To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

DOROSŁE DZIECI ALKOHOLIKÓW – DDA - inna - moje drugie imie

pisajka - Nie 11 Lis, 2012 11:00
Temat postu: inna - moje drugie imie
Zbieram się i zbieram do tego postu.

Tak strasznie trudno jest spojrzeć wstecz. Tak strasznie trudno jest spojrzeć wstecz z myślą, że całe dzieciństwo, lata młodzieńcze - bez mojej wiedzy - kręciły się wokół alkoholizmu.
Tak, bez mojej wiedzy. Byłam ślepa i chyba głupio naiwna, że tego nie spostrzegłam.

Alkohol od zawsze był. Stał się nierozłącznym elementem każdej imprezy urodzinowej, komunijnej, chrzcielnej. Stał się czymś normalnym. Naturalnym.
Mój dziadek jest alkoholikiem. Jako dziecko często go odwiedzałam. Jego choroba mi nie przeszkadzała. Cóż - znowu ten stan stał się naturalny.
Był wesoły, nikomu krzywdy nie robił. Gdy jego córka (a moja mama) wściekała się na niego, krzyczała, ja złościłam się na nią i gdzieś w głębi serca - broniłam dziadka. Nie rozumiałam czym na prawdę jest alkoholizm. Nie musiałam tego rozumieć.

Lata dzieciństwa mijały.
Miałam dziwne dzieciństwo. Pełne nienawiści do ojca, który nigdy mnie nie akceptował. Nie akceptował mnie jako osoby, jako córki, nie akceptował moich działań, zainteresowań - niczego. Przywykłam do tego, że nie mam taty. Przywykłam do tego, że mama nic z tym nie robi, że to akceptuje, że nie próbuje pomóc.
Marzyłam o normalnych relacjach z tatą. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo mnie nie znosi.

Mama była (i jest nadal) bardziej przyjaciółką niż mamą. Łączą nas zdrowe relacje.

Nie pamiętam dokładnie kiedy to się zaczęło...
Rodzice zaczęli popijać piwo.
Jedno piwo na tydzień. Później coraz częściej.
Doszło do 3-4 piw dziennie - tylu akurat ja byłam świadkiem, nie wiem czy pili po kryjomu.
To był rytuał.
Mama szła codziennie po zapas piw.
Jak nie miała piwa nie była sobą.
Ignorowałam to, znów stan ten stał się naturalny.

Przeszkadzać zaczęło mi to wówczas, kiedy nie było pieniędzy na jedzenie, na nowe buty (bo stare już dziurawe), na kurtkę zimową (bo nie miałam), na wycieczki szkolne, ale zawsze znalazły się pieniądze na alkohol.
Piwo to była świętość.
Ono musiało być, mama musiała je kupić. Jej się to należało.

Przeszło mi przez myśl, że to uzależnienie.

1 kwietnia 2011 roku, w Prima Aprilis, mama z płaczem oświadczyła mi, że jest alkoholiczką. Popłakała się.
Nie wiem czy to było wołanie o pomoc. Próbowałam jakoś później wrócić do tematu, znaleźć psychologa, terapeutę.

Temat ucichł.

Piwa dalej szły litrami.

Zaszłam w ciąże. Bardzo wcześnie - miałam 19. lat. Wyszłam za mąż. Wyprowadziłam się.

W dniu wyprowadzki doszło do awantury w domu. Tata podniósł na mnie rękę. Byłam wówczas w 6. miesiącu.
Mama nie zareagowała w ogóle. Uciekłam stamtąd po prostu.

W tym roku, w marcu bodajże, mój brat mi powiedział, że mama jest alkoholiczką. Że się przyznała i że potrzebuje pomocy.

Kilka tygodni później mama była już na detoksie.
Miesiąc później w Rybniku na odwyku.

Ja do teraz nie wierze, że mam mamę alkoholiczkę. Nigdy nie widziałam jej pijanej. A
piła. Ukrywała się.
Czy ja podświadomie wypierałam/wypieram to, że jest alkoholiczką?
Czy to, że piła ma jakikolwiek wpływ na moje życie?

Jestem inna niż wszyscy. Czuję to.
Od zawsze tak było.

Mimo, że mam ogromnie niską samoocenę staram się to ukrywać - mniej lub bardziej. Związałam się z osobą, z która jestem nieszczęśliwa. Szukam akceptacji. Jestem nałogowym kłamcą. Nie potrafię okazywać uczuć. Sama stwarzam sobie problemy. Nigdy nie kończę tego co zaczęłam. Staram się być odpowiedzialna za wszystko i wszystkich...

Tata też jest uzależniony.
Nie wiem czy on to wie, czy nie. Jest dla mnie całkiem inny niż kiedy mieszkałam z nim. Miły, troskliwy. Normalny.
Jakoś on mnie mniej obchodzi niż mama. Nie wiem... Staram się o nim nie myśleć, nie przejmować. Czasami myślę, że jest sam sobie winny.

Mam wrażenie, że mój przypadek jest błahy. Nieważny. Banalny.
Porównując siebie do Waszych historii, mam ochotę się zamknąć i w ogóle nie odzywać.

Ja po prostu jakoś zagubiłam się w tym wszystkim i potrzebuję pomocy.

MILA50 - Nie 11 Lis, 2012 11:35

Witaj pisajko...
Gdybym dziś miała 20 lat i rozpoznałabym syndrom DDA odbyłabym terapię-może być tak jak u mnie-dziś roztrząsam co i dlaczego poszło nie tak w moim życiu...jedno wiem na pewno
-nie zajmowałam się SOBĄ, za długo tkwiłam w rodzinnym domu fiz. i psych. 8|

olga - Nie 11 Lis, 2012 11:46

Witam Cię jeszcze raz. :)
Smutne to co piszesz. Ja patrzę na to z pozycji matki. Moje dzieci długo żyły w alkoholowym domu i też niestety bardzo odbiło sie to na ich psychice. Nie wyrzucam sobie, że wcześniej nie zakończyłam mojego małżeństwa. Tak musiało być. Musiałam dojrzeć do decyzji. Ech ta nadzieja.

staaw - Nie 11 Lis, 2012 12:05
Temat postu: Re: inna - moje drugie imie
pisajka napisał/a:

Mam wrażenie, że mój przypadek jest błahy. Nieważny. Banalny.
Porównując siebie do Waszych historii, mam ochotę się zamknąć i w ogóle nie odzywać.

