktoś może mi powiedzieć, czy tryb terapeutyczny u Was też wygląda?

Klara - Nie 16 Paź, 2016 15:45

AnnaEwa napisał/a:
szukać następnej poradni, czy dać sobie spokój?

Szukaj AnE, SZUKAJ! :tak:
Spotkania indywidualne na początku odbywają się raz w tygodniu, a później według potrzeb, grupowe też raz w tygodniu - do końca kursu.
Bywa, że tzw. "trudne przypadki" otrzymują propozycję ponownego przejścia kursu - tak było, gdy odbywałam terapię, ale od tego czasu minęło już kilka dobrych lat, no i ośrodki różnią się między sobą w sposobie organizowania terapii.

AnnaEwa - Nie 16 Paź, 2016 16:04

Ok, znalazłam jeszcze dwie przychodnie, nie mają stron internetowych, jutro będę dzwonić.
Klara - Nie 16 Paź, 2016 18:32

AnnaEwa napisał/a:
jutro będę dzwonić.

:okok:

smokooka - Nie 16 Paź, 2016 19:35

Tak, nie poddawaj się, nie każdy terapeuta powinien nim być. Jak to w każdym zawodzie.
AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 09:22

Obdzwoniłam. Jedna poradnia w ogóle nie ma indywidualnej, tylko grupową. Druga ma indywidualną, ale od godziny 11, ostatnia sesja o 15, czyli znów jeden dzień w tygodniu praktycznie nie byłoby mnie w pracy, bo przecież półtorej godziny dojazdu. Oczywiście, znowu skierowanie.
Nie wiem, co się dzieje ze mną, nawet mi głupio pisać tu, na forum. Z nikim się nie spotykam, z nikim nie rozmawiam, zresztą, nie ma z kim, i dobrze, bo co bym powiedziała?
Takie mendzenie, bo co kogo obchodzą cudze fochy. Nie śpię do świtu, ale i tak budzę się o siódmej. Nic mi się nie chce, źle się czuję sama ze sobą, nie miałabym siły udawać przed ludźmi, że wszystko jest super, ledwie się spinam, gdy klient wchodzi do sklepu.
Mam takie wewnętrzne przekonanie, że zajmuję się problemami zastępczymi, że powinnam pracować, zarabiać pieniądze, zamiast jeździć po jakichś konowałach, którzy z troskliwym uśmiechem wpatrują się we mnie i czegokolwiek bym nie powiedziała, wszystko jedno, "nie będzie u mnie świąt znowu w tym roku" czy "meteoryt uderzył w dom i zostałam w samych kaloszach" pytają "i co pani czuje w związku z tym?"
Babsko dostanie za to pensję, ja tylko stracę. I co, łudzić się, że będzie lepiej? Miało być lepiej, nie jest. Odcięłam się od toksycznych relacji, i teraz nie mam żadnych. Wiem, że dokonałam dobrego wyboru, no i - dokonałam, kisielek, kompocik i już. Na rzeczywistość nic się nie poradzi, trzeba zap...lać, żeby w ogóle przetrwać, bo nikt mi nie pomoże.

Klara - Pon 17 Paź, 2016 10:14

Echhh, no nikt nie powiedział, że terapia jest Twoim obowiązkiem 23r
Mnie pomogła, wielu dziewczynom które tu piszą, także, ale każdy sobie układa życie tak jak potrafi i jak mu jest wygodniej, więc żyj sobie Anno Ewo jak chcesz.

Jeśli zaś chodzi o różne decyzje, to doskonale pasuje tu powiedzenie, które zdaje się gdzieś w tym wątku padło: "Kto chce, szuka sposobu. Kto nie chce - szuka powodu".

pterodaktyll - Pon 17 Paź, 2016 10:21

AnnaEwa napisał/a:
nikt mi nie pomoże.

A rzeczywiście. Oczywiście do momentu aż sama znajdziesz w sobie silną motywację do zmian, zaczniesz je wprowadzać w życie i oczywiście będziesz gotowa przyjąć konsekwencje wynikające z tychże, a potem..........możesz się bardzo zdziwić....

zołza - Pon 17 Paź, 2016 10:24

Byleś tylko sama nie zamknęła się we własnym "światku" :pocieszacz:
AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 11:22

zołza napisał/a:
Byleś tylko sama nie zamknęła się we własnym "światku" :pocieszacz:


No, właśnie już to chyba zrobiłam. Przepraszam, że nudzę. Po prostu zupełnie sobie nie radzę ze sobą, nie wiem, czy ja mam depresję, czy co?! Nie mam siły na nic, żeby wstać z krzesła zbieram się pół godziny czasami. Nie wiem już sama, czy to ze mnie teraz "wyłazi" to wszystko, czy to taki etap, czy ja się użalam nad sobą, mazgaję się... Całe dorosłe życie, co by się nie działo, czy śmierć ojca, czy ciężka praca, czy długi, byłam jak na wojnie, byłam twarda jak skała. Do niedawna. A teraz, gdy widzę jakąś przeciwność, to siedzę i tak na nią patrzę, i nie mogę się ruszyć.
Myślałam, że gdy zacznę porządkować swoje sprawy, będzie jakaś poprawa. Ale jej nie czuję. Czuję pustkę. I gniew.
Nie wiem, może to żałoba. Chciałabym płakać, a nie mogę, nie umiem.

pterodaktyll - Pon 17 Paź, 2016 11:28

"Jesteś ograniczony tylko przez ściany, które zbudowałeś wokół siebie."


zołza - Pon 17 Paź, 2016 11:41

AnnaEwa napisał/a:
Ale jej nie czuję. Czuję pustkę. I gniew.

To zwyczajny stan :pocieszacz: Tak zwany efekt żałoby...Pustka. Coś się skończyło a jeszcze nic się nie zaczęło ...a nie zaczęło bo w tym momencie nie jesteś na to gotowa. Niestety ja mam bardzo podobnie - jak trzeba spinam się i działam , mam siłę i motywację i brnę do przodu ....a potem ...potem przychodzi jak ja to nazywam "przemęczenie materiału" i wpadam w totalny marazm.
Musze to przetrwać , przeczekać trzeba mi..... ;)


AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 12:01

zołza, nie wiem, dlaczego wybrałaś sobie tak mało pasujące pseudo! Jesteś kochaną, najkochańszą osobą, wcale nie żartuję :)
Dziękuję!

zołza - Pon 17 Paź, 2016 12:08

Zawsze do usług 54rerrer
AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 12:10

Pałęta mi się po głowie ten utwór, w odniesieniu do wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek byli mi bliscy.

https://www.youtube.com/watch?v=wribK0Y8RnA

AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 13:44

Czytam w wolnych chwilach dział alko, przypominam sobie też ten okres, gdy T. jeździł na terapię i uderza mnie, jak bardzo wyspecjalizowana jest terapia dla uzależnionych: rozpoznawanie głodu, pisanie prac, program HALT i mnóstwo innych pożytecznych rzeczy. Uzależnionym w wielu wypadkach terapia pokazuje palcem: uważaj tu, tu i tu, tu masz czerwoną lampkę.
I powiem szczerze, zazdroszczę tego. Ja cały czas rozbijam się o nieumiejętność wyłapywania różnych swoich nastrojów na wczesnym etapie, a potem nie wiem, co się ze mną dzieje i jak mogę przeciwdziałać. Na terapii dla współuzależnionych nie ma żadnych jasnych wskazówek. Tak, jak powiedziała terapeutka - ja nie "łapię", nawet nie bardzo wiem, co mam "łapać".
Może jest tak dlatego, że współuzależnieni bardziej różnią się od siebie reakcjami, niż alko, że to szerokie spektrum nieswoistych zaburzeń, tak czytałam.

A w ogóle - "dół" mi już trochę odpuścił, jak widać.

olga - Pon 17 Paź, 2016 15:57

sorki, ze tak z butami wlaze :bezradny: AnnaEwa, jak bym sluchala takich smetkow to sama bym w depresje wpadla
olga - Pon 17 Paź, 2016 16:13

AnnaEwa napisał/a:
Ja cały czas rozbijam się o nieumiejętność wyłapywania różnych swoich nastrojów


Gdybys chodzila na terapie mialabys za zadanie prowadzenie dzienniczka uczuc. Sluzy on do nauki rozpoznawania wlasnych emocji. Na forum sluza do tego emotki.

pietruszka - Pon 17 Paź, 2016 16:56

U nas na terapii był pewnego rodzaju program. Wpierw wprowadzenie, trochę teorii, potem ćwiczenia w grupie i zadania domowe. Na początku tzw. edukacyjna grupa, potem tzw. uczucia. Do tego warsztaty-maratony: z asertywności, technik radzenia sobie ze stresem, ze złością. A na indywidualnej obgadanie spraw bieżących, tak bardziej indywidualnie i też zadania do domu.

Dla mnie terapia to był kawał ciężkiej roboty, czasem aż do wycia, czasem to było zrzucanie ton cierpienia z własnych barek. I nie był to czas stracony, bo wszystkie te umiejętności przydają mi się w codziennym życiu, także w zawodowym. No ale dałam sobie szansę i prawo do zajęcia się sobą.

Kiedyś miałam wyrzuty sumienia, że nagle sobie tyle czasu i uwagi poświęcam. Dziś patrzę na to, jak na odpowiedzialność wobec ciała i ducha, które mi dano. Było coś we mnie zepsute, nie działające? To moja odpowiedzialność, żeby to podreperować, jeśli mam odpowiednie narzędzia. I to odpowiedzialność wobec mojej Siły Wyższej, siebie i relacji z resztą świata.

Ja zostałam z trzeźwiejącym alkoholikiem, ale mam dziś w sobie zgodę na to, że facet nie zaspokoi moich wszystkich potrzeb. Więc potrzebowałam Alanonu, zdrowiejących znajomych ze środowiska do pogadania a i znalazłam towarzystwo swoje do realizacji moich pasji, które mojego Pietrucha nie interesują. Pamiętam jakie to było przeżycie, gdy pojechałam na pierwszą wycieczkę z grupą całkiem mi nie znanych osób. Po okresie izolacji to było trudne dla mnie wyzwanie. A potem okazało się, że większość tych osób tak samotnie, rozpoczynała tę przygodę. A tam gdzie jest pasja to i wkrótce pojawiają się nowe relacje, znajomości a nawet przyjaźnie. Nawet krewnych znalazłam, no ale to już inna historia :)

AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 18:12

olga napisał/a:
Gdybys chodzila na terapie mialabys za zadanie prowadzenie dzienniczka uczuc


Jakie zadanie, jakie dzienniczki??? Przecież chodzę na terapię od maja!! :shock:

pietruszka, u nas nie było programu. Mnie przyznano indywidualną, dostałam na wstępie książeczkę pt. "Żony alkoholików" H. Szczepańskiej, ale ona jest raczej ogólna - typologia kontaktów żony z mężem, kilka opisów przypadków, ogólne zasady pracy z rodziną alkoholową w trakcie picia męża, wczesnej trzeźwości męża i więcej niż rocznej abstynencji męża. Po trzecim spotkaniu powiedziano mi, że jeśli chcę, mogę chodzić też na grupę, ale na grupie oprócz mnie były dwie osoby, no i schodziła mi się godzinowo z indywidualną, musiałam wychodzić po pół godzinie.
Na indywidualnej pytano mnie po prostu, co nowego i co czuję. I rzeczywiście, gdy miałam indywidualną co dwa tygodnie i mogłam się wygadać, to była ulga. Ale żadnych konkretnych umiejętności, które miałabym nabyć, nie zwerbalizowano. Doszłam do wniosku, że sama powinnam to "odkryć" w sobie, że tego się ode mnie oczekuje.
pietruszka napisał/a:
warsztaty-maratony: z asertywności, technik radzenia sobie ze stresem, ze złością.
- jejku, ale bym chciała!!
AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 18:21

Cytat:
sorki, ze tak z butami wlaze :bezradny: AnnaEwa, jak bym sluchala takich smetkow to sama bym w depresje wpadla

:mysli: To jest raczej odwrotnie - ja słucham przeróżnych rzeczy, od Mozarta po Laurie Anderson, ale jak jakieś emocje, których mam w sobie nadmiar, chcą ze mnie znaleźć ujście, zaczyna za mną "chodzić" określony utwór, który te emocje wyczerpuje swoim wyrazem. I to były właśnie takie emocje, i taki utwór, prawda, nie za wesoły.
A jak już jest tak intensywnie, że nie idzie wytrzymać, sama chwytam za gitarę i robię sobie taką sesję, aż przejdzie.

AnnaEwa - Pon 17 Paź, 2016 18:22

pietruszka, Twoja terapia była z NFZ?
pietruszka - Pon 17 Paź, 2016 21:56

AnnaEwa napisał/a:
pietruszka, Twoja terapia była z NFZ?

tak... grupowa i indywidualna... co prawda z 10 lat temu mniej więcej, ale z tego co wiem nadal tak wygląda, tylko już nie ma tych maratonów weekendowych, na to już przestali dostawać kasę kilka lat temu, szkoda, mimo, ze to był cały weekend sobota-niedziela ze 16 godzin ale warto było... chociaż czasem się nie chciało...
Ale w czasie terapii też sporo pracy było na grupowej :tak: Indywidualna już służyła takim indywidualnym problemom - ja na przykład przerabiałam na indywidualnej dzieciństwo, no i radzenie sobie w "trzeźwiejącym związku" - na to nie było czasu na grupowej.
Może AnnoEwo warto rozejrzeć się, czy nie masz w okolicy jeszcze jakiejś innej poradni z bogatszą ofertą? U nas dodatkowe zajęcia bezpłatne lub za niewielką, wręcz symboliczną opłatą dzieją się w klubach abstynenckich, stowarzyszeniach trzeźwościowych, czasem coś fajnego jest organizowane przez gminy, jakieś punkty kryzysowe. Często na Alanon słyszę o różnych zajęciach, formach wsparcia, dziewczyny szukają i znajdują, wciąż coś się dzieje. Zresztą Alanon też może być fajną okazją do pogadania, a kluby abstynenckie organizują co chwila jakieś wycieczki, potańcówy, grille... To też jest jakiś pomysł na wyjście z izolacji. Ja tak kiedyś "załapałam" się na wspólne chodzenie na basen :rotfl: :rotfl: :rotfl:

pietruszka - Pon 17 Paź, 2016 21:58

AnnaEwa napisał/a:
siążeczkę pt. "Żony alkoholików" H. Szczepańskiej,

o to nawet nie znam...

biegnacazwilkami - Wto 18 Paź, 2016 01:23

AnnaEwa napisał/a:

Cytat:
sorki, ze tak z butami wlaze :bezradny: AnnaEwa, jak bym sluchala takich smetkow to sama bym w depresje wpadla

:mysli: To jest raczej odwrotnie - ja słucham przeróżnych rzeczy, od Mozarta po Laurie Anderson, ale jak jakieś emocje, których mam w sobie nadmiar, chcą ze mnie znaleźć ujście, zaczyna za mną "chodzić" określony utwór, który te emocje wyczerpuje swoim wyrazem. I to były właśnie takie emocje, i taki utwór, prawda, nie za wesoły.
A jak już jest tak intensywnie, że nie idzie wytrzymać, sama chwytam za gitarę i robię sobie taką sesję, aż przejdzie.

AnnaEwa, trochę zadzierasz nosa, przyznasz,prawda ? Intelektualnie "wystajesz" ponad koleżanki z terapii, "nie łapiesz" sensu terapii zdaniem terapeutki...może zejdź z tej" wyższej "półki, zamiast użalać się na terapii indywidualnej terapeutce o twarzy sfinksa, spróbuj pochodzić na grupową z tym plebsem zwykłym, posłuchaj co gryzie inne kobiety, raz będą to dwie osoby innym razem może przyjść ich dziesięć, chodzą gdy mają mozliwość, z kim dzieci zostawić, urwać się z roboty,czasami na każdym spotkaniu są coraz inne osoby...posłuchaj , opowiesz też o sobie wzbudzając ich serdeczne zainteresowanie i może , być może stwierdzisz, że Twoje życie nie jest takie najgorsze? Bo raczej nie chodzi Ci o to, żeby ktoś ocenił Twój poziom intelektualny, raczej chodzi Ci o znalezienie sensu życia, prawda? Łatwiej się nad tym zastanowić gdy można porozmawiać z drugim człowiekiem, spotkania AA i Al-Anonu na tym się chyba(bo nie wiem) opierają? Zwykli ludzie nadają się do tego najbardziej, poza tym chyba nie masz wyboru, z najbliższą rodziną nie utrzymujesz rzekomo toksycznych kontaktów....hm, szkoda, przyjaciele... samotne, wolne kobiety wzbudzają niepokój zamężnych koleżanek, odpada....a tylko rozmowa z żywym równie czlowiekiem(raczej kobietą) pomoże Ci zastanowić się nad Twoją sytuacją. A ta Twoja firma, szczęścia Ci nie daje, spełnia Twoje ambicje, lubisz ją?Czasami robimy coś z przyzwyczajenia, może warto to zmienić?
No i muzyka, muzyka tego typu nie jest muzyką relaksacyjną, poszukaj sobie nutek jakie obecnie mogą Ci pomóc, muzyka relaksacyjna i fajne książki i spotkania z grupą, a cóż to szkodzi, że dwuosobowa? W zasadzie wystarczy czasem jeden uważny, zainteresowany słuchacz, bo tak na prawdę Ty musisz ze sobą porozmawiać...na głos...żeby wyartykułować swoje myśli.

biegnacazwilkami - Wto 18 Paź, 2016 01:31

...bo nie zastąpi nic oddechu, który owiewa czułe słowa....


AnnaEwa - Wto 18 Paź, 2016 09:52

pietruszka napisał/a:
warto rozejrzeć się, czy nie masz w okolicy jeszcze jakiejś innej poradni z bogatszą ofertą

biegnacazwilkami napisał/a:
spróbuj pochodzić na grupową z tym plebsem zwykłym, posłuchaj co gryzie inne kobiety, raz będą to dwie osoby innym razem może przyjść ich dziesięć

Właśnie cały czas się rozglądam, u mnie w gminie nic nie ma, (to malutka, śliczna, ale trochę zapyziała mieścina), w dwóch sąsiednich coś było, ale w tym roku już nie ma też, w mieście wojewódzkim są jeszcze te dwie przychodnie, o których pisałam, i do jednej z nich się zapisałam :) W "stolycy" są też kluby al-anon. Muszę wybrać, bo do miasta mogę jechać raz w tygodniu, nie więcej, bo to są naprawdę duże koszta, ponad 50 km przez las. Myślałam, że terapia na początek będzie lepsza, niż al-anon. Jeszcze się rozejrzę w tej drugiej przychodni.
biegnacazwilkami napisał/a:
A ta Twoja firma, szczęścia Ci nie daje, spełnia Twoje ambicje, lubisz ją?
biegnacazwilkami napisał/a:
trochę zadzierasz nosa, przyznasz,prawda ?

Nie, nie zadzieram nosa. Jestem, jaka jestem, lubię wyzwania, potrzebuję nowych bodźców. Firmę uwielbiam i, tak, daje mi szczęście, choć nie daje mi pieniędzy, ale to się powoli zmienia - była tak zapuszczona, gdy ją objęłam, że to się nie może zmienić w ciągu pół roku, ale spokojnie - u mnie się zmienia, w firmie się zmienia, jest rozwojowo.
Jestem inteligentna, wiem o tym i nic na to nie poradzę. I znam mnóstwo ludzi, którzy też są inteligentni, albo nie są, za to są sympatyczni, zabawni, ale nie w tym problem, tylko w tym, że JA JESTEM ZABURZONA. Nie umiem stawiać granic, więc inni ludzie "wchodzą na mój teren", zwłaszcza ci toksyczni, bo to wyczuwają. Jedyny sposób, jaki znam, by się przed tym bronić, to jest odcięcie kontaktów - więc jestem sama. Bo nie czytam, tak mi się wydaje, wczesnych sygnałów, że coś jest nie halo. I teraz się boję jakichkolwiek kontaktów, i z tym mam problem, bo człowiek jest stadnym stworzeniem i potrzebuje reakcji zwrotnych. Nie umiem regulować emocji, siedząc tak sama całymi dniami, i wpadam w dołki, które dezorganizują mi życie.
Sądzę, że gdyby udało mi się znaleźć taką terapię, na której przeszłabym normalny kurs, o jakim piszecie - gdyby udało mi się dobrać grupę i indywidualną, jednego dnia, i zrobić to bez przerw kilkutygodniowych, normalnym trybem, pozwoliłoby to wyrównać te problemy.
Może teraz się uda, w tej drugiej poradni.
No, kurcze, przecież po to właśnie weszłam na Dekadencję parę miesięcy temu, żeby sobie, pomóc, żeby robiło się lepiej, a nie było tak samo.
I zmieniło się dużo, ale te zmiany wiszą w powietrzu - jest tak, jak napisała Zołza - wiele rzeczy się skończyło, albo kończy, a nie zaczęły się nowe.

biegnacazwilkami - Wto 18 Paź, 2016 10:41

AnnaEwa napisał/a:
Nie, nie zadzieram nosa. Jestem,

AnnaEwa napisał/a:
Jestem inteligentna, wiem o tym i nic na to nie poradzę.

No, nic dodać ,nic ująć....
Jesteś mało analityczna gdy chodzi o samą siebie, tu na tym forum swego czasu kolega, nie pamiętam który, napomknął z lekką ironią, że " masz się za taką z lepszej, wyższej półki...", zamiast to przemyśleć, wzięłaś to za dobrą monetę, że tak, jesteś przecież właścicielką firmy itd, tymczasem to nie jest dobre, takie myslenie "wprost" więcej krytycyzmu i więcej analizowania. Weszłaś na to forum w celach raczej towarzyskich bo nie masz z kim równie "inteligentnym" pogadać, ok, pisz, pisz, oraz idź po prostu do ludzi. Myślę, że jesteś bardzo samotna, to nic złego, czasami nawet jest to bardzo potrzebne. Byle nie za długo.

AnnaEwa - Wto 18 Paź, 2016 11:36

biegnacazwilkami napisał/a:
swego czasu kolega, nie pamiętam który, napomknął z lekką ironią, że " masz się za taką z lepszej, wyższej półki..."

Otóż, nie, nie mam się z wyższej półki. I właściwie nie wiem, czemu mam udowadniać, że nie jestem wielbłądem, ale spróbuję.
Inteligencja to cecha. Jedna z wielu. Różne mam cechy, wysoka też dosyć jestem, ale to nie znaczy, że włażę na jakąś półkę. Co to za pomysł w ogóle, żeby ludzi pchać na półki. Podobno zamożność świadczy o półkach, a ja jestem biedna jak mysz kościelna, i zawsze byłam. I nie radzę sobie z rzeczami, z którymi większość ludzi radzi sobie świetnie, choć być może nie są inteligentni, nie wiem, a może są bardziej?
Inteligencja, jak każda cecha, czasem się przydaje, a czasem przeszkadza, zwłaszcza w zestawieniu z innymi cechami.
biegnacazwilkami napisał/a:
wzięłaś to za dobrą monetę, że tak, jesteś przecież właścicielką firmy itd,
- no, jestem. W tym kraju połowa ludzi jest właścicielami jakiejś firmy, i co z tego? Mieć firmę to nie hańba, ale zaszczyt też żaden. Tyle, że uwielbiam swoją pracę, ale niejeden, co nie ma swojej firmy, też lubi swoją pracę. Ty nie lubisz?

To, że Twoją uwagę uważam za niesłuszną, nie znaczy, że mam problemy z analizowaniem siebie, tylko, że uważam, że się mylisz co do mnie. Czy fakt, że jestem w stanie podać jakieś tam swoje cechy uważane powszechnie za zalety (wady też z grubsza mogę podać, bo też mam) i że lubię swoją pracę, ma oznaczać, że się uważam za lepszą? Przepraszam, a lepszą - w czym???
Bo tu, na forum, w kwestii tematu koalkoholizmu, terapii, wychodzenia z dysfunkcyjnych układów, dochodzenia do równowagi - ja jestem w ogonku, jestem w szarym końcu, i wcale nie idę jak burza.

AnnaEwa - Wto 18 Paź, 2016 11:52

biegnacazwilkami napisał/a:
Weszłaś na to forum w celach raczej towarzyskich bo nie masz z kim równie "inteligentnym" pogadać

Bynajmniej. Gdyby tak było, weszłabym na forum towarzyskie.
Owszem, potrzebuję pogadać, ale tu mogę gadać o tym, co mnie bardzo osobiście dotyczy, co mnie bardzo boli, czego gdzie indziej robić nie powinnam, dopóki nie znajdę "w realu" ludzi, którzy będą tego chcieli i którym mogę zaufać. Weszłam tu w celach terapeutycznych, i to się sprawdza - nie w pełni, ale jednak.

rufio - Wto 18 Paź, 2016 11:52

AnnaEwa napisał/a:
wcale nie idę jak burza.

To nie jest niezbędne do szczęścia w/g mnie nawet szkodliwe .Masz swój cel i miej swe tempo .I jak Sama napisałas nie jest Ci blisko ale masz chęć i determinację . I tego się trzymaj .
A co do samowartości to masz rację - tak trzymaj .
"BO NIKT NAS TAK NIE POCHWALI JAK MY SIEBIE SAMI"
"ZA ILE SIĘ ZAREKLAMUJESZ - ZA TYLE SIĘ SPRZEDAŻ "

prsk

Maciejka - Wto 18 Paź, 2016 13:44

AnnaEwa wcale nie musisz nic nikomu udowadniac nawet sobie. Masz prawo pisać na tym forum i żyć tak jak chcesz. To tak do uwag biegnacej. Osobiście uważam wpisy biegnacej za toksyczne i pełne ocen wyssanych z palca. Takie gadanie kobiety co to sama nie poradziła ze soba a chętnie ocenia i osadza innych.
AnnaEwa - Wto 18 Paź, 2016 15:16

perełka napisał/a:
wcale nie musisz nic nikomu udowadniac nawet sobie

Wiem, że nie muszę :) ale mogę coś spróbować wytłumaczyć :) Poza tym, każdemu się zdarza mieć rację, nawet, jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się, że bredzi, i zawsze warto się temu przyjrzeć.
To też jest pewne ćwiczenie, a że, jak wszyscy tu wiedzą, mam problem z konfrontowaniem się z toksycznymi, i póki co nie załapię się na warsztaty asertywności, więc tak sobie ćwiczę... ;)

rufio - Wto 18 Paź, 2016 15:19

AnnaEwa napisał/a:
mogę coś spróbować wytłumaczyć

Po co ?

AnnaEwa - Wto 18 Paź, 2016 15:34

rufio, Raz, że pisząc, myślę dokładniej, niż mówiąc (piszę wolniej niż mówię, to dlatego), przyglądam się raz jeszcze mojemu stanowisku w danej sprawie i czasem łapię się na tym, że to nie ja mam rację. Tłumaczenie czegoś precyzuje moje własne myśli, dopina je, że tak powiem.
Dwa, że może ktoś zrozumie i mu się to przyda do czegoś :rotfl:

rufio - Wto 18 Paź, 2016 15:40

Jednym słowem piszesz a potem jeszcze tłumaczysz Sobie co napisałaś ? Ciekawe ale skoro Tobie to pomaga zrozumieć Siebie to w porzo .
margo - Wto 18 Paź, 2016 15:40

rufio napisał/a:
AnnaEwa napisał/a:
mogę coś spróbować wytłumaczyć

Po co ?


Ja nie wiem jak AnnaEwa, może mi teraz przyzna rację, a może za jakiś czas, że czuje podobnie. Ale ja wiem, dlaczego ja zawsze "tłumaczę się". Otóż jest to często silniejsze ode mnie. "Muszę" to robić, ponieważ trudno mi znieść myśl, że ktoś może o mnie inaczej myśleć, niż ja sama o sobie. Że ktoś może myśleć o mnie nieprawdę. Muszę to wyjaśniać, żeby każdy dobrze mnie zrozumiał.

Oczywiście to co powyżej to bzdura. Nie da się tak. Nigdy tak nie będzie - to pułapka. Trzeba to wreszcie kiedyś puścić i pozwolić innym ludziom mieć nawet najgorsze zdanie na mój temat. Choćbym myślała zupełnie odwrotnie. Nie da się być przez wszystkich lubianym. Nie da się nie mieć żadnych wrogów, bo trzeba by było otrzeć się o konformizm... a niestety tak to jest, kiedy bardzo mocno wewnętrznie się pragnie, żeby każdy myślał o mnie "dobrze".

;) Ja pracuję nad tym i ostatnio idzie mi coraz lepiej olewanie tego co kto o mnie myśli :D

rufio - Wto 18 Paź, 2016 15:47

Znaczy Owieczko ja w pełni znaczenia słowa " olewam " to tak nie robię - przyjmuje ,że 'skoro tak to tak" (Wielki Szu ).Przecież nie jestem odpowiedzialny za to ,że ktoś zamiast 'Dzieci Gorszego Boga " czytał instrukcje obsługi czajnika przewodowego .


prsk

olga - Wto 18 Paź, 2016 16:15

Margotko uwielbiam Cie : chmurka: jestes taka mloda a taka madra
AnnaEwa - Wto 18 Paź, 2016 17:03

margo, coś w tym jest, i sporo tego czegoś :D Mam przeczucie, że u mnie to coś jeszcze, ale w dużej mierze jest, jak napisałaś, pomyślę nad tym :)

rufio napisał/a:
nie jestem odpowiedzialny za to ,że ktoś zamiast 'Dzieci Gorszego Boga " czytał instrukcje obsługi czajnika przewodowego

Coś pięknego!!! :rotfl: :rotfl: :rotfl:
Włączę sobie to zdanie do kanonu przysłów!

AnnaEwa - Czw 20 Paź, 2016 08:48

A teraz coś wesołego: znanemu panu dziennikarzowi i humoryście wcięło wszystkie dane z telefonu, o czym w zabawnym tekście napisał na fb, podając swój numer, żeby do niego dzwonić, bo on nie może.
No to zadzwoniłam, bo lubię jego teksty.
I bardzo zabawnie nam się rozmawiało, i miło, i mam nowego znajomego.
Okazało się, że zna mój sklep :D

Dobrego dnia wszystkim, ze szczególnym uwzględnieniem Jrasa!

AnnaEwa - Sob 22 Paź, 2016 12:15

Jakoś coś się we mnie przesiliło.
Nie wdając się w szczegóły napiszę tylko, że zdecydowałam się podjąć kroki prawne, by uregulować moje materialne relacje w rodzinie. Uff, długo do tej decyzji dojrzewałam, ale chyba nie ma wyjścia, bo nie ma we mnie zgody na to, żeby sobie schrzanić drugą połowę życia - byłam wczoraj u prawnika, przedstawiłam mu sprawę, a ten aż się za głowę złapał...
Wyobrażam sobie sytuację, że te wszystkie chore relacje zostają wyrównane. Od rana to sobie wyobrażam. I czuję lekkość, niebo jakby jaśniejsze, i taka cisza w piersiach, żadnych ataków paniki, nic.
Sterowność własnego życia... to taka piękna rzecz.

AnnaEwa - Wto 25 Paź, 2016 10:59

Od kilku dni pracuję nad listem "konfrontacyjnym" do mojej matki. Nie jest to łatwe. Myślałam, że nie ma już we mnie gniewu, że już to przerobiłam - a guzik prawda, poza tym , im więcej piszę, tym więcej mi się przypomina.
Chyba bym przez to nie dała rady przejść, gdyby nie książka S. Forward "Toksyczni rodzice". Gdy już nie mogę pisać dłużej, przerzucam się do książki, atak płaczu, nagła ulga, i... dalej do przodu.
Poza tym zorientowałam się, że mam od jakiegoś czasu znacznie lepszy nastrój, a ataki paniki ustały.

Klara - Wto 25 Paź, 2016 12:16

AnnaEwa napisał/a:
Od kilku dni pracuję nad listem "konfrontacyjnym" do mojej matki.

Zamierzasz wysłać ten list?

AnnaEwa - Wto 25 Paź, 2016 14:20

Klara, według S. Forward, powinnam - jest to "element niezbędny do uzdrowienia".
Ale nie wiem. Przedyskutuję to z moją psychoterapeutką na tej nieszczęsnej, ostatniej sesji.
A Ty co sądzisz o tym?

Klara - Wto 25 Paź, 2016 15:09

AnnaEwa napisał/a:
Przedyskutuję to z moją psychoterapeutką

Dobry pomysł :tak:
AnnaEwa napisał/a:
A Ty co sądzisz o tym?

Wydaje mi się, że Twoja mama i tak nie zrozumie treści w sposób przez Ciebie oczekiwany. Nie posypie głowy popiołem, za to poczuje się zraniona.
Z tego co czytałam, stosunki między Wami i tak są złe, czy więc warto jeszcze bardziej pogłębiać rowy?

Nie jestem pewna, czy mam rację, bo tylko Ty wiesz, co Tobie jest potrzebne. Jeśli czujesz, że wysłanie jest warunkiem Twojego uzdrowienia - i tak to zrobisz niezależnie od rad które otrzymasz.

AnnaEwa - Wto 25 Paź, 2016 17:01

Klara, zrozumieć, to ona zrozumie, tyle, że się wyprze wszystkiego. Sęk w tym, że czuję się, jakby mi odebrano głos, i chcę go odzyskać. Nigdy nie dochodziłam moich praw ani nie rozliczałam z krzywd, które mi wyrządziła, właśnie ze strachu, by jej "bez sensu" nie zranić.
Ale czy pomimo tego poczucia powinnam jej to napisać, tego nie jestem pewna.

W ogóle, co do tego, że wiem, co mi jest potrzebne, to mocno mnie przeceniasz :D
Wiedzieć, a mieć nadzieję, to dwie różne rzeczy, a ja na razie jestem "przy nadziei" ;)

Z pewnością potrzebuję opinii różnych osób, by ujrzeć sprawę z różnych stron, bo podchodzę do tego bardzo emocjonalnie - a terapii grupowej jeszcze nie mam, i nieprędko będę mieć :/

pietruszka - Wto 25 Paź, 2016 17:27

Pisałam listy do matki, ojca i partnera. Nie wysyłałam. Zniszczyłam. Ból, gniew i resztę świństwa wylałam w zaciszu (hahahaha) gabinetu terapeutki. Nie potrzebowałam konfrontacji, by uporać się z przeszłością. Ale to ja. Każdy może mieć inaczej...
olga - Wto 25 Paź, 2016 17:31

ja do ojca tez napisalam...nie zdazylam wyslac ale to i dobrze :)
rufio - Wto 25 Paź, 2016 20:15


AnnaEwa - Pią 28 Paź, 2016 16:58

Pojechałam na tę moją ostatnią sesję z psychoterapeutką, a jej - nie było. Wizyta nie została odwołana, nikt do mnie nie dzwonił, w przychodni bardzo zdziwieni.
Myślałam, że się poryczę, czułam się jak kretynka.
Ale potem miałam te swoje półtorej godziny drogi z powrotem, i ochłonęłam.
Powtarzacie mi wszyscy, żeby się zająć sobą, i mieć wzgląd na swoje dobro.
Ja mogłam dziś zarabiać pieniądze, zamiast zamykać sklep i jechać bez sensu. Za te pieniądze, co kosztowała mnie benzyna, mogłam sobie zjeść dobry obiad.
W ciągu pół roku miałam sześć, zdaje się, sesji - powiedziałam obcemu człowiekowi rzeczy, których nie mogę powiedzieć nikomu innemu, a ten człowiek mnie olewa koncertowo. Po co mi to?! W ciągu tych sześciu miesięcy nauczyłam się więcej tu, od Was, niż tam.
Nikt mi nie pomoże, jeśli ja sobie sama nie pomogę, i nie ma co się roztkliwiać za bardzo, trzeba po prostu żyć i robić swoje.

Janioł - Pią 28 Paź, 2016 18:59

AnnaEwa napisał/a:
a ten człowiek mnie olewa koncertowo
a pomyślałaś o tym że być może temu człowiekowi może przytrafiło sie jakieś nieszczęście lub po prostu złapała gumę I nie dojechała
muzyka11111 - Pią 28 Paź, 2016 19:08

Janioł napisał/a:
a pomyślałaś o tym że być może temu człowiekowi może przytrafiło sie jakieś nieszczęście lub po prostu złapała gumę I nie dojechała
Ania Ewa, pomyslalam podobnie jak Janiol...moze cos jej sie przytrafilo po prostu, nie mysle zeby miala cie olac, wiem ze fajnie gdyby do ciebie zadzwoniono, jesli twoja terapia jest w jakiejs przychodzni to mysle ze to recepcja dzwoni jak lekarz odwolany.
A zrobilas sonie nastepna wizyte? moze bedzie wczesniej nia za miesiac. Glowa do gory:)

AnnaEwa - Pią 28 Paź, 2016 19:35

Kochani, w przychodni byli zdziwieni, bo jej nie ma od początku tygodnia aż do przyszłego czwartku - oni byli zdziwieni, że ja jestem umówiona! I że nikt tego nie odwołał.
Nie zrobiłam następnej wizyty, moja terapeutka, jak się dziś dowiedziałam, odchodzi z końcem listopada. Podejrzewam, że wykorzystuje teraz zaległy urlop czy coś.
A ja w przyszłym tygodniu zdaję samochód (nie jest mój) i do odwołania będę bez auta.
muzyka11111, spoko, głowa już jest w górze :)

AnnaEwa - Pią 28 Paź, 2016 20:00

Coraz bardziej podejrzewam, że mój główny problem to DDD (DDA), a nie współuzależnienie - może po prostu nie mieściłam się w "profilu terapii"... No, ale, kurcze, to już nie moja wina :D
Thomasson - Pią 28 Paź, 2016 22:03

Moim "głównym problemem" była ufność w "profile terapii" i wynikające z nich komplikacje.
Wariat nie wyleczy wariata.

Maciejka - Sob 29 Paź, 2016 04:55

AnnaEwa napisał/a:
Coraz bardziej podejrzewam, że mój główny problem to DDD (DDA), a nie współuzależnienie - może po prostu nie mieściłam się w "profilu terapii"... No, ale, kurcze, to już nie moja wina :D


Kiedys tam chodziłam równolegle do dwóch terapeutów i jedna z nich mi powiedziała, że na swego terapeute to trzeba trafić. Nie każdy terapeuta każdemu pasuje/ jest mu odpowiedni.

AnnaEwa - Pią 04 Lis, 2016 19:07

Zadzwoniła moja terapeutka. Wczoraj. Że ma wolny termin o piętnastej 30-go listopada i jeśli chcę, może mnie wtedy wpisać na tę ostatnią sesję. Przyznam, że mnie zagotowało: czy to jest sens?! Czy na tym ma polegać terapia, że się jeździ na 45 minut raz na dwa miesiące?
A tak naprawdę, to jestem po prostu zmęczona. I jest mi przeraźliwie smutno, że tak powoli idzie naprawianie czegokolwiek, finansów przede wszystkim. Boję się, że nie dam rady, momentami nachodzą myśli złe, bardzo złe. :zmeczony:

Mała - Sob 05 Lis, 2016 09:00

perełka napisał/a:
na swego terapeute to trzeba trafić. Nie każdy terapeuta każdemu pasuje/ jest mu odpowiedni.
i tu chyba jest sedno problemu :bezradny: Co nie znaczy, że powinnaś rezygnować wogóle z terapii
AnnaEwa napisał/a:
Boję się, że nie dam rady, momentami nachodzą myśli złe, bardzo złe.

pisz, na forum, na kartkach w zeszycie... wyrzucaj z siebie emocje. To też pomaga.
nie znam Twojej sytuacji - znam tylko swoją:
w mniejszych miejscowościach jest większa trudność z dostaniem się na terapię niż w dużych miastach. Co nie znaczy, że powinno się z tego zupełnie rezygnować. zawsze są spotkania al-anon, gdzie można się wygadać, jeśli nie można w odpowiednim czasie trafić na "swojego"terapeutę, który potrafi do nas dotrzeć. I zawsze jest forum :mgreen:
W poprzednim miejscu zamieszkania - zasuwałam do terapeuty chyba 2 razy w miesiącu, 5km na piechotę. Zdarzyło się, że z wózkiem w którym była 2 małych dzieci. Tutaj długo nie mogłam nic ze sobą zrobić - nawet pojechać na al-anon. I ciągle coś mi rzuca kłody pod nogi, żeby mi takie spotkania z terapeutą uniemożliwić. A jednak nie poddawałam się i możliwość w końcu się pojawiła.
Aniu - ja wiem, że Twoja sytuacja jest frustrująca. Na pocieszenie powiem Ci tylko tyle - terapeuta nie zrobi nieczego za Ciebie - on ma tylko za zadanie naprowadzić Cię na właściwą drogę, pokazać inny punkt widzenia, pomóc Ci zacząć radzić sobie samej ze sobą.
Na chwilę obecną - to, co możesz zrobić - to nie poddawać się i wciąż szukać możliwości terapii...
I pisać. Ile wlezie, nawet głupoty - bo wyrzucenie tego wszystkiego z siebie - pomaga! :okok:
Aha - są tu też takie fajne emotki:
:[ - kiedy jesteś wkurzona i chcesz się wyzłościć
svkl - kiedy masz ochotę sobie zwyczajnie pokrzyczeć :mgreen:

AnnaEwa - Sob 05 Lis, 2016 10:51

Mała, dziękuję Ci, jak rany... Bardzo potrzebowałam takich słów.
Ja walczę jak lew o wszystko, o każdy grosz, rozpadł mi się samochód i nie mam go za co przyholować, chcę walczyć o moją część spadku po ojcu - umówiłam się z prawnikiem, nie mam mu z czego zapłacić, wstydzę się dzwonić do niego, wstydzę się brać jedzenie w sklepie na kreskę, więc jem jakieś dziwne rzeczy, na zewnątrz robię, co mogę, żeby nie było widać po mnie nędzy... Zapłaciłam prąd za trzy miesiące, bo już mieli odcinać, i teraz nie mam nic, dosłownie. Już trzeci dzień.
W sumie spłaciłam trochę zaległości w ubiegłym miesiącu, ale jakim kosztem?!
I jeszcze dzwoni ta baba, i mi mówi, żebym jechała 120 km na ostatnią sesję terapeutyczną svkl :[ cczxc Czym?! Za co?! jak miałam za co, to jej nie było :nerwus:
I pluję sobie w brodę, że mogłam się rozstać z mężem parę lat wcześniej, to już bym była na prostej, że mogłam się wcześniej wyplątać z toksycznego związku, to już bym była na prostej, że mogłam zerwać z matką 20 lat wcześniej, to już bym była dawno na prostej, że właściwie szkoda, że ktoś normalny nie adoptował mnie w dzieciństwie, jednym słowem - że mogłam się położyć, bo powinnam była wiedzieć, że się przewrócę.
I z tyłu głowy ten głos: za późno, wszystko robisz za późno, jest za późno zxczxc

Nie martwcie się, przejdzie mi, nie zrobię nic głupiego.
I będę pisać, bo na razie nie pozostaje mi nic innego w kwestii emocjonalnej. Będzie mi bardzo miło, jak się ktoś czasem odezwie, to pomaga.
:zlezka:

Mała - Sob 05 Lis, 2016 15:19

AnnaEwa napisał/a:
I z tyłu głowy ten głos: za późno, wszystko robisz za późno, jest za późno

"Póki życia, puty nadziei" - nie wiem kto to powiedział i czy nie przekręciłam :/
Ja też byłam na życiowym zakręcie i były dni, kiedy chodziłam głodna, a długi...lepiej nie mówić :szok:
Teraz jestem odpowiedzialna za siebie i dzieci, a nie jeszcze za kogoś, kto torpeduje moje wszelkie wysiłki utrzymania się na powierzchni - i życia i względnie zdrowej psychiki.
Wytrzymałam dzięki forum i ludziom stąd, którzy wyciągnęli do mnie rękę. Ale to ja sama musiałam chcieć, choć nieraz ryczałam i wrzeszczałam z bólu w sercu i bezsilności...
Ale teraz już minęłam ten zakręt. nie wiem ile jeszcze mnie ich czeka :) ale wiem, że sobie poradzę :mgreen:
AnnaEwa napisał/a:
I będę pisać, bo na razie nie pozostaje mi nic innego w kwestii emocjonalnej.

Pisz :) To taki etap przejściowy - który mi pomógł przetrwać, kiedy nie miałam możliwości się do nikogo odezwać :) Mi pomogło :mgreen:

Linka - Sob 05 Lis, 2016 15:25

AnnaEwa, doskonale wiem co czujesz, choć moze nie przeżyłam tego wszystkiego co Ty.
Wiem co to znaczy nie mieć na chleb, ciagle pożyczać , wybierać ciagle co ważniejsze, a co moze jeszcze poczekać .
Najpierw musiałam zrobić prawo jazdy i kupić samochód , a dopiero potem mogłam jeździć na mitingi.
A i wtedy nieraz musiałam wybierać, czy kupić paliwo, czy jedzenie.
Z drugiej strony , to na Al-anon dowiedziałam sie, ze nie muszę spłacać jego długów, ze moge wystąpić o alimenty.
Dziś biorę udział w spotkaniach w gminnym punkcie konsultacyjnym.
Wreszcie dziewczyny maja bliżej, mogą przyjść pieszo, przyjechać rowerem.
Pierwsza pomoc jakiej potrzebują to pomoc prawna i wiedza jak uzyskać środki do życia.

To podstawa . Kiedy juz podstawowe potrzeby rodziny są zaspokojone, wtedy dopiero można mowić o jakiejkolwiek terapii.

AnnaEwa - Pon 07 Lis, 2016 13:15

Siedzę w pracy i pracuję, aż tu nagle wtarabania mi się dziad z dwiema wielkimi torbami, bez zębów.
I zaiwania do mnie w gwarze, takiej konkretnej jej wersji - ja rozumiem, ale nie mówię, odpowiadam mu po polsku - a ten jeszcze mówi szybko, i przez ten brak zębów niewyraźnie: że ja mam za dużo psów, że mu ludzie mówili, i żebym ja mu sprzedała ze dwa, bo mu ktoś owce kradnie z pastwiska. I, że on miał psa, ale te kleszcze, i pies się męczył, no, bo te kleszcze, bo wiadomo, że jak pies ucieka, to łapie te kleszcze, no i ten pies zdechł (tu weszli klienci z miasta, spojrzeli po sobie i uciekli). To on ma dwadzieścia złotych, i żebym mu sprzedała swojego psa albo dwa, to nie będę musiała ich karmić, bo ja mam za dużo psów.
Na to ja mu delikatnie, że nie sprzedam, niech jedzie do powiatu, do schroniska. To on na to, że już był, ale że powiedzieli, że teraz nie można trzymać psów na łańcuchu, tylko trzeba mieć ogrodzone, i że oni przyjadą i skontrolują, to on tak nie chce (w międzyczasie znowu uciekł mi klient).
Po kwadransie z trudem udało mi się pozbyć dziada, który uporczywie do ostatniej chwili twierdził, że mam za dużo psów i że po co mi one, więc w końcu ryknęłam, że do obrony.
Poszedł.
Cały sklep śmierdzi owcami, i czymś zjełczałym.
Moja nerwica wyje i łopocze, mam atak paniki, chcę uciec do domu i wleźć pod łóżko, razem z psami.
Chyba już dziś nic nie zarobię...
:oczy:

smokooka - Pon 07 Lis, 2016 13:18

Ojej :pocieszacz:
AnnaEwa - Pon 07 Lis, 2016 13:30

Jezusmaria, teraz znowu baba, od której jedzie przetrawionym spirtem, że jej szwagier zamknął chatę na kłódkę, bo to jego ojcowizna i że przez okno musi wchodzić, w związku z tym mam jej dać 2 zł i papierosa. Nieeee!!!!...
smokooka - Pon 07 Lis, 2016 13:32

Może dla spokojności jednak idź do domu. Miałam kiedyś w handlu taki sądny dzień - wylądowałam u psychiatry.
AnnaEwa - Pon 07 Lis, 2016 13:36

smokooka, jeszcze mam kilka rzeczy, które muszę zrobić stąd, m. in. muszę zaczekać, aż się w piecu wypali, żeby pompę wyłączyć. Jeszcze półtorej godziny, nie więcej. Półtorej godziny.
Może już się limit wyczerpał na dzisiaj... ?

Ha, wyjdę wcześniej, bo mam wysyłkę, a pocztę o 15 zamykają :evil2"
Dobry pretekst nie jest zły :radocha:

smokooka - Pon 07 Lis, 2016 13:38

:okok:
Mała - Pon 07 Lis, 2016 13:55

AnnaEwa napisał/a:
Dobry pretekst nie jest zły
:okok:
(mam nadzieję, że wykorzystałaś już nalot takich dziwnych sytuacji na cały miesiąc i teraz będzie trochę spokoju ;) )

AnnaEwa - Pon 07 Lis, 2016 14:01

Żeby było po sprawiedliwości, przyznam, że wczoraj na policji ja z kolei zrobiłam "dziwną sytuację" panu starszemu aspirantowi. W innym rodzaju sytuację, ale myślę, że podobnie rezonującą z jego zwykłymi obowiązkami zawodowymi... No, więc, berek! W przyrodzie nic nie ginie :mgreen:
smokooka - Pon 07 Lis, 2016 14:02

hahaha, po pierwszym stresie widzę że dochodzisz do siebie :)


edit: to ile Ty tych psów masz?

AnnaEwa - Pon 07 Lis, 2016 14:10

Mam psów sześć. Wszystkie "z odzysku", bezdomne, albo takie, które ktoś chciał zabić, w tym cztery spokrewnione: matka, ojciec i dwóch dorosłych już synów.
Klara - Pon 07 Lis, 2016 14:26

AnnaEwa napisał/a:
wczoraj na policji ja z kolei zrobiłam "dziwną sytuację"

Co spokojna kobieta robi w niedzielę na posterunku policji? :shock:

AnnaEwa - Pon 07 Lis, 2016 18:08

No, bo to było tak:
- we czwartek chcieli mi wlepić mandat, właśnie za psa.
Mandatu nie przyjęłam, więc wezwali mnie do złożenia zeznań, bo sprawa pójdzie do sądu, wezwali na niedzielne przedpołudnie.
Przemyślałam strategię, po czym, ubrawszy się w długą spódnicę, przykusy, ciemny wełniany paltocik i chustę z frędzlami i wystylizowawszy się tym samym na bohaterkę noweli Orzeszkowej, wyruszyłam w deszczu.
Na fali ulewy wpłynęłam na zaciemniony niemal zupełnie komisariat, zajęłam skromnie miejsce na krzesełku, a kiedy wąsaty zabrał się do klawiatury, szepnęłam:
- Pan się nie fatyguje, mnie tu nie ma.
- ???
- Przyszłam opowiedzieć panu... - i zaczęłam: o poczuciu misji, etosie, staniu na straży, o duchu, o idei! I że gdy ten pies był bezdomny tyle lat, i biegał po ulicach, policja nic nie mogła zrobić, więc ja zrobiłam, ja przygarnęłam!... - Ja wiem, że pana ograniczają przepisy, lecz przecież sprawiedliwość to coś więcej, niż przepis!
No i tak jeszcze trochę takich dygresji. Chustę opuściłam na ramiona, ogień w oczach (wiem, bo ćwiczyłam przed lustrem, wzorując się na portrecie Emilii Plater).
Skończyłam. Milczenie.
- Aaale wie pani, może się pani odwołać, jakby co...
- Panie starszy aspirancie sztabowy!!! Proszę mi tego oszczędzić!!!
- To... nie złoży pani tych zeznań?
- Przecież nie mogę... Pan mnie rozumie... kłamać nie chcę, za prawdę zostanę ukarana - tu podniosłam oczy - Mnie tu przecież nie ma. Można powiedzieć, że ja się panu tylko śnię - i odpłynęłam z komisariatu w ulewę i wichurę, a on tam tak został za tym biurkiem.

I nie wiem, czy nadał sprawie bieg. Albo przyjdzie wyrok z sądu, albo nie - ja zrobiłam, co mogłam :mgreen:

staaw - Pon 07 Lis, 2016 18:13

:buahaha:

Teraz będziesz mu się śniła niczym Lady Makbet...

Borus - Pon 07 Lis, 2016 18:40

g45g21 :okok:
pterodaktyll - Pon 07 Lis, 2016 19:13

Fantazji to Ci nie brak :rotfl:
Linka - Pon 07 Lis, 2016 19:40

Marnujesz sie kobieto, powinnaś scenariusze pisać :p
Klara - Pon 07 Lis, 2016 19:54

AnnaEwa napisał/a:
i odpłynęłam z komisariatu w ulewę i wichurę

:lol:
Nie dalej jak dzisiaj zastanawiałam się, ile w Twoim pisaniu tutaj (na forum) jest prawdy, a ile.....literatury :lol:

smokooka - Pon 07 Lis, 2016 21:14

no spadłam z fotela! :rotfl:
AnnaEwa - Pon 07 Lis, 2016 22:49

Klara, najzabawniejsze jest to, że to wszystko szczera prawda :)
Nawet, powiedziałabym, nie cała :)
Ja w miarę sprawnie posługuję się słowem, tak w mowie, jak i w piśmie, ma to też pewien związek z pracą, więc mam wprawę. I dzięki temu - tak, naprawdę tak wyglądała moja wizyta na komisariacie, w opisie tylko troszkę podkręciłam (ale też skróciłam).
I dzięki temu mam opinię miejscowej... wariatki? kogoś w tym stylu :D
Elegancja w słowie to też moja obrona przed światem - mam tylko nadzieję, że świat się nie domyśla, jak krucha jest ta obrona...

Mała - Pon 07 Lis, 2016 22:53

AnnaEwa napisał/a:
mam tylko nadzieję, że świat się nie domyśla, jak krucha jest ta obrona...

współ - często tak mają :) Piękny uśmiech na twarzy - gdy dosłownie wali im się dach na głowę ;) Mówią wtedy, że strasznie duży grad pada, ale za chwilę przejdzie ;)

AnnaEwa - Wto 08 Lis, 2016 12:42

Po co ja to piszę, i tak nikt mi nie uwierzy...
Przyszedł klient, przed godziną. I nawet coś kupił.
Nie wyglądał ów pan całkiem standardowo, fakt, bo miał brodę do pasa i rozwichrzoną czuprynę - ot, artysta, pomyślałam.
I już miał wychodzić, gdy zapytał od progu, czy interesuję się globalizmem...
Myślę, że moja odpowiedź i tak nie miała żadnego znaczenia.
Wzrok mu się rozpłomienił: Nie wiem, czy pani wie, ale odkryto już dowody...
...no i się zaczęło. Otóż, gdybyście nie wiedzieli, ziemia jest płaska, a nawet lekko wklęsła, zaś biegun północny jest pośrodku. Natomiast południowego nie ma wcale, to mistyfikacja, a kto tam się zbliży, do tego strzelają, i każdy ginie. Jest to potwierdzone w Biblii, bo dzień sądu się zbliża, a aniołowie staną wtedy na czterech rogach Ziemi, zaś zstępujący Zbawiciel będzie widziany z każdego jej zakątka, co przecież nie byłoby możliwe, gdyby Ziemia była okrągła. No i po to ta mistyfikacja właśnie, spisek NASA, i żydomasonerii, czyli magów i satanistów, żeby zaburzyć boski plan. Loty w kosmos to też mistyfikacja, bowiem wszyscy jesteśmy ukryci pod kopułą sklepienia niebieskiego, której rakieta nie może przebić, a Słońce jest małe i krąży nad nami po elipsie, oczywiście trochę się przemieszcza, bo muszą być pory roku... I stał tak, krzyczał i machał rękami, i tak bitą godzinę. Słuchałam z mądrą miną, bojąc się odezwać, w końcu nieśmiało powiedziałam, że jestem trochę zajęta i może porozmawiamy o tym następnym razem...
Udało się, poszedł.
I natychmiast weszła pani, co mieszka na przeciwko, wyżalić mi się, że sąsiadka wydmuchuje jej dym z pieca i rzuca uroki. To akurat mnie nie zaskoczyło, o tych urokach wysłuchuję od lat.

Klara, przyjeżdżaj, przekonasz się sama.
:ucieka:

pterodaktyll - Wto 08 Lis, 2016 12:44

:mysli:
To nawet lepsze niż Skiroławki :mgreen:

smokooka - Wto 08 Lis, 2016 14:06

AnnaEwa kurcze, to przedziwna miejscowość, coś jak Wilkowyje? Albo Wojsławice? Same indywidua jakieś kosmiczne :rotfl:
Mała - Wto 08 Lis, 2016 14:54

AnnaEwa, a do kogo przyjść i wygadać się, jak nie do sympatycznej pani ze sklepu? Najwyraźniej sprawiasz miłe wrażenie - więc przyciągasz do siebie ludzi z dziwnymi problemami, którzy czują, że akurat Tobie mogą zaufać :) Nie martw się, też to kiedyś przerabiałam ;) Faktycznie, ja równierz podejrzewam, że mieszkasz w małej miejscowości, gdzie ludzie wiedzą wszystko o wszystkich, lepiej od samego właściciela ;) , a że niewiele się dzieje - próbują sami wykreować różne ciekawe sytuacje ;) Niestety - taka jest często specyfikacja małych miejscowości i wsi...

kiedyś mieszkałam w niedużej miejscowości. Wracam ze szkoły wieczorowej ledwo ciepła(rano praca), a tu sąsiadka pyta mnie o jakąś klepkę, czy będziemy kłaść nową podłogę... :shock: nic o tym nie wiedziałam...Okazało się, że znajomy kupił okazjonalnie klepkę do remontu w kawalerce w bloku i poprosił moją Mamę o przechowanie jej przez jakiś czas. Nikt oprócz tej sąsiadki, mojej Mamy i tego znajomego o tym nie wiedział. Potem dopiero przyuważyłam tą sąsiadkę, że z nudów siedzi non stop za firanką...Mało jej wtedy kwiatek z parapetu nie spadł! :smieje:

AnnaEwa - Wto 08 Lis, 2016 14:59

:rotfl:
Cały region taki
:rotfl:
Ot, tak to wygląda, to akurat z wioski, tu filmik (sprzed paru lat, ale nic się nie zmieniło, tylko ludzi trochę jeszcze mniej teraz), tylko ostrzegam, w filmie są wyzwalacze!

https://www.youtube.com/watch?v=RvvS9zuD9jw

staaw - Wto 08 Lis, 2016 15:02

AnnaEwa napisał/a:
Po co ja to piszę, i tak nikt mi nie uwierzy...

Od wierzenia to jest Nowy Testament.
Pisz Ewuniu, fajnie się to czyta...

(Nie takie indywidua widywałem pracując na CPNie )

Mała - Wto 08 Lis, 2016 15:11

AnnaEwa napisał/a:
tu filmik (sprzed paru lat, ale nic się nie zmieniło, tylko ludzi trochę jeszcze mniej teraz)
:smieje:
i wszystko jasne! :mgreen:

Klara - Wto 08 Lis, 2016 15:39

AnnaEwa napisał/a:
Klara, przyjeżdżaj, przekonasz się sama.

Dziękuję za zaproszenie :) 54rerrer




Skorzystać....? Nie skorzystać.....? Skorzystać.....? :drapie:

AnnaEwa - Śro 09 Lis, 2016 10:38

Klara, pewnie z skorzystać, ale sugeruję jednak po kwietniu...
Za oknem śnieg. Padał pół nocy, i nie chce przestać.
Obliczam ilość drewna, wystarczy tak do stycznia... :/
Warzywa znów nie do końca zebrane, a tych zebranych nie bardzo jest jak przechowywać.
Znów czeka mnie PRZETRWANIE zimy. Miałam nadzieję, że w tym roku będę jakoś żyć w zimie, a nie znów prztrwywać. Mam dość przetrwywania. :/

esaneta - Śro 09 Lis, 2016 10:44

AnnaEwa,
a nie myślałaś o rozpoczęciu życia w bardziej sprzyjającym miejscu?

Kami - Śro 09 Lis, 2016 14:27

Cytat:
a nie myślałaś o rozpoczęciu życia w bardziej sprzyjającym miejscu?
_________________

to z filmiku jakoś nie jest inspirujące :roll:

AnnaEwa - Śro 09 Lis, 2016 20:57

Klara, dziś odwiedziła mój sklep ekipa etnologów na badaniach terenowych - zlodowaciali bez mała, sini i wypatrujący autobusu, i tylko jedna panna zachwycona: "co za tereny, jaki śnieg, ja za tydzień tu wrócę na biegówki!!" - była ze Szczecina, zdaje się :rotfl:
Klara - Śro 09 Lis, 2016 21:18

AnnaEwa napisał/a:
dziś odwiedziła mój sklep ekipa etnologów na badaniach terenowych

Ciągle jesteście egzotyczni?! :D

AnnaEwa - Śro 09 Lis, 2016 21:19

esaneta napisał/a:
a nie myślałaś o rozpoczęciu życia w bardziej sprzyjającym miejscu?

Myślę tak ze trzy razy w tygodniu :mgreen:
Ale - raz, zawsze chciałam tu mieszkać, i wreszcie od kilku lat mieszkam. To może dziwnie zabrzmi, ale warto tu mieszkać. Szlag mnie trafia na różne rzeczy właśnie dlatego, że mnie to obchodzi.
Dwa, musiałabym zacząć faktycznie wszystko od nowa i wyrzec się tego, co już zdobyłam: domu, mojej firmy (jest nierozerwalnie związana z tym miejscem, nie można jej przenieść), psów... To byłaby porażka mojego życia. Być może "polegnę", może do tego dojdzie, bo po prostu zbankrutuję na fest, ale bez walki się nie poddam, nie zrobię sobie tego sama :)
Trzy, nie mam żadnych oszczędności - to by musiała być ucieczka, i to taka z tobołkiem na ramieniu.

Po prostu chciałabym wreszcie przestać być biedna. Może muszę jeszcze na to poczekać?...

AnnaEwa - Śro 09 Lis, 2016 21:21

Klara napisał/a:
Ciągle jesteście egzotyczni?! :D

Sumiennie i autentycznie! :mgreen:

esaneta - Śro 09 Lis, 2016 21:43

AnnaEwa, znam urokliwość i pierwotność tych miejsc :chmurka: cześć tegorocznego urlopu tam spędziłam z córką na spontanicznej objazdówce :)
Tylko moja perspektywa jest nieco inna niż Twoja. Ja wpadłam, pozachwycałam się i wieczorami oglądam zdjęcia, Twoja perspektywa nakazuje Ci "przetrwywać", to bardzo ciężkie dla samotnej kobiety. Bardzo chciałabym zamieszkać w takich przyslowiowych Taplarach, ale obawiam się że bym sobie nie poradziła. Pozostaje mi jedynie od czasu do czasu wpadać na tę ścianę wschodnią by naładować solidnie baterie 23r

AnnaEwa - Czw 10 Lis, 2016 08:48

esaneta, Kilka lat temu wyjechałam do Londynu, w zasadzie uciekłam od męża. Umówiłam się wcześniej ze znajomym znajomego, że wyląduję u niego (miał dom w Lądku i wynajmował pokoje) i w ten sposób na pierwsze tygodnie będę miała start - ale po trzech dniach kazał mi zapłacić 100 Ł za pokój albo się wynosić. Przez pół roku przeprowadzałam się pięć razy, bywało, że rano nie wiedziałam, gdzie będę spać wieczorem, nie znalazłam stałej pracy, choć brałam wszystko, co popadło, od tłumaczeń po pracę na budowie. Wracałam za pożyczone pieniądze, z podkulonym ogonem.
Mówię wyrafinowaną polszczyzną - ale po angielsku ledwie się porozumiewam. Nie mam rodziny, nie mam kontaktów, to, co mogę wpisać w CV to nie ciągłość kariery, a opowieść awanturnicza :)
Wszystkie umiejętności, jakie posiadam, jeśli są do spieniężenia, to tu. Tak wynika z moich wielokrotnych przemyśleń.
Niewykluczone oczywiście, że w tych przemyśleniach popełniam jakiś błąd, że się na czymś zafiksowałam :mysli:

Mała - Czw 10 Lis, 2016 12:16

AnnaEwa a może tak, połączyć przyjemne z pożytecznym i pomyśleć nad jakąś małą agroturystyką, albo chociaż pokojem do wynajęcia urlopowiczom spragnionym pobytu na takim (jak to moje uwielbiane i kochane) "Zadupie"?
przyszło mi to na myśl, po poście Esanety i trochę z moich dawnych wspomnień, kiedy jeździłam po Polsce ze znajomymi i w większych miastach i ruż obok nich - przy drodze wisiały tekturki z napisem - "nocleg ...zł."
Tylko tutaj, gdyby były możliwości mieszkaniowe - warto by było trafić do ludzi z dużego miasta i najepiej przeciwnego końca kraju ;)
A może zacząć od prowadzenia bloga - "Moje kochane Zadupie" - gdzie opiszesz (do tego masz talent :luzik: ) i pokażesz na zdjęciach uroki Twojej miejscowości? Jakieś zabytki, czysta przyroda, specyficzny folklor - pan pod płotem zatrzymany w odległych czasach z filmiku, może są u was jakieś koła łowieckie, miejsca legendarne, czy np. szeptuchy?...
Jakiś czas temu - byłam zdziwiona, kiedy w mojej poprzedniej miejscowości - odkryto malunki na zewnętrznej ścianie kościoła - gdzie chodziłam na religię. To był już wcześniej zabytek barokowo-rokokowy, ale...wtedy jeszcze nie klasy "0". Minęło kolejnych kilka-naście lat i stał się bazyliką mniejszą i znalazł na tzw. zielonym szlaku zabytków? Nie jestem pewna dokładnej nazwy :bezradny:
to takie przykłady. ewentualne "rozsławienie" Twojej miejscowości - może potrwać długo, ale - warto czasem podjąć ryzyko :)
To tylko rady - może też wpadnie Ci coś fajnego do głowy?
:kciuki:

AnnaEwa - Czw 10 Lis, 2016 12:28

Mała, ja to już robię, bo prowadzę fanpage, promujący moją firmę - właśnie na tej zasadzie. I to generalnie działa, firma się "ruszyła", tylko to bardzo wolno idzie...
Żeby zrobić agroturystykę, niestety musiałabym mieć własny dom, a go nie mam, a ten, w którym mieszkam, ma jeden pokój. Musiałabym mieć też sriedstwa na przygotowanie takiej kwatery. Pomysł generalnie jest bardzo dobry, tu sporo ludzi przyjeżdża i klną, bo nie mają się gdzie zatrzymać. Jeśli wytrwam i wylezę z tarapatów, być może kiedyś to zrobię.
To, co przyszło mi do głowy dzisiaj i co mogę zrobić teraz, to praca przez internet - napisałam o tym w dziale "kraj rad", bo potrzebuję w tej materii rad :D

AnnaEwa - Czw 17 Lis, 2016 08:35

Nowiny są takie:
1. Wczoraj, autostopem, udałam się do miasta wojewódzkiego celem spotkania się z panią mecenas. Dotarłam na czas. Pani mecenas (urocza, młoda, delikatna, w zaawansowanej ciąży) sprawę wzięła, została moim przedstawicielem prawnym, zaproponowała bardzo fajny kształt ugody z moją matką (odnośnie podziału spadku po ojcu), gotowe pismo przed wysłaniem podeśle mi jutro mailem do akceptacji. I to wszystko za NAPRAWDĘ symboliczne pieniądze.

Jednym słowem, by się ratować, wstąpiłam na drogę prawną.
I teraz trzymajcie, proszę, kciuki, żeby moja matka była rozsądna i poszła na tę ugodę, bo to moja ostatnia szansa, żeby wyjść z długów - proces trwałby zbyt długo, zlicytowaliby mnie w międzyczasie.
Rany Boskie, zrobiłam to. Dopiero dziś to do mnie dociera: 34dd - :mysli: - :radocha:

2. Samochód jest wreszcie u mechanika :lol2:

Klara - Czw 17 Lis, 2016 08:42

AnnaEwa napisał/a:
I teraz trzymajcie, proszę, kciuki

Mówisz, masz: :kciuki: :kciuki: :kciuki:

smokooka - Czw 17 Lis, 2016 08:43

Brawo! Sprawy papierkowo finansowo prawniczo notarialne czy też urzędowe mnie wciąż mierżą chociaż fakt że jak potrzeba to się podejmuję. Teraz trzymam kciuki za pomyślność!
Mała - Czw 17 Lis, 2016 11:24

:kciuki: Dzielna jesteś! Wiem ile może Cie to kosztować...szczególnie psychicznie :brawo:
Kami - Czw 17 Lis, 2016 11:43

AnnaEwa, :kciuki: :)
pietruszka - Czw 17 Lis, 2016 12:08

AnnaEwa napisał/a:
Rany Boskie, zrobiłam to. Dopiero dziś to do mnie dociera: 34dd - :mysli: - :radocha:

no działasz :brawo:
:kciuki:

Borus - Czw 17 Lis, 2016 13:53

:okok:
margo - Czw 17 Lis, 2016 19:30

:okok:
AnnaEwa - Pią 18 Lis, 2016 08:39

Wczoraj, na lekkie wspomnienie, zadzwoniła moja matka - pierwsza próba kontaktu od pamiętnej mojej wizyty we wrześniu. Nie odebrałam. Później znalazłam mail w skrzynce "jeśli nie zamierzasz się kontaktować, twoja sprawa. Potrzebuję, żebyś przesłała mi..." i tu nastąpił stosowny wykaz tego, co mam przesłać.
Do tego wszystkiego zadzwonił też mój były małżonek, zawiadomić, że wysłał mi paczkę. Oczywiście, był pijany i bełkotał, że właśnie wczoraj pił z "kimś", i znaleźli remedium na wszystkie problemy finansowe, to znaczy, rejestrują jakąś firmę "na słupa", na owego "słupa" biorą jakiś lokal i "dla mnie też coś skapnie".
Ja pier... 34dd

Oczywiście, noc miałam nieprzespaną, i poranny atak paniki.

Tak, wiem, powinnam się nie przejmować. I prawie się nie przejmuję, tyle, że mam palpitację i poty, i boję się ruszyć z miejsca. Poza tym, wszystko w porządku. :[

Czuję się, jakbym wylazła z oślizgłego lochu pełnego zwłok i po pięciu minutach uświadomiła sobie, że zostawiłam na dole kluczyki od auta.

smokooka - Pią 18 Lis, 2016 08:45

AnnaEwa napisał/a:
Czuję się, jakbym wylazła z oślizgłego lochu pełnego zwłok i po pięciu minutach uświadomiła sobie, że zostawiłam na dole kluczyki od auta.
Jezu jak to rozumiem :pocieszacz: Moje minęło i Twoje minie...
pietruszka - Pią 18 Lis, 2016 11:40

AnnaEwa napisał/a:
Tak, wiem, powinnam się nie przejmować. I prawie się nie przejmuję, tyle, że mam palpitację i poty, i boję się ruszyć z miejsca. Poza tym, wszystko w porządku.

Nie nakażesz uczuciom, żeby się gdzieś schowały, bo... "powinny". I wcale terapia nie uczy też odsuwana emocji na bok, tylko radzenia sobie z emocjami (i czasem ze zgubnym dla nas myśleniem, które wywołuje zbyt emocjonalną reakcję). Przebywasz od lat w permanentnym stresie, to ciało wariuje i krzyczy o pomoc.
Też tak miałam... i miewam... jeśli na bieżąco nie dbam o siebie. Wtedy moje reakcje emocjonalne na sytuacje życiowe czasem mnie przerastają i nie jestem w stanie konstruktywnie działać. I
Cytat:
Rozwijaj siłę ducha by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

Mnie uspokaja czytanie/słuchanie Desideraty. Swojego czasu miałam na mp3 nagraną wersję z Piwnicy pod Baranami i w sytuacji kryzysowej słuchałam, aż się uspokoiłam. Warto sobie wypracować takie kryzysowe własne metody, wtedy właśnie działania innych osób przestają być tak dokuczliwe (potrafię wtedy celowo nie odebrać telefonu, nie mając jednocześnie poczucia winy, odciąć się od emocjonalnego stanu innej osoby, zmienić własne myślenie na temat relacji z inną osobą i własnego udziału w tej relacji). To nie jest łatwe, wymaga ćwiczeń, ale coraz częściej mi się udaje. I Tobie też się uda :) Tylko bądź dla siebie cierpliwa i wyrozumiała. Masz prawo czuć to co czujesz. Jeśli taka własna reakcja emocjonalna Cię męczy to możesz zacząć ćwiczyć różne techniki, umiejętności, metody zapobiegania, by się tak nie męczyć.

Masz coś, co Cię wycisza? Słuchanie muzyki, spacer, gotowanie, pasje? Sama ćwiczę sobie Jacobsena (trening autogenny) - to mi pomaga na dłuższą metę, taki środek długofalowy, inni sobie chwalą jogę, różne techniki relaksacyjne. Na natrętne myśli (na przykład obsesyjne myślenie o problemach) najlepiej pomaga mi zajęcie rąk, które wymaga uwagi. Dla mnie to na przykład filcowanie i inne kreatywne robótki. No i sporo ciężaru zdjęłam sobie "przepracowując" relacje z bliskimi osobami, swoje uczucia, pozbycie się takich stereotypów, że coś trzeba, muszę, powinnam - tu często tkwi źródło moich problemów.

Na samym początku założyłam sobie taki notesik, do którego wpisałam sobie różne działania przynoszące mi ulgę, uspokojenie, takie moje pierwsze sposoby radzenia sobie ze stresem, takie jak kąpiel w wannie z dodatkiem jakiś ziół, posłuchanie konkretnej płyty, zaparzenie sobie dobrej fajnej herbaty z całym ceremoniałem (samowar, filiżanki, itd), fryzjer, a nawet własnoręczne umycie i ułożenie włosów w nowy sposób, masaż twarzy, maseczka, takie tam proste sposoby kobiece. Potem doszły do tego afirmacje, desiderata, metody prostowania myśli, różne alanonowskie teksty i literatura, świadome oddychanie, modlitwa, medytacja, ćwiczenia fizyczne, spacer, liczenie do 10, rozwiązanie problemu (od razu!), kontakt z naturą, spacer z aparatem fotograficznym, filcowanie, decupage i inne takie). Mam tę listę i w razie kryzysu - korzystam. Może też coś znajdziesz dla siebie lub masz swoje metody?
Czasem robię coś z tej listy tak na przekór, bo mi się nie chce, ale jak ruszę d***ę to mi się poprawia. A najważniejsze- wiem, ze mam wiele alternatywnych działań, a nie tylko uleganie własnym myślom, związanym z zachowaniem innych ludzi, na które... i tak nie mam wpływu (na zachowania, na myśli - teraz już wiem - mam wpływ).

No to się rozpisałam. Przebrnęłaś? Ja jakoś nie umiem krótko :rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl:

AnnaEwa - Pią 18 Lis, 2016 14:49

pterodaktyll, pietruszka,
jak powiada Dobra Księga, uzdrów nas, Panie, a będziemy uzdrowieni!
Innymi słowy, daj nam lekarstwo, bo chorobę już mamy :mgreen:

biegnacazwilkami - Pią 18 Lis, 2016 16:23

Z tych wszystkich opatrzonych zawijasami i ozdobnikami opowieści domniemywam, że masz Anno Ewo przed sobą sprawę spadkową wspólnie z pozostałą rodziną. Nikt mnie o zdanie nie pytał,ale ponieważ mam świeżo za sobą podobną sytuację u moich dzieci, uwikłanych po smierci ich ojca a mojego męża w sprawę spadkową sądową po spółce rodzinnej, pomyślałam że znowu się odezwę, najwyżej to zignorujesz. Sprawy spadkowe są ściśle określone terminami, co można w terminie (chyba 6 miesięcy)uznać lub odrzucić jeśli np zagrażają długi zmarłego wyższe od masy spadkowej. Warto wtedy rzeczywiście samemu poczytać i wziąć adwokata, bo przepisy sa sztywne i nie uznają powiedzmy okresu żałoby, smutku itd.Trzeba w pewnym terminie podjąć pewne działania i już, bo potem z automatu dzieje się tak, że już odkręcić nic nie można. I raczej trzeba rozmawiać z rodziną zamiast strzelać focha, bo....coś nam się nie podoba. Adwokat to tylko osoba która zna przepisy, ugadac się z rodziną trzeba samemu, nie zwlekając , bo ta rozmowa nas nie ominie,sąd podejmie decyzję co się komu należy nawet wtedy, gdy na rozprawe nie pójdziesz. Osobiście dzieciom swoim doradziłam wziąć na uspokojenie, porozmawiać z pozostałą rodziną która nagle okazała się b. wredna, (że długi to wasze a dobra to wspólne....) i dobrze się stało, bo było do ogarnięcia wiele zmartwień i wiele spraw które wspólnie kosztowaly jednak trochę mniej.Przede wszystkim należy założyć sprawę spadkową, obojętnie kto ze spadkowbierców zaczyna, potem już po łańcuszku sąd zawiadamia kolejno zstępnych i wstepnych itd, pierwszego rzędu pokrewieństwa i az do ostatniego wnuka,jesli jest podejrzenie długów oczywiście,bo gdy jest na plusie, to nie.Suma sumarum, lepiej wziąć na uspokojenie i pojechać spotkac się i porozmawiać, spisać co i jak, uzgodnić zanim to trafi do sądu, nie dac zarabiać prawnikom gdy można samemu coś ugrać. Odkreslić grubą kreską żale i spojrzeć do przodu, a zaczniesz spokojnie spać, gdy zrobisz co należy i jak nalezy. Nie masz 16 lat jak widzę i matkę możesz już potraktować trochę pobłazliwie, bo może stara jest i nie warto roztrząsać przeszłości, zwłaszcza gdy się samemu dzieci nie urodziło, nie poniosło trudów wychowania.
A jak uważasz inaczej to i tak problemy warto brać na klatę i iść do przodu zamiast nie spać po nocach.
Powodzenia, tak czy inaczej:)

pietruszka - Pią 18 Lis, 2016 17:37

biegnacazwilkami napisał/a:
matkę możesz już potraktować trochę pobłazliwie, bo może stara jest i nie warto roztrząsać przeszłości, zwłaszcza gdy się samemu dzieci nie urodziło, nie poniosło trudów wychowania.

dla mnie to manipulacja... poniżej pasa :fe:

olga - Pią 18 Lis, 2016 17:50

Też na to zwróciłam uwagę... :roll:
AnnaEwa - Pią 18 Lis, 2016 17:56

biegnacazwilkami napisał/a:
Sprawy spadkowe są ściśle określone terminami

Wstąpienie w spadek dawno nastąpiło - czym innym jest dział spadku, z którym tu mam do czynienia - to osobne działanie prawne.
biegnacazwilkami napisał/a:
trzeba rozmawiać z rodziną
w tymże celu pojechałam do rodziny we wrześniu, co się przykro skończyło.
biegnacazwilkami napisał/a:
Adwokat to tylko osoba która zna przepisy
Właśnie dzięki adwokatowi w roli przedstawiciela prawnego jest szansa uniknięcia rozprawy - adwokata znacznie trudniej znieważyć i zignorować, niż ubogą krewną.
biegnacazwilkami napisał/a:
sąd podejmie decyzję co się komu należy
To byłaby ostateczność, raz z racji kosztów, dwa - czasu, w moim wypadku nie obyłoby się bez przynajmniej dwóch rzeczoznawców. Przedstawiciel prawny (adwokat) sporządził ugodę, tzw. przedsądową, w gruncie rzeczy bardzo korzystną dla obu stron (spadkobierców jest tylko dwóch, ze mną włącznie).
quote="biegnacazwilkami"]zwłaszcza gdy się samemu dzieci nie urodziło[/quote] - ???

AnnaEwa - Pią 18 Lis, 2016 18:55

pietruszka napisał/a:
dla mnie to manipulacja... poniżej pasa :fe:
E tam, w dodatku jak kulą w płot :P
AnnaEwa - Sob 19 Lis, 2016 08:39

Różowy, perłowy poranek. Otworzyłam oczy i pojawiły się dwie myśli, pierwsza to "dobrze robisz, i dobrze będzie".
Słońce z każdą chwilą rozlewa się szerzej, jakby było moje własne. Za oknem brzozy, chwasty, stara jabłoń, wszystko w tych szarościach i różowościach, w ciszy.
Zapaliłam pierwszego papierosa, ach, ten pierwszy smakuje najlepiej i wtedy pojawiła się myśl druga: przecież to już było.
I poczułam wszystko to, co dawniej, któregoś szaroróżowego poranka, gdy szłam do szkoły, paląc pierwszego tego dnia papierosa, marznąc w dłonie, obmyślając teksty, wiersze, czasem stając i notując to pośpiesznie, w paru zdaniach.
Tyle poranków, gdy myślałam, jak będzie wyglądać moje życie, gdy byłam pewna, że nie dożyję trzydziestki, i wcale mi to nie przeszkadzało, gdy to słońce wznosiło się przede mną.
Ten smak, to oczekiwanie i wzruszenie - nic się nie zmieniło, jestem wciąż ta sama.
"Jesteśmy wolni, chwała Najwyższemu, jesteśmy wreszcie wolni".
Wtedy moje były poranki, dziś będę wracać wśród wieczornych mgieł, wstających znad rzeki, będę się nimi cieszyć, nie będę się śpieszyć, nie będę się bać.
Teraz spełnia się to, na co wtedy miałam nadzieję. Żyję, i się spełnia.

AnnaEwa - Sob 19 Lis, 2016 09:53

Łorany, przeczytałam to, co powyżej - ale kicz, do tego pompatyczny :shock: Sorry :oops:
Mała - Sob 19 Lis, 2016 10:40

AnnaEwa napisał/a:
Łorany, przeczytałam to, co powyżej - ale kicz, do tego pompatyczny :shock: Sorry :oops:
:[ Nieprawda!!! To po prostu cała Ty i Twój nastrój w danej chwili :]
...
Mi się to podobało - jeszcze niedawno też taka byłam i dawałam innym (nieświadomie) mnóstwo pozytywnej energii...Teraz chyba ja potrzebuję kogoś takiego :oops: Bądź sobą Aniu :kwiatek:

smokooka - Sob 19 Lis, 2016 12:40

AnnaEwa napisał/a:
Łorany, przeczytałam to, co powyżej - ale kicz, do tego pompatyczny :shock: Sorry :oops:
ten połorany ;) pompatyczny kicz bardzo mnie poruszył. Pięknie patrzysz Ania.
staaw - Sob 19 Lis, 2016 13:35

pterodaktyll napisał/a:
........I wtedy na tarasie pojawił się on. .......
Artystycznie rozczochrane, ciemne włosy, brązowe oczy i zniewalający uśmiech - ooo tak! Moja wyobraźnia najwyraźniej działa, bo w głowie momentalnie pojawił mi się obraz idealnego chłopaka dla mnie.
Mówią, że liczy się charakter. Tak, tak, tak, wiem o tym. Bez charakteru nawet najlepsze ciacho w mieście nie ma szans zaistnieć w oczach czegoś wartych dziewczyn. Ale, jest w tym pewna luka. Jak to zawsze powtarzam, niby wygląd się nie liczy, to osobowość jest na pierwszym miejscu, lecz przecież u naszego wybranka musi być przynajmniej jedna pociągająca rzecz w wyglądzie, bo bez tego też ani rusz... Zresztą, kto z nas nie zna takich "panienek i chłoptasiów", którzy przy najbliższej okazji potrafią przypominać wszystkim, że wygląd nie ma znaczenia, najważniejsze jest to, co ma się w sercu, ale na szkolnego kujona z pierwszej ławki nawet nie spojrzą, nie mówiąc tu o trudzeniu się w poznaniu jego prawdziwego "JA". Żałosne, ale prawdziwe niestety. A co z tego wynika? Że wygląd ma dość spore znaczenie w dzisiejszych czasach. A nawet jeśli się mylę, i jest inaczej niż myślę, to przecież nasza wyobraźnia to nieskończona skarbnica, której możemy używać zawsze i wszędzie, więc dlaczego nie użyć jej i w tym przypadku?


Bardzo interesujący tekst... :mysli:

pterodaktyll - Sob 19 Lis, 2016 14:28

Mała napisał/a:
CO takiego miał w sobie ten mój,

Mała napisał/a:
ma ogromne serce

Ależ oczywiście, miłość do wszystkich i wszystkiego wprost przebija z każdego jego postu :rotfl:

AnnaEwa - Sob 19 Lis, 2016 14:40

pterodaktyll, zajrzałam na chwilę, bom w robocie, patrzę, czytam - nie wierzę, lecę na górę, żeby sprawdzić, czy to na pewno mój temat, ale niby tak, czytam jeszcze raz... :shock: 34dd sc43545
:rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl: :rotfl: :mgreen:
Dobreee!... :mgreen:
Nie wiem, a propos czego to, ale nieważne, dawaj dalej!!

staaw - Sob 19 Lis, 2016 14:41

pterodaktyll napisał/a:
Mała napisał/a:
CO takiego miał w sobie ten mój,

Mała napisał/a:
ma ogromne serce

Ależ oczywiście, miłość do wszystkich i wszystkiego wprost przebija z każdego jego postu

Nigdy nie słyszałeś o dinozaurach które głośno ryczą aby nikt nie podszedł na tyle blisko by ich zauważyć?
Pod paprotką...

pterodaktyll - Sob 19 Lis, 2016 14:42

AnnaEwa napisał/a:
dawaj dalej!!

Teraz Twoja kolej :rotfl:

AnnaEwa - Sob 19 Lis, 2016 14:42

Jak zaraz nie dopiszesz dalszego ciągu, ja to zrobię!!
pterodaktyll - Sob 19 Lis, 2016 14:53

AnnaEwa napisał/a:
Jak zaraz nie dopiszesz dalszego ciągu, ja to zrobię!!

Niczego innego nie pragnę :mgreen:

AnnaEwa - Sob 19 Lis, 2016 15:00

Mówisz i masz:

...oddawałam się tym rozmyślaniom już dobrą chwilę, gdy spostrzegłam, że on wcale nie patrzy na mnie. Patrzył gdzieś nade mną, i przeze mnie zarazem, ale gdy podążyłam za jego wzrokiem, nie spostrzegłam nic, poza brzegiem morza, usianym wodorostami.
Zapragnęłam coś powiedzieć, zwrócić na siebie uwagę, gdy tak stał, z tym półironicznym uśmiechem na ustach, ale nagle poczułam się mała i głupia, pomyślałam, że cokolwiek powiem, wyda mu się sztuczne i płytkie, i wtedy odezwał się on:
- Co ty, smarkulo, wiesz o życiu? Co wiesz o cierpieniu? - i tym razem spojrzał mi prosto w oczy. I od tej pory nic już nie było ważne, nic!
A on spojrzał znów gdzieś w dal i rzucił od niechcenia:
- Pożycz dychę. Oddam wieczorem.
Drżącą ręką wyciągnęłam banknot, który on ujął, wciąż nie patrząc na mnie.
- Kiedy mi oddasz? - zapytałam, starając, się, by zabrzmiało to zalotnie.
- Przyjdę wieczorem i oddam!
- Na pewno? - zapytałam drżącym głosem, a on spojrzał znów wprost na mnie, uśmiechając się szeroko:
- Przysięgam!

Mała - Sob 19 Lis, 2016 15:24

pterodaktyll napisał/a:
Ależ oczywiście, miłość do wszystkich i wszystkiego wprost przebija z każdego jego postu

:buahaha: :smieje:
staaw napisał/a:
Nigdy nie słyszałeś o dinozaurach które głośno ryczą aby nikt nie podszedł na tyle blisko by ich zauważyć?
pod paprotką...
:skromny: masz rację...a ja myślałam że wyginęły :mgreen:
staaw - Sob 19 Lis, 2016 15:26

Mała napisał/a:
wyginęły

Myślę że na to nie pozwolisz... :mysli:

Mała - Sob 19 Lis, 2016 15:35

:mgreen: na razie ma 3 następców ;) I nie powiedział stop! :mgreen:
Kami - Sob 19 Lis, 2016 15:38

AnnaEwa napisał/a:
Drżącą ręką wyciągnęłam banknot, który on ujął, wciąż nie patrząc na mnie.
- Kiedy mi oddasz? - zapytałam, starając, się, by zabrzmiało to zalotnie.
- Przyjdę wieczorem i oddam!

:rozpacz:
AnnaEwa napisał/a:
- Na pewno? - zapytałam drżącym głosem, a on spojrzał znów wprost na mnie, uśmiechając się szeroko:
- Przysięgam!

nie przyjdzie !!!!! po ptokach ....... :nerwus:
kasę dałaś .... zniknie jak nic ......
cdn nie nastąpi ..........
a tak się romantycznie zapowiadało ....... :( ;)

staaw - Sob 19 Lis, 2016 15:42

Kami napisał/a:

nie przyjdzie !!!!! po ptokach .......

Przyjdzie.
Z rozbrajającym uśmiechem powie że dzisiaj nic nie zarobił i jest głodny.
Jutro pojedzie znowu, tylko brakuje mu 10 zeta na autobus...

Kami - Sob 19 Lis, 2016 15:45

staaw napisał/a:
Przyjdzie.
Z rozbrajającym uśmiechem powie że dzisiaj nic nie zarobił i jest głodny.
Jutro pojedzie znowu, tylko brakuje mu 10 zeta na autobus...

nie pomyślałam :glupek:
aaaaa i mamy taką baśń 2 w jednym "Śpiąca królewna " i "Kopciuszek" :p

AnnaEwa - Sob 19 Lis, 2016 17:05

staaw, Kami,
mylicie się oboje!
Jasne, że przyjdzie, z gitarą na ramieniu i balsamem pomorskim w wewnętrznej kieszeni. Będzie patrzył w morze, rzucał równoważniki zdań bez związku (głównie cytaty z filmów, ale ona o tym nie wie, bo nie oglądała "Casablanki"). Dychy nie odda. Umówią się na następny dzień, ale on więcej się nie pojawi.
A gdy wrócą z wczasów jej rodzice, okaże się, że z domu zginęła większość biżuterii matki i płyta winylowa z kolekcji ojca (The Rolling Stones "Got Live If You Want It", z sześćdziesiątego szóstego, oryginalna).

pterodaktyll - Sob 19 Lis, 2016 17:19

AnnaEwa napisał/a:
przyjdzie, z gitarą na ramieniu




Już przyszedł.............. 34vcdc

AnnaEwa - Sob 19 Lis, 2016 17:34



To ten 8)

Kami - Sob 19 Lis, 2016 18:05

AnnaEwa, skoro wiesz co to będzie to biegusiem zapobiegaj :p
a ten z foty to do Micka Jaggera z młodości ze Stonsów podobny ? :mysli:

pterodaktyll - Sob 19 Lis, 2016 18:16

Kami napisał/a:
ten z foty to do Micka Jaggera z młodości ze Stonsów podobny ?

Bo to JEST Mick Jagger ślepoto :p

Kami - Sob 19 Lis, 2016 19:28

pterodaktyll, tak pomyślałam ale jakoś mi nie pasował wystrój mieszkania
przypomina mi nasz PRL .... stół z kielichami i te zasłonki na oknach .... :rotfl: :rotfl:

AnnaEwa - Czw 24 Lis, 2016 10:27

Różne ważne rzeczy odwalone, a problemy nie chcą się skończyć - przechodzę do następnego punktu, a tam zamiast łatwiej, oczywiście jest trudniej. W niedzielę targi, trzeba jechać z towarem - auta nie ma. Od tygodnia stoi w warsztacie, i będzie stać, bo nie ma części. I nie wiadomo, kiedy będą.
Dzwonię do tych, do tamtych, pożyczcie samochód - połowa znajomych właśnie jest na innych końcach kraju, druga połowa wybiera się gdzieś tam w sobotę.
Atak paniki, znowu.
Nie mogę się rozgrzać, chodzę po domu w walonkach i polarach, włażę w gorącą kąpiel i dalej mi zimno.
A prawda jest taka, że matka ma czas do czwartego grudnia odpowiedzieć na pismo ugody. Jeżeli na tę ugodę nie pójdzie, z moją firmą koniec. Może pociągnę jeszcze do końca grudnia. Nigdy już nie będę mogła legalnie zarabiać, bo bank, komornik, skarbówka, komornik...
Staram się nie "kręcić scenariuszy", ale pojawia się pytanie - a co, jeśli... I nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Staram się odpowiedzieć sobie na pytanie, czego oczekuje ode mnie Bóg, zakładając, rzecz jasna, że istnieje. Ale nawet jeśli istnieje jako idea jedynie, przecież ideę tę znam. Przecież ją rozumiem. Więc czego ta idea ode mnie wymaga? Kim ja mam być?
Czy ta idea to utopia, czy jest jedynie prosty determinizm - "przechlapałaś 30 lat swoich szans, za późno, koniec, następny proszę!"
Zawsze najbardziej bałam się bezsilności. Myślę, że to typowe dla współuzależnionych - zawsze się zbieramy i dajemy radę coraz większym i większym trudnościom, wyrabiamy 200 % normy i czynimy cuda na kiju, żeby naprawić sytuację.
A teraz pismo poszło, siedzę i nic nie mogę zrobić, mogę tylko czekać i zdać się na splot czynników, na które nie mam żadnego wpływu. Muszę zdać się na rozsądek matki, a mam bardzo złe doświadczenia z tą materią.
Boję się. Po prostu strasznie się boję.

Mała - Czw 24 Lis, 2016 11:34

:pocieszacz:
Klara - Czw 24 Lis, 2016 11:57

Nie do końca rozumiem jak Ci się te problemy nałożyły i nie wiem, czy jest z nich proste, czy może kręte wyjście, ale z całego serca Ci życzę, żebyś to wyjście znalazła i stanęła u początku prostej drogi :pocieszacz: :kciuki:
AnnaEwa - Czw 24 Lis, 2016 12:36

Klara, problemy nałożyły się dwojako i dwuetapowo. Pominę teraz etap pierwszy, bo on zaowocował jedynie stanem niedoboru chronicznego, ale z tym da się żyć i wyżyć, i pomału z tego wychodzić.
Etap drugi to kredyt, wzięty przez mojego byłego małżonka, kiedy jeszcze nie był byłym, i niespłacany, oraz działania mojej rodziny, dzięki którym mam do zapłacenia 20 tys. podatku w tym roku. A z tego, jeśli nie zapłacę zaraz, nie wyjdę.