Pisajko... Nie porównuj się do innych.
Tobie jest ciężko więc pisz :pocieszacz:

Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak Twój post pomógł...... mi.
Dzięki :buziak:

pisajka - Nie 11 Lis, 2012 12:25

MILA50 napisał/a:
Gdybym dziś miała 20 lat i rozpoznałabym syndrom DDA odbyłabym terapię-może być tak jak u mnie-dziś roztrząsam co i dlaczego poszło nie tak w moim życiu...jedno wiem na pewno
-nie zajmowałam się SOBĄ, za długo tkwiłam w rodzinnym domu fiz. i psych.


Rozumiem, że sugerujesz mi terapię?
Boję się, że to za wcześnie właśnie.

staaw napisał/a:
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak Twój post pomógł...... mi.
Dzięki


W jaki sposób mogłam Ci pomóc?
Nie dziękuj!

staaw - Nie 11 Lis, 2012 12:30

pisajka napisał/a:
W jaki sposób mogłam Ci pomóc?

Piszesz z pozycji dziecka alkoholika, jesteś niewiele starsza od mojej córki...

pisajka - Nie 11 Lis, 2012 12:32

staaw, Twoja córka nigdy nie powiedziała Ci jak się czuje, co myśli?
staaw - Nie 11 Lis, 2012 12:37

pisajka napisał/a:
staaw, Twoja córka nigdy nie powiedziała Ci jak się czuje, co myśli?

Nie. Zawsze było OK!
Niedawno zaczęliśmy rozmawiać kiedy zaczęła szkołę zawalać i zainteresowałem się co się z nią NA PRAWDĘ dzieje...

pisajka - Nie 11 Lis, 2012 12:41

staaw napisał/a:
Niedawno zaczęliśmy rozmawiać kiedy zaczęła szkołę zawalać i zainteresowałem się co się z nią NA PRAWDĘ dzieje...


Może to zawalanie szkoły, to próba zwrócenia na siebie uwagi?
Ja nie chcę tu prawić morałów.
Miałam okres, kiedy byłam bliska wydalenia mnie ze szkoły.
Nie wiem jak to się stało. Coś w głowie kazało mi robić wszystko na przekór.

lotus - Nie 11 Lis, 2012 13:19

Droga Pisajko
Tak bardzo utożsamiam się z tym co napisałaś.

pisajka napisał/a:
Byłam ślepa i chyba głupio naiwna, że tego nie spostrzegłam.
Alkohol od zawsze był. Stał się nierozłącznym elementem każdej imprezy urodzinowej, komunijnej, chrzcielnej. Stał się czymś normalnym. Naturalnym.


No właśnie, dla mnie też wydawało się to normalną częściaą życia i każdej okazji kiedy spotykaliśmy rodzinę lub znajomych.

pisajka napisał/a:

Miałam dziwne dzieciństwo. Pełne nienawiści do ojca, który nigdy mnie nie akceptował. Nie akceptował mnie jako osoby, jako córki, nie akceptował moich działań, zainteresowań - niczego. Przywykłam do tego, że nie mam taty. Przywykłam do tego, że mama nic z tym nie robi, że to akceptuje, że nie próbuje pomóc.


Mój ojciec wymagał ode mnie dobrych wyników w szkole ale tak naprawdę nigdy mnie za to nie chwalił mimo tego, że bardzo dobrze się uczyłam, chyba zawsze szukając aprobaty i pochwały z jego strony. Mama zawsze była po jego stronie w jego obecności, a za jego plecami twierdziła, że jest za mną. To chyba było jeszcze gorsze bo nie wiedziałam w co mam wierzyć. Wszystkie moje zainteresowania były dla mojego ojca bzdurne, wyśmiewał mnie gdy mówiłam kim chciałabym być jak dorosnę.

pisajka napisał/a:

Nie pamiętam dokładnie kiedy to się zaczęło...


W mojeje rodzinie najpierw były takie tam rodzinne imprezy, zawsze jednak w dobrej atmosferze.
Kiedy moi rodzice dostali mieszkanie w bloku ojciec zaczął pędzić bimber. To były czasy kartek na żywność i ogólnie braku produktów w sklepach. To było wytłumaczenie ojca dlaczego zaczął to robić. Od tamtej poru alkohol był w moim domu jak woda z kranu.

pisajka napisał/a:

Przeszkadzać zaczęło mi to wówczas, kiedy nie było pieniędzy na jedzenie, na nowe buty (bo stare już dziurawe), na kurtkę zimową (bo nie miałam), na wycieczki szkolne, ale zawsze znalazły się pieniądze na alkohol.


U mnie też tak było bo były też okresy kiedy ojciec wstrzymywał produkcje alkoholu, (nie wiem dlaczego). Moja mama zaciągała często długi. Pożyczała ode mnie pieniądze, które dał mi jakiś wujek lub inny krewny. Po mojej pierwszej komunii pożyczyła pieniądze, które dostałam w prezentach. Nigdy mi nie zwróciła ani grosza.

pisajka napisał/a:

1 kwietnia 2011 roku, w Prima Aprilis, mama z płaczem oświadczyła mi, że jest alkoholiczką. Popłakała się...
Temat ucichł.
Piwa dalej szły litrami.


Moi rodzice nidgy nie przyznali się do tej choroby. Jako dziecko pamiętam prosiłam mamę żeby przestała pić , ona obiecywała ale na tym kończył się temat. Owszem ojciec mówił, że matka dużo pije ale nie nazywał tego alkoholizmem, a o sobie nigdy nic takiego nie mówił.

pisajka napisał/a:
W dniu wyprowadzki doszło do awantury w domu. Tata podniósł na mnie rękę. Byłam wówczas w 6. miesiącu.