Klara - Czw 24 Lis, 2016 13:22

Oj, nie żądałam od Ciebie wyjaśnień :oops:
Pisząc o moim niezrozumieniu miałam raczej na myśli moje kłopoty z pojmowaniem, bo przecież Ty pisałaś już o tych problemach, a że ja tego nie ogarniam, to insza inszość.
AnnaEwa napisał/a:
mam do zapłacenia 20 tys. podatku w tym roku.

Jakoś do tej pory udało mi się nie mieć kłopotów ze skarbówką, ale gdzieś mi ptaszki ćwierkały, że można negocjować rozłożenie długu na raty....

....a może tylko z bankiem tak można załatwiać? :mysli:

AnnaEwa - Czw 24 Lis, 2016 13:40

Klara napisał/a:

Jakoś do tej pory udało mi się nie mieć kłopotów ze skarbówką, ale gdzieś mi ptaszki ćwierkały, że można negocjować rozłożenie długu na raty....

....a może tylko z bankiem tak można załatwiać? :mysli:

Można, ale na raty też trzeba skądś mieć. Trzeba przygotować realny harmonogram tych spłat. Nie ma takiego harmonogramu, i być nie może, bo firma na razie wychodzi niemalże na zero, z trudem pozwala na utrzymanie. A gdy (jeśli) już zacznie, naiwnością byłoby sądzić, że od razu kokosy.
Poza tym, ten kredyt był zupełnie złodziejski, gdy go spłacałam w ratach, to on w ogóle nie malał (no, jakiego typu kredyt mógł wziąć czynny alko, no, jakiego?)

Klara napisał/a:
Oj, nie żądałam od Ciebie wyjaśnień :oops:


Ja wiem :) Tylko, że ja mam potrzebę mówić o tym :oops: :beczy:

Klara - Czw 24 Lis, 2016 14:37

AnnaEwa napisał/a:
mam potrzebę mówić o tym :oops: :beczy:

Wobec tego mów.... :tak:
Jako typ pracownika najemnego, nie mogę się wypowiadać o tym, jak uzdrowić firmę i czy w ogóle warto ją uzdrawiać, ale chętnie Cię wysłucham (tu: "wyczytam") i przytulę :pocieszacz:

Linka - Czw 24 Lis, 2016 20:02

AnnaEwa napisał/a:
Nigdy już nie będę mogła legalnie zarabiać, bo bank, komornik, skarbówka, komornik...

komornik nie może zająć całego wynagrodzenia, poczytaj tu: http://www.bankier.pl/wia...ch-7331226.html

Poza tym istnieje coś takiego, jak upadłość konsumencka, niestety nie mam pojęcia jak to wygląda w praktyce.
No i upewniłabym się jednak, czy musisz spłacać długi zaciągnięte przez byłego męża.

AnnaEwa - Czw 24 Lis, 2016 22:34

Linka, owszem, komornik nie może zająć całego wynagrodzenia, zostaje bodajże 1380 zł w wypadku zatrudnienia na pełen etat, którego nie będę mieć, bo tu nikt nie zatrudnia kobiet na pełen etat i legalnie (chyba, że w urzędzie :mgreen: , ale "chodów" to ja nie mam). Najprawdopodobniej wcale nie znajdę pracy. Pozostawałyby mi umowy typu zlecenie/o dzieło, które zasadniczo podlegają zajęciu w całości, co prawda wchodzą tu w grę dodatkowe przepisy, m. in. prawo bankowe.
Tak, jestem zobowiązana spłacić kredyt byłego męża, bowiem w trakcie trwania małżeństwa wyraziłam na niego pisemną zgodę.
Zasady upadłości konsumenckiej mnie nie dotyczą, bo ja formalnie MAM majątek - właśnie ten, o którego częściową spłatę wnioskuję w ugodzie. Tyle, że nie mam do tego majątku dostępu w praktyce. A jeśli moja matka nie pójdzie na ugodę i sprawa wyląduje w sądzie, będzie się ciągnąć latami i będzie bardzo kosztowna, ja upadłości nie będę mogła ogłosić, nie będę miała pieniędzy na prowadzenie procesu, a komornik czekać nie będzie. Tak się ma sprawa.

Dziś zadzwonili do mnie z banku. Powiedziałam, jak jest. Zaczekają z egzekucją do końca roku.

biegnacazwilkami - Czw 24 Lis, 2016 23:26

AnnaEwa napisał/a:

Ja wiem :) Tylko, że ja mam potrzebę mówić o tym :oops: :beczy:


W takiej sytuacji jaką trochę tu przedstawiłas, czas odgrywa dużą rolę,więc jesli chcesz pomocy w formie porady, to mam za sobą 7 lat doświadczeń w tym temacie. Przy rozwodzie dzieli się majątek oraz długi,zaległe podatki można rozłożyć na raty a nawet ich część umorzyć, a bank zanim wypowie umowę, ma obowiązek zawrzeć ugodę na temat restrukturyzacji kredytu,tak jest teraz za rzędów PiS, raty mogą być początkowo malutkie,ale muszą być płacone systematycznie i co miesiąc.Ta nieruchomość wspólna z rodziną może też być zabezpieczeniem pod np nowy kredyt którym spłacisz stary dług, a nowy obecnie weźmiesz na....30 lat? poza tym mąż zdaje się żyje, więc pewnie połowę kredytu może bank z niego ściągną.A z matką to najlepiej porozmawiać, umówić się wstępnie, opowiedzieć co i jak, szczerze, po co czekać do tego grudnia?Powiedz kto ,jak nie matka czy najbliższa rodzina będzie zainteresowany Tobą tak na prawdę?Zamiast w sobie nosić żale, trzeba im to powiedzieć, jesli nie zdołasz spokojnie mówić, weź i napisz sobie na kartce, w domu, a potem odczytaj. Jeśli chcesz porozmawiać w tym temacie, napisz po prostu do mnie na pw.

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 08:44

biegnacazwilkami, bardzo Ci dziękuję. Wiem, że czas odgrywa rolę kluczową - podział długów byłby sensowny, jako osobna rozprawa, gdyby nie ten czas - ja po prostu nie zdążę, zresztą rozwiązałoby to tylko problem połowy kredytu, natomiast już nie podatku, który powstał później. Były małżonek owszem, jeszcze żyje, ale jest absolutnie niewypłacalny, że tak powiem, z definicji: "nastoiaszczyj alkoholik".
Był taki pomysł z nowym kredytem, którym spłaciłabym stary, choć nie wiem, czy nie jestem już w KRD. Rozważę taką opcję, tylko nie wiem, czy ułamek nieruchomości będzie dla banku interesującym zabezpieczeniem, jako że egzekucja z takiego zabezpiecznia jest kosztowna i obarczona dużym ryzykiem.
biegnacazwilkami napisał/a:
A z matką to najlepiej porozmawiać, umówić się wstępnie, opowiedzieć co i jak, szczerze, po co czekać do tego grudnia?Powiedz kto ,jak nie matka czy najbliższa rodzina będzie zainteresowany Tobą tak na prawdę?
Opisywałam, jak tam pojechałam - właśnie po to, jak zostałam przepędzona z domu, jak zabrano mi dokumenty (ostatnio sprawdziłam dokładnie, i nie oddano mi wszystkich!). Wiem, że w to trudno uwierzyć - i cieszę się, naprawdę się cieszę, że nie możesz w to uwierzyć, bo to znaczy, że Tobie życie rodzinne dobrze się kojarzy. Ale domyślam się, że z np. TV wiesz, że różni ludzie mają dzieci, także tacy, którym nie powierzyłabyś nawet opieki nad żółwiem. Moja matka zna moją sytuację, świetnie ją zna, a w kwestii powstania podatku znacząco się do niej przyczyniła.
biegnacazwilkami napisał/a:
bank zanim wypowie umowę, ma obowiązek zawrzeć ugodę na temat restrukturyzacji kredytu
To jest bardzo ważna informacja, nie wiedziałam o tym - sprawdzę to. Nie zmienia to faktu, że trzeba mieć z czego płacić, ale te przepisy zwiększają pole manewru.
AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 08:57

Swoją drogą, teraz przypomina mi się tyle rzeczy... Teraz, gdy mija czas, one wracają, czasem to drobiazgi, ale układają się w jakąś całość.
Na przykład to, że w moim rodzinnym domu prawie nie ma moich zdjęć z dzieciństwa, jest za to mnóstwo zdjęć mojej matki - przypomniało mi się, bo z książki po ojcu wysypało się kilka starych: moja matka pod wodospadem, moja matka tańcząca na jakimś murku, moja matka w chustce na głowie i w czarnych okularach - a la Catherine Denevue, lata 70-te, w parku - przyglądam się tak, a ona coś trzyma w dłoni, a to coś, to jest dziecięca raczka, tak do łokcia, bo reszty nie objęto kadrem... to chyba byłam ja, pewnie tak 2-3 letnia, sądząc po stylu sukienki matki.

biegnacazwilkami - Pią 25 Lis, 2016 09:55

AnnaEwa napisał/a:
Swoją drogą, teraz przypomina mi się tyle rzeczy...

Teraz to skup się na tym, by uratować firmę ,skoro Ci na niej zależy najbardzie, poza tym:ludzie, również rodzina, LEPIEJ postrzegają osobę finansowo ustabilizowaną, nie zależną, więc odłóż wszelkie wspomnienia na potem, zwłaszcza te które Cię osłabiają.Nie rozpamiętuj teraz swoich krzywd, bo tylko tracisz energię.Koniec, kreska i już.
Skup się na działaniu, z bankiem nie rozmawia się TELEFONICZNIE,się jedzie, ubiera skromnie,żałobnie i z pokorną miną się składa wniosek na piśmie, NA PIŚMIE, propozycję tej restrukturyzacji. w tytule:dotyczy: restrukturyzacji.Wniosek:proszę o....i uzasadnienie, gdzie zawrzeć trzeba wszystkie rzeczowe powody tej sytuacji.Sprawę o podział majątku/długów należy tak czy inaczej złożyć, choćby się miała wlec 5 lat, choćby ex był zawodowym alkoholikiem skrzyżowanym z narkomanem, co mu sąd zasądzi -Tobie odejmie.I nie twoja głowa, z czego mu to ściągną.Ex , jako osoba prywatna może ogłosić upadłość konsumencką, ty z firmą-nie możesz.Tylko zwykłą upadłość możesz,do wysokości majątku firmy.Najlepiej idź do jakiegoś DOBREGO biura rachunkowego i rozmawiaj o tym z kimś,działaj.Matkę udobruchaj, powiedz to czarodziejskie słowo:PROSZE, BARDZO PRZEPRASZAM i PROSZE o pomoc.Co ci szkodzi?A potem obmyślsz zemstę na rodzinie, zemsta smakuje najlepiej na zimno, tak słyszałam...:)Mimo wszystko nie jest to temat do roztrząsania go na forum jakim kolwiek, skoro grozi ci komornik i inne egzekucje, radziłabym zwinąć swoje konta na portalach społecznościowych, jest to ulubione źródło informacji kancelarii komorniczych i US itp.Trzeba czasem umieć zejść ze sceny...

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 10:19

biegnacazwilkami, coś mi się wydaje, że moja obecność tutaj Cię drażni.
Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 10:30

Niewygodnie Ania piszesz, biegnąca chce mimo wszystko pokazać innym , że rodzice to ktos kto stoi wyżej od dzieci i sa oni wazniejsi od dzieci i chce pokazać ze jestg dobra mama i nie krzywdziła swoich dzieci....
AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 10:37

Ja się bardzo cieszę, Biegnąca jest zapewne dobrą matką.
A to tak przy okazji.

pterodaktyll - Pią 25 Lis, 2016 10:38

AnnaEwa napisał/a:
biegnacazwilkami, coś mi się wydaje, że moja obecność tutaj Cię drażni.

Odnoszę całkiem inne wrażenie jak czytam co Ci pisze. To są rady człowieka, który wie o czym pisze i prawdę mówiąc mam takie samo zdanie jak Biegnąca........może zamiast brać to jako krytykę Twoich posunięć, postaraj się skorzystać z tych sugestii. Pod jej postem podpisuję się absolutnie wszystkimi łapami i skrzydłami jakie mam (a mam również rozmaite doświadczenia z bankami, rodziną itd), to znaczy zgadzam się absolutnie ze wszystkim co Ci sugeruje i nie lekceważyłbym tych sugestii............
Rozsądnych wyborów życzę jak mawia Klasyk forumowy i...............oczywiście Dobra Księga :mgreen:

biegnacazwilkami - Pią 25 Lis, 2016 10:42

AnnaEwa napisał/a:
biegnacazwilkami, coś mi się wydaje, że moja obecność tutaj Cię drażni.

??? Ależ, nie o tym forum piszę, że czyta to komornik itd, piszę o FB i innych linken itp. Tu jest forum zamknięte, tu pisz sobie ile chcesz. Chciałam ci tylko pomóc , nic więcej, skoro nie potrzeba, to ja mam co robić.

biegnacazwilkami - Pią 25 Lis, 2016 10:45

[quote="perełka"]Niewygodnie Ania piszesz, biegnąca chce mimo wszystko pokazać innym , że rodzice to ktos kto stoi wyżej od dzieci i sa oni wazniejsi od dzieci i chce pokazać ze jestg dobra mama i nie krzywdziła swoich dzieci....[/quotePerełka, jak masz pieniądze żeby Ewie pozyczyć, to jej po prostu pożycz i nie szczuj na rodzinę,ok?
biegnacazwilkami - Pią 25 Lis, 2016 10:57

AnnaEwa napisał/a:
a ona coś trzyma w dłoni, a to coś, to jest dziecięca raczka, tak do łokcia, bo reszty nie objęto kadrem... to chyba byłam ja, pewnie tak 2-3 letnia, sądząc po stylu sukienki matki.

Nie mam więcej czasu na pisanie ,ale coś powiem:
1. Ewa jesteś zazdrosna o matkę ?Czy o ojca?Bo widzi mi się, że matka tak pochłonęła uwagę ojca, że zrobił jej zdjęcie bez ciebie?A może to było inne jakieś dziecko?Mojemu synowi zdjęć natrzaskał jego chrzestny a córka urodzona w stanie wojennym nie ma żadnego, jedno ma, no jedno zdjęcie takie:Wózek głęboki, w nim puchowa poduszka niemowlęca , postawiona buda, na wózku siedzi roześmiany chłopczyk, to mój syn. A kto jest w wózeczku?Pyta cichutko moja córeczka?Hm, no ty jestes.....i to jest to jedno zdjęcie córeczki...
2. Ewa, masz coś koło czterdziesti,tak?Zamiast rozmyślać, że oto matka znalazła sobie mężczyznę który świata poza nią nie widział, to może pora sobie też znaleźć?
Widocznie to matka za dużo uwagi ci poświęcała, że ojciec był może zazdrosny o ciebie?Daj sobie spokój z tymi myślami, jedno nie żyje,drugie już ma życie za sobą, zajmij się kreowaniem swego życia teraz i na przyszłość, to jest Twój cel ,prawda?
Co do tej pory osiągnęłaś? "...erzat, cholera, nie życie...."ale może się mylę, nie wiem.Idę do roboty, cześć.

biegnacazwilkami - Pią 25 Lis, 2016 10:58

pterodaktyll napisał/a:
zgadzam się absolutnie ze wszystkim co Ci sugeruje i nie lekceważyłbym tych sugestii...

Dziękuję

biegnacazwilkami - Pią 25 Lis, 2016 11:16

Ptero, skoro to czytasz:czy gdybyś miał współwłasność z kimś, powiedzmy z bratem, i on by przyszedł cię zawiadomić, że oto zmuszony jest wziąć kredyt na hipotekę tej nieruchomości( umnie jest taka sytuacja, córka wzięła kredyt na wspólny z bratem dom i spłaciła jeden mój dług, ma kredyt na ...30 lat za zgodą brata) i czy mając jakąś kasę, byś raczej pożyczył tę kasę bratu?Czy byś focha strzelił i nie rozmawiał?Liczę na Twoją inteligencję, gra warta świeczki, argument nie do odrzucenia,ale ja już nie mam więcej czasu i chęci tłumaczyć jak "krowie na rowie...."Wystarczy 10 tys zł wpisu na hipotece i już ta hipoteka jest zafajdana do końca spłaty długów.Poza tym komornik pierwsze co zrobi, to w dziale III KW też wpisze swoje ostrzeżenia.Dobrze by było rodzinie to uświadomić.O ile najpierw uświadomi to sobie Ewa.W dyrdy zrobią zbiórkę rodzinną.
AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 11:19

pterodaktyll, ale ja to wszystko wiem i o większości z tych rzeczy pisałam tutaj.
Tak, robię co mogę, żeby "wyciągnąć" firmę - co i tak niczego nie zmieni, jeśli zaraz nie spłacę długów.
Tak, należy założyć sprawę o podział długów z małżonkiem, ale i tak nie zdążę przed egzekucją komorniczą, jeśli nie spłacę długów teraz. Sąd najwyżej post factum każe byłemu mężowi oddać mi połowę tego, co ja zapłaciłam, a on nie odda, bo jest nieściągalny.
Tak, jestem po bardzo rzetelnej konsultacji z jednym z najlepszych biur rachunkowych, i po konsultacjach z czterema niezależnymi prawnikami (piąta porada jeszcze przede mną) - i każdy z nich stwierdza, że w praktyce jedynym rozwiązaniem jest ta ugoda.
Propozycji restrukturyzacji dać nie mogę, bo nie mam z czego spłacać.
Co do portali społecznościowych jako źródła informacji - nie dowiedzą się z nich niczego, czego nie stwierdzam jawnie i czego nie potwierdziłyby źródła oficjalne. No, bo takie są fakty, nie mam złota zakopanego w ogródku, no nie ma, im bardziej szukam, tym bardziej go nie ma.
O próbach porozumienia z moją matką wielokrotnie pisałam, ale to się widocznie nie mieści nikomu w głowach, nie dziwię się zresztą. Myśl o jakiejś zemście w głowie mi nigdy nie postała, zwłaszcza że sądzę, że moja matka jest po prostu w jakiś sposób upośledzona emocjonalnie (cóż, zdarza się).
Natomiast - jako człowiek bez bliskich, bez możliwości rozmowy twarzą w twarz z drugim człowiekiem, a bardzo potrzebujący wsparcia w tej sytuacji, jakiejś wymiany myśli, piszę na forum, bo to mnie jako tako trzyma w pionie. W mojej sytuacji znacznie bezpieczniej jest pisać na forum, niż pójść się zwierzać sąsiadce, bo zaraz będzie wiedziało całe miasto, a to nie byłoby dobre. A mnie naprawdę tak raz dziennie nachodzi myśl, żeby wziąć pętlę i zakończyć to wszystko.
Wtedy siadam i piszę tu - głupio byłoby się wieszać w towarzystwie, nie? ;)

staaw - Pią 25 Lis, 2016 11:21

AnnaEwa napisał/a:
biegnacazwilkami, coś mi się wydaje, że moja obecność tutaj Cię drażni.


Aniu, moim zdaniem jest przeciwnie.
Ja odczytuję posty Biegnącej jako życzliwe Tobie i bardzo rzeczowe.

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 11:25

biegnacazwilkami napisał/a:
Dobrze by było rodzinie to uświadomić.O ile najpierw uświadomi to sobie Ewa.W dyrdy zrobią zbiórkę rodzinną.


ALE JA O TYM WIEM - I RODZINA O TYM WIE. I nie zamierzają zrobić żadnej zbiórki, ani nawet wydać mi mojej części z ruchomości pozostawionych po ojcu, tylko przeprowadzić (albo już przeprowadzili) fikcyjną sprzedaż majątku osobom podstawionym, a mnie wyrzucili z domu, gdy przyjechałam we wrześniu rozmawiać o tym, i zerwali ze mną kontakty - czy Ty to rozumiesz??

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 11:26

biegnacazwilkami, pterodaktyll, staaw, pewnie rzeczywiście macie rację. Jestem rozdygotana i przewrażliwiona. Przepraszam Cię, Biegnąca, za moją impertynencję.
pterodaktyll - Pią 25 Lis, 2016 11:27

Ja bym pewnie pożyczył ale co kto inny zrobiłby na moim miejscu to nie mam pojęcia. Ja jestem zwolennikiem szkoły, która mówi, że lepszy zły pokój niż dobra wojna i mnie się to sprawdziło. Za cenę niewielkich ustępstw osiągnąłem to co chciałem osiągnąć (mówię tu o sprawach majątkowych, podziału, spłat kredytów itd) a poza tym mam to co na świecie najświętsze, czyli święty spokój i zabezpieczone tzw. "tyły". Jeśli chodzi o rodzinę, to zazwyczaj najlepiej się z nią wychodzi na zdjęciu a poza tym czasami rzeczywiście można się z nią dogadać, pod warunkiem, że odkłada się emocje na półkę i traktuje się to wszystko w kategoriach,nazwijmy to, handlowych. Trudne to, ale nie niemożliwe i wiem co piszę, bo z własnego doświadczenia.
AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 11:34

biegnacazwilkami napisał/a:
1. Ewa jesteś zazdrosna o matkę ?Czy o ojca?
biegnacazwilkami napisał/a:
oto matka znalazła sobie mężczyznę który świata poza nią nie widział, to może pora sobie też znaleźć?


Ani jedno, ani drugie. Oboje mieli, zdaje się licznych, kochanków, oboje kłamali wszystkim dookoła, mnie, rodzicom, teściom, ojciec większość małżeństwa żył w równoległym związku, o czym nie wiedziałam.
Mam straszny żal, że mnie nie kochali. Straszny żal. Ale to ucichnie z czasem.

Chciałabym być kochana, chyba jak każdy. Ale nie sądzę, bym umiała znaleźć osobę, której można tak zaufać. Mam złe doświadczenia.

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 11:40

pterodaktyll napisał/a:
odkłada się emocje na półkę i traktuje się to wszystko w kategoriach,nazwijmy to, handlowych
Bardzo tak chciałam, i z powstrzymaniem złych emocji nie mam problemów, ja znakomicie trzymam "w realu" nerwy na wodzy... Liczę na to, że wobec prawnika moja rodzina też będzie trzymać nerwy na wodzy, bo wobec mnie to nie działa. Ta ugoda jest dla matki bardzo korzystna, w istocie znacznie bardziej, niż dla mnie - ja mam nadzieję zyskać czas, moja matka dzięki niej oszczędziłaby duże pieniądze.
Mała - Pią 25 Lis, 2016 12:35

AnnaEwa, :pocieszacz: nie mam rozwiązania dla Twoich problemów, więc mogę Cię tylko mentralnie wspierać :buziak:
Biegnąca i Perełka z tego co widzę, są naprawdę dobrymi matkami, stąd nie mieści im się w głowie, że jakaś "matka" mogłaby być inna...One Ci dobrze życzą i radzą z własnego podwórka - tak jak mogą - tak jakby były "twoimi" matkami. Tylko tak to mogę porównać.
Ze staawem i dr.Pterem tez się zgadzam.
Ale coś innego chcę Ci też powiedzieć - może po trosze, żebyś nie czułą się samotna... :bezradny: w swoim problemie z matką?
Moja była wspaniała - na tyle na ile umiała. Ja...jestem matką i wciąż słyszę od ludzi w realu - że najlepszą, jaką mogą mieć moje dzieci :oops: Choć wiem, że mam problemy ze sobą i na pewno nie jestem idealna :oops: :oops: :oops:
Ale jest w moim otoczeniu "matka" którą znam osobiście i już przeszłam przez nią piekło. Najpierw dużo słyszałam o niej od jej dzieci - część jej broniło, jedno prawie nienawidziło. Nie przejęłam zdania o niej od żadnego z nich. Wyrobiłam sobie własne... I to straszne. Mi też nie mieściło się w głowie, że tacy ludzie istnieją, póki nie przekonałam się na własnej skórze. Nie będę przytaczać przykładów.
Rozumiem więc Twoją sytację z matką i rozumiem Twój lęk o jej decyzję. Rozumiem też - tą potrzebę bycia kochanym. Bo kto, jak nie własna matka, kocha swoje dziecko bezwarunkowo??? Niestety są też wyjątki.
Nie jesteś Aniu sama. :pocieszacz:

Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 12:35

[quote="biegnacazwilkami"]
perełka napisał/a:
Niewygodnie Ania piszesz, biegnąca chce mimo wszystko pokazać innym , że rodzice to ktos kto stoi wyżej od dzieci i sa oni wazniejsi od dzieci i chce pokazać ze jestg dobra mama i nie krzywdziła swoich dzieci....[/quotePerełka, jak masz pieniądze żeby Ewie pozyczyć, to jej po prostu pożycz i nie szczuj na rodzinę,ok?


Biegnąca relacje jakie Ania opisuje nijak mają się do dogania. Miałąm wątpilwa przyejmnosc przypatrywać się podobnym w swojej rodzinie i tam po wielu wojenkach miedzy sobą w końcu rodzice odpuscili ale takie zagrywki jak tu opisuje Ania ze strony rodziców były i w mojej tylko tam było raczej kto komu pokaże/ postawi na swoim. Chodzi mi tylko o to , ze nie zawsze mozna się dogadac z rodzina choćby stawało się na uszach szczególnie jeśli rodzina uważa że ta "czarna owca" na to sobie zasłuzyła i nalezy jej się kara. Można sobie dawać rady a druga strona nie musi wcale z nich korzystać. Co tu wyjdzie pokaze czas i tyle w temacie.

Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 12:39

Mała coś Ci sie pomyliło , ja nie potrzebuję dowartosciowac się czyims kosztem ani nie nawołuję do dogadywania sie na siłe, czasem po prostu się nie da, trzeba poczekać, i .....czasem spróbowac znów za jakiś czas albo ....co ma być to będzie i życ dalej.

Uważam tez , ze moi rodzice byli/ sa najlepszymi rodzicami tak jak to rozumieją i jak umieją nimi być co nie znaczy , ze mam zgadzać się na wszystko czego sobie zażyczą.

Mała - Pią 25 Lis, 2016 12:49

perełka napisał/a:
Mała coś Ci sie pomyliło , ja nie potrzebuję dowartosciowac się czyims kosztem ani nie nawołuję do dogadywania sie na siłe,
Perełko, wcale mi o to nie chodziło!!!
Podkreśliłąm tylko, że obie z Biegnącą jesteście dobrymi Matlkami! Pisałam też o sobie - może w nerwach, chaotycznie napisałam - bo tuż potem przeszłam do siebie i MOJEJ sytacji - że znam osobiści kogoś, kogo już "matką" swoich dzieci nie nazywam :( I nanda nie mieści mi sięw głowie, że takie osoby też istnieją na świecie :(
Ty Jesteś najlepszą Matką dla swoich dzieci - jaką mogą mieć Takie mam o Tobie zdanie :) :kwiatek:

staaw - Pią 25 Lis, 2016 12:50

perełka napisał/a:

Uważam tez , ze moi rodzice byli/ sa najlepszymi rodzicami tak jak to rozumieją i jak umieją nimi być co nie znaczy , ze mam zgadzać się na wszystko czego sobie zażyczą.

Ja mogę podziękować moim rodzicom za to że dali mi życie, nie głodzili i nie tłukli po pijaku.
Zdanie że "byli najlepszymi rodzicami jak umieli" uważam za terapeutyczny bełkot i zaprzeczanie faktom. Nie sprawdzili się w roli rodziców i tyle...

Mała - Pią 25 Lis, 2016 12:53

ps. mam sporo zmartwień teraz i ostatnio piszę chaotycznie - nie gniewajcie się na mnie za to. Po prostu chyba znów zaliczam kolejną depresję :( Ci z forum, którzy znają mnie osobiście - wiedzą, że nie łatwo wyrabiam sobie o kimś zdanie i...niełatwo je zmieniam. A Ciebie Perełko lubię od początku :)
Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 12:54

Stasiek też tak myslałam ale mi przeszło. Punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. W takim ludzkim wydaniu czy jak to nazwać tez nie mogę powiedzieć , ze moi rodzice sprawdzili sie w tej roli, zapewnili mi to co trzeba bo tak nie było. Jednak biorąc pod uwagę ICH sposób pojmopwania roli rodzica oni nie chcieli nogdy źle dla swoich dzieci i tak włąśnie widzieli swoją rolę. Dla mnie to zdanie , które zacytowałeś oznacza , ze po prostu inaczej nie umieli.
Mała trochę mnie ruszyło , ze postawiłaś mnie razem z biegnącą bo ja mam inne poglady i sposób na życie , wychowyuwanie dzieci i itp jak Dorota.

Mała - Pią 25 Lis, 2016 13:02

:) miałam na myśli tylko to:
Cytat:
Ty Jesteś najlepszą Matką dla swoich dzieci - jaką mogą mieć

I to - że niestety osobiście znam kogoś, kto ... :( jest przeciwieństwem

Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 13:19

Mała dla mnie sprawa wyjaśniona , jest ok. Tez ostatnio miałam dosc ciezki okres , porządnie mną telepnęło ale jak to bywa wszystko kiedyś mija i starczy dać czasem czas czasowi albo rozpisac sobie to i owo - wtedy lepiej widać , albo popatrzeć w siebie i zapytać co ta konkretna sytuacja czy problemy , które akurat się nawarstwiły bo zachomikowałąm sobie starym zwyczajem zamiast po kolei sie przyjrzec i wziaść sie za bary z kazdym problemem , czy zwyczajnie sprawdzic to i owo zamiast od razu wyciagac wnioski i napisac czarny scenariusz , ktróry nijak ma się do rzeczywistosći. Takie trudne sytuacje tez sa potrzebne chcociazby po to żeby popatrzec na nie z boku , nabrac dystansu i wyciągnąc lekcję na przysłośc.

Tak troche z innej beczki , mimo , ze mam dobry kontakt z dziećmi ba dorosłymi młodymi ludźmi to jedna latorośl mi ostatnio napsiała jak mała skrzywdzona dzie3wczynka; Jak Ty mozesz uważać sie za dobrą matke skoro ja czuje si,e skrzywdzona, skoro mnie to boli! Bycie dobra matką czy rodzicem nie oznacza , ze zawsze Ja postępowałąm słuswznioe, że nie krzywdziłam swoich , byłam tam gdzie trzeba i zrobiłam to co trzeba.
Podobnie ja będąc juz dorosła osobą i mając prawie dorosłe dzieci powiedziąłam do ojca; Jak Ty mozęsz mówić , ze jesteś taki krystaliczny jak wyrzadziłeś mi tyle krzywdy, zła , bólu, skoro mnie w taki perfidny, bolesny sposób skrzywdziłeś i wykorzystałeś w sposób emocjonalny głównie , wyrzuciłeś jak przedmiot i jeszcze chcesz za top zapłaty nie wiadomo jakiej i do smierci swojej sie z tego nie wypłacę.

Teraz patrze na swoich rodziców jak na zwyczajnych ludzi , którzy podobnie jak ja starali się byc dobrymi rodzicami, starali się przekazac czy nauczyć wszystkiego co sami umieli a że im wyszło jak wyszło coż.... nie mi to oceniac i osądzac. To nie moja rola ani cos innego cokolwiek itp.

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 14:12

Przyszedł listonosz i przyniósł wyrok z sądu.
Postępowanie zaoczne.
Już miałam zemdleć, ale myślę sobie - wcześniej przeczytam!
A tam stoi, że: w związku ze zbiegiem egzekucji z:
ZUS Inspektorat X,
US w Y.
i komornika sądowego w Z.,
na wniosek US w Y. sąd postanawia... umorzyć postępowanie w sprawie.

No to ja się cieszę, i czytam dalej, uzasadnienie:
- jako, że w piśmie (z dnia...) komornik sądowy w Z. zawiadamia, że nie prowadzi i nigdy nie prowadził wobec takiej osoby egzekucji,
- ZUS Inspektorat X w piśmie (z dnia...) zawiadamia, że nie ma żadnych roszczeń egzekucyjnych wobec takiej osoby,
- a US w Y. twierdzi, że u nich zbiegają się dwie powyższe,

sąd postanawia, jak w sentencji.

Noszszsz... co za kraj!! A ja mało na zawał nie padłam.
Chociaż - niby powinnam się cieszyć, bo mam na piśmie, że na razie jeszcze nikt ode mnie niczego nie chce.

Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 14:19

Jaki z tego wniosek Ania?
AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 14:25

perełka, mnie się nasuwa jeden, że wszystkie te instytucje mają taki bałagan w papierach, że nie wie lewa ręka, co czyni prawa.
Ale opierać na tym swoją strategię prawną byłoby raczej błędem :D

No i drugi wniosek: nie martwić się na zapas, tylko robić swoje.
I ja to wiem, tylko moje ciało nie chce wiedzieć i cuda wyczynia...

Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 14:31

Taaak dać czas czasowi i nie pisać czarnych scenariuszy a inaczej będzie problem będzie rada ;)
Mądra jestem a parę tygodni temu też mi swiat sie zawalł na krótko szybko się otrzepałąm ale i tak za miesiąc rozmowa mnie czeka chyba , że rozejdzie sie po kościach. W kazdym razie ja tematu nie zacznę j67j6

rufio - Pią 25 Lis, 2016 14:45

Wniosek?
Ze spokojem może nasza Anna Ewa ulepić bałwanka i iść na rolki . :hejka: :mniam:

prsk

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 15:00

Ni ma śniegu, ino ziąb okrutny. Mam piec kaflowy i w nim palę, poza tym za godzinę będę gotować, a że gotuję na płycie, to się jakoś może wreszcie rozgrzeję.
Mała - Pią 25 Lis, 2016 15:15

perełka napisał/a:
Teraz patrze na swoich rodziców jak na zwyczajnych ludzi , którzy podobnie jak ja starali się byc dobrymi rodzicami, starali się przekazac czy nauczyć wszystkiego co sami umieli
:) Ja mam podobnie :) -
AnnaEwa napisał/a:
nie martwić się na zapas, tylko robić swoje.

:okok:
Czyli - zrobić to co możesz, a resztę zostawić swojej Sile Wyższej :mgreen:
:hura: czyli na razie najgorszy problem z głowy? :hura:

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 15:32

Mała napisał/a:
:hura: czyli na razie najgorszy problem z głowy? :hura:


Nie, nie, Maleństwo, tak dobrze to nie ma :lol2: To było po prostu kuriozalne orzeczenie sądu w kwestii sprawy, o której nawet nie wiedziałam, że takowa jest (bo to postępowanie skrócone, więc zaoczne). Oznacza to, że ZUS i jakiś tam komornik X twierdzą, że nic do mnie nie mają (nie spędzało mi to snu z powiek, bo przez myśl mi nie przeszło, że mogliby mieć).
A moje problemy zostają, jak były, w tym nie zmieniło się nic.
Jeśli dojdzie do pomyślnego zamknięcia moich perypetii finansowych, to nie napiszę o tym tutaj tak zdawkowo, o nie! To będzie taniec szalonych żółtych kropek na pół postu :rotfl:

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 15:40

perełka napisał/a:
za miesiąc rozmowa mnie czeka chyba , że rozejdzie sie po kościach. W kazdym razie ja tematu nie zacznę j67j6
"Trzeba mieć specjalną skrzynię, żeby móc się schować w nią, trzeba mieć specjalne dziurki, żeby mieć oddychać czym", jak śpiewa Andrus z Czesiem.
:buziak:

Maciejka - Pią 25 Lis, 2016 15:46

To nie jest poważne ja mam fajne relacje z tą osobą :mgreen: gorzej , ze Swięta wypadają razem z młodzieżą i musze to przezyć :lol2: Sama sobie to zrobilam na własne życzenie :mgreen:
Mała - Pią 25 Lis, 2016 16:11

:)
AnnaEwa napisał/a:
To będzie taniec szalonych żółtych kropek na pół postu
:smieje:
Czekam na to! :lol2:

pietruszka - Pią 25 Lis, 2016 16:34

Tak sobie... z opóźnieniem poczytałam te ostatnie wydarzenia AnnoEwo...I mnie naszła taka refleksja...
Tak... masz prawo czuć, co czujesz w kwestii relacji z matką, szczególnie gdy wciąż odzywają się odczucia małej AnnyEwy, małej dziewczynki, której nawet nie ma zdjęciach... Uczucia, a szczególnie uczucie krzywdy małego dziecka, nie mają wcale wiele wspólnego z etyką, przykazaniami, wyższą moralnością. Bo żaden wyższy nakaz "Szanuj ojca i matkę swoją" nie ukoi lęku, bólu porzucenia, poczucia braku miłości, krzywdy, osamotnienia, niesprawiedliwości, wstydu i innych mało przyjemnych emocji dziecka.

Smutne, gdy taki bagaż emocjonalny zabieramy w dorosłe życie. A to się zdarza. Niesiemy go wtedy nawet w napięciach mięśni, zaciśniętym gardle, wciąż powstrzymywanych łzach. Kto to przeżył, dopuścił do siebie te emocje, ten wie. Kto wciąż zaprzecza ten pogrąża się nierzadko w depresji, w odwracaniu roli ofiary w kata, w działania autodestrukcyjne i inne małokonstruktywne działania. Oczywiście, jest spora też grupa, która miała dzieciństwo na tyle szczęśliwe lub po prostu ma szorstką i nieprzepuszczalną "skórę emocjonalną", że nie potrzebują robić porządku z przeszłością. Są i tacy, co tak zagubili w sobie dziecko, że po prostu nie pamiętają. I też dobrze. Na świecie są potrzebni i mało wrażliwi i nadwrażliwcy - tak sobie wybrała ewolucja, Siła Wyższa, Bóg, czy inna siła sprawcza.

Ja niestety należę do tych nadwrażliwców i długo we mnie siedziały różne lęki, odrzucenia, strachy spod łóżeczka dziecinnego i brak poczucia bezpieczeństwa. To mi przeszkadzało w normalnych dorosłych relacjach z rodzicami... Wciaż w nich byłam tą małą dziewczynką, której odmówiono prawa do uczuć (i tych smutnych i tych radosnych). A ja czułam złość, taką bezradną i ogrom smutku, bo nie czułam się kochana (bo skąd mogłam racjonalnie wiedzieć, że można dziecka nie przytulić a jednak kochać). W każdą trudniejszą rozmowę z rodzicami wkradało się moje dzieciństwo, a znikał mój Dorosły... I byłam mała.... upupiona po Gombrowiczowsku i jeszcze z poczuciem winy, że czuję, co czuję.

Zrobiłam ze sobą porządek przez pracę terapeutyczną, poukładałam na swoich półeczkach dziecinne żale i troski, dorosłą rozwagę, a nawet opiekuńczość dla siebie troskliwego Rodzica. To wszystko ja. Dziecka się wcale nie pozbywałam, bo to mój śmiech, spontaniczność i ciekawość świata, ale kiedy już rozmawiałam z moimi rodzicami (notabene też starszymi o kilkadziesiąt lat od tych, co mnie wychowywali w dzieciństwie), to już nie tupie i nie płacze przy byle bolesnej uwadze. Może i da się rozprawić z dzieciństwem i dorosnąć inną drogą. Ja to robiłam dość późno, mimo, ze fizycznie i materialnie odcięłam pępowinę dość dawno. Z domu wyprowadziłam się dość wcześnie i to wcale nie za maż, jak to bywało raczej w moim środowisku. A dziecko wewnątrz kwiliło.

Ale też jedną rzecz zauważyłam.Czasem narzekanie, roztrząsanie, żale, pretensje bywały ucieczką. Ucieczką od dorosłości, od potrzeby pracy nad sobą, od znalezienia mnie prawdziwej, a niewymyślonej przez nich, ich idealnej córki. Takie samo usprawiedliwianie samej siebie krzywdami z przeszłości. Pogrążanie się w byciu ofiarą. Szczególnie to działo się właśnie wtedy, gdy potrzebne mi było coś innego - racjonalne podejmowanie decyzji, dorosłe stawienie czoła ojcu, matce... z jednej strony były realne, namacalne sprawy do załatwienia (wspólna działalność gospodarcza, finanse, nieruchomości), z drugiej strony pojawiała się malutka dziewczynka, która potrafiła oddać swoje prawa za jeden pojednawczy gest, głask, przytulenie...

AnnaEwa - Pią 25 Lis, 2016 19:26

pietruszka, w moim wypadku nie jest to ucieczka. Ja dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, co mi zrobiono. I dopiero teraz mam okazję tak naprawdę to nazwać.
No i taki mam etap, dopiero teraz przeżywam gniew, żal, i dopiero teraz, od rzemyczka do koniczka, zadając sobie pytania i starając się na nie odpowiedzieć - przypominam sobie. Od drobiazgów, przez większe rzeczy, dopiero teraz układam to w całość - i dopiero teraz mogę się bronić.
Jeszcze pół roku temu tyrałam przez dwa tygodnie, żeby przygotować Wielkanoc, i błagałam moją matkę, namawiałam ją, żeby przyjechała. I zgodziła się - po raz pierwszy mnie odwiedziła, od kiedy tu mieszkam. Żeby się zgodziła, żeby mieszkało jej się wygodnie, jej i mojemu synowi, który ją przywiózł samochodem, ja na tydzień WYPROWADZIŁAM SIĘ Z WŁASNEGO DOMU wraz z sześcioma psami i tylko odwiedzałam ich codziennie. Teraz nie mieści mi się to w głowie.
pietruszka napisał/a:
z drugiej strony pojawiała się malutka dziewczynka, która potrafiła oddać swoje prawa za jeden pojednawczy gest, głask, przytulenie...
- tak, dokładnie, tak to właśnie działało.
Nie wiem, dlaczego nie umiałam tego uporządkować wcześniej. Straty są ogromne, i już się ich nie odrobi.
Układanie zaczęło się od rozejścia się z mężem, od tej mojej PRZEGRANEJ. A raczej początku walki o siebie. Potem walka o życie mojego ojca - krótka, bezsensowna, dramatyczna i - oczywiście również przegrana, bo znów nie była to moja walka o mnie. Potem walka o własne bezpieczeństwo podczas związku z T. - wygrana. Teraz stanęłam przed decyzją, o co walczę - czy o łaskę mojej matki, czy o własne bezpieczeństwo finansowe. Jeśli o pierwsze - ta walka już była, trwała 30 lat, i z niej wzięły się wszystkie porażki. Ale czy wystarczy mi odwagi?... wystarczyło. Boli, ale ciągle żyję.
I pojawiło się pytanie, które stawiałam sobie, myślę, że wszyscy współuzależnieni stawiają je sobie wobec swoich związków na początku zdrowienia: co jest w tym związku naprawdę, na czym nam tak zależy, a co jest naszym wyobrażeniem. I wtedy zaczęło się przypominać... Niektóre zdarzenia znałam, ale jakby się działy komu innemu, jakbym znała je z książki. O innych zwyczajnie zapomniałam. Tylko te reakcje ciała, gdy tam przyjeżdżałam, gdy pociąg wjeżdżał na stację mojego rodzinnego miasta, a ja byłam cała spocona. Gdy stawałam przed domem i nie mogłam wejść do środka.

To jeszcze trochę potrwa. Bo to, co się działo w moim domu rodzinnym, to nie jest coś, co można zbyć wzruszeniem ramion. To jeszcze trochę potrwa, nim to uczciwie odchoruję. Ale teraz, tak myślę, gdy już minie, będzie posprzątane na dobre i będę mogła po prostu czasem być radosna. I będę mogła szczerze przestać o tym mówić, bo przestanę już o tym co dzień myśleć.

AnnaEwa - Nie 27 Lis, 2016 09:21

Jeszcze nie otrzepałam się po TV we wtorek, a dziś targi. Dwa dni kombinowałam, jak dojechać na te targi bez samochodu, aż tu nagle, przed chwilą, dzwoni znajomy z odległego miasta - że wie o problemie, że akurat ma auto służbowe w dyspozycji, że się też wybiera na te targi i że mnie zawiezie i odwiezie!
Jednym słowem, walczę dalej, choć z ozorem na brodzie!...

Mała - Nie 27 Lis, 2016 20:20

AnnaEwa napisał/a:
przed chwilą, dzwoni znajomy z odległego miasta - że wie o problemie, że akurat ma auto służbowe w dyspozycji, że się też wybiera na te targi i że mnie zawiezie i odwiezie!
:hura: :radocha: jupiii!
AnnaEwa - Pon 28 Lis, 2016 10:31

Było dobrze. Pieniążków trochę wpadło, rachunki popłacę - a myślałam, że się nie uda w tym miesiącu :radocha: Kolega bardzo pomocny, nie nadźwigałam się nawet. Trochę obiecujących branżowych znajomości nawiązałam.
Powrót nocą przez las autem w niezapomnianej atmosferze - całą drogę śpiewaliśmy do płyty Kaczmarskiego co bardziej karkołomne jego teksty (Epitafium dla Wysockiego...), taki konkurs sobie zrobiliśmy :wysmiewacz: , wyszedł remis, bowiem - we are the champions, żadnych błędów ;)
Słowem, bardzo udana impreza.

Mała - Pon 28 Lis, 2016 11:08

:mgreen: Aniu zrobiłaś najlepsze, co mogłaś - zrobiłaś wszystko co było w Twoich możliwościach - a resztą zajęła się Siła Wyższa ;)
AnnaEwa - Wto 29 Lis, 2016 15:48

Kolega drwal napotkał w lesie koziołka z przestrzelonym krzyżem. Nie mogliśmy go uratować. Będzie mięso na święta... Siedzę i wyję jak bóbr.
Mówcie co chcecie, ale ja nie rozumiem tego świata, nie rozumiem ludzi, którzy kupują sprzęt za ciężkie pieniądze i idą strzelać do żywych, choć stać ich na mięso ze sklepu, jadą w zimnie, siedzą na ambonach, zabijają i sprawia im to przyjemność. Nie rozumiem. To jest nienormalne.
Jak może cieszyć, gdy oko gaśnie...

smokooka - Wto 29 Lis, 2016 17:25

Współczuję, to straszne jest, na dodatek zostawić zwierzę które wiadomo że nie przeżyje to trzeba być ostatnim bydlakiem...
rufio - Wto 29 Lis, 2016 17:47

Dwojga im on zawsze tak byloni Bedzie jak długo będziemy na tej planecie .Beda zabijani i Ci którzy zabijają .Beda zjadani i ci którzy zjadają i płacz nie pomoże im a zwłaszcza Tobie.
No ślisko koziołka jest miną wymoczone w prawdziwym zsiadlym mleku i koprze
prsk

AnnaEwa - Wto 29 Lis, 2016 18:10

rufio, wiem. Toż zabijam, choćby biorąc antybiotyk, wszyscy zabijamy. Ale nienawidzę, gdy ktoś z tego czerpie przyjemność. Tak, wiem, że świat nie jest sprawiedliwy. Ktoś w majestacie prawa strzelił i się cieszy, a ja (teraz jako obrzydliwy kłusownik, bo przecież mi tego zrobić nie wolno, powinnam go była tam zostawić konającego - !!!) gotuję teraz wszystkie mało jadalne części, zalana łzami, dla moich sześciu psów.
Wiele rzeczy w życiu zniosłam, ale dziękuję Bogu, że nie musiałam nigdy zabić nikogo twarzą w twarz, osobiście - że mi nikt nie wpadł pod koła, że nie głodowałam tak, żeby musieć ukatrupić kurę... Niewiele osób w skali świata ma taki luksus. To by mnie chyba dobiło, nie byłabym już chyba sobą. I nie zrozumiem ludzi, których cieszy zabijanie, którzy zabijają, choć nie muszą. To jakiś inny gatunek jest.
Ten koziołek to było jeszcze dziecko... zxczxc

rufio - Wto 29 Lis, 2016 22:08

Gdybyś musiała- zabiłaś potrzeba kamień dzurawi - nie zarzekaj się jak żaba w błocie
Borus - Śro 30 Lis, 2016 06:14

AnnaEwa napisał/a:
nienawidzę, gdy ktoś z tego czerpie przyjemność.