Ojciec uderzył mnie w twarz i zwalił z nóg kiedy miałam tyle samo lat co Ty. Podniósł mnie z ziemi i położył na wersalce po czym powiedział, że to było dla mojego dobra, żebym nauczyła się go szanować.

pisajka napisał/a:

Kilka tygodni później mama była już na detoksie.
Miesiąc później w Rybniku na odwyku.


Życzę Twojej mamie powodzenia w powrocie do zdrowia i cieszę się bardzo, że wasze relacje się poprawiły.

pisajka napisał/a:

Czy ja podświadomie wypierałam/wypieram to, że jest alkoholiczką?
Czy to, że piła ma jakikolwiek wpływ na moje życie?


Pisajko to nie Twoja wina! Akceptowałaś to co się działo wokół Ciebie bo z tym wyrosłaś. Twóje pojęcie o rodzinie było uwarunkowane tym czego doświadczałaś na co dzień.

pisajka napisał/a:

Jestem inna niż wszyscy. Czuję to.
Od zawsze tak było.


Ja też zawsze tak się czułam i trwa to do dzisiaj.

pisajka napisał/a:

Mimo, że mam ogromnie niską samoocenę staram się to ukrywać - mniej lub bardziej. Związałam się z osobą, z która jestem nieszczęśliwa. Szukam akceptacji... Nigdy nie kończę tego co zaczęłam. Staram się być odpowiedzialna za wszystko i wszystkich...


To też ja… nic dodać nic ująć.

pisajka napisał/a:

Mam wrażenie, że mój przypadek jest błahy. Nieważny. Banalny.
Porównując siebie do Waszych historii, mam ochotę się zamknąć i w ogóle nie odzywać.


Ja też tak się czuję. Jak rozpoczęłam swój wątek pare dni temu to zaraz zaczęłam się sama za to karcić, i myśleć, że po co to napisałam, że dlaczego narzekam itp. Zaczęłam myśleć, że może wyolbrzymiam to co napisałam, że przecież nie było tak źle.
Pisajko nie jesteś sama. Twoje przeżycia są tylko Twoje i ukształtowały Twoj wizerunek samej siebie, tak jak moje mnie. Trzeba pozbyć się tego wrodzonego poczucia winy jaki nosimy ze sobą . Musimy nauczyć się akceptować siebie takimi jakimi jesteśmy i przestać dążyć do tego jakimi myślimy, że powinniśmy być w oczach innych.
Pomogłaś mi swoim postem bo w tym co napisałaś odnalazłam swoje przeżycia i odczucia i wiem, że nie jestem już z nimi sama. Ty też nie jesteś…
Pozdrawiam i przytulam.
:pocieszacz: :buziak:

pietruszka - Nie 11 Lis, 2012 15:01

pisajka napisał/a:
Mam wrażenie, że mój przypadek jest błahy. Nieważny. Banalny.

Pamiętam, jak w czasie terapii, gdy zaczęłam rozpracowywać moje dzieciństwo wciąż włączało mi się w głowie: "nie narzekaj, nie masz prawa, inni to dopiero mieli źle, głodna nie chodziłaś, dom był dość zamożny i na nic nie brakowało, więc co Ci nie pasowało?, nie przesadzaj, inni to dopiero mieli problemy", a do tego jeszcze nakładał się nakaz "prania brudów we własnym domu, nie kalania własnego gniazda, itd." A ja na dodatek nawet nie byłam DDA, tylko jakieś DDD.

A tak naprawdę, dziś wiem, że najważniejsze jest w tym, jak bardzo dużo zadawnionego cierpienia we mnie było, jakie deficyty mam z dzieciństwa, czego mi dziś brak, i co powoduje, że pakuję się w niezdrowe, a nawet toksyczne sytuacje i relacje, jakie niedosyty z dzieciństwa próbuję sobie w niezdrowy często sposób zrekompensować w dorosłym życiu. I nieważne, że inni mieli gorzej, inni lepiej, nie ma sensu się porównywać. Nie radzę sobie w jakiś sposób TERAZ i TUTAJ, w dorosłym życiu - mogę to naprawić, nauczyć się, zaopiekować się sobą - i (według mnie) terapia właśnie temu służy: odblokowaniu bólu z dzieciństwa, poradzeniu sobie z tamtym cierpieniem (nawet jeśli objawiło się ono w zamrożeniu uczuć, swoistej ucieczce od bólu) i nauczeniu się zdrowszego myślenia i życia.
Czy jest za wcześnie na terapię? Czemu? Jeśli można poprawić sobie już komfort życia, to dlaczego nie? Po co cierpieć do czterdziestki?

pisajka - Nie 11 Lis, 2012 20:59

lotus, idąc tym tropem można śmiało stwierdzić, że takich jak my jest wiele. Jednak znowu każda podobna historia wymaga osobnego komentarza.

lotus napisał/a:
Musimy nauczyć się akceptować siebie takimi jakimi jesteśmy i przestać dążyć do tego jakimi myślimy, że powinniśmy być w oczach innych.
Pomogłaś mi swoim postem bo w tym co napisałaś odnalazłam swoje przeżycia i odczucia i wiem, że nie jestem już z nimi sama. Ty też nie jesteś…
Pozdrawiam i przytulam.


Tej akceptacji sama się nie nauczę. Boję się iść na terapię, boję się usłyszeć prawdy o swojej rodzinie, o sobie. Z drugiej strony wiem, że inaczej będę żyć w rozgoryczeniu przez kilkadziesiąt lat, jeżeli się nie zdecyduję.
Ciesze się, że poznałam Ciebie. Ciebie o podobnych przeżyciach!

Również pozdrawiam!

pietruszka, myślę, że to zwykły lęk mnie blokuje przed wybraniem się na terapie. Jeśli Wam to pomaga...
Jeśli Tobie pomogło...

Małgoś - Nie 11 Lis, 2012 23:37

pisajka napisał/a:
Mimo, że mam ogromnie niską samoocenę staram się to ukrywać - mniej lub bardziej. Związałam się z osobą, z która jestem nieszczęśliwa. Szukam akceptacji. Jestem nałogowym kłamcą. Nie potrafię okazywać uczuć. Sama stwarzam sobie problemy. Nigdy nie kończę tego co zaczęłam. Staram się być odpowiedzialna za wszystko i wszystkich...