Przyjemność polowania kończy się w momencie oddania celnego strzału.

Osobiście nie poluję, ale znam temat dość dobrze.
Ktoś niestety musi pełnić rolę drapieżnika, gdy brak naturalnych... :bezradny:

AnnaEwa - Śro 30 Lis, 2016 09:48

Borus, Naturalnych to tu nie brak - wilki są, lisów mnóstwo, kruków mnóstwo, innych drapieżnych, orlików, jastrzębi itd.
Poza tym rozumiałabym układ - którego nie ma - że dane gospodarstwo domowe może wykupić odstrzał tylu a tylu zwierząt łownych z określonego obszaru, i decydują się na to, bo im wyjdzie taniej, niż kupić to mięso dla rodziny w sklepie. Ok, mają tatko flintę, zgłaszają do nadleśnictwa, idą ze szwagrem na tę ambonę, jak coś ubiją, leśniczy im tam pieczątkę walnie i limit wykonany - rodzina ma co jeść, postrzeloną zwierzynę tacy zawsze znajdą, w domu rozbiorą to do ostatniej okruszyny, nic się nie zmarnuje, pomrozi się, popekluje.
Tak się robi z pozyskiem drewna, i to działa. A działa dlatego, że nikt nie ma dziwnych pomysłów, że wyrąb lasu to jest jakaś niebywała frajda, hobby niezwykłe, elitarne, godne i nobilitujące, szczyt marzeń dyrektora korporacji - poszaleć sobie z piłą motorową w niedzielę, wespół z kolegami. Jakoś nie słyszy się głosów, żeby zakazać szaraczkom wycinki lasu, bo to niebezpieczne, gdy tymczasem my, zrzeszeni w klubie szlachetni pilarze-hobbyści, musimy tu wycinać niedzielnie, bo cóż, jak nie my, to kornik itd. - pocięli sobie, popili sobie, drewno leży pokotem to tu, to tam, a oni wzięli co któreś i do domu pojechali, grzybiarza tam gdzieś przygniotło, nawet nie zauważyli, trudno, wypadek.

Cytat:
Przyjemność polowania kończy się w momencie oddania celnego strzału.

- to po co męczyć siebie i innych? Jak ktoś nie lubi zabijać, to chodzi na polowania z aparatem fotograficznym.
Drapieżnik tym się różni od myśliwego, że zabijać musi, by żyć.

Dziś na obiad sarnia wątróbka, jeszcze nigdy nie jadłam. Ciekawe, czy dobra.

rufio - Śro 30 Lis, 2016 10:45

Linka to telefon płata figle laptop mam w naprawie miało być
Mięsko koziołka jest mniam wymoczone w zsiadlym prawdziwym mleku
Sarnia wątróbka cymes

olga - Śro 30 Lis, 2016 16:38

rufio napisał/a:
to telefon płata figle


tez sie zastanawialam co zazyles :mgreen:

AnnaEwa - Sob 03 Gru, 2016 09:25

No, dobrze, sprawa na chwilę obecną ma się tak:
Jutro mija termin odpowiedzi na ugodę - moja matka jak dotąd się nie skontaktowała.
Oczywiście, można założyć, że wysłała pismo ostatniego dnia i ono będzie szło tydzień.
Oczywiście, można założyć, że nie wysłała, ale po telefonie od mojej adwokat "zmięknie" i pójdzie na tę ugodzę.

Ale prawda jest taka, że scenariusz pesymistyczny z każdą chwilą zyskuje na prawdopodobieństwie.
A że czasu jest mało, muszę opracować plan B, czyli zminimalizować porażkę.
Prawie na pewno będę musiała zlikwidować firmę, i to szybko. Mam nadzieję, że uda się z niej coś uratować, w jakiejś formie.
Jeśli ktoś z forumowiczów ma wiedzę i doświadczenie z zakresu przedsiębiorczości, jeśli ktoś stał w obliczu bankructwa, jeśli ktoś z racji swoich jakichś doświadczeń zawodowych zna temat, proszę o radę. Jeśli Wam się chce, jeśli możecie rady udzielić, odezwijcie się, proszę, na prv.

pietruszka - Sob 03 Gru, 2016 15:02

AnnaEwa napisał/a:
eśli ktoś z forumowiczów ma wiedzę i doświadczenie z zakresu przedsiębiorczości, jeśli ktoś stał w obliczu bankructwa,

niewiele pomogę, bo gdy zanim mi widmo bankructwa przed oczami się pojawiło... firmę zamknęłam... po prostu, gdy firma ma jeszcze jakiś majątek, zanim się naraziłam na komorników, długi... Majątek się likwidowało (na przykład stare, nienadające się do niczego komputery, inny sprzęt, kiedyś trzeba było sporządzać protokoły likwidacji, wycofywać z rejestrów środków trwałych i rejestru wyposażenia) inny majątek się sprzedawało, nawet sobie, ale nie warto wtedy zaniżać wartości i legalnie zapłacić zań podatki).
Dzisiaj też pracuję na etacie. I plusem jest stały, co miesięczny przypływ gotówki.
Co nie oznacza, ze kiedyś nie będę chciała wrócić na swoje. Minęło mi sześć lat od wykreślenia z rejestru. Zapowiadają się naprawdę korzystne zmiany przepisów, więc ciut poczekam i myślę, myślę....

Ilona - Sob 03 Gru, 2016 21:47

pietruszka napisał/a:
Zapowiadają się naprawdę korzystne zmiany przepisów,

Pietruszko których,gdzie i kiedy ? :shock:

pietruszka - Nie 04 Gru, 2016 00:22

Ilona napisał/a:
Pietruszko których,gdzie i kiedy ? :shock:


oczywiście, jeśli ten plan wypali:

http://www.mf.gov.pl/mini..._INSTANCE_M1vU_

kilka zmian zapowiada się korzystnie...

AnnaEwa - Nie 04 Gru, 2016 13:13

pietruszka, jeśli ten plan wypali, to istotne z tych bełkotów jest może jedynie darowanie pół roku ZUS na początek. Oczywiście, jeżeli nowy początek nastąpi nie mniej niż 5 lat po starym końcu, bo tylko takich "początkujących" to dotyczy.
pietruszka - Nie 04 Gru, 2016 15:58

AnnaEwa napisał/a:
może jedynie darowanie pół roku ZUS na początek. Oczywiście, jeżeli nowy początek nastąpi nie mniej niż 5 lat po starym końcu, bo tylko takich "początkujących" to dotyczy.
akurat jestem we tej grupie... więc nie ukrywam, że mnie to interesuje...
dla mnie płacenie pełnej składki ZUS było dużą barierą i też w ogóle czekałam, az mi minie okres karencji... bo i pomysły były, ale nie na tyle błyskotliwe, żeby mieć pewność, że będę w stanie opłacać pełną składkę, liczyłam choćby na obniżoną...

jest również przepis o tzw. małej działalności. dotyczący rękodzieła... nie będzie trzeba zakładać działalności przy jakichś małych dochodach dorywczych... to akurat może zainteresować nasze rękodzielniczki na forum.

AnnaEwa - Nie 04 Gru, 2016 17:32

pietruszka napisał/a:
jest również przepis o tzw. małej działalności
Tak, ale to jest margines - toż przy przychodzie 1000 zł m-c nikt się nie utrzyma. Nawet przy dochodzie 1000 mało kto.
Wiem, że jesteś w tej grupie :) Piszę tylko teoretycznie. Ktoś, kto nie prowadził działalności przez 5 lat i do tej pory objęty był składką preferencyjną, więc ta zmiana nie jest bardzo istotna - w skali pół roku to oszczędność rzędu 1500 zł, które i tak wrzucało się w koszta - więc zyskasz 1500 zł i pół roku na tych zmianach.

pietruszka - Nie 04 Gru, 2016 19:23

AnnaEwa napisał/a:

Tak, ale to jest margines - toż przy przychodzie 1000 zł m-c nikt się nie utrzyma. Nawet przy dochodzie 1000 mało kto.

tak, ale do tej pory legalnie trudniej było dorobić... zajmuję się drobnym rękodziełem, więc swojego czasu interesowałam się tematem. Oczywiście było pojęcie tzw. okazyjnej sprzedaży, ale potem po kiermaszach i tak zdarzały się kontrole kas fiskalnych...
pewnie, ze to drobiazg... ale czasem nawet ta 100 zł w kieszeni ratuje w razie potrzeby.

Zaczynałam działalność w 1989 roku i wciąż większość życia byłam jednak na swoim. Ileś tam lat utrzymywałam się tylko ze swojego, a nawet na ulgę obniżonego Zusu "na początek" nigdy nie załapałam się. Teraz trochę trudniej utrzymać się, konkurencja w wielu branżach znacznie większa. Kilka lat temu z pełną premedytacją zdecydowałam się na etat, wcześniej była też praca na kontrakcie menadżerskim (ale to też była własna działalność). Teraz mam jeden plus- nie martwię się o zarobienie na składki, nie siedzę w pracy po 12-14 godzin, no i co miesiąc, niewielkie, ale pewne pieniądze na koncie mam. Nawet lubię to co robię, chociaż coraz bardziej widzę, że bardzo trudno mi odnaleźć się w roli pracownika, więc pewnie coraz bliższy jest dzień, w którym wrócę jednak na swoje...

AnnaEwa - Śro 07 Gru, 2016 08:31

Generalnie nie jest za dobrze. Z trudem pracuję, z trudem śpię, jem, wychodzę na zewnątrz. Generalnie, to bym tak siedziała. Teraz zmuszam się tu do pisania, żeby zebrać myśli w ogóle, bo jakoś udaje mi się je zebrać tylko, gdy piszę. Naprawdę, nie wiem, co będzie dalej, nie mam żadnego pomysłu.
Nie liczę, że ktoś coś odpisze, wystarczy mi, że ktoś to przeczyta.

Mała - Śro 07 Gru, 2016 08:54

:pocieszacz: Aniu - tylko tyle mogę...
Chwilę usiądź, odpocznij, ale tylko przez chwilę ;)
A potem - jak ktoś tu na forum fajnie pisał - korona na głowę i zapier... księżniczko! :rotfl:
Przez chwilę - posiedzimy sobie razem - masz ochotę na zieloną herbatę? Jak chcesz, to wyrwę jakiś kabel ze ściany i podłączę do kubeczka - będziemy miały herbatkę z prundem i afro na głowie sc43545
Ja wczoraj wieczorem zaliczyłam doła, popłakałam sobie, ale...w końcu podjęłam decyzję :) I zabrałam się do roboty :mgreen:

AnnaEwa - Śro 07 Gru, 2016 09:13

Mała, jesteś naprawdę kochana. Niestety, nie mogę za...lać. Nie mogę podjąć żadnej decyzji, nie mogę zebrać myśli. Uporczywie powracają dwie, obie bez sensu: pierwsza, retrospektywna - szukam w moim życiu punktu, w którym podjęłam złą decyzję, w którym mogłam wszystko naprostować, i nie znajduję. Druga, aktualna - samobójcza. Nie mogę opędzić się od myśli, żeby to zakończyć. Teraz, zaraz.
Więc siedzę i się nie ruszam. Godzinami.
Jestem na siebie wściekła, że się mazgaję. Choć nie płaczę, oczywiście. Ale wiem przecież, że świata nie obchodzi, co się ze mną stanie, mogę tylko walczyć. Nie pokazywać, że jestem słaba. Walczyć, jak John Wayne.
Ale nie mam już narzędzi, nie widzę perspektyw. Nie mam pomysłu na żaden plan awaryjny. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz odniosłam jakiś istotny sukces, taki, co to się przekłada na zmianę całokształtu sytuacji na lepsze.
Dziękuję, że starasz się mnie rozśmieszyć, i że jesteś. Jest ok.

Klara - Śro 07 Gru, 2016 09:15

AnnaEwa napisał/a:
Naprawdę, nie wiem, co będzie dalej, nie mam żadnego pomysłu.

Nie umiem Cię pocieszyć AniuEwo, bo nie mam pojęcia, którędy prowadzi wyjście na prostą.
Mogę Cię przytulić :pocieszacz:
Pomysł mam taki: Załóż bloga i opisuj (tak jak nam) wszystko co Ci się przydarzyło i przydarza.
Popularność, a zatem --> reklamy, a dalej --> dochody może nie gwarantowane, ale bardzo prawdopodobne.

AnnaEwa - Śro 07 Gru, 2016 09:41

Klara, to dobry pomysł, byłby, gdyby nie to, że ja będę musiała zlikwidować firmę. Ja właśnie nie będę już mogła zarabiać, bo mi komornik zabierze.
To nie chodzi zresztą o zarobki jako takie, to chodzi o mój sklep. Że on przestanie istnieć.
Próbuję zebrać myśli i wymyślić, jak mogłabym go uchronić, ale nie mogę. Może być tak, że ból wtłacza mnie w tendencyjne widzenie tej sytuacji, a może być tak, że nie ma już żadnego wyjścia. Nie wiem.

Klara - Śro 07 Gru, 2016 09:49

AnnaEwa napisał/a:
Próbuję zebrać myśli i wymyślić, jak mogłabym go uchronić, ale nie mogę.

Macie w swoim mieście MOPS?
Gdybyś się tam przeszła i opisała swój problem, może ktoś z pracowników miałby pomysł na jakieś wsparcie.
To mi przyszło do głowy, choć wiem, że MOPS (chyba) nie wspiera firm, ale może jakoś Ciebie z tego dołka wyciągną wskazując kierunek. Może trafisz na człowieka, który wie, co zrobić?
:pocieszacz:

P.S.
Odnoszę wrażenie, że siedząc w tym dołku pewnie nieświadomie grasz w "...tak, ale...", co daje Ci pretekst do coraz głębszego zakopywania się, zamiast ruszenia z miejsca choćby po to, żeby nie "zamarznąć" na dobre :(

smokooka - Śro 07 Gru, 2016 12:34

Klara napisał/a:
P.S.
Odnoszę wrażenie, że siedząc w tym dołku pewnie nieświadomie grasz w "...tak, ale...", co daje Ci pretekst do coraz głębszego zakopywania się, zamiast ruszenia z miejsca choćby po to, żeby nie "zamarznąć" na dobre


kiedy miałam po raz pierwszy stwierdzony "epizod" depresyjny miałam to samo. masochistycznie pakowałam się w coraz głębszy dół jakby ciekawa ile jeszcze mogę znieść zanim doprowadzę się do jakiegoś dna cierpienia. zaleczyłam to prochami na szczęście, jednak nawracające spadki nastroju zawsze obfitowały w takie masochistyczne przyglądanie się sobie z boku, jakbym miała dwie dusze, jedna obserwująca druga masochistyczna.

AnnaEwa :pocieszacz:

biegnacazwilkami - Śro 07 Gru, 2016 12:37

AnnaEwa napisał/a:
Nie liczę, że ktoś coś odpisze, wystarczy mi, że ktoś to przeczyta.

Tiiaaa, a jak ktoś Ci poświęca ciężko wygospodarowane pół godziny żeby Ci coś rozjaśnić w trudnej sytuacji, prychasz, parskasz, chowasz się za kolejną ściemą..., póki z kimś szczerze nie porozmawiasz, nic z tego nie będzie Ewo. Ja bym jednak poszukała kogoś w rodzinie, miałam się tu już nie wypowiadać,ale co tam, tylko krowa(przepraszam wszystkie krowy...)nie zmienia poglądów...
Nagrabiłas sobie u najbliższych ,ale mimo to tylko rodzinie bym zaufała. Jeśli masz cokolwiek z rzeczy ruchomych lub nieruchomości, trzeba się tego pozbyć, sprzedać/przepisać na inną osobę, oczywiście zaufaną. I nie trzeba się przywiązywać do jakiejś jedynej wg Ciebie wizji egzystencji gospodarczej, zobacz jak zagraniczne firmy robią: nieopodal np mamy truciciela, fabrykę produkującą panele z trocin, kleje itp, niemiecka firma siedzi już odkąd ja założyłam swoją firmę czyli 1996, co jakiś czas zmienia się jej nazwa, powstają kolejne firmy siostry, córki i synowie....od nowa korzystają z ulg podatkowych i innych zachęt a robią wciąż to samo.Zlikwidujesz jedną firmę, odczekasz, pozbierasz się i założysz kolejną, na pewno lepszą, bo już się czegoś tan nauczyłaś.W jednej branży można przecież mieć kilka różnych działań, jedno główne, a coś do tego dołożysz i będzie się kręciło dalej. Być może nową firmę trzeba będzie założyć nan kogoś innego, nie wiem, ale zawsze to jest jakiś plan, pole do popisu dla aktywnej osoby. Jedno jest pewne: nie warto się zamartwiać , gdy coś nie wychodzi, trzeba poszukać innej drogi po prostu. Może poszukać wspólnika, inwestora jakiegoś, mało to ludzi potrzebuje , hm, "wyprać" jakieś pieniądze..., nie, no żartuję oczywiście,ale skądś bierzesz swój towar(piszesz, że masz sklep,dlatego tak piszę) może któryś dostawca wejdzie w spółkę? Przede wszystkim jednak trzeba poszukać przyjaciela, nie do przytulania, do ekonomii. Lub przyjaciółkę, zawsze mówię że kobiety powinny sobie pomagać.

margo - Śro 07 Gru, 2016 13:16

Wiesz, czytam ostatnio fajną książkę. Myślę, że znalazłabyś na pewno wersje w pdfie. Nazywa się "Jak przestać się martwić i zacząć żyć". Bardzo wartościowa książka. Myślę, że warto, abyś ją przeczytała. Przytoczę Ci fragment:

"Jeśli masz problem, zastosuj magiczną formułę W.H Carriera:
1. Zadaj sobie pytanie, co najgorszego może Ci się przydarzyć?
2. Przygotuj się na przyjęcie tego, jeśli będzie trzeba.
3. Potem spokojnie, zaczynając od najgorszego, zacznij ratować,co tylko się da."

"Zestaw pytań, na jakie musisz odpowiedzieć:
1. Czym właściwie się martwię?
2. Co mogę zrobić w tej sprawie?
3. Co zamierzam zrobić?
4. Kiedy zamierzam zacząć to robić?
Pamiętaj, aby każdą z odpowiedzi zapisać. A na ostatnie pytanie odpowiedzieć: NATYCHMIAST."

"Zbierz fakty. Pamiętaj, połowa zmartwień na tym świecie powodowana jest przez to, że ludzie usiłują podejmować decyzje zanim posiądą wystarczającą wiedzę, na której mogliby swoje decyzje oprzeć. Po dokładnym przeanalizowaniu faktów podejmij decyzję. Gdy już ją podejmiesz, działaj! Zajmij się wprowadzaniem decyzji w życie - i myśl tylko o jej skutkach."

"Zajmij się czymś. Człowiek zmartwiony musi dać się pochłonąć pracy, inaczej uschnie z desperacji."

I wiele innych. Ksiązka opisuje to dużo szerzej, to tylko cytaty z podsumowań niektórych rozdziałów. Jeśli siedzisz przed komputerem i masz siłę pisać i czytać, to książkę też znajdziesz i zaczniesz czytać. Powodzenia, mi bardzo pomaga :)

pterodaktyll - Śro 07 Gru, 2016 17:38

Mam ochotę coś napisać, :cwaniak: ale chyba nie byłabyś z tego zadowolona :mysli: , wiec może lepiej się zawczasu zamknę :milczek:





Nie takie świat dramaty zna.........jak śpiewa jeden piosenkarz :muza:

olga - Śro 07 Gru, 2016 17:47

biegnacazwilkami napisał/a:
Nagrabiłas sobie u najbliższych


nie przypominam sobie zeby Anna pisala czym zawinila rodzinie :blee: nie rozumiem wiec skad te insynuacje...


AnnaEwa dasz rade kobito
konczy sie cos zeby moglo zaczac sie nowe, inne, nieznane i lepsze
sama tego doswiadczylam...najpierw koniec swiata, katastrofa, koniec zycia, potem reset calkowity, wydawac by sie moglo, ze nie ma zadnych perpektyw na nic i ta sytuacja kiedy juz nie ma wyjscia zmusza do podjecia decyzji, ktorej by sie nigdy nie podjelo bo czasami lepiej tkwic w czymkolwiek niz rzucac sie na gleboka wode

pietruszka - Śro 07 Gru, 2016 17:59

AnnaEwa napisał/a:
Że on przestanie istnieć.

firmy co nieco jak dzieci... A przynajmniej dla mnie miały nieco takie znacznie. Tyle energii, tyle poświęcenia, tyle życia... Bolało, gdy zamykałam. Zbyt bardzo, bo też miałam wtedy myśli samobójcze, szczególnie wtedy, gdy realizowałam marzenie mojego życia... a nie wyszło... Z dzisiejszej perspektywy? Zbyt mocno byłam związana. Taka klasyka współuzależnienia. Kocha bezgranicznie, gdy już trup. Może kochałam nawet za bardzo? A może był zbyt duży strach przede nowym? Złość, ze nie wyszło, smutek i beznadzieja, że do niczego się nie nadaję?
Dziś wiem, że bardzo niezdrowe, tak całe życie postawić na jedną kartę- na przykład zawodową. Dostałam bolesną nauczkę od życia, ale uczyłam się jakby od nowa budowania innych sfer życia: miłości, przyjaźni, pasji pozazawodowych, duchowości, itd... Dziś jak się w jednej dziedzinie wali, to zwykle mam oparcie w innej. Ale kiedyś, dawniej, byłam jak koń w klapkach... tylko jeden kierunek, tylko czarno-białe...żadnych odchyleń od planu... A przecież nie jestem Bogiem...


smokooka napisał/a:
kiedy miałam po raz pierwszy stwierdzony "epizod" depresyjny miałam to samo. masochistycznie pakowałam
takie autoagresywne zachowania, myśli niestety zbyt dobrze mi znane... Zwykle na pewnym etapie jeszcze jestem zdolna to jakoś "przepracować". Jak przekraczam granicę... to wiem, że już na nic moje wysiłki... trzeba dumę i samo-zosiowanie wsadzić pod poduszkę, a samemu udać się do specjalisty. Po pierwsze - nei ma co się męczyć, gdy już nie można samemu ruszyć z miejsca lub sprawia to tak głęboki ból. Po drugie - to też jest odpowiedzialność za swoje zdrowie, zdrowie psychiczne osób, z którymi przebywam, a co najważniejsze to już czasem cienka granica walki o życie. Depresja tak ma. I nie ma co się z nią targować, bo można przegrać. Dziś wiem, że byłam kilka razy bardzo blisko tej granicy. I nie chcę juz ryzykować, bo "trzeba zacisnąć zęby i walczyć". Nie, czasem trzeba poddać się własnym ograniczeniom i pójść po pomoc, do marniejszych ode mnie.
Bardzo Cię przytulam choć wirtualnie AnnoEwo :przytul:

Linka - Śro 07 Gru, 2016 18:00

AnnaEwa napisał/a:
Ja właśnie nie będę już mogła zarabiać, bo mi komornik zabierze.

Żaden komornik nie zabierze Ci wszystkiego http://www.podatki.biz/ar...ka_18_23313.htm
Znajdź jakikolwiek etat za najniższą krajową i to już będzie więcej niż teraz masz.
Trochę się pozmieniało, już nie ma takiego bezrobocia, coraz trudniej o pracownika.
Przynajmniej tu gdzie mieszkam.

AnnaEwa - Śro 07 Gru, 2016 18:57

pterodaktyll, jak masz coś do napisania, to się nie wygłupiaj, tylko pisz, a nuż się przyda.
margo, sęk w tym, że zadałam sobie te pytania. Mój stan to właśnie proces adaptacji do tego najgorszego, co może się stać. Ratuję, co się da, ale może się nie udać. Wszystko, co mogę zrobić, robię - nie ma tego wiele. Głównie w tej chwili mogę, i powinnam, czekać, to mnie wykańcza. Na dodatek trzeci dzień nie palę (to też element tego "co jeszcze mogę zrobić")
olga, tak podejrzewam. Zapewne dam radę. W każdym razie, zawsze dotąd dawałam.
pietruszka napisał/a:
firmy co nieco jak dzieci...
No, właśnie tak. I to jak "cudowne dziecko". Mój świat się kurczył, kurczył, kurczył, aż została tylko praca i psy. Na początku tak nie było, ale... a, przecież wiecie. Może rzeczywiście powinno się rozpaść wszystko, żeby powstało coś nowego. Może to zdrowe.
Linka, ja wiem, że komornik mi wszystkiego nie zabierze. Mam zagwarantowane te 1300 zł miesięcznie, którego mi nie zabierze, i to nawet bez etatu. Tylko, widzisz, nic już nigdy nie będę mogła mieć. Już zawsze z chwili na chwilę będę mogła stracić dach nad głową. Nie będę też mieć emerytury - moją firmę mogłabym prowadzić do śmierci, ale skrzynek w warzywniaku nie będę mogła do śmierci nosić...

margo - Śro 07 Gru, 2016 22:10

AnnaEwa napisał/a:
Głównie w tej chwili mogę, i powinnam, czekać, to mnie wykańcza.


margo napisał/a:
"Zajmij się czymś. Człowiek zmartwiony musi dać się pochłonąć pracy, inaczej uschnie z desperacji."


Na ten czas oczekiwania znajdź sobie jakieś zajęcie. Takie, które wymaga myślenia o tym (nic, co wykonywałabyś mechanicznie). Przejdź się po domu, pospisuj jakie naprawy trzeba wykonać, albo zacznij czytać jakąś wciągającą książkę. Cokolwiek, co spowoduje, że będziesz myśleć o czymś innym. Nie da się równocześnie zamartwiać i myśleć o czymś innym. Albo zamartwianie, albo inne myśli. Spróbuj...

pterodaktyll - Czw 08 Gru, 2016 11:04

AnnaEwa napisał/a:
pterodaktyll, jak masz coś do napisania, to się nie wygłupiaj, tylko pisz, a nuż się przyda.



AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 08:52

pterodaktyll, masz z głupią do czynienia: bez komentarza się nie przyda.
Bo jeśli to znaczy to, co mi się wydaje, że znaczy, to straszna jest to bzdura, a że nie sądzę, byś Ty pisał bzdury, to musi to znaczyć co innego, niż mi się wydaje, co znaczy, że nie wiem, co to miało znaczyć.

pterodaktyll - Pią 09 Gru, 2016 09:05

AnnaEwa napisał/a:
masz z głupią do czynienia

No to jest nas już dwoje :mgreen:
AnnaEwa napisał/a:
jeśli to znaczy to, co mi się wydaje, że znaczy, to straszna jest to bzdura, a że nie sądzę, byś Ty pisał bzdury, to musi to znaczyć co innego, niż mi się wydaje, co znaczy, że nie wiem, co to miało znaczyć.

Wymiękłem........... :rozpacz:
AnnaEwa napisał/a:
bez komentarza się nie przyda.

Sorry, no comments :bezradny:


:ptero:

AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 09:32

pterodaktyll napisał/a:
........... :rozpacz:
Nie płacz!! :pocieszacz:
pterodaktyll napisał/a:
AnnaEwa napisał/a:
masz z głupią do czynienia

No to jest nas już dwoje :mgreen:
- i tego się trzymajmy! Zawszeć to raźniej! :mgreen:
AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 17:12

Przed chwilą rozmawiałam z moją panią adwokat. Przyszło pismo od mojej matki. Odmówiła spłaty.
Linka - Pią 09 Gru, 2016 17:18

AnnaEwa napisał/a:
Przyszło pismo od mojej matki. Odmówiła spłaty.

:pocieszacz:

pterodaktyll - Pią 09 Gru, 2016 17:42

AnnaEwa napisał/a:
Przyszło pismo od mojej matki. Odmówiła spłaty.


:bezradny:



AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 18:00

pterodaktyll, raz jeszcze poproszę o wyjaśnienie, jak mam to rozumieć?
esaneta - Pią 09 Gru, 2016 18:03

Ja rozumiem tak, jak mówi tytuł.
pterodaktyll - Pią 09 Gru, 2016 18:05

AnnaEwa napisał/a:
jak mam to rozumieć?

esaneta napisał/a:
Ja rozumiem tak, jak mówi tytuł.


Jeszcze jakis komentarz? ;)

AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 18:45

Korci mnie pewna myśl:
w końcu, do jasnej anielki, po to mi była ta spłata z majątku wspólnego, by spłacić (nie do końca moje) długi. Po to była ta propozycja ugody, i dlatego tak niska - by zdążyć uniknąć licytacji komorniczej.
List od matki był na dwie strony, pełen kłamstw i inwektyw - jednak osoba pani mecenas nie powstrzymała "wylewu lirycznego"...
...a w cholerę z tym. Jeśli matka tak bardzo chce, żeby jej licytowali mieszkanie, to niech licytują.
Może to wcale nie jest najgorsze dla mnie wyjście? :mysli:

pterodaktyll - Pią 09 Gru, 2016 18:47

AnnaEwa napisał/a:
Jeśli matka tak bardzo chce, żeby jej licytowali mieszkanie, to niech licytują.
Może to wcale nie jest najgorsze dla mnie wyjście?

Słuchaj tego Voxu, słuchaj :tak: ......zaczynasz myśleć w dobrą stronę (nie mylić z dobrą zmianą :nono: )

AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 19:09

pterodaktyll, w ogóle go nie słucham. Smęcą strasznie.
Poza tym, nieodmiennie trąci mi to sugestią emigracji, a w mojej sytuacji emigrację uważam za wyjątkowo głupi pomysł. Raz, że zdecydowanie nie chcę, dwa, że nie mam żadnego pomysłu, dokąd, po co i za co. I co właściwie miałabym tym uzyskać?
Poza tym - nie... nie... nienienienie-nie! Nosz, kurka-blaszka! Nie-mam-ochoty-stąd-wyjeżdżać. :uoee:

Linka - Pią 09 Gru, 2016 19:21

AnnaEwa napisał/a:
Poza tym - nie... nie... nienienienie-nie!

Też tak mówiłam....dziś wcale nie jestem tego taka pewna.
Poza tym, kto mówi o emigracji?

pterodaktyll - Pią 09 Gru, 2016 19:32

AnnaEwa napisał/a:
- nie... nie... nienienienie-nie! Nosz, kurka-blaszka! Nie-mam-ochoty-stąd-wyjeżdżać.

Każdy pieprzy sobie swoje życie tak jak potrafi :mgreen:

AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 19:34

Linka, nie jestem pewna, ale tak odczytuję sugestie Ptero, może znów coś biorę zbyt dosłownie, to mi się zdarza, ostatnio nie jestem zbyt lotna.
AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 19:39

pterodaktyll, to, że tu jestem i żyję, jak żyję, to jest jedna z tych dobrych rzeczy. Mam fiksum-dyrdum, potrzebuję do życia przestrzeni, swobody, zwierzaków i robić coś, na czym się znam i co jest potrzebne.
I tak się zastanawiam: czy jeśli, dajmy na to, państwo A-Z mają fatalnych sąsiadów i okropną pracę, ale za to fantastyczne wnuki i znakomite zdrowie, to czy koniecznie muszą rezygnować z wnuków i zdrowia?

Linka - Pią 09 Gru, 2016 19:45

Aniu, nie wiem jaką masz szansę na rozwinięcie swojej działalności w tym miejscu.
Ja raczej z księgarnią w małej miejscowości bym nie startowała.
Sama mieszkam na wsi, jak chcę kupić książkę, to ją po prostu zamawiam przez internet.
Albo wypożyczam z biblioteki.
Marzenia trzeba spełniać , owszem, ale może jeszcze to nie jest ten czas.
W życiu trzeba raczej mocno stąpać po ziemi.

AnnaEwa - Pią 09 Gru, 2016 20:04

Linka, oczywiście. W tej chwili bez sklepu internetowego nie utrzyma się żadna księgarnia. Ja też mam sklep internetowy, bez tego ani rusz.
smokooka - Pią 09 Gru, 2016 20:07

to jak Ty masz sklep internetowy to dlaczego ja zamawiam czasem książki gdziekolwiek?
pterodaktyll - Pią 09 Gru, 2016 20:12

AE. Życie nie jest ani czarno białe ani zero jedynkowe. Jest sumą wyborów i kompromisów.

Ahaaa......jedna rzecz. Każdy, kto próbuje manipulować przy rzeczywistości zamiast zmieniać samego siebie, prędzej czy później polegnie.
Taki mi myśli na myśl przychodzą.........

AnnaEwa - Sob 10 Gru, 2016 04:18

pterodaktyll napisał/a:
Każdy, kto próbuje manipulować przy rzeczywistości zamiast zmieniać samego siebie, prędzej czy później polegnie

Nie wiem, czy polegnie, czy nie polegnie i kiedy, natomiast każda manipulacja jest rzeczą fatalną i się mści, fakt.
Ale kształtowanie rzeczywistości nie ma nic wspólnego z manipulacją. Jasne, że życie jest sumą wyborów i kompromisów, ale dobrze jest, póki mamy jakieś karty w ręku, grać nimi najlepiej, jak umiemy, pamiętając, o co gramy. Niedobrze, gdy karty zaczynają grać nami, albo gdy przy pomocy naszych kart gra kto inny, dla własnych celów. To się nazywa: mieć moc sprawczą. Mieć jej mniej, więcej, dużo, bardzo mało albo wcale.
Wiem, jakie są moje cele. Nie znaczy to, że nie mam marginesu na miłe niespodzianki, ale wiem, z czego zrezygnować nie mogę, ponieważ żyłabym przeciw sobie i byłabym permanentnie nieszczęśliwa.
Wiem, jakie są moje możliwości, też oczywiście z pewnym marginesem błędu. Wiem, jakie mam zdrowie, ile mam lat, czego się mogę nauczyć, co mogę osiągnąć, a co pozostaje poza moimi możliwościami i do końca życia będę już się musiała bez tego obywać.
Wiem też, w każdym razie w tej chwili, co jest moim następnym krokiem. Czego muszę się nauczyć, co zrealizować, czemu dać się poprowadzić, a czemu postawić tamę - jeśli mam się rozwinąć. Jeśli pewne problemy mają już nie wracać. Co "załatwić" zarówno w sobie, jak i na zewnątrz, bo to właśnie rzeczywistość punktuje mi moje błędy, na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Sztuka, literatura, sny - to nauka przez zabawę, tam mam ćwiczenia, olśnienia, odkrycia, wprawki, pomysły, określanie kierunków - wtedy jest czas na przemyślenia. A potem jest egzamin: życie, decyzja, realizacja. I wtedy się okazuje, czy dorastam do własnego wizerunku.
Czasem tak, czasem nie.

Klara - Nie 11 Gru, 2016 13:13

Cytat:
Śro 04 Maj, 2016 19:03
AnnaEwa napisał/a:
Siedzę teraz sama i myślę, że - nie ogarniam. Nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Wszystko oceniam źle, nic nie jest tym, czym się wydaje. Ile tak można?!
Jestem bezradna.

Cytat:
Wczoraj 4:18
AnnaEwa napisał/a:
Wiem, jakie są moje cele.
AnnaEwa napisał/a:
Wiem, jakie są moje możliwości
AnnaEwa napisał/a:
Wiem też, w każdym razie w tej chwili, co jest moim następnym krokiem.


*** (" Ci Którzy Nie Wiedzą...")
Ci, Którzy Nie Wiedzą,
Że Nie Wiedzą -
To GŁUPCY, Unikaj Ich.

Ci, Co Nie Wiedzą,
Ale Wiedzą, Że Nie Wiedzą -
To PROSTACZKOWIE, Poucz Ich.

Ci, Co Wiedzą,
A Nie Wiedzą, Że Wiedzą -
To ŚPIĄCY, Obudź Ich.

Ci, Co Wiedzą i Wiedzą,
Że Wiedzą -
To MĘDRCY, Idź Ich Śladem.


Źródło: https://poema.pl/publikacja/45821-star-star-star-ci-ktorzy-nie-wiedza-dot-dot-dot

AnnaEwa - Wto 20 Gru, 2016 14:09

Dostałam przed chwilą list od matki. Poleconym za potwierdzeniem odbioru. List zaczął się pretensją, że śmiałam wziąć adwokata... nie byłam w stanie dalej czytać. Odłożyłam, zapoznam się z tym wieczorem. Siedzę i się trzęsę, nie mogę pracować, robię kardynalne błędy w tekstach...
W piątek wieczorem wyłączam telefon, nie wiem, kiedy go włączę, czy po świętach, czy w nowym roku dopiero.
Siedzę na krzesełku przed kompem, i czuję, jakby to krzesełko stało na szczycie wysokiej, wysokiej góry. Myślę o mojej wnuczce, czy ją jeszcze kiedyś zobaczę. Ale wiem, że jest zdrowa, to najważniejsze. Wiem, że jest mądra, widziałam ją raz i wiem :) Wiem, że oni wszyscy tam żyją: mój syn, i moja wnuczka.

Obiecałam sobie, że w Wigilię zjem karpia. Zrobię sobie karpia, i zjem. I przeczytam przez święta Millsa "Elitę władzy", i, kto wie, może go sobie podaruję, zamiast sprzedawać :)

Linka - Wto 20 Gru, 2016 15:25

AnnaEwa, az nie wiem co napisać .
Nikt nie powinien być sam w te święta, nikt.
I nie wierze, ze nie ma gdzieś obok równie samotnych, z którymi można by choć chwile spędzić .
No chyba, ze naprawdę chcesz być sama.
A telefon ma taką funkcje jak blokada numeru.
Dlaczego masz pozbawiać sie szansy, ze zadzwoni przyjaciel.
I nie baw sie w "nie ma mnie" , to niczego nie zmieni.
Nie zmieni juz słów napisanych w tym liście, a jedynie przedłuży cierpienie.

biegnacazwilkami - Wto 20 Gru, 2016 16:13

AnnaEwa napisał/a:
I przeczytam przez święta Millsa "Elitę władzy", i, kto wie, może go sobie podaruję, zamiast sprzedawać :)

Książka pod choinkę, to bardzo fajny prezent, a jeszcze lepszy to dwie książki, więc proszę:
z2.frix.pl/frix268/05f990b5002aa0cf4c7c9675/Argov%20Sherry%20-%20Dlaczego%20m%C4%99%C5%BCczy%C5%BAni%20kochaj%C4%85%20zo%C5%82zy.pdf
i nie przejmuj się tak, jeszcze nie jedne Święta przed Tobą:)

smokooka - Wto 20 Gru, 2016 16:38

Matka być może po swojemu wyciągnęła rękę do pojednania... tam gdzieś dalej w tym liście... moja zawsze z pretensjami wyskakiwała żeby potem coś ułagodzić, jakoś pozamiatać gruzy miedzy nami... kompletnie nie umiała okazywać tych miłych uczuć, była też egocentryczna więc wszystko było przez pryzmat "Ja" Nie poukladała się emocjonalnie za życia niestety. A ja poukładałam się nią dopiero kilka lat po jej śmierci. Chcę powiedzieć w każdym razie, że u nas rządziła nadinterpretacja zawsze, oczekiwanie że będziemy przeciwko sobie, zamiast padać sobie w ramiona. A było obiektywnie zupełnie inaczej, zabrakło tylko woli, czasu i dojrzałości.
AnnaEwa - Wto 20 Gru, 2016 16:51

Linka, nie będę sama. Do piętnastej będę w pracy, jak zwykle. Potem wpadnę na godzinkę do mojej przyszywanej babci, która oddała mi dom, w którym mieszkam - ona będzie płakać, ja ją będę pocieszać (ona ostatnio wciąż płacze).
Potem wrócę do domu i nie będę sama, tylko z moimi psami. Przełamiemy się opłatkiem (zawsze tak robimy), okruszki dam mysiom. Wyłączę telefon, bo nie chcę, żeby dzwonił do mnie mój były małżonek, pijany, nie chcę czekać na telefon syna, żeby potem cierpieć, że nie zadzwonił... jeśli zadzwoni, to nie po to, żeby sprawić mi przyjemność... Nie chcę iść do obcych, żeby widzieli, że mi będzie smutno, a nie chcę udawać. Każda moja słabość zostanie wykorzystana przeciwko mnie, to małe miasto.
Święta są czasem, w którym nie daje się ukryć tego, czego nie ma. Niech to zostanie w czterech ścianach, ze mną.
Ale mam psy. Mam widok z okna. Mam ciszę. Nikt mną nie będzie poniewierał, straszył. Może sobie siądę przy świecach, może sobie pośpiewam. Ładnie będzie, chociaż smutno.

Klara - Wto 20 Gru, 2016 16:58

AnnaEwa napisał/a:
Każda moja słabość zostanie wykorzystana przeciwko mnie, to małe miasto.

Jesteś pewna, że nie jest to wytwór Twojej wyobraźni, a jeśli nie jest, to co Ciebie trzyma tam, wśród hien? :pocieszacz:

AnnaEwa - Wto 20 Gru, 2016 17:02

smokooka, zachęcona tym, co napisałaś (trochę natchnęło mnie to odwagą) siadłam do tego listu i go doczytałam.
..."widzę, że jednak masz pieniądze - na adwokata!"... ..."w przypadku, jeśli zdecyduję się sprzedać jakieś rzeczy po Twoim ojcu, podzielę się z Tobą - ja dotrzymuję słowa"... ..."chcesz odebrać mi moje pieniądze, przecież wiesz, jaki był Twój ojciec, będziesz się z tym czuła uczciwie?"... ..."ciągle ci mało?"... ..."przemyśl to".
Bez pozdrowień. Drukiem.

Nie wiem, czy to można uznać za próbę pojednania, mam mieszane uczucia.

AnnaEwa - Wto 20 Gru, 2016 17:03

Jak napisałam: Ale mam psy. Mam widok z okna. Mam ciszę.
Klara, ludzie są wszędzie tacy sami. Tyle, że tu się znają po prostu.

Linka - Wto 20 Gru, 2016 17:09

Aniu, mieszkam na wsi i to maleńkiej. Pracuje blisko, to mała społeczność .
I nigdy nie spotkałam sie z zawiścią. Plotek nie słucham, bo on nawet do mnie nie docierają.
To jest tak jak w samospełniającej sie przepowiedni: dostajesz to, czego sie spodziewasz.

AnnaEwa - Wto 20 Gru, 2016 17:31

Linka napisał/a:
To jest tak jak w samospełniającej sie przepowiedni: dostajesz to, czego sie spodziewasz.
Może i tak, ale nie zawsze się tego spodziewałam i parę razy tak dostałam po uszach, że aż zafurczało :D A że do stracenia mam dużo, bo z trudem staram się utrzymywać kruchą równowagę, więc wolę na zimne dmuchać. Lepiej być postrzeganym jako człowiek sukcesu, niż człowiek porażki, zwłaszcza, gdy się ma sklep w wynajmowanym lokalu :D i czasem się człowiek spóźnia z płatnościami. Nie należy rzucać się w oczy z samotnością, podobnie, jak z biedą - a na "miejską wigilię" MOPS przychodzą tylko bardzo biedni ludzie.
smokooka - Wto 20 Gru, 2016 18:07

AnnaEwa ten obraz który słowami namalowałaś o Świętach jest ładny, nostalgiczny, smutny ale jednak ładny.
biegnacazwilkami - Śro 21 Gru, 2016 19:50

AnnaEwa napisał/a:
..."widzę, że jednak masz pieniądze - na adwokata!"... ..."w przypadku, jeśli zdecyduję się sprzedać jakieś rzeczy po Twoim ojcu, podzielę się z Tobą - ja dotrzymuję słowa"... ..."chcesz odebrać mi moje pieniądze, przecież wiesz, jaki był Twój ojciec, będziesz się z tym czuła uczciwie?"... ..."ciągle ci mało?"... ..."przemyśl to".

Najlepiej będziesz się czuła, gdy zastosujesz środki prawne,zamiast emocjonalnych przepychanek słownych. Nie wiem, jaki masz stan prawny , ale sądzę, że skoro matka nazywa rzecz: moje pieniądze , oraz "jakieś rzeczy po ojcu", tzn że nie przeprowadzono podziału majatku sądownie. Gdy chodzi o nieruchomości, mają one Księgę Wieczystą, dostępną internetowo, w tej księdze powinno być zapisane, kto jest włąscicielem i w jakich udziałach. Takie sprawy należy porządkować na bieżąco,l gdy nie ma ugody w rodzinie, tym bardziej. U mnie po smierci ojca dzieci na swój koszt wzięły założyły sprawę spadkową, opłaciły wycenę zleconą przez sąd do komornika sadowego(tak to przebiega) i otrzymały czarno na białym kto ile czego ma ze wspólnego z 6 innymi osobami z rodziny ich ojca.Mówię o udziałach, w nieruchomości rodzinnej. Tak też zgłoszono to do Notariusza a on do Ksiąg Wieczystych oraz do US w sprawie obliczenia części podatku od nieruchomości, który powinnaś płacić, nawet jak byś musiała pożyczyć.Ale, swoją część nieruchomości możesz przecież również wynająć i ona zarobi na swoje utrzymanie. Tak też powinnas zrobić.Nie żebrać się o to co ci się prawnie należy, potem jak będziesz chciała , coś ustapisz,albo i nie. Nikt ci w tym nie może przeszkodzić.Poczujesz się lepiej znając swoje prawa i egzekwując je, a prawo albo doczytasz ,albo popytaj w sądzie, poproś o wyciąg, odpis wyroku o nabyciu spadku na początek, jesli nie masz bo rodzina go wzięła.Od tego trzeba zacząc

smokooka - Śro 21 Gru, 2016 20:12

Dopiero doczytałam co było w liście... przykro mi bardzo, myślę że biegnąca najlepiej Ci tu doradziła wyżej, emocjonalnie sytuacja jest denna i naprawdę nie wiem co powiedzieć. Nie rozumiem takiej zawiści chociaż sporo doświadczyłam i nadal nie pojmuję skąd to jest wśród najbliższych teoretycznie ludzi. Dopiero co moją koleżankę chorą na raka wykorzystała jej własna siostra. Scyzor się w kieszeni otwiera na takie postępki i faktycznie tylko na drodze prawnej chyba można postawić jakieś granice i uregulować moje-twoje i warto to zrobić choćby nawet w sytuacji kiedy sama nic z tego nie będziesz miała, dla porządku, dla zakończenia tematu, dla pozbycia się resztek złudzeń. Przepraszam że tak Cię zachęcałam :pocieszacz:
AnnaEwa - Czw 22 Gru, 2016 10:26

biegnacazwilkami, no właśnie usiłuję podzielić majątek prawnie - stąd te afery.
Jestem oficjalnie, jawnie-prawnie właścicielem 25 % nieruchomości, i - tak, jest to w księdze wieczystej, i mam odpis z tej księgi, bom go sobie zamówiła i dostała.
Poza tym są jeszcze liczne dzieła sztuki, które po ojcu zostały, zdeponowane przez moją matkę gdzieś, nie wiem, gdzie. I nie wiem, ile ich jest.
I spłaty tej właśnie mojej własności mi się odmawia. Najpierw, gdy przyjechałam o tym porozmawiać jak z ludźmi, we wrześniu, wyrzucono mnie z domu i zabrano mi dokumenty - pisałam o tym.
Później, gdy wystosowałam propozycję ugody (naprawdę bardzo korzystnej dla matki, bardzo!) przez prawnika, odmówiła spłaty pisemnie.
Teraz dostałam dodatkowo, na mój własny adres, taki list.