Zupełnie jakbyś o mnie pisała, czyli jesteś taka sama, wcale nie inna jak sądzisz...
Bez pomocy ciężko Ci będzie uporać się z tym wszystkim, bo zapewne nawet nie wiesz od czego zacząć 8| Wiem, bo te słowa mogłabym sama o sobie napisać. Ja zbierałam się na terapię DDA długo, dużo za długo...

Janioł - Pon 12 Lis, 2012 09:01

pisajka napisał/a:
ej akceptacji sama się nie nauczę. Boję się iść na terapię, boję się usłyszeć prawdy o swojej rodzinie, o sobie. Z drugiej strony wiem, że inaczej będę żyć w rozgoryczeniu przez kilkadziesiąt lat, jeżeli się nie zdecyduję.
Ciesze się, że poznałam Ciebie. Ciebie o podobnych przeżyciach!
fakt lekko nie ma, ja po ostatnich zajęciach nazwałem sie Mr.Wrong czyli Pan Niewłaściwy ale pomaleńku zaczynam lubić ta niewłaściwość która jest bardziej już niewłaściwością dla innych niż dla mnie
dziadziunio - Pon 12 Lis, 2012 09:06

Ja także jestem DDA pomimo tego, ze byłem, patrzyłem i poczułem co to jest alkoholizm...Swoim dzieciom zgotowałem taki sam los...Na dziś dzień uważasz jeszcze, ze pewnych rzeczy nie widziałaś, pewnych spraw nie rozumiałas i gdzieś tam to wszystko działo się gdyż dziac się musiało...i jest ok...tak trzymaj..
Dzieci nie ponoszą winy za przebieg zdarzeń rozgrywających się wokół nich..
Jak wyjeżdzałem za granicę zawsze wchodziłem do pokoju synów zadając pytanie o czym marzą? nie pytałem co chcialiby dostać? co chcialiby mieć? lecz o czym marzą?
spełniając ich marzenia pewny w swojej prostocie wciąż byłem iż jestem wspaniałym ojcem, niesamowitym, niespotykanym..Tak wyglądał na tamten czas mój świat i tak nie inaczej wyglądało moje na swój temat pijane wyobrazenie...
Nie tak dawno byłem w domu i mój starszy robił remont w kuchni..Położył nowe kafle na scianach, odmalował i wykończył...Byłem z niego strasznie dumny i tak bardzo, bardzo chciałem go przytulić...Dziś jednak już wiem jak wyglądać powinien zwykły ojciec, szary człowiek i szare lecz przecież jakze kolorowe życie..Dziś to wiem...lecz wtedy tak a nie inaczej wygladało moje na te wszystkie tematy wyobrazenie...
Napisałem, że bardzo chciałem go przuytulić, pochwalić, powiedzieć jak bardzo go kocham i jak bardzo jestem z niego dumny i Wiesz.................. bardzo się bałem...... ze mnie po prostu odepchnie...dziś już rozumiem, że miałby do tego pełne prawo....... nie odepchnął...mam z nimi dobry kontakt....i za to tutaj u Ciebie w temacie bardzo, badzo IM obu dziękuję.....
idz na terapię, pięknie piszesz lecz jesteś totalnie porozbijana...Z tym można jednak żyć...kochać, czuć, widzieć koloryt i kolorytu tego odcienie....można także pozwolić aby i nas pokochano.... ;)

Miłego dnia, ciepło pozdrawiam Krzysztof :pocieszacz:

DanaN - Pon 12 Lis, 2012 10:39

dziadziunio napisał/a:
nie odepchnął...mam z nimi dobry kontakt....i za to tutaj u Ciebie w temacie bardzo, badzo IM obu dziękuję.....

wyobrażam sobie jakim pięknym przeżyciem dla synów mogłoby być
gdybyś podziękował im w realu, naprawdę.. gdyby usłyszeli to od Ciebie
dlaczego dziękujesz im tutaj?

dziadziunio - Pon 12 Lis, 2012 10:53

DanaM napisał/a:
dlaczego dziękujesz im tutaj?


Chciałem pokazać jak te sprawy wygladają z innej niż DDA strony..Z synami rozmawiałem, podziękowałem, powiedziałem przepraszam...Zdając sobie jednak w pełni sprawę, ze słowa to tylko słowa ...Wszyscy jesteśmy stratni, wszyscy jesteśmy okaleczeni, Ja Wszystkich okaleczyłem...Ja Krzysztof alkoholik i chowanie się za barykadą choroby, za niezrozumieniem, za niewidzą.... całując w ręce być może nogi a być może i w samą ...ę niczego tutaj już zmienić nie zmieni...
A żyć trzeba, trzeba tak zyć aby nikogo już nigdy podświadomie, swiadomie nie krzywdzić i nie okaleczać...
buziole. pozdrawiam dziadziunio :pocieszacz:

DanaN - Pon 12 Lis, 2012 12:59

pisajka napisał/a:
Mama była (i jest nadal) bardziej przyjaciółką niż mamą. Łączą nas zdrowe relacje.

Kochana pisajko
ja dla córki też byłam bardziej przyjaciółką niż mamą
i odważę się powiedzieć, że takie to nie są zdrowe relacje
dziadziunio napisał/a:
Zdając sobie jednak w pełni sprawę, że słowa to tylko słowa

słowa to AŻ SŁOWA... potrafią otworzyć wiele bram
tak było w przypadku moich realcji z tatą.
Tato zmarł, ale zdążyliśmy otworzyć najważniejsze z bram.
Dla mnie to wielki dar.

dziadziunio - Pon 12 Lis, 2012 13:32

DanaM napisał/a:
odważę się powiedzieć, że takie to nie są zdrowe relacje


DanaM napisał/a:
Tato zmarł, ale zdążyliśmy otworzyć najważniejsze z bram.
Dla mnie to wielki dar.


Być może tak jest, jednak ja będę miał odwagę i napiszę, że bramy które widzisz namalowane są bladym swiatłem i nie przekonasz mnie.............................a słowa jakbyś na to nie patrzyła to tylko słowa......................Dziś byłem na mszy..Widziałem płaczacych ludzi bliskich temu który odszedł..... być może płaczą gdyż nie zdążyli przekazać tego co w życiu najważniejsze.....Przekonać siębie i jego, że był brylantem na ich..... jak i mojej.... jakże krętej przecież sciezce życia.......Ja zdążyłem...... Ty jak piszesz także... lecz to tylko przecież słowa a słów tych było w moim życiu tak bardzo, bardzo wiele :skromny: ......to jeszcze trzeba czuć....................Czujesz to?.......................
Jeżeli tak, to jest ok... :)

pozdrawiam ciepło dziadziunio :pocieszacz:

DanaN - Pon 12 Lis, 2012 14:36

dziadziunio napisał/a:
Ja zdążyłem...... Ty jak piszesz także... lecz to tylko przecież słowa

tak to słowa.. Słowa które POŁĄCZYŁY mnie i tatę.
Dzięki wypowiedzeniu tych słów dałam sobie szansę
na głębokie świadome przeżycie miłości
Słowa które usłyszałam od taty pokazały mi światło
dziadziunio napisał/a:
to jeszcze trzeba czuć....................Czujesz to?.......................

właśnie dlatego, że bardzo to czuję naisałam o tym. ile mogą znaczyć słowa...
to tylko słowa a tak dużo zmieniły w moim życiu :)
dziadziunio napisał/a:
słów tych było w moim życiu tak bardzo, bardzo wiele :skromny:

mogę się domyslać ;)

dziadziunio - Pon 12 Lis, 2012 15:07

:pocieszacz:

:) :) :)

pisajka - Wto 20 Lis, 2012 11:19

Podjęłam ostatnio kilka kroków.

1. Napisałam do Ośrodka Terapii Uzależnień, chciałam prosić o informacje dotyczące spotkań grup DDA. Ważne dla mnie było miejsce, żeby było blisko miejsca mojego zamieszkania. W mojej sytuacji ważna jest mobilność - mała córeczka.
Odpisali mi.
Grupy zamknięte. Drugi nabór za rok we wrześniu. Mam możliwość spotkań indywidualnych z terapeutą.
Szczerze liczyłam na spotkania grupowe. Tak sam na sam z terapeutą - boje się.
Zastanawiam się i nie wiem czy dzwonić czy nie, umawiać się czy nie... Gdybania, dylematy.

2. Zaczęłam myśleć o sobie i o wpływie choroby mamy na moje życie. I to ma jakiś sens. Tylko nie chce znowu każdej życiowej porażki i niepowodzenia zrzucać na cechy DDA, to nie w porządku.

3. Podejmuję się rozmów z mamą. O jej chorobie i o mnie w tym wszystkim. Może moja terapia też jej trochę ulży, uspokoi sumienie?

Nie mam do mamy żalu i pretensji. Stało się jak stało. Są słabości. Jesteśmy tylko ludźmi. Leczy się - to najważniejsze. Ja mogę ją tylko wspierać i okazywać jej uczucie - bo kocham ją najbardziej na świecie. I mam głęboką nadzieję, że nasze relacje nigdy się nie zmienią, że będzie dalej tryskać energią, bawić się z wnuczką i przychodzić do mnie na kawę i pączki!
To, że jest alkoholiczką nie zraziło mnie nigdy do niej. Oczywiście miałam chwilę zwątpienia w to wszystko. Widząc dawną, kochaną i bez nałogową mamę - wszystkie wątpliwości znikają.

Udzielam się tu mało, może za mało.
Nie odnalazłam się tutaj jeszcze. Nie zadomowiłam.
Mam nadzieję, że to się szybko zmieni.

:)

Jo-asia - Wto 20 Lis, 2012 11:30

pisajka, dziękuję
:serce:

pisajka - Wto 20 Lis, 2012 11:31

Jo-asia, telepatia :)
pietruszka - Wto 20 Lis, 2012 14:26

pisajka napisał/a:
Udzielam się tu mało, może za mało.
Nie odnalazłam się tutaj jeszcze. Nie zadomowiłam.
Mam nadzieję, że to się szybko zmieni.

Ja też Pisajko... dobrze się Ciebie czyta. Ja właściwie moje DDD przerobiłam na terapii indywidualnej, podczas gdy grupową robiłam współuzależnienia, jednak na indywidualnej co rusz wyłaziło moje dzieciństwo, to mnie moja terapka przemaglowała, a raczej pozwoliłam się przemaglować :wysmiewacz: Terapia indywidualna, moim zdaniem, też jest potrzebna. Ja osobiście czułam się bezpieczniej na indywidualnej, tu mogłam poruszyć tematy, z którymi trudniej byłoby mi ruszyć w grupie. Co Ci szkodzi sprawdzić?

pisajka - Wto 20 Lis, 2012 14:38

pietruszka napisał/a:
Co Ci szkodzi sprawdzić?


No niby nic.
No ale... Zawsze jest jakieś ALE.
Zwyczajnie obawiam się takiego spotkania z terapeutą.

Byłam raz w życiu u psychologa, jak byłam dzieckiem.
Wiem, że jedno zdanie specjalisty może skończyć się łzami. No i wszystko wychodzi na jaw. Czy tego chcemy czy nie.
Obawiam się po prostu, że wyjdą moje słabości, że dowiem się kim na prawdę jestem.

Janioł - Wto 20 Lis, 2012 14:43


pietruszka - Wto 20 Lis, 2012 15:26

pisajka napisał/a:
Byłam raz w życiu u psychologa, jak byłam dzieckiem.
Wiem, że jedno zdanie specjalisty może skończyć się łzami. No i wszystko wychodzi na jaw. Czy tego chcemy czy nie.
Obawiam się po prostu, że wyjdą moje słabości, że dowiem się kim na prawdę jestem.