A ja mam niespłacany kredyt po mężu, i za chwilę wejdzie mi komornik. No, nie wiem, czy za chwilę, może za dwa-trzy miesiące. Wiem, że ojciec łatwy nie był, zresztą rozstali się z moją matką dawno temu, tylko rozwodu nie wzięli. Nie chciałabym żadnej spłaty od matki, niech sobie mieszka, pal diabli te obrazy, ale komornik to znajdzie. Obrazów nie, ale mieszkanie tak!

I wyjścia z tego są dwa, ale sprowadzają się w zasadzie do jednego: tak, mogę założyć sprawę sądową o podział majątku po ojcu. Ale to kosztuje. Musiałabym zapłacić za założenie sprawy (ok. 1000 zł), musiałabym opłacić przedstawiciela sądowego (ok. 2000 co najmniej), opłacić biegłych, i to raz - z nieruchomości, a dwa - z tych dzieł sztuki.
Sprawa trwałaby nawet ze dwa lata, jak mówią wszyscy prawnicy, z którymi to konsultowałam. Ja nie mam tych pieniędzy, zarabiam kilkaset złotych miesięcznie.

Ale nawet, jeśli tak zrobię,to nie zatrzyma egzekucji komorniczej i dalszego narastania moich kosztów wobec banku. Więc - albo ja po latach odzyskam te pieniądze i przekażę je bankowi, co, jak sama wiesz, pewnie już wtedy nie zaspokoi komorniczych żądań,
albo komornik na wniosek banku zlicytuje te moje 25 % nieruchomości na poczet mojego zadłużenia.

Tak to wygląda.

biegnacazwilkami napisał/a:
zamiast emocjonalnych przepychanek słownych.

Ja się nie przepycham słownie, ale gdy przychodzi do mnie list polecony za potwierdzeniem odbioru, to go odbieram, bo zakładam, że to jednak coś ważnego, czytam - a tam takie kwiatki :(

Nie mogę wynająć 1/4 mieszkania, w którym matka mieszka, to niewykonalne. Ba, ja tam nawet klucza nie mam!

biegnacazwilkami - Czw 22 Gru, 2016 15:11

Księgi wieczyste przegląda się w necie na bieżąco:
http://www.elektroniczne-ksiegi-wieczyste.pl/
bo zapis może się zmienić w każdej chwili.Koszty sprawy spadkowej nie sa tak duże, jesli sama będziesz się zajmować pismami, to nie jest trudne,ja korzystam z portalu e-porady , dostaję wzór pisma i dalej sama wszystko piszę.Opłata za wycenę majątku z kosztami biegłego też sa do ogarnięcia.No, jak chcesz, im dłużej będziesz zwlekać, tym trudniej będzie,zwłaszcza z ujawnieniem mienia ruchomego.Ale nie warto się z tym samemu męczyć, takiego ojca miałas jakiego ci matka dała.A spadek nalezy się wg prawa i to nalezy na papierze sobie załatwić. Gorzej, gdy grozi komornik, tu trzeba się zastanowić,czy pokazać co się ma, ale skoro i tak w KS jesteś, to komornik też to znajdzie.Pisma o ugodę raczej nic nie pomoga, trzeba potrząsnąć paragrafami.Za korzystanie bezumowne z twojej części 25% nieruchomości matce wystawiaj po prostu co miesiąc rachunek wynajmu, wg stawek obowiązujących w tej okolicy, a jeszcze lepiej jak ustali to sąd.Skup się na tym, na prawdę trzeba wykorzystać swoje prawo jesli się je ma, inaczej ludzie cię mają za papier do d...
Jeśli masz wyrok o przyjęciu spadku, trzeba iść do US o wyliczenie swojej części podatku od nieruchomości.Jest jeszcze taka sprawa, że spadku nie powinno się sprzedawać przed upływem 5 lat, bo grozi 19% podatku, chyba że się pieniądze na cele mieszkaniowe przeznaczy, własne,ale to dalsza sprawa.

AnnaEwa - Czw 22 Gru, 2016 15:25

Właśnie dziś padł serwer mojego sklepu: nic nie działa. Ani poczta, ani sam sklep, nie mam żadnych danych. Przed samymi świętami.
Ale to nic. To nic. Spokojnie. Opowiem żarcik:
Pamiętam taką sytuację. W stanie wojennym to było. W długiej, długiej kolejce w sklepie stała urocza, drobna, siwiuteńka starsza pani. W paltociku, w kok uczesana, nauczycielka może dawniejsza, może wdowa po oficerze II RP?... No, uosobienie kruchej delikatności kobiet dawnych lat.
I przyszła jej kolej, i ona podchodzi do lady, a tam za kontuarem takie monstrum żeńskie w czepku nylonowym, i ta nasza bohaterka cichym głosem pyta:
- Przepraszam, jest...
- Nie ma!!! - wrzeszczy na to potwór.
- A może jest...
- NIE WIDZI, ŻE NIE MA?!??
I ta drobna staruszka nagle purpurowieje i zaczyna wyrzucać z siebie słowa, coraz głośniej:
- To... jak to tak... tego nie ma... tamtego nie ma... To... To przecież... Ku... ku*** można dostać!!

Ku... Kurtyna.

Whiplash - Czw 22 Gru, 2016 15:34

AnnaEwa napisał/a:
Właśnie dziś padł serwer mojego sklepu:
AnnaEwa napisał/a:
Opowiem żarcik:

Rozmawia dwóch adminów:
- Wiesz, wczoraj mój kumpel uszkodził w ciągu 5 minut serwer.
- Co ty powiesz?!! Jest hakerem???
- Nie, debilem!!!

AnnaEwa - Czw 22 Gru, 2016 16:55

Whiplash, ta... Ha. Ha... Ha! :?
AnnaEwa - Czw 22 Gru, 2016 17:15

Zadzwonił... mój syn. Byłam w pracy i nie mogłam rozmawiać. Po chwili przyszedł sms: mój syn ma propozycję, jak rozwiązać kryzys z komornikiem. Otóż, najlepiej będzie, jeśli wystawię notarialne pełnomocnictwo, w którym upoważnię mojego syna, żeby w moim imieniu sprzeda te 25 % mieszkania, w którym mieszka moja matka, swojej narzeczonej. I w ten sposób komornik tego nie zajmie. Sprzedaż byłaby, oczywiście, fikcyjna. Mój syn podkreślił, że koszta u notariusza, wystawienia tego pełnomocnictwa, pokryje on.

Siedzę i nie wiem, co czuję. Jestem jak z drewna.

biegnacazwilkami - Czw 22 Gru, 2016 18:58

Hm, jest to jakby nie patrzeć, propozycja zaradzenia złu, które nad Tobą wisi,ale:
- od nabycia spadku nie upłynęło jeszcze 5 lat, więc grozi podatek 19% od wartości spadku, którego de facto nie objęłas, niestety, nie znasz jego wartości. Procedura jest taka, że w chwili sprzedaży ,lepiej ją przeprowadzić w styczniu 2017 niż obecnie w grudniu bo jesteś wtedy rok do przodu, czyli , do kwietnia 2017 musisz złożyć specjalną deklarację w US, gdzie zadeklarujesz,na co wydasz otrzymane pieniądze, np na remont swojego domu, na kupno sobie mieszkania/domu i inne cele mieszkaniowe własne- wtedy US przez 2 lata a dokładnie przez 3, bo się policzy od końca roku w którym sprzedaż była, czyli od 31 grudnia 2017, jeszcze przez 2 lata US nie będzie cię scigał tymi 19% podatkiem od sprzedaży, może zdobędziesz jakies faktury na remont czy zakup mieszkania.Nie musi to być pełnomocnictwo dla syna, po co? sama możesz sprzedać swoją część mieszkania i tak zrób,a najlepiej synowi, bo to jednak w rodzinie jest pewniejsze.On ma takie samo prawo kupić jak inna osoba ,ale to macie do uzgodnienia, jednak pełnomocnictwa bym nie dawała, sama lepiej idź do tego notariusza i to przed spisaniem aktu, żeby zaakceptować jego projekt.No i kwota tej transakcji....coś zaproponowałas, więc jeśli ci to pasuje, to się tylko cieszyć:) Warto też sprawdzić, czy w umowie nie będzie klauzuli, że się zrzekasz reszty spadku, tego bym nie robiła.Rodzina rodziną, ale pomyśl, że prawo jest po twojej stronie i wyegzekwuj wszystko co się da. Od spisania aktu jest 0,1% od wartości nieruchomości. Pamietaj, że rodzina tak zupełnie łaski ci nie robi, zabezpieczają się, żeby twój komornik w przyszłości im na hipotekę nie wszedł. Ale, wyszli z propozycją, doceń to i podziekuj, co ci szkodzi...

Linka - Czw 22 Gru, 2016 18:59

Czyli co? Oni uratowaliby mieszkanie, a Twój dług by pozostał . :shock:
A czy Twoja rodzina ma pieniądze by Cie spłacić?
Bo rozumiem, ze sprzedaż nie wchodzi w grę.

O swoich relacjach z synem nie piszesz wprost, rozumiem , ze zbyt bolesny to jest temat :pocieszacz:

biegnacazwilkami - Czw 22 Gru, 2016 19:03

A tak się miałam zapytać: nie rozważałas do swojej działalności dołożyć coś, np punkt totolotka, albo agencję PKO ,albo punkt odbioru przesyłek z inpostu lub coś podbnego? No bo najlepiej w księgarni czułby się empik, ale potrzeba na to trochę miejsca. Zresztą każde dodatkowe stoisko, z sprzetem gospodarstwa domowego, ciucholand itp też dałby parę groszy.Taki ciucholand w biednej miejscowości to chyba by poszedł?Ja to kiedyś rozmyslałam wstawić łózko do solarium.
AnnaEwa - Pią 23 Gru, 2016 10:34

biegnacazwilkami napisał/a:
Nie musi to być pełnomocnictwo dla syna, po co? sama możesz sprzedać swoją część mieszkania
biegnacazwilkami napisał/a:
No i kwota tej transakcji
Transakcja byłaby FIKCYJNA. To znaczy, mój przedstawiciel (syn) poświadczyłby zainkasowanie pieniędzy, i tyle. Ja nie dostałabym żadnych pieniędzy - w ogóle tam nie byłoby żadnych pieniędzy. Tak, jest to nielegalne, jak się domyślasz.
biegnacazwilkami napisał/a:
On ma takie samo prawo kupić jak inna osoba
Wtedy, ze względu na pokrewieństwo, można by tę transakcję podważyć skargą pauliańską, jako ucieczkę z majątkiem przed wierzycielem. Sprzedaż "osobie obcej" utrudnia tę skargę.
biegnacazwilkami napisał/a:
podatek 19% od wartości spadku
A to już byłby mój problem, kolejny zresztą, bo za darowiznę uczynioną synowi już jeden taki podatek muszę zapłacić - to jest właśnie część moich kłopotów finansowych (miały być faktury, nie ma, bo remontował dom "na czarno").
AnnaEwa - Pią 23 Gru, 2016 10:41

biegnacazwilkami napisał/a:
A tak się miałam zapytać: nie rozważałas do swojej działalności dołożyć coś
Rozważałam, ale z różnych przyczyn to nie byłoby opłacalne (głównie chodzi o kwestie lokalowe). Poza tym, nie w tym problem. Zrobiłam sobie bilans dwa dni temu - w stosunku do pierwszego kwartału sprzedaż kanałem internetowym wzrosła o 80 %, więc widać, że to ma sens. Firma była tak zapuszczona i zadłużona przez mojego byłego małżonka, że uczynienie jej opłacalną musiało potrwać, ale to się udało już prawie, w zasadzie.
Ale wobec groźby komornika ja po prostu nie mogę zarabiać legalnie. W tym problem. I firma musi zostać zdelegalizowana. Rozumiesz, niczego już sobie nie dołożę, bo niczego nie mogę podpisać, zawrzeć żadnej umowy.

AnnaEwa - Pią 23 Gru, 2016 10:57

Mój syn zadzwonił wczoraj do mnie jeszcze raz. Płakał. Żądał. Oskarżał. Krzyczał na mnie.
Rozmowa trwała godzinę, w sumie nie była nieprzyjemna. Prawda jest taka, że poczułam ulgę, że w ogóle go usłyszałam, pomimo tego wszystkiego, co powiedział. A powiedział m. in., że nie mogę się dziwić, że jestem tak przez rodzinę tratowana, bo stanowię obciążenie dla nich wszystkich.
Ja też mówiłam, ale słyszałam, że on w ogóle nie słucha, co ja mówię, wątpię, czy dotarło do niego cokolwiek z mojej argumentacji. Obawiam się, że ten telefon to próba manipulacji grubymi nićmi szyta - gdyby mi to ktoś opowiedział jako swoją historię, byłoby to dla mnie oczywiste, ale to dotyczy mnie i mojego dziecka, trudno mi się zdystansować. Wszystko we mnie wyje i chce, bym powiedziała sobie sama, że on do mnie zadzwonił z miłości.

biegnacazwilkami - Pią 23 Gru, 2016 12:11

AnnaEwa napisał/a:
Transakcja byłaby FIKCYJNA. To znaczy, mój przedstawiciel (syn) poświadczyłby zainkasowanie pieniędzy, i tyle. Ja nie dostałabym żadnych pieniędzy - w ogóle tam nie byłoby żadnych pieniędzy.

Co Takiego? To nad czym się tu zastanawiasz, rodzina chce swoje dobra zachować bez pomocy Tobie? No to niech sobie rozmyślają dalej....
Masz poplatane sprawy finansowe z rodzinnymi, trzeba by jednak to rozplątać, choćby nawet nic ci nie zostało, zresztą i tak nie korzystasz ze swojego spadku więc nic nie stracisz.Nie mieszałabym spraw uczuciowych z finansowymi, jedne wymagają uporządkowania ,wtedy drugie być może też się rozwiną, ale na tę chwilę nie ma mowy o innych uczuciach jak gniew i to z obu stron.
Nie za bardzo rozumiem termin "groźba komornika" ,myślę, że to na wyrost tak sobie wymyśliłaś, wierz mi, od wypowiedzenia umowy przez bank czy inną instytucję finansową minie ok roku do dwóch, teraz nie obowiązuje np BTE, czyli bankowy tytuł egekucyjny, bank musi zdobyść w sądzie nakaz zapłaty.Od stycznia zmieniają się znowu przepisy i to szczególnie o kredytach konsumenckich.A skarga paulińska?Zobacz, nie takie majątki w Warszawie nagrabili, poprzepisywali na rodziny kamienice, gronkiewicz waltz chyba na męża i co? Ich to nie dotyczy, skarga paulińska?S ądzę, że wobec groźby komornika z którym w końcu też można się dogadać na spłatę ratalną, dodatkowe dochody są jak najbardziej pożądane, chyba że egzekucja jest już w toku, wtedy rzeczywiście, nic już na własny rachunek robić nie warto. Pomyśl jak rozwiązać węzeł gordyjski rozliczeń rodzinnych na początek, bez ustępstw oczywiście.

Linka - Pią 23 Gru, 2016 12:21

AnnaEwa napisał/a:
A powiedział m. in., że nie mogę się dziwić, że jestem tak przez rodzinę tratowana, bo stanowię obciążenie dla nich wszystkich.


Pewne rzeczy mnie sie w głowie nie mieszczą :pocieszacz:

smokooka - Pią 23 Gru, 2016 12:29

AnnaEwa napisał/a:
nie mogę się dziwić, że jestem tak przez rodzinę tratowana, bo stanowię obciążenie dla nich wszystkich.
to słowa noże, mające Cię zranić tylko i wpędzić w poczucie winy. 100% manipulacji, a jego chwiejność emocjonalna w czasie tej rozmowy świadczy wg mnie o tym że został namówiony/zmuszony do tego telefonu i mówienia takich okropnych bzdur. Brak mi słów :pocieszacz:
AnnaEwa - Sob 31 Gru, 2016 18:16

No, cóż. Zrobiłam dziś podsumowanie całego ubiegłego roku.
I jest tak, z grubsza:
- mieszkam tu, gdzie chciałam, tak, jak chciałam. Mam psy, różne dzikie zwierzęta pchają mi się do chaty, z okien widok po sam horyzont. W tym roku standard podniósł mi się niebotycznie: łazienka, ciepła woda, pralka, te sprawy. Jest byczo.
- pokończyłam wszystkie toksyczne związki (lub kończę - matka, syn) i nie sądzę, żeby mogło znów dojść do sytuacji, w którejś ktoś będzie po mnie notorycznie "jeździł", rujnując mi życie, zdrowie i stan posiadania. Ha. Nieźle. Sporo strat po drodze, ale mogło być gorzej.
- ze stanu posiadania niewiele zostało. Raczej nie uda mi się już zapewnić sobie bezpieczeństwa finansowego. Trudno.
- moja firma stoi pod znakiem zapytania, jeszcze nie wiem, czy uda się, bym ją nadal prowadziła - tu podsumowania nie będzie, za mało danych.
Następny rok będzie ciekawy. Znów będzie przygodą. Muszę wymyślić, z czego żyć, żeby nie dało mi się tego odebrać natychmiast, gdy to wypracuję. Mam serdecznie dosyć przygód, ale cóż... widać, taki los. Dam radę. Nie pierwsza to katastrofa, było gorzej i chwalili, jak powiada Dobra Księga.

Nie sądzę, by wszystkie te szczęśliwe domknięcia i wyczyszczenia, które wypracowałam przez ten rok, były możliwe bez Was. Byliście moim jedynym wsparciem, ale najwyraźniej wystarczającym, bo wyszło z tego spore dzieło sztuki, przeszłam kawał drogi w dobrą stronę. Dziękuję Wam wszystkim, Kochani.
Życzę Wam, żeby Wasza życzliwość wróciła do Was pomnożona, w postaci rzetelnych, uczciwych ludzi, z którymi można śmiać się i bawić, współpracować, tworzyć. Życzę Wam trzeźwości i rozsądku, i żeby żadne demony Was nie dosięgły. Życzę Wam z całego serca wszelkiego dobra. I niech tak się stanie, amen.

staaw - Sob 31 Gru, 2016 18:22

Ewuniu, z tego co wiem to tylko z umowy o pracę nie można zabrać wszystkiego, inne dochody podlegają egzekucji w całości.
(dane z przed 4 lat)

AnnaEwa - Sob 31 Gru, 2016 18:46

Mam w poniedziałek konsultację z zaprzyjaźnionym biurem prawno-rachunkowym, będziemy kombinować, co robić. Nie ukrywam, że zachowanie firmy jest dla mnie bardzo istotne, i to nawet nie z powodu finansów, a, można rzec, przyczyn ideologicznych. Ta firma po prostu Powinna Istnieć. Nazwijmy ją Programem Ulepszania Świata ;) (i mnie przy okazji). Bardzo mi zależy, żeby wymyślić taką formułę jej istnienia, żeby była bezpieczna.
Ale to się może nie udać...
staaw napisał/a:
tylko z umowy o pracę nie można zabrać wszystkiego
to, co zostawią, też do życia nie wystarczy, nie mówiąc o tym, że nie bardzo mam szansę na legalny etat... a żyć się chce :D
smokooka - Sob 31 Gru, 2016 21:03

Lubię u Ciebie ten zachwyt warunkami i miejscem gdzie mieszkasz, lubię jak umiesz oddzielić, podzielić na kategorie różne sprawy, które dają radość albo wręcz przeciwnie i to że umiesz mimo kłopotów cieszyć się równocześnie z osiągniętych przez Ciebie rzeczy. Lubię też to że szanujesz swoją samość :) To co osiągnęłaś w dziedzinie emocjonalnej jest naprawdę wspaniałe i godne podziwu.
pterodaktyll - Sob 31 Gru, 2016 21:38

AnnaEwa napisał/a:
Nie pierwsza to katastrofa, było gorzej i chwalili, jak powiada Dobra Księga.




:mgreen:

AnnaEwa - Nie 01 Sty, 2017 17:58

Witajcie w nowym roku!
Całe świętonoworocze, aż do teraz, wyleguję się, obżeram, oglądam filmy i myślę.
Co obejrzę, to coś dotrze nagle, popłaczę trochę, pomyślę, pooglądam dalej, coś zjem, znów pooglądam, znów coś do mnie dociera, znów popłaczę, znów coś zjem i tak w kółko.
Film "In Bruges", piękna rola Brendana Glessona, podtatusiałego zawodowego mordercy - myślę sobie: chciałabym mieć takiego tatę.
Mój tata nie był złym człowiekiem. Był dobrym człowiekiem. Diablo wrażliwym. Byłby bardzo dobrym ojcem, gdyby miał trochę więcej odwagi, trochę więcej charakteru, i gdyby mnie trochę bardziej kochał. Ale żeby mieć te cechy w mojej rodzinie, trzeba mieć żelazne jaja. Mój ojciec nie miał jaj. I uciekł po prostu, i nie dziwię mu się.
Popłakałam, zjadłam kawał sarny.
Film "Obłąkani": scena, gdzie staruszka niedopuszczająca do siebie faktu, że jej syn zginął na wojnie, chce jeść dla niego, by jej dziecko nie było głodne tam, het, daleko. Mówi: "Mój kochany syneczek". Moja matka chyba nigdy nie powiedziała do mnie "moja kochana córeczka". Moja matka mówiła "proś o co zechcesz, stać nas". Czy chcesz buty? Czy chcesz wakacje - przemyśl to, jeśli prośba będzie rozsądna, rozważymy ją. Jeśli potrzebujesz zeszyty, poproś. Jeśli potrzebujesz na komitet rodzicielski, poproś. Może dam, poproś jeszcze raz. Pomyśl o tych biednych dzieciach z domu dziecka, pamiętaj, że masz lepiej. Nie tak trzymaj nogi, tak trzymaj nogi, kobieta powinna dobrze wyglądać z półprofilu. Masz dobry lewy półprofil.
Nie kochałaś mnie, matko. Nie sądzę, byś umiała kochać. Nauczyłaś mnie dobrze się sprzedać, i nauczyłaś mnie rozpaczliwie żebrać o miłość. Co robiłam większość życia. Ale miałam za mało giętki kark, by żebrać o Twoją miłość, więc chodziłam głodna i nie miałam na podręczniki. A gdy już uciekłam z domu, obiecałam sobie, że stworzę dom, w którym będą mnie kochać, i żebrałam o miłość mężczyzn, próbowałam zasłużyć. I nawet w końcu mi się udało - ale nie warto zasłużyć na miłość mężczyzn, na których miłość trzeba zasługiwać. Po prostu nie należy z takimi mężczyznami się wiązać.
Popłakałam, zjadłam kolejny kawałek sarny.
Może dla odmiany jakąś komedię teraz?...
Ale i tak nigdy nie wiadomo, co "wyskoczy" w ścieżce dialogowej. Mam jeszcze jakiś powód do płakania? Się okaże... Sarny jeszcze trochę zostało.

AnnaEwa - Nie 01 Sty, 2017 18:47

Sarna dojedzona, co wypłakane, to wypłakane. I tak sobie myślę, że mogę już powoli kończyć temat mojej matki. Czuję, że to się po trochu zamyka we mnie. Pewnie będzie jeszcze jakaś czkawka, jakieś wstrząsy wtórne, ale to już chyba w większości za mną.
Ale miło. Lekko tak jakoś.
Jest we mnie taka chęć, by już pójść do przodu, ciekawość, co za zakrętem.

Kami - Pon 02 Sty, 2017 08:44

AnnaEwa, po co Ci destruktywne rozpamiętywanie, wszystko dosłownie wszystko zależy już teraz od Ciebie podnieś ten tyłek z kanapy i działaj.
Nie musisz żebrać o niczyją miłość. Nie wynoś z domu rodzinnego nieprzydatnych wzorców. Porzuć je. Doprowadziły do Twojego współuzależnienia. Uwierz mi, że da się ... wszystko się da, wystarczy chcieć a potem po to sięgać.
A kiedy polubisz/pokochasz siebie wszystko zacznie się zmieniać.
Nie od razu przyjdą te zmiany, ale kiedy będziesz miała lepsze samopoczucie Twoje myślenie zacznie się zmieniać.
Nigdy nie jest za późno na zmiany. Ja moje odkrywam dopiero teraz .... :)

AnnaEwa - Wto 03 Sty, 2017 09:51

ŁoJezusieNazareńskiKróluŻydowski!
Pojechałam wczoraj PKSem do Wielkiego Miasta do tego biura prawno-rachunkowego.
Chwała Bogu, że PKSem. Stałam na stopa, ale krótko, bo pogoda wyjątkowo podła, zanim doszłam na rynek, nogi mokre po kostki. Właśnie schodziłam z "łapania" i zrobiłam trzy kroki, gdy minęło mnie auto na obcej rejestracji, myślę sobie "trzeba było zostać, na pewno by się zatrzymał". I poszłam na PKS.
W lesie, na trasie, mija autobus karetka. My zajechaliśmy na miejsce wypadku trochę później - droga zablokowana, dwa auta w rowie, zmiażdżone, ten samochód, który mi "uciekł", wręcz w częściach... Wszyscy czekają na prokuratora... Po drugiej stronie blokady staał autobus, który utknął po drugiej jej stronie, tak, jak nasz po tej - zorganizowaliśmy wymianę pasażerów, trzeba było przejść pomiędzy wrakami, policją, strażą pożarną, wszystkim... A mało brakowało, żebym była "pierwsza na miejscu zdarzenia" 8|
Dotarłam w końcu do tego biura. Prawnik zna sprawę, bo zna moją babkę - okazało się, że babcia jest bombardowana przez moją matkę pismami - każde pismo skierowane do mojej pani adwokat, matka wysyła też do babci i dzwoni do niej bez przerwy. Po co - nie mam pojęcia. Prawnik, starszy już pan, jest zdania, że matka chce wymóc na babce, żeby pieniądze dla mnie wypłaciła babka ( :shock: ). Podjął się mediacji, chce skłonić moją matkę, by przyjechała do babki, chce tam zorganizować nasze spotkanie. Nie wiem, czy to coś da, raczej wątpię, ale skoro starszy pan tak uważa, to niech działa - ja się tam stawię, jeśli spotkanie dojdzie do skutku.
Ale najważniejsze, że moja firma będzie mogła jeszcze istnieć, choć przy zmienionej formule! Trochę będę musiała jeszcze pokombinować z kontem bankowym, ale - tak!! Jeśli dobrze pójdzie, i nic się nie zawali, firma na nowych zasadach będzie mogła zapewne funkcjonować przez najbliższy rok, kiedy to mają wejść ponoć nowe przepisy dotyczące ZUS, i będzie można przywrócić jej normalne prawnie działanie. :radocha:

smokooka - Wto 03 Sty, 2017 14:22

Jezu! To ewidentnie znaczy że masz ŻYĆ i że coś dobrego niebawem się zdarzy!

Ania, same dobre wieści :radocha:

AnnaEwa - Wto 03 Sty, 2017 15:00

smokooka, wzrusza mnie Twój entuzjazm! (i dziękuję, poważnie!).
Można rzec, częściowo go podzielam, bo uratowanie firmy było dla mnie najważniejsze, i jest.
Co do działań mojej matki wobec babki, nie jestem taką optymistką, jak pan mecenas, by sądzić, że ma to jakieś racjonalne podstawy i jakiś ekonomiczny cel - wg mnie to wyłącznie public relations, mające tylko utrącić ewentualne wątpliwości rodzinnej opinii publicznej, kto tu jest not fair (młodzi mówią na takie działania "kręcenie afery"). Pożytku z tego żadnego nie będzie, i byleby tylko babcia na zawał nie zeszła.
Powiem tak: COŚ zdarzy się na pewno (mnie to się ciągle coś zdarza, nie zauważyliście?), a czy dobrego, to zobaczymy. Powiedzmy, że moja życiowa postawa to "optymizm sceptyczny" :mgreen:

Niewątpliwie fajnie, że żyję. Dobrze jest sobie czasem przypomnieć, że to się czasem raptownie zmienia.

Klara - Wto 03 Sty, 2017 15:15

AnnaEwa napisał/a:
mnie to się ciągle coś zdarza, nie zauważyliście?

Zauważyliście :tak:

Cokolwiek się u Ciebie dzieje na tych niebezpiecznych wirażach, trzymaj się ciepło i krocz najspokojniej jak się da! :buziak:

AnnaEwa - Pią 13 Sty, 2017 09:29

Znów wywiad dzisiaj, muszę podjąć dziennikarkę w nieogrzewanym sklepie (rozsadziło instalację podczas mrozów). Nie wiem, po co właściwie.
Sprzedaż przez internet ustała zupełnie, ostatnie zamówienie z przedwczoraj, na 18.50 zł.
Rozsyłam CV, zobaczymy, czy coś z tego będzie.
Matka śle po rodzinie i do mojego adwokata pisma, że musi sprzedać mieszkanie i iść pod most, by zaspokoić moje żądania.
Przyszło niezrozumiałe pismo ze skarbówki, że mam podać składowe spadku wraz z dokumentami poświadczającymi własność. Mam na to dwa tygodnie. Będzie to raczej trudne, jako, że nie widziałam spadku na oczy (oprócz mieszkania) i znam go jedynie ze słyszenia. Urząd skarbowy wykonuje postanowienie sądu sprzed półtora roku - adwokat zdziwiony, twierdzi, że to oznacza, że ktoś wniósł o podział spadku, i to zaraz po śmierci mojego ojca. Matka twierdzi, że to nie ona, ja przecież też nie... Mam braciszka? albo siostrzyczkę? :mysli:
Wyczułam guz pod lewą pachą, nie wiem, czy to powiększony węzeł chłonny, czy insza inszość. Trochę bolesny. Badania krwi zrobiłam, USG mam na 26-go.
Nie wiem, z czego zapłacę adwokatowi.
Nauczyłam się robić skręty z gazety, instruktaż z wojennych filmów rosyjskich bardzo pomocny, polecam.
Mam naprawdę dość. Z niejaką nadzieją myślę o tym guzku, tylko, żeby to nie trwało latami...

AnnaEwa - Pią 13 Sty, 2017 10:57

Zastanawiam się, co robię źle? Dlaczego w miejsce jednego rozwiązanego problemu pojawiają się natychmiast ze trzy inne?
Ma ktoś jakiś pomysł?
Czy to się kiedyś skończy?
Może poprawa mojej sytuacji jest zaraz za rogiem, tylko muszę jeszcze trochę dłużej robić to wszystko, co robię, a będą efekty?
Czy może po prostu usiąść i tak siedzieć, i przestać robić cokolwiek, jak radzi filozofia zen? nie działać, i samo się rozwiąże, tak czy siak?
Czy ja popełniam jakiś błąd systemowy? albo błędy? w czym szukalibyście rozwiązań, będąc na moim miejscu? co jeszcze mogę zrobić?
Czy to przeznaczenie i jestem jakimś męczennikiem, i tak ma być, bo to wynika z boskich planów, albo ze statystyki, bo na kogoś musi wypaść?

pietruszka - Pią 13 Sty, 2017 13:09

AnnaEwa napisał/a:
Czy ja popełniam jakiś błąd systemowy? albo błędy?

kiedy siedziałam głęboko we współuzależnieniu toi też miałam takie chwile, że myślałam że wszystkie siły zła się na mnie uwzięły. Dopóki tylko szukałam winnych czynników zewnętrznych (rodzice, partner, klienci, pracodawca, świat, który mnie nie docenia) to byłam w czarnej ***. Tak jakbym przyciągała te złe moce, pozwalając się im panoszyć w moim życiu.
Czy naprawdę teraz żyję lepiej? Na pewno pełniej. Finansowo wcale nie jest lepiej, wiele spraw jest nawet trudniejszych niż kilkanaście lat temu. Tyle, że... nie czuję się już łódeczką targaną przez szkwał. Częściej sama steruję, czasem pozwalam się oddać wiatrowi a niech mnie prowadzi w nowe ciekawe miejsca. Mimo wszystko mam poczucie wyboru a zarazem odpowiedzialności. Za wiele decyzji w swoim życiu odpowiadam, mogłam wiele spraw ułożyć inaczej. Ale Ok. To już było. Już nie szukam winnych. Przeszłość już nie istnieje. Jest tu i teraz. Dziś mam już większe poczucie wyboru. Na przykład jeśli na przykład praca w pełni mnie nie satysfakcjonuje, to jest mój wybór - szukam innej, narażając się na ryzyko nowego, nieznanego, zostaję w starej doceniając jakie takie minimum bezpieczeństwa finansowego, otwieram nową działalność gospodarczą, biorąc na barki wszelkie niegodności z tego wynikające (a znam te uroki). Mogę też się realizować pozazawodowo, a pracę traktować tylko jako źródło minimum socjalnego. Mogę też rzucić wszystko w pieruny, palcem wybrać miejsce na globusie i się tam udać. A co? Nie mogę? Wybieram... Mogę wybrać... Wciąż mogę wybierać...
Życzę Ci Anno Ewo, żebyś też umiała przekuć dzisiejsze trudne czasy na wewnętrzną siłę na przyszłość. Żebyś przestała się czuć ofiarą zewnętrznych okoliczności, a doceniła swoją siłę, kreatywność i moc sprawczą.
Większość złego fatum same sobie ściągamy na łeb błędnymi decyzjami. Jednak nie myli się tylko ten, który nic nie robi. Ważne by się uczyć na swoich błędach, i podnosić się i wciąż mieć pasję do życia.

AnnaEwa - Pią 13 Sty, 2017 13:31

pietruszka, właśnie to jest tak, że podejmuję jakąś decyzję, ponoszę jej konsekwencje negatywne, a pozytywnych jakoś nie widać. A przecież te decyzje są przemyślane, i w zasadzie nie żałuję żadnej. Wiedziałam, robiąc, i wiem teraz, że były dobre. Albo najlepsze z możliwych. Zwracając się do rodziny o spłatę, wiem, robiłam dobrze - ale nie osiągnęłam efektów (oprócz kosztów na adwokata). Nic nie uzyskałam, oprócz szykan i wiedzy, w miejsce podejrzeń, kim dla rodziny jestem. Nie osiągnęłam celu zasadniczego, problem finansowy pozostał i będzie sobie rósł.
Przecież zrobiłam, co mogłam, by ocalić firmę, i udało się znaleźć rozwiązanie. Ale ona nie zarabia. Na pewno nie służy jej ta szamotanina (zmiana regulaminów itd.), ale nie mogę tego zrobić szybciej. Więc - znów: robię dobrze, ale co z tego.
Nie wiem, może jestem po prostu... głodna.
Może jestem po prostu skrajnie zmęczona.
Nikt mnie już nie okrada, nikt mi nic nie zabiera, a i tak nie mogę na siebie zarobić.
Podejmuję decyzje, dobre, a za każdym razem jest gorzej, niż było - no, przecież to jest wbrew logice :krzyk: Nie kumam 8|
Może to jest po prostu punkt zerowy? :mysli:

pietruszka - Pią 13 Sty, 2017 14:05

AnnaEwa napisał/a:
Nikt mnie już nie okrada, nikt mi nic nie zabiera, a i tak nie mogę na siebie zarobić.

No bo są trudne czasy... n (chociaż jak patrzę sobie z dystansu z perspektywy rożnych epok historycznych to ... pokora mi się włącza. Zawsze może być gorzej, choć lepiej by tak nie było... )

Wiesz, co mi ostatnie lata uświadomiły? Ze własna firma jest od zarabiania, od realizowania pasji jest czas poświęcony pasji. Owszem... byłoby fajnie móc to połączyć, ale to udaje się nielicznym od razu, czasem po wielu latach może się okazać, że pasja też zacznie przynosić zyski. Zdobywanie środków do życia ma mało wspólnego z romantyzmem. Wpierw lepiej wrzucić coś do gara, jakiś lach na grzbiet, prąd, ogrzewanie, dach nad głową, a potem myśleć o samorealizacji. Nie zaspokoisz potrzeb wyższych, zanim brutalnie nie zaspokoisz podstawowych. :bezradny:

A jak życie mi kłody podkłada? Dziś myślę, że to cenne doświadczenia, że to jest zawsze po coś, właśnie takiej lekcji życiowej dziś potrzebuję, by kiedyś uniknąć gorszych błędów, a może by komuś pomóc. Widać mam coś do przerobienia. I wcale to nie oznacza, że mam bezczynnie czekać na rozwój wypadków... chociaż czasem to niedziałanie jest rozsądnym wyborem.
Trudno jest to opisać w słowach... kiedyś często topiłam się, szamocąc się,walcząc z prądem. Dziś czasem (kiedy nie mam sił i walka jest zbyt ciężka) daję się tez poprowadzić rzece, z ufnością, może będzie inny brzeg, płycej będzie, jakiś konar, którego dam radę się chwycić? Nigdy nie wiesz, co jest za zakrętem?

biegnacazwilkami - Pią 13 Sty, 2017 14:15

AnnaEwa napisał/a:
Podejmuję decyzje, dobre, a za każdym razem jest gorzej, niż było - no, przecież to jest wbrew logice :krzyk: Nie kumam 8|

Może za blisko patrzysz?Nie ogarniasz całości czynników jakie mają wpływ na Twoje/moje /nasze życie codzienne? Gdy się patrzy z bliska widać tylko jakiś wycinek całości, więc poleć wysoko na jakąś planetę, np Wenus...spójrz z dala na kulę ziemską, poszukaj, acha, to jest ona, nasza Ojczyzna, Polska....a tam w małej miejscowości Ty, AnnaEwa, rozejrzyj się wokoło, komu powodzi się lepiej, komu gorzej i dlaczego?
Mam w swojej rodzinie najbliższej różne zdania na temat sytuacji jaka jest w Polsce, ci co nie ryzykowali swego majątku, czyli budżetówka, urzędnicy, pracownicy ci są zadowoleni i będą do upadłego bronić swego statusu...pod hasłami tzw demokracji.Ci co poszli na ryzyko,, zakładali małe firmy ,zaryzykowali swoim majątkiem, omal nie zginęi, nie zgonęliśmy, ale jeszcze kto wie, jak się to zakończy.Z 150 tys urzędników jaką zostawił PRL, mamy blisko milion urzędników, na czyim to jest utrzymaniu?Dobrze wykształceni młodzi ludzie , koszty ich wykształcenia poniesłi rodzice i ojczyzna, zamiast kreować mądrze rzeczywistość w swoim kraju, robią na obcych.To my, emeryci, renciści i garść podupadłych firm tworzymy 75% budżetu w naszym kraju, a z tego budżetu np dobrze opłacani posłowie opozycji bawią się dobrze w Sejmie i poza nim.Polityka gosodarcza minionego okresu zniszczyła wszelką chęć do działania naszego pokolenia.To się teraz nawołuje młodych:załóż firmę(głupku!) a my cię oskubiemy....dostaniesz dotacje unijne(ile procent zwrotu?)Tymczasem na 1000 osób kreatywnych, zdolnych do inicjatywy gospodarczej(w stabilnym kraju) jest może 10%.Teraz, gdy gospodarka jest zrujnowana, wszyscy powinni iść na samozatrudnienie, urzędnicy, posłowie, nauczyciele, powinni zobaczyć jak to jest gospodarzyć na swoje dochody za swoje pieniądze.To jest przyczyna twoich kłopotów Ewo.I moich. Beztroskie wpuszczenie obcego towaru na nasz rynek nie wystarczyło, teraz będzie walka o rynek ukraiński, ogromny teren do zdobycia...bo u nas już każda sprzataczka ma po 5 komórek, przed każdym domem stoi po 5 samochodów, każdy młody ma po kilka laptopów i tabletów...trzeba iść dalej na wschód...masz blisko, może i ty się przyjrzyj w tym kierunku?

rufio - Pią 13 Sty, 2017 16:16

biegnacazwilkami napisał/a:
.Teraz, gdy gospodarka jest zrujnowana,

Masz racje teraz .
biegnacazwilkami napisał/a:
.

Polityka gospodarcza minionego okresu zniszczyła wszelką chęć do działania naszego pokolenia.

A obecna polityka dobija tych którzy jeszcze cos chcieli .

AnnaEwa - Pią 13 Sty, 2017 16:42

biegnacazwilkami napisał/a:
Może za blisko patrzysz?Nie ogarniasz całości czynników jakie mają wpływ na Twoje/moje /nasze życie codzienne?
Nie, nie patrzę za blisko. Wiem. Wiem to, tylko człowiek się głupio łudził, ze się prześlizgnie, że mu się uda. Że "kto nie da rady, JA nie dam rady?!", że "własną pracą" i tak dalej...
biegnacazwilkami napisał/a:
masz blisko, może i ty się przyjrzyj w tym kierunku?
Blisko to ja mam na Białoruś. Zresztą, gdybym była w gronie tych, co mogą zarobić na Ukrainie, to całe to pisanie byłoby bezprzedmiotowe.
Nie mam rodziny, nie mam zaplecza, nie mam przyjaciół, nie jestem już młoda. Nie zacznę od nowa. Nie ma za co. I chyba już mi się nie chce sprawdzać, co jeszcze za zakrętem - bo nie będzie lepiej. Mam dość tych wezwań, pogróżek, pism. Mam dość udawania w sklepie, że widocznie przelew nie przeszedł. Mam dość pytań "co u ciebie?". Mam dość skarżenia się Wam. Nie będę czekać, aż będzie gorzej.
No, kurcze, może czas sobie powiedzieć "Trudno, nie wyszło". "Nie udało się".
Może pora wziąć to "na klatę" jak mężczyzna :)

Tajga - Pią 13 Sty, 2017 17:02

biegnacazwilkami napisał/a:
ci co nie ryzykowali swego majątku, czyli budżetówka,

Popatrz biegnąca na temat z innej strony.
Trzydzieści siedem lat pracuję w budżetówce, nie miałam ( a nawet bym nie chciała)
możliwości otwierania czegoś własnego.
Mieszkam w wielkim mieście, i żadne agroturystyki, kurniki, sklepiki, nie wchodziły w grę.
Mogłam rzucić pracę i ulec chorym fantazjom męża ( byłego) i otwierać jakąś knajpę,
dołączyłabym do sporego grona sfrustrowanych, zadłużonych, beznadziejnie smutnych i nerwowych ludzi. Nie ubliżając nikomu, ale takie są fakty :(
Pracując w budżetówce nie mam co prawda kokosów, ale mam spokojny sen.
Mogłam trzy lata temu wejść do banku i wyjść z kredytem ( złotówkom, bo zarabiam w złotówkach), wszystko dlatego że budżetówka, że czas nieokreślony, że zatrudnienie w jednym zakładzie od 1980 roku.
Troche pieniędzy miałam, trochę rodzic dołożył + kredyt i kupiłam mieszkanie, które w tej chwili jest warte trzy razy tyle ile za nie dałam.
Mieszkanie wynajęłam, kredyt się spłaca, i jeszcze zostaje sporo, plus oczywiście
pensja w budżetówce :mgreen:
Cokolwiek się robi, trzeba robić z głową i mierzyć siły na zamiary :bezradny:
biegnacazwilkami napisał/a:
ci są zadowoleni i będą do upadłego bronić swego statusu

Nie narzekam.
biegnacazwilkami napisał/a:
pod hasłami tzw demokracji.

Fakt, jest tak zwana demokracja.
biegnacazwilkami napisał/a:
To się teraz nawołuje młodych:załóż firmę(głupku!) a my cię oskubiemy....dostaniesz dotacje unijne(ile procent zwrotu?)

Natomiast córka jako że nie nadaje się do tego by mieć nad sobą osobę decyzyjną, założyła sobie firmę, na razie jednoosobową.
Dostała dotację BEZZWRTONĄ z Unii, i pracuje na swoim, w zawodzie który zawsze
będzie Jej zapewniał chleb, nawet z czymś dobrym na wierzchu ;)
I to wszystko za czasów tak opluwanej PO.
W budżetówkach też ktoś musi pracować :bezradny:

pietruszka - Pią 13 Sty, 2017 17:02

Koniec starego to początek nowego.
biegnacazwilkami - Pią 13 Sty, 2017 17:33

Tajga napisał/a:
W budżetówkach też ktoś musi pracować :bezradny:

Właśnie o tym piszę, o tym garbie na ciele społeczeństwa pt urtzędnicy, pracownicy budżetowi. Dokładnie tak jak opisałaś, w swej szczerości, dziekuję... żyje ta armia na koszt nas, małych firm , rolników i emerytów i rencistów. Tymczasem tak jak sobie spokojnie, bezpiecznie żyje budżetówka, żyliśmy w PRL-u wszyscy. Skoro ktoś miał siłę zmienić ustrój, pozbawić społeczeństwo, zwłaszcza młodzież, pracy, która za PRL była obowiązkiem, nie przywilejem, to dlaczego nie dla wszystkich dziś jest jednakowe ryzyko i brak bezieczeństwa?Może i Ciebie i innych pracowników pozbawić tego poczucia ciepełka?Spokoju?Bezpieczeństwa?Tych plusów posiadania umowy o pracę, kredyt w każdej chwili dostępny?A weź sobie załóż działalność, pt Usługi Biurowe powiedzmy?Zapłać co miesiąc 1200zł ZUS gdy nie masz nawet na chleb?A może idź do Pośredniaka poszukać zleceń?Własnie o tym piszę, że zamiast 150tys urzędników mamy ich na plecach dziś 6x tyle.A miejsc pracy to jak, przybyło czy ubyło?Jestem mgr chemii, nie uczyłam się by kury hodować, jak o tym mowa.Jestem tu bo były inne powody i radziliśmy sobie bardzo dobrze do roku 1990, nawet jeszcze w latach dziewięćdziesiątych.Wejście do Unii, wpuszczenie zachodnich korporacji i ich towaru, bezkrytycznie wprowadzanie w życie unijnych dyrektyw, brak ochrony rodzimej produkcji, to tylko część przyczyn obecnego stanu. Dziś urzędnik w dodatku jest nauczony nic nie robić, co mogłoby mu zaszkodzić, a więc po pierwsze patrzy, czy musi załatwić daną sprawę, ech, szkoda gadania. Wszyscy powinni mieć jednakowe szanse na pracę, jednakowe obciążenia.A już na pewno nie powinni wypowiadać się na temat co dla nas, małych firm jest dobre ci, co nigdy nie zhańbili się żadną działalnością.A pożyj sobie za 250zł/m-c z Opieki społecznej, to się dowiesz ile co kosztuje jeden z drugim.
Cytat:
Koniec starego to początek nowego.

I tu masz rację, tyle że zapewne masz na mysli coś innego niż ja. Na pewno idzie nowe, cieszę się, że może zobaczę to nowe na własne oczy. Moja Mama 2 wojny przeżyła, zabory i dwa ustroje, w trzecim zmarła, dziwiąc się, jak to jest by robotnik nadstawiał własną pierś,by zaprowadzić zpowrotem skompromitowany już na początku wieku XX kapitalizm. A była wykształconą osobą. Nie wiem, jak nazwie się nowy ustrój społeczny, na pewno podział na lewicę i prawicę jest anachroniczny, przestarzały, nie można dziś tak dzielić ludzi. Trzeba wziąć co dobre z każdej epoki społecznej i na pewno położyć kres temu nierównemu podziałowi dóbr. Mądrym i wykształconym to nie wychodzi to niech zwyciężą ci z kijami.

rufio - Pią 13 Sty, 2017 17:45

biegnacazwilkami napisał/a:
na pewno podział na lewicę i prawicę jest anachroniczny, przestarzały, nie można dziś tak dzielić ludzi.

Ano nie można dzis w Polsce dzieli sie ludzi na
-pierwszy sort ( lepszy )
- drugi sort ( gorszy )
- katolik ( dotacja )
- niekatolik ( trzeba oddac nawet co nie wziął )

Tajga - Pią 13 Sty, 2017 17:48

biegnacazwilkami napisał/a:
Może i Ciebie i innych pracowników pozbawić tego poczucia ciepełka?Spokoju?Bezpieczeństwa?Tych plusów posiadania umowy o pracę, kredyt w każdej chwili dostępny?

Dlaczego?
Dlatego że kiedyś się poszło do pracy państwowej?
Też mogłaś, ale jak sie chciało co innego, to teraz się pluje jadem na wszystko co sie rusza?
Ktoś Ciebie zmuszał o własnej działalności?
Aaaa rozumiem, za PRL były PGR i wszystko było za darmo na lewo, z tyłu magazynu..dobrze żarło i zdechło? stąd ta gorycz?
biegnacazwilkami napisał/a:
A pożyj sobie za 250zł/m-c z Opieki społecznej, to się dowiesz ile co kosztuje jeden z drugim.

Nie muszę, ale był taki epizod w moim życiu, co prawda bez Opieki Społecznej.

smokooka - Pią 13 Sty, 2017 18:09

Dobra AnnaEwa, od porad ekonomicznych są mądrzejsi a Ty mi powiedz, co to za guz pod tą pachą, Ę? I niby co takiego miałby on CI załatwić, bo tak jakoś dziwnie zrozumiałam wypowiedź o nim :nono: U lekarza była? Badała? Usg zrobione? Pacha czy cycuś? No do raportu mnie tu!
pietruszka - Pią 13 Sty, 2017 18:45

biegnacazwilkami napisał/a:
tyle że zapewne masz na mysli coś innego niż ja.

tak... zupełnie coś innego... ja nie chcę być ofiarą zewnętrznych okoliczności. Będę dobra, będę miała świetny pomysł, dobre wyczucie rynku, włożę sporo pracy i nie będę przy tym bujać w obłokach, to poradzę sobie na rynku POMIMO niesprzyjających okoliczności gospodarczo-spoleczno-politycznych. Pochodzę z rodziny, gdzie od pokoleń utrzymywano się z bycia na swoim. Moi przodkowie to w większości kupcy i rzemieślnicy. Udało im się lepiej, czy gorzej przeżyć mimo wojen, zaborów, epidemii, zawieruch ekonomicznych i politycznych. Kryzysy, które zabierały im całe dorobek życia. Sama większość życia zawodowego spędziłam na swoim. Teraz mam etap pracy u kogoś. Wybrałam jakiś tam sposób na dziś. Jutro może będzie gdzie indziej. Mam za sobą i lata działalności gospodarczej w kilku branżach, i kontrakt menadżerski, i pracę na umowę zlecenie na bandyckich warunkach i teraz pracę na etacie. Jutro być może znów otworzę działalność gospodarczą. Życie jest pewną zmienną. Majątek jest pewna zmienną. Ważne być mieć w swoim życiu coś co jest stałe. I pewnie dla każdego będzie to coś innego...

AnnaEwa - Pią 13 Sty, 2017 18:54

smokooka, nie wiem, co to. Wielkości fasoli. Trochę boli.
smokooka napisał/a:
Pacha czy cycuś?
Tak na krawędzi jednego i drugiego. Nie wiem, co to - może węzeł chłonny? a może nie?... USG mam na 26-go, czeka się prawie miesiąc. Poszłam w grudniu do lekarza, bo mnie bolą dziwne miejsca w brzuchu, i dostałam skierowanie na USG jamy brzusznej, morfologię, cukier... Badania zrobiłam, na USG czekam, a w międzyczasie wymacałam to coś pod pachą - gdy będę miała USG poproszę, żeby tam też przejechali, może się zgodzą przy okazji. Bo jak nie, znów będę czekać miesiąc.
smokooka napisał/a:
tak jakoś dziwnie zrozumiałam
Tak, mam takie myśli. I bardziej radykalne też mam.
Dziś miałam.
Ale - nie, jeszcze nie tym razem. Jeszcze nie wszyscy Joms-Wikingowie zginęli, jak powiada Dobra Księga. Nie będę się zabijać, skoro tyle sił chce mnie ukatrupić - po co się dublować? Poza tym, tyle załatwiania, testament, kasowanie sms-ów, maili i tak dalej... Nie tym razem :)

Tajga - Pią 13 Sty, 2017 19:00

AnnaEwa napisał/a:
Poza tym, tyle załatwiania, testament, kasowanie sms-ów, maili i tak dalej...

zczc Psy to co???
Bym Cię chyba zabiła 8|

smokooka - Pią 13 Sty, 2017 19:02

AnnaEwa napisał/a:
Nie tym razem
no ja myślę! Nie sądzę żeby to było "to" bo bolesne raczej nie bywa ale pełna diagnostyka w fachowym miejscu zawsze konieczna. Fachowym tzn nie żeby ginekolog to oglądał a spec od cycuszków. Najlepiej onkospec, bo on wie co widzi naprawdę. Pewnie węzeł po infekcji się postanowił ujawnić.
A głupie myśli to wiesz, wybi sobie z głowy, nie tak łatwo na raka zejść jakby się mogło wydawać.

staaw - Pią 13 Sty, 2017 19:14

smokooka napisał/a:
[ spec od cycuszków. .

Niestety w seiczento letnie opony mam, więc termin raczej odległy... :bezradny:

AnnaEwa - Pią 13 Sty, 2017 19:15

Cytat:
Bym Cię chyba zabiła 8|
:rotfl: Kilkukrotnie proszę! :rotfl:
Masz rację. Sprawa psów jest kluczowa :tak:
smokooka napisał/a:
nie tak łatwo na raka zejść jakby się mogło wydawać.
Tak, zwłaszcza w mojej rodzinie. Większość miewała raka, i większość zdążyła zejść w międzyczasie ze starości, a jeden wujek w wieku lat 98 zaniedbał zapalenia płuc - raka żołądka mając od lat dwudziestu, zresztą go nie lecząc. Postanowił też, idąc za ciosem, nie leczyć zapalenia płuc... :wysmiewacz:
Sorry, mam trochę wisielczy dziś humor.

rufio - Pią 13 Sty, 2017 19:35

Lepiej wisielczy niz żaden .
Ja bankrutowałem trzy razy cztery razy sie podnosiłem czwarta firme zamknałem juz sam teraz robie na etacie - do du** etat ale co m-c dostaje co nieco i rozgladam sie za czyms innym za czym jeszcze nie sprecyzowałem - co sie wymyśli jeszcze mi sie chce wymyslac chyba , że zanim wymyśle to i sie odechce a wtedy zostane przy tym co mam .

rufio - Pią 13 Sty, 2017 21:29

Za czasów PO dotacje z unii również były bezzwrotne pod jednym warunkiem - rok firma musi istnieć i miec udokumentowane wydatki i z tego co wiem dalej to obowiązuje .
Margo jeszcze jedno nie ma żadnego znaczenia jaka opcja rządzi - dofinansowanie podlega dyrektywom unijnym i żadna " dobra czy nie dobra zmiana " nie ma nic do gadania , no chyba , że ci idioci wystapia do unii o zmiane dotacji co nie jest nie możliwe i cos juz jest na rzeczy tak jak w sprawie przemocy w rodzinie .

pterodaktyll - Pią 13 Sty, 2017 21:51

Tak na marginesie.......jaki właściwie wpływ mają rządy pisu czy po na problemy egzystencjalno-psychiczne AnnyEwy? :mysli:
Klara - Pią 13 Sty, 2017 22:05

pterodaktyll napisał/a:
.jaki właściwie wpływ mają rządy pisu czy po na problemy egzystencjalno-psychiczne AnnyEwy? :mysli:

Gdyby tak chcieć wyłuskać posty z wzmiankami o rządach dwóch skłóconych plemion, to obraz całości zostałby zaburzony, bowiem autorki/autorzy odnoszą się do problemów finansowych AnnyEwy które mają związek z kondycją Jej firmy, co z kolei wpływa na stan zdrowia naszej Koleżanki.

Taki wniosek wysnułam z przemyśleń nad tym, czy tego wątku w jakiś sposób nie "wyczyścić" ceewd

pterodaktyll - Pią 13 Sty, 2017 22:13

Klara napisał/a:
posty z wzmiankami o rządach dwóch skłóconych plemion,

Jesteś normalnie cudowna Klaro :buziak:

skłócone plemiona.....tak, to jest to!!!!! :radocha:

:rotfl: :rotfl:

Mała - Nie 15 Sty, 2017 20:12

AnnaEwa napisał/a:
Mam dość pytań "co u ciebie?"
:milczek: dobrze, że najpierw przeczytałam, zanim głupio zapytałam ;)
Kiedyś, gdy byłam w podobnym stanie jak Ty - rozwyłam się przyjacielowi w telefon: "Ja nie mam siły!!!!!!! Chciałabym, ale już nie mam siły............. :beczy: "
Wiesz co mi powiedział? Coś, co mnie zatkało..."Jeśli nie masz siły, usiądź, odpocznij...tylko nie wracaj i nie cofaj się do tyłu, nie odwracaj się..."
Był wtedy w podobnym stanie psychicznym jak ja (wtedy o tym nie wiedziałam), ale...uparcie słuchał mojego ustawicznego wycia przez telefon. Dziś wiem, że gdyby nie te słowa - wróciłabym do starego zycia. Bo już nie widziałam innego rozwiązania. I to byłoby najgorsze, co mogłabym zrobić.
Dziś wiem, że to wszystko musiało pier... z hukiem, żeby pojawiła się szansa na coś nowego.
Ale to BYŁO PIEKIELNIE TRUDNE! Aniu - zrobiłaś, co tylko było możliwe w Twojej sytuacji. Może pozwolisz sobie teraz chwilę odpocząć? :pocieszacz:
(tak na marginesie - jesteś BARDZO silna. Ale czasem nawet najwięksi siłacze muszą odpocząć :) )
trzymam :kciuki: , żeby za tym piekielnym zakrętem była wreszcie dla Ciebie prosta droga :buzki:

biegnacazwilkami - Nie 15 Sty, 2017 21:37

AnnaEwa napisał/a:
Tak na krawędzi jednego i drugiego. Nie wiem, co to - może węzeł chłonny? a może nie?... USG mam na 26-go, czeka się prawie miesiąc. Poszłam w grudniu do lekarza, bo mnie bolą dziwne miejsca w brzuchu, i dostałam skierowanie na USG jamy brzusznej, morfologię, cukier... Badania zrobiłam, na USG czekam, a w międzyczasie

Wiesz co, czekasz już dość długo to wyegzekwuj,ale w takich sytuacjach nie czeka się ,tylko skrobie ostatnie 150-200zł i się idzie natychmiast prywatnie do dobrego lekarza. W sprawie guzków pod pachą, to mam takie nie za dobre doświadczenie, że pod pachą węzły chłonne powiększone oznaczają kłopoty zupełnie gdzie indziej, np rzeczywiście w piersiach. Jeden węzel to jeszcze nie panika, ale lekceważyć nie wolno. Mammografia, badania ginekologiczne, to masz załatwione? Spokojnie, bez strachów, już 16-ty rok chodzę na kontrole, biopsie, wycinanie guzków i ZTH, idzie się przyzwyczaić. Początkowo faktycznie panika, dopiero w kolejce w poradni onkologicznej się zobaczy, że wiele innych kobiet żyje z gorszymi niż mój problemami i w dodatku wiele młodych dziewczyn. Dobry lekarz to podstawa. Będzie dobrze:)

AnnaEwa - Pon 16 Sty, 2017 08:03

biegnacazwilkami, dziękuję! Niestety, dawno już nie mam żadnych ostatnich 150 zł... Nie panikuję, nawet za bardzo o tym nie myślę - będzie, co ma być. Mammografii mi nie zlecono, do ginekologa pójdę wtedy, kiedy mam USG, bo w moim mieście nie ma. 8|
biegnacazwilkami - Pon 16 Sty, 2017 12:29

Kolej rzeczy w przypadku kobiet (zwłaszcza w okresie menopauzy) jest następująca:ginekolog. U mnie był to niestety ostatni lekarz do jakiego poszłam z moim guzkiem pod piersią,wczesniej odbyłam blisko roczną wędrówkę po wszystkich innych specjalizacjach(guzy w stawach na dłoniach i nogach tak bolesne, że w kapciach tylko chodziłam, bóle kręgosłupa...itd)-stres i brak równowagi hormonalnej,ale stres przede wszystkim.Liczne prześwietlenia wykazały, że brak podstaw do jakichkolwiek chorób, nerwica wegetatywna? Palpitacje serca owszem, były od dawna... Jednak dobry i to na NFZ ginekolog postawił mi prawidłową diagnozę, zlecił więc ZTH i badanie u kolegi ginekologa spec. od chorób sutka-tak się nazywa ten od piersi.Wyszło, że USG wskazało na guzki w piersi, więc kolejne badanie to mammografia i potem biopsja.Porządnie zrobiona prywatnie tym razem bipsja czyściła guzek na 2 lata, tak było przez chyba 7 lat. Cóż, nie bez znaczenia było to, że poznałam też ręce które leczą...obecnie chodzę już tylko co 4 lata. Ewa, u nas ginekolog prywatny za 150zł robi wszystkie badania poza mammografią, a więc badanie piersi palpacyjne(dłońmi), USG piersi i dołu i cytologię. Jak nie ma się kasy, to się zanosi coś do lombardu, kiedyś to odkupisz. Jesli dostaniesz skierowanie na mammografię, powinno być na cito.Ech, lepiej tematv rozgadać niż żeby rósł w głowie do niebotycznych rozmiarow. Moja bratowa jak odkryła guzek na piersi to pół roku sama się z tym gryzła, aż było za późno...a sprawdzasz sobie w kąpieli sama te swoje piersi?Wiesz, że to dość proste jest?Trzeba się namydlić porządnie...
AnnaEwa - Śro 25 Sty, 2017 18:40

Przed chwilą zadzwoniła moja matka. Zamierza spłacić mój kredyt.
Ale nie będzie tańca szalonych żółtych kropek, jak obiecałam - matka postanowiła sprzedać swoje mieszkanie, i z zaliczki zapłacić.
Czuję się obrzydliwie.

Dziś w sklepie nawiedziła mnie... pani kurator, ta, którą T. dostał po ostatniej rozprawie. Przyszła wypytać, co wiem o T. i jego obecnym życiu, oraz ostrzec mnie, że gdy go odwiedziła chwilę wcześniej, był mocno pijany - zasugerowała, że wyrażał się o mnie niepochlebnie. Powiedziała wprost, że gdyby pojawił się u mnie, mam się barykadować i od razu wzywać policję...

Ciężko mi.

staaw - Śro 25 Sty, 2017 18:42

:pocieszacz: :buziak:
Linka - Śro 25 Sty, 2017 19:02

Nie wiem co napisać AnnaEwa, :pocieszacz:
smokooka - Śro 25 Sty, 2017 22:53

Mam nadzieję że jesteś bezpieczna i że to były czcze pogróżki nawalonego który już o nich nie pamięta. Spłata kredytu z jakichkolwiek by nie było pieniędzy to jednak chyba dobra wiadomość... :pocieszacz:
biegnacazwilkami - Śro 25 Sty, 2017 23:25

AnnaEwa napisał/a:
Przed chwilą zadzwoniła moja matka. Zamierza spłacić mój kredyt.
Ale nie będzie tańca szalonych żółtych kropek, jak obiecałam - matka postanowiła sprzedać swoje mieszkanie, i z zaliczki zapłacić.
Czuję się obrzydliwie.

A to czemu czujesz się obrzydliwie? Jeszcze nic nie jest dotrzymane jak do tej pory, pisałaś w między czasie o różnych wcześniejszych reakcjach rodziny, zmieniali zdanie jak w kalejdoskopie, teraz też nie wiadomo, czy nie skończy się na wywołaniu u Ciebie poczucia winy....ale, bądźmy optymistami, poczekaj spokojnie na realizację w/w deklaracji swojej mamy, jeśli tak zrobi jak mówi, zastanowisz się jak "odsłużyć" tę jej dobroć, jak "odszczekać" wszystkie psy co na niej wieszałaś i co najważniejsze, jak stopniowo dać sobie szansę na powrót do rodziny(uczuciowy znaczy się) i vice versa..., dobrze jest nigdy nie zatrzaskiwać za sobą drzwi, bo nie wiadomo, co jutro przyniesie...ciesz się umiarkowanie z obietnicy spłaty kredytu i z tego, że być może myliłaś się co do swej mamy.A że sprzeda być może mieszkanie?Może za duże jest na samotną kobietę, kupi sobie mniejsze zapewne, wygląda na to, że bieda jej nie grozi, prawda? Tylko jakaś zmiana warunków życiowych, jesli przy tym zyska znowu dobre stosunki z córką, na stare lata jej się przyda.
A p. kurator zamiast straszyć cię agresją T, sama powinna zawiadomić dzielnicowego, żeby wezwał go na rozmowę.Co on ma w razie awantury, wyrok jakiś w zawieszeniu?To jak najszybciej niech go odwieszą, w więzieniu jest najlepsza terapia dla alko, znam jednego alimenciarza, notorycznego alko, prawie go wyleczyli z alko,prawie, bo za krótko siedział.
Spójrz sobie w oczy w lustrze,są bystre?No, to żyjesz na 100%, bierzesz na klatę i to co dobre i to co złe, pomyśl, że gdybyś akceptowała wyłącznie pozytywne zdarzenia i emocje, żyłabyś tylko połowicznie, oczy zgaszone, nuda wieje z każdego kąta, zero osobistego rozwoju...

AnnaEwa - Czw 26 Sty, 2017 17:16

biegnacazwilkami napisał/a:
bierzesz na klatę i to co dobre i to co złe, pomyśl, że gdybyś akceptowała wyłącznie pozytywne zdarzenia i emocje, żyłabyś tylko połowicznie

biegnacazwilkami napisał/a:
nuda wieje z każdego kąta
Ach, Biegnąca, ja bym się właśnie tak chciała ponudzić trochę :rotfl:
biegnacazwilkami napisał/a:
Co on ma w razie awantury, wyrok jakiś w zawieszeniu
Tak, ma wyrok w zawieszeniu. Pani kurator powiedziała, że jemu powiedziała, ze on ma się stawić u niej trzeźwy we wtorek. To ja jej na to, że nie wiem, po co ona mi to mówi, a ona mi na to, że dlatego, że jestem poszkodowaną w sprawie.
Dziś wpadłam na T. u starszej pani, do której poszłam pożyczyć siatkę drewna (skończyło mi się) - obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem i wykrzyknął "wstydu nie masz!". Przeżyję to jakoś ;)
biegnacazwilkami napisał/a:
poczekaj spokojnie na realizację w/w deklaracji swojej mamy
No, nie wiem. Matka chce, żebym najpierw podpisała notarialną zgodę na sprzedaż tego mieszkania. Myślę nad tym cały czas. Uważam, że sprzedaż mieszkania ma jakieś drugie dno, albo i kilka... Pomijając już to, że uważam, że to straszna głupota.
Mój kredyt to w gruncie rzeczy niewielkie pieniądze - dla mnie są duże, bo jestem niewypłacalna. Teraz wychodzi na to, że moja matka, wyrugowana przeze mnie ze swojego ukochanego mieszkania, które kosztuje pół miliona co najmniej, musi je sprzedać, żeby zapłacić mi 30 tys.? i kupować kawalerkę w bloku? a gdzie ona te antyki powstawia? :mysli: Poza tym, kurcze, czym innym jest, że ja się zrzekam współwłasności za te 30 tys., a czym innym jest sprzedaż całego mieszkania.
Bo coś mi się tak wydaje, że mój syn z synową za resztę pieniędzy chcą sobie wykończyć swoją 250-metrową hawirę... która formalnie jest synowej, bo ślubu nie mają, a mój syn dokonał fikcyjnej sprzedaży domu na nią.
I żeby za jakie dwa lata nie było tak, że mój syn mieszka z moją matką w kawalerce w bloku, ja mam z tego tyle, że jestem na zero, a w ekskluzywnej chacie, postawionej ze sprzedaży dwóch mieszkań, żyje moja była synowa z wnuczką, której nie mogę widywać...

Linka - Czw 26 Sty, 2017 18:21

AnnaEwa napisał/a:
Uważam, że sprzedaż mieszkania ma jakieś drugie dno, albo i kilka...

Mnie też coś się tu nie podoba.
Ale to Ty znasz wszystkie niuanse....
Tak czy siak, bez rozmowy z matką chyba się nie obejdzie.

biegnacazwilkami - Czw 26 Sty, 2017 19:14

AnnaEwa napisał/a:
No, nie wiem. Matka chce, żebym najpierw podpisała notarialną zgodę na sprzedaż tego mieszkania. Myślę nad tym cały czas. Uważam, że sprzedaż mieszkania ma jakieś drugie dno, albo i kilka... Pomijając już to, że uważam, że to straszna głupota.

Skoro tak, to już w ogóle nie wiem, czemu czujesz się ...itd...
Mowy nie ma o zniesieniu współwłasności, mieszkanie można sprzedać nawet jesi jest kilku współwłaścicieli. I tego się trzymaj.Coś pisałaś o podiziale spadku, pewnie to się za tym kryje,. Poczekaj co sąd zasądzi.

staaw - Czw 26 Sty, 2017 19:18

biegnacazwilkami napisał/a:
mieszkanie można sprzedać nawet jesi jest kilku współwłaścicieli.

A zadłużyć? Wziąć pożyczkę pod zastaw/ hipotekę?

(to mi sen z oczu spędza dopóki nie uzbieram na koszta zniesienia współwłasności)

AnnaEwa - Czw 26 Sty, 2017 19:31

biegnacazwilkami napisał/a:
Skoro tak, to już w ogóle nie wiem, czemu czujesz się ...itd...
- w pierwszym odruchu tak się czułam, jak to współuzależniona - dostałam "wyzwalacz" w postaci wzdychającego głosu w słuchawce "przemyślałam sprawę... nie ma innego wyjścia, muszę sprzedać moje mieszkanie, żeby wyciągnąć cię z twoich kłopotów... nie, nie dziękuj, nie ma o czym mówić, ciebie proszę tylko, byś podpisała notarialną zgodę jak najszybciej, bo już mam kupca, cóż, przeprowadzę się do kawalerki w bloku, wszystko jest już uzgodnione" - no więc wszystko mi zawyło w środku: ty nieudolna, przez nieudolność matka cierpi, jesteś zerem, zrujnowałaś rodzonej matce dorobek życia, a ona chce się poświęcić dla ciebie!". I tak mi wyło pół nocy, a w drugiej połowie nocy coś mi zaczęło świtać trochę logiczniej.
biegnacazwilkami napisał/a:
Mowy nie ma o zniesieniu współwłasności
- matka chce, żebym wystawiła notarialną zgodę na sprzedaż własności wspólnej, z nią jako pełnomocnikiem.
Tosia - Czw 26 Sty, 2017 21:21

AnnaEwa, Czytam i. ..smutek mnie ogarnia, dość masz problemów, wiec łączami ślę pozytywną energie :kwiatek: Pamietaj, po złych, przychodzi lepsze, tego serdecznie Ci zyczę.
biegnacazwilkami - Czw 26 Sty, 2017 22:17

staaw napisał/a:

biegnacazwilkami napisał/a:
mieszkanie można sprzedać nawet jesi jest kilku współwłaścicieli.

A zadłużyć? Wziąć pożyczkę pod zastaw/ hipotekę?

(to mi sen z oczu spędza dopóki nie uzbieram na koszta zniesienia współwłasności)


Współwłasność jest inaczej postrzegana przez banki i inaczej przez komorników. Pytasz raczej z punktu widzenia osoby bojącej się, że inny współwłaściciel weźmie coś pod zastaw swej części współwłasności, a to już nie jest takie proste.Przykład: moja córka wzięła kredyt na hipotekę domu którego jest włascicielką tylko w połowie,druga połowa należy do syna,kredyt poszedł zgodnie z umową kredytową na spłatę jednej z moich pozyczek i oto bank, nota bene zagraniczny, zażądał pisemnej zgody syna( nie uczestniczy w umowie kredytowej)na wpisanie do hipoteki domu (czyli współwłasności)tego zabezpieczenia kredytu.
I tak postąpi każdy bank i notariusz inaczej nie zrobi wpisu do hipoteki KS w dziale IV.
Inny przykład:jest kamienica, jest kilku współwłaścicieli, jeden z nich ma egzekucję komorniczą, komornik dowiedział się, że dłużnik jest współwłaścicielem nieruchomości i dokonuje wpisu-ostrzeżenia w dziale III KS, że toczy się egzekucja z wniosku takiego to wierzyciela wobec pana X. Kamienicy tymczasem nie licyttuje, ale z tym wpisem dom jest obciążony, nie można go sprzedać, bo z uzyskanych pieniędzy sąd najpierw zabezpieczy kasę dla komornika, o ile znajdzie się w ogóle jakiś kupiec.
Najlepiej więc spłacić resztę, jesli nie ma się wzajemnego zaufania.O ile się ma pieniądze poza tym, można stopniowo lub wziąć kredyt na hipotekę :) i spłacić.
Dodam, że banki niechętnie udzielają kredytów na hipotekę współwłasności.Komornicy to inna rasa ludzi, nie wybrzydzają, mogą nawet wszcząć egzekucję , wtedy współwłaściciele chyba mają prawo pierwokupu,ale tego nie wiem na pewno.

biegnacazwilkami - Czw 26 Sty, 2017 22:46

AnnaEwa napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
Skoro tak, to już w ogóle nie wiem, czemu czujesz się ...itd...
- w pierwszym odruchu tak się czułam, jak to współuzależniona - dostałam "wyzwalacz"

Czy ta historia jest prawdziwa, czy to jakaś praca na licencjacie Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pcimiu Dolnym?
Zakładając, że cała ta sytuacja jest prawdziwa, proponuję nie robić sobie psychoanalizy, tylko raczej poczytać coś z KC o spadkach, złożyć w odnośnym Sądzie wniosek o udostępnienie wszystkich dokumentów związanych ze spadkiem po ojcu, a następnie wykonaj wszystko co prawo przewiduje żeby uzyskac sądowy podział spadku. Każdy ze spadkobierców powinien dostać z sądu swój komplet dokumentów spadkowych. W ten sposób unikniesz domysłów czy telefon matki ma drugie czy trzecie dno. Nadmieniam, że sprzedaż masy spadkowej wymaga po pierwsze sądowej zgody na ową sprzedaż, po drugie, jesli to jest przed upływem 5 lat od nabycia spadku, zagrożona jest podatkiem od spadku, są trzy sytuacje gdy podatku można uniknąć.

AnnaEwa - Pią 27 Sty, 2017 11:09

biegnacazwilkami napisał/a:
udostępnienie wszystkich dokumentów związanych ze spadkiem po ojcu
- ja dokumenty mam, to znaczy - dokument. Bo wstępowałam w spadek drogą notarialną, i to jest ten dokument. W nim stoi, co spadek obejmuje.
biegnacazwilkami napisał/a:
wykonaj wszystko co prawo przewiduje żeby uzyskac sądowy podział spadku
- nie ma to sensu, ponieważ 1) mnie na to nie stać - takie postępowanie nie jest za darmo, 2) matka nie chce mnie spłacić z mojej części jako takiej, jak widać - i ja się nie dziwię, bo rzeczywiście w gotówce nie miałaby z czego. Ja jej proponowałam bardzo skromną ugodę, jedynie na zaspokojenie tego kredytu, a ona i tego nie chce zrobić.
Jak już się uparła, żeby mnie nie spłacać, to niech przynajmniej mieszka sobie w tym swoim mieszkaniu.
biegnacazwilkami napisał/a:
Nadmieniam, że sprzedaż masy spadkowej wymaga po pierwsze sądowej zgody na ową sprzedaż
- nie, ponieważ spadek został już przyjęty. Nie jest tylko podzielony.
biegnacazwilkami napisał/a:
jesli to jest przed upływem 5 lat od nabycia spadku, zagrożona jest podatkiem od spadku
- a widzisz, nie pomyślałam. Dodatkowy argument, żeby tego mieszkania nie spieniężać.
AnnaEwa - Pią 27 Sty, 2017 17:47

No przecież cholera mnie weźmie!...
Przyszedł dziś do sklepu drugi kurator T., tym razem miejscowy, społeczny (tamta była z sądu, z powiatu). "Wie pani, co T. robił we wtorek?" :shock: "Czy rozmawiała z panią pani kurator S.?" "A czy T. stawi się do kuratora w poniedziałek?"
- A SKĄD JA TO MAM WIEDZIEĆ, I PO CO???
"Bo teraz ja przez panią dostanę po uszach" - ??? :shock: - "Bo ja cały czas ślę raporty, że pan T. sprawuje się wzorowo, a tu takie buty..."
Hmm, jakie buty?... "Pani wie, że pan T. może pójść do więzienia? Co pani na to?"

olga - Pią 27 Sty, 2017 17:53

powiedzialas, ze noe masz z panem T. kontaktu i miec nie chcesz?
pietruszka - Pią 27 Sty, 2017 17:55

AnnaEwa napisał/a:
"Pani wie, że pan T. może pójść do więzienia? Co pani na to?"

a niech sobie idzie... dorosły jest...
ale Ciebie pan kurator w poczucie winy wpędza... a sam trzęsie portkami z powodu swojej niekompetencji, która tak właśnie wychodzi...
mechanizmy stare jak świat...

AnnaEwa - Pią 27 Sty, 2017 18:11

olga, ja o tyle mam kontakt z T., że to jest małe miasto, czasem na siebie wpadamy. Czasem on kręci się wokół domu, teraz wiem, bo poznaję po śladach na śniegu. Podejrzewam, że pan kurator wie nawet więcej ode mnie, bo wciąż mnie wypytują o ten wtorek, a ja nie wiem, czemu...
pietruszka, no właśnie o to mi chodzi. Gdyby na moim miejscu była jakaś kobita mniej "opancerzona", pewnie wycofałaby zeznania, albo nie złożyła na drugi raz. Mam znajomą, która została zgwałcona przez byłego męża, ze szczególnym okrucieństwem, zdecydowała się zgłosić sprawę, zeznawać... Po roku wszystkiego jej się odechciało. A facet nie siedzi, nie stracił nawet pracy - zasądzono 6 tys. odszkodowania, którego nigdy nie zapłacił i nie zapłaci.
Wiem, że T. odbył terapię antyprzemocową, pół roku temu. O czym zresztą pan kurator mnie poinformował skwapliwie i teraz. Nie wytrzymałam i zapytałam, czy nie ma wewnętrznego przekonania, że alkoholik powinien kontynuować terapię, antyalkoholową. "No, powinien" - ale ma pan świadomość, że na najbliższa terapia jest w mieście wojewódzkim? - "No, mam". Zapytałam, czy kuratorzy społeczni nie powinni czasem działać na rzecz otwarcia jakiejś terapii gdzieś bliżej, w najlepszym interesie swoich podopiecznych - odwrócił się i wyszedł. Sumując, chodzi mi o to, że może by się towarzystwo zajęło tym, do czego jest powołane i za co bierze pieniądze, a nie dodatkowym dręczeniem ofiar, toż to skandal jest.

staaw - Pią 27 Sty, 2017 18:14

AnnaEwa napisał/a:
może by się towarzystwo zajęło tym, do czego jest powołane i za co bierze pieniądze, a nie dodatkowym dręczeniem ofiar, toż to skandal jest.

Szkoda że jemu tak nie powiedziałaś.
Ale następnym razem masz już gotowca co powiedzieć natrętowi...

pietruszka - Pią 27 Sty, 2017 18:28

AnnaEwa napisał/a:
chodzi mi o to, że może by się towarzystwo zajęło tym, do czego jest powołane i za co bierze pieniądze, a nie dodatkowym dręczeniem ofiar, toż to skandal jest.

ano... świata nie zbawisz... niestety w tych służbach i urzędach niekoniecznie pracują najbardziej kompetentni... sporo jest takich, co to woleliby się nie męczyć... i dotrwać tak do emeryturki... jak Cię jeszcze raz najdzie, to postrasz złożeniem skargi... to się dopiero wystraszy...
dlatego najlepszą według mnie drogą dla wspóluzależnionej (szczególnie tych
Cytat:
mniej "opancerzona"
jest właśnie pójście na terapię, Al-anon... bo można się nauczyć, że można inaczej, że mają prawo do swoich praw, jak egzekwować swoje prawa,
No niestety... rzeczywistość mamy taką a nie inną... zmienia się nieco na lepsze... ale warto tez uczyć się, że magicznie działa żądanie podania numeru służbowego przez policjanta, który nie chce przyjąć zgłoszenia o przemocy domowej, ze ma się prawo złożenia skargi na niekompetentnego urzędnika, kuratora...

AnnaEwa - Pią 27 Sty, 2017 18:56

pietruszka napisał/a:
zmienia się nieco na lepsze
A właśnie, że zmienia się na gorsze: terapia była w powiecie, już zlikwidowali. Jeszcze pięć lat temu jeździły tu busy do Białegostoku, jeździło też coś do powiatu w weekendy - teraz tylko od poniedziałku do piątku ze 4, chyba, PKS-y. W weekend w ogóle nic nie jeździ. Nie ma jak dojechać na Al-Anon, bo nie będzie czym wrócić - no chyba, że ktoś ma samochód, ale ile współuzależnionych jest takich?
pietruszka napisał/a:
jak Cię jeszcze raz najdzie, to postrasz złożeniem skargi...
On wie, że jej nie złożę, bo jest kuratorem społecznym, a zawodowo szefuje w gminie w wodociągach, jak mi zrobi kontrol, że mam nielegalne szambo, to się nie pozbieram. I tak to właśnie działa. Z policją też to tak działa. Najbardziej pobita w mieście chodzi żona szefa posterunku.
pietruszka - Pią 27 Sty, 2017 18:58

no... ja myślałam o większej samodzielności samych współuzależnionych, które coraz lepiej sobie radzą, mają coraz większą wiedzę, itp... :rotfl:
AnnaEwa - Pią 27 Sty, 2017 19:00

pietruszka, nie tu, niestety. Nie tu. Bo skąd mają tę wiedzę brać?
pietruszka - Pią 27 Sty, 2017 19:03

AnnaEwa napisał/a:
pietruszka, nie tu, niestety. Nie tu. Bo skąd mają tę wiedzę brać?

mimo wszystko więcej się mówi o problemie, więcej jest dostępnych publikacji, jest Internet... jak mi 12 lat temu gdzieś na hasło alkoholizm wyskoczyło słowo współuzależnienie to go nie znałam... prawie literatury nie było na temat... nikt nie pisal o tym w gazetach, czasopismach... temat tabu...
a teraz nawet w serialach temat się pojawia...

AnnaEwa - Pią 27 Sty, 2017 19:28

pietruszka, nie wiem, jeśli w serialach, to może :rotfl: Generalnie nie zauważyłam, żeby pojęcie "współuzależnienie" z czymś się tu jakiejś współuzależnionej kojarzyło. Chociaż, chyba jest jakiś postęp: moja przyszywana babcia zaczęła używać słowa "gej" :mgreen:
AnnaEwa - Pią 03 Lut, 2017 11:46

Nie wiem, czy wiecie, ale wg chińskiego horoskopu właśnie się zaczął Rok Koguta. Wyskoczyło mi w jakiejś reklamówce na necie, więc dla żartu sprawdziłam sobie, co mnie w tym Roku Koguta czeka: otóż, prosperity mnie czeka niebywałe! Wszystko, czego się tknę, obróci się w kapitał, że aż strach próbować kanapkę sobie zrobić!
No i nie musiałam czekać długo... Dziś w środku nocy dostałam sms od matki: Sprzedałam mieszkanie. Przelałam ci pieniądze. Potrzebna pilnie twoja notarialna zgoda.

Hmm. No tak. Matka nie może sprzedać mieszkania bez mojej zgody... a twierdzi, że to zrobiła. Żeby wystawić jej zgodę, zakładając, że się zgodzę, potrzebuję przynajmniej skanu jej dowodu osobistego - którego nie mam, bez tego nie mogę się nawet umówić z notariuszem, bo skan muszę mu przesłać zawczasu... NA CO ONA PRZELAŁA MI PIENIĄDZE, JEŚLI NIE MA MOJEGO NUMERU KONTA?!? Włożyła do dziupli w drzewie i wypowiedziała zaklęcie??? :shock: Co z podatkiem za sprzedaż???
Od dwóch godzin dzwonię do matki - nie odbiera.

Kogut znany jest z tego, że jest jednym z najgłupszych zwierząt.

biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 12:24

AnnaEwa napisał/a:
Kogut znany jest z tego, że jest jednym z najgłupszych zwierząt.

A to pierwszy raz w życiu słyszę :shock:
Przeciwnie, od starożytnych , poprzez średniowiecze aż po czasy współczesne, poprzez religie wszelkich bogów i bóstw, poprzez granice wszystkich krajów i kontynentów, KOGUT wszędzie i zawsze symbolizował najlepsze cechy , jak: czujność, męstwo, waleczność itd,itp....
Do tej pory widzisz go na szczytach wież kościelnych(da znać o nadejściu Chrystusa...), na dachach domów(ma chronić przed demonami i innymi złymi duchami...), widzisz go w sztuce ludowej i jako herb wielu krajów....
Nie czytałam w tym roku żadnego horoskopu w tym chińskiego, jestem spod znaku tygrysa, sądzę, że rok koguta będzie należał do odważnych, są już znaki wskazujące na to.

biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 12:32

Coś dodam do powyższego postu: w kurniku niosek jaj konsumpcyjnych nie ma koguta, sa same kurki, ale:
wśród zakupionych przeze mnie kurczaków zaplątał się na samochodzie przewożącym kurki czerwonej rasy Tetra, kogucik i kurka tejże rasy, ale białe, obecnie muszą być osobno od reszty stada, gdyż dziwnym trafem jak im piórka wyrosły, kury nioski zaczęły gonić białą parę, traktując ich jak jakichś OBCYCH, nie mogły spokojnie jeść ani pić. Kogut wyrósł na dorodnego przewodnika i opiekuna stada, Jasiek chce go ukatrupić, jako "pasożyta" co to jajek nie znosi...ja mówię, jakby tak wszystkich męskich pasożytów likwidować, szybko by się Ziemia wyludniła...toż i tak większość trzymamy ku ozdobie, jako takie nie potrzebne w zasadzie hobbi...no i tym sposobem mam w kurniku nie jednego pasożyta....

AnnaEwa - Pią 03 Lut, 2017 12:57

biegnacazwilkami napisał/a:
no i tym sposobem mam w kurniku nie jednego pasożyta....
:mgreen:
Biegnąca, nie ukrywam, że liczyłam na Twój komentarz jako autorytetu w zakresie drobiu :)
Pocieszyłaś mnie :) No tak, zwalam na nieszczęsne zwierzę, które akurat w tym wypadku zupełnie niewinowate.
W dalszym ciągu próbuję dodzwonić się do matki. Wysyłam smsy, też bez odzewu. Wręcz zaczynam się martwić, czy coś jej się nie stało - jeśli ona sprzedaje to mieszkanie niezgodnie z prawem, do tego w środku nocy, to boję się pomyśleć, z kim ona ten deal robi...
Sprawdziłam w US - rzeczywiście, będę musiała odprowadzić podatek, 19 %. Mam nadzieję, że to uwzględniła w swoich rozliczeniach.

biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 13:12

AnnaEwa napisał/a:
W dalszym ciągu próbuję dodzwonić się do matki. Wysyłam smsy, też bez odzewu. Wręcz zaczynam się martwić, czy coś jej się nie stało - jeśli ona sprzedaje to mieszkanie niezgodnie z prawem, do tego w środku nocy, to boję się pomyśleć, z kim ona ten deal robi...
Sprawdziłam w US - rzeczywiście, będę musiała odprowadzić podatek, 19 %. Mam nadzieję, że to uwzględniła w swoich rozliczeniach.

Ja bym nigdzie nie dzwoniła, bo i po co? KS, jeśli się zmieni właściciel części mieszkania a jak się domyślam, jest w KS wpisana jako taka, KS zawiadomi resztę współwłaścicieli o tej sprzedaży.Ewentualnie wejdziesz w internecie w Księgi Wieczyste jesli znasz numer i sama zobacz kto jest tam wpisany.Bo jesli przyjęcie spadku masz tylko w szufladzie, to sama wiesz, radziłam przeprowadzić podział, ale nie chcesz. Przykładowo :Koszty tego podziału przy majątku 5 mln zł są rzędu 3 tys zł., tyle wynosi wycena komornika sądowego.Podatku do at 5 nie ma.

AnnaEwa - Pią 03 Lut, 2017 13:41

biegnacazwilkami, matka sprzedaje CAŁE mieszkanie, moją część też. Twierdzi, że przelała mi pieniądze - czyli, pobrała już zaliczkę na poczet tej transakcji - a NIE MIAŁA PRAWA ZAWIERAĆ UMOWY PRZEDWSTĘPNEJ BEZ MOJEJ PISEMNEJ, NOTARIALNEJ ZGODY. Diabli wiedzą, co ona tam wyprawia. To jest jakieś wariactwo.
Rozumiesz, żartuję sobie trochę, bo to i straszno, i smieszno.

biegnacazwilkami napisał/a:
Koszty tego podziału przy majątku 5 mln zł są rzędu 3 tys zł., tyle wynosi wycena komornika sądowego
Koszt wniesienia pozwu to 1000 zł. Koszt wyceny przez rzeczoznawcę to, znowu, ok. 3000 zł. Dojazdy (rozprawy na drugim końcu kraju) ok. 300 zł za każdym razem - Biegnąca, zrozum, ja nie mam pieniędzy. Gdybym miała, siedziałabym cicho i płaciłabym raty kredytu. ...A na końcu tego wszystkiego jest i tak moja matka, która powie przed sądem "nie mam z czego, nie dam, nie spłacę", tak, jak pisała adwokatowi, i trzeba będzie sprzedawać mieszkanie i dzielić pieniądze. Czyli robić to właśnie, co się teraz dzieje, tyle, że w jakiś dziwny, nielegalny sposób.
biegnacazwilkami napisał/a:
Podatku do at 5 nie ma.
No, ale ojciec zmarł 1,5 roku temu!!
biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 15:03

AnnaEwa napisał/a:
Koszty tego podziału przy majątku 5 mln zł są rzędu 3 tys zł., tyle wynosi wycena komornika sądowego
Koszt wniesienia pozwu to 1000 zł. Koszt wyceny przez rzeczoznawcę to, znowu, ok. 3000 zł. Dojazdy (rozprawy na drugim końcu kraju) ok. 300 zł za każdym razem -

Nie wprowadzaj przygodnych czytelników w błąd, Ewo, bo :
Wysokość opłaty sądowej w sprawie o dział spadku wynosi (zgodnie z art. 51 ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych):

500 zł – od wniosku o dział spadku;

300 zł – jeżeli zawiera on zgodny projekt działu spadku;
1000 zł – od wniosku o dział spadku połączony ze zniesieniem współwłasności;
600 zł – od wniosku, jeżeli zawiera on zgodny projekt działu spadku i zniesienia współwłasności.( http://www.spadek.info/ko...adku,185,p.html )
wiesz dokładnie ile co kosztuje i rzucasz to jakieś sensacyjne hasła bo sobie chcesz ponarzekać? Cóż, żeby być bogatym, trzeba najpierw zainwestować....

biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 15:11


biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 15:30

AnnaEwa napisał/a:
biegnacazwilkami napisał/a:
Podatku do at 5 nie ma.
No, ale ojciec zmarł 1,5 roku temu!!

Pewnie też wiesz,ale na wszelki wypadek przypomnę,że jeśli przez 5 lat od nabycia spadku nie sprzedaż masy spadkowej, to nie płacisz podatku, nie płacisz podatku również wtedy, jesli sprzedaż spadkową nieruchomość,ale pieniądze zadeklarujesz w PIT-36(ten PIT za rok bieżący złoży w roku 2018) ne własne cele mieszkaniowe(zakup mieszkania/ kilku mieszkań, zakup domu,działki, remont itd, spłata własnego kredytu mieszkaniowego też.Nie dotyczy zakupu wyposażenia mieszkania.Tak więc matka nie będzie płacić podatku gdyby kupiła coś z w.w.Ma na to 2 lata od dnia 31 grudnia roku w którym złożono PIT-36czyli praktycznie 3 lata,ale....jesli okaże się że nie ma potwierdzenia w fakturach na ową kwotę to płaci odsetki 8% dodatkowo do podatku.Warto więc raczej podatek jakiś zapłacić, bo jak faktury się znajdą, to te odsetko US zwraca.Zniesienie współwłasności nie jest traktowane jako sprzedaż i nie jest obarczone podatkiem.Po prostu zamiast części nieruchomości twoim spadkiem będzie kwota uzyskana ze sprzedaży i w odpowiedniej części ci przekazana.Wszelkie koszty powinna ponieść osoba obdarowana głównym spadkiem, nie ty.

biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 18:11

Wróć:
napisałam 2 lata od dnia 31 grudnia roku w którym złożono PIT-36czyli
źle! 2 lata od 31 grudnia ROKU W KTÓRYM POZYSKANO PIENIADZE ze sprzedaży(matka) z tytułu zniesienia współwłasności(TY), bo oczywiście z tych pieniędzy które otrzymasz w zastępstwie spadku Ty się musisz albo okazać fakturami na własne cele mieszkaniowe albo zapłacić podatek.No, teraz jest dobrze:)_ spłacisz kredyt póki co i masz 3 lata żeby zarobić i zrobić jakiś remont w domu, np baterie słoneczne czy coś równie ekstrawaganckiego...

AnnaEwa - Pią 03 Lut, 2017 21:20

No tak. Fajnie, że napisałaś w sposób rozbudowany to, co ja w kilku słowach.

biegnacazwilkami napisał/a:
1000 zł – od wniosku o dział spadku połączony ze zniesieniem współwłasności;
- czyli 1000 zł.
biegnacazwilkami napisał/a:
Cóż, żeby być bogatym, trzeba najpierw zainwestować....
- jak wszyscy tu wiedzą, nie jestem bogata.
biegnacazwilkami napisał/a:
jeśli przez 5 lat od nabycia spadku nie sprzedaż masy spadkowej, to nie płacisz podatku
- no, ale właśnie jest sprzedawany.
biegnacazwilkami napisał/a:
zamiast części nieruchomości twoim spadkiem będzie kwota uzyskana ze sprzedaży
- tak, i od tego będę musiała zapłacić podatek.
biegnacazwilkami napisał/a:
spłacisz kredyt póki co i masz 3 lata żeby zarobić i zrobić jakiś remont w domu
- na dom raczej nie zarobię. A nie mam własnego.