Tak, ja ryczałam, jak bóbr... W kółko opowiadam tu dziewczynom, radząc, żeby nie malowały tuszem rzęs, i wzięły lusterko, bo ja po pierwszej wizycie zapomniałam się i przeszłam przez cały park z tym tuszem na policzkach, zanim się kapnęłam, że ludzie się dziwnie na mnie patrzą :wysmiewacz: Dziś się z tego śmieję, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Dotarłam do kiosku Ruchu i kupiłam byle jakie lusterko. Było różowe... z Pokemonem. Ale jeszcze lepszego Pokemona zobaczyłam w jego odbiciu :rotfl: :rotfl: :rotfl: Takie czarne strużki do brody, jakbym z Halloween się urwała :wysmiewacz:
Pamiętaj zatem, lusterko i najlepiej bez makijażu.

A płacz... przynosi ulgę... i cieszę się, że nauczyłam się płakać.

pisajka napisał/a:
No i wszystko wychodzi na jaw

wiesz, ile fajnych rzeczy się dowiedziałam? Też się bałam tego samopoznania. Też mi się wydawało, ze we mnie drzemie jakiś potwór, którego jak wszyscy zobaczą, to uciekną, gdzie pieprz rośnie. A okazało się, ze owszem, mam trudności, niedoskonałości, ale mam też w sobie fajne rzeczy. Wtedy bym w to nie uwierzyła, ale polubiłam siebie, nie taka straszna ta Pietrucha, jak ją malują. (chociaż niedawno ktoś mnie nazwał bestią :rotfl: )
A lęk i wstyd - to normalne uczucia. I to normalne, ze człowiek ich doświadcza w takich sytuacjach. Właśnie to doświadczanie emocji często świadczy o naszym człowieczeństwie i naszej wrażliwości, która - według mnie - nie jest niczym złym.

Wiedźma - Wto 20 Lis, 2012 15:46

pisajka napisał/a:
Nie odnalazłam się tutaj jeszcze. Nie zadomowiłam.

:przytul:

szymon - Wto 20 Lis, 2012 16:34

chcesz coś do jedzenia, picia, przytulenia może? :)
KICAJKA - Wto 20 Lis, 2012 17:31

Cytat:
Obawiam się po prostu, że wyjdą moje słabości, że dowiem się kim na prawdę jestem.

Nie zakładaj od razu pesymistycznych faktów.
Może a raczej prawdopodobnie wyjdzie wiele pozytywów.
Negatywne sprawy nauczusz się poprawiać.
Aż tyle i tylko tyle :pocieszacz:

Trzymam :kciuki: za Was :buzki:

Wiedźma - Wto 20 Lis, 2012 17:39

Pisajko, dziękuję za ładny wpis o naszym forum na Twoim blogu.
Miał być regulaminowy link zwrotny, a tu proszę... :okok:

Kto z Userstwa jeszcze nie widział, to niech patrzy i podziwia:
http://potworywozkowe.blogspot.com/p/dda.html

KICAJKA - Wto 20 Lis, 2012 18:01

Wiedźma napisał/a:
Kto z Userstwa jeszcze nie widział, to niech patrzy i podziwia:

http://potworywozkowe.blogspot.com/p/dda.html


Podziwiam,podziwiam a jakże pisajko :okok: :buziak:

szymon - Wto 20 Lis, 2012 18:02

lepszej reklamy nie widziałem :brawo:
KICAJKA - Wto 20 Lis, 2012 18:05

szymon napisał/a:
lepszej reklamy nie widziałem
Czy tylko reklamę widzisz??? 8|
szymon - Wto 20 Lis, 2012 18:09

KICAJKA napisał/a:
szymon napisał/a:
lepszej reklamy nie widziałem
Czy tylko reklamę widzisz??? 8|


- patrz jaki ladny wschód słońca :]
- czy tylko wschód słońca widzisz? 8|

KICAJKA - Wto 20 Lis, 2012 18:14

szymon napisał/a:
- patrz jaki ladny wschód słońca

- czy tylko wschód słońca widzisz?

No tak,Ty odpisujesz na posta Wiedźmusi o reklamie - racjonalnie :tak:
Ja patrzę i piszę o całokształcie - ten typ tak ma 23r

pisajka - Wto 20 Lis, 2012 21:06

pietruszka napisał/a:
A płacz... przynosi ulgę... i cieszę się, że nauczyłam się płakać.


Nie lubię płakać. Nie lubię okazywać słabości...
Choć płacz to PEWNIE nie jest oznaką słabości właśnie.
Może wręcz przeciwnie?
Czy nie?

pietruszka napisał/a:
A lęk i wstyd - to normalne uczucia. I to normalne, ze człowiek ich doświadcza w takich sytuacjach. Właśnie to doświadczanie emocji często świadczy o naszym człowieczeństwie i naszej wrażliwości, która - według mnie - nie jest niczym złym.


No tak, może nie jestem człowiekiem.
Nie żywię większych uczuć - prócz nienawiści. Do otoczenia.
Co dziwniejsze lubię i pomagam tym, którzy na to nie zasługują... Którzy są źli, krzywdzą mnie i innych. Jaki ten rozum jest głupi :)

KICAJKA napisał/a:
Może a raczej prawdopodobnie wyjdzie wiele pozytywów.
Negatywne sprawy nauczusz się poprawiać.
Aż tyle i tylko tyle

Trzymam za Was


Ja liczę na te pozytywy bardzo.
Kilka punkcików do poprawienia sobie samooceny się przyda!
Dziękuję za paluszki! W sensie trzymane :)

Wiedźma, jeju nie ma za co!
Chciałam dać od siebie coś więcej niż tylko LINK ZWROTNY.
A jak się podoba, to się cieszę.
Szczerze mówiąc bałam się jak to będzie odebrane... :)

RESZCIE i w ogóle to wszystkim, dziękuję z całego serca :)

rufio - Wto 20 Lis, 2012 21:16


pterodaktyll - Wto 20 Lis, 2012 21:19

:brawo: :brawo: :brawo:
pietruszka - Wto 20 Lis, 2012 21:41

pisajka napisał/a:
Nie lubię płakać. Nie lubię okazywać słabości...
Choć płacz to PEWNIE nie jest oznaką słabości właśnie.
Może wręcz przeciwnie?