Nie chce mi się dalej ciągnąć tego tematu, więc go kończę.

biegnacazwilkami - Pią 03 Lut, 2017 23:01

AnnaEwa napisał/a:
Cóż, żeby być bogatym, trzeba najpierw zainwestować....
- jak wszyscy tu wiedzą, nie jestem bogata.

przecież zażartowałam tylko...powodzenia:)

AnnaEwa - Czw 09 Lut, 2017 10:34

Kompletnie rozbita.
Noc mało spana, cały dzień wczoraj miałam przeczucie, nie wiedziałam czego, ale tak silne, że nie pozwalało wyjść z domu. Siedziałam na necie, przepatrywałam kartoteki policyjne zaginionych w przedziale wieku 14 - 25. Wpatrywałam się w zdjęcia, w daty, w miejsca. Robiłam notatki.
Wieczorem telefon.
Znajomym synka zamordowano. Znałam go od urodzenia.

pterodaktyll - Czw 09 Lut, 2017 10:40

:pocieszacz: :buziak:
Linka - Czw 09 Lut, 2017 10:42

Przykro mi :pocieszacz:
Klara - Czw 09 Lut, 2017 10:46

8| :pocieszacz:
Maciejka - Czw 09 Lut, 2017 10:51

:pocieszacz:
Borus - Czw 09 Lut, 2017 15:22

:pocieszacz:
pietruszka - Czw 09 Lut, 2017 16:02

8| :pocieszacz:
esaneta - Czw 09 Lut, 2017 20:33

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiego dramatu :(
Tak mi przykro. :pocieszacz:

Tosia - Czw 09 Lut, 2017 21:36

smutek :pocieszacz:
smokooka - Nie 12 Lut, 2017 22:56

tragiczna wiadomość, strasznie mi przykro :pocieszacz: a siła przeczucia niesamowita!
mami - Nie 26 Lut, 2017 09:18

:pocieszacz: :pocieszacz:
pietruszka - Nie 26 Lut, 2017 13:54

Co tam słychać AnnoEwo?
AnnaEwa - Pon 27 Lut, 2017 14:29

pietruszka, a dziękować, dziękować! Jakoś, pomału.
pietruszka - Pon 27 Lut, 2017 18:04

tak jakoś zamilkłaś, jakbyś się schowała mysiej dziurze :mysli:
AnnaEwa - Wto 28 Lut, 2017 08:38

Bo, prawdę mówiąc, schowałam się w mysiej dziurze.
Chyba coś jest trochę nie tak.
Piszę i kasuję, chyba nie dam rady tego opisać.
No, problem właśnie na tym polega... Nie kontaktuję się z ludźmi. Żadnymi. Wiele dni z rzędu nie mam siły, ani odwagi, wyjść z domu, a jeśli już muszę, to łażę zaułkami, żeby nikogo nie spotkać.
Telefon - panika. Listonosz idzie, łorany, jaka panika!
Przed trzecią w nocy nie zasypiam, mowy nie ma.
Teraz też, pisząc to, w panice. Muszę kończyć, bo nie dam rady więcej pisać, ręce całe mokre.
Poza tym, jest całkiem nieźle. Mam całkiem niezły nastrój, tylko ten ludziowstręt, i paraliż decyzyjny - siedzę dwie godziny na krześle i nie wiem, co mam zrobić.
Nie przejmuj się, może samo mi przejdzie.
Wysyłam, bo jeśli teraz tego nie wyślę, skasuję post. Wczoraj raz napisałam, i skasowałam.

matiwaldi - Wto 28 Lut, 2017 09:44

AnnaEwa napisał/a:
Piszę i kasuję, chyba nie dam rady tego opisać.
No, problem właśnie na tym polega... Nie kontaktuję się z ludźmi. Żadnymi. Wiele dni z rzędu nie mam siły, ani odwagi, wyjść z domu, a jeśli już muszę, to łażę zaułkami, żeby nikogo nie spotkać.
Telefon - panika. Listonosz idzie, łorany, jaka panika!
Przed trzecią w nocy nie zasypiam, mowy nie ma.
Teraz też, pisząc to, w panice. Muszę kończyć, bo nie dam rady więcej pisać, ręce całe mokre.


depresja .... znam to z autopsji.....

AnnaEwa napisał/a:
Poza tym, jest całkiem nieźle...



bez kontaktu z innym człowiekiem,przyjaciółką nie będzie lepiej .....
może psycholog....
8)

smokooka - Wto 28 Lut, 2017 14:20

No coz... wyjątkowo zgadzam się z Matiwaldim... przerabiałam stany lękowe o podobnym być może podłożu kiedyś, do dziś mam stany lękowe że podobne do tamtych stany lękowe powrócą. Nie żartuję, sporadycznie mam lęk przed odebraniem jakiegoś telefonu i od razu czuję wszystko co lat temu powyżej piętnastu czułam. To jest straszne. A są na to leki.

jakby tu wzniecić jakiś ruch w tym temacie (psycholog, psychiatra) u Ciebie?

AnnaEwa - Wto 28 Lut, 2017 16:39

Nie, nie, nie. Ja już nic nie będę wzniecać. Psychologa nie ma, aż w województwie, psychiatra jeden, w powiecie.
Wizyta 5 minut, 40 osób na korytarzu, dwa tygodnie oczekiwania, leki zawsze te same - poza tym każde spotkanie powoduje natychmiastowe odwrócenie ról: lekarz jest młodszy ode mnie o dekadę, prawie się nie odzywa, oczy podkrążone. Pyta półgłosem "co tam nowego" i wypisuje receptę. No, to ja nie śmiem mówić, co u mnie, i pytam "a u pana?" - wtedy on podnosi na mnie oczy pełne rozpaczy i mówi: "Lepiej nie będzie". To ja go zaczynam pocieszać, a on mówi bez przekonania "skoro pani tak twierdzi...", czy coś w tym stylu, i wręcza druczek.
Dziękuję bardzo, cała zeszła zima tak mi przeleciała na tych wizytach.

Zacisnęłam dziś zęby, wyszłam do ogrodu i kopałam cały dzień - pomimo, że ogród przed domem, tam zaraz ulica i raz na dwadzieścia minut KTOŚ PRZECHODZI!!
Po pół godzinie, nie wytrzymałam, uciekłam.
Posiedziałam w domu, zebrałam się w sobie i wyszłam znowu kopać.
Wytrzymałam trzy kwadranse i spotkanie z przechodniem - nie zdążyłam uciec i się odezwał! I ja mu odpowiedziałam. I przeżyłam.
A później kopałam jeszcze cztery godziny, i nawet nie wiem, kto tam przechodził, bo mi pot oczy zalał. Teraz wszystko mnie boli, lecę z nóg, cuchnę jak odyniec i jestem przekonana, że zasnę przed północą.
Jutro zmuszę się znowu. Musi odpuścić. W końcu odpuści.
Widzicie? Już jest lepiej, bo piszę! :)

olga - Wto 28 Lut, 2017 17:22

AnnaEwa, moze powinnam Cie pocieszac, dawac dobre rady ale nie bede

jak ja to przeczytalam
AnnaEwa napisał/a:
Wizyta 5 minut, 40 osób na korytarzu, dwa tygodnie oczekiwania, leki zawsze te same - poza tym każde spotkanie powoduje natychmiastowe odwrócenie ról: lekarz jest młodszy ode mnie o dekadę, prawie się nie odzywa, oczy podkrążone. Pyta półgłosem "co tam nowego" i wypisuje receptę. No, to ja nie śmiem mówić, co u mnie, i pytam "a u pana?" - wtedy on podnosi na mnie oczy pełne rozpaczy i mówi: "Lepiej nie będzie". To ja go zaczynam pocieszać, a on mówi bez przekonania "skoro pani tak twierdzi...", czy coś w tym stylu, i wręcza druczek.


to padlam ze smiechu

dziewczyno, Ty masz potencjal, przeciez to rewelacyjny scenariusz na jakis sitcom, wezze Ty napisz cos takiego i wyslij gdzie trzeba

pietruszka - Wto 28 Lut, 2017 19:25

AnnaEwa napisał/a:
Widzicie? Już jest lepiej, bo piszę! :)

spoko, my te dziury znamy, większość z nas albo właziła do swojego grajdoła, szafy, czy jak tę głębię ktoś sobie nazwał. j67j6 xbtny 325t5 :ucieka: :szafa:



Mam i ja...

leków się bałam... ale się przełamałam... dziś mam nadzieję, że jakby co... to zdążę zachować rozsądek i wejść na farmakologię zanim wlezę całkiem z powrotem do mojego doła i i jeszcze się zakopię... :grob:


a tak a propos... to co tam kopiesz na tym ogródku, hę? ;)

:przytul:

Tosia - Wto 28 Lut, 2017 21:46

AnnaEwa, Bardzo często robiłam jak Ty,pisałam kasowałam, moj świat to był moj pokoik,żaluzje zasłonięte, i moj ból. Tak dokładnie wiem jak bardzo depresja potrafi zniewolić człowieka. Uwierz mi byłam pogodną kobietą, i ta chwila zrobiła ze mnie zombi... Dziwie sie ze psychiatra ma takie podejscie, do mnie przyjeżdzża psychiatra raz w miesiacu i psycholog raz na tydzień,było teraz taz na dwa
tygodnie,Ty też masz do tego prawo, wizyty domowe,wystarczy powiedzieć ze nie jesteś w stanie wyjść z domu. Tak jest u nas, a też mieszkam na wsi. Mi pomogła psycholog,choć i leki musze przyjmować, to teraz wiem, i czuje sie o niebo lepiej,choć chyba osiem leków lekarz ustawiał pode mnie, udało sie trafiłam i na nowo świat jest lepszy. Zawalcz o siebie, bo warto, i Ty uśmiechniesz się....
Powodzenia, i tez jestem ciekawa co tam kopiesz w tym ogródku :evil:
Ściskam.

pterodaktyll - Wto 28 Lut, 2017 22:06

pietruszka napisał/a:
co tam kopiesz na tym ogródku, hę?

Tosia napisał/a:
co tam kopiesz w tym ogródku :evil:


:grob: ............. :dusza: ............. :p

smokooka - Wto 28 Lut, 2017 22:52

warzywy będą pewnie, dynie, kartofelki?
AnnaEwa - Śro 01 Mar, 2017 09:12

Ptero, coś w tym jest, dosłownie coś w tym jest, bo od czasu do czasu wykopuję - jak na razie jedną kość, jedną zgniecioną nieco monetę 50-feningową z 1938 roku, i cztery naboje karabinowe :mgreen:
Z moim ogródkiem mam trochę roboty, bo urządziłam sobie 14 zagonów 15 m długości i 1,5 szerokości, i piętnasty poprzeczny do tamtych. Na ugorze, trzy lata temu. I już bym wyszła na prostą z pieleniem, gdyby nie akcje z T. w zeszłym roku - nie bardzo było jak pracować i wszystko mi zarosło, nie zostało przekopane na zimę... Myślałam, że już odpuszczę, ale jakoś nie potrafię. Poza tym, weszła w tym roku ustawa, że mogę sprzedawać warzywa z ogrodu bez rejestrowania i bez ksiąg, więc trochę grosza wpadnie (dwa lata temu wpadło, bo ziemia świetna, mady rzeczne).
Marchew - wczesnej trochę, i dużo późnej, kalarepa, szpinak - dużo szpinaku, uwielbiam! - i bób, dużo bobu, buraki (robię zakwas), czosnek, troszkę kapusty, czasem kalafiory, pietruszka, cebula - wiadomo, selery, sałata w paru wersjach (sama niewiele zjadam, ale się sprzedaje), ogórki, cukinia, melony cantalupa - tak, udają się w gruncie, bez folii!.
Z psiankowatych - pomidory (w tym roku chcę przetestować ultrawczesne odmiany syberyjskie, żeby zaraza ziemniaka nie zdążyła wejść, bo rok może być mokry, a tu rejon zarażony). Z bakłażanami zawalczę trzeci rok, chcę zmienić odmianę, ale nigdzie nie ma dobrych nasion w detalu (szukam odmiany Epic, jakby kto miał...).
Ziemniaków jeszcze nie próbowałam, bo do zeszłego roku nie miałam jak przechowywać. Teraz o tym myślę, ale - miejsca mało. Bo jeszcze lubię kukurydzę, i wcześniej siałam, a kukurydza, żeby się udawała, powinna być siana w kwadracie, bo jest wiatropylna. I zabiera miejsce. Poza tym, nie znam się na odmianach ziemniaka, no a ta zaraza ziemniaka wymaga dużej rozwagi w doborze odmiany.
Uff, nie sądziłam, że mam tyle do napisania na ten temat :D
Smoczku, tak, dynie też. Najchętniej piżmowe.
A, i fasolka szparagowa, bez niej się nie obejdzie.
No i zioła. Bazylia, tymianek, mięta, hyzop (ślicznie kwitnie!), oregano, majeranek, szałwia, cząber.
Ps I pory, zapomniałam o porach. To jeszcze dodam, że brukselkę zamierzam wprowadzić na jesieni.

Linka - Śro 01 Mar, 2017 09:26

AnnaEwa, pomidory proponuje koktajlowe.
Jest całe mnóstwo odmian o różnych kształtach i kolorach.
I są bardziej odporne na zarazę.
Są jeszcze arbuzy: żółta odmana Janosik świetnie udaje sie w gruncie.
A ziemniaków nie radzę. Choć np. Irga zdąży urosnąć zanim zaraza zniszczy krzaki,
to choroba przeniesie sie na pomidory.
Ja juz sobie odpuściłam. Po latach, kiedy musiałam mieć w ogródku wszystkie warzywa, juz mi sie nie chce.

AnnaEwa - Śro 01 Mar, 2017 09:29

Tosia, na drzwiach psychiatry wisi tabliczka, że możliwe są wizyty domowe, jeżeli zapewni się własny transport tam i z powrotem.
Poza tym, jakie on ma mieć podejście, jeśli jest jeden na ponad 70 tys. mieszkańców? Tak, jak piszę: psychologa nie ma w powiecie wcale, poradnię antyalkoholową zlikwidowano ponad rok temu.

AnnaEwa - Śro 01 Mar, 2017 09:34

Linka, tak, koktajlowe też będą. Ale chcę na przeciery, keczup i do suszenia, pomidory tez kwaszę, pyszne są!
Z pomidorami generalnie problemu nie mam, dają radę, byle tych odmian pilnować, i podstawowych zabiegów sanitarnych, obrywania dolnych liści i obsadzania, czym trzeba, dookoła.
Arbuzy miałam w pierwszym roku, udały się technicznie, ale nie są smaczne - jednak za chłodno. Odpuściłam bez żalu, bo sama nie zjem wiele, a nie bardzo się sprzedają - w sklepie można dostać ćwiartkę owiniętą w folię, a ja muszę sprzedać całego.

smokooka - Śro 01 Mar, 2017 17:04

Ja w tym roku też tylko koktajlowe, nie mam namiotu, nie mam szklarenki i zaraza mi włazi tak samo. Z ubiegłego roku to mam tylko dużo sałatki z zielonych, pysznej no ale nie po to cała ta zabawa. Fasolka będzie, natka i koperek, bazylia, myślę że nic więcej bo też sama muszę koło tego chodzić.

AnnaEwa, czym obsadzić pomidory żeby lubiły?

AnnaEwa - Śro 01 Mar, 2017 17:52

smokooka, przede wszystkim czosnkiem. Pietruszka też się sprawdza. I bazylia. Ja ostatnie dwa lata obsadzałam rzędami pietruszki po dwu stronach, i co jakiś czas dawałam bazylię jako przerywnik. Wiesz, zagon 1,5 metra szerokości, pomidory pośrodku, a pietruszka na samym skraju. Jak mi się wysieje gdzieś cząber sam z siebie, to też go zostawiam, byle nie za blisko łodygi.
Poza tym daję nieco większe odstępy między krzakami, niż zalecane, żeby miały przewiew, staram się prowadzić na jeden pęd (chyba, że mi gdzie co umknie) i obrywam dolne liście w miarę wzrostu, wiesz, te w gorszej już kondycji. I wynoszę te liście daleko.
Zawsze podlewam w miarę ciepłą wodą, taką odstaną cały dzień na słońcu, tylko na korzeń. Zawsze palikuję, nawet, jeżeli odmiana niby karłowa - nie chcę dopuścić, żeby mi się w razie nagłego wiatru położyły i zetknęły z ziemią.
Podlewam gnojówką z pokrzywy dwa razy, raz przy drugich kwiatach, drugi, gdy już są dobre zawiązki.
Nie ogławiam wcale. Nie stosuję żadnej chemii. Dobieram odmiany tolerancyjne na zarazę. I to tyle, wystarcza. W gruncie, bez osłon, bez tunelu.
A, to chyba może być ważne: wyznaczam rzędy w kompasem, na osi północ - południe, żeby dostały słońca tyle samo z każdej strony.

smokooka - Śro 01 Mar, 2017 18:04

jak się sadzi czosnek? pojedyncze ząbki?
tak technicznie jak sobie radzisz z ilością wody potrzebnej pomidorom? Masz po prostu odpowiednio dużo konewek? czy jakiś większy zbiornik? i czy obficie czy skromnie podlewasz? podlewałam zawsze lodowatą wodą z węża, dużo :oops:
palikuję, stosuję suchy obornik, ogławiałam wysokie odmiany, nic nie dobierałam jeśli chodzi o odmiany bo sie nie znam, chemii nie, liście obrywam. to tak piąte przez dziesiąte, cud że pomidor jadłam :rotfl:
no to w tym roku niech sobie będą jakieś odporne może..

AnnaEwa - Śro 01 Mar, 2017 19:30

Mam dwie beczki 120 l, do których nalewam wodę szlauchem, i ona tak sobie stoi. I potem wybieram konewką, i pod każdy krzaczek leję jedną konewkę na raz, na raty w miarę wsiąkania, co trzy dni mniej więcej, jak upały, to co dwa.
Tak, czosnek sadzi się z ząbków :)

staaw - Śro 01 Mar, 2017 19:37

AnnaEwa napisał/a:
czosnek sadzi się z ząbków

Ja sadziłem ręcami i też urósł... :beba:

smokooka - Śro 01 Mar, 2017 20:04

zalata, dlatego tylko w soboty można :D
AnnaEwa - Pią 03 Mar, 2017 08:36

Tęskniłam ostatnio za mężem. Zawsze jakoś tam tęsknię, ale ostatnio bardziej. Mamy kontakt, rozmawiamy przez telefon - oczywiście, nie mówiłam nic o tęsknocie, jeszcze nie zwariowałam całkiem! Rozstaliśmy się ponad trzy lata temu.
Przyśnił mi się dziś sen. W mieście, w którym kiedyś mieszkałam, jechałam autobusem, w nocy - mrok, chłód, światło jarzeniowych, ulicznych lamp. Wsiadł on. Tak się bardzo ucieszyłam, ale natychmiast zorientowałam się, że jest mocno "strzelony", z każdą chwilą bardziej, więc musiał wypić dosłownie przed chwilą. Ślina ciekła mu z kącika ust. Próbował mówić jakiś żart, który opierał się na tym, że jestem nieudolna i do du**, ale gubił wątek tej anegdoty, zgubił też puentę, więc obok rwanych inwektyw niewiele zostało. Podchodził do mnie coraz bliżej, ja się cofałam, dźgał mnie palcem w żebra, to niby miało być śmieszne.
Wysiadłam na najbliższym przystanku, zaczęłam biec między jadącymi samochodami, jezdnią. Obudziłam się z krzykiem, biłam rękami wokół siebie, wciąż bolały mnie żebra.

Teraz znów nie mogę wyjść z domu. Miałam kopać ogród, patrzę na niego przez okno, ale nie wyjdę, nie dam rady.
Narzucają mi się kretyńskie, retoryczne pytania: dlaczego tak musiało się stać?! Kochałam go. Nadal kocham. Ale tak było, jak w tym śnie, i było też gorzej.
Jedni w kwiecie wieku dostają raka, jeszcze innym wyciągarka urywa rękę - a ja mam tę miłość, i muszę z nią żyć, zapakowaną szczelnie w małym pudełku, schowaną w dolnej szufladzie.

matiwaldi - Pią 03 Mar, 2017 09:19

AnnaEwa napisał/a:
Tęskniłam ostatnio za mężem.
AnnaEwa napisał/a:
Rozstaliśmy się ponad trzy lata temu.
AnnaEwa napisał/a:
a ja mam tę miłość, i muszę z nią żyć, zapakowaną szczelnie w małym pudełku, schowaną w dolnej szufladzie.




to personalizacja tęsknoty za bliskością .....a nie miłość do człowieka konkretnie TEGO!

wybacz ,że się wtrącam,ale mam podobne przeżycia ...
gdy porównuję łapiąc odrobinę dystansu do swojej samotności , dochodzę do wniosku,że ta "moja miłość" nie ma imienia ,ani twarzy ..... to tylko potrzeba czułości ....dotyku ....
żaden kot ,ani inne zwierzątko tego nie zastąpi ...
ale to ja ponoć mam wpływ na swoją rzeczywistość .... tylko czy na pewno ....
cf2423f

AnnaEwa - Pią 03 Mar, 2017 09:33

matiwaldi, niestety, jest to miłość do konkretnego człowieka, tego. Ma twarz. Ma imię. Ma rytm słów. Oczy. Ramiona. Dłonie. Zmarszczki. Blizny. Sposób ubierania się.
Potrzebie czułości z mojej strony wolę się nawet nie przyglądać, podobnie, jak wolę nie wyobrażać sobie pieczonego kurczaka, gdy nie stać mnie nawet na jajko. Tęskniłam, by go zobaczyć, sen przypomniał mi, jak by to wyglądało.
Niech on po prostu żyje, i będzie zdrów, i będzie szczęśliwy, na tyle, na ile to możliwe u czynnego alko.
Ja też się postaram (
matiwaldi napisał/a:
ale to ja ponoć mam wpływ na swoją rzeczywistość .... tylko czy na pewno ....
) na tyle, na ile to możliwe ;)

matiwaldi napisał/a:
wybacz ,że się wtrącam,ale mam podobne przeżycia ...
Fajnie, że się "wtrącasz", przecież piszę publicznie :) Dobrze jest przeczytać, że inni ludzie też nie zawsze czują tylko i wyłącznie błogie poczucie spełnienia.
pterodaktyll - Pią 03 Mar, 2017 10:47

AnnaEwa napisał/a:
Przyśnił mi się dziś sen.


Mnie też.........
:flacha:

AnnaEwa napisał/a:
Obudziłam się z krzykiem, biłam rękami wokół siebie,

Ja obudziłem się *ku****, że mi się takie kocobały śnią............ :nerwus:

AnnaEwa napisał/a:
ja mam tę miłość, i muszę z nią żyć, zapakowaną szczelnie w małym pudełku, schowaną w dolnej szufladzie.

No to tu już sie różnimy......ja wylałem już dawno tę swoją "miłość" do zlewu i starannie wywietrzyłem pomieszczenia żeby nic nie śmierdziało ;)

Linka - Pią 03 Mar, 2017 12:27

AnnaEwa,
Mnie było chyba łatwiej.
Obecność byłego przez 3 lata po rozwodzie, w sąsiednim pokoju, skutecznie wyleczyła mnie z wszelkich tęsknot i mrzonek.
Taki sen jak Twój , tylko w realu.

A czas i odległość niestety powoduje, ze zaczynamy idealizować przeszłość.

AnnaEwa - Pią 03 Mar, 2017 13:23

Linka, ja też miałam ten sen w realu przez długie lata. W dalszym ciągu nie odważyłabym się chyba spotkać z mężem osobiście, i to nie tylko dlatego, że nie jestem pewna, czy nie poniosłyby mnie sentymenty i nie wpakowałabym się znów w to samo - boję się, że po dwóch godzinach spotkania okazałoby się niepostrzeżenie, że w mojej obecności nie rozgrywa się pijaństwo z chamstwem jakimś żenującym.
Na 15 lat małżeństwa sądzę, że 14,5 byłam na granicy odejścia od niego. Po podjęciu tej decyzji mieszkaliśmy jeszcze razem prawie rok, zanim się nie wyprowadził.
Plątanina nałogu i oryginalnej osobowości każdego człowieka...
Ostatnie trzy lata małżeństwa obserwowałam męża i jego różnych towarzyszy picia (bo ściągał ich do domu) trochę jak ornitolog podgląda ptaki. To byli zupełnie różni ludzie, większości nie lubiłam, niektórzy ewidentnie byli zwichrowani psychicznie od dzieciństwa, inni byli po prostu głupi, ale jeszcze inni mieli różne fajne zachowania... Im bardziej byli umaczani w alko - nie tylko pijani, chodzi mi też o głębokość uzależnienia, bo można było wyłowić takie "fazy", obserwując ich - tym bardziej byli... podobni. Różnych zupełnie ludzi, którzy w innych okolicznościach nie przebywaliby w ogóle ze sobą, łączył nałóg. Tak samo śmierdzieli. Tak samo sinieli. Tak samo porykiwali, puchli i durnieli, tak samo się poruszali...
Nie zamierzam sprawdzać, jak wiele człowieka, którym był, zostało jeszcze w moim mężu. Nie ma po co, i nie ma narzędzi.
Nie ma we mnie ani gniewu, ani złości. Jest trochę żalu, że życie, które mogliśmy spędzić razem, spędzimy osobno. Jest żal za tym, co mogło było zaistnieć, a nie zaistniało.

Ale, przyznam uczciwie, bardzo wiele się nauczyłam dzięki temu małżeństwu. Cenę zapłaciłam ogromną, ale to nie jest tak, że to był stracony czas.

smokooka - Pią 03 Mar, 2017 16:55

:pocieszacz: przytulam i jakoś gdzieś rozumiem. płacisz depresją między innymi za tę miłość, jednak radzisz sobie nie wpadając w nałóg, a to podziwiam. Nie wychodź dziś, późno już, a przede wszystkim nie musisz. Możesz dać sobie czas, nawet dobrze że go sobie dajesz. Każdą żałobę trzeba przeżyć w swoim tempie i od początku do końca przeżyć jej etapy. Czasem to trwa i trwa...
AnnaEwa - Sob 04 Mar, 2017 09:34

Kolejny sen.
(Przepraszam, że Was tak zasypuję tymi bzdurami, ale nie mam terapeuty, jak wiecie, a zauważyłam, że gdy mam okazję takie rzeczy opisać, tym bardziej, doprecyzować, odpowiadając na czyjąś uwagę, to bardzo pomaga, porządkuje myśli i uczucia.
Oczywiście, mam trochę obaw, że wychodzę na kompletną wariatkę, ale trudno, przeżyję to jakoś ;) )

Tym razem w tym śnie w ogóle nie było mnie. Mogłam wcześniej, kiedyś, być w tym miejscu.
To była kilkudniowa impreza, w domkach letniskowych w rejonie, gdzie są jeziora. Przed, albo po sezonie - raczej przed, dużo błota, gruntowa droga. Kilku mężczyzn, pod i po trzydziestce, mieli motocykle. Trzy dziewczyny, jedna chciała jeszcze zostać, dwie się wystraszyły, ale nie miały jak się stamtąd wydostać. W końcu poszły na piechotę, ale je dogonili na motorach, na tej gruntowej drodze.
Widziałam dokumentację policyjną ze znalezienia zwłok. Ciało na boku, częściowo ubrane w coś jasnego, leżące w podciekłej wodą łodzi tak, że ramię wystawało ponad toń, a twarz była tuż pod powierzchnią. Przy brzegu, w szuwarach. Wysoka, szczupła, włosy krótko obcięte, nos ładny, "grecki", prosty.

Obudziłam się z palpitacją i bólem w klatce.
Pamiętam, miałam chyba 14 lat, może 15, gdy matka pojechała na targi służbowo, i wróciła dobę po czasie, nie swoim samochodem, z jakąś panieńką, wytatuowanym facetem i jakimś drugim, który twierdził, że jest tylko kierowcą. Koczowali u nas w domu dwa dni, pijąc na okrągło, ten wytatuowany przyszpilił mnie w kącie w moim pokoju, ale uciekłam mu pod łokciem, zabarykadowałam się w przedpokoju, gdzie znalazł mnie asystent ojca. Szczęśliwie, też był duży, i był karateką. O nic nie pytał, ale jak wyszłam, to tamci już pojechali, załatwił to jakoś bez wrzasków. Później okazało się, że zginęło trochę sprzętu ojca. A jeszcze później przyjechała policja z właścicielem samochodu, bo był się kradziony.
Pamiętam, jak na samym początku małżeństwa mój mąż przyprowadził nad ranem z bulwarów, na których pili z kolegą, kilkunastu pijanych w sztok kibiców, których właśnie poznał... "montują unię", jak twierdził.

pietruszka - Sob 04 Mar, 2017 13:12

wyłażą z Ciebie lęki, wyłażą...
naprawdę dobrze by było, gdybyś mogla to przepracować z terapeutą. Pietruch też przyprowadzał różnych kompanów...raz nabuzowanego agresją byłego boksera. pamiętam, że wtedy nieźle się wystraszyłam... jakieś cyrki z siekierą też były... Dla mnie to już głęboka przeszłość. Dziś mnie nie straszy...
Właśnie zdałam sobie sprawę, jak wiele starych lęków już dawno poszło na wieczny odpoczynek. No samo nie poszło... sporo musiałam przepracować.
:przytul:

AnnaEwa - Sob 04 Mar, 2017 13:15

Staaw, Smoczku - racja, dziękuję! :D Nie dość, że kompletna, to skomplementowana - mam poczucie wewnętrznej harmonii i pełni... :D
AnnaEwa - Sob 04 Mar, 2017 14:05

pietruszka napisał/a:
naprawdę dobrze by było, gdybyś mogla to przepracować z terapeutą

Wiem. Wiem, że byłoby dobrze.
Ale, po pierwsze, musiałabym jeździć - wciąż nie mam samochodu - prawie 57 km w jedną stronę, a przy pracy zawodowej to jest właściwie niewykonalne,
po drugie, jak wiesz, podjęłam już taką próbę w zeszłym roku, a wcześniej jeszcze raz, co niewiele dało, oprócz uczucia upokorzenia. Przysługuje mi siedem spotkań indywidualnej, z NFZ (przysługiwało - w zeszłym roku wykorzystałam, i nie wiem, czy dostałabym się jeszcze raz). Prawdę powiedziawszy, wzdragam się znów pójść do terapeutki, której opowiadam najbardziej bolesne wydarzenia ze swojego życia, żeby słuchać przez siedem godzin "mhm... mhm... mhm... i co pani w związku z tym czuje... mhm...", a na koniec usłyszeć, że "nie współpracuję", "nie łapię" albo wręcz pocałować klamkę. Nie stać mnie na to ponownie ani finansowo, ani psychicznie.

pietruszka - Sob 04 Mar, 2017 15:08

AnnaEwa napisał/a:
rzysługuje mi siedem spotkań indywidualnej, z NFZ (przysługiwało - w zeszłym roku wykorzystałam, i nie wiem, czy dostałabym się jeszcze raz).

A to była terapia wspóluzależnienia? W specjalistycznej przychodni? teraz są limity ilościowe?
Ja akurat dobrze wspominam moją terapkę (z Nfz), no i grupę (grupowa mnie przeorała wręcz) a i Al-anon też miał w moim leczeniu spory udział. No i nieskromnie powiem... sporo pracy własnej... psycholog była hmmm.... jedynie mentorem, przewodnikiem, naprowadzaczem, kiedy gdzieś lawirowałam... błądziłam, chciałam dróg na skróty, gdzie trzeba było pochylić się i cierpliwie rozwikłać stare pętelki, przyspieszała, gdy zachciało mi się guzdrzyc i taplać w cierpieniu czy poczuciu krzywdy itd...

Pewnie... wierzę, że można samemu się uleczyć z traumy... ale może to trwać latami... to trochę jak wyważanie otwartych drzwi... moim zdaniem szkoda życia, już dość straciłam. Zbyt długo kręciłam się szukając własnego ogona.

Czytałaś Koniec współuzależnienia?

AnnaEwa - Sob 04 Mar, 2017 18:45

pietruszka napisał/a:
A to była terapia wspóluzależnienia? W specjalistycznej przychodni? teraz są limity ilościowe?

Tak. Już o tym pisałam, kilka miesięcy temu.
W statystykach GUS województwo podlaskie pod hasłem "zgony z powodu zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania" na 100 tys. mieszkańców ma 8.8, podczas gdy dla reszty Polski to 3.9, czyli ponad 100% więcej. Jak myślisz, dlaczego?
Ani w gminie, ani w powiecie nie ma ani jednego psychologa. Ani jednego terapeuty. Ani jednej poradni leczenia uzależnień. Ani jednego Al-Anon.
Musiałabym jeździć do Białegostoku, w którym są, o ile się nie mylę, trzy poradnie leczenia uzależnień z podpisanym z NFZ kontraktem. Z tego w jednej odbyłam pełną terapię, czyli 7 sesji indywidualnych. W drugiej w ubiegłym roku była tylko grupowa dla współuzależnionych. O trzeciej nie mam danych, nie wiem.

ceewd

Tak, "Koniec współuzależnienia" czytałam :)

Jo-asia - Sob 04 Mar, 2017 19:56

matiwaldi napisał/a:
to personalizacja tęsknoty za bliskością .....a nie miłość do człowieka konkretnie TEGO!

:okok:

AnnaEwa, rzuciły mi się w oko Twoje sny :)
Nie interpretujemy ich dosłownie. Taka zasada. Sny, jeśli pragnie z nich coś odczytać, potrzebują klucza... symboliki.
Mąż w pierwszym śnie to jak sen alkoholowy dla alkoholika, jak ptero zasugerował ;)
iluzja, złudzenie.. której nie chcesz pożegnać
Śmiem przypuszczać, że każdy powrót tej iluzji ma ma wpływ na depresję. Na jej pojawianie się. Jest też bezpośrednio związana z obniżeniem poczucia własnej wartości.
Drugi sen wskazuje na to, że nastąpiło przesilenie, zmiana. Tylko jeszcze możesz jej nie dostrzegać, odczuwać. :)

Parę słów o tej iluzji.. jeszcze dodam. Ona jak przestanie Ci być potrzebna, odpadnie. Przestanie Cię straszyć. Na ten moment, to jeden z elementów, który Cię chroni.. przed samą sobą. Wiem, że stany depresyjne są trudne w akceptacji. Nie chcemy ich. Unikamy. Obwiniamy się nawet, że pozwalamy im być.
To nie tak :) są.. bo chronią. Co nie oznacza, że mamy się im dać obezwładnić.

Odbudowa poczucia bezpieczeństwa trwa. Bywa trudno, nie mniej... warto :)
pozdrawiam serdecznie :buziak:

pietruszka - Sob 04 Mar, 2017 20:21

któraś z dziewczyn korzystała z grupy al-anon online http://www.al-anon.org.pl/grupy/grupy-online.html
AnnaEwa napisał/a:
Tak. Już o tym pisałam, kilka miesięcy temu.

przepraszam, pamiętałam, że korzystałaś z jakiejś formy pomocy, nie pamiętałam jakiej.

Klara - Sob 04 Mar, 2017 20:33

AnnaEwa napisał/a:
trzy poradnie leczenia uzależnień z podpisanym z NFZ

Jest pięć poradni w których jest terapia współuzależnienia: http://www.parpa.pl/index...dztwo-podlaskie

smokooka - Sob 04 Mar, 2017 20:36

Joasia ładnie napisałaś o snach AnnyEwy. Podoba mi się takie wytłumaczenie. Dociera do mnie i jest jasne. I optymistyczne
Jo-asia - Sob 04 Mar, 2017 20:41

smokooka, cieszę się.. że Ci się podoba :)
Linka - Sob 04 Mar, 2017 21:01

Klara napisał/a:
Jest pięć poradni

Niestety dane na tej stronie nie są aktualne. :(
Piszę to na podstawie mojego powiatu.
Jednej z przychodni już nie ma, a przedtem już od kilku lat działała pod innym adresem.

To tak gwoli ścisłości, bo nie wiem jak jest w podlaskim.

Klara - Sob 04 Mar, 2017 21:22

Linka napisał/a:
Niestety dane na tej stronie nie są aktualne. :(

O! :(
Nie ma emotki wycofującej się rakiem. Informuję, że właśnie to robię.
Przepraszam, jeśli niechcący wprowadziłam w błąd Ciebie AnnoEwo, lub innego "czytacza" tego wątku :oops:

Linka - Sob 04 Mar, 2017 21:39

Klaro, nie wycofuj się i nie przepraszaj.
To nie Twoja wina, że dane nie są aktualne. Część poradni na pewno działa.
Niestety jeszcze gorzej jest z mitingami Al-anon,
muszę sprawdzić w swoim mieście, bo z tego co mi wiadomo ostał się jeden, a w spisie jest 5 grup. :shock:

AnnaEwa - Sob 04 Mar, 2017 21:39

Klara napisał/a:
Niestety dane na tej stronie nie są aktualne. :(
Linka napisał/a:
To tak gwoli ścisłości, bo nie wiem jak jest w podlaskim.

Potwierdzam, tej podanej w moim powiecie nie przedłużono kontraktu już w 2016. :( , a gdy jeszcze miała kontrakt, nie było tam terapii dla współuzależnionych, chociaż na podanej stronie figuruje.
Ale w Białymstoku chyba faktycznie jest lepiej: dwie z podanych poradni na swoich stronach internetowych mają teraz przy terapii współuzależnień adnotację, że jest refundacja z NFZ.

Linka - Sob 04 Mar, 2017 21:52

Znalazłam taką wyszukiwarkę, tu na pewno są świadczenia zakontraktowane :
https://zip.nfz.gov.pl/GSL/GSL/PrzychodnieSpecjalistyczne

AnnaEwa - Nie 05 Mar, 2017 00:46

Linka, nie, to też nie jest niestety prawda, w odniesieniu do mojego powiatu.
AnnaEwa - Pią 10 Mar, 2017 09:01

Matiwaldi.
Pisze i kasuję. Piszę i kasuję...
Jeden z jego ostatnich wpisów był tutaj, w moim wątku, kilka stron wcześniej. Nie potrafię pogodzić się z tą ciszą, która nastała później.
Proszę Was, Kochani, nie umierajcie tak łatwo. Nie umierajmy tak łatwo.



Mój Bóg pochyla się nade mną:
- Wstań! - mówi, choć za oknem ciemno,
i sen domaga się puenty.
Sam nie zna snu, więc mnie pogania,
do mycia zębów, do śniadania,
siłą perswazji i zachęty.
Mój Bóg nie stworzył świata w tydzień,
robota mu niesporo idzie,
ciągle się myli i przeklina,
grzebiąc w szczegółach, gubi wątek,
nie wie, gdzie koniec, gdzie początek,
i sarka, że to moja wina.
Wciąż mu nie dość zmylonych dróg:
uparty gość, mój Bóg.

Częściej bezradny, niż zaradny,
okazji nie przepuści żadnej,
by w ból się wtrącić czyjejś duszy.
Z rozsądkiem zawsze ma na pieńku,
lecz nie potrafi machnąć ręką,
nie umie ramionami wzruszyć.
Gdziekolwiek w świecie coś się święci,
tam, jak cierń w pięcie, On się wkręci:
nieustający ostry dyżur.
Oddaje wieczność dla tej chwili,
gdy nad kimś czule się pochyli,
chociaż Go zdrowo łupie w krzyżu.
Na do drzwi stuk, kogo by mógł
wpuści za próg - mój Bóg.

Ma żal do swych niebiańskich braci,
że słono każą sobie płacić
za swą do łask i kar gotowość,
ale podziwia także dość ich
za wszechmoc, za brak wątpliwości
i za nieludzką pomysłowość!...
Sam z rachunkami ma kłopoty,
nikomu nie wyceni cnoty
i z grzechów też nie zbierze żniwa.
Trochę rozrzutny, trochę próżny,
zawsze się czuje komuś dłużny,
więc byle bydlę go wykiwa.
A każdy dług zwala Go z nóg...
Swój własny wróg, mój Bóg.

Nie dziw, że czasem już nie zdzierży:
pić zacznie, jakby żył w oberży
i w cielesnościach się zatraca.
Szukam go wtedy po melinach,
i sam podsuwam rano klina,
bo On szaleje - ja mam kaca.
Więc kiwa głową przy śniadaniu,
cichy jak wstyd, jak myślnik w zdaniu,
co prawd najprostszych nie uniesie:
że się za oknem czai ciemność.
Że musi umrzeć, razem ze mną.
A mimo to tak żyć mu chce się.

Nie leje łez na mroku próg...
Potężny jest mój Bóg!

https://www.youtube.com/watch?v=El7nz28ylPo

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 09:54

Przyszedł na mnie taki czas, który może nieść ze sobą nieoczekiwane zwroty akcji.
Nie wiem, jak się to wszystko potoczy. W dodatku mam skrzywioną perspektywę przez zapalenie oskrzeli i gorączkę, wszystko tak dociera do mnie jak przez mgłę...
Zaczęło się, jak zwykle, od snów ostrzegawczych.
Następnego dnia, było to przedwczoraj, przez okno mojego sklepu ujrzałam starego druha mojego byłego małżonka - najwyraźniej właśnie go wypuścili (bo on zazwyczaj siedzi, ostatnie trzy lata za dźgnięcie śrubokrętem w twarz byłej żony jakiegoś swojego kolegi). Długo nie czekałam, jak facet wtarabanił mi się do sklepu, by się wylewnie przywitać, że "już jest". O byłego małżonka nie pytał, pewnie już go słuchy doszły.
Wczoraj zapalenie oskrzeli zmogło mnie już na fest, więc o w pół do drugiej zamknęłam sklep i poczłapałam do domu. Mieszkam na uboczu, wśród pastwisk. Idę, gęsi lecą nade mną, szpaki na drzewach w sadzie, gadam sobie z nimi, coś pogwizduję... A tu na schodkach mojego domu (!!!) ruch jakiś, jakiś facet kłania się, oddala się szybko przez krzaki, unosząc ze sobą prawie pełną flaszkę, a T. podnosi się ze schodków, ale nigdzie nie ucieka, stoi z flachą już pustą, bezczelnie!! Ten, co uciekł, zresztą, też recydywista, teraz z "obrożą" na nodze... Po krótkiej, rzeczowej wymianie zdań udało mi się dostać do własnego domu, a T. poszedł sobie.
Ale dziś rano wrócił. Wszedł do domu (byłam w łazience) - gdy wyszłam, chata pełna dymu! - zasunął mi szyber w rozpalonym piecu!! - a on stoi w przedpokoju, uśmiecha się i mówi "czad masz w domu, wiesz? Przyjdę o trzeciej, obiad ma mi być na stole!" - i wyszedł.
Dwie godziny wietrzyłam dom.
No i teraz, zamiast leżeć i chorować, powędruję na policję. Oczywiście, nic mu nie zrobią. Nie mam numeru do jego kuratora, ale może uda mi się zdobyć.
No i lecę do jedynego sklepu w mieście, w którym mam szansę dostać nowy zamek do drzwi... i oby mieli na stanie 8|
Tak czy inaczej, coś niedobrego się święci.

Linka - Czw 23 Mar, 2017 10:03

AnnaEwa, jedyne co mi przychodzi na myśl, to : uciekaj stamtąd gdziekolwiek.
Nowy zamek, to jest dobry pomysł, ale okno bardzo łatwo wybić.
Na odludziu i tak nikt nie usłyszy :(
Czy on miał zakaz zbliżania się do Ciebie?

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 10:25

Linka, nie, nie ma zakazu zbliżania. Ma zawiasy i dwóch kuratorów.
Nie mam dokąd uciekać. Zresztą, cholera, nie będę uciekać.
Zastanawiam się tylko, co tam się gdzieś kotłuje, że nagle sztajma wysiaduje u mnie na schodkach, prawie jak u siebie. Musiało się stać coś, co "zmieniło klimat"...
Ach, co ja kombinuję, przecież to oczywiste: stary garus wrócił do miasta i wszystkim leszczom jakoś tak teraz raźniej, tulą się niby pisklęta do kwoki i rozmawiają o przyczynach swoich nieszczęść, i o tych wszystkich złych szefach, złych braciach i złych kobietach, którzy "odebrali im wszystko".

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 10:51

No, dobrze: zdobyłam nr do kuratora, ale żeby tego dokonać, musiałam zadzwonić do urzędu gminy, więc o wybrykach T. wie już CAŁY urząd, potem musiałam zadzwonić do jedynego większego zakładu pracy w mieście, bo tam pracuje kurator, więc wie już CAŁY zakład.
No i teraz wie jeszcze kurator, który, co prawda, oczekiwał ode mnie, ze podam dokładną lokalizację, w której T. obecnie można znaleźć, ale ostatecznie postanowił interweniować pomimo mojej niewiedzy w tym temacie.

To powinno tymczasowo uspokoić wiosenne nastroje w mieście. Nie tyle kurator jako taki, ile ta Wiedza Powszechna. Taka mam nadzieję... :/

Linka - Czw 23 Mar, 2017 11:04

A na policji byłaś ?
AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 11:16

Jeszcze nie, zaraz idę, przy okazji też po ten zamek.
AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 12:11

Siedzę i wyję. Kupiłam zamek do drzwi, na kreskę, bo nie mam pieniędzy. 43 złote muszę oddać w poniedziałek.
I oczywiście ten zamek nie da się zamontować. Na sam początek muszę odkręcić dwie śrubki, które były tak miękkie, i tak mocno fabrycznie wkręcone, że wyrobiły się od śrubokręta i już ich nie odkręcę. Spróbuję je jeszcze wybić dłutem, ale to się chyba nie uda bez rozwalenia całej konstrukcji.
Słowem, nie mam pieniędzy, nie mam zamka w drzwiach, nie ma policji, za to mam gorączkę.
Policja będzie na posterunku jutro między 9-tą a 11-tą, gdybym chciała złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Dziś ich nie ma, są "w terenie". Gdyby coś pilnego, to dzwonić na 997, to przyślą patrol z powiatu.

Mam dosyć. To mnie przerasta.

Linka - Czw 23 Mar, 2017 12:43

Nie wiem co napisać....fachowiec by się przydał do tego zamka.

997 pozostaje w razie czego.

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 14:08

No, dobra. Trochę zwyciężyłam.
Jedną śrubkę wykręciłam, drugą wybiłam. Zamek się rozpadł, ale go rozłożyłam, złożyłam, dwukrotnie, i działa.
Musiałam zrobić stosowną dziurę w futrynie, żeby zamek miał się o co zahaczyć - zużyłam jeden ze śrubokrętów jako dłuto, zrobiłam, omontowałam dziurę blachą. Sprawdzałam, chyba dość trudno będzie to wyważyć.
Nie obyło się, niestety, bez ekscesów, bo T. przyszedł raz, nim skończyłam, ale zamek już jest!

Ludzie, mam prawdziwy-żywy zamek w drzwiach, po latach zamykania na kłódkę chaty!!!
Ale ja jestem zmyślna... g4g412 ale dzielna... 54rerrer no, prawie jak Antonio Banderas w "Trzynastym wojowniku" :mgreen:

Chyba dam radę...
Teraz mogę położyć się i normalnie chorować, jak należy.

olga - Czw 23 Mar, 2017 14:13

8| hmmmm

Nie wiem Aniu Ewo co mogłabym Ci powiedzieć....

:pocieszacz:

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 14:20

olga napisał/a:
Nie wiem Aniu Ewo co mogłabym Ci powiedzieć....
- no, jak to, co?! że jestem gites, super-truper zaradna baba ;)
olga - Czw 23 Mar, 2017 14:23

No zaradna jesteś :tak:

Ale milej by było żebyś nie musiała zamków wymieniać ze strachu przed byłym alko

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 14:31

olga, zasadniczo, masz absolutną rację. Ale, tak sobie myślę, skoro już naprodukowałam sobie potężnych życiowych problemów, co było do udowodnienia, miejmyż przynajmniej tę pociechę, że wykazuję się jakąś tam sprawnością w ich rozwiązywaniu.

Dawno powinnam była wstawić ten zamek :nerwus: Szkoda mi było pieniędzy, to mnie, hmm, ponaglono.
Prawdę powiedziawszy, powinnam też sobie kupić gaz pieprzowy.

olga - Czw 23 Mar, 2017 14:39

Najlepiej by było jakbyś dziada odstrzelila ale hmmm... nie wolno

W Stanach pewnie juz byłby odstrzelony...

smokooka - Czw 23 Mar, 2017 15:03

ku*** mać. :pocieszacz:
AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 15:09

olga, teraz już mam czasem takie myśli, że gdy jeszcze był w pobliżu, to mogłam go była struć, a teraz to pewnie mogłabym mu dać w samoobronie siekierą w łeb, i byłoby to rozpatrywane jako obrona konieczna (chociaż w tym kraju to nie wiadomo...)
Ale prawda jest też taka, że gdybym była konsekwentna i wykorzystywała wszystkie narzędzia prawem dane, pewnie facet już by siedział, albo by wyjechał, albo dręczyłby kogo innego, a ja miałabym spokój. Na przeszkodzie stanęłam sama sobie myśleniem "ale przecież to jednak choroba, ale przecież miał takie trudne dzieciństwo..." itp., czyli własnym współuzależnieniem.

muzyka11111 - Czw 23 Mar, 2017 17:11

Cytat:
W Stanach pewnie juz byłby odstrzelony...
Olga raczej by nie byl :) . Moj "eks" mial zakaz zblizania sie do mnie i do budynku w ktorym mieszkam. A swoja droga AnnaEwa gdybys mogla mi przypomniec za co ma T. zawiasy i dlaczego nie ma zakazu zblizania sie do Ciebie? Ze masz nowy zamek SUPER!!! ale fakt moglas dawno go wymienic i oszczedzic paru "akcji". W kazdym razie wazne aby isc do przodu.
pietruszka - Czw 23 Mar, 2017 17:40

AnnaEwa napisał/a:
Ale prawda jest też taka, że gdybym była konsekwentna i wykorzystywała wszystkie narzędzia prawem dane, pewnie facet już by siedział, albo by wyjechał, albo dręczyłby kogo innego, a ja miałabym spokój. Na przeszkodzie stanęłam sama sobie

no, ale to już przeszłość. Wyciągasz z niej wnioski. Dziś, z inną wiedzą, mogłabyś postąpić inaczej.
No i postępujesz...
chociaż ja... to bym pewnie zwiała... jak najdalej... dla własnego bezpieczeństwa. Niezrównoważony, czynny alkoholik z chęcią morderstwa (bo jakże inaczej wytłumaczyć próbę zaczadzenia? - no może to próba manipulacji, żebyś ze strachu zmiękła, ale dla mnie to próba zabójstwa. Koniec. Kropka. I chyba to bym w takiej formie zgłosiła na policję.

Nie masz Ty tam Anno Ewo , jakiejś bliskiej kumpeli, czy nawet kumpla, u którego mogłabyś bezpiecznie przenocować kilka nocy?

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 17:43

muzyka11111 napisał/a:
ale fakt moglas dawno go wymienic i oszczedzic paru "akcji"
- nie wiem, czy oszczędzi mi to "akcji", bo przez okno też wszedłby, gdyby tylko chciał. Ale lepiej się z tym zamkiem czuję :)
T. ma zawiasy za groźby karalne, mobbing i tam takie, już dokładnie nie pamiętam.
A dlaczego nie ma zakazu zbliżenia? A bo ja wiem? Bo skład sędziowski nie uznał za wskazane zakazać.

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 18:03

pietruszka, nie była to żadna chęć morderstwa, tylko taka bezczelna złośliwość.
pietruszka napisał/a:
może to próba manipulacji, żebyś ze strachu zmiękła
- o to, to właśnie!
Cytat:
Nie masz Ty tam jakiejś bliskiej kumpeli u którego mogłabyś bezpiecznie przenocować...?

Nie. Zresztą, to też, po części, zawdzięczam swojej znajomości z T.
Kiedyś, na samym początku mojej walki o siebie, miałam koleżankę, która była w Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (zresztą, jest nadal). Powiedziała mi, gdzie i kiedy mają dyżur, ja poszłam, doradzono mi sygnał bezpieczeństwa - tj., gdyby groziło mi niebezpieczeństwo, miałam przesłać, choćby w środku nocy, sygnał na telefon tej koleżanki, bo sama mogę nie zdążyć wezwać policji, to ona wezwie.
Po dwóch dniach doszło właśnie do takiej sytuacji, gdy się musiałam salwować ucieczką w nocy przez okno.
Następnego dnia ta koleżanka przyszła do mnie do sklepu z pretensjami, że zanim zadzwoniłam, mogłam pomyśleć, że T. i jego krewni teraz mogą mścić się na niej, żebym dalej radziła sobie sama i że ona kategorycznie odmawia bycia świadkiem w sprawie.

A tak prawdę mówiąc, w kwestii koleżeństwa, sprawa z T. nie pomaga, fakt, ale w istocie ja jestem po prostu aspołeczna :D Zawsze byłam.

muzyka11111 - Czw 23 Mar, 2017 18:09

olga napisał/a:
muzyka11111, jak intruz wchodzi na posesję i właściciel czuje sie zagrożony to chyba ma prawo strzelać?
Olga tylko w niektorych stanach.
pietruszka - Czw 23 Mar, 2017 18:29

AnnaEwa napisał/a:
pietruszka, nie była to żadna chęć morderstwa, tylko taka bezczelna złośliwość.
pietruszka napisał/a:
może to próba manipulacji, żebyś ze strachu zmiękła
- o to, to właśnie!

a wiesz, że to tylko Twoje tłumaczenie jego, takie "wsłuchiwanie się w czyjeś intencje"?
A co ciebie tak właściwie obchodzi, co w jego głowie?
Wielu było takich, co chcieli postraszyć tylko, a zabili...
Za pomocą czadu można zabić...
Zabitego już nie obchodzą intencje , czy to tylko na postraszenie...

AnnaEwa napisał/a:
A tak prawdę mówiąc, w kwestii koleżeństwa, sprawa z T. nie pomaga, fakt, ale w istocie ja jestem po prostu aspołeczna :D Zawsze byłam.

No... za moich czasów, na moim Alanonie świetnie działała taka pomoc wzajemna... przeprowadzki, pomoc w dostaniu się do prawnika, kiedyś też właśnie akcja pomocy dla uciekającej z domu koleżanki. Wiem, że dziewczyny też zeznawały w sądzie, gdy była potrzeba... Zwykle znałyśmy się krotko, czasem tylko z imienia...

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 19:35

pietruszka napisał/a:
a wiesz, że to tylko Twoje tłumaczenie jego
- nie, Pietruszko, to nie to. Po prostu dobrze jest rozumieć zjawiska wokół. Wszystkie (no, z wyjątkiem kosmosu, bo na kosmos nie mam wpływu - albo meteoryt spadnie, albo nie).
Osobę T. dość dobrze znam i, owszem, to ma przełożenie na praktykę - wiedza, jakie są jego intencje i co nim kieruje, bo mogę odtworzyć, czego się spodziewać. Czy CHCE zabić, czy może mu to wyjść przypadkiem, ale starał się nie będzie - to ma przełożenie np. na to, czy ma ze sobą broń, czy nie. Czy jest pewny siebie, czy się boi i łatwo go będzie przepłoszyć. Czy jest pijany trochę i mnie dogoni, czy jest pijany bardzo i mogę nawet nie uciekać, tylko go popchnąć. Źle jest się mylić w takich sprawach, mając tak niewielkie pole obrony. Mogę lepiej dobrać strategię i narzędzia.
Na przykład ten zamek: teoretycznie T. może wybić okno, które jest tuż obok. Dostanie się oknem zajmie mu dwie do trzech sekund dłużej, niż drzwiami.
Ale to, że on wybije szybę, jest dużo mniej prawdopodobne. Oczywiście, tak się może stać, ale ZNAM GO, i: 1) zawsze wchodził drzwiami i raczej z pijackim uporem dalej będzie chciał wejść drzwiami, 2) rzeczywiście, gdyby chciał wchodzić oknem, byłoby to w pakiecie z dużą chęcią zrobienia mi fizycznej krzywdy. A on na razie tylko chce mnie zastraszyć i bawić się moim kosztem, samemu zostawiając sobie "jakby co" (policja, zabłąkany sąsiad itd.) furtkę, że przecież "nic wielkiego się nie stało, takie żarty" - a wyłamane okno to już nie takie żarty.
Dlatego typuję, że zamek zapewnia mi na razie wystarczające bezpieczeństwo.

pietruszka napisał/a:
na moim Alanonie świetnie działała taka pomoc wzajemna
Też słyszałam bardzo dobre opinie o pomocy ze strony osób z AlAnonu. Ale tu nie ma :)
pietruszka - Czw 23 Mar, 2017 19:56

AnnaEwa napisał/a:
Dlatego typuję, że zamek zapewnia mi na razie wystarczające bezpieczeństwo.

A Ty wierzysz choć w to, że można żyć normalnie, bez takich zagrożeń? :shock:

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 20:32

pietruszka, zadałaś mi bardzo smutne pytanie... I na to, jak się teraz czuję, nie ma ikonki w szafce na dole...
A co to ma za znaczenie, w co wierzę? Wiem, że niektórzy żyją normalnie. Czytałam o tym. Słyszałam o tym. Bywałam w domach, gdzie na oko było, jak to ujęłaś, normalnie.
Wiem też, że w Indiach są słonie. Bardzo chciałabym pojechać do Indii i poznać słonia. To muszą być wspaniałe zwierzęta.
Tym niemniej, mam niewielkie szanse w najbliższym ćwierćwieczu pojechać do Indii.

Przepraszam, nie umiem prościej odpowiedzieć na Twoje pytanie.

Linka - Czw 23 Mar, 2017 20:43

AnnaEwa napisał/a:
Osobę T. dość dobrze znam i, owszem, to ma przełożenie na praktykę - wiedza, jakie są jego intencje i co nim kieruje, bo mogę odtworzyć, czego się spodziewać.

I to ma być życie?
Przecież to zwyczajnie po ludzku w głowie się nie mieści.

Też niedawno mówiłam , ze nie mam wyjścia z mojej sytuacji.
Było, tylko ja go nie widziałam.

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 21:10

Linka napisał/a:
I to ma być życie?
Tak. To kwintesencja życia. Jedna z jego stron.
Wiedza o tym, kto może skrzywdzić, jak i kiedy. Fizycznie. Mieszkaniowo. Finansowo. Prawnie.
A także wiedza, skąd czerpać pomoc, jak się bronić, jaka pomoc jest realna, a jaka udawana, jak rozbroić sytuację, kiedy się wycofać, kiedy uciec, kiedy absolutnie nie. Gdzie szukać sojuszników i jakich, i co im zaoferować, żeby ich pozyskać. Komu pożyczyć, od kogo samemu można pożyczyć, od kogo nie pożyczać nigdy. Która pomoc jest transakcją z ukrytymi warunkami i przyniesie więcej szkody, niż pożytku. Kalkulowanie zysków i strat, obliczanie marginesu na to, czego nie wiem. Statystyka, prawdopodobieństwo.
To nie jest kwestia T. czy nie T. Zawsze się znajdzie jakiś T., wszędzie.
Linka napisał/a:

Też niedawno mówiłam , ze nie mam wyjścia z mojej sytuacji.
- dlaczego sądzisz, że ja sądzę, że nie mam wyjścia z mojej sytuacji? Po pierwsze, moja sytuacja jest dynamiczna, zmienia się, i to szybko. Staram się sterować tymi zmianami, ale jest wiele zaszłości, ot, choćby ten dawny kompan od kieliszka mojego byłego męża.
No, co?! Miałam męża, on pijał, z kim popadnie, miał współpijcę-kryminalistę, który teraz wyszedł z ciupy i to jest potencjalne źródło teraźniejszych kłopotów, choć już dawno nie mam męża. Pewne sprawy rozwiązuje się powoli.

pietruszka - Czw 23 Mar, 2017 21:13

AnnaEwa napisał/a:
I na to, jak się teraz czuję, nie ma ikonki w szafce na dole...

nie chciałam Cię zasmucić :pocieszacz:
ale zaskoczył mnie (a może i nie?) zanik instynktu samozachowawczego...
z drugiej strony... też u mnie tak było... taki zanik... chociaż u mnie nie bylo tak drastycznie... ale uczucie bycia w pułapce, taki brak wiary w wyjście z matni... to tak...
trochę czasu mi zabrała zmiana perspektywy... wybory, alternatywy, tysiące ścieżek i możliwości, zwykle z jakiegoś powodu trzymam się jeszcze jakiejś sytuacji, jakiegoś g***na, nie umiem się od czegoś odkleić, zwykle z lęku, czasem z lenistwa, czasem z obawy przed zmianą... ale coraz częściej mam poczucie wyboru. Wolność jest w nas... zniewolenie też... Mam wybór. Pomimo okoliczności.

pterodaktyll - Czw 23 Mar, 2017 21:14

AnnaEwa napisał/a:
Linka napisał/a:
I to ma być życie?
Tak. To kwintesencja życia

Sorry AnnaEwa, jak dla mnie to kompletna bzdura taka kwintesencja życia. To, moim zdaniem, w ogóle nie jest życie tylko jakaś cholerna partyzantka nastawiona na przeżycie co najwyżej............

Linka napisał/a:
Też niedawno mówiłam , ze nie mam wyjścia z mojej sytuacji.
:tak:
Linka napisał/a:
Było, tylko ja go nie widziałam.
:tak:
AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 21:36

pterodaktyll napisał/a:
To, moim zdaniem, w ogóle nie jest życie tylko jakaś cholerna partyzantka nastawiona na przeżycie co najwyżej
Zgadzam się z Tobą w zupełności :tak: Ale żeby żyć, to trzeba najpierw przeżyć. Na razie nie mam pieniędzy, nie mam przyjaciół (w realu!...), rodzina jest mi wroga, zresztą, zawsze była, i w okolicy pęta się kilku świrów.
Mam pracę, która przyniesie pieniądze - jeszcze trochę... Dom, w którym jest mi dobrze. Psy, które mnie kochają i za które odpowiadam.
Chodzi o to, by zrobić tak, żeby pierwsze odpadło, a drugie zostało.
Wiesz, nikt nie zostaje partyzantem dlatego, że ma taką ułańską fantazję :mgreen:
Tak mi w życiu wyszło. Gdybym się tego wszystkiego nie nauczyła, już bym nie żyła ze dwadzieścia razy. Wcale nie przesadzam, niestety.
Owszem, jak powiada moja znajoma pani psycholog, "mam w sobie wiele niewyrażonego smutku".
Ale też dużo się śmieję i mam fantastyczne, przewrotne poczucie humoru - no, spróbuj, Ptero, Powiedzieć, że nie... cczxc :mgreen:
Mam swoje pasje, dla tych pasji ryję korytarze w wiedzy w zasadzie zupełnie niepotrzebnej, dla czystej przyjemności poznawania...
Ale też, przyznam, jest bardzo miłe wiedzieć, że jeśli spadnie na mnie kolejna bieda, taka czy inna, raczej sobie poradzę. Lubię tę świadomość, mieć do siebie zaufanie, nie tylko wtedy, gdy jest ciepło i miło.

Życie to jest medal wielostronny :mgreen: (ale mi się mundrze powiedziało!...)

pterodaktyll - Czw 23 Mar, 2017 21:44

AnnaEwa napisał/a:
spróbuj, Ptero, Powiedzieć, że nie...

Oczywiście, że nic takiego nie powiem. Nie zamierzam Cię oceniać ani niczego radzić. Dostałaś ode mnie tylko taką refleksję jaka mi się nasunęła po przeczytaniu, Twojej ustawicznej walki z tym życiem :mgreen:

AnnaEwa napisał/a:
Życie to jest medal wielostronny

Muszę Cię nieco zmartwić. To tylko rewers i awers...... :bezradny:

pterodaktyll - Czw 23 Mar, 2017 21:46

AnnaEwa napisał/a:
nikt nie zostaje partyzantem dlatego, że ma taką ułańską fantazję

Nie...zazwyczaj najpierw przegrywa całą wojnę, a z tą partyzantką to sama wiesz......raz się coś wygra, a raz sie oberwie po kokardkach :bezradny:

AnnaEwa - Czw 23 Mar, 2017 22:47

pterodaktyll napisał/a:
zazwyczaj najpierw przegrywa całą wojnę

Ptero, ja znalazłam się na wojnie w wieku siedmiu lat, i tak to trwa od tamtego czasu. Uwierz, nie chcesz wiedzieć. Dopóki nie zdałam sobie sprawy, że walczę o przetrwanie (wiesz, dziecku trudno to przychodzi), sądziłam, że moi bliscy chcą dla mnie dobrze. Zanim się połapałam - ogromne straty, groźne, długotrwałe, na niektórych polach nie do odrobienia.
Jeszcze, jakby było mało wszystkiego, mam syndrom Aspergera. Ale to wiem teraz, przecież gdy byłam dzieckiem, nie diagnozowano takich bzdur. Wysoko funkcjonuję, ale, cóż, to... nie ułatwia, czasami.
pterodaktyll napisał/a:
raz się coś wygra, a raz sie oberwie po kokardkach
uczyłam się. Jak walczyć, to po to, żeby wygrywać. Między innymi dlatego w pewnym momencie znalazłam się tutaj. To też jest kalkulacja, liczenie zysków i strat: straty - żadne, koszta - ewentualnie jedynie emocjonalne, zyski - możliwe, i znaczące. Dostęp do doświadczeń. Możliwość w miarę bezpiecznego regulowania emocji.
Cytat:
Muszę Cię nieco zmartwić. To tylko rewers i awers......
Nie, Ptero. Życie jest tysiąckrotnie bogatsze, i nieograniczenie wielowymiarowe.
pterodaktyll napisał/a:
Twojej ustawicznej walki z tym życiem
chwała Panu, nie jest ustawiczna, już nie. Pozostaje jeszcze miejsce na moich 1876 dziwactw, plus odsetki :mgreen:
I trochę nieprzewidzianych sytuacji, które mają się nijak do czegokolwiek
:mgreen:

Klara - Pią 24 Mar, 2017 08:23

AnnaEwa napisał/a:
To kwintesencja życia. Jedna z jego stron.
Wiedza o tym, kto może skrzywdzić, jak i kiedy. Fizycznie. Mieszkaniowo. Finansowo. Prawnie.
(...)
To nie jest kwestia T. czy nie T. Zawsze się znajdzie jakiś T., wszędzie.

Pomyślałaś o tym, że jeśli RZECZYWIŚCIE masz Zespół Aspergera, to Twoja ocena stosunków społecznych może być zaburzona, że się mylisz traktując je wręcz jako fizyczną walkę z zewsząd czyhającym na Ciebie wrogiem? :(

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 09:41

Klara, jasne, że moja ocena stosunków społecznych jest zaburzona, i bardzo często się mylę w ocenie. Pomyślałam o tym.
Wymyśliłam sobie zasadę dla ułatwienia: jeśli coś wygląda jak drzewo, pachnie jak drzewo i w dotyku jest jak drzewo, to można śmiało założyć, że jest to drzewo.
Odkrywcze, nie? Brzytwa Ockhama.
Oczywiście, bywają kłopoty z oceną, liczne kłopoty. Na przykład: idę na przystanek, do autobusu jeszcze kwadrans, a na przystanku samotnie stoi kobieta w średnim wieku, i uśmiecha się promiennie do mnie, mówiąc: dzień dobry!
Należy w takiej chwili wyciągnąć szybkie wnioski (a nie jestem zbyt szybka, niestety):
1. czy się znamy? (zapewne tak!)
2. czy jest mi życzliwa? (zapewne tak!)
Witam się równie serdecznie - nie mniej, nie bardziej! - i zadaję tzw. Bezpieczne Pytanie:
- Co u pani słychać, tak dawno się nie widziałyśmy!
(wiem, że dawno, bo gdyby niedawno, nie byłaby taka zaskoczona. Jednocześnie przeprowadzam analizę, z jaką osobą płci żeńskiej spoza kręgu tych, które znam na pamięć, rozmawiałam w okresie, dajmy na to, ostatnich czterech lat. Odsiewam te, które w międzyczasie zmarły, a także dużo młodsze i dużo starsze od rozmówczyni. Zostają mi dwie kandydatury).
- Ach, wie pani, moja córka jest znowu w szpitalu - odpowiada ta pani
(co za ulga!!! wiem, z kim rozmawiam - druga kandydatka do tożsamości ma samych synów! :lol2: )

Nie lubię innych krzywdzić. Pochopnym obwinieniem można kogoś skrzywdzić. Więc często w przeszłości było tak, że czekałam, aż dostanę więcej informacji, żeby jakąś sytuację rozpoznać.
Ale w pewnym momencie trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy to, co ci robią:
- jest krzywdą, czy nie?
- jeśli jest, a twierdzą, że nie krzywdzą, to znaczy, że albo się mylą, albo kłamią.
(najtrudniejsze dla mnie, to rozpoznać ten moment)
Choćbym miała nie wiem, jakiego Aspergera, na końcu wywodu logicznego, jeśli go przeprowadzę poprawnie, zawsze będzie albo drzewo, albo niedrzewo, bowiem na rzeczywistość jako taką nie wpływają moje problemy z percepcją.
Można wywód logiczny sprawdzać empirycznie. Wiele razy sprawdzałam.
- Pan, który chciał, żeby kupić cegłę, jednak nie sprzedawał materiałów budowlanych.
- Pan, który mówił, że ma w domu fajne płyty, jednak nie był melomanem.
- Pani, która namawiała babcię, żeby położyć na ręcznik banknot o dużym nominale i modlić się żarliwie, niekoniecznie chciała uleczyć z bólu pleców.

Klara - Pią 24 Mar, 2017 13:34

E, no! :beba:
Jeśli tak masz jak opisujesz, to ja też mam ten zespół, a na dodatek sklerozę, ponieważ: nie rozpoznaję wielu osób którym na uśmiechnięte "dzień dobry" odpowiadam tym samym.
Z krzywdą miewam podobnie, choć okazuje się, że przebywając między ludźmi mnie też się zdarza nieświadomie kogoś skrzywdzić słowem, spojrzeniem, miną... Bywa :bezradny:
Ostatnie trzy punkty można wyeliminować na zawsze, po jednym przykrym doświadczeniu, unikając w przyszłości kontaktów z osobami, które nam obiecują powodzenie/bogactwo bez wysiłku.

Oceny tego, co opisałaś dokonujemy w ciągu życia, wraz z nabywaniem życiowych doświadczeń.
Jednego nie rozumiem - skąd się u Ciebie biorą kontakty skutkujące fizycznym zagrożeniem. Jak to się dzieje, że na przykład dawny kompan Twojego męża przychodzi do Ciebie wiedząc, że przy nie mieszkasz już z jego dawnym koleżką?

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 15:50

Klara napisał/a:
skąd się u Ciebie biorą kontakty skutkujące fizycznym zagrożeniem

Odpowiem Ci: NIE MAM POJĘCIA :bezradny:
Też się nad tym od lat zastanawiam. Zawsze tak było, od początków w rodzinnym domu.
Klara napisał/a:
Jak to się dzieje, że na przykład dawny kompan Twojego męża przychodzi do Ciebie wiedząc, że przy nie mieszkasz już z jego dawnym koleżką?
- tu akurat wyszła Ci zbitka dwóch osób, ale chodzi o mechanizm.
Jak pracuję w ogrodzie, który jest od ulicy, to ilekroć przechodzi jakiś podpity, a jest tu kilku takich, zaraz chce mi "pomagać". Całe szczęście,
Klara napisał/a:
wraz z nabywaniem życiowych doświadczeń
, nauczyłam się już zwiewać do chaty. Ale to czasem nie wystarcza, więc trzeba uważać. Jak kobieta mieszka z mężczyzną, to niejako ma właściciela. To tak, jak z dobrą krową - wziąłby se ją z pastwiska, ale to przecie Wojtka, albo Zdzicha, to on zaraz przyleci i mordę obije, i jeszcze będzie miał rację. Ale, jak krowa "bezpańska", to zmienia postać rzeczy.
Poza tym, może się mylę, ale są jeszcze ciągi skojarzeń. Gdyby mój ex z nimi nie pił, ja byłabym dla takich facetów "przeźroczysta", jak jakaś pani z banku, albo nauczycielka ze szkoły. Nieosiągalna.
Ale oni mnie skojarzyli. Znają mnie z imienia. Bywali w domu, w którym mieszkam, co gorsza, widzieli, że mam do powiedzenia mniej więcej tyle, co Żyd za okupacji.
Ciężko pracowałam na to, żeby kolegów byłego małżonka "wypchnąć" poza mój rewir, żeby zapomnieli - aż tu, masz! "odmroziło" relikt polodowcowy: wyszedł facet, którego ostatnim widokiem, zanim go zapuszkowali, była melina w moim domu!
To akurat jest zwyczajny niefart, czkawka po niegdysiejszym.
Ale rzeczywiście jest to znamienne, że towarzyszą mi takie niefarty przez większość życia. To zapewne coś we mnie, ale nie umiem tego znaleźć, choć szukam.
Myślę, że to jeden z moich głównych problemów w kontaktach z ludźmi. Miałam nadzieję, że uda się to jakoś wyświetlić w procesie terapii, ale się nie udało :(

szika - Pią 24 Mar, 2017 16:02

AnnaEwa napisał/a:
To zapewne coś we mnie, ale nie umiem tego znaleźć

masz jakies pomysły?
burza mózgu.. zrób :)

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 16:05

Cytat:
masz jakies pomysły?
burza mózgu.. zrób :)

Ba! Bo to raz!...

szika - Pią 24 Mar, 2017 16:17

to pisz.. ;)
AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 16:41

szika napisał/a:
to pisz.. ;)

To zadawaj pytania :)
(ja i tak za dużo kłapię dziobem nie pytana)

pietruszka - Pią 24 Mar, 2017 17:56

AnnaEwa napisał/a:
Cytat:
masz jakies pomysły?
burza mózgu.. zrób :)

Ba! Bo to raz!...

lubisz?
znasz tylko takich?
przyciągasz?
afirmujesz ze słowem "nie" (a przecież ponoć podświadomość nie uznaje negacji)?
dowartościowujesz się walką czy byciem ofiarą?
a może komuś (nawet nieżyjącemu) udowadniasz wciąż, że i tak przeżyjesz?
łakniesz trudnych facetów (takich to skomplikowanych misiów)?
uciekasz przed sobą?
to tak tylko na szybko...

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 18:36

Cytat:
lubisz?
Nie lubię.
pietruszka napisał/a:
znasz tylko takich?
Nie, nie tylko. Ale z ludźmi są w ogóle wielorakie problemy. Nie ufam ludziom, nie rozumiem ich.
Cytat:
przyciągasz?
Staram się odpychać.
pietruszka napisał/a:
afirmujesz ze słowem "nie" (a przecież ponoć podświadomość nie uznaje negacji)?
... :shock: że co???...
pietruszka napisał/a:
dowartościowujesz się walką czy byciem ofiarą?
dowartościowuję się walką. Zwłaszcza, gdy zwyciężam. Nie zawsze zwyciężałam, a to miłe uczucie.
Cytat:
a może komuś (nawet nieżyjącemu) udowadniasz wciąż, że i tak przeżyjesz?
:mgreen: Tak. I to na moich zasadach. :mgreen:
Cytat:
łakniesz trudnych facetów (takich to skomplikowanych misiów)?
Żadnych facetów nie łaknę.
pietruszka napisał/a:
uciekasz przed sobą?
Zupełnie nie.

...to tak na szybko.

Jo-asia - Pią 24 Mar, 2017 19:20

Co do mnie przemówiło czytając Ciebie... RADZĘ SOBIE.
To było to.. co przyciągało wszelakie okoliczności i ludzi abym ja, mogła sobie (im) radzić.
Na tym opierałam swoją wartość. Zależałam od tego, bez tego nie istniałam. Co innego mogłabym robić?

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 19:37

Sądzę, że ludzie nie są fajni. Nie są uczciwi. Nie są nawet racjonalni.
Znam kilka fajnych, uczciwych, "normalnych" osób. Właściwie, na pewno znam takie dwie osoby. Bardzo je sobie cenię i cieszę się, że miałam szczęście na nie trafić. Przy nich mogę czuć się swobodnie, ufam im.
Ale z całą resztą świata muszę załatwiać różne sprawy. Potrzebuję porad prawnych. Czasem pożyczki. Pomocy przy drewnie, czy w przewiezieniu czegoś ciężkiego, czy w montażu rury, czy, dawniej, przy znalezieniu pracy, słowem, przy mnóstwie spraw. Nie chcę nawet liczyć, ile razy mnie skrzywdzono, ponieważ nie przyszło mi do głowy, że dana osoba wykorzysta swoją przewagę nade mną. Przewagę, którą ma z racji tego, że np. rozpaczliwie potrzebuję pieniędzy. Albo pełnionej przez siebie funkcji. Albo przewagi fizycznej. Albo prawnej.
W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że ludzie robią złe rzeczy, bo mogą. Nie chcesz być krzywdzony? Kreuj sytuacje takimi, by inni nie mieli nad tobą przewagi. By skrzywdzenie cię było trudne. By się nie opłacało.
Nie ma co się złościć na ludzi, ani rozpaczać, że są jacy są, nie ma też co liczyć na to, że się akurat trafi na jakiś szczególnie szlachetny egzemplarz... Nie muszą mnie lubić. Ja ich nie muszę lubić. Mam wszystkie narzędzia, by kreować swoje bezpieczeństwo i swoją pomyślność i coraz lepiej mi to wychodzi, od kiedy podchodzę do tych spraw bez szczególnych emocji.

pietruszka - Pią 24 Mar, 2017 19:54

AnnaEwa napisał/a:
pietruszka napisał/a:
afirmujesz ze słowem "nie" (a przecież ponoć podświadomość nie uznaje negacji)?
... :shock: że co???...


Nie znasz tego?
Nie myśl o białych misiach, nie myśl o białych misiach, nie myśl o.....

I co? nie pomyślałaś o białych misiach? Naprawdę nie wyobraziłaś sobie żadnego misia?

Podobno nasza podświadomość nie rozumie pojęcia "nie" , dlatego lepiej układać sobie afirmacje w postaci twierdzącej. Zamiast: "Nie chcę się bać" zdrowsze jest "Czuję się bezpiecznie".

Trochę mnie przeraża ta Twoja wizja "życia jako walki", widać ze mnie kiepska wojowniczka :rotfl: :rotfl: :rotfl:
Czy zawsze muszą być wygrani i przegrani?

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 20:12

pietruszka napisał/a:
Trochę mnie przeraża ta Twoja wizja "życia jako walki"
- to właśnie odwrotnie, to zupełnie nie tak!!! Ja tylko twierdzę, że w życiu zdarzają się walki. Zdarzają się nawet wojny. I warto być na to przygotowanym. Przemyśleć, na kim można polegać (i dlaczego, żeby się nie wpakować, tak jak ja z T.!), kogo trzymać na dystans itd.
Przecież w niezbędniczku współuzależnionego stoi nawet napisane: plan na wypadek zapicia partnera - przygotuj sobie ważne dokumenty, zabezpiecz gotówkę, przygotuj numery telefonu, zorganizuj sobie drogę odwrotu... Przecież to jest właśnie stan wojny.
A najlepszą metodą, tak uważam, żeby nie doszło do wojny, jest sprawienie, by wszyscy wokół nie mieli na nią ochoty... żeby jakoś nie mieli ochoty mnie okraść... ani napaść... i mniejsza o ich motywację :mgreen:
pietruszka napisał/a:
Czy zawsze muszą być wygrani i przegrani?
Wierzę, że nie. Ja uważam, że to nie jest opcja zero-jedynkowa. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tylu ludzi podchodzi na zasadzie "ja biorę wszystko, a ty jesteś leszcz i możesz mi skoczyć".
Już mówiłam zresztą, że nie rozumiem ludzi... :)

pietruszka napisał/a:
lepiej układać sobie afirmacje w postaci twierdzącej

Wygląda na to, że... ja nie afirmuję... :shock: ...ale zęby myję, daję słowo! :mgreen:

Wiedźma - Pią 24 Mar, 2017 20:17

Cytat:
Zamiast: "Nie chcę się bać" zdrowsze jest "Czuję się bezpiecznie".

A ja bym wolała: "Jestem bezpieczna" - co mi po samym tylko poczuciu bezpieczeństwa,
kiedy może być ono nieuzasadnione :oczy:

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 20:23

"Pesymista śni, że spada w przepaść. Optymista śni, że wzbija się w przestworza.
Realista - nie sypia na krawędzi łóżka."

To tak... bez okazji :rotfl:

pietruszka - Pią 24 Mar, 2017 20:25

AnnaEwa napisał/a:
"Pesymista śni, że spada w przepaść.

to nie pesymizm... to niskie ciśnienie :mgreen:

rufio - Pią 24 Mar, 2017 21:07

AnnaEwa napisał/a:
ale zęby myję, daję słowo!

Oprócz tej czynności wypada jeszcze stosować profilatykę czy zębologa wiec moim zdaniem rozsądne działania przeprowadzasz i planujesz z głową - zimną głową .

prsk 34vcdc

pietruszka - Pią 24 Mar, 2017 21:13

AnnaEwa napisał/a:
rzecież w niezbędniczku współuzależnionego stoi nawet napisane: plan na wypadek zapicia partnera - przygotuj sobie ważne dokumenty, zabezpiecz gotówkę, przygotuj numery telefonu, zorganizuj sobie drogę odwrotu... Przecież to jest właśnie stan wojny.

dobre obwarowanie, przygotowanie na wszelkie zmienności losu nie oznacza dla mnie życia w ciągłej gotowości do obrony... w ciągłym napięciu i z radarem wokół głowy by tracić życie na wiecznej obserwacji, z której strony nastąpi atak. W przypadku życia z alkoholikiem to nie plan B trzymany w ręku z pupą na bombie zegarowej. Do d***y takie nastawienie...

Dla mnie to raczej taki rodzaj ubezpieczenia jak OC i Autocasco w przypadku samochodu, czy OC na mieszkanie. Dopiero jak będzie problem to wyciągnę go spod skarpetek i wdrożę ten plan B w życie.
a tak na co dzień... nie muszę o tym myśleć i miast się napinać - cieszę się życiem...

Cytat:
Rozwijaj siłę ducha by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 21:27

pietruszka napisał/a:
przygotowanie na wszelkie zmienności losu nie oznacza dla mnie życia w ciągłej gotowości do obrony...

Rozumiem :zmeczony: Docelowo plan jest taki, żebym też już nie musiała mieć oczu dookoła głowy. Myślę, że jeśli to dobrze rozplanuję i nie będzie zbyt wiele niespodziewanych komplikacji, wiele batalii powinnam zamknąć do jesieni...

pterodaktyll - Pią 24 Mar, 2017 21:38

AnnaEwa napisał/a:
wiele batalii powinnam zamknąć do jesieni...

Żebyś tylko nie wyszła na tych bataliach jak Napoleon :p

pietruszka - Pią 24 Mar, 2017 21:47

AnnaEwa napisał/a:
żebym też już nie musiała mieć oczu dookoła głowy

trzymam kciuki :kciuki: szkoda życia na wojny i batalie...

AnnaEwa - Pią 24 Mar, 2017 22:08

pterodaktyll napisał/a:
Żebyś tylko nie wyszła na tych bataliach jak Napoleon :p

Chciałabym coś mruknąć groźnie i zabawnie, i stylowo, ale chyba mi nie wyjdzie.
Finalizuję tę nieszczęsną spłatę od matki, która walczy takimi metodami, że się flaki przewracają. Musi zapłacić pieniądze do piątku, ale robi wszystko, żeby gotówka nie przeszła przez moje ręce, żąda ujawnienia wysokości kredytu co do drugiego miejsca po przecinku i chce spłacić tę kwotę bezpośrednio bankowi, z pominięciem mnie, podczas, kiedy zapłacić ma więcej, niż mój kredyt, nieznacznie więcej, co prawda, ale matka liczy na to (słusznie!), że nie założę jej sprawy o półtora czy dwa tysiące, których wyraźnie nie chce dopłacić pomimo ugody, bo nie będzie mnie stać... No, i takie tam :/
Dodatkowo, żeby mnie "zmiękczyć", z kolejnymi rewelacjami wyssanymi z palca, typu "twoje pełnomocnictwo jest nieważne", albo "dokumenty, które przesłałaś, nie dotarły, potrzebuję natychmiast kopii odpisu podpisu!" dzwoni zazwyczaj po północy, wyrywając mnie ze snu, albo w podobnych porach wysyła sms "zadzwoń natychmiast, pilne!". Twierdzi, że w dzień nie mogła się dodzwonić, co oczywiście nie jest prawdą... uff...
...a mnie w międzyczasie komornik konto już zajął... 8|

Ale do jesieni pewnie już będzie po walkach o spłatę z matką, tym samym po walce z bankiem, i po problemach z T. (no bo ile już można?!) Postaram się, w każdym razie :)

Linka - Pią 24 Mar, 2017 23:01

AnnaEwa napisał/a:
Sądzę, że ludzie nie są fajni. Nie są uczciwi. Nie są nawet racjonalni.

Ja mam zupełnie odmienne doświadczenia.
Ogólnie mogę powiedzieć, ze mam szczęście do ludzi.

Nie wiem z czego to wynika, ale ja lubię ludzi i zawsze, w każdym doszukuję się choćby odrobiny dobra.
Nie mam poczucia, by mnie ktokolwiek skrzywdził, czy ma wobec mnie złe zamiary.
Mam dobrą, kochającą mamę, czy to tak zaważyło na tym, ze inaczej odbieram ludzi :mysli: ?

Tak mi się nasunęło, bo nie znam się na psychologii.

szika - Pią 24 Mar, 2017 23:55

Linka napisał/a:
Nie wiem z czego to wynika, ale ja lubię ludzi i zawsze, w każdym doszukuję się choćby odrobiny dobra.

też tak mam..
Linka napisał/a:
Nie mam poczucia, by mnie ktokolwiek skrzywdził

nooo tu już mam inaczej..
Linka napisał/a:
Mam dobrą, kochającą mamę, czy to tak zaważyło na tym, ze inaczej odbieram ludzi

miałam fatalną matkę.. wiec chyba nie to decyduje.. ja polubiłam ludzi gdy polubiłam siebie :) a trwało to trwało.. latami docierałam do siebie :)

pietruszka - Sob 25 Mar, 2017 10:24

Wydaje mi się, ze od urodzenia wierzyłam, że ludzie są dobrzy, ale nie zawsze spotykało mnie z ich strony dobro. Dzieci w szkole potrafiły być okrutne, tzw. przyjaciółki odbijały mi chłopaków, szefowie i współpracownicy w pracy nie zawsze bywali uczciwi wobec mnie. Zdarzało mi się, że dawałam się wykorzystać, poniżyć, skrzywdzić, bo nie umiałam się obronić. Czasem ciągnęło mnie do osób toksycznych, coś mnie w nich na tyle fascynowało, że nie widziałam zagrożenia. Z nimi było wesoło i nie nudno. Dzisiaj co prawda widzę, jak bardzo zwykle byli to ludzie pokręceni życiowo, zwykle mocno skrzywdzeni w dzieciństwie, czasem nawet chorzy psychicznie, ale jak mogę... teraz trzymam się od takich znajomości w miarę możliwości z daleka, bo mi szkodzą. Całkiem ich nie uniknę, na przykład w pracy, ale uczę się właśnie uszczelniać granice.
No i faktycznie im bardziej lubię siebie i jestem dla siebie wyrozumiała, tym bardziej potrafię być otwarta na innych ludzi i nie boję się skrzywdzenia. Mam świadomość, że interakcje z ludźmi mogą nieść ból, zranienie, jednocześnie sama też mogę to zrobić, najczęściej zupełnie nieświadomie.
Jednocześnie ludzie mi są potrzebni. Jestem istotą społeczną.

mami - Sob 25 Mar, 2017 11:42

a ja kiedyś byłam bardzo ufna i otwarta na ludzi. Niestety życie nauczyło mnie że ludzie są okrutni, nieszczerzy , zawistni ( szczególnie w miejscu pracy) i jak tylko mogą wykorzystują wszelkie metody dla własnej korzyści. Dlatego od długiego czasu jestem bardzo ostrożna w doborze znajomych i w tym co komu i kiedy mówię.
AnnaEwa - Pią 31 Mar, 2017 09:14

Dziś dzień bitwy.
Ostatnie grosze wybrane z bankomatu. Telefon naładowany. Połączenia sprawdzone, czas sprawdzony, trasa sprawdzona, faktury podliczone ponownie, dokumenty przejrzane jeszcze raz. Wszystko zapakowane w folię, bo pada. Nie nakładać makijażu, bo spłynie.
Wziąć do autobusu coś do czytania, żeby nie dać się ponieść wyobraźni.
Dłonie zimne. W gardle zimno.
Zrobić swoje.
Wygrać, jeśli się da.
Czy przewidziałam wszystko?
Wszystko, co mogłam.

Linka - Pią 31 Mar, 2017 09:20

Trzymaj się AnnaEwa :buziak:
AnnaEwa - Pią 31 Mar, 2017 09:25

Linka, dzięki. Taki jest plan.
...kto projektuje żółte kropki? potrzebna jest taka, która unosi zaciśniętą pięść: avanti popolo! ;)

pterodaktyll - Pią 31 Mar, 2017 09:36

AnnaEwa napisał/a:
Czy przewidziałam wszystko?

Uważaj na ataki z flanki (cokolwiek miałoby to w tej sytuacji znaczyć :mgreen: )
Good Lack, jak mawiają starożytni....Rosjanie ;)

smokooka - Pią 31 Mar, 2017 10:13

:kciuki:
Klara - Pią 31 Mar, 2017 10:21

:kciuki:
Borus - Pią 31 Mar, 2017 12:23

:okok:
AnnaEwa - Pią 31 Mar, 2017 16:38

:hura: drggb :rotfl: :radocha: :figielek: :buzki: sc43545 54k9l 5t4b 54k9l tyj7yj cg45g wqdqw 98l9i dfg56s :jezor: :hurra:

(przepraszam, nie patrzeć przez pierwsze 5 sekund, uwaga na wyzwalacz! ale filmik ilustruje dokładnie to, co czuję w tej chwili)

https://www.youtube.com/watch?v=I7IpZtsubpk

AnnaEwa - Pią 31 Mar, 2017 17:03

pterodaktyll, z flanki nadeszło niespodziewane wsparcie!
Po "nadaniu" sprawy miejscowemu oddziałowi, prowadzący z centrali, z którym z wdziękiem negocjowałam od tygodni, wynalazł i zinterpretował niedawno wprowadzone przepisy na moją bardzo-korzyść i kierował wszystkim z łącza zgodnie z ustalonymi wytycznymi :mgreen:
Jak to dobrze zadbać zawczasu o sojuszników...
Kluczowy zwrot akcji nastąpił dosłownie w ostatnich minutach!

muzyka11111 - Pią 31 Mar, 2017 17:04

Nie wiem gdzie pojechalas, ale wyglada ze tam jest super i czujesz sie super :)
AnnaEwa - Pią 31 Mar, 2017 17:05

muzyka11111, pojechałam do banku i z powrotem :mgreen:
I rzeczywiście jest super! :mgreen:

Wiedźma - Pią 31 Mar, 2017 17:29

AnnaEwa napisał/a:
pojechałam do banku i z powrotem :mgreen:

Aha, bo właśnie miałam o to pytać, żeby nie przekopywać wątku :aha:
I co tam załatwiłaś? Bo że dobrze poszło to już wiem :mgreen:

AnnaEwa - Sob 01 Kwi, 2017 07:11

Wiedźma napisał/a:
obrobiła bank ? 34vcdc

Nie wykluczałabym tego


Dziwniej: ja i bank obrobiliśmy komornika ;)
Czy jakoś tak...

Wiedźma - Sob 01 Kwi, 2017 07:12

No to super! :cwaniak:
mami - Nie 02 Kwi, 2017 21:58

Brawo :brawo:
Kami - Wto 04 Kwi, 2017 23:15

AnnaEwa, GRA-TU-LU-JĘ !!!!!!!!!! dfg56s dfg56s dfg56s potańczę razem z Tobą :)
AnnaEwa - Pią 07 Kwi, 2017 08:20

Taka ciekawostka: wczoraj do sklepu przyszedł kurator, jako klient. A właściwie po poradę, bo w końcu niczego nie kupił. I opowiada, że on teraz musi sporządzić opinie w sprawie kilku swoich podopiecznych, i nie wie, co zrobić (to nie nowina..). I, że właśnie wraca z inspekcji u jednego z nich, na wiosce... Zajeżdża, a tam żona przerażona, facet pijany gania z siekierą, z zamiarem niejasnym, lecz złowrogim.
- Wie pani, ona mnie ostrzegała, żeby nie iść tam do domu, no ale ja musiałem, i jak on mnie zobaczył przez okno, to wybiegł z domu z tą siekierą, rzucił się na mnie, ledwo uciekłem do samochodu! Odjechałem kawałek, przecież nie będę życia narażał, i zadzwoniłem na policję, a oni, jak zwykle, powiedzieli, że nie mają żadnego wolnego wozu i nie przyjadą. I ja mam teraz dylemat, co napisać w opinii... No, bo jednak ten człowiek ma wyrok w zawieszeniu, już ochłonąłem i tak sobie myślę, przecież jego wsadzą, szkoda chłopa... Co pani mi radzi, co ja mam teraz zrobić?
- :shock: :shock: :shock: Pisać, jak jest!!!
...jakoś nie umiałam standardowo odpowiedzieć, że nie wiem, i że to on jest kuratorem. No, nie wytrzymałam.
W sumie, sympatyczny ten kurator, dusza człowiek. "Szkoda chłopa". Chyba wejdzie mi to w porzekadło.

olga - Pią 07 Kwi, 2017 15:21

Dobrze,ze go nie zabił bo tez by było szkoda :mgreen:
AnnaEwa - Czw 13 Kwi, 2017 11:12

Kilka dni temu wpadła mi nowa dostawa książek, dziś wzięłam się za wstawianie ich do sklepu. Biorę jedną do ręki, wyceniam, odwracam tylną okładkę, żeby wpisać cenę ołówkiem, a tam - moja dawna cena, moją ręką nakreślona :)
Książkę u mnie ktoś kupił, potem komuś oddał, teraz ona wróciła :) Uśmiechnęła się, powiedziała:
- Teraz mnie już poznajesz? Tęskniłam, połóż mnie na miejsce...
Wzruszyłam się.

AnnaEwa - Czw 13 Kwi, 2017 19:53

Naszła mnie potem refleksja, że one, te książki znaczy, nie chcą być sprzedane, nie chcą ode mnie odchodzić... Z jednej strony, to byłoby piękne, ale z drugiej, hmm... w handlu nie całkiem o to chodzi :mgreen:
Chociaż, w sumie - jeśli odchodzą za pieniądze, a wracają za darmo? :mysli:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group