Kiedyś bardzo mnie ujął ten artykuł o łzach Kopciuszka

http://www.akademiaharmon...lzy-kopciuszka/
Dla mnie takie są właśnie łzy wylane podczas terapii.. to takie łzy dojrzewania...

pisajka napisał/a:
Nie żywię większych uczuć - prócz nienawiści. Do otoczenia.
ha.. to tym bardziej Cię terapia zadziwi
a to to... to się nazywa zamrożenie uczuć...

Wiedźma - Wto 20 Lis, 2012 22:00

KICAJKA napisał/a:
No tak,Ty odpisujesz na posta Wiedźmusi o reklamie

Ależ Kicajko, ja też nie pisałam o reklamie, tylko o ładnym geście Pisajki w stronę naszego forum.
A że taki gest faktycznie robi nam reklamę, to inna sprawa :mgreen: (ale w tym momencie marginalna).

pisajka - Wto 20 Lis, 2012 22:07

pietruszka napisał/a:
Kiedyś bardzo mnie ujął ten artykuł o łzach Kopciuszka

http://www.akademiaharmon...lzy-kopciuszka/
Dla mnie takie są właśnie łzy wylane podczas terapii.. to takie łzy dojrzewania...


Tak mądrego tekstu dawno nie czytałam!
"Żal nie rodzi łez, to łzy rozpuszczają „skamieniały” żal i możemy wreszcie rozpocząć „nowe” życie" - rozbroiło mnie to zdanie.
Kusi mnie terapia. Chcę lepszego - NOWEGO - życia.

Jacek - Wto 20 Lis, 2012 23:54

pisajka napisał/a:
Nie lubię płakać. Nie lubię okazywać słabości...
Choć płacz to PEWNIE nie jest oznaką słabości właśnie.

płacz - jest odpływem uczuć ,,smutku,radości
okazywanie go,,lub też wstrzymywanie,,to oznaka swych słabości
gdyż pacząc czy inni paczą - co inni powiedzą na to ,,,to słabość i wstrzymywanie prawdziwego mojego "ja"
"ja" taki jestem,,"ja" taki chcę być postrzegany - a jaki "ja" naprawdę jestem???

KICAJKA - Śro 21 Lis, 2012 19:16

Wiedźma napisał/a:
Ależ Kicajko, ja też nie pisałam o reklamie, tylko o ładnym geście Pisajki w stronę naszego forum.
Toż ja Szymonowi pisałam,że pisze ino o zareklamowaniu,
a mnie cały blog Pisajki siem podoba - mądrze pisze "dziouszka" :skromny:

pisajka - Śro 21 Lis, 2012 23:57

Jacek napisał/a:
a jaki "ja" naprawdę jestem???

no!
może się w końcu dowiem.

Zbieram się za ten telefon do Ośrodka. Jutro zadzwonię :)

KICAJKA napisał/a:
a mnie cały blog Pisajki siem podoba - mądrze pisze "dziouszka"


o jak mi miło :skromny:

Jacek - Czw 22 Lis, 2012 11:16

pisajka napisał/a:
Jacek napisał/a:
a jaki "ja" naprawdę jestem???

no!
może się w końcu dowiem.

Zbieram się za ten telefon do Ośrodka. Jutro zadzwonię :)


z mojej strony to pytanie było ,tak w przenośni
chodziło mnie o to aby nie ukrywać płaczu ,aby się go nie zawstydzać
przeca gdy się śmiejemy to się z tym nie kryjemy
gdy nam smutno też tego nie ukrywamy
jesteśmy wtenczas naturalni
a gdy najdzie nas płacz,,to staramy się go ukryć (szczególnie panowie)
wtenczas staramy się go ukryć,,powstrzymać
nie jesteśmy w takiej reakcji sobą - chcemy pokazać kogoś lub jakim powinniśmy być
a wychodzi na to że coś z siebie zagubimy - tracimy
przez co tracimy pewne uczucie
a nie powinniśmy,prawda???
to coś jak aktor grający serialowego bohatera,starał by się nim zostać w życiu realnym
ale przeca jego charakter i tak będzie jego,a część bohatera serialowego będzie tylko sztywno udawana
pisajka napisał/a:
Zbieram się za ten telefon do Ośrodka.

oo tak :tak: specjalista daje najlepsze i fachowe narzędzia ,,aby je zaś samemu umiejętnie wykorzystać

pisajka - Pon 27 Maj, 2013 12:34

Hej Wam,

jak Wasze samopoczucie? :)

Nie myślcie sobie, że znikam na zawsze. Wracam tu do Was, do Waszych historii. Zagłębiam się w nie, pochłaniam jak wodę. Codziennie.

Byłam i wczoraj, czytałam wszystkie życzenia urodzinowe. Dziękuję raz jeszcze!

Co u mnie? Bez zmian? Czy na terapii w końcu?
Opowiem, nie dziś.

Dziś ja ta inna, z przeszłości...

JA?

Ja, to już nie ta mała dziewczynka obrażona na cały świat, bo ktoś jej ukradł zabawkę. Wiedząca wszystko najlepiej... To już nie ten rudzielec z setką piegów na twarzy, rozbieganą, nielubianą, wytykaną palcami.
Już nie taka nieśmiała swych pragnień dziewczyna, która w pamiętniku swym marzy, by za rok dać się ponieść...

Ja, to już nie manipulantka mających znajomych za sobą, rodziców pod sobą. Mówiąca chcianą prawdę, wiedząca swoje, kłamiąca w żywe oczy - bo tak oczekują, tak trzeba, tak chcą. To już nie próbująca życia gimnazjalistka wahająca się między rozumianym złem a dobrem. Myśląca o przyszłości jak o wielkiej zabawie - nie w dom, nie w rodzinę, bynajmniej!

Ja, to już nie ta dziewczyna paląca z chłopakami, wystawiana na próby życia... I czasu. Szukająca tożsamości gdzieś między Nim a Nią. Myląca często fikcje z rzeczywistością. Już nie ta naiwna dająca się podejść - nie tylko emocją, ale i Im. Myśląca poważnie, lecz ciągle za mało...
To już nie ten wir pasji. To już nie ta pewność siebie. To już nie te ucieczki, winylowe marzenia...

Ja, to już nie ta wariatka chodząca po murach. Myląca życie z zabawą. Topiąca smutki w procentach. Olewająca tych co ważni...
To już nie te tagi, nie te litery, nie ta bluza, nie ten głos. To nie ta szkoła, to nie ten facet, to nie ten rozum i nie ten czas.

To już nie ta dziewczyna uroczo zakochana, zraniona na samym starcie, raniąca na samym końcu. Niszcząca ludzi, w pełni świadoma, ze łzami w oczach - brutalnie.

Już nie te używki, nie te źrenice, nie te ręce i nie ten On.

smokooka - Pon 27 Maj, 2013 12:38

Pisajko, widziałam u Ciebie, trochę nostalgii, smutku, więcej dojrzałości, mądrości i tego co nowe i lepsze. Jednak ten wpis jest taki niedokończony, nie chcę domyślać się i tworzyć swoich wyobrażeń Twojego życia. Chcę żebyś była szczęśliwa :)
staaw - Pon 27 Maj, 2013 12:42

Już to gdzieś czytałem Potworku... ;)
pisajka - Pon 27 Maj, 2013 14:37

Chcę być szczęśliwa, wiem już jaka nie jestem i nie będę... Nie wiem jaka jestem i co mnie czeka. Już nie żyję w zawieszeniu... Przynajmniej tak myślę!

Teraz tyle się dzieję... Nie, nie, nic złego. To tylko zmiany, których my ludzie tak się boimy.

Do poczytania!

pisajka - Pią 05 Lip, 2013 21:27

Człowiek jest naiwny.

Jednego dnia myśli, że nie potrzebuje pomocy, drugiego pragnie jej jak tlenu.

Co mam zrobić by w końcu ruszyć d**ę na jakąkolwiek terapie?

U mnie jest dobrze - teraz. Ale przeszłość nie chce się strawić. Zgagę mam...

pterodaktyll - Pią 05 Lip, 2013 21:29

pisajka napisał/a:
Co mam zrobić by w końcu ruszyć d**ę na jakąkolwiek terapie?

Wstać z tego krzesła na którym siedzisz

pisajka - Pią 05 Lip, 2013 21:36

pterodaktyll, tak. Za każdym razem jak wstaję, to wracam z powrotem, bo drzwi są zamknięte. Do dni otwarcia nie czekam, rezygnuję, albo zmieniam zdanie o samej terapii.

Nie wiem, może za słabo szukam.

pterodaktyll - Pią 05 Lip, 2013 21:41

pisajka napisał/a:
Za każdym razem jak wstaję, to wracam z powrotem, bo drzwi są zamknięte

To trza z kopa potraktować. Jak ktoś chce to szuka sposobu, a jak ktoś nie chce, to szuka powodu.

pisajka - Śro 10 Lip, 2013 13:16

Pozory mylą. Oszukują nas samych. Chowają gdzieś tematy niewygodne, ugniatają w zakamarkach. Jeden na drugim. Miejsca jest sporo, wspomnień też nie brakuje. Układają się. Kumulują się. Ich skład przykrywa uśmiech.

Człowiek tylko udaje radosnego, biorącego życie garściami. Tylko z pozoru jest radosny, uśmiecha się, wybacza. Bardzo łatwo jest wypracować w sobie system obronny przed rzeczywistością, przed faktami - tymi prawdziwymi, wywołującymi ból i rozgoryczenie. System jest wyćwiczony, działa nienagannie. Wrzuca wszystkie realia do sita. Wyrzuca do ciemnych szuflad smutek i łzy, niewielką ilość szczęścia mnoży tworząc uśmiech.

Uśmiecha się, do wszystkiego do wszystkich, bo wie, że tym sposobem ominie go przeszłość i tematy niewygodne. Przytakuje, zgadza się, wybacza. Bierze na siebie odpowiedzialność za innych, za ich decyzje. Ta odpowiedzialność przynosi pozorny spokój i kontrole nad życiem swoim i bliskich.
Żyje tak kilka lat. Dobrze mu z tym. Oswoił się. W swojej grze pozorów czuje się bezpiecznie.

I nagle przychodzi moment, gdzie cały spokój burzy się. Upada. Schodzi do tych ciemnych szuflad. Wyciąga smutek, łzy i ból. Wychodzą wspomnienia. Wychodzą i domagają się rozwiązania, ze zdwojoną siłą.
Ten moment, to jedno lub dwa słowa. Te słowa to przełom i uświadomienie.

Teraz już nie da się tak łatwo poukładać bałaganu z przeszłości. Szuflady są uszkodzone. Uśmiech gdzieś się zgubił. Szczęście szuka nowego źródła w starym życiu.

I ten człowiek stoi na rozdrożu dróg. I nie wie co robić. Boi się nowości, boi się konsekwencji zdarzeń z przeszłości, które tak naprawdę zawładnęły dotychczasowym życiem. Musi odciąć pępowinę, bo zgnije. Zgnije od środka, wyzbędzie się uczuć, odruchów, emocji. Musi skupić się na sobie. Egoistycznie podejść do życia. Musi poświęcić energię swojej nowej rodzinie.
Bo ją straci...

Klara - Śro 10 Lip, 2013 14:06

pisajka napisał/a:
Musi poświęcić energię swojej nowej rodzinie.
Bo ją straci...

Musi :tak:
To jest ZDROWY egoizm.
Przychodzi czas, kiedy KAŻDY dorosły musi wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje życie.
Dotyczy to zarówno stosunków rodzice - dzieci, jak i odwrotnie.

Estera - Śro 10 Lip, 2013 14:24

pisajka napisał/a:
Musi odciąć pępowinę, bo zgnije


dokładnie tak jest. to jest fundament do całej reszty. przynajmniej tak jest w moim przypadku. cięłam tę pępowinę, cięłam, już myślałam, że fruwam wolna jak ptak, a tu sru i okazywało się, że tylko mi się wydawało, więc od nowa, mozolnie, z uwagą i uczciwością wewnętrzną nacinałam. dłuuugi to był proces i nie dałam rady jej przeciąć na raz. musiałam po kawałku, ale jak wiadomo każdy ma swoje sposoby i wie co dla niego lepsze :) powodzenia!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